saga.
Cienie
z przeszłości
Torill Thorup
W SERII UKAŻĄ SIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa
tom 8.
KŁAMSTWA
1
Gaupås, maj 1908 roku
Cały świat wokół Ingi zniknął. Jedyne, co istniało, to zrozpaczone oczy Kristoffera. Minęło kilka sekund, zanim zdołała przetrawić okrutne słowa brata.
- Co...
Co powiedziałeś? Torstein z 0vre Gullhaug jest sy
nem
naszego ojca?
Kristoffer patrzył nieobecnym, bezradnym wzrokiem.
- Tak,
Hedvig tak twierdzi. Wiesz, co to oznacza, Ingo?
Czy
ty rozumiesz, co to właściwie znaczy?
Inga zrozpaczona pokiwała głową.
- Tak,
chyba tak - odparła bezbarwnie. - Ale nie wiem,
czy
chcę.
Kristoffer głęboko wciągnął powietrze.
- Svartdal
przestanie należeć do naszego rodu. Ten szatan
Torstein
nagle okazał się dziedzicem, lecz dla mnie nigdy nie bę
dzie
pełnoprawnym członkiem rodziny!
Ingę wypełniło współczucie. Biedny Kristoffer, to musiało być dla niego straszne zobaczyć, jak bezpieczna przyszłość nagle się rozmywa i znika. Wszystko, na co ciężko pracował i czemu poświęcał swe siły, podstawa, na której opierało się jego całe życie, mogły teraz trafić w ręce kogoś innego. To niemożliwe, pomyślała Inga ze smutkiem, nikt nie ma prawa! Zrezygnowana przetarła oczy i próbowała się uspokoić.
- Opowiedz mi, co się stało.
5
- Sam
lensman się zjawił i wręczył ojcu zapieczętowany list.
Wyglądało
na to, że wie, co jest w środku, ponieważ wokół jego
ust
igrał fałszywy, zadowolony uśmieszek. - Kristoffer wzdryg
nął
się odruchowo. - Kiedy ojciec nie miał zamiaru otworzyć
pisma,
lensman zapytał bezczelnie, czy nie jest ciekaw zawarto
ści.
Inga potrafiła sobie wyobrazić tę scenę. Lensmana, który skręca w palcach długie wąsy i obserwuje reakcję Kristiana. Mogła niemal zobaczyć, jak twarz ojca poci się ze złości, powoli oblewa się rumieńcem, a w końcu blednie z niedowierzania.
I co? - spytała niecierpliwie.
Myślę, że nigdy nie widziałem ojca tak... porażonego. Kiedy przeczytał list, opuścił dłoń i spojrzał oniemiały na lensmana.
Czy coś powiedział?
Tak. Szepnął coś, czego nie zrozumiałem...
Inga aż drżała z niecierpliwości. Że też Kristoffer nie może od razu przejść do rzeczy! Wiedziała jednak, że brat chce po prostu dokładnie jej o tym opowiedzieć.
Kristoffer nie zauważył, że Inga całym wysiłkiem stara się nad sobą zapanować.
- Ojciec szepnął: „Po tych wszystkich latach..."
- Po
tych wszystkich latach - powtórzyła cicho Inga.
Ojciec
pomyślał pewnie o czymś, co zaszło między nim
a Hedvig wiele lat temu. Ale co to mogło być? Bardzo chciałaby wiedzieć.
- Wydawało
mi się, że to jakiś zły sen, Ingo, kiedy ojciec
w
skrócie przekazał mi żądania Hedvig. Ta kobieta domaga się,
żeby
Torstein natychmiast przeprowadził się do Svartdal, tak by
nauczył
się prowadzić gospodarstwo i mógł je przejąć, kiedy oj
ciec
się zestarzeje.
Inga poczuła wzmagający się ucisk w skroniach.
Żąda więc, żebyście Krister, Sorine i ty usunęli się w cień?
Tak, tego się obawiam - odparł Kristoffer zrezygnowa-
6
ny. - Po śmierci ojca nie będziemy mieli nic do powiedzenia, jeżeli Hedvig znajdzie poparcie w prawie. Może będziemy mogli zostać w Svartdal na łasce Torsteina. A wtedy, Ingo... - Kristo-ffer zagroził pięścią, a jego oczy zapłonęły gniewnie. - Wtedy opuszczę Botne. Nie zamierzam wystawiać się na pośmiewisko Gullhaugów! - Kristoffer opanował wściekłość, a ostatnie słowa wyrzekł z goryczą. - Jak zdołam wyjść Torsteinowi na spotkanie? Albo słuchać, jak ludzie opowiadają o zmianach, które poczynił w naszym ukochanym Svartdal...?
Serce Ingi krwawiło z powodu Kristoffera. Przykro było patrzeć na ból brata, a jednocześnie straszliwa tęsknota za Svart-dal niemal nie pozwalała oddychać. Tak, to będzie dla nich potworne, gdy się dowiedzą, że gospodarstwo, które należy do nich od pokoleń, muszą przekazać komuś innemu.
- A
co z ojcem? Zaprzeczył chyba oskarżeniom, że Torstein
jest
jego synem?
Kristoffer zerkał przygnębiony to na konia, to na Ingę.
- Uciekłem,
Ingo, od lensmana i od niego. Nic na to nie po
radzę,
ale musiałem zniknąć. Po prostu wyjechać stamtąd i
znów
swobodnie
oddychać. Być może to tchórzostwo, ale chciałem po
rozmawiać
z kimś, kto potrafi postawić się w tej sytuacji. Z kimś,
kto
jest związany ze Svartdal równie mocno jak ja...
Na myśl, że Kristoffer obdarzył ją zaufaniem, Indze zrobiło się ciepło. Jakie to przyjemne, że starszy brat szuka u niej pociechy! Kristoffer i ona zawsze byli związani z gospodarstwem, chyba bardziej niż Krister. To prawda, Krister szczególnie ukochał dom rodzinny, lecz Kristoffer wydawał się wręcz stworzony do roli wielkiego gospodarza. Zawsze on przejmował inicjatywę, gdy coś trzeba było zrobić, czy chodziło o naprawę narzędzi, czy o wymianę ogrodzenia, czy też o jakieś usprawnienia w oborze lub stajni. Krister również brał w tym udział, ale nie z takim samym zapałem i zaangażowaniem co starszy brat. Sama Inga też miała uczucie, jak gdyby część swojej duszy zostawiła w Svartdal. To tam dorastała i za tamtym dworem tęskniła, gdy dni w Gaupås były ponure i szare.
7
Kiedy ojciec ma się stawić w sądzie?
Nie wiem - przyznał Kristoffer, wskakując na Czarnulkę. Siodło zatrzeszczało, kiedy się w nim poprawił. - Ale to zwykle trochę trwa. Mam nadzieję. Może na jesieni... Pomyśleć tylko, że Torsteinowi będzie wolno się do nas wprowadzić!
Inga potrząsnęła głową, żeby przegonić przytłaczające myśli. Nie, nie potrafiła przywołać w wyobraźni obrazu sań, wypełnionych osobistymi rzeczami, zjeżdżających do Svartdal. Albo ludzi depczących sobie po piętach w pośpiechu, żeby zdążyć zrobić jak najwięcej przed przybyciem rodziny z 0vre Gull-haug. Inga podeszła bliżej i położyła dłoń na ręce Kristoffera, którą mocno zaciskał na cuglach. Niezbyt często mieli tak bliski kontakt, ale teraz Inga chciała zrobić wszystko, żeby zwrócić uwagę brata.
Hedvig musi przedstawić dowód i znaleźć wiarygodnych świadków... A sędzia nie może mieć żadnych wątpliwości, że ta kobieta mówi prawdę.
A co, jeśli jej się uda, Ingo? Co, jeśli rzeczywiście ma w ręku mocne karty?
Inga poklepała brata po ramieniu, żeby mu dodać otuchy.
Jesteśmy z rodu Svartdalów, Kristofferze! Odtąd musimy trzymać się razem bez względu na to, co się stanie! A ty... - Przykuła go spojrzeniem, zanim dokończyła z pasją: - Nie poddamy się bez walki!
Nielsie, czy możemy porozmawiać? - zagadnęła męża, gdy Kristoffer odjechał. Zapiekło ją w piersi, kiedy Kristoffer zawrócił Srebrnego Księcia z powrotem do domu. Zwykle proste plecy i wyprężona sylwetka brata bardzo się przygarbiły.
- Ze
mną? - Niels otworzył usta, nie rozumiejąc.
Inga
skinęła głową nieobecna myślami.
- Tak,
jest coś, o czym muszę z tobą pomówić. - Dopiero
wtedy
zauważyła, że jej mąż skulił się. Wygląda, jakby się
mnie
bał,
pomyślała zaskoczona. Wstrząśnięta i jednocześnie poiry-
8
towana warknęła: - Spokojnie, Nielsie, nie zamierzam rozgrze-bywać tamtego.
Niels powoli się odprężył i odetchnął z ulgą.
W gabinecie Inga wyrzuciła z siebie to, czego dowiedziała się od Kristoffera:
Wiedziałeś o planach Hedvig, Nielsie?
Nie, oszalałaś? - Niels oszołomiony podrapał się po błyszczącej łysinie. - Trudno uwierzyć w to, co ona opowiada.
Proszę cię, Nielsie, żebyś zapomniał na chwilę o wiążącej cię jako sędziego tajemnicy zawodowej i powiedział mi wszystko, co wiesz o tej sprawie. - Inga nie pamiętała, kiedy ostatnio rozmawiali tak spokojnie i zgodnie.
Na mnie to też spadło jak grom, Ingo. Nie myśl, że było inaczej! - Niels zamyślił się, odchylił do tyłu i oparł na oparciu krzesła, po czym mruknął: - Że Kristian okaże się ojcem Tor-steina...
Myślisz, że to prawda? - spytała Inga smutno. - Myślisz, że rzeczywiście jedynie udawał przed całą wsią, że dla niego liczyła się tylko Jenny, żeby ukryć nieślubnego syna?
Niels czyścił paznokcie nożem do listów.
- Miłości
do Jenny nikt mu nie może zabrać! Prawdopo
dobnie
plotki pomkną jak ogień po suchej trawie. Zobaczysz,
że
ludzie będą drwić z małżeństwa twoich rodziców. Ucieszą
się,
diabły, że wreszcie będą mogli zbrukać opinię samego
Kri-
stiana
Svartdala.
Inga rzadko widywała męża tak rozsierdzonego. Na szczęście trzymał stronę Kristiana.
- Czy
podejrzewasz, dlaczego Hedvig oskarża ojca teraz,
po
tylu latach?
Niels odłożył nóż do listów i splótł ręce za głową.
- Wydawało
mi się, że zachowywała się dziwnie na ślubie
Martina
i Gudrun. Nie spuszczała twego ojca z oczu. Przyszło
mi
na myśl, że może... - Ten starszy mężczyzna zaczerwienił
się,
co
w jego wieku mu nie przystało. - Że się w nim podkochuje.
Inga przypomniała sobie, że Hedvig poprosiła Kristiana do
9
tańca. I strasznie mu się naprzykrzała. Później ojciec wyrażał się o niej jak o ladacznicy. Indze zaczęło się robić gorąco. Czyżby Hedvig się mściła, bo Kristian zaspokoił swą wolę? Czy oboje... przespali się ze sobą, a potem ojciec bez skrupułów odtrącił wdowę po Halvdanie? To możliwe, choć Inga nie potrafiła sobie wyobrazić, by mógł zachować się tak cynicznie.
- Jesteś
sędzią, Nielsie. Proszę cię, wytłumacz mi, jaki może
zapaść
wyrok, jeśli dojdzie do sprawy sądowej.
Zamknęła oczy, żeby się przygotować na najgorsze. Strach niczym zaciskający się węzeł dusił ją w piersi.
Albo Hedvig przegra, albo... Kristian będzie się musiał pogodzić, że Torstein zostanie prawnym spadkobiercą.
Czy nie możemy nic zrobić, żeby temu przeszkodzić? - zdołała tylko wyszeptać.
To zależy, czy Hedvig kłamie, czy nie. A jeśli to Kristian zataił swe ojcostwo?
Inga podskoczyła. Niels nie mógł chyba tak pomyśleć o najlepszym przyjacielu? Chciała zbyć śmiechem wątpliwości Niel-sa, ale jeśli to rzeczywiście prawda? Ogarnął ją strach.
Halvdan i Kristian chodzili w młodości... do szkoły rolniczej w Stavern - jąkał się Niels. - To tam poznali Hedvig. O ile wiem... ona już wtedy cieszyła się niezbyt... dobrą reputacją. Nie możemy wykluczyć, że... zawarli wtedy bliższą znajomość.
Znajomość - powtórzyła Inga wzburzona. W dzieciństwie słyszała urywki rozmów o tym, że ojciec chodził do szkoły razem ze zmarłym Halvdanem, ale nie wiedziała, że to tam Halvdan spotkał swą wybrankę.
Niels snuł domysły:
- Halvdan
i Hedvig pobrali się bez zgody jego rodziców.
Czy
ciąża była powodem, że postanowili wziąć ślub w tajemni
cy
i w takim pośpiechu?
Inga poderwała się z krzesła.
- Sugerujesz,
że ojciec spłodził to dziecko, a do ojcostwa
przyznał
się Halvdan? Skoro musieli tak szybko się pobrać?
Niels zwilżył wargi czubkiem języka.
10
- Oczywiście,
że nie. Rzucam tylko przykładowe teorie.
Jak
już mówiłem, w przyszłości grad takich pytań i domysłów
będzie
padać ze wszystkich stron. Musimy rozważyć wszystkie
możliwości
i spróbować na nie odpowiedzieć.
Inga osunęła się zmęczona na krzesło.
- A więc chcesz nam pomóc?
Niels z ożywieniem pochylił się do przodu i chwycił jej bezsilne ręce.
- Jako
sędzia muszę przestrzegać określonych zasad, lecz
gdy
tylko przeczytam pozew, postaram się, żeby Svartdal zosta
ło
w waszej rodzinie.
Inga posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.
- Hedvig
nie ma zapewne na tyle przyzwoitości, żeby trzy
mać
się teraz od nas z daleka. W każdym razie skoro Torstein
zamierza
się ożenić z Sigrid. Kto by pomyślał, że Sigrid pewne
go
dnia mogłaby zostać gospodynią w domu mojego dzieciń
stwa.
.. - Ostrożnie cofnęła ręce ku sobie.
Niels spoważniał.
Tak, tu mogą pojawić się problemy, jeśli Torstein poślubi moją córkę. Jednak konflikt między Hedvig i Kristianem nie powinien wpłynąć na związek tych dwojga młodych. Obiecaj mi, Ingo, że nadal będziesz traktowała Torsteina z szacunkiem. On nie jest temu winien, że jego matka wyzbyła się wszelkich zahamowań.
Wiem, wiem - westchnęła Inga. Miała ochotę się rozpłakać. Zdawała sobie sprawę, że odtąd nie będzie łatwo rozmawiać z Torsteinem. Hedvig natomiast nie powinna zaglądać do Gaupås częściej, niż to absolutnie konieczne. Inga nie bardzo wiedziała, co by zrobiła, gdyby matka Torsteina tu przyszła, ale z pewnością nikt jej tu serdecznie nie przywita! Na samą myśl ogarnęła ją fala gorąca ze złości.
Kristian znalazł się w niewesołym położeniu - mówił dalej Niels. - Stać się przedmiotem takich plotek...
Pojadę do niego - oznajmiła Inga. - Powinien mieć świadomość, że może liczyć na moje wsparcie.
11
Niels uśmiechnął się.
Jedź, Ingo. To mądrze z twojej strony. Przekaż ojcu wiadomość, że odwiedzę go pojutrze.
Doceniam to, że stanąłeś po stronie Svartdalów, Niel-sie - wyznała Inga cicho. Onieśmielona okręcała guzik bluzki.
Niels rozpromienił się.
- Jesteś
pewna, że powinienem się tu zatrzymać? - spytał
Gulbrand
bez przekonania. Zawołał „Prrr!" na konia i delikat
nie
pociągnął za lejce. Cała służba w Gaupås znała już
wstrząsa
jącą
nowinę. W zielonych oczach Gulbranda malowały się smu
tek
i współczucie.
Inga zeskoczyła na ziemię.
Tak. Przejdę się kawałek. Jest tyle myśli, które muszę poukładać...
Jak chcesz, Ingo. Poproszę Eugenie, żeby zajęła się Emilią, aż nie wrócisz.
Inga poczuła pieczenie w nosie i z wielkim wysiłkiem powstrzymała się, żeby się nie rozpłakać. Dopiero kiedy wóz z. Gulbrandem zniknął za zakrętem, pozwoliła sobie na płacz. Łzy stoczyły się po policzkach i zwilżyły ziemię.
Ingę wypełnił wewnętrzny smutek. Ze zmartwienia, że być może stracą Svartdal, nie mogła złapać tchu. Objęła się ramionami i próbowała usunąć bolesną kluchę, która mocno osadziła się w piersi. Pomyśleć tylko, że może nadejść taki dzień, kiedy już nigdy nie pójdzie zarośniętą ścieżką prowadzącą do Svartdal...
Torstein i Sigrid przejęliby gospodarstwo. Naturalnie mogłaby ich odwiedzać, ale to nie to samo, stwierdziła w duchu, ponieważ to Emma powinna ją przywitać z szerokim uśmiechem. To zapach wypieków Emmy i świeżo zaparzonej kawy powinien uderzyć ją w progu. Dający poczucie bezpieczeństwa. Znajomy i kochany. Na Boga, łkała Inga, pomyśleć tylko, że przyjdzie taki dzień, kiedy to Hedvig otworzy jej drzwi, gdy zapuka...
12
Inga zatrzymała się na szczycie wzgórza, podziwiając piękny widok, kiedy jej oczom ukazał się dostojny dwór. Pokraśniała z dumy. W okolicy można by znaleźć nowsze, pomalowane na biało budynki mieszkalne wraz z imponującymi czerwonymi zabudowaniami gospodarczymi, lecz mimo wszystko nie da się ich porównać z jej domem rodzinnym. Svartdal ma szczególną atmosferę i duszę, pomyślała z nostalgią.
W gospodarstwie panował przygnębiający, ponury nastrój. Inga zauważyła to od razu, kiedy weszła na dziedziniec. Emb-rik wyprowadzał Czarnego ze stajni do zagrody. Pozdrowił Ingę uprzejmie, ale na jego twarzy malowała się niepewność. Czarny nadstawił uszu i zarżał cicho, kiedy Inga przechodziła obok. Powinna poklepać zwierzę, ale nie zdołała.
Wszyscy bacznie przyjrzeli się Indze, gdy przekroczyła próg kuchni.
Jak to dobrze, że przyszłaś! - zawołała Emma i objęła ją. - Mam uczucie, jak gdyby nadszedł sądny dzień - mówiła dalej służąca, kiedy się uścisnęły. Szlochając, wytarła nos w chusteczkę.
Jakżebym mogła nie przyjść - odparła Inga. - Powinniśmy się teraz zebrać razem całą rodziną i wspólnie znaleźć jakieś rozwiązanie. Coś, co przeszkodziłoby Hedvig w wyegzekwowaniu swej woli.
Nikt nie odpowiedział. Kristoffer demonstracyjnie odwrócił głowę. Krister, który zazwyczaj uśmiechał się ciepło i żartobliwie, patrzył teraz smutnym, umykającym wzrokiem.
Chyba się już nie poddaliście? - spytała Inga przestraszona. Sądziła, że przekleństwa i złorzeczenia będą fruwać w powietrzu, lecz zamiast tego wszędzie panowała przygnębiająca cisza.
Ojciec nie chce o tym rozmawiać - rzekł niechętnie Kristoffer. - Wygląda więc na to, że Hedvig mówi prawdę, twierdząc, że Torstein jest jego najstarszym synem.
Inga jęknęła głośno.
- Ojciec nigdy nie był rozmowny, ale my nie możemy po-
13
zwolić, żeby się teraz ukrywał. Mimo wszystko mamy prawo wiedzieć.
Zdecydowanie odwróciła się na pięcie i obrała kierunek na sypialnię Kristiana. Przed wejściem zatrzymała się i nabrała powietrza. Musiała przez kilka sekund zebrać myśli, po czym mocno zapukała do drzwi.
2
Hedvig czuła obrzydliwy ucisk w żołądku. To ze strachu, pomyślała zaniepokojona, ale teraz nie było już odwrotu. Pozwała Kristiana do sądu i zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby został skazany. Wiedziała, że to ryzykowna gra, ale tym większa będzie wygrana.
Kiedy ogarniały ją panika i żal, Hedyig uspokajała samą siebie, że sam pastor Mohr wziął udział w jej planie. Miał zeznawać na jej korzyść, wprawdzie za pokaźne honorarium, ale żaden sędzia nie będzie chyba podejrzewał duchownego o kłamstwo? Rozprawa odbędzie się prawdopodobnie późnym latem, może bliżej jesieni. Czas, który do tego dnia pozostał, trzeba wykorzystać na urobienie i przygotowanie Torsteina i innych osób zamieszanych w sprawę.
Hedvig upiła niewielki łyk ze szklaneczki koniaku, na którą sobie pozwoliła. Złocisty trunek rozgrzewał gardło. Czekała, aż Torstein się przebierze. Syn przyrzekł, że młodszy brat Torbjorn i siostra Ingebjorg zostaną zabezpieczeni finansowo, lecz jeszcze mu nie powiedziała, jaka w tym wszystkim jemu przypadnie rola. Nie, pomyślała i upiła jeszcze jeden łyk, najpierw trzeba mu uświadomić, o jakie wartości tu chodzi. Będzie go łatwiej przekonać, kiedy Torstein zrozumie, jak wspaniałym gospodarstwem jest Svartdal. Kto nie chciałby zostać właścicielem tak okazałego majątku?
- Nareszcie jesteś! - zawołała radośnie na widok syna. Za-
15
chwycona odstawiła szklaneczkę na stół, wstała i wygładziła swój strój do jazdy konnej.
Torstein w milczeniu podążył za matką na dziedziniec. Stajenny włożył damskie siodło na spokojną klacz, Grację, a młodą Furię osiodłał dla Torsteina. Matka i syn wsiedli na wierzchowce i skinęli przyjaźnie stajennemu na pożegnanie.
Co takiego chcesz mi pokazać? - spytał Torstein zaciekawiony, kiedy ujechali spory kawał drogi.
Poczekaj, a zobaczysz - zamruczała Hedvig zagadkowo. Nic mu się nie stanie, gdy go trochę potrzymam w niepewności, pomyślała. Zwłoka tylko spotęguje napięcie.
Czego tu szukamy? - chciał wiedzieć Torstein, kiedy matka zarządziła przystanek na wzgórzu, z którego wiodła droga do Svartdal. - Wybieramy się w odwiedziny do Kristiana?
Hedvig uśmiechnęła się.
- Nie,
bynajmniej. Teraz nie jesteśmy tu mile widziani.
Wzrokiem
powędrowała w stronę gospodarstwa, pięknie
położonego na dnie doliny. Na dziedzińcu nie było widać nikogo, zauważyła i ucieszyła się. Przypuszczalnie siedzą w domu i prowadzą naradę. Przez moment zapragnęła stać się niewidzialna. Ach, gdyby móc ich teraz zobaczyć i posłuchać ich narzekań!
- Co...
Co przez to rozumiesz? - spytał Torstein podener
wowany.
- Nie poróżniły nas chyba ze Svartdalami żadne nie-
załatwione
sprawy.
Hedvig podprowadziła swą klacz całkiem blisko źrebaka.
- W
zeszłym tygodniu prosiłam cię o przysługę. Pamię
tasz?
Torstein skinął głową.
- Wtedy
obiecałeś, że uczynisz wszystko, co w twojej mocy,
żeby
Torbjornowi i Ingebjerg niczego nie brakowało. Praw
da?
- Jej brązowe oczy z charakterystycznymi zielonymi cętka
mi
przykuwały jego wzrok. Nie odezwała się, dopóki nie przy
taknął.
- To wszystko może być twoje - wyjaśniła i wskazała
ręką
na stary drewniany dwór.
16
Torstein zakrztusił się z przerażenia.
- Svartdal
może być moje? Jak to?
Hedvig
przytaknęła pośpiesznie.
Może. Gospodarstwo jest ogromne, to ponad czterdzieści hektarów ziemi i siedemdziesiąt arów lasu. Ziemia jest nie do pogardzenia, a i budynki dobrze utrzymane.
Do czego zmierzasz, matko? Szczerze mówiąc, nic z tego nie rozumiem...
Hedvig wyprostowała się. Najwyższy czas wtajemniczyć syna w cały plan.
- Za
kilka miesięcy mam się spotkać z Kristianem w sądzie.
Zamierzam
walczyć o to, żebyś ty - położyła nacisk na ostatnie
słowo
- przejął Svartdal.
Torstein ścisnął lejce między palcami i spojrzał na matkę zaskoczony.
Hedvig odwróciła głowę. Nie była w stanie patrzeć na jego wstrząśniętą twarz, kiedy wyjaśniała:
Będę twierdzić, że ty jesteś dziedzicem Svartdal.
Nie jestem!
Hedvig uśmiechnęła się chytrze.
Nie, nie jesteś, ale sędzia o tym nie wie. Zamierzam przedstawić dowód, że jesteś najstarszym synem Kristiana.
Halvdan był moim ojcem - rzekł Torstein ochrypłym głosem. - Jak możesz w ten sposób go oczerniać? Chyba oszalałaś, mamo. Czy do tego zmierzałaś poprzedniej nocy?
Mięśnie brzucha Hedvig napięły się, usta wykrzywiły w grymasie. A co to? Czy Torstein nie rozumie, że ona pragnie tylko dobra rodziny?
- A
teraz posłuchaj! - rzekła ze złością. - Nie wolno ci zro
bić
nic wbrew mej woli. Nikt nie może żądać, byś zeznawał
w
sądzie, lecz ja zamierzam stwierdzić, że jesteś tylko
niczego
nieświadomym,
biednym bękartem!
Wydawało się, że Torstein z wrażenia zaraz wypadnie z siodła. Pochylił się do przodu i złapał za cugle.
- Naprawdę tylko dlatego, żebym ja mógł dostać Svartdal,
17
chcesz wystąpić jako... ladacznica? - Język kleił się do podniebienia i Torstein z trudem wymówił to brudne słowo.
- Phi!
Nie przejmuj się tym - zbagatelizowała jego obawy
Hedvig.
- Na pewno uda mi się jakoś wywinąć. Zrozum, Tor-
steinie,
zawiadomiłam już lensmana. Właśnie dostarczył Kri-
stianowi
wezwanie!
Torstein rwał sobie włosy z głowy sfrustrowany.
- Nie,
nie... To się nie uda, mamo. W najśmielszych ma
rzeniach
nie śniłem, że wciągniesz mnie w coś takiego.
Hedvig poprowadziła Grację dookoła źrebaka. Przez cały czas wpatrywała się w Torsteina obłąkanym wzrokiem. Dzikim, pałającym spojrzeniem usiłowała go nakłonić, by zrozumiał, że jest za późno, żeby się wycofać. W końcu syn powoli opuścił ramiona i przygarbił się, wpatrując się ponuro w ziemię.
Hedvig przemówiła łagodniej:
Bez względu na to, jaki będzie wyrok w sprawie, ty nie zrobiłeś nic złego. Ludzie pomyślą, że to ja kazałam ci wierzyć, że Kristian jest twoim ojcem. Co w tym złego, że upomnisz się o dziedzictwo?
Nie cierpimy biedy w 0vre Gullhaug. Po co nam drugie gospodarstwo? - spytał chłopak zrezygnowany.
Moim celem jest, żebyś ty przejął Svartdal, a Torbjorn poprowadził 0vre Gullhaug.
A co z Ingebjorg?
Hedvig odczuła ulgę. Wreszcie syn zdawał się pomału akceptować jej pomysł. Jego niechęć jakby trochę osłabła.
Niedługo osiągnie wiek, kiedy będzie mogła wyjść za mąż. Być może znajdzie sobie męża z gospodarstwem. Jeżeli nie... - Wokół ust Hedvig błąkał się uśmiech. - To jej braciom wystarczy środków, by nie cierpiała biedy.
Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Kristiana, że chcesz go pozbawić ziemi i gospodarstwa?
Hedvig drgnęła.
- To
moja tajemnica - odparła ostro.
Torstein
pokręcił głową zmartwiony.
18
- Nie
mam pojęcia, jak przeprowadzisz swój plan. Co cię
do
tego... do tego skłoniło?
Matka miała nadzieję, że nie będzie zadawał tak kłopotliwych pytań. Przez moment zastanowiła się, czy nie powiedzieć, że to nie jego sprawa, ale zaraz uznała, że powinien się o wszystkim dowiedzieć.
Nie zostałeś ochrzczony od razu, kiedy twój ojciec i ja przybyliśmy do 0vre Gullhaug. Rodzice Halvdana nie byli zachwyceni, że pobraliśmy się w tajemnicy, dlatego żeby ich udobruchać, postanowiliśmy ochrzcić cię w kościele w Hillestad. Wtedy miałeś już dziewięć miesięcy.
Mamo! Wiesz, że nieochrzczone dziecko jest poganinem i jest narażone na działanie złych mocy? Powinniście jak najszybciej zanieść mnie do kościoła i włączyć do wspólnoty chrześcijańskiej!
Nonsens! - odpowiedziała Hedvig na krytykę. - Gadanie o pogaństwie to przeklęte bzdury i przesądy. Poza tym kiedy się urodziłeś, akuszerka odczytała nad tobą zaklęcia. No, daj mi dokończyć i nie przerywaj! Pastor Mohr... - Wzdrygnęła się. Niełatwo będzie to przyznać. - Wyrwał jedną stronę z księgi kościelnej. Odtąd już nikt nie znajdzie dowodu na to, że Halv-dan był twoim ojcem.
Torstein oszołomiony zsiadł z konia, zachwiał się i oparł o drzewo. Osunął się wzdłuż pnia i usiadł na mchu.
A co z rodzicami chrzestnymi? Ktoś z krewnych musiał mnie chyba trzymać do chrztu? Nie wiadomo, czy będą milczeć, mimo że jesteśmy jedną rodziną.
Podejrzewasz mnie, że o tym nie pomyślałam? - spytała Hedvig urażona. - Oboje twoi chrzestni nie żyją. Rodzice twego ojca zmarli ponad dziesięć lat temu.
Czy ja byłem jedynym chrzczonym dzieckiem tego dnia? - dopytywał się Torstein.
Nniee - Hedvig przeciągnęła tę odpowiedź. - Razem z tobą pastor chrzcił jeszcze jednego chłopczyka.
Nagle Torstein wstał.
19
- A
widzisz! - niemal krzyknął. - Jeżeli rodzice tego chłop
ca
się dowiedzą, że brakuje strony w księdze kościelnej,
będą
pewnie
chcieli to zbadać. Wtedy wszyscy się dowiedzą, że pa
stor
wyrwał kartkę z księgi. Czy zdajesz sobie sprawę, że to
po
ważne
przestępstwo?
Hedvig przeszedł chłód, mimo że słońce przyjemnie przygrzewało. O tym nie pomyślała! Zakłopotana zagryzła dolną wargę i zastanowiła się. Z wahaniem rzekła, broniąc się:
- To
nie jest istotą sprawy! Najważniejsze, żeby sędzia
się
dowiedział,
że ty jesteś dziedzicem Svartdal. Nie wiadomo,
czy
w ogóle ktoś wspomni o księdze. A poza tym - dodała re
zolutnie
- księgi są pełne wpisów pod datami chrzcin, ale to nie
znaczy,
że Halvdan podał tam ciebie jako swego pierworodne
go.
Nikt nie wie, kogo wpisał pastor jako twego ojca.
Torstein podrapał się w czoło.
Mimo wszystko, mamo...
Poza tym pastor Rollefsen, który ciebie chrzcił, już nie żyje. Nie może zeznać przed sądem, co zostało zapisane. I pamiętaj, że mamy Mohra po swojej stronie!
Odległy wyraz zamyślenia przesłonił cieniem twarz Torstei-na. Hedvig podążyła za wzrokiem syna, kiedy przyglądał się Svartdal. Chłopak musi się skusić na tę piękną posiadłość! Czyż nie rozumiał, że może zapewnić swej rodzinie bogactwo?
Sama więcej nie nalegała. Torstein musi mieć czas, żeby to przemyśleć. Była pewna, że w końcu pójdzie po rozum do głowy.
Zwiedzanie nie poszło tak dobrze, jak Hedvig się spodziewała. Miała nadzieję, że syn zachwyci się na myśl o tym, że mógłby zostać właścicielem Svartdal, ale co do tego się przeliczyła. Zadawał zbyt wiele zawiłych pytań.
Kiedy znów znaleźli się w domu w 0vre Gullhaug, Hedvig udawała, że jest bardzo zajęta oporządzaniem Gracji. Dopiero gdy Torstein wyszedł ze stajni, ponownie wsiadła na konia i pogalopowała na plebanię.
- No,
pani Gullhaug - zaczął pastor Mohr z ociąganiem po
wstępnych
powitaniach. - Czy lensman dostarczył wezwanie?
20
- Kristian
przyjął je niedawno.
Pastor
mlasnął zadowolony.
- Dobrze,
dobrze. Eh... Chciałbym ci przypomnieć, że za
warłem
z tobą tę umowę na pewnych warunkach. Rozumiesz
z
pewnością, że dla człowieka na moim stanowisku
usunięcie
poważnych
dowodów wiąże się z wysokim ryzykiem. Kiedy za
tem
mogę się spodziewać mojego wynagrodzenia?
Hedvig zrobiło się gorąco z oburzenia. Czy pieniądze to wszystko, na czym mu zależy? Czy nie powinni raczej skupić się na ułożeniu planu? Zawarła pakt z samym szatanem, zdała sobie sprawę. Dobrze, pomyślała z pewnością siebie i nieznacznie uniosła głowę, pastor będzie musiał naprawdę zasłużyć na zapłatę.
Naturalnie dostaniesz swoje wynagrodzenie - uśmiechnęła się, czując sztywność w kącikach ust - jeżeli nam się uda.
Jeżeli nam się uda - powtórzył pastor Mohr ostro. - Ja już złamałem kościelne przepisy! - zagrzmiał.
Powinieneś wcześniej o tym pomyśleć - odparła Hedvig, złowieszczo zniżając głos. - W umowie nie było mowy, że dostaniesz zapłatę, jeżeli przegram sprawę.
Nozdrza pastora rozdęły się.
Zadrwiłaś sobie ze mnie, pani Gullhaug? Zrobiłem, o co mnie prosiłaś, i powinienem dostać pieniądze bez względu na wszystko.
Tak, tak - odparła Hedvig poirytowana. Nie śmiała w tej sytuacji prosić go o więcej. Najmądrzej będzie zapłacić od razu. Może wtedy pastor będzie bardziej skory do współpracy. Z wysiłkiem przywołała najbardziej uroczy z uśmiechów. - Ile się należy za kłopot?
Pastor z zadowoleniem oparł się z powrotem na oparciu krzesła.
- Hm.
Jaką taryfę zastosować wobec Svartdal? Muszę okreś
lić
kwotę proporcjonalnie do wartości.
To szczwany lis, pomyślała Hedvig ze złością, jaki chciwy! Żeby tylko nie musiała sprzedawać żadnych budynków go-
21
spodarczych ani cennych przedmiotów, by mu zapłacić. Na końcu języka paliła ją cięta odpowiedź, ale Hedvig się opamiętała. Najpierw musiała usłyszeć, czego on chce. I, pomyślała zadowolona, nie da mu ani korony, jeśli sprawa zostanie rozstrzygnięta na korzyść Kristiana! Wtedy powie pastorowi, że nie może żądać zapłaty. Mohr nie pójdzie przecież na skargę do sądu ani do biskupa, przyznając się, na co się zgodził...
- Tysiąc
koron - zaproponował pastor z uśmiechem. - Tyle
warta
jest moja przysługa!
Cała krew napłynęła Hedvig do twarzy. Tysiąc koron. Tysiąc koron. Niemało sobie zażyczył ten chytrus. Musi się targować, uznała.
- Pięćset
koron przed rozprawą. Resztę dostaniesz potem.
Nietrudno
było zobaczyć, że pastor Mohr nie był zadowolo
ny
z propozycji.
Jesteś przecież majętną kobietą. Sądziłem, że zdobycie takiej kwoty nie będzie trudne...
A jednak wyobraź sobie, że tak - odparła Hedvig wzburzona. - Pięćset teraz i pięćset potem. I tak będzie.
Pastor przyglądał się jej w skupieniu, po czym powoli skinął głową.
3
Inga nie czekała na odpowiedź, po prostu otworzyła drzwi i przekroczyła próg. Serce waliło jej w piersi. Zwykle zawsze czekała na jego władcze „Proszę!" Lecz dziś nie chciała mu dać okazji, by ją odprawił.
Przywitał ją widok złamanego człowieka. Ojciec siedział na krześle pochylony, z łokciami opartymi na kolanach i twarzą ukrytą w dłoniach. Włosy miał potargane, jak gdyby wiele razy zdenerwowany przeczesywał je palcami. Nawet jeden jego mięsień nie drgnął. Wydawało się niemal, jak gdyby był sparaliżowany.
- Ojcze...
- zaczęła z wahaniem i podeszła bliżej.
Nie
poruszył się.
Ojcze - powtórzyła z naciskiem. - Musimy o tym porozmawiać.
Po co? - odparł nagle zachrypniętym i zrezygnowanym głosem.
Ponieważ... Ponieważ nie możemy pozwolić, by Hedvig przeforsowała swoją wolę. Nie ma prawa pozbawić naszej rodziny tego majątku.
Kristian westchnął ciężko, lecz podniósł głowę i spojrzał na córkę.
Ingę uderzyło, że w jego oczach nie było życia. Zadrżała.
- Chodźmy
do kuchni, do pozostałych domowników, oj
cze.
- Wyciągnęła do niego rękę.
Kristian powoli podniósł się.
23
- Dobrze, chodźmy.
Jednak nie chwycił jej za rękę. Inga w zakłopotaniu cofnęła ją ku sobie, ale doszła do wniosku, że powinna się cieszyć, że zgodził się wyjść razem z nią z sypialni.
Wszyscy poderwali się, gdy zobaczyli, jak ojciec z córką wchodzą do środka.
- Potrzebujemy
czegoś na rozgrzewkę - orzekła Emma,
trzęsąc
się z zimna, i postawiła czajnik z kawą na ogniu.
Wokół panowała zupełna cisza, kiedy Emma nalewała kawę do filiżanek. Inga zauważyła błagalne spojrzenia braci. Tak, tak, pomyślała, zbierając się na odwagę, w takim razie to ona będzie musiała zadawać ojcu pytania.
- Najchętniej
nie wtrącałabym się do twoich osobistych spraw,
ale
musimy dowiedzieć się wszystkiego, skoro mamy ci pomóc.
Ojciec spojrzał na nią blado.
- My?
Inga przesunęła się niespokojnie na krześle.
Kristoffer, Krister i ja. I Niels.
I ja - dodała Emma - o ile stara służąca może się na coś przydać.
Kristian nie odpowiedział, lecz Inga zdążyła zauważyć w jego oczach błysk wdzięczności, zanim odwrócił głowę.
Kristoffer odchrząknął i skinął ku siostrze, i nagle Inga odezwała się:
- Czy Torstein jest twoim synem? Tak czy nie?!
Ojciec na chwilę zesztywniał, wolno odwrócił się w jej stronę i odpowiedział oburzony:
Nie! Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć? - wybuchnął, lecz zaraz się uspokoił.
Wcale tak nie pomyślałam - broniła się Inga. - Ale musiałam się upewnić, że zarzuty są nieprawdziwe. Chyba to rozumiesz? Mimo to... Przy bliższym przyjrzeniu się Tprstein może nieco przypominać Kristoffera...
- Ingo!
- przerwał jej ojciec poirytowany.
Inga
wzruszyła ramionami.
24
A jak myślisz, ojcze, czym teraz będą się zajmować ludzie we wsi? Będą lustrować wzrokiem ciebie i Torsteina, szukając między wami podobieństw. Bezlitośnie będą rozprawiać o ciemnym kolorze waszych włosów, a gdy nie znajdą cech wspólnych, jak na przykład kolor oczu, na pewno wymyślą jakieś odpowiednie wyjaśnienie. Oni chcą, byście byli do siebie podobni, rozumiesz chyba!
Obawiam się, że Inga ma rację - wtrącił się Kristoffer.
Do diabła! - zaklął Kristian pod nosem. - Na pewno się teraz cieszą, psy. Cholera! - Ze złością huknął pięścią w stół, aż filiżanki zabrzęczały na spodeczkach.
Nikt nie skomentował jego zachowania. Każdy rozumiał, że Kristian znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Musisz nam opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło, kiedy chodziłeś do szkoły w Stavern. O twojej znajomości z Halvdanem i Hedvig.
A co to pomoże? - spytał Kristian bezbarwnie.
Może uda nam się znaleźć nieścisłości w tym, co twierdzi Hedvig. Goś, co ją zdemaskuje - wyjaśniła Inga łagodnie. To niemal nie do pomyślenia, zdała sobie sprawę, że oto wypytuje swego ojca. Zawsze z taką niechęcią mówił o przeszłości, ale teraz musi im podać jak najwięcej informacji.
Kristian odchrząknął.
- Laurens
i ja poszliśmy do szkoły o rok wcześniej niż Halv-
dan.
- Zamilkł i wyjrzał przez okno zamyślony. Na zewnątrz
Embrik
prowadził Srebrnego Księcia przez dziedziniec. Żwir
tak
głośno chrzęścił pod twardymi kopytami, że słychać było aż
w
kuchni.
Inga drgnęła. Ojciec po raz pierwszy wspomniał o Lauren-sie z własnej woli! A więc obaj chodzili razem do szkoły rolniczej ... Niels mówił coś o tym, ale nie powiedział, że Kristian był tam razem z Laurensem. Inga zanotowała sobie ten fakt w pamięci, może się później przydać.
Jakby z oddali ponownie dobiegł ją głos ojca, więc starała się skoncentrować.
25
- Hedvig
pracowała w szkolnej kuchni i znana była z tego,
że...
że zabawiała męską część studentów. Nie żeby jej
płacili...
Tak
mi się w każdym razie wydaje - dodał pośpiesznie.
Inga przełknęła ciężko ślinę, a na jej policzki wystąpiły rumieńce.
- Czy
tobie też świadczyła takie usługi? - Właściwie znała
odpowiedź,
ale musiała się upewnić.
Kristian natychmiast wbił w córkę wzrok.
- Właśnie
odpowiedziałem na to pytanie. Nie, Ingo, nie.
Nigdy
nie przespałem się z Hedvig. Nigdy!
Inga przycisnęła zimne dłonie do rozpalonych policzków w nadziei, że uda jej się nieco je ochłodzić. Ojciec mówił dalej zdenerwowany.
- Przez
pierwszy rok robiła mi propozycje. Nietrudno było
ją
zaciągnąć na siano... jeśli tak mogę to nazwać. - Nie
tylko
Inga
się zaczerwieniła, również twarz ojca przybrała kolor świe
żo
rozkwitłej piwonii. - Uparcie wbijałem jej do głowy, że je
stem
zaręczony. Myśl o tym, by tknąć Hedvig, gdy tymczasem
Jenny
wiernie na mnie czekała... Nie, nawet nie czułem pokusy.
Hedvig
poczytała to jako zniewagę, ale na szczęście się podda
ła.
A kiedy rok później pojawił się w szkole Halvdan, na
niego
skierowała
swoje zaloty...
- I
Laurens może to poświadczyć? - spytała Inga.
Kristian
skinął głową.
Tak, ale czort wie, czy to zrobi! Nie potrzebuję pomocy od tego... tego... - wyrzucił z siebie stek wyzwisk. - Laurens wie, że nie tknąłem Hedvig, lecz prędzej stoczę się do rynsztoka, niż poproszę go o pomoc!
Nawet jeśli nasz majątek miałby trafić w obce ręce? - Inga zdawała sobie sprawę, że jest nieco sarkastyczna, lecz nie dbała oto.
Kristian zerknął na nią. Wyraz jego twarzy mówił wyraźnie, że nie podoba mu się ani ta sytuacja, ani dociekliwe pytania córki. Nie zwykł odkrywać niczego, co dotyczyło jego osoby.
- Nie wiem - odparł wreszcie - jednak Laurensa nie po-
26
winniśmy do tego mieszać, zanim nie wyczerpiemy wszystkich innych możliwości. Pamiętaj o tym, dziecko, Laurens nie może się o niczym dowiedzieć, dopóki sędzia nie zagrozi wydaniem wyroku na korzyść Hedvig. - Kristian bębnił palcami w stół. - Nie wiem, czy nawet wtedy bym tego chciał - dodał przygnębiony. - Zobaczymy - westchnął zmęczony. - Nic pewnego, czy Laurens zechce nam podać pomocną dłoń.
Nie odmówi, pomyślała Inga. Laurens może się wzbraniać, ile tylko chce, ale wtedy będzie miał z nią do czynienia. Oczywiście spróbuje go przekonać prośbą, ale niech go Bóg broni, jeśli tylko zdecyduje się odmówić zeznań. Wtedy na własnej skórze odczuje, że Inga jest nieodrodną córką swego ojca. Nie będzie przebierała w słowach i wykorzysta wszelkie możliwe środki, żeby zmusić Laurensa, by zeznawał na korzyść Kri-stiana. Cóż, pomyślała spokojniej, trzeba poczekać na rozwój sprawy. Ze względu na ojca miała nadzieję, że w ogóle nie będzie potrzeby angażować Laurensa.
Nikt więcej z obecnych nie odważył się zadawać pytań. Być może z przerażenia nie byli zdolni do działania, pomyślała Inga wyrozumiale, albo po prostu nie mieli odwagi.
- Czy
podejrzewasz, dlaczego Hedvig chce nas pozbawić
Svartdal?
- spytała, przekrzywiając głowę.
- N-nie
- odparł Kristian niechętnie. - Nic jej nie zrobiłem...
Inga
stłumiła westchnienie. Ojciec wcale nie miał zamiaru
wyjawić nic więcej, co mogłoby rzucić światło na całą sprawę, ale przecież nie wiedział, że Inga odbyła niedawno poufną rozmowę z Miną. Mina zdradziła to i owo na temat stosunków łączących Hedvig z ojcem. Czy naprawdę musiała wykorzystać te informacje, żeby go zmusić do mówienia?
Zastanów się dobrze - poprosiła, nie poddając się. - Może przypomni ci się coś, cokolwiek, za co Hedvig mogłaby żywić do ciebie nienawiść? Tańczyłeś przecież z nią na weselu Martina i Gudrun. Czy powiedziałeś jej coś, co mogłoby ją dotknąć?
Nie, nic takiego nie zrobiłem - zaprotestował ojciec. - Być może nie byłem zbyt chętnym partnerem do tańca, ale...
