BW 1920 22 Sprawa ukladu w SPA


DODATEK PIERWSZY

SPRAWA UKŁADU W SPA

Wymiana listów na łamach Myśli Polskiej, Londyn, między

Jędrzejem GIERTYCHEM i Stanisławem KIRKOREM

Szanowny Panie Redaktorze!

Mam nadzieję, że nie odmówi mi Pan wydrukowania na lamach „Myśli Polskiej” listu nastę­pującej treści:

W londyńskim „Dzienniku Polskim” w numerach z dnia 7 lutego i 14 lutego b.r. (wydania so­bot­nie pod nagłówkiem „Tydzień Polski”) ukazały się dwa obszerne, poparte obfitą dokumentacją historyczną artykuły p. Stanisława Biegańskiego, dotyczące konferencji w Spa w 1920 roku i doku­men­tu, jaki tam podpisał ówczesny premier, p. Władysław Grabski. Artykuły te treścią swoją zmie­rzają do uwolnienia ówczesnego Naczelnik Państwa, Józefa Piłsudskiego, od odpowiedzialności za to, co się wówczas stało. Z uwagi na źródłowy charakter, artykuły te nie są tylko przemijającym wystą­pieniem publicystycznym i wobec tego nie mogą być zbagatelizowane.

Nie zamierzam replikować na nie obecnie w sposób obszerny i tak źródłowy, jakby należało. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w życiu będę miał sposobność zająć się polityczną, stroną sytuacji z lata 1920 roku bliżej. Na razie jednak, chciałbym odpowiedzieć, na artykuły p. Biegańskiego w sposób prowizoryczny.

Nie pisuję jednak do „Dziennika Polskiego”. Zwracam się więc do Pana z prośbą, by zechciał Pan moją odpowiedź p. Biegańskiemu zamieścić na swoich łamach.

Łączę wyrazy poważania.

Jędrzej Giertych

14 lutego, 1970.

16, Belmont Road, Lorndon, N. 15.

ISTOTA RZECZY POLEGA na tym, że podróż p. Grabskiego do Spa nie może być traktowana w oderwaniu od całokształtu polityki Piłsudskiego w owej chwili. To Piłsudski ponosił odpowiedzialność za ówczesne położenie Polski, to on sprawował wówczas w Polsce władzę — i to on, a nie kto inny ponosi odpowiedzialność za podróż Grabskiego do Spa i za zaciągnięte tam przez tego ostatniego zobowiązania.

Do uwolnienia Piłsudskiego od tej odpowiedzialności nie wystarcza powoływanie się na to, iż nie posiadamy dokumentu, który by w imieniu Piłsudskiego upoważniał Grabskiego czarno na białym do zawarcia właśnie takiej umowy. Można by Piłsudskiego od tej odpowiedzialności uwolnić tylko, gdy­by można było wykazać, że między Grabskim a Piłsudskim istniał konflikt i że Piłsudski opierał się polityce Grabskiego, lub przedsięwziął kroki, by zawarte przez Grabskiego porozumienie prze­kreślić, oraz zaciągnięte przez niego zobowiązania zdezawuować.

Były to czasy gabinetów pozaparlamentarnych. Sejm w istocie nie wyłaniał z siebie rządów. Rząd Paderewskiego (16.I.1919 — 9.X.1919) był w istocie tworem Piłsudskiego; to za tego rządu Polska zaproponowała Wielkiej Brytanii rozmową Paderewskiego z Lloyd Georgem 14 września i rozmową Piłsudskiego z Sir H. Rumboldem, Mackinderem i generałem Keyes'em 15 grudnia, że za pieniądze alianckie stworzy armię złożoną z 500.000 żołnierza, która pomaszeruje na Moskwę. (Trud­no wątpić, że impreza ta miałaby na celu zreorganizowanie Rosji w myśl interesów tych, którzy dadzą pieniądze, a więc byłaby wyciąganiem kasztanów z ognia polskimi rękoma dla „aliantów”, czyli w prak­tyce dla Wielkiej Brytanii). Tworem w istocie Piłsudskiego był rząd Skulskiego (13.XII.1919 — 9.VI.1920), który w praktyce odrzucił propozycje pokojowe Cziczerina z grudnia 1919 i stycznia 1920, wbrew tajnej uchwale Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu z dnia 24 lutego 1920, posta­na­wia­jącej, by rokowania na podstawie sprecyzowanych przez tę komisję, korzystnych dla Polski warun­ków podjąć, oraz który umożliwił Piłsudskiemu politykę współpracy z Petlurą i wyprawę kijowską. Także w istocie tworem Piłsudskiego był rząd Władysława Grabskiego (23.VI.1920 — 24.VII.1920). Zarówno w rządzie Skulskiego, jak w rządzie Grabskiego polityka zagraniczna była domeną obozu Pił­sud­skiego; kierowali nią najpierw czystej krwi piłsudczyk Stanisław Patek, a potem bliski Piłsud­skiemu Eustachy Sapieha.

Władysław Grabski posłował z ramienia obozu narodowego, ale był w istocie politykiem zaj­mu­jącym stanowisko neutralne. W owym okresie był w istocie wykonawcą — w ogólnym zarysie — polityki Naczelnika Państwa, a zgoła nie przedstawicielem dążeń reprezentacji parlamentarnej obozu narodowego (Związku Ludowo-Narodowego). W czasach późniejszych, gdy był premierem przez klika lat, był on w sposób oczywisty ze Związkiem Ludowo-Narodowym w konfliktach.

Utworzenie Rady Obrony Państwa było dziełem Piłsudskiego. Celem jego było zawieszenie na czas pewien uprawnień Sejmu i powierzenie prawa uchwalania ustaw tej Radzie, to znaczy w prak­tyce rządowi i Naczelnikowi Państwa przy udziale i za zgodą maleńkiego przedstawicielstwa stron­nictw. W dniu 30 czerwca nowy premier, Władysław Grabski wygłosił w Sejmie mowę, proponując „z polecenia Naczelnika Państwa” utworzenie Rady Obrony Państwa i przelanie na nią uprawnień usta­wodawczych. Rada miała składać się z 25 osób (Naczelnik Państwa, 8 członków rządu, 5 przed­sta­wicieli wojskowości mianowanych przez Naczelnego Wodza, marszałek Sejmu i 10 posłów, wyde­le­gowanych przez główne stronnictwa). Sejm w dniu następnym Radę tę, z żądanymi dla niej uprawnieniami, powołał do życia, zmieniając tylko jej skład o tyle, że miało w niej zasiadać jedynie 4 członków rządu i 3 przedstawicieli wojska. Przywódca Związku Ludowo-Narodowego, Głąbiński, zło­żył przy tym oświadczenie, w którym powiedział: „w chwili niebezpieczeństwa grożącego Oj­czyź­nie, nie oglądamy się wcale na to, że nie mamy przedstawicieli w gabinecie i nie należymy do wię­kszości rządowej, nie wytaczamy też rekryminacji z tego powodu, że byliśmy przeciw wojnie i że nie wysłuchano naszych przestróg. Oświadczamy się za projektem Rady Obrony Państwa”.

Rada Obrony Państwa liczyła w rezultacie 19 członków, w czym 11 przedstawicieli Sejmu, ale z uwagi na obecność przedstawicieli stronnictw lewicowych obóz Naczelnika Państwa miał w niej większość. Nikt zresztą przeciwko temu nie oponował, w imię nie stwarzania trudności.

Jak ówczesna sytuacja polityczna w Polsce wyglądała, świadczą najlepiej okoliczności utwo­rzenia — już po za kończeniu konferencji w Spa, mianowicie w dniu 24 lipca — tak zwanego rządu Obrony Państwa. Oddajmy głos Głąbińskiemu:

„Naczelnik Państwa zaproponował delegatom stronnictw w Radzie Obrony Państwa utwo­rze­nie wspólnego rządu w ten sposób, aby stronnictwa kolejno wedle swej siły liczebnej w Sejmie dele­go­wały swoich członków do gabinetu i wybierały sobie swobodnie teki ministerialne dla swoich dele­gatów. Propozycja ta została przez stronnictwa przyjętą i na tej podstawie zaprosił Piłsudski Witosa, jako prezesa połączonego stronnictwa ludowego do objęcia prezesury gabinetu. Drugim z kolei klu­bem najliczniejszym w Sejmie był Związek Ludowo-Narodowy. Imieniem tego Związku zażądałem zgodnie z układem teki ministra spraw zagranicznych dla swego stronnictwa. Na to Piłsudski oświad­czył, że to jest niemożliwe, ponieważ stronnictwo moje ma w państwach zachodnich złą markę. Zda­niem Piłsudskiego należałoby tę tekę powierzyć Daszyńskiemu. Odpowiedziałem na to, że przeciwnie moje stronnictwo, które przez całą wojnę popierało koalicję zachodnią, ma w państwach koalicji lep­szą markę, niż socjaliści, którzy stali przy państwach centralnych. (...) Piłsudski upierał się przy swo­im i oświadczył, że dla mnie byłaby najodpowiedniejszą teka ministra skarbu. (Było to) wyraźne usi­ło­wanie odsunięcia mego stronnictwa od kierownictwa sprawami zagranicznymi w chwili tak groźnej dla Państwa. (...) Pozostałem przy swoim żądaniu z tym, że ja osobiście nie reflektuję na żadną tekę i nie przyjmę teki ministra skarbu. (...Ostatecznie zaproponowano), aby tekę ministra spraw zagra­nicznych zatrzymał nadal minister Sapieha, jako tekę nieparlamentarną. Piłsudski na to się zgodził, ja zaś oświadczyłem, że nie chcę czynić trudności w utworzeniu gabinetu, ale oświadczam, że moje stron­nictwo nie przyjmie żadnej teki, nie sprzeciwiam się jednak temu, aby minister skarbu Władys­ław Grabski zatrzymał tę tekę jako minister fachowy. W ten sposób burza została zażegnana kosztem mojego stronnictwa. Ignacy Daszyński zadowolił się stanowiskiem wicepremiera. Inne stronnictwa sej­mo­we desygnowały bez trudności swoich delegatów do ministerstwa i w ten sposób powstał ga­binet koalicyjny bez politycznego reprezentanta Związku Ludowo-Narodowego”.

Należy zważyć, że głównym delegatem Związku Ludowo-Narodowego w Radzie Obrony Państwa był Roman Dmowski, a Głąbiński był jego zastępcą. Jest oczywiste, że Głąbiński, oświad­czając, że nie reflektuje na żadną tekę i domagając się dla swego stronnictwa teki spraw zagra­nicz­nych, wysuwał kandydaturę Romana Dmowskiego na to stanowisko. A Piłsudski, tak stanowczo opo­nując przeciwko obecności przedstawiciela obozu narodowego w Rządzie Obrony Narodowej w tej roli, oponował przeciwko dopuszczeniu do pokierowania w owej chwili polską polityką zagraniczną — Dmowskiego. Rząd Witosa utworzony został w 14 dni po podpisaniu przez Grabskiego umowy w Spa, w 11 dni po trzecim posiedzeniu Rady Obrony Państwa (13 lipca) na którym Grabski złożył sprawozdanie ze swego pobytu w Spa. Ani Naczelnik Państwa, ani Rada Obrony Państwa, ani nowo­utworzony rząd Witosa nie zdezawuowali umowy w Spa i dalsza polityka zagraniczna polska w owych krytycznych tygodniach, będąca wykonywaniem dyktanda Lloyd George'a, była stosowaniem się do tej samej linii postępowania, której najjaskrawszym przejawem była owa podróż Grabskiego do Spa, która była zarazem podróżą Polski do Canossy. Piłsudski przez niedopuszczenie do zwrotu w tej polityce zagranicznej, którego wyrazem byłoby przerwane od czerwca 1919 roku, a więc od 13 mie­sięcy jej kierownictwo przez Dmowskiego i objęcie przez tego ostatniego na nowo roli przed­sta­wi­ciela Polski wobec państw zachodnich wziął tym samym na siebie w sposób ostateczny odpowie­dzial­ność za politykę, która znalazła wyraz w umowie w Spa.

