19.04.2001 r. 19
ZOSTANĄ W PAMIĘCI NIE TYLKO NAJBLIŻSZYCH
Władysław Cieślak urodził się 8 września 1935 roku w Bednarach. Był najstarszym synem w rodzinie Janiny i Franciszka Cieślaków, oprócz niego było jeszcze trzech młodszych braci. Rodzice byli rolnikami, a Władysław jako najstarszy syn po ukończeniu 18 roku życia rozpoczął pracę na kolei w Warszawie.
W 1955 roku został powołany do służby wojskowej, przez pól roku służył w Gdańsku, a po rozwiązaniu jednostki. został przeniesiony do Zabrza. W 1957 roku po zakończeniu służby, wrócił do pracy na kolei. W tym samym roku na uroczystości rodzinnej poznał swoją przyszłą żonę Wandę. Po krótkiej znajomości, widząc potrzebę męskich rąk w jej gospodarstwie, podcjęli decyzję o ślubie. 27 listopada 1957 roku Wanda i Władysaw Cieślak mówią sakramentalne „tak", rozpoczyna się wspólne życic i wspólna praca w gospodarstwie żony w Strzclcewie (gm. Łowicz). Władysław widział wielkie po-trzeby w gospmlarstwie. bo lata były wte-dy ciężkie - mokre i nieurodzajne, a w dodatku gospodarstwo niedopilnowane - mówi żona Wanda. Przez 7 lat gospodarstwo prowadziły same kobiety, ponieważ ojcice Wandy zmarł nagle, gdy miała 10 lat. Kilka lat później poważnemu wypadkowi uległa starsza siostra Wandy, nigdy nie odzyskała po nim zdrowia, leżała sparaliżowana przez 11 lat. mając 30 lat zmarła - w 1963 roku.
Cieślakowie doczekali się dwóch synów - Mariana 1 Ireneusza. Aby dojazdy były mniej męczące, pan Władysław przeniósł się do pracy do Łowicza, na dworzec PKP Łowicz - Przedmieście. Mawiał, żc jak się trochę dorobi, to bę
dzie łatwiej - mówi żona Wanda. W młodości po całym dniu ciężkiej pracy na roli. wtedy jeszcze wszystko robiło się konno, wszyscy wracali na nocny spoczynek, a on przebierał się i jechał na noc do pracy. Kiedy rano wracał, to znowu po śniadaniu jechał na pole. bo szkoda mu było dnia na spanie. Życie płynęło. a my wspólnie i zawsze razem dorabialiśmy się. Najpierw kupiliśmy ciągnik, później maszyny do niego, później budowa domu. W 1969 roku od uderzenia pioruna spaliła się Cieślakom stodoła, więc jeszcze trzeba było budować nową. Władysław wiedział jednak, żc każdy zapracowany ciężką pracą pieniądz ma wartość i tego też uczył swoich synów.
W 1978 roku starszy syn ożenił się i objął gospodarstwo po ciotce, w niedalekim od rodzinnego domu Popowic. Na świat przyszły trzy wnuczki: Marzena, Bogumiła i Wioletta, z których dziadek Władysław bardzo się cieszył.
W 1984 roku z powodu astmy oskrzelowej pan Władysław przeszedł na rentę chorobową. Niewiele jednak zwolnił tempo pracy, twierdził, żc ciągnikiem pracuje się znacznie !żcj, często więc pomagał starszemu synowi, na którego z czasem zapisał gospodarstwo. Młodszy syn po ukończeniu szkoły zawodowej uczył się dalej i pracował. Po zdanej maturze podjął decyzję o wstąpieniu do Wyższego Seminarium Duchowego w Warszawie, w 1992 roku znalazł się w gronie pierwszych kleryków, którzy święcenia kapłańskie otrzymali w katedrze w Łowiczu.
