saga
Cienie
z przeszłości
Torill Thorup
W SEMI UKAŻĄ SIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom, 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa
tom 9.
WROGOŚĆ
1
Gaupås, wrzesień 1908 roku
Kiedy Gulbrand zbudził się z długiej i zasłużonej drzemki i wyszedłz domku dla służby, od razu pojął, że coś jest nie tak. Zdawało mu się wcześniej, że słyszy rżenie koni i hałas ze stajni, ale dźwięki pomieszały się mu z głosami we śnie.
Po dniu ciężkiej pracy na kartoflisku pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, lecz teraz trzeba było wracać do obowiązków. Z rosnącym niepokojem nasłuchiwał odgłosów ze stajni. Co wprawiło zwierzęta w taką nerwowość?
Przezwyciężając zmęczenie, stary służący pośpieszył ku zabudowaniom gospodarczym. Czarnulka przebierała kopytami z wyraźnym poirytowaniem. Piękne zwierzę przewracało oczami i niespokojnie tłukło się w boksie.
- Już dobrze - szepnął Gulbrand, wyciągając rękę.
5
W tej samej chwili dostrzegł, że skobel u drzwi jest odsunięty. To cud, że klacz nie wyrwała się na wolność. Ze zdumieniem zerknął w stronę sąsiedniego boksu. Gdzie jest Mikrus?
Gulbrand zmarszczył brwi. Coś musiało wydarzyć się w stajni podczas jego drzemki. Może żmija wślizgnęła się do środka i przestraszyła zwierzęta? Tak, pomyślał nieco uspokojony, to całkiem prawdopodobne. Mikrus zdołał uciec w panice, Czarnulka zaś nie odważyła się opuścić ciepłego schronienia.
Gulbrand poklepał ją delikatnie po szyi. Klacz opuściła głowę i wolniej poruszała chrapami. Służący przesunął grabie oparte o ścianę i ostrożnie zbliżył się do zwierzęcia. Co u licha? Jego wzrok padł na jakąś postać. Na parę sekund zamarł w bezruchu, po czym gwałtownie ruszył do wyjścia.
Zatrzymał się przy oknie kuchennym i zaczął wymachiwać rękoma. Na całe szczęście Eugenie dostrzegła tę rozpaczliwą pantomimę i wybiegła na próg.
Co się stało?
Niels - prychnął Gulbrand i złapał się za gardło. - Zawołaj żniwiarzy. I każ Toremu sprowadzić doktora i lensmana.
Lensmana? - pisnęła Eugenie przestraszona.
- Tak!
Chyba popełniono przestępstwo!
Gulbrand
nie silił się na dłuższe wyjaśnienia. Kątem
oka dostrzegł, że służąca podkasała spódnicę i puściła się pędem ku zabudowaniom dla służby. Sam wrócił do miejsca, gdzie w sianie dostrzegł zwinięte w kłębek ciało Nielsa.
6
Czarnulka jeszcze nie wróciła do równowagi i prychała lękliwie. Kiedy nadbiegł Arne, Gulbrand wiedział już, co czynić.
- Wyprowadź
ją do ogrodu! - polecił. - Boję się,
że
podepce Nielsa...
Żniwiarz wzdrygnął się na dźwięk imienia, ale usłuchał bez słów. Czarnulka nie stawiała oporu, kiedy Arne wyprowadzał ją z boksu. Uniosła ogon i ostrożnie ominęła bezwładne ciało.
Gwałtowny żal targnął sercem Gulbranda, kiedy nachylał się nad sędzią. Już po nim, pomyślał z bólem, leżący bowiem nie dawał znaku życia i nie oddychał. Na czole Nielsa widniała głęboka rana pokryta cienką warstwą skrzepłej krwi. Biedny Niels, pomyślał Gulbrand, i płacz zdławił mu gardło. Jak długo tak tu leży?
Może zawiodło go serce i stracił przytomność? Może upadając, uderzył czołem w ścianę?
Gulbrand pokręcił głową z rozżaleniem. Coś budziło jego niepokój... Co Niels robił w stajni? Nigdy tu nie zachodził. Kiedy potrzebował sań lub powozu, ktoś ze służby zaprzęgał konia. Niels dbał o, zwierzęta gospodarskie, ale takie obowiązki zostawiał innym.
Poza tym po co miałby zaglądać tutaj w porze poobiedniej? Niels nie był już taki sprawny jak dawniej i z drzemki po posiłku uczynił stały punkt dnia.
Do stajni wciąż napływali ludzie.
Torę wyjechał?
Tak - potwierdził Arne. - Popędził do Nedre Gullhaug po konia. Powiedziałem mu, że Czarnulka się spłoszyła, więc wołał zostawić ją w spokoju.
7
- To
dobrze - odrzekł Gulbrand i przysunął twarz
do
ust Nielsa, ale nie poczuł najmniejszego tchnienia.
Układając
ciało sędziego w miękkim sianie, poprawił
wykręcone
ramię i dostrzegł, że Niels ściska w dłoni
kawałek
papieru. Gulbrand wyłuskał go z bezwład
nych
palców.
Podniósł kartkę do oczu i z trudem przebiegł wzrokiem wzdłuż linijek. Za młodu niewiele czasu spędził w ławie szkolnej i dopiero w dorosłym wieku nauczył się składać litery. Zerknął na spód dokumentu i rozpoznał podpis lensmana i jego charakterystyczną pieczęć.
- Wielki Boże - mruknął.
Eugenie przestępowała z nogi na nogę, jej twarz poszarzała.
- Powiedz
nam, co tam jest napisane, Gulbrand!
Służący
przetarł oczy i westchnął.
Pan Thuesen ostrzega sędziego, że lensman okręgu Norę i Uvdal wie, pod jakim nazwiskiem ukrywa się Stener R0ysholt...
Stener... Ten morderca! - krzyknęła Eugenie z niedowierzaniem. - A więc w ogóle stąd nie wyjechał?
Gulbrand pokiwał głową powoli.
Tak, na to wygląda. Wszystkich wyprowadził w pole.
A my wiemy, kto to? - szepnęła Eugenie, nachylając się ku niemu.
Tak, wiemy, niestety - westchnął Gulbrand. - To Bjornar.
8
Nasz Bjornar? - Eugenie jeszcze bardziej zniżyła głos.
Tak - potwierdził Gulbrand ze smutkiem. - A teraz zniknął, zabierając Mikrusa. Ten drań zwlekał, póki nie dostanie zapłaty. - Gulbrand zamilkł, zbierając myśli. - Niels zapewne oświadczył mu, że zna jego prawdziwe nazwisko, a Bjornar uderzył sędziego i uciekł na Mikrusie. Wielkie nieba, tak właśnie musiało się to odbyć - dokończył stary służący strwożonym głosem.
Eugenie zakryła usta rąbkiem fartucha.
A Inga? - szepnęła. - Miała zawieźć Kristianowi znaczną sumę pieniędzy. Co będzie, jeśli Bjornar dowiedział się o wszystkim i pojechał jej śladem?
Inga nie jest znów tak łatwowierna, by opowiadać takie historie nieznajomemu żniwiarzowi - odrzekł Gulbrand z irytacją.
Mnie powiedziała - Eugenie rozwarła szeroko oczy. - Jemu też mogła.
Gulbrand potarł powieki ociężale. Przypuszczenie Eugenie nie było bezpodstawne. Inga uważała, że wzrok i słuch mu już nie służą, ale zainteresowanie, jakim młoda gospodyni darzyła przystojnego żniwiarza, nie umknęło uwadze Gulbranda. Bjornar podobał się kobietom, inne też wodziły za nim wzrokiem. Bezsilna złość ogarnęła Gulbranda, czyżby Inga zdradziła męża? Wprawdzie trafiła do Gaupås wbrew własnej woli, ale to nie dawało jej prawa, by zachowywać się jak ladacznica. Niepokój o Ingę mieszał się z gniewem.
- Arne! - warknął. - Biegnij do gabinetu sędziego
9
i przynieś strzelbę. Weź ze sobą Trygvego i ruszajcie za Ingą. Musicie ją znaleźć przed Bjernarem!
Mamy go zabić? - zdumiał się Arne.
Nie - rzucił Gulbrand. - Gdyby jednak próbował ucieczki, strzelajcie w nogi. Tym razem już nie umknie. Jak tylko zjawi się lensman i jego ludzie, poślę ich waszym śladem. Życie Ingi jest w niebezpieczeństwie!
Arne cofnął się przerażony, ale posłuchał polecenia. Po chwili wybiegł z domu, dzierżąc w dłoniach strzelbę.
Gulbrand odprowadził wzrokiem obu żniwiarzy i zwrócił się do Erlinga.
- Wniesiemy
Nielsa do sypialni i obmyjemy z krwi.
Winniśmy
szacunek temu człowiekowi. Nie chcę, by le
karz
znalazł go w takim stanie.
Eugenie nie potrzebowała instrukcji. Pośpieszyła do kuchni, by zagotować wody, po czym przyniosła czyste prześcieradła i powłoczki z gotowalni. Zanim przybędzie doktor, pacjent znajdzie się w świeżej pościeli.
Gulbrand dyszał ciężko, niosąc bezwładne ciało Nielsa po schodach. W zamieszaniu nikt nie pamiętał, że sędzia nie dzieli już sypialni ze swoją żoną, i rannego złożono wśród koronek i poduszek z frędzlami.
