WzM 10 Bite Club 10 rozdział PL


Rozdział 10

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

Nie odbierał swojej komórki, ale to była cholernie dobry zakład, że poszedł, gdzie powiedział, że zamierzał - na sale gimnastyczną.

W końcu, wszyscy poszli aby go znaleźć, bo Michael nie pozwalał Claire iść samej, a Eve nie pozwalała Michaelowi iść bez niej. Zabrali duży, czarny karawan Eve, który miał wystarczająco duże frontowe siedzenia ławki aby pomieścić trójkę. Claire skończyła na środku.

- Hej, - powiedziała, kiedy Eve sterowała gigantycznym Martwo-wozem w dół ciemnych ulic Morganville. - Więc… o co chodzi z tym braniem ślubu? Czy rzeczywiście to słyszałam? Bo jestem prawie pewna, że zostałabym powiadomiona o tym przez moją najlepszą przyjaciółkę. - towarzyszyła temu z łokciem w bok Eve. Eve wydała zduszony dźwięk, który nie był cichym płaczem.

Claire próbowała utrzymać to jasnym, bo czuła się teraz pełna niepokoju, nie tylko odnośnie Shane'a, ale odnośnie ich dwójki. To było ciężkie być wampirzo/ludzką parą; było już dużo problemów. To stanie się tylko cięższe, a Eve - Eve była silna, ale była także delikatna.

Michael patrzył za okno na mijające domy i nie obrócił swojej głowy. - To było coś w rodzaju impulsowej rzeczy, - powiedział. - Eve chciała zaczekać i mieć duże powiadomienie i zaręczynowe przyjęcie. Ja po prostu nie spodziewałem się, że wygada to w ten sposób.

- Cóż, musiałam zatrzymać Terminatora Shane'a od uderzenia pięścią w twoją twarz, - powiedziała Eve. - Lubię twoja twarz. I to podziałało, prawda?

- Wracając do tematu, - przerwała Claire. - Kiedy dokładnie się to stało?

- Zapytał mnie na przyjęciu. Wiesz, wielkim przyjęciu Gloriany. - To było jedno z tych dziwnych wampirzych imprez powitalnych w mieście, gdzie byli gruntownie jedynymi zaproszonymi ludźmi z pulsem. Claire nie czuła się komfortowo. Ona i Shane zmyli się tak szybko jak mogli, mimo że później chciała, żeby tego nie zrobili, bo usłyszała, że szalone rzeczy się zdarzyły, a spektakl Eve tańczącej z Oliverem musiał być, odnosząc się do wszystkich plotek, dość nieodparty. Bo Oliver najwidoczniej potrafił tańczyć.

To nadal wydawało się dziwaczne.

Nie wiedziała, co zdarzyło się później, bo Eve nie powiedziała. Claire przypuszczała, że nie wydarzyło się nic, z prawdziwych wiadomości. Oczywiście, bardzo, bardzo się myliła.

- Więc, gdzie jest pierścionek? - zapytała Claire. Wpatrywała się w lewą dłoń Eve. Nic błyszczącego na trzecim palcu.

- Nie chciałam nosić go, póki nie powiemy ludziom, powiedziała Eve. - Przypuszczam, że teraz mogę. Prawda?

- Prawda, - powiedział Michael. Zaczął mówić coś jeszcze, ale nastała cisza.

Nagle wydało się to dziwnie niezręczne. A zmieszane uczucia Claire stały się nawet jeszcze bardziej zmieszane. Chciała wierzyć, że to była dobra rzecz, ale czemu Michael nie był tym bardziej podekscytowany? Czy to była męska sprawa? Albo… Boże, czy miał drugie zdanie?

Claire spróbowała wypełnić ciszę. - Jakaś data już czy nic? I czy mogę być druhną? Proszę pozwól mi być druhną! Nigdy żadną nie byłam.

- Moje druhny całkowicie mają na sobie czerń, - powiedziała Eve. - Zgadzasz się z tym? Bo ja noszę czerwień.

- Tak! - Claire dała jej niezdarny, uścisk jedną ręką, a potem zrobiła to samo Michaelowi. - To wspaniałe. To jest… Cóż, jest wspaniałe. Czyż nie jest?

- Tak, - powiedział Michael. Znowu się uśmiechał, ale zobaczyła jego odbicie w szybie i co ją ukłuło, w przeraźliwym pośpiechu, było to, że to nie był właściwy rodzaj uśmiechu. Był smutny i waleczny, nie szczęśliwy i dumny. Jakby robił to, co myślał, że powinien zrobić, ale głęboko w środku nie był pewien.

Oh, nie. Nie.

Claire spojrzała w dół na jej łono. Powiedziała, - Cóż, pozwólcie mi wiedzieć, okej? Kiedy będziecie gotowi. Bo wiecie, będę tam. W każdym sposób.

- Wiem, że będziesz, - powiedziała Eve. Nie tylko się uśmiechała; świeciła z zachwytu. - Dzięki, skarbie.

Znowu skręciła samochód i wciągnęła na przestrzeń parkingową. Neonowe światła sali gimnastycznej były włączone, a znak świecący obok drzwi mówił otwarte 24 godziny.