Stan zdrowia Władysława Cieślaka stale się pogarsza!, regularnie przyjmował lekarstwa, często jeździł na wizyty lekarskie. Mimo to nadal był radosny
1 pełen życia, często na jego podwórko przychodziła gromadka dzieci z całej wsi, aby z nim porozmawiać. pożaito-wać. Często przyjeżdżały tez rowerami wnuczki z Popowa. Kiedy dziadek czuł się gorzej, musiał leżeć, siadały obok \ niego, żartowały, a on opowiadał im zdarzenia ze swoich młodych lat.
Tak wszystko było do ostatniej jesieni. Wtedy Władysław powiedział do swojej żony. że tej zimy to już chyba nic przeżyje, bo spadki ciśnienia są dla niego coraz bardziej dokuczliwe. Po Bożym Narodzeniu jedna z wnuczek - Wioletta zauważyła, żc nic były one tak radosne, jak zawsze. Dziadek był smutny i zamyślony, jakby przeczuwał, że niedługo opuści swoją rodzinę. Żona wspomima, żc w pierwszych dniach stycznia powiedział do niej spokojnie: W życiu człowieka tak właśnie jest. kiedy byłem młody, trzeba było pracować, na nic nic było czasu. Teraz, kiedy mam tyle powodów do radości - bo i Marian jest dobrym i pracowitym synem i Irek jest dobrym synem, służy Bogu i ludziom i wnuczki są dorosłe - to trzeba będzie odchodzić.
17 stycznia br, dostał silnego ataku astmy, następne kolejno się powtarzały. 3-krotmc leżał w szpitalu, zmarł 17 lutego w szpitalu.
Za wszystkie trudy ziemskiego pielgrzymowania ogromnie jesteśmy ci wdzięczni i choć zostawiłeś pustkę i tęsknotę, pamięć o tobie w nas zawsze będzie żywa - powiedział na pożenanie syn w dniu pogrzebu. (mwk)
Była wspaniałą kobietą, babcią i mamą. Nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się z jej odejściem. - powiedziała kilka dni po pogrzebie mamy jej córka Agata.
Janina Anna Wożniak urodziła się w domu przy ulicy Zduńskiej. 15 marca 1954 roku w Łowiczu. Była drugą córką państwa Antoniego i Genowefy Kowalików, pochodzących spod Łowicza. Poza siostrą, Jadwigą, miała jeszcze młodszego bruta - Adama. Rodzina mieszkała w dwóch niezbyt wielkich izbach.
Skończywszy siedem lat pani Janina rozpoczęła naukę w szkole podstawowej nr 2 w Łowiczu. Uczyła się dobrze, była wzorową uczennicą. Nauczyciele nigdy się na nią nic skarżyli. Ponadto była bardzo cicha, inne dzieci często mówiły o niej: ta szara myszka.
Często kiedy opowiadała o sobie mówiła, że nic lubiła się wychylać, „gdzie mnie kto /wstaw ił - lam stałam " - opowiada jej córka Agata.
Podstawówkę skończyła z czerwonym paskiem, potem bez problemu zdała egzaminy do łowickiego technikum handlowego. Przez pierwsze dwa lata uczyła się bardzo dobrze, potem zaprzyjaźniła się z nowymi koleżankami, wydoroślała - i zmieniła swoje podejście do życia. Nie zachowywała się już jak.szara myszka - a wręcz przeciwnie.
Zaczęła bywać w towarzystwie - powiedziała córka. Chodziła z koleżankami na potańcówki, bawiąc się. póki je
stem młoda - mówiła. Takie zabawy nic wyszły jej na dobre, opuściła się w nauce. do matury „dociągnęła" jedynie na dostatecznych. Nic przejmowała się tym zbytnio, gdyż. co często tłumaczyła rodzicom: ważny jest nie stopień a to co mam w głowie - a wiedzę mam dużą. tylko to nauczyciele są niesprawiedliwi. Maturę r/cczywiścic zdała bardzo dobrze. aż rodzice zastanawiali się: może nas Janka nie kłamie, przecież ona lak dobrze zdała.