27
Inga miała nadzieję, że jeśli zniży głos, to ojciec nie będzie miał jej za złe i nie zdenerwuje się, że dotyka tak drażliwej sprawy:
- W
takim razie chciałabym, żebyś opowiedział o tym,
co
się zdarzyło w pralni w Askeli...
Kristian tak mocno zacisnął palce na filiżance, że Inga przestraszyła się, że skruszy ją w dłoni. Wyraźnie się w nim zagotowało, ale Inga nie mogła już cofnąć pytania. Śmiało spojrzała ojcu w oczy.
Kristianowi całkiem odebrało mowę. Skąd Inga wiedziała o epizodzie z Hedvig w pralni? Na wspomnienie wstydliwego zdarzenia w Askeli Kristiana ogarnęła fala gorąca. Czyżby Hedvig komuś o tym wypaplała? W takim razie nic dziwnego, że Inga zadaje tyle dociekliwych, trudnych pytań. A on, który uparcie milczał na ten temat... Teraz był zły na siebie, że od razu nie wyłożył wszystkich kart na stół. Wtedy być może córka nie zachowywałaby się tak podejrzliwie. Ledwie miał odwagę na nią spojrzeć, kiedy spytał:
Skąd się o tym dowiedziałaś?
To nie ma tu nic do rzeczy - odparła Inga zniecierpliwiona, ale zaraz ugryzła się w język. - Jeżeli wymagam od ciebie uczciwości, sama też muszę być wobec ciebie szczera. Mina Ne-rumstad zajrzała któregoś dnia do Gaupås... Chciała wiedzieć, czy przyrzekłeś Hedvig wierność.
W kuchni zapadła paraliżująca cisza. Wszyscy wpatrywali się w Kristiana. Lecz po chwili Kristoffer i Krister zaczęli coś mruczeć między sobą podnieceni. Sorine zbladła; do tej pory zachowywała spokój i trzymała się w tyle.
Kristian był wstrząśnięty, że Mina po nieprzyjemnej kłótni z Hedvig w lesie pobiegła prosto do Gaupås. Poczuł w piersi bolesne ukłucie, lecz po chwili ucieszył się. A więc rodzące się wzajemne porozumienie między Miną i nim miało dla niej tak duże znaczenie, że odwiedziła Ingę, żeby się dowiedzieć, czy Hedvig kłamała, czy nie.
28
- Wiem,
kim jest Mina - przyznał, wypuszczając powietrze.
Zaświtał
mu płomyk nadziei: być może Minie jednak nadal na
nim
zależało pomimo tego, co naopowiadała jej Hedvig?
Nagle wstał.
- Ingo,
czy mogę porozmawiać z tobą na osobności? W ga
binecie.
Nie czekał na odpowiedź, tylko szybkim krokiem ruszył w dół korytarzem i otworzył drzwi. Nie obejrzał się przez ramię, żeby się przekonać, czy Inga podążyła za nim. Intuicja podpowiadała mu, że córka usłucha jego prośby. Zdążył już usiąść na wyściełanym krześle, kiedy Inga zamykała za sobą drzwi.
Z jej twarzy wyczytał oszołomienie. Strach i niepewność.
W zakłopotaniu wziął pióro i kreślił okręgi na jakimś dokumencie.
Nie rozumiem, co wspólnego z prawem do dziedzictwa ma epizod w Askeli... - Na papierze pojawiały się coraz to nowe zawijasy.
To nie ma nic wspólnego z prawem do dziedzictwa - westchnęła Inga. - Ale kiedy sprawa w sądzie nabierze ostrości, przydadzą się nam wszelkie informacje. Może trzeba się będzie uciec do niezbyt czystych metod - sprecyzowała.
Kristian zerknął szybko na córkę, lecz zaraz znowu spuścił wzrok na swoje bazgroły.
Uważasz, że to będzie konieczne?
Oczywiście, ojcze! - Inga niemal krzyknęła. - Czy jeszcze nie zrozumiałeś, do czego zdolna jest Hedvig? Myślisz, że zarzut, że Torstein jest twoim synem, to jedyne, co wykorzysta przeciw tobie? O nie, Hedvig sięgnie do najgorszych plotek, żeby cię oszkalować!
Kristian zdawał sobie sprawę, że córka ma rację. Mimo to była to chyba najtrudniejsza rozmowa, jaką odbył w całym swoim życiu. Inga i on prawie się nie znali, jednak więzi, które ich łączyły, okazały się silniejsze, niż którekolwiek z nich chciałoby przyznać.
- Zanim Halvdan umarł... tak... Hedvig przyszła do mnie,
29
kiedy remontowałem pralnię w Askeli. Gdy wróciłem z wysypiska śmieci, dokąd zawiozłem niepotrzebne graty, czekała na mnie... w łóżku. Bez ubrania.
Zawstydzony obserwował twarz Ingi, na której malowało się niedowierzanie. Córka zasłoniła usta ręką, a jej oczy zrobiły się okrągłe.
Czując się niezręcznie, mówił dalej:
Próbowała mnie skusić... Niczym Ewa w raju.
Zjadłeś to jabłko, które ci podsunęła? Kristian pokręcił głową.
- Nie,
Ingo, nie zrobiłem tego. Może ugryzłem kęs, to praw
da,
ale go wyplułem. Nie chciałem tego przełknąć...
- Czy
to było dawno temu? - spytała Inga drżącym głosem.
Kristian
odłożył pióro do kałamarza.
- Tak,
niedługo miną dwa lata. Może półtora roku. Przego
niłem
ją. Wyklinała mnie, ale... Przecież na powrót staliśmy
się
przyjaciółmi.
Odwiedziłem ją dwa-trzy dni po pogrzebie Halv-
dana,
żeby jej złożyć kondolencje. Wprawdzie napomknęła coś
o
tym, że kiedy minie rok żałoby, to...
Inga przeraziła się.
Hah/dan przecież nawet nie spoczął jeszcze w grobie!
Tłumaczyłem ją, że to może pewnego rodzaju wstrząs po śmierci męża. No i jakiś tydzień, może dwa tygodnie temu Hedvig natknęła się na mnie i na Minę w lesie. Hedvig wyglądała pięknie, Ingo, muszę to przyznać, miała ładnie upięte włosy i śliczny zielony kostium. Mógłbym niemal pomyśleć, że jechała w swaty.
- A
jeśli tak? Nie możesz tego wykluczyć, ojcze.
Kristian
przestraszył się.
Tak, rzeczywiście... Jeśli się zastanowię... - W zamyśleniu podrapał się w czoło i odgarnął kilka niesfornych kosmyków. - Była wystrojona jak panna młoda i jechała w stronę Svartdal.
I wreszcie mamy powód - stwierdziła Inga stanowczo. - Podejrzewam, że Hedvig wpadła wszał. Nie zapominaj o tym, że chcia-
30
ła wyjść za ciebie za mąż. I kiedy ujrzała ciebie z Miną w niedwuznacznej sytuacji... zapłonęła nienawiścią.
Na Boga, nie może chyba być tak mściwa! A jednak... ? -Kristian strapiony przetarł oczy ogorzałą ręką. - Wszystko teraz rozumiem. Hedvig krzyczała za mną: „Jeżeli ja cię nie dostanę, mój kochany, to żadna inna nie będzie cię miała". Jak mogłem o tym zapomnieć? - wyrzucał sobie.
Cóż, nie mogłeś w żaden sposób powstrzymać Hedvig i zapobiec jej zemście - pocieszyła go Inga.
Mogłem ją poślubić, Ingo, wtedy Kristoffer zachowałby Svartdal.
Pewnie tak - zgodziła się Inga z pokorą. - Ale z Hedvig nigdy nic nie wiadomo. Jest nieobliczalna. Rodowy majątek znaczy dla nas wiele, ojcze, ale twoje szczęście jest równie ważne. Pamiętaj o tym!
Jakieś nieznane uczucie rozsadzało piersi Kristiana. Po raz pierwszy doznał czegoś na kształt wspólnoty z córką. Przepełniała go duma, że Inga bezwarunkowo stanęła po stronie Svart-dal, swych braci i jego. W tej chwili tak bardzo przypominała Jenny; kruczoczarne włosy okalały szlachetną twarz o złocistej cerze. I te iskrząco niebieskie oczy, które czujnie mu się przyglądały. Było coś jeszcze w jej wyprostowanych plecach i wyprężonej postawie. Jenny nigdy nie zachowywała się kokieteryjnie i nie udawała. Inga również nie. Natomiast temperament córki bardzo przypominał usposobienie Svartdalów. To przepełniało go, co dziwne, jeszcze większą dumą. W nagłym odruchu chciał podnieść rękę i pogładzić córkę po policzku, ale się powstrzymał. Dobrze wiedzieć, że Inga stanęła przy nim w tych trudnych chwilach, lecz piekąca niechęć uniemożliwiła wszelki bliski kontakt. Minęło dwadzieścia lat od dnia, kiedy Inga przyszła na świat, a jej matka przypłaciła poród życiem. Kristian zdawał sobie z tego sprawę, jednak zły głos podjudzał niczym wąż.
Musimy trzymać się razem, ojcze - rzekła Inga stanowczo.
Będziemy - zapewnił Kristian bojowo.
4
Mina spojrzała na Johannesa. Czy powinna poprosić brata, żeby pojechał do sklepu we wsi po mąkę, cukier i kozi ser? Nieprzyjemny epizod, który rozegrał się ostatnio, kiedy tam była, żył jeszcze w jej pamięci i budził niechęć. Wolałaby uniknąć drwin zarozumiałego właściciela sklepu. Jego zuchwałe, dociekliwe pytania przyprawiały ją o rumieniec ze złości i drżenie ze wstydu.
Johannes nie zauważył jej badawczego spojrzenia. Siedział zagłębiony w fotelu i naprawiał uprząż. Przyjemnie pachniało środkiem, który wtarł w skórę, żeby była miękka i elastyczna. Nie, uznała Mina, Johannes nie dosiądzie konia. Po długiej jeździe w siodle zdrętwieją mu i rozbolą go pośladki, a w najgorszym razie mógłby po drodze spaść z Frigg. Mina zauważyła, że między Johannesem i Frigg nawiązała się nic porozumienia; brat opiekował się klaczą i pieścił ją, jak gdyby była ze złota. Biedak musiał na kogoś przelać swą troskę, pomyślała Mina z czułością. Miała nadzieję, że tęsknota za żoną, Sunnivą, zblednie. Dla tego bezdzietnego mężczyzny to był straszliwy cios, kiedy Sunniva zeszłej zimy wydała ostatnie tchnienie. Właściwie nigdy się nie dowiedzieli, jaka choroba wyniszczała to wątłe ciało i sprawiła, że serce żony Johannesa przestało bić.
Dlatego Mina z radością obserwowała, jaką przyjemność sprawia Johannesowi przebywanie z Frigg. Być może pielęgnowanie zwierzęcia dawało mu wytchnienie od przytłaczają-
32
cych myśli? Poza tym człowiek i koń wykonali wspólnie niemało pracy przy przygotowaniu pod uprawę nowej ziemi. Na zboczu góry uzbierała się pokaźna sterta dużych kamieni zwiezionych z pola. Mina ożywiła się na wspomnienie tego dnia, kiedy Johannes szczęśliwym trafem znalazł za spiżarnią stary pług. Kiedy śnieg stopniał, a znad pól i łąk unosiła się para wodna, na podwórzu znaleźli zapomniany, zniszczony drewniany pług. Drewniane czepigi całkiem zbutwiały, ale Johannesowi udało się je dosztukować. Na szczęście sam lemiesz nie przerdzewiał.
Poletko pod lasem zostało zaorane. Rozciągał się tam pas brązowej, żyznej ziemi, która czekała na sadzeniaki. Zimą, kiedy głód najbardziej skręcał trzewia, niełatwo było zaoszczędzić trochę ziemniaków z tych, które dostali od Kristiana. Mina z trudem upilnowała, żeby Tora i Asne nie zjadły wszystkich bulw.
- O
czym myślisz, siostro? - spytał Johannes z chytrym
uśmiechem.
Mina stała zadumana, lecz odruchowo odwzajemniła uśmiech.
Cieszę się, że przyszła wiosna - rzekła zachwycona. - Nowe życie dla roślin i zwierząt. I dla nas. - Jej oczy nabrały żaru. -1 zastanawiam się, czy pojechać do sklepu Smedsruda. Skończyła się nam między innymi mąka. A bez mąki nie ma chleba.
Dasz radę? - spytał Johannes z troską. - Po tym, jak cię ten wścibski sklepikarz ostatnio potraktował?
Pytania brata jak gdyby dodały jej siły. Nagle poprzysięgła sobie, że nikomu nie pozwoli się tyranizować. Jeżeli tam nie pojedzie, to ucierpi na tym tylko jej rodzina. Pan Smedsrud tak czy siak sprzeda swoje towary, a oni będą głodować, jeśli ona się podda.
- Tak
- odparła i nieznacznie wysunęła pierś. - Tym razem
nie
będę odpowiadać, jeśli spróbuje mnie brać na spytki.
Johannes zachichotał.
- To
zależy, czy się nie zdenerwujesz, siostrzyczko. Zwykle
jesteś
spokojna i opanowana, ale z doświadczenia wiem, że po-
33
trafisz się odgryźć, gdy ktoś cię zbyt rozdrażni. Może chcesz, żebym ja pojechał?
Mina lekko pogładziła brata po ramieniu.
- Nieźle
sobie radzisz przy koniach, Johannesie, ale żaden
z
ciebie jeździec. Nie możemy ryzykować. Mąka to zbyt
cenny
ładunek,
wiesz - zażartowała i mrugnęła chytrze.
Johannes uśmiechnął się.
Mina położyła derkę na Frigg i z pomocą brata wsiadła na konia. Poczuła, jak gdyby miała zaraz się ześliznąć i spaść z drugiej strony, ale dzięki derce utrzymała się na grzbiecie. W zimie Tora, i chwała jej za to, uplotła z kory brzozy piękny kosz, który świetnie się nadawał do przewożenia zakupów.
Daleka podróż zajęła dużo czasu, ale Mina nie miała odwagi popędzić Frigg. Odważyła się jedynie pozwolić jej na miarowy stęp, choć nawet wtedy trudno jej było utrzymać równowagę. Kiedy wreszcie zza zakrętu ujrzała sklep, ogarnęło ją zwątpienie. Jak w powrotnej drodze zdoła się wdrapać na konia, nie narażając się na śmiech gapiów? Trudno, pomyślała i odruchowo ścisnęła lejce, niech się dzieje, co chce.
Na placu przed sklepem roiło się od koni i wozów. Ledwie znalazło się miejsce dla Frigg. Mina poklepała klacz po grzbiecie. Gotowa się bronić zacisnęła zęby i przemknęła po schodach. Wśliznęła się do środka, mając nadzieję, że ten przeklęty dzwonek wiszący nad drzwiami nie zabrzęczy zbyt głośno. Nikt na nią nie spojrzał, kiedy weszła do niewielkiego pomieszczenia, mimo że dźwięk dzwonka zabrzmiał w jej uszach wysoko i ostro. Jednak po chwili zorientowała się, że coś się stało. Ludzie stali w małych grupkach i żywo dyskutowali, gestykulując.
Minę ogarnęła ciekawość, ale jako nowo przybyła stanęła z tyłu. Wolałaby wcale nie zwracać na siebie uwagi. Aż ją zapiekła skóra z gorąca, kiedy zrozumiała, że to Kristian jest głównym tematem rozmów. Co to za ludzie, którzy zawsze musieli powiedzieć o nim coś poniżającego? Jak mogli go w tak perfidny sposób prześladować?
- Przez wszystkie te lata drwił sobie z nas, ten dwulicowy
34
gnojek, on, który poprzysiągł Jenny wieczną miłość! I oto okazuje się, że romansował z Hedvig za plecami Halvdana! - Jakiś mężczyzna niskiego wzrostu z kozią bródką uderzył się po udach i roześmiał z triumfem.
Mina otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. A więc ludzie we wsi dowiedzieli się, że Kristian obiecał Hedvig małżeństwo! W jaki sposób? Hedvig widocznie podtrzymała swoje zarzuty, mimo że Kristian niezłomnie zaprzeczał, jakoby ich cokolwiek łączyło. Mina zamknęła oczy, żeby się skupić. Głośny gwar przypominał gdakanie w kurniku. Na Boga, które z nich, Kristian czy Hedvig, kłamie? Czy to możliwe, by Hedvig miała rację, a Kristian po prostu okazał się zbyt tchórzliwy, żeby wyznać prawdę? To niemożliwe, pomyślała Mina, wykluczone! Zdesperowana przypomniała sobie rozmowę z Ingą. Inga stanowczo zaprzeczyła, jakoby jej ojciec pragnął pojąć Hedvig za żonę. Mina poczuła, jak powoli robi jej się zimno w piersi. Nie wiadomo, czy córka Kristiana wie wszystko... Nie wiadomo, czy ojciec wtajemniczył ją w swoje życie erotyczne... Zagubiona Mina wypatrywała możliwości, jak by stąd uciec, z tego ciasnego sklepu na świeże powietrze, lecz właśnie w tej chwili drzwi zostały zablokowane przez dwóch mężczyzn, którzy żywo dyskutowali.
Mina nie miała ochoty słuchać więcej, lecz przenikliwe głosy odzywały się echem w jej głowie. Rozejrzała się dookoła ze zdumieniem. Dyskusja przyjęła nowy obrót.
- Powinien zdawać sobie sprawę, że Hedvig nie pozwoli z sobą igrać. Ze trzydzieści lat trzymała w ukryciu prawdę o ojcostwie Kristiana, bogowie raczą wiedzieć dlaczego, lecz teraz nie musi już milczeć przez wzgląd na Halvdana. Kristian powinien jej stopy całować i zgodzić się na małżeństwo, ale ponieważ on zawsze robi to, co chce, odtrącił ją. I Svartdal jest ceną tej odmowy!
Mina nic nie rozumiała. Dlaczego mówią o ojcostwie i jaki to ma związek ze Svartdal? Spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła, że mężczyźni się przesunęli, ale teraz nie chciała się stąd ruszać. Musiała się dowiedzieć, o co chodzi.
35
Długi, tyczkowaty mężczyzna o zepsutych zębach wtrącił się:
Moim zdaniem Hedvig powinna trzymać język za zębami. Jestem pewien, że Halvdan przewraca się w zimnym grobie. Trzeba uszanować pamięć o nim i oszczędzić mu takiego gadania. Pomyśleć tylko, że ta kobieta może twierdzić, że Torstein jest synem Kristiana...
A ja dobrze ją rozumiem - pisnął jakiś młodszy mężczyzna, starannie uczesany z przedziałkiem i z dużymi uszami. - Właśnie ze względu na Halvdana niczego wcześniej nie zdradziła. Torstein ma jak najbardziej prawo do Svartdal. Jest przecież dziedzicem!
Ktoś mruknął, zgadzając się z nim, inni natomiast przyjęli ponury wyraz twarzy.
Oczy Miny przesłoniła czerwona mgła. Zakręciło jej się w głowie i oparła się o dużą beczkę z rybami. Poczuła ostry zapach ryb i zmarszczyła nos. Nie miała pojęcia, kim jest Torstein, ale domyśliła się, że mowa o najstarszym synu Hedvig. Trudno jej było uwierzyć, że Kristianowi zabrakło charakteru, żeby przyjąć odpowiedzialność za nieślubnego syna. Nie odniosła wrażenia, by mógł się zachować tak... żałośnie.
Mężczyzna o popsutych zębach mówił dalej:
- Myślę,
że Hedvig opanowała żądza posiadania. Mówi się:
„Chciwość
nie popłaca". Zobaczycie, ona też się przeliczy!
Ku przerażeniu Miny nikt go nie poparł. Twarze pozostałych zamknęły się i spochmurniały. Czy tylko jeden człowiek był skłonny bronić Kristiana? Wilki, pomyślała i przeszedł ją dreszcz. Byli jak głodne, łakome wilki, gotowe rozszarpać swą ofiarę na strzępy, jak wataha zaspokajająca głód plotkami.
- Gadają,
że Hedvig ma niezbite dowody - rzekł, sepleniąc,
ten
młodszy. - Jeżeli się okaże, że Kristian z nas zadrwił i
przez
wszystkie
te lata podle okłamywał, to wątpię, by szczerze i głę
boko
przeżywał stratę tej Jenny. - W jego słowach zabrzmiała
nuta
ironii i złośliwości. - Miłość jego życia - wypluwał z
siebie
młody
człowiek, na którego policzkach pojawiły się brzydkie,
36
intensywnie czerwone plamy - miałaby niby być silniejsza niż każda inna! I bardziej czysta! Phi! Widać nie kochał Jenny zbyt mocno, nie aż tak, by nie ściskać się na sianie z Hedvig!
- Kiedyś szczerze Kristianowi współczułem - wtrącił inny mężczyzna. Zapalił fajkę, trzy razy głęboko się zaciągnął i wypuścił białe kółka dymu. Wyglądało na to, że sprawia mu przyjemność, że skupia na sobie całą uwagę. - Nietrudno było zauważyć, że cierpi po śmierci żony, ale być może tylko udawał, żeby ukryć romans z Hedvig?
Mina dotknęła ręką szyi: Niemal nie mogła oddychać. Początkowo wierzyła w każde słowo, które tu usłyszała, lecz szybko zauważyła zło i fałsz tych ludzi. Czerpali prawdziwą przyjemność z tego, że Kristian znalazł się w trudnej sytuacji.
A przecież sama rozmawiała z Kristianem, gdy razem odwiedzili grób Jenny. Kristian nie udawał, nie, miał smutek wypisany na twarzy. Gdy opowiadał o tragicznie zmarłej żonie, Mina poznała po jego głosie, że naprawdę tęskni za Jenny.
Powoli zaczynała rozumieć: Kristian padł ofiarą spisku! Gwałtownie odwróciła się na pięcie; nie przejmowała się tym, że wśród mężczyzn rozległ się szum, kiedy ją zauważyli. Pewnym krokiem podeszła do drzwi i szybko wyszła:
Kiedy Inga wróciła do Gaupås, Kristian poczuł silną potrzebę samotności. Współczucie i zaufanie ze strony rodziny dodawało mu otuchy, ale potrzebował chwili wytchnienia, żeby zebrać myśli. Poza tym ogarnął go... wstyd. Nie wiedział, czy to właściwe określenie jego stanu ducha, ale to przykre i krępujące, że mówiono o nim jak o starym rozpustniku, mimo że przecież nie zgrzeszył z Hedvig. Pomyśleć tylko o tych wszystkich, którzy nie wierzyli w jego niewinność! Ten jeden jedyny raz niełatwo będzie opędzić się przed tą wiejską bestią. Zarzut był zbyt poważny.
- Przejdę się - rzucił bezbarwnie.
37
- W
takim razie będziesz miał towarzystwo - zauważyła
Emma
z uśmiechem.
Kristian zerknął przez okno. Mina! Ogarnęły go jednocześnie i radość, i strach, ale nie pokazał tego po sobie, tylko spytał sucho:
Kristofferze, zajmiesz się jej koniem?
Oczywiście - odparł Kristoffer zgodnie.
Dawno nie miał do czynienia z kobietami, pomyślał Kristian skrępowany,, może zbyt dawno. Dlatego nie był w stanie ani przywitać się, ani rozmawiać z Miną. Niepewnie ruszył w dół aleją, teraz to od Miny będzie zależało, czy pójdzie za nim. Miał ochotę złożyć ręce i pomodlić się do sił nadprzyrodzonych, by tak zrobiła, ale nie wierzył, że to pomoże. Dlatego przestraszył się, kiedy usłyszał za sobą kroki. Wkrótce poczuł, jak miękka kobieca dłoń wślizguje się w jego dużą, ogorzałą rękę.
Dzięki Bogu, westchnął w duchu i rzucił wdzięczne spojrzenie ku niebu. W tej samej chwili słońce przedarło się przez warstwę chmur i ogrzało jego twarz. Kristian zacisnął powieki i mrużąc oczy, popatrzył na okrągłą, bladożółtą tarczę. Czy rzeczywiście Bóg zesłał mu promyk szczęścia pośród tych trudnych, szarych dni?
Sądziłem, że Hedvig cię odstraszyła. Na dobre - zagadnął ostrożnie ochrypłym głosem.
Nawet jej się udało. Na jakiś czas - odparła Mina uczciwie. - Podejrzenie, że moglibyście mieć ze sobą coś wspólnego. .. sprawiło mi ból, Kristianie.
Rozumiem - przyznał cicho. - Mimo że Hedvig skłamała, wszyscy mają jakąś przeszłość, wiesz.
Mina mocniej chwyciła go za rękę.
- Wiem,
ale najgorsza była myśl, że ty... że mógłbyś mieć
romans
z zamężną kobietą. Że mógłbyś być do tego stopnia
po
zbawiony
skrupułów, by zdradzić przyjaciela z młodości...
Kristian uśmiechnął się nieznacznie. A więc nawet nie chodzi o tó, jak bliskie stosunki łączyły go z Hedvig, ale raczej ja-
38
kim on jest człowiekiem! Kobiety są dziwne, pomyślał, doznając uczucia ulgi.
Szli skrajem pola w stronę lasu. Na widok ziemi wydającej plony zawsze przepełniało Kristiana poczucie bezpieczeństwa, lecz dziś zwyciężył strach. Czy pewnego dnia żniwo zbierze Torstein z 0vre GuUhaug? Wysiłkiem woli Kristian odegnał nieprzyjemne myśli. Tym problemem zajmie się później. Teraz pragnął całą uwagę skupić na Minie.
Trzymając się za ręce, weszli na wąską leśną ścieżkę. Drzewa pochylały się, tworząc nad ich głowami przepiękny portal. Krople wody połyskiwały na mokrych liściach. Kristian odniósł wrażenie, jak gdyby znalazł się w mrocznym świecie baśni.
Przysiedli na spróchniałym pniu, który poddał się zębowi czasu i przewrócił w poprzek ścieżki.
- Odwiedziłam
cię, bo mam szczególny powód - zaczę
ła
Mina ostrożnie. - Pojechałam dziś do sklepu na zakupy,
ale
tam... - Zaczerpnęła powietrza, nie wiedząc, jak mówić da
lej.
Zobaczyła, że we wzroku Kristiana pojawiła się jakaś czuj
ność.
- Ludzie dyskutowali o Hedvig i o tobie... Twierdzili,
że
jej najstarszy syn jest również twoim pierworodnym...
W Kristianie zagotowało się. Ogarnęła go złość niczym potężna morska fala.
- A
więc jednak! Diabły! - Zawstydzony opanował się.
Nie
mógł sobie pozwalać na podobne wybuchy złości w obec
ności
kobiety. W każdym razie kobiety, którą lubił i cenił. -
Za
czynam
mieć dosyć, Mino, serdecznie dosyć tego oczerniania za
plecami!
Co takiego ludziom zrobiłem, że mnie tak nie znoszą?
Mina cofnęła rękę i lekko poklepała Kristiana po kolanie.
Naprawdę nie wiem - westchnęła. - Ale pewnie za bardzo jesteś sobą. Jesteś w pewnym sensie panem siebie i dlatego ludzie uważają, że trudno z tobą wytrzymać.
A czy to takie złe? - jęknął Kristian zrezygnowany. - Wszyscy muszą bronić tego, kim są.
Mina uśmiechnęła się.
- Tym, którzy mają taką odwagę, należy się szacunek, ale lu-
39
dzie tego nie lubią. Zaraz uważają niezależność za zarozumialstwo.
Kristian skinął głową w zamyśleniu.
- Mówili coś jeszcze?
Mina zmęczona odgarnęła z oczu kilka złocistych kosmyków włosów.
- Właściwie
nie. Podnieceni gadali jeden przez drugiego
o
tym prawie do spadku. Większość uważała pewnie, że ty
po
winieneś
zachować gospodarstwo, ale właściwie bronił cię tylko
jeden
człowiek.
Kristian obojętnie wzruszył ramionami.
- Jak
mam przekonać sąd, by mi uwierzył, kiedy nawet
mieszkańcy
wsi nie są przekonani, że mówię prawdę? Szczerze
mówiąc,
mam uczucie, jak gdybym został osądzony, zanim się
zaczęła
rozprawa...
Mina westchnęła.
Nie możesz się poddawać. Musisz walczyć o to, co jest ci drogie, Kristianie!
To samo mówiła Inga - przyznał.
Inga jest mądrą, młodą dziewczyną - stwierdziła Mina z uznaniem. - Powinieneś więcej jej słuchać.
Kristian nie chciał tego komentować, ale w duchu przyznał Minie rację. Mimo że Mina miała taki sam porywczy temperament jak on, potrafiła myśleć rozsądnie, kiedy piętrzyły się problemy. No, może nie zawsze, przypomniał sobie.
- Mógłbyś
opowiedzieć mi o wszystkim, co się zdarzy
ło?
- spytała z ciekawością. - Co jest kłamstwem, a co prawdą
w
tym, co mówi Hedvig? - Pytanie padło ledwie słyszalnym
szeptem.
I Kristian zaczął opowiadać. Z początku trochę niechętnie. Ale po chwili słowa popłynęły strumieniem, kiedy się zorientował, że Mina pragnie się dowiedzieć prawdy, ponieważ martwi się o niego.
- Czy
teraz, Mino... chciałabyś... chciałabyś podjąć się
walki
razem ze mną?
40
Zakłopotany wpatrywał się w ziemię. Tych kilka sekund* które upłynęły, zanim Mina odpowiedziała, zdawało się niczym przytłaczająca, dręcząca wieczność. Odruchowo wstrzymał oddech.
- Zaufaj mi - poprosiła Mina z naciskiem. - Będę wiernie stać u twego boku. Do samego końca.
5
Wiszące nad Svartdalami niebezpieczeństwo utraty gospodarstwa sprawiło, że Inga zamknęła się w sobie. Niemal desperacko szukała rozwiązania, jak mogłaby zapobiec przegranej, ale często gubiła się w plątaninie myśli. Czasami dawała się ponieść fantazji i wtedy marzyła o tym, że lensman wycofuje pozew, uznając oskarżenia za fałszywe. Tygodnie biegły i Inga z ciężkim sercem musiała przyznać, że koszmar pewnie zmieni się w rzeczywistość.
Hedvig nie zrezygnuje, mimo że ucierpią niewinni ludzie.
Czasami Ingę wypełniała tak wielka złość, że miałaby największą ochotę pobiec prosto do 0vre Gullhaug i wytargać za warkocze to wstrętne babsko. W wyobraźni widziała siebie, jak chwyta Hedvig za włosy i ciągnie tak mocno, że wielka pani osuwa się na kolana i błaga o litość. I dopóty by jej nie puściła, dopóki Hedvig by nie przysięgła, że wycofa oskarżenie.
Niestety to niemożliwe, pomyślała Inga, drżąc ze wzburzenia, ponieważ Hedvig jest chimeryczna. Każdy atak mógłby doprowadzić do tego, że opęta ją jeszcze większa żądza zemsty. A wtedy nie wiadomo, co mogłoby jej wpaść do głowy...
Najmądrzej będzie pozwolić Hedvig wierzyć, że Inga nie przejęła się zbytnio całą intrygą. Wtedy może pani Gullhaug, nie spodziewając się oporu, bardziej się odpręży. A tymczasem, myślała Inga rozgorączkowana, ona znajdzie dowód... Nie miała pojęcia, gdzie go szukać albo kto mógłby jej pomóc, ale jedno było pewne: niczego nie pominie!
42
Emilia zauważyła, że matkę coś gnębi, ponieważ spojrzała na nią badawczo i uśmiechnęła się z wahaniem.
- Chodź
do mamy - zachęciła ją Inga, starając się opano
wać.
Klepnęła się w uda, a dziewczynka zadowolona podreptała
w
jej stronę. Inga wzięła córkę na kolana. - Córeczka mamu
si
- zanuciła i przyłożyła usta do główki Emilii. Z
przyjemnoś
cią
wciągnęła zapach maleńkiego, ufnego dziecka.
Niespodziewanie Ingę ogarnął głęboki smutek. Emilia prawdopodobnie nigdy nie przywiąże się do Svartdal i nie stanie się częścią pogodnego, przytulnego domu, którego atmosferę tworzyła Emma. W ostatnim roku Inga wyobrażała sobie córkę razem z Emmą w pralni. Emma krzątała się pogodna i zadowolona i łagodnym głosem tłumaczyła dziecku, jak się wypieka chleb. Wprawdzie Emilia dopiero za kilka lat mogłaby wziąć udział w pieczeniu, ale to marzenie żyło w Indze. Trudno sobie wyobrazić lepsze wspomnienia dla małej dziewczynki niż obraz Emmy, która na swój pełen wrażliwości sposób słuchała i tłumaczyła...
Trzasnęły jakieś drzwi i rozległo się szuranie kroków po podłodze. Inga szybko wytarła twarz pod oczami, żeby zetrzeć ślady łez. Zamrugała, żeby wyraźniej widzieć. Nie wypada, żeby żona otwarcie płakała.
Niels wszedł do środka z plikiem papierów pod pachą.
- O, tutaj jesteś, Ingo!
Inga spróbowała się uśmiechnąć, lecz nie całkiem się jej udało. Emilia zaczynała być zmęczona. Dziecko powoli oparło się o pierś matki, a Inga lekko gładziła je po mięciutkich włosach.
Jadę do Svartdal - oznajmił Niels zakłopotany. - Nie wiem, kiedy wrócę - mówił dalej pewniejszym głosem. - Rozmowa z Kristianem może potrwać kilka godzin.
On nie jest zbyt rozmowny - odparła Inga. - Ale zrób, co w twojej mocy, Nielsie. Być może będzie bardziej... otwarty wobec ciebie. - Łzy cisnęły się jej do oczu, lecz udało jej się nad sobą zapanować.
43
Kiedy Niels wyszedł, Inga ukołysała Emilię do snu. Gdy dziecko wreszcie zasnęło, ułożyła je w ślicznej rzeźbionej kołysce, którą zrobił Gulbrand. Inga postała jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że córka się nie obudzi.
Na dziedzińcu Gulbrand przywołał ją do siebie:
- Inga!
Chodź, przywitaj się z chłopakami, którzy pomogą
nam
w tym roku przy żniwach!
Ingę przebiegł dreszcz emocji. Czy ten przystojny, rosły mężczyzna będzie wśród nich? Przez moment zastanawiała się, czy nie zawrócić i pośpieszyć w innym kierunku, ale nie uda jej się już wykręcić. Poza tym, pomyślała z przekorą, chciała zatrzymać wzrok na czymś ładnym, na czymś, co pomoże jej oderwać myśli od smutnej historii związanej ze Svartdal. Dlaczego nie miałaby sobie pozwolić na odrobinę rozrywki?
Onieśmielona stanęła przed mężczyznami. Nie przyjęła ich zbyt uprzejmie, pomyślała skrępowana, ponieważ w chaosie, który zapanował na wieść o pozwie Hedvig, nawet się z nimi nie przywitała. W każdym razie nie tak, jak należy. Cóż, usprawiedliwiła się, żeby nieco uciszyć wyrzuty sumienia, mężczyźni przez większą część czasu przebywali w lesie przy wymianie i umacnianiu ogrodzenia.
Gulbrand przedstawił ich dokładnie:
- Trygve
Braten będzie odpowiedzialny za konie razem
z
Torem. To najmłodszy syn Jona Brltena, wiesz.
Inga podała Trygvemu rękę i uśmiechnęła się. Sympatyczny chłopak, stwierdziła, ma jasne loki, rumianą twarz i zapowiadający się rzadki zarost. Trygve ukłonił się uprzejmie.
- A
to jest Arne. Będzie się głównie zajmował narzędziami.
Inga
od razu go polubiła. Mógł być w jej wieku, może kilka
lat starszy, miał szeroki uśmiech i błysk ciekawości w oczach. Był mocnej budowy i sprawiał wrażenie życzliwego i otwartego. Drobna ręka Ingi zniknęła w jego dużej dłoni.
- I
wreszcie Bjornar i Erling. Będą pomagać przy robotach
w
polu, zresztą jak i wszyscy pozostali - wyjaśnił Gulbrand.
Inga nie śmiała niemal podnieść wzroku na Bjornara i Er-
44
linga, kiedy witali się z nią po kolei. Może to bracia, pomyślała, byli do siebie bardzo podobni. Wysocy i barczyści, o czarnych włosach i niebieskich oczach. Bjornar wydawał się odrobinę przystojniejszy, stwierdziła, zerkając na niego przelotnie. Ciemne włosy skręcały się miękko na karku, a usta były czerwone jak krew.
Miło mi będzie was tutaj gościć - wykrztusiła, zacinając się. Przeklinała w duchu swój drżący głos. Czyżby miała tak niewiele do czynienia z mężczyznami, że słowa utykały jej w ustach, gdy tylko zamierzała coś powiedzieć? To potworne.
Na pewno nam się tu spodoba - uznał Erling wesoło. - W takim znakomitym gospodarstwie z taką znakomitą gospodynią!
Mężczyźni roześmiali się rozbawieni śmiałą repliką. Inga zaczerwieniła się.
Przepraszam - usprawiedliwił się Erling z przebiegłym uśmiechem w kącikach ust. - Nie miałem zamiaru być nachalny.
Nic nie szkodzi - odparła Inga niepewnie. Komplement wprawił ją w zakłopotanie, ale nie mogła zaprzeczyć, że nie sprawił jej przyjemności. Niezbyt często mówiono jej coś miłego.
Gulbrand zarządził, by wracali do pracy. Inga stała nieruchomo, gdy mężczyźni przechodzili obok niej. Kiedy Bjornar zrównał się z Ingą, puścił do niej oczko.
Podskoczyła. Położyła dłoń na piersi, żeby uspokoić galopujące serce. Jej ciało przebiegł przyjemny, słodki dreszcz. Co zrobić, by ten uwodziciel został w Gaupås przez całe lato?
- Niels,
mam pomysł - zaczął Gulbrand z wahaniem, gdy
wszyscy
zebrali się przy obiedzie, lecz nagle umilkł.
Może służący doszedł do wniosku, że to niezbyt dobry moment, żeby poruszać tę sprawę, zastanowiła się Inga. Może pomysł był przeznaczony tylko dla uszu Nielsa?
Wzdłuż szyi Nielsa pełzł w górę silny rumieniec i po chwili rozlał się na pokrytej zmarszczkami twarzy.
45
Ach tak. Gulbrand drążył dalej.
Dotyczący górskich pastwisk - zdradził nieśmiało. Inga zauważyła, że Niels jak gdyby rozluźnił się i odczuł
ulgę.
Czego jej mąż mógł się obawiać? Uśmiechnął się szero
ko. .
- Opowiadaj, chętnie posłucham, Gulbrandzie - ponaglił.
- Po
siewach mamy kilka spokojnych dni. Co powiesz na
to,
żebyśmy Bjornar, Erling i ja wybrali się w góry i przygotowa
li
górskie pastwiska?
Niels rozgniótł widelcem klopsa i polał go brązowym sosem.
Nie wypasaliśmy tam bydła przez pięć lat.
Wiem - ośmielił się powiedzieć Gulbrand. - Ale uważam, że nie można pozwolić, żeby leżały odłogiem. Może powinniśmy w tym roku wypasać krowy na halach? Rośnie tam mnóstwo soczystej paszy, która potem gnije. Jednocześnie zapobiegniemy rozsiewaniu się drzew liściastych. Pastwiska wkrótce zarosną.
Niels zmarszczył czoło.
- Hm.
Może rzeczywiście powinniśmy zacząć znów je wy
korzystywać.
Nie obiecuję, że tak będzie zawsze, ale masz rację,
że
trzeba powstrzymać las.
W głosie Gulbranda brzmiała nostalgia, kiedy rzekł:
- Kiedyś
było nam w górach tak przyjemnie, prawda, Niel-
sie?
Niels rozmarzył się:
- Tak, to były piękne czasy.
Inga przyglądała się obu starszym mężczyznom. Ciekawe, jak wyglądało ich życie na górskich pastwiskach? Wiedziała, że kiedyś gospodarze często obchodzili tam noc świętojańską, ale tradycja powoli zanikała. Coraz więcej takich miejsc niszczało, a bydło wyganiano na wypas w pobliżu gospodarstwa.
Wreszcie Niels zdecydował z entuzjazmem:
- A więc niech tak będzie!
46
Następnego dnia Inga postanowiła posprzątać i wyczyścić pralnię. Dawno już powinna to zrobić, pomyślała z wyrzutami sumienia, ale doba miała za mało godzin. Zwłaszcza od czasu, kiedy urodziła się Emilia. Oczywiście służące mogły się zajmować dzieckiem częściej niż do tej pory, ale Inga tak bardzo chciała sama opiekować się swoim dzieckiem i cieszyć się nim.
Jednak nie mogła już dłużej odwlekać sprzątania, zwłaszcza gdy wkrótce mieli zacząć przygotowywać górskie pastwiska. Podejrzewała, że na górze w szałasach jest niewiele sprzętów domowych, więc w czasie gruntownych porządków zamierzała powyciągać wszystkie naczynia i pojemniki, bez których mogli się w domu obejść.
Pachniało świeżo mydłem potasowym, kiedy przeciągała szmatką po szafkach, ławkach i przy listwach podłogi. Z rogów usunęła stare pajęczyny i wkrótce woda w wiadrze była brudna. Wylała ją, a ze studni przyniosła świeżej, do której dolała odrobinę mydła.
Na koniec zebrała wszystkie naczynia i sprzęty, które udało jej się znaleźć. Długą i wąską maselnicę, trzy różne formy do sera i masła ze ślicznymi, kunsztownymi zdobieniami, kilka korytek różnej wielkości i dwa plecione kosze. W wielkim żelaznym kotle gotowała się woda z jałowcem. Inga włożyła naczynia do pachnącego wrzątku.
Tak bardzo koncentrowała się na pracy, że nie zwróciła uwagi na Bjornara, który stał w drzwiach i przez chwilę jej się przyglądał. Wreszcie chrząknął ostrożnie. Jak długo tam stał? Inga zaczerwieniła się zawstydzona.
- Przyszedłem się pożegnać - rzekł łagodnie.
Inga poczuła, jak gdyby serce jej opadło na samo dno żołądka.
Pożegnać?
Tak - odparł Bjornar żartobliwie. - Wybieram się z Gul-brandem i Erlingiem na górskie pastwiska, żeby je przygotować do lata. Wrócimy w niedzielę.
47
Inga rozpromieniła się. Ogarnął ją strach, że Bjornar zamierza opuścić Gaupås na dobre, ale powinna się domyślić, że tylko się z nią droczy.
W takim razie bądź miły dla starego Gulbranda - rzekła wesoło, nie znalazłszy nic lepszego, co mogłaby powiedzieć.
Naturalnie - uśmiechnął się Bjornar. - Będziemy się zachowywać w stosunku do niego tak ładnie jak ty względem swego męża - zażartował.
- A
fe! - wyrwało się Indze, zanim zdążyła się zastanowić.
Bjornar
spojrzał na nią zdumiony.
- A
więc odnosisz się do niego nieładnie? - spytał śmiało.
Ingę
ogarnęło rozgoryczenie, zanim zdołała nad sobą zapa
nować.
- Mówi
się: „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz". Do Niel-
sa
również to się odnosi!
Bjornar podszedł bliżej i ujął brodę Ingi.
Inga wiedziała, że powinna go odsunąć. Nie przystoi być takim natarczywym. Lecz jego palce paliły jej skórę w taki sposób, że niemal ją paraliżowały, a jej ramiona przestały być posłuszne. Cofnął dłoń po chwili, która zdawała się wiecznością. Inga zawstydzona odwróciła wzrok.
- Coś
mi mówi, że jesteś nieszczęśliwa. Dobrze to ukry
wasz,
ale ja i tak się domyślam, że małżeństwo z dużo
starszym
mężczyzną
pewnie nie jest udane. Prawda?
Inga walczyła z płaczem. Gdyby teraz odpowiedziała, łzy potoczyłyby się po jej policzkach. Skinęła głową zażenowana.
Ingo, Ingo - westchnął Bjornar. - Wydajesz się taka silna. Taka niezależna. Trudno niemal w to uwierzyć, że dałaś się zwabić do Gaupås...
W takim razie nie znasz mojego ojca - rzekła bezbarwnie. - Zmusił mnie. - Trudno wytrzymać to spojrzenie niebieskich oczu Bjornara, pomyślała oszołomiona. Przypominają bezdenne studnie, w których mogłaby się utopić. Co takiego w tym niezwykłym, przystojnym mężczyźnie sprawia, że opowiada mu o swym nieudanym małżeństwie?
48
- Miłość
może być ciężka do udźwignięcia - rzekł Bjornar
smutno.
- Los nie oszczędza nikogo, żebyś wiedziała, kłopoty
sercowe
mogą dosięgnąć i bogatych, i biednych. Kiedy serce za
bije
dla kobiety, której nigdy nie będzie można mieć, głos roz
sądku
nic nie pomoże.
Inga ucieszyła się, że rozmowa obrała inny kierunek.
- A
więc i ty zmagasz się ze swoimi kłopotami? - spytała
ostrożnie.
Bjornar skinął w milczeniu.
- Jest
kobieta... tutaj... którą kocham. Mimo wszystko ni
gdy
nie będziemy mogli być razem. Wreszcie to zrozumiałem.
Ingę kusiło, żeby zapytać, kogo ma na myśli, ale nie lubiła wyciągać cudzych tajemnic. Z pewnością by jej zdradził swój sekret, gdyby uznał, że może sobie pozwolić na poufałość. Jednak żyli w dwóch różnych światach oddalonych od siebie o wiele mil. Ona jest zamężną gospodynią, a Bjornar prostym kosiarzem.
- Będziesz
szczęśliwa, Ingo - rzekł z przekonaniem. - Czu
ję
to, ale musisz być cierpliwa. Cierpliwa...
Kiedy Bjornar nagle zniknął, Inga uświadomiła sobie, że drży. Ten chłopak obdarzył ją wyjątkowym ciepłem i zrozumieniem. Zrozumieniem, do którego nie przywykła.
W ciągu najbliższych dni Ingę przepełniały nieustanne ożywienie i radość życia. Śmiała się i była w zaraźliwie dobrym humorze. Chwila spędzona ze wspaniałym mężczyzną sprawiła, że Inga znowu zaczęła się uśmiechać.
Zwariowałam, pomyślała, ale nic nie mogła na to poradzić, że jej serce wykonywało kilka dodatkowych uderzeń na samo wspomnienie nowej znajomości. Bjornar, Bjornar, śpiewało jej w duszy. Wydaje mi się, że się zakocham, stwierdziła. Czuła się głupia i starała się ściągać kąciki ust. Przez ostatnie dni nie schodził jej z twarzy beznadziejny uśmiech, lecz zdawało się, że nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Dotąd nie uświa-
49
damiała sobie, że ciało może wypełnić tak pełne słodyczy oszołomienie, im częściej Bjornar pojawiał się w jej myślach, tym częściej chichotała. Odnosiła wrażenie, że ÓW pełen wdzięku mężczyzna z każdym dniem stawał się coraz piękniejszy.
