O POTRZEBIE
PRZYMYKANIA
OKA
Gdyby literalnie
stosować ustawę
o bezpieczeństwie
imprez masowych,
sukces organizacyjny
siatkarskich mistrzostw
świata czy pamiętnego
meczu z Niemcami
byłby niemożliwy
SHUTTERST
OCK
prawnik
Piątek – niedziela | 24–26 października 2014
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
1 / 8
C2
„Prawnik” powstaje we współpracy z
Krajową Radą Sądownictwa
Naczelną Radą Adwokacką
Krajową Radą Komorniczą
Krajową Radą Notarialną
Krajową Izbą Doradców Podatkowych
Krajową Radą Radców Prawnych
Problem sądowej ochrony przed bezczyn-
nością administracji publicznej nie jest
nowym zagadnieniem. W związku ze
zmianami normatywnymi wprowadzo-
nymi uchwaloną w grudniu 2010 r. no-
welizacją kodeksu postępowania admi-
nistracyjnego i prawa o postępowaniu
przed sądami administracyjnymi uległ
jednak skomplikowaniu zakres pojęciowy
bezczynności przejawiającej się w nieter-
minowym działaniu urzędników.
Prezentowana monografia zawiera po-
głębioną analizę sposobu rozumienia tego
pojęcia na gruncie poszczególnych praw-
nych form działania administracji. Au-
tor ocenia model sądowej ochrony przed
nieterminowym działaniem urzędników
w świetle obowiązujących przepisów pra-
wa. W książce zaprezentowano katalog
konsekwencji prawnych bezczynności lub
przewlekłego prowadzenia postępowań.
Mogą one dotyczyć zarówno samego pro-
wadzonego postępowania, organu zała-
twiającego sprawę, jak i biorącego udział
w wydaniu decyzji pracownika. Uczestni-
cy postępowań administracyjnych znajdą
w publikacji także informacje na temat
środków prawnych, z których mogą sko-
rzystać, gdy znajdą się w podobnych sy-
tuacjach. Chodzi zarówno o dochodzenie
praw przed sądem administracyjnym, jak
i przed sądem cywilnym, karnym oraz
Trybunałem Konstytucyjnym.
AM
biblioteka
prawnika
Środki ochrony
przed bezczynnością
urzędników
Publikacja to praktyczny komentarz do
ustawy o prawie autorskim i prawach
pokrewnych, uwzględniający nowe
tendencje w linii orzeczniczej oraz wy-
kładni przepisów, które pojawiły się od
czasu ukazania się pierwszego wyda-
nia książki.
Autorzy odnoszą się w publikacji tak-
że do koniecznych zmian wynikających
z obowiązku implementacji dwóch dy-
rektyw Parlamentu Europejskiego
i Rady. Chodzi o dyrektywę w sprawie
utworów osieroconych i dyrektywę mu-
zyczną. Problem jest o tyle aktualny, że
propozycje zmian w tym zakresie przed-
stawił niedawno resort kultury. Nowe-
lizacja zaproponowana przez minister-
stwo zakłada m.in. wydłużenie okresu
ochrony praw wykonawców muzycz-
nych z 50 do 70 lat. Nowe przepisy mają
też w końcu uregulować problem dzieł
osieroconych.
Wracając do komentarza, jego nie-
wątpliwym atutem jest również to, że
trudna materia została w nim opisana
w przystępny sposób. A to czyni z nie-
go publikację, która może okazać się
przydatna nie tylko dla prawników, ale
i wydawców czy producentów, a nawet
samych twórców i wykonawców.
PS
Dla prawników
i muzyków
Robert Suwaj,
„Sądowa ochrona
przed bezczynnością
administracji
publicznej”,
Warszawa 2014,
wyd. Wolters Kluwer
Ewa
Ferenc-Szydełko
(red.),
Ustawa o prawie
autorskim i prawach
pokrewnych.
Komentarz,
Warszawa 2014,
wyd. C.H. Beck
Już myślałem, że emocje związane
z nadaniem radcom prawnym pełnych
uprawnień w sprawach karnych to kwe-
stia zamknięta. Jednak myliłem się. Spra-
wa ta w dalszym ciągu wydaje się roz-
grzewać umysły niektórych działaczy
środowiska adwokackiego.
Otóż w pierwszej połowie października
Okręgowa Rada Adwokacka w Katowi-
cach podjęła uchwałę odnoszącą się do
kwestii konstytucyjności przyznania rad-
com prawnym uprawnień do występo-
wania w procesie karnym w charakterze
obrońcy. Oczywiście nikt nie zamierza
negować prawa kolegów adwokatów do
podejmowania uchwał. Zastanawiająca
jest natomiast retoryka w niej zawarta.
Jest to bowiem dokument, który po
raz kolejny pokazuje, że w części adwo-
kackiego samorządu w dalszym ciągu
obecny jest duch podziału na lepszych
prawników – oczywiście adwokatów – i
tych gorszych – czyli radców prawnych.
Przerabialiśmy to już przez cały ubie-
gły rok, gdy ważyły się w Sejmie losy no-
welizacji kodeksu postępowania karnego.
Wydawało się, że po decyzji parlamentu
w tej sprawie napięcie opadło. Wydawa-
ło się…
Dziś znowu mamy powtórkę z tamtej
retoryki. Dodam, że jest to retoryka nie-
smaczna i niestosowna. Zastanawiałem
się nawet, czy przystoi polemizować z ar-
gumentami takiej wagi. Jednak sprawa
zrobiła się publiczna. Teraz nie jest to
tylko uchwała jednej z dwudziestu czte-
rech izb adwokackich, ale stanowisko
w czytelny sposób podważające zarówno
ważne idee, które legły u podstaw przy-
znania moim Koleżankom i Kolegom
uprawnień w sprawach karnych, jak i –
napiszę to wprost – godność zawodu rad-
cy prawnego.
Jak bowiem inaczej wytłumaczyć
stwierdzenie: „W naszym środowisku
podnoszono, że przyznanie tego upraw-
nienia radcom prawnym jest niekonsty-
tucyjne, bowiem nie są oni przygotowani
do prowadzenia spraw karnych. W pełni
podzielając pogląd o braku kompetencji
radców prawnych w tym zakresie, Okrę-
gowa Rada Adwokacka w Katowicach
wyraża pogląd, że…”
Ileż to razy słyszeliśmy już ten argu-
ment? Nieskończenie wiele. Można za-
pytać przewrotnie, czy każdy adwokat
jest przygotowany do prowadzenia spraw
gospodarczych? Można również zapy-
tać, dlaczego zatem koledzy adwokaci
wskazywali zawsze, że droga do spraw
karnych dla radców prawnych wiedzie
przez wstąpienie w ich szeregi?
Doskonale pamiętam pomysł Naczel-
nej Rady Adwokackiej przedstawiony
pod koniec prac legislacyjnych nad no-
welizacją k.p.k., który zakładał, że „każ-
dy radca prawny, który w dacie wejścia
w życie ustawy spełnia warunki do by-
cia adwokatem, zostaje wpisany na listy
adwokatów, z wyjątkiem tych radców,
którzy w zakreślonym ustawą terminie
złożą oświadczenia odmowne”. Był to
desperacki sposób zatrzymania zmian
korzystnych dla milionów Polaków. Ale
to, co było w nim intrygujące – i pozo-
staje w sprzeczności z logiką katowickiej
uchwały – to bezsporne przyznanie, że
radcowie prawni są w końcu kompetent-
ni w sprawach karnych. Jak bowiem ina-
czej wytłumaczyć koncepcję przyjmowa-
nia – en bloc – tysięcy radców prawnych
w szeregi adwokatury? I co najważniej-
sze, przyznała to sama Naczelna Rada
Adwokacka. Czego chcieć więcej?
Rozumiem, że katowiccy adwokaci
mają w tej sprawie odmienne zdanie.
Czemu zatem w lipcu ubiegłego roku
nie podjęli uchwały, w której piętnowa-
liby pomysły NRA? Dodam tylko, że do-
tychczasowa praktyka jest taka, że radca
prawny wpisywany jest na listę adwoka-
tów bez najmniejszego problemu i może
od razu podejmować się obron w spra-
wach karnych.
Już zupełnym nieporozumieniem jest
wskazanie przez ORA w Katowicach,
że: „Zmiany te wręcz zagrożą dalsze-
mu funkcjonowaniu wolnego zawodu
prawniczego w Polsce, albowiem usank-
cjonują przyznanie korporacji radcow-
skiej uprawnień ewidentnie szerszych od
uprawnień, posiadanych przez samorząd
adwokacki. Przyznanie tych uprawnień
odbierze adwokaturze praktyczną zdol-
ność do dalszego rozwoju, gdyż można
się w obecnej trudnej sytuacji rynkowej
spodziewać masowego odpływu (zwłasz-
cza młodych) adwokatów do korporacji
radców prawnych, oferującej prawnikom
możliwość wykonywania zawodu praw-
niczego łącznie w formie wolnej i na za-
sadzie zatrudnienia na umowę o pracę”.
Przepraszam za ten długi cytat, ale
musiałem go przedstawić, aby unaocznić
absurdalność tez głoszonych na Śląsku.
