Ostatki zapusty teksty z internetu

Zapusty, ostatki

(wybór tekstów z Internetu)


Zapust, zapusty, ostatki, mięsopusty (czyli pożegnanie - opuszczenie mięsa) to tradycyjne staropolskie nazwy karnawału. W wielu krajach Europy, a już zwłaszcza we Włoszech, które są kolebką zabaw karnawałowych, nazywano tak czas liczony od Nowego Roku aż do wtorku poprzedzającego środę popielcową. Czas ten upływał na ucztach, zabawach i maskaradach.

Nazwa pochodzi od łacińsko-włoskiego carnavale. Człony tego słowa caro - mięso i vale - bywaj zdrów oznaczają razem pożegnanie mięsa, a dokładniej wszelkich uczt i zabaw, w związku z nadchodzącym Wielkim Postem. Słowo „karnawał" nawiązuje także do łacińskiego carrus navalis. W starożytnym Rzymie nazywano tak łódź na kołach - ukwiecony rydwan boga Dionizosa, pojawiający się na rzymskich ulicach podczas hucznych obchodów powitania wiosny. Europejskie zabawy karnawałowe mają bowiem swe początki w starożytnych obrzędach zimowych i wczesnowiosennych odprawianych ku czci bogów urodzaju, szczęścia, dobrobytu, słońca życia i światła; przede wszystkim ku czci Saturna - patrona złotego wieku, dobrobytu, sprawiedliwości oraz wspomnianego wcześniej Dionizosa (w Grecji zwanego Bacchusem) boga życia i słońca, patrona wschodzących roślin i kwiatów, a zwłaszcza krzewów winnych i wina.

Już w wiekach średnich w całej niemal Europie obchodzono karnawał z wielkim przepychem. W X wieku z zabaw karnawałowych słynęła Wenecja. W XVIII wieku wsławił się nimi Rzym. Świętowano hucznie karnawał w Hiszpanii, Portugalii, we Francji, w Niemczech, na Rusi i na Bałkanach.

Pierwsze wzmianki o karnawale, mięsopuście polskim, pochodzą z XVII wieku.

Wielkie uczty karnawałowe i bale maskowe zwane „redutami" odbywały się na dworach królewskich, w wielkopańskich rezydencjach, na szlacheckich dworach. Do ulubionych polskich rozrywek karnawałowych należały szlacheckie kuligi - sanna od dworu do dworu, przy dźwiękach muzyki i dzwonieniu janczarów. W każdym kolejnym dworze uczestników kuligu czekał suty poczęstunek; w każdym odbywały się tańce. A kiedy już wszyscy rozgrzali się, najedli i wytańczyli, na znak dany przez wodzireja kulig ruszał w drogę do następnego dworu.

Skromniejsze bale i zabawy urządzali w miastach dla swej młodzieży kupcy i rzemieślnicy.

Wesoły, huczny i gwarny był także karnawał chłopski - ludowe zapusty. W karczmach wiejskich do późnej nocy grała muzyka, a ludzie gromadzili się na tańce. We wszystkich domach, stosownie do posiadanych zasobów, wesoło ucztowano.

Tradycją stał się zwyczaj obfitego jedzenia, zwłaszcza w ostatni czwartek karnawału zwany tłustym lub combrowym. W tym dniu zjadano wiele obficie kraszonego jadła: tłustej kaszy ze skwarkami, kapusty z mięsem i słoniną, boczku oraz kiełbasy, a także słodkich racuchów, blinów, jak również przysmaków delikatniejszych - pączków i chrustu.

Chrust i pączki, po dzień dzisiejszy ulubione przysmaki karnawałowe, znane były w miastach już w XVII wieku. W tym czasie słynęły z nich cukiernie warszawskie, których wyroby trafiały - podobno - nawet na królewskie stoły.

Także i w naszych czasach pączki są typowym, polskim specjałem karnawałowym. Dotychczas zajadamy się nimi w tłusty czwartek. Zgodnie z tradycją, w tłusty czwartek nie może ich zabraknąć na żadnym stole.

Tłusty czwartek nazywany bywa także czwartkiem combrowym. W przeszłości był to dzień spotkań i zabaw kobiecych zwanych combrem lub babskim combrem, urządzanych przede wszystkim przez krakowskie przekupki. Nazwa pochodzić ma rzekomo od nazwiska wójta krakowskiego Combra, który sprawował swój urząd w XVIII wieku, słynął z surowości i twardego serca, a swoją złą sławę miał zwłaszcza wśród kramarek krakowskich. Kiedy więc umarł (podobno w tłusty czwartek), kobiety urządziły sobie wielką zabawę i powtarzały ją później każdego roku. Wybierały spośród siebie marszałkową, częstowały się dobrym jedzeniem i mocnymi trunkami, tańczyły na Rynku Krakowskim, zaczepiały przechodzących mężczyzn i to nawet najznakomitszych mieszczan. Zabierały im okrycia, kapelusze, stroiły w słomiane powrozy, zmuszały do tańca i podskoków, a nawet wprzęgały do ciężkiego kloca i kazały ciągnąć go na oczach zebranej gawiedzi, tak długo, póki nie dostały okupu: pieniędzy na wódkę i zakąskę.

Tłusty czwartek był jednak tylko początkiem i wstępem do zabaw oraz szaleństw, które miały się odbywać w ostatki - trzy ostatnie dni karnawału, zwane także dniami kusymi, a więc diabelskimi lub zapustami - tak, jak cały karnawał.

Przez wszystkie te dni goszczono się, tańczono ucztowano. Po ulicach wsi i miasteczek chodzili w tanecznych korowodach różni przebierańcy. Były wśród nich postacie zwierzęce: koza, konik, niedźwiedź, bocian, żuraw, byli Cyganie, Cyganki, dziady, dziadówki, aptekarze, policjanci, żołnierze, czarne, skaczące diabły i wiele innych postaci.

W Sandomierskiem i Lubelskiem ciągnięto po uliczkach i wiejskich drogach sanki lub wózek z siedzącym w nich bachusem - kukłą słomianą lub chłopcem w przebraniu ze słomy z dzbankiem w dłoni na datki.

W Krakowskiem można było spotkać Księcia Zapusta w wysokiej czapie z dzwoneczkiem i towarzyszącą mu świtę: profesora z oślą głową, dziada, różne dziwacznie poprzebierane postacie. Wchodząc do domu, Zapust recytował z powagą taki oto niedorzeczny wierszyk:


Ja jestem Zapust, mantuański książę,

przychodzę z dalekiego kraju,

gdzie psi ogonami szczekają,

ludzie gadają łokciami,

a jedzą uszami.

Słońce o zachodzie wschodzi,

a o wschodzie zachodzi,

a kurcze kokoszę rodzi,

każdy na opak gada,

a deszcz z ziemi do nieba pada.