Warto zauważyć, że po utworzeniu rządu Witosa zarówno Dmowski jak Głąbiński, ustąpili z Rady Obrony Państwa. W dziesiątym posiedzeniu tej ostatniej w dniu 26 lipca, a więc w dwa dni po utwo­rzeniu rządu Witosa, w roli przedstawicieli Związku Ludowo Narodowego wystąpili już pp. Aleksander Skarbek i Stefan Sołtys, a potem w protokółach, zamiast Skarbka lub Sołtyka, występuje także Jan Załuska. Tak więc obóz narodowy zastąpił swoje przedstawicielstwo garniturem drugo­rzęd­nym.

Jest oczywiste, że Piłsudski, chcąc utrzymać politykę zagraniczną w powolnych sobie rękach, chciał mieć swobodę dokonania takich ustępstw, na jakie by Dmowski nie poszedł.

W świetle powyższej sytuacji oceniać należy rolę Władysława Grabskiego w Spa.

Jak pisze p. Stanisław Kirkor, siostrzeniec Władysława Grabskiego, w swoim liście do „Dzien­nika Polskiego” z dnia 20 grudnia 1969, „do Spa powinien był jechać minister Spraw Zagra­nicznych, Eustachy Sapieha. Ale Sapieha odmówił. (...) Wobec odmowy Sapiehy Grabski nie miał wy­boru, musiał sam jechać. (...) Umowę w Spa Grabski podpisał tylko dlatego, bo znał ocenę Na­czelnego Wodza i był w Spa z dnia na dzień ponaglany depeszami z Warszawy. Ta ocena Na czelnego Wodza, którego w pełni uznawał, musiała być dla niego obowiązująca”.

Oczywiście, dla ostatecznego ustalenia podziału odpowiedzialności między Piłsudskiego i Grab­skiego, trzeba by poznać treść owych „depesz z Warszawy”, pochodzących, jak należy się do­myślać, od Piłsudskiego. Być może nie zaginęły one i być może jeszcze się z nimi kiedyś zdołamy zapoznać. Jedno jest jednak pewne już te raz: skoro Sapieha nie chciał pojechać — widocznie wyz­naczono Grabskiemu rolę kozła ofiarnego. O tym, że „trzeba wyszukać kozłów ofiarnych” Piłsudski mówił już na posiedzeniu ROP w dniu 5 lipca, a po powrocie Grabskiego ze Spa, na posiedzeniu 13 lipca, Piłsudski już wyraźnie Grabskiego w tej roli stawia.

Błagalny i pokorny ton, z jakim przemawiał p. Grabski na konferencji w Spa, o czym wiemy z protokółu angielskiego, budzi uczucia bardzo przykre i jaskrawo odbija od tonu, z jakim do tychże aliantów przemawiał o rok i półtora roku wcześniej, a bynajmniej nie „z pozycji siły”, Dmowski. Ale trzeba zważyć, że wystąpienie Grabskiego nie było jego wybrykiem indywidualnym, lecz fragmentem polityki, w której był on tylko wykonawcą.

Pamiętać trzeba przede wszystkim, że nie on pierwszy przybył z Polski na konferencję w Spa. Jeszcze przed nim był tam w roli szefa polskiej delegacji niedawny minister spraw za granicznych, a jeden z najbliższych ludzi Piłsudskiego, p. Stanisław Patek. Jak wynika z raportu, który wysłał on ze Spa do Warszawy w dniu 6 lipca, a więc jeszcze przed przyjazdem p. Grabskiego, w rozmowie z Lloyd George'm tamże powiedział on, że w sprawie Śląska Cieszyńskiego „zgodziłem się pierwszy na propozycję Benesza, ażeby sprawę oddać pod arbitraż króla belgijskiego”. A więc to nie p. Grab­ski, lecz p. Patek zgodził się na zrezygnowanie tam z plebiscytu, co nas kosztowało utratę Zaolzia i było jednym z najsmutniejszych dla nas owoców konferencji w Spa. Jeszcze wcześniej, mianowicie dnia 3 lipca, a więc zaledwie w 48 godzin po ukonstytuowaniu się Rady Obrony Państwa, minister Sa­pieha wysłał do p. Patka jako przewodniczącego delegacji polskiej na konferencję w Spa zagad­ko­wą depeszę treści następującej: „Pośrednictwo aliantów lub jednego z nich dla zawarcia pokoju z bol­szewikami jest niewskazane, gdyż pociągnęłoby za sobą szkodliwą ingerencję w sprawie warun­ków. Jeżeli kroki jeszcze nie uczynione, proszę wstrzymać, jeżeli już, to ograniczyć je do otwarcia drogi dla bezpośredniego zwrócenia się do bolszewików”. A więc jedno z dwojga: albo p. Sapieha już przedtem upoważnił p. Patka do uczynienia takiego kroku i teraz to odwoływał, licząc się jednak z prawdopodo­bieństwem, że kroki już zostały poczynione, albo też p. Patek poczynił jakieś kroki sa­mowolnie. W Warszawie — mianowicie w ROP — widać jeszcze sytuacja do takiego kroku nie dojrzała.

Ale w dwa dni później, w dniu 5 lipca, ROP uchwaliła wniosek treści następującej: „Rząd wyśle natychmiast do odbywającej się konferencji w Spa notę, w której ma być stwierdzone przy żą­daniu pomocy od państw Ententy (...), że Polska gotowa zawrzeć pokój na zasadach zupełnej nie podległości obu państw i na prawie samostanowienia o sobie narodów zamieszkujących kraje między Polską, a Rosją”. Wniosek ten w swej treści był wyrazem programu federacyjnego, a protokół nosi podpisy J. Piłsudskiego i W. Grabskiego. Wniosek ten uchwalony został po bardzo długich prze­mó­wieniach Naczelnika Państwa dotyczących niebezpiecznego położenia państwa i w wyniku argu­men­tacji ministra Sapiehy, który powiedział, że „jedyne wyjście to skorzystać (ze) Spa. Godnie i spo­koj­nie powiedzieć, że bronimy Europy przed bolszew(izmem). Jest obecnie niebezpie­czeństwo, obowią­zkiem Ententy pomóc nam czy w wojnie, czy w pokoju. Przy gawędach z Ententą nasze granice wschodnie wyjdą gorzej, ale trudno. W najgorszych warunkach uzyskamy teren etnogr(aficznie) polski. Musimy zejść z wysokich szczytów do chłodnej realności i zwrócić się do aliantów. To dla nas i naszych interesów jest najlepsze”. A więc już wtedy min. Sapieha mówił o „granicy etnograf­ficz­nej” na wschodzie.

Ciekawa była postawa jaką na tym posiedzeniu zajął Piłsudski: Pozornie odgradzał się on od wniosków ministra Sapiehy, ale w istocie argumentacja jego wiodła do poparcia ich. Jego ostateczna konkluzja brzmiała: „Po wysłuchaniu panów doszedłem do przekonania, że Polska musi się wyzbyć swych planów na wschodzie, bo nie zdobędzie się na energię. A więc pozostaje pokój! Żołnierze spełnią obowiązek, ale trzeba szybko! Uderzyć w dzwon wojenny, jeśli nie chcecie, mówcie o pokoju. Chcemy czas wygrać, który jest krótki, to nie żart, nie pocieszajcie się awiatorami”.

Kilka jeszcze rzeczy z przemówień Piłsudskiego na tym posiedzeniu zasługuje na przyto­czenie.

„Naród chory daje armię chorą. Choroba wzrasta, rzeczy, które się przedtem udawały, obecnie się nie udają. (...) Główną chorobą jest depresja w kraju (która) wywołuje depresję w armii. Tylko po­prawa morale kraju poprawi armię, bez poprawy sytuacja jest stracona.” „Przeprasza, że będzie od­grywał rolę puszczyka. (...) Wojsko jest chore, to jest nie ma mowy wytrzymywać ciężkiej chwili. (...) Gdzieś jest głęboko choroba. Zaznaczam, że jest źle, sytuacja jest poważna. (...) To jest szok nerwo­wy, z którym panowie się muszą liczyć bardzo poważnie”. „Teraz żadnej rezerwy nie mam. (...) Po­trzebna rezerwa, na razie moralna, jeśli nie ma materialnej. A od kogóż, u pioruna, oczekiwać re­zerwy, jeśli nie od kraju. Gdzie moralna rezerwa kraju ?” „Drugi środek rozumny (...) to jest posta­wienie rządu lewicowego. Co będzie miało duże znaczenie, bolszewicy mocno się zastanowią, nim przejdą do porządku dziennego, gdyż tam jest poczucie w armii, że jest to armia włościańska która się bije z panami. (...) Oprócz tego daje to parę plusów, mianowicie wtenczas większą rolę odegrają niż Ententa małe państewka — Litwa, Łotwa itd. Oprócz tego trzeba zwracać (uwagę) na możliwość zdrad. A wtedy większą gwarancją będzie rząd lewicowy. Ja o tyle wierzę w patriotyzm lewicy, która zrozumie, że póki nie mają większości i pozostawią wszelkie reformy do tego czasu, aż będą mieli większość”.

Charakterystyczne było to szukanie winowajców w kraju i zwalanie winy na to, że to „naród jest chory”, i że „depresja (jest) w kraju”. Ostatecznie trudność położenia polegała nie na jakichś wydarzeniach w kraju, ale na niepowodzeniach na froncie. A także na nie udaniu się politycznego planu Piłsudskiego, jakim było budowanie Ukrainy i wyprawa kijowska. Że kraj nie był chory — dowodzi fakt, że wykrzesał z siebie w następnych tygodniach ogromną energię i entuzjazm, zasilając wojsko, wedle danych p. Biegańskiego, liczbą 105.714 ochotników, a licząc też wedle niego — od stycznia do sierpnia, 164.615. Tak sarno recepta Piłsudskiego w postaci utworzenia rządu czysto lewicowego, to znaczy do zaapelowania przede wszystkim do uczuć i interesów klasowych, wydaje się dziwna, a liczenie na pomoc Litwy i Łotwy — wręcz humorystyczne.

