Z łacińska śpiewa Słowian Muza oprac


Jan KochanowskiZ łacińska śpiewa Słowian Muza

Elegie, foricenia, lirykiw przekładzie Leopolda Staffa

Spis treści:

Wstęp Zygmunta Kubiaka pt. Pamięci Lidii Padewskiej


ELEGIE

KSIEGA PIERWSZA (XV utworów)

KSIEGA DRUGA (XI utworów)

KSIEGA TRZECIA (XVII utworów)

KSIEGA CZWARTA (III utwory)


FORICENIA

Ponumerowane 123 utwory + jeden rozpoczynający cykl pt. Do czytelnika


LIRYKI

XII utworów + ostatni pt. Francuzowi kraczącemu odpowiedź



Streszczenie wstępu Zygmunta Kubiaka


Jeślim poetą, dziełem to nie Muz jest wcale;

Nie chodziłem do groty w adonijskiej skale,

Jeno miłość uczyła mnie wiersz składać słodki,

Naśladując starego Kallimacha zwrotki.


Powyższy utwór rozpoczyna omawiany tom. Kochanowski pisze, że miłość uczyniła go poetą. Jan z Czarnolasu mówi o sobie salus amor, czyli „tylko miłość”.

Wczwartej elegii księgi drugiej Kochanowski opisuje sen, w którym jawi się przed nim Wenus:


Nam, wieszczom prawym, bogi pomoc swoją niosą:

Tej nocy w śnie widziałem Wenus złotowłosą.

Jeśli taka na Idzie przed pasterzem stała,

Nie wiem, o co się Juno z Minerwą spierała.

Włosy lśniły w ujęciu złocistej przepaski,

Oczy gasiły gwiazdy cudownymi blaski.

Rumieniec po jej śnieżnej rozlany jagodzie

Był jak gdyby jutrzenka przeczysta na wschodzie.

Jak świeża róża w czystym mleku zanurzona,

Kość słoniowa sydońską purpurą skropiona,

Tak piękna…


Postać głównej heroiny tego cyklu utworów – tajemniczej Lidii, kochanej przez Jana w Padwie widoczny jest również w jednym wersie szóstej elegii księgi pierwszej:


Lica jej śniegiem, złotem włos, gwiazdami oczy.


Podobnie widzi Jan Kochanowski Wenus i swoją Lidię: jedną widzi poprzez drugą. Frazy, jakimi je opisuje, są konwencjonalne, ale przepala konwencję żar, jaki nasyca te wiersze:


Rumieniec po jej śnieżnej rozlany jagodzie

Był jak gdyby jutrzenka przeczysta na wschodzie.


W greckiej poezji aleksandryjskiej – tej, której wspomnienie Kochanowski przywołał na samym początku zbioru elegii, wymawiając imię Kallimacha z Cyreny – i w wywodzącej się z niej poezji łacińskich elegików epoki augustowskiej wizja Afrodyty – Wenus ogromnie się przemieniła. Piękność jej stała się bardziej tajemnicza. Jej wizerunki są już konwencjonalne, jak u Kochanowskiego. Zamiast pięknej postaci jest tylko łuna piękności.

Wenus staje się w wierszach coraz bardziej niepokojąco piękna, chociaż zarys jej postaci jest tak nieuchwytny.

Jan Kochanowski opisujący w elegiach Wenus złotowłosą przypomina goliarda z Żywych kamieni Wacława Berenta, który błądząc wśród ruin antycznych ze swoją „skoczką”, towarzyszącą rybałtom tancerką, odczytuje napis na monumentalnym cokole. Kochanowski wydaje się pokrewny owemu goliardowi, a jego Lidia – owej „skoczce”.

Jan Kochanowski sławił Lidię nie tylko w łacińskiej, ale i w polskiej mowie. Można przypuszczać, ze znaczna część utworów polskich o tej tematyce została spalona.

Istnieje również hipoteza, że polskie wiersze ku czci Złotowłosej Kochanowski nie spalił, a są nimi niektóre z najpiękniejszych erotyków polskich, spośród tych co wg zdania części biografów miałyby się odnosić do Bezimiennej, czyli Lidii.

W jedenastej elegii księgi drugiej żegna Kochanowski swoją padewską miłość, nazywając siebie veteranus i porównując swoją rezygnację do niedawnego odejścia Karola V z habsburskiego dworu do klasztoru Yusta w Estremadurze, gdzie cesarz zamieszkał w lutym 1557r. Czy jednak było to pożegnanie z miłością ostatecznie?

W siódmej elegii księgi trzeciej Kochanowski dziękuje Hieronimowi Ossolińskiemu za pomoc materialną, wspomina ową miłość. Jeśliby pomoc ta polegała na umożliwieniu Janowi podróży przez Francję do Polski, znaczyłoby to, że u progu owej podróży padewska miłość jeszcze się tliła. Poeta zresztą jest w tym wierszu dosyć brutalny wobec niej:


Gdy mnie podwójna klęska dojęła do żywa,

Bezlitosne ubóstwo i miłość dotkliwa,

W pomoc przyjacielowi on przybywał najprędzej,

Nie dopuszczając, abym marnował się w nędzy,

I próbował dróg wszelkich, czy lek nie ukoi

Jaki mego obłędu i głupoty mojej.


Stara tradycja głosi, że właśnie podczas pobytu w Paryżu Jan Kochanowski przeistoczył się z poety łacińskiego w poetę przede wszystkim polskiego. We Francji zobaczył Ronsarda i zapoznał się z programem francuskiej Plejady, w którym sprawa języka narodowego była ośrodkiem największej żarliwości artystycznej.

Istotna była nie sama poezja francuska księcia Plejady, ale obserwacja jego roli społecznej. Kochanowski w ósmej elegii księgi trzeciej kreśli jeszcze niepewnie, bez ornamentów baśniowych, pojęcie poezji jako moralnej służby swemu krajowi.



Wielki finał zbioru łacińskich elegii umieścił Kochanowski na końcu księgi czwartej.


Jakież wyścigi szybkie czy teatr wspaniały,

Firleju, oczy nasze równie zachwycały,

Jak te boskie widoki mistrzyni przyrody

I bezprzykładna nieba głąb w czasie pogody.

Jakież się malowidło równie kwiatom zdaje,

Co rosną z twórczej ziemi, gdy wiosna nastaje?


Mogłoby się wydawać, że hymn o piękności kosmicznej harmonijnie współbrzmi z doktryną platońskich i neoplatońskich filozofów florenckiego renesansu. Bliskość Kochanowskiego wobec tej doktryny okazuje się pozorna, gdy uważnie odczyta się dalszy ciąg kończącej zbiór elegii do Firleja. Jakże mocno mówi się o niedoli człowieka na ziemi, o częstym poczuciu obcości człowieka w świecie.


