Franciszek Dionizy Kniaźnin
Franciszek Dionizy Kniaźnin
DO LUTNI
Ducha
boskiego udziale,
Którym cię czucia unoszą,
O Lutni!
ku Jego chwale,
Napój me serce rozkoszą.
Brzmienia
twojego uroczne tknięcie
Zmysłami
mymi rozrządza:
Posłuszne twojej we wszem ponęcie,
Jak
wdziękom miłość i żądza.
Co chcesz, przyjmuję: żal, tęskność, nadzieję.
Zapalisz? gorę, rozrzewnisz? łzy leję.
W miarę twych dźwięków smutną lub radosną
Uczucia tkliwych namiętności rosną.
Serce
przywrzałe do zbrodni
Twoich zapałów nie czuje:
Niechże
się lęka pochodni,
Którą Bóg mściwy gotuje...
Ty
gasisz ogień wszechmocnej ręki,
A
nad piorunem, co pała,
Dobroć, na twoje zmiękczona jęki,
Uśmiech
po niebie rozlała.
Ucichną wichry, czarne nikną chmury:
Słodzi się postać wzburzonej Natury.
Nadziei
wdzięcznej niech ustąpi trwoga:
Ty zabrzmisz wielkość
łaskawego Boga.
Tam,
kędy widzi twarz Jego,
Rzesza nim zawsze szczęśliwa,
Rozgłosem brzmienia twojego
Wieczna Go pamięć opiwa:
Jak jednym słowem świat światów stworzył,
Jak
życie rozdał swym tchnieniem,
Jak zgładził zbrodnię, a
Śmierć umorzył
Sam
równym sobie plemieniem.
Tłum świętych duchów na
Wieczności łonie,
Pijąc tę rozkosz, w uwielbieniach tonie:
A ten, przed którym tańczą światów kręgi,
Jaśnieje
chwałą w cudach swej potęgi.
Jedno
zaś brzękiem wspomnienie,
Jak dumne strącił Anioły,
Wzruszy drżące nieb sklepienie,
Burząc po światach
żywioły.
Zdaje się słyszeć ta zemsta sroga
Z
całej Natury truchleniem,
Gdy wzrok żywego wystrzelił Boga
Grzmiącym
na pychę płomieniem:
Którym potwory na łeb pchnięte
tłumem,
Z hałasem, waśnią, zgrzytem, wrzawą, szumem,
Runęły w przepaść, zlękłe zaś otchłanie
Rozpaczy
wieczne zamknęły zmieszanie.
Franciszek Dionizy Kniaźnin
DO WĄSÓW
Ozdobo
twarzy, Wąsy pokrętne!
Powstaje na was ród zniewieściały.
Dworują sobie dziewczęta wstrętne,
Od dawnej Polek
dalekie chwały.
Gdy
pałasz obce mierzył granice,
A wzrok marsowy sercami władał,
Ujmując wtenczas oczy kobice,
Bożek miłości na
wąsach siadał.
Gdy
szli na popis rycerze nasi,
A męstwem tchnęła twarz
okazała,
Maryna, patrząc, szepnęła Basi:
Za ten wąs
czarny życie bym dała!
Gdy
nasz Czarnecki słynął żelazem
I dla ojczyzny krew swą
poświęcał,
Wszystkie go Polki wielbiły razem,
A on
tymczasem wąsa pokręcał.
Jana
Trzeciego gdy Wiedeń sławił,
Głos był powszechny między
Niemkami:
Oto król Polski, co nas wybawił,
Jakże mu
pięknie z tymi wąsami!
Kogo
wstyd matki, ojców i braci,
Niech się ze swego kraju
natrząsa,
Ja zaś z ojczystej chlubien postaci,
Żem
jeszcze Polak, pokręcą wąsa.
Franciszek Dionizy Kniaźnin
DWIE LIPY
Oto dwie lipy zielone
Ze dwóch się brzegów witają:
Jedna ku drugiej skłonione,
Gałęźmi siebie tykają.
Do czegóż rozdział im sprawił
Okrutny odmęt tej rzeki?
Skłonność im tylko zostawił,
Lecz się nie złączą na wieki.
Tak mówił Koryl zbłąkany,
O wiernej myśląc Izmenie;
I z najskrytszej w sercu rany
Głębokie wydał westchnienie.
Franciszek Dionizy Kniaźnin
NA ŚMIERĆ JANA DEKIERTA,
PREZYDENTA WARSZAWSKIEGO
Po
swoim ojcu, po swym przyjacielu
Dobrego ludu szlochają
gromady.
