saga.
Cienie
z przeszłości
Torill Thorup
W SERH UKAŻĄ SIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa
tom 10.
NAD PRZEPAŚCIĄ
1
Gaupås, trzeci dzień Świąt Bożego Narodzenia 1908 roku
Kiedy ludzie z Gaupås biegli na strych obory, po policzkach Ingi leciały łzy. Co ona zrobiła? Dobry Boże, modliła się zrozpaczona, co ja zrobiłam? Wybuchła głośnym płaczem. Nie miała siły wyciągnąć rąk, żeby się na nich wesprzeć, i z całej siły uderzyła ciałem o drewnianą podłogę.
- To Gudrun! - zawołał Arne wzburzony. - Nie żyje!
Ludzie zaczęli się gromadzić wokół martwej. Gudrun leżała ze zmiażdżoną czaszką, jej puste oczy zwrócone były ku górze. Na niej spoczywała drabina. Od strony kuchni nadbiegała służba, Gulbrand wybiegł pędem z kuźni.
- Inga!
- krzyknął przerażony, kiedy zobaczył skuloną
postać
na strychu.
Ale ona nie zdołała nic odpowiedzieć, tylko płakała i zawodziła. Zabiła Gudrun i teraz prawdopodobnie spędzi resztę życia w więzieniu. Czy przewiozą ją do lensma-na, gdzie siedział Bj0rnar w oczekiwaniu na proces? Co się stanie z Emilią? Zawiodła swoją córkę. Inga nie pojmowała, jak to możliwe, że jest w stanie tak jasno myśleć, najwyraźniej jednak szok sprawiał, że jej myśli kierowały się ku bezbronnemu dziecku. Emilia zostanie bez rodziców! - Nie,
5
nie! - jęknęła, kiedy dotarło do niej, co zrobiła: zawiodła najdroższą istotę, jaką miała tu na ziemi!
Gulbrand znalazł drugą drabinę i przystawił ją do ściany. Inga zeszła, serce miała jak z lodu. Brakowało jej sił w nogach, niepewnym korkiem ruszyła w stronę stołka. Opadła na niego, objęła się rękami, jakby próbując się chronić. Rozpłakała się. Każda próba wytłumaczenia tego, co się wydarzyło, skazana była na niepowodzenie.
Świat zniknął za mgłą, kiedy zobaczyła, że ludzie wynoszą Gudrun. Razem z nią wyszła też służba, tylko Gulbrand i Erling zostali przy niej. Kiedy wrzeszczący tłum zniknął, zapadła cisza.
- Już dobrze, już dobrze, Inga. To nie twoja wina, ale rozumiem, że przeżyłaś szok - pocieszał ją Gulbrand łagodnie. Położył ręce na jej wątłych, drżących ramionach. - Biedactwo, to straszne być świadkiem takiego wypadku.
Gulbrand niczego nie rozumie, pomyślała Inga zdziwiona i znów zaczęła płakać. Poczciwy Gulbrand nie pojmie, że to ja ją zabiłam. Nawet mnie nie podejrzewa!
Jego łatwowierność sprawiła, że Inga jeszcze bardziej się skuliła, przygnieciona wyrzutami sumienia. Gulbrand sądził, że była jedynie niewinnym świadkiem zdarzenia, gdy tak naprawdę stała się morderczynią.
W tej samej chwili powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Desperacki, dobiegający z głębi duszy krzyk rozpaczy. Przybierał na sile, zamieniając się w niepocieszony szloch. Inga chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu. Najwyraźniej Si-grid zobaczyła martwą siostrę leżącą na desce. Rzeczywistość dotarła już do wszystkich. Biedna, biedna Sigrid, łkała Inga udręczona. Zrozumiała, że nie tylko jej życie zostało w jakiś sposób zniszczone. Jej występek na zawsze zaważy też na życiu Sigrid.
6
Resztką sił Inga wzięła się w garść. Próbowała nie dopuścić do siebie żadnych dźwięków, płakała cicho. Wreszcie poczuła się na siłach wytłumaczyć, co się stało.
Elina z Nordistua, „obmywaczka ciał", jak ją też nazywano, przybyła do dworu natychmiast po śmierci Gudrun. Została wezwana, żeby przygotować zmarłą tak, żeby można było położyć ją na marach. Czuła się zaszczycona powierzonym jej zadaniem. Nie wyrażała głośno swojego zdziwienia, że to akurat Gudrun przyszło opuścić ten padół łez, widziała jednak, że także chłopak najwyraźniej uznał to za dziwne. Gulbrand kazał mu ją sprowadzić, nie podając jednak przyczyny śmierci. Chłopak powiedział jej więc tylko to, czego zdążył się dowiedzieć: że Gudrun znaleziono na klepisku w oborze ze zmiażdżoną czaszką. Przypuszczał, że wchodziła po drabinie, która najwyraźniej się przewróciła.
Dziwne, pomyślała Elina, przybywszy do Gaupås. Gudrun to jedna z najsilniejszych osób, które znała, zarówno jeśli chodzi o charakter, jak i siłę fizyczną. Elina drapała się po głowie zamyślona, doszła do wniosku, że przed wypadkiem nikt nie jest w stanie się uchronić. Nawet Gudrun.
Ciało leżało na naprędce zrobionych noszach w salonie. Elina przegnała służące, potrzebowała spokoju. Nie lubiła szeptów i ciekawskich spojrzeń podczas tej podniosłej przecież ceremonii. Widziała więcej ciał niż większość ludzi, jednak widok Gudrun sprawił, że się przeżegnała. Jej ciało uległo tak strasznemu zniekształceniu! Na szczęście ktoś zdążył już zamknąć jej oczy, włosy były jednak całe we krwi.
Z szacunkiem umyła i ubrała Gudrun. Ciemny, posępny
7
strój żałobny wisiał już naszykowany. Zwinnymi palcami zapięła guziki na plecach, włożywszy ręce pod ciało zmarłej. Chwilę stała, zastanawiając się, czy powinna podwiązać szczękę, ale uznała, że nie. Nie chciała podnosić głowy zmarłej, skoro czaszka została zmiażdżona. Podłożyła jej pod brodę Biblię, żeby podtrzymywała szczękę, dopóki ciało nie zacznie sztywnieć. Zmarłej zamykało się usta, żeby nie zaczęła przywoływać żyjących jeszcze osób i nie pociągnęła ich za sobą do krainy umarłych. Elina była przesądna, położyła więc dwie srebrne monety na powiekach zmarłej. W ten sposób zapewniła Gudrun spokój, srebro przyda się jej jako opłata za przewóz do krainy śmierci.
Inga skończyła opowiadać. Serce waliło jej w piersi, nie śmiała podnieść głowy. Bała się spotkać wzrok Gulbranda i Er-linga, bała się, że jej kłamstwo wyjdzie na jaw. Bo przecież skłamała, chociaż wcale tego nie planowała. Jedno kłamliwe słowo pociągnęło za sobą kolejne. Im bardziej się wikłała, tym trudniej było jej przerwać i nagle wyjawić prawdę.
- Jeśli
dobrze cię zrozumiałem, Inga, to Gudrun stała
na
drabinie, która nagle usunęła się jej spod nóg. Stała wy
soko,
prawda? - westchnął Gulbrand.
Inga przytaknęła, ale wciąż nie odważyła się spojrzeć mu w oczy.
Chciałaś przytrzymać drabinę, ale ci się nie udało? - pytał dalej Gulbrand, marszcząc czoło. Usiłował odtworzyć sobie przebieg wydarzeń.
Tak, nie zdołałam jej dosięgnąć - odpowiedziała Inga. Czuła, jak kłamstwo rośnie jej w ustach, ale było już za późno, żeby się wycofać. Musiała brnąć dalej. - Nawet zadrapałam sobie rękę o ostry koniec drabiny - dodała.
8
Dla uwiarygodnienia swoich słów wyciągnęła drżącą rękę, pokazując zadrapania na przedramieniu. Wcześniej starła z nich krew, ręka wyraźnie spuchła.
Gulbrand ujął jej rękę i zaczął się jej przyglądać.
Inga wstrzymała oddech. Może zorientuje się, że rysy to wcale nie zadrapania, tylko ślady po ciosie zadanym nożem?
- Nie wymagają szycia, nie są głębokie - powiedział Gulbrand, puszczając jej rękę. Inga zdławiła westchnienie. Służący niczego nie zauważył! Pomógł jej wstać i wspierał ją, kiedy ruszyła w stronę domu.
Boże, pomyślała Inga, czując w piersi ciężar żalu i strachu. Gulbrand zachowuje się, jakby to mnie należało współczuć. Lubił Gudrun, w przeciwieństwie do mnie, i teraz otacza mnie swoją troską, bo sądzi, że próbowałam ją ratować!
Nie, szeptała Inga sama do siebie. Czuła się winna. Wcale nie próbowałam jej ratować. Ja ją zabiłam! A Gulbrand idzie teraz obok mnie, sądząc, że jestem dobrą samarytanką. Nawet nie przejdzie mu przez myśl, że mogę być winna śmierci Gudrun. Mam wyjawić mu prawdę? Powiedzieć, że specjalnie pchnęłam Gudrun? Nie, nie jestem w stanie, pomyślała, gryząc się w rękę, żeby uspokoić targające nią emocje. Jeśli zbrodnia zostanie odkryta, zawiodę Emilię. A ona mnie potrzebuje!
Inga zachwiała się. Jakby nogi nie chciały jej dalej nieść. Dokonała brzemiennego w skutki wyboru. Wybrała kłamstwo zamiast prawdy. I teraz już zawsze będzie musiała przy nim trwać. Jej życie zależy teraz od tego, czy będzie w stanie milczeć o tej strasznej rzeczy, którą zrobiła. Jeśli nagle postanowi wyjawić prawdę, znajdzie się w niebezpieczeństwie. Wtedy czekać ją będą długie lata w ciemnym więzieniu...
Inga usłyszała za sobą kroki Erlinga, obejrzała się przez ramię. Spojrzenie, jakie jej posłał, wstrząsnęło nią. Jego usta
9
zastygły w uśmiechu, widziała jego zęby, jego wzrok śmiertelnie ją przeraził.
Nagle zrozumiała: Erling wie, że zabiła Gudrun!
Dobry Boże, on wie o jej zbrodni...
Eugeriie podbiegła do Ingi, kiedy ta weszła do kuchni.
- Inga,
to straszne być świadkiem czegoś tak potwor
nego!
- powiedziała i przytuliła Ingę do siebie. Klepała
ją
pocieszająco
po plecach.
Gdybyś ty wiedziała! - krzyczała Inga, chociaż jej usta milczały. Gdybyście wy wszyscy wiedzieli! Patrzycie na mnie jak na bohaterkę. Nie rozumiecie, że jestem morderczynią? Z wdzięcznością usiadła na krześle, które ktoś jej podsunął.
- Sigrid...
Co z Sigrid? - spytała bezsilnie.
Eugenie
i Marlenę wymieniły zmartwione spojrzenia.
- Kristiane
jest z nią w pokoju - zaczęła Eugenie. - Si
grid
osunęła się na podłogę, kiedy zobaczyła, że jej siostra...
nie
żyje.
Inga zacisnęła powieki, w głębi duszy jęczała niczym postrzelone zwierzę. Sigrid cierpiała - a wszystko przez nią! Targały nią wyrzuty sumienia, musiała wałczyć ze sobą, żeby nie wyjawić prawdy. Sigrid to przecież nie pomoże, pomyślała w przebłysku zdrowego rozsądku. Nic nie wróci Gudrun życia.
Służba tłoczyła się wokół Ingi, padały pytania i słowa współczucia.
- Nie
napierajcie tak na Ingę - odezwał się Gulbrand
władczym
tonem. - Potrzebuje spokoju po tragedii, któ
rą
przeżyła. - Stanął za nią, położył jej ręce na ramionach
i
spytał z troską: - Chcesz zobaczyć ciało Gudrun?
10
Inga odwróciła się, zmieszana. Czy chce zobaczyć Gudrun? Nie, nie, pomyślała histerycznie, nie mam siły oglądać ciała kobiety, którą zabiłam! Jeśli uklęknę przy jej marach, nie będę w stanie się powstrzymać i wyjawię całą prawdę.
- Pomyślałem, że może lepiej się poczujesz, jeśli zobaczysz Gudrun pięknie ubraną i taką spokojną... - zaczął i urwał, widząc, że Inga zaczyna drżeć, a na jej twarzy maluje się strach. - Rozumiem. Rozumiem, że wolisz tego uniknąć - uspokoił ją Gulbrand łagodnie.
Inga posłała mu wdzięczne spojrzenie. Na samą myśl, że miałaby oglądać martwą Gudrun, kropelki potu pojawiły się na jej czole. Widziała przecież, jak leżała na klepisku z niewidzącymi oczami. Nie czuła potrzeby oglądać ją teraz ponownie, bała się, że powrócą te najstraszniejsze sekundy w jej życiu: widok walącej się drabiny i Gudrun szukającej czegoś, czego mogłaby się chwycić. Odgłos czaszki uderzającej o ziemię, jakby ktoś rozbił skorupkę jajka o ostry brzeg...
Inga zbladła, kiedy Erling ruszył w kierunku stołu. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, i nagle je zamknął. Tylko uśmiechnął się do niej.
W jego uśmiechu był triumf.
2
Wszyscy z wyjątkiem Ingi opuścili kuchnię, kiedy w Gaupås zjawił się lensman Thuesen. Natychmiast został powiadomiony o tragicznym wydarzeniu i teraz miał zacząć przesłuchiwać świadków.
Inga w życiu nie czuła równie wielkiego strachu jak ten, który przepełnił jej ciało na widok korpulentnego przedstawiciela władzy. Serce w piersi waliło jej tak mocno, że z trudem kontrolowała oddech. Oczy zaszły czerwoną mgłą, odnosiła wrażenie, że zaraz zemdleje. Złapała się kurczowo brzegu stołu, ale miała spocone dłonie, więc bezsilnie opadła na krzesło. Zrozpaczona zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie wydać z siebie żadnego słowa. Miała ściśnięte gardło, pomyślała jednak, że może władczy głos lensmana sprawi, że słowa do niej wrócą. Właściwe słowa.
Na szczęście Eugenie zadbała o wszystko. Nakryła do stołu, podała kawę, śmietankę, cukier. Na paterze piętrzyły się bułeczki. Lensman uwielbiał jeść, a szczególnie lubił słodycze, więc może okaże się przyjaźniej nastawiony, jeśli zostanie dobrze podjęty?
Lensman przywitał się i wszedł do kuchni. Inga podniosła na niego zapłakane oczy. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc jedynie skinęła głową. Lensman wziął krzesło
12
i usiadł po przeciwnej stronie stołu. Zobaczyła, że kładzie przed nią znienawidzony zeszyt i pióro.
Więc znów się spotykamy, pani Gaupås - odezwał się Thuesen współczująco.
Tak się złożyło - odpowiedziała Inga jakby lekko niezadowolona. Zdziwiło ją brzmienie własnego głosu. Przypominał bardziej skrzeczenie żaby niż głos człowieka.
Niewiele wiem o tym, co się wydarzyło - przyznał lensman. - Rozumiem, że Torę...
Jego głos odbijał się echem w głowie Ingi. Na szczęście nikt jeszcze nie zdążył przedstawić Thuesenowi swojego zdania na temat tego, co się stało. Dzięki Bogu, że teraz była z nim sama! Miała możliwość opowiedzieć mu swoją wersję wypadku. Jeśli tylko zdoła kłamać...
- Dlatego,
pani Gaupås, musi mi pani wszystko opo
wiedzieć.
Tak szczegółowa, jak to tylko możliwe.
Inga miała wrażenie, że widzi w jego oczach jakieś ostrzeżenie, ale nie miała siły się tym przejąć. Nerwowo zaczęła częstować go kawą i bułeczkami. Może jeśli zajmie czymś ręce, będzie notował mniej gorliwie... Lensman nie odmówił skosztowania smakołyków, którymi go częstowano, od razu wziął dwie bułeczki i dolał sobie hojnie śmietany do kawy.
Inga wzięła kawałek placka i błądząc myślami gdzieś daleko, zaczęła w końcu opowiadać.
Więc Gudrun Storedal przyjechała tu w odwiedziny? - spytał Thuesen, kiedy skończyła swoją opowieść.
Tak - przytaknęła Inga i zamilkła.
Pani Storedal wchodziła po drabinie, a kiedy znalazła się w połowie drogi, drabina nagle zaczęła się chwiać?
Tak - odpowiedziała Inga i odchrząknęła. - Ale nie była w połowie, dotarła już niemal na samą górę. Stała na
13
ostatnim szczeblu, kiedy drabina się zachwiała. Właśnie miała zacząć schodzić, kiedy nagle straciła równowagę. Lensman przytaknął.
- To
tłumaczyłoby siłę upadku. Im wyżej człowiek stoi,
tym
większe prawdopodobieństwo, że się zabije.
Inga odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że przyjął jej tłumaczenie.
- Czego pani Storedal szukała na strychu?
Krew odpłynęła jej z twarzy. Inga poczuła, jak chłód ogarnia jej ciało, miała lodowate palce. Po co Gudrun tam poszła? Nie pomyślała, jaki mogłaby podać wiarygodny powód. ..
- Ona...
już się pożegnała... i wtedy... spytałam,
czy
chciałaby zobaczyć maleńkie króliczki - powiedzia
ła
i zadowolona, że jednak zdołała coś wymyślić, ciągnę
ła
dalej: - Pan lensman musi wiedzieć, że mamy na stry
chu
cztery piękne, małe króliczki. Mają mięciutkie futerko,
są
śliczne i cieplutkie. Nie trzeba było zachęcać Gudrun,
żeby
poszła je zobaczyć.
Pióro lensmana wędrowało po papierze, jedną ręką pisał, drugą wkładał sobie do ust kawałek placka. Kiedy zjadł, przeciągnął dłonią po brodzie.
- Zostały
nam już tylko oględziny miejsca wypad
ku
- zakończył, zamykając swój zeszyt. - Będzie mi
pani
towarzyszyć,
pani Gaupås?
Słaniając się na nogach, czując, jak ból rozsadza jej głowę, Inga z pewnym oporem wstała z krzesła. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała pójść na miejsce zabójstwa, miała jednak nadzieję, że stanie się to dopiero za kilka dni.
- Oczywiście - odpowiedziała niepewnie.
Torę i Gulbrand cofnęli się, kiedy Inga z lensmanem weszli do obory. Byli zajęci noszeniem siana dla koni, sto-
14
jących w swoich zagrodach. Inga widziała, że obaj udają nieporuszonych, ale ich oczy pozostawały zwrócone na miejsce wypadku, obaj też milczeli, chcąc usłyszeć, co powie lensman.
Lensman okręcił sobie wokół palca wskazującego kosmyki brody. Zerkając na strych, rysował jakieś kreski w swoim zeszycie, po czym znów spojrzał do góry.
Inga nie zdawała sobie sprawy, jakie wrażenie zrobią na niej ślady krwi, wciąż widoczne na klepisku. Ziemia częściowo wchłonęła krew, ale czerwone ślady nadal odcinały się wyraźnie. Inga poczuła, że skręca się jej żołądek, walczyła, żeby nie zwymiotować, jej ciało drżało.
Torę zrozumiał, co się dzieje, chwycił za łopatę i posypał plamę wiórami.
Inga stała jak sparaliżowana, patrzyła, jak krew powoli zostaje wchłonięta przez wióry. Powoli, bardzo powoli wióry z bladożółtych stawały się krwistoczerwone. Inga z trudem łapała powietrze, nagle odwróciła się i tak szybko, jak tylko zdołała, wybiegła na zewnątrz. Zdążyła dobiec do letniej kuchni, kiedy targnęły nią wymioty. Zapłakana i wyczerpana opadła na kolana. „Przyznaj się", nakazywał jej jakiś wewnętrzny głos. „Ulżyj własnemu sumieniu i powiedz lensmanowi, co naprawdę się wydarzyło. Przez jakiś czas na pewno będzie to bolesne, ale w końcu zaznasz spokoju. Jakie będzie twoje życie, Ingo, jeśli zdecydujesz się do końca swoich dni dźwigać tę tajemnicę? Duchy będą cię nawiedzać po wsze czasy..."
Chwiejąc się, Inga podniosła się. Po policzkach leciały jej łzy. Tak, najroztropniej będzie, jeśli posłucha tego wewnętrznego głosu rozsądku. Miał rację. Zostanie ukarana za swój niecny czyn, ale kiedy za niego odpokutuje, odzyska wolność. Wyjdzie z więzienia z czystym sumieniem.
15
„Czyś ty oszalała, Inga!" - grzmiał inny, zły głos w jej głowie. „Zastanowiłaś się, co się stanie z Emilią, kiedy znajdziesz się w więzieniu? Kto się nią zaopiekuje? Oczywiście, że Sigrid zadba o twoje dziecko, ale to przecież nie to samo. Nie pamiętasz, że sama dorastałaś bez matki? Lepiej od innych wiesz, co to znaczy nie mieć matki... Chcesz, żeby ten sam los spotkał Emilię? Jeśli teraz się przyznasz, nie będziesz już miała odwrotu. Pamiętaj, że zabiłaś Gudrun w obronie własnej... Albo ty byś zginęła, albo ona..."
Rozsądek walczył w Indze z pokusą skłamania. Jak miała postąpić? Na pewno zyskałaby spokój, jeśli wyznałaby prawdę. Jeśli podtrzyma swoją wersję wydarzeń, do końca życia będzie dręczyć ją sumienie. Dobry głos kusił i próbował przekonać, że powinna porozmawiać z lensmanem, ale zło nie puszczało swojego uścisku. To prawda, że działała w obronie własnej. Nie planowała zabójstwa Gudrun. Dla niej była to walka na śmierć i życie. I Gudrun przegrała...
Inga uznała, że zda się na los. Smutna oparła się o ścianę budynku. Jeśli lensman przyjdzie tu za nią, powie mu, co się wydarzyło. Jeśli zostawi ją w spokoju, uczepi się szansy, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw...
Gulbrand oparł się o zagrodę, w której stał Mikrus, i ciężko westchnął. Zmęczony przetarł oczy.
Przed chwilą lensman opuścił Gaupås, co ucieszyło Gulbranda. Miał wrażenie, że urzędnik rozumiał, dlaczego Inga wybiegła na zewnątrz. Thuesen mógł sprawiać wrażenie osoby zarozumiałej i nieco irytującej, ale nie był przecież całkiem bez serca.
Gulbrand ukrył twarz w dłoniach. Wiek zaczynał mu ciążyć, teraz to czuł. Ostatni rok był dramatyczny, przyniósł
16
wiele smutku, jednak za każdym razem potrafił się zmobilizować, sam nie bardzo wiedział, skąd czerpał siły.
Dobrze, że Niels nie dożył wypadku Gudrun. Załamałby się, wiedząc, w jaki sposób umarła jego najstarsza córka. Więź między nimi należała do niezwykle silnych.
Biedna Gudrun, pomyślał Gulbrand, walcząc z płaczem. To straszne, że w ten sposób skończyła życie. Była taka młoda. Tyle rzeczy jeszcze na nią czekało. Gulbrand pocieszał się jednak, że jej śmierć była szybka i bezbolesna. Co do tego ostatniego nie miał co prawda pewności, ale Inga wyszeptała coś, że umarła natychmiast po tym, jak uderzyła głową o klepisko.
Gulbrand uznał, że musi teraz na jakiś czas zapomnieć o własnych kłopotach. Najważniejsze to pocieszyć Sigrid w jej bólu. Niewiele mógł zrobić, ale chciał, żeby wiedziała, że zawsze może na niego Uczyć. Ta nieśmiała, cicha dziewczyna najczęściej szukała pocieszenia właśnie u niego.
No i nie wolno mu też zapomnieć o Indze. W końcu była świadkiem całego zdarzenia. Gudrun i ona co prawda się nie przyjaźniły, ale na pewno bardzo przeżyła śmierć pasierbicy.
Tak, postanowił Gulbrand, przeciągając zdecydowanym gestem ręką po brodzie: w najbliższym czasie musi zadbać o Sigrid i o Ingę. Kiedy minie pierwszy szok i okres żałoby, wtedy będzie mógł odejść, ale nie wcześniej.
Martin zmierzał przez łąkę w stronę Storedal. Był bardzo zadowolony z dzisiejszego polowania. Na plecach niósł dwa rude lisy. Będzie z nich piękne futro. Ustrzelił dwie okazałe, piękne sztuki. Puszyste kity machały na boki, kiedy mozolnie pokonywał ostatni stromy kawałek wzgórza.
17
- Martin!
Och, Martin - szlochała matka na progu.
Martina
przeszył chłód. Kiedy zobaczył biegnącą ku
niemu płaczącą matkę, natychmiast zrozumiał, że coś się stało. Ragnhild nie należała do kobiet, które płaczą z byle powodu. Zmieszany odłożył strzelbę i swój łup i objął matkę, która histerycznie rzuciła mu się w ramiona.
- Coś
się stało z ojcem? - spytał z narastającym niepo
kojem.
Nigdy dotąd nie trzymał w ten sposób matki w swo
ich
ramionach, był więc pewien, że wydarzyło się coś na
prawdę
strasznego.
W końcu Ragnhild wyzwoliła się z jego objęć.
Z ojcem wszystko w porządku, ale...
Ale co...? - niemal zawołał Martin, próbując wydobyć z niej coś więcej.
Gudrun nie żyje! - wyrzuciła w końcu z siebie Ragnhild i znów opadła na jego pierś.
Martin stał jak sparaliżowany.
- Gudrun...
nie żyje? Jesteś tego pewna? - spytał nie
pewnie.
- Już raz też prawie się utopiła...
Ragnhild przerwała mu:
To się wydarzyło w Gaupås. Spadła ze strychu. Powiadomiono nas, że już została złożona na marach.
Nie wierzę - wymamrotał Martin, błądząc myślami gdzieś daleko.
Ragnhild kręciła głową i pociągała nosem.
Ja i ojciec też nie mogliśmy w to uwierzyć - powiedziała zmartwiona - ale lensman był już w Gaupås i przesłuchał świadków. A doktor Lindberg wypisał już chyba akt zgonu...
Przesłuchał świadków... - powtórzył Martin powoli.
Tak, Inga i Gudrun były razem na strychu, kiedy to się stało...
18
Martin poczuł ukłucie w piersi, kiedy matka wymieniła imię Ingi. Czyżby one dwie, odwieczne rywalki, naprawdę były tam razem? Dlaczego? Nie, nie chciał teraz się nad tym zastanawiać.
Matka i syn weszli do środka, wzajemnie się wspierając.
Ragnhild patrzyła na niego wzrokiem pełnym bólu i współczucia.
Wiedz, że jestem przy tobie, Martin. Jeśli będziesz mnie potrzebował...
Tak, wiem, mamo - uspokajał ją serdecznie - ale teraz chciałbym chwilę pobyć sam.
Próbował odsunąć ją najdelikatniej, jak potrafił, wiedział przecież, że całe zdarzenie na pewno i dla niej było wstrząsem.
- Zajmę
się teraz Runą - powiedziała Ragnhild ponu
rym
głosem.
Jak tylko Martin został sam, opadł na najbliższe krzesło. Dwa ustrzelone lisy leżały nadal na podłodze, strzelba stała oparta o ścianę. Nie docierało do niego, że jego żona leży martwa i zimna w Gaupås. Nigdy już nie da żadnego znaku życia. Nigdy już nie weźmie na ręce Runy, śmiejąc się szczęśliwa.
Martin przyznawał, że początki ich małżeństwa były trudne. Nie kochał Gudrun, a i ona za nim nie przepadała. Inga stała na drodze do jego szczęścia i tak było nadal, tyle że w ostatnich miesiącach Gudrun i on jakby się do siebie zbliżyli.
Gudrun nareszcie odważyła się przed nim otworzyć. Nie żeby stała się wylewna, co to, to nie, ale pozwalała mu na pieszczoty i czułe słówka. Kiedy kładła głowę na jego ramieniu, wzdychała głęboko, wierzył, że ze szczęścia. Akt małżeński jeszcze się nie dopełnił, ale poznawali się na inne sposoby...
19
Początkowo odczuwał wyrzuty sumienia wobec Ingi. W oczach ciągle miał jej śliczną twarz. Jej śmiech odbijał się echem w jego uszach, w końcu jednak pogodził się z tym, że jego żoną jest Gudrun. Tęsknił za Ingą, ale to z Gudrun przyszło mu dzielić życie.
A jednak nie miało się tak stać, pomyślał zasmucony. Dzisiaj został wdowcem.
Inga leżała skulona w pozycji płodowej na swoim łóżku. Wyglądała, jakby trawiła ją gorączka. Czuła kolejne fale gorąca, w jednej chwili pot ściekał jej po plecach, za moment była lodowato zimna, musiała ocierać stopę o stopę, żeby się trochę ogrzać. Groteskowe obrazy upadku Gudrun, przesuwające się przed jej oczami, sprawiały, że zaczynała jęczeć, zaciskała mocno oczy. Jeśli jednocześnie próbowała potrząsać głową, obrazy przestawały ją dręczyć. Na chwilę.
Usłyszała pukanie do drzwi.
Przerażona wstrzymała oddech, wzięła się jednak w garść i cienkim głosem powiedziała:
- Proszę wejść...
Kiedy zobaczyła w drzwiach Martina, opadła na materac i zaczęła łkać jak dziecko. Włożyła do ust róg kołdry, żeby zdusić płacz.
Martin, zmieszany, usiadł na krawędzi łóżka i zaczął gładzić ją uspokajająco po plecach.
Inga, Inga - wzdychał ciężko. - Wiem, że ty i Gudrun się nie przyjaźniłyście, ale patrzeć, jak spada... To musiało być dla ciebie strasznym przeżyciem...
Tak, trudno mi to nawet opisać - płakała Inga. - Ale co z tobą, Martin? Jeśli dobrze się domyślam, to sprawy
20
między wami zaczynały się ostatnio chyba trochę lepiej układać.
Martin przestał ją gładzić.
- Tak.
To prawda. Muszę to przyznać... Mimo że my
dwoje
też przeżyliśmy piękne chwile. Nie kochałem jej,
Ingo.
Mówię to z bólem, tym bardziej że przecież wiem,
że...
jej już nie ma. Ostatnio nieco się do siebie zbliżyliśmy.
Po
śmierci Nielsa jakby bardziej się otworzyła... Miałem
wrażenie,
że mnie potrzebuje.
Ku swojemu zdziwieniu Inga nie czuła żadnej zazdrości. Zwykle było je) przykro, kiedy wyobrażała sobie Martina i Gudrun razem, teraz pozostawało jej to obojętne. To, co zaszło między nimi, nie miało już żadnego znaczenia.
Nie wiem, ile jeszcze dam radę znieść - wyrwało się jej, zanim zdążyła się zastanowić.
Poradzisz sobie, Inga - powiedział Martin, a jego głos brzmiał mocno i stanowczo. - Ty zawsze sobie poradzisz. Masz siłę, jakiej nie ma żadna inna kobieta. Nie wiem, skąd ta siła pochodzi, ale pewnie jesteś podobna do swojego ojca.
Inga wytarła oczy rąbkiem kołdry. Nie masz pojęcia, z czym muszę walczyć, Martin, nie wiesz, że ten czyn będzie mnie dręczył już zawsze. Ten dzień i to zdarzenie zmienią w moim życiu więcej, niż ktokolwiek może sobie wyobrazić. Strach, niepewność i kłamstwo będą od teraz rządzić moim dniem, pomyślała.
- Cierpię razem z tobą, Inga...
W tym momencie Inga się odwróciła i spojrzała w jego niebieskie oczy.
- Wiem,
mój kochany, ale nie potrzebuję twojego
współczucia.
Inni potrzebują cię bardziej...
Martin sprawiał wrażenie zmieszanego.
21
Tak?
Chcę, żebyś poszedł do Sigrid. Jest niepocieszona, wstrząśnięta i smutna. Idź, Martin, wesprzyj ją. W końcu straciła siostrę - powiedziała i odprawiła go gestem ręki.
Martin wstał, wyglądał na zmieszanego.
Jeśli tego chcesz...
Tak, chcę tego - podkreśliła Inga stanowczo.
Kiedy Martin opuścił pokój, Inga ukryła twarz w pościeli. Teraz Sigrid potrzebuje twojej troski, myślała zrozpaczona, ja na nią nie zasługuję...
Mimo nieszczęścia, które tak brutalnie i niespodziewanie dotknęło Gaupås, ani Gulbrand, ani reszta służby nie mogli myśleć o odpoczynku. W związku z pogrzebem Gudrun trzeba było się zająć wieloma rzeczami.
Martin po rozmowie z Sigrid poszedł do Gulbranda. Dwaj mężczyźni nie musieli nawet wymienić uścisku dłoni czy poklepać się współczująco po ramieniu, żeby dać wyraz swojemu żalowi. W ich oczach gościł smutek, chociaż każdy z nich przeżywał go na swój sposób.
Martin tłumaczył, że uległ prośbom Sigrid, która błagała go, żeby Gudrun do pogrzebu została w Gaupås. Tu, w Gaupås, się urodziła - mówiła Sigrid - i tu umarła.
Z ciężkim sercem Martin się zgodził. W ostatnim czasie Gudrun była już panią Storedal, ale wiedział, jak bardzo pozostawała związana ze swoim domem rodzinnym. Dlatego objął drobną, cichą Sigrid i powiedział, że spełni jej prośbę.
Eugenie znalazła kir, który miał okrywać trumnę. Postanowiła go lekko wykrochmalić. Kiedy szła do kuchni, zobaczyła, że Erling i Arne zaczęli stawiać specjalną bra-
22
mę wjazdową. Po dwóch stronach drogi wetknęli w ziemię brzozy, naginając je tak, żeby utworzyły łuk Później przykryją je świerkiem i powieszą na nich literki, tworzące imię Gudrun. W dniu pogrzebu, na odcinku między bramą a drzwiami frontowymi domu, posadzone zostaną małe choinki, a ścieżka między nimi wysypana zostanie świerkowym igliwiem.
Kiedy Eugenie wracała z kirem ładnie zwiniętym w rulon, młody byczek już pożegnał się z życiem. Na pogrzeb na pewno przybędzie dużo ludzi i z bliska, i z daleka, trzeba będzie mieć ich czym poczęstować.
Nie zdążą już uwarzyć piwa, ani chmielowego, ani słodowego, na to brakowało już czasu. Będą musieli się zadowolić brzeczką, której warzenie nie zajmie więcej niż dwa, trzy dni. Z Bożego Narodzenia zostało im jeszcze kilka butelek wina morelowego i porzeczkowego.
Eugenie szybko nastawiła dużo wody, jednocześnie w oddzielnym garnku zagotowała litr wody z chmielem i jagodami. Na patelni zrumieniła cukier, który miał nadać właściwy kolor. Potem wymieszała wszystko z chmielem i jagodami i przelała do jednego, dużego kotła.
Dalsze prace zleciła Marlenę, która miała doglądać warzenia brzeczki w dzień i w nocy. Na koniec trzeba było ją rozlać do butelek.
Eugenie podniosła Emilię, która przed chwilą uderzyła się główką o kant stołu i zaczęła marudzić, zerkając jednocześnie w górę, na sufit. Pani domu, po przesłuchaniu przez lensmana, oddaliła się. Można było odnieść wrażenie, że zapomniała, że w ogóle ma córeczkę. Jej obojętność dziwiła Eugenie, Inga najwyraźniej ciężko przeżyła śmierć Gudrun. Podejrzanie ciężko, pomyślała Eugenie i podmuchała na mały guz, który pojawił się na czole Emilii.
23
Wieczorem w łóżku Inga naciągnęła na siebie pierzynę. Czuła zmęczenie w całym ciele, dobrze było wyciągnąć się w chłodnym łóżku. Ale w jej duszy pozostała rana. Rana, która już na zawsze w niej pozostanie, ukryta przed wszystkimi. Czas na pewno ukoi trochę ból, ale Inga zawsze będzie świadoma zbrodni, którą popełniła.
Dzisiaj zabiła człowieka!
Dzisiaj stała się morderczynią.
Zabiła swoją pasierbicę i swojego wroga.
Łkanie rozrywało jej piersi. Nigdy, naprawdę nigdy nie życzyła Gudrun śmierci, mimo jej złośliwości i cierpkich słów. A już na pewno nie chciała zabić jej własnymi rękami.
Erling zawsze będzie kładł się cieniem na jej życiu. Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że nie będzie jej łatwo się go pozbyć. W przyszłości musi być pokorna i uległa, jeśli nie chce, żeby podzielił się z kimś swoimi wątpliwościami. Oczywiście będzie mogła wszystkiemu zaprzeczyć, jeśli zacznie mówić ludziom o swoich podejrzeniach, ale wtedy będą to jej słowa przeciwko jego. W głębi duszy wiedziała, że miejscowa wiedźma skwapliwie wysłuchiwała wszystkich plotek, a ona przecież przebywała razem z Gudrun w chwili, kiedy ta spadła z drabiny. Prawdę mówiąc, stała nad nią i mogła ją złapać. Poza tym wszyscy widzieli, jak po wypadku siedziała przerażona i nieszczęśliwa na strychu.
Inga zgięła się wpół ze strachu. Czy po tym wszystkim będzie jeszcze kiedykolwiek szczęśliwa?
Czy będzie w stanie się odprężyć i zapomnieć o koszmarze?
Kiedy Inga już prawie zasypiała, nagle w jej głowie pojawiło się ostrzeżenie. Miała wrażenie, że zapomniała o jakimś bardzo istotnym szczególe. Nie była jednak w stanie
24
przypomnieć sobie, o jakim. W końcu, wyczerpana i pełna wyrzutów sumienia, zasnęła.
W środku nocy Inga obudziła się, krzycząc z przerażenia. Desperackim gestem zakryła dłonią usta, poczuła ukłucie strachu. We śnie zrozumiała, co znaczyło ostrzeżenie. Wiedziała już, co zostawiła w oborze - zostawiła tam obciążający ją dowód.
Nóż...
3
Pod osłoną nocy młoda kobieta biegła w stronę obory w Gaupås. Nie zważała na padający śnieg. Nie czuła, jak przywiera do jej spódnicy, której dół był już cały mokry.
Tylko jedna myśl tłukła się w jej głowie: musi znaleźć nóż! Jeśli go nie znajdzie, może to przesądzić o wszystkim. To przecież dowód jej zbrodni...
Tragedia, która wcześniej w ciągu dnia dotknęła domostwo, tkwiła w Indze niczym złe wspomnienie. Do końca życia będzie wspominać ten dzień z rozpaczą. Z rozpaczą i szaleńczym przerażeniem. Dzień zaczął się pogodnie. Najpierw zjadła śniadanie ze służbą. Ponieważ był to trzeci dzień świąt Bożego Narodzenia, Eugenie nakryła ładnie stół, podając wędzonego łososia i jajka, oprócz zwyczajowych twarogu, sera i dżemów.
Po śniadaniu Inga sprzątnęła klatki królików. Złościła się na siebie, że od razu nie przejrzała udawanego, przyjaznego tonu Gudrun i jej fałszywego uśmiechu. Powinna była odkryć podstęp pasierbicy... Gdyby udało się jej odepchnąć drabinę, zanim Gudrun zaczęła na nią wchodzić... Gudrun na pewno nie poddałaby się tak łatwo, pewnie próbowałaby ją znów postawić, ale wtedy ona ponownie by ją odepchnęła i pewnie w końcu Gudrun by zrezygnowała.
26
Inga stanęła, żeby uspokoić oddech. Choć emocje ją wyczerpały, była zbyt niespokojna, żeby móc się odprężyć. Oddychała szybko i głęboko. Musiała być ostrożna. Zakradnie się i poszuka noża. Nawet jeśli będzie musiała szukać po omacku, musi zachowywać się cicho. Myślała, żeby zapalić pochodnię, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Nikt w domu nie mógł jej zauważyć ani też zobaczyć światła pochodni.
Inga miała przed oczami całe zdarzenie. Słyszała bezwzględne słowa Gudrun, groźbę zabójstwa. Pamiętała, jak pasierbica wchodziła po drabinie szczebel po szczeblu z jej nożem w ręku. Drwiący śmiech Gudrun wciąż dźwięczał jej w głowie. Przede wszystkim jednak pamiętała sekundy tuż przed tym, kiedy chwyciła drabinę... i ją odepchnęła. Odepchnęła w powietrze, gdzieś w przestrzeń. I spojrzenie Gudrun, pełne przerażenia i niedowierzania, oraz jej krzyk. Inga wzdrygnęła się na samo wspomnienie: Gudrun zamachała rękami w powietrzu, próbując się czegoś uchwycić, ale drabina upadła... i uderzyła o ziemię. Kiedy to się stało, krzyk Gudrun nagle ustał.
Inga szła, chwiejąc się na nogach. Dzisiaj stała się morderczynią. Mogła tłumaczyć, że działała w obronie własnej, gdyby ktoś zaczął dochodzić prawdy, ale zabójstwo pozostawało faktem. Nie mogła zmienić biegu wydarzeń czy cofnąć czasu.
Jedynie Erling robił uwagi podające w wątpliwość jej wersję wypadku. Mimo że nie był świadkiem zdarzenia, wiedział, jakiej zbrodni jest winna. Nie miał dowodów, ale jego słowa mogły ważyć więcej, niż nawet śmiała pomyśleć. Jeśli zdradzi się choć najdrobniejszym szczegółem, ludzie zaczną się zastanawiać nad jej dziwnym zachowaniem. Jeśli zaczną przypierać ją do muru czy nawet tylko poproszą, żeby jeszcze raz opowiedziała im całe zdarzenie,
27
być może nie zdoła obstawać przy kłamstwie. Może wpaść w pułapkę, zmienić coś w swojej opowieści i zostać złapana na kłamstwie.
Inga zacisnęła pięści i ruszyła w stronę obory. Czuła w piersi kłujący strach. Jeśli nie znajdzie noża dzisiaj w nocy, może być z nią źle. Już na samą myśl, że ktoś mógłby znaleźć go przed nią, ze strachu cierpła jej skóra. Jak wytłumaczy fakt, że jej nóż leżał na klepisku tak blisko miejsca, gdzie znaleziono Gudrun? Poza Sigrid i Gulbran-dem nikt nie wiedział o nożu, ale nie miała pewności, czy Sigrid będzie w stanie milczeć, kiedy położą go przed nią. Służba też byłaby zdziwiona faktem, że nóż został znaleziony tak blisko Gudrun. Możliwe, że wtedy i Gul-brand zacząłby się zastanawiać nad zadraśnięciami na jej przedramieniu, które, jak twierdziła, powstały, kiedy otarła rękę o starą drabinę.
Tak, musi znaleźć nóż. I to jeszcze tej nocy!
Ostrożnie wyciągnęła patyk, który zamykał skobel obory. Poruszała się cicho, nie chcąc niepokoić zwierząt. Jeśli usłyszą ją prosięta, obudzą się i zaczną głośno chrząkać, domagając się jedzenia. Na szczęście drzwi do części, w której znajdował się inwentarz, były zamknięte.
