Tyś dziecko1 Tyś dziecko! – tak szydzą i młodzi, i starzy. O mędrcy! co wieku szukacie na twarzy, Spojrzyjcie w to oko, co żarem mi płonie, W to serce, co młotem wybija mi w łonie,. I okiem chirurga zajrzyjcie do czaszki, Skąd dawno uciekły swawole, igraszki, A gdzie już niejedna myśl szczytna a smętna Z łoskotem i blaskiem piorunu tam wpadła I wichrząc wyryła niezatarte piętna - Bo dziecku brew zwisła i twarz mu pobladła, Gdy z braćmi starszymi chce biegnąć w zawody I dzielić ukryte ich prace i trudy To oni wołają: „Tyś dziecko! za młody! Nikt złota nie zyska z niedojrzałej rudy”. O brzozy wysmukłe! nie gardźcie dębczakiem, Co ledwie gałązką podniósł się od ziemi, W nim zaród potęgi rozpostarł się znakiem I on was przerośnie konary wielkimi, Śród burzy, gdy sarkać będziecie na losy, Jak słabe niewiasty rozpuściwszy włosy, On wtedy wytęży żelazne swe ramię, Okuje się wolą i siłą jak zbroją, Że burze mu dzikiej walce nie dostoją. A grom go nie schyli – chyba go połamie. 580