PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW HUNSTERS MOONSONG ROZDZIAŁ 4


ROZDZIAŁ 4

-Nie do wiary, Bonnie, spotkać super faceta w pierwszy dzień pobytu w College- powiedziała Elena. Ostrożnie wysunęła pomalowane paznokcie ponad paznokieć Meredith, pomalowany na kolor różowy. Spędziły wieczór na zwiedzaniu, a teraz wszystko, co chciały robić, to po prostu się zrelaksować.

-Czy to na pewno jest ten kolor, który miał być?- spytała Elena Meredith- Nie wygląda, jak letni zachód słońca.

-Mnie się podoba- rzekła Meredith przebierając palcami.

-Ostrożnie! Nie chcę mieć lakieru na mojej nowej narzucie- ostrzegła Elena.

-Zander jest po prostu wspaniały- powiedziała Bonnie, wyciągając się na swoim łóżku w drugim końcu pokoju- Poczekaj, aż go poznasz.

Meredith uśmiechnęła się do Bonnie.

-Czy to nie cudowne uczucie? Dopiero kogoś poznajesz i czujesz , że coś jest między wami, ale nie jesteś pewna, co się dalej wydarzy? - przesadnie westchnęła, uniosła oczy udając omdlenie- i to oczekiwanie i ten dreszczyk na jego widok. Kocham te początki.

Jej ton był lekki, ale było jakieś osamotnienie w jej twarzy. Elena była pewna, że mimo tego opanowania i spokoju, Meredith bardzo tęskniła za Alariciem.

-Oczywiście- Bonnie powiedziała uprzejmie- To niesamowite, ale wolałabym przejść do następnego etapu. Chcę poważnego związku, gdzie oboje będziemy się dobrze znali, zwyczajnego chłopaka, a nie miazgi, jaką wy macie. To nawet chyba dobrze, prawda?

-Myślę, ze tak- odpowiedziała Meredith- Ale nie powinnaś się spieszyć, bo nie masz ograniczonego czasu. Prawda Eleno?

Elena polerowała bawełnianą kulką paznokcie i myślała o tym, jak to ona pierwszy raz spotkała Stefana i o wszystkim, co działo się od tamtej pory. Trudno było uwierzyć, że było to zaledwie rok temu. To co pamiętała, to w większości jej determinacja w zdobyciu Stefana. Bez względu na to, co dostawała w zamian, wiedziała, że on będzie jej. I potem, gdy był już jej, to było wspaniałe. To uczucie, jakby stracony kawałek siebie wrócił na swoje miejsce.

-Prawda-odpowiedziała w końcu na pytanie Meredith- potem wszystko robi się bardziej skomplikowane.

Początkowo Stefan był trofeum, jakie Elena chciała zdobyć: wyrafinowanym i tajemniczym. Był też trofeum do zdobycia dla Caroline i Elena nigdy nie dałaby się pokonać Caroline. Ale potem Stefan pokazał Elenie ból i pasję, uczciwość i szlachetność, jaką w sobie miał i Elena zapomniała o rywalizacji i pokochała Stefana całym sercem. A teraz? Wciąż kochała Stefana z całych sił, a on kochał ją. Ale ona kochała także Damona i z czasem zrozumiała go- jego knowania, manipulowanie, niebezpieczeństwo- lepiej, niż Stefan. Damon był w pewnym sensie podobny do niej: on także nie ustąpi w osiągnięciu tego, czego chce. Ona i Damon są powiązani na jakimś głębokim instynktownym poziomie, a Stefan był zbyt dobry, zbyt honorowy, żeby to zrozumieć. Jak można kochać dwóch ludzi w tym samym czasie?

- Skomplikowane- zadrwiła Bonnie- Bardziej skomplikowane, niż niepewność, czy ktoś cię lubi? Bardziej skomplikowane, niż czekanie na telefon, aby dowiedzieć się , czy zostaniesz zaproszona na randkę w sobotni wieczór? Jestem gotowa na komplikacje. Wiecie, że 49% wykształconych kobiet, poznaje swoich mężów w kampusie?

- Prześledziłaś statystyki- powiedziała Meredith podnosząc się i kierując w stronę własnego łóżka jednocześnie uważając, bo nie rozmazać lakieru. Bonnie wzruszyła ramionami:

-Może i prześledziłam. Ale założę się, że to naprawdę wysoki wynik. Czy Twoi rodzice, Eleno, nie poznali się właśnie tutaj?

-To prawda- powiedziała Elena- Myślę, że uczyli się razem na drugim roku.

-Jak romantycznie- Bonnie powiedziała radośnie.

