CO
RB
IS
_FOT
OCHANNELS
prawnik
Piątek – niedziela | 2–4 stycznia 2015
Sztuka
kształcenia
Nie wszystkie
uczelnie powinny
mieć możliwość
prowadzenia
studiów
prawniczych.
Prawnikiem zaś
naprawdę nie
musi zostawać
każdy, komu się
to zamarzy i kto
ma wystarczająco
dużo pieniędzy
– pisze prof. Cezary
Kosikowski
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
1 / 8
C2
„Prawnik” powstaje we współpracy z
Krajową Radą Sądownictwa
Naczelną Radą Adwokacką
Krajową Radą Komorniczą
Krajową Radą Notarialną
Krajową Izbą Doradców Podatkowych
Krajową Radą Radców Prawnych
Prezentowany komentarz przybliża
zagadnienia prawne dotyczące go-
spodarki odpadami. Na początku 2013
r. weszła w życie nowa ustawa, któ-
ra implementuje kilkanaście dyrek-
tyw unijnych, wymusza modyfikacje
w samych procesach technologicznych
związanych z gospodarką odpadami
oraz zmienia wymogi formalnopraw-
ne w tym zakresie. Autorzy przybliżają
czytelnikom skomplikowane regulacje
dotyczące m.in. uprawnień potrzeb-
nych do gospodarowania odpadami,
wymaganych ewidencji i sprawozdaw-
czości czy zasad składowania śmieci.
Nowe zagadnienia prawne są omawia-
ne na tle dotychczas obowiązujących
przepisów i przy uwzględnieniu waż-
nych interpretacji Ministerstwa Śro-
dowiska. Prezentowanego komentarza
nie powinno zabraknąć zarówno na
półkach adwokatów i radców prawnych
obsługujących firmy zajmujące się ob-
rotem śmieciami, jak i w gabinetach
starostów i wójtów. Zmienione zasady
systemu gospodarki odpadami powin-
ny być bowiem dobrze znane szcze-
gólnie urzędnikom samorządowym.
AM
Polskie prawo dalekie jest od plurali-
zmu w kwestii regulacji związków oso-
bistych. Na gruncie krajowym prawnie
zinstytucjonalizowane jest tylko trady-
cyjnie rozumiane małżeństwo, a regu-
lacje dotyczące nieformalnego pożycia
mają charakter wyjątkowy i fragmen-
taryczny. W ostatnich latach dyskusje
nad wprowadzeniem zarejestrowane-
go związku partnerskiego przybierają
jednak na sile.
Monografia „Zarejestrowany zwią-
zek partnerski a małżeństwo” jest tego
najlepszym dowodem. Wobec braku
krajowych unormowań w tym przed-
miocie autor skupił się na analizie roz-
wiązań prawa obcego. W pierwszej ko-
lejności omówił przepisy przyznające
partnerom najmniej uprawnień (mo-
del francuski), a następnie przedstawił
rozwiązania bardzo zbliżone do regu-
lacji prawnej małżeństwa (model nor-
dycki). W jednym z rozdziałów pokusił
się także o krytyczną analizę polskich
projektów ustaw o związkach partner-
skich, które miały okazję ujrzeć światło
dzienne. A na koniec, w ramach postu-
latów de lege ferenda, zaproponował
model zarejestrowanego związku oso-
bistego dla Polski. Z oczywistych wzglę-
dów książka skierowana jest bardziej
do pracowników naukowych aniżeli do
praktyków.
PS
biblioteka
prawnika
Komentarz do
ustawy o odpadach
Związek partnerski
jak małżeństwo
Łukasz Budziński,
Aneta Mostowska,
Joanna Wilczyńska
„Ustawa o odpadach.
Komentarz”,
Warszawa 2014,
wyd. C.H. Beck
Jakub Pawliczak,
„Zarejestrowany
związek partnerski
a małżeństwo”,
Warszawa 2014,
wyd. Wolters Kluwer
Polskim sędziom na wszystkich szcze-
blach wymiaru sprawiedliwości oraz
w Trybunale Konstytucyjnym nie bra-
kuje pracy. Od początku transforma-
cji ustrojowej przyjęło się, że jeśli nie
wiadomo komu powierzyć załatwianie
danej kategorii spraw, najlepiej tym
zadaniem obarczyć sądy. Tym sposo-
bem do sądów wpływa rocznie już po-
nad piętnaście milionów spraw. Moż-
na powiedzieć, że sądownictwo padło
ofiarą własnego sukcesu. Skoro coraz
więcej spraw ustawodawca kieruje do
rozstrzygania na drodze sądowej, moż-
na to traktować jako wyraz zaufania do
władzy sądowniczej. W praktyce to jed-
nak przede wszystkim transfer na sądy
niemałej odpowiedzialności, często bez
zapewnienia odpowiednich warunków
do radzenia sobie z nowymi zadaniami.
Doskonałym studium tego zjawiska
stały się ostatnie wybory samorządo-
we. Odpowiedzialnością za problemy
z systemem informatycznym, a tak-
że za rzekome nieprawidłowości przy
liczeniu głosów obarczono – głosami
polityków i dziennikarzy – Państwową
Komisję Wyborczą składającą się z sę-
dziów najważniejszych sądów i trybu-
nałów. Zapewne tak się musiało stać,
bo PKW jest instytucją formalnie od-
powiedzialną za organizację i sprawny
przebieg wyborów. Taka rola Komisji
jest efektem modelu przyjętego przez
ustawodawcę już ćwierć wieku temu.
Wtedy, w warunkach rodzącej się do-
piero demokracji, powierzenie nieza-
leżnym sędziom jak najszerszej odpo-
wiedzialności za organizację wyborów
było najlepszym możliwym rozwiąza-
niem. Po kilkunastu latach należało
jednak się zastanowić, czy taki model
jest też najbardziej efektywny i doko-
nać niezbędnych korekt. Potrzebna była
zwłaszcza refleksja, na ile sędziowie
powinni ponosić odpowiedzialność za
techniczne aspekty organizacji wybo-
rów, np. system informatyczny, groma-
dzenie protokołów czy zliczanie zbior-
czych wyników.
Do refleksji powinien skłaniać rów-
nież fakt, że na tle innych państw
europejskich polski model admini-
stracji wyborczej charakteryzuje się
nadzwyczaj rozbudowanym zakresem
odpowiedzialności władzy sądowni-
czej. Owszem, w wielu państwach do
sędziów należy nadzór nad prawidło-
wością przebiegu wyborów, ale już nie
odpowiedzialność za ich organizację od
strony technicznej. W Niemczech na
czele struktury administracji wyborczej
stoi minister spraw wewnętrznych. Ze
względu na federalną strukturę pań-
stwa niemieckiego występuje w zasa-
dzie siedemnastu szefów administracji
wyborczej – federalny minister spraw
wewnętrznych oraz ministrowie spraw
wewnętrznych w szesnastu krajach
związkowych (landach). Ministrowie
nie wykonują jednak bezpośrednio za-
dań związanych z organizacją wyborów,
ale czynią to powoływani i odwoływa-
ni przez szefów resortów spraw we-
wnętrznych – komisarze wyborczy. Ich
liczba i kompetencje również odzwier-
ciedlają federalną strukturę państwa
– najważniejszą rolę pełni federalny
komisarz wyborczy (Bundeswahlleiter)
oraz Federalna Komisja Wyborcza. Od-
powiedniki tych organów funkcjonu-
ją na poziomie wszystkich szesnastu
krajów związkowych. Jeśli chodzi o fe-
deralnego komisarza wyborczego, to
istnieje pewna niepisana reguła, że zo-
staje nim prezes Federalnego Urzędu
Statystycznego. Wynika to z założenia,
że obie funkcje w istocie sprowadzają
się do wypełniania podobnych zadań
polegających głównie na gromadze-
niu i publikowaniu informacji staty-
stycznych.
Model instytucjonalny administra-
cji wyborczej we Francji opiera się na
schemacie, w którym wiodącą rolę or-
ganizacyjną i techniczną pełni admini-
stracja rządowa, ale pod nadzorem nie-
zależnego organu. Organizacją procesu
wyborczego zajmuje się minister spraw
wewnętrznych, który w ramach scen-
tralizowanej struktury francuskiej ad-
ministracji publicznej czuwa nie tylko
nad przebiegiem wyborów ogólnokra-
jowych, lecz także wyborów lokalnych.
Resort spraw wewnętrznych odpowiada
za przygotowanie głosowania, produk-
cję materiałów wyborczych oraz podli-
czenie i ogłoszenie wyników wyborów.
Organem nadzoru nad przebiegiem
procesu wyborczego jest natomiast
Rada Konstytucyjna, czyli odpowiednik
polskiego Trybunału Konstytucyjnego.
Holandia jest kolejnym typowym
przykładem administracji wyborczej
opartej na modelu mieszanym, gdzie
funkcje związane z organizacją i prze-
prowadzeniem wyborów wypełnia ad-
ministracja rządowa pod nadzorem or-
ganów sądowych czy quasi-sądowych.
Centralną rolę w holenderskim syste-
mie wyborczym odgrywa Rada Wybor-
cza działająca pod auspicjami mini-
stra spraw wewnętrznych. Rada składa
się z siedmiu członków powołanych
przez ministra. W trakcie urzędowa-
nia cieszą się oni dużą niezależnością.
Również w Wielkiej Brytanii Komisja
Wyborcza działa jako niezależny organ
administracji państwowej. Pozostaje
natomiast pod nadzorem parlamen-
tarnym sprawowanym przez specjalny
komitet składający się z deputowanych
do Izby Gmin.
W dojrzałych europejskich demokra-
cjach rola sędziów w procesie wybor-
czym ogranicza się zatem do kontroli
jego prawidłowości i zgodności z prze-
pisami. To rola najbardziej adekwatna
do statusu, ustrojowej roli i kwalifi-
kacji merytorycznych przedstawicieli
władzy sądowniczej. W polskim przy-
padku formalna odpowiedzialność
PKW jest znacznie szersza. Nawet jeśli
czynności techniczne związane z wy-
borami bezpośrednio koordynuje Kra-
jowe Biuro Wyborcze, podległe PKW,
to w powszechnym odbiorze wszelkie
niedociągnięcia i błędy obciążają kon-
to Państwowej Komisji Wyborczej. To
PKW musiało się tłumaczyć z nieudol-
nego zarządzania kontraktem informa-
tycznym czy braku planu awaryjnego
na wypadek klapy systemu elektronicz-
nego wspomagania liczenia głosów.
