ROZDZIAŁ 33
Ethan, zauważył Matt, totalnie zwariował. Facet, który dotąd był zawsze pogodny i spokojny,
teraz nadzorował przygotowania do inicjacji z intensywnością sierżanta.
- Nie!- warknął na całą salę. Rzucił się i uderzył w nogę dziewczyny, która stała na krześle
i przekładała róże przez zespawane z metalu V, w górnej części środkowej łuku.
- Ała!- krzyknęła upuszczając róże na podłogę.
- Ethan, o co Ci chodzi?
- Nie kładziemy niczego na V, Lorelai - powiedział jej chłodno i pochylił się, aby zebrać
kwiaty- Trzeba szanować symbole Towarzystwa Vitale. To jest sprawa honoru. Kiedy nasz
lider w końcu dołączy do nas, musimy pokazać, że jesteśmy zdyscyplinowani, że jesteśmy
zdolni- wepchnął jej z powrotem róże do rąk- Nie zrobimy tego przez upinanie śmieci na
całym symbolu naszej organizacji.
Lorelai spojrzała na niego.
- Przykro mi. Ale myślałam, że Ty jesteś liderem Vitale, Ethan.
Wszyscy przestali pracować, aby zobaczyć reakcję Ethana. Widząc, że był w centrum uwagi,
Ethan odetchnął głęboko, wyraźnie starając się odzyskać spokój. Wreszcie zwrócił się do nich
wszystkich, wymawiał ostro słowa.
- Staram się przygotować Was wszystkich i tą komorę na ceremonię inicjacji. Dla Was- jego
głos podniósł się, kiedy spojrzał na nich dookoła- A teraz dowiaduję się, że mimo całego
swego przyrzeczenia, jesteście bandą nieudaczników. Nie umiecie postawić świeczki lub
wymieszać kilku ziół bez mojej pomocy. Kończy nam się czas, a równie dobrze mogę po
prostu robić wszystko sam.
Matt rozejrzał się po innych rekrutach. Ich twarze były zszokowane i uważne. Podobnie, jak
on, cały czas byli wpatrzeni w Ethana, który do tej pory im schlebiał, wspierał ich
pochwałami. Teraz wszystko się odwróciło i nikt nie wiedział, jak zareagować. Chloe,
ustawiająca świece przy łuku, była niespokojna, mocno zacisnęła usta. Spojrzała szybko na
Matta a potem dalej, w stronę Ethana.
- Po prostu powiedz nam, co chcesz, żebyśmy zrobili, Ethan- powiedział Matt, krocząc do
przodu. Starał się utrzymać swój głos i uspokoić Ethana- Dołożymy wszelkich starań, aby
wszystko było idealnie.
Ethan spojrzał na niego.
- Nie potrafisz nawet skłonić swego przyjaciela Stefana, żeby do nas dołączył- powiedział z
goryczą- Jedno proste zadanie i nawaliłeś.
- Hej- powiedział Matt, obrażony- To nie fair. Miałem namówić Stefana na rozmowę z Tobą.
Jeśli on nie jest zainteresowany, to jego decyzja. Nie miał do nas dołączyć.
- Kwestionuję Twoją dbałość o Vitale, Matt- powiedział stanowczo Ethan- A rozmowa ze
Stefanem Salvatore nie jest skończona.
Stanął naprzeciw Matta, zerkając przelotnie na resztę rekrutów, skupionych wokół niego.
- Nie mamy za dużo czasu. Wracać do pracy.
Matt poczuł nadchodzący od skroni ból głowy. Po raz pierwszy, zastanawiał się, że może
wcale nie chce przyłączyć się do Vitale po tym wszystkim.
- Mógłbym otworzyć te drzwi w sekundę- Damon powiedział z irytacją- Zamiast tego, stoimy
tu, czekając.
Meredith westchnęła i ostrożnie poruszyła sworzeń w zamku.
- Jeśli sforsujesz drzwi, Damon, będą wiedzieć od razu, że ktoś włamał się do biura ochrony
kampusu. Przez podniesienie blokady możemy jak najmniej je uszkodzić. Okay?
Wsuwka zatrzymała się na zapadce, a Meredith ostrożnie wsunęła ją do góry, starając się
wepchnąć do połowy zamka szpilkę i przekręcić go. Ale wsuwka się wygięła i straciła kąt.
Meredith jęknęła i wykopała w torbie kolejną wsuwkę.
- Dwadzieścia siedem broni- mruknęła- Przywiozłam dwadzieścia siedem różnych broni na
studia, a nic do odblokowania drzwi.
- Cóż, nie można być przygotowanym na wszystko- powiedziała Elena- A co z użyciem karty
kredytowej?
- Bycie przygotowanym na wszystko jest wpisane w moją robotę- wymamrotała Meredith.