Bardzo i niezbyt sobie pochlebia ten, który

Siebie za cel uważa świata i natura.


Kochanowski nigdy nie przyjął platonizmu. Zdecydowanie wolał stoicyzm.

Foricoenia opublikowane razem z elegiami w zbiorze w roku 1584, są utworami siostrzanymi wobec polskich Fraszek. Wzbogacają ogromnie i wspaniale epigramatykę mistrza, ale nie zmieniają jej charakteru. Dodają do niej wiele pereł bezcennych. Przykłady:


Gdy przybył mój Górnicki, lira ucieszona

Wtedy słodkie dźwięki, palcem nie ruszona.

Uśmiechnęły się Gracje, Muza zaśpiewała,

Wróciła nawet wiosna, zima uleciała.

(89. Do Łukasza Górnickiego)


Albo

Co to zapowiedziana wieczerza, Adrianie,

Po księgach starożytnych szukasz nieprzerwanie.

Byś pojął i zrozumiał, powiem tobie szczerze:

Chcę, abyś mnie zaprosił jutro na wieczerzę.

(112. Do Adriana)


Jednak poeta dotyka tutaj także głębokich problemów sztuki. O zmarłej Orszuli i niedługo po niej drugiej córce Annie wystawił Kochanowski w czarnoleskim ogrodzie słup kamienny z łacińską inskrypcją, którą potem włączył do zbioru Foricoenia:


Jam nie Niobe po śmierci dziatek skamieniała,

Chociaż o stracie dziatek też świadcząca skała.

Dla pamięci głębokiej, bolesnej swej troski

Po zgonie ich postawił mnie wieszcz Kochanowski.

Żem pozbawiona czucia i nie znam żałości,

Los mój dla serca jego jest źródłem zazdrości.

(119. Na kolumnę)


Kochanowski kreuje się na poetę-rzeźbiarza. Poezja jego jest jak dyscyplina dążąca do surowej obiektywności.




Wstęp nie zawiera omówienia liryk, dlatego zamieszczam kilka z nich.


Oda I

Do króla Henryka Walezego bawiącego we Francji

Traf czy zawistny bóg sprawia, Henryku,

Największy z królów, że choć powołany

Na najpiękniejsze królestwo, nie możesz

Zjechać dotychczas na sarmackie lany ?

 

Żeś się nie zjawił na bystrym rumaku

Matkom, co z dziećmi powitać cię biegą,

I tłumom, które zbitą ciżbą spieszą,

Ażeby króla zobaczyć nowego?

 

Nie zwlekaj dłużej, wyrwij się czym prędzej

Z kochanej matki twej objęć strapionych

I ocalenia poszukaj w ucieczce

Przed łzami sióstr twych wielce zasmuconych.

 

Do twego czoła tęskni już od dawna

Złota korona drogimi klejnoty

Skrząca i dotknąć pragnie twej prawicy

Berło przedziwnie kunsztownej roboty,

 

Berło, przed którym korzą się Litwini,

Dzielni Polacy i inne narody,

Siedzące między głębokim Bałtykiem

I Meotydy błękitnymi wody.

 

O wielki królu, na samo twe imię

Wyniosła Moskwa gróźb swych zaniechała

I na podolskich równinach nie będzie

Harcować Scytów drapieżnych nawała.


Srebrną ostrogę wbij w boki rumaka,

W zbroi Wulkana ruń śmiało na wrogi

I przerażając swym płomiennym mieczem

Grozę i przestrach siej dokoła srogi.


Oby mi losy dożyć pozwoliły

Dnia, gdy po klęsce nieprzyjaciół, panie,

I po odwecie na tyranach morza

Na biało konnym ujrzę cię rydwanie.


Pobitych wodzów okutych w łańcuchy,

Zdobyte miasta, wojenne sztandary

Zwycięską dłonią swą wskazywać będziesz

I wozy łupów wiozące bez miary.


Ani Orfeusz, ni Linus lutnista

Pieśnią mnie wtedy przewyższać nie zdoła,

Choć obaj pono dźwięczną lirą swoją

Wzruszali twarde dęby i skał czoła.


Kochanowski, będący zwolennikiem Henryka Walezego, wzywa króla, by powrócił do Polski (po tym, jak Walezy uciekł do Francji). Opisuje go jako monarchę potężnego i wspaniałego, mówi o tym, że naród rozpacza po jego odejściu i prosi go o powrót. Wyraża także nadzieję, iż Walezy pokona wrogów Polski i nadejdą wspaniałe dla niej czasy.





Oda V

Do Mikołaja Firleja, syna Jana wojewody krakowskiego

Od żaru słońca Lew pała, Firleju,

Szaleje groźnie od bliskiej już spieki

I od powiewu duszącego skwaru

Schną bystre rzeki.

 

Pola i lasy udręcza pragnienie,

Ucichły wiatrów przelotne powiewy,

Zewsząd jedynie polnymi koniki

Ćwierkają krzewy.

 

Tu, gdzie konary jawor rozpościera

I o żar nie dba słonecznych promieni,

Przed którym kryje się płaszczem liściastym

Gęstej zieleni,

 

Tu, namaściwszy syryjskim balsamem

Włosy, pomiędzy liliami białemi

I czerwonymi różami legniemy

W cieniu na ziemi.

 

A ty, Massyku ukrytego wiejska

Szafarko, wyjmij z dzbana omszałego

Czop i w puchary orosiałe nalej

Trunku boskiego!

 

Któż, skosztowawszy wzniosłych darów Bakcha,

Wynikiem trapi się wątpliwej wojny,

Lub się zamieszką trwoży, którą grozi

Tłum niespokojny?


Któż się nie kwapi do tańca i żartów

I któż eolskiej liry nie nastroi,

By śpiewać lubą skargę ku pamięci

Nadobnej Chloi?


Tak, o tak dzień ten spędzić nam należy,

Niechaj od ciężkich trosk serce uciecze,

Jutro ze zbroi otrzeć pył i rdzawe

Oczyścić miecze.



Na początku Kochanowski opisuje spokojną przyrodę; życie toczy się leniwie. Jednakże później pisze o tym, że niedługo dojdzie do wojny, a ciała Polaków legną „pomiędzy liliami białemu i czerwonymi różami” na tej oto ziemi. Jednakże tego dnia nie należy się trapić wynikiem wojny; należy śmiać się i tańczyć, radować się i bawić; dopiero jutro ruszyć na wojnę, by spotkać swój los.



Oda VII Do Liki



Póki się do cię z szczęściem miłość uśmiechała,

Póki lilie i róże twa twarz prześcigała,

Liko, Demochar łatwy miał dostęp do ciebie

I we wszystkie rozkosze opływał jak w niebie.

Wtedy nie zatroszczyłaś się bynajmniej o mnie.