Sędziowski skład organów admini-
stracji wyborczej nawiązuje do rozwią-
zań stosowanych jeszcze w II Rzeczy-
pospolitej. Od tego czasu jednak proces
wyborczy się zmienił, a przede wszyst-
kim skomplikował. Sprawny przebieg
wyborów zależy już nie tylko od dzia-
łania zgodnego z prawem, ale i od
efektywnego zarządzania aparatem
wyborczym, zapleczem technicznym
oraz informatycznym, a także dobrej
komunikacji ze społeczeństwem. Trud-
no oczekiwać, że sędziowie wchodzący
w skład PKW nagle staną się wybit-
nymi ekspertami od kontraktowania
usług informatycznych, zarządzania
ryzykiem czy zarządzania projektami.
Ich zadaniem powinno być stanie na
straży zgodnego z prawem przebiegu
wyborów. Wszelkie techniczne zadania
związane z wyborami należy w związku
z tym, możliwie jak najszybciej, prze-
kazać wyodrębnionemu, samodzielne-
mu organowi o profilu urzędniczym,
a nie sędziowskim. To punkt wyjścia
dla odbudowy społecznego zaufania do
wyborów, a jednocześnie uwolnienia
przedstawicieli władzy sądowniczej od
realizacji zadań, które dalece wykracza-
ją poza wymierzanie sprawiedliwości
i rozstrzyganie problemów prawnych.
felieton
na początek
Czy sędziowie naprawdę muszą
być od wszystkiego?
Trudne
doświadczenia
ostatnich wyborów
samorządowych każą
się zastanowić, czy
to sędziowie powinni
być w dalszym ciągu
obciążeni główną
odpowiedzialnością za
organizację wyborów
Nie należy
oczekiwać,
że sędziowie
wchodzący w skład
PKW nagle staną
się wybitnymi
ekspertami od
kontraktowania
usług
informatycznych,
zarządzania
ryzykiem czy
zarządzania
projektami
dr dawid Sześciło
adiunkt w zakładzie Nauki
administracji na wydziale Prawa
i administracji Uniwersytetu
warszawskiego
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
2 / 8
prawnik
2–4 stycznia 2015 nr 1 (3894)
gazetaprawna.pl
Dominika
Bychawska-
-Siniarska
koordynatorka
projektu „Europa
Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka
prosto
ze Strasburga
Europejski Trybunał Praw
Człowieka 16 grudnia 2014 r.
wydał wyrok w sprawie Chbi-
hi Loudoudi przeciwko Belgii
dotyczący muzułmańskiej ro-
dziny, której władze odmówi-
ły uznania adopcji dziecka na
podstawie islamskiej umowy
kafala zawartej w Maroku.
Skargę wniosła para Belgów
arabskiego pochodzenia, która
chciała adoptować niepełno-
letnią siostrzenicę (skarga nr
52265/10). Małżeństwo zawarło
umowę z biologicznymi rodzi-
cami dziecka, którzy przekaza-
li im opiekę. W potwierdzonej
przez marokańskiego sędziego
kafali zapisano, że nowi opie-
kunowie dziewczynki mają
obowiązek „dbać o jej interesy,
zapewniać jej potrzeby życio-
we, podróżować z nią, sprawo-
wać nad nią pieczę w Maroku
i za granicą oraz zapewnić jej
mieszkanie podczas pobytu
poza rodzimym krajem”.
W maju 2009 r. para wystą-
piła o adopcję, wniosek został
jednak oddalony. Sądy belgij-
skie uznały, że umowa kafala
dotyczyła wyłącznie opieki nad
dziewczynką, a nie jej adop-
cji. Pozwolenie na tę ostatnią
doprowadziłoby do powstania
nowej relacji prawnej pomię-
dzy opiekunami a dzieckiem,
nieprzewidzianej w umowie
marokańskiej. Skarżący zwró-
cili się o przyznanie im pomo-
cy prawnej z urzędu w celu
wniesienia apelacji. Nie zo-
stała ona przyznana im ze
względu na znikome szanse
powodzenia apelacji.
Od przyjazdu do Belgii nie-
pełnoletnia dziewczynka po-
siadała kartę tymczasowego
pobytu, przedłużaną regular-
nie. Po zakończeniu niesku-
tecznego postępowania adop-
cyjnego przez siedem miesięcy
pozostawała w Belgii bez pra-
wa pobytu. Jej pierwsza pró-
ba uzyskania karty stałego
pobytu została odrzucona ze
względu na zbyt krótki okres
zamieszkania w kraju. Dopiero
w kwietniu 2014 r. przyznano
jej bezterminową możliwość
pozostania w Belgii.
Trybunał w Strasburgu mu-
siał pochylić się nad skargą
Belgów, w której wskazano, że
brak uznania kafali w proce-
sie adopcyjnym naruszył pra-
wo do życia rodzinnego oraz
sprawił, że dziewczynka po-
zostawała w niepewności co
do prawa pobytu (art. 8 kon-
wencji). Sędziowie uznali, że
relacja pomiędzy siostrzeni-
cą a małżeństwem Belgów
mieściła się w pojęciu „życia
rodzinnego”. Zauważyli, że
adopcja dziecka w Belgii była
w interesie dziecka, w celu
zapewnienia dziewczynce
posiadania jednych rodziców
w obu krajach. Sądy belgij-
skie słusznie zauważyły, że
adopcja w rozumieniu prawa
belgijskiego wychodziła poza
ramy marokańskiej umowy.
W konsekwencji mogłoby
to doprowadzić do sytuacji,
w której władze Maroka nie
uznałyby sądowego posta-
nowienia o adopcji z Europy.
Strasburscy sędziowie dodali
również, że skarżący nie wy-
kazali żadnych niedogodności,
jakich mieli doznać w związku
z brakiem możliwości adopcji
dziewczynki.
Odnosząc się do legalizacji
pobytu dziewczynki, trybunał
uznał, że mogła ona przeby-
wać w Belgii bez większych
utrudnień. W tym czasie mo-
gła swobodnie podróżować do
Maroka do swojej rodziny bio-
logicznej. ETPC dodał, że nie-
pełnoletnia zintegrowała się
ze społeczeństwem belgijskim,
kończąc szkołę ponadpodsta-
wową bez problemów. Sędzio-
wie przypomnieli, że konwen-
cja nie gwarantuje prawa do
konkretnego statutu rezyden-
ta, a jedynym utrudnieniem,
jakiego doświadczyła dziew-
czynka podczas siedmiomie-
sięcznego przebywania bez
karty, było uniemożliwienie
jej uczestniczenia w szkol-
nej wycieczce. Tym samym
w sprawie nie dopatrzono się
naruszenia art. 8 konwencji.
Umowy kafala coraz częściej
stają się podstawą spraw kie-
rowanych do ETPC. Państwa
członkowskie różnie podcho-
dzą do ich statusu w krajo-
wych systemach prawnych.
Z tych względów coraz częściej
pojawiają się głosy o potrze-
bie uregulowania problemu
w dyrektywach UE z 2003 r.
i 2004 r. dotyczących połącze-
nia rodzin oraz prawa do swo-
bodnego przemieszczania się
i zamieszkania przez człon-
ków rodziny na terenie państw
członkowskich.
Islamska umowa opieki nierówna adopcji
Ewa Maria Radlińska
ewa.radlinska@infor.pl
K
ariera Wojciecha Hermeliń-
skiego, nowego szefa PKW
to pasmo sukcesów, którymi
można byłoby obdzielić kilka
osób. Ale Hermeliński nigdy
nie szedł na łatwiznę. Można było się
o tym przekonać choćby ostatnio, gdy
Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał
sprawę uboju rytualnego. Sędzia Her-
meliński, jako członek składu orzekają-
cego, w zdaniu odrębnym przestrzegał,
że TK „otworzył drogę do uboju w celach
komercyjnych”.
Nie pierwszy raz było mu nie po dro-
dze z większością sędziów TK. Pół roku
temu w kontrowersyjnej sprawie inwi-
gilowania obywateli przez służby tak-
że był nieustępliwy. I stanął po stro-
nie obywateli, a nie aparatu państwa.
Uznał, że billingi powinny być uznane
przez trybunał za ostateczny środek
dla służb specjalnych. Opowiedział się
również za niekonstytucyjnością pod-
słuchiwania przedstawicieli zawodów
zaufania publicznego.
Ten temat jest mu bliski. Choćby
dlatego, że wykonywał niemalże każdy
z prawniczych zawodów. I każdy z po-
wodzeniem.
– Tak. Miałem szczęście poznać tajni-
ki prawie wszystkich zawodów prawni-
czych. Byłem prokuratorem, adwokatem,
radcą prawnym, sędzią. Nie byłem nota-
riuszem – wymienia sędzia Hermeliński.
Zdradza przy tym, że gdy szykował się
na studia, prawo z pewnością nie było
jego wymarzonym kierunkiem.
– Do końca liceum nie wiedziałem, co
chcę robić w życiu. Na prawo namówił
mnie ojciec, który był adwokatem i radcą
prawnym. To był dobry wybór – tak teraz
wspomina swoje początki.
Najpierw był więc Wydział Prawa Uni-
wersytetu Warszawskiego, ukończony
w 1971 r. Następnie aplikacja prokura-
torska w Prokuraturze Wojewódzkiej
w Warszawie i praca w stołecznej pra-
skiej prokuraturze rejonowej: w charak-
terze asesora, a następnie podprokura-
tora. A od 1984 r. palestra.
– Mam duży sentyment do adwokatu-
ry. Wykonywanie tego zawodu pomaga
mi także orzekać w Trybunale Konsty-
tucyjnym – mówi Wojciech Hermeliń-
ski. W palestrze dał się zauważyć jako
nieprzeciętny prawnik, ale i osoba za-
angażowana w losy samorządu. Pełnił
funkcję zastępcy sekretarza i wicedzie-
kana w Okręgowej Radzie Adwokackiej
w Warszawie. Do 2006 r. był wicepreze-
sem Naczelnej Rady Adwokackiej.
