DGP 2014 03 28 prawnik

background image

R

Y

S.

J

AR

OSŁA

W

ŁO

KIETEK

prawnik

Piątek – niedziela | 28–30 marca 2014

Czy sądy w swoich orzeczeniach powinny się

powoływać na artykuł, który został

przez TK uznany za niekonstytucyjny

przy jednoczesnym stwierdzeniu,

że utraci on moc dopiero za jakiś czas?

Szukajcie,

a znajdziecie.

Inny przepis

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

1 / 8

background image

C2

„Prawnik” powstaje we współpracy z

Krajową Radą Sądownictwa

Naczelną Radą Adwokacką

Krajową Radą Komorniczą

Krajową Radą Notarialną

Krajową Izbą Doradców Podatkowych

Krajową Radą Radców Prawnych

Prawo dostępu do informacji o dzia-

łalności organów władzy publicznej

oraz osób pełniących funkcje publicz-

ne przysługuje każdemu obywatelowi.

Gwarantują je liczne regulacje między-

narodowe, ustawy, a przede wszystkim

konstytucja. Mimo tego w wielu przy-

padkach żądanie udzielenia wiadomości

o działalności osób piastujących funk-

cje publiczne czy instytucji państwo-

wych spotyka się z odmowną decyzją

urzędników lub nie zawsze zgodnymi

z prawem próbami utrudnienia dostę-

pu do danych. W jakich przypadkach

taka odmowa jest zasadna, kiedy moż-

na ograniczyć prawo do informacji pu-

blicznej, a kiedy bezwzględnie należy

udzielić jej obywatelowi? Odpowiedzi na

to i wiele innych pytań można znaleźć

w monografii dr Joanny Taczkowskiej-

-Olszewskiej.

Autorka omawia w niej dostęp do in-

formacji publicznej w ujęciu instytucji

prawnej, pokazując pozytywne i nega-

tywne aspekty zagadnienia. Prezen-

towana książka, z uwagi na wybitnie

naukowy charakter, jest adresowana

przede wszystkim do prawników po-

szukujących wnikliwego ujęcia zagad-

nienia. Z pewnością zawarte w niej

informacje będą przydatne także dla

urzędników, którzy w ramach wyko-

nywania swoich obowiązków zawo-

dowych zajmują się sprawami zwią-

zanymi z udostępnianiem informacji

obywatelom. Ale na lekturze skorzystać

mogą też przeciętni Kowalscy nie za-

wsze świadomi, że informacja publiczna

to nie tylko wiadomości udostępniane

w internetowym Biuletynie Informacji

Publicznej i możliwość przysłuchiwa-

nia się obradom rady gminy. Co więcej,

bezprawne nieudostępnienie informa-

cji publicznej może stanowić przestęp-

stwo, za które grozi kara nawet do roku

więzienia.

AM

biblioteka

prawnika

Informacja publiczna

okiem prawnika

Joanna Taczkow-

ska-Olszewska,

„Dostęp do informacji

publicznej w polskim

systemie prawnym”,

Warszawa 2014,

wyd. C.H. Beck

cytat

tygodnia

Czy można na gruncie
obecnych przepisów

ukształtować inną kulturę
postępowania prokuratorów
i sądów? Tak. Jednak lata
praktyki dowodzą, że konieczna
musiałaby być zbiorowa hipnoza.
Proszę nie traktować tego jako
wypowiedzi protekcjonalnej czy
prześmiewczej, raczej jako wyraz
bezradności, uzasadniającej
potrzebę sięgnięcia po skuteczne
narzędzie zarządcze

Michał Królikowski,
wiceminister sprawiedliwości,
w wywiadzie na łamach DGP

Z dwóch rodzajów polemik zdecydowa-

nie wolę tę konstruktywną. Otwiera ona

pole dyskursu nad zgłoszonymi argu-

mentami i dzięki temu zazwyczaj do-

brze służy sprawie. Na łamach „Prawni-

ka” przeczytałem ostatnio felieton pod

znamiennym tytułem „Jak na amery-

kańskim filmie” (DGP 51/2014) autorstwa

prof. Lecha Gardockiego, który obszernie

wypowiedział się na temat rekodyfikacji

prawa karnego procesowego dokonanej

nowelą do kodeksu postępowania kar-

nego z września ubiegłego roku (wejdzie

ona w życie – w swej zasadniczej części

– 1 lipca 2015 r.) Ponieważ autor tego

felietonu zarzucił mi brak wyobraźni

i niepoprawny optymizm w kwestii po-

wodzenia przyjętej reformy, nie mogę

jego słów pozostawić bez odpowiedzi.

Destruktywna krytyka

Niestety, wypowiedzi prof. Gardockiego,

znakomitego przecież znawcy prawa

karnego i niekwestionowanego autory-

tetu w tej dziedzinie, nie wnoszą do dys-

kusji nad reformą niczego. Gorzej, jego

krytykę uznać muszę za zdecydowanie

destruktywną także z innego powodu.

Wpisuje się ona bowiem w rozlegający

się ostatnio tu i ówdzie defetystyczny

lament, który w moim przekonaniu nie

znajduje żadnego sensowego uzasad-

nienia, a jest do tego prawdziwie nie-

bezpieczny.

Profesor Gardocki przechodzi do po-

rządku dziennego nad faktem, że moż-

liwości obecnego modelu postępowania

karnego, będącego w swym zasadniczym

trzonie spuścizną po minionej epoce,

uznać trzeba za wyczerpane. Dla niko-

go nie jest wszak tajemnicą, że postępo-

wania karne w Polsce są nieakceptowal-

nie przewlekłe, co dotyczy także i tych,

w toku których podejrzani, a następnie

oskarżeni, pozbawieni są wolności. Stan

ten spotyka się nieustannie z krytyką ze

strony Europejskiego Trybunału Praw

Człowieka i niemało kosztuje polskiego

podatnika, którego ostatecznie obciążają

sowite odszkodowania wypłacane oskar-

żonym (także oskarżonym słusznie). Po-

stępowania nadmiernie przewlekłe nie

tylko uderzają w zagwarantowane kon-

stytucyjnie prawo do rozpoznania spra-

wy bez zbędnej zwłoki, ale są także nad-

miernie kosztowne, co – pomimo skoku

cywilizacyjnego Polski w ostatnich latach

– nie jest okolicznością bez znaczenia.

Nie może w tej sytuacji dziwić, że do-

strzeżono potrzebę zmian. Wybór drogi,

na którą pchnięto polski proces karny,

został poprzedzony wszechstronnymi

konsultacjami zarówno ze środowiskami

naukowymi, jak i z praktykami. Oczy-

wiście wybrana droga nie jest jedyną

możliwą. Wybrano ją dlatego, że w po-

wszechnym mniemaniu nie ma po pro-

stu takiej, która niosłaby większe szanse

na uzdrowienie sytuacji. Bez wątpienia,

konkretne rozwiązania legislacyjne, któ-

re budują nowy model postępowania

karnego, mogą być kwestionowane.

Kontradyktoryjność, na której oparty

jest nowy model polskiego procesu kar-

nego, ma to do siebie, że może jej być

w procesie więcej lub mniej. Postępo-

wanie przygotowawcze, które poprze-

dza kontradyktoryjną fazę procesu, może

być w mniejszym lub większym stopniu

zredukowane, co pozostaje w związku

z zakładanym poziomem skuteczno-

ści ścigania karnego. Postępowanie od-

woławcze może być bardziej lub mniej

reformatoryjne lub kasacyjne, co pozo-

staje z kolei w powiązaniu z poziomem

jego gwarancyjności. Wszystko to mogło

i pewnie wciąż jeszcze może być przed-

miotem dyskusji. Wydaje się jednak, że

nie jest wygórowanym oczekiwaniem,

iż podejmujący krytykę wybranych roz-

wiązań wskaże się takie kierunki i takie

rozwiązania, które mogą okazać się lep-

sze z punktu widzenia celu, jaki chcemy

osiągnąć.

Nie, bo nie

Niestety, głosy krytyki, które czytamy

i które słyszymy, są raczej bezproduk-

tywne. Najczęściej pochodzą one od tych,

którzy w związku z wejściem w życie no-

weli obawiają się większego niż dotąd

obciążenia pracą i wyrażają obawę o jej

jakość. To można nawet w jakimś sensie

zrozumieć. Gorzej jest, jeżeli destruktyw-

ne „nie” uzasadnione jest jednym tylko

argumentem: „bo nie”. Z ubolewaniem

muszę zauważyć, że niemal wszystkie

zasłyszane głosy krytyki nie są poprze-

dzone uważną lekturą uchwalonej usta-

wy nowelizującej kodeks, a w każdym

razie lekturą, której towarzyszyłaby wola

zrozumienia jej sensu. Chyba podobnie

jest z wyrażoną między wierszami tek-

stu prof. Gardockiego obawą, że nowy

polski proces karny będzie procesem dla

bogatych. A dzisiaj nie jest? – chciałoby

się zapytać. Bezkrytyczna wiara w obiek-

tywizm aparatu ścigania i w paternalizm

sądu niejednego zaprowadziła już na ma-

nowce. Zakładana przez nowelę bierność

sądu w postępowaniu dowodowym za-

funkcjonuje wówczas, gdy uda się zakty-

wizować strony postępowania i na tyle,

na ile to możliwe, zrównać ich pozycje

procesowe. Nowela czyni to otwierając

– zwłaszcza przed obroną – nieznane

obecnie perspektywy. Wyrównuje wszak

szanse procesowe stron, w znacznie szer-

szym zakresie otwierając prawo do ko-

rzystania z pomocy prawnej ex officio.

Co jeszcze można zrobić?

Żeby zostało po staremu

Dyskusja wolna od konstruktywnych pro-

pozycji jest doprawdy niezmiernie ryzy-

kowna. Nie ulega bowiem wątpliwości, że

powodzenie reformy w wielkim stopniu

zależy od tzw. czynnika ludzkiego. Prak-

tyka ukształtowana pod rządami obec-

nego modelu zakorzeniona jest głęboko

wśród uczestników gry procesowej i w

związku z tym istnieje realne niebezpie-

czeństwo, iż zaakceptowanie nowych ról

procesowych, a także odmiennych metod

działania, nie będzie takie proste.

Co więcej, nowe rozwiązania skon-

struowane zostały w sposób ostrożny

i w gruncie rzeczy nie wykluczają defi-

nitywnie możliwości procedowania po

staremu. Mają zaś dostarczyć organom

procesowym oraz stronom procesu na-

rzędzi, których wykorzystanie mogłoby

pozwolić na bardziej efektywne działa-

nie. Jeżeli więc pozwolimy na ugrunto-

wanie się przekonania, że nowela niesie

za sobą wyłącznie zło i – jak to założył

prof. Gardocki – nie może przynieść ni-

czego dobrego, to rzeczywiście może spo-

tkać ją totalne fiasko. Defetystyczna kry-

tyka okaże się wówczas samospełniającą

się przepowiednią.