Kiedym pod drzwiami twymi leżał nieprzytomnie

Na deszczu, tyś do łona mnie nie przytuliła.

Dziś obóz twój z Amorem Wenus opuściła

I gdy twarz ci zmarszczkami starość zryła srogo,

A Demochar porzucił niecnie Likę drogą,

Wzywasz mnie i domagasz się mojej miłości!

Inny się obżarł mięsem, a ja mam gryźć kości.

 

Poeta opowiada o kobiecie, do której wzdychał, gdy była młoda, piękna, lecz ona wzgardziła jego miłością. Teraz, gdy jest ona stara i pomarszczona, wzywa poetę i domaga się jego miłości. Kochanowski podsumowuje to tak: „Inny się obżarł mięsem, a ja mam gryźć kości”.



LIRYKI


ODA I

Do Króla Walezego Bawiącego We Francji

Kochanowski, będący zwolennikiem Henryka Walezego, wzywa króla, by powrócił do Polski (po tym, jak Walezy uciekł do Francji). Opisuje go jako monarchę potężnego i wspaniałego, mówi o tym, że naród rozpacza po jego odejściu i prosi go o powrót. Wyraża także nadzieję, iż Walezy pokona wrogów Polski i nadejdą wspaniałe dla niej czasy.


ODA II

Na Bogi Zwodnicze

Kochanowski najpierw wymienia niektóre starożytne greckie bóstwa (nazywa je „bogami zwodniczymi” i „bóstwami zmyślonymi”), opisując również ich funkcje. Mówi o tym, że „dawne wieki” czciły te potęgi, lecz dziś nikt już o nich nie pamięta, zniszczył je czas. Teraz ludzie czczą jedynego Boga, który jest wieczny i który nigdy nie zostanie zapomniany. Wierni „nie z krwią zwierząt” idą do Niego, lecz z „czystym sercem” i zanoszą błaganie, by swym wiernym „osłodził wszelaki przeciwności”.


ODA III

Na Zjazd Stężycki

Odnosi się do wydarzenia historycznego z roku 1575, tj obrad szlacheckiego Sejmu Stężyckiego, który został zwołany po ucieczce Henryka Walezego z Polski. Kochanowski prosi Boga, by Walezy wrócił do Polski, „co się w zamieszkach nieustannie kłóci”. Jeśli jednak nie będzie to możliwe, Kochanowski prosi Boga o to, by znalazł się inny monarcha, który zasiądzie na tronie. Przestrzega też przed książętami, którzy przy pomocy złota chcą wygrać elekcję i zdobyć tron; prosi o to, by szlachta wybrała człowieka cnotliwego, który dobrze będzie rządził krajem. Prosi również o to, by „słuchać króla” i nie wprowadzać swych własnych praw (wydaje mi się również, że sprzeciwia się liberum veto). Pisze też, by nie obawiać się „barbarzyńców”, leczy by stawić im czoła.


ODA IV

Do Zgody

Kochanowski gloryfikuje zgodę (zgoda „odpędza krwawego Marsa”, jest „łaskawych niebios słodkim darem”, „ziemi obrońcą”, wiara i miłość „śnieżnymi skrzydłami krążą nad tobą”, pokój jest dziecięciem zgody, zgoda jest darem dla kochanków, braci, to ona „wywiodła z głuszy dzikich ludzi”, ona stworzyła cywilizację, kulturę, jest zbawieniem państw, chroni je przed rozbiciem, z nią nikt nie boi się wojny, najazdu). Kochanowski prosi zgodę, by zapanowała między Polakami; by jeden Polak nie mordował drugiego, zamiast tego skierował swój gniew przeciw wrogom, takim jak Tatarzy czy Turcy, by „przodków naszych odpłacić klęski”


ODA V

Do Mikołaja Firleja

Syna Jana Wojewody Krakowskiego

Na początku Kochanowski opisuje nam spokojną przyrodę; życie toczy się leniwie. Jednakże później pisze o tym, że niedługo dojdzie do wojny, a ciała Polaków legną „pomiędzy liliami białemu i czerwonymi różami” na tej oto ziemi. Jednakże tego dnia nie należy się trapić wynikiem wojny; należy śmiać się i tańczyć, radować się i bawić; dopiero jutro ruszyć na wojnę, by spotkać swój los.


ODA VI

Na Zjeździe Warszawskim

Kochanowski mówi, że „mało dba o to, czy Sarmacją zawładnąć jest skory/Możny cesarz, czy berło ujmie w silne dłonie/Dzielny Batory” (odnosi się do oczywiście do wolnej elekcji), wierzy, że Bóg wybierze z tych kandydatów bardziej godnego tronu. Prosi, by nowy król zaleczył „stary rany Rzeczypospolitej”, pogodził skłóconych ze sobą obywateli państwa, przywróci dawną wielkość Polsce, ukaże szubrawców, sprawiedliwych krzywdzić zabroni, wyplenił „sybarycki przepych”; prosi, by „potężny pieniądz berło swe utracił”, oraz o zwycięstwo nad wrogami Rzeczypospolitej.


ODA VII

Do Liki

Poeta opowiada o kobiecie, do której wzdychał, gdy była młoda, piękna, lecz ona wzgardziła jego miłością. Teraz, gdy jest ona stara i pomarszczona, wzywa poetę i domaga się jego miłości. Kochanowski podsumowuje to tak: „Inny się obżarł mięsem, a ja mam gryźć kości”


ODA VIII

Do Andrzeja Patrycego

Poeta zwraca się do Andrzeja Patrycego, humanisty i filologa; krytykuje go za to, że nie chciał „wstąpić do świątyni mądrości”, lecz zamiast tego zamieszkał i pracował na dworze królewskim. Domyśla się, że może wizja bogactw stała się tego przyczyną, Radzi mu, by „rzucił płone nadzieje” i wrócił do swego domu, do ciszy i spokoju, gdyż tylko tam będzie szczęśliwy.


ODA IX

Do Wenery

Poeta zwraca się do Wenus, która niegdyś często obdarzała go miłością, teraz jednak już go nie słucha. Kochanowski prosi ją o to, by obdarzyła go miłością, by skończyła tę „twardą udrękę”. Wenus odpowiada: „Oporna dziewka będzie szukać ciebie/Gardząca darem twym darzyć cię będzie/Nienawidząca pokocha, twej woli/Karne narzędzie”.


