GETT
Y
IMA
GES
W zasadzie
najgorsze, co
można usłyszeć
o nowym
ministrze
sprawiedliwości,
to to, że nie
ma wyrazistej
osobowości,
naturalnej
charyzmy
ani daru
oratorskiego
urodzonego
lidera. Jest
po prostu
tak fachowy
i przyzwoity,
że aż nudny
prawnik
Piątek – niedziela | 3–5 października 2014
Pan
Krawatka
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
1 / 8
C2
sylwetka
Cezary Grabarczyk
niem formacyjnym dla dwudziestopa-
roletnich łódzkich aktywistów stał się
spontaniczny strajk przeciwko wpro-
wadzeniu stanu wojennego, który wy-
buchł 14 grudnia w budynku Wydziału
Prawa i Administracji, a więc w dzień
po pierwszych aresztowaniach działa-
czy opozycji. Kiedy następnego dnia at-
mosfera wokół budynku robiła się coraz
bardziej napięta za sprawą pojawienia
się funkcjonariuszy ZOMO w pełnym
bojowym rynsztunku, ówczesny biskup
i dziekan wydziału zaczęli namawiać
protestujących do przerwania okupacji,
zapowiadając, że po swoim wyjściu nie
będą mogli zapewnić im gwarancji bez-
pieczeństwa. Z mniej więcej 200-oso-
bowej grupy studentów i pracowni-
ków naukowych, którzy zgromadzili
się w dawnej siedzibie WPiA przy ul.
Narutowicza, w momencie wkroczenia
ZOMO na uczelni zostało łącznie może
30 dwudziestoparolatków, wśród nich
Cezary Grabarczyk.
Uczestnicy tamtych wydarzeń do
dziś mają przed oczami scenę, jak ob-
wiązywał wężem strażackim drzwi,
aby utrudnić milicjantom ich wyważe-
nie. – Nie był jednym z tych, co od razu
chcieli umierać na pokaz. Od ideologii
wolał działanie pragmatyczne. Ale jak
trzeba było dać świadectwo tego, ile są
warte nasze młodzieńcze wartości, to
bez wahania podejmował ryzyko – pod-
kreśla mec. Krauze, która wraz z mi-
nistrem była jedną z ostatnich osób,
które uciekały z budynku WPiA, gdy
wdzierało się tam ZOMO.
Doświadczenia strajkowe z okresu
stanu wojennego zapewne podsyci-
ły jego naukowe zainteresowanie za-
gadnieniami stanów nadzwyczajnych
w polskim prawie konstytucyjnym,
którym poświęcił pokaźnych rozmia-
rów pracę magisterską (164 strony).
Mimo że obronił się zaledwie rok po
zniesieniu stanu wojennego, w swojej
rozprawie dyplomowej otwarcie za-
prezentował mocne zastrzeżenia co do
legalności dekretów wydanych przez
Radę Państwa 12 grudnia 1981 r. Dość
liberalne warunki akademickie panu-
jące w budynku przy ul. Narutowicza
studenci w dużej mierze zawdzięczali
ówczesnej kadrze dydaktycznej.
– W latach moich studiów profesoro-
wie na Wydziale Prawa i Administracji
UŁ budowali atmosferę zaufania i dia-
logu. Wielu z nich miało też wpływ na
ukształtowanie mojej świadomości
prawniczej. To nie był przypadek, że
strajki studenckie w 1981 r. rozpoczęły
się właśnie od postulatów, które jeszcze
w grudniu 1980 r. zostały opracowane
przez NZS naszego wydziału – tłuma-
czy w rozmowie z Prawnikiem minister
sprawiedliwości.
W pracy magisterskiej na temat sta-
nów szczególnego zagrożenia minister
poważnie kwestionował prawomocność
działań Rady Państwa, dowodząc m.in.,
że naczelny organ władzy w PRL nad-
użył swoich uprawnień, gdyż w dekre-
tach uregulował materię prawną za-
rezerwowaną dla ustrojodawcy, czyli
Sejmu, a także wytykając mu pominięcie
przepisów powołujących sądy doraź-
ne bądź przewidujących doraźny tryb
w postępowaniach karnych. Echa tych
obiekcji było zresztą słychać wiele lat
później w jego sejmowych wystąpie-
niach na temat przedłożonego przez
Prawo i Sprawiedliwość projektu no-
welizacji kodeksu karnego, który wpro-
wadzał 24-godzinne sądy dla sprawców
chuligańskich wybryków. Grabarczyk
wprost zarzucał ministrowi sprawie-
dliwości Zbigniewowi Ziobrze, że reali-
zacja jego propozycji przyspieszonych
rozpraw sądowych w sprawach takich
jak zniszczenie mienia, znieważenie
funkcjonariuszy publicznych czy na-
ruszenie nietykalności cielesnej to de
facto przywrócenie instytucji wykorzy-
W zasadzie
najgorsze, co
można usłyszeć
o nowym ministrze
sprawiedliwości,
to to, że nie
ma wyrazistej
osobowości,
naturalnej
charyzmy ani
daru oratorskiego
urodzonego lidera.
Jest po prostu
tak fachowy
i przyzwoity,
że aż nudny
Pan Krawatka
Mimo że obronił się zaledwie rok po
zniesieniu stanu wojennego, w swojej
pokaźnych rozmiarów rozprawie
dyplomowej (164 strony) otwarcie
podważył legalność dekretów wydanych
przez Radę Państwa 12 grudnia 1981 r.
emilia Świętochowska
emilia.swietochowska@infor.pl
P
iątkowe przedpołudnie,
Aula Główna Politech-
niki Warszawskiej. Do-
biega właśnie końca
prezentacja nowego ga-
binetu Ewy Kopacz. Pre-
mier in spe pozuje dla fo-
toreporterów, ustawiając się pomiędzy
Grzegorzem Schetyną na swojej lewicy
a Cezarym Grabarczykiem na prawicy.
W pewnym momencie spontanicz-
nie chwyta za dłonie obu polityków,
ale tylko do tego drugiego odwraca się
z uśmiechem i zamienia z nim parę
miłych słów. Gdy kilka sekund później
prowadzący spotkanie zaczyna dzięko-
wać uczestnikom za przybycie, nowy
minister sprawiedliwości jako pierwszy
i jedyny spośród panów w granatowych
garniturach zwinnie zeskakuje z pod-
wyższenia, aby pomóc premier Kopacz
oraz pozostałym kobietom w jej gabi-
necie z wdziękiem i bez potknięć zejść
z podium.
Ta scena sprzed dwóch tygodni to
nie tylko typowe świadectwo szar-
manckiej uprzejmości oraz symbo-
liczne potwierdzenie politycznej rangi
Cezarego Grabarczyka w obecnym rzą-
dzie. Jest również przykładem na to,
że bez ostentacyjnych, efekciarskich
gestów potrafi dyskretnie wyróżnić
się autentycznym dżentelmeńskim
zachowaniem i uwieść nim potencjal-
nych sojuszników. Najdobitniej świad-
czy o tym fakt, że wśród znajomych
i byłych współpracowników nowego
ministra sprawiedliwości – zaczynając
od znajomych ze studiów i aplikacji, aż
po partyjnych kolegów oraz politycz-
nych oponentów (przynajmniej tych,
co mają odwagę wypowiadać się pod
nazwiskiem) – niezwykle trudno dziś
znaleźć choć jedną osobę, która nega-
tywnie oceniałaby jego charakter bądź
merytoryczne przygotowanie.
Uczciwy, pracowity urzędnik z sana-
cyjnymi manierami. Sprawny i solidny
adwokat, dla którego prawa i wolności
obywatelskie zawsze były wartością
fundamentalną. Człowiek od pracy or-
ganicznej, a nie od misji specjalnych
na pierwszej linii. Opanowany, ostroż-
ny w osądach i rzeczowy do bólu. Nie
szuka łatwych, widowiskowych zwy-
cięstw. Trzeba by się solidnie napra-
cować, aby się z nim pokłócić, nie
mówiąc już o wciągnięciu go w jakiś
konflikt. Jeśli pominąć te wszystkie
laurki, okazuje się, że w zasadzie naj-
gorsze, co można usłyszeć o ministrze
Cezarym Grabarczyku, to to, że nie ma
wyrazistej osobowości, naturalnej cha-
ryzmy ani daru oratorskiego urodzo-
nego lidera. Jest po prostu tak fachowy
i przyzwoity, że aż nudny.
Harcerz
Pierwszą ważną szkołą służby spo-
łecznej było dla niego harcerstwo,
do którego wstąpił jako siedmiolatek
w 1967 r. W ZHP działał aktywnie do
1983 r., m.in. pełniąc funkcję zastęp-
cy komendanta hufca ds. programo-
wych. Nadal zresztą regularnie gości
na wielu wydarzeniach organizowa-
nych przez łódzką chorągiew. Znajo-
mi z lat studenckich wspominają, że
zawsze bardzo serio traktował przy-
rzeczenie i zasady harcerskiego wy-
chowania. Na obozach wczuwał się
w rolę opiekuńczego organizatora,
prawie nie pił, nie palił, nie przekli-
nał, a przykazanie o obowiązku rycer-
skiego postępowania rozciągał także
na relacje damsko-męskie (podobno to
wszystko pozostało mu to do dziś). Jego
przywiązanie do ideałów harcerskich
było tak konsekwentne i wytrwałe,
że w czasach studenckich stawało się
nawet źródłem fermentu w relacjach
towarzyskich. Najbliżsi znajomi wciąż
nie mogą mu zapomnieć, że choć nie
palił papierosów, to nawet gdy z czy-
stej kurtuazji częstowali go ostatnimi
posiadanymi „Carmenami”, nie dość,
że nie odmawiał, to jeszcze na oczach
wszystkich nałogowców ten deficyto-
wy towar demonstracyjnie rozkruszał.