Do wejścia w życie nowych rozwiązań

pozostało jeszcze sporo czasu. Wydłużo-

ne vacatio legis powinno posłużyć zapo-

znaniu się z czekającymi nas nowościa-

mi i rzeczowej dyskusji. Dyskusje takie

rzeczywiście toczą się na łamach prasy

prawniczej, a także w ramach zakrojo-

nego na szeroką skalę programu szkoleń

sędziowskich i prokuratorskich firmo-

wanego przez Krajową Szkołę Sędziów

i Prokuratorów. Czas, jaki jeszcze upłynie

do wejścia w życie noweli, pozwoliłby też

z pewnością na dokonanie jakichś korekt

ustawy. Do tego potrzebna jest jednak

dyskusja konstruktywna. Jeżeli jedyne

twierdzenie krytyczne sprowadza się do

przyrównania nadchodzącego procesu

do modelu anglosaskiego, a jedyną kon-

kluzją wypowiedzi dyskutanta jest suge-

stia, iż „jest jeszcze wystarczająco dużo

czasu, aby z przyjętych rozwiązań się

wycofać”, to żadną miarą wypowiedź ta

nie może być uznana za konstruktywną.

Wobec zastanego stanu rzeczy postulat

pozostawienia wszystkiego po staremu

ocenić więc trzeba jako nawoływanie do

kapitulanctwa.

polemika

na początek

O nowym modelu procesu karnego.

I obawach prof. Lecha Gardockiego

Jeżeli pozwolimy na

ugruntowanie się

przekonania,

że nowela niesie za

sobą wyłącznie zło

i nie zaowocuje

niczym dobrym,

to rzeczywiście może

spotkać ją totalne

fiasko.

Defetystyczna

krytyka okaże się

wówczas

samospełniającą się

przepowiednią

Jeżeli jedyną

konkluzją jest

sugestia, iż

„jest jeszcze

wystarczająco

dużo czasu, aby

z przyjętych

rozwiązań się

wycofać”, to żadną

miarą wypowiedź

ta nie może

być uznana za

konstruktywną

Prof. Piotr HofMAński

przewodniczący komisji

kodyfikacyjnej Prawa karnego,

sędzia sądu Najwyższego, profesor

Uniwersytetu Jagiellońskiego

FOT

.

MA

T.

P

r

ASO

WE

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

2 / 8

background image

prawnik

28–30 marca 2014 nr 61 (3702)

gazetaprawna.pl

Dominika

Bychawska-

-Siniarska

koordynatorka
projektu „Europa
Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka

prosto

ze Strasburga

Pamiętamy film „Terminal”

z Tomem Hanksem. Bohater

jako obywatel państwa, które

przestało istnieć w trakcie jego

lotu, utknął na długie miesią-

ce na lotnisku. Podobne histo-

rie zdarzają się naprawdę. 13

marca 2014 r. Europejski Try-

bunał Praw Człowieka w skła-

dzie Wielkiej Izby (17 sędziów)

wypowiedział się co do od-

szkodowania za „wymazanie”

obywateli Socjalistycznej Fe-

deracyjnej Republiki Jugosła-

wii (SFRJ), którzy w trakcie

odzyskiwania przez Słowenię

niepodległości stali się bez-

państwowcami. Kiedy SFRJ

przestała istnieć, „wymazani”

zostali pozbawieni ostatniej re-

zydentury, a za tym m.in. pra-

wa do swobodnego poruszania

się. Ponadto ich warunki by-

towe znacząco się pogorszyły.

Przed odzyskaniem niepodle-

głości przez Słowenię 25 czerw-

ca 1991 r. Mustafa Kurić oraz

siedmiu innych skarżących po-

siadało obywatelstwo SFRJ oraz

jednej z republik wchodzącej

w jej skład (niebędącej Słowe-

nią). Jako obywatele SFRJ uzy-

skali prawo do rezydentury na

terytorium Słowenii, niemniej

jednak nie wystąpili o przyzna-

nie im obywatelstwa tego kra-

ju w ustawowym terminie do

25 grudnia 1991 r. W związku

z powyższym 26 lutego 1992 r.

ich nazwiska zostały usunięte

z rejestru stałych rezydentów.

W skardze do Strasburga

argumentowali, że ich wyma-

zanie miało poważne i długo-

trwałe konsekwencje. Zostali

oni pozbawieni dokumentów,

niektórzy zostali eksmitowa-

ni z mieszkań, nie mogli pra-

cować ani podróżować, zostali

pozbawieni własności, żyli kilka

lat w warunkach urągających

ich godności i zagrażających

zdrowiu.

Liczba obywateli bez prawa

do stałego pobytu w Słowe-

nii w 1992 r. wynosiła ponad

25 tys. Niektórzy z „wymaza-

nych” dobrowolnie opuścili

Słowenię, inni zostali depor-

towani. Część otrzymała prawo

pobytu na podstawie decyzji

Trybunału Konstytucyjnego

z 1999 r. i zmian legislacyjnych

wprowadzonych w 2010 r.

Trybunał w wyroku izbo-

wym (7 sędziów) 13 lipca 2010 r.

uznał, że władze Słowenii naru-

szyły prawo do poszanowania

życia prywatnego i rodzinnego

osób wymazanych (art. 8 kon-

wencji), jak również nie prze-

widziały procedury umożliwia-

jącej im dochodzenie swoich

praw (art. 13 konwencji).

Sprawa została przekazana

do Wielkiej Izby, która 26 lipca

2012 r. jednomyślnie podtrzy-

mała poprzedni wyrok, wska-

zując dodatkowo, iż w spra-

wie doszło do dyskryminacji

bezpaństwowców. Sędziowie

podkreślili przede wszystkim,

że skarżący zostali pozbawieni

statusu prawnego, który wcze-

śniej gwarantował im dostęp

do wielu uprawnień – ubezpie-

czenia zdrowotnego, prawa do

emerytury, zasiłków socjalnych,

prawa do odnowy dokumen-

tów, jak np. dowód osobisty czy

prawo jazdy. Ponadto, stracili

oni możliwość zatrudnienia.

Trybunał zaznaczył, iż upo-

rządkowanie prawa poby-

tu obywateli SFRJ stanowiło

niezbędny krok, jaki powinny

podjąć władze Słowenii, aby

uniknąć efektu „wymazania”,

które doprowadziło do narusze-

nia art. 8 konwencji. Pomimo

przyjęcia zmian legislacyjnych

w 2010 r. władze Słowenii nie

naprawiły w sposób komplek-

sowy i wystarczająco szybko

konsekwencji wynikających

z wymazania nazwisk z reje-

stru stałych rezydentów.

Skarżący otrzymali po 20

tys. euro zadośćuczynienia.

Trybunał pozostawił kwestię

odszkodowania otwartą, dając

stronom możliwość zawarcia

ugody do 24 czerwca 2013 r. Sę-

dziowie zdecydowali się objąć

sprawę procedurą wyroku pilo-

tażowego, dając władzom Sło-

wenii jeden rok na opracowa-

nie planu odszkodowawczego

dla osób wymazanych.

Procedura wyroku pilotażo-

wego stosowana jest w spra-

wach dotyczących problemów

strukturalnych, stanowiących

podłoże powtarzających się

spraw. Gdy trybunał otrzymuje

kilka skarg, które łączy wspólny

zarzut, może dokonać wyboru

jednej lub kilku z nich do prio-

rytetowego załatwienia według

procedury pilotażowej. Zada-

niem trybunału w wyroku pilo-

tażowym jest nie tylko stwier-

dzenie naruszenia konwencji

w konkretnej sprawie, ale rów-

nież zidentyfikowanie proble-

mu systemowego i przekazanie

rządowi wskazówek w zakresie

rodzaju środków niezbędnych

do tego, by go rozwiązać.

Ponieważ rząd Słowenii nie

przedstawił planu odszkodo-

wawczego w wyznaczonym

terminie, trybunał dwa tygo-

dnie temu przyznał skarżącym

odszkodowania wahające się

od 29 tysięcy do 72 tysięcy euro.

Sędziowie zatwierdzili również

procedurę odszkodowawczą ad

hoc wprowadzoną przez wła-

dze, umożliwiającą uzyskanie

przez wymazanych ryczałto-

wego odszkodowania przyzna-

wanego co miesiąc. Nadzór nad

wykonaniem wyroku i wypła-

tą odszkodowań pełnić będzie

Komitet Ministrów Rady Eu-

ropy. Historia niczym z filmu,

a może się powtórzyć po raz

kolejny w kontekście konfliktu

na Krymie.

Wymazane obywatelstwo

Paulina Szewioła
paulina.szewiola@infor.pl

C

hciała zostać architektem, ale

pomysł ten skutecznie wy-

perswadowała jej w liceum

nauczycielka matematyki,

twierdząc, że nie ma predys-

pozycji do nauk ścisłych. Zdecydowała

się więc na studia prawnicze. – Był to

bardziej wybór z rozsądku niż z miłości

– śmieje się po latach mec. Witkowska.

Jednak okazał się na tyle trafiony, że te-

raz radczyni na każdym kroku podkreśla

to, jak bardzo lubi swój zawód.

Karierę zaczynała w Państwowym

Arbitrażu Gospodarczym, a gdy ten

przekształcony został w wydziały go-

spodarcze sądów powszechnych, konty-

nuowała praktykę orzeczniczą w sądzie

rejonowym, a następnie wojewódzkim

w Gdańsku.

Radcą prawnym formalnie jest od

1994 r. Od tego czasu zdążyła wyrobić

sobie opinię cenionego eksperta m.in.

z zakresu ochrony dóbr osobistych. To

ona reprezentowała premiera Donal-

da Tuska w głośnym sporze z Jerzym

Urbanem, wydawcą i redaktorem na-

czelnym tygodnika „NIE”, w związku

z primaaprilisową publikacją gazety

„Tusk na podsłuchu”. W artykule za-

rzucano szefowi rządu, że podczas me-

czu piłkarskiego używał nieparlamen-

tarnych zwrotów. Witkowska sprawę

wygrała, a na łamach gazety ukazały

się przeprosiny za publiczne podanie

nieprawdziwych informacji, godzących

w dobra osobiste premiera. Sama pełno-

mocniczka rozstrzygnięcie w tej spra-

wie kwituje krótko: – Sprawiedliwości

stało się zadość.