Siedzieli w samochodzie, kiedy silnik zgasł. Michael i Eve wymienili rzuty oka nad głowa Claire. - Więc, powinniśmy to zrobić, - powiedziała Eve. - Prawda?

- Prawda, - powiedział Michael. - Idziemy wszyscy razem. Jeśli coś zacznie, zejdźcie z drogi, obie. Pozwólcie mu się wyżyć na mnie. Nie jestem tak łamliwy.

Może nie, ale Shane dawał radę lądować na nim z pięścią, co było niemile zaskakujące. Claire nie chciała widzieć nikogo będącego uderzonym albo zranionym, nawet nie wampira, który mógł odskoczyć. Dźwięk Mirandy będącej uderzoną pięścią nadal ją przerażał, nieważne, jak to się potem obróciło.

Zawsze podziwiała zdolność Shane'a do bronienia siebie - i jej i jego przyjaciół - ale w tym samym czasie martwiła się. Może było coś w jego obawie. Może zapis nadużywania jego ojca był ciężki do podważenia; wiedziała, że był ciemny rdzeń gniewu i wina wewnątrz niego.

Ale także wiedziała, że Gloriana w jakiś sposób w tym była. Musiała być. Nieważne, jak bardzo każdy przysięgał, że nie mogła być zainteresowana Shane'm, był jakiś powód, dlaczego to się działo, a Claire widziała z pierwszej ręki, jak łatwe to było dla Gloriany aby owijać ludzi dookoła.

Jak Shane był owinięty.

Widziałam ją, pomyślała Claire. Do góry w jego pokoju, tej pierwszej nocy. To była ona. To musiała być Gloriana.

To było, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy gniew Shane'a zaczął wychodzić na zewnątrz.

Ta suka.

- Zostajemy razem, - powiedziała Claire. - I obiecuję, zmyję się, jeśli ktokolwiek rzuci się z pięściami.

Parcela parkingu była - dziwnie, dla Morganville obszerna i dobrze oświetlona. Nie widzieli nikogo więcej na drodze do wejścia. Przy biurku był ten sam blagier. Spojrzał na ich trójkę bez mówienia niczego. Światła łagodnie brzęczały, a Claire czuła, że nerwy zaczynają mrowić razem z nimi.

- Szukamy Shane'a Collinsa, - powiedział Michael. - Jest tutaj?

Facet z kontuaru sprawdził listę, trzepocząc stronami. - Tak, zaznaczył się jakieś pół godziny temu. Nie wyszedł.

- Musimy go zobaczyć, - powiedziała Claire.

- Dziesięć dolców.

- Nie ćwiczymy, - powiedziała Eve. - Naprawdę, widzisz te ubrania? Nie są zrobione do pocenia się.

- Nie mój problem. Dziesięć dolców by wejść tymi drzwiami, czy ćwiczycie czy nie. Póki nie chcecie kupić członkostwa. To pięćset.

- Żartujesz?

- Czy wyglądam jakbym żartował?

- Nie, wyglądasz jak chuj, który chce trzydzieści dolarów aby pozwolić nam pogadać z naszym przyjacielem, - powiedział Michael i otworzył swój portfel. - To jest czterdzieści. Dodatkowe dziesięć to nie jest napiwek, więc je oddaj.

Facet odliczył dziesięć jedynek - nawet mimo że był dziesięciodolarowy banknot leżący dokładnie tam w szufladzie z pieniędzmi - i przesunął je. - Wynoście się, dzieciaki, - powiedział.

Brzęczyk wystrzelił, sygnalizując, że drzwi były otwarte. Michael przytrzymał je dla dziewczyn; Claire weszła pierwsza, kierując się w kierunku przestrzeni zajętej wagi i maszyny do ćwiczeń. Wszystko było pełne, co było szokujące, odnosząc się do pory nocy. Najdziwniejszą rzeczą było, że Claire nie widziała tutaj tej nocy pojedynczego wampira… tylko ludzi. Oczekiwała dokładnie przeciwieństwa.

Shane był w kącie, obok rzeczy do boksu. To nie było niespodzianką; Claire wiedziała w swoich wnętrznościach, że będzie gdzieś tutaj.

Uderzał pięścią w ciężki worek, który huśtał się powoli tam i z powrotem, ociężałe łuki, jakby tańczył dookoła niego, uderzając ze złośliwą intensywnością. Zdjął swoją koszulkę i pocił się tak bardzo, że wyglądało to jakby właśnie wyszedł z basenu, jego włosy proste i przyklejone dookoła jego twarzy. Jego skóra świecąca i ociekająca.

I był pokryty siniakami. Pokryty. Była zszokowana; nie widziała go takim, nigdy. Niektóre były po prostu czerwonymi plamami - świeżymi - a inne były stare i niebieskie i zanikającymi pod ostrzami. Najpaskudniejsze wyglądały czarno i zielono. Co on do diabła robił?

Claire zaczęła iść do niego, ale Michael zatrzymał ją ręką na ramieniu. - Nie, - powiedział. - Pozwól mi, okej?

- Okej. - Było coś bardzo złego w sposób, w jaki Shane podążał za workiem, jakby osobiście próbował go zabić. I mogła powiedzieć, że teraz tkwił w tym przez chwilę, prawdopodobnie nawet odkąd wszedł.

