O zmorach i nocnicach.
Wpisany przez Iga Walczewska-Bińczyk
Słowo zmora wywodzi się najprawdopodobniej od „morzyć” lub „zmarły”. Zamiennie na różnych terytoriach używano takich określeń jak „mora”, „mara”, „mura”, „morawa”, „morzysko”, „gniotek”, „nocnica”, „siodełko”, „siodlisko”, „siodło”, „wieczornica” ale też „biża”, „ciat”, „dusioł”, „dusznica”, „gmocek”, „koga”, „koszmar”, „mac”, „maceli”, na Rusi „marucha”, „kikimora”.[1] Badacz istot mitycznych A. Czerny napisał, że dolnołużycka „mórawa” to dusza żywego lub umarłego wychodząca w nocy by dręczyć we śnie ludzi, ssąc krew i dusząc.[2] Przypuszcza się, że zmory słowiańskie były istotami pokrewnymi upiorom. B. Baranowski uważa, że w XVII- XVIII wieku nastąpiło połączenie cech starosłowiańskiej zmory z wyobrażeniem czarownicy z Zachodu, która nękała ludzi we śnie. Skrzyżowanie tych wierzeń spowodowało, że zmorę uważano za osobę żywą, a nie tak jak wcześniej za duszę zmarłego.[3] Jak wynika z badań L. J. Pełki, B. Baranowskiego, czy O. Kolberga, nie można stwierdzić, czy wierzenia w zmory i upiory w XIX wieku były odrębnymi nurtami, czy też nie ponieważ najprawdopodobniej doszło do licznych zniekształceń oraz pomieszania pojęć i legend z nimi związanych. Na przykład na terenie Zamojszczyzny w tymże wieku uważano, że zmory bądź „gnieciuchy” były to dusze zmarłych osób z rodziny, pokrzywdzonych przed śmiercią lub dusze ludzi zmarłych nagle, bez spowiedzi. Są to zatem wyraźne cechy upiora, a przypisane zmorze. W innym przypadku, we wsi Skoroszyce była ona uważana za kudłatego potworka, który dręczył ludzi i zwierzęta w gospodarstwie.[4] Na Rzeszowszczyźnie wierzono, że były to obrzydliwe demony, śliskie, zimne, z ostrą szczeciną.[5] W Wielkopolsce zmorami mogły być dusze zarówno kobiet, jak i mężczyzn, które podobnie jak w Lubelskim opuszczały ciało nocą, by dusić ludzi pogrążonych we śnie. Kobieta była nazywana morą, a męski odpowiednik „morusem”.[6]
Zmora była to dusza człowieka żyjącego, która w nocy wiodła życie odrębne od swojego ciała, przez co miała charakter pół demoniczny. Jak podaje Pełka 74% osób badanych z regionu lubelskiego miało styczność z wierzeniami w demony, które nachodziły ludzi we śnie. Na terenie tegoż województwa były one nazywane zmorami ale także, rzadziej marami, nocnicami, upiorami lub po prostu złymi duchami.[7] Mogła być bezpostaciowa, jak również przyjmować kształty antropomorficzne, jak cień człowieka, chudej i kościstej kobiety, bądź też dziecka w czerwonej czapeczce. Mogła zatem przybierać wszelkie postacie lub być po prostu niewidzialną. Dodać należy jeszcze, że jawić się mogła jako kot, ćma, mysz, lub baran. Jednak najczęściej była to postać ludzka posiadająca nietypowe cechy. Oprócz tego, że była wysoka i chuda z nogami dłuższymi niż u ludzi, to miała ciało białe i przezroczyste, a światło księżyca przechodziło przez nią tak, że znać był wszystkie kości.[8] Oczy miała podpuchnięte , wargi sine i grube, a dolna warga była obwisła. W okolicy Babiej Góry zmora była wyobrażana jako piękna dziewczyna w kożuchu, jeżdżąca na kółku od kołowrotka. W Gnieźnie miała to być staruszka bez brwi i zębów.[9]
Pochodzenie zmory mogło być dwojakie. Po pierwsze można się nią było urodzić. Zmorą stać się mogła więc podobnie jak strzygoń osoba z dwoma duszami, jeśli dziecko takie nie otrzymało na chrzcie dwóch imion los jego był przypieczętowany. Co odnosi się jak już wspomniałam również do strzygonia. Mówiono też, że zostawało nią dziecko brzemiennej kobiety, jeśli ta przejdzie pomiędzy dwoma innymi kobietami w ciąży.[10] Na terenie Małopolski mogła nią zostać najstarsza lub najmłodsza z 6, 7 lub 8 córek tych samych rodziców.[11] W Wielkopolsce natomiast panowało przekonanie, że człowiek rodząc się zmorą nie ponosi za to odpowiedzialności.[12] Było się nią tu również niemowlę, które urodziło się z dwoma zębami. Jeśli się je w odpowiednim momencie wyłamało mogło to je uchronić przed losem dusiciela.[13]
W drugim przypadku zmorą można było się stać w wyniku nie przestrzegania nakazów i przykazów religijnych. Dlatego zostawała nią kobieta, która zamordowała nowo narodzone dziecko lub pozbyła się płodu. Ponoć po takim czynie dziewczynie ukazywał się diabeł, by oznajmić jej, że odtąd znajdować się będzie w jego mocy, a służyć mu będzie jako zmora dusząc i wysysając krew z ludzi oraz koni. Zatem to szatan mógł sprawić, że kobieta przemieniała się w groźnego demona lub pół demona. Zazwyczaj uważano, że w momencie śmierci zmora kończyła swoją działalność. Widać więc wyraźnie, że powody przeistoczenia się w marę były ściśle związane z pokutą za niechrześcijańskie i niemoralne postępowanie, które Kościół potępiał, a więc mamy tu samobójstwo, morderstwo, łamanie przykazań kościelnych.[14] Spotkać się można był z poglądem, że zmorą będzie dziecko, gdy przy chrzcie zamiast „zdrowaś Mario”, wypowie się „zmoraś Mario”.[15] Na terenie Wielkopolski wierzono, że zostać nią może dziecko, jeśli ksiądz przy chrzcie nie odwróci stuły.[16] Lub też, kiedy dziecko do chrztu zostało przyniesione głównym wejściem zamiast bocznym.[17] Na Mazowszu i Podlasiu morami były dusze pokutujących niewiast.[18] Natomiast na południu Małopolski i na Podhalu zmora określana była jako siodełko. Nazwa taka została jej przydana ze względu na to, iż wierzono, że były to dusze żywych ludzi, którzy nie przystąpili do bierzmowania lub nie przestrzegali w życiu przykazań wiary chrześcijańskiej, dusząc człowieka kładła mu na piersi siodło. Napadały też na ludzi nie noszących medalików lub szkaplerzy.[19]
W lubelskim wierzono, iż była to bliska sąsiadka. Twierdzono również, że jest to upiór, który za życia był krewnym bądź kochankiem. Zmorami po śmierci mieli stawać się też ludzie, którzy mieli krzaczaste, zrośnięte brwi.[20] Niekiedy uważano, że osoba która była zmorą, za dnia była ospała i ociężała.