Mecenas Witkowska posiada także bo-

gate doświadczenie w obsłudze praw-

nej podmiotów gospodarczych, w tym

banków, przedsiębiorstw z branży mo-

toryzacyjnej, spożywczej, produkcyj-

nej oraz spółdzielni mieszkaniowych.

W środowisku znane i docenianie jest

jej zaangażowanie w działania na rzecz

praw kobiet. Jest laureatką „Kryształo-

wego serca”, nagrody, którą samorząd

radcowski przyznaje osobom szczególnie

aktywnym w świadczeniu bezpłatnej po-

mocy prawnej. Swoją pracę pro publico

bono traktuje jak służbę. – Wykonujemy

zawód zaufania publicznego. Aby je budo-

wać, powinniśmy wspierać społeczność,

w której funkcjonujemy – tłumaczy mec.

Witkowska. I jak sama podkreśla aktyw-

ność w sferze non – profit to świetny spo-

sób na zawodowe spełnienie i czerpanie

prawdziwej satysfakcji z tego co się robi.

Jeżeli dodamy do tego jej zaangażo-

wanie w akcje społeczne organizowane

przez gdańską izbę, to powierzenie jej

funkcji przewodniczącej Komisji Praw

Człowieka Krajowej Rady Radców Praw-

nych wydaje się decyzją wręcz oczywi-

stą. Zespół, którym pokieruje Magdalena

Witkowska, ma za zadanie popularyzo-

wać informacje o efektywnej ochronie

praw człowieka oraz reagować na po-

jawiające się naruszenia wolności jed-

nostki. Do jego kompetencji należeć bę-

dzie także monitorowanie orzecznictwa

ETPC oraz kontrola implementacji wy-

roków trybunału. Sama mec. Witkow-

ska dostrzega w tym projekcie szansę

na podniesienie świadomości prawnej

obywateli. – Wiedza naszego społeczeń-

stwa w tym zakresie stoi wciąż na bar-

dzo niskim poziomie, dlatego tak ważne

są działania zmierzające do upowszech-

nienia tej problematyki w ludzkiej świa-

domości – tłumaczy.

Oprócz tego udziela się w samorzą-

dzie radcowskim, a swoje doświadczenie

w medialnych sprawach wykorzystu-

je także w pracy rzecznika prasowego

gdańskiej izby.

Wśród współpracowników ma opi-

nię osoby pracowitej i oddanej sprawom

klientów. – Obserwuję karierę mec. Wit-

kowskiej od samego początku, czyli od

czasów aplikacji. Pracowałyśmy razem

w Państwowym Arbitrażu Gospodar-

czym, a obecnie prowadzimy razem

kancelarię. I mogę powiedzieć, że do-

bro klienta od zawsze stanowiło dla niej

najwyższą wartość. Jej zaangażowanie

w pracę zawodową jest naprawdę god-

ne podziwu – opowiada Joanna Gibas-

-Kobierecka, radca prawny, wspólnik

kancelarii radców prawnych Gratus s.c.

W wolnych chwilach mec. Magdalena

Witkowska ćwiczy jogę i czyta litera-

turę faktu, a w szczególności biografie

wybitnych ludzi. Poświęca się również

nauce francuskiego, którą rozpoczęła ze

względów zawodowych, ale wciągnęło

ją to na tyle, że obecnie szlifuje język

także dla przyjemności. Włada też an-

gielskim i rosyjskim.

Prawniczka znad morza

M

A

TERIA

ły

P

RASO

WE

Samorząd radcowski po raz pierwszy w swojej

historii powołał Komisję Praw Człowieka.

Koordynację prac gremium powierzył

mec. Magdalenie Witkowskiej

Prenumerata:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (marzec 2014 r.): 100,80 zł – marzec – grudzień 2014 r.: 912,50 zł. Wersja Premium – miesięczna
(marzec 2014 r.): 117,60 zł – marzec – grudzień 2014 r.: 1080,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8 % VAT) Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

3 / 8

background image

C4

zostało domniemanie konstytucyjno-

ści, co do zasady będzie twierdząca.

Należy pamiętać, że w polskim

systemie prawnym sądy, w tym także

Sąd Najwyższy, podlegają ustawom.

Usunięcie przepisu z systemu

prawnego może mieć miejsce albo za

sprawą ustawodawcy (poprzez

uchwalenie ustawy uchylającej

obowiązywanie jakiejś regulacji) bądź

na mocy wyroku Trybunału Konstytu-

cyjnego stwierdzającego niekonstytu-

cyjność kwestionowanego przepisu

i określającego moment, w którym

przestaje on obowiązywać. Sądy

powinny zatem stosować przepis

uznany za niekonstytucyjny, jeżeli

Trybunał Konstytucyjny w wyroku

odroczył termin utraty jego mocy

obowiązującej. Obowiązek stosowania

przepisów uznanych za sprzeczne

z konstytucją wynika także z przyjęte-

go w polskim systemie prawnym

modelu kontroli konstytucyjności

ustaw. W przeciwieństwie do rozpro-

szonego systemu amerykańskiego,

o zgodności ustawy z konstytucją

decydować może wyłącznie Trybunał

Konstytucyjny. W Stanach Zjednoczo-

nych zakwestionować zgodność

ustawy z konstytucją może nie tylko

Sąd Najwyższy, ale każdy sąd stanowy

lub federalny. W sprawie Marbury

vs. Madison (1803 r.) Sąd Najwyższy

stwierdził, że ustawa federalna

sprzeczna z konstytucją jest nieważna

i sądy powinny odmówić jej stosowa-

nia. Na bezwzględny obowiązek

stosowania niekonstytucyjnych

przepisów czasowo utrzymanych

w mocy wskazywał sam Trybunał Kon-

stytucyjny, między innymi w wyroku

z 2 lipca 2003 r., sygn. K 25/01,

w którym stwierdził wprost,

że „do nadejścia wskazanego przez

trybunał terminu uznany za niezgod-

ny z konstytucją przepis zachowuje

moc obowiązującą, a zatem musi być

przestrzegany i stosowany przez

wszystkich jego adresatów. Zgodnie

bowiem z art. 190 ust. 1 konstytucji

takie rozstrzygnięcie umieszczone

w tekście rozstrzygnięcia Trybunału

Konstytucyjnego jest nie tylko

ostateczne, ale i ma moc powszechnie

obowiązującą. Zakresem tej mocy

objęte są także wszystkie sądy”.

Stanowisko wyrażone przez Trybunał

Konstytucyjny potwierdzone zostało

także w wielu wyrokach Sądu

Najwyższego. Przykładem mogą być

wyrok z 29 marca 2000 r., sygn.. III RN

96/98, oraz z uchwała Sądu Najwyższe-

go z 3 lipca 2003 r., sygn. III CZP 45/03,

dotyczące obowiązku stosowania przez

sądy uznanych za niekonstytucyjne

przepisów ustawy o najmie lokali

i dodatkach mieszkaniowych w kon-

tekście czynszów regulowanych.

Najbardziej chyba kontrowersyjnym

orzeczeniem w sprawie obowiązku

dalszego stosowania przepisu

uznanego za sprzeczny z konstytucją,

gdyż dotyczącego stanu faktycznego

dotykającego postępowania karnego,

praw i wolności obywatelskich, było

postanowienie Sądu Najwyższego

z 13 grudnia 2005 r., sygn. III KK

318/05. Sąd stwierdził w nim, że

odroczenie wyrokiem Trybunału

Konstytucyjnego utraty mocy

obowiązującej przepisu kodeksu

postępowania karnego dotyczącego

procedury przekazania obywatela

polskiego na podstawie europejskiego

nakazu aresztowania oznacza, że

w tym czasie nie można, na podstawie

art. 55 ust. 1 konstytucji, odmówić

wykonywania ENA wydanego przez

TemaT Tygodnia

Stosowanie niekonstytucyjnych regulacji

Szukajcie, a znajdziecie. Inny przepis

Sąd jako organ stosujący prawo z całą

pewnością nie może zignorować faktu,

iż dany przepis jest sprzeczny z ustawą

zasadniczą

Czy sądy w swoich orzeczeniach powinny się

powoływać na artykuł, który został przez TK uznany

za niekonstytucyjny przy jednoczesnym stwierdzeniu,

że utraci on moc dopiero za jakiś czas?

miejsca przed normą ustawy zasadni-

czej. Niezawisły sąd ma więc możli-

wość, a nawet obowiązek

bezpośredniego zastosowania przepisu

konstytucji, jeżeli jest to w danej

sprawie możliwe w odniesieniu do

konkretnego, rozstrzyganego przez ten

sąd stanu faktycznego. Oczywiście

korzystając z tej możliwości, sąd musi

zachować najdalej idącą ostrożność,

dokładnie wczytać się w konkretne

orzeczenie TK i jego uzasadnienie,

a także zważyć chronione konstytucją

dobro prawne naruszone przez

niekonstytucyjny przepis. Wszędzie

tam, gdzie sąd po przeprowadzeniu

takiej analizy uzna za celowe i możli-

we bezpośrednie zastosowanie normy

konstytucyjnej, powinien pominąć

niekonstytucyjny przepis pomimo

odroczenia przez TK terminu utraty

jego mocy obowiązującej.

Postulat ten nabiera szczególnego

znaczenia na gruncie prawa karnego,

gdzie ewentualne stosowanie niekon-

stytucyjnych przepisów może mieć

bardzo poważne konsekwencje, przede

wszystkim tam, gdzie dojdzie w ten

sposób do naruszenia podstawowych

wolności i swobód obywatelskich.

F

unkcjonowanie w systemie

prawnym przepisu, wobec

którego Trybunał Konstytu-

cyjny stwierdził, że jest

niezgodny z konstytucją, lecz

odroczył utratę jego mocy obowiązują-

cej, jest niewątpliwie sytuacją

niepożądaną. Jednak odpowiedź na

pytanie, czy sądy muszą stosować

przepis, wobec którego uchylone

inne państwo wobec obywatela

polskiego. Przyjmuje się, że za

obowiązkiem stosowania przepisu,

wobec którego uchylone zostało

domniemanie konstytucyjności,

przemawia ochrona innych, co

najmniej równoważnych wartości,

będących przedmiotem ochrony

konstytucyjnej. Innym powodem, ze

względu na który odracza się utratę

mocy obowiązującej przepisu uznane-

go za niezgodny z konstytucją, jest

chęć umożliwienia uchwalenia przez

parlament nowelizacji usuwającej

niezgodny z konstytucją stan prawny.

O ile w przypadkach dotyczących

niekonstytucyjności tzw. czynszów

regulowanych mogliśmy mówić

o ochronie prawa własności prywatnej,

o tyle odroczenie terminu uchylenia

obowiązywania było uzasadnione

ochroną praw lokatorów i nadmier-

nym wzrostem czynszów. W przypad-

ku wydawania obywateli polskich

obcym państwom, przed nowelizacją

konstytucji, a po wyroku Trybunału

Konstytucyjnego dotyczącym ENA,

trudno mi znaleźć takie wartości

chronione konstytucyjnie, które

pozwalałyby poświęcić ochronę

obywateli polskich przed ekstradycją.