Po pierwsze, koledzy adwokaci muszą
wreszcie zrozumieć, że radcowie praw-
ni również wykonują wolny zawód. Ow-
szem, możemy go wykonywać na pod-
stawie umowy o pracę, ale taka sytuacja
została również uregulowana w nowej
procedurze karnej i nie jest ona wyjąt-
kowa – podobną możliwością dysponują
członkowie chociażby francuskiej pale-
stry. I nikt tam z tego powodu nie wiesz-
czy końca historii adwokatury”.
Takie stwierdzenia są nie tylko krzyw-
dzące, ale i szkodliwe dla radców praw-
nych. Cytowane przez media uderzają
w nasz rynkowy prestiż i profesjonalizm.
Całe szczęście, że klienci – co dobitnie
pokazuje rynek – mają swój rozum i do-
skonale wiedzą, że tego typu opinie nie
mają nic wspólnego z rzeczywistością.
A sednem problemu nie są chyba jed-
nak pryncypia zawodowe czy etyczne, ale
– co trzeba napisać wprost – po prostu
o pieniądze. W zestawieniu z tym fak-
tem ideologiczna obwódka wykreowana
przez katowickich działaczy adwokatury
pryska jak mydlana bańka.
Jak się wydaje, uchwałę katowickiej
rady zdeterminowała obawa o finansową
przyszłość związaną z przewidywanym
przez autorów dokumentu masowym
odpływem (zwłaszcza młodych) adwo-
katów w szeregi radców prawnych. Jak
to skomentować? To trochę żenujące,
że władze dużej skądinąd izby obawiają
się odpływu swoich członków do innego
samorządu. Prawdą jest, że nasz zawód
daje zdecydowanie większe możliwości
rozwoju zawodowego niż adwokacki. I tu
pierwszy i bodaj ostatni raz zgadzam się
z władzami Okręgowej Izby Adwokackiej
w Katowicach. Jest to przy tym odważne
stwierdzenie – do tej pory milczano na
ten temat. Walka idzie zatem nie o ja-
kość rynku i bezpieczeństwo klienta, ale
o sprawy bardziej przyziemne. To zrozu-
miałe z czysto merkantylnego punktu
widzenia. Jednak samego stylu wypo-
wiedzi nie da się tym tłumaczyć.
W tym miejscu kieruje apel do ka-
towickich kolegów adwokatów: jeżeli
obawiacie się o przyszłość swojego sa-
morządu, to zacznijcie od siebie, a nie
od innych. Może problem leży także po
waszej stronie, a nie tylko radców praw-
nych i nowelizacji procedury karnej.
Może przyszedł właściwy czas na zmiany
i modernizację? Od samego dyskredy-
towania innego zawodu prawniczego
nikomu jeszcze nie przybyło.
Pozwolę sobie na krótką dygresję – znam
adwokatów, chyba każdy z nas zna, którzy
tak naprawdę wykonują pracę na zasa-
dzie in-house, prowadząc jednoosobową
kancelarię obsługującą wyłącznie jednego
korporacyjnego klienta. Oczywiście, w tym
przypadku uważa się, że niezależność jest
zachowana. Natomiast kiedy radca praw-
ny wykonuje tę samą pracę na czytelnych
zasadach umowy o pracę, to rzekomo już
nie. Każdy, kto zna pragmatykę funkcjono-
wania rynku usług prawnych, dobrze wie,
że większy problem stanowi uzależnienie
ekonomiczne, które niejednokrotnie może
bardziej wiązać profesjonalnego prawnika
niż sam stosunek pracy.
I na koniec zwrócę uwagę na sformu-
łowania pojawiające się w uchwale. Kiedy
mowa jest o środowisku adwokackim, to
czytamy: Adwokatura, samorząd. O sa-
morządzie radcowskim czytamy nato-
miast „korporacja”. Prosty zabieg socjo-
techniczny, ale również wskazujący na
intencje pomysłodawców uchwały – nie
ma równości!
Nie odnosiłem się przy tym do kwestii
konstytucyjnych, bo te są od miesięcy
znane. Nic mi nie wiadomo, aby pra-
wo w Polsce uległo istotnym zmianom
w tym względzie.
Przykro mi, że tego typu działania
mają jeszcze miejsce. Sądziłem, że spór
pomiędzy naszymi samorządami dobiegł
definitywnie końca. Jest jednak inaczej.
Jest to tym bardziej niezrozumiałe, gdyż
zdecydowana większość adwokatów, któ-
rych mam przyjemność znać, to osoby
taktowne i umiarkowane. Czyżby już
teraz w adwokaturze rozpoczynała się
kampania wyborcza? Jak bowiem ina-
czej wytłumaczyć tego typu absurdalną
uchwałę. Atak na radców prawnych to
ślepa uliczka. Powoduje tylko, że poli-
tyczni przeciwnicy samorządów zawo-
dów zaufania publicznego zacierają ręce
i skrzętnie notują słowa, które wprost
wypływają z tekstu takiej uchwały. Póź-
niej obróci się to przeciwko nam wszyst-
kim. Tego zapewne autorzy uchwały nie
chcą. Mam przynajmniej taką nadzieję.
felieton
na początek
Adwokaci z gorącymi głowami
To trochę żenujące,
że władze dużej
skądinąd izby obawiają
się odpływu swoich
członków do innego
samorządu
Atak na radców
prawnych to ślepa
uliczka. Powoduje
tylko, że polityczni
przeciwnicy
samorządów
zawodów zaufania
publicznego
zacierają ręce
Włodzimierz ChróśCik
dziekan rady okręgowej izby radców
Prawnych w Warszawie
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
2 / 8
prawnik
24–26 października 2014 nr 207 (3848)
gazetaprawna.pl
prosto
ze Strasburga
Gábor Matúz jest dziennika-
rzem telewizyjnym. Przez wie-
le lat był zatrudniony przez wę-
gierską telewizję państwową,
gdzie odpowiadał za periodycz-
ny program kulturalny „Nocne
schronienie”. Przewodniczył
także związkowi zawodowemu.
W swoim programie przepro-
wadzał wywiady z uznanymi
postaciami węgierskiego ży-
cia kulturalnego. Matúz skarżył
się przełożonym, że dyrektor
kulturalny telewizji regularnie
skracał i modyfikował „Nocne
schronienie”, choć nie leżało to
w jego kompetencjach. Osta-
tecznie złożył skargę do preze-
sa stacji, wskazując, że jego pro-
gram jest cenzurowany. Skarga
pozostała jednak bez reakcji.
Ze względu na brak zainte-
resowania problemem posta-
nowił wydać książkę, w której
opisał spór z telewizją. 11 listo-
pada 2004 r. został zwolniony.
Podstawą był zarzut, iż wyda-
jąc książkę, naruszył klauzulę
lojalności wobec pracodawcy
zawartą w umowie o pracę.
Matúz odwołał się do sądów,
jednak Rejonowy i Okręgowy
Sąd Pracy w Budapeszcie nie
przychyliły się do jego skargi.
Dziennikarz wystąpił zatem
do Sądu Najwyższego, pod-
nosząc, że publikacja książki
i poinformowanie publiczności
o cenzurze stosowanej w te-
lewizji było ostatnią z moż-
liwości wobec bezczynności
władz spółki i powinno być
postrzegane jako korzystanie
z wolności słowa, w szczegól-
ności, że władze telewizji nigdy
nie obaliły zarzutów dotyczą-
cych cenzury. W maju 2010 r.
węgierski Sąd Najwyższy nie
uwzględnił skargi, tłumacząc,
że nie ma możliwości zbada-
nia sprawy w stopniu szerszym
niż wynika to z prawa pracy.
Kwestia naruszenia wolności
słowa została wyłączona przez
SN z rozpoznania w związku ze
stwierdzeniem złamania po-
stanowień umowy.
Matúz zwrócił się osta-
tecznie do ETPC (skarga nr
73571/10), wskazując, że jego
zwolnienie doprowadziło do
naruszenia art. 10 konwencji,
tj. swobody wypowiedzi.
21 października 2014 r. try-
bunał wydał wyrok, uznając
naruszenie konwencji. Decyzja
nie jest zaskoczeniem, utrzy-
muje bowiem wcześniejsze
orzecznictwo, m.in. w polskiej
sprawie dziennikarki TVP He-
leny Wojtas-Kalety, którą uka-
rano naganą za publikację arty-
kułu prasowego krytykującego
zdjęcie z anteny dwóch progra-
mów muzycznych.
Sędziowie ETPC podkreślili
w pierwszej kolejności, że gwa-
rancje wolności słowa rozcią-
gają się również na miejsca
pracy, w szczególności jeśli
pracodawca jest państwową
telewizją. Pierwszym błędem,
jaki został wytknięty sądom
krajowym, był brak uwzględ-
nienia kompetencji dziennika-
rza przy podejmowaniu decy-
zji o jego zwolnieniu. Jedynym
powodem było bowiem opu-
blikowanie przez niego książki
na temat cenzury w telewizji.
Trybunał ocenił również
treść książki, zauważając, że
dotyczyła ona wyłącznie pro-
blemów występujących w te-
lewizji, a osoby w niej opisane
były pracownikami nadawcy.
Nie było w niej żadnych per-
sonalnych ataków. Ponadto
klauzula lojalności umiesz-
czona w kontrakcie dotyczyła
dziennikarza, który ze wzglę-
du na pełnioną przez siebie
funkcję stróża publicznego
nie może być nią związany
w tym samym zakresie co
przeciętny pracownik. Nie bez
znaczenia było również to, iż
dziennikarz pełnił równocze-
śnie ważną funkcję w związku
zawodowym i miał wręcz obo-
wiązek poinformowania opi-
nii publicznej o przypadkach
cenzury. Sędziowie wzięli też
pod uwagę fakt, że wiadomo-
ści o cenzurze w publicznej
telewizji pojawiały się wcze-
śniej w doniesieniach praso-
wych.