W Wielkopolsce ludność wierzyła też, iż gniotek jest to kobiecy strzygoń. Różnica polegała między innymi na tym, że mora posiadała tylko jedną duszę i po śmierci nie powstawała z grobu, chyba, że jej duch za życia był zły, a nieochrzczony. Straszyła więc za życia i za pomocą diabła przybierała nieraz różne postaci. Zamieniały się w słomę, trawę lub mysz, psa, kota, kobyłę. Wszystko to by zakłócić ludzki sen. W okolicach Lublina miała przychodzić pod postacią ćmy, komara. O zmorach pisał również dr Zieleniewski. Była to istota niewidzialna, która dostawała się do domu przez dziurkę w oknie lub przez otwór po sęku w drzwiach. W Wielkopolsce oprócz ludzkich i zwierzęcych postaci mogła się zamienić w tasiemkę, gruszkę lub jabłko.[21] Przychodzić miała przed północą do młodych mężczyzn, przeważnie nieżonatych. Przy czym najczęściej zamieniała się w kota i od nóg w górę właziła na mężczyznę leżącego na wznak, by siąść na piersi, wczepiała się wtedy w nią pazurami. Biedak nie mógł się ruszyć, oddychać mu było ciężko. Rano człowiek taki jest zmęczony i z dnia na dzień coraz bledszy. Stąd też wzięło się przysłowie „blady jak zmora”.[22] W chełmskim, zamojskim ale i w pozostałych rejonach Polski zmora wychodząc z ciała podczas snu szkodziła zwłaszcza tym ludziom, którzy w jakiś sposób zasłużyli sobie na złośliwe zachowanie z ich strony. Charakterystyczne, że kobiety zmory były z natury zazwyczaj łagodne i spokojne.[23] Przychodziła więc do upatrzonych przez siebie osób, do których żywiła niechęć bądź urazę. Przy czym np. na terenie Wielkopolski liczne były opowieści o tym, iż zmora, aby dotrzeć do swojej ofiary musiała przejechać kołem wiele kilometrów. I tak opowiadano o tym, że gdy toczyło się koło po drodze i przewróciło, wychodziła z niego mora prosząc napotkane osoby by pomogły je podnieść.[24] Przygniatała ofiarę ciężarem własnego ciała tak, że stawała się nieruchoma lub omdlała, siadając na piersi przyciskała ją kolanami, tak że powodowało to uderzenie krwi do głowy, po czym wysysała krew ściekającą z nosa.[25] Napastowany człowiek nie mógł się obudzić z feralnego snu, stękał, sapał dopóki zmora nie opuściła go wraz z pierwszym pianiem koguta. Mora musiała powrócić do swojego ciała nad ranem, inaczej groziła jej śmierć.[26] Szeroko były rozpowszechnione przysłowia „włóczy się za mną jak zmora”, „męczy mnie jak zmora”. Były używane w sytuacjach, kiedy ktoś uprzykrzał życie innej osobie, łażąc za nią bez ustanku lub dopominając się czegoś w natrętny sposób.[27]
Zmory nawiedzały ludzi śpiących na wznak, oczywiście nie zdawano sobie wtedy sprawy z faktu iż w takiej pozycji człowiek ma po prostu ciężki sen. Uważano też, że piła ona krew przez małe otworki, tak więc ukąszenia po insektach były domniemanymi śladami działalności zmór. Gnieciuch na Podgórzu przywierał ustami do piersi i ssał, aż człowiek tracił siły.[28] Gdy w stajni znajdowano zmęczone konie, ze zmierzwiona sierścią, zwykle tłumaczono sobie, że dosiadała je owa istota. Mogła rzecz jasna też zabijać zwierzęta.[29] Gniotek w Małopolsce oprócz mierzwienia koniom sierści, zaplatał im również grzywy.[30] Ludzie ówcześni wierzyli odnajdując w gospodarstwie martwe kury, że to właśnie ich sprawka, nie biorąc pod uwagę, że mogło to być dzikie zwierzę, które nocą zakradło się do kurnika lub obory. Przeważnie, gdy spostrzeżono nawet, że z gospodarstwa ucieka łasica lub lis, twierdzono, że to zmora przybrała taką postać by łatwiej przedostać się do zagród zwierzęcych. Wszelkie nie zrozumiałe dla nich stany fizyczne, chorobowe przypisywali właśnie działalności demonów, w tym zmór. Przyczyniła się do tego oczywiście niewiedza i literatura jarmarczna oraz poniekąd bujna nieraz wyobraźnia. Dlatego też takie objawy jak duszność, niestrawność, przepicie, czy zwykłe bóle głowy były dobrym materiałem na urealnienie tychże istot. Opinię taką wyrażał też T. Walicki w „ Naukach dla włościan...”, gdzie przypisywał wiarę w zabobony niehigienicznemu życiu ludu oraz nadmiernemu spożyciu alkoholu i przejadaniu się przed snem, nie wspominając już o tym, że nie wietrzono w izbach. Prowadziło to do zaduchu, a w rezultacie do trudności w zasypianiu i ciężkiego snu.[31] O zmorach jednak nie opowiadano otwarcie, czyniono to raczej po cichu. Taki stan rzeczy przypisać można wierze, że stworzenie to usłyszane przez resztę domowników mogło i im zagrozić, i doprowadzić do uszczerbku na zdrowiu. Zatem jeśli złapano zmorę to przeważnie zaraz wypuszczano, po wymuszeniu obietnicy nie nawiedzania więcej tegoż domu.[32] Ciekaw jest, że były zmory, które ssały krew ludzką ale były i takie, które ssały sok z drzew. Historię o istocie takiej opowiadała Elżbieta Kostaśka z Modlnicy. Dotyczyła ona małżeństwa, w którym żona była morą. Chodziła ona w nocy do lasu i wysysała sok z osiki. Mąż jej przyuważył te wyczyny i zagroził, że zetnie drzewo. Ostrzegła go więc, że jeśli to zrobi, ona umrze. Sprawdziło się to w niedługim czasie, kiedy chłop w gniewie ściął drzewo.[33] Znane były też zmory końskie i bydlęce. Przybierały postać starej, brzydkiej kobiety lub młodej dziewczyny oraz miłego chłopca w czerwonej czapeczce. Mogły zamienić się również w czarnego kota lub wilka. Odziane były zwykle w białą szatę. Do obór i stajni zakradały się nocą, dusiły i ujeżdżały konie, przynosząc nieraz pomór.[34] Oprócz ludzi i zwierząt dusiły np. na Mazurach ptaki, w okolicach Ostródy drzewa iglaste, w Poznańskim wodę i krzewy cierniste, natomiast w powiecie szczytnowskim ogień.[35] Znana była opowieść o rodzinie w której były cztery córki zmory, a każda dusiła inny żywioł, jak pisze B. Baranowski, a więc ludzi, zwierzęta, wodę i ziemię.[36]
Będąc narzędziem diabła zmora świadomie, lub czasem też nie, dręczyła ludzi. Wychodząc w nocy często była właśnie nieświadoma swojego postępowania, a w dzień nic nie pamiętała. Czasem zdarzało się, że domyślała się co robiła w nocy lub tez dowiadywała się z ust innych. Działała tylko w nocy ponieważ w dzień była normalna kobietą wykonującą obowiązki domowe. Bywało, że mężczyzna dojrzawszy męczącą go kobietę w pół śnie, szedł do niej za dnia, by porozmawiać o zajściu. Ta jednak o niczym nie wiedziała albo nie chciała się przyznać. Wyżej wymieniona kobieta z Modlnicy znała jeszcze inne opowiadania na temat zmór, przytoczę tu jedną z nich. Para narzeczeństwa miała wziąć ślub, jednak z określonych przyczyn ona wyszła za innego, a on poślubił inną kobietę. Po niedługim czasie jego była luba została poproszona na chrzestną. Niedługo też zaczęła jako zmora nachodzić niedoszłego męża i jego współmałżonkę, wysysając z nich krew, powodując tym samym ciężki sen i osłabienie u obydwojga. [37]