- Cóż, jeśli masz wyjść za mąż, możesz spotkać swoją miłość gdziekolwiek-powiedziała Meredith- i bardzo możliwe, że spotkasz ją w college-zmarszczyła brwi, leżąc na swojej jedwabnej pościeli- Myślisz, że mogę wysuszyć paznokcie suszarką do włosów? Chcę iść spać.

Obejrzała suszarkę, jakby była częścią eksperymentu naukowego. Bonnie przyglądała jej się do góry nogami, z głową odrzuconą na koniec łóżka, a jej czerwone loki zamiatały podłogę, stopy zaś dotykały ściany. Elena czuła, jak rozsadza ją miłość do nich. Pamiętała ich wspólnie spędzone noce jeszcze w szkole przed tym, jak ich życie… skomplikowało się.

-Tak się cieszę, że jesteśmy razem-powiedziała- mam nadzieję, że przez cały rok będzie tak, jak jest teraz.

To było, zanim usłyszały wycie syren.

Meredith wpatrywała się w ciemność, żeby poskładać fakty, próbując zrozumieć, co dzieje się na zewnątrz Pruitt House. Karetki i kilka samochodów policyjnych zaparkowały na ulicy, a ich światła cicho migały na czerwono i niebiesko. Latarki świeciły okropnym białym blaskiem i wszędzie roiło się od policjantów.

-Myślę, że powinnyśmy wyjść na zewnątrz- powiedziała.

-Żartujesz?- Bonnie spytała zza jej pleców- Po co miałybyśmy to robić? Jestem w piżamie…

Meredith spojrzała za siebie. Bonnie stała z rękami na biodrach i oburzonym wzrokiem. Rzeczywiście, ubrana była w uroczą piżamę z aplikacją loda w kształcie rożka.

- Cóż, załóż szybko dżinsy- powiedziała Meredith.

-Ale po co?- żałośnie spytała Bonnie.

Oczy Meredith napotkały oczy Eleny i skinęły energicznie do siebie.

-Bonnie- powiedziała cierpliwie Elena- mamy obowiązek sprawdzić wszystko, co dzieje się dookoła. Mogłybyśmy być zwyczajnymi studentkami, ale znamy prawdę o tym świecie- prawdę, z której inni ludzie nie zdają sobie sprawy, o wampirach i wilkołakach i potworach- i musimy się upewnić, że wszystko co dzieje się na zewnątrz nie jest częścią tej prawdy. Jeśli to zwyczajny, ludzki problem, policja poradzi sobie z tym. Ale jeśli to coś innego, to nasz obowiązek.

-Szczerze mówiąc- mruknęła Bonnie dotarłszy do swojego ubrania- macie bardzo skomplikowaną osobowość, czy coś. Załatwię wam psychologa, żeby was zdiagnozował.

- Potem będziemy żałować- przymilnie powiedziała Meredith.

Po drodze do drzwi, Meredith chwyciła długi aksamitny pokrowiec na wypadek walki. Pakunek ten był szczególny, zaprojektowany zarówno do walki z ludźmi, jak i istotami nadprzyrodzonymi i wykonany według zaleceń stosowanych w jej rodzinie od pokoleń. Jedynie Sulez może być takim wojownikiem. Pogłaskała swoją broń, wyczuwając przeskoki między różnymi rodzajami materiałów: srebro na wilkołaki, drewno na wampiry, biały popiół na pierwotnych, żelazo na widma, maleńkie końce wypełnione trucizną. Wiedziała, że nie może użyć tego na oczach policji i niewinnych postronnych osób, ale czuła się pewniej czując ciężar włóczni w dłoni.

Na zewnątrz wrześniowe ciepło Virginii ustępowało chłodowi nocy, a dziewczyny ruszyły pospiesznie w kierunku tłumu.

- Niech nie zauważą, że właśnie tam idziemy- szepnęła Meredith- Udawajcie, że idziemy do innego budynku.

Odchyliła się lekko, jakby zmierzała przejść obok dziedzińca, a następnie poprowadziła je bliżej, zerkając na taśmę policyjną wokół trawnika udając, że jest zaskoczona tym, co się tu dzieje.

Elena i Bonnie szły za nią rozglądając się szeroko otwartymi oczami.

- W czym mogę paniom pomóc?- zapytał jeden z ochroniarzy kampusu przesuwając się do przodu, aby zablokować im przejście.

Elena uśmiechnęła się do niego uprzejmie.

- Szłyśmy tylko do centrum studenckiego i zobaczyłyśmy wszystkich tutaj. Co się stało?

Meredith wyciągnęła głowę, aby spojrzeć za niego. Wszystko, co mogła zobaczyć, to grupa policjantów rozmawiających ze sobą i dużo ochroniarzy kampusu. Niektórzy oficerowie klęczeli i przeczesywali trawę w poszukiwaniu czegoś. „Analitycy policyjni”- pomyślała niejasno, domyślając się tego, bo widziała policyjne procedury w telewizji.