Z podobną determinacją, graniczącą
wręcz ze skłonnością do bohaterstwa,
realizował harcerskie zasady dotyczą-
ce postępowania względem kobiet.
W czasach studenckich odwiedził któ-
regoś dnia koleżankę z roku w czasie,
kiedy ta akurat pomagała w domu roz-
montowywać kuchenkę z fajerkami.
Poproszony przez jej mamę o pomoc
w wyniesieniu starego sprzętu, jak na
dżentelmena przystało nie odmówił,
mimo że akurat miał na sobie białe
spodnie.
Zawsze był bardzo lubiany i adoro-
wany przez koleżanki, często z wza-
jemnością. Doskonale wie, że podoba
się kobietom, choć znajomi zarzekają
się, że nigdy nie był osobą, która instru-
mentalnie wykorzystywałaby swój urok
i wymieniała narzeczone jak rękawiczki.
Janusz Palikot w swojej książce „Kulisy
Platformy” złośliwie sugeruje, że jego
zdolność czarowania kobiet i umiejęt-
ność podtrzymywania wartkiej rozmo-
wy, to nie jakaś tam ogłada towarzyska,
ale potężna, socjotechniczna broń poli-
tyczna. Podobno tekst „przyjadę do cie-
bie, ale tylko, jak będziesz w tej sukien-
ce, w której widziałem cię na ostatnim
posiedzeniu klubu” doskonale sprawdza
się na posłankach.
Student strajkujący
Lata studiów na Wydziale Prawa i Ad-
ministracji Uniwersytecie Łódzkiego to
okres dość szerokiej swobody intelek-
tualnej, szybko zakłóconej wprowadze-
niem stanu wojennego. Dla typowego
dwudziestoparolatka w rozciągniętym
swetrze, który akurat zaczął marzyć, że
odbuduje zamek w Bolczowie, a kole-
żankom obiecał, że jeszcze zobaczą, jak
przyjadą tam zagrać Pink Floydzi, gru-
dzień 1981 r. przyniósł pierwszy poważ-
ny sprawdziany polityczny. Preludium
do tych wydarzeń był proklamowany
21 stycznia 1981 r. głośny, trwający blisko
miesiąc strajk okupacyjny niezarejestro-
wanego jeszcze Niezależnego Zrzesze-
nia Studentów m.in. pod hasłami nie-
zależności uniwersytetu w sprawach
naukowych i dydaktycznych oraz likwi-
dacji praktyk robotniczych i obowiązko-
wych zajęć „z wojska”. Grabarczyk zo-
stał członkiem komitetu strajkowego,
gdzie odpowiadał przede wszystkim za
sprawy związane z aprowizacją, a także
zasiadał w uczelnianej komisji rewizyj-
nej NZS UŁ.
– Nie należał do najaktywniejszych
uczestników wieców ani nie pchał się
na pierwszoplanowe pozycje. Był ra-
czej osobą od pracy na zapleczu, które
biorąc pod uwagę, że strajk toczył się
zimą, okazało się niezwykle ważne dla
przetrwania protestu – wspomina rad-
ca prawny Gabriela Krauze, koleżanka
z grupy studenckiej ministra.
Jeszcze bardziej ryzykowną próbą
charakterów i głębokim doświadcze-
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
2 / 8
stywanej w PRL przeciwko działaczom
opozycyjnym.
Po studiach Grabarczyk pracował
w łódzkim oddziale ZUS, Przedsiębior-
stwie Gospodarki Mieszkaniowej Łódź-Ba-
łuty oraz w wydziale handlu w Urzędzie
Miasta Łodzi. Dopiero w 1988 r. dostał etat
asystencki w Katedrze Prawa Konstytu-
cyjnego na UŁ, gdzie przez kilka lat kon-
tynuował pracę naukową nad problema-
tyką stanów nadzwyczajnych oraz szerzej
– nad zagadnieniami ochrony wolności
i praw obywatelskich. Rozprawy doktor-
skiej nie skończył, choć jak potwierdza
jego promotor, zanim polityka pochłonęła
go doszczętnie, do napisania pozostał mu
już zaledwie jeden rozdział. – Dokończę
na emeryturze… – zapowiada minister.
Przez studentów był lubiany (z wzajem-
nością). Zapracował sobie wśród nich na
przezwisko „Krawatka”, bo po wydziale
nosił się z aksamitną wstążką zawiązaną
pod szyją. – Ci, którzy mieli z nim ćwicze-
nia, zawsze najlepiej wypadali na moich
egzaminach – wspomina prof. Dariusz
Górecki, kierownik Katedry Prawa Kon-
stytucyjnego WPiA UŁ i promotor nie-
ukończonego doktoratu ministra.
Adwokat
Na przełomie lat 80. i 90. Grabarczyk
skończył też aplikację w Okręgowej
Radzie Adwokackiej w Łodzi, a potem
przez pewien okres pracował w łódzkiej
kancelarii Owczarek Wolski Wosiński.
Choć nie ma w rodzinie tradycji prawni-
czych, to jak sam przyznaje, adwokatem
chciał być od zawsze. – Zapowiadał się
na świetnego prawnika. Miał znakomity
warsztat, umiał skutecznie negocjować
i dobrze pisać – chwali go mec. Jarosław
Zdzisław Szymański, dziekan Okręgowej
Rady Adwokackiej w Łodzi, który wraz
z obecnym ministrem odbywał aplika-
cję adwokacką.
Ale podobnie jak w przypadku pracy
naukowej, tak prawnicza kariera ministra
nigdy na dobre się nie rozkręciła. Gra-
barczyk zdążył jednak poprowadzić kilka
interesujących spraw (w tym z powodze-
niem wnieść kasacje). Chyba najbardziej
pamiętna była ta wytoczona producen-
tom słynnego filmu Henryka Dederki
„Witajcie w życiu” na temat struktury
i technik działania amerykańskiej kor-
poracji Amway. Przyszły minister w 1997
r. występował jako pierwszy pełnomoc-
nik i obrońca w trwającym w sumie 18 lat
procesie sądowym, który miał się okazać
jednym z najdłuższych w historii wymiaru
sprawiedliwości III RP.
Aktywność adwokacką na dobre prze-
rwał zaledwie rok później, kiedy premier
Leszek Balcerowicz, poszukując prawnika
na stanowisko zastępcy prezesa Urzędu
Zamówień Publicznych, zaproponował
tę funkcję właśnie jemu. Przepracował
tam dwa lata, po czym przesiadł się w fotel
wicewojewody łódzkiego, mocniej prze-
chylając się w stronę polityki. Jednak do-
świadczenie w występowaniu przed są-
dem przydało mu się jeszcze, gdy przed
Trybunałem Konstytucyjnym w 2006 r.
uzasadniał wniosek posłów PO o zbadanie
zgodności z konstytucją uchwały o po-
wołaniu bankowej komisji śledczej, która
miała wykryć rzekome nieprawidłowości
w funkcjonowaniu NBP i Komisji Nadzo-
ru Bankowego jako organów nadzorczych
w latach 1989-2006. Sędziowie trybuna-
łu ostatecznie uznali jednak, że sejmowa
uchwała była w istocie niekonstytucyjna.
Równolegle do początków kariery adwo-
kackiej tempa nabierała kariera polityczna
Grabarczyka. Na przełomie lat 80.i 90. miał
krótki epizod z Unią Polityki Realnej, a po-
tem przeszedł polityczną ścieżkę typową
dla innych liberałów swojego pokolenia.
W 1993 r. po raz pierwszy bez powodzenia
wystartował do Sejmu z listy Kongresu Li-
beralno-Demokratycznego, a rok później
wstąpił do Unii Wolności. W PO jest od
samego początku, czyli od 2001 r. W tym
samym roku dostał się do parlamentu,
startując z listy wyborczej w okręgu sie-
radzkim. – Był konsekwentny w swoich
liberalno-konserwatywnych poglądach.
W dyskusjach na sprawy publiczne nigdy
nie starał się narzucać swoich przekonań
innym, choć umiał cierpliwie ich bronić.
Raczej typ zdystansowanego dyplomaty
niż wojownika. Dzięki opanowaniu i braku
zacietrzewienia zjednywał sobie sojuszni-
ków – wspomina mec. Jarosław Zdzisław
Szymański.
Polityk umiarkowany
Już w swojej pierwszej sejmowej kaden-
cji rzucił się w żmudną, mozolną pracę
legislacyjną jako członek komisji spra-
wiedliwości i praw człowieka, komisji
ustawodawczej oraz zastępca szefa ko-
misji nadzwyczajnej ds. zmian w kody-
fikacjach. W tej pierwszej po wygranych
przez PiS wyborach w 2005 r. objął funkcję
fOT
.
P
RZ
e
M
y
SŁA
W
J
A
CH
S
e
\eAST
Ne
WS
prawnik
3–5 października 2014 nr 192 (3833)
gazetaprawna.pl
przewodniczącego, tradycyjnie zarezer-
wowaną dla polityka partii opozycyjnej.
Nie przeszkodziło to jednak członkom
koalicji rządzącej w podejmowaniu prób
odwoływania go ze stanowiska. W cią-
gu kolejnych trzech lat przez kierowaną
przez niego komisję przeszło wiele kon-
trowersyjnych i budzących liczne wąt-
pliwości konstytucyjne projektów zmian
prawnych, dotyczących m.in. wprowa-
dzenia wspominanych już 24-godzin-
nych sądów, uprawnienia szefa resortu
sprawiedliwości do zawieszenia sędziego
w wykonywaniu czynności służbowych
czy zwiększenia nadzoru nad samorzą-
dami prawniczymi.