Następnie przedstawiał swą świtę, pozdrawiał domowników i czekał aż pani domu włoży do dziadowskiego kosza trochę pieniędzy, kołacz, jajka lub kawałek słoniny.

Również na Kurpiach odwiedzał domy Zapust, ale w tym regionie jeździł (a raczej udawał, że jeździ) na koniku, z drewnianą głową i tułowiem wykonanym ze starej skrzynki bez dna lub z kosza zaopatrzonego w parciane pasy, które jeździec wieszał sobie na ramionach.

Pojawienie się Zapusta i innych przebranych postaci na ulicach wsi i miasteczek było hasłem do rozpoczęcia najbardziej szalonych zabaw i psot ostatkowych. Było jednak również zapowiedzią bliskiego już końca karnawału.

W wielu regionach Polski z kończącym się karnawałem wiązały się obrzędy niszczenia różnych postaci symbolizujących czas zapustny.

Na Ziemi Krakowskiej w ostatki ścinano Mięsopusta - kukłę słomianą, którą wcześniej włóczono po ulicach.

Na Kujawach natomiast bawiono się w „zabijanie grajka". Z wybiciem północy, z karczmy, w której odbywały się karnawałowe zabawy, wyprowadzano muzykanta i na taczkach wywożono go poza granice wsi, tam udawano egzekucję, uderzając lekko grajka woreczkiem wypełnionym popiołem lub piaskiem. Wszystko to miało oznaczać koniec zapustnego muzykowania i tańców.

Ostatnim akordem tych zabaw były powszechne w Polsce jeszcze w XIX wieku tańce obrzędowe kobiet „na wysoki len i konopie". We wtorek zapustny zbierały się w karczmach zamężne, stateczne gospodynie i przed wybiciem północy tańczyły, a właściwie wysoko i rytmicznie podskakiwały, wołając:

Na len na konopie,

żeby się rodziły.

żeby nasze dzieci nago nie chodziły.

Zachęceni ich przykładem mężczyźni, obecni w karczmie, tańczyli, podskakiwali, rzucali w górę czapki w intencji swoich upraw i wykrzykiwali:

na żyto, na ziemniaki, na owies.

Wszystkie zabawy zapustne kończyły się o północy. Z wybiciem zegara do karczmy lub izby, w której odbywały się tańce, wbiegał chłopiec z rybim szkieletem albo śledziem wyciętym z papieru, zawieszonym na wysokiej żerdzi. Obwieszczał w ten sposób, że rozpoczyna się Wielki Post, że muszą zakończyć się tańce, że trzeba schować do skrzyń instrumenty muzyczne, a obfite jedzenie zastąpi żur z żytniej mąki, ziemniaki i śledzie.

Rozpoczynał się czas ciszy, skupienia, czas przygotowań do Wielkanocy.


……………………………..


Rozdział 1.


"O czasie niezwykłym i jego rekwizytach: kalendarzach, roślinach, zwierzętach i zabobonach"

W dawnych czasach momenty przejściowe pór roku wyznaczane były przez ważne święta, co jest pozostałością po pradawnym kulcie słońca lub księżyca oddzielającym codzienne życie od niezwykłych zdarzeń.

Główną rolę odgrywało Słońce, ponieważ ułatwiało orientację w czasie. Księżyc był we władzach czarnej mocy i śmierci, a ogień był substytutem Słońca (w czasie Świąt Bożego Narodzenia, znicze na cmentarzach, ogniska palone w czasie nocy świętojańskiej, zwykłe świece).



Rośliny, którym przydawano dużego znaczenia symbolicznego to paproć, baźki, choinki. Rośliny obdarzano szacunkiem ze względu na ich leczniczą moc oraz częste wykorzystanie w rytuałach magicznych. Lud wierzył, że za wszystkie nieszczęścia, jakie trafiają na ludzi, odpowiedzialne są właśnie rośliny, traktował je jako przybyszów z innego świata. Panowało przekonanie, że niektóre z roślin, szczególnie drzewa wykazują tak silny związek z człowiekiem, że na podstawie wyglądu drzewa, można przewidzieć koleje życia (stąd zwyczaj sadzenia drzew "urodzinowych"), zwłaszcza tyczyło się tych drzew, które rosły blisko gospodarstw domowych. Dzięki drzewom można było poznać przeszłość, np. wierzono, że jeśli na drzewie rośnie jemioła, to kiedyś zakopano pod nim jemiołę.

W tradycji kultury polskiej uważa się, że zwierzęta nie różnią się niczym od człowieka, często nawet bardziej doskonałe. Panował przesąd, że bociany symbolizują urodzaj, powodzenie, szczęście; skowronki i jaskółki miały przepowiadać przyszłość, przynosić szczęście, a ich podglądanie mogło sprowadzić na człowieka ślepotę. Kukułki miały sprowadzać śmierć, pies mógł o niej ostrzegać. Konie miały pokazywać miejsca, które zagrażają życiu i zdrowiu. Kota bali się wszyscy, ale nie można go było zgładzić, chyba, że istniało podejrzenie, że kontaktował się z duchami. Pszczoły stały na piedestale, wierzono, że przyszły prosto z nieba jako dar istot nadziemskich.

Świętowanie to równocześnie agn, czyli rywalizacja, jak i alea (czekanie, aż los rozstrzygnie losy człowieka), illinx (fascynacja) i mimicra, udawanie kogoś innego. Jest również teatrem, gdzie zawiązuje się akcja i jest wyznaczona pewna przestrzeń.

Rozdział 2


"O zimowym wkraczaniu czasu niezwykłego: Bożym Narodzeniu i zapustach, duchach, wróżbach, kolędnikach i maszkarach"

Święto zmarłych nie bez kozery jest obchodzone jesienią, która oznacza zamieranie życia, moment na pomyślenie o śmierci i sensie życia. Panuje nadal przekonanie, że w Dzień Zaduszny dusze, które nie zostały zbawione, zstępują do kościołów, wtedy nikt żywy nie może tam przebywać, ponieważ w przeciwnym razie może umrzeć.

W wigilię św. Katarzyny i Andrzeja wróżono sobie, by dowiedzieć się, kto zostanie wybrankiem lub wybranka na całe życie, z tym, że wróżby dla panien odbywały się w tzw. Andrzejki, chłopcy wróżyli sobie w przeddzień św. Katarzyny.

Adwent to czas bez bawienia się, nie urządzano wtedy wesel, przestrzegano postu, by oczekiwać na Boże Narodzenie.

W wiele symboli obrosła Wigilia. Kojarzy się z nią czekanie na pierwszą gwiazdkę, łamanie się opłatkiem, zachowanie powagi sytuacji, przygotowanie specjalnych potraw, zostawienie wolnego miejsca dla niespodziewanego gościa, składanie sobie życzeń, dawanie prezentów, przyjmowanie kolędników, śpiewanie kolęd, budowanie szopki i oglądanie jej w kościele, kładzenie siana pod obrusem. Po odejściu od stołu resztki wigilijnych potraw dawano zwierzętom albo zostawiano na stole, by sprzątnąć je dopiero po powrocie z pasterki.