ODA X

Na Wieś Promnik

Kochanowski porównuje Promniki do Krakowa, wspomina, że „W Myszkowskim, chlubie senatu, równego posiadłaś pana”; nazywa ją „ustroniem pracy”, „rodzicielką ciszy”. Odę zaś kończy w ten sposób: „Wiosko, miłymi twymi źródłami/I ustroniami pełnymi radości/Długo się ciesząc, niech twój pan dożyje/Czerstwej starości”


ODA XI

Na Konia

Poeta mówi o tym, jak nędznym stworzeniem jest koń; zwierzę to potrafi się głównie potykać, upadać i przy okazji przygniatać nieszczęsnych jeźdźców, co kończy się ich zgonem (przywołuje tu smutny los Bellerofonta, Hipolita, Glauka i Faetona). Niechęć do tego zwierzęcia bierze się z osobistych doświadczeń – oto Kochanowski wyjawia, że sam niemalże spadł z konia, co mogło się dla niego skończyć tragicznie. Rzecze, że to zwierzę nie nadaje się do niczego – ani do wojny, ani nawet jako środek transportu, bo jadąc do sąsiada potrafi się potknąć na prostej drodze i przyczynić się do śmierci pana. Mówi także o tym, że natura tysiące niebezpieczeństw przygotowała dla człowieka i dziękuje tajemniczej „bogini”, która go pochwyciła, gdy spadał z konia. Za to ocalenie składa się podziękowanie. Konia zaś za karę wyznacza do ciężkiej pracy na polu.


ODA XII

O Zdobyciu Połocka

Kochanowski opisuje swą radość ze zdobycia Połocka i chwali „Sarmackiego króla” (Stefana Batorego), który zdobył miasto; jest pewien, że król przywróci Polsce dawną chwałę; podoba mu się bardzo to, że jest to monarcha, który nie jest gnuśny, tchórzliwy i nie spędza czasu na niekończących się ucztach. Jest mężny, silny, pracowity, inteligentny. Opisuje strach Moskali, którzy widząc nadejście polskiego monarchy wpadają w trwogę i uciekają ze swych posterunków. Porównuje ich do wilków, Batorego zaś do lwa, co wilki przegania. Waleczny monarcha podbił wiele miast i wygrał wiele bitew; przerażeni wrogowie uciekali w popłochu. Jedynie Połock był na tyle potężną twierdzą, by stawić opór królowi. Pierwszego dnia szczęście nie uśmiechało się do oblegających – zła pogoda utrudniała prowadzenie oblężenia. Jednakże już dnia następnego wybuchła potężna bitwa, którą przegrali Rusini. Kochanowski podkreśla, że twierdza była potężna, obrońcy zaś walczyli dzielnie i dobrze (nie odbiera honoru wrogom), lecz Batory zwyciężył – tym samym jego zwycięstwo jest jeszcze większe (cóż to za honor pokonać słabego wroga?). Kochanowski namawia, by głosić chwałę potężnego Batorego, „męża najpierwszego w boju”



FRANCUZOWI KRACZĄCEMU ODPOWIEDŹ

Zwrot do Henryka Walezego; Kochanowski pyta go, czemu ucieka z Polski, co jest powodem ucieczki. Wyśmiewa to, że Francuz skarży się na „mróz i lody”. Przypomina mu, że chwali się przecież tym, że jego przodkowie pochodzili z Troi; czemu więc boi się zimna? Wypomina mu, że obiecał pokonać wrogów Rzeczypospolitej. Mówi mu, że przyjął koronę, nie może jej odrzucić, jego obowiązkiem jest spełnienie swych obietnic i powinności. Przypuszcza, że pewnie teraz Walezy marznie w drodze do domu. Mówi, że Walezy jest tak naprawdę tchórzem, który ucieka przed wojną, przed odpowiedzialnością... takich monarchów Polska nie potrzebuje.. Potrzebują wojowników, „mężów, co zimnym chłodem zżyci”. Z ironią mówi o tym, że Walezy może odwiedzić nasze skromne progi. Prosi, by nie zraziła go dziwna kultura Polaków (wszystko napisane z ironią, naśmiewa się ciągle z Francuza). Wypomina Francji, że wspominała o licznych wadach Polaków – tymczasem Francja nie jest lepsza. Ucieczka Walezego była pośmiewiskiem na cały świat – i cały świat pewnie z Francuzów się śmieje. Opowiada o francuskim tchórzostwie. Wypomina im to, że przyjęli Walezego w sposób godny i wspaniały; tymczasem niewdzięcznik nocą uciekł, nie podziękowawszy nawet. Przyznaje również, że popełnił błąd, „przyjmując niewdzięczników tak serdecznie” (Kochanowski był przecież zwolennikiem Walezego – teraz, oszukany, widzi, że nie był to dobry wybór). Rzecze, iż Francuzi są okrutnymi skrytobójcami, tyranami. Dziwi go też to, że Walezy uznał Polskę za kraj biedny, skoro spędził tu tak niewiele czasu. Kiedy miał czas poznać jej bogactwa? Wypomina im to, że myśleli, że Polacy będą im wdzięczni za tak wspaniałego króla i otrzymają coś w podzięce („Jak bohaterów ich będą wielbić Sarmaci/I obsypywać złotem); teraz jednak „z gołymi wciąż chodzą tyłkami”. Mówi też o tym, że żadnego Francuza już w Polsce widzieć nie chce i za takie „panowanie” dziękuje.




FORICENIA



7 Na Pisma Tegoż

Laury śmierć opłakując, co przyszła zbyt szparko

Nieśmiertelność jej dałeś i sobie, Petrarko”


13 Do Bekwarka Lutnisty

Niechaj Orfej w lasach, Arion gra wśród mórz bezbrzeża,

Ten ryby, ów niech dzikie zwierzęta uśmierza,

Lutnia twoja, Bekwarku, niechaj miasto gędzie,

Nikt nad cię ludzkich uszu godniejszy nie będzie”


14 O Annie

Lubię to imię; czy je w łacińskim sposobie,

Czy też w hebrajskim czytać, jedno w obie strony”


16 Na Milaniona

Jestem Milanion. Spójrzcie na dziewczę urocze,

Które niosąc, wśród sfory moich gończych kroczę,

Rogonogie-m jelenie w sieć łowił i dziki,

Aż mnie samego Amor wplątał w swoje wnyki”


22 Do Korynny

Nie chcę panny w postaci złotego deszczyka,

Uwieść, nie chcę się zmieniać w łabędzia lub byka;

Jowiszowi zostawiam sztuki tego cudu;

Korynnę za dwa grosze zdobędę bez trudu”


25 Do Cypassydy

Choć jedną cię prosiłem, Cypassydo śniada,

Przyszłaś z dwoma kozłami, gdzie czeka biesiada,

Po co suknią się skrywasz i zaciskasz pachy,

Niegodziwa? Wyczuwa mój nos twe zapachy”


30 Na Bluszcz

Bluszczu, oplótłszy ciasno winorośle młode,

Niszczysz Bakchusa boski dar i czynisz szkodę,

Nie naszej, ale własnej zguby tyś przyczyna:

Któż skroń uwieńczy bluszczem, gdy nie stanie wina”