W środowisku adwokackim jest lu-
biany i ceniony. – Towarzyski, bezpo-
średni, dostępny dla innych, zaanga-
żowany w sprawy adwokatury, chętnie
przychodzi na spotkania organizowane
przez samorząd – mówi adwokat Andrzej
Siemiński, doradca prezesa NRA, który
z Wojciechem Hermelińskim koleguje
się od lat.
Przyznaje, że kilka miesięcy temu roz-
mawiał z Hermelińskim o jego przyszło-
ści po zakończeniu kadencji w Trybunale
Konstytucyjnym, który jest przecież uko-
ronowaniem drogi prawniczej.
– Namawiałem go wtedy na karierę
naukową – mówi mec. Siemiński. – Nikt
z nas wówczas nie przypuszczał, że poja-
wi się możliwość kierowania PKW – do-
daje.
W TK sędzia Hermeliński będzie orze-
kać do 6 listopada 2015 r., kiedy to koń-
czy się jego dziewięcioletnia kadencja.
– Do tego czasu TK nie ucierpi na
tym, że zostałem szefem PKW. Gdybym
choćby podejrzewał, że tak może się stać,
pewnie nie podjąłbym się tego wyzwa-
nia. Mój referat w trybunale to obecnie
sześć czy siedem spraw, które oczeku-
ją na przedstawienie stanowisk przez
uczestników postępowania. Dzięki nie-
ocenionej pomocy dwóch pań asysten-
tek, praca w trybunale idzie mi bardzo
sprawnie. Po listopadzie będę zaś mógł
całkowicie poświęcić się obowiązkom
w PKW – planuje sędzia Hermeliński.
Sprawy wyborcze nie są dla niego no-
wością. Nie raz bowiem lądowały na wo-
kandzie TK. I tu Wojciech Hermeliński
zaznaczył zresztą swoje zdanie, m.in.
w kwestii kar za nieusunięcie plakatów
wyborczych.
– To dla adwokatury powód do dumy,
że jej członek orzeka w TK. Mec. Herme-
liński był bardzo doświadczonym adwo-
katem i to na pewno przełożyło się na
pewną swobodę i dobre odnalezienie się
w realiach orzekania w trybunale – oce-
nia mec. Siemiński. Nie ma wątpliwo-
ści, że kolega z palestry także z nowym
wyzwaniem sobie poradzi. Choć czasu
wolnego przez najbliższe pięć lat nie
będzie miał zbyt dużo.
– Przy takim trybie życia trudno re-
alizować swoje pasje. A nawet kiedy
czas się pojawia, często jestem zbyt
zmęczony, by móc go aktywnie wyko-
rzystać. Lubię chodzić po Tatrach i foto-
grafować. I słuchać muzyki klasycznej.
Ale w domu. Rzadko chodzę na koncerty
– opowiada Hermeliński.
Przyznaje jednak, że okres go-
nitwy zawodowej powoli do-
biega końca. Kierowanie
PKW traktuje jako swoją
ostatnią misję.
– Dlatego raczej już
nie mam marzeń za-
wodowych. Jestem re-
alistą. Za pięć
lat skończę
70 lat i też
skończy się
moje szefo-
stwo w PKW. Nic więcej nie zrealizuję.
Ale byłbym hipokrytą, gdybym nie przy-
znał, że moje życie zawodowe napawa
mnie satysfakcją – mówi z uśmiechem.
Dodaje, że to może paradoksalnie za-
brzmi, ale dobrze czuł się w roli proku-
ratora, ścigając przestępców, szczególnie
sprawców ciężkich przestępstw, w które
obfi towała Praga.
– Ale chyba o żadnym z moich po-
przednich zajęć nie mogę powiedzieć,
że było tak fascynujące, jak praca w Try-
bunale Konstytucyjnym. Żal mi będzie
stąd odchodzić – podkreśla.
FOT
. GRZEGO
RZ
J
AKUBO
WSKI
/P
AP
Kierowanie Państwową
Komisją Wyborczą jest
ostatnią misją zawodową
człowieka, który sięgał po
wszystko. I jako prawnik
niemal wszystko zdobył
PRENUMERATA:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (styczeń 2015 r.): 100,00 zł, styczeń–grudzień 2015 r: 1.146,00 zł. Wersja Premium – miesięczna
(styczeń 2015 r.): 116,00 zł., styczeń–grudzień 2015 r: 1.347,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/oferta2015
POSTAĆ TYGODNIA
Wojciech Hermeliński
Z togami w wielu kolorach
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
3 / 8
C4
S
kończyć studia prawnicze…
Od wieków było to (i jest
nadal) marzeniem wielu
młodych ludzi. Niewielu
z nich zastanawiało się za-
pewne uprzednio nad tym,
na czym te studia polegają,
kto się na nie nadaje, czego i kto na nich
uczy oraz jaki może być los absolwenta.
Decyzja o wyborze kierunku zapadała
raczej za sprawą wizerunku osób wyko-
nujących zawody prawnicze. Panowało
bowiem powszechne przekonanie, że
lepiej od prawników mają tylko osoby
duchowne! Tymczasem w życiu bywa
różnie, a studia prawnicze nie należą
do najłatwiejszych. Zasadne jest więc
pytanie, czy przyjęty obecnie system
kształcenia prawniczego jest właściwy
(efektywny, skuteczny) i może speł-
niać związane z nim oczekiwania? Aby
to ocenić, trzeba odnieść się do kilku
spraw. Po pierwsze, należy zwrócić uwa-
gę na to, w jakich szkołach możliwe jest
kształcenie przyszłych prawników i czy
mają one ku temu warunki. Po drugie,
jest to kwestia oceny poziomu kandy-
datów ubiegających się o przyjęcie na
studia prawnicze oraz form rekruta-
cji na nie. Po trzecie, trzeba odnieść się
do programów nauczania prawa oraz
form ich realizacji. Po czwarte, musimy
odnieść się do poziomu kadr nauczają-
cych prawa. Postarajmy się spojrzeć na
te zagadnienia z punktu widzenia za-
chodzących w Polsce przemian ustro-
jowych i społecznych. Wtedy dopiero
przekonamy się o tym, czy znajdujemy
się obecnie we właściwym miejscu.
Bez bibliotek i kadry
Studia prawnicze zawsze były studiami
uniwersyteckimi. Po wojnie wznowiły
swoją działalność jedynie uniwersyte-
ty w Warszawie, Krakowie, Poznaniu
i Wrocławiu. O tzw. szkole Duracza (któ-
ra na przełomie lat 40. i 50. kształciła
partyjne kadry – red.) wolę nie wspomi-
nać. Rychło natomiast utworzono nowe
uniwersytety z wydziałami prawa na
czele (Łódź, Lublin, Toruń). Socjalizm po-
mógł też w utworzeniu uniwersytetów
na Śląsku (Katowice) oraz na Pomorzu
(Gdańsk i Szczecin). Potem poszło to już
dalej (Opole, Rzeszów). W epoce Gierka
niektóre uniwersytety tworzyły ponadto
filie lub tzw. punkty konsultacyjne stu-
diów administracyjnych, lokalizując je
zwłaszcza w miastach nowoutworzo-
nych województw (49). W III RP uni-
wersytety miały już Białystok i Olsztyn,
Kielce, Zielona Góra, Bydgoszcz, chociaż
nie wszędzie powstały wydziały prawa.
W latach 90. XX w. zaczęto tworzyć tak-
że uczelnie prywatne. Na wielu z nich
uruchomiono też studia prawnicze.
Obraz zachodzących w opisywanym
zakresie przemian jest więc pozornie
pozytywny i powinien cieszyć. Tymcza-
sem nie sprawia radości. Decydenci po-
lityczni zapomnieli bowiem o tym, że
szkoła wyższa nie może funkcjonować
w oparciu o formułę: „magister-tabli-
ca-kreda”. Jeśli więc przydzielono lub
nawet wybudowano dla nowej uczelni
odpowiednie budynki, to nie potrafiono
już zapewnić jej odpowiednio wyposa-
żonych bibliotek i właściwej kadry na-
uczycieli akademickich. Pozyskiwanie
kadry odbywało się poprzez stosowanie
atrakcyjnych zachęt (wille i mieszkania,
gotówka na pierwsze wyposażenie, ta-
lony na samochody, praca dla członków
rodziny oraz inne apanaże), ale profeso-
rowie uniwersytetów z Wilna i Lwowa
wybierali nowe miejsca pracy według
innych kryteriów.
W socjalizmie próbowano też na
różne sposoby przyspieszać kształ-
cenie nowych kadr nauczycie-
li akademickich. Przyniosło to ra-
czej więcej szkód niż pożytku
(np. poprzez manipulacje w zakresie
stopni i tytułów naukowych, powoły-
wanie tzw. docentów marcowych). Do-
piero uwolnienie rynku spowodowa-
ło, że nauczyciele akademiccy mogli
podejmować pracę w dowolnej liczbie
szkół. Na wagę złota okazali się wówczas
emerytowani profesorowie, dzięki któ-
rym tworzono tzw. minimum kadrowe
wymagane przy uruchamianiu nowych
kierunków studiów. Wtedy nikomu nie
przeszkadzało to, że niejeden profesor
miał już ponad 90 lat i z pewnością sam
nie trafiłby nawet do zatrudniającej go
szkoły! Z czasem zaczęto ograniczać roz-
miary tego zjawiska, ale nie zlikwido-
wano go do końca. W rezultacie mamy
dzisiaj setki szkół wyższych, nawet z do-
brymi budynkami i niezłym wyposaże-
niem komputerowym, lecz z miernymi
zasobami zbiorów bibliotecznych, a tak-
że z kadrą nauczających, których czasa-
mi nikt nigdy nie widział w szkole na
oczy! Pocieszającym jest natomiast to,
że potrzebę nauczania, niektórych cho-
ciażby przedmiotów prawa, dostrzeżono
na różnych kierunkach studiów nie-
prawniczych (administracja, ekonomia,
zarządzanie, finanse, bezpieczeństwo
i ochrona, medycyna, studia technicz-
ne). Znajomości prawa nigdy nie jest za
dużo, ale aby go nauczać, trzeba mieć
dobre kadry i biblioteki.
