28 — Podróże — Konspekt 1/2014 (50)
Jeden z domów w Despotzinówce
dniową konferencją i niełatwą podróżą, która zaczęła się pod znakiem wulkanicznego pyłu nad Europą, rzekomo czy też faktycznie uniemożliwiającego normalny ruch statków powietrznych. Słowem, nie bardzo mieliśmy ochotę tracić pół dnia, a może i więcej, na wizytę w zapomnianej przez Boga i ludzi wiosce. Wiedzieliśmy też doskonale, że „nieco w bok” przy syberyjskich odległościach znaczy co najmniej dziesiątki kilometrów.
Gdzieś w rejonie miasteczka Sargatskoje autobus rzeczywiście skręcił z całkiem przyzwoitej trasy omskiej i wjechał na coraz gorszą drogę, z zanikającym asfaltem i potężnymi dziurami, skutecznie uniemożliwiającymi rozwinięcie szybkości większej niz 80 km/godz. Odsłonił się przed nami charakterystyczny dla tej części Syberii i raczej monotonny widok - niekończące się stepy, gdzieniegdzie okraszone kępą słynnych rosyjskich bieriozek. Od czasu do czasu widzieliśmy dym palonych traw. Owo wypalanie traw, zupełnie zresztą bezmyślne z punktu widzenia każdego botanika, ma na Syberii swoją długą tradycję. Zdarza się, że płonący setkami kilometrów step przenosi w sposób niekontrolowany ogień w pobliże ludzkich siedzib i kompleksów leśnych, czyniąc niepowetowane straty. Oglądając step, brzozy i wdychąjąc gryzący dym, myślałem o dziwacznej nazwie owej wioski, do której jechaliśmy. Nie miałem wątpliwości, że musi się ona wiązać z nazwiskiem Aleksandra Despot-Zenowicza (1829-1897), Polaka z Wileńszczyzny w służbie rosyjskiej, który jako gubernator tobolski urzędował w latach 1862-1867, wsławiając się obroną Sybiraków przed rozpasaniem carskich urzędników i przychylnym stosunkiem do zesłańców polskich, którzy po powstaniu styczniowym znaleźli się na rozległym terytorium pod jego władzą. Widziałem w Bibliotece Jagiellońskiej listy tegoż Despot-Zenowicza, pisane piękną polszczyzną. Wioska założona w 1893 r. była czymś w rodzaju wyjątkowego pomnika, postawionego jeszcze za życia byłemu gubernatorowi. Dopiero potem doczytałem, ze okoliczności powstania wioski nie są do końca znane. Wedle jednej teorii osiedlono tutaj zupełnie dobrowolnie chłopów narodowości polskiej, litewskiej oraz białoruskiej z guberni lubelskiej, suwalskiej, kowieńskiej, mińskiej, witebskiej i grodzieńskiej, aby przyczynili się do oswojenia tej dzikiej ziemi i założyli dobrze prosperujące gospodarstwa rolne, przynosząc ze sobą kulturę zachodnich rubieży imperium Romanowów. Należeli oni do tzw. chłopów państwowych, lepiej traktowanych w Rosji niż ci z majątków arystokracji i szlachty. Według innej teorii zamieszkali tutaj uczestnicy powstania styczniowego i ich potomkowie, którzy zasmakowali życia na Syberii i nie chcieli już jej opuszczać, obierając ją za nową ojczyznę. Dzięki skrupulatnym badaniom archiwalnym dr Swietłany Mulinej, dobrego ducha naszej konferencji, udało się ustalić, że wśród mieszkańców Despotzinowki w 1897 r. był tylko jeden uczestnik insurekcji styczniowej - Ignacy Skokowski (zapisywany z rosyjska jako Skakow-ski), szlachcic wywodzący się z guberni kowieńskiej.
Moje historyczne przemyślenia przerwał zgrzyt hamulców autobusu, który zatrzymał się przed największym budynkiem w Despotzinow-ce. Widok, jaki ujrzeliśmy, zaskoczył nas. Zoba-