Wiele, łez płynie, gdzie porzucił wielu
Mąż
pełen ducha, mąż rady.
Cnotliwy
Janie! z płaczącymi szczyrze
I moja tkliwość łzy tobie
wylała,
Muza to czuje i brząknąć na lirze
Twojej
pamięci kazała.
Poszedł
zajaśnieć, gdzie zawsze dzień świeci,
I co nas czeka z
Tego twarzy dociec,
Co patrzy z niebios na swe równo dzieci,
Sam wszystkich i pan, i ociec.
Powagi,
światła i roztropnej cnoty
Zostawił przykład naczelnikom
ludzi:
Jak skromnym ruchem kierować obroty,
Gdzie
czucia ślepe żal budzi.
Cóż
innym ptakom po gruzach ogromu,
Gdzie tylko sępy pasą się
ich zgrają?
Ochocza praca i pokój w tym domu,
Gdzie matkę wszyscy kochają.
Moc
tego ciała jakże się poruszy,
Którego w więzach i race, i
nogi?
A władza zmysłów nie daje czuć duszy,
Że
szuka przyczyn ból srogi?
Przebóg!
co widzę? płaskie morza cisze
W harde ku niebom wspięły
się bałwany,
Zatrzęsły ziemią, i w zuchwałej pysze
Wierzch rozsadzają wolkany.
Rządzie!
pamiętaj, że jak nasze lata,
Tak obyczaje, tak mienią się
wieki;
Że tego twoja nie obejdzie strata,
Kto nie zna
twojej opieki.
Franciszek Dionizy Kniaźnin
LĘKLIWA MIŁOŚĆ
Gdy ci me serce, Korynno przyjemna,
Pragnę oświadczyć w uprzejmej czułości,
Ośmiela krok mój miłość nadaremna,
Wstrzymuje bojaźń w zbytniej nieśmiałości.
Miłość mię nagli, bojaźń znowu cofa;
Ta swoją, i ta dzielna siłą:
Obie na mdłego walczą filozofa;
Muszę ich znosić utarczkę niemiłą.
Sprzeczka ich stoi przed mymi oczyma;
Ta swej i ta swej używa pawęży.
Wątpliwy jestem, która plac otrzyma
I która bardziej mój umysł zwycięży.
Przed twoim obie wystawuję wzrokiem;
Niech ta i tamta rozprawi się strona.
Jak swoim przyznasz, Korynno, wyrokiem,
Tak jedna drugą zapewne pokona.
Franciszek Dionizy Kniaźnin
O ELIZIE
Eliza
wczoraj ostro spojrzała:
Możem dał powód urazy.
Cisnęła
wiankiem raka jej biała,
Przygryzła usta piąć razy.
Nie
można było gniewu odwrócić
I błagać srogiej nie śmiałem.
Poszedłem
smutny z sobą się kłócić
I noc tę całą nie spałem.
Dziś
lubym sama witając głosem,
Serce wróciła mi swoje.
Cieszy
mię słodkim nadzieja losem,
Ale się jutra znów boję.
Franciszek Dionizy Kniaźnin
KROSIENKA
W
RODZAJU PASTERSKIM
Darmo
mi, matko! stawisz krosienka,
Insza mię teraz myśl wiedzie.
Ach,
pozwól raczej wyjrzeć z okienka,
Czyli mój Filon nie
jedzie.
Gdyśmy na siebie spojrzeli mile,
Powiedział tylko dwa słowa.
Bez
niego teraz przykre mi chwile:
On mojej duszy połowa!
Coż go tak długo tam zatrzymało?
Drogać
mu nie jest daleka.
Serce on moje zna jeszcze mało,
Które na niego tak czeka.
Przez ten ma gaik jechać mój miły;
Kiedyż
twarz jego zaświeci?
Ptaki się stamtąd nagle ruszyły,
Zapewne on to już leci.
I
sroczka z płotu skrzeczy na niego:
Cóż to? nie widać go
jeszcze.
Filonie! na blask wzroku twojego
W ręce z radości zakleszczę.
Otóż
i widać — gość luby jedzie,
Sercu mojemu życzliwy!
Miłość
w te strony wzrok jego wiedzie,
A pod nim igra koń siwy.
Siędę
w krosienkach na moment miły,
Abym tę radość ukryła;
By
nie zrozumiał Filon przybyły,
Że ja tu po nim tęskniła.