Weszła i zaczęła się rozglądać. W ciemności trudno jej było dojrzeć poszczególne narzędzia. Mimo że niewiele widziała, pamiętała jednak mniej więcej, gdzie co stało. Po prawej stronie były drzwi prowadzące do zagród dla inwentarza i drabina na strych, gdzie trzymano siano. Po lewej stronie stała stara taczka i inne przydatne w gospodarstwie narzędzia. Przed nią leżała duża sterta siana.
Miała nadzieję, że nóż nie wylądował w sianie, bo wtedy odszukanie go byłoby właściwie niemożliwe. Ale przecież pamięta, że usłyszała, jak nóż uderzył o klepisko, za-
28
nim zginął jej z oczu. Mało prawdopodobne, żeby upadł na siano, wtedy upadłby miękko, nie wydając żadnego dźwięku. Tak więc najpewniej, spadając z dużą prędkością, upadł gdzieś z lewej strony.
Inga uklęknęła i zaczęła pełzać w kierunku taczki. Dłońmi badała każdy centymetr klepiska. Weszła nawet pod taczkę i tam też macała. Niczego jednak nie znalazła. Sprawdzała wszędzie, wciąż miała bowiem nadzieję, że nóż leży gdzieś za taczką.
Już chciała zacząć szukać dalej, kiedy nagle usłyszała jakiś dźwięk. Ktoś się zbliżał! Wzdrygnęła się, czuła, że robi się czerwona ze strachu. Serce waliło jej mocno. Mozolnie podniosła się i zaczęła rozglądać za kryjówką. Zmieszana stanęła za taczką. Wiedziała, że nie jest to dobra kryjówka, ale nie miała czasu szukać lepszej.
Usłyszała kroki na zewnątrz i westchnęła, mając nadzieję, że wszystko zaraz okaże się tylko sennym koszmarem. Tak bardzo pragnęła, żeby to był tylko straszny sen. Sen, z którego zaraz się obudzi.
Ale kroki były prawdziwe. Podobnie jak dźwięk skrzypiących zawiasów, kiedy otwierano drzwi. Do środka wszedł Erling. W ręku trzymał pochodnię, która oświetlała całe pomieszczenie. Światło coraz bardziej zbliżało się do jej kryjówki. Zamknęła oczy w desperackiej próbie odcięcia się od rzeczywistości.
- Ty tutaj? - powiedział, cedząc słowa.
Inga patrzyła na niego, milcząc. Stał przed nią, rozkraczony, i się uśmiechał. Spokojnie uniósł pochodnię tak, żeby światło padło na jego twarz. W świetle pochodni wydawał się starszy, a jego złe oczy pałały jakby ostrzejszym blaskiem. Uśmiech na jego ustach świadczył o zwycięstwie.
- Przyszłaś tu przemyśleć niewybaczalny grzech, jaki
29
popełniłaś? - spytał. Podszedł bliżej, nie oczekując jednak odpowiedzi. - Bo to tyją zabiłaś, prawda?
Inga schyliła głowę. Nie chciała, żeby zobaczył rumieniec na jej twarzy.
- Wiem,
że ją zabiłaś - wysyczał Erling nagle i żwawo
ruszył
w jej stronę. Inga cofnęła się i oparła o ścianę. Zosta
ła
złapana w pułapkę. Stała pozbawiona jakiejkolwiek moż
liwości
ucieczki i musiała wysłuchiwać jego drwin.
Erling uniósł pochodnię i przyglądał się Indze. Powoli przeciągnął ręką po jej policzku. Inga odwróciła głowę z odrazą. Nie robił tego, żeby czerpać z tego jakąkolwiek przyjemność, tylko żeby ją dręczyć.
Tak się cenisz, przeklęta dziewucho? Mnie nie pozwalasz się tknąć, ale iść do łóżka z Bjornarem - to mogłaś? Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry? Pewnie nie. Wysoko mierzyłaś, ladacznico, ale teraz czeka cię upadek. Wiem, bo wystarczy, że szepnę słówko lensmanowi, a koniec z tobą. Może nie uwierzy od razu, ale po kilku dniach, kiedy wszystko sobie przemyśli, na pewno zrozumie... Zrozumie, że to ty zabiłaś Gudrun.
Dobrze, powiedz mu! - wykrzyknęła Inga, podnosząc głowę i patrząc mu prosto w oczy. - Powiedz mu o wszystkim, do diabła! Przekonaj go, że to ja zabiłam Gudrun, jest mi wszystko jedno. Tylko masz jakiś dowód? Masz?
Nagle jakby coś w niej pękło i nie była w stanie powstrzymać tyrady słów. Jakby zerwały się wszystkie więzy, trzymające jej tajemnicę. Może Erling zrobi właśnie to, co przed chwilą mu wykrzyczała? Chociaż nie bardzo w to wierzyła. Nie miał żadnego dowodu, tylko siłę swoich słów.
Erling zniżył powoli pochodnię, widziała jego rozbiegane oczy.
30
Miałam rację, pomyślała Inga, triumfując. Podejrzewa, że zabiłam Gudrun, ale nie wie, jak to zrobiłam.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo mi się wywiniesz, Inga. Wiem, że kłamiesz, i kiedyś odkryję twoją tajemnicę.
Żeby podkreślić wagę swojej groźby, Erling zaczął kołysać pochodnią. Prawie ją nią dotykał, jednak kontrolował swoją zabawę. Cieszył się, widząc jej reakcję. Inga stała sztywna. Niemal bała się oddychać, nie mówiąc o tym, żeby miała się ruszyć. Nie znała go i bała się go sprowokować.
Nagle jej wzrok padł na nóż. Stal błyszczała w świetle pochodni. Leżał tuż obok prawej nogi Erłinga. Gdyby spuścił głowę, też by go zobaczył! Wcześniej szukała w tym miejscu, ale najwyraźniej nie dość dokładnie.
Ostrożnie, z udawanym spokojem, Inga zaczęła się przesuwać w kierunku drzwi. Chciała, żeby myślał, że jest przerażona tym, co robił, co zresztą nie było trudne, jednocześnie jednak nie wolno jej wzbudzić jego podejrzeń. Gdyby domyślił się, że próbuje go zwieść, zapewne znalazłby nóż.
Inga przełknęła ślinę i przykuła Erłinga wzrokiem. Nie mogła pozwolić, żeby spuścił ją z oczu i spojrzał w dół. Kiedy płomień pochodni odbił się od noża, miała wrażenie, że jej serce zaraz przestanie bić. Co się stanie, jeśli on go zauważy? Wtedy... Nie, nawet nie chciała myśleć, co się mogło stać.
Ku jej wielkiej uldze Erling poszedł za nią, kiedy chwiejąc się, ruszyła ku drzwiom. Podniosła rękę i poszukała palcami skobla. Przesuwała dłonią po szorstkiej drewnianej powierzchni drzwi, szukając czegoś, czego mogłaby się chwycić, czegoś, o co mogłaby się wesprzeć, ale niczego nie znalazła. Opierając się plecami o drewnianą ścianę, posuwała się powoli w stronę drzwi. Krok za krokiem. Jeszcze chwila i wyjdzie na zewnątrz, i już nie będzie widać noża.
31
Jak go później stąd zabierze, tego nie wiedziała. Przede wszystkim musiała wywabić Erlinga z obory.
Kiedy poczuła pod stopami śnieg i żwir, wiedziała, że jej się udało. Niczego nie zauważył! Czuła, jak ogarnia ją poczucie szczęścia, chociaż rozumiała, że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.
Erling długo się jej przyglądał. Nic nie mówił. Inga czuła jednak, że przygważdża ją wzrokiem do ściany.
Coś tu się nie zgadza - powiedział po jakimś czasie.
O co ci chodzi? - wyszeptała Inga przerażona. Usłyszała jego twardy głos:
- Coś
w twoim tłumaczeniu się nie zgadza. Coś prze
milczasz.
Nie wiem co, ale zamierzam się tego dowiedzieć.
Z
tą drabiną musiało być inaczej... - powiedział, przyglą
dając
się jej badawczo.
Inga poczuła, że robi się jej gorąco, zapomniała o lodowatym zimnie. Podejrzewał, że zadrapania na jej ręku nie pochodzą od drabiny, ale nawet nie domyślał się, jak bliski był rozwiązania. Pewnego dnia może jednak nagle doznać olśnienia, części tej przerażającej układanki mogą nagle złożyć się w całość.
Erling nie powiedział już nic więcej. Posłał jej tylko pełne pogardy spojrzenie. Potem nagle się odwrócił i odszedł.
Inga odetchnęła. Zostawił ją. Była uratowana.
Do czasu.
Kiedy Erling zniknął jej z oczu, Inga wróciła do obory. Szybko podniosła nóż i schowała go na piersi. Stal była lodowato zimna, ale ona miała wrażenie, że ostrze pali jej skórę przez materiał bluzki. Dzięki Bogu, że go znalazła! Zanim zrobił to Erling... Już na samą myśl robiło się jej zimno. Gdyby nie
32
znalazła noża, gdyby znalazł go któryś ze służących - co wtedy by się stało? Pewnie położono by go w kuchni, gdzie wszyscy mogliby go oglądać. Może ludzie zaczęliby podejrzewać, że ze śmiercią Gudrun coś było nie tak? Może domyśliliby się, że nóż odegrał w tym wszystkim jakąś rolę jeszcze przed upadkiem? Nie wiedzieliby jaką, bo przecież Gudrun nie miała na ciele śladów po nożu, ale na pewno połączyliby to z zabójstwem. A nie byłoby trudno dociec, kto jest jego właścicielem. .. W błyszczącej stali było wyryte: I.K.G. Wszyscy zrozumieliby, że to jej nóż, i musiałaby odpowiadać na różne pytania, na które nie potrafiłaby znaleźć odpowiedzi...
Inga spojrzała na nóż i ukryła go pod chustą. Już nigdy nie będzie nosiła go przy sobie. Najlepiej, gdyby się go pozbyła, tylko jak? Stała chwilę i patrzyła na jezioro. Leżało spokojne w mroku nocy, jedynie lekkie pofałdowanie powierzchni zdradzało, że tam w ogóle jest. Drobne fale odbijały się od kamieni gdzieś w dali. Może powinna cisnąć nóż z całych sił, mając nadzieję, że pójdzie na dno? A jeśli nie da rady rzucić nim dostatecznie daleko i pewnego dnia któryś z służących nagle odkryje, że na dnie jeziora coś błyszczy? Może jednak powinna wypłynąć na jezioro, żeby się upewnić, że nóż znajdzie się dostatecznie daleko od brzegu... Nie, Inga pokręciła głową i odrzuciła tę myśl. Fale mogłyby wyrzucić nóż z powrotem na brzeg. Może nie dzisiaj w nocy ani nie jutro, ale pewnego dnia...
Najbardziej bezpiecznym rozwiązaniem na przyszłość było umieścić go na dnie jej skrzyni. Założy jeszcze jeden zamek Czuła, że musi wiedzieć, gdzie jest nóż. Musi mieć go na oku, kontrolować sytuację. Tam, w skrzyni, nóż od Gulbranda będzie mógł leżeć w spokoju. Do czasu, aż koszmar się skończy.
i
4
W Andorsrud dźwięki dochodzące z zewnątrz nie obudziły Miny. Była wyczerpana po długim dniu spędzonym w lesie razem z rodziną, Mina, Tora i Asne poszły razem z Johannesem i Frigg ściągnąć z lasu drzewa, które położyła wichura. Wspólnymi siłami przewieźli je do gospodarstwa. Potem Johannes odpiłuje gałęzie i porąbie pnie na mniejsze kawałki. Mieli jeszcze trochę drewna w drewutni, ale należało myśleć o przyszłości. Bo jedno nie ulegało wątpliwości - mroźnych zim będzie więcej!
Mina spała głęboko, sztywna i obolała po pożytecznie spędzonym, ale męczącym dniu na dworze, i nie słyszała stukotu końskich kopyt na zewnątrz. Trzej mężczyźni ześlizgnęli się cicho z końskich grzbietów, przywiązali zwierzęta do świerków, stojących w pobliżu domu, i bezszelestnie zaczęli się skradać w stronę schodów.
Ich przywódca, Gustav Sleishe, kuśtykał na zranionej nodze, która jednak już nie dokuczała mu tak bardzo. Położył palec na ustach, pokazując dwóm pozostałym, że mają milczeć. Niecierpliwym gestem wskazał na jednego ze swoich pomocników, Fritza, który miał podejść i wyważyć zamek.
Fritz posłuchał go karnie, wyjął dłuto i kilka sekund później mechanizm zamka został wyjęty z drzwi.
34
- Odsuń
się - wysyczał Sleishe, tracąc nad sobą pano
wanie,
kiedy Fritz się nie ruszył. - Oczekujesz pochwały
jak
jakiś dzieciak? - powiedział i wszedł do zniszczonego,
nędznego
pokoju, rozglądając się wokół.
Mina obudziła się przestraszona, kiedy światło bezlitośnie uderzyło ją w oczy. Początkowo nie była w stanie skupić się na postaci, która się nad nią pochylała. Wkrótce jednak zorientowała się, z kim ma do czynienia. Szybkim ruchem próbowała uciec jak najdalej w głąb łóżka, jak najdalej od swojego wroga, lecz Sleishe zamykał drogę odwrotu. Machał przed nią latarnią.
- Ach
tak... Musiałem się upewnić, czy jestem we właś
ciwym
miejscu. Pół roku zajęło mi dotarcie do ciebie, pani
Wulfsberg,
ale godzina zemsty wreszcie wybiła!
Minie nie pozostawało nic innego, jak mu uwierzyć. Zawsze był sprytny i wyrachowany, teraz w jego oczach widziała lodowaty spokój. Wiedziała, dlaczego jej szukał, ale milczała.
Masz papiery wartościowe, które są moją własnością - zaczął Gustav przebiegle, rozglądając się po pokoju, jakby licząc, że znajdzie je przed sobą na stole.
Należały do mojego męża - odważyła się powiedzieć Mina. - Zabrałam ze sobą tylko to, co mi się prawnie należało.
Sleishe uszczypnął ją mocno w przedramię.
Artur przepisał wszystko na mnie! Wszystko! Gospodarstwo, narzędzia, biżuterię...
Nieprawda - zaprotestowała Mina słabo. - Dostałeś Wulfsberg, ale nic poza tym!
Co ty możesz wiedzieć, durna kobieto. Twój nieszczęsny mąż zastrzelił się kilka minut po podpisaniu umowy! Nie widziałaś umowy, którą zawarliśmy.
35
Odpowiedź podziałała niczym kubeł zimnej wody i Mina zaniemówiła. Był bezwzględny! Jak mógł rzucić jej w twarz tę brutalną prawdę, i to w ten sposób? Wiedziała, że jej mąż się zastrzelił, ale czy Sleishe rzeczywiście zamierza użyć tego przeciwko niej?
- Powinienem
skręcić ci kark, i to natychmiast - wysy
czał
Sleishe wściekle. - Jednak najpierw musisz powiedzieć
nam,
gdzie są papiery - oznajmił. Zacisnął pięść i przyłożył
jej
pod brodę. Ostre knykcie wpijały się w skórę, poczuła
ból
szczęki.
Groźnie brzmiący głos Sleishego sprawił, że pozostali się obudzili. Całe to straszne wydarzenie rozegrało się tak szybko, że Mina nie zdążyła nikogo ostrzec. Asne krzyknęła, kiedy zobaczyła Sleishego i dwóch obcych mężczyzn w pokoju. Jej krzyk obudził pozostałych. Podczas gdy Tora, porażona strachem, starała się niemal nie oddychać, Asne wyskoczyła z łóżka. Jeden z mężczyzn chwycił ją, ale jakimś cudem udało się jej wywinąć.
- Bierz
drugą! - ryknął wściekle Gustav, wskazując
Torę
mężczyźnie, który do tej pory stał, nie ruszając się.
Nie
trzeba było go długo prosić. Zrobił trzy kroki i już zna
lazł
się przy łóżku dziewczyny, przykrył swoją brudną łapą
usta
Tory i brutalnie wcisnął ją w siennik.
Asne szamotała się niczym przestraszony ptaszek między stołem a krzesłami, w końcu rzuciła się w stronę drzwi. Poddały się z hałasem, nie odwróciła się, żeby spojrzeć za siebie, biegła prosto przed siebie, aż zniknęła w mroku nocy. Mężczyźni nie poddali się i pobiegli za nią.
Asne stanie się łatwym łupem, pomyślała Mina z przerażeniem, jej biała nocna koszula widoczna była z daleka w mroku nocy. Boże, co ten straszny mężczyzna zrobi z jej córką, jeśli dostanie ją w swoje ręce? Sparaliżowana stra-
36
chem zerkała na Torę, która zachowała rozsądku na tyle, że spokojnie leżała, nie prowokując zbytnio mężczyzn.
W całym tym zamieszaniu Mina nie zauważyła, że Slei-she odsunął się od niej i zbliżył do Johannesa. Wzdrygnęła się, kiedy zobaczyła błysk stalowego ostrza na szyi brata. Czyżby Sleishe naprawdę chciał skrzywdzić Johannesa? Mina zdała sobie sprawę, że ma niewielką szansę przemknąć do drzwi, i zrezygnowana opadła na łóżko. Nie miała pewności, że uda się jej uciec, poza tym jej ucieczka na pewno źle by się skończyła i dla Tory, i dla Johannesa. Nie mogła ratować siebie, poświęcając brata.
Jej myśli powędrowały do przerażonej Asne. Biedne, nieszczęsne dziecko! Nie mogła winić córki za jej pochopną reakcję. Zrozpaczona złożyła ręce i zmówiła cichą modlitwę do sił wyższych, prosząc, żeby Asne, goniona przez szaleńca, poradziła sobie w lesie.
Asne desperacko łapała powietrze, próbowała uspokoić oddech, ale nie zdołała tego uczynić. Śnieg kleił się do jej gołych stóp, marzła, wkrótce już w ogóle nie czuła nóg. Nie była przyzwyczajona do tak dużego, wyczerpującego wysiłku, zmęczenie i mróz nadwerężyły jej płuca. Miała wrażenie, że zaraz coś w niej pęknie, ale strach dodawał jej skrzydeł.
Asne wiedziała, że jest bardzo widoczna. Gdyby udało jej się szybciej biec, gdyby bardziej nachyliła się ku ziemi, jej biała koszula zlałaby się w jedno ze śniegiem. Wtedy stałaby się mniej widoczna, ale nie miała czasu. W panice skierowała się w stronę lasu, zdając sobie sprawę, że jej biała koszula przypominała skrzydła motyla, bijącego o gałęzie świerków w nieprzeniknionych ciemnościach.
37
„Nie oglądaj się za siebie, nie oglądaj się za siebie" nakazywał jej rozsądek. „Biegnij, biegnij, ile sił w nogach. Biegnij prosto do lasu... Jeśli obejrzysz się za swoim prześladowcą, opóźnisz bieg..."
Asne posłuchała głosu rozsądku. Ciężko dysząc, wpadła między szorstkie, grube gałęzie świerków. Szybko rzuciła się w kierunku najgrubszego pnia, oparła się o niego i poczuła na plecach szorstką korę. Czuła podmuch zimnego wiatru, który podwiewał jej koszulę, mroził jej palce u stóp, wiał po jej gołych nogach. Zaczęła przestępowac z nogi na nogę, żeby krew wróciła jej do stóp. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest przemarznięta. Jeśli za chwilę nie zostanie złapana, myślała histerycznie, ryzykuje, że w ciągu nocy zamarznie. Dobry Boże, co ma robić?
Asne zakryła ręką usta. A jeśli jej prześladowca widział, że się tu schowała? Jeśli teraz słyszy jej oddech? Czuła, że jeśli przestanie oddychać, to pękną jej płuca, ale nie miała wyboru. Najważniejsze było, żeby zachowywała się bezgłośnie, oddychała cicho jak łagodny jesienny wiatr.
Ścigający ją mężczyzna zatrzymał się jeden, może dwa metry od niej. Asne nie orientowała się, jaka odległość ich dzieli, ale znalazł się na pewno na tyle blisko, że ją to przerażało.
- Do diabła! - ryknął nagle, waląc pięścią w pień drzewa, za którym stała dziewczyna. - Gdzie jesteś, diabelska dziewucho?
Asne wzdrygnęła się, resztkami sił nakazała sobie spokój. Sztywnymi ruchami obciągnęła koszulę, żeby bardziej przylegała do ciała. Mięła materiał w dłoni, ściskając go mocno, bała się, że wiatr uniesie rąbek koszuli i zostanie odkryta.
38
Jej prześladowca klął, wyrzucał z siebie kolejne przekleństwa.
- Przegrałaś, nie rozumiesz tego?! - zawołał znów. ~ Prędzej czy później cię znajdę, a wtedy... - Groźba zawisła w powietrzu.
Asne zdławiła jęk, zacisnęła usta i zamknęła oczy. Czuła, że kręci się jej w głowie. Nie śmiała otworzyć oczu, nawet kiedy usłyszała, że mężczyzna robi krok, nasłuchuje i na szczęście się oddala. Bała się, że zaraz zobaczy nad sobą jego twarz, nie miała odwagi w ogóle się ruszyć.
Asne nie wiedziała, jak długo stała, zanim odważyła się rozejrzeć wokół. Dzięki Bogu odrażającego mężczyzny nie było nigdzie widać. Nie mogła tu zostać, wiedziała, że mężczyzna za chwilę pewnie zawróci. Będzie wtedy szedł z innego kierunku i od razu zauważy postać ubraną w białą nocną koszulę...
Asne odwróciła wzrok w stronę chaty. Za nic w życiu nie odważyłaby się tam wrócić, ale dokąd miała uciekać? Po chwili jednak już wiedziała: pójdzie do Svartdal. Do Kri-stiana... Nie, to za daleko! Była zziajana, istniała tylko jedna możliwość, musi wziąć ze stajni Frigg i pojechać na niej... Nieświadomie zaczęła gryźć palec. Nie dam rady, pomyślała bezradnie, wcześniej prawie nie jeździła konno. Latem co prawda kilka razy dosiadała konia, ale nie czuła się na nim pewnie, nie była dobrym jeźdźcem. Poza tym nigdy dotąd sama nie siodłała konia. Zawsze Johannes zakładał Frigg wędziło i siodło.
Nagle Asne zdała sobie sprawę, że przecież Sleishe i jego dwaj kompani przyjechali do Andorsrud na koniach... Nawet stąd widziała stojące przed domem zwierzęta. Może uda się jej podejść tam cicho, wsiąść na któregoś z osiodłanych koni i uciec?
39
Asne nie zastanawiała się dłużej. Bała się, że jeśli zacznie o tym myśleć, pojawią się różne wątpliwości. Wstrzymując oddech, pochyliła się i zaczęła niemal pełzać w stronę kom. Dwa z nich były gniade, ale dość jasne, wybrała tego najciemniejszego, z gładką sierścią. Łatwiej wtopi się w mrok.
Drżącymi rękami odwiązała supeł, zebrała lejce i odciągnęła wybranego przez siebie konia od pozostałych. Kiedy wsunęła stopę w strzemię i spróbowała usiąść w siodle, poczuła przeszywający ból. Tak intensywny, że nie miała siły podciągnąć się do góry. Koń musiał wyczuć jej niepewność, bo zaczął się kręcić w kółko. Po omacku starała się podążać za nim. Żeby tylko nie zaczął rżeć! Mężczyźni w domku z pewnością by go usłyszeli, jej prześladowca na pewno też...
Asne brakowało obycia z końmi, ale zrozumiała, że musi być stanowcza. Pociągnęła za cugle, żeby koń zrozumiał, że teraz ona jest jego panem. Ku jej zdziwieniu zwierzę przestało się kręcić w kółko i po chwili stało już spokojnie. Bała się wsunąć lodowatą, siną z zimna stopę w strzemię, ale udało jej się zdławić krzyk, kiedy poczuła pod stopą zimną stal.
Dziewczyna miała ochotę uderzyć piętami w bok konia. Chciała, żeby ruszył galopem. Chciała uciec. Uciec jak najdalej stąd. Wzięła się w garść. Przede wszystkim musiała zadbać, żeby nikt nie usłyszał głuchego stukotu końskich kopyt uderzających o śnieg, i starać się utrzymać równowagę.
Jeszcze za wcześnie, żeby mogła się cieszyć, bo droga do Svartdal była daleka. Niemal nie do pokonania, pomyślała, upadając na duchu, a już szczególnie w tym ostrym wietrze. W dodatku być może jeszcze ścigał ją jej prześladowca. To tylko kwestia czasu, zanim odkryją, że ukradła im konia. Poza tym nie powinna się cieszyć, bo przecież nie miała pojęcia, co działo się z jej ukochaną rodziną. Zosta-
40
wiła matkę w szponach Sleishego i Torę zdaną na łaskę obcego mężczyzny... Wzdrygnęła się, kiedy stanęli jej przed oczami. Może postąpiła egoistycznie i zuchwale, decydując się na ucieczkę, ale co miała zrobić? Nie była w stanie pomóc rodzinie w nieszczęściu... Zawładnęły nią ponure myśli. Miała nadzieję, że złośliwy Sleishe nie będzie się mścił na jej matce za to, że ona stchórzyła.
Asne wyprostowała się na koniu. Miała tę przewagę, że znała drogę do Svartdal, w przeciwieństwie do Sleishego i jego kompanów. Chcąc się pocieszyć, powtarzała rytmicznie: „Jestem jedynym ratunkiem dla Tory, dla Johannesa i dla matki..."
Emma wzdrygnęła się, kiedy dotknęła stopami zimnej drewnianej podłogi. Rozespana i senna zarzuciła sweter na ramiona i wyszła po cichu do kuchni. Do jej obowiązków należało rozpalić w kominku, żeby w pokoju było ciepło, kiedy obudzą się pozostali domownicy. Jednocześnie powiesiła nad ogniem czajnik, żeby po wstaniu wszyscy mogli się napić kawy.
Emma ziewnęła i wyjrzała przez okno. Panowały jeszcze ciemności, jak zwykle o piątej nad ranem w okolicy Bożego Narodzenia. Za kilka godzin zacznie się rozjaśniać, wiedziała jednak, że dopiero kiedy słońce wyjdzie na dobre, śnieg straci swój niebieskawy odcień.
Kiedy wieczorem kładła się spać, padał śnieg - czy dużo go napadało...? Zaciekawiona zaczęła chuchać na szybę i wycierać ją ręką. Wzrok zaczynał ją już zawodzić, czuła to szczególnie, kiedy musiała nawlec igłę. Zadowolona stwierdziła, że ziemię pokrywa solidna warstwa białego śniegu. Najgorzej, pomyślała, kiedy niewinny biały puch skrywa
41
śliski, niebezpieczny lód. Kristian co prawda dbał, żeby posypywać dziedziniec żwirem i wiórkami, ale mimo to ostatnimi laty kilkakrotnie zdarzyło się jej upaść. Kiedy była młoda, nie miało to większego znaczenia, ale teraz dźwigała się z coraz większym trudem. Poza tym łamał ją reumatyzm, a kości stawały się coraz bardziej kruche.
Zdziwiona usłyszała nagle tętent końskich kopyt. Czyżby któryś z koni zerwał się z pęt i teraz galopował po dziedzińcu? Pewnie tak, pomyślała uspokojona, bo przecież nikt nie przyjeżdżał w odwiedziny o tak wczesnej porze. Tym bardziej się przestraszyła, kiedy przed kuchennym oknem nagle stanął koń. Na dodatek na jego grzbiecie siedział, a raczej na wpół leżał, jeździec... Emma zamrugała, żeby lepiej widzieć. Na Boga, toż to była chyba najstarsza córka Miny, Asne! Co ta biedna dziewczyna tu robi? I to ubrana tylko w lichą nocną koszulinę?
- Kristian!
Kristian! - zawołała Emma przeraźliwie. -
Chodź
tu szybko!
Emma wiedziała, że powinna pomóc dziewczynie zejść z konia, żeby oszczędzić jej wstydu, gdyby Kristian musiał ją zdjąć, ale nie czuła się na siłach. Dziewczyna zwisała z konia niemal bez życia. Emma uznała, że mogła nawet być nieprzytomna. Dorzuciła kilka szczap do kominka. Ogień musi buchać, żeby zrobiło się ciepło!
Usłyszała hałas w korytarzu i po chwili ukazał się Kristian. Tarł oczy, włosy sterczały mu na wszystkie strony.
Co się dzieje? - spytał zaspany. Emma podniecona wskazała na okno.
Asne... Przyjechała tu na koniu! Nagle Kristian oprzytomniał.
Sama? W środku nocy?
Tak, musisz ją tu wnieść. Ona nie jest... ubrana...
42
- Obudź
Kristoffera... i Kristera. Poproś, żeby zajęli się
koniem!
- krzyknął. Szybko niczym fryga wciągnął buty
i
zniknął.
Biedna dziewczyna, pomyślał Kristian współczująco. Była tak zmarznięta, że aż sina. Leżała pochylona na grzbiecie, z twarzą zwróconą na bok. Kristian przeraził się, kiedy zobaczył jej trupio bladą twarz, sine usta i tępy wzrok. Mrugała oczami, ale lada chwila mogła stracić przytomność.
Musisz... musisz nam pomóc - powiedziała dziewczyna cicho, kiedy go zobaczyła. - Mama... Sleishe... groził jej.
Jesteś już bezpieczna, Asne - tłumaczył jej spokojnie Kristian, chociaż serce waliło mu w piersi. Nie wiedział, co się stało, ale najwyraźniej ten przeklęty Sleishe pojechał do An-dorsrud i groził Minie. Jego Minie... Ten człowiek na pewno nie miał dobrych zamiarów, szczególnie że przyjechał tam nocą. Kristian miał ochotę pobiec do stajni, osiodłać Bułanka i pognać galopem do domku Miny. Niech synowie zajmą się Asne... Nie, nie może działać tak bezmyślnie. Musi wnieść ją do domu, potem Emma, Lovise i Sorine się o nią zatroszczą.
Asne nawet nie jęknęła, kiedy Kristian ostrożnie wyjął jej stopy ze strzemion. Źle to wróży, pomyślał, najwyraźniej ma poważnie odmrożone nogi. Skóra na stopach była twarda, zauważył przerażony. Od pewnej śmierci uratowało ją tylko ciepło końskiego ciała.
Kristoffer wyszedł z domu ledwie przytomny, kiedy Kristian ostrożnie zdejmował Asne z konia. Trzymał ją pod ręce, uważając, żeby nogi dziewczyny nie sięgnęły ziemi. Asne nie miała już siły, zwisała mu z rąk bezwładnie.
- Odprowadź
konia do stajni i wytrzyj go suchą słomą,
daj
mu owsa i marchew. I oczywiście napój go - zarządził
43
Kristian władczo. Nie bał się o konia. Te silne zwierzęta dobrze znosiły mróz, potrzebowały jednak dobrej zagrody. Nigdy wcześniej nie widział tego konia, pozostawało więc zagadką, dlaczego Asne na nim jechała. W trzech krokach pokonał schody, Emma na szczęście oprzytomniała już na tyle, że otworzyła mu drzwi.
- Połóż
ją do mojego łóżka - poprosiła Emma. - Jest
jeszcze
ciepłe.
Kristian postąpił zgodnie z jej życzeniem. Delikatnie, bardzo delikatnie położył Asne na szerokiej ławie Emmy, stojącej w maleńkiej izbie tuż obok kuchni. Zostawili otwarte drzwi, żeby ciepło z kominka docierało do izby i żeby mogli lepiej widzieć maleńką postać.
Nie mogę tu zostać, Emma. Mina mnie potrzebuje! Asne powiedziała, że Sleishe jest w Andorsrud i grozi mojej przyszłej żonie - wyrzucił z siebie Kristian, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. Zdenerwowany drapał się po głowie.
Sleishe? - spytała Emma zdziwiona.
Ten, który zmusił poprzedniego męża Miny do zrzeczenia się gospodarstwa Wulfsberg. Podejrzewam, że Mina nie opowiedziała mi o wszystkim, co wtedy się wydarzyło... - powiedział Kristian i zamyślił się na chwilę, szybko jednak oprzytomniał. - Dlatego muszę śpieszyć Minie na ratunek!
Oczywiście, oczywiście - uspokajała Emma. - Powściągnij jednak swoją niecierpliwość jeszcze chwilę, a ja podam małej coś do picia. Możliwe, że będzie w stanie powiedzieć ci coś więcej. Nie jest wcale pewne, że ten przebiegły lis pojechał tam sam.
Słowa Emmy trafiły Kristianowi do przekonania. Mądra stara kobieta miała rację. Nie powinien jechać, nie upewniwszy się, ilu mężczyznom przyjdzie mu być może stawić
44
czoło. Nie obawiał się o własne życie, ale ogarniał go strach na myśl o tym, co w ostatnich godzinach mogło się rozegrać w Andorsrud.
Otworzyły się drzwi i po chwili Kristoffer, Krister i Serine stali, oczekując, w kuchni. Z ich twarzy biła ciekawość, ale nikt nie spytał, co zaszło.
Emma zbliżyła głowę do Asne i przemawiała do niej troskliwie:
- Dam
ci coś gorącego do picia, postaraj się przełknąć.
Jesteś
przemarznięta, musisz wypić coś wzmacniającego.
Kawę
ze śmietanką i z cukrem.
Asne przytaknęła ledwie zauważalnie i z wdzięcznością wypiła kilka łyków gorącej kawy.
Dziękuję - powiedziała, zacinając się, i wyczerpana opadła na materac.
Posłuchaj starej kobiety - zaczęła Emma łagodnie. - Wiem, że najchętniej byś teraz zasnęła, ale musisz powiedzieć nam, co się stało z twoją matką, siostrą i z twoim wujem.
Już na same te słowa Asne zaczęła drżeć. Cichym, słabym głosem zaczęła mówić:
- Sleishe
przyjechał z dwoma mężczyznami. Z dwoma
potworami.
Mnie udało się uciec, ale ich trzyma pewnie
nadal
w szachu.
Więcej nie była w stanie powiedzieć, pochyliła się do przodu i wybuchła płaczem.
Emma pocieszała ją i gładziła po włosach.
- Domyślasz się, dlaczego przyjechali?
Pytanie sprawiło, że Asne poczuła się niepewnie. Patrzyła ponuro przed siebie rozbieganym wzrokiem.
- Mama
chyba coś mu ukradła. Odniosłam wrażenie,
że
chciał ją za coś ukarać.
45
- Dlatego,
że zrzuciła go ze schodóww Wulfsberg? - prze
rwał
jej Kristian.
Asne spojrzała na niego.
Skąd o tym wiesz...? Nie - pokręciła głową przecząco. - Mama i Sleishe rozmawiali o jakichś papierach wartościowych - powiedziała słabnącym głosem. Nie miała siły dokończyć. Widać było, że trudno jej oddychać.
Mężczyźni mieli ze sobą broń? Noże?
Nie mam pojęcia - wymamrotała Asne bezradnie.
Dobrze, wiem już dość - powiedział Kristian, pobladłszy na twarzy. - To mi wystarczy. Krister! Kristoffer! Zaprzęgnijcie Bułanka do sań, a ja pojadę przodem na Srebrnym Księciu.
Kristian! - wykrzyknęła Emma nagle.
Kristian udał, że jej nie słyszy. Niewzruszony wydawał synom dalsze polecenia.
- Ukryjcie
Bułanka na łące przed Andorsrud. Ostatni
kawałek
idźcie piechotą. Spotkamy się przed chatą.
Sorine zaczęła płakać z przerażenia, w oczach Kristo-ffera pojawiła się panika. Chciał zostać w domu i chronić swoją żonę, ale jego obowiązkiem było towarzyszyć ojcu.
- Możesz
nam ufać, ojcze - zapewnił zdecydowanym
głosem.
Synowie szybko ciepło się ubrali i pośpieszyli do stajni. Kristian wrócił jeszcze do swojej sypialni, a kiedy znów wszedł do kuchni, Emma chwyciła go za ramię.
- Kristian, opanuj się! Nie chcę, żebyś tym razem...
Ostrzeżenie zawisło w próżni, zostało jednak wypowiedziane na tyle ostrym tonem, że Kristian spuścił wzrok i ledwie zauważalnie skinął głową.
5
Srebrny Książę przedzierał się przez śnieg. Biały puch na pokrytej lodem ziemi nie zdawał się sprawiać szczególnej trudności silnemu, zwinnemu ogierowi. Koń był dobrze podkuty, bo Kristian niedawno sprawił nowe podkowy wszystkim koniom w Svartdal. Śliskie podłoże wymagało żelaznych podków z porządnymi hakami.
Kristoffer i Krister szybko zaprzęgli Bułanka do sań. Koń jak zwykle tryskał chęcią do pracy i dobrym humorem, tak więc chociaż Kristian wyjechał wcześniej, synowie jechali teraz tuż za nim. Jazda po lodzie szła szybko, spod końskich kopyt leciały iskry.
Tajemnicza poświata złociła krajobraz, ale Kristoffer miał świadomość, że nie jest to przyjemna przejażdżka w świetle księżyca. Nie wiedział, jaki dramat rozegrał się w Andorsrud, ale nie chciał też zbytnio dać się ponieść swojej wyobraźni. Na widok wściekłej twarzy Kristiana Sleishe prawdopodobnie się uspokoi. Z ojcem nie ma żartów, szczególnie kiedy jest zagniewany. Biada temu, kto będzie na tyle nierozsądny, żeby próbować mu się przeciwstawić.
Bułanek parł do przodu, napiął mięśnie i ruszył pod strome zbocze. Na szczycie wzgórza wytracił nieco szybkość, ale po chwili już znów raźno schodził ze zbocza.
47
W oddali można było dojrzeć pojedyncze małe światełko. To pewnie Andorsrud, pomyślał Kristoffer, bo w promieniu wielu kilometrów nie mieli sąsiadów. Ściągnął cugle, kiedy spostrzegł, że dotarłszy do skraju lasu, Kri-stian zszedł ze Srebrnego Księcia. Bez słowa obaj synowie wyskoczyli z sań. Kristoffer przywiązał Bułanka do pnia świerku obok Srebrnego Księcia i poklepał go czule po boku.
Kristian krążył niecierpliwie wokół, podczas gdy jego synowie się przygotowywali.
- No,
chłopcy, musimy teraz po cichu podkraść się do
chaty.
Im później nas odkryją, tym lepiej.
- Co
mamy robić? - spytał Krister bezradnie.
Kristian
uśmiechnął się niepewnie.
- Gdybym
to wiedział, synu. Nie mam żadnego planu.
Ale
na pewno powinniśmy spróbować ocenić sytuację, za
nim
przystąpimy do ataku.
Kristoffer zrobił znak krzyża na piersi. Jeszcze jako chłopak był kilka razy świadkiem złości ojca, teraz jednak w jego oczach dostrzegł wściekłość. Spojrzenie ojca zwykle skupiało się w jednym punkcie, teraz jego oczy były rozbiegane. Czuło się, że walczy, żeby się opanować. Wargi miał zaciśnięte, nagle obnażył zęby, a na jego ustach pojawił się grymas, który miał być uspokajającym uśmiechem. Nie bardzo mu to wyszło.
Kristoffer zrozumiał, że ojciec toczy wewnętrzny bój między bezsilnością a złością, jednocześnie wyczuwał też strach. Biedny ojciec, pomyślał. Kiedy we trójkę skradali się przez łąkę prowadzącą do chaty, widać było wyraźnie, że boi się stracić swoją drugą żonę...
48
Proszę, Sleishe - błagała Mina, składając nerwowo ręce - nie rób krzywdy Johannesowi! On nie ma nic wspólnego z tym, co się rozegrało między nami...
Pomógł ci uciec! - przerwał jej Sleishe cierpko.
Oczywiście - potwierdziła Mina, próbując zachować spokój. - Posłałam po niego. Uczynił to, co zrobiłby każdy brat Pomógł swojej siostrze!
- Więc
jest w to wplątany - parsknął wściekle Sleishe.
Mina
zrozumiała, że nie uda jej się przemówić mu do
rozsądku. Sleishe pojmował tę sytuację po swojemu. Miała ochotę rzucić mu w twarz parę ostrych, pełnych nienawiści i obraźliwych słów, ale nie zdobyła się na odwagę. Po części dlatego, że wiedziała, do czego jest zdolny, a po części zaś, bo widziała jego nóż na szyi brata.
Cierpiała, widząc bladą, przerażoną twarz Johannesa Jego oczy błagały o litość, chociaż Sleishe nie mógł tego widzieć. Że też musiał tak cierpieć, i to Johannes, który w życiu muchy nie skrzywdził. Łagodny, troskliwy, zawsze chętny, by zaopiekować się Torą i Asne i zadbać, żeby niczego im nie brakowało. Nie żądał wiele, cieszył się każdym dniem spędzonym z Frigg, z Miną i jej rodziną. Przekleństwa i złość były jej bratu obce, pomyślała Mina, czując wyrzuty sumienia. To ona sprowadziła na nich to nieszczęście... Johannes nie zawahał się ani chwili, kiedy posłała po niego tej nieszczęsnej nocy. Natychmiast pośpieszył z pomocą, o nic nie pytając, nie próbując dociekać jej tajemnic...
Leżąc na łóżku, Mina miała wrażenie, że papiery palą ją w plecy, wetknęła je bowiem między siennik a deski łóżka. Przywiązała je sznurkiem, chcąc mieć pewność, że nie wypadną. Poza tym pilnowała, żeby zawsze sama zmieniała pościel i myła podłogę pod łóżkiem. Nie dlatego, że chciała ukryć majątek przed córkami, tylko uznała, że im mniej
49
będą wiedziały, tym lepiej. Przynajmniej na razie, pomyślała. Do czasu, kiedy nabierze większego dystansu do samobójstwa męża i upewni się, że Sleishe przestanie ją nachodzić.
Istniało ryzyko, że Sleishe przewróci do góry nogami całą chatę, jeśli dobrowolnie nie powie mu, gdzie są papiery. Chętnie by mu je oddała, miała jednak nadzieję, że sytuacja się odwróci.
- Powiedz,
gdzie są papiery - syczał Sleishe purpurowy
na
twarzy. - Jeśli tego nie zrobisz, poderżnę gardło temu
durniowi!
Jednym ruchem przechylił głowę Johannesa jeszcze bardziej do tyłu. Mina zauważyła, że tętnica na szyi brata pulsuje, i głośno westchnęła. Przerażona patrzyła, jak jej wróg naciął lekko skórę nad jabłkiem Adama. Na szyi brata pokazała się strużka krwi.
W tej samej chwili w drzwiach stanął drugi łotr.
Szukałem i szukałem - zaczął zdyszany - ale dziewczyna zniknęła! Jakby zapadła się pod ziemię.
Niech to diabli! - ryknął Sleishe wściekły i trzonkiem noża uderzył Johannesa w głowę. - Do diabła!
Johannes skulił się z bólu. W jego oczach pojawiła się mieszanina strachu i ulgi. Mimowolnie dotknął ręką grdyki, żeby zatamować krew. Na szczęście rana nie była groźna.
Nagle Sleishe zmrużył oczy i posłał Minie pogardliwe spojrzenie.