Nie dla wrogów ludu
O prawdziwej rewolucji w nauczaniu pra-
wa możemy mówić wtedy, gdy porów-
namy, kto dawniej i obecnie ubiega się
o przyjęcie na studia prawnicze oraz jak
przebiega rekrutacja na te studia. Po woj-
nie trafiało na nie nadal niewielu. Tylko
nieliczni mogli legitymować się posia-
daniem świadectwa maturalnego, na-
wet tego uzyskanego po uczestnictwie
na tajnych zajęciach w okresie okupacji.
W wyniku wojny „młodzież szkolna” się
zestarzała, bo nauka była zabroniona przez
okupanta. Po wojnie młodzi ludzie musieli
natomiast podejmować pracę, bo często
na ich utrzymaniu pozostawały już inne
osoby, w tym ich dzieci. Preferowano więc
studia na tzw. studiach zaocznych (wie-
czorowych) lub eksternistycznych. Począt-
kowo zapisywano się na studia prawnicze,
gdyż nie było żadnych egzaminów wstęp-
nych. Nie oznaczało to, iż wystarczyło się
zapisać. Bramy uczelni zamknięte były
bowiem dla „wrogów ludu” i ich dzieci.
Socjalistyczne państwo reglamentowa-
ło wszystko, w tym również kształcenie
młodych kadr. Uczelniom wyznaczano
limity przyjęć na poszczególne kierunki
studiów, bo państwo prowadziło planową
gospodarkę absolwentami, kierując ich
do pracy (tzw. nakazy pracy, potem sty-
pendia fundowane) tam, gdzie byli naj-
bardziej potrzebni (urzędy w miastecz-
kach). Wtedy też wprowadzono egzaminy
wstępne i rekrutację oparto na ich wy-
nikach. Stosowano zresztą różne formy
egzaminów, od rozmowy z kandydatem
na dowolne tematy po sprawdzanie wie-
dzy z niektórych przedmiotów (historia,
geografia, język polski, język obcy). Był to
jednak i tak duży postęp w porównaniu
do rekrutacji prowadzonej w pierwszych
latach powojennych.
Ale ten stan nie trwał zbyt długo, bo od
czego mieliśmy kolejnych ministrów edu-
kacji ? Przecież nie od tego, aby pozosta-
Krok do przodu, a potem dwa wstecz
Jako młody asystent pełniłem funkcję
sekretarza komisji rekrutacyjnej
na studia prawnicze. Jeszcze dzisiaj
po nocach śnią mi się koszmary
z tym związane. Ciągle bowiem mam
wątpliwości, czy dzieci poklepywacza
tyłów, mechooptyka bądź sekserki
zasługują na punkty dodatkowe
Cezary KoSiKowSKi
prof. zw. dr hab., kierownik Katedry
Prawa Gospodarczego Publicznego
Uniwersytetu w Białymstoku
fOT
. m
A
T
e
RIAŁ
y
P
RASO
W
e
Nie wszystkie
uczelnie powinny
mieć możliwość
prowadzenia
studiów
prawniczych.
Prawnikiem zaś
naprawdę nie
musi zostawać
każdy, komu się to
zamarzy i kto ma
wystarczająco dużo
pieniędzy
EdukaCja
Poziom studiów prawniczych
wiali obowiązujący system edukacji przez
wiele lat bez zmian. No i stało się. W 1968 r.
Partia upomniała się o dzieci robotników
(np. zatrudnionego na etacie pracownika
fizycznego inżyniera) i chłopów (np. po-
siadających specjalistyczne gospodarstwo
rolne w postaci ogrodnictwa lub sadow-
nictwa). Uważano, że one mają gorzej niż
dzieci w rodzinach inteligencji pracują-
cej (np. kierowniczki sklepu spożywcze-
go o wykształceniu podstawowym) i osób
należących do tzw. inicjatywy prywatnej,
a więc rzemieślników i drobnych produ-
centów i usługodawców (np. furmanów
prowadzących konny przewóz węgla lub
mebli). Za udowodnione pochodzenie ro-
botnicze lub chłopskie można było otrzy-
mać preferencyjne punkty (w liczbie 5).
Byłem wtedy młodym asystentem
i z tej racji przez wiele lat pełniłem funk-
cję sekretarza komisji rekrutacyjnej na
studia prawnicze. Jeszcze dzisiaj po no-
cach śnią mi się koszmary z tym związa-
ne. Ciągle bowiem mam wątpliwości, czy
dzieci poklepywacza tyłów lub mechoop-
tyka bądź sekserki zasługują na punk-
ty dodatkowe. Też nie wiecie! No, bo to
nie jest takie proste. Poklepywacz tyłów
to nie jest ten, o kim myślicie, lecz czło-
wiek, który wykonuje ważne czynności
technologiczne w procesie produkcji lub
przetwarzania surowców i materiałów
włókienniczych. Natomiast mechoop-
tyk to po prostu facet, który obtyka domy
mchem, zaś sekserka dokonywała selekcji
drobiu. Były też punkty za dobre oceny
w szkole średniej i na maturze z przed-
miotów objętych egzaminem wstępnym
(w sumie 3 pkt). Wszystkie licea w mia-
steczkach wystawiały swoim uczniom
wyłącznie bardzo dobre oceny, aby po-
konać dzieci „miastowych”. Dlatego też
łącznie można było uzyskać 8 pkt dodat-
kowych, co przy 9 pkt uzyskanych z tytu-
łu zdania egzaminu wstępnego na trzy
oceny dobre, było dość szokujące i opła-
kane w skutkach. można było bowiem
dobrze zdać egzamin wstępny, lecz nie
mając punktów dodatkowych, nie do-
stać się na studia, na które przyjmowano
osoby, które uzyskały trzy oceny dosta-
teczne i korzystały z przywileju punktów
dodatkowych.
Sprawiedliwość przyszła dopiero wraz
z kolejną zmianą ustroju naszego pań-
stwa. Zniesiono egzaminy wstępne na
studia prawnicze. Stały się one dostęp-
ne dla wszystkich, którzy tego zapragną.
Dzisiaj liczą się oceny na świadectwie
dojrzałości i to też tylko z niektórych
przedmiotów. Uczelnie publiczne same
ustalają sobie limity przyjęć (poza uczel-
niami medycznymi) na studia stacjonar-
ne i niestacjonarne. W warunkach niżu
demograficznego są jednak szczęśliwe, że
mogą przyjąć wszystkich zgłaszających
się, a zwłaszcza tych, dla których studia
te wiążą się z odpłatnością za każdy se-
mestr. Pięknie, ale nie do końca.
Na studia prawnicze nie powinny być
przyjęte osoby, które wcześniej pasły byki
na farmie w Teksasie lub osiągały świa-
dectwo maturalne poza Polską, a teraz
za pieniądze swojej mamusi pragną na-
uczyć się tylko tego, jak bezkarnie robić
przekręty. Po co prawo ma studiować ten,
kto nie jest w stanie wymienić, poza „pa-
pugą” (adwokat) i sędzią, żadnego innego
zawodu prawniczego? Czy studia prawni-
cze są dla kogoś, kto nie potrafi wytłuma-
czyć motywów wyboru kierunku studiów
lub nie jest w stanie wymienić nazwi-
ska chociażby jednego znanego prawnika
(w przeszłości lub obecnie)? W walce kon-
kurencyjnej o studentów próbowano już
niemal wszystkiego, w tym „studiów na
żaglowcu”, studiów skróconych do 3 lat,
studiów odbywanych w systemie interne-
towym, studiów prowadzonych w filiach
zagranicznych. Na całe szczęście to się
nie udało. A i tak możliwości studiowania
w Polsce prawa są zbyt duże w porówna-
niu do tego, co wiele szkół, biorąc pod
uwagę jakość kadry nauczającej i mize-
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
4 / 8
prawnik
2–4 stycznia 2015 nr 1 (3894)
gazetaprawna.pl
rotę swoich bibliotek, może zapropono-
wać studentom. Nie wszystkie uczelnie
powinny więc mieć możliwość prowa-
dzenia studiów prawniczych. Kryteria
udzielania pozwoleń na uruchamianie
tego kierunku powinny mieć charakter
merytoryczny, nie zaś formalny.
Kanon i reszta
Istnieje prawdziwa przepaść między spo-
łecznym wyobrażeniem i oczekiwaniem
kierowanym pod adresem prawnika a tym,
co on tak naprawdę powinien wiedzieć
i sobą reprezentować. Ważny jest przeto
program nauczania na studiach praw-
niczych i formy jego realizacji. Nie ma
żadnego racjonalnego uzasadnienia dla
schematu myślowego, według którego
prawnikiem może być tylko ten, kto po-
trafi nauczyć się na pamięć wszystkich
kodeksów i „ma gadane” oraz „potrafi od-
wrócić kota ogonem”. Ze sztuką zapamię-
tywania tekstów łączy się przecież głów-
nie wiedza o tym, czy i w jakim akcie jest
unormowane dane zagadnienie. Podobnie,
jak w aktorstwie, liczy się przede wszyst-
kim zrozumienie i interpretacja tekstu,
nie zaś wykucie go na blachę.
W powojennych programach uniwer-
syteckiego nauczania prawa oparto się
na modelu praktykowanym przed wojną.
Ozdobiono je naturalnie obowiązkiem po-
znania marksizmu-leninizmu oraz ekono-
mii socjalizmu i filozofii marksistowskiej.
