BW 1920 15 Garsc opinii Rataj i Pomorski


GARŚĆ OPINII O BITWIE, O ROZWADOWSKIM, O PIŁSUDSKIM

MACIEJ RATAJ

Cytowałem już wyżej, przy innych okazjach, fragmenty z pamiętników Macieja Rataja, późniejszego marszałka sejmu, a w okresie bi­twy warszawskiej członka rządu, a więc na równi z Witosem świadka i uczestnika wielu rozmów, w których brał udział generał Rozwadowski i inni polscy wodzowie. Cytuję poniżej kilka innych fragmentów z tych pamiętników.

„Zmęczony i zdenerwowany do ostatnich granic był także szef sztabu gen. St. Haller. Załamał się du­chowo, stracił pion, jak mówią w Warszawie. Zwolniony z szefostwa sztabu, wysłany na front na Wołyń przeciw strasznemu Budiennemu, odżył i okazał się doskona­łym dowódcą. Oddał duże usłu­gi państwu w polu.

Miejsce St. Hallera zajął jako szef sztabu gen Rozwadowski. Zna­łem gen. Rozwadowskiego jeszcze z czasów austriackich, choć tylko z opinii. Uważano go w kołach polskich za niezmiernie zdolnego żołnierza, ba — bodajże prawie za geniusza wojskowego, za dżentelmena i dobrego Polaka pod mun­durem austriackim. W kołach woj­skowych miał też pewną markę z powodu jakiegoś wyna­lazku czy i ulepszenia w konstrukcji armat. W czasie wojny światowej zaraz na początku wziął wybitny udział w bitwie pod Kraśnikiem. (...) Z po­wodu odwagi cywilnej urósł gen. Rozwadowski w oczach opinii pol­skiej, choć nie brak było i złośliwych, którzy głosili, że gen. Rozwa­dowski ma zawsze genialne pomysły, które jednak w wykonaniu sta­le się nie udają «wskutek nieszczęśliwych okoliczności».

W r. 1919 kierował Rozwadowski pewien czas walkami przeciw Ukraińcom we Wschodniej Mało­pol­sce. Naoczni świadkowie opo­wiadali mi o nadzwyczajnej jego odwadze osobistej. Wojna była dla niego czymś jak sport. (...) Zdaje się jednak, że był lepszym żołnierzem, niż dowódcą i orga­ni­za­torem. (...) Dość, że w rezultacie słusznie czy nie, zastąpiono go gen. Iwaszkiewiczem.

Mianowanie gen. Rozwadowskiego szefem sztabu w najcięższej chwili przyjęto dość krytycznie właśnie z powodu opinii «geniusza, któremu się nic nie udaje», «fantasty» itp. Patrzono na niego z pe­wną nieufnością, mimo, że wszyscy pragnęli fachowca. Nieufność ta ścigała go aż do dnia zwycięstwa, a bo­dajże i potem. Z gen. Rozwa­dowskim stykałem się w czasie jego urzędowania często, prawie co­dzien­nie, a nieraz i kilka razy dziennie. Zapraszaliśmy go na Radę Ministrów, na oficjalne posie­dze­nia, lub na przygodne konferencje u prezesa ministrów Witosa, by usłyszeć jego zdanie o sytu­acji na froncie, która co kilka godzin prawie się zmieniała wskutek szybko­ści zbliżania się olsze­wi­ków do Warszawy. Gen. Rozwadowski zja­wiał się z całą gotowością, zawsze pełen pogody i opty­miz­mu.

«Wszystko jest dobrze» zapewniał i pokazywał na mapach, iż bol­szewicy tu o tyle, tam o tyle kilo­metrów posunęli się ku Warszawie.

Spoglądaliśmy jeden na drugiego z niepokojem: «kpi w tej tragi­cznej sytuacji, czy oszalał?»

«Jakże to - pytał któryś - więc bolszewicy posunęli się naprzód?!»

«Gdzież tam - nie posunęli się, wleźli jak świnie w tym a tym miejscu; ale to nic, będziemy ich mieli bliżej, wystrzelamy ich jak kaczki».

Tak bywało prawie codziennie i minister skarbu Grabski Wł., któ­ry był największym pesymistą i naj­mniej nerwowo wytrzymały, witał zwykle zjawiającego się gen. Rozwadowskiego zjadliwym iro­nicznym pytaniem, z właściwą mu miną świętoszkowską:

«Cóż panie generale, znowu bolszewicy wleźli jak świnie?»

«Tak - odpowiadał z największym spokojem i pewnością siebie generał - ale to nic, lada dzień będziemy ich mieć».

«A może rzeczywiście tak jest! Przecież nie zapewniałby z takim spokojem, tak kategorycznie, gdyby było inaczej»—myśleliśmy.