Sprawa Matúz potwierdza
specjalną ochronę, jaką ETPC
roztacza nad sygnalistami,
osobami, które chcą poinfor-
mować o nieprawidłowościach
w miejscu pracy. Warunkiem
jej przyznania na gruncie
art. 10 konwencji jest jednak
wcześniejsze podjęcie odpo-
wiednich starań wewnątrz
instytucji w celu wyjaśnienia
nieprawidłowości.
Dziennikarz sygnalista wygrał w Strasburgu
Paulina Szewioła
paulina.szewiola@infor.pl
P
rofesor Małgorzata Gersdorf,
I prezes Sądu Najwyższego,
podczas niedawnej debaty DGP
dotyczącej wizerunku polskie-
go sądownictwa powiedziała
o niej: „Fantastyczny człowiek”. I gorąco
zachęciła do lektury tekstu, który zwycię-
żył w konkursie „Praca sędziego rodzinne-
go – wyzwania, dylematy, radości”.
Taka wypowiedź to dla Katarzyny Wie-
raszko jako sędzi prawdziwa rekomen-
dacja. Niewiele jednak brakowało, by wy-
brała inny zawód i została… architektem.
W liceum chodziła do klasy o profilu ma-
tematyczno-fizycznym, a na rok przed
maturą rozpoczęła przygotowania do
egzaminów na politechnikę. – Zaczęłam
uczyć się rysunku. Jednak uznałam, że się
do tego kompletnie nie nadaję – wspomi-
na z uśmiechem sędzia Wieraszko. Dlate-
go ostatecznie zdecydowała się na studia
prawnicze. Wybór nie był przypadkowy.
– Jestem prawnikiem w trzecim poko-
leniu. Moi dziadkowie od strony mamy
byli radcami prawnymi, tak jak ona te-
raz. Z kolei ojciec przez 43 lata wykładał
na Uniwersytecie Wrocławskim, a obecnie
orzeka w Sądzie Apelacyjnym we Wrocła-
wiu. Zawód prawnika wykonuje również
mój brat – tłumaczy.
Koligacje rodzinne wcale nie ułatwiły jej
startu w dorosłe życie. Wprost przeciwnie.
Musiała pracować ciężej od rówieśników,
żeby udowodnić, że wyniki, które osiąga,
są wyłącznie jej zasługą. Udało się. Przez
całe studia na Uniwersytecie Wrocław-
skim była w pierwszej trójce najlepszych
na roku. Bez problemu dostała się również
na aplikację sądową. Naukę musiała dodat-
kowo łączyć z rolą mamy. Bowiem jesz-
cze na IV roku studiów przyszła na świat
jej pierwsza córka, a zaraz po egzaminie
wstępnym na aplikację urodziła drugie
dziecko. – Był to trudny okres. Mój mąż
kończył w tym czasie studia na Wojskowej
Akademii Medycznej w Łodzi i cały cię-
żar opieki nad dwójką małych dzieci spadł
w dużej mierze na moje barki – wspomina.
Karierę sędziowską zaczynała jako ase-
sor sądowy w Sądzie Rejonowym dla Wro-
cławia-Śródmieścia, z którym później była
przez wiele lat związana jako orzecznik.
Już na samym początku musiała zmie-
rzyć się z jedną z najtrudniejszych spraw
w swoim zawodowym życiu. – Chodzi-
ło o pozbawienie władzy rodzicielskiej
ojca, który molestował seksualnie swoją
dwumiesięczną córkę – wspomina sędzia
Wieraszko. I dodaje: – Wówczas musiałam
odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dam
radę podołać mentalnie tego typu przy-
padkom, z którymi będę przecież stykać
się na co dzień – tłumaczy sędzia Wie-
raszko. Sprostała.
We wrocławskim sądzie orzekała 9 lat.
Okres ten obfitował w wyzwania zawodo-
we i perypetie osobiste związane z misją
medyczną jej męża w Iraku i narodzina-
mi dwójki kolejnych dzieci. I to głównie
przez sprawy prywatne zadecydowała się
na zmianę miejsca pracy i zaczęła orzekać
w Sądzie Rejonowym w Środzie Śląskiej,
gdzie przez ponad rok pełniła również
obowiązki przewodniczącej Wydziału III
Rodzinnego i Nieletnich.
Początki w nowym miejscu były trud-
ne, bowiem zbiegły się w czasie z poważ-
ną chorobą najmłodszego dziecka. W tym
czasie w nocy czuwała więc przy szpital-
nym łóżku, a za dnia uczestniczyła w se-
sjach i podejmowała wszystkie czynności
związane z prowadzeniem referatu. Po-
mimo niełatwego startu, okres spędzony
w średzkim sądzie ocenia bardzo dobrze.
Nawiązała wówczas ścisłą współpracę z po-
licją (funkcjonariusze mieli do niej nawet
prywatny numer telefonu komórkowego)
i kuratorami, o których mówi, że są oczami
sędziego rodzinnego. Była również w sta-
łym kontakcie z dyrektorami placówek
opiekuńczo-wychowawczych w Środzie
Śląskiej i Kątach Wrocławskich oraz kie-
rownictwem zakładu opiekuńczo-leczni-
czego dla dzieci w Jaszkotlu.
– Pamiętam wyjątkowe zaangażowanie
pani sędzi w sprawy dzieci z naszej jed-
nostki i ich rodzin. Interesowała się także
sprawami placówki. Uczestniczyła w spo-
tkaniach świątecznych z wychowankami,
a wraz kuratorami oraz pracownikami
sądu organizowała dla nich pomoc ma-
terialną. Do dziś mamy upominki, które
od niej otrzymaliśmy – mówi Michał Bryk,
dyrektor placówki typu socjalizacyjnego
w Środzie Śląskiej.
Sędzia zapoczątkowała także w średzkim
sądzie sesje wykonawcze, w których uczest-
niczyła przez cały okres pracy w tej jed-
nostce. W ramach posiedzeń na rozmowę
dyscyplinującą zapraszani byli m.in. rodzice
bądź opiekunowie z dziećmi, jeżeli w ro-
dzinach nie zachodziły zmiany na lepsze.
– Na takich spotkaniach jest zupełnie inna
atmosfera, od tej która panuje na sali roz-
praw. Rozmowa sprowadza się wówczas do
podpowiadania rozwiązań w często wręcz
fundamentalnych sprawach, takich jak np.
zapewnienie dziecku czystych ubrań, gdy
idzie do szkoły – mówi Katarzyna Wie-
raszko. To wszystko pokazuje, że zasadę,
iż sędzia rodzinny powinien wychodzić
zza biurka, traktuje niezwykle poważnie.
A sędzia Bogusław Tocicki dodaje: – Jest
nie tylko osobą o rozległej wiedzy prawni-
czej, ale również empatyczną, która bardzo
angażuje się w sprawy, w których orzeka.
Po latach pracy w Środzie Śląskiej zde-
cydowała się na delegację do Sądu Okręgo-
wego we Wrocławiu, gdzie orzeka do dziś.
Pomimo iż był to dla niej awans zawodowy,
to wachlarz spraw, w których miała orze-
kać, został jednocześnie mocno ograniczo-
ny. Dlatego postanowiła pozostałą energię
i czas spożytkować angażując się w pracę
w Stowarzyszeniu Sędziów Rodzinnych
w Polsce, w którym pełni obecnie funk-
cję członka zarządu oraz przewodniczącej
wrocławskiego koła tej organizacji.
Akumulatory ładuje z kolei na ekstre-
malnych trasach narciarskich we Francji,
Włoszech i Austrii.
Zaangażowana w pracę,
empatyczna i nieugięta
– to przymioty Katarzyny
Wieraszko. W nagrodzonym
właśnie, niezwykle osobistym
eseju namawia innych
sędziów do spojrzenia na
podejmowane decyzje oczami
dziecka, którego dotyczy
wynik postępowania
Dominika
Bychawska-
-Siniarska
koordynatorka
projektu „Europa
Praw Człowieka”
Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka
FOT
. B
AR
T
O
MIEJ
K
UDO
WI
CZ
/F
O
R
U
M
Sędzia ro
dzinna
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
3 / 8
P
olscy zawodnicy dostarcza-
ją ostatnio kibicom powo-
dów do radości. Zdobycie
mistrzostwa świata w piłce
siatkowej czy pierwsze histo-
ryczne zwycięstwo nad reprezentacją
Niemiec w piłce nożnej pozwalają mieć
nadzieję, że oto polski sport zacznie
osiągać sukcesy współmierne do wy-
siłku wkładanego w przygotowania.
Wysiłku ponoszonego w warunkach
(pomimo licznych prób zmian natury
legislacyjnej) odbiegających często od
standardów międzynarodowych.Każdy
prawnik, który zajmuje się obsługą klu-
bów sportowych, wie, jak trudno zdobyć
dodatkowe pieniądze dla tych podmio-
tów, np. na szkolenie dzieci i młodzieży.
Wie, ile godzin zabiera przygotowanie
odpowiednich wniosków, które pozwolą
na przekazanie klubowi sportowemu
stypendiów sportowych. Stąd też funk-
cjonowanie klubów, trenujących przy-
szłych mistrzów bez udziału kapitału
prywatnego jest praktycznie niemoż-
liwe. A wszelkie sukcesy należy doce-
niać podwójnie.