Na stacjonarnych studiach prawniczych
obowiązywały lektoraty (łacina, język ro-
syjski i język zachodni) oraz zajęcia z wy-
chowania fizycznego. Funkcjonowało
też obrośnięte już dzisiaj legendami stu-
dium wojskowe, gdzie rodziły się najlepsze
dowcipy na temat głupoty nauczających
tam oficerów. Na całe szczęście, nikt nie
wyrzucił wtedy z programu nauczania
prawa rzymskiego i historii prawa. Teo-
rię prawa wzbogacono o teorię państwa,
a prawo konstytucyjne nazwano prawem
państwowym. Dla podkreślenia odmien-
ności mechanizmów gospodarki plano-
wej wprowadzono przedmiot pod nazwą
prawo obrotu uspołecznionego, a potem
pojawiło się też prawo zarządzania go-
spodarką narodową. Niezwykle pojemne
stało się pojmowanie prawa finansowe-
go, bowiem w jego ramach znalazło się
nie tylko dawniejsze prawo skarbowe, lecz
także prawo celne i dewizowe, prawo ban-
kowe i ubezpieczeniowe, prawo finansowe
przedsiębiorstw uspołecznionych, a nawet
prawo karne skarbowe. Trzon stanowiło
jednak nauczanie tradycyjnych działów
prawa publicznego i prywatnego. Uzupeł-
niały go nie tylko tzw. przedmioty ideolo-
giczne, lecz także inne, bardzo potrzebne
w wykształceniu prawnika. Dzięki temu
można było poznać logikę i doktryny po-
lityczno-prawne oraz podstawy socjologii
i medycyny sądowej, a także kryminologię
i kryminalistykę.
Programy nauczania prawa były ujed-
nolicone w skali kraju. Gdy jednak w pań-
stwie powiało świeżym powietrzem de-
mokracji, uczelnie otrzymały możliwość
kształtowania własnych programów na-
uczania. Obok obowiązkowych przedmio-
tów zaliczonych do tzw. kanonu (jednoli-
tego dla wszystkich uczelni) można było
bowiem wprowadzać jako przedmioty
dodatkowe nauczanie np. prawa rolne-
go, prawa górniczego, prawa morskie-
go, prawa ochrony środowiska, prawa
autorskiego. Przegrali na tym studenci,
bowiem gwałtownie wzrosła liczba zajęć
i egzaminów. Osłabiła się przez to rów-
nież dyscyplina terminowego kończenia
studiów. Najwięcej szkód przyniosła jed-
nak próba skrócenia studiów prawniczych
do 4 lat. Wycofano się z niej dopiero po
upływie paru lat.
Zmiana ustroju politycznego zweryfi-
kowała programy nauczania prawa za-
równo na korzyść, jak i ze stratą. Korzyści
polegały na tym, że utrwalił się tradycyj-
ny trzon przedmiotów wymaganych na
studiach prawniczych, a jednocześnie
w miejsce nieaktualnych już meryto-
rycznie przedmiotów pojawiły się nowe
(np. prawo europejskie, prawo handlo-
we, prawo gospodarcze publiczne, prawo
ubezpieczeń społecznych, prawo peni-
tencjarne, prawo własności intelektu-
alnej itd.). Najbardziej zmienił się zakres
dawnego prawa finansowego. Wydzieliły
się z niego bowiem: prawo bankowe, pra-
wo ubezpieczeniowe, prawo celne, prawo
dewizowe, a potem zaczęły wyłaniać się
specjalizacje dotyczące prawa podatko-
wego i prawa finansowego samorządu
terytorialnego.
Wszystko można byłoby zatem oceniać
pozytywnie, gdyby nie to, że uczelnie uzy-
skały prawo do wprowadzania do pro-
gramów nauczania także przedmiotów
dodatkowych, zwanych monograficznymi
lub specjalizacyjnymi. Są one wybierane
przez studentów spośród pewnych ich
zestawów. Trzeba je zaliczyć w ustalonej
liczbie w formie egzaminu. W ten sposób
doszło ponownie do zwiększenia obciąże-
nia dydaktycznego studentów oraz liczby
składanych przez nich egzaminów. Zupeł-
nie niepotrzebnie. Prowadzenie wykładów
z przedmiotów dodatkowych powierzono
bowiem adiunktom, którzy wykładają na
ogół to, co napisali w swojej rozprawie dok-
torskiej. Są to zatem wykłady na jakiś wą-
ski temat, który nie zawsze dotyczy waż-
nego społecznie problemu. Wykładowcy
zwalniają studentów z obowiązku zali-
czenia przedmiotu w formie egzaminu,
zadawalając się ich fizyczną obecnością
na zajęciach. W taki sposób studia praw-
nicze mogłyby skończyć również sprzą-
taczki zatrudnione na wydziałach prawa.
W nielicznych szkołach prawa pomy-
ślano tymczasem o potrzebie zwiększenia
wiedzy ekonomicznej i politologicznej
wśród studentów prawa, a także o tym,
że nie powinna być im obca znajomość
retoryki i public relations. Nade wszystko
jednak współczesne wykształcenie praw-
nicze nie może być zamknięte na zna-
jomość problemów wynikających z no-
wych odkryć i osiągnięć w medycynie
oraz w technice (informatyce), a także ze
wszystkiego, co niesie ze sobą globaliza-
cja i internacjonalizacja. W toku studiów
prawniczych nie powinno też zabraknąć
obowiązkowych praktyk zawodowych re-
alizowanych w organach wymiaru spra-
wiedliwości i w administracji publicznej.
To jednak nie studenci powinni szukać
sobie możliwości odbywania praktyk za-
wodowych. Od tego jest szkoła wyższa
prowadząca studia prawnicze.
Nauczać to jedno. Ważne jest jednak
i to, komu można i należy powierzyć na-
uczanie prawa oraz w jaki sposób to czy-
nić. Tylko pozornie problem wydaje się
być rozwiązany, skoro uczelnie zatrudnia-
ją nauczycieli akademickich piastujących
powierzone im stanowiska akademickie
zgodnie z ustawowymi wymaganiami.
To prawda, lecz jako to wygląda w prak-
tyce? Źle. Osoba z tytułem naukowym
(tzw. belwederskim) profesora jest po-
trzebna uczelni przede wszystkim po to,
aby mogła ona wykazać się posiadaniem
wymaganego na danym kierunku tzw.
Krok do przodu, a potem dwa wstecz
Jeśli profesor tytularny nie ma ochoty
prowadzić zajęć dydaktycznych, a nie
osiągnął jeszcze wieku emerytalnego, to nikt
nie może pozbawić go zatrudnienia
na uczelni. Z tego przywileju korzysta wielu
profesorów. Na sali wykładowej pojawiają
się tylko wtedy, gdy muszą zamanifestować
swoją obecność pośród żywych
FOT
.
G
e
TT
y
I
ma
G
e
S
minimum kadrowego. Profesor tytularny
przydaje się także wówczas, gdy trzeba
utworzyć instytut lub katedrę oraz po-
wierzyć komuś jej kierownictwo. Rek-
torem lub dziekanem wydziału nieko-
niecznie musi być już profesor tytularny.
Do kierowania zakładami lub katedrami
(w roli p.o.) wystarczy już posiadanie stop-
nia naukowego doktora habilitowanego
i to też nie zawsze. Jeśli profesor tytular-
ny chce i może jeszcze prowadzić zajęcia
dydaktyczne, to niech je prowadzi. ale
jeśli nie zechce tego czynić, a nie osią-
gnął jeszcze wieku emerytalnego, to nikt
go nie może pozbawić zatrudnienia na
uczelni. Z tego przywileju korzysta bar-
dzo wielu profesorów. Na sali wykładowej
pojawiają się rzadko i to tylko wtedy, gdy
muszą zamanifestować swoją obecność
pośród żywych. Wielu profesorów pełni
bowiem funkcje publiczne lub wykonuje
zawody prawnicze, co w sposób naturalny
oddala ich od sal wykładowych.
Natomiast profesorowie powoływa-
ni przez własne uczelnie do piastowa-
nia funkcji profesorów nadzwyczajnych
(tzw. profesorowie uczelniani) chętnie
obejmują wakaty lub miejsce po swoich
mistrzach bądź wykłady. Niepokoić musi
jednak to, że są to osoby, które nie mają
jeszcze znaczącego dorobku naukowego,
a w dydaktyce idą na skróty, bowiem nie
wykładają historii danej instytucji oraz nie
przedstawiają jej funkcjonowania w prak-
tyce. Często też nie widzą i nie chcą jej
widzieć w szerszym tle porównawczym,
społecznym, ekonomicznym, politycznym.
Ograniczają się natomiast do prezentacji
obowiązujących przepisów prawnych, czę-
sto nie wspominając nawet o tym, że mają
one ulec zmianie w najbliższym czasie.
Kalectwo! Jego ofiarami są studenci. Spada
też prestiż naukowców wśród praktyków.
Przykładów patologii nauczania prawa
jest zresztą dużo więcej. Ćwiczenia pro-
wadzą doktoranci, chociaż nie mają oni
żadnego przygotowania merytorycznego
i pedagogicznego, a często także czasu
i chęci na prowadzenie zajęć ze studen-
tami. Odrębny problem stanowią prace
magisterskie. Studenci masowo dopusz-
czają się plagiatów lub wręcz kupują sobie
gotowe już prace napisane na tej samej
lub innej uczelni. Ci zaś, którzy starają
się napisać je samodzielnie, nie muszą
wkładać w to zbyt wiele wysiłku, bo nie-
wiele się od tych prac wymaga. Uczelni
zależy na tym, aby jak najszybciej pozbyć
się studentów, którzy nie płacą za studia.
Recepta
Reasumując, stwierdzam więc, że:
■
■
w nowych warunkach ustrojowych nie
zmniejsza się rola prawa ani zapotrze-
bowanie na kadry prawnicze;
■
■
przyszłych prawników trzeba kształ-
cić zarówno w oparciu o tradycyjne
wzorce, jak i z uwzględnieniem no-
wych warunków i z wykorzystaniem
nowoczesnych technologii;
■
■
nie każdy, kto pragnie zostać prawni-
kiem, musi nim zostać, bo nie każdy
ma ku temu odpowiednie predyspo-
zycje (umiejętności intelektualne oraz
właściwości etyczne);
■
■
należy zwiększać znajomość prawa
wśród nieprawników, rozwijając studia
podyplomowe oraz organizując różne
szkolenia zawodowe;
■
■
programy nauczania prawa trzeba
zdecydowanie odchudzić, zwiększa-
jąc rolę przedmiotów stricte prawni-
czych, wzbogaconych bardziej o nie-
zbędne przedmioty nieprawnicze niż
o sztucznie tworzone przedmioty spe-
cjalizacyjne;
■
■
prawa powinni nauczać tylko ci, któ-
rzy znają jego istotę w sposób wszech-
stronny (historia, teoria, prawo obce,
praktyka);
■
■
w toku studiów prawniczych trzeba
organizować obowiązkowe praktyki
zawodowe oraz wymianę zagranicz-
ną studentów.