To Dmowski wziął w obronę i naród i wojsko przed atakami Piłsudskiego. Powiedział on — wedle brulionu Studzińskiego — co następuje:

„Pokój jest koniecznym, choćby dla względów ekonomicznych i odrodzenia kraju, ale o tym mówić głośno nie wolno. Że dla Armii Czerwonej jest wszystko jedno, jaki rząd jest w Polsce bo armia jest jak dawna carska. Rząd zaś bolszewicki zawrze pokój tylko z rządem bolszewickim. Pro­jekt ks. Sapiehy zwrócenia się o pomoc do Ententy jest jedynie racjonalny, tylko należy nasze żądanie skonkretyzować, (nie tylko) prosz(ąc) o pom(oc), lecz eskadr ochotniczych lotniczych, co by bardzo wpłynęło na naszą armię. Co do psychiki społeczeństwa, to nie można powiedzieć: spo­łe­czeń­stwo chore — armia chora, nie, nasze społeczeństwo jest lekkomyślne, nie uświadamia sobie powagi chwili. Trzeba uświadomić społeczeństwo o grozie chwili. Najbardziej ujemną stroną jest to, że ona (armia) nie ma związku z patriotyczną częścią społeczeństwa, i utrzymuje, by armia dobrze wiedziała, co się dzieje w kraju”. Dalsze szczegóły o tym przemówieniu Dmowskiego podał w swej notatce Świtalski: „Wpływu zmiany rządu u nas na armię sow(iecką) nie ma. (…) To armia oparta na dys­cyplinie. (...) Można mieć aktywną pomoc (ochotn. eskadry lotnicze), dużo jest awiatorów. To byłaby pomoc duża faktycznie i to by podleczyło psychikę naszej armii. Trudno mówić, że społ(eczeństwo) chore i armia chora. Jest zmęczenie i lekkomyślność z grozy sytuacji. (...) Nie uważają, że pro­wa­dzi­my wojnę. Trzeba uświadomić społ(eczeństwo) o grozie sytuacji, a wydobędzie się energii dużo”.

Bardzo to niekompletne strzępki i spisane przez ludzi nieżyczliwych — ale wynika z nich jasno, do czego Dmowski apelował. Wzywał do zaapelowania do kraju i do jego uczuć patrio­tycznych i do wykrzesania z narodu energii. Sprzeciwiał się także idei rządu ściśle lewicowego. (Stwierdzał, że taki rząd bolszewików nie skaptuje tylko czysto bolszewicki rząd by ich zadowolił).

Rada Obrony Państwa uchwaliła jednomyślnie wniosek o zwróceniu się do Ententy o pomoc, ale forma tego zwrócenia się nie była tej Radzie znana. W dniu następnym, dnia 6 lipca, minister Sapieha wystosował notę, doręczoną nazajutrz posłowi Wielkiej Brytanii Romboldowi w Warszawie, która zawierała słowa: „naród polski przyjmie każdą decyzję Rady Najwyższej Sprzymierzonych, po­zostając wiernym swoim obowiązkom wobec niej i sprzymierzonych”. P. Biegański niesłusznie na­zywa to zapewnienie „grzecznościowym”. Było to jak najbardziej wyraźne oddanie się w ręce sprzy­mierzonych i powierzenie swoich spraw ich arbitrażowi. Książę Sapieha nie odważył się poprzed­niego dnia poinformować Rady Obrony Państwa, w której zasiadali przedstawiciele Sejmu, a wśród nich także i Dmowski, że zamierza uczynić takie posunięcie. Posunięcie to było więc z jego strony przekroczeniem upoważnień, jakie od Rady Obrony Państwa uzyskał. Trudno wątpić o tym, że nota ta była sporządzona za wiedzą i zgodą premiera Grabskiego. Ale tak samo, trudno wątpić, że była spo­rzą­dzona za wiedza Naczelnika Państwa.

Istota więc kapitulacji w Spa, która kosztowała nas utratę Zaolzia i niektórych uprawnień w Gdańsku, a o mało nie kosztowała nas także i utraty Ziem Wschodnich i Ziemi Czerwieńskiej (które to straty zwycięstwo w bitwie warszawskiej przekreśliło) polegała w istocie nie tyle na tym, co w sa­mym Spa zrobił Grabski, ile na tym z czym w związku z konferencją w Spa zwrócił się do Wielkiej Brytanii Sapieha.

Warto w związku z tym zauważyć, że o Małopolsce Wschodniej Lloyd George rozmawiał z Patkiem już w dniu 6 lipca. („Lloyd dwukrotnie mnie za pytywał, czy zgodzilibyśmy się sprawę Ga­licji wschodniej oddać pod plebiscyt albo arbitraż”.)

Bardzo to zwięzła replika na wywody p. Biegańskiego, ale na razie muszę się nią zadowolić. Chcę z wywodów jego sprostować jeszcze jedno. Pisze on, że wyszkolenie ochotników trwało 2 do 4 tygodni, „czyli żołnierz, wychodzący w pole w końcu lipca był wcielony w końcu maja”. Wynikałoby z tego, że zryw owego „chorego kraju”, na który tak narzekał Piłsudski (podałem na ten temat tylko cząstkę tego co powiedział), wyrażony w masowym napływie ochotników w lipcu, nie miał w istocie wpływu na zwycięstwo, bo ochotnicy ci nie mogliby wziąć udziału w bitwie warszawskiej, której momentem kulminacyjnym był dzień 15 sierpnia. Otóż stwierdzam, że brałem udział nie tylko w bitwie warszawskiej (w której w dniu 15 sierpnia byłem ranny), ale i w pięciu bitwach wcześ­niej­szych, w tym w bitwie pod Surażem jeszcze w lipcu, oraz w utarczkach leśnych związanych z bitwą pod Paprocią, o których to dwóch bitwach wspomina generał Józef Haller w swoich pamiętnikach. A wstąpiłem, jako ochotnik, do wojska około 19 lipca. Stwierdzam, że pułk mój 201 piechoty — otrzy­mał wyszkolenie jedno tygodniowe. Byłem także naocznym świadkiem tego, że w tejże samej Cy­tadeli warszawskiej, w której ćwiczyliśmy się i organizowaliśmy, w ciągu tego samego czasu na­rodził się pułk 205. Wraz z trzecim jeszcze pułkiem uformowanym nie na Cytadeli, utworzyliśmy ową dywizję ochotniczą, o której pisał gen. Haller. Wszystkie trzy pułki składały się w każdym ze swoich oddziałów dokładnie w połowie z młodzieży szkolnej (głównie: harcerzy), a w drugiej połowie z ochot­ników starszych, w czym ogromny odsetek stanowiła inteligencja. W czasie działań na froncie wi­działem potem liczne oddziały — między innymi piechotę pod Radzyminem, oraz oddziały Brygady Syberyjskiej nad Wkrą, złożone z syberyjskich weteranów, ale zasilane świeżym ochot­ni­kiem, a wreszcie złożoną w dużej części z brzuchatych i wąsatych inżynierów artylerię w czasie prze­marszu przez Modlin w dniu 14 sierpnia — w których to wszystkich oddziałach żołnierz składał się w lwiej części z ochotnika jeszcze świeższego niż my i mającego się dopiero w samej bitwie war­szaw­skiej zaprawić w boju.

Otóż przechodzę do konkluzji. Nie udała się Piłsudskiemu wyprawa kijowska i polityka ukra­ińska i stracił on wobec tego nadzieję na wygranie przez Polskę wojny. W czerwcu, w ciągu lipca i w pierwszej połowie sierpnia działalność jego polegała na dążeniu do uratowania tego co się da w oparciu o plany Wielkiej Brytanii (choć niekoniecznie Lloyd George'a) utrzymania jakiegoś frontu antybolszewickiego, a być może także i na jakimś kompromisie z Niemcami. (Z rozmysłu nie przy­toczyłem tu rozważań Głąbińskiego na temat odsunięcia Dmowskiego od teki ministra spraw zagra­nicz­nych w lipcu, w jego przekonaniu dyktowanego jakimiś planami dotyczącymi Niemiec, zapro­wa­dziłoby mnie to bowiem zbyt daleko). Wobec tego, polityka Piłsudskiego, oraz będących jego narzę­dziem ministrów Patka i Sapiehy, polegała na podporządkowaniu się Wielkiej Brytanii, szukaniu w niej ratunku i dostosowaniu się do jej dyrektyw. Jednym z rezultatów tego była także i nota Sapiehy do Rumbolda w sprawie konferencji w Spa (inna kwestia, że sprawy potoczyły się tu gorzej niż moż­na się było łudzić, bo w Wielkiej Brytanii to nie czynniki wojskowe i nie tacy ludzie jak Churchill mieli główny głos, ale Lloyd George). W poczynaniach tych Piłsudski i jego obóz posługiwali się metodą zasłaniania się kozłami ofiarnymi. Kozłem ofiarnym w polityce stał się Władysław Grabski. Na kozła ofiarnego w dziedzinie wojskowej upatrzony by najwidoczniej Rozwadowski: to z pew­noś­cią z myślą o możliwości klęski w bitwie warszawskiej i zrzucenia za to odpowiedzialności na Roz­wadowskiego, Piłsudski w dniu 12 sierpnia wręczył Witosowi swą dymisję jako Naczelnik Państwa i Wódz Naczelny. W liście swym do Witosa napisał: „Pozostawienie mnie na jednym z urzędów zmniejsza mój autorytet i tak silnie poderwany i do prowadza z konieczności do powolnego znisz­czenia tej siły moralnej, którą dotąd jeszcze reprezentuję dla walki i dla kraju Wynika z powyższego jasno, że Piłsudski uplanował sobie, iż w razie klęski będzie mógł twierdzić, że nie ponosi za nią winy, bo już nie był ani wodzem naczelnym, ani głową państwa, ale natomiast teraz może odegrać rolę „męża opatrznościowego”, klęską nie skompromitowanego, a stojącego na czele nie zniszczonej grupy armii nad Wieprzem, złożonej z najlepszych wojsk, nadającej się do szybkiego wycofania przez mosty dęblińskie na zachodni brzeg Wisły i do użycia jako siły szczątkowej przy organizowaniu nowego frontu antybolszewickiego w oparciu o dążenia Wielkiej Brytanii. W świetle tego listu możemy także zrozumieć dlaczego Piłsudski tak długo, wbrew naleganiom Rozwadowskiego, zwlekał z rozpoczęciem swego marszu na tyły nieprzyjaciela: nie chciał on włączać się w bitwę warszawską, gdy nie było jeszcze pewnym, że jest to bitwa zwycięska.

Rzeczy potoczyły się inaczej, niż Piłsudski przewidywał. Bitwa warszawska okazała się wiel­kim polskim zwycięstwem. I Piłsudski, z właściwą sobie zręcznością i brakiem skrupułów natych­miast ustawił się w roli tego, co to zwycięstwo osiągnął. Całkowicie przechodząc do porządku dzien­nego nad doręczonym Witosowi aktem zgłoszenia swej dymisji począł co najmniej już od 18 sierpnia występować ponownie w roli wodza naczelnego.

Warto przypomnieć, że dymisję swoją składał już na Radzie Obrony Państwa w dniu 19 lipca, ale ROP dymisji nie przyjęła.

Czyją zasługą był przewrót, którego owocem było zwycięstwo warszawskie? Złożyły się na ten przewrót głównie dwie przyczyny:

Po pierwsze, znalazła się w polskim wojsku grupa generałów, ożywionych optymizmem i wo­lą zwycięstwa, którzy wojsko polskie zreorganizowali, przegrupowali i do zwycięstwa popro­wa­dzili. Najwybitniejszym z nich był niewątpliwie Rozwadowski, ale trudno pominąć także i nazwiska Józefa Hallera, Sikorskiego, Sosnkowskiego i innych.