Wigilia tylko z pozoru była kolacją dla ludzi, w istocie wydawano ją dla istot mocnych, bogów, którzy byli ważniejsi od ludzi. Tradycyjne dla Wigilii składniki potraw można spotkać w obrzędach ofiarnych dla bóstw. Miód symbolizował świętość, lecznicze zdolności, rytuały pogrzebowe, mak, jak sądzono dawniej, przynosił sen, dlatego używano go tylko do potraw świątecznych, ewentualnie jako coś, co miało leczyć. Grzyby można znaleźć w lasach, które są tajemnicze ze względu na ciemność i trudności z przebyciem ich, mogą się tam znajdować złe moce, duchy, demony. Wchodząc do lasu trzeba się w miarę szybko przeżegnać, najlepiej jednak oddać mocz, pokazać pośladki, a w zębach cały czas trzymać kawałeczek chleba, pod żadnym pozorem nie wolno iść do lasu przed mszą w niedzielę. Wigilia to dzień, kiedy obdarowuje się najbliższych i jest się przez nich obdarowanym.

Karnawał, inaczej zapusty, kiedy ubiera się maski i bawi, tutaj nie panowały żadne rygory i ograniczenia w sferze seksualnej, młodzieży dawano większą swobodę. Karnawał zaczynano składaniem życzeń w Nowy Rok w sposób zhierarchizowany (osoby niżej postawione życzyły ważniejszym od siebie), wysyłano sobie bileciki z życzeniami. Na wsi najprawdopodobniej nie obchodzono karnawału i Nowego Roku, ponieważ nie uwzględniał ich rolniczy rok. W Nowy Rok wróżono sobie, pieczono ciasta o nazwie "nowe latka", obowiązkowo należało uczestniczyć we mszy. Często występował obyczaj "godzenia służby", czyli przyjmowania do pracy. W czasie zapustów można było spotkać korowody przebierańców.

Święto Trzech Króli jest nazywane "szczodrym wieczorkiem", ponieważ biedni dostawali od zamożniejszych pszenny chleb, często podawano je gościom. Na dworach służba dostawała prezenty, podobnie jak dzieci, sąsiadom, księżom.

Ostatnie dni zapustów to tłusty czwartek i ostatki, kiedy oprócz niezdrowego objadania się i zabaw, odczyniano również magię. Organizowano korowody maszkar. Do wsi przychodził Zapust, przebieraniec, który był ubrany w kożuch, chodził od gospodarstwa do gospodarstwa, straszył dzieci, składał życzenia włościanom i prosił o pożywienie.

Rozdział 3


"O wiosennym panowaniu czasu niezwykłego: Wielkim Poście i Wielkanocy, palmach, pisankach i micie odrodzenia"

Środa popielcowa to symboliczny przełom, kiedy po szalonych zapustach następuje czas oczyszczenia. Kierowały nią zasady powagi, memento mori, czyli pamiętaj o śmierci, co nakazywało zadumać się nad człowieczym losem, sypano głowy popiłem z palemki wielkanocnej, ale z zeszłego roku. Wierzono, że początek postu przyniesie dobre zbiory, w ten sposób zaklinano urodzaj.

W czasie postu spożywano o wiele mniej, ale zmierzano też do tego, by myśli człowieka odwrócić od ziemskich spraw i skierować je w stronę problemów nadziemskich, Boga, nieba, piekła. Bolesław Chrobry wprowadził dość drastyczny nakaz, osobom, które nie przestrzegały postu, wybijano zęby.

Marzannę nazywano również Śmierciuchą, kiedyś w czasie wynoszenia jej ze wsi otaczał ją orszak (zdarzało się, że złożony z samych dziewczyn), zawsze należało ją wynieść poza granice wsi. Najpierw ją podpalano, potem wrzucano do rzeki, gdzie się topiła. Po tym ludzie szybko wracali do domostw, nie oglądając się za siebie, co mogło przynieść pecha i zima by wróciła.

Maik to udekorowana gałązka sosnowa lub choinka. Majono ją po świętach Wielkanocy. Nie wszędzie wyglądało to w ten sposób, w niektórych częściach Polski (np. na Podlasiu) po wsi oprowadzano "królewnę", pięknie ubraną dziewczynę, wystrojoną w korale i wstążki, w towarzystwie innych dziewcząt. Był to bardzo wesoły, kolorowy obyczaj.

Przygotowania do Wielkanocy zaczynały się w Wielki Tydzień, przez Niedzielę Palmową (Kwietną). W czasie obrzędów kościelnych podczas Kwietnej Niedzieli święcono wodę, ogień, gałązki cierniowe, a hierarchowie kościelni myli żebrakom stopy. Można wnosić, że święcenie wody oznaczało, że wcześniej była zanieczyszczona złymi mocami, co potwierdza wyobrażenia, że po świecie plącze się wiele złych duchów z zaświatów, które za to odpowiadały.

Poczynając od Wielkiego Piątku, budowano groby Chrystusa, ale zwyczaj ten nie był w ogóle rozpowszechniony na wsiach. Czasem spotykano się z samobiczowaniem przed publicznością.

Pisanki zdobiono z reguły w Wielki Czwartek lub Piątek, ofiarowano je potem w prezencie najbliższym. Zwyczaj ten był dostępny jedynie dla kobiet, przynajmniej na Podlasiu, panowało tam tabu pisanek, mężczyznom nie było wolno nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu.

Dzień zmartwychwstania oznaczał rezurekcję i śniadanie tylko z rodziną, kontakty towarzyskie można było odbywać dopiero w poniedziałek. Poczynając od tego dnia, woda królowała we wszystkich tradycjach i rytuałach, aż do Zielonych Swiątek, a nawet do św. Jana.

Oblewano wodą głównie tylko kobiety, ze szczególnym uwzględnieniem panien, nazywając ten dzień dniem św. Lejka, lub polewanką albo oblewanką. W miastach i w wysokich sferach polewano się wytwornie, wodą toaletową. Dyngus oznaczał możliwość wykupienia się jajkiem, by nie zostać oblaną, skąpstwo oznaczało prysznic bez względu na chęci. Śmigus polegał na biciu rózgą, gałązką albo palmą. W te wiosenne święta jaja przenikały całą symbolikę, były kwintesencją i wyobrażeniem życia.

Rozdział 4


"O letnim żegnaniu czasu niezwykłego: Zielonych Świątkach, św. Janie i Bożym Ciele, duchach wody i, ogniu i wiankach"

Pomiędzy Wielkanocą a Zielonymi Świątkami jest 7 tygodni przerwy, podczas których oddawano część patronom niektórych działań w gospodarstwie, takim, jak św. Wojciech czy św. Jerzy.