Erling czuł się źle. Bardzo źle. Wszystko zdarzyło się tak szybko i to Gulbrand wydawał polecenia. Może powinien znaleźć się w gronie tych, którzy ruszy-
ło
li na poszukiwanie Bjornara? Może znalazłby okazję, by błagać tamtego, by nie opowiadał nikomu o kradzieży u chłopa z Aulesjordet? Co będzie, jeśli Bjornar go wyda, kiedy dopadną go ludzie lensmana? Na myśl o tym Erling oblał się zimnym potem. Wtedy i jego dni w Gaupås będą policzone... Dreszcz lęku wstrząsnął jego ciałem aż po koniuszki palców.
Kiedy złożono sędziego w łóżku, Erling stanął obok, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Nie wiedział, gdzie się podziać, tkwił w miejscu, czekając na kolejne polecenie Gulbranda. Stary służący zajmował się rannym z tkliwym oddaniem i Erling zrozumiał, że sędziego łączyła ze służbą szczególna więź. Ogarnęło go wzruszenie. Gaupås bardzo przypadło mu do gustu, pracował już w wielu miejscach, ale dopiero tutaj zdarzyło mu się zasiąść z właścicielem majątku do wspólnego stołu. Ten z pozoru drobny gest obudził w nim poczucie godności. Poza tym nie skąpiono mu jedzenia. Spał na materacu wypełnionym słomą, ale łóżka, w którym dość było miejsca dla dwóch, nie dzielił z nikim. Czasami marzł, lecz nie musiał znosić towarzystwa zawszonego człowieka. Poza tym pościel zmieniano regularnie.
Erling pochylił głowę i zadumał się nad swoim życiem. Po raz pierwszy naszła go ochota, hy się ustatkować, stać się częścią tej niezwykłej społeczności. Przestać kraść i rabować, okłamywać i oszukiwać łatwowiernych współbraci. Miał już tego dość, ogarnęło go znużenie. Praca w majątku niosła z sobą wyzwolenie, dawała spokój i rodziła przywiązanie do miejsca.
11
Teraz jednak, pomyślał z niechęcią, poczucie bezpieczeństwa gdzieś się ulotniło. Że też Bjornar musiał zachować się tak lekkomyślnie! Wszystko zaczęło się dobrze układać, ale tamten miał jedynie własny los na względzie. Erling prychnął gniewnie. Może to i lepiej, że nie dołączył do tych, którzy ruszyli w pościg za jego kompanem. Nie zdziwiłby się, gdyby Bjornar wpadł w rozdrażnienie na jego widok. Bóg jeden wie, co by wyznał zaślepiony złością...
Erling schował ręce za plecami i zacisnął kciuki. Miał nadzieję, że Bjornar nie wpadnie w ręce goniących. Los ich obu zależał od powodzenia ucieczki.
Wkrótce dziedziniec w Gaupås zaroił się ludźmi. Lens-man nie znał" szczegółów; nie wiedział nic o wypadku Nielsa, nie miał też pojęcia, że zbieg Stener Roysholt od miesięcy ukrywał się w majątku pod imieniem Bjornar. Mimo to domyślił się powagi sytuacji i przybył w licznym towarzystwie.
Gulbrand polecił Erlingowi pilnować sędziego, póki nie zjawi się lekarz. Sam wyszedł na dziedziniec i zdał lensmanowi krótką relację z wydarzeń.
- Całkiem możliwe, że pani Inga jest ze zbiegiem - zakończył wyraźnie zażenowany.
Lensman uniósł jedną brew ze zdziwieniem i spojrzał na służącego z pobłażliwością. Czyżby staruszek zdawał się sugerować, że żona sędziego oddawała się cielesnym uciechom w lesie ze zwykłym żniwiarzem? Gulbrand skulił się pod tym spojrzeniem. Pozostawało
12
mieć nadzieje, że pogoń nie zdybie ich właśnie wtedy, gdy będą połączeni w gorącym uścisku... Nie, uspokajał sam siebie, podnosząc rękę na sędziego i kradnąc konia, Bjornar działał w desperacji. Chodziło mu o pieniądze, a nie o Ingę.
Gulbrand zdawał sobie sprawę, że Inga nie zawsze kierowała się nakazami rozumu, ale niema sugestia we wzroku lensmana kazała mu stanąć w obronie dziewczyny.
- Niels
zdemaskował zbiega jako bratobójcę z Norę.
Bjornar
mógł trafić na ślady Ingi w lesie i podążyć za
nią
w nadziei, że uda mu się pozbawić ją skórzanego
woreczka
z pieniędzmi, który zamierzała przekazać
ojcu.
Lensman skubał wąsy czubkami palców.
A więc ona jest...
Bjornar mógł podążyć w swoją stronę lub zaczaić się w lesie i okraść Ingę z pieniędzy. Według mnie - dodał Gulbrand z namaszczeniem - stała się jego zakładniczką!
Pan Thuesen wzdrygnął się na to przypuszczenie, spojrzał na służącego przyjaźniej, a głos mu złagodniał.
- Oczywiście
uczynimy wszystko, by ją uratować,
jeśli
Stener Roysholt wziął ją w niewolę.
Gulbrand pokiwał głową z ulgą.
- Zbyt
wiele dzieje się w Gaupås
od chwili, kiedy
Gudrun
omal nie utonęła. Błagam pana, by uczynił
pan
wszystko, by uwolnić Ingę z rąk zbiega. Zdrową
i
całą.
13
Pan Thuesen położył mu ciężką dłoń na ramieniu.
- Proszę nam zaufać!
Z zaciśniętymi wargami Gulbrand patrzył, jak pościg rusza w górę, w kierunku linii lasu. Część ludzi miała strzelby, inni ściskali stare pordzewiałe bagnety. Starzec życzył im, by złapali Bjornara, ale życie Ingi było najważniejsze. Myśl o tym, że musiałby opłakiwać dwoje zmarłych w jeden wieczór, wydała mu się nie do zniesienia...
2
Inga chwyciła się za gardło i pokręciła głową z rozpaczą.
- Stener
- wykrztusiła i ciarki przebiegły jej po ple
cach.
Z największym wysiłkiem opanowała drżenie.
Niebieskie oczy, które wcześniej badały ją z pożądaniem, przybrały teraz wyraz zimnej bezwzględności.
- A
więc wiesz, kim jestem - stwierdził Bjornar,
uśmiechając
się wzgardliwie. - Bratobójcą z Norę!
Inga nie odważyła się zaprzeczyć. Zrozumiała, że kłamstwo na nic by się nie zdało. Poza tym nie chciała go prowokować.
Sądziłam... sądziłam, że opuściłeś Botne przed wieloma miesiącami.
A więc chłopi nie wiedzieli, że zatrzymałem się w okolicy - odrzekł, wzruszając ramionami. - Biedni głupcy, myśleli, że będę unikał miejsc, w których widziano mnie ostatnio. Najciemniej zaś jest pod latar-
15
nią! Najmądrzejsze, co można zrobić, to ukryć się tam, gdzie nikt się tego nie spodziewa! - zakończył z triumfującym uśmiechem.
Inga wzdrygnęła się i machinalnie okryła się szczelniej suknią. Właściwie powinna była naciągnąć ją sobie przez głowę, ale to by go pewnie rozzłościło. Życzył sobie, by poświęciła mu całą uwagę. Znalazła się w potrzasku, niezdolna do ucieczki, zdrętwiała ze strachu. Gorączkowo szukała wyjścia z sytuacji, wyobraziła sobie nawet, jak pędzi przez las, czując oddech Bjornara na plecach. Do Gaupås nie dałaby rady dotrzeć, ale była młoda i szybka jak łania, więc może dobiegłaby do Svartdal, zanim Bjornar by ją dopadł... ?
Rozważała tę myśl, ale chwila nie wydała się jej odpowiednia. Odkrycie prawdy wstrząsnęło nią, potrzebowała czasu, by się otrząsnąć. Zdawało się jej, że dobrze poznała Bjornara w ciągu tych letnich miesięcy, aż nagle okazał się być bezwzględnym mordercą. Dreszcz lęku wstrząsnął jej ciałem: a może ją też zamierzał zabić? Może spotkanie w lesie było jedynie pretekstem? Upozorował miłosną schadzkę, by pozbawić ją skórzanego mieszka z pieniędzmi. Wyprowadził ją w pole! Wykorzystał jej naiwność i łatwowierność!
- Nigdy cię nie zapomnę, Ingo - wyszczerzył zęby Bjernar. - Twoja gościnność nie zna granic. Dobrze mi zapłacono za robotę. I dostałem sporą nawiązkę.
Inga zapłonęła gniewem, słysząc nieskrywaną ironię w jego głosie, ale nie dała wyprowadzić się z równowagi. A więc ta miłosna przygoda nic dla niego nie znaczyła. I nawet znając całą prawdę o nim, poczuła
16
smutek. Uczucia, zwierzenia, czułości... Wszystko to było jedynie grą, którą prowadził wobec wszystkich gospodyń, u których najmował się na służbę? I udawał pożądanie? Pewnie dla korzyści gotów był sypiać z każdą. Laurens opowiadał, że kobiety łatwo ulegały jego urokowi. Ona też wpadła w jego sidła.
- Zatrzymam
to - ciągnął beznamiętnie Bjornar,
ukrywając
woreczek z pieniędzmi w dłoniach. - Zdej
mij
kolczyki, Ingo - dodał, uśmiechając się fałszy
wie.
- Zachowam je sobie na pamiątkę.
