Stefan Kuczyński Władysław Jagiełło 1350 1434


Stefan M.Kuczyński

Władysław Jagiełło 1350-1434

Warszawa: Wydawnictwo MON 1971

Na dysku pisał Franciszek Kwiatkowski

U łoża śmierci Wielkiego Księcia Olgierda

Rogi myśliwskie drużyny Jagiełłowej grały daleko i dlatego gońcy,

którzy od kilku godzin błądzili po puszczy w poszukiwaniu następcy

tronu, nie wiedzieli, czy ich słuch nie zwodzi. A chcieli dotrzeć

do księcia jak najprędzej, gdyż rozumieli sami, że wysłani są w

sprawie tak pilnej, jak nigdy przedtem. W Wilnie umierał bowiem

wielki książę litewski Olgierd i przed zgonem pragnął zobaczyć

swego umiłowanego syna, Jagiełłę.

Wielki książę miał z dwu małżeństw liczne potomstwo, gdyż synów aż

dwunastu i córek dziewięć, ale spośród wszystkich swych dzieci

nikogo tak nie kochał i nikomu nie wróżył tak świetnej

przyszłości, jak właśnie swemu szóstemu synowi - Jagielle. Jego

też wyznaczył na tron wielkoksiążęcy po sobie. Olgierd był

wybitnym władcą, zdolnym dowódcą oraz znakomitym politykiem.

Historycy określają go jako "jednego z największych mężów stanu

średniowiecza", jeżeli więc on właśnie wyróżnił Jagiełłę spośród

innych synów i krewnych, to młody książę musiał posiadać cechy i

zdolności, które wyznaczały go niejako na przyszłego władcę i

wielkiego wodza.

Jagiełło, po litewsku Jogaila, urodził się w roku 1350 lub 1351.

Od wczesnej młodości uczył się u boku ojca sztuki wojennej i

polityki. Źródła krzyżackie i ruskie wymieniają Jagiełłę jako

uczestnika walk i wypraw ojcowskich. Sprawy polityczne poznawał w

rozmowach z ojcem i stryjem Kiejstutem oraz biorąc udział w

pertraktacjach z posłami państw ościennych. Mimo niezbyt wysokiego

wzrostu i szczupłej budowy był silny, niezmiernie wytrwały i

zahartowany, znosząc dzielnie zimna i upały. Podobnie do swych

krewnych, wszelako w stopniu większym niż oni, rozmiłowany był w

myślistwie i, gdy tylko mógł, udawał się na łowy. Potrafił ścigać

konno uciekające żubry lub tury i przebijać je oszczepem, co

wymagało nie tylko wielkiej odwagi, ale również umiejętności

świetnej jazdy konnej i znakomitego władania bronią.

Na łowach też bawił i tego maja 1377 roku, w którym zaniemógł

śmiertelnie w. ks. Olgierd. Toteż gońcy z Wilna, poszukujący

Jagiełły, dotarli do następcy tronu właśnie wtedy, gdy na polanie

oglądał ubitego przed chwilą zwierza. Przy księciu znajdował się

jego brat, Skirgiełło, oraz szwagier, Wojdyłło, a nadto grupa

dworzan i służby.

Zawiadomiony przez przybyłych wysłańców o groźnym stanie zdrowia

w. księcia Olgierda, Jagiełło natychmiast wskoczył na konia i wraz

z krewniakami i dworzanami podążył w stronę stolicy. Do ojca był

bowiem szczerze przywiązany i pragnął ujrzeć go jeszcze żywego.

Ponadto następca tronu musiał mieć na uwadze także drugi powód,

który skłaniał go do pośpiechu, a mianowicie sprawę objęcia władzy

nad Litwą. W pobliskich bowiem Trokach władał brat umierającego w.

księcia, Kiejstut, który mógł sam sięgnąć po tron wielkoksiążęcy.

O władzy naczelnej w państwie myśleli, niewątpliwie, także starsi

bracia Jagiełłowi, synowie Olgierda i jego pierwszej żony, Marii,

księżniczki witebskiej: Andrzej, zwany Garbatym, książę połocki,

Dymitr Starszy książę briański i drucki, Konstanty książę

czernihowski i czartoryski, Włodzimierz książę kijowski i Teodor

(Fiedor) książę ratneński. Należało więc przybyć na czas, przejąć

władzę po zgonie ojca i nie dopuścić do jakichkolwiek tarć i

zamieszek.

Jagiełło, galopując w stronę Wilna, nie wątpił, że tam, przy łożu

konającego, czuwała matka następcy, Julianna z książąt twerskich,

ale wielka księżna była tylko kobietą, co w owych czasach na

Litwie niewiele znaczyło, i nie zdołałaby obronić się sama przed

zamachem stanu ze strony Kiejstuta lub któregoś z przyrodnich

braci Jagiełły.

Objęcie zaś władzy przez uzurpatora unicestwiłoby nie tylko prawa

do rządów ukochanego syna Olgierdowego i naraziło na

niebezpieczeństwo jego życie, ale odbiłoby się ujemnie i na

przyszłości młodszych braci Jagiełłowych, synów tejże Julianny:

Skirgiełły, Korybuta, Lingwena, Korygiełły, Wigunta i

Świdrygiełły.

O tym wszystkim musiała pamiętać w. księżna Julianna, wysyłając

gońców na poszukiwanie Jagiełły, i o tym myślał następca tronu,

podążając przez bezdroża puszczy w stronę Wilna. Tam zaś, w

stolicy, na Wysokim Zamku, czekając w komnacie narożnej na

umiłowanego syna, dogasał wielki książę Olgierd. Okna komnaty,

otwarte szeroko, dozwalały wonnemu powietrzu majowemu docierać do

płuc chorego. Toteż, oddychając z coraz większym trudem, wielki

książę rozkazał, by łoże jego przesunięto pod samo okno.

Wielka księżna Julianna, szczupła, energiczna kobieta lat około

pięćdziesięciu, ubrana w strój podobny do szat mniszek ruskich,

czuwająca przy chorym małżonku już od wielu dni, początkowo

chciała się sprzeciwić poleceniu Olgierda w obawie, że chłodne

powietrze może mu zaszkodzić. Ale, gdy zapytany o zdanie lekarz w.

księcia, franciszkanin, machnął ręką i rzekł, ściszając głos:

- Miłościwa księżno, wielkiemu kniaziowi nic już nie zaszkodzi! -

wówczas Julianna, zagryzając usta i tłumiąc napływające jej do

oczu łzy, nie przeszkodziła służbie spełnić życzenia chorego.

Gdy dworzanie przesuwali łoże, Julianna wyszła do sąsiedniej

komnaty i skinęła na lekarza-franciszkanina.

- Powiedzcie mi, ojcze, całą prawdę o wielkim kniaziu - rzekła -

żywli będzie, czy też ma umrzeć?

Franciszkanin, który wiedział, że księżna szczerze męża miłuje,

zawahał się chwilę, potem jednak oświadczył:

- Do zachodu słońca, miłościwa pani, wielki kniaź dociągnie, ale

czy doczeka ranka, to już tylko Bogu jedynemu wiadomo.

- Hospody pomiłuj! * (* Panie [Boże] zmiłuj się!) - jęknęła

wielka księżna.

- Jeśli tedy pragniecie ochrzcić go - ciągnął dalej zakonnik - to

czyńcie to najpóźniej przed nastaniem nocy.

Wielka księżna przyłożyła dłonie do oczu i tak trwała chwilę,

tłumiąc szloch, aby nie zdradzić się przed konającym. A że to była

kobieta o silnej woli, zapanowała wnet nad żalem i, otarłszy oczy,

powróciła znów do mężowskiej komnaty.

- Gdzie jest Jagiełło? - zapytał w. ks. Olgierd.

Wielka księżna otworzyła właśnie usta, aby powiedzieć, że gońcy po

następcę tronu wysłani zostali już wiele godzin temu, gdy nagle

wybuchł gwar na podwórzu zamkowym: słychać było gromkie wołania i

tupot kopyt.

- Synaczek pewnie przyjechał - wykrzyknęła Julianna - zaraz tu

będzie!

Jakoż nie myliła się i po krótkiej chwili do komnaty wbiegli

Jagiełło i Skirgiełło. Zdyszani przypadli do łoża ojcowskiego.

- Ojcze, jako wam jest? - zapytał Jagiełło.

- Czas mój przyszedł - odparł, oddychając z trudem Olgierd, potem

zaś rozkazał, by wszyscy wyszli, jako że on ma ważne sprawy do

omówienia z Jagiełłą.

Pierwsza opuściła komnatę Julianna, za nią wyszedł Skirgiełło,

który nie tracąc głowy udał się na dziedziniec i rozkazał, by

zamknięto bramy zarówno Wysokiego Zamku, jak i dwu pozostałych:

Krzywego i Niskiego, oraz by załogi zamkowe nie wpuszczały nikogo

bez pozwolenia jego, Skirgiełły, lub księcia Jagiełły.

Franciszkanin-lekarz wysunął się z izby chorego tuż po Skirgielle

i Olgierd został w cztery oczy ze swym następcą. Chwilę milczeli

obydwaj. O wszystkim bowiem prawie wiedzieli to samo. Wielkie

Księstwo Litewskie było państwem wielkim, liczącym razem z

przyłączonymi ziemiami ruskimi około 800 tysięcy km. kw., z czego

terytoria rdzenne litewskie nie zajmowały więcej nad 90 tys. km.

kw. Państwo to musiało bronić się przed Krzyżakami, odpierając

coraz liczniejsze i coraz straszliwiej niszczące najazdy Zakonu z

Prus i z Inflant. Krzyżakom w tej "walce za wiarę" pomagała przy

tym cała środkowo-zachodnia Europa, a nawet Anglia i Hiszpania,

gdy jednocześnie książęta litewscy musieli walczyć bez pomocy

postronnej nie tylko z Polską i Węgrami na zachodzie, ale również

z Tatarami na południu i z coraz to potężniejącym państwem

moskiewskim na wschodzie, z państwem, które stawało się

nieubłaganym rywalem co do władania poszczególnymi ziemiami

ruskimi.

Zagadnienie obrony przeciw Krzyżakom i zmagań o terytoria ruskie z

Moskwą łączyło się ściśle ze sprawami wyznaniowymi. Pogańska Litwa

była przeżytkiem wśród chrześcijańskich narodów Europy, a jednak

ani dziad Jagiełły, w. ks. Giedymin, ani ojciec - w. ks. Olgierd,

mimo ciągłych kontaktów z chrześcijańskimi sąsiadami; mimo

chrześcijańskich małżonek oraz obecności misjonarzy katolickich i

kleru prawosławnego na Litwie - nie zdecydowali się na przyjęcie

chrztu i na chrystianizację narodu litewskiego.

Litwini bowiem byli niezmiernie przywiązani do swych dawnych

wierzeń i prastarych obyczajów, a nadto myśl o ugięciu czoła przed

krzyżem była im tym mniej miła, im częściej krzyż ten widzieli w

czarnej barwie na białych i szarych płaszczach rycerzy zakonnych.

W wyobraźni ludu litewskiego ów krzyż kojarzył się prawie od dwu

stuleci z najazdami, wojną, mordem i pożogą. Toteż każdy w. książę

litewski musiał się liczyć z tym, że wprowadzić chrześcijaństwo na

rdzennych ziemiach Litwy zdołałby jedynie drogą przymusu, a to

znowu mogłoby wywołać powszechny opór poddanych i opowiedzenie się

ich za panowaniem jakiegoś innego członka dynastii - wyznawcy

pogaństwa. Historia Litwy notowała wszak już jedną próbę zmiany

wiary przez panującego. W 1253 r. w. ks. Mendog przyjął chrzest i

uzyskał nawet koronę królewską od papieża. Pod wpływem jednak

jawnej niechęci swych pogańskich poddanych do chrześcijaństwa,

wymieniony władca musiał wyrzec się nowej wiary, co go zresztą i

tak nie uchroniło przed tragiczną śmiercią z rąk pogańskich

przeciwników.

Taka sytuacja istniała jednak tylko na ziemiach etnicznych Litwy:

na Żmudzi i w Auksztocie, na terytoriach ruskich, przyłączonych w

XIII i XIV w. do państwa litewskiego, było wręcz odwrotnie. Tam

prawosławna ludność ruska niechętnie ulegała pogańskim książętom

litewskim. Toteż książęta ci przeważnie przyjmowali

chrześcijaństwo w obrządku prawosławnym, żenili się z

księżniczkami ruskimi, mówili po rusku i na skutek tego ruszczyli

się tak dalece, że niejeden z nich, na wypadek konfliktu

litewsko-moskiewskiego, opowiadał się po stronie Moskwy i

emigrował z rodziną z ojczystej Litwy na ziemie moskiewskie.

Dlatego i wszyscy starsi bracia Jagiełły byli wyznania

prawosławnego, ponieważ otrzymali od ojca uposażenie na

terytoriach ruskich Wielkiego Księstwa. I wielcy książęta tacy,

jak Olgierd czy Jagiełło, rozumieli dobrze, iż zyskaliby bardzo na

posłuchu i wierności poddanych ruskich, gdyby ci poddani

dowiedzieli się, że na tronie wileńskim zasiada chrześcijanin, a

nie "wielki król czcicieli ognia", jak nazywał Olgierda patriarcha

carogrodzki, i nie "złowierny, bezbożny" - jak stale określały

pogańskich wodzów Litwy latopisy ruskie.

Powstała dwoistość polityki w. książąt litewskich. Ci sami

zwierzchnicy W. Księstwa, którzy oddawali na rdzennej Litwie cześć

starym bogom, starali się w Konstantynopolu, aby patriarcha

utworzył metropolię dla kościoła prawosławnego na ziemiach ruskich

W. Księstwa. Metropolia cerkiewna litewska istniała już za

Witenesa, później za Gedymina, a gdy chwilowo upadła, postarał się

o jej wznowienie ojciec Jagiełły, w. ks. Olgierd.

Jagiełło zdawał sobie doskonale sprawę z politycznej wagi

przyjęcia chrztu przez Litwę. Chrystianizacja bowiem nie tylko

umocniłaby autorytet władcy wileńskiego wobec jego prawosławnych

poddanych, lecz także odebrałaby moralne prawo do prowadzenia

podboju Litwy Zakonowi Krzyżackiemu, który przecież stale głosił

po świecie, że powodem jego obecności nad Bałtykiem jest

konieczność nawracania Litwinów na wiarę chrześcijańską.

Ale do walki z sąsiadami zachodnimi czy wschodnimi i do

chrystianizacji narodu konieczna była jak największa koncentracja

sił i spokój wewnątrz państwa. Z tym jednak było gorzej. Jagiełło

posiadał liczne rodzeństwo. Prócz kilku sióstr miał przecież

jedenastu braci i około czterdziestu braci stryjecznych, którzy

wywodzili się od jego stryjów: Narymunta, Kiejstuta, Lubarta,

Koriata i Jawnuty.

Wielu z tych bliższych i dalszych krewnych w. księcia nie

zadowalało się posiadaniem znacznych posiadłości pod

zwierzchnictwem monarchy wileńskiego, lecz pragnęło być książętami

udzielnymi, niezawisłymi lub mało zawisłymi od suzerena. Dla

zaspokojenia swych politycznych ambicji lub dla powiększenia stanu

dotychczasowego posiadania łączyli się z przeciwnikami państwa

litewskiego: z Węgrami czy Polską, państwem moskiewskim czy

Krzyżakami. Gotowi byli poddać część lub nawet całe W. Księstwo

nieprzyjacielowi, byle postawić na swoim. Pragnienia niektórych

Giedyminowiczów sięgały dalej nad ambicję większego terytorium.

Myśleli o zajęciu tronu wielkoksiążęcego, jako starsi od Jagiełły

wiekiem i doświadczeniem politycznym. Wśród nich najbardziej

niebezpiecznym dla w. księcia był jego stryj Kiejstut, ks. trocki,

wieloletni współpracownik Olgierda, nieustraszony wojownik i

moralny przywódca zwolenników utrzymania pogaństwa na Litwie.

Aby opanować groźbę podboju Litwy z zewnątrz przez jej sąsiadów

oraz zabezpieczyć ją przed rozpadem od wewnątrz, należało mieć

siłę. A siły tej umierający w. ks. Olgierd nie mógł przekazać

synowi, gdyż jej nie posiadał.

Leżał więc i stroskanym wzrokiem wpatrywał się w umiłowanego syna.

- Chodź bliżej - wyszeptał wreszcie.

Jagiełło uczynił krok, ukląkł przy łożu tak, iż głowę miał tuż

przy twarzy ojca, i rzekł:

- Nie męczcie się, ojcze i panie, macie czas, jeszcze może bogowie

nie poślą wam śmierci.

Coś w rodzaju zmęczonego uśmiechu przemknęło po licach wielkiego

księcia.

- Chciałbym, synaczku - odparł z trudem - wszelako czuję, że to

mój koniec. A w bogów naszych nie wierzymy przecie ani ty, ani ja.

I dlatego dam się dzisiaj ochrzcić * twej matce... niechaj ma

chociaż taką pociechę... (* Według niektórych źródeł Olgierd miał

przyjąć na łożu śmierci chrzest, chociaż ze względu na pogańskich

poddanych sprawie chrztu zmarłego nie nadano rozgłosu i sprawiono

mu pogrzeb pogański.)

Urwał i oddychał ciężko. Jagiełło chciał mu dalej mówić dobre

słowa, ale Olgierd uczynił znak, by milczał.

- Nie przerywaj mi, synaczku - wytchnął z trudem - muszę ci rzec

co potrzeba, póki jeszcze zdołam. Słuchaj!

- Słucham, ojcze i panie!

- Trzy sprawy przekazuję ci, synaczku... Nie zdołałem ich

wypełnić... życia nie starczyło... ty musisz tego dokonać... Jedna

to chrzest Litwy... Wiem, iż to trudna rzecz... wiem! Ale inaczej

zgnębią nas Krzyżacy alibo Ruś nas wchłonie... Pamiętaj!

- Ojcze i panie - odezwał się Jagiełło - przecież ani stryj

Kiejstut, ani inni nie ochrzczeni krewniacy nie zgodzą się na to i

naród przeciw mnie poruszą.

- Musisz, synaczku, być tak silny... by się buntować nikt nie

ośmielił... I to jest sprawa druga... Siła twoja! Musisz

krewniaków za karki wziąć...

- A skąd onej siły wezmę?

- Musisz mieć pomoc spoza Litwy... Polska alibo Moskwa... bo

Krzyżak to cię zawsze zdradzi i pchnie nożem, a Tatarzy osłabli i

sami walczą z sobą...

Chory urwał i znów ciężko oddychał, chciwie wciągając powietrze z

otwartego okna. Gdy mu ulżyło, począł mówić dalej:

- Pamiętasz onego franciszkanina Piotra?

- Którego, ojcze i panie? Czy tego Greka z Kandii?

- Tego...

- Pamiętam!

- On prawił... żebyś pojął którąś... z córek Ludwikowych... a

wtedy... miałbyś pomoc... z Polski... przeciw Krzyżakom... i

miałbyś... siłę przeciw... krewniakom...

- Tak, ojcze i panie! I mnie to mówił... Wszelako Ludwik nie da

córy w małżeństwo nie ochrzczonemu księciu...

- To... się... ochrzcisz...

Olgierd znów przerwał i ciężko dyszał. Jagiełło zaś milczał i

zastanawiał się nad słowami ojca.

- Trudno będzie - rzekł wreszcie - wżdy obiecuję wam, ojcze i

panie, że będę się starał wolę waszą wypełnić.

- To... dobrze... A trzecia... sprawa... Strzeż się Dymitra...

moskiewskiego... Moskwę trzeba... albo pobić... albo z nią... w

zgodzie żyć...

- Tak też będę próbował czynić, ojcze i panie!

- To... do...brze! A nie ufaj... nikomu... jeno... mat...ce

two...jej i pom...nij, żebyś... opiekował się... młodszy...mi...

brać...mi...

- Będę się opiekował, ojcze i panie!

- Pom...nij... Świdry...giełło... niespokoj...ny chłopiec...

Olgierd urwał. Oddychał już z największym wysiłkiem i mówienie

męczyło go niepomiernie. Jagiełło czekał czas jakiś jeszcze na

dalsze słowa rodzica, ale widząc, że Olgierd rozmawiać już nie

zdoła, wstał z klęczek i udał się do sąsiedniej komnaty, w której

oczekiwali na zakończenie rozmowy wielkiego księcia z następcą

tronu wielka księżna, lekarz-zakonnik i Skirgiełło.

- Jeśli chcecie, miła matko, ochrzcić rodzica - rzekł - to nie

zwlekajcie, bo nie wydaje mi się, by dożył nocy.

Ale w. książę, chociaż już mało przytomny, doczekał wieczoru i

zgasł dopiero nocą, wysrebrzoną światłem księżyca, wśród

oszałamiającej woni majowego kwiecia i pienia słowików.

I tejże nocy tron wielkoksiążęcy na Litwie objął na mocy decyzji

ojcowskiej Jagiełło. W przeciwieństwie bowiem do Polski czy Rusi,

w państwie litewskim po zgonie panującego nowym monarchą stawał

się nie najstarszy z synów, ale ten, którego przed śmiercią

wyznaczył na następcę ojciec. Tak było po zgonie w. ks. Giedymina,

kiedy to wielkim księciem został, mimo istnienia braci starszych,

Jawnuta, tak też stało się po śmierci Olgierda, który umierając w

1377 roku przekazał władzę wielkoksiążęcą nie swoim braciom ani

starszym synom, ale właśnie ukochanemu i, najwidoczniej,

wykazującemu szczególne uzdolnienia do sprawowania rządów,

szóstemu z rzędu synowi - Jagielle.

Wielki Książę Litewski

Stając na czele ogromnego, a uwikłanego w różnorakie trudności

państwa litewsko-ruskiego, młody wielki książę miał przed sobą

problemy państwowe pozornie nie do rozwiązania. Obrona państwa

przed atakami ze wszystkich stron wymagała scentralizowania władzy

w ręku wileńskiego monarchy, ale dokonanie tej centralizacji

możliwe było jedynie przy spokoju na wszystkich granicach.

Tymczasem krewni nowego wielkiego księcia knuli przeciw jego

władzy intrygi i wiązali się z wrogimi Litwie sąsiadami.

Jawny rozdźwięk pomiędzy nowym w. księciem a niektórymi z jego

krewnych, rozpoczął się już pod koniec 1377 r. Jagiełło,

uzyskawszy dane, świadczące o tajnych kontaktach Andrzeja

Garbatego, ks. połockiego z Moskwą, postanowił usunąć tego brata z

Połocka i osadzić tam Skirgiełłę. Andrzej nie czekał na zbrojną

wyprawę przeciw sobie, lecz zbiegł do Pskowa, gdzie został

życzliwie przyjęty i - za zgodą, niewątpliwie, w. ks.

moskiewskiego, którego władzę uznał nad sobą - osadzony na

"księstwie" pskowskim. Około 1380 r. służbę u w. ks. moskiewskiego

przyjął drugi przyrodni brat Jagiełły, Dymitr Starszy

Olgierdowicz, ks. briański, który od władcy moskiewskiego otrzymał

jako zaopatrzenie gród Perejasław Zaleski. Trzecim zbiegiem

litewskim do Moskwy, wcześniejszym nieco, był ks. wołyński, Dymitr

Michajłowicz - Koriatowicz, syn Koriata - Michała Giedyminowicza,

zwany Bobrok. Sympatyzował z w. ks moskiewskim także stary książę

Kiejstut i, być może, zostawał w jakimś porozumieniu ze zbiegłymi

Olgierdowiczami. W każdym razie jego polityka w latach 1379-1381

wymierzona była jawnie przeciw Jagielle i miała w. księciu

utrudnić współudział w rozgrywce pomiędzy Tatarami a Moskwą.

Wykorzystując bowiem osłabienie Ordy na skutek walk domowych w.

ks. moskiewski Dymitr Iwanowicz już od roku 1373 szykował się do

próby sił z wielkorządcą mongolskim, Mamajem. Zmusiwszy

sprzymierzeńca litewskiego, w. księcia twerskiego, do uznania

moskiewskiego zwierzchnictwa w 1375 r. i odniósłszy zwycięstwo nad

oddziałem Tatarów nad Wożą w 1378 r., w ks. moskiewski poczuł się

w roku 1380 dość silny, by stawić czoło potędze Mamajowej w

otwartym polu.

Ponieważ wodza tatarskiego łączyły dobre stosunki z Jagiełłą i

należało się spodziewać, że w. ks. litewski opowie się po stronie

Mamaja, Dymitr Iwanowicz moskiewski popierał czynnie opozycję

książąt litewskich przeciw Jagielle, licząc, że waśnie wewnętrzne

uniemożliwią Litwie wystąpienie zbrojne przeciw państwu

moskiewskiemu, zwłaszcza że w ciągu trzydziestu dwu lat rządów

Olgierda i kilku pierwszych lat panowania Jagiełły Krzyżacy

dokonali z Prus oraz Inflant 96 wypraw, na które Litwini

odpowiedzieli zaledwie czterdziestoma dwiema - bo już im sił

brakło.

Szczególnie zajadle atakowali Krzyżacy w latach 1377-1379 ziemie

litewskie pod Wilnem oraz Podlasie, a więc posiadłości Kiejstuta.

Dotychczas zawsze Kiejstut na spustoszenie terytoriów litewskich

starał się odpowiadać pustoszeniem krajów zakonnych. Tym razem

jednak książę zawarł 29 września 1379 r. w Trokach układ z

Krzyżakami, na mocy którego Zakon miał nie napadać na ruskie i

podlaskie ziemie Kiejstuta, a za to stryj Jagiełły zostawiał panom

zakonnym wolną rękę w najazdach na Wilno i Żmudź, a więc na

obszary podlegające bezpośrednio w. ks. litewskiemu. To miało

uniemożliwić wymarsz wojsk Jagiełły przeciw w. ks. moskiewskiemu.

Jednakże młody w. książę litewski umiał, przy pomocy oddanych

sobie ludzi, uzyskiwać potrzebne informacje. Pozornie pogodzony z

traktatem Kiejstuta, dla sparaliżowania poczynań stryja, Jagiełło

zawarł 27 lutego 1380 r. w Rydze paromiesięczny układ z Zakonem

Inflanckim, a następnie w lasach dawidyszskich 31 maja 1380 r.

traktat z Zakonem Pruskim. Na mocy wymienionych układów, za

zabezpieczenie litewskiego Połocka i terytoriów Jagiełłowych,

zostawiał w. książę Krzyżakom swobodę w atakowaniu trockiej

dzielnicy Kiejstuta. Ta umowa, będąca jedynie rewanżem za traktat

Kiejstuta, umożliwiała Jagielle wzięcie udziału w wydarzeniach na

wschodzie, gdyż był pewien, że chociaż kilka miesięcy ziemie

litewskie - poza dzielnicą trocką - nie będą atakowane i niszczone

przez Krzyżaków.

W dniu 1 września 1380 r. miały się połączyć nad Donem wojska

litewskie Jagiełły oraz tatarskie Mamaja i wspólnie maszerować na

Moskwę. Wódz tatarski przybył w umówionym czasie nad Don i czekał

cały tydzień na Litwinów, ale do spotkania nie doszło, chociaż w

chwili bitwy na Kulikowym Polu armia w. ks. litewskiego znajdowała

się jakoby zaledwie o jeden dzień marszu od pola walki.

Różnie można tłumaczyć tę nieobecność sił litewskich w zmaganiach

moskiewskotatarskich nad Donem. O ile latopisy ruskie nie

przesadzają i Jagiełłę od Mamaja dzieliło istotnie tylko

trzydzieści kilka kilometrów (trzydzieści wiorst), czyli trzy do

czterech godzin drogi dla lekkiej jazdy, to nasuwa się

podejrzenie, że w. książę celowo "nie zdążył" na pole bitwy. Można

wszak mniemać, że w interesie Litwy było, aby Tatarzy nie uzyskali

zupełnej przewagi nad Rusią Moskiewską, ponieważ staliby się

wówczas groźni również dla państwa litewskiego, zgłaszając

pretensje do ziem ruskich, wchodzących w skład W. Księstwa.

Polityka litewska, niewątpliwie, widziałaby chętnie równowagę sił

między Moskwą i Złotą Ordą, gdyż wówczas Litwa mogłaby odgrywać

rolę języczka u wagi i uzyskiwać korzyści od obu potęg. Z drugiej

jednak strony klęska w. księcia moskiewskiego byłaby tak na rękę

Jagielle i rozwiązywałaby tyle trudności politycznych zewnętrznych

i wewnętrznych Litwy, że jest wprost nieprawdopodobne, aby w. ks.

litewski świadomie działał na niekorzyść tatarskiego

sprzymierzeńca. Należy wziąć także pod uwagę, że w. ks. Dymitr

Iwanowicz uderzył na Tatarów prędzej, niż tego oczekiwali -

właśnie po to, aby nie zdążyli połączyć się ze swoimi

sojusznikami: Litwinami i Olegiem riazańskim. Według latopisu

Nikonowskiego wojska Jagiełły w chwili bitwy nad Donem dochodziły

dopiero do Odojewa, a więc od ujścia rzeki Niepriadwy do Donu,

czyli do pola walki, znajdowały się nie o "trzydzieści wiorst" jak

podają niektóre kroniki, ale o równe 120 km, tzn. nie mogły w porę

zdążyć na pomoc Mamajowi.

Po rozgromieniu wojsk tatarskich nad Donem przez Dymitra

Iwanowicza Dońskiego Jagiełło wycofał się natychmiast, ale w

powrotnej drodze nie uląkł się walki z częścią wojsk moskiewskich

(były to prawdopodobnie sprzymierzone z Moskwą oddziały książąt

wierchowskich. znad Ugry i górnej Oki, wracające z wyprawy),

które rozbił i pozbawił zdobytych na Tatarach łupów. Przy tej

okazji wypędził z Briańska swego opornego brata, Dymitra

Starszego, który w bitwie na Kulikowym Polu brał udział po stronie

moskiewskiej.

Mimo jednak tych drobnych korzyści i nie zmniejszonej siły bojowej

wojsk litewskich, sytuacja polityczna Jagiełły pogorszyła się

niezwykle. Popierający bowiem przeciwników w. księcia litewskiego

Dymitr Doński był tryumfatorem, a dotychczasowy sojusznik przeciw

Moskwie, Mamaj - ratował się ucieczką i w niedługim czasie został

zamordowany. Co więcej, autorytet pogromcy Tatarów, Dymitra

Dońskiego, wzrósł tak wysoko, iż stawało się jasne, że na wypadek

konfliktu moskiewsko-litewskiego ludność ruska ziem litewskich

będzie sprzyjała raczej prawosławnemu zwycięzcy "bezbożnego"

Mamaja niż pogańskiemu jego sprzymierzeńcowi.