– Komisja była wtedy forum nieustan-
nych potyczek politycznych. Grabarczyk
nigdy nie dawał się wciągać w nerwowe
spięcia z posłami rządzącej koalicji, a po-
siedzenia prowadził z najwyższym spo-
kojem. Był zawsze dobrze przygotowany
i zorganizowany, czym jeszcze bardziej
drażnił polityków PiS – twierdzi Andrzej
Czuma, były minister sprawiedliwości
i jeden z ówczesnych członków komisji.
Pomimo nasilającego się niezadowolenia
z porządków zaprowadzonych w sądach
i prokuratorach przez ministra Ziobrę oraz
otwartego konfliktu między resortem
sprawiedliwości a środowiskami praw-
niczymi, z pomocą komisji udało się prze-
prowadzić pierwsze poważne prace nad
ustawą przewidującą możliwość odbywa-
nia kary pozbawienia wolności w systemie
dozoru elektronicznego, przepisami, któ-
re wzmacniają uprawnienia policji w za-
kresie ścigania i wykrywania sprawców
przestępstwa pedofilii oraz gruntownie
zanalizować sytuację w więziennictwie.
Dokończenie na str. 4
Przez studentów był lubiany. Zapracował
sobie wśród nich na przezwisko
„Krawatka”, bo po wydziale nosił się
z aksamitną wstążką zawiązaną pod szyją
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
3 / 8
B
olączką sądów rodzin-
nych stają się w ostatnim
czasie pozwy w spra-
wach alimentacyjnych,
do których dołączane są
przez stronę powodową
ogromne ilości parago-
nów i faktur VAT, mających na celu
zobrazowanie kosztów utrzymania
dziecka, któremu alimenty się należą.
W wielu przypadkach do pozwów za-
łączane są również szczegółowe zesta-
wienia kosztów utrzymania – w skali
miesiąca czy roku. O ile niektóre z ta-
kich wyliczeń rzetelnie odzwierciedla-
ją skalę ponoszonych wydatków, a tym
samym stanowią znaczne udogodnie-
nie dla sądu, to jednak niejednokrotnie
zdarzają się i takie kalkulacje, których
autor może być posądzony… o bujną wy-
obraźnię i poczucie humoru.
W pierwszej kolejności wymaga
przypomnienia, że osoby dochodzące
roszczeń alimentacyjnych podlegają
ustawowemu zwolnieniu od kosztów
sądowych. W praktyce powoduje to, że
nawet nadmierne żądanie alimentów
nie wiąże się dla powoda z koniecz-
nością uiszczenia opłaty od pozwu.
Skutkiem tego często dochodzący
alimentów niejako z zasady zawyża
żądaną od pozwanego kwotę świad-
czeń – tak na wszelki wypadek. Dla
wykazania takich wywindowanych
co do wysokości roszczeń niejedno-
krotnie strony powodowe prześcigają
się w pomysłach na ich zaprezento-
wanie przy pomocy tabel, zestawień,
symulacji, własnych oświadczeń i pa-
ragonów. Dołączają zatem drobiazgo-
we wyliczenia wszelkich możliwych
wydatków (także tych z pewnością
C4
opinie
Sprawy o alimenty
nieponoszonych) dla udowodnienia,
że koszty utrzymania dziecka rzeczy-
wiście odpowiadają kwocie dochodzo-
nej pozwem.
Dogłębna analiza rozliczeń i rachun-
ków (w znakomitej części paragonów
ze sklepów spożywczych) jest czaso-
chłonna, ale pozwala na dokonanie
interesujących spostrzeżeń. Powodo-
wie prezentujący jako kluczowy dowód
długie wydruki zdają się zapominać,
że zapoznający się z materiałem do-
wodowym sędzia nie tylko spojrzy na
końcową sumę zakupu, ale i zwróci
uwagę na przedmioty objęte tym ra-
chunkiem. Czasem się uśmiechnie
lub szerzej otworzy oczy. Wyczytać
bowiem można niejednokrotnie, że
dla dziecka w wieku przedszkolnym
kupiono np. czteropak piwa i papiero-
sy. Ewentualnie 15 paczek makaronu
Litr oleju na tydzień,
czyli o niezbędnych
potrzebach dziecka
FOT
.
G
ETT
y
Im
A
GES
Parlamentarną pracowitość Grabarczyka
dwukrotnie doceniał tygodnik „Polity-
ka”, wyróżniając go w rankingach naj-
lepszych posłów Sejmu IV i V kadencji.
Anty Ziobro
Na mównicy sejmowej był wtedy główną
twarzą PO w sprawach dotyczących wy-
miaru sprawiedliwości. To on oskarżał
szefa resortu sprawiedliwości i proku-
ratury o ignorowanie opinii środowisk
naukowych oraz sparaliżowanie prac
Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego.
Szczególnie ostro występował przeciwko
odwołaniu z funkcji jej przewodniczącego
prof. Stanisława Waltosia, który sprzeci-
wiał się modelowi polityki karnej lanso-
wanemu przez Zbigniewa Ziobrę. Sam
Grabarczyk przyznaje dziś, że z tamtego
okresu zapadły mu w pamięć często to-
czone z ministrem spory.
Tym większe zaskoczenie w kręgach
prawników i polityków spoza PO wywoła-
ło to, że po wyborach w 2007 r. Grabarczy-
kowi przyszło kierować resortem infra-
struktury, nie sprawiedliwości. Z obecnej
perspektywy pokłady krytyki, jakie spadły
na niego niedługo po objęciu teki mini-
sterialnej, wiele osób uważa teraz za nie-
uprawnione. – Przez pierwsze 2-3 lata
kierowania resortem załatwił wszystkie
najważniejsze sprawy wywłaszczenio-
we. Podziwiałem go wtedy na skutecz-
ność i umiejętności menedżerskie – za-
chwala minister Czuma. Ze statystyk
GDDKiA wynika, że w latach 2007-2011,
kiedy Grabarczyk zarządzał resortem
infrastruktury, nie tylko podpisano naj-
więcej umów na budowę autostrad, ale
i oddano do użytku najwięcej odcinków.
Nie zmienia to faktu, że lata 2007–2011
przypłacił ogromnym stresem. Żeby się
o tym przekonać, wystarczy porównać
jego zdjęcia z początku urzędowania i te
zrobione cztery lata późnej. Siwe włosy
nie pozostawiają żadnych wątpliwości.
Zaraz po nominacji na szefa resortu
sprawiedliwości zapytany, czy ta funk-
cja jest dla niego spełnieniem marzeń,
odpowiedział, że marzył o niej osiem lat
temu, zaś dzisiaj do nowej roli podcho-
dzi bardziej pragmatycznie. Przedstawi-
ciele zawodów prawniczych jego nomi-
nację odebrali przychylnie. – Dobrze, że
na ministra sprawiedliwości powołano
kogoś o silnej pozycji partyjnej, bo dzięki
niej może będzie w stanie zawalczyć o do-
datkowe środki finansowe dla wymiaru
sprawiedliwości – podkreśla Katarzyna
Piekarska, była posłanka SLD, dziś aktyw-
ny zawodowo radca prawny. Na razie Gra-
barczyk zapowiedział, że do ministerstwa
nie przyszedł z miotłą do gruntownych
porządków, bo do końca kadencji pozostał
mu głównie czas na sfinalizowanie tego, co
rozpoczęli poprzednicy. O deregulacji za-
wodów prawniczych myśli w kategoriach
faktów dokonanych. – Dziś wysiłek korpo-
racji musi być skoncentrowany na tym, aby
poszerzony korpus prawników świadczył
usługi najwyższej jakości – pytany przez
nas ucina temat. O żadnej rewolucji nie
ma więc mowy, minister obiecuje za to, że
skoncentruje się na przygotowaniach do
wprowadzenia reformy procedury karnej
oraz na „poprawie wizerunku wymiaru
sprawiedliwości” we współpracy ze wszyst-
kimi środowiskami prawniczymi.
Wielu komentatorów odczytało szybkie
odwołanie michała Królikowskiego z urzę-
du wiceministra jako pierwszy taki zabieg
liftingowy. Choć politycy opozycji złośliwie
twierdzą, że w kwestiach światopoglądo-
wych Grabarczyk się nie wypowiada, bo
jego przekonania są pochodną bieżącej
koniunktury politycznej, to przyparty do
muru potwierdził, że były już wicemini-
ster „przekroczył granice zaangażowania
ideowego”. Dość liberalne poglądy mini-
stra w sprawach obyczajowych (jest po
rozwodzie i ma drugą żonę) i etycznych
nie zmieniły się od początku kariery poli-
tycznej. Katarzyna Piekarska przypomina
sobie zresztą, że w jednej z prywatnych
rozmów z czasów, kiedy współpracowali
razem w komisji sprawiedliwości i praw
człowieka, powiedział jej, że jest na przy-
kład zwolennikiem uregulowania statu-
su związków partnerskich. A to byłaby
już kolejna spora odmiana wizerunkowa.
Dokończenie ze str. 3
prenumerata:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (październik 2014 r.): 112,70 zł: – październik–grudzień 2014 r.: 308,70 zł: Wersja Premium – miesięczna
(październik 2014 r.): 131,10 zł – październik–grudzień 2014 r.: 359,10 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata
Drobiazgowe wyliczanie wydatków na dziecko
jest w procesach alimentacyjnych niepotrzebne,
o czym często zapominają powodowie
AlEKSANDRA
PARTyK
prawnik, asystent
sędziego w Sądzie
Rejonowym dla
Krakowa-Podgórza,
w wydziale rodzinnym
i nieletnich
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
4 / 8
prawnik
3–5 października 2014 nr 192 (3833)
gazetaprawna.pl
czterojajecznego i opakowanie oleju
silnikowego. Oczywiście, wszystko dla
dobra dziecka. Nie budzi jednak ni-
czyjej wątpliwości, że w znakomitej
większości przypadków załączane pa-
ragony ze sklepów spożywczych obej-
mują koszty utrzymania całej rodziny
lub przynajmniej dziecka i osoby spra-
wującej nad nią stałą pieczę. Innymi
słowy, przedstawiane „dowody” bardzo
wysokich kosztów utrzymania dziecka
nie wytrzymują krytyki.
