I ZDARZENIA - KSIĄŻKI - LUDZIE
wydarzeń z przeszłości stanowi często znakomite konkretne zakotwiczenie dla najbardziej współczesnych refleksji o człowieku. Ta płaszczyzna spotkania z czytelnikiem nie została jeszcze niemal wcale zarysowana.
Na marginesie tych uwag o treści pisma warto zanotować jawiące się w piśmie próby odejścia od tradycyjnych form publicystycznych. Jest mianowicie w miesięczniku rubryka: „Myśli nieobojętne” — merytorycznie niezawsze jeszcze wyrazista, ale ze słuszną chyba intencją sterująca ku pozbawionemu komentarzy prezentowaniu czytelnikowi fragmentów najrozmaitszych tekstów i wypowiedzi, budzących różne — i tylko pozornie rozstrzelone — refleksje. Zestawienia są tam dziwne: Norwid sąsiaduje ze Znamierowskim, św Teofil z Antiochii — z Comtem i Schopenhauerem, a zeznania procesowe Traugutta... — z Alicją w krainie czarów) — to ostatnie zestawienie jest dla mnie trochę rażące: nie w krainie czarów odbywał się proces Romualda Traugutta...). Ale w sumie, idea „Myśli nieobojętnych” jest dobra: te niepozorne teksty i tekściki zwiększają rozmaitość treści miesięcznika, działają w nim, jak ostre przyprawy na suto zastawionym stole.
Bo stół zastawili dominikanie obficie. W drodze wystartowało od razu z problematyką rozległą i wielostronnie zarysowaną, z licznym i znanym (choć nota bene — w znacznej mierze ze Znaku właśnie...) zespołem autorów, z tekstami, które — jak sądzę — dobrze oddają redakcyjną koncepcję rozmowy z czytelnikiem.
Można żywić sympatię do wielu czasopism, ale w każdym wypadku sympatia znaczy coś innego — w jej rodzaju odbija się także indywidualność danego pisma.
W drodze polubiłem (czy nie wbrew rozsądkowi?...) od pierwszego wejrzenia. Myślę, że nie tyle nawet za dobór tematyki, który wydaje mi się bardzo trafny, ile za to, że teksty tego pisma tak rzadko są tylko informacją czy autorytatywnym pouczeniem, a tak często — autentycznym świadectwem dawanym przez autora i życzliwą propozycją wobec czytelnika. Zarówno świadectwo czyjegoś przeżycia jak i wyraźnie skierowaną propozycję współszukania czyta się inaczej, niż chłodny zobiektywizowany tekst informacyjny. Powiedział bym, że tych pierwszych nie da się czytać bezkarnie: chcąc nie chcąc czytelnik angażuje swe uczucie, jest za lub przeciw, godzi się z autorem lub się nań złości. Gdy zaś takie artykuły przeważają, czytelnik zaprzyjaźnia się z pismem — lub je odrzuca. To właśnie ryzyko po-
1167