Hipotetyczne wyliczenia albo
brak zezwolenia
Wracając do tych ostatnich – na mi-
strzostwach świata w piłce siatkowej
mężczyzn oraz w eliminacjach do
mistrzostw Europy 2016 mężczyzn
– warto zwrócić uwagę na pochwały
kierowane pod adresem organizato-
rów samych wydarzeń stanowiących
de facto imprezy masowe. A więc pod-
legających rygorom ustawy o bezpie-
czeństwie imprez masowych (dalej:
u.b.i.m.). Szkopuł w tym, z czego dosko-
nale zdają sobie sprawę eksperci i ko-
mentatorzy, że przygotowanie takich
wydarzeń przy spełnieniu wszystkich
wymogów z przywołanego aktu jest
niemożliwe. Nie byłoby sukcesu, gdyby
nie przymknięcie oka przez podmioty
wydające odpowiednie zezwolenia. Ta
metoda jest regularnie stosowana przy
organizacji takich międzynarodowych
imprez, zresztą w mojej ocenie słusznie
(z praktycznego i zdroworozsądkowego
punktu widzenia).
W praktyce organizowania imprez
masowych, które mają charakter tur-
niejów międzynarodowych, olbrzymim
problemem jest wymóg dostarczenia
dokładnego terminarza rozgrywek
(art. 30 u.b.i.m.). Nie zawsze jest to moż-
liwe, a przy imprezie, w której mają
wziąć udział np. 32 drużyny, wręcz nie-
realne. Wnioskujący stoi przed wyborem
– albo przeprowadzi wyliczenia i hipo-
tetycznie określi, który zespół z którym
się zmierzy, lub zaniecha tego, naraża-
jąc się na nieotrzymanie zezwolenia.
Stąd też, gdyby literalnie wykładać
moim zdaniem niezrozumiały i nie do
C4
opinie
Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych
końca słuszny przepis atr. 30 u.b.i.m.,
należałoby wskazać, że podczas siat-
karskiego mundialu nie raz doszło do
„przymknięcia oka”. Chętnych do przy-
mykania oka zabrakło trochę wcześniej,
gdy jeden ze związków sportowych nie
wskazał na 14 dni przed meczem, kto za-
gra w ćwierćfinale piłkarskiego Pucha-
ru Polski. Mecz ostatecznie trzeba było
przeprowadzić jako imprezę niemaso-
wą (czyli np. z mniejszą liczbą widzów).
napięcie polityczne to ryzyko
bójki między kibicami
Coraz częściej też podczas organizacji
międzynarodowych turniejów pojawia
się problem ze sprzedażą biletów. Doty-
czy on przede wszystkim meczów piłki
nożnej. Zgodnie z art. 15 u.b.i.m. sprzedaż
wejściówki następuje po okazaniu doku-
mentu potwierdzającego tożsamość. Or-
ganizator imprezy masowej musi także
dysponować naszym wizerunkiem twa-
rzy. Bilety muszą zawierać numer iden-
tyfikacyjny i PESEL. W rzeczywistości
z reguły żaden z tych wymogów nie jest
spełniany w przypadku sprzedaży inter-
netowej. Gdybyśmy stosowali normy wy-
nikające z ustawy, bilety na mecze piłki
nożnej można by było nabywać wyłącz-
nie w kasach przed meczem, co, biorąc
pod uwagę formalności, skutkowałoby
powstawaniem kolejek na miarę tych,
jakie pamiętamy z epoki głębokiego PRL.
Ale problem ten tak naprawdę może
dotyczyć także innych dyscyplin sporto-
wych. Zgodnie bowiem z art. 18 u.b.i.m.
przepisy dotyczące m.in. właśnie sprze-
daży biletów należy stosować do imprez
masowych podwyższonego ryzyka. Za
takowe uznaje się mecze, co do których
istnieje obawa, iż zakończą się aktami
Gdyby literalnie
stosować ustawę
o bezpieczeństwie
imprez
masowych, sukces
organizacyjny
siatkarskich
mistrzostw świata
czy pamiętnego
meczu z Niemcami
byłby niemożliwy
O potrzebie przymykania oka
Chętnych do przymykania oka zabrakło
trochę wcześniej, gdy jeden ze związków
sportowych nie wskazał na 14 dni przed
meczem, kto zagra w ćwierćfinale
piłkarskiego Pucharu Polski. Mecz
ostatecznie trzeba było przeprowadzić
jako imprezę niemasową, czyli
np. z mniejszą liczbą widzów
FOT
.
P
iOTR
B
ŁA
W
iCK
i/
E
AST
N
EWS
Mateusz DróżDż
asystent w Katedrze Prawa
Gospodarczego
uczelni Łazarskiego,
członek stałej Grupy
ekspertów Imprez sportowych
M
A
TERR
iAŁ
y
P
RASO
WE
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
4 / 8
G
dybym mógł zmienić jeden
przepis, to dokonałbym
nowelizacji ustawy z 17 listo-
pada 1964 r. – Kodeks
postępowania cywilnego w zakresie
kognicji sądów gospodarczych.
Uważam, że należy ograniczyć
dopuszczalność drogi sądowej
w sprawach gospodarczych, w których
wartość przedmiotu sporu nie
przekracza 200 zł, czyli sprawach
o pietruszkę. Świadomie nowelizacją
taką objąłbym jedynie sprawy gospo-
darcze. Aczkolwiek również w obrocie
profesjonalnym różna jest moc
ekonomiczna jego uczestników,
to jednak ze względu na szybkość
tego obrotu uzasadnione jest w mojej
ocenie postawienie pewnej tamy
dla postępowań, które jedynie zapy-
chają sądy gospodarcze, a ich znacze-
nie dla przedsiębiorców nie jest
pierwszorzędne.
Społeczeństwo oczekuje, aby każda
sprawa była zbadana nie tylko
dokładnie, ale również sprawnie.
Tymczasem do sądów wpływa ich
każdego roku coraz więcej. Dla
przykładu sędzia warszawskiego sądu
rejonowego prowadzi obecnie
500–600 postępowań, z czego
w części spraw wartość przedmiotu
zaskarżenia nie przekracza 200 zł.
W dodatku koszty postępowania
w sprawie, której przedmiot zaskarże-
nia wynosi 50 zł i 5 tys. zł, są często
zbliżone. Zdarzają się sytuacje, że
w sprawie, gdzie na rzecz strony
zasądzono 50 zł, strona przegrana
musi uiścić 2 tys. zł kosztów postępo-
wania, albowiem wysokość wynagro-
dzenia, którą sąd będzie musiał
przyznać np. biegłemu sądowemu
za wydanie opinii, słusznie nie jest
odnoszona do wartości sporu.
Ponadto w obu tego typu sprawach
identyczne są np. koszty doręczeń
sądowych. Nie można również
zapominać, iż nakład pracy sędziego
w sprawie, w której wartość przedmio-
tu sporu wynosi 50 zł, i tej, w której
opiewa ona na 5 tys. zł, stosunkowo
często jest zbliżony. W każdym bowiem
postępowaniu sędzia musi się
zapoznać z aktami (z doświadczenia
zawodowego wiem, że pozew w
sprawie o 50 zł potrafi liczyć
20–30 stron), przeprowadzić rozprawę,
wysłuchać świadków, przeczytać
dokumenty, dokonać subsumcji,
ogłosić wyrok i sporządzić pisemne
uzasadnienie, a przecież często
to postępowanie kończy się dopiero
w drugiej instancji. Wartość przedmio-
tu sporu sama przez się w zasadzie nie
rzutuje na dopuszczalność, ilość i
rodzaj zgłaszanych środków dowodo-
wych. Nie ma tu w mojej ocenie
rachunku ekonomicznego, gdyż
ostatecznie przegrywamy jako
społeczeństwo, oczekując na rozstrzy-
gnięcie spraw istotnych dla obrotu
gospodarczego nawet kilka lat,
a nierzadko ponosząc ze Skarbu
Państwa koszty tych procesów.
Ponadto sytuacja taka negatywnie
wpływa na wizerunek wymiaru
sprawiedliwości. Nikt bowiem nie chce
czekać pół roku, aż jego sprawa wejdzie
na wokandę. W dodatku nowelizacja
k.p.c. z 2011 r. likwidująca postępowa-
nie odrębne w sprawach gospodar-
czych, a w tym prekluzję dowodową
czy wydanie wyroku zaocznego na
posiedzeniu niejawnym też negatyw-
nie wpłynęła na szybkość postępowa-
nia. System dyskrecjonalnej władzy
sędziego na razie według mnie się nie
sprawdza, albowiem dopuszczalność
powoływania nowych twierdzeń,
dowodów obwarowana jest zbyt
ogólnymi przesłankami (vide art. 217
par. 2 k.p.c. in fine: „występują inne
wyjątkowe okoliczności”). Z powyż-
szych względów, biorąc pod uwagę
charakter i koszty postępowania, spory
gospodarcze, których wartość przed-
miotu sprawy nie przekracza powiedz-
my 200 zł, powinny być rozpatrywane
w postępowaniu, które będzie gwaran-
tować szybkie zakończenie tych
sporów, a jednocześnie nie będzie
generować tak dużych kosztów.