Dni wypełniało jej mnóstwo zajęć, lecz mimo to godziny mijały w ślimaczym tempie. Robotnicy mieli wrócić z górskich pastwisk przed końcem tygodnia i Inga cieszyła się, że znowu zobaczy Bjornara. Czyżby w swych wspomnieniach widziała go przystojniejszym, niż był w istocie?
Oczywiście myślała również o ojcu i o kryzysie, który dotknął Svartdal, ale nic nie mogła zrobić, zanim nie odbędzie się rozprawa w sądzie. Dopiero wtedy dowie się, w jaki sposób Hedvig pragnie im zagrozić i z czym będą musieli walczyć. Poza tym, pomyślała Inga, żeby się usprawiedliwić, nie tak często ma okazję oglądania przystojnych mężczyzn. Nie grzeszy chyba, dopóki tylko patrzy?
Ależ byłam naiwna, uważając, że mogłabym się wybrać na górskie pastwiska - zwierzyła się Inga Eugenie w sobotę. - Ale teraz rozumiem, że moje miejsce jest tutaj.
Tak, jako gospodyni jesteś odpowiedzialna za dom i musisz mieć baczenie na wszystko.
Wiem o tym. Nie twierdzę, że przebywanie na halach oznacza to samo co wakacje, wcale nie, zdaję sobie z tego sprawę. Mimo to przyszło mi do głowy, że mogłabym tam spędzić kilka tygodni.
Rozmawiałaś z Kristiane? - spytała Eugenie. - Czy zajęłaby się dojeniem?
Tak, już ją pytałam. Ty masz dość roboty tu na dole, a poza tym Torę pewnie wolałby, żebyś została z nim w Lokken. A Marlenę ma dużo obowiązków w domu. Dlatego wybrałam Kristiane.
Uważam, że to dobry wybór - zgodziła się Eugenie.
Mam nadzieję, że mężczyźni zdążyli wszystko przygoto-
50
wać na pastwiskach - mruknęła Inga. - Mieli uszczelnić dach deszczułkami, zabudować kącik do spania, żeby stał się bardziej prywatny, a w przechowalni mleka wymienić frontową ścianę.
- O,
idą! - oznajmiła Eugenie, wyglądając przez okno. - Do
brze,
że wstałyśmy dziś skoro świt, bez wątpienia przydało nam
się
tych kilka dodatkowych godzin! Kristiane musi ze sobą za
brać
mnóstwo rzeczy, jeśli ma spędzić na pastwiskach całe
lato:
ubranie,
pościel i jedzenie.
Zebrały wszystko, co potrzebne, i wyszły na dziedziniec, gdzie czekali już inni.
Inga z jednej strony chciała zerknąć na Bjornara, lecz z drugiej wolała go nie widzieć. Jednak nie wytrzymała ze spuszczoną głową i nieśmiało na niego spojrzała. Przeszedł ją przyjemny dreszcz i zrobiło się jej gorąco. Patrzyła jak urzeczona na te szerokie ramiona, czarne, kręcące się włosy i te jego błyszczące oczy. Kiedy się zorientowała, że chłopak zaraz odwróci się w jej stronę, świadomie nie spuściła wzroku. Powinna mieć odwagę napotkać jego spojrzenie, nie pragnęła przecież niczego innego. Długo przyglądali się sobie, Inga w środku aż dygotała. Wydawało jej się, że dostrzegła uśmiech na ładnej twarzy, ale nie była pewna. Wyprostowała plecy, nie odwracając wzroku, mimo że zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie dalekie jest od tego, co uchodzi za przyzwoite. Kobieta nie powinna tak patrzeć! W końcu musiała odwrócić twarz do Erlinga, który ją zagadnął.
Jeżeli pani sobie życzy, mogę zaprowadzić krowy na górskie pastwiska i odwieźć Kristiane. Przypilnuję, żeby bezpiecznie dotarły, a jutro wrócę i przyprowadzę konia.
Naprawdę mógłbyś? Byłoby świetnie. Teraz, gdy jest tyle pracy, w gospodarstwie potrzebny jest każdy koń.
To żaden kłopot - zapewnił Erling.
Inga uśmiechnęła się w duchu, kiedy spostrzegła intensywne czerwone plamy na twarzy Kristiane. Dziewczyna nie miała nic przeciwko rycerskiej propozycji Erlinga, absolutnie nic! Lecz kiedy Inga obserwowała Erlinga, na jej czole ze zmartwie-
51
nia utworzyła się pionowa zmarszczka między brwiami. Chłopak powoli siodłał konia i nic nie wskazywało na to, że na myśl o spędzeniu nocy na pastwiskach sam na sam z Kristiane czuł podobne podniecenie co służąca. Inga nie broniła dziewczynie doświadczyć tego ognia, który może zapłonąć między dwojgiem ludzi. Tego napięcia, gdy znajdą się w górach całkiem sami, gdy Kristiane wśliźnie się pod skóry i będzie czekać, aż może Erling położy się obok, nagi i pełen żaru... Inga westchnęła. Nie znalazła w twarzy Erlinga zainteresowania dla Kristiane. Chyba że dobrze to ukrywał.
- Pastwiska są przygotowane dla cudnej dziewicy - zażartował Bjornar i uśmiechnął się szeroko do Kristiane. - Narąba-liśmy sporo drewna i narwaliśmy świeżych paproci do wyścielenia łoża niewinnej piękności. Będziesz spała jak księżniczka.
Kristiane zawstydzona utkwiła spojrzenie w ziemi i wyraźnie zaczerwieniła się po koniuszki uszu. Zachichotała, ale nie odważyła się podnieść wzroku. Żeby ukryć zdradzający ją rumieniec, popędziła krowy, a za nią cały orszak leniwie ruszył w stronę lasu.
Czy to na niej zależy Bjornarowi? Inga popatrzyła na niego oszołomiona. Myśl zdawała się obca, ale Bjornar mógł przecież zadurzyć się w Kristiane. Ależ ze mnie barania głowa! - uznała Inga w duchu. Samolubna i zapatrzona w siebie! Nawet jej przez myśl nie przeszło, że ktoś inny mógł mu się bardziej podobać niż ona. Nie zastanawiając się nad tym, starała się zwrócić na siebie jego uwagę, poznać go bliżej, przekonać się, że-darzy ją uczuciem. Przez krótką chwilę Inga stała nieruchomo, ponieważ musiała przetrawić ów wstrząs. Nie interesowało jej, czy Bjornar kogoś kocha. Pochłaniało ją tylko jedno: żeby zwrócił na nią uwagę.
Do diabła, do diabła, do diabła, zaklęła Inga pod nosem, obróciła się na pięcie i weszła do domu.
Kiedy najgorsza złość opadła, Ingę ogarnął prawdziwy wstyd. Co ją podkusiło, by pomyśleć, że to ona jest tą wybraną? Czy naprawdę wierzyła, że jest niezastąpioną i najbardziej
52
pociągającą kobietą w Gaupås? Przyznanie się do tego, że jest próżna, okazało się przykre i bolesne. Nie wiadomo, czy Bjornar był zdania, że w ogóle jest warta uwagi.
Późnym wieczorem Inga wstała z łóżka i zapaliła świece w starych mosiężnych świecznikach. Świece buchnęły płomieniem i przygasły, lecz stopniowo wypełniły pokój słabym światłem. Inga stanęła przed lustrem i poczuła bijącą od niego dziwną tajemniczość. Kryło w sobie cienie przeszłości, ukryty obraz tych wszystkich, którzy kiedyś się w nim przeglądali i napotykali własną twarz.
Inga powoli przeciągnęła przez głowę koszulę nocną. Kiedy stanęła naga przed lustrem, podniosła głowę i przyjrzała się swemu ciału. Dziwne, lecz... ogarnęło ją skrępowanie. W ten sposób zachowywały się tylko kobiety zadufane w sobie, te, które zdawały sobie sprawę, że są piękne.
Mimo podłego uczucia w żołądku Inga zobaczyła, że jest ładnie zbudowana. Biodra miała szerokie i okrągłe, a talię mocno wciętą. Piersi duże i kształtne. Kiedy była młodsza, uważała, że ma za duży biust w stosunku do reszty ciała, ale z wiekiem różnice się wyrównały. Brzuch był płaski i napięty, bez oznak, że urodziła dziecko. Na szczęście uniknęła białych rozstępów, które pojawiały się na skórze większości kobiet w ciąży. Gdyby urodziła czworo-pięcioro dzieci, jej brzuch na pewno wyglądałby inaczej.
Uważnie przyjrzała się swojej twarzy. Opaliła się, przebywając dużo na słońcu, skóra była gładka i miękka, a usta mocno czerwone, lecz Ingę denerwowało, że nie były nieco pełniejsze. Chciałaby mieć miękkie wargi. Wargi stworzone do całowania... Otworzyła usta do lustra i odsłoniła zęby. Nie musiała się ich wstydzić. Miała białe, mocne zęby ułożone w równym łuku.
Jej myśli powędrowały ku Bjornarowi. Dziś zrobiło się jej wyjątkowo przykro. Przeklinała samą siebie, że znowu się za-
53
kochała. Czuła, że to nie w porządku wobec Martina, chociaż zdawała sobie sprawę, że życie musi się toczyć dalej. Jednocześnie wkradł się w jej myśli cień podejrzeń i zazdrość. Najpierw nabrała podejrzeń, że Bjornar może mieć dziewczynę, którą kocha, a następnie pojawiła się zazdrość.
Wcześniej tego dnia na dziedzińcu zaślepiło ją ciepło, które od niego biło. Pragnęła tylko jednego: przytulić się do jego piersi i wciągnąć jego zapach. Miała nadzieję, że jest dla niego kimś wyjątkowym, kobietą, dla której poświęci życie i duszę. Zauważyła przecież, że przygląda się jej uważnie przekonany, że nikt nie widzi. Jego badawcze spojrzenie jakby parzyło jej skórę i czuła rodzące się napięcie.
Lecz dzisiaj Bjornar równie serdecznie i szarmancko uśmiechał się do Kristiane!
Czy kryło się w tym uśmiechu coś szczególnego? - zastanawiała się Inga zbita z tropu. Rozgoryczona naciągnęła kołdrę na głowę i najchętniej krzyczałaby w materac.
Następnego dnia Inga przeżyła coś, co dodatkowo wzmogło jej niepewność. Stało się to po obiedzie, kiedy wszyscy udali się do swoich zajęć, a ona została sama w kuchni. Wybrała kilka powykręcanych i brzydkich marchwi i postanowiła zanieść je koniom. Czasem też powinny dostać jakiś smakołyk, a te marchewki i tak nie nadawały się dla ludzi.
Kiedy stała w stajni i czule przemawiała do zwierząt, dobiegł ją jakiś odgłos z kuźni. Zamilkła i nasłuchiwała, ale nic nie mogła usłyszeć, bo rżenie koni zagłuszało wszelkie inne dźwięki. Odczekała dłuższą chwilę, ale odgłos się nie powtórzył. Ostrożnie przemknęła się w stronę przepierzenia i wstrzymała oddech.
Rozpoznała ów odgłos i przeszły ją ciarki. To jakaś kochająca się para! Inga poczuła się jak intruz, kiedy została w miejscu i dalej nasłuchiwała. Pocałunki i jęki podnieconych kochanków sprawiły, że przeszedł ją dreszcz obrzydzenia. Nie była dziewi-
54
cą, sama przecież sypiała z mężczyznami, ale słuchanie szeptów innych i odgłosów splatających się ciał przyprawiało ją o mdłości. Szybko rozpoznała głos Marlenę, ale mężczyzna niewiele się odzywał. Słyszała jedynie jego stłumione jęki i szelest ubrania.
Inga wyszła ze stajni. Nie była w stanie dłużej się temu przysłuchiwać!
W czasie kolacji Inga ukradkiem przyglądała się każdemu mężczyźnie. Który z nich był kochankiem Marlenę? Czy to Erling? Całkiem możliwe, pomyślała zaaferowana, bo wcześnie wrócił z pastwisk. Ale zaraz uświadomiła sobie, że przecież coś by zauważyła, gdyby tych dwoje miało romans.
Musiał to być któryś z pozostałych przyjętych do pracy. Trygve, młodszy syn Jona Bratena, wydawał się czarujący i miły, ale chyba za młody dla Marlenę. Miał siedemnaście lat, a dziewczyna dwadzieścia trzy. Chyba że Marlenę wolała młodszych chłopców. Arne, o którym Inga w istocie niewiele wiedziała, jak najbardziej mógł być tym kochankiem. Był mniej więcej w wieku Marlenę, może trochę starszy. Lecz jeśli to ani Arne, ani Erling, ani też Trygve, zostawała jej w ręku tylko jedna karta. Bjornar.
Inga westchnęła i zamknęła oczy.
To nie mógł być Bjornar! Ktokolwiek z pozostałych, jeśli o nią chodzi, tylko nie Bjornar. Tego nie zniesie. Odgłosy kochającej się pary jeszcze brzmiały jej w uszach. Wybiegła z kuchni, usprawiedliwiając się, że coś musi załatwić. Potrzebowała czasu dla siebie, żeby się oswoić z myślą, że w stajni mógł być jednak Bjornar. To niewykluczone; odznaczał się wyjątkowym urokiem, sprawiał wrażenie uprzejmego i był w odpowiednim wieku. Inga nie wiedziała dokładnie, ile miał lat, ale przypuszczała, że mógł mieć około trzydziestki.
Ingę złościła własna głupota, a zwłaszcza zwyczaj wywoływania w wyobraźni nieprzyjemnych obrazów. Przez głowę
55
przebiegały jej sceny przedstawiające Bjornara na nagim ciele Marlenę. Widziała, jak jego opalone ręce pieszczą jej chętne ciało. Może szeptał jej do ucha czułe słowa?
Nie, pomyślała Inga zrezygnowana, nie mogła całkiem wykluczyć, że to był Bjornar...
6
Następnego ranka Inga obudziła się zmęczona. Miała za sobą niespokojną noc, nawet we śnie dręczyły ją przykre myśli i wątpliwości. Teraz dokuczał jej silny ból w tyle głowy i w barkach. Ociężała zajęła się szykowaniem śniadania.
Ciągle zastanawiała się, kto mógł być kochankiem Marlenę. Bez końca rozważała i oceniała ewentualnych partnerów, nie mogąc dojść ze sobą samą do porozumienia. W końcu omal nie spytała Marlenę wprost, ale się na to nie zdobyła. Przede wszystkim dlatego, że wtedy Marlenę zorientowałaby się, że Inga podsłuchiwała. Przyłapanie na potajemnym podsłuchiwaniu było w jej oczach równie złe jak przyłapanie pary kochanków. Po drugie obawiała się odpowiedzi. Czasami lepiej nie wiedzieć, bo wtedy łatwiej uniknąć rozczarowania.
Nie dawało jej spokoju, że za nic nie mogła zgadnąć, który z mężczyzn był wtedy z Marlenę. Ani wobec Arnego, ani też Er-linga służąca nie zachowywała się inaczej. Albo w stosunku do Trygvego. Nie wyglądało też na to, by łączyły ją jakieś szczególne więzi z Bjernarem.
Na szczęście.
Trudna sytuacja wprawiła Ingę w jeszcze większe zakłopotanie, kiedy po śniadaniu została sama z Marlenę w kuchni. Nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, ale coraz mniej lubiła tę służącą.
Pewnie zdobyła miłość Bjornara, myślała Inga, czując, jak
57
pali ją zazdrość. Wiem, że to nie w porządku z mojej strony mieć o to pretensje. Oboje nie wiedzą o moim apetycie na tego przystojnego mężczyznę, a mimo to odnoszę wrażenie, jakbym została zdradzona. Dlaczego tak czuję? Byłoby inaczej, gdybyśmy tworzyli z Bjornarem parę, a Marlenę zdołała mi go wykraść. Nawet nie wiem, czy mu się podobam! I dlaczego podejrzenia muszą sprawiać tak straszliwy ból?
A małżeństwo z Nielsem jest jak kula u nogi. Inga nie życzyła mężowi śmierci, wręcz przeciwnie, ale pomyśleć tylko, że mogłaby się od niego uwolnić. Uwolnić i wybrać tego mężczyznę, którego najbardziej pragnęła. Uwolnić się i oddać temu mężczyźnie, który budził w niej pożądanie. Jak Bjornar...
Z nadmierną siłą zatrzasnęła drzwi do spiżarni. Nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że Marlenę była wtedy z Bjornarem. Jeśli nawet, to nie wiem, czy Bjornarowi na Marlenę zależy. Nie zauważyłam, by po zdarzeniu w kuźni obsypywał ją pieszczotami. A powinien, gdyby coś czuł do tej dziewczyny.
Minęła chwila, zanim Inga zorientowała się, że Marlenę coś do niej mówi.
Co mówiłaś? - Inga odwróciła się do służącej i.zobaczyła, że na jej policzki wystąpiły rumieńce.
Wiem, że Emma... opowiadała ci trochę.... o ziołach - jąkała się Marlenę, wpatrując się w podłogę.
A co? - spytała Inga ostro. Po prostu nie potrafiła być dla niej miła. Wiedziała, że to małostkowość z jej strony, ale nie panowała nad sobą.
Ja... ja jestem w ciąży - jęknęła Marlenę i wybuchła płaczem.
Już? - wyrwało się Indze, zanim zdążyła się zastanowić.
Co masz na myśli, mówiąc „już"? - spytała służąca i głośno wydmuchała nos w fartuch.
Nie, nic takiego - zbyła ją Inga.
Marlenę jest w ciąży! Dziewczyna nie mogłaby o tym wiedzieć w tak krótkim czasie po zdarzeniu w kuźni. W głowie Ingi zaświtała przykra myśl: związek między Marlenę i jej kochan-
58
kiem musiał trwać jakiś czas... Przypuszczalnie niejeden raz się zabawiali. Czy Marlenę tak szybko mogłaby się zorientować, że jest w ciąży?
- Potrzebuję
twojej... pomocy - zacinała się Marlenę.
Inga
nie zdołała odpowiedzieć, tylko bezbarwnym wzro
kiem
wpatrywała się w przestraszoną służącą.
Musisz mi pomóc pozbyć się dziecka! - Marlenę była bliska histerii. Pobladła na twarzy, tylko wokół oczu łzy pozostawiły wyraźne czerwone ślady. - Nie mogę teraz urodzić...
Nie wiesz, że można zajść w ciążę od ściskania się ź mężczyzną na sianie? - spytała Inga drwiąco.
Marlenę pisnęła:
Obiecał, że się pobierzemy. Później. Dlatego nie mogę teraz mieć dziecka. Będę się musiała wstydzić przed całą wsią. Mimo wszystko jestem porządną dziewczyną.
Kim on jest? - Inga wstrzymała oddech w oczekiwaniu na odpowiedź. Czy teraz się dowie, że Bjornar jest ojcem dziecka?
Nie mogę powiedzieć - zachichotała Marlenę i otarła łzy. Nagle uśmiechnęła się. - Ale kochamy się. Wierz mi, on jest taki przystojny, Ingo - roześmiała się szczęśliwa. Jej twarz promieniała miłością.
No dziękuję, Inga mogła to sobie wyobrazić! Wiedziała przecież, że Bjornar jest atrakcyjny.
- Dlaczego
nie możecie pobrać się teraz, skoro zaszłaś
w
ciążę? - Wyraźnie dało się zauważyć sarkazm w jej głosie.
Marlenę skrobała stopą o podłogę.
Mówi, że musimy poczekać. Może do wiosny...
Jak możesz mnie prosić, żebym pomogła ci zabić dziecko - przerwała jej Inga wzburzona. Dopiero teraz uświadomiła sobie, o co właściwie prosiła służąca. Miałaby jej pomóc w pozbyciu się tej ciąży?
Myślałam, że nauczyłaś się od Emmy, jak usunąć zarodek. .. To znaczy...
Nawet nie ma mowy! Sama musisz odpowiedzieć za swą
59
głupotę, Marlenę. Myślałam, że wiesz, skąd się biorą dzieci. I ja, gospodyni Gaupås, miałabym ci pomóc w przerwaniu ciąży! Nie proś mnie o taką przysługę. Czy ty całkiem nie masz wstydu? Idź do obory i pomóż Eugenie!
Marlenę natychmiast włożyła drewniane chodaki i zrozpaczona wypadła za drzwi.
Inga trzęsła się na całym ciele, kiedy została sama. Nigdy nie zwykła wpadać w taką złość. Oszołomiona pokręciła głową. W ostatnim czasie, ba, w ostatnim roku, łatwo wzbierał w niej gniew. Oddychała powoli, żeby się uspokoić. Marlenę nie prosiła o drobną przysługę. Zabicie płodu jest karalne i naganne. Czy dziecko nie ma prawa żyć? Nawet jeśli zostało spłodzone lekkomyślnie? Czy Inga miała pomóc pozbyć się dziecka spłodzonego przez Bjornara? Mężczyznom to łatwo, pomyślała wzburzona. Mogą zabawiać się z dziewczętami, a potem uciec od odpowiedzialności. Nie noszą żadnych widocznych oznak.
Zaskrzypiały drzwi i weszła Eugenie.
Co powiedziałaś Marlenę? Dziewczyna wpadła z krzykiem do obory, ale nie chciała się przyznać, o czym rozmawiałyście.
Nakrzyczałam na nią, bo zadała nieprzyzwoite pytanie.
Jakie? - W oczach Eugenie rozbłysła ciekawość.
Niestety, Eugenie, nie mogę tego powiedzieć. Polegam na twojej dyskrecji, ale nie mogę zawieść zaufania Marlenę.
Eugenie skinęła głową, bardzo chciałaby się dowiedzieć, co się stało, ale rozumiała, że Inga nie mogła zdradzić Marlenę.
Myślałam, że dobrze się dogadujecie, mam na myśli ciebie i Marlenę - dodała tytuiem wyjaśnienia.
To prawda, zgadzamy się ze sobą - burknęła Inga urażona.
Co cię właściwie dręczy całymi dniami? - spytała nagle Eugenie chwilę później.
Inga podniosła wzrok. Pracowały w milczeniu przy garnkach, ale Eugenie zapewne zauważyła, że Indze brak cierpliwo-
60
ści, a jej ruchy stały się szorstkie. Inga wytarła pot z czoła. Nad parującymi garnkami było potwornie gorąco, a dodatkowo przez kuchenne okno przypiekało słońce.
- Nic
- odparła, starając się, by jej głos zabrzmiał wiary
godnie.
W spojrzeniu, które posłała jej Eugenie, dostrzegła
po
wątpiewanie.
- Ach
tak - rzekła Eugenie i obojętnie wzruszyła ramionami.
Do
diabła, pomyślała Inga i energicznie zamieszała zupę,
aż prysnęło. To wszystko jest takie zagmatwane. Złościła się, ponieważ nie dowiedziała się prawdy. Czy to Bjornara słyszała w kuźni? Czy między nim a Marlenę zrodziła się prawdziwa miłość? A jeśli to nie on kochał się z Marlenę, to czy w ogóle ma inną?
Słuchaj... - zaczęła Inga niepewnie. - Może wiesz, Eugenie, gdzie był Bjornar wczoraj zaraz po obiedzie?
Razem ze mną - odparła służąca.
Z tobą?
Tak, pomagał mi sprzątać w spichlerzu. Byliśmy tam razem z Gulbrandem aż do kolacji.
Wygląda na to, że Eugenie nie nabrała żadnych podejrzeń w związku z pytaniami o Bjornara, pomyślała Inga zadowolona. Najważniejsze jest to, że Bjornar nie jest kochankiem Marlenę!
W gospodarstwie pracy nie brakowało. Przed nocą świętojańską całe drewno powinno znaleźć się w komórce. Bjornar i inni mężczyźni rąbali pniaki aż wióry leciały. W końcu dziedziniec został posprzątany i zamieciony.
Inga odsłoniła zasłonkę i obserwowała Bjornara. Był radością dla oka! W ów gorący dzień zrzucił koszulę i nie wyglądało na to, by uważał, że nie przystoi pokazywać się z obnażonym torsem. Cóż, pomyślała Inga zażenowana, ma się czym pochwalić. Jego skóra była opalona i złocista, brzuch płaski i twardy. Inga poczuła miłe łaskotanie i westchnęła z błogością. Co za mężczyzna, co za wspaniała sylwetka!
61
Opuściła zasłonkę i przestraszona w pośpiechu podbiegła do miski z wodą, kiedy usłyszała kroki na korytarzu. Udawała, że myje ręce. Do pokoju weszła Marlenę. Służąca poprawiła włosy i zdjęła chodaki. Nie wymieniły spojrzeń. Po tym, jak Marlenę zwróciła się do Ingi ze swą szokującą prośbą, nie rozmawiały ze sobą. Pracowały obok siebie, ale nic poza tym.
We wtorek dwudziestego trzeciego czerwca mieszkańcy Gaupås dużą grupą wdrapywali się pod górę w stronę górskich pastwisk: Gulbrand, Erling, Bjornar i Marlenę, a także Torę z Eugenie, którzy prowadzili Elleva i Tidemanna. Inga i Sigrid na zmianę w chuście na plecach niosły Emilię.
Postanowiono, że obchody nocy świętojańskiej odbędą się na halach. Inga poczuła ukłucie współczucia na widok Nielsa, który uśmiechnął się nieporadnie, kiedy służba dziękowała mu za wspaniałomyślność. Ten stary zgarbiony człowiek zawsze teraz starał się być miły, ale z nią nie całkiem mu się udawało. Nie chciał iść ze wszystkimi na pastwiska i wymówił się rosnącym stosem papierów do załatwienia. Trygve, który nie mógł pójść, obiecał wstać skoro świt i oporządzić zwierzęta.
Wybrali się w drogę w dobrych nastrojach. Inga zwróciła uwagę, że Gulbrand szedł najdłuższą i najtrudniejszą trasą. Mimo to nigdy nie narzekał, pomyślała z czułością. Wspinał się pod górę, chociaż kosztowało go to wiele sił i potu. Poczuła ogromną sympatię do tego starego sługi, widząc, jak obserwuje przyrodę i uśmiecha się pod nosem rozbawiony beztroską paplaniną i przekomarzaniem młodych.
Z kim Marlenę czuliła się na sianie, nadal pozostawało zagadką. Inga prawie nie zamieniła słowa ze służącą od ostatniej rozmowy. Jak mogła ją poprosić o pomoc w zabiciu nienarodzonego dziecka? Żądała niemało, uznała Inga i odegnała myśl o tym, że posiadała wiedzę o ziołach, które by mogły dziewczynie pomóc.
62
Kristiane zaszczebiotała oszołomiona i przerażona złapała się za głowę na widok całego orszaku.
Przyszliście? Tutaj? Teraz? Nie spodziewałam się odwiedzin... Nie posprzątałam, nic nie przygotowałam do jedzenia i... - wyrzucała bezładnie słowa, tyle miała do wyjaśnienia i usprawiedliwienia się.
Nie denerwuj się - uspokoiła ją Inga i poklepała po ramieniu. - Wzięliśmy prowiant ze sobą. Wiem, że pod twoim okiem panuje tu jak najlepszy porządek, Kristiane. Nie wysyłałabym cię tu, gdybym nie wiedziała, że świetnie sobie poradzisz!
Kristiane zamilkła zbita z tropu, ale rozpogodziła się z powodu pochwały.
Inga weszła zaciekawiona do szałasu. Było tak, jak się spodziewała. W każdym kącie błyszczało czystością, a wszystkie drewniane naczynia zostały wyszorowane we wrzątku z jałowcem. Na stole stał już półmisek z odciśniętym serem, gotowym, by go włożyć do formy. Pachniało świeżo umytymi belkami i ubijanym masłem. Inga wciągnęła miły zapach, ciesząc się, że będzie mogła spędzić tę noc świętojańską na pastwiskach.
Mężczyźni wybrali się do lasu, żeby nazrywać liści do przystrojenia szałasu. Kristiane ugotowała nad paleniskiem pud-ding, który mieli zjeść, kiedy mężczyźni uporają się ze swym zadaniem. Sigrid nakryła do stołu i wyjęła peklowaną szynkę.
Inga wyszła do Marlenę, odpoczywającej na ganku.
- Myślisz,
że twój wybranek przyjdzie dziś wieczo
rem?
- spytała, żeby przerwać kłopotliwą ciszę.
Marlenę rozpromieniła się.
- Mam nadzieję!
Aha, pomyślała Inga. A więc to nikt z naszego gospodarstwa. To musi być ktoś z sąsiedztwa.
- Noc
świętojańska bez ukochanego to nie to samo - stwier
dziła.
Marlenę spojrzała na nią z otwartymi ustami. Jak gdyby nie wierzyła, że pani domu potrafi rozmawiać o takich sprawach.
63
A tym bardziej z nią - przecież się poróżniły. Inga niedostrzegalnie potrząsnęła głową. Dobrze wiedziała, jak to jest być zakochanym. Dzień nie byłby taki sam, gdyby nie było Bjornara. Bez niego zniknęłoby całe napięcie i cała przyjemność, pomyślała. Nie znaczy to, że miałaby nieudany wieczór, ale zabawie dodatkowo towarzyszyłaby tęsknota.
Leśne jeziorko było spokojne i gładkie. Nawet jedna fala nie marszczyła jego powierzchni. Tu i tam rozchodziły się kręgi, wskazując, gdzie rzuciła się ryba. Brzegi sadzawki porastały wrzosy. Wokół po samą wodę rozciągała się otwarta leśna polana. W ciągu setek lat deszcze i fale wyszorowały do błysku strome kamieniste zbocze. Wyżej ponad brzegiem królował las sosnowy, w którym w dużych kępach rosły wrzosy i krzaki jagód.
Samo jezioro nie było duże, zauważyła Inga i zadrżała. Zawsze uważała, że leśne jeziorka przedstawiają piękny widok, jednak czuła jednocześnie pewien lęk, gdy wpatrywała się w głębinę. Odnosiła wrażenie, jak gdyby woda wciągała ją w dół... W tej samej chwili nad powierzchnią uniósł się nurek i zaskrzeczał swym chrapliwym, smutnym głosem, który przejął Ingę trwogą.
Inga weszła do szałasu, a Marlenę została nad wodą pogrążona w myślach. Służąca gładziła się po brzuchu, ale nie czuła ruchów. Było jeszcze za wcześnie, choć piersi już stały się ciężkie i bolesne. Codziennie rano musiała chodzić za dom i wymiotowała. Nie było wątpliwości, że jest w ciąży.
Właściwie powinnam być szczęśliwa, pomyślała Marlenę. Teraz możemy się pobrać. Przecież obiecał. Na wiosnę...
Tego, że jest mężczyzną jej życia, była pewna, ale czy ona jest jego jedyną?
Inga zajęła miejsce naprzeciwko Bjornara. Kobiety siedziały po jednej stronie stołu, a mężczyźni po drugiej. Na samym końcu przycupnęli Ellev i Tidemann i jedli z apetytem. Chichotali i śmiali się, zadawali sobie zagadki. Powinna ich skarcić, ale po-
64
zwoliła im na swobodę. Te dzieciaki wyglądały tak słodko z minami dorosłych, jak gdyby miały do omówienia sprawy równie ważne jak starsi.
Inga musiała przyznać, że siedząc tak blisko Bjornara, doznawała cudownego mrowienia w całym ciele. Jednocześnie się obawiała, że to jakby za dużo dobrego naraz. Być zakochanym, pomyślała, oznacza to samo, co chcieć być blisko, lecz nie nazbyt blisko. Kochankowie pragną bliskości, ale trudno im opanować drżenie. Czasami rzeczywiście wystarczy mgnienie, a potem muszą się od siebie oddalić, żeby się uspokoić.
Bjornar uniósł kubek do ust, pochwycił wzrok Ingi i podtrzymał. Zobaczyła, że kąciki jego ust rozciągają się w uśmiechu, który jednak pozostał ukryty za kubkiem. Pijąc, Bjornar nie spuszczał z Ingi wzroku, wprost przykuwał ją spojrzeniem. Odstawił kubek na stół i posłał jej dwuznaczny uśmiech.
Inga odchrząknęła i zgniotła chusteczkę do nosa w twardą kulkę. Czy Bjornar wszystkim kobietom posyłał taki uśmiech? Nie, chyba nie. Uśmiech nie wydawał się fałszywy, oczy również promieniały. Czyżby Bjornar czuł to samo co ona? Policzki Ingi zaczęły płonąć, a żołądek ścisnął się ze szczęścia. Serce biło tak mocno, że aż dudniło w skroniach.
Inga z radością wypatrywała nocy świętojańskiej.
Nad górskimi pastwiskami zapadał zmrok. Duże ognisko, które rozpalili nad brzegiem wody, trzaskało i sypało iskrami. Płomienie biły w niebo i oblewały złocistym światłem stojące wokół niego postaci.
Jest niemal coś magicznego w tych językach ognia, gdy się tak stoi i w nie wpatruje, pomyślała Inga. Wyciągnęła ręce, żeby się trochę ogrzać. Letnie noce potrafią być chłodne. Naciągnęła szal na ramiona.
- Zmarzła pani? - spytał Bjornar, aż Inga podskoczyła zaskoczona. Jego łagodny głos przyprawił ją o drżenie. Odwróciła się i spojrzała prosto w niebieskie oczy.
65
Przyjemnie jest ogrzać się przy ogniu - odparła.
Proszę. - Podał jej kubek z herbatą.
Myślisz o wszystkim, Bjornarze - roześmiała się.
Musisz podziękować Kristiane za picie - rzekł ciepło. - To ona nakryła do stołu w szałasie, podała coś do jedzenia i gorące napoje. Może byśmy tam poszli i coś zjedli?
Nie, dziękuję - odmówiła Inga uprzejmie. - Właściwie nie jestem głodna, mimo że już dość dawno temu jedliśmy pudding.
Prawdę mówiąc i mnie się nie chce jeść - przyznał Bjornar i oboje się roześmiali.
Zabawny z ciebie chłopak - stwierdziła Inga i szturchnęła go zaczepnie. Jej ciało drżało z napięcia, częściowo z powodu dotyku, ale również dlatego, że zaskoczyła ją własna odwaga... Pochyliła głowę zawstydzona, że zachowała się tak nietaktownie, i powiedziała, głównie po to, by zatuszować swą śmiałość: - Ale nie znam cię...
Powinna się ugryźć w język, pomyślała zła na siebie z powodu własnej głupoty. Dlaczego ciągle musi zadawać pytania pełne podejrzliwości? Mimo to nie wydawało się, żeby Bj0rnar poczuł się zraniony jej słowami.
Kobiecie nie wychodzi na dobre, gdy do końca pozna mężczyznę. My też musimy mieć jakieś tajemne zakątki, tak jak wy. Nie jestem zbyt interesujący: urodziłem się i wychowałem w Szwecji jako drugie z dziewięciorga dzieci. Zajmuję się cynowaniem garnków. Wcześnie wyjechałem do Norwegii i najmuję się do pracy w gospodarstwach.
To świetnie, mam dwa miedziane czajniki, w których trzeba wymienić dno!
Rozmawiali o drobnych czynnościach dnia codziennego. O sprawach, o których łatwo mówić, nie zdradzając uczuć, jednak dystans między nimi się zmniejszył. Tak w każdym razie czuła Inga. Kiedy Bjornar poufale objął ją ramieniem, nie broniła się.
66
Marlenę wypatrywała w tłumie ukochanego, ale nie mogła go zobaczyć. W ciemności trudno było odróżnić ludzi jednych od drugich. Powinien już tu dotrzeć, pomyślała zrozpaczona. Młodzież zwykle przychodziła punktualnie, żeby obserwować moment rozpalania ogniska!
Marlenę nie miała ochoty dołączyć do innych służących, ponieważ chciała być sama, kiedy on wreszcie się pojawi. Może we dwoje mogliby pójść sami do lasu? Jednak czuła się trochę nieswojo, kiedy inne dziewczęta pytały, dlaczego stoi na uboczu. Wymieniały porozumiewawcze spojrzenia, ale nie zwracała na to uwagi.
Czy zaraz przyjdzie?
- Chodź! Zatańczmy! - zawołał Bjornar ożywiony, kiedy zagrano na akordeonie.
Wiele rąk szukało tych drugich i wiele par zaczęło się kręcić w rytm skocznej muzyki.
Inga wreszcie złapała krok, żeby tylko zdołała nad sobą panować. Jak dobrze było trzymać jego silne ramiona, czuć jego rękę, ostrożnie gładzącą ją po plecach. Nie śmiała podnieść wzroku, tylko poddawała się tańcowi. Kiedy muzyka ucichła, Inga zatrzymała się zdyszana i roześmiana.
Do gry włączyły się skrzypce i razem z akordeonem zagrały śmielej, więc zatańczono z większym zapałem.
Indze zakręciło się w głowie od coraz szybszych obrotów. Omal nie wypuściła Bjernara z ramion, ale on mocniej ją chwycił. Wirowali niczym cyklon w stronę pasma gór, dwoje ludzi, którzy widzieli tylko siebie, w stronę lasu, szybki zwrot blisko drzew, z powrotem ku górom, mocno objęci, żadne z nich nie odwróciło wzroku. Inga nigdy przedtem nie przeżyła czegoś podobnego. Nawet z Martinem, przemknęło jej boleśnie przez głowę. Zadziwiające, że taniec może wywołać taki żar i drżenie między dwojgiem osób! To w gruncie rzeczy niezwykłe, pomyślała zdumiona. Mimo wszystko tylko tańczyła z Bjornarem,
67
trzymając jedną dłoń w jego dłoni, lecz coś między nimi nabrzmiewało. Nie wiedziała dokładnie co, czuła jedynie, że to jakieś napięcie i oczekiwanie. Jak gdyby ogarnęła ją fala, która sprawiła, że robiło jej się gorąco i zimno równocześnie.
Kiedy muzyka zamilkła, Inga nie była w stanie nic powiedzieć. Roześmiała się, była zbyt zmęczona, by ruszyć do kolejnego tańca. Usiadła z Bjornarem pod ścianą szałasu, żeby odpocząć.
- Jesteś
taka piękna, kiedy się śmiejesz - odezwał się nie
spodziewanie
Bjornar. - Widzę, że niezbyt często ci się to zda
rza.
Inga spoważniała.
- Być może niewiele mam okazji do śmiechu.
Nie odezwali się więcej do siebie. Siedzieli razem w milczeniu, ale na usta cisnęło im się wiele słów. Słów, które chętnie by wypowiedzieli, lecz nie zdobyli się na odwagę.
Nagle Bjornar splótł swe palce z jej palcami. Kiedy ostrożnie się pochylił i lekko pocałował Ingę w usta, objęła go za szyję.
Marlenę wycofała się w stronę świerków, żeby ludzie nie zwracali na nią uwagi. Było jej trochę przykro, że tak stoi sama. Jak gdyby miała wypisane na czole, że czeka na kogoś, kto nigdy nie przyjdzie. Kto ją oszukał...
Wtedy nagle ujrzała go po drugiej stronie jeziorka. Rozpoznała jego jasne włosy i usłyszała urzekający, cudny śmiech. Już miała podbiec w tamtą stronę, kiedy zrozumiała, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. Zaciekawiona przystanęła i zaczęła się przyglądać temu, co się działo.
Nie mogła uwierzyć w to, co ujrzała. Peder nie był sam! U jego boku szła najstarsza córka z Oddęrud! Peder wyraźnie prowadził ją za rękę. Marlenę zapragnęła, by oczy mogły kłamać, lecz prawda dosięgła ją niczym brutalne uderzenie w twarz. Poczuła, że nogi się pod nią ugięły, i przytrzymała się najbliższego drzewa. To niemożliwe, chyba śni!
68
Po chwili opanowała się i zebrała na odwagę. Trzeba to wyjaśnić! Nie może po prostu pogrążyć się w smutku. Nie, musi z Pederem porozmawiać. Być może istnieje jakieś naturalne wytłumaczenie, pocieszała się, chociaż kiedy podeszła bliżej, zdała sobie sprawę, że to mało prawdopodobne.
- Peder zaczerwienił się na twarzy jak ogień, gdy się przed nimi zatrzymała. Marlenę spuściła głowę, ponieważ domyśliła się, jak to się skończy. Poznała po wzroku Pedera, że chłopak nie chce jej znać. Wyprostowała się i ze łzami w oczach spojrzała na niego z wyrzutem.
- To ty? - syknął w jej stronę. - Czego chcesz?
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego w milczeniu nieszczęśliwym wzrokiem. Dziewczyna z Odderud przyglądała się jej ze zdziwieniem, ale Marlenę nie zwracała na to uwagi.
- Mam
nadzieję, że potraktuje cię lepiej, niż potraktował
mnie
- powiedziała Marlenę zdławionym głosem.
Szybko odwróciła się i pobiegła do lasu. Z dala od wrzawy opadła na mchu i wybuchła płaczem.
Wszystko stało się jasne, kiedy zobaczyła Pedera z dziedziczką Odderud. Chłopak był tylko synem' dzierżawcy, ale gdyby poślubił tamtą dziewczynę, zdobyłby we wsi lepszą pozycję. Mógłby przejąć gospodarstwo, ponieważ w Odderud nie było dziedzica. Gospodarz miał tylko pięć córek.
Nigdy jej do głowy nie przyszło, że jakiś chłopak mógłby ją wykorzystać dla własnej przyjemności. Czy mężczyźni nie kochają dziewcząt, z którymi idą do łóżka? Czy tylko kobiety czują coś więcej do tych, którym się oddają? Teraz, kiedy pierwsze miłosne uniesienie opadło, Marlenę uświadomiła sobie, że Peder właściwie nigdy o nią nie dbał. Kilka krótkich, szybkich zbliżeń na sianie - to wszystko. Rzadko ją pieścił i nigdy nie powiedział nic miłego...
Zrozpaczona położyła głowę na miękkim mchu, nie przestając płakać. Ślepo wierzyła w jego zapewnienia o ślubie. Już nigdy nie będzie szczęśliwa, była tego pewna. Chciałaby wiedzieć, co sobie pomyślała ta dziewczyna z Odderud, gdy Marlenę bez-
69
wiednie dotknęła swego brzucha. Musiała się chyba domyślić, że Peder zostanie ojcem. Ów gest nie mógł oznaczać nic innego.
Co robić? Nieślubne dziecko naznaczy ją na całe życie. Prędzej utopi się w jeziorze, niż zostanie panną z dzieckiem! Jej rodzice się od niej odwrócą...
Marlenę kurczowo złapała kępkę wrzosu i wykrzyczała swój smutek.
Odgłosy zabawy, taniec i zgiełk sprawiły, że nikt nie słyszał żałosnego płaczu służącej.
Inga nic nie wiedziała o cierpieniu Marlenę. Siedziała z Bj0rnarem na ławeczce. Bjornar całował ją coraz bardziej pożądliwie, jego palce szukały nagiej skóry. Inga zamknęła oczy i otworzyła usta. Kiedy wsunął język do jej ust, odpowiedziała mu żarliwie. Bolało ją między udami z pożądania i położyła rękę na łonie. Nie miała odwagi sprawdzić, czy Bjornar również był gotów, lecz poznała to po jego oddechu. Ostrożnie rozpiął pasek spodni, jednocześnie podciągając jej spódnicę.
- Nie - szepnęła i odepchnęła go. - Nie chcę!
W jednej chwili wrócił jej rozsądek. Po prostu nie mogła!
Bjornar puścił ją, jak gdyby się poparzył.
Teraz sobie pójdzie, pomyślała Inga oszołomiona. Ale przecież tak się nie godzi, nie mogła mu się oddać pierwszego wieczoru, po pierwszej rozmowie! Nie chciała też się z nim kochać w środku lasu, gdy wkoło kręciło się pełno ludzi i dzieci. Wolałaby wybrać mniej krępujące miejsce, gdzie będą mieli czas rozkoszować się sobą nawzajem w ciszy i spokoju. Poza tym dźwięczało jej w głowie: „Uważaj na siebie, dziwko, pamiętaj, że jesteś mężatką... Pamiętaj, że w domu czeka na ciebie twój mąż i nawet nie podejrzewa, co zamierzasz zrobić... Niewierność, Ingo, to niegodziwość..."
Głupio się zachowałem - przyznał Bjornar - ale nie mogłem się powstrzymać. Przepraszam, Ingo, nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Nie przepraszaj - poprosiła Inga i położyła palec na jego ustach. - Oboje ponosimy winę.
70
W tej samej chwili nadbiegła Marlenę. Minęła ich i wpadła prosto do szałasu.
Co, do licha? - zdziwiła się Inga, szybko poprawiła halkę i naciągnęła spódnicę, zakrywając kostki.
Idź do niej i porozmawiaj z nią - zaproponował Bjornar. - Zaczekam tu.
Z ciężkim sercem Inga podniosła się, ale jako gospodyni miała obowiązek dbać o dobro służby.
Kiedy weszła do środka, Marlenę leżała skulona na łóżku Kristiane. Płakała i dygotała na całym ciele.
- Opowiedz,
co się stało, Marlenę. Może będę mogła ci po
móc
- rzekła i uklęknęła obok.
Marlenę gryzła prześcieradło, żeby stłumić płacz.
Spotkałam Pedera. Nie chciał się do mnie przyznać! -ostatnie słowa zabrzmiały jak żałosny pisk.
TozPederem...?
Tak... - Marlenę pogładziła się po brzuchu. - To dziecko. .. To dziecko ciąży mi w brzuchu jak kamień. Jak mogłam być tak naiwna? - spytała niemal szeptem samą siebie. - Jak mogłam uwierzyć jego zapewnieniom o ślubie? Jak mogłam zaufać, że nie ma innej?
Naprawdę myślisz, że Peder, twój wybrany, spotyka się z inną kobietą? - Inga była wstrząśnięta.
Tak, szedł za rękę z dziedziczką Odderud i po prostu mnie zbył, jak gdyby mnie nie znał, jak gdybyśmy nigdy... - płakała Marlenę zrozpaczona.
Przeklęci mężczyźni! - zaklęła Inga ze złością. Wyznanie Marlenę nie zaskoczyło jej, ponieważ już wcześniej dziwiło ją zaangażowanie, z jakim służąca opowiadała o swym ukochanym. Podejrzewała, że dziewczyna zdaje sobie sprawę, że Peder jest uwodzicielem, i próbuje przekonać samą siebie, że wszystko się dobrze układa. Szczęście bywa wyczerpujące, pomyślała Inga.
Przez chwilę siedziała bezradna. Wiedziała, co trzeba zrobić, żeby pozbyć się ciąży. Mogłaby w tym pomóc Marlenę,
71
ale z bólem z powodu zdrady Pedera dziewczyna będzie musiała sobie sama poradzić. Lecz co z dzieckiem? Mogłaby wywołać poronienie prostym wywarem z ziół, ale czy się odważy? Czy ma prawo zabić to maleństwo? Czy powinna kazać Marlenę cierpieć za to, że przespała się z mężczyzną, który ją zostawił? Pytania tłukły się jej po głowie, nie wiedziała, co robić.
