dzielne kazanie. Kto by pomyślał, że będzie go na to stać? Plączesz? Nie przypuszczałam, że tak bardzo lubiłeś starego Maślankę. Niedobrze się stało, że tatuś zakazał mu śpiewać. Daj nos, niech ci wytrę. Głuptasie, twoja siostra jest przy tobie. Pamiętaj, gdy jestem przy tobie nic złego nie może się stać. Ojciec postanowił kupić ci nową szmaciankę. Jestem ciekawa, czy znowu nazwiesz ją Mandorą? Przestań, nie płacz... Nic na to nie poradzimy, że Jędruś się utopił. Matka mówi, że Wieśnik to zdradliwy potok. Dobrze, nie powiem już nic. Braciszku, serce moje...
Jerzy Lipka
JOLANTA KOWALCZYKÓWNA
Kiedy w roku 1935 ukazał się niewielki tom wierszy Zarembiny pod tytułem Dzieci miasta na tle dotychczasowych osiągnięć autorki mogło to stanowić pewnego rodzaju zaskoczenie. Pisarka miała już na swym koncie literackim takie pozycje jak zbiory baśni: Rzemieślniczek-Wędrowniczek i Majster Klepka (obie w 1929) oraz tomik prozy zatytułowany Dom wielki jak świat (1933), ale Dzieci miasta były czymś nowym w dorobku twórczyni Królestwa bajki. Była to mianowicie poezja „dnia powszedniego" zaproponowana najmłodszemu odbiorcy.
Edytorsko tomik nie był atrakcyjny; ot, miękka, w stalo-wo-szarej, niemal surowej tonacji utrzymana okładka, z wyobrażoną na tle kominów i fabryk główką dziewczęcą, pełną wyrazu. Książeczka nie była ilustrowana.
Jeszcze w rękopisie została, przez Wydział Programowy ówczesnego Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, zatwierdzona do Eibliotek Szkolnych. Krytyka milczała. Wśród tego milczenia odezwał się Henryk Galie, recenzent „Nowej Książki", który pisał m.in.. Wiersze o „dzieciach miasta" sq mocne i szczere. Może je czytać zarówno syn bankiera, jak i córka robotnika. Autorka nie ubarwia nędznego życia nizin społecznych, ale i w tych mrokach umie odnaleźć rozjaśniające je światełka. Widzi je przede wszystkim w stosunkach rodzinnych, których słusznie nie wulgaryzuje \
W roku następnym na łamach „Wiadomości Literackich" pojawiła się wypowiedź Karola Wiktora Zawodzińskiego. jednego z czołowych badaczy w 20-leciu międzywojennym. Ocena Dzieci miasta przez Zawodzińskiego była dość ostra. Według krytyka był to wzór falszywo-sentymentalnej, fałszywo-aiowoczesno--realistycznej literatury dla dzieci. Zęby to było przenaczone dla dorosłych — mogłoby ujść w natłoku zdawkowej poezji „społecznej", ale dzieci tego czytać nie będą (lubią gładki, rytmiczny, nawet rąbany wiersz, dobrze pisał dla nich pod tym względem Or-Ot; kiedyż zostanie wznowiona niezapomniana „Złota różdżka" w uroczym kształcie swych dawnych wydań petersburskich M. Wolffa); nie poruszą ich nuty ,.nowego ładu" i „spracowanych rąk", ani nastrojowe obrazki, ani rozczulająca symbolika powszedniości (tramwaj)", po czym dodawał: Są tu oczywiście utwory godne polecenia ze względu na
* E. Szelburf-Zarembina: Dzieci miasta. Poezje. Warszawa 1933. Wyd. B-cl DrapczyAsklch (takie druk. DrapczyAskl). Dane btbliofra-(lczne przytaczam na podstawie karty tyt ksiąikL Słownik pracowników książki polskiej pod red. I. Treichel (Warszawa 1972) na a. 180 podaje formę nazwiska: DrabczyAscy.
■ „Nowa Książka" 1933 Ł IX, a. 493—494.
135