Rozdział dziewiąty


Rozdział dziewiąty

Stojąc z boku, łatwiej ujrzeć prawdę

Nie wiem co się dzieje

nie mogę cię zawołać, kiedy jesteś daleko

nie mogę ci powiedzieć tego co czuję

kiedy budzę się rano i myślę o tobie

nie wiem, co się dzieje

zupełnie nie wiem, dlaczego tak się dzieje

zupełnie nie wiem, co to jest to co czuję

kiedy patrzę ci w oczy, cały świat eksploduje

nie wiem co się dzieje, wiem tylko, że

Ty i tylko ty...*

Harry`ego obudził dźwięk otwieranych drzwi. Błyskawicznie usiadł i instynktownie zasłonił sobą Draco. Rozejrzał się nieprzytomnie i ujrzał stojącego w wejściu, osłupiałego profesora Lupina. Za nauczycielem tłoczyli się pierwszoroczniacy.

Ruch obudził także Draco. Chłopak podniósł nieco głowę.

Kiedy Lupin zobaczył leżącego obok Harry`ego Ślizgona, jego oczy zrobiły wielkie ze zdumienia.

- Harry. Draco - odezwał się nauczyciel. - Eeee... Co za niespodzianka.

Draco spojrzał na stojących za profesorem uczniów, którzy przypatrywali się całej scenie z ogromnym zainteresowaniem i zaczął cicho chichotać.

Taaak. Draco zawsze był bardzo pomocny.

- Eeeee... Bo my... uczyliśmy się eliksirów i zasnęliśmy...

Nie można było nazwać tego kłamstwem, skoro Lupin i tak najwyraźniej nie wierzył w ani jedno słowo Harry`ego.

Harry uczynił niejasny gest w stronę Draco, który obserwował minę Lupina, gdy Harry mamrotał wyjaśnienia i teraz już zwijał się ze śmiechu.

- Tak... Przyprowadziłem uczniów wcześniej, bo mam jeszcze coś do załatwienia - powiedział Lupin, nadal nie wiedząc jak zareagować. - Jeśli się pospieszycie, zdążycie jeszcze na śniadanie.

- Nie odbierze im punktów? - wyszeptał jeden z pierwszoroczniaków.

- No coś ty? Przecież nie zabiera się punktów Harry`emu Potterowi - zgorszył się jego kolega. Harry zagryzł wargi, żeby nie zachichotać.

Popatrzył na Draco, który siedział na podłodze i płakał ze śmiechu.

- Oczywiście, profesorze - powiedział Harry szybko, chwycił przyjaciela i niemal siłą postawił go na nogi.

Lupin patrzył, jak Harry wlecze osłabłego ze śmiechu Ślizgona na korytarz. Harry nie był w stanie odczytać wyrazu twarzy nauczyciela.

Na korytarzu Draco bezwładnie oparł się o ścianę.

- Jego mina! - wyjęczał słabo. - Twoja mina... Przepraszam, daj mi sekundę...

Harry skrzyżował ręce na piersi i cierpliwie poczekał pięć minut.

- Tak, faktycznie, bardzo zabawne - rzekł w końcu pobłażliwie. - A teraz chodź. Śniadanie.

Draco natychmiast otrzeźwiał.

- Nie, dopóki się nie uczeszę.

- Ta obsesja na punkcie włosów w końcu cię zgubi. Musisz więcej jeść.

- Och tak, wiec mam być rozczochrany i wymięty? - oburzył się Draco. - Jesteś sadystą, Potter. Żądam lustra.

Obrócił się i usiłował przejrzeć się w szybie. Harry stanął za plecami przyjaciela i spojrzał mu przez ramię.

W tym prowizorycznym zwierciadle Draco wydawał się jeszcze bledszy. I niezbyt przytomny - jego usta były jeszcze miękkie od snu, a oczy półprzymknięte i zamglone.

- Ohyda. - Draco skrzywił się okropnie.

- Hm? - Harry otrząsnął się z zamyślenia. - Głupi jesteś. Jak zwykle zresztą. Idziemy. Nie pozwolę ci opuścić kolejnego posiłku.

- Nie pozwolisz? - powtórzył Draco tonem, który mógłby brzmieć zaczepnie, gdyby nie to, że chłopak przy okazji ziewnął. - A jak mnie zmusisz, żebym tam poszedł?

Harry także ziewnął i oparł czoło na jego ramieniu. Draco odprężył się na moment, a Harry położył ręce na jego plecach i popchnął go w stronę wyjścia z korytarza.

- A tak, podstępem. Śniadanie. Już.

Draco narzekał przez całą drogę, ale bez zbytniego zaangażowania. Harry popychał go czasem, gdy chłopak zwalniał tempo.

W ten sposób dotarli do drzwi Wielkiej Sali, gdzie stali Pansy i Ron.

- ...nie mniej niż ty, Weasley, ty rudy prostaku! - wrzeszczała Pansy. Nagle spostrzegła nadchodzących chłopców i odwróciła się do nich. - Draco! - Wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego włosów. Draco delikatnie przytrzymał ją za nadgarstek. - Ty... jesteś rozczochrany - zdumiała się.

Wbiła w Harry`ego oskarżycielski wzrok. Harry pomyślał, że wygląda tak, jakby zaraz miała krzyknąć: „Co zrobiłeś mojemu dziecku?!”.

Potem, zaaferowana, zaczęła ciągnąć Draco do Wielkiej Sali, dopytując się przy tym głośno, co będzie jadł na śniadanie. Harry przytrzymał przyjaciela. Dziewczyna odwróciła się i rzuciła mu mordercze spojrzenie. Harry odpowiedział tym samym i po chwili puścił Draco.

Ron też był wściekły, wchodząc za nimi do sali.

- Muszę się napić kawy - powiedział Draco, rozdrażniony. - Odczep się, Pansy.

Odwrócił się w stronę stołu Slytherinu i poszukał wzrokiem Zabiniego. Chłopak wpatrywał się w niego, marszcząc brwi. Draco wystudiowanym ruchem obrócił się do Harry`ego.

- Zobaczymy się wieczorem, Harry?

- Tak - odparł Harry. - Oczywiście. Świetnie.

Draco odszedł wolno. Ron wyglądał, jakby połknął cytrynę.