Urodzenie nieślubnego dziecka będzie Marlenę drogo kosztowało. Będzie musiała zagryźć zęby i z pokorą znosić wyzwiska i drwiny. To nic, że to Peder ją zostawił; bez względu na to ludzie nie będą jej szczędzić przykrych słów. Zostanie wyrzucona ze społeczności i napiętnowana jako „zwykła ladacznica".
Jeżeli ona nie pomoże Marlenę, to być może służąca sama spróbuje pozbyć się dziecka. Igliczek do robienia na drutach używano nie tylko do robótek ręcznych. Lecz zwykle takie metody wywoływały krwotoki, gorączkę i stan zapalny. Jeśli Marlenę spotka kiedyś w życiu mężczyznę, nie wiadomo, czy po takim „zabiegu" będzie jeszcze mogła mieć dzieci.
Inga jęknęła z bezsilności. Przechowywała wprawdzie zioła wywołujące poronienie, ale czy powinna zaryzykować? A jeśli Marlenę potem komukolwiek zdradzi, że to Inga pomogła jej przerwać ciążę? Nawet jeśli nikt nie będzie mógł tego udowodnić, ona zyska sobie we wsi złą sławę.
Ciałem Marlenę wstrząsał szloch, a Inga czuła się bezradna. Marlenę musi się czuć potwornie, porzucona i skazana na niepewność. Tym razem nie prosiła nawet Ingi o pomoc, pewnie dlatego, że poprzednio spotkała się z tak zdecydowaną odmową.
Inga westchnęła. Za pierwszym razem wszystko wydawało się tak zagmatwane. Inga sądziła, że to Bjorhar jest kochankiem Marlenę, i była zazdrosna. Jednocześnie uważała, że Marlenę wraz z wybrankiem swego serca powinna wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Teraz sytuacja wyglądała całkiem inaczej. .. Marlenę nic nie łączyło z Bfórnarem i Inga musiała przyznać, że cudownie było się o tym dowiedzieć. Służąca nie była już z tego powodu cierniem w jej oku. Poza tym dziewczyna
72
straci swą cześć, jeżeli ludzie we wsi dowiedzą się o ciąży. Może nawet przypłaci to życiem!
Inga policzyła na palcach, czy ma wszystkie zioła, które będą potrzebne. Gdy się zastanowiła, przypomniała sobie, że zioła stoją w pojemnikach w pralni. Niezgrabnie pogładziła Marlenę po włosach.
- No, no, znajdziemy jakieś rozwiązanie.
Marlenę spojrzała na nią z wdzięcznością zapuchniętymi oczami. Pochlipując, opadła z powrotem na łóżko, kiedy zrozumiała, co to właściwie oznacza.
Ognisko już niemal dogasało, kiedy Inga wyszła na rześkie nocne powietrze. Tliły się tylko rozżarzone do czerwoności węgle. Muzyka i gwar ucichły. Większość ludzi poszła spać lub była zbyt pijana, żeby hałasować. Jakieś pary szukały w lesie schronienia.
Długo mnie nie było - usprawiedliwiła się Inga i usiadła obok Bjornara.
Nie myśl o tym - uspokoił ją.
Inga skuliła się i wtuliła w zagłębienie jego ramienia. Razem wpatrywali się w tlący się, czerwony żar, który powoli zmieniał się w czarne węgielki...
7
Myślę, że wielki zapał opuścił twoich braci - zauważyła Inga, zwracając się do Eugenie, kiedy obie się zatrzymały z tyłu za grupą, żeby poczekać na chłopców. Malcy wydawali się wyjątkowo milczący i z trudem powłóczyli nogami w powrotnej drodze do domu.
Przypuszczasz, że coś im dolega? - spytała Eugenie.
Nie - uspokoiła ją Inga. - Sądzę raczej, że są zmęczeni, ponieważ za mało spali. Dziś w nocy, kiedy wymykałam się za potrzebą, słyszałam, jak szeptali za ścianą obory.
To moja wina - przyznała Eugenie z poczuciem winy. - Pozwoliłam im gadać, aż się zmęczą. Chyba nie przeszkadzali ci spać?
Nie! Uważam, że to miło, gdy dzieci mogą być razem i nocować w szałasie na górskim pastwisku, opowiadając sobie przed snem tajemnice.
Inga zerknęła w stronę Bjornara i serce zabiło jej mocniej. Te silne, opalone ręce obejmowały mnie dziś w nocy, pomyślała blado. Wzrokiem powędrowała w górę wzdłuż ramion, do szyi, i zatrzymała się na jego ładnej twarzy. Oczywiście musiał właśnie teraz spojrzeć w jej kierunku! Uśmiechnęła się zmieszana. Udał, że nie zauważył jej zakłopotania, tylko posłał jej jeden ze swych szerokich uśmiechów. Ogarnęła ją radość. Tylko raz w życiu Inga była zakochana. Gdy już dosięgła jej miłość, uderzała z ogromną siłą.
74
Mimo przyjemnego oszołomienia Inga miała uczucie, jakby w jej sercu tkwił bolesny cierń. Chwilami myślała o Martinie, o Bjornarze, o obu równocześnie. Cieszyła się z powodu Bjornara, płakała nad Martinem. Wydawało się jej, że nie ma prawa być szczęśliwą, że nigdy żadnemu mężczyźnie nie powinna pozwolić zasmakować swego ciała ani dzielić z nim najbardziej intymnych chwil. Jednak... Czy Martin oczekiwałby od niej wierności do końca życia? Nie sądziła. Poza tym nie mógłby się teraz z nią spotykać, ponieważ był mężem Gudrun. Łzy zapiekły pod powiekami i Inga starała się odsunąć myśli od smutnych spraw.
Nie tylko jej było trudno, jedno spojrzenie na Marlenę wystarczyło, by schylić głowę w poczuciu winy. Przyszłość Marlenę przedstawiała się w dużo ciemniejszych barwach. Służąca chodziła zgarbiona, a jej wzrok był nieodgadniony. Po zdarzeniu z ostatniej nocy miała zaczerwienione oczy i była bardzo blada. Inga nigdy nie została porzucona przez mężczyznę, którego kochała, lecz dosłownie czuła ból Marlenę. Widok Pe-dera idącego za rękę z inną dziewczyną musiał być dla niej jak cios w serce. To, że chłopak zachował się tak, jakby jej nie chciał znać, dodatkowo ją przygnębiło. Jak gdyby jeszcze tego było mało, pomyślała Inga ze współczuciem, Marlenę nosiła pod sercem dziecko tego drania. Sytuacja nie do pozazdroszczenia!
Marlenę, Marlenę, obudź się - rzekła Inga półgłosem i potrząsnęła służącą.
Co się dzieje? - spytała w odpowiedzi Marlenę zaspanym głosem.
Pamiętasz, jak się umówiłyśmy - szepnęła Inga.
W jednej chwili służąca oprzytomniała i po omacku zaczęła szukać ubrania.
Chyba się nie odważę... - wyznała łamiącym się głosem.
Odważysz się! - Inga była bezlitosna i pociągnęła Marlenę za sobą do kuchni. Wolała obudzić dziewczynę w środku nocy, żeby nikt inny ich nie zauważył. Gdyby Marlenę źle się
75
poczuła, co jest całkiem możliwe, najgorsze dolegliwości powinny do rana minąć.
- Pij!
- rozkazała szorstko i podała jej kubek. Już
wcześniej
przygotowała
wywar z widłaka widlastego.
Dolna warga Marlenę zaczęła drżeć, lecz dziewczyna pokornie wzięła napój. Ostatni raz zerknęła na Ingę z rozpaczą w oczach, po czym przytknęła kubek do ust i wypiła. Kiedy przełknęła ostatni łyk, rozpłakała się. Przywarła do Ingi, płacząc nad swym losem.
Inga objęła ją i gładziła troskliwie po plecach. Teraz nie było już odwrotu. Jutro wczesnym rankiem nie będzie już ziarenka, które zasiał Peder. Znikną wszelkie powiązania między służącą a synem dzierżawcy.
No, no - pocieszała Inga, jak robiła zwykle, gdy nie mogła znaleźć odpowiednich słów. - To najlepsze rozwiązanie. Ja zaakceptowałabym twoje nieślubne dziecko, nadal miałabyś tu miejsce pracy, ale czy ty byłabyś szczęśliwa? Jesteś młoda, możesz sobie znaleźć porządnego i miłego chłopaka. Gdybyś nawet się zdecydowała urodzić to dziecko i znosić ludzkie gadanie, to jednak żaden mężczyzna by na ciebie nie spojrzał. A tego chyba nie chcesz? Chyba chcesz cieszyć się wolnością, czuć się atrakcyjna i móc założyć własny dom, mieć męża i dzieci. Następnym razem, kiedy spotkasz mężczyznę, to nie... - Inga nie wiedziała, czy odważy się powiedzieć o tym wprost. - Nie wpuszczaj go pod spódnicę, dopóki nie dacie na zapowiedzi...
Żaden mężczyzna już mnie nie będzie chciał - szlochała Marlenę.
Ależ będzie - zapewniła Inga z przekonaniem. - Nikt nie wie o twojej ciąży...
Tyle tylko Inga zdążyła powiedzieć, ponieważ Marlenę wypadła za drzwi. Napój zaczynał działać.
Inga zamknęła oczy. Biedna Marlenę, przez co ona teraz będzie musiała przejść!
76
Marlenę pobiegła w stronę obory. Kiedy znalazła się w bezpiecznym miejscu za ścianą zwróconą w stronę jeziora, pogoniło ją z obu końców przewodu pokarmowego. Z trudem łapała powietrze, gdy nowa fala wymiotów podeszła jej do ust. Gardło paliło ją, przełykała bez ustanku, żeby powstrzymać mdłości. Jednocześnie czyściło ją z drugiego końca, lecz na to nic nie mogła poradzić. Zgięta wpół oparła się o ścianę, czując, że znowu zaraz zwymiotuje.
- Dobry Ojcze Niebieski, pomóż mi - poprosiła i wytarła oczy.
Nogi się pod nią ugięły, ale wiedziała, że nie może usiąść. Dlatego całym wysiłkiem wyprostowała się i wytrzymała tak, dopóki ból brzucha nie powalił jej na kolana. Nigdy w życiu nie czuła takiego bólu! Brzuch skręcały silne skurcze. Chciała krzyczeć, krzyczeć, by wszyscy ją usłyszeli, ale rozsądek jej w tym przeszkodził. Nikt, absolutnie nikt nie może jej zobaczyć tak upokorzonej, przerażonej i zabrudzonej. Nikt nigdy nie może się dowiedzieć, co zrobiła, że próbowała pozbyć się ciąży!
Ścisnęło ją w brzuchu. Rwała i szarpała ubranie - to pomogło jej przetrwać śmiertelny ból. Pot po niej spływał, a włosy kleiły się do mokrej twarzy. Jeszcze raz rwący skurcz przeszył brzuch, aż przed oczami zatańczyły czerwone i żółte plamy.
Kiedy złapał ją ostatni atak, podniosła głowę i zapłakała ku niebu. Wyciągnęła w górę ręce i jęknęła. Czując krew spływającą po udach, z drżeniem skuliła się na zimnej ziemi.
Wraz ze zmarłym zarodkiem odpłynęła resztka miłości do Pedera.
Słońce słało przez okno blade promienie, wystarczająco ciepłe, by ogrzać kuchnię i przegonić chłód, który, jak się Indze zdawało, tu zagościł. Nikt w czasie śniadania nie spytał o Marlenę, ale Inga zauważyła zaciekawione spojrzenia domowników. Wszyscy rozumieli, że coś jest nie tak.
Sama ntffcła na górę do Marlenę. Przedtem przygotowała
77
tacę z jedzeniem: świeżo ugotowaną kaszę na mleku z cukrem oraz chleb z kozim serem i kiełbasą. Do tego wywar z tasznika, który miał powstrzymać krwawienie. Domyślała się, że Marlenę dobrze to teraz zrobi.
Służąca leżała pod baranicą. Widać jej było tylko oczy i nos, lecz Ingą wstrząsnął jej widok. Dziewczyna była śmiertelnie blada. Na szczęście poruszyła się, kiedy Inga weszła do pokoju. Inaczej można by pomyśleć, że jest martwa.
- Jak
się czujesz? - spytała Inga przyjaźnie i postawiła tacę
na
komodzie.
Marlenę odwróciła twarz, ale nie dość, by ukryć łzy, które toczyły się po policzkach.
- Było aż tak źle?
Skinęła głową. Nagle bez słowa schowała się pod kołdrą. Leżała tak przez chwilę, ale zaraz zebrała siły i spróbowała się unieść. Grymas, który przeciął jej twarz, Inga wytłumaczyła sobie jako znak, że służącej dokucza silny ból.
- Pomogę ci - zaproponowała.
Ostrożnie podłożyła rękę pod plecy Marlenę i lekko ją uniosła. Szybko-przesunęła wyżej poduszkę, by dziewczyna z pomocą ramion mogła usiąść.
- Krwawisz?
Milczące skinienie w odpowiedzi.
- Zmienię
ci prześcieradło, żebyś się lepiej poczuła - za
proponowała
Inga i zeszła na dół do pokoju, gdzie przechowy
wali
lniane płótno, żeby przynieść czyste prześcieradło.
-r To potworne - szepnęła Marlenę, kiedy Inga wróciła, odkryła kołdrę i obie ujrzały pod spodem duże, ciemne krwawe plamy.
Inga powstrzymała krzyk. Marlenę bardzo krwawiła.
- Przekręć
się trochę na bok - poprosiła i Marlenę zrobiła,
jak
kazała.
Inga szybko zrolowała prześcieradło do połowy, rozłożyła je od brzegu, ostrożnie wsunęła pod Marlenę i poleciła jej odwrócić się w przeciwną stronę. Następnie chwyciła prześcieradło od
78
drugiej strony i starannie rozłożyła na materacu. Zakrwawioną pościel zostawiła na razie na podłodze przy łóżku, po czym usiadła na brzegu posłania.
Delikatnie pogładziła służącą po policzku i uśmiechnęła się.
- Tó nasza tajemnica, Marlenę, bądź o to spokojna. Nigdy nikt się o tym nie dowie.
Później w ciągu dnia Inga zapragnęła znaleźć się z Bjornarem sam na sam. Naturalnie widywała go podczas posiłków, ale to nie to samo. Starała się znaleźć jakąś wymówkę, by mogła się z nim spotkać w kuźni.
Nagle przyszło jej do głowy: może wziąć dwa pęknięte miedziane czajniki, o których mu wspominała, że przydałoby się je naprawić. Być może Bjornar, tak uczynny, znajdzie czas, by je uszczelnić?
Dziwnie ożywiona z napięcia pośpieszyła najpierw do pokoju i zakręciła się przed lustrem. Ubranie wydawało się bez zarzutu, potem uważnie przyjrzała się swej twarzy - podobało jej się odbicie. Intensywne czerwone rumieńce na policzkach zdradzały podniecenie i rozgorączkowanie. Włosy zaczesała starannie do tyłu, tak że opadły na plecy.
Ostrożnie zdjęła miedziane czajniki z belki. Stały tam dla ozdoby i nikt nie mógł zobaczyć, że miały pęknięte dno, chyba żeby je ktoś zdjął i dokładnie obejrzał. Wypolerowane i błyszczące świadczyły o bogactwie i dobrobycie oraz budziły podziw.
Serce Ingi zabiło szybciej, kiedy zbliżyła się do kuźni i usłyszała miarowe uderzenia Bjornara. W dużym gospodarstwie zawsze znalazły się jakieś narzędzia, które trzeba było sprawdzić i doprowadzić do porządku. Inga była tak spięta, że aż zakręciło się jej w głowie. Przez całą godzinę będzie z Bjornarem sam na sam! Roześmiała się z radości i zastanowiła się: co ją teraz czeka?
79
Bjornar nie słyszał, jak do niego podeszła. Stał pochylony nad ogniskiem kowalskim, z powodu gorąca jego włosy były mokre od potu. Inga rozkoszowała się widokiem mężczyzny o silnych, muskularnych ramionach. Uwielbiała widok mięśni, które napinały się i grały pod opaloną skórą. Te ramiona obejmowały ją... Sama myśl o tym rozgrzała ją do temperatury iskier w trzaskającym palenisku.
Bjornar odwrócił się do Ingi, a jego twarz rozjaśniła się na jej widok.
- Do
diabła, ależ jesteś piękna! - zawołał spontanicznie.
Inga
zawstydzona spuściła wzrok. Właściwie powinno
ją oburzyć jego słownictwo, ale przekleństwo nie brzmiało obraźliwie. Raczej przeciwnie, podkreślało to, co chciał wyrazić. W jej uszach dźwięczało jak muzyka. Cudowny komplement.
- Dziękuję
- odparła tylko i podała mu miedziane naczy
nia.
Bjornar odłożył narzędzia i odsunął Ingę od ognia.
- To
się da zrobić - rzekł, oglądając pęknięcia. - Ale szko
da
mi czasu na przyglądanie się czajnikom, wolę patrzeć na cie
bie.
Inga roześmiała się. Kiedy ją objął, nie odepchnęła go. Nawet wtedy, gdy jego usta szukały jej ust. Łakomie. Z tłumioną tęsknotą. Otworzyła usta i odwzajemniła pocałunek. Pozwoliła, by Bjornar rozpiął jej bluzkę. Jęknęła, gdy jego dłoń zamknęła się na jej piersi. Nie uciskał jej mocno, lecz pieścił czułymi, zmysłowymi palcami.
Nie możemy - szepnęła Inga głosem wypełnionym radością. - Nie tutaj.
Spotkajmy się wieczorem w zagajniku, gdy wszyscy pójdą spać... - zaproponował cicho Bjornar.
Umówiwszy się na spotkanie, Inga pośpiesznie wróciła do domu.
80
Wieczorem jej myśli powędrowały ku Bjornarowi, który czekał nieopodal. Wieczorny zmrok kładł się na wszystkie czynności, ponieważ dzień dobiegał końca. Wyglądało na to, że służba - wreszcie - udała się na spoczynek. Inga drżała z napięcia. Gorąco w podbrzuszu paliło niczym gorączka.
Inga szybko zarzuciła szal na ramiona, zerknęła jeszcze do lustra w przedpokoju. Była zadowolona z tego, co zobaczyła. Rumieńce i zdenerwowanie nadawały oczom blasku, a policzkom świeżości.
Mimo późnej pory powietrze było ciepłe.
Zapadający zmierzch niczym tłumiący dźwięki dywan otulał gospodarstwo; Inga najbardziej lubiła tę porę. Czuła się zawsze piękniejsza o zmroku niż w ujawniającym każdy szczegół świetle dziennym.
Zdawała sobie sprawę, że to szczęśliwy moment w jej życiu, a mimo to czuła w sercu niepokój. Szczęście nie było pełne, choć szła do swego wybranka. Jakaś zjawa miotała się w jej głowie i Inga wiedziała, że przybrałaby postać Martina, gdyby nie przegoniła myśli w locie. Rozumiała, dlaczego dręczyła ją myśl o Martinie - dziś wieczorem będzie się być może kochała z innym mężczyzną. Z własnej woli. To nie to samo co poprzednie noce spędzone z Nielsem. Wtedy musiała się podporządkować władzy męża. Teraz szła w stronę zagajnika i wiedziała, co się stanie. Dziś wieczorem odda swe serce i ciało mężczyźnie, który jej pożąda. Chciała tego. I to jej się spodoba. Wolała wierzyć, że po tej nocy Martin stanie się tylko bladym, smutnym wspomnieniem.
Bjcrnar siedział oparty o drzewo, kiedy przyszła. Nie podniósł się, tylko bawił jakimś źdźbłem trawy, jednak jego uśmiech, który jej posłał, mówił więcej niż tysiąc słów.
Inga usiadła obok niego. Blisko.
Przykro mi, że musiałeś czekać - przeprosiła.
Czekałem z przyjemnością - roześmiał się Bjornar i wziął ją za rękę.
Inga przyglądała się splecionym dłoniom. Wiele razy zastanawiała się, dlaczego tak bardzo pociągają jąsilne, mocne ręce.
81
Dla niej były symbolem męskości i siły. Westchnęła cicho ze szczęścia. Czuła w powietrzu panujące napięcie, odnosiła wrażenie, jak gdyby czas stanął w miejscu. Jak gdyby natura czekała na to co nieuchronne, by ich ciała stopiły się w jedno.
Inga przeciągnęła wolną ręką przez włosy Bjornara. Były gęste, a jednocześnie miękkie.
Podniósł głowę i przykuł ją wzrokiem. Nie czuła zażenowania, kiedy przyglądał się jej natarczywie swymi niebieskimi oczami, ponieważ wiedziała, że podoba mu się to, co widzi.
Nie wymienili ani słowa, kiedy powoli zaczęli się nawzajem rozbierać. Początkowo robili to spokojnie i cierpliwie, ale ostatnie rzeczy niemal zdzierali.
Inga jęknęła na głos, kiedy wiatr musnął jej nagą skórę. Oszołomiona z pożądania wyciągnęła ręce ku górze i kołysała się w przód i w tył. Piersi unosiły się w jednym rytmie z biodrami. Bjornar chwycił pożądliwie, lecz ostrożnie jedną z jej piersi, pochylił się i wsunął brodawkę do ust. Inga roześmiała się z zadowolenia, kiedy gładząc lewą ręką jej plecy, jednocześnie drażnił językiem brodawkę. Całe ciało przebiegł dreszcz rozkoszy. Powoli uklęknęła przed Bjornarem.
Przywarli do siebie, na wpół siedząc, na wpół stojąc. Pragnęli tylko, by skóra dotykała do skóry. Mieli wrażenie, jak gdyby nie mogli znaleźć się wystarczająco blisko siebie, ręce ślizgały się po ciele, pocałunki stawały coraz bardziej pożądliwe. Inga jęknęła, kiedy poczuła, jak jego męskość pulsuje między jej udami. Nie miała wątpliwości, czego pragnął.
Kiedy Bjornar ostrożnie poprowadził swą rękę na jej łono, nie broniła się. Odrzuciła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Nie okazał się dzikusem, który rozłożył jej nogi i od razu ją wziął. Delikatnie, powoli przesuwał rękę ku dołowi, bawił się czułym trójkącikiem, a jego palce wydobywały z niej soki, zanim jeszcze w nią wszedł. Leciutki dotyk sprawił, że niemal oszalała z tęsknoty.
Inga nie czuła się jak rozpustnica, kiedy stanęła na czworakach. W podbrzuszu odezwało się potworne ssanie, zanim
82
Bjornar stanął z tyłu, chwycił ją za biodra i wsunął w nią swą męskość. Tkwili tak nieruchomo przez chwilę, po czym Bjornar powoli zaczął się poruszać w przód i w tył.
Pomiędzy pocałunkami i pieszczotami zmienili pozycję. Inga zdecydowanie położyła Bjornara na ziemi, a potem usiadła na nim okrakiem. Śmiało patrzyła w jego zdumione oczy, gdy osuwała się na jego przyrodzenie. Chwycił ją za biodra, by ją przytrzymywać, kiedy się unosiła, a potem rytmicznie opadała.
Kochali się coraz bardziej szaleńczo. Bjornar jęczał i wił się pod spodem, lecz Inga nie zatrzymywała się. Lubiła decydować, a jednocześnie mogła obserwować grymasy jego twarzy. Grymasy rozkoszy i pożądania. Opadła na jego twardą pierś i leżąc tak, lekko się kołysała. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi i oddychał ciężko. Ugryzł ją lekko w koniuszek ucha, a dłońmi gładził miękkie pośladki. Kiedy na powrót odzyskali oddech, Bjornar szybko się obrócił, tak że Inga znalazła się pod nim. Całowali się i śmiali.
Inga poczuła, jak jego męskość dotknęła punktu pełnego soków i słodyczy. Zaparło jej dech, uniosła w górę biodra. Zamigotało jej przed oczami od ponadzmysłowej rozkoszy.
Nagle zaniepokoiła się. Poczuła, jak gdyby całe ciało domagało się, by Bjornar się odsunął. Zapragnęła go odepchnąć. Oszołomiona odwróciła głowę, nie mogąc pojąć, co to oznacza. Było przecież tak cudownie! Wreszcie zrozumiała. Ta pozycja była zbyt... zbyt intymna. A ona nie była jeszcze na to gotowa.
W jednej chwili pojawiła się wyraźnie przed jej oczami droga twarz.
Bjornar nie zauważył jej cierpienia. Uniósł się na wyprostowanych rękach i jęknął, osiągając szczytowanie. Nasycony i szczęśliwy osunął się na nią i pocałował w szyję. Czule gładził jej ramiona.
Inga nie podzielała jego zachwytu. W rozpaczy zagryzła zęby na skórze dłoni.
- Martin - szepnęła bezgłośnie. - Martin...
8
Inga nie poruszała się. Leżała na plecach z podkurczonymi nogami. Chłodna trawa lekko ja łaskotała. Inga przełknęła ciężko i spojrzała w wieczorne niebo. Słońce dawno już zaszło za wzgórze, ale jeszcze nie było całkiem ciemno.
Po policzku stoczyła się łza, popłynęła w stronę ucha, po czym zniknęła we włosach. Piekło pod powiekami, lecz ból w piersi był silniejszy. Rozchodził się od serca ku szyi. Dudnił i pulsował, ugniatał i dokuczał.
Bjornar nadal leżał nad nią. Nagi. Zaspokojony. Czule gładził ja po włosach i znowu, i jeszcze raz. Przytulił policzek do jej policzka, ugryzł ją lekko w koniuszek ucha i skulił się z rozkoszy.
Inga nie znajdowała słów. Pragnęła go zepchnąć, zabrać rzeczy i uciec. Jak najdalej od Bjornara i miłosnych uniesień. Od wszystkich wspomnień. Lecz tego nie uczyniła. Nie poruszyła się, tylko leżała w milczeniu, czując dotyk skóry Bjornara na swojej.
Wreszcie stoczył się z Ingi, wziął ją za rękę i uścisnął. Uśmiechnął się, lecz ona udała, że tego nie zauważyła. Zorientowała się, że zmarszczył brwi zdziwiony, więc zapanowała nad sobą. Odwróciła się do niego i odwzajemni* uśmiech. Ostrożnie wyjmowała gałązki i liście z jego bujnych włosów, udając zadowolenie.
Bjornar znowu się uśmiechnął, tym razem rozpogodzony jej życzliwością.
84
- Czy tobie też było dobrze? - spytał z nadzieją.
Inga nie odpowiedziała, tylko skinęła głową. Odchrząknęła, żeby sformułować jakieś słowa, ale poprzestała na skinięciu. Co też on sobie pomyśli, zastanowiła się ze smutkiem. Nie wie, co mnie dręczy. Nie widzi twarzy, która płonie w mojej duszy. Twarzy człowieka, którego kocham, ale którego nie mogę mieć.
Żeby zagłuszyć smutek i pocieszyć Bjornara, przeciągnęła palcem po jego torsie. Wodziła od jednej twardej brodawki do drugiej, po czym zjechała niżej w stronę brzucha. Był napięty i drgnął pod jej dotykiem. Zagłębiła palec w jego kręconych włosach łonowych. Bjornar wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Oddychał szybko i drżał, i Inga poznała, że znów jest gotów.
Ostrożnie, żeby go nie urazić, lekko go odsunęła. Z wesołym, lecz fałszywym śmiechem, obsypując jego ramię pocałunkami, rzekła:
- Muszę już iść, Bjornarze.
Bjornar spojrzał na nią dużymi, niebieskimi oczami. Ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował delikatnie w czubek nosa.
Wiem - szepnął pełen tęsknoty. - Wiem, że ta piękna chwila minęła, ale chyba się znowu spotkamy, prawda?
Tak - odpowiedziała, czując, jak smutek rozdziera jej piersi. - Zobaczymy się jutro rano.
Wiedziała, że nie to miał na myśli, ale nie zdobyła się na to, by mu cokolwiek obiecać. Teraz potrzebowała czasu dla siebie. Z ciężkim sercem opuściła Bjornara, zostawiając go w lesie.
Inga dowlokła się do łóżka. Z płaczem rzuciła się na miękki materac. Głośno pociągała nosem i wycierała łzy chusteczką.
Wieczór z Bjcrnarem był udany. Nie mogła temu mężczyźnie nic zarzucić. Wręcz przeciwnie, był wrażliwy i czuły, a w lasku potraktował ją delikatnie i z troską. Inga zwróciła również uwagę, że zachowywał się z klasą, niczym młody ogier czystej krwi. Nie to ciążyło jej na duszy...
85
Dlaczego myśl o Martinie musiała się pojawić w samym środku gorącego aktu miłosnego? Dlaczego jeszcze nie nauczyła się rozumieć, że Martin należy do przeszłości? Że jest mężem Gudrun, tej nieczułej jędzy, która nigdy nie da mu szczęścia w małżeństwie.
Inga tęskniła za Martinem w tych rzadkich momentach, kiedy Niels groźbą doprowadzał do zbliżenia. Wtedy płakała w głębi duszy, pragnęła i błagała, by ramiona, które ją obejmowały, należały do Martina. Lecz tym razem czuła, że było inaczej, teraz oddała się Bjornarowi z własnej, nieprzymuszonej woli. Uczyniła krok ku nowemu życiu. Życie z Martinem minęło.
Wstała z wysiłkiem, rozpięła suknię, pozwoliła, by opadła na podłogę. Niech tak leży do jutra, Inga nie miała siły jej powiesić. Zrzuciła z nóg buty, one również zostaną do następnego dnia w miejscu, gdzie upadły.
Najbardziej dręczy mnie to, pomyślała ze smutkiem, że muszę. zrozumieć, że Bjornar zajął miejsce Martina. Nie mogę dłużej żyć wspomnieniem czegoś nieosiągalnego. Nadszedł czas, żeby się obudzić, kazać ciału i duszy pogodzić się z tym, że Bj0rnar jest mężczyzną, który daje mi radość. Martina nie ma, teraz muszę myśleć o Bjornarze.
Świadoma tego, że powinna dziękować Bogu, że postawił na jej drodze Bjornara, zasnęła ze spokojem w duszy. Po raz pierwszy od dawna.
Następnego dnia na niebie wisiały ciężkie chmury i nagle rozpętała się burza. Deszcz bębnił o dach i plaskał na dziedzińcu. Inga dostrzegła tylko koniuszek ogona kota, kiedy smyrgnął, żeby się schronić w oborze.
Psst! - szepnęła Eugenie i przywołała Ingę ku sobie.
Co się stało?
Muszę z tobą porozmawiać. Na osobności.
Inga podążyła za służącą wzdłuż korytarza. Serce zabiło jej
86
szybciej z niepokoju. W głosie Eugenie brzmiało coś dziwnego. Mogłaby niemal przypuszczać, że służącą coś przeraziło. Eugenie odwróciła się do Ingi i spojrzała jej prosto w oczy.
To trwa już kilka dni - rzekła cicho.
Co takiego? - spytała Inga, czując, jak ogarnia ją panika.
Po gospodarstwie kręci się jakiś obcy.
Eugenie rozejrzała się ukradkiem, jak gdyby się bała, że nieznajomy stoi ukryty za rogiem.
- Mógł
tylko przypadkiem tędy przechodzić - uznała
Inga.
Eugenie pokręciła z uporem głową.
- Widuję
go od kilku dni. On albo ona znika mi z oczu, gdy
tylko
się zbliżam. Mimo to mam wrażenie, jak gdyby ten ktoś
nas
obserwował.
Inga poczuła, jak jej się włosy podnoszą na przedramionach. Świadomość, że mogą być obserwowani, wydawała się przerażająca.
Czy jeszcze ktoś widział tego osobnika?
Tak, Marlenę również wspominała coś o jakimś obcym.
Ale przecież Marlenę nadal leży w łóżku. Jeszcze nie wróciła do zdrowia.
Zastanów się, Ingo! Jak myślisz, skąd można najlepiej obserwować, co się dzieje w gospodarstwie? Właśnie z pokoju Marlenę! Jej okna wychodzą na dziedziniec. Marlenę codziennie siada na chwilę w oknie, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Niezależnie od tego - uznała Eugenie i głęboko odetchnęła - nie ma sensu dyskutować, czy Marlenę widziała obcego, czy nie. Ja na pewno zauważyłam kogoś podejrzanego-
Mówiąc to, opuściła Ingę, żeby wrócić do pracy.
Inga wzdrygnęła się odruchowo. Wcale nie podobała jej się myśl, że jakiś obcy mógłby obserwować ich gospodarstwo. I dlaczego ten ktoś wykazywał tak duże zainteresowanie właśnie ich majątkiem? Nie miała żadnych wrogów, jeśli nie liczyć Gudrun.
87
Czego ten człowiek chciał? I dlaczego on lub ona nie przyjdzie tu i otwarcie nie wyłoży swojej sprawy?
Inga zadrżała i pośpieszyła za Eugenie. Nie miała już ochoty przebywać sama w pokoju.
- Zauważyłaś,
czy to mężczyzna, czy kobieta? - zwróciła
się
półgłosem do służącej, kiedy ją dogoniła. Odwróciły się
ple
cami
do domowych odgłosów i rozmawiały szeptem.
-, Nie, i właśnie to jest takie denerwujące - zwierzyła się Eugenie. - Nigdy nie widziałam jego twarzy, ale ten człowiek jest wysokiego wzrostu i ma szerokie ramiona. Wydaje mi się, że to mężczyzna, chociaż dobrze się pilnuje, żeby nie zostać zdemaskowanym.
Nie wiadomo, czy czegoś od nas chce - stwierdziła Inga.
A co za człowiek może się włóczyć całymi dniami w pobliżu gospodarstwa? - pytanie padło cichym, lecz ostrym głosem.
Inga aż podskoczyła. Nie przywykła do stanowczego tonu służącej. Najwyraźniej dziewczyna czuła się zagrożona i bała się bezimiennego intruza.
Mam nadzieję, że ten ktoś nie ma złych zamiarów - westchnęła Inga.
Niemożliwe! Nikt nie kryje się bez powodu. Proponuję, żebyś wieczorem dokładnie zamykała drzwi na klucz i nigdy nie spuszczała Emilii z oczu.
Jeśli Inga spodziewała się jakichś słów otuchy ze strony Eugenie, to gorzko się rozczarowała.
Myśl o nieznajomym rzucała ponury cień na życie w gospodarstwie. Chociaż przestało padać i znowu wyszło słońce, Inga nie mogła się uspokoić. Przez cały czas się zastanawiała, kto to może być i czego od nich chce. Za każdym razem, gdy przechodziła przez dziedziniec, rzucała bojaźliwe spojrzenia przez ramię. Nie podobała jej się również myśl, że ów ktoś obserwował wszystko, co się u nich dzieje.
88
Czy patrzy na nią w tej chwili? Czy stoi za stodołą i ją obserwuje?
Jestem pewna, że to mężczyzna - wyznała Eugenie. - Nie wierzę, że kobieta mogłaby krążyć wokół gospodarstwa. Kobieta od razu przystąpiłaby do rzeczy, wiem po sobie. Kiedy jesteśmy złe albo czujemy, że zostałyśmy niesprawiedliwie potraktowane, zaciskamy pięści i mówimy bez ogródek, co o tym myślimy! Rozzłoszczone kobiety krzyczą i awanturują się, rozładowując w ten sposób swą złość. - Jak myślisz, co powinnyśmy zrobić? - spytała zmartwiona. - Czy powiedzieć wszystkim o tym człowieku?
Obawiam się, że to wywołałoby panikę - odparła Inga po namyśle. - Mężczyźni zaraz będą chcieli bezpardonowo go przegonić. Ale czy to się dobrze skończy? Czy przypadkiem ten człowiek nie wróci, bardziej niebezpieczny, pełen złości i nienawiści?
Nie wiem - odparła ze strachem Eugenie.
Nie, uważam, że na razie powinnyśmy te podejrzenia zachować dla siebie - westchnęła Inga.
Marlenę nie miała możliwości niczego zdradzić. Nadal leżała w swoim pokoju. Inga celowo wyolbrzymiała jej chorobę, która wcale nie była chorobą, ale dzięki temu służba nie chodziła do Marlenę na górę. Inga nie sądziła, by mężczyźni w ogóle zważali na „dolegliwości kobiece", ale wolała nie ryzykować.
Uchwyciła się nadziei, że Wszechmogący okaże jej litość. Modliła się, by ją uchronił od nieznanego niebezpieczeństwa. Czy może nie dość doświadczyła w swym życiu okrucieństwa? Wyprostowała się i zdała się na Boga: albo wysłucha jej modlitwy, albo nie.
Kiedy służba udała się wieczorem na spoczynek, Inga i Eugenie usiadły w salonie przy kominku, każda ze swą filiżanką kawy. Eugenie miała tej nocy nocować w Gaupås, ponieważ następ-
89
nego ranka bardzo wcześnie zamierzały zająć się pieczeniem chleba. Obie lubiły grzać się przy ogniu i przysłuchiwać miłym trzaskom z kominka. Było coś szczególnie przyjemnego w obserwowaniu ruchliwych płomyków.
Nagle Eugenie przeraźliwie krzyknęła.
Inga podskoczyła, wylewając kawę prosto na kolana. Błyskawicznie się poderwała przerażona krzykiem, lecz również dlatego, że gorący napój rozlał się jej po udach.
To on! - syknęła Eugenie, z trudem łapiąc oddech, i wskazała na okno.
Kto? - Inga szybko spojrzała w tamtą stronę, ale nikogo nie zobaczyła. Starała się unieść spódnicę, żeby ochłodzić trochę palącą skórę.
Eugenie była zdenerwowana.
Ten obcy mężczyzna, Ingo! Stał tuż za oknem i zaglądał do środka!
Uspokój się, Eugenie. Jesteś pewna, że to nie ogień z kominka tworzył cienie na szybie, układające się w powykrzywiane figury?
Eugenie prychnęła.
- Naprawdę
tu był! Czy nie słyszysz, co mówię? Zaglądał
do
środka!
Na twarzy Eugenie malowało się przerażenie i Inga nie mogła jej nie wierzyć. Czym prędzej zasunęła grube pluszowe zasłony. Miły nastrój prysnął. W salonie zrobiło się ponuro.
Skóra jej ścierpła ze strachu. Świadomość, że obcy już nie tylko kręcił się w pobliżu, lecz nawet zaglądał przez okna, budziła grozę.
- Widziałaś, kto to był?
Eugenie zrezygnowana pokręciła głową.
- Nie,
nie zauważyłam - odparła i zaraz dodała: - Ale je
stem
pewna, że na zewnątrz stał mężczyzna. I nam się przy
glądał.
Czy to mógł być Stener Roysholt? - spytała z drżącymi
wargami.
Inga wycierała ściereczką mokrą spódnicę.
90
Nie wiadomo, czy jeszcze jest w okolicy. Dawno temu widziano go w Tonsberg. - Przebiegł ją dreszcz. - Jednak to mógł być on^ Nie wiemy nic pewnego.
Dzięki Bogu, że będę tutaj nocowała - westchnęła Eugenie i złożyła ręce na piersi. Na samą myśl o tym, że miałaby po ciemku wracać sama do domu, wiedząc, że w pobliżu chodzi sobie swobodnie obcy, może niebezpieczny mężczyzna, serce jej zabiło z przerażenia.
Chodź! - Inga pociągnęła Eugenie za sobą. Czuła, jak jej ciało drży z napięcia, bała się, że nie zdąży zamknąć na klucz wszystkich drzwi.
Doskoczyły przestraszone do drzwi wejściowych i przekręciły w zamku klucz, potem pobiegły dalej do wyjścia na ganek. Odetchnęły z ulgą, upewniwszy się, że wszystkie drzwi są dobrze zamknięte.
- Myślisz,
że spróbuje wejść do środka? - spytała Eugenie,
gdy
trochę ochłonęła.
- Nie
wiem - odparła Inga. - Ale nie możemy ryzykować.
Obie
pomyślały o tym samym: były odcięte od wszelkiej
pomocy. Niels spał na piętrze, ale on niewiele by pomógł, gdyby obcy wdarł się do domu; był już stary i słaby. W pokoju naprzeciwko leżała Marlenę. Właściwie mieszkała w niewielkiej klitce urządzonej w budynku dla służby, ale Inga nie miała serca jej tam odesłać. Komórka nie nadawała się dla młodej dziewczyny, która przeżyła zawód miłosny. Przygnębienie z powodu porzucenia mogłoby się spotęgować, gdyby Marlenę została sama w mrocznej, ciasnej izdebce. Służąca potrzebowała opieki po tym, jak potraktował ją Peder. W razie napaści ona także na niewiele by się zdała, bo bała się własnego cienia.
Gulbrand, Bjornar, Erling, Arne i Trygve znajdowali się w budynku dla służby. Inga mogła go zobaczyć, gdy wyjrzała przez okienko w drzwiach na ganek, ale nawet gdyby wołała i krzyczała, nic by nie wskórała. Mężczyźni by jej nie usłyszeli,, ponieważ pewnie spali o tej porze. Poza tym obcy na pewno
91
by zareagował na jej krzyk. Może słysząc jej wołanie o pomoc, wyważyłby drzwi, wpadł do salonu i zamordował i ją, i Eugenie?
Inga zerknęła na Eugenie, a Eugenie na nią. Wyglądało na to, że wpadły na tę samą myśl, Eugenie zapewne również zdała sobie sprawę, że w domu są tylko kobiety i dzieci. Nie było nikogo, kto mógłby im pomóc, gdyby nieznajomy spróbował wtargnąć do środka.
Inga zagryzła dolną wargę w zamyśleniu. Nie miała pewności, czy intruz jest niebezpieczny, ale musiało być z nim coś nie tak. Żaden normalny człowiek nie skrada się w pobliże domu i nie zagląda przez okna. Żeby potem zniknąć!
- Usiądźmy przy kominku - zaproponowała drżącym głosem.
Z twarzami zwróconymi w stronę zasłoniętych grubymi kotarami okien, czując na plecach ciepło ognia, ściskały kurczowo pogrzebacze.
Mężczyzna ukrył się szybko, kiedy przerażona twarz Eugenie zdradziła, że został zauważony. Przez chwilę siedział bez ruchu skulony w grządce kwiatów i przeklinał własną głupotę. Nie powinien zaglądać do pokoju, gdy wewnątrz byli ludzie. Jednak zwykle nie zapalano świec, gdy nikt tam nie przebywał, ponieważ oszczędzano stearynę.
A tylko przy zapalonym świetle mógł zajrzeć do środka i ocenić wartościowe przedmioty. Wprawdzie jadał posiłki w kuchni, lecz mężczyzn do pomocy przy żniwach rzadko zapraszano do pokoi. Z doświadczenia wiedział, że to w salonie lub w sypialni przechowywano najcenniejsze rzeczy. Srebra, biżuterię i zegarki kieszonkowe...
Teraz nie miał odwagi dłużej tu tkwić. Gospodyni nie należy do bojaźliwych, jak zauważył, i może przeczesać teren, żeby sprawdzić, kto przestraszył Eugenie. Pośpiesznie, zgięty wpół przebiegł wzdłuż ściany domu, a potem przez dziedziniec.
92
W pobliżu budynku dla służby zwolnił, uspokoił się, zaczerpnął powietrza i ostrożnie otworzył drzwi.
BCiedy następnego dnia wczesnym rankiem cała służba zjawiła się na miejscu, Inga i Eugenie popatrzyły na siebie z ulgą. Westchnęły. Niewiele spały tej nocy. Oczy paliły je z powodu niewyspania i bolały plecy, ponieważ obie spędziły długie godziny na niewygodnych krzesłach.
Rozmowy, stukot drewnianych naczyń i gwar przy stole ze śniadaniem brzmiały jak muzyka w uszach Ingi. Dzisiaj nie przeszkadzało jej, że wszyscy wkoło hałasowali i śmiali się. Przytłaczająca cisza, którą musiała wytrzymać ostatniej nocy, zniknęła bez śladu. Indze poprawił się humor.
Źle się czujesz? - spytał Bjornar, kiedy zostali sami po śniadaniu.
Ja? Nie - odparła z uśmiechem. - Jestem tylko zmęczona.
Zauważyłem, że jesteś jakaś blada i masz zaczerwienione oczy - wyjaśnił.
Czy to takie dziwne? - pomyślała i uśmiechnęła się szeroko.
- Może
myślałam o tobie i nie mogłam spać?
Bjornar
rozpromienił się.
Wkrótce nie tylko będziesz o mnie myśleć. - Objął ją wokół talii i pocałował w policzek.
Żartownisi - roześmiała się zawstydzona, ale podobało jej się to, co usłyszała. Słowa podnieciły ją i wywołały płomienny rumieniec na policzkach. - A teraz pędź do pracy. Nie potrzebuję tu nierobów, wiesz! - Udała, że chce go uderzyć ścierką, ale ścierka tylko zakręciła się w powietrzu, nie trafiając.
Bjornar klepnął Ingę zalotnie po pośladku i zniknął na dziedzińcu.
93
Strach, którego Inga doświadczyła ostatniej nocy, nadal ściskał ją za serce niczym żelazny szpon. Po jej głowie kołatało się jedno pytanie: kim jest ten obcy? Jakaś ogromna siła musi go tu sprowadzać, inaczej nie kręciłby się w pobliżu. I co to za siła? Pociąg i pożądanie? Przygnębiona pokręciła głową. Nagle cała krew napłynęła jej do twarzy. Czy to możliwe, żeby... Może to Hedvig wysłała tu jednego ze swych synów, żeby siał strach! Tak, pomyślała Inga, przez kilka sekund przekonana, że się nie myli, lecz zaraz ogarnęły ją wątpliwości. Czy rzeczywiście Tor-stein albo Torbjorn mogliby w taki sposób pełnić rolę posłańców matki? Nie potrafiła sobie na to odpowiedzieć, ale synami Hedvig mogła kierować chęć zemsty. Istniało duże prawdopodobieństwo, że tak było, chociaż Inga nie przypominała sobie, żeby ich w jakiś sposób uraziła. Nie miała bezpośrednich wrogów, jeśli nie liczyć Gudrun.
Czy rozwiązanie tajemnicy mogło być takie proste, że to jakiś biedny włóczęga zagląda tu w poszukiwaniu jedzenia i picia? Szuka miejsca, gdzie mógłby się ogrzać, najeść i znaleźć kąt do spania? Inga wiedziała, że wielu ludzi we wsi cierpi biedę. Najgorzej sytuowani udawali się do gospodarstw w nadziei, że znajdą tam życzliwość i zaspokoją najgorszy, dręczący głód.
Inga nie sądziła jednak, by rozwiązanie było tak proste. Ludzie, którzy nie mają nic do ukrycia, nie skradają się w pobliże domów pod osłoną nocy.
- Przyjdź do mnie dziś w nocy - szepnęła Inga do Bjor-nara. - Niels nie ośmiela się już do mnie zaglądać, więc będziemy całkiem bezpieczni.
Nie podniósł nawet wzroku, tylko nieznacznie uniósł do góry kciuk. Usłyszał.