Podobnie rzecz ma się z roczny-
mi czy miesięcznymi wyliczeniami.
Zdarza się, że są one nie tylko nie-
rzetelne, ale i kompletnie niewiary-
godne. Co symptomatyczne, z reguły
im bardziej takie tabele są drobiazgo-
we, tym więcej zawierają informacji
nieprawdopodobnych. Nie jest rzad-
kością, iż do zestawień wydatków do-
łączonych do pozwu alimentacyjnego
osoby deklarującej trudną sytuację
materialną rodziny wkradają się, jako
pozycje corocznych zakupów, nowe
komputery, rowery, komplety mebli
i dywany.
Spotkać można także wyliczenia
uwzględniające dokładne menu mało
letniego powoda. Pozwalają one po-
znać nie tylko gramaturę spożywa-
nych wędlin, nabiału, mięs i napojów,
ale i tłuszczy używanych do przyrzą-
dzania potraw, i to nieraz w zadziwiają-
cych ilościach (np. litr oleju na tydzień).
Nie kwestionując z pewnością duże-
go apetytu dzieci i ich żywieniowych
potrzeb, warto jednak zastanowić się,
czemu w istocie ma służyć opracowy-
wanie takich, niezgodnych z doświad-
czeniem życiowym i zdrowym rozsąd-
kiem, zestawień.
W znacznej liczbie przypadków samo
tylko porównanie zarobków wychowu-
jącego dziecko rodzica i deklarowanych
kosztów utrzymania jednoznacznie
dowodzi, iż strona kłamie. Jeśli opie-
kun dziecka faktycznie nie uzyskuje
wsparcia od drugiego z rodziców ani od
swoich krewnych, nie ma oszczędno-
ści i nie zaciąga celowych kredytów, to
nie jest możliwe, by mógł on systema-
tycznie wydawać na utrzymanie tylko
jednego dziecka więcej, niż sam zara-
bia. Podobne praktyki, polegające na
zawyżaniu kosztów życia, zdarzają się
nader często także w przypadku osób
zobowiązanych do łożenia na utrzy-
manie swojego dziecka i zabiegających
o obniżenie alimentów lub wygaśnięcie
obowiązku alimentacyjnego.
Na nic jednak zdają się takie po-
mysły stron. Sędziowie rodzinni do-
skonale przecież wiedzą, jakie są rze-
czywiste, przynajmniej przybliżone
koszty podstawowego utrzymania – bo
to przecież dotyczy każdego człowie-
ka, także ich samych i ich rodzin. Je-
dynie więc nadzwyczajne wydatki,
np. związane z przewlekłą chorobą,
kosztownymi zajęciami edukacyjny-
mi czy hobby dziecka (o ile rodziców
na nie stać), mogą wpłynąć na ocenę
sądu co do realnych usprawiedliwio-
nych potrzeb życiowych powoda. Ko-
nieczność zaś rozprawiania się przez
sędziego z oczywistymi przekłama-
niami rzeczywistości i nadmiernym
zawyżaniem kosztów, jedynie stawia
w niekorzystnym świetle wiarygod-
ność takich deklaracji.
W żadnym jednak razie nie prowadzi
do zamierzonego przez stronę skutku
w postaci wywindowania zasądzonych
alimentów ponad sprawiedliwy ich wy-
miar. Warto o tym pamiętać, składając
pozew do sądu.
A
lewici tureccy są wyznawca-
mi islamskiego systemu
religijno-etycznego, łączącego
wiarę w imamów z wierze-
niami pogańskimi. Stanowią
20–30 proc. ludności Turcji. Alewizm
znacząco różni się od większościowe-
go sunnizmu ze względu na sposób
modlenia się, posty i obowiązki
w zakresie pielgrzymowania.
14 alewitów, będących rodzicami
uczniów z gimnazjum i liceum,
zwróciło się do tureckiego ministra
edukacji z prośbą o konsultację nowego
trybu nauczania religii i etyki w szko-
łach. Podnieśli oni, że program
dostosowany był wyłącznie do
wyznawców większościowego islamu
sunnickiego, pomijając kulturę
i wartości alewitów. Po decyzji
odmownej ze strony ministerstwa
rodzice zwrócili się do sądów admini-
stracyjnych. Sądy oddaliły ich skargę,
wskazując na opinię profesora studiów
nad islamem, zgodnie z którą program
nauczania w szkołach był skonstru-
owany w sposób niepreferujący żadnej
z religii i praktyki.
Powołując się na prawo do edukacji
(art. 2 protokołu 1 konwencji), rodzice
zwrócili się do trybunału w Strasburgu
ze skargą na fakt, iż program obowiąz-
kowych lekcji religii i etyki oparty
został na sunnickim rozumieniu
islamu (skarga nr 21163/11). Tym
samym nie mieli oni swobody wyboru
światopoglądu, w jakim wychowywane
i edukowane są ich dzieci.
W wyroku z 16 września 2014 r. ETPC
odniósł się do programu nauczania
zmodyfikowanego w wyniku wcze-
śniejszego orzeczenia Hasa i Eylem
przeciwko Turcji (wyrok z 2007 r.,
skarga nr 1448/04). Sędziowie zauwa-
żyli jednak, że zmiany ograniczały się
do włączenia informacji na temat
innych wierzeń istniejących w Turcji,
bez zmiany perspektywy zgodnej
z wyznaniem większości. Trybunał
zaznaczył, że nie jest jego rolą zabiera-
nie głosu w zakresie teorii islamu,
niemniej jednak podkreślić należy
obowiązek neutralności państwa
w zakresie regulowania kwestii
związanych z religią.
Sam fakt, iż lekcje etyki i religii były
skonstruowane w oparciu o islam
interpretowany i praktykowany przez
większość populacji tureckiej, nie może
być uznany za naruszenie zasady
pluralizmu i obiektywizmu, jak
również nie prowadzi do indoktrynacji.
Niemniej mając na uwadze znaczące
różnice pomiędzy islamem sunnickim
a praktykami alewitów, skarżący mieli
uzasadnione obawy, że ich dzieci mogą
mieć problem z połączeniem wiedzy
zaczerpniętej ze szkoły z osobistymi
wartościami.
Trybunał uznał, że nie można tego
konfliktu rozwiązać inaczej, jak poprzez
zwolnienie uczniów alewickich
z obowiązku uczestnictwa w lekcjach
religii. Dodatkowo sędziowie zauważyli,
iż turecki system umożliwiał wyłącze-
nie z lekcji religii i etyki tylko chrześci-
jan i żydów. Z założenia takie
rozwiązanie miało chronić uczniów
przed wewnętrznym konfliktem
wartości. W większości państw
członkowskich Rady Europy istnieje
możliwość wybrania alternatywnego
przedmiotu lub uczestniczenie
w lekcjach religii w sposób dobrowolny.
W tym kontekście ETPC uznał, że
turecki system edukacji uniemożliwia
rodzicom wychowanie dzieci zgodnie
z ich przekonaniem, a tym samym
doszło do naruszenia art. 2 protokołu 1
do konwencji. Ponieważ skarżący nie
określili wysokości zadośćuczynienia,
trybunał go nie przyznał. W ramach
środków generalnych (na podstawie
art. 46 konwencji) sędziowie nakazali
wdrożenie systemu zwalniania z lekcji
religii i etyki bez ujawniania swoich
przekonań wyznaniowych i światopo-
glądowych.
Wyrok w sprawie tureckiej przypo-
mina nam o wciąż niewykonanym
przez władze polskie wyroku
z 15 czerwca 2010 r. w sprawie Grzelak
przeciwko Polsce. Państwo Grzelak
przez kilka lat bezskutecznie zabiegali
o lekcje etyki dla syna. Ponieważ syn
nie chodził na religię, na jego świadec-
twie w rubryce „religia/etyka” zamiast
oceny wstawiano kreskę. W sytuacji,
kiedy lekcje etyki faktycznie nie były
dostępne, takie świadectwo ujawniało
poglądy religijne ich rodziny. Trybunał
uznał, że w sprawie doszło do narusze-
nia zakazu dyskryminacji i prawa do
swobody wyznania.
M
iędzynarodowy Dzień
Mediacji obchodzony
w październiku staje się
powodem zainteresowania
mediów tą formą rozwiązywania
sporów. Jeśli mediacja to i oczywiście
mediator. A kim jest ten ostatni?
Wiadomo przecież – prowadzi
mediację. Ale pytanie jest poważniej-
sze, bowiem dotyczy kwalifikacji
takich osób, a dokładniej mediatorów
cywilnych, bo w przypadkach ludzi
mediujących w sprawach karnych
i rodzinnych odpowiednie wymogi
zostały określone w ustawie.
Ustawodawca nieroztropnie chyba
założył, że konflikty w sprawach
cywilnych są mniej ważne i każdy
może się nimi zajmować. W 2005 r.
politycy przyjęli, że jest to świetna
propozycja dla młodych prawników,
którzy wtedy masowo opuszczali mury
uczelni. Zdefiniowanie minimalnych
kwalifikacji mediatora byłoby przecież
nieomal regulacją tego zawodu,
a zaczęła się właśnie wówczas moda na
deregulację (która zresztą panuje
do dziś).
Podejmowane obecnie przez środowi-
ska próby doprowadzenia do ujednoli-
cenia obowiązku posiadania
kwalifikacji przez mediatorów rodzin-
nych, karnych i cywilnych zostały przez
niektórych mediatorów potraktowane
jako zamach na ich status quo. Politycy
zachowują daleko idącą ostrożność.