- Gdzie byłeś? - syknął.

- Nie twoja sprawa - odparł Harry chłodno.

Ron ze świstem wypuścił powietrze i skrzyżował ręce na piersi.

- Słuchaj... Ja... Rozmawiałem wczoraj trochę z Hermioną. O... Nie powinienem nikogo bezpodstawnie oskarżać.

Harry zmiękł.

- Nie znasz go, Ron.

I pomimo, że Ron zrobił urażoną minę i wymamrotał „A ty go znasz?”, kiedy zajmowali miejsca przy stole, Harry wiedział, że wszystko między nimi wróciło do normy.

Ron powiedział, że miał małą rozmowę z Hermioną, ale gdy dziewczyna podawała Harry`emu tosta, jej twarz nie wyrażała niczego.

Harry zastanawiał się, co Hermiona o tym wszystkim myśli.

*

Hermiona nie miała pojęcia, co zrobić z tą całą koszmarną sytuacją. To było bardzo irytujące.

Hermiona była przyzwyczajona do tego, że zawsze ma jakiś pomysł, wszystko rozumie i potrafi znaleźć rozwiązanie każdego problemu. Stwierdziła, że jednak tym razem Ron chyba lepiej poradzi sobie z tym całym kłopotem.

Ale teraz...

Siedziała zwinięta w fotelu przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryffindoru. Za oknem wieczór zamieniał się w noc, a ona myślała o Harrym.

Rzadko musiała zastanawiać się nad tym, co myśli Harry. Zwykle czytała w nim jak w otwartej księdze.

Hermiona przywołała do siebie obraz twarzy przyjaciela. Nie było to trudne. Harry był jedną z tych osób, które kochała najbardziej na świecie; na które patrzyła tak często, że znała każdą ich wadę, każdą niedoskonałość.

Twarz Harry`ego wciąż jeszcze była nieco dziecinna. Szczupła i jasna, o delikatnym kośćcu, niemal trójkątna; i zawsze otwarta - odbijały się na niej wszystkie emocje.

Hermiona uśmiechnęła na wspomnienie zachowania Harry`ego na czwartym roku, gdy w pobliżu pojawiała się Cho Chang. Chłopak rumienił się, rzucał w stronę dziewczyny ukradkowe, przeciągłe spojrzenia i strasznie plątał mu się język w jej obecności.

Nie był taki jak Ron, który gapił się otwarcie albo ciągnął dziewczyny za warkocze. Harry był typem nieśmiałego adoratora.

Uśmiech Hermiony zgasł, gdy przypomniała sobie wyraz, jaki od dwóch lat często gościł na twarzy Harry`ego.

Och, Harry.

Myślał, że tak dobrze ukrywa swoje uczucia, a przecież wszyscy widzieli jego smutek i przygnębienie. Chociaż Hermiona wiedziała jak chłopak nie znosi współczucia, które wszyscy mu okazywali, nie potrafiła powstrzymać się, by go nie pocieszać. Tak bardzo się o niego martwiła. Jego szklany wzrok, oczy przypominające zimną i gładką powierzchnię lodu - ten widok za każdym razem łamał jej serce. Pragnęła, by nigdy więcej tak nie patrzył.

Tak się cieszyła, że Harry znowu jest szczęśliwy.

Ale teraz...

Teraz Hermiona dostrzegała także rzeczy, których wcale nie chciała widzieć.

Dostrzegała spojrzenia, jakie Harry wymieniał z Malfoyem na korytarzach, zaborcze i intymne, niemal jak dotyk. Zauważyła, jak instynktownie synchronizują rytm swoich kroków, gdy idą obok siebie. Pamiętała napady furii, które często zamieniały się w bójki pomiędzy nimi; walki, które powodowały, że inni uczniowie uciekali, by znaleźć się od nich jak najdalej i widziała, że ta energia, ta pasja znalazła inne ujście.

Dostrzegała drobne szczegóły. Jak to, że podczas opieki nad magicznymi stworzeniami Harry i Malfoy korzystają z jednego podręcznika, i to, że siedzą bliżej siebie, niż to konieczne; widziała przypadkowe, delikatne zetknięcia ich dłoni. Zauważyła, w jaki sposób Harry patrzył na Malfoya, gdy raz zapomnieli pogłaskać podręcznik i książka ugryzła Ślizgona - to spojrzenie nie miało nic wspólnego z jego nieszczerym śmiechem... To wszystko nie było normalne...

I wtedy właśnie Harry wszedł do pokoju, zarumieniony, ze zwichrzonymi przez wiatr włosami. Uśmiechnął się do niej i wyszedł po schodach do dormitorium.

To była jedna z pozytywnych właściwości jego bladej cery - zawsze widać było, że chłopak jest czymś podekscytowany. Harry nie mógł ukryć wszystkiego przed Hermioną, nawet jeśli ona bardzo starała się niczego nie zauważać.

Hermiona zapatrzyła się w ogień i zdała sobie sprawę, że zastanawia się, czy Harry jest przystojny.

Kochała go jak brata, więc nigdy wcześniej nie rozpatrywała tej kwestii. Ale teraz musiała spojrzeć na niego z innej strony; popatrzeć na niego tak, jak nigdy wcześniej. Zdecydowała, że w świetle ostatnich wydarzeń powinna poświęcić tej sprawie nieco uwagi.

Harry pojawił się znowu. Zszedł ubrany w piżamę i wskoczył na krzesło obok niej.

Hermiona doszła do wniosku, że chłopak jest pociągający. Wyglądał teraz lepiej niż kiedyś - w nowych ubraniach, z błyszczącymi radością oczami... ale nie, nie był klasycznie urodziwy. Ostatnio często siadywali razem przy ogniu. Stało się to swego rodzaju rutyną.

Harry wracał do pokoju o nieprzyzwoitej porze, siadał obok przyjaciółki i wpatrywał się w nią wyczekująco, rozentuzjazmowany i podniecony. Po chwili Hermiona poddawała się i pytała, jak minął mu dzień.

Warto było się przełamać, żeby zobaczyć jak jego twarz się rozpromienia.

Natychmiast, z wielkim ożywieniem zaczynał opowiadać niesamowite przygody, jakie przeżył tego wieczora, hojnie okraszając swoją przemowę stałymi zwrotami w stylu „i wtedy Draco powiedział...” Uśmiechał się przy tym szczerze i radośnie.