- Wiem,
jak rozwiązać ci język - mruczał niczym za
dowolony
z siebie kocur. Zrobił przerwę, żeby jego słowa
lepiej
do niej dotarły.
Mina drżała, mimo że była owinięta w ciepłą kołdrę. No, pomyślała spanikowana, teraz zada mi ostateczny cios.
Mężczyzna roześmiał się gburowato. Dał znak łotrowi, który stał obok niego.
50
- Dawaj tu dziewczynę! Wyciągnij ją z izby...
Dwaj mężczyźni chwycili Torę za włosy i wciągnęli ją do pokoju. Tora pociągała nosem i płakała, ale nie mogła liczyć na litość. Sleishe stanął nad nią i ostrożnie włożył nóż pod jej nocną koszulę na wysokości piersi, a potem powoli, bardzo powoli odcinał guzik po guziku. Okrągłe niebieskie guziki toczyły się po podłodze. Pełne białe piersi dziewczyny zostały obnażone.
Tora ze strachu szczękała zębami. Łzy płynęły po jej zaróżowionej twarzy, kiedy patrzyła na matkę.
Zaczekaj - poprosiła Mina, wstając z łóżka. - Zostaw moją córkę w spokoju. Powiem ci, gdzie są papiery...
Już za późno - uśmiechał się Sleishe lodowato. - Powinnaś była zrobić to wcześniej. Teraz twoja córka podoka-zuje sobie trochę na sianie z moim kompanem - powiedział, zerkając na mężczyznę, który wcześniej ścigał Asne.
Łotr uśmiechnął się, obnażając rząd brzydkich, nierównych zębów. Najwyraźniej propozycja mu odpowiadała.
Boże, Sleishe, błagam - powiedziała Mina cienkim głosem, padając przed nim na kolana. - Nie pozwól, żeby moja córka cierpiała za moje winy. Proszę... Błagam cię...
Potem pokażesz mi papiery - zaśmiał się Sleishe dziko. - Wtedy ocenię, czy oszczędzę dziewczynie dalszych igraszek na sianie. Mam ze sobą dwóch kompanów, jak pewnie zauważyłaś...
Zdesperowana Mina poczołgała się do łóżka, podniosła siennik i zaczęła odwiązywać przytwierdzone do łóżka papiery. Ale było już za późno. Przeraźliwe krzyki Tory raniły jej uszy. Zrozpaczona, łkając, osunęła się na podłogę, kiedy bestie ciągnęły Torę do izby.
51
W Svartdal Emma otulała Asne delikatnie w podgrzane wełniane koce. Bardzo uważała, żeby nie urazić kocem odmrożonej skóry i stóp.
Następnie dolała jeszcze kawy do filiżanki dziewczyny, dodała trochę śmietanki i łyżeczkę cukru i wszystko zamieszała. Cukier sprawi, że napój stanie się słodki i pełny w smaku, a śmietanka go nieco schłodzi.
- Spróbuj
wypić jak najwięcej - powiedziała łagodnie,
podając
dziewczynie filiżankę. - Jesteś bardzo zmarznięta,
twoje
ciało potrzebuje czegoś gorącego.
Asne wzięła filiżankę z wdzięcznością.
- Przyjemnie
trzymać ją w ręku - powiedziała, uśmie
chając
się nieśmiało. - Mimo że czuję kłucie w palcach.
Emma przytaknęła ze zrozumieniem.
- Zaraz
się trochę rozgrzejesz, ale to może boleć - uprze
dziła
ją szczerze. - Rano ból będzie jeszcze większy, ale to
znaczy,
że nerwy i ścięgna nie zostały uszkodzone.
Sorine chodziła niespokojnie od łóżka do okna.
Boże, tak bym chciała, żeby Kristoffer już wrócił. I oczywiście Kristian i Krister też - pośpieszyła dodać. Na jej gładkim czole pojawiła się zmarszczka.
Do Andorsrud jest kawałek drogi - tłumaczyła jej Emma spokojnie. - Rozmowa z Gustavem też może trochę potrwać - ciągnęła dalej. Czuła na plecach zimny pot, sięgnęła ręką do pleców i chwyciła bluzkę, która przykleiła się jej do skóry.
Tyle lat minęło, pomyślała melancholijnie, od tej nocy, kiedy to Kristian swoją brutalnością odmienił los wszystkich tu, w Svartdał. Wtedy, podobnie jak teraz, chciał chronić swoją ukochaną, ale źle się to skończyło... Dlatego Emma pochyliła głowę i odmówiła cichą modlitwę. Prosiła Boga Wszechmogącego, żeby nie dopuścił do tego,
52
by jej pan tym razem postąpił równie pochopnie jak wówczas.
Z tych ponurych myśli wyrwała ją Serine. Podeszła do łóżka i zwróciła się do Asne:
- Masz
pojęcie, czego ten mężczyzna u was szukał?
Dlaczego
okazywał twojej matce taką złość?
Trudno było orzec, czy dziewczyna się zaczerwieniła, bo już wcześniej była czerwona na twarzy. Bezradnie zwilżyła językiem usta.
Nie powinnam zdradzać mamy - powiedziała z wahaniem, ale po chwili ciągnęła dalej: - Sleishe wypędził nas z naszego domu, z Wulfsberg. Tak, właśnie tej nocy, kiedy nas znalazłaś - dodała, patrząc na Emmę. - Tata właśnie się zastrzelił... - powiedziała i wybuchła płaczem. Wspomnienie było zbyt bolesne. Nieporadnie odgarnęła mokre włosy, które przyklejały się jej do policzków i ust, i mówiła dalej: - Nagle zapanował chaos... A kiedy Sleishe wbiegł po schodach, żeby zobaczyć, co robi mama, ona wybiegła i... kopniakiem zrzuciła go ze schodów...
Nie rozumiem - mamrotała pod nosem Sorine - jaką rolę odegrał w tym wszystkim Sleishe?
Twierdził, że ojciec sfałszował akt własności statków, które należały do nich obu. Dał tacie wybór: albo sam zgłosi się do lensmana, albo odda mu Wulfsberg. Ojciec wybrał to ostatnie - westchnęła Asne, pociągając smutno nosem. - A potem się zastrzelił. Nie do końca rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi - powiedziała cicho - ale kiedy Gustav chciał sprawdzić, co robi mama, wtedy... wtedy ona go zaatakowała
I dobrze mu tak - powiedziała Sorine wzburzona. - To diabeł wcielony - dodała zła. - Że też się nie podda! Nie wstyd mu jechać do Andorsrud i szukać zen,sty na kobiecie, która na dodatek wcześniej go upokorzyła?
53
- Chyba
nie w tym rzecz - zaczęła tłumaczyć zażeno
wana
Asne. - Myślę, źe zrozumiał, że mama ukryła gdzieś
papiery,
które jego zdaniem należały się jemu. Od czasu
przybycia
do Andorsrud mama jakoś dziwnie się zachowu
je.
Nie zmieniła się, ale jednak jest jakaś inna... Podejrze
wam,
że jeden z papierów już wykupiła... I niech Bóg ma ją
w
swojej opiece, jeśli Gustav się o tym dowie!
Trzy kobiety spojrzały na siebie zgnębione.
Kristian zamierzał poczekać kilka minut, zanim wejdzie do domu, ale dochodzący z wewnątrz histeryczny krzyk obudził w nim instynkt opiekuńczy.
- Teraz
- szepnął do synów i ruszył w górę po scho
dach.
Przyglądał się chwilę swoim chłopcom, żeby się
upewnić,
czy rozumieją powagę sytuacji. Rozumieli. Wtedy
otworzył
kopniakiem drzwi, które z głośnym hukiem ude
rzyły
o ścianę.
Początkowo niewiele widział w słabym świetle, ale wkrótce spostrzegł Minę, siedzącą na podłodze i zanoszącą się płaczem. Johannes spojrzał na niego przerażony, nagle w jego niebieskich oczach rozbłysła radość.
- Tora
- łkała Mina, wskazując ręką w stronę
izby.
- Tora... - powiedziała i powoli opuściła rękę, jęcząc.
Kristoffer i Krister nie potrzebowali dalszych wyjaśnień, wbiegli do izby, którą wskazała Mina. Johannes wstał szybko i pobiegł za nimi.
Zrozpaczona Mina wbiła się w najdalszy kąt pokoju. Zasłoniła twarz dłońmi, rozczapierzając palce tak, że widziała, jak Kristian staje naprzeciwko Sleishego. Mężczyzna trzymał w ręku latarnię, teraz szybko odstawił ją na ławę. Jednak nawet w tym słabym świetle widać było krople potu,
54
które pojawiły mu się na czole, jego uśmiech stał się niepewny. Ostrym nożem zaczął wymachiwać Kristianowi przed nosem.
- Spróbuj
mnie tknąć, a dźgnę cię nożem - odezwał się
buńczucznie.
Dłuższą chwilę Kristian patrzył na niego obojętnie. Milczał i był tak spokojny, że Sleishe niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę. Znów zaczął mu grozić.
- Walcz jak mężczyzna, ty podły diable!
Mina wydała okrzyk przerażenia, kiedy Kristian w mgnieniu oka wyciągnął nóż z pochwy. Zakryła oczy dłońmi, kolana jej drżały, zerkała przestraszona. Chciała widzieć, co się dzieje, ale bała się.
Kristian zaatakował tak szybko, że Sleishe nie zdążył nawet zareagować. Szybkim, precyzyjnym ruchem odciął palec, którym Sleishe trzymał trzonek noża. Krew buchnęła z rany, czerwona, lepka strużka płynęła po dłoni wroga. Wydawało się, że Sleishe w pierwszej chwili nawet nie poczuł bólu, kiedy jednak jego chwyt stracił swoją moc i nóż upadł na podłogę, zmrużył oczy w niekontrolowanym odruchu, a na jego twarzy pokazał się grymas bólu.
Kristian nie miał litości. Chwycił ręką długie do ramion włosy napastnika i odchylił jego głowę. Kiedy wbił kolano w jego nos, rozległ się trzask kości. Mocnym ruchem Kristian odrzucił przeciwnika do tyłu. Sleishe runął ogłuszony. Cały czas chronił nos przed nowymi ciosami, ale na to było już za późno. Krew z odciętego kciuka i złamanego nosa leciała strumieniem, barwiąc mu koszulę na czerwono.
- Każ
swoim kompanom opuścić dom - odezwał się
Kristian
niewzruszony - albo poobcinam im jaja, tak jak
obciąłem
ci kciuk!
Sleishe nie musiał nic nikomu nakazywać, bo w tym mo-
55
mencie weszli Johannes i Kristoffer, każdy trzymając swojego więźnia za gardło. Mężczyźni szli pochyleni, chcąc uniknąć ciosów nożem, którym grozili im Kristoffer i Johannes.
Kristian zacisnął usta, tłumiąc westchnienie ulgi. Bał się, kiedy wysyłał synów do sąsiedniej izby, nakazując im pojmać dwóch nieznanych mu zbirów, na szczęście Johannes pośpieszył im z pomocą. Było ich więc trzech na dwóch, i to rozstrzygnęło sprawę. Kristian miał tylko nadzieję, że złoczyńcy nie zdążyli skrzywdzić Tory, ale to były kobiece sprawy, którymi będzie się musiała zająć Mina. W tej kwestii nie mógł jej pomóc.
- Wynocha! - grzmiał, pokazując w złości na drzwi.
Sleishe chwiał się na nogach, ale był na tyle bezczelny, że próbował protestować. Otworzył pobrudzone krwią usta. Wyglądało na to, że chce powiedzieć coś obraźliwego, ale cierpliwość Kristiana się skończyła.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz! - ryknął wściekły.
Jednym susem doskoczył do niego i złapał go za kołnierz. Brutalnie wyprowadził go na schody, przycisnął jego tors do kolan i poczęstował kopniakiem. Sleishe upadł głową w śnieg.
- Nigdy...
Nigdy się tu więcej nie pokazuj - ostrzegł
go
Kristian wzburzony. - Nawet nie myśl o tym, żeby kie
dykolwiek
zbliżyć się do Miny, bo odtąd jest ona moją
żoną!
- wykrzyczał i trzasnął drzwiami za trójką nieproszo
nych
gości.
Nikt nie zatroszczył się o to, jak wrócą we trójkę do Ose-berg na dwóch koniach.
Kristian odwrócił się plecami, kiedy Tora i Mina padły sobie w objęcia. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Wypeł-
56
niało go poczucie szczęścia, był zadowolony, że okrutny dramat się zakończył. Wcześniej nawet się nie zastanowił, czy on i jego synowie zdołają opanować sytuację, w momencie, kiedy tu wchodził, w ogóle o tym nie myślał, teraz jednak był szczęśliwy, że nikt nie został ranny. Sleishe co prawda nieźle ucierpiał, ale o niego się nie troszczył.
Córeczko moja, moja maleńka - mówiła Mina, płacząc. Kołysała Torę w ramionach, jakby była małym dzieckiem. Mina nadal siedziała na podłodze, Tora położyła głowę na jej piersi. - Nie zdążyli... cię skrzywdzić, prawda? - dopytywała się matka zatroskana. Pocieszającym gestem ścierała łzy z policzka córki.
Nie, nie - łkała zszokowana Tora. - Ale, na Boga, niewiele brakowało...
Już dobrze, dobrze - szeptała Mina, kręcąc bezradnie głową. - Co za wstrętne, podłe bestie!
Kristian nie przywykł do takich wybuchów uczucia. Wiedział, że matka i córka muszą ze sobą porozmawiać, ale chciał skierować rozmowę na inny temat.
- Kristoffer
i Krister, dopilnujecie, żeby Tora i Johannes
dotarli
bezpiecznie do nas do domu?
Mina podniosła głowę przestraszona.
A my dwoje nie pojedziemy za nimi...?
Nie - przerwał jej Kristian spokojnie, nie będąc jednak w stanie opanować drżenia głosu. Przygwoździł ją wzrokiem i oznajmił surowo: - My dwoje, Mina, musimy najwyraźniej ze sobą porozmawiać!
Mina rozsądnie spojrzała w bok.
6
Johannes i Tora z wyraźną ulgą opuszczali Andorsrud, choćby na kilka dni. Mina troskliwie owinęła córkę w długi, gruby wełniany sweter. A kiedy Tora na chwiejnych nogach wsiadała do sań, Krister pamiętał, żeby dobrze okryć ją skórami. Szczękała zębami, ale czy to z powodu zimna, czy też na wspomnienie wstrząsających wydarzeń, których przed chwilą padła ofiarą, trudno było powiedzieć. Patrzyła z wdzięcznością na Kristera.
Za szczytami gór właśnie wstało słońce. Niebo mieniło się kolorami, od różu po fiolet i żółć. Dalej na horyzoncie widać było błękit, słabe jeszcze promienie słońca sprawiały, że śnieg się skrzył.
Kiedy sanie wjechały na dziedziniec w Svartdal, zrobiło się wielkie zamieszanie. Krister pomógł przyjezdnym wejść do wewnątrz, do ciepła, podczas gdy Kristoffer dopilnował, żeby Bułanek został nakryty derką. Kiedy wychodził ze stajni, koń spokojnie przeżuwał siano i chłeptał wodę.
- Tora! - wykrzyknęła Asne z oczami pełnymi łez. Już chciała wyskoczyć z łóżka i objąć siostrę, jednak Emma przytrzymała ją: łagodnie, ale stanowczo. Odmrożenia długo się goją, próba stanięcia na nogach mogła okazać się bolesna.
58
Tora krzyknęła z radości, zaczęła płakać i tulić się do siostry.
- Co
by się z nami stało, gdyby nie udało ci się tu do
trzeć?!
- zawołała. Śmiejąc się i płacząc, patrzyła z wdzięcz
nością
na Asne, po chwili znów ją objęła. - Tyle czasu mi
nęło,
zanim przyszedł ratunek. Szczerze mówiąc, straciłam
już
nadzieję...
Kiedy Asne ostrożnie spróbowała podciągnąć się na łóżku, na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
Nie ty jedna myślałaś, że nie ma już nadziei - westchnęła. - Jazda na koniu nocą przez las była długa. Zaczął padać śnieg, a ja nie miałam najmniejszego pojęcia, gdzie jestem. A ponieważ ukradłam Sleishemu konia... - nagle urwała i zamilkła. Nazwisko łotra budziło w niej odrazę. - Nie mogłam zdać się na konia. Nie znał drogi...
Strasznie się o ciebie bałam - przyznała Tora, która ledwie słuchała, co mówi siostra. Miała wrażenie, jakby wszystkie emocje nagle ją opuściły. - Myślałam, że zgubiłaś się w lesie. Nie wiedziałam, że wpadniesz na pomysł, żeby ukraść konia i pojechać po pomoc. Bałam się, że zamarzniesz. W tej cienkiej koszulinie...
Bóg jeden wie, jak niewiele brakowało...! - powiedziała Asne, zagryzając wargi.
W tym momencie wszedł Kristoffer. Sorine przywarła do niego i rzuciła mu się na szyję.
- Obiecaj,
że już nigdy, ale to nigdy nie dasz się wplątać
w
podobną historię.
Kristoffer wyswobodził się łagodnie z jej objęć, trzymał teraz żonę na wyciągnięcie ręki.
Miałbym nie pośpieszyć z pomocą kobiecie w potrzebie? - spytał z uśmiechem.
Ależ oczywiście - odpowiedziała Sorine markot-
59
nie - tylko wolałabym, żeby następnym razem zajął się tym lensman.
- Chciałbym
to widzieć - roześmiał się Kristoffer. - On
zajmuje
się głównie sprawami, które nie wymagają większe
go
zachodu. Kochanie - ciągnął dalej - jak myślisz, co
po
wiedziałby
ojciec, gdybym odmówił?
Sorine kiwała głową ze zrozumieniem.
- Masz
rację - przyznała, uśmiechając się nieśmia
ło.
- Kristian nie wybaczyłby ci, gdybyś go zawiódł.
Emma słyszała wokół radosne głosy. Nie chciała burzyć pogodnego nastroju, ale pytania same cisnęły się na język.
- Jak...
Jak Kristian przyjął... Jak mam to powiedzieć? -
spytała
kobieta, szukając właściwych słów. - Jak Kristian
radzi
sobie z tym dramatem?
Zapadła cisza.
Uśmiech zniknął z twarzy Kristoffera, a Emma natychmiast poczuła, jak żelazna obręcz zaciska się wokół jej serca. Czyżby Kristian zrobił to, czego tak się obawiała?
- Chyba
nigdy nie słyszałem, żeby ktoś rozbroił swoje
go
przeciwnika w tak doskonały sposób. Nie bój się, Emmo,
ojciec
nie dał się ponieść emocjom. W każdym razie nie
nadmiernie
- dodał Kristoffer po chwili namysłu. - Zadał
mu
cios, przyznaję, że szybko i brutalnie, Sleishe nie
zdążył
zareagować,
kiedy ojciec odciął mu kciuk.
Emma wychyliła się na krześle.
Co? Uciął mu palec?
Przepraszam, Torę i Asne - powiedział Kristoffer, zwracając się do dziewcząt. - Teraz ta sytuacja wydaje mi się wręcz komiczna. Wtedy widziałem to oczywiście inaczej - dodał szybko, żeby zatrzeć złe wrażenie. - Tak, ojciec uciął mu palec, żeby puścił nóż.
60
- Pan
na Svaftdal nie czuje strachu - mruczał Johannes
w
swoją długą brodę.
Emma przytaknęła. Kristian nie był bojaźliwy, dlatego często nie uświadamiał sobie, gdzie jest granica.
- I
wtedy... - zaczęła Emma i rozłożyła bezradnie ręce.
Kristoffer
opowiadał dalej, ale już staranniej dobierając
słowa.
- A
potem Kristian zmiażdżył mu nos...
Emma
przerwała mu wzburzonym okrzykiem.
- ...a na koniec zgiął go wpół i dał kopniaka w tyłek!
Emma siedziała oniemiała. Nie wiedziała, jak zareagować, kiedy jednak Tora i Asne zaczęły się śmiać, nie pozostało jej nic innego, jak śmiać się razem z nimi. Rozumiała, że głośny, perlisty śmiech dziewcząt był reakcją na ostatnie przeżycia. Długotrwały lęk i zmartwienie często znajdują ujście w śmiechu.
Dlaczego nie ma jeszcze Kristiana i Miny? - spytała Emma, kiedy wszyscy już się uspokoili.
Ojciec uznał, że muszą porozmawiać w cztery oczy... - odchrząknął Kristoffer.
Emma pokiwała głową zamyślona. Podejrzewała, że przyszła pani na Svartdal coś ukrywała, Kristian najwyraźniej też. Miała nadzieję, że Mina wyjawi mu wszystkie swoje tajemnice.
W Andorsrud Kristian przysunął krzesło do łóżka Miny. Przyglądał się jej badawczo.
- Coś
mi mówi, że Sleishe zjawił się tu nie tylko dlate
go,
że poczuł się obrażony, bo zrzuciłaś go kopniakiem
ze
schodów...
Czemu zadał sobie tyle trudu, żeby tu przyje
chać
w środku nocy?
61
Mina opadła na poduszkę, zawstydzona skubała róg kołdry.
Tej nocy, kiedy razem z dziewczętami musiałam opuścić Wulfsberg, wzięłam ze sobą trzy dokumenty. Sleishe może sobie uważać, co chce - niemal krzyczała Mina - ale te papiery należą do mnie! Miał prawo przejąć gospodarstwo, ale nie sprzęty i całe wyposażenie!
Pewnie nie - przyznał Kristian zamyślony. - Tym niemniej zabierając je ze sobą, naraziłaś się na duże niebezpieczeństwo. Ty uważałaś swoje, ale Sleishe zapewne widział to inaczej.
Mina westchnęła ciężko.
- Teraz
to rozumiem. Chyba nawet to wiedziałam,
ale
nie miałam pojęcia, że zdoła mnie tu odszukać.
Przecież
zmieniłam
nawet nazwisko...
Cierpliwość Kristiana zaczynała się wyczerpywać.
- No!
Teraz chciałbym usłyszeć prawdę. Całą prawdę!
Mina
skuliła się na dźwięk jego ostrych słów. Patrzyła
błagalnym wzrokiem na mężczyznę, którego wkrótce miała poślubić, ale jego twarz pozostawała nieprzenikniona.
No więc - zaczęła drżącym głosem - włożyłam do torby papiery wartościowe i trochę biżuterii.
To jest walka na śmierć i życie, Mina! - krzyczał Kristian. - Dlaczego, na litość boską, zachowałaś papiery, skoro Sleishe wam wszystkim zagrażał? Niewiele brakowało, a Asne by zamarzła, Tora mogła paść ofiarą łotrów, widziałem też ślad po nożu na szyi Johannesa. A jak myślisz, co Sleishe uczyniłby z tobą? Okrutnie sobie z niego zadrwiłaś. Pieniądze znaczą dla ciebie tak dużo, że byłaś gotowa poświęcić dla nich swoją rodzinę? - warknął Kristian.
Mina, obrażona, cofnęła się w głąb łóżka. Nic nie dawa-
62
ło się wyczytać ze spojrzenia, jakie mu posłała, ale na pewno nie było ono przyjazne.
- Kara
spotkałaby nas tak czy inaczej - odezwała się
ostro.
- Nie rozumiesz... Wykupiłam już jeden z papierów!
Jak
myślisz, co zrobiłby Sleishe, gdyby to odkrył?
Całe powietrze uszło z Kristiana.
- Dlaczego, Mina, dlaczego...? - powtarzał.
Mina zacisnęła wargi. Nietrudno było zauważyć, że targa nią gniew.
- A
jak inaczej byłoby nas stać na Andorsrud?
Pytanie
padło niczym trzask z bicza. Kristian, skruszo
ny,
chwycił jej dłonie i mocno ścisnął.
Przepraszam, Mina. Powinienem o tym pomyśleć.
Owszem, powinieneś - odpowiedziała szczerze. Czuła się zraniona. - Naprawdę myślisz, że byłam gotowa sprzedać córkę łotrom za te papiery? Wiesz, co czułam, kiedy zaczęli ciągnąć Torę do izby? Wiesz? - powtórzyła, płacząc.
Kristian miał wyrzuty sumienia. Chciał stanowić oparcie dla kobiety, którą kochał, a okazało się, że ją zawiódł.
- Wybacz
mi - powiedział słabym głosem. - Tak się
o
ciebie bałem. A potem się zezłościłem...
Mina pociągnęła nosem, patrzyła na niego oczami pełnymi łez. Na jej wargach pojawił się nieśmiały uśmiech pojednania.
Myślisz, że Sleishe odważy się tu wrócić?
Nie - odparł Kristian stanowczo. - Raczej wątpię. Poza tym może pora, żebyś przeniosła się do Svartdal...
Mimo że nie jesteśmy małżeństwem - zażartowała Mina. Nareszcie znów czuła radość.
Tym akurat się nie przejmuję - odpowiedział hardo Kristian. - Ludzie mogą sobie gadać, co chcą! Pewnie i tak będą - zakończył, śmiejąc się.
63
Nie mam nic przeciwko temu, żeby się przeprowadzić - roześmiała się Mina i pocałowała go czule w policzek. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że zabiorę ze sobą Torę i Asne? Są co prawda dorosłe i gotowe do zamążpójścia, ale to moje dzieci.
Oczywiście, oczywiście - mruczał Kristian pod nosem. - W Svartdal znajdzie się miejsce i dla nich. Porozmawiaj z Johannesem, spytaj, czy nie jest zainteresowany przejęciem gospodarstwa. Dobrze sobie radzi z Frigg. Nie chciałbym mu jej odbierać - powiedział Kristian, mając nadzieję, że nie wtrąca się zbytnio w sprawy Miny.
Zkonia na pewno się ucieszy- przyznała Mina. - W twoich stajniach jest dość pięknych rumaków. Ale - dodała, odgarniając niesforne loki z jego czoła - co zrobimy z koniem, którego ukradła Asne? Należy do Sleishego.
To niech tu po niego przyjedzie - uśmiechnął się Kristian ironicznie. - Nie sądzę, żeby się odważył...
Mina odwzajemniła jego uśmiech, przeciągnęła się i zrobiła gest, jakby chciała wstać. Kiedy Kristian się cofnął, podniosła siennik, postawiła go na sztorc, wyjęła papiery i położyła je na stole.
- Najlepiej
będzie, jeśli ty je weźmiesz - dodała nie
śmiało.
Kristian uniósł brwi, kiedy zobaczył, ile są warte.
- Tak
pewnie będzie najbezpieczniej - przyznał i wsu
nął
je pod kaftan.
Mina zebrała trochę osobistych rzeczy, odwróciła się na progu, obrzucając smutnym spojrzeniem nędzny pokój. Potem ruszyła rezolutnie w kierunku Kristiana, chwyciła jego dłoń i razem przygotowali Srebrnego Księcia i Frigg do podróży do Svartdal.
7
Inga budziła się jakby z długiego zimowego snu, kręciło się jej w głowie. Podświadomie czuła, że zdarzyło się coś strasznego, ale musiało minąć kilka sekund, zanim dotarła do niej bolesna rzeczywistość. Przekręciła się na łóżku i zaczerpnęła powietrza: to nie mogła być prawda! Nie pchnęła drabiny, na której stała Gudrun! Powoli jednak docierała do niej świadomość tego, co zrobiła. Poczuła tępy ból.
Tego ranka toaleta zabrała jej więcej czasu niż zwykle. Zazwyczaj szybkimi ruchami czesała włosy, zaplatała ścisły warkocz, dzisiaj jednak nie miała siły nawet podnieść rąk. Zupełnie uszła z niej energia. Musiała wziąć się w garść, żeby nie ulec pokusie i nie opaść z powrotem na łóżko, wesprzeć łokcie o kolana, schować twarz w dłoniach i się rozpłakać. Płacz podchodził jej do gardła, opanowała się, ale kosztowało ją to dużo wysiłku. Służba pewnie nie zwróciłaby uwagi na jej zaczerwienione od płaczu oczy, uznała jednak, że bezpieczniej będzie przybrać odpowiednią maskę.
Śniadanie okazało się jedną wielką udręką. Wszyscy pozostawali pod wrażeniem tragicznego zdarzenia, śmiechy przy stole umilkły. Było wręcz aż za cicho, stwierdziła Inga. Ludzie zerkali na siebie, wszyscy okazywali sobie życzliwość, podając z rąk do rąk koszyk z chlebem.
65
Inga cieszyła się, że mogła skupić swoją uwagę na Emilii. Patrzyła na córkę, ciesząc się, że ma ją koło siebie, a Emilia szczęśliwa zbierała leżące przed nią na stole okruszki. Uśmiechała się małymi, białymi ząbkami, Inga smutno odwzajemniła jej uśmiech.
- Mama jest smutna - powiedziała nagle dziewczynka.
Na policzkach Ingi pojawił się rumieniec. Dziecko czytało w niej jak w otwartej książce. Przez moment zastanawiała się, czy nie zaprzeczyć, ale zdecydowała się powiedzieć prawdę.
- Tak,
mama jest smutna - odezwała się łagodnie, gła
dząc
miękki, okrągły policzek córeczki. - Wypij swoje mlecz
ko
- dodała.
Emilia posłusznie spełniła jej prośbę i na szczęście nie zadawała już więcej pytań.
Mimo że Inga starała się siedzieć odwrócona plecami do Erlinga, czuła, jak jego niebieskie, zimne jak lód oczy palą ją w plecy. Siedziała, udając, że niczego nie czuje, ale jego nienawiść raniła ją niczym ukłucie strzały. W kuchni było zimno, ogień w kominku nie zdołał jeszcze przegnać nocnego chłodu, ale Inga pociła się, jakby miała gorączkę. Pot ściekał jej po skroni, dmuchała, żeby się ochłodzić. Mimo że niedawno się umyła, czuła, że jej pot przykro pachnie, pachnie strachem, żadne nawet najładniej pachnące mydło nic na to nie pomoże.
Sigrid co rusz pociągała nosem, wielkie łzy spływały po jej bladych policzkach. Wycierała je chusteczką. Ugryzła kęs chleba, otarła łzy i znów spróbowała ugryźć kęs. Jedzenie rosło jej w ustach, kiedy miała coś przełknąć, widać było, że cierpiała.
Inga zamknęła oczy, zacisnęła usta tak, że zamieniły się w wąską kreskę. Wyrzuty sumienia ściskały jej gardło. Czu-
66
ła się okropnie, słysząc płacz pasierbicy. Gdyby mogła coś zrobić, żeby ulżyć cierpieniu Sigrid, ale cóż miała uczynić? Zabrakło jej nawet odwagi, aby wyciągnąć rękę i poklepać ją uspokajająco po dłoni, gdyż bała się, że nie zdoła powstrzymać słów, które mogły ją zdradzić. Cóż, pomyślała ponuro, Sigrid będzie musiała sama radzić sobie ze swoim bólem. Poza tym co by to pomogło, gdyby ona, Inga, wyjawiła swój czyn. Gudrun pozostałaby martwa.
Tym razem Inga nie pomogła sprzątnąć ze stołu po skończonym śniadaniu. Nie chciała wstać od stołu i napotkać pełne pogardy spojrzenie Erlinga. Udawała więc, że jest zajęta rozwiązywaniem supełka przy śliniaku Emilki.
Kiedy mężczyźni wyszli, poczuła na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Trwało to tylko chwilę, ale wystarczająco długo, żeby Inga poczuła jej ciepło. Uśmiechnęła się gorzko do Eugenie, dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem.
Sigrid opuściła kuchnię natychmiast po posiłku, Inga patrzyła za nią tęsknie. Sigrid unikała ludzi, nikt nie śmiał się jej narzucać. Każdy radził sobie z żałobą na swój sposób, musiała pamiętać, że Sigrid straciła przecież swoją starszą siostrę. Co prawda nie zawsze panowała między nimi zgoda, ale więzy krwi były silne. Najlepiej to widać właśnie przy okazji takich wydarzeń.
Z niepokojem obserwowała Erlinga, który powoli szedł przez dziedziniec. Nie miała pojęcia, jaką pracę Gulbrand przydzielił ludziom, ale Erling miał najwyraźniej chwilę dla siebie. Czemu krążył wokół strychu?
Wyglądało na to, że szuka jakiegoś narzędzia. Inga stała nieruchomo, śledząc każdy jego ruch, nawet najmniejszy. Może Gulbrand poprosił, żeby przyniósł widły albo łopatę? Chyba jednak nie, przemknęło jej przez myśl, kiedy pochylił się nad stertą siana. Włożył w nie ręce i zaczął rozrzucać.
67
Zły przerzucił całą stertę, widziała, jak trze brodę i po chwili znów zaczyna zbierać siano do kupy.
Inga czuła, że na jej ustach pojawił się triumfujący uśmiech. Niech diabeł szuka sobie tam do woli. Ona go uprzedziła. Położyła nóż na dnie swojej skrzyni, przykryła i dokładnie zamknęła wieko.
Przerażało ją, że Erling domyślił się, że kłamała. Miała wrażenie, że czuł, że jest coś jeszcze, jakiś nóż, jakaś broń, i cieszyła się, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bliski był rozwiązania zagadki.
Denerwowała się, że nadal nie opuszczał miejsca zbrodni, chociaż wiedziała, że przecież wszystkie ślady zostały usunięte. W tym momencie poczuła, jak krew uderza jej do głowy, wzdrygnęła się przerażona. Boże! Nagle uprzytomniła sobie, że o jednej rzeczy nie pomyślała... Drżąca opadła na stojące obok krzesło. Przypomniała sobie, że kiedy Gudrun zaczęła wymachiwać nożem, nóż był w futerale. Przerażona przywoływała w pamięci, jak to miała wrażenie, że patrzą na nią przenikliwe oczy orła. Dopiero potem Gudrun wyciągnęła nóż z pochwy. Pamiętała, jak błysnęło stalowe ostrze noża. Gdzie, Boże, gdzie mógł upaść futerał? - zastanawiała się Inga zdesperowana.
Myśli kotłowały się w jej głowie. Dotąd nie zajmowała się futerałem, bo nie on stanowił dla niej śmiertelne zagrożenie. Obawiała się przede wszystkim noża z cienkim ostrzem.
Chwileczkę, chwileczkę, powtarzała sobie, chcąc odzyskać kontrolę nad swoimi nerwami. Wiedziała, że nie ma sensu rozmawiać z głosem, który w niej tkwił, ale strach spowodował, że na moment jakby opuściła swoje ciało. W głowie czuła pustkę, powoli jednak odzyskiwała zdolność myślenia. Co się stanie, jeśli ktoś znajdzie futerał? Nic,
68
uznała zadowolona, chociaż na pewno lepiej byłoby usunąć wszystko, co miało jakikolwiek związek z nożem. W przeciwnym razie po co było chować nóż...
Podświadomie podwinęła rękaw i spojrzała na rany po ciosach, które zadała jej Gudrun. Były zaczerwienione, szczególnie na brzegach, niezbyt głębokie, ale równe i ostre. A jeśli Erling powiedział lensmanowi, że Gudrun próbowała się bronić nożem? Pewnie trudno byłoby to skojarzyć z rysami na jej przedramieniu, ale jeśli ludzie zaczęliby podejrzewać, że użyto jakiejś broni, cała sprawa ukazałaby się w nowym świetle... I wtedy, pomyślała Inga coraz bardziej spanikowana, jej tłumaczenie stałoby się niewiarygodne.
Inga bacznie obserwowała Erlinga. Kiedy w końcu wyszedł z obory, szybko wstała.
- Popilnujesz małej przez chwilę? - spytała i zanim Eugenie mogła odpowiedzieć, już zdążyła włożyć buty i wybiec z kuchni.
Stanęła na progu i rozejrzała się. Na szczęście nikogo nie było widać. Gdyby ktoś spytał ją, po co przyszła, odpowiedziałaby, że do Czarnulki. Klacz wciąż jeszcze była nerwowa po wypadku, a Inga w ostatnim czasie wielokrotnie odwiedzała piękne zwierzę. Chciała odzyskać zaufanie Czarnulki.
Idąc bokiem, powoli Inga dotarła na strych, gdzie składowano siano. Zwykle kiedy ktoś tu wchodził, używał drzwi prowadzących także do stodoły, ale można było też wejść podwójnymi drzwiami z prawej strony. Szybko podeszła do starej taczki i stanęła za stertą siana. Teraz przynajmniej nie widziano jej z okna kuchni.
Był środek dnia, ale do najbardziej odległych zakamarków promienie słońca i tak nie docierały. Zdenerwowana rozglądała się wokół, starając się ogarnąć wzrokiem każdy centymetr klepiska. Dziwne, stwierdziła, słyszała odgłos
69
upadającego noża, ale nie futerału. Co prawda zrobiono go ze skóry, więc pewnie dźwięk był stłumiony. Spięta rozgarniała suche siano, ale bez rezultatu. Próbowała też wdrapać się na stertę, uważając, żeby nie spaść. Szukała ręką po omacku czegoś twardego, ale nie natrafiła na futerał.
Ze złością uderzyła pięścią w stertę siana i ciężko westchnęła. Niewiele brakowało, a byłaby się załamała i rozpłakała tu, na tej kupie siana. Jakiś wewnętrzny głos mówił jej, że to nierozsądne i że w ogóle nie powinna tam przebywać dłużej, niż to naprawdę konieczne.
W drodze do domu nagle uprzytomniła sobie, gdzie może znajdować się futerał. Zatrzymała się wstrząśnięta, szybko jednak zmusiła się do dalszego marszu. Odchrząknęła i pozornie obojętnym tonem spytała Eugenie:
- Wiesz,
co Elina, kobieta, która przyszła... umyć ciało,
zrobiła
z ubraniem Gudrun?
Eugenie uniosła brwi pytająco:
- A po co ci ono?
Nie twoja sprawa, pomyślała Inga bliska histerii, odpowiedziała jednak spokojnie.
Trzeba je albo wyprać i usunąć plamy krwi, albo wyrzucić. Martin nie prosił o nie, więc chyba je spalę. Któż chciałby nosić ubranie, w którym... umarła? - Eugenie wzdrygnęła się.
Masz rację - przytaknęła Inga. - Wszystko zostało włożone do płóciennego worka. Elina zaniosła go chyba do dawnego pokoju Gudrun. Chcesz, żebym ci go przyniosła?
Nie - Inga niemal krzyknęła spanikowana. „Weź się w garść", skarcił ją głos. - Nie, nie musisz, Eugenie - dodała pośpiesznie, delikatnie położyła dłoń na przedramieniu służącej i uśmiechnęła się łagodnie.
70
- Dobrze - odparła Eugenie zamyślona.
Inga nie mogła nie zauważyć zdziwionego, badawczego spojrzenia, jakim obdarzyła ją dziewczyna. Opanowała się, wolnym krokiem przeszła przez pokój i wyszła na korytarz. Kiedy służąca zniknęła jej z oczu, ruszyła szybko schodami na piętro.
Zdyszana nacisnęła klamkę. Z jednej strony miała nadzieję, że znajdzie ubranie, ale Bóg jeden wiedział, jak bardzo się bała, że będzie musiała je przejrzeć! Worek stał na podłodze, obok nocnego stolika. Inga zasłoniła usta dłońmi i ociągając się, idąc krok za krokiem, ruszyła w jego kierunku. Łkając, usiadła obok niego. Niewiele brakowało, a by zemdlała, ale strach podziałał na nią orzeźwiająco niczym źródlana woda. Nie miała czasu na rozterki, musiała przejrzeć ubranie, i to szybko. Szybko, zanim ktoś ją zawoła, zanim Sigrid spostrzeże, że jest w pokoju jej siostry.
Słodkawy zapach krwi uderzył ją, kiedy ostrożnie zaczęła wyjmować kostium, który Gudrun miała na sobie. Był uszyty z ciemnozielonej bawełny i krew wsiąkła w materiał. Inga zmarszczyła nos, porażona odorem, ale i tym, co zrobiła.
Włożyła rękę do jednej z kieszeni i poczuła nagłe ukłucie strachu, dostała gęsiej skórki. W kieszeni nie znalazła futerału, w drugiej też nie. Zrozpaczona sprawdziła, czy nie zatrzymał się na pasku. Wymioty podchodziły jej do gardła, przełknęła ślinę. Zakrzepła krew lepiła się jej do palców.
Wtedy, ku swojemu wielkiemu przerażeniu, Inga zrozumiała, gdzie powinna go szukać... Oczy zaszły jej czerwoną mgłą. Zamroczona upadła na nocny stolik. Uderzyła głową o jego kant, czuła, że opadła z sił. Muszę poszukać w szopie, pomyślała zmartwiona, muszę sprawdzić, czy nie ma futerału przy ciele Gudrun. Być może Elina
71
uznała, że Gudrun powinna zabrać go ze sobą do grobu? To była jej ostatnia myśl, zanim ogarnęła ją błogosławiona ciemność.
Sigrid zgniatała kartkę za kartką. Smutna wrzucała zmięte kulki papieru do kosza, zamyślona gryzła pióro, ale się nie poddawała. To był drugi list, który pisała do Andersa, jedynego żyjącego syna Elen. Wysłała mu już jeden list, kiedy umarła Elen, ale nie dostała żadnej odpowiedzi.
To oczywiście możliwe, że list nie dotarł do właściwej osoby. Wydało się jej bowiem dziwne, że Anders nie dał znać, że otrzymał smutną wiadomość o tym, że matka wydała swoje ostatnie tchnienie w Gaupås.
Sigrid wiedziała, że stosunki między Andersem a jej matką, Andrine, pozostawały bardzo napięte, ale w poprzednim liście wyjaśniła mu, że matka przegrała walkę z suchotami już jakieś dziewięć, dziesięć lat temu. Więc ich złe stosunki nie mogły tłumaczyć jego nieobecności.
Daję mu ostatnią szansę, przysięgała sobie Sigrid, nie zamierzała nalegać na jego obecność na pogrzebie osoby, której nie znał. Żal ściskał jej pierś, musiała odłożyć pióro. Oczy napełniły się łzami, kiedy zamrugała, spłynęły jej po policzku. To nie był ktoś pierwszy lepszy, kogo składano do grobu, lecz Gudrun... Moja siostra, pomyślała Sigrid ze smutkiem.
Nie poddając się, chwyciła za pióro. Nie mogła pozwolić myślom błądzić. Skupiła się na liście, dodała jeszcze kilka linijek i przeczytała całość. Łzy kapały na papier, kartka się zmoczyła, ale było jej wszystko jedno. Najważniejsze, żeby wuj się dowiedział i mógł podjąć decyzję, czy chce przyjechać, czy nie.
72
Zdecydowanym ruchem Sigrid zakleiła kopertę. Z ciężkim sercem przyglądała się białej kopercie zaadresowanej pięknym pismem. Kto by pomyślał, że pewnego dnia to jej przyjdzie zawiadamiać rodzinę o pogrzebie siostry?
Inga nie miała pojęcia, jak długo leżała nieprzytomna. Odnosiła wrażenie, że całą wieczność. Nasłuchiwała, czy nikt nie woła jej imienia. Nie, nic nie słyszała, możliwe, że była nieprzytomna zaledwie kilka minut.