Wodne istoty wywodziły się od osób, które zmarły w sposób nieszablonowy, jak chociaż przez popełnienie samobójstwa, jeśli nie zostały ochrzczone, jeśli były dziewicą przed zamążpójściem. Po śmierci mogli zostać utopcem, boginką lub rusałką. Magia powielkanocna miała ich przywołać, by zabrać im moc życia i zwrócić ją ziemi w postaci wody, która czekała na deszcz. Niestety, tymi istotami władały duchy będące na usługach nocy, księżyca, czasem nawet diabła.

W miastach organizowano majówki, w tym czasie na wsiach odbywały się rozmaite konkursy i zabawy, jak np. konkurs strzelecki czy pasterski.

Obchody Zielonych Świątków podsumowywała wigilia św. Jana, w czasie której oddawano cześć przesilenie letnie. To najstarsze obrzędy pogańskie w Polsce.

Obrzędy świętojańskie koncentrowały się na wodzie i ogniu, żywiołach, które zarazem dawały życie, jak i posiadały moc niszczącą oraz oczyszczającą. Sobótki (czyli ogniska) palono z reguły nad wodą. Jeśli w bliskim otoczeniu nie było żadnej wody, ogień rozniecana na wzgórzu lub polanie, miejscu, które uważano za obce człowiekowi, gdzie mogły się zbierać złe moce. Ogień palono dla dusz, które przebywały pomiędzy światem a zaświatem, były skazane na wieczną tułaczkę. Bylica i piołun to świętojańskie zioła, których szukano i zbierano po to, by potem wyganiać ewentualne choroby, ale miały moc sprawczą tylko wtedy, gdy zostały zebrane w noc Świętego Jana. Wszyscy znają legendy o kwiecie paproci, który zakwitał tylko raz w roku i miał zapewniać bogactwo i szczęście osobie, która go znajdzie. Po nocy świętojańskiej układano na nowo życie, kończono świętować.

Boże Ciało to święto, kiedy idzie się na procesję prowadzoną przez księdza, święci się wianki uplecione z kwiatów i roślin zielnych.

Rozdział 5


"O kreacji czasu codzienności: tradycyjnym widzeniu świata, dożynkach, życiu i śmierci, sakralności i skalaniu"

Dożynki to święto pracy, która świadczyła o pełnym i zdrowym życiu człowieka, który składał dary z tego, co zebrał z pola, oddawał to właścicielowi ziemi, którą uprawiał, co stawiało go na równi z jego gospodarzem. W tym wypadku gospodarz był traktowany jako osoba pośrednicząca między światem doczesnym a tym nieznanym, obcym.

Czas życia jest zwyczajnością życia ludzkiego. Czas śmierci wyznacza reguły życia niecodziennego, kiedy wszystko, co znane, ludzkie, stawało się nagle zakazane, był to czas zawieruchy i chaosu w życiu. Zachowanie ludzi w czasie każdego porządku (życia i śmierci) było możliwe tylko przez stosowanie się do norm, które oddzielały sferę sacrum od profanum. Sacrum jest przejawem niezwykłości, jest groźną sferą życia, trzeba je czcić, szanować, ale budzi też odrazę. Przejściem między sferą sacrum a profanum zajmują się odpowiednie obrzędy.

Uosobieniem obcości, która funkcjonuje w świecie ludzi, jest kobieta. Mężczyźni nie bali się tylko tych kobiet, które były im bliskie w jakiś sposób, swoich matek i sióstr. By kobieta mogła zostać żoną, musiała być mu całkowicie obca, była to tzw. obcość społeczna. Kobieca menstruacja oznaczała szansę na powstanie życia, co było pokrewne kontaktowi ze światem zaświatów, a każdy kontakt tego rodzaju mógł skalać i zepsuć, stąd prosty wniosek, że każde zetknięcie z kobietą mogło zanieczyścić, co zmuszało do podejmowania rytuałów oczyszczających. Ciąża była manifestowaniem takiego kontaktu, dowodziła, że brzemienna kobieta ma styczność ze światem tajemnym. Kobieta była bliska pojęciu sacrum, kontakt z nią był niebezpieczny, ponieważ była nieczysta i obca, jak każde sacrum również nietykalna. Z tego względu kobietom odmawiano praw do uczestnictwa w życiu naukowym, politycznym, religijnym, zezwalano na to tylko kobieto starym, ale one w rozumieniu powszechnym nie zaliczały się już do kobiet.

Rozdział 6


"O niezwykłym czasie brzemienności i rodzenia: tajemnicy i grzechu poczęcia, oczyszczeniu, uczłowieczeniu i imionach"

W wsiach leżących na terenie Polski mówiono o dziewczynie, która miała miesiączkę, że kwitnie, ale jednocześnie traktowano ją jako chorą i nieczystą. Nie pozwalano jej na nabieranie wody ze studni, bo wtedy mogły tam zalegnąć się jakieś robaki, nie wolno jej było piec chleba, bo mogło opaść ciasto, niewyobrażalne były kontakty seksualne z mężem, bo mógł dostać jakiejś choroby. Tymczasem w magii, która miała sprowadzić miłość na dwoje ludzi, panowało przekonanie, że krew miesięczna jest najskuteczniejszym środkiem.

Pannę w ciąży nazywano przeskoczką, latawicą, wytłuchem, wycieruchem, który urodzi bastarda, bękarta, bachora, którego czeka ciężkie życie.

Seks był od zawsze tematem tabu, dawne zwyczaje nakazywały współżyć tylko w nocy. Stosunek seksualny traktowano jako umowne trafienie w zaświaty, za umownym pośrednictwem kobiety mężczyzna również mógł trafić w inny świat.

Ciąża to błogosławieństwo, które dowodzi dobrego życia w cnocie, bezdzietność była pojmowana jako kara za przewiny. Danie życia nie było jasne i oczywiste, było otoczone wieloma obwarami i nakazami, ponieważ należało to odseparować od życia codziennego. Nie wolno było kobiecie w ciąży iść na pole, spoglądać na ziemię, która rodziła plony, a obecność kobiety w ciąży mogła spowodować klęskę nieurodzaju, nie mogła zajmować się rozmnażającym się bydłem, patrzeć w lustro, by dziecko nie miało jasnych oczu, nie mogła patrzeć na brzydkich ludzi, zbliżać się do ognia ani wchodzić do piwnicy, by dziecko się nie podduszało. Szansą uniknięcia wszelkich zagrożeń było noszenie ze sobą soli i chleba.

Poronienie uważane było za niematerialną śmierć, wywoływały je problemy duszy, która zmieniła swój dotychczasowy świat i rozpoczęła wędrówkę do nowego. Dusze dzieci, które były poronione, były wredne i niemiłe.