Nie mogliśmy się wyzbyć zupełnie sceptycyzmu, ale przecież op­tymizm jego i niezachwiana wiara udzie­lały się i nam. W podobnym położeniu byliśmy zresztą nie tylko my, cywile, ale i wojskowi. Opo­wiadano mi, że po objęciu szefostwa sztabu po rozejrzeniu się w planach wezwał do siebie oficerów Sztabu generalnego i oświadczył im, że nie rozumie paniki, bo sytuacja jest doskonała. Ocenę tę przyjęli oficerowie tak, jak przyjmowaliśmy ją w Radzie Ministrów z niedowierzaniem i zdziwieniem najwięk­szym; z biegiem czasu zdo­łał natchnąć otuchą swoich współpracowników. (...)

Historyk wojny z 1920 r. oceni gen. Rozwadowskiego jako genera­ła z punktu widzenia fachowego; jako członek rządu ówczesnego mu­szę stwierdzić, iż optymizm Rozwadowskiego, wiara jego w zwycię­stwo, pewność ostatecznej wygranej w olbrzymim stopniu przyczyniła się do «Cudu Nad Wisłą». Zasłu­gi jego, zdaje mi się, nie doceniono dostatecznie, może dlatego, że nie umiał jej dostatecznie rekla­mo­wać, jak to czynili inni ze swoimi domniemanymi może zasługami”. (Ma­ciej Rataj „Pamiętniki”, Warszawa 1965, op. cit., str. 99-101).

„W ciągu kontrofensywy już po przełamaniu bolszewików zetkną­łem się z Piłsudskim w Siedlcach, dokąd pojechałem z Witosem au­tem na objazd frontu celem zetknięcia się z żołnierzami. Piłsudski z małą świtą mieszkał w domu inspektora szkolnego i skarżył się na wielką ilość pluskiew. Dokoła Siedlec w bezpośrednim sąsiedztwie wyławiano po lasach tysiące bez przesady bolszewików w pełnym uzbrojeniu. Gdyby nieprzyjaciel miał trochę odwagi, mógł każdej chwili zająć Siedlce razem z Piłsudskim. Zdziwieni byliśmy trochę z Witosem tym pobytem Piłsudskiego w Siedlcach, gdzie był pozba­wiony kontaktu z całym frontem, będącym w energicznym ruchu. Może nie dziwi­li­byś­my się, gdybyśmy nie byli laikami! Sądzę jednak, iż i wojskowy byłby podzielił nasze zdziwie­nie, widząc naczelnego wodza w decydujących chwilach mającego przy boku dla pomocy i dorady bardzo młodych rangą, a z wyjątkiem por. Prystora i wie­kiem adiutancików.

Była to metoda i zwyczaj Piłsudskiego otaczania się młodzieńcami”. (Ibid., str. 98-99)

Komentarz. Relacja Rataja w znacznym stopniu potwierdza relacje Witosa, z którym dzielił te same wspom­nienia i był świadkiem tych samych co on wydarzeń i rozmów. W świetle relacji Rataja rysuje się w sposób prze­ważający postać i rola generała Rozwadowskiego jako rzeczywistego, zwycięskiego wodza w bitwie war­szaw­skiej. Godne uwagi są barwne obrazki, namalowane przez Rataja, niedowierzanie z jakim przyjmowany był jego optymizm i jego zapewnienia, że pol­sko-rosyjskie zmaganie zakończy się polskim zwycięstwem. Także i w relacji Rataja dźwięczy w przytaczanych słowach Rozwadowskiego nuta umyślnego pocieszania słuchaczy przesadnie pomyślnymi ocena­mi i przewidywaniami, po to, by ich podtrzymać na duchu i by nie dopuścić do tego, by stali się źródłem jakichś defetystycznych pogło­sek. Myślę z drugiej strony, że zapewne jest ziarno pra­wdy w przy­taczanych przez Rataja (i innych) twierdzeniach, czy ocenach, że była w charakterze Rozwa­dow­skiego nuta pewnej niesystematyczności i chaotyczności. Ale także i ludzie nie systematyczni i chaotyczni po­trafią dokonywać wielkich rzeczy. Niedostateczność metody zastępują energią, uporczywą pracą i udaną improwizacją. Jest możliwe, że Weygand wniósł do pracy Rozwadowskiego to, czego temu brakowa­ło, miano­wicie większą metodyczność i porządek. To jednak nie umniejsza głównej zasługi Rozwadowskiego. To Rozwa­dowski trzy­mał w ręku wszystkie nici dowództwa, oraz wysiłkiem swojej woli, a także swoją umie­­tnoś­cią i ta­lentem, a wreszcie swoją wiarą, optymi­zmem i entuzjazmem nadawał wydarzeniom kierunek. Weygand mógł mu tylko pomagać. Należy mu za tę pomoc być głęboko wdzięcznym. Ale nie należy wpadać w przesadę i bu­dować nieprawdziwej legendy Weyganda.