Inga wzdrygnęła się. Machinalnie podniosła dłoń do ucha i dotknęła cynowego kolczyka, który kiedyś należał do jej matki. Ozdoby były piękne, ale nie piękno stanowiło o ich wartości. Laurens i Ragnhild kupili je Jenny w prezencie ślubnym, a kiedy waśń rodowa stała się faktem, Kristian bez słowa wyjaśnienia zwrócił je ofiarodawcom. Kolczyki stały się namacalnym dowodem końca przyjaźni między obiema rodzinami.
- Nie
- rzuciła hardo Inga. - Nie dostaniesz ich!
Bjornar
zmarszczył brwi z poirytowaniem.
W jednej chwili Inga pożałowała tych słów. Nie powinna była zareagować tak gwałtownie, tylko spróbować przemówić mu do sumienia. Jeśli w ogóle je miał.
Bjornar podszedł bliżej. Twarz mu stężała, gniewnie napiął mięśnie wokół ust. Podniósł rękę, jakby zamierzał ją uderzyć, i Inga przywarła do skały. Kilka razów zniosę, pomyślała z determinacją pomieszaną z lękiem, ale nie utratę rodzinnych kosztowności;
17
- Daj
mi je, diablico - syknął, a z jego zwykle ła
godnych
oczu sypnęły się iskry.
Inga zakryła uszy dłońmi w obronnym geście, a jej ciałem wstrząsnął paroksyzm strachu. Głos Bjornara był odmieniony, brzmiał chrapliwie, lodowato i beznamiętnie. Inga zamierzaFa bronić drogich jej sercu pamiątek, ale gdyby zacisnął ręce na jej gardle, poddałaby się, nie stawiając oporu.
Bjornar opadł na kolana tuż przy niej.
Inga zacisnęła wargi, by stłumić krzyk. Nie chciała okazywać słabości. Jego spalone słońcem dłonie, które jeszcze przed chwilą gładziły jej skórę w delikatnej pieszczocie, stały się brutalne i gwałtowne. Szarpał ją za ręce, a dziewczyna z całych sił przyciskała je do głowy.
Zaczął dyszeć z wysiłku. Inga czuła na sobie jego słodki oddech, ale teraz już nie budził w niej pożądania.
I nagle zrezygnował. Puścił jej dłonie i podniósł się powoli, nasłuchując.
Inga też usłyszała jakieś głosy. Ktoś wykrzykiwał jej imię! Błogosławiona, długo oczekiwana chwila. Ogarnęło ją uczucie ulgi. A więc nadchodzi pomoc? Kończy się ten koszmar?
Bjornar cofnął się niepewnie i spojrzał z przestrachem w głąb lasu.
Inga nie miała pojęcia, co zamierza. Przez chwilę wydawało się, że podejmie ostatnią desperacką próbę zdobycia kolczyków.
- Inga!
- Krzyk poniósł się pośród drzew.
Dziewczyna
obrzuciła Bjornara ukradkowym spoj-
18
rżeniem. Wahała się, czy odpowiedzieć na wezwanie, skoro jej prześladowca jest w pobliżu. Zdecydowała się nie kusić losu.
Nawoływania dochodzące od północnej strony zaniepokoiły Bjernara. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować, chwycił jej ubranie, wskoczył na Mikrusa i skierował go w gęstwinę zarośli.
Doktor Lindberg zbadał Nielsa i wyprostował się powoli. Przyłożywszy kciuk i palec wskazujący do ust, zamyślił się, ale nie przerwał milczenia.
- Źle
z nim? - odważył się spytać Gulbrand.
Doktor
pokiwał głową z roztargnieniem i odwrócił
wzrok na służącego.
- Biedny
Niels, że też przyszło mu skończyć w ten
sposób...
Gulbrand uczynił krok do przodu.
Więc nie przeżyje? - spytał z niedowierzaniem.
Nie, nie tym razem. Uderzenie w skroń było potężne. Dla człowieka w jego wieku to straszny wstrząs. - Doktor Lindberg uniósł ramię sędziego, po czym puścił je, a ono opadło bezwładnie na materac. - Sądzę też, że doznał zawału serca. Samo uderzenie w głowę by go nie zabiło, ale zawał przypłaci życiem.
Gulbrand opadł bezsilnie na krzesło. Nie rozpłakał się, ale poczuł w sobie przerażającą pustkę. Przed oczyma przesunęły mu się sceny z tych długich lat, które
19
spędził w Gaupås. Ujrzał Nielsa w kwiecie wieku, rozpromienionego szczęściem po ożenku. Zobaczył także chwile smutku i żałoby. Noc, kiedy umarła Andrine.
Większość uważała, że sędzia odżyje, żeniąc, się ponownie, ale tak się nie stało. Niels i Inga nie darzyli się uczuciem i to Niels był temu winien. Małżeństwo z osiemnastoletnią panną Gulbrand uznał za posunięcie wysoce nieroztropne, ale, rzecz jasna, nigdy głośno nie wyraził swojego poglądu.
Niels zawsze traktował go z szacunkiem. Właściciela dworu łączyła ze służącym więź nadspodziewanie silna i w okolicy trudno byłoby znaleźć podobny przypadek. Gulbrand odczuwał wdzięczność z tego powodu. Doprawdy, nie mógł narzekać na swój los.
- Ile
jeszcze godzin mu zostało? - spytał, podno
sząc
zasmucony wzrok na lekarza.
Lindberg spojrzał na niego badawczo zza czystych szkieł okularów.
- Jeszcze
tej nocy opuści ziemski padół.
Gulbrand
miętosił bezradnie czapkę w dłoniach,
po chwili jednak wziął się w garść.
- Przyślę
na górę Eugenie, by przy nim czuwała. Sam
muszę...
wydać parę poleceń i załatwić kilka spraw.
Lekarz pokiwał głową.
Wyszedłszy na ganek, Gulbrand gwałtownie zaczerpnął powietrza. Zakręciło mu się w głowie, poczuł, jak ogarnia go słabość. Serce ścisnęło się mu ze strachu na myśl o tym, że Inga jest sama gdzieś w lesie, wydana na łaskę i niełaskę bezwzględnego mordercy. Pokładał jednakże zaufanie w skuteczność pościgu i wierzył, iż
20
lensman i jego ludzie złapią Stenera i uratują dziewczynę. Jej miejsce było teraz w domu, należy zająć się przygotowaniami do pochówku.
Sam nie mógł wiele uczynić, by pomóc Indze, więc musiał powiadomić Sigrid i przesłać wieści do Gudrun w Storedal. To rzecz najważniejsza, myślał Gulbrand, stąpając ciężko po stopniach. Najstarsza córka powinna dowiedzieć się o wszystkim, zanim będzie za późno.
Gudrun i Nielsa łączyła chora więź. Stary służący wzdrygnął się, ale do głowy mu nie przyszło, by przeszkodzić córce w ostatnim pożegnaniu z ukochanym ojcem.
Inga wpadła w popłoch. Zerwała się na równe nogi, weszła do wody i zaczęła płynąć. Boże jedyny, pomyślała i zamknęła oczy, kiedy woda obmyła jej usta. Zaczerpnęła powietrza i zaczęła miarowo poruszać ramionami. W jaki sposób wyjaśni swoim wybawcom, dlaczego jest naga? Go za poniżenie! Co sobie pomyślą o pani z Gaupås? Pewnie odgadną, że łączył ją bliski związek ze żniwiarzem. Związek zakazanej miłości.
Woda była zimna, ale wstyd palił ciało Ingi. Dopłynęła do skał po drugiej stronie stawu i przytuliła się do szorstkich kamieni w nadziei, że nikt jej nie dostrzeże. Właściwie to chciała, by ją znaleziono, bo Bjornar mógł wszak wrócić i znów jej grozić, ale musiałaby się pokazać im bez odzienia. To niemożliwe, pomyślała, wyrzucając sobie gorzko związek, który tak chętnie
21
nawiązała, nie wyjdę naga z wody wprost pod ich spojrzenia.
Łzy popłynęły jej po policzkach, nie potrafiła znaleźć wyjścia z potrzasku. Nawet jeśli mężczyźni jej nie dostrzegą, musi niepostrzeżenie dostać się do Gaupås. A jakże miała ukryć się przed ludzkim wzrokiem?
Na kamienistym brzegu pojawiła się gromada jeźdźców i pieszych. Inga rozpoznała lensmana i dwóch jego ludzi, zauważyła też sylwetki Arnego i Trygvego. Widok Arnego sprawił, żełzy znów napłynęły jej do oczu. Polubiła go od samego początku, wydał się jej taki rozsądny i opanowany. Kiedy zjawił się w Gaupås, poczuła się pewniej. Był dla niej łącznikiem z bezpiecznym światem.
Z zimna i desperacji zaczęła szczękać zębami. Mężczyźni przeczesywali wzrokiem brzeg, ale na szczęście nikt jej nie zauważył. Kiedy w końcu zaczęli się oddalać, Inga podniosła głowę i oparła ją o wąski pień drzewka stojącego tuż nad brzegiem.
- Pani Gaupås!
Inga wzdrygnęła się. A więc jednak któryś ją dostrzegł! Zawstydzona zsunęła się do wody, żałując teraz, że sama się nie ujawniła. Podpłynęła na bezpieczną odległość i zatrzymała się, kiedy poczuła pod stopami dno.
- To
pani! - przemówił lensman. - Gulbrand oba
wiał
się, że wpadnie pani w ręce zbiega, ale widzę,
że
nic takiego się nie stało.
Inga nie miała pojęcia, co odpowiedzieć, ale wiedziała, że musi znaleźć jakieś wytłumaczenie. Na tyle
22
wiarygodne, by nie narazić na szwank własnego imienia, pomyślała zrezygnowana.