Niemniej zdając sobie sprawę z tego,
że nie jest z punktu widzenia konsty-
tucyjnego prawa do sądu możliwe
pełne wyłączenie z kognicji sądowej
spraw o pietruszkę proponowałbym,
aby w sprawach gospodarczych,
których przedmiot sporu nie przekra-
cza 200 zł strony, przed wszczęciem
postępowania sądowego obowiązkowo
musiały przeprowadzić mediację
(tzw. tymczasowa niedopuszczalność
drogi sądowej). Jak pokazuje praktyka,
wiele spraw udaje się zakończyć
polubownie bez wdawania się w długi,
często bardzo kosztowny spór. W mojej
ocenie w razie prowadzenia mediacji
przed wszczęciem postępowania,
a więc bardzo często przed okopaniem
się strony w swoich twierdzeniach,
zawarcie ugody mediacyjnej jest
łatwiejsze. W dodatku zakończenie
sprawy ugodą ma jeszcze ten istotny
walor, iż nie musi tamować współpra-
cy przedsiębiorców w przyszłości.
Oprac. PB
prawnik
24–26 października 2014 nr 207 (3848)
gazetaprawna.pl
przemocy lub agresji. Zetknąłem się ze
sprawą, w której podmiot wydający ze-
zwolenie na przeprowadzenie imprezy
masowej wskazał, że impreza masowa
powinna mieć charakter podwyższo-
nego ryzyka, jeżeli „sytuacja politycz-
na pomiędzy poszczególnymi grupami
lub państwami jest napięta i która może
spowodować negatywne reakcje publicz-
ności”. Gdyby więc uznać (chyba niebez-
podstawnie), że siatkarski mecz Polska
– Rosja powinien być imprezą masową
podwyższonego ryzyka, to w praktyce
znowu należałoby „przymknąć oko”,
a tak naprawdę w tej sytuacji dwoje oczu.
W przeciwnym wypadku organizatorzy
siatkarskich rozgrywek musieliby za-
montować tzw. kompatybilne systemy
elektroniczne, które zapewnią odpo-
wiednią identyfikację kibiców.
Oczywiście mogliby też zastosować
metodę, którą wymyślił jeden z klu-
bów sportowych. Ze względu na to, że
uznano mu mecz żużlowy za imprezę
masową podwyższonego ryzyka, popro-
sił, by kibice na biletach napisali swoje
imię, nazwisko i numer PESEL. Przy
kontroli tę część blankietu z adnotacją
zabierano. Taki tryb nie odpowiadał,
rzecz jasna, wymogom ustawy. Choćby
dlatego, że kibicom nie zalecono nama-
lowania autoportretów na biletach…
Prawda jest jednak taka, że właśnie
ze względu na trudne do spełnienia
obowiązki wynikające z przepisów za-
zwyczaj nie nadaje się rygoru imprezy
masowej podwyższonego ryzyka innym
wydarzeniom niż mecze piłki nożnej.
Nie do końca jest to słuszne.
Zakaz stadionowy za cieszenie się
ze zwycięstwa
Środki masowego przekazu nieraz
opisują prowadzone wobec sportow-
ców postępowania karne za prowoko-
wanie kibiców (uregulowane w art. 61
u.b.i.m.). Finał w sądzie miały już przy-
padki pokazywania w stronę trybun
gestów powszechnie uznawanych za
obraźliwe. Kończyło się na grzywnach
lub ograniczeniu wolności. Nie ulega
najmniejszej wątpliwości, że zacho-
wania niektórych siatkarzy biorących
udział w mistrzostwach świata speł-
niały przesłanki wskazane w art. 61,
a tym samym osoby te powinny być za-
trzymane i w trybie przyśpieszonym
skazane, tak jak niejednokrotnie mia-
ło to miejsce w przypadku meczów piłki
nożnej. Uniknięto jednak międzynaro-
dowego skandalu, „przymknięto oko”
(w tej sytuacji może nie do końca słusz-
nie), a na pewno naruszono zasadę rów-
nego traktowania wobec osób, które za
drobniejsze przewinienia wcześniej zo-
stały pociągnięte do odpowiedzialności.
Coraz częściej można także usłyszeć
o sprawach karnych osób, które przeby-
wają na terenie boiska po lub w trakcie
meczu, a są do tego nieuprawnione. Do
jednej z kontrowersyjnych spraw za-
licza się historię byłego znanego za-
wodnika piłki nożnej, który wejście na
murawę po dzieci (wybiegły na nią po
zakończonym meczu) przypłacił orze-
czonym wobec siebie zakazem stadio-
nowym. Kary nie uniknęli też kibice
jednej z drużyn piłkarskich, którzy ra-
zem z piłkarzami na boisku świętowali
awans do ekstraklasy. Takich działań nie
podjęto podczas świętowania triumfu
na mistrzostwach świata w siatkówce.
Znów „przymknięto oko”.
Nóż stołowy to niebezpieczne
narzędzie
Jednym z ostatnich problemów prak-
tycznych jest kwestia serwowania wina
lub innych mocniejszych trunków
w sektorach VIP na trybunach. Taka
czynność jest, co do zasady, zabroniona,
gdyż podczas imprez masowych nie-
mających charakteru podwyższonego
ryzyka można serwować napoje o za-
wartości alkoholu do 3,5 proc. Osoby
posiadające napoje wysokoprocentowe
z uwagi na treść art. 56 ustawy powin-
ny być ukarane zakazem stadionowym.
Metodą wypracowaną w celu ominię-
cia tego przepisu było wyłączanie sek-
torów VIP z terenu imprezy masowej.
Jednakże podmioty wydające zezwolenie
zaczęły nie zgadzać się na taką prakty-
kę. Ale „przymykają oko” na częste sy-
tuacje, gdy wino nadal jest serwowane
bywalcom loży VIP-owskich. Tak napraw-
dę w trakcie kontroli powinny przycze-
pić się także do tego, iż obecni używa-
ją sztućców. Wszak na terenie imprezy
masowej nie można posiadać niebez-
piecznych przedmiotów, w tym np. noży.
Ustawodawca doszedł chyba do wniosku,
że posiłek można zawsze zjeść rękoma.
Zaostrzać prawo można
w nieskończoność. Tylko po co
Nie trzeba być ekspertem by dojść do
wniosku, że siatkarskie mistrzostwa
świata oraz mecz Polska – Niemcy były
sukcesami nie tylko sportowymi, ale tak-
że marketingowymi. Powyższe uwagi
pokazują, przed jakimi wyzwaniami sta-
nęli organizatorzy w związku rygorami
obowiązującego prawa. Część przepisów,
o których wspomniałem (m.in. dotyczą-
ca sprzedaży biletów), ma być naresz-
cie skorygowana. Sejmowa podkomisja
przygotowująca zmiany do ustawy nie
zgodziła się jednak na alkohol w stre-
fach VIP oraz na modyfikację obowiąz-
ku dostarczenia terminarza. W zamian
zaoferowano przepisy, które zaostrzą
w pewnych częściach treść ustawy. Dla-
tego też zgadzam się ze stanowiskiem
prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej,
który podczas konferencji „Bezpieczeń-
stwo meczów piłki nożnej” wskazał, że
„do ustawy można dodawać kolejne sto
tysięcy zakazów, ale nie tędy droga”.
Co więcej, ustawodawca powinien
uwzględnić także słowa Williama
H. Donaldsona z Yale University, że „Tak
naprawdę nie ma żadnych limitów, któ-
re ograniczałyby produkcję przepisów.
W rzeczywistości możesz napisać tyle
przepisów, ile chcesz, ale tak napraw-
dę w tym procesie musi występować
filozofia etycznego zachowania, która
pochodzi z ludzkiego, profesjonalnego
działania”. Uwagi te ustawodawca po-
winien wziąć sobie do serca. W innym
przypadku będziemy ciągle „przymy-
kać oko” nie tylko po to, aby zarabiać
na imprezach masowych, ale przede
wszystkim po to, by sportowcy mogli
osiągać jeszcze lepsze wyniki.
O potrzebie przymykania oka
Uważam, że
należy ograniczyć
dopuszczalność
drogi sądowej
w sprawach
gospodarczych,
w których wartość
przedmiotu sporu
nie przekracza
200 zł, czyli
sprawach
o pietruszkę
kronika
bubli prawnych
Gdybym mógł zmienić
jeden przepis...
dr Tomasz Szczurowski
adiunkt w Katedrze Prawa Gospodarczego
Prywatnego UKSW, sędzia orzekający
w Sądzie Okręgowym w Warszawie
w XVI Wydziale Gospodarczym
Zachowania niektórych
siatkarzy biorących udział
w mistrzostwach świata
spełniały przesłanki
wskazane w art. 61, a tym
samym osoby te powinny
być zatrzymane i w trybie
przyśpieszonym skazane,
tak jak miało to miejsce
w przypadku meczów
piłki nożnej. Uniknięto
jednak międzynarodowego
skandalu, bo przymknięto
oko
PreNumeraTa:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (październik 2014 r.): 112,70 zł: – październik–grudzień 2014 r.: 308,70 zł: Wersja Premium – miesięczna
(październik 2014 r.): 131,10 zł – październik–grudzień 2014 r.: 359,10 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
5 / 8
Wygrywanie
Bycie adwokatem polega na wygrywaniu
zgodnie z regułami. Sposób, w jaki się wy-
grywa, polega na byciu przekonującym.