W relacji Rataja dużo znajdujemy informacji o tym, że w myśleniu Rozwadowskiego wiele było operowania do­świad­czeniami myśliwskimi. Czytamy o wystrzelaniu bolszewików jak kaczki, o ich wle­zieniu jak świ­nie. Z innych relacji wiemy, że mówił on, iż wystrzela on bolszewików na sztrece i że bardziej mu odpo­wia­da pojęcie zapędzenia nieprzyjaciela w pułapkę jak przez myśliwską nagonkę, niż porównanie z bitwą pod Kannami czy z innymi wojnami.

KAROL POMORSKI

Karol Pomorski ogłosił — w roku 1926, ale jeszcze przed wypad­kami majowymi — książkę, która była pier­wszym aktem krytyki roli wojskowej Piłsudskiego w polskiej literaturze i publicystyce wojskowo-historycznej. Książka ta nosi tytuł: „Józef Piłsudski jako wódz i dziejopis. (Warszawa 1926, Drukarnia literacka). Książka ta nie miała szczęścia: zamach majowy Piłsudskiego usunął ją w cień. Mało kto z polskich historyków, już nie mówiąc o szerokiej publiczności, ją zna i uwzględnia w swoim myśleniu. Książka ta jest dziś rzadkością bibliograficzną. Nie byłoby źle, gdyby ją można było przedrukować; ogłaszając nowe jej wydanie. Nie mogąc się tym zająć — przynaj­mniej w chwili obecnej — pozwałam sobie jednak zacytować tu z niej niektóre szcze­gól­nie ciekawe fragmenty.

Kto to był Karol Pomorski? — Jest wiadomo, że prawdziwe nazwi­sko autora tej książki, ukrywającego się pod powyższym pseudoni­mem, było przed wojną otoczone głęboką tajemnicą. Autor najwido­czniej obawiał się, że za napisanie tej książki mogą na niego spaść represje.

W 25 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej major Marceli Kycia, były adiutant generała Rozwa­dow­skie­go, napisał:

„Tajemnica autorstwa tej książki będącej druzgocącą krytyką Pił­sudskiego jako dowódcy operacji wojskowych i jako ich kronikarza została utrzymana z całkowitym powodzeniem. Obiegały w Pol­sce rozmaite pogłoski i przypuszczenia na ten temat, kto jest autorem tej książki: np. mówiono, że jest nim gen. Kukiel, albo że jest nim prof. Konopczyński. Ale pogłoski te i przypuszczenia były niesłuszne.

Nazwisko autora tej książki jest mi wiadome i myślę, że mam pra­wo dzisiaj, w blisko pół wieku po jej ukazaniu się w druku, sekret ten zdradzić. Pod pseudonimem Karola Pomorskiego ukrywa się Alek­sander Zawadzki, autor książki pt. «Zbiór dokumentów doty­czących sprawy polskiej sierpień 1914-1915» (Szwajcaria 1915) oraz «Dokumenty doby bieżącej» (bez miejsca wydania, 1917 r.).

Stanisław Kozicki pisze w swej książce «Historia Ligi Narodowej» że Aleksander Zawadzki, publi­cysta, był w latach 1893-1908 członkiem Ligi Narodowej, ale z niej wystąpił jako członek «Frondy», oraz, że był w swoim czasie szczególnie czynny jako działacz na polu przy­chodzenia z po­mocą unitom na Podlasiu i Chełmszczyźnie”. (Kycia „Notatki z pamiętnika: o bitwie Warszaw­skiej”, Komunikaty Tow. im. R. Dmowskiego, tom I, Londyn 1970/71, str. 418).

Słyszałem z drugiej strony informację, czy też opinię, że major Ky­cia się myli i że autorem omawianej książki był nie Aleksander Zawa­dzki, ale jego syn, który był zawodowym wojskowym.

A może prawda mieści się po środku: może ci dwaj ludzie, ojciec i syn, opracowali tę książkę do spółki?

Oto wybrane przeze mnie cytaty. Wszystkie podkreślenia moje — J.G.

„Pan Marszałek Piłsudski (...), opuściwszy dobrowolnie szeregi wojska, zajął się literaturą nie tyle piękną, czy też naukową, co soczystą. Ulubionym tematem są dzieje własne, na tle minionej wojny. Snując hymny pochwalne dla siebie, jako wodza, męża stanu i czło­wieka, błotem obelgi i pogar­dliwymi słowami obrzuca wszystkich i wszystko, co nie jest nim, lub jego dzisiejszą świtą: gene­ra­łów, wojsko, naród, a ostatnio nie darował nawet symbolowi narodowej sła­wy — Orłowi Białemu”. (Pomorski, op. cit., str.3).

Pomorski cytuje wywiad, udzielony przez Piłsudskiego 'Kurierowi Porannemu' z dnia 10 lutego (zapewne 1926 roku - J.G): «Zdołałem otoczyć sztandary nasze tak wielkimi zwycięstwami, jakich na­­wet pradziadowie nie znali i dokonałem tego wówczas, gdy to samo tchórzostwo czyniło Orła Bia­łego żółtym ze strachu». «Zwycięzca we wszystkich bitwach, które prowadził osobiście Józef Psudski». «Zdziczałe w tchórzostwie i upokorzeniu społeczeństwo wyglądało tak jak gdyby drżało przed samym istnieniem Polski jako państwa niepodległego». (Pomorski, ibid., str. 5).

