BW 1920 17 Garsc opinii Kycia


GARŚĆ OPINII O BITWIE, O ROZWADOWSKIM, O PIŁSUDSKIM

JESZCZE KYCIA

Przedrukowuję poniżej — z opuszczeniami fragmentów, które by­łyby powtórzeniem tego, co wydrukowane zostało wyżej — artykuły majora Marcelego Kyci, który w okresie bitwy warszawskiej był. adiu­tantem gene­rała Rozwadowskiego.

O ROZWADOWSKIM W BITWIE WARSZAWSKIEJ

Generała Tadeusza Rozwadowskiego miałem zaszczyt znać od r. 1917.

Byłem jego adiutantem w czasie obrony Lwowa w r. 1918 i od tego czasu w stałym z nim kontakcie.

Meldowałem się u niego, gdy jako kurier Sztabu Generalnego przybyłem do Paryża, w związku z jego ówczesną pracą, jako szefa Polskiej Misji Wojskowej we Francji.

W czasie brzemiennych wypadków w Polsce na wiosnę 1920 r., miałem przydział do V Oddziału Sztabu Naczelnego Dowództwa w Warszawie. Z natury rzeczy w sztabie dyskutowano i komentowano rozkazy i wypowiedzenia związane z przygotowywaniem ówczesnej wyprawy na Ukrainę, zakoń­czonej klęską. Rzeczy te są dziś dokład­nie znane i nie ma więc powodu, by je szczegółowo przypo­minać. Znaliśmy dokładnie obiekcje gen. Józefa Hallera, gen. St. Szeptyckiego i gen. Rozwadowskiego. W III Oddziele operacyjnym, szcze­linie ostro krytykowano pracę II Oddziału, który znajdował się w rękach ludzi Piłsudskiego o przygotowaniu rewolucyjno-politycznym bez kwalifikacji fachowo-woj­skowych. Poważne obawy budziła również zbyt optymistyczna ocena własnych sił bojowych, a szcze­gólnie improwizacja kawalerii. W Oddziale IV Sztabu wyrażono obawy, co do wyposażenia, możliwości zaopatrzenia, przy nadmiernie wydłużonych własnych liniach komunikacyjnych i jak gdyby świadomego podchodzenia pod bazy zaopatrzenia nieprzyjaciela.

Szef Sztabu Generalnego, gen. Stanisław Haller, który doskonale znał i rozumiał wszystkie te zagadnienia, dokonał niemal cudu, żeby w tych warunkach wyprawę przygotować. Toteż, gdy wyprawa ruszyła i Kijów został zajęty, ucichły chwilowo krytyki. Sejm i stolica Przyjęły Piłsudskiego jako triumfatora.

Gen. St. Haller wyraził się wtedy słynnymi słowy matki Napoleo­na: Pourvu que cela dure! (Byle by to trwało!) Bardzo szybko obawy te miały się spełnić.

Następuje bowiem całkowite, strategiczne, operacyjne i taktyczne zaskoczenie ze strony czerwo­nych. Skoordynowana kontrofensywa czerwonych, rusza na północ i południe od Prypeci. Od­wiecz­nymi szlakami najazdów, wojska wrogie, dobrze dowodzone i bardzo do­brze wyposażone, a co najważniejsze, wprowadzające, jako czynnik decydujący tak zw. Konną Armię Budiennego — ła­mią nasz front na południu i północy. Następuje odwrót, który w wielu wypadkach przemienił się w bezładną i paniczną ucieczkę. Wtedy zaczęły grać niedociągnięcia improwizacji, organizacji dowo­dze­nia i zaopatrzenia. W pewnym momencie własna grupa kawalerii, złożona z 7-miu puł­ków, wyka­zała stan bojowy tylko 160 szabel. Straty te, nie byty od­niesione w walce z nieprzyjacielem lecz spo­wo­do­wane niewyćwiczeniem kawalerii i odparzeniem koni.

Gen. Śmigły ze swoim szefem sztabu, płk. Kutrzebą, nie ocenili właściwie sytuacji. Opóźnili o trzy dni odwrót z Kijowa, dając sobie całkowicie narzucić inicjatywę walki przez konną armię Budiennego, co już wtedy o mało nie doprowadziło do ostatecznej klęski. (Pow­tórzyli obaj to samo w r. 1939 ale już z katastrofalnymi skutkami).

Szybkość odwrotu, panika, załamanie moralne znajdowały swój wyraz, w ostatecznym upadku du­cha w Naczelnym Dowództwie, które znało dokładnie przyczyny i umiało właściwie ocenić skutki.

W tych warunkach Naczelny Wódz, Józef Piłsudski zwraca się do rządu Władysława Grabskiego i przedstawia sytuację jako bezna­dziejną, powołuje się na swój stan zdrowia i mówi o swoim odejściu. Jako jedyny ratunek widzi wysłanie Grabskiego do Spaa z prośbą o wyjednanie ratunku u zachodnich aliantów w formie zawieszenia broni, z rezygnacją z Wilna i z przyjęciem słynnej Linii Curzona.

Grabski szuka potwierdzenia tego smutnego stanu rzeczy, jaki mu przedstawił Piłsudski na Radzie Ministrów, u szefa Sztabu Gł., gen. St. Hallera i dowódcy frontu północnego, gen. St. Szeptyckiego. Obaj ci generałowie całkowicie potwierdzili tragizm sytuacji. Po­wstaje myśl powołania Rady Obrony Pań­stwa, stworzenia Armii Ochotniczej i odwołania się do Narodu. Piłsudski zaś w związku z utwo­rze­niem Rady Obrony Państwa, na którą się zgodził przyjmu­je formalnie obowiązki Naczelnego Wo­dza, z ograniczeniem swoich kompetencji, a faktycznie przestaje dowodzić.

Wtedy na skutek narady Grabskiego z obu wybitnymi generałami, Piłsudski zwraca się do gen. Rozwa­dowskiego, by formalnie zostając szefem Sztabu Generalnego, faktycznie przejął ster tonącej w odwro­cie, naszej armii. Nemezis dziejowa nakazuje Piłsudskiemu zwrócić się o ratunek do tego, którego wyrzucił z kierownictwa Pol­skich Sił Zbrojnych po objęciu przez siebie samozwańczo władzy w dniu 11 listopada 1918 r. i którego po raz drugi usunął, gdy ten (gen. Rozwadowski) obronił Lwów i ocalił Małopolskę Wschodnią.

Gen. Rozwadowski nie pomny doznanych krzywd, po dokonaniu wspaniałej pracy w przygotowaniu i przyspieszeniu materialnej pomo­cy Francji, — stawia się na apel Rządu i dnia 22 lipca przybywa do Warszawy. Bezzwłocznie odbywa konferencję z ustępującym szefem Sztabu Generalnego, gen. St. Hallerem, który był pracą ponad siły zupełnie wyczerpany, oraz z szefem Rządu i przystępuje do działania.

Tego dnia wieczorem, 22 lipca gen. Rozwadowski odwiedził mnie w moim mieszkaniu, przy ulicy Czac­kiego 12, dając mi rozkaz za­meldowania się dnia następnego w jego biurze i objęcia funkcji jego osobistego adiutanta.

Daje mi rozkaz osobistej odpowiedzialności za służbę przy jego osobie. Mam przy nim mieszkać i być na każde jego zawołanie. Ten dowód zaufania i ten charakter służby, pozwolił mi być świadkiem codziennych prac i wszystkich trosk Generała.

Po zapoznaniu się z sytuacją na frontach i w związku z poważną I chorobą (dezynteria) gen. Szep­tyc­kiego gen. Rozwadowski pobiera następujące decyzje:

— Wszystko jest do uratowania. Należy oderwać się od nieprzyja­ciela, zmienić linię odwrotu tych wiel­kich jednostek, przy pomocy których, w odpowiednim momencie, należy przejść do ataku.