Bjornar nie miał w zasadzie nic przeciwko potajemnym schadzkom. Nie czuł się wykorzystywany, ponieważ wiedział, w jak trudnej sytuacji znajduje się Inga jako mężatka. Cóż, przyznał otwarcie, jej mąż jest bardzo stary. Ciekawe, ile mu
94
jeszcze zostało...? Pierś ścisnęła mu się z żalu na myśl o tym, że nie miałby obejmować i pieścić tej miłej, cudownej istoty, którą jest Inga. Nawet godziny, które zostały do zmroku, wydawały się wiecznością. Jak uda mu się znosić całe lata, zanim Niels rzuci się w ramiona śmierci?
Inga zdążyła zapalić świece w trzech kandelabrach, kiedy Bjornar wszedł do pokoju. Z uśmiechem zdmuchnęła żywiczny patyczek. Wzrokiem przebiegła przystojną męską sylwetkę i wypięła dumnie pierś zadowolona. Bjornar włożył swe najlepsze ubranie: świeżo wyprane grube spodnie, białą, wyprasowaną koszulę i brązowy kubrak. Jego włosy kręciły się na karku i Inga zauważyła, że są mokre. Zapewne wykąpał się w jeziorze koło pralni. Podobało jej się to. Nie żeby miała coś przeciwko zapachowi potu mężczyzn, którzy ciężko pracowali, ale uważała, że każdy po pracy powinien się choćby ochlapać. Bjornar należał do tych, którzy myli się częściej, nie tylko w soboty, kiedy to tradycyjnie przypadała pora kąpieli w balii.
Podszedł do Ingi, uśmiechając się, a jego widok przyprawiał ją o drżenie z pożądania. Czuła, że jego oczy płoną ku niej, kiedy na nią patrzy. Jej serce biło w piersi dziko i gorąco. Zwilżyła wargi czubkiem języka.
- Jesteś jak nieosżlifowany diament: wewnątrz dobra i miła, lecz o ostrych krawędziach. - Gładził jej ramiona i lekko ugryzł w kark.
Inga nie przyjęła jego słów jako obrazy. Czuła, że właśnie taka jest: niepokorna, o ostrych kantach, jeśli ktoś wszedł jej w drogę. Owszem, w niewielkim stopniu Bjornar wprawił ją również w zakłopotanie, lecz jego słowa niezmiernie ją ucieszyły. Znał sztukę obsypywania kobiet pochwałami.
Nie potrzebowali słów, żeby się odnaleźć. Bjornar poszukał ustami jej ust, a ona z ochotą mu na to pozwoliła. Zrobiło jej się błogo, gdy poczuła jego miękkie wargi na swoich. Były jakby stworzone do całowania: odpowiednio delikatne i ciepłe. Roz-
95
gorączkowana zarzuciła mu ręce na szyję i pociągnęła za sobą na łóżko.
Przytulił ją mocno. Jego oddech był przesycony pożądaniem. Nagle Bjernar usiadł na posłaniu.
- Muszę na ciebie popatrzeć!
Niezdarnymi palcami rozwiązywał wstążki jej ubrania. Jęknął głośno, kiedy obnażył jej piersi.
Inga pomogła mu i wyśliznęła się ze spódnicy. W końcu leżała przed nim naga. Jej widok jakby go zaczarował. Uniosła się i zaczęła rozpinać mu spodnie. Syknął, kiedy wzięła do ręki jego przyrodzenie i zaczęła poruszać dłonią w górę i w dół. Kiedy lekko przeciągnęła po nim językiem, Bjornar jęknął z rozkoszy.
Potem ściągnęła z niego kubrak i rzuciła na podłogę. Koszula pofrunęła tą samą drogą. Inga położyła się na materacu, napawając się widokiem silnego mężczyzny, który przed nią klęczał. Jego męskość prężyła się dumnie. Inga przyglądała się jej podniecona. Poczuła słodki skurcz w podbrzuszu.
Gorycz, której doznała, kiedy się ostatnio kochali, zniknęła bez śladu. Inga leżała na plecach, kiedy Bjornar w nią wszedł. Tym razem nie czuła smutku, że to nie Martin jest w jej ramionach, choć w tej pozycji dawali sobie kiedyś najwięcej czułości.
Znalazła się u szczytu pożądania, jej łono pulsowało. Uszczypnęła Bjornara, aż jęknął. Wysunęła ku niemu biodra na znak, że pragnie ostrej jazdy. Nie zwlekał ze spełnieniem jej życzenia.
Zagryzła kołdrę, żeby zdusić krzyk. Krew się w niej gotowała. Inga czuła, jak gdyby uciekała od własnych uczuć, które zawiodły ją na rozlewisko tłumionej rozkoszy. Kiedy osiągnęła apogeum, zgięła się wpół i oddychała ciężko.
- Pozwól mi! - rozkazała.
Więcej nie musiała mówić, by kochanek odwrócił się na plecy. Tym razem nie dosiadła go przodem. Nie, odwróciła się plecami, żeby mógł obserwować jej pośladki.
- Och!
96
Złapał Ingę za kostki, dając jej oparcie, by mogła się szybciej ruszać. Podniósł głowę, żeby widzieć, jak unosi się i opada. Ów widok sprawił, że zaparło mu dech. Namiętność usadowiła się nie tylko w podbrzuszu, ale rozchodziła się promieniście na całe ciało.
Bjornar jęknął, gdy doszedł. Wygiął się pod Ingą w łuk i odchylił głowę do tyłu.
- Moja huldra, moja huldra - powtarzał szczęśliwy.
9
Kristian zirytowany kopnął drobny kamyk leżący na trawniku. Kamyk poszybował szerokim łukiem w powietrzu i uderzył w ścianę obory. Niech diabli porwą Hedvig! Niech diabli porwą te wszystkie szkaradne, piekielne babska!
Rozgniewany przysiadł na spróchniałym pniu i ponuro popatrzył na pola. Wątłe, zielone pędy rosły ochoczo i wyciągały się ku słońcu. Chwila odpoczynku dobrze mi zrobi, pomyślał i kilka razy głęboko wciągnął powietrze. Na szczęście wszystko się dobrze ułożyło między nim a Miną. Naprawdę się z tego cieszył. Po awanturze, jaką im urządziła w lesie Hedvig, obawiał się, że Mina nigdy więcej nie spojrzy w jego stronę, ale tak się nie stało. Więzi między nimi tylko się wzmocniły. Dzięki Hedvig, pomyślał z odrobiną złośliwości. Mimo to rozumiał, że ten szalony tłuścioch nie powinien się dowiedzieć, że od tamtej pory on i Mina częściej się spotykają. Gdyby tak się stało, Hedvig pewnie jeszcze bardziej by się wściekała i mściła. O ile to w ogóle możliwe, pomyślał ironicznie.
Mina odcięła się od wiejskich plotek i postanowiła go odwiedzić, żeby dowiedzieć się prawdy. Gdyby tak wszyscy robili podobnie, westchnął, ale ludzie wolą widocznie cieszyć się myślą, że Svartdal być może przejdzie w ręce Torsteina. Mimo wszystko, stwierdził Kristian sceptycznie, niewielu odważyło się go odwiedzić, jak gdyby nie chcieli się wtrącać w jego prywatne sprawy...
98
Kiedy Mina mu powiedziała, że uciekła ze sklepu pana Smedsruda, nagle zdał sobie sprawę, że nie zdążyła kupić potrzebnych rzeczy. Wspaniałomyślnie dał jej dwa worki ziarna, cukier, sól i dwadzieścia jajek. Mina broniła się przed jego hojnością, ale nie przyjął jej protestów. Oczywiście, że powinna sobie oszczędzić powrotu do sklepu i nie narażać się na dociekliwe pytania i źle skrywane aluzje! Tego by tylko brakowało, żeby Mina nie dostała od niego tego, czego potrzebowała.
Kristiana ogarnął smutek niczym mroczny cień. Tyle pracy i znoju włożył w to gospodarstwo. A przed nim jego ojciec. A przed Kolbjernem dziadek. I przodkowie przed nim... Gdy zdał sobie z tego sprawę, przeszedł go dreszcz.
W miarę jak lata będzie ubywało, do rozprawy sądowej będzie coraz mniej czasu. A jeśliby... Nie, Kristian odegnał niewygodną myśl niczym natrętną muchę. Nie zamierzał tak nisko upaść, nie wolno mu w tym wszystkim zapomnieć o własnej godności.
Tłusta zielonkawa mucha plujka krążyła denerwująco wokół jego głowy. Kristian pacnął ją otwartą dłonią. Na wpół oszołomiona odleciała, bzycząc. Nagle przyszła mu do głowy chytra myśl. A gdyby tak udawał, że mimo wszystko chce się z Hedvig ożenić...? Czy uda mu się wywieść w pole tę kapryśną kobietę? Nie musi nawet wprost obiecać jej małżeństwa, lecz wystarczy zawrócić jej w głowie, żeby wycofała pozew. Wtedy lensman i sędzia zrozumieliby, że chodzi jej tylko o zdobycie Svartdal. Poza tym zyskałby na czasie, rozmyślał rozochocony, zdobył czas potrzebny na to, żeby Niels i Inga zdążyli sprawdzić kilka faktów, przemawiających na jego korzyść.
Podniesiony na duchu wstał i otrzepał spodnie ze świerkowych igieł.
- Gdzie
się wybierasz? - spytała Emma zaciekawiona, kie
dy
w pośpiechu wszedł do domu i ściągał z haka kubrak i kape
lusz.
- Idę
do Hedvig - odparł wesoło.
Emma
położyła mu rękę na ramieniu.
99
Czy mądrze robisz? - spytała zmartwiona.
W każdym razie mądrzej, niż gdybym załamał ręce - stwierdził. Ostrzeżenie starej służącej dźwięczało mu w głowie, ale zachęcony swym świetnym pomysłem, nie przejął się zbytnio.
W drodze do 0vre Gullhaug rozmyślał o tym, jak powinien wyłożyć sprawę, żeby się nie upokorzyć. Nie miał zwyczaju o nic błagać i prosić ani też przyznawać się do błędu. Nie należał do tych, którzy łatwo zmieniają zdanie. Cóż, pomyślał zjadliwie, nie chodzi tu o rozszczepianie swojej osobowości, lecz o to, żeby się wkraść w łaski Hedvig. Głupia flądra! Na pewno oszaleje z radości, kiedy zaproponuje jej wspólną przyszłość.
Pewność siebie i szlachetne plany nie wystarczą, by zwieść tę wielką gospodynię, pomyślał Kristian, kiedy Hedvig z rezerwą powitała go na dziedzińcu. Nie zdradziła również chęci, żeby zaprosić go do środka. Najczęściej zachowywała się jak przymilny kociak, lecz teraz jakby odrobinę wyżej uniosła głowę i nerwowo oddychała przez nos.
- Czego chcesz? - rzuciła ostro.
Jej gniew podziałał na Kristiana jak kubeł gorącej wody. Już miał na końcu języka ciętą odpowiedź, lecz się opamiętał. Odruchowo zacisnął pięści i aż go korciło, by wymierzyć Hedvig policzek, lecz ogromnym wysiłkiem woli założył, ręce na plecy. Uznał, że nie warto się zdradzać i okazywać wzburzenia.
- Chciałbym
przede wszystkim porozmawiać o Svart-
dal
- wyjaśnił aksamitnym głosem.
Hedvig odrzuciła do tyłu głowę, aż jej gruby warkocz opadł na plecy.
- Czy nie jest na to odrobinę za późno?
Kristian poczuł się jak złapany insekt między dwoma opuszkami palców. Tak to musiało wyglądać, palce trzymały i uciskały, czekając tylko, żeby zmiażdżyć ofiarę.
- Za
późno i za późno - powtórzył niedbale. - Nie sądzi
łem,
że byłem ci tak drogi, że... że to odbierze ci rozsądek.
100
Hedvig zmrużyła oczy i spojrzała na Kristiana krytycznie.
Jak mógł powiedzieć coś tak bezmyślnego? Oczywiście nie powinien mówić nic, co mogłaby potraktować jako obraźliwe. Zmieszany spróbował znowu:
Nie brałem twoich uczuć poważnie. Myślałem, że się tylko ze mną bawisz. Tak długo byłem wdowcem, wiesz, i nie bardzo rozumiałem, do czego zmierzasz. - Boże, jak nienawidził udawania. Gdyby tylko mógł uniknąć tych idiotyzmów!
Dawałam ci to do zrozumienia chyba wystarczająco wiele razy, czyż nie? - zauważyła Hedvig i zmarszczyła czoło poirytowana. - Musiałeś chyba być naprawdę głupi, skoro tego nie zauważyłeś!
W Kristianie zagotowało się. Tylko spokojnie, tylko spokojnie, upominał w jego głowie wewnętrzny głos. Nie daj się sprowokować! Pamiętaj, o co się toczy gra!
- Tak,
tak - roześmiał się fałszywie. - Halvdan był moim
przyjacielem,
Hedvig, i uważałem, że to by było nieładnie z mo
jej
strony, jeżeli... gdybyśmy się pobrali tak szybko po jego
śmierci.
Łagodniejszy wyraz wokół ust Hedvig sprawił, że wydawała się mniej przerażająca.
- To
prawda, Kristianie, ale w miarę upływu czasu uświa
domiłam
sobie, że odrzuciłeś miłość, którą chciałam ci dać.
Kristian wzruszył ramionami. Nie śmiał powiedzieć nic, co mogłoby Hedvig urazić. Nie powinien też próbować jej przekonywać, że jest inaczej. Pozwolił, by uczyniła następny ruch.
- Poza
tym - mówiła dalej i ruszyła przez dziedziniec - Halv-
dana
nie łączyło z tobą nic szczególnego. Wasza przyjaźń nale
żała
do przeszłości.
Oskarżenie niczym ostry paznokieć rozdarło jego sumienie. Hedvig miała rację, ale mogła podziękować samej sobie, że ta przyjaźń się skończyła. Kiedy Halvdan przywiódł Hedvig do 0vre Gullhaug, Kristian postanowił trzymać się z dala. Ta nienasycona suka nieraz posyłała mu zalotne spojrzenia już
101
w pierwszych latach po ślubie. Bał się, że Hah/dan to zauważy. Co by wtedy powiedział? A jeśli Hedvig tak namieszałaby w głowie swemu zakochanemu mężowi i zrzuciła całą winę na niego? Nie, najbezpieczniej było spotkać się z Halvdanem w miejscach, gdzie gromadziło się więcej ludzi.
Kristian nie miał daru przekonywania, sam to słyszał, a jego głos brzmiał niepewnie, kiedy pośpieszył za Hedvig:
- Nie
pozwólmy, by Halvdan stanął między nami, Hedvig.
Powiedz
mi, moja słodka... - ostatnie słowa urosły mu w us
tach
- jak ułożymy nasze sprawy po ślubie? Zostaniesz w 0vre
Gullhaug,
a ja w Svartdal, czy...
Hedvig zatrzymała się gwałtownie i wbiła w Kristiana swe brązowozielone oczy.
- Ach
tak! Svartdal to jedyne, na czym ci zależy, Kristianie!
Nie
przychodzisz tu, żeby się oświadczyć. Chcesz tylko zapew
nić
Kristofferowi prawo do dziedzictwa.
Kristian poczuł się tak, jak gdyby uszło z niego powietrze. Hedvig rozszyfrowała całą intrygę.
- Naturalnie!
Torstein nie jest moim synem i nie może,
do
diabła, przejąć Svartdal. Nie pojmuję, co się z tobą stało.
Jak,
do
licha, możesz myśleć, że...
Hedvig przerwała mu, uśmiechając się drwiąco:
- Możesz
sobie wymyślać i grozić do woli, Kristianie,
ale
twoje zarozumialstwo cię zgubi. - Niemal łagodnym gło
sem
dodała: - Oniemiejesz z wrażenia, kiedy zobaczysz dowo
dy,
które przedstawię w sądzie. Wierz mi!
Groźba odebrała Kristianowi mowę. Dowody? Jak zdoła przedstawić dowody, które nie istnieją? Odpokutował swoją winę i od tamtej pory nie uczynił nic niedozwolonego. Ani wobec Hedvig, ani wobec innych ludzi.
Hedvig była prawie o głowę niższa od Kristiana. Wściekła stanęła blisko niego i spojrzała mu prosto w oczy.
- Svartdal
będzie moje! Na nic się nie zdadzą składane pół
głosem
miłosne wyznania. Myślałam, że to zrozumiałeś.
Kristian z trudem poskromił złość, która w nim narastała.
102
Rozsądek podpowiadał mu milczeć, odczekać i zobaczyć, jaki obrót przyjmie ta rozmowa, lecz to była ciężka próba.
- Hedvig...
Oczywiście chciałbym zostać w Svartdal,
ale
możemy się pobrać...
Hedvig przerwała mu stanowczo:
- Co
ty sobie wyobrażasz? To niczego nie zmieni. Ty jesteś
daleko,
ja tutaj! Już nie pragnę ciebie, lecz twojego majątku.
Wtedy Kristian nie wytrzymał. Próba cierpliwości minęła.
- Niedoczekanie
twoje, Hedvig, bym zobaczył u siebie two
jego
wyrodka! Nigdy do tego nie dojdzie!
Hedvig odchyliła głowę do tyłu i roześmiała się.
Nie zadzieraj nosa! Sprzymierzyłam się z potężnymi wrogami...
Z kim? - spytał Kristian gniewnie. - Gadaj, szatańska kobieto! - Złapał ją za ramiona i mocno przytrzymał.
Już zgadłeś - uśmiechnęła się zimno. - Zawarłam pakt z samym szatanem.
Kristian puścił ją wstrząśnięty i cofnął się. Co to za bzdury? Czyżby tej obłąkanej kobiecie do reszty pomieszało się w głowie?
Spotkamy się w sądzie - rzekł szorstko w odpowiedzi.
Zniszczymy cię, Kristianie. Wreszcie odpłacimy ci za twoją pychę.
Kristian odwrócił się do Hedvig plecami i ruszył ku Czarnemu. Już teraz zastanawiał się, czy Hedvig mówiła prawdę, czy to tylko jakieś mgliste mrzonki. Kto chciałby świadczyć na jej korzyść? Laurens...
Spór obu rodów napsuł wiele krwi między rodzinami, ale dlaczego szwagier miałby się teraz nagle na nim mścić? Kristianowi nic tu się nie zgadzało. Czy to może Oddbjorn z Nedre Gullhaug? Nie, pomyślał, wsunął nogę w strzemię i wskoczył na grzbiet konia. Niels? Poczuł, jak krew odpłynęła mu z twarzy z przerażenia, ale w tej samej chwili odrzucił tę możliwość. Dobry, stary Niels nigdy by go nie zdradził. Kto to mógł być?
103
Każdy, uznał po namyśle. Miał dosyć wrogów, tak wielu, że trudno by ich było posortować.
Hedvig zatarła ręce z radości, kiedy Kristian odjeżdżał konno w dół alei. Dała mu do zrozumienia, że nic już nie wskóra umizgami i fałszywymi obietnicami. Chciał się ożenić, a jednocześnie każde z nich miałoby zostać u siebie? Ha! Czy naprawdę myślał, że jest tak łatwowierna i się na to zgodzi?
Z chytrym uśmiechem obserwowała jego szerokie plecy i ciemne włosy, które lekko kręciły się na karku. Nadal przyjemnie było na niego popatrzeć, lecz już nie wzbudzał w niej drżenia z pożądania. Szalona miłość i namiętność, którą do niego czuła, przekształciła się w zaciekłą nienawiść! Kiedyś pragnęła być dla niego miła, lecz teraz jej myśli krążyły tylko wokół tego, jak się na nim zemścić w możliwie najokrutniejszy sposób. O, jeszcze gorzko pożałuje, że ją odtrącił, kiedy proponowała mu swe bujne ciało. Co za głupiec! Nie było chyba w parafii mężczyzny, który by nie skorzystał z tak szczodrej propozycji.
Hedvig rozejrzała się dokoła, żeby sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu, pośpieszyła do drzwi i ruszyła w stronę sypialni. W szufladzie komody pod bielizną nocną przechowywała pieniądze, które miał otrzymać pastor Mohr.
Ustalili, że za swoją przysługę otrzyma w sumie tysiąc koron. Pastor utrzymywał, że to kwota proporcjonalna do wartości Svartdal. Hedvig nie zamierzała mu wręczyć wszystkiego od razu. Nie ma nawet mowy o tym, żeby otrzymał drugą część zapłaty, zanim zaświadczy przeciw Kristianowi! W dodatku ona sama oceni, czy zasłużył na resztę. Według niej będzie to zależało od jego zaangażowania i wyroku sądu.
Banknoty pięćdziesięciokoronowe zaszeleściły między jej palcami. Wilhelm Christie, były przewodniczący Stortingu, zdobił jedną stronę banknotu i Hedvig doznała nieprzyjemnego wrażenia, że patrzy prosto na nią. Nie, co za bzdura, zgromiła samą siebie i zebrała plik banknotów.
104
Suma stanowiła poważną część środków zaoszczędzonych w gospodarstwie, ale niech się dzieje, co chce. Po sprzeczce z Kristianem przed chwilą Hedvig aż mrowiło z niepokoju. Ogarnęła ją nagła potrzeba wręczenia pieniędzy pastorowi. Wtedy Mohr z większym oddaniem włączy się w spór między nią a Svartdalem... Postanowiła, że od razu pojedzie na plebanię.
Pastor Mohr ściągnął nieco usta, kiedy służąca zapukała i spytała, czy ma czas przyjąć Hedvig z 0vre Gullhaug. Nie zdołał ukryć irytacji i zniecierpliwienia, kiedy zapraszającym gestem dał znać, żeby wpuścić gościa. Zaraz jednak się opanował i gdy Hedvig weszła do pokoju, uśmiechnął się.
- Jak miło! - odezwał się radośnie.
Kłamstwo sprawiło, że jego głos zabrzmiał nieczysto. Hedvig dosłyszała to, lecz ucieszyła ją niepewność pastora.
Przyniosłam pieniądze.
Wszystkie? Hedvig pokręciła głową.
- Tylko
połowę. Pastor powinien wiedzieć, że niełatwo jest
zdobyć
taką dużą sumę naraz.
Czy zrozumiał podwójne znaczenie jej słów? Czy zorientował się, że uważa go za chciwego? Pewnie nie, pomyślała, bo już oblizuje palce i rozanielony bierze plik banknotów, który rzuciła na jego biurko.
Z uśmiechem zadowolenia na ustach przeliczył pieniądze, włożył je do szuflady z dokumentami, którą na powrót zasunął. Hedvig zastanowiła się, czy nadal przechowuje tam wyrwaną stronę z księgi kościelnej, ale nie odważyła się o to spytać. Ten temat nie istniał.
- Czy
jeszcze coś, pani Gullhaug, skoro już tu pani jest?
Hedvig
wolno pokręciła głową.
- Nic
takiego nie przychodzi mi na myśl. Jak pastor wie,
przygotowuję
się do sprawy przeciwko Kristianowi Svartdalowi.
W oczach pastora pojawił się niebezpieczny błysk. Jego głos brzmiał jednak łagodnie i spokojnie, kiedy rzekł:
105
- Tak,
i pragnie pani zapewne, żeby wszystko się udało, jak
się
spodziewam.
Wyraźna aluzja wprawiła Hedvig w złość.
- Liczę
na to, że i pastor tego pragnie! To oznacza więcej
pieniędzy
- odparła zjadliwie.
Duchowny spojrzał na Hedvig podejrzliwie.
- Miła
pani GuUhaug, insynuuje pani, że nie dostanę reszty,
która
mi się należy?
Hedvig zacisnęła usta. W głębi duszy zachichotała.
- To
zależy od tego, jak przekonujący będzie pastor w są
dzie!
Ten zazwyczaj blady mężczyzna jeszcze bardziej poszarzał.
- To
jest sprzeczne z naszą umową! Uzgodniliśmy, że do
stanę
połowę teraz, a resztę potem.
Hedvig wyprostowała się.
- Nie
zapłacę za coś, czego nie dostanę. Tyle powinien pa
stor
rozumieć! - Zachowywała się wobec Mohra surowiej, niż
właściwie
chciała, ale uznała, że trzeba mocno zacisnąć obrożę
na
szyi dzikiego zwierzęcia.
Pastor Mohr niemal przefrunął do niej przez pokój. Głęboko osadzone oczy wypełniała wściekłość.
- Nie
muszę świadczyć na pani korzyść. A jeśli ludzie do
wiedzą
się o pieniądzach, mogę powiedzieć, że niczego nie
przyjąłem.
Hedvig kusiło, żeby się cofnąć, ale musiała pokazać, że się nie boi.
Ach tak - zamruczała jak kot. - Lecz na Boga... - Udając przerażenie, położyła rękę na piersi wstrząśnięta. - Co powiedzą władze kościelne na brak jednej strony w księdze parafialnej?
Ty chytra obłudnico! - syknął pastor. - Jak śmiesz na mnie naciskać? Poza tym... - Triumfujący uśmiech obnażył jego krzywe, luźno osadzone zęby. - Kartkę można na powrót wkleić!
Owszem, ale ludzie zapewne się zdziwią, że właśnie ta
106
strona została najpierw wyrwana, a potem wklejona na miejsce. Będzie też pognieciona... Jak gdyby ktoś ją zmiął w przypływie złości...
- Nie
radzę mnie demaskować, pani Gullhaug! Jestem
w
gminie szanowanym człowiekiem i mam wpływowych przy
jaciół.
Jeżeli...
Hedvig odwróciła się plecami. Zatrzymała się przy drzwiach i nacisnęła klamkę. Odczekała chwilę, po czym rzekła ostrzegawczo:
- Osobie
duchownej nie przystoi używać gróźb! Nie martw
się,
pastorze - mówiła dalej zjadliwie. - Jeżeli wyświadczysz
mi
przysługę, dostaniesz swoje pieniądze. Judaszowe srebrni
ki
- wypluła, zanim opuściła pokój z wysoko zadartym nosem.
10
Inga myślała, że eksploduje, kiedy na początku lipca zobaczyła, jak Hedvig zajeżdża do Gaupås.
- Czego
tutaj chcesz? - syknęła. - Powinnaś mieć dość
wstydu,
by trzymać się od nas z daleka...
Hedvig uśmiechnęła się z wyższością.
- Zapomniałaś,
że mój starszy syn zamierza ożenić się z Si-
grid?
Pozwól mi więc porozmawiać z Nielsem!
Inga nie mogła zrobić nic innego, jak tylko odsunąć się i wpuścić Hedvig do środka. Czując wypełniającą ją bezsilność, poleciła Eugenie przygotować kawę i zanieść tacę do gabinetu Nielsa, gdy tylko będzie gotowa. Następnie pośpieszyła korytarzem i wpadła prosto do pokoju Nielsa, gdzie siedział przy swoim biurku. Hedvig zatopiła się w jednym z miękkich, głębokich foteli.
Inga przeszywała ją wzrokiem, lecz Hedvig zdawała się nie zwracać na to uwagi.
Niels przywołał Ingę do siebie skinieniem dłoni. Cicho szepnął jej do ucha:
- Opanuj
się, Ingo. Nie życzę sobie żadnych wybuchów
emocji
podczas tej rozmowy.
Inga wywróciła oczami zrezygnowana.
AleżNielsie.ja...
Rozumiem, że jesteś zła, ale proszę cię, nie przerywaj tej dyskusji. Raczej odłóż na później, co masz do powiedzenia.
108
Nie jestem zła, pomyślała Inga oburzona, jestem tak wściekła, że mogłabym tej wiedźmie łeb ukręcić. Przychyliła się jednak do prośby męża. Na razie. Hedvig ziewnęła przeciągle, jakby znudzona, gdy Inga przechodziła obok, i Inga musiała się powstrzymać, żeby jej nie spoliczkować. Stuliwszy uszy po sobie, Inga przeszła przez gabinet i usadowiła się w fotelu pod ścianą. W milczeniu przysłuchiwała się rozmowie między Hedvig i Nielsem. Pani Gullhaug zaakceptowała niewiele z propozycji Nielsa, ta kobieta odznaczała się szczególną zdolnością przekonywania.
- Zatem
wesele odbędzie się w 0vre Gullhaug - rzekł
Niels.
- Ponieważ tradycja nakazuje, by miało miejsce w domu
pana
młodego.
Hedvig kiwała głową, aż jej kasztanowobrązowy warkocz przeskakiwał z jednej strony na bok.
- Tak,
chyba jeszcze za wcześnie, żeby wyprawić je w Svart-
dal...
- roześmiała się kokieteryjnie.
Kątem oka Inga dostrzegła, że Niels się przeraził. Rzucił szybkie, przestraszone spojrzenie w jej stronę. Jego oczy zaklinały ją, żeby zachowała spokój. W tej samej chwili zagotowało się w niej z powodu jawnej zuchwałości Hedvig, ale opanowała się. Niedoczekanie, by Hedvig zdołała ją wyprowadzić z równowagi swymi prostackimi uwagami!
Niels wolał nie odpowiadać wprost.
- Tak
czy owak cieszę się - mruknął - że tych dwoje mło
dych
pragnie się pobrać. Co do drugiej sprawy, wprawiasz
mnie
w zakłopotanie. Jako sędzia muszę oświadczyć, że je
stem
niekompetentny, ponieważ łączą nas zbyt bliskie więzi.
W
twojej sprawie będzie sędziował sędzia, który przyjedzie
z
Larvik.
Hedvig wstała i uścisnęła Nielsowi rękę. O tym nie pomyślała.
- Sama znajdę drogę, Nielsie.
Wtedy Inga poderwała się nagle z fotela i zaproponowała:
- Odprowadzę cię!
109
Niels drgnął, lecz żadna niema prośba z jego strony nie mogła teraz powstrzymać wściekłości żony.
Hedvig pośpiesznie wyszła z gabinetu z niechętną miną, lecz Inga podążyła tuż za nią. Do diabła, nie pozwoli, by Hedvig się upiekło. Na dziedzińcu, kiedy Inga zatrzasnęła za sobą drzwi wejściowe, złapała Hedvig za ramiona i odwróciła ku sobie.
- Jak
mogłaś uganiać się za moim ojcem? Nie wiedziałaś,
że
był w tym czasie zaręczony z moją matką?
Hedvig zwęziła oczy.
- On
się tym nie przejmował, to dlaczego ja miałabym mieć
skrupuły?
Inga przyrzekła sobie, że będzie się trzymać sprawy, lecz paliła ją żądza zemsty. Pragnęła dopiec Hedvig do żywego.
- Przez
wiele lat uchodziłaś za nienaganną gospodynię bez
jednej
wstydliwej plamki na opinii. Lecz teraz zaczynam po
znawać
inną Hedvig... Pragnęłaś zasiać niezgodę między moi
mi
rodzicami. Co by było, gdyby moja matka poznała prawdę,
że
krążyłaś koło Kristiana niczym goniąca się bezdomna suka?
Usta Hedvig drżały, a nozdrza pobielały i rozszerzyły się.
- Nigdy
się o tym nie dowiedziała - warknęła upokorzo
na.
- Ty się o to postarałaś, Ingo!
Inga wstrząśnięta aż cofnęła się o krok. Ależ ta Hedvig podła! Żeby wykorzystywać przeciw niej śmierć matki. Gorączkowo szukała w głowie jakiejś odpowiedzi, ale nie mogła znaleźć słów.
- Nie
bądź zbyt pewna siebie - szepnęła ochryple. - Pamię
taj,
ty szmato, kto zadziera z jednym z dzieci Kristiana Svartda-
la,
będzie miał na karku pozostałe.
Przy tych słowach Inga odwróciła się do Hedvig plecami i czmychnęła do domu, szukając w nim schronienia.
Sigrid stała przez chwilę, czekając na Torsteina w umówionym miejscu. Nie spóźniał się ani trochę, lecz ona przyszła za wcześ-
110
nie. Serce nabrało szybszego tempa, kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę. Szedł w jej stronę, ale minie jeszcze kilka minut, zanim znajdzie się całkiem blisko.
W ostatnim czasie coraz bardziej oswajała się z myślą, że Torstein zostanie jej mężem. Tak, już niemal cieszyła się, że zostanie panią GuUhaug, lecz wiadomość, że ukochany jest Svartdalem, sprawiła, że poczuła się bezradna. Oczywiście jego pochodzenie nie miało znaczenia, znała Torsteina od dziecka, lecz to odkrycie bardzo wstrząsnęło Ingą. Przykro było patrzeć, jak macocha cierpi i martwi się, że być może dom jej dzieciństwa przestanie należeć do rodziny. Inga twierdziła poza tym, że Hedvig i Torstein kłamią...
Sigrid nie miała pojęcia, czy powinna spytać przyszłego męża, kto kłamie. Mogłaby nawet uznać, że Torstein tylko domaga się tego, co prawnie mu się należy, lecz Inga dostawała szału, że matka i syn mogli zrobić coś takiego Kristianowi Svartdalowi.
Torstein zatrzymał się obok niej, uśmiechając się swym żartobliwym i pogodnym uśmiechem. Wziął ją za rękę i razem ruszyli ścieżką do lasu.
Cieszysz się, Sigrid? - spytał ciekawie. Sigrid zmieszała się.
Na co?
- Na
ślub - odparł zmartwiony. - Miałem nadzieję, że o ni
czym
innym ostatnio nie myślisz - bąknął.
Młode policzki Sigrid pokryły się rumieńcem.
- Oczywiście,
że się cieszę! To będzie... - gestykulując, pró
bowała
opisać, co chciała powiedzieć, ale wszystkie słowa wy
dawały
się jej niewystarczające. Torstein nie skomentował tego,
lecz
Sigrid dostrzegła na jego czole zmarszczkę zmartwienia.
Długo szli, nie odzywając się do siebie.
W końcu Torstein przystanął, odwrócił się do niej i rzekł:
Jesteś taka milcząca. Czy coś się stało? Sigrid wbiła wzrok w ziemię zawstydzona.
Nnie. Nie mnie.
111
- A komu?
Wreszcie Sigrid odważyła się napotkać badawcze spojrzenie Torsteina.
- Chciałabym,
żeby wszystko zostało po staremu. Żeby
ście
ty i Hedvig byli zadowoleni z 0vre Gullhaug i nie marzyli
o
przejęciu Svartdal - tłumaczyła trochę niezdarnie,
ponieważ
mówiła
o czymś, co jej nie dotyczyło.
Torstein uniósł brwi z niedowierzaniem.
- To
spór między Kristianem a moją matką. Myślisz, że po
winienem
zrezygnować z gospodarstwa, do którego mam pra
wo?
Sigrid wymamrotała zawstydzona:
- Nie,
oczywiście, że nie, ale gdyby... Czy to prawda, że je
steś
najstarszym synem Kristiana?
Torstein jeszcze wyżej uniósł brwi.
- Chyba
nie sądzisz, że twoja przyszła teściowa kłamie,
Sigrid?
Myślisz, że sprawia jej przyjemność upominanie się
o
Svartdal? Wolałaby uniknąć awantury!
Sigrid nie odpowiedziała na pierwsze pytanie.
- Domyślam
się, że Hedvig nie podoba się ta sytuacja,
ale
dlaczego jest to dla niej takie ważne, żebyś teraz
przejął
Svartdal?
Minęło prawie trzydzieści lat od twoich narodzin,
Torsteinie,
i...
Torstein przerwał jej przyjaźnie, lecz stanowczo:
- Ojciec
nigdy się nie dowiedział, że Kristian zgwałcił moją
matkę,
i ze względu na niego przez całe lata milczała. Dopiero
kiedy
Halvdan umarł, mogła zdradzić ponurą tajemnicę Svart-
dala.
Uznała, że nadszedł czas, żeby Kristian został ukarany za
swój
występek. Pomyśl o mojej matce, Sigrid, jak bardzo cier
piała,
podczas gdy Kristian paradował zarozumiały i nieliczący
się
z nikim.
Sigrid zamyśliła się. Nigdy nie osądzała Kristiana w ten sposób, ponieważ zawsze był dla niej miły. Może miał trochę szorstki język, mogła to przyznać, ale trudno jej było wyobrazić go sobie jako gwałciciela. Prawda, pomyślała zaraz, chyba
112
nikt nie mógłby też uwierzyć, że Niels był zdolny do tego samego. ..
- Kristian
powinien być zadowolony - mówił dalej Tor-
stein
- że Hedvig nie pozwała go do sądu dawno temu. Wca
le
nie okazał wyrzutów sumienia, że przysporzył tylu cierpień
mojej
biednej matce...
Biednej matce, powtórzyła Sigrid w duchu. Hedvig była ostatnim człowiekiem, do którego pasowałoby to określenie. Teraz Torstein zbytnio się zagalopował, starając się bronić matki, stwierdziła. Nie musiał z niej zaraz robić takiej żałosnej istoty.
A co ty byś zrobiła, Sigrid, gdyby cię ktoś zgwałcił? I gdybyś w dodatku w wyniku gwałtu zaszła w ciążę?
Nigdy, przenigdy nikomu bym o tym nie powiedziała! - wyrwało się jej, zanim zdążyła się zastanowić.
Torstein zamrugał wstrząśnięty. Wyglądało na to, że nie uwierzył w to, co usłyszał.
- Dlaczego,
moja Sigrid? Musiałabyś przecież szukać po
mocy!
Jak byś wytłumaczyła swój odmienny stan?
Sigrid zastanawiała się nad takim dylematem. Odpowiedziała stanowczo, niemal z pewnym uporem:
- Czy
naprawdę myślisz, że przyznałabym się do tego wsty
du?
Że potrafiłabym opisać okrutne szczegóły gwałtu?
Ludzie
groziliby
mi i próbowali wyciągnąć ze mnie imię sprawcy, ale ja
za
nic w świecie nie zdradziłabym nazwiska ojca dziecka!
Głos Torsteina brzmiał jak szept:
- A
co z dzieckiem?
Sigrid
odrzuciła głowę.
- Niezależnie
od wszystkiego byłoby moje. Szukałabym
schronienia
u kogoś, kto pragnie mojego dobra. Na przykład
u
Ingi. Pomimo gróźb i plotek mieszkańców wsi. I nigdy
nie
zgłosiłabym
tego lensmanowi!
Torstein rozejrzał się niespokojnie przerażony.
- Cii,
Sigrid! Nie wolno ci mówić o tym głośno! Czy zda
jesz
sobie sprawę, że mężczyźni zaczęliby się do ciebie dobijać,
113
gdyby się dowiedzieli? Uważam, że jesteś szalona, skoro twierdzisz coś takiego.
Sigrid przyglądała mu się ze spokojem. Ty nie wiesz, co to wstyd, pomyślała łagodnie, nie masz pojęcia, jak to jest być więźniem swego ciała. Nawet teraz gdy Gudrun wyprowadziła się na bezpieczną odległość od Nielsa, wstyd oblewał Sigrid falami zimna i gorąca, jak woda, która w czasie odpływu cofała się do morza - i wtedy robiło jej się potwornie zimno - a potem zalewała ją znowu spieniona.
Torstein w poczuciu żalu pocałował Sigrid delikatnie w czoło.
- Nie chciałem być niemiły - wyznał. - Ale boję się o ciebie. Nie mieliśmy dyskutować o rodzinnych waśniach, lecz rozmawiać o tobie i o mnie, Sigrid, o naszej wspólnej przyszłości.
Sigrid uśmiechnęła się nieśmiało. Torstein był taki wrażliwy i właściwie dobrze było usłyszeć jego wersję. A jeśli rzeczywiście Hedvig została narażona na upokarzający atak ze strony Kristiana? Nie wszyscy ludzie zachowują się tak, na jakich wyglądają...
Sigrid nie była całkiem przekonana, że Hedvig ma rację, ale Torstein w każdym razie był niewinny. Świadomość tego Sigrid wystarczyła. Na razie.
Po spotkaniu z Sigrid Torstein zamyślił się. Sądził, że z radością padną sobie w objęcia, a tymczasem Sigrid wydawała się dziwnie smutna i przygnębiona. Jej powściągliwe zachowanie przerażało go. Z całego serca pragnął przytulić tę nieśmiałą dziewczynę do piersi, lecz ona stawiała tyle pytań. Trudnych pytań.
Strach czaił się w okolicach mostka, kiedy Torstein przypomniał sobie o planie, który wcieliła w życie jego matka. Wcześniej ostrzegał matkę, że jej zamysł ma pewne słabości, ale nią bez reszty owładnęła żądza zemsty. Hedvig zbyła jego wątpliwości.
Torstein zirytowanym ruchem wytarł spocone czoło. Jak
114
uda im się oszukać ludzi we wsi, skoro nawet nie zdołał przekonać narzeczonej? Musi to z matką przedyskutować, pomyślał, kiedy wszedł do domu i zastał ją pochłoniętą haftowaniem.
- Muszę
z tobą porozmawiać - zaczął z wahaniem i usiadł
na
krześle obok.
Hedvig uśmiechnęła się w roztargnieniu i odgryzła zębami nitkę. Złożyła starannie robótkę i odłożyła ją do koszyka, który stał pod małym, okrągłym stolikiem do kawy. Strzepnęła ze spódnicy okruchy ciasta i skupiła uwagę na synu.
Mów.
Poważnie się martwię, mamo - rzekł i ześliznął się na sam skraj krzesła. Złożył ręce i oparł łokcie na kolanach. - Zbliża się termin sprawy w sądzie i... Nie pojmuję, dlaczego sędzia miałby uwierzyć w naszą historię!
Hedvig westchnęła zirytowana.
Mój dar wymowy jest bez zarzutu, poza tym musisz pamiętać, że większość osób darzy Kristiana niechęcią. Nie będzie trudno przeciągnąć sędziego na naszą stronę.
Nie wiemy, jacy świadkowie będą zeznawać na korzyść Kristiana. A jeśli sam sędzia Niels stanie po jego stronie? Mimo że zamierzam poślubić jego córkę, nic pewnego, że poprze właśnie nas! - Torstein gorączkował się sfrustrowany, zwłaszcza gdy spojrzał na matkę, która zachowywała się spokojnie i stoicko. Czy ona nie ma wyrzutów sumienia?
Wokół ust matki utworzyły się zmarszczki, kiedy się odezwała:
- Niels
jest wprawdzie dobrym przyjacielem Kristiana,
w
dodatku mężem jego córki, ale nie sądzę, że poprze
swego
kompana.
Musi zachować się lojalnie wobec nas obojga i za
pewne
będzie wolał milczeć.
Torsteinowi aż mrowie przeszło po skórze ze zniecierpliwienia. Zrezygnowany machnął ręką.
Nie wystarczy liczyć na jego milczenie!
Jeżeli Niels okaże się taki głupi, że zacznie zeznawać prze-
115
ciwko nam, znam pewien sposób, żeby powstrzymać jego gadatliwość. Nie martw się o to!
Torstein miał zamiar zaprotestować, lecz w tej samej chwili Hedvig złapała go za ramię.
- Tss!
Widzę, że Torbjern wchodzi do domu. Nie pozwól,
by
się dowiedział, o czym rozmawialiśmy.
Torstein pokręcił głową.
- Myślisz,
że i do niego nie dotarły plotki?
Hedvig
wbiła wzrok w starszego syna.
- Na
pewno. Ale nie musimy wtajemniczać go w szczegóły.
Im
mniej osób będzie o wszystkim wiedziało, tym lepiej. -
Prze
nikliwy,
ostry wzrok matki świadczył o tym, że nie życzy sobie
żadnych
protestów.
Torstein stłumił westchnienie i załamał ręce.
11
Lato mijało szybko, uważała Inga. Wiedziała, dlaczego czas mija szybciej niż zwykle. Po pierwsze dlatego, że niedługo żniwa się skończą, a wtedy Bjornar i Eriing opuszczą Gaupås i będą musieli poszukać pracy gdzie indziej...
Może uda jej się przekonać Nielsa, żeby zatrzymał choćby jednego z nich? Mogłaby to umotywować tym, że Gulbrand jest stary i zmęczony. Niels wiedział o tym już wcześniej. Pozostałoby jej tylko w taki czy inny sposób tak to ułożyć, by tym wybranym został Bjornar. Pomyśleć tylko, że Niels zgodzi się na jej propozycję. Lecz jeśli zdecyduje się na Erlinga? Zgroza, pomyślała Inga i zadrżała. Drugiego z braci też lubiła, ale w jego wzroku kryło się coś trudnego do zdefiniowania, czego nie mogła rozgryźć. Eriing był miły i pracowity, nie mogła zaprzeczyć, tylko czasami odnosiła wrażenie, że skrada się w pobliżu niczym przebiegły lis.
Zdarzało się, że przyłapała go na tym, że całkiem otwarcie się jej przygląda. Jego wzrok błyszczał nie pożądaniem, ale... Inga starała się znaleźć właściwe słowo. Miała uczucie, że patrzy na nią z góry w bezwzględny i upokarzający sposób. Jego oczy wyrażały pogardę. Niezbyt często zdradzał się z taką postawą, jednak tych kilka chwil wystarczyło, by ją zaniepokoić. Nie czuła się przy nim bezpiecznie, pomyślała i wzdrygnęła się.
Po drugie bardzo szybko zbliżał się termin rozprawy sądo-
117
wej. Inga miała nadzieję, że pojawią się nowe, ważne szczegóły, które zdołają podważyć zarzuty Hedvig. Naturalnie wiedziała, że w tym celu powinna szukać i sprawdzać, gdzie się da, ale tego lata pozwoliła sobie nie myśleć o zmartwieniach. Boleśnie zdawała sobie sprawę, że to z jej strony egoizm, lecz namiętność między nią i Bjornarem nieco ją zobojętniła. Pozwoliła sobie zażywać rozkoszy, kochać i znowu żyć.
Ze wstydem musiała przyznać, że cudzołoży, ale zaraz obudził się w niej sprzeciw. Nigdy nie chciała Nielsa za męża! Wbrew swej woli została młodą gospodynią w Gaupås! Nawet Bóg nie żałował jej chyba tej miłosnej przygody?
Emilia uśmiechnęła się radośnie do Ingi, gdy zrozumiała, że wybiorą się na spacer. Inga chwyciła maleńką, miękką dziecięcą rączkę i ruszyła powoli w stronę Storedal. Emilia miała na sobie białą sukienkę w drobne kwiatki, białe skarpetki i buciki, a na głowie lekki słomkowy kapelusz z dużym rondem, osłaniającym przed piekącym słońcem. Drobne nóżki dreptały ochoczo krok za kroczkiem do przodu, lecz dziewczynka zatrzymywała się często, zbierając coś po drodze.
Zachwycona podniosła szyszkę, która spadła ze świerku.
Szyszka - powiedziała głośno Inga.
Syska - powtórzyła Emilia niepewnie.
Po chwili przestała się interesować szyszką i rzuciła ją obojętnie na ziemię. Lecz zaraz jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy znalazła coś nowego.
Patyk - wyjaśniła Inga cierpliwie.
Atyk - powtórzyło dziecko i nieśmiało zerknęło na mat-kę.
