DZIENNIK INTYMNY MEGO N.N.
odbić: „Jestem, bo wiem o tym, że jestem. Ja wiem, ten ja, który jest nad moim ja...”
Doskonałość kamienia. Tęsknił do tego, bo chciał być doskonały jak kamień — sam z siebie (jakby kamienność rzeczywiście wynikała z siebie tylko).
Dopiero w trakcie „Białego karła” zrozumiałem, czy też — ujrzałem, że człowiek może być tylko w czyichś oczach. I może też istnieć, gdy skieruje swe oczy ku czemuś, lub Komuś.
Jesteśmy ideą, którą ujrzał Bóg. Czy Bóg może nas zostawić?
RDZAWE KADŁUBY
wypalone jak po pożarze. Same nagie kadłuby, na nich przybudówki wielopiętrowe z ślepymi okienkami, równie przepalone aż do kości. Wszystko wydaje się być bez treści, bez formy i bez barwy. A jeśli barwne to kolorem rdzy i przepalonego metalu. Z pewnej perspektywy widzi się ostre, zadarte nosy apokaliptycznych zwierząt, które strawił pożar: takie są statki od dziobu i rufy. Na samym dole, tam, gdzie będzie pracował wał napędzający śrubę, w wielką rozwartą cewkę wczołguje się człowiek: jest jedynym, żywym nasieniem tego potwora. Wszystko oplątane siecią rusztowań, jakby kośćcem wyduszonym na zewnątrz, kośćcem tej wielkiej, monstrualnej ryby.
Na rusztowaniu pojawiają się opancerzeni w hełmy spawacze i dotykają długimi palcami metalu: bryła statku eksploduje światłem mocniejszym od dnia. Szeroko rozkraczone żurawie, co zwiesiwszy smutne łby i śliniąc się czarną strużką lin, spluwają we wnętrze statku elementy stali ciężkie jak wypalony czołg. Apokalipsa współczesnej techniki: ten świat, który nami rządzi i jest naszą straszną Przyrodą.
PRZEGLĄDAŁEM SWÓJ
dzienniczek za 53, 54 i 56 rok. Trawiony byłem jedną upartą, abstrakcyjną ideą. Nie dopuszczałem świata i nie przyjmowałem siebie. Okres bardzo znamienny. Uporczywie i z całych sił trzymałem się owej abstrakcyjnej idei, gdyż bałem się przepaści. Nie widziałem konkretu i zarazem nie dopuszczałem tego, co niejasne, wieloznaczne. Równocześnie nie znałem swych granic i dlatego zupełnie byłem bezradny wobec swej natury. A nie znając swej natury nie mogłem pisać. Moi rówieśnicy już mieli wówczas swoje pierwsze książki, pokolenie tzw. „Współczesności” samookreślało się, gdy ja...
Inna dziwaczność — to mój ówczesny styl: napuszony, nienaturalny i bardzo „bogoojczyźniany”,'styl jak z kazań Skargi (czy jego
1125