WzM 10 Bite Club 3 rozdział PL


Rozdział 3

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

Claire nie była potrzebna do właściwego dochodzenia. Myrnin chciał zrobić to samemu, co sprawiło, że się trochę martwiła, nie tak bardzo o niego jak o ludzi, których miał jawnie przesłuchać (zgoda, niezbyt miłych ludzi, jeśli Frank Collins zdecydował, że byli warci stracenia). Zostawiła Oliverowi wiadomość, oceniając, że teraz to był jego problem i poszła w kierunku domu.

Spodziewała się zastać tam wszystkich, ale kiedy otwarła frontowe drzwi domu na Lot Street, brzmiał cicho. W zbyt cichy sposób. Jej współlokatorzy nie byli intelektualną gromadą. Jeśli Shane był w domu, powinien być chory hałas; jeśli Eve, głośna muzyka. Jeśli oboje, krzyki plus te rzeczy obojga.

Michaela też nie było w domu, bo nie słyszała gitary.

- Halllooooooooo, - zawołała, kiedy zamknęła za sobą drzwi w standardowym dla Morganville zapobiegawczym stopniu. - Domowy duch? Ktokolwiek? - Nie żeby kiedykolwiek mieli swojego domowego ducha, ale to zawsze wydawało się miłym zapytać. Działy się dziwniejsze rzeczy.

Cisza. Claire zrzuciła swoją torbę na książki na kanapę, na wierzch podkoszulki, którą ktoś (Shane) zostawił tutaj zaciśniętą, opadłą w dół i wyciągniętą. Rzadko miała dom dla siebie. Dziwne, ale miłe. Kiedy nikt się nie poruszał dookoła, mogła usłyszeć coś jak niskie, elektryczne wibracje ze wszystkich ścian, podłóg, sufitu. Życie domu.

Claire zdjęła i poklepała drewnianą podłogę.

- Dobry dom. Miły Dom. Musimy zrobić przemalowanie albo coś. Zrobić cię znowu ładnym.

Mogła przysiąc, że niski szum domu obiegł jak bardzo słaby, pochlebny pomruk.

Po pół godzinie wstała i sprawdziła stół i inne możliwe punkty dla jakiegokolwiek śladu pozostawionego listu, ale nie było żadnych wskazówek, kiedy mogłaby się spodziewać pojawienia się kogokolwiek. Miała iść na górę aby się pouczyć, kiedy ulotka przykuła jej uwagę. Spadła ze stołu kuchennego i leżała zwinięta o ścianę. Podniosła ją i wygładziła.

Nowe zajęcia samoobrony. Nie żeby Eve tam była, ale Shane, to był definitywnie pewny zakład, że był tam, gdzie wyszedł. Claire w zamyśleniu postukała kartkę, potem uśmiechnęła się.

- Czemu nie? - zapytała. Dom nie odpowiedział albo nie miał opinii w tym wypadku albo innym. Mogę poćwiczyć. I muszę zobaczyć to miejsce.

Pobiegła w górę po schodach, przebrała się w parę tanich spodni dresowych i wyblakłą koszulkę, która reklamowała The Killers i w ostatniej chwili dodała złotą broszkę Założycielki do kołnierza. Rozdrapała go, ale lepsze to, niż zostanie złapanym na zewnątrz bez Ochrony. Ostatecznie nie była jeszcze uczona samoobrony.

Na zewnątrz było nadal jasno, ale bledło szybko w kierunku zmierzchu. Zimny wiatr wirował liśćmi w rynnach i kiedy szła, pomyślała, że chciałaby zabrać sweter. Kilka samochodów minęło ją, kilka z zaciemnionymi, przyjaznymi wampirom oknami, ale nikt nie poświęcił jej więcej uwagi niż rzut oka, to mogła powiedzieć. Nowa siłownia mieściła się w jednej z mniej zatłoczonych części miasta, blisko kilku magazynów, które widziały lepsze dni i firmy z dawno temu wyblakniętymi na stałe zamkniętymi śladami w oknach. W całej tej przemysłowej dewastacji, jeden neonowy znak nadal świecił z czerwono-zielonym smokiem szeleszczącym swoim ogonem.

Przód sklepu wyglądał na nowo odnowiony, a Claire mogła przysiąc, że nadal czuła świeżą farbę. Na parkingu było pełno samochodów i stojąc wzdłuż ulicy. Ku zaskoczeniu, Claire rozpoznała czarny karawan Eve; nie spodziewała się żeby Eve była fanem sparingu. (sparing - walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika - przypuszczenie tłumacza) Cóż, albo ludzie prawdopodobnie nie zakładali jej pojawienia się.

Nie było okien aby zajrzeć do środka, więc Claire pociągnęła ciężkie, metalowe drzwi i weszła do dużego, taflowego miejsca z drewnianą ladą. Napakowany facet w wieku studenckim siedział na stołku za nim, czytając gazetę. Miał wiele tatuaży i szczególne, ostre przecięcie. Kiedy spojrzał w górę i ją zobaczył, jego brwi w kolorze piaskowym podniosły się.

- Na zajęcia? - zapytał.

- Uh, może. Chciałam po prostu to sprawdzić.

- W porządku. Możesz zapłacić po przyjściu za pierwsze kilka wizyt, ale po tym, jest miesięczna opłata, bez zwrotów. - Podsunął jej podkładkę do pisania razem z długopisem. - Podpisz dokumenty. To będzie dziesięć dolarów.

Dziesięć to było dużo jak za po prostu sprawdzenie ich, ale Claire napisała swoje nazwisko na papierach, razem ze swoim adresem, numerem telefonu, historią zdrowotną i całą tą resztą, w której pytali o zadania i ruchliwości. Niektóre z nich wydawały się trochę wścibskie. Oddała je razem ze swoim wyblakłym dziesięciodolarowym rachunkiem i wzięła lepką plakietkę aby przykleić ją na swoją koszulkę. Potem bramkarz, o którym nie mogła myśleć jak o recepcjoniście nacisnął ukryty guzik i ostry, elektroniczny brzęk zabrzmiał.