To trwało już od pewnego czasu. Na początku Hermiona czuła ulgę, że wyszedł w końcu z tej okropnej depresji. Potem zaczęła myśleć, że ta przyjaźń jest zbyt intensywna jak na zdrowy układ.

A teraz...

Ale wszystko było lepsze niż wieczory, kiedy Malfoy w ogóle się nie pojawiał. Zdarzało się to raz, dwa razy w tygodniu, i cokolwiek Hermiona myślałaby o Malfoyu, nie znosiła obserwować, jak Harry godzinami bezmyślnie gapi się w ogień, odrzucając wszelkie propozycje gry w szachy, czy eksplodującego durnia.

Nie powinien się tak odsłaniać. W ten sposób stawał się bardzo podatny na zranienie.

- No więc, Harry, co dzisiaj robiłeś? - spytała Hermiona ze zrezygnowanym uśmiechem.

Harry wyprostował się na krześle i uradowany, zaczął natychmiast mówić.

To była długa i zawiła historia. Malfoy najwyraźniej stwierdził, że zaczarowanie dywanu tak, żeby latał, będzie fantastyczną zabawą. W efekcie chłopcy wylądowali na drzewie.

Najwidoczniej jednak dzikie przejażdżki na narowistych dekoracjach podłóg były ulubionym sportem Harry`ego. Wyglądało na to, że świetnie się bawił.

Hermiona zauważyła, że Harry wydaje się niższy niż w rzeczywistości, gdy siedzi i sprawia wrażenie wyższego niż jest naprawdę, gdy stoi. W obu przypadkach przyczyną takiego efektu była jego drobnokoścista budowa ciała.

I to jego postura determinowała sposób, w jaki się poruszał. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że chłopak jest niezgrabny, ale zaraz potem nasuwała się refleksja, że posiada swoisty wdzięk nieopierzonego ptaka. Jednak w jednym i drugim przypadku, wyraźnie było widać, że jego ruchy nie są wystudiowane.

Był spontaniczny jak dziecko.

Tylko wtedy gdy był przygnębiony, wydawał się bardziej dorosły i mądrzejszy niż ktokolwiek, kogo Hermiona znała.

Kochała go. Naprawdę go kochała - poważnego, lekkomyślnego i strasznie wrażliwego Harry`ego - przyjaciela, który był dla niej jak brat.

- Wygląda na to, że dobrze się bawiłeś? - spytała, starając się okazać zainteresowanie, którego tak bardzo oczekiwał.

Twarz Harry`ego pojaśniała.

- No pewnie - przytaknął. - A potem Draco powiedział...

- Hej, Harry, Hermiona - powiedział Ron, stając u podnóży schodów. - Czas spać.

Harry podniósł się natychmiast, obdarzając Hermionę ukradkowym „później ci dokończę” uśmiechem. Chłopak nigdy nie był tak łatwy do przejrzenia jak wtedy, gdy starał się być subtelny.

Ale gdy ich opuszczał, nie miał przynamniej tego nieobecnego, przygnębionego wyrazu twarzy.

Nie wiedziała, co robić. Nie wiedziała, co byłoby dla niego najlepsze.

- Wyglądasz, jakbyś się czymś martwiła, kochanie?

Hermiona spojrzała na zaniepokojonego Rona. Ta piegowata twarz o wyrazistych rysach, postronnej osobie zapewne mogła wydawać się niezbyt atrakcyjna. Ale Hermiona kochała tę twarz z całego serca. Bez jakiegoś szczególnego powodu, po prostu tak było.

Wstała i otoczyła ramionami szyję Rona, odsuwając od siebie troski związane z Harrym.

Wszystko w tych dniach wydawało się takie trudne i przerażające. Problem związany z Harrym był kolejną rzeczą, która napawała ją trwogą; jeszcze jednym niebezpieczeństwem, grożącym osobie, którą Hermiona kochała.

Przytuliła się do Rona, próbując choć przez chwilę o niczym nie myśleć.

*

Następnego ranka wszystkie zmartwienia powróciły.

Ron zawsze mówił, że Hermiona za dużo myśli - czasami dziewczyna była skłonna przyznać mu rację.

To był jeden z tych ulotnych, szarych poranków, które przypominały koronkowy, zwiewny welon. Niebo zasnuwały postrzępione chmury, od których odbijały się jeszcze promienie wschodzącego słońca. Poranny krajobraz zadawał się drgać jak fatamorgana.

Gdy spieszyli na lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami, zimne powietrze przenikało ich do szpiku kości.

Ron i Hermiona trzymali się za ręce i garnęli do siebie, żeby było im trochę cieplej. Hermiona wyciągnęła drugą rękę do Harry`ego, ale w tej samej chwili, tuż przed nimi pojawiła się grupa Ślizgonów, zdążająca w stronę chaty Hagrida.

Harry nie mógł powstrzymać spontanicznego radosnego uśmiechu.

- Nie. - Pokręcił głową i szybko wysforował się przed nich.

Nawet nie udawał, że zbliża się do Ślizgonów przypadkiem.

Malfoy zwolnił krok i przesuwając się pomiędzy kolegami jak wąż, znalazł się w końcu na tyle grupy. Było to jedyną oznaką świadczącą o tym, że zauważył Harry`ego. Dopiero gdy zrównali się, Malfoy chłodno skinął głową.

Harry uśmiechnął się do niego serdecznie i otwarcie.

Merlinie, ależ oni się różnią.

Hermiona przyglądała się idącym przed nią chłopcom, po raz pierwszy starając się obiektywnie ocenić sytuację. Nie było to łatwe, bo chór grecki w jej głowie krzyczał „Drań!” za każdym razem, gdy Malfoy był w pobliżu.

Jedyne co mogła zrobić, to obserwować ich, gdy są razem i zastanawiać się nad tymi wszystkimi szczegółami, które zauważyła do tej pory, i o których myślała wczoraj. A potem z tych fragmentów złożyć obraz.

Studium czerni i bieli.

Malfoy miał bardzo jasną karnację skóry, podobnie jak Harry. Ale cera Harry`ego była jak płótno, na którym malowały się jego uczucia.