Usiadła na piętach i patrzyła na drzwi. Zamek był bardzo słaby: nie tylko Damon, ale ona
albo Elena mogłyby łatwo zmusić go, żeby się otworzył. I tak, karta kredytowa lub coś
podobnego prawdopodobnie zadziała. Wrzucając wsuwkę do otwartej torebki, wyjęła swój
portfel i znalazła legitymację studencką. Legitymacja zjechała w prawo w szparze między
drzwiami a futryną, powoli bujając się i, bingo, można było łatwo przesunąć do tyłu zamek i
pchnąć drzwi.
Meredith uśmiechnęła się przez ramię do Eleny, wyginając jedną brew.
- To było dziwnie satysfakcjonujące- powiedziała.
Kiedy byli w środku, a drzwi zamknęły się za nimi, Meredith upewniła się, że okna były
zasłonięte, a potem zapaliła światło.
Biuro ochrony było skromnie urządzone: białe ściany, dwa biurka, na każdym komputer,
zapomniane pół kubka kawy na górze i na szafce. Na parapecie stała umierająca roślina
z suchymi i brązowymi liśćmi.
- Jesteśmy pewni, że żaden z ochroniarzy nie ma zamiaru pokazać się tu i złapać nas?- Elena
zapytała nerwowo.
- Mówiła Wam, sprawdziłam ich rozkład dnia- powiedziała Meredith- Po ósmej wszyscy,
oprócz jednego dyżurnego ochroniarza, patrolują kampus. I ten dyżurny siedzi w holu na
parterze budynku administracyjnego, utrzymując kontakt radiowy z innymi i pomaga
uczniom, którzy zatrzaskują się w swoich akademikach i takie tam.
- Cóż, miejmy to za sobą- powiedział Damon- Nie mam ochoty szczególnie rozkoszować się
spędzaniem całego wieczoru w tej ponurej małej dziurze.
Jego głos brzmiał, jak dobrze wychowany i znudzony, jak zwykle, ale było w nim coś innego.
Stał bardzo blisko Eleny, tak blisko, że jego ręka ocierała się o nią i, zauważyła Meredith,
dotykał pleców Eleny opuszkami palców bardzo delikatnie. Na jego ustach było skryte
wykrzywienie, jakby Damon był jeszcze bardziej zadowolony z siebie niż zwykle.
- No i?- spytał, oglądając się na Meredith- Co teraz, łowco?
Elena odsunęła się od niego i uklękła przed szafką koło Meredith, otwierając górną szufladę.
- Jakie było nazwisko Samanthy? Jej kartoteka powinna być podpisana nazwiskiem- spytała
Elena.
- Dixon- powiedziała jej Meredith, otrząsając się z delikatnego szoku, którego doznawała,
kiedy ktoś mówił o Samancie w czasie przeszłym. To dlatego po prostu, że…ona była tak
pełna życia- A Christopher nazywał się Nowicki.
Elena pogrzebała w dokumentach w obu szufladach, wyciągając najpierw jedną grubą teczkę,
a następnie drugą.
- Mam ich- otworzyła teczkę Samanthy i wydała słaby gardłowy dźwięk.
- To…gorsze, niż myślałam- powiedziała trzęsącym się głosem, patrząc na zdjęcia
z morderstwa. Odwróciła kilka stron- A oto raport koronera. Mówi, że zmarła z powodu
utraty krwi.
- Pozwól mi zobaczyć- powiedziała Meredith. Wzięła teczkę i sama zaczęła przeglądać
zdjęcia z miejsca zbrodni chcąc sprawdzić, czy niczego nie przegapiła, kiedy znalazła
Samanthę. Uciekała wzrokiem od ciała bezbronnej Sam, więc przełknęła ślinę i
skoncentrowała się na obszarach z dala od ciała, czyli na podłodze, ścianach pokoju
Samanthy.
- Utrata krwi, bo została zabita przez wampira? Albo dlatego, że jest tyle krwi wszędzie?-
była dumna z tego, jak spokojny głos udało jej się zachować, w każdym razie bardziej
spokojny, niż głos Eleny. Podała teczkę Damonowi.
- Co myślisz?- zapytała.
Damon wziął teczkę i studiował zdjęcia beznamiętnie, przerzucając kilka stron, żeby
przeczytać raport koronera. Potem wyciągnął rękę do Eleny po teczkę Christophera i obejrzał
również jej zawartość.
- Nie mogę nic powiedzieć na pewno- powiedział po kilku minutach- Z tego co widzę, mogli
zostać zabici przez wilkołaki, które są tak prymitywne. Albo przez niechlujne wampiry.
Demony także. Nawet ludzie mogli to zrobić, jeśli byli wystarczająco zmotywowani.
Elena wydała miękki dźwięk zaprzeczenia, a Damon błysnął swoim błyskotliwym
uśmiechem.