Pracownik ochrony stanął z boku, żeby zablokować jej widok.

-Nic poważnego, tylko dziewczyna wpadła w kłopoty spacerując tu samotnie-uśmiechnął się uspokajająco.

-W jakie kłopoty?- Meredith spytała, próbując zobaczyć co się dzieje za nim. Przesunął się, żeby znów sobą zasłonić widok.

- Nic, czym trzeba byłoby się martwić. Tym razem wszyscy są cali.

- Tym razem?- zapytała Bonnie marszcząc brwi. Odchrząknął.

- Po prostu trzymajcie się razem tej nocy, OK.? Poruszajcie się parami albo w grupie, kiedy jesteście na terenie kampusu, a wszystko będzie w porządku.

-Podstawa, to bezpieczeństwo, prawda?

- Ale co się stało z dziewczyną? Gdzie ona jest- zapytała Meredith.

-Nie ma się czym martwić- odparł ostrzej tym razem.

Jego wzrok spoczął na pakunku w ręku Meredith.

- Co masz w środku?

- Kij bilardowy. Mamy zamiar zagrać w bilard w centrum studenckim.

- Bawcie się dobrze- powiedział przeciągle.

- Będziemy- Elena powiedziała słodko z dłonią na ramieniu Meredith. Meredith otworzyła usta, aby zadać kolejne pytanie, ale Elena pociągnęła ją z dala od ochroniarza w kierunku centrum studenckiego.

- Hej- sprzeciwiła się cicho Meredith, kiedy były wystarczająco daleko, aby ich nikt nie słyszał- Nie skończyłam zadawać pytań.

- On nie zamierzał powiedzieć nam nic więcej- powiedziała Elena. Jej usta zacisnęły się w wąską linię- Założę się, że stało się coś więcej, niż tylko małe kłopoty. Widziałyście ambulans?

- Nie idziemy do centrum studenckiego, prawda?- Bonnie zapytała żałośnie- jestem zmęczona.

Meredith potrząsnęła głową.

- Lepiej chodźmy dookoła budynków do naszego akademiku. Będą coś podejrzewać, jeśli zobaczą, że wracamy.

- To było straszne, prawda?- powiedziała Bonnie.- Myślicie- przerwała, a Meredith zauważyła, jak przełyka ślinę- Myślicie, że stało się coś naprawdę złego?

- Nie wiem- powiedziała Meredith- Powiedział, że dziewczyna wpadła w drobne kłopoty. To może znaczyć cokolwiek.

- Myślisz, że ktoś ją zaatakował?- Spytała Elena.

Meredith rzuciła jej znaczące spojrzenie.

- Może- odparła- Albo może coś.

- Mam nadzieję, ze nie- powiedziała Bonnie i przeszły ją dreszcze- Mam dość „czegoś” przez ostatni czas.

Okrążyły szkolny budynek, potem zeszły w dół ciemną, samotną ścieżką i dookoła z powrotem w kierunku swego akademika. Ujrzały jaskrawo oświetlony jak latarnia korytarz. Wszystkie trzy przyspieszyły, kierując się w stronę światła.

- Mam klucz- powiedziała Bonnie wyciągając go z kieszeni dżinsów. Otworzyła drzwi i razem z Eleną pospieszyły do akademika.

Meredith zatrzymała się i spojrzała w stronę ruchliwego dziedzińca, a następnie na ciemne niebo nad kampusem.

Niezależnie od rodzaju „kłopotu” i od tego, czy jego przyczyną był człowiek, czy coś innego, wiedziała, ze musi być w dobrej kondycji, w każdej chwili gotowa do walki.

Mogła niemal usłyszeć głos swojego ojca mówiący: „Czas zabawy się kończy, Meredith”. Nadszedł czas, aby skupić się na swoim treningu, czas, aby pracować nad swoim przeznaczeniem jako ostoja. Jako Sulez musiała dbać o to, by chronić niewinnych ludzi przed niebezpieczeństwem ciemności.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW HUNSTERS MOONSONG ROZDZIAŁ5
PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW HUNSTERS MOONSONG ROZDZIAŁ6
PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW HUNTERS MOONSONG ROZDZIAŁ 3
Pamiętniki Wampirów Powrót o Zmierzchu Rozdział 12
L J Smith Pamiętniki wampirów 06 Uwięzieni ROZDZIAŁ 1 2
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 14
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 38
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 30
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 34
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 21
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 42 i EPILOG
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 37
Smith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 05 Powrót o zmierzchu [rozdzia 6]
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 25
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 7
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 8
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 23
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 13
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 17

więcej podobnych podstron