Emocje Malfoya nie objawiały się na jego skórze w żaden sposób - zakładając, że posiadał on w ogóle jakieś uczucia. Nawet po intensywnym wysiłku fizycznym był co najwyżej zaróżowiony, nigdy czerwony.

Ślizgon wydawał się bardzo nieprzystępny. Zawsze sprawiał wrażenie zrelaksowanego i opanowanego, a każdy jego ruch był pełen gracji.

To denerwujące, jeśli ktoś, kogo się nie lubi, jest taki perfekcyjny.

Był antytezą Harry`ego, którego Hermiona kochała, i o którego tak się troszczyła.

Jasna głowa zwróciła się lekko w stronę rozczochranej czupryny Harry`ego. Ich włosy tworzyły jaskrawy kontrast.

„Drań!” odezwał się chór w głowie Hermiony. Nawet włosy Malfoya wydawały się knuć jakieś podstępne plany.

Gdy Ślizgon odwrócił się do Harry`ego, Hermiona ujrzała jego twarz i do głowy przyszła jej nowa myśl.

Jego twarz była tak inna niż oblicze Harry`ego. Ukształtowana jakby specjalnie, by nic nie wyrażać - wąska, ascetyczna, o ostrych rysach i kościstym podbródku; o ustach stworzonych, by układać się w drwiący uśmieszek i oczach skrzących się niczym lód.

I tak - musiała to przyznać - był przystojny.

Jednak teraz, gdy Malfoy patrzył na Harry`ego, na twarzy Ślizgona ujrzała cień radości, która wydawała się szczera... To spowodowało, że zaczęła się zastanawiać.

Czy Malfoy może nie wiedzieć?

Najwyraźniej wiele osób nie wiedziało. Ślizgoni na przykład, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio nie było z ich strony żadnych krwiożerczych ataków na Harry`ego, nie domyślali się na pewno. Gryfoni nie uświadamiali sobie najważniejszego.

Ron nie znał prawdy, inaczej by zwariował.

Ale jednak przy stole Krukonów szeptano, w Hufflepuffie zaczynano plotkować, a kilku nauczycieli ze zdumieniem unosiło brwi. Hermiona, która cały czas próbowała zaprzeczać oczywistym przesłankom, także w końcu zmuszona była przyjąć do wiadomości faktyczny stan rzeczy.

Wystarczająco wiele osób orientowało się w sytuacji, by móc rzec “wszyscy wiedzą...”

Wszyscy wiedzieli, że Harry oszalał na punkcie Draco Malfoya.

Biedny, niewinny Harry oczywiście nie miał o niczym pojęcia. Ale Malfoy...

Hermiona zakładała, że Malfoy wie - ten wstrętny, zimny drań był bystry - i z jakiegoś nikczemnego powodu bawi się z Harrym, jak kot z myszką.

Ale jednak, sposób w jaki patrzył na Harry`ego... Cóż, może nie przyjaźnie, ale na pewno nie powściągliwie. Malfoy wyglądał prawie normalnie, nie jak osoba, która planuje kogoś zwieść.

Oczywiście! Bo pewnie właśnie tak chce wyglądać. Drań!

Albo Malfoy świetnie zdaje sobie sprawę z sytuacji i robi to specjalnie, żeby zgubić Harry`ego, albo jest zupełnie tego wszystkiego nieświadomy.

A jeśli nie wie, to oznacza...

- O czym myślisz, Hermiono? - zapytał Ron, obejmując ją ramieniem.

Obróciła głowę i wtuliła twarz w jego szyję, szukając ukojenia w jego bliskości i ciesząc się jego ciepłem.

- Kłopoty - odpowiedziała w końcu ponuro.

*

Kłopoty zawsze są bliżej, niż można się spodziewać.

Hermiona zdała sobie z tego sprawę już następnego dnia. Był sobotni poranek. Hermiona siedziała przy stole naprzeciwko Harry`ego. Promienny uśmiech przyjaciela wyraźnie mówił: „Jaki wspaniały dzień! Życie jest piękne, a niedługo zobaczę się z Draco”. Ten widok odebrał jej apetyt.

Harry co chwilę spoglądał ponad jej ramieniem w stronę stołu Slytherinu.

- Dzisiaj jest mecz Ravenclaw kontra Hufflepuff - powiedział w końcu, umieszczając ostrożnie jajko w kieliszku.

- Wiem - odparła Hermiona. - Zawsze to miło, gdy siedzisz z nami na trybunach.

Prawie zawsze - dodała w duchu. - Podczas ostatniego meczu Slytherinu z Ravenclawem, trzymałeś kciuki za Ślizgonów i w cichości byłeś zachwycony kiedy Malfoy - Drań! - złapał znicz.

Harry zaczerwienił się; dziecinny rumieniec rozlał się na jego twarzy.

- Um... Właściwie to zamierzam oglądać spotkanie razem z Draco. To jedyny mecz, w którym żaden z nas nie bierze udziału. - Zniżył głos. - Założyliśmy się - dodał konfidencjonalnie.

Och, Harry, ty kochany głupolu pomyślała Hermiona nagle zniecierpliwiona. Jak możesz być tak zaślepiony? Jak możesz być tak głupi?

Do Wielkiej Sali wszedł Malfoy. Jak zwykle podczas weekendu, ubrany był na mugolską modłę.

Jajko wyprysnęło z kieliszka Harry`ego.

- Przepraszam - powiedział chłopak do Rona, który gapił się na jajko w swoich płatkach. - Znasz mnie, zawsze jestem taki niezdarny...

Taaak stwierdziła w myślach Hermiona sarkastycznie. Oczywiście. Masz najbardziej niezborne ruchy na świecie, nasza mała gwiazdo quidditcha. Wszyscy o tym wiemy.

Harry nadal wpatrywał się w Ślizgona jak w tęczę.

Hermiona naprawdę nie rozumiała tego zachwytu. Faktycznie, Malfoy wyglądał w dżinsach bardzo zgrabnie, a biała koszula, rozpięta pod szyją bardziej niż zwykle, ukazywała więcej jasnej skóry... Ale nadal był królem Draniolandu.

Ślizgon zauważył Harry`ego i łaskawie obdarzył go jednym z tych powściągliwych skinięć głową.