Mama bardzo lubiła opowiadać o swoich szkolnych latach, szczególnie
0 tych przed ,. osiemnastką " - czyli zanim skończyła osiemnaście lat - wspomina Agata Woźniak-Kołaczyńska.
Po skończeniu „handlówki" rozpoczęła naukę w technikum odzieżowym w Sochaczewie. Sama szyła sobie sukienki na zabawy i tak ją to zafascynowało. żc postanowiła uczyć się fachu krawieckiego.
Codziennie dojeżdżała więc do szkoły do Sochaczewa, w pociągu pilnie przeglądając, zazwyczaj pożyczone od koleżanek. bo nic było jej stać na kupno swoich, czasopisma z modą i wymyślała nowe stroje.
Nie zapomniała o życiu towarzyskim
1 oczywiście w każdą sobotę musiała być na potańcówce. Na jednej z nich, w Sochaczewie, poznała swojego przyszłego męża - Leona, Mama tarkzyła na środku sali. a tata stał w kącie i tylko się przyglądał Patrzył tak po<łobno przez prawie całą zabawę. Dopiero podczas
ostatniej piosenki podszedł do zespołu i poprosił o specjalną piosenkę dla.. najpiękniejszej kobiety' na sali w czerwonej sukience " - czyli dla mamy. Kiedy wokalista wygłosił dedykację i rozpoczęły się pierwsze dźwięki melodii, podszedł do mamy i poprosił ją do tańca. Mama zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Zatańczyła. Tamtą piosenką skończyła się zabawa. Mama z tatą wyszli z sali nic do siebie nic mówiąc. Potem tata odprowadził ją na stację i czekałz nią przez cztery godzinny do pierwszego rannego pociągu do Łowicza - opowiada pani Agata. - Następnego dnia spotkali się u- Łowiczu. kiedy to tata oświadczył się jej. Mama zgodziła się i trzy miesiące później pobrali się.
W kolejnym roku urodziła im się córeczka - Agata. Państwo Woźniakowie przez długi czas mieszkali w jednej z kamienie w centrum Sochaczewa, gdyż stamtąd pochodził pan Leon. Mąż pani Janiny był hydraulikiem, pracownikiem Polskich Kolei Państwowych.
W 1995 roku państwo Woźniakowie razem córką przeprowadzili się do Łowicza, z powodu ciężkiej choroby mamy pani Janiny, która musiała się nią opiekować.
W styczniu pani Janina pojechała na tydzień do Warszawy do córki, zaopiekować się 2-łctnim wnukiem, gdyż córka musiała wyjechać w podróż służbową. Wracając do Łowicza. 20 stycznia 2001 roku, zginęła w tragicznym wypadku samochodowym. (mak)
9 kwietnia: Zygmunt Antoni Kuciński, 1.70, Głowno; Jerzy Tadeusz Boczkowski, 1.69, Głowno. 10 kwietnia: Marianna Kukieła, l. 73, Kocierzew; Juliana Felczyńska,!. 56. Kocierzew; Józef Mupas, l. 80, Retki; Alfreda Sącińska, l. 82, Głowno. 11 kwietnia: Jan Kołodziejczyk, l. 52, Osiek; Zygmunt Kołach, I.83, Łowicz; Marianna Popo-wska, l. 90. Patoki; Tadeusz Wilk. 1.75, Krępa; Zofia Głodoch. I. 67, Złaków Borowy. 12 kwietnia; Bronisław Plichta, l. 71, Ziąbki. 13 kwietnia: Anna Goździk,!. 76. Złaków Nowy; Janina Burzykow-ska, l. 85, Sromów. 14 kwietnia: Helana Perzyńska, l. 91, Długa Wieś. 19 kwietnia: Stefania Majka, l. 83, Kocierzew.
FIRMA ISTNIEJE OD 1936 R.
