ZDARZENIA - KSIĄŻKI - LUDZIE
obronę przed gwałtem samca, który nigdy nie doświadczy trudów macierzyństwa.
Potrójne wyliczenie poucza, iż reprezentatywny rekwizyt symboliczny obok znaczenia metafizycznego (lub teologicznego) ma także dwa znaczenia pokrewne i to nie tak odlegle, które można nazwać łącznie egzystencjalnymi. Ujmują one człowieka w kategoriach biologicznych, wskazując na jego doczesność i skoń-czoność organiczną (obrazy narodzin, cierpienia, walki, choroby i śmierci) oraz uwypuklają dwoistość i płciowość (obraz pożądania, samogwałtu, spółkowania itp.).
Pomiędzy wymiarem ostatecznym, metafizycznym a koncepcją egzystencji ludzkiej istnieje w tym widowisku przepaść. Człowieka zredukowano właściwie do ułomnego bytu biologiczne-g o, bo wyróżnione aspekty egzystencji, płeć i ciało, przenikają się zarówno w życiu, jak i w rzeczywistości scenicznej — stanowią nierozłączne sprzężenie, co reżyser pokazał zresztą znakomicie.
I tu postawić należy zasadnicze pytanie o ideową intencję Apocalypsis... i artystyczną celowość tak zrealizowanej wizji człowieka. Gdzie między biegunem metafizyki i biegunem egzystencji ma znaleźć miejsce etyka i estetyka? Jakimi wartościami humanistycznymi można wypełnić rozziew pomiędzy tymi ujęciami: jednym — przerastającym człowieka, ukazującym sprawy ostateczne; drugim — sprowadzającym go do istoty biologicznej.
Pomocny tu będzie tytuł spektaklu. Nieprzypadkowo całość nazwano Apocalypsis cum figuris, co się wykłada jako „Objawienie z ruchem tanecznym”. Wzorem Apokalipsy św. Jana widowisko traktuje o rzeczach najważniejszych — świętych i ponadczasowych — bliższych Absolutowi niż marnej doczesności. Podobnie jak Apokalipsa stosuje wieloznaczny i bardzo przy tym sugestywny symbol, uniemożliwiający praktycznie jednoznaczną interpretację. Równocześnie jednak — i to już inwencja reżysera — nie zapomina się o ludzkiej nędzy i ograniczoności, o słabości i zdradzie dobra.
Wychodzimy z Teatru Laboratorium. Wracając do codziennych spraw zostawiamy w przeszłości niepokojącą tajemnicę oglądniętego obrzędu, idziemy przez życie — każdy na spotkanie ze swoim prywatnym i nieuchronnym objawieniem.
Andrzej Sulikowski