Och, jakiż ten Malfoy emocjonalnie zaangażowany, pomyślała Hermiona z przekąsem. Drań!

Uśmiech Harry`ego był szczery i radosny.

On zupełnie nie zdaje sobie sprawy z własnych uczuć, dumała Hermiona patrząc jak Harry nieświadomie sięga po tosta i smaruje go dżemem malinowym, zupełnie tak samo, jak robił to przy swoim stole Malfoy.

Harry był tak zaabsorbowany obserwowaniem jedzącego Malfoya, że najwyraźniej nie zwracał uwagi na to, co sam je. Hermiona spojrzała na stół Slytherinu - Malfoy uśmiechał się kpiąco, prowadząc ożywioną konwersację z Zabinim i gestykulował ręką w której trzymał tosta. Potem, na twarzy Harry`ego ujrzała słabe odbicie miny Malfoya; migotało na niej niczym promienie słońca na tafli wody. Ale ten sam wyraz, na twarzy Harry`ego, wydawał się w jakiś sposób niewinny.

Och Merlinie, Harry... Czy ty w ogóle wiesz, co robisz? Zapomniałeś, że jego ojciec był Śmierciożercą? Lucjusz Malfoy nie zginął dlatego, że przeszedł na naszą stronę. Został ukarany za nieuczciwość w stosunku do Czarnego Pana. Był Śmierciożercą, który mordował ludzi z zimną krwią; jednym z najgroźniejszych sług Voldemorta. A jego syn, jest taki jak on - walczy po naszej stronie tylko dlatego, że chce się zemścić. Nie możemy ufać komuś takiemu, a szczególnie w tych czasach. A ty musiałeś zakochać się akurat w tym draniu.

*

Właśnie podczas meczu quidditcha Hermiona uświadomiła sobie, że katastrofa zbliża się wielkimi krokami.

Obie drużyny grały bardzo dobrze. Wszyscy uczniowie z wielkim zainteresowaniem oglądali spotkanie, w którym nie brał udziału ani Harry Potter, który grał najlepiej ze wszystkich, ani Draco Malfoy, który najlepiej oszukiwał.

Pogoda była piękna i słoneczna, a gra toczyła się leniwie przez prawie cały dzień, dopóki słońce nie skryło się za horyzontem, a niebo nie przybrało koloru fioletu.

Hermiona bawiła się prawie dobrze. Opierała się o rozentuzjazmowanego Rona i obserwowała mecz, czując delikatną pieszczotę słońca na swoich odkrytych ramionach.

Prawie dobrze.

Jedynym zgrzytem był widok siedzących tuż przy boisku dwóch chłopców.

Nie przyszli na trybuny. Ron nie zniósłby obecności Malfoya, a sądząc z min Ślizgonów, gdyby Harry pojawił się w ich sektorze, rozerwaliby go na kawałki.

Wobec tego, chłopcy znaleźli sobie miejsce obok barierek, tam, gdzie znajdowały się ręczniki dla graczy i miejsca rezerwowych zawodników. Malfoy leżał na trawie, oparty na łokciach, z wyprostowanymi nogami, skrzyżowanymi w kostkach. Harry siedział, obejmując rękami kolana, ze wzrokiem utkwionym w rozgrywających.

Poprawka - najczęściej utkwionym w rozgrywających. Hermiona zauważyła, że czasem jego uwaga odwracała się od boiska.

Na przykład gdy Malfoy wymachiwał wyimaginowaną flagą, cedząc „Naprzód Ravenclaw”. Albo kiedy przeciągał się leniwie, albo gdy potrząsał głową, odrzucając do tyłu błyszczące w słońcu włosy.

W takich momentach Harry nie mógł powstrzymać się, aby nie rzucić okiem na towarzysza. Potem znowu wracał do obserwowania meczu. Prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że to robi. Ale Hermiona widziała. I była oburzona.

Była bardzo ciekawa, o czym rozmawiają. Wymruczała więc coś przepraszająco do Rona i jakby od niechcenia zeszła w dół trybun, szukając miejsca, gdzie mogłaby ich dyskretnie podsłuchiwać. Wiedziała, że to co robi, jest niemoralne, ale... tak bardzo martwiła się o Harry`ego! Musiała dowiedzieć się, co Malfoy knuje.

W momencie, gdy znalazła się w najniższym rzędzie, tłum zaczął wznosić głośne okrzyki.

Hermiona stwierdziła, że to ironia losu.

Nagle jednak rozpoznała znajomy, znienawidzony głos.

- Ravenclaw wygrał! Mam u ciebie pięć lizaków.

Hermiona przeżyła moment załamania, gdy wyobraziła sobie, że to eufemizm.

- Ciesz się zwycięstwem póki możesz, Draco - usłyszała Harry`ego. Coś ścisnęło ją za gardło, gdy usłyszała tę słodycz w jego głosie; głosie o głębszym tembrze, niż można się było spodziewać widząc jego młodzieńczą twarz. Zwracał się do Malfoya tak, jakby Ślizgon był jego przyjacielem. - W przyszłym tygodniu zaoram tobą boisko.

- Jeśli to zrobisz, już po wsze czasy będę spoglądał na ciebie z najwyższym obrzydzeniem.

A więc to tak... Szantaż emocjonalny!

Hermiona zacisnęła pięści, gdy usłyszała cień wątpliwości w głosie Harry`ego.

- Naprawdę? Po...

- Po wsze czasy - powtórzył Malfoy dobitnie. - Więc lepiej nie odzywaj się do mnie... och, przez trzy dni.

Hermiona osłupiała słysząc, że obaj wybuchnęli śmiechem. Odrażający chichot Malfoya mieszał się z wesołym śmiechem Harry`ego.

- Tak czy inaczej - ciągnął Malfoy - tym razem zamierzam wygrać. Widzisz, to całe pasmo zwycięstw nie było, jak obecny tu głupek twierdził, sposobem na uleczenie twojego złamanego serca. Tak naprawdę był to podstępny ślizgoński plan, żeby wywołać w tobie złudne poczucie bezpieczeństwa. Nasz plan się powiódł i teraz...

- Draco, przestań ględzić. Która godzina?