Zaniepokojona przesunęła palcami po czole. Zostanie jej guz po tym, jak uderzyła głową o stolik? Czoło miała gorące, ale nie czuła żadnej opuchlizny. Jeśli Eugenie czy ktoś inny zauważy czerwony ślad, powie, że uderzyła się o drzwi szafy. Klasyczne kłamstwo, ale było jej wszystko jedno.
Zamknęła oczy i metodycznie zaczęła wkładać kostium Gudrun z powrotem do worka. Potem wycofała się do swojej sypialni i dokładnie umyła ręce w misce. Wzdrygnęła się, kiedy zobaczyła czerwoną wodę, siłą woli zdjęła haczyk z okna, otworzyła je i wylała brudną wodę na zewnątrz.
- Gdzie byłaś? - spytała Eugenie niewinnie, kiedy Inga wróciła do kuchni.
Nie twoja sprawa, pomyślała cierpko. Czuła niepokój w całym swoim ciele, z przerażeniem, ale i z radością czekała, aż zapadnie zmrok Pytanie Eugenie sprawiło, że poczuła się jak ptak zamknięty w klatce. Czuła się zagoniona w kąt, miała ochotę bić i kopać, żeby tylko się uwolnić. Uwolnić? Nielsa i Gudrun już nie było, ale własnego sumienia nie mogła zabić. Wyrzuty sumienia zawsze będą ją nękać. Inga udała, że nie usłyszała pytania, i zabrała Emilię ze sobą do pokoju.
Właściwie postanowiła już odstawić córeczkę od piersi.
73
Mała miała półtora roczku i od dawna jadła już normalne jedzenie. Inga jednak ceniła sobie chwile, kiedy dziecko leżało jej przy piersi. Sprawiało to przyjemność i dziecku, i jej.
Godziny do zmroku wlokły się nieznośnie. Indze trudno było uwierzyć, że minuta składa się z tak wielu sekund. Wcześniej, kiedy ciągle gdzieś się śpieszyła, miała wrażenie, że sekundnik gna nieubłaganie. Teraz stał niemal w miejscu. Eugenie zwykle zmywała po kolacji i wycierała ławę, po czym ruszała w drogę do Lokken. Tego wieczoru Inga zaproponowała, że zrobi to za nią. Eugenie rozpromieniła się, ucieszyła się, że będzie mogła poświęcić trochę czasu Toremu i braciom. Przeważnie chłopcy już spali, kiedy wracała, teraz będą mogli jeszcze chwilę pobyć razem.
Nogi ugięły się pod Ingą, kiedy stanęła do zmywania, potem starła ławę i wyczyściła piec. Na dziedzińcu ludzie wciąż jeszcze coś robili. Inga zajęła się czyszczeniem miedzianych naczyń, wyprasowała obrusy, jednocześnie jednak pilnie śledziła ruch na dziedzińcu. Kiedy w końcu zapanował spokój, Inga padała ze zmęczenia i napięcia.
Nie odważyła się jeszcze wyjść. Rozdrażniona chodziła od okna do okna. Zatrzymywała się. Nasłuchiwała. Miała wrażenie, że Sigrid też już poszła do łóżka. Cicho zakradła się na schody, żeby sprawdzić, czy Emilia nie płacze, ale wszędzie panowała cisza.
Inga starała się nie myśleć. Nie chciała myśleć o tym, co zaraz zobaczy. Idąc przez dziedziniec, liczyła kroki. Nuciła coś pod nosem, żeby tylko nie pozwolić powrócić myślom. Musiała to zrobić, nieważne, jak okropne to było.
Tym razem Inga upewniła się, że Erling nie czeka na nią za najbliższym rogiem, zanim ostrożnie otworzyła drzwi do szopy. Czuła, że ma ściśnięty żołądek, mimo woli wstrzymała oddech. Drżąc, zamknęła za sobą drzwi, poszukała
74
po omacku krzesiwa i zapaliła lampę. Z bólem spoglądała w dół, uniosła nieco głowę i spojrzała na stopy Gudrun. Powoli, bardzo powoli powiodła wzrokiem po ciele, zbliżając się do jej talii. Nie dam rady, nie dam rady, powtarzała w myślach przerażona, ale przesuwała wzrok coraz wyżej. Dłonie Gudrun leżały złożone na piersiach. Nie były sine i przerażające, jak wcześniej sądziła Inga.
Ośmielona rzuciła okiem na głowę Gudrun, wpatrywała się w jej grafitowoszarą twarz. Latarnia upadła na podłogę, ale nie zgasła. Inga jęknęła, zacisnęła usta, żeby nie krzyczeć, i cofnęła się. Widok zmarłej sprawił, że padła na kolana i niczym zwierzę zaczęła pełznąć w jej stronę. - Gudrun, Gudrun - jęczała zbolała. - Wybacz mi! - Zmieszana całowała sztywne, zimne dłonie pasierbicy. Jej palce bezwiednie wędrowały po wargach zmarłej, po zamkniętych powiekach i jasnych blond włosach. Inga rozumiała, że traci rozum - nic nie mogło zbudzić Gudrun do życia.
Poddała się. Opadła przy noszach i zaczęła krzyczeć w fartuch. Gryzła materiał i zawodziła histerycznie. Tracę rozum, pomyślała nagle. Nie cierpiały się z Gudrun, ale gotowa była oddać życie, gdyby tylko mogła cofnąć to, co się stało. Była skłonna oddać nawet Gaupås za życie Gudrun... Ziemskie dobra i złoto nic teraz nie znaczyły. Nagle Inga zrozumiała, że jej dusza już nigdy nie zazna spokoju. Jakie znaczenie miało to, że gospodarstwo dobrze funkcjonuje, że na stole codziennie jest jedzenie? Teraz już do końca życia będzie jedynie cieniem samej siebie. ..
Przez moment Inga nie mogła przypomnieć sobie, dlaczego się tu znalazła, nagle jednak uprzytomniła to sobie. Oszołomiona, nękana wyrzutami sumienia zaczęła szukać futerału. Nie znalazła go, ale było jej to obojętne. Gdyby go
75
znalazła, i tak nie zdołałaby się tym cieszyć, pomyślała, nawet gdyby trzymała go w ręku.
Poczuła, jak zatrzeszczały je) kości, kiedy już po raz ostatni pochyliła się nad zawziętą twarzą pasierbicy.
- Żałuję, Gudrun, wierz mi...
Ale Gudrun leżała sztywna i biała, niczym marmurowy posąg. Już nigdy nie będą się wyzywać i zawzięcie kłócić. Pełne nienawiści słowa i cierpkie uwagi, rzucane przez pasierbicę, już zamilkły. To zwycięstwo nigdy jednak nie przyniesie Indze radości.
8
W dzień pogrzebu pogoda była piękna. Mróz co prawda zwiększył się o parę stopni, jednak słońce grzało przyjemnie. Śnieg trzeszczał pod butami, a ludziom z ust leciała para.
Inga odwróciła się plecami do okna, kiedy Gulbrand i Er-ling wynosili trumnę z Gudrun z szopy. Miała łzy w oczach. Nie tyle z żalu, ile z powodu wyrzutów sumienia. Zabiła kobietę, którą teraz wnoszono w trumnie do salonu. Specjalnie pchnęła drabinę, żeby Gudrun zginęła, uderzając głową o klepisko. Co prawda nie mogła powiedzieć, że zrobiła to specjalnie, raczej z bezmyślności.
Dokładnie wytarła łzy, kiedy usłyszała odgłos lekkich kroków na schodach prowadzących na piętro. Nikt nie powinien zobaczyć, że płacze. Nikt nie uwierzyłby, że szczerze roni łzy nad Gudrun. Ich kłótnie i jawna nienawiść były powszechnie znane.
Zresztą nie płaczę nad nią, pomyślała Inga. Płaczę, bo dręczy mnie sumienie, płaczę, bo ją zabiłam. Nie chciałam pozbawiać życia mojej pasierbicy, ale ona nie dała mi wyboru. Albo ja, albo ona. A czy ja zasłużyłam na śmierć? Nie, wcale tak nie uważam. Nawet jeśli spałam z Martinem, i to nieraz, to nie jest to grzech śmiertelny. Poza tym nie mam wrażenia, że ukradłam go jej, bo ona przecież go nie kochała. Byłoby gorzej, gdyby naprawdę coś do niego czuła i uznała,
77
że została zdradzona. Martin nie opowiadał zbyt dużo o ich małżeństwie, ale, o ile rozumiem, nigdy nie zaznali szczęścia. Na pewno nie w pierwszym okresie, poprawiła się Inga. Potem ich związek stał się chyba nieco lepszy.
Inga była zmęczona. Męczyło ją, że cały czas musiała się starać zachować spokój. Była też znużona wczorajszym zamieszaniem i przygotowaniami. Razem z Eugenie pracowały znacznie dłużej niż zwykle, żeby ze wszystkim zdążyć na czas. Ludzie zjeżdżali się z bliska i z daleka. Wieczorem z sąsiednich gospodarstw przyszły dziewki z koszami pełnymi ciast, świeżo upieczonego chleba, masła i słodkich placków z glazurą na wierzchu. W podziękowaniu częstowano je posiłkiem i kawą.
Inga miała nadzieję, że znajdzie w sobie siły, żeby wziąć udział w pogrzebie. Uprała i uprasowała suknię, którą miała na sobie w dniu swojego ślubu, chciała ją włożyć, tylko bez biżuterii i ozdób. Nie miała jednak siły. Siedziała apatyczna, patrząc na strój, który wisiał na wieszaku na ścianie. Za nic w świecie nie była w stanie go włożyć. Ręce zwisały wzdłuż ciała, jakby nie chciały jej słuchać.
Z płaczem opadła na materac, skuliła się niczym dziecko, które jest nieszczęśliwe, bo nikt go nie rozumie. Stojący zegar tykał nieubłaganie, wiedziała, że ma coraz mniej czasu, ale nie dawała rady wstać.
Emilia stała w łóżeczku i wielkimi oczami patrzyła na matkę.
- Mama chora? - spytała niepewnie.
Dziecko wyczuwało jej zły nastrój, ale Inga nie chciała kłamać.
Nie - odpowiedziała. - Mama jest zmęczona.
Ładnie się ubierzemy? - spytało znów dziecko, wskazując na swój uroczysty strój, który też już wisiał naszykowany
78
- Nie
wiem - wymamrotała Inga, zresztą zgodnie z praw
dą.
- Może - dodała.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Inga wzdrygnęła się, ale nic nie wskazywało na to, aby zamierzała wstać.
Inga! - dał się słyszeć proszący głos Kristiana. - Zaraz zaczyna się uroczystość. Powinnaś chyba...
Nie chcę - szlochała Inga, natychmiast żałując swoich słów. Najchętniej w ogóle by się nikomu nie tłumaczyła.
Inga... Wiem, że śmierć Gudrun była dla ciebie strasznym wstrząsem, ale... Ludzie oczekują, że weźmiesz udział w pogrzebie. Jako wdowa po Nielsie i jej macocha...
A od kiedy to ty się tym przejmujesz, pomyślała Inga zmęczona.
- Nie
dam rady, tato. Zrozum mnie... Nie proś o coś,
co
jest niemożliwe!
Wyraźnie słyszała, że ojciec jest poirytowany jej zachowaniem. Parskał jak rozgniewany byk, ale w końcu oznajmił:
- Dobrze, Inga, ale proszę, żebyś zeszła potem na stypę.
Nie była to uprzejma prośba, raczej rozkaz. Inga odetchnęła. Nie chciała niczego obiecywać. Może okaże się, że będzie jej łatwiej, kiedy Gudrun zostanie już pochowana? Nie, pomyślała natychmiast, wzdrygając się na samą myśl. Na plecach czuła pełzający strach, zły i piekący.
Chcę wyjść - powiedziała Emilka, drżała jej warga.
Jeszcze nie - odparła Inga sennie.
Chcę wyjść - stwierdziła córeczka, tym razem już stanowczo. Zaczęła kopać w szczeble łóżeczka.
- Przestań!
- wrzasnęła Inga, wyskakując z łóżka.
Córeczka
spojrzała na nią oniemiała, skrzywiła usta
i zaczęła płakać. Wyglądała na niepocieszoną i przerażoną.
79
Inga była na skraju załamania, jednak wyjęła dziecko z łóżeczka i położyła obok siebie. Żal rozdzierał jej pierś.
- Boże, pomóż mi - prosiła, patrząc w sufit.
Żadna pomoc z góry jednak nie nadeszła. Inga usiadła na krześle, trzymając dziecko na kolanach.
- Maleńka
moja - przemawiała z matczyną czułoś
cią.
- Mama nie chciała się na ciebie zezłościć! Słodziutka
moja...
- mówiła smutna, gładząc kręcone włoski córecz
ki.
- Już dobrze, dobrze - pocieszała, kołysząc dziecko.
Inga rozumiała, że nie może pozwolić, żeby złość wzięła nad nią górę. Musi się nauczyć powściągać swoje emocje. Miała dopuścić, żeby jej wyrzuty sumienia odbijały się na córce? Nie, powiedziała sobie stanowczo, przecież to właśnie ze względu na Emilię postanowiła nic nie mówić lens-manowi. Głęboko wierzyła, że dziecku zawsze jest najlepiej z matką - o ile matka nie straci nad sobą panowania i nie zacznie bić dziecka.
- Włożysz
tę śliczną sukienkę? - spytała Inga, chcąc
odwrócić
uwagę córeczki.
Emilka przytaknęła naburmuszona, ale jej czerwone usteczka roześmiały się, kiedy Inga sięgnęła po ciemną watowaną sukienkę. Przy dekolcie miała koronki i falbanki, ale niezbyt ozdobne. Sukienka sięgała Emilii do kolan, w pasie była przewiązana szeroką aksamitną wstążką. Dół był rozkloszowany, piękne podwiązki podtrzymywały podkola-nówki. Inga zamówiła też kapelusik z wąską, prostą wstążką.
Kiedy Emilka zobaczyła się w lustrze, zaczęła się kręcić w kółko z zachwytu. Inga uśmiechnęła się gorzko. Nie chciała odbierać dziecku radości, sama była jednak aż nazbyt świadoma, że sukienka została uszyta na pogrzeb.
Po chwili Emilka stanęła i zaczęła gładzić strój Ingi.
- Ty też - powiedziała stanowczo. - Też ładnie się ubierz.
80
- Nie
- zaprotestowała Inga niepewnie. - Pójdziesz sama
z
Eugenie. Pamiętaj, że masz być grzeczna - dodała, podno
sząc
ostrzegająco palec do góry. - Dobrze?
Emilka szurała nóżką po podłodze.
- Dobrze.
Inga czuła, że musi się wytłumaczyć przed dzieckiem.
- Mama
zostanie w domu. Nie jestem chora, tylko zmę
czona.
Mama musi odpocząć.
Emilka zamrugała oczkami, niewiele z tego rozumiejąc, ale na szczęście po chwili znów rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem była to Eugenie. Dziewczyna zdziwiła się, widząc, że Inga jeszcze się nie przebrała, ale nic nie powiedziała.
Zaopiekuj się Emilką - poprosiła Inga niepewnie. - Zobaczymy się później.
Tak, dobrze... Oczywiście - wykrztusiła z siebie Eugenie dyskretnie.
Inga podejrzewała, że dziewczynie cisnęły się pewnie na język różne pytania. Pocałowała córeczkę w policzek i zamknęła za nimi drzwi. Przestraszyła się, kiedy zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Zrozumiała, że Eugenie zareagowała nie tylko na jej słowa. Przypominała zalęknione zwierzątko, włosy miała w nieładzie, skóra była blada, oczy matowe i bez życia. Jak duch, zakołatało jej w głowie.
Jeśli nie chcę zwariować, pomyślała Inga, muszę natychmiast na zawsze wymazać Gudrun z pamięci. Muszę przestać wracać do tych wszystkich okropnych słów, którymi wzajemnie się obrzucałyśmy, do pełnych nienawiści spojrzeń, muszę zapomnieć nawet o tym, że Gudrun kiedyś próbowała otruć Emilkę. Muszę przełknąć swoją gorycz i zapomnieć. Nawet morderstwo muszę wymazać z pamięci.
81
Przejmujący płacz Sigrid docierał do wszystkich zebranych w kościele ludzi. Wiele osób posłało dziewczynie współczujące spojrzenie, ubolewali, że będąc tak blisko, nie są w stanie jej pocieszyć. Wątłe ramiona dziewczyny drżały, jednak pastor Mohr czynił swoją powinność. Głębokim głosem mówił, jaka to wielka tragedia dotknęła Gaupås, gdzie w krótkim czasie dwukrotnie zawitała śmierć. Powiedział to bez złych intencji, ale wspomnienie poprzedniej śmierci jeszcze bardziej przytłoczyło Sigrid.
Kiedy pastor skończył mówić, twarz dziewczyny była cała czerwona. Oczy miała spuchnięte, a włosy na skroniach mokre od łez i potu. Gdy kilku rosłych mężczyzn uniosło trumnę, pod Sigrid ugięły się nogi.
Torstein obserwował swoją przyszłą żonę z niepokojem w oczach, dopiero teraz mógł ją wesprzeć. Kiedy Sigrid minęła go z pochyloną głową, opuścił swoje miejsce i nie przejmując się przyjętym zwyczajem, podszedł do niej. Podał jej rękę, którą ona, zapłakana, przyjęła z wdzięcznością.
Wygląda jak ptasie pisklę, pomyślał Torstein zatroskany, jak maleńki ptaszek, który nie chce się nauczyć latać. Będzie potrzebowała więcej czasu niż większość młodych dziewcząt, żeby wytyczyć sobie własną drogą i nią podążyć. Wiedział, że Gudrun sprawowała silną pieczę nad swoją młodszą siostrą, co zapewne nie pozwoliło Sigrid rozwinąć skrzydeł.
Ale rozumiał też jej żałobę. Więzy krwi były silne, niemal nierozerwalne.
Sigrid czuła, że tęsknota rozrywa jej pierś. Ostatni tydzień spędziła jak we mgle, nawet nie miała odwagi dobrze się zastanowić, co czuje. Dopiero kiedy stała nad grobem, dotarło do niej, że Gudrun nie żyje. Umarła. Na zawsze. Siostra już nigdy nie wróci.
82
Uświadomiła sobie to teraz boleśnie, desperacko uczepiła się ręki Torsteina. Gdyby w tym momencie nie było przy niej kogoś, na kim mogłaby się wesprzeć, pomyślała niemal oszalała z bólu, prawdopodobnie skoczyłaby do czarnej dziury w ziemi i przylgnęła do trumny Gudrun. I nigdy już by jej nie puściła...
Psalm na początku brzmiał słabo, ale kiedy po chwili włączył się pastor ze swoim silnym głosem, zachęciło to innych i wkrótce rozbrzmiała głośno piękna, aczkolwiek smutna pieśń.
Głos Sigrid był cichy, sama to słyszała, jednak zdecydowała się śpiewać razem ze wszystkimi. Uznała, że jest to winna Gudrun. Ogarnęło ją wzruszenie, gdy uświadomiła sobie, jak dużo ludzi z okolicznych wiosek przyszło oddać jej siostrze ostatnią cześć. Miała nadzieję, że niektórzy przyszli także ze względu na nią. Wśród ogólnego smutku tym boleśniej odczuwała fakt, że byli wszyscy - z wyjątkiem Ingi.
Inga postanowiła zejść do kuchni. Głód skręcał jej żołądek, pomyślała, że zje kawałek chleba. To, w jaki sposób w ogóle była zdolna odczuwać głód, pozostawało dla niej tajemnicą. Może to rozsądek nakazywał jej jeść?
- Lovise... jesteś tutaj?
Służąca ze Svartdal odskoczyła od stołu, na którym kroiła cienkie plasterki pieczeni wołowej, które następnie kładła na posmarowane masłem kromki chleba.
- Jestem
- odpowiedziała, uśmiechając się. - Kristian
prosił,
żebym została w domu i przygotowała kawę, żeby
była
gorąca, kiedy ludzie wrócą z kościoła. Mam wszystkie
go
dopatrzyć.
83
Inga przytaknęła, chociaż niewiele do niej docierało. Właściwie nie powinna się dziwić, że tak zarządzono, ktoś musiał wszystkiego dopilnować.
Widzę, że nie poszłaś na pogrzeb - powiedziała dziewczyna, bardziej stwierdzając fakt, niż zadając jej pytanie.
Tak, nie poszłam - przytaknęła Inga, lekko się ociągając.
Nie wyglądasz na zdrową - zauważyła Lovise szczerze. Delikatnym ruchem położyła na tacy kilka gotowych kanapek z przeróżnymi smakołykami, postawiła też filiżankę z kawą i szklankę mleka. - Zjedz to - zachęcała Ingę delikatnie - zobaczysz, że od razu poczujesz się lepiej.
Inga bała się cokolwiek odpowiedzieć. Była zbyt wzruszona, uśmiechnęła się więc tylko z wdzięcznością i zabrała wszystko ze sobą do sypialni. Jedzenie jej smakowało, chociaż z trudem je przełykała. Znów poczuła, że ogarnia ją panika. Siedzi tutaj, zajadając się smakowitymi kanapkami, które zostały przygotowane właśnie dlatego, że Gudrun nie żyje... Ale czyżby nie wolno jej było ich jeść z powodu Gudrun? Słone łzy ciekły jej po policzkach, ale ona nawet ich nie zauważyła. Mechanicznie brała kromkę do ust, odgryzała kęs i popijała letnią kawą.
„Nie zasłużyłaś sobie na cierpienie" - mówił jakiś głos w jej wnętrzu. „Gudrun już tu nie ma, i to twoja wina! Ty jesteś winna temu, że ona nie żyje. Nie będzie się mogła cieszyć, patrząc, jak dorasta jej córka, nigdy już nie poczuje zapachu dojrzewającego w słońcu zboża... Przez ciebie!"
Zagłębiona w ponurych myślach, wciąż się oskarżając, nie od razu usłyszała, że ludzie zaczęli już wracać z kościoła. Kiedy zamyślona wyjrzała przez okno, dostrzegła długi kondukt, który właśnie zatrzymał się przed domem. Gul-brand zajął się Czarnulką, Sigrid szła wsparta o Torsteina.
84
Policzki Ingi zrobiły się czerwone. Na widok Sigrid poczuła ukłucie w sercu. Biedna dziewczyna, to musiał być najcięższy dzień w jej młodym życiu. Nagle przypomniała sobie, jaka wstrząśnięta była Sigrid, kiedy Gudrun zniknęła pod lodem.
Wkrótce na korytarzu rozległ się jej wątły głos.
- Inga...
Wróciliśmy. Zejdź do salonu, proszę...
Bezsensowne
tłumaczenia wirowały w głowie Ingi, po
większając
tylko jej zamęt.
Sigrid, ja... - Jak ma wytłumaczyć pasierbicy, że nie czuje się godna, żeby uczestniczyć w stypie? Ona, morderczyni? - Nie czuję się dobrze i...
Ja też nie - odcięła się jej Sigrid. Jej głos brzmiał teraz ostro.
Kochana Sigrid, zrozum, że...
Miała wrażenie, że Sigrid przyłożyła twarz do drzwi, bo jej głos dochodził jakby przez dziurkę od klucza.
- Na
litość boską, zapomnij o własnym cierpieniu!
Co
mam ci jeszcze powiedzieć? - spytała z niedowierza
niem.
- Przed chwilą odprowadziłam siostrę do grobu - za
kończyła
i z całej siły uderzyła pięścią w drzwi.
Inga uchyliła drzwi. Obie wyglądały równie okropnie, włosy miały w nieładzie, twarze zapłakane, a w ich oczach nie było blasku...
- Przepraszam,
Sigrid, oczywiście zaraz zejdę. Daj mi
chwilę,
muszę się uczesać - powiedziała, chwytając rękę pa
sierbicy,
ale w tym momencie Sigrid zrobiła krok do tyłu.
Zaskoczona
Inga opuściła rękę, nie miała odwagi spytać,
dlaczego
Sigrid się cofnęła. - Zaraz przyjdę - zapewniła ją
ponownie.
Sigrid skinęła głową i zniknęła.
Inga czuła się dziwnie, kiedy zaczęła wkładać swój ża-
85
łobny strój. Sigrid nigdy dotąd się tak nie zachowywała! Nie mogła uwierzyć, że dziewczyna była na nią zła. Z jakiego powodu mogłaby się na nią gniewać, zastanawiała się Inga, czując, jakby zaraz miała upaść. Przecież nic nie wiedziała... Tak, pomyślała, Sigrid wie chyba najmniej ze wszystkich. To pewnie z powodu żałoby, uspokajała się Inga. Pasierbica pewnie ma jej za złe, że nie poszła do kościoła. I nic dziwnego, zadumała się zawstydzona.
Inga włożyła na siebie czarny strój z długimi rękawami, po czym ścisnęła pasek w talii. Dziwne... Zwykle zapinała pasek na ostatnią dziurkę, teraz musiała dwie opuścić.
Nie, to niemożliwe, przeszło jej przez myśl. Nie teraz. Niedawno została wdową... Jednak powoli docierała do niej prawda. Była w ciąży!
9
Inga walczyła z guzikami przy mankietach sukni. Już się poddała, ale po chwili wzięła się w garść, wytarła spocone dłonie o materiał sukni i zapięła maleńkie guziczki. Że też to musiało przytrafić się jej akurat teraz, kiedy i tak miała aż za dużo spraw, na których powinna się skupić. Próbowała odgonić od siebie nękające ją myśli, ale pytania pozostawały. Co do jednego miała pewność: Niels nie jest ojcem dziecka! Od wielu miesięcy nie byli ze sobą. Z Martinem zresztą też nie była od czasu ich spotkania w szałasie... Kiedy to się wydarzyło...? Nie pamiętała, ale odnosiła wrażenie, że wieki temu.
Powoli prawda torowała sobie drogę w jej umyśle. Niczym bezmyślna dziewucha spłodziła dziecko z nieznanym żniwiarzem! Z mordercą! Co za ironia, pomyślała i roześmiała się cierpkim śmiechem, pozbawionym jakiejkolwiek radości. Cóż za dziecko się urodzi z rodziców pozbawionych wszelkich skrupułów? Ojciec zabił własnego brata, a matka swoją pasierbicę...
Inga osunęła się bezwolnie na łóżko. Nie wiedziała, co ma robić. Nie była w stanie jasno myśleć. Jeśli uda się jej przeżyć dzisiejszy dzień, przeszło jej przez myśl, to potem się tym zajmie...
Wiedziała przecież, że wielokrotnie tego lata kochała się
87
namiętnie i niepohamowanie z Bjornarem. Uległa swoim żądzom, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Jak mogła być aż tak naiwna? - zadawała sobie pytanie. Wynikiem miłości było najczęściej kiełkujące ludzkie życie. Chociaż... Będąc z Bjornarem, cały czas karmiła jeszcze Emilię... A czyż nie jest tak, że karmiące piersią kobiety są bezpłodne? Najwyraźniej nie, parsknęła, to tylko mit, czcze gadanie.
Który to mógł być miesiąc?
Inga próbowała policzyć na palcach. Minęło kilka miesięcy od czasu, kiedy ostatni raz była z Bjornarem. Niestety. Czy było już za późno na wypicie naparu z widłaka? W przypadku Marlenę napar zadziałał, ale dziewczyna nie zdążyła nawet poczuć ruchów dziecka. Domyśliła się, że jest w ciąży, kiedy pewnego ranka musiała wybiec z domu, żeby zwymiotować.
Inga czuła instynktownie, że w jej stanie napar nic nie pomoże. W jej przypadku nie chodziło o spędzenie płodu, tylko o zabicie dziecka. Prawdopodobnie to już czwarty miesiąc ciąży. Szybko przesunęła ręką po piersiach. Były nieco wrażliwe, chociaż nie bardziej niż zwykle, bo przecież Emilia nadal chętnie ssała pierś. Pewnie dlatego też Inga nie domyśliła się wcześniej, że jest w ciąży.
Westchnęła, kiedy sobie to uświadomiła. Była wdową i była w ciąży... Teraz dopiero okoliczne plotkary będą miały o czym rozprawiać. Niels umarł we wrześniu, dziecko mogło zostać poczęte, jeszcze zanim odszedł. Inga westchnęła zrezygnowana, wstała powoli. Niech ludzie gadają i myślą sobie, co chcą. Teraz nie miała siły się tym zajmować.
Miała na głowie znacznie ważniejsze kwestie, którymi powinna się zająć.
88
Sigrid marzła, szczękały jej zęby, drżała, a po chwili czuła, jak przechodzi przez nią fala gorąca, i zlewała się potem. Robiło się jej ciepło na myśl o ludzkim współczuciu i trosce, jaką jej okazywano, ale jak tylko przed oczami stawała jej twarz Gudrun, wracał chłód.
Nadal czuła ból na myśl o tym, że siostra leżała w zimnym, głębokim grobie. Nie chciała o tym myśleć, ale wspomnienia torowały sobie drogę krętymi ścieżkami w jej mózgu i powracały. Grób, do którego złożone zostało ciało Gudrun, był równie ciemny, zimny i ponury jak piwnica na ziemniaki. Trzymano je w niej zimą, bo w tym zimnym miejscu nie gniły. Wzdrygnęła się; czy z Gudrun będzie tak samo? Czy... dopiero na wiosnę jej ciało zacznie się rozkładać?
Już miała spytać o to Torsteina, ale się powstrzymała. Rozumiała, że jej pytanie mogłoby zostać źle odebrane. Przede wszystkim o takich rzeczach się nie rozmawia, a poza tym być może Torstein odpowiedziałby jej bardziej szczerze, niż tego chciała. Prawdopodobnie jednak spojrzałby na nią z niedowierzaniem i zbył jej pytanie. Było nieprzyjemne, zdawała sobie z tego sprawę, tym nie mniej nadał się nad tym zastanawiała.
Powoli goście zaczynali się żegnać. Hedvig, jej przyszła teściowa, wyszła jako jedna z ostatnich. Dzisiaj okazała się bardzo pomocna, sama zaczęła kroić chleb, kiedy się okazało, że kanapki znikają z półmisków szybciej, niż się spodziewano, parzyła kawę, wskazywała gościom miejsca przy stole najlepiej, jak potrafiła, jednocześnie występowała też w roli uprzejmej gospodyni.
Sigrid się to podobało. Hedvig miała oczywiście skłonność do kontrolowania wszystkiego, a jej gadatiiwość bywała wręcz męcząca, dzisiaj jednak była spokojniejsza niż zwykle. Sigrid natomiast siedziała na krześle apatyczna,
89
rozglądała się wokół, jakby zdezorientowana. Czuła, że nie jest w stanie uczestniczyć w rozmowach, ale goście jej to wybaczyli.
- Niech
cię uściskam, kochanie - powiedziała Hedvig
ze
smutkiem w oczach i przytuliła Sigrid do siebie.
Dziewczyna walczyła z płaczem, który w końcu wziął nad nią górę. Łkając, położyła twarz na ramieniu Hedvig i ząszlochała. Teściowa gładziła ją pocieszająco po plecach. Kiedy Sigrid doszła trochę do siebie, Hedvig odsunęła ją na wyciągnięcie ręki.
- Teraz
będzie ci ciężko, Sigrid, ale tyle masz jeszcze
przed
sobą. Musicie zacząć planować wesele - ciągnęła
Hedvig,
kiwając głową w stronę Torsteina. - To na pewno
przyniesie
ci radość. Poza tym może powinnaś na jakiś czas
opuścić
Gaupås - dodała tajemniczym tonem.
Sigrid nie miała odwagi spytać, dlaczego tak miałoby być dla niej lepiej. Teściowa pomyślała zapewne, że pobyt w innym miejscu pozwoliłby jej oderwać się na chwilę od wszystkiego. Gudrun przyszła na świat właśnie tu, w Gaupås, i tu też zakończyła swoje młode życie.
- Niech
ludzie mówią o Gudrun, co chcą, ale bar
dziej
energicznej gospodyni długo by szukać - stwierdziła
Hedvig
stanowczo. - Miała niemal naturalny dar do gospo
darskich
czynności. Pod jej rządami Gaupås było świetnie
prosperującym
dworem, jestem pewna, że Storedal uczyni
łaby
wręcz wzorowym!
Sigrid cieszyła się z pochwał, jakie padały pod adresem siostry. Hedvig miała jak najbardziej rację, jak najbardziej. Gudrun była bardzo uzdolniona w wielu dziedzinach. Sigrid żałowała, że już nie będzie się mogła od niej uczyć... Kiedy Hedvig w końcu ruszyła w drogę powrotną do domu i Sigrid nareszcie miała chwilę dla siebie, powróciły wspo-
90
mnienia. W ostatnim czasie Gudrun na pewno nie było łatwo, bo Inga wkroczyła w ich życie niczym obcy ptak. Gudrun walczyła o swoje prawa, ale musiała ulec macosze i oddać jej klucze do dworu.
Sigrid zrozumiała przerażona, że była ślepa. Inga okazała się kimś tak innym i nowym w ich codzienności, że Sigrid nie kryła, iż chętnie słuchała tego, co macocha ma do powiedzenia. Czyżby za bardzo słuchała Ingi, a za mało Gudrun? Teraz dotarło do niej, że wszystko miało swoje dobre i złe strony. Gzy kiedykolwiek spytała siostrę, co czuła, musząc się podporządkować macosze, która była młodsza od niej? Sigrid bezwiednie zaczęła kręcić głową. Nie, zbyt bowiem zajmowały ją starania, żeby Inga czuła się u nich jak najlepiej...
Zawiodłam Gudrun, kołatało jej w głowie. Gudrun wielokrotnie zachowywała się niestosownie wobec Ingi, parę razy wręcz niewybaczalnie, ale Inga też potrafiła być zła i zarozumiała. Żadna z nich nie dawała się okiełznać, ale pewnie łatwiej walczyć o swoje miejsce we dworze niż oddać tę pozycję, którą Gudrun piastowała tam już od dziesięciu lat.
Sigrid czuła złość, dotąd jej nieznaną. Powoli odwróciła głowę i zaczęła się dokładniej przyglądać Indze. Prawie wszyscy z okolicy przybyli tu dzisiaj dla niej, dla Sigrid, ale miejsce Ingi świeciło pustką. Była tak zaabsorbowana własnymi przeżyciami, pogrążona w szoku wywołanym śmiercią Gudrun, że nie znalazła sił, aby ją wesprzeć.
Sigrid zmrużyła oczy i pokiwała głową. Nie powinna zbyt pochopnie osądzać macochy, ale nie miała wątpliwości, że odtąd będzie patrzyła na Ingę innymi oczami.
91
Cała rodzina Miny została w Svartdal do końca stycznia. Mina i Johannes nie mieli żadnych zwierząt, które trzeba było doglądać, a Frigg świetnie się czuła w towarzystwie innych koni w Svartdal. Kristian rozbudował stajnię o kolejne dwie zagrody, ponieważ Sleishe nie przybył, żeby zażądać zwrotu konia, którego Asne sobie pożyczyła.
- Niech tylko spróbuje - warknął Kristian. - Prawdę mówiąc, niechętnie trzymam kradziony towar, a tak przecież można określić tego konia. Należy mi się chyba też zapłata za karmę i opiekę. Może więc sprzedamy go na wiosnę?
Mina także uważała, że powinni się pozbyć konia. Był ładny, miły i posłuszny, ale wzbudzał w Asne ponure wspomnienia. Co prawda tamtej nocy pewnie by zamarzła, gdyby nie ciepło zwierzęcia, niestety było ono także świadkiem innych wydarzeń.
Odmrożenia, których Asne się nabawiła, goiły się nadzwyczaj dobrze. Głównie dzięki Emmie, która świetnie wiedziała, co robić, żeby rany się nie jątrzyły. Pierwsze dni po odmrożeniu były bolesne, ale teraz już wszystko rokowało pomyślnie. Nadal jeszcze narzekała, że ciągle ma zimne nogi, ale mogła się już poruszać.
Kristian wykupił jeden z papierów. Zdziwił się, że jest tyle wart. Mąż Miny musiał być całkiem zamożnym człowiekiem. Ale mógł przecież zarobić czy zdobyć te pieniądze w uczciwy sposób. Kristian nie chciał tego wiedzieć ani też tym się zajmować. Artur Wulfsberg należał już do historii, teraz on wspólnie z Miną mieli budować przyszłość.
10
Pastor Mohr poczuł kamień w żołądku na widok nadchodzącego drogą uśmiechniętego gońca z poczty.
- List
do pastora! - zawołał chłopak i dodał dyskret
nie:
- Od samego biskupa!
Twarz pastora wykrzywił grymas. Mohr wydarł list z ręki uśmiechniętego chłopaka.
- Nie
rozpowiadaj o tym wszystkim dookoła - zganił
go
zagniewany. - Nikomu nic do mojej korespondencji.
Chłopak najwyraźniej się zawstydził.
- Sądziłem,
że pastor będzie się czuł zaszczycony wia
domością
od biskupa.
Pastor zmarszczył krzaczaste brwi. Czyżby szczeniak sobie z niego żartował? Wszyscy w okolicy wiedzieli, że Niels Gaupås razem z sędzią oskarżyli go przed biskupem o oszustwo. Czego więc chłopak się spodziewał? Że pastor zostanie ogłoszony biskupem i dostanie podwyżkę? Nie, pomyślał zagniewany, nawet ten niezbyt rozgarnięty chłopak musi wiedzieć, że Ust nie zawiera ani pochwały, ani wyrazów uznania.
Nie zadał sobie trudu, żeby podziękować za doręczenie mu listu, odwrócił się i ruszył do swojej kancelarii tak szybko, że sutanna fruwała za nim w powietrzu. Paliła go cieka-
93
wość, chciał przeczytać list w spokoju, ale bał się go otworzyć. Nie sądził, żeby biskup okazał się wspaniałomyślny, czuł to, ale może nie jest aż tak źle, jak się tego obawiał?
W kancelarii pastor rzucił list na pulpit i opadł na krzesło, bębnił palcami w blat. Po chwili złożył dłonie i zaczął się intensywnie modlić. Sięgnął po ostry nóż do papieru i otworzył kopertę, słychać było, jak nóż tnie papier. Pastor drżał, wyjmując z koperty zapisane ładnym pismem kartki.
Włosy mu się zjeżyły ze strachu, niemal stracił oddech. Biskup został poinformowany wyczerpująco i rzetelnie, list zaczynał się krótką informacją o tym, kto był obecny w sądzie, kto został powołany na świadka, jak przebiegał proces i czym się zakończył. Najgorsze było to - pastor wzdrygnął się i przełknął ślinę - że duchowny wiedział doskonale o wszystkich kłamstwach i popełnionych przez niego błędach...
Na samym dole widniał ważny zapis: „Uważam, że sprawa jest bardzo poważna. Zawitam osobiście w pańskie skromne progi na przełomie kwietnia i maja, i wezwę osobę poszkodowaną w sprawie, pana Svartdala, oraz kapelana i przewodniczącego miejscowej parafii. Wspólnie postanowimy o pańskim dalszym losie jako pastora".
W odruchu bezsilności pastor najchętniej zgniótłby kartkę w ręku, ale się opanował. To chyba największa kara, żyć w zawieszeniu jeszcze tyle miesięcy. Niepewność będzie drążyć jego duszę, kąsając niczym wściekły szczur.
W tej chwili żałował, że zachował się tak niestosownie wobec Kristiana Svartdala. Teraz Svartdal miał świetną okazję, żeby się na nim zemścić. Dlaczegóż to właśnie on miał decydować o karze?
Tym razem pastor nie czuł się na siłach prosić Wszechmogącego o pomoc.
94
Żona pastora, Henriettę, obserwowała w ostatnich tygodniach męża równie pilnie jak swojego ciemiernika. Na początku lutego niepokaźna łodyga kwiatka przebiła się przez śnieg, na jej końcu zwisał niepozorny kwiatek, kiedy jednak mróz nieco zelżał, ustępując cieplejszemu powietrzu, kwiatek w cudowny sposób wystrzelił w górę. Henriettę czuła ciepło w sercu, obserwując jego lekko różowe płatki i żółty środek. Nie ma na świecie piękniejszego kwiatu, była o tym przekonana. Kusiło ją, żeby go zerwać i włożyć do wazonu, ale wtedy szybko by zwiędnął. Jak zwykle więc zadowoli się podziwianiem go podczas swojego codziennego spaceru.
Kiedy klęczała przed roślinką, całkowicie nią pochłonięta, zauważyła, że mąż wychodzi z domu. Szybko wsiadł do sań, które jeden z chłopaków już wcześniej mu przygotował. Henriettę odetchnęła. Wiedziała, że miał uczyć młodzież katechizmu, prawdę mówiąc, cieszyła się, że nie jest jednym z jego mało rozgarniętych młodych uczniów. W ostatnim czasie Ludwig nie był w najlepszym nastroju. Surowy i bogobojny był zawsze, ale miała wrażenie, że teraz zamieszkał w nim diabeł. Często udawała, że śpi, kiedy on ostrożnie wymykał się z łóżka, potem słyszała, jak niespokojnie chodzi w tę i z powrotem po swojej kancelarii.
Usiłowała się dowiedzieć, co go dręczy, ale on wyśmiewał jej pytania. Chcąc zmusić go do mówienia, wspominała od czasu do czasu o czymś, co, jak przypuszczała, mogło być przyczyną jego gniewu, napomknęła między innymi, że pewnie przykro mu będzie opuszczać swoją dotychczasową parafię, a wtedy on rzucił jej nienawistne spojrzenie. Spróbowała więc podejść go inaczej. Spytała, czy chciałby, żeby jak najszybciej wyjechali do Kristianii, jeśli oczywiście otrzymałby tam posadę, ale on zdenerwował się jeszcze bardziej.
95
Możliwe, że pokłócił się z którymś z okolicznych posiadaczy ziemskich, nie zawsze wtajemniczał ją w swoje kłopoty. Henriettę akceptowała to, jako pastor musiał cieszyć się zaufaniem i mężczyzn, i kobiet przychodzących po to, by w rozmowie z nim szukać pocieszenia.
Henriettę musiała jednak przyznać, że czuje się zawiedziona, że mąż nie chce się jej zwierzyć. Nie chodziło jej przecież o to, co w zaufaniu opowiadali mu ludzie, czuła, że coś mu ciąży. Jakaś osobista sprawa...
Kiedy wróciła do domu, od razu nakazała dziewczętom zacząć czwartkowe porządki. Uważała, że powinien być wyznaczony stały dzień w tygodniu, kiedy myje się okna, trzepie dywany, ściera kurze i tak dalej. Łatwiej wtedy zmotywować ludzi do pracy. Poza tym cieszyło ją, że spędzą niedzielę w porządnie sprzątniętym, czystym domu.
Sama też wzięła szmatę i wiadro letniej wody i poszła do kancelarii męża. Nucąc, zabrała się do odkurzania biblioteczki. Stare książki zbierały dużo kurzu, ale jej mąż musiał mieć pod ręką różne tomy.