O porodzie miały informować znaki. Przyszła matka miała znajdować się jak najbliżej ziemi, by pomogła jej w procesie rodzenia. Jedna starawa kobieta, zwana babką, kierowała wszystkim, gdy trwał poród. Lekki poród można było sobie zapewnić życiem w cnocie, trudny poród był konsekwencją za niewierność i cudzołożenie. By poród przebiegał łatwiej, kobieta przepraszała tych, którym miała wcześniej wyrządzić przykrość. Pomocny był też różaniec, kobietę można było skropić wodą święconą. Przy samych narodzinach czyniono znak krzyża i dziecko było kładzione przy piecu, ponieważ ognisko było symbolem domu, przy czym dziewczynki leżały na ubraniu męskim, chłopca zawijano w odzież żeńską, by cieszyło się powodzeniem u płci przeciwnej. Kąpiel była nie tylko umyciem po porodzie, miała też znaczenie rytualne, zmycie nieczystości z zaświatów. Wodę po pierwszym myciu wylewano w takie miejsce, gdzie nikt się nie poruszał, tylko w ciągu dnia. Babka zajmowała się tym, co zostało z porodu, czyli łożyskiem, pępowiną i czepkiem, o ile tylko dziecko przyszło na świat w czepku. Tych pozostałości nie wolno było się pozbyć, ponieważ należały do dziecka, potem z reguły zostawały jego amuletem, które miały przynieść szczęście i odstraszyć złe moce, noszono je zawsze ze sobą, i z nimi chowano.

Wielkie święto miało miejsce po urodzeniu się dziecka, ojciec musiał częstować babkę wódką, było to tzw. pępówka. Poczynając od następnego dnia, przychodziły w odwiedziny wszystkie kobiety, podczas tych odwiedzin nie wolno było chwalić dziecka, by nie sprowadzić pecha. Nieszczęściu miało zapobiec wiązanie czerwonej wstążeczki na rączce. Kobieta w połogu nadal była postrzegana jako nieczysta, w dalszym ciągu nie mogła iść w pole, między warzywa, do sadu, kościoła czy zwyczajnie przechadzać się po wsi. Póki nie doszło do "wywodu", kobieta nie mogła współżyć z mężem. Wywód, czyli oczyszczenie po porodzie, miał miejsce w kościele, kobieta uważana ze nieczystą dostawała się do domu bożego bocznym wejściem. Wtykano jej w dłoń zapaloną gromnicę, ksiądz kropił ją wodą święconą i potem całowała stułę. Następnie przechodziła do głównej nawy i tam z księdzem odmawiała modlitwy, które miały ją oczyścić. Potem kobieta składała pocałunek na krzyżu i sama okrążała ołtarz, przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Wrzucała ofiarę do skarbonki i stawała się normalnym człowiekiem. 6 tygodni ma wymiar symboliczny, przez 6 tygodni nie wolno było zabierać dziecka z domu.

Chrzest to inicjacja życia w komunie chrześcijańskiej, głównymi jej elementami było i jest, obmywanie, wyznanie wiary i nadanie imienia dziecku, które zaraz po tym ubierano w nowe koszulki, o to miała obowiązek zatroszczyć się matka chrzestna. Po chrzcie wracano do gospodarstwa domowego, gdzie biesiadowano w towarzystwie rodziny.

Rozdział 7


"O niezwykłym czasie zaślubin: niecodziennym darze, weselu i pokładzinach"

By można było wejść w związek małżeński, trzeba było osiągnąć dojrzałość, ale w wyjątkowych przypadkach nakaz ten był obchodzony. Na dojrzałość wskazywał nie tylko wiek, ale również status materialny, zdobyta wiedza i umiejętności. Dojrzałości wymagało się przede wszystkim od mężczyzny, ponieważ to on był odpowiedzialny za wyżywienie rodziny i zapewnienie jej materialnego bytu. Wybranie przyszłej żony zaprzątało nie tylko młodego mężczyznę, ale również jego rodzinę i sąsiadów oraz znajomych. Podarunek dla kobiety musiał prezentować się należycie, by kobieta nie poczuła się obrażona a jej rodzina potraktowała to jako przyjacielski gest. Młodzi nie mogli robić nic sami, potrzebna była obecność swata. O tym, czy w domu są panny na wydaniu, informował ogródek kwietny pod oknem, ponieważ do ślubnego bukietu panny pielęgnowały w nim mirt, rozmaryn, lawendę i malwy. Rośliny te miały znaczenie symboliczne, rozmaryn oznaczał krwawienie, zapach lawendy odurzał, sugerując przebywanie w innym świecie, mirt składano do trumny i strojono nim zmarłą przed zamążpójściem dziewczynę. Akt zaślubin trwał do kilku dni, ucztowano zazwyczaj w siedzibie panny młodej, ale o napoje procentowe miał obowiązek dbać pan młody. Przed weselem młodzi wymieniali się prezentami, pan młody wysyłał suknię, a przyszła żona śnieżnobiałą koszulę. Dziewczyna, która przymierzyła suknię przed ślubem mogła być pewna, że zostanie starą panną. Dawne zaślubiny nie uwzględniały ceremonii w kościele.

Narzeczeństwo rozpoczynały oświadczyny, na które musiała wyrazić zgodę nie tylko panna, ale jeszcze jej rodzice. Symbolem zaręczyn był od zawsze pierścionek, który panna dostawała od chłopaka. Pierścionek oznaczał nie tylko zgodę na ślub, ale zobowiązanie do pozostania w wierności oraz pokazanie światu, że jest ona jego własnością.

Niewierność zostawała uznana za zdradę dopiero, gdy urodziły się dzieci z nieprawego łoża.

Przed weselem rodzinę pana młodego odwiedzali przyszli teściowie, nazywano tę wizytę "oparty".

Pokładziny były obrzędem, który testował zdolność panny młodej do pełnienia obowiązków małżeńskich oraz jej cnotliwość. Po biesiadzie, na której alkohol płynął szeroką strugą, pan młody ze swoimi przyjaciółmi wkraczali do domu, gdzie weselnicy się znajdowali, a tam dostawał pannę młodą. Początkowo tańczono, po tym panna młoda była kierowana do innego pomieszczenia, za panem młodym wkraczało komisja kontrolująca, w skład której wchodziła rodzina pana młodego, ubierała ich w koszule ślubną i zostawiała przy pościelonym łóżku. Wszyscy biesiadnicy czekali aż okaże się, czy panna młoda była dziewicą. Pokładziny były jednak tylko symulacją, miały wymiar symboliczny. W średniowiecznej Europie praktykowano zwyczaj zwany "ius prima noctis", czyli prawo pierwszej nocy. Na jego podstawie najważniejszy w grupie mężczyzna lub wódz plemienia, dokonywał aktu defloracji panny młodej, co działo się naprawdę.