Zaiste tragicznie wyglądalibyśmy z naszym kordonowym ugrupo­waniem armii wobec zmasowanych sił niemieckich”. (Ibid., str. 21).

W 13 lat po ukazaniu się książki Pomorskiego, zawierającej po­wyższe słowa, stoczyliśmy wojnę z Niemcami. Wojska nasze, metodą Piłsudskiego, ugrupowane były w sposób kordonowy. Jaki to dało wynik, wiemy. J.G.

Pomorski pisze dalej o generale Rozwadowskim.

„Jako pierwszy cel do osiągnięcia zamierzył nowy Szef Sztabu opracowanie odwrotu i nadanie mu pewnej planowości. (...) Jasnym jest, że położenie strategiczne może być odmienione tylko zwycięską bitwą, stoczoną z siłami głównymi przeciwnika. Ku przygotowaniu jej zwraca się myśl i wysiłek gen. Rozwadowskiego.

Ta walna rozprawa wymaga odwodów — dostarczyć ich musi front południowy, wyzwoliwszy się od presji Budiennego. W konsekwencji rozkaz montujący operację wstępną — bitwę z Budiennym. (...) (Ibid., str. 93).

„Co w czasie tych wysiłków i prac Szefa Sztabu robi Wódz Na­czelny? Jaki jest w nich udział jego myśli i woli? Sądząc z pewnych faktów, jest to okres, w którym Marszałek Piłsudski pracuje nad podźwignięciem się ze swego poprzedniego upadku ducha. Wiew ener­gii i optymizmu, idący od Szefa Sztabu, oddziałuje krzepiąco na nie­go; w zmęczoną niepowodzeniami duszę Wodza Naczel­nego wstępu­je powoli otucha. Korzysta z okazji, by oderwać się od ludzi i przy­gnębiających na­strojów. Jedzie na front, gdzie toczy się bitwa z Bu­diennym. Nie jedzie tam jednak dla kierowania nią, tylko po wypo­czynek. Inaczej nie umiałbym sobie wytłumaczyć faktu, że tak łatwo zrezygnował z dos­tania się do dowództwa walczącej armii. Zresztą ten stan psychiczny jest aż nadto zrozumiały jako reakcja po ciężkich przeżyciach ostatnich tygodni, zwłaszcza, że mając zaufanie do no­wego Szefa Sztabu, mógł sobie Wódz Naczelny na ten wypoczynek pozwolić. Jest to takie naturalne, że chyba tylko nadwrażliwości przypisać można wypieranie się tego.

Jak dalece Szef Sztabu pracuje w tym czasie samodzielnie świad­czy różnica zasadnicza koncepcji pro­jek­towanego manewru z linii Bugu. Wszystkie dokumenty wskazują, że gen. Rozwadowski zamie­rza zebranie masy manewrowej w obszarze Siedlec (...). Marszałek natomiast podaje w swej relacji, nie potwierdzonej zresztą doku­mentami, że nosił się z myślą wyprowadzenia manewru gdzieś z ob­sza­ru między Brześciem, a Kowlem”. (Ibid., str. 95).

„Piękno manewru zaczepnego i radość natarcia są udziałem wojsk, zgromadzonych nad Wieprzem; tam na północy rozstrzygać będzie o powodzeniu upór i zawzięta wola wytrwania, tu — gwałto­wny ruch i niepowstrzymany impet natarcia. Jakżeż w świetle tego rozkładu zadań i ciężarów pracy bojowej niesprawiedliwe i krzyw­dzące są słowa Marszałka Piłsudskiego o «nonsensie» rozkładu sił, będącym jakoby ustępstwem na rzecz «tchórzostwa i niemocy polskiej» i o jakimś uprzywilejowaniu wojsk frontu północnego. (Piłs. 178 i 179). Dotyczy to umieszczenia w obronie 3/4 sił dyspozycyj­nych, co zostało dokonane kosztem grupy manewrowej.

Po co i komu potrzebny ten jadowity zgrzyt zazdrości i to po­mniejszenie już nie tylko zasługi podko­men­dnych generałów i wojsk, ale i piękna tej operacji, która naprawdę jest naszą chlubą.