— Widzi on natychmiast, że pozostawienie inicjatywy w rękach nieprzyjaciela i związanie się w walce, bez właściwej idei manewru, to wyłącznie droga do klęski.

— Chce wykorzystać błędy operacyjne nieprzyjaciela, wydłużenie z kolei jego linii komuni­ka­cyj­nych, a przede wszystkim wzrastającą u niego nieostrożność, wypływającą z całkowitej pewności zwycięstwa, którego objawy były podobne jak przed klęską, którą poniósł Denikin.

W Sztab Generalny wstąpił nowy duch.

Odsunięcie się Piłsudskiego pozwoliło dlatego Rozwadowskiemu na wydanie zarządzeń, które uważać musimy za właściwe przygoto­wanie planu bitwy nad Wisłą.

Rozwadowski wycofuje IV armię z frontu północnego nie po osi na Warszawę, lecz na południe, nad Wieprz, jako rezerwę stra­tegiczną dla przyszłego przeciwnatarcia.

— Przeorganizowuje dowództwa armii, wyznaczając na dowód­ców znanych mu osobiście gene­ra­łów. W ten sposób, kluczowe za­danie otrzymuje nowy dowódca frontu północnego, gen. Józef Haller, którego szefem sztabu zostaje późniejszy generał Włodzimierz Zagórski, natychmiast powo­ła­ny do służby (po usunięciu go razem z Rozwadowskim w r. 1918 przez Piłsudskiego).

— Gen. Sikorski i Latinik otrzymują dowództwa armii, które mają stać się podstawą późniejszego zwycięstwa nad Wisłą. Tych wszystkich zarządzeń nie mógł opracować gen. Stanisław Haller, choć dokładnie rozumiał ich potrzebę, z powodu mieszania się Piłsudskiego do spraw, których tenże zupełnie nie rozumiał.

Rozwadowski charakterem, wiedzą, wiarą i wytrzymałością fizycz­ną był dla całego sztabu niedoś­cig­nionym przykładem. Nie zwątpił (jak poprzednio Piłsudski) ani na chwilę w ostateczne zwy­cię­stwo nie tylko sam, ale potrafił nim natchnąć najbliższych współpracowni­ków, Rząd i formalnego Naczelnego Wodza, Piłsudskiego. (...)

Witos, z którym spotkałem się w r. 1936 w Karlsbadzie, mówił mi o załamania się Piłsudskiego i o złożeniu przez niego prośby o dy­misję, na jego ręce.

Rozwadowski nie przywiązywał najmniejszej wagi do rzekomej trudności planowania. Mówił mi, że każdy kapitan sztabu general­nego w pierwszym zadaniu operacyjnym, byłby wykombinował, że trzeba nieprzyjaciela związać od czoła i uderzyć ze skrzydła.

Cała trudność polegała na tym — kiedy i czym, bo gdzie, to nie było żadnych wątpliwości. Skoro nie nad Bugiem, to nad Wisłą.

To też Rozwadowski całą swą pracę włożył, by przyspieszyć ude­rzenie znad Wisły, aby nieprzy­ja­ciel nie mógł skonsolidować swoich zdobyczy i by narzędzie uderzenia pod względem wypo­sa­że­nia, do­wodzenia i ducha, było odpowiednie.

— I armia na przedpolach Warszawy łamie wszystkie ataki czer­wonych.

— V armia wspaniałym manewrem gen. Sikorskiego i generałów Zagórskiego i Krajowskiego, rozbiły atak sowiecki na północy i przeszły do zwycięskiego przeciwnatarcia.

Zagórski, który operacyjnie właściwie osądził sytuację, a Krajow­ski, który ją wspaniale wyko­rzys­tał, wykazując ponadto, nieomal nadprzyrodzoną inicjatywę.

W ten sposób, tych trzech wielkich generałów: Sikorski, Zagórski i Krajowski, w wspaniałej współpracy, pod dowództwem dowódcy frontu, gen. Józefa Hallera przyczynili się decydująco do zwycięskiej bitwy, już 14-go sierpnia.

Dzień 14 sierpnia to wspaniały dorobek pracy wodza i wielkiego Szefa Sztabu, Rozwadowskiego! Na przedpolu Warszawy nieprzyja­ciel złamany i związany. Nad Wkrą — jest pobity i w ucieczce.

Grupa uderzeniowa znad Wieprza, wychodzi właściwie tylko dla pościgu. Ciężar bitwy i decyzja zwy­cięstwa zapadły już 14 sierpnia. Piłsudski, który w miarę posuwania się prac nad prze­pro­wa­dzeniem decydującej bitwy, zaczął przychodzić do siebie, nie brał zupełnie udziału w dyskusjach ope­ra­cyj­nych między gen. gen. Rozwadowskim a Weygandem, choć w nich uczestniczył. Nie zabierał zupełnie głosu, jak to zresztą potwierdził gen. Weygand w swoich pamiętnikach.

Aby z jednej strony, uwolnić Naczelne Dowództwo od tej uciążli­wej obecności, z drugiej strony, by Piłsudskiego podnieść na duchu, zaproponował mu Rozwadowski objęcie grupy uderzeniowej znad Wieprza. Według planu Rozwadowskiego grupa ta, miała wyjść z rejonu Garwolina na bok i tyły, związanego w walkach pod Warsza­wą nieprzyjaciela. Piłsudski nie rozumiał sytuacji i skierował uderzenie nie z proponowanej podstawy wyjściowej, ale znacznie dalej, z południowego wschodu na dalekie tyły i równoległe z odwrotem nieprzyjaciela.

To niewłaściwe wyjście grupy uderzeniowej nie tylko ograniczyło owoce zwycięstwa 15 sierpnia, ale umożliwiło bolszewikom stawienie oporu nad Niemnem i stało się powodem przedłużenia kampanii i niewykorzystania politycznego strategii tej wojny.

To też w jednym wypadku, gdzie Piłsudski miał możność odegra­nia dowódczej roli, wprawdzie nie kierowniczej, lecz poważnej w wyzyskaniu i wykorzystaniu zwycięstwa — zawiódł zupełnie.

*

* *

Przełom w kampanii 1920 r. dokonał się z chwilą zamianowania Rozwadowskiego szefem Sztabu Generalnego i powołania Rady Obrony Państwa ograniczającej kompetencje Piłsudskiego i określa­jącej polskie cele wojny.

Byłem obecny przy dyktowaniu przez gen. Rozwadowskiego słyn­nego rozkazu do bitwy nad Wisłą. Rozkaz dyktował osobiście Roz­wadowski majorowi Piskorowi, szefowi Oddziału Operacyjnego.

Następnie, Rozwadowski osobiście rozkaz ten omówił z dowódcami frontu i dowódcami armii, chcąc zapewnić w ten sposób najści­ślejsze utrzymanie tajemnicy. Dla ludzi, posiadających elementarne wiadomości z dziedziny operacji, jest sprawą najzupełniej jasną, że przejście z cał­ko­witej klęski do zwycięskiej bitwy, nie odbywa się przy pomocy porodów papierowych, a jest to praca, wymagająca i realnej oceny, zmieniającej się z godziny na godzinę sytuacji i patrzenia na tygodnie naprzód. Plan zwycięskiej bitwy musiał obejmować tak wiele przygotowań sztabowych, reorganizacji, dowodzenia, orga­nizacji jednostek i nowych baz zaopatrzenia, że musiał on powstać na wiele tygodni przed właściwym i ostatecznym zrealizowaniem.