Gdy Hermiona usłyszała pobłażliwy, lekceważący ton Harry`ego, momentalnie przyjęła postawę obronną i wbiła oczy w Malfoya, w oczekiwaniu na jego reakcję.

Jeśli trzeba będzie wymierzyć mu kolejny policzek...

Nagle jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.

Harry pochylił się swobodnie, by spojrzeć na zegarek Malfoya, dla utrzymania równowagi chwytając się jego ramienia.

Malfoy odwrócił się do Harry`ego, aby mu odpowiedzieć.

Ich twarze były teraz o cal od siebie.

Serce Hermiony na chwile przestało bić.

Profile chłopców odcinały się ostro na tle fioletowego nieba. Widziała jak blade światło zmierzchu odbija się od jedwabistych włosów Malfoya; widziała jak zielone oczy Harry`ego powoli zachodzą mgłą.

Wydawało się, że Harry przestał oddychać. Jego dłoń nie zaciskała się już na ramieniu Malfoya - leżała tam swobodnie, a palce lekko dotykały kosmyków jasnych włosów. Widziała, drążące usta Harry`ego, zarys jego rzęs i widziała, że niewiedza w każdej chwili może zamienić się w samoświadomość.

Wystarczyłoby, żeby poruszył się, minimalnie, a mógłby ustami dotknąć warg Malfoya.

Arystokratyczny profil Malfoya nawet nie drgnął. Jego twarz jak zwykle nic nie wyrażała. Odwrócił głowę, żeby jeszcze raz popatrzeć na zegarek.

- Kwadrans po szóstej.

Harry odsunął się. Szansa na samouświadomienie odeszła. Jego dłoń spoczywała na ramieniu Malfoya odrobinę dłużej.

Ślizgon spojrzał na palce, które dotykały jego włosów, a Hermiona modliła się o jakikolwiek znak tego, że Malfoy już wie...

- Znowu mam za długie włosy - usłyszała obojętny komentarz. - To okropne.

Hermiona poczuła, że obejmują ją czyjeś ramiona i z trudem powstrzymała okrzyk zaskoczenia.

- Tu jesteś - powiedział za jej plecami Ron. - Szukałem cię. - Wtulił się w jej szyję. - No, powiedz, co to za kłopoty, o których mówiłaś wcześniej. Co się ma stać i kiedy?

Hermiona oparła się o niego, szukając w jego ramionach otuchy, podczas gdy przebiegała myślami różne scenariusze.

Harry i Malfoy podnieśli się. Ślizgon popatrzył na nich chłodno i nieufnie.

Harry oczywiście nie zauważał nikogo, prócz Malfoya.

Co oznaczało to przyjacielskie spojrzenie? Co planuje Malfoy? Wcześniej czy później Harry w końcu zrozumie, a wtedy...

Hermiona przypomniała sobie Cho Chang. Harry strasznie się denerwował, zapraszając Krukonkę na bal, ale jednak to zrobił. Śliczną, lubianą, starszą od siebie dziewczynę - dziewczynę, do której większość chłopców nie śmiała by się odezwać.

Harry nie zrobił tego dlatego, że był taki pewny siebie... Uczynił to, bo zawsze ślepo dążył do celu, który sobie wyznaczył i robił wszystko, by zdobyć to, czego chciał. Dlatego, że jeśli czegoś pragnął, oddawał się temu pragnieniu całym sercem.

Pytanie nie brzmiało, co Harry wtedy zrobi. Ale Malfoy... mógłby po prostu złamać mu serce... albo może miał jakieś znacznie bardziej złowrogie zamiary?

Hermiona przypomniała sobie Lucjusza Malfoya i zadrżała.

- Nie martw się tym, Ron.

Ja będę martwiła się za nas oboje.

*

Kiedy poproszono wszystkich, aby tym razem w klubie pojedynków pojawili się w mugolskich ubraniach, Hermiona wiedziała, że to spotkanie będzie wyglądało inaczej niż zwykle.

Jej podejrzenia potwierdziły się, gdy weszli do sali, której podłoga wyłożona została matami. A potem domysły zmieniły się w pewność - zaraz na początku lekcji, do Lupina dołączył Syriusz, któremu zwykle nie pozwalano zbliżać się do Ślizgonów na kilometr.

Hermiona zauważyła, że na widok Syriusza wiele dziewcząt zatrzepotało rzęsami. Ich nowy profesor, teraz, kiedy regularnie się kąpał i jadł, był naprawdę bardzo przystojny, a ponura przeszłość i latanie na motorze nie umniejszało jego atrakcyjności.

Hermiona uważała, że to śmieszne. Przecież Syriusz Black był niemal jak ojciec.

Nie... To nie do końca prawda. Harry znajdowałby się w o wiele lepszej kondycji psychicznej, jeśli Syriusz posiadałby duszę rodzica.

Hermiona nie miała wątpliwości, że mężczyzna bardzo kocha Harry`ego. Nie zawahałby się poświęcić za niego życia; walczył w tej wojnie z taką determinacją właśnie dlatego, aby ochronić Harry`ego za wszelką cenę. Był stworzony do takich dramatycznych gestów jak krwawe zemsty, ucieczki z więzienia czy impulsywne adopcje.

Ale Syriusz nie był stworzony do zwykłego, codziennego życia. Nie wiedział jak troszczyć się o dziecko, nie potrafił okazywać uczuć i nie był tak rozważny, jak spokojny i niezawodny profesor Lupin. Był nieprzewidywalny, gwałtowny i nieodpowiedzialny - jako chłopiec niemal zabił Snape`a - a dwanaście lat w Azkabanie tylko pogłębiło u niego te cechy.

Po prostu nie potrafił być ojcem dla Harry`ego. I nic nie mógł na to poradzić. A Harry nie przestawał cierpieć z tego powodu.

Hermiona spostrzegła wymianę uśmiechów pomiędzy nimi i pomyślała, że wiecznie zajęty Syriusz był zupełnie nieświadomy tego, co dzieje się pomiędzy jego chrześniakiem, a Draco Malfoyem.

Podobnie jak sam Harry zresztą.

Ale to akurat było tylko kwestią czasu.

Na widok wchodzących do sali Ślizgonów, Hermiona zmarszczyła brwi.

I poczuła niepokój, gdy dostrzegła, że Syriusz też się skrzywił.