Podobnie w przypadku uznanego za

sprzeczny z konstytucją art. 75 par. 1

k.k. Choć formalnie powinien być on

stosowany, nie było w mojej ocenie

jakichkolwiek powodów ustanowienia

tak długiego odroczenia utraty mocy

obowiązującej przez ten przepis. Sądy

mogły przecież, gdy okoliczności

dotyczące skazanego za tym przema-

wiały, zarządzić wykonanie zawieszo-

nej kary pozbawienia wolności na

podstawie art 75 par. 2 k.k.

Choć sądy powinny stosować uznane

za niekonstytucyjne przepisy, bo tylko

Trybunał Konstytucyjny może określać

moment utraty mocy obowiązującej

przez ustawę, to zasadą powinna być

utrata mocy obowiązującej z chwilą

ogłoszenia wyroku Trybunału

Konstytucyjnego, a odroczenie winno

mieć miejsce wyłącznie w przypadkach

wyjątkowych.

I

nstytucja czasowego utrzymania

w mocy niekonstytucyjnego aktu

prawnego określona w art. 71

ust. 2 ustawy o Trybunale

Konstytucyjnym, może budzić

wątpliwości prawne i wywoływać

spory. Zgodnie z tym przepisem

trybunał, stwierdzając niezgodność

jakiegoś aktu prawnego z konstytucją,

może odroczyć na określony czas

utratę mocy przez ten przepis. Cel tego

rozwiązania jest oczywisty: jeśli

niezwłoczna utrata mocy przez

Łukasz kluska

sędzia

W

yroki Trybunału

Konstytucyjnego

zgodnie z art. 190 ust. 3

konstytucji wchodzą

w życie z dniem

ogłoszenia, jednakże ten sam przepis

daje możliwość odroczenia przez TK

daty utraty mocy obowiązującej

niekonstytucyjnego aktu normatywne-

go lub jego przepisu. Termin takiego

odroczenia nie może przekroczyć

osiemnastu miesięcy, gdy chodzi

o ustawę, a w przypadku innego aktu

normatywnego jest krótszy i wynosi

maksymalnie dwanaście miesięcy.

W praktyce oznacza to, iż w systemie

prawa nadal funkcjonuje i posiada moc

obowiązującą akt lub jego przepis, co

do którego nie ma już wątpliwości, iż

jest sprzeczny z konstytucją. Powstaje

więc pytanie, czy sąd ma względny, czy

też bezwzględny obowiązek stosowa-

nia niekonstytucyjnej normy prawnej

w okresie odroczenia? Sąd jako organ

stosujący prawo z całą pewnością nie

może zignorować faktu, iż dany

przepis jest sprzeczny z ustawą

zasadniczą. Z drugiej jednak strony nie

powinien pomijać przepisu, który

ciągle obowiązuje. Czy jest więc

racjonalne wyjście z tej trudnej

sytuacji? Należy w tym miejscu przypo-

mnieć, iż zgodnie z art. 8 ust. 1 i 2

konstytucji jest ona najwyższym

prawem Rzeczypospolitej Polskiej, a jej

przepisy stosuje się bezpośrednio,

chyba że konstytucja stanowi inaczej.

Natomiast zgodnie z art. 178 ust. 1

ustawy zasadniczej sędziowie w spra-

wowaniu swojego urzędu są niezawiśli

i podlegają tylko konstytucji oraz

ustawom.

W doktrynie i orzecznictwie dominuje

pogląd, iż zasada bezpośredniego

stosowania konstytucji znajdzie

zastosowanie wszędzie tam, gdzie

dany przepis ustawy zasadniczej jest

jasny i precyzyjny, a uregulowana

w nim materia nie ma dalszego

rozwinięcia lub konkretyzacji w akcie

prawnym niższego rzędu. Tymczasem

w sytuacji odroczenia przez TK daty

utraty mocy obowiązującej niekonsty-

tucyjnego przepisu stanowi on tego

rodzaju rozwinięcie lub konkretyzację.

Trzeba jednak pamiętać, że jest to

rozwinięcie lub konkretyzacja

niezgodna z konstytucją, więc jej

zastosowanie nie powinno mieć

zbIgnIeW

krüger

adwokat z kancela-

rii krüger & Partnerzy

adwokaci

MacIej

strączyńskI

sędzia, prezes stowarzy-

szenia sędziów Polskich

„Iustitia”

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

4 / 8

background image

prawnik

28–30 marca 2014 nr 61 (3702)

gazetaprawna.pl

Szukajcie, a znajdziecie. Inny przepis

Instytucja czasowego utrzymania

niekonstytucyjnego przepisu w mocy

może skłaniać parlament do uchwalania

wątpliwych regulacji dla osiągnięcia

doraźnych celów politycznych

niekonstytucyjny przepis spowodowa-

łaby lukę prawną, uniemożliwiającą

funkcjonowanie jakiegoś organu

państwa lub instytucji prawnej,

konieczne jest zastąpienie wadliwego

przepisu innym. Ustawodawca musi

mieć na to czas.

Trybunał ma możliwość sygnalizowa-

nia ustawodawcy, że jakieś rozwiąza-

nie ustawowe prawdopodobnie jest

wadliwe, jeszcze przed rozpoznaniem

wniosku o zbadanie jego zgodności

z konstytucją. Daje mu ją art. 4 ust. 2

ustawy o TK, przewidujący przedsta-

wienie organom stanowiącym prawo

uwag stwierdzających uchybienia

i luki w prawie. Jeżeli więc już na

wstępnym etapie postępowania

sędziowie TK mają podstawy przewi-

dywać, że zaskarżony przepis okaże

się niekonstytucyjny, a funkcjonowa-

nie systemu prawnego bez zastąpie-

nia go prawidłowym może być

niemożliwe, mogą władzę ustawo-

dawczą i wykonawczą ostrzec. Inna

rzecz, czy politycy tych ostrzeżeń

posłuchają.

Przykładowo, Trybunał Konstytucyjny

wytknął zawczasu w opisanym trybie

niezgodność z konstytucją instytucji

asesora sądowego. Wskazał, że asesor

nie posiada niezbędnych do orzekania

gwarancji niezawisłości, gdyż jest

powoływany i może być w każdej

chwili odwołany przez ministra

sprawiedliwości, przedstawiciela

władzy wykonawczej. Politycy

pozostawali jednak głusi na słowa

trybunału, choć czasu na zmianę

wadliwego przepisu mieli sporo.

Efektem tego było wydanie przez

trybunał wyroku z 24 października

2007 r. stwierdzającego niezgodność

z konstytucją przepisów o asesorach.

Przepisy te wygasały jednak 18 miesię-

cy po opublikowaniu wyroku – 6 maja

2009 r. Trybunał orzekł, że wyroki

wydane przez asesorów sądowych

pozostają w mocy – przyjęcie przeciw-

nego stanowiska spowodowałoby

straszliwy chaos prawny. Asesorzy

stanowili w 2007 r. jedną czwartą

obsady sądów rejonowych.

Z chwilą opublikowania wyroku TK

ówczesny minister sprawiedliwości

Zbigniew Ćwiąkalski przestał powoły-

wać asesorów. Ci, którzy byli już

powołani, orzekali jednak nadal.

Wywoływało to zrozumiałe kontro-

wersje, skoro trybunał uznał, że

wydawanie przez nich wyroków jest

niekonstytucyjne. Problem był też

z powołaniem orzekających asesorów

na stanowiska sędziów, bo większość

z nich 6 maja 2009 r. nie osiągała

wymaganego do nominacji stażu

orzekania, a ich zbiorowe odejście ze

służby w tym dniu rozłożyłoby na

łopatki sądownictwo. Sytuacja ta

jednak przydała się ministrowi

sprawiedliwości. Włączył on przepisy

przejściowe umożliwiające wcześniej-

sze powołanie asesorów na sędziów do

nieakceptowanej wówczas w środowi-

sku prawniczym ustawy o Krajowej

Szkole Sądownictwa i Prokuratury.

W ten sposób uniemożliwił prezyden-

towi Lechowi Kaczyńskiemu, który też

był przeciwny powołaniu KSSiP,

zawetowanie tej ustawy. Gdyby

bowiem prezydent ustawę zawetował,

odpowiedzialność za zapaść wymiaru

sprawiedliwości spowodowaną nagłym

odejściem asesorów spadłaby na niego.

Rząd wykorzystał sytuację i osiągnął

cel polityczny, natomiast sprawa

asesorów zakończyła się porażką

Polski w Europejskim Trybunale Praw

Człowieka w Strasburgu. Już przy

pierwszej skardze trybunał strasbur-

ski, w listopadzie 2010 r., powołał się

na wyrok TK i uznał wydawanie

wyroku przez asesora za naruszenie

obywatelskiego prawa do niezawisłe-

go sądu. Nie był to ostatni wyrok tej

treści i Polska płaci odszkodowania.

Niekiedy uznanie przepisu za

niezgodny z konstytucją dawało

sądom możliwość orzekania w okre-

ślony sposób nawet bez zmiany

przepisu. W swoim czasie TK uznał za

niezgodną z konstytucją treść przepisu

art. 632 pkt 2 kodeksu postępowania

karnego w tej części, w której stanowił

on, że osoba uniewinniona nie ma

prawa do zwrotu od Skarbu Państwa

kosztów ustanowienia obrońcy

z wyboru. Sądy, nie czekając na

zmianę rzepisu, zaczęły koszty te

– zgodnie z orzeczeniem TK – przy-

znawać osobom uniewinnionym.

Również obecnie ten sam przepis, już

zmieniony, jest dotknięty wadą

stwierdzoną przez trybunał. Uznał on

za niezgodne z konstytucją obciążanie

kosztami procesu oskarżyciela

prywatnego, jeżeli sąd umorzył

postępowanie z powodu przedawnie-

nia, jako że skutków przewlekłości

postępowania nie może ponosić

pokrzywdzony. Przepis pozostawiono

bez zmiany, natomiast dodano art.

632a, pozwalający na obciążenie

w takich sytuacjach kosztami

oskarżonego lub Skarbu Państwa.