31 O Liku

Gdy za mniej niż dukatów dziesięć urodziwej,

Chiony nie mógł posiąść Likus nieszczęśliwy,

To jedynie prośbami wymógł na wietrznicy,

Żeby choć wysiusiała się do miednicy,

Wtedy rzekł, w słonym morzu nurzając ubogie,

Wiosło: „Jedz, bratku, rosół, bo mięso za drogie”


32 Do Fabula

Fabulu, krąg dworzanek skąpo się rozszerza,

Nie diw! Poeta często zbyt w domu wieczerza”


33 Do Piotra Rojzjusza

Wydała cię Iberia, Rojzjuszu uczony,

Wykształcony w Italii, w Polsce przytulony,

Żaden kraj nie jest od nas tak bardzo odległy,

By wieści o rozumie twym tam nie dobiegły,

Gdyby nie to, że z innym ta nazwa się splata,

Mógłbym obywatelem nazwać ciebie świata”


35 Na Obraz Swój

Taki byłem, gdy chłodem serca mnie darzyła,

Lidia, co w moich pieśniach tak sławiona była,

Gdy malarz chciał malować mą twarz, drżałem z lęku,

Ażeby nie przedstawił razem mego jęku”

37 Na Zwycięstwo Nikofonta

Sam Jowisz na kark tęgi byka patrzył z trwogą,

Na żelaznych Atlasa ramion siłą srogą,

Na kędziory Herkula, lwa kosmatą grzywę,

I olbrzyma z Nilezji spojrzenie straszliwe,

Gdy Nikofon zwyciężył na pięści rzemieniem,

Zbrojne i przed Olimpii stanął zgromadzeniem”






39 Nagrobek Cerazynowi

Czciciel praw i słuszności, pod tym głazem ninie,

Śpisz, gdy śmierć ci zamknęła oczy, Cerazynie.

Cnota i sprawiedliwość w pierś dłońmi się biły,

I włos ci swój, zmarłemu, w ofierze złożyły”


40 Na Obraz Patrycego

Przemawia malowidło to twoimi licy,

Lecz pisma twe malują twą duszę, Patrycy,

Żrąca pleśń i czas długi zniszczą obraz cały,

Pomniki twego ducha wiecznie będą trwały”





44 Do Mikołaja Radziwiłła

Porzuciwszy ul dawny, mnogich pszczół rój nowy,

Pod twą strzechą założył swój obóz woskowy,

Radują się, że widzisz jako świadek, ile,

Miodu składają w puste plastry, Radziwille.

Słusznie się pszczołom rozum wrodzony przyznaje,

Wiedzą bowiem, gdzie cześć się zasłudze oddaje”


45 Do Tegoż

Peryklowi – jak Greki chełpliwie bajały -

Gdy spał, pszczoły na ustach swój nektar składały.

Toteż się nie dziwimy, że hojny miodami

Owad pod jednym dachem zamieszkuje z nami.

Lecz skrzydlatego konia, kowala, czy skały

Tańczącej nigdy oczy nasze nie widziały.”



47 Na Wieniec

Przebóg! zwiądł nagle wieniec mój w pełni rozkwitu,

Który przyniosłem kiedyś z parnaskiego szczytu.

Zwiądł, gdy tylko bezwiednie tknął niewdzięcznej skroni:

Dziś, Febie, Muzy, twarz ma przed wami się płoni.”


58 Do Amora

Zgładź mnie ogniem lub śniegiem, gdy wolisz – piorunem,

Rzuć o skały, o rafę pod morskim całunem,

Długą miłością, ciągiem trosk zobojętniały,

Nieczuły będę nawet na Jowisza strzały”



77 Na Wenerę Pływającą

Spójrz, Marsie, na najmilszą Wenus, jak wspaniałe

Nagie kąpie swe ciało w najczystszym krysztale.

Nie Minerwy dziewiczej to twarz, nie przestrasza

Ciebie losem, co spotkał ongi Terezjasza.”


87 Nagrobek Żeglarzowi

Jam grób żeglarza. Napnij żagle; kiedy ginął,

Niejeden jeszcze okręt po mórz grzbiecie płynął.”


92 Zagadka

Kobietą jest z natury, w łonie chowa dzieci,

Nieme, głos ich za lądy i za morza leci.

Usłyszy go jedynie ten, komu pozwolą.

Inaczej nic najbliżsi usłyszeć nie zdolą.”


93 Zagadka

Ni śmiertelny, ni wieczny, natury mieszanej:

Ani ludzki, ni boski żywot jest mu dany.

To powstaje, to znowu ginie na przemiany;

Nikt go nigdy nie widzi, a wszystkim jest znany/”


94 Zagadka

Nic z tego, co pochodzi z ziemi i mórz łona,

Nawet człowieka tak prędko nie rośnie ni kona.

Rodzi się wielkim ciałem, w rozkwitu ogromie,

Rozprasza się, w starość szerząc się widomie”


95 Zagadka

Wyciągnąć pana z domu na słońce, co świecie -

Czy uwierzysz? Dom uciekł, a gospodarz w sieci”


100 Do Orła

Ojcze wróżb, królu ptaków błędnych, jakież będzie

Z lili twojego serca zrodzone orędzie?

Polska zakwitnie, kiedy tron Henryka posiędzie”


111 Do Jowisza W Obronie Wołu

Przed ołtarzem twym, wielki Jowiszu, wół stoi

Kornie i ryczy, rzezi grożącej się boi.

Ocal go, przecie orze nam pole z mozołem.

Gdyś porywał Europę, i ty byłeś wołem.”


119 Na Kolumnę

Jam nie Niobe po śmierci dzieci skamieniała,

Chociaż o stracie dziatek też świadcząca skała.

Dla pamięci głębokiej, bolesnej swej troski

Po zgonie ich postawił mnie wieszcz Kochanowski.

Żem pozbawiona czucia i nie znam żałości,

Los mój dla serca jego jest źródłem zazdrości.”


121 Do Cesarza

Królewski diadem włożył już na skroń Batory,

A ty, cesarzu (wybacz), wciąż zwlekasz nieskory,

Jeden tylko zwlekając okrył sprawę chlubą,

Dla wszystkich innych prawie zwłoka zgubą.”