Kiedy Michael przyszedł, Shane chwycił kołyszący się worek dwoma rękami w rękawicach i unieruchomił go. Z trudem chwytał powietrze, ale jego szerokie oczy były wwiercone w jego przyjaciela.

Nie w przyjazny sposób.

- Hej, - powiedział Michael. - Zmartwiliśmy się, kiedy zwiałeś z domu. Chcieliśmy być pewni, że nic ci nie było.

Shane nic nie powiedział. Przylgnął do worka i sapał i obserwował Michaela z tym dziwnym pustym wzrokiem.

- Więc, - kontynuował Michael nadal poruszając się w jego kierunku, teraz bardziej powoli. Bardziej ostrożnie, jakby zbliżał się do dzikiego zwierzęcia. - Co powiesz na to, że zmyjemy się stąd i pójdziemy na pizzę albo coś? Musisz być głodny.

Musiał przekroczyć jakiś rodzaj niewidocznej linii, bo Shane wyszczerzył swoje zęby, a Michael zatrzymał się na swojej drodze. To było jedno, szalone spojrzenie, a Claire poczuła się chora w środku; to w ogóle nie wyglądało jak Shane. Nadal się szczerzył - jeśli mógłbyś to tak nazwać - i sięgnął po sportową butelkę leżącą z boku. Wyżłopał większość niej obszernymi, spragnionymi łykami, ale nadal nigdy nie zdejmował oczu z Michaela. Ani na sekundę.

- Nie jestem głodny, - w końcu powiedział Shane. - Vassily przeniósł mnie na nową dietę. Proteinowe koktajle.

Michael znowu spróbował. - Bracie, tu się dzieje jakieś zaburzone gówno. Co do diabła jest z tobą?

- Nie możesz powiedzieć? - zapytał Shane. Jego głos brzmiał niżej niż normalnie - głębiej w jego gardle. - Myślałem, że wiedziałeś wszystko, będąc częścią wyścigu mistrzów i wszystkiego. Myślałem, że my, zwykli śmiertelnicy nigdy nie moglibyśmy ukryć przed tobą czegokolwiek.

Claire pomyślała, że to była prywatna rozmowa, ale za nią, usłyszała śmiech - śmiech tylko z nazwy. Był to brutalny śmiech, oznaczający niepokój. Nie było za nim żadnej prawdziwej zabawy, innej niż oczekiwanie wyciągnięcia jakiś skrzydeł z poszczególnych interesujących plików. Zaryzykowała rzucenie okiem nad jej ramieniem.

Shane wyćwiczył kumpli dookoła nich. Na początku ich ignorowała myśląc, że byli po prostu ludźmi w pobliżu, ale teraz wszyscy zatrzymywali to, w co uderzali albo dźwigali albo robili i uważali.

Duży mężczyzna. Ciężki. Pocący się. Też dziewczyna, ale nawet ona wyglądała solidnie i muskularnie i gotowa aby skopać tyłek przy drugiej okazji.

Claire zdała sobie sprawę, że trzymała rękę Eve i trzymała ją ciasno. Rzuciła okiem i zobaczyła, że Eve też była zacementowana zachowaniem Shane'a. Wyglądała na przerażoną i bardzo zmartwioną.

Claire wyswobodziła swoje palce i podeszła aby stanąć obok Michaela. - Shane, co ty tutaj robisz? Po prostu chodźmy do domu, okej?

Shane skupił się na niej, ale to nie polepszyło tego. Jeśli zrobiło cokolwiek, pogorszyło to, bo nie było w ogóle miłości i delikatności w nim, które oczekiwała zobaczyć… które widziała zaledwie godzinę temu. Wpatrywał się w nią, potem w Michaela.

Wyciągnęła do ręki Michaela aby dodać otuchy. Coś zamigotało gorącem w oczach Shane'a. - Więc tam to jest? Ty i Claire? - zapytał Shane. - Nie jestem zaskoczony, facet. Każdą dziewczynę, którą kiedykolwiek znałem, kończyła lubiąc cię bardziej niż mnie. To jest prawie tak jakbyś wyruszał aby sprawić, że tak się stanie.

- To takie nieprawdziwe! - powiedziała Claire zszokowana - zszokowana, że mógł nawet pomyśleć o tym, tym bardziej powiedzieć to - i odeszła od Michaela. - Myślisz - Myślisz, że ja i Michael…?

- Czemu nie? Jest fajniejszy, prawda? Wymiata z tą całą rzeczą gitarowego bohatera. Oh, i jest wampirem - wiem, jak bardzo wy, wszystkie laski poszukujecie tego. Mógłby chapnąć swoimi palcami i wyrwać jakąkolwiek dziewczynę, którą chciał. Włączając ciebie. Nie bujaj myśląc, że miałaś wybór.

Nawet nie powiedział jej imienia. W jakiś sposób, to zabolało bardziej, niż cokolwiek innego - i sprawiło też, że się wściekła, co prawdopodobnie nie było dobre, ale nie mogła temu zapobiec. - Nie, nie mógł mnie dostać, bo nie kocham go. Kocham ciebie, Shane.

Posłał jej cyniczny uśmiech. - Nie musisz kochać kogoś aby rżnąć ich.

- Shane! - Teraz była zawstydzona, przerażona i chora, i chciała, żeby się po prostu zamknął.

