393
NIECHAJ CZŁOWIEK NIE ROZŁĄCZA
coraz pełniejszego przeniknięcia i podźwignięcia walorów naturalnych i życiowych, z drugiej, chrystianizm przeżywany wewnętrznie i nawet mistyczny rozprzestrzenia się stopniowo pośród ludzkości świeckiej i oddanej doczesnym obowiązkom. Sprawy ziemskie i cielesne, nareszcie uznane i przyswojone przez ducha, nie potrzebują już kryć się w ciemnościach albo działać pod maską; namiętności i instynkty (myślę tu zwłaszcza o instynkcie seksualnym, który dał początek tylu otamowaniom i nieporozumieniom) mogą rozwijać się jednocześnie w całej czystości biologicznej i w pełnym zjednoczeniu z miłością duchową. Wygląda na to, że cudowna jedność stara się zakiełkować na ruinach duszy nowoczesnej. Spojrzenie i błogosławieństwo ducha przenika do najtajniejszych głębi natury; człowiek w całej swej pełni przywrócony jest Bogu. Już poczucie sakralne, drżenie i uniesienie mistyczne opromieniają najbardziej ziemskie rzeczywistości. Zapewne, świętość katolicka była zawsze głęboko ludzka, ale stwierdzić musimy w psychice większości świętych minionego czasu przesadne napięcie między elementem życiowym a elementem duchowym, pewną niezdolność łączenia pełności Bożej z normalnym wykonywaniem niektórych funkcji biologicznych, a zwłaszcza z powołaniem małżeńskim. Jutro zaświta może nowy typ świętości, w którym miłośnicy Boga będą zarazem ludźmi aż do końca...
Ale strzeżmy się odcinania teraźniejszości od przeszłości. Ta nowa forma duchowości, która dziś zdaje się zarysowywać, jest owocem wszystkich wysiłków i wszystkich rozłamów, które ją wyprzedziły. Zawsze żywiłem pogląd (ale ten temat wymagałby długich rozważań i tu może być zaledwie dotknięty), że ewolucja ludzka chrystianizmu mieści w sobie — ponad „nocami" opisanymi przez mistyków, oczyszczającymi miłość boską w indywidualnych duszach, — jak gdyby szersze „noce historyczne", olbrzymie próby w skali całej ludzkości, w ciągu których wypracowują się nowe epoki wewnętrznego życia. Pierwsze pokolenie chrześcijańskie, upojone obrazem Chrystusa, ziemskim echem Jego głosu i oczekiwaniem z chwili na chwilę Jego ponownego przyjścia, doświadczyło — można by to tak określić: uczuciowej, odczuwalnej pełności właściwej początkującym. Później nadeszła noc zmysłów, odpływ miłości ku sferze duchowej. Ale duch przynajmniej — tak było przez całe średniowiecze — pozostawał mocno i zdrowo przywiązany do Boga. Wreszcie, począwszy od Renesansu, roztoczyła się nad światem chrześcijańskim „noc ducha".
Cokolwiek można by sądzić o tym schemacie, jeżeli porównamy, pod względem stosunków wzajemnych między tyciem a duchem, chrześcijańskie życie wewnętrzne w przeszłości i to, jakie zapowiada się na jutro, zaobserwujemy następującą ewolucję. Ascetyczna ucieczka i odcinanie się od życia i jego doczesnych realiów ulegają przekształceniu; wyjątkowe warunki egzystencji, absolutne wyrzeczenie się pewnych funkcji natural-