Widziałam go - przyznała z lekką ironią. - Przyjechał tu na Mikrusie, kiedy kąpałam się w stawie.
Doprawdy? - zdziwił się lensman. - Mam nadzieję, że pani nie skrzywdził?
Nie - odrzekła cicho. - Czegoś szukał.
Woreczka z pieniędzmi?
Inga skinęła głową i przykryła piersi dłońmi.
Chyba tak, bo grzebał w rzeczach, które odłożyłam na skale. Bardzo się rozzłościł, kiedy oznajmiłam, że nie wyjdę z wody. Powiedział, że mnie za to ukarze, po czym zabrał woreczek i moje ubranie.
Nie odezwała się pani, kiedy wołaliśmy - skonstatował podejrzliwie lensman.
Nie odważyłam się - jęknęła Inga z udawanym przerażeniem. - Myślałam, że to podstęp Bjernara, by wywabić mnie z wody.
Proszę pokazać, w którą stronę pojechał, pani Gaupås. Jestem pewien, że złapiemy go jeszcze przed zachodem słońca.
Inga wskazała kierunek drżącym palcem.
- Nie
ma nad wami wielkiej przewagi - dodała.
Lensman
wskoczył na koniach.
Zostań tu, Trygve, i zaopiekuj się panią. Pojadę do Svartdal i przyślę tu kogoś z ubraniem dla pani.
Dziękuję - mruknęła Inga, czerwieniąc się ze wstydu.
23
Inga nigdy dotąd nie znalazła się w równie niezręcznej sytuacji. Musiała pływać nago w stawie, mając Trygve-go za opiekuna. Trygye starał się zachować dyskrecję, ale raz po raz obrzucał ją ukradkowym spojrzeniem. Jego policzki były bardziej rumiane niż zazwyczaj i raz po raz niezdarnie nasuwał kapelusz na czoło.
Na widok Emmy Indze odebrało mowę z zawstydzenia. Dlaczego właśnie ona się zjawiła? Czy ojciec nie mógł przysłać Lovise? Stara służąca potrafiła błyskawicznie ocenić każdą sytuację i wydobyć z Ingi całą prawdę.
Trygve odwrócił się grzecznie plecami do stawu, kiedy Emma stawiała kosz z ubraniem na skale. Zrozumiał, że Inga zaraz wyjdzie z wody naga, a ten widok nie był przeznaczony dla oczu żniwiarzy.
Emma rozpostarła ręcznik i wyciągnęła przed siebie.
Inga wyszła na brzeg i otuliła się ręcznikiem, po czym zaczęła się wycierać, unikając wzroku Emmy. Z wdzięcznością przyjęła bieliznę i suknię z rąk służącej. Suknia należała zapewne do Sorine, nie nosiła bowiem żadnych śladów użycia. Marie, matka Sorine, była zręczną krawcową. Uszyła córce mnóstwo pięknych sukien, jeszcze zanim ta została panią w Svart-dal.
Póki trwa pogoń za mordercą, powinnaś zostać w Svartdal, Ingo.
Masz rację - odrzekła Inga, drżąc. Z ulgą skonstatowała, że Emma nie wspomniała słowem o jej relacji ze zbiegiem. Powoli zdjęła kolczyki i schowała je do kieszeni sukni. Założyła je wcześniej po to, by sprowo-
24
kować reakcję ojca, teraz jednak nie miało to już żadnego znaczenia. Życie niesie wystarczająco dużo dramatów, pomyślała sentencjonalnie. Emma skinęła ręką na Trygyego.
- Ciebie
też zapraszamy, Trygve. Wolałabym, byś
nie
wracał samopas do Gaupås. W lesie nie jest dziś
bezpiecznie.
Trygve zdjął kapelusz i ukłonił się.
- Miło
mi, że troszczy się pani o mnie - powie
dział
i ruszył przodem.
Inga wciąż nie mogła się uspokoić, oddychała nierówno, czuła nieznośny ucisk w piersi. Szła sztywna, tak niezdarnie stawiając kroki, że rozbolały ją biodra.
- Popełniłaś
jakieś głupstwo, moja mała? - usły
szała
głęboki głos Emmy tuż przy swoim uchu.
Inga przełknęła ślinę. A więc Emma przejrzała ją po raz kolejny. Szła dalej, utkwiwszy wzrok w stopy.
- Chyba tak - szepnęła.
3
Na widok Svartdal Inga poczuła ulgę i niepokój. Ulga brała się stąd, że bliskość domu oddalała niebezpieczeństwo ponownego spotkania z Bj0rnarem. Niepokój zaś przenikał ją na wspomnienie ostatniego spotkania z ojcem, które zakończyło się sprzeczką. Nie tak gwałtowną jak wtedy gdy zaczęła okładać go pięściami po plecach, ale i tak zdołał doprowadzić ją do płaczu, oświadczając gniewnie, że nigdy nie przebaczy Lau-rensowi. Inga wciąż nie mogła pojąć, że ojciec nie złagodniał, mimo że od wybuchu konfliktu minęło kilkadziesiąt lat. Jak można tak długo nosić w sobie urazę i się zadręczać?
Z drżeniem serca zaczerpnęła powietrza i weszła za Emmą i Trygvem do kuchni.
Ludzie z dworu zbili się w gromadkę na wieść o tym, że żniwiarz z Gaupås i bratobójca z Norę to ta sama osoba. Sprawa nabrała szczególnej powagi, kiedy doszły ich pogłoski o tym, że Inga mogła wpaść w jego ręce.
26
Na widok dziewczyny rozległy się okrzyki radości. Lorang odezwał się pierwszy.
- Jak
to dobrze widzieć cię całą i zdrową, Ingo!
Inga
uśmiechnęła się zażenowana i zatrzepotała
powiekami, by ukryć łzy. Kristoffer i Krister klepali ją po ramieniu, a Sorine uścisnęła serdecznie. Bratowa płakała i śmiała się jednocześnie.
- Szukasz
przygód? - spytała żartobliwie. - Zimą
omal
nie utonęłaś, ryzykując życie podczas ratowania
Gudrun,
a teraz wdajesz się w rozprawę z mordercą?
Inga nie odpowiedziała, tylko zwróciła się do Kri-stiana.
Przykro mi, ojcze, ale pieniądze od Nielsa przepadły. Ja... - Nie znalazła właściwych słów. Trudno było wyjaśnić całe zdarzenie, nie wchodząc w szczegóły jej relacji z Bjornarem.
To nie ma znaczenia. - Ojciec zbył jej przeprosiny machnięciem ręki. Wypowiedział te słowa głośno i zdecydowanie, ale już po chwili zniżył głos. - Najważniejsze, że ten morderca nie... zabił cię ani nie skrzywdził. To byłaby tragedia dla nas... wszystkich.
Zimny dreszcz przeszedł Indze po plecach. O, święta naiwności! Przeżyła z Bjornarem gorący romans, obsypywał ją komplementami, w które chętnie wierzyła, a wszak okazał się być zabójcą. I to własnego brata! Dlaczego ją miałby oszczędzić, zwłaszcza teraz, kiedy zdesperowany uciekał przed pogonią? Poza tym bardziej niż jej pożądał woreczka z pieniędzmi. Inga uważała się za znawczynię duszy ludzkiej, ale Bjornar wyprowadził ją w pole. Nie kochał jej, zapewne niespe-
27
cjalnie lubił. Potraktował ją jak chętną dziewkę, z którą mógł się zabawić. I z pewnością poczytywał sobie za powód do dumy, że zdybał na sianie panią dworu!
- Cieszę się, ojcze, że się nie gniewasz.
Kiedy emocje opadły, a Inga i Trygve zajęli miejsce za stołem, dziewczyna dostrzegła łensmana. Zdziwiła się, że nie bierze udziału w pościgu, ale nie odezwała się. Lensman zapewne poinstruował swoich ludzi i zdecydował się czekać w dworze na meldunek od nich.
Po paru chwilach wyczuła też, że wśród zebranych panuje napięta atmosfera, której przyczyną nie była obawa domowników o jej los, a raczej obecność łensmana. Spojrzała znacząco na Emmę, ale stara służąca pokręciła głową. Pora i miejsce nie były odpowiednie na stawianie pytań.
Miejsca wokół długiego stołu zapełniły się i Sori-ne poczęstowała wszystkich kawą. Podano też placki ziemniaczane, śmietanę i cukier w kostkach. Inga oparła dłonie o gorący kubek, rozkoszując się chwilą.
Pan Thuesen wyjął notatnik i pióro z kieszeni i zwrócił się do Ingi.
- Mogłaby
pani zdać mi relację z tego, co się zda
rzyło
od chwili, kiedy opuściła pani Gaupås?
Inga opowiedziała wszystko ze szczegółami, choć pozwoliła sobie na drobne odstępstwa od prawdy. Kłamstwo nie przyszło jej łatwo, ale przecież wspólna kąpiel z Bjornarem nie miała chyba żadnego znaczenia dla rozwoju wydarzeń? Oczywiście, że nie, uznała, usprawiedliwiając samą siebie.
28
Lensman kiwał głową z zadowoleniem, ale po chwili popadł w zamyślenie.
- Nie
powinienem był zawiadamiać pana Gaupåsa
o
Stenerze Roysholcie. Gdybym wiedział, że Bjornar
najął
się u was na służbę, zebrałbym ludzi i pojmałbym
go.
Uniknęlibyśmy nieszczęścia.
Inga zdrętwiała.
- Nieszczęścia?
- spytała ze zdumieniem. - W Gau-
pas
zdarzyło się nieszczęście?
Lensman odwrócił wzrok.