GŁOWNO UL ŁOWICKA 62, TEL (0-42) 719-14-40
TRUMNY, ORGANIZACJA POGRZEBU,
TABLICZKI, NEKROLOGI,PRZEWOZY ZMARŁYCH f|0®*
Przewóz zmarłych z domu lub szpitala do chłodni i pobyt w chłodni nieodpłatnie.
Firma H. Skrzydlewska ^
GŁOWNO, ul. Łowicka 7/11 tel. (0-42) 719-30-24, 710-71-90 (czynne całą dobę) tel. w ŁODZI (0-42) 672-33-33, 672-30-27 (czynne całą dobę)
całość usługi pogrzebowej z trumną dębową już od 700 zł
s,_>
Nieodpłatny przewóz osób zmarłych do chłodni
Czesław Piasecki urodził się 15 listopada 1919 rokti w Łowiczu jako drugie dziecko Zofii i Jana Piaseckich. 5 łat później urodziła się jego najmłodsza siostra. Od najmłodszych lat interesował się samochodami, mechaniką, silnikami. Po wojnie. po ukończeniu kursów zawodowych zdobywa wymarzony zawód mechanika i rozpoczyna pracę w tym właśnie zawodzie. Wcześniej pomagał rodzicom żony w ich gospodarstwie sadowniczym w okolicach Głowna.
Ojciec lubił pracę wsadzie, ale chciał być niezależny od dziadków - mówi syn Jarosław. Nigdy nie odmówił pomocy, nawet wtedy, gdy pracował na zmiany, my leż lubiliśmy pomagać dziadkom, ale nikt z naszej rodziny nic traktował tego jak pracy zarobkowej. Mamy małe działki - takie dla własnej przyjemności.
Czesław Piasecki swoją przyszłą żonę, Hannę Andrysiak, poznał w czasie uroczystości rodzinnej. W którym to było roku. dorosłe dziś dzieci nic pamiętają. Prawdopodobnie było to na imieninach u jednej z młodszych sióstr pana Czesława. Obie panie znały się wcześniej, ale przyszli małżonkowie poznali się w połowic lat 50-tych. Uroczysty ślub odbył się w łowickiej katedrze w 1958 roku. Hanna i Czesław Piaseccy zamieszkali po ślubie w komunalnym mieszkaniu w Łowiczu. Mieszkali w nim kilkanaście lał, w latach 70-tych
przcprowadzli się do nowego mieszkania na os. Starzyńskiego. Wtedy dorastające dzieci - syn i dwie córki byli bardzo zaangażowani w przeprowadzkę. Tata przez wiele łat dojeżdżał do pracy do Ursusa, miał mało czasu na od/w-czynek. drobne przyjemności - wspomina syn Jarosław. Przeprowadzka zbiegła się w czasie z przejściem na rentę zdrowotną. Wtedy miał już dużo więcej czasu dla siebie i swojej rodziny. Przy dużej namowie dzieci i żony zdecydował się na zakup małej działki pracowniczej na obrzeżach Łowicza. Szybko została ona zagospodarwowana i stała się dla Piaseckich drugim domem. Na działce urządzaliśmy imieniny, zapraszaliśmy znajomych i krewnych - opowiada syn. Kilka lat później, kiedy każdy z nas założył swoją rodzinę, okazało się. że dotychczasowe mieszkanie dla rodziców jest zlryt duże, zamienili je wtedy na mniejsze na os. Bratkowice. Co roku rodzina spotykała się na wspólnych uroczystościach familijnych. Dopiero nagła śmierć Hanny w 1999 roku odmieniła życic rodziny Piaseckich. Ponieważ po śmierci żony pan Czesław nie chciał przeprowadzić się do dzieci, rodzina starała się odwiedzać go przynajmniej dwa razy w tygodniu. Bardzo niechętnie wychodził ze swojego domu. u siebie czuł się najlepiej. Zmarł nagle 3 lutego 2001 roku.
(mwk)