Jeśli może być mowa o nonsensie, to znajdziemy go nie w ugru­powaniu, a w zarzucie. Powodzenie operacji zależało w równym przynajmniej stopniu od trwałości obrony, jak i od efektu natarcia grupy manewrowej. Gdyby obrona nie wytrzymała i dała się zmieść poza Wisłę, to pomijając wstrząs moralny, jaki by to wywołało w kraju i w wojsku, gorszym jeszcze byłoby odzyskanie przez nieprzy­jaciela swobody manewrowej i skierowanie przynajmniej części sił przeciwko grupie nacierającej. W tym wypadku nawet w razie chwi­lowego powodzenia, natarcie byłoby zmuszone do odwrotu, gdyż nieprzyjaciel uzyskawszy przewagę położenia mógłby częścią sił posuwać się w głąb kraju, dezorga­ni­zując życie i roznosząc popłoch, resztę zaś rzucić do bitwy z wojskami Wodza Naczelnego. Sądzę, że byłby to koniec wojny i kapitulacja. A więc obrona musi wytrzymać i to pięć dni tj. do chwili, gdy da się odczuć efekt manewru — nie dość tego, musi ją jeszcze stać na dołączenie się do manewru swo­im zwrotem zaczepnym, gdyż z tą chwilą jej bierne trwanie przestałoby wiązać nieprzyjaciela. Powagę tych obu zadań potęgował fakt, że tu właśnie nieprzyjaciel kierował całość swych sił.

Formułując swój zarzut Marszałek Piłsudski poza wytkniętymi już błędami w ocenie zadań nie bie­rze pod uwagę czynników moral­nych. Wojska jemu podległe są w szczególnym położeniu, że będą miały czas na odpoczynek fizyczny i duchowy. Zerwawszy kontakt z nieprzyjacielem, wyszły spod jego presji, pozwoli im to otrząsnąć się z psychozy odwrotowej. Ponowne zetknięcie się z prze­ciw­nikiem po kilku dniach odbędzie się w warunkach dla nich moralnie korzyst­nych, w działaniu za­czep­nym, w poczuciu zwycięstwa.

W przeciwieństwie do szczęśliwego kolegi z grupy manewrowej, żołnierz frontu północnego nie zazna rozkoszy odpoczynku po dłu­gim odwrocie. Wprost z marszu ku Wiśle, nie dochodząc do niej, będzie musiał wykonać zwrot ku nieprzyjacielowi, zająć raz jeszcze znienawidzone, a tylekroć opusz­czone stanowiska obronne i tym ra­zem utrzymać je, bo za plecami stolica, a w jego ręku losy Ojczyzny. Zarówno przeto ze względu na ciężar nacisku nieprzyjaciela, jak też zważywszy na trud moralny dla zużytego odwrotem żołnierza, wy­trzymania tego nacisku, obrona musiała być wyposa­żona w znaczne siły, w te mianowicie, które dostała”. (Ibid., str. 97-99).

O 5 armii Pomorski pisze: „Zwrot zaczepny zamierzony na 15 sierpnia, tj. po zebraniu wszystkich oddziałów. Położenie pod War­szawą wywołuje rozkaz dowódcy frontu przejścia do natarcia już rankiem 14 sierpnia. (...) Natarcie zamierzone na 14 sierpnia w po­łudnie zostaje uprzedzone ude­rzeniem XV armii sowieckiej, które trafia na moment krytyczny, gdy oddziały armii nie są jeszcze skon­centrowane. Przez cały ten dzień toczy się uparta walka o linię rzeki Wkry, którą nieprzyjaciel przeszedł i mocno trzyma. Ten stan trwa przez cały pierwszy dzień bitwy”. (Ibid., str. 101).

„Drugiego dnia bitwy (...) powoli, z wielkim mozołem i obficie krwią brocząc, posuwa się naprzód polskie natarcie. Rzeka Wkra osiągnięta, a na odcinku dywizji ochotniczej, dowodzonej przez płk. Koca, nawet przekroczona. (...) Ten dzień choć nie ziścił jeszcze za­mierzeń, stanowi przełom w bitwie. (...) «Duch zwycięstwa wstąpił w żołnierzy» — tymi słowy kończy gen. Sikorski swój meldunek do do­wództwa frontu. (...) Po ciężkiej całodziennej walce 16 sierpnia zdobyto wreszcie Nasielsk — nieprzyjaciel rozpoczął odwrót.

Było to pierwsze nasze rzeczywiste zwycięstwo od czerwca, zna­czący przełom wojny”. (Ibid., str. 101-102).

„Na tle tych wydarzeń ustalimy rolę i zasługi Wodza Naczelnego.

Widzieliśmy go przed bitwą — był człowiekiem zużytym fizycznie i moralnie, przytłoczonym wydarzeniami, które ściągnął brakiem przewidywania. Czynnikiem odżywczym stała się świeża energia gen. Rozwadowskiego, jego spokój i optymizm, przy głębokim zrozumie­niu wojny i trafnej koncepcji operacyjnej. Z tą chwilą wydarzenia nabierają planowości, doprowadzając do położenia umożliwiającego powzięcie i przeprowadzenie planu działań.

Czyim był pomysł — napróżno dochodzić. Wiele nowości w kon­strukcji bitwy, odmiennych od praktykowanych uprzednio syste­mów, pozwala przypuszczać, że ogólne zarysy planu stworzył nie kto inny, lecz Szef Sztabu. Natomiast Wodzowi Naczelnemu przypada pełna zasługa decyzji i wzięcia na siebie odpowiedzialności.