- Popchnij tutaj ścianę. - powiedział pokazując. Popchnęła i otwarła, przerywając brzęk. Zatrzasnęła się przekręcając się za nią kiedy przeszła, a jeśli zamknęła się, nie mogła tego usłyszeć przez hałas.

Niesamowite, że pominęła ją na drugiej stronie bariery, bo siłownia pracowała. Szczęk wolnej wagi uderzającej o wsparcia. Solidne, ciężkie pukanie z ciężkich maszyn kiedy mężczyźni i kobiety pocili się, pomrukiwali i pracowali na stanowiskach. Szumiały koła na rowerach do ćwiczeń. A w centrum pomieszczenia, duża, otwarta przestrzeń z matami na środku i około trzydziestką ludzi przebranymi w białe, ubrania do walk, trzymając ręce na udach, wszyscy wpatrując się prosto w środek.

Claire szybko rozejrzała się w około, i mimo że rozpoznała niektórych z tych, robiących proste ćwiczenia, nie widziała między nimi Shane'a i Eve. Szła po krawędzi w kierunku nie będącej w użyciu ścianki wspinaczkowej i kroczyła tak, że mogła mieć lepszą przewagę nad widokiem robiącej postępy klasy. Ktokolwiek używał jej przed nią, ustawił ją na zabójczych poziomach; musiała wycofać się na wytrzymałości prawie natychmiast, tak że prawie przegapiła Shane'a, który siedział w kącie twarzą do maty.

Tylko go spostrzegła, bo wstał i przeszedł na środek mat. Cóż, zauważyła, że miał swój uniform, jakby robił to już wcześniej. Może robił. Tak wyglądał, to rozpoznała z patrzenia jak walczy, mimo że to były bardziej chore i brudne uliczne rzeczy niż ataki na zajęciach z samoobrony. Nie patrzył na nic, oprócz mężczyzny naprzeciwko.

Shane był dosyć dużym facetem, jak na swój wiek, z szerokimi ramionami, dość wysoki. I miał co najmniej stopę (stopa = 30,48 cm - przypuszczenie tłumacza) do mężczyzny stojącego naprzeciw niego, który wyglądał na zamrożonego w wieku około trzydziestki. Wampirzy instruktor, pomyślała Claire. Miał długie włosy, które związał z tyłu w kucyk.

Oficjalnie skłonili się sobie i ustawili się z powrotem jakby na stanowiska, prawie odzwierciedlając siebie.

Shane kopnął, wysoko i szybko. Wampir zrobił unik i pozwolił rozmachowi Shane'a wytrącić go z pozycji i z jednym, oszczędnie umiejscowionym, prawie delikatnym dotknięciem, posłał go koziołkującego na maty. Shane przetoczył się i wstał z wysuniętymi swoimi rękami, gotowy do obrony, ale wampir po prostu tam stał, obserwując go.

- Niezły atak, - powiedział. - Ale mogę odsunąć się z drogi kopnięcia. Zrobiłbyś to dużo lepiej przysuwając się blisko, zmniejszając mój czas reakcji. To jedyna realna szansa, którą masz, sam widzisz. Musisz pamiętać, jak bardzo szybciej możemy się poruszać i jak o wiele bardziej spostrzegawczy jesteśmy na rzeczy takie jak przesunięcia ciężaru i ruchy gałek ocznych.

Shane skinął głową, kudłate włosy zafalowały dookoła jego twardej, zdeterminowanej twarzy i wziął dwa szybkie, jasne kroki aby zmniejszyć dystans. Uderzył kiedy to zrobił i nawet mimo że nie uderzył pięścią, przybliżył się. Otwarta dłoń wampira zatrzymała ją mniej niż cal (cal = 2,54 cm - przypuszczenie tłumacza) od jego twarzy.

Nie cofnął się.

- Jesteś szybki, - powiedział. - Bardzo szybki i jeśli nie stracę mojego domniemania, bardzo dobrze przystosowany do walki ze wszystkimi rodzajami przeciwników. Tak poza tym, jesteś młody by być tak wściekłym. To może być zarówno zaleta jak i wada, zależy z kim będziesz walczyć. I dlaczego.

Shane cofnął się do czekającej pozycji i nie odpowiedział. Wampir dał mu jeszcze jeden raz mały sygnał, a Shane przeszedł do uderzenia, ale to było roztargnięcie i tym razem, jego kopnięcie właściwie uderzyło wampira w bok jego kolana, narzucając zmianę w równowadze.

Wampir nie wydając się nawet o tym myśleć obrócił się i kopnął Shane'a tuż za matę. Potoczył się po drewnianej podłodze i w klęczących uczniów jak kula w kręgle. Rozproszyli się.

Claire z trudem złapała oddech i złapała uchwyty od ścianki wspinaczkowej bardziej ciasno, opierając się pokusie aby zeskoczyć i podbiec do niego. Już wstawał na nogi wolniej niż poprzednim razem, przychylił się i poszedł z powrotem na maty. Oparł swoją prawą pięść o lewą dłoń, złączył razem stopy i skłonił się.

Wampir skłonił się w odpowiedzi. - Znowu, - powiedział. - Gratuluję ci bycia pierwszym, który rzeczywiście mnie dotknął. Teraz zobacz czy możesz mnie zranić. - Obnażył swoje zęby w okrutnym, małym uśmiechu. - Dalej, chłopcze. Spróbuj.

Shane ustawił się znowu w pozycji atakującej, a potem naprawdę znienacka nie było to wszystko wcale grzeczną formą sztuki walki. Stał się całkowicie wojownikiem ulicznym (oryginał brzmiał street fighter - osoba, która nauczyła się walczyć na ulicy zamiast być oficjalnie trenowanym w np. boksie - przypuszczenie tłumacza), a wampir nie był na to przygotowany. W rzeczywistości mimo bycia przez wampira szybszym i bardziej zabójczym, Shane wyprowadził go z równowagi dwoma szybkimi, dobrze umiejscowionymi uderzeniami pięścią, pociągnął spod niego jego nogi i posłał go na jego plecy na matę.