Regulacja czegokolwiek nie jest trendy.
Sytuacja taka mści się m.in. brakiem
autorytetu mediatorów.
Prowadzenie mediacji to przecież
prosta rzecz, wystarczy zapoznać się
z odpowiednią literaturą, no może
ukończyć jakieś szkolenie, dalej pójdzie
z górki. Mediatorami ,,po przeczytaniu
książki” stają się szukający swojej drogi
młodzi prawnicy, menedżerowie
rozglądający się za dodatkowymi
gratyfikacjami finansowymi, pracow-
nicy nauki…
Kiedy po raz pierwszy spotkałem
mojego późniejszego brytyjskiego
nauczyciela mediacji, powiedział on
coś niesłychanie ważnego: ,,Jeśli chcesz
robić to dla pieniędzy, zapomnij o
mediacji”. Bo wiedza nie wystarczy.
Bo samo szkolenie też nie wystarczy,
choć da narzędzia i nauczy zachowań.
Mediator to zawód multidyscyplinarny
i wymagający predyspozycji osobowo-
ściowych: inteligencji emocjonalnej,
odporności psychicznej, perfekcji
komunikacyjnej. Jest jeszcze coś.
Tym czymś jest chęć pomocy innym
w rozwiązywaniu ich problemów.
Nie da się tego kupić na szkoleniach.
I nie każdy to ma w sobie.
Jest jeszcze drugie coś: satysfakcja.
Pojawia się, gdy widzisz podpisujących
porozumienie ludzi, którzy jeszcze
kilka tygodni wcześniej nie chcieli ze
sobą rozmawiać. W blasku fleszy stoją
oni – prezesi wielkich firm, którzy
rozwiązali konflikt. Mediatorzy
pozostają w cieniu, choć to dzięki nim
błyskają flesze.
Sami znajdują się w centrum uwagi
tylko z okazji obchodzenia Międzyna-
rodowego Dnia Mediacji (w tym roku
przypada on 16 października). W me-
diach zwyczajowo pojawiają się
wówczas wypowiedzi urzędników
o tym, „że liczba mediacji rośnie”
i mediatorów, którym dziennikarze
zdążą zadać kilka rutynowych pytań.
Ale co mam odpowiedzieć dziennika-
rzowi proszącemu o podanie konkret-
nych przykładów mediacji? W końcu
nic tak nie działa na wyobraźnię, jak
przykłady. Racja. Chętnie bym to zrobił,
tyle tylko, że strony konfliktu chcą
o tym konflikcie szybko zapomnieć,
a nie publicznie rozdrapywać rany.
Zaś sam mediator związany zasadą
poufności nie może często ujawnić
nawet samego faktu mediacji, nie
mówiąc już o rozmawianiu o szczegó-
łach wydarzeń.
Nie mogę więc opowiedzieć
o mediacji, w której pięć stron
konfliktu, każda z innego kraju,
zawarło po pół roku morderczych
negocjacji ugodę wartą kilkanaście
milinów euro. Nie opowiem też o
szczegółach mediacji, która zakończyła
pewien nietypowy spór trwający 14 lat.
Nie powiem też nic na temat konfliktu,
w którym to sami prawnicy uratowali
mediację po tym, jak zarządy ogłosiły
,,koniec rozmów”.
Warto więc pamiętać o mediato-
rach przez cały rok – bo mediacja
jest tak dobra jak człowiek, który ją
prowadzi.
Mediatorzy co do
zasady pozostają
w cieniu. Uwagę
przyciągają tylko,
gdy przychodzi
Międzynarodowy
Dzień Mediacji
prosto
ze Strasburga
widziane
z dystansu
Lekcje religii nie dla wszystkich
Mediatorzy w blasku fleszy
Dominika
Bychawska-
-Siniarska
koordynatorka projektu
„Europa Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji Praw
Człowieka
Maciej Bobrowicz
radca prawny, mediator
gospodarczy i sądowy,
prezes KRRP w latach
2007–2013
Niejednokrotnie zdarzają
się kalkulacje, których
autor może być przy
odrobinie dobrej woli
posądzony o bujną
wyobraźnię i duże poczucie
humoru, a przy złym
nastawieniu – o świadome
okłamywanie sądu
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
5 / 8
S
ąd Najwyższy 17 września
2014 r. ogłosił i ustnie uzasad-
nił wyrok porządkujący kie-
runki orzecznictwa w spra-
wach ochrony twórczości
audiowizualnej, a w szczegól-
ności praw twórców utworów
słownych, muzycznych, słowno-muzycz-
nych i choreograficznych wykorzystywanych
w utworach audiowizualnych oraz zarządza-
nia tymi prawami przez organizacje zbio-
rowego zarządzania (sygn. akt I CSK 621/13).
Zakres poruszonych w wyroku zagadnień,
ich doniosłość i dotychczas sporny charak-
ter oraz gruntowność ogłoszonych ustnych
motywów wyroku uzasadniają uznanie go
za najważniejszy dla środowisk twórczych
i rynku medialnego w całym dwudziesto-
leciu obowiązywania ustawy o prawie au-
torskim i prawach pokrewnych z 4 lutego
1994 r. (powoływanej dalej jako PrAut).
Sprawa dotyczyła żądania ZAiKS-u jako
organizacji zbiorowo zarządzającej prawa-
mi autorskimi (OZZ) do utworów słow-
nych, muzycznych, słowno-muzycznych,
choreograficznych i pantomimicznych
oraz utworów słownych, muzycznych,
słowno-muzycznych, choreograficznych
wykorzystywanych w utworach audiowi-
zualnych, udzielenia informacji, na pod-
stawie art. 105 ust. 2 PrAut, dotyczących
w szczególności wykorzystania tych utwo-
rów (tak występujących samoistnie, jak i w
ramach utworu audiowizualnego) przez
wiodącego na polskim rynku nadawcę
satelitarnego i reemitenta, rozpowszech-
niającego utwory na platformie cyfrowej.
Uzyskanie dochodzonych w sprawie in-
formacji w wyniku takiego roszczenia po-
zwala OZZ między innymi na określenie
wysokości roszczeń majątkowych na rzecz
reprezentowanych przez nią twórców.
W pierwszej instancji Sąd Okręgowy
w Warszawie zasądził dochodzone rosz-
czenie informacyjne, zobowiązując po-
zwanego do dostarczenia niezbędnych
danych. Sąd Apelacyjny wyrok ten jednak
uchylił w odniesieniu do utworów wy-
korzystanych w utworze audiowizual-
nym (tzw. utworów wkładowych) i oddalił
w tym zakresie roszczenie informacyjne.
Oznaczało to, że OZZ praktycznie została
pozbawiona możliwości określenia fak-
tu i skali eksploatacji reprezentowanych
przez nią praw autorskich, w tym określe-
nia wysokości należnych jej wynagrodzeń
i w konsekwencji dochodzenia ich zapłaty
na rzecz reprezentowanych przez siebie
twórców. W tym zakresie ZAiKS wniósł
skargę kasacyjną. Rozstrzygnięcie Sądu
Apelacyjnego wynikało z przyjętej przez
ten sąd zasady, że OZZ reprezentująca
twórców utworów wkładowych wyko-
rzystanych w utworze audiowizualnym
nie jest organizacją właściwą do poboru
wynagrodzeń, chyba że spełni dodatkowe
wymogi, o których będzie mowa niżej.
Ogłoszonym 17 września wyrokiem
Sądu Najwyższego, wyrok częściowy sądu
apelacyjnego w zakresie oddalenia rosz-
czenia informacyjnego został uchylony
i sprawa została przekazana do ponowne-
go rozpoznania. W ustnym uzasadnieniu
SN obszernie odniósł się do fundamen-
talnych zasad ochrony twórców utworów
w utworze audiowizualnym. Jest to szcze-
gólnie doniosłe wobec tego, że uchylony
wyrok SA zawierał stanowisko znamienne
dla tendencji występujących w ostatnim
czasie w orzecznictwie sądów okręgowych
i apelacyjnych.
Bezpośrednio wywód ustnego uzasad-
nienia wyroku dotyczył roszczenia infor-
macyjnego, jednak ujęty został w kontek-
ście prawa do utworu audiowizualnego
oraz sytuacji prawnej twórców utworów
wykorzystanych w utworach audiowizu-
alnych, uprawnionych do wynagrodzenia
C6
prawo autorskie
Komentarz do wyroku Sądu Najwyższego I CSK 621/13
za ich rozpowszechnianie w utworze au-
diowizualnym na podstawie art. 70 ust.
21 PrAut, zwanych w dalszej części niniej-
szego omówienia utworami wkładowymi
w utworze audiowizualnym, przesłanek
i zakresu domniemania służącego pro-
ducentowi utworu audiowizualnego oraz
pozycji organizacji zbiorowego zarządza-
nia zarządzającej prawami producentów
do utworów audiowizualnych, w relacji do
pozycji organizacji zarządzającej utwora-
mi wkładowymi (w rozpatrywanej sprawie
utworami słownymi, muzycznymi, słow-
no-muzycznymi oraz choreograficznymi)
w utworze audiowizualnym.
Centralnym zagadnieniem w tym ob-
szarze jest stanowisko co do charakteru
relacji utworów wkładowych do utworu
audiowizualnego. W myśl przeważającej,
naszym zdaniem błędnej, interpretacji
utwory wykorzystane w utworze audiowi-
zualnym (czyli właśnie utwory wkładowe)
w wyniku tego wykorzystania tracą swo-
ją prawną pozycję w ramach eksploatacji
audiowizualnej, jako że przedmiotem eks-
ploatacji jest jedynie utwór audiowizualny
jako całość, w związku z czym właściwa
do zarządzania prawami do nich OZZ jest
organizacja reprezentująca producentów.