Dowody takiego nastawienia Rusinów w państwie litewskim Jagiełło

uzyskał już w niedługim czasie. Pierwszym z nich był przejazd z

Kijowa do Moskwy metropolity ruskiego Cypriana, zwierzchnika

litewskiej metropolii prawosławnej, pretendującego również do

władzy nad cerkwią w państwie moskiewskim. Po klęsce Mamaja, wobec

zachwiania się autorytetu Litwy na ziemiach ruskich, Cyprian w

maju 1381 r. przeniósł swą siedzibę do Moskwy, wskazując tym

niejako, gdzie się znajduje ośrodek moralny ruskiego prawosławia.

Było to dla polityki litewskiej poważnym ciosem. Drugim,

alarmującym dowodem był bunt Połocka na wiosnę 1381 r. i

wypędzenie przez Połocczan, osadzonego tam przez Jagiełłę, ks.

Skirgiełły "niechrześcijańskiego władcy", chociaż książę ten był

już ochrzczony w obrządku prawosławnym i nosił imię Iwan.

W. książę litewski nie mógł tolerować tego buntu, który nie

stłumiony mógł się stać iskrą rozpalającą wielki pożar

antylitewski na wschodnich połaciach państwa. Ruszyły więc

wszystkie niemal wojska Jagiełłowe pod wodzą Skirgiełły i,

uzyskawszy pomoc w oddziałach Zakonu Inflanckiego, przystąpiły do

zdobywania Połocka.

Skierowanie większości sił w. księcia pod Połock ułatwiło

działanie stronnikom Kiejstuta oraz zręcznie snutej intrydze

Krzyżaków. Już uprzednio oni przecież, zawierając z Kiejstutem

układ wymierzony przeciw Jagielle, poinformowali wnet o tym

właśnie Jagiełłę, obecnie zaś ostrzegli Kiejstuta, że młody w.

książę wydał go na łup Zakonowi. Tej przyjacielskiej usługi miał

dopełnić komtur Liebenstein, a równocześnie, dla udowodnienia

prawdziwości tego ostrzeżenia, Krzyżacy dwukrotnie, w lutym i w

czerwcu 1381 r., najechali posiadłości starego księcia.

Kiejstut przestał się wahać. Zebrawszy wojsko ze swej dzielnicy

pod pozorem odwetowej wyprawy na ziemie Zakonu, stary książę

uderzył niespodziewanie 1 listopada 1381 r. na Wilno, wziął do

niewoli Jagiełłę z jego matką i młodszymi braćmi. Zmusiwszy

bratanka do pisemnego zrzeczenia się władzy wielkoksiążęcej na

rzecz zdradzieckiego stryja, Kiejstut ofiarował zdetronizowanemu

Jagielle Księstwo Witebskie. Tam miał mieć go na oku z pobliskiego

Połocka, przywrócony do władzy przez w. ks. Kiejstuta, Andrzej

Olgierdowicz Garbaty.

Jagiełło, którego poza zamachem stanu dokonanym przez Kiejstuta,

nie zaskoczono już nigdy, nie mając wyboru udawał, że godzi się z

losem i spokojnie przyjechał na dawny udział ojcowski - do

Witebska. W istocie jednak ani chwili nie myślał o rezygnacji. I

podczas gdy Kiejstut manifestował swą życzliwość dla niedawnego

przeciwnika Jagiełłowego, Dymitra Dońskiego, i zawierał z nim

traktat przyjaźni, ustępując w. księciu moskiewskiemu niektóre

połacie ziem ruskich Litwy, przyszły król polski, za pośrednictwem

zbiegłego spod Połocka na Inflanty Skirgiełły, rozpoczął akcję

przeciw uzurpatorowi.

Z charakterystyczną dla wszystkich jego późniejszych poczynań

dokładnością ustalił i zsynchronizował działanie swych

sojuszników. Rządzący na Siewierszczyźnie rodzony brat Jagiełły,

Dymitr Młodszy - Korybut, miał zapoczątkować akcję i odciągnąć

siły zbrojne Kiejstuta na dalekie od Wilna i Trok Zadnieprze. Po

odejściu wojsk Kiejstuta mieszczanie wileńscy, wśród których miał

przewagę element niemiecki, pod wodzą oddanego Jagielle Hanulona,

mieli opanować miasto i ułatwić wkroczenie tam Jagiełły. Ponieważ

zaś trudno było przypuścić, by stary Kiejstut ustąpił z w.

księstwa bez walki, pomoc przeciw uzurpatorowi musieli zapewnić

wrogowie Kiejstuta - Krzyżacy.

Zakon bowiem, snując intrygę i celowo zdradzając książętom

litewskim tajne układy przez zakonnych, przecież zawierane

dyplomatów, nie pragnął widzieć Kiejstuta na tronie

wielkoksiążęcym. Chciał skłócić jedynie Jagiełłę z Kiejstutem,

wzniecić walki wewnętrzne na Litwie i wyciągnąć z tego korzyści

dla siebie. Zamach stanu dokonany przez Kiejstuta, którego

komturzy krzyżaccy w listach do matki Jagiełłowej ks. Julianny,

nazywali bez wahania "wściekłym psem" i którego słusznie uważali

za swego najzacieklejszego wroga, nie był po myśli Zakonu.

Krzyżacy pragnęli wojny domowej na Litwie, a nie przejścia władzy

wielkoksiążęcej z młodych, mniej doświadczonych rąk Olgierdowicza

w silne i doświadczone dłonie zajadłego przeciwnika "pobożnych

braci". Ponadto wiele pozorów wskazywało na to, że syn Olgierda

ekspansję litewską kierować będzie przede wszystkim na wschód,

podczas gdy nie mogło ulegać wątpliwości, iż rządy Kiejstuta

ostrze polityki skierują na zachód. Układ Kiejstuta z Dymitrem

Dońskim potwierdzał w zupełności te przypuszczenia.

Gdyby zresztą Krzyżacy mogli żywić jakie wątpliwości, to nowy

władca Wilna rozwiał je dokładnie. W dwa miesiące po objęciu

władzy przez Kiejstuta spadł na ziemie krzyżackie najazd litewski,

jakiego dawno już nie pamiętano. Litwini, wynurzywszy się z borów

nadniemeńskich, w styczniu 1382 r. spustoszyli i wyniszczyli

okolice Welawy, Taplawy, Frydlandu i Altenburga, po czym cofnęli

się bezkarnie, uprowadzając jeńców. Odwetowa rejza krzyżacka w

lutym cofnęła się nie osiągnąwszy celu wyprawy, ponieważ Litwini

stawili niezwykle silny opór. W kwietniu zaś tegoż roku Kiejstut

skierował drugą wyprawę pod Jurborg. Wówczas, lękając się dalszych

najazdów, Krzyżacy poparli zamysły odwetowe Jagiełły i Korybuta.

Moment akcji przeciw Kiejstutowi obrany był trafnie. Moskwa i inne

dzielnice północno-wschodniej Rusi, po niedawnych zmaganiach z

Mamajem osłabły i uznały ponownie zależność od Złotej Ordy, a

wkrótce miał spaść na nie straszliwy pochód chana Tochtamysza

(który w sierpniu 1382 r. spalił Moskwę i wymordował całą jej

ludność). Nieprzychylne więc Jagielle, a sprzyjające Kiejstutowi

wpływy moskiewskie mogły być nie brane pod uwagę. Wobec zaś

osłabienia sił Dymitra Dońskiego ogół chciwych zdobyczy

terytorialnych na wschodzie Giedyminowiczów musiał niechętnie

zapatrywać się na trudne, krwawe walki z Krzyżakami pod rządami

Kiejstuta, a życzliwiej myśleć o Jagielle, w którym widziano

początkowo kontynuatora polityki Olgierda, wyraźnie zaznaczającego

ongiś, iż "cała Ruś ma do Litwy należeć".

Ułożywszy więc plan i zapewniwszy sobie sojuszników, Jagiełło

przystąpił do akcji. Kiejstut oblegający Jurborg został

poinformowany, że książę siewierski, Korybut-Dymitr, odmówił mu,

jako w. księciu, udzielenia pomocy wojskowej przeciw Krzyżakom i

daniny corocznej. Kiejstut, nie podejrzewając prawdopodobnie

Korybuta o zmowę z innymi braćmi, a być może chcąc szybkimi

decyzjami zdławić bunt w zarodku, przerwał rozprawę z Zakonem i

wyruszył szybko z Wilna na Zadnieprze. Był to wyraźny błąd ze

strony starego księcia: zostawiać stolicę i państwo na opiece

Witoldowej, a samemu z całym prawie wojskiem udawać się na daleką

Siewierszczyznę. Jak wynika z postępowania Kiejstuta, stary książę

nie dostrzegał spisku lub go lekceważył, zaś włączenia się do

buntu Jagiełły nie oczekiwał, gdyż wezwał go - jako swego lennika

- na pomoc, a ponadto ruszył na Korybuta, nie oczekując na

nadejście księcia witebskiego i pozostawiając go za sobą, przez co

narażał się na odcięcie od Wilna lub wzięcie przez opornych

książąt, Jagiełłę i Korybuta, w dwa ognie.

Jagiełło nie omieszkał wykorzystać sytuacji i zamiast na

Zadnieprze pomaszerował na Wilno, które - przy pomocy mieszczan

pod wodzą Hanulona - zajął 12 czerwca 1382 r.

Kiejstut wyruszył ze stolicy przed 25 maja i w drugiej dekadzie

czerwca zetknął się z wojskami Korybuta, ponosząc klęskę i tracąc

pięciuset swych wojowników. Zawiadomiony o wystąpieniu Jagiełły

zarządził odwrót i w pierwszych dniach lipca był już w drodze

powrotnej za Berezyną, skąd dążył do połączenia swych sił z

Witoldem.

Witold zawiódł oczekiwania ojcowskie na całej linii. Przede

wszystkim nie pilnował Wilna i o zajęciu stolicy przez Jagiełłę

dowiedział się niemal ostatni. Gdy usiłował ze swoimi wojskami

Wilno odzyskać, został pobity przez Olgierdowicza i sromotnie

- według opinii kronikarzy krzyżackich wyparty z Litwy właściwej

tak że zbiegł na Podlasie, gdzie począł zbierać nowe siły do walki

z Olgierdowiczami. Jagiełło, nie tracąc czasu, obległ Troki. Gród

ten początkowo się bronił, ale gdy nadeszły sprzymierzone z

Jagiełłą oddziały krzyżackie, Troki poddały się prawowitemu w.

księciu, który oddał je wraz z całym księstwem trockim swemu

wiernemu bratu, Skirgielle, we władanie lenne.

W sierpniu 1382 r. zjawiły się pod Trokami oddziały Kiejstuta i

Witolda. Stary książę łudził się bowiem jeszcze, że odzyska bodaj

swą dawną, trocką dzielnicę. Ale były to tylko złudzenia. W tym

czasie już zięć Kiejstuta, Janusz ks. mazowiecki, zajął podlaskie

grody: Drohiczyn i Mielnik i obległ w Brześciu nad Bugiem żonę

Kiejstutową, Birut a na odsiecz Trok nadeszły wojska Jagiełły i

sprowadzone przez Skirgiełłę, oddziały inflanckie pod dowództwem

mistrza inflanckiego Vrimersheima.

Przewaga przeciwników była tak wyraźna, że Kiejstut sam uznał

beznadziejność walki. Wszczął więc układy i wraz z synem zdał się

na łaskę zwycięskiego bratanka. Przewieziony został z Witoldem do

Wilna, a następnie umieszczony pod strażą Skirgiełły w więzieniu w

Krewie i tam po kilku dniach Kiejstut zakończył życie:

Śmierć jego po dzień dzisiejszy została nie wyjaśniona. Źródła

współczesne mówią o niej rozmaicie. Jedne stwierdzają, że "nikt

nie wie, jak umarł", inne mówią o samobójstwie starego księcia - i

te są najliczniejsze, są także takie, a do nich należy i

nieżyczliwy Jagielle Długosz, które oskarżają w. księcia o

spowodowanie śmierci stryja. Skarga Witolda, pisana zresztą przez

Krzyżaków, mówi o wspólnej winie Jagiełły i Skirgiełły, nie

wskazując, kto był głównym winowajcą zgonu Kiejstuta. Wydaje się,

że dawniejszy pogląd wielu autorów, iż Kiejstut został w swej celi

uduszony z woli Jagiełły, nie jest słuszny.

O ile bowiem, na pierwszy rzut oka wydaje się, że rozkaz

zamordowania stryja musiał pochodzić od zwycięskiego bratanka,

jako że bez niego nie ośmielono by się targnąć na krewskiego

jeńca, jak również, że Jagiełło pozbywał się przecież wielkiego

kłopotu z chwilą zgonu tak groźnego przeciwnika, to po głębszym

zbadaniu łatwo daje się spostrzec, że stało się to, jeżeli nie

wbrew woli Jagiełły, to bez jego wiedzy i uprzedniej zgody. Wydaje

się bowiem, że gdyby Jagiełło chciał się pozbyć przeciwników, to

już kazałby zgładzić i Kiejstuta, i Witolda. Byłoby wszak bardzo

dziwne, gdyby kazał mordować starego, mającego i tak niezbyt wiele

lat życia na świecie stryja, a pozostawiał przy życiu młodego,

energicznego jego syna, który - siłą rzeczy - musiał stać się

wrogiem mordercy ojca.

Tymczasem Witold po zgonie Kiejstuta nie okazuje żadnych wrogich

manifestacji pod adresem Jagiełły, przeciwnie, za pośrednictwem

krzyżackim prosił Jagiełłę, by mu oddał dzielnicę po ojcu, i miał

zamiar lojalnie mu służyć. Następnie, mimo dwukrotnej ucieczki do

Krzyżaków i wielu szkód, jakie wyrządził Litwie i Jagielle, Witold

bez obawy wraca na Litwę, nie lęka się zemsty Jagiełły i od 1392

r. 38 lat wiernie i lojalnie istotnie z nim współpracuje. Gdyby

podejrzewał Jagiełłę o zamordowanie rodziców, to przecież miał w

ciągu tych 38 lat tysiące okazji, by go uwięzić, zdradzić, zabić.

Tymczasem okazywał mu przyjaźń i szacunek. Trudno byłoby uwierzyć

w to, aby Witold w tych latach, gdy już osiągnął władzę

wielkoksiążęcą, i nie potrzebując się liczyć z Jagiełłą tak jak w

pierwszych latach po swym drugim powrocie od Krzyżaków, będąc

teściem w. księcia moskiewskiego, mając na zawołanie sojusz z

Krzyżakami i Złotą Ordą, kuszony niejednokrotnie do wystąpień

przeciw Jagielle przez Zygmunta Luksemburczyka, aby ten potężny

już Witold chciał serdecznie i przyjaźnie współżyć i współpracować

z Jagiełłą, gdyby wiedział, że to on jest zabójcą ojca i matki A

jednak żył w przyjaźni i zemsty nie szukał, co wskazywałoby

wyraźnie, że nie Jagiełło był winowajcą zgonu Kiejstuta. To zaś,

że w skardze zredagowanej przez Krzyżaków Witold oskarżył

stryjecznych braci o zabicie ojca i matki, o niczym nie świadczy,

bo skargę tę stylizowali panowie zakonni, którzy w tym czasie już

zarzucili wersję samobójstwa Kiejstuta, lansowaną w roku 1382, a

obmyślili wersję nową - winy Jagiełły. Zarzuty ich byłyby trudne

do obalenia, gdyby nie to, o czym już wspomniane było wyżej, że

nie tylko Jagielle zgon Kiejstuta był na rękę. Zainteresowani tym

zgonem byli także: a) Krzyżacy, b) mieszczanie wileńscy z

Hanulonem na czele, c) wybitniejsi bojarzy litewscy, d) rodzina

Jagiełły, a zwłaszcza matka, w. ks. Julianna, siostra, Maria

Olgierdówna, wdowa po Wojdylle, oraz brat w. księcia - Skirgiełło.

Jeżeli chodzi o Krzyżaków, to "pobożni bracia"nienawidzili

Kiejstuta od wielu lat i nie mogli żywić złudzeń, że stary książę,

o ile wyjdzie żywy z niewoli, będzie, w miarę sił i możności,

starał się kierować polityką litewską zawsze przeciw Zakonowi.

Było zatem w ich interesie, aby ich nieubłagany wróg nie wyszedł z

więzienia i nie miał ponownej okazji do sięgania po władzę lub

namawiania Jagiełły do posunięć antykrzyżackich. Że właśnie oni

odegrali jakąś rolę przy zgładzeniu Kiejstuta, świadczy staranne

rozpowszechnianie przez nich wersji o samobójstwie starego w.

księcia. Wersja ta występuje i w kronikach krzyżackich, i musiała

być przez nich rozgłaszana po świecie, skoro zanotował ją z dobrą

wiarą i polski kronikarz, Janko z Czarnkowa. Dla obrony dobrego

imienia Jagiełły "panowie zakonni" nie kiwnęliby nawet palcem,

musieli więc mieć wyraźne powody rozpowiadania o samobójstwie

Kiejstuta. Charakterystyczne, że kronika Wiganda podaje dwie

sprzeczne wersje tego wydarzenia. Pierwsza z nich mówi wyraźnie,

że Kiejstut został w niewoli uduszony, druga, że nikt nigdy nie

wiedział, w jaki sposób umarł. K. Stadnicki omawiając tę

sprzeczność kroniki przypuszcza, że Wigand "nie chciał powiedzieć

prawdy", gdyż byłaby niepochlebna dla Zakonu.

Oczywiście, Krzyżacy nie zabijaliby Kiejstuta sami, lecz do mordu

tego musieli zachęcić kogoś spośród Litwinów. Przez mord ten

uzyskiwali nie tylko usunięcie swego wroga, ale również

zaostrzenie wewnętrznych trudności dynastii na Litwie i zwrócenie

się synów i zwolenników zabitego o pomoc do Zakonu. A to dawało

Krzyżakom możność ingerencji w wewnętrzne sprawy Litwy i ułatwiało

prowadzenie jej podboju w imię "sprawiedliwości", dla tego czy

innego zbiega-księcia litewskiego.

Mieszczanie wileńscy z Hanulonem na czele musieli się obawiać, że

na wypadek wypuszczenia Kiejstuta, stary książę będzie się mścił

na nich jako na tych, którzy ułatwili Jagielle powrót na tron

wielkoksiążęcy. Nie byłoby to jeszcze nazbyt groźne, gdyby mogli

mieć pewność, że ani Kiejstut, ani Witold nie sięgną ponownie po

tron wileński, albo że nie zajmą wpływowego stanowiska przy

Jagielle. Ale za to nikt ręczyć nie mógł, a jak dalece słuszne

były ich obawy, dowodem tego było późniejsze wywyższenie Witolda,

mimo jego dwukrotnej jeszcze zdrady wobec Jagiełły. Należy zwrócić

uwagę, że przecież "capitaneus vilnensis"i posiadacz dóbr na

Litwie, Hanulo, wolał pojechać wraz z Jagiełłą do Polski i nie

wrócić już do Wilna, w którym rządził Witold. Widocznie

bezpieczniej czuł się poza zasięgiem bezpośrednich rozkazów

rodziny Kiejstuta. Zachęceni więc przez podszepty krzyżackie,

mieszczanie wileńscy mogli wpływać na to, by Kiejstut nie wyszedł

z więzienia.

Wybitniejsi bojarzy litewscy, przeciwnicy Kiejstuta, mogli żywić

obawy podobne do obaw mieszczańskich. Wszak Kiejstut nie zawahał

się kazać powiesić wiernego Jagielle bojara, szwagra jego,

Wojdyłłę, chociaż przez małżeństwo z Marią Olgierdówną Wojdyłło

należał niejako do dynastii panującej. Gdyby Kiejstut wrócił kiedy

do władzy, to jeszcze mniej liczyłby się z przeciętnymi bojarami,

wiernymi Jagielle, tym bardziej że Jagiełło po zwycięstwie nad

Kiejstutem skazał na śmierć kilku wybitniejszych bojarów - sług

Kiejstuta. Poza tym Kiejstut reprezentował dawne stosunki na

Litwie: pogańskie, o silnej władzy wielkoksiążęcej, pogardzał

współpracą z bojarstwem (stąd miała wypływać jego niechęć do

Wojdyłły, iż śmiał sięgnąć po rękę księżniczki z rodu Giedymina,

sam będąc tylko bojarem), walczyć chciał przede wszystkim z

Krzyżakami, a w zgodzie żyć z Moskwą. Tymczasem bojarzy poczynali

rozumieć, że Litwa nie może się utrzymać jako rezerwat pogaństwa

pomiędzy państwami chrześcijańskimi, pragnęli odgrywać pewną rolę

w życiu państwowym, a przede wszystkim chcieli spokoju od strony

krzyżackiej, gdyż wojna z Zakonem narażała ich posiadłości

litewskie na zniszczenie. Bojarzy woleli walkę na Rusi, gdzie o

łup było łatwiej, a sama wojna nie groziła zniszczeniem ziem i

domów na rdzennej Litwie. Dlatego bądź z własnego natchnienia, dla

zyskania łaski Jagiełły i zabezpieczenia się od groźby powrotu do

rządów Kiejstuta, bądź z podszeptu krzyżackiego mogli wpłynąć na

"komorników Jagiełłowych", reprezentantów tej samej klasy

bojarskiej, i spowodować śmierć książęcego jeńca.

Rodzina Jagiełły również pragnęła niewątpliwie uzyskać pewność, że

groźny starzec nie wyjdzie już na świat z baszty zamku krewskiego,

że już nigdy nie zagrozi im nowym zamachem. Usunięcie bowiem

Jagiełły do Witebska przekreślało widoki na przyszłość jego

młodszych braci, którzy stawali się rodziną jedynie drobnego,

udzielnego księcia, nie mogącego zapewnić im samodzielnych

księstw. W. ks. Julianna odgrywała w 1382 r. jeszcze wybitną rolę

polityczną i musiała mieć wpływ na synów, gdyż w akcie darowizny

Żmudzi Krzyżakom z tego roku Julianna wymieniona jest przed

młodszymi braćmi Jagiełły. Nie byłoby więc czymś niezwykłym, gdyby

w. ks. Julianna uległa namowom krzyżackim i postarała się o zgon

Kiejstuta nawet bez wiedzy syna - Jagiełły, tym bardziej że

ostrzeżenie Krzyżaków z 1379 r. okazało się słuszne. Jeżeli bowiem

nakaz zamordowania więźnia krewskiego wyszedł od Julianny lub

kogoś z rodzeństwa Jagiełłowego, to należy pamiętać, że nie zawsze

postępowanie matki i braci Jagiełły pokrywało się z wolą i

zamierzeniami samego w. księcia litewskiego. Oprócz zaś Julianny i

młodszych braci śmierci Kiejstuta mogła się jeszcze domagać

siostra Jagiełły, Maria Olgierdówna, której męża, Wojdyłłę,

Kiejstut kazał powiesić. Najbardziej zaś na śmierci Kiejstuta

zyskiwał Skirgiełło. On przecież odziedziczył po zmarłym jego

księstwo trockie i jego stanowisko u boku w. księcia Litwy.

Charakterystyczne też jest, że Witold godził się z Jagiełłą i

okazywał mu przyjaźń, ale był stale w złych stosunkach ze

Skirgiełłą, tak iż nawet królowa Jadwiga musiała wpływać na

załagodzenie stosunków między nimi. Wreszcie - Skirgiełło zmarł

otruty. Nikt inny nie był mu tak wrogi, jak Witold, więc

aczkolwiek trudno oskarżać Witolda o spowodowanie tej śmierci,

należy uznać, że podejrzenia mogły padać na niego, właśnie jako na

mściciela śmierci ojca, a może i matki. Skirgiełło miał też w 1382

r. bliskie kontakty z Krzyżakami, łatwo mogli uradzić wspólnie o

końcu Kiejstuta, którego przecież do Krewa przewoził właśnie

Skirgiełło i który niejako czuwał nad nim.

Z powyższego wynika, że wielu mogło być winowajców zgładzenia

Kiejstuta i brak podstaw, aby winę tę ponosił jedynie i koniecznie

Jagiełło. Należy podkreślić, że właśnie Witold, znajdujący się pod

opieką Jagiełły, nie poniósł szkody na zdrowiu w więzieniu i że

raczej wszystko wskazuje na to, że ucieczka Witolda z więzienia

odbyła się za cichą wiedzą Jagiełły, który po zgonie Kiejstuta,

obawiając się o życie jego syna, postanowił mu ułatwić wydobycie

się na wolność.

Bez zgody Jagiełły żonie Witolda, księżnej Annie, nie pozwolono by

odwiedzać męża, a przecież jedynie na skutek tych odwiedzin

codziennych mógł uwięziony Witold wydostać się na wolność. Co

prawda, źródła nie przekazały śladów porozumienia między w.

księciem a księżną Anną, ale zdaje się nie ulegać wątpliwości, że

jeżeli się porozumieli, to uczynili to w największej tajemnicy,

aby czyjaś niewczesna gorliwość lub nienawiść nie spowodowały

śmierci Witolda bez woli, a nawet wbrew woli i wiedzy Jagiełły.

Prawdopodobnie wielki książę spotkał się w jakimś ustroniu leśnym

pod Wilnem z księżną Witoldową o umówionej porze. Jeżeli tak było

- a wszystko przemawia za tym, że oboje działali w porozumieniu -

to księżna, nie domyślając się początkowo, być może, o co chodzi,

stawiła się na owo spotkanie z ciężkim sercem. Świeżo wszak zmarł

w tajemniczy sposób Kiejstut, więziony wraz z Witoldem...

Jakież więc musiało być jej zdumienie i radość, gdy przybyły na

rozmowę Jagiełło, okazał strapionej księżnie nie tylko zwykłą,

łaskawą uprzejmość, ale także najżywszy niepokój o losy Witolda.

- Wierzcie nam, księżno - powiedział wreszcie - miłujemy waszego

małżonka i nie chcielibyśmy ani by go ubili jego wrogowie, ani by

długie miesiące gnił w więzieniu.

- Tedy każcie go puścić, miłościwy panie i bracie! - zawołała

niewątpliwie po tych słowach księżna, przykładając ręce do serca,

które poczęło uderzać przyśpieszonym rytmem.

- Puścić go możemy, miła księżno, wżdy nie w naszej jest jeszcze

mocy zapewnić Witoldowi, by się na niego kto nie targnął...

- Cóż tedy ma czynić?

Wielki książę spojrzał na nią bacznie i chwilę milczał, jakby się

wahał. Po czym rzucił okiem dokoła, czy pilnujący go ludzie są

dość daleko i wreszcie rzekł cichym głosem:

- Ufacie nam, księżno?

- Ufam, miłościwy kniaziu i panie!

- Tedy słuchajcie, zapamiętajcie dobrze i niech was bogowie

strzegą, byście o naszej rozmowie tutaj komukolwiek słowo rzekli,

bo to może byłby wyrok śmierci na waszego małżonka...

- Ni słowa nie rzeknę nikomu, miłościwy panie!

- Zważajcie więc: dziś, pod wieczór, poślemy wam do domu

pozwoleństwo, o które nibyście nas prosili, abyście mogli co

wieczór z dwiema służebnymi odwiedzać męża waszego i zostawać z

nim co noc do rana...

- Miłościwy kniaziu - szepnęła czerwieniąc się księżna Anna - cóż

małżonkowi memu pomóc może do ratowania się moja osoba?

Jagiełło wykonał ręką niecierpliwy gest, jakby chciał rzec, by mu

nie przerywano, potem ściszył głos jeszcze bardziej i mówił dalej:

- Służebne będą słały wam łoże, księżno, a potem będą odchodziły.

I tak będzie co wieczora. Rozumiecie?

- Rozumiem, miłościwy panie i bracie, ale cóż z tego dla mego

małżonka?

Wielki książę pochylił się ku uchu księżnej i rzekł tak cicho, że

ledwie dosłyszała, a już nie mógł tego usłyszeć ktoś, kto by nawet

znajdował się tuż obok w lesie i śledził księżnę:

- Przebierzecie Witolda za jedną ze służebnych, a służebną

ułożycie w łożu, odziawszy ją w szaty Witolda...

Księżna Anna nareszcie zrozumiała. Błysk zdumionej radości

rozjaśnił jej lico. Odszepnęła wnet:

- Pojęłam, miłościwy kniaziu! I w szatach służebnej Witold ma

zbiec?

- Tak, tej nocy zaraz na Mazowsze, do siostry i szwagra, księcia

Janusza. Konie rozstawne przygotujecie wcześniej i nikt Witolda

nie zgoni! O siebie zaś nie lękajcie się. My was obronimy!

Oczy księżnej Anny zalśniły.

- Niech by mi nawet i co uczynili, wszelako małżonek mój będzie

wolny i zdrów.

- Szczęśliwy nasz krewniak jest, iż taką ma niewiastę - powiedział

w. książę - wszelako postaramy się, by i wam nic się nie

przytrafiło. Nie lękajcie się!

Jagiełło dotrzymał słowa. Gdy bowiem dzięki przebraniu za służkę

Witold wydostał się pewnej nocy z więzienia, a księżna wraz z

drugą służką została rano aresztowana i stawiona przed wielkiego

księcia, Jagiełło nie tylko jej nie ukarał za ułatwienie Witoldowi

ucieczki, lecz przeciwnie pozwolił jej udać się w ślad za mężem do

Krzyżaków. Zasługuje również na uwagę, że według źródeł

krzyżackich - a więc w. księciu nieżyczliwych - pod Trokami

właśnie Jagiełło prosił mistrza krzyżackiego o łagodne obejście

się z więzionymi Kiejstutem i Witoldem.

To wszystko, jak wolno sądzić, oczyszcza Jagiełłę z zarzutu

spowodowania śmierci Kiejstuta. Ponadto jest całkowicie możliwe,

że stary książę zmarł pod wpływem wzburzenia na serce, na skutek

przegranej, więzienia w lochu, beznadziejności sytuacji, a może i

złego obejścia się z nim dozorców. Ponieważ zaś nie umiano

wytłumaczyć jego zgonu, przypuszczano zabójstwo przez uduszenie,

zwłaszcza że ten rodzaj śmierci dla uwięzionych książąt był

praktykowany w całej średniowiecznej Europie.

Porozumienie z Polską

Zgon Kiejstuta ułatwił Jagielle sytuację na Litwie, ale nie

rozwiązywał wielu innych trudności. Przede wszystkim za udzieloną

pomoc kazali sobie zapłacić wysoką cenę Krzyżacy. Na zjeździe

Jagiełły z przedstawicielami Zakonu 31 października 1382 r.

ustalono czteroletni rozejm pomiędzy Litwą a Zakonem z tym, że na

żądanie obydwie strony obowiązane są okazywać sobie pomoc zbrojną.

Wszelako Jagiełło musiał się zobowiązać, że nie wyda nikomu wojny

bez zgody Krzyżaków, co było pomyślane przez nich jako ochrona

książąt mazowieckich, w danej chwili popieranych przez Zakon, ale

co również ograniczało suwerenną władzę w. księcia Litwy. Dalej,

za pokój i niepopieranie zbiegłego do Prus Witolda, odstąpił

Jagiełło Zakonowi połowę Żmudzi, na północ od Dubissy, na skutek

czego Krzyżacy uzyskiwali bezpośrednie połączenie Prus oraz

Inflant. Wreszcie, ze względu na europejską opinię, zmuszono

Jagiełłę do obietnicy, że w ciągu czterech lat przyjmie wraz z

braćmi chrzest z rąk Krzyżaków.