I nie zatrzymał się na tym. Claire z trudem wzięła powietrze i przestała się wspinać, zamrożona kiedy opadł na wampira, zatrzaskując oba kolana na klatce piersiowej mężczyzny i udawał wbijanie kołka w jego serce. W twarzy Shane'a było coś okrutnego, coś, czego widzenie wcześniej pamiętała, ale tylko kiedy walczył o ich życia. Prawdziwą, głęboką, płonącą nienawiść.

Shane się nie poruszył. Wpatrywał się w dół w leżącego wampira, a wampir krzyżował z nim oczy. Potem, powoli wstał trzymając niewidoczny kołek powracając na swoją stronę.

Wampir wstał na nogi w jednym szybkim, płynnym ruchu utrzymując zdrowy dystans pomiędzy nimi. Wpatrywał się w Shane'a trochę zbyt długo, potem formalnie się skłonił. Shane odpowiedział mu.

- Masz dar, - powiedział wampir. Właściwie nie brzmiało to jak komplement. - Myślę, że jesteś zbyt zaawansowany na te zajęcia na poziomie podstawowym. Zobaczę cię później. Myślę, że możesz pasować na jakiś zaawansowany staż.

Shane znowu się skłonił, wycofał się i zajął miejsce na skraju podłogi, klękając.

Chuda blondynka wstała aby zająć jego miejsce, wyglądając na przerażoną. Claire nie obwiniała jej. Shane wniósł do pomieszczenia poczucie prawdziwej przemocy i to przykuło uwagę wszystkich; dźwięk brzęczących ciężarków i rozmów ludzi przycichł i zwolnił, jeśli nie zatrzymał się.

Claire zdała sobie sprawę, że nadal stała na ściance wspinaczkowej i zaczęła znowu przetłaczać swoje nogi, w ogóle nie mając na myśli ćwiczeń, mimo tego nawet mięśnie jej łydek już płonęły.

Nie mogła teraz przestać patrzeć się na Shane'a. Mogła zobaczyć tylko cienki kawałek jego twarzy pomiędzy innymi, ale z tego wiedziała, że nie poświęcał uwagi blondynce, której skopie się tyłek, delikatnie na środku podłogi. Wpatrywał się naprzód, nieruchomą i spokojną twarzą, a jeśli zwycięstwo przyniosło mu choć odrobinę pokoju i triumfu, nie mogła tego dostrzec.

SHANE

Nie zawsze byłem taki. Wiem, że ludzie myślą, że lubię się bić i tak, może mają rację, że tak, ale nie lubiłem, kiedy byłem mały. Chciałem po prostu się wpasować i dać sobie radę. Zwyczajne gówno w mieście, gdzie nie wpasowywanie się przynosiło ci dużo kłopotów.

Przypuszczam, że pierwszy raz, kiedy kogoś uderzyłem, był w szkole podstawowej, co jest dosyć normalne dla facetów, ale to nie było dlatego że byłem osobiście zaatakowany. Nie, pierwszy uderzyłem pięścią.

Uderzyłem faceta o imieniu Terrence James, bo kręcił się wokoło mojego najlepszego przyjaciela, który był mniejszy i nie mógł wstać aby uratować swoje życie. Byłem wzrostu Terrence'a i było coś w widzeniu dużego faceta dobierającego się do małego, co sprawiało, że wpadałem w furię.

Tak, nie jestem tak skomplikowany. Wiem, czemu tak się czułem. Mój tata. Mój tata, facet, który był okej, kiedy był trzeźwy, ale był nędznym pijakiem. Nie bił mnie dużo, nie wtedy, ale był przerażony i zawsze lubił popychać ludzi dookoła.

Miłe uczucie popychając kogoś jak on dla odmiany. Uderzając pięścią Terrence'a nie czułem się jednak tak dobrze. Czułem jakbym złamał moje kłykcie na małe kawałeczki, ale po pierwszym przerażającym szoku, ból był dobrym rodzajem bólu i wszystko to sprowadzało się do wściekłej mgiełki euforii kiedy patrzyłem na Terrence'a leżącego na plecach, ze łzami spływającymi po jego twarzy, mówiącego mi, że przeprasza i że nigdy już tego nie zrobi.

I oto jak odkryłem, że lubiłem to uczucie, to sprawiedliwe, gorące uczucie wygranej, co jak myślałem było dobrym powodem. Nie bałem się dostać tam trochę w kość, co jest dużą zaletą w walce. Spójrzmy na to tak: większość ludzi nie lubi być ranionym, więc jeśli pokazujesz, że jest ci z tym okej, będą się czuli trochę dziwnie. I może odejdą. Nie ma dla mnie dużego znaczenia wygrana przez poddanie się, tak długo, jak wygrywam.

Kiedy wydoroślałem, dość dużo osób zostawiło mnie samym. Miałem tą mentalność pit-bulla i przydatną wielkość wzrostu i mięśni, które oboje prawdopodobnie odziedziczyłem po moim ojcu. Dziewczyny też to lubiły, ale generalnie nie ten dobry rodzaj dziewczyn. Wygrałem większość walk, przegrałem kilka, ale nigdy się nie poddałem. Uprawiałem boks i zapasy w liceum i szło mi dobrze, ale nie tak bardzo lubiłem zasady. Byłem ulicznym awanturnikiem.

Przypuszczam, że byłem na drodze do bycia moim ojcem - może nie tak źle, ale spójrzmy na to tak, nie było łatwo oprzeć się czarnej dziurze, którą był Frank Collins, a ja zawsze robiłem co mówił. Podobało mu się to, że trzymałem się sam w walce. Po tym, jak moja siostra i mama umarły, cóż, pogorszyło się i to bardzo. Odesłanie mnie z powrotem do Morganville aby zrobić rekonesans słabych stron był prawdziwym pokazaniem ufności ze strony mojego ojca, ale im dalej uciekałem od niego, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że nie chciałem już więcej być nim. To zajęło mu zbyt długo.