Ciekawy skutek wywołał wyrok

trybunału z 7 września 2006 r.,

dotyczący art. 540 par. 2 k.p.k. Przepis

stanowił, że jeżeli trybunał stwierdzi

niezgodność z konstytucją przepisu

stanowiącego podstawę skazania,

postępowanie się wznawia. Trybunał

uznał, że ograniczenie to nie jest

zasadne, ponieważ niezgodna

z konstytucją może być nie tylko

podstawa skazania, ale i inny przepis,

na podstawie którego wydano

orzeczenie. Wyrok dotyczył sytuacji,

w której za niezgodne z konstytucją

uznano oskarżanie w niektórych

sprawach o wykroczenia przez straże

miejskie. Niezgodny z konstytucją był

więc nie przepis będący podstawą

skazania, ale przepis pozwalający

straży miejskiej oskarżać. Gdy zaś nie

ma oskarżyciela, nie może być też

sprawy. Sądy, stosując bezpośrednio

orzeczenie trybunału, zaczęły więc

wznawiać postępowania, w których

występował nieuprawniony oskarży-

ciel. Sam przepis, bezzasadnie

ograniczający podstawę wznowienia,

zmieniono dopiero po trzech latach

i wydaniu wielu orzeczeń przez sądy.

18 listopada 2010 r. trybunał orzekł

o niezgodności z konstytucją art. 218

par. 1 kodeksu karnego i art. 24 ust. 1

ustawy o systemie ubezpieczeń

społecznych. Przepisy przewidywały

dwukrotne karanie, w różnej formie,

za ten sam czyn. Ustawodawca nie

zrobił nic i oba sprzeczne z konstytucją

przepisy obowiązywały jeszcze przez

18 miesięcy. Jednakże przez ten czas

sądy mogły ich po prostu nie stosować

– sprzeczność przepisów z konstytucją

wychwycił zresztą sąd rozpoznający

taką właśnie sprawę karną i wystąpił

do trybunału.

Stwierdzić trzeba, że każda sytuacja,

w której przepis uznany za niekon-

stytucyjny pozostaje w mocy, jest

wysoce niepożądana. Sądy mogą

sobie z tym poradzić, stosując wprost

orzeczenie trybunału. Jednak

instytucja czasowego utrzymania

niekonstytucyjnego przepisu w mocy

może skłaniać parlament do uchwa-

lania wątpliwych prawnie przepisów

dla osiągnięcia doraźnych celów

politycznych. Zanim nierychliwy

Trybunał rozpozna sprawę, zanim

wyrok wejdzie w życie, cele niekon-

stytucyjnej ustawy zostaną osiągnię-

te. A to na pewno nie jest pożądane

w państwie prawa, choć dla polityków

wygodne.

T

emida, patronka sądownic-

twa, ma zawiązane oczy

i trzyma w dłoni wagę. Nie

jest ona ślepa, jak twierdzą

niektórzy. Przewiązano jej

oczy, bo na wadze ma z jednej strony

przepis, z drugiej zaś prawa obywatela.

Przewiązanie Themis oczu uniemożli-

wia jej zachwycenia się blichtrem

jednej lub drugiej wartości. Powinna

ona bowiem ważyć te wartości

w sposób obiektywny. Zbytni radyka-

lizm, zarówno po jednej, jak i po

drugiej stronie szali godzi za każdym

razem ostatecznie zarówno w prawo,

jak i obywatela.

Tak samo powinno się dziać z przepi-

sami uznanymi za niezgodne z konsty-

tucją, co do których wskazano inny

termin wejścia ich w życie. Oczywiście

sąd związany jest sentencją wyroku

TK, ale jednocześnie jest związany

konstytucją.

W jednym z wyroków TK (SK 1/04)

stwierdził, że wyrok określający inny

termin utraty mocy obowiązującej

aktu normatywnego jako niezgodne-

go z konstytucją przepisu „stawia

wyzwanie i możliwości wyboru

przez same sądy takiego środka

proceduralnego, który najlepiej

pozwoli na osiągnięcie efektu

najbliższego nakazowi wykładni

i stosowania prawa w zgodzie

z konstytucją”.

Innymi słowy: poszukajcie, czy nie

ma innego przepisu, który możecie

zastosować zamiast tego, tak by

zachować wartości konstytucyjne

i ochronić obywatela, a jednocześnie

postąpić zgodnie z prawem.

W sądownictwie administracyjnym

powyższa zasada jest obowiązująca od

dawna, dzięki takim sędziom jak m.in.

Janusz Trzciński, Roman Hauser,

Marek Zirk-Sadowski, Małgorzata

Jaśkowska.

W sądownictwie powszechnym jest

gorzej, a to za sprawą SN, który potrafi

orzec w sposób wzajemnie sprzeczny.

Przykład: w jednym z wyroków TK (SK

49/05) uznano,

że pewien przepis w zakresie, w jakim

ogranicza dostęp do waloryzacji

sądowej, zagwarantowanej w innym

przepisie, w odniesieniu do zobowią-

zań pieniężnych powstałych przed

30 października 1950 r., wynikających

z obligacji emitowanych przez Skarb

Państwa jest niezgodny z konstytucją

i odroczono utratę mocy o 12 miesięcy.

W trakcie tych 12 miesięcy pan

wystąpił o wznowienie postępowania.

SO zasądził na rzecz powoda kwotę X,

SA zmniejszył ją do Y. Poszła skarga

kasacyjna do SN (II CSK 410/10), który

uchylił ww. wyroki i odrzucił skargę

o wznowienie postępowania, uznano

bowiem, że przepis trwa, więc

wznowienia być nie może. Dla

porównania wskażę, że w innym

wyroku SN ( III PK 96/06) uznano, iż

odroczenie wejścia w życie orzeczenia

TK stwierdzającego sprzeczność

przepisu ustawy z konstytucją nie

stanowi przeszkody do uznania przez

sąd, że przepis ten był sprzeczny

z konstytucją od jego uchwalenia, a sąd

może odmówić stosowania tego

przepisu.

Ostatnio dyskusja powróciła na kanwie

przypadku opisanego w artykule

„Prawo obowiązuje, choć nie powinno”

(DGP 48/2014). Rozmawiałam z kilko-

ma sędziami, których mam zaszczyt

znać, i każdy z nich powiedział, że

zamiast stosować ww. przepis 75 par. 1

k.k. kierują sprawę na posiedzenie

jawne, żądając uprzednio wywiadów

kuratorów i danych z KRK i dopiero

wtedy wydają postanowienie, każdora-

zowo badając okoliczności. Załóżmy, że

mamy matkę trojga dzieci, jedyną

żywicielkę rodziny, dbającą o dom

i dzieci. Mąż nieporadny życiowo,

pracy znaleźć nie może, alkohol w tle.

Kobieta, nie mając środków do życia,

dokonuje kradzieży. Dostaje wyrok

w zawiasach. Po jakimś czasie znowu

brak pieniędzy powoduje, że kradnie.

Dostaje wyrok w zawiasach. Czy trzeba

koniecznie ją wsadzać do więzienia, bo

przepis jest?

Sędziowie wiedzą, że pani kradła, ale

dostrzegają, że wsadzenie jej do

więzienia spowoduje, iż zawieszona

będzie jej władza rodzicielska na czas

odsiadki, mąż w ciągu alkoholowym

nie będzie zarabiać i opiekować się

dziećmi, zaraz może być jakieś

ograniczenie władzy rodzicielskiej czy

odebranie dzieci itd. Jak widać, jak się

chce, można znaleźć inny przepis,

pamiętając wytyczne TK z wyroku SK

9/10. Doprowadzanie do wznowienia

postępowania po kilkunastu miesią-

cach tylko dlatego, że dany przepis

wtedy utraci moc i tak wynika

z przepisów, jest zachowaniem zbyt

formalistycznym, opartym na blichtrze

istnienia przepisu, nie zaś na wadze

pomiędzy obywatelem a prawem.

Postępowań sądowych i tak mamy

aż nadto, po co je więc mnożyć? Czy

Themis, bogini i uosobienie sprawiedli-

wości, prawa i wiecznego porządku,

naprawdę by tego chciała?

Zebrała i opracowała Anna Krzyżanowska

Współpraca Ewa Ivanova

Monika

kryWoW

prezes ogólnopolskiego

Stowarzyszenia

asystentów Sędziów

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

5 / 8

background image

C6

LegisLaCja

Projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym

Niestety, zaproponowany projekt nowej

ustawy prawie żadnego problemu nie roz-

wiązuje. Jest gorzej: problemy wręcz stwa-

rza i wpycha sąd konstytucyjny, poważną

instytucję, w bardzo poważne kłopoty.

Budzi bowiem – delikatnie mówiąc – kon-

trowersje. Eksperci go opiniujący zgłosili

długą litanię uwag odnoszących się do

proponowanych regulacji ustroju i proce-

dury rozpoznawania spraw przez TK. Za-

strzeżenia dotyczą przepisów budzących

wątpliwości interpretacyjne (a więc naru-

szających konstytucyjne – czyli doskonale

znane sędziom TK – zasady przyzwoitej

legislacji), przepisów budzących wątpli-

wości co do ich zgodności z konstytucją,

regulacji, które nie zapewniają osiągnię-

cia pożądanego celu ustawy lub zupełnie

niweczą ten cel, a także regulacji, w któ-

rych pominięto istotne kwestie, wyma-

gające ingerencji ustawodawcy. Jest więc

źle, a może być co najmniej tak samo źle.

Ustawa o trybunale powinna zaś być

wizytówką tego organu, jako strażnika

porządku konstytucyjnego Rzeczypo-

spolitej Polskiej. Regulacja ustawowa

powinna być solidnym fundamentem

funkcjonowania sądu konstytucyjnego.

Absurdalna byłaby sytuacja, w której usta-

wa regulująca funkcjonowanie Trybu-

nału Konstytucyjnego oraz postępowa-

nie przed nim, mające na celu zbadanie

konstytucyjności aktów normatywnych,

sama byłaby niekonstytucyjna. Tym bar-

dziej absurdalne byłoby, gdyby niekon-

stytucyjną ustawę przygotował sam try-

bunał. A jednak to nie teoretyczna wizja,

ale – o zgrozo – rzeczywistość.

Dla przykładu, sędziowie TK wymyślili

taką konstrukcję: wskazano krąg podmio-

tów uprawnionych do wskazywania osób,

spośród których zgłaszani będą kandy-

daci na stanowiska sędziego trybunału,

wybierani przez Sejm. Zgłoszenia będzie

przyjmował marszałek Sejmu, lista zgło-

szonych osób będzie zaś następnie prze-

kazywana posłom i podawana do publicz-

nej wiadomości. Włączenie środowisk

prawniczych i zainteresowanie opinii

publicznej wyborami sędziów trybuna-

łu to faktycznie społecznie szczytny cel.

Obywatele powinni się interesować funk-

cjonowaniem najważniejszych w kraju

instytucji.

Trybunał jednak – w tej swojej pisar-

skiej działalności – zupełnie zapomniał

o swojej zasadniczej roli. Zapomniał bo-

wiem o konstytucji. W świetle jej art.