Ludzie opowiadali, że gdy dusiła ich zmora czuli na piersi ciężar, nie mogli przy tym wydać z siebie głosu ponieważ język trzymała im demon. Gdy już się coś takiego raz zdarzyło stosowano różne środki, aby się nie ponawiało. Istniały zatem przeróżne sposoby, aby uwolnić się od tego stworzenia, przy czym z przekazów badanej ludności można podzielić te działania na dwie grupy. W pierwszej z nich praktyki te mają podłoże ściśle magiczne o charakterze dawnych wierzeń ludowych. Między innymi drugiej nocy należało zmienić miejsce spania, jeśli atak miał miejsce w stodole, trzeba było spalić słomę na której się spało, a człowieka męczonego przez nią pilnować podczas snu. Kiedy zmora siadła już na ofierze należało ją zrzucić z siebie i wstać. Przestrzegano też takich prostych czynności jak zasypianie z nogą założoną na nogę, przy czym powinna być to lewa noga założona na prawą. Czyniono tak, gdyż sądzono, że lewa strona symbolizowała nieszczęście, a prawa szczęście.[38] Przy czym lewa strono oznaczała również śmierć, zatem zakładając lewą nogę na prawą skazywano zmorę na „sen wieczny”.[39] Zamiennie można było to stosować z zakładaniem palca na palec u prawej ręki. Ważne też było by nie spać na wznak, a zasypiać leżąc na brzuchu lub na prawym boku. Co wydaje się być zrozumiałe, gdyż śpiąc na lewym odciążano serce. Pomóc mogło trzymanie przy łóżku lub w nim, czegoś żelaznego, najlepiej jeśli byłaby to siekiera. Wierzono bowiem, że żelazo odganiało demony, dlatego też było obecne przy tzw. momentach przejścia. Na Mazowszu przy wynoszeniu z domu trumny ze zmarłym kładziono w progu właśnie siekierę. Ponieważ istoty nadprzyrodzone miały się bać żelaza, miało to gwarantować, że jeśli nawet nieboszczyk powróci do życia, to nie przejdzie przez tak naznaczone miejsce.[40] W wielkopolskim był to zazwyczaj nóż, tam też zasypiano odwrotnie tzn. w miejscu głowy kładziono nogi. Przez co mora wkładała język nie w usta, a w odbyt. Powróćmy jeszcze do owych momentów przejścia, towarzyszyły im obrzędy, które były procedurą magiczno-rytualną. Miała ona umożliwić przejście z jednego stanu w drugi, a więc np. z czasu kawalerskiego w czas małżeński lub z czasu życia w czas śmierci. Przy czym na obrzęd przejścia składały się trzy fazy: wyłączenia ze stanu dotychczasowego, marginesu oraz włączenia do stanu następnego.[41] Zatem ci, którzy odeszli w fazie marginesu byli umarli i jednocześnie nieumarli, będąc tym samym demonami.[42]
Najskuteczniejszym sposobem jednak w tym rejonie miało być rozpoznanie tożsamości zmory.[43] Do obrony przed nią przydatny był również kij, który pozostawiano w zasięgu ręki. Oprócz tego mówiono, że zasypiając należy mieć w ustach kawałek chleba lub trzymać na piersiach szczotkę włosem do góry. Oczywiście najprostszym sposobem było niezasypianie w następną noc po ataku.[44] Inne metody to ustawienie w rogu sypialni lub przy łóżku brzozowej miotły ponieważ drzewo to było symbolem szczęścia, maiło również chronić od uroków i złych mocy, które miały nie mieć wstępu tam, gdzie ono się znajdowało.[45] Aby ją odstraszyć można było powiesić w sypialni lub stajni lustro. W momencie, gdy zmora się zbliżała należało przerwać nitkę lub przełamać słomkę. Powiadano, że po obietnicy zaopatrzenie zmory w chleb lub masło dawała człowiekowi spokój, pod warunkiem, że następnego dnia rano w postaci małej dziewczynki lub staruszki, otrzyma co jej obiecano. W przeciwnym razie demon się mścił.[46] Zdarzało się, że ofiara była przytomna podczas duszenia, wtedy należało poruszać środkowym palcem u stopy. Niekiedy sięgano po bardzo radykalne środki, gdy stworzenie takie nie chciało dać spokoju. Radzono mianowicie, aby zjeść własne odchody, a wtedy zmora z obrzydzenia więcej nie przyjdzie. W ekskrementach był bowiem pierwiastek życia ale i element cieleśnie ludzki, a więc też śmierci.[47] Do środków apotropeicznych należało również smarowanie przed snem piersi kałem lub spożywanie kolacji w wychodku.[48] Jeśli zmora przybierała postać małych zwierząt, skuteczną obroną było trzymanie w izbie, czy też oborze psa lub kota, których się bały. Przytoczyć tu można historię o gospodarzu, którego koń męczony był co noc przez ta istotę. Zostawił więc w stajni psa, który po pewnym czasie zaczął szczekać. Gdy przybiegł ów chłop, ujrzał jak ucieka z jego gospodarstwa pogryziony kot. Następnego dnia dowiedział się, że siódma córka sąsiada została pogryziona przez jakieś psy. Szybko więc skojarzył ze sobą te dwa fakty. By zabezpieczyć się przed jej duszeniem zawieszano też w stajni martwą srokę. W domu natomiast można było w drzwi włożyć szydło lub położyć na krzyż miotłę i siekierę.[49] Pozbyć się zmory można było zapraszając ją na śniadanie lub obiad. Lecz nie zawsze to skutkowało. Przeważnie, gdy się ją już ugościło posiłkiem dawała człowiekowi spokój, jednak zdarzało się, że powracała następnej nocy dusząc jeszcze bardziej zajadle niż poprzednio.[50] W opowiadaniach ludowych, kiedy złapało się już zmorę należało przyczepić ją do ściany igłą lub szydłem. Ta rano przemieniała się w piękną dziewczynę, sąsiadkę z ranną częścią ciała w której znajdowało się ostre narzędzie, przedmiot.[51] Mogła też osoba trzecia lewą ręką niewidzialną zmorę zagarnąć od głowy do stóp do butelki trzymanej w prawej dłoni, którą trzeba było wrzucić do wody lub ognia.[52] W Wielkopolsce, aby poznać kto jest morą, należało położyć w progu nową, nieużywaną miotłę. Ta lub ten, który pierwszy przez nią przeszedł był morusem lub morą.[53]
Druga grupa jest związana z symboliką i tradycją religii chrześcijańskiej. Wtedy też, aby pozbyć się problemu, mieszkanie skrapiano wodą święconą, a kredą również poświęconą kreślono trzy krzyżyki przy klamce. Można też było narysować krzyż na całych drzwiach lub nad łóżkiem oraz modlić się. Kiedy zmora się zbliżała, należało się przeżegnać, a każdego dnia przed zaśnięciem odmawiać pacierz. Jeśli chodzi o zapewnienie sobie bezpiecznego i spokojnego snu, kładziono się spać z obrazkiem Św. Benedykta na piersi, okadzano miejsce spania święconym zielem lub trzymano blisko posłania wodę święcona w miseczce lub buteleczce. Niezawodnym sposobem było rzecz jasna bierzmowanie.[54] Wokół posłania rysowano święconą kredą prostokąt lub elipsę. Wierzono, że takiej linii nie mogła ona przekroczyć. Należało to zrobić bardzo dokładnie, gdyż pozostawiona nawet mała przerwa mogła jej umożliwić przedostanie do ofiary. Odpychające dla nich były zapach ziół lub świeżego tataraku. Nęciły je zaś zapachy słomy jęczmiennej lub owsianej. Okadzano więc łóżko ziołami.[55] Aby dziewczyna będąca marą przestała się w nią zamieniać, kropiono ją wodą święconą. Przy czym mogło to odnieść dwojaki skutek. Pomagało lub potrafiło zabić.[56] Widać więc, że atrybuty religijne miały równie duże znaczenie i moc w oczach ludzi zamieszkujących wieś, co środki o podłożu magicznym. Obydwie te sfery magiczna i religijna, często przenikały się wzajemnie. By nie przychodziła więc można było zatkać w drzwiach dziurę po sęku. Dorosły powinie spać w skórzanym, ślubnym pasie lub kłaść koło siebie kosę, gdyż rzeczy tych miała się ta zjawa bać. W przypadku, gdy dotyczyło owe zjawisko dzieci, powinny one spać z dorosłymi. Ale równie dobrze można było przeżegnać się trzy razy przed snem i odmówić pieśń kościelną.[57] Obecne były również poglądy, które negowały takie postępowania. Zdarzały się osoby, które twierdziły, że są one nieskuteczne ponieważ siły nadprzyrodzone są nieograniczone i nieobliczalne. Powstrzymywanie ich nie leżało w gestii ludzkiej, gdyż człowiek nie miał takiej mocy i woli, by im się przeciwstawić. Tyczyło się to zarówno strzygoni, jak i zmór.