Spotkanie Claire sprawiło, że zdałem sobie sprawę, że mogę być czymś innym. Czymś lepszym. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ją, czarno-niebieską, ale z tym dziwnym, małym rdzeniem siły - rozpoznałem coś, co mieliśmy wspólnego. Nie poddawaliśmy się. I ucierpieliśmy na tym.

Zacząłem chcieć ją chronić i im bardziej byłem blisko niej, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że była jedyną dziewczyną, która mogła zadbać o siebie. Nie byłem przyzwyczajony do lasek będących równymi, a Claire była i jest. Nie jest tak silna psychicznie, ale jest szybka i mądra i nieustraszona, a jeśli czasami jestem nadopiekuńczy w stosunku do niej, jest pierwszą osobą do przypomnienia mi o tym.

Ale chcę być gotowy, jeśli dojdzie znowu do walki, co się stanie. Nie po prostu przeciwko zwykłym ludzkim zbirom i przestępcom; ci byli bułką z masłem (oryginał mówi „a piece of cake” czyli kawałkiem ciasta, ale w Polsce mówi się na coś łatwego „bułka z masłem” - przypuszczenie tłumacza). Nie, chcę być gotowy obronić ją przed wampirami a to jest o wiele trudniejsze. Broń jest dobra, a ja nigdy nie zamierzam jej zaprzestać, ale rzeczywistość jest taka, że nie mogę liczyć na to, że zawsze będę jakąś miał. Martwię się. Było kilka razy - więcej niż kilka, kiedy tylko fakt, że Michael miał wampirzą siłę, że mógł wtrącić się w moją uratował nas.

I to bardzo mnie niepokoiło. Nie mogłem polegać na Michaelu. Albo komukolwiek innemu.

Mieszane sztuki walki, to był bilet. Uderzyć faceta, jakkolwiek możesz i szybko go powalić. Mój rodzaj walki i coś, co mogło zadziałać na wampiry, jeśli wiedziałeś co robiłeś. Miałem wielką ochotę, aby tego spróbować, a kiedy ulotka przyszła pocztą, wydawało się, jakby ktoś do góry wreszcie mnie lubił.

Michael wziął mnie na stronę po Claire, aby powiedzieć mi, że nie sądzi, że to był dobry pomysł. Powiedziałem mu, żeby to sprawdził, ale w miły sposób, bo nawet jeśli miał kły i pragnienie, nadal jest moim bratem. W większości razy. Zajęło mi chwilę, aby to zaakceptować, ale teraz prawie się zgadzam z tym całym jego nocnym-myśliwskim stylem życia.

Jednak to nie znaczy, że nie chcę być w stanie skopać jego tyłka, jeśli będę musiał. Szansa aby nauczyć się sztuk walki od wampira - to był zbyt dobry sposób aby go przepuścić.

Wiem jak robić rzeczywisty rodzaj sztuk walki. Mam na myśli, miałem karate, póki nie miałem trzynastu lat i nie zdecydowałem, że byłem na to zbyt fajny. Więc wiem jak zakładać strój i wiązać pas oraz być formalnym na matach. Okazało się to dobre, bo instruktor - jakiś facet o imieniu Vassily z Wschodnio Europejskim akcentem prosto ze starego filmu - chciał zacząć w ten sposób.

Było okej za kilkoma pierwszymi podaniami, kiedy przygotowywał mnie do bicia się. To było jak walka z kimkolwiek innym, żadna wielka sprawa, póki nie zaczął używać na mnie wampirzej szybkości i siły. Nie mogłem nic na to poradzić; to sprawiło, że się rozzłościłem, a gniew w jakimś rodzaju sprawia, że zapominam o zasadach. Przeszedłem do jego kolana. Uderzył mnie jak piłkę uderzającą o ścianę, a następną rzeczą jaką wiedziałem było to, że otrząsałem się z tego z ogromnym bólem w mojej klatce piersiowej. Miałem szczęście. Mógł złamać moje żebra i zrobić z mojego serca ser Szwajcarski, jeśli uderzyłby całą swoją siłą.

Nie pozwól mu się znowu uderzyć, przegrany. Mogłem prawie usłyszeć głos mojego ojca, suchy i szyderczy. Teraz był martwy, ale zawsze był w moim umyśle, zawsze obserwujący i osądzający. Nienawidził wampirów. Też ich za bardzo nie lubiłem. Zawsze nas to łączyło.

Nie myślałem o odejściu. Wróciłem na matę i skłoniłem się i przez sekundę, kiedy miałem szansę, zaatakowałem ze wszystkim co miałem. W pełni włączone ciężkie bombardowanie. Wiedziałem, że zostanę zraniony, może ciężko, może zabity, ale nie zamierzałem zostać upokorzony. Nie przez wampira. Do diabła nie ma mowy.

Miałem go. Z trudem. Mogłem zobaczyć szok w jego twarzy i pęd wściekłości, a kiedy stałem tam z krwawym smakiem zwycięstwa w moich ustach, właściwie chciałem, żeby to zrobił, przyszedł złapał mnie, bo, cholera, czułem się żywy, rzeczywiście żywy…

Ale zamknął mnie, powiedział coś, czego nie zarejestrowałem i skłonił mi się. Nie pamiętam opuszczania albo klękania. Pamiętam tylko myślenie, Następnym razem, następnym razem, następnym razem, regularne jak dzwonek dzwoniący w mojej głowie i zagłuszający każdą inną myśl.

Obserwowałem go, przechodzącego przez resztę klasy. Nie zranił nikogo więcej, ale mógł. Chciał; mogłem zobaczyć to w błyskach w jego oczach. Wiesz, wszyscy są podobni. Myśliwi. Nawet Michael to załapywał, mimo że, to ukrywał, a czasami udawałem, że tego nie widzę. Musisz być gotowy na to, że się obrócą przeciwko tobie.