Po wtóre, dokonał się przełom w narodzie. Tak jak radził Dmowski: powiedziano narodowi prawdę o sytuacji i zaapelowano, do jego patriotyzmu. I naród odpowiedział zrywem woli oporu, dos­tarczając w ciągu nie wielu dni wielkiej masy ochotników, którzy nie tylko stali się ową rezerwa, na której brak Piłsudski tak narzekał, ale zarazem duchem swoim uzdrowili armię, zdemoralizowaną przez niepowodzenia i odwrót, będące skutkiem nieudanej imprezy kijowskiej. Kraj nie był „chory”, zarażając swą chorobą wojsko, ale przeciwnie, był zdrowy i silny — i swoją siłą duchową wojsko wsparł i zelektryzował. Nie należy tu ubijać kapitału politycznego: w tej masie ochotników zapewne lwią część stanowili narodowcy, ale nie w tym rzecz; ludzie wszelkich przekonań i kierunków stawili się na apel z równą gotowością. I to się stało źródłem zwycięstwa.

Zwycięstwo to zmyło skutki upokorzenia ze Spa. Nie wszystkie: Zaolzie dla Polski przepadło, w Gdańsku pozycja nasza została na dwudziestolecie pogorszona (główną stratą było tu utworzenie Rady Portu), linia Curzona w swojej pogorszonej przez wpływ Namiera odmianie została wprawdzie na razie przekreślona, ale utrwaliła się w świadomości politycznej świata, co pozwoliło na odżycie jej w drugiej wojnie światowej. Ale Polska mogła na lat dwadzieścia okrzepnąć jako państwo duże, sięgające do Zbrucza i Dzwony i mające utrwaloną pozycję jednego z głównych państw europejskiego kontynentu. Idea „małej Polski”, satelity Niemiec, czy Anglii, została przekreślona.

Szanowny Panie Redaktorze,

W „Myśli Polskiej” z 15 marca/1 kwietnia, 1970 ukazał się artykuł p. Jędrzeja Giertycha pt. „Piłsudski, Grabski i układ w Spa”. Zgadzam się z myślą przewodnią tego artykułu tak, jak jest sfor­mułowana w jego pierwszym ustępie, natomiast co do szczegółów uważam za konieczne w imię praw­dy historycznej sprostować szereg błędów, które ten artykuł zawiera. A to tym bardziej, że nadchodzi 50-letnia rocznica tamtych wydarzeń, co wzbudza nowe nimi zainteresowanie. Proszę więc Pana Re­dak­tora o zamieszczenie tych moich sprostowań.

Błędem jest twierdzenie, że „rząd Władysława Grabskiego (23. VI. 1920—24. VII 1920), był w istocie tworem Piłsudskiego” i że Władysław Grabski „był w owym okresie w istocie wykonawcą — to ogólnym zarysie — polityki Naczelnika Państwa”. Kandydatem Piłsudskiego na premiera był wtedy Artur Śliwiński. Gdy nocą z 22 na 23 czerwca telefonicznie wzywano Grabskiego do Sejmu, poseł Ra­dziszewski ze Związku Ludowo-Narodowego, przyjaciel rodziny Grabskich, przekonywał mnie, że mu­szę zbudzić Grabskiego, bo sprawa jest ważna i pilna. Tej nocy z Sejmu wyszła inicjatywa powołania Grabskiego na stanowisko premiera. Piłsudski był temu niechętny i Grabski początkowo przypuszczał, że Piłsudski pragnął skłonić go do zrzeczenia się swej misji i w tym celu przedstawiał mu sytuację militarną w sposób bardziej beznadziejny, niż może ona była w istocie.

Błędem jest również twierdzenie, że „utworzenie Rady Obrony Państwa było dziełem Piłsud­skie­go” i że „celem jego było zawieszenie na czas pewien uprawnień Sejmu”. Rada Obrony Państwa — ten polski „Comité du Salat Publique” — była pomyślana i, utworzona przez Grabskiego w pier­wszej linii jako środek do zespolenia całego narodu dla obrony, a w drugiej linii jako sposób ogra­ni­czenia Piłsudskiego w decyzjach dotyczących prowadzenia wojny i pokoju. Z tego właśnie powodu i dla ochrony prestiżu Naczelnika Państwa, Grabski użył formułki, że wnosi ten projekt „z polecenia Naczelnika Państwa”. Faktem jest przecież, że Piłsudski udzielił swej zgody na ten projekt. Był wtedy w stanie skrajnej depresji i myślał chwilami o swym ustąpieniu.

Na temat wyjazdu do Spa p. Giertych pisze niesłusznie, że „widocznie wyznaczono Grab­skie­mu rolę kozła ofiarnego”. Nikt mu takiej roli nie „wyznaczał i on się do niej nie nadawał. Był wtedy premierem zagrożonego kraju i był świadomym swych obowiązków, od których — nawet naj­cięż­szych — nigdy się nie uchylał. Inna rzecz, — tu zgadzam się z p. Giertychem że misja do Spa była ko­niecz­nością spowodowaną przez klęskę kijowską, a więc winni tej klęski ponosić muszą odpowie­dzial­ność za układ” w Spa i jego konsekwencje.

Pisząc o roli Dmowskiego, p. Giertych pomija fakt, że zaraz na początku działalności Rady Obrany Państwa Dmowski zaatakował Piłsudskiego i dążył do odebrania mu naczelnego dowództwa. Oparł się temu Grabski, zaś Dmowski wobec braku poparcia w Radzie wyjechał z Warszawy i w dal­szych pracach Rady nie brał udziału. Po Warszawie krążyły wtedy pogłoski o szykowanym przez pra­wicę zamachu na Piłsudskiego i on sam się tego obawiał tak dalece, że jednego wieczoru Grabski oświadczył mu gotowość czuwania przy nim całą noc, by go swą osobą przed takim zamachem bronić. Grabski uważał, że w tamtym czasie czy to usunięcie, czy załam nie się Piłsudskiego miałoby ka­tas­tro­falny wpływ na wojsko i naród i dlatego dawał mu pełne podtrzymanie tak polityczne jak i moralne.

Gdy zaraz po objęciu steru rządu Grabski formował skład delegacji polskiej na konferencję w Spa, zwrócił się do Dmowskiego z prośbą, by objął jej kierownictwo. Powierzył je Patkowi dopiero po odmowie Dmowskiego. Niewątpliwie Dmowski miał swoje racje dla tej odmowy, ale na tym tle dziwnie brzmią uwagi p. Giertycha O „błagalnym i pokornym” tonie Grabskiego w Spa w porów­na­niu z tonem Dmowskiego sprzed roku. Mógł był Dmowski przemawiać w Spa swym własnym tonem, gdyby nie jego odmowa. Nie myślę jednak, by to wiele pomogło. Podróż do Spa była istotnie — jak pisze p. Giertych — „podróżą Polski do Canossy”, niezależnie od tego, kto tam Polskę reprezentował. Może ta pasywna rola Dmowskiego w okresie największego zagrożenia miała swój wpływ na stano­wisko tych, którzy potem nie chcieli mu dać teki ministra spraw zagranicznych.

W tych tragicznych dniach czerwca i lipca 1920, gdy Grabski był premierem, z dwóch naj­większych przywódców narodu Piłsudski był w stanie skrajnej depresji, zaś Dmowski nie wyszedł z postawy pasywnej. Obok nich jeden Władysław Grabski okazał zarówno spokój, jak i niezłomną energię i gdy oddawał ster rządu w ręce Witosa, inną była sytuacja, niż gdy rząd obejmował: ocknął się kraj i choć poznał prawdę, nie było paniki ani w rządzie, ani w społeczeństwie; tworzyła się armia ochotnicza; przybywały misje alianckie i szły dostawy nowej broni i amunicji. Bez tego nie byłoby zwycięstwa. To była zasługa Grabskiego i to był najcięższy, ale i największy miesiąc jego życia. Ale, że był on w swej służbie publicznej człowiekiem samotnym i nie miał swych chwalców, mało kto dziś o tym pamięta. Historia wyciągnie to z zapomnienia.

Może warto przypomnieć jak tragiczną była sytuacja, jak wielkie było ryzyko planowanych operacji nawet w przeddzień zwycięstwa. Najlepiej ilustruje, to fakt, że 14 sierpnia polska delegacja przekraczała linię frontu za Pragą, by iść do bolszewików prosić o rozejm i pokój. Był w tej delegacji z ramienia Związku Ludowo-Narodowego Stanisław Grabski, którego rola w zwalczaniu planów ukraińskich Piłsudskiego dobrze jest znana. Dziwny to był bieg historii, który sprawił, że z dwu braci Grabskich jeden w Spa, a drugi w Mińsku znosić musieli w imieniu Polski upokorzenia, za które kto inny ponosił odpowiedzialność. Było szczęściem Polski, że te upokorzenia zmazało zwycięstwo.

Łączę wyrazy poważania.

Stanisław Kirkor

12 kwietnia 1970.

1, Cranley Gardens, London, N. 10.

Szanowny Panie Redaktorze,

Odpowiadając na uwagi p. Stanisława Kirkora („Myśl Polska” z 1 maja br.), chciałbym po­wie­dzieć, co następuje.

Rozumiem, dobrze, że p. Kirkor staje w obronie zasług i roli historycznej, swego wuja, Wła­dysława Grabskiego, który jak sam stwierdza, był „człowiekiem samotnym” i wobec „tego nie stoi dziś za nim żaden obóz, który by walczył o to, by historia okazała mu sprawiedliwość. Nie tylko że mam szczery szacunek dla postawy p. Kirkora, ale nadto w dużym stopniu jego ocenę zasług Wła­dysława Grabskiego podzielam. Był to mąż stanu dużej miary, który dokonał w dziejach Polski rzeczy ważnych. Szczególnie wielkie są jego zasługi w dziedzinie gospodarczej i skarbowej, jego zasługa w stworzeniu Banku Polskiego i polskiej waluty, oraz w uporządkowaniu polskiej skarbowości. Wielką jego zasługą polityczną jest podjęcie wojny celnej z Niemcami, co go kosztowało upadek jego rządu i przekreślenie raz na zawsze jego czołowej roli w polskim życiu politycznym, ale co było koniecznym krokiem na drodze do zapewnienia Polsce pełnej niezależności od niemieckiego sąsiada, zagra­żają­ce­go jej egzystencji. Doceniam także jego zasługi, jako premiera w krytycznym miesiącu narastającej inwazji bolszewickiej (22.VI.1920 — 24.VII.1920). Rząd jego włożył swoją niemałą cegiełkę w dzieło zreorganizowania polskiego oporu i przygotowania sierpniowego zwycięstwa. Bynajmniej także nie zajmuję postawy wyłącznie potępiającej w sprawie Spa. Grabski był tym, który miał odwagę i ducha ofiarności, potrzebne do tego, by do Spa pojechać i te rzeczy, które rządzący wtedy w Polsce zespół ludzi (Z Piłsudskim na czele), uważał za konieczne, osobiście tam powiedzieć, a przez to wziąć na siebie związane z tym odium.

Mimo jednak tego wszystkiego muszę się sprzeciwić we wszystkich punktach temu co p. Kirkor wywodzi w sposób szczegółowy.