Nie - poprawiła ją Inga łagodnie i powiedziała jeszcze raz: - Patyk. - Położyła nacisk na pierwszą sylabę.
Emilia rozpromieniła się szczęśliwa, gdy udało jej się prawidłowo powtórzyć:
- Patyk!
Inga przykucnęła i przytuliła córeczkę.
- Dobrze. Patyk - potwierdziła z pochwałą. - Jesteś zdolna.
118
Mamusia bardzo cię kocha - wyznała, czując, jak jej serce przepełnia matczyna miłość.
Jej córka nigdy nie powinna mieć wątpliwości, że jest kochana, pomyślała Inga stanowczo. Emilia powinna być wychowywana zupełnie inaczej niż ona sama.
- Kocha - roześmiała się mała beztrosko.
Musiała już wcześniej to słyszeć. To dobrze, pomyślała Inga wzruszona.
Kiedy zza drzew liściastych oczom Ingi ukazał się widok imponującego dworu Storedal, poczuła łaskoczące w brzuchu napięcie. Czy spotka dziś Martina? Odezwały się w niej wyrzuty sumienia; miała wrażenie, jak gdyby go zdradziła, lecz odsunęła dręczącą myśl. W tej samej chwili przyszło jej do głowy, że może spotka również Gudrun, i odruchowo mocniej ścisnęła rączkę Emilii.
Inga kilka razy odetchnęła głęboko. Trudno, pomyślała niezłomnie, to z Laurensem zamierza rozmawiać. W ten czy inny sposób musi się postarać, żeby zamienić z nim kilka słów w cztery oczy. Coś jej mówiło, że Ragnhild nie będzie zachwycona, gdy ona i wujek zostaną sami. Podczas wesela Gudrun i Martina Laurens o mało co nie wygadał się na temat sporu między rodami, lecz niestety Ragnhild temu przeszkodziła. Czy gospodyni Storedal wiedziała, że jej mąż zdradziłby Indze tajemnicę dramatycznej kłótni między Svartdalami a Storedalami, gdyby go Inga namówiła?
Inga zwróciła uwagę, że Laurens denerwuje się i poci za każdym razem, gdy ktoś wspomina o jej ojcu. Nie było wątpliwości, że obaj szwagrowie są zamieszani w jakieś straszne zdarzenie. Podejrzewała, że Laurens zdradził Kristiana. Czyżby wewnętrzny głos sprawiedliwości teraz do niego przemówił? Czy Laurens wierzył, że się uwolni od cieni przeszłości, i wreszcie zamierzał ją wtajemniczyć w to, co się wtedy wydarzyło?
Ragnhild przyjęła je z pewną rezerwą. Jej twarz była ściągnięta i chłodna, lecz gospodyni nie mogła się nie uśmiechnąć, kiedy Emilia zasapana usiadła na ganku i naciągnęła sukienkę
119
na nogi. Ta mała dziewczynka zachowywała się jak zmęczona, skromna panienka.
- No
jak? - zagadnęła Ragnhild przyjaźnie i poczochrała
Emilkę
po czarnych lokach. - Pójdziesz ze mną i napijesz się
czekolady?
Dziewczynka natychmiast odwróciła głowę i ukazała w uśmiechu ulgi kilka białych ząbków.
Uwielbia to - roześmiała się Inga. Ragnhild pokiwała głową.
Domyśliłam się.
Emilii wolno było usiąść na kuchennym blacie i przyglądać się, jak Ragnhild przygotowuje napój.
- Au-au! - zawołała głośno, wskazując na kuchnię.
Tak, to jest au-au - przytaknęła Ragnhild wesoło. - Sparzyła sobie paluszki? - spytała.
Świerzbią ją ręce, żeby wszystko sprawdzać - przyznała Inga - ale już się nauczyła, by się trzymać z dala od kuchni.
Ragnhild zestawiła Emilię na podłogę i nalała czekolady do trzech filiżanek. Do jednej z nich dolała więcej mleka i zamieszała łyżeczką, żeby picie nie było takie gorące.
Nagle do kuchni wszedł Laurens. Zbladł, kiedy zobaczył gości, ale szybko odzyskał panowanie nad sobą.
- O, jak miło! - zawołał rozpromieniony z radości.
Inga starała się wychwycić każdy szczegół w tonie jego głosu, zdawało się, że Laurens naprawdę się ucieszył na widok jej i Emilii. Z czujnego spojrzenia Ragnhild wywnioskowała, że może zapomnieć o rozmowie z wujem sam na sam. Kobieta przykuwała męża drapieżnym wzrokiem, a na jej czole utworzyły się zmarszczki zafrasowania. Dlatego Inga postanowiła w obecności Ragnhild wyłożyć swą sprawę.
- Zapewne
plotki dotarły również do Storedal - zaczę
ła.
-1 z pewnością wiecie, że Hedvig pozwała ojca do sądu.
Laurens właśnie nalewał sobie kawy, lecz zastygł w bezruchu z czajnikiem w ręku. Po chwili doszedł do siebie, napełnił filiżankę i energicznie skinął głową.
120
- Tak,
słyszeliśmy o tym. Myślę, że wszyscy we wsi słyszeli.
Ragnhild
nagle zakrzątnęła się koło Emilii. Poprawiła jej
kilka fałdek sukienki i na nowo zawiązała na kokardkę wstążki przy szyi. Dziewczynce spodobało się okazane zainteresowanie i wyciągnęła pulchne rączki do miłej pani. Ragnhild rozczuliła się i wzięła dziecko na kolana. Emilia przytuliła się do jej piersi i westchnęła zadowolona, a Ragnhild przyłożyła usta do jej główki. Niebieskie oczy gospodyni wpatrywały się uparcie w podłogę.
Inga nie przejmowała się brakiem kontaktu wzrokowego. Milczenie lub rozbiegane spojrzenie Ragnhild nie powinno jej przeszkodzić w wydobyciu z wujka jak najwięcej informacji.
Dowiedziałam się, że Kristian i Halvdan chodzili w jednym czasie do szkoły w Stavern. Ktoś zasugerował, że ty również w tym okresie tam się uczyłeś. Czy to prawda, Laurensie?
Tak, zgadza się. Zaczęliśmy i zakończyliśmy naukę równocześnie.
Laurens upił duży łyk kawy i nie powiedział nic więcej.
Ingę ogarnęła wielka radość. Dzięki Bogu, że wuj odpowiedział na jej pytanie. Zrobił to niechętnie, poznała to po jego głosie, ale to nie miało znaczenia. Szczęśliwym trafem Kristian i Laurens uczyli się w tym samym czasie w jednej szkole; być mbże uda jej się dowiedzieć czegoś więcej o tym okresie.
- Myślisz,
że to prawda, że z moim ojcem... Hedvig zaszła
w
ciążę? - Z zakłopotania zrobiło się jej gorąco.
Laurens omal się nie zakrztusił kawą, słysząc bezpośrednie pytanie Ingi. Kaszlał gorączkowo i rozpiął górny guzik koszuli.
Nie, Ingo, nie sądzę.
Nie sądzisz czy wiesz?
Kristian był w tym czasie zaręczony z Jenny. Nigdy by jej nie zdradził z... - Wyglądało na to, że Laurens zamierza o Hedvigpowiedzieć coś obraźliwego, ale się powstrzymał. - ... z Hedvig.
Inga przypomniała sobie, co przykrego i znieważającego napisała o jej matce Gudrun.
121
- A więc ojciec i matka byli sobie wierni?
Ragnhild przysłuchiwała się rozmowie, nic nie mówiąc, po pewnym czasie zaczęła okazywać oznaki zniecierpliwienia.
Ze strachu, że im przerwie, Inga wierciła się niespokojnie na krześle. Odpowiedzże, pomyślała zdenerwowana. Na litość boską, odpowiedz na moje pytanie, zanim Ragnhild się wtrąci, zaklinała Laurensa w milczeniu i usiłowała pochwycić jego spojrzenie.
Laurens wił się zakłopotany.
- Więzi
łączące twoich rodziców były bardzo silne, Ingo.
Nigdy
nie wolno ci w to zwątpić!
Inga poddała się niezadowolona. Laurens ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, że jej ojciec lub matka dopuścili się niewierności. Oczywiście więzi między zaręczonymi lub małżonkami mogły być niemal nierozerwalne, ale czy to wykluczało zdradę?
Ingę irytowało, że Ragnhild śledziła męża niczym jastrząb. Gdyby nie to, zadałaby więcej i bardziej dociekliwych pytań. Cóż, pomyślała pojednawczo, nie mogła po prostu poprosić gospodyni, żeby wyszła. Ostatnie pytanie paliło w język jak ogień i Inga machnęła ręką na dobre obyczaje.
- Wiesz,
kto właściwie jest ojcem Torsteina?
Laurens
odpowiedział sucho:
- Nie, i nie sądzę, by sama Hedvig to wiedziała.
Inga drgnęła i zamrugała z niedowierzania. Spodziewała się, że Laurens bez wahania odpowie, że jest nim Hah/dan, lecz on wyraźnie insynuował, że Hedvig miała więcej mężczyzn. Czy rzeczywiście ta napastliwa, odważna wdowa była zwykłą ladacznicą? Na to wyglądało, pomyślała Inga zadowolona. Zastanawiała się, czy więcej osób znało tę pogłoskę, czy też może wśród mieszkańców Stavern stanowiło to pilnie strzeżoną tajemnicę. Żar, który zagrzewał Ingę, nagle nieco przygasł. Nie wiadomo, czy Hedvig sypiała z wieloma mężczyznami. Inga zdawała sobie sprawę, że plotki często nie miały potwierdzenia w rzeczywistości, a rozpuszczano je, żeby komuś zaszko-
122
dzić. Mimo wszystko to dziwne, że Laurens, człowiek szanowany i trzeźwy, mógł powtarzać coś takiego. Czyżby jednak w jego słowach krył się cień prawdy? Nie, pomyślała Inga zmęczona, to tylko jakieś mgliste domysły. Nic tu po mnie, Storedalowie nie zdradzą na temat przeszłości nic więcej, niż to absolutnie konieczne.
- Ragnhild,
czy mogłabyś przez chwilę przypilnować Emi
lię?
- spytała Inga wprost. - Przyniosłam dla Gudrun wiado
mość
od Nielsa.
Ragnhild osłupiała z przerażenia.
Taak. Czy to coś ważnego? - Aż biła od niej ciekawość i chęć kontrolowania wszystkiego.
Nie, zupełnie nie - zaprzeczyła Inga z fałszywym śmiechem. - To dotyczy ślubu Sigrid. Niczego innego.
Ragnhild jakby ulżyło.
- Oczywiście,
zajmę się Emilią. Pędź do Gudrun. Znajdziesz
ją
nad rzeką razem z dwoma służącymi. Miały robić pranie.
Inga poderwała się na nogi, zanim Ragnhild zdążyła dokończyć zdanie. Zachęcona czule pogładziła córeczkę po głowie i ruszyła w stronę rzeki. Skłamała, że ma do przekazania wiadomość od Nielsa.
Zatrzymała się w bezpiecznej odległości, kiedy zauważyła Gudrun i dziewczęta nad rzeką. Pracowały, nie wymieniając ze sobą słowa. Nietrudno było zauważyć, która z nich to Gudrun. Fartuch opinał jej duży, zaokrąglony brzuch. Już niedługo zostało do porodu, zauważyła Inga. Trzeba jej to przyznać, pomyślała Inga z podziwem, że młoda gospodyni w Storedal nie szczędzi sił. Niezmordowana i zaradna uczestniczyła w najcięższych pracach.
- Gudrun!
- zawołała Inga. Jej wołanie pomknęło z łagod
ną
bryzą.
Gudrun uniosła się gwałtownie i obejrzała za siebie niczym przestraszony cietrzew. Kiedy na powrót pochyliła się nad stertą ubrań, jedna ze służących poklepała ją po ramieniu i wskazała na Ingę.
123
Inga nie mogła się nie ucieszyć, widząc reakcję pasierbicy. Gudrun zawsze była skwaszona i mrukliwa, lecz teraz kąciki jej ust opadły jeszcze niżej, jeśli to w ogóle możliwe. Ociężała, kiwając się z boku na bok, zaczęła się wspinać pod górę po nierównym stromym brzegu.
- Czego chcesz?
Inga zatrzymała się w bezpiecznej odległości.
- Odłóż
tylko tarę - odparła Inga sarkastycznie. - Nie bę
dziesz
miała okazji, by mnie jeszcze raz uderzyć!
Gudrun prychnęła i mocniej przycisnęła tarę.
Niektóre gospodynie muszą pracować, chyba rozumiesz. Nie chcę, żeby mój mąż chodził w brudnym ubraniu.
Lepiej chodzić w zaplamionych rzeczach niż mieć brudne myśli - odpowiedziała zaraz Inga. Nic na to nie poradzi; za każdym razem, kiedy znalazła się w pobliżu Gudrun, stawała się krnąbrna i dziecinna. Z jej ust wylewały się wszystkie przekleństwa i złośliwości. - Tak się martwiłaś, że mieszkańcy Gaupås nie zdołają po pożarze związać końca z końcem. Teraz mogę cię zawiadomić, że Niels wypłacił pieniądze z ubezpieczenia. Okrągłą sumkę za straty związane z pożogą.
Gudrun widocznie zrozumiała, że Inga mówi jej to z czystej złośliwości.
- Uważaj,
Inga... - syknęła, drżąc ze wzburzenia. - Niedłu
go
nie wytrzymam, że bawisz się moim kosztem. Potrafię się
ze
mścić.
Poza tym... Następnym razem może nie tylko spiżarnia
pójdzie
z dymem!
Inga zamrugała szybko. Spiżarnia? Spiżarnia, zaśpiewało jej w głowie. Nagle jakby trafił ją grom z jasnego nieba:
- Podejrzewałam,
że to ty podłożyłaś ogień! Jak możesz
być
tak wyrachowana, jak mogłaś narazić swego ojca i Sigrid na
głód?
A co ze służbą?
Gudrun położyła rękę na piersi i rzekła nienaturalnym głosem:
- Góż
takiego każe ci wierzyć, że to ja? A może to ten zbieg,
Stener
Roysholt?
124
Oszczędź sobie - warknęła ostro Inga. - Nie mówisz tego wprost, ale aluzje są wystarczająco zrozumiałe.
Myśl sobie, co chcesz - odparła Gudrun wyniośle. - Nie dbam o twoje podejrzenia. - Groźnie machnęła tarą.
Inga cofnęła się przestraszona, odwróciła się i czym prędzej odeszła. Mnóstwo w tobie jadu, skarciła samą siebie, Dlaczego musiała powiedzieć Gudrun, że jej ponure przepowiednie się nie sprawdziły? Co przez to osiągnęła?
Inga odniosła wrażenie, jakby jej serce stanęło z przerażenia, kiedy ktoś nagle chwycił ją za ramię w chwili, gdy wychodziła zza rogu pralni.
- Martin
- jęknęła. - Śmiertelnie mnie przestraszyłeś.
Martin
pociągnął ją za sobą ku ścianie pralni, gdzie głęboki
cień skrywał ich przed ciekawskimi spojrzeniami.
- Nie
chciałem cię wołać - usprawiedliwił się. - Lepiej, żeby
nikt
nas razem nie widział ani nie słyszał, że rozmawiamy.
Inga od razu zrozumiała, że Martin nie jest w typowym dla niego dobrym, żartobliwym humorze. Teraz nie miał chęci na amory.
- Co się stało, Martinie? - spytała zaniepokojona.
- I
ty o to pytasz? - rzucił cierpko.
Inga
patrzyła na niego, nie rozumiejąc.
- Nie
zrobiłam nic złego. - Ku swej rozpaczy poczuła,
że
zbiera jej się na płacz. Szorstki, surowy głos Martina sprawił
jej
przykrość.
Martin zagryzł dolną wargę.
- Słyszałem,
że zadajesz się z jednym z zatrudnionych u cie
bie
żniwiarzy!
Ingą wstrząsnęło. Jakim cudem, u licha, Martin się o tym dowiedział? Jeżeli on wie, to oczywiste, że inni też zwrócili uwagę na jej zażyłą znajomość z Bjarnarem. O rany, przemknęło jej przez głowę, oby tylko nikt nie doniósł o tym Niel-sowi.
125
- Twoje
milczenie świadczy o tym, że te plotki to praw
da
- mówił dalej Martin, nie znając litości.
Wreszcie Inga zdołała się usprawiedliwić:
Wiesz, Martinie, jak ludzie gadają...
Tak, wiem - odparł opryskliwie. - Jednak myślę, że tym razem mówią prawdę. Czy jest dobry, ten piekielny Bjornar? - Każde słowo ociekało zazdrością.
Inga znowu się przestraszyła. Martin nie mówił ogólnikami, znał nawet imię jej kochanka. Po jej głowie tłukło się pytanie, kto mógł ich razem widzieć.
- Jesteś
żonaty, Martinie, a Gudrun spodziewa się...
Martin
przerwał jej ze złością.
- Ty
też byłaś mężatką i też spodziewałaś się dziecka,
kiedy
spotkaliśmy
się w lesie. Nadal nosiłaś obrączkę Nielsa, gdy za
bawialiśmy
się w jeziorze i kochaliśmy w stodole. Tak, zaciąg
nęłaś
mnie nawet do waszego łoża małżeńskiego!
W ciągu jednej sekundy Ingę ogarnęła wściekłość.
- Zaciągnęłam?
Zaciągnęłam? - warknęła. - Nie było cię
trudno
namówić, do cholery. Nie przelewaj na mnie goryczy za
swe
nieudane małżeństwo, Martinie. Naprawdę nie zasłużyłam
na
to!
Martin trochę się uspokoił, ale nastrój mu się nie poprawił.
- Czy
to prawda, że masz romans z Bjornarem? - Ostroż
nie
wziął ją za rękę i czule gładził kciukiem jej dłoń.
Inga zadrżała.
- Nnie
- skłamała. Nikt nie może się dowiedzieć, że coś ją
łączy
z tamtym mężczyzną, a już tym bardziej Martin. Nie wia
domo,
co może przyjść do głowy wzgardzonemu kochankowi.
Jego twarz zdradzała, jak bardzo jest nieszczęśliwy.
- Czy już dla ciebie nic nie znaczę, moja Ingo?
Smutek Martina poruszył w niej czułą strunę. Zbolała zamknęła oczy. Na Martinie zależało jej bardziej, niż sądziła. Bjornar uciszył trochę tęsknotę za nim, lecz teraz Inga uświadomiła sobie, że to, co łączy ją z Bjornarem, to czyste pożądanie.
126
- Miłość
między nami jest skazana na niepowodzenie. Sam
to
powiedziałeś... Jesteś odpowiedzialny za Gudrun i dziecko,
które
wam się urodzi...
Kiedy Martin nie usłyszał zapewnień o wiecznej wierności, gwałtownie cofnął ręce.
- Kochasz
mnie, wiem o tym. Nie oszukasz mnie, Ingo.
Miałem
również nadzieję, że nie będziesz oszukiwała samej sie
bie!
Bez słowa wyjaśnienia odwrócił się i odszedł.
12
Postanowiono, że sprawa sądowa odbędzie się w Gaupås. Inga odetchnęła z ulgą, a jednocześnie się zmartwiła, kiedy się o tym dowiedziała. Ulżyło jej, ponieważ rozprawy będą się toczyły blisko, a to dawało jej większą możliwość śledzenia przebiegu posiedzeń. Troska brała się stąd, że w najbliższych dniach ją i służbę będzie czekało dużo pracy. Jesień to gorączkowy okres, na szczęście żniwa się skończyły. Owce zostały sprowadzone z gór o tydzień wcześniej niż zwykle, a żyto ozime Gulbrand i zatrudnieni pomocnicy zdążyli posiać na dzień przed tym, zanim gruchnęło między 0vre Gullhaug a Svartdal.
Indze kręciło się w głowie ze strachu, kiedy się rozbierała i kładła spać wieczorem przed rozprawą. Bolały ją ręce i nogi od mycia sufitów i ścian w całym domu. Właściwie nie podejmowali tak gruntownych porządków przed Bożym Narodzeniem, ale teraz musieli to zrobić. To dobrze, pomyślała Inga, będzie mniej pracy przed świętami.
Na szczęście żaden z urzędników nie planował nocować, a posiedzenia będą miały miejsce w dużej sali. Trzeba będzie gościom podać coś do jedzenia i picia i Inga liczyła na palcach, czy nawarzono dość piwa i upieczono wystarczająco dużo ciasta. Uznała, że powinno starczyć. W przyszłym tygodniu Gulbrand miał się wybrać do Temsberg po mięso, żeby uzupełnić skromny zapas, który im został po pożarze spiżarni. W najgor-
128
szym wypadku pośle kogoś do Sorine, żeby Svartdal też wniosło jakiś wkład w zaopatrzenie.
Wyczerpana i przygnębiona Inga naciągnęła na siebie kołdrę. Mięśnie i całe ciało miała obolałe i zesztywniałe, tak że niemal nie mogła się porządnie wyprostować. Syknęła z bólu, kiedy całym ciężarem spoczęła na materacu. Odruchowo złożyła ręce na piersi i posłała modlitwę do Boga. Bóg musi się nad nimi jutro zmiłować! Musi sprawić, żeby sprawiedliwość zwyciężyła. Syn Hedvig nie ma prawa do domu jej dzieciństwa. Nie może mieć...
Ingę przebiegł dreszcz, kiedy zastanowiła się, jakich świadków przyprowadzi Hedvig. Kto, u licha, zechciał ją poprzeć? Inga nie miała pojęcia, lecz coś jej mówiło, że Hedvig wykorzysta najbardziej nieczyste metody i ucieknie się do zmiennych i fałszywych przyjaciół. Tak zwanych przyjaciół, którzy bardziej niż chętnie ujrzeliby gospodarza Svartdal skompromitowanego...
Następnego ranka na dziedzińcu zapanował ożywiony ruch. Inga przekazała Emilię Eugenie, ponieważ sama zajęła się witaniem gości. Czuła mrowiące napięcie, kiedy ojciec przedstawiał jej swego adwokata, Alexandra Hoela-Wigge. Nigdy wcześniej go nie widziała ani o nim nie słyszała, lecz jego nazwisko brzmiało znajomo. Tak czy owak to, jak się nazywał, nie miało większego znaczenia. Najważniejsze, by okazał się zdolnym pełnomocnikiem procesowym. Z zadowoleniem stwierdziła, że pan Hoel-Wigge jest starzejącym się mężczyzną o bystrych niebieskich oczach. Pomyśleć tylko, że obrońcą ojca mógłby być jakiś młokos, który dopiero zdał egzamin! Najważniejsze jest duże doświadczenie, pomyślała zadowolona.
Kristian rzadko pokazywał się w tak formalnym stroju. Dziś włożył czarne, sztywne spodnie z pięknym skórzanym paskiem. Jego biała koszula była wykrochmalona i wyprasowana,
129
a w mankietach Inga dostrzegła srebrne spinki. Na koszulę narzucił ciemny kubrak. Na tę okazję przypiął nawet żabot. Starannie uczesał włosy, lecz najbardziej niesfornych kręcących się kosmyków nie udało mu się ułożyć nawet na mokro. Najwyraźniej ojcu ciążyła powaga sytuacji. Ogorzała twarz wyrażała strach. Kristian zagryzał w niepewności dolną wargę, lecz jednocześnie, jak Inga stwierdziła, otaczała go aura zaciekłości i woli walki. Świetnie, pomyślała ze słodko-gorzkim uśmiechem, przynajmniej się nie poddał. Jeszcze nie.
Pozdrowiła uprzejmie adwokata Hedvig, Fritza Lodema, lecz do Hedvig odwróciła się plecami. Za żadne skarby nie poda ręki tej zepsutej kobiecie, o nie! To poniżej jej godności. Hedvig nawet nie mrugnęła z powodu niegrzecznego zachowania Ingi, ale jej usta wykrzywił uśmiech wyższości. Ingę zirytowała jej reakcja. Na twarzy pani z 0vre Gullhaug pojawiło się współczucie, jak gdyby Hedvig zdawała się mówić: „Biedactwo. O niczym nie wiesz".
Wkrótce w dużej sali zrobiło się ciasno. Inga zauważyła wielu znajomych, oczywiście znaleźli się tu wszyscy ze Svart-dal i 0vre Gullhaug, Sigrid, Tordis i Oddbjorn z Nedre Gullhaug, a także dzierżawcy okolicznych poletek. Zjawiła się większość mieszkańców parafii związanych z Botne, którzy uzyskali pozwolenie, żeby uczestniczyć w rozprawie. Kiedy Inga przebiegła wzrokiem wzdłuż ostatnich rzędów, niemal zaparło jej dech. W ostatniej ławce siedzieli ramię w ramię Laurens z Martinem. Laurens miał ściągniętą twarz; założył prawą nogę na lewą i nerwowo bębnił palcami w kolano.
Martin poruszył się niespokojnie. Czyżby ławka była niewygodna, czy też może źle się tu czuł? Ingę zdziwiło, że pojawili się obaj, ojciec i syn, lecz może Laurens chciał być świadkiem upokorzenia Kristiana? Nie, pomyślała, wujek nie wygląda na żądnego zemsty, ale nie wolno jej zapominać o tym, że ojciec, nie panując nad swym gwałtownym temperamentem, nieraz Laurensa zranił. Wiedziała, że Laurens niejednokrotnie próbował z jej ojcem porozmawiać, lecz Kristian nawet na niego nie
130
spojrzał. Ani razu nie wysłuchał wyjaśnień Laurensa, nie zważając na dawne urazy. Kristian nie należał do tych, którzy przyjmowali przeprosiny. Zdążyła się o tym przekonać.
Inga wyciągnęła szyję i.przechyliła się na bok, żeby zobaczyć, czy jest Ragnhild lub Gudrun. Obecność Ragnhild nie miała dla niej wielkiego znaczenia, lecz oczywiście najlepiej by było, gdyby została w domu. Gospodyni z 0vre Gullhaug potrafiła w szczególny sposób trzymać męża w garści, dlatego byłoby świetnie, gdyby jednak nie przyszła. Przynajmniej do chwili, kiedy Laurens zostanie wezwany na świadka. Cóż, pomyślała Inga, nie wiadomo, czy Laurens w ogóle będzie zeznawał ani też czy będzie świadczył na korzyść Svartdal... Na szczęście nie widziała Gudrun. Chwała Bogu! Gudrun nie wysiedziałaby chyba tylu godzin na twardej drewnianej ławce, skoro niedługo ma urodzić?
Kiedy administrator sądowy uderzył drewnianym młotkiem w stół, Inga odniosła wrażenie, że gdzieś w tłumie mignął jej pastor Mohr. Zadrżała, ale zaraz z dużym wysiłkiem opanowała się. Uwagę wszystkich skupiał sędzia, który otwierał posiedzenie sądu. Suchym, monotonnym głosem odczytywał dane obu stron i treść pozwu.
Adwokat Hedvig szybko otrzymał głos. Pan Lodem wstał, obciągnął poły marynarki i stanął przed widzami siedzącymi w pierwszym rzędzie. Indze wydało się to dziwne, ponieważ to sędzia wydaje wyrok i decyduje o wyniku sprawy. Ludzie nie stanowią jury, lecz pełnią rolę ciekawskich obserwatorów.
- Moja klientka, Hedvig z 0vre Gullhaug, wychodzi z dwóch podstawowych założeń. - Pan Lodem uniósł do góry palec wskazujący, jakby na podkreślenie swych słów. - Żąda, żeby pozwany, Kristian Svartdal, przyjął na siebie ojcostwo jej starszego syna, Torsteina. To pociąga za sobą konieczność zapłaty pewnej kwoty tytułem świadczenia na rzecz syna. Powódka domaga się spłaty wspomnianego świadczenia, licząc od dnia uchwalenia nowego prawa w roku 1892, co oznacza, że pan Svartdal musi pokryć koszty wychowania syna za szesnaście lat! Do tego należy doliczyć odsetki.
131
Inga nie miała pojęcia, ile wynoszą miesięczne alimenty na nieślubne dziecko, lecz z przerażeniem uzmysłowiła sobie, że to będzie znaczna kwota. W dodatku z odsetkami...
Zawsze dobrze umiała liczyć w głowie, lecz nie potrafiła określić sumy, nie znając poszczególnych kwot. Jednocześnie opadły jej ręce z bezsilności. Pan Lodem wcale nie brał pod uwagę tego, że Torstein być może nie jest synem Kristiana, ten mizdrzący się adwokat mówił dalej, jak gdyby pokrewieństwo już zostało stwierdzone.
- Pozwany
musi również uznać Torsteina za swojego syna.
To
znaczy, że Torstein będzie traktowany na równi z małżeński
mi
dziećmi Kristiana Svartdala. Ponieważ Torstein jest starszy
od
Kristoffera Svartdala, dziedzictwo Svartdal należy przekazać
jemu.
Wśród zebranych rozległ się szmer. Głośny pomruk rozbrzmiewał za plecami Ingi, która nagle poczuła się zmęczona. Zmęczona i poniżona. Przeklęte spojrzenia ludzi paliły ją w plecy. Zrozpaczona podniosła wzrok na ojca i zobaczyła, że pochylił głowę upokorzony.
Szepty i cichy śmiech ucichły dopiero, kiedy pan Lodem się wycofał i ustąpił miejsca panu Hoelowi-Wigge. Adwokat Kristiana rozpoczął energicznie:
- Żądam
całkowitego uniewinnienia mojego klienta! Pan
Svartdal
nagle się dowiaduje, że ma zapłacić świadczenie na
syna,
który nawet nie jest jego dzieckiem. Cóż za niedorzecz
ność?
Zwracam uwagę, że prawo spadkowe zostało przedstawio
ne
w 1887 roku, lecz rząd go nie zatwierdził. Sprawę rozpatrywa
no
ponownie w roku 1892, ale również wtedy nieślubne dzieci
nie
uzyskały prawa dziedziczenia. Nie rozumiem, jak pan Lodem
może
się czegoś takiego domagać w imieniu swojej klientki!
Inga odetchnęła z ulgą. Czy tó prawda, co twierdził adwokat Kristiana, że nieślubne dzieci nie mogą dziedziczyć po swoim ojcu? W takim wypadku zagrożenie, w jakim znalazło się Svart-dal, przestałoby istnieć!
Pan Lodem wstał.
132
- Sprawdzimy
w niniejszej sprawie, jakie jest prawo spad
kowe!
Czy Torstein ma cierpieć za to, że możny gospodarz prze
spał
się kiedyś z jego matką?
Odważne pytanie wzbudziło szmer wśród zgromadzonych widzów. Nawet Inga musiała przyznać, że dzieci pozamałżeńskie powinny mieć równe prawa z córkami i synami, którzy przyszli na świat w związku małżeńskim. Mimo to, pomyślała ze złością, sprawa nie toczy się tylko o to, czy Torstein powinien dziedziczyć, czy nie. Jej ojciec przysiągł przecież, że nigdy nie tknął Hedvig! Inga miała wielką ochotę, żeby krzyczeć i bić pięściami z powodu koszmaru, który tu się rozgrywał, ale zdołała się opanować. Czy nikt nie rozumiał, że Hedvig kłamie? Nawet jej adwokat powinien zdemaskować jej przymilny uśmiech i wydumaną historię. Inga była głęboko oburzona, że ludzie mogli podejrzewać jej ojca o łajdaczenie się!
Pan Lodem mówił z zaangażowaniem:
- Moja
klientka i ja chcielibyśmy przedstawić niezbędną
dokumentację,
żeby sąd mógł zająć stanowisko, czy sprawę na
leży
kontynuować.
Sędzia odpowiedział:
- Prawo
spadkowe nie zostało jeszcze uchwalone, jednak
mimo
to zezwalam powódce na przedstawienie swojej doku
mentacji.
Kristian poderwał się z niedowierzaniem, ale zaraz z powrotem opadł przygnębiony na krzesło.
Na sali zapanowało poruszenie, kiedy Hedvig zajęła miejsce dla świadka. Wyprostowana patrzyła wprost na swego adwokata, który łagodnym i pełnym zrozumienia głosem zaczął zadawać jej pytania.
- Niektórzy
uznaliby to za... - pan Lodem wykonał ruch
ręką,
starając się znaleźć odpowiednie słowo - ...osobliwe,
że
utrzymywała pani w tajemnicy prawdę o ojcostwie przez
prawie
trzydzieści lat. Proszę nam to wyjaśnić, pani Gullhaug.
Inga zamknęła oczy, wykręcając spocone, wilgotne dłonie. Jakie kłamstwo wymyśli Hedvig tym razem?
133
- Przez
prawie trzydzieści lat byłam żoną miłego, fanta
stycznego
człowieka, Halvdana. Kochał Torsteina, jak gdyby
był
jego rodzonym synem, dlatego nie chciałam rozgrzębywać
starej
historii między Kristianem i mną. Dopiero kiedy... - po
ciągnęła
nosem i wytarła go chusteczką. Zadziwiająco szybko
odzyskała
panowanie nad sobą. - Po śmierci Halvdana ogarnę
ła
mnie złość na Kristiana. Jest znany ze swego poczucia
spra
wiedliwości,
ale dlaczego nie starczyło mu odwagi, żeby przy
znać,
że Torstein jest jego synem?
.- A więc przez wzgląd na swojego zmarłego męża nie złożyła pani wcześniej pozwu przeciw panu Svartdalowi?
Tak.
Czy zezna pani pod przysięgą, że Torstein jest rodzonym synem Kristiana Svartdala?
Nie rozległ się nawet szmer. Zdawało się, jakby ludzie wstrzymali oddech i nie mieli odwagi wypuścić powietrza, zanim Hedvig nie odpowie.
Hedvig położyła rękę na Biblii, która leżała obok, i rzekła czystym, donośnym głosem:
- Tak!
Inga walczyła z płaczem. Co tu, do licha, się dzieje? Zrodziła się w niej wątpliwość: czyżby ojciec nie miał odwagi wyznać prawdy? Czyżby nie odważył się tego przyznać w chwili, gdy spytała go wprost o to ojcostwo? Zdawała sobie sprawę, że mówienie o życiu intymnym było dla niego trudne, ale jakoś przełknął wstyd. Stawka jest zbyt wysoka, by wykręcał się zakłopotaniem. Ingę zdziwiłoby, gdyby Hedvig kłamała, skoro przysięgła na Biblię. Czy naprawdę nie zawahałaby się popełnić krzywoprzysięstwa?
Pan Lodem wydawał się zadowolony ze stanowczości swojej klientki.
- Proszę
opowiedzieć, jak pani spotkała pana Svartdala.
Początkowo
Hedvig mówiła cicho i niepewnie, lecz stopnio
wo
nabierała śmiałości.
- Pracowałam w kuchni w szkole rolniczej w Stavern, kiedy
134
przyjechał tam Kristian Svartdal. To było chyba... w 1877 roku, wydaje mi się. Wtedy, jak i teraz, Kristian był mężczyzną, który zwracał na siebie uwagę. Uprzejmy, pewny siebie i bardzo męski.
Okazał pani zainteresowanie? Hedvig zachichotała kokieteryjnie.
Tak, absolutnie tak bym powiedziała.
- Czy
kiedykolwiek wspominał o zaręczynach? Albo o mał
żeństwie?
Hedvig jakby stała się bardziej potulna.
- Nie,
niezupełnie. Miał poczucie humoru i był rycerski,
ale
nigdy nie wspominał o czymś podobnym.
Pan Lodem zmarszczył krzaczaste brwi.
- Czy
zdaje sobie pani sprawę, że ludzie mogą uznać panią
za
łatwowierną i... lekkomyślną?
Hedvig poruszyła się niespokojnie zakłopotana, a zgromadzeni uważnie się jej przyglądali.
Tak, istotnie, potrafię to zrozumieć. Mimo to - tłumaczyła się niestrudzenie - Kristian jest mistrzem w manipulowaniu ludźmi. Z równą, łatwością, jak przeraża, potrafi również przekonywać takie jak... jak ja. - Zawstydzona potarła oczy.
Czy chce pani powiedzieć, że jako młoda, naiwna dziewczyna uległa pani mężczyźnie, który miał dar wymowy?
Hedvig odrzuciła głowę i rzekła głosem, który z goryczy brzmiał jak nienastrojone skrzypce:
- Na
początku lubiłam Kristiana, przyznaję, lecz nie zdą
żyłam
obdarzyć go głębszym uczuciem, ponieważ wziął mnie
gwałtem!
Wyznanie spadło na publikę jak grom z jasnego nieba. Piskliwe, karcące głosy kobiet mieszały się z dosadnymi okrzykami mężczyzn. Sędzia kilka razy uderzył mocno młotkiem w stół, żeby przywołać zebranych do porządku.
Hedvig mówiła dalej z płaczem.
- Był
jeszcze jeden powód, dla którego zwlekałam do
śmierci
drogiego Halvdana... On nie powinien przez to prze
chodzić!
135
Inga wymieniła spojrzenia z Kristofferem. Na jego twarzy malowały się również wstrząs i przerażenie.
- Pani
Gullhaug, tym razem nie zadam pani więcej pytań.
Myślę,
że ciężko przyszło pani złożyć te zeznania... - adwokat
zrobił
sztuczną przerwę.
Inga zobaczyła, że sporo ludzi kiwnęło przytakująco głowami. To się nie uda, pomyślała smutno, przegramy tę sprawę! Złożyła ręce i pomodliła się w duchu, żeby Hoel-Wigge wziął Hedvig w krzyżowy ogień pytań, lecz żeby nie przycisnął jej zbyt ostro, gdyż właśnie teraz unosiła się na fali współczucia płynącego z sali.
- Powinna
pani raczej Kristiana, a nie Halvdana, doprowa
dzić
groźbą do kościoła - zaczął Hoel-Wigge. - Jeżeli dziew
czyna
zajdzie w ciążę z nieżonatym mężczyzną, często musi
on
wybierać
między poślubieniem jej a zapłaceniem kary. Według
moich
dokumentów pan Svartdal nigdy nie został obciążony
żadną
opłatą.
Hedvig syknęła przez łzy:
- Nie
mogłam znieść Kristiana po tym, co mi zrobił.
Myśl
o tym, że w przyszłości mielibyśmy dzielić małżeńskie
łoże...
- nie dokończyła, tylko się wzdrygnęła.
Inga z wściekłością zmrużyła oczy. Jasne, ta obłąkana kobieta jest w stanie kłamać mimo przysięgi złożonej przed Bogiem! Hedvig przecież uganiała się za ojcem na weselu Gudrun i Martina, o ile Inga dobrze pamiętała. Dlaczego zachowywała się w ten sposób, skoro tak bardzo nienawidziła rzekomego gwałciciela? Czas nie złagodził nienawiści, lecz wybuchła niedawno z zupełnie innych powodów.
Pełnomocnik ojca oznajmił, że nie ma więcej pytań. Mądrze zrobił, uznała Inga, nie ma sensu pozwalać jędzy na więcej zwierzeń, niż to konieczne. Sama zaś łudziła się nadzieją, że pan Hoel-Wigge będzie bardziej dociekliwy, gdy zaczną składać zeznania pozostali świadkowie.
136
Dziwnie było patrzeć na ojca, który wydał się taki nieporadny, kiedy zajął miejsce dla świadka. Cichym głosem odpowiadał przecząco na większość pytań zadawanych przez obu adwokatów. W momentach, gdy miał możliwość obrony, odpowiadał jednym krótkim słowem. Zniecierpliwienie targało Ingą: dlaczego bardziej ostro nie odpowiada na bezpodstawne zarzuty? Inga miała ochotę potrząsnąć ojcem, wyzwolić w nim złość, ale to by się na nic nie zdało.
Kiedy pan Lodem wezwał pierwszego świadka, Ingę zmroziło od czubka głowy po opuszki palców. Na środek wyszedł sam pastor Mohr. Włożył sutannę, żeby podkreślić swoją wiarygodność. Z miejsca, w którym siedziała, Inga zauważyła, że pastor zaczyna łysieć. Spomiędzy rzadkich włosów zaczęła prześwitywać łysa skóra.
- Czy
będzie pastor mówił całą prawdę i tylko prawdę i nie
będzie
niczego ukrywał? - spytał pan Lodem patetycznie.
Pastor pogładził Biblię.
- Przyrzekam! Amen.
Ostatnie słowo wywołało na sali szum.
- Pani
Gullhaug powiedziała, że był pastor jej powierni
kiem
w rym trudnym okresie. Czy to prawda?
Pastor Mohr skinął głową.
- Zgadza
się. Uczeń Pana ma obowiązek być przewodni
kiem
dla zbłąkanych owiec. Jego powinnością jest
wspieranie
cierpiących.
Adwokat uczynił gest zniecierpliwienia.
- Nie
możemy znaleźć zapisu w księdze parafialnej, stwier
dzającego,
że Halvdan jest ojcem Torsteina. Czy może pastor
wie,
jaka jest tego przyczyna?
Pastor użył swojego gromkiego głosu:
Ponieważ poprzedni proboszcz, który piastował tę funkcję przede mną, świętej pamięci Rollefsen, nigdy nie miał przyjemności zapisania tego nazwiska!
Czy to oznacza, że Halvdana nie można traktować jako biologicznego ojca?
137
Inga nie widziała wyraźnie twarzy tego pastora z piekła rodem, ale z boku dostrzegła, że się uśmiechał.
- Rollefsen
był człowiekiem bogobojnym i bardzo skrupu
latnym.
Nigdy nie pominąłby żadnego nazwiska, gdyby nie miał
ku
temu powodów. Według mnie Torstein nie ma ojca. - Bły
skawicznie
jak gronostaj pastor odwrócił głowę i utkwił wzrok
w
Kristianie. - Jeżeli ten człowiek - wskazał drżącą ręką na
Kri-
stiana
- wkrótce nie przyjmie na siebie odpowiedzialności i nie
przyzna
się do ojcostwa Torsteina!
Inga ukryła twarz w dłoniach i starała się odzyskać oddech. Nie płakała, ale niewiele brakowało. Wiadomość o księdze parafialnej poraziła ją. Nikogo nie wpisano jako ojca Torsteina! To mogło oznaczać tylko jedno: Halvdan kochał chłopca, ale nie dość mocno, by go usynowić. Dlaczego, dlaczego? - wszystko w niej krzyczało. Czy dlatego, że wiedział, że chłopiec został poczęty podczas stosunku Hedvig z Kristianem, najlepszym przyjacielem? Przyjaźń między Kristianem i Halvdanem ostygła zaraz po powrocie obu ze Stavern, jak się Inga dowiedziała. Czy z tego powodu, że Kristian miał romans z Hedvig? Tyle pytań kłębiło się w jej głowie. Dlaczego Halvdan zgodził się poślubić Hedvig, skoro już nosiła w łonie dziecko innego mężczyzny?
Pan Lodem z triumfem zamierzał przekazać świadka Hoe-lowi-Wigge, lecz adwokat ojca odrzucił propozycję.
Ingę zirytowało, że pastor nie zostanie dokładniej przesłuchany. Czy nikt nie rozumiał, że Mohr być może posiada klucz do prawdy? Nie, nikt o tym nie może wiedzieć, tylko ona przyłapała go wcześniej na kłamstwie. Wszyscy wierzyli temu obłudnikowi, ponieważ pełnił urząd duchownego. Dobrze, pomyślała stanowczo, już ona nie pozwoli, żeby tak łatwo się wywinął!
Wśród zebranych powstało całkowite zamieszanie, kiedy pan Lodem wywołał nazwisko następnego świadka.
- Laurens Storedal!
Mimo że Ingę wiele kosztowało odwrócenie się w stronę mieszkańców wsi, instynktownie obejrzała się do tyłu i zerknę-
138
ła na Laurensa. Wydawał się spięty, przebiegło jej przez głowę, ponieważ pokornie przepraszał, gdy siedzący przed nim musieli wstawać, żeby go przepuścić. Wzrok utkwił w deskach podłogi, kiedy dotarł do końca.
Kristian i Laurens nie byli przyjaciółmi od wielu lat, to prawda, lecz Inga nie wierzyła, by Laurens zadał szwagrowi cios w plecy. Może od dawna o tym marzył, a teraz wreszcie dostał szansę? W sali zrobiło się gorąco i zebranym pot spływał po karku. Kątem oka Inga dostrzegła, że Krister wyciera czoło, zaraz jednak wstał i otworzył dwa okna. Do środka wpłynęło świeże powietrze, ale nie zrobiło się ani odrobinę chłodniej, ponieważ jesienne słońce jeszcze dobrze grzało.
Napięcie niczym skurcz ścisnęło żołądek Ingi. Spróbowała trochę odchylić się do tyłu, żeby rozluźnić mięśnie, ale to niewiele pomogło.
- Laurensie
Storedal - rzekł pan Lodem z wielkim pato
sem.
- Pan i Kristian Svartdal chodziliście razem do szkoły
w
Stavern. Zgadza się?
Laurens złapał za barierkę oddzielającą miejsce dla świadków.
Tak, zgadza się. Zaczęliśmy i skończyliśmy naukę w szkole rolniczej równocześnie.
Zatem mieliście ze sobą bliski kontakt?
Tak, absolutnie! Byliśmy w tamtym czasie bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Pani Gullhaug zeznała przed chwilą, że pan Svartdal ją adorował. Czy potwierdza pan jej wypowiedź?
Laurens nie od razu odpowiedział.
- Tak, chyba tak, ale...
Pan Lodem szybko mu przerwał.
- Proszę
odpowiadać tylko na moje pytania. Dobrze,
przejdźmy
dalej. Zatem pan Svartdal flirtował z młodą Hedvig.
Wnioskuję
z tego, że Halvdan i Hedvig zaręczyli się jakiś czas
po
jej romansie z panem Svartdalem. A skoro Torstein jest sy
nem
Kristiana Svartdala... - Adwokat uczynił sztuczną prze
rwę.
Wyraźnie chciał, by znaczenie tych słów zapadło głęboko
139
w świadomość obecnych na sali. - To by oznaczało, że Hedvig była w ciąży, zanim spotkała Halvdana z 0vre Gullhaug!
Laurens upił łyk wody ze szklanki, którą mu podano. Z sali nie dochodził żaden dźwięk. Nikt nawet nie chrząknął ani nie kichnął. Kiedy Laurens odstawił szklankę na stół, stuknięcie o blat zdawało się niczym strzał z broni.
- Panie
Storedal, zechce pan łaskawie odpowiedzieć.
Czy
Hedvig była w ciąży, zanim spotkała Halvdana?
Laurens odchrząknął, lecz zaraz rozległo się ciche:
- Tak.
Chociaż sędzia kilka razy uderzył młotkiem o stół, zebrani nie mieli zamiaru zamilknąć. Głośne dyskusje i niewybredne uwagi posypały się w stronę Kristiana niczym grad.
Oczy Ingi nabiegły łzami. Jej serce krwawiło z powodu ojca, któremu nie szczędzono szykan. On zaś siedział zgarbiony jak dotychczas, zacisnął usta, aż utworzyły wąską kreskę, i wpatrywał się jakby nieobecny w ludzi zmienionych w bestie.
Inga czuła takie rozczarowanie z powodu wujka, że miałaby ochotę tłuc na oślep pięściami w jego plecy. Bić kułakami i krzyczeć, dopóki nie cofnie oskarżenia. Szok ją powstrzymał. Jak Laurens mógł to zrobić Kristianowi? Wszystkim Svartda-lom? Ten diabeł, który wcześniej tak pięknie mówił, że się cieszy na jej widok. Sprawiał wrażenie, że jest zadowolony, że ma z nią lepszy kontakt. Tak, naprawdę czuła, że brakowało mu spotkań z bratanicą. Wszystko to tylko gra, pomyślała Inga ze smutkiem, ponieważ Laurens stanął po stronie wroga.
W tej samej chwili podwójne drzwi do sali otworzyły się z wielką siłą. Do środka wpadł Brandt, jeden z parobków w Storedal. Szybko ściągnął kapelusz z respektu dla sądu.
- Czy jest tu akuszerka?
Z ławki wstała starsza kobieta.
- Tak.
Co się dzieje?
Brandt
wyjaśnił zdyszany.
- Młoda
pani w Storedal zaczęła rodzić. I... I wygląda na
to,
że nie jest dobrze.
140
Inga rzuciła Nielsowi bojaźliwe spojrzenie. Ten stary człowiek był biały na twarzy ze strachu i zmartwienia. Sędzia popatrzył na niego, a potem uderzył młotkiem o stół i oznajmił:
- Proponuję
ogłosić przerwę. Rozprawa będzie kontynuo
wana
jutro. Do widzenia.
Brandt torował akuszerce drogę pośród tłumu.
Inga rozpoznała tę kobietę. To Astrid, która odwiedziła ją kilka dni po narodzinach Emilii, ostrożna, mądra i miła. Gudrun potrzebowała teraz u swego boku kogoś takiego.
Laurens i Martin pośpieszyli za nimi. Ludzie również powoli się rozeszli i wrócili do domu.
Inga niepewnie podeszła do Nielsa.
- Zejdźmy
na dół, Nielsie, musisz odpocząć.
Zdawało
się, jakby nie usłyszał jej rady.
- Boże,
Boże - powtarzał, drżąc. - Nie pozwól, by Gudrun
coś
się stało. Naszemu dziecku...
Błagając, podniósł głowę i spojrzał w sufit, jak gdyby w ten sposób mógł wezwać na pomoc siły nadprzyrodzone.
Inga dygotała. Na pewno będzie potrzebne wsparcie z góry, ponieważ Ragnhild nie posłałaby po akuszerkę, gdyby poród przebiegał bez zakłóceń. Wydarzyło się chyba coś złego.
13
Ragnhild biegała niespokojnie od łóżka, w którym leżała Gudrun, do okna. Wodziła oczami wzdłuż drogi, lecz ciągle nie widziała wozu. W duchu błagała, by Brandt jak najszybciej dotarł do Gaupås, a jeszcze bardziej pragnęła, by zastał tam akuszerkę. Co zrobi, jeśli Astrid nie będzie na rozprawie?
Przez chwilę stała, wyglądając na rozciągające się daleko pola z dojrzałym zbożem. Za kilka dni rozpoczną się roboty przy żniwach. Za pomoc w polu zwykle częstowała robotników puddingiem, który gotowała z ryżu i świeżo odcedzonego mleka, nie szczędząc ani masła, ani cukru. W tym roku żniwa będą szczególne, pomyślała szczęśliwa, ponieważ miał przyjść na świat jej pierwszy wnuk.
Zagubiona oparła ręce na framudze. Właściwie miała dziś być na rozprawie, ale nie mogła zostawić Gudrun, kiedy zaczęły się pierwsze bóle. Nie żeby miała brać udział w sprawie, uchowaj Boże, ale prawdę mówiąc, była ciekawa, co Hedvig szykuje. Aż ją łaskotało w brzuchu z napięcia na samą myśl o tym, jaki będzie wyrok. Czy Hedvig wygra i czy rodzina Storedalów straci wspaniałe rodowe gospodarstwo?
Niepokoiło ją, że Laurens pojechał do Gaupås. Nie wiadomo, co mu może wpaść do głowy... Na szczęście nie został wezwany w charakterze świadka przez żadną ze stron, ale przez pewien okres chodził dziwnie podminowany. Taki tajemniczy. W środku lata wyjechał na tydzień. Wymówił się, że ma to
142
związek z jego pracą jako kwestora, ale wątpiła w to. Nie okłamywał jej, ale podejrzewała, że nie mówi jej wszystkiego...
Gudrun jęknęła cicho z bólu. Ragnhild stłumiła westchnienie, po czym podeszła do miski z wodą, zwilżyła i wykręciła ściereczkę. Ostrożnie położyła zimny okład na czole synowej. Szybko odskoczyła na odległość metra, kiedy Gudrun machnęła ręką, żeby ją uderzyć.
Nie dotykaj mnie - syknęła Gudrun zdyszana.
Chcę ci tylko pomóc - wyjaśniła Ragnhild.
Sama dam sobie radę - burknęła Gudrun, nie otwierając oczu.
Nie poradzisz sobie - odparła Ragnhild rozważnie, ale stanowczo. - Wody odeszły ponad godzinę temu, Gudrun, i dziecko powinno zaraz się urodzić.
Co za dziwne zachowanie, pomyślała Ragnhild, starając się stłumić narastającą irytację. Większość kobiet woli mieć kogoś obok przy łóżku, przynajmniej te, które rodzą pierwszy raz, ale nie Gudrun. Synowa musi mieć wysoki próg bólu, ponieważ nie ulegało wątpliwości, że cierpi.
Kiedy na zewnątrz zaskrzypiały drzwi, Ragnhild nasłuchiwała z rosnącą nadzieją, że może przyjechała akuszerka.
Astrid! - zawołała z radością, kiedy kobieta weszła do pokoju.
Rozumiem, że to coś poważnego - uśmiechnęła się przyjaźnie akuszerka, ukazując braki w uzębieniu w dolnej szczęce.
Hm, nie wiem - usprawiedliwiła się Ragnhild. - Gudrun nie należy do tych, które się skarżą z powodu bólu, więc trudno powiedzieć. Mimo to coś mi mówi, że coś jest nie tak. - Ostatnie słowa wymówiła szeptem, gdyż nie chciała, żeby Gudrun to słyszała. Lecz jednocześnie czuła się niezręcznie, że rozmawiają za plecami synowej.
Obawy potwierdziły się, kiedy akuszerka zbadała Gudrun. Zamyślona odciągnęła Ragnhild na stronę.
- Poród pośladkowy - stwierdziła.
Ragnhild przyłożyła dłoń do ust i przerażona spojrzała na
143
Astrid. To straszne! Potworne historie, które wcześniej słyszała, trzepotały się po jej głowie jak motyle. Większość dzieci przy takim ułożeniu nie zdołało się wydostać, lecz nieliczne historie skończyły się szczęśliwie. Biedna Gudrun, pomyślała, kiedy się wzięła w garść, będzie miała bolesny poród, skoro dziecko ułożyło się pośladkami lub stopkami do przodu.
- Myślisz,
że matka i dziecko dadzą sobie radę?
Astrid
wzruszyła ramionami.
- Prawdopodobnie
matka sobie poradzi, ale nie moż
na
mieć pewności co do dziecka. Jeśli miednica jest szeroka,
a
dziecko drobne, powinno się udać.
- Czy
można maleństwo jakoś odwrócić?
Akuszerka
pokręciła głową.
- Kilku
zdolnym lekarzom się to udało, ale tylko w przy
padku,
gdy to zauważyli kilka tygodni przed porodem. Ja nie
odważę
się spróbować...
Ragnhild położyła rękę na ramieniu Astrid.
To była egoistyczna myśl. Przepraszam.
Nie przepraszaj - odparła Astrid. - Rozumiem twój lęk.
Gudrun była biała na twarzy niemal jak jej koronkowa poduszka, stwierdziła Ragnhild, ale dziewczyna była przytomna. Nadal nie otwierała oczu, lecz kręciła głową, gdy coś do niej mówiły. Akuszerka umiejętnie wszystko jej wytłumaczyła, nie zdradzając jednak, że czeka ją skomplikowany poród.
- To
ważne, żebyś parła, choć będziesz czuła przeraźliwy
ból.
A ja postaram się wyciągnąć dziecko.
Ragnhild skuliła się, słysząc brutalne słowa Astrid, lecz Gudrun nic nie powiedziała. Dziewczyna objęła dłońmi słupki u wezgłowia łóżka i uczyniła krótki ruch głową. Była gotowa.
Powietrze przesycał zapach potu, krwi i strachu, kiedy Astrid mocnym chwytem za pośladki dziecka wyjęła je do połowy. Główka wyśliznęła się przy następnym parciu.
- Już
po wszystkim? - spytała Ragnhild przestraszo
na.
- Myślałam...
144
Akuszerka uśmiechnęła się z ulgą. Zręcznymi rękami odcięła pępowinę, umyła i wytarła noworodka.
- Musisz
być niewiarygodnie silną kobietą, Gudrun! Więk
szość
matek, które miały poród pośladkowy, nie mogło się
po
wstrzymać
od krzyku.
Wtedy Gudrun wreszcie otworzyła oczy. Jej szary wzrok spoczął na nowo narodzonym dziecku.
- Wycie
i wrzaski niczemu nie służą. Lepiej wykorzystać
siły
na coś mądrzejszego.
Ragnhild przeraziła obojętność synowej. Jak ta dziewczyna zdołała stłumić krzyk? Przecież to musiało ją potwornie boleć! Nie, Gudrun była bardzo dzielna, ale chyba ma jakieś uczucia jak wszyscy inni?
- Pokaż
mi dziecko - poprosiła Gudrun szorstko.
Astrid
zawahała się.
- Twoja
córeczka jest zdrowa, ale nie wszystko jest, jak być
powinno...
Gudrun uniosła się na łóżku z niedowierzaniem. Już nie była tak niewzruszona jak do tej pory.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Dziecko urodziło się z pewną wadą... Zauważyłam, że ma wyjątkowo krótkie paluszki. No, no - pocieszyła Astrid, widząc, że Gudrun się zdenerwowała, a w jej wzroku pojawił się strach i coś dzikiego. - To nie jest groźne, ale nienormalne.
Ragnhild poczuła ssanie w żołądku. Już teraz ogarnął ją ogromny instynkt opiekuńczy wobec wnuczki.
- Skąd
to... skąd to się bierze? - Zawstydzona zdała sobie
sprawę,
że jej pytanie zabrzmiało jak desperacki krzyk.
Akuszerka ostrożnie ułożyła niemowlę na piersi Gudrun. Gudrun od razu zaczęła czule gładzić maleństwo po kruchej główce. Astrid zrobiła dwa kroki do tyłu i wyjaśniła, zwracając się do Ragnhild:
- Naukowcy
nie wiedzą na pewno. To nic niezwykłego,
że
niektóre dzieci rodzą się z takimi... ułomnościami. Widzia
łam
już kiedyś taki przypadek, ale wtedy ojciec utrzymywał 8to-
145
sunki z własną córką. Skoro tutaj nie może być o tym mowy, pewnie natura spłatała wam figla. - Astrid uśmiechnęła się łagodnie. - Poza tymi krótkimi paluszkami dziewczynka jest zdrowa. To pewna pociecha.
Ragnhild skinęła głową jakby nieobecna. Akuszerka miała rację. Gudrun mogła urodzić dziecko z rozszczepieniem podniebienia lub jakąś poważną chorobą, więc powinni być zadowoleni. Ostrożnie spytała:
- Nie
jest ci przykro, Gudrun, że rączki twojej córeczki nie
są
całkiem... całkiem takie, jak powinny?
Gudrun mocniej przytuliła dziecko.
- Nie
- odparła zamyślona. - Kocham ją za to. Jeszcze bar
dziej
ją za to kocham.
Inga lekko szturchnęła Sigrid.
- Sigrid, Sigrid, musisz się obudzić! - szepnęła.
Stała w pokoju pasierbicy, ale nie miała odwagi mówić głośno. Zaledwie parę metrów dzieliło ją od sypialni Nielsa, a on w żadnym wypadku nie powinien się obudzić.
Sigrid zaspana przetarła oczy.
- Co się stało?
Niechętnie zwiesiła nogi z łóżka i przeciągle ziewnęła. Inga osunęła Się przed nią na kolana.
- Pamiętasz,
że chciałaś się dowiedzieć czegoś więcej o swo
jej
matce Andrine?
Pytanie natychmiast rozbudziło Sigrid.
- Taak.
Inga mówiła dalej.
I że dokumenty, które pozostawił pastor Rollefsen, mogłyby ci coś powiedzieć?
Tak, mam nadzieję, ale...
Świetnie, Sigrid. W takim razie proponuję, żebyśmy obie wybrały się na plebanię i przeszukały papiery pastora Mohra.
146
Ciemność nocy niczym czarna ściana stała za oknami, lecz Inga i Sigrid dostrzegały nawzajem niewyraźne kontury swych postaci. Sigrid otworzyła szeroko oczy i uszczypnęła Ingę.
Oszalałaś?! Całkiem postradałaś zmysły?! Miałybyśmy teraz iść z wizytą do pastora? W środku nocy?
Nie będziemy z nim rozmawiać - uspokoiła ją Inga. - Dlatego zakradniemy się tam teraz. Tak żeby nikt nas nie widział ani nie słyszał.
Sigrid położyła się z powrotem na łóżku i naciągnęła na siebie kołdrę.
- To
już lepiej poszukam jakichś informacji o matce tutaj
na
poddaszu. Pastor... - wstrząśnięta pokręciła głową.
Inga zaczynała się niecierpliwić. Nie spodziewała się, że Sigrid zechce z nią pójść na plebanię w środku nocy bez żadnych protestów, ale nie sądziła też, że pasierbica jej odmówi.
Pomożemy sobie nawzajem, Sigrid.
Po co ci jestem potrzebna? - spytała dziewczyna z niechęcią i pewnym uporem.
Inga westchnęła.
Podejrzewam pastora Mohra, że ukrył jakieś dokumenty, które mają znaczenie dla przyszłości Svartdal. Tylko przytrzymasz mi świecę, żebym mogła szybko przeszukać szuflady jego biurka. To nie zajmie dużo czasu...
Mamy wejść do domu pastora?! Nie, nigdy się na to nie odważę! - Sigrid zaczęła obgryzać paznokieć kciuka.
Oczywiście, że musimy wejść do środka, Sigrid. Myślisz, że przechowuje dokumenty na zewnątrz? - Inga nie miała już siły dłużej zwlekać i dokładnie wszystkiego tłumaczyć, teraz zaczęła wydawać polecenia. - Włóż na siebie jakieś czarne ubranie i przyjdź do mnie do kuchni, jak tylko będziesz gotowa. - Szybko opuściła sypialnię, zanim Sigrid zdążyła zaprotestować.
Kiedy czekała na Sigrid, wyjęła krzesiwo i świecę i schowała je do szerokiej kieszeni fartucha. Tylko raz była w kancelarii pastora i niezbyt dobrze pamiętała jej rozkład, więc nie chciała
147
tracić czasu na szukanie światła. Dlatego wolała zabrać świecę z Gaupås.
- Pojedziemy
konno? - szepnęła cienkim głosem Sigrid,
kiedy
zeszła na dół.
Ubrała się tak, jak ją Inga poprosiła. Tym razem nie splotła włosów, tylko związała je na karku kawałkiem sznurka.
Inga położyła palec na ustach, żeby dać do zrozumienia, że muszą się zachowywać cicho.
- Nie, nikt nie może usłyszeć stukotu kopyt o ziemię.
Nie była to przyjemna przechadzka, Inga musiała to przyznać, kiedy wymknęły się z domu, ponieważ księżyc stanowił tylko cienki rogalik na czarnym niebie i nie oświetlał drogi. Zimny wiatr przenikał przez cienki materiał bluzki. Wokół było ponuro i Sigrid rzucała lękliwe spojrzenia w stronę skraju drogi-
Teraz Inga cieszyła się, że nie zaalarmowała domowników
i służby z powodu obcego mężczyzny, który wieczorami krążył w pobliżu Gaupås. Gdyby Sigrid o nim wiedziała, w żadnym wypadku nie zgodziłaby się z nią wybrać na plebanię. Sama wiele razy oglądała się przez ramię, jak gdyby się niemal spodziewała, że obcy nagle wyskoczy z cienia. Całym wysiłkiem woli starała się zachować spokój. Ów mężczyzna nie mógł chyba kręcić się po okolicy o każdej porze dnia i nocy...?
W pobliżu Gudum zaszczekał jakiś rozwścieczony pies i Sigrid instynktownie przysunęła się do Ingi, szukając ochrony. Obie przykucnęły, ale na szczęście gospodarz nie wystawił głowy przez okno, żeby sprawdzić, czy ktoś obcy nie zakradł się na jego dziedziniec. Chyba to nic dziwnego, pomyślała Inga, ponieważ ujadanie psa bardzo często dociera stąd przez pola do Gaupås; widać kundel szczeka w porę i nie w porę.
Inga popchnęła lekko Sigrid przed sobą i wkrótce skulone wpół przemknęły się obok gospodarstwa. Żwir chrzęścił pod ich stopami, lecz pewnie ten odgłos brzmiał dużo głośniej w ich uszach. Kiedy ostatni odcinek miały przejść przez las, Sigrid uczepiła się Ingi.
148
- Nie odważę się!
Po drodze Inga myślała tylko o tym, że koniecznie musi przeszukać kancelarię pastora. Coś się nie zgadzało w jego zeznaniu. Nie mogła uwierzyć, że były proboszcz Rollefsen nie wpisał Torsteina do księgi parafialnej...
Prawie dotarły na miejsce i Ingę pochłaniało tylko jedno: żeby znaleźć ów dokument. Być może się myliła, ale musi przynajmniej poszukać. Nic jej teraz nie powstrzyma. Nie teraz, kiedy jest tak blisko rozwiązania.
- A
masz odwagę wracać sama, Sigrid? - spytała, mimo że
znała
odpowiedź.
Sigrid zerknęła przez ramię i szeroko otwartymi oczami wpatrzyła się w ciemny, głęboki świerkowy las. Wiejska droga niczym szara wstążka wpadała do środka, lecz zaraz ginęła w mrocznym cieniu ogromnych drzew.
Nnie - wyjąkała.
Nie masz więc innego wyboru, jak pójść ze mną - rzekła Inga stanowczo. - Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, Sigrid, nikt nas nie zauważy...
Bliska załamania nerwowego Sigrid rozpłakała się.
- Popuszczę
w majtki, jeżeli pastor Mohr podkradnie się
do
kancelarii i nas przyłapie.
Inga sama zaczynała rozumieć, że to zuchwały pomysł, ale nie mogła już się cofnąć.
- Wtedy
uciekniemy, Sigrid, popędzimy na złamanie kar
ku,
nie oglądając się za siebie.
A co będzie, jeżeli złapie jedną z nas? Inga zachichotała nerwowo ze strachu.
To powiemy, że lunatykowałyśmy!
Sigrid zdenerwowana szturchnęła Ingę w plecy.
Nie żartuj sobie, Ingo. Uważam, że to wcale nie jest śmieszne!
Przepraszam - odparła Inga, poważniejąc. - Nie myśl o wszystkim, co może się wydarzyć. Musimy się skoncentrować na tym, żeby poruszać się bezgłośnie. Nie możemy się zbyt-
149
nio śpieszyć, żeby nie zachować się nieostrożnie lub nie strącić czegoś na podłogę. Trzymaj - podała Sigrid krzesiwo, kiedy dotarły na plebanię. - Zapal świecę, kiedy cię o to poproszę. Nie wcześniej.
Zaciskając zęby z napięcia, Inga chwyciła za klamkę drzwi wejściowych. Jedyne, czego by teraz brakowało, pomyślała zdenerwowana, to żeby pastor zamknął drzwi na klucz. Wstrzymała oddech, powoli naciskając klamkę. Drzwi ustąpiły i z lekkim kliknięciem otworzyły się. Inga położyła rękę na piersi i odetchnęła głęboko.
Sigrid pokręciła głową i cofnęła się, ale Inga pociągnęła ją za sobą. Pełnymi złości i irytacji ruchami wskazała Sigrid drogę do środka, i dziewczyna powoli ruszyła do przodu. Inga wyciągnęła ręce przed siebie i sprawdzała drogę. Opuszki palców ślizgały się wzdłuż ściany, po framugach i skrzydłach drzwi. Nawet po ciemku Inga mniej więcej orientowała się, gdzie znajduje się kancelaria.
Nie musiała się oglądać, żeby sprawdzić, gdzie jest Sigrid; słyszała za sobą jej niepewne kroki. Inga uśmiechnęła się zadowolona. Pasierbica wolała już iść za nią niż zostać sama na ganku.
Na szczęście nie zaskrzypiały zawiasy, kiedy Inga oparła się swym ciężarem o drzwi do kancelarii i otworzyła je. Dopiero kiedy Sigrid je za sobą zamknęła, kazała jej zapalić świecę. Zesztywniałe z napięcia rozejrzały się wokół siebie. Niemal spodziewały się, że ujrzą pastora zagłębionego w swym fotelu, ; ale na szczęście tu go nie było. Płomień pojedynczej świecy rzucał słabe światło, zbyt słabe, by przegonić cienie z żaka- \ marków.
Inga przywołała Sigrid gestem ręki, by podeszła bliżej do biurka.
- Przytrzymaj tu świecę - poprosiła.
Szuflada była głęboka i pełna dokumentów. Początkowo Inga gorączkowo wertowała papiery opuszkami palców, lecz po chwili uznała, że przeglądanie kartek w pochylonej pozycji jest
150
zbyt niewygodne. Rezolutnie wyjęła gruby plik na stół i zaczęła szukać.
Tu tego nie ma - odezwała się Sigrid zniechęcona. - Znikajmy stąd. - Niespokojnie przestępowała z nogi na nogę.
Za żadne skarby - odparła Inga, nie podnosząc wzroku. - Nie poddam się, zanim nie przejrzę wszystkiego kartka po kartce.
Omal nie krzyknęła z radości, kiedy rozpoznała fantazyjne, ładne pismo pastora Rollefsena.
Wydaje mi się... Wydaje mi się, że znalazłam!
No to prędko schowaj to do kieszeni - zganiła ją Sigrid zdenerwowana - żebyśmy mogły stąd zniknąć.
Inga sprzątnęła po sobie i ostrożnie zasunęła szufladę. Następnie wysunęła dwie niższe szuflady, ale tam znalazła tylko kałamarz, pióra i czyste kartki. Zamyślona rozejrzała się dookoła i spojrzała prosto w twarz pastora Mohra. Podskoczyła i cofnęła się, ale na szczęście to tylko jego portret. Czyżby sam pilnował swoich skarbów?
- Inga,
co ty wyprawiasz? - syknęła Sigrid, kiedy zauważy
ła,
że macocha zdejmuje obraz ze ściany.
Inga nie odpowiedziała, tylko oparła ciężką ramę na podłodze. Tak jak myślała! Za obrazem znajdowała się tajemna czworokątna wnęka. Nie była duża, lecz wystarczająco pojemna, by zmieściły się w niej stos starych książek i inne cenne rzeczy. Cztery brązowe płócienne sakiewki były ciężkie od pobrzękujących monet. Inga wsunęła głębiej rękę i wyciągnęła cienką książeczkę. W słabym świetle nie zdołała rozczytać pisma, lecz kształt liter przypominał pismo pastora Rollefsena.
- Cii,
ktoś idzie! - Blada twarz Sigrid w chybotliwym świet
le
wyglądała jak twarz nieboszczyka.
Teraz również Inga to usłyszała. Nad ich głowami zaskrzypiały groźnie deski podłogi. Obie kobiety znieruchomiały i zaczęły nasłuchiwać.
- Stary
dom wzdycha i jęczy na wietrze, Sigrid, po pro
stu.
..
151
Nie - wyszeptała Sigrid. - To kroki... - Dygotała tak mocno, że niemal gasł płomień świecy.
Zdejmij buty - nakazała Inga, gdy z wysiłkiem starała się z powrotem zawiesić obraz na gwoździu. Zaczep był już blisko gwoździa, ale Inga tak się denerwowała, że kilka razy nie trafiła. W tej samej chwili zatrzeszczało na schodach. Boże, ktoś schodzi na dół! Ostrożnie, sparaliżowana strachem, Inga opuściła ręce, żeby się przekonać, czy trafiła na gwóźdź. Obraz przechylił się nieznacznie w jedną stronę, ale na szczęście wisiał. Niepewna, czy powinna, delikatnie go popchnęła i wreszcie porządnie zawisł. Z kartką ukrytą bezpiecznie w kieszeni fartucha i książeczką pod pachą, szepnęła:
Zdmuchnij świecę!
Sigrid natychmiast uczyniła, o co ją Inga poprosiła. W kancelarii zapadły nieprzeniknione ciemności.
Co teraz zrobimy? - płakała Sigrid.
Trzymaj mocno swoje buty i powoli przesuń się ku ścianie. Pilnuj, żebyś trafiła na stronę przed drzwiami, a nie za nimi.
Kiedy drzwi wolno się otworzyły, Inga ścisnęła Sigrid zai rękę, Do środka sączyło się światło, gdyż ktoś zapalił na korytarzu lampy parafinowe. Sylwetka pastora Mohra rysowała się wyraźnie w otworze drzwi. Duchowny przystanął na chwilę, niczym dyszące drapieżne zwierzę, zataczające krąg wokół swej ofiary, lecz zaraz poczłapał w stronę biurka. Po omacku starał się zapalić zapałkę.
Teraz albo nigdy, pomyślała Inga w panice i dała znak Sigrid. Siląc się na spokój, przemknęły bokiem w stronę drzwi. I ocalenia. Kiedy Sigrid zrozumiała, że może im się uda, ożywiła się i popchnęła Ingę, żeby ją popędzić. Inga posłała jej surowa spojrzenie. Nie wolno im się śpieszyć. Nawet kiedy już udało im się wymknąć z pokoju, musiały nad sobą panować.
Na kilka sekund przystanęły przy głównym wejściu. Ing| czuła, jak gdyby ramiona stopiły się w jedno z karkiem, tąla bardzo była spięta. Rozważnie powstrzymała Sigrid, która jul
152
chciała uciekać, i cierpliwie odczekała, aż pastor Mohr zapali lampę w kancelarii. Gdy światło lampy rzuciło blask na korytarz, uformowała wargami słowo „teraz". Szczęście w nieszczęściu, przemknęło jej przez głowę, ponieważ w chwili, kiedy otwierała drzwi, pastor odsunął stare krzesło przy biurku, żeby usiąść. Oba dźwięki zmieszały się ze sobą.
Jak na skrzydłach obie kobiety uciekały z plebanii do Gaupås.
14
Kiedy następnego dnia wznowiono rozprawę sądową, kartka z księgi parafialnej paliła Ingę w kieszeni. Pomyśleć tylko, że choć jeden raz miała tyle szczęścia i znalazła taki dowód! Radość podniecała ją. Inga musiała się powstrzymać, by otwarcie nie wymachiwać kartką w powietrzu.
Widok ojca przygasił nieco owo ekstatyczne upojenie szczęściem. Kristian zajął miejsce na krześle obok adwokata. Tym razem nie patrzył z nienawiścią na obserwatorów, którzy głośno nazywali go „wiejskim knurem" lub „starym capem". Ten dumny, gniewny mężczyzna jakby się ukorzył. Jego opinia została zbrukana na zawsze.
Wytrzymaj, wytrzymaj, zaklinała go Inga za zaciśniętymi . wargami. Wiem, że cierpisz, ojcze, nigdy nie wierzyłeś, że ta wiejska sfora będzie mogła bezkarnie cię oczerniać. Nie zrobiłeś im nic złego, ale oni niewiele wiedzą, to prości ludzie. Oczywiście mogłabym teraz przekazać sędziemu kartkę z księgi parafialnej i położyć kres temu upokorzeniu, lecz chcę wysłuchać zeznań Laurensa. Pragnę się przekonać, czy sumienie pozwoli mu wbić nóż w plecy swemu szwagrowi.
Wśród zgromadzonych zapadła cisza, kiedy stateczny sędzia zajął miejsce między powódką a pozwanym. Ludzie wyraźnie mieli przed nim respekt. Okazał się człowiekiem, zarządzając przerwę w sprawie, kiedy Brandt oznajmił, że Gudrun ; rodzi.
154
Na szczęście Ragnhild pomyślała o tym, by wysłać do Gaupås jedną ze służących z wiadomością, że poród przebiegł pomyślnie. „Zostałeś dziadkiem uroczej dziewczynki, panie Gaupås", wyznała śmiało służąca. Nowina wprawiła Nielsa w osłupienie, lecz po chwili potarł się zawstydzony po głowie. Niełatwo było zrozumieć, co mamrotał, lecz jego twarz zmieniała kolor z żółtoszarej ze strachu na czerwoną ze szczęścia.
Inga nie była w stanie złożyć życzeń. Dobrze, że poród się udał, ale nie zdobyła się na to, by pogratulować Nielsowi z okazji, że jego starsza córka powiła mu kolejną córkę.
Nagle głos adwokata, wzywającego Laurensa na świadka, przywołał Ingę do rzeczywistości. Zaaferowana wbiła wzrok w wujka. Gdyby tylko Laurens wiedział, że wkrótce ona uratuje Svartdal, bez względu na to, jak bardzo będzie się starał je zniszczyć!
Nieoczekiwanie sędzia rzekł:
- Czy
wie pan, Laurensie Storedal, że pańskie zezna
nia
mogą mieć kluczowe znaczenie dla Kristiana Svartdala?
Czy
zdaje pan sobie sprawę, że pańskie słowa mogą się przy
czynić
do tego, że będzie musiał opuścić ziemię i gospodar
stwo?
Oczy Ingi wypełniły się łzami. Istnieje dobro na tym świecie, ponieważ teraz rzeczywiście sędzia niejako próbował przekonać Laurensa, by odstąpił od składania zeznań.
- W
pełni zdaję sobie z tego sprawę - odparł Laurens
z
przekonaniem.
Ragnhild obserwowała męża sokolim wzrokiem. Z dezaprobatą zacisnęła usta. Inga dostrzegła, że pani Storedal chciała go powstrzymać, kiedy został wywołany, lecz Laurens się jej wyrwał. Dlaczego, zastanawiała się Inga, Ragnhild usiłowała mu przeszkodzić, gdy szedł zeznawać przeciw Kristianowi? Już dawno temu Inga zrozumiała, że spór między rodami w obu rodzinach pozostawił głębokie rany, lecz czy nigdy nie miały zarosnąć?
155
Adwokat Hedvig, pan Lodem, przypominał zadowolonego kota, gdy mógł kontynuować przesłuchanie, które mu wczoraj przerwano:
- Powiedział
pan wcześniej, że moja klientka, pani Gull-
haug,
była w ciąży, kiedy spotkała Halvdana. Spodziewam się,
że
nie zmienił pan od wczoraj swego zdania?
Laurens zmarszczył brwi z powodu źle skrywanego sarkazmu adwokata.
- Nie
sądzę, bym mógł zmienić przeszłość, panie Lodem.
Hedvig
nosiła w brzuchu dziecko, zanim spotkała Halvdana.
Przez salę przeszedł szmer. Inga niemal czuła na karku podniecony oddech wiejskiej bestii. Ci ludzie przypominali jej dzikie psy, śliniące się na widok ofiary, gotowe zerwać się z uwięzi.
- Czy
przypuszcza pan, że ojcem dziecka był Kristian Svart-
dal?
Laurens uśmiechnął się chłodno.
- Nie
do mnie należy wskazać ojca, lecz gdybym mógł opo
wiedzieć
to, co wiem...
Lodem zadowolony odchylił się do tyłu na piętach.
- Proszę
bardzo, mój miły panie, chętnie posłuchamy.
Dopiero
teraz Kristian odwrócił głowę w stronę Lauren-
sa. Niebieskie oczy ojca wyrażały złość i niedowierzanie, lecz może przede wszystkim smutek. Inga zauważyła, że zagryzł dolną wargę, co zwykle robił, kiedy naprawdę musiał się opanować.
Głos Laurensa brzmiał głośno i wyraźnie.
- Kiedy
usłyszałem, że pani Gullhaug złożyła pozew w są
dzie
przeciwko panu Svartdalowi, poczułem się, jakby mnie
ktoś
rzucił z powrotem w tamte czasy. Czasy w Stavern. Wspo
mnienia,
zapomniane fragmenty zdarzeń i urywki rozmów od
żyły
w mej pamięci...
Adwokat wtrącił żartobliwie:
- Mówi się, że ma pan doskonałą pamięć!
Indze zrobiło się mdło od tego pochlebstwa. Ale się cieszy,
156
ten adwokat diabła, mogąc przesłuchiwać przychylnego świadka.
- Tak,
chyba tak - przyznał Laurens speszony. - W związ
ku
z tą sprawą postanowiłem sprawdzić kilka rzeczy na włas
ną
rękę. Trochę jeżdżę po okolicy z racji piastowanego
urzędu.
Któregoś
razu natknąłem się w drodze na starego znajome
go...
- popatrzył nad głową adwokata prosto na sędzie
go.
- Wysoki sądzie, wolno mi spytać, czy zgodziłby się pan
na
wezwanie jeszcze jednego świadka? Człowieka, którego
poprosiłem,
żeby zeznawał?
Sędzia wsunął okulary głębiej na nos.
- Czy
ten mężczyzna może wnieść do sprawy coś nowego?
Laurens
przytaknął energicznie.
- Tak,
jak najbardziej. Kristian i ja chodziliśmy razem z nim
na
zajęcia. Ten człowiek bardzo dobrze znał Hedvig.
Inga drgnęła zaskoczona tym, że wujek położył nacisk na ostatnie zdanie. Hedvig nie była przygotowana na taki przebieg rozprawy, jej zielonobrązowe oczy ciskały wściekle iskry w stronę Laurensa. Przyłożyła palce do szyi, sygnalizując adwokatowi, żeby zaprotestował. Kiedy pan Lodem stanął bezradnie, skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową.
- Dobrze
- zgodził się sędzia. - Proszę go wprowadzić.
Kto
to, do licha, może być? - pomyślała Inga zaciekawiona.
Mężczyzna był chudy i kościsty, rozglądał się niepewnie dookoła, kiedy niezdarnie zmierzał w stronę miejsca dla świadków. Miał tak bardzo zapadnięte policzki, że oczy i uszy wydawały się śmiesznie duże w porównaniu z całą głową.
Po złożeniu przysięgi, że będzie mówił prawdę, mężczyzna wolno odpowiadał na pytania.
Mons Arneson, pięćdziesiąt trzy lata, żonaty. Pan Lodem niecierpliwie machnął ku niemu ręką.
Proszę opowiedzieć, co pan wie!
Mons przełknął ślinę, aż duże jabłko Adama zatańczyło na szyi.
- Dostałem się do szkoły rolniczej rok wcześniej niż pan
157
Svartdal i pan Storedal. Tam spotkałem Hedvig... - Rozmarzył się, ale szybko odzyskał panowanie nad sobą. - Straciłem dla niej głowę. Była taka piękna i dobrze zbudowana. Zresztą nadal taka jest, jak widzę - usprawiedliwił się i rzucił szybkie spojrzenie na Hedvig. - Dobrze nam było razem i planowaliśmy wziąć ślub, kiedy skończę szkołę...
- Milcz!
Milcz! - krzyknęła Hedvig ze złością. - Ten kłam
ca
opowiada jakieś bajki. Nigdy wcześniej go nie widziałam.
Wyprowadzona z równowagi wstała z miejsca, przechyliła się przez stół i krzyczała, aż na policzki wystąpiły jej ostre rumieńce. Sędzia uderzeniem młotka o blat sprawił, że z powrotem usiadła na krześle. Pan Lodem spoglądał to na zdenerwowaną Hedvig, to na onieśmielonego Monsa.
Czy na czas rozprawy zatrzymał się pan w Storedal? Mons przytaknął.
Ile panu zapłacił pan Storedal za tę przysługę?
- No
wie pan! - wybuchnął Laurens oburzony. - Pan Arne-
son
nie został przekupiony!
Adwokat dokładnie przyjrzał się świadkowi.
- Powtarzam: ile?
Widzowie czekali w niemym napięciu. Pan Arneson wykręcał palce.
Laurens opłacił mi podróż w obie strony ze Stavern i z powrotem.
A co z noclegiem i wyżywieniem?
Jestem u niego gościem.
Pan Lodem zwinnie niczym gronostaj prześliznął się ku; zdenerwowanemu mężczyźnie.
- Gzy
może pan przysiąc, że nie przyjął pan za swe zezna
nie
pieniędzy?
Sędzia uderzył młotkiem z większą Siłą, niż według Ingi był do tego zdolny.
Proszę pozwolić świadkowi złożyć wyjaśnienia lub zostawić go w spokoju!
Dziękuję, to wszystko - odparł pan Lodem zbity z tropu.
158
Pan Hoel-Wigge nie mógł się doczekać, aż zacznie zadawać pytania Arnesonowi. Stary adwokat uśmiechnął się życzliwie do świadka.
- Nie
zrozumiałem dobrze... Dlaczego pan tu jest? Co ma
wspólnego
pańskie zeznanie ze sporem między panią GuUhaug
a
panem Svartdalem?
Mons spuścił głowę, lecz zaraz podniósł wzrok.
W tonie jego głosu brzmiała uraza, kiedy odpowiedział:
- Ponieważ
ja jestem tym mężczyzną, z którym Hedvig się
spodziewała
dziecka!
Jego wypowiedź wywołała dziki chaos. Sędzia uderzał młotkiem, Hedvig rzuciła się do przodu, ale została powstrzymana przez strażnika. Torstein ukrył twarz w dłoniach. Inga patrzyła przed siebie zdezorientowana, lecz zrozumiała znaczenie słów Arnesona, które ciągle jeszcze unosiły się w powietrzu. Wreszcie wyjaśniła się sprawa ojcostwa. Boże, Kristian nie jest ojcem Torsteina! Inga wstrząśnięta uświadomiła sobie tę prawdę. Nie był nim również Halvdan...
- Uprasza
się o okazanie sądowi respektu - zagrzmiał wład
czo
sędzia - albo nakażę zamknięcie drzwi!
Natychmiast wszyscy zamilkli. Nikt nie chciał być wyproszony, by nie stracić okazji śledzenia dalszego ciągu sprawy.
Sędzia uczynił znak w stronę adwokata, że może kontynuować. Pan Hoel-Wigge zdawał się nie zrażać zamieszaniem.
Czy Hedvig straciła dla pana zainteresowanie, kiedy do Stavern przybył pan Svartdal?
Nnie, tak się nie stało - odpowiedział Mons niepewnie. Nagle jego głos przybrał ton szczególnej zjadliwości. - To oszalałe na punkcie mężczyzn babsko nigdy nie traciło zainteresowania dla męskiej płci! Niejednego zaciągnęła na siano!
Dość tego - ostrzegł sędzia oburzony. - Nie zezwalam na używanie takich określeń na tej sali!
Mons spuścił wzrok w poczuciu winy.
- Przepraszam.
Naprawdę zależało mi na Hedvig. I ja, na
iwny
biedak, myślałem, że i jej na mnie zależy. Kiedy pan Svart-
159
dal ją odtrącił, znowu zaczęła do mnie przychodzić. Potem, gdy pojawił się Halvdan, zamożny dziedzic z Vestfold, zapomniała o mnie.
Od tego mężczyzny aż biło rozgoryczenie, pomyślała Inga oburzona. To musiał być dla niego cios, kiedy widział, jak Hedvig ugania się za chłopakami z lepszych rodzin. Z satysfakcją zerknęła na Hedvig. Matka Torsteina opadła wyczerpana na krzesło, lecz nadal się w niej gotowało. Mięśnie jej szczęk pracowały i wyglądało na to, że Hedvig chce coś powiedzieć, ale milczała. Na razie.
- Na
początku się przeraziłem, kiedy mi wyznała, że spo
dziewa
się ze mną dziecka. Ogarnął mnie paniczny strach, że za
miast
się kształcić, będę musiał zacząć zarabiać, żeby
utrzymać
żonę
i dziecko. Moi rodzice ciężko pracowali i odkładali każdy
grosz,
żebym mógł się uczyć. Po pewnym czasie pogodziłem
się
z tą myślą i cieszyłem się, że ożenię się z moją
wybranką.
W
każdym razie wierzyłem, że nią jest - zakończył Mons
żałoś
nie.
Wtedy Hedvig wstała wyprostowana z dumnie uniesioną głową.
- Nie
pojmuję, że pan, panie sędzio, może słuchać tego
bełkotu.
Ten człowiek nie powiedział ani słowa prawdy. Wiem
wprawdzie,
kim on jest, ale my nigdy... - Wzdrygnęła się w na
dziei,
że ludzie wytłumaczą sobie jej obrzydzenie jako znak;
że
nigdy nawet by go nie tknęła. - To tylko słowa tego... Arne-
sona
przeciw moim.
Sędzia notował w swojej księdze protokołów.
- Przykro
mi, pani Gullhaug, musimy uznać tę sprawę za
nierozstrzygniętą.
To znaczy, że pani syn, Torstein, nie ma żadj
nych
praw do Svartdal...
Hedvig rzuciła się do przodu, zanim ktokolwiek zdołał jej przeszkodzić. Zupełnie niezrażona tym, że stoi zaledwie o meti od Kristiana, ponownie zwróciła się do sędziego z prośbą:
- Proszę
pozwolić jeszcze raz złożyć zeznanie pastorowi
Mohrowi,
który posiada ważne informacje. Mogą one podwa-
160
żyć historię tego... - odwróciła się i trzęsąc się ze złości, wskazała na Monsa - .. .tego kłamcy. Sędzia odpowiedział zmęczony:
- Czemu
to ma służyć, pani Gullhaug?
Hedvig
była bliska płaczu.
- Mówimy
tu o mojej przyszłości. O mojej godności i sza
cunku.
Kristian prychnął.
Hedvig wbiła w niego wzrok, lecz zwróciła się do sędziego:
Proszę pana.
Sędzia zezwala na nową turę pytań do pastora!
Inga nie miała odwagi spojrzeć na Kristiana, kiedy zapadła ta decyzja.
Pastor Mohr nie był z tego zadowolony. Wcale. Na jego twarzy pojawił się wyraz cierpienia i pastor zakłopotany podrapał się pod koloratką.
- Przez
dłuższy czas byłem spowiednikiem Hedvig. W cią
gu
ostatnich lat uparcie twierdziła, że Kristian jest ojcem
Tor-
steina.
Dla mnie to nie do pomyślenia, żeby Hedvig okłamywa
ła
sługę Bożego.
Hoel-Wigge spytał ostro:
- Czy
to prawda, że pastor Rollefsen nie wpisał nazwiska
ojca
dziecka do księgi parafialnej?
Pastor wytrzeszczył oczy jak okoń na lądzie.
- Uważa
pan, że kłamię? Ja, duchowny, posiadający dy
plom
ukończenia uczelni teologicznej w Kopenhadze? Nie, no
wie
pan co?
Hoel-Wigge wydawał się rozbawiony.
- Proszę odpowiedzieć: tak albo nie.
Pastor przełknął ciężko ślinę. Wzrokiem poszukał Hedvig, lecz ona wyraźnie opadła z sił.
Przejrzałem wszystkie księgi parafialne, lecz nie znalazłem zapisu z dnia chrztu Torsteina.
)a to mam! - Inga poderwała się z miejsca i triumfująco
161
zamachała kartką w powietrzu. - Proszę spojrzeć! - mówiła dalej podniecona. - Kartka została równo wyrwana z księgi. Kto inny poza pastorem miał możliwość to zrobić?
Na sekundę zapadła absolutna cisza, lecz po chwili wybuchła awantura. Pastor Mohr i Hedvig przekrzykiwali się nawzajem, a adwokaci zasypywali ich gradem pytań. Sędzia ponownie uniósł młotek, lecz wystarczył sam jego ruch, by głosy natychmiast umilkły.
Inga przyglądała się zaskoczonej twarzy ojca. Ich oczy na moment się spotkały i Inga dostrzegła, że ojciec jest z niej dumny. Uniósł ręce z radości, nie spuszczając z niej wzroku. Inga uśmiechnęła się szczęśliwa, że ją docenił. Dzięki Ci, dobry Boże, przebiegło jej przez głowę, że pozwoliłeś, bym to właśnie ja ocaliła rodzinny majątek!
Sędzia upomniał zebranych, żeby zachowali spokój.
- Pastorze
Mohr, czy zdaje sobie pastor sprawę, jakiego do
konał
przewinienia?
Inga zauważyła, że sędzia jest bardzo wzburzony. Ten starszy mężczyzna zmarszczył brwi z odrazą i z niedowierzaniem wpatrywał się w duchownego.
Pastor nie odpowiedział.
- Dalszy
ciąg rozprawy odbędzie się za zamkniętymi drzwia
mi
- oznajmił sędzia. - Proszę wszystkich oprócz świadków,
po
wódki,
pozwanego i ich adwokatów o opuszczenie sali. - Klasnął
w
ręce, żeby popędzić ociągających się ludzi. Tłum zaczął
leniwie
wychodzić.
Inga nie poruszyła się.
- Inga
musi zostać, żeby złożyć wyjaśnienia - rzekł sędzia.
Inga
dumnie uniosła głowę. Skoro Niels jest sędzią i jej mę
żem,
w takim razie i on musi zostać.
Pastor zabrał głos nieproszony.
Jakim sposobem zdobyła pani tę kartkę? - Jego palce, wykrzywione niczym pazury, sterczały w powietrzu, jak gdyby miał zamiar wykraść jej cenny dowód.
Drogi pastorze - roześmiała się Inga. - Sam mi ją pastor
162
przekazał. Zapomniał pastor, że chciał wczoraj ulżyć swemu sumieniu? - niewinnie mrugnęła do niego.
Pastor Mohr ruszył ku niej bez słowa; jednocześnie przestraszył się reakcji Hedvig. Nie tylko przed sądem będzie musiał odpowiedzieć, o nie.
Sędzia próbował zapanować nad chaosem.
- Proszę
tu przynieść tę kartkę, żebym mógł ją zobaczyć.
Inga
podeszła do sędziego zadowolona i podała mu ją.
Sędzia
przebiegł tekst wyblakłymi oczyma.
Pastor Rollefsen rzeczywiście wpisał Halvdana jako ojca dziecka. Czy Halvdan zdawał sobie sprawę, że pani jest w ciąży, kiedy dawaliście na zapowiedzi?
Taak - bąknęła niewyraźnie Hedvig.
Muszę przyznać - rzekł sędzia oburzony - że nas pani okłamała, pani Gullhaug. Sądziłem, że się pani do tego nie posunie. Na szczęście nie udało się pani dokonać zemsty na Kri-stianie... Na domiar złego doprowadziła pani pastora do upadku.
Pastor Mohr otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
Do upadku?
Nie wyobraża sobie pastor chyba, że to ujdzie pastorowi na sucho? O poważnym naruszeniu obowiązków należy powiadomić biskupa. Poważnie mnie pastor rozczarował, osobiście dopilnuję, by dostał pastor karę, na jaką zasłużył.
Inga zauważyła, że Niels doznał wstrząsu, i trochę mu współczuła. Zupełnie się nie spodziewał, że spotka się z takim egoizmem i ludzką podłością. Nie dowierzał, że coś podobnego mogło się wydarzyć w jego parafii. Inga wiedziała lepiej, już dawno przejrzała Hedvig i pastora Mohra.
Włosy Hedvig, starannie i ładnie ułożone z samego rana, teraz przypominały dziką plątaninę.
W takim razie żądam, by Mons zapłacił mi część należną za wychowanie Torsteina!
Zdecyduj się wreszcie - rzuciła Inga ze złością. - Ilu właściwie ojców ma twój syn?
163
Zuchwałość Ingi wprawiła Hedvig w takie zakłopotanie, że pani Gullhaug zamilkła.
- Nieczęsto
orzekam wyrok na miejscu - wyjaśnił sędzia
wzburzony.
- Lecz w tym wypadku to uczynię. Pozew przeciw
ko
Kristianowi Svartdalowi zostaje odrzucony we wszystkich
punktach.
Pastor Mohr może się spodziewać rozprawy, a pani,
pani
Gullhaug... powinna się cieszyć, jeśli pan Svartdal nie po
zwie
jej do sądu za zniesławienie.
Gdy młotek uderzył po raz ostatni, Hedvig natychmiast zniknęła. Jej adwokat zakłopotany podążył za nią.
Kiedy Kristian wstał z ławy oskarżonych, Inga zadrżała, czując przyjemne napięcie. Co ojciec teraz zrobi? Dostrzegła, że zerka niepewnie w stronę Laurensa i Monsa. Niezdarnie włożył kubrak i wyjął włosy, które zostały przygniecione pod komie* rzykiem.
Na zewnątrz panowało wysokie ciśnienie, w sali nie było lepiej. Atmosfera była ciężka i Inga przyłapała się na tym, że wstrzy* mała oddech.
Kiedy Kristian ruszył przed siebie, Laurens wyciągnął do niego rękę.
Inga w napięciu obgryzała paznokieć kciuka. „Przyjmij ją", ojcze, jęknęła w duchu. „Nie bądź teraz tak bezsensownie dumny. Czy nie poznajesz po spiętej twarzy Laurensa, ile go kosztowało, żeby tu przyjść? Zapomnij o swojej dumie, idioto, i przyjmij rękę, którą ci podaje!" Dreptała w miejscu zrozpaczona, ale zdawała sobie sprawę, że nie wolno jej się wtrącać.
Wreszcie Kristian.niepewnie chwycił wyciągniętą rękę.
- Dziękuję,
Laurensie. - Uparcie wpatrywał się w podłogi
Inga
nie rozumiała, dlaczego nie ma odwagi lub nie chce spoj
rzeć
szwagrowi w oczy. Czuła, że nogi się pod nią uginają, leci
na
szczęście dzień zakończył się całkowitym uniewinnieniem,
Dzięki Laurensowi i dzięki niej.
15
Plotki na temat zdarzenia w sądzie obiegły Botne niczym epidemia, dotarły nawet do Holmestrand. W każdym domu dyskutowano o wyroku. Większość ludzi uważała, że Hedvig tym razem posunęła się za daleko, podczas gdy inni podejrzewali, że w jej zeznaniach tkwi ziarno prawdy. Ingę ogarnęło wzburzenie, że zarzuty przeciw jej ojcu okazały się fałszywe. Kristian stał się bezbronną ofiarą kłamstw i pomówień i będzie mu bardzo trudno się z nich oczyścić.
Gdy Niels i Kristian tego jesiennego wieczoru kończyli rozmawiać, Inga pilnowała, by zdążyć zamienić z ojcem kilka słów na pożegnanie, zanim wyjedzie. Łagodny wiatr lekko targał jej włosy i Inga, drżąc, mocniej naciągnęła szal na ramiona.
Ojciec uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś
bohaterem dnia, Ingo. Bez twojego udziału nie
miałbym
chyba teraz dokąd wracać.
Inga zawstydziła się wobec tej jawnej pochwały. Nie tak często ojciec sypał na prawo i lewo dobrym słowem.
- Nie
mogłam inaczej, ojcze. Kocham dom mojego dzie
ciństwa,
wiesz.
Kristian popatrzył na córkę zamyślony.
- Teraz
zacząłem to rozumieć... Skłamałaś z mojego powo
du,
Ingo? O tej kartce?
Inga rozgrzebywała czubkiem buta żwir.
- Tak. Skłamałam. - Odważnie podniosła głowę i opowia-
dała dalej: - Coś mi podszeptywało, że pastor Mohr nie mówi całej prawdy. On coś ukrywał. Coś, co wzbudziło moją ciekawość.
- Tak
wielką ciekawość, że postanowiłaś się tego dowie
dzieć?
Inga roześmiała się skromnie.
Tak, można to tak nazwać. Ja... wdarłam się nocą do jego domu. I przeszukałam jego dokumenty.
Ingo, chyba ci rozum odebrało! - jęknął Kristian. - Cóż, to nie pora, żeby cię ganić za zbytnią zuchwałość.
Nie - przyznała Inga z dumą. - Nie zniosłabym myśli, że Svartdal miałoby wpaść w chciwe łapska Hedvig.
Kristian pokiwał głową w zamyśleniu.
- Ja
też przeżywałem ten koszmar, żebyś wiedziała. Ja...
nie
umiałem nawet sobie wyobrazić, jak to będzie. Co się stanie
z
Kristofferem i Sorine? I ze starą Emmą... - smutno pokręcił
głową.
- To ty ocaliłaś nas wszystkich.
Inga zdobyła się na odwagę.
- I Laurens.
W tej samej chwili między brwiami ojca utworzyła się zmarszczka niezadowolenia.
Laurens? Wprawdzie zeznawał dziś na naszą korzyść, ale wygrana jest twoją zasługą, Ingo.
Ale... - zaprotestowała Inga.
Żadnego „ale" - przerwał jej Kristian stanowczo. - Czy po to tu teraz wyszłaś? Żeby opowiadać o jego rycerskości?
W Indze zakiełkowało ziarno buntu, ale nie ośmieliła się podjąć dyskusji. Ojciec podniósł głos wyraźnie poirytowany.
- Myślisz, że jego przysługa pozwoli mi zapomnieć? - Kristian podciągnął rękawy koszuli, aż spinki do mankietów szerokim łukiem wystrzeliły w powietrze. - Patrz! - krzyczał zbolały i zmusił Ingę, by spojrzała na jego nadgarstki. - To ślady po cienkiej lince, Ingo, lince, która wżarła się w moją skórę i która po wieczne czasy będzie mi przypominać o tej tragedii. Nie muszę ci chyba pokazywać pleców... - w jego głosie brzmiała groźba.
166
Inga zamknęła oczy, czując pieczenie u nasady nosa. Nie chciała się rozpłakać przy ojcu.
- Nnie
- zająknęła się zawstydzona.
Ojciec
uspokoił się.
- O
tym właśnie myślałem - rzekł z goryczą. - Z powodu
Laurensa
zostałem skazany na sześć lat. Sześć lat w więzieniu,
ponieważ
on mnie zdradził. Dzięki usilnym staraniom Nielsa
wyszedłem
po upływie połowy tego czasu. Trzy lata to długo,
Ingo,
kiedy twoje myśli krążą jedynie wokół tego, co się dzieje
z
żoną i dzieckiem. W więzieniu odchodziłem od zmysłów, że
byś
wiedziała, w dodatku miałem strażnika, który z upodoba
niem
wyciskał ze mnie krew i łzy.
Inga nie wytrzymała i rozpłakała się. Szlochając, zatoczyła się w stronę drewnianego filara przy wejściu. Oparła się o niego plecami i osunęła na ziemię, po czym ukryła twarz w dłoniach.
Głosu ojca nie wypełniało już tak silne rozgoryczenie, lecz wzburzenie brzmiało niczym drżąca struna.
- Więc
nie bądź tak naiwna, Ingo, by wierzyć, że mogę wy
mazać
ze swej głowy miesiące i lata tortury z powodu wspania
łomyślnego
zachowania Laurensa przed chwilą. Łaska, którą mi
dziś
wyświadczył, nigdy tego nie zrównoważy.
Kroki ojca ucichły w oddali.
Hedvig czuła się zdruzgotana. Postawiła wszystko i bardzo wiele straciła. W ciągu jednego fatalnego dnia straciła honor i szacunek. To nie z nieszczęścia Kristiana będą teraz się cieszyć i nie jego napiętnują, lecz ją wezmą na języki. Świadomość tego obezwładniała ją. Sprawiała, że czuła się zmęczona i pozornie obojętna.
Jej samopoczucie wcale się nie poprawiło, gdy tego samego wieczoru do salonu wpadł jak burza Torstein.
- A nie mówiłem, mamo? Twój plan miał niedociągnięcia.
167
Torstein był tak wzburzony, że uderzył pięścią w szkatułkę. Wazon z kwiatami, stojący na stoliku, zakołysał się z boku na bok, przewrócił się i z trzaskiem spadł na podłogę. Kawałki szkła i kwiaty zaścieliły podłogę. Nikt nie pośpieszył po ścierkę, żeby posprzątać. Woda ściekała wolno w szpary między deskami.
Hedvig podniosła ręce i histerycznie rozczapierzyła palce.
Myślisz, że nie wiem? Nie mów mi czegoś, z czego aż nazbyt jasno zdaję sobie sprawę! - Jej oczy ciskały iskry w stronę starszego syna, który śmiał pouczać ją o czymś, co sama już wiedziała.
Kusiłaś dwoma gospodarstwami, mamo - syknął Torstein. - Ja miałem przejąć Svartdal, a Torbjorn zarządzać 0vre Gullhaug. A teraz okazuje się, do diabła, że nie mam prawa nawet do tego gospodarstwa.
W tej samej chwili pojawił się Torbj0rn. Młodszy syn Hedvig stanowił nieco grubsze i mocniej zbudowane wydanie brata. Z pobielałymi od gniewu nozdrzami krzyknął urażony:
- Staliśmy
się pośmiewiskiem dla całej wsi, mamo! Ludzie
wymyślają
ci najgorszymi wyzwiskami. Tym razem nie zamie
rzam
cię bronići bo pewnie mają rację!
Otwarta dłoń matki trafiła go w sam środek policzka.
- Nie
odzywaj się w ten sposób do matki! Jasne? - Hedvig
groźnie
wycelowała w jego twarz palec wskazujący.
Torbjern patrzył na nią przez chwilę przerażony, lecz w końcu umknął wzrokiem.
- Musimy
przez to jakoś przejść, a praca w 0vre Gullhaug
musi
się toczyć dalej jak zawsze.
Sarkazm drżał w powietrzu.
- Pozostaje
nam się modlić do wszystkich świętych, żeby
Kristianowi
nie przyszło przypadkiem do głowy zanurzyć się,
w
takim gównie jak my - uśmiechnął się Torstein złośliwie. -
Bo
wtedy
możemy się szykować na kolejną sprawę. O zniesławie
nie.
Dzięki Ci, dobry Boże - westchnął ciężko i zmęczony prze
tarł
oczy - że nadal mam 0vre Gullhaug.
168
W oczach młodszego brata pojawił się wrogi błysk.
- O
nie, starszy bracie! Razem z matką za moimi plecami
wymyślaliście
kłamstwa, snuliście plany, w których nawet nie
wolno
mi było uczestniczyć, a teraz żądasz prawa do dziedzi
ctwa.
Możesz o tym zapomnieć, Torsteinie, ponieważ nie jesteś
synem
Hah/dana. Od tej pory to ja jestem właścicielem tego
go
spodarstwa!
Torstein otworzył usta ze zdumienia i patrzył to na matkę, to na brata.
Torbjorn - poprosił ochryple. - Chciałem tylko zadbać o dobro nas obu. Ty miałeś dostać 0vre Gullhaug.
To ci się w każdym razie udało - odparł Torbjorn zagadkowo. - Nigdy bym się nie dowiedział o moim prawie do dziedzictwa, gdyby nie wasze zwodnicze plany.
Torstein opadł rozgoryczony na krzesło. Zrozpaczony przejechał dłonią przez włosy i je nastroszył.
- Chciałem
dla ciebie jak najlepiej, Torbjornie. Musisz mi
uwierzyć!
Zgodziłem się na to, żebyś ty też miał własne gospo
darstwo.
Torbjorn popatrzył na brata, mrużąc oczy.
- Twoja
szlachetność mnie wzrusza - rzekł z sarkazmem. -
Ale
szlachetniej z twojej strony by było, gdybyś mnie wtajemni
czył,
co z matką szykujecie. Oszukaliście mnie!
Przyszła kolej na Hedvig.
- Zamilczcie,
chłopcy! Musimy zapomnieć o tej historii
i
z podniesionymi głowami iść dalej. Halvdan cię
usynowił,
Torsteinie,
a więc ty odziedziczysz gospodarstwo. Nie, żadnych
protestów,
Torbjorn - ostrzegła, gdy młodszy syn zamierzał się
sprzeciwić.
- Życie musi się toczyć dalej, jak gdyby nic się nie
zdarzyło.
Zapomnijcie o tej sprawie.
Bracia wymienili spojrzenia. W oczach jednego malowało się rozczarowanie, w oczach drugiego - zawód.
169
Milczenie niczym ściana dzieliło Laurensa i Ragnhild w drodze do domu. Dla przyzwoitości wymienili kilka słów, gdy Mons siedział razem z nimi w wozie. Lecz kiedy się z nim pożegnali na stacji kolejowej, oboje zawzięcie zamilkli. Weszli do domu i Ragnhild pośpiesznie zdjęła wierzchnie okrycie. Po jej ściągniętej twarzy Laurens poznał, że jest niezadowolona. Kiedy się odwróciła, żeby czym prędzej sobie pójść, objął ją wokół talii. Tupnęła na niego ze złością, usiłując odepchnąć jego ręce.
Odezwij się do mnie, żono!
Dlaczego mi nie powiedziałeś, że zamierzasz zeznawać? Jako twoja żona miałam prawo wiedzieć.
Laurens szepnął jej do ucha:
- Wtedy
byś mnie powstrzymała!
Ragnhild
sprytnie odwróciła się.
- Uważasz,
że to dziwne? Nie pojmuję, co w ciebie wstąpi
ło,
ale pomyślałam, że uporałeś się z rodzinnym sporem. Mia
łam
nadzieję, że urazy zbledną w miarę upływu lat, lecz ostat
nio
sytuacja pogorszyła się. Pewnie wkrótce skończy się tym,
że
Kristian i ty znowu zaczniecie się awanturować.
Laurens posmutniał.
- Raczej
wprost przeciwnie! Myślę, że moje zeznanie może
zbudować
między nami most porozumienia. Najpierw niewi
dzialną
więź, lecz stopniowo mocniejszy i pewniejszy most.
Ragnhild zdumiała się.
- Jesteś
szalony. Ty, który znasz Kristiana lepiej niż inni,
powinieneś
wiedzieć, że on nigdy się z tobą nie pogodzi. Go
rycz
jest dla niego jak pożywienie. To jedyne, co trzyma go przy
życiu.
Laurensa ogarniała coraz większa bezsilność, gdy słuchał słów żony.
- Być
może masz rację, Ragnhild, ale czy naprawdę sądzisz,
że
powinienem pozwolić, by Svartdal wymknęło mu się z rąk?
Mimo
wszystko przez wiele lat mieszkała tam moja siostra!
Jej
dusza tam pozostała!
170
Ragnhild przeraziła reakcja męża. Łagodnie położyła mu ręce na ramionach i spojrzała mu prosto w oczy.
Masz rację, Laurensie. Wybacz mi. Nie pomyślałam o Jenny...
Już nie myślisz o niej zbyt często - zauważył smutno. - Lecz ja wspominam ją każdego dnia. Ona we mnie żyje, rozumiesz. Zawsze. Gdybym... gdybym nie pomógł Kristiano-wi, ją również bym zawiódł. Znowu.
Już dobrze - uspokajała Ragnhild i przytuliła się do piersi męża. - Myślisz nie tylko o sobie, Laurensie, i dlatego tak bardzo cię kocham. Wreszcie lepiej rozumiem, co tobą kierowało. Zrobiłeś swoje, mój dobry mężu. Jeżeli Svartdal i Storedal mają się kiedyś pojednać, teraz kolej Kristiana, żeby wyciągnąć rękę. Prawda?
Laurens skinął w milczeniu tuż przy jej włosach.
Sigrid zwinęła się w kłębek na łóżku. Czuła się odrętwiała i zmęczona. W sali rozpraw rozpętało się prawdziwe piekło nienawiści. W napięciu śledziła zeznania świadków, jednak nie miała pojęcia, komu przyznać rację. Jako przyszła żona Torsteina czuła, że w pewnym sensie powinna być wobec niego lojalna. Byłoby świetnie, gdyby mogli razem zamieszkać w Svartdal, musiała to przyznać, ale głównie dlatego, że miała nadzieję, że Hedvig zostałaby z Torbjornem. Szczerze mówiąc, Hedvig zaczynała jej działać na nerwy. Nie dlatego, że przyszła teściowa awanturowała się i narzekała, lecz ze względu na jej zawiły sposób wydawania poleceń. Początkowo Sigrid traktowała je jako życzliwe rady, ale kiedy zastanowiła się nad tym, jak są formułowane, doszła do wniosku, że to po prostu polecenia. Ostatnio bardzo ją to irytowało.
Razem z Torsteinem nie udałoby się im stworzyć w Svartdal domu, w którym panowałby spokój i zgoda. O nie. Teściowa na pewno miałaby setki propozycji dotyczących nowych rozwią-
171
zań i ulepszeń. To nie byłby jej dom, pomyślała Sigrid smutno, lecz Hedvig.
Oczywiście mogłaby dyskretnie przekonać Torsteina, żeby to jej słuchał, lecz Hedvig miała dużo większą zdolność przekonywania. Poza rym Torstein przywykł do słuchania matki, więc Sigrid nie zdobyłaby znaczącego prawa głosu.
Podczas rozprawy siedziała obok Ingi. Ponieważ na ławkach było ciasno z powodu dużej liczby widzów, Sigrid mogła zaobserwować każdy ruch ciała macochy. Czasami drgnęła z rozgoryczenia, złości lub bezsilności, kiedy Hedvig atakowała Kristiana. Sigrid współczuła Indze, ponieważ nietrudno było zauważyć, jak cierpiała, gdy padały oskarżenia. Chwilami Inga zaciskała pięści z wściekłości. Dwa razy Sigrid słyszała, jak przeklina.
Sigrid wyciągnęła się i oparła głowę na poduszce. Torstein nie był tym mężczyzną, którego, jak się zdawało, znała. Wprawdzie nie świadczył przeciw Kristianowi, lecz trzymał stronę swojej matki. Potwierdziło się to wtedy, kiedy spotkali się w lesie. Był święcie przekonany, że Hedvig za pomocą kłamstw i gróźb zdobędzie Svartdal. Zatem teraz sam stał się zdradliwym kłamcą. Jak po tym wszystkim będzie mu mogła znowu zaufać?
Najgorsze jest to, pomyślała Sigrid, odsuwając na bok własny ból, że wziął udział w intrydze, która tak głęboko zraniła Ingę. Żarłoczny niczym wilk pragnął oderwać ją od domu dzieciństwa. To podłe, uznała Sigrid, z trudem łapiąc oddech, po? nieważ wszyscy wiedzieli, że Inga bardzo silnie była związana ze Svartdal. I z mądrą, życzliwą gosposią Emmą.
Sigrid uniosła się na łokciu. Co by się stało z ludźmi, którzy tam mieszkają, gdyby Hedvig wygrała sprawę? Czy Kristian posiadał wystarczająco dużo środków, żeby utrzymać dwóch synów, synową i służbę, mieszkając gdzie indziej? Zgoda, parobcy i Lovise są młodzi i silni. Mogliby nająć się do służb) w innych dworach, ale co z Emmą? Czyżby Torstein naprawdę uważał, że starą służącą należy wyrzucić z miejsca, gdzie mieszkała i pracowała przez prawie sześćdziesiąt lat? To by ją zabiło;
172
uświadomiła sobie Sigrid ze zgrozą, ponieważ starym ludziom niełatwo jest przyzwyczaić się do nowych, nieznanych miejsc.
Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, co Torstein zrobił, orzekła Sigrid. Zdradził Ingę i rozczarował resztę rodziny Svartdalów. Sama czuła się oszukana!
W jednej chwili Sigrid uświadomiła sobie, co powinna zrobić.
Nad dziedzińcem Svartdal zapadał zmrok, a szarobiałe obłoczki mgły igrały niczym elfy na jeziorze. Ścieżki między budynkami prawie nie było widać pod wysokimi, potężnymi drzewami. Kot podwórzowy miauczał i ocierał się o nogi Kristiana. Gospodarz pochylił się z uśmiechem i podrapał spragnionego pieszczot kota za uchem.
- No
co, Puszku, wyszedłeś na polowanie? Chodź do domu,
dostaniesz
miseczkę mleka.
Zdawało się, jakby kot zrozumiał słowa pana, gdyż uniósł prosto ogon do góry i posłusznie wskoczył na ganek. Przed wejściem Kristian odwrócił się plecami do drzwi i z zadowoleniem spojrzał na okolicę. Nad domami, dziedzińcami, wzgórzami i nad lasem unosiła się niesamowita poświata, ale to nic. To wszystko, jak okiem sięgnąć, było jego. Po wieczne czasy.
Kristiana ogarnęło wzruszenie i oszołomienie, kiedy zauważył, że wszyscy na niego czekają.
- Już
dawno powinniście spać - zażartował i mrugnął chy
trze.
Emma jako pierwsza pogratulowała mu zwycięstwa. I jako jedyna go przytuliła. Grubymi, miękkimi ramionami objęła go za szyję i ten jeden jedyny raz Kristian odwzajemnił uścisk. Przytulił ją tak mocno, że się roześmiała.
- Jestem
taka szczęśliwa - wyznała Emma, a w kącikach jej
oczu
zalśniły łzy. - Szczęśliwsza niż kiedykolwiek właśnie
dla
tego,
że tak bardzo się bałam.
173
Kristoffer, Krister, S0rine i cała służba potakiwali zgodnie.
- Siadaj,
gospodarzu - rzekła Emma serdecznie. - Ponie
waż
trzeba to uczcić!
Kristian zauważył, że nie brakowało jedzenia. Emma i Sorine wniosły półmiski z peklowaną szynką, łososiem i jajecznicą, masłem i świeżo zebraną śmietaną. Na stole pojawiło się również chrupkie pieczywo i mocna kawa.
Co za przyjęcie - uśmiechnął się Kristian, rozkoszując się widokiem przysmaków. - Można by pomyśleć, że to czyjeś wesele.
Uważaj, bo słowa się spełniają - zażartowała Emma.
W tej samej chwili w drzwiach do salonu pojawiła się Mina. Onieśmielona uśmiechnęła się do Kristiana, jak gdyby nie była pewna, czy zechce ją zaprosić.
Kristoffer po mnie przysłał - wyjaśniła, zacinając się. -Chciał, żebym już tu była, kiedy przyjedziesz z Gaup&s.
To bardzo miło - jąkał się Kristian i zaczerwienił się zakłopotany. Uff, nie bardzo wiedział, jak zająć się bliską sercu osobą w obecności innych. Świetnie, że przyszła, lecz równocześnie poczuł się trochę niezręcznie.
Emma wybawiła go z kłopotu i z uśmiechem zaproponowała gościowi miejsce obok gospodarza.
W milczeniu rozkoszowali się posiłkiem. Puszek dostał miseczkę śmietany i jasnoróżowym języczkiem zlizywał z apetytem swój rarytas. Embrik i Lorang nie mogli się doczekać, kiedy dowiedzą się o wszystkim, co się wydarzyło. Gdy Kristian się najadł, opowiedział o przebiegu sprawy i wyroku.
Hedvig z wielką ochotą zatańczyłaby na mogile Hah/da-na - zagrzmiał Lorang zdenerwowany. - Ten człowiek by się w grobie przewrócił, gdyby wiedział, co z niej za latawica.
O - zauważył Kristian dwuznacznie. - Pewnie coś podejrzewał. Nie mógł chyba przeżyć z nią całego życia, nie widząc jej wad. Musiałby być ślepy.
- A
czy człowiek zakochany nie jest ślepy? - spytał Kristo
ffer
wprost.
174
- Ach
ty! - zgromiła go Sorine, udając obrażoną, i dała mu
kuksańca.
Wszyscy się roześmiali.
- Czy
pozwiesz ją do sądu? - spytał Lorang zaciekawiony.
Kristian
dobrze się zastanowił.
Zasłużyła na karę, to prawda, ale... Dostałem nauczkę i uważam, że najlepiej zrobię, jeśli zostawię ją w spokoju. Przypuszczalnie dalej knułaby zemstę, a nigdy nie wiadomo, co takiej szalonej kobiecie może wpaść do głowy!
Sąd oczyścił cię z zarzutów, Kristianie, a Hedvig zostanie napiętnowana przez ludzi ze wsi. Jaka kara może być dotkliwsza niż ludzkie drwiny? - Emma upiła łyk kawy.
Masz rację, Emmo, niech zatriumfuje wspaniałomyślność. - Kristian roześmiał się chytrze. Wiedział, że ludzie spodziewają się zdecydowanej reakcji z jego strony, lecz tym razem się przeliczą.
Zegar wskazywał północ, kiedy wstali od ątołu. Było naprawdę przyjemnie, pomyślał Kristian zadowolony, czując, jak wypełnia go niewypowiedziany spokój. Spokój duszy.
Przygotowałam dla Miny pokój gościnny - oznajmiła Emma z dziwnym uśmiechem na ustach. - Zaprowadzisz ją, Kristianie?
Oczywiście - bąknął Kristian, przeklinając rumieniec, który niczym gorąca woda rozlał się na policzki.
Gospodarz unikał wzroku Emmy, kiedy ruszył korytarzem, żeby odprowadzić Minę. Onieśmieleni zatrzymali się przed drzwiami do pokoju gościnnego, który sąsiadował przez ścianę z sypialnią Kristiana.
Dobranoc, Mino.
Dobranoc - odparła Mina ledwie słyszalnie.
Kristian pochylił się i pocałował ją w czoło. Zawstydzony trochę się odsunął. Może powinien się zadowolić pocałowaniem na pożegnanie jej ręki? Bezwiednie, zniewolony bliskością Miny, pochylił się ku niej jeszcze raz. Zatrzymał usta w pobliżu jej ust, lecz nie odważył się posunąć dalej. Wówczas Mina
175
położyła rękę z tyłu jego głowy i przycisnęła wargi do jego warg. Słodko i namiętnie.
Obojgu zaparło dech z pożądania i podniecenia.
- Czy mogę cię odprowadzić do pokoju? - spytała Mina, mocując się z guzikami jego koszuli. Minęło kilka ułamków sekund, zanim Kristian zrozumiał, do czego to prowadziło, Co to właściwie oznaczało... Uśmiechając się, skinął głową, ujął szczupłą dłoń Miny i ruszył do swego pokoju.
Drzwi cicho zamknęły się za nimi.
16
Kristian był zadowolony, kiedy następnego ranka zaprzęgał do wozu Bułanka i Srebrnego Księcia. Gwiżdżąc, przywiązywał lejce do kozła, żeby konie stały spokojnie w czasie, gdy on wstąpi do domu po pieniądze i listę zakupów przygotowaną przez Nielsa.
Zanim dzień wcześniej opuścił Gaupås, dowiedział się, że Gulbrand wybiera się w długą i męczącą podróż do Tensberg na targ. Niels martwił się, wysyłając służącego tak daleko, ponieważ staruszek miał już słaby wzrok i słuch. Dlatego Kristian wspaniałomyślnie zaofiarował się, że pojedzie zamiast Gulbran-da. Niels poczuł się zakłopotany i solennie się zarzekał, że nie do tego zmierzał, ale Kristian roześmiał się i zapewnił sędziego, że on również wcale tak nie pomyślał.
- Pozwól mi wyświadczyć ci tę przysługę - powiedział.
Po chwili namysłu Niels się poddał i w końcu zaczął Kristia-nowi dziękować za jego uczynność.
- Myślałam,
że trochę odpoczniesz - rzekła Emma. - Mu
sisz
jechać do Tonsberg? Właśnie dzisiaj?
Kristian roześmiał się cicho.
- Tak.
Poza tym mam również inne plany związane z tą po
dróżą.
..
Służąca popatrzyła na niego, nie rozumiejąc, ale Kristian niczego więcej nie zdradził.
Świeciło słońce i grzało Kristiana w plecy, jednak kiedy znik-
177
nęło za chmurą, zrobiło się chłodniej. Zbliża się jesień, pomyślał Kristian ze smutkiem. Ten rok przyniósł wiele niespodzianek. Niektóre wstrząsające i straszne, lecz również kilka takich, dzięki którym stał się lepszym człowiekiem. Tak w każdym razie sam myślał, ale nie miał zamiaru pytać o to znajomych. Mogło się zdarzyć, że odpowiedzieliby bardziej szczerze, niżby mu się podobało.
Na kwadratowym placu targowym panował ożywiony ruch. W Tonsberg zawsze tak jest, pomyślał Kristian i poszukał zacisznego miejsca dla koni. Niels zapisał na liście mięso wieprzowe i wołowe, żywe kurczaki i króliki. Z rzeźnikiem poszło Kri-stianowi szybko, ponieważ potrafił się nieźle targować. Dwie podzielone na części świnie i wołowina zmieniły właściciela.
Chłop sprzedający kurczaki i króliki wydawał się niemal obrażony z powodu niskiej ceny, którą mu Kristian zaproponował.
Do licha - narzekał Kristian. - Przecież to jakieś chuder-lawe kawałki futra! A te kurczaki prawie oskubane z piór.
Świetnie odhodowane - zaprotestował chłop oburzony.
Być może - stwierdził nonszalancko Kristian. - Ale w takim razie musi pan przestać je upychać po osiem-dziewięć sztuk w jednej klatce. Porozszarpują się nawzajem na strzępy, sam pan widzi.
Chłop zajrzał do klatki, lecz nie odpowiedział na krytykę.
Mogę kupić u kogoś innego - rzekł Kristian i obojętnie wzruszył ramionami.
Proszę zaczekać! - krzyknął chłop i przywołał go ręką z powrotem. - Doda pan jeszcze po dwie korony, to dojdziemy do porozumienia.
Trzy korony oszczędności, pomyślał Kristian zadowolony i zapłacił. Z łatwością podniósł drewniane skrzynki i na wyciągniętych rękach zaniósł je do wozu. Świetnie, zlecenie wykonane. Zwykle pozwalał sobie na jedno piwo w gospodzie, ale nie dzisiaj. Czekało go inne, ważniejsze zadanie.
Na skrzyżowaniu z Oseberghaugen ogarnęła go niepewność.
178
Powoli napiął lejce i konie posłusznie się zatrzymały. Czy powinien pojechać dalej prosto, czy skierować się na prawo? Czując rosnącą panikę, starał się sobie przypomnieć, co mówiła Mina, ale mu się nie udało. Cóż, nie poprosił jej o szkic, ponieważ nie wiedział, że będzie przejeżdżał w pobliżu Wulfsberg. Tak czy owak wspomniała raz, że... Nie, jej słowa jakoś mu umknęły. Ponownie się skoncentrował. Wydawało mu się, że mówiła, że musiała iść w dół w stronę prehistorycznego wykopaliska z czasów wikingów.
Kristian sporo słyszał o tym owianym legendą odkryciu. W gazetach ukazało się na ten temat mnóstwo artykułów, gdyż mówiono, że to najwspanialsze znalezisko z okresu wikingów w Norwegii. Sam statek przetrwał w bardzo dobrym stanie w niebieskiej glince i torfie - to dębowy szkuner, Kristian pamiętał, że liczył ponad dwadzieścia metrów długości. Stewy były wysokie, bogato zdobione zwierzęcym ornamentem.
Najbardziej niezwykłym wydawało się odkrycie grobowca, który zawierał dwa szkielety kobiet. Wikingowie wyraźnie wierzyli w życie po śmierci, ponieważ żegnający swych zmarłych wkładali im do grobów balie, wiadra, łóżka, skrzynie z materiałami i narzędzia do drobnego rzemiosła. Czterokołowy wóz z kunsztownymi rzeźbieniami znaleziono razem z końmi, psami i wołami.
Kristian rzucił spojrzenie przez ramię. Ogarnął go podniosły nastrój. Pomyśleć tylko, że przed blisko tysiącem lat ludzie zbierali się w tym miejscu, żeby opłakiwać zmarłych. Naukowcy twierdzili, że jedna z kobiet została tu złożona w ofierze jako niewolnica dla drugiej, która zapewne pochodziła z królewskiej rodziny.
Kristian poprawił się na koźle, skręcił w prawo i pojechał w górę stromą uliczką. „Vestre Wulfsberg" - wyryto na drewnianej tabliczce. Czując ssanie w żołądku z napięcia, poprowadził konie wzdłuż długiej żwirowej drogi. To urzekające miejsce, stwierdził, dokładnie tak opisała je Mina. Główny
179
budynek, dwukondygnacyjny, nie był duży, lecz dobrze utrzymany. Na wprost znajdowała się poszarzała ze starości stodoła z dobudowaną do niej pralnią. Za domami jak okiem sięgnąć rozciągało się pole.
Kristian doznał wrażenia, jakby drgnęła w nim jakaś smutna struna. To tutaj mieszkała Mina, to dla tego miejsca żyła... Podskoczył przestraszony, gdy zgrzytnęło w zamku drzwi wejściowych. Nie przygotował sobie żadnej wiarygodnej wymówki, żeby się wytłumaczyć, co tutaj robi. Wolał wymyślić coś na poczekaniu, w zależności od tego, kogo spotka.
Jakaś starsza, chuda kobieta z włosami gładko zaczesanymi do tyłu zawołała do niego:
- Czego pan chce?
Oj, pomyślał Kristian zaskoczony, czyżby była równie surowa, na jaką wygląda? Postanowił zatem uśmiechnąć się szeroko i grzecznie się przywitać. Ukłonił się z galanterią i pocałował kobietę w rękę.
Bezbarwne wargi kobiety rozciągnęły się w pobłażliwym uśmiechu.
Szukam Gustava Sleishego. Czy pan jest w domu?
To pan nie wie? - spytała kobieta zdumiona.
Strach ścisnął Kristiana za serce. Mina wspomniała, że tej nocy, kiedy uciekła z córkami, popełniła poważne przestępstwo, jednak chyba nie zabiła tego człowieka? Kristian oszołomiony oblizał wargi.
Nie... Nie spotykam się z panem Sleishem zbyt często. Łączą nas tylko interesy, widziałem go ponad rok temu.
Ach tak - odparła kobieta, ściągając usta. Pośpiesznie rozejrzała się dookoła. - Myśleliśmy, że nie przeżyje - wyznała, a w jej zapadniętych oczach rozbłysła żądza sensacji.
- O?
- Kristian nie wymyślił nic mądrzejszego.
Rozmówczyni
pochyliła się ku niemu tajemniczo. Zdawało
się, że nie przejmuje się tym, że rozmawia z obcym. Na szczęście.
- Ta bezwzględna kobieta zrzuciła go z wysokich schodów.
180
Mój pan strasznie niebezpiecznie upadł, da pan wiarę, i uderzył tyłem głowy o podłogę. Tygodniami leżał ze złamaną nogą, nie odzyskując świadomości. Lecz cudownym zrządzeniem losu ocknął się. Niestety z powodu upadku oślepł na jedno oko. Okrutne, prawda?
- Tak
- skłamał Kristian jak z nut, a jednocześnie czuł roz
pierającą
go radość. Nie bardzo żałował tego podłego udzia
łowca.
Wprawdzie nieżyjący już mąż Miny oszukał pozostałych
armatorów,
w tym również Sleishego, ale Gustav nie powinien
wyrzucać
na ulicę Miny i jej córek. Tym bardziej, że jej mąż tej
samej
nocy się zastrzelił... No tak, nadal istniało wiele pytań,
lecz
na wszystkie może odpowie mu Mina, kiedy znowu zosta
ną
sami.
Żeby się upewnić, Kristian odważył się zapytać:
- Kto
popełnił taką niegodziwość wobec pana Sleishego?
Kobieta
prychnęła:
- Poprzednia
gospodyni, która tu mieszkała. Mina
Wulfsberg.
Powinna się cieszyć, że mój pan jest tak wspaniało
myślny
i nie wynajął adwokata. Zostałaby ukarana za tak okrut
ny
postępek!
Kristian stłumił westchnienie. A więc Sleishe nie zamierzał posunąć się dalej w swych prześladowaniach. I dobrze, inaczej sąd dowiedziałby się o jego szantażu.
Gdzie jest pan Sleishe?
W Kristianii. Pewien zdolny doktor zamierza wyleczyć jego oko.
Długo tam zostanie?
Kobieta zdumiona zmierzyła Kristiana wzrokiem.
- Tak, wydaje mi się, że tak.
Kristian dowiedział się tego, po co tu przyjechał.
Proszę pozdrowić pana Shleishego i życzyć mu powrotu do zdrowia. Skontaktuję się z nim po Nowym Roku.
A jak się pan nazywa?! - krzyknęła za nim kobieta, kiedy wóz okrążał dziedziniec.
Kristian tylko machnął ręką na pożegnanie.
Inga podkradła się do kuźni. Wzrokiem pieściła szerokie, muskularne plecy Bjornara. Mężczyzna o zręcznych rękach, pomyślała z uznaniem i nagle ogarnęło ją pożądanie.
Bjornar podskoczył, kiedy chichocząc, klepnęła go w twardy pośladek.
Inga. Szalona Inga... - zarechotał zadowolony. Odłożył miech i objął ją.
Ach ty - roześmiała się Inga. - Pobrudzisz mnie. Ludzie natychmiast się zorientują, gdzie byłam, kiedy pokażę się w takim czarnym fartuchu.
Ty mała kusicielko, uwodzicielko... Inga powstrzymała go łagodnie.
Długo tęskniłeś?
Było coś takiego w Bjornarże, co ją ośmielało i wypełniało szaleństwem.
- Zbyt długo - odparł błyskotliwie.
Przepraszam - wyznała, spuszczając wzrok i przybierając smutny ton głosu - lecz żniwa i ta przeklęta rozprawa zabrały mi dużo czasu.
No, ale wreszcie już koniec - stwierdził Bjornar i wykradł jej całusa. - Zobaczymy się dziś wieczorem?
Hm, nie wiem - odparła Inga uczciwie. - Muszę zaraz iść do Svartdal i załatwić pewną sprawę dla Nielsa.
Tak? A po co?
Inga wyjęła wypchaną sakiewkę i zamachała nią przed oczami Bjornara.
- Muszę
ojcu zanieść pieniądze. Kristian założył za Nielsa
sporą
sumkę. Za mięso.
Bjornar otarł twarz brudną ręką. Od czoła w dół do nosa powstała brudna smuga.
Tym, co mają pieniądze, to dobrze.
Nie narzekaj - rzekła filuternie. - Ci, którzy pomagali
182
przy żniwach, dostaną swoją zapłatę. Wiem, że Niels był bardzo zadowolony z twojej pracy. Nie wyjedziesz stąd bez grosza. Bjornar uśmiechnął się.
- Monety
pozwolą zimą zaspokoić głód, ale chwile spędzo
ne
z tobą są więcej warte.
Inga zaczerwieniła się z powodu pochwały.
Jesteś miły. Jednak nie zarzuciłam jeszcze nadziei, że będziesz mógł zostać u nas przez zimę. Postaram się, żeby Niels zawarł z tobą umowę.
Moja śliczna - odparł Bjornar i pogładził kciukiem jej brodę. - Śpiesz się teraz do Svartdal, by wzrosły nasze szanse na wieczorne spotkanie... - jego głos był pełen obietnic.
Inga przymocowała sakiewkę do paska i dobrze wypchany trzos dyndał z boku na bok, kiedy ruszyła w drogę. Monety dźwięczały i szeleściły banknoty. Nie śpieszyła się. Czasem lubiła być sama, zwłaszcza gdy wiedziała, że Eugenie zajęła się Emilią. Chwilami zastanawiała się, co by zrobiła bez tej oddanej służącej. Wyraźna różnica, która zwykle dzieliła gospodynię i służącą, zatarła się między nimi. Stały się wiernymi przyjaciółkami. Las przybrał tak piękne jesienne barwy, że Inga zatrzymała się na kilka minut, by rozkoszować się tym widokiem. Liście drzew zrobiły się żółte i pomarańczowe, a owoce jarzębiny płonęły czerwienią.
Nagle Inga zatrzymała się. Wyraźnie usłyszała rżenie. Nadal znajdowała się zbyt daleko od domu dzieciństwa, by był to głos Czarnego lub któregoś z innych koni, które znała. Poczuła, że policzki jej płoną. Czyżby to Martin? Może patrzył w stronę Gaupås i zauważył, że Inga wybiera się w drogę przez las? Nie, nie powinna być tak zarozumiała, pomyślała. Poza tym ostatnio rozstali się w niezgodzie. To niewiarygodne, ale jakimś cudem dowiedział się, że rzuciła się w objęcia jednego z pomocników przy żniwach.
Zdenerwowana poszła dalej. Nieopodal jeziora w Svart-dal dostrzegła cętkowanego konia. Czy to nie...? Oczywiście, to Mikrus. Co tutaj robi ten źrebak z Gaupås? Czyżby wydostał się z zagrody i przybłąkał do lasu?
183
- Bjornar!
- zawołała Inga zaskoczona, kiedy ujrzała znajo
mą
postać.
Przywiązał konia do cienkiego pnia, a sam oparł się plecami o sosnę. Suche źdźbło trawy poruszało się w górę i w dół w jego ustach, kiedy je gryzł.
Co tu robisz? - spytała zdumiona, stając tuż obok niego i spoglądając w dół.
Wybacz mi, Ingo, moją śmiałość. Nie jestem w stanie... czekać do wieczora. Kiedy wspomniałaś, że wybierasz się do Svartdal, osiodłałem Mikrusa i ruszyłem za tobą. Tu nikt nam nie przeszkodzi, moja maleńka... - Jego słowa utonęły w namiętnym pocałunku.
Ingę ogarnęła kipiąca fala pożądania, nie mogła złapać tchu. Z jękiem otworzyła usta i pozwoliła, by jego język wśliznął się do środka.
Nie mogę cię tknąć - syknął Bjornar zdyszany.
Dlaczego? - spytała Inga rozczarowana.
Wykąpmy się najpierw - zaproponował czule. - Zanurkujmy na chwilę, by potem słońce mogło nas osuszyć na brzegu-
Energicznie wstał i podał jej rękę. Drżąc z podniecenia, wyskoczyli z ubrania.
Inga śmiała się spazmatycznie, kiedy wchodziła do jeziora. Było tak zimne, że szczękała zębami. Kiedy woda sięgnęła jej do ud, Inga rozejrzała się, czy ktoś nie patrzy, i ponieważ nikogo nie zauważyła, zanurzyła się i zaczęła płynąć.
Szukali ciepła u siebie nawzajem. Inga wśliznęła się w objęcia Bjornara, trzęsła się ze szczęścia. Bjornar był gotów, czuła to, jego przyrodzenie pulsowało na jej brzuchu. Jej sutki ściągnęły się z zimna i pożądania. Przebiegł ją dreszcz, kiedy Bjornar się pochylił i wziął do ust różowy pączek. Język kochanka wyzwolił cudowną słodycz.
Po chwili Bjornar wyprowadził Ingę na brzeg.
- Brr,
zimna woda przeraża tego malucha - rzekł wesoło
i
spojrzał po sobie w dół.
184
Inga nie mogła się nie roześmiać, gdy zobaczyła, jak się skurczył. Pragnęła go, bez wątpienia, lecz wiedziała, że nie trzeba wiele czasu, by urósł. Mogła poczekać.
Bjornar pociągnął nosem i zakasłał.
Co za pech, chyba się przeziębiłem.
Masz - rzekła Inga i podała mu koszulę.
Sama położyła się na kamienistym brzegu. Przyjemnie było tak leżeć nago na nagrzanej w słońcu skale. Inga nie obawiała się, że ją ktoś zobaczy, ponieważ Bj0rnar jej pilnował. Była tego pewna.
Bjornar ubierał się zakłopotany.
A takie miałem plany - westchnął. - Miałem się z tobą kochać. Gorąco, dziko i długo... - rozmarzył się. - Czuję się jak dureń - dodał ze wstydem.
Nie przejmuj się - pocieszyła go. - Czuję się szczęśliwa, gdy po prostu jesteśmy razem. Czy się kochamy, czy nie.
Bjornar włożył skarpetki i zacisnął pasek.
Przynieść ci suknię?
Tak - przytaknęła Inga z ochotą. - Narzucę ją na... na łono - dokończyła z zakłopotaniem. - Na wypadek gdyby ktoś nieoczekiwanie się pojawił.
Kiedy Inga okryła swe intymne miejsca, popatrzyła w górę na Bjornara. Jaki on cudowny: czarne, mokre włosy kręciły się na karku, a oczy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie na opalonej twarzy, i te czerwone wargi, które tak czule ją całowały. .. Drgnęła, gdy zobaczyła, że Bjornar trzyma w rękach sakiewkę Nielsa. Chciała poprosić, by ją odłożył, ale język jakby spuchł jej w ustach.
Zamożny jest ten twój mąż - zauważył Bjornar i potrząsnął sakiewką. Zdawało się, jak gdyby ważył ją w dłoni.
Możliwe - odparła Inga sucho. - Ale ja nie dbam o to. Poza tym to nie jego pieniądze. Należą do mojego ojca.
Bjornar nie spuszczał z sakiewki wzroku. Jak opętany uciskał ją palcami. Pociągnął za rzemyk, żeby ją otworzyć.
Inga oniemiała. Bjornar wydał się nagle taki obcy... Zbyt
185
pochłonięty sakiewką. Nie podobało jej się to. Mimo wszystko nie były to ani jej, ani jego pieniądze.
- Przestań
- poprosiła i łagodnie położyła dłoń na jego
ręce.
- Odłóż to, Bjornar.
Sztywno odwrócił głowę w jej stronę.
Ingę zastanowił dziki blask w jego oczach. Lekki niepokój zatrzepotał pod jej żebrami. Czujnie śledziła każdy ruch Bjornara. Wydawał się taki odmieniony... Nagle zdała sobie sprawę, że nie zna tego człowieka. Nie do końca.
- Powiedz
mi, Bjornarze... Kim ty właściwie jesteś?
Bjornar
obnażył zęby w uśmiechu dzikiej bestii.
- Nazywają
mnie Bjornarem - rzekł po prostu. - Ale moje
nazwisko
brzmi Stener. Stener Roysholt.