Zorganizowanie bitwy z natury rzeczy przypadło w udziale gen. Rozwadowskiemu i Ministrowi Wojny, gen. Sosnkowskiemu. Inna rzecz z prowadzeniem jej. Właściwie, to miejsce Wodza Naczel­nego było w Warszawie i bynajmniej nie ze względu na opinię, lecz dla kierowania stąd całością operacji. Marszałek Piłsudski zrzekł się tej roli, przekazując ją swemu Szefowi Sztabu, sam zaś objął kierowni­ctwo grupy manewrowej. W decyzji tej główną rolę grały niewątpliwe czynniki psychiczne — chciał bezpośrednim działaniem na froncie otrząsnąć się z poprzedniej niemocy, poza tym czuł potrzebę odno­wy swego autorytetu wodza, nadszarpniętego przegraną, jakimś pię­knym, efektow­nym czynem wojennym. Manewr z nad Wieprza da­wał świetną po temu okazję”. (Ibid., str. 104-105).

„Za blisko jesteśmy wydarzeń, by móc dziś sformułować zdanie o talentach Marszałka Piłsudskiego jako wodza. Łatwo być posądzonym o tendencyjność, a także ulec błędom niedokładnego jeszcze poznania prawdy. Toteż nie o to mi chodziło w tym studium. Nie zamierzałem i nie zamierzam formułować poglądu, a tylko zestawić te fakty, które dziś są już naszej świadomości dostępne. Ilość ich będzie wzrastać w miarę ogłaszania nowych prac historycznych, a w pierwszym rzędzie, skoro zostanie wydane, oparte na materiale ar­chiwalnym, oficjalne dzieło o wojnie.

Zestawiając fakty, które zanalizowałem w tym studium podzielę je na dwie grupy, stosownie do zakresu pracy wojennej, którą wyko­nywał Marszałek Piłsudski.

Zaczynaliśmy wojnę w położeniu w stosunku do nieprzyjaciela na­der wygodnym, mając przewagę czasu i położenia. Wódz Naczelny dobrowolnie wyzbył się obu tych czynników na rzecz zamierzeń po­litycznych.

Z chwilą rozpoznania i uznania istotnego niebezpieczeństwa na północy (konferencja z gen. Szep­tyc­kim 11 maja) zamiast nakazać tam natychmiastową koncentrację odwodów, poprzestał na zarzą­dzeniu dywersji.

W dalszym ciągu traci czas i zużywa trzy dywizje dyspozycyjne, i zwlekając z decyzją nawet po ukazaniu się natarcia nieprzyjaciela i zadaniu przezeń poważnych strat 1 armii.

Osłabiwszy na rzecz działań na północy armie będące na Ukrai­nie, zostawił je rozwleczone w przestrzeni i związane z nią. Zniszcze­niem drugiej armii zdezorganizował i tak już słaby system obrony.

Straciwszy co najmniej dwa tygodnie czasu (od 7.V. zajęcie Kijo­wa do 23.V) zwlekając z decyzją działań na północy, dwukrotnie pozwala nieprzyjacielowi na swobodne przejawienie inicjatywy za­czepnej (natarcie Tuchaczewskiego, natarcie na Ukrainie).

Wskutek złej oceny położenia przerywa bitwę na północy, wycią­gając stąd siły dla naprawienia położenia na Ukrainie. Wskutek tego ostatecznie traci swobodę działania na obu terenach wojen­nych.

Nie wyznaczając ani w sensie strategicznym, ani operacyjnym zadania głównego, do którego sku­pił­by gros sił, nie zmienia złego roz­kładu wojsk i nie przeprowadza nigdzie bitwy o odzyskanie strate­gicznej swobody działania. W rezultacie daje się zepchnąć na linię Bugu z groźbą osaczenia armii frontu północnego.

Położenie zostało naprawione i uratowane przez zgodną współ­pracę Wodza Naczelnego z gen. Roz­wa­dowskim. W ostatniej opera­cji niemeńskiej. Wódz Naczelny powraca do poprzedniego systemu działań w rozproszeniu strategicznym i operacyjnym.

Powyższe fakty, niezaprzeczalne, gdyż ustalone biegiem wyda­rzeń, stanowią przyczynek do cha­rak­terystyki strategii Marszałka Piłsudskiego.

Dla charakterystyki systemu operacyjnego służą fakty z prowa­dzonych bitew. Rozciągnięcie sił w prze­strzeni; brak odwrotu; ma­newr ekscentryczny, odprowadzający siły od bitwy. W położeniu obronnym te same zjawiska rozproszenia sił, przy braku manewru. Brak manewru odwrotowego dla rekoncentracji.

Do wyliczonych cech systemu działań dochodzi stały brak prze­widywania i budowanie koncepcji na sądach aprioristycznych.