- Widziałem, jak na ciebie patrzył. Daj spokój, Michael, powiedz jej. Powiedz jej, że się mylę. Powiedz jej, że nigdy o tym nie myślałeś.

Michael nic nie powiedział. Było dziwne światło w jego oczach, takie, którego widzenia wcześniej Claire nie mogła sobie przypomnieć. Walnęła go w rękę. - Więc? - zażądała. - Powiedz mu!

- Nie zrobię nic dobrego, - powiedział Michael. - Nie słucha niczego, co muszę powiedzieć. Albo również ty. Dalej, Claire. Powinniśmy iść.

- Nie! Nie zostawię go tutaj takim, myślącego, że ja jestem…

Shane zrobił gwałtowny ruch do przodu, chwycił ją za jej ramiona i przyłożył swoją twarz bardzo blisko jej. Wystarczająco blisko aby pocałować, ale to nie wydawało się być w ogóle w jego zamiarach. To był Shane, ale… nie. Nie Shane, którego zawsze znała. Nawet kiedy stracił swoją pamięć, był rdzeń delikatności, kontroli… a teraz to zniknęło.

To było jakby część niego umarła. Najlepsza część.

- Pozwól mi sprawić to naprawdę przejrzystym, - powiedział. - Nie umawiam się z dziewczynami posuwającymi kły. Jeśli to nie on, jest to ten szalony dupek, twój krwiopijny szef. Więc, idź dalej. Rób to, co wiesz, że chcesz zrobić. To już żaden mój interes. Koniec z nami.

I odepchnął ją, mocno. Trzasnęła o stalowy słupek, który wyzionął z niej oddech i przyniósł łzy do jej oczy z dalekiego, rozżarzonego do białości bólu kości dzwoniących od metalu.

Przez łzy zobaczyła Michaela chwytającego rękę Shane'a i szarpnął go z dala od niej, niewiarygodnie szybko i silnie. Ale Shane miał siłę i szybkość siebie samego, większe niż powinien mieć i zakołysał się dookoła obrony Michaela i zatrzasnął pięść w jego brzuchu, potem jego podbródku, odciągając głowę Michaela do tyłu. Potem znowu i znowu i znowu, tak szybko, że była to plama.

A Michael opadł płasko na plecach. Przewrócił się, mrugając i powrócił na swoje nogi, ale jego usta krwawiły, a Eve wrzeszczała i próbowała dostać się pomiędzy nią a Shane'a i to wszystko było po prostu szalone, jak to się działo. Jak prawdopodobnie mogło być…

Claire dostrzegła postać stojącą na metalowej poręczy do góry, patrząc w dół na nich. Drobna kobieta, z masą pofalowanych włosów koloru miodowego, ze słodką twarzą.

Gloriana. Wampir.

Uśmiechała się - nie diabelskim uśmiechem, który Claire mogłaby zrozumieć, ale uśmiechem radości dzieciństwa. Uśmiech, który powinien być zarezerwowany dla szczeniaków i tęczy i prawdziwej miłości.

Nie dla widzenia Shane'a kopiącego Michaela w bok z wystarczającą siłą aby roztrzaskać kość.

Widzowie oglądali z pewnym rodzajem dziwnej, głodnej aprobaty i nikt nie poruszył się aby to zatrzymać, póki wytatuowany, umięśniony facet - Rad, z samochodowych i motocyklowych sklepów - nie chwycił Shane'a od tyłu, owijając jego ręce i blokując jego palce razem za szyją Shane'a w niemożliwym do złamania, powstrzymującym uchwycie. Kopnął stawy nóg Shane'a i sprowadziło na dół na jego kolana.

Eve była pochylona przy Michaelu, pomagając mu usiąść, wycierając nieznacznie zbyt bladą krew z jego twarzy koronkową, czarną chusteczką. - Mój Boże, - mówiła odrętwiale. - Mój Boże, mój Boże… Oh, kochanie…

Shane próbował pozbyć się uścisku Rada, ale jego kumple poruszali się teraz. Jakby wtedy, kiedy zdał sobie sprawę, że było bezużytecznym próbować złamać uścisk Rada na nim, Shane stał się spokojny.

Eve musiała zdecydować, że Michael był okej, bo spojrzała na Claire i zapytała ją czy była ranna, coraz bardziej zaniepokojonym tonem. Claire otrząsnęła jej oszołomienie i powiedziała, - Nie, ze mną w porządku. Michael?

Nie odpowiedział. Siedział, a cała jego uwaga była na Shane'a. Tylko Shane'a. - Puść go, Rad, - powiedział.

- Koleś, - powiedział Rad. - Nie uważam, że to jest zbyt dobry pomysł. On się nie poddał. On po prostu czeka. Mogę to wyczuć.

- Powiedziałem puść go.

- Twój pogrzeb. - Rad uwolnił Shane'a, który obrócił się i odepchnął go. Rad podniósł swoje dłonie, sygnalizując poddanie się.

A Shane odwrócił się w kierunku Michaela, który nie pokazywał niczego takiego. W zasadzie, był znowu na swoich nogach, przesuwając Eve - delikatnie - i rzetelnie stawiając czoła Shane'owi.

- To nie jesteś ty, stary. Co to powoduje? - zapytał Michael.

