R
Y
S.
J
AR
OSŁA
W
ŁO
KIETEK
prawnik
Piątek – niedziela | 28–30 marca 2014
Czy sądy w swoich orzeczeniach powinny się
powoływać na artykuł, który został
przez TK uznany za niekonstytucyjny
przy jednoczesnym stwierdzeniu,
że utraci on moc dopiero za jakiś czas?
Szukajcie,
a znajdziecie.
Inny przepis
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
1 / 8
C2
„Prawnik” powstaje we współpracy z
Krajową Radą Sądownictwa
Naczelną Radą Adwokacką
Krajową Radą Komorniczą
Krajową Radą Notarialną
Krajową Izbą Doradców Podatkowych
Krajową Radą Radców Prawnych
Prawo dostępu do informacji o dzia-
łalności organów władzy publicznej
oraz osób pełniących funkcje publicz-
ne przysługuje każdemu obywatelowi.
Gwarantują je liczne regulacje między-
narodowe, ustawy, a przede wszystkim
konstytucja. Mimo tego w wielu przy-
padkach żądanie udzielenia wiadomości
o działalności osób piastujących funk-
cje publiczne czy instytucji państwo-
wych spotyka się z odmowną decyzją
urzędników lub nie zawsze zgodnymi
z prawem próbami utrudnienia dostę-
pu do danych. W jakich przypadkach
taka odmowa jest zasadna, kiedy moż-
na ograniczyć prawo do informacji pu-
blicznej, a kiedy bezwzględnie należy
udzielić jej obywatelowi? Odpowiedzi na
to i wiele innych pytań można znaleźć
w monografii dr Joanny Taczkowskiej-
-Olszewskiej.
Autorka omawia w niej dostęp do in-
formacji publicznej w ujęciu instytucji
prawnej, pokazując pozytywne i nega-
tywne aspekty zagadnienia. Prezen-
towana książka, z uwagi na wybitnie
naukowy charakter, jest adresowana
przede wszystkim do prawników po-
szukujących wnikliwego ujęcia zagad-
nienia. Z pewnością zawarte w niej
informacje będą przydatne także dla
urzędników, którzy w ramach wyko-
nywania swoich obowiązków zawo-
dowych zajmują się sprawami zwią-
zanymi z udostępnianiem informacji
obywatelom. Ale na lekturze skorzystać
mogą też przeciętni Kowalscy nie za-
wsze świadomi, że informacja publiczna
to nie tylko wiadomości udostępniane
w internetowym Biuletynie Informacji
Publicznej i możliwość przysłuchiwa-
nia się obradom rady gminy. Co więcej,
bezprawne nieudostępnienie informa-
cji publicznej może stanowić przestęp-
stwo, za które grozi kara nawet do roku
więzienia.
AM
biblioteka
prawnika
Informacja publiczna
okiem prawnika
Joanna Taczkow-
ska-Olszewska,
„Dostęp do informacji
publicznej w polskim
systemie prawnym”,
Warszawa 2014,
wyd. C.H. Beck
cytat
tygodnia
Czy można na gruncie
obecnych przepisów
ukształtować inną kulturę
postępowania prokuratorów
i sądów? Tak. Jednak lata
praktyki dowodzą, że konieczna
musiałaby być zbiorowa hipnoza.
Proszę nie traktować tego jako
wypowiedzi protekcjonalnej czy
prześmiewczej, raczej jako wyraz
bezradności, uzasadniającej
potrzebę sięgnięcia po skuteczne
narzędzie zarządcze
Michał Królikowski,
wiceminister sprawiedliwości,
w wywiadzie na łamach DGP
Z dwóch rodzajów polemik zdecydowa-
nie wolę tę konstruktywną. Otwiera ona
pole dyskursu nad zgłoszonymi argu-
mentami i dzięki temu zazwyczaj do-
brze służy sprawie. Na łamach „Prawni-
ka” przeczytałem ostatnio felieton pod
znamiennym tytułem „Jak na amery-
kańskim filmie” (DGP 51/2014) autorstwa
prof. Lecha Gardockiego, który obszernie
wypowiedział się na temat rekodyfikacji
prawa karnego procesowego dokonanej
nowelą do kodeksu postępowania kar-
nego z września ubiegłego roku (wejdzie
ona w życie – w swej zasadniczej części
– 1 lipca 2015 r.) Ponieważ autor tego
felietonu zarzucił mi brak wyobraźni
i niepoprawny optymizm w kwestii po-
wodzenia przyjętej reformy, nie mogę
jego słów pozostawić bez odpowiedzi.
Destruktywna krytyka
Niestety, wypowiedzi prof. Gardockiego,
znakomitego przecież znawcy prawa
karnego i niekwestionowanego autory-
tetu w tej dziedzinie, nie wnoszą do dys-
kusji nad reformą niczego. Gorzej, jego
krytykę uznać muszę za zdecydowanie
destruktywną także z innego powodu.
Wpisuje się ona bowiem w rozlegający
się ostatnio tu i ówdzie defetystyczny
lament, który w moim przekonaniu nie
znajduje żadnego sensowego uzasad-
nienia, a jest do tego prawdziwie nie-
bezpieczny.
Profesor Gardocki przechodzi do po-
rządku dziennego nad faktem, że moż-
liwości obecnego modelu postępowania
karnego, będącego w swym zasadniczym
trzonie spuścizną po minionej epoce,
uznać trzeba za wyczerpane. Dla niko-
go nie jest wszak tajemnicą, że postępo-
wania karne w Polsce są nieakceptowal-
nie przewlekłe, co dotyczy także i tych,
w toku których podejrzani, a następnie
oskarżeni, pozbawieni są wolności. Stan
ten spotyka się nieustannie z krytyką ze
strony Europejskiego Trybunału Praw
Człowieka i niemało kosztuje polskiego
podatnika, którego ostatecznie obciążają
sowite odszkodowania wypłacane oskar-
żonym (także oskarżonym słusznie). Po-
stępowania nadmiernie przewlekłe nie
tylko uderzają w zagwarantowane kon-
stytucyjnie prawo do rozpoznania spra-
wy bez zbędnej zwłoki, ale są także nad-
miernie kosztowne, co – pomimo skoku
cywilizacyjnego Polski w ostatnich latach
– nie jest okolicznością bez znaczenia.
Nie może w tej sytuacji dziwić, że do-
strzeżono potrzebę zmian. Wybór drogi,
na którą pchnięto polski proces karny,
został poprzedzony wszechstronnymi
konsultacjami zarówno ze środowiskami
naukowymi, jak i z praktykami. Oczy-
wiście wybrana droga nie jest jedyną
możliwą. Wybrano ją dlatego, że w po-
wszechnym mniemaniu nie ma po pro-
stu takiej, która niosłaby większe szanse
na uzdrowienie sytuacji. Bez wątpienia,
konkretne rozwiązania legislacyjne, któ-
re budują nowy model postępowania
karnego, mogą być kwestionowane.
Kontradyktoryjność, na której oparty
jest nowy model polskiego procesu kar-
nego, ma to do siebie, że może jej być
w procesie więcej lub mniej. Postępo-
wanie przygotowawcze, które poprze-
dza kontradyktoryjną fazę procesu, może
być w mniejszym lub większym stopniu
zredukowane, co pozostaje w związku
z zakładanym poziomem skuteczno-
ści ścigania karnego. Postępowanie od-
woławcze może być bardziej lub mniej
reformatoryjne lub kasacyjne, co pozo-
staje z kolei w powiązaniu z poziomem
jego gwarancyjności. Wszystko to mogło
i pewnie wciąż jeszcze może być przed-
miotem dyskusji. Wydaje się jednak, że
nie jest wygórowanym oczekiwaniem,
iż podejmujący krytykę wybranych roz-
wiązań wskaże się takie kierunki i takie
rozwiązania, które mogą okazać się lep-
sze z punktu widzenia celu, jaki chcemy
osiągnąć.
Nie, bo nie
Niestety, głosy krytyki, które czytamy
i które słyszymy, są raczej bezproduk-
tywne. Najczęściej pochodzą one od tych,
którzy w związku z wejściem w życie no-
weli obawiają się większego niż dotąd
obciążenia pracą i wyrażają obawę o jej
jakość. To można nawet w jakimś sensie
zrozumieć. Gorzej jest, jeżeli destruktyw-
ne „nie” uzasadnione jest jednym tylko
argumentem: „bo nie”. Z ubolewaniem
muszę zauważyć, że niemal wszystkie
zasłyszane głosy krytyki nie są poprze-
dzone uważną lekturą uchwalonej usta-
wy nowelizującej kodeks, a w każdym
razie lekturą, której towarzyszyłaby wola
zrozumienia jej sensu. Chyba podobnie
jest z wyrażoną między wierszami tek-
stu prof. Gardockiego obawą, że nowy
polski proces karny będzie procesem dla
bogatych. A dzisiaj nie jest? – chciałoby
się zapytać. Bezkrytyczna wiara w obiek-
tywizm aparatu ścigania i w paternalizm
sądu niejednego zaprowadziła już na ma-
nowce. Zakładana przez nowelę bierność
sądu w postępowaniu dowodowym za-
funkcjonuje wówczas, gdy uda się zakty-
wizować strony postępowania i na tyle,
na ile to możliwe, zrównać ich pozycje
procesowe. Nowela czyni to otwierając
– zwłaszcza przed obroną – nieznane
obecnie perspektywy. Wyrównuje wszak
szanse procesowe stron, w znacznie szer-
szym zakresie otwierając prawo do ko-
rzystania z pomocy prawnej ex officio.
Co jeszcze można zrobić?
Żeby zostało po staremu
Dyskusja wolna od konstruktywnych pro-
pozycji jest doprawdy niezmiernie ryzy-
kowna. Nie ulega bowiem wątpliwości, że
powodzenie reformy w wielkim stopniu
zależy od tzw. czynnika ludzkiego. Prak-
tyka ukształtowana pod rządami obec-
nego modelu zakorzeniona jest głęboko
wśród uczestników gry procesowej i w
związku z tym istnieje realne niebezpie-
czeństwo, iż zaakceptowanie nowych ról
procesowych, a także odmiennych metod
działania, nie będzie takie proste.
Co więcej, nowe rozwiązania skon-
struowane zostały w sposób ostrożny
i w gruncie rzeczy nie wykluczają defi-
nitywnie możliwości procedowania po
staremu. Mają zaś dostarczyć organom
procesowym oraz stronom procesu na-
rzędzi, których wykorzystanie mogłoby
pozwolić na bardziej efektywne działa-
nie. Jeżeli więc pozwolimy na ugrunto-
wanie się przekonania, że nowela niesie
za sobą wyłącznie zło i – jak to założył
prof. Gardocki – nie może przynieść ni-
czego dobrego, to rzeczywiście może spo-
tkać ją totalne fiasko. Defetystyczna kry-
tyka okaże się wówczas samospełniającą
się przepowiednią.