Piłsudski, który w r. 1919 spokojnie asystował przy rozgromieniu kontrrewolucji przez czerwo­nych, który dał wolną rękę Leninowi w rozgromieniu tej kontrrewolucji (rokowania w Mika­sze­wiczach — Berner—Marchlewski) i w ten sposób przyczynił się do zwycięstwa i utrzymania bolszewizmu w Rosji,

— Piłsudski, który następnie przedłożył Konferencji ambasado­rów fantastyczny plan stworzenia 500.000-nej Armii Polskiej pod jego dowództwem, wyposażonej i opłacanej przez aliantów — dla marszu na Rosję,

— ten sam Piłsudski, który miał prawo żądać od Lenina największej zapłaty za pomoc (pośrednią) udzieloną mu w r. 1919,

— rzuca się w r. 1920 na skonsolidowanego i zreorganizowanego nieprzyjaciela, ryzykując wszystko i, nie mając żadnych warunków ani politycznych, ani wojskowych dla realizacji urojonych celów!

Dla tych, którzy będą kiedyś szukać prawdziwych przyczyn tego szaleństwa, hipoteza, że kierowała nim ręka, która chciała zniszczenia Polski, nie może być odrzucona. Piłsudski przegrał katastrofalnie.

Ówczesne dokumenty, a przede wszystkim protokóły Rady Obrony Państwa, odzwierciedlały roz­miar jego osobistego niedołęstwa. Jest rzeczą jasną, że człowiek po tego rodzaju załamaniu się, mógł wyłącz­nie odgrywać rolę pozorną Naczelnego Wodza i że nie miał on żad­nych danych, by w nowej sytuacji naprawić błędy, wypływające z nie­znajomości zawodu i nieumiejętności właściwego koor­dy­nowania ele­mentów strategiczno-politycznych.

Do tych wszystkich błędów, które są rzeczą ludzką, dorzucił Piłsud­ski inne, wady charakteru: niewdzięczności i zawiści.

Geneza zwycięstwa powstała w chwili, kiedy gen. Rozwadowski wy­dał pierwsze rozkazy dla oderwania się od nieprzyjaciela i przegrupo­wania wojsk z myślą o zwrocie zaczepnym. Rozwinięcie przygo­to­wa­nia i wykonania zwrotu zaczepnego oparte było o reorganizację dowództw, uzupełnienie oddziałów i wprowadzenie do walki Armii Ochotniczej. (...)

Dzisiaj, gdy tak haniebnie fałszuje się naszą historię, pragnę, jako naoczny świadek, dać świa­dec­two prawdzie, kto był rzeczywistym wodzem w bitwie warszawskiej i komu przyznać należną zasługę.

W tragicznych chwilach 1920 roku zjednoczony Naród losy swe zło­żył w ręce Wodza bez skazy a Rząd pod przewodnictwem chłopskiego karmazyna Witosa, powierzył ludziom, którzy łączyli mi­łość kraju z wiedzą, której nie czerpali od Lenina, Marksa i Róży Luksemburg.

Dmowski, Paderewski, Korfanty, Trąmpczyński, Daszyński, Nie­działkowski i legion innych, zgod­nie podnosiło Naród na duchu i przygotowywało do najwyższego wysiłku. To też zwycięstwo 1920 roku, to nie jedyne zwycięstwo Wodza i Żołnierza, ale dorobek całe­go Narodu.

W roku 1939 nie było w Polsce Rządu Jedności Narodowej.

Władzy i dowodzenia nie sprawowali najgodniejsi.

Był to dorobek Piłsudskiego, który po roku 1926, usunął wszy­stkich, których tak tragicznie miało zabraknąć, w chwili najcięższej próby Narodu!

(Marceli Kycia, artykuł „Generał Rozwadowski, twórca planu zwy­cięstwa warszawskiego 15.VIII.1920” w numerze z dnia 12 sierpnia 1960 roku w dzienniku „Narodowiec” wychodzącym w Lens w pół­nocnej Francji. Podkreślenia moje - J.G.)

O PIŁSUDSKIM W BITWIE WARSZAWSKIEJ

W poprzednim artykule podałem całokształt swoich osobistych wspomnień z tych przełomowych chwil w historii odradzającej się Polski. Obecnie, chciałbym uzupełnić ten szkic ogólny, przez pod­kreślenie dwóch zasadniczych faktów, które zbyt często przekręcali tendencyjni „historycy” i cyni­czni twórcy legend na korzyść narzu­cającej się narodowi kliki sanacyjnej.

Pierwszym z nich jest kluczowa rola gen. Rozwadowskiego w de­cyzji stoczenia decydującej bitwy po prawym, wschodnim brzegu Wisły.

Drugim — ważniejszym jeszcze, gdyż częściej, i bez najmniejszych skrupułów fałszowanym — to dokładne ustalenie roli Piłsudskiego w tej historycznej bitwie, która była skutkiem klęski kijowskiej całko­wicie przez niego spowodowanej.

Jako osobisty adiutant gen. Rozwadowskiego, miałem możność zaznajomić się z całym tym zagad­nie­niem jak najdokładniej, i bar­dziej bezpośrednio, niż ogromna większość tych, którzy je później oma­wiali nie troszcząc się o prawdę i rzeczywistość. Na tych to pod­stawach uważam za swój obo­wią­zek stwierdzić jeszcze co następuje:

Rząd Jedności Narodowej utworzono 20 lipca 1920 r.

Generał Weygand przybył do Warszawy dwudziestego piątego lipca i rozmawiał z Piłsudskim, kiedy wszystkie zarządzenia wydane przez gen. Rozwadowskiego były już w toku, a dzięki utworzeniu rządu Witosa i armii Ochotniczej, nastąpił przełom i podniesienie morale Kraju i Wojska.

Optymizm i zarządzenia Rozwadowskiego podniosły też samopoczucie zgnębionego Piłsudskiego.

Przyjazd gen. Weyganda był dowodem, że nie jesteśmy sami i że Francja moralnie i materialnie nas popiera.

Rola gen. Weyganda, była z tego przede wszystkim powodu o nadzwyczajnym znaczeniu, że inter­we­niował on osobiście u Marszałka Focha o pomoc materialną i dostarczenie jej do Polski. Bez tej pomocy Francji, nasza kontrofensywa nie byłaby w ogóle możliwa.

Różnica zdań między gen. Rozwadowskim a gen. Weygandem wypływała z różnicy oceny ówczesnych możliwości żołnierza polskie­go. Gen. Weygand chciał, by Armia Polska biła się za Wisłą po zreor­gani­zo­wa­niu, a rząd by się przeniósł, dla spokojniejszej pracy, do Poznania. Gen. Rozwadowski zaś uważał, że należy wykorzystać nieostrożność nieprzyjaciela przed Wisłą, gdyż potem mogłoby być za późno. Po kon­ferencji dotyczącej tego problemu, gen. Rozwa­dowski wyszedł po coś do mnie i powiedział mi dosłownie: Weyg­and chce się bić za Wisłą i Rząd przenieść do Poznania, a ja się na to nie mogę zgodzić. Będziemy się bili przed Wisłą, (tj. na wschodnim prawym brzegu).

Podstawą manewru Rozwadowskiego było:

l. zatrzymanie natarcia Tuchaczewskiego na przedpolu Warsza­wy i obchodzącego skrzydła na pół­noc od Modlina,

2.- wzmocnienie V Armii, by była zdolna do przeciwnatarcia.

Z tego powodu gen. Rozwadowski, - jak mi to szczegółowo osobiście wytłumaczył - wzmocnił zarówno obronę Warszawy, jak i V Armię, przeznaczając do natarcia z południa minimum sił, jakie uważał za konieczne do tego działania.

Rola Piłsudskiego w bitwie.

Dnia 12 sierpnia Piłsudski wyjechał do Dęblina. Sam gen. Rozwa­dowski udał się tegoż dnia (12 sierpnia) po południu wraz z gen. Weygandem samochodami do Modlina do V Armii.