Były to warunki niezwykle ciężkie, świadczące, iż Jagiełło musiał

się znajdować w bardzo trudnej sytuacji, skoro ich nie odrzucił.

Usprawiedliwić w. księcia może tylko jedno: nie myślał ani chwili

o dotrzymaniu tych warunków i ani jednego z nich nie dotrzymał.

Przyjął co prawda, chrzest w 1386 r. ale - z rąk polskich, jako

przyszły monarcha wielkiego państwa polsko-litewskiego, którego

sił użył następnie do zdruzgotania Zakonu. O takim chrzcie

Krzyżacy na pewno nie myśleli podczas zjazdu na wyspie rzeki

Dubissy w roku 1382.

Jagielle potrzebny był czas, aby się umocnić ponownie na tronie, a

to byłoby trudne, gdyby Krzyżacy zaatakowali Litwę i poparli

przeciwników w. księcia z Witoldem na czele. Przyjmując warunki

Zakonu, których i tak nie zamierzał wypełnić, uzyskiwał kilka

bezcennych miesięcy. Mając zapewniony spokój od strony krzyżackiej

zwrócił się teraz na wschód. Istniejące na ziemiach W. Księstwa

stronnictwo promoskiewskie nie było tak groźne, jak w latach

poprzednich, ale istniało. Należało znaleźć z nim wspólny język,

co wydawało się łatwiejsze niż dawniej, ponieważ straszliwy najazd

Tochtamysza na Moskwę osłabił siły Dymitra Dońskiego. Dowodem

zmiany sytuacji był i tym razem przyjazd metropolity Cypriana. Tak

jak po bitwie na Polu Kulikowym metropolita przejechał z Kijowa do

Moskwy, uznając państwo moskiewskie za silniejsze, tak znowu

obecnie, po spaleniu Moskwy w 1382 r. przez Tochtamysza i braku

oporu ze strony Dymitra Dońskiego, Cyprian uznał, że punkt

ciężkości przesunął się na Litwę i tegoż 1382 roku przeniósł znowu

swą siedzibę do państwa Jagiełły - do Kijowa.

Jagiełło zaś, wiedząc dobrze, iż pokój z Krzyżakami trwać będzie

niedługo i, że poparty przez Zakon Witold Kiejstutowicz czy też

inni książęta Giedyminowicze znowu będą usiłowali wyłamywać się

spod władzy wielkiego księcia, postanowił uzyskać trwałą i nie

wymagającą zrzekania się części Litwy pomoc sąsiadów. Do wyboru

miał dwa państwa graniczące z W. Księstwem Litewskim: Ruś

Moskiewską i Polskę.

Zasługuje więc na uwagę, że aczkolwiek wypędzony przez Jagiełłę z

Połocka Andrzej Olgierdowicz, po zamachu stanu Kiejstuta wrócił w

1381 r. na swe księstwo, to jednak w. książę po odzyskaniu tronu

nie wystąpił przeciw niemu, mimo osłabienia protegującej go

Moskwy. Następnie, nowsze badania odkryły, iż jesienią roku 1383

lub w początkach 1384 r. między Jagiełłą, Skirgiełłą i Korybutem z

jednej strony a Dymitrem Dońskim i jego stryjecznym bratem

Włodzimierzem Andrzejewiczem z drugiej, zawarta została umowa,

regulująca, zapewne (bo treść dokładna tej umowy jest nieznana),

wzajemne spory i utwierdzająca pokój między W. Księstwem Litewskim

i W. Księstwem Moskiewskim. Konsekwencją tej umowy miało być

małżeństwo Jagiełły z córką Dymitra Dońskiego, co do czego

prowadziła układy z Dymitrem matka Jagiełły, w. ks. Julianna.

Wymienione umowy zabezpieczały z kolei państwo litewskie od

wschodu i w jakiejś mierze usuwały groźbę walki Litwinów na dwa

fronty, czego Jagiełło unikał przezornie przez całe swe życie.

Jednakże w układzie w. ks. Julianny było wyraźnie zaznaczone, że

w. ks. Jagiełło, gdy się ożeni z księżniczką moskiewską "ma

uznawać wolę w. ks. Dymitra i ma się ochrzcić w obrządku

prawosławnym i chrzest swój podać do wiadomości powszechnej".

Ścisłe wykonanie tych punktów z jednej strony degradowałoby

suwerennego władcę Litwy do poziomu silniejszego książątka

lennego, takiego jakim był, na przykład, Andrzej Olgierdowicz

połocki, a z drugiej nie zabezpieczałoby ani Jagiełły i

ochrzczonych wraz z w. księciem przypuszczalnie Litwinów od

najazdów krzyżackich, ponieważ prawosławnych uznawano w tym czasie

za schizmatyków, niewiele różniących się od pogan. Ponadto

Jagiełło dobrze pamiętał, jak za życia ojca, w. ks. Olgierda,

metropolita prawosławny, Aleksy, rzucał klątwę na książąt ruskich,

którzy nie postępowali zgodnie z wolą i polityką w. księcia

moskiewskiego. Gdyby więc przyjął prawosławie, a następnie

sprzeciwiał się polityce w. ks. Dymitra, to nie ulegało

wątpliwości, że mógłby podpaść klątwie kolejnego z metropolitów,

którzy w sprawach politycznych ślepo ulegali władzy świeckiej.

Stąd, prowadząc pertraktacje ze stroną moskiewską, szukał Jagiełło

korzystniejszego dla siebie rozwiązania i znalazł je - w Polsce.

Nauka po dzień dzisiejszy nie może orzec z całą pewnością, kto był

inicjatorem pomysłu o zawarciu małżeństwa Jagiełły z Jadwigą

Andegaweńską. Znakomity znawca dziejów jagiellońskich, Ludwik

Kolankowski, dopuszczał "możliwość współczesnego pojawienia się

tej myśli w Polsce i na Litwie", względnie sądził, że pierwszy

pomysł mógł zrodzić się w umyśle ks. Skirgiełły, który istotnie w

1379 r. jeździł na Węgry i tam zetknął się "z miarodajnymi kołami

polskowęgierskimi". Z kolei Stanisław Zakrzewski wysuwał

przypuszczenie, że inicjatorką, działającą na rzecz porozumienia

polsko-litewskiego była matka Jadwigi, królowa Elżbieta Bośniaczka

wraz z matką Jagiełły, w. księżną Julianną.

Aczkolwiek hipoteza St. Zakrzewskiego wzbudziła różnorakie

zastrzeżenia, to w nieco zmodyfikowanej formie wydaje się

całkowicie możliwa.

Wiadomo ze źródeł, jak wielką przeciwniczką zięciów niemieckich

była Elżbieta Bośniaczka. Pragnęła wszak wydać swą córkę Marię,

formalnie już poślubioną Zygmuntowi Luksemburczykowi, za

królewicza francuskiego, a córkę swą, Jadwigę, również formalnie

poślubioną Wilhelmowi austriackiemu, zgodziła się oddać za żonę w.

księciu litewskiemu. Nie jest więc wykluczone, że mogła pierwsze

rozmowy co do małżeństwa jednej ze swych córek z Jagiełłą,

prowadzić już w 1379 r. Rozmowy te do niczego nie zobowiązywały

ani królowej, ani wysłańca Jagiełłowego księcia Skirgiełły. Żył

wszak jeszcze i panował na Węgrzech oraz w Polsce król Ludwik

Andegaweński, życzliwy zięciom-Niemcom, a w sprawie małżeństwa

królewien on miał głos rozstrzygający.

Jedno zasługuje na uwagę. Oto Skirgiełło, bez najmniejszej

wątpliwości, nie jechał z inicjatywy własnej. A zatem wysłał go

Jagiełło. Toteż, gdy w roku 1382 zmarł król Ludwik i losy córek

wzięła w swe ręce Elżbieta Bośniaczka, w. książę litewski mógł

wrócić do inicjatywy sprzed paru lat. Małżeństwo z wyznaczoną na

tron polski Jadwigą otwierało przed Jagiełłą niezmiernie korzystne

perspektywy. Musiał się i w tym wypadku ochrzcić, ale chrzest w

obrządku katolickim uniezależniał w. księcia od posłusznych woli

władcy moskiewskiego metropolitów prawosławnych. Ponadto katolicka

chrystianizacja Litwy wytrącała moralne atuty propagandzie

krzyżackiej - kogo mieliby nawracać, gdyby państwo litewskie stało

się katolickim? Przede wszystkim zaś Jagiełło, żeniąc się z

Jadwigą i stając się królem polskim, nie tylko nie umniejszał swej

władzy na Litwie i nie musiał podlegać czyjejś woli - jakby mogło

się zdarzyć na wypadek chrztu prawosławnego i uznania, chociażby

tylko moralnego, zwierzchnictwa Dymitra Dońskiego - ale awansował

niejako do godności chrześcijańskiego monarchy, powiększał swe

władanie o terytorium Polski, a co było niemniej ważne, zyskiwał

siły zbrojne polskie i królewski autorytet do poskromienia swych

buntowniczych braci i krewniaków na ziemiach litewsko-ruskich.

Mając zatem do wyboru dwie omówione możliwości, Jagiełło nie mógł

się wahać i zdecydował się na połączenie z Polską.

Niepodobna ustalić, kiedy i przez kogo nawiązano rozmowy wstępne.

Ale wolno mniemać, że pierwsze kroki, zarówno na dworze

moskiewskim, jak i wśród panów małopolskich, rządzących w imieniu

Jadwigi królestwem polskim, poczyniono z woli Jagiełły już w roku

1383. Wskazywałyby na to: 1) przywilej wystawiony 18 kwietnia 1383

r. w Wilnie przez Jagiełłę i Skirgiełłę dla "ukochanych naszych

mieszczan lubelskich", co historycy łączą z pobytem w stolicy

Litewskiej jakiegoś poselstwa z Polski, przy którym znajdowali się

też mieszczanie lubelscy, a na uwagę zasługuje również, iż

starostą lubelskim był w owym czasie późniejszy pośrednik umowy

unijnej, Włodek z Charbinowic i Ogrodzieńca; 2) zmiana postawy

Jagiełły wobec Krzyżaków.

Jeszcze bowiem 6 stycznia 1383 r. oświadczał w. książę Krzyżakom,

że skłonny jest utrzymać rozejm z Mazowszem chociażby cały rok, a

już na wiosnę uderzył - wbrew układom z 1382 r. - na Podlasie i

ziemię tę z powrotem przyłączył do Litwy. Zaproszony na nowy zjazd

z w. mistrzem w maju 1383 r., Jagiełło zjazd ten udaremnił i

doprowadził do zerwania stosunków pokojowych z Zakonem, który 30

lipca wypowiedział w. księciu oficjalną wojnę.

Krzyżacy zorientowali się bowiem, że młody władca Litwy nie

pozwoli posługiwać się sobą i nie stanie się grabarzem własnej

ojczyzny. Postanowili więc opanować państwo litewskie rękami

Witolda. Na razie postarali się odzyskać dla Kiejstutowicza jego

dawną ojcowiznę.

Otoczone przez armię krzyżacką i oddziały Witoldowych Żmudzinów,

zwerbowanych za pieniądze krzyżackie, Troki poddały się Witoldowi

12 sierpnia 1383 r. Obsadziwszy uzyskany gród, w. mistrz Zoellner

i ks. Witold ruszyli na Wilno i przystąpili do szturmowania zamków

stolicy. Nie zatroszczyli się przy tym o przeciwdziałanie

Jagiełły. Ten zaś, ufając odporności Wilna, ruszył wraz ze

Skirgiełłą pod Troki i po 40 dniach oblężenia zmusił 3 listopada

załogę Witoldową i posiłki krzyżackie do poddania się. Musiały też

Jagiełłowe wojska działać na zapleczu krzyżackim pod Wilnem, gdyż

w. mistrz już po jedenastu dniach, pozbawiony dowozu żywności i

amunicji, zwinął we wrześniu oblężenie i wrócił do Prus, nie

próbując nawet przyjść z pomocą broniącym się wówczas jeszcze

Trokom. Pierwsze zatem skrzyżowanie mieczy pomiędzy Zakonem a

Jagiełłą przyniosło powodzenie Olgierdowemu synowi.

Teraz jednak Krzyżacy przystąpili do akcji na wielką skalę.

Postanowili obalić Jagiełłę, a w. księciem Litwy, podległym

Zakonowi, uczynić Witolda. Najpierw wszakże Witolda ochrzczono. w

październiku 1383 r., dając mu imię chrześcijańskie Wigand.

Następnie kazano mu podpisać odpowiednie umowy, zobowiązujące

Kiejstutowicza do stosunku lennego z odzyskanych przy pomocy

Krzyżaków ziem litewskich oraz do darowania Zakonowi więcej

jeszcze Żmudzi niż uprzednio zgodził się na to Jagiełło, gdyż od

morza aż po rzekę Niewiażę.

W maju 1384 r. runęła na Litwę wielka wyprawa krzyżacka, w której

miało brać udział czterdzieści tysięcy rycerzy i osiemdziesiąt

tysięcy koni. Zdobyto Kowno, zbudowano na miejscu zburzonego grodu

kowieńskiego twierdzę Neu-Marienwerder.

Jagiełło nie stawił czoła tej ogromnej sile, ale atakował tam,

gdzie miał szanse zwycięstwa, i rozbił znaczny oddział zakonny pod

Wilkiszkami na Żmudzi. Klęska ta skłoniła Krzyżaków do zatrzymania

dalszego marszu i do odłożenia podboju Litwy na rok następny. A

tymczasem Jagiełło przez tajnych pośredników porozumiał się z

Witoldem, obiecał mu na razie nadać ziemię grodzieńską i Podlasie,

a w przyszłości również resztę dzielnicy trockiej. Witold

propozycję przyjął i 9 lipca 1384 r. stawił się już w obozie

Jagiełły, oblegającego Neu-Marienwerder, która to twierdza zdobyta

została 6 listopada. Jeżeli do zawarcia umowy unijnej

polsko-litewskiej potrzeba było okazania nieustępliwej postawy

wobec Krzyżaków, zlikwidowania walki z Witoldem i spokoju od

strony granicy wschodniej Litwy, to wszystkie te elementy Jagiełło

miał w ręku. Mógł więc dokończyć, rozpoczętych co najmniej przed

rokiem, pertraktacji ze świeżo przybyłymi wysłannikami polskimi i

ustalić z nimi sprawę skierowania uroczystego poselstwa

litewskiego do małoletniej królowej Jadwigi, która właśnie

przybyła z Węgier do Krakowa i 15 października 1384 r. została

ukoronowana na "króla" polskiego.

Poselstwo to pod przewodnictwem księcia Skirgiełły zjawiło się w

stolicy Polski w styczniu 1385 r. i na posłuchaniu u Jadwigi, w

zamian za rękę królowej i tron polski dla Jagiełły, ofiarowało

unię z Litwą na następujących warunkach:

1) wielki książę przyjmie wraz z nieochrzczonymi jeszcze braćmi i

z całym ludem litewskim chrześcijaństwo w obrządku katolickim,

2) przywiezie swe skarby do Polski i zużytkuje je na potrzeby tego

kraju,

3) zapłaci, zastrzeżone w umowie króla Ludwika z domem Habsburgów,

dwieście tysięcy florenów za zerwanię zaręczyn Jadwigi z Wilhelmem

austriackim,

4) przywróci królestwu polskiemu utracone przez to królestwo

ziemie,

5) zwolni wszystkich, przebywających na Litwie jeńców polskich,

6) przyłączy do Polski swoje ziemie litewskie i ruskie na zawsze.

Królowa Jadwiga Andegaweńska, córka Ludwika Węgierskiego i

Elżbiety Bośniaczki, urodzona 18 lutego 1374 r. nie miała, w

chwili przybycia litewskiego poselstwa, ukończonych lat jedenastu.

Była dzieckiem, nie mogącym rozstrzygać o własnym losie. Decydować

za nią musiała jej matka i opiekujący się królewskim dzieckiem

oraz rządzący w imieniu małoletniej monarchini panowie polscy. A

kwestia zamążpójścia Jadwigi wywoływała pewne komplikacje,

ponieważ układem erenberskim z 18 sierpnia 1374 r. królewna

została przeznaczona na żonę dla Wilhelma Habsburga, starszego od

niej o 4 lata. Dnia 15 czerwca 1378 r. czteroletnia Jadwiga

zaślubiła w Hainburgu ośmioletniego Wilhelma z tym zastrzeżeniem,

że małżeństwo jej stanie się ważne i nierozerwalne dopiero po

"konsumacji", czyli po zapoczątkowaniu pożycia małżeńskiego między

małżonkami, co mogło mieć miejsce dopiero po dojściu Jadwigi do

lat sprawnych, tzn. po ukończeniu przez nią lat dwunastu, a zatem

w lutym 1386 r. Układ powyższy zawierał ojciec Jadwigi, król

Węgier i Polski, Ludwik, który zmarł w roku 1382. Pozostała po nim

wdowa, królowa Elżbieta Bośniaczka, jak również panowie polscy nie

chcieli myśleć o dotrzymaniu układów Ludwika i za zgodą Elżbiety

porozumieli się z Jagiełłą. Teraz, gdy przed Jadwigą stanęło

oficjalne poselstwo, oświadczono posłom w imieniu małoletniej

królowej, że odpowiedzi co do losów córki i propozycji Jagiełły

musi udzielić matka Jadwigi. Głos Jadwigi jako dziecka nie był

brany pod uwagę, chociaż wiedziano, że wychowana w przekonaniu o

ważności swych ślubów z Wilhelmem austriackim była przeciwna myśli

o innym związku małżeńskim.

Ruszyli więc na Węgry, wysłani przez Skirgiełłę z Krakowa, książę

Borys-Olgimunt i starosta wileński Hanulo w towarzystwie Włodka z

Ogrodzieńca i dwu jeszcze rycerzy małopolskich i przywieźli

spodziewaną odpowiedź królowej Elżbiety, że decyzję co do wydania

za mąż córki pozostawia panom polskim.

Na podstawie tego oświadczenia, nie licząc się z oporem

małoletniej Jadwigi, panowie polscy wydelegowali Włodka z

Ogrodzieńca, cześnika krakowskiego, Mikołaja z Ossolina,

kasztelana zawichosteńskiego, i Krystyna z Ostrowa, dzierżawcę

kazimierskiego, który wraz z delegatami węgierskimi, Stefanem

proboszczem czanadzkim i Władysławem z Potoka, udali się na Litwę

i tam, w Krewie, w dniu 14 sierpnia 1385 r. podpisali umowę co do

przyszłej unii polsko-litewskiej, na warunkach podanych już w

styczniu przez poselstwo litewskie w Krakowie. Ze strony Litwy

występowali w Krewie, prócz Jagiełły, jego trzej bracia rodzeni:

Skirgiełło, Korybut oraz Lingwen i jeden stryjeczny: Witold - w

imieniu wszystkich innych braci "obecnych i nieobecnych".

W układzie tym, zmieniającym na kilka stuleci losy kilku narodów

Europy środkowo-wschodniej, szczególne zainteresowanie tak

ówczesnych polityków, jak i późniejszych badaczy budził jeden,

końcowy wyraz zdania zawierającego obietnicę Jagiełły co do

przyłączenia ziem litewskich i ruskich na zawsze do Korony

królestwa polskiego - w oryginalnym brzmieniu: " ... promittit

terras suas Litvaniae et Russiae coronae regni Poloniae perpetuo

applicare".

Applicare jest wyrazem wieloznacznym i można go rozumieć w

rozmaity sposób jako: przyłączenie, wcielenie, połączenie,

włączenie itp. Wydaje się, że wyrazu tego użyto w umowie krewskiej

celowo, ponieważ Jagiełło świadomie nie chciał określać zbyt

dokładnie stosunku Litwy do Polski, uważając za dogodniejsze

interpretowanie owego "applicare" w sposób dla interesów

litewskich jak najbardziej korzystny. Podobnie musieli, zapewne,

rozumować i delegaci polscy - myśląc o interpretacji

najkorzystniejszej dla Polaków.

Poczynając też od Długosza, niemal wszyscy historycy polscy w

dobrej wierze rozumieli "applicare" jako wcielenie państwa

litewskiego do Polski. I sugestia rozumienia polskiego tej sprawy

była w ciągu kilku wieków uznana za jedynie słuszną. Z tego też

tytułu historycy litewscy jeszcze w XX wieku, miast uczyć swój

naród podziwu i wdzięczności dla największego z Litwinów, który

przez unię ocalił naród litewski od zagłady, wyrzekali się

"zdrajcy". Nie zadano sobie ani w naszej historiografii, ani

gdzieindziej trudu krytycznego rozpatrzenia polityki Jagiełły i

jego następców i ustalenia, że polski punkt widzenia nie był

punktem widzenia litewskiego ani punktem widzenia samego Jagiełły.

Nie brano również pod uwagę dwu możliwości:

1) że Jagiełło otrzymując od Polaków "koronę królestwa polskiego"

- oświadczenie swoje o przyłączeniu swych ziem dziedzicznych Litwy

i Rusi do tejże "korony", mógł uważać jedynie za potwierdzenie

swego, łącznego nad nimi panowania. Podobnie mogli myśleć

otaczający go przy zawieraniu umowy krewskiej Litwini, którzy

dopiero później, dostrzegłszy, że Polacy inaczej rozumieją wyraz

"applicare", poczęli się sprzeciwiać polskiej interpretacji i

żądać zmiany określenia łączności obu państw;

2) że Jagiełło przy umowie krewskiej użył "applicare" nie tylko w

tym celu, by wyraz ten jako niejasny, następnie tłumaczyć w sposób

dla siebie najdogodniejszy, ale także - aby bez zbyt wiążącego

określenia zabezpieczyć Litwę i Ruś przed prawem do nich,

uzyskanym przez Krzyżaków od cesarza Ludwika Bawarskiego. Cesarz

Ludwik nadał bowiem Zakonowi wyraźnie całą Litwę i Ruś "z

wszystkimi ich częściami i przynależnościami". Przyłączenie więc

tych ziem do Polski, kraju katolickiego, mogło być zabezpieczeniem

owej "Litwy i Rusi" przed roszczeniami prawnymi Krzyżaków,

opartymi na cesarskich nadaniach.

W każdym razie dzisiaj, po sześciu wiekach, wolno stwierdzić, iż

umowa w Krewie nie była ze strony dynastii Giedyminowiczów

zaprzedaniem interesów litewskich, ale że otwierała przed obu

narodami, w imieniu których umowę tę podpisywano, wielkie, wspólne

możliwości.

Na tronie Polskim

W tym samym czasie gdy w Krewie obie umawiające się strony

uzgadniały i zatwierdzały akt wspólnego porozumienia co do

przyszłej unii polsko-litewskiej, w Krakowie działy się

wydarzenia, które omal nie przekreśliły projektów świeżo zawartej

umowy krewskiej.

Oto, zaniepokojeni pogłoskami o projektach Jagiełły Habsburgowie

wymusili pozorną zgodę Elżbiety Bośniaczki na przedwczesne

dopełnienie małżeństwa Jadwigi i Wilhelma. Na mocy układu z

Elżbietą, której poręczycielem został książę Władysław Opolczyk,

Wilhelm austriacki wraz z Opolczykiem przybyli w okolice Krakowa

około 15 sierpnia 1385 r. i zaczęli myśleć o sposobie "dopełnienia

małżeństwa" młodej pary co, na wypadek dojścia do skutku,

uczyniłoby Wilhelma prawowitym małżonkiem królowej i - zgodnie z

praktyką średniowiecza - królem Polski, a tym samym uniemożliwiłoby

zamierzoną unię.

Przy pomocy Opolczyka książę Wilhelm dotarł 23 sierpnia na Wawel i

w otoczeniu życzliwych sobie ludzi stanął przed Jadwigą, jako jej

prawy mąż i przyszły pan królestwa polskiego.

Gdyby młodzi narzeczeni byli zwykłymi ludźmi, dopełnienie

małżeństwa mogłoby się odbyć natychmiast. Wszelako w rodzinach

możnych, a tym bardziej wśród książąt było to niemożliwe. Cały

dwór, a oczyma dworu cały świat musiał widzieć, jak małżonkowie

odbywają ucztę weselną, a następnie odprowadzić ich, z zachowaniem

różnych ceremonii, do sypialni i ułożyć na łożu małżeńskim, aby w

przyszłości co do zrodzonego ich potomka nie było wątpliwości, iż

jest prawym dzieckiem swego ojca i matki.

Dlatego gdy książę Wilhelm powitał swą dziewiczą

małżonkę-narzeczoną, mógł ją na razie tylko ucałować. Potem zaś

oboje, wciąż w obecności swych dworzan, musieli się zabawiać

jedynie rozmową, a następnie zasiedli do uczty.

Na złotych, pozłacanych i srebrnych talerzach i w pozłacanych

pucharkach było przygotowane wiele potraw i napojów. Najlepsze

wina i miody, raki i ryby podawano państwu młodym i gościom.

Szczególnie łakomie spożywał pan młody smakowitego łososia

wiślanego, ale nie gardził też ani on, ani goście i pasztetem z

kwiczołów, i kaczkami nadziewanymi jabłkami, i pieczonymi

prosiętami, a wreszcie słodyczami, wszelakimi "konfektami" i

tortami.

W miarę wychylanych kielichów i pucharków uczta stawała się coraz

głośniejsza i swobodniejsza.

- Spieszy się wam, miłościwy książę? - pytali Wilhelma ze śmiechem

biesiadnicy, a na takie pytania Jadwiga spuszczała oczy, a książę

Wilhelm czerwieniał z lekka, lecz nadrabiając miną, śmiał się i

odpowiadał:

- Pewnie, żem czekać nierad dłużej! Mało to czekałem już na

małżeńskie łoże? Przecie siedem lat z okładem...

I, dla podkreślenia swej dziarskości i ochoty, pociągał kolejny

łyk tokaju ze złotego pucharu.

Ale wreszcie zdawało się, że niecierpliwość księcia zostanie

wynagrodzona. Uczta się skończyła. Dworzanie mieli się zabawiać

jeszcze w świetlicy, Jadwiga zaś i Wilhelm udali się, każde z

osobna, do swych komnat, aby przebrać się do wspólnego łoża.

I, być może, Jadwiga siedziała właśnie na krytym kobiercem krześle

w swej gotowalni, pozwalając się czesać swej dwórce, gdy nagle w

zamku rozległy się dziwne hałasy, głośne okrzyki, szczęk broni. To

przybyli niespodziewanie panowie koronni krakowscy, którzy mieli

zleconą opiekę nad małoletnią królową i dopiero niedawno

dowiedzieli się o obecności Wilhelma na Wawelu. Przerażona wrzawą

Jadwiga zerwała się na równe nogi, a w tej samej chwili otworzyły

się gwałtownie drzwi i do królewskiej komnaty wbiegło kilku

dostojników polskich z Dobiesławem z Kurozwęk na czele.

Przybysze, ujrzawszy królową samą, zatrzymali się tuż za progiem,

a ich dłonie, położone na rękojeściach mieczy, opadły bezwładnie

ku dołowi. Pochylili się nisko, niżej może niźli zamierzali, ale

potem wyprostowali gwałtownie.

- Miłościwa pani sama? - odetchnął Dobiesław z Kurozwęk, ocierając

pot z czoła.

- Sama... - szeptali z ulgą pozostali - zdążyliśmy na czas!

- Czego tu chcecie w naszej komnacie? - zapytała, opanowawszy już

uprzednio lęk i wzburzenie, królowa.

- Gdzie jest książę Wilhelm, miłościwa pani? - odrzekli panowie -

jego szukamy!

Na bladych przed chwilą licach Jadwigi wystąpił nagle rumieniec.

- Nasz małżonek i najdroższy gość - odparła - książę Wilhelm,

znajduje się na zamku i oznajmiamy, iż jest pod naszą opieką.

Niech nikt się nie waży uczynić mu jakąkolwiek krzywdę libo

zniewagę, czy też jego dworzanom! A teraz, wynijdźcie z mych

komnat!

Wskazała ręką drzwi. Zmieszani dostojnicy z ukłonami wycofywali

się na korytarz. Nie zaprzestali jednak poszukiwań Wilhelma.

Tylko, że dwórki królowej zdążyły usadowić księcia do kosza od

bielizny i spuścić go za mury zamku z wieży. Wilhelm uniknął więc

aresztowania, a być może nawet śmierci, którą mu grożono.

Jadwiga początkowo chciała uciekać ze swym niedoszłym małżonkiem,

zwłaszcza że niemieccy spowiednicy i niemieckie dwórki, bądź

przekupione, bądź działające w myśl korzyści niemieckiego

książęcia, straszyły biedne, jedenastoletnie dziecko w koronie, iż

popełni grzech śmiertelny, jeżeli nie uda się za swym "mężem".

Jadwiga nie chciała być potępiona i gorzeć w piekle, tedy

szykowała się do ucieczki, a raz nawet dokonała jej próby.

Zatrzymał ją jednak Dymitr z Goraja. Książę Wilhelm przebywał

bowiem czas pewien w Krakowie i wciąż wpływał na królową, by się z

nim połączyła.

Dopiero gdy biskupi polscy wyjaśnili królowej, iż jej nie

dopełnione śluby są nieważne i że mogą być odwołane bez obciążenia

duszy grzechem, Jadwiga ustąpiła i z czasem w rozumieniu, iż jej

małżeństwo z Jagiełłą przyczyni się do wprowadzenia

chrześcijaństwa, w ostatnim pogańskim kraju Europy, zgodziła się

na poślubienie w. księcia Litwy.

Dnia 11 stycznia 1386 r. w Wołkowysku posłowie polscy wręczyli

jadącemu już do Krakowa Jagielle oświadczenie, iż obrany został na

króla Polski i że Polacy oddają mu za żonę królowę Jadwigę. To

ostatnie zdanie wypływało z upoważnienia matki Jadwigi, królowej

Elżbiety, która powierzyła panom polskim sprawę wydania za mąż

córki, oraz z faktu, iż Jadwiga wciąż jeszcze była dzieckiem,

ponieważ lat dwanaście miała ukończyć dopiero 18 lutego tegoż

roku.

W Lublinie, 2 lutego 1386 r., na zjeździe elekcyjnym, przyjęto już

Jagiełłę "jednomyślnie jako króla i pana". Do Krakowa wjechał

jednak dopiero 12 lutego. 15 lutego wraz z trzema nie ochrzczonymi

braćmi i stryjecznym Witoldem (ochrzczonym uprzednio dwukrotnie,

raz w obrządku katolickim, a raz prawosławnym) przyjął chrzest

oraz imię Władysława, a 18 lutego poślubił pogodzoną już z losem

Jadwigę.

Dnia 4 marca odbyła się koronacja Jagiełły i od tego dnia do nocy

z 31 maja na 1 czerwca 1434 r., kiedy zmarł, Jagiełło rządził,

jako król polski i najwyższy książę litewski, połączonymi dwoma

krajami, czyniąc z nich za swych czasów największe i najsilniejsze

państwo w ówczesnej Europie.