ELEGIE KSIĘGA III


I

Poeta znów jest zakochany. Już wiele razy mu się to wcześniej zdarzało – lecz teraz nie jest z tego stanu rzeczy zadowolony. Prosi Amora, by „zdjął” z niego tę miłość. Tłumaczy swą niechęć tym, że jest już w „dojrzałym” wieku i „wiek dojrzały wskazuje obyczaje inne”. Dygresja – Kochanowski wspomina o „smutnej wojnie” z Moskwą, gdzie zginie zapewne wielu młodych ludzi. Jednakże szybko swą dygresję kończy - „po cóż w wojnę mieszam się, w nieswoje rzeczy”. Szybko wraca do wewnętrznych rozterek. Pisze, że na wojnie można chociaż uciec, lub bronić się mieczem – tu, w tym stanie, jest całkowicie bezbronny. Prosi swą ukochaną, Pazyfilę, by chciała z nim być. Wtedy zaś będzie szczęśliwy. Niczego bardziej nie pragnie na świecie – nawet „królewskiego berła”, czy złota. Rzecze, że jego największym marzeniem jest żyć z nią w jego domu, wspólnie przeżywać każdy dzień, a kiedy kres nadejdzie – razem z nią umrzeć.


II

Kochanowski pisze, że nie pragnie znać przyszłości, nie pragnie czytać z gwiazd. Nie chce znać pisanego mu losu. Woli żyć spokojnie, nie znając przyszłości. Nie trzeba mu też bogactw – chce żyć w „swym ubóstwie”. Nie „trudzi bogów swymi prośbami”; żyje spokojnie, zajmując się swą ziemią. Prosi bogów jedynie o to, by pozwolili jego ziemi rodzić obfite plony; by nie zostały one zniszczone. Radzi Myszkowskiemu, by darował sobie bogactwo i przepych miejski. Że być może na wsi będzie uboższy, ale za to odnajdzie spokój i szczęście. Odnajdzie także piękno - „kryształowe jeziora”, „gaje cierniste”, „powietrze czyste”. Kochanowski pisze, że niegdyś ludziom żyło się lepiej – gdy nie znali złota. „Nikt nie był wtedy bogatym, ni biednym/Ziemia jednako karmiła wszystkich chlebem jednym”. Nie było też granic, o które można by się było spierać i prowadzić wojny. Kiedy jednak pojawiło się złoto – pojawiła się również chciwość, zachłanność, zdrada, morderstwa, wojny, grabieże. Dlatego Kochanowski woli żyć w ubóstwie. Wie, że jest bezpieczny – bo żaden złodziej go nie okradnie, nikt go nie zdradzi i nikt nie zamorduje. Bo jest biedny.


III

Podmiot liryczny skarży się na nieszczęśliwą miłość; że kocha kobietę, która już jest z innym. Woli umrzeć, niż dalej się tak męczyć i widzieć ją z innym. Podczas gdy inni ludzie cieszą się z zaszczytów, wygranych wojen, z mądrości swej, dla Kochanowskiego największym skarbem byłaby kobieta, którą kocha. Pisze o tym, że zaprawdę wielkim cierpieniem jest nieszczęśliwa miłość. Czas dłuży mu się strasznie, jest smutny i niemalże martwy z rozpaczy. Prosi dziewczynę, by porzuciła swego wybranka i przyszła do niego. Potem pisze o miłości Zariadresa i Odatydy. Ojciec Odatydy sprzeciwił się temu związkowi, chcąc wydać swą córkę za kogoś, kto mieszka bliżej – nie na obczyźnie, jak Zariadres. Ojciec sądził, że Odatyda jest szczęśliwa – ona jednak rozpaczała, lecz woli ojca sprzeciwić się bała. Jednakowoż Zariadres przybył z odsieczą i wykradł swą ukochaną.


IV

Poeta prosi Tęczyńskiego, by wrócił go kraju – jednakże, zanim to uczyni, musi odwiedzić Rzym, miasto piękne i potężne, które niegdyś było panem świata. Lecz nawet tak potężne miasto, jak Rzym, nie oparło się działaniu czasu – dziś jest jeno ruiną. „Co najwyżej wzrosło, najniżej upadnie”. Bo „żadne grody, ni królestwa od śmierci nie unikną szkody”. Jednakże imię i sława pozostaje w pamięci, nawet wtedy, gdy posiadacza imienia już nie ma. Tak jest z Rzymem – mimo, że czas zmienił go w ruinę, to jednak o jego wielkości pamiętają wszyscy. Na koniec lamentuje nad martwym już Tęczyńskim, pojmanym w zdradziecki sposób. Kochanowski pisze, że to wspaniały młodzian był, o wielu cnotach.


V

Kochanowski wita radośnie Padniewskiego; cieszy się z „zaszczytów”, jakie go spotkały, uważa, że są zasłużone. Opisuje radość całego narodu i wymienia cnoty Padniewskiwego – mimo, że jest dostojny, nie jest wyniosły i arogancki; to głodny wiedzy patriota, który młodości nie przehulał, lecz spędził ją na naukach. „W bystrości może ktoś cię zdoła/Doścignąć, lecz przewyższyć nie potrafi zgoła/”. Wielki to orator, charyzmatyczny mówca, który każdego do swego zdania przekonać zdoła. Na dodatek bohater wojenny. Mimo wielkich zasług jest jednak „ludzki, łagodny i pełen względności”. Kochanowski podkreśla, że całą pomyślność Padniewski zawdzięcza tylko sobie i swojej ciężkiej pracy, nie zaś Fortunie. Przestrzega to też, by nie zszedł z tej drogi cnót.


VI

Ktoś zakwestionował wierność podmiotu lirycznego względem swej ukochanej, Laodamii. Kobieta bardzo to przeżywa, lecz podmiot liryczny zapewnia ją, że poza nią nie ma żadnej innej miłości, a te oskarżenia to potwarz. „Nie dba, że rani ciebie, wróg naszej miłości/Nieprzyjaciel zawzięty przyjaznej wierności”. Kochanowski przeklina go – nie będzie on miał już żadnych przyjaciół, nie odnajdzie spokoju. Dalej pisze, że nie mógłby zdradzić ukochanej, bo takiej drugiej kobiety jak ona, nie ma na całym świecie. Jej cnoty są nieprzeliczone. One go właśnie „ujęły i przykuły jak złoto”. Wspomina, że mogła wyjść za bogatszych od niego, ale ona nie wzgardziła wcale jego domem. Mówi, że nie jest jej godny i prosi o to, by nie wierzyła tym złośliwym plotkom i nie wątpiła w jego wierność. Pisze, że nawet po śmierci o niej nie zapomni, jego uczucie jest stałe.


VII

Kochanowski dziękuje Ossolińskiemu za to, że gdy poeta doznał podwójnej klęski - „bezlitosne ubóstwo i miłość dotkliwa” - ten przybył mu z pomocą. Nie dopuścił, „ abym marnował się w nędzy” i nie dał mu popaść w rozpacz. Pisze jednak, że jego miłości nikt nie ma prawa zganić, gdyż przecież nawet królowie kochali – i podaje przykład wojnę trojańską, wojnę o Helenę. Poeta zastanawia się, jakby tu odwdzięczyć się Ossolińskiemu – na szczęście, złoto odpada, bo i Kochanowski go nie ma, a Ossolińskiemu go nie potrzeba. Dlatego postanawia uwiecznić jego dobroć w pieśniach i wierszach. Bo każdy pomnik zostanie kiedyś zniszczony; kamienie runą, lecz poezja pozostanie na zawsze. W taki sposób Ossoliński będzie żył wiecznie.