- To ona, - powiedziała Claire i spojrzała w górę na poręcz nad nimi. - Ona go okręca.

Tylko, że Gloriana zniknęła. Żadnego śladu, że kiedykolwiek tam była. Claire rozejrzała się dookoła, ale nie było na widoku żadnych wampirów. Ani jednego.

Tylko Michael.

Shane zwrócił na nią dogryzające spojrzenie. - Jaka ona?

- Gloriana, - powiedziała Claire. - Ona to tobie robi.

Zaśmiał się. - Nie umawiam się z wampami. Powinnaś to pamiętać.

- To urok.

- Nie, to nie jest, - powiedział bardzo cicho Michael. - Niedokładnie. Albo niecałkowicie. Prawda, Shane? To jest coś innego.

- Tak, - powiedział Shane. - To jest coś innego. Bo jest tutaj wielu z nas, którzy mają dość do diabła skopywania naszych tyłków przez wampiry, dość bycia waszymi tanimi butelkami wina z nogami, dość pozwalania wam rządzenia tym miastem jak lordowie. To już się więcej nie stanie. Prawda, chłopacy?

Chłopacy z sali gimnastycznej - i też dziewczyna - zgromadzili się dookoła w kółku, a reszta miała ten sam, drapieżny błysk w ich oczach, tą samą odkrytą, uzewnętrznioną przemoc. Rad wydawał się być jedynym umięśnionym kolesiem, który był w złym miejscy i miał złe pobudki, a teraz rozglądał się dookoła, niespokojnie marszcząc brwi.

- Spójrz, może powinieneś iść, - powiedział do Michaela, a potem rzucił okiem na Eve i Claire, - Wy wszyscy. Rozwiążcie to później.

Jej impuls był aby powiedzieć, że zostawała, że żadna moc na ziemi nie mogła sprawić, by zostawiła Shane'a, kiedy był taki, ale jeśli by tak zrobiła, wiedziała, że Michael i Eve tego zażądają. A to byłoby złe. Shane wydawał się specjalnie wściekły o bycie Michaela tutaj - a ze spojrzenia, którym obdarował ją teraz, Eve też.

Duży, nadmiernie umięśniony facet ubrany w dresy z mikrofibry i złote łańcuchy, jak jakiś odrzucony kandydat do kiepskiego reality-show obdarował Eve naprawdę wstrętnym szerokim uśmiechem. To było w większości warknięcie. - Zawsze ganiasz po mieście ubierając się jak chcąca być kimś innym krwiopijczyni, a teraz posuwasz jednego, - powiedział. Cóż, właściwie nie powiedział posuwasz, ale mózg Claire odmówił całkowitego przetłumaczenia tego. To było zbyt szokujące, kiedy to było powiedziane z takim wielkim jadem. - Nienawidzę dziewczyn posuwających kły bardziej niż wampirów. Przynajmniej wampiry po prostu robią to, co przychodzi naturalnie. Twój rodzaj, jesteście zboczeńcami.

Eve trochę się cofnęła, ale potem wyciągnęła podbródek. - Naprawdę? Biorąc pod uwagę, co słyszałam od dziewczyn, z którymi ty się umawiasz, Sandro, może powinieneś pomyśleć dwa razy o rzucaniu tego słowa dookoła. Bo musiałam, poszukać połowy rzeczy, których chciałeś, żeby robiły w Urban Dictionary (Urban Dictionary - jeden ze słowników internetowych - przypuszczenie tłumacza) i to było obrzydliwe.

Znowu miała na sobie choker (choker - przylegający blisko do ciała naszyjnik, noszony wysoko na szyi - przypuszczenie tłumacza), zawiązany z tyłu zanim opuścili dom, ale teraz Sandro - jak Shane wcześniej - dotarł i szarpnął go. Nie dał rady go ściągnąć, ale pociągnął go wystarczająco w dół, że ślady ugryzień Eve były wyraźnie widoczne. - Spójrz na to. Chodzący bank krwi. Słyszałem też, że jesteś chodzącym WDCM. To oznacza W Dowolnym Czasie Michael tego chce.

Michael wkroczył przed Eve, stawiając czoło Sandro i powiedział, - Chcesz mi to powiedzieć?

Sandro się zaśmiał. - Nie nauczyłeś się swojej lekcji od twojego małego przyjaciela tutaj? Jasne. Bo nie będziesz miał żadnej kopii zapasowej, Glass. Twoja cała rodzina była pupilkami wampirów od Ciemnych Wieków, (Dark Ages czyli w tłumaczeniu Ciemne Wieki - wczesny średniowieczny okres europejskiej westernowej historii; termin odnosi się do czasu (476-800), kiedy nie było rzymskiego cesarza na zachodzie - przypuszczenie tłumacza) ale nie będziemy już więcej mieli tego lepszego niż ty gówna. Nie tutaj. Tutaj, jesteście wszyscy na własną rękę, suko.

Shane bardzo cicho przeszedł za nich. Claire spojrzała na niego, na jego nieruchomą twarz bez uśmiechu, a i to wydało się zapłonem paniki. To było rzeczywiste i było niebezpieczne. Rad i kilku innych, którzy nie wydawali się wściekli wycofywali się, wychodząc na krawędzi tłumu. Może poślą po jakąś pomoc, albo może nie. Na pewno nie ufała temu, że koleś biorący ich pieniądze przy drzwiach niepokoiłby się żeby przyjść pędząc na ratunek.

