" Slayers i Mędrcy Epsilon - część 4"
(...) Złośliwa podeszła do niego i chwyciła go brutalnie za twarz, drugą ściskając za gardło.
- Dlaczego to robisz...? - wykrztusił z męką w oczach. Te słowa sprawiły u niej wybuch furii, która ledwie stłumiła. Mocniej zacisnęła swoją, drżącą rekę na jego szyji.
- Bo...Bo nie lubię smoków !!! - wrzasnęła i rzuciła nim w następne drzewo. Bezbronny chłopak zwijał się z bólu na orosionej ściółce, która omoczyła mu ubiór i lekko zmoczyła krwawiace obficie rany. Tajemnicza chwyciła jego lewe ramię i przełamała je bez dużej siły na kolanie. Uśmiechała się przy tym, jakby czyisz ból sprwiał jej niespożytą przyjemność. - To będzie długa i męcząca śmierć... - rzekła wpatrując się głęboko w jego ciepłe, miodowe oczy przymknięte z bólu.
Krzyk maltretowanej istoty rozległ się po całym buszu. ten wrzask usłyszała nasza grupka oddalona o około 1 km od miejsca zdarzenia.
- Słyszeliście...? - spostrzegł się Zel, niosący ręce pełne drewna. Xellos odwrócił się w jego stronę i otworzył oczy.
- Czuję jakąś ogromną energię i jeszcze jedną...Gasnącą... - odpowiedział - I wiem do kogo one należą... - Filia spojrzała z paniką w oczach na demona. Wyjąkła tylko jedno słowo... A raczej imię...
- Val... - po czym pognała na oślep w mrok niezanenego lasu. Za nią cała kompania. Biegli szybko nie zważając na przeszkody... Na krzaki... Drzewa (:P) Po chwili znaleźli sie na miejscu... ich oczom ukazła się obrazek jak z horroru... Dziwna kobieta trzymała ledwie zyjącego Starożytnego Smoka.
Pierwsza osoba, która ockneła się ze snu osłupienia była złota opiekunka, która nie zważając na niebezpieczeństwa rzuciła się w pogoń na ratunek podopiecznemu. Ten gest zdenerwował morderczynię, która wzrokiem rzuciła smoczycą o drzewo. Już zamierzała zadac ostatni cios, aby zabić morskowłosego, ale...
- Kalista! Przestań! - powstrzymała ją jedna osoba... Z cienia wyszedł mazoku, nakazując dziewczynie zaprzestać krwawych scen. ona popatrzyła na niego błagalnie...
- Ale... - niedokończyła, bo demon wpadł jej w słowo machając przecząco palcem.
- Słyszłaś co poweidziałem - rzekł poważnie. Kalista rzuciała smoka bezładnie na ziemię z kwaśną miną na twarzy. Amelia zaraz podbiegła i zaczęła uzdrawiać ofiarę.
- A teraz choć! - szarpnął tajemniczą za pelerynę i pociągnął w głąb lasu...
Koniec części 4.
1