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
5 / 8
C6
– sędziów Trybunału Konstytucyjne-
go, nie przyciągały uwagi opinii pu-
blicznej, odbywały się szybko, bez dys-
kusji, wyłącznie w ramach procedur
parlamentarnych. W tym samym cza-
sie wszelkie inne wybory do organów
władzy ustawodawczej i wykonawczej
skupiały uwagę mediów, wywoływa-
ły ożywione dyskusje i były przyczyn-
kiem do dokładnego prześwietlania
kandydatów.
Zaczęło się zatem od Obywatelskiego
Monitoringu Kandydatów na Sędziów
(OMKS), w ramach którego koalicja or-
ganizacji pozarządowych (INPRIS, Hel-
sińska Fundacja Praw Człowieka i Sekcja
Polska Międzynarodowej Komisji Praw-
ników, w pierwszych latach Fundacja im.
Stefana Batorego) od 2006 r. przygląda się
wyłanianiu sędziów TK. Monitorowaliśmy
jednak także wybory RPO i GIODO (z fun-
dacją Panoptykon), a Fundacja Helsińska
z Fundacją FOR monitorowały wybory
prokuratora generalnego. Na podobne
projekty czekają także inne stanowiska.
Ekspresowe wybory
Czy można w sześć dni, bez publicznej
debaty i szczegółowych danych o kandy-
dacie, wybrać sędziego Trybunału Konsty-
Jeśli kandydat
na GIODO czy
sędziego Trybunału
Konstytucyjnego
odmawia poddania
się społecznemu
monitoringowi,
argumentując, że
taka procedura
nie ma podstawy
prawnej, daje wyraz
swojemu stosunkowi
do obywateli, którym
ma służyć
FOT
. J
a
C
e
K
Tu
R
CZ
y
K
/P
a
P
Kim jest X? Wybór pod społeczną kontrolą
FOT
.
W
O
JT
e
K
G
ó
RSKI
Łukasz
Bojarski
prezes iNPris
– instytutu Prawa
i społeczeństwa,
członek krajowej rady
sądownictwa
powołany przez
prezydenta rP
W
łaśnie rozpo-
częty 2015 r. to
nie tylko rok
wyborów pre-
z yd e n c k i c h
i parlamentar-
nych, o których
mówi się nieustannie, ale i rok wybo-
rów, powołań, nominacji na wiele innych
istotnych funkcji publicznych, które, nie-
słusznie, przyciągają mniejszą (a czasem
niemal żadnej) uwagę opinii publicznej
i mediów. W ciągu najbliższych 12 mie-
sięcy powołani zostaną m.in. nowy gene-
ralny inspektor ochrony danych osobo-
wych (dymisję poprzedniego zatwierdził
dwa tygodnie temu parlament), nowy
rzecznik praw obywatelskich (kadencja
RPO kończy się w lipcu), nowi sędziowie
Trybunału Konstytucyjnego (w 2015 r.
upływa kadencja pięciorga sędziów TK).
W grudniu Sejm i Senat przyjęły dy-
misję generalnego inspektora ochrony
danych osobowych. Doktor Wojciech
Wiewiórowski złożył rezygnację w związ-
ku z wyborem na stanowisko zastępcy
europejskiego inspektora danych. Od
19 grudnia, kiedy decyzję podjął Senat,
biegnie 21-dniowy termin na wskazanie
kandydatów na zwolnione stanowisko
(a zatem upływa on 9 stycznia). Pomimo
że o odejściu Wiewiórowskiego wiado-
mo od końca października, nie znamy
kandydatów na jego następcę. Pewnie
poznamy ich dopiero po 6 stycznia, czyli
w ostatniej chwili. I choć jest to zgodne
z prawem, to utrudnia publiczną debatę
nad poszczególnymi kandydaturami oraz
społeczną kontrolę procesu wyborów.
Kontrolą taką zajmuje się od 2006 r.
projekt OMX – Obywatelski Monito-
ring wyborów na ważne stanowiska
(w miejsce X można wstawić kandy-
datów na różne stanowiska). Program
zrodził się z faktu, że wybory na jedne
z najważniejszych funkcji w państwie
„Przy okazji pierwszych wyborów do TK, od roku
1985 począwszy, nie było praktyki zarówno prze-
słuchań kandydatów przed komisją sejmową,
jak i debat plenarnych nad kandydatami. Kan-
dydatów proponowało tylko prezydium Sejmu,
a opiniował Konwent Seniorów. Informacje
o kandydatach to króciutkie notki zawierające
informację o dacie urodzenia, zawodzie i peł-
nionej funkcji. Opiniowanie miało czysto for-
malny charakter, a głosowań nie poprzedzała
dyskusja, odbywały się en bloc nad wszystkimi
kandydatami. Odpowiedni fragment protoko-
łu z posiedzenia Sejmu (w sumie ok. pół strony)
dziś brzmi wręcz humorystycznie: »Stwier-
dzam, że przedstawione kandydatury odpo-
wiadają wymogom przewidzianym w ustawie
o Trybunale Konstytucyjnym. Czy w powyż-
szej sprawie ktoś pragnie zabrać głos oraz czy
są uwagi do przedstawionych kandydatur? Nikt
się nie zgłasza. [...] Wybór odbywa się łącznie,
chyba że Sejm postanowi inaczej. [...] Kto z Oby-
wateli Posłów jest za wnioskiem w sprawie
wyboru Trybunału Konstytucyjnego w propono-
wanym składzie – zechce podnieść rękę. Dzię-
kuję. Kto jest przeciw? Nikt. Kto się wstrzymał
od głosowania? Nikt. Stwierdzam, że Sejm Pol-
skiej Rzeczpospolitej Ludowej, na podstawie [...]
dokonał wyboru na członków Trybunału Konsty-
tucyjnego«.
(…)
„W II kadencji Sejmu (1993 r.) rozpoczynając punkt
posiedzenia Komisji Sprawiedliwości dotyczący
opiniowania kandydatów na prezesa, wicepreze-
sa oraz sędziów TK prowadzący posiedzenie poseł
Aleksander Bentkowski, przewodniczący Komisji,
stwierdził: »Od razu na początku pragnę zazna-
czyć, że my oceniamy tylko formalnie, tzn. kan-
dydat ma kwalifikacje, czy nie ma kwalifikacji.
Żadnych pytań pod kątem tego, czy się kandy-
dat nadaje czy się nie nadaje. Już w zeszłym roku
mieliśmy taki problem i próbowaliśmy rozważać
pod tym kątem, ale o tym w głosowaniu decyduje
Sejm«. Wzbudziło to wątpliwości posłów, natych-
miast jednak rozwiane przez przewodniczącego.
Warto przytoczyć fragment wymiany zdań na ten
temat: Poseł Lidia Błądek: Ja mam pytanie, czy ci
kandydaci są na sali? Czy pan przewodniczący nie
uważa, że jednak powinni się spotkać z Komisją?
Poseł Aleksander Bentkowski: Nie uważam tak,
ponieważ moglibyśmy tylko na nich popatrzeć,
bez żadnych dodatkowych pytań, a na to szkoda
ich fatygować.”
Żródło: Ł. Bojarski, Wybory sędziów do Trybunału
Konstytucyjnego, INPRIS, Warszawa 2010.
Trochę historii
Sejm podczas grudniowego głosowania odwołał Wojciecha Wiewiórowskiego z funkcji generalnego inspektora ochrony danych osobowych
Opinie
Okiem obywatela
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
6 / 8
tucyjnego, który będzie przez 9 lat orzekał
o najważniejszych sprawach w państwie?
Można!
Zdarzało się (zob. tabelka), że w ramach
procedury parlamentarnej poszczegól-
ne tury wyborów sędziów trwały od sze-
ściu, siedmiu, ośmiu dni, do kilku tygodni
(tyle dni upływało między ogłoszeniem
nazwisk kandydatów a głosowaniem
przez Sejm). Jeśli Sejm na podjęcie decy-
zji ma kilka dni, informacja o kandyda-
tach ogranicza się do jednostronicowej
notatki, a opiniowanie kandydatów przez
sejmową komisję odbywa się w głosowa-
niu en bloc nad wszystkimi ubiegającymi
się, trudno mówić o jakiejkolwiek debacie
publicznej nad kandydatami czy o wybo-
rze opartym na wiedzy o kompetencjach
i doświadczeniu kandydata. Oczywiście
niektórzy kandydaci są dobrze znani, cie-
szą się zawodową renomą, ale są i tacy,
których opinia publiczna poznaje dopiero
w momencie ogłoszenia ich kandydatur.
Stąd tak ważne jest, by, obecnie dotyczy to
wyborów GIODO, nazwiska kandydatów
znać odpowiednio wcześnie.
Celem Obywatelskiego Monitorin-
gu Kandydatów na ważne stanowiska
w państwie jest z jednej strony śledze-
nie procedur parlamentarnych – po to,
by wiedzieć, jak w szczegółach wygląda
wybieranie i powoływanie poszczegól-
nych osób. Z drugiej strony organizacje
monitorujące prowadzą wiele działań
własnych, które w zamyśle mają wypeł-
nić istniejącą lukę związaną z niewielką
wiedzą o kandydatach.
Monitoring krok po kroku
Przed wyborami w imieniu koalicji or-
ganizacji wysyłane są listy do szefów
klubów parlamentarnych i marszałka
Sejmu (marszałek lub grupa posłów
mogą zgłaszać kandydatów) z prośbą
o jak najszybsze poinformowanie o tym,
kto jest kandydatem na dane stanowi-
sko. W momencie oficjalnego ogłoszenia
kandydatur w konkretnych wyborach
przedstawiciele projektu OMX kon-
taktują się z kandydatami, informując
o celu i założeniach projektu oraz pro-
sząc o spełnienie oczekiwań dotyczą-
cych zbierania informacji o kandydatach
i uczestnictwa w swoistym „wysłucha-
niu publicznym”.