*

Gdy Harry ujrzał Malfoya, uśmiechnął się, pokręcił głową i bezgłośnie powiedział: „Spóźniłeś się”.

Draco przewrócił oczami, ale nie przestał sprzeczać się z Zabinim, który najwyraźniej uważał, że mugole zwykle w ciągu dnia noszą obcisłe, błyszczące topy.

Oczywiście drobiazgowy Draco, jak zwykle ubrany był stosownie do okazji - w wyblakły popielaty podkoszulek i czarne bojówki.

- Spóźniliście się, Ślizgoni - stwierdził Syriusz, utkwiwszy w nich oczy, które przypominały teraz czarne sztylety.

Harry zamarł oczekując, że Syriusz z radością wykorzysta szansę odebrania Slytherinowi olbrzymiej liczby punktów. Draco spojrzał na nauczyciela chłodno.

- Lepiej od razu bierzmy się pracy - wtrącił Lupin grzecznie. - Profesor Black zgodził się zaprezentować wam kilka podstawowych chwytów walki wręcz. Muszę się przyznać, że nie jestem w tym najlepszy. Przypuszczam, że wy też macie o tym raczej niewielkie pojęcie.

Ron, Jeden-Z-Pięciu-Braci-Weasleyów, prychnął lekceważąco. Lupin uśmiechnął do niego lekko i kontynuował:

- Myślę, że ta wiedza wam się przyda. Może dać wam przewagę podczas pojedynku. Jeśli rozbroicie przeciwnika i jednocześnie on pozbawi was różdżki, od umiejętności walki wręcz może zależeć wasze przetrwanie. Mam nadzieję, że wszyscy będziecie uważnie obserwować dzisiejszą lekcję, i że poważnie podejdziecie do zajęć praktycznych.

- Nauczyłem się tego wszystkiego w szkole - wtrącił Syriusz z diabelskim uśmieszkiem, nieco dłużej zatrzymując wzrok na Harrym. - Więc wy też sobie poradzicie.

Większość zgromadzonych uśmiechnęła się w odpowiedzi.

- Fantastycznie - stwierdził Draco niezbyt cicho. - Wojna przeciwko mrocznym mocom, sprowadzona do poziomu knajpianej bijatyki.

Blaise Zabini parsknął, Lupin przezornie udawał, że nic nie usłyszał, a oczy Syriusza zwęziły się, gdy spojrzał na Ślizgona.

- Tak, mogłem się spodziewać tego rodzaju komentarza... po synu Lucjusza Malfoya.

Draco uniósł wysoko brodę i przybrał tę irytującą, typową dla niego, wyniosłą postawę.

- Dokładnie.

- Jestem pewien, że masz w rękawie setki podstępów na wypadek sytuacji awaryjnej, - powiedział Syriusz ponuro - ale pomimo to, myślę że nadal jest parę rzeczy, których mógłbym cię nauczyć.

Odwrócił się, gwałtownie przeczesując ręką włosy. Nie było osoby, która nie usłyszałaby dość głośnego szeptu Draco:

- Wątpię.

Harry próbował przyciągnąć wzrok Draco, albo Syriusza, któregokolwiek, ale obaj zajęci byli wpatrywaniem się w siebie.

- Dobrze - rzekł Syriusz kwaśno. - Skoro jesteś takim ekspertem, może w takim razie będziesz asystował mi przy prezentacji.

Lupin kaszlnął chcąc zwrócić na siebie uwagę Syriusza, ale przyjaciel kompletnie go zignorował.

- Z przyjemnością - odciął się Draco.

Harry z przerażeniem spojrzał na Syriusza. Znał swojego ojca chrzestnego na tyle, by wiedzieć jak łatwo Syriusz traci nad sobą kontrolę - szczególnie, gdy jest wściekły. W zeszłym roku uderzył profesora Snape`a.

- Jesteś pewien? - spytał Syriusz. - Mogę zepsuć ci fryzurę.

Przesunął wzrokiem po włosach Draco z niezbyt dobrze ukrywaną pogardą. Ślizgon uśmiechnął się pogodnie.

- Wtedy będę musiał pana zabić.

Kąty ust Syriusza uniosły się lekko.

- W porządku. Proszę wszystkich o uwagę - ogłosił. - Zapewniam was, - dodał patrząc na uczepioną ramienia Draco Pansy - że nie skrzywdzę pana Malfoya. Za bardzo.

- Jestem pewien, że nie - odparł Draco, uwalniając się od Pansy i kierując kroki wprost na matę, na której stał Syriusz.

Ron mamrotał pod nosem żarliwe podziękowania wszystkim znanym mu bóstwom. Harry usiłował oprzeć się pragnieniu wywleczenia Draco z sali i trzymania go w zamknięciu, dopóki nie udałoby mu się przemówić przyjacielowi do rozsądku.

- Jesteś pupilkiem Snape`a, co? - zauważył Syriusz, patrząc na Draco z rosnącą niechęcią. - Wszyscy obserwują jak krążę wokół młodego pana Malfoya...

- Profesor Snape jest najlepszym nauczycielem, jakiego kiedykolwiek miałem - odparł Draco surowo. - Koledzy z pracy powinni brać z niego przykład.

Syriusz zazgrzytał zębami.

- Poroszę uważać, panie Malfoy - wycedził. - Spędziłem trochę czasu w więzieniu. Nauczy się pan kilku sztuczek.

- Tak, słyszałem o więzieniu - odpalił Draco. - Założę się, że tam też uprawiał pan zapasy z młodymi chłopcami. Proszę zważać, gdzie kładzie pan ręce.

Wszyscy wiedzieli, że profesor Black jest dość niekonwencjonalnym nauczycielem, ale Draco posuwał się za daleko. Harry z trudem powstrzymał impuls, który nakazywał mu odciągnąć przyjaciela.

Syriusz zaatakował.

Nawet wściekły, nigdy nie skrzywdziłby ucznia. Widać było, że mężczyzna kontroluje swoje ruchy, starając się raczej zbić Draco z nóg i unieruchomić go, niż uderzyć. Harry wiedział, że Syriusz jest nieprawdopodobnie zwinny i szybki.

Ale nie pomyślał, że Draco nie musi się przed niczym powstrzymywać. I że potrafi poruszać się błyskawicznie jak wąż.