Do wejścia w życie nowych rozwiązań
pozostało jeszcze sporo czasu. Wydłużo-
ne vacatio legis powinno posłużyć zapo-
znaniu się z czekającymi nas nowościa-
mi i rzeczowej dyskusji. Dyskusje takie
rzeczywiście toczą się na łamach prasy
prawniczej, a także w ramach zakrojo-
nego na szeroką skalę programu szkoleń
sędziowskich i prokuratorskich firmo-
wanego przez Krajową Szkołę Sędziów
i Prokuratorów. Czas, jaki jeszcze upłynie
do wejścia w życie noweli, pozwoliłby też
z pewnością na dokonanie jakichś korekt
ustawy. Do tego potrzebna jest jednak
dyskusja konstruktywna. Jeżeli jedyne
twierdzenie krytyczne sprowadza się do
przyrównania nadchodzącego procesu
do modelu anglosaskiego, a jedyną kon-
kluzją wypowiedzi dyskutanta jest suge-
stia, iż „jest jeszcze wystarczająco dużo
czasu, aby z przyjętych rozwiązań się
wycofać”, to żadną miarą wypowiedź ta
nie może być uznana za konstruktywną.
Wobec zastanego stanu rzeczy postulat
pozostawienia wszystkiego po staremu
ocenić więc trzeba jako nawoływanie do
kapitulanctwa.
polemika
na początek
O nowym modelu procesu karnego.
I obawach prof. Lecha Gardockiego
Jeżeli pozwolimy na
ugruntowanie się
przekonania,
że nowela niesie za
sobą wyłącznie zło
i nie zaowocuje
niczym dobrym,
to rzeczywiście może
spotkać ją totalne
fiasko.
Defetystyczna
krytyka okaże się
wówczas
samospełniającą się
przepowiednią
Jeżeli jedyną
konkluzją jest
sugestia, iż
„jest jeszcze
wystarczająco
dużo czasu, aby
z przyjętych
rozwiązań się
wycofać”, to żadną
miarą wypowiedź
ta nie może
być uznana za
konstruktywną
Prof. Piotr HofMAński
przewodniczący komisji
kodyfikacyjnej Prawa karnego,
sędzia sądu Najwyższego, profesor
Uniwersytetu Jagiellońskiego
FOT
.
MA
T.
P
r
ASO
WE
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
2 / 8
prawnik
28–30 marca 2014 nr 61 (3702)
gazetaprawna.pl
Dominika
Bychawska-
-Siniarska
koordynatorka
projektu „Europa
Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka
prosto
ze Strasburga
Pamiętamy film „Terminal”
z Tomem Hanksem. Bohater
jako obywatel państwa, które
przestało istnieć w trakcie jego
lotu, utknął na długie miesią-
ce na lotnisku. Podobne histo-
rie zdarzają się naprawdę. 13
marca 2014 r. Europejski Try-
bunał Praw Człowieka w skła-
dzie Wielkiej Izby (17 sędziów)
wypowiedział się co do od-
szkodowania za „wymazanie”
obywateli Socjalistycznej Fe-
deracyjnej Republiki Jugosła-
wii (SFRJ), którzy w trakcie
odzyskiwania przez Słowenię
niepodległości stali się bez-
państwowcami. Kiedy SFRJ
przestała istnieć, „wymazani”
zostali pozbawieni ostatniej re-
zydentury, a za tym m.in. pra-
wa do swobodnego poruszania
się. Ponadto ich warunki by-
towe znacząco się pogorszyły.
Przed odzyskaniem niepodle-
głości przez Słowenię 25 czerw-
ca 1991 r. Mustafa Kurić oraz
siedmiu innych skarżących po-
siadało obywatelstwo SFRJ oraz
jednej z republik wchodzącej
w jej skład (niebędącej Słowe-
nią). Jako obywatele SFRJ uzy-
skali prawo do rezydentury na
terytorium Słowenii, niemniej
jednak nie wystąpili o przyzna-
nie im obywatelstwa tego kra-
ju w ustawowym terminie do
25 grudnia 1991 r. W związku
z powyższym 26 lutego 1992 r.
ich nazwiska zostały usunięte
z rejestru stałych rezydentów.
W skardze do Strasburga
argumentowali, że ich wyma-
zanie miało poważne i długo-
trwałe konsekwencje. Zostali
oni pozbawieni dokumentów,
niektórzy zostali eksmitowa-
ni z mieszkań, nie mogli pra-
cować ani podróżować, zostali
pozbawieni własności, żyli kilka
lat w warunkach urągających
ich godności i zagrażających
zdrowiu.
Liczba obywateli bez prawa
do stałego pobytu w Słowe-
nii w 1992 r. wynosiła ponad
25 tys. Niektórzy z „wymaza-
nych” dobrowolnie opuścili
Słowenię, inni zostali depor-
towani. Część otrzymała prawo
pobytu na podstawie decyzji
Trybunału Konstytucyjnego
z 1999 r. i zmian legislacyjnych
wprowadzonych w 2010 r.
Trybunał w wyroku izbo-
wym (7 sędziów) 13 lipca 2010 r.
uznał, że władze Słowenii naru-
szyły prawo do poszanowania
życia prywatnego i rodzinnego
osób wymazanych (art. 8 kon-
wencji), jak również nie prze-
widziały procedury umożliwia-
jącej im dochodzenie swoich
praw (art. 13 konwencji).
Sprawa została przekazana
do Wielkiej Izby, która 26 lipca
2012 r. jednomyślnie podtrzy-
mała poprzedni wyrok, wska-
zując dodatkowo, iż w spra-
wie doszło do dyskryminacji
bezpaństwowców. Sędziowie
podkreślili przede wszystkim,
że skarżący zostali pozbawieni
statusu prawnego, który wcze-
śniej gwarantował im dostęp
do wielu uprawnień – ubezpie-
czenia zdrowotnego, prawa do
emerytury, zasiłków socjalnych,
prawa do odnowy dokumen-
tów, jak np. dowód osobisty czy
prawo jazdy. Ponadto, stracili
oni możliwość zatrudnienia.
Trybunał zaznaczył, iż upo-
rządkowanie prawa poby-
tu obywateli SFRJ stanowiło
niezbędny krok, jaki powinny
podjąć władze Słowenii, aby
uniknąć efektu „wymazania”,
które doprowadziło do narusze-
nia art. 8 konwencji. Pomimo
przyjęcia zmian legislacyjnych
w 2010 r. władze Słowenii nie
naprawiły w sposób komplek-
sowy i wystarczająco szybko
konsekwencji wynikających
z wymazania nazwisk z reje-
stru stałych rezydentów.
Skarżący otrzymali po 20
tys. euro zadośćuczynienia.
Trybunał pozostawił kwestię
odszkodowania otwartą, dając
stronom możliwość zawarcia
ugody do 24 czerwca 2013 r. Sę-
dziowie zdecydowali się objąć
sprawę procedurą wyroku pilo-
tażowego, dając władzom Sło-
wenii jeden rok na opracowa-
nie planu odszkodowawczego
dla osób wymazanych.
Procedura wyroku pilotażo-
wego stosowana jest w spra-
wach dotyczących problemów
strukturalnych, stanowiących
podłoże powtarzających się
spraw. Gdy trybunał otrzymuje
kilka skarg, które łączy wspólny
zarzut, może dokonać wyboru
jednej lub kilku z nich do prio-
rytetowego załatwienia według
procedury pilotażowej. Zada-
niem trybunału w wyroku pilo-
tażowym jest nie tylko stwier-
dzenie naruszenia konwencji
w konkretnej sprawie, ale rów-
nież zidentyfikowanie proble-
mu systemowego i przekazanie
rządowi wskazówek w zakresie
rodzaju środków niezbędnych
do tego, by go rozwiązać.
Ponieważ rząd Słowenii nie
przedstawił planu odszkodo-
wawczego w wyznaczonym
terminie, trybunał dwa tygo-
dnie temu przyznał skarżącym
odszkodowania wahające się
od 29 tysięcy do 72 tysięcy euro.
Sędziowie zatwierdzili również
procedurę odszkodowawczą ad
hoc wprowadzoną przez wła-
dze, umożliwiającą uzyskanie
przez wymazanych ryczałto-
wego odszkodowania przyzna-
wanego co miesiąc. Nadzór nad
wykonaniem wyroku i wypła-
tą odszkodowań pełnić będzie
Komitet Ministrów Rady Eu-
ropy. Historia niczym z filmu,
a może się powtórzyć po raz
kolejny w kontekście konfliktu
na Krymie.
Wymazane obywatelstwo
Paulina Szewioła
paulina.szewiola@infor.pl
C
hciała zostać architektem, ale
pomysł ten skutecznie wy-
perswadowała jej w liceum
nauczycielka matematyki,
twierdząc, że nie ma predys-
pozycji do nauk ścisłych. Zdecydowała
się więc na studia prawnicze. – Był to
bardziej wybór z rozsądku niż z miłości
– śmieje się po latach mec. Witkowska.
Jednak okazał się na tyle trafiony, że te-
raz radczyni na każdym kroku podkreśla
to, jak bardzo lubi swój zawód.
Karierę zaczynała w Państwowym
Arbitrażu Gospodarczym, a gdy ten
przekształcony został w wydziały go-
spodarcze sądów powszechnych, konty-
nuowała praktykę orzeczniczą w sądzie
rejonowym, a następnie wojewódzkim
w Gdańsku.
Radcą prawnym formalnie jest od
1994 r. Od tego czasu zdążyła wyrobić
sobie opinię cenionego eksperta m.in.
z zakresu ochrony dóbr osobistych. To
ona reprezentowała premiera Donal-
da Tuska w głośnym sporze z Jerzym
Urbanem, wydawcą i redaktorem na-
czelnym tygodnika „NIE”, w związku
z primaaprilisową publikacją gazety
„Tusk na podsłuchu”. W artykule za-
rzucano szefowi rządu, że podczas me-
czu piłkarskiego używał nieparlamen-
tarnych zwrotów. Witkowska sprawę
wygrała, a na łamach gazety ukazały
się przeprosiny za publiczne podanie
nieprawdziwych informacji, godzących
w dobra osobiste premiera. Sama pełno-
mocniczka rozstrzygnięcie w tej spra-
wie kwituje krótko: – Sprawiedliwości
stało się zadość.
