ROZDZIAŁ 34
- Podoba mi się Twoje mieszkanie- Elena powiedziała do Damona, rozglądając się.
Była lekko zaskoczona, gdy zaprosił ją na kolację. Zwyczajna randka to nie było coś, co
można by skojarzyć z Damonem, ale idąc do niego czuła mrowienie z podniecenia i
ciekawości. Mimo, że mieszkała w tym samym pałacu, co Damon, w Mrocznym Wymiarze,
nigdy nie widziała mieszkania, które on urządził samodzielnie. Dla wszystkich był
zuchwałym Damonem, zdała sobie sprawę, strzegł swojej prywatności. Spodziewała się, że
jego mieszkanie będzie urządzone w stylu gotyckim, utrzymane w czerni i czerwieni, jak
dwory wampirów, które odwiedzała w Mrocznym Wymiarze. Ale tak nie było. Zamiast tego
było minimalistyczne, gustowne i eleganckie w swojej prostocie, z czystymi jasnymi
ś
cianami, dużą ilością okien, meblami ze szkła i metalu w chłodnych, miękkich kolorach. W
pewnym sensie pasowało to do niego. Jeśli nie patrzyło się zbyt głęboko w jego ciemne,
starożytne oczy, mógł być przystojnym, młodym modelem albo architektem, ubranym w
modny czarny kolor, mocno zakorzenionym w świecie współczesnym. Ale nie całkiem
nowoczesnym. Elena zatrzymała się w salonie, podziwiając widok na miasto: gwiazdy
błyszczały na niebie nad stonowanymi światłami domów i reflektorów samochodów na
drogach. Na szklanym, chromowanym stole pod oknem, coś innego błyszczało jasnym
blaskiem.
- Co to jest?- spytała, podnosząc to do góry. Wyglądało to, jak złota piłka pokryta odłamkami
diamentów, która mieściła się w jej dłoni.
- Skarb- Damon powiedział, uśmiechając się- Sprawdź, czy znajdziesz zaczep z boku.
Elena wyczuwała sferę starannie palcami, w końcu znalazła sprytnie ukryty haczyk i
nacisnęła go. Piłka rozłożyła się w dłoniach, odsłaniając małą złotą figurkę. Koliber, odgadła
Elena, złoty wysadzany rubinami, szmaragdami i szafirami.
- Przekręć klucz- powiedział Damon stając za nią, kładąc swoje ręce na obu jej bokach.
Elena znalazła mały klucz na grzbiecie ptaka i przykręciła go. Ptak wyciągnął szyję, rozwinął
skrzydła, poruszając się powoli i sprawnie, a potem zaczął delikatnie grać melodię.
- To piękne- powiedziała.
- Zrobione dla księżniczki- powiedział Damon zapatrzony w ptaka- Gustowna zabawka
z Rosji, sprzed rewolucji. Mieli tam wtedy rzemieślników. Zabawne miejsce, o ile nie byłeś
chłopem. Pałace, biesiady i jazda po śniegu w saniach wyłożonych futrami.
- Byłeś w Rosji podczas rewolucji?- zapytała Elena.
Damon roześmiał się sucho i trochę ostro.
- Byłem tam przed rewolucją, kochanie. „Wynieść się zanim zacznie się źle dziać”. To
zawsze było moje motto. Nigdy nie przywiązywałem wagi do tego, żeby zostać i patrzeć, jak
pewne rzeczy doprowadza się do końca. Zanim spotkałem Ciebie, w każdym razie.
Kiedy melodia przestała grać, Elena odwróciła się w połowie, chcąc zobaczyć twarz Damona.
Uśmiechnął się do niej i wziął jej rękę, zamykając ptaka z powrotem w sferze.
- Weź go- powiedział.
Elena próbowała protestować- to z pewnością było bezcenne- ale Damon tylko lekko
wzruszył ramionami.
- Chcę, żebyś go miała- powiedział- Poza tym, mam mnóstwo skarbów. Masz tendencję do
gromadzenia różnych rzeczy, gdy żyjesz przez kilka wieków.
Wprowadził ją do jadalni, gdzie stał stół nakryty dla jednej osoby.
- Jesteś głodna, księżniczko?- zapytał- Zamówiłem jedzenie dla Ciebie.
Zaserwował jej niesamowitą zupę- coś czego nie znała do tej pory, była gładka i aksamitna w
smaku, z odrobiną przypraw- potem małego pieczonego ptaka, któremu podczas rozdzielania
go przez Elenę widelcem, z łatwością pękały drobne kości.
Damon nie jadł, on nigdy nie jadł, ale popijał kieliszek wina, patrzył na Elenę, uśmiechając
się, kiedy opowiadała mu o swoich zajęciach, kiwając poważnie głową, kiedy opowiadała mu
o cenie, jaką płaci Meredith, biorąc na swoje barki conocne patrole.