Wszyscy dążymy do tego, i powinniśmy
dążyć, żeby wygrać, ale zawsze, zawsze,
zawsze zgodnie z regułami. Istnieją re-
guły dowodowe oraz reguły wynikają-
ce z przepisów prawa. Zgodnie z zało-
żeniem powinieneś je znać. Wydaje mi
się, że są jeszcze trzy podstawowe reguły
profesji,trzy znaki nawigacyjne. Są jak
przykazania.
Zgodnie z pierwszym nie powinieneś
wprowadzać sądu w błąd. Ten rozległy
temat był zapewne przedmiotem w trak-
cie studiów. Zawsze, jeżeli masz jakieś
wątpliwości, pamiętaj, aby skonsulto-
wać się z kolegami, a jeżeli to koniecz-
ne, skorzystaj z pomocy Twojej organi-
zacji zawodowej, której numer telefonu
powinieneś znać na pamięć. Zawsze się
konsultuj. Wprowadzanie sądu w błąd
stanowi poważne nadużycie oraz będzie
prowadzić, i powinno, do formalnego
postępowania w celu skreślenia Cię z li-
sty adwokatów. Na miłość boską – nie
kłam. Nawet gdyby miało to oznaczać,
że wygrasz sprawę i nikt się nie dowie.
Nigdy nie mów czegoś, o czym wiesz, że
nie jest prawdą. Nigdy.
Świadek może kłamać. Oskarżeni
w sprawach karnych często kłamią. Ale
funkcjonariusz sądu – a nim właśnie je-
steś – ma honor i nigdy, nigdy, przenig-
dy nie może kłamać. Musisz być god-
ny zaufania wobec sądu, wobec Twoich
kolegów, ponieważ bez tego nie jesteś
przekonujący, i jeżeli zostaniesz przy-
łapany chociaż raz, nikt nigdy więcej Ci
nie uwierzy. Niech ziemia otworzy się
i Cię pochłonie, niech błyskawice zstąpią
z nieba, niech demony wyjdą i wciągną
Cię w najciemniejszą otchłań Hadesu,
jeżeli zrobisz to choćby raz. Po prostu nie
rób tego. Nie będę więcej o tym mówił,
ponieważ jest to tak doniosłe, że wystar-
czy tylko o tym wspomnieć, aby uzmy-
słowić sobie, jak jest to ważne.
Druga reguła nie jest aż tak formal-
na. Ale jest tak samo bardzo ważna. Nie
powinieneś obchodzić się ostro ze swo-
imi kolegami. To trudny obszar. Masz
powinności wobec klienta. Ale tak samo
powinności te nie mogą zostać wypełnio-
ne, jeżeli obchodzisz się ostro z kolegami,
ponieważ nie będą Ci ufać, a to sprawi, że
prowadzenie sprawy na korzyść Twojego
klienta będzie bardzo trudne. Nie mówi-
my tutaj o kłamaniu. Mówimy o byciu
nieprzyjemnym, wykrętnym, przemą-
drzałym, nieszczerym i fałszywym ma-
nipulantem. Postępuj z honorem. Gene-
ralnie sęk w tym, że lepiej nie zgodzić
się na coś, lepiej jest nic nie mówić i dać
to jasno do zrozumienia, niż mówić, że
zrobisz daną rzecz, a potem zrobić coś
innego; jeżeli mówisz, że czegoś nie
zrobisz, nie rób tego. Jeżeli zamierzasz
podnieść kwestię prawną, przynajmniej
uprzedź swojego oponenta. Jeżeli masz
orzeczenia sądowe, na które chcesz się
powołać, uprzedź oponenta odpowiednio
wcześniej, a nie w chwili, gdy je złożysz.
Często ważniejsze jest, w jaki sposób coś
robimy, a nie, czy to robimy. Bądź Hen-
rykiem III, nie Ryszardem III.
Bądź uprzejmy i staraj się, aby inni Cię
zrozumieli. Jako regułę można przyjąć,
że najlepiej jest postępować z Twoim
oponentem w taki sposób, w jaki byś
chciał, aby on postępował z Tobą. Dla-
C6
KsiążKa
Psychologia sądu
FOT
.
CO
RB
IS
/FOT
OCHANN
el
S
IaIn Morley
brytyjski barrister specjalizujący się
w prawie karnym, jest wpisany na
listę najlepszych wykładowców Inns
of Court, pomysłodawca szkoleń
i prowadzący zajęcia dla młodych
adwokatów
MA
T
e
RIA
ły
P
RASO
W
e
Sztuka wygrywania
Niektórzy adwokaci idą na rozprawę z przekonaniem, że sędzia będzie
wolno rozumował lub że jest dosłownie przygłupi. Takie podejście to
szaleństwo. Co nie znaczy, że sędziemu nie przyda się dobry… doradca
czego go nie zaskoczyć? Odpowiedź jest
prosta. Jako adwokaci spędzamy swoje
życie zawodowe wspólnie. Klienci przy-
chodzą, raz czy dwa. Ale my natrafiamy
na siebie ciągle. To zawodowe samobój-
stwo, gdy masz reputację nieuprzejmej
osoby. Prawnicy uwielbiają plotkować.
Przyjdzie czas, że gdy spotkamy nowego
adwokata, zobaczymy, jak mruży oczy
i z niedających się wytłumaczyć powo-
dów, odmawia współpracy. Przykre, że
już o nas słyszał.
W Wielkiej Brytanii, Irlandii i większo-
ści krajów Commonwealth oraz w świe-
cie Common law słusznie szczycimy się
poziomem współpracy pomiędzy adwo-
katami występującymi po przeciwnych
stronach. Poza sądem podejmowane są
decyzje, które ułatwiają sprawny prze-
bieg rozpraw oraz pozwalają stronom
i sądowi skupić się na rzeczywistych
problemach. Niech tak to trwa jak naj-
dłużej. Nie psuj tego poprzez bycie nie-
uprzejmym.
Proszę, nie myl tego ze sprzedawa-
niem swojego klienta, aby pozostać
przyjacielem prawnika. To nie jest to,
co sugeruję. Twoje powinności wobec
klienta są najważniejsze, ale pamiętaj,
to musi być zgodne z regułami. Reguły
wymagają od Ciebie, aby nie wprowadzać
sądu w błąd. Istnieje również niepisana
reguła, zgodnie z którą nie wprowadzasz
celowo w błąd swoich kolegów. Nie kłam.
Nie wykręcaj się z czegoś, co obiecałeś,
jeżeli nie masz bardzo, bardzo dobrego
powodu, który musisz w pełni wyjaśnić.
Nie mów rzeczy z zamiarem, że i tak im
zaprzeczysz w przyszłości. lepiej nie mó-
wić nic i podkreślić to, niż powiedzieć
coś, a potem zmienić zdanie.
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
6 / 8
starając się wygrać zgodnie z regułami.
Ale postaraj się tego nie pokazywać. Uży-
waj słowa „doradzanie” w swoich wystą-
pieniach w sądzie. Słowo „doradzanie”
można jeszcze bardziej rozszerzyć. Po-
winniśmy wyrobić sobie wyobrażenie,
że jesteśmy pomocnikami. Pomocnik
to adwokat, który ułatwia sądowi zaak-
ceptować swoje stanowisko. Wyobraź
sobie, że jesteś przewodnikiem. Pokazu-
jemy sądowi drogę do domu. Ułatwiamy
jego podróż. Sprawiamy, że łatwo jest
podążać naszą drogą. Innym słowem,
na którym powinieneś skupić uwagę,
jest niewątpliwie, niezaprzeczalnie, nie-
zbicie zniewalający. Stwórz drogę, którą
prowadzisz sąd do domu zniewalająco.
Uczyń ją taką, że sąd nie może zrobić nic
innego, jak tylko chętnie i radośnie zgo-
dzić się z Tobą. Zawsze, zawsze, zawsze
szukaj czegoś zniewalającego w swoich
argumentach. To wyróżniająca cecha
naprawdę wielkiego adwokata. Zawsze
warto podkreślić to jeszcze raz. Wielki
adwokat to nie ten, który argumentuje
głośno i z wyraźnie wielkim intelektem.
To ten, który mówi rzeczy, które wyda-
ją się słuszne. Proste. Łatwe. Po prostu
słuszne. Tak, jakby adwokata w ogóle nie
było. Jest tylko coś spornego. A odpowiedź
na coś spornego jest oczywista. Ale nie
była oczywista, dopóki zniewalający ad-
wokat nie wyjaśnił dlaczego i nie sprawił,
że wygląda to tak, jakby w ogóle nie było
niczego spornego.
Niektórzy ludzie myślą, że bycie adwo-
katem polega na naciskaniu, na zmusza-
niu każdego, by się z Tobą zgodził, czy mu
się to podoba, czy nie. W ogóle to na tym
nie polega. Nie naciskaj. Łagodnie wyper-
swaduj sądowi, zaproś go, ale nigdy nie
żądaj. Jeżeli naciskasz, prawdopodobnie
nacisk wróci do Ciebie. „Sąd musi zgo-
dzić się, że…” – „O tak, czyż musi?”. „Sąd
uzna oskarżonego za winnego”. – „Nie,
nie uzna”. Przebierz wszystko w pelery-
nę zaproszenia. Działania nastawione na
użycie siły są znacznie mniej skuteczne.
„Być może sąd zgodzi się…” – „Oczywi-
ście tak, zgadza się”. „Zachęcam sąd do
uniewinnienia oskarżonego”. – „Ładnie
ujęte, sąd pomyśli o tym przychylnie”.