W świetle tej interpretacji ta organizacja
jest w szczególności uprawniona do pobie-
rania wynagrodzeń z tytułu eksploatacji
audiowizualnej.
Ogłoszony wyrok ma zatem funda-
mentalne znaczenie dla prawa OZZ re-
prezentującej prawa twórców utworów
wkładowych w utworze audiowizualnym,
dochodzącej z umocowania ustawowego
tantiem na rzecz twórców utworów wkła-
dowych oraz licencjonowania i odpowied-
nio także odpowiedzialności za bezprawne
rozpowszechnianie utworów w utworze
audiowizualnych, zarówno nadawa-
nych (art. 21 PrAut), jak i reemitowanych
(art. 21
1
PrAut). Nie wymaga rozwijania
myśl, że w przypadku tych rodzajów dzia-
łalności chodzi o ogromną skalę rozpo-
wszechniania, generującą wielkie wpływy,
w których twórcy utworów wkładowych,
w zależności od stanowiska, co do pozycji
utworów wkładowych w utworze audio-
wizualnym, otrzymują lub nie otrzymują
Sąd Najwyższy
zdecydował się
uporządkować
rozbieżności
w zakresie
oceny praw
artystów, których
prace zostały
wykorzystane
w utworach
audiowizualnych.
I znacznie wzmocnił
ich pozycję
ZAiKS zadba o utwory w kładowe
Nie jest przesadą stwierdzenie,
iż z punktu widzenia środowisk
twórczych i rynku medialnego mamy
do czynienia z najważniejszym wyrokiem,
jaki zapadł w całym dwudziestoleciu
obowiązywania ustawy o prawie
autorskim
FO
t.
Gett
y
Im
A
G
e
S
Prof. Jan
BłeSzyńSki
radca prawny,
wykładowca na UW,
partner w kancelarii
Błeszyński i Partnerzy
radcowie Prawni
Michał
BłeSzyńSki
radca prawny
Maria
BłeSzyńSka-
-PrzyBylSka
radca prawny
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
6 / 8
prawnik
3–5 października 2014 nr 192 (3833)
gazetaprawna.pl
wynagrodzeń, a w przypadku uznania,
że właściwa w tych sprawach jest jedynie
OZZ reprezentująca producentów audio-
wizualnych, to ona decyduje o udziałach
twórców utworów audiowizualnych w in-
kasowanych przez nią tantiemach. Zagad-
nieniem szczegółowym jest tu kwestia, czy
tantiemy, w przypadku przyjęcia interpre-
tacji, że są one należne twórcom utwo-
rów wkładowych, przysługiwać powinny
wszystkim twórcom, których utwory zo-
stały wykorzystane w utworze audiowizu-
alnym, czy jedynie niektórym twórcom ro-
dzajowo określonych wkładów twórczych
oraz w jakich proporcjach i według jakich
zasad. W uproszczeniu może to być spro-
wadzone do pytania, kto jest uprawniony
do tantiem audiowizualnych w świetle
użycia w ustawie niejasnego w tym kon-
tekście określenia „współtwórca utworu
audiowizualnego” i na ile przewidziane
w art. 70 ust. 1 PrAut domniemanie na-
bycia praw przez producenta audiowizu-
alnego (a więc stronę oczywiście silniejszą
w sensie organizacyjnym i ekonomicznym
w stosunku do twórców) prowadzi do po-
zbawienia twórców utworów wkładowych
uprawnienia do dochodzenia wynagrodze-
nia za rozpowszechnienie tych utworów
w utworze audiowizualnym.
Punktem wyjścia w wywodach Sądu
Najwyższego jest traktowanie utworu
audiowizualnego jako utworu jednolite-
go i odrębnego od utworów w nim wy-
korzystanych. Teza ta, co do swej istoty
nienasuwająca wątpliwości, pojawiła się
wcześniej w orzecznictwie SN. Była jed-
nak ostatnio rozumiana w ten sposób, że
w eksploatacji utworu audiowizualnego
upatrywano jedynie eksploatacji tej ca-
łości, z pominięciem zasady, że eksplo-
atacja utworu, w którym wykorzystano
wcześniejsze utwory, nie może naruszać
praw do tych utworów, a więc nie uchyla
ani nie ogranicza obowiązku respektowa-
nia skutków ich pośredniej eksploatacji
w całości, jaką jest utwór audiowizualny.
Dostrzeżenie roli utworów wykorzysta-
nych w utworze audiowizualnym prowa-
dzi do wniosku, że wynagrodzenia z tytułu
rozpowszechniania utworów wykorzy-
stywanych w utworach audiowizualnych
nie powinny być inkasowane przez OZZ
reprezentującą producentów audiowi-
zualnych. Sąd Najwyższy jednoznacznie
wskazał przy tym, że w odniesieniu do
utworów słownych, muzycznych, słow-
no-muzycznych oraz choreograficznych
w utworze audiowizualnym ZAiKS jest
jedyną organizacją właściwą do zbiorowe-
go zarządzania tymi rodzajami utworów.
Sąd Najwyższy dokonał ponadto wy-
kładni uprawnienia OZZ do dochodze-
nia i charakteru prawnego roszczenia
informacyjnego służącego takiej organi-
zacji na podstawie art. 105 ust. 2 PrAut.
Należy wyjaśnić, że jest to uprawnienie
o wielkiej doniosłości, zarówno z punk-
tu widzenia efektywności działania OZZ,
jak i dla twórców, na rzecz których OZZ
działa. Rzecz w tym, że nawet wyspecja-
lizowanej OZZ trudno jest (ze względu na
koszt, jak również trudności organizacyj-
ne, techniczne i identyfikacyjne odnoszą-
ce się do poszczególnych utworów roz-
powszechnianych przez poszczególnych
użytkowników) śledzić i identyfikować
setki tysięcy utworów rozpowszechnia-
nych przez poszczególnych użytkowników
na różnych polach eksploatacji. Przyznane
OZZ roszczenie informacyjne pozwala na
kierowanie żądania udzielenia informacji
umożliwiających zgromadzenie danych
mających znaczenie dla oceny skali rozpo-
wszechniania utworów reprezentowanych
przez nią, jak również zezwala na pozy-
skiwanie danych umożliwiających iden-
tyfikację uprawnionych i dokonywanie
podziału zainkasowanych wynagrodzeń.
Sąd Najwyższy odniósł się również do
uprawnienia organizacji właściwej do
dochodzenia tantiem audiowizualnych,
przyznanych na mocy art. 70 ust. 2
1
PrAut.
Przysługiwanie tego uprawnienia było
dotychczas błędnie i z ujmą dla intere-
sów twórców interpretowane w orzecz-
nictwie, jako uzależnione od obalenia
domniemania z art. 70 ust. 1 PrAut na-
bycia przez producenta praw do utworów
wkładowych w utworze audiowizualnym.
W konsekwencji takiej interpretacji OZZ
reprezentująca twórców utworów wkła-
dowych musiała wykazywać, że poszcze-
gólni twórcy nie przenieśli na producenta
audiowizualnego praw do eksploatacji au-
diowizualnej utworu wkładowego swojego
autorstwa. Naszym zdaniem stwarzało to
sytuację paradoksalną, w której twórca
w relacji z producentem, a więc stroną pod
każdym względem silniejszą, był stroną
dyskryminowaną. Zawężało to ogromnie
możliwości dochodzenia ich ochrony praw
w praktyce i nadmiernie uprzywilejowy-
wało producentów w stosunku do autorów
utworów wykorzystywanych w utworach
audiowizualnych. Więcej, takie interpre-
towanie roli domniemania z art. 70 ust. 1
PrAut nie tylko nadmiernie wzmacniało
pozycję prawną producenta w stosunku do
twórców utworów wkładowych w utwo-
rze audiowizualnym, ale działało także na
rzecz producenta bezprawnie wykorzy-
stującego utwory wykorzystane przezeń
jako wkładowe.
Sąd Najwyższy, interpretując relację do-
mniemania z art.70 ust. 1 PrAut do pra-
wa do tantiem audiowizualnych stwier-
dził, że dochodzenie przez OZZ tantiem
audiowizualnych na podstawie art. 70
ust. 2
1
PrAut nie wymaga uprzedniego
obalenia domniemania nabycia praw
przez producenta audiowizualnego prze-
widzianego w art. 70 ust. 1 PrAut, jak to
przyjął błędnie sąd apelacyjny.
Sąd Najwyższy podzielił także stanowi-
sko powoda, że art. 70 ust. 1 PrAut prze-
widuje na rzecz producenta audiowizu-
alnego domniemanie, jednak dotyczące
tylko tego, że umowa przezeń zawarta
z twórcą utworu audiowizualnego prze-
nosi prawa w zakresie eksploatacji audio-
wizualnej. Oznacza to, że aby powołać się
na to domniemanie, należy wykazać za-
warcie umowy przez producenta z twórcą
utworu o stworzenie utworu lub umowy
o wykorzystanie już istniejącego utworu
w utworze audiowizualnym, czyli że do-
mniemanie nabycia praw przez producen-
ta audiowizualnego odnosi się do treści tej
umowy, której zawarcie musi być wyka-
zane na zasadach ogólnych. W szczegól-
ności, naszym zdaniem, podkreślić należy,
iż interpretacja taka eliminuje możliwość
odnoszenia omawianego domniemania
do sytuacji, gdy producent audiowizual-
ny bezprawnie wykorzystuje cudzy utwór
w utworze audiowizualnym oraz istotnie
zmienia relację twórcy utworu wkłado-
wego w stosunku do producenta utworu
audiowizualnego. W konsekwencji, jeżeli
organizacja zbiorowego zarządzania do-
chodzi tantiem audiowizualnych, produ-
cent lub reprezentująca go OZZ, chcąc po-
wołać się na domniemanie nabycia praw
do utworu wkładowego, musi wykazać
zawarcie z twórcą umowy o stworzenie
lub wykorzystanie utworu wkładowe-
go i dopiero wtedy domniemywa się, że
umowa ta obejmuje przeniesienie praw
do eksploatacji audiowizualnej utworów
wkładowych.
