ZDARZENIA - KSIĄŻKI - LUDZIE
jemnicą malarstwa Vcrmeera czy światem symboli Chagalla. Opisy te pełne są fachowej wiedzy przeniesionej z warsztatu historyka sztuki. Odłóżmy jednak tę wiedzę na bok: interesujący wykład np.
0 łuku mozarabskim, holenderskich martwych naturach tak jak
1 precyzyjne opisy, niby „wędrówkę od kapitelu do kapitelu’’, bogaty materiał porównawczy, bibliograficzne przypisy. Odłóżmy wiedzę na bok, bo inny kierunek percepcji zdaje się wyznaczać szlak „wędrówki po Europie”.
Opisy są tkanką książki, koniecznością ocalającą to, co przeżyte, to, co było oglądane — jest to ich podstawowa funkcja, empiryczna, często ograniczająca się do informacji, uporządkowania. Jejt też inna, głębsza, ta która wiąże się z odbudowaniem w sferze symbolu, znaku — jakim jest język — przedmiotu, dzieła sztuki należącego do świata rzeczy, w którym jest ono poza ożywiającym spojrzeniem człowieka, ale istnieje tak naprawdę tylko dzięki niemu.
Czytelnik skupiony wyobraźnią na opisie (np. Wielkiego Meczetu Kord oby czy wirydarza w Le Puy), bez odwoływania się do ilustracji czy oglądu z autopsji — jeśli mu dane było — prowadzony jest przez autorkę w „wadzenie”, które jakże często zatrzymywało się tylko na oglądaniu, bo nam wydaje się, że otwarcie oczu już wystarcza, by zobaczyć...
Słowo (logos), gdy dotyka dzieła sztuki, zmienia jego „sposób bycia”, stwarza je na nowo, przeobraża, ożywia i otwiera na interpretacje, poddaje medytacji. Dzieła sztuki „[...] widziane tylko raz, a potem nawiedzane wre wspomnieniach nabierają szczególnej wyrazistości, przechodząc jednocześnie na jakąś inną intensywniejszą niż zwykła płaszczyznę rzeczywistości” (s. 21). Zresztą „słowo” choć usiłuje, nie jest w stanie zastąpić „obrazu”, do którego przynależy zarówno portal w Moissac, ołtarz Gandawski namalowany przez Van Eycka czy pejzaż paryski Bonnarda. To samo dotyczy „obrazu”. Słowo jest znakiem, symbolem otwierającym obraz; gdy go opisuje, to równocześnie zaczyna tłumaczyć, czasem chce „wyrazić do końca, to znaczy zrozumieć, poddać go sobie, zamknąć w stworzonych przez siebie strukturach myślowych, dopasować zatem do swoich dymen-sji” — ale wtedy, dodaje Frybesowa — „będzie to [...] świat na miarę człowieka, zafałszowany odrzuceniem tego wszystkiego, co go — na aktualnym szczeblu rozwoju czy natury swojej — przerasta.” (s. 58). Język, kiedy opisuje to, co widzi, kiedy interpretuje czy dopowiada refleksję, „przerzuca” obraz (może przede wszystkim z racji swojej struktury) w tę „inną niż zwykła płaszczyznę rzeczywistości”, w której tak naprawdę tylko istnieje. Może wiaśnie dlatego, że „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga”, które dopiera potem „stało się ciałem”?
Słowo dotyka transcendencji inaczej niż obraz, inaczej też egzy-
1170