Mecenas Witkowska posiada także bo-
gate doświadczenie w obsłudze praw-
nej podmiotów gospodarczych, w tym
banków, przedsiębiorstw z branży mo-
toryzacyjnej, spożywczej, produkcyj-
nej oraz spółdzielni mieszkaniowych.
W środowisku znane i docenianie jest
jej zaangażowanie w działania na rzecz
praw kobiet. Jest laureatką „Kryształo-
wego serca”, nagrody, którą samorząd
radcowski przyznaje osobom szczególnie
aktywnym w świadczeniu bezpłatnej po-
mocy prawnej. Swoją pracę pro publico
bono traktuje jak służbę. – Wykonujemy
zawód zaufania publicznego. Aby je budo-
wać, powinniśmy wspierać społeczność,
w której funkcjonujemy – tłumaczy mec.
Witkowska. I jak sama podkreśla aktyw-
ność w sferze non – profit to świetny spo-
sób na zawodowe spełnienie i czerpanie
prawdziwej satysfakcji z tego co się robi.
Jeżeli dodamy do tego jej zaangażo-
wanie w akcje społeczne organizowane
przez gdańską izbę, to powierzenie jej
funkcji przewodniczącej Komisji Praw
Człowieka Krajowej Rady Radców Praw-
nych wydaje się decyzją wręcz oczywi-
stą. Zespół, którym pokieruje Magdalena
Witkowska, ma za zadanie popularyzo-
wać informacje o efektywnej ochronie
praw człowieka oraz reagować na po-
jawiające się naruszenia wolności jed-
nostki. Do jego kompetencji należeć bę-
dzie także monitorowanie orzecznictwa
ETPC oraz kontrola implementacji wy-
roków trybunału. Sama mec. Witkow-
ska dostrzega w tym projekcie szansę
na podniesienie świadomości prawnej
obywateli. – Wiedza naszego społeczeń-
stwa w tym zakresie stoi wciąż na bar-
dzo niskim poziomie, dlatego tak ważne
są działania zmierzające do upowszech-
nienia tej problematyki w ludzkiej świa-
domości – tłumaczy.
Oprócz tego udziela się w samorzą-
dzie radcowskim, a swoje doświadczenie
w medialnych sprawach wykorzystu-
je także w pracy rzecznika prasowego
gdańskiej izby.
Wśród współpracowników ma opi-
nię osoby pracowitej i oddanej sprawom
klientów. – Obserwuję karierę mec. Wit-
kowskiej od samego początku, czyli od
czasów aplikacji. Pracowałyśmy razem
w Państwowym Arbitrażu Gospodar-
czym, a obecnie prowadzimy razem
kancelarię. I mogę powiedzieć, że do-
bro klienta od zawsze stanowiło dla niej
najwyższą wartość. Jej zaangażowanie
w pracę zawodową jest naprawdę god-
ne podziwu – opowiada Joanna Gibas-
-Kobierecka, radca prawny, wspólnik
kancelarii radców prawnych Gratus s.c.
W wolnych chwilach mec. Magdalena
Witkowska ćwiczy jogę i czyta litera-
turę faktu, a w szczególności biografie
wybitnych ludzi. Poświęca się również
nauce francuskiego, którą rozpoczęła ze
względów zawodowych, ale wciągnęło
ją to na tyle, że obecnie szlifuje język
także dla przyjemności. Włada też an-
gielskim i rosyjskim.
Prawniczka znad morza
M
A
TERIA
ły
P
RASO
WE
Samorząd radcowski po raz pierwszy w swojej
historii powołał Komisję Praw Człowieka.
Koordynację prac gremium powierzył
mec. Magdalenie Witkowskiej
Prenumerata:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (marzec 2014 r.): 100,80 zł – marzec – grudzień 2014 r.: 912,50 zł. Wersja Premium – miesięczna
(marzec 2014 r.): 117,60 zł – marzec – grudzień 2014 r.: 1080,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8 % VAT) Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
3 / 8
C4
zostało domniemanie konstytucyjno-
ści, co do zasady będzie twierdząca.
Należy pamiętać, że w polskim
systemie prawnym sądy, w tym także
Sąd Najwyższy, podlegają ustawom.
Usunięcie przepisu z systemu
prawnego może mieć miejsce albo za
sprawą ustawodawcy (poprzez
uchwalenie ustawy uchylającej
obowiązywanie jakiejś regulacji) bądź
na mocy wyroku Trybunału Konstytu-
cyjnego stwierdzającego niekonstytu-
cyjność kwestionowanego przepisu
i określającego moment, w którym
przestaje on obowiązywać. Sądy
powinny zatem stosować przepis
uznany za niekonstytucyjny, jeżeli
Trybunał Konstytucyjny w wyroku
odroczył termin utraty jego mocy
obowiązującej. Obowiązek stosowania
przepisów uznanych za sprzeczne
z konstytucją wynika także z przyjęte-
go w polskim systemie prawnym
modelu kontroli konstytucyjności
ustaw. W przeciwieństwie do rozpro-
szonego systemu amerykańskiego,
o zgodności ustawy z konstytucją
decydować może wyłącznie Trybunał
Konstytucyjny. W Stanach Zjednoczo-
nych zakwestionować zgodność
ustawy z konstytucją może nie tylko
Sąd Najwyższy, ale każdy sąd stanowy
lub federalny. W sprawie Marbury
vs. Madison (1803 r.) Sąd Najwyższy
stwierdził, że ustawa federalna
sprzeczna z konstytucją jest nieważna
i sądy powinny odmówić jej stosowa-
nia. Na bezwzględny obowiązek
stosowania niekonstytucyjnych
przepisów czasowo utrzymanych
w mocy wskazywał sam Trybunał Kon-
stytucyjny, między innymi w wyroku
z 2 lipca 2003 r., sygn. K 25/01,
w którym stwierdził wprost,
że „do nadejścia wskazanego przez
trybunał terminu uznany za niezgod-
ny z konstytucją przepis zachowuje
moc obowiązującą, a zatem musi być
przestrzegany i stosowany przez
wszystkich jego adresatów. Zgodnie
bowiem z art. 190 ust. 1 konstytucji
takie rozstrzygnięcie umieszczone
w tekście rozstrzygnięcia Trybunału
Konstytucyjnego jest nie tylko
ostateczne, ale i ma moc powszechnie
obowiązującą. Zakresem tej mocy
objęte są także wszystkie sądy”.
Stanowisko wyrażone przez Trybunał
Konstytucyjny potwierdzone zostało
także w wielu wyrokach Sądu
Najwyższego. Przykładem mogą być
wyrok z 29 marca 2000 r., sygn.. III RN
96/98, oraz z uchwała Sądu Najwyższe-
go z 3 lipca 2003 r., sygn. III CZP 45/03,
dotyczące obowiązku stosowania przez
sądy uznanych za niekonstytucyjne
przepisów ustawy o najmie lokali
i dodatkach mieszkaniowych w kon-
tekście czynszów regulowanych.
Najbardziej chyba kontrowersyjnym
orzeczeniem w sprawie obowiązku
dalszego stosowania przepisu
uznanego za sprzeczny z konstytucją,
gdyż dotyczącego stanu faktycznego
dotykającego postępowania karnego,
praw i wolności obywatelskich, było
postanowienie Sądu Najwyższego
z 13 grudnia 2005 r., sygn. III KK
318/05. Sąd stwierdził w nim, że
odroczenie wyrokiem Trybunału
Konstytucyjnego utraty mocy
obowiązującej przepisu kodeksu
postępowania karnego dotyczącego
procedury przekazania obywatela
polskiego na podstawie europejskiego
nakazu aresztowania oznacza, że
w tym czasie nie można, na podstawie
art. 55 ust. 1 konstytucji, odmówić
wykonywania ENA wydanego przez
TemaT Tygodnia
Stosowanie niekonstytucyjnych regulacji
Szukajcie, a znajdziecie. Inny przepis
Sąd jako organ stosujący prawo z całą
pewnością nie może zignorować faktu,
iż dany przepis jest sprzeczny z ustawą
zasadniczą
Czy sądy w swoich orzeczeniach powinny się
powoływać na artykuł, który został przez TK uznany
za niekonstytucyjny przy jednoczesnym stwierdzeniu,
że utraci on moc dopiero za jakiś czas?
miejsca przed normą ustawy zasadni-
czej. Niezawisły sąd ma więc możli-
wość, a nawet obowiązek
bezpośredniego zastosowania przepisu
konstytucji, jeżeli jest to w danej
sprawie możliwe w odniesieniu do
konkretnego, rozstrzyganego przez ten
sąd stanu faktycznego. Oczywiście
korzystając z tej możliwości, sąd musi
zachować najdalej idącą ostrożność,
dokładnie wczytać się w konkretne
orzeczenie TK i jego uzasadnienie,
a także zważyć chronione konstytucją
dobro prawne naruszone przez
niekonstytucyjny przepis. Wszędzie
tam, gdzie sąd po przeprowadzeniu
takiej analizy uzna za celowe i możli-
we bezpośrednie zastosowanie normy
konstytucyjnej, powinien pominąć
niekonstytucyjny przepis pomimo
odroczenia przez TK terminu utraty
jego mocy obowiązującej.
Postulat ten nabiera szczególnego
znaczenia na gruncie prawa karnego,
gdzie ewentualne stosowanie niekon-
stytucyjnych przepisów może mieć
bardzo poważne konsekwencje, przede
wszystkim tam, gdzie dojdzie w ten
sposób do naruszenia podstawowych
wolności i swobód obywatelskich.
F
unkcjonowanie w systemie
prawnym przepisu, wobec
którego Trybunał Konstytu-
cyjny stwierdził, że jest
niezgodny z konstytucją, lecz
odroczył utratę jego mocy obowiązują-
cej, jest niewątpliwie sytuacją
niepożądaną. Jednak odpowiedź na
pytanie, czy sądy muszą stosować
przepis, wobec którego uchylone
inne państwo wobec obywatela
polskiego. Przyjmuje się, że za
obowiązkiem stosowania przepisu,
wobec którego uchylone zostało
domniemanie konstytucyjności,
przemawia ochrona innych, co
najmniej równoważnych wartości,
będących przedmiotem ochrony
konstytucyjnej. Innym powodem, ze
względu na który odracza się utratę
mocy obowiązującej przepisu uznane-
go za niezgodny z konstytucją, jest
chęć umożliwienia uchwalenia przez
parlament nowelizacji usuwającej
niezgodny z konstytucją stan prawny.