Nigdy nie zapomnij, że ktoś może
stracić twarz. Sąd, nie Ty. Twoja duma
jest zbyteczna. Nie wprawiaj sądu w za-
kłopotanie. Zawsze pozostawiaj sądowi
drogę ucieczki, aby mógł ratować twarz.
Jeżeli chcesz korzystnego rozstrzygnię-
cia w kwestii, gdzie sędzia przedstawił
swój wstępny pogląd, to bądź świadomy,
że sędziemu będzie trudno zgodzić się
z Tobą, jeżeli Twój wniosek wywołuje
zawstydzenie z powodu jego wcześniej-
szych poglądów. To tylko ludzka natu-
ra. Sądy też są ludźmi. Zapewniaj drogi
ucieczki. Nowy dowód można zapropo-
nować jako powód do zmiany poglądów
sądu. To lepsze niż zwykłe twierdzenie,
że sędzia jest w błędzie. Jeżeli, jak czasem
się zdarza, sędzia wyraził określony po-
gląd, zanim zdążyłeś się zwrócić do sądu,
to obwiniaj siebie. Powiedz sądowi, że
przepraszasz za to, że nie podniosłeś tej
kwestii wcześniej albo nie byłeś w pełni
skoncentrowany na przebiegu zdarzeń
– cokolwiek, tak długo jak przedstawiasz
jakiś mechanizm ratujący twarz, by sę-
dzia mógł zmienić zdanie bez wrażenia,
że odwracasz kota ogonem. Nie idź na
wojnę przeciwko sądowi. Przegrasz. Do-
radzaj mu. Nie walcz z sądem. Wszystko
to Twoja wina – nie sądu.
Zdolność przekonywania
Co do technik, które polepszają zdolność
przekonywania, jest ich wiele. Można
się ich nauczyć. Generalnie, choć nie
zawsze, sprawdzają się. Zacznijmy od
prezencji osobistej. Każdy adwokat jest
po części handlowcem, który sprzedaje
wersję klienta. Być może brzmi to mało
atrakcyjnie, ale to prawda. Co gorsza, bar-
dzo często wersja klienta, którą musisz
„sprzedać”, wydaje się mało „chodliwa”.
Zatem musisz być bardzo dobrym han-
dlowcem – nie po prostu jakimkolwiek
handlowcem. Tu pojawiają się nużąco
oczywiste sugestie, które chociaż oczywi-
ste, są często ignorowane. Nie powinny.
Ubieraj się porządnie. Oczywiste, czyż
nie? Przystrzyżone włosy, ciemne ubra-
nia, jak na pogrzeb albo wywiad. Nie miej
rozluźnionego wyglądu przed sądem.
Każdego dnia jesteś na pokazie. A więc
rób pokaz. Upewnij się, że ubranie, które
nosisz, wygląda formalnie i fantastycz-
nie. Jeżeli wyglądasz fantastycznie, wy-
glądasz jak zwycięzca. Sądy nie mogą się
powstrzymać – traktują ludzi, którzy wy-
glądają jak zwycięzcy, bardzo poważnie.
A jeszcze nie otworzyłeś ust. Elementar-
na psychologia człowieka. Jest jeszcze coś
nużąco oczywistego, na co zareagujesz
uśmiechem – noś drogie, wypolerowa-
ne buty. Z niewyjaśnionych powodów,
wypolerowane, drogie buty niosą ze
sobą odpowiedni ciężar semantyczny.
Ludzie często spoglądają w dół w czasie
negocjacji, gdy rozmawiają z klientem
lub oponentem, prawdopodobnie aby
ukryć, że wyglądają na wystraszonych,
i gdy tak robią, widzą buty drugiej osoby.
To zaskakujące, jak często buty są zapa-
miętywane, w szczególności, gdy były
zaniedbane. Moja sugestia dotycząca wy-
polerowanych butów od czasu pierwszej
edycji niniejszej książki wywołała sporo
zabawnego odzewu, ale naprawdę stoję
przy niej. Nigdy nie zapomnę przedsta-
wienia szkolnego, a właściwie następu-
jącego wersu ze sztuki Artura Millera
„Śmierć komiwojażera”: „Z uśmiechem
i polerką na bucie, cały świat jest Twój”.
Ma zasadniczo rację. I poślubił Marilyn
Monroe, zatem musiał wiedzieć parę
rzeczy. Należy preferować białe lub ja-
sne koszule. Za dużo kolorów i będziesz
sprawiać wrażenie, że zachwycasz się
sobą (co może mieć miejsce i ma miej-
sce w przypadku większości prawników,
ale musisz to ukrywać). Jeżeli sąd myśli,
że zachwycasz się sobą, instynktownie
zwróci się przeciwko Tobie.
A zatem teraz wyglądasz jak zwycięz-
ca. Zachowywanie się jak zwycięzca to
kolejny krok. Zawsze bądź pewny siebie.
Po sali sądowej przemieszczaj się swo-
bodnie, ale uważnie. Twoje ruchy powin-
ny być celowe. Trzymaj uniesioną głowę.
Nie możesz dopuścić do tego, aby chować
głowę w ramionach, kurczyć swoje ciało,
przemieszczać się na ławie, aby zajmo-
wać mniej miejsca, patrzeć znudzonym
wzrokiem lub wyglądać jak leniwiec. Już
samo trzymanie uniesionej głowy powo-
duje dużą różnicę. Niezależnie od tego,
czy podpierasz się łokciami, odchylasz na
ławie czy zwracasz do sądu – jeżeli masz
uniesioną głowę, wyglądasz jak osoba
uważna i mająca kontrolę nad sytuacją.
Oczywiste, czyż nie? A ciągle jeszcze na-
wet nie otworzyłeś ust.
Błahostkowość przejawia się na wiele
sposobów. Unikaj jej. Staraj się kontro-
lować swoje ciało i mimikę. Wszystkie
elementy Twojego zachowania mogą
zostać zauważone. Nie pociągaj za swój
garnitur, gdy zwracasz się do sądu. Nie
kołysz się w przód i w tył, kiedy siedzisz
lub stoisz. Nie przekładaj papierów, gdy
mówisz – to irytujące i zrobi bałagan
w Twoich aktach. Wielu z nas jest nie-
świadomych błahostek, ale są one oczy-
wiste dla każdego innego. Zapytaj swoje-
go przeciwnika, jak ocenia Twoją mowę
ciała i przygotuj się na wprawiającą w za-
kłopotanie, ale w ostateczności bardzo
pomocną krytykę. Nagraj się na wideo.
Zobacz, czy nie jesteś zdumiony. Ręce nie
powinny być schowane w kieszeniach,
wygląda to zbyt swobodnie, a wręcz nie-
grzecznie. Złóż je z tyłu pleców. Możesz
też trzymać dokumenty albo pióro, albo
jedno i drugie. Możesz również jedną
rękę dyskretnie trzymać z tyłu, a w dru-
giej trzymać właśnie dokumenty albo
pióro. Dobrym rozwiązaniem jest także
położenie obu rąk na pulpicie. Ręce są
utrapieniem. Są barierą. Ukrywamy się
przed sądem, przykładając ręce do twa-
rzy, pod brodę, krzyżując na piersiach,
nawet do ust, do płatków uszu, drapiąc
się w nos. Wiercimy się niespokojnie,
i język ciała przemawia za nas, bez na-
szej wiedzy, bezpośrednio do sądu. Nie-
kontrolowane ręce mówią na nasz temat
nieprzyjemne rzeczy. Mogą sugerować
zakłopotanie, brak wiary w sprawę i sła-
bość. A wówczas sąd nas ignoruje. Stój
więc wyprostowany, z uniesioną głową,
rozkoszuj się miejscem, które zajmu-
jesz, i ciesz się uwagą całego sądu. Jeże-
li musisz się powiercić, aby zmniejszyć
napięcie, z całą furią przebieraj palcami
u nóg. Szalone, ale prawdziwe. Jest nie-
widoczne, wymaga znacznego wysiłku
i tak dużej koncentracji, że gdy zwracasz
się do sądu, jednocześnie przebierając
palcami u nóg, w Twoim umyśle nie ma
już miejsca na to, aby wykonywać jakieś
inne zauważalne i niechciane wiercenie
się. Jakkolwiek może to brzmieć głupio,
to naprawdę doskonała i przynosząca
efekty wskazówka.
Nie chowaj się. Łatwo jest płaszczyć się
za pulpitem, kurczyć ramiona i spuszczać
głowę, gdy zwracasz się do sądu. To, co ro-
bisz, to nic innego, jak zwykłe chowanie
się. Patrz na sędziego. Wielu adwokatów
patrzy w dół, unikając kontaktu wzroko-
wego z sądem. Ale sędziowie też są ludź-
mi. Mów do sądu, a nie do swoich nota-
tek. Występowanie nie jest intelektualną
abstrakcją, lecz sztuką przekonywania
ludzi. Nikt nigdy nie przekonał swojego
rozmówcy, mówiąc do podłogi.
Zwracanie się do sędziego
Przeciwnie do sporadycznie krążących głu-
pich plotek, sędziowie to z reguły mądrzy
i świetni prawnicy, doświadczeni adwokaci
procesowi, a w dodatku są sprawiedliwi.