Michael był wampirem, ale był młody i nie mógł walczyć z tłumem na własną rękę. Plus, próbowałby ochronić Eve i ją też.

A Shane nie miał swoich tyłów. Albo żadnego z ich tyłów. To było oczywiste i bolesne, a Eve posłała mu najgorsze, najbardziej łamiące serce i zdradzone spojrzenie, jakie Claire mogła sobie wyobrazić. - Będziesz tam po prostu stał, - powiedziała. - Będziesz tam stał i pozwolisz, żeby się nam to przydarzyło. Nam. Twojej własnej dziewczynie.

Shane obrócił się aby zacząć znowu walenie ciężkiego worka.

- Shane, - wyszeptała Claire. - Proszę. Proszę.

Zawahał się, a jedno z jego uderzeń pięścią wylądowało lekko. Chwycił worek i zatrzymał jego kołysanie się i spojrzał przez swoje ramię na nią. Przez długą, okropną chwilę pomyślała, że po prostu powróci do tego, co robił, ale potem ostro skinął na Sandro. - Puść ich, - powiedział.

Sandro trzasnął swoimi kostkami. - Daj mi powód.

- Tak wiele jej wiszę, - powiedział Shane. - Pozwól im odejść. - Znowu uderzył worek z oszałamiającą siłą. - Ale weźcie moją radę, przyjaciele. Nie przychodźcie znowu mnie szukając. Żadne z was.

Było jakieś narzekanie, ale koło powoli rozdzieliło się na części. Eve chwyciła rękę Michaela i pociągnęła go, kierując się do wyjścia. Claire zawahała się, wpatrując się w plecy Shane'a kiedy się poruszał, wił się i uderzał pięściami.

- Shane, - powiedziała. - Nadal cię kocham.

Nie odpowiedział. Sandro pchnął ją w kierunku jej przyjaciół.

- Słyszałaś go, - powiedział Sandro. - Wynoś się stąd do diabła i trzymaj się z dala. Nie jest zainteresowany.

Shane spojrzał w tył tylko raz. Był ból - prawdziwy ból - na twarzy Shane'a kiedy walczył z workiem treningowym, a ich oczy się spotkały tylko na sekundę zanim odwrócił wzrok.

Jego były czerwone. Nie było możliwym rozpoznać łzy od potu, ale pomyślała - nie, wiedziała - jak zdewastowany się czuł.

Bo ona czuła dokładnie to samo.

Łzy napłynęły i przelały się, a ona drżąc ssała powietrze, które pachniało jak pot, metal i rozpacz.

Eve wzięła jej rękę. - Daj spokój, - powiedziała. - Nic nie możesz tu zrobić.

To była prawda i to bolało tak, tak bardzo.

SHANE

Chciałbym móc powiedzieć, że nie wiem, dlaczego to zrobiłem. To sprawiłoby, że poczułbym się lepiej, czyściej, o tym, co do niej powiedziałem. Ale wiedziałem. To było tak, jak Claire się zorientowała: Glory mnie oczarowała. Ale ja nie dbałem o to, bo pod urokiem było naprawdę złe pasmo… mnie. Czułem się dobrze. Więcej niż to, czułem się sprawiedliwy, jak rycerz w starych opowieściach wyjeżdżający na jakąś uzasadnioną przez Boga wojnę. Czułem się, jakbym wtedy, kiedy miałem cel, a mój ojciec był żywy aby mi powiedzieć, jaki on był.

Waliłem w ten ciężki worek, póki moje ręce nie drżały, a moje nogi wydawały się jak z ołowiu, a potem upadły na metalową ławkę. Ktoś przyniósł mi kolejny proteinowy koktajl, a ja opróżniłem butelkę grubymi, spragnionymi łykami. Moja głowa bolała, a ja miałem problemy łapiąc mój oddech.

- Hej, facet, w porządku? - To był Sandro. Nienawidziłem Sandro, nienawidziłem jego fałszywego uśmiechu i jego złotych łańcuchów i jego fałszywej wiarygodności w New Jersey. Był z Morganville, jak reszta z nas. Do diabła, jego ojciec był piekarzem. Nie możesz być pieprzonym gnojkiem, kiedy twój ojciec robi ciasta.

Sandro ścisnął moje ramię, wystarczająco mocno aby zginać ścięgna. Puknąłem jego rękę. - W porządku, - powiedziałem. - Zgubiłem się.

- Dobra robota wyrzucając tą małą Renfield (Renfield - postać fikcyjna z „Drakuli” będąca sługą Drakuli, mająca manię w wyniku bycia pod wpływem Drakuli - przypuszczenie tłumacza). Zresztą nie wiem, co kiedykolwiek w niej widziałeś. Wygląda jak połowa chłopaka. Ja, ja lubię swoją kobietę z zaokrągleniami kobiecego ciała i żywotnością, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Osuszyłem ostatni koktajl i poczułem świeży wybuch gniewu i głodu. - Może musisz sprawdzić co zgubić się oznacza. - Michael nie był tutaj aby się wyżyć, ale Sandro także by to zrobił.

- Nie stawiaj mi się, Collins. Nie jesteś tak twardy.