Powodem tego wyjazdu była zdeszyfrowana wiadomość o mane­wrze Tuchaczewskiego, nakazując IV, XV i III armii czerwonej zdo­bycie Warszawy od północnego zachodu, XVI zaś armia czerwona miała atakować wprost Warszawę.

Gen. Rozwadowski omówił w Modlinie z gen. Sikorskim i wyż­szymi dowódcami ogólną ideę manewru, zatrzymanie nieprzyjaciel­skiego natarcia i przejście do własnego przeciwnatarcia w luce mię­dzy IV a XV armią czerwoną, zostawiając gen. Sikorskiemu swobo­dę wykonania taktycznego w myśl idei przewodniej Naczelnego Dowództwa.

Ustalił natarcie na dzień 13 lub 14 sierpnia. Następnie późno wie­czorem udał się do I Armii oraz do Dowództwa Frontu, do gen. Józefa Hallera, który przypomniał mi, na kilka lat przed swoją śmier­cią, mój nocny pobyt z gen. Rozwadowskim u niego.

Bitwa o Warszawę i o Polskę rozegrała się na przedpolu Warsza­wy i nad Wkrą, między 13 a 15 sierpnia, przy osobistej interwencji i nadzorze gen. Rozwadowskiego.

Wynik bitwy jest znany.

Dzień 14 i 15 sierpnia był wspaniałym dorobkiem pracy Szefa Sztabu.

Grupa uderzeniowa z nad Wieprza wyszła właściwie do pościgu. Rusza ona 16 sierpnia. Początkowo idzie w próżnię. Jedna tylko 14 skrzydłowa dywizja styka się z nieprzyjacielem, dopiero 17 sierpnia, po południu. 18 sierpnia daje się odczuć jej wpływ operacyjny na decyzjach Tuchaczewskiego.

Wynika z tego jasno, że w decydującym okresie bitwy o Polskę, od 12 do 18 sierpnia wszystkie podstawowe decyzje pobierał i wydawał gen. Rozwadowski z Naczelnego Dowództwa w Warszawie interweniując w tym czasie osobiście, w tych dowództwach, na których barkach spoczywał ciężar walki.

W tym samym okresie czasu, Piłsudski operacyjnie i taktycznie był bezczynny. A wtedy, gdy dowodzona przez niego grupa, tj. 18 sierpnia zaważyła na dalszym przebiegu bitwy zwycięstwo o Pol­skę było już na froncie północnym zupełnie rozstrzygnięte. (Marceli Kycia, artykuł „Rola Pił­sudskeigo w bitwie warszawskiej w roku 1920” w dzienniku „Narodowiec” w Lens w dniu 13 sier­pnia 1960 roku. Podkreślenia moje — J.G.).

Komentarz. Najważniejsza wiadomość, jaką znajdujemy w artykule Majora Kyci, to jest informacja, że w trakcie jakowejś konferencji gen. Rozwadowski wyszedł z pokoju i powiedział mimochodem Kyci, że Wey­gand chce się bić za Wisłą a ja się na to nie mogę zgodzić. Jak wiemy, bitwę stoczono nie za Wisłą, lecz przed Wisłą. Ta różnica określa rolę generała Rozwadowskiego w bitwie. Bitwa została sto­czona tak jak on chciał, a nie tak jak mu doradzano. J.G.

Z NOTATEK Z PAMIĘTNIKA

W kilku miejscach cytowałem wyżej fragmenty z Notatek z pa­miętnika majora Marcelego Kyci. Dla wyczer­pania tematu, drukuję poniżej dalsze wyjątki z tych notatek, pomijając to, co już zacytowa­łem wyżej, oraz to, co wydaje mi się nie ma z tematem tej książki związki bliższego.

Można zatem zadać sobie pytanie, jak to było możliwe, żeby tak dalece zafałszować rzeczywistość.

Złożyły się na to dwa główne powody.

Naród, wojsko i ich przywódcy i dowódcy odczuwali tak głęboką wdzięczność Opatrzności Bożej, że w najlepszej wierze chciano się podzielić owocami zwycięstwa, uważając, i słusznie, że przy dobrej woli dla wszystkich wystarczy.

150-letnia utrata niepodległości i pierwsze wspaniałe zwycięstwo szczególnie nadawały się ze wzglę­dów wychowawczych dla stworze­nia legendy.

Niestety, tutaj wszyscy Polacy dobrej woli się pomylili. Piłsudski i jego zwolennicy, po prostu przy­zwyczaili się do legendy, wzięli ją za prawdę i przez gardło niemal wpychali ją całemu naro­dowi i dziś nadal próbują to robić na emigracji.

Dużą niestety rolę w tworzeniu tej fałszywej legendy odgrywają nasi historycy, którzy bezpo­śred­nio po wojnie i do roku 1925 pró­bowali podtrzymać legendę Komendanta.

Nieporozumienie np. Piłsudski — gen. Kukieł wypłynęło stąd, że Piłsudski uważał, że to jest za mało i że wszystko wyłącznie należy się jemu i tylko jemu. Gen Kukiel poniósł konsekwencje na­cią­gania historii do legendy.

Drugi powód dotyczy już wyłącznie emigracji.

I tutaj cała wina leży w tym odłamie Stronnictwa Narodowego, któremu przewodniczy p. Tadeusz Bielecki, który dla celów oportunistycznych pragnie zapomnieć o zbrodniach Piłsudskiego i sanacji bratobójczy maj 1926 r., Antokol, zamordowanie gen. Zagórskiego, Brześć, Bereza, napady na Zdziechowskiego, Nowaczyńskiego, Mostowicza, brutalny napad oficerów z rozkazu gen. Dąb-Bierna­ckiego na Cywińskiego i inne) i wynalazł „dobrych piłsudczykow” i za cenę współpracy z nimi podtrzymuje legendę, czego ostatnim wy­razem jest książka Tadeusza Piszczkowskiego i jego ocena Bitwy Warszawskiej.

OGÓLNA UWAGA KOŃCOWA

Ani pełne opracowanie kampanii polsko-bolszewickiej, ani też Bi­twy Warszawskiej, nie może być dokonane w dzisiejszych warun­kach emigracyjnych szybko. Natomiast wydaje się rzeczą konieczną, by te punkty, poruszone w tym syntetycznym opracowaniu, pozwo­liły ludziom dobrej woli, szu­ka­ją­cym prawdy, należycie osądzić.

Być może, że takie ujęcie natchnie niezaangażowanych młodych polskich uczonych do rozwiązania tego węzła gordyjskiego kłamstw, fałszów i legend i przekaże Narodowi Polskiemu właściwą praw­dę o Bitwie Warszawskiej.

GENERAŁ ROZWADOWSKI O SWOJEJ ROLI W BITWIE WARSZAWSKIEJ

Generał Rozwadowski nie uprawiał na temat swojej roli w bitwie Warszawskiej publicznej pro­pa­gandy.

To nie znaczy jednak, by nie określał na czym ta jego rola polega­ła w dokumentach, nie przezna­czo­nych do publicznego użytku.

Jednym z przykładów tego co w istocie myślał o bitwie Warszaw­skiej jest treść listu jego, zwró­conego do generała broni Lucjana Że­ligowskiego, w owej chwili Ministra Spraw Wojskowych w dniu 23 kwietnia 1926 roku. List ten przechowywany był w archiwach taj­nych i stał się znany publicznie dopiero w roku 1966, to znaczy w 40 lat po napisaniu go, a w 38 lat po śmierci Rozwadowskiego i w 31 lat po śmierci Piłsudskiego. (Patrz „Wojskowy Przegląd Historycz­ny”, Warszawa 1966, Rok XI kwartał 3, str. 333).

Oto najgłówniejszy fragment tego listu.