- To było wspaniałe- powiedziała w końcu, zajadając bogato posypaną czekoladą tartę, którą
zamówił na deser.
- Myślę, że to najlepszy posiłek, jaki kiedykolwiek jadłam.
Damon uśmiechnął się.
- Chcę dać Ci wszystko, co najlepsze- powiedział- Powinnaś mieć świat u swoich stóp, wiesz.
Nagle coś Eleną wstrząsnęło. Odłożyła widelec i wstała, podeszła do okna, aby ponownie
popatrzeć w gwiazdy.
- Byliście wszędzie, prawda, Damon?- zapytała. Przycisnęła dłoń do szyby.
Damon pojawił się tuż za nią i przyciągnął jej twarz do swojej, delikatnie gładząc jej włosy.
- Ach, Eleno- powiedział- Byłem wszędzie, ale istotą tego świata jest to, że nieustannie się
zmienia, więc to wszystko jest zawsze nowe i ekscytujące. Jest tak wiele miejsc, które chcę Ci
pokazać, zobaczyć je Twoimi oczami. Tam jest tak wiele, tak wiele życia do przeżycia.
Pocałował ją w szyję, a jego kły przebiły się delikatnie przed żyły z boku jej szyi, a potem
położył ręce na jej biodrach, odwracając ją z powrotem w stronę okna, gdzie blask gwiazd
rozświetlał noc.
- Większość ludzi nigdy nawet nie zobaczy jednej dziesiątej tego, co świat ludzki posiada-
wyszeptał jej do ucha- Podziwiaj go ze mną, Eleno.
Czuła jego ciepły oddech na gardle.
- Bądź moją księżniczką ciemności.
Elena pochyliła się ku niemu, drżąc.
Drogi pamiętniku,
Nie wiem, kim jestem. Dziś, będąc z Damonem, mogłam niemal wyobrazić sobie moje życie,
po tym, jak wzięłabym to, co on mi zaproponował i została jego „księżniczką ciemności”. My
dwoje, w parze, silni, piękni i wolni. Zawsze miałabym wszystko na kiwnięcie palcem- od
klejnotów, przez stroje, po wspaniałe jedzenie. Życie pełne obaw miałabym za sobą.
Doświadczanie, oglądanie cudów, których nawet nie można sobie wyobrazić.
Chociaż, musiałby to być świat bez Stefana.. Ale patrząc na mnie z Damonem- nie tylko
całujących się, ale będąc istotą, którą chce, żebym była- mogłabym go zranić, wiem. I nie
zniosę dłużej to robić.
To tak, jakby były dwie drogi przede mną. Jedna idzie do światła dziennego i to zwykła
dziewczyna, którą, jak myślę, chcę być: imprezy i zajęcia i ewentualnie praca i dom i
normalne życie. Stefan chciał mi to dać.
Druga, jest drogę przez ciemność z Damonem i dopiero zaczynam zdawać sobie sprawę, jak
wiele ten świat ma do zaoferowania i jak bardzo chcę doświadczyć wszystkiego, co posiada.
Zawsze myślałam, że Stefan będzie ze mną na tej ścieżce w świetle dziennym. Ale teraz
straciłam go i ta ścieżka jest taka samotna. Może ciemna droga naprawdę jest moją
przyszłością. Może Damon ma rację i należę z nim do nocy.
- Nie mogę się doczekać, by zobaczyć moją niespodziankę- Bonnie zachichotała, kiedy ona
i Zander kroczyli, trzymając się za ręce, przez trawnik koło uczelni- Jesteś taki romantyczny.
Poczekaj, aż powiem o tym chłopakom.
Zander musnął lekkim, jak piórko pocałunkiem jej policzek, swoimi ciepłymi ustami.
- Oni już wiedzą. Straciłem u nich wszystkie plusy przez Ciebie. Śpiewałem na karaoke
z Tobą poprzedniej nocy.
"Bonnie parsknęła.
- Cóż, po tym, jak zaprowadziłam Cię na Dirty Dancing, musieliśmy zaśpiewać wielki duet,
prawda? Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie widziałeś tego filmu wcześniej.
- To dlatego, że staram się być męski- przyznał Zander- Ale teraz widzę swój błąd.
Posłał jej jeden ze swoich powolnych uśmiechów, a kolana ugięły się pod Bonnie.
- To był fajny film.
Dotarli do schodów przeciwpożarowych i Zander podsadził ją, a potem sam wspiął się za nią.
Kiedy dotarli na dach Zander wskazał szerokim gestem scenerię przed nimi.