1) P. Kirkor oponuje przeciwko mojemu twierdzeniu, że utworzenie Rady Obrony Państwa było dziełem Piłsudskiego. Odpowiadam na to, że w tego rodzaju rozwiązaniach często spotykają się różne inicjatywy i ostateczny wynik jest dziełem kompromisu. Jest prawdą, że Rada ta odegrała w praktyce w niemały stopniu rolę polskiego Comité du Salut Publique i że chętne zgodzenie się przez Sejm na utworzenie tej Rady i udział w niej polityków o najrozbieżniejszym politycznym obliczu, było dowodem powszechnej gotowości do nadania tej Radzie tego charakteru. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwotnym motywem pojawienia się projektu takiej Rady było ograniczenie roli Sejmu i danie pełni władzy w ręce Piłsudskiego i jego obozu. Skład Rady, tak jak był pierwotnie za projektowany, oznaczałby rządy nieograniczone Piłsudskiego i jego otoczenia, przy dopuszczeniu do udziału w niektórych naradach przedstawicieli stronnictw sejmowych, tylko dla formy. Ostatecznie uchwalony skład Rady dawał już stronnictwom sejmowym głos poważniejszy, nie na tyle jednak duży, by przewagę obozu Piłsudskiego przekreśli? A przecież na Radę Obrony Państwa przelane zostały w praktyce uprawienia ludzi Sejmu. Powstanie tej Rady umocniło władzę Piłsudskiego.

2) Nikt nie twierdzi, że Władysław Grabski, był człowiekiem Piłsudskiego. Rzecz prosta, Piłsudski byłby wolał w roli premiera Artura Śliwińskiego, czy kogokolwiek innego spośród swoich najbliższych stronników. Ale nie zawsze można osiągnąć to, co się chce i także dyktatorzy muszą nieraz godzić się na rozwiązania kompromisowe i pośrednie. Istota sprawy polega na tym, że rząd Grabskiego nie był rządem parlamentarnym, wyłonionym przez stronnictwo lub stronnictwa politycz­ne, ale był rządem poza parlamentarnym, w którego powstaniu decydującą rolę odegrała wala Piłsud­skiego. Rząd ten powstał, ponieważ to było dla Piłsudskiego dogodne, gdyż przy tym rządzie Piłsud­ski mógł — w ogólnym zarysie — prowadzić nadal swoją politykę. Oczywiście, Piłsudski mu­siał się z Sejmem liczyć; i dlatego premierem został Grabski, który był dla Sejmu strawny a nie ktoś w rodzaju Śliwińskiego, którego premierostwo byłoby wobec Sejmu i opinii publicznej aktem prowokacji.

Warto pamiętać, że Polska w latach 1919—1926 (już nie mówiąc o latach 1926—1939) rzą­dów parlamentarnych prawie że nie miała. Jaki Sejm został w Polsce po odzyskaniu niepodległości obrany, świadczy pierwsze w tym Sejmie głosowanie: wybór marszałka Sejmu w dniu 10 lutego 1919 roku. Lewica nie odważyła się w ogóle wystawić swojej kandydatury, wystawiono tylko dwie kan­dy­datury: prawicową Wojciecha Trąmpczyńskiego i centrową Wincentego Witosa. Lewica rzuciła swoje głosy w całości na Witosa. W rezultacie Trąmpczyński otrzymał 155 głosów i Witos 149 głosów. To taki Sejm zastał przez naród wybrany. W kraju o ustroju parlamentarnym, na czas istnienia tego Sej­mu, to znaczy na okres blisko 4 lat (do roku 1922), władza byłaby oddana w ręce obozu naro­dowego, a już co najmniej w ręce koalicji obozu narodowego z partią Witosa. Ale w Polsce istniała utajona dyk­tatura Piłsudskiego i żaden z rządów w okresie istnienia te go Sejmu nie był rządem parla­men­tarnym. (Paderewski do 9.XII.1919, Skulski 18.XII.1919 — 9.VI.1920, Grabski 23.VI.1920 — 24.VII.1920, Witos 24.VII.1920 — 13.IX.1920, Ponikowski I: 19.IX.1921 — 5.III.1922, Ponikowski II: 10.III.1922 — 6.VI.1922, Śliwiński 28.VI.1922 — 7.VII.1922, Nowak — od 31.VII.1922). Oczywiście, było to między innymi możliwe także i dlatego, że politycy w Sejmie, a wyborcy to nie zupełnie to samo: wyborcy mają postawę prostolinijną, ale wśród niektórych polityków dyktatorzy tacy jak Piłsudski potrafią skutecznie intrygować. Np. p. Skulski, były prezydent miasta Łodzi, obrany do Sejmu z listy narodowej, byłby w ustroju parlamentarnym posłusznym członkiem stronnictwa, które go obrało, ale w stosunkach jakie w Polsce panowały stał się wkrótce wykonawcą polityki Pił­sudskiego wbrew temu stronnictwu. Jedyną próbę utworzenia rządu parlamentarnego, pod przewod­nictwem Korfantego, którego desygnowała komisja sejmowa zgodnie z regulaminem wobec braku inicjatywy Naczelnika Państwa i który miał za sobą nie tylko narodowców, ale i ludowców, w czerwcu 1922 roku, Piłsudski zignorował, powiadając, że „wyjdzie na ulicę i kości będą trzeszczeć” i mianował znowu rząd pozaparlamentarny, Śliwińskiego. W następnym Sejmie dwukrotnie doszedł do skutku rząd parlamentarny, oba oparte na sojuszu narodowców i ludowców, oba pod premierostwem Witosa. Pierwszy, 28.V.1923 — 14.XII.1923 obalony został w okolicznościach na które wywarły w istocie decydujący wpływ słynne wypadki krakowskie (zbrojna rebelia, której cichym organizatorem był późniejszy zwierzchnik obozu koncentracyjnego w Berezie, pułkownik i wojewoda Kostek-Biernacki), drugi, 10.V.1926 15.V.1926, który obalony został przez „wypadki majowe”.

Gabinet Grabskiego w czerwcu i lipcu 1920 roku nie był gabinetem, powołanym do życia przez większość sejmową i to nie Sejm za jego politykę ponosi odpowiedzialność.

3) Że Grabski pojechał do Spa ponieważ uważał to, jako premier za swój obowiązek, na to zgoda. Można to Grabskiemu poczytać tylko za zasługę. Ale jest tak samo faktem, że to Piłsudski był istot­nym winowajcą sytuacji jaka wyjazd Grabskiego do Spa spowodowała i że umyślnie tak manipulował, by się od odpowiedzialności wykręcić i by uczynić z Grabskiego kozła ofiarnego.

4.) P. Kirkor pisze, że Dmowski zaatakował Piłsudskiego zaraz na początku działalności Rady Obrony Państwa i dążył do odebrania mu naczelnego dowództwa, ale oparł się temu Grabski, oraz nie okazała Dmowskiemu poparcia Rada. Wszystko to odpowiada prawdzie, z tą różnicą, że „atak” Dmow­skiego, nie tak znów gwałtowny miał miejsce na szóstym posiedzeniu Rady. Ale nie widzę tu żad­nej sprzeczności między powyższym, a tym co napisałem w mym poprzednim liście do „Myśli Polskiej”. Muszę także dodać, że nie uważam, by Dmowski zajmował w owej chwili stanowisko nie­słuszne. P. K. pisze, że „Grabski uważał, że w tamtym czasie czy to usunięcie czy załamanie się Pił­sudskiego, miałoby katastrofalny wpływ na wojsko i naród i dla tego dawał mu pełne podtrzymanie tak polityczne jak moralne”. Z poglądem tym się nie zgadzam. Odebranie Piłsudskiemu naczelnego dowództwa, przy zostawieniu go w roli Naczelnika Państwa, nie było by zrobiło w kraju takiego wra­żenia o jakim p. Kirkor mówi i nie byłoby przeszkodziło osiągnięciu zwycięstwa, a byłoby drogą do stopniowego ograniczenia dyktatorskiej roli Piłsudskiego w państwie, z wielkim pożytkiem dla, Pol­ski na dalszą przyszłość. Niestety, przez Radę Obrony Państwa to się przeprowadzić nie dało, z uwagi na jej skład. Natomiast ubolewać należy, że Witos, jako premier, mając w ręku podpisaną dymisję Piłsudskiego zarówno jako wodza naczelnego, jak jako Naczelnika Państwa, nie ogłosił tego doku­mentu już po zwycięstwie, na przykład gdzieś około 18 sierpnia, stwierdzając, że w dniach bitwy Piłsudski już nie był wodzem naczelnym (którym był de facto szef sztabu, Rozwadowski) i dowodził jedynie grupą uderzeniową z nad Wieprza w roli dowódcy grupy armii, oraz, że swe funkcje Na­czel­nika Państwa sprawuje nadal tymczasowo do czasu powołania kogo innego na jego miejsce.

Natomiast nie jest prawdą, że prawica szykowała zamach na Piłsudskiego. Jest to po prostu insynuacja.

5) P. Kirkor pisze, że Grabski po objęciu premierostwa proponował Dmowskiemu, by objął kierownictwo delegacji polskiej na konferencję w Spa — i Dmowski odmówił. P. Kirkor zarzuca Dmowskiemu pasywną postawę.

Sprawa ta nie jest mi znana. Jednak także i bez podstawy źródłowej do oceny motywów Dmowskiego pozwolę sobie wyrazić przekonanie, że trudno było Dmowskiemu takiej roli się podjąć. Był on przywódcą stronnictwa, którego polityka była przeciwieństwem polityki Piłsudskiego i które było w istocie największym ze stronnictw w Sejmie. Mógł on pojechać do Spa w roli sternika polskiej polityki, ale nie w roli wykonawcy polityki, którą w istocie kierował Piłsudski. To nie była kwestia prestiżu: w tragicznych chwilach lata 1920 roku, mogło się zdarzyć, że trzeba będzie, by Dmowski stanął na czele polskiego rządu. Nie mógł sobie tego możliwego, przyszłego zadania utrudniać przez wiązanie się z polityką Piłsudskiego, której nie aprobował. Do zadania, jakie było do wykonania w Spa, nie był potrzebny; miał więc prawo, a może i obowiązek się od tego zadania uchylić.

Co do pasywnej postawy Dmowskiego — jest faktem, że nie był on latem 1920 roku wybitnie aktywny. Wytłumaczeniem tego jest, że był rekonwalescentem po długiej i ciężkiej chorobie, z której się właśnie z trudem wydobył. Gdyby przypadły mu były zadania odpowiedzialne większej miary — z pewnością umiałby z siebie także i wówczas potrzebną energię wykrzesać. Ale w tej roli jaką mu spełniać wypadło — roli polityka opozycyjnego i współuczestnika akcji organizowania patrio­tycz­nego zrywu społeczeństwa w skali wykonawczej — nie miał do działania zbyt wielkiego pola i widać mu do tego energii raczej brakowało.

6) Przechodzę do punktu najważniejszego.

Może nie dość jasno myśl tę wyraziłem w mym liście poprzednim. Ale rzecz jest w tym, że propaganda piłsudczyków usiłuje korzystać z faktu, że to p. Grabski jeździł do Spa i zawarł tam znaną umowę po to, by za treść tej umowy uczynić odpowiedzialnym obóz narodowy. Otóż trzeba to powiedzieć bardzo stanowczo: ktokolwiek ponosi odpowiedzialność za polską kapitulację w Spa, jakiekolwiek przyczyny i czyjekolwiek winy, do tej kapitulacji doprowadziły, jakiekolwiek istniały, czy nie istniały warunki i szanse do uniknięcia tej kapitulacji — wszystko to nie ma nic wspólnego z polityką „endecji”. Za kapitulację w Spa w pierwszym rzędzie ponosi odpowiedzialność Piłsudski. Grabski pojechał do Spa jako wykonawca polityki Piłsudskiego. Czy wykonywał politykę Piłsud­skiego w sposób ścisły, czy też się od niej w czymś odchylił, to są rzeczy nad którymi można dysku­tować i które być może znajdą kiedyś wyjaśnienie, kiedy opublikowana zostanie treść depesz, jakie Grabski w Spa otrzymywał. Ale żadnego udziału ani w doprowadzeniu do tej sytuacji, której skut­kiem była podróż Grabskiego do Spa, ani w polityce rządu, który delegację do Spa wysłał, ani w poczynaniach owej delegacji, z Grabskim na czele, w samym Spa, „endecja” nie miała i żadnej odpo­wiedzialności za Spa nie ponosi.