Kiedy nie pomagały sposoby przekazywane z pokolenia na pokolenie zasięgano porady i pomocy ludzi będących pewnego rodzaju fachowcami w tej materii, byli to przeważnie znachorzy i znachorki, „słabość w zawierzaniu wróżbitom i znachorom, nie mniej zabobonność najgłówniejszą podobno chłopka naszego wadą.”[58] Osoby bardziej religijne korzystać wolały z pomocy duchownych cieszących się autorytetom. Ci jednak nie zawsze byli do niej skłonni. Chętni natomiast byli organiści i kościelni. Pobierali oni oczywiście za to stosowną opłatę. W otoczeniu mieszkańców danej chałupy i sąsiadów odprawiał w izbie modlitwy i śpiewy, kropił niewidoczną zmorę wodą święconą i wypowiadał łacińskie formuły. Wywierało to duże wrażenie na zgromadzonych, co miało zapewne nie mały wpływ na to, że przestawali się ci ludzie skarżyć na ataki ze strony zmory.[59]
Jeśli człowiek był odważny poradzić sobie można było łapiąc ją. Znana była historia, jakoby pewien silny młodzieniec był męczony przez to stworzenie. Postanowił zatem zaczekać na nią. Kiedy ta się pojawiła, włażąc na nogi chłopakowi i pnąc się do góry, ten ją pochwycił. Jego oczom jednak ukazał się kot. Przywiązał go więc paskiem do nogi stołu. Rano okazało się po przemianie, że jest to kobieta podkochująca się w nim. Przysięgła wtedy, że więcej go nachodzić nie będzie. Nierzadko dało się słyszeć w Lubelskiem wyrażenie „ścigaj kota-wiąż do płota!”.[60] Pewien chłop zaczaił się na nawiedzającą go zmorę, przy otworze którym wchodziła ona w zmienionej formie. Co ważne, trzeba zaznaczyć, że zmora musiała opuścić dom ta samą drogą, którą się do niego dostała. Złapał ją więc gospodarz na pasek Św. Franciszka, zaczęła przybierać wtedy różne postaci, aż w końcu przeistoczyła się po północy w kobyłę. Zrobił jej chłop z owego paska uździenice i jeździł na niej przez 7 lat co noc. Kiedy się pas przetarł, wreszcie odzyskała wolność. Pojechał wtedy ów mężczyzna w odwiedziny do chrzestnej swojego dziecka. Zastał ją leżącą na łożu śmierci, na którym wyznała mu, że to ona była zmorą, na której przez 7 lat jeździł, po czym umarła.[61] Jeśli nie doszło do zaślubin, a narzeczona była zmorą nachodziła swojego niedoszłego męża. Czyniła to pod różnymi postaciami ale najczęściej jako naga kobieta. Opowieść z Modlnicy dotyczy właśnie takiej sytuacji. Młody mężczyzna w końcu zaczaił się na marę, a kiedy była już w środku zatkał dziurę, która ta się dostała do jego izby. Zapalił światło i ujrzał nagą dziewczynę z którą wcześniej się spotykał. Ulitował się jednak nad nią i wypuścił. Nazajutrz poszedł do niej lecz ta wszystkiego się wyparła. By mieć spokój ożenił się z nią, a dziury w drzwiach pozatykał korkiem. Po kilku miesiącach ta kobieta zaszła w ciąże. Mąż stwierdził, że teraz na pewno już przez taki otworek nie przejdzie, więc go odetkał. W nocy jednak okazało się, że dziewczyna zniknęła, a on już jej więcej nie zobaczył.[62] Ciekawe były opowieści pochodzące z Wielkopolski, gdzie rozpowszechnione były opowieści o zjedzeniu zmory. Miało to związek z jej przemianą w owoce. Znane były historie, jakoby męczony przez nią mężczyzna obudził się i pochwyciwszy gruszkę leżącą na jego piersi zjadł ją. Rano odnalazł zaś na strychu tylko głowę i nogi służącej. Lub też o mężczyźnie, który odnalazłszy gruszkę w końskiej grzywie, a nie wiedząc, że jest to zmora przekroił ją na pół i zjadł, natomiast pestki rzucił na dach. Rano, gdy się obudził cały był we krwi, a na dachu leżały kości. Wtedy dopiero uzmysłowił sobie, że zjadł zmorę.[63]
Opowieści takie i jej podobne w tym regionie są bardzo liczne. Z Modlnicy pochodzi też historia o parobku i wdowie. Służył on w jej gospodarstwie, a ona w zamian karmiła go posoką. Kiedy już miał tego dosyć udał się po poradę do swojej matki chrzestnej, która parała się czarami. Powiedziała mu, że posoka ta jest krwią ludzką i należy do niego, a wdowa chowa ją w kominie. Kazała mu też, aby w nocy zaczaił się na nią na strychu przy drzwiach, a kiedy zmora przyjdzie go dusić, zepchnął ją w dół. Tak też uczynił i zszedłszy na dół poznał, że była to jego gospodyni. Ta ledwie żywa zagroziła, że mu urwie łeb i nigdzie się przed nią nie schroni. Uciekł więc parobek do wcześniej wspomnianej czarownicy. Ta poleciła, żeby udał się do kościoła i pierwszej nocy stanął na ambonie w ręku dzierżąc zapaloną gromnicę, drugiej miał stanąć na ołtarzu i bronić się świecami z niego. Trzeciej nocy miał wejść nad krzyż, który był zawieszony na środku kościoła. Przez pierwsze dwie noce odpierał ataki wdowy i zmór, które ze sobą przyprowadziła. Następnej nocy, gdy schował się nad krzyżem zmory nie mogły go znaleźć. Poprosiły więc boginkę, aby ukradła nieochrzczone dziecko, a kiedy ta je przyniosła wskazało gdzie siedzi parobek. Skoro tylko go zobaczyły, wymyśliły sposób w jaki go dostać. Od kowala węgle zabrały i rozpaliły ogień pod bania na której siedział. Wytrzymał jednak dzielnie te tortury, a gdy wybiła północ uciekły straszydła, tak jak i poprzednich nocy. Mimo odwagi młodzieńca, obrażenia były na tyle poważne, że zmarł.[64] Historia ta w różnych odmianach istniała w wielu wsiach m. in. w Tomaszowicach. Widać więc, że wierzono, iż były to stworzenia sprytne, paktujące ze sobą nawzajem, a także z innymi stworzeniami demonicznymi. Na tych kilku przykładach dostrzec można pory działania i sposoby, jakie stosowały by dręczyć ludzi.