Wydawałoby się wobec tego, że król, który ze słabego i zagrożonego

państwa polskiego oraz ze stojącej w przededniu katastrofy Litwy

uczynił potęgę europejską, że taki król znajdzie ogromne uznanie u

kronikarzy i polskich, i litewskich.

Tymczasem kroniki litewskie, tworzone bądź pod okiem potomków

Kiejstuta, bądź różnych przeciwników dynastii Jagiellońskiej - o

królu piszą mało i niezbyt chętnie, zaś znakomity skądinąd

dziejopis polski, Jan Długosz, nie tylko nie chwalił władcy, za

którego panowania dorastał, kształcił się i uzyskał stanowisko,

dzięki któremu mógł w latach dalszych napisać swą kronikę, ale

wręcz przeciwnie, starał się go, gdzie tylko mógł, oczerniać i w

sposób z zasady ujemny oceniać jego postępowanie. Długosz nie

cierpiał bowiem króla Władysława Jagiełły, a przez to w swym

dziele Roczniki, czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego,

zwanym inaczej Dziejami Polskimi, ukazał go w krzywym zwierciadle

niechęci.

To wrogie nastawienie do Jagiełły u najwybitniejszego z

dziejopisów dawnej Polski nie było przypadkiem i wypływało z kilku

powodów. Przede wszystkim Długosz był sekretarzem, a następnie

ulubieńcem, przyjacielem i prawą ręką biskupa krakowskiego,

Zbigniewa Oleśnickiego. Oleśnicki zaś i jego możnowładcze

stronnictwo byli przeciwnikami politycznymi Jagiełły oraz jego

syna, Kazimierza Jagiellończyka. W ocenie króla Długosz szedł

ślepo za swym mistrzem i przełożonym, biskupem krakowskim, stąd

nie sądził bezstronnie. Następnie w późniejszych latach, już po

śmierci Zbigniewa, Długosz miał zatarg z królem Kazimierzem

Jagiellończykiem, występując przeciw jego woli po stronie Jakuba z

Sienna, starającego się o uzyskanie wbrew królowi - biskupstwa

krakowskiego. Na skutek tego Długosz naraził się na gniew

królewski, konfiskatę dóbr i mienia ruchomego oraz musiał przeszło

rok ukrywać się przed aresztowaniem. Aczkolwiek w r. 1463 król

udzielił amnestii zbiegom i zwrócił im dobra, zatarg ten jednak

nie przyczynił się do złagodzenia sądów Długosza o Jagiellonach.

Wreszcie - król Władysław Jagiełło był neofitą, dawnym poganinem,

którego pogańscy przodkowie również najeżdżali Polskę; nadto

ośmielał się mieć własną politykę, niekiedy całkowicie sprzeczną z

koncepcjami polskich możnowładców i czczonej przez Długosza

królowej Jadwigi. Wszystko to spowodowało niechęć dziejopisa do

Jagiełły, i nieżyczliwą ocenę jego osoby i uczynków. Dlatego

charakterystyka króla, dokonana przez Długosza, nie zasługuje na

zaufanie, a właśnie z niej korzystano powszechnie przez kilka

wieków i wpływ jej pokutuje jeszcze do dzisiaj w wielu

podręcznikach i pracach historycznych, a co za tym idzie - w

opinii ogółu.

Jeszcze gorzej ustosunkowały się do Jagiełły, co jest zresztą

zrozumiałe, kroniki krzyżackie, przedstawiające króla jako

barbarzyńcę, dzikiego poganina, wroga chrześcijaństwa, a przecież

na tych kronikach w niejednym wypadku opierali swe sądy o pogromcy

Krzyżaków badacze zachodnioeuropejscy, przede wszystkim niemieccy.

Jednakże i oni umacniali powzięte opinie tekstami polskiego

Długosza.

Jak zatem wyglądał Jagiełło w kronice Jana Długosza? W

Długoszowych Dziejach polskich, a zwłaszcza w księdze X tego

dzieła, czytamy, że Jagiełło był niewdzięcznym bratankiem wobec

swego stryja Kiejstuta, którego "za miłość ojcowską" zgładził

"morderczą śmiercią", że był człowiekiem "płytkiego rozumu i

małych zdolności", "prostacki", "niezdarny rządem", miał w sobie

"wadę jakowegoś ociągania się i oporu", do miłostek "nie tylko

dozwolonych, ale i zakazanych pochopny". Idąc za oceną Długosza

dawniejsi historycy odmawiali królowi nie tylko kultury i

zdolności, ale również talentów wojennych i czynili go analfabetą.

Nie zastanowili się ani na chwilę, że pod rządami tego rzekomego

analfabety, prostaka "o płytkim rozumie i małych zdolnościach"

Litwa i Polska stały się największym i jednym z najpotężniejszych

państw w Europie, że zdruzgotany został Zakon Krzyżacki pod

Grunwaldem i w dalszych walkach, że Litwa, która w chwili

wstępowania na tron Jagiełły (1377) podzielona była na liczne

księstwa udzielne (braci rodzonych miał Jagiełło jedenastu, braci

stryjecznych około czterdziestu), a ich książęta prowadzili nieraz

zgubną dla państwa litewskiego samodzielną politykę, łącząc się z

sąsiadującymi krajami przeciw własnemu w. księciu, ta Litwa była

zjednoczona w rękach "najwyższego księcia Litwy", Jagiełły, i jego

współrządcy i zastępcy, w. księcia Witolda. Gdy w pierwszych

latach rządów Jagiełły, wobec nieprzyjaciół na wszystkich

granicach i przytłaczającej przewagi krzyżackiej, Litwini mieli

się zastanawiać, czy nie porzucić ziemi ojczystej i nie szukać

kędy indziej ojcowizny, w ostatnich latach współrządów Jagiełły i

Witolda istniał trwały pokój z Moskwą, ordy tatarskie szukały

oparcia w państwie polsko-litewskim, Zakon od pokoju melneńskiego

(1422) nie atakował już nigdy terytorium litewskiego.

Gdy Jagiełło wstępował na tron polski, kraj nasz zagrożony był

zakusami ze strony Habsburgów i Luksemburgów wspartych

porozumieniem z Krzyżakami. Za panowania Jagiełły ofiarowywano

królowi polskiemu trony węgierski i czeski, hołdowały mu Mołdawia

i Wołoszczyzna, oparcia szukali w Polsce książęta

zachodniopomorscy, sojusznikiem stał się margrabia brandenburski,

a później syn Jagiełłowy rządził w Polsce i na Węgrzech.

Polska ostatnich Piastów zrzekła się Śląska i Pomorza, a podbijała

ziemie ruskie. Polska Jagiełły musiała wstrzymać ekspansję na

wschód, gdyż walczyć ze zbrataną Litwą nie mogła. Polityka

dynastyczna pierwszych Jagiellonów kierowała swe dążenia na zachód

ku Zachodniemu Pomorzu, Śląskowi, Czechom, Węgrom. Dynastii

Luksemburgów zagrażało niedwuznacznie wyparcie z ujarzmionych

przez nich ziem czeskich i węgierskich.

Oczywiście, wszystkiego tego nie zdziałał sam Jagiełło, ale nie

ulega wątpliwości, że miał w całokształcie tych wydarzeń wielki

udział.

Słusznie więc uczynili historycy, którzy dostrzegając fałsz

przedstawienia Długoszowego sięgnęli po inne źródła i uzyskali

zupełnie odmienny obraz króla.

Już bowiem w 1875 r. Jakub Caro próbował rehabilitować Jagiełłę

zwracając uwagę, że historiografia niemiecka opierając się na

źródłach krzyżackich, które celowo przedstawiały króla w ujemnym

świetle "jako destruktywny żywioł barbarzyństwa i moralnej

niegodziwości", stworzyła o Jagielle "wyobrażenie zgoła w żadnym

rysie nie zgadzające się z rzeczywistością tego męża". Po Jakubie

Caro także Anatol Lewicki pisał w roku 1892, polemizując z

ówczesną literaturą historyczną polską: "a my... idąc za

uprzedzonym Długoszem Jagiełłę hebesem nazywamy? Biada monarchom,

którzy mieli nieszczęście nie podobać się kronikarzom! Biada im

także, jeżeli mieli starość niedołężną. Jagiełło miał jedno i

drugie, szczęśliwy nad miarę za życia, nie miał szczęścia po

śmierci... Chcąc oceniać Jagiełłę porzućmy Długosza, a rozpatrzmy

się dobrze w jego czynach... darujmy też Jagielle jego starość

niedołężną, a twórca unii polsko-litewskiej przedstawi się nam

jako jedna z najświetniejszych, najmędrszych i

najenergiczniejszych zarazem postaci dziejów naszych".

Jeżeli nawet opinia Lewickiego grzeszy pewną przesadą, to jednak

słuszne jest jego żądanie, aby nie oceniać Jagiełły według sądów

Długosza, lecz zgodnie z zachowaniem i czynami króla. Po tej też

drodze, wytkniętej przez Caro i Lewickiego, szedł w okresie

międzywojennym Ludwik Kolankowski, rehabilitując niemal w

zupełności męża królowej Jadwigi, a zakończył tę "weryfikację"

autor niniejszej książki. Zresztą, bądźmy szczerzy, i Długosz - w

chwilach lepszego humoru lub gdy się zapomniał, pisał rzeczy wręcz

sprzeczne z tym, co umieszczał w swych Dziejach uprzednio.

Zestawienie tych sprzeczności jest bardzo pouczające.

Oto Jagiełło, ów "człek płytkiego rozumu i małych zdolności",

"niezdarny rządem", według tegoż samego Długosza: "słynął jednak

zręcznością tak w myśliwskich gonitwach, jak i sprawowaniu

rządów"; "prostak" i "dziki barbarzyńca" "budowę ciała miał

składną i przystojną... obyczaje poważne i książęcej godności

odpowiednie", wada "jakowegoś oporu i ociągania się" wedle

niechętnej uwagi tegoż Długosza była nazywana także...

"powolnością serca i umiarkowaniem" itd. Jedno określenie wyklucza

drugie! Nie może bowiem półgłupek "słynąć zręcznością w

sprawowaniu rządów", a prostak mieć obyczajów "książęcej godności

odpowiednich". Zresztą wyżej wymienione skutki rządów Jagiełły w

Polsce i na Litwie wskazują, że król był wybitnym i przezornym

politykiem. Owe miłostki, o których Jan Długosz pisze, dzielą się

na "dozwolone", czyli małżeńskie, i "zakazane", czyli

pozamałżeńskie. Z tymi ostatnimi dziwnie nie zgadza się pobożność

i rygorystyczne przestrzeganie przykazań kościelnych przez króla,

jak i opinia, którą wystawił Jagielle w 13 lat po jego śmierci

profesor uniwersytetu krakowskiego, Jan z Ludziska, nazywając

zmarłego króla nie tylko "najznakomitszym wodzem", ale również

"najczystszym i najmędrszym człowiekiem". Autorzy, którzy

opierając się na Długoszu kreślili ujemny obraz króla, widocznie

nie zwrócili uwagi na te miejsca w charakterystyce Długosza, które

odczytane bez uprzedzenia, ukazują zupełnie inny portret zwycięzcy

pod Grunwaldem. Oto te miejsca: "Budowę ciała miał składną i

przystojną, wejrzenie wesołe... na trudy zimna, upały, zawieje i

kurzawy nad podziw był cierpliwy. W ubiorze i zewnętrznej postawie

skromny... Do rozlewu krwi ludzkiej tak był nieskory, że często

największym nawet winowajcom karę odpuszczał. W ludziach umiał

dostrzegać cnoty i nie zawiścią, ale przychylnością mierząc czyny

i zasługi swego rycerstwa każdą sprawę chwalebną, czy to na

wojnie, czy podczas pokoju spełnioną, hojnie i wspaniale

wynagradzał... W każdym tygodniu piątek z wielką

wstrzemięźliwością o chlebie i wodzie pościł. Zawsze trzeźwy, wina

ani piwa nie pijał... W obietnicach i postanowieniach wierny i

stateczny, sam zmieniać ich nie lubił i panom swoim nie

dopuszczał, chyba dla ważnej jakiej przyczyny i konieczności; a

zawsze starał się przeprowadzić je do skutku. Sprawy ubogich, wdów

i sierot, jeśli sam słuchać i załatwiać ich nie mógł, innym mężom

uczciwym polecał do załatwienia... Więcej daleko rozdawał, niżeli

sobie zostawił... Z prostotą serca łączył wspaniałe uczucia...

Szczery i prostoduszny, nie miał w sobie żadnej obłudy... W

wojnach niemal wszystkich używał szczęścia i pomyślności. Dla

obcych i przechodniów tak był ludzkim i uprzejmym, że podziwiana

była taka cnota w człowieku zrodzonym wśród barbarzyństwa i

pogaństwa. Uraz doznanych i nieprzyjaźni nigdy nie pamiętał...

Ozdób powierzchownych i szat wytwornych nie lubił; chodził zwykle

w baranim kożuchu suknem pokrytym; rzadko brał na siebie strój

wykwintniejszy, jak płaszcz z szarego aksamitu, bez żadnych ozdób

ani złotogłowiu..."

Czyż nawet w tym zestawieniu wyjątków z samego Długosza nie

wyłania się inny Jagiełło od tradycyjnie wyobrażanego sobie u nas

na podstawie różnych fragmentów tegoż dziejopisa oraz na podłożu

prac niechętnych "wschodniemu barbarzyńcy" historyków polskich i

niemieckich XIX stulecia?

W Polsce i na Litwie ocenili Jagiełłową wytrwałość i energię w

osiąganiu zamierzonych celów, jego wybitną inteligencję i wielkie

zdolności. Bitwa pod Grunwaldem i wiele innych wypraw, które

Jagiełło organizował lub w których dowodził, są świadectwem jego

wybitnego talentu wojennego i dowódczego. Różnorodne ciężkie

sytuacje, z których Jagiełło wychodził ręką obronną, przede

wszystkim dzięki panowaniu nad sobą oraz na skutek rozważnego,

przemyślanego działania; jak np. w walce o tron z Kiejstutem,

świadczą, że umiał działać z najwyższą rozwagą, po głębokim

przemyśleniu zamierzonych posunięć. Nie był też wcale analfabetą

ani nie miał obyczajów prostackich. Być może, iż jadąc do Polski

nie umiał pisać po łacinie, ale że musiał umieć czytać i pisać po

rusku, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Skoro bojarzy i

dygnitarze litewscy umieli czytać i wystawiali przepustki na

piśmie, jak mógł nie umieć pisać ukochany syn Olgierda, od

młodości przeznaczony na następcę tronu, przyjaźniący się z

zakonnikami z Zachodu, prawdopodobnie uczącymi go z polecenia jego

ojca, w. księcia Litwy?

Posiadamy zresztą niezbity dowód piśmienności króla, a mianowicie

skargę Witolda, w której Kiejstutowicz, inspirowany przez

Krzyżaków, oskarża Jagiełłę, że nie dotrzymał zobowiązania, które

w 1381 r. własną ręką podpisał: "mit sinen briven vorschreib off

das", a już chyba Witold, chowany razem ze swym stryjecznym

bratem, wiedział o umiejętnościach lub ich braku u Jagiełły.

Co do kultury osobistej, to według wszelkiego prawdopodobieństwa

król obyczajami i czystością osobistą górował nad całym swym

otoczeniem. Przede wszystkim nie pił żadnego alkoholu, co

zapewniało mu zawsze trzeźwą głowę i łatwiejsze panowanie nad

sobą. Potrawy jadał proste i ubierał się skromnie. Koszule nosił z

bielonego płótna, ubrania z szarego brukselskiego lub angielskiego

sukna. W podróży miał zawsze z sobą brzytwę, nożyczki, szczotki,

grzebień z kości słoniowej. Golił codziennie zarost, używał

lnianych chustek do nosa i, ku zdumieniu polskiego otoczenia,

kąpał się codziennie. W czasach gdy bogaci kupcy i magnaci sypiali

w ubraniu i na tapczanach, król spał na materacach barchanowych

wypchanych sianem i okrytych niewątpliwie prześcieradłem.

Jedynie pycha możnowładców polskich w wieku XV, a szowinizm

narodowy i okcydentalizm historyków XIX stulecia nie dozwoliły im

dostrzec wyższości Jagiełły, "dzikiego barbarzyńcy" ze Wschodu,

nad "zachodnimi" panami małopolskimi. Pojęcia wschodniego lub

zachodniego pochodzenia w takich wypadkach są niepoważne i nie

potrzeba chyba wyjaśniać, że nie geograficzne położenie ojczyzny

człowieka, lecz jego wartość stanowiły jego niższości lub

wyższości wobec nowego środowiska, do którego wkracza świeżo

przybyły. Skoro jednak dawniejsza literatura historyczna zwracała

na to uwagę i pobłażliwie poklepywała po ramieniu "dzikiego"

Litwina z puszcz "wschodnich", to nie zaszkodzi stwierdzić, że ów

rzekomo dziki "wschodni" Jagiełło, wnuk Giedymina, pochodził z

rodu bardziej "zachodniego" niż otaczający go pyszni magnaci

polscy razem wzięci, według bowiem badań J. Puzyny z dynastii,

której początków można doszukać się... w Anglii.

Dzieci króla Haralda angielskiego, który padł w bitwie pod

Hastings w roku 1066, musiały uciekać z wysp brytyjskich przed

Wilhelmem Zdobywcą. Byli to dwaj synowie Haralda: Godwin i Harald

oraz córka Gida, późniejsza żona Włodzimierza Monomacha, księcia

kijowskiego. Otóż starszy z braci, Godwin, czy też jego syn,

Dowszprung, miał być pierwszym księciem nalszczańskim, od którego

wywodził się ród Giedymina.

Długosz nie chciał jednak, poza pobożnością króla, dostrzegać

jakichkolwiek jego zalet. Niechęć swą do Jagiełły posunął nawet

tak daleko, że dla przeciwdziałania wszelkim przypuszczeniom o

możliwości dowodzenia przez Jagiełłę pod Grunwaldem zniekształcił

postanowienia rady królewskiej, i to w sposób wysoce obelżywy dla

króla. Mianowicie napisał: "Postanowiono bowiem... nader przezorną

uchwałą, aby król nie narażał się na niebezpieczeństwo, ale

pozostał przy obozach i taborach", a było to miejsce, jak Długosz

pisze, dla ludzi do wojny niezdatnych.

Takiej decyzji rada królewska powziąć nie mogła. Jest to wymysł

Długosza albo czyjeś złośliwe oszczerstwo celowo powtórzone przez

Długosza. Taka decyzja: a) byłaby propozycją obelżywą, b)

całkowicie dyskwalifikowałaby króla w oczach jego wojska, skoro do

obozów mieli się schronić jedynie: "kapłani, pisarze i inny tłum

bezbronny i do bitwy niezdatny", c) król był odważny i rwał się do

bitwy aż musiano go powstrzymywać, nigdy więc nie pozwoliłby sobie

narzucić takiej propozycji i d) sam Długosz o parę stron dalej

pisze co innego, a mianowicie, że uradzono, aby król nie stawał w

szyku bojowym ani nie przyłączał się do żadnej chorągwi, i

przydano mu straż 60 kopii. Jedno przeczy drugiemu: jakim sposobem

miał król iść i z bezbronnymi chować się w obozie, stąd nawet nie

było widać bitwy, gdy jednocześnie stał na wzgórzu w otoczeniu

doradców i kopijników Wreszcie e) w chwili przełamania wojsk

litewskich przez atak krzyżacki Witold błagał króla, aby dla

podniesienia ducha rycerzy szedł między walczących, ten sam

Witold, pod którego przewodnictwem rada wojenna miała uchwalić dla

króla "polecenie" siedzenia w obozie? Jasne więc jest, że król

mocą własnej decyzji pozostał na uboczu, by kierować bitwą, a

rada, co najwyżej, zajmowała się wyborem najlepszych kopijników i

koni rezerwowych dla króla.

Również umyślnie ukazał Długosz króla pod Grunwaldem jako

płaczliwego pobożnisia, wzdychającego w obliczu mającej się

rozpocząć walki i oczekującego nawet na polu bitwy propozycji

pokojowych od nieprzyjaciela.

Tymczasem Władysław Jagiełło wcale nie był taki pokojowy i jest

wątpliwe, czy istotnie zapłakał, gdy się okazało, że heroldowie

krzyżaccy proszą o bitwę, a nie o pokój. Przecież nie kto inny jak

właśnie Jagiełło zapowiada pomstę na Krzyżakach. Nie kto inny,

tylko król od wielu lat wytrwale, niezłomnie gotował się do wojny

z Zakonem wbrew wielu magnatom ze swego otoczenia. Nie kto inny,

tylko król od 1408 r. przewidywał, że wybuch wojny jest

nieunikniony, a w 1409 r. z Witoldem i ks. Mikołajem Trąbą,

podkanclerzym, obmyślił w tajemnicy plany wyprawy przeciw

Krzyżakom. Obraz "pokojowego" króla stworzono sztucznie w latach

pogrunwaldzkich, a Długosz przejął bezkrytycznie ten wizerunek i

uwiecznił w swych Dziejach.

Trzeba bowiem pamiętać, że w obliczu Europy Krzyżacy, apelując o

pomoc do papieża, cesarza i wszystkich królów i książąt

chrześcijańskich, stale udawali napastowanych- niewinnie przez

wrogów chrześcijaństwa Jagiełłę i Witolda. W grudniu 1410 r.

Henryk von Plauen, wołając o ratunek ze strony państw zachodnich,

podkreślał chciwość przelewania krwi chrześcijańskiej u Polaków,

którym pomagać mieli nie tylko "niewierni Tatarzy, kacerze,

poganie i schizmatycy", ale i "undithen" - dziwotwory, czyli złe

duchy. Jagiełło i Witold, wedle relacji krzyżackich, wiarę

chrześcijańską przyjęli tylko pozornie. W istocie nadal są

poganami, chciwymi krwi sprawiedliwych i miłujących pokój

Krzyżaków. Podczas soboru w Konstancji opłacony przez Krzyżaków

zakonnik niemiecki, Jan Falkenberg, napisał paszkwil na Polskę i

wzywał "narody chrześcijańskie" do wspólnej akcji wytępienia

narodu polskiego i zniszczenia państw Jagiełłowych. Otóż w takiej

sytuacji Polacy, chcąc wygrać spór z Krzyżakami, który miał być

przedłożony do rozstrzygnięcia soborowi, starali się wykazać

obłudę i bezprawie Krzyżaków, a nadto w jak najbardziej

świątobliwie chrześcijańskim świetle ukazać swego króla. Stąd w

pismach na sobór w Konstancji przedstawiono, jak do ostatniej

chwili Jagiełło nie chciał wojny z Krzyżakami, jak został do niej

wprost zmuszony, jak tylko modlił się w obliczu nieprzyjaciela i

płakał nad rozlewem krwi chrześcijańskiej itd.

Robiono z króla prawdziwego świętego, pełnego wiary i pokory. Z

tych pism korzystał do swych Dziejów Długosz, z takim nastawieniem

Europy musiał się liczyć autor dziełka o Grunwaldzie z roku 1410

pt. Cronica conflicius, stąd ich rysunek króla odpowiada nie

prawdzie historycznej, lecz ówczesnej potrzebie politycznej

chwili. Ale że właśnie na tych dwu źródłach oparły się prawie

wszystkie późniejsze opisy, stąd i w podręcznikach, i w powieści

Henryka Sienkiewicza Krzyżacy widzimy Jagiełłę ustylizowanego

wedle tego soborowego rysunku. Nie pasuje doń król polujący z

oszczepem na żubry i tury i mimo swych lat przeszło

sześćdziesięciu, uderzający kopią atakującego go von Kókeritza.

Również nie tylko z pobożności król słuchał dwu mszy pod

Grunwaldem w obliczu nadchodzącego nieprzyjaciela i

niecierpliwiących się rycerzy, którzy pragnęli natychmiast stanąć

do walki. Król bowiem dobrze wiedział od swych zwiadowców, że

Krzyżacy są już pod Grunwaldem przynajmniej od 24 godzin, że są

gotowi do boju i że nie można rozpocząć walki, dopóki nie

nadciągnie cała armia polsko-litewsko-ruska i nie zajmie

odpowiednich stanowisk. Słuchanie dwu mszy było doskonałym

sposobem odosobnienia się od nadbiegających zewsząd panów i

rycerzy, którzy nie znając dokładnie sytuacji i planów królewskich

niecierpliwili się brakiem pośpiechu u króla. Nie była to więc

nieprzezorna pobożność.

Gdybyśmy jednak nie brali pod uwagę ani opinii historyków

dawniejszych, nie doceniających Jagiełły, ani badaczy naszych

czasów, uznających króla za znakomitego wodza, ostrożnego a

wybitnego polityka oraz człowieka szlachetnego, o silnym

charakterze, a zapytali: jak, poza niechętnymi Jagielle

kronikarzami, oceniali króla ludzie mu współcześni, to odpowiedź

na to pytanie wypadnie dla Jagiełły niezmiernie korzystnie.

Przede wszystkim wskaźnikiem wartości i wielkości króla polskiego

jest ustawiczna furia nienawiści, jaką budził u Krzyżaków i króla

węgierskiego, a później i cesarza rzymskiego, Zygmunta

Luksemburczyka.

Wielu i to wybitnych Polaków dało jawny wyraz swego szacunku i

uznania dla króla. Po bitwie pod Grunwaldem lennik Polski, Janusz,

książę mazowiecki, dziękował Władysławowi Jagielle za zwycięstwo i

zabezpieczenie Mazowsza - klęcząc "wraz z całą drużyną swego

rycerstwa". Był to niezwykły wyraz wdzięczności. W całej historii

Polski, ilekroć królowie nasi miewali do czynienia z książętami

lennymi, to z klękaniem spotkać się mogli jedynie przy składaniu

hołdu przez danego lennika - i nigdy więcej. Jedynym znanym

wypadkiem dobrowolnego padnięcia na kolana przed królem przez

panującego księcia nie w chwili hołdu jest właśnie opisane przez

Długosza wydarzenie z Januszem mazowieckim, i jedynym królem,

któremu - nie dla otrzymania władzy nad księstwem i nie w lęku o

życie, lecz w poczuciu wdzięczności za wielkość dokonanego -

wyrażono w taki sposób dziękczynienie, był właśnie Jagiełło.

Po śmierci króla, w mowie wygłoszonej z okazji nabożeństwa za

duszę monarchy w Bazylei, w lipcu 1434 r. Mikołaj Kozłowski wobec

tłumu, wśród którego wielu mogło znać dobrze zmarłego, nie zawahał

się powiedzieć o królu: "To bowiem mogę rzec o nim: jedynym był i

drugiego nie miał sobie równego, zarówno w życiu, jak i w

nawróceniu".

W roku 1445 Wincenty Kot wspominał Jagiełłę jako sprawcę

"świetnych zwycięstw" polskich, a wymieniony już wyżej Jan z

Ludziska w 1447 r. oświadczył publicznie, że zmarły przed 13 laty

król był "najświetniejszym wojownikiem oraz najczystszym i

najmędrszym człowiekiem". Czy nie smutnym świadectwem złośliwej

niechęci staje się wobec tego przypuszczenie Długosza, że Jagiełło

polecił zgładzić stryja - czego pierwszym zaprzeczeniem była

przyjaźń Witolda, syna tego stryja, z rzekomym winowajcą śmierci

ojca - i czy nie słusznie zauważył L. Kolankowski, iż najlepszą

miarą wielkości Jagiełły, "jest to, że żadna z jego idei nie

skończyła się na pomyśle tylko, że wszystkie były wówczas lub

później zrealizowane... Aż zadziwić musi, że w ciągu długiego

jego, przeszło półwiekowego władania Litwą, a blisko tyleż Polską

nie słyszymy prawie ani o jednym jego nieudanym pomyśle, nie

spełnionym zamiarze. Wszystko, do czego dążył, osiągnął, tak że i

u współczesnych, i u potomnych szczęście jego podziw budziło. A

cóż trzeba powiedzieć o tym, komu szczęście stale służy? Widocznie

jest to człowiek zgoła niezwykły, widocznie wszystkie jego zamiary

oparte są na niewzruszonej równowadze między własną siłą

wewnętrzną a warunkami zewnętrznymi".

Mąż stanu i polityk

Dokładny opis panowania i poczynań Jagiełły zająłby, niewątpliwie,

kilka tomów. W naszej więc niewielkiej książce wspomnimy tylko o

najistotniejszych wynikach rządów pierwszego Jagiellona, o jego

koncepcjach politycznych, poświęcając jedynie nieco więcej miejsca

talentom dowódczym króla:

Przede wszystkim należy pamiętać, że łącząc pod swym berłem Polskę

i Litwę Władysław Jagiełło podejmował się dokonania rzeczy

niezmiernie trudnej. Polska była krajem o kilkuwiekowej kulturze

chrześcijańskiej, opartym na wzorach zachodnich, dysponującym nie

tylko szkołami elementarnymi i średnimi, ale również, choć

znajdującym się w stanie upadku, lecz istniejącym, uniwersytetem

krakowskim. Polska była również państwem stanowym i w zasadzie

jednonarodowościowym, którego warstwy rządzące posiadały już

znaczne przywileje, uniezależniające je od samowoli monarszej.

Wielkie Księstwo Litewskie, nawet po przeprowadzeniu

chrystianizacji Litwy właściwej i Żmudzi, żyło długi czas tradycją

i obyczajami pogańskimi i było państwem wielonarodowościowym, a

Litwa etniczna miała proces zatracania kultury rodzimej posunięty

tak daleko, iż na dworze wielkoksiążęcym mówiono językiem

białoruskim i kancelaria wielkoksiążęca w pismach urzędowych czy

księgach sądowych używała mowy nie litewskiej, ale również

białoruskiej. Wobec zachodu, reprezentowanego dla Litwinów przede

wszystkim przez Krzyżaków, W. Księstwo zajmowało pozycję odporu i

obrony, przeciwnie zaś wobec wschodu ruskiego, z którym warstwę

rządzącą Litwy łączyły liczne wspólne problemy (jak np. tatarski)

i pokrewieństwa. Nadto władza wielkich książąt na Litwie była

niemal absolutna, gdyż nawet najwybitniejsi bojarzy nie mogli

dysponować wedle swej woli ani posiadanymi majętnościami, ani

własnymi dziećmi.

Jagiełło, objąwszy tron polski, pozostał do końca życia Litwinem i

było to złudzeniem panów polskich, iż król wraz ze zmianą wiary

zatraci poczucie swej litewskości, że będzie myślał i postępował

jak rodowity Polak. Stąd, gdy się przekonali, że król w najlepszym

razie stawia interesy Polski i Litwy na równej szali, starali się

ograniczać władzę królewską.