Natomiast podkreślić należy nadzwyczajną umiejętność wydoby­wania z podległych oddziałów naj­wyż­szego wysiłku bojowego i marszowego. Ciekawym jest, że ta niezwykle wartościowa cecha dowodzenia, występująca stale w pracy operacyjnej, zatraca się cał­kowicie w odniesieniu do pracy, wykonywanej w charakterze Wodza Naczelnego.

Tyle o Marszałku Piłsudskim jako wodzu.

Z wydaniem o nim sądu jako o historyku sprawa o wiele łatwiej­sza; na to nie trzeba oddali lat. Kontrola sumienności historycznej łatwa, gdyż polega na zestawieniu opisu z faktami i doku­men­tami. Znaczna liczba wykazanych w toku studium sprzeczności relacji i opracowania Marszałka Piłsudskiego z faktami, dokumentami i rela­cjami jego współpracowników, przesądza sprawę jego sumienności i obiektywizmu badacza. Natomiast licznie rozsiane złośliwości, nie­słuszne oskar­żenia, umniejszanie zasług podkomendnych i wojska, dobitnie malują człowieka”. (Ibid., str. 109-111).

Komentarz. Ocena Piłsudskiego przez Pomorskiego jako historyka i człowieka jest druzgocąca, natomiast w krytyce działalności Piłsud­skiego jako wodza Pomorski jest raczej powściągliwy. Nie tai on jego wielkich strategicznych i operacyjnych pomyłek — ale podkreśla tak­że i jego zasługi.

Powściągliwość ta jest z pewnością dyktowana niepełną znajomo­ścią wszystkich elementów historycznej praw­dy. Oczekuje on wyświe­tlenia wielu faktów przez przyszłe publikacje historyczne, a w szcze­gólności przez ofic­jal­ną historię naszej wojny, która się z pewnością wkrótce ukaże. Ogłosił on swoje studium w nie całe sześć lat od kul­minacyjnego momentu wojny, a w pięć lat od zawarcia pokoju. Niestety, mimo że od dnia ogłoszenia jego książki do wybuchu nowej wojny upłynęło dalszych 13 i pół łat, publikacja taka się nie ukazała. Widać wyświetlenie pełnej prawdy o naszej wojnie nie leżało w intere­sie tych, co sprawowali władzę nie tylko nad państwem i wojskiem, ale i nad wojskowym biurem historycznym.

Pomorski przypisuje Piłsudskiemu dwie zasługi ściśle wojskowe: że zaakceptował plan Rozwadowskiego, a więc powziął decyzję i wziął na siebie odpowiedzialność. Oraz że na szczeblu operacyjnym potrafił wydo­by­wać z żołnierzy najwyższy wysiłek bojowy i marszowy.

Pierwsza z tych zasług, to jest w istocie tylko udzielenie Rozwadowskiemu pozwolenia, by działał. To by do­piero było, gdyby takiej decyzji powziąć nie był potrafił! Przecież takie decyzje potrafili pobierać nawet tacy czysto nominalni wodzowie, jak rosyjski cesarz Mikołaj II i jak austriacki arcyksiążę. To doprawdy raczej skromna pochwała, że rzeczywistemu wodzowi naczelnemu w jego pracy i zamiarach nie przeszkodził!

Co do owej umiejętności zachęcenia żołnierzy do boju i marszu — to jest to niewątpliwie zaleta, ale raczej nie na wysokim szczeblu. W doda­tku, bojów grupa z nad Wieprza zbyt wiele nie stoczyła; nie wytrzymu­je pod tym względem porównania z wojskami, które biły się pod, Radzyminem i nad Wkrą. A co do marszu — myślę, że i bez Piłsudskiego wojska znad Wieprza byłyby go równie znakomicie odbyły.

Trudno się oprzeć postawieniu pytania: jakby to było, gdyby Pił­sudski nad Wieprzem nie dowodził? Gdyby był wyjechał do rodziny pod Tarnów i nad Wieprzem nie był obecny! Myślę, że żołnierze obu armii, generała Skierskiego i generała Rydza-Śmigłego byliby wykonali równie gorliwie swój długi marsz, jak go wykonali pod Piłsud­skim, a szybkość tego marszu była przecież głównym i najbardziej rozstrzygającym osiągnięciem grupy manewrowej. Ale mogła się zdarzyć i inna, a bardzo ważna różnica. Obaj dowódcy armii, generałowie Skierski i Rydz być może nie byliby tak uporczywi w sprzeciwianiu się domaganiu się ze strony generała Rozwadowskiego wyruszenia w pochód o jeden dzień wcześniej. Gdyby byli wyruszyli o te 24 godziny wcześ­niej, cały rezultat bitwy i wojny byłby inny. Bolszewicy, uderzeni we flankę w czasie toczącej się bitwy byliby pobici tak gruntownie, że już nie byliby w stanie głównej masy swych wojsk do Rosji wycofać. Tak więc Pił­sudski, będąc nieobecnym nie byłby rezultatów bitwy popsuł i zmarnował.