194 TK składa się z sędziów wybiera-

nych indywidualnie przez Sejm spośród

osób wyróżniających się wiedzą prawni-

czą. Konstytucyjne prawo Sejmu zostało

w projekcie istotnie ograniczone, skoro

organ ten może wybierać spośród wąskiej

liczby kandydatów, uprzednio wybranych

przez inne niż Sejm podmioty. W ten spo-

sób, który obmyślił TK, gwarancje konsty-

tucyjne stałyby się iluzoryczne.

Ponadto, konstytucja zastrzega, że

kandydat na sędziego TK powinien się

wyróżniać wiedzą prawniczą. Tu jednak,

gdzie należałoby coś zmajstrować w prze-

pisach, pozostały one nietknięte. A warto

byłoby ten fakt w jakiś sposób stwierdzić.

W projekcie pominięto jednak ten dość

istotny szczegół i określając tryb zgłasza-

nia kandydatów na sędziego, wskazano

jedynie, że uprawniony podmiot do zgło-

szenia kandydata dołącza uzasadnienie

oraz zgodę osoby zgłaszanej. W ocenie

Czy projekt ustawy

o lekarzach powinni

pisać lekarze,

a o hydraulice

– hydraulicy?

To zasadne pytanie

w kontekście

toczących się

dyskusji o modelu

funkcjonowania

Trybunału

Konstytucyjnego

Sędziowie we własnej sprawie

Można nawet założyć, że gdyby

projektowana ustawa o TK została

uchwalona, byłaby jedyną niekonstytucyjną

ustawą, której niekonstytucyjności nie

można byłoby stwierdzić

ich skutków, a także uregulowanie nie-

których zagadnień związanych z warun-

kami funkcjonowania i obsługą prac Try-

bunału Konstytucyjnego.

Brzmi ambitnie. Nie traćmy jednak

z oczy istoty problemu. Faktycznie, nie

sposób zaprzeczyć, że obecna ustawa

o Trybunale Konstytucyjnym wymaga

ingerencji prawodawcy, i to w sporym

zakresie. Regulacja jest niepełna, na jej

gruncie mamy do czynienia z wielo-

ma niedoskonałościami, lukami praw-

nymi, odesłaniami do innych ustaw

(w tym do ustawy o Sądzie Najwyższym

i ustawy – Prawo o ustroju sądów po-

wszechnych), pozbawiającymi ustawę

spójności systematycznej. Praktyka funk-

cjonowania trybunału wywołuje liczne

dyskusje. Ktoś się do tego – po latach ta-

kiego dryfowania – wreszcie zabrał. Może

więc należałoby go wesprzeć, a nie kryty-

kować. I należałoby, gdyby projekt rzeczy-

wiście był lekiem na choroby trybunału

i dzięki nowym przepisom trybunalskie

dryfowanie zmieniłoby się w kurs, który

ma cel. A celem tym są podane powyżej

– zawarte w uzasadnieniu projektu – za-

dania stojące przed TK.

P

rojekt nowej ustawy o Try-

bunale Konstytucyjnym

trafił do Sejmu z inicja-

tywy prezydenta Bro-

nisława Komorowskie-

go w lipcu ub.r. Nikt nie

miał jednak wątpliwości,

że dokument napisał sam Trybunał Kon-

stytucyjny, a właściwie niektórzy jego

sędziowie. Takie rozwiązanie może się

wydawać właściwe. W końcu który organ

władzy publicznej mógłby wiedzieć wię-

cej, co w trybunalskiej trawie piszczy, niż

sam trybunał? Który organ byłby bardziej

zainteresowany w dostosowaniu obecnej

regulacji ustawowej do odbiegającej od

niej praktyki funkcjonowania trybuna-

łu? Nadto, który organ, jeśli nie trybu-

nał, byłby w stanie opracować ustawę

niemożliwą do zakwestionowania przed

trybunałem? Pozory jednak mylą.

Celem tej nowej ustawy, zgodnie z tre-

ścią uzasadnienia do projektu, jest dosta-

tecznie klarowne i trwałe umocowanie

pozycji trybunału jako organu władzy są-

downiczej; uregulowanie procedury roz-

poznawania spraw w sposób adekwatny

do istoty procesu kontroli konstytucyj-

ności prawa, właściwej tylko dla trybu-

nału; stworzenie warunków organiza-

cyjnych służących sprawności orzekania;

sprecyzowanie kryteriów kandydowania

na stanowisko sędziego trybunału; bar-

dziej szczegółowe uregulowanie statusu

sędziego trybunału; zracjonalizowanie

trybów rozpoznawania spraw przed try-

bunałem (na rozprawie lub posiedzeniu

niejawnym); uwzględnienie ukształto-

wanej typologii orzeczeń trybunału oraz

Marek ChMaj

dr hab., prof. SWPS

w Warszawie,

konstytucjonalista,

wspólnik w kancelarii

Chmaj i Wspólnicy

MI

C

h

A

ł

D

y

JUK

/REPO

R

TER

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

6 / 8

background image

prawnik

28–30 marca 2014 nr 61 (3702)

gazetaprawna.pl

autorów projektu nie ma więc potrze-

by potwierdzenia, że kandydat spełnia

wymagania zastrzeżone w konstytucji.

Zaufanie w tym zakresie może się jednak

okazać zgubne.

Sędziowie TK zaproponowali rów-

nież, by wygaśnięcie mandatu sędziego

trybunału w przypadku prawomocne-

go orzeczenia o jego złożeniu z urzędu

zostało uzależnione od stwierdzenia tej

okoliczności przez Zgromadzenie Ogól-

ne TK. Bezpieczna konstrukcja. Ozna-

cza bowiem, że w razie niepodjęcia przez

zgromadzenie odpowiedniej uchwały

niemożliwe będzie złożenie sędziego

trybunału z urzędu, mimo prawomoc-

nego orzeczenia. To tylko kilka wątpli-

wości z wielu problemów jakie sędziowie

konstytucyjni zgotowali prezydentowi,

ustawodawcy oraz wymiarowi sprawie-

dliwości.

Pomijając kwestie merytoryczne, opra-

cowywanie przez podmioty zaintereso-

wane projektów ustaw lub nowelizacji

na własne potrzeby należy uznać co naj-

mniej za nieeleganckie. Działanie takie

pomija zresztą podstawowe standardy

demokracji. I znowu odwołam się do kon-

stytucji, której przestrzeganie – jako kon-

stytucjonaliście – leży mi na sercu. I sę-

dziom trybunału działanie w granicach

konstytucji też nie powinno być obce.

Mają jej strzec, także – jak się okazuje

– przed sobą.

W świetle więc konstytucji inicjatywa

ustawodawcza przysługuje posłom, Sena-

towi, prezydentowi i Radzie Ministrów

oraz grupie co najmniej 100 tys. obywate-

li mających prawo wybierania do Sejmu.

Nie będzie z mojej strony nadużyciem,

gdy zacytuję w tym zakresie słowa same-

go Trybunału Konstytucyjnego, według

którego: „Przez pojęcie inicjatywy usta-

wodawczej należy rozumieć uprawnienie

do wniesienia projektu ustawy do Sejmu

(…). Art. 118 ust. 1 konstytucji zawiera dwa

istotne wskazania w tym względzie.

Po pierwsze, uprawnienie do wniesie-

nia projektu przysługuje enumeratyw-

nie wymienionym w konstytucji pod-

miotom. Po drugie, w razie skorzystania

przez uprawniony podmiot z prawa do

wniesienia projektu parlament ma obo-

wiązek rozpatrzenia go w trybie określo-

nym przepisami prawa” (wyrok TK z 18

kwietnia 2012 r.). W przypadku projektu

ustawy o TK inicjatywa ustawodawcza,

z której skorzystał prezydent, jest nie-

wątpliwie nadużyciem jego dobrej woli.

W istocie głowa państwa została przez

trybunał wykorzystana do wniesienia

projektu ustawy, który powstał w miej-

scu, w którym powstać nie powinien.

Zagrożenia, jakie stwarza taka sytu-

acja, są poważne. Można nawet założyć,

że gdyby projektowana ustawa została

uchwalona, byłaby ona jedyną niekon-

stytucyjną ustawą, której niekonstytu-

cyjności nie można byłoby stwierdzić.

Zgodnie bowiem z przepisami ustawy

o TK (tak w nowym, jak i w dotychczaso-

wym brzmieniu) sędzia trybunału pod-

lega wyłączeniu od udziału w rozstrzy-

ganiu w sprawach, w których wydał lub

uczestniczył w wydaniu zakwestionowa-

nego aktu normatywnego. Wyłączenie od

udziału w rozstrzyganiu takiej sprawy

byłoby zasadne również w odniesieniu

do sędziów kolejnej kadencji trybunału

z uwagi na istnienie okoliczności mo-

gących wywołać wątpliwość co ich bez-

stronności. Nie sposób być bowiem bez-

stronnym we własnej sprawie.

I tutaj ostatnia uwaga: projekt ustawy

wzbudza kontrowersje w samym trybu-

nale. Według posiadanych przez autora

niniejszego felietonu informacji w pra-

cach wzięła udział tylko część sędziów

skupiona wokół prezesa prof. Andrzeja

Rzeplińskiego. Jest spora grupa sędziów,

którzy z rozwiązaniami zawartymi w pro-

jekcie się nie zgadzają, a którzy nie mieli

wpływu na jego ostateczny kształt. Ale

czy oni będą mogli mieć w tej sprawie

przymiot bezstronności?

Sędziowie we własnej sprawie

stawki minimalne

za czynności pełnomocników

Skarb Państwa jest łaskawy,
bo sięga do cudzej kieszeni

na tyle cwani, aby ubiegać się o prawni-

ków z urzędu), wedle ustalonych przez

tenże Skarb Państwa kryteriów, które

są zupełnie nierynkowe, angażując do

tej publicznej pomocy profesjonalnych

prawników, którzy działają wedle sta-

wek rynkowych, ale płacąc im z budżetu

tyle, ile Skarb Państwa uzna za stosow-

ne, czyli tyle, ile wskazano w rozporzą-

dzeniu.

Paradoks tej niezbyt zdrowej sytu-

acji jest potęgowany dodatkowo przez

fakt, który w publicznej dyskusji zdaje

się umykać – prawnicy wyznaczeni na

pełnomocników z urzędu nie mogą co

do zasady uchylić się od tego „zaszczy-

tu”, i to nawet wówczas, gdy wiedzą, że

za kilkuletni proces z wymianą pism,

przesłuchiwaniem świadków, kilkuna-

stoma rozprawami, na które często trze-

ba dojechać kilkadziesiąt kilometrów,

setką telefonów i spotkaniami z klien-

tem, który ma swoje pomysły na spra-

wę i „wymaga od mecenasa, bo sąd mu

go dał”, dostaną z budżetu 60 zł brutto,

czyli 40,99 zł do ręki (sic!).