O ile w przypadkach dotyczących
niekonstytucyjności tzw. czynszów
regulowanych mogliśmy mówić
o ochronie prawa własności prywatnej,
o tyle odroczenie terminu uchylenia
obowiązywania było uzasadnione
ochroną praw lokatorów i nadmier-
nym wzrostem czynszów. W przypad-
ku wydawania obywateli polskich
obcym państwom, przed nowelizacją
konstytucji, a po wyroku Trybunału
Konstytucyjnego dotyczącym ENA,
trudno mi znaleźć takie wartości
chronione konstytucyjnie, które
pozwalałyby poświęcić ochronę
obywateli polskich przed ekstradycją.
Podobnie w przypadku uznanego za
sprzeczny z konstytucją art. 75 par. 1
k.k. Choć formalnie powinien być on
stosowany, nie było w mojej ocenie
jakichkolwiek powodów ustanowienia
tak długiego odroczenia utraty mocy
obowiązującej przez ten przepis. Sądy
mogły przecież, gdy okoliczności
dotyczące skazanego za tym przema-
wiały, zarządzić wykonanie zawieszo-
nej kary pozbawienia wolności na
podstawie art 75 par. 2 k.k.
Choć sądy powinny stosować uznane
za niekonstytucyjne przepisy, bo tylko
Trybunał Konstytucyjny może określać
moment utraty mocy obowiązującej
przez ustawę, to zasadą powinna być
utrata mocy obowiązującej z chwilą
ogłoszenia wyroku Trybunału
Konstytucyjnego, a odroczenie winno
mieć miejsce wyłącznie w przypadkach
wyjątkowych.
I
nstytucja czasowego utrzymania
w mocy niekonstytucyjnego aktu
prawnego określona w art. 71
ust. 2 ustawy o Trybunale
Konstytucyjnym, może budzić
wątpliwości prawne i wywoływać
spory. Zgodnie z tym przepisem
trybunał, stwierdzając niezgodność
jakiegoś aktu prawnego z konstytucją,
może odroczyć na określony czas
utratę mocy przez ten przepis. Cel tego
rozwiązania jest oczywisty: jeśli
niezwłoczna utrata mocy przez
Łukasz kluska
sędzia
W
yroki Trybunału
Konstytucyjnego
zgodnie z art. 190 ust. 3
konstytucji wchodzą
w życie z dniem
ogłoszenia, jednakże ten sam przepis
daje możliwość odroczenia przez TK
daty utraty mocy obowiązującej
niekonstytucyjnego aktu normatywne-
go lub jego przepisu. Termin takiego
odroczenia nie może przekroczyć
osiemnastu miesięcy, gdy chodzi
o ustawę, a w przypadku innego aktu
normatywnego jest krótszy i wynosi
maksymalnie dwanaście miesięcy.
W praktyce oznacza to, iż w systemie
prawa nadal funkcjonuje i posiada moc
obowiązującą akt lub jego przepis, co
do którego nie ma już wątpliwości, iż
jest sprzeczny z konstytucją. Powstaje
więc pytanie, czy sąd ma względny, czy
też bezwzględny obowiązek stosowa-
nia niekonstytucyjnej normy prawnej
w okresie odroczenia? Sąd jako organ
stosujący prawo z całą pewnością nie
może zignorować faktu, iż dany
przepis jest sprzeczny z ustawą
zasadniczą. Z drugiej jednak strony nie
powinien pomijać przepisu, który
ciągle obowiązuje. Czy jest więc
racjonalne wyjście z tej trudnej
sytuacji? Należy w tym miejscu przypo-
mnieć, iż zgodnie z art. 8 ust. 1 i 2
konstytucji jest ona najwyższym
prawem Rzeczypospolitej Polskiej, a jej
przepisy stosuje się bezpośrednio,
chyba że konstytucja stanowi inaczej.
Natomiast zgodnie z art. 178 ust. 1
ustawy zasadniczej sędziowie w spra-
wowaniu swojego urzędu są niezawiśli
i podlegają tylko konstytucji oraz
ustawom.
W doktrynie i orzecznictwie dominuje
pogląd, iż zasada bezpośredniego
stosowania konstytucji znajdzie
zastosowanie wszędzie tam, gdzie
dany przepis ustawy zasadniczej jest
jasny i precyzyjny, a uregulowana
w nim materia nie ma dalszego
rozwinięcia lub konkretyzacji w akcie
prawnym niższego rzędu. Tymczasem
w sytuacji odroczenia przez TK daty
utraty mocy obowiązującej niekonsty-
tucyjnego przepisu stanowi on tego
rodzaju rozwinięcie lub konkretyzację.
Trzeba jednak pamiętać, że jest to
rozwinięcie lub konkretyzacja
niezgodna z konstytucją, więc jej
zastosowanie nie powinno mieć
zbIgnIeW
krüger
adwokat z kancela-
rii krüger & Partnerzy
adwokaci
MacIej
strączyńskI
sędzia, prezes stowarzy-
szenia sędziów Polskich
„Iustitia”
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
4 / 8
prawnik
28–30 marca 2014 nr 61 (3702)
gazetaprawna.pl
Szukajcie, a znajdziecie. Inny przepis
Instytucja czasowego utrzymania
niekonstytucyjnego przepisu w mocy
może skłaniać parlament do uchwalania
wątpliwych regulacji dla osiągnięcia
doraźnych celów politycznych
niekonstytucyjny przepis spowodowa-
łaby lukę prawną, uniemożliwiającą
funkcjonowanie jakiegoś organu
państwa lub instytucji prawnej,
konieczne jest zastąpienie wadliwego
przepisu innym. Ustawodawca musi
mieć na to czas.
Trybunał ma możliwość sygnalizowa-
nia ustawodawcy, że jakieś rozwiąza-
nie ustawowe prawdopodobnie jest
wadliwe, jeszcze przed rozpoznaniem
wniosku o zbadanie jego zgodności
z konstytucją. Daje mu ją art. 4 ust. 2
ustawy o TK, przewidujący przedsta-
wienie organom stanowiącym prawo
uwag stwierdzających uchybienia
i luki w prawie. Jeżeli więc już na
wstępnym etapie postępowania
sędziowie TK mają podstawy przewi-
dywać, że zaskarżony przepis okaże
się niekonstytucyjny, a funkcjonowa-
nie systemu prawnego bez zastąpie-
nia go prawidłowym może być
niemożliwe, mogą władzę ustawo-
dawczą i wykonawczą ostrzec. Inna
rzecz, czy politycy tych ostrzeżeń
posłuchają.
Przykładowo, Trybunał Konstytucyjny
wytknął zawczasu w opisanym trybie
niezgodność z konstytucją instytucji
asesora sądowego. Wskazał, że asesor
nie posiada niezbędnych do orzekania
gwarancji niezawisłości, gdyż jest
powoływany i może być w każdej
chwili odwołany przez ministra
sprawiedliwości, przedstawiciela
władzy wykonawczej. Politycy
pozostawali jednak głusi na słowa
trybunału, choć czasu na zmianę
wadliwego przepisu mieli sporo.
Efektem tego było wydanie przez
trybunał wyroku z 24 października
2007 r. stwierdzającego niezgodność
z konstytucją przepisów o asesorach.
Przepisy te wygasały jednak 18 miesię-
cy po opublikowaniu wyroku – 6 maja
2009 r. Trybunał orzekł, że wyroki
wydane przez asesorów sądowych
pozostają w mocy – przyjęcie przeciw-
nego stanowiska spowodowałoby
straszliwy chaos prawny. Asesorzy
stanowili w 2007 r. jedną czwartą
obsady sądów rejonowych.
Z chwilą opublikowania wyroku TK
ówczesny minister sprawiedliwości
Zbigniew Ćwiąkalski przestał powoły-
wać asesorów. Ci, którzy byli już
powołani, orzekali jednak nadal.
Wywoływało to zrozumiałe kontro-
wersje, skoro trybunał uznał, że
wydawanie przez nich wyroków jest
niekonstytucyjne. Problem był też
z powołaniem orzekających asesorów
na stanowiska sędziów, bo większość
z nich 6 maja 2009 r. nie osiągała
wymaganego do nominacji stażu
orzekania, a ich zbiorowe odejście ze
służby w tym dniu rozłożyłoby na
łopatki sądownictwo. Sytuacja ta
jednak przydała się ministrowi
sprawiedliwości. Włączył on przepisy
przejściowe umożliwiające wcześniej-
sze powołanie asesorów na sędziów do
nieakceptowanej wówczas w środowi-
sku prawniczym ustawy o Krajowej
Szkole Sądownictwa i Prokuratury.
W ten sposób uniemożliwił prezyden-
towi Lechowi Kaczyńskiemu, który też
był przeciwny powołaniu KSSiP,
zawetowanie tej ustawy. Gdyby
bowiem prezydent ustawę zawetował,
odpowiedzialność za zapaść wymiaru
sprawiedliwości spowodowaną nagłym
odejściem asesorów spadłaby na niego.
Rząd wykorzystał sytuację i osiągnął
cel polityczny, natomiast sprawa
asesorów zakończyła się porażką
Polski w Europejskim Trybunale Praw
Człowieka w Strasburgu. Już przy
pierwszej skardze trybunał strasbur-
ski, w listopadzie 2010 r., powołał się
na wyrok TK i uznał wydawanie
wyroku przez asesora za naruszenie
obywatelskiego prawa do niezawisłe-
go sądu. Nie był to ostatni wyrok tej
treści i Polska płaci odszkodowania.
Niekiedy uznanie przepisu za
niezgodny z konstytucją dawało
sądom możliwość orzekania w okre-
ślony sposób nawet bez zmiany
przepisu. W swoim czasie TK uznał za
niezgodną z konstytucją treść przepisu
art. 632 pkt 2 kodeksu postępowania
karnego w tej części, w której stanowił
on, że osoba uniewinniona nie ma
prawa do zwrotu od Skarbu Państwa
kosztów ustanowienia obrońcy
z wyboru. Sądy, nie czekając na
zmianę rzepisu, zaczęły koszty te
– zgodnie z orzeczeniem TK – przy-
znawać osobom uniewinnionym.
Również obecnie ten sam przepis, już
zmieniony, jest dotknięty wadą
stwierdzoną przez trybunał. Uznał on
za niezgodne z konstytucją obciążanie
kosztami procesu oskarżyciela
prywatnego, jeżeli sąd umorzył
postępowanie z powodu przedawnie-
nia, jako że skutków przewlekłości
postępowania nie może ponosić
pokrzywdzony. Przepis pozostawiono
bez zmiany, natomiast dodano art.
632a, pozwalający na obciążenie
w takich sytuacjach kosztami
oskarżonego lub Skarbu Państwa.