„...jak ogólnie wiadomo, pan marszałek w chwili zupełnej depresji i bezradności został w roku 1920 tylko przeze mnie należycie pod­trzymanym i popartym, i że Polska cala zawdzięcza mnie właśnie w wielkiej mierze uratowanie od niechybnej i wszędzie oczekiwanej ostatecznej klęski. Milczałem aż zbyt długo, gdy pan marszałek stroił się w częściowo niezasłużone wawrzyny, lecz dla podtrzymania jego prestige'u jako głowy państwa byłbym jak najbardziej bezinteresownie i celowo zatajał nadal moją decydującą rolę w tych naszych ostatecznych zwycięstwach, gdyż pragnąłem i chciałem, aby ku chwale ojczyzny pan marszałek stał się człowiekiem naprawdę wielkim, aby odegrał należycie swą wolę w historii państwa i narodu! Lecz dziś otwarcie wyrazić muszę żal głęboki do pana marszałka, że zamiast krzepić i wzmacniać, rozbija on, jak ongiś w roku 1917 własne Legiony, również obecnie, mam nadzieję, bezwiednie i armię narodową, której był współtwórcą i zwierzchnikiem, że w swej zaro­zumiałości niszczy cały moralny i rzeczywisty dorobek, jakim dotychczas w kraju i za granicą zasłużenie dysponował.

Dzieje się to jedynie z korzyścią dla wszelakich naszych wrogów, lecz ku wielkiej szkodzie całej Rzeczypospolitej, a pan marszałek oraz jego otoczenie główną w tym winę ponoszą...”

WNIOSKI

Ogólna sytuacja polityczna i strategiczna Polski przed Bitwą Warszawską była istotnie tragiczna.

Politycznie znaleźliśmy się nieszczęśliwie w całkowitej zależności od aliantów, a za wyjątkiem Węgrów, też zresztą bezsilnych, wszyscy nasi sąsiedzi byli bądź obojętni, bądź wrogo usposobieni. Niemcy zaś czyhali na naszą klęskę, by zagrać kartę ratowania Europy od komunizmu, względnie dogadać się z Sowietami naszym kosztem. (Wyprawa Wł. Grabskiego do Spaa).

Strategicznie, po objęciu Szefostwa Sztabu przez gen. Rozwadowskiego i po utworzeniu Rady Ob­ro­ny Państwa, weszliśmy z jednej strony na drogę realnego wyciągania wniosków z przebiegu kampa­nii w dziedzinie planowania. Gen. Rozwadowski jasno od samego początku naszkicował sposób przejęcia inicjatywy, względnie odebrania jej przeciwnikowi. Z drugiej strony zaś R.O.P. zaapelowała do patriotyzmu narodu. Znalazło to oddźwięk przede wszystkim w formowaniu Armii Ochotniczej i masowym napływaniu ochotników do formacji liniowych.

Plan nowego Szefa Sztabu, gen. Rozwadowskiego był niezwykle prosty. Gros sił sowieckich znaj­do­wało się na północy. Cztery armie i silna kawaleria Gaj-Chana. Na południu słaba XII-ta i XIV armia i Zwycięska kawaleria Budiennego. W tej sytuacji gen. Rozwadowski od 23 lipca 1920 r. po­wziął ogólną ideę manewru, zniszczyć na południu kawalerię Budiennego i w ten sposób odzyskać swobodę manewru na północy. Zatem, kluczem przygotowanej operacji było pobicie wzgl. unie­szkod­liwienie Budiennego.

W wykonaniu tego planu gen. Rozwadowski opóźnia na północy Tuchaczewskiego i przygotowuje bitwę pod Brodami dla zniszczenia Budiennego. Namówił przy tym marsz. Piłsudskiego, by się przy­pa­trywał tej operacji. Operacja rozwijała się doskonale. Budienny zo­stał otoczony i zdawało się, że zostanie zlikwidowany. Tymczasem marszałek Piłsudski po otrzymaniu 2 sierpnia wiadomości o upadku Brześcia, przerywa operację przeciwko Budiennemu, opuszcza pole walki i wyjeżdża do Anina.

By zrozumieć tragizm sytuacji, wytworzonej tą decyzją, trzeba so­bie uzmysłowić, że w tej chwili straci­liśmy główną podstawę mane­wru na pomocy, gdyż Budienny nie zniszczony zagraża podstawom naszej przyszłej inicjatywy na północy.

Że w tych warunkach gen. Rozwadowski przygotował manewr na północy i że przyjął ryzyko, zwią­zane ze swobodą działania Budien­nego, jest dowodem jego wiary i charakteru a przede wszys­tkim jego szczęścia żołnierskiego, gdyż w decydującym momencie Budienny nie wykonał rozkazu, idąc na Lwów, a nie do głównej bitwy na pół­noc. Plan działania gen. Rozwadowskiego na północy był bardzo prosty. Związać przeciwnika na przedpolu Warszawy i wyjść na jego skrzydła.

Marsz. Piłsudski zmienił zasadniczy plan gen. Rozwadowskiego, choć on sam nazywa to tylko po­praw­kami, ponieważ przesunął pro­ponowaną przez gen. Rozwadowskiego koncentrację grupy mane­wrowej z rejonu Garwolina w rejon Puław.

W tak wytworzonej sytuacji, z jednej strony swoboda działania Budiennego i pełna inicjatywa stra­tegiczna naczelnego dowódcy so­wieckiego Kamieniewa, z drugiej strony koncentracja naszej grupy manewrowej w Puławach — (która miała możność osłony przed Bu­diennym, bądź, jak dal temu wyraz marsz. Piłsudski, ewentualnego stawienia ostatecznego oporu pod Częstochową) nie mogła wyko­nać w tej sytuacji jedynego i podstawowego zadania, dla którego została utworzona, to znaczy wyjścia na bok i tyły związanego pod Warszawą przeciwnika w decydującym momencie.

Jak wiemy z przebiegu bitwy, nie wzięła ona udziału w walce o Warszawę. Przeszła do pościgu dnia 18-go sierpnia, już po zwycię­stwie na północy dnia 15-goi 16-go sierpnia.

Przyszły historyk będzie miał nielada zadanie, by zanalizować wszystkie te przyczyny, które dopro­wa­dziły, że w największej na­szej kampanii 1920 r., decydującej o naszym losie, stoczyliśmy bi­twę w najgorszej sytuacji politycznej i strategicznej. Wyrazem tego była przede wszystkim swoboda działania i utrzymanie inicjatywy strategicznej do dnia 14-go sierpnia przez Kamieniewa i Tucha­czewskiego.

Fragmentem, który w bardzo wielkim stopniu, poza niesubordy­nacją Budiennego, przyczynił się do naszego zwycięstwa, było zdo­bycie przez nas dowództwa IV-tej armii sowieckiej i w związku z tym odejście jej na zachód, a nie na północno-zachodnie skrzydło 5-tej armii generała Sikorskiego.

Bezstronny historyk będzie miał w przyszłości obowiązek przeka­zania Narodowi całej prawdy.

Dziś możemy, bez żadnej wątpliwości, stwierdzić, że otoczy ona laurami gen. Rozwadowskiego jako naczelnego dowódcy całości, gen. Józefa Hallera jako dowódcę frontu północnego i jego szefa sztabu gen. Włodzimierza Zagórskiego, dowódców 1-szej armii gen. Latinika i szczególnie dowódcę 5-tej armii gen. Sikorskiego. (Rolę główną w zwycięstwie w r. 1920 odegrała akcja ofensywna 5-tej ar­mii pod dowództwem gen. Sikorskiego, który swoją energią i kon­centracją sił pobił wojska bolszewickie, zmuszając je do odwrotu). Znajdzie się również i przede wszystkim dość wawrzynów by uwień­czyć nimi bohaterstwo szarego żołnierza i obywatela, którzy w naj­tragiczniejszej chwili Ojczyzny dali dowody najwyższego bohater­stwa i patriotyzmu.

A co do Piłsudskiego?

Niech mu ziemia lekką będzie.

UZUPEŁNIAJĄCE NOTATKI PAMIĘTNIKARSKIE

Wiem z własnych ust generała Rozwadowskiego, że będąc w Spaa (nazywanym także Spa) w lipcu 1920 roku w związku z tamtejszą konferencją, rozmawiał tam z marszałkiem Fochem w obecności angielskiego generała Wilsona. W rozmowie tej oświadczył Fochowi, żę nic nie jest w Polsce stra­cone, że trzeba tylko zatrzymać sowiecką ofensywę, dokonać koncentracji i przejść do przeciw­na­tar­cia. Wkrótce potem, gdy wrócił ze Spaa do Paryża (gdzie był szefem polskiej misji Wojskowej), został wezwany przez Focha na rozmowę, który, zakomunikował, że rządy alianckie zażądały od Naczelnika Państwa w Polsce by Rozwadowski został mianowany szefem sztabu i że spodziewa się, iż Naczelnik Państwa do tego żądania się zastosuje, rozmowa ta odbyła się w Paryżu w obec­ności generała Weyganda. Foch zażądał od Rozwadowskiego, by natychmiast udał się do War­sza­wy. Rozwadowski zastosował się do tej rady czy wskazówki i pojechał bezzwłocznie do Warszawy, gdzie istotnie został mianowany Szefem Sztabu Naczelnego Dowództwa. W tej samej, paryskiej róz­mowie w obecności Weyganda Foch apelował do Rozwadowskiego by za wszelką cenę postarał się nie dopuścić Piłsudskiego do jakiegokolwiek planowania, stwierdzał jednak zarazem, że uważa iż musi to być załatwione taktownie.

*

* *

Wiem także od generała Rozwadowskiego, że w jednej ze swoich rozmów z Fochem usłyszał z jego ust następujące słowa: Francja ma swoje interesy w Rosji, a Polska swoje. Ale czy nie lepiej, by Polska zamiast maszerować na Kijów, pomyślała o tym, co zrobić, by uzy­skać dla siebie Prusy Wscho­dnie?

*

* *

Gdy generał Rozwadowski opracował i napisał własnoręcznie swój słynny rozkaz pod fikcyjnym numerem 10.000 i fikcyjną datą 10 sierpnia 1920 r. udał się z tym rozkazem w moim towarzystwie do generała Józefa Hallera, by dać mu ten rozkaz do przeczytania. Było to późnym wieczorem, gdzieś między 11 a 12 w nocy, myślę, że dnia 9 sierpnia. Udaliśmy się do mieszkania Hallera w pałacyku Dziewul­skich przy alejach Ujazdowskich w Warszawie. Haller wziął rozkaz do ręki - i za­uważył, że jest on już podpisany przez generała Sikorskiego, który jako dowódca Armii był jego podkomendnym jako dowódcy frontu. Haller wyraził zdziwienie, że jego podkomendny zna ten roz­kaz wcześniej, niż on. Na to Rozwadowski powiedział: ty śpisz, a Sikorski przyjechał z frontu, cofa się z wojskami grupy poleskiej, był u mnie w związku z objęciem przez siebie 5-tej armii i już się z nim widziałem i skorzystałem z tej okazji, by go zapoznać z tym rozkazem, a więc stało się to istotnie zanim się zobaczyłem z tobą. Ale skoro się czujesz dotknięty i nie chcesz podpisać, dam to Zagórskiemu, żeby to on podpisał. I dlatego na rozkazie 10.000 nie ma podpisu gen. Hallera.

Scena ta nie rzuca żadnego cienia na stosunki wzajemne obu ge­nerałów. Były one bez zarzutu i Roz­wadowski miał dla Hallera wiel­ki szacunek.

Dawnymi czasy, w wojsku austriackim, Rozwadowski był przeło­żonym Hallera. Rozwadowski był dowódcą pułku artylerii w Stani­sławowie, a Haller w tym pułku porucznikiem.

*

* *

Na temat wymienionego w poprzednim punkcie rozkazu o fikcyj­nym numerze 10.000 zrodziła się dziwna kontrowersja w polskiej prasie emigracyjnej. W londyńskim tygodniku „Wiadomości”, Nr 34/1064 z dnia 21 sierpnia 1966 były minister Stanisław Sopicki napisał w artykule pt. „Generał Rozwadowski” co następuje:

„Niezachwiany optymizm Rozwadowskiego wyraził się m.in. w napisanym jego ręką słynnym rozkazie Nr 10.000 z 9 sierpnia. (...) Rozwadowski uznał za wskazane wydanie dodatkowego roz­kazu. (...) Uzasadnił to tym, że rozkaz operacyjny Nr 8358-III z 8 sierpnia mimo nakazów poufności — jest już «ogólnie znanym» (...). Tym ra­zem postanowił, że rozkaz będzie sporządzony tylko w jednym eg­zemplarzu, a ci, co otrzymali go do przeczytania, mieli się podpisać na marginesie.

Tak się też stało. Na pierwszym miejscu jest oczywiście podpis Piłsudskiego. (...) Jako drugi miał podpisać gen. Weygand, ale nie podpisał, a zamiast gen. Hallera podpisał jego szef sztabu płk Wło­dzimierz Zagórski. (...) Nieco dalej widnieje na dokumencie podpis Śmigłego-Rydza, następnie wielu innych generałów. Niektórzy pod­pisali się 9 sierpnia (jak gen. Sikorski), albo 10-go, nato­miast gene­rałowie Kuliński i Leśniewski złożyli podpisy dopiero 13 sierpnia”. Powyższy artykuł p. Sopickiego wywołał protest p. Wacława Jędrzejewicza z Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. W li­ście do redakcji „Wiadomości” w Nr 41/1071 z dnia października 1966'roku pisze on:

„Pan minister Stanisław Sopicki (...) popełnił kilka nieścisłości.

Przede wszystkim podana przez niego data rozkazu jest błędna. Jak świadczy odbitka pierwszej strony rozkazu (którego oryginał znajdujący się w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, mam przed sobą) nosi on nazwę «Rozkaz operacyjny specjalny Nr. 10.000 z dnia 10 sierpnia», a nie 9-go, jak podaje p. Sopicki. Po drugie, autor artykułu podając że rozkaz podpisywali na mar­ginesie zainteresowani dowódcy, pisze: «Jako drugi (po Piłsudskim), miał podpisać gen. Weygand, ale nie podpisał». Twierdzenie to jest błędne i może wywołać fałszywy sąd, że albo gen. Weygand nie zga­dzał się z treścią rozkazu i nie chciał go podpisać, albo że został celowo pominięty. W rzeczy­wis­toś­ci, jak wykazuje fotografia dokumentu, na drugim po Piłsudskim miejscu istnieje podpis gen. Weygnda, zrobiony na oryginale ołówkiem kopiowym”.

Dalej p. Jędrzejewicz podaje informacje o innych podpisach na dokumencie, a wreszcie stwierdza:

„Ciekawe jest, że przy swym podpisie gen. Rozwadowski postawił 8/8, co wskazywałoby, że już tego dnia pisał on ten rozkaz, podpisany przez naczelnego wodza 10 sierpnia”.

Do listu p. Jędrzejewicza dołączona jest fotokopia pierwszej strony rozkazu. Widnieje na niej podpis gen. Weyganda. (Natomiast nie ma żadnej daty przy podpisie Piłsudskiego).

Otóż zarówno list p. Jędrzejewicza, jak dołączona do niego fotokopia rozkazu Nr 10.000 wzbudziły we mnie zdziwienie. Stwierdzam, że zaraz po bitwie warszawskiej, sporządzono fotografię tego rozkazu. I wedle tej fotografii wykonane zostało facsimile rozkazu w książce pamiątkowej „Generał Rozwadowski”, wydanej w r. 1929. Odbitkę tej fotografii posiadam obecnie w swoich zbiorach w Londynie. Na tej fotografii podpisu gen. Weyganda nie ma. Kiedy więc podpisał generał Weygand? Wymaga to wyjaśnienia.

*

* *

Rola generała Weyganda w Bitwie Warszawskiej była znaczna i jest niedoceniana. Wywarł on duży wpływ na przebieg bitwy. To da, że jeszcze przed 5 sierpnia był on zwolennikiem cofnięcia się na linię Wisły i Sanu po to, by przez skrócenie frontu wydobyć z niego znaczne rezerwy. Ale z chwilą gdy ta koncepcja nie została przez polskie dowództwo przyjęta lojalnie uczestniczył w wykonywa­niu planu bitwy na wschód od Wisły. Także i przed 5 sierpnia uwa­żał, że trzeba przeprowadzić kontrofensywę dwuskrzydłową, a nie jednoskrzydłową. Jeździł szereg razy na front, zawsze razem z Roz­wadowskim. To on pierwszy zwrócił uwagę na znaczenie rzeki Wkry jako naturalnej linii obronnej. Jego nota do generała Rozwadow­skiego z dnia 11 sierpnia w sprawie zadań 5-tej armii była ważnym elementem, który wywarł wpływ na sposób w jaki została pomyślana i przeprowa­dzo­na kontrofensywa gen. Sikorskiego nad Wkrą.

Piłsudski twierdzi w swej książce, że Weygand i Rozwadowski byli w tak złych stosunkach ze sobą, że porozumiewali się notami. W istocie, stosunki tych dwóch generałów były dobre i praco­wa­li oni ze sobą blisko i lojalnie. Weygand uważał jednak, że w wojsku polskim za dużo spraw załatwia się ustnie i pilnował tego, by wprowadzić w polski system dowodzenia zasadę załatwiania wszystkiego na piśmie, by zachować w każdym wypadku dokument pisany, oraz by każdej sprawie nadać wyraźniej skonkretyzowaną treść.

Rola Weyganda w bitwie warszawskiej wymaga specjalnego opra­cowania przez polskich history­ków, tak samo zresztą, jak w ogóle rola pomocy Francji, wyrażonej w dostarczaniu pomocy ma­ter­ia­ło­wej, oraz wspaniałej współpracy licznych zastępów francuskich ofi­cerów. Francja niewątpliwie w sposób wybitny pomogła nam do zwycięstwa. Powinniśmy zakres tej pomocy ściśle zbadać i okreś­lić, zarówno w imię wdzięczności wobec naszej sojuszniczki jak w imię historycznej prawdy. (...)

*

* *

Było zgodną opinią wielu ludzi, że Piłsudski był człowiekiem wschodu i że jego rola była zawsze ro­lą destruktywną, walczył naj­pierw przeciwko Rosji, a później rozbijał własny naród.

My wszyscy, którzyśmy mieli krytyczny pogląd na Piłsudskiego i oceniali ujemnie jego działalność i wpływ, wstrzymywaliśmy się jed­nak aż do 1926 roku od dawania temu wyrazu. Nie krytyko­wa­liś­my Piłsudskiego i byliśmy wobec niego, jako byłego wodza naczelnego, lojalni.

Uważam, że jedną z win Piłsudskiego jest to, że spowodował on w narodzie polskim wielkie straty w ludziach. Jego niepotrzebne im­prezy, do których zaliczyć należy nie tylko bratobójcze wypadki ma­jowe, ale i wyprawę kijowską, ze wszystkimi jej dalszymi konse­kwencjami, inwazji bolsze­wic­kiej nie wyłączając, ściągnęły na Polskę ofiary w zabitych, idące zapewne w setki tysięcy ludzi.

*

* *

Jest faktem, że Rosja Sowiecka na przełomie lat 1919/1920 wy­stąpiła wobec Polski z propozycjami pokojowymi. Dnia 22 grudnia 1919 r. wystąpił drogą noty do polskiego ministra spraw zagranicz­nych Skulskiego z propozycjami pokojowymi sowiecki komisarz spraw zagranicznych Cziczerin. Dnia 28 stycznia 1920 r. ogłosili oświadczenie zwrócone do rządu i narodu polskiego najwyżsi wład­cy Rosji Lenin, Trocki i Cziczerin, w którym stwierdzili, że Rosja So­wiecka „bez tych zastrze­żeń uznaje i uznawała niepodległość i su­werenność Rzeczypospolitej Polskiej”, zaproponowali rozejm wzdłuż linii przebiegającej w pobliża miast Dryssy, Dzisny, Potocka, Borysowa, Parycz, stacji Ptycz, stacji Białokorowicz, Cudnowa, Pilawy, Dzierażni i Bara, oraz oświadczyli, że „nie ma żadnej sprawy teryto­rialnej ekonomicznej czy innej, która nie mogłaby być załatwiona pokojowo, drogą rokowań, wzajemnych ustępstw i porozumień”. Dnia 2 lutego 1920 r. Rosja zwróciła się z odezwą, podpisaną przez Kalinina i Łutowinowa, do narodu polskiego, potwierdzającą w for­mie publicz­ne­go manifestu propozycje pokojowe zawarte w oświad­czeniu rządowym sowieckim z 28 stycznia.

Powyższe propozycje pokojowe zostały przez Piłsudskiego odrzu­cone, chciał on bowiem rozczłon­ko­wać Rosję na szereg państw i zor­ganizować niepodległą Ukrainę i szykował się już do przed­się­wzię­cia wyprawy kijowskiej.

Nie kwestionuję tego, że propozycje pokojowe sowieckie nie były bynajmniej dyktowane bezintere­sow­nością i samym tylko szczerym pragnieniem zawarcia pokoju. Rokowania pokojowe w owej chwili nie były pozbawione niebezpieczeństw i jeśli Polska miała się w nie wdać, powinna była działać z wielką przezornością. Uważam jednak, że propozycje te dawały rzeczywistą możliwość doprowadzenia do zawarcia pokoju. Pokój ten byłby nam zapewne dał granice dość zbliżone do linii rozejmowej, a więc dużo korzystniejsze od tych które uzyskaliśmy w Rydze, a pokrywające się mniej więcej z ,,linią Dmowskiego. Byłyby to granice uzyskane drogą polubowną i nie miałyby cha­rakteru narzucenia Rosji rozstrzygnięcia po osiągnięciu wojskowego zwycięstwa. Byłoby to po pros­tu uznanie przez Rosję w sposób ostateczny likwidacji rozbiorów i podzielenie się przez Polskę i Rosję ziemiami zagarniętymi przez Rosję w rozbiorach w sposób kompromisowy. Tym sposobem pozycja Polski na odzyskanych ziemiach wschodnich byłaby na przyszłość politycznie, prawnie i mo­ralnie o wiele mocniejsza. Do żadnej propagandy o „polskim imperializmie” i do żadnych projektów w rodzaju „linii Curzona” nie byłoby już więcej pola. Tymczasem odrzucenie tych pro­po­zycji pokojowych i wyprawa kijowska sprawiły, że Polska dzięki Piłsudskiemu wystąpiła w roli agresora.

Oczywiście, pokój mógł być potem przez Rosję pogwałcony i Polska mogła zostać przez Rosję tak napadnięta jak Gruzja. Ale po pierwsze, to się stać nie musiało: wszak Łotwa i Estonia, które w owym czasie pokój z Rosją zawarły, nie zostały aż do wybuchu dru­giej wojny światowej przez Rosję napadnięte i to samo mogło mieć miejsce i w wypadku Polski. A po wtóre, napad Rosji na Polskę już po zawarciu pokoju pozwoliłby Polsce na obronę w warunkach z pewnością nie gor­szych niż te, które powstały po załamaniu się wy­prawy kijowskiej.