Gdyby natomiast świadczyli pomoc

na rzecz klienta, z którym umówili się

bez przymusu i pośrednictwa Skarbu

Państwa i który to klient zapłaciłby im

z własnej kieszeni, to za to samo za-

angażowanie dostaliby od kilkuset do

kilku tysięcy złotych. Wykonawcą woli

Skarbu Państwa jest co prawda w tym

wypadku sędzia, bo to on przydziela peł-

nomocników ubogim i wynagradza rad-

ców prawnych i adwokatów, zasądzając

im koszty, ale wszyscy wiemy, że sędzia

działa w granicach prawa, to zaś ustalają

nasi przedstawiciele w Sejmie oraz inni

wykonawcy prawa – urzędnicy.

Jak widać, zatem państwo polskie

dość specyficznie gospodaruje pomo-

cą prawną: dba o to, aby było jak naj-

więcej prawników, aby móc ich pod

przymusem przydzielić rzeszy bied-

nych tułających się po sądach (innym

tej pomocy odmawia, na dodatek na

podstawie dość uznaniowych kryte-

riów, dochodząc do wniosku, że są zbyt

bogaci), a następnie płaci tym prawni-

kom z budżetu państwa według sztyw-

nego cennika.

A może należałoby rozpocząć akcję

obywatelskiego nieposłuszeństwa i roz-

ważyć w ramach struktur samorządów

zawodowych radców prawnych i adwo-

katów, czy nie ignorować wezwań są-

dów do wyznaczania pełnomocników

z urzędu? Może wówczas sądy zaczęłyby

szukać profesjonalnej pomocy na ryn-

ku według stawek tam panujących? To

nie jest nawoływanie, a jedynie trzeźwy

osąd rzeczywistości.

Składają się na nią takie oto sytu-

acje, dodam, że prawdziwe: radca praw-

ny zatrudniony na etacie jest wyzna-

czony do sprawy z urzędu; wcale tego

nie chce, ale chcąc uniknąć przykrych

dla siebie konsekwencji zawodowych,

godzi się na to. Następnie po kilku la-

tach procesu zasądzana jest mu kwota

180 zł brutto. Wcale nie chce jej odbierać

i nawet gotowy jest złożyć oświadczenie

przekazujące kwotę na Skarb Państwa

albo inny szczytny cel lub zawierające

zrzeczenie się tej kwoty, ale otrzymu-

je informację, że jeśli nie dopełni for-

malności umożliwiających wypłatę, to

do urzędu skarbowego wpłynie donie-

sienie, że ukrywa dochody, a ponadto

jego rzecznik dyscyplinarny zostanie

zawiadomiony, że postępuje nieetycz-

nie. Zmuszony przez okoliczności bierze

dzień urlopu i udaje się do odpowiedniej

komórki sądu, aby odebrać zasądzoną

mu kwotę. Jakież jest jego zdziwienie,

gdy dowiaduje się, że w tym celu musi

wystawić fakturę! Ale jak to, skoro nie

prowadzi działalności?

Nic nie szkodzi. Musi na potrzeby tej

poważnej wypłaty zrejestrować się jako

płatnik VAT, a następnie wystawić fak-

turę. Trochę się w tym gubi, bo na co

dzień nie zajmuje się podatkami, ale

sprawami rodzinnymi. Idzie więc do

radcy prawnego biegłego w sprawach

podatków. Ten informuje go o koniecz-

ności zapłaty za rejestrację na potrze-

by VAT kilkuset złotych i takiej samej

kwoty za wyrejestrowanie się z VAT

po wystawieniu jednorazowej faktu-

ry, ponadto alarmuje nieszczęśnika, że

w celu uniknięcia odpowiedzialności

karnoskarbowej musi złożyć do urzędu

skarbowego czynny żal, bo faktura zo-

stanie wystawiona za późno, a następ-

nie podejmuje się prowadzenia sprawy

po kosztach i inkasuje od „szczęśliwca”

obdarzonego przez sąd sprawą z urzędu

kwotę 800 zł netto.

Wszystko kończy się pomyślnie, ale

radca prawny zaangażowany w sys-

tem pomocy państwa dla najbiedniej-

szych sam jest biedniejszy o ok. 1500 zł

i 2 dni urlopu wypoczynkowego, który

chciał poświęcić na sprawy rodzinne,

a nie na załatwianie formalności zwią-

zanych z niechcianymi pieniędzmi. Nikt

mu też nie zwróci za czas poświęcony na

sprawę, wysyłkę pism, dojazdy do sądu

i na spotkania z klientem, telefony do

niego i urlop, który brał na rozprawy,

bo przecież pracodawca nikogo nie wy-

puści z pracy, aby załatwiał sprawy są-

dowe, które nie są przez niego zlecone.

Ktoś powie, że na biednego nie trafi-

ło. Ale akurat w tym przypadku klient

korzystający z dobrodziejstwa pomocy

z urzędu podjeżdżał pod sąd nowym

luksusowym autem, radca prawny zaś,

który prowadził jego sprawę poruszał

się – i to nie z własnej woli – metrem

i tramwajem.

Wyłania się z tego dość jednoznaczny

przekaz – koszty obsługi administracyj-

nej (znaczki pocztowe, benzyna, opła-

ty za parking, bilety komunikacji, ra-

chunki za telefon, koszty materiałów

biurowych) większości spraw z urzędu

przekraczają, czasami bardzo znacznie,

kwoty, które za te sprawy płaci w swej

łaskawości Skarb Państwa. Tego typu

sprawy przynoszą kancelariom wymier-

ne straty finansowe. I nie ma na to spo-

sobu, bo rządzą przymus i matematycz-

ne wyliczenie.

Czas zatem tę nienormalną sytuację

zmienić. Decydenci powinni zrozumieć,

że droga do właściwie funkcjonujące-

go wymiaru sprawiedliwości wiedzie

poprzez wprowadzenie normalnych,

czytelnych i sprawiedliwych reguł dla

wszystkich w nim poruszających się. Nie

tylko dla klientów, sędziów, prokurato-

rów, ale również dla radców prawnych.

To ważne, by ten problem zauważać,

a nie udawać, że nic się nie stało i my

(czyli profesjonalni prawnicy) sami so-

bie z tym jakoś poradzimy.

Jakoś już było. Czas by zaczęło być po

prostu normalnie.

Bardzo dobrze, że „Prawnik” podjął tak

istotną problematykę, jaką są stawki mi-

nimalne za czynności radców prawnych

i adwokatów. Kwestia ta bowiem od lat

jest skwapliwie pomijana w dyskusji

nad reformą wymiaru sprawiedliwo-

ści. Czyżby był to temat wstydliwy? Dla

profesjonalnych prawników, którzy na

co dzień spotykają się z tym, napiszę

wprost, koszmarem, wcale nie jest on

wstydliwy. Jest niezwykłej wprost wagi.

Oczywiście w przestrzeni publicznej

utarło się, że sprawa zarobków pełno-

mocników jest „niepolityczna”. Kiedy

jednak słyszę w mediach narzekanie

posłów na to, że ich zarobki od lat nie

uległy zmianie i należy je dostosować

do rynkowych realiów, to myślę sobie,

że nadszedł właściwy czas, by postawić

również zagadnienie stawek minimal-

nych na porządku dziennym.

I nie chodzi o to, że zrównuję – nawet

mentalnie – kwestie zarobków parla-

mentarzystów i radców prawnych oraz

adwokatów, jednak wydaje mi się, że

jeśli już polscy parlamentarzyści prze-

łamali psychologiczne tabu związane

z ich poborami, to również my, praw-

nicy, nie powinniśmy się obawiać i gło-

śno zacznijmy się upominać o zwykłą

ludzką sprawiedliwość. Właśnie bowiem

o sprawiedliwość tu chodzi. Paradok-

sem jest tu przy tym fakt, że profesjo-

nalni prawnicy stanowiący istotną część

wymiaru sprawiedliwości muszą się jej

sami domagać.

Stawki minimalne to nic innego, jak

cennik, według którego Skarb Państwa

płaci radcom prawnym i adwokatom za

ich usługi świadczone na rzecz obywate-

li, którym wcześniej wspaniałomyślnie

ten sam Skarb Państwa przyznał praw-

nika z urzędu, bo powiedzieli, że są na

tyle ubodzy, iż nie jest ich stać na wy-

najęcie prawnika na rynku. Mamy wów-

czas do czynienia z lekką schizofrenią.

Z jednej strony Skarb Państwa uprawia

swoistą pomoc publiczną i interwen-

cjonizm, wspomagając z publicznych

środków ubogich (którzy nawiasem mó-

wiąc, często wcale nie są ubodzy, ale są

Obsługa spraw z urzędu przynosi

kancelariom wymierne straty. I nie

ma na to sposobu, bo rządzą przymus

i matematyczne wyliczenie

A może należałoby rozpocząć akcję

obywatelskiego nieposłuszeństwa i rozważyć,

czy nie ignorować wezwań do wyznaczania

pełnomocników z urzędu? Może wówczas sądy

zaczęłyby szukać profesjonalnej pomocy na

rynku według stawek tam panujących?

ArkAdiusz koper

radca prawny, wicedziekan rady

oirp w Warszawie

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

7 / 8

background image

C8

Opinie

Sądy rodzinne

Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl

Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska

Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki

Sekretarze: Rafał Drzewiecki, Marcin Hadaj, Anna Godlewska, Leszek Majkut,

Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska

Redaguje: Ewa Szadkowska

Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz

Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):

Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17

Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz

Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

wienia nie powinno, poza wyjątkowymi

sytuacjami, obejmować odszkodowania

pieniężnego. Chodzi raczej o skłonienie

nieletniego do podjęcia osobistych starań

o naprawienie szkody w naturze (np. po-

przez zamalowanie wykonanych napisów

lub rysunków na ścianie budynku). W typo-

wych sprawach ewentualne ciężary finan-

sowe mogą zostać nałożone na rodziców,

w trybie art. 7 par. 1 pkt 2 u.p.n. Nie da się

jednak wykluczyć i takich sytuacji, w któ-

rych celowe będzie zobowiązanie nielet-

niego, który np. posiada znaczny majątek,

do zapłacenia na rzecz poszkodowanego

określonej kwoty pieniężnej. Ale i w razie

potrzeby naprawienia szkód o niewielkim

czy wręcz znikomym wymiarze material-

nym, zobowiązanie nieletniego do ich na-

prawienia z kieszonkowego, również może

okazać się rozwiązaniem niepozbawio-

nym sensu. Nie zapominajmy też o tym,

że nieletni, którzy ukończyli 16 lat, są zdol-

ni do podjęcia zatrudnienia na gruncie

art. 190 par. 1 i 2 k.p.