Bo jeśli nie będziesz gotowy - ktoś kogo kochasz może zostać zraniony.

Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie Claire. Zawsze sprawiała, że czułem się lepiej. Ale mimo tego, mogłem zobaczyć jej twarz, jej uśmiech, prawie czułem jej obecność, wszystko o czym mogłem myśleć było to, jak łatwe byłoby dla nich zabranie jej ode mnie.

Nie mogłem pozwolić, by to się stało.

Dotarło do mnie, że to, co wampir do mnie powiedział to, że zobaczy mnie później. Coś w rodzaju zajęć specjalnych? Do diabła, tak. Mogłem to zrobić. Musiałem to zrobić.

Musiałem zrozumieć jak z nimi walczyć, jeden na jednego, bez pomocy albo kołków lub nadziei.

Tylko wampiry mogły mi to pokazać.

Nadal siedząc tam, z rękami na kolanach, szybko oddychając, nie mogłem pomóc, ale czułem, że nawet jeśli wygrałem, nawet jeśli dokonałem niemożliwego - w jakiś sposób przegrałem.

I to była pierwsza z jeszcze wielu przegranych.

###

Oglądanie klęczącego tam Shane'a, tak zamkniętego w sobie i tak chłodnego, Claire poczuła się trochę chora. Nie podobało jej się to. Nie podobało jej się, jak właśnie walczył i nie podobało jej się, jak po tym wyglądał. Shane był zazwyczaj szczęśliwy po walce, nie wściekły.

Ta cała rzecz to zły pomysł, pomyślała. Nie wiedziała czemu, ale wiedziała że to prawda.

- Hej, - powiedział niski głos za nią, a Claire spojrzała za siebie aby zobaczyć stojącą tam Eve. Na salę gimnastyczną, obyła się bez Gotyckiego makijażu, ale jej obcisła koszulka miała różową czaszkę z kokardą na niej, a także były czaszka i piszczele w kryształkach po bokach jej roboczych spodni. Związała swoje proste, czarne włosy z tyłu w błyszczący kucyk. Był on tak ozdobny, jakiego Eve nigdy nie miała, póki nie była w przebraniu. - Widziałaś to? Co to do diabła było? Czy Shane właśnie stał się Wilkołakiem, czy co?

- Nie wiem, - powiedziała Claire i zeskoczyła na dół z maszyny do ćwiczeń. - Ale…

- Chłopak ma kłopoty. - skończyła Eve. - Tak, bez żartów. Więc, też przyszłaś na przeszpiegi?

- Też?

- Naprawdę, daj spokój. Widzisz mnie jako ciężko-pocącego się typa? Więc bardzo nie. - Eve spojrzała na nią krytycznie. - A ty nie jesteś, ale możesz się z tego prawdopodobnie wylegitymować. Kazali ci zapłacić za wejście dziesięć dolców?

- Tak.

- To jest o wiele mniej zabawne, niż miałam nadzieję. Z jednego powodu, nikt tutaj nie zasługuje na zalotne spojrzenia, a jeśli są, to są zbyt spoceni. Albo przerażający. Albo i tacy i tacy. - Eve teatralnie, odrobinę zadrżała. - Co powiesz o tym, abyśmy porobiły coś innego?

- Jak co? - Claire była nadal roztargniona widokiem Shane'a, klęczącego jak posąg na krawędzi sparingowej przestrzeni (sparing - walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika - przypuszczenie tłumacza). Nadal był w innym świecie, wpatrując się w dal. Przerażające.

Eve dała jej powolny, niegodziwy uśmiech. - Pozwól mi się zapytać. Czy kiedykolwiek uprawiałaś szermierkę?

Przez chwilę, Claire pomyślała, że miała na myśli tradycyjny rodzaj rzeczy, jak wkuwanie tyczek w bariery przed domem (w oryginale uprawiać szermierkę brzmi „fence” co oznacza także ogrodzić i stąd ta myśl Claire - przypuszczenie tłumacza), ale potem pojęła. - Oh. Masz na myśli szablami?

- Dokładnie. Jeśli mam się spocić, to zamierzam się spocić w fajniejszy sposób. Chodź za mną.

- Zaczekaj. Ty uprawiasz szermierkę?

- Podjęłam się jej w liceum, - powiedziała Eve. - Dalej, chodź i gadaj, chodź i gadaj. To jest dziewczyna. Tak, musiałam mieć sport, ale nie lubię tych wstrętnych drużynowych rzeczy. Uprawianie szermierki wydawało się retro fajne i plus były spiczaste rzeczy, które próbujesz wbić w swojego przeciwnika. To wydawało się być dobrym pomysłem.

Eve najwyraźniej spędziła swój czas na sali gimnastycznej sprawdzając każdy jej kąt, bo Claire nie miała pojęcia, że była inna jej część, za drzwiami obok ubikacji. Za nią leżało kilka kortów do racquetballa (racquetball - dyscyplina sportowa, w której gra się na korcie do squasha gumową piłką - przypuszczenie tłumacza) (bezpiecznie ogrodzonych za przejrzystym plastikiem), a nawet wewnętrzny kort tenisowy; może wampiry tęskniły za nim, a nie mogły wyjść na zewnątrz w słońcu. Ale bardzo z tyłu było pomieszczenie z drewnianą podłogą ze stojakami na ścianach, które trzymały szable, jak również schludne stosy białych uniformów i tych fajnych kasków z siatkami.

- Dobra. Nie będę zaczynać z tobą z szablą, - powiedziała Eve, poruszając Claire z kontemplacją z jednego, poszczególnego rzędu wyborów. - Zbyt giętkie dla początkującego. Co powiesz na zwykły, stary floret? Możesz jedynie celować od szyi do talii; bez podwójnych dotknięć. Łatwiuteńkie.