Wiedziałem lepiej. Sandro był szkolnym twardzielem. Ja byłem walczącym o życie twardzielem. Ale nie zamierzałem nauczyć go tej różnicy, bo za wszystkie jego wady, dla wszystkich był głównym, osłem na szóstkę, oddychał, a jego serce biło i to było wszystko co przesądziło o zatrzymaniu go po mojej stronie. Dwa rodzaje bojowników: my i oni.

Żadnego z nich tu teraz nie było. Glory i Vassily oddzielili nas na ludzi i wampiry i to działało. Teraz za każdym razem, kiedy zobaczę wampira, to sprawi, że będę chciał popędzić do tego.

Włączając Michaela.

To sprawiło, że poczułem się wewnątrz dziwnie, ale nie wystarczająco dziwnie aby chcieć to zmienić. To było to, gdzie należałem. To było to, do robienia czego byłem przeznaczony. Szczerze, urodzony i wyhodowany do tego. Mój tata dobrze mnie nauczył.

Tutaj, nie musiałem być Shane'm Collinsem, wiecznym próżniakiem, osieroconym, zagubionym chłopcem. Tutaj, z tymi ludźmi, byłem częścią czegoś. Częścią wojny.

Nawet jeśli, dokładnie teraz, ta wojna była zwalczana jeden do jednego, na ringu, z ludźmi wiwatującymi.

Pewnego dnia, to będzie zwalczane na ulicach, a ludzie też będą wiwatować.

Nawet Claire.

Wkrótce.

###

- To Gloriana, - powiedziała Claire, kiedy byli bezpiecznie w samochodzie. - Widziałam ją, Michael. Widziałam ją obserwującą ciebie i Shane'a walczących. Ona się uśmiechała.

- Nie wiem, jak mogłaby to zrobić bez wpływania na mnie, albo ciebie, albo Eve, - powiedział. - Urok nie jest tak specyficzny.

- Tutaj jest, - powiedziała Eve. Posłał jej dziwne spojrzenie, kiedy zjeżdżał w dół ulicy, kierując się do domu. - Co, nie wiedziałeś tego? Ona może wyciągnąć jednego faceta z pokoju, jeśli chce. Widziałam ją robiącą to. Widziałam ją robiącą to tobie.

Claire też to widziała na powitalnym przyjęciu - Gloriana wywabiła Michaela tylko uśmiechem i mrugnięcie, prosto z ramion Eve. Nie była z tym poważna - przynajmniej, Claire nie myślała, że byłaby poważna - a Eve przyprowadziła go szybko z powrotem, ale poczuła teraz wpływ Glory, a najgorszą rzeczą odnośnie tego było, że to wydawało się jak najbardziej naturalna rzecz na świecie. Frank nawet ją ostrzegał, a ona nadal nie uwierzyła, że było coś złego z tym, co czuła albo robiła.

To było to, co przydarzyło się Shane'owi.

- Jasne, może zwrócić faceta do lubienia jej, - powiedział Michael. - To nie takie trudne. Ale zmienianie ich, sposób, w jaki Shane się zmienił? To zupełnie inny rodzaj rzeczy. Nie sądzę, że nawet Glory potrafi to zrobić.

- Cóż, kto wie? - zapytała Claire. - Amelie?

- Może. Albo Oliver; wydaje się znać ją lepiej.

Claire pamiętała Olivera siedzącego z Glorianą w Common Grounds. Tak, wydawali się przytulni. Co sprawiło, że jej żołądek trochę się wywrócił, bo ostatnią rzeczą, o której chciała myśleć, był Oliver mający jakikolwiek rodzaj życia miłosnego, kiedykolwiek, z kimkolwiek. To było po prostu obrzydliwe. - Frank powiedział coś o… - Zamknęła swoją buzię, nagle zatopiona alarmem i adrenaliną, z trzaskiem, bo nie miała na myśli wspomnieć o Franku. Kiedykolwiek. - Mam na myśli, zanim on, wiecie…

- Umarł? - dostawiła Eve. - Poszedł na ten duży, motocyklowy rajd w niebie? Uciął brudną drzemkę? - Posłała Michaelowi ostrzegawcze spojrzenie, kiedy się skrzywił. - Co? Tak, jestem niewrażliwa, ale Shane'a tu nie ma i poza tym, jestem teraz wkurzona. Frank Collins nigdy nie był Panem Sympatycznym, kiedy żył, wiesz. Nie wiem, czemu muszę dawać mu ekstra pośmiertne uszanowanie.

To ładnie rozpraszało każdego od pomyłki Claire, a ona wzięła cenny czas aby dopracować, co miała chciała powiedzieć, zostawiając całkowicie Franka. - Musimy się dowiedzieć, co ona tutaj robi, - powiedziała Claire. - Coś zmienia ludzi na tej sali gimnastycznej w tłum, a my wszyscy wiemy, że to jest to, czego Amelie najbardziej się obawia. Ludzkie tłumy mogą indywidualnie zdemontować wampiry. Ona zrobi cokolwiek aby zapobiec rozpoczęciu się tego. Jeśli to Gloriana, musimy to udowodnić.

- Co jeśli to Bishop? - zapytał Michael. Eve wydała stłumiony dźwięk. - To jest dokładnie rodzaj tego, czego Bishop chce - ludzi obracających się przeciwko wampirom, tworzących chaos i śmierć. On się nie przejmuje tym, kto ucierpi.