Należy uznać, że Jagiełło dokonał niezwykłego wysiłku stając się

ponadnarodowym władcą i Polaków, i Litwinów, i Rusinów. Ułatwił mu

zajęcie takiego stanowiska dynastyczny punkt widzenia

politycznego. Polacy, których wyrazicielem był Długosz, oraz

Litwini, których stanowisko wypowiadają latopisy litewsko-ruskie,

oczekiwali, że król będzie ich tylko faworyzował i popierał. Jeśli

było inaczej, mieli to królowi za złe. Tymczasem Jagiełło, zgodnie

z postępowaniem wszystkich monarchów tych czasów, myślał przede

wszystkim kategoriami dynastycznymi.

Otóż z punktu widzenia dynastii jagiellońskiej ziemie Litwy i Rusi

wcale nie miały być wcielone albo przyłączone do Polski, lecz

właśnie Polska miała być zespolona z Wielkim Księstwem. To, że

Jagiełło w umowie krewskiej obiecał "ziemie swoje, Litwy i Rusi,

przyłączyć do królestwa polskiego" oraz że kilku książąt

litewsko-ruskich w latach 1386-1389 złożyło akty homagialne,

ślubując wierność nie tylko królowi i królowej, lecz także

"koronie polskiej", sprawy nie przesądziło. Była to ze strony

panów małopolskich próba poddania swej władzy olbrzymich obszarów

sąsiedniego państwa, która gdyby się powiodła, uzależniłaby

dynastię od szlachty polskiej w zupełności. Jagiellonowie nie

mieliby wówczas argumentu utrzymania lub zerwania unii

polsko-litewskiej, co tylokrotnie przy sporach z dynastią zmuszało

Polaków do ustępstw. Ale jak wiadomo, próba panów małopolskich nie

dała pomyślnych rezultatów. Dynastia na swój sposób interpretowała

wszelkie zapisy i formułki dokumentów, znajdując silne i

rozstrzygające oparcie w tej sprawie w społeczeństwie litewskim.

Charakterystyczne też jest, że przy różnych okazjach Litwini

manifestowali wolę swej niezależności lub żądali zmian

stylistycznych w aktach unijnych: "przymierza" zamiast

"wcielenia", a nawet unieważnienia tych aktów i podkreślali, że

nigdy nie byli poddanymi Polaków, lecz podlegali jedynie swym w.

książętom.

Wartość zaś wspomnianych aktów okazała się jeszcze mniej trwała,

gdyż po ugodzie króla z Witoldem w roku 1392 wszyscy niemal

hołdownicy litewsko-ruscy Korony z lat 1386-1389 w ramach akcji

unifikacyjnej państwa litewskiego zostali pozbawieni swych

księstw, a na ich miejsce osadzono namiestników dynastii, którzy

wobec Polski nie mieli zobowiązań nawet papierowych.

Jagiełło był głębokim realistą, toteż zdecydowawszy się na objęcie

panowania w Polsce, co uznał za konieczne dla uratowania Litwy

przed niebezpieczeństwem krzyżackim i umocnienia swej władzy w W.

Księstwie, ustalił konkretne wytyczne nowej, polsko-litewskiej

polityki, przełomowo odmienne od wytycznych poprzednich w. książąt

litewskich.

Dziad i ojciec Jagiełły, a nawet i sam Jagiełło przed unią z

Polską zajmowali postawę agresywną wobec wschodu, tzn. Rusi, a

obronną wobec zachodu, tzn. Krzyżaków, Polski i Węgier. Wielkie

zdolności polityczne Jagiełły i realizm cechujący wszystkie

poczynania w. księcia pozwoliły mu zrozumieć, że polityka

"najwyższego księcia Litwy", który jednocześnie stawał się królem

Polski, wymaga radykalnie innych założeń niż dotychczasowe. Wbrew

tradycjom litewskim postanowił zaniechać ekspansji na wschodzie, a

główny wysiłek zjednoczonych państw skierować ku prowadzeniu

nieubłaganej walki z Zakonem na północy i z popierającą Krzyżaków

dynastią Luksemburgów na zachodzie.

Nie ulega wątpliwości, że program powyższy nie został sformułowany

w ciągu jednego dnia czy miesiąca. Jagiełło musiał uprzednio

zapoznać się z warunkami polskimi i dopiero po kilku latach na

podstawie doświadczenia dojść do określonych decyzji. Program

króla, a przede wszystkim widoczny dla wszystkich nowy kierunek

jego polityki napotkał w W. Księstwie z pewnością silne opory.

Zarówno tradycja, jak i osobisty interes licznych książąt i

bojarów litewskich nakazywał, zdawałoby się, dalsze walki na Rusi,

dalsze przyłączenia i podbój dzielniczek Rusi Zaleskiej, dominiów

Wielkiego Nowogrodu, bezkresnych stepów nad Morzem Czarnym.

Początkowo i Jagiełło myślał jeszcze o umieszczeniu

Semena-Lingwena w Nowogrodzie Wielkim; a Dymitra Olgierdowicza

Starszego w Pskowie, lecz równocześnie rezygnował z dawnych planów

swego ojca, Olgierda, który chciał opanować "całą Ruś". Jagiełło

nie myślał już o poddaniu sobie W. Księstwa Moskiewskiego, gdzie

rządził zięć, a po nim wnuk Witoldowy, a jeżeli Litwa usiłowała

utrzymać swe wpływy w Nowogrodzie, to należy w tym widzieć

rywalizację nie tylko z Moskwą, lecz także z Zakonem Inflanckim.

Sądząc z faktów, program Jagiełły zakładał na wschodzie między W.

Księstwem Litewskim a W. Księstwem Moskiewskim utrzymanie

długotrwałego pokoju umocnionego popieraniem wpływów litewskich na

pograniczne, samodzielne księstwa ruskie: Twer, Riazań, ksiąstewka

wierchowskie nad Ugrą i górną Oką oraz na republikę Nowogrodu

Wielkiego. Litwa miała też w miarę możności utrzymywać pokój z

niespokojnym światem ord tatarskich, ingerując najwyżej na rzecz

zaprzyjaźnionego pretendenta, a wobec stałego napięcia pomiędzy

Moskwą i Sarajem - odgrywać w pewnej mierze rolę, jeżeli nie

arbitra, to języczka u wagi w układzie stosunków między tymi

potęgami.

Przeciwnie na zachodzie państwo Jagiełłowe miało spowodować upadek

lub co najmniej złamanie sił Zakonu Krzyżackiego, a w związku z

tym zadaniem niemiecka dynastia Luksemburgów miała być wyparta z

Czech i Węgier. Na przeszło sto lat przed podziwianą przez

historyków polityką Franciszka I francuskiego, który dla walki z

Habsburgami nie zawahał się porozumiewać z Turcją, Władysław

Jagiełło zdecydował się, jak można się domyślać, na pewne kontakty

z sułtanem, czego mógł się obawiać szczególnie król węgierski,

Zygmunt Luksemburczyk. W latach dalszych zaś Jagiełło i Witold

próbowali przeciw Luksemburgom wygrać atut husycki.

Program powyższy był, z pewnymi nieuniknionymi odchyleniami,

konsekwentnie wprowadzany w życie. Od wstąpienia Jagiełły na tron

polski w roku 1386 aż do jego zgonu w 1434 r. raz tylko w latach

1406-1408. doszło do ostrzejszego sporu między Moskwą a Wilnem i

do utarczek na pograniczu, ale i wówczas wojska litewskie, polskie

i moskiewskie, trzykrotnie stające przeciwko sobie, nie stoczyły

nawet bitwy, a pokój zawarty w 1408 r. przestrzegany był przez

obydwie strony w ciągu lat prawie czterdziestu.

Zgodnie z programem królewskim osiągnęło też W. Księstwo Litewskie

znaczne wpływy na ordy tatarskie. Mimo niepomyślnego w doraźnym

efekcie, czynnego zaangażowania się Litwy w walki o "carstwo"

sarajskie za czasów Tochtamysza, wywierali władcy wileńscy wpływ

na obsadzanie tronu Złotej, a później Krymskiej Ordy,

przyczyniając się do osadzania chanów Litwie życzliwych, a do

usuwania wrogich.

Na południu Jagiełło uzyskał lenną zwierzchność nad Mołdawią, a w

pewnych latach także nad Besarabią i Wołoszczyzną. Na zachodzie na

wiele lat sparaliżowano niemieckie "parcie na wschód". Jagielle,

jak jego synowi i wnukom wielokrotnie ofiarowywano tron węgierski,

który też dynastia jagiellońska dwukrotnie zajmowała. Podobnie

było z tronem czeskim. Na północy zaś umocniono więź Polski z

książętami zachodniopomorskimi, a Zakon Krzyżacki złamany w

wojnach lat 1409-1411 i 14311435, rozgromiony na polach Grunwaldu,

Koronowa i Wiłkomierza nad Świętą, nie dźwignął się już nigdy,

jako siła mogąca istotnie zagrozić państwom Jagiełłowym. Od roku

1422 zaprzestali Krzyżacy wojen z Litwą, po 1435 nie ważyli się

rozpoczynać wojny przeciw Polsce. Wreszcie wojna 13-letnia

przywróciła Polsce dostęp do Bałtyku.

Te wielkie osiągnięcia na zewnątrz szły w parze z polityką

centralizacji władzy monarszej wewnątrz państwa. Zlikwidowane

zostały wszystkie większe, mogące zagrozić jedności państwowej,

księstwa udzielne. Oporni bracia i krewniacy królewscy ustępowali,

emigrowali lub szli w kajdany i do więzienia. Na wewnątrz król

Władysław realizował początkowo jedną wytyczną: jednolitość

Polski, Litwy i ziem ruskich pod władzą dynastii. Nie Polska miała

rządzić Litwą lub Litwa Polską, lecz wszystkimi zjednoczonymi

krajami miała rządzić dynastia. Dopiero gdy po przyjściu na świat

syna-dziedzica panowie polscy nie chcieli go uznać bezwarunkowo za

sukcesora, uzależniając jego panowanie od zatwierdzenia praw i

przywilejów, król Jagiełło, a po nim jego następcy, zdecydowali

się na niedopuszczenie do unifikacji obu państw. Polska miała być

królestwem elekcyjnym, Litwa monarchią dziedziczną w rodzie

Jagiellonów. I do roku 1564 dynastia stanu tego przestrzegała.

Oceniając na tle powyższego programu królewskiego rządy Jagiełły w

Polsce i na Litwie, należy stwierdzić, że wyniki ich w większej

czy mniejszej mierze były zgodne z zamiarami królewskimi.

Spełniając swe zobowiązania, podjęte w Krewie, Jagiełło z braćmi

ochrzcił się w 1386 r., a spowodował chrystianizację Litwy

właściwej w roku 1387, Żmudzi zaś w latach 1413-1417, zakładając

dwa biskupstwa litewskie: w Wilnie i w Miednikach-Worniach.

Chrystianizację tę przeprowadzał pokojowo, ale tak gorliwie, że

nawet niechętny królowi Długosz wyraził się o nim z uznaniem. "Z

taką zaś starannością - pisał - z tak gorliwym zapałem Władysław

król Polski zajmował się rozkrzewianiem w narodzie litewskim i

utwierdzaniem wiary chrześcijańskiej, że ...słusznie nawrócicielem

i apostołem Litwy może być nazwany".

Dla zachęcenia Litwinów do przyjmowania katolicyzmu, a także dla

zniwelowania zbyt wielkich różnic między swymi poddanymi polskimi

i litewskimi król nadał bojarom litewskim wielki przywilej 20

lutego 1387 r., obdarzając bojarów-katolików swobodą w

dysponowaniu ich majętnościami dziedzicznymi i swobodą zawierania

związków małżeńskich przez dzieci tych bojarów, na co uprzednio

potrzebowali zezwolenia wielkiego księcia. Uwolnił ich również od

różnych obciążeń na rzecz monarchy, z wyjątkiem płacenia podatków,

budowy grodów i powinności wojskowej.

Swobody te raz jeszcze potwierdził następnie przywilej horodelski

w 1413 r., w którym król i Witold oświadczali wspólnie m. in., że

kościół katolicki na Litwie posiada wszelkie uprawnienia i

wolności, jakimi cieszy się w królestwie polskim kościół polski,

oraz że istnieje szlachta litewska (przyjęta w Horodle do herbów

polskich) i że ma prawo dziedziczyć i przekazywać ziemię, żenić i

wyposażać dzieci, podobnie jak to czyni szlachta polska. Dotyczyło

to jednak tylko katolików.

Na bojarów prawosławnych W. Księstwa przywileje te rozciągnięto

bez obowiązku zmiany wyznania, 6 maja 1434 r. z jednym tylko

zastrzeżeniem, iż piastować najwyższe urzędy i brać udział w

zjazdach z Polakami mogą tylko katoliccy panowie litewscy.

Spełniając dalsze swe zobowiązania krewskie, poza uwolnieniem

wszystkich jeńców polskich przebywających na Litwie i

przywiezieniem z sobą licznych wozów wyładowanych "skarbami i

rozlicznymi sprzęty i ozdoby", król dopomógł królowej Jadwidze i

Polakom w odzyskaniu spod panowania węgierskiego Rusi Czerwonej,

kierując na pomoc oddziałom polskim wojska litewskie z Witoldem na

czele.

Stało się to również w roku 1387 i należy podkreślić, iż

przywrócenie Polsce Rusi Czerwonej i Podola zachodniego miało

doniosłe znaczenie nie tylko dla panów małopolskich, którzy

widzieli w tych ziemiach przede wszystkim teren dla budowania

swych fortun rodowych. Wymienione ziemie, liczące wraz z ziemią

bełską i chełmską około 97 tys. km kw. - a więc niewiele mniej niż

całe prawie państwo polskie za Andegawenów (bez wyodrębnionego

Mazowsza) - podwajały niemal terytorium koronne, umożliwiały

zabezpieczenie obszaru etnicznie polskiego od najazdów tatarskich,

a wreszcie, co było niemniej ważne, były drogą tranzytową na

południe i wschód. Droga ta wiązała Bałtyk i Europę środkową z

Morzem Czarnym.

Sprawa odzyskania Pomorza Gdańskiego, utraconego za czasów

Łokietka była zagadnieniem - o wiele trudniejszym, ale łączyła się

z problemem krzyżackim, a więc jednym z głównych powodów unii.

Zakon Krzyżacki, dzięki swej doskonałej organizacji, karności,

świetnej gospodarce, a nade wszystko na skutek ciągłej i

wielorakiej pomocy Europy środkowo-zachodniej, był potęgą

gospodarczą i militarną. Jagiełło i jako polityk, i jako znakomity

wódz rozumiał, że przed uderzeniem na Krzyżaków trzeba uprzednio

stworzyć odpowiednie warunki polityczne, gospodarcze i

propagandowe. I szykował zarówno Polskę, jak i Litwę przez wiele

lat, zanim rozpoczął zmagania z Zakonem, które skończyły się

zupełnym sukcesem Polski i Litwy, chociaż wymagały aż czterech

wojen w latach.

W pierwszej z tych wojen, w tzw. Wielkiej Wojnie lat 1409-1411,

Polacy i Litwini pod wodzą Jagiełły rozgromili wojska krzyżackie

pod Grunwaldem i w kilku mniejszych bitwach, zmuszając Zakon do

zwrotu: Polsce - świeżo zagrabionej ziemi dobrzyńskiej, Litwie zaś

- ziemi żmudzkiej, z tym iż ze Żmudzi Krzyżacy nie zrezygnowali

jeszcze na stałe. Po drugiej wojnie, tzw. głodowej, w 1414 r., i

po trzeciej, tzw. gołubskiej, w 1422 r. - Zakon zwrócił Polsce

Nieszawę, Orłów i Murzynów, a na rzecz Litwy zrzekł się

ostatecznie Żmudzi i Puszczy Sudawskiej. Po czwartej wojnie lat

1431-1435 Krzyżacy musieli przyjąć upokarzające warunki: zrzekli

się korzystania z interwencji cesarza, papieża lub soboru w sprawy

polsko-zakonne oraz zgodzili się zwolnić swych poddanych od

posłuszeństwa na wypadek, gdyby Zakon złamał pokój z Polską. W

chwili zawierania tego pokoju, w grudniu 1435 r., Władysław

Jagiełło już nie żył, ale za jego życia Krzyżacy rozpoczęli wojnę

w 1431 r. Za jego życia odbywała się odwetowa wyprawa na Prusy w

roku 1433. Ponieważ zaś właśnie królewska polityka i królewskie

dowodzenie wojskami polsko-litewskimi w poprzednich wojnach

złamały siły Zakonu i wiarę w możliwość sukcesu, zatem zasługą

Jagiełły było ostateczne zwycięstwo polskie. Polska zaś uzyskała

tak wielką przewagę nad państwem krzyżackim, że nie obawiała się w

1454 r. podjąć walki z Zakonem raz jeszcze bez pomocy Litewskiej i

zmusiła Krzyżaków w 1466 r. do zwrotu Pomorza Gdańskiego wraz z

Elblągiem, Malborkiem i Warmią.

Po rezygnacji z ekspansji na wschód i po zawarciu długotrwałego

pokoju z państwem moskiewskim w 1408 r. oraz po wymuszeniu mieczem

spokoju od strony krzyżackiej nie mniejsze sukcesy święcił

Jagiełło na południu. Już bowiem we wrześniu 1387 r. złożyli hołd

Jagielle i Jadwidze hospodar mołdawski Piotr ze swym bratem

Romanem, a wkrótce potem (1390 r.) zawarł sojusz z Polską hospodar

wołoski Mircza, co pozwoliło Polsce rozciągnąć swe wpływy na czas

pewien aż ku ujściom Dunaju. Aczkolwiek związek Polski z

Wołoszczyzną był krótkotrwały, to jednak w Mołdawii Polska stanęła

silną stopą, wprowadzała lub usuwała poszczególnych hospodarów,

Mołdawianie dostarczali posiłków Polsce (także przeciw Krzyżakom)

i do połowy XV w. uznawali zwierzchnictwo polskie bez lawirowania,

jak to miało miejsce w latach dalszych, między państwem

Jagiellonów, Węgrami i Turcją. Szczególnie za Jagiełły stosunki

polsko-mołdawskie układały się pomyślnie.

Dzięki posiadaniu Rusi Czerwonej i zwierzchnictwu lennemu nad

Mołdawią państwo polskie opierać się miało o długi odcinek granicy

z królestwem węgierskim. Na Węgrzech zaś w latach 1387-1437, a

więc przez cały czas panowania Jagiełły, sprawował rządy Zygmunt

Luksemburski, zaprzysiężony wróg Polaków, sojusznik Zakonu i

współautor planu rozbioru państwa polskiego już w 1392 r.

Odzyskanie przez Polskę Rusi Czerwonej, do której Zygmunt rościł

pretensje, i wpływ polski w księstwach naddunajskich stały się

jedną z głównych przyczyn nieżyczliwego stosunku Luksemburczyka do

królestwa polskiego. Zagrożony jednak przez niebezpieczeństwo

tureckie, po klęsce zadanej wojskom chrześcijańskim przez Turków

pod Nikopolis w roku 1396, Zygmunt zawarł z Polską w roku 1397

pokój na lat szesnaście. Układu tego nie dotrzymał, gdyż w roku

1410, a więc na trzy lata przed terminem, wystąpił po stronie

Krzyżaków i wypowiedział Polsce wojnę. Zmuszony, na skutek

zwycięstw Jagiełły, do zawarcia nowego traktatu pokojowego z

Polakami w 1412 r. w Lubowli (gdzie, jako zastaw za otrzymaną

pożyczkę, przekazał królowi polskiemu część ziemi spiskiej),

Zygmunt, mimo częstych deklaracji przyjaźni, był stale nieżyczliwy

Polsce i popierał Zakon, nakazując Krzyżakom występować zbrojnie

przeciw Polsce. Obiecywał im przy tym pomoc i ponownie snuł

projekty rozbioru Polski.

Jagiełło i Witold, nie pragnąc wojny z Węgrami, paraliżowali

intrygi Zygmunta przez współdziałanie z wrogimi Luksemburczykowi i

Niemcom husytami czeskimi. Skłoniło to króla węgierskiego (i

rzymskiego) do ugody z Jagiełłą w Kieżmarku w 1423 r. Zygmunt

obiecał nie popierać Krzyżaków, Jagiełło cofnął swą pomoc dla

husytów, a nawet - pod wpływem możnowładców świeckich i duchownych,

niechętnych rewolucyjnym ideom ruchu husyckiego, w roku 1424 wydał

edykt wieluński przeciw husytom w Polsce. Nie przeszkodziło to

jednak Polakom w 1433 r. zawrzeć porozumienia z husytami przeciw

Zakonowi i dokonać wspólnej wyprawy polsko-czeskiej na Nową

Marchię i Pomorze krzyżackie.

Usiłowania Zygmunta szkodzenia Polsce i rozbicia unii

polsko-litewskiej nie powiodły się, chociaż - wedle słów Jakuba

Caro - Zygmunt "jak nikt inny zmierzał do zagłady Polski".

Umierając w 1437 r. Luksemburczyk wyrażał już tylko obawę, że

Jagiellonowie opanują w przyszłości państwo czeskie oraz

węgierskie, i to przewidywanie okazało się słuszne.

Jeszcze za życia Zygmunta, podczas zaburzeń na Węgrzech w 1401 r.,

gdy Luksemburczyk został przez swych poddanych uwięziony, część

szlachty węgierskiej zapraszała na tron węgierski Jagiełłę, który

propozycję tę odrzucił. Tron czeski ofiarowywali królowi polskiemu

w 1420 r. husyci. Jagiełło chętnie widział tę drugą propozycję,

ale nie zgodzili się na nią niechętni ruchowi husyckiemu panowie

polscy i koronę czeską przyjął Witold, który w niedługim czasie

musiał z niej jednak zrezygnować.

Za życia króla Czech, Wacława Luksemburczyka (zm. 1419 r.),

stosunki polsko-czeskie układały się niejednolicie. W 1394 r.

Wacław, w obronie wypędzonego przez Krzyżaków arcybiskupa

ryskiego, Jana Sintena, zawarł przymierze z Polską przeciw

Zakonowi Krzyżackiemu i zabronił im najeżdżania Litwy. W roku 1404

chciał zawrzeć z Jagiełłą sojusz przeciw swemu bratu, Zygmuntowi

Luksemburczykowi, i nawet odstąpić za to Polsce Śląsk. Jednak w

latach 1409-1410, przekupiony przez Krzyżaków, Wacław opowiedział

się po stronie Zakonu przeciw Polsce; nie biorąc wszakże czynnego

udziału w Wielkiej Wojnie.

Od strony północno-zachodniej państwo polskie stykało się z

posiadłościami marchii brandenburskiej i Zachodniego Pomorza.

Niestety, w połowie XIII w. książę śląski Bolesław Rogatka

umożliwił margrabiom brandenburskim i arcybiskupowi magdeburskiemu

zagarnięcie ziem polskich na prawym brzegu Odry, na północ od

dolnej Warty i Noteci, początkowo po rzekę Drawę, a następnie po

rzekę Gwdę, na skutek czego łączność terytorialna między Polską a

Pomorzem Szczecińskim została zerwana. Rozumiejąc, jak fatalne

skutki dla polskości całego Pomorza przynosi ten stan rzeczy,

Kazimierz Wielki postarał się odzyskać z rąk Brandenburczyków dwa

powiaty: Czaplinek i Drahim oraz całą ziemie wałecką (1368).

Panowie von der Osten, posiadacze Drzenia (Drezdenka) i Santoka,

złożyli królowi polskiemu hołd lenny. Na skutek tego Polska

uzyskała styczność i granicę z Pomorzem Zachodnim i, przy

współdziałaniu z książętami pomorskimi, mogła zamknąć drogi

lądowe, łączące tereny krzyżackie przez brandenburską Nową Marchię

z Rzeszą Niemiecką, skąd przecież Zakon czerpał stałą pomoc. W

interesie więc Polski było zabezpieczenie sobie życzliwości

władców Pomorza.

Kazimierz Wielki podtrzymywał dobre stosunki z książętami

pomorskimi, w 1343 r. zawarł z nimi sojusz przeciw Krzyżakom i

wydał swą córkę, Elżbietę, za Bogusława V pomorskiego, a dla syna

tej pary, swego wnuka Kazimierza IV szczecińskiego, wyraźnie

szykował tron polski, przez co miało nastąpić przywrócenie Pomorza

Zachodniego Polsce. Plan ten nie doszedł do skutku ze względu na

zgon Kazimierza szczecińskiego w 1377 r., a stosunki

polsko-pomorskie uległy oziębieniu, ponieważ bracia zmarłego nie

otrzymali polskich posiadłości po nim, do czego rościli pretensje.

Dlatego dali się nawet w latach 1386-1388 wciągnąć w przymierze z

Zakonem.

Wszelako rozsądna dyplomacja Jagiełły sprawiła, że rychło zmienili

politykę. 2 listopada 1390 r. książę Warcisław VII szczeciński

złożył Jagielle hołd w Pyzdrach w imieniu własnym i braci,

obiecując sojusz przeciw Krzyżakom i nieprzepuszczanie wojsk

idących z zachodu na pomoc Zakonowi. W sprawach handlowych

uzgodnili z królem swe stanowisko książęta wołogoscy (1390 r.) i

Bogusław VIII słupski (1391 r.). W porozumieniu z zaprzyjaźnionymi

książętami król polski dwukrotnie kierował drogi handlowe przez

Szczecin i Pomorze Zachodnie, co stworzyło nowe węzły gospodarcze

między zaprzyjaźnionymi krajami. W roku 1393 uzyskał Warcisław VII

od Jagiełły gród Nakło jako lenno. Dwa lata później książęta

pomorscy zawarli układ z królem polskim i Witoldem w sprawie

popierania kandydatury księcia Ottona, syna Świętobora

szczecińskiego, na arcybiskupstwo ryskie wbrew sprzeciwowi

Krzyżaków. W roku 1396 król wydał swą krewniaczkę, córkę

Towciwilla Kiejstutowicza, Jadwigę, za księcia Barnima V

słupskiego, a w roku 1401 ten sam Barnim zawarł z królem umowę, w

której zobowiązał się służyć zbrojnie królowi polskiemu na wypadek

wojny. Gdy rok później Zakon nabył od Zygmunta Luksemburczyka Nową

Marchię, przez co zagroził księstwu słupskiemu od wschodu i od

południa, książę Bogusław VIII słupski złożył królowi hołd 29

sierpnia 1403 r., obiecując na wypadek wojny z Krzyżakami służyć

królowi 100 kopijnikami w zamian za otrzymanie od króla 800

grzywien rocznie. Później stosunki te znowu zaczęły się ochładzać.

Wpłynęły na to spory pomiędzy królem, Witoldem i Bogusławem VIII,

który nie chciał wypłacić wdowie po zmarłym bracie, Barnimie, jej

wiana, a także świadoma akcja Krzyżaków.

Zakon z baczną uwagą śledził rozwój stosunków między Polską a

Pomorzem Zachodnim i zarówno od wewnątrz, jak przez nacisk

zewnętrzny starał się wytworzyć układ pomyślny dla siebie. Księciu

Bogusławowi VIII słupskiemu w. mistrz krzyżacki groził pozwaniem

na sąd Rzeszy za porozumienie handlowe z Polską w 1391 r., a

wiernego Jagielle Warcisława VII szczecińskiego, za zachętą

Zakonu, zamordował w 1395 r. jeden z jego rycerzy, Niemiec.

Równocześnie obok gróźb i ciosów Krzyżacy stosowali przekupstwo.

Od roku 1402 posiadamy ślady częstszych stosunków krzyżackich z

książętami pomorskimi, które szczególnie się ożywiły w roku 1409.

Były to listy, przesyłki pieniężne i poselstwa pomiędzy w.

mistrzami a księciem szczecińskim, słupskim, wołogoskim oraz dary

Zakonu dla książąt lub ich małżonek. Toteż podczas Wielkiej Wojny

książęta pomorscy znaleźli się w obozie krzyżackim bądź dla

pieniędzy Zakonu, bądź w obawie przed potęgą krzyżacką. Po

rozgromieniu wojsk zakonnych pod Grunwaldem książęta pomorscy

zmienili orientację. Zgłosili się bowiem do króla polskiego,

prosząc o nadanie im dawnych posiadłości pomorskich, odstąpionych

uprzednio przez Pomorze Słupskie Krzyżakom, a mianowicie ziemi

lęborsko-bytowskiej. Jagiełło nadał im te ziemie jako lenno

polskie, dodając chciwym Pomorzanom także grody: Czarne,

Białobór, Mirosławiec, Człuchów i Człopę. Co prawda, gdy wojska

polskie wycofały się z Pomorza Gdańskiego, książę słupski Bogusław

w obawie przed zemstą Krzyżaków zwrócił im te grody dobrowolnie,

ale chęć pozyskania w przyszłości odstąpionych terytoriów i wiara

w siły państwa jagiellońskiego zachęcała odtąd książąt pomorskich

do opowiadania się po stronie polskiej. Problemy pomorskie i

krzyżackie za czasów Jagiełły pozostawały w określonym związku ze

sprawami duńskimi i brandenburskimi. Duńczycy, podobnie jak

Polacy, bronili się przed ekspansją niemiecką i prowadzili wojny z

potężną Hanzą, czyli ze związkiem niemieckich miast północnych.

Polacy dla walki z Krzyżakami zawarli w 1386 r. unię z Litwą,

Duńczycy dla obrony przed Hanzą w 1397 r. - unię ze Szwecją i

Norwegią w Kalmarze. Wydawać się mogło, że te dwie unie winny

porozumieć się z sobą i razem osiągnąć zwycięstwo. Tymczasem

Polska miała dobre stosunki z Hanzą, a unia kalmarska z Zakonem.

Raz tylko doszło do wojny Krzyżaków z Danią, gdy Zakon okupował

wyspę Gotlandię (1398 r.). Królowa zjednoczonych krajów

skandynawskich, Małgorzata, nie chciała pogodzić się z utratą tej

wyspy, która stanowiła ważny ośrodek handlu bałtyckiego i w 1403

r. rozpoczęła się wojna duńsko-krzyżacka. Krzyżacy spierali się

właśnie z Polakami o ziemię dobrzyńską, ale ze względu na zatarg z

Danią poszli na ustępstwa i całe swe siły skierowali przeciw

Duńczykom, których pobili. Gdy jednak około 1408 r. zdecydowali

się na wojnę z Polską i Litwą, wówczas - nie chcąc mieć przeciw

sobie państw unii kalmarskiej - zawarli pokój z królową

Małgorzatą, zwracając jej wyspę w zamian za niewielkie

odszkodowanie. Na skutek tego Skandynawowie nie brali udziału w

Wielkiej Wojnie.

Małgorzata, której syn, król Olaf, zmarł w 1387 r., uznała za

swego następcę Eryka, wnuka swej siostry, Ingeborgi, a syna

siostrzenicy Marii, żony Warcisława VII księcia pomorskiego.

