BIBLIOLOGIA WOBEC POLSKIEGO RYNKU KSIĄŻKI 43
RUCH WYDAWNICZY - OBIEG WYDAWNICZY - RYNEK KSIĄŻKI
Stanisław A. Kondek zauważył, że w początkowym okresie dziejów PRL, pod presją ideologiczną, pojęcie rynku książki znikło z rozważań księgoznawców (Kondek, 1993, s. 16-17). Potem, głównie za sprawą znanego rocznika Biblioteki Narodowej, przyjęło się używać określenia „ruch wydawniczy”1. Ponad 30 lat po ukazaniu się jego pierwszego numeru M. Mlekicka uznała ów „ruch wydawniczy” za „całokształt działalności gospodarczo-kulturalnej, która ma na celu produkcję i dystrybucję książek. W węższym nieco znaczeniu możemy mówić o układzie organizacyjnym przedsiębiorstw wydawniczych, o systemie nadzorczym i koordynującym działalność wydawniczą, o sposobie wydawania książek czy o produkcji wydawniczej” (Mlekicka, 1987, s. 5). Autor Papierowej rewolucji woli natomiast posługiwać się terminem „układ wydawniczy”, któiym obejmuje m.in. sfery „wyboru tekstów do opublikowania”, „organizacji produkcji i rozpowszechniania”, a także „konsumpcji książki”2.
Definicja M. Mlekickiej (zwłaszcza w tym pierwszym, szerszym znaczeniu, jakie nadała terminowi) oraz propozycja S. A. Kondka nie wykluczają przyjętej przeze mnie wykładni pojęcia „rynek książki”. Cytowani autorzy nieco inaczej niż ja rozkładają akcenty, obszernie uwzględniając domenę kultury i „konsumpcji” książek w skali społecznej. Owe zagadnienia interesują natomiast wydawcę czy księgarza o tyle, o ile—w uproszczeniu - mają wpływ na efektywność działań praktycznych. Z tego punktu widzenia na podejmowanych (i potencjalnych) decyzjach menedżerskich nie będą już ważyć bardziej skomplikowane kwestie (uwzględniane i przez S. A. Kondka, i w nieco mniejszym stopniu przez M. Mlekicką) związane z np. funkcjonowaniem publiczności literackiej czy percepcją tekstów.
Rocznik „Ruch Wydawniczy w Liczbach” stara się skrupulatnie odnotowywać dokonania oficyn, zajmują go także gazety i czasopisma. Pomija jednak m.in. działalność księgarń i hurtowni książek. Takie rozumienie terminu „ruch wydawniczy” pozostaje już bardziej odległe wobec kręgu spraw zakreślonego w mojej definicji rynku książki (choć też nie jest z nią sprzeczne). Na marginesie tylko wspomnę, że Maria Czarnowska, pisząc w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych o polskiej produkcji wydawniczej (prasowej i książkowej), w pewnym miejscu swego tekstu użyła określenia „rynek wydawniczy” w odniesieniu już tylko do oficyn książkowych, biorąc słowo „rynek” w cudzysłów („«rynek» wydawniczy”) (Czarnowska, 1994, s. 18). Świadczyć to miało zapewne o chęci podkreślenia dystansu autorki wobec zastosowania tego terminu przy omawianiu spraw związanych z tematyką dotyczącą produkcji wydawniczej. Ów dystans wydaje się jednak niezrozumiały, jako że merytoryczne skojarzenie produkcji właśnie z rynkiem uznać wolno za naturalne3.
Zdaniem S. A. Kondka termin „ruch wydawniczy” był pierwotnie używany na oznaczenie „dziania się w kulturze”, nim nowy sens (wypierający pojęcie rynku) nadali mu m.in. A. Bromberg (1948) i A. Klimowicz (1954). Zob. Kondek, 1993, s. 8 i 18.
Dodam tu jednak, że o „ruchu wydawniczym” w sposób bliższy optyce Klimowicza niż koncepcji „dziania się w kulturze” pisała na emigracji - wolna przecież od ograniczeń doktrynalnych i cen-zuralnych - M. Danilewiczowa (1952).
Zasadniczy sprzeciw wobec „rynkowego” myślenia o książce ma długą tradycję. W omawianym okresie spośród badaczy dał mu wyraz także m.in. M. Czerwiński, nie godząc się na „skrzywienie ekonomiczne” w tej materii oraz rzekome ignorowanie „charakteru semantycznego (książek], faktu, iż książki służą, gdyż coś o czymś mówią” (Czerwiński, 1976, s. 43-44). Przeciw takiemu rozumowaniu oponował m.in. Janusz Dunin, powiadając, że „zarówno dobra, jak i zła literatura jest rynkowa” oraz podkreślając: „To, że istnieją utwory, które pozornie nie poddają się prawom rynku, jest tylko złudzeniem” (Dunin, 1998, s. 70, 150).