- Och, nie zapominaj, że ludzie mogą wymyślić bardziej kreatywne środki przemocy, niż
kilka głodnych prostych potworów, kochanie.
Poważne znów spojrzał na zdjęcia jeszcze raz.
- Mogę powiedzieć jednak, że więcej niż jedna istota- lub osoba- to zrobiła.
Jego palec prześledził linię na jednym zdjęciu, a Meredith zmusiła się, żeby tam spojrzeć.
Krew opryskała szerokim łukiem pokój, za wyciągniętymi ramionami Samanthy.
- Widzisz drogę krwi rozpryskanej tutaj?- zapytał Damon- Ktoś trzymał jej ręce, ktoś inny
stopy, a jeszcze ktoś inny, a może więcej osób, zabiło ją.
Otworzył ponownie teczkę Christophera.
- Tu to samo. Może to być dowód, że to wilkołaki, bo one wędrują stadami, ale to nie jest
mocny dowód. Wszystko może podróżować w grupie. Nawet wampiry: nie wszystkie są tak
samowystarczalne, jak ja.
- Ale przecież Matt widział tylko jedną osobę- lub cokolwiek- przy ciele Chrisa- zauważyła
Elena- A dotarł tam dość szybko po tym, jak usłyszał jego krzyk.
Damon machnął ręką lekceważąco.
- Więc to tylko oznacza, że są bardzo szybcy- powiedział- Wampir może zniknąć szybciej,
niż człowiek zdąży krzyknąć. Prawie wszystkie istoty nadprzyrodzone to potrafią. Prędkość
mają w wyposażeniu.
Meredith zadrżała.
- Cała grupa czegoś- powiedziała głucho- Czegoś tak złego.
- Grupa jest znacznie gorsza- zgodził się Damon- Możemy już iść?
- Lepiej sprawdzić i zobaczyć, czy jest coś jeszcze, a potem po sobie posprzątać- powiedziała
Elena- Czy mógłbyś postać na zewnątrz na czatach? Czuję, że naprawdę kusimy los będąc
tutaj tak długo. Możesz dać jakiś sygnał, jeśli zobaczysz, że ktoś nadchodzi. Użyj swojej
mocy, aby się ich pozbyć. Proszę?
Damon uśmiechnął się do niej zalotnie.
- Będę Twoim psem tropiącym, księżniczko, ale tylko dla Ciebie.
Meredith poczekała, aż wyszedł, żeby powiedzieć sucho:
- Mówiąc o psach, pamiętasz, kiedy Damon zabił mopsa Bonnie?
Elena otworzyła ponownie górną szufladę z dokumentami i zaczęła je znów przeglądać.
- Nie chcę o tym mówić, Meredith. W każdym razie to Katharine zabiła Jangcy.
- Po prostu nie sądzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, w co się pakujesz- powiedziała
Meredith- Damon nie jest dobrym materiałem na związek.
Ręce Eleny zatrzymały się.
- Ja nie ... to nie tak- powiedziała- To nie jest związek, nie chcę związku z nikim, poza
Stefanem.
Meredith zmarszczyła brwi, zdezorientowana.
- Więc, co to jest w takim razie?
- To skomplikowane- Elena powiedziała- Dbam o Damona, wiesz o tym. Zdaję sobie sprawę,
jak mogą pójść jego sprawy. Jest coś między nami, zawsze było. Po odejściu Stefana- jej głos
się załamał- Muszę dać temu szansę. Po prostu ... po prostu zostawmy to w spokoju na razie
ok.?
Podniosła teczkę Samanthy, żeby włożyć ją do szuflady. Jej wargi drżały, a Meredith
zastanawiała się dalej nad tematem: ona nie zostawi tego w spokoju. Nie, kiedy Elena była
zdenerwowana i jakoś zaangażowana- bardziej zaangażowana, niż była wcześniej- z
Damonem, niebezpiecznym wampirem. Ale Elena przerwała jej.
- Ha- powiedziała- Jak myślisz, coto znaczy?
Meredith zajrzała, żeby zobaczyć, o czym ona mówi i Elena pokazała jej.
Na wewnętrznej stronie przedniej części teczki Samanthy było napisane duże czarne V.
Podniosła teczkę Christophera.
- Tu też to jest- powiedziała pokazując Elenie.
- Wampiry?- zapytała Elena- Vitale? Co jeszcze zaczyna się na V i może być powiązane
z tymi morderstwami?
- Nie wiem- Meredith zaczęła mówić, gdy nagle usłyszały huk silnika samochodu,
rozciągający się na zewnątrz budynku. Ochrypłe krakanie dało się słyszeć za oknem.
- To Damon- powiedziała Elena, wciskając dokumenty Christophera z powrotem do szafki.
- Jeśli nie chcemy ściągnąć tu wszystkich ochroniarzy, lepiej szybko stąd uciekajmy.