Stany chorobowe lub zmęczenie przypisywano zwykle działania zmory, uważano, że ciężko zapobiec napastowaniu przez nią. Jest to zrozumiałe ponieważ choroba mogła być długa lub nawracająca, a i przyzwyczajenia żywieniowe, które powodowały ciężki sen, nie ulegały zmianie.
Swego rodzaju odmianą zmory była nocnica. W XIX wieku wiadomości o nich zatarły się i pomieszały ale prawdopodobnie pochodziły z demonologii przedchrześcijańskiej. Miały to być demony męczące nocą dzieci. W kazaniach polskiego husyty z XV wieku jest wzmianka, jakoby matki, aby zabezpieczyć dzieci przed działalnością nocnicy pytały położnicę, czy urodziła się dziewczynka, czy chłopiec. Wiadomości o nich pojawiają się również w dziele „Czarownica powołana” z pierwszej połowy XVII wieku. Odnajdujemy wiadomości dotyczące nocnic także w zielniku Sz. Syreniusza i pracy Haura. Jest w nich mowa, że powodują owe istoty zły sen i płacz u niemowląt. Dlatego też bywają nazywane płaczkami.[65] Oprócz tego obecne były takie nazwy jak „nocznica”, „kleknica”, „bandurka”, „klękanica”, „latające światełko”.
Nocnica w okolicach Rzeszowa, Chełma i w niektórych regionach Śląska była określeniem zmory. Były to demony odbierające odpoczynek nocny, a sprowadzające dręczące sny. Przy czym obiektem ich zainteresowań były głównie dzieci.[66] Na Mazowszu i Lubelszczyźnie jeszcze pod koniec XIX wieku żywe były wierzenia w noclice. „Nocula” jak już było wyżej wspomniane, zajmowała się męczeniem niemowląt. Płacz dziecka nocą tłumaczono podszczypywaniem przez nią.[67] Liczne były zabiegi magiczne dotyczące np. suszenia pieluszek. Wygłaszano również specjalne formuły magiczne, które miały odpędzić nocnice. Należało je wymawiać w określonym miejscu, m. in. tam gdzie schodziły się trzy płoty. Kiedy słońce zachodziło krwawo, matka by uchronić dziecko przed nocnicami wołała „Zaże, zaże, zażyczki weźcie memu dziecku nocnicki” lub „Zorze, zorzyczki, odejmijcie mojemu dziecku morzyczki, odejmijcie od niego płakanie, a dajcie mu dobry sen”.[68] Można też było podawać maluchowi mleko z białego maku. Inny rytuał zapobiegawczy polegał na tym, że matka siadała z dzieckiem w oknie bądź stawała w drzwiach, a pierworodny syn lub jakiś chłopiec obiegał domostwo i wołał „są tu nocnice”. Kobieta odpowiadała wtedy „są”, a chłopak krzyczał „ niech zginą, niech przepadną”. Oczywiście istniały określone momenty wieczorem, kiedy matka z niemowlęciem mogła podejść do okna, a kiedy należało się tego wystrzegać. Nocnice te były najprawdopodobniej demonami żyjącymi w lasach lub polach.[69] W celu ochrony dziecka przed nocnicami należało stanąć wieczorem przed wejściem do domu, trzymając niemowlę na rękach, wezwać nocnicę i rzucić na nią urok, aby płakało jej dziecko a nie własne.[70]
„Nocznica” była to też personifikacja choroby łączona z cechami śmierci. W radomskim powiadano, że nocnica przychodziła do izby, kiedy człowiek był chory. Jeśli stanęła za jego głową, oznaczało to, że wyzdrowieje. Jeżeli zaś w nogach, patrząc mu w oczy, spodziewać się można było śmierci.[71]
Na Śląsku z kolei były to złośliwe demony prowadzące podróżnych w nocy na bezdroża. Chodząc przez pola nie można było gwizdać, śmiać się i śpiewać ponieważ wabiło to nocnice. Mówiono, że przybierały postać niebieskich płomyczków i zawsze pojawiały się grupami. Atakowały również ludzi, którzy nie klękali, gdy biły dzwony na „Anioł Pański”. Ofiary swoje przewracały, deptały i polewały wodą. Jeśli kogoś złapały, a ten się nie obronił to zamieniały go w dzika.[72] Najczęściej pokazywały się w adwencie, jesienną porą, wychodziły też, gdy w kościele biły dzwony. Ubrane były w czarne suknie i białe płachty. Gdy spostrzegło się w nocy dwa światełka, pryskające iskrami znaczyło to, że są to nocnice. Nie można było ich o nic pytać, ani rzucać w nie kamieniami, bo zaczynały męczyć człowieka. Pokazywały się na moczarach. Aby pozbyć się nocnicy ludzie kropili mieszkania wodą święconą. Wtedy nie miała prawa i mocy wejść pod dach domu.[73]
W Beskidzie Śląskim mówiono natomiast iż nocnice były to dusze dziewczyn, które zmarły między zapowiedziami, a ślubem. Były one silnie zbudowane, miały chude nogi i długie włosy, które czesały szyszkami.[74]
Jak więc widać zabobony dotyczące nocnic są bardzo zróżnicowane i większości pomieszane z tymi dotyczącymi zmór. W przypadku wierzeń, iż pojawiały się te istoty demoniczne na bagnach jasne jest wytłumaczenie iż ludzie interpretowali w ten sposób nie znane sobie zjawisko samozapłonu np. metanu i innych gazów wydzielających się podczas gnicia odpadów roślinnych bez dostępu powietrza, które miały miejsce właśnie na terenach bagnistych.
Tajemniczy świat zjawisk przyrody i zasady w nim panujące często nie były zrozumiałe dla człowieka w dawnych czasach. Dlatego też ukształtował on bogaty i różnorodny świat istot boskich i demonicznych, co z kolei spowodowało powstanie licznych legend, mitów i podań ludowych. Wszystko to co budziło w ludziach strach i przerażenie, będące niezrozumiałe spowodowało powstanie wyobrażeń fantastycznych do których zaliczyć można anioły, diabły ale i wilkołaki, zmory, upiory, elfy, utopce, ubożęta i dziwożony.[75] W systemie religijnym demony były to istoty bogopodobne będące pośrednikami między światem boskim i ludzkim lub też miały one charakter antyboski, szkodząc człowiekowi.[76] Liczne demony z naszej kultury ludowej należały do słowiańskiego świata demonicznego lub boskiego.
Za umarłych niosących nieszczęście uważano w wielu społecznościach samobójców, zmarłych śmiercią nagłą lub dusze dzieci narodzonych martwymi, czy też kobiety zmarłe przy porodzie.[77] To te dusze powracające, ze świata Słowian dały początek całej otoczce budującej się wokół nich wierzeń, przekształcając w istoty demoniczne, których ludzie lękali się jeszcze w XIX wieku. Mimo iż tak naprawdę umarli nękający żywych posiadali taką egzystencję pośmiertną, jaką im wymyślili. Miejsca ich pobytu oraz los i życie w zaświatach pod tą lub inną nazwą, zależał od wyobrażeń ludzi z danej epoki i kultury. Wyobrażenia te stanowią istotny składnik każdej religii, czy to pogańskiej, czy chrześcijańskiej.[78] Powstały one m. in. dlatego, że ludzie lękali się swojego pośmiertnego losu i pragnęli uzyskać swojego rodzaju gwarancję.
Iga Walczewska-Bińczyk
Zwyczaje i obyczaje ludowe w rzeszowskiem.
IV.
Nadzwyczaj żywa jest wśród naszego ludu wiara w cuda i w cudowne objawienia, w duchy dobre i złe.
Często rozchodzi się nagle wieść, że tam a tam objawiła się Matka Boska - na drzewie, na roli, w studni - zaraz ciągną na to miejsce tłumy pobożnych i powstają najrozmaitsze opowiadania na temat "Cudownego Objawienia"; każdy opowiada, jak widział, co widział i gdzie widział, a każdy widział inaczej, ale widział na-pewne. Trwa to nieraz dość długo, dopóki nie uda się duchowieństwu przekonać ludzi, że to złudzenie, że tam nic nie widać i nic niema. Zdarzyło się to dość dawno pod Rzeszowem u źródła Mikośki i przed siedmiu laty w Krzątce, a w Rzeszowie jeszcze dziś widzą niektórzy na zewnętrznej ścianie presbiteryum dawnego kościoła Reformatów obraz Matki Boskiej, który się nie daje zamalować.
Trudno dalej wytłumaczyć tym, którzy byli n. p. na Kalwaryi, że Chrystusa nie ukrzyżowano pod Przemyślem, bo: "przeciez tam jest Cedron, Góra oliwna, przecie idzie procesya od Annasza do Kaifásza i Piłáta, przecież tam kładą Chrystusa do grobu" i t. d.
Niektórzy znowu widzieli, jak się niebo otwierało, a było to tak: "Spał w polu w nocy przy koniach, budzi się, słuchá, a tu coś skrzyp! Patrzy do góry, a tu łuna okrutná, a jasność taká, że się patrzyć ni możno. Słychać ci było takie granie i takie śpiéwanie, że ci się dusza pchała do gardła i zęby trza było zaciskać, żeby nie uciekła. Trwało to ze śtyry sekundy, a potem - klap, jak to wieko u skrzyni ci klapło i znów pomroka okrutná".
Każdy ma swojego dyabła i swojego anioła, nabożeństwo do Anioła Stróża jest tak wielkie, jak nienawiść dyabła. Dyabły przesiadują na granicach, na moczarach, na bagnach i w zaroślach nadrzecznych. Często gonią po polu, jako "światełko" - błędny ognik! - "Są to dwie świécki na stolicku, co som leci, a jakby ci go chto złapie, to wali go w pysk, jaz sie przewráá i leci dali" - opowiadają. Niejednego już dyabeł wodził przez kilka godzin po wertepach, zwłaszcza gdy wracał skądś tamtędy "o punocku" i do tego trochę "zawrózony".
Tak n. p.: "szed se ráz z Rzesowa karcmárz Wołek z Łąki do chałupy i akurat koło punocka przyszeł do Krzywego - wału(1). Wyskocyło ci coś z wody cárnego nito pies, nito kot i zacyná skákać przed nim po drodze. Włosy mu stanęły na głowie i nogi umdlały, bo słyszáł, że tu strasy. Co tu robić ? Chciáł zéjść na bok, ale ba! to małe ci rośnie i jest juz jak krowa i zabiégá mu drogę. Dopiero krzyknął - Matko Boska łącká ratuj! a to się zaśmiało i uciekło".
"Ráz znowu wrácáł Jantek z weszelá z Łukawca do Łąki i przyszeł juz świtkiem do granicy. Nágle spádá okrutna mgła. Przeskocół rów i idzie, idzie i idzie po jakisich dołach, po jakisich zágonach, po jakisi wodzie i ani rus trafić na droge. Przysło mu na myśl, że go pewnie zły wodzi, przeżegnáł sie, zmówił se Zdrowaś Maryá i dopiero przeźiáł i wláz na swoje międzá. Ba! ale za chwilke znowu łazi po jakisich krzakach i tak ci go wodziło i wodziło, że juz na dobrym dniu przyszeł do chałupy i to od Palkówki (2)".
W Nienadówce zaś - jak opowiadano - przed kilkunasty laty "opętáł" dyabeł dziewczynę. Nic nie jadła, rzucało nią po ziemi, tłukła garnki i rzucała wszystkiem, co jej wpadło pod rękę, rwała sznury, którymi ją wiązano, gadała rozmaitymi językami, darła na sobie odzienie i wyglądała jak szalona. Schodzili się ludzie, by zobaczyć opętaną przez dyabła i litując się nad nią, dawali jej rodzicom, co kto mógł. Nie pomagały żadne egzorcyzmy, trwało to dość długo, aż wreszcie wypędził tego dyabła żandarm, a dziewczynę "wzion do krymináłu".
Ta wielka naiwność naszego ludu zaciera granicę między wiarą i opartemi na niej wyobrażeniami, a wierzeniami, zabobonami, gusłami i czarami, których moc jest na wsi. Jedne z nich odnoszą się do duchów, drugie do człowieka, inne wreszcie do zwierząt, roślin, zajęć domowych i gospodarskich, do pieniędzy, do zjawisk przyrody i ciał niebieskich, a realnym niejako ich wynikiem są n. p. leki i sposób leczenia chorób.
Tak tedy oprócz dyabła są jeszcze Wietrzyce, hulające z wiatrem wśród kurzu po drogach, Południce, które w upalne południe duszą ludzi - udar słoneczny! - Latawce, uciekający przed piorunem, który za nimi bije, Płamętniki - chłopi prowadzący chmury gradowe, Toplece, topiące kąpiących się ludzi przed św. Janem, Mamuny, wysysające krew z dzieci i odmieniające je - jeżeli dziecko ciągle płacze, to odmieniły je Mamuny! - i Zmory, duszące ludzi we śnie.
Nadto chodzą jeszcze po świecie dusze pokutujące, które widują na rozstajnych drogach, pod figurami lub koło "smętarza" najczęściej w postaci białych zwierząt lub słyszą piszczące w ogniu na kominie czy "pod blachą".
Odnośnie do człowieka wierzą, że: Kto je palcami albo "przywary" jada, będzie miał deszcz w dzień swego wesela. Kto je i śpiewa, albo kto warzechę liże, będzie miał łysą żonę.
Gdy kogo prawa dłoń swędzi, będzie się z kimś witał, gdy lewa, będzie liczył pieniądze.
Śpiącego na lewym boku, Anioł Stróż odstępuje,
Gdy kto często kicha, to mu się "droga ściele". Kto rano stąpi pierwej lewą nogą na ziemię niż prawą, ten nie będzie miał szczęścia w tym dniu.
Jeżeli dziewczyna siędzie zaraz na stołku, na którym siedział ksiądz, chodzący po kolędzie, wyjdzie wnet za mąż. Dziecko, które ssie przez dwa wielkie piątki, będzie bardzo złe.
Gdy kto przekroczy dziecko, powinien je zaraz "odkroczyć", boby nie rosło.
Niemowlę nie powinno zaglądać do zwierciadła, gdyżby się jąkało.
Wierzenia, odnoszące się do zwierząt: Gdy się wyprowadza krowę na jarmark, należy zamknąć zaraz drzwi od stajni i rzucić za nią śmieciem lub obornikiem, to się już z nią nie wróci, tylko się ją dobrze sprzeda.
Nie trzeba bić krowy suchym kijem, boby uschła.
Nie należy żałować sprzedanej krowy, boby straciła mleko.
Kto żałuje krowy podczas rżnięcia, przyczynia jej męki.
Gdy pies je trawę, będzie deszcz.
Temu, kto zabije łasicę, padnie krowa.
Nietoperz wkręca się we włosy i ssie krew ludzką.
Gdy koguty w dzień pieją, będzie deszcz.
Kury iskają się na deszcz.
Gołębie grzech strzelać.
Bociany, latające na wiosnę stadami po polach, wróżą nieurodzaj.
Noszenie żaby za koszulą uwalnia od łaskotek.
Gdy komu ropucha napluje w oczy, ten oślepnie.
Jaskółki zimują w wodzie, skowronki pod skibą.
Jeżeli jaskółka podleci pod krowę, krowa krwią się doi.
Jeżeli się bocianowi wyrządzi krzywdę, zemści się podpaleniem.
Gdy kukułka kuka na wiosnę, trzeba uważać, co się ma w ręce, bo tego będzie się miało wiele przez rok cały.
O młodych ptakach nie należy mówić przy jedzeniu, boby je "mrocki" zjadły.
Kiedy kwoka siedzi na jajach, nie trzeba stukać, boby się młode zagłuszyły.
Co się tyczy roślin - to:
Drzew owocowych się nie ścina; ktoby to uczynił wnetby umarł.
Na drzewo nie należy wyłazić w butach, boby uschło.
Źdźbło o dwóch kłosach, wróży szczęście.
Kapusta ścięta w dzień św. Jadwigi, bywa gorzka.
Odwar paproci albo lubczyku dany komuś potajemnie do wypicia, obudzą miłość.
Gdy kto bez wyrąbie, dostanie "gośca".
Ziele święcone zakopują na roli dla sprowadzenia urodzaju.
Co do zajęć domowych:
Nie należy zamiatać izby po zachodzie słońca, boby się wymiotło szczęście.
Wsadzając chleb do pieca, cmokają baby ustami, ażeby się udał. Gdy się kto zadziwi, chleb się nie uda.
Mleka nie daje się z domu po zachodzie słońca, nie wylewa się także wtedy "kąpieli" po wykąpaniu dziecka.
Łatać ubrania na sobie nie wolno, bo można rozum zaszyć.
Do studni strzelać nie należy, gdyż zabrakłoby w niej wody,
Pluć do wody nie można, boby się zapluło oczka Panu Jezusowi,
O pieniądzach:
Wiara w inkluza jest powszechną.
Pieniądze się przepalają, kiedy wychodzi z ziemi płomień i dym.
W polu można wyorać pieniądze, ale nie trzeba przytem kląć, bo znikną.
Odnośnie do zjawisk przyrody i ciał niebieskich sądzą, że:
Strzałka piorunowa wpada w ziemię do głębokości siedmiu łokci. Co roku podnosi się ku powierzchni ziemi o łokieć, tak, że po siedmiu latach można ją znaleźć na polu.
Pożaru powstałego od pioruna nie wolno gasić.
Od pioruna chroni krzyż, wypalony na "tragarzu" płomieniem gromnicy.
Gdy grzmi wcześnie na wiosnę, kiedy jeszcze lody nie stopniały, będą gradobicia.
Gdy wiatr w kółko kurzem kręci, dyabeł tańcuje albo wietrznica.
W czasie gwałtownego wiatru mówią, że się ktoś powiesił.
Dym wychodzący prosto z komina zwiastuje pogodę, jeżeli się rozłazi zwiastuje deszcz.
Tęcza wypija wodę ze stawów i rzek; jeżeliby się kto wtedy kąpał, to go połknie.
Na księżycu gra św. Jerzy na skrzypcach albo Kain stoi z pałką nad Ablem.
Księżyc w pogodę świeci, jak rybie oczko.
Droga mleczna prowadzi na Leżajsk - Częstochowę albo Kalwaryę, gdy jest jasna, zapowiada pogodę.
Choroby i leki:
Boleśnicę żegnają osełką, pomietłem; robią na niej znak krzyża, przykładają listki jaskółczego ziela.
Łuszczkę na oku zamawiają lub zasypują oko cukrem tłuczonym.
Na oczy najlepsza jest woda "nicaj" z apteki.
Uroków dostaje się od człowieka, którego matka na drugi powtór karmiła.
Bada się uroki tak, że rzuca się 3 węgle do wody i mówi się pacierz, jeżeli węgle utoną, to znak, że są uroki. Zamawia się je znowu tak: "W Imię Ojca i Syna i t. d. Jeden cię urzek, trzech cię odrzeka". Trzy razy się to mówi i spluwa, następnie oblizuje się czoło chorego i wyciera się obrąbkiem koszuli. Albo też wylewa się wodę na dach, myje się chorego i daje mu się pić.
Brodawki giną, jeżeli się je posmaruje krwią z młodego gołębia.
Liszaje namazują rosą przed wschodem słońca lub sokiem z fajki.
Zajady wyciera się rąbkiem od koszuli, dostaje się je od młodego wróbla.
Febra - frybła - ográska - dostaje się jej z wody, jeżeli się kto długo kąpie albo od jedzenia nad miarę kwaśnego mleka lub niedojrzałych owoców; ma 77 wierzchów, więc trzeba 77 lekarstw, można jej także dostać z przestrachu.
Na ból zębów radzą jeść kawałek chleba nadgryzionego przez myszy.
Na żółtaczkę przeglądać się w patynie.
Kołtun po 12 tygodniach zdejmują z głowy i wyrzucają pod kościół lub pod kapliczkę, często dodają pieniądze, żeby je kto wziął wraz z chorobą.
Przestraszonego kadzą włosami tego, kto go przestraszył.
Oparzenie leczą smarowaniem naftą, mydłem. Na ból gardła łyka się dym z gromnicy poświęcanej albo kadzi się wiankami.
Na rany przykłada się purchawkę, wronie sadło, krwawnik i chleb z pajęczyną.
Na katar kadzą końskim rogiem, kocim ogonem lub piórami.
V.
"Spółkę" z dyabłami mają czarownice i czarówniki. W każdej wsi jest czarownica - stara, chuda baba, mieszkająca gdzieś na odludziu, którą wszyscy znają albo jest ich więcej, ale się tają. Jeżdżą nocami na ożogach i zbierają ziele potrzebne do czarów. Najczęściej psują krowom mleko lub odbierają je zupełnie; tego mleka i masła mają podostatkiem, bo "taka i kołek wydoi i powróz i ze wszystkiego jej mleko pójdzie".
Masło robią wtedy, gdy równocześnie świeci słońce i pada deszcz, to też śpiewają dzieci:
Dészcyk pádá, słonko świéci,
Carownica masło kłóci,
Kłóci, kłóci, ukłóciéła,
Przysła świnia, wywaléła.
Może także czarownica "ocarować" człowieka. Niech Bóg broni dać jej co z domu, bo się jej przez to oddaje w moc cały dom.
Czarownikami są najczęściej kowale i młynarze, trzymają oni sobie - ten w kuźni, tamten w młynówce - "ciorta", który im robi pieniądze. "Carownikiem - wrózem" - jest chłop, który i chorobę wyleczy i przyszłość powie. Był taki w Łopuszce, jest podobnoś w Słocinie. Moc czarodziejską mają także wędrowcy, którzy potrafią "omamić" każdego, "ucynić" mu tak, że odda im wszystko, co zechcą - dlatego to tak bardzo boją się na wsi cyganów. Jednak taki przywłoka i dobrze może zrobić, jeżeli zechce, tylko trzeba się dobrze z nim obchodzić: "Zadar się ráz chłop z wędrowcém. W jakiś cas potem pokazało się u niego tylo scurów, że w stajni wskakowały bydłu do złobu, a w kómorze nic się ustáć nie mogło przed niémi. Zachodziół w głowę, skąd się tyla tego psiaństwa nabrało, ale na nic. Nie pomogła żádná trutka ani paści ł cierpiáł tak cosi ze dwa roki. Zjawiół się znów u niego podrózny; gadu, gadu, co słychać, powiedziáł mu chłop o wszyśkiem. Na to on odrzék, że jeśli mu zapłacą, to on ich zabierze ze sobąm. Gospodárz zgodziół się na wszyśko. Wędrowiec poszeł naprzód poszukać scurom nowego miészkaniá, potem wróciół, gwizdnął na nich, zmówił jakisi páciérz, a wszyśkie snurkiem powyłaziéły z dziur i posły za niém. Nájcięży było mu wywołać ich króla, który był straśnie zły i nie chciáł się stamtąd rusyć". W ten sam sposób wyprowadzają myszy, węże, a nawet pluskwy i karakony, a zawsze król w koronie idzie na końcu i zawsze się gniewa. Wszyscy wierzą w czary; jeżeli sobie ktoś czego nie umie wytłumaczyć, to albo cud albo czary, czarują nawet małe dzieci przy zabawie: "Caru, caru, żeby ci się nie udału".
Trudnoby jednak było po każdą przepowiednię gonić do wróżą, to też wróży sobie każdy z pewnych zjawisk, znaków albo ze snów i tak:
Z krzyżowania się linii na dłoni wróżą krótkie lub długie życie.
Gdy komu w uchu drzwoni, ktoś o nim mówi.
Gdy się komu "cka", ktoś go wspomina.
Wróżba jest także w następującej piosence:
"Nabije mnie ktosi abo já kogosi,
Bo sie mi cupryna na głowie podnosi".
Jeżeli się drzwi same otwierają, jeżeli się kot myje lub sroka skrzeczy - będą goście. Dziewczyna, która ma drugi palec u nogi dłuższy od wielkiego, wyjdzie za "gdowca".
Kto ma na głowie dwa "kręgáłki", będzie księdzem albo biskupem; dziewczyna będzie mądra.
W którą stronę pójdzie ten, w którego domu wybuchł pożar, ogień pójdzie za nim.
Jeżeli po odejściu księdza od chorego płomień świecy zwraca się za księdzem, chory umrze, jeżeli ku choremu, wyzdrowieje.
Jeżeli umarły ma oczy lekko przymknięte i patrzy się, wypatrzy kogoś z rodziny.
Wrzask kruka, sowy lub wrony wróży nieszczęście lub śmierć.
Komu kwitną paznokcie, niedługo zachoruje lub umrze.
Jeżeli po stajaniu lodu płynie wodą "stryz", będzie "poroda" na zboże.
Jeżeli w maju jest wiele chrząszczów, będzie na drugi rok ładne proso.
Jeżeli się kurzy w jesieni za pługiem i bronami, będzie na drugi rok urodzaj.
Jeżeli bocian wyrzuci jaje z gniazda, będzie mokry rok, jeżeli pisklę suchy...
Gdy się rano budzą ze snu, a zwłaszcza w zimie, bo wtedy śpią najdłużej, więc i snów najwięcej, opowiadają sobie zaraz, co się komu śniło, a potem wróżą z tych snów: Tak n. p.:
Komu się śnił anioł, będzie szczęśliwy, kto widział we śnie dyabła, niech się spodziewa prześladowcy.
Kto był na chrzcinach, niech się spodziewa śmierci.
Pranie albo wieszanie bielizny oznacza również śmierć.
Dziecko oznacza chleb.
Dziewczyna - ożenek.
Jaja - bajki.
Jagody - słabość.
Być w karczmie - bójka, tak samo nóż lub krew.
Tłusta krowa - dostatek, chuda - bieda.
Ksiądz oznacza chorobę.
Ogień - złodzieja.
Gdy pies ugryzie - ktoś dokuczy.
Gdy się śnią pszczoły, osy lub muchy, będzie pożar.
Czysta woda - zdrowie, brudna - choroba.
Wyrwanie zęba oznacza śmierć, wesz - pieniądze...
Przysłowiony jest wprawdzie zdrowy chłopski rozum, ale w życiu kieruje się lud raczej uczuciem, namiętnością, pasyą, niż rozumem. Żeby miał z torbami pójść, musi postawić na swojem, a jeżeli nie szuka satysfakcyi w sądzie, musi się co najmniej "wyswarzyć" z tym, kto mu wszedł w drogę i skląć go, jak się patrzy, bo zdrowszy się potem czuje. A jest tych przekleństw bez liku; oto niektóre: Ty złá krew, ty psiá krew, ty kolero, ty ciorcie, idź do ciorta, by cie pieron zwaliół, by cie kolera wzięna, by cie donder świsnął, by cie ślak trafił, byś pęk, byś nie wypuk, złám kark, byś ręce i nogi połámáł, byś jutra nie dockáł, byś nie skonáł, by cie choroba tłukła, by cie frybła wziéna, by ci bokiem wylazło...
Łagodniejsze: ty psiá sierć, ty psiá smoło, ty sobacá duszo, albo samo: ty duszo; psiá zatracona, bystyjá, psiá bestyá, psiá potworo, jucho; żartobliwe: byś urós, by cie chleb obsiád, byś sie zes..ł, byś w konia wláz!...
Przezwiska starszych: Ty zdechláku, wypukláku, kiernozie, byku, świnio, wywłoko, przywłoko, złodzieju, pijáku, proceśniku, za...ny gospodárzu, żydoski ujku, nienachlany, przepadły, paskudniku, przeklętniku, dziadu, carownico - do kobiety !...
Przezwiska przy karceniu dzieci: ty śpiku, śpicpuchu, śpicáku, najduchu, psie násienie, a pod si ogon, pyskácu, s..cu, smarkácu !...
Tyle bodaj co do ciała i co do duszy naszego chłopa.
Przypisy oryginalne:
(1) Kolano Wisłoczyska między Trzebowiskiem a Łąką.
(2) Łukawiec leży na północ od Łąki, Palikówka na Południowy wschód.