ROZDZIAŁ 14
Matt pochylił nieszczęśliwie ramiona. Przyszedł na spotkanie rekrutów, bo nie chciał być sam
w pokoju, ale teraz jednak wolałby być sam. Unikał Eleny, Meredith i Bonnie- to nie była ich
wina, ale tak wiele przemocy działo się wokół nich w minionym roku, tyle śmierci. Pomyślał,
ż
e może lepiej będzie pobyć z innymi ludźmi, ludźmi, którzy nie widzieli, ile ciemności jest
na tym świeci, ale się mylił.
Czuł się prawie, jakby był spowity jakimś bąbelkowym, gęstym, mętnym szalem. Patrzył i
słyszał innych rekrutów, ale czuł się wyobcowany; wszystko wydawało się stłumione i słabe.
Czuł się, że gdyby usunął tą warstwę ochronną, mógłby się rozpaść.
Kiedy tak stał w tłumie rekrutów, podeszła do niego Chloe i stanęła obok niego, dotykając
uspokajająco jego ramienia swoją małą, silną ręką. Pojawiła się luka w bąbelkowym szalu i
mógł naprawdę poczuć jej obecność. Położył swoją dłoń na jej dłoni i ścisnął z
wdzięcznością.
Spotkanie odbywało się w podziemnym, drewnianym pomieszczeniu, w którym spotkali się
po raz pierwszy. Ethan zapewnił ich, że to tylko jedna z wielu tajnych kryjówek, inne zostaną
ujawnione tylko zaprzysiężonym członkom bractwa.
Matt odkrył już, że nawet ten pokój miał kilka wejść: jedno w starym domu na obrzeżach
kampusu, którym wprowadzili ich tutaj pierwszego dnia, następne w szopie w pobliżu boiska,
a kolejne w piwnicy biblioteki.
Podziemia kampusu musiały wyglądać jak plaster miodu, skoro był tam cały system tuneli,
które kończyły się w jednym miejscu, pomyślał, wyobrażając sobie studentów spacerujących
na słońcu ogrzewającym trawę, i niekończące się ciemne tunele pod nimi.
Ethan mówił, a Matt wiedział, że zwykle chłonąłby każde jego słowo. Dziś jednak głos
Ethana spływał po nim, a Matt skierował wzrok na czarno odziane, zamaskowane postaci
członków Vitale, którzy chodzili po pomieszczeniu za Etanem. Tępo zastanawiał się nad
nimi, nad tym, że maski dobrze ukrywały ich twarze i że nie był pewien, czy kiedykolwiek
rozpoznałby ich na terenie kampusu. Któregokolwiek z nich oprócz Ethana, oczywiście. Matt
zastanawiał się ciekawie, co sprawiło, że ten przywódca był zwolniony z zasłaniania twarzy.
Podobnie jak w tunele pod kampusem, anonimowości Vitales była nieco niepokojąca.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się, a rekruci zaczęli opuszczać pomieszczenie. Kilkoro z
nich poklepało Matta po plecach lub mruknęło słowa współczucia, a on poczuł ciepło, gdy
uświadomił sobie, że troszczyli się o niego, jakby stali się przyjaciółmi po tym, jak
wykonywali razem te głupie czasem zadania.
- Poczekaj chwilę, Matt- Etan pojawił się obok niego nagle.
Na spojrzenie Ethana, Chloe ścisnęła rękę Matta ponownie i odeszła.
- Do zobaczenia później- szepnęła. Matt patrzył, jak przeszła przez salę i wyszła za drzwi, jej
włosy podskakiwały na karku.
Kiedy spojrzał na Ethana, tamten był przechylony na bok, jego złoto-brązowe oczy uważne.
- Dobrze widzieć Ciebie i Chloe tak blisko- Etan oświadczył, i Matt wzruszył niezręcznie
ramionami.
- Tak, cóż…- powiedział.
- Wiesz, że członkowie Vitale są tymi, którzy zrozumieją Cię najlepiej- powiedział Etan-
Tymi, którzy będą przy Tobie przez cały College i przez resztę Twojego życia- uśmiechnął
się- Przynajmniej, tak się stało ze mną. Przyglądałem Ci się, Matt.
Matt zesztywniał. Coś w Etanie przecięło bąbelkowy szal uczuć, ale nie w tak delikatny
sposób, jak zrobiła to Chloe. Teraz Matt czuł się zagrożony, zamiast chroniony. Być może
ostrość jego wzroku, lub sposób, w jaki Etan zawsze przemawiał powodował, że mocno
wierzył w to co mówił.
- Tak?- powiedział ostrożnie Matt.
Ethan uśmiechnął się.
- Nie patrz tak paranoidalnie. To dobra rzecz. Każdy rekrut Vitale jest wyjątkowy, dlatego są
oni wybrani, ale co roku jest jeden, który jest jeszcze bardziej wyjątkowy, który jest liderem
wśród liderów. Widzę, że w tej grupie, to Ty, Matt.
Matt odchrząknął.
- Naprawdę?- powiedział, schlebiało mu to i nie wiedział zupełnie, co powiedzieć. Nikt nigdy
wcześniej nie nazwał go liderem.
- W tym roku mam wielkie plany co do Bractwa Vitale - powiedział Etan, a jego oczy
błyszczały.- Zamierzam przejść do historii. Mam zamiar być bardziej aktywny, niż to do tej
pory było. Nasza przyszłość jest jasna.
