BIBUOLOGIA WOBEC POLSKIEGO RYNKU KSIĄŻKI 45
pragmatyką i praktyką. Dodatkowym argumentem może być domena współczesnej prasy branżowej. „Biblioteka Analiz” czy „Wiadomości Księgarskie” zajmują się przede wszystkim (choć nie tylko) aspektami ekonomicznymi funkcjonowania książki, a najstarszy w gronie aktualnie wychodzących tego typu pism „Notes Wydawniczy” od nr. 4/1994 do dziś ma podtytuł „Miesięcznik wydawców, księgarzy, bibliotekarzy, hurtowników i wszystkich zainteresowanych rynkiem książki”. Ale też właśnie na łamach „Notesu” (a także „Magazynu Literackiego”, „Wydawcy” i innych) znajdziemy recenzyjne omówienia nowych książek oraz wywiady z ich autorami, co - jak sądzę -przypomina dobitnie, że fachowe zainteresowanie rynkiem nie ogranicza się tylko do spraw ściśle gospodarczych. Sądzę zatem, że warto powrócić do śmielszego używania terminu „iynek” w pracach bibliologicznych poświęconych książce polskiej po 1944 r.10
Zagadnienia definicyjne w humanistyce (a mam nadzieję, że bibliologia pozostanie dyscypliną humanistyczną) są trudne i niewdzięczne. Przebrnięcie przez ten etap rozważań (zwłaszcza w sytuacji wyjściowej) uważam jednak za niezbędne, by uniknąć chaosu, braku precyzji. W swoich rozważaniach „o niektórych problemach historyka czytelnictwa”, w odniesieniu do nieco odmiennej problematyki, ale z wielką troską o precyzję sformułowań, świadom rozmaitości punktów widzenia na interesujące go sprawy, J. Kostecki pisał: „zajmując się niby tym samym, w istocie badamy często co innego” i podkreślał, że „sytuacja koegzystencji odmiennych ujęć nakłada jednak na ich reprezentantów obowiązek starannej eksplikacji stanowisk” (Kostecki, 1994, s. 296). Miał rację.
Oczywiście, przesadny rygoryzm też byłby niewskazany, bo zamiast pomóc w rozważaniach, pchnąłby je ku zbędnym szczegółom. A że kwestia rozumienia terminu „rynek książki” nie jest wcale oczywista, pisałem już kiedyś na tych łamach (Tobera, 2001). Teraz korzystam z okazji, by niektóre sprawy - biorąc pod uwagę m.in. późniejsze niż moja poprzednia wypowiedź tomy opracowań Ł. Gołębiewskiego i „Biblioteki Analiz” — rozwinąć i choć trochę uściślić.
TERMINOLOGIA - ZMIENNE INTERPRETACJE
Jeśli mam zastanawiać się nad tym, jak w pracach bibliologów traktowany jest polski rynek książki po 1944 r., to do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze jeden problem terminologiczny. Czy dopuszczalne jest używanie tych samych pojęć do opisu ekonomicznej sytuacji książki doby PRL oraz po 1989 r.? Niektórzy historycy gospodarczy twierdzą przecież, że „rynek” czy „przedsiębiorstwa”, pojmowane stricte ekonomicznie, w epoce realnego socjalizmu po prostu nie istniały, choć oczywiście terminów tych używano (por. Grala, 2005, s. 17-18; Tymiński, 2001, s. 8). Ekonomista W. Wilczyński powie nawet, że „tylko rynek nabywcy zasługuje naprawdę na miano rynku” (Wilczyński, 1995, s. 819). Sądzę jednak, że skoro w badaniach gospodarki wyodrębnia się też „rynek sprzedawcy (producenta)”, gdzie (w opozycji do „tynku nabywcy”) klient jest stroną z założenia słabszą, podporządkowaną - to także w odniesieniu do spraw książki możemy używać tych słów i kategorii. Zatem: był
Termin „rynek książki” bywa też używany w badaniach poświęconych wcześniejszym epokom, ale - zgodnie z ich realiami - pojęciem tym obejmuje się wówczas nieco inne podmioty; zob. np. E. Gondek, 2001.