Drugi dzień wesela wyglądał jak karnawał, ponieważ państwo młodzi wraz z muzykantami chodzili po domach. Z czasem pokładziny zaczęły tracić na znaczeniu, ponieważ coraz wyraźniej pojawiały się ceremonie dokonywane w kościele. Oddanie kobiety do obcej rodziny oznaczano przez nałożenie jej czepca.


Rozdział 8


"O niezwykłym czasie starości i umierania: śmierci, władzy, pożegnaniu i nieśmiertelności"

Śmierć to dostawanie się duszy do innego świata. Śmierć przedstawiano sobie i wyobrażano na wiele sposobów. Dla ludzi dusza była niczym ptak, przy czym niektórzy stali na stanowisku, że dusze męskie różnią się od kobiecych. W Polsce sądzono, że otworzenie drzwi czy okien sprawia, że śmierć wchodzi do pomieszczenia i zabiera duszę zmarłego. Przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie różne opowieści. Śmierć nie miała przypominać zupełnie istoty ludzkiej, ponieważ była bardzo chuda, mogła być pozbawiona cielesności albo nawet kości, oczu, samej facjaty, z reguły miała byś przystrojona w szarość, biel, czerń. Śmierć przepowiadało wycie psa i trzaskanie drewna w kominie. Wszystkie śmierci stawały się pewnikiem, że zaświaty są blisko. Śmierć uważano za karę za grzechy, którą może przynieść wiatr lub choroba. Niektórym osobom wydawało się, że śmierć można okantować, jeśli będzie się szeptać niewyraźnie modlitwę, po kilka razy z rzędu. Pomóc też mogło kadzenie ziołami, kompresy, tłuszcz z psa. Bardziej niehumanitarnym sposobem wykluczanie śmierci z otoczenia, było pozbywanie się chorych z granic wsi lub dostarczanie ich nawet na odległe rozstaje.

Starość była bardzo poważana, ponieważ panowało przekonanie, że starzy ludzie wymagają szacunki i czczenia ich doświadczenia. Ze względu na wiek mogli zajmować ważne stanowiska, rządzić, które były poza zasięgiem ludzi młodych. Zgodnie z tradycją i kulturą, starość zezwalała na egzystowanie na styku dwóch światów, świata doczesnego i "tamtego" świata. W systemie władzy, który wykazywał tradycyjne zhierarchizowanie, człowiek stary stał na najwyższej pozycji, miał władzę jako przywódca.

Tymczasem sama władza nie oznaczała automatycznie, że człowiek, który ją dzierżył, miał również umiejętności, które uprawniały go do jej posiadania. Rzeczywista władza ma autorytet, którego początki można upatrywać w świecie pozaziemskim. Uznanie autorytetu oznaczało mądrość poddanych, że poddali się komuś od nich mądrzejszemu.

Śmierć i pogrzeb wiązały się z ciszą, zapachem i światłem świec, płaczem, zawodzeniem, czuwaniem, stypą, katafalkiem i mową pogrzebową. Na trumnę każdy rzucał garść ziemi. Obyczaj polski niegdyś wymagał, że zaprzestaje się po śmierci prac domowych. Gdy odchodził mężczyzna, wdowy nie wolno było udzielać wsparcia. W momencie śmierci zatrzymywano wskazówki zegara, chowano rzeczy nieboszczyka. Stara moda kazała malować trumny, wcześniej chowano w całunie.


………………………….


Karnawał trwa! Wprawdzie jeszcze nie byłem na żadnym szalonym balu (bo nie lubię wielkich fet) ani nawet na mniejszym przyjęciu ale w kalendarzu mam zapisane aż trzy. I to jedno na 40 osób, a dwa znacznie bardziej kameralne. Jeśli doliczyć do tego jedną kolację dla dziesięciu osób, którą przygotowuję we własnym domu, to tegoroczny karnawał zapowiada się nieźle.

A tak o tym okresie między Sylwestrem a Wielkim Postem tak pisała Barbara Ogrodowska w swej pracy „Święta polskie”:

Karnawał po staropolsku zwany zapustami, to czas liczony od Nowego Roku lub od Trzech Króli i trwający aż do Środy Popielcowej. W wielu krajach Europy czas ten upływał pod znakiem zabaw, tańców, uczt i maskarad, barwnych wesołych pochodów, inscenizacji teatralnych, psot i ogólnej wesołości.

Nazwa pochodzi od łacińsko-włoskiego „carnavale”, którego człony: „carne” - mięso i „vale” bywaj zdrów oznaczają razem pożegnania mięsa, a dokładniej wszelkich uczt i hulanek w związku ze zbliżającym się Wielkim Postem, słowo „karnawał” nawiązuje także do łacińskiego „carrus navalis”, jak w starożytnym Rzymie zwano łódź na kołach - ukwiecony rydwan boga Dionizosa, pojawiający się na rzymskich ulicach podczas hucznych obchodów powitania wiosny.

Rodowodem karnawału europejskiego są antyczne święta zimowe i wczesnowiosenne, greckie i rzymskie, a przede wszystkim wesołe rzymskie Saturnalia, a także Feralia (lutowe święta i biesiady zaduszne), greckie Antesteria (obchodzone w lutym święta wiosny i budzącej się przyrody) i przede wszystkim uroczystości, uczty i pochody odprawiane na cześć rzymskiego Dionizosa w Grecji zwanego Bakchosem, boga życia, słońca i wiosny oraz władcy umarłych, a także patrona kwiatów i winnej latorośli.(…)

W średniowieczu z obchodów karnawałowych słynęła przede wszystkim Wenecja, a po jej upadku w XVIII w. licznymi zabawami i festynami ludowymi wsławił się Rzym. Urządzano tam „confetti” - zabawy połączone z obrzucaniem się barwnymi słodyczami, „corsa” - parady ukwieconych powozów, a na zakończenie „moccoletti” - uroczystość ognia, z zabawami w zapalenie i gaszenie świec i pochodni.


Pierwsze wzmianki źródłowe o karnawale polskim i zwyczajach z nim związanych przynoszą stare druki z XVII w., a przede wszystkim komedia mieszczańska, nieznanego pisarza z 1622 r. Mięsopust albo Tragicocomedia oraz satyry Miaskowskiego Mięsopust polski i kilka animowanych pieśni i fraszek o zapustach zamieszczonych w zbiorku Kiermasz wieśniacki.

Można jednak przypuszczać że karnawał, czyli polski Zapust (nazwę Zapust stosowano albo dla całego okresu od Nowego Roku do Popielca albo i przede wszystkim - dla ostatnich trzech dni przed Środą Popielcową) oraz Mięsopust obchodzone były w Polsce znacznie wcześniej.

Zaszczepione na naszym gruncie europejskie i głównie włoskie zabawy karnawałowe nabrały swoistego charakteru i polskiego wyrazu, zgodnie z duchem i temperamentem narodowym, z tradycją polską i obyczajem.