- A
więc ona o niczym nie wie? Sądziłem,
że...
- Zwrócił się do Emmy. - Sądziłem, że powie
działa
jej pani o wszystkim.
Emma sięgnęła po kostkę cukru.
- Nie,
nie uczyniłam tego. Uznałam, że to obowią
zek
lensmana. Nie byłam świadkiem wypadku Nielsa.
Inga zerwała się na równe nogi, wsparła dłonie o blat stołu i krzyknęła:
- Niels miał wypadek?
Niels nie był mężem ze snów i marzeń, ale Inga nie życzyła mu bólu ani cierpienia. Ten człowiek miał wiele wad, ale i parę zalet.
Kristoffer łagodnie skłonił ją, by usiadła.
- Uspokój
się, Ingo. Pozwól mówić lensmanowi.
Inga
wbiła wzrok w pana Thuesena. Lensman obtarł
usta chusteczką i niepewnie rozejrzał się wokół. Jego urząd otaczał nimb władzy i autorytetu, ale pan Thue-sen źle się czuł w roli posłańca złych wiadomości.
- Nie
zastanawiała się pani, dlaczego zbieg podą
żył
za panią?
29
Nie - zdumiała się Inga. Sądziła, że chodziło o woreczek z pieniędzmi, ale widocznie coś jeszcze kazało Bjornarowi odsłonić złe oblicze swojej osobowości właśnie tego dnia. Inga słuchała lensmana z bijącym sercem.
Nie wiemy, co się tak naprawdę stało - ciągnął delikatnie lensman - ale pan Gaupås poszedł do stajni, otrzymawszy list ode mnie. Przypuszczam, że sędzia oświadczył temu Bjornarowi, że zna jego prawdziwe nazwisko. Zbieg pobił go i uciekł na wierzchowcu należącym do dworu.
Inga uniosła brew.
Powinien pan znać przebieg wypadków! Przecież ma pan oświadczenie Nielsa!
Nie mam - westchnął lensman. - Niels stracił przytomność... Doktor twierdzi, że nie przeżyje nocy.
Inga zamrugała oczami z przerażenia.
Laurens Storedal zdziwił się niepomiernie na widok starego służącego z Gaupås. Zniszczony powóz wtoczył się z łoskotem na dziedziniec, kara klacz targnęła głową, kiedy woźnica gwałtownie ściągnął wodze.
- Gulbrand
- powitał go przyjaźnie Laurens. - Skąd
ten
pośpiech?
Służący zeskoczył z wozu i zebrał wodze w jednej ręce.
- Niels
został pobity przez Stenera Roysholta - wy
jąkał.
30
Stenera Roysholta? To on wrócił do Botne?
Nigdy stąd nie wyjechał - pokręcił głową Gul-brand. - Ukrył się pod innym nazwiskiem i najął się u nas do pracy na czas żniw.
Co też mówisz? - przeraził się Laurens. - I podniósł rękę na mojego przyjaciela? To nie do wiary.
Gulbrand zagryzł wargę i spojrzał prosto w niebieskie oczy Laurensa.
Nie jest dobrze. Jeśli żniwiarz wpadnie w ręce stróżów prawa, zostanie oskarżony o pobicie.
Żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie skrzywdziłby Nielsa. Niels zawsze dobrze traktował swoich ludzi. - Laurens nie ukrywał wzburzenia.
O pobicie ze skutkiem śmiertelnym - dodał cicho Gulbrand.
Laurens cofnął się dwa kroki i oparł plecami o ścianę domu.
Nie - jęknął przerażony. - Niels... nie żyje?
Jeszcze nie umarł - odrzekł Gulbrand ze smutkiem - ale Gudrun powinna się pośpieszyć, jeśli chce pożegnać się z ojcem...
Laurens zrozumiał.
- Zaraz
ją zawiadomię, a ty wracaj do Gaupås! Lu
dzie
w dworze cię potrzebują. Osobiście dopilnuję,
by
Gudrun zaraz wyruszyła w drogę.
Gulbrand nie ruszył się z miejsca. Laurens domyślił się przyczyny.
- Wracaj
- powtórzył. - Dotrzymam słowa.
Służący
wdrapał się na kozioł i zaciął konia. Powóz
potoczył się żwirową alejką.
31
Laurens nie mógł dojść do siebie. Biedny Niels, miałby dokonać żywota, ginąc z ręki bezwzględnego przestępcy? Co za smutny koniec, pomyślał i wszedł do domu. Przed oczyma przetoczyły się mu sceny sprzed lat, wspaniałe chwile, które spędzili razem. Leczyła ich silna przyjaźń, której nie zmącił zapiekły konflikt z Kristianem. Niels ze wszystkich sił starał się ich pogodzić, a kiedy stracił resztki nadziei, pozostał przyjacielem ich obu.
Znalazł Gudrun w jednej z sypialni. Na chwilę zatrzymał się, chłonąc widok synowej z dzieckiem w ramionach. Twarz Gudrun była spokojna, a rysy miękkie, kiedy z dumą przyglądała się córeczce. Laurens bolał nad tym, że musi zakłócić tę idylliczną scenę.
- Gudrun!
W Gaupås zdarzył się wypadek.
Gudrun
spojrzała na niego z otwartymi ustami.
Czerwone plamy wystąpiły jej na policzki.
- Coś
poważnego? - Wstała, trzymając córeczkę,
a
na jej twarzy pojawił się wyraz przestrachu.
Laurens chwycił ją za ramię i poprowadził na dół.
- Tak
- przyznał grobowym głosem. - Zostaw
Runę
pod opieką Ragnhild i jedź tam.
Gudrun przytuliła małą do siebie opiekuńczym gestem.
- Nie
- zaprotestowała. - Wezmę ją ze sobą.
Laurens
chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.
Gdy Gudrun coś zdecydowała, nikt nie był w stanie skłonić jej do zmiany postanowienia. Jeśli Runa zacznie marudzić, zajmą się nią służące z Gaupås. Najważniejsze, by nikt nie niepokoił Nielsa.
32
- Spakuj
jej
rzeczy, bo
nie wiem, kiedy... będzie po
wszystkim.
Gudrun stanęła i oswobodziła się spod jego uścisku.
- Co
masz na myśli?
Laurens
podkulił ramiona.
- Twój
ojciec leży na łożu śmierci, Gudrun. Je
dziesz
tam, by pożegnać się z nim na zawsze -. powie
dział
delikatnym głosem.
Pulchna twarz Gudrun pobladła, jej szare oczy pociemniały lekko. Pochyliła głowę, ale już po chwili wyprostowała się z godnością i schowała usta za rąbkiem chusteczki.
- Poproś
Martina, by zaprzągł konia - poleci
ła
- a ja przygotuję Runę do drogi.
Laurens odprowadził wzrokiem jej zwalistą sylwetkę, obrócił się na pięcie i wyszedł, by spełnić jej proś-bę.
Martin postanowił odwieźć żonę i dziecko do Gaupås. Uznał za konieczne, by wesprzeć Gudrun w trudnej godzinie. Wdrapując sie na wóz, dostrzegł ślady łez na jej zaczerwienionym obliczu. Biedna Gudrun, miała utracić człowieka, który był jej najbliższy. Martin szyb-ko^odgadł, że Nielsa łączyła z córką szczególna więź, a kiedy Gudrun została gospodynią w Storedal, ta więź stała się jeszcze silniejsza. Co dziwne, Gudrun rzadko odwiedzała dom rodzinny, ale można to było łatwo wytłumaczyć mnogością nowych obowiązków.
33
Siedzieli blisko siebie. Czasami ich kolana dotykały się lekko, ale tym razem Gudrun nie odsuwała się. Wydawało się, że w ogóle tego nie zauważa.
Martin skierował spojrzenie na dziecko, które spało słodko w dużym koszu, stojącym u ich stóp. Ruchy wozu ukołysały je do snu. Z początku Martin nie chciał mieć z nim nic do czynienia, wściekły, że Gudrun odmawia podania nazwiska ojca dziewczynki. Dziecko stało się widocznym symbolem jej niewierności, zdrady, która w ogóle nie napawała jej wstydem.
Przed dwoma dniami Runa rozpłakała się żałośnie w kołysce, a Martin wpadł w złość, bo ani Gudrun, ani żadna ze służących nie pośpieszyły, by ją uciszyć. Martin odłożył gazetę i podszedł do kołyski. Ujrzał małą zaczerwienioną twarzyczkę i usta otwarte do krzyku. Mała zacisnęła piąstki, a z jej oczu tryskały łzy. Kiedy położył dłoń na jej piersi, poczuł, jak serce dziecka bije w oszalałym rytmie. Pod dotykiem jego ręki dziewczynka zaczęła łapać powietrze, a płacz przeszedł w żałosne łkanie.
Kiedy wsunął palec wskazujący w zaciśniętą piąstkę i ze zdumieniem dotykał króciutkich paluszków, w jego sercu zaszła gwałtowna odmiana. Uczucia zalały go gorącą falą i w jednej chwili zrozumiał swój błąd: złości na Gudrun nie powinien przenosić na dziecko. Dziewczynka była już na tym świecie i nic tego nie mogło zmienić.
Ostrożnie wyjął małą z kołyski i położył ją sobie na ramieniu. Delikatnie pogładził ją po plecach. Dziewczynka przestała płakać, słyszał jedynie jej cichutki oddech tuż przy uchu.
34
Gudrun pociągnęła nosem i wytrąciła Martina z zamyślenia. Poczuł się nieswojo, Gudrun bowiem rzadko dawała upust emocjom. Miałby objąć ją w geście współczucia czy udać, że nic nie zauważył? Wybrał to drugie rozwiązanie, nie wiedząc, jak by zareagowała na ten nagły odruch troski.