- Z okazji naszego sześciotygodniowego bycia razem, Bonnie, odtworzyłem naszą pierwszą
randkę.
- Och! To takie słodkie!- Bonnie rozejrzała się. Był tam poszarpany koc, pokryty pudełkami
pizzy i napojami. Gwiazdy świeciły nad głową, zupełnie tak samo, jak sześć tygodni temu.
To był słodki, romantyczny pomysł, nawet jeśli ich pierwsza randka nie była do końca taka
niesamowita. Potem poprawiła się: to rzeczywiście był dość niesamowity dzień, choć to było
zwyczajne.
Usiadła na kocu, potem zajrzała do pudełka z pizzą i mimowolnie się uśmiechnęła.
Z oliwkami, kiełbasą i grzybami. Jej ulubiona.
- Widzę tu jedną poprawkę, przy odtwarzaniu.
Zander usiadł obok niej i objął ręką jej ramiona.
- Oczywiście, teraz już wiem, jaką pizzę lubisz- powiedział- Muszę dogadzać mojej
dziewczynie.
Bonnie przytuliła się pod jego ramieniem, a potem podzielili pizzę, patrząc na gwiazdy
i rozmawiając przyjemnie o tym i owym. Kiedy cała pizza znikła, Zander otarł serwetką tłuste
ręce, wziął obie ręce Bonnie w swoje.
- Muszę z Tobą porozmawiać- powiedział poważnie, patrząc na nią swymi błękitnymi
oczami.
- Dobrze- Bonnie powiedziała nerwowo, błysk paniki pojawił się w jej brzuchu.
Z pewnością Zander nie przyprowadziłby jej aż tutaj i ponownie stworzył nastrój ich
pierwszej randki, gdyby miał zamiar ją teraz rzucić, prawda? Nie, to był śmieszny pomysł.
Ale on wyglądał na uroczystego i zmartwionego.
- Nie jesteś chory, prawda?- spytała przerażona pomysłem.
Kąciki ust Zandera drgnęły w górę w uśmiechu.
- Jesteś taka zabawna, Bonnie- powiedział- Po prostu mówisz, cokolwiek pojawia się
w Twojej głowie. To jeden z powodów, dla których Cię kocham.
Serce Bonnie podskoczyło jej do gardła i poczuła, jak się czerwieni. Zander ją kochał?
Zander spoważniał ponownie.
- To znaczy- powiedział- Wiem, że to naprawdę wcześnie i możesz nie wiedzieć, co
chciałabyś mi odpowiedzieć, ale chcę, żebyś wiedziała, że zakochałem się w Tobie. Jesteś
niesamowita. Nigdy nie czułem się tak wcześniej. Nigdy.
Łzy szczęścia i zaskoczenia podeszły do oczu Bonnie, a ona pociągnęła nosem, ściskając
mocno ręce Zandera.
- Czuję to samo- powiedziała słabym głosem- Tych ostatnich kilka tygodni było niesamowite.
To znaczy, ja nie sądzę, bym kiedykolwiek tak dobrze się bawiła, jak z Tobą. Mamy siebie,
wiesz?
Całowali się, to był długi, powolny, słodki pocałunek. Bonnie przywarła do Zandera
i westchnęła z zadowoleniem. Nigdy nie czuła się tak wspaniale.
W końcu Zander odsunął się. Bonnie sięgnęła do niego, ale on wziął jej ręce i spojrzał
w oczy.
- To dlatego, że jestem zakochany w Tobie- powiedział powoli- muszę Ci coś powiedzieć.
Masz prawo wiedzieć.
Zacisnął na chwilę przymknięte oczy, potem otworzył je ponownie, patrząc na Bonnie, jakby
chciał wejść do jej głowę i dowiedzieć się, jak ona zareaguje na to, co zaraz jej powie.
- Jestem wilkołakiem- powiedział stanowczo.
Bonnie siedziała zmrożona przez chwilę, jej umysł starał się zrozumieć. Potem krzyknęła i
zabrała od niego ręce, skacząc na nogi.
- O nie- dyszała- O mój Boże.
Obrazy pędziły w jej umyśle: wykrzywiona twarz Tylera Smallwooda, groteskowo
wydłużający się pysk, jego żółte, wąskie oczy, wpatrujące się w nią z obłędem, krwiożerczą
nienawiścią. Metredith załamana, leżąca na swoim łóżku, jak opuszczona lalka, jej pusty
wzrok, kiedy opowiadała o tym, jak poszarpane było ciało Samanthy. Błysk biało-blond
włosów, jaki widziała Meredith, kiedy pobiegła na ratunek krzyczącej dziewczynie. Czarne
siniaki na boku Zandera.
- Meredith i Elena miały rację- powiedziała, odsuwając się od niego.