Konsekwencją stanowiska zajętego
przez Sąd Najwyższy jest, że prawo do tan-
tiem audiowizualnych, o których mowa
w art. 70 ust. 2
1
PrAut, ma charakter szcze-
gólny. Prawo do tantiem audiowizualnych
jest w jego świetle niezależne od tego, czy
producent nabył prawo do wykorzystania
utworów wkładowych w utworze audiowi-
zualnym. A zatem roszczenie o tantiemy
audiowizualne, według art. 18 ust. 3 PrAut
niezbywalne i niepodlegające zrzeczeniu
się, służy także wówczas, gdy producent
utworu audiowizualnego zawarł z twórcą
umowę o wykorzystanie utworu w utwo-
rze audiowizualnym (nabył prawa).
Kolejnym doniosłym stwierdzeniem
zawartym w ustnych wywodach uzasad-
nienia wyroku Sądu Najwyższego jest, że
do dochodzenia tantiem audiowizualnych
ZAiKS zadba o utwory w kładowe
uprawniona jest wyłącznie właściwa or-
ganizacja zbiorowego zarządzania, a o jej
właściwości rozstrzyga treść udzielonego
jej zezwolenia na zbiorowe zarządzanie.
Jest to stwierdzenie szczególnej wagi, bo-
wiem podważa formułowaną tezę, że dla
oceny właściwości z art. 70 ust. 3 PrAut
nie wystarczy treść zezwolenia na zbio-
rowe zarządzanie, bowiem niezbędne
jest ponadto wylegitymowanie się przez
OZZ, że w danym zakresie utwory zostały
jej powierzone przez twórców utworów
wkładowych.
Sąd Najwyższy potwierdził obowiązy-
wanie zasady, że o właściwości OZZ decy-
duje treść udzielonego jej zezwolenia na
zbiorowe zarządzanie przez wskazanie
w zezwoleniu rodzaju utworów, do któ-
rych się ono odnosi, oraz pól eksploatacji.
Rozwijając tę myśl, Sąd Najwyższy wska-
zał, że dopiero w przypadku występowa-
nia więcej niż jednej organizacji o pokry-
wających się ze sobą zakresach zezwoleń
konieczne jest rozstrzyganie o organiza-
cji właściwej w drodze orzeczenia Komi-
sji Prawa Autorskiego, na podstawie art.
107 PrAut. Sąd Najwyższy jednoznacznie
wskazał przy tym, iż w odniesieniu do
utworów słownych, muzycznych, słow-
no-muzycznych oraz choreograficznych
w utworze audiowizualnym ZAiKS jest
jedyną organizacją właściwą.
Te doniosłe dla dochodzenia praw twór-
ców utworów wykorzystanych w utwo-
rze audiowizualnym zasady mają także
znaczenie w kontekście dotychczasowej
praktyki uzurpowania sobie przez OZZ
nieuprawnione do utworów wkłado-
wych legitymacji do dochodzenia praw
do utworów wkładowych w utworach
audiowizualnych, w tym do tantiem au-
diowizualnych. Wyrok dotyczył utworów
wykorzystanych w utworach audiowizu-
alnych, a konkretnie utworów słownych,
muzycznych, słowno-muzycznych i cho-
reograficznych. W związku z tym Sąd Naj-
wyższy odniósł się do kwestii, która OZZ
jest właściwa do zbiorowego zarządzania
prawami do tych rodzajów utworów wyko-
rzystanych w utworach audiowizualnych.
Uznał mianowicie, że to ZAiKS jest jedyną
OZZ, która w myśl uzyskanego zezwolenia
na zbiorowe zarządzanie, zarządza pra-
wami w tym zakresie. Oznacza to, że do
dochodzenia tantiem audiowizualnych,
w odniesieniu do wymienionych rodza-
jów utworów wkładowych, nie ma innej
OZZ, która mogłaby zbiorowo zarządzać
prawami do tych utworów wkładowych.
Należy do tego dodać wyjaśnienie: ZAiKS
w tym zakresie działa jako właściwa OZZ
z umocowania ustawowego, a więc nieza-
leżnie od powierzenia umownego przez
uprawnionych zarządzania prawami.
Naszym zdaniem konsekwencje oma-
wianej zasady wyrażonej przez Sąd Naj-
wyższy mają doniosłe znaczenie nie tylko
w odniesieniu do tantiem audiowizu-
alnych z art. 70 ust. 2
1
PrAut, ale także
w odniesieniu do reemisji, o której mowa
w art. 6 ust. 1 pkt 5 oraz w art. 21
1
PrAut
oraz do nadawania utworów, o którym
mowa w art. 21 ust. 1 i 2 PrAut, jak rów-
nież odpowiednio do publicznego udo-
stępniania utworów w taki sposób, aby
każdy mógł mieć do nich dostęp w miejscu
i czasie przez siebie wybranym, o czym
mowa w art. 21 ust. 2
1
PrAut. Powyższe
wyliczenie obszarów, w odniesieniu do
których znajdują zastosowanie stwierdze-
nia zawarte w uzasadnieniu stanowiska
Sądu Najwyższego, dobitnie wskazuje na
wielką rozległość i znaczenie sformułowa-
nych przez Sąd Najwyższy tez dla ochro-
ny praw autorskich twórców, do których
twórczości się odnoszą, zarówno bezpo-
średnio, zważywszy że sprawa dotyczyła
twórców utworów słownych, muzycznych,
słowno-muzycznych i choreograficznych
w utworach audiowizualnych, jak i zwa-
żywszy na ogólne znaczenie tych stwier-
dzeń dla wszystkich rodzajów utworów
wkładowych, których twórcy w dotychcza-
sowej praktyce na podobnych zasadach,
co przedstawione wyżej, byli dyskrymino-
wani, a ich prawa były często przedmio-
tem uzurpacji przez OZZ reprezentującą
prawa producentów audiowizualnych.
Oznaczało to, że sprawą kształtowanej
przez taką organizację praktyki było, czy
i w jakim zakresie prawa twórców utwo-
rów wkładowych były uwzględniane i czy
wypłacane było stosowne (słuszne) wyna-
grodzenie, respektujące zasadę równego
traktowania twórców.
Zgodnie z obowiązującymi regulacjami
twórcy nie mogą dochodzić tantiem au-
diowizualnych na podstawie art. 70 ust. 2
1
PrAut bez pośrednictwa OZZ, a także zrzec
się tych praw lub swoje prawa w tym za-
kresie przenieść, np. na producenta. Czyn-
ności takie byłyby z mocy prawa nieważne.
Także w przypadku reemisji, w zakresie
art. 21
1
PrAut, zrzeczenie się lub przenie-
sienie prawa jest wyłączone. Z kolei, w od-
niesieniu do nadawania, nabycie praw lub
możliwości ograniczenia ustawowej repre-
zentacji OZZ są ściśle limitowane w usta-
wie. W konsekwencji, pomijając te wyjątki,
kwestia, kto do nadawania konkretnego
utworu jest uprawniony, ma znaczenie
jedynie, jeżeli twórca, w świetle przyto-
czonych wyżej przepisów, może skutecz-
nie zbyć lub zrzec się prawa lub pośred-
nictwa OZZ. Gdy jednak ktoś powołuje się
na wyjątek z art. 21 ust. 1 i 2 PrAut, ciąży
na nim obowiązek wykazania spełnienia
przesłanek wymaganych w tym przepisie.
Okoliczności te nie mają jednak wpływu na
właściwość OZZ do dochodzenia tantiem
audiowizualnych i zasady ich podziału.
Stanowisko zajęte przez Sąd Najwyż-
szy ma znaczenie dla umów o reemisję,
również w odniesieniu do utworów wyko-
rzystanych w utworach audiowizualnych,
o których mowa w zakresie art. 21
1
PrAut.
Ograniczenie w postaci wprowadze-
nia przymusowego pośrednictwa właści-
wej OZZ uzasadnione jest między inny-
mi tym, iż samodzielnie twórca nie jest
w stanie śledzić złożonego systemu roz-
powszechniania twórczości na tych polach
eksploatacji oraz indywidualnie dochodzić
swoich praw. Ustawa, przewidując pośred-
nictwo OZZ z mocy ustawy, dodatkowo
eliminuje lub istotnie ogranicza możli-
wość wyłączenia tego pośrednictwa lub
zbywalność praw na rzecz producenta.
Ratio takiego rozwiązania jest oczywiste.
Chodzi o uniemożliwienie wymuszania
zrzekania się lub przenoszenia praw przy
okazji zawierania umowy o stworzenie lub
określone wykorzystanie utworu. Prakty-
ka pokazuje dobitnie, że z reguły twór-
ca jest bezbronny wobec producenta lub
zamawiającego utwór, gdyż obawia się,
że jego utwór, w przypadku niepodpo-
rządkowania się oczekiwaniom zama-
wiającego, nie zostanie wykorzystany, co
oznacza najczęściej nieobecność danego
twórcy na rynku, podczas gdy pojawie-
nie się utworu, nawet na krzywdzących
twórcę warunkach, generuje szanse na
zainteresowanie nim, zwłaszcza na in-
nych polach eksploatacji. Twórca musi być
chroniony w jego relacjach z użytkownika-
mi twórczości, działającymi w warunkach
drastycznej nierównowagi i oczywistej
przewagi. Równowagę zapewnić można
jedynie umiejętnie operując ustawowymi
ograniczeniami w swobodnym rozporzą-
dzaniu prawami do utworów. Przepisy
takie, ze względu na swoją istotę, są zwal-
czane przez organizacje użytkowników
i reprezentujące je lobby. Wywierana jest
ogromna presja zmierzająca do eliminacji
lub marginalizacji obecnych w ustawie
postanowień tego typu.