- Chcesz,
żebym przyjechał po ciebie wieczo
rem?
- spytał, kiedy dotarli na miejsce.
Gudrun podniosła na niego zapłakane oczy i w kącikach jej ust pojawił się gorzki uśmiech.
- Nie,
Martin. Poproszę Gulbranda, by nas od
wiózł,
kiedy... będzie po wszystkim.
Choć raz jej głos był miękki i przyjazny.
Jak chcesz - wzruszył ramionami Martin. - Nie martw się o dom. Teraz musisz być przy nim.
Tak - odrzekła bezbarwnym tonem i z Runą w ramionach ruszyła do drzwi.
W tej samej chwili, kiedy lensman kończył zdawać relację z wydarzeń w Gaupås, drzwi dworu otworzyły się pod czyimś gwałtownym pchnięciem. Jeden z mężczyzn biorących udział w pościgu wszedł energicznie do środka. Na widok zgromadzonych stropił się, zatrzymał i zdjął kapelusz.
- Panie Thuesen, złapaliśmy zbiega!
Lensman zerwał się z miejsca i uśmiechnął szeroko.
- To
wspaniale! Gdzie jest ten morderca?
Mężczyzna
obracał kapelusz w dłoniach.
35
- Wsadziliśmy
go do lochu w domu lensmana.
Już
znalazł się za kratkami!
Pan Thuesen cmoknął z zadowoleniem i zwrócił się do Kristiana.
- Dziękuję
za gościnę. Wybaczy mi pan, że się już
pożegnam.
Muszę przesłuchać tego łotra w lochu!
Ten dzień obfitował w nadmiar wrażeń. Inga jak przez mgłę dostrzegła, że Kristian wzdrygnął się na słowa lensmana. Czy chodziło o sposób, w jaki pan Thuesen wypowiedział tę kwestię? Nie, stwierdziła, patrząc, jak policzki ojca wolno przyoblekają się w bladość, on nie miał zwyczaju przejmować się takimi drobiazgami.
I nagle zrozumiała: reakcję ojca wzbudził wyraz „loch"! Spojrzała na niego podejrzliwie. Wyraz twarzy Kristiana zdawał się potwierdzać jej przypuszczenie. Czyżby ojciec zawarł kiedyś bliższą znajomość z tym miejscem? Nie skomentował słów lensmana i nie wykonał żadnego gestu, by się z nim pożegnać. Po prostu patrzył przed siebie.
Kiedy lensman i jego ludzie wyjechali, Inga otrząsnęła się z otępienia. Nie miała czasu zostać tu dłużej! Jej mąż leżał ciężko ranny w Gaupås, balansując na cienkiej linie między życiem a śmiercią.
4
Niels nie umarł tej nocy, jak przewidywał lekarz, wszyscy jednak zdawali sobie sprawę, że świeca jego życia się dopalała. Z należytą ostrożnością przeniesiono sędziego do jego własnej sypialni. Inga uznała to za konieczne, bo łóżko i rzeczy Emilii znajdowały się w jej pokoju. W ten sposób nie zakłóci spokoju chorego, chcąc przebrać lub położyć córeczkę.
We dworze nastały chaotyczne dni, ale na całe szczęście Inga nie musiała zajmować się gospodarstwem. Kri-stiane i Eugenie wypełniały przykładnie swoje obowiązki, a Marlenę zatroszczyła się o zwierzęta.
Inga uradowała się, kiedy chłopiec stajenny lens-mana odprowadził Mikrusa. Starannie zbadała ogiera i stwierdziła, że nie doznał najmniejszego uszczerbku. Mikrus rżał donośnie, a Czarnulka wystawiła głowę z boksu. Chłopiec podprowadził Mikrusa do klaczy i konie otarły się chrapami w geście powitania.
Strumień sąsiadów i krewnych ciągnął do dworu,
37
wszyscy chcieli pożegnać się z sędzią. Indze nie przypadło to do gustu, myśl, że będą gapić się na bezwładne ciało jej męża, wydała się jej odpychająca. Nikomu innemu to nie przeszkadzało, więc milczała. Zaglądała jednak do niego za każdym razem, kiedy pojawiał się kolejny gość, wygładzała włosy na głowie i ocierała ślinę z kącików ust.
Gudrun przyjmowała te oznaki troski o jej ojca z niechęcią. W pokoju panowała atmosfera nienawiści i zazdrości, ale Inga się tym nie przejmowała. Gudrun doceniała, że ojciec ma dobrą opiekę, ale nie podobało się jej, iż to macocha przygotowywała go na ostatnią drogę.
- Ja
to zrobię - burknęła, kiedy Inga weszła do po
koju
po raz czwarty. - Postaw miskę na komodzie, sama
go
umyję.
Inga nie zaprotestowała i wymknęła się za drzwi.
Nie mogła zaprzeczyć, że na widok Runy, córki Gudrun, doznała szoku. Koszyk z dziewczynką umieszczono w kuchni i wszystkie służące poświęcały jej mnóstwo uwagi. Wystarczył jeden pisk i zaraz ktoś brał ją na ręce i uspokajał. Emilia rozpromieniła się, ujrzawszy niemowlę. Klękała przy koszyku, obserwowała Runę i z wielką ochotą dotykała jej i obrzucała pieszczotami. Czasami Inga musiała hamować jej zapał.
Kooocha dzidzię - powiedziała, rozciągając samogłoskę, i przeciągnęła czubkiem palca po delikatnym policzku Runy.
Kocha - powtórzyła Emilia i przytuliła się do ma-łej.
Inga przyglądała się obu dziewczynkom, ale szcze-
38
golną uwagę poświęcała Runie. Musiała przyznać, że Runa jest ładnym dzieckiem. Miała duże oczy barwy szarej, gładką, miękką skórę i małe czerwone usteczka. Większość niemowląt rodziła się z czarnymi włosami, natomiast czubek głowy Runy zdobił niewielki kosmyk jasnych loków.
Imię dziewczynki też ją frapowało. Wiedziała, że to stary norweski wyraz znaczący „tajemnica". Czy Gudrun wybrała je bez przyczyny, czy ze względu na znaczenie? Runa była przecież mroczną tajemnicą Nielsa i jego córki...
Na trzeci dzień pojawiły się oznaki rychłej śmierci: sine paznokcie i chrapliwy oddech. Policzki Nielsa zapadły się, jego usta cały czas pozostawały otwarte.
Inga podeszła cicho do jego łóżka. Gudrun ledwo trzymała się na krześle.
- Odpocznij,
Gudrun - powiedziała Inga. - Posiedzę
przy
nim. Dam ci znać, gdyby jego stan się pogorszył.
Gudrun zamrugała powiekami, oczy miała zaczerwienione.
Inga zrozumiała, że jej propozycja była kusząca. Córka Nielsa nie odeszła od łóżka umierającego od chwili, kiedy przybyła do dworu. Chwilami zapadała w sen, ale budziła się, kiedy ktoś wchodził do środka. Nie odmówiła Indze od razu, więc chyba naprawdę nie panowała już nad zmęczeniem.
- Sama
nie wiem... - zaczęła Gudrun niepewnie. -
Powinnam
zostać z ojcem.
39
- Ja
z nim zostanę - powiedziała ostrożnie Inga.
Gudrun
wyprostowała się.
- Tylko
żeby mu się nie pogorszyło w twojej obec
ności.
Inga zaniemówiła. Czyżby ta kobieta zamierzała prawić jej złośliwości w takiej chwili?
- Pogorszyło?
- powtórzyła z niedowierzaniem.
Gudrun
rzuciła hardo głową.
- Już
od dawna życzysz mu śmierci! Jeśli udusisz
go,
kiedy będę odpoczywać, to oskarżę cię o morder
stwo!
Inga osłupiała. W pierwszej chwili nie wiedziała, co odpowiedzieć. Komentarz Gudrun był niesłychany, ale Inga nie straciła panowania nad sobą. W końcu Gudrun była pogrążona w żałobie.
- Miejmy
więc nadzieję, że nie umrze w twojej
obecności
- odrzekła, siląc się na spokój - i nie będę
miała
okazji obwinie cię o to samo.
Złapała Gudrun za ramiona i wyprowadziła z pokoju. Zdecydowanym ruchem zamknęła drzwi, zanim Gudrun zdążyła wygłosić kolejną kąśliwą uwagę.
Nad Gaupås zapadła noc. Inga wyglądała przez zielonkawe, nierówne szyby. Drzewa oświetlone sierpem księżyca rzucały długie cienie. Wierzchołki olbrzymich świerków kołysały się na wietrze.
Gulbrand zapalił dwie pochodnie przy drzwiach wejściowych. Miały się palić, póki Niels pozostawał przy życiu. Gest służącego wzruszył Ingę. Płomie-
40
nie pochodni chybotały się pod podmuchami wiatru. Ich blask docierał aż do okna.
Noc była długa i bezsenna. Inga mrugała raz po raz, by zwilżyć wyschnięte spojówki. Usiłowała czytać, ale w świetle samotnej świecy litery w książce ledwie były widoczne. Nie chciała zapalać kolejnych, by nie niepokoić Nielsa.