Małgorzata zmarła w 1412 r. i królem trzech państw skandynawskich

został Eryk pomorski. Władca ten pragnął odzyskać od Krzyżaków

Estonię i dlatego zbliżył się do Polski. Polacy poparli żądania

duńskie wobec Zakonu na soborze w Konstancji, a następnie Dania i

Polska zawarły przymierze w 1419 r. przeciw Fryderykowi

margrabiemu brandenburskiemu. W niedługim jednak czasie Polska ze

względu na sprawy krzyżackie nawiązała przyjazne stosunki z

Brandenburgią i córka Jagiełły, Jadwiga, została zaręczona z synem

margrabiego. Wówczas król Eryk duński udał się do Polski i

próbował skłonić Władysława Jagiełłę do zerwania zaręczyn Jadwigi

z Brandenburczykiem i do wydania jej za księcia Bogusława

pomorskiego, którego Eryk chciał po swej śmierci osadzić na tronie

Danii, Szwecji i Norwegii.

Wtedy, według projektu Eryka, Bogusław i Jadwiga panowaliby nad

Polską, Litwą, Danią, Szwecją i Norwegią. Plan był efektowny, ale

nierealny. Przekreśliła go zresztą niedługo potem rychła śmierć

królewny Jadwigi oraz przyjście na świat synów Jagiełły. Dobrze

więc świadczy o trzeźwości politycznej króla polskiego fakt, że

zarówno sam, jak i jego rada ustosunkowali się do pomysłów Eryka

sceptycznie.

Bardziej realne wydawało się królowi i Polakom porozumienie z

Brandenburgią. Chodziło im przede wszystkim o Nową Marchię, czyli

o posiadłości ongiś brandenburskie na prawym brzegu Odry,

wbijające się klinem między Pomorze Zachodnie a Wielkopolskę.

Marchię Brandenburską posiadali do 1415 r. kolejno królowie

Luksemburczycy, ale potrzebujący wiecznie pieniędzy Zygmunt

Luksemburczyk Marchię najpierw zastawił, a następnie w 1415 r.

wraz z godnością elektorską sprzedał burgrabiemu norymberskiemu,

Fryderykowi Hohenzollernowi. Uprzednio zaś, w 1402 r., Zygmunt

zastawił brandenburską Nową Marchię Zakonowi Krzyżackiemu.

W interesie Polski leżało, by odciąć państwo krzyżackie od

płynącej z zachodu pomocy, przede wszystkim wojskowej. Trzeba więc

było postarać się, aby - jak w niektórych latach książęta

zachodniopomorscy - także Brandenburgia zobowiązała się, nie

przepuszczać posiłków z Rzeszy Niemieckiej do Prus.

Ciężka sytuacja Zygmunta Luksemburczyka w Czechach sprawiła, że

elektor brandenburski Fryderyk Hohenzollern, przestał współdziałać

politycznie z Zygmuntem i porozumiał się w kwietniu 1421. r. z

Jagiełłą. Król polski zgodził się oddać swą córkę z drugiego

małżeństwa, Jadwigę, za żonę synowi margrabiego, również

Fryderykowi, a nadto przyrzekał przyszłemu zięciowi następstwo na

tronie polskim po sobie, na wypadek gdyby sam zmarł, nie

zostawiwszy męskiego potomka. W zamian za to margrabia zobowiązał

się zwrócić Polsce Ziemię Lubuską oraz zawarł z Jagiełłą

przymierze zaczepno-odporne przeciw Krzyżakom. Przymierze to miało

na celu przede wszystkim odcięcie państwa zakonnego od Rzeszy i

niedopuszczenie posiłków, przechodzących zawsze przez ziemie

brandenburskie. Aczkolwiek śmierć królewny i przyjście na świat

synów Jagiełły unicestwiły powyższe porozumienie, to jednak

podczas wojny polskokrzyżackiej w roku 1422 Zakon został izolowany

od Rzeszy i w traktacie pokojowym melneńskim (1422) musiał pójść

na znaczne ustępstwa wobec państwa jagiellońskiego.

Wobec wszystkich więc sąsiadów państwo polskie za rządów Jagiełły

zabezpieczyło swe granice, otwierając nadto przed sobą możliwości

rozciągania swych wpływów politycznych, drogą pokojowej penetracji

na zaprzyjaźnione ludy środkowej i wschodniej Europy. Dźwignęło

się z zamętu i spotężniało również państwo litewskie. Mając

zabezpieczoną granicę zachodnią i usunąwszy, dzięki współdziałaniu

z Polską, niebezpieczeństwo krzyżackie od strony północnej, W.

Księstwo Litewskie mogło zwrócić swą uwagę ku sprawom ruskim i

tatarskim.

Jagiełło wyrzekł się, jako nierealnej, polityki swego ojca, który

zmierzał do podporządkowania w. książętom litewskim całej Rusi.

Jednakże Witold, który po unii horodelskiej coraz bardziej się

usamodzielniał, nie dorównywał bystrości politycznej Jagiełły. Syn

Kiejstuta żył dniem wczorajszym i próbował nawiązać do koncepcji

Olgierda. Całej Rusi jednak podporządkować sobie nie zdołał, ale

korzystając ze sporów wewnętrznych w państwie moskiewskim po

zgonie Wasyla I Dymitrowicza (zm. 1425), z racji tego, że był

opiekunem swego wnuka, małoletniego w. księcia moskiewskiego

Wasyla II Wasylewicza, Witold osiągnął najdalszą granicę wpływów

litewskich na wschodzie, jaka kiedykolwiek istniała. Jako opiekun

i dziadek Wasyla II oddziaływał na politykę moskiewską, poza tym

był panem lennym udzielnych księstw ruskich: twerskiego,

riazańskiego, prońskiego, odojewskiego, nowosilskiego i innych

wierchowskich nad górną Oką i Ugrą. Przyłączono też do Litwy:

Lubuck, Tułę, Berestej, Retań, Ispasz, Dorożeń i Zakołoteń

Gordiejewski, Galecz i Woroneż. Utwierdzono wpływ Litwy w

Nowogrodzie Wielkim.

Szczególną oznaką potęgi litewskiej za czasów Jagiełły i Witolda

był ich wpływ na świat tatarski. Zarówno osadzony przez Litwę na

tronie Ordy Złotej w Saraju w roku 1411 chan Dżelal-ed-Din, jak i

jego syn, Uł-Machmet, który w 1424 r. przy poparciu Witolda objął

tron sarajski - uznawali swą zależność od władców Krakowa i Wilna.

Poparcie Jagiełły i Witolda decydowało o zwycięstwie w walkach

domowych Kipczaku. Wpływ Litwy sięgał i w stepy nadwołżańskie, i

na pobrzeża czarnomorskie.

Zdaniem najwybitniejszych znawców epoki, wielkość rządów Jagiełły

i Witolda na Litwie polegała: na ocaleniu i zabezpieczeniu bytu

narodowego plemion litewskich, na supremacji Wilna wśród księstw

ruskich i poddaniu litewskiemu wpływowi chanów tatarskich, na

wydźwignięciu Litwy na platformę cywilizacji wspólnej wszystkim

ludom zachodnioeuropejskim i na wewnętrznym zjednoczeniu Litwy

przez usunięcie książąt dzielnicowych i scentralizowaniu władzy w

rękach ustanowionego przez Jagiełłę w. księcia litewskiego -

Witolda. Sukcesy te jednak były możliwe tylko dlatego, że W.

Księstwo Litewskie miało ciągłe oparcie w Polsce i korzystało z

jej sił i zasobów w decydujących momentach swych dziejów po

zawarciu unii. Dawniejsze kroniki i ufający ich treści uczeni

przypisywali owe sukcesy osobistej dzielności i talentom

politycznym Witolda.

Jednakże, przyznając synowi Kiejstuta zręczność polityczną i

umiejętną administrację terytoriów litewsko-ruskich, należy

stwierdzić, że nie był postacią tak niezwykłą, jak przedstawiały

go tendencyjne kroniki średniowieczne. Przede wszystkim nie miał

talentów wojskowych i wszędzie tam, gdzie dowodził osobiście, bez

pomocy krewnych lub przydzielonych wodzów, przegrywał bitwy lub

wyprawy. Dla przykładu można przypomnieć, iż wszystkie walki

Witolda z Jagiełłą kończyły się zwycięstwem Jagiełły. Straszliwą

klęskę nad Worsklą w 1399 r. spowodował właśnie Witold; w bitwie

pod Grunwaldem załamało się skrzydło wojsk dowodzonych

bezpośrednio przez Witolda. W licznych walkach z Moskwą nie

odniósł nigdy sukcesu, nie zdobył ani Pskowa, ani Nowogrodu

Wielkiego, chociaż robił na te grody wyprawy. Nie nałożył, mimo że

ją przyjął, korony Czech ani bliższej korony litewskiej. Nie

zdołał stworzyć odrębnej metropolii katolickiej dla kościoła na

Litwie, choć o to się starał. Powodzenie osiągnął tam, gdzie

współdziałał z Jagiełłą. W istocie bowiem nie Witold, ale król

polski był twórcą oraz inspiratorem wielkich planów i sprawcą

wielkich zwycięstw wojennych Polski i Litwy.

Wielki wódz

Naczelne dowództwo wojskowe w wiekach średnich stanowiło jeden z

głównych atrybutów władzy monarszej, toteż synowie osób panujących

od wczesnych lat brali udział w wyprawach wojennych przy boku

swych ojców lub starszych krewnych. Jagiełło uczył się wojowania

pod opieką w. ks. Olgierda. Sztukę wojenną tego księcia cechowała

tajemniczość w przygotowywaniu wyprawy i jej celów, szybkość

ruchów wojska i umiejętność zaskakiwania nieprzyjaciela. "Był

zasię obyczaj Olgierdowy - pisał pod rokiem 1368 latopis

nikonowski - takowy: nikt nie widział, dokąd zamyśla ruszyć z

wojskiem, albo po co zbiera mnogich wojowników... Tako więc i o

tym nadejściu Olgierdowego wojska ku Moskwie wielki książę Dymitr

Iwanowicz nie wiedział, aż ów przyszedł do granicy". W tej i

zapewne w dwu następnych wyprawach na Moskwę brał już udział, wraz

z innymi książętami litewskimi, i młody Jagiełło. Również obecność

jego poświadczona jest w bitwie z Krzyżakami nad Rudawą w roku

1370, gdzie dowodzący Litwinami Olgierd i Kiejstut ponieśli

klęskę. Od roku 1370 aż do zgonu Olgierda Jagiełło brał udział w

walkach litewskich z Zakonem i wojskami moskiewskimi, a jako

następca tronu wtajemniczony był, niewątpliwie, w arkana polityki

z Tatarami, czego wynikiem był jego sojusz z Mamajem przeciw

Moskwie w 1380 r.

Wyprawa w przymierzu z Mamajem była pierwszą, samodzielną akcją

dowódczą Jagiełły na wielką skalę. Jak już wzmiankowano, młody

wódz litewski wykazał w tej wyprawie ostrożność i szybką

orientację. Aczkolwiek klęska Mamaja była dla Jagiełły politycznym

ciosem, to jednak potrafił odnieść sukces nad częścią sił

Dońskiego i nie naraził swych wojsk na większą bitwę, której

wyniku nie był pewien. W dwa lata później przygotował doskonale

rozgrywkę z Kiejstutem; przy pomocy brata, Korybuta, zwabił

starego księcia na Zadnieprze, a sam opanował Wilno. Pod Wilnem

rozbił doszczętnie wojska Witolda i wyparł go aż na Podlasie. Pod

Trokami w sierpniu 1382. r. bez walki, dzięki przewadze

zgromadzonych wojsk, zmusił Kiejstuta i Witolda do całkowitej

kapitulacji. Następnie zaskoczył Krzyżaków i księcia mazowieckiego

Janusza atakiem na odjęte niedawno Litwie Podlasie. Latem 1384 r.

zadał klęskę pod Wilkiszkami wojskom Zakonu, a 6 listopada tegoż

roku zdobył główną twierdzę krzyżacką na Litwie: Neu-Marienwerder.

Gdy w 1385 r. Krzyżacy uczynili nową rejzę na W. Księstwo

Litewskie i pod Kownem rozbili próbującego zatrzymać ich

Skirgielłę, wówczas Jagiełło pozwolił wojskom w. mistrza Zoellnera

wejść daleko w głąb Litwy pod Wilno i Oszmianę, a sam starał się

odciąć armię krzyżacką i od Prus, i od Inflant, uniemożliwiając

jej powrotną przeprawę przez Niemen lub Wilię. Lekkie oddziały

litewskie działały po bokach i na zapleczu ciężko poruszających

się wojsk krzyżackich, utrudniały zdobycie żywności, atakowały

obóz, wycinały mniejsze grupki zbrojnych. Na rzekach litewskich,

które musieli przejść cofający się Krzyżacy, porobiono zasieki. Od

katastrofy ocaliły najeźdźców jedynie wskazówki dwu

Krzyżaków-Litwinów, Szurwiłłów, którzy pomogli wojskom Zakonu

odnaleźć bród nie obsadzony.

W roku 1390 już jako król polski wyruszył Jagiełło na czele

Polaków do odzyskania, opanowanego po drugiej zdradzie Witolda

przez jego zwolenników i Krzyżaków, Podlasia i Grodna. Podlasie

zajął w krótkim czasie. Brześć nad Bugiem oblegano dziesięć dni.

Kamieniec Litewski - znacznie krócej. Grodno stawiało opór dłużej,

ze względu na obecność w nim załogi krzyżackiej. Książę Witold i

w. marszałek Zakonu usiłowali przyjść z pomocą oblężonym i

próbowali różnymi sposobami dostarczyć im żywności i posiłków.

Jednym z tych sposobów było przeciągnięcie łańcucha przez rzekę

Niemen, aby z brzegu krzyżackiego, przytrzymując się łańcucha,

można było łodziami zabrać chorych i rannych z zamku

grodzieńskiego, i dowieźć zbrojnych oraz żywność. Jagiełło

udaremnił jednak te zamiary, gdyż kazał narąbać w górze rzeki

wiele ogromnych i ciężkich sosen, które następnie zepchnięto do

rzeki. Sosny te, niesione bystrym prądem, dotarły pod oblegany

zamek grodzieński, zerwały żelazny łańcuch, strzaskały wiele łodzi

krzyżackich i potopiły ich załogi. Pomysł z łańcuchem i łodziami

był ostatnią i najważniejszą próbą pomocy dla Grodna. Gdy więc

zawiódł, Krzyżacy i Witold wycofali się, a zamek poddał się

królowi polskiemu.

Wszystkie powyższe przykłady opowiadają o wyprawach, w których

dowodził Jagiełło bezpośrednio. Były jednak wypadki, gdy król

wyznaczał jedynie moment rozpoczęcia akcji wojennej; we wszystkich

wypadkach czynił to bezbłędnie. Ilustracją wyboru takiego momentu

może być uderzenie polskie na posiadłości przyjaciela Krzyżaków i

Luksemburczyków, a wrogiego zawsze Polsce, Władysława księcia

opolskiego. Król wybrał na rozstrzygającą wyprawę przeciw

Opolczykowi lato 1396 r., tzn. chwilę, w której protektor

Opolczyka, Zygmunt Luksemburczyk, z wszystkimi swoimi siłami

przebywał nad Dunajem i miał walczyć z Turkami.

Najpełniejszym i najbardziej przekonywającym dowodem talentów

dowódczych Jagiełły jest bezspornie wyprawa grunwaldzka w roku

1410.

Nieuchronność i konieczność decydującego starcia z Krzyżakami była

dla Polski i Litwy rzeczą jasną, gdyż chodziło tu już nie o

utracone ziemie, ani nie o takie czy inne granice, lecz o samo

istnienie obydwu zagrożonych narodów. Zakon Krzyżacki, osiadły w

XIII w. nad Bałtykiem rzekomo w celu chrystianizacji pogan, a w

istocie planujący utworzenie wielkiego państwa niemiecko-zakonnego

od wyspy Rugii aż do Zatoki Fińskiej, wraz z wchłonięciem

północnej Polski, całej Litwy, części Białorusi i Wielkorusi,

poczuł się zagrożony od chwili zawarcia unii polsko-litewskiej i

przyjęcia chrześcijaństwa przez Litwę. Skoro Krzyżacy głosili, iż

celem ich jest nawracanie Prusów, Litwinów i innych pogan oraz

obrona przed ich najazdami ludów chrześcijańskich, to wydarzenia,

jakie nastąpiły w latach 1386-1389 i dalszych na terenie Polski i

Litwy, uznali słusznie za najcięższy cios, jaki mógł spotkać

Zakon, i za niedwuznaczną zapowiedź jego katastrofy politycznej i

militarnej. Gdy bowiem ostatnie ludy pogańskie tej części Europy

przyjęły chrzest i połączyły się z katolicką Polską, to kogo teraz

mieli bronić Krzyżacy i przed kim? Zakon stawał się więc zbędny na

pograniczu polsko-litewskim. Poza tym Krzyżacy mogli myśleć o

zwycięstwie nad Polską i Litwą jedynie w wypadku, gdyby walczyli z

każdym z tych państw osobno. Teraz zaś zawisła nad nimi groźba

wojny z silnym przeciwnikiem i możliwość utracenia zagrabionych

Polsce i Litwie ziem, a nawet likwidacja Zakonu nad Bałtykiem i

przeniesienie go nad Morze Czarne do walki z Tatarami i Turkami.

Już bowiem od XIII wieku rozlegały się głosy w Europie o

zbędności, a nawet szkodliwości zakonów rycerskich, jakim był i

Zakon Krzyżacki. Nawet jednak gdyby do przesiedlenia Krzyżaków z

Prus nie doszło, nie ulegało wątpliwości, że na wypadek utrzymania

się unii polskolitewskiej przekreślone być muszą plany krzyżackia

o podboju Litwy, Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza i, co gorsza, że

Polska i Litwa upomną się o swe ziemie utracone.

Toteż Zakon postanowił za wszelką cenę zerwać porozumienie

polsko-litewskie. Począł więc z jednej strony prowadzić antypolską

kampanię oszczerstw i kłamstw, głosząc, że chrzest króla

Władysława Jagiełły jest tylko pozorny, że Polacy z nienawiści do

Zakonu popierają pogan - Litwinów i schizmatyków - Rusinów, że

zmusili swoją młodziutką królowę, Jadwigę Andegaweńską do

dwumęstwa, wypędzając jej prawego małżonka Wilhelma Habsburga, a

narzucając "dzikiego" Jagiełłę. Przez takie kłamstwa i oszczerstwa

Krzyżacy pragnęli doprowadzić do unieważnienia małżeństwa Jadwigi

z Jagiełłą i, na skutek tego, do rozpadnięcia się unii

polsko-litewskiej. Poza tym chcieli króla i Polaków zohydzić w

oczach Europy, aby w wypadku wojny polsko-krzyżackiej sympatie

świata były po stronie Zakonu. To bowiem zapewniało dalsze

poparcie "misji" krzyżackiej przez napływ nowych rycerzy

śpieszących w szeregi wojsk zakonnych, przez nowe dary pieniężne i

zgodę na zaciąganie wojsk dla Krzyżaków w krajach zachodnio- i

środkowoeuropejskich.

Z drugiej strony Zakon organizował i popierał bunty różnych

książąt litewskich, krewnych Jagiełły, aby usunąć go z tronu

litewskiego. Gdy zaś Jagiełło ustanowił swym zastępcą w W.

Księstwie Litewskim swego stryjecznego brata, Witolda, Zakon

buntował innych braci przeciw Witoldowi licząc, że doprowadzi

wreszcie do osadzenia na tronie wileńskim księcia wrogiego Polsce,

a szukającego oparcia w Zakonie. Wówczas Krzyżacy mogliby pobić

osamotnioną Polskę, a następnie ujarzmić Litwę pozbawioną już

pomocy polskiej.

Jagiełło zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale nie mógł

wypowiedzieć wojny Zakonowi bezpośrednio po wstąpieniu na tron

polski. Wiedział bowiem, że Polska i Litwa nie są jeszcze

przygotowane do walki. Ale gdy Krzyżacy, głosząc pokój z Polską,

jednocześnie coraz mocniej atakowali Litwę, król nie zostawił swej

litewskiej ojczyzny bez pomocy. Bez wypowiedzenia wojny szły z

Polski na Litwę ochotnicze oddziały rycerzy polskich, wieziono

broń i żywność i pomoc ta przyczyniła się do odparcia nawały

krzyżackiej i ocalenia Wilna.

Zakon dobrze zdawał sobie sprawę, czym jest pomoc polska dla

Litwy, toteż nie zrywając pokoju z Polską, począł myśleć o jej

rozbiorze w 1392 r. Nie miał jednak wówczas wystarczających

możliwości. Wydarł natomiast Polsce bez wojny - za pomocą

przekupstwa, matactw politycznych lub zbrojnie - Santok i

Drezdenko, przez które szły szlaki handlowe do Szczecina, oraz

kupił od Zygmunta Luksemburczyka w roku 1402 Nową Marchię, co było

szczególnie groźne dla państwa polskiego, a Krzyżakom ułatwiło

sprowadzanie sobie posiłków z zachodu.

Wszystkie te poczynania Zakonu nie zdołały rozerwać unii

polsko-litewskiej ani osłabić Polski, która pod rządami Jagiełły

stawała się coraz silniejsza. Wówczas Krzyżacy zdecydowali, że

sprawę musi rozstrzygnąć oręż. Nowy w. mistrz, Ulryk von

Jungingen, obrany w roku 1407, od początku począł szykować się do

wojny i kategorycznie odmówił oddania Polsce Drezdenka, które

Zakon wykupił od posiadających je panów von der Osten. W czerwcu

1408 r. wójt krzyżacki Nowej Marchii spalił kilka granicznych wsi

polskich, a w. mistrz zdobył się zaledwie na parę słów

wyjaśniających. Krzyżacy jakby świadomie prowokowali Polskę do

rozpoczęcia wojny, gdyż chcieli uchodzić za pokrzywdzonych, ale

mądry Jagiełło ani myślał się śpieszyć, gdyż właśnie chciał

doprowadzić do tego, by Zakon jemu wypowiedział wojnę. Musiał

bowiem zawsze pamiętać, że Zakon był instytucją duchowną, król zaś

niedawno ochrzczonym neofitą, stale oskarżanym przez Krzyżaków, iż

jest tylko "pozornym chrześcijaninem", co w owej epoce było

ciężkim zarzutem. Stąd Jagiełło, nie chcąc propagandzie

krzyżackiej dostarczyć materiału do podburzania przeciw Polsce

całej Europy, nie mógł uderzyć pierwszy na państwo zakonne.

Postanowił skłonić do tego w. mistrza Ulryka von Jungingen,

posługując się w tym celu powstaniem żmudzkim.

Żmudź, jak wiadomo, była terytorium łączącym pomorsko-pruskie oraz

inflanckie posiadłości Zakonu. Krzyżacy przeto wyrzec się jej nie

mogli, o ile chcieli utrzymać jednolitość obszaru swego państwa.

Walczyli z nią od wieku XIII i we wszystkich układach i traktatach

z książętami litewskimi domagali się zawsze dla siebie oddania lub

potwierdzenia posiadania Żmudzi. Dwukrotnie też Litwa zmuszona

była odstępować im większą lub mniejszą część ziemi żmudzkiej. Już

jednak w 1401 r. na skutek krzyżackiego ucisku Żmudzini, za wiedzą

i zgodą Jagiełły, wzniecili powstanie przeciw Zakonowi. W maju

1409 r. powstanie żmudzkie wybuchło po raz drugi. Już w czerwcu

tegoż roku dowództwo nad powstaniem objął przysłany przez w.

księcia Witolda starosta Rumbold Wolimuntowicz.

Krzyżacy zażądali od Jagiełły, by zabronił Witoldowi pomagać

Żmudzinom, a gdy Witold (w porozumieniu, oczywiście, z królem)

pomocy tej nie zaniechał, żądali znowu, by Jagiełło zapewnił ich,

że gdy uderzą na Żmudź, "nie doznają przeszkody" ze strony

Polaków, w zamian za co obiecywali nie czynić szkód Polakom ani

Litwinom; tym ostatnim, o ile Witold nie ujmie się za Żmudzinami.

Stawiając tego rodzaju żądania w. mistrz nie mógł wątpić, że

Witold Żmudzinów nie opuści, a Polska ujmie się za Witoldem. Jakoż

istotnie, z ust poselstwa polskiego Ulryk von Jungingen otrzymał

odpowiedź, że wojna z Litwą to wojna z Polską. W. mistrz

podziękował za szczerość i 6 sierpnia 1409 r. wysłał z Malborka

wypowiedzenie wojny Polsce na piśmie, a w dziesięć dni później, 16

sierpnia, wojska krzyżackie przekroczyły granicę i poczęły

pustoszyć ziemie polskie.

Zarówno po stronie polsko-litewskiej, jak i u Krzyżaków zdawano

sobie sprawę, że wszczęta w 1409 r. wojna nie jest wojną zwykłą,

jakich w epoce feudalnej nie brakowało w Europie, a które

zazwyczaj kończyły się spustoszeniem i złupieniem pasa

pogranicznego i, co najwyżej, zdobyciem kilku grodów na

nieprzyjacielu. Obydwie strony rozumiały, że chodzi tu o być lub

nie być jednej ze stron wojujących, gdyż można było przewidzieć,

że państwo zwycięskie będzie starało się wyzyskać swą przewagę i

prędzej czy później doprowadzić do zupełnej likwidacji

przeciwnika. Toteż niezależnie od toczących się działań wojennych,

zarówno Krzyżacy, jak i państwa Jagiełłowe starały się zebrać

możliwie wielkie siły i pozyskać dla swej sprawy opinię całej

środkowej i zachodniej Europy. Zakon pragnął zwyciężyć, stosując

swoje metody wypróbowane w XIII wieku przy podboju Prus, a

mianowicie odrywając od Polski i Litwy poszczególne prowincje,

zawierając pokój, potem znów zabierając nowe itd. Dlatego atak

krzyżacki był silny, gwałtowny i w kilku punktach. Chciano

chwycić, co się da, a potem mówić o pokoju, zatrzymując

przynajmniej część zdobytego terenu. Krzyżacy zajęli ziemię

dobrzyńską zdobywając zamki i miasta, Dobrzyń, Rypin, Lipno,

Bobrowniki, Złotorię. Polskie załogi wojskowe, i ludność tych

miast zostały przy tym w całości lub w przeważającej części

wymordowane, bez względu na wiek i płeć. Jednocześnie komturzy

krzyżaccy z Tucholi i Człuchowa złupili Krajnę, spalili Kamień i

Sępolno i opanowali kraj aż do Noteci. Następnie na skutek zdrady

mieszczan niemieckich, pozostających na usługach Zakonu, zajęli

Bydgoszcz. W tym samym czasie wójt krzyżackiej Nowej Marchii,

Arnold von Baden, spustoszył na północno-zachodnim pograniczu

Polski okolice Drezdenka, a komturowie z Ostródy i Pokarmina

(Brandenburga pruskiego) niszczyli trzy dni i noce kraj księcia

Janusza Mazowieckiego.

W odpowiedzi na zbrojne działania wojsk Zakonu na odcinku

mazowieckim syn księcia Janusza, Bolesław, uderzył na krzyżackie

Działdowo, które spalił wraz z 14 okolicznymi wsiami, a

równocześnie na odcinku litewskim Żmudzini zdobyli Fredeburg, zaś

po wycofaniu się Krzyżaków znad Dubissy owładnęli całym swym

krajem. Na głównym placu boju, w Polsce, musiano dopiero zbierać

wojska, gdyż Polacy nie spodziewali się tak szybkiego uderzenia,

byli raczej przygotowani na przewlekłe rokowania. Mimo jednak

zaskoczenia i pory żniwnej, kiedy zarówno szlachta, jak chłopi

byli zajęci w polu, król zdołał opanować sytuację. Siłami, które

miał do dyspozycji, osłonił lewy brzeg Wisły, a następnie,

zebrawszy po 15 września siły polskie, wyruszył pod Bydgoszcz,

gdzie stanął 28 września. W 9 dni później zamek bydgoski został

zdobyty szturmem. Podczas oblężenia Bydgoszczy przybyło do

Jagiełły poselstwo króla czeskiego, Wacława Luksemburczyka, który

w porozumieniu z Krzyżakami proponował królowi polskiemu

zawieszenie broni i oddanie sporu polsko-krzyżackiego sądowi

rozjemczemu. A sędzią miął być właśnie przyjaciel krzyżacki, sam

Wacław czeski.

Jagiełło nie mógł odrzucić poselstwa Luksemburczyka, gdyż obawiał

się, że urażony Wacław opowie się wówczas czynnie po stronie

krzyżackiej. Toteż 8 października podpisano rozejm obowiązujący

strony wojujące do 24 czerwca 1410 r. "do zachodu słońca", a król

czeski wiosną miał wydać orzeczenie rozjemcze.

Działania wojenne ustały, lecz obydwie strony wojujące słusznie

nie wierząc, aby sąd króla Wacława zapobiegł dalszej wojnie,

poczęły dokładać starań, żeby na lato 1410 r. zapewnić sobie jak

najkorzystniejsze warunki do walki. Państwo zakonne było, co

prawda, mniejsze od Polski i Litwy i miało ludność mniej liczną,

ale Krzyżacy dysponowali wielkimi zasobami pieniężnymi i mogli

sobie wynająć wielu żołnierzy zaciężnych, a nadto liczyli

słusznie, że przyjdą im z pomocą rycerze-goście z Niemiec i z

innych krajów zachodnioeuropejskich. Prócz tego zawarli tajne

przymierze z Zygmuntem Luksemburczykiem, królem węgierskim, który

miał wynająć (czego zresztą nie dokonał) około 30 tysięcy

zaciężnych i uderzyć na Polskę od południa, za co mu Krzyżacy,

wypłacili wielkie sumy z góry.

Polska i Litwa posiadały znacznie więcej mieszkańców i mogły

wystawić więcej ludzi do boju, ale duża część tych żołnierzy była

gorzej uzbrojona. Chociaż Zakon wystawił w roku 1410 około 21000

konnych i około 5000 pieszych, nie licząc czeladzi, a państwa

Jagiełłowe około 29 000 jazdy i około 2000 piechoty, czyli o jedną

piątą więcej niż Krzyżacy; to jednak siły te należy uważać za co

najmniej równe, gdyż wojska zakonne miały więcej pancerzy i lepszą

broń, a także więcej armat.

Pieniężnie, a także nagromadzonymi zapasami żywności i obronnością

zamków Krzyżacy górowali nad Polakami i Litwinami. Siły wojskowe

obu stron były mniej więcej jednakie, natomiast postawą moralną i

chęcią do boju oddziały polskie i litewsko-ruskie przewyższały bez

najmniejszej wątpliwości hufce krzyżackie.

Z wyjątkiem bowiem nielicznych jednostek zarówno szlachta,

mieszczanie i duchowieństwo, jak i chłopi polscy okazywali zapał

do walki i ofiar, a żywiołową nienawiść do Zakonu. Podobnie było

na Litwie. Złoto czy intrygi krzyżackie mogły zachwiać w

patriotyzmie tego czy innego wielmożę duchownego lub świeckiego,

ale ogół, wierząc w słuszność swojej sprawy, pragnął rozprawy z

"łotrami znaczonymi krzyżem". Zbrodnie krzyżackie były zbyt

liczne, zbyt jawne, a po najazdach na Litwę i w 1409 r. na Polskę

zbyt świeże, aby ktokolwiek zamieszkujący te kraje mógł mieć

wątpliwości.