Postanowienie sądu rodzinnego nie

jest oczywiście wyrokiem skazującym

w rozumieniu art. 11 k.p.c., jednakże z ra-

cji swej prawomocności wiąże strony, sąd,

który je wydał oraz inne sądy i organy,

w myśl art. 365 par. 1 k.p.c. w zw. z art.

20 par. 1 u.p.n. Orzeczenie obowiązku

naprawienia szkody na podstawie art. 6

pkt 2 u.p.n. stwierdza w sposób pewny

przede wszystkim sprawstwo nieletnie-

go określonego czynu, a nadto pośrednio

zaistnienie samej szkody (co do zasady),

aczkolwiek nie może być uznane za ści-

sły dowód wysokości szkody – i w tym

zakresie na poszkodowanym (powodzie

w ewentualnym procesie cywilnym od-

szkodowawczym) spoczywać będzie cię-

żar udowodnienia tej okoliczności, zgod-

nie z ogólną regułą art. 6 k.c.

Orzeczenie przez sąd rodzinny takiego

środka wychowawczego wymaga prze-

sądzenia dwóch zasadniczych kwestii,

czyli dopuszczenia się przez nieletniego

określonego czynu karalnego bądź czy-

nu stanowiącego przejaw demoralizacji

oraz tego, że następstwem owego czynu,

pozostającym z nim w związku przyczy-

nowo-skutkowym, jest powstanie okre-

ślonej szkody o charakterze majątkowym.

Ustalenie tego jest w zasadzie tożsame

z dwiema z trzech przesłanek odpowie-

dzialności cywilnej z tytułu czynu niedo-

zwolonego. Przypomnieć trzeba bowiem,

że na gruncie art. 415 k.c. kto z winy swej

wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany

jest do jej naprawienia, przy czym w myśl

reguły art. 361 par. 1 k.c. obowiązek od-

szkodowawczy obejmuje jedynie normal-

ne następstwa działania lub zaniechania,

z którego szkoda wynikła. Nie budzi przy

tym wątpliwości, że zachowanie nielet-

niego polegające na popełnieniu czynu

karalnego bądź przejawie demoralizacji

jest czynem bezprawnym; bezprawność

w rozumieniu prawa cywilnego obejmuje

bowiem naruszenie nie tylko norm sta-

nowionego prawa powszechnie obowią-

zującego, ale również zasad współżycia

społecznego i dobrych obyczajów.

Postanowienie sądu stwierdzające, że

nieletni popełnił określony czyn i nakła-

dające na niego środek wychowawczy

w postaci obowiązku naprawienia wy-

rządzonej szkody, nie przesądza trze-

ciego z elementów odpowiedzialności

deliktowej nieletniego, czyli winy. Sąd

rodzinny w postępowaniu w sprawach

nieletnich w ogóle problematyką winy

się nie zajmuje. W ujęciu prawno-kar-

nym, w którym winę rozumie się jako

zarzut nieusprawiedliwionego złamania

prawa (teoria normatywna winy), nie-

letniemu w ogóle nie można jej przypi-

sać z racji nieosiągnięcia odpowiedniego

wieku (17 lat, 15 lat – art. 10 par. 1 i 2 k.k.),

co stanowi okoliczność ustawowo wyłą-

czającą winę. To jest zresztą podstawo-

wą przyczyną odrębności postępowania

w sprawach nieletnich od postępowania

karnego. Natomiast w rozumieniu pra-

wa cywilnego, na gruncie którego domi-

nuje teoria psychologiczna winy, przez

winę rozumie się podjęcie określonego

bezprawnego zachowania umyślnie lub

nieumyślnie, tzn. wskutek niedochowa-

nia należytej staranności (niedbalstwo).

Odnosząc tak rozumiane pojęcie winy

do odpowiedzialności odszkodowawczej

nieletnich, należy jednak pamiętać, że na

gruncie art. 426 k.c. ustawodawca przewi-

dział bezwzględną przesłankę negatywną

odpowiedzialności cywilnej na zasadzie

winy, w postaci małoletniości poniżej

13 lat, aczkolwiek nie wyklucza to od-

powiedzialności odszkodowawczej na

zasadzie słuszności, w myśl art. 428 k.c.

Dyskusyjne jest w praktyce, czy środek

wychowawczy w postaci obowiązku na-

prawienia szkody na gruncie art. 6 pkt 2

u.p.n. może zostać zastosowany w sto-

sunku do nieletnich, którzy lat 13 nie

ukończyli, właśnie z uwagi na brzmienie

art. 426 k.c. Ponadto nieletni poniżej 13.

roku życia nie odpowiadają za stypizowa-

ne czyny karalne, ale jedynie za demorali-

zację (art. 1 par. 1 pkt 1 i 2 u.p.n.). W mojej

ocenie nie ma przeszkód normatywnych

dla orzekania tego środka wobec spraw-

ców poniżej 13. roku życia, jak już bowiem

pisałam, jego stosowanie jest niezależne

od odpowiedzialności cywilnoprawnej

nieletniego. W takim wypadku jednak,

jego orzeczenie mieć będzie walor je-

dynie moralno-wychowawczy, bowiem

ewentualne powództwo odszkodowaw-

cze (przed sądem cywilnym) przeciwko

nieletniemu skazane będzie zasadniczo

na niepowodzenie, chyba że zachodziłyby

podstawy do zasądzenia odszkodowania

na zasadzie słuszności, co jednak w prak-

tyce zdarza się sporadycznie.

Wymaga przypomnienia, że stosowa-

nie środka wychowawczego w postaci zo-

bowiązania do naprawienia szkody ustaje

z mocy prawa z chwilą ukończenia przez

nieletniego 18. roku życia, w myśl art. 73

par. 1 u.p.n. Należy jednak zaznaczyć, że

nie oznacza to ustania odpowiedzialności

cywilnoprawnej (deliktowej). Co więcej,

jeżeli nieletni popełnił czyn karalny, któ-

ry treściowo odpowiada przestępstwu, to

przedawnienie roszczeń odszkodowaw-

czych z tego tytułu podlega regulacji art.

442 par. 2 k.c. (tj. 10 lat od dnia popełnie-

nia czynu), jakkolwiek bowiem nieletni

nie może podlegać karze za przestępstwo,

jednak jego czyn od strony przedmioto-

wej odpowiada znamionom typu czynu

zabronionego (por. wyrok Sądu Najwyż-

szego z 18 stycznia 2012 r., II CSK 157/11,

OSNC-ZD 2013/30/44).

Reasumując, środek w postaci zobo-

wiązania nieletniego do naprawienia

wyrządzonej szkody, poza wartością

wychowawczą i sprawiedliwościowo-

-naprawczą, ma ten dodatkowy walor,

że ułatwia poszkodowanemu uzyskanie

orzeczenia odszkodowawczego w drodze

ewentualnego procesu cywilnego – o ile

rzecz jasna istnieją ku temu wszystkie

przesłanki określone w kodeksie cywil-

nym, a szkoda nie zostanie przez nielet-

niego naprawiona dobrowolnie.

Zobowiązanie do naprawienia szkody

wywołuje skutki prawne dalej idące niż

pozostałe środki wychowawcze określone

w art. 6 pkt 2 ustawy z 26 października

1982 r. o postępowaniu w sprawach nie-

letnich (dalej: u.p.n.). Nie tylko bowiem

nakłada na młodego winowajcę ciężar

o charakterze wychowawczym, lecz sta-

nowi jednocześnie formalne potwier-

dzenie istnienia podstaw zobowiązania

odszkodowawczego o charakterze cy-

wilnoprawnym. Oczywiście ustawa nie

reguluje zakresu odpowiedzialności od-

szkodowawczej deliktowej nieletnich,

a zastosowanie samego instrumentu ma

na celu uzmysłowienie nieletniemu skut-

ków jego działań oraz trudu i kosztów

usunięcia wyrządzonych szkód (wyrok

Sadu Najwyższego z 18 stycznia 2012 r.,

II CSK 157/11, OSNC-ZD 2013/30/44). Nie

niweczy to jednak całokształtu skutków

prawnych procedury.

Postulować należy, aby w praktyce są-

dowej po omawiany środek wychowawczy

sięgać w sytuacjach, w których nieletni

swoim postępowaniem o charakterze czy-

nu karalnego lub demoralizacji wyrządził

rzeczywistą i wymierną szkodę majątko-

wą. Rzecz jasna zobowiązanie do jej napra-

Cenna lekcja

dla nieletniego sprawcy

Sądy rodzinne rzadko sięgają

po środek wychowawczy

w postaci zobowiązania

nieletniego do naprawienia

wyrządzonej przez niego szkody.

Warto zmienić tę praktykę

W razie potrzeby naprawienia szkód

o niewielkim czy wręcz znikomym wymiarze

materialnym zobowiązanie nieletniego

do ich naprawienia z kieszonkowego również

może się okazać dobrym rozwiązaniem

FOT

. m

A

T

e

RIA

ły

P

RASO

W

e

ALEKSANDRA PARtyK

prawnik, asystent sędziego w Sądzie Rejonowym

dla Krakowa-Podgórza, w wydziale rodzinnym

i nieletnich

▪ wnikliwe komentarze

i opinie prawniczych autorytetów

▪ orzeczenia sądów, projekty ustaw

▪ trendy na rynku prawniczym
▪ aktualne informacje dla każdej

z korporacji prawniczych

S

S

E

E

R

R

R W

W

W

I S

R

R

E K

K

O

O M

M

E

E N D

D

D

O

O

O

W

W

W

W A

N Y

P

R

R

R

Z

Z

Z E Z D G P

Czytaj w serwisie dla prawników

AUTOPROmOCjA

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

8 / 8


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DGP 2014 11 28 prawnik
DGP 2014 06 27 prawnik
DGP 2014 10 28 firma i prawo
DGP 2014 03 17 rachunkowosc i audyt
DGP 2014 04 28 rachunkowosc i audyt
DGP 2014 04 18 prawnik
DGP 2014 03 31 rachunkowosc i audyt
DGP 2014 10 02 prawnik
DGP 2014 07 28 rachunkowosc i audyt
DGP 2014 07 28 podatki i ksiegowosc
DGP 2014 03 24 rachunkowosc i a Nieznany
DGP 2014 08 29 prawnik
DGP 2014 01 17 prawnik
DGP 2014 05 30 prawnik
DGP 2014 02 21 prawnik
DGP 2014 06 06 prawnik
DGP 2014 03 17 auto w firmie

więcej podobnych podstron