Kiedy świeca się dopaliła, Inga podniosła się z krzesła, by wymienić ją na nową. W tej samej chwili Niels poruszył się i wydał z siebie dziwny gardłowy dźwięk. Dziewczyna opadła ńa krzesło i znieruchomiała. Umiera, taka myśl przebiegła je) przez głowę. Z napięciem nasłuchiwała odgłosów od strony łóżka. Miała ochotę wstać i obudzić Sigrid. Sigrid mogłaby powiadomić Gudrun, zastanawiała się gorączkowo, ale się nie poruszyła. Jeśli Niels miał teraz dokonać żywota, to powinna być u jego boku, a nie biegać po korytarzach.
Gwałtowne dreszcze wstrząsnęły ciałem sędziego.
- Niels,
Niels - szepnęła Inga i położyła dłoń na
piersi
męża, by go uspokoić. Pod czubkami palców
wyczuła
zarys obojczyka i żeber, sędzia wychudł bar
dzo
w ciągu ostatniego tygodnia.
Niels poruszył głową i otworzył oczy. Jego wzrok był zamglony, spojrzał na nią bezradnie. Usiłował coś powiedzieć, ale nie zdołał.
- Jesteś
w swoim łóżku - wyjaśniła ostrożnie
Inga.
- Nie bój się, Niels. Bjernar został złapany i lens-
man
wtrącił go do lochu. Już tutaj nie wróci. Nie do
stanie
ani ciebie, ani mnie.
Kącik jego ust opadł, ale nie sposób było powie-
41
dzieć, czy poruszył nim bezwiednie, czy usiłował się uśmiechnąć.
- Siedzimy
przy tobie na zmianę - ciągnęła chao
tycznie
Inga - najczęściej jednak pilnuje cię Gudrun.
Nie
odstąpiła od twojego boku, Niels. Chcę, żebyś to
wiedział.
Prawa ręka sędziego była bezwładna. Usiłował poruszyć lewą.
- Nie
wytężaj się, Niels - uspokajała go. - Myślę,
że
wiem, co chcesz powiedzieć. - Schyliła głowę i za
myśliła
się. Nie wiedziała, czy powinna zdobyć się na
szczerość.
- Kazirodztwa nigdy ci nie wybaczę - ciąg
nęła,
unosząc czoło. - To był straszny czyn i wciąż nie
mogę
uwierzyć, że to zrobiłeś. Widziałam twoją cór
kę.
Piękne dziecko, ale urodziło się ze skazą. Nie, Runa
nie
jest upośledzona, ale ma kalekie rączki. Nie będzie
bardzo
cierpieć z tego powodu, ale całe życie nosić bę
dzie
piętno zła, które wyrządziłeś Gudrun. Modlę się
do
niebios, by ludzie ze wsi nigdy nie poznali prawdy.
Niels mrugnął jednym okiem. Z drugiego oka popłynęły łzy.
- Musisz
wiedzieć, Niels, że nigdy nie zdradzę wa- .
szej
tajemnicy. Nigdy. I nie dlatego, że usprawiedli
wiam
wasz czyn, ale po to, by uchronić dziecko przed
niepotrzebnym
cierpieniem. Gdyby prawda wyszła na
jaw,
Runa przeżyłaby katusze.
Inga czuła się podle. Niels leżał bezsilny, nie mógł się bronić. Nabrała tchu przed ostatnim wyznaniem.
- Nie
byłeś mężem, o jakim marzyłam. Dobrze
o
tym wiesz. Ja też jednak nie stałam się twoją wy-
42
marzoną żoną. Darzyłeś własną córkę chorą miłością, a musiałeś się zadowolić mną. Czasami zastanawiam się, jakie mogłoby być nasze małżeństwo, gdybyśmy traktowali się z szacunkiem. Gdybym starała się ciebie pokochać... - Wezbrało w niej obrzydzenie na samą myśl, że mogłaby dzielić z nim łoże. - Przeszłość jest już za nami, Niels, i nie ma co gdybać. Nic nie wymaże naszych sprzeczek i kłótni.
Niels zacisnął powieki, łzy płynęły ciurkiem po jego pobrużdżonej twarzy.
Inga chwyciła jego dłoń i ścisnęła delikatnie.
- Ludzie
dobrze o tobie mówią, Niels, i to wspo
mnienie
zachowam na zawsze. Służących traktowałeś
jak
równych sobie i za to też należy ci się szacunek.
Z piersi sędziego wydobył się charkliwy dźwięk. Niels powoli rozwarł powieki i spojrzał przenikliwie na Ingę. Inga wstała i musnęła ustami jego czoło.
- Umieraj
ze spokojem w duszy, Niels. Niech twoja
ostatnia
podróż będzie spokojna, tak jak spokojne jest
teraz
moje serce.
Zacisnął dłoń na jej dłoni, a po chwili uszła z niej cała moc. Sędzia patrzył szklistym wzrokiem w sufit. Inga westchnęła i zamknęła mu powieki.
Niels Gaupås nie żył.
Inga obudziła Sigrid.
Sigrid opuściła szybko stopy na podłogę i zaczęła pocierać oczy.
- Co się stało? - spytała z lekką irytacją.
43
Twój ojciec wydał ostatnie tchnienie. Sigrid przeraziła się.
To znaczy, że... nie żyje? Inga skinęła głową.
- Zasnął
spokojnie, Sigrid. Nie cierpiał. Musisz
pamiętać,
że był już stary.
Sigrid pociągnęła nosem.
- Tak,
wiem, ale... To takie dziwne, że już go nie
ma...
Inga poklepała ją pocieszająco po ramieniu.
- Rozumiem.
Chcę, żebyś powiadomiła Gudrun.
Ona
śpi na kanapie w gabinecie.
Sigrid skrzywiła się, ale nie odmówiła prośbie.
Inga zostawiła pasierbicę i ruszyła do kuchni, by rozpalić w piecu. Obawiała się reakcji Gudrun, ale i tak nic nie mogła poradzić. Zamierzała traktować płacz, złorzeczenia i bezrozumne uwagi z pobłażaniem. Tego dnia nie ma miejsca na swary, bo śmierć przeszła przez ten dom.
Zdążyła zagotować owsiankę, kiedy zwalista sylwetka Gudrun pojawiła się w drzwiach. Jej blada twarz była spuchnięta od łez. Na widok dymiącego garnka pełnego strawy wydęła usta z wyrzutem.
Ojciec nie żyje - warknęła - a ty myślisz o jedzeniu!
Jeść trzeba - odrzekła spokojnie Inga. - Ludzie mają przed sobą dzień pracy. Poza tym zwłoki muszą leżeć dwie godziny, zanim się nimi zajmiemy.
Słowo „zwłoki" ledwie przeszło jej przez usta. Taka jednak jest rzeczywistość, pomyślała trzeźwo.
44
Gudrun podskoczyła ku niej z zaciśniętymi pięściami.
Ty... ty! Wiedziałaś, że chciałam być przy nim w chwili śmierci! Ty przeklęta, egoistyczna...
Uważasz, że powinnam biec do ciebie i zostawić go samego, kiedy wydawał ostatnie tchnienie? To nazywasz egoizmem?
Oszalała z bólu Gudrun zaczęła wymachiwać ramionami, ale Inga błyskawicznie chwyciła ją za nadgarstki.
Zastanów się, Gudrun. Twój ojciec nie był sam, kiedy odchodził z tego świata. Nie to jest najważniejsze?
I to musiałaś być ty, ty ze wszystkich ludzi na świecie! - Gudrun wyrwała się z uścisku i oskarżyciel-sko wbiła w nią palec wskazujący.
Inga wzruszyła ramionami.
- To
Niels wybrał mnie na żonę. Na dobre i na
złe.
Gudrun chlipnęła głośno i cofnęła się.
Inga westchnęła. Nie zatrzymała Gudrun, tylko skończyła przygotowywać poranny posiłek. Tysiące myśli przelatywało jej przez głowę, ale była zbyt zmęczona, by nad nimi zapanować. Czekało ją mnóstwo obowiązków, na odpoczynek przyjdzie czas.
- Wieczorem
będziemy wspominać naszych
zmarłych
- oznajmiła, kiedy wszyscy zebrali się wokół
stołu.
- Niels odszedł o świcie, doktor zjawi się rano,
by
wystawić akt zgonu.
Spojrzała przelotnie na Gudrun, która znów się po-
45
jawiła. Najstarsza córka sędziego kurczowo ściskała dłonie.
- Gulbrand,
możesz odmówić Modlitwę Pań
ską?
- spytała Inga, kiedy wszyscy się posilili.
Na ogorzałej twarzy służącego pojawił się wyraz nabożeństwa. Donośnym głosem zmówił Ojcze nasz, ■ finalne „Amen" powtórzyli wszyscy zgromadzeni.
Panował nastrój powagi, kiedy ludzie rozchodzili się do swoich obowiązków. Inga została z Sigrid i Gudrun.
- Powinnyśmy
umyć ciało, zanim zjawi się le
karz...
To obowiązek jego córek! - przerwała jej Gudrun. Sigrid cofnęła się z przestrachem.
Boję się... - powiedziała przez drżące wargi.
Strach nie ma tu nic do rzeczy! - Gudrun szturchnęła ją w plecy. - Musisz okazać szacunek ojcu!
Proszę... - Sigrid spojrzała błagalnie na Ingę.
Dobrze, Sigrid - ucięła dyskusję Inga. - Nie będę cię do niczego zmuszać. Możemy z Gudrun...
W takim razie sama to zrobię - postanowiła Gudrun. - Wyprasuj jego lnianą koszulę - zarządziła złośliwie i zaczęła gromadzić niezbędne przedmioty: ście-reczki, ręcznik, miskę i mydło.
Inga uśmiechnęła się życzliwie do Sigrid, a ta odpowiedziała jej spojrzeniem pełnym wdzięczności.