Zgodnie z duchem tym i zwyczajem karnawał staropolski suty, hałaśliwy, wesoły i szumny był czasem różnych uciech: polowań, poczęstunków, tańców i swawoli. We wszystkich stanach bawiono się i hulano i stosownie do posiadanych zasobów jedzono dużo i tłusto i tęgo popijano (…)

Księża gromili te karnawałowe szaleństwa i bezskutecznie nawoływali do umiaru i ustatkowania, nazywając zapusty „rozpustami” i grzmiąc z ambon, tak jak np. w XVI w. ks. Jakub Wujek, nasz znakomity teolog i pisarz, autor przekładu Pisma Świętego na język polski, który powiadał, że w Polsce „mięsopusty od czarta wymyślone bardzo pilnie zachowują” oraz współczesny mu Grzegorz z Żarnowca, który twierdził podobnie, że „większy zysk czynimy diabłu trzy dni rozpustnie mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc”.

Po miastach zwłaszcza i zwłaszcza w pańskich rezydencjach odbywały się wystawne, karnawałowe uczty i bale, a w tym również modne w Polsce już w XVI w. kostiumowe i maskowe bale dworskie zwane redutami.

Proszone bale miejskie i wiejskie w wyższych stanach bywały też swego rodzaju giełdą małżeńską dla dobrze urodzonych panien.”

Nie szukam żony, nie wystawiam na giełdę małżeńską potomstwa. Karnawał dla mnie to tylko wesoła i smaczna rozrywka. A dla was?


…………………………..


Wiosenne tradycje i zwyczaje ludowe



Święto Wiosny obchodziło się kiedyś w nieco inny sposób jak dziś. Nadchodzącą wiosnę witano generalnymi porządkami. W pierwszą niedzielę maja odbywało się wypędzanie zimy. Przyozdabiano drzewko świerkowe kolorowymi wstęgami, papierkami i obrazkami świętych. Ten maik obnosili chłopcy i dziewczęta. Śpiewano przy tym pieśni o pożegnaniu zimy i powitaniu lata. Obecnie w całej Polsce wiosnę wita się 21 marca, a zimę wypędza poprzez topienie lub palenie Marzanny.

Czas przed wielkim postem nazywany jest ostatkami, zapustami, a ostatnie 3 dni przed Środą Popielcową zapustem lub mięsopustem. Był to czas zabaw i wesołych pochodów przebierańców. Chłopcy chodzili po wsiach przebierając się za konia, kominiarza, muzykanta, babę lub dziada. Podkoziołek. We wtorek zapustny, czyli przed Popielcem młodzież zbierała się w gospodzie, by wesoło zakończyć mięsopusty. Podczas zabawy tańcząca para stawała przed muzykantami, a jeden z chłopców przypominał wszystkim o konieczności złożenia pod koziołkiem pieniędzy. Tancerka rzucała pod figurę kozła stojącego na talerzu datek w podziękowaniu za zapustne tańce. W odróżnieniu od innych zabaw taniec ten opłacały dziewczęta. O godzinie dwunastej rozsypywano po gospodzie popiół - i tak zaczynał się post.

Kolejnym obrządkiem jest Wielkanoc. Niegdyś na dwa tygodnie przed Wielkanocą młodzież śpiewając i grając udawała się do lasu. Zbierano gałązki brzóz i wierzb na palmy i miotły. Po poświęceniu palm w kościele zatykano je za obrazy i strojono nimi domy. Święta Wielkanocne obchodzono zawsze bardzo uroczyście. W pierwszy dzień kąpano się wcześnie rano. Idąc do rzeki lub jeziora nie należało rozmawiać ani obracać się. Zdrowie po takim zabiegu było zapewnione na cały rok. W drugie święto chłopcy poprzebierani za cyganów, chodzili z niedźwiedziem po wsi, zbierając dary. Na końcu niedźwiedzia wrzucano do wody i następowała zabawa. Najbardziej żywy ze zwyczajów wielkanocnych, do dnia dzisiejszego, to Śmigus - Dyngus stanowiący dalszy ciąg wielkopostnych praktyk magicznych. Na Kaszubach znany był dyngus polegający na oblewaniu się wodą, jednak znaczną przewagę miał dyngus zielony. "Dyngowano" przyniesionymi w poście, zazielenionymi już gałązkami brzozowymi, a częściej jałowcowymi. Chłopcy chodzili od domu do domu smagając nimi dziewczęta po nogach. Wykupić można się było malowanymi jajkami. Od północy z pierwszego na drugie święto wielkanocne zwyczaj pozwalał swatom (wrejorzom) wychodzić w rajby. Kawaler, swat, drużbowie i muzykanci szli prosić o rękę wybranej panny.

Zgodnie z dawnym zwyczajem prima aprilis, czyli pierwszy kwietnia, jest dniem wzajemnego wprowadzania się w błąd, nabierania i oszukiwania dla żartu: Na prima aprilis nie wierz, bo się omylisz. Ponoć w dawnych wiekach naszej "złotej wolności" panowie bracia potrafili w tym dniu poczęstować gościa pierogami nadziewanymi trocinami czy kawą przyrządzoną z gliny. Wysyłano również listy ze zmyślonymi wiadomościami, dziwaczne prezenty lub po prostu kartkę z napisem: Prima Aprilis. Tak też jest do dziś.

Wianki na Wodzie -Rzucanie wianków na wodę nie zawsze musiało kończyć się utratą panieńskiego wianka, ale czasem i tak się zdarzyło w tę wyjątkową noc. Dziewczęta przywiązywały wianki z polnych i ogrodowych kwiatów do deseczek, zapalały ustawione w środku świece i rzucały je na rzekę. Jeśli wianek płynął bez przeszkód albo wyłowił go ukochany, oznaczało to szybki ślub i szczęśliwe życie. Niepomyślną wróżbą dla miłosnych planów było zaplątanie się wianka w przybrzeżnych zaroślach, jego zatonięcie lub zgaśnięcie świecy.

…………………………….


OSTATKI

 Wielkim powodzeniem cieszyła się w tym dniu karczma. Już od rana zaczynały się we wsi wesołe zabawy, w których po­brzmiewało echo prasłowiańskich zwyczajów związanych z rozbu­dzeniem płodności przyrody.

W różnych okolicach kraju w tym dniu kończącym zapusty różne panowały zwyczaje. Około r. 1820 w okolicach Kleczewa i Ślesina w Konińskiem była to początkowo zabawa czysto męs­ka. Chłopcy z całej wsi schodzili się w karczmie. Tam; na środku, stawiali beczkę piwa. Beczka była drewniana z obręczami — na niej talerz, a na tym talerzu drugi — odwrócony dnem do góry. Wszystko to tworzyło podstawę, jakby cokół, dla przemyślnie zmajstrowanej figurki. Na szkielet tej osóbki składały się trzy gałązki choiny; jedna u góry i dwie rozchodzące się odnogi u dołu. Między tymi dwiema wieszano dwie duże cebule. Później ubierano je w szafirową katankę i czerwoną czapkę. Całości do­pełniało białe piórko zatknięte w nakrycie głowy. Dziarski chło­pak był gotowy!