VIII

Kochanowski pozdrawia Karola (mieszkał we Francji), którego musiał opuścić, gdy rodzice poety umarli. Wrócił do Polski, swej ukochanej ojczyzny, lecz zapewnia, że o Karolu, wielkim przyjacielu, nie zapomni. Wspomina, że razem wiele krain zwiedzili i przeżyli miłe chwile. Wspomina o tym, że Karol walczył na wielu frontach, lecz umarł w czasie pokoju. Kochanowski, myśląc o śmierci, nie prosi bogów o żadne bogactwa; jedynie o to, by dali mu szczęśliwe i spokojne życie na ziemi, nim jego czas przyjdzie.


IX

Kochanowski tłumaczy, że nie prześle Radziwiłłowi wierszy, gdyż ten idzie na wojnę – a jego wiersze są „niewojenne”. Lepiej by mu się zbroja przysłużyła. Zapewnia jednak, że uczci jego pamięć i wielkie czyny w wierszach, by żył wiecznie. Zaznacz też, że historia na pewno o nim nie zapomni i jego wielkie czyny nie pójdą w zapomnienie. Następnie wymienia wielkie czyny Radziwiłła (walki o Inflanty, wojna z Moskwą). Pisze też, że jego chwała będzie większa, gdy zwycięży wojnę z Rosją.


X

Tłumy nieprzeliczone biegną, by powitać swego biskupa, Myszkowskiego, Kochanowski zaś idzie do niego nie z wielkimi darami, lecz z lutnią. Wspomina, że mimo braku pieniędzy, „zdolnością swoją i przy Muz pomocy/Zyskałem sobie chlubne imię na Północy”. Dlatego Kochanowski nie wątpi, że Myszkowski nie spojrzy na jego dar wzgardliwie. Przypomina mu, że przecież w czasie wojny lubił jego wiersze – więc chyba teraz nie zmieniły mu się upodobania? Przestrzega, że inni dostojnicy zapewne nie poznaliby swego dawnego druha, lecz przecież Myszkowski, człek o wielu cnotach, na pewno tak nisko nie upadnie i nie będzie udawał, że nie poznaje Kochanowskiego i nie wzgardzi jego darem.


XI

Kochanowski krytykuje życie miejskie. W mieście tłok wielki, wszyscy są ściśnięty, hałas, brak spokoju, tutaj żołnierz, tu kupiec.... Jedynie nocą Kochanowski się tam zapuszcza, by zaprosić Stanisława do siebie, na wieś, gdzie jest spokojnie i cicho.


XII

Kochanowski wypomina żonie, że kiedy wyjechał na Litwę, przestała się nim interesować i nawet listu nie prześle. Sam wspomina ją każdego dnia i brak mu żony. Jedynie sny mu o niej zostały. Jest również pewien, że ona na pewno go nie zdradza – jest przecież cnotliwa, a poza tym na wiarołomców straszne kary spadają.... Gloryfikuje również niewiasty, które nie zdradziły swych mężów, mimo, iż tamci byli daleko od domów (np. Penelopa). Prosi ją, by dochowała o nim pamięci. Mówi, że miłość jest najważniejsza, a zdrada prędzej czy później wyjdzie na jaw, okrywając ją niesławą. Na koniec Kochanowski przeprasza za podejrzenia, ale wynikają one z miłości i tęsknoty.


XIII

Kochanowski prosi, by zapamiętano jego wiersze i tak, jak Reja czy Trzecieskiego. Wspomina, że zawsze kochał on ojczyznę. Prosi Boga, by pozwolił mu końca swych dni dożyć w swoim domu, w ciszy i spokoju. Rzecze też, że podczas gdy inni pożądają bogactwa i sławy, on pragnie wiedzy.. Chciałby umieć wyjaśnić wszelkie zjawiska przyrody.


XIV

Kochanowski pisze o tym, że nadchodzi wojna. Jednakże wojna jest dla tych, którzy lubują się w sławie, chwale i złocie. Nie jest dla Kochanowskiego, którego starość już dopadła, a poza tym – zawsze stronił od bogactwa i chwały. Dlatego pozostanie w swoim domu, spokojnie pędząc życie. Zaprasza jednak żołnierzy do siebie, by przybyli do niego opowiedzieć mu o bojach, walkach. Na pewno ich ugości i poczęstuje winem. Dalej poeta zastanawia się nad tym, czemu ludzie szukają sami śmierci, skoro śmierć jest tak bliska i tak przyjdzie? Kochanowski pisze, że ludzie zachowują się gorzej od zwierząt, gdyż tylko oni „tępią się wściekłością wzajemną”. Pisze o tym, że ludzie myślą, że właśnie przez wojnę, przez mord zdobywa się sławę i pamięć. Jednakże wg poety tylko ten będzie naprawdę godny zapamiętania, który wszystkie te wojny zakończy i zaprowadzi pokój.


XV

Uprawiam łan ojczysty. Żegnaj złudny dworze./Już żadna z twych obietnic znęcić mnie nie może”. Tak zaczyna się ta oto elegia. Kochanowski pisze o tym, że swoboda ważniejsza jest dla niego od bogactw. Nie musi czekać na łaskę pana, sam rządzi swym losem. Następnie pisze, że wieś jest ważniejsza od miasta. W końcu gdyby nie byłoby wsi, miasta wymarłyby z głodu. Każdy wielki z wsi się wywodzi, nie z miasta. Bogowie również kochają bardziej rolników. Dlatego wieśniaka praca zawsze będzie najważniejsza, a bogowie zawsze będą najbardziej cenić rolników, którzy składają im najwięcej ofiar.


XVI

Podmiot liryczny opisuje ślub Dudycza. Choć wiele kobiet go pragnęło, on wybrał jeno jedną – i dla tej jednej rzucił wszystko, co miał. Potem Kochanowski zastanawia się, skąd miłość się wzięła. Dochodzi do wniosku, że dawno temu ludzie byli krzyżówkami kobiet i mężczyzn – mieli cztery ręce, cztery nogi itp. I tak, jak niegdyś bogowie przeciw tytanom, tak oni podnieśli bunt przeciw bogom. Lecz bogowie postanowili ich nie niszczyć, lecz jedynie osłabić – w taki sposób rozerwali ich na dwoje. Teraz ludzie czują się niepewni, dlatego każdy z nich szuka swej drugiej połowy, chcąc znowu stać się jednością. Kiedy człowiek znajdzie drugiego – nie jest już połową, lecz całością.