Zobaczyła, że ma rozłożone notatki do niedzielnego kazania, zaciekawiona postanowiła zerknąć, jakie wybrał czytanie. Nagle dostrzegła lakową pieczęć biskupa. Nie uważała siebie za osobę szczególnie ciekawską, szanowała pracę męża, uznała jednak, że to dziwne, że Ludwig nie powiedział jej nic o korespondencji od samego biskupa. To przecież zaszczyt otrzymać taki list! Pewnie chodzi o tę nową posadę w Kristianii, pomyślała, odsuwając na bok kopertę. Ludwig powie jej o tym w swoim czasie. Może nawet dzisiaj wieczorem? Czuła podniecenie w żołądku. W pewnym sensie pogodziła się już z opuszczeniem plebanii, chociaż na wspomnienie niektórych osób nadal czuła ukłucie w sercu. Poznała chyba wszystkich: pulchną żonę kupca, Grethę
96
Smedsrud, która zawsze miło się uśmiechała i częstowała dzieci dropsami, kiedy maż przebywał na zapleczu, steraną życiem, ale mimo to zawsze pełną optymizmu żonę jednego z gospodarzy, Eldrid, ciągle walczącą ze swoim mężem, który trochę za bardzo lubił alkohol. Nagle przypomniała sobie też staruszkę, która od wielu lat wędrowała po okolicy, odtrącona przez wszystkich, obrzucana najgorszymi wyzwiskami. Plebania miała obowiązek dać jej schronienie na kilka dni w roku. Henriettę polubiła staruszkę. Kiedy umarła, zmęczona i wyczerpana ciężkim życiem, do grobu odprowadzał ją tylko pastor, były kapelan i jego dwóch pomocników. Kto będzie dbał o jej grób, jeśli wyjadą z Bot-ne? - zastanawiała się zmartwiona Henriettę.
Henriettę czuła się zaszczycona w imieniu męża, przycisnęła Ust do piersi i radośnie zaczęła się kręcić w kółko na podłodze. Ponownie zerknęła na niego i powoli jej uśmiech zaczął znikać. List nosił datę 31 stycznia 1908 roku. Był sprzed miesiąca, dziwne. Listy szły długo, ale rzadko aż tak długo...
Nagle zrozumiała, że mąż coś przed nią ukrywa, i to od dłuższego czasu. Oczywiście nie miał obowiązku jej o wszystkim mówić, ale przeprowadzka była nie tylko jego sprawą! Trzeba wszystko spakować, wystawić świadectwa pracy służbie, a to należy do jej obowiązków. Uznała, że mąż powinien ją uprzedzić. Możliwe, że nie dostał posady, chciałaby jednak to wiedzieć.
Henriettę miała świadomość, że nie powinna czytać listu, ale była wściekła. Jeśli nie chce jej nic mówić, to sama się dowie! Szybko przebiegła wzrokiem kartkę. Przeczytała pierwsze zdania, zatrzymała się. Nie mogła uwierzyć, musiała przeczytać jeszcze raz.
Nogi się pod nią ugięły, usiadła na krześle i podparła
97
ręką czoło, jak to miała w zwyczaju, kiedy była zdenerwowana. Nie musiała już wypytywać Ludwiga o szczegóły, biskup bardzo dokładnie opisał cały spór między Kri-stianem Svartdalem i Hedvig z 0vre Gullhaug. Wiedziała, że Ludwig był przy tym obecny, nie miała jednak pojęcia, że świadczył w interesie Hedvig Gullhaug. Czytała zeznania świadków...
Z niedowierzaniem odrzuciła list. Jakiś czas unosił się w powietrzu, wirował niczym biały motyl, aż wreszcie wylądował na podłodze. Jej mąż skłamał pod przysięgą! On, sługa Pański, przecież przysięgał na Biblię, zanim wypowiedział te zatrute słowa. I... i... - próbowała drążyć sprawę dalej, ale była tak roztrzęsiona, że cała drżała. Usunął najważniejszy dowód!
Nie czuła potrzeby płaczu, w jej sercu nie było dla niego zrozumienia. Ludwig ją okłamał, pomyślała zgnębiona, ale zaraz się zastanowiła: Nie, może nie tyle okłamał, co nie powiedział jej wszystkiego. Ale przecież była jego żoną i pierwsza powinna się o wszystkim dowiedzieć. W złości rwała sobie włosy z głowy. Pewnie była ostatnią osobą w całym Botne i Holmestrand, która jeszcze nie wiedziała o jego niecnym czynie. Kiedy się zastanowiła, przypomniała sobie, że zaraz po rozprawie służące zachowywały się nieco dziwnie. Coś między sobą szeptały, a kiedy zwracała im uwagę, nie śmiały spojrzeć jej w oczy. One wiedziały - a ona zachowywała się jak głupia baba!
Ludwig na pewno będzie wściekły, że przeglądała jego rzeczy, ale nie zamierzała tego ukrywać!
Burza w szklance wody, pomyślał pastor, kiedy w końcu wieczorem wrócił do domu. Nie przejął się zbytnio za-
98
gniewaną miną Henriettę, zakładał, że jest na niego zła z powodu jakiegoś drobiazgu. Nie żeby zwykle nękała go takimi rzeczami, ale zdarzało się, że narzekała i skarżyła mu się na którąś ze służących albo na źle wychowane dzieci.
Miło, że jeszcze się nie położyłaś i na mnie czekasz - powiedział i uśmiechnął się do niej. Chciał załagodzić sprawę, zanim się zaogni. - Byłabyś może tak miła i poczęstowała swojego głodnego męża kawą i kanapką? Posmarowaną świeżym masłem i z serem, tak jak lubię...
Kawa jest w dzbanku - wycedziła przez zęby. - Poza tym chyba wziąłeś ze sobą coś do jedzenia?
Pastor zakrył uszy rękami i pokręcił głową.
Moja żona przemawia do mnie takim tonem? Ja tu haruję, żeby wbić szczeniakom katechizm do głów, a ty tak mnie witasz? Twoim obowiązkiem, kobieto, jest dogadzać swojemu mężowi!
A czy obowiązkiem męża nie jest informować żonę o kłamstwach i oszustwach?
Pastor przeraził się, słysząc te cierpkie, złowrogie słowa. Rzadko zdarzało się, żeby Henriettę była tak wzburzona.
Oczywiście, że jest - odparł, próbując ją uspokoić. Żeby tylko nie posunęła się za daleko, bo jego cierpliwość też mogła się wyczerpać.
Ach tak? - żachnęła się oburzona.
Co to za żarty sobie stroisz? - prychnął pastor zły, patrząc na żonę. - To jakieś przesłuchanie?
Wtedy Henriettę sięgnęła pod chustę i wyciągnęła dokument.
- O
to mi chodzi! - wykrzyczała cała czerwona. - Nie
powiedziałeś,
że skłamałeś pod przysięgą! Myślisz, że nie
zauważyłam
drwiących uśmieszków służących? Wszyscy
99
o tym wiedzieli, z wyjątkiem osoby, która pierwsza powinna dowiedzieć się o twojej winie! - wściekła cisnęła mu list od biskupa. Patrzyła na męża wyczekująco.
Pastor zrobił się czerwony. Nie wiedział, jak ma się bronić przed narastającą w niej wściekłością. Zaczął żałośnie:
- Czyżbyś dotykała moich rzeczy?
Jej oczy ciskały gromy. Widział, że targają nią wyrzuty sumienia, ale dostrzegał też stanowczość w jej twarzy.
- Owszem,
dotykałam - przyznała. - Nie zamierza
łam,
wierz mi, ale... - Nie znalazła żadnego wytłumaczenia
i
bezradnie rozłożyła ręce. - Przynajmniej dowiedziałam
się,
co zrobiłeś!
Ze strachu na czole Ludwiga pojawiły się kropelki potu. Nie mógł przymknąć oczu na przewinienie żony, bo chciał zyskać czas, żeby znaleźć jakieś wytłumaczenie dla własnego występku.
Miałem do ciebie zaufanie, wierzyłem, że zostawisz moje prywatne dokumenty w spokoju.
Ha! - załkała Henriettę. - Ty śmiesz mówić o zaufaniu! Kto tu kogo zawiódł? Pozwoliłeś mi wierzyć, że dostaniesz posadę w Kristianii, ale teraz widzę, że to ucieczka. - Pochyliła się na krześle, wpatrując się w niego. - Jesteś księdzem, Ludwigu, pastorem! Jak mogłeś dać się namówić pani Gull-haug, żeby wydrzeć kartkę z księgi parafialnej? Nie wiedziałeś, jakie konsekwencje może mieć twoja głupota?
Bezczelność i pogarda w jej głosie zagniewały Ludwiga, musiał jednak uznać, że przegrał.
Żmija... Zachowywała się niczym żmija, Henriettę! Pani Gullhaug kusiła mnie, groziła mi...
Powinieneś był na nią donieść - oznajmiła Henriettę sucho.
Tak, wiem - westchnął Ludwig. Stał przed nią bez-
100
radny, wykręcając sobie palce. - Potem kusiła mnie pieniędzmi. Dużymi pieniędzmi!
Nie śmiał podnieść głowy, ale kątem oka widział, jak ślicznie zarysowane brwi żony unoszą się ze zdumienia.
- Ale
ty... ty chyba ich nie przyjąłeś - jęknęła.
Pastor,
przytłoczony poczuciem winy, zdołał jedynie
skinąć głową.
- Boże
drogi - westchnęła Henriettę, chociaż pewnie
akurat
w tym momencie pastor wolałby, żeby nie wzywać
Wszechmogącego
na świadka. - Mój małżonek to kłamca.
Nie
jestem w stanie tego pojąć...
Oskarżenie odbiło się echem w głowie pastora. Wiedział, że źle postąpił, nie podobało mu się jednak, że żona mówi o tym tak bez ogródek.
- Wiem,
wiem - przyznał. - Prosiłem Boga o przeba
czenie
i je uzyskałem.
Henriettę oniemiała.
Myślisz, że to takie proste? Bóg co prawda mógł się pochylić z litością nad twoją żałosną osobą, ale nie jestem pewna, czy biskup okaże się równie wyrozumiały. Powinieneś zadośćuczynić krzywdom, jakie wyrządziłeś - powiedziała i nagle przyszła jej do głowy myśl: - Powinieneś poprosić pana Svartdala o wybaczenie! Ma przecież uczestniczyć w tym spotkaniu, więc nie zaszkodzi... spróbować wkraść się w jego łaski - zakończyła. Nie była z tego powodu szczęśliwa, ale nie wycofała swojej propozycji.
Nie - grzmiał pastor. Wstał. - Nigdy! Nigdy w życiu nie upokorzę się przed tym poganinem! Nawet o tym nie wspominaj! Słyszysz?
Henriettę cofnęła się przestraszona.
- Dobrze, już dobrze - mamrotała zbita z tropu. - Nic
101
już nie powiem. Pamiętaj tylko, że twój czyn odbije się też na innych, nie tylko na tobie. Masz rodzinę, Ludwigu!
Ludwig strapił się. Rozumiał, że żona miała rację, ale nie-doczekanie, żeby miał prosić Kristiana Svartdala o łaskę. Przyjmie karę nałożoną przez biskupa z godnością.
11
Co ja słyszę? - spytał Martin, jak tylko dotarł do Gaupås. Gniadosz dźwigał na grzbiecie pakunki, ale Inga nie spytała, co zawierają. Martin rozsiodłał konia, ciężkie worki postawił na ziemi.
A co masz na myśli? - odrzekła Inga krótko. - Ludzie zawsze gadają!
Co tu gadać! - przerwał Martin zły. - Gołym okiem widać. Do diabła, Inga, znów jesteś w ciąży!
Inga zmieszała się, słysząc jego bezczelne słowa. Jak śmiał tak do niej mówić? W jego głosie pobrzmiewała zazdrość, ale nie miał prawa na nią krzyczeć.
- Nie twoja sprawa - wysyczała wściekła.
Dlaczego musiało tak między nimi być? Tak naprawdę marzyła, żeby położyć mu głowę na piersi, chłonąć zapach jego męskiego ciała i czuć, jak wrażliwe ręce Martina gładzą ją uspokajająco po włosach. Zamiast tego skakali sobie teraz do oczu niczym dwa wściekłe kocury.
- Myślałem,
że coś dla ciebie znaczę, Inga, ale najwy
raźniej
inni mężczyźni też myśleli podobnie! Pewnie jakiś
przygodny
żniwiarz zaciągnął cię na siano! - powiedział
i
splunął prymką tytoniu tuż przed jej stopami. - Widać nie
dość
ci było igraszek z Bj0rnarem...
103
Jej dłoń przecięła powietrze i trafiła go w policzek.
- Milcz!
Nie zamierzam słuchać takich słów, tym bar
dziej
od ciebie! - krzyknęła. Kipiała z wściekłości. - Trak
tujesz
mnie jak zwykłą dziewkę?
Martin nie odpowiedział. Spokojnie przywiązał Gniadosza do żelaznej obręczy przy stajni. Inga chwyciła go za rękę i powtórzyła:
- Odpowiedz
mi! Masz mnie za łatwą dziwkę?
Martin
próbował uciec wzrokiem, w końcu jednak wy
dobył
z siebie:
-. Nieee... Skądże - powiedział, patrząc na nią zranionym wzrokiem. - Mogłaś mi powiedzieć o Bjornarze. Pytałem cię przecież.
- Owszem,
pytałeś - potwierdziła Inga buńczucz
nie.
- A ja postanowiłam ci nie odpowiedzieć. Czy coś
w
tym złego?
Martin aż parskał ze złości.
Jesteś wdową, chyba nie wyobrażasz sobie, że przyznam się do ojcostwa kolejnego dzieciaka? Wystarczy mi Runa!
Nie wyobrażaj sobie za dużo, nigdy nie błagałam cię o litość! Doskonale wiem, że ludzie gadają, przecież chodzę z brzuchem, ale nie wstydzę się. Nawet przez chwilę się nie wstydziłam. Nie możesz mnie winić za to, że Gudrun urodziła bękarta!
Martin zaczerpnął powietrza.
- Tak,
masz rację, ale... coś nas przecież łączyło, Inga,
coś
cennego i pięknego, a ty to zniszczyłaś. Nisko upadłaś.
Odpowiedź była jak kubeł zimnej wody, Inga oniemiała. Stała wstrząśnięta, widziała, jak Sigrid otwiera drzwi i gestem zaprasza Martina do środka. Martin odszedł, nie przepraszając nawet słowem, że przerywa ich rozmowę, po prostu wziął worki i ruszył w kierunku Sigrid.
104
Inga zamrugała, żeby strząsnąć z rzęs łzy. Została sama. Martin nigdy jeszcze tak się nie zachował. Widziała w nim zawsze bezpieczną opokę, a teraz obsypał ją wyzwiskami. Nic w nim nie przypominało dawnego czułego i wrażliwego przyjaciela i kochanka. W jego głosie co prawda pobrzmiewała nadal zazdrość, ale musiał chyba rozumieć, że jego atak tylko ją do niego zniechęci.
Poza tym przecież sama doskonale wiedziała, że okryła się wstydem. Nikt nie musiał jej o tym przypominać. Mało kto uwierzy, że ojcem dziecka, którego się spodziewa, jest Niels, większość uznała zapewne, że urodzi bękarta. Było jej smutno. Poza tym dziwiła się, że Kristian dotąd się nie zjawił, żeby zbesztać ją za niegodne prowadzenie się. Pewnie nie chciał usłyszeć, że jego córka żyła z innym mężczyzną niż jej mąż. Cóż, pomyślała, próbując się pocieszyć, ojciec pewnie dowie się o wszystkim ostatni. Kto doniesie mu o tym z własnej woli?
W swoim czasie dowie się o wszystkim, wtedy będzie się tym martwić, pomyślała Inga obojętnie. Miała wrażenie, że całą zimę przeżyła, jakby błądząc w ciężkiej, wilgotnej mgle. Widziała światełko w oddali, ale tliło się ono wątłym płomieniem. Wyrzuty sumienia po zabójstwie Gudrun nękały ją nieustannie, ale także Sigrid stała się, o ile to możliwe, jeszcze bardziej niedostępna i zamknięta w sobie.
Pasierbica, zawsze wrażliwa i czuła, teraz całkowicie się wycofała. Początkowo Inga sądziła, że przyczyną tego jest żałoba, ale nie była to do końca prawda. Nie zdarzało się, żeby śmiech Sigrid wypełniał cały dom, lecz potrafiła czasem śmiać się i żartować ze służącymi. Kiedy Inga chciała się przyłączyć do ogólnej zabawy, Sigrid milkła. Zwykle zaraz potem wychodziła z pokoju. Bardzo dziwne, uznała
105
Inga, przy innych Sigrid najwyraźniej potrafiła być wesoła - w jej obecności nie.
Cóż, westchnęła i smutna ruszyła w stronę jeziora. Lód wciąż przykrywał je niczym błyszczący, niebieskawy dywan, marcowe słońce nie było w stanie go stopić. Na skrajach lód zaczynał jednak już puszczać i drobne fale biły o brzeg.
Wzdrygnęła się na odgłos zbliżających się kroków, które nagle się zatrzymały.
- Erling! - krzyknęła zdziwiona.
Obręcz strachu zacisnęła się wokół jej serca. Czego on od niej chce?
- Niebawem
kończy się moja umowa - zaczął Erling
z
chytrym uśmieszkiem na ustach. - Chciałem się tylko
upewnić,
czy gospodyni ją ze mną przedłuży.
Inga pokręciła głową.
Nie, do Ucha, Erling, powinieneś był odejść z Gaupås jeszcze jesienią, po tym, jak potraktowałeś Czarnulkę. Nie chcę cię tu widzieć ani dnia dłużej, tylko do czternastego kwietnia...
Jeszcze porozmawiamy - zareagował Erling ostro. - Jeszcze jest czas - dodał. Już chciał odejść, ale zmienił zdanie i został. - Czy gospodyni coś zgubiła?
Inga patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
Nie. Ktoś mówił, że czegoś szukam?
Nie - przyznał Erling zamyślony. Powoli zaczął wyciągać coś z kieszeni swetra. - Zastanawiam się tylko, czy przypadkiem nie brakuje ci tego... - powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę.
Inga poczuła strach w gardle. Przerażona patrzyła na futerał. Stało się to, czego się obawiała. Erling znalazł go pierwszy, przed nią!
106
W Svartdal Kristian borykał się ze swoimi problemami. Delikatnie, z miłością przeczesywał palcami grzywę Czarnego. Raz za razem. Dawniej grzywa zwierzęcia była błyszcząca i miękka, z biegiem łat stała się krótsza i sztywniej -sza. Oznaki starości stawały się coraz bardziej widoczne. Koniowi zaczął zapadać się grzbiet, zęby zrobiły się ostre. Tak ostre, że Czarny zaczął mieć problemy z przeżuwaniem i trawieniem paszy. Schudł, pewnie z powodu pasożytów, których trudno się pozbyć. Kristian obserwował to wszystko już od jakiegoś czasu, ale jakby nie chciał tego widzieć.
- Byłeś
mi dobrym towarzyszem - szeptał Kristian Czar
nemu
do ucha. Czarny schylił łeb, dotykając nim jego pier
si.
Nie mocno, tylko delikatnie, jak zwykle kiedy znajdowali
się
blisko siebie. Ze łzami w oczach Kristian zaczął wspomi
nać:
- Jako źrebak byłeś dziki, dobrze to pamiętam, ale ni
gdy
mnie nie zawiodłeś. Stawałeś dęba i rżałeś w zagrodzie,
ale
kiedy zakładałem ci uprząż, stawałeś się chętny do
współ
pracy.
Jakbyś rozumiał, że praca wymaga skupienia.
Kristian rozejrzał się zawstydzony, na szczęście nie dostrzegł nikogo w pobliżu.
- Często
przychodziło ci dźwigać ciężary, w śnieży
cę,
w deszcz albo kiedy słońce piekło niemiłosiernie. Inne
konie
nie dawały rady, musieliśmy poganiać je batem, a ty
parłeś
niezmordowany do przodu. Boże, jaki ja byłem z cie
bie
dumny!
Kristian mrugnął, bo łzy znów napłynęły mii do oczu. Nieporadnym gestem wytarł twarz. Czarny uniósł do góry swój duży, szlachetny łeb. Oczy błyszczały mu niczym węgle, ale powoli zaczynały już zachodzić szarą błoną.
- Odbyliśmy
razem wiele podróży, tylko we dwóch -
wspominał
Kristian rozmarzony, gładząc konia za usza
mi.
- Emma umarłaby na zapalenie płuc, gdybyśmy wtedy
107
nie pojechali po lekarza. Pewnie za bardzo cię wtedy zgoniłem, ale wiesz, że bardzo się wtedy bałem. Chociaż nie powinienem był używać bata...
Z piersi konia dobył się głęboki pomruk, jego mądre oczy patrzyły na niego łagodnie.
- Ale
ile to wyścigów wygraliśmy - powiedział Kristian
i
uśmiechnął się na samą myśl. Zdarzało się, że zawodnicy
się
wycofywali, dowiedziawszy się, że Czarny startuje. Po co
się
ścigać, skoro wiadomo, że się przegra. - Ale nasza
naj
ważniejsza
podróż, ta się nam nie udała... - wyszeptał Kri
stian,
głos mu się łamał i zanikał, kiedy wspominał zimową
noc
sprzed ponad dwudziestu lat. Zbyt późno przywieź
li
akuszerkę do rodzącej Jenny. Ale nawet dzisiaj nie miał
pewności,
czy żonę można było uratować, gdyby wcześniej
dotarł
z Birte. Emma zawsze twierdziła, że nie. Nić życia
Jenny
została przecięta tamtej zimnej lutowej nocy, nie po
winien
się o to nieustannie obwiniać. Gdzieś w głębi duszy
Kristian
wiedział, że stara służąca ma rację, ale może mówi
ła
tak, żeby go pocieszyć?
Teraz nić życia Czarnego miała wkrótce zostać przerwana. Kristian wiedział, że jego obowiązkiem jest zadbać, żeby stało się to humanitarnie. Mógł poprosić miejscowego rzeźnika, żeby go zastrzelił, zdawał sobie sprawę, że w tej decydującej chwili może nie starczyć mu odwagi. Zamyślił się, po chwili poczuł, jak przepełnia go spokój. Zrobi to sam. Chciał mieć pewność, że śmierć nastąpi natychmiast, że nie trzeba będzie strzelać kilka razy. Pragnął, żeby jego towarzysz czuł w tym momencie spokój, a nie strach, żeby umarł w tej samej sekundzie, kiedy kula trafi w jego serce.
- Zostaniesz
w zagrodzie do wiosny, koniku - przema
wiał
czule Kristian. - Kiedy słońce ogrzeje ziemię i śnieg
108
zniknie, zjesz swój ostatni posiłek. Będziesz skubał młode źdźbła jarej pszenicy i soczystą trawę, a potem bez strachu wyruszysz w swoją ostatnią podróż.
Zimny pot wystąpił na czoło Ingi. Serce biło jej tak mocno i głośno, że bała się, że Erling zauważy, jak faluje jej bluzka. Nie miała pojęcia, jak zareagować: powiedzieć, że to jej futerał, czy się go wyprzeć? Przestraszona pozwoliła Erlingo-wi mówić dalej. Postanowiła poczekać i zobaczyć, jak rozmowa się rozwinie.
- Podejrzewam,
że nóż, ten, którego brakuje, a któ
ry
powinien tu być, ma coś wspólnego ze śmiercią Gu
drun...
- cedził słowa Erling, nie śpiesząc się. - Gdybym
znalazł
nóż... - mówił niby do siebie, ale dostatecznie głoś
no,
żeby Inga go słyszała.
Inga mimowolnie dotknęła rękawa, jakby chcąc się upewnić, że blizny po nożu są pod nim dobrze ukryte. Rany na szczęście szybko się zagoiły, ale gdyby dobrze się przyjrzeć, nadal można było zauważyć ślady po nożu na jej przedramieniu.
Co by ci to dało? - spytała Inga pozornie obojętnym głosem. Gdyby Erling wiedział, ile ją to kosztowało!
Szukałaś czegoś na klepisku w noc po wypadku. Dlaczego? Dziwne, że zaraz potem znalazłem ten futerał, chociaż bez noża!
Inga odważyła się roześmiać krótkim, nieszczerym śmiechem.
- Chyba
oszalałeś, Erling. Ludzie uznają, że zwariowa
łeś,
jeśli będziesz chciał dowieść rzekomego morderstwa za
pomocą
pustej pochwy po nożu.
Jej śmiech go zirytował.
109
Porozmawiam z Gulbrandem, może wie, do kogo ten futerał należy! - oznajmił i schował go w dłoni.
Nie trudź się - powiedziała cienkim głosem. - Może należeć do każdego...
Na pewno nie! To piękna robota, żadnego parobka nie stać na coś takiego. Spójrz na te szlachetne oczy orła, patrz, jak wiernie oddano rysunek jego piór. - Podsunął futerał Indze pod oczy, żeby mogła go lepiej widzieć.
Inga stała i hardo patrzyła w ziemię. Widziała te oczy o raz za dużo!
- Daj
mi go, Erling - poprosiła podniecona - rozpytam
się
wśród ludzi.
Erling odchylił głowę do tyłu i się roześmiał.
- Naiwna
kobieto! Masz coś wspólnego z tym fute
rałem,
a pewnie z nożem. Widziałem, jak mu się dziwnie
przyglądasz,
chociaż udajesz, że nigdy go nie widziałaś.
Ja
go przechowam, może pewnego dnia będę mógł zrobić
z
niego użytek. Znów.
Erling odszedł, a w Indze wszystko aż gotowało się ze złości. Rozumiała, że mając futerał, mógł na niej wiele wymusić. Nie rozmawiali już o jego umowie, ale sądząc po jego butnej minie, domyślała się, że był pewien, że pozwoli mu zostać. Zrezygnowana wiedziała, że ma rację. Nie odważy się teraz zażądać, żeby odszedł.
Sigrid zaczęła cicho płakać, kiedy Martin rozpakowywał przywiezioną ślubną suknię Gudrun. Dziewczyna zasłoniła usta chusteczką i łkała.
- Takie
to dla ciebie bolesne? Oglądać suknię sio
stry?
- spytał Martin niezbyt mądrze.
Sigrid przytaknęła z oczami pełnymi łez.
110
- Biedactwo - wyszeptał Martin, obejmując ją.
Sigrid nie przywykła, żeby ktoś inny niż Torstein obejmował ją w ten sposób, ale kładąc głowę na piersi Martina, była spokojna. Nie pożądał jej, czuła to, czuła też, że szczerze jej współczuł. Kiedy stali tak blisko siebie, zawiązała się między nimi silna więź. Oboje musieli poradzić sobie z żałobą po Gudrun, chociaż każde z nich na swój sposób. Pociągając nosem, Sigrid odsunęła się od niego, zawstydzona.
Pod palcami czuła gładki jedwab koloru kości słoniowej. Pieściła go z nabożeństwem i nagle zalała ją fala wspomnień. Tęsknota ugodziła ją niczym ostrze noża, zostawiając na jej skórze piekącą ranę. Delikatny kwiatowy wzór był niemal niewidoczny, kiedy jednak dotknęło się materiału, zaczynał się mienić i błyszczeć. Koronka wokół dekoltu była równie biała jak w dniu ślubu Gudrun, długi tiulowy welon nie miał żadnych załamań. Pamiętała, jak ładnie Gudrun wyglądała w lekko srebrzystej woalce, obrzeżonej delikatnym kwiatowym wzorem, który odbijał kolor jej oczu.
- Tak
pięknie wyglądała tego dnia - westchnęła Sigrid
udręczona.
Martin przytaknął:
To prawda. Wyjątkowo pięknie.
Jestem ci bardzo wdzięczna, że się zgodziłeś, żebym szła do ślubu w jej sukni, Martinie - powiedziała Sigrid. - Mam wrażenie, że w ten sposób będę w stanie ją uczcić.
Na pewno - odparł Martin, uśmiechając się do niej łagodnie. - Myślę, że Gudrun poczułaby się zaszczycona twoim gestem.
Sigrid zalała fala ciepła. Martin był taki miły! Nie musiał przecież się zgodzić, kiedy poprosiła, żeby pożyczył jej ślubną suknię jej siostry, ale chętnie to zrobił. Przyłożyła ją
111
teraz do swojego ciała. Trzeba będzie ją w kilku miejscach zwęzić, bo Gudrun była nieco od niej pulchniejsza, ale długość jest w sam raz.
Oczywiście zwrócę ci ją po moim ślubie z Torstei-nem - zapewniła go Sigrid zawstydzona. - Nie zamierzam jej zatrzymać - tłumaczyła się.
Droga Sigrid - odezwał się Martin czule - możesz ją zatrzymać z czystym sumieniem. Minie parę lat, zanim znajdę sobie nową narzeczoną. Jeśli to w ogóle kiedykolwiek nastąpi...
12
Hedvig ostatnio tak serdecznie podejmowała Sigrid w 0vre Gullhaug, że dziewczyna czuła się wręcz skrępowana. Na szczęście Hedvig nie komentowała zachowania Sigrid po tym, jak kiedyś usiłowała wydobyć z niej coś, co wyjaśniłoby, dlaczego najpierw odrzuciła Torsteina. Sigrid już od dawna bała się, że Hedvig zechce mimo wszystko wrócić do tego przykrego wydarzenia, ale niepotrzebnie się obawiała. Znów była tu częstym gościem i szybko odzyskała pewność siebie.
Hedvig ożywała, kiedy zjawiała się Sigrid. Promieniała, nakrywała do stołu, częstowała ją kawą i ciastem, zlecając służbie swoje codzienne obowiązki.
- Żebyśmy
mogły sobie porozmawiać - mawiała zwy
kle,
mrugając do niej porozumiewawczo.
Tego przedpołudnia dołączyła do nich Ingebjorg, od wielu lat wierna przyjaciółka Sigrid.
Torstein mówił, że chcesz iść do ślubu w sukni Gudrun - zagadnęła. Hedvig, która właśnie trzymała w ręku dzbanek z kawą, uniosła brwi.
To prawda - przytaknęła Sigrid nieśmiało. - Właściwie to chciałam iść w sukni mamy, wiem, że leży w skrzyni na strychu, ale po tym, jak Gudrun... - odchrząknęła. - Po
113
tym, jak Gudrun umarła, pomyślałam, że jednak wezmę ślub w jej sukni.
Hedvig rozlała parującą kawę do filiżanek, jedną postawiła przed Sigrid, drugą przed córką.
- Sama
świetnie szyję - pochwaliła się nieskrom
nie.
- Ale dobrze zrobiłaś, moja najdroższa. To będzie pięk
ny
ślub - rozmarzyła się. - Teraz nabierze niemal symbo
licznego
znaczenia.
Postanowiono, że Sigrid i Torstein zostaną sobie poślubieni ósmego maja 1909 roku. Tego dnia Halvdan skończyłby pięćdziesiąt lat, będzie więc okazja, by jednocześnie uczcić pamięć dwóch osób.
Po słowach Hedvig w kuchni zapadła cisza. Obie rodziny straciły niedawno kogoś ze swoich bliskich, trzy kobiety pochyliły głowy.
Ale ślubną suknię dla Ingebjorg sama zaprojektuję i uszyję - oznajmiła dumnie Hedvig, przerywając milczenie.
Mamo! - wykrzyknęła córka oburzona. Jej jasna buzia zrobiła się czerwona.
Też wychodzisz za mąż? - spytała Sigrid urażona, że nikt jej o tym nic nie powiedział.
Nie, nie - roześmiała się Ingebjorg.
Ale... - zaczęła Hedvig podstępnie - podoba się jej pewien...
Nie mów tak, mamo - zaczęła błagać ją wzburzona Ingebjorg, zerkając jednocześnie na Sigrid.
Sigrid miała wrażenie, że Ingebjorg próbuje ostrzec matkę. Wyraźnie było widać, że przyjaciółka nie chciała poruszać tego tematu w jej obecności.
- Dzielimy
się niemal wszystkim - zaczęła szcze
rze.
- Czemu więc chcesz to przede mną ukryć? - spytała
Sigrid
lekko urażonym głosem.
114
Boję się sprawić ci przykrość - wyznała Ingebjorg, popijając kawę.
Przykrość? Przecież chcę dla ciebie jak najlepiej. Jestem po słowie z twoim bratem. Nie pragnę innego mężczyzny. ..
Ingebjorg skubała nerwowo frędzle przy obrusie.
- Bo
widzisz, tu chodzi o Martina, to jego pragnę.
Sigrid
była zaskoczona. O Martina...? Wdowca po Gu
drun?
Ja... - zaczęła bezradnie i po chwili zamilkła. W głowie wirowało jej tysiące pytań, myśli, nagle zobaczyła przed sobą fragmenty zdarzeń z przeszłości.
Wszystko wiem - powiedziała Ingebjorg głośno. - Rozumiem, że pewnie uważasz, że za mało czasu minęło od śmierci twojej siostry, ale... - urwała i zacisnęła usta, tak że została tylko wąska kreska. - Nic nie poradzę na to, co do niego czuję... Szanowałam Gudrun, zapewniam cię, ale on teraz jest wolny...
Ingebjorg zamilkła, widząc wielkie łzy spływające po policzkach Sigrid.
- Kochanie
- zaczęła pocieszać ją Hedvig, palcem otarła
jej
łzy. - Wiemy, jaki to był dla ciebie wstrząs, ale Ingebjorg
ma
już swoje lata, a Martin ma wszystko, co mężczyzna
mieć
powinien. Poza tym jest dziedzicem dworu.
Sigrid uśmiechnęła się pojednawczo. Chciała okazać przyjaciółce, że się na nią nie gniewa. Oczywiście, że Ingebjorg miała prawo zakochać się w Martinie. Był teraz wdowcem, to prawda, ale okres żałoby jeszcze nie minął.
- Takie
jest życie - zadumała się Sigrid. - Chociaż rzeczy
wiście
trudno mi się pogodzić, że być może zajmiesz miejsce
mojej
siostry. To jeszcze bardziej podkreśla fakt, że Gudrun
nie
żyje, że nie ma jej już wśród nas... A co na to Martin?
115
O ile to możliwe, twarz dziewczyny zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Nie mam pojęcia... - wybąkała. Sigrid była zdumiona.
Nie rozmawiałaś z nim?
Nie - przyznała przyjaciółka niechętnie. Wtedy wtrąciła się Hedvig:
- Na
pewno ją zechce! - powiedziała, dumnie wysu
wając
do przodu pierś. - Przedłożę Laurensowi odpowied
nią
propozycję. Niech porozmawia z synem. Martin wie,
że
Ingebjorg będzie dobrą żoną.
Dziewczyna pozostawała speszona, ale ożywiła się nieco, kiedy matka zaczęła rozprawiać o małżeństwie.
Sigrid nie wiedziała, co odpowiedzieć. Hedvig niepotrzebnie pozwalała córce się łudzić. Na pewno bardzo przeżyje, jeśli Martin odmówi. Nigdy nie należy się cieszyć na zapas. Spojrzała uważnie na swoją przyjaciółkę, musiała przyznać, że dziewczyna była ładna. Ładniejsza niż Gudrun, pomyślała nagle. Ingebjorg miała lekko śniadą cerę, gruby warkocz pięknie spływał jej po plecach, włosy miała nieco jaśniejsze od matki. Jednak uwagę przyciągały przede wszystkim jej oczy: piwne z zielonymi plamkami, okolone czarnymi rzęsami i ze ślicznie zarysowanymi brwiami. Kąciki ust miały lekką tendencję do opadania, zauważyła Sigrid krytycznie, dlatego dziewczyna zawsze sprawiała wrażenie lekko obrażonej, ale kiedy się uśmiechała, była piękna jak obrazek
- Muszę
przywyknąć do tej myśli - wyznała Sigrid za
wstydzona.
- Oczywiście mam nadzieję, że Martin będzie
ci
chętny. Życzę i tobie, i jemu, żebyście mogli razem prze
żyć.
.. miłość.
116
Chwilę potem Sigrid patrzyła zakochanym wzrokiem na Torsteina. Odprężeni, spacerowali razem po ogrodzie. Przyjemnie było trzymać jego ciepłą dłoń w swojej, lubiła jego mocny chwyt. Mam wrażenie, że już nigdy mnie nie puści, pomyślała, schlebiając sobie nieco.
Musiało minąć kilka miesięcy, zanim zrozumiała, jakie miała szczęście. Wciąż pozostawało dla niej tajemnicą, dlaczego ten przystojny mężczyzna wybrał właśnie ją spośród tylu innych. Początkowo zachowywała się niezdarnie, dziecinnie, nie lubiła, kiedy na nią patrzył. Jeśli przyglądał się jej zbyt nachalnie, zaczynała się obawiać, że może dojść do wniosku, że w okolicy jest wiele piękniejszych kobiet.
Przy końcu ogrodu Torstein znalazł końskie ziele. Rosło w kępkach wzdłuż drogi. Szybko się schylił, zerwał je, uważając żeby korzeń został w ziemi, i wręczył jej.
Na wzgórzach wciąż jeszcze leżały resztki śniegu, w powietrzu unosił się zapach gnijących w lasach liści, więc Sigrid bardzo się ucieszyła z tych pierwszych wiosennych kwiatów. Niedługo wszystko wokół się zazieleni, na łące zaczną kwitnąć kwiaty, znak, że życie się odradza.
Krótka chwila odpoczynku dała Sigrid nowe siły. Postanowiła poruszyć temat, nad którym już jakiś czas się zastanawiała.
A co z twoim ojcem, Torstein? - spytała. - Nie powinniśmy zaprosić go na ślub?
Mój ojciec - odpowiedział Torstein gorzko - leży w grobie na cmentarzu.
Wiem - przytaknęła Sigrid spokojnie. - Ale w twoich żyłach płynie też inna krew.
Torstein kopnął mały kamyk leżący obok jego stóp. Śledził go wzrokiem, kiedy wzniósł się łukiem w powietrze, po chwili westchnął:
117
Nie chcę znać mężczyzny, który zostawił matkę w potrzebie, kiedy była ze mną w ciąży!
Cóż - zaoponowała Sigrid spokojnie - to chyba nie przedstawiało się dokładnie tak. Ale nie dyskutujmy o tym, kto kogo zawiódł. To nie ma tu nic do rzeczy. Uważam tylko, że byłoby miło, gdyście obaj, Mons i ty, mogli się lepiej poznać...
Niby po co? - spytał Torstein poirytowany. - Mons wiedział, że matka była w ciąży, ale nigdy się z nią nie skontaktował. Nie rozumiesz, Sigrid, że on nie chce mnie znać?! - wyrzucił z siebie i zrezygnowany potarł brodę.
Sigrid zaczekała, aż się uspokoi.
Masz rację - przyznała - ale pomyślałeś, że może bał się, że zostanie odtrącony? Może obawiał się przyjechać, bo nie chciał zniszczyć tego, co było między Hedvig i Halv-danem?
Jeśli ojcu zależy na dziecku - mówił Torstein zły - to nie rezygnuje z niego tylko z tego powodu!
Pamiętaj, że Mons cię w ogóle nie znał. Nie było cię na świecie, kiedy Hedvig wyjechała ze Stavern. A może Mons całe życie za tobą tęsknił?
Na litość boską, Sigrid - uniósł się Torstein. - Widział mnie w sądzie podczas rozprawy! I nawet się do mnie nie odezwał. Gdyby ojcostwo było dla niego takie ważne, to chyba mógł zamienić ze mną kilka słów!
Sigrid zgadzała się z nim, podjęła jednak jeszcze jedną próbę.
Pamiętaj, że było wtedy sporo zamieszania, nie można też powiedzieć, żebyś zachęcał go do bliższego kontaktu - wzięła go za rękę i pociągnęła na drogę. - Uważam, że nasze przyszłe dzieci mają prawo znać swoje korzenie...
Ty i te twoje korzenie - powiedział Torstein, uśmie-
118
chając się gorzko. - Więzy krwi są silne, ale czy zawsze dobrze jest mieć dużą rodzinę?
- Nie
- przyznała Sigrid markotnie. - Powinniśmy jed
nak
dać naszym dzieciom możliwość wyboru. To kwestia
tożsamości,
Torstein, człowiek lepiej rozumie, kim jest.
Ledwie
pamiętam swoją matkę. Czuję tu wielką tęskno
tę
- tłumaczyła mu, pokazując na swoje serce. - Nie zdąży
łam
jej poznać.
Torstein zatrzymał się, widać było, że się zastanawia.
- Matka
nigdy nam nie wybaczy, jeśli zaprosimy Mon-
sa.
Poza tym musielibyśmy też zaprosić jego żonę...
Sigrid poczuła wewnętrzną radość. Narzeczony wysłuchał jej słów.
Czy to Hedvig bierze ślub, czy my? To jest chyba nasz dzień?
No, tak - przyznał Torstein z pewnym oporem. - Chyba tak...
Wyślijmy mu przynajmniej zaproszenie - zaproponowała Sigrid. - Niech Mons sam zdecyduje, czy chce przyjechać. Możliwe, że odmówi, wtedy będzie to znak, że nie chce cię znać. Wtedy zdecydujemy się już do tego nie wracać. Mogę ci to obiecać.
No dobrze - zżymał się Torstein niezadowolony. - Zobaczysz, kochanie, że Mons nie odważy się stawić w 0vre Gullhaug.
Sigrid jednak nie była tego taka pewna.
- Sorine? To ty? Jak miło - Inga uśmiechnęła się przyjaźnie do bratowej. Sorine namówiła Embrika, żeby przewiózł ją ze Svartdal do Gaupås.
119
- Chciałam
odwiedzić Emilkę. Tyle czasu jej nie wi
działam
- powiedziała Sorine, wychodząc z trudem z po
wozu.
Od czasu ich ostatniego spotkania brzuch bardzo jej
urósł.
- No i słyszałam, że też jesteś przy nadziei... - doda
ła
z lekkim wahaniem. Sorine rzuciła szybkie spojrzenie na
coraz
bardziej wypukły brzuch Ingi.
Na twarzy Ingi pojawił się grymas. Nie bardzo chciała komentować, czy w ogóle wiąże jakieś nadzieje z przyjściem na świat kolejnego dziecka.
Tak, Emilia będzie wkrótce miała braciszka albo siostrzyczkę - potwierdziła tylko.
Kiedy się spodziewasz? - spytała Sorine. Ciekawość malowała się jej na twarzy.
Dokładnie nie wiem - odpowiedziała Inga szczerze. - Ale pewnie gdzieś w czerwcu. A ty kiedy?
Sorine, cała szczęśliwa, poklepała się po brzuchu.
- A
więc obie będziemy rodzić w czerwcu. Tak sądzę.
Taka
jestem podniecona. Ale i nieco zaniepokojona... - do
dała,
a na jej młodej twarzy pojawił się ból. Sorine nie zapo
mniała,
że jedno dziecko zdążyła już pochować.
Tym razem Inga nie ośmieliła się zapewnić jej, że wszystko będzie dobrze. Raz się już sparzyła, pamiętała doskonale, jak bratowa trzymała w objęciach swojego martwego synka.
- Ciężarne
kobiety nie powinny zamartwiać się tym,
co
się może wydarzyć - oznajmiła Inga, uznawszy, że tym
razem
powinna podejść do tego poważnie. - Zresztą tak
naprawdę
kłopoty zaczynają się po narodzeniu dziecka.