Ciekawy skutek wywołał wyrok
trybunału z 7 września 2006 r.,
dotyczący art. 540 par. 2 k.p.k. Przepis
stanowił, że jeżeli trybunał stwierdzi
niezgodność z konstytucją przepisu
stanowiącego podstawę skazania,
postępowanie się wznawia. Trybunał
uznał, że ograniczenie to nie jest
zasadne, ponieważ niezgodna
z konstytucją może być nie tylko
podstawa skazania, ale i inny przepis,
na podstawie którego wydano
orzeczenie. Wyrok dotyczył sytuacji,
w której za niezgodne z konstytucją
uznano oskarżanie w niektórych
sprawach o wykroczenia przez straże
miejskie. Niezgodny z konstytucją był
więc nie przepis będący podstawą
skazania, ale przepis pozwalający
straży miejskiej oskarżać. Gdy zaś nie
ma oskarżyciela, nie może być też
sprawy. Sądy, stosując bezpośrednio
orzeczenie trybunału, zaczęły więc
wznawiać postępowania, w których
występował nieuprawniony oskarży-
ciel. Sam przepis, bezzasadnie
ograniczający podstawę wznowienia,
zmieniono dopiero po trzech latach
i wydaniu wielu orzeczeń przez sądy.
18 listopada 2010 r. trybunał orzekł
o niezgodności z konstytucją art. 218
par. 1 kodeksu karnego i art. 24 ust. 1
ustawy o systemie ubezpieczeń
społecznych. Przepisy przewidywały
dwukrotne karanie, w różnej formie,
za ten sam czyn. Ustawodawca nie
zrobił nic i oba sprzeczne z konstytucją
przepisy obowiązywały jeszcze przez
18 miesięcy. Jednakże przez ten czas
sądy mogły ich po prostu nie stosować
– sprzeczność przepisów z konstytucją
wychwycił zresztą sąd rozpoznający
taką właśnie sprawę karną i wystąpił
do trybunału.
Stwierdzić trzeba, że każda sytuacja,
w której przepis uznany za niekon-
stytucyjny pozostaje w mocy, jest
wysoce niepożądana. Sądy mogą
sobie z tym poradzić, stosując wprost
orzeczenie trybunału. Jednak
instytucja czasowego utrzymania
niekonstytucyjnego przepisu w mocy
może skłaniać parlament do uchwa-
lania wątpliwych prawnie przepisów
dla osiągnięcia doraźnych celów
politycznych. Zanim nierychliwy
Trybunał rozpozna sprawę, zanim
wyrok wejdzie w życie, cele niekon-
stytucyjnej ustawy zostaną osiągnię-
te. A to na pewno nie jest pożądane
w państwie prawa, choć dla polityków
wygodne.
T
emida, patronka sądownic-
twa, ma zawiązane oczy
i trzyma w dłoni wagę. Nie
jest ona ślepa, jak twierdzą
niektórzy. Przewiązano jej
oczy, bo na wadze ma z jednej strony
przepis, z drugiej zaś prawa obywatela.
Przewiązanie Themis oczu uniemożli-
wia jej zachwycenia się blichtrem
jednej lub drugiej wartości. Powinna
ona bowiem ważyć te wartości
w sposób obiektywny. Zbytni radyka-
lizm, zarówno po jednej, jak i po
drugiej stronie szali godzi za każdym
razem ostatecznie zarówno w prawo,
jak i obywatela.
Tak samo powinno się dziać z przepi-
sami uznanymi za niezgodne z konsty-
tucją, co do których wskazano inny
termin wejścia ich w życie. Oczywiście
sąd związany jest sentencją wyroku
TK, ale jednocześnie jest związany
konstytucją.
W jednym z wyroków TK (SK 1/04)
stwierdził, że wyrok określający inny
termin utraty mocy obowiązującej
aktu normatywnego jako niezgodne-
go z konstytucją przepisu „stawia
wyzwanie i możliwości wyboru
przez same sądy takiego środka
proceduralnego, który najlepiej
pozwoli na osiągnięcie efektu
najbliższego nakazowi wykładni
i stosowania prawa w zgodzie
z konstytucją”.
Innymi słowy: poszukajcie, czy nie
ma innego przepisu, który możecie
zastosować zamiast tego, tak by
zachować wartości konstytucyjne
i ochronić obywatela, a jednocześnie
postąpić zgodnie z prawem.
W sądownictwie administracyjnym
powyższa zasada jest obowiązująca od
dawna, dzięki takim sędziom jak m.in.
Janusz Trzciński, Roman Hauser,
Marek Zirk-Sadowski, Małgorzata
Jaśkowska.
W sądownictwie powszechnym jest
gorzej, a to za sprawą SN, który potrafi
orzec w sposób wzajemnie sprzeczny.
Przykład: w jednym z wyroków TK (SK
49/05) uznano,
że pewien przepis w zakresie, w jakim
ogranicza dostęp do waloryzacji
sądowej, zagwarantowanej w innym
przepisie, w odniesieniu do zobowią-
zań pieniężnych powstałych przed
30 października 1950 r., wynikających
z obligacji emitowanych przez Skarb
Państwa jest niezgodny z konstytucją
i odroczono utratę mocy o 12 miesięcy.
W trakcie tych 12 miesięcy pan
wystąpił o wznowienie postępowania.
SO zasądził na rzecz powoda kwotę X,
SA zmniejszył ją do Y. Poszła skarga
kasacyjna do SN (II CSK 410/10), który
uchylił ww. wyroki i odrzucił skargę
o wznowienie postępowania, uznano
bowiem, że przepis trwa, więc
wznowienia być nie może. Dla
porównania wskażę, że w innym
wyroku SN ( III PK 96/06) uznano, iż
odroczenie wejścia w życie orzeczenia
TK stwierdzającego sprzeczność
przepisu ustawy z konstytucją nie
stanowi przeszkody do uznania przez
sąd, że przepis ten był sprzeczny
z konstytucją od jego uchwalenia, a sąd
może odmówić stosowania tego
przepisu.
Ostatnio dyskusja powróciła na kanwie
przypadku opisanego w artykule
„Prawo obowiązuje, choć nie powinno”
(DGP 48/2014). Rozmawiałam z kilko-
ma sędziami, których mam zaszczyt
znać, i każdy z nich powiedział, że
zamiast stosować ww. przepis 75 par. 1
k.k. kierują sprawę na posiedzenie
jawne, żądając uprzednio wywiadów
kuratorów i danych z KRK i dopiero
wtedy wydają postanowienie, każdora-
zowo badając okoliczności. Załóżmy, że
mamy matkę trojga dzieci, jedyną
żywicielkę rodziny, dbającą o dom
i dzieci. Mąż nieporadny życiowo,
pracy znaleźć nie może, alkohol w tle.
Kobieta, nie mając środków do życia,
dokonuje kradzieży. Dostaje wyrok
w zawiasach. Po jakimś czasie znowu
brak pieniędzy powoduje, że kradnie.
Dostaje wyrok w zawiasach. Czy trzeba
koniecznie ją wsadzać do więzienia, bo
przepis jest?
Sędziowie wiedzą, że pani kradła, ale
dostrzegają, że wsadzenie jej do
więzienia spowoduje, iż zawieszona
będzie jej władza rodzicielska na czas
odsiadki, mąż w ciągu alkoholowym
nie będzie zarabiać i opiekować się
dziećmi, zaraz może być jakieś
ograniczenie władzy rodzicielskiej czy
odebranie dzieci itd. Jak widać, jak się
chce, można znaleźć inny przepis,
pamiętając wytyczne TK z wyroku SK
9/10. Doprowadzanie do wznowienia
postępowania po kilkunastu miesią-
cach tylko dlatego, że dany przepis
wtedy utraci moc i tak wynika
z przepisów, jest zachowaniem zbyt
formalistycznym, opartym na blichtrze
istnienia przepisu, nie zaś na wadze
pomiędzy obywatelem a prawem.
Postępowań sądowych i tak mamy
aż nadto, po co je więc mnożyć? Czy
Themis, bogini i uosobienie sprawiedli-
wości, prawa i wiecznego porządku,
naprawdę by tego chciała?
Zebrała i opracowała Anna Krzyżanowska
Współpraca Ewa Ivanova
Monika
kryWoW
prezes ogólnopolskiego
Stowarzyszenia
asystentów Sędziów
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
5 / 8
C6
LegisLaCja
Projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym
Niestety, zaproponowany projekt nowej
ustawy prawie żadnego problemu nie roz-
wiązuje. Jest gorzej: problemy wręcz stwa-
rza i wpycha sąd konstytucyjny, poważną
instytucję, w bardzo poważne kłopoty.
Budzi bowiem – delikatnie mówiąc – kon-
trowersje. Eksperci go opiniujący zgłosili
długą litanię uwag odnoszących się do
proponowanych regulacji ustroju i proce-
dury rozpoznawania spraw przez TK. Za-
strzeżenia dotyczą przepisów budzących
wątpliwości interpretacyjne (a więc naru-
szających konstytucyjne – czyli doskonale
znane sędziom TK – zasady przyzwoitej
legislacji), przepisów budzących wątpli-
wości co do ich zgodności z konstytucją,
regulacji, które nie zapewniają osiągnię-
cia pożądanego celu ustawy lub zupełnie
niweczą ten cel, a także regulacji, w któ-
rych pominięto istotne kwestie, wyma-
gające ingerencji ustawodawcy. Jest więc
źle, a może być co najmniej tak samo źle.
Ustawa o trybunale powinna zaś być
wizytówką tego organu, jako strażnika
porządku konstytucyjnego Rzeczypo-
spolitej Polskiej. Regulacja ustawowa
powinna być solidnym fundamentem
funkcjonowania sądu konstytucyjnego.
Absurdalna byłaby sytuacja, w której usta-
wa regulująca funkcjonowanie Trybu-
nału Konstytucyjnego oraz postępowa-
nie przed nim, mające na celu zbadanie
konstytucyjności aktów normatywnych,
sama byłaby niekonstytucyjna. Tym bar-
dziej absurdalne byłoby, gdyby niekon-
stytucyjną ustawę przygotował sam try-
bunał. A jednak to nie teoretyczna wizja,
ale – o zgrozo – rzeczywistość.
Dla przykładu, sędziowie TK wymyślili
taką konstrukcję: wskazano krąg podmio-
tów uprawnionych do wskazywania osób,
spośród których zgłaszani będą kandy-
daci na stanowiska sędziego trybunału,
wybierani przez Sejm. Zgłoszenia będzie
przyjmował marszałek Sejmu, lista zgło-
szonych osób będzie zaś następnie prze-
kazywana posłom i podawana do publicz-
nej wiadomości. Włączenie środowisk
prawniczych i zainteresowanie opinii
publicznej wyborami sędziów trybuna-
łu to faktycznie społecznie szczytny cel.