Rycerz i chłop polski, bojar i chłop ruski czy litewski wiedzieli,

o co walczą i za co mają umierać. Inaczej wszakże było w państwie

krzyżackim. Część poddanych ustosunkowana była - jak już

wspominaliśmy - do panowania Zakonu niechętnie, część zaś

obojętnie. Jedni i drudzy nie widzieli zapewne powodu, dla którego

mieliby ginąć za Krzyżaków. Rządy krzyżackie miały stale charakter

okupacji wojskowej w podbitym kraju, gdyż nawet szlachta niemiecka

osiadła w Prusach nie miała równych praw z "panami zakonnymi",

tworzącymi osobną kastę, do której dostęp mieli jedynie synowie

feudałów niemieckich z terenu Rzeszy. Wobec poddanych Zakon

stosował ucisk gospodarczy, a nadto komturzy, zarządzający

okręgami - komturstwami, popełniali ustawicznie nadużycia wobec

ludności, a próby skarg lub oporu kończyły się przeważnie

skazywaniem pokrzywdzonych na grzywny, więzienie, tortury i nawet

na śmierć. Jedynie sami bracia zakonni oraz niżsi od nich tzw.

półbracia i wszyscy związani z administracją krzyżacką czy

dzierżawcy posiadłości zakonnych byli zainteresowani w utrzymaniu

władzy Zakonu, a oprócz nich grupa wychowana w ideologii agresji i

chętna wojen i łupów. Grupa ta jednak nie stanowiła większości. Na

wypadek więc wojny poddani Zakonu w głównej masie walczyć nie

pragnęli. Żołnierze najemni zaś bili się z reguły bez entuzjazmu -

za pieniądze. Mieć wiarę w słuszność sprawy Zakonu i szczerze

życzyć mu zwycięstwa, poza samymi braćmi, mogli jedynie

cudzoziemscy ochotnicy, tzw. rycerze-goście.

Toteż Krzyżacy starali się pozyskać przychylność w całej

zachodniej Europie, aby tych rycerzy-gości i najemników przybyło

jak najwięcej, a Polska i Litwa czyniły wysiłki, by skutecznie

zwalczać krzyżacką propagandę, by wykazać, że Zakon dba nie o

"misję" szerzenia wiary, lecz jedno tylko ma życzenie, aby mógł

"kraje cudze jakimkolwiek bądź sposobem posiadać". Pisma Jagiełły

i Witolda rozsyłane po całej Europie wywierały pewne wrażenie.

Korzystne też było pozyskanie dla sprawy polskiej papieża

Aleksandra V, który w. młodych latach bawił jakiś czas na Litwie,

gdzie zaprzyjaźnił się z Jagiełłą i znał zbrodnie krzyżackie wobec

Litwinów. Teraz więc, na prośbę Jagiełły, 23 stycznia 1410 r.

wystosował upomnienie do w. mistrza i nakazywał zawrzeć pokój z

Polską. W. mistrz Ulryk oczywiście, nie usłuchał papieża, ale

Jagiełło polecił rozpowszechniać odpisy upomnienia papieskiego

wraz ze swymi innymi pismami i sprawił, że pomoc, jaką Zakon

otrzymał od zachodu, była znacznie mniejsza od spodziewanej.

W zamian za to Krzyżacy postarali się otoczyć Polskę swymi

sprzymierzeńcami. Króla Czech Wacława Luksemburczyka przekupili

upominkiem 60 000 florenów, które wypłacili mu przed wydaniem

przez niego wyroku rozjemczego między Polską i Zakonem: "jako

zwrot kosztów za przyjacielskie pośrednictwo". Króla węgierskiego

Zygmunta Luksemburczyka opłacili większą sumą, 300 000 dukatów (na

owe czasy olbrzymią!), ale miał za to zebrać wojsko i uderzyć na

Polskę. Darami pieniężnymi i groźbą swej potęgi pozyskał Zakon

również książąt zachodniopomorskich: Świętybora II szczecińskiego,

Warcisława VIII wołogoskiego i Bogusława VIII słupskiego. Książęta

ci nie reprezentowali dużej siły, ale przez ich ziemie Krzyżacy

uzyskiwali dostęp dla rycerstwa zachodniego, zmierzającego na

pomoc Zakonowi, oraz zabezpieczenie zachodniej granicy Pomorza

Gdańskiego. Ponieważ Litwa zagrożona była na północy i od strony

Prus i od strony Inflant krzyżackich, więc państwa jagiellońskie

posiadały granice bardziej bezpieczne jedynie z Rusią na wschodzie

i z osłabioną zamieszkami tatarszczyzną na południowym wschodzie.

W razie niepowodzenia orężnego Polski i Litwy można się było

spodziewać, że sojusznicy krzyżaccy zechcą wziąć udział w łupach i

uderzą na państwa Jagiełłowe od północnego wschodu, zachodu i

południa. Polska i Litwa mogły zaś liczyć tylko na siły własne i

na talenty wojskowe swego wodza. Król Władysław czynił więc

wszystko, co tylko mógł, aby przygotować przyszłe zwycięstwo.

Poza akcją dyplomatyczną za granicą i szykowaniem wojsk Jagiełło

odbył kilka narad z dostojnikami polskimi, ale główne decyzje

dotyczące planów walki w roku 1410 król powziął dopiero na tajnej

naradzie w Brześciu nad Bugiem na początku grudnia 1409 r. Obok

króla udział w tej naradzie brali także w. książę Witold i

podkanclerzy koronny, Mikołaj Trąba, jednakże mieli oni raczej

głos doradczy. Narada trwała 8 lub 9 dni i - oprócz wielu ważnych

postanowień politycznych - powzięto na niej również plan działań

wojennych polsko-litewskich na rok 1410, plan świetny,

wprowadzający nowe metody walki nie znane w tych czasach Europie

zachodniej.

Plany bowiem wodzów zachodnioeuropejskich nie znały innych celów,

jak opanowanie terenów spornej ziemi albo nawet tylko spustoszenie

i złupienie kraju nieprzyjaciela dla skłonienia go do ustępstw.

Natomiast plan Jagiełły odpowiadał założeniom nawet nowożytnej

strategii i dlatego do dziś budzi zachwyt historyków wojskowości.

"Poruszenia wojsk polsko-litewskich przed bitwą pod Tannenbergiem

- stwierdza jeden z historyków niemieckich - wzbudzają wprost

podziw swą planowością. Już dawno dająca się w nich spostrzec myśl

przewodnia: uderzyć zwartymi siłami w serce Zakonu na Malbork, ma

cechę wielkiego pomysłu i różni się najzupełniej od używanej

zwykle w owych czasach taktyki napadów rabunkowych, które nawet

wcale na nazwę wojny nie zasługują... Daremnie szukalibyśmy w

całym średniowieczu równie genialnego pomysłu strategicznego".

Sztuka wojenna Jagiełły wprowadziła bowiem nowe metody walki

prawie nie znane lub mało znane w Europie. Zarówno strategia króla

oparta na zasadach wschodniej sztuki wojennej, jak i taktyka wojsk

pod dowództwem Jagiełły stanowią objaw zdecydowanego wkroczenia

polskiej sztuki wojennej na nowe drogi.

Sztuka wojenna w Europie środkowo-zachodniej nie znała bowiem

wówczas "tak wyraźnego stawiania celów strategicznych ani

skrupulatnego opracowania planów wojny i racjonalnego podziału

sił, ani tak zdecydowanego dążenia do zniszczenia żywej siły

przeciwnika, ani tak celowego posługiwania się odwodami i tak

całkowitego panowania wodza nad przebiegiem bitwy".

Tymczasem rozpatrzenie planu, ułożonego przez Jagiełłę w

pierwszych dniach grudnia 1409 r., tzn. przeszło pół roku przed

wyruszeniem na wyprawę grunwaldzką, pozwala stwierdzić jego

niezwykłość w stosunku do poziomu ówczesnej wojskowości

zachodnioeuropejskiej, a podobieństwo do strategii wschodniej.

Plan ten bowiem:

A) Wyznaczał świadomie terytorium Prus krzyżackich jako główny

teatr działań wojennych, co dawało stronię polsko-litewskiej

następujące korzyści: a) przekazywało inicjatywę w ręce króla, a

Krzyżaków zmuszało do defensywy, a więc do mniej korzystnego dla

nich sposobu walczenia: b) wprowadzało moment zaskoczenia, gdyż

Krzyżacy takiej decyzji polskiego dowództwa nie oczekiwali,

spodziewając się raczej ataku wojsk Jagiełłowych na Pomorze; c)

chroniło kraj własny od zniszczeń wojennych.

B) Jasno określał cel strategiczny kampanii: marsz na stolicę

wroga - Malbork, w celu zmuszenia w. mistrza do zajścia drogi

napastującym i do stoczenia walnej bitwy, w której król spodziewał

się zwyciężyć i zniszczyć całą siłę zbrojną Zakonu.

Na skutek tego zaś, król chciał uzyskać korzystne warunki pokoju z

osłabionym państwem zakonnym.

C) Ustalał własną podstawę operacyjną, czas i miejsce koncentracji

wojsk polskich i litewsko-ruskich, a następnie połączonych armii:

1. Jako bazę operacyjną obrano Płock, który ze względu na swą

obronność i położenie nad Wisłą mógł być użyteczny zarówno dla

armii działającej w Prusach, jak i dla wojsk operujących na

Pomorzu: w pierwszym wypadku lądem, w drugim drogą wodną. Nadto

wybór Płocka nie dawał dowództwu krzyżackiemu klucza do

wcześniejszego odgadnięcia kierunku uderzenia. Wybór ten

uzasadniał wreszcie przebywanie w stolicy księstwa płockiego

przedstawicieli i wojsk króla, co nie było bez znaczenia wobec

znanych sympatii prokrzyżackich księcia tej ziemi, Ziemowita.

2. Wojska polskie miały się zebrać około 20 czerwca, Wielkopolanie

i Małopolanie osobno, a następnie na dzień 30 czerwca 1410 r.

zejść się w Czerwińsku nad Wisłą, dokąd również powinny przybyć w

tym samym czasie hufce litewsko-ruskie, które zbierały się

wcześniej, około 10-12 czerwca, w okolicach źródeł Narwi.

3. Miejsce ostatecznej koncentracji, Czerwińsk, zostało obrane z

uwzględnieniem szeregu koniecznych warunków:

a) leżało niezbyt daleko od granicy nieprzyjaciela, umożliwiając

połączonej armii polsko-litewsko-ruskiej jak najszybsze

przeniesienie działań wojennych na teren krzyżacki;

b) leżało jednak wystarczająco daleko (80 km) od granicy państwa

Zakonu i było zabezpieczone od północnego zachodu przez warowny

Płock, a od północy przez puszczę nad źródłami Skrwy i Wkry;

c) było tak obrane, by akcja koncentracyjna uszła uwagi

nieprzyjaciela i aby można było go zaskoczyć;

d) było tak położone, aby oddziały zdążające z zachodu, południa i

wschodu mogły dotrzeć do punktu ostatecznej koncentracji

najkrótszymi drogami;

e) znajdowało się na głównym kierunku zamierzonych operacji.

D) Przygotowywał środki techniczne i zaopatrzenie wojska,

niezależnie od obowiązujących i wiezionych przy oddziałach

zapasów:

1. W Kozienicach w ciągu pierwszych miesięcy 1410 r. zbudowano

składany most na łodziach, zabezpieczający szybką przeprawę na

każdym odcinku Wisły i stanowiący zaskakującą Krzyżaków nowość w

sztuce wojennej ówczesnej Europy.

2. Przed wyprawą grunwaldzką król urządzał łowy na grubego zwierza

w puszczach polskich i litewskich i kazał przesyłać drogą wodną

suszone i solone mięso w beczkach do Płocka, ponadto wyznaczał

miastom kontyngenty dostaw żywnościowych dla ludzi i koni,

magazynowane również w bazie płockiej.

E) Wyznaczał kierunek działań oraz działania demonstracyjne dla

odwrócenia uwagi Krzyżaków od właściwego kierunku uderzenia:

1. Właściwy marsz na Malbork miał się odbywać po linii Czerwińsk -

Raciąż - Bądzyń - Kurzętnik nad Drwęcą. Pod Kurzętnikiem bowiem

znajdował się najdogodniejszy z kilku brodów Drwęcy, a stamtąd

niemal prosta droga na Sztum i Malbork. Jak wiadomo, Krzyżacy

zdołali umocnić Kurzętnik, lecz Jagiełło, nie dając się wciągnąć

do walki na niekorzystnej pozycji, cofnął swe wojska i postanowił

obejść Drwęcę u źródeł. Trudno jednak przesądzić, czy taki wariant

planu działania brany był już pod rozwagę w Brześciu, chociaż

również trudno przypuścić, aby Jagiełło i Witold nie liczyli się z

góry z przeciwdziałaniem w tym miejscu wojsk zakonnych. W każdym

razie późniejsza decyzja królewska na naradzie 10 lipca 1410 r.

została powzięta dziwnie szybko, jak gdyby już dawniej król

szykował różne warianty marszu na krzyżacką stolicę.

2. Działania demonstracyjne dla zmylenia przeciwnika postanowiono

prowadzić w kilku okolicach pogranicza, a więc:

a) koło Wielenia nad Notecią z pozorem szykowania uderzenia na

Drezdenko i Nową Marchię;

b) koło Łobżenicy, Nakła i Bydgoszczy z pozorem szykowania

uderzenia głównego na Pomorze Gdańskie;

c) na Mazowszu koło Różana, Makowa i Ostrołęki;

d) od strony Litwy koło Kłajpedy, Ragnety i Rynu z pozorem

szykowania ataku Witolda na Prusy od wschodu.

F) Decydował o wspólnym działaniu wojsk polskich i

litewsko-ruskich jako jednej armii pod naczelnym dowództwem

Jagiełły, co było decyzją jak najbardziej słuszną, gdyż

uniemożliwiało Krzyżakom rozprawienie się z każdym z przeciwników

z osobna.

Ogólnie więc plan królewski w Brześciu: a) zakładał przejęcie

inicjatywy strategicznej przez armię Jagiełły i przeniesienie

walki na teren nieprzyjaciela; b) dążył do walnej rozprawy na polu

bitwy i do zniszczenia sił i zasobów przeciwnika; c) wykazywał

zrozumienie zasady ekonomii sił, dzieląc je pomiędzy zadania

główne i zadania pomocnicze; d) doceniał znaczenie terenu ze

względu na potrzeby wojenne; e) na skutek celowego wysiłku

zachowania tajemnicy, uzyskiwał moment zaskoczenia wroga chociaż w

jakiejś mierze; f) stosował nową technikę (most pontonowy) i

tworzył punkty zaopatrzenia (Płock).

Mówiąc o planowaniu wyprawy przeciw Krzyżakom, należy zwrócić

uwagę na jeszcze jeden szczegół. Otóż, wedle wszelkiego

prawdopodobieństwa, przy planowaniu tym użyto, być może, mapy.

Jakkolwiek musiała być ona bardzo prymitywna, król posługiwał się

nią w jakimś stopniu. Z planu Jagiełły wynika bowiem, że kierunku

uderzenia ani punktu koncentracji nie zdołałby wyznaczyć bez mapy

tak poprawnie, jak to uczynił w Brześciu.

Krzyżacy próbowali też układać plany wojenne, ale były one

kilkakroć zmieniane i nie mogły się równać z planami

polsko-litewskimi. W. mistrz spodziewał się ataku wojsk

królewskich na Pomorze po lewej stronie Wisły i dlatego zarządził

szykowanie koncentracji oddziałów zakonnych w okolicach Świecia. Z

powodu zimy i rozejmu obydwie strony powstrzymywały się od działań

zaczepnych, zwłaszcza iż król Wacław czeski miał wydać orzeczenie,

które mogło zmienić sytuację.

Jednakże wyrok rozjemczy wydany w Pradze czeskiej 15 lutego 1410

r. przez króla Wacława Luksemburczyka, a opłacony z góry przez

Krzyżaków 60 tysiącami florenów wypadł oczywiście całkowicie po

myśli Zakonu i delegacja polska w ogóle go nie przyjęła. - Nikt

więc nie mógł w to wątpić, że o wszystkim musi rozstrzygnąć oręż.

Obydwie strony dokładały też usilnych starań, by przed upływem

końca rozejmu mieć już wszystko gotowe.

Dowództwo polsko-litewskie zgodnie z ułożonym planem postarało się

odwrócić uwagę Krzyżaków od właściwych miejsc koncentracji wojsk

polskich i litewsko-ruskich, a wpoić przekonanie, że państwo

krzyżackie będzie atakowane w kilku punktach: od wschodu

(Litwini), od południa (Mazowsze) i od południowego zachodu

(Polacy), oraz że główne uderzenie króla skierowane będzie na

Pomorze. W istocie zaś Jagiełło skoncentrował wszystkie niemal

siły w jednym miejscu: w Czerwińsku nad Wisłą, i stamtąd wyruszył

wprost na stolicę Zakonu - Malbork.

Do chwili wy ruszenia armii królewskiej z Czerwińska dowództwo

krzyżackie, alarmowane pozorowanymi przygotowaniami do rzekomego

uderzenia polskiego i umyślnie rozsiewanymi fałszywymi pogłoskami,

nie mogło się połapać w istotnych zamiarach Jagiełły i trzykrotnie

zmieniało plany wojenne, przesuwając ugrupowania swych wojsk i

przyjmując wreszcie, że główny atak polski nastąpi po lewej

stronie Wisły. Gdy więc marsz armii królewskiej odbywać się począł

po prawej stronie rzeki, w. mistrz musiał znowu przegrupować swe

siły, aby zajść drogę do stolicy nieprzyjacielowi pod zamkiem

Kurzętnik nad Drwęcą. Tam wódz krzyżacki chciał wciągnąć wojska

Jagiełły do walki o brody na rzece, wykrwawić na przygotowanych

umocnieniach (w. mistrz ściągnął pod Kurzętnik niemal całą

artylerię z wszystkich zamków w państwie krzyżackim), a następnie

zaatakować je z obu skrzydeł i dokonać pogromu. Król poznał się

jednak na pułapce, jednym forsownym czterdziestoparokilometrowym

marszem oderwał swą armię od przeciwnika i pomaszerował na

północny wschód, aby obejść Drwęcę u źródeł i tym manewrem zmusić

Krzyżaków do zmierzenia się z nim w otwartym polu.

Prawdopodobnie w Brześciu nad Bugiem nie starano się przewidzieć

wszystkich problemów, jakie mogły się nasunąć w planowanej

kampanii. Ustalono raczej główne wytyczne. Po Brześciu król

odbywał (zresztą z ks. Witoldem i swymi doradcami) dalsze narady,

ostatnią niewątpliwie w Czerwińsku i tam zapewne przewidziano

kilka wariantów marszu na Malbork. Pod Kurzętnikiem bowiem, gdy

tylko ustalono przygotowane przez Krzyżaków umocnienia, narada

króla ze sztabem trwała stosunkowo krótko, a następnie oderwano

się od nieprzyjaciela. Wygląda więc, że uwzględniono obmyślony

wcześniej wariant. Charakterystyczne jest bowiem nie tylko krótkie

naradzanie się, ale i brak taborów, które - być może - zgodnie z

możliwością zastosowania wariantu zatrzymano pod Lidzbarkiem

Welskim, aby nie hamowały ruchów jazdy.

Krzyżacy zgodnie z przewidywaniami Jagiełły postanowili nie

dopuścić armii królewskiej do obejścia Drwęcy i pomaszerowania ku

jej źródłom (Drwęca zaczyna swój bieg o 6-7 km od miejscowości

Stębark). Armia Jagiełły zmierzała tam również. 13 lipca zdobyła

miasto i zamek Dąbrowno, gdzie pozostała do późnej nocy 14 lipca.

Krzyżacy, operujący o 10-12 km na północ od armii

polsko-litewskiej, nie udzielili pomocy Dąbrownu, lecz spiesznie

maszerowali w stronę jeziora Łubień, niedaleko Stębarku, by zajść

tam drogę królowi. Dróg bowiem wiodących ku źródłom Drwęcy strzegł

zamek w Ostródzie. Jedna z nich biegła do Ostródy z Działdowa

przez Dąbrowno, druga z Nidzicy przez Olsztynek. W okolicy jeziora

Łubień odległość między wymienionymi drogami wynosiła około 18 km.

Zgrupowawszy więc wojska w okolicach Stębarku, można było, czuwać

nad każdą z dróg i w miarę potrzeby przesunąć oddziały w tę czy w

tamtą stronę.

Podjazdy wojsk królewskich nawiązały niewątpliwie kontakt z

nieprzyjacielem i stwierdziły, że silne ugrupowania krzyżackie

przesuwają się w stronę Stębarku. Przydzieleni do sztabu

królewskiego przewodnicy musieli zwrócić uwagę króla na pole

między Stębarkiem, Łodwigowem i Grunwaldem, które nadawało się do

stoczenia bitwy, i król postanowił, zapewne, skorzystać z

nadarzającej się okazji. Wieczorem 14 lipca wojsku wydano rozkazy

wcześniejszego udania się na spoczynek i po kilku godzinach, w

nocy z 14 na 15 lipca, armia królewska wyruszyła wszystkimi

drogami w kierunku Łodwigowa, Stębarku i jeziora Łubień.

Krzyżacy w okolicy wymienionych osiedli znaleźli się już

wcześniej, zapewne najpóźniej 14 lipca rano, i poczynili pewne

przygotowania, ustawiając przeszkody i artylerię oraz kopiąc

wilcze doły dla załamania ataku jazdy przeciwnika. O nadciąganiu

wojsk królewskich nocą z 14 na 15 lipca zawiadomiły Krzyżaków

pożary okolicznych wsi, podpalanych przez idące w straży przedniej

i ubezpieczające linie marszu sprzymierzonych armii chorągwie

lekkiej jazdy litewskiej i tatarskiej. Toteż o świcie kilka

chorągwi jazdy zakonnej wyruszyło na spotkanie oczekiwanego

przeciwnika. Jazda ta natknęła się na Polaków, ale wnet została

odrzucona przez wysłane przez króla chorągwie polskie pod

dowództwem marszałka Zbigniewa z Brzezia. Podczas gdy oddział

Zbigniewa zaznajamiał się z terenem, król zawiadomił w. ks.

Witolda o obecności armii w. mistrza i polecił szykować się do

bitwy.

Wojska królewskie zgrupowane były w lasach i zaroślach na wschód

od wsi: Łodwigowo i Stębark. Na prawym skrzydle stały chorągwie

litewsko-ruskie i tatarskie, mając za plecami dalsze lasy, a za

nimi tereny podmokłe, bagniste i przecięte kilkoma strumieniami i

rzeczułką Maręzą. Być może oddziały Witoldowe znalazły się tam

dlatego, że jako lżejsze szły na czele armii i gdy armia zwróciła

się czołem ku północnemu zachodowi, automatycznie stały się

częścią prawoskrzydłową. Jednakże niewykluczone, że zostały celowo

umieszczone przy bagnistym zapleczu, by na wypadek konieczności

cofania się przed ciężką jazdą Zakonu mogły się wycofać na tereny

trudno dostępne dla wielkich ogierów bojowych i zakutych w stal

jeźdźców krzyżackich. Przebieg bitwy, zresztą, wydaje się

potwierdzać takie przypuszczenie. Na lewym skrzydle stali Polacy,

oparci o suchy las łodwigowski i ulnowski.

Trzy kilometry od linii wojsk, nad zachodnim wybrzeżem jeziora

Łubień, umieszczone były namioty królewskie. Obóz polski znajdował

się na przeciwległym, południowo-wschodnim brzegu jeziora, obóz

litewsko-ruski opodal północno-wschodniego, a kosz tatarski

jeszcze bardziej na północ, w okolicy osiedla Zybułtowo.

Armia krzyżacka rozbiła obóz nieco na wschód od wioski Grunwald,

tworząc z wozów tabor obronny. O dwa i pół kilometra na wschód od

Grunwaldu, pomiędzy Stębarkiem i Łodwigowem, dowództwo krzyżackie

ustawiło swe główne szyki.

Ponieważ wojska Zakonu przysposobione były do walki już wczesnym

rankiem, w. mistrz mógł uderzyć na nadciągające oddziały Jagiełły

i wykorzystać przewagę swej gotowości oraz nieprzybycie jeszcze

całości armii polsko-litewskiej. Jak się wydaje, Krzyżacy nie byli

w dostatecznym stopniu informowani, a nadto woleli nie ryzykować

niepewnego uderzenia na hufce królewskie ukryte w lesie, lecz

zdecydowali się wyczekać i wciągnąć armię przeciwnika na tereny z

przygotowanymi przez siebie przeszkodami. Gdyby Jagiełło rzucił od

razu ciężką jazdę polską ławą, to pędzące ze wgórza konie pod

zakutymi w żelazo jeźdźcami siłą bezwładu i ciężaru popychałyby

szeregi przed sobą i jeden za drugim waliłyby się do dołów i

wykrwawiały na zasiekach. Powstał by zamęt tym większy, że

chorągwie polskie znajdowałyby się pod ogniem dział i tysięcy

pocisków z kusz i łuków. Na skłębionych, cofających się w

zamieszaniu rycerzy polskich miała uderzyć jazda krzyżacka i

przechylić szalę zwycięstwa. Dlatego, po odparciu przez Polaków

rozpoznawczych chorągwi zakonnych, Krzyżacy wyczekiwali niemal

trzy godziny na akcję zaczepną ze strony sprzymierzonych, a gdy

ustawione już oddziały polskie na lewym skrzydle, a litewskoruskie

na prawym nie wychylały się nazbyt z lasów, w. mistrz wysłał dwu

heroldów, którzy przynieśli dwa obnażone miecze dla króla i

Witolda, wzywając ich do stoczenia bitwy bez zwłoki i

prowokacyjnie zapowiadając cofnięcie wojsk zakonnych, byle tylko

hufce królewskie wyszły z ukrycia i mogły się rozwinąć.

Jednocześnie armia krzyżacka cofnęła się istotnie w kierunku

zachodnim, niby przypadkowo odsłaniając dolinę z ukrytymi

przeszkodami i umożliwiając wyjście wojskom królewskim z lasu na

teren otwarty.

Król jednak nie uniósł się oburzeniem na to poselstwo, ani nie dał

się sprowokować do natychmiastowego ataku całą masą swej jazdy.

Przeciwnie, zgodnie z taktyką wschodnią, nie wyprowadził

wszystkich wojsk sprzymierzonych do walki i poprzedził uderzenie

swych głównych sił atakiem lekkiej jazdy tatarskiej i litewskiej.

Oddziały jej ruszyły w pierwszej linii i bez wątpienia natknęły

się na przeszkody, tracąc trochę ludzi i koni. Ale że były jazdą

lekką i szły w szyku luźnym, zdołały się wycofać z przeszkód, a

następnie przedostały się do piechoty i dział przeciwnika. Musiały

wyciąć tam kanonierów wraz z osłoną, ponieważ do końca bitwy już

ani o artylerii krzyżackiej, ani o łucznikach źródła nie zawierają

najmniejszej wzmianki. Zresztą nie mogliby nawet działać, gdyż po

pierwszej fazie bitwy, polegającej na akcji lekkiej jazdy

królewskiej, wszczęła się bitwa właściwa, toczona przez masy

kawaleryjskie przez długie godziny, aż do zachodu słońca, i

wszystko to, co nie zbiegłoby lub nie siedziało na grzbiecie

końskim, zostałoby stratowane bez miłosierdzia.

Bitwa toczyła się na dwóch skrzydłach. Na prawym skrzydle, bliżej

Stębarku, hufce litewsko-ruskie, posiłkowane przez oddziały

tatarskie, mołdawskie i jazdę polską, walczyły przeciw ciężkiej

jeździe Zakonu z chorągwią gości krzyżackich pod wezwaniem św.

Jerzego na czele. Na lewym skrzydle, po obu stronach Łodwigowa,

biły się oddziały polskie i zaciężni. Całością dowodził ze wzgórza

król osłonięty przez małą chorągiew 60 kopii wybranego rycerstwa.

Po godzinie zmagań lżej zbrojne chorągwie litewsko-rusko-tatarskie

prawego skrzydła nie wytrzymały uderzenia ławicy stalowych rycerzy

Zakonu i najpierw wolno "o jedną staję", a później, mimo nadejścia

odwodów, coraz bardziej zaczęły ustępować z pola, aż w pewnej

chwili załamały się i rzuciły do ucieczki. Niewykluczone, że

popłoch wzniecili Tatarzy, którzy ucieczkę stosowali jako taktykę

bojową i o ucieczce których wspomina wyraźnie źródło krzyżackie. W

każdym razie oddziały litewsko-ruskiego skrzydła zostały rozbite i

cofały się przy wielkich stratach na północ, na wschód i na

południe od Stębarku. Niektóre z nich miały dotrzeć aż do Wilna i

tam przynieść wiadomość o przegranej armii polsko-litewskiej.

Długosz zanotował, że jedynie chorągwie smoleńskie pod wodzą

Semena-Lingwena Olgierdowicza wyrąbały sobie mieczem drogę z

pogromu "i złączyły się potem z wojskiem polskim", ale wiele

wskazuje na to, że w okolicznych lasach, zwłaszcza w lesie

ulnowskim, znajdowały się znaczne odwody, które powstrzymały

wycofujących się, dały im osłonę i wraz z nimi, gdy rozbite

chorągwie doszły do stanu ponownej gotowości bojowej, zostały

użyte przez króla i Witolda najpierw do zniesienia powracających z

pościgu chorągwi krzyżackich, z których część dotarła z powrotem

na plac boju, a następnie do skutecznego udziału w okrążeniu

Krzyżaków pod koniec bitwy.

Lewe bowiem skrzydło armii królewskiej (chorągwie polskie wraz z

zaciężnymi czesko-morawskimi i smoleńskimi), będąc nie mniej

liczne od prawego skrzydła krzyżackiego i podobnie uzbrojone, nie

dało się rozbić. Przeciwnie, po odparciu kilku groźnych flankowych

ataków, a zwłaszcza niebezpiecznego uderzenia w bok, po osłonięciu

linii oddziałów koronnych przez ucieczkę chorągwi litewsko-ruskich

samo przeszło do natarcia i wzmacniane coraz to nowymi odwodami

poczęło nawet oskrzydlać słabnące szeregi zakonne. W tym czasie

nadeszły niektóre oddziały krzyżackie lewego skrzydła wraz z

chorągwią św. Jerzego, które wracając z pogoni za rozbitymi

wojskami Witolda, uniknęły osaczenia i zniszczenia przez drugą

część armii litewsko-ruskiej. Oddziały te natychmiast wzięły

ponowny udział w bitwie. Jednakże nowe odwody polskie dopomogły

"wielkiej chorągwi" kasztelana krakowskiego Krystyna z Ostrowa,

chorągwi wojewody sandomierskiego Mikołaja z Michałowa oraz

chorągwiom ziemi wieluńskiej, halickiej i innym w walce ze świeżo

przybyłymi Krzyżakami i w krótkim czasie wzięły górę nad

przeciwnikiem.