- Nie! Nie, to nie tak, Bonnie, proszę- powiedział Zander skacząc na nogi tak, że stali
naprzeciwko siebie.
Jego twarz była blada i napięta.
- Jestem dobrym wilkołakiem, przysięgam, ja nie… my nie krzywdzimy ludzi.
- Kłamca!- Bonnie krzyknął z wściekłością- Znam wilkołaki, Zander. Aby się nim stać, trzeba
kogoś zabić!
Po tych słowach, opuściła schody przeciwpożarowe w taki sposób, żeby mogła bezpiecznie
zejść na ziemię.
„Nie oglądaj się, nie oglądaj się, łomotało jej w głowie, odejdź, odejdź”.
- Bonnie!- krzyknął Zander z góry schodów i usłyszała jak schodził za nią.
Bonnie zeskoczyła z kilku ostatnich stopni i wylądowała ciężko, potykając się. Wyprostowała
się i zaczęła natychmiast biec. Musiała dostać się do środka, musiał znaleźć gdzieś, gdzie nie
będzie sama. Kątem oka, dostrzegła ruch w cieniu budynku. Jared i Tristan i, o nie, duży
muskularny Marcus. Wilkołaki, zdała sobie sprawę, zupełnie jak Zander, część jego paczki.
Bonnie myślała, że porusza się tak szybko, jak tylko potrafiła, ale kiedy oni podeszli do
ś
wiatła, popędziła jeszcze szybciej.
- Bonnie- Jared krzyknął chrapliwie i zaczęliją gonić.
Biegła szybciej, niż kiedykolwiek, bez tchu, szlochy wyrywały jej się z piersi, ale nie biegła
wystarczająco szybko. Byli tuż za nią, słyszała ich ciężkie kroki tuż tuż.
- Chcemy po prostu porozmawiać, Bonnie- powiedział Tristan spokojnym tonem. Nawet nie
był zadyszany.
- Stój- powiedział Marcus- Poczekaj.
I mój Boże, on zbliżał się z jednej jej strony, a Tristan z drugiej, odcinając jej drogę.
Bonnie zatrzymała się, kładąc ręce na kolanach, dysząc. Gorące łzy spływały po jej twarzy
i kapały na podbródek. Złapali ją. Mogła biec i biec, tak szybko jak tylko potrafiła, ale nie
była w stanie uciec.
Trzej faceci chodzili wokół niej, okrążając ją z ostrożnymi twarzami. Oni udawali, że są jej
przyjaciółmi, ale teraz wyglądali, jak myśliwi, okrążając ją. Oni kłamali, wszyscy.
- Potwory- mruknęła jak przekleństwo i wyprostowała się, ciągle dysząc.
Złapali ją, ale jeszcze jej nie pokonali. Była czarownicą, nie tak? Zacisnęła ręce w pięści
i zaczęła śpiewać pod nosem zaklęcia ochronne i obronne, których nauczyła ją pani Flowers.
Nie sądziła, że mogłaby pokonać trzy wilkołaki, nie mając czasu, aby utworzyć magiczny
krąg, bez żadnych materiałów, ale może mogła im zaszkodzić.
- Chłopaki, czekajcie. Stop- Zander zbliżał się do nich, biegnąc przez trawnik uniwersytecki.
Nawet przez gorące łzy zmętniające jej widok, Bonnie mogła zobaczyć, jaki był piękny, jak
wdzięcznie i naturalnie biegł, jego długie nogi pokonywały odległość, a jej serce bolało
jeszcze mocniej. Kochała go tak bardzo.
Zaczęła śpiewać głośniej, czując siłę wzbierającą w niej, jak ciśnienie we wstrząśniętej
puszce sody, gotowej do wybuchnięcia.
Zander zatrzymał się, kiedy dotarł do nich, ścisnął ramię Markusa jedną ręką. Pozostali trzej
spojrzeli na niego.
- Uciekała od nas- powiedział Tristan zaskoczonym i urażonym tonem.
- Tak- powiedział Zander- Wiem.
Po twarzy Zandera także spływały łzy, zauważyła Bonnie, a on nawet nie próbował ich
wytrzeć. Patrzył tylko na nią, tymi pięknymi, szeroko otwartymi, niebieskimi oczami,
czarująco smutno.
- Cofnijcie się chłopaki- powiedział, nie patrząc na Bonnie. Potem dodał, zwracając się do
niej:
- Rób, co musisz zrobić.
Bonnie zatrzymała śpiew, pozwalając odejść zbudowanej przed chwilą mocy.
Wzięła głęboki oddech, a potem pobiegła szybko jak strzała, z sercem bijącym tak bardzo,
jakby miało zamiar eksplodować w jej piersi.