XVII

Poeta pisze o tym, że tak naprawdę nie jest bogaty ten, który złota ma wiele, lecz ten, któremu do życia nie potrzeba za wiele, ten, który potrafi żyć skromnie. Rozum wart jest więcej niż złoto. Jednakże kobiety tego nie dostrzegają – by zdobyć ich miłość, trzeba być bogatym. To jedyna rzecz, która Kochanowskiego martwi – bo ubóstwa on się nie boi, więcej, nawet dobrze mu się tak żyje. Jednakże później dochodzi do wniosku, że złoto rządzi światem – przywołuje też przykłady (np. zdrada Eryfily, która za pieniądze zabiła męża). Kiedy nie było złota – był spokój, ludzie się nie mordowali. To ono jest początkiem wszelkiego zła. Lecz bez złota nie można mieć miłości. Jednakże Kochanowski radzi czytelnikowi, by nie gromadził bogactw. Zaś kobiecie, która pożąda pieniędzy – tej życzy tego, by ją ograbiono i w samotności dożyła swych dni. Każdy będzie się z niej śmiał, na koniec zaś będzie cierpieć, a gdy ciało umrze, Cerber zabierze jej duszę, by przeżywała wieczne katusze. Na koniec Kochanowski pisze, że swej ukochanej tego nie życzy – jeśli oczywiście była mu wierna.


KSIĘGA IV

I

Kochanowski dokonuje streszczenia „Odysei”. Napomyka też na samym początku o „Iliadzie”, lecz tylko „Odyseję” streszcza w całości. Tym samym pokazuje, jak podróż może długo trwać; prosi więc bogów, by Paweł tak długo nie musiał podróżować i szybko wrócił do Polski.


II

Po śmierci Tarnowskiego, Kochanowski pisze, że wcale nie będzie rozpaczał nad tą stratą, ani nie napisze żadnego żałobnego wiersza, gdyż teraz Tarnowski żyje w lepszym świecie, gdzie mu się powodzi i jest szczęśliwy. Podczas gdy Tarnowski jest już szczęśliwy, żywi muszą dalej walczyć z przeciwnościami losu i znosić cierpienia. Jego imię nie zaginie, gdyż swymi czynami wywalczył sobie nieśmiertelność. Był dzielnym żołnierzem, rozsądnym i mądrym. Dalej opisuje jego liczne zwycięstwa (np. w Moskwie). Dalej opisuje jedną z bitew, które Tarnowski stoczył, jego wspaniałe zwycięstwo i odwagę, którą na polu bitwy wykazał, mimo, że wróg był liczniejszy. Był człowiekiem szczodrym, mądrym, sprawiedliwym i cenił dobrych towarzyszy. Wszyscy rozpaczają nad jego śmiercią, najbardziej zaś syn, który jest podobny do ojca z „życia i cnoty”. Prosi młodzieńca, by powstrzymał łzy i nie rozpaczał po sprawiedliwym rodzicu. Bardziej należy płakać po tych, którzy życie mieli nędzne i nie zaznali w nim szczęścia. Niebiosa są dla tych, którzy są cnotliwi, a Tarnowski był człowiekiem, któremu żadnej cnoty nie brakło. Prosi jeno syna, by ojcu postawił marmurowy pomnik ku jego chwale. Zaś pamięć po nim będzie wieczna.


III

Kochanowski wspomina, jak z Firlejem zachwycali się przyrodą i jej wszelkimi aspektami. Dalej Kochanowski opisuje piękno przyrody, wspomina, że niegdyś dla ludzi była wszystkim. I to ona jest największym skarbem człowieka. Ona jest najpiękniejsza i najbardziej niepojęta. Następnie zastanawia się nad naturą człowieka. Ona również jest fascynująca – a człowiek przecież jest częścią natury, jest jej dziecięciem. Ludzie, kiedy w gniew wpadną, też stają się dziczy i brutalni. Jeśli zatraci człowieczeństwo, nie godzien miana człowieka. Bo człowiek nie jest człowiekiem dlatego, że ma dwie ręce i nogi, bo przecież zwierzęta wygląd mają podobny, ale dlatego, że jest rozumem obdarowany. Powinien on więc być cnotliwy i dobry, nie zaś zły i żądny krwi. Człowiek jest najbardziej rozwiniętym stworzeniem na ziemi i to jest pewne. Ale czy pewnym jest, że świat został stworzony dla ludzi? Przecież ludzie i zwierzęta razem żyją na świecie, on jest wspólnym dobrem zwierząt i ludzi. „Bardzo i nazbyt sobie pochlebia ten, który/Siebie uważa za cel świata i natury”. Bo przecież, mimo tego, że natura żywi człowieka, to jednak plony mogą zostać zniszczone, a natura sprowadzić na człek głód. Kochanowski dochodzi do wniosku, że Bóg stworzył świat dla Swej własnej radości. Ludzie są jeno Jego sługami. Mamy się światem zajmować, nie zaś go niszczyć. Jeśli nasze obowiązki spełnimy dobrze – zostaniemy nagrodzeni. Ten, kto oddaje się rozkoszy i zabawie – zostanie po śmierci ukarany. Widać więc, że Bóg jest bardzo sprawiedliwy – bo przecież „lepsza część człowieka” jest wieczna. I według zasług – otrzyma nagrodę. Lub karę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
18. J. Kochanowski, Z łacińska śpiewa Słowian Muza - Foricenia, oprac. Ada Fischgrund
19 J Kochanowski, Z łacińska śpiewa Słowian Muza – Liryki, oprac Karolina Skutnik
17 Jan Kochanowski , Z łacińska śpiewa Słowian Muza, Elegie, ks I, oprac Magdalena Dębowska
Jan Kochanowski Z łacińska śpiewa Słowian Muza
Kochanowski Z łacińska śpiewa Słowian muza Opracowanie
Z łacińska śpiewa Słowian Muza
20 Jan Kochanowski, Dzieła polskie – Zuzanna, Muza, oprac Monika Domańska
MUZA ŁACIŃSKA, pobrane
Alfabet łaciński i cyrylicki w językach słowiańskich, SCS starocerkiewnosłowiański
Muza łacińska
Muza łacińska
Muza łacińska
MUZA ŁACIŃSKA, pobrane
Muza lacinska Starowieyski Opracowanie
2c Antologia poezji polsko łacińskiej 1470 1543, Mikołaj Hussowski, oprac Monika Zaborska
Żydek Marianna Śpiewająca lipka Bajki Słowian Zachodnich
2a Antologia poezji polsko łacińskiej 1470 1543, Andrzej Krzycki, oprac Kamila Supeł
[Śpiewająca lipka Bajki Słowian zachodnich]
2b Antologia poezji polsko łacińskiej 1470 1543 – Jan Dantyszek, oprac Agnieszka Księżopolska

więcej podobnych podstron