Emilia
chorowała, bardzo poważnie, i to niedługo po uro
dzeniu.
Miała... zatruła się. Była tak chora i słaba, że bałam
się,
że umrze. Ale wyzdrowiała i jak zapewne wiesz, ma się
znakomicie
- mówiła dalej Inga, udając obojętność, miała
120
jednak nadzieję, że bratowa nie wsłuchiwała się zbyt dokładnie w jej słowa. - Teraz najbardziej obawiam się jeziora. A jeśli Emilia pewnego dnia wpadnie na pomysł, żeby tam pobiec? Wystarczy, że na chwilę zostanie bez opieki, i może się utopić...
Serine gryzła wargę, zamyślona.
Poprzedni poród był straszny, tak się przecież cieszyliśmy... Kiedy zobaczyłam kształtne ciałko synka, zaczęłam się zastanawiać, jaki by wyrósł. Miałam przed oczami obraz małego chłopczyka w krótkich granatowych spodenkach, białej koszuli i maleńkich lakierkach. Wyobrażałam sobie nawet, jakiego koloru miałby oczy i włosy, początkowo czarne i kręcone, i piegi na nosku, bo przecież chodziłby z Kristofferem na obchód gospodarstwa, śmiałby się perliście swoimi małymi, czerwonymi usteczkami. Wyobrażałam sobie, Ingo, naszą przyszłość. Naszą przyszłość z naszym małym synkiem.
Oczywiście, Sorine - powiedziała Inga, prowadząc ją ostrożnie w stronę domu. Posadziła bratową przy stole w kuchni i zaczęła mleć kawę. Po całej izbie rozszedł się aromatyczny zapach mielonej kawy. - Każda matka wiąże nadzieje ze swoim dzieckiem - tłumaczyła jej Inga, nalewając wody do dzbanka.
Miałam duże wsparcie w Emmie - stwierdziła Sorine i pokiwała głową. - To jej zasługa, że wróciłam do życia i w ogóle zaczęłam inaczej myśleć o życiu i o śmierci. Niewiele brakowało, a byłabym się załamała - wyznała z lekkim zażenowaniem. - W końcu jednak zrozumiałam, że nikt z nas nie wie, co komu jest pisane.
Kiedy woda się zagotowała, Inga wsypała do dzbanka zmieloną kawę i pozwoliła jej się zaparzyć.
- Nie wątpię, że twój smutek był wielki, Sorine, ale po-
121
myślałaś, jak by się sprawy miały, gdybyś straciła swojego synka, kiedy miałby pięć, sześć lat? Wiesz, jak smutna cisza by wtedy wszędzie zapanowała? W nocy na pewno śniłby ci się jego uśmiech, z oddali dobiegałoby cię echo jego śmiechu... Wszystkie wspomnienia, wszystkie wasze wspólne plany... To, Sorine, powoli zabiłoby w tobie wszystko....
- Uff,
nawet nie chcę o tym myśleć - wzdrygnęła się
bratowa.
- Na samą myśl, że nigdy już nie mogłabym go
przytulić,
pogładzić po policzku czy po główce... Nie wiem,
jaki
jest sens w tym, że dziecko umiera podczas porodu,
ale
na pewno trudniej jest się pogodzić ze śmiercią kogoś,
kto
żył.
Inga położyła na półmisku placek z jabłkami i nalała gorącej kawy do dwóch kubków.
Nie chcę umniejszać twojego bólu, ale trzeba patrzeć w przyszłość. Za kilka miesięcy twoje marzenie pewnie się ziści! - powiedziała, uśmiechając się do niej. - Niedługo będziesz trzymała w objęciach swoje maleństwo, swój cud!
Tak, to prawda - odrzekła Sorine uśmiechnięta, już na samą myśl czuła się szczęśliwa. - Sporo się ostatnio dzieje u nas w Svartdal. Mina i jej córki zamieszkały z nami, chociaż szczerze przyznaję, że mnie teraz zajmuje głównie moja ciąża - westchnęła Sorine i roześmiała się. - Radość z tego, że mieszkają z nami, jest niczym w porównaniu z tym, co mnie wkrótce czeka!
Inga nie mogła się nie uśmiechnąć, widząc jej szczerość.
- Jakie
one są? Tora i Asne? - spytała.
Sorine
zmarszczyła nos.
- Tora
jest grzeczna i miła, ale Asne... Pewnie trudno
jej
się u nas odnaleźć. Nie żeby była niegrzeczna, skądże,
ale
jej humory bywają irytujące. Mam wrażenie, że przywy-
122
kła obracać się w lepszym towarzystwie - powiedziała bratowa, podkreślając to nonszalanckim gestem ręki.
Ojciec pewnie wybije jej te fochy z głowy - zaśmiała się Inga. - Jak tylko je zauważy. A to nie jest pewne.
Żebyś wiedziała, że już to zrobił! Rozpoznaję jego karzące spojrzenie, kiedy jest niezadowolony. To kwestia czasu, ale na pewno przywoła ją do porządku. Nie przejmuje się tym, że to córka Miny.
To nie powinno stawiać jej na uprzywilejowanej pozycji - przyznała Inga sucho.
W oczach Sorine pojawił się chytry błysk.
Mam wrażenie, że Tora wpadła w oko Kristerowi. Na pewno bardzo uważnie jej słucha. I tak jej pomaga, że aż przyjemnie patrzeć...
A Tora mu na to pozwala?
Jak najbardziej. Na pewno coś między nimi się zaczyna, ale nic więcej nie wiem. Sama jestem ciekawa, jak to się rozwinie. Najwyższa pora, żeby Krister rozejrzał się za narzeczoną.
Na Boga, miejmy nadzieję, że sam będzie mógł o tym decydować! - odezwała się Inga nieco ironicznie.
Sigrid zamilkła zdziwiona.
- Przepraszam
- powiedziała Inga. Zaczęła nerwowo
szarpać
palcami grzywkę. - Masz jeszcze jakieś wieści ze
Svartdal?
Sorine zastanawiała się z filiżanką przy ustach.
- Niee.
Chyba nie, poza tym, że Kristian zastanawia się,
czy
nie pora rozstać się z Czarnym.
- Co?!
- krzyknęła Inga zrozpaczona.
Sorine
aż podskoczyła.
- Tak
- ciągnęła dalej z wahaniem. - Tym razem to ona
szukała
słów, które mogłyby pocieszyć Ingę. - Koń jest już
123
stary. Zwierzęta żyją dniem dzisiejszym, nie zastanawiają się nad sensem życia i życiem wiecznym, jak to robią ludzie. Nie rozróżniają między teraźniejszością a przyszłością. W jednej chwili Czarny żyje, a w następnej już nie.
Inga nie była w stanie się opanować i kiedy Serine wyjechała w drogę powrotną do Svartdal, uroniła kilka łez nad losem Czarnego. Wiedziała, że koń musi już odejść na wieczny odpoczynek i że ojciec na pewno nie zdecyduje się zastrzelić go wcześniej, niż to będzie absolutnie konieczne. Czarny - stary, poczciwy koń... Wspomnienia wywoływały w niej nostalgię. Był częścią jej dzieciństwa, towarzyszył jej, kiedy dorastała. Przypominała sobie jego łagodne rżenie.
Inga westchnęła, sprzątając ze stołu brudne kubki i talerzyki. Tyle się zmieniło w jej życiu, i to w tak krótkim czasie. Nie było już Nielsa ani Gudrun, wkrótce za nimi podążą też Emma i Gulbrand. Jej urodziła się córka, jeden brat już się ożenił, drugi pewnie uczyni to wkrótce, a i ojciec zamierza ponownie wstąpić w związek małżeński.
Jeszcze trochę, a Czarny też już nigdy nie wychyli swojego wielkiego łba zza drzwi stajni. Czarny, ten wspaniały koń z rozwianą, długą grzywą i wiernymi oczami...
Nagle Inga poczuła się bardzo stara.
13
Inga z narastającym niepokojem obserwowała, że Kristiane wyraźnie flirtuje z Erlingiem. Dziewczyna śmiała się i chichotała zawsze, kiedy tylko znalazł się w pobliżu. Wodziła za nim błyszczącymi oczami. Inga nie miała wątpliwości, że Erling też był tego świadom. Pewny swego uśmiechał się bezczelnie do Kristiane, a ona wtedy jeszcze bardziej się czerwieniła.
Indze nie podobały się też wyzywające spojrzenia, jakie dziewczyna rzucała Erlingowi. A jeszcze mniej sposób, w jaki kręciła tyłeczkiem i biodrami, kiedy przechodziła obok niego. Jej ruchy przypominały zachowanie krowy zadzierającej ochoczo ogon, żeby byk mógł ją pokryć.
Z drugiej strony Inga rozumiała, że Kristiane mogła się zakochać w Erlingu. Był przystojnym mężczyzną, miał czarne, kręcone włosy, niebieskie oczy i wyrazistą brodę. Usta były jej zdaniem za wąskie i zbyt blade, ale Kristiane najwyraźniej nie przywiązywała do tego wagi. Nie prezentował się zbyt okazale w ramionach, ale na rękach wyraźnie uwypuklały się jego napięte mięśnie, więc na pewno nie był słabeuszem.
Inga wzdrygnęła się. Kristiane w jego oczach widziała zapewne tylko czułość, ale ona zdążyła poznać bijący od nich
125
lodowaty chłód. Uderzyło ją, że Erling jest niebezpieczny, Kristiane będzie biedna, jeśli któregoś dnia ich miłość się skończy. Wtedy Erling pewnie nie zdoła ukryć swojej prawdziwej natury i Kristiane doświadczy jego bezwzględności.
Inga postanowiła przemówić dziewczynie do rozsądku. Wybrała moment, kiedy ta wychodziła z obory z dwoma wiadrami pełnymi mleka. Pośpieszyła za nią do mleczarni, gdzie miała zlać mleko. W myślach przepowiadała sobie wszystkie mądre słowa, które chciała powiedzieć, ale teraz czuła, że język przywarł jej do podniebienia.
Kristiane, zajęta zlewaniem mleka, uśmiechnęła się nieśmiało do gospodyni.
Inga oparła się o framugę, krzyżując ręce na piersiach.
- Chciałabym z tobą porozmawiać...
Na dźwięk jej poważnego tonu Kristiane przestraszona opuściła ręce.
Coś się stało? - spytała zlękniona.
Nie - odpowiedziała Inga z wahaniem. - Właściwie to nic mi do tego... Czuję jednak, że powinnam cię przestrzec. Nie znasz Erlinga równie długo jak ja.
Ach - odetchnęła z ulgą Kristiane. - O nim chcesz ze mną porozmawiać?
Indze nie podobał się wyraz zadowolenia, malujący się na twarzy dziewczyny. Widać było, że jest oczarowana młodym parobkiem. Trudno będzie przemówić jej do rozsądku.
Nie wiem, czy to rozsądne wiązać się z mężczyzną, który nie pracuje tu na stałe.
Nie? - zdziwiła się Kristiane. - Zapewniał mnie, że zostanie tu co najmniej do kwietnia.
Ach tak, pomyślała Inga niezadowolona, więc już jej coś obiecał. Jakim prawem? Gdyby to od niej zależało, dawno kazałaby mu opuścić Gaupås. Powoli zaczęło do niej do-
126
cierać, że Erling prawdopodobnie zamierzał szantażem zapewnić tu sobie pracę na wiele lat.
Zimąbyłnampotrzebny-kłamałalngajakznut. - Ale w połowie kwietnia pewnie będzie musiał opuścić dwór. Nie jestem tego jeszcze do końca pewna - dodała na wszelki wypadek. Nie chciała, żeby Kristiane doniosła Erlingowi, że gospodyni zamierza się go pozbyć.
Nie musisz się o nas martwić - zapewniła Kristiane dotknięta. - Potrafimy o siebie zadbać...
Nieczęsto zdarzało się, żeby służące rozmawiały z nią tak szczerze. Ostatnie zdanie otworzyło jej oczy. A więc zapewne już nieraz zabawiali się na sianie. Ach, Kristiane, jak mogłaś tak łatwo dać się zwieść? Inga zarumieniła się, przypomniawszy sobie, że sama uległa Bj0rnarowi szybciej niż Kristiane Erlingowi.
Rozmawiałaś o tym... ze swoją siostrą? - chciała wiedzieć Inga.
Z Marlenę? - spytała Kristiane głupio. - A co ona ma z tym wspólnego?
Nic - odpowiedziała Inga, machając ręką lekceważąco. Wyglądało na to, że Marlenę nie zwierzyła się siostrze z tego, że zaszła w ciążę z lekkoduchem Pederem. Marlenę pozbyła się płodu, ale dotąd cierpiała z tego powodu, dlatego też Inga miała nadzieję, że Marlenę mogła ostrzec siostrę przed konsekwencjami zbliżenia z parobkiem niezwią-zanym na stałe z dworem.
Inga czuła krople potu na plecach. Może i dobrze, że siostry nie zwierzały się sobie ze wszystkiego, nie chciała, żeby wyszło na jaw, że to ona podała Marlenę wywar z widłaka. Obie przysięgły sobie, że pozostanie to ich tajemnicą. Po części dlatego, że nie chciała zostać oskarżona o spędzanie płodu, po części zaś z tego powodu, że dla Marlenę to
127
ogromny wstyd. Trudno byłoby jej to znieść: zarówno po-zamałżeńską ciążę, jak i karę za pozbycie się płodu. Inga spróbowała ponownie.
- Pamiętaj,
że Eriing jest parobkiem najmującym się do
różnych
prac, w różnych miejscach. Nie znasz go wystar
czająco
dobrze...
Kristiane miała dosyć jej pouczeń.
- Bjornar
nie był chyba o wiele lepszy, o ile dobrze pa
miętam,
ale wtedy to ci nie przeszkadzało!
Inga otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Przestraszona i zmieszana wykrzyknęła:
- Co
ty możesz o tym wiedzieć?!
Kristiane
odpowiedziała jej pogardliwie:
- Co
nieco sama widziałam, a i Eriing niejedno o tobie
opowiadał,
o tobie i tym lekkoduchu parobku, jak o nim
mówisz.
Inga zrobiła krok w kierunku dziewczyny i pogroziła jej palcem.
- Jeśli
chcesz nadal pracować w Gaupås, Kristiane,
to
nie chcę słyszeć od ciebie takich słów! Rozumiemy
się?
Kristiane prychnęła, ale skinęła głową zawstydzona. Ostrożnie minęła Ingę i wyszła.
Sigrid ruszyła raźno łąką prowadzącą do 0vre Gullhaug. Czuła łaskotanie w żołądku. Hedvig i ona zaczęły już przygotowania do ślubu, właściwie dopiero teraz dotarło do niej, że niedługo będzie żoną Torsteina. Gdzieś z tyłu głowy pamiętała wciąż o odrażającym związku ojca z Gudrun, nie mogła jednak wciąż rozmyślać o tym, jak przez wiele lat
128
ojciec brał Gudrun siłą, bała się, że mogłoby to spaczyć jej uczucia do Torsteina.
Torstein nie jest Nielsem, powtarzała sobie ciągle. Tor-stein to miły i czuły mężczyzna, widziała, że bardzo się stara poskromić swoje miłosne zapędy i ograniczyć pieszczoty, ale była spokojna. To jego opanowanie sprawiło, że przyjęła jego oświadczyny. Miała pewność, że będzie ją dobrze traktował. Najbardziej lubiła, kiedy ostrożnie przyciskał jej głowę i tors do swojej piersi. Wzdychała ze szczęścia, kiedy obejmował ją swoimi silnymi rękami. Gdy opierał brodę o jej czoło, czuła się pijana ze szczęścia.
Dzisiaj miała z Hedvig układać jadłospis. Hedvig w dalszym ciągu wykazywała tendencję do narzucania własnych pomysłów, ale Torstein najwyraźniej zwrócił jej uwagę, bo teraz już po chwili się wycofywała i pytała Sigrid o zdanie. Sigrid co prawda nie bardzo wierzyła, że zmiana w ich stosunkach będzie trwała, ale postanowiła teraz się tym nie przejmować. Po tragicznej śmierci Gudrun Hedvig była dla niej bardzo miła i dobra.
- Sigrid, najdroższa moja! - zawołała teściowa, obejmując ją serdecznie. - Taka jestem ciekawa, co zdecydujemy się podać gościom. Wybacz mi to podniecenie, ale w końcu nie codziennie wydaje się za mąż jedynego syna i dziedzica!
Wspólnie i bez gwałtownej wymiany zdań wybrały zupę cebulową, a na główne danie pieczeń z sarny w brązowym sosie, z warzywami. Chwilę się zastanawiały, czy na deser lepszy będzie budyń migdałowy z sosem wiśniowym czy raczej kisiel z rabarbaru. Hedvig twardo się upierała, że powinni podać kisiel rabarbarowy ze śmietaną, żeby zakończyć obiad czymś słodkim, Sigrid z kolei nie chciała, żeby wszystko było na gorąco. Uważała, że zimny deser będzie bardziej orzeźwiający, i w końcu Hedvig jej uległa.
129
- Cóż,
to przecież twoje wesele - powiedziała trochę
niezadowolona,
ożywiła się jednak, kiedy Sigrid zaczęła
wyliczać,
jakie ciasta podadzą wieczorem do kawy.
Hedvig zapisywała pieczołowicie: ciasto z pianką owocową, ciasteczka kokosowe i tort cesarski, pamiętały też o przepysznym miejscowym smakołyku, nazywanym po prostu najlepszym ciastem na świecie.
Kari Oppegard na pewno zgodzi się upiec tort weselny - zapewniała Hedvig. - Oczywiście za odpowiednią zapłatą. Jest mistrzynią, jeśli chodzi o dekoracje z marcepanu. Skontaktuj się z nią - poleciła nagle - i ustalcie, jak tort ma wyglądać.
Dziękuję, chętnie się z nią zobaczę - odparła Sigrid, uśmiechając się. Miała przed oczami wspaniały dwupiętrowy tort weselny, bogato ozdobiony czerwonymi różyczkami z marcepanu i zielonymi listkami. Różyczki miały być wszędzie, na samym wierzchu zaś powinien znaleźć się napis z czekolady: „Dla młodej pary". Śmiała się sama do siebie, ale nie odważyła się zdradzić swoich planów teściowej. Nie chciała, żeby Hedvig zaczęła podejrzewać, że zwariowała.
Myślisz, że Inga zechce upiec jakieś ciasto? - spytała Hedvig, a jej oczy zrobiły się wąskie jak szparki.
Na pewno zechce - przytaknęła Sigrid. - Robi bardzo dobre bezy.
Najwyższa pora, żeby też się włączyła - zauważyła Hedvig cierpko. - Wesele kosztuje!
Sigrid myślała, że spali się ze wstydu. Było dla niej jasne, że 0vre Gullhaug nie będzie ponosiło wszystkich kosztów uroczystości, ale że Hedvig o tym wspomniała...
Ależ tak, na pewno się włączy... - zapewniła.
Skąd wiesz? - spytała Hedvig ostro. - Nawet się tu nie pojawiła, żeby o wszystkim porozmawiać. Chociaż ty
130
pewnie masz swój majątek - dodała Hedvig, patrząc na nią porozumiewawczo.
Ja? - roześmiała się Sigrid. - A niby skąd miałabym mieć pieniądze?
Ze spadku po matce - powiedziała Hedvig, przyglądając się jej bacznie. - A teraz, po śmierci Gudrun... jesteś jedyną spadkobierczynią Andrine.
Sigrid schyliła głowę. W ogóle o tym nie pomyślała. Chętnie podzieliłabym się z Gudrun, pomyślała smutno, gdyby tylko żyła.
- Inga
nic o tym nie wspominała - zaczęła się tłuma
czyć
niepewnie.
Hedvig prychnęła.
- W
to wierzę! Baba jedna... - powiedziała ze złoś
cią.
- Ma prawo zatrzymać majątek po Nielsie, ale spadek
po
twojej matce powinien zostać przepisany na ciebie. 0vre
Gullhaug
jest dobrze utrzymanym, świetnie prosperującym
gospodarstwem,
bez dwóch zdań - oznajmiła z dumą. - Ale
prowadzenie
dworu pochłania dużo pieniędzy. Jestem pew
na,
że Torstein okaże zadowolenie, jeśli jego żona będzie
mogła
coś dołożyć z własnych środków.
Sigrid nie była zachwycona obrotem rozmowy. Żałowała, że Inga i Hedvig nie ustaliły wcześniej kwestii finansowych związanych ze ślubem i weselem, ale najbardziej ciążyło jej poczucie, że stanie się obciążeniem dla dworu. Torstein ani słowem nie wspomniał o pieniądzach, a powinien, jeśli to dla niego takie ważne.
- Porozmawiam
o tym z Ingą - powiedziała Sigrid i od
razu
poprawił się jej humor. - Inga nie jest chciwa.
Hedvig wbiła w nią swoje piwne oczy.
- Najdroższa
Sigrid, nie rozumiem, dlaczego tak jej
bronisz.
131
Jest moją macochą - wymamrotała Sigrid, wycierając o sukienkę spocone dłonie.
I to właśnie twoja macocha była z Gudrun na strychu tego nieszczęsnego dnia - wyrzuciła z siebie Hedvig i natychmiast zamilkła.
Co masz na myśli? - spytała Sigrid, a serce zaczęło jej mocniej bić.
Nieważne - burknęła Hedvig. - Po prostu zastanawiałam się, jak doszło do tego wypadku. Mówiłaś mi, że Gudrun się pożegnała i ruszyła już w drogę powrotną do domu.
To prawda - potwierdziła cienkim głosem Sigrid.
Dlatego zastanawiam się, z jakiego powodu Gudrun jednak się cofnęła i wróciła. O czym to chciała rozmawiać z Ingą? To wszystko wydaje mi się dziwne, bardzo dziwne.
Sigrid przełknęła ślinę, miała sucho w gardle. Patrzyła przerażona przed siebie, zrobiło się jej ciemno przed oczami, zaczęła więc szybko mrugać i po chwili powoli, bardzo powoli zaczęło dochodzić do niej, że Hedvig mogła mieć rację. Przerażającą rację...
Inga czuła się zawiedziona, kiedy zauważyła, że Sigrid się od niej odsunęła. Pasierbica w ogóle należała raczej do nieśmiałych, ale uderzyło ją, że zdarzały się momenty, kiedy Sigrid patrzyła na nią niemal z nienawiścią. To do niej niepodobne, zawsze była grzeczną, delikatną dziewczynką. Poza tym wiele je łączyło, dawniej wspólnie przeżywały swoje radości i troski.
Przez pierwszy tydzień Inga postanowiła nie poruszać tematu. Zauważyła jednak, że po każdej wizycie u Hedvig Sigrid stawała się wobec niej coraz bardziej wroga. Zrozu-
132
miała, że to Hedvig nastawia ją przeciwko niej. Miejscowe plotkary na pewno niejedno o niej gadały, ale czyżby Sigrid naprawdę była tak naiwna, żeby w to wierzyć?
Któregoś przedpołudnia, kiedy Sigrid zachowywała się szczególnie nieznośnie, Inga chwyciła ją mocno za rękę.
- Co
się z tobą dzieje, młoda damo? Twój ojciec co prawda
nie
żyje, ale nie pozwolę, żebyś zachowywała się wobec mnie
tak
bezczelnie. Zapomniałaś, że jestem wdową po nim?
Sigrid spuściła wzrok, ale nadal uśmiechała się drwiąco.
Nie, jakżebym mogła o rym zapomnieć? - odparła z ironią w głosie. - Przecież przejęłaś w spadku majątek jego i mojej matki.
Sigrid! Czy to dlatego jesteś na mnie taka zła? Ani przez moment nie zamierzałam pozbawić cię spadku. Chcę, żebyś to wiedziała! - krzyknęła Inga. Coś takiego, pomyślała oburzona. - Rozmawiałam z adwokatem o testamencie jeszcze przed śmiercią Gudrun. To nie moja wina, że takie sprawy długo trwają. Dostaniesz po matce sporą sumę. Nie obawiaj się. Że też ci nie wstyd, Sigrid. Jesteś jak sęp!
Inga widziała, że Sigrid czuje się winna, ale uznała, że najwyższa pora wygarnąć dziewczynie prawdę. Wzdrygnęła się, widząc wzbierającą nienawiść w oczach pasierbicy.
Sigrid gwałtownie podniosła głowę.
- Wiedz,
że nie o pieniądze mi chodzi. Tylko dziwią
mnie
niektóre twoje decyzje.
Inga zaskoczona rozłożyła ręce.
- Powiedz
mi więc, co złego zrobiłam! Nigdy nie chcia
łam
cię skrzywdzić. Jeśli tak się stało, to nie było to
zamie
rzone.
Jesteś dla mnie niemal jak własna córka, kochanie,
dlatego
chcę się bronić przed twoimi oskarżeniami.
Sigrid wstała od stołu, miała czerwone policzki. Z gniewu i podniecenia cała drżała.
133
- Niedawno
Hedvig zadała mi pytanie... Powiedziała
coś,
co dało mi do myślenia... - Oczy Sigrid zaszły łzami.
Z
trudem chwytała powietrze, minęła chwila, zanim doszła
do
siebie.
Hedvig, Hedvig, kołatało w głowie Ingi, co ta szczwa-na kobieta znów knuła? Mimowolnie się spięła, wiedziała, że musi pozostać opanowana. Powinna się przygotować na najgorsze, bo Hedvig była nieobliczalna, poza tym pewnie łatwo przyszło jej zawrócić Sigrid w głowie.
- Gudrun
i ty nigdy za sobą nie przepadałyście - stwier
dziła
Sigrid bezbarwnym głosem. - Dlatego zaczęłam się
zastanawiać,
co moja siostra i ty robiłyście wtedy na stry
chu?
Inga nie wiedziała, czy ma płakać, czy śmiać się.
Gudrun wyszła z domu, kiedy ja czyściłam klatki królików. Pewnie usłyszała, że robię coś na górze, bo już po tym, kiedy się z tobą pożegnała, ruszyła przez dziedziniec, podeszła do mnie i spytała, czy może obejrzeć małe króliczki. A ja oczywiście się zgodziłam...
Kłamiesz - wybuchła Sigrid wściekła i zaczęła tupać. - To nie prawda!
Oczywiście, że prawda - zapewniła Inga niepewnie. Co działo się z jej pasierbicą?
Nie - prawie wysyczała Sigrid. - Sama widziałam, jak Gudrun ruszyła drogą. Patrzyłam za nią, Inga, patrzyłam tak długo, aż stała się małą kropką na horyzoncie. Mogę przysiąc na wszystko co najświętsze, że nie podeszła wcześniej do ciebie. Musiała zawrócić. Dlaczego? Przecież wyszła już z Gaupås, prawda?
Inga oblizywała swoje suche wargi, zastanawiała się, co ma odpowiedzieć. Pytanie nie było łatwe...
14
W tym samym momencie dobiegł ich z zewnątrz rozdzierający serce krzyk. Inga od razu poznała, że to krzyk Emilii. Zdarzało się, że córeczka czasem się przewróciła i zaczynała płakać. Zwykle jednak szybko przestawała, krzyk, który ich teraz doszedł, musiał znaczyć, że tym razem wydarzyło się coś poważniejszego.
Obie, i Inga, i Sigrid, wyszły przestraszone na dziedziniec.
Eugenie biegła, trzymając Emilkę na ręku.
Inga poczuła panikę.
- Co się stało?
Zdyszana Eugenie podała jej córeczkę.
- Pewnie
użądliła ją pszczoła. Nie jestem pewna, bo
wszystko
stało się tak szybko.
Dziewczyna zdenerwowana odgarnęła z twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
Inga odetchnęła z ulgą. Użądlenie pszczoły na pewno bardzo bolało, ale wyobraźnia zdążyła podsunąć jej gorsze rzeczy. Na polach zaczęto już prace, chłopi bronowali, bo przed siewem trzeba spulchnić i wyrównać ziemię. Żelazne zęby brony był ostre i Inga oczami wyobraźni widziała już, jak Emilka staje nogą na jednym z takich kolców.
Co prawda słyszała też, że podobno czasem ludzie umie-
135
rali od użądlenie pszczoły, ale to dlatego, że byli uczuleni i po prostu mieli pecha. U Emilii nie zauważyła na szczęście problemów z oddychaniem, dziewczynka miała twarz czerwoną i zapuchniętą, ale tylko od płaczu. Na ręku u matki nieco się uspokoiła, chociaż dalej szlochała.
- Mamusia
zaraz zobaczy, co się stało - szeptała Inga,
kładąc
ją ostrożnie na ławie w pokoju.
Emilia natychmiast zaczęła krzyczeć i przewróciła się na brzuszek.
- Boli
cię pupcia? - spytała Inga łagodnie. Eugenie i Si-
grid
stały obok, dokładnie wszystko obserwując.
Inga uniosła sukienkę małej, zdjęła jej pończochy i ściągnęła majteczki. Uśmiechnęła się z ulgą, kiedy na białej pupce córeczki zobaczyła dużą, czerwoną gulę. Miejsce po użądleniu było zaczerwienione i bardzo spuchnięte, ale pszczoła na szczęście nie zostawiła w nim swojego żądła.
- Poleź
tu chwilę, maleńka - Inga pocieszała łagodnie
córeczkę.
- Mama zaraz przyniesie coś, co złagodzi ból - za
pewniła
i po chwili wróciła, niosąc czystą szmatkę umoczo
ną
w occie.
Dziecko zareagowało podejrzliwie na ostry zapach octu.
- To
nie będzie bolało - zapewniła Inga. Delikatnie po
cierała
zaczerwienione miejsce kojącym octem. Emilka naj
pierw
się spięła, ale kiedy się przekonała, że ocet nie
szczypie,
odprężyła
się. - Jaka jesteś dzielna - pochwaliła ją Inga.
Emilka promieniała z zadowolenia.
Wracam do swoich zajęć - oświadczyła Eugenie. - Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Tak, Eugenie - powiedziała Inga. - Dziękuję, że się zaopiekowałaś małą.
Sigrid stała nieruchomo. W jej oczach była ciekawość,
136
Inga domyślała się, że na pewno będzie chciała wrócić do przerwanej rozmowy. Dlatego uprzedziła ją:
- Sigrid,
muszę się teraz zająć moją córeczką, ale chęt
nie
wrócę do naszej rozmowy wieczorem. Nie pozwolę,
żeby
takie podejrzenie zawisło między nami. Chyba sobie
na
to nie zasłużyłam?
Sigrid zacisnęła usta i niezadowolona pokiwała głową.
- Jak chcesz - oznajmiła.
Kiedy Inga została sama z Emilią, otarła pot z czoła. Dobry Boże, zaczęła się modlić. Miała wrażenie, że pęknie jej głowa. Użądlenie bardzo ją zaniepokoiło, ale naprawdę przeraziło ją oskarżenie Sigrid! Wypadek córeczki dał jej cenny czas do namysłu. Gdyby musiała zareagować natychmiast, nie zdołałaby odpowiedzieć wiarygodnie, teraz zyskała trochę czasu. Niewiele, ale każda chwila była cenna.
W nie najlepszym humorze Sigrid poszła do swojej sypialni. Stanęła przy oknie, wyglądając na dziedziniec. Dzień, w którym umarła Gudrun, dużo zmienił w jej życiu. Przede wszystkim straciła swoją starszą siostrę, a jednocześnie ze strychem w oborze w Gaupås zaczęły się wiązać najbardziej przykre emocje. Bała się pójść na miejsce, gdzie zginęła Gudrun. Było ono dla niej symbolem śmierci i smutku.
Naszły ją ponure myśli. Zdawała sobie sprawę, że Hedvig mogła mieć na nią zły wpływ. Powodowała, że zaczynała widzieć Ingę jej oczami, nie podobało się jej to. Podczas rozmowy w kuchni Inga rzeczywiście sprawiała wrażenie całkowicie zaskoczonej. Sigrid zastanawiała się, czy dlatego, że macocha coś przed nią ukrywała, czy też poczuła się dotknięta jej podejrzliwością.
Powoli osunęła się na krzesło obok komody. Nie wie-
137
dząc, czym mogłaby się zająć, wyciągnęła górną szufladę. Zobaczyła księgę parafialną, którą Inga wykradła z kancelarii pastora Mohra. Wyjęła ją i bezwiednie zaczęła przerzucać kolejne kartki. Ani wcześniej Inga, ani ona teraz nie znalazły tam tego, co spodziewały się znaleźć, ponieważ wpisy nie były dokonywane przez starego pastora Rollef-sena, tylko już przez obecnego pastora. Dowiedziała się co prawda kilku ciekawych szczegółów o parafianach, bo pastor dokładnie notował, kto pilnie się uczył do konfirmacji, a kto nie. Poza tym nie wiadomo z jakiego powodu notował też, które dziecko urodziło się w małżeństwie, a które poza, zapisywał także różne inne tragiczne wydarzenia.
Sigrid nie miała ochoty zawracać sobie głowy problemami innych ludzi, miała dosyć własnych. Kłopoty innych wydawały się jej całkowicie błahe. Niezadowolona, zamknęła księgę i odłożyła tam, skąd ją wzięła. Pastor powinien oczywiście odzyskać swoją księgę, bo dotyczyła jego służbowych spraw, ale niech Inga się tym zajmie, pomyślała Sigrid. Skoro to ona okazała się tak bezczelna, że zabrała ją z kancelarii...
Sigrid westchnęła i wzdrygnęła się. W zasadzie powinna być jej wdzięczna, przecież zrobiła to dla niej. Obie miały nadzieję, że znajdą w księdze informacje dotyczące Andri-ne, ale myliły się. Na pewno podeszłaby do tego inaczej, gdyby w księdze rzeczywiście znajdowały się zapiski dotyczące życia Andrine.
Sigrid cieszyła się na ślub. Dobrze będzie zamieszkać poza Gaupås. Nagle zapragnęła jak najszybciej znaleźć się z dala od Ingi, z dala od miejsca, gdzie umarła Gudrun...
Po południu, kiedy Emilia już usnęła, a Eugenie zgodziła się jej przypilnować, Inga osiodłała Czarnulkę. Czuła napię-
138
cie w każdym mięśniu, ale starała się opanować, nie chcąc przestraszyć i tak już nerwowej klaczy. Na grzbiecie konia nadal było widać białe blizny po tym, jak Erling z zemsty skatował zwierzę. Blizny pewnie wkrótce znikną, ale Bóg jeden wie, jakie rany zostały w duszy Czarnulki.
Ingę przeszedł dreszcz, kiedy ostrożnie wzięła w rękę cugle i zatrzymała konia przed plebanią. Nigdzie nie było widać służby, więc sama uwiązała Czarnulkę do żelaznego koła przy stajni. Zostawiła ją osiodłaną, bo nie planowała długiej wizyty.
Na szczęście jedna ze służących wpuściła ją bez zbędnych pytań. Czuła łaskotanie w żołądku, kiedy mocno i zdecydowanie zapukała do drzwi kancelarii.
Pastor wzdrygnął się na widok gościa.
To pani? - spytał przerażony, chwytając się ręką za gardło. Grdyka drgała mu nerwowo.
Tak, to ja - potwierdziła Inga. Nieproszona sięgnęła po stojące pod ścianą krzesło, przysunęła je i usiadła. - Nie można powiedzieć, żebyśmy się lubili, pastorze, ale jestem tu, bo chciałabym ubić z pastorem interes.
Nie paktuję z szatanem - warknął pastor.
Ależ jestem przekonana, że tak - powiedziała Inga. Na jej ustach pojawił się drwiący uśmieszek. - Być może pastor sądzi, że tylko on otrzymał list od biskupa, ale to nieprawda. Biskup nie wie o śmierci mojego męża, więc niedawno przyszedł do Nielsa list. Jako wdowa po nim mam prawo otwierać i czytać całą jego korespondent cję - tłumaczyła Inga. Udając, że się zastanawia, podrapała się w brodę. - Kiedy to biskup wybiera się z wizytą do Botne...?
Pastor zbladł.
- Rozumiem. Rozumiem - powtórzył gniewnie - że jest
139
pani o wszystkim poinformowana. Ale dlatego nie musi pani udawać nie wiadomo kogo.
Też coś, pomyślała Inga, słysząc w tyle głowy złośliwy chichot.
Może mi pastor wierzyć albo nie, ale zapewniam, pastorze, że możemy oboje oddać sobie przysługę.
Dlaczego zakłada pani, że byłbym tym zainteresowany? - wysyczał niczym wąż. - Pani ród zawsze przysparzał jedynie kłopotów. Pani ojciec wręcz zmusił mnie, żebym udzielił pani ślubu, nie wspominając już o innych przykrych epizodach. A teraz znów pani przychodzi do mnie, pani Gaupås, chociaż nasze wcześniejsze spotkania nie okazały się zbyt udane.
To pastor zdecydował się paktować z Hedvig - zwróciła mu uwagę Inga. - Chcę pastorowi zaproponować rozwiązanie, które być może wpłynie na złagodzenie opinii biskupa o czynie pastora.
Pastor zacisnął usta. Nie lubił, kiedy wypominano mu jego błędy.
A czegóż to pani, młoda wdowa, chciałaby się dowiedzieć? - spytał, cedząc słowa.
Zaraz wszystko pastorowi wyjaśnię - odezwała się Inga, wychylając się do przodu. - W sądzie pastor nie musiał się przyznać, że wyrwał kartkę z księgi parafialnej. Nikt pastora nie zmusił do przyznania, że to właśnie pastor usunął ten najważniejszy dowód, który pozwalałby bez problemu stwierdzić, kto został zapisany jako ojciec Torsteina. Chcę, żeby pastor wyjawił mi, jak Hedvig udało się namówić pastora do popełnienia tak niecnego czynu!
I myśli pani, że się to pani uda? - spytał pastor cierpko. - Nie ma pani prawa niczego ode mnie żądać, pani Gaupås. - Nagle w jego blisko osadzonych oczach pojawił
140
się chytry błysk: - Chyba że zaproponuje mi pani coś w zamian...
Musi mi pastor uwierzyć na słowo - odparła Inga władczo. - Mogłabym w zamian obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby mój ojciec pastorowi wybaczył.
Kristian Svartdal! - wykrzyknął pastor zdziwiony. - Ten łotr nigdy mi nie wybaczy. Zresztą po co miałby to robić?
Postaram się przekonać ojca - powiedziała Inga. - Ty żałosny człowieku - dodała po chwili. Wiedziała, że to niegrzeczne, ale nie zdołała się powstrzymać. Zacytowała jedno z ulubionych wyrażeń pastora, których używał, besztając grzeszne dusze. - Wobec mnie może pastor próbować wyprzeć się swojego czynu, ale nie wobec biskupa. Czytał pastor Ust duchownego, więc wie, że ojciec może wpłynąć na to, jaka kara zostanie pastorowi wymierzona. Czyż w tej sytuacji nie powinno pastorowi zależeć na przyjaźni mojego ojca? - spytała, patrząc na pastora niewinnym wzrokiem.
Pastor opadł z jękiem na fotel.
- Kobiety
- parsknął. - Nie można wam ufać! To z winy
pani
Gullhaug będę wkrótce musiał opuścić Botne, ale niech
się
pani nie łudzi, pani też nie wierzę.
Z winy Hedvig, pomyślała drwiąco Inga. Nie sądzę, żeby musiała go bardzo do tego namawiać. A teraz przedstawia sprawę tak, jakby został do wszystkiego zmuszony.
- Pastorze
- zaczęła Inga - wyjdę na chwilę i dam Czar
nulce
owsa. Proszę się zastanowić nad moją propozycją.
Co
pastor straci na tym, że zyska wsparcie ojca?
Pastor siedział i zamyślony drapał się po łysinie, kiedy Inga wychodziła z jego kancelarii. Nie odrzucił jej propozycji, uznała to za dobry znak. Na chwiejnych nogach Inga szła przez dziedziniec, starając się omijać największe
141
połacie lodu. Nie chciała się poślizgnąć i upaść, była przecież w ciąży. Dziwne, że pastor nie zganił jej za jej stan. Może uznał, że to dziecko Nielsa, a w takim razie nie doszło do grzechu. A może pastor miał inne zmartwienia na głowie...
Czarnulka zarżała cicho, kiedy podeszła do niej Inga. Poklepała ją z miłością po szyi, wzięła worek z owsem i uwiązała go. Klacz od razu zaczęła łapczywie jeść.
Inga oparła się o ścianę obory. Mogła tylko czekać. Czekać, aż pastor podejmie decyzję. Nie miał nic do stracenia, pomyślała, ryzykował jedynie, że Inga powie komuś o tym, czego się dowiedziała. Mogła go zapewnić, że nie zamierza tego robić, bo też rzeczywiście nie zamierzała. Chciała jedynie zamknąć gębę Hedvig, tym bardziej musiała więc uważać, żeby nie powiedzieć zbyt wiele. Hedvig nie może się dowiedzieć wszystkiego, co pastor jej powie...
Gdyby pastor wiedział, jak bardzo zależy jej na jego informacjach, pewnie nie zgodziłby się tak łatwo. Z tego też powodu podczas wizyty w kancelarii bardzo się starała nie dać niczego po sobie poznać.
- Pani
Gaupås! - zawołała jedna z służących, wiatr niósł
jej
cienki głos. - Pastor życzy sobie z panią rozmawiać!
Inga wyprostowała się i po raz drugi dzisiaj weszła do kancelarii pastora. Podniecona oddychała szybko, starając się jednak nie dać po sobie poznać, jak bardzo boi się jego odpowiedzi.
Pastor oparł się łokciami o blat biurka i złożył dłonie.
Przyznaję, że chętnie pozwoliłbym pani spróbować przekonać ojca, ale coś mnie w tym wszystkim niepokoi. Czemu okazuje mi pani taką wielkoduszność?
Wieść niesie, że pastor ubiega się o posadę w Kristia-nii. Chciałabym, żebyśmy rozstali się w zgodzie - powie-
142
działa zdziwiona, jak łatwo przyszło jej to kłamstwo. Stała przed nim pewna siebie, wytrzymała jego spojrzenie.
- Ach
tak - odpowiedział duchowny podejrzliwie. - Nie
mówi
pani prawdy, pani Gaupås, ale pani intencje mnie
nie
obchodzą. Proszę, niech pani usiądzie, opowiem pani
o
umowie między panią Gullhaug a mną.
Nagle uniósł rękę i pogroził jej palcem:
Tylko proszę obiecać, że porozmawia pani z ojcem!
Wiele można powiedzieć o naszym rodzie, ale na pewno dotrzymujemy raz danego słowa!
Pastor przytaknął, ale widać było, że myślami jest gdzieś daleko.
Panią Gullhaug opętała żądza zemsty - zaczął cicho. - Nie zdradziła mi jednak, dlaczego tak jej zależało, żeby upokorzyć pana Svartdala. Po długich dyskusjach, bo miałem wiele wątpliwości, zgodziłem się w końcu usunąć kartkę z księgi parafialnej. Dowód na to, kto był wpisany jako ojciec Torsteina...
Dlaczego? - spytała Inga zaniepokojona. - Dlaczego pastor się na to zgodził?