Opracowaliśmy ankietę dla kandy-
datów (modyfikowaną w zależności od
stanowiska), o wypełnienie której pro-
simy osoby zgłaszane przez kluby po-
selskie. Jest tam około 25 pytań (zob.
fragment ankiety dla kandydatów) do-
tyczących m.in. przygotowania zawodo-
wego i kompetencji prawniczych (w tym
dotyczących prawa konstytucyjnego
w przypadku TK, ochrony praw czło-
wieka w przypadku RPO czy ochrony da-
nych osobowych w przypadku GIODO),
sprawowania funkcji publicznych, dzia-
łalności społecznej i politycznej, poten-
cjalnego konfliktu interesów (udział
w uchwalaniu prawa, lista instytucji
i podmiotów, którym kandydat doradzał,
praca w firmach lobbingowych itp.), ale
także toczących się przeciwko kandy-
datowi postępowań czy stanu zdrowia.
Na podstawie wypełnionego przez
kandydata kwestionariusza i innych
materiałów przekazanych przez kan-
dydatów (najczęściej życiorys i lista pu-
blikacji, czasem artykuły, ekspertyzy,
opinie) oraz badań własnych (kweren-
dy biblioteczne, badania w internecie)
opracowujemy profil kandydata zawie-
rający informacje ważne z punktu wi-
dzenia wyborów i kryteriów, jakie muszą
być spełniane przez osobę sprawującą
dane stanowisko.
Jeśli czas na to pozwala (w przypad-
ku wyborów trwających kilka dni jest to
mało realne) organizujemy wysłuchanie
kandydatów, na które zapraszamy przed-
stawicieli organizacji pozarządowych,
środowisk prawniczych i mediów. Pod-
czas spotkania kandydaci odpowiadają
na pytania uczestników.
Równolegle, na bieżąco monitorowa-
ne są kolejne procedury parlamentarne,
w tym publikacja druków sejmowych,
przebieg posiedzeń odpowiednich ko-
misji sejmowych (najczęściej Sejmowej
Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowie-
ka) i głosowania.
Kim jest X? Wybór pod społeczną kontrolą
Wszelkie działania koalicji organiza-
cji pozarządowych są dokumentowane
i publiczne, można je znaleźć w opubli-
kowanych raportach i na stronie projektu
(omx-monitoring, inpris.pl). Są tam in-
formacje o podejmowanych działaniach,
profile kandydatów, część przekazanych
przez nich materiałów czy relacje z wy-
słuchań publicznych.
Co na to kandydaci
Warto zaznaczyć, że w ramach prowa-
dzonych od 2006 r. działań monitoro-
wane były wybory wszystkich obecnych
sędziów TK. Kandydaci do trybunału
zgłaszani przez kluby poselskie (tak-
że osoby niewybrane) w znakomitej
większości rozumieli tę demokratycz-
ną inicjatywę – przekazywali swo-
je życiorysy i listy publikacji, wypeł-
niali kwestionariusz kandydata, brali
udział w publicznym wysłuchaniu i od-
powiadali na pytania przedstawicieli
organizacji społecznych oraz mediów,
wielokrotnie publicznie wypowiadali
się pozytywnie o monitoringu. Także
w przypadku wyborów RPO i GIODO
spotkaliśmy się z życzliwą reakcją kan-
dydatów – zarówno prof. Irena Lipo-
wicz, jak i dr Wojciech Wiewiórowski
poddali się monitoringowi, przekaza-
li dokumenty na swój temat i wzięli
udział w publicznym wysłuchaniu. Na
przestrzeni lat tylko dwie osoby spośród
kandydatów do TK oraz jedna kandydat-
ka na RPO wyraźnie odmówiły brania
jakiegokolwiek udziału w projekcie (jed-
na z tych osób, dwukrotna kandydat-
ka do TK, podczas kolejnych wyborów
ostatecznie przekazała życiorys i listę
publikacji).
Jeśli kandydat/ka argumentuje, że spo-
łeczny monitoring nie ma podstawy praw-
nej, a on/a bierze udział tylko w procedu-
rach oficjalnych, to daje wyraz swojemu
stosunkowi do obywateli, którym ma
służyć. Z monitoringiem wiążą się jed-
nak różne wątpliwości i problemy, któ-
re wymagają poważnego odniesienia się.
Wskażę kilka. Niektórzy z kandydatów
są związani lub współpracowali kiedyś
z monitorującymi organizacjami. Jako że
organizacje te działają w obszarze prawa,
praw obywatelskich, jest to rzecz zrozu-
miała. Ważne zatem, by działalność taka
nie nosiła znamion lobbingu czy rzecznic-
twa na rzecz określonych osób, by wszyst-
kich kandydatów traktować jednakowo
(niezależnie od tego, przez kogo zostali
zgłoszeni, i czy są znani osobom z orga-
nizacji prowadzących monitoring).
Kolejne zagadnienie jest bardziej
subtelne i złożone. Chodzi o świato-
pogląd bliski organizacjom monito-
rującym i „sprawdzanie” kandydatów
pod tym kątem. Osobiście uważam, że
organizacje organizujące monitoring
powinny same zachować w tej mierze
umiar, raczej informować niż oceniać.
Natomiast powinny stwarzać szansę
zadawania wszystkich pytań innym za-
interesowanym, którzy wezmą udział
np. w wysłuchaniu publicznym. Wy-
rażanie przez kandydatów (zwłaszcza
na sędziów) opinii na temat różnych
szczegółowych kwestii jest zresztą za-
gadnieniem wymagającym pogłębionej
refleksji, niektórzy śmiało odpowiadają,
inni odmawiają twierdząc, że nie chcą
się wypowiadać w sprawie, jaka może
zawisnąć przed trybunałem czy urzę-
dem, do którego aplikują.
Co się zmieniło
Z jednej strony można powiedzieć, że
obywatelski monitoring wyborów na
ważne stanowiska w państwie staje się
powoli normą, wzbudza coraz mniej
wątpliwości czy obaw, docenia się jego
rolę. Mam przekonanie (poparte wyni-
kami badań nad wyborami sędziów TK
od początku jego istnienia w 1985 r.), że
prowadzenie monitoringu wyborów sę-
dziów od 2006 r. przyniosło pozytywne
zmiany. Coraz częściej komisje sejmowe
opiniują kandydatów po ich wysłucha-
niu, a opiniowanie ma bardziej meryto-
ryczny, a nie tylko formalny charakter
(choć ciągle zdarza się nieuzasadnione
głosowanie en bloc, a nie nad poszcze-
gólnymi kandydatami). Gromadzenie
i upublicznianie informacji o kandy-
datach sprzyja bardziej szczegółowej
dyskusji na ich temat (choć informacje
o kandydatach zawarte w drukach sej-
mowych są nadal skromne). Działania
monitoringowe, zaangażowanie mediów,
szczegółowe przyglądanie się kandyda-
tom i obnażanie ich braku kompetencji
czy wskazywanie innych przeszkód pa-
rokrotnie doprowadziło do wycofania
kandydatów przez partie polityczne. Od
rozpoczęcia programu media przejawiają
coraz większe zainteresowanie wybora-
mi – tworzą „giełdę nazwisk”, informują
o sylwetkach kandydatów, przeprowa-
dzają z nimi wywiady.
A co wymaga zmian
Czy to wystarczy? Z jednej strony par-
tie polityczne wiedzą, że każdy zgłoszo-
ny kandydat będzie poddany społecz-
nemu monitoringowi i w konsekwencji
z większym namysłem wysuwają kan-
dydatury. Z drugiej strony nadal proce-
dury wskazania i wyboru kandydatów
odbywają się zbyt szybko, w pośpiechu,
bez należytej refleksji. Na podstawie
doświadczeń z prowadzenia od 2006 r.
monitoringu wyborów sędziów TK (a tak-
że badań INPRIS) organizacje działające
w OMX sformułowały wiele propozycji
zmian praktyki sejmowej czy przepisów
prawa. Wśród postulatów znalazły się:
znaczne wydłużenie procesu wyborów
i dokładne planowanie kalendarza wybo-
Ile trwał wybór obecnych sędziów TK
Rok i tura
wyborów
do TK
Ogłoszenie
kandydatur
przez marszałka
Sejmu
Głosowanie
nad wyborem
sędziów
przez Sejm
Razem dni
między dniem
ogłoszenia a dniem
głosowania
2006 (I)
10 X
27 X
16
2006 (II)
9 XI
17 XI
7
2006 (III)
1 XII
8 XII
6
2007 (I)
18 IV
27 IV
8
2007 (II)
23 XI
18 XII
24
2008
21 V
13 VI
22
2010 (I)
9 II
4 III
22
2010 (II)
8 IV
6 V
27
2010 (III)
5 XI
26 XI
20
2011 (I)
7 XII
5 I
28
2011 (II)
29 IV
27 V
27
2012
26 VI
13 VII
16
Oprac. Łukasz Bojarski, INPRIS
1. Dane osobowe kandydata (imię
i nazwisko, data i miejsce urodzenia,
miejsce zamieszkania, stan cywilny).
WersjA GIODO
4. Informacje potwierdzające doświad-
czenie, osiągnięcia i status zawodowy
lub naukowy Kandydata jako specjalisty
(znawcy) w dziedzinie ochrony danych
osobowych, ze szczególnym uwzględ-
nieniem funkcji lub doświadczeń za-
wodowych, które w opinii kandydata
stanowią adekwatne doświadczenie
z punktu widzenia zakresu ustawowych
kompetencji i zadań GIODO (zgodnie
z art. 8 ust. 3 ustawy z 29 sierpnia 1997 r.
o ochronie danych osobowych na stano-
wisko GIODO może być powołana tylko
osoba, która posiada wyższe wykształ-
cenie prawnicze oraz odpowiednie do-
świadczenie zawodowe).
5. Opracowane przez kandydata
w ciągu ostatnich 10 lat opinie lub eks-
pertyzy, których przedmiotem były:
a) zagadnienia z obszaru ochrony danych
osobowych lub prawa do prywatności;
b) prawo Unii Europejskiej bądź
umowy międzynarodowe z zakresu
ochrony danych osobowych lub prawa
do prywatności;
c) wykorzystywanie nowych techno-
logii do przetwarzania informacji,
w tym danych osobowych.