By postawić kropkę nad „i”, muszę tu stwierdzić, że p. Grabski nie był politykiem „endecji”. Był to polityk bezpartyjny, którego zasług nikt nie kwestionuje i który w pewnych okresach otrzy­my­wał od „endecji” lojalne i życzliwe poparcie w swoich poczynaniach, zwłaszcza poczynaniach na palu gospodarczym, ale za którego politykę w roli „bezpartyjnego” szefa i członka rządów pozaparla­men­tar­nych „endecja” odpowiedzialności nie ponosi. A już w szczególności, nie ponosi odpowiedział­ności ani za to, że pojechał on do Spa, ani za to, co w Spa przeprowadził.

We wcześniejszym okresie swojego życia p. Grabski należał do Ligi Na rodowej, do której wstąpił w 1905 roku i posłował jako kandydat „endecji” do Dumy. Ale później skrystalizował się jako polityk całkowicie bezpartyjny. W roku 1919 „endecja” umożliwiła mu posłowanie do Sejmu, prze­prowadzając go w wyborach na swojej liście kandydatów i należy przypuszczać, że gdyby narodził się był w Polsce system parlamentarny, byłby on uczestniczył w narodowym rządzie większości parla­mentarnej równie lojalnie i pracowicie, jak w rządach pozaparlamentarnych Piłsudskiego i obozu umiar­kowanej lewicy. Ale ponieważ Polska się krajem o ustroju parlamentarnym nie stała, zajął on od razu postawę polityka bezpartyjnego i takim przez cały czas swej kariery politycznej pozostał.

Roman Dmowski wymienia w swej „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” (wydanie 1947, tom 1, str. 248) Władysława Grabskiego, jako działacza w Rosji w czasie wojny nie wśród poli­tyków narodowych, lecz razem ze Stanisławem Wojciechowskim i innymi wśród polityków bezpartyjnych.

Stanisław Głąbiński pisze w swych. „Wspomnieniach politycznych” (Pelplin 1939, str. 536) o późniejszym (z roku 1923—1925) rządzie Władysława Grabskiego, że miał on „charakter rządu urzęd­niczego z od cieniem lewicowym, ponieważ nastąpił skutkiem upadku rządu Witosa prawicowo-centrowego i miał prezesa, który wystąpił był ze Związku Ludowo-Narodowego i dzięki temu był popularny na lewicy”.

Wincenty Witos pisze w swych „Moich wspomnieniach” (Paryż 1964, tom II, str. 268); o Wła­dysławie Grabskim właśnie z racji utworzenia jego czerwcowo-lipcowego rządu z roku 1920-go: „Po­mimo, że był wielkim właścicielem ziemskim i należał oficjalnie do Związku Ludowo-Narodowego, ucho­dził za lewicowca”. O samym jego rządzie pisze (ibid.): „pragnie, aby jego bezpartyjny rząd prze­trwał jak najlepiej te ciężkie czasy. Jako gwarancję, stara się wprowadzić ludzi możliwie naj­lepszych, ale stojących poza partiami. (...). Gabinet Wł. Grabskiego, nie zwalczany, ani nie popierany przez żadne stronnictwo, przetrwał dni 80”.

Socjalista, poseł Adam Pragier pisze w swoich pamiętnikach („Czas przeszły dokonany”, Londyn 1966, str. 289), o późniejszym rządzie Grabskiego: „Nawet endecy, którzy nie kochali Wła­dysława Grabskiego i nie znosili gen. Sikorskiego, rozumieli, że upadek rządu Grabskiego wywoła chaos, z którego korzyści odniosą nie oni, ale Piłsudski”.

Nie potrzebuję określać stanowiska wobec wszystkich powyższych cytat i zawartych w nich ocen, wystarczą one jednak dla wykazania communis opinio świata politycznego polskiego owych cza­sów, że Władysław Grabski nie by „endekiem” i że polityka jego nie była wyrazem polityki stron­nictwa, które nosiło wówczas nazwę Związku Ludowo-Narodowego.

Łączę wyrazy prawdziwego poważania.

Jędrzej Giertych

25 kwietnia 1970

16, Belmont Road, London, N. 15.

Szanowny Panie Redaktorze,

P. Jędrzej Giertych przysłał mi odpis swej odpowiedzi na mój list do „Myśli Polskiej” z 1 maja br. Choć zakres mych nieporozumień z p. Giertychem zwęził się znacznie, pozostaje jeszcze kilka spraw, których właściwe objaśnienie może zainteresować czytelników „Myśli Polskiej”. Mam więc na­dzieję, że Pan Redaktor nie odmówi zamieszczenia i tego mego listu wraz z odpowiedzią p. Giertycha.

P. Giertych zaczyna swą odpowiedź od stwierdzenia, iż Władysław Grabski był moim wujem i stawia mnie w roli jego obrońcy, jak gdyby ze względów rodzinnych. Za jego pochwalną ocenę zasług Grabskiego jestem mu wdzięczny, natomiast rolę swą pojmuję inaczej. Grabski zawsze darzył mnie dużym zaufaniem i wiele mi mówił o sprawach publicznych i swej działalności. Nawet wtedy, latem 1920 r., gdy byłem tylko młodym studentem i mieszkałem u niego do czasu odejścia z pierwszą partią ochotników-akademików do obozu w Rembertowie. Z tych rozmów z Grabskim wyniosłem znajomość pewnych spraw większą, niż inni, i dlatego uważałem za wskazane dorzucić dziś urywki mych wspom­nień do innych relacji, rozumiejąc, że rzeczą przyszłego historyka będzie zdecydowanie, które z nich przyjąć, a które odrzucić. Mnie nie chodzi o obronę Grabskiego — on mej obrony nie potrzebuje — a tylko o kompletowanie materiału historycznego.

W sprawie Rady Obrony Państwa p. Giertych popełnia kapitalny błąd, upierając się przy swym twierdzeniu, że „pierwotnym motywem pojawienia się projektu takiej Rad było ograniczenie „roli Sejmu i danie pełni władzy w ręce Piłsudskiego i jego obozu”. Oczywiście mogły być „różne inicjatywy”, które się spotykały, pierwsza jednak i najważniejsza inicjatywa stworzenia tego polskiego Comité du Salut Publique wyszła od Grabskiego jako premiera i w jego rozumieniu jej „pierwotnym motywem” (nie jedynym i nie najważniejszym), było nie zwiększanie władzy Piłsudskiego, a wprost przeciwnie jej ograniczenie, nie w małej mierze, także z uwagi na stan depresji, w jakiej go Grabski widział. To nie był czas na uchwalanie ustaw, dlatego ograniczenie władzy ustawodawczej Sejmu nie miało praktycznego znaczenia, natomiast miało ogromne znaczenie wprowadzenie przedstawicieli Sejmu do Rady, na którą i rząd i Naczelnik Państwa przelali swe atrybucje. Skład Rady był oczywiście wynikiem kompromisu, nie zwichnął on jednak myśli zasadniczej.

Nie wiem, kto w czerwcu 1920 r. wysunął projekt rządu pozaparlamentarnego jako jedynego wówczas możliwego sposobu wyjścia z przewlekłego kryzysu rządowego. Wiem natomiast, że kan­dy­datura Grabskiego jako szefa takiego rządu była wysunięta przez czynniki sejmowe, w pierwszym rzędzie przez jego kolegów ze Związku Ludowo-Narodowego, a zatem został on premierem nie dla tego, że był „strawny dla Sejmu” — jak pisze p. Giertych — a raczej dlatego, że był „strawny” dla Piłsudskiego. Natomiast zgadzam się całkowicie z p. Giertychem co do tego, że Grabski został wtedy premierem nie dlatego, że był członkiem Związku Ludowo-Narodowego, a jedynie i wyłącznie z uwagi na swe własne kwalifikacje, a zatem Związek Ludowo-Narodowy ani win ani zasług tego rządu z Grabskim dzielić nie może. Jeśli były zasługi, to udział w nich „endecji” polegał tylko na tym, że z jej grona wyszedł Władysław Grabski.

Jest również kapitalnym błędem p. Giertycha twierdzenie, że przy rządzie Grabskiego Piłsudski mógł prowadzić nadal swoją politykę. Po pierwsze poglądy polityczne Grabskiego były bliższe poglądom Dmowskiego, niż Piłsudskiego, a nie był Grabski człowiekiem, któremu ktokolwiek mógłby narzucić obce mu poglądy. Po drugie w tamtym tragicznym czasie spór o takie czy inne po­glądy byłby tym samym, co spór małżonków o to, jak ustawić meble w salonie, nad którym dach płonął. Zadaniem Grabskiego była nie taka, czy inna polityka, a ratowanie Polski przed zagładą. To zadanie spełnił. Jeśli chodzi o Spa, to tam Grabski nie wykonywał polityki Piłsudskiego, a wprost przeciwnie, tę politykę i jej tragiczne skutki likwidował. O depeszach, które Grabski w Spa otrzy­mywał, wiem tylko tyle, że podawały one premierowi wiadomości o coraz gorszej sytuacji militarnej i powtarzały nalegania o jak najszybszy rozejm. Wątpię, by w nich. było cośkolwiek na tematy poli­tyczne.

Dziwi mnie, że p. Giertych pisze o „po prostu insynuacji” na temat szykowania przez prawicę zamachu na Piłsudskiego. Przecież ja pisałem tylko, że były takie pogłoski i że Piłsudski się, tego obawiał. Wiem, że Grabski uważał te pogłoski za zupełnie nieuzasadnione i obawy Piłsudskiego przy­pisywał jego rozstrojowi nerwowemu. Jest kwestią poglądu, czy było możliwe latem 1920 r. „ogra­niczenie dyktatorskiej roli Piłsudskiego w państwie” bez wywołania ostatecznej katastrofy. Grabski jako premier uważał, że to nie było możliwe. Kto widział panikę w rządzie i wśród ludności we wrześniu 1939 r. i porównał ją ze spokojem tak sfer rządowych jak i całego społeczeństwa w czerwcu i lipcu 1920 r., ten chyba zrozumie, że ten spokój był jednym z głównych warunków przyszłego zwy­cięstwa i że nie wolno było robić nic, co by ten spokój mogło naruszyć i w panikę zamienić.