Powyższe omówienie sporządzone zo-
stało na podstawie ustnie ogłoszonych,
głównych motywów rozstrzygnięcia. Pi-
semne uzasadnienie pozwoli na pełniej-
szą, a przede wszystkim na bardziej szcze-
gółową analizę znaczenia tego wyroku.
Przygotowanie obecnego komentarza,
oparte na odnotowaniu treści ogłoszonego
przez sąd uzasadnienia, było w znacznym
stopniu ułatwione dzięki niezwykle ja-
snemu i precyzyjnemu wywodowi ustnie
przedstawionego uzasadnienia wydane-
go wyroku.
W świetle stanowiska SN prawo
do tantiem audiowizualnych, o których
mowa w art. 70 ust. 21 PrAut,
ma charakter szczególny i jest
niezależne od tego, czy producent
nabył prawo do utworów wkładowych
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
7 / 8
C8
felieton na konieC
Prawo i moralność
■
Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl
■
Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska
■
Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki
■
Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, Leszek Majkut,
Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska
■
Redaguje: Ewa Szadkowska
■
Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz
■
Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):
Dyrektor Centrum Reklamy: Katarzyna Jasińska-Szulc
■
Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz
■
Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24
autopromocja
Granice ochrony życia
Władysław
Mącior
karnista, profesor
Uniwersytetu
Jagiellońskiego,
w latach 2006–2007
wiceprzewodniczący
Komisji
Kodyfikacyjnej Prawa
Karnego
Ż
ycie człowieka jest
najwyższą wartością
indywidualną.
Twierdzenie to nie
wymaga uzasadnienia.
Ochrona tej najwyższej
wartości nie jest jednak
absolutna. Doznaje bowiem
ograniczeń. Istnieją takie
sytuacje wyjątkowe, w
których można legalnie
zniszczyć życie ludzkie.
Takimi wyjątkowymi
sytuacjami są:
n
obrona konieczna,
n
wojna obronna,
n
wykonanie prawomocnego
wyroku śmierci, jeśli
naturalnie w danym państwie
ta najsurowsza kara jest
stosowana.
Krótko mówiąc: wolno zabić
napastnika w obronie
koniecznej, wolno zabić
agresora podczas wojny
obronnej, wolno stracić
prawomocnie skazanego na
karę śmierci.
Takie rozwiązanie nie
koliduje z piątym przykaza-
niem Dekalogu, czyli normą
„nie zabijaj”. Norma ta nie
może być interpretowana
w ten sposób, że nie wolno
zabijać nikogo i w żadnych
warunkach. Taka interpreta-
cja byłaby absurdalna.
Piąte przykazanie Dekalogu
stanowi zakaz zabijania ludzi
niewinnych. Trzeba pamiętać,
że Mojżesz napisał Dekalog
prostym językiem, aby zwykli
ludzie mogli zrozumieć
religijne zakazy i nakazy. To
właśnie te religijne zakazy
i nakazy stały się podstawą
moralności żydowskiej,
a następnie także chrześcijań-
skiej.
Prawnie chronione jest nie
tylko życie człowieka od
urodzenia aż do śmierci, ale
także dopiero powstające
życie w łonie matki, czyli
płód. Rzuca się w oczy, że
kara przewidziana za
przerwanie ciąży za zgodą
(art. 152 k.k.) albo nawet bez
zgody kobiety ciężarnej
(art. 153. k.k.) jest zdecydowa-
nie łagodniejsza od kary
przewidzianej za zabójstwo
człowieka (art. 148 par. 1
– par. 3 k.k.). Wymowny jest
fakt, że przerwanie ciąży
stanowi występek, natomiast
zabójstwo człowieka stanowi
zbrodnię. Taka regulacja
prawna opiera się na
zróżnicowanej wartości
życia nienarodzonego
i narodzonego.
Z moralnego punktu
widzenia aborcja jest złem.
Jednakże zdarzają się takie
sytuacje, w których to zło jest
usprawiedliwione. Znaczy to,
że aborcja jest konieczna do
zapobiegnięcia jeszcze
większemu złu, a więc np.
śmierci kobiety ciężarnej.
Według ustawy z 1993 r. ciążę
wolno przerwać wtedy, gdy
zagrożone jest życie lub
zdrowie kobiety ciężarnej,
gdy płód jest ciężko upośle-
dzony, a także wtedy, gdy
ciąża jest wynikiem czynu
zabronionego, a zwłaszcza
zgwałcenia.
Jest to ustawa bardzo
restrykcyjna, która z kompro-
misem niewiele ma wspólne-
go. Negatywnym
następstwem tej ustawy jest
podziemie aborcyjne oraz
turystyka aborcyjna. Ale na
tym sprawa się jeszcze nie
kończy. Co pewien czas różne
środowiska i różni ludzie
żądają zaostrzenia przepisów
dotyczących przerywania
ciąży. Nie tak dawno Sejm
odrzucił projekt w tej sprawie.
W pełni podzielam punkt
widzenia ówczesnego
premiera Donalda Tuska,
który powiedział, że nie
poprze projektu, gdyż nie chce
wszczynać wojny religijnej.
Projekt nadawał się do
odrzucenia przede wszystkim
ze względów merytorycznych.
Od pewnego czasu panuje
niedobra atmosfera wokół
aborcji. Być może głośna
niedawno sprawa prof.
Bogdana Chazana spowoduje
otrzeźwienie w środowiskach
antyaborcyjnych. Może ci
ginekolodzy, którzy odmawia-
ją wykonania legalnego
zabiegu przerwania ciąży,
zrozumieją wreszcie, że
klauzula sumienia, którą się
zasłaniają, nie może uspra-
wiedliwiać łamania prawa.
W obronie prof. Chazana,
który złamał prawo, odma-
wiając wykonania legalnej
aborcji, stanął ks. kard.
Kazimierz Nycz. W związku
z tym Adam Szostkiewicz na
łamach serwisu internetowe-
go tygodnika „Polityka”
10 lipca 2014 r. napisał
m.in. tak: „To, że kardynał
Nycz »w pełni« popiera
dr. Chazana, brzmi fatalnie.
Metropolita ignoruje przepisy
obowiązujące i staje po
stronie ważnej osoby
publicznej ostentacyjnie je
łamiącej”. Wypowiedź ta nie
wymaga komentarza.
Procedura in vitro nie
została dotąd ustawowo
uregulowana, do czego walnie
przyczynili się religijni
fundamentaliści, którzy
nie uznają prawa do dziecka,
a metodę in vitro uważają
za zło.
W tej sytuacji minister
zdrowia zrobił to, co było
możliwe. Wprowadził w życie
procedurę in vitro w ramach
ministerialnego projektu
zdrowotnego.
Warto podkreślić, że niepłod-
ność uważana jest przez
Światową Organizację
Zdrowia za chorobę. Jasne jest,
że chorobę tę należy leczyć.
Tylko że jej leczenie nie
polega na usunięciu przyczyn
niepłodności, ale na doprowa-
dzeniu do urodzenia dziecka.
Każda kobieta ma prawo do
urodzenia własnego dziecka,
niezależnie od tego, czy może
zajść w ciążę w sposób
naturalny czy też wymaga
sztucznego zapłodnienia.
Prawo do dziecka jest
przyrodzone, a nie nadane.
I właśnie dlatego nie można
negować tego prawa. Co
więcej, negacja prawa do
dziecka jest niehumanitarna.
Metoda in vitro to wielki
sukces biologii i medycyny.
Ale warunkiem koniecznym
jej skuteczności jest wytwa-
rzanie i zamrażanie zarod-
ków nadliczbowych. Profesor
Jacek Zaremba, który jest
genetykiem, twierdzi, że bez
tworzenia zarodków
nadliczbowych i bez ich
selekcji metoda in vitro
byłaby nieefektywna.
W różnych krajach lekarze
zgadzają się z tym, że zarodki
nadliczbowe muszą być
wytwarzane, ale nie muszą
być niszczone.
Selekcja zarodków jest
niezbędna po to, aby rodziły
się zdrowe dzieci. Zarodki
z poważnymi defektami
genetycznymi nie nadają się
do implantacji do organizmu
kobiety. Z takiego genetycznie
zdefektowanego zarodka
mógłby – z dużym prawdopo-
dobieństwem – powstać
ciężko upośledzony płód,
który wolno usunąć. Nie
należy jednak doprowadzać
do takiej sytuacji, gdyż dla
kobiety ciężarnej byłoby to
ciężkim przeżyciem,
mogącym spowodować trwałą
zmianę w psychice. I właśnie
selekcja zarodków ma temu
zapobiegać.
Krótko mówiąc: zarodki
z poważnymi wadami
genetycznymi muszą zostać
zniszczone. Nie jest to ani
bezprawie, ani zło moralne.
Złem moralnym byłby zakaz
usunięcia ciężko upośledzo-
nego płodu.
Wejdź: www.edgp.gazetaprawna.pl
Zadzwoń: 22 761 31 27, e-mail: edgp@gazetaprawna.pl
PAT R Z Y M Y O B I E K T Y W N I E . P I S Z E M Y O DP O W I E D Z I A L N I E
DZIENNIK GAZETĘ PRAWNĄ
CZYTAJ
NA SWOIM TABLECIE
Zalety prenumeraty e-wydania:
• już od 4 rano najnowsze wydanie Dziennika Gazety Prawnej na komputerze, tablecie
• pełny dostęp do archiwum tekstów zawierającego ponad 2800 wydań od 2002 r.
• dokładna wyszukiwarka pozwala odnaleźć interesujący temat, artykuł lub wydanie DGP
• dostępne funkcjonalności zapewnią wygodny sposób przeglądania treści e-wydania
20
LAT
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
8 / 8