387
NIECHAJ CZŁOWIEK NIE ROZŁĄCZA
cyzmy pojawiają się jako ukradkowe i niepewne rozejmy w trakcie nigdy, nie uśmierzonego konfliktu. Jeden jedyny klasycyzm — a to słowo wyraża w moim pojęciu wszelką doktrynę, wszelki stan umysłu, który zmierza do zharmonizowania i zjednoczenia różnorodnych powołań człowieka — jeden więc klasycyzm do naszych dni oparł się czasowi: a to klasycyzm Kościoła Katolickiego. Ale Kościół jest ludzki tylko od strony ciała.
Nie istnieje więc w istocie konflikt między duchem a życiem, istnieję tylko walki idolów. Gdy człowiek odcięty od własnego źródła ubóstwia swoją inteligencję i wolę, lub gdy, rozczarowany przez ducha, zwraca się wszystek ku ziemi i ku zmysłom — poszukuje właściwie Boga w różnych częściach własnej swojej istoty. To nie duch i życie — więc rzeczy względne i dopełniające się wzajemnie — wykluczają się w nim do tego stopnia, ale upiory i cienie absolutu. Tragedia na tym polega, że te bitwy cieniów toczą się właśnie na miejscu pustym — absolutu rzeczywistego.
Ukazywać w chrześcijaństwie lekarstwo na konflikt ludzki — to może wydać się paradoksem. Czyż człowiek antyczny, powie ktoś, nie cieszył się pełnią i harmonią wewnętrzną o wiele większą niż człowiek naznaczony przez chrystianizm? I czyż Chrystus nie przyszedł, wedle własnych słów, przynieść na ten świat walkę, rzucić ogień — podsycić konflikt?
Ten paradoks nie jest jednak merozwiązalny. Zauważmy naprzód, że pewnego typu neo.poganizm, bardzo powierzchowny i bardzo anemiczny, arcyprzesadnie sławił harmonię wewnętrzną człowieka w starożytności. Ci Grecy, ucieleśniający ład i mądrość, w których ciało i duch rozkwitały równo rzędnie i których życie upływało jak spokojna rzeka — nie są już dzisiaj niczym więcej jak mitem akademickim. Pomijając humanizm Arystotelesa — zresztą spekulatywny raczej niż przeżyty — przypatrzmy się kolejno wytworom kultury i obyczaju antycznego. Czymże byli naprzy-kład: człowiek „idealny** Platona i Plotyna, człowiek-wola stoików, człowiek kolektywny Spartan i piorwotnych Rzymian, n.ie mówiąc już o człowieku przed sokratejskim, zdanym na pastwę ślepych Przeznaczeń, ani o homo animalis św. Pawła — czymże byli, jeśli nie istotami okaleczałymi, żyjącymi jedną tylko częścią siebie i w konflikcie z całą resztą? Przyznajmy jednak — i tu jest ta cząstka prawdy, która dała początek fikcjom literackim na temat harmonii duszy antycznej — że bałwochwalstwo starożytnych było o wiele zdrowsze i bogatsze niż bałwochwalstwo nowoczesne. Starożytni byli, jak i my, w wojnie z własną na-
25*