Ślizgon odparł atak. Syriusz zatoczył się do tyłu.

Wszyscy obecni wstrzymali oddechy.

Z błyskiem furii w oczach, Syriusz rzucił się na Ślizgona i chwycił go za ramię. Draco spojrzał na niego wyzywająco, a w następnej chwili zwijał się pod wpływem bólu, który czuł w wykręcanej ręce. Harry zerwał się i krzyknął...

- Syriusz! - zawołał ostrzegawczo Lupin. - Lepiej będzie, gdy uczniowie będą ćwiczyli między sobą. Dobierzmy ich w pary, a ty poinstruujesz wszystkich, co mają robić.

Twarz Syriusza nadal emanowała wściekłością, ale puścił ramię Draco.

- W porządku - warknął. - Harry... ty będziesz z nim ćwiczył.

- Chętnie - odparł Harry szybko i odciągnął Draco od Syriusza.

- Czasami zachowujesz się jak ostatni idiota, wiesz? - wyszeptał mu do ucha.

Draco wydawał się urażony, a Syriusz spojrzał na nich z niedowierzaniem i oburzeniem.

Potem mężczyzna oddalił się, żeby dobrać dwójkami innych uczniów.

- Ron i Hermiona, będzie ćwiczyć razem, Neville z... Millicentą, nie jęcz Neville... Pierwszy, któremu uda się rozłożyć przeciwnika na łopatki i przytrzymać go w tej pozycji przez pięć sekund, wygrywa.

Draco spoglądał na Syriusza, a jego oczy przypominały szare, lodowe ostrza.

- Nie znoszę tego faceta - oznajmił głośno.

- Zamknij się - uciszał go Harry. - Mówisz o moim ojcu chrzestnym.

Odsunął się od Draco tak, by stali naprzeciw siebie.

Uczniowie zaczęli ćwiczyć. Hermiona chichotała, gdy Ron udawał, że się z nią siłuje. Zabini wrzeszczał na Pansy, która targała go za włosy.

Harry niezbyt entuzjastycznie zamachnął się na Draco, który odsunął się, nie unikając jednak uderzenia.

- Snape powiedział mi, co Black mu zrobił - powiedział Ślizgon krzywiąc się i wymierzył Harry`emu cios, którego odparowanie wymagało całej zręczności i refleksu szukającego.

- To był żart!

Draco przyjrzał mu się badawczo.

- Żart? - odezwał się w końcu. - Nie wydaje mi się, żeby próba morderstwa była aż tak zabawna. Doskonale wiedział, co się stanie, gdy wilkołak dopadnie Snape`a. Nie mówiąc o tym, że ten wilkołak był jego przyjacielem.

Harry zamarł na moment i Ślizgonowi niemal udało się go przewrócić. Harry nigdy nie rozpatrywał tego, w kategoriach zdrady Lupina.

- Cóż... - powiedział. - Nawet jeśli zrobił coś złego, to zapłacił za to z nawiązką, nie uważasz? Dwanaście lat w Azkabanie... to moim zdaniem aż nadto.

Draco skrzywił się, ale nie odpowiedział. Harry wykorzystał szansę i mówił dalej.

- I weź pod uwagę, że Snape też popełnił wtedy poważne błędy. Zapłacił za nie i teraz jest wszystko w porządku. Właśnie tak to działa. Jeśli zrobisz coś złego, a potem przyznasz się do winy i odpokutujesz, to ludzie ci wybaczą.

Draco uśmiechnął się promiennie i spróbował zbić Harry`ego z nóg.

- Tak? Skąd wiesz? Zrobiłeś kiedykolwiek coś złego, Potter?

- Ja... zmusiłem cię, żebyś pojawił się na śniadaniu z rozczochranymi włosami.

- I jeszcze za to nie zapłaciłeś. Giń, pomiocie szatana, giń!

Harry wyszczerzył się do Draco i spróbował chwycić jego ramię.

- Jest moim ojcem chrzestnym, kocham go. Dlaczego nie dasz mu szansy?

Draco wydął usta.

- Nie jestem pewien czy wierzę w dawanie ludziom kolejnej szansy. Raczej mało kto daje ją mnie.

Harry znieruchomiał i spojrzał na niego poważnie.

- Ja... Ja zawsze dałbym ci następną szansę.

- O ile sobie przypominam, już to zrobiłeś. - Na widok zdumionego spojrzenia przyjaciela, Draco uśmiechnął się czarująco. - Ale ty w ogóle jesteś nieprawdopodobnie ufny.

Nagle rzucił się naprzód i podciął Harry`emu nogi.

Harry przewrócił się na plecy, pociągając za sobą Ślizgona. Draco leżał przyciskając go całym ciężarem do maty. Podczas upadku Harry musiał mocno się uderzyć, bo przez moment nie mógł złapać tchu. Potem leżał oszołomiony, ciężko oddychając; nie mając sił, aby się poruszyć. Sekundy mijały, a oddech Draco łaskotał jego skórę.

Włosy Ślizgona odbijały światło lamp wiszących ponad nimi. Draco pochylił się, a przez twarz przebiegł mu prowokacyjny uśmiech - lekki i krótki niczym mgnienie. Potem oparł łokcie na piersi Harry`ego i podniósł się, żeby z niego zejść.

- To było zbyt proste, Potter.

* T.Love „Ty i tylko Ty”



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kod Biblii, 9) KB-Rozdział dziewiąty-Coda
Okoń rozdział dziewiąty, Pedagogika
lalka, 9, Rozdzia˙ dziewiaty
9(2), ROZDZIA˙ DZIEWI˙TY
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziewiętnasty(1)
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
DOM NOCY 11 rozdział dziewiąty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziewiąty
Rozdział7 Epilog Dziewiętnaście Lat Później
Droga Dziewiątego Rozdział 21
29(1), ROZDZIA˙ DWUDZIESTY DZIEWI˙TY
Dziewiaty rozdzial, 19.09.2016
59 3, ROZDZIA˙ PI˙˙DZIESI˙TY DZIEWI˙TY
Anna Przecławska i Leszek Rowicki Nastolatki i kultura w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych o
Droga Dziewiątego Rozdział 18, 19 ,20

więcej podobnych podstron