Nie rozumiem wysiłku, który p. Giertych wkłada w usiłowanie, by odciąć Grabskiego od „endecji”, czy też „endecję” od Grabskiego. Jestem w pełnej zgodzie z p. Giertychem, że „endecja” nie ponosi żadnej odpowiedzialności za umowę w Spa, smutną konsekwencję klęski kijowskiej. Wydaje mi się jednak, że dla uzasadnienia tej tezy nie potrzeba negować związków, które przez wiele lat łączyły Władysława Grabskiego z „endecją”, ani przedstawiać tych związków w błędnym kolorycie. Grabski rozpoczął swą działalność wśród włościan powiatu łowickiego jeszcze przed początkiem bieżącego stulecia (szczegóły w Polskim Słowniku Biograficznym, t. VIII (4, str. 525) i zdobył tam taką pozycję, że dzięki niej był trzykrotnie wybrany posłem do Dumy, a nie dlatego, że był kandydatem „endecji”. Podobnie nie odpowiada istocie sprawy zdanie p. Giertycha, że „w roku 1919 endecja umożliwiła mu posłowanie do Sejmu, przeprowadzając go w wyborach na swojej liście kandydatów”. To raczej Grabski swoim znaczeniem w swoim okręgu dał „endecji jeden mandat więcej. Jałowy jest to jednak spór, bo przecież i p. Giertych przyznaje, że Grabski był człowiekiem i Ligi Narodowej i „endecji”, a po wojnie Związku Ludowo-Narodowego. Jesienią 1919 r. odbył się w Warszawie pod gołym niebem w Dolinie Szwajcarskiej zjazd tego Związku — byłem na nim — ogromny zjazd, złożony głównie z delegatów włościańskich. Przewodniczył na tym zjeździe właśnie Władysław Grabski, a jego brat Stanisław wygłaszał główny referat polityczny. W tym czasie Władysław Grabski brał żywy udział tak w organizacji, jak i w pracach Związku Ludowo-Narodowego. Na konferencji pokojowej w Paryżu był Grabski towarzyszem Dmowskiego, jako trzeci delegat polski dla spraw gospodarczych i finansowych. Na uroczystość podpisania traktatu pokojowego w sali lustrzanej Wersalu przysłano bilety wstępu dla żon dwu pierwszych delegatów polskich, a że Dmowski nie był żonaty, oddal ten swój „żoniny” bilet żonie Władysława Grabskiego, z którym go łączyły bliskie stosunki. W łonie Związku Ludowo-Narodowego, Grabski reprezentował kierunek społecznie postępowy, zwłaszcza w sprawie reformy rolnej i stosunków włościańskich. Na tym głównie tle powali oddalał się od oficjalnej polityki Związku i w końcu z niego wystąpił. Zgadzam się z p. Giertychem, że Władysław Grabski nie był „endekiem” w tym sensie, jaki zwykle się nadaje tej etykiecie. Ale również etykieta „lewicowca” do niego nie pasuje. W każdej epoce są jednostki, które trudno zaklasyfikować według przyjętych, podziałów, są one tylko sobą. Do nich należał Władysław Grabski.

Łączę wyrazy prawdziwego poważania.

Stanisław Kirkor

28 kwietnia 1970

1, Cranley Gardens, London, N.10.

Szanowny Panie Redaktorze,

Proszę mi wybaczyć, że raz jeszcze zabieram głos w sprawie „Piłsudskiego, Grabskiego i układu w Spa”. Ważne to jednak zagadnienia historyczne i nie można zaniechać, w obecnym roku rocznicowych dyskusji i rozpamiętywań, wyczerpania ich do końca.

Na replikę dr Kirkora („Myśl Poska” Nr 614 z 1.5.1970) pragnę odpowiedzieć co następuje:

1) Nie odcinam „endecji” od Władysława Grabskiego i Władysława Grabskiego od „endecji”. W szerokim znaczeniu, Grabski należy do narodowego kierunku myśli i działania. Także i jego zasłu­gi są w pewnym sensie zasługami obozu narodowego szeroko pojętego. Natomiast jego taktyka poli­tyczna, w okresie jego udziału w kilku polskich rządach była wyrazem postawy polityka bezpar­tyj­nego jaką przyjął i za działalność jego w tej roli „endecja” nie odpowiada. Odcinam w szczególności „endecję” od wszelkiej współodpowiedzialności za to co się stało w Spa.

2) Odrzucani ocenę p. Kirkora roli i pozycji Rady Obrony Państwa. Podobieństwa z fran­cus­kim rewolucyjnym Comité du Salut Publique są niewątpliwe, ale nie należy tracić z oczu także i różnic. Komitet francuski był w praktyce organem jednej partii, jakobinów i wywodził się z Kon­wencji; polityka jego łączyła się z takimi faktami jak detronizacja i stracenie króla, oraz wyrom­do­wa­nie partii żyrondystów. Był to twór rewolucyjny i jeden z etapów procesu, obalającego rządy do­tych­czasowe. Komitet polski był rozszerzeniem ośrodka władzy wykonawczej, złożonego z Naczelnika Państwa, z rządu i władz wojskowych przez wprowadzenie do niego przedstawicieli Sejmu. Gdyby Rada Obrony Państwa miała być podobna do Comité du Salut Publique, byłaby się składała wy­łącz­nie z przedstawicieli Sejmu i byłaby sobie Naczelnika Państwa, rząd i wojsko podporządkowała, za­razem dokonując wielkich zmian personalnych. Że Rada ta nie była wyrazem kontroli Sejmu nad wła­dzą wykonawczą, lecz odwrotnie, dowodzi jej skład. W formie przez p. Grabskiego w imieniu Pił­sud­skiego zaproponowanej miała się ona składać z 14 przedstawicieli władz wykonawczych i 11 przed­stawicieli Sejmu. W postaci ostatecznie przyjętej miała wprawdzie w swoim składzie 8 przed­sta­wicieli władzy wykonawczej i 11 przedstawicieli Sejmu, ale obecność posłów lewicowych zapewniała władzy wykonawczej, to znaczy Piłsudskiemu, przewagę. P. Kirkor myli się mówiąc, że „rząd i Na­czelnik Państwa przelali swe atrybucje” na tę Radę. Atrybucje Naczelnika Państwa, rządu i władz woj­skowych pozostały nie uszczuplone. To Sejm przelał na tę Radę swe atrybucje, zrzekając się na czas pewien swej roli i swych uprawnień.

3) P. Kirkor pisze, że „to nie był czas na uchwalanie ustaw”. Owszem, Rada Obrony Państwa uchwalała w sposób prawomocny ustawy (np. o sądach doraźnych na dezerterów), które w prze­ciw­nym razie byłyby musiały być uchwalone przez Sejm. Ale jej istotną rola, to było zastąpienie Sejmu w jego atrybucjach ciała, wobec którego rząd był formalnie odpowiedzialny. Gdyby nie było Rady Obrony Państwa, to nie ona, ale — najprawdopodobniej — Konwent Seniorów, to znaczy komitet pre­zesów głównych stronnictw mających większość prawicową w Sejmie, decydowałby o takich sprawach jak wysłanie noty do Spa, wyrażającej gotowość zawarcia pokoju, albo wysłuchiwałby takich oświadczeń jak ministra, spraw zagranicznych Sapiehy, że „musimy zejść z wysokich szczytów do chłodnej realności i zwrócić się do aliantów” i że „uzyskamy teren etnograficznie polski” (5 lipca), albo Piłsudskiego, że „doszedłem do przekonania, że Polska musi się wyzbyć swych planów na wscho­dzie, bo nie zdobędzie się na energię. A więc pozostaje pokój! Żołnierze spełnią obowiązek, ale trzeba szybko!” Oraz: „Wojsko jest chore, to jest nie ma mowy wytrzymywać cięższej chwili”. (Tegoż dnia). Piłsudski utracił nadzieję w zwycięstwo i chciał się oddać w opiekę aliantów (w istocie — Wielkiej Brytanii) i wygląda na to, że gotów był także i do jakichś kompromisów z Niemcami i Sejm go w tej polityce krępował. Rada Obrony Państwa uwolniła go od konieczności poważnego liczenia się z Sejmem. A pamiętajmy, że w myśl tzw. „Małej Konstytucji” z 20 lutego 1919 roku Sejm stanowił w Polsce władzę suwerenną, a urząd Naczelnika Państwa powierzony był nadal Piłsud­skiemu (przez Sejm) w sposób tylko tymczasowy do czasu uchwalenia i wprowadzenia w życie kon­stytucji ostatecznej. Ten stan prawny był w istocie tylko fikcją i Piłsudski sprawował także i w sys­temie „Małej Konstytucji” władzę o cechach w dużym stopniu dyktatorskich, ale w sytuacji z lata 1920 roku, w warunkach wielkiego dziejowego kryzysu i po kompromitacji Piłsudskiego jaką była wy­prawa kijowska i klęska wojenna Piłsudski liczyć się musiał z możliwością że Sejm może chcieć obalić zarówno jego politykę, jak jego rzędy. I dlatego powstanie Rady było dla Piłsudskiego wy­god­ne. Nie znaczy to, bym kwestionował zasługi i osiągnięcia Rady. Ale należy wszystko ustawić w na­le­żytej proporcji.

4) Zwycięstwo 1920 roku odniósł — naród. To cały naród powziął zbiorową decyzję, że trzeba się bić i zwyciężyć, dostarczył wojsku niemal w mgnieniu oka z górą sto tysięcy ochotników, którzy zostali natychmiast rzuceni do walki, oraz zelektryzował zniechęcone dotychczasowymi niepowo­dze­niami wojsko swoim duchem i swą wolą. To naród także wyłonił z siebie ludzi, którzy osiągnęli zwy­cięstwo, generała Rozwadowskiego, generała Hallera, generała Sikorskiego i innych (W tym układzie personalnym znalazło się miejsce także i dla dowódcy grupy armii Wieprz, Piłsudskiego, który miał do wykonanie zadanie szczególnie ważne i wdzięczne, ale zgoła nie najtrudniejsze. A wykonał je z niepotrzebnym opóźnieniem).

Sytuacja z lata 1920 roku da złudzenia przypomina nam czasy „potopu” szwedzkiego. Także i wtedy, „góra” nie dopisała kompletnie. Także i wtedy zwycięstwo odniósł, wbrew małoduszności tej „góry” — naród. Także i wtedy źródłem zwycięstwa byś zbiorowy poryw. Także i wtedy, wodzami którzy operacjami zwycięsko pokierowali byli ludzie nie należący do rzeczywistej „góry”, ludzie wywodzący się z opozycji, tacy jak Czarniecki, „ani z soli, ani z roli”. Czy Czarniecki nie przypomina nam Rozwadowskiego? Czy szlachcice i chłopi co w 1655 roku chwytali za broń, wbrew mało­dusz­nym magnatom, wbrew nawet Janowi Sobieskiemu, nie przypominają nam ochotników spod Radzy­mina i znad Wkry? I czy Jan Kazimierz i królowa Maria Ludwika, odgrywający rolę korka u szczytu władzy państwowej, a potem marnujący w rokowaniach oliwskich owoce zwycięstwa, ale niemożliwi do usunięcia, nie przypominają nam Piłsudskiego?

Dla usunięcia wszelkich nieporozumień: Władysław Grabski oddał swe usługi grupie rzą­dzą­cej, to znaczy polityce Piłsudskiego, ale w roli tej stoi raczej obok Rozwadowskich, czy — wcześniej — Czarnieckich. Był jednym z tych, co włożyli swój — wielki wkład w dzieło budowania zwy­cięstwa nie oglądając się na to, kto z tego osiągnie polityczne korzyści.

5) Należy określić rolę obozu narodowego w sierpniowym kryzysie 1920 roku.