Chwyciła kilka długich, smukłych broni i rzuciła jedną do Claire, która ją złapała. Wydawała się dziwna w jej ręce, ale wcale nie ciężka. Ostrze było jakby kwadratowe i była okrągła końcówka na końcu. Zrobiła nim niepewny, zjadliwy ruch, a Eve zaśmiała się.

- To jest pchająca broń, - powiedziała. - Poczekaj, przygotujmy cię przed tym jak zaczniesz cokolwiek atakować.

Przygotowanie brzmiało mniej skomplikowanie, niż właściwie było; do czasu Eve skończyła ubieranie jej jak dźwigającą szablę lalkę, Claire czuła się niezdarnie, gorąco i klaustrofobicznie. Pomiędzy grubym podszyciem i ciasną siateczką kasku, nie miała pojęcia jak maiła się poruszać, a co dopiero walczyć.

Eve miała swój własny strój do szermierki, który wyjęła z wesołej, uwydatniającej czaszkę swojej własnej torby. Jej strój był czarny, z piracką czaszką i piszczelami, gdzie byłoby serce. Wyglądała groźnie. I na trochę szaloną, nawet bez pszczelarskiego kasku.

- Okej, - powiedziała. - Pierwsza lekcja walki jest taka, że nie walczymy, więc przestań celować we mnie tym floretem. On nie zgaśnie.

Claire zaczerwieniła się i spuściła ostrze w dół prosto w jej stopy. - Przepraszam.

- Nie martw się. I tak nie mogłaś mnie uderzyć. - Powiedziała Eve i uśmiechnęła się. - Zamierzam uszeregować się obok ciebie. Po prostu rób to co ja, okej?

Najwyraźniej pierwszą rzeczą było jak właściwie trzymać szablę. To zajęło chwilę. Potem było pchanie, które zawierało dźganie szablą gładkimi, prostymi liniami, podczas kroczenia na jej prawej nodze w głębokim kucaniu.

To bolało. Bardzo. W rzeczywistości, po dziesięciu takich, Claire z trudem łapała powietrze i pociła się; po piętnastu, była gotowa się rozpłakać. Eve przerwała po dwudziestu, ale wydawało się, jakby mogła tak cały dzień.

- Muszę włożyć to wszystko do tego? - wymamrotała Claire, kiedy zdjęła swój kask. Jej włosy były nasączone potem i przyklejały się do jej twarzy. - Naprawdę? Nikt nawet nie machnął na mnie szablą!

- Musisz się przyzwyczaić do wagi i poruszania się w tym, - powiedziała Eve. - Wciągnij to, początkująca.

- Sprawia ci to przyjemność.

- Tak, cóż, wielką. Muszę to robić. Ty też powinnaś. - mrugnęła Eve. Przesunęła się do wyściełanego pola, które miało czerwone koło oznaczone na nim i ćwiczyła sama jakieś pchnięcia. Ostrze jej szpady lądowało za każdym razem w kole.

Claire obróciła się na suchy dźwięk klaskania rąk. Nie słyszała nikogo wchodzącego do pokoju, ale był tam, ubrany w białe oporządzenie do szermierki, z szablą w jednej ręce i swoim kaskiem wetkniętym pod ramię. Oliver. Wyglądał szczuplej i ostrzej w uniformie.

Obok niego, także ubrana w biel była inna postać. Amelie. Założycielka Morganville nigdy wcześniej nie wydawała się taka mała; ubrania, które miała na sobie miały tendencję do zwiększania jej wzrostu, tak jak szpilki. Ale jak teraz, Claire zdała sobie sprawę, że Amelie nie była o wiele wyższa od niej i była o wiele smuklejsza. W ubraniach do szermierki, mogła uchodzić za chłopaka, z wyjątkiem kobiecych rys jej twarzy.

- Rozwijasz się, Eve. - powiedziała Amelie. Eve przerwała swoje pchnięcia i stała bardzo wyprostowana ze szpadą spuszczoną w dół. - Pamiętam kiedy po raz pierwszy zaczynałaś swoje lekcje. Muszę dać osobiste zatwierdzenie dla kogokolwiek, kto ćwiczył te typy sztuk walki.

- Tak, cóż, minęła chwila odkąd byłam współzawodnicząca. - powiedziała Eve. - Hej, Ollie.

- Dla tego, - powiedział Oliver, - możesz wejść na tor.

- Nie przyszłam żeby walczyć.

- Jesteś do tego ubrana. Co to czy to floret? Nonsens. Bardziej pasuje do ciebie épée → (niestety nie udało mi się rozszyfrować co to za broń, więc będę wklejać to coś składające się z tych dziwnych znaczków oznaczających niestety nie wiem co, szukałam wszystkich angielskich nazw broni która kończy się na „e” i ma w środku „p” oraz ma ileś powtarzających się liter, które oznaczają te é znaczki, ale nic niestety nie znalazłam, mam nadzieję, że nie będzie to dla was ogromnym utrudnieniem i czytajcie dalej!). - Parsknął Oliver wziął inną broń ze ściany, którą rzucił w kierunku Eve. Chwyciła ją w powietrzu lewą ręką. Claire zdała sobie sprawę, że miała ona zabójczy widok; bardziej jakby trójkątne ostrze niż kwadratowa nasada floretu. Nadal miała na sobie końcówkę, ale wyglądała jak trudniejsza rzecz dla mistrza.

Eve wzruszyła ramionami i rzuciła floret z powrotem do Olivera, który odłożył go na stojak. - W porządku, - powiedziała i przecięła bronią - épée powietrze z syczącym dźwiękiem. - Twój pogrzeb, koleś.

Oliver obnażył swoje zęby w ponurym uśmiechu i włożył swój kask. - Mam wątpliwości, - powiedział.