Wyszukała śnieżnobiałą koszulę, uszytą specjalnie na cele pochówku. Wciąż miała mętlik w głowie, ale starała się nie myśleć o Bjornarze i dramatycznych wydarzeniach związanych z jego osobą. Wspomnienie
46
tamtych chwil nadal przeszywało ją zimnym dreszczem, a moment obecny wymagał od niej skupienia się na innych sprawach.
Trudno było uwierzyć, że żyła z Nielsem ponad dwa lata, a nawet spłodziła z nim córkę. Wciąż wzdrygała się z obrzydzenia, wracając pamięcią do tamtej strasznej chwili, choć czas jakoś zaleczył tę ranę. Wyblakłe wspomnienie powracało coraz rzadziej.
To było w jakiś sposób... dziwne, ta świadomość, że jej mąż leżał martwy w sypialni. Nie należała już do niego. Nie należała do żadnego mężczyzny. Była wolna. Wolna. Inga smakowała brzmienie tego słowa. Czuła nieomal fizyczną ulgę. Miała nawet ochotę się uśmiechnąć, ale się powstrzymała. Nie upadła jeszcze tak nisko, by cieszyć się ze zgonu męża.
Wzięła wykrochmaloną i wyprasowaną koszulę i ruszyła w górę schodów. Zatrzymała się przed drzwiami sypialni i zapukała.
Nikt nie odpowiedział.
- Kładę koszulę pod drzwiami - powiedziała. Gudrun z pewnością usłyszała pukanie, ale nie zamierzała otworzyć. Inga pośpieszyła do swojego pokoju, by zapleść włosy i zmienić bluzkę przed przybyciem lekarza. Zajęta dzieckiem i wydawaniem poleceń służbie, dotąd nie miała na to czasu.
Ledwie się przebrała, kiedy na dziedziniec wtoczył się powóz doktora. Inga wygładziła fałdy ubrania i wyszła go przywitać. Koszuli już nie było. Powodowana ciekawością Inga weszła do pokoju zmarłego.
Gudrun starannie zaczesała rzadkie kosmyki wło-
47
sów sędziego, ubrała go w czarne lniane spodnie i białą koszulę. Z zamkniętymi oczyma i ustami wyglądał jak pogrążony w spokojnym śnie. Złożone dłonie przyciskały BibUc.
Gudrun stała nieruchomo na środku pokoju. Musiała domyślić się jej obecności, bo odezwała się głosem przepełnionym gorzkim żalem i niechęcią.
- Wyjdź, Ingo. Niels nie żyje i teraz już chyba może należeć do mnie?
Obróciła się wolno i zmierzyła ją tak nienawistnym spojrzeniem, że Inga musiała położyć dłoń na piersi, by uspokoić oddech.
5
Nielsa pochowano siódmego dnia po śmierci. Cały ten czas jego odświętnie przystrojone ciało leżało na marach i dopiero bladym świtem Gulbrand i Torę przenieśli je do trumny. Trumnę wniesiono do największej izby, do której ciągnął strumień żałobników.
Kiedy Inga weszła do środka i zbliżyła się do trumny, by uczcić zmarłego minutą ciszy, spoczęło na niej wiele ciekawskich spojrzeń. Stanęła wyprostowana i skłoniła głowę, wiedząc, że przyszła na nią godzina próby. Ludzie przypatrywali się jej w poszukiwaniu oznak żałoby, a ona walczyła z własnymi uczuciami. Ogarnęła ją żałość na myśl o tym małżeństwie, które nigdy nie dorosło do jej marzeń. Dla Nielsa też nie okazało się niczym szczególnym. Czuła się podle, bo właściwie nigdy nie była dla niego dobra. Niels nie chciał jej krzywdy, tylko po prostu nie potrafił zapanować nad pożądaniem. Z drżeniem wspominała ten pierwszy raz, wciąż słyszała echo własnego płaczu, jego
49
twardy głos, czuła stalowy uścisk dłoni, które ciągnęły ją w dół. Wciąż pamiętała przenikliwy ból, który zdawał się rozdzierać jej ciało...
Niels pozostawał w niewoli własnej żądzy. Najgorsze jednak było to, że sprowadził ją do dworu, by oddalić od siebie podejrzenia. Kto mógł przypuszczać, że sędziego łączy chory związek z własną córką?
Inga nie życzyła mu nagłej śmierci, bo na nią nie zasłużył, ale nie potrafiła zdusić w sobie radości z tego, co zaszło. Niels nie mógł już stanowić o jej losie, a poza tym... A poza tym skończył się czas panowania Gudrun! Teraz ona, Inga Karolinę Gaupås, stała się właścicielką zabudowań, lasów i pól, sprzętów i pieniędzy, zwierzchniczką służby. Mogła posłać Gudrun do wszystkich diabłów, jeśli tylko przyjdzie jej na to ochota!
Wzięła się w garść, tłumiąc tę nagłą ekscytację. Nie wypadało okazywać pychy, stojąc nad trumną małżonka. Haczykowate palce Nielsa spleciono mu na piersi, paznokcie obcięto. Ze zdumieniem dostrzegła, że ktoś, zapewne Gudrun, nasunął mu obrączkę ślubną z małżeństwa z Andrine na palec serdeczny lewej ręki, tak że złoto błyszczało teraz na obu jego dłoniach. Gudrun powinna była spytać o zgodę, uznała Inga, ale nie zamierzała czynić jej z tego powodu wyrzutów.
Zapadnięte policzki Nielsa były gładko ogolone, przerzedzone siwe pasemka włosów ułożone starannie na głowie. Wyglądał jak za życia, pomyślała z nabożeństwem Inga. Rozcięcie na czole umyto i oczyszczono, a brzegi rany nie były już pokryte
50
opuchlizną. I tak oto jej małżonek żegnał się z tym światem.
Skinęła głową w kierunku Gudrun i Sigrid i córki sędziego wystąpiły do przodu. Sigrid chwyciła ją za rękę i Inga poczuła, że dziewczyna nie panuje riad dreszczami. Biedna Sigrid, pomyślała ze współczuciem, Niels był wprawdzie w podeszłym wieku, ale śmierć przyszła nań niespodziewanie. Na bladej twarzyczce Sigrid malowało się cierpienie, ale Inga nie miała wcale pewności, że utrata ojca była jedyną przyczyną jej zdenerwowania. Sigrid nosiła w sobie jakieś tajemnice, których znaczenia nie potrafiła sobie wytłumaczyć. Inga miała nadzieję, że będzie przy niej, kiedy Sigrid przyjdzie zmierzyć się ze złymi myślami.
Gulbrand podniósł wieko trumny dostojnym ruchem, położył je na miejsce i przybił spokojnie i z namaszczeniem.
Na zewnątrz czekała Czarnulka przystrojona w wypolerowaną, odświętną uprząż. Inga zdziwiła się, że to klacz, a nie Mikrus, odwiezie Nielsa na miejsce ostatniego spoczynku. Słyszała, że kiedy znaleziono sędziego, Czarnulka zachowywała się niespokojnie. Sama zresztą też darzyła Mikrusa większym zaufaniem. Jednakże Gulbrand wiedział zapewne, co czyni, wybierając klacz. Tradycja nakazywała zresztą, by kary koń ciągnął karawan.
Kiedy trumnę złożono na wozie, ludzie zbili się w gromadę. Trumna nie była malowana, zbito ją z sosnowych desek pozbawionych sęków. Drewno pięknie błyszczało i wciąż pachniało lasem. Wieńce spleciono
51
z czerwonych, żółtych i pomarańczowych liści. Barwy jesieni efektownie kontrastowały z zielenią świerkowych gałązek i bielą szarf.
Dwóch starszych krewnych pana Gaupåsa poprzedzało trumnę, niosąc zapalone świece. Poruszali się wolnym krokiem, miny mieli poważne i podniosłe.
Nagły podmuch wiatru przemknął nad dziedzińcem i zgasił lewą świecę. Kobiety krzyknęły z przestrachem i orszak żałobników stanął w miejscu. Torę zachował się rezolutnie, podbiegł i ponownie zapalił świecę.
Inga jęknęła i położyła dłoń na piersi. Wiedziała, co to za znak: zdmuchnięta świeca oznaczała kolejny zgon. Jeśli gasła prawa, śmierć czekała mężczyznę, jeśli lewa, kobietę.
Jakaś kobieta z dworu lub z żałobnego orszaku miała wkrótce pożegnać się z tym światem.
Czarnulka wyprowadziła wóz z dziedzińca, a ludzie wciąż rozpamiętywali to zdarzenie. Inga poczuła, jak oblewa ją fala gorąca, a na czoło występuje zimny pot. Nie dawała wiary starym przesądom, a jednak nie potrafiła przestać zastanawiać się, do kogo los kierował ostrzeżenie. Może do niej samej... Nie, miała nadzieję, że przepowiednia nie jej dotyczy. Dotąd spoglądała w przyszłość obojętnie, ale teraz pojawiła się iskierka nadziei.
Może zgaśnie świeca Sigrid? Mogło tak być, zastanawiała się Inga, bo dziewczynę coś gnębiło. Wszyscy to widzieli. Może zamierzała targnąć się na własne życie? Inga wzdrygnęła się, odpędzając od siebie to przypuszczenie, ale złe myśli nie chciały jej opuścić.
52
A może chodzi o Gudrun? O nie, ta kobieta była jak kot, który ma siedem żywotów.
To mogła być każda z nich, może któraś ze staruszek podążających za trumną. Choćby Emma. Należała do najstarszych kobiet w okