GARŚĆ OPINII O BITWIE, O ROZWADOWSKIM, O PIŁSUDSKIM
PIŁSUDSKI O ROZWADOWSKIM
W dniu 2 kwietnia 1921 roku, a więc w półtora miesiąca po podpisaniu w Rydze traktatu pokoju, Piłsudski wystosował do generała Rozwadowskiego pismo następującej treści:
„Generale! W chwili najcięższej dla naszej Ojczyzny i naszej armii, powołałem Pana na stanowisko szefa sztabu, jako bezpośredniego i głównego mego pomocnika w dowodzeniu wojskiem. Był to okres czasu, gdy wielu odważnym i wypróbowanym w bojach oficerom zaczęło brakować sił do wytrwania, a w wielkiej części narodu groza rozwijających się szybko wypadków rodziła niepewność i brak zaufania do armii i do sił własnych. — Ze szczerą wdzięcznością Generale wspominam Pańską odpowiedzialną pracę w tym okresie — pracę pełną energii — pełną niczym nie zachwianej ufności w ostateczne zwycięstwo.
Ze sztabu, będącego pod Pańskim kierownictwem, nie padły nigdy i nigdzie słowa zwątpienia, słowa dyktowane przez słabość ducha. Zawsze i nieustannie w wielkich i małych sprawach sztab w ręku Pana dążył do podtrzymywania słabnących w walce, do wyzyskania najdrobniejszych nawet okoliczności, by nawrócić armię na drogę uświęconą tradycją, poprzednich stałych powodzeń i świetnych zwycięstw.
Pańskie zdolności i żywy umysł pozwalały Panu w najcięższych okolicznościach wynajdywać sposoby wyjścia i szukać środków dla polepszenia sytuacji.
Po przejściu armii na stan pokojowy i likwidacji Naczelnego Dowództwa, zwalniając Pana z zajmowanego stanowiska, mianuję Go jednocześnie Inspektorem Armii i członkiem ścisłej Rady wojennej. Zarazem w uznaniu zasług Pana i jako mego szefa sztabu w najtrudniejszym okresie minionej wojny, mianuję Pana generałem broni.
Proszę przyjąć, Generale, zapewnienia wysokiego szacunku oraz wyrazy prawdziwego uznania i wdzięczności.
Naczelny Wódz Józef Piłsudski
Pismo to datowane jest: Warszawa 2 kwietnia 1921 r., Belweder L.Dz. 6923 T.I. („Generał Rozwadowski”, praca zbiorowa, op. cit., str. 109-110).
W książce, wydanej jesienią 1924 roku, a więc w trzy i pół roku później — iwtyleż czasu po zakończeniu wojny — Piłsudski wyraża się o Rozwadowskim już w innym tonie.
„Gen. Rozwadowski, jak zwykle zresztą, sypał koncepcjami, jak z rękawa, nie zatrzymując się na żadnej i zmieniając je nieledwie co godzinę.
Jeżeli to piszę w stosunku do gen. Rozwadowskiego, to nie dlatego, aby mu ujmę zrobić, lecz czynię to wobec chęci spotykanej u nas nieraz ośmieszenia tego generała, który właśnie w tym ciężkim dla nas okresie nie małe położył zasługi. Wybrałem go jako swego szefa sztabu nie dlatego, by był w swej funkcji najlepszym, lecz dlatego, że stanowił szczęśliwy i zaszczytny wyjątek pomiędzy większością ówczesnych starszych generałów. Nie tracił nigdy sprężystości ducha, energii i siły moralnej; chciał wierzyć w nasze zwycięstwo, gdy wielu, bardzo wielu, traciło już ufność i jeśli pracowało, to ze złamanym charakterem. Godziło mnie to z wielkimi brakami generała jako szefa sztabu, gdyż nie wiem, czy istniała w ogóle jakakolwiek sprawa, której potrafiłby się trzymać w ciągu jednej godziny. Nie dziwiłem się też wcale, że gen. Weygand przyzwyczajony do systematycznej pracy w sztabach, doszedł aż do dyplomatycznej metody dla stosunków wzajemnych”. (Piłsudski „Rok 1920”, str. 111 wydania londyńskiego).
Do powyższych stów Piłsudski dodał przypisek następującej treści: „Jakiś bubek w świeżo wydanej broszurce «Kampania w r. 1920 w świetle prawdy» ośmiesza gen. Rozwadowskiego, przypisując mu niestworzone rzeczy jakoby dla pognębienia mnie jako naczelnego wodza. Broszura ta wywołała już ostrą odprawę oficera, z którym więcej w rzeczach operacyjnych pracowałem niż z gen. Rozwadowskim, gen. Piskora. Nie sądzę aby warto było zajmować się tego rodzaju literaturą, gdyż jeśli jej autor jest admiratorem gen. Rozwadowskiego, to zaiste powtórzyć można przysłowie rosyjskie, że «wysługujący się kiep jest niebezpieczniejszy od wroga»”. (Ibid).
Komentarz. Tylko na temat przypisku. Nie dowiadujemy się od Piłsudskiego co to za „bubek” napisał broszurę o roku 1920-tym, oraz jakie są jej podstawowe tezy, a zarazem za co autor broszury jest admiratorem generała Rozwadowskiego. Piłsudski zdradza tu wielką irytację. Słowa jego byłyby bardziej przekonywające, gdyby zamiast wyzwisk, oraz przejawów gniewu, zawierały konkretną treść, albo też odwrotnie ograniczyły się do odesłania czytelnika do repliki (tytuł!) generała Piskora. Przy okazji: czy naprawdę Piłsudski więcej w rzeczach operacyjnych współpracował z tym ostatnim niż ze swoim szefem sztabu? J.G.
JESZCZE KĘDZIOR
Cytuję poniżej kilka tekstów, ogłoszonych przy różnych okazjach przez Pułkownika Aleksandra Kędziora a wyżej jeszcze nie cytowanych.
WYPRAWA KIJOWSKA
W bogatych dziejach polskich, obok dni chwały, notowaliśmy również straszne klęski, jak Żółte Wody, Korsun, Piławce.
Zagadnienie, które przedstawiam czytelnikom, przekracza tamte, a w swym założeniu i skutkach jakie mogło przynieść było takie, że nie będzie przesadą, jeśli stwierdzimy, iż tylko cud uratował nas w odwrocie spod Kijowa.
Rozmiary naszej klęski w operacji kijowskiej nie zostały nigdy w całej pełni obiektywnie opracowane i przedstawione. Wpłynęły na to: zwycięstwo nad Wisłą, objęcie po maju władzy przez Piłsudskiego i serwilizm Biura Historycznego. Te czynniki sprawiały, że publicystyka związana z wyprawą miała charakter bądź emocjonalny bądź apologetyczny.
Apologia rysuje wizję wolnej Ukrainy, związanej sojuszem z Polską, nie tylko jako cel wyprawy, ale jako usprawiedliwienie związanego z nią ryzyka. Problem zaś sprowadza się do pytania: Czy w ówczesnej sytuacji strategicznej Polski operacyjna realizacja tego celu była możliwa (i czy w ogóle cel był politycznie osiągalny z Petlurą)? Dziś, gdy wszyscy główni aktorzy kijowskiego dramatu nie żyją, gdy tajna korespondencja dyplomatyczna i wywiadowcza, została bądź celowo zniszczona, bądź przepadła w czasie wojny 1939-45, każda próba obiektywizmu napotyka na nieprzezwyciężone trudności. Można jedynie wskazać na te elementy, których poznanie zbliży nas do prawdy.
Najważniejszym byłoby rzeczowe opracowanie operacyjne wyprawy, ustalające wszystkie przesłanki związane z jej planowaniem (sytuacja własna, wiadomości i ocena nieprzyjaciela, teren operacji, plan i hipotezy manewru), jak również obiektywne oświetlenie osoby autora i dowódcy — Piłsudskiego, który do czasu kryzysu i powstania Rządu Jedności Narodowej prowadził wojnę na własną rękę, stawiając Rząd — w sprawach najistotniejszych — przed faktami dokonanymi.
Gdy rodził się zamiar wyprawy kijowskiej, nasza sytuacja przedstawiała się następująco: Po przyjściu Armii Hallera i otrzymaniu pomocy w sprzęcie i materiale francuskim przystąpiliśmy do organizacji wielkich jednostek — z oddziałów całkowicie zaimprowizowanych i ochotniczych, które powstały samorzutnie na wszystkich uwolnionych terenach kraju przy użyciu broni i materiału pozostawionego przez zaborców. W oddziałach znajdowało się wielu żołnierzy, którzy w r. 1920 zaczynali swój szósty rok wojny (demobilizację ich przeprowadzono w trakcie wyprawy kijowskiej). Pod względem wyszkolenia i wartości bojowej panował zupełnie indywidualizm. Na ogół oddziały były odbiciem ich dowódców, a o jednolitej doktrynie nie było mowy. Pod względem zaopatrzenia w sprzęt i materiał uzbrojenia, w razie większego operacyjnego zużycia, byliśmy całkowicie zależni od pomocy z zagranicy. Zaopatrzenie intendenckie przedstawiało się niewiele lepiej. Tabory konne i zużyty tabor kolejowy utrudniały manewr operacyjny, a możliwości manewru strategicznego stawiały pod znakiem zapytania. Kraj — po ostrej zimie, epidemii hiszpanki, wobec braków żywego inwentarza i nasion na siew — był na granicy nędzy i głodu (ówczesna pomoc Ameryki miała bezcenną wartość).
Po stronie sowieckiej wiosna 1920 roku była okresem pomyślnym. Zlikwidowano fronty wewnętrzne Murmańska, Syberii i Kaukazu. Opór Judenicza, Kołczaka i Denikina został złamany. Trocki przystąpił do reorganizacji Czerwonej Armii, a biorąc zakładników w rodzinach carskich oficerów zawodowych zapewnił dopływ fachowców do operacji, zaopatrzenia, transportów i organizacji szkolenia (jednym z nich był późniejszy marszałek Szaposznikow). Powstała siła zbrojna z prawdziwego zdarzenia. Rosja dysponowała, jak na ówczesne swoje potrzeby, dużym zapasem broni i amunicji, przemysłem uzbrojenia i zaopatrzenia intendenckiego. Sieć kolejowa i niezagrożone tyły pozwalały na dużą swobodę manewru strategicznego. W sumie, na wiosnę 1920 r. bolszewicy dysponowali zorganizowaną silą zbrojną, o dobrych nastrojach po zwycięstwach na froncie wewnętrznym. Gros jej — ponad 250.000 ludzi — tworzyło strategiczną masę manewrową. Kryzys wewnętrzny z lat 1918-1919 był zwycięsko przełamany. Przed Polską stał zupełnie nowy przeciwnik — odmienny od niezorganizowanych band, z którymi mieliśmy do czynienia w r. 1919.
W tym czasie nie zrealizowaliśmy nawet wszystkich naszych możliwości, bo przeszkadzały wewnętrzne tarcia i wzajemna nieufność pomiędzy Piłsudskim, Dowborem i Hallerem. Sojusznik zaś nasz, Petlura, nie przedstawiał żadnej realnej siły ani nawet potencjalnych wpływów na prawobrzeżnej Ukrainie.
Wódz Naczelny, Piłsudski był z zawodu rewolucjonistą, o materialistycznym poglądzie, uznającym dogmat gwałtu w walce o władzę. Był wojskowym samoukiem. Miał ograniczone doświadczenie w praktycznym dowodzeniu, nie posiadał znajomości sprzętu i spraw zaopatrzenia. Sztukę wojenną rozumiał jednostronnie — jako domenę manewru, bez wgłębiania się w przygotowanie potrzebnych środków. W sferach elity konfraterni rewolucyjnej świata zajmował Piłsudski wysokie stanowisko i stąd głównie płynęła jego pewność siebie. Dominującymi cechami jego charakteru były — nieufność, skrytość, mściwość i zawiść.
Jak powstał plan wyprawy kijowskiej, kto był jej spiritus movens — nie dowiemy się zapewne nigdy. Wiemy tylko, że gen. Rozwadowski był jej zdecydowanym przeciwnikiem, proponując w zamian zajęcie Prus Wschodnich, a gen. Szeptycki odradzał. W dowództwie frontu gen. Listowskiego Piłsudski, przed wyprawą, powiedział: Moskali mogę bić, jak chcę, i pójść w Rosji dokąd chcę. Obecni byli przy tym członkowie zagranicznych misji wojskowych.
W swej książce „Rok 1920” Piłsudski naświetla stronę operacyjną wyprawy: pisze, że obliczył starannie, jak będzie mógł pomóc frontowi północnemu. Jak wynika z przebiegu operacji na froncie, północnym, tej pomocy nie mógł udzielić. Pisze dalej, że w poglądach na przeciwnatarcie przeciwnika różnił się z gen. Hallerem, który uważał za pewnik, że przeciwnatarcie wyjdzie na południu. 8 maja został zajęty Kijów, a już 27 maja wyszło, zgodnie z przewidywaniami gen. S. Hallera, potężne przeciwnatarcie, które nie, tylko zlikwidowało wszystkie plany związane z wyprawą kijowską ale uniemożliwiło wsparcie frontu północnego. Na tym froncie wyszło, prawie równocześnie, nowe silne natarcie czerwonych. To równoczesne przejście do natarcia na południu i pomocy dowodzi, że ocena możliwości czerwonych była błędna i że Piłsudski dał się całkowicie zaskoczyć — tak operacyjnie jak i strategicznie. Ocenił błędnie wartość, ilość, masę manewrową czerwonych i swobodę jej użycia.
Uderzając tak głęboko — na przeciwnika mającego pełną swobodę użycia swych odwodów strategicznych — Piłsudski narażał się ponadto na dodatkowe ryzyko: Oddalał się od swych baz zaopatrzenia (około 700 km), sam zaś zbliżał się do jego baz i odwodów strategicznych; jakby wchodził w pułapkę.
Że już w maju 1920 r. nie doszło do ostatecznej katastrofy, zawdzięczamy bitności naszego żołnierza, na obu frontach. Lecz za błędy dowództwa zapłaciliśmy wielkimi stratami, w zabitych i rannych. Armię Konną Budiennego bolszewicy przygotowali do zadania ciosu ostatecznego. Plan ich był strategicznie doskonały, a następstwa polityczne miał zebrać „rząd Marchlewskiego”.
Dla pełnego oświetlenia kijowskiego dramatu trzeba sobie uzmysłowić przebieg ważniejszych wydarzeń w r. 1919.
W dniach 12 i 21 stycznia 1919 r. marsz. Foch — oceniając w pełni charakter czerwonego niebezpieczeństwa — przedstawił Radzie Najwyższej, przy pełnym poparciu Dmowskiego, projekt zniszczenia bolszewizmu — w oparciu o bazy polskie i rumuńskie. Pod wpływem Wilsona Rada Najwyższa odrzuciła projekt. W lecie 1919 państwa „Ententy” wywierały nacisk na Piłsudskiego, by pomógł Denikinowi w zgnieceniu bolszewizmu. Piłsudski nie tylko odmówił, ale — przez Marchlewskiego — zapewnił Lenina, że pozostawił Denikina własnemu losowi. Natomiast, 15 września 1919 r., przedstawił kontrprojekt marszu na Moskwę 500.000 armii polskiej, której koszty utrzymania miałby pokryć Zachód. Od lipca 1919 — po zlikwidowaniu dywersji Petlury, który przez swoją akcję antypolską w 1918 i pierwszej połowie 1919 r. przyczynił się b. poważnie do powodzeń bolszewików — mieliśmy pewne siły, które przez współpracę z Denikinem mogły wtedy (ale tylko wtedy) odegrać decydującą rolę w walce z bolszewizmem. Przepuszczenie tej wyjątkowej sposobności i późniejszy, kondotierski projekt użycia zaciężnych polskich wojsk są oczywistym dowodem, że Piłsudski tak strategicznie jak politycznie, oceniał sytuację błędnie, a w ogóle stawiają ówczesny stosunek Piłsudskiego do bolszewików pod znakiem zapytania. Kontrowersja Piłsudski-Denikin (wobec zupełnie sprzecznych wersji obu stron) sprowadza się do zasadniczego pytania: Co było większym ryzykiem — uratowanie bolszewizmu czy wspólne z Denikinem zwycięstwo nad bolszewikami?
Zdecydowany zwrot W. Brytanii w stosunku do bolszewików nastąpił na wiosnę 1920 r. — w równej mierze na skutek klęski Denikina jak i stanowiska Piłsudskiego. Postępowanie Piłsudskiego w stosunku do bolszewików w r. 1919 nie było przypadkowe. Kontakty wprost z centralą rewolucyjną świata, ominięcie jedynej okazji zniszczenia bolszewików, zapewnienie Lenina, że ma wolną rękę w stosunku do Denikina — wszystko to wskazuje, że sytuacja w sferach zwolenników gwałtu i światowej rewolucji nie była jeszcze ustalona; że w walce o władzę soc. rewolucji w Rosji, Polsce i Niemczech główni aktorzy nie uzgodnili swojego stanowiska.
Po przepuszczeniu okazji w r. 1919, kiedy Piłsudski mógł mieć pełne poparcie Ententy, decyzja samodzielnej, politycznie prowokującej wyprawy kijowskiej — nie tylko bez poparcia, ale wbrew Entencie, na przeciwnika silniejszego, dysponującego przewagą zarówno na froncie ataku jak w masie do strategicznego manewru — jest nie do wytłumaczenia. Bolszewicy mieli wystarczające siły w czasie wyprawy kijowskiej, by przejść do zwycięskiego przeciwnatarcia na froncie ataku, zmontować nowe kleszczowe natarcie na północy, by wreszcie podtrzymać ciągłość wysiłku przez trzy miesiące. Wszystkie elementy oceny strategicznej i podstawy decyzji operacyjnej Piłsudskiego były błędne. Jeśli przyjmiemy w tym winę sztabu, to jednak ktoś świadomy celów, musiał tak sztabowi jak i Piłsudskiemu podsunąć fałszywą ocenę położenia.
Decyzja wyprawy kijowskiej jest dramatem, który wybiega daleko poza normalną ocenę wodza, sztabu i strategii. Jest raczej wstępem do zrozumienia dramatu, stawia bowiem pytanie: Jak mogło dojść do tego błędu?
Po klęsce kijowskiej i strategicznym zaskoczeniu ze strony bolszewików Piłsudski był zupełnie złamany i bliski samobójstwa; wreszcie, na ręce Witosa złożył dymisję. Czym w tych warunkach było zwycięstwo nad Wisłą, zrozumie tylko ten, kto wie, co wchodziło w grę. Czy w tych warunkach Piłsudski był zdolny do samodzielnego strategicznego planowania? Nigdy nie spłacimy długu wdzięczności, jaki mamy wobec Witosa, generała Rozwadowskiego i Francji, która i jedynie udzieliła pomocy materialnej i stanęła po naszej stronie. Skutki kijowskiej katastrofy, bezsporne błędy operacyjne i strategiczne, których wytłumaczenia nie możemy znaleźć w wojskowym dyletanctwie Piłsudskiego, muszą rozszerzyć poszukiwania przyczyn poza środowisko polskie. Od wielu lat, potężne ośrodki obce starały się ustalać rolę naszego Narodu. Najpotężniejszym środkiem działania tych ośrodków był soc.-rewolucjonizm. Tajny sztab soc.-rew. starał się rekrutować młodych Polaków, by na dalszą metę penetrować Sztab Generalny Austrii. W r. 1914 jego wpływy w Krakowie pozwoliły na wyjazd Lenina z Poronina do Szwajcarii.
Szybki przyjazd i objęcie władzy w r. 1918 przez Piłsudskiego nie były wynikiem jego wyjątkowych zasług w walce o niepodległość czy sławy pozyskanej w Legionach. Już wtedy Piłsudski dysponował oddaną sobie tajną organizacją wojskową, która przez Rząd Lubelski, starała się uchwycić niepodzielną władzę dla soc.-rew. Wszyscy ówcześni działacze rew. Europy znali się bądź osobiście, bądź utrzymywali ze sobą łączność; wszyscy byli zgodni, że każdy środek do zdobycia władzy jest dobry; jeśli ich coś dzieliło, to nie były to różnice zasad lecz personalne.
W tych warunkach jest zupełnie możliwe, że maksymaliści, którzy utrzymali się przy władzy w Sowieckiej Rosji, postanowili zniszczyć Piłsudskiego, z którym nie chcieli dzielić się władzą, i celowo — przez swoich agentów w jego otoczeniu — wciągali go w pułapkę.
Dramat kijowski i osobisty dramat Piłsudskiego znalazł swój wyraz w trzech znanych wypowiedziach: Kiedy mówił o nas jako narodzie idiotów (mógł mieć na myśli, jak łatwo ulegamy wpływom „magów”); kiedy powiedział do starych towarzyszy soc.-rew.: „Ja na przystanku wysiadam” (oddzielając się ostatecznie od wpływów; kiedy, w pełnym zrozumieniu wagi i treści tych słów, rzucił dramatyczne ostrzeżenie: „W chwilach ciężkich strzeżcie się obcych agentów” (mówi z własnego doświadczenia).
Dramat kijowski winien nam uzmysłowić niebezpieczeństwo wypływające z pychy jednostki, która pozwoliła postawić los Narodu na jedną kartę, oraz straszliwe niebezpieczeństwo obcych agentur, które pod pozorem doktryn socjalnych czy uniwersalnych, realizują swoje a nie Narodu cele — rękami jego własnych obywateli, którzy sobie z tego nie zdają sprawy. (Artykuł Aleksandra Karola Kędziora w „Komunikatach Tow. im. R. Dmowskiego, op. cit., tom I 1970/71, str. 406-408. Podkreślenia moje - J.G.)
MITY, LEGENDY I FAKTY 1920 R.
Z okazji czterdziestolecia bitwy warszawskiej, w Kraju i na emigracji ukazało się szereg artykułów, które — zależnie od orientacji — bądź broniły mitów i legend, tworzących podstawy sanacyjnego wychowania międzywojennego pokolenia, bądź też były wynikiem woli dostosowania ich do dzisiejszych potrzeb przez historiozofów krajowych.
System wychowania międzywojennego łączy się ściśle z ogólnym przygotowaniem narodu do tragicznej próby 1939 r., której skutki wszyscy znamy. To też analiza mitów i legend, mająca nie tylko znaczenie akademickie, ale głębsze, praktyczne, pogłębi dociekliwość w szukaniu prawdy i przyczyn naszej katastrofy 1939 r., a nawet w pewnym stopniu lat 1940 i 1945.
Dyskusję na te najistotniejsze dla nas tematy sprowadzono do najzupełniej niepoważnego zagadnienia; Weygand czy Piłsudski, byli zwycięzcami w 1920 r.
Problem zwycięstwa 1920 r. jest tak złożony, tak głęboko sięgający w życie i tradycje narodu, tyle czynników moralnych i materialnych — zależnych nie tylko od nas, ale od pomocy materialnej z zewnątrz — złożyło się na nie, że już z tego tylko powodu postawienie zagadnienia: Weygand czy Piłsudski — jest niepoważne. W świetle wszystkich dostępnych nam dzisiaj dokumentów, rola gen. Weyganda sprowadza się do czynnika raczej moralnego i materialnego, niż koncepcyjnego. Ustawienie jednak problemu pod kątem: Weygand czy Piłsudski, miało z góry przesądzać legendę, że skoro nie Weygand, to oczywiście tylko Piłsudski.
Mity i legenda Piłsudskiego w wychowaniu narodowym pokolenia międzywojennego sprowadza się do następujących spreparowanych dogmatów:
— Piłsudski od dziecka wychowany w najczystszych tradycjach polskich, od zarania pracował dla idei niepodległości Polski i dla tego celu wybrał najlepszą drogę postępu, sprawiedliwości społecznej i demokracji. Piłsudski realizował te zasady przez pracę w P.P.S. i szeroką działalność publicystyczną, wskrzeszając następnie ideę Wojska Polskiego, której wyrazem były „Legiony Polskie” i P.O.W. :
— Wdzięczny naród w dniu 11 listopada 1918 r. złożył w jego ręce dyktatorską władzę, a on przez notyfikowanie w listopadzie 1918 r. państwom alianckim powstanie niepodległej Polski, był tej niepodległości jedynym twórcą.
— Jego dalekosiężna polityka tylko wskutek małości karłów, którzy mu przeszkadzali nie doprowadziła do pełnego wykorzystania wyprawy kijowskiej, a następnie on wyłącznie po katastrofie kijowskiej odnosi dnia 15 sierpnia 1920 r. decydujące zwycięstwo pod Warszawą, kładąc w ten sposób podwaliny pod rozbudowę wskrzeszonego państwa.
Na micie dobrego rewolucjonisty i kompetentnego żołnierza zbudowano legendę Pierwszej brygady, która „wbrew całemu narodowi” stworzyła podwaliny pod odzyskanie niepodległości i która pod swoim wodzem, jedyna miała patent na prowadzenie narodu w przyszłości. Na tej legendzie dojechał Piłsudski i Pierwsza Brygada w zamachu majowym do dyktatorskiej władzy. W oparciu o nią po śmierci Piłsudskiego jego epigoni narzucili swoją władzę narodowi, by w 1939 r. doprowadzić do największej katastrofy narodu. Wskutek tragicznego splotu okoliczności, sprawcy katastrofy 1939 r. nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności, a dzisiaj ufni w bezkarność usiłują spowrotem nawiązać do legendy i przejąć ster moralny narodu, nie tyle z własnych poczynań, ile w nawiązaniu do tych czynników, które od Augusta II, zza kulis, rozgrywały Polskę na szachownicy dziejów jako pionka, konia czy laufra, zależnie od sytuacji światowej.
W sposób najbardziej pobieżny przypomnijmy tutaj kilka faktów. Piłsudski zaczął swoją pracę społeczną od przyjęcia doktryny rewolucyjnej („Siła jest źródłem prawa”) i wstąpienia do akcji terrorystycznej Lenina, gdzie był jednym z dwu Polaków, wchodzących w jej skład. Dopiero po wychowaniu doktrynalnym u Lenina, z którym do r. 1914 utrzymywał bliskie stosunki, przechodzi do Socjal-Demokracji Królestwa Kongresowego, głoszącej podówczas hasła międzynarodowe, walki klas i rewolucji. Dołącza do P.P.S., założonej przez Limanowskiego, pozostając w dalszym ciągu wiernym doktrynie siły. W r. 1904 i następnym organizuje akcję czynną, która przyniosła narodowi niesłychane szkody. Cyniczne było przeprowadzenie w czasie nabożeństwa katolickiego wśród modlących się wiernych w koście i na Placu Grzybowskim — prowokacji, która skończyła się śmiercią szeregu modlących się wiernych. Udział w tej prowokacji odegrali przede wszystkim ludzie pochodzenia nie polskiego. Działalność publicystyczna Piłsudskiego ograniczała się do banalnego powtarzania frazesów, których ojcami w owym czasie byli iluminaci i międzynarodowi masoni. Zresztą zasięg tych publikacji był tak ograniczony, że znali je właściwie tylko aktywiści. Sam Piłsudski był właściwie ogółowi Polaków do r. 1914 — zupełnie nieznany. Idea wojska polskiego została wskrzeszona praktycznie (nigdy ona nie zamarła w duszy narodu) 101 lat temu przez zorganizowanie Sokoła Macierzy we Lwowie, Drużyn pieszych i konnych; rozprzestrzenianie tej organizacji postępowało we wszystkich trzech zaborach i wśród Polonii zagranicznej.
Współpraca rewolucyjno-powstańcza w r. 1906 z majorem Iszkowskim z K-Stelle w Przemyślu doprowadziła do założenia w 1910 r. Związku Strzeleckiego, subwencjowanego z funduszów austriackich.
Współpraca międzynarodowo-rewolucyjna miała znacznie szerszy zakres i inne ośrodki kierownicze. Miała ona na celu wywołanie rewolucji w Rosji i w Królestwie Kongresowym. W tym celu Piłsudski korzystał z funduszów międzynarodowych, m.in. japońskich. Dla tego celu założono Szkołę Dynamitardów w Szwajcarii, a następnie ośrodek bojówkowy w Krakowie i Zakopanem, mający zadanie wyłącznie rewolucyjne, którego wykładowcą min. był Feliks Dzierżyński.
Prawdziwy klimat dla odbudowania idei wojska polskiego, poza działaczami Sokoła Macierzy, dali przede wszystkim H. Sienkiewicz i I. Paderewski.
Kiedy w r. 1914 Piłsudskiemu nie udało się wywołać powstania w Królestwie, Austriacy chcieli rozwiązać I Brygadę. Poparcie Koła Polskiego w Wiedniu i złożenie przysięgi austriackiej utrzymało jednak formacje legionistów. Zupełnie błędnie wymienia się Piłsudskiego jako „Komendanta Legionów Polskich”. Był on komendantem jednej z trzech brygad. Komendantami Legionów byli — od ich powstania do rozwiązania — nominalnie gen. Baczyński, a faktycznie następnie gen. Trzaska-Durski i do ich rozwiązania gen. Stanisław Szeptycki. Wysiłek zbrojny Legionów miał znaczenie wyłącznie w krzewieniu idei wojska polskiego i ducha polskiego, odnośnie natomiast odzyskania niepodległości w polityce światowej odegrał rolę negatywną, a w wypadku wywołania powstania w r. 1914 w Królestwie, mógł nawet się przyczynić do zwycięstwa Niemiec i pogrzebania niepodległości Polski. Przeważyły formacje Bajończyków, Armii Błękitnej i formacje po stronie rosyjskiej, co jedynie stało się podstawą dopuszczenia Dmowskiego i Paderewskiego, jako czynnych delegatów sojuszniczych na Kongres Wersalski.
Oddanie władzy Piłsudskiemu dnia 11 listopada 1918 r. było wynikiem dostawienia go na czas przez Niemców do Warszawy i długiej pracy tzw. lewicy polskiej, która dzięki poparciu Daszyńskiego i Witosa, zmusiła Radę Regencyjną pod groźbą rewolucji, której przedsmak dał im Piłsudski w 1904-5 r., oraz akcją pod Bezdanami i na Placu Grzybowskim — do oddania mu władzy, jako jedynemu czynnikowi, który może opanować masy rewolucyjne w Polsce. Tzw. Konwent dnia 2.XI.1918 r. przygotował rząd powierniczy i wszystkie związane z min hasła rewolucyjne, który ukonstytuował się dnia 7 listopada 1918 r.: w Lublinie, jako rząd powierniczy dla Piłsudskiego.
W ówczesnych nastrojach, Piłsudski, który był jednym z zawodowych rewolucjonistów i organizatorów rewolucji światowej istotnie znalazł się w sytuacji, w której w Królestwie i w Małopolsce mógł doprowadzić do walki bratobójczej. To i wyłącznie tylko to, oddało mu władzę w ręce. Praca Komitetu Narodowego, Paderewskiego, i Dmowskiego i Zamoyskiego; jest dziś tak dokładnie znana, że tylko ostateczny symplicjusz może się doszukiwać odzyskania niepodległości w akcji I. Brygady i jej komendanta.
Orientacja Piłsudskiego, która w czasie wojny z aktywistami po strome mocarstw centralnych miała na celu wyłącznie tzw. Małą Polskę, Królestwo plus Małopolska pod Habsburgiem z Żywca, sprowadza dążenia Piłsudskiego — już po odzyskaniu niepodległości — do niedocenienia sprawy Warmii, Poznańskiego, Śląska i Lwowa. Odsunięcie prawdziwego rządu polskiego, międzypartyjnego, jakim był de facto — pod przewodnictwem Dmowskiego — Komitet Narodowy w Paryżu, podcięło pracę życzliwych nam kół francuskich i umożliwiło Lloyd George'owi rozgrywanie sprawy polskiej w myśl swoich interesów, jako elementu w polityce równowagi sił, zwróconej swoim ostrzem — od samego początku — przeciwko Francji, z wyraźną życzliwością w stosunku do pokonanych Niemiec.
W ten sposób przez narzucenie przez lewicę rządów Piłsudskiego, Polska w 1918 r. sama ograniczyła swoje możliwości rozwojowe.
Podobnie jak w wojnie siedmioletniej, kiedy bierność Polski, w momencie wzrastania potęgi Fryderyka II pozwoliła mu na ostateczne zwycięstwo, co też było pierwszą przyczyną rozbiorów, tak w r. 1919 życzliwa bierność Piłsudskiego, a nawet danie wolnej ręki bolszewikom w stosunku do Denikina, miało w najbliższym czasie doprowadzić do Bitwy Warszawskiej.
Jeżeli bierność Piłsudskiego w 1919 r. można wytłumaczyć jakimiś starymi sympatiami rewolucyjnymi czy nadzieją na korzystne ułożenie stosunków w przyszłości, to absolutnie nie da się logicznie wytłumaczyć odrzucenia propozycji pokojowych w grudniu 1919 r. i niesprowokowaną agresję wyprawy kijowskiej. Idea federacji z Ukrainą nie posiadała żadnych realnych podstaw w ówczesnych warunkach, musiała pozatem wywołać wojnę nie tylko z bolszewikami, ale z każdymi innymi rządami Rosji.
Toteż pozwoliła ona bolszewikom zagrać na patriotyzmie rosyjskim i posłużyła jako jedna z głównych podstaw dla skonsolidowania utrzymania władzy bolszewickiej w Rosji. Wojskowe i operacyjne gotowanie wyprawy na Kijów było najzupełniej pobieżne, a przeprowadzenie jej całkowicie dyletanckie.
W styczniu 1920 r. ówczesny szef wywiadu na Rosję, mjr. Matuszewski referował Piłsudskiemu sytuację, w której negliżował całkowicie koncentracje bolszewickie w rejonie Połocka na północnym froncie nad Berezyną, stwarzając optymistyczny obraz zdobyczy na południu (w Londynie znajduje się kpt. H., który był ówczesnym oficerem sytuacyjnym frontu rosyjskiego i który przy rozmowie prowadzącej do tej podstawowej decyzji uczestniczył).
Piłsudski liczył się z łatwym powodzeniem i wskutek tego operacje przeprowadzono po osiach, bez żadnej idei oskrzydlenia i zniszczenia przeciwnika. Piłsudski również zignorował zupełnie armię konną Budiennego. Przyjmując taką błędną ocenę zdecydował się na uderzenie, i w wyniku pierwszych operacji — zepchnął XII i XIV armię bolszewicką za Dniepr, wydłużył swoje linie komunikacyjne, wchodząc niejako w pułapkę skoncentrowanego przeciwnika, który miał możność całkowitej swobody manewru strategicznego przeciwko wojskom zdobywcom Kijowa na południu, a na północy przeciwko ogołoconemu frontowi, który w dodatku w tym krytycznym momencie nie posiadał jednolitego dowództwa. Katastrofalny wynik jest nam dziś dobrze znany.
Dopiero po kampanii 1920 r. mjr. Matuszewski dopracowywał koncepcję mającą udowodnić, że wyprawa kijowska, poza celami politycznymi, miała cel strategiczny: rozbicia koncentracji bolszewickiej przed jej zaangażowaniem na froncie polskim. (W Londynie znajduje się por. S., który po odejściu kpt. H. objął u mjra Matuszewskiego funkcję referenta sytuacyjnego frontu rosyjskiego. Pisał on referat dorabiający do wytworzonej sytuacji mit uprzedzenia koncentracji nieprzyjacielskiej i jego szczegółowe umotywowanie.)
Do kontrowersji: Weygand - Piłsudski, i do powtarzania w związku z tym znanych mitów i legend, jedynie major Kycia wniósł fakty i chronologię, rzucającą nową perspektywę dla ustalenia historycznej prawdy.
Niektórzy w dyskusjach na temat legendy posługują się pojęciem idei niepodległości jako celu ostatecznego. Jest to zupełnie błędne. Niepodległość jest celem pierwszym, niezbędnym i podstawowym, ale dopiero przejście z tego celu do stabilizacji niepodległości jest miarą dobrej lub złej polityki. Mieliśmy 20 lat niepodległości; rok 1939 wskazuje jaki zrobiliśmy z niej użytek!
W dyskusji: Weygand - Piłsudski, cały złożony proces przyczyn i skutków kampanii sprowadzono do fikcji „genialnego planu bitwy warszawskiej”. Zobaczymy go teraz w świetle faktów i chronologii mjra Kyci.
Dnia 5 lipca na posiedzeniu Rady Obrony Państwa gen. St. Haller przedstawił sytuację w obecności Piłsudskiego w następującym skrócie: Odwrót zamienia się na pewnych odcinkach w panikę, nad którą Naczelne Dowództwo nie panuje. Armie potrzebują wytchnienia, bez którego nastąpić może katastrofa. Zapytany przez premiera Władysława Grabskiego jaki jest plan odpowiedział krótko: nie ma żadnego.
W wyniku tej konferencji powzięto szereg zarządzeń. Wysłano Grabskiego do Spa, przygotowano ekipę dla rokowań wprost z bolszewikami, postanowiono wydać odezwę do narodu, rozszerzyć platformę rządu tworząc Rząd Jedności Narodowej, stworzyć Armię Ochotniczą i odwołać się do patriotyzmu Rozwadowskiego, by objął fachowe kierownictwo operacji formalnie, a faktycznie żeby przejął Naczelne Dowództwo.
Dnia 22 lipca gen. Rozwadowski obejmuje to stanowisko, zapoznaje się z sytuacją na froncie (świadek w Londynie referent frontu Wschodniego, por. S.) i dnia 24 lipca na Radzie Obrony Państwa wygłasza przemówienie, którego sens sprowadza się do następujących punktów:
Konieczność przeprowadzenia oderwania się od nieprzyjaciela, przegrupowania sił na froncie, wzmocnienia ich odwodami dla decydującego przeciwnatarcia, prowadzenia planowego odwrotu aż pod Warszawę i tutaj zadania przeciwnikowi decydującego ciosu. Zakończył Rozwadowski w ten sposób: „a tu wystrzelam ich jak na sztrece”. Jak z tego wynika jasno, plan kampanii warszawskiej zakończonej zwycięską bitwą 14 i 15 sierpnia 1920 r. na północy i na przedmieściach Warszawy powstał w swych podstawowych zarysach w momencie, kiedy Rozwadowski - po zapoznaniu się z sytuacją na froncie - wydał pierwsze rozkazy do planowego oderwania się i przegrupowania.
Na temat tzw. Planu Bitwy warszawskiej napisano wiele nonsensów. Gen. Glabisz napisał, że były cztery plany: Weyganda, Rozwadowskiego, Sosnkowskiego i Piłsudskiego. Dla uproszczenia nie ustalił ani ich chronologii, ani treści. Gen. Sosnkowski, w swym artykule wydrukowanym w „Niepodległości” napisał po prostu: „W pracach operacyjnych nad Bitwą Warszawską bezpośrednio udziału nie brałem”! Inni autorzy piszą, że „genialny plan powstał w samotni Anina i Belwederu między 2 i 6 sierpnia”. Tymczasem płk. Piątkowski w „Orle Białym” z dn. 10-17.8.1957 r. pisze dosłownie: „Marszałek przybył do Puław 13 sierpnia... tam obmyślał plan działania”... Przybył faktycznie 12-go.
Zobaczmy teraz jak wyglądała rzeczywistość. Gen Weygand zaproponował utrzymanie frontu na Bugu i przygotowanie akcji pod osłoną Bugu z rejonu Ostrołęki. W międzyczasie 2 sierpnia pada Brześć. Rozwadowski, który zdawał sobie sprawę, że do akcji zaczepnej będzie mógł przejść dopiero pod Warszawą, był na to przygotowany. Piłsudski, którego optymizm i pewność siebie Rozwadowskiego podniosły na duchu — ulega z powrotem całkowitej depresji, zdaje dowództwo Rozwadowskiemu — formalnie — i wyjeżdża do Anina. W tym okresie czasu, między 2 i 6 sierpnia, kiedy wszystko trzeszczy, Rozwadowski spokojnie kieruje IV armię — nie po osi odwrotu na Warszawę a na Wieprz, przygotowuje reorganizację dowództw, bierze udział w Radzie Obrony Państwa, odbywa rozmowy z Rządem, wstrzymuje zarządzoną ewakuację Warszawy i... dnia 6 sierpnia przedstawia Piłsudskiemu — z własnym podpisem, do wiadomości rozkaz o ostatecznym przegrupowaniu do decydującej bitwy. Gen. Piskor w „Niepodległości” bezpośrednio przed swą śmiercią na emigracji napisał w jakim stanie znalazł Piłsudskiego, kiedy do niego z tym rozkazem przybył: „zastałem go nieogolonego, źle wyglądającego, nie interesującego się zupełnie sytuacją”.
Dnia 10 sierpnia Rozwadowski wydaje z własnym podpisem ostateczny rozkaz do bitwy na froncie północnym i południowym. W rozkazie tym przesuwa samodzielnie 18 dywizję dla wzmocnienia armii Sikorskiego, która nie posiadała wystarczających sił, by stawić czoła dwu armiom bolszewickim. W rozkazie tym wyznacza generalną kontrofensywę na 12 sierpnia. Grupa południowa ma się przesunąć do Garwolina i wyjść na bok i tyły XVI armii bolszewickiej, atakującej Warszawę.
Na Radzie Obrony Państwa i na Radzie Ministrów uspokaja panikę i przyrzeka: „12-go definitywnie wystrzelam ich jak na sztrece”. W międzyczasie, na Radzie Obrony Państwa ks. poseł Adamski, poparty przez Dmowskiego, zażądał ustąpienia Piłsudskiego. Tylko dzięki poparciu Rozwadowskiego, który uważał, że „nie można formalnie przeprzęgać w środku brodu” — Piłsudski został.
Powstały projekty ewakuacji rządu do Poznania, do Krakowa, za czym przemawiali posłowie z Małopolski i Piłsudskiego, jak pisze Kycia — do ostatecznej obrony pod Częstochową. Rozwadowski i tutaj jeszcze przez swą logikę i wiarę w ostateczne zwycięstwo — przeważa szalę za decydującą bitwą przed Wisłą. W ówczesnych warunkach zawodzi kilka transportów, ostateczne przegrupowanie nie jest gotowe; dnia 12 sierpnia ofensywa nie rusza. Piłsudski wyjeżdża do Puław dla objęcia dowództwa grupy południowej. Rozwadowski jeszcze raz uspakaja członków Rządu i z gen. Weygandem wyjeżdża do Modlina, do dowództwa V armii. Tam na miejscu po dojściu 18 dywizji w skład V armii, wydaje dowódcy V armii ostateczne rozkazy zadań zaczepnych, przez wykorzystanie luki, jaka powstała między IV armią bolszewicką, idącą na Płock, a XV armią idącą na Wkrę. Idea zaczepnego rozwiązania zadania na froncie północnym wypłynęła z oceny sytuacji jaką przedstawił gen. Rozwadowskiemu szef sztabu frontu północnego, gen. Zagórski, który orientował się w możliwościach, jakie stworzyło rozejście się IV i XV armii bolszewickich.
Wykorzystanie tej sytuacji, której nie można było nie przewidzieć, było podstawą zwycięstwa, i zarazem najoczywistszym dowodem, że Rozwadowski dowodził całością i błyskawicznie wykorzystał zasadniczy błąd operacyjny Tuchaczewskiego, błąd, który najbardziej zaważył na jego klęsce.
Następnie Rozwadowski udaje się do I armii.
Dnia 14 i 15 sierpnia następuje decydująca bitwa, w której I armia ostatkiem sił uratowała Warszawę i dlatego, jako zupełnie zużyta, nie była zdolna do pełnego pościgu, zwłaszcza, że posiadała również jednostki bez taborów, a V armia, dzięki wspaniałemu działaniu 18 dywizji gen. Krajowskiego bije XV armię i wychodzi na tyły III armii. W kryzysie bitwy między 14 i 15 sierpnia Piłsudski, który w myśl planu ogólnego miał przesunąć swe siły do Garwolina i wyjść na bok i tyły XVI armii, udziału nie bierze. Witos mówi o tym, że dnie 13-15 sierpnia były najtragiczniejszymi chwilami jego życia, w której cały ciężar walki spoczywał na froncie północnym i kiedy wraz z Rozwadowskim oczekiwali z rozpaczą nie nadchodzącego uderzenia z południa. Bitwa o Warszawę została rozegrana ostatecznie zwycięsko dnia 15 sierpnia (patrz: książka gen. Putny). W tym czasie Piłsudski wbrew porozumieniu z Rozwadowskim znajdował się jeszcze o dwa dni marszu od pola bitwy. Ruszył ze swoją grupą dopiero 16 sierpnia, posuwając ją, rozrzuconą na froncie przeszło ,100 km, w próżnię i dopiero wieczorem 17 sierpnia skrzydłowa jej dywizja oddala pierwsze strzały do odchodzących, zupełnie swobodnie, oddziałów XVI armii bolszewickiej.
Dnia 15.8. w sztabie IV armii, w rozmowie z gen. Skierskim, a więc już po ostatecznym kryzysie i zwycięstwie pod Warszawą, powiedział Piłsudski, w obecności gen. Rybaka: „No, jutro idziemy, ale na dwoje babka wróżyła”. W ten sposób już wtedy, kiedy decydujące zwycięstwo było odniesione, Piłsudski dał ostateczny dowód całkowitej nieznajomości położenia.
Bezczynność Piłsudskiego, posiadającego główne i świeże siły oraz podwójną przewagę nad nieprzyjacielem, nie przesunięcie grupy na podstawę wyjściową w rejonie Garwolina, rozrzucenie jej na froncie przeszło 100 km, opóźnienie akcji o ...trzy dni i wyjście w próżnię — w warunkach ówczesnych graniczyło z narażeniem operacji na północy na ostateczną katastrofę, a przede wszystkim uszczupliło zwycięstwo, które mogło dać zniszczenie na froncie północnym całych sił bolszewickich.
Po bitwie pod Lipskiem Napoleon cofając się do Francji pod naporem sprzymierzonych powziął plan w oparciu o Paryż którego obronę powierzył marszałkowi Marmontowi, wraz z przeprowadzeniem manewru skrzydłowego zniszczenia sprzymierzonych. Marszałek Marmont Paryż oddał i Napoleon, który miał wszelkie szanse zwycięstwa, skapitulował. Rozwadowski znajdował się w sytuacji, w której w r. 1920 wykonał nie tylko zadanie Marmonta, ale sam jeszcze w dodatku rozstrzygnął bitwę. Piłsudski, działając egoistycznie i bez wiary z nad Wieprza nie tylko nie przyczynił się do zwycięstwa, ale narażał na katastrofę podobną do tej, którą spowodował marszałek Marmont przez oddanie Paryża. Gdyby Warszawa padła, wyjście, grupy Piłsudskiego spóźnione, na zbyt szerokim froncie, nie tylko nie mogłoby osiągnąć żądnych skutków, ale przyspieszyłoby ostateczną katastrofę. Jest rzeczą zupełnie prawdopodobną, a wskazuje na to rozmowa Piłsudskiego ze Skierskim, (w Londynie znajduje się gen. Z., któremu tę rozmowę i jej sens szczegółowo opowiedział gen. Skierski), że Piłsudski, nie wierząc w manewr zaproponowany przez Rozwadowskiego, nie chciał zgodzić się na wzmocnienie V armii i przesunięcie 18 dywizji piechoty, pojechał na front południowy, w mniemaniu, że pod osłoną najlepszych dwu dywizji poznańskich wznowi legendę Kordeckiego pod Częstochową.
Po bitwie pod Warszawą miał Piłsudski jeszcze raz w decydujący sposób zaważyć na szali operacji. Rozwadowski zaproponował przesunięcie grupy południowej w rejon Kobrynia i wyjście ze skrzydła po osi Słonim-Wilno-Kowno, dla ostatecznego zniszczenia bolszewików, zajęcia Litwy i skonsolidowania naszej wschodniej granicy. Piłsudski jednak przeprowadził czołowy atak przez Białystok nad Niemnem, ograniczył zakres zwycięstwa, pozostawił sprawę Wilna w zawieszeniu, stwarzając Polsce gorsze warunki do rokowań.
Major Kycia, ustalając podstawowe fakty i chronologię kampanii r. 1920 jako naoczny świadek wprowadził moim zdaniem — dyskusję na właściwe tory. Odrzucając mity i legendy, odnośnie „genialnego planu” stwierdza kategorycznie, że żadnego genialnego planu nie było i że wszystkie wspominkarskie relacje odnośnie jego rzekomego powstania wchodzą w sferę licenciae poeticae. Stwierdza on natomiast, że niezwykle złożona operacja uratowania wojsk w odwrocie, przegrupowania, wybrania odpowiedniego czasu, uruchomienia całego olbrzymiego aparatu armii ochotniczej, dojścia nowych jednostek i zaopatrzenia, była wynikiem pracy wielu tygodni, konsekwentnie przeprowadzona i wykonana wysiłkiem całej odrodzonej maszyny wojennej pod właściwym kierownictwem. Stwierdza, że Piłsudski po załamaniu się linii Bugu pod Brześciem dnia 2 sierpnia zdał formalnie dowództwo gen. Rozwadowskiemu i dnia 6, w największym kryzysie odwrotu, nie tylko niczym nie kierował, ale w niczym się nie orientował. Powstanie w tych warunkach jakiegoś „genialnego planu”, mogło więc być tylko wymysłem zawodowych historycznych magików. Stwierdza, że podstawowy rozkaz operacyjny do bitwy, która wedle planu Rozwadowskiego miała się rozegrać dnia 12, został wydany dnia 10-go, wreszcie, że bitwa nie została przeprowadzona na podstawie żadnego „genialnego planu”, ale na podstawie zdrowego rozsądku wodza, który z godziny na godzinę, w miarę rozwijania się sytuacji, z wiarą i konsekwencją przeprowadzał podstawową myśl, którą powziął po zapoznaniu się z sytuacją po objęciu stanowiska, 24 lipca, a której szczytem było wykorzystanie luki, między IV a XV armiami bolszewickimi i przejście do ataku na północy.
Dziś znamy najszczegółowiej bitwę z III w. pod Cannami. Wiemy jak genialnie 29-letni Scypion ucząc się od Hannibala, przy zdobywaniu Kartaginy, wykorzystał właściwy czas najlepszego odpływu morza. Znamy dokładnie akcję Scypiona i Hannibala pod Zaną. Wiemy jak posługiwali się słoniami czy kawalerią.
Jeżeli mówiąc o wojnie 1920 r. i o wyprawie kijowskiej musimy się uciekać do symplifikacji w rodzaju „genialnego planu”, to tylko dlatego, że potomności świadomie nie przekazano dokumentów takich jak Dziennik Działań Dowódcy, Ocena Sytuacji i Dziennik Rozkazów. Gdybyśmy dysponowali tymi dokumentami, nie byłoby dykteryjek preparowanych wspomnień, czy dorabianych do rzeczywistości sztucznych tez. Los narodu od 1918 r. znajdował się w ręku ludzi, którzy wystawili go na najcięższą próbę. Przyszły historyk będzie szukał prawdy zadając sobie pytania: czemu i komu oni służyli, jaka była ich miłość Ojczyzny, jakie były ich poświęcenia, jaka była znajomość rzeczy i jaki charakter.
Jako jeden z uczestników kampanii z 1920 r., który od r. 1918 do końca 1920 — z przerwą na leczenie rany — spędził na froncie, chcę stwierdzić, że materiał, którym ludzie odpowiedzialni za los narodu dysponowali, był na wysokości zadania, że nie tam trzeba szukać przyczyn klęsk i zła, które nas miało zniszczyć w krótkiej epoce niepodległości.
Objawy paniki i załamania, które miały miejsce w szeregu oddziałów w czasie kontrofensywy bolszewickiej tak na południu jak i na północy, wypływały z bardzo dużych strat, poniesionych przez te oddziały we wstępnych walkach kontrofensywy, które spotęgowały braki wyszkolenia, wyposażenia i częściowo odpowiedniej kadry.
Cała ofensywa na Kijów była tak dalece zaimprowizowana, że graniczyło to z najdalej idącym ryzykiem. Po wzięciu Koziatyna, kawaleria, która wykonała ten rajd, wykazała straty marszowe, odbicia, odparzenia koni i jeźdźców do 75%.
Dywizja kawalerii gen. Karnickiego, po wydaniu przez niego rozkazu sformowania szyku bojowego plutonami w marszu zbliżania, przedstawiała obraz tego rodzaju pomieszania, że właściwie dopiero na placu boju trzeba było uczyć formowania szyku.
Zaimprowizowany dowódca brygady kawalerii pod Klekotowem, wprowadził brygadę z artylerią na groblę, narażając ją na olbrzymie straty przez pominięcie najelementarniejszych zasad rozpoznania i ubezpieczenia przesmyku. Całość kawalerii użytej w wyprawie, choć złożonej z najlepszego elementu ochotniczego owianego wspaniałym duchem, tylko w nielicznych oddziałach stała na odpowiednim poziomie wyszkolenia.
W ofensywie na Kijów, w odwrocie nad Wisłę i w ostatecznej kontrofensywie od 27.4. do października 1920 Polskie Siły Zbrojne, złożone w tym czasie przeważnie z ochotników, straciły w zabitych i rannych przeszło 210 tysięcy ludzi. Jest to 5 razy więcej, niż w walkach 1918, 1919 i 1920 r. Ta hekatomba nigdy i nigdzie nie została zanalizowana i doceniona w ofierze, jaką poniósł Naród w swojej obronie i dla naprawienia błędów kierownictwa.
W obronie mitów, autorzy ich powołują się często na prace cudzoziemców. Zwycięstwo 1920 r. było tak oszałamiające i tak nieoczekiwane dla zagranicy, że każdą oficjalną wersję, przyjęto z otwartymi rękami. — Pisarze zagraniczni, podobnie jak i polscy, nie należący do koterii, nie mieli żadnego wglądu do oryginalnych aktów, to też ich prace żadnej historycznej wartości nie przedstawiają.
Do r. 1914 bezapelacyjnie światem rządziła Anglia. Imperium brytyjskie zostało zdobyte i było utrzymywane i oparte na zasadzie skłócenia Europy dla zabezpieczenia posiadłości zamorskich.
Dziwnym zbiegiem okoliczności Rewolucja francuska wybuchła wtedy, kiedy Ludwik XVI wykazał największe zainteresowanie marynarką i przygotowywał wyprawę na Indie. Paweł I, który tak wspaniałomyślnie postąpił z Kościuszką i był znanym anglobfobem w zagadkowych okolicznościach został zamordowany. Powiązania dekabrystów w 1825 r. z masonerią świata są doskonale znane.
Po 1-szej wojnie światowej, po usunięciu niebezpieczeństwa floty niemieckiej, Anglia była skłonna dzielić panowanie nad światem z Ameryką i ograniczyć wpływy Francji w Europie, uważając, że rewolucja rosyjska rozwiązuje problem bezpieczeństwa zamorskich posiadłości angielskich. Rewolucję rosyjską Kiereńskiego wywołała Anglia w obawie odrębnego pokoju rosyjsko-niemieckiego w r. 1917. W odpowiedzi na to Niemcy, sfinansowali i wywołali październikową rewolucję bolszewicką. Należy przypuszczać, że dzieło przeszło znacznie nadzieje i zamiary obu inicjatorów.
Dla studiujących prawdziwy dramat polskich dziejów jest rzeczą konieczną, by zdać sobie sprawę z tego, jaką rolę w tych wszystkich posunięciach wyznaczał imperializm Polsce. Apologeci mitów i legend, powołując się szeroko na źródła angielskie, piszą o uratowaniu przez Polskę świata zachodniego w r. 1920. Przegranie bitwy nad Wisłą, co było zupełnie możliwe wskutek bierności Piłsudskiego, byłoby doprowadziło do odwrotu do Poznania, Śląska i Krakowa i ostatecznej próby przeciwnatarcia — bądź też, po wyeliminowaniu Polski, do zetknięcia się bolszewików z Niemcami. W tym wypadku istniały dwie możliwości: Niemcy z błogosławieństwem Zachodu już to zlikwidowałyby bolszewizm, już to stanęłyby na czele komunizmu światowego, dążąc do hegemonii światowej. Dla nas Polaków w tym obrazie, jest tylko jedna i zasadnicza rzecz do zapamiętania. W wyprawie kijowskiej Piłsudski postawił los Polski na jedną kartę. W razie zwycięstwa bolszewickiego w Polsce nastąpiłoby bądź zlikwidowanie bolszewizmu przez Niemcy i odbudowanie sojuszu niemiecko-rosyjskiego, bądź też przejęcie przez Niemcy kierownictwa czerwonej rewolucji światowej. Stanowiłoby to nie tylko pozbawienie Polski niepodległości, ale metodyczne wyniszczanie wszystkich elementów i wartości w Polsce, które reprezentowały ducha narodowego i wierność chrześcijaństwu.
Ta straszna rzeczywistość, przed którą znalazła się Polska w r. 1920, wymaga dzisiaj od wszystkich Polaków, by doprowadzić nie tylko do poznania prawdy, ale też i właściwego wyciągnięcia z niej wszystkich konsekwencji.
(Artykuł Aleksandra Karola Kędziora p.t. „Mity, legendy i fakty 1920 r. w tygodniku „Akcenty. Przegląd społeczno-kulturalny” Londyn, zeszyt-2, marzec-kwiecień 1961 roku, str. 24-30. Podkreślenia moje— J.G.).
Ogłoszone w najnowszych czasach wiadomości stwierdzają, że Piłsudski nie zjawił się w Puławach 12 sierpnia, lecz później.
Źródło:
Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku
Pod redakcją Jędrzeja Giertycha
Londyn 1984, strony 323-341
M. Kycia: „Narodowiec”: 12.8., i 2.9.1960; 10.2.1961; „Dziennik Polski” 23.9.1960 (list); „Akcenty” styczeń—Luty, 1961.
„Rozważania o bitwie warszawskiej 1920-go roku”, Pod redakcją Jędrzeja Giertych, Londyn 1984, str. 323-341. Strona 3 z 12
Źródło: „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920-go roku”, Pod redakcją Jędrzeja Giertych, Londyn 1984