Eve też włożyła swój kask i weszła na wąską ścieżkę zaznaczoną na podłodze. Claire odsunęła się aby stanąć za Amelie, która obserwowała z intensywnym, skupionym wyrazem na jej bladej twarzy. Kiedy Eve i Oliver podnieśli swoje szable w salucie skinęła głową i powiedziała, - Zaczynajcie.

To było dosłownie przez kilka sekund. Claire była przyzwyczajona do rodzaju walki z filmów, długie, brzęczące pojedynki z mnóstwem ruchów i okazjonalnych zawirowań peleryn. Ta była szybka i niesamowicie zabójcza. Nawet nie widziała co się dzieje, tylko to, że była plama ruchów, jakiś metalicznych brzęków, które wydobywały się zbyt szybko aby je zarejestrować i nagle Eve stała tam z końcówką szabli Olivera nakrywającą tkaninę wzoru jej pirackiej czaszki, tuż nad sercem. - Cóż, cholera, - powiedziała Eve i zrobiła krok do tyłu. - To niesprawiedliwe używać wampirzej szybkości.

- Nie używam. - powiedział. - Nie muszę. Szermierka była umiejętnością do przetrwania w moich czasach. Znowu?

- Jasne. - Eve wycofała się na daleki koniec oznaczonego pasu toru i zniżyła się do głębokiego kucania, że w jakiś sposób w ogóle nie wyglądała na niewygodną.

- Zaczynajcie. - powiedziała Amelie i była kolejna plama ruchów. Tym razem, Claire rozpoznała kilka rzeczy - jedną, że Eve wydawała się pchnąć klatkę piersiowa Olivera a potem opuściła w dół, a jej ostrze pchnęło go w nogę. Prześlizgnął się po jej ramieniu. Eve uderzyła o ziemię i podniosła się na nogi podnosząc swoją épée w triumfie.

- Koleś, mam cię! - powiedziała. - Śmiertelna rana, dokładnie tam. Udowa tętnica. Jesteś taki martwy.

W ogóle nie odpowiedział, po prostu poszedł z powrotem na swoje miejsce po drugiej stronie pasa.

- Naprawdę? Nie możesz odejść z remisem? - zapytała Eve. Zdjęła swój kask a jej czarne oczy były niegodziwie jasne. - Nie możemy po prostu wszyscy żyć?

- Szermierka, - warknął. - Nie gadaj.

Eve włożyła z powrotem swój kask i zajęła miejsce na pasie. Amelie wciągnęła powietrze i zamiast dać sygnał, powiedziała. - Oliver, może powinieneś pozwolić by tak się stało.

Jego twarz w hełmie obróciła się wprost na nią, jakby nie mógł uwierzyć, że to powiedziała, a potem skupił się z powrotem na Eve, która zajmowała postawę en garde (postawa en garde - postawa szermiercza - przypuszczenie tłumacza) . - Zaczynaj nas. - powiedział. - Dwa z trzech.

- Nie lubi przegrywać, - powiedziała Amelie do Claire i wzruszyła ramionami. - Bardzo dobrze. Zaczynajcie!

Claire skupiła się i dała radę zobaczyć dokładnie, co się tym razem stało. Oliver pchnął. Eve odparowała, ale był na to gotowy i wziął swój nóż do tyłu w linii przez wytrącenie jej z linii. Spróbowała kolejnej udowej rany, ale to tym razem nie zadziałało.

Oliver przytrzasnął ostrze jego épée do jej klatki piersiowej tak mocno, że pchnęło ją to o krok do tyłu i sprawiło, że upuściła swoją szablę.

- Oliver! - pstryknęła Amelie, a on cofnął się. Eve zatoczyła się do tyłu, straciła podstawę i upadła na tyłek. Jej épée uderzyła o podłogę, kiedy położyła obie ręce na swojej klatce piersiowej, potem wzniosła je aby zerwać swój kask. Jej twarz stała się biała jak kreda, a jej oczy były ogromne.

- Ow, - powiedziała. - Cholera. To zostawi ślad.

Oliver odszedł, obracając niespokojnie jego épée dookoła i dookoła w swojej ręce w rękawiczce. - Prosiłaś się o to, - powiedział. - Teraz, wynoś się z pasa, jeśli zamierzasz narzekać z powodu siniaka.

Eve powoli wstała na kolana, gromadząc swój kask i szablę i wstała. Nie wydawała się zbyt stabilna.

- Pomóż jej wyjść. - powiedziała Amelie. - Upewnij się, że nie ma złamanego żebra. Oliver, to było niepotrzebne.

- To, co było niepotrzebne, to jej napawanie się. - odpowiedział. - Nie przyszedłem tu walczyć z dziećmi, a ona musi nauczyć się tej samej ostrej lekcji, której ja musiałem: wyśmiewanie się a tych, którzy są silniejszy ma konsekwencje.

- Silniejszy ma odpowiedzialność za słabszego. - powiedziała Amelie. - Jak bardzo dobrze wiesz.

- Miałem prawie wystarczająco odpowiedzialności. I myślałem, że przyszliśmy tu walczyć, pani. Jeśli wszystko czego chcesz, to żeby prowadzić filozoficzne dyskusje będąc ładnie ubranym, na pewno możemy robić to gdzie indziej.

Eve wyglądała teraz lepiej, z kolorem powracającym z powrotem do jej twarzy zbyt szybko jak na komfort Claire, bo był gniew, przerażony blask w jej oczach.

- Tyran, - wymamrotała.

Oliver zdjął swój kask i wpatrywał się w nią. Wyglądał tak stale jak kość i jak ktoś, z którym nikt nie chciał mieć nic do czynienia. - Nie pozwalam, żeby ludzie drwili ze mnie. - powiedział. - I następnym razem, kiedy ośmielisz zawołać mnie imieniem dla zwierzaka, zrobię coś gorszego niż złamanie żebra dla ciebie na torze. Teraz zejdź mi z drogi. Dorośli wymagają przestrzeni.

Amelie nastawiła swoją głowę w jedna stronę, studiując go i powiedziała, - Znudziły mnie wszystkie te zasady. Powinniśmy więc odstąpić konwencją?