Obóz ten nie brał udziału w rządach, ani w dowodzeniu wojskiem, choć wielu ludzi zwią­zanych z nim różnymi bliższymi i dalszymi węzłami, takich jak z jednej strony Grabski i do pewnego stopnia nawet i Witos, a z drugiej strony jak Rozwadowski i Haller udział ten brało. Natomiast obóz ten odegrał decydującą rolę jeśli, idzie o spowodowanie wstrząsu psychicznego w narodzie, który był podstawowym źródłem zwycięstwa. To duch patriotyczny, duch służby Bogu i Ojczyźnie, duch, nad którego ukształtowaniem w masach narodu pracowały długie lata wysiłku politycznego „eudecji” i który został przez akcję propagandową „endecji” zelektryzowany i zmobilizowany, poderwał do czynu owe rzesze ochotników, które wzmocniły wojsko i liczebnie i moralnie i umożliwiły zwy­cięstwo. To nie duch rewolucyjny, duch bojówek PPS i akcji bojowych Piłsudskiego ożywiał wojsko polskie w sierpniu 1920 roku, ale duch narodowy. Obóz narodowy odegrał tu rolę trudną do zmierzenia w sposób techniczny, bezimienną i bezinteresowną, ale decydującą.

Obóz ten odegrał jednak w owych chwilach jeszcze i inną, ważną i nie docenianą rolę. Pamiętał on o tym, że grozi Polsce w tej ciężkiej godzinie niebezpieczeństwo niemieckie. Wysiłki obozu narodowego w Poznaniu uczestniczył w nich osobiście i Dmowski — sprawiły, że została tam wyłoniona siła, o charakterze milicyjnym, która gotowa była stawić czoła możliwej niemieckiej inwazji. Gdyby nie było w owej chwili porywu obronnego w byłej dzielnicy pruskiej — Niemcy byliby skorzystali z kryzysu wojennego pod Warszawą i byliby na ziemie polski wkroczyli, pod pretekstem wzięcia w obronę miejscowej ludności. Ale postawa tamtejszego społeczeństwa wyłączała możliwość przybrania przez taką niemiecką interwencję cechy nie spotykającego się z zaciętym oporem spaceru. A na otwarte zerwanie traktatu wersalskiego Niemcy się decydować nie mogli. Pragnęli dokonać spaceru, ale nie czuli się w możności wszczynać z Polską wojny. Nie pamięta się o tym ówczesnym niebezpieczeństwie dzisiaj, bo bitwa warszawska i osiągnięte w niej zwycięstwo nam to minione niebezpieczeństwo zasłania. Ale niebezpieczeństwo to było bardzo wielkie. A zostało odparte zdeterminowaną postawą zachodnio-polskiego społeczeństwa.

6) Korzystam ze sposobności by zarejestrować wystąpienie p. Bogusława Miedzińskiego z wielkim artykułem „Piłsudski, Grabski i konferencja w Spa” w londyńskim „Dzienniku Polskim” z dnia 16 moja br. Artykuł ten nie wnosi nic, co wymagałoby uwzględnienia, lub repliki. Są w nim drobne szczegóły interesujące, oparte na własnych wspomnieniach, nie ma jednak niczego, co by rzucało na całą sprawę nowe światło.

Postawę p. Miedzińskiego charakteryzuje to, że faktów, które są mu nie dogodne, po prostu nie uznaje. Na przykład o doręczonym przez Piłsudskiego Witosowi akcie podania się do dymisji — po prostu nie wspomina, traktując go tak, jakby go w ogóle nie było.

Łączę wyrazy prawdziwego poważania

Jędrzej Giertych

Londyn, 19 maja 1970.

16, Belmont Rond, London, N. 15.

---------------

LIST PUŁKOWNIKA KĘDZIORA

Do powyższej wymiany korespondencji między ś.p. p. Stanisławem Kirkorem a mną dołączam nadto list o osiem lat późniejszy, pułkownika Kędziora, ogłoszony w Myśli Polskiej dnia 1/15 maja 1978 roku.

Szanowny Panie Redaktorze,

Pan Stanisław Kirkor w liście do „Myśli Polskiej” z dnia 1/15.1.1978 pisze:

„Grabski istotnie napisał, że na posiedzeniu delegacji polskiej w Spa gen. Rozwadowski był jedynym, który przemawiał przeciw przyjęciu warunków angielskich”, ale napisał także: „nie był on w kraju, więc nie mogłem jego zdań uważać za miarodajne”. Grabski zawsze uważał, że umowa w Spa była konieczna, gdyż „tylko dzięki niej Polska dostała na czas broń, bez której nie byłoby zwycięstwa.”

Na posiedzeniu Rady Obrony Państwa w dniu 5.7.1920 r. panikarski referat Szefa Sztabu wygłoszony w imieniu Naczelnego Wodza i w jego obecności (pisze o tym szczegółowo w swych pamiętnikach Wincenty Witos) stwierdził katastrofalne położenie wojenne, że bez zawieszenia broni, lub rozejmu, nie ma ratunku.

Pod tym wrażeniem i presją Piłsudskiego, Grabski wyjechał do Spa 6.7.1920 r., by uzyskać rozejm, lub zawieszenie broni i ewentualną interwencją zbrojną sojuszników. Wyjechał nie będąc właściwie poinformowany o stosunku Anglii i Sojuszników do wojny polsko-rosyjskiej.

W tych warunkach przyjął ultimatum Lloyd George'a.

Gen. Rozwadowski nie tylko był w Polsce, ale brał udział w pierwszym posiedzeniu R.O.P. w dniu 1.7.1920 r. Wyjechał do Spa 2.7.1920, jako delegat Naczelnego Wodza i był w Naczelnym Dowództwie alianckim osobiście odpowiedzialnym za sprawy wojskowe, którym stronę techniczną załatwiał gen. Pomiankowski. Będąc w stałym kontakcie z marsz. Fochem znał sytuację wojenną lepiej od Grabskiego.

Co do broni i amunicji, to na posiedzeniu R.O.P. w dniu 13.7.1920 gen Sosnkowski referował, że posiadamy zapas na trzy miesiące.

Bitwa Warszawska rozgrywała się między 13 a 15 sierpnia, więc broń uzyskana w Spa nie odgry­wała w niej żadnej roli, gdyż nawet nie mogłaby dojść na czas. Wyładowywanie broni i amunicji nastę­powało na interwencję Focha, niezależnie od Spa.

Jak było do przewidzenia, bolszewicy odmówili zawieszenia broni i w ten sposób całe nasze upokorzenie się w Spa było bezcelowe. Piłsudski wysłał następnie delegację wprost do bolszewików.

Grabski w lipcu 1920 r. odegrał zasadniczą rolę w utrzymaniu Piłsudskiego na stanowisku Naczelnego Wodza. Grabski pozostawił relację dotyczącą Spa, pisaną dn. 2.1.1926 r. z której cytuję:

„Polska jest winowajcą w stosunku do mocarstw zachodnich bo ostrzeżona przez nie zimą 1920 roku, by wojny agresywnej przeciw Rosji nie prowadziła, ich rad nie usłuchała i teraz swoje niepowodzenie wojenne powinna przypisać sobie samej”. „Gdybym był co do tej strony sytuacji międzynarodowej poinformowany, albo bym wcale do Spa nie pojechał, albo bym sytuację w inny sposób przygotował”. „Za całkowitym odrzuceniem warunków wypowiedział się jeden Rozwadowski”. „…rano 10.7. przybył do mnie Foch, mówił że Polska może liczyć na Francję, choćbyśmy nie doszli do porozumienia z innymi aliantami”. „Ze słów Focha wynikało, że mógłbym zlekceważyć Lloyd George'a, a Polska musiałaby się zdobyć na maksimum wysiłku.” „Dla mnie zaś dylemat stawał się następujący: Francja gotowa pomagać Polsce, bez poparcia Anglii, ale pomoc ta będzie nikła, zawodna i spóźniona.” (Jakiej innej mógł oczekiwać? — A.K.). „Jak powinienem postępować, gdybym wierzył w siłę ofiarną i tężyznę naszego narodu? Tej wiary mi brakowało. (Tą niewiarą zaraził go Piłsudski. — A.K.)

W liście p. Stanisława Jankowskiego do „Myśli Polskiej” z dn. 1/15.2.1978 r. jest poruszona sprawa broni, którą starałem się wyjaśnić w odpowiedzi p. Kirkorowi. Ponadto pisze p. Jankowski:

„Co do niezgodnej ze stanem faktycznym charakterystyki (nieomal obelżywej) postępowanie Władysława Grabskiego w Sp…”.

Wyjaśniam, że napisałem: „W Spa rzeczywiście upadliśmy wobec aliantów na kolana, upokorzyliśmy się, a Grabski, nie chcę użyć słowa „skomlał”, ale błagał o pomoc”. Nie tylko nie miałem żadnej intencji obraźliwej, ale chciałem podkreślić dramat męża stanu, Polaka patrioty, którego małość Piłsudskiego skazała na tę niewdzięczną rolę.

Z poważaniem

A. K. KĘDZIOR

5 marca 1978,

London, N.W.3.

Źródło:

„Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku”,

pod redakcją Jędrzeja Giertycha,

Londyn 1984, strony 401-424.

Documents on British Foreign Policy 1919-1939, First Series, Vol. I, str. 689.

Ibid., Vol. III, str. 788.

Stanisław Głąbiński: „Wspomnienia polityczne”, 1939, str. 474.

Ibid., str. 475

Ibid., str. 477—478.

Protokóły Rady Obrony Państwa. (Z dziejów stosunków polsko-radzieckich. Studia i materiały, t. I), str. 164.

Ibid., str. 186.

Documents on British Foreign Policy op. cit. Tom VIII, str. 502—506

„Z dziejów stosunków polsko-radzieckich”, op. cit., tom II str. 140.

Ibid., str. 133.

Protokóły Rady Obrony Państwa, op. cit., str. 151.

Ibid., str. 168—169.

Ibid., str. 175.

Ibid., str. 154, 162—163, 174—175, 304.

Ibid., str. 158—159.

Ibid., str. 171.

Documents on British Foreign Policy op. cit. Tom VIII, str. 505—506

Raport Patka, op. cit., str. 140.

Na str. 222 pisze on: ,,Zamianowałem dowódcą 1 dywizji ochotniczej płk Zagórskiego(…) i wystałem tę dywizję dla powstrzymania odwrotu I armii. Dywizja ta spełniła swój obowiązek znakomicie w dwóch bitwach pod Paprocią i Surażem zatrzymując gwałtowną ofensywę bolszewicką na najkrótszej linii Małkinia—Warszawa”.

Tekst wielokrotnie cytowany, m.in. w „Moich wspomnieniach” Witosa, tom II, str. 290——292.

Protokół szóstego posiedzenia ROP, „Z dziejów stosunków polsko-radzieckich”, tom III. str. 187.

- Sprawa układu w Spa -

„Rozważania o bitwie warszawskiej 1920-go roku”, Pod redakcją Jędrzeja Giertych, Londyn 1984. Strona 18 z 18



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BW 1920 22 Sprawa ukladu w SPA
Sprawa ukladu w SPA
BW 1920 16 Garsc opinii Pilsudski i Kedzior
BW 1920 02 ALEKSANDER KEDZIOR
BW 1920 10 Inne informacje
BW 1920 Autorstwo planu
BW 1920 13 Nerwy Warszawy
BW 1920 11 Wnioski dot roli Weyganda
BW 1920 21 Rozkaz 10000
BW 1920 08 Pamietnik gen Weyganda
BW 1920 07 Zagadn roli gen Weyganda
BW 1920 12 Zasluga Francji
BW 1920 09 Glos gen Ruby
BW 1920 19 Garsc opinii O Rozwadowskim
BW 1920 14 Garsc opinii Witos
BW 1920 15 Garsc opinii Rataj i Pomorski
BW 1920 03 Co Pils robil 13 i 14 sierpnia
BW 1920 01 wstep
BW 1920 06 Autorstwo planu

więcej podobnych podstron