WersjA TK
5. Dziedzina (gałąź) prawa, w której
kandydat uznaje się za specjalistę
(kandydat musi być „osobą wyróżnia-
jącą się wiedzą prawniczą” – art. 194
ust. 1 konstytucji).
8. Czy kandydat kiedykolwiek opra-
cowywał na piśmie opinie lub
ekspertyzy prawne, których przed-
miotem byłaby analiza prawna
Konstytucji lub analiza prawna prze-
pisów prawnych, w świetle norm,
zasad lub wartości konstytucyjnych?
Czy kandydat występował w jakiej-
kolwiek roli przed Trybunałem
Konstytucyjnym? Czy kandydat
prowadził sprawy, w których była
doniosła problematyka konstytucyj-
na?
16. Lista organów państwa i innych
instytucji publicznych, podmiotów
gospodarczych np. spółek prawa han-
dlowego, którym kandydat doradzał,
na których rzecz sporządzał eksperty-
zy lub opinie.
23. W związku z tym, że stan zdrowia
kandydata jest ustawową przesłan-
ką warunkującą objęcie stanowiska
sędziego TK, a także może być przy-
czyną odwołania sędziego z pełnie-
nia funkcji, prosimy o informację, czy
kandydat dysponuje aktualnym orze-
czeniem lekarskim dopuszczającym
do wykonywania pracy na stanowi-
sku sędziego.
24. Czy toczą się przeciwko kandyda-
towi postępowania prokuratorskie,
karno–administracyjne, dyscyplinar-
ne lub sądowe (jeżeli tak, to jakie i co
jest ich przedmiotem)?
Przykładowe pytania i zagadnienia z kwestionariusza
dla kandydata (OMX GIODO oraz OMX TK)
Dokończenie na str. 8
prawnik
2–4 stycznia 2015 nr 1 (3894)
gazetaprawna.pl
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
7 / 8
Opinie
Gdybym mógł zmienić jeden przepis…
C8
Dokończenie ze str. 7
■
Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl
■
Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska
■
Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki, Marek Tejchman
■
Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska,
Elżbieta Pietrak, Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska
■
Redaguje: Ewa Szadkowska
■
Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz
■
Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):
Dyrektor Centrum Reklamy: Katarzyna Jasińska-Szulc
■
Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz
■
Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24
Ułatwiłbym ściganie bezprawnego
prowadzenia działalności bankowej
prof. nadzw.
dr hab.
piotr Zapadka
adwokat,
prodziekan WPiA
UKSW
G
dybym mógł zmienić
jeden przepis, dokonał-
bym nowelizacji art. 171
ust. 1 i ust. 3 ustawy
z 29 sierpnia 1997 r. – Prawo ban-
kowe. Pozwala on nałożyć karę
grzywny do 5 mln zł i karę pozba-
wienia wolności do lat 3 na osobę,
która bez zezwolenia prowadzi
działalność polegającą na groma-
dzeniu środków pieniężnych innych
osób fizycznych, prawnych lub
jednostek organizacyjnych nie-
mających osobowości prawnej
w celu udzielania kredytów, po-
życzek pieniężnych lub obciąża-
nia ryzykiem tych środków w inny
sposób. W praktyce przepis ten
zawiera sankcje karne za bezpraw-
ne prowadzenie działalności ban-
kowej. Dzisiejsze brzmienie tego
przepisu stwarza jednak realne
trudności w formułowaniu przez
prokuratorów aktów oskarżenia
przeciwko działalności tzw. para-
banków. Niedookreślona koncep-
cja obciążania ryzykiem w inny
sposób środków pieniężnych po-
wierzonych przez klientów para-
bankom, wespół z konstrukcją
domniemania niewinności oraz
domniemania legalności działal-
ności przedsiębiorców powoduje,
że parabanki oraz ich obrońcy
mogą w skuteczny sposób dowo-
dzić, iż do bezprawnego prowa-
dzenia działalności bankowej nie
doszło, zaś ewentualne straty
klientów tych przedsiębiorców
mogą łączyć się z uszczerbkiem
reputacyjnym naszego państwa.
Wskazany przepis, z uwagi na
dynamikę zmian na rynku fi-
nansowym, potrzeby w zakresie
ochrony klientów instytucji fi-
nansowych oraz dbałość o kwe-
stie wizerunkowe państwa, wy-
maga szybkiej zmiany. Bez jego
korekty jedyne realne mechani-
zmy prawne, jakie pozostaną pań-
stwu dla celów przeciwdziałania
bezprawnemu funkcjonowaniu
parabanków, to wpisanie takiego
podmiotu na prowadzoną przez
Komisję Nadzoru Finansowego
listę ostrzeżeń publicznych (z tym
zastrzeżeniem, że nie jest ona
studiowana przez masowego od-
biorcę, a tym samym nie realizuje
celów „wczesnego ostrzegania”
przed zagrożeniami) albo wszczę-
cie postępowania przez prezesa
Urzędu Ochrony Konkurencji
i Konsumentów (o ile wystąpi
podejrzenie naruszenia przez
parabank zbiorowych interesów
konsumentów). Na tym tle sku-
teczność działań państwa musi
być wzmocniona przez przywo-
łaną korektę art. 171 ust. 1 i ust. 3
ustawy – Prawo bankowe.
Oprac. PB
▪ wnikliwe komentarze
i opinie prawniczych
autorytetów
▪ orzeczenia sądów
▪ projekty ustaw
▪ trendy na rynku
prawniczym
▪ aktualne informacje
dla każdej z korporacji
prawniczych
Sprawdź
www.prawnik.pl
SERWIS DLA PRAWNIKÓW
aUtOPrOmOcja
rów; przedstawianie szerszej informacji
o kandydatach, ich kompetencjach, poten-
cjalnym konflikcie interesów itp.; rzeczy-
wiste, a nie symboliczne, przesłuchania
kandydatów organizowane przez komisje
sejmowe; głosowanie przez komisje nad
poszczególnymi kandydatami, a nie en
bloc; zapewnienie udziału w procedurze
wyłaniania kandydatów opiniotwórczym
gremiom prawniczym (zarówno prakty-
ków, jak i naukowców); zachęta do udziału
w procedurze wyborów, dyskusji publicz-
nej na temat kandydatów dla organizacji
społecznych i mediów (wysłuchania pu-
bliczne, wywiady, debaty). Z satysfakcją
przyjęliśmy, że część z tych postulatów
została uwzględniona w projekcie zmian
ustawy o trybunale Konstytucyjnym, któ-
ry obecnie znajduje się w Sejmie. Przewi-
duje on między innymi wydłużenie pro-
cedury wyborów i udział we wskazywaniu
kandydatów na kandydatów dla gremiów
prawniczych. Nie mają one głosu decy-
dującego. O tym, kto zostanie oficjalnie
kandydatem na stanowisko sędziego, de-
cydowałyby nadal kluby poselskie i prezy-
dium Sejmu. jednak poszerzenie udziału
w procedurze wyborów gremiów nie po-
litycznych, a fachowych, zwiększa szansę
na wybór osób o najwyższych kwalifika-
cjach prawniczych.
W dyskusjach dotyczących monitoro-
wania wyborów, powołań, nominacji na
ważne stanowiska w państwie rozważa-
liśmy monitorowanie różnych procedur.
Na pewno naszym celem jest także mo-
nitorowanie wyborów polskich sędziów
do trybunałów międzynarodowych – Eu-
ropejskiego trybunału Praw człowieka
w Strasburgu i trybunału Sprawiedliwo-
ści Unii Europejskiej w Luksemburgu. ale
rozważenia wymaga także potencjalny
udział organizacji społecznych w pro-
cedurze nominacyjnej do sądów krajo-
wych, od rejonowego po Sąd Najwyższy
czy Naczelny Sąd administracyjny (choć
jest to temat na osobny tekst, bowiem tu
nie politycy, lecz inne gremia odgrywają
kluczową rolę).
Poza sądami warto rozważyć monito-
ring procedur wyborczych na stanowiska
w instytucjach niezależnych, jak Najwyż-
sza Izba Kontroli, Narodowy Bank Polski,
Krajowa rada radiofonii i telewizji i inne.
Wszędzie tam, gdzie kompetencje kandy-
datów mają kluczowe znaczenie, gdzie
wybór jest polityczny i politycy mogą czuć
pokusę obsadzania stanowisk wedle klu-
cza innego niż klucz kompetencji i mo-
rale. tak naprawdę obywatele powinni
się interesować wyborem na wszystkie
kluczowe stanowiska w państwie, czy to
na poziomie centralnym, czy lokalnym.
Do tego też zachęca nasza inicjatywa, jed-
nym z jej celów jest inspirowanie innych
do podobnych działań.
Na nowy rok
Zanim jednak zaczniemy monitorować
kolejne wybory i nominacje, pamiętajmy,
że w najbliższych dniach mamy wybory
GIODO. jakie są zatem nasze noworoczne
życzenia? Żeby – a dotyczy to nie tylko tych
wyborów, ale i wszystkich innych – kandy-
data/kandydatów zgłoszono z odpowied-
nim wyprzedzeniem, które stworzy możli-
wość publicznej dyskusji; żeby przekazano
o kandydatach pełną, a nie lakoniczną in-
formację; żeby media szczegółowo śledziły
proces wyborów i sprawdziły kompetencje
zgłoszonych osób; żeby sami kandyda-
ci z otwartą przyłbicą poddali się moni-
toringowi, przekazali materiały na swój
temat, wypełnili kwestionariusz, wzięli
udział w wysłuchaniu publicznym; żeby
wysłuchanie przed komisjami sejmowymi
nie było czczą formalnością, lecz meryto-
rycznym spotkaniem, podczas którego
kandydat może się zaprezentować.
jak zawsze najbliższe wybory będą
testem dla polityków, dla władzy, dla
samych kandydatów – czy są gotowi
na transparentny, publiczny proces po-
wołania, na społeczną kontrolę. miejmy
nadzieję, że wszyscy przejdą ten test po-
myślnie.
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
8 / 8