Fakt wczesnego pokoju byłby przyspieszył skonsolidowanie się Polski, a ewentualnie wznowiona woj­na byłaby prawdopodobnie tak samo uwieńczona dla nas sukcesem, jak kampania sierpniowa 1920 roku.

*

* *

Polacy kochają się w fikcjach i legendach i brak im kultury poli­tycznej. Także i historycy polscy skłonni są do uprawiania fikcji i głoszenia legend. Legenda Piłsudskiego, przeinaczająca prawdę historyczną, jest winą nie tylko propagandy politycznej, ale także i tego, że nie spełniają swego zadania historycy.

Przydałby się kiedyś w Polsce wielki kongres historyków, specjal­nie poświęcony przedyskutowaniu legendy Piłsudskiego. Kongres ten, powinienby poddać nieubłaganej krytyce wszystkie twierdzenia propagandy piłsudczykowskiej i powinienby w sposób autorytatywny legendę Piłsudskiego prze­kreś­lić i ogłosić za nie odpowiadającą nau­kowej prawdzie. (...).

*

* *

Odpowiadając na zapytanie p. Giertycha podaję następujące dane o charakterze osobistym doty­czą­ce moich stosunków z generałem Rozwadowskim.

Generał Rozwadowski znał moich rodziców, w okolicznościach, które nie są mi znane. Zdaje mi się, że był obecny na ślubie moich rodziców. Gdy latem 1917 roku leżałem w szpitalu austriackim we Lwowie, chory na dysynterię i tyfus, generał Rozwadowski zwiedzał szpital. Gdy usłyszał moje nazwisko zapytał: czy syn Kuby? - Tak. Odniósł się wtedy do mnie z wielką serdecznością i powie­dział mi, że po wyzdrowieniu mam zamieszkać z nim u jego kuzynostwa p. Jędrzejewiczów we Lwo­wie w domu przy ul. Badenich 5. Tam za­mieszkałem po wyzdrowieniu. (Mieszkałem tam póź­niej i po wojnie chodząc we Lwowie na uniwersytet, oraz zatrzymywałem się tam przyjeżdżając do Lwowa). Gen. Rozwadowski odnosił się do mnie zawsze z wielką życzliwością i z czasem zaczął mnie traktować po prostu jak syna. W czasie bitwy warszawskiej byłem jego adiutan­tem, na jego ży­czenie.

W okresie represji wobec legionistów po przejściu 2-giej brygady pod Rarańczą kiedy mieszkałem przy ul. Badenich żandarmi aust­riaccy przyszli tam mnie szukać. Gdy zadzwonili, do drzwi wej­ścio­­wych, generał Rozwadowski, sam do nich wyszedł i przepędził ich. A potem poszedł razem ze mną do Dyrektora Policji, Reinlendera i zażądał od niego, by mi na jego, Rozwadowskiego, odpo­wie­dzialność wystawił zaświadczenie, że jestem poddanym rosyjskim, mimo, że pochodzę z Tarno­pola a więc jestem poddanym austriackim i je­stem jego adiutantem.

Szczególnie zacieśniły się moje węzły z nim już po wojnie, odkąd jego syn wyjechał do Ameryki. Traktował mnie wtedy już niemal całkiem jak przybranego syna.

*

* *

Gdy generał Rozwadowski przyjechał z Paryża by objąć stanowisko szefa sztabu w Polsce w ob­liczu walącej się na Polskę inwazji bolszewickiej, zaszedł natychmiast po przyjeździe do mnie. Mie­szkałem wtedy w mieszkaniu Aleksandra Kraushara, zajmując jeden z pokoi bibliotecznych. Generał zapukał do mnie i powiedział mi, że mam się od jutra przeprowadzić do Hotelu Euro­pej­skie­go i mam być jego adiutantem. Mam go ani na chwilę jako adiutant nie opuszczać.

W czasie Całego okresu gdy toczyła się bitwa warszawska mieszka­łem z generałem Rozwadowskim w tym samym apartamencie w Hotelu Europejskim i byłem bez przerwy przy nim. (...).

*

* *

W lipcu i sierpniu 1920 r. kilkakrotnie towarzyszyłem gen. Rozwadowskiemu w roku 1920 samo­cho­dem do naszych oddziałów, zarówno w czasie ich cofania się jak i w czasie odwrotu bolsze­wi­ków.

Generał dawał mi mapę, bym go dowiózł do jakiegoś przyczółka i bym go obudził gdy przyje­dzie­my na miejsce, gdyż miał zwyczaj w czasie podróży samochodem się zdrzemnąć.

Z rozkazu gen. Rozwadowskiego sprawdzałem stan prac przy okopach na przedpolu Wisły pod War­szawą.

*

* *

Marszałek Piłsudski, o ile był w Warszawie, niemal codziennie wyjeżdżał wieczorem między godziną 10-tą a 12-tą do Naczelnego Dowództwa (Sztab Generalny) i wchodził do dużego przed­pokoju-hallu na 1-szym piętrze, następnie przez wąski korytarz wprost do pokoju, w którym pracował gen. Rozwadowski. Przebywał tam czasem krócej, czasem dłużej, zwykle od pół godziny do godziny.

Marszałkowi towarzyszył zawsze adiutant, najczęściej kpt. Andrzej Korzeniowski, inwalida, cza­sa­mi i inni adiutanci, o ile pamiętam porucznicy Czesław Świrski — mój przyjaciel, Kadenacy, Mau­rycy Potocki, Adam Michalewski, Remigiusz Grocholski i późniejszy generał Wieniawa. Po­zo­stawali oni w adiutanturze gen. Rozwadowskiego, którego adiutantami byli: por. Stefan Uziębło, Kazimierz Szymański, Stanisław Dzieduszycki, Stanisław Kiełczewski, Zdzisław Marmarosz i Marceli Kycia.

*

* *

Między 8 a 27 sierpnia 1920 roku niemal codziennie odwiedzali mnie w adiutanturze w godzinach ran­nych książę Zdzisław Lubomir­ski i książę Czartoryski w mundurach poruczników, zapytując o sy­­tuację.

Dwa razy przychodził do generała Rozwadowskiego nuncjusz pa­pieski, ks. Achilles Ratti, póź­niej­szy papież Pius XI w sprawach ew. ewakuacji korpusu dyplomatycznego, którego był szefem.

(Marceli Kycia „Notatki z pamiętnika: o bitwie warszawskiej”. Ko­munikaty tow. im. R. Dmow­skiego, Londyn, 1970/71, tom I, str. cytowane od 412 do 420. Podkreślenia moje — J.G.)

Źródło:

Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku

Pod redakcją Jędrzeja Giertycha

Londyn 1984, strony 343-362

„Rozważania o bitwie warszawskiej 1920-go roku”, Pod redakcją Jędrzeja Giertych, Londyn 1984, str. 343-362. Strona 14 z 14



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
BW 1920 16 Garsc opinii Pilsudski i Kedzior
BW 1920 19 Garsc opinii O Rozwadowskim
BW 1920 14 Garsc opinii Witos
BW 1920 15 Garsc opinii Rataj i Pomorski
BW 1920 18 Garsc opinii Machalski
BW 1920 20 Garsc opinii mjr Alf Kossman
BW 1920 02 ALEKSANDER KEDZIOR
BW 1920 10 Inne informacje
BW 1920 Autorstwo planu
BW 1920 13 Nerwy Warszawy
BW 1920 11 Wnioski dot roli Weyganda
BW 1920 21 Rozkaz 10000
BW 1920 08 Pamietnik gen Weyganda
BW 1920 07 Zagadn roli gen Weyganda
BW 1920 12 Zasluga Francji
BW 1920 09 Glos gen Ruby
BW 1920 22 Sprawa ukladu w SPA
BW 1920 22 Sprawa ukladu w SPA
BW 1920 03 Co Pils robil 13 i 14 sierpnia

więcej podobnych podstron