Obywatele powinni się interesować funk-
cjonowaniem najważniejszych w kraju
instytucji.
Trybunał jednak – w tej swojej pisar-
skiej działalności – zupełnie zapomniał
o swojej zasadniczej roli. Zapomniał bo-
wiem o konstytucji. W świetle jej art.
194 TK składa się z sędziów wybiera-
nych indywidualnie przez Sejm spośród
osób wyróżniających się wiedzą prawni-
czą. Konstytucyjne prawo Sejmu zostało
w projekcie istotnie ograniczone, skoro
organ ten może wybierać spośród wąskiej
liczby kandydatów, uprzednio wybranych
przez inne niż Sejm podmioty. W ten spo-
sób, który obmyślił TK, gwarancje konsty-
tucyjne stałyby się iluzoryczne.
Ponadto, konstytucja zastrzega, że
kandydat na sędziego TK powinien się
wyróżniać wiedzą prawniczą. Tu jednak,
gdzie należałoby coś zmajstrować w prze-
pisach, pozostały one nietknięte. A warto
byłoby ten fakt w jakiś sposób stwierdzić.
W projekcie pominięto jednak ten dość
istotny szczegół i określając tryb zgłasza-
nia kandydatów na sędziego, wskazano
jedynie, że uprawniony podmiot do zgło-
szenia kandydata dołącza uzasadnienie
oraz zgodę osoby zgłaszanej. W ocenie
Czy projekt ustawy
o lekarzach powinni
pisać lekarze,
a o hydraulice
– hydraulicy?
To zasadne pytanie
w kontekście
toczących się
dyskusji o modelu
funkcjonowania
Trybunału
Konstytucyjnego
Sędziowie we własnej sprawie
Można nawet założyć, że gdyby
projektowana ustawa o TK została
uchwalona, byłaby jedyną niekonstytucyjną
ustawą, której niekonstytucyjności nie
można byłoby stwierdzić
ich skutków, a także uregulowanie nie-
których zagadnień związanych z warun-
kami funkcjonowania i obsługą prac Try-
bunału Konstytucyjnego.
Brzmi ambitnie. Nie traćmy jednak
z oczy istoty problemu. Faktycznie, nie
sposób zaprzeczyć, że obecna ustawa
o Trybunale Konstytucyjnym wymaga
ingerencji prawodawcy, i to w sporym
zakresie. Regulacja jest niepełna, na jej
gruncie mamy do czynienia z wielo-
ma niedoskonałościami, lukami praw-
nymi, odesłaniami do innych ustaw
(w tym do ustawy o Sądzie Najwyższym
i ustawy – Prawo o ustroju sądów po-
wszechnych), pozbawiającymi ustawę
spójności systematycznej. Praktyka funk-
cjonowania trybunału wywołuje liczne
dyskusje. Ktoś się do tego – po latach ta-
kiego dryfowania – wreszcie zabrał. Może
więc należałoby go wesprzeć, a nie kryty-
kować. I należałoby, gdyby projekt rzeczy-
wiście był lekiem na choroby trybunału
i dzięki nowym przepisom trybunalskie
dryfowanie zmieniłoby się w kurs, który
ma cel. A celem tym są podane powyżej
– zawarte w uzasadnieniu projektu – za-
dania stojące przed TK.
P
rojekt nowej ustawy o Try-
bunale Konstytucyjnym
trafił do Sejmu z inicja-
tywy prezydenta Bro-
nisława Komorowskie-
go w lipcu ub.r. Nikt nie
miał jednak wątpliwości,
że dokument napisał sam Trybunał Kon-
stytucyjny, a właściwie niektórzy jego
sędziowie. Takie rozwiązanie może się
wydawać właściwe. W końcu który organ
władzy publicznej mógłby wiedzieć wię-
cej, co w trybunalskiej trawie piszczy, niż
sam trybunał? Który organ byłby bardziej
zainteresowany w dostosowaniu obecnej
regulacji ustawowej do odbiegającej od
niej praktyki funkcjonowania trybuna-
łu? Nadto, który organ, jeśli nie trybu-
nał, byłby w stanie opracować ustawę
niemożliwą do zakwestionowania przed
trybunałem? Pozory jednak mylą.
Celem tej nowej ustawy, zgodnie z tre-
ścią uzasadnienia do projektu, jest dosta-
tecznie klarowne i trwałe umocowanie
pozycji trybunału jako organu władzy są-
downiczej; uregulowanie procedury roz-
poznawania spraw w sposób adekwatny
do istoty procesu kontroli konstytucyj-
ności prawa, właściwej tylko dla trybu-
nału; stworzenie warunków organiza-
cyjnych służących sprawności orzekania;
sprecyzowanie kryteriów kandydowania
na stanowisko sędziego trybunału; bar-
dziej szczegółowe uregulowanie statusu
sędziego trybunału; zracjonalizowanie
trybów rozpoznawania spraw przed try-
bunałem (na rozprawie lub posiedzeniu
niejawnym); uwzględnienie ukształto-
wanej typologii orzeczeń trybunału oraz
Marek ChMaj
dr hab., prof. SWPS
w Warszawie,
konstytucjonalista,
wspólnik w kancelarii
Chmaj i Wspólnicy
MI
C
h
A
ł
D
y
JUK
/REPO
R
TER
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
6 / 8
prawnik
28–30 marca 2014 nr 61 (3702)
gazetaprawna.pl
autorów projektu nie ma więc potrze-
by potwierdzenia, że kandydat spełnia
wymagania zastrzeżone w konstytucji.
Zaufanie w tym zakresie może się jednak
okazać zgubne.
Sędziowie TK zaproponowali rów-
nież, by wygaśnięcie mandatu sędziego
trybunału w przypadku prawomocne-
go orzeczenia o jego złożeniu z urzędu
zostało uzależnione od stwierdzenia tej
okoliczności przez Zgromadzenie Ogól-
ne TK. Bezpieczna konstrukcja. Ozna-
cza bowiem, że w razie niepodjęcia przez
zgromadzenie odpowiedniej uchwały
niemożliwe będzie złożenie sędziego
trybunału z urzędu, mimo prawomoc-
nego orzeczenia. To tylko kilka wątpli-
wości z wielu problemów jakie sędziowie
konstytucyjni zgotowali prezydentowi,
ustawodawcy oraz wymiarowi sprawie-
dliwości.
Pomijając kwestie merytoryczne, opra-
cowywanie przez podmioty zaintereso-
wane projektów ustaw lub nowelizacji
na własne potrzeby należy uznać co naj-
mniej za nieeleganckie. Działanie takie
pomija zresztą podstawowe standardy
demokracji. I znowu odwołam się do kon-
stytucji, której przestrzeganie – jako kon-
stytucjonaliście – leży mi na sercu. I sę-
dziom trybunału działanie w granicach
konstytucji też nie powinno być obce.
Mają jej strzec, także – jak się okazuje
– przed sobą.
W świetle więc konstytucji inicjatywa
ustawodawcza przysługuje posłom, Sena-
towi, prezydentowi i Radzie Ministrów
oraz grupie co najmniej 100 tys. obywate-
li mających prawo wybierania do Sejmu.
Nie będzie z mojej strony nadużyciem,
gdy zacytuję w tym zakresie słowa same-
go Trybunału Konstytucyjnego, według
którego: „Przez pojęcie inicjatywy usta-
wodawczej należy rozumieć uprawnienie
do wniesienia projektu ustawy do Sejmu
(…). Art. 118 ust. 1 konstytucji zawiera dwa
istotne wskazania w tym względzie.
Po pierwsze, uprawnienie do wniesie-
nia projektu przysługuje enumeratyw-
nie wymienionym w konstytucji pod-
miotom. Po drugie, w razie skorzystania
przez uprawniony podmiot z prawa do
wniesienia projektu parlament ma obo-
wiązek rozpatrzenia go w trybie określo-
nym przepisami prawa” (wyrok TK z 18
kwietnia 2012 r.). W przypadku projektu
ustawy o TK inicjatywa ustawodawcza,
z której skorzystał prezydent, jest nie-
wątpliwie nadużyciem jego dobrej woli.
W istocie głowa państwa została przez
trybunał wykorzystana do wniesienia
projektu ustawy, który powstał w miej-
scu, w którym powstać nie powinien.
Zagrożenia, jakie stwarza taka sytu-
acja, są poważne. Można nawet założyć,
że gdyby projektowana ustawa została
uchwalona, byłaby ona jedyną niekon-
stytucyjną ustawą, której niekonstytu-
cyjności nie można byłoby stwierdzić.
Zgodnie bowiem z przepisami ustawy
o TK (tak w nowym, jak i w dotychczaso-
wym brzmieniu) sędzia trybunału pod-
lega wyłączeniu od udziału w rozstrzy-
ganiu w sprawach, w których wydał lub
uczestniczył w wydaniu zakwestionowa-
nego aktu normatywnego. Wyłączenie od
udziału w rozstrzyganiu takiej sprawy
byłoby zasadne również w odniesieniu
do sędziów kolejnej kadencji trybunału
z uwagi na istnienie okoliczności mo-
gących wywołać wątpliwość co ich bez-
stronności. Nie sposób być bowiem bez-
stronnym we własnej sprawie.
I tutaj ostatnia uwaga: projekt ustawy
wzbudza kontrowersje w samym trybu-
nale. Według posiadanych przez autora
niniejszego felietonu informacji w pra-
cach wzięła udział tylko część sędziów
skupiona wokół prezesa prof. Andrzeja
Rzeplińskiego. Jest spora grupa sędziów,
którzy z rozwiązaniami zawartymi w pro-
jekcie się nie zgadzają, a którzy nie mieli
wpływu na jego ostateczny kształt. Ale
czy oni będą mogli mieć w tej sprawie
przymiot bezstronności?
Sędziowie we własnej sprawie
stawki minimalne
za czynności pełnomocników
Skarb Państwa jest łaskawy,
bo sięga do cudzej kieszeni
na tyle cwani, aby ubiegać się o prawni-
ków z urzędu), wedle ustalonych przez
tenże Skarb Państwa kryteriów, które
są zupełnie nierynkowe, angażując do
tej publicznej pomocy profesjonalnych
prawników, którzy działają wedle sta-
wek rynkowych, ale płacąc im z budżetu
tyle, ile Skarb Państwa uzna za stosow-
ne, czyli tyle, ile wskazano w rozporzą-
dzeniu.