Wówczas to w. mistrz z zachowanego dotąd odwodu oraz resztek

rycerzy dawnego lewego skrzydła krzyżackiego, którzy nie włączyli

się jeszcze ponownie do bitwy, uformował grupę uderzeniową 16

chorągwi i poprowadził ją pomiędzy wzgórzami i lasami, by

niespodzianie uderzyć w bok armii królewskiej.

Gdyby chorągwie te zwartą kolumną zaatakowały flankę lub tyły

polskiej linii bojowej, efekt ich uderzenia mógłby przesądzić o

wyniku bitwy. Chociaż bowiem Jagiełło dysponował nie zużytymi

jeszcze odwodami, to jednak w razie rozbicia głównej masy

rycerstwa, walczącej na lewym skrzydle od wielu godzin,

prawdopodobnie wybuchłaby panika i odwody nie wystarczyłyby do

powstrzymania upojonych zwycięstwem Krzyżaków. Chorągwie w.

mistrza zostały jednak dostrzeżone, a nadto straciły czas na

pojedynek rycerski von Kokeritza, który z brawurą zaatakował króla

stojącego ze swym otoczeniem na wzgórzu. Gońcy królewscy

sprowadzili przez ten czas pomoc, ruszono dalsze odwody. W. mistrz

ze swymi dygnitarzami i 16 chorągwiami został otoczony, zamknięty

w kole i w końcu zabity ciosami kosy czy rohatyny piechoty

chłopskiej. Wraz z nim polegli niemal wszyscy bracia-Krzyżacy,

zarówno spośród grupy 16 chorągwi, jak i na głównym placu boju,

gdzie Polacy wzięli stanowczo górę i wraz z oddziałami

litewsko-ruskimi i tatarskimi ujęli przeciwników w żelazny

pierścień.

Kto spośród Krzyżaków nie wyrwał się w porę ze śmiertelnego

koliska nieprzyjaciół, ten już uciec nie zdołał: musiał złożyć

broń albo dawał głowę. Padł wielki mistrz Ulryk, zabity przez

walczących zajadle chłopów. Legli: wielki komtur i wielki

marszałek, i wielki szatny, i wielki skarbnik, i wszyscy niemal

komturzy, i wszyscy prawie bracia-rycerze, i tysiące rycerzy-gości

i najemników. Całe pole bitwy usiane było białymi płaszczami.

Zdobyto prawie wszystkie chorągwie krzyżackie, wzięto do niewoli

tysiące jeńców.

Potem uderzono na obóz krzyżacki pod wsią Grunwald, który piechota

chłopska zdobyła po krótkiej i zajadłej walce, a zdobywszy wycięła

w nim kilka tysięcy nieprzyjaciół co do jednego. Jednocześnie

ścigano uciekających kładąc wielu trupem lub biorąc do niewoli i

to wiele mil aż do północy i dłużej. "Na kilka mil droga zasłana

była trupami" - napisał po latach z opowiadań naocznych świadków

polski dziejopis, Jan Długosz.

Gdy zdobyto obóz, król "posuwając się z terenu walki, dotarł do

małego lasu i wjechał na szczyt pagórka, na którym natychmiast,

zsiadłszy z konia, ukląkł na ziemi i począł dziękować Bogu za

zwycięstwo..." Ze wzgórza było widać "tłumy i mnogie oddziały

pierzchających nieprzyjaciół, na których błyszczały zbroje"... Z

drugiej strony wzniesienia w blaskach zachodzącego słońca widoczne

było rozległe pole bitwy pokryte tysiącami rannych i poległych,

ciałami koni i strzaskaną bronią. Na polu tym leżało pokotem

rycerstwo "najpotężniejszej wojskowej średniowiecznej

organizacji", a gasnące słońce na pobojowisku było symbolem

wróżebnym przyszłych losów Zakonu.

Oceniając rolę Władysława Jagiełły jako wodza wyprawy

grunwaldzkiej należy podkreślić, że król polski od pierwszego

wystąpienia na terenie wojennym, tzn. od września 1409 r.,

wykazywał świadomość swych celów, pewność i zdecydowanie oraz

narzucał inicjatywę. W. mistrz nie odważył się w roku 1409 stawić

czoła wojskom królewskim, chociaż występowały one same bez pomocy

litewsko-ruskiej. Od początku wyprawy grunwaldzkiej również król

polski decydował i narzucał taktykę nieprzyjacielowi, z tym że

armia polsko-litewsko-ruska działała planowo i zmierzała do

ustalonych z góry osiągnięć, a Krzyżacy jedynie starali się plany

królewskie pokrzyżować. Jak w roku 1409, tak i podczas wyprawy

grunwaldzkiej Jagiełło postępował w myśl swych głęboko

przemyślanych założeń strategicznych: skupienie w obranym miejscu

możliwie największej części posiadanych sił i wykonanie z ich

pomocą uderzenia koncentrycznego, które każdorazowo kończyłoby się

sukcesem strony polskiej.

Wszystkie obliczenia Jagiełły były trafne, podobnie jak atak na

Bydgoszcz przyniósł nie tylko odzyskanie punktu strategicznego,

ale także zawieszenie broni umożliwiające dokończenie przygotowań

do walki, tak i marsz na Malbork zmusił w. mistrza do stoczenia

walnej bitwy, w której król polski zmiażdżył armię Zakonu i dotarł

do Malborka. Wszystkie obliczenia Krzyżaków zawiodły: uderzenie

polskie skierowało się na Prusy, a nie na Pomorze, król nie dał

się wciągnąć do walki pod Kurzętnikiem; pod Grunwaldem zaś odniósł

zwycięstwo.

Zwycięstwo pod Grunwaldem nie zakończyło wojny z Krzyżakami,

chociaż współczesnym mogło się wydawać, że nadeszły ostatnie

chwile panowania zakonnego w Prusach i na Pomorzu. Armia królewska

bowiem, odpocząwszy po straszliwej bitwie zaledwie jeden dzień -

16 lipca, już nazajutrz wyruszyła na Malbork i pod stolicą Zakonu

stanęła 25 lipca. Po drodze wojska królewskie zajmowały liczne

zamki i miasta przeciwnika, często zdobywane przez samych

poddanych krzyżackich i przekazywane królowi. "Rycerze i słudzy, i

największe miasta kraju - wszyscy przeszli na stronę króla i

wyrzucali braci zakonnych, którzy jeszcze ocaleli, z domów i

oddawali królowi oraz przysięgali mu wszyscy poddaństwo i

wierność" - pisał z goryczą późniejszy kronikarz krzyżacki. I

wcale nie przesadzał, gdyż nie tylko szlachta, chłopi i

mieszczanie wyrzekli się Krzyżaków, ale również, i to jedni z

pierwszych, poddali się władzy króla polskiego wszyscy biskupi

zakonni, a więc i duchowieństwo niemieckie! Tak byli Krzyżacy

znienawidzeni w swym państwie przez wszystkie warstwy społeczne i

przez wszystkie narodowości. "Kraj poddał się królowi w przeciągu

jednego miesiąca" - pisał dalej kronikarz i znów się nie mylił,

gdyż podczas oblężenia Malborka nie podlegało królowi tylko

jeszcze 8 zamków na całym obszarze prusko-pomorskim, wszystkie

inne twierdze i miasta były już w posiadaniu zwycięzców. A jednak

armia litewsko-ruska 18 września, a polska 19 września, nie

zdobywszy Malborka, wycofały się z państwa zakonnego przez nikogo

nie ścigane i powróciły do swych krajów. Krzyżacy zaś poczęli

zbierać nowe siły, odzyskiwać zdobyte zamki i szykować się do

dalszej wojny pod wodzą nowego w. mistrza, którym został obrońca

Malborka, Henryk von Plauen.

I tu nasuwają się pytania: dlaczego nie zawarto pokoju od razu po

bitwie? Dlaczego nie zdobyto Malborka? Dlaczego, wreszcie,

dobrowolnie wycofano się z Prus i pozwolono przez to Krzyżakom na

nowo zorganizować swe państwo?

Odpowiedzi na pytania powyższe udzielić nietrudno. Po bitwie

pokoju nie zawarto przede wszystkim dlatego, że w. mistrz i cała

niemal starszyzna Zakonu padła na pobojowisku i Polacy nie mieli z

kim rokować o pokój. Co prawda w Malborku bronił się komtur ze

Świecia, Henryk von Plauen, który nawet kazał się obrać resztkom

Krzyżaków namiestnikiem Zakonu, ale ten nie miał ani ochoty, ani

prawa do zawierania pokoju i odstępowania ziem zakonnych

zwycięzcom. Do zawarcia ważnego traktatu pokojowego, który by

uznał mistrz krajowy Krzyżaków w Niemczech i mistrz krajowy w

Inflantach, i cesarz rzymsko-niemiecki, i Rzesza Niemiecka, trzeba

było nowego w. mistrza i kapituły generalnej, a tego latem 1410 r.

nie było. W takiej sytuacji trzeba było zająć całe państwo

zakonne

i dopiero, mając je w ręku, myśleć o pertraktacjach z mistrzami

krajowymi: niemieckim oraz z inflanckim i z sojusznikiem Zakonu,

królem Zygmuntem Luksemburczykiem. Ale przedtem trzeba było zdobyć

Malbork.

Tymczasem Malbork był twierdzą, której zdobycie środkami techniki

wojennej początku XV wieku było prawie niemożliwe, chyba gdyby

obrońcy załamali się moralnie lub fizycznie na skutek upadku wiary

w celowość obrony, albo na skutek głodu, zarazy czy wreszcie przez

zdradę i przekupstwo. Mury malborskie liczyły około 23 metrów

wysokości (co się równa wysokości dzisiejszej prawie

siedmiopiętrowej kamienicy), a szerokość muru w najwyższym miejscu

wynosiła ponad dwa i pół metra, na dole zaś szerokość

podmurowanego okopu miała ponad 16 metrów. Przecież nie mogło być

mowy, aby ówczesna artyleria zdołała uczynić wyłom w fortyfikacji

takiej grubości!

Wojsko królewskie składało się przeważnie z pospolitego ruszenia i

nie nadawało się do wytrwałego szturmowania ani do

wielomiesięcznego stania i zmuszenia oblężonych głodem do poddania

się oblegającym. Pospolite ruszenie szło na 4 do 5 tygodni, a do

18 września znajdowało się pod bronią już trzy miesiące i dłużej

walczyć nie chciało, zwłaszcza że nadchodziła jesień, a za nią

zima, a wojska nie były wyekwipowane na chłód i mrozy ani zdolne

do wytrwałych szturmów lub do wielomiesięcznego stania pod

twierdzą i zmuszania obleganych głodem do kapitulacji. Tego

dokonać mogły tylko silne wojska zaciężne, zaciężników zaś było

zbyt mało, a co gorsza, w skarbie brakowało pieniędzy na zaciąg

nowych i opłacenie już najętych chorągwi. Ze względu na zgubne

przywileje podatkowe Ludwika Węgierskiego, który zwolnił szlachtę

i duchowieństwo niemal ze wszystkich podatków, Jagiełło, stojąc u

progu całkowitego zwycięstwa, musiał zrezygnować z dalszego

oblężenia, gdyż nie miał czym opłacić żołnierzy. Najlepszy wódz

stawał się bezradny wobec pospolitego ruszenia, które pragnęło

tylko wracać do domu i odmawiało dalszego przebywania pod murami

twierdzy malborskiej, zwłaszcza wobec rozsiewanych pogłosek o

rzekomym najeździe króla Zygmunta Luksemburczyka na południowe

połacie Polski, której - jakoby - nie miał kto bronić. Jedno i

drugie było nieprawdą, bo Luksemburczyk w tym czasie jeszcze

Polski nie najechał, a król zostawił od strony Węgier obronę, ale

pogłoski takie niepokoiły szlachtę i skłaniały ją do tym

wyraźniejszego żądania powrotu do domu.

Jeszcze gorsze nastroje panowały wśród nie opłacanych zaciężników,

a ich "ustawiczne, groźne i niebezpieczne upominanie się o żołd"

mogło zakończyć się albo samowolnym odejściem, albo porozumieniem

się z Krzyżakami i przejściem na ich stronę. Najemnicy wszak byli

obcokrajowcami i sprawa polska obchodziła ich niewiele. Poza tym w

Czechach i Niemczech zapowiadano głośno zbrojną pomoc dla

Krzyżaków, wyznaczając nawet jej termin na 29 września; rozpoczął

też walkę mało aktywny dotąd Zakon Inflancki. Dowództwo

polsko-litewskie musiało wszystko to zważyć, a po rozważeniu

powzięto decyzję wycofania się z Prus, nie kończąc przez to

jeszcze wojny, ale zajmując nowe, bardziej obronne pozycje. Dla

Witolda było to nawet koniecznością, gdyż na pograniczu

litewsko-inflanckim rozpoczęły się walki i interwencja wojsk

litewsko-ruskich była tam bardzo pożądana.

Dlatego nie należy oceniać odwrotu armii królewskiej spod Malborka

jako błędu lub przegranej. Odwrót ten przyniósł utratę zajętych

terytoriów Zakonu, ale nie był klęską. Król nie mógł pozostawać

pod obleganą twierdzą aż do momentu decyzji pospolitego ruszenia,

buntu nie opłaconych chorągwi najemnych i nadejścia odsieczy dla

Krzyżaków, nie mówiąc już o zimie, podczas której w średniowieczu

nie miano zwyczaju prowadzić oblężenia. W takich warunkach mogła

nastąpić katastrofa, a tymczasem Jagiełło wycofał się i co prawda

utracił zajęte terytorium, ale wojnę wygrał.

Po wycofaniu się bowiem Polacy i Litwini prowadzili jeszcze kilka

miesięcy działania wojenne, odnosząc duże sukcesy. Witold wyparł

Inflantczyków z Litwy, a wojska polskie rozgromiły znaczne siły

krzyżackie w bitwach pod Koronowem (10.X.1410) oraz pod Tucholą i

Gołubiem (w listopadzie tegoż roku). Toteż nowo obrany w. mistrz

Henryk von Plauen musiał wreszcie zawrzeć rozejm, a następnie

pokój z Polską i Litwą, zwany pierwszym toruńskim, 1 lutego 1411

r. Na mocy tego pokoju Krzyżacy musieli zwrócić ziemię dobrzyńską,

oddać (na razie na czas określony, później na stałe) Żmudź i

zapłacić znaczne odszkodowanie za zniszczenia i jeńców.

Aczkolwiek warunki te były dość umiarkowane ze strony polskiej, to

jednak pokój miał wielkie znaczenie. Był bowiem pierwszym pokojem

Krzyżaków z Polską i Litwą, w którym Zakon uznawał się za pobitego

i zwracał część zagrabionych ziem. Dotychczas Krzyżacy nieraz

przegrywali bitwy, ale nigdy nie przegrali wojny. Tym razem wobec

całego świata musieli uznać, że Polska i Litwa są od nich większą

potęgą i że Zakon nie ma praw do ich posiadłości.

Ale bitwa pod Grunwaldem wpłynęła nie tylko na zawarcie tego

pokoju. Od Grunwaldu raz na zawsze złamana została potęga

militarna Zakonu i nie dźwignęła się już nigdy.

Krzyżacy odważyli się jeszcze kilka razy na prowadzenie wojen z

Polską, ale przegrywali te wojny za każdym razem. W wyprawach na

Prusy w roku 1414 i 1422, gdy armią polską dowodził osobiście

Jagiełło, wojska Zakonu nie ośmieliły się nawet stanąć do walki w

otwartym polu, lecz broniły się tylko za murami zamków.

Ostatnią wojną, w której król brał czynny i bezpośredni udział,

była wyprawa polska przeciw Świdrygielle, Jagiełłowemu bratu, na

Wołyń w roku 1431. Król był tej wojnie przeciwny i dlatego wyniki

jej były połowiczne: miasto Włodzimierz opanowano w trzy dni,

miasta Łucka nie zdobyto wcale. Wydaje się jednak, że w wojsku

polskim, oblegającym Łuck, działało stronnictwo, któremu zależało

na tym, aby zamek łucki nie był zdobyty i że król zamiarom tym

patronował. Mimo to obecność króla wpływała korzystnie na armię.

Podczas odwrotu bowiem z wyprawy wycofywano się tak składnie i

karnie, że nie zważając na podział wracających wojsk na liczne,

nieraz słabe oddziały, nikt Polaków nie atakował. Inaczej

natomiast działo się po śmierci Jagiełły, gdy poczęły się zdarzać

pogromy cofających się hufców polskich, niekarnych i nie

ubezpieczonych, jak to było w 1438 r. podczas napadu Tatarów, lub

w 1450 r. przy ataku Mołdawian, a także w latach dalszych.

Zakończenie

Z imieniem Władysława Jagiełły łączone są zazwyczaj trzy wielkie

wydarzenia dziejowe: unia polsko-litewska, chrzest Litwy i

zwycięstwo pod Grunwaldem, a każde z nich samo wystarczyłoby dla

zapewnienia królowi wdzięcznej i nieśmiertelnej pamięci w umysłach

potomnych.

Jednakże wydarzenia te nie wyczerpują listy doniosłych faktów i

spraw, wypełniających lata panowania Jagiełły i kojarzących się z

jego czynnościami, z jego myślą czy z jego inicjatywą. Z tych,

rzadziej na ogół wymienianych, naidonioślejszym było odwrócenie

kierunku dawnej polityki polskiej od dążenia na wschód i

skierowanie ekspansji państwa na północ, zachód i południe, czemu

w końcowych latach rządów Jagiełłowych zaczną się przeciwstawiać

możnowładcy ze Zbigniewem Oleśnickim na czele. Nie najmniejszym

również było przywrócenie polskiego zwierzchnictwa lennego nad

księstwami mazowieckimi.

W życiu wewnętrznym społeczeństwa polskiego niezatarte ślady

pozostawiły przywileje królewskie: piotrkowski 1388 r., czerwiński

1422 r., jedlneński 1430 r. oraz krakowski 1433 r. Najistotniejszą

zdobyczą odbiorców tych przywilejów było zobowiązanie królewskie,

iż monarcha nie będzie konfiskował ani zajmował dóbr rycerskich

bez wyroku sądowego, że sądy będą wyrokowały na podstawie prawa

pisanego oraz że nie wolno będzie łączyć władzy sądowej i

administracyjnej w jednej osobie, tzn. że nikt nie będzie mógł

sprawować jednocześnie urzędu sędziego ziemskiego i starosty. Nade

wszystko zaś, że władza nie będzie mogła więzić ani karać

szlachcica bez wyroku sądowego (neminem captivabimus nisi jure

dictum). W życiu społeczeństwa litewskiego wielką rolę odegrały

przywileje 1387 i 1413 r. tworzące ze stanu bojarskiego, niemal

niewolniczego, stan wolnych poddanych.

W dziedzinie kultury z imieniem Jagiełły łączy się odnowienie w

roku 1400 i zapewnienie możliwości normalnego rozwoju uniwersytetu

krakowskiego, który obecnie słusznie nosi imię swego drugiego

założyciela.

Wbrew pozorom jednak i twierdzeniu, że we wszystkim, z czym miał

tylko do czynienia, szczęście jego budziło podziw, w życiu

osobistym mniej był szczęśliwy.

Od młodości spotykała go zdrada i oszczerstwa. Nadużył jego

zaufania stryj Kiejstut, usuwając go z tronu wielkoksiążęcego,

dwukrotnie zdradzał go ulubiony spośród braci stryjecznych Witold,

a wielokrotnie najmłodszy i szczerze przez króla umiłowany rodzony

brat, Świdrygiełło, łączył się przeciw Jagielle z Krzyżakami, z

Moskwą, Mołdawią i Tatarami. W roku 1382 nazywano oszczerczo

Jagiełłę, znanego już wówczas przecież z łagodnego usposobienia

"mordercą stryja", w następnych latach tego najpobożniejszego ze

wszystkich królów polskich, chrystianizatora Litwy, który "w

każdym tygodniu w piątek z wielką wstrzemięźliwością o chlebie i

wodzie pościł" założyciela biskupstw, kościołów klasztorów którego

papież Urban I witał jako "księcia arcychrześcijańskiego w łonie

Kościoła" tego propaganda krzyżacka osławiała jego "fałszywego

chrześcijaństwa" i spowodowała, że dominikanin Jan Falkenberg

napisał na króla i Polskę zjadliwy paszkwil, przez Krzyżaków i

Luksemburczyka rozpowszechniany po całej Europie. Było w nim

powiedziane, że Jagiełło i Polacy są "obrzydłymi heretykami, psami

bezecnymi, odstępcami wiary chrześcijańskiej", których dla

"miłości Boga" należy wymordować. Temu Falkenbergowi Jagiełło

wybaczył to później w 1424 r. i na skutek tego zwolniono oszczercę

z więzienia w Rzymie:

Dalsze oszczerstwa na króla szerzyli Habsburgowie i Krzyżacy, że

jakoby zmusił do bigamii "prawowitą żonę" Wilhelma Habsburga,

Jadwigę chociaż małżeństwo tych dwojga, jako nie dopełnione

fizycznie, było nieważne, a papież uznał ślub Jadwigi i Jagiełły

za całkowicie godziwy i prawomocny.

Czterokrotnie żonaty; król kochał gorąco tylko swą trzecią żonę,

Elżbietę z Pileckich Granowską. I właśnie tę kobietę współcześni

Polacy, a przede wszystkim dworzanie królewscy, obrzucali

obelgami, a gdy zmarła okazywali swą radość podczas pogrzebu.

Stanisław Ciołek, pisarz króla, napisał na zmarłą królową satyrę.

Początkowo wypędzony za nią ze dworu, z czasem uzyskał

przebaczenie króla i godności podkanclerzego i biskupa

poznańskiego. Ale dokuczano nie tylko Elżbiecie. Każdą z czterech

żon króla oskarżano oszczerczo o zdradę małżeńską, co musiało

bardzo drażnić i boleć Jagiełłę, a już zwłaszcza bolesne było przy

królowej Zofii, jako że dała królowi trzech synów, z których dwaj

mieli po nim panować. Oszczerstwo to zatem uderzało nie tylko w

godność królowej, ale poddawało w wątpliwość prawa królewiczów do

tronu.

Wiele również innych smutków zaznał król w życiu rodzinnym.

Pochował aż trzy żony, opłakiwał zgon dwu córek:

Elżbiety-Bonifacji, której matką była Jadwiga Andegaweńska, oraz

Jadwigi, dziecka drugiej żony Jagiełły, Anny Cyllejskiej, a także

śmierć syna, Kazimierza, zrodzonego w małżeństwie z czwartą żoną,

Zofią Holszańską. Król przeżył dziesięciu swych braci, z których

dwu padło w bitwie nad Worsklą (Andrzej i Dymitr Starszy), jeden

został ścięty przez Krzyżaków (Korygiełło), a dwu otrutych (Wigunt

i Skirgiełło). Jedenasty brat, najmłodszy, Świdrygiełło, ten sam,

który wielokrotnie zdradzał Jagiełłę, raz nawet, podobno, miał

uwięzić swego królewskiego brata. Przeżył też król kilka ze swych

sióstr, a gdy sam umierał w Gródku Jagiellońskim nocą z 31 maja na

1 czerwca 1434 r., nie było przy nim nikogo bliskiego, nikogo z

tych, których kochał.

Sprowadzenie zwłok królewskich z Gródka do Krakowa opisuje Długosz

w swych Dziejach następującymi słowy:

"Zwłoki zaś królewskie złożone w trumnie drewnianej, smołą i

żywicą oblepionej, i godłami królewskimi przyozdobionej,

prowadzono na pogrzeb do Krakowa, a tłumy ludu za nimi postępowały

i wszędy po drodze przyjmowano je z czcią wielką. Ze wszystkich

miast i wiosek na ich spotkanie wychodziły procesje, i jakby w

zawody usiłowano uczcić zmarłego króla to płaczem i narzekaniem,

to żałobnymi nabożeństwy, mowami pogrzebowymi, śpiewaniem psalmów

i wigilii, wyrażając żal po nim serdeczny, miłość i przywiązanie.

Nie było najlichszej nawet wioski, która by nie starała się to

przywiązanie okazać. Jakoż wszystkie drogi, którymi przeprowadzano

ciało królewskie, zalegały tłumy obojej płci ludu, który z

dalekich nawet zbiegał się miast i wiosek, i łzami rzewnymi

opłakiwał zgon króla".

Szczątki Władysława Jagiełły przybyły do Krakowa 11 czerwca 1434

r. Umieszczono je w kościele św. Michała na Wawelu. Uroczystości

pogrzebowe odprawione przez Wojciecha Jastrzębca, arcybiskupa

gnieźnieńskiego w Katedrze Krakowskiej odbyły się 18 czerwca w

obecności królowej-wdowy i synów zmarłego.

"Wprowadzano - podaje Długosz - zwyczajem ofiar pogrzebowych wiele

koni rosłych i pięknych, szkarłatem przyodzianych, które wiedli

rycerze w pełnej zbroi, a poprzedzał ich jeden rycerz z chorągwią

na wyniosłem drzewcu osadzoną z orłem białym. Znoszono na ołtarz

misy i czasze srebrne, w których król za życia największe miał

upodobanie, i składano je z wielką ilością pieniędzy na ofiarę.

Kościół cały jaśniał gorejącymi po wszystkich miejscach świecami.

Pochodnie były nadzwyczajnej wielkości. Mary królewskie okrywał

aksamit i purpura. Mistrz Paweł z Zatora miał w polskim języku

kazanie, w którym opowiedziawszy chwalebne i pełne pobożności

sprawy króla Władysława, słodką wymową swoją wszystkim obecnym łzy

wycisnął. Po skończonem nabożeństwie zwłoki królewskie w grobie

marmurowym, z dawna już przygotowanym, złożono i pochowano".

Baldachim renesansowy, znajdujący się obecnie nad sarkofagiem

królewskim, sprawił wnuk króla, Zygmunt I, w 1524 r., co

poświadcza napis łaciński: Sigismundus rex avo merentissimo

instauravit.

Kreśląc charakterystykę Jagiełły, Ludwik Kolankowski tak ją

zakończył:

"Jak każdy prawdziwy twórca i organizator istotnych, trwałych,

decydujących w życiu narodów walorów, był wielki król z natury

prostym, skromnym, niestrudzonym pracownikiem. Wyniósłszy z

młodości swej spory zasób bezpośredniego, zdrowego, naturalnego

rozumu i realistycznej samodzielności, zachował król przez całe

życie umysł jasny, trzeźwy, przewidujący, ostrożny, oparty o

naturę wdzięczną, szczodrobliwą, szlachetną z przyrodzenia, nie z

wychowania, tolerancyjną, ale przy tym żelaznej wytrwałości,

pracy, nieustępliwości, świadomą celów i dróg do ich

zrealizowania. Najlepszą miarą wielkości jego ducha jest to, że

żadne z jego zamierzeń nie skończyło się na pomyśle tylko, że

wszystkie były wówczas lub później zrealizowane, że wszystkie

niemal w swych skutkach po dziś dzień żyją. Budząca podziw

współczesnych i potomnych tajemnica powodzenia wszelkich jego

pomysłów, spełnienia zamiarów, oparta była na niewzruszonej

równowadze między własną siłą wewnętrzną a warunkami zewnętrznymi.

I ta to harmonia, ta równowaga duchowa, ta spokojna stateczność

sztuki rządzenia sprawiały, że król zawsze i wszędzie był na swoim

miejscu, że zawsze sprostał zadaniom, choćby najtrudniejszym, i w

rozwiązywaniu ich zawsze nad współczesnymi górował".

"Niektórzy ze współczesnych lub z najbliższego po nim pokolenia,

jak Długosz, zarzucali mu, że ukochał Litwę więcej niż Polskę i że

dla tamtej tej interesy poświęcał. Ze stanowiska Litwy byłoby

twierdzenie to niemałą dla jej najwyższego pana pochwałą, gdyby

było prawdziwym. Ale słusznym ono nie jest. Działalność całego,

bardzo czynnego, niestrudzonego niemal, żywota wielkiego króla

poświęcona była w równej mierze obu państwom i czy to z kapłanami

polskimi chrzcił w lasach żmudzkich lud lnianowłosy, czy słał na

pruskich polach polsko-litewskie hufce na bojowe falangi Niemców,

służył zawsze, jak mógł najlepiej, wspólnej sprawie. A że tam

Litwę swą ojczystą, że szum jej lasów, które mu młodość jego

wykołysały, ukochał gorąco, że im rokrocznie, śpiesząc z dalekich

wawelskich komnat, poświęcał na łowach dni lub tygodni kilka, czyż

to ośmieli się kto jemu, Litwinowi, za złe poczytać? ... Jako o

człowieku, o przymiotach i wadach króla dałoby się, z przekazanych

nam przez współczesnych szczegółów, niemało powiedzieć. Ale

cokolwiek przytoczylibyśmy z tej dziedziny, wszystko to pomieści

się w owym krótkim, lecz jakże trafnym określeniu: Cordis

simplicis erat, sed magnifici - "Serca pełnego prostoty był, lecz

wspaniałego".

Koniec.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kuczyński Stefan Władysław Jagiełło 1350 1434
K Ozog Uczeni w monarchii Jadwigi Andegawenskiej i Wladyslawa Jagielly 1384 1434
K Ozog Uczeni w monarchii Jadwigi Andegawenskiej i Wladyslawa Jagielly 1384 1434
K Ozog, Uczeni w monarchii Jadwigi Andegawenskiej i Wladyslawa Jagielly (1384 1434)
Wywiad z Władysławem Jagiełłą przed bitwą pod Grunwaldem
POCZET WŁADCÓW POLSKICH, Władysław Jagiełło, Władysław Jagiełło
Lekcja wychowawcza o Władysławie Jagielle
Akademia Krakowska, Założenie Akademii Krakowskiej i jej działalność za czasów Kazimierz Wielkiego i
K Ożóg Kościół katolicki w Królestwie Polskim w czasach Władysława Jagiełły
Polska i Litwa w dobie Władysława Jagiełły 2
POMNIK WŁADYSŁAWA JAGIEŁŁY W BŁAŻOWEJ I JEGO HISTORIA
Szybkowski S , Otoczenie króla Władysława Jagiełły w końcowym etapie wielkiej wojny
7 Stosunki między Władysławem Jagiełłą a Witoldem po unii w Krewie
Bezpieczeństwo wewnetrzne państwa za panowania Władysława Jagiełły, Władysława Warneńczyka oraz Kazi
HUBE Romuald Statut wartski Władysława Jagiełły
53 polityka wewnętrzna Władysława Jagiełły
Konopczyński Władysław O idei jagiellońskiej
Poufny, prywatny list prymasa Stefana Wyszyńskiego do Władysława Gomułki opublikowany wraz z komenta

więcej podobnych podstron