Inga nie była zła, raczej zaciekawiona.
- Obiecała
mi dobrze zapłacić - odparł pastor z wyraź
nym
poczuciem winy. Schylił głowę i przyglądał się swoim
butom.
- Całkiem sporą sumę...
Inga nie mogła uwierzyć. Pastor dał się po prostu przekupić! Nic dziwnego, że nie chciał tłumaczyć, dlaczego popełnił dwa tak poważne wykroczenia. Mogła mu to teraz wypomnieć, ale rozsądnie milczała.
Miałem dostać tysiąc koron...
Które, jak rozumiem, pani Gullhaug wypłaciła pastorowi?
Na twarzy pastora pojawił się grymas.
143
- Pięćset
koron dała mi sama z siebie, ale o pozostałe
pięćset
musiałem ją prosić, łagodnie to określając.
Ton jego głosu wskazywał, że musiał stoczyć nie łada bitwę o obiecane mu pieniądze, ale to nie jej sprawa. Najważniejsze, że dowiedziała się, że Hedvig przekupiła duchownego. Powoli odkrywała, do czego zdolna jest ta kobieta, jeśli naprawdę na czymś jej zależy.
- Bardzo
dziękuję za rozmowę, pastorze. Uzyskane in
formacje
będą mi bardzo pomocne!
W głosie pastora, kiedy się z nią żegnał, słychać było błaganie. Podał jej rękę, upewniając się:
- Więc porozmawia pani z ojcem?
Inga czuła jego milczącą prośbę. Wzięła jego dłoń.
- Może
pastor być tego pewny. Zaraz udam się do Svart-
dal.
Jak już mówiłam, nie mogę niczego obiecać, ale uczy
nię,
co w mojej mocy.
Kiedy Inga opuszczała kancelarię, wiedziała, że może teraz zrobić, co zechce. Pastor wyjawił jej prawdę o pani Gullhaug w zamian za niezobowiązującą obietnicę. Dotrzyma jednak danego mu słowa, pomyślała. Chciała być w porządku. Pastor i ona powinni teraz pomagać sobie nawzajem, nie zamierzała mieć w nim wroga. Uśmiechnęła się. Pomyśleć, że sojusznikiem w jej walce z Hedvig jest sam pastor...
15
Zmierzch zaczynał kłaść się szarym cieniem nad Svartdal, kiedy Inga wreszcie dotarła do dworu. Embrik wziął od niej Czarnulkę. Inga poprosiła, żeby rozsiodłał konia, chciała, żeby klacz mogła trochę odpocząć.
Chłopak pokiwał głową i odprowadził konia do ciepłej stajni.
Ojciec jest w domu?-spytała Inga, zaglądając do środka.
Inga?! - wykrzyknęła Emma radośnie. - Nieczęsto do nas zaglądasz.
Na ustach Ingi pojawił się uśmiech.
To prawda, ale w Gaupås ostatnio dużo się dzieje. Jak zwykle wiosną.
Powinnaś się oszczędzać - powiedziała Emma zaniepokojona. - Niedługo będziesz rodzić. Dziecko, którego ojciec nigdy nie zobaczy...
Inga czuła, jak palą ją policzki.
- A
może się mylę? - spytała Emma, zdjęła z głowy ka
pelusz
i zaczęła się jej przyglądać.
Wtedy w Indze jakby coś pękło. Wiedziała, że powinna milczeć, ale zmartwienia i kłopoty ją przerosły. Stara służąca zawsze czytała w niej jak w otwartej książce, a teraz puściły wszystkie zahamowania.
145
- Emmo,
Niels nie jest ojcem dziecka. Myślałam,
że
wszyscy to wiedzą. Że Bjornar, bratobójca, spłodził to
dziecko!
Emma przyłożyła dłoń do ust, pokręciła głową zrozpaczona.
To niemożliwe!
Owszem, możliwe - potwierdziła Inga hardo, prostując się. - Nie mów, że się nie domyśliłaś. Wiem, że ludzie plotkują, trudno, nie zamierzam się tym przejmować. Nikt nie będzie się wtrącał do mojego nieszczęścia. Ale ciebie proszę, żebyś o tym milczała!
Na Boga, oczywiście - wymamrotała Emma smutna. - Nigdy nie powtarzam tego, co ktoś mi powiedział w zaufaniu.
Inga nagle straciła wolę walki. Zmęczona przetarła oczy.
- Nie
jestem dumna z tego, co zrobiłam, ale doszłam do
wniosku,
że nie mam czego ukrywać. Dlaczego ktoś miał
by
być lepszy lub gorszy? Po prostu niektórzy lepiej kłamią
i
lepiej ukrywają swoje błędy.
Emma odwróciła wzrok. Na to pytanie nie chciała odpowiedzieć.
W nagłym przypływie złości Inga postanowiła ujawnić coś, co do tej pory ukrywała.
- Wiem o tobie i Gulbrandzie.
Emma drgnęła, jakby niewidzialna dłoń zadała jej bolesny cios. Powoli opuściła rękę, w której trzymała pogrzebacz. Próbowała powiesić go przy kominku, ale nie dała rady. Żelazo upadło z hukiem na posadzkę. Emma otworzyła usta i stała nieruchomo.
- Wybacz
mi - zaczęła szlochać Inga. - Nie chciałam
się
mścić na tobie, dlatego że sama mam kłopoty.
146
Jak mogła tak potraktować Emmę? Emmę, która zawsze była dla nie dobra, zawsze gotowa do poświęceń. Powoli dotarło do Ingi, że zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Zabójstwo Gudrun ciążyło jej niczym kamień, coraz częściej miała ochotę wyjawić prawdę. Musi się wziąć w garść! Następnym razem, kiedy będzie miała moment słabości, obok niej może znaleźć się ktoś inny niż Emma, ktoś, kto wykorzysta tę chwilę i skłoni ją do wyznań, których później będzie żałować...
Emma zachowywała się tak, jakby imię Gulbranda w ogóle nie padło.
Wiem, że małżeństwo z Nielsem nie było łatwe, miałam jednak nadzieję, że teraz, kiedy go już nie ma, jest ci lżej. Ale najwyraźniej nie - stwierdziła zmartwiona. - Moja biedna, wiecznie walcząca Inga - powiedziała, wzięła jej głowę między swoje dłonie i uniosła.
Nie wiem, co mam robić - rzekła Inga zawstydzona.
Masz rację, biedactwo moje, nikomu nic do tego, kto jest ojcem twojego dziecka. Niech ludzie gadają do upadłego-
Inga zamrugała, żeby się nie rozpłakać. Gdyby Emma wiedziała, jakie jeszcze tajemnice w sobie nosi... Uśmiechnęła się, cała we łzach.
Ojciec jest w domu?
Znajdziesz go w spiżarni. Poszedł zanieść tam upolowane pardwy. Idź, porozmawiaj z nim, a ja w tym czasie przygotuję dla nas kawę.
Inga nie pojmowała, jak Emma mogła zachowywać się tak spokojnie. Przed chwilą usłyszała ode mnie tyle złego, zasłużyłam sobie na reprymendę, pomyślała Inga, czyniąc sobie wyrzuty.
W spiżarni półki uginały się pod jedzeniem. Z sufitu
147
zwisały wielkie wędzone szynki i dwa świeżo sprawione zające. W beczkach leżały różne rodzaje solonego mięsa, cienkie placki chlebowe ułożone były jeden na drugim. Kristian właśnie skończył skubać pardwy, na zewnątrz wiatr roznosił ptasie pióra. Ojciec wieszał dzisiejsze łupy na belce pod samym dachem. Zajęty i skupiony na swojej pracy, nie zauważył zbliżającej się Ingi. Spostrzegł ją dopiero, kiedy go zawołała.
- Inga? - zdziwił się. - To ty?
Trudno powiedzieć, czy na jej widok się ucieszył, czy nie, Inga nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
Byłbyś w stanie wybaczyć pastorowi? - spytała bez ogródek. W rozmowie z ojcem wszelkie niedomówienia i zawiłe tłumaczenia na nic się nie zdawały, ojciec zwykle od razu potrafił je przejrzeć.
Wybaczyć pastorowi? - powtórzył Kristian, krzywiąc się, jakby przed chwilą zjadł coś kwaśnego. - W ogóle się nad tym nie zastanawiałem, bo nie ma nad czym!
Nikła nadzieja, którą miała Inga, stopniała niczym lód w słońcu.
Proszę, tato - błagała zrozpaczona. - Wkrótce do Botne przyjedzie biskup, żeby wyznaczyć pastorowi karę za jego niecny uczynek. Pewnie też dostaniesz wezwanie i będziesz mógł się wypowiedzieć. Bardzo cię proszę, żebyś spróbował zapomnieć o całym złu, którego doświadczyłeś ze strony pastora, i powiedział biskupowi, że nie czujesz już do pastora żalu...
Inga! - przerwał jej ostro Kristian. - Co to za bzdury? Czy ty wiesz, na co ten drań mnie naraził? Zapomniałaś, jak często naiwni, Bogu ducha winni ludzie stali pokornie w kościele z pochylonymi głowami, a on krzyczał, grożąc im ogniem piekielnym i skazując na wieczne potę-
148
pienie? Niech drań chociaż raz sam doświadczy tego samego! Już na samą myśl się cieszę - zakończył Kristian, śmiejąc się nienawistnie.
Słuchając ojca, Inga czuła, jak gula rośnie jej w gardle. Czyżby cały jej plan miał lec w gruzach z powodu jego nienawiści? Zamknęła oczy i próbowała się skupić. Chętnie zwierzyłaby się ojcu, wytłumaczyła, dlaczego jego wielkoduszność była dla niej taka ważna, ale nie miała odwagi. Im mniej osób wiedziało o tym, co zrobiła, tym lepiej. Nie mogła ufać nawet własnemu ciału i krwi.
Nieczęsto proszę cię o przysługę, ojcze, ale teraz... -zaczęła Inga i urwała. Milczała, oczy zaszły jej łzami, chociaż wcale nie chciała płakać. Było jej wstyd przed ojcem, ale strach okazał się jeszcze większy. Decyzja ojca mogła zaważyć na jej przyszłości, dlatego to takie ważne, żeby udało się jej go przekonać. - Jest coś, o czym bardzo chciałabym ci powiedzieć, tato - łkała Inga ze wzrokiem wbitym w podłogę - ale nie mogę tego zrobić.
Kochanie moje - wykrzyknął ojciec przestraszony -przecież mnie możesz powiedzieć wszystko!
Inga słyszała, że jest poruszony jej brakiem zaufania.
Staliśmy się wszyscy pionkami w bardzo zawiłej grze, a ty, ojcze, jesteś w niej dżokerem, dlatego w tobie mój ratunek! - powiedziała, czując, że wszystkie siły ją opuszczają. Słaniając się, podeszła do stojących w spiżarni beczek i opadła na jedną z nich.
Inga, co się dzieje? - spytał Kristian wstrząśnięty, bacznie się jej przyglądając, nie zrobił jednak nic, żeby ją wesprzeć.
Wplątałam się w różne sprawy i teraz nie wiem, jak z tego wszystkiego wybrnąć. Jakbym tkwiła w pajęczej sieci. Pastor też ma w tym swój udział...
149
Kristian zrobił się czerwony na twarzy, usta zaczęły mu drżeć ze złości.
Ten diabelski klecha próbował ci grozić?! - krzyknął i mimowolnie zamachnął się ręką.
Nie, nie - jęknęła Inga. Kręciło się jej w głowie. Niczym gonione zwierzątko złapała ojca za sweter i zaczęła błagać go z szeroko otwartymi oczami: - Ratuj mnie, ojcze, spraw, żeby pastor poniósł jak najmniejszą karę. Proszę cię...
- Chciałbym
wiedzieć, o co tu chodzi...
Inga
przerwała mu, kręcąc głową.
- Kiedyś
ci powiem, tato... Obiecuję, że kiedyś ci po
wiem.
Kiedy już będę miała za sobą te wszystkie okropno
ści.
Może za kilka miesięcy, może za rok, ale na pewno kie
dyś
ci powiem...
Ojciec przyglądał się jej podejrzliwie, ale w końcu jej uległ.
- Dobrze,
Inga, oszczędzę pastora. Mimo że mi się to
wcale
nie podoba - dodał i jakby dla podkreślenia swoich
słów
splunął prymką tytoniu.
Inga, wyczerpana, padła na kolana.
Pierwszy raz się zdarzyło, że nie miała siły zajrzeć do Emmy, chociaż jej to wcześniej obiecała. Rozmowa z ojcem całkowicie ją wyczerpała.
Czarnulka ruszyła posłusznie w stronę domu, Inga pozwoliła się jej nieść, była zamyślona i nieobecna. Nie miała pojęcia, jak ma rozegrać sprawę Sigrid, nie chciała jednak, żeby pasierbica pomyślała, że unika rozmowy. Przeciwnie, najrozsądniej będzie stawić czoło oskarżeniom, uznała Inga.
Kiedy po kolacji postanowiła porozmawiać z Sigrid, dziewczyna nie bardzo była temu chętna. Może zrobiło
150
jej się wstyd, że rzuciła tak poważne oskarżenie, nie mając żadnego dowodu? Chociaż tak naprawdę miała, pomyślała Inga zlękniona, pasierbica uznała jednak zapewne, że zachowała się niegrzecznie.
Wycofujesz się teraz, Sigrid? - spytała Inga ostro.
Zachowałam się zuchwale - zaczęła przepraszać ją Sigrid. - To nie twoja wina, że Gudrun spadła z drabiny, tylko nagle to wszystko wydało mi się takie dziwne...
To nie Sigrid należało kazać milczeć, groźniejsze były plotki, które rozsiewała Hedvig.
- Możliwe
- skwitowała Inga urażona. - Chcę, żebyście
ty
i Hedvig kontynuowały przygotowania do ślubu tutaj.
Sigrid zdziwiona zrobiła krok do tyłu.
- Dlaczego
- ciągnęła Inga stanowczo - wykluczyłyście
mnie
ze wszystkiego? Pamiętaj, że jestem twoją macochą.
Będę
miała okazję wytłumaczyć Hedvig, dlaczego dotąd
nie
włączyłam się do przygotowań. Nie zamierzam zacho
wywać
się niegrzecznie - dodała, widząc, że Sigrid wyglą
da,
jakby zaraz miała zemdleć ze strachu - ale nie pozwolę,
żeby
Hedvig karmiła cię plotkami. Plotkami, w których nie
ma
źdźbła prawdy!
Dolna warga Sigrid zaczęła drżeć, dziewczyna przytaknęła ledwie zauważalnie.
Ingę przeszedł dreszcz, kiedy następnego dnia zobaczyła, jak Hedvig zdecydowanym krokiem zmierza przez trawnik do drzwi domu. Nie ma w sobie wstydu, łajza jedna, niech tylko spróbuje zadzierać nosa. Obie kobiety nigdy się nie przyjaźniły, ale to przede wszystkim Hedvig była przyczyną ich konfliktów. Najwyraźniej jednak się tym nie przejmowała, trzymała głowę wysoko, jakby nic się nie stało.
151
Inga poprawiła warkocz i opuściła ramiona. Postanowiła zachowywać się uprzejmie, na pewno jednak nie pozwoli Hedvig na żaden sarkazm. Inga czuła swoją siłę, mając za sobą ojca i pastora.
Rozmowa między nią, Sigrid i Hedvig nie kleiła się. Obie gospodynie nie spuszczały z siebie oczu, a Sigrid sprawiała wrażenie, jakby chciała jak najszybciej stąd uciec i nigdy już nie wracać.
Inga bardzo się przyłożyła do nakrycia stołu. Wyjęła ładny serwis z cienkiej porcelany, napełniła do pełna cukiernicę, postawiła też dzbanuszek ze śmietanką. Kawa czekała świeżo zaparzona, a wcześnie rano Inga zdążyła jeszcze zrobić tort migdałowy na cienkim, w sam raz miękkim spodzie. Udekorowała go bitą śmietaną i wiórkami czekoladowymi. Tort migdałowy zwykle jej wychodził, a ponieważ miała gościć Hedvig, Inga nie odważyła się eksperymentować z innym ciastem. Złościło ją, że Hedvig jest obecna w jej myślach, nawet jeśli fizycznie znajduje się daleko.
Hedvig słynęła ze swojego ostrego języka. Nie krępując się, zwracała uwagę, jeśli ciasto wydawało jej się zbyt suche czy przypalone. Inga sama słyszała, jak podczas pogrzebu Halvdana krytykowała produkty przysłane jej w prezencie z Nedre Gullhaug. Dobrze jest mieć własne zdanie i dawać temu wyraz, ale nie przy każdej okazji.
Jak Inga słusznie przewidziała, Hedvig nie powiedziała nic na temat tortu. Więc pewnie jej smakował, śmiała się Inga w duchu. Jej przypuszczenie się potwierdziło, kiedy Hedvig sięgnęła po kolejny kawałek.
Chcąc wprowadzić lżejszy nastrój, Sigrid zaczęła opowiadać o przygotowaniach do ślubu. Powoli mijał jej zły humor i wkrótce jej oczy znów błyszczały.
- Wszystko wygląda pięknie - pochwaliła Inga i pogła-
152
dziła ją po dłoni. - Odnoszę wrażenie, że wszystko już dokładnie zaplanowałyście.
To prawda - przytaknęła Hedvig. - Po to ma się teściową. Biedactwo nie ma przecież matki... - zakończyła żałośnie i smutno.
Cóż - wtrąciła Inga, nie mogąc się powstrzymać. - Nie wątpię, że potrafisz wydać wielkie przyjęcie, gdyby jednak było inaczej, Sigrid na pewno nie zostałaby ze wszystkim sama.
Hedvig zacisnęła usta.
Nie można powiedzieć, żebyś bardzo się nam narzucała!
Bo też i nie zostałam zaproszona - zauważyła Inga, starając się nad sobą panować.
Jesteś jeszcze taka młoda - roześmiała się Hedvig fałszywie. - Nikt nie oczekuje, że będziesz potrafiła przygotować duże wesele. A wiesz przecież, że w końcu jest to wesele dziedzica dworu!
Czyżby miał jakieś szczególne wymagania? - spytała Inga uszczypliwie.
Najwyraźniej zbierało się na burzę. Powietrze było naładowane niewypowiedzianymi wzajemnymi oskarżeniami. Kobiety powściągały się tylko ze względu na Sigrid.
- Łatwo
ci mówić, mogłabyś przynajmniej dołożyć się
finansowo.
Podejmowanie gości kosztuje, a dobrze wiem,
że
Niels zostawił ci worek pieniędzy.
Inga czuła, że jeżą się jej włosy.
- Powiedz,
ile chcesz, Hedvig, a położę pieniądze na
stół.
Słyszałam, że miewasz problemy z gotówką.
Hedvig, przestraszona, położyła rękę na piersiach.
- Jak
śmiesz tak do mnie mówić? 0vre Gullhaug to do
brze
zarządzane gospodarstwo, przynoszące znaczny dochód.
Inga zacisnęła tajemniczo wargi i posłała Hedvig ostrzegawcze spojrzenie.
153
- Sądziłam,
że masz kłopoty. Bo przecież... - zamilkła,
robiąc
sztuczną przerwę - z trudem uzbierałaś tysiąc koron
dla
pastora!
Hedvig o mało się nie udławiła kawą. Przestraszona zaczęła kasłać i machać rękami, usiłując odzyskać oddech.
Jak... Jak...
Sigrid - odezwała się Inga stanowczo. - Proszę, przynieś moją portmonetkę. Leży w górnej szufladzie mojej komody.
Sigrid nie wydawała się szczególnie skora, pewnie była ciekawa, jak potoczy się rozmowa, ale nie odważyła się przeciwstawić Indze.
Kiedy pasierbica wyszła, Inga nachyliła się do Hedvig.
- Masz
zrobić wszystko, żeby zdławić w zarodku podej
rzenie,
które zasiałaś w Sigrid, że niby miałam coś wspól
nego
z upadkiem Gudrun! Ma przestać o tym myśleć.
Czy
tego chcesz, czy nie. Mścisz się, bo przegrałaś sprawę
w
sądzie. Za miesiąc przyjedzie tu biskup, żeby ponownie
porozmawiać
z pastorem i z moim ojcem. Jeśli się nie za
mkniesz
i nie przestaniesz obgadywać mnie i całą rodzinę
Svartdalów,
osobiście stawię się na spotkaniu z biskupem.
I
wtedy wszyscy się dowiedzą, że to ty nakłoniłaś pasto
ra
do wyrwania kartki z księgi parafialnej. No i - dodała
wzburzona
- powiem też wszystkim, że posunęłaś się do
przekupstwa.
Nie wiem, czy tak łatwo będzie ci się z tego
wywinąć.
Hedvig wciąż przełykała ślinę. Znów zaczęła kasłać.
- Mam
dosyć twoich intryg - powiedziała Inga stanow
czo.
- Jeszcze jedno słowo, jeszcze jedno, a przekonasz się,
co
to znaczy zadrzeć z moją rodziną!
Kobiety patrzyły na siebie złowrogo, ale w końcu to Hedvig spuściła głowę.
154
Kiedy Sigrid wróciła, miała poważną minę. Domyślała się, że między macochą a jej przyszłą teściową doszło do ostrej wymiany zdań, przyglądała się więc im spod oka.
- Hedvig
chce cię za coś przeprosić - oznajmiła Inga.
Hedvig
zgrzytała zębami i podnosiła oczy do nieba,
w końcu jednak wykrztusiła z siebie:
- Przepraszam,
że zamąciłam ci w głowie, Sigrid.
Nie
ma nic dziwnego w tym, że Gudrun i Inga były razem
na
strychu. Inga mi wszystko wytłumaczyła, i teraz to już
rozumiem...
Sigrid odwróciła się do Ingi.
Ale przecież Gudrun zdążyła już odejść spory kawał drogi...
Tak - przytaknęła Inga - to prawda. Tylko ja o tym nie wiedziałam. Myślałam, że idzie prosto z domu. Tak czy inaczej - powiedziała, rozkładając ręce - nie kazałam jej wchodzić na tę drabinę. Sama chciała zobaczyć młode króliczki.
Pewnie tak - przyznała Sigrid, zagryzając wargę. - Gudrun trudno było do czegokolwiek zmusić.
Sigrid czuła, jak palą ją policzki.
To dlatego, że było mi tak strasznie przykro, Inga. Całą swoją frustrację wyładowałam na tobie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu musiałam na kogoś wylać całą swoją gorycz. Tym kimś okazałaś się ty..,
Nic nie szkodzi. Wyjaśniłyśmy sobie wspólnie, we trzy, wszystkie nieporozumienia - powiedziała Inga, posyłając Hedvig pogardliwe spojrzenie. Palcem gładziła dłoń pasierbicy.
Hedvig i Sigrid przytaknęły zawstydzone.
16
Dwa dni później do Ingi zawitał nieoczekiwany gość. Drogą do dworu szedł z 0vre Gullhaug Torbjorn, młodszy brat Tor-steina. Nie poszedł skrótem przez trawnik, wyraźnie chciał dać do zrozumienia, że przychodzi w poważnej sprawie.
Jak dobry obyczaj nakazywał, Inga zaprosiła gościa do środka, zastanawiając się, w jakiej sprawie przychodzi. Paliła ją ciekawość, ale nie chciała pierwsza zacząć go wypytywać. Stawiając na stole kawę i ciasto, obserwowała go bacznie. Wiedziała, że jest kilka lat młodszy od Torsteina, uznała, że starszy brat był przystojniejszy. Chociaż...? Nie potrafiła się zdecydować, który lepiej się prezentuje, na pewno Torstein miał więcej uroku. Mężczyzna, który teraz przed nią siedział, obracał w ręku filiżankę, był niepewny i małomówny. Miał takie same błyszczące piwne oczy z zielonymi plamkami jak matka, ale wąskie usta odziedziczył po ojcu, podobnie jak czworokątną, ostro zarysowaną, nieco za długą brodę.
- Mam poprosić Sigrid? - spytała po pewnym czasie Inga. Torbjorn najwyraźniej nie bardzo wiedział, jak zacząć rozmowę. - Pewnie masz dla niej jakąś wiadomość? - dopytywała Inga, wstając. Ruchem głowy odrzuciła do tyłu warkocz.
156
W tym momencie Torbjern chwycił ją za rękę i stanowczo zmusił do powrotu na krzesło.
Nie, Inga... To z tobą... chcę rozmawiać - powiedział, ale jego niezwykłe oczy nadal były wbite w podłogę.
Ze mną?
Tak... - odrzekł, przeciągając niezdarnie ręką po swoich ciemnych, błyszczących włosach. Niesforna grzywka wpadała mu do oczu. - Słyszałem, że oczekujesz dziecka, a teraz sam to widzę. Zresztą widać to już od jakiegoś czasu - roześmiał się. - Miejscowi ludzie źle o tobie mówią, Inga, a nie chcę, żeby przytrafiło ci się coś złego...
Inga starała się nie okazać, że zaczyna się niecierpliwić. Mężczyzna schował głowę w ramionach, chwilami z trudem oddychał. Zacinał się, cedził słowa...
Pomyślałem, że dziecko, którego oczekujesz, powinno mieć ojca... - wykrztusił z siebie i spojrzał jej w oczy, szybko jednak znów spuścił wzrok.
Nie obchodzą mnie plotki, Torbjorn, ludzie zawsze będą gadać! Będę kochała to dziecko i opiekowała się nim, niezależnie od tego, kto jest jego ojcem - powiedziała Inga i zaraz pomyślała, że powinna ugryźć się w język, ale Torbjorn chyba nie zwrócił uwagi, że dała tym samym do zrozumienia, iż to nie Niels jest ojcem dziecka.
Nie wątpię w to - wyrzucił z siebie chłopak. - Radosny śmiech Emilii dociera niekiedy nawet do 0vre Gull-haug. Słyszę czasem, jak się z nią bawisz i śmiejesz, festeś bardzo dobra dla swojej córeczki, nikt w to nie wątpi.
Rozgrzany swoimi słowami, Torbjorn znów chwycił ją za rękę.
Inga próbowała ją cofnąć, ale on tylko wzmocnił swój chwyt i mówił dalej:
- Jesteś teraz wdową, ale wkrótce mężczyźni zaczną tu
157
tłumnie przybywać, by prosić cię o rękę. Ja chciałbym zrobić to pierwszy. Dlatego, że cię pragnę, ale i dlatego, że byłbym dobrym ojcem dla twoich dzieci.
Czy to są oświadczyny? - spytała Inga zmieszana.
Tak to miało brzmieć - odpowiedział Torbjorn zakłopotany.
Inga zamknęła oczy. Sytuacja ją zaskoczyła, nie była w stanie nic rozsądnego powiedzieć. Na szczęście Torbjorn troskliwie dobierał słowa. Nie odniosła wrażenia, że chciał wybawić ją z jej kłopotliwej sytuacji, biorąc na siebie odpowiedzialność za dziecko, którego się spodziewała, a raczej że naprawdę jej pragnie.
A co na to Hedvig? - spytała, bo w tym momencie nic innego nie przychodziło jej do głowy.
Mama? Nie wtajemniczyłem jej w to - odpowiedział Torbjorn szczerze. - Nie chcę wchodzić w wasze spory, rozumiem, że między wami jest wrogość. Matce nic do tego, kogo chcę za żonę. To znaczy, jeśli oczywiście mnie zechcesz - dodał zawstydzony.
Hedvig to się nie spodoba, to pewne - stwierdziła Inga stanowczo. - Ale rzeczywiście nie jej o tym decydować
Torbjorn uśmiechnął się, oczy mu błyszczały.
Zwykle nie przejmujesz się jej zdaniem. Jeśli... się zdecydujemy, będziesz musiała ją tu czasem przyjmować. W końcu jestem jej najmłodszym synem.
Z tym sobie poradzę - zapewniła Inga zdecydowanie. - Będzie teściową Sigrid. Tak czy inaczej nie uniknę baby - powiedziała i natychmiast pożałowała swoich słów, w końcu rozmawiali o jego matce. - Osoba Hedvig ma dla mnie małe znaczenie, to nie od niej uzależniam, czy przyjmę twoje oświadczyny, czy nie.
Torbjorn skulił się jeszcze bardziej.
158
Musisz dać mi trochę czasu, Torbj0rn, nie wiedziałam, że ty... że ty mnie chcesz. Jestem wstrząśnięta.
A nie powinnaś - powiedział Torbjorn rozpromieniony. - Nieprzypadkowo prowadzę krowy na pastwisko zawsze, kiedy idziesz do obory. Nie zauważyłaś, że co rano mówię ci dzień dobry?
Tak, rzeczywiście - roześmiała się Inga. - Zawsze się zastanawiałam, kiedy ty zdążysz wszystko zrobić. A więc czekasz na mnie, spryciarzu.
Tak - potwierdził podniecony.
Dam ci odpowiedź, mój tajemniczy wielbicielu - drażniła się z nim Inga - wieczorem tego dnia, kiedy Torstein ożeni się z Sigrid. Do tej pory zdecyduję, czy będziemy razem, czy nie.
Torbjorn przytaknął poważnie.
Inga nie poprosiła Torbjorna, żeby nie rozgłaszał wszem wobec o swoich oświadczynach, miała jednak nadzieję, że tego nie zrobi. Nie odrzuciła jego prośby, sądziła, że rozumie, że musi wszystko dokładnie przemyśleć, zanim podejmie decyzję. Już raz w swoim młodym życiu była żoną, teraz musi dobrze się zastanowić, komu odda swoją rękę.
Jednak plotka o oświadczynach zaczęła wkrótce żyć własnym życiem. Znajomi i nieznajomi podchodzili, mówiąc, że to miło, że młodzi chcą być razem. Inga nie odpowiadała, tylko zagryzała zęby, żeby nie wybuchnąć.
Jednocześnie pochlebiało jej, że Torbjorn się nią chwali. Najwyraźniej mu się podobała, sądząc po tym, co powtarzały jej Kristiane i Marlenę. Opowiadał, jaka jest piękna i mądra, nie był w stanie jej się oprzeć. Ingę krępowały te pochwały, ale w głębi duszy robiło się jej miło. Sama nie
159
czuła się szczególnie atrakcyjna, miała dziecko, drugie było w drodze, cieszyło ją, że Torbjorn jest skłonny wziąć na siebie odpowiedzialność za całą trójkę.
Sigrid popadła niemal w ekstazę, kiedy dowiedziała się o oświadczynach.
- Tak
się cieszę, Inga! Torbjorn to miły człowiek. Ła
godny,
pracowity i troskliwy. Oczywiście nie może się mie
rzyć
z Torsteinem - żartowała - no ale on jest wyjątkowy!
Inga uśmiechała się krzywo.
- Wybrałaś
właściwego mężczyznę, co do tego nie mam
żadnych
wątpliwości. I cieszę się z tego bardziej, niż jesteś
w
stanie to sobie wyobrazić. Ale nie drepcz teraz wokół
mnie
niecierpliwie, bo jeszcze nie zdecydowałam.
Stosunki między Sigrid i Ingą na szczęście poprawiły się po przeprosinach Hedvig. Wyglądało na to, że Sigrid uwierzyła w tłumaczenie Ingi. Któregoś wieczoru Sigrid zawstydzona przeprosiła ją, że w ogóle podejrzewała, że Inga może mieć coś wspólnego ze śmiercią Gudrun. Dziewczyna sama z siebie powiedziała, że macocha zawsze się za nią wstawiała i że jest jej okropnie przykro.
Inga czuła, jakby ogromny ciężar spadł jej z serca. Nareszcie udało jej się zamknąć usta Hedvig, nie sądziła, żeby gospodyni kiedykolwiek odważyła się znów plotkować na jej temat. Trudno przewidzieć, do czego Hedvig jest zdolna w chwilach największego szaleństwa, ale teraz Inga miała przynajmniej broń w ręku. Hedvig okryła się wstydem, kiedy okazało się, że ojcem Torsteina był inny mężczyzna niż ten, którego nazwisko podała w papierach, a miejscowe plotkary na pewno nie oszczędziłyby jej, gdyby się dowiedziały, że na dodatek przekupiła pastora. Cudownie było uwolnić się od Hedvig! Inga i pastor zawarli pewnego rodzaju porozumienie i musieli się wzajemnie wspierać. Pa-
160
stor zdradził jej swoją tajemnicę, a ona obiecała mu pomóc. Stosunki z Sigrid znów układały się dobrze. Wróciła bliskość, która kiedyś panowała między nimi.
Właściwie nie masz powodów, żeby odrzucić Torbjorna - zauważyła Sigrid, sprowadzając tym samym rozmarzoną Ingę z powrotem na ziemię.
Tak, już to słyszałam - odpowiedziała Inga. Roześmiała się, żeby zmniejszyć powagę swoich słów. - Nie chcę mówić źle o Nielsie, Sigrid, ale prawda jest taka, że nie pobraliśmy się... z miłości. Tym razem mam szansę pójść za głosem serca. Niewielu jest to dane.
Sigrid sprawiła wrażenie zdziwionej.
- Więc...
- zaczęła i po chwili rumieniec oblał jej
twarz.
- Więc nie pożądasz Torbjarna?
Ingę zaskoczyło tak bezpośrednie pytanie. Teraz jej twarz oblał rumieniec.
- Nie
zastanawiałam się nad tym. Wiem jedynie,
że
muszę rozważyć wszystkie za i przeciw. Widzę przecież,
że
Torbjorn to porządny człowiek, co do tego nie mam żad
nych
wątpliwości, ale...
Sigrid roześmiała się i ufna położyła swoją dłoń na jej ręce.
- Nie
musisz nic więcej mówić. Rozumiem, że po
trzebujesz
czasu... Być może wolałabyś innego mężczy
znę?
- spytała niewinnie.
Inga wzdrygnęła się. Gdyby Sigrid wiedziała...
- Jesteś pewna, że Runa do końca opróżnia twoje piersi? - spytała Ragnhild, patrząc zmartwiona na mamkę. Przyglądała się dziecku, leżącemu przy jej piersi.
161
- Tak
- odpowiedziała mamka, jak zresztą odpowiada
ła
już wiele razy wcześniej. - Ssie do końca, tylko że ja nie
mam
już więcej. Pani Storedal musi pamiętać, że mam też
córkę,
która potrzebuje pokarmu.
Ragnhild westchnęła.
Tak, wiem. Nie mam do ciebie pretensji, Annę, tylko Runa jakby powili zanika... Gudrun miała mnóstwo mleka, no ale umarła... Nie wiem, czy ktoś oprócz ciebie jest w stanie utrzymać małą przy życiu.
Próbowaliście dawać jej mleko kozie? - spytała Annę ostrożnie.
Tak, ale źle się po nim czuje. Próbowałam też dawać jej maleńkie kawałki chleba z dżemem. Je chętnie, ale to zbyt mało odżywcze. Serce się kraje, kiedy babcia widzi, jaka jest mała i wątła!
To zrozumiałe - pocieszała ją Annę. - Będę wpadała tu codziennie i ją karmiła - zapewniała - przynajmniej tak długo, jak starczy mi pokarmu.
Niech Bóg ci błogosławi - odpowiedziała Ragnhild z wdzięcznością, klepiąc ją po ramieniu.
Annę okazała się ratunkiem dla Runy po śmierci matki, ale łatwo można było zauważyć, że dziecko nie dostawało dość pokarmu. W ostatnich miesiącach nie przybrała na wadze ani grama, chociaż urosła. Wyglądała jak małe pisklę. Policzki miała zapadnięte, włoski były matowe i bez życia, często też płakała z głodu.
Jej płacz rozdzierał serce Ragnhild. Przykro jej było patrzeć, jak wnuczka cierpi. Wzdrygnęła się na myśl, co poczną, jeśli się okaże, że mamka nie ma już pokarmu.
162
W Svartdal Kristian zaczął właśnie kopać wielki dół na wzgórzu, robił to z ogromną dbałością i z sercem, widać to było w każdym jego ruchu. Za szopą rozciągała się żyzna ziemia, ogród z każdym rokiem się rozrastał.
Kristian wbił łopatę w ziemię i oparł się na niej. Oddychał ciężko. Kopanie okazało się bardziej wyczerpujące, niż sądził. Każda kropla potu, która ściekała z jego czoła i padała na ziemię, przypominała mu boleśnie, dlaczego tak się trudzi.
Ze zmartwioną miną przyglądał się wczoraj Czarnemu, zanim wieczorem zamknął drzwi od stajni. Koń stał z łbem zwieszonym między przednimi nogami i chyba nawet nie słyszał, że Kristian wołał jego imię. Dopiero kiedy podsunął mu pod pysk marchewkę, Czarny uniósł łeb i cicho zarżał. Wtedy Kristian zrozumiał, że nie może już dłużej odkładać tego, co w końcu musiało nastąpić. Z ciężkim sercem poklepał wiernego przyjaciela po grzbiecie, mówiąc mu dobranoc.
W końcu ostatnie miejsce spoczynku Czarnego było gotowe. Postanowił ustawić konia tuż przed wykopanym dołem i oddać śmiertelny strzał. Starał się nie myśleć, musiał działać mechanicznie, żeby jak najszybciej spełnić ten smutny obowiązek. Odwiesił łopatę na miejsce i w ponurym nastroju ruszył przez dziedziniec do kuchni.
Już wcześniej zdjął ze ściany w sypialni strzelbę, musiał teraz zabrać ją z kuchni, gdzie siedziała Emma, jego synowie i Mina. Wszyscy patrzyli na zostawioną tu broń, ale nikt nic nie mówił. Wiedzieli, co się miało wydarzyć. Emma westchnęła głośno, oczy miała pełne łez.
Kristian skinął głową i wyszedł. W stajni wsypał do wiadra owsa i jęczmienia, dorzucił też parę jabłek. Czarny zawsze uwielbiał słodkie jabłka, pod których ciężarem każdej
163
jesieni uginały się jabłonie w sadzie. W tym roku Kristian zadbał, żeby trochę jabłek zostawić na wiosnę. Wmawiał sobie, że nie zrobił tego z żadnym szczególnym zamiarem, ale jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że właśnie tak było.
Wiadro ze smakołykami postawił nieopodal wykopanego dołu, a naboje schował w krzakach tuż obok. Był prawie pewien, że Czarny zrozumiałby, co go czeka, wiedział, że zwierzęta potrafią przewidzieć śmierć. Postanowił zaoszczędzić zwierzęciu strachu.
- Dobrze,
już dobrze - przemawiał z miłością do konia,
wyprowadzając
go ze stajni. Czarny jak zwykle spokojnie
i
posłusznie podążał za nim. Kristian wzdrygnął się,
słysząc
znajomy
stukot kopyt, tak mu bliski i drogi. Cierpiał, wie
dząc,
że jego wierny towarzysz po raz ostatni idzie przez
dziedziniec.
Zatrzymali się przy wiadrze. Nozdrza konia chłonęły miły zapach. Powoli schylił łeb i chwycił jabłko. Po chwili znów podniósł łeb, żując jabłko, patrzał na Kristiana swoimi błyszczącymi, wiernymi oczami. Ich wzrok się spotkał. Koń zamrugał, a Kristian pochylił się i objął rękami jego głowę.
- Mój
kochany, najdroższy - mruczał drżącym głosem,
który
w pewnej chwili mu się załamał. Ucałował koński
pysk
i się rozpłakał.
Smutny puścił konia luzem i zmusił się, żeby od niego odejść. Czarny był spokojny, niczego nie podejrzewał. Zadowolony szukał w wiadrze kolejnego jabłka. Po chwili już rozgryzał je swoimi silnymi zębami.
Kristian uniósł strzelbę i wycelował. Oczy zaszły mu mgłą. Opuścił strzelbę i wytarł załzawione oczy. Wiele razy mierzył do zwierzyny, także do maleńkich zajęcy, i nigdy się nie zawahał. Trafiał celnie do saren i lisów, powalając je jednym strzałem.
164
Cicho odszedł na odległość dwudziestu, trzydziestu metrów od konia. Ponownie wycelował. Kiedy Czarny po raz trzeci zanurzył łeb w wiadrze w poszukiwaniu smakołyków, rozległ się huk. Strzał odbił się echem w okolicznych lasach i dumne, wielkie zwierzę wpadło z hukiem do dołu.
Kristian stał, wspierając się na łopacie. Czarny nie cierpiał. Nie było wątpliwości, że zakończył życie w momencie, kiedy trafiła go kula.
Że też to musiało tak boleć! W końcu żelazny uchwyt wokół jego serca zelżał, Kristian otarł twarz chusteczką. Wiele zwierząt zginęło z jego ręki, ale ten strzał był dla niego najtrudniejszy ze wszystkich, które oddał w swoim życiu.
17
Pastor Mohr drżał cały, kiedy pod koniec kwietnia biskup, kapelan i przewodniczący rady parafialnej zebrali się w jego kancelarii. Nie poczuł się lepiej, gdy do ich grona dołączył Kristian Svartdal. Jak to możliwe, zastanawiał się pastor, że ten prosty człowiek z lasu miał uczestniczyć w podejmowaniu tak ważnej dla jego przyszłości decyzji? Zgrzytał zębami, sfrustrowany.
Złożył ręce na plecach i pomodlił się do Pana: oby Indze udało się przekonać swojego ojca. Jeśli nie... Pastor .przełknął głośno ślinę, widać było, jak rusza mu się grdyka. Krople potu wystąpiły mu na czoło, kiedy niepewność znów zagościła w jego sercu. Żle zrobił, od razu zdradzając Indze wszystko. Mógł zatrzymać niektóre informacje dla siebie do czasu, kiedy będzie miał pewność, że wywiązała się ze swojej części umowy. Powinien jej zdradzić, jaką sumę pieniędzy dała mu Hedvig, dopiero wtedy, kiedy by przysięgła, że Kristian na pewno go poprze.
Upokarzające, pomyślał pastor, kiedy biskup powolnym i monotonnym głosem wymieniał przewinienia, jakich duchowny się dopuścił. Bezlitośnie odczytywał wszystko ze szczegółami, pastor dziękował w duchu Panu, że dostojnicy nie wiedzieli o przekupstwie. Wiedziały o tym jedynie
166
trzy osoby. Przestraszony zaczął się zastanawiać, czy Inga wtajemniczyła Kristiana we wszystko. Rozumiał przecież, że musiała powiedzieć coś ojcu, prosząc go o pomoc. A jeśli Kristian zdecydowanie jej odmówił i teraz cała prawda wyjdzie na jaw...
Im więcej pastor o tym myślał, tym bardziej był przerażony. Wieczorem poprzedniego dnia padł na kolana przed obrazem Jezusa, błagając o wybaczenie. Obiecał świętemu obrazowi okazać pokorę wobec dostojnych gości, wyznać swoją winę i prosić o wybaczenie. Przez chwilę pomyślał też o pieniądzach, które leżały w szufladzie, ale po pewnym wahaniu doszedł do wniosku, że jednak o nich nie wspomni. Obowiązkiem chrześcijanina było zwrócić judaszowe pieniądze, jak bezczelnie nazwała je Hedvig, jednak on nadal uważał, że ma do nich prawo. Coś mu się chyba należało za jego cierpienia!
- Bracie
- zaczął biskup swoim śpiewnym głosem.