Pomorski wyraża przypuszczenie, że Piłsudski, obejmując dowó­dztwo nad grupą manewrową, powodował się chęcią odzyskania swego autorytetu przez wzięcie udziału w operacji szczególnie efekto­wnej. Nie przychodzi mu na myśl, że mógł się powodow myślą cał­kiem inną: mianowicie myślą, że wyprowadzi z pogromu i odda pod opiekę angielską i niemiecką sześć dywizji, które udziału w bitwie warszawskiej nie wezmą.

Pomorski wyraża przypuszczenie, że w razie zdobycia Warszawy przez bolszewików, Piłsudski musiałby zanie­chać swego natarcia i że skończyłoby się wszystko kapitulacją. A przecież Piłsudski tego wła­śnie chciał, i na to czekał, by się bolszewicy wgryźli w Warszawę, to znaczy zdobyli ją! Na co on liczył? Oczywiście nie na to, że wtedy rozpocznie swoje natarcie. To jest jasne, że liczył na to, iż pomasze­ruje wtedy na Częstochowę — jako wódz, który uratowaną, znaczną siłę wyprowadził z pogromu. I ma aliantom angielskim i niemieckim coś do ofiarowania.

Przypomnienie książki Pomorskiego sprawia, że nie mogę sobie odmówić pewnej skromniutkiej satysfakcji osobistej.

Pomorski pisze, że w momencie ofensywy 5-tej armii generała Sikorskiego rzeka Wkra (została) osiągnięta, a na odcinku dywizji ochotniczej, dowodzonej przez płk. Koca, nawet przekroczona. Jako żołnierz tej dywizji, mianowicie 7-mej kompanii 201 pułku piechoty, byłem jednym z tych, którzy wtedy Wkrę przekroczyli. Prze­szed­łem ją, wraz z innymi, po piersi w wodzie, trzymając karabin i ładownice nad głową, by nie zamokły. Nieprzyjaciel był na drugim brzegu, ale się wycofał.

Nie tylko Pomorski wymienia osiągnięcia naszej dywizji, złożonej przecież z ochotników, którzy wstąpili do wojska w lipcu i otrzymali wyszkolenie jednotygodniowe. Generał Haller pisze w swoich pamię­tnikach (op. cit., str. 222 i 224). Zamianowałem dowódcą 1 dywizji ochotniczej płk. Zagórskiego pozostając chwilowo bez szefa sztabu i wysłałem tę dywizję dla powstrzymania odwrotu I armii. Dywizja ta spełniła swój obowiązek znakomicie w dwóch bitwach pod Paprocią i Surażem zatrzymując gwałtowną ofensywę bolszewicką na naj­krót­szej linii Małkinia-Warszawa. Oraz: Tak jak bitwy pod Surażem i Pa­procią powstrzymały napór bol­sze­wicki pod Białymstokiem, tak dwie bitwy nad Bugiem pod Białą Siedlecką i Sokołowem pozwoliły mi oderwać się od nieprzyjaciela.

Dowodził nami wtedy jeszcze nie pułkownik Koc, lecz pułkownik, późniejszy generał Zagórski, ofiara w 1927 roku piłsudczykowskiego morderstwa. Suraż i Paproć! Nie byłem w samych tych dwóch miej­scowościach, a nazwy Paproć nawet wtedy nie usłyszałem, ale brałem udział w obu bitwach.

J.G.

Źródło:

Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku

Pod redakcją Jędrzeja Giertycha

Londyn 1984, strony 311-322

„Rozważania o bitwie warszawskiej 1920-go roku”, Pod redakcją Jędrzeja Giertych, Londyn 1984, str. 311-322. Strona 8 z 8

Źródło: „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920-go roku”, Pod redakcją Jędrzeja Giertych, Londyn 1984



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BW 1920 16 Garsc opinii Pilsudski i Kedzior
BW 1920 19 Garsc opinii O Rozwadowskim
BW 1920 14 Garsc opinii Witos
BW 1920 18 Garsc opinii Machalski
BW 1920 20 Garsc opinii mjr Alf Kossman
BW 1920 17 Garsc opinii Kycia
BW 1920 02 ALEKSANDER KEDZIOR
BW 1920 10 Inne informacje
BW 1920 Autorstwo planu
BW 1920 13 Nerwy Warszawy
BW 1920 11 Wnioski dot roli Weyganda
BW 1920 21 Rozkaz 10000
BW 1920 08 Pamietnik gen Weyganda
BW 1920 07 Zagadn roli gen Weyganda
BW 1920 12 Zasluga Francji
BW 1920 09 Glos gen Ruby
BW 1920 22 Sprawa ukladu w SPA
BW 1920 22 Sprawa ukladu w SPA
BW 1920 03 Co Pils robil 13 i 14 sierpnia

więcej podobnych podstron