Matt uśmiechnął się półgębkiem i skinął głową. Kiedy Etan mówił tym swoim ciepłym i
przekonującym głosem, ze złotymi oczami utkwionymi w Macie, Matt mógł też zobaczyć tę
przyszłość. Vitale rządzące nie tylko w kampusie, ale pewnego dnia, na całym świecie. Matt
sam zostanie zmieniony ze zwykłego faceta- zawsze był kimś przekonującym, o jasnym
spojrzeniu- w lidera liderów, jak powiedział Etan. Mógł sobie to wyobrazić.
- Chcę, żebyś był tutaj moją prawą ręką, Matt- powiedział Etan- Możesz mi pomóc
zrealizować moje plany.
Matt skinął głową ponownie i, pod spojrzeniem Ethana, poczuł przypływ dumy, pierwszą
dobrą rzecz, jaką czuł po śmierci Chrisa. Mógł prowadzić Vitale, stojąc u boku Ethana.
Wszystko byłoby lepsze. Droga ku przyszłości była jasna.
„Rzeczywiście, Keynes zakładał, że aktywność gospodarcza była określana przez
zagregowany popyt.”
Po raz piętnasty w ciągu pół godziny, Stefan przeczytał zdanie, nie mogąc pojąć jego sensu.
To wszystko po prostu wydawało się być bez sensu. Starał się odwrócić swoją uwagę od
morderstw w kampusie, ale to tylko uczyniło go bardziej niespokojnym, bo nie mógł być u
boku Eleny, pilnując, żeby była bezpieczna. Zamknął książkę i ukrył głowę w swoich
dłoniach. Bez Eleny, co on tu robi? Poszedłby za nią wszędzie. Była tak piękna, że bolało go
czasami patrzenie na nią, jak boli gapienie się w słońce. Ona jaśniała. jak słońce ze swoimi
złotymi włosami i lapis lazuli oczami, jej delikatną kremową skórą, która wyglądała, jakby
była delikatne muśnięta różem. Ale było w niej coś więcej niż jej uroda. Sama jej uroda nie
trzymałaby go przy niej tak długo. W rzeczywistości, jej podobieństwo do Katharine trochę
go zniechęcało. Ale pod jej chłodnym zewnętrznym pięknem był błyskotliwy umysł, który
wciąż pracował nad tworzeniem planów i nasłuchiwał, czy nie ma potrzeby ostro chronić
osób, które kochała.
Stefan spędził całe wieki szukając czegoś, co pozwoliłoby mu znów poczuć się żywym i
nigdy nie czuł się pewny niczego tak bardzo, jak Eleny. Ona była tą jedyną.
Dlaczego ona też nie mogła być pewna jego? Bez względu na to, co Elena powiedziała o tym,
ż
e Stefan był tym jedynym dla niej, faktem pozostaje, że tylko dwie dziewczyny kochał w
swoim długim, długim życiu i kochał je nie tylko Stefan, ale też i jego brat.
Stefan zamknął oczy i przetarł grzbiet nosa palcami, potem odsunął się od biurka. Może był
głodny. Po kilku szybkich krokach, które wykonał po swoim białym, malowanym
pomieszczeniu, w którym były pomieszane jego eleganckie rzeczy i tanie meble szkolne,
wyszedł na balkon. Na zewnątrz noc pachniała jaśminem i spalinami. Stefan wysłał swoje
nitki mocy w noc, szukając, czując… coś… tam. Maleńki umysł przyspieszył w odpowiedzi
na jego umysł. Jego słuch, ostrzejszy niż człowieka, wyłapał słabe skomlenie i mały, futrzany
nietoperz wylądował na balustradzie balkonu, przywołany przez jego moc. Stefan podniósł
go, trzymając w górze, starając się łagodnie przejąć władzę nad umysłem nietoperza i spojrzał
na jego małą zaalarmowaną lisią twarz.
Stefan spuścił głowę i pił uważając, żeby nie wypić zbyt wiele z małego potwora. Skrzywił
się od smaku, a potem uwolniony nietoperz zatrzepotał niepewnie trochę oszołomiony,
następnie przyspieszył i zniknął w ciemności nocy.
Nie był strasznie głodny, ale krew oczyściła jego umysł. Elena była taka młoda. Musiał o tym
pamiętać. Była jeszcze młodsza niż kiedy on stał się wampirem i potrzebowała czasu, aby
doświadczyć życia, zanim jej ścieżka doprowadzi ją z powrotem do Stefana. Mógł poczekać.
Miał mnóstwo czasu. Ale brakowało mu jej tak bardzo. Zbierając siły, skoczył z balkonu i
wylądował lekko na ziemi. Dotarło do niego, że ścielił się tam kwiecisty dywan, kiedy poczuł
płatki miękkie jak jedwab. Stokrotki, świeże i niewinne. Zerwał je i poszedł z powrotem do
akademika, tym razem wykorzystując wejście do domu.
Przed drzwiami Eleny, zawahał się. Słyszał lekkie dźwięki kiedy poruszała się, czuł jej
charakterystyczny, odurzający zapach. Była sama, a on miał ochotę po prostu zapukać. Może
za nim tęskniła, tak jak on bardzo tęsknił za nią. Czy, jeśli zostaną sami, ona zatopi się w jego
ramionach, pomimo swego postanowienia?
Stefan potrząsnął głową, zacisnął mocno usta. Musiał uszanować życzenie Eleny. Jeśli
potrzebuje czasu, by pobyć sama, powinien jej go dać. Patrząc na białe stokrotki, powoli
ułożył je na klamce drzwi Eleny. Znajdzie kwiaty i będzie wiedziała, że są od niego. Chciał,
ż
eby wiedziała, że on może na nią czekać, jeśli to jest to, czego ona potrzebuje, ale też, że
zawsze o niej myśli.