- Za wszelką cenę, - powiedział Oliver i rzucił swój kas w kąt. Położyła swój bezpiecznie z drogi. - Broń?

- Preferuję épée, - powiedziała. - Dwie z nich.

- Ah. Florentyńczyk. Ten pasuje mi wystarczająco.

Każde z nich wzięło dwie szable, a kiedy Claire i Eve wycofały się na ławkę w tyle pomieszczenia, Amelie i Oliver odwrócili się. Amelie skrzyżowała swoje dwie szable przed swoją twarzą, a Oliver podążył za procesem; dźwięk czterech ostrzy przecinających powietrze w salucie przyprawiło Claire o dreszcze. - Co oni robią? - wyszeptała.

- Wolną walkę, - odpowiedziała Eve, utrzymując cichy ton. - Żadnych zasad. Bardziej jak pojedynki w starym stylu.

- Niezbyt cicho. - powiedziała Amelie. Prawie się uśmiechała. - To prawdopodobnie nie skończy się śmiercią.

- Ale nie ma gwarancji. - powiedział Oliver. Uśmiechał się i do tego nie jego zwyczajnym złośliwszym niż ty rodzajem skręconych ust. Prawie wyglądał na szczęśliwego. - Gotowa?

- Oczywiście. - Amelie nie wydawała się być; trzymała swoje szable w dole, prawie nie wydając się aby wiedziała, co z nimi zrobić.

Oliver zrobił jeden krok w jej kierunku, a broń capnęła i wcelowała w niego tak szybko, że Claire zamrugała. Oliver podniósł jedną nad jego głową w pozie, która sprawiła, że pomyślała o kolcu skorpiona i okrążył w prawo. Amelie też okrążyła, utrzymując pomiędzy nimi dystans, póki nagle nie poruszała się, dwa jasne, szybkie kroki, nagły skok, który skończył się przesuwanym pchnięciem i oba jej épée uderzyły w cele, jedno przesuwając się po nodze Olivera, inny pod jego ramieniem. Zawirował i uderzył ją w plecy ukrytym ciosem, albo próbował. Musiała wiedzieć, że to nadchodzi, bo zgięła się do przodu, wdzięcznie jak wierzba i wstała na kolanach aby odparować następnym ciosem.

A to był dopiero początek.

- Wiesz, - powiedziała daleko Eve, jakieś pięć minut później, kiedy dwa wampiry nadal obracały się, cięły, siekały i liczyły punkty sobie nawzajem. - Myślę, że może nie powinnam go wkurzać. Albo jej. Znowu.

- Myślisz? - odszeptała Claire. - Jezu. To tak jakby Terminator spotykał Buffy.

- Jak oni decydują, kto wygrywa? Mam na myśli, wyraźnie, uderzają siebie nawzajem, ale nawet nie udają, że to boli.

- Myślę, że to nie ma znaczenia. - powiedziała Claire.

Udowodniono jej rację już trzydzieści sekund później, kiedy
Amelie zdjęła i zastukała ostrzem jednego épée trzy razy o ziemię. Oliver, ruszając do pchnięcia, zboczył w ostatniej sekundzie i przeszedł do neutralnej pozycji.

- Skończone? - zapytał.

- W większości przyjemne. - powiedziała. - Trzydzieści dwa śmiertelne ciosy dla ciebie; trzydzieści jeden dla mnie. Ale nie przejmuję się przegraniem z mistrzem, Oliver. - Ukłoniła się nieznacznie z szablami w dole.

Ukłonił się w odpowiedzi, trochę bardziej głęboko. - Tak jak ja. - powiedział. - Ale wygrana jest zawsze lepsza. Wiesz, że znowu sprzyjasz prawej stronie.

- Zauważyłam. Nie możemy wszyscy tak łatwo przezwyciężyć wad natury.

Wymienili uśmiech, prawdziwy, a Claire wymieniła z Eve spojrzenia. Eve odchrząknęła.

- Nadal tu jesteście? Zapytał Oliver bez zmieniania wyrazu twarzy. Nie odwracał wzroku od Amelie. - Wyjdźcie.

- Dobra. - powiedziała Claire. - Idziemy.

Chwyciła rzeczy Eve i podeszła z nią do jednej z małych szatni aby zdjąć przepocone uniformy. Eve wetknęła swój do jej torby i zdjęła swoją różową koszulkę. Claire z trudem zaczerpnęła powietrze na formujący się siniak, który miał przynajmniej 3 cale długości (3 cale = 7,62 cm - przypuszczenie tłumacza) i wyglądał bardzo boleśnie.

- Cholera, - powiedziała Eve. - Będzie go widać spod mojego stanika. Muszę przemyśleć moją garderobę przez następne kilka dni. - Zbadała siniak palcem i skrzywiła się. - Nic nie jest złamane, po prostu miła pamiątka aby nie kręcić się dookoła Ollie'go z ostrymi przedmiotami na parkiecie tanecznym.

- Nie mogę uwierzyć, że z nim walczyłaś.

- Walczyła z nim? Cholera, dziewczyno, dotknęłam go. Wiesz, jakie to jest trudne? Byłam zawodowym szermierzem przez lata, ale nigdy nie była bliska dotknięcia nikogo bez pulsu. Wiesz, jest przyzwyczajony do realnych pojedynków. Bez końcówek bezpieczeństwa na ostrzach.

Claire mogła w to uwierzyć. To, czego nie mogła pojąć było to, że Eve myślała, że to było fajne.

Może, pomyślała, szermierka nie jest ostatecznie sportem dla mnie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WzM 10 Bite Club 2 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 5 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 6 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 8 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 9 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 4 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 2 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 7 rozdział PL
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
WzM 10 Bite Club 10 rozdział PL
WzM Bite Club 2 rozdział
WzM 11 Last Breath 3 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 9 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 3 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 8 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 6 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 2 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 4 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 6 rozdział PL

więcej podobnych podstron