Załóż, że tak właśnie jest. Dobrze byłoby,
abyś dowiedział się czegoś o swoim sę-
dzim. Zapytaj woźnego sądowego, w jakim
jest humorze. Zapytaj w pokoju adwokac-
kim, jaki jest. To, czego się dowiesz, może
pomóc Ci poprawić wystąpienie, aby jak
najlepiej odpowiadało oczekiwaniom sę-
dziego. Niektórzy adwokaci rozpoczyna-
ją z przekonaniem, że sędzia będzie wol-
no rozumował, inni, że będzie dosłownie
przygłupi: takie podejście do zawodu sę-
dziego jest szalone. To złości sędziego, a Ty
bezpowrotnie tracisz cenny szacunek.
Zrozum potrzebę sędziego, by dopeł-
niać formalności. Nie zwalczaj jej. Tak
więc do sędziego należy podchodzić
z szacunkiem, uległością, uprzejmością.
Daną kwestię należy wypowiedzieć
sędziemu tylko raz. Twoja pierwsza prze-
mowa powinna być szczegółowym wy-
liczeniem. Powinna sprawnie i zwięźle
przedstawiać ogólną tezę. Powinna być
jasnym podsumowaniem Twojego stano-
wiska. Po pierwszej przemowie przekaż
sędziemu schemat szczegółowo przed-
stawiający Twoje wnioski. Zrób listę te-
matów, którymi się zajmiesz. Pozwól sę-
dziemu zanotować te tematy. Obserwuj
pióro. Teraz przedstaw sędziemu każ-
dy temat i rozpocznij każdy temat od
jasnego streszczenia. Potem szczegóły.
Streszczenie, potem szczegóły. Pamiętaj,
że jeżeli sędzia nadąża łatwo za Two-
imi argumentami, zdobywasz szacunek.
Pomoże Ci to być przekonującym. Tym,
co pomaga sędziemu nadążać za argu-
mentami, jest właśnie jasne streszczenie
na początku. Stanowi mapę. Sędziowie
kochają mapy. Z mapą rozumieją, dokąd
zmierzasz i dlaczego. Łatwiej Cię zro-
zumieć. A skoro łatwiej Cię zrozumieć,
możesz być niezwykle blisko bycia nie
do odparcia.
prawnik
24–26 października 2014 nr 207 (3848)
gazetaprawna.pl
Nie płaszcz się za pulpitem. Mów
do sądu, a nie do swoich notatek.
Występowanie nie jest intelektualną
abstrakcją, lecz sztuką przekonywania
ludzi. Nikt nigdy nie przekonał swojego
rozmówcy, mówiąc do podłogi
Tekst jest fragmen-
tem książki „Adwokat
Diabła. Krótki traktat
o tym, jak być
naprawdę dobrym
w sądzie” (tyt. oryg.
„The Devil’s Advocate.
A short polemic on
how to be seriously
good in court”), której
polskie wydanie
ukazało się w tym
tygodniu.
Książkę przetłumaczył
i wydał radca prawny
Piotr Staroń (www.
PiotrStaron.pl). Skróty
pochodzą od redakcji
Trzecia reguła brzmi: Zawsze staraj
się myśleć jak sąd. Dlaczego? Jeżeli bę-
dziesz to robił, automatycznie staniesz
się mniej stronniczy w swoich dzia-
łaniach. To naprawdę bardzo ważne,
abyś był postrzegany jako mniej stron-
niczy. Staniesz się bardziej wiarygodny
w oczach sędziego lub ławy, a Twoje póź-
niejsze argumenty będą mieć większą
siłę. Istnieje ogromna różnica pomiędzy
reprezentowaniem kogoś a byciem po
czyjejś stronie. Twoja praca polega na
tym pierwszym. Nie zachowuj się jak wy-
najęty rewolwerowiec z filmów klasy B.
Powinieneś starać się podejmować decy-
zje z następującą myślą: „Co sędzia powi-
nien zrobić z tym problemem?”, albo „Co
ława będzie myśleć o ogólnych okolicz-
nościach tej sprawy, wyglądzie oskarżo-
nego lub wyjaśnieniach jego matki jako
świadka zeznającego na temat charak-
teru sprawcy?”. Nie powinieneś myśleć:
„Co bym chciał, aby sędzia zrobił?”.
W inny jeszcze sposób możesz spojrzeć
na to zagadnienie zadając sobie pytanie:
„Co bym myślał, gdybym był na miejscu
sędziego?”. Rzeczą, której należy tu uni-
kać, jest myślenie jak klient. Jesteś opła-
cany za to, aby przewidywać i wpływać na
to, co dzieje się w sądzie. Ktokolwiek to
jest: włamywacz, lokalny konstabl, mul-
timilioner biznesmen – klient chce, abyś
myślał za niego. Czasami powstaje napię-
cie spowodowane zachowaniem klienta,
który zdaje się mówić adwokatowi, co
ten powinien zrobić w sądzie. Pamiętaj,
nie bądź arogancki, ale zwykle będziesz
wiedział, co jest najlepsze dla klienta, je-
żeli uda Ci się zrozumieć, jak myśli sąd.
Gdybyśmy wszyscy robili to, na co nale-
gają klienci, sąd zamieniłby się w cyrk.
Twoja praca polega na kroczeniu po
cienkiej linii pomiędzy zadowalaniem
swojego klienta a zadowalaniem sądu.
Zadowalanie sądu z reguły będzie ko-
rzystne dla klienta. Nie przesadzaj, ale
jednocześnie nie podkopuj całego proce-
su na sali, stając się bezmyślnym głosem
trudnego lub niedoświadczonego klienta.
Jeżeli potrafisz przewidzieć, w jaki spo-
sób myśli sąd, możesz tak pokierować
swoim wystąpieniem, by spełnić ocze-
kiwania i uspokoić obawy klienta. Jesteś
jedynym, który ma odpowiedni trening.
Nie zapominaj o tym.
Zatem, zgodnie z powyższymi reguła-
mi, Twoim zadaniem jest wygrywać. Ale
nie za wszelką cenę. Pamiętaj o trzech
drogowskazach. I pamiętając o nich, mu-
sisz teraz walczyć o swoją sprawę. I na-
prawdę walcz. Zwykłe prezentowanie
sprawy, bez zaangażowania, nie wystar-
cza. Adwokat musi starać się być całko-
wicie zaangażowany. Oczywiście na koń-
cu możemy przegrać, ale przynajmniej
przegramy bez strachu i z uniesionym
czołem, a przegrana nie będzie wynikać
z braku wysiłku. I pamiętaj. Niektórzy
powiedzą otwarcie z lekkim uśmiechem,
że nie są zainteresowani wygrywaniem,
lecz po prostu przedstawianiem dowo-
dów. To modna rzecz tak mówić.
Nie wierz w ani jedno takie słowo.
Psychologia sądu
Sąd ma władzę. Władzę decydowania.
Sąd decyduje, kto wygrywa. I będzie za-
zdrośnie strzegł swej władzy. Adwokat
musi zawsze unikać sytuacji, w której
stwarzałby wrażenie, że instruuje sąd,
jaką ma podjąć decyzję. Instruowanie
sądu jest całkowicie błędne. Nasza pra-
ca nie polega na tym, by mówić sądowi,
co myśleć. Nasza praca polega na tym,
aby pokazać sądowi, co myśleć. Różnica
pomiędzy mówieniem a pokazywaniem
jest ogromna. Naucz się tej różnicy na-
tychmiast. Ludzie, którzy mówią, instru-
ują. Ludzie, którzy pokazują, doradzają.
Nikt nie lubi, aby mówiono mu, co ma
robić. Ale każdy lubi doradzanie. Adwo-
kaci powinni swoim zachowaniem spra-
wić, żeby sąd postrzegał ich jako dorad-
ców. Dużo łatwiej jest przekonać ludzi,
jeżeli wierzą, że im pomagasz. Unikaj
zachowania, które sprawi, że będziesz
postrzegany jak gladiator. Trudno jest
wtedy przekonać ludzi, którzy uczest-
niczą w turnieju. Wystrzegaj się bycia
postrzeganym jako ktoś w opozycji do
sędziego lub adwokata drugiej strony
albo świadków: w taki sposób w oczach
innych stajesz się gladiatorem. Oczy-
wiście jesteś za jedną stroną lub drugą,
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
7 / 8
■
Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl
■
Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska
■
Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki
■
Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, Leszek Majkut,
Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska
■
Redaguje: Ewa Szadkowska
■
Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz
■
Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):
Dyrektor Centrum Reklamy: Katarzyna Jasińska-Szulc
■
Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz
■
Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24
20
LAT
PAT R Z Y M Y O B I E K T Y W N I E . P I S Z E M Y O DP O W I E D Z I A L N I E
Wejdź: www.edgp.gazetaprawna.pl
Zadzwoń: 22 761 31 27, e-mail: edgp@gazetaprawna.pl
DZIENNIK GAZETĘ PRAWNĄ
CZYTAJ
NA SWOIM TABLECIE
ZALETY PRENUMERATY E-WYDANIA:
• już od 4 rano najnowsze wydanie Dziennika Gazety Prawnej na komputerze i tablecie
• pełny dostęp do archiwum tekstów zawierającego ponad 2800 wydań od 2002 r.
• dokładna wyszukiwarka pozwalające odnaleźć interesujący temat, artykuł lub wydanie DGP
• dostępne funkcjonalności zapewniające wygodny sposób przeglądania treści e-wydania
AUTOPROMOCJA
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
8 / 8