Bliski
omdlenia pastor wstał z krzesła schylony, a po
chwili, pełzając na czworakach jak zbity pies, podszedł do biskupa.
Tak! - wydobył z siebie. Zrozpaczony uniósł głowę, widział, że zebrani wymienili spojrzenia.
A więc zmarły pan Gaupås i sędzia mieli rację, twierdząc, że chciał pastor ukarać pana Svartdala, który w niczym nie zawinił, tak?
Tak!
Dlaczego pozwolił brat, żeby zło zwyciężyło nad dobrem?
Dlatego, że pani GuUhaug jest kusicielką! Między panem Svartdalem a mną nigdy nie było zgody, i w chwili słabości wąż zyskał nade mną władzę. Teraz sam widzę, wielce szacowny biskupie, że moje serce przepełniała nienawiść i żądza zemsty.
167
Pastor miał okazję powstrzymać to szaleństwo, a jednak postanowił w nie brnąć wbrew rozsądkowi - upomniał go biskup cierpko.
Wiem, wiem - potwierdził pastor piskliwie, klęcząc nadal na kolanach. Nie śmiał podnieść głowy, obawiając się pogardliwych spojrzeń zebranych w kancelarii osób. - Nieszczęsny, pozwoliłem, żeby zamieszkał we mnie szatan. Byłem pewien, że wygram proces.
Biskup grzmiał dalej:
- I
pastor mógłby tak żyć z wyrzutami sumienia? Nie
winny
człowiek miał stracić ziemię i cały swój dobytek.
Dlaczego
nie stanął pastor po stronie sprawiedliwości?
Pastor czuł, jak od podłogi ciągnęło chłodem. Trudno mu było wspierać się na rękach, czuł w nadgarstkach ciężar ciała.
Niestety, nie uczyniłem tego. Wyznaję swój grzech w nadziei, że biskup spojrzy na mnie łaskawie.
Dusza pastora jest słaba, słyszałem jednak, że pastor dobrze wypełnia swoje obowiązki. Dyscyplinuje pastor młodzież idącą do konfirmacji. Zna pastor Biblię lepiej niż większość z nas i prowadzi parafian łagodną, acz stanowczą ręką. Wszystko to zostanie uwzględnione, jednak najpierw pozwolę wypowiedzieć się panu Svartdalowi. Teraz powierza pastor swój los nie Panu, tylko osobie, której pastor zszargał honor.
Pastor najchętniej padłby plackiem przed biskupem, wziął się jednak w garść i dźwignął się mozolnie z podłogi. Chwiejąc się, podszedł do krzesła i usiadł, czuł, że jego przyszłość spoczywa w rękach diabła.
Żałosne, żałosne, powtarzał sobie w duchu Kristian. Pastor co prawda wyznał swoje grzechy, ale nie wierzył, żeby
168
duchowny szczerze za nie żałował. Miał raczej wrażenie, że pastor wygłosił wyuczoną wcześniej formułkę.
Kristiana paliły policzki. Nie był skory pomagać żałosnemu krętaczowi, za dużo złego się między nimi wydarzyło. Najbardziej pamiętał, jak pastor hardo kazał mu szukać daty urodzenia Ingi, wiedząc, że na tej samej stronie widnieje data śmierci Jenny... Kristian podrapał się po głowie. Cisnęły mu się na usta najgorsze przekleństwa, ak przypominał sobie błagające, pełne strachu oczy Ingi. Najwyraźniej musiało chodzić o coś groźnego i złego, skoro nawet jemu obawiała się o tym powiedzieć. Nie miał wątpliwości, że była śmiertelnie przerażona. Bała się tego, co mogło się wydarzyć, jeśli on nie wpłynie na złagodzenie kary dla pastora...
Kristian przyrzekł sobie, że dojdzie, kto albo co tak przerażało Ingę, ale wiedział, że nie ma sensu jej do niczego zmuszać. On na pewno nie może tego zrobić, stwierdził smutno, wątpił, żeby chciała się mu zwierzyć. Może poprosi Emmę, żeby porozmawiała z córką? Nie, nie zrobi tego, musi sam odzyskać jej zaufanie, pomyślał zasmucony.
- Znam
panią Gullhaug osobiście i zdaję sobie sprawę
z
tego, że może zawrócić w głowie najsilniejszemu mężczyź
nie
- zaczął Kristian z wahaniem. Nie wiedział jeszcze, co do
kładnie
powie, ale przynajmniej zaczął od wystąpienia w obro
nie
pastora. - Kiedy odrzuciłem jej... zaloty, dała mi jasno
do
zrozumienia,
że poniosę za to karę. Dlatego też zwróciła się do
pastora
- powiedział Kristian, skinął głową w stronę duchow
nego,
który siedział, wykręcając sobie palce.
Kapelan notował jego słowa, słychać było, jak pióro trzeszczy na papierze. Biskup pytał dalej:
- Czy
to znaczy, że pastor podczas procesu skłamał
z
własnej woli, czy też dlatego, że znajdował się pod presją
pani
Gullhaug?
169
Kristian zastanawiał się. Być może to najważniejsze pytanie, które okaże się decydujące dla przyszłości pastora.
Wszyscy słyszeliśmy tłumaczenie pastora, przyznał, że źle postąpił. Wasz brat, jak biskup go nazwał, oczyścił zapewne swoją duszę niejedną modlitwą, skoro żałuje swego postępku, mnie jest zaś obojętne, czy znajdował się wtedy pod czyjąś presją, czy nie - zakończył Kristian i wzruszył obojętnie ramionami.
Pastor Mohr popełnił bardzo poważne przestępstwo. Mam nadzieję, że pamięta pan o tym, panie Svartdal.
Oczywiście. Nie sądzi biskup chyba, że łatwo przyjdzie mi zapomnieć o rozprawie. Jednak... - Kristian zawiesił głos. Najchętniej wyrzuciłby z siebie wszystko, żeby żałosny kłamca przynajmniej się zawstydził... Po chwili uspokoił się. - Człowiek może wybaczyć, ale to nie znaczy, że zapomina...
Dokładnie zbadałem całą sprawę - zapewnił biskup. - Odbyłem też kilka długich rozmów z sędzią. Poproszę teraz, żebyście panowie, pan Svartdal i pastor Mohr, zaczekali na zewnątrz, podczas gdy ja przedyskutuję wyrok z kapelanem i przewodniczącym rady parafialnej, dobrze?
Kristian natychmiast wstał. Był zadowolony, że może wyjść. Spodziewał się dłuższego przesłuchania, ale być może goście zdążyli już wyrobić sobie zdanie i nie chcieli dłużej słuchać ani jego, ani Mohra. Jeśli tak, to źle to wróży pastorowi, pomyślał ironicznie.
Przed drzwiami kancelarii stały dwa krzesła, zapewne przeznaczone dla ludzi oczekujących na audiencję u pastora. Kristian usiadł na jednym z nich, nie czekając na zachętę ze strony duchownego. Jego bezczelność sprawiła, że pastor jeszcze mocniej zacisnął usta.
170
Delikatne krzesło zatrzeszczało, kiedy Mohr na nim usiadł. Kristian źle się czuł, będąc tak blisko niego, mimo woli zwarł kolana.
Oczekiwanie okazało się dla pastora trudne, było to po nim widać, oparł łokcie o kolana, schylił głowę. Włosy na skroniach zaczynały mu już siwieć, Kristian zauważył też pierwsze ślady łysiny.
Boże, Boże - jęknął w pewnym momencie pastor i zrezygnowany pokiwał głową.
Czemu pastor tak się użala? - spytał Kristian zagniewany. - Zachował się pastor jak nikczemnik, jak łotr, a mimo to mu pomogłem. To chyba więcej, niż pastor mógł marzyć? Był pastor tak naiwny, że wierzył, że zostanie natychmiast uniewinniony?
Pastor patrzył na niego złym wzrokiem.
- Nie
prosiłem o pańską pomoc, proszę o tym pamię
tać.
Najchętniej widziałbym pana w ogniu piekielnym!
Kristian poczuł narastającą w nim złość.
- Nie
ciebie chcę ratować, ty diable przebrany za księ
dza,
tylko moją córkę! Nie obchodzi mnie, co się z tobą sta
nie.
Inga błagała mnie o pomoc. Dlatego tu jestem!
Duchowny trząsł się ze złości.
Wszyscy czegoś ode mnie chcą, naciskają mnie ze wszystkich stron, panie Svartdal, pańska córka, pańska kochanka. Nie wygram tej walki, jestem jej nieszczęsną ofiarą!
Ha! - zaśmiał się Kristian, bijąc się po udach. - Moja kochanka? Ma pastor na myśli Hedvig? Folguje pastor swojej nadmiernej wyobraźni. Pastor ofiarą? W takim razie w życiu nie widziałem bardziej chętnej i naiwnej ofiary. - Pamiętał, jak chętnie pastor dał się przekupić, kiedy miały być ogłoszone zaręczyny Ingi z Niel-sem. - Nie mam złudzeń, że pastor uległ Hedvig, kiedy
171
zaproponowała mu to, czego pastor naprawdę pożąda, to znaczy pieniądze!
Pastor syczał teraz jak wąż:
Proszę nie zapominać, że wyświadczyłem przysługę pańskiej córce. Zawarliśmy umowę.
A na czym ta umowa miałaby polegać? - spytał Kri-stian. Udawał obojętność, ale miał nadzieję, że może uda mu się dowiedzieć, co gnębiło Ingę.
O nie - żachnął się pastor, w jego oczach widać było czujność. - Tego się pan ode mnie nie dowie! Niech pan spyta swoją córkę, tę czarownicę!
Kristian wzruszył ramionami.
- Najwyraźniej
sam pastor nie wie. Inga się pastoro
wi
nie zwierzyła. Niech pastor nie udaje, że wie więcej niż
w
rzeczywistości!
Skóra na szyi pastora naprężyła się.
Przyszedł pan tu ze względu na dobro swojej córki, panie Svartdal. Ona jest ode mnie równie zależna jak ja od niej.
Nie strasz mnie, klecho piekielny - ostrzegł Kristian wściekły. - Tam są drzwi - powiedział, wskazując na kancelarię. - Mogę się jeszcze rozmyślić. Mogę wszystko wycofać. Powiem biskupowi, że się rozmyśliłem. Nie mam nic do stracenia. A moja córka - ona zawsze sobie poradzi!
Pastor zaczął mamrotać pod nosem jakieś modlitwy, których Kristian nie rozumiał, ale przynajmniej milczał.
Biskup, który był mężczyzną w średnim wieku, z pokaźnym brzuszkiem i wianuszkiem siwych włosów na głowie, jaki zwykle mieli mnisi, wyglądał dokładnie tak, jak Kristian to sobie wyobrażał. Żywił przekonanie, że biskup będzie surowy i zdecydowany, ale jego wzrok był przyjazny.
172
- Proszę,
siadajcie - powiedział biskup, wskazując ręką
wolne
krzesła. - Czas oczekiwania na pewno obu wam się
dłużył,
szczególnie pastorowi, ale wreszcie moi bracia i ja
uzgodniliśmy
wyrok.
Kristian zauważył, że pastor drgnął, słysząc słowo „wyrok". Drań naiwny, wierzył, że zostanie uniewinniony. Jego odraza do duchownego rosła z każdą chwilą. Mohr zawsze triumfował, krzyczał i łajał z ambony, a teraz stał tu, gryzł paznokcie i łkał jak przerażone dziecko. Olbrzym upadł przez swoje niecne czyny, pomyślał Kristian.
- Dla
Borne i dla pastora nadchodzą nowe czasy - zaczął
biskup,
zerkając na duchownego. - Postanowiliśmy, że pastor
opuści
parafię. Zastanawialiśmy się, czy w ogóle nie pozba
wić
pastora prawa do działania w Kościele, ale ponieważ pan
Svartdal
wstawił się za pastorem, odstąpiliśmy od tego.
Kristian mimowolnie prychnął. Więc jednak los tego diabelskiego nasienia zależał od niego! Ta świadomość go ucieszyła.
Dlatego postanowiliśmy, że powinien pastor przyjąć posadę zarządzającego w Kristianii.
Zostałem zawieszony? - spytał pastor z niedowierzaniem.
Tak, nigdy już nie będzie pan mógł świadczyć posług księdza. Sprzeniewierzył się pan wielu przykazaniom, panie Mohr, a tego nie możemy zaakceptować. Zbezcześcił pan święte słowo, okrył wstydem swoich najbliższych braci. Pańska żona, Henriettę, wspierała pana wytrwale przez wszystkie te lata. To mądra kobieta, nie chcemy, żeby pańskie... błędy ją dotknęły. Dlatego nakazujemy panu przyjąć posadę zarządcy.
Nastąpiła chwila milczenia.
Kristian wiedział, że to nie było to, czego Mohr pragnął,
173
ale chyba powinien się cieszyć z tak łagodnej kary. Biskup zażądał, żeby wszyscy milczeli o tym, co tu dzisiaj usłyszeli, najwyraźniej nie chciał, żeby wyrok dotarł do innych. Nieszczęsne wydarzenia miały zostać wyciszone.
Opuści pan plebanię jeszcze przed świętami - oznajmił biskup z patosem.
Przed świętami...?
Tak - zabrzmiała stanowcza odpowiedź.
Kristian poczuł radość. W końcu parafia pozbędzie się obłudnika!
W Indze obudziła się nadzieja, kiedy zobaczyła Kristiana jadącego drogą łagodnym kłusem. Szybko włożyła buty, zarzuciła chustę na ramiona i radosna czekała na niego na progu.
- Jak
poszło? - spytała, zanim zdążył zejść z konia.
Kristian
powściągnął cugle, Srebrny Książę zatrzymał się.
Tak, jak miałem nadzieję, że pójdzie - roześmiał się zadowolony. - Mohr musi opuścić Botne jeszcze przed świętami!
Naprawdę?! - zawołała Inga, klaszcząc z radości w dłonie. - Zrobiłeś to, o co cię prosiłam? - spytała nagle poważna.
Tak, tak - odpowiedział ojciec. Na jego twarzy pokazał się cień cierpienia, zaraz jednak uśmiechnął się szeroko: - Kłamałem przed wszystkimi, robiąc z Mohra niewinną owieczkę. I rzeczywiście, wydając wyrok, uwzględnili moje zdanie. Mohr, ten dureń, myślał, że mu się upiecze, ale biskup posłał go do Kristianii. Nigdy już nie będzie świadczył posługi księdza.
Cudownie - radowała się Inga.
Nie pojmuję, dlaczego uparłaś się dotrzymać swojej
174
części umowy. O ile dobrze zrozumiałem, udało ci się wydobyć z niego wszystko, co chciałaś. Dlaczego musiałem się za nim wstawić?
Inga znów poczuła strach, niczym zimny powiew wiatru.
W końcu jestem z rodu Svartdalów, a ród nasz znany jest z tego, że dotrzymujemy słowa. Wiesz o tym - powiedziała i uśmiechnęła się niepewnie.
Tak, to prawda - przyznał Kristian. - Tylko nie paktuj już więcej z diabłem, Ingo, nie gwarantuję, że następnym razem będę w stanie ci pomóc.
Tak, wiem - wyszeptała Inga, czując swoją winę. - Czy to znaczy, że... nie będę już mogła się do ciebie zwrócić, jeśli popadnę w kłopoty? - spytała ledwie słyszalnie.
Nie to miałem na myśli - zapewnił Kristian przestraszony. - Oczywiście, że będziesz mogła! Proszę tylko, żebyś uważała, z kim się zadajesz. Nie każdemu można zaufać, czasem najlepszy przyjaciel potrafi wbić nóż w plecy.
Inga wzdrygnęła się. Miała wrażenie, że przez ojca przemawia jego własne doświadczenie. Poza tym wiedziała, że ma rację. Nawet najbliższa osoba potrafi czasem zawieść. Nosiła w sobie dramatyczną tajemnicę, rozumiała, że będzie musiała milczeć do końca życia.
Bardzo ci dziękuję, tato. Kiedyś... może... ci powiem, ale nie teraz.
Mam nadzieję, Inga - odpowiedział ojciec cicho. Po jego drżącym głosie poznała, że naprawdę mu na niej zależy.
Inga westchnęła, kiedy Srebrny Książę zawrócił i ruszył w stronę Svartdal.
Inga zakradła się do pokoju Sigrid. Oczywiście powinna poprosić pasierbicę o pozwolenie, ale Sigrid była w 0vre
175
Gullhaug, a ona nie miała ochoty jej tam szukać. Hedvig na pewno od razu dołączyłaby do nich, ciekawa, z czym przybywa.
Potem jej o tym powiem, pomyślała Inga, usprawiedliwiając się. Zdecydowanym ruchem wyciągnęła szuflady komody i szukała, aż znalazła księgę parafialną, którą ukradła pastorowi. Ukradła jak ukradła, pomyślała, wolała użyć określenia: wypożyczyła.
Zeszła na dół do kuchni, włożyła księgę do siatki i ruszyła na plebanię. Jeszcze niedawno obawiała się spotkania z pastorem, ale to się teraz zmieniło. Co prawda ojciec potraktował go z pogardą, miała jednak nadzieję, że jego zachowanie nie odbije się na niej.
Kiedy pastor przywitał ją w kancelarii, miała wrażenie, że jest odmieniony. Siedział jak zwykle zajęty przy biurku i coś notował. Ale był jakby nieco łagodniejszy, może... pokonany.
Przyszłam coś pastorowi oddać - zaczęła i wyciągnęła z siatki księgę.
Moje wszystkie zapiski! - wykrzyknął pastor zdziwiony. - Szukałem tej księgi, nie mogłem zrozumieć, co się z nią stało. Nikt poza mną nie wiedział, gdzie ona leży - westchnął, sięgnął po nią i zaczął bezmyślnie przewracać kartki.
Poza pastorem i mną - dodała Inga.
Ukradła mi ją pani, pani Gaupås, tej samej nocy, kiedy wzięła pani stąd tę wyrwaną kartkę. Szukała pani w moich prywatnych rzeczach! Nie ma pani za grosz szacunku!
Myślałam, że obowiązkiem sługi Bożego jest dbać, by zwyciężała prawda - broniła się Inga. - A gdybym nie znalazła dowodu, Hedvig wygrałaby sprawę.
To prawda - przyznał Mohr z pewnym napięciem w głosie. - Cóż, tylu rzeczy nie powinienem był robić!
Miała wrażenie, że pastor zaczyna żałować, że wdał się
176
w konszachty z Hedvig. Sądził, że wyświadcza przysługę, a wszystko obróciło się przeciwko niemu. Hedvig natomiast wyszła z tego bez większego szwanku.
Nic nas już teraz nie wiąże, dlatego postanowiłam zwrócić pastorowi księgę. Nie pragnę niczego, co zgodnie z prawem należy do pastora. Chciałam tylko jeszcze prosić o odpowiedź na jedno pytanie.
Cóż, mogę spróbować - odpowiedział pastor, dłubiąc w zębach kawałkiem drewienka.
Czy ktoś może wie, gdzie pastor Rollefsen przechowywał jakieś pudełka, skrzynie czy kasetki ze swoimi osobistymi notatkami? Chętnie dowiedziałabym się czegoś o jego podopiecznej, o Andrine.
Pastor złamał drewienko palcami.
- Zaraz
po naszym przyjeździe zrobiliśmy porządki na
strychu,
ale znaleźliśmy tam jedynie jakieś okropne obrazy
i
zżarte przez mole stare ubrania. Gdybyśmy znaleźli tam
coś
cennego,
na przykład książki, na pewno trafiłoby to na moją
półkę,
pani Gaupås. Niestety więc muszę panią zmartwić.
Inga pokiwała głową zamyślona. Sądząc po brzmieniu jego głosu, mówił prawdę. Sigrid będzie się musiała pogodzić z tym, że nie ma żadnych bliższych informacji o jej zmarłej matce.
- No
cóż - uśmiechnęła się Inga. - Życzę pastorowi po
wodzenia
w Kristianii. Mam nadzieję, że Henriettę i dzie
ciom
tam się spodoba.
Pastor wstał, sięgnął po żakiet.
- Dziękuję.
Pani także życzę wszystkiego dobrego - po
wiedział,
a na jego zwykle ponurej twarzy pojawił się wyjąt
kowo
szczery uśmiech.
Było to ostatnie spotkanie Ingi z pastorem. Nigdy więcej nie pojawił się w swojej byłej parafii.
18
Ósmego maja 1909 roku słońce obdarowało Botne dobrą pogodą. Co prawda z samego ranka z trudem przedzierało się przez chmury, kładąc się nad ziemią złotą poświatą, ale gdy wiatr przegnał lekkie, białe obłoki, nic już nie było w stanie go przysłonić. Złociło szczyty gór, jego wątłe promienie nie były zbyt gorące. Jeszcze nie. Nad wzgórzami i nad lasami unosiła się lekka mgła, w końcu jednak słońce wstało na dobre i teraz świeciło na błękitnym niebie.
Brzozy zieleniły się już pierwszymi, wątłymi jeszcze listkami, wśród gałęzi rozbrzmiewał śpiew drozda. Na dźwięk jego trelów ludzie, którzy pracowali w polu czy w lesie, ożywali i od razu poprawiał się im humor. Wiosna miała nadejść tuż-tuż, nie było co do tego żadnych wątpliwości, brązową, zwiędniętą trawę zastąpił miękki, zielony dywan.
Przedpołudnie było jeszcze dość chłodne, Eugenie pilnowała, żeby ogień w kominku nie zgasł. Na piętrze Inga i Ingebjorg zajęły się ubieraniem panny młodej. Dzień zaczął się dobrze, Sigrid była w radosnym nastroju, po jakimś czasie zrobiła się jednak wyraźnie markotna.
- Co się stało? - spytała Inga zaniepokojona, poprawiając jej piękny welon.
178
Nic - wymamrotała Sigrid niechętnie.
Przecież widzę - nie odpuszczała Inga. - Tak bardzo przeżywasz ślub czy może coś innego cię gnębi?
Sigrid zaczęła łkać.
- Tak
bardzo bym chciała... - rozpłakała się na dobre,
drżąca
przytuliła się do Ingi. Ta wzięła nieszczęśliwą dziew
czynę
w ramiona i przycisnęła do piersi. Wymieniła spoj
rzenie
z Ingebjorg. - Tak bym chciała, żeby Gudrun żyła.
Tak
żałuję, że mnie dzisiaj nie zobaczy...
Inga oparła brodę o jej głowę i przytaknęła.
- Zawsze
będzie ci jej brakowało - zaczęła słabym gło
sem.
Dobrze rozumiała Sigrid. Czułaby się podobnie, gdy
by
Kristoffer czy Krister zginęli kilka miesięcy przed jej ślu
bem.
Trudno jej jednak było pocieszyć pasierbicę, skoro
wciąż
ciążyły jej wyrzuty sumienia.
Ingebjorg zwróciła się do swojej przyjaciółki:
Mnie brakuje ojca - powiedziała. - Dobrze wiem, co czujesz, Sigrid. Często z nim rozmawiam i żałuję, że go tu z nami nie ma...
Tak? - spytała, pociągając nosem, Sigrid i szybko sięgnęła po chusteczkę. Przyjaciółce udało się zwrócić jej uwagę na coś innego niż jej własna żałoba.
Tak. Cały czas czuję tu jakby ból - powiedziała Ingebj0rg, sięgnęła po rękę Sigrid i przyłożyła jej dłoń do swojego serca.
Wszystkim nam kogoś brakuje - odezwała się smutno Inga. -1 nie myślę tylko o tych, którzy umarli.
Dziewczęta spojrzały na nią zaciekawione. Inga ugryzła się w język. Że też nie potrafiła się powstrzymać! Nie mogły się dowiedzieć, jak bardzo tęskni za Martinem. Szybko wymyśliła jakieś kłamstwo.
- Mnie brakuje dobrych stosunków z ojcem.
179
Myślałam, że ostatnio się nieco poprawiły - zauważyła Sigrid.
To prawda - uśmiechnęła się Inga - ale nadal mamy dużo do nadrobienia, przed nami jeszcze daleka droga. Musimy nauczyć się akceptować siebie, ojciec... ma mi jeszcze wiele do wytłumaczenia.
Sigrid popatrzyła na nią ze współczuciem.
Widać nie ja jedna cierpię - powiedziała cicho.
Nie ty jedna - przyznała Inga szczerze. - Pamiętaj, że jeśli dzisiaj wieczorem uronisz kilka łez, ludzie zrozumieją, że to dlatego, że straciłaś kogoś bliskiego. Pamiętaj tylko, że także dla Torsteina jest to ważny dzień...
Wiem - westchnęła Sigrid przepraszająco.
Inga zwróciła uwagę, że pasierbica nie wspomniała Niel-sa. Cóż, Niels co prawda zginął w dramatycznych okolicznościach, ale był starym, schorowanym mężczyzną. Pewnie i tak nie pożyłby długo, co oczywiście nie usprawiedliwiało czynu Bjornara. Natomiast Gudrun... Inga poczuła, że oblewa ją zimny pot. Gudrun była zdrowa i pełna energii, kiedy nić jej życia została przecięta.
Uważam, że w tej sukni jest ci nawet bardziej do twarzy niż Gudrun - powiedziała Inga, chcąc zmienić temat. - Gudrun było w niej prześlicznie, ale ona jest jakby szyta... specjalnie dla ciebie.
Naprawdę tak uważasz? - spytała Sigrid szczęśliwa. - Nie jestem przesądna - dodała przepraszająco - ale czasem mam wrażenie, że ta suknia była przeznaczona dla mnie. Patrzcie - powiedziała i zaczęła kręcić się w kółko - jak krawcowa pięknie ją zwęziła.
To prawda - potwierdziła Inga. Suknia pięknie się układała na smukłej sylwetce dziewczyny. Krawcowa nie wycięła nadmiaru materiału, spodziewając się, że suknia
180
może jeszcze kiedyś zostać użyta, tylko bardziej zmarszczyła ją w talii.
Dokonała także niewielkich zmian w welonie. Delikatnie odpruła srebrne kwiatki, które naszyła Gudrun, zastępując je ślicznymi niebieskimi kwiatuszkami, misternie haftowanymi. Kolor doskonale pasował do oczu Sigrid i do jej ślubnego bukietu. Torstein zadał sobie dużo trudu. Sam zebrał w lesie przylaszczki i konwalie. Wybrał tylko dwa rodzaje kwiatów, ale efekt był większy, niż gdyby połączył dziesięć różnych. Zapach konwalii wypełniał cały pokój. Inga oddychała głęboko, chłonąc go nozdrzami.
Jesteś gotowa? - spytała pasierbicę.
Tak, jestem - odpowiedziała Sigrid, uśmiechając sie szeroko, oczy jej błyszczały.
Ponieważ pastor został zwolniony ze swojej posługi, ślubu młodej parze miał udzielać kapelan, pan Asmundsrud. Nikt specjalnie nie narzekał, mimo że głos mu się łamał, a modlitwę odmówił zbyt szybko, wszyscy czuli ulgę po wyjeździe pastora.
Kapelan został pochwalony za swoje kazanie. Nie wspominał nic o ogniu piekielnym czy o tych, którzy odwracają się od Boga, jak zwykł to robić pastor. Zamiast tego odczytał fragment z Biblii, w którym była mowa o miłości i sile małżeńskich więzów.
Sigrid jest taka delikatna i wrażliwa, pomyślała Inga, była jednak przekonana, że z czasem to się nieco zmieni. Wspomnienia przemocy, jaką Niels stosował wobec swojej starszej córki, nie nawiedzały jej już tak często. Sigrid sama opowiadała o tym Indze. Dobrze, że ta wrażliwa dziew-
181
czyna nie znała całej brutalnej prawdy o ich kazirodczym związku...
Inga cieszyła się, że Sigrid nareszcie udało się uwolnić od ciążącego jej problemu. Kiedy Torstein pochylił się, żeby pocałować ją na schodach kościoła, uśmiechnęła się zachwycona i odwzajemniła jego uścisk tak ochoczo, że ludzie zaczęli się śmiać.
Torstein radośnie zaprosił wszystkich na poczęstunek do 0vre Gullhaug, a goście nie kazali sobie tego dwa razy powtarzać. Wśród śmiechów i krzyków wsiadano do wozów, które zaraz ruszyły w stronę dworu.
Po wybornym obiedzie odsunięto na bok stoły i mogły rozpocząć się tańce. Inga zmieszała się, kiedy Torbjorn chwycił ją delikatnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
No, moja być może przyszła żono, podarujesz mi ten taniec? - drażnił się z nią.
Oczywiście - odrzekła Inga, uśmiechając się. Trudno mu było dobrze ją objąć, brzuch Ingi przeszkadzał. Ostatnio znów sporo urósł, wkrótce zapewne będzie rodzić. Kątem oka widziała, że Torbjorn mu się przygląda, po chwili uśmiechnął się lekko zażenowany. Nie sprawiał wrażenia, że bardzo się przejmował tym, że Inga spodziewa się kolejnego dziecka. Jego podejście cieszyło Ingę, była mu wdzięczna. Torbjorn był odpowiedzialnym mężczyzną, na pewno będzie dobrze traktował i Emilię, i dziecko, które niedługo miało przyjść na świat.
Gdzie się potem spotkamy? - spytał Torbjorn, drżąc z podniecenia.
Słyszę, że nie zapomniałeś, że mam odpowiedzieć na twoje oświadczyny - zażartowała Inga.
Jak bym mógł? - uśmiechnął się Torbjorn. - Odliczałem dni i minuty, Inga, i tęsknię za tobą coraz bardziej.
182
Dawniej byłaś dla mnie nieosiągalna, przynajmniej póki żył Niels...
- Już
wtedy o mnie myślałeś?! - wykrzyknęła Inga zdzi
wiona.
Torbjorn zawstydził się.
- Tak
A teraz mogę cię mieć. Na samą myśl dreszcz
mnie
przechodzi. Dreszcz niepewności i nadziei.
Inga położyła palec na jego ustach.
Ciii... Spotkajmy się o północy. Pod dużym dębem, w waszym zagajniku. Tym obok spiżarni.
Tak, wiem - odrzekł Torbjern zadowolony. - O dwunastej - szeptał rozmarzony. - Jak w bajkach...
Kiedy muzyka ucichła, powoli puścił jej dłoń. W jego oczach była czułość.
Martin tańczył z lngeb/0rg, prowadził ją szarmancko. Miał wrażenie, że młoda dziewczyna pragnęła zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy tylko podziękował partnerce za poprzedni taniec, już przed nim stała. Właściwie nie zamierzał prosić jej do tańca, pomyślał z lekką irytacją, ale nie potrafił jej odmówić. Widział błaganie w jej piwnozielonych oczach, prośbę, by wziął ją w ramiona. Cóż, pomyślał Martin, Ingebjcrg jest ładną dziewczyną. Mało dojrzałą zapewne, byłaby wierna jak pies, choć miała ostry język i, zdaje się, także bystry umysł. Musiała być mądra, pomyślał, uśmiechając się w duchu, zauważył bowiem, że kiedy zabierała głos w dyskusji, mężczyźni jej słuchali.
Była też ładna, przyznał, kiedy się jej bliżej przyjrzał. Cała trójka dzieci w 0vre Gullhaug odziedziczyła urodę po matce. Hedvig zawsze była piękną, elegancką kobietą. Nawet teraz, kiedy już zbliżała się do pięćdziesiątki, miała
183
postawę znacznie młodszej kobiety. Gorzej rzecz się miała, zdaje się, z jej zasadami, co wyraźnie pokazała rozprawa w sądzie.
Ingebjorg była lustrzanym odbiciem swojej matki, miała jednak nieco jaśniejszą cerę i jaśniejsze włosy. Podkreślały to jej piwne oczy ze szmaragdowozielonymi plamkami Dolna warga była pełna, górna też była ładnie zarysowana. Miała proste, ładne zęby, jednak nie aż tak białe jak Inga, zauważył krytycznie. Na wspomnienie Ingi poczuł ból w dołku.
Uniósł się na palcach, nad głową Ingebjorg szukał Ingi. Wśród gości było wiele kobiet o ciemnych włosach, jednak Ingę zobaczył natychmiast. Jakby miała w sobie jakąś magiczną siłę.
Widział, jak się uśmiecha do Torbjorna, i poczuł fizyczny ból. Nic dziwnego, że mężczyźni prosili ją do tańca, nagle poczuł jednak przypływ bolesnej zazdrości. Późną zimą dowiedział się, że Torbjorn się jej oświadczył, potem sprawa ucichła. Uznał, że mu odmówiła, teraz znów pojawiły się wątpliwości. Może po prostu postanowili nic nikomu nie mówić, ale okazało się, że nie są już dłużej w stanie ukryć swojej namiętności?
Oszołomiony, spytał Ingebjorg jakby od niechcenia:
- Wiesz, że Torbjorn oświadczył się Indze?
Trudno mu było zachować obojętność, walczyły w nim sprzeczne uczucia, ale dziewczyna rzuciła lekko:
- Wiem,
że Inga kazała mu czekać na odpowiedź. - Po
chwili
dodała: - Dzisiaj, kiedy ubierałyśmy Sigrid do ślu
bu,
powiedziała, że za kimś tęskni. To wszystko było jakieś
dziwne,
powiedziała, że nie chodzi o kogoś, kto umarł, tyl
ko
o kogoś, kto żyje, a potem zaczęła tłumaczyć, że brakuje
jej
bliskości z ojcem, ale i ja, i Sigrid odniosłyśmy wrażenie,
że
ma na myśli kogoś innego.
184
Martin przytaknął, nieobecny. Tak! Na pewno myślała o nim, czuł to. Przecież już wcześniej prosiła, żeby rozwiódł się z Gudrun. Uznał, że to jego miała na myśli, i nie podobały mu się uczucia, które Torbjorn tak otwarcie jej okazywał.
Nie pojmuję, dlaczego kręcisz się wokół Ingi - niemal warknęła Hedvig, podchodząc do Torbjorna. - Jesteś za dobry dla tej latawicy! - powiedziała tak wściekła, że kiedy mówiła, w powietrzu zostawały krople śliny.
Mamusiu, najdroższa - uśmiechnął się Torbjorn rozbrajająco. - To raczej Inga jest za dobra dla mnie...
Na pewno nie - przerwała mu Hedvig, tupiąc nogą ze złości. - Nie cierpię jej! - wykrzyknęła, rwąc sobie włosy. - Zszargała moje dobre imię!
Cierpliwość Torbjorna się skończyła. Jego matka mówiła o kobiecie, która być może zostanie jego żoną.
- Swoje
dobre imię zszargałaś ty sama - odciął się jej
oburzony.
- Poza tym nie rozumiem, dlaczego miałabyś
być
niezadowolona.
Hedvig wyprostowała się.
A niby dlaczego miałabym się cieszyć? - spytała, krzywiąc się, jakby napiła się octu.
Twój najstarszy syn wziął dzisiaj ślub ze swoją wybranką, a ja - ciągnął, uśmiechając się - jestem bliski osiągnięcia tego, o czym zawsze marzyłaś.
Nie mów zagadkami - przerwała mu znów Hedvig, uśmiechając się przy tym miło do przechodzących obok gości.
Chciałaś zapewnić Torsteinowi Svartdal, a mnie przekazać 0vre Gullhaug. Nie rozumiesz, do czego zmierzam?
185
Jeśli Inga mnie zechce, twoi synowie spełnią twoje marzenie: każdy z nas przejmie wielki dwór.
Hedvig zamilkła zmieszana. Jej oczy się zwęziły.
- Masz
rację, synu. Przejmiesz Gaupås... A Torstein zo
stanie
tutaj - rozmarzyła się. Podniecona aż klasnęła w dło
nie.
Torbjorn podniósł do ust kieliszek z winem, uśmiechając się.
Inga, zdyszana, musiała na chwilę usiąść. Miło jest tańczyć, ale brakowało jej tchu. W jej stanie trudno było jej nadążyć za kawalerami.
- Mogę prosić?
Inga drgnęła, kiedy nagle stanął przed nią Martin.
Martin! - wykrzyknęła radośnie. - Chętnie z tobą zatańczę, ale najpierw muszę chwilę odpocząć. Jestem wykończona - roześmiała się zachwycona.
Ale pozwalasz, żeby Torbjorn z tobą tańczył - powiedział Martin nieoczekiwanie ostro.
Inga zmarszczyła brwi, zdziwiona.
Mówisz jak zazdrosny mąż - stwierdziła sucho. - Wiedz, że Torbjorn jest bardzo miły, traktuje mnie jak prawdziwy dżentelmen. A ty, kiedy tylko się spotykamy, parskasz jak dziki koń. Kiedyś myślałam, że ci na mnie zależy, Martin - wyszeptała - ale teraz zaczynam w to wątpić.
Myśl sobie, co chcesz, do licha - odparł Martin skwa-szony.
Inga nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać, kiedy ostentacyjnie odwrócił się do niej plecami i odszedł. Zwykle tak się nie zachowywał, po chwili zrozumiała, że pewnie coś wypił. Dużo piwa i sporo wina, sądząc po jego chuchu.
186
Spojrzała ukradkiem na zegarek. Zbliżała się północ. Zdecydowanym ruchem podniosła się i wyszła. Powinna poszukać Torbjcrna.
Jesteś szczęśliwa, moja panno młoda? - drażnił się Torstein z Sigrid, wirując w walcu.
Tak! - powiedziała Sigrid, ocierając swój nos o jego. - Myślę, że nasze małżeństwo będzie bardzo udane - zwierzyła mu się kokieteryjnie. - O ile twoja matka nie będzie się zbytnio wtrącać - dodała.
Nie będzie - odrzekł Torstein zadowolony. Brzmiał, jakby już postanowił, że przywoła do porządku tę żądną władzy kobietę, jeśli zacznie się nieodpowiednio zachowywać.
Szkoda, że Mons się nie pojawił - powiedziała Sigrid z lekką melancholią.
A czego ty się spodziewałaś, moja naiwna żono? - odpowiedział Torstein pół żartem, pół serio. - Opuścił mnie, jeszcze zanim się urodziłem, Sigrid, więc czemu teraz miałby się mną interesować? Nawet nie odpowiedział na zaproszenie. W jego świecie ja nie istnieję, moja droga, pora, żebyś przyjęła to do wiadomości.
Pewnie tak - wyszeptała Sigrid wzburzona. - Mam jednak wrażenie, że cała ta sprawa męczy cię bardziej, niż chcesz przyznać. Kiedy tylko wymieniam jego imię, od razu milkniesz i zamykasz się w sobie.
Torstein przytaknął z ciężkim sercem.
- Nie
przeczę, że chętnie bym go tu widział, przekonał
się,
czy coś nas łączy. Właściwie to jestem go ciekaw, Sigrid,
ciekaw
jego życia i wyboru, którego dokonał.
Sigrid pogładziła męża po policzku.
187
Oboje jesteśmy zawiedzeni, ale może miał powód, żeby tu nie przyjeżdżać. Może nie miał odwagi...
A więc znów zaczynasz go bronić - zwrócił jej uwagę Torstein. - Co z oczu, to z serca.
W tym momencie otworzyły się drzwi do sali, gdzie trwały tańce. Muzyka na chwilę ucichła, muzykanci szybko jednak ochłonęli ze zdziwienia, fałszywe dźwięki umilkły i znów rozbrzmiewała piękna muzyka.
Kto to jest? - spytała Sigrid, odwracając głowę, żeby coś zobaczyć w tłumie ludzi.
Boże drogi - westchnął wzburzony Torstein. - To on! Właśnie o nim rozmawialiśmy! To Mons, mój ojciec!
Umówione miejsce spotkania leżało w mroku. Po obu stronach domu umieszczono latarnie, ich światło przyciągało nocne owady. Rozległo się piszczenie nietoperza, Inga wzdrygnęła się z odrazą, widząc, jak bije skrzydłami.
Nie miała wątpliwości, że Torbjorn zaraz się zjawi, ufała mu. Teraz nawet się cieszyła, że ma chwilę dla siebie. Musiała się jeszcze zastanowić. Torbjorn na pewno byłby dobrym ojcem, powtarzała sobie chyba setny raz. Emilia już zdążyła go polubić i podskakiwała z radości na sam dźwięk jego kroków. Torbjorn podnosił ją do góry i kręcił się z nią w kółko albo podrzucał w powietrze, a potem łapał. Emilia śmiała się wtedy do rozpuku do tego stopnia, że Inga czasem bała się, że może stracić oddech.
Inga oparła się plecami o pień potężnego dębu. Odchyliła głowę i zafascynowana przyglądała się wielkim gałęziom. Drzewo było stare, stwierdziła, bo jego rozłożyste gałęzie sięgały daleko. Miało może dwieście, a może nawet trzy-
188
sta lat, zastanawiała się. Trudno było dokładnie powiedzieć, na pewno jednak było potężne.
Jeśli Torbj0rn zająłby się dworem, czułaby się też bezpieczniejsza, jeśli chodzi o Erlinga, który nadal przerażał ją swoimi podejrzeniami. Była bezbronna wobec grożącego jej parobka, dokładnie tak, pomyślała. Ostatnio zachowywał się spokojnie, ale tylko dlatego, że udało im się wynegocjować korzystną dla nich obojga umowę. Pozwoliła mu zostać we dworze do października, a on obiecał, że potem odejdzie. Nie wiedziała jednak, jak zareaguje, kiedy jesienią zażąda, żeby rzeczywiście opuścił Gaupås i poszukał pracy w innym miejscu. Inga nie była w stanie przewidzieć jego reakcji, obawiała się jednak, że może znów zacząć jej grozić. Torbjorn mógłby temu zapobiec...
Inga usłyszała odgłos miękkich kroków w trawie. Torbjorn był punktualny, uśmiechnęła się. Nie odwróciła głowy, licząc, że usiądzie obok niej. Jak zareaguje na jej odpowiedź? Czuła łaskotanie w żołądku.
Z niedowierzaniem i jęcząc z bólu, Inga próbowała złapać powietrze, kiedy poczuła mocne uderzenie w bok. Rzuciła się do przodu, chcąc uniknąć dalszych razów, ale nie zdążyła, poczuła kolejnego kopniaka, tym razem celnie wymierzonego między jej łopatki. Czuła, że brakuje jej powietrza, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Chciała wołać po pomoc, ale jej oddech był krótki i nierówny.
W panice położyła rękę na brzuchu, chcąc chronić nienarodzone dziecko. Napastnik musiał zauważyć jej ruch, bo po chwili poczuła kolejny celny cios właśnie w dół brzucha. Zwinęła się z bólu. - Boże, ratuj mnie - błagała, szepcząc przez zaciśnięte wargi.
Resztkami sił udało jej się odwrócić głowę. Chciała zobaczyć, kto postanowił zakatować ją na śmierć, ale w tym
189
momencie dostała pięścią w brodę. Oczy zasnuła )c) czerwona mgła, zaczęła nerwowo mrugać.
Zanim osunęła się w błogosławioną ciemność, zdążyła jeszcze poczuć, jak po jej udach spływa coś ciepłego i lepkiego. - Teraz oboje umrzemy - jęknęła, płacząc. Posłała swojemu nienarodzonemu dziecku ostatnią, pełną rozpaczy myśl...