We wsi już wszyscy wiedzą, co się w karczmie dzieje. Gro­mada dzieciaków i dziewuch pcha się do środka. Ale chłopcy, wy­brawszy spośród siebie woźnego, który stoi przy drzwiach, bez: okupu nie chcą nikogo wpuścić do środka. Toteż każda dziewczy­na, która tam przyszła, ściska w garści grosik. Kiedy tylko woź­ny zażąda, otworzy dłoń i pokaże spoconą blaszkę.

Wreszcie karczma pełna jest gości. Chłopcy wybierają spo­śród siebie jednego, najodważniejszego. Ten podchodzi do dziew­czyny, którą wcześniej sobie upatrzył, zaprasza ją do tańca. W ich ślady idzie reszta młodzieży. Tanecznicy kręcą się wokół beczki, z której spogląda na nich choinkowy chłopak, symbol męskich sił, zdolnych tak rozbudzić przyrodę, że wyda obfity plon, zapewniając ludziom dostatek jadła do następnej wiosny.

Nieco inaczej świętowano w ostatni wtorek w Radomskiem i Wieluńskiem. I tutaj dużą rolę odgrywało żywe drzewko, jakby przez jego zieleń chciano sprowokować pola i łąki, by i one się zazieleniły.

I w tej okolicy zabawę zaczynali parobcy. Przystrajali drzewko kolorowymi papierkami i świecidełkami z jarmar­ku. Ustawiali to cudo na wózku i zaczynał się hałaśliwy, wesoły pochód przez wieś, od chaty do chaty, a zwłaszcza tam, gdzie były dziewczęta na wydaniu. Stanąwszy pod drzwiami wołali taką dziewczynę chórem, tak głośno, że dla świętego spokoju w końcu wyszła. A jeżeli okazywała się uparta i o silnych nerwach i wyjść ani rusz nie chciała, to zdarzało się i tak, że parobcy siłą z domu ją wywlekali. Kiedy mieli dziewczynę już w zasięgu swoich rąk, ustawiali speszoną i zawstydzoną na wózku obok drzewka i roz­poczynała się licytacja, a trwała tak długo, dopóki dziewczyna się nie wykupiła.

Jeden mówi:

Funta kłaków nie warta! — a już inni przekrzykują go: — Warta furę gnoju!

A trzeci wrzeszczy:

I snopka pustej słomy nie dałbym!

Znajdują się i tacy, którzy gotowi są zapłacić za dziewczynę. Oni też przelicytowują się wzajemnie: dziesięć złotych, sto i ty­siąc na ostatku. Kiedy chłopcy dość już mają naigrywania się, a i pomysłowość się kończy, każą dziewczynie samej się wykupić. Dostają więc nie bez targów, jeśli dziewczyna z tupetem, kilka­naście groszy. Niekiedy wynosi im z komory pętko kiełbasy, kilka jaj albo co tam w chacie ma. Dzień kończy się wspólną za­bawą w karczmie. Wesołość trwa do północy.

Minęły te obyczaje... Dzisiaj w ostatni zapustny wtorek jemy pączki. I one wywodzą się z dawnej tradycji. Dzisiejsze słodkie pączki w niczym oprócz kształtu nie przypominają tych pierwot­nych, od których wzięły swój początek. Niegdyś były to okrągłe bułeczki z chlebowego ciasta, nadziewane słoniną i smażone na smalcu.

 W tych wsiach, gdzie ostatkową zabawę tradycyjnie inicjo­wały kobiety, takie właśnie pączki przynosiły do karczmy na babską zabawę. Przynosiły też ze sobą różne placki, bułki, racuchy. Wspólne spożywanie drożdżowego ciasta miało znaczenie ry­tualne; miało zapewnić urodzaje. Kobiety jadły zapijając wódką, żartując, śpiewając: „Dyż ostatki, to ostatki, popijmy se, stare babki". Od śpiewu tylko krok do tańca. Wódka rozgrzewa, baby piszczą, skaczą. „Jak ostatki, to ostatki, niech się trzęsą babskie zadki!" Skaczą, ale nie bez celu, bo zarówno to jedzenie drożdżo­wego pieczywa, jak i ten pełen wyskoków taniec miał według od­wiecznych wierzeń zapewnić wzrost lnu. Kobieta przecież przę­dzie, tka i szyje. Więc teraz, u progu wiosny zabiega o to, by len rósł jak najwyżej. Magia ta obejmowała również konopie. Im która kobieta wyżej skoczy, tym wyższych doczeka się lnu i kono­pi: „Na konopie, na konopie, żeby się rodziły, żeby nasze dzieci i my nago nie chodziły!" 

Ważna była też pogoda panująca w czasie dokonywania owych zabiegów: „Kiedy pada w ostatni wtorek, to ze lnem ucie­kaj na dołek", „Kto chce mieć dobry len, musi na zapusty jeździć saniami".

Skakały baby prawie do północka. Po północy weszła do kar­czmy dziwna osoba: odziana w łachmany, bosa, wymachująca trzy­manym za ogon śledziem. To personifikacja środy popielcowej. Nie jest przyjemna ani wesoła i przypomina, że czas skończyć zabawę, wszak już wielki post. A tak chciałoby się jeszcze pohulać...

A powiedzcie wstępnej środzie, niech zaczeka na ogro­dzie! — wykrzykują obecne w karczmie baby. Na nic się to jed­nak zda. Nikt przecież nie powstrzyma nurtu oddalających się chwil.

Minął więc i ostatni dzień zapustów. Trzeba zapamiętać: czy był wiatr, czy nie? Padało czy nie padało? „Bo ostatni wtorek jaki i post cały pewnie taki".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wiedźmy teksty z internetu
Marzanna teksty z internetu
Południce teksty z internetu
Zwyczaje wielkanocne teksty z internetu
Demonologia ludowa teksty z internetu
Boginki teksty z internetu
Zmory i nocnice teksty z internetu
Czy internet zrujnuje nasze dusze, TEKSTY
Internet w bibliotece szkolnej, Moje teksty
Teksty z Egzorcyzmów Anneliese Michel oraz opinie internautów
hlp pozostałe teksty strony internetow
Aleksandra Dziak, Literackie i pozaliterackie teksty kultury w Internecie
Pomoc telefon, internet, prasa
Czy rekrutacja pracowników za pomocą Internetu jest
do kolokwium interna
internetoholizm prezentacja na slajdach
Zasady komunikacji internetowej Martens
Osteoporaza diag i lecz podsumow interna 2008
Internet1

więcej podobnych podstron