Część III: Trzymaj się mojego serca
Severus nagle się obudził. W blasku płomieni mógł ujrzeć trzęsącą się, spoconą dłoń, ściskającą mocno prześcieradło jak ostatnią deskę ratunku. W ciszy przyciągnął do siebie kolana i objął je.
W moim sercu płonie ogień
I nie ma żadnego deszczu, który mógłby go ugasić.
Wspomnienie brata nadal napawało go strachem. Pamiętał dobrze jego błękitne oczy, które miał po matce, patrzące na niego z góry z wypaczonym uczuciem. Te oczy były ostatnią pozostałością po jej życiu i pewnie dlatego Perditus pozwalał Eversorowi na tak wiele.
W moim sercu płonie ogień
I nie ma żadnego deszczu, który mógłby go ugasić.
Obrazy ze snu nie chciały go opuścić. Severus jęknął, kiedy poczuł na swoich ustach dotyk cienkich warg, a wyimaginowane dłonie, o których często zapominał, przesunęły się od jego kostek do ostro zarysowanych bioder. Zacisnął zęby. Nie rozpłacze się, na pewno nie z powodu jakiegoś snu. Obiecał sobie, że nigdy nie będzie płakał po śnie. Ciepła kropla słonej cieszy spłynęła na jego włosy.
Nagle czyjaś dłoń wśliznęła się pod jego ramiona i zatrzymała na piersi.
– Obudź się, Sev. Znowu coś ci się przyśniło. – Ciepłe usta musnęły jego łopatkę, podczas gdy niezwykle znajome ciało przytuliło się do jego pleców. Paznokcie drapiące jego brzuch od razu zniknęły.
Po prostu trzymaj mnie, trzymaj mnie, trzymaj mnie.
Harry zawsze sprawiał, że wszystkie koszmary znikały.
Zabierz ból, zrodzony w mojej duszy,
Boję się, że zostałem sam.
Przynajmniej na chwilę.
Severus splótł palce z tymi, które spoczywały na jego piersi i mocno ścisnął. Harry zrobił to samo, a ten gest odgonił cały ból. Nie sprawił jednak, że Snape przestał myśleć, iż gdyby wyznał przyczynę tego bólu, Harry odszedłby na zawsze. Severus poczuł ostre ukłucie winy, na myśl, że nie mógłby i nigdy nie wyjawi swojej przeszłości, którą skrywał w odmętach duszy przez prawie trzy dekady.
W jego piersi pojawiło się uczucie strachu. Nie wiedział jednak, czego bał się bardziej: czy wszystkich tych wydarzeń, na które składało się jego dzieciństwo, a potem całe życie, czy tego, że mógłby stracić tego wstrętnego bachora. Przysunął się do ciepłego ciała Harry’ego. Przynajmniej nie był do końca sam.
Zabierz ból, płonący w mojej duszy,
Bo boję się, że będę sam.
Może gdyby został tu do końca świata, jego koszmary w końcu by się skończyły. Może gdyby został tu do końca świata, nigdy nie musiałby poświęcać swojego Harry’ego.
Po prostu trzymaj mnie, trzymaj mnie, trzymaj mnie.
Ciepłe ramiona zacisnęły się wokół jego ciała i Severus przytulił się do nich. Ich złączone dłonie spoczywały dokładnie nad jego bijącym mocno sercem. Jedna z silnych nóg Harry’ego objęła jego własne i tam pozostała. Miękkie wargi musnęły lekko jego ucho.
– Drań – wyszeptał Harry.
Trzymaj się mojego serca, trzymaj się mnie.
Trzymaj się mojego serca, trzymaj się mnie.
Nie puszczaj mnie, bo wszystko, czym jestem,
Trzymasz teraz w swoich dłoniach.
Świat wydawał się być tak wielki i zimny, kiedy budząc się, oczekiwał widoku Eversora, Moody’ego albo innego brutalnego potwora. Jeszcze dwa miesiące temu nie uwierzyłby, kiedy ktoś powiedziałby mu, że w tym właśnie momencie zobaczy przed sobą Harry’ego. To on sprawiał, że świat stawał się mniejszy, cieplejszy. Świat, który nie skazywał go z powodu Znaku na ramieniu – pamiątki po upadłym człowieku i upadłym Panu.
Nagle Severus zorientował się, że wszystko, co przeżył, doprowadziło go właśnie do tego miejsca. Gdyby wtedy Eversor nie posłał go na drzewo, babcia nie umarła i przez przypadek otworzyła drogę dla tego szaleńca, który uważał się za jego brata, gdyby nie doświadczył z jego rąk tak niewymownych zbrodni, nie uciekł do Lucjusza, śmierciożerców, a potem do Albusa i tych potwornych aurorów, byłby teraz zupełnie innym Severusem Snape’em. Byłby w innym miejscu, w innym łóżku, a ramiona, które go obejmują, nie należałyby do Harry’ego.
Przewrócił się na drugi bok nie otwierając oczu. Ciepłe ręce pozostały na swoim miejscu. Położył delikatnie dłonie na plecach Harry’ego i pocałował go. Pocałunek był powolny i lekki. Przez ruch warg i języka Severus chciał przekazać chłopakowi wszystkie słowa, których nigdy nie powie i nie ma nadziei usłyszeć. Nie zasłużył na nie. Nie mógł nawet zebrać się w sobie i przeprosić Harry’ego za te siedem lat istnego piekła na ziemi. Nie zdołał wytłumaczyć, dlaczego był takim potworem.
To jednak nie znaczyło, że Severus nie chciał usłyszeć tych słów i wiedzieć, że są prawdziwe. Ale chcieć czegoś, a czekać na coś to dwie różne rzeczy. Musi być zadowolony z tego, że może tu po prostu być.
Więc trzymaj mnie,
A przeżyję tę noc.
Nic mi nie będzie.
Otworzył oczy i zobaczył te zielone, patrzące na niego z niewinnością i czułością. Przez chwilę pozwolił sobie na odrobinę nadziei. Harry uśmiechnął się lekko.
– Już dobrze?
Severus pokiwał głową i spuścił wzrok.
– Nie opuszczaj mnie. – W dół jego kręgosłupa przeszedł zimny dreszcz. Już mówił kiedyś te słowa i nic dobrego z tego nie wyszło.
Drobna dłoń odgarnęła cienki kosmyk włosów z jego twarzy.
– Nigdy, ty draniu. Ktoś musi cię budzić w środku nocy, zanim postawisz na nogi całą szkołę. – Obietnica została przypieczętowana najsłodszymi pocałunkami.
Severus przytulił się do niego mocniej.
– Bachor. – Ukrył twarz w zagięciu szyi Harry’ego. Ciepłe, obejmujące go ramiona i smukłe ciało chciały stopić się w jedno z jego własnym. Jakaś część jego zachowanej niewinności podpowiadała mu, że nie będzie musiał radzić sobie z tym wszystkim sam.
Trzymał się tej obietnicy jak ostatniej deski ratunku, mimo że logiczna część jego umysłu krzyczała, iż jest to kolejne kłamstwo. Harry musnął ustami jego czoło. Severus wdychał ciepły, ziemisty zapach swojego ucznia, jego całego świata i zaczął powoli zasypiać. Kiedy obudzili się po niewiadomo jak długim czasie i musiał odesłać Harry’ego do Wieży Gryffindoru, wiedział, że przeżyje. Sprosta każdemu kolejnemu dniu, póki uczniowie nie wyjadą, a Harry zostanie. Modlił się o to do każdego nieistniejącego bóstwa.
Nie przestawaj, tylko trzymaj się mojego serca.