Paradoks tej niezbyt zdrowej sytu-
acji jest potęgowany dodatkowo przez
fakt, który w publicznej dyskusji zdaje
się umykać – prawnicy wyznaczeni na
pełnomocników z urzędu nie mogą co
do zasady uchylić się od tego „zaszczy-
tu”, i to nawet wówczas, gdy wiedzą, że
za kilkuletni proces z wymianą pism,
przesłuchiwaniem świadków, kilkuna-
stoma rozprawami, na które często trze-
ba dojechać kilkadziesiąt kilometrów,
setką telefonów i spotkaniami z klien-
tem, który ma swoje pomysły na spra-
wę i „wymaga od mecenasa, bo sąd mu
go dał”, dostaną z budżetu 60 zł brutto,
czyli 40,99 zł do ręki (sic!).
Gdyby natomiast świadczyli pomoc
na rzecz klienta, z którym umówili się
bez przymusu i pośrednictwa Skarbu
Państwa i który to klient zapłaciłby im
z własnej kieszeni, to za to samo za-
angażowanie dostaliby od kilkuset do
kilku tysięcy złotych. Wykonawcą woli
Skarbu Państwa jest co prawda w tym
wypadku sędzia, bo to on przydziela peł-
nomocników ubogim i wynagradza rad-
ców prawnych i adwokatów, zasądzając
im koszty, ale wszyscy wiemy, że sędzia
działa w granicach prawa, to zaś ustalają
nasi przedstawiciele w Sejmie oraz inni
wykonawcy prawa – urzędnicy.
Jak widać, zatem państwo polskie
dość specyficznie gospodaruje pomo-
cą prawną: dba o to, aby było jak naj-
więcej prawników, aby móc ich pod
przymusem przydzielić rzeszy bied-
nych tułających się po sądach (innym
tej pomocy odmawia, na dodatek na
podstawie dość uznaniowych kryte-
riów, dochodząc do wniosku, że są zbyt
bogaci), a następnie płaci tym prawni-
kom z budżetu państwa według sztyw-
nego cennika.
A może należałoby rozpocząć akcję
obywatelskiego nieposłuszeństwa i roz-
ważyć w ramach struktur samorządów
zawodowych radców prawnych i adwo-
katów, czy nie ignorować wezwań są-
dów do wyznaczania pełnomocników
z urzędu? Może wówczas sądy zaczęłyby
szukać profesjonalnej pomocy na ryn-
ku według stawek tam panujących? To
nie jest nawoływanie, a jedynie trzeźwy
osąd rzeczywistości.
Składają się na nią takie oto sytu-
acje, dodam, że prawdziwe: radca praw-
ny zatrudniony na etacie jest wyzna-
czony do sprawy z urzędu; wcale tego
nie chce, ale chcąc uniknąć przykrych
dla siebie konsekwencji zawodowych,
godzi się na to. Następnie po kilku la-
tach procesu zasądzana jest mu kwota
180 zł brutto. Wcale nie chce jej odbierać
i nawet gotowy jest złożyć oświadczenie
przekazujące kwotę na Skarb Państwa
albo inny szczytny cel lub zawierające
zrzeczenie się tej kwoty, ale otrzymu-
je informację, że jeśli nie dopełni for-
malności umożliwiających wypłatę, to
do urzędu skarbowego wpłynie donie-
sienie, że ukrywa dochody, a ponadto
jego rzecznik dyscyplinarny zostanie
zawiadomiony, że postępuje nieetycz-
nie. Zmuszony przez okoliczności bierze
dzień urlopu i udaje się do odpowiedniej
komórki sądu, aby odebrać zasądzoną
mu kwotę. Jakież jest jego zdziwienie,
gdy dowiaduje się, że w tym celu musi
wystawić fakturę! Ale jak to, skoro nie
prowadzi działalności?
Nic nie szkodzi. Musi na potrzeby tej
poważnej wypłaty zrejestrować się jako
płatnik VAT, a następnie wystawić fak-
turę. Trochę się w tym gubi, bo na co
dzień nie zajmuje się podatkami, ale
sprawami rodzinnymi. Idzie więc do
radcy prawnego biegłego w sprawach
podatków. Ten informuje go o koniecz-
ności zapłaty za rejestrację na potrze-
by VAT kilkuset złotych i takiej samej
kwoty za wyrejestrowanie się z VAT
po wystawieniu jednorazowej faktu-
ry, ponadto alarmuje nieszczęśnika, że
w celu uniknięcia odpowiedzialności
karnoskarbowej musi złożyć do urzędu
skarbowego czynny żal, bo faktura zo-
stanie wystawiona za późno, a następ-
nie podejmuje się prowadzenia sprawy
po kosztach i inkasuje od „szczęśliwca”
obdarzonego przez sąd sprawą z urzędu
kwotę 800 zł netto.
Wszystko kończy się pomyślnie, ale
radca prawny zaangażowany w sys-
tem pomocy państwa dla najbiedniej-
szych sam jest biedniejszy o ok. 1500 zł
i 2 dni urlopu wypoczynkowego, który
chciał poświęcić na sprawy rodzinne,
a nie na załatwianie formalności zwią-
zanych z niechcianymi pieniędzmi. Nikt
mu też nie zwróci za czas poświęcony na
sprawę, wysyłkę pism, dojazdy do sądu
i na spotkania z klientem, telefony do
niego i urlop, który brał na rozprawy,
bo przecież pracodawca nikogo nie wy-
puści z pracy, aby załatwiał sprawy są-
dowe, które nie są przez niego zlecone.
Ktoś powie, że na biednego nie trafi-
ło. Ale akurat w tym przypadku klient
korzystający z dobrodziejstwa pomocy
z urzędu podjeżdżał pod sąd nowym
luksusowym autem, radca prawny zaś,
który prowadził jego sprawę poruszał
się – i to nie z własnej woli – metrem
i tramwajem.
Wyłania się z tego dość jednoznaczny
przekaz – koszty obsługi administracyj-
nej (znaczki pocztowe, benzyna, opła-
ty za parking, bilety komunikacji, ra-
chunki za telefon, koszty materiałów
biurowych) większości spraw z urzędu
przekraczają, czasami bardzo znacznie,
kwoty, które za te sprawy płaci w swej
łaskawości Skarb Państwa. Tego typu
sprawy przynoszą kancelariom wymier-
ne straty finansowe. I nie ma na to spo-
sobu, bo rządzą przymus i matematycz-
ne wyliczenie.
Czas zatem tę nienormalną sytuację
zmienić. Decydenci powinni zrozumieć,
że droga do właściwie funkcjonujące-
go wymiaru sprawiedliwości wiedzie
poprzez wprowadzenie normalnych,
czytelnych i sprawiedliwych reguł dla
wszystkich w nim poruszających się. Nie
tylko dla klientów, sędziów, prokurato-
rów, ale również dla radców prawnych.
To ważne, by ten problem zauważać,
a nie udawać, że nic się nie stało i my
(czyli profesjonalni prawnicy) sami so-
bie z tym jakoś poradzimy.
Jakoś już było. Czas by zaczęło być po
prostu normalnie.
Bardzo dobrze, że „Prawnik” podjął tak
istotną problematykę, jaką są stawki mi-
nimalne za czynności radców prawnych
i adwokatów. Kwestia ta bowiem od lat
jest skwapliwie pomijana w dyskusji
nad reformą wymiaru sprawiedliwo-
ści. Czyżby był to temat wstydliwy? Dla
profesjonalnych prawników, którzy na
co dzień spotykają się z tym, napiszę
wprost, koszmarem, wcale nie jest on
wstydliwy. Jest niezwykłej wprost wagi.
Oczywiście w przestrzeni publicznej
utarło się, że sprawa zarobków pełno-
mocników jest „niepolityczna”. Kiedy
jednak słyszę w mediach narzekanie
posłów na to, że ich zarobki od lat nie
uległy zmianie i należy je dostosować
do rynkowych realiów, to myślę sobie,
że nadszedł właściwy czas, by postawić
również zagadnienie stawek minimal-
nych na porządku dziennym.
I nie chodzi o to, że zrównuję – nawet
mentalnie – kwestie zarobków parla-
mentarzystów i radców prawnych oraz
adwokatów, jednak wydaje mi się, że
jeśli już polscy parlamentarzyści prze-
łamali psychologiczne tabu związane
z ich poborami, to również my, praw-
nicy, nie powinniśmy się obawiać i gło-
śno zacznijmy się upominać o zwykłą
ludzką sprawiedliwość. Właśnie bowiem
o sprawiedliwość tu chodzi. Paradok-
sem jest tu przy tym fakt, że profesjo-
nalni prawnicy stanowiący istotną część
wymiaru sprawiedliwości muszą się jej
sami domagać.
Stawki minimalne to nic innego, jak
cennik, według którego Skarb Państwa
płaci radcom prawnym i adwokatom za
ich usługi świadczone na rzecz obywate-
li, którym wcześniej wspaniałomyślnie
ten sam Skarb Państwa przyznał praw-
nika z urzędu, bo powiedzieli, że są na
tyle ubodzy, iż nie jest ich stać na wy-
najęcie prawnika na rynku. Mamy wów-
czas do czynienia z lekką schizofrenią.
Z jednej strony Skarb Państwa uprawia
swoistą pomoc publiczną i interwen-
cjonizm, wspomagając z publicznych
środków ubogich (którzy nawiasem mó-
wiąc, często wcale nie są ubodzy, ale są
Obsługa spraw z urzędu przynosi
kancelariom wymierne straty. I nie
ma na to sposobu, bo rządzą przymus
i matematyczne wyliczenie
A może należałoby rozpocząć akcję
obywatelskiego nieposłuszeństwa i rozważyć,
czy nie ignorować wezwań do wyznaczania
pełnomocników z urzędu? Może wówczas sądy
zaczęłyby szukać profesjonalnej pomocy na
rynku według stawek tam panujących?
ArkAdiusz koper
radca prawny, wicedziekan rady
oirp w Warszawie
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
7 / 8
C8
Opinie
Sądy rodzinne
■
Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl
■
Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska
■
Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki
■
Sekretarze: Rafał Drzewiecki, Marcin Hadaj, Anna Godlewska, Leszek Majkut,
Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska
■
Redaguje: Ewa Szadkowska
■
Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz
■
Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):
Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17
■
Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz
■
Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24
wienia nie powinno, poza wyjątkowymi
sytuacjami, obejmować odszkodowania
pieniężnego. Chodzi raczej o skłonienie
nieletniego do podjęcia osobistych starań
o naprawienie szkody w naturze (np. po-
przez zamalowanie wykonanych napisów
lub rysunków na ścianie budynku). W typo-
wych sprawach ewentualne ciężary finan-
sowe mogą zostać nałożone na rodziców,
w trybie art. 7 par. 1 pkt 2 u.p.n. Nie da się
jednak wykluczyć i takich sytuacji, w któ-
rych celowe będzie zobowiązanie nielet-
niego, który np. posiada znaczny majątek,
do zapłacenia na rzecz poszkodowanego
określonej kwoty pieniężnej. Ale i w razie
potrzeby naprawienia szkód o niewielkim
czy wręcz znikomym wymiarze material-
nym, zobowiązanie nieletniego do ich na-
prawienia z kieszonkowego, również może
okazać się rozwiązaniem niepozbawio-
nym sensu. Nie zapominajmy też o tym,
że nieletni, którzy ukończyli 16 lat, są zdol-
ni do podjęcia zatrudnienia na gruncie
art. 190 par. 1 i 2 k.p.
Postanowienie sądu rodzinnego nie
jest oczywiście wyrokiem skazującym
w rozumieniu art. 11 k.p.c., jednakże z ra-
cji swej prawomocności wiąże strony, sąd,
który je wydał oraz inne sądy i organy,
w myśl art. 365 par. 1 k.p.c. w zw. z art.
20 par. 1 u.p.n. Orzeczenie obowiązku
naprawienia szkody na podstawie art. 6
pkt 2 u.p.n. stwierdza w sposób pewny
przede wszystkim sprawstwo nieletnie-
go określonego czynu, a nadto pośrednio
zaistnienie samej szkody (co do zasady),
aczkolwiek nie może być uznane za ści-
sły dowód wysokości szkody – i w tym
zakresie na poszkodowanym (powodzie
w ewentualnym procesie cywilnym od-
szkodowawczym) spoczywać będzie cię-
żar udowodnienia tej okoliczności, zgod-
nie z ogólną regułą art. 6 k.c.
Orzeczenie przez sąd rodzinny takiego
środka wychowawczego wymaga prze-
sądzenia dwóch zasadniczych kwestii,
czyli dopuszczenia się przez nieletniego
określonego czynu karalnego bądź czy-
nu stanowiącego przejaw demoralizacji
oraz tego, że następstwem owego czynu,
pozostającym z nim w związku przyczy-
nowo-skutkowym, jest powstanie okre-
ślonej szkody o charakterze majątkowym.
Ustalenie tego jest w zasadzie tożsame
z dwiema z trzech przesłanek odpowie-
dzialności cywilnej z tytułu czynu niedo-
zwolonego. Przypomnieć trzeba bowiem,
że na gruncie art. 415 k.c. kto z winy swej
wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany
jest do jej naprawienia, przy czym w myśl
reguły art. 361 par. 1 k.c. obowiązek od-
szkodowawczy obejmuje jedynie normal-
ne następstwa działania lub zaniechania,
z którego szkoda wynikła. Nie budzi przy
tym wątpliwości, że zachowanie nielet-
niego polegające na popełnieniu czynu
karalnego bądź przejawie demoralizacji
jest czynem bezprawnym; bezprawność
w rozumieniu prawa cywilnego obejmuje
bowiem naruszenie nie tylko norm sta-
nowionego prawa powszechnie obowią-
zującego, ale również zasad współżycia
społecznego i dobrych obyczajów.
Postanowienie sądu stwierdzające, że
nieletni popełnił określony czyn i nakła-
dające na niego środek wychowawczy
w postaci obowiązku naprawienia wy-
rządzonej szkody, nie przesądza trze-
ciego z elementów odpowiedzialności
deliktowej nieletniego, czyli winy. Sąd
rodzinny w postępowaniu w sprawach
nieletnich w ogóle problematyką winy
się nie zajmuje. W ujęciu prawno-kar-
nym, w którym winę rozumie się jako
zarzut nieusprawiedliwionego złamania
prawa (teoria normatywna winy), nie-
letniemu w ogóle nie można jej przypi-
sać z racji nieosiągnięcia odpowiedniego
wieku (17 lat, 15 lat – art. 10 par. 1 i 2 k.k.),
co stanowi okoliczność ustawowo wyłą-
czającą winę. To jest zresztą podstawo-
wą przyczyną odrębności postępowania
w sprawach nieletnich od postępowania
karnego. Natomiast w rozumieniu pra-
wa cywilnego, na gruncie którego domi-
nuje teoria psychologiczna winy, przez
winę rozumie się podjęcie określonego
bezprawnego zachowania umyślnie lub
nieumyślnie, tzn. wskutek niedochowa-
nia należytej staranności (niedbalstwo).
Odnosząc tak rozumiane pojęcie winy
do odpowiedzialności odszkodowawczej
nieletnich, należy jednak pamiętać, że na
gruncie art. 426 k.c. ustawodawca przewi-
dział bezwzględną przesłankę negatywną
odpowiedzialności cywilnej na zasadzie
winy, w postaci małoletniości poniżej
13 lat, aczkolwiek nie wyklucza to od-
powiedzialności odszkodowawczej na
zasadzie słuszności, w myśl art. 428 k.c.
Dyskusyjne jest w praktyce, czy środek
wychowawczy w postaci obowiązku na-
prawienia szkody na gruncie art. 6 pkt 2
u.p.n. może zostać zastosowany w sto-
sunku do nieletnich, którzy lat 13 nie
ukończyli, właśnie z uwagi na brzmienie
art. 426 k.c. Ponadto nieletni poniżej 13.
roku życia nie odpowiadają za stypizowa-
ne czyny karalne, ale jedynie za demorali-
zację (art. 1 par. 1 pkt 1 i 2 u.p.n.). W mojej
ocenie nie ma przeszkód normatywnych
dla orzekania tego środka wobec spraw-
ców poniżej 13. roku życia, jak już bowiem
pisałam, jego stosowanie jest niezależne
od odpowiedzialności cywilnoprawnej
nieletniego. W takim wypadku jednak,
jego orzeczenie mieć będzie walor je-
dynie moralno-wychowawczy, bowiem
ewentualne powództwo odszkodowaw-
cze (przed sądem cywilnym) przeciwko
nieletniemu skazane będzie zasadniczo
na niepowodzenie, chyba że zachodziłyby
podstawy do zasądzenia odszkodowania
na zasadzie słuszności, co jednak w prak-
tyce zdarza się sporadycznie.
Wymaga przypomnienia, że stosowa-
nie środka wychowawczego w postaci zo-
bowiązania do naprawienia szkody ustaje
z mocy prawa z chwilą ukończenia przez
nieletniego 18. roku życia, w myśl art. 73
par. 1 u.p.n. Należy jednak zaznaczyć, że
nie oznacza to ustania odpowiedzialności
cywilnoprawnej (deliktowej). Co więcej,
jeżeli nieletni popełnił czyn karalny, któ-
ry treściowo odpowiada przestępstwu, to
przedawnienie roszczeń odszkodowaw-
czych z tego tytułu podlega regulacji art.
442 par. 2 k.c. (tj. 10 lat od dnia popełnie-
nia czynu), jakkolwiek bowiem nieletni
nie może podlegać karze za przestępstwo,
jednak jego czyn od strony przedmioto-
wej odpowiada znamionom typu czynu
zabronionego (por. wyrok Sądu Najwyż-
szego z 18 stycznia 2012 r., II CSK 157/11,
OSNC-ZD 2013/30/44).
Reasumując, środek w postaci zobo-
wiązania nieletniego do naprawienia
wyrządzonej szkody, poza wartością
wychowawczą i sprawiedliwościowo-
-naprawczą, ma ten dodatkowy walor,
że ułatwia poszkodowanemu uzyskanie
orzeczenia odszkodowawczego w drodze
ewentualnego procesu cywilnego – o ile
rzecz jasna istnieją ku temu wszystkie
przesłanki określone w kodeksie cywil-
nym, a szkoda nie zostanie przez nielet-
niego naprawiona dobrowolnie.
Zobowiązanie do naprawienia szkody
wywołuje skutki prawne dalej idące niż
pozostałe środki wychowawcze określone
w art. 6 pkt 2 ustawy z 26 października
1982 r. o postępowaniu w sprawach nie-
letnich (dalej: u.p.n.). Nie tylko bowiem
nakłada na młodego winowajcę ciężar
o charakterze wychowawczym, lecz sta-
nowi jednocześnie formalne potwier-
dzenie istnienia podstaw zobowiązania
odszkodowawczego o charakterze cy-
wilnoprawnym. Oczywiście ustawa nie
reguluje zakresu odpowiedzialności od-
szkodowawczej deliktowej nieletnich,
a zastosowanie samego instrumentu ma
na celu uzmysłowienie nieletniemu skut-
ków jego działań oraz trudu i kosztów
usunięcia wyrządzonych szkód (wyrok
Sadu Najwyższego z 18 stycznia 2012 r.,
II CSK 157/11, OSNC-ZD 2013/30/44). Nie
niweczy to jednak całokształtu skutków
prawnych procedury.
Postulować należy, aby w praktyce są-
dowej po omawiany środek wychowawczy
sięgać w sytuacjach, w których nieletni
swoim postępowaniem o charakterze czy-
nu karalnego lub demoralizacji wyrządził
rzeczywistą i wymierną szkodę majątko-
wą. Rzecz jasna zobowiązanie do jej napra-
Cenna lekcja
dla nieletniego sprawcy
Sądy rodzinne rzadko sięgają
po środek wychowawczy
w postaci zobowiązania
nieletniego do naprawienia
wyrządzonej przez niego szkody.
Warto zmienić tę praktykę
W razie potrzeby naprawienia szkód
o niewielkim czy wręcz znikomym wymiarze
materialnym zobowiązanie nieletniego
do ich naprawienia z kieszonkowego również
może się okazać dobrym rozwiązaniem
FOT
. m
A
T
e
RIA
ły
P
RASO
W
e
ALEKSANDRA PARtyK
prawnik, asystent sędziego w Sądzie Rejonowym
dla Krakowa-Podgórza, w wydziale rodzinnym
i nieletnich
▪ wnikliwe komentarze
i opinie prawniczych autorytetów
▪ orzeczenia sądów, projekty ustaw
▪ trendy na rynku prawniczym
▪ aktualne informacje dla każdej
z korporacji prawniczych
S
S
E
E
R
R
R W
W
W
I S
R
R
E K
K
O
O M
M
E
E N D
D
D
O
O
O
W
W
W
W A
N Y
P
R
R
R
Z
Z
Z E Z D G P
Czytaj w serwisie dla prawników
AUTOPROmOCjA
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
8 / 8