- Paskudne, - zgodziła się Eve. - Jeśli on ma Glorianę pracującą dla niego…

- To może być o wiele większe, niż ktokolwiek się spodziewał, - dokończył Michael. Zatrzymał się na moment i powiedział, - Mogę się dowiedzieć.

- Jak? - głos Eve był na krawędzi, a Claire rzuciła na nią okiem. Wydawała się spięta, ręce zaciśnięte tam, gdzie leżały na jej udach.

- Przez rozmawianie z Glory, - powiedział. - Spójrz, ona mnie lubi. Ona powie mi rzeczy.

- Tak, to w żaden sposób nie sprawia, że chcę zwymiotować kwasem, - powiedziała Eve. - Ty przytulający się z nią?

- Eve…

- Zgodziliśmy się. Trzymasz się od niej z daleka.

- To jest inne. To nie jest po prostu - Spójrz, to o czym rozmawiamy może być życiem Shane'a. I wielu innych ludzi. Niewinnych ludzi. Mogę manipulować Glory.

- Możesz? - zapytała Eve. - Bo zauważyłam, że nigdy nie nazywasz ją Gloriana. Tylko Glory.

Zamknął się. Co jest prawdopodobnie jedyną mądrą rzeczą, jaką może zrobić, pomyślała Claire. Eve miała szczery argument. Było coś alarmującego odnośnie tego, jak szybko Michael przeskoczył na tą całą - pozwólcie mi mówić do niej - rzecz.

To była krępująca cisza przez całą drogę z powrotem do domu. Kiedy Michael zaparkował samochód i zgasił silnik, Claire powiedziała, - Myślicie, że przyjdzie do domu?

- Masz na myśli, dzisiejszego wieczoru? Nie, - powiedział Michael. - Jeśli masz na myśli kiedykolwiek, nie wiem. To nie był Shane powracający tutaj. Myślę, że wiesz to.

Wiedziała. To bolało jak ogromna kula pająków w środku jej żołądka, a ona nie mogła powstrzymać swoich oczu od zajścia łzami za każdym razem, kiedy o nim pomyślała. To bolało - oh, Boże, to bolało. - Więc muszę go ściągnąć z powrotem, - powiedziała. - Po prostu tak zrobimy. Cokolwiek to zabierze.

Jej komórka zadzwoniła, a ona spojrzała w dół na ekran, mając wściekle nadzieję, że to był Shane - ale nie. Nie miało zdjęcia i żadne numer się nie pokazywał. Tylko pustka. Otwarła klapkę i powiedziała, - Halo?

- Nie wiedziałam, że twój chłopak jest taki gorący, - powiedział dziewczęcy głos. - O wiele gorętszy niż ty, wiesz. Umawiasz się tak daleko od swojej ligi, sprawiasz, że jesteśmy wszyscy zawstydzeni. - Chichot, a głos przybrał paskudne obrzeże. - On jest teraz gwiazdą rocka i nie potrzebuje już jakiegoś płaskiego dziecka. On wyrzuci cię szybciej niż zeszłotygodniowe chińskie jedzenie i umówi się z prawdziwą dziewczyną. Gwiazdą porno.

- Co - Kim jesteś?

- Przyszłością Pana Shane'a Collinsa. - Więcej chichotu od innych dziewczyn, które musiały słuchać. - Znowu to oglądam. Boże, on jest tak seksownie wyglądający!

Kliknięcie, a Claire została z niczym. Nawet nie - kiedy sprawdziła - historię połączeń. To był pusty numer.

- Co? - zapytała Eve marszcząc brwi. Claire potrząsnęła głową.

- Nie mam pojęcia, - powiedziała. - Ale… to prawdopodobnie nie jest dobre.

- Cóż, to oszałamiająca niespodzianka, - powiedziała Eve. - Nie widzę, żeby to nadchodziło. Czy to była Monica?

Powinna być, przez całą logikę, którą Claire wiedziała, ale… to nie była Monica albo Jennifer albo jakikolwiek inny głos, który znała. Narobiła sobie wrogów w mieście, ale nie tak wielu, że nie wiedziała, jak ich zidentyfikować.

Więc czemu jakaś przypadkowa, dziwna dziewczyna dzwoniła do niej odnośnie Shane'a?

Co ona powiedziała…? - Znowu to oglądam, - powiedziała głośno Claire. Eve spojrzała na nią marszcząc brwi.

- Oglądam co? - zapytał Michael.

- Dokładnie, - powiedziała Claire i poczuła jakby spadała z klifu w ciemność, - Dokładnie. Coś jest naprawdę, naprawdę źle, Michael. Po prostu to wiem!

- Wejdźmy do środka, - powiedział, - I dowiemy się tego.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WzM 12 Black Dawn 10 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 10 rozdział PL
WzM 11 Last Breath cały 1 rozdział PL
WzM 11 Last Breath cały 1 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 19 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 11 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 18 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 16 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 15 rozdział PL
WzM 12 Black Dawn 11 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 14 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 17 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 12 rozdział PL
WzM 11 Last Breath 12 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 2 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 5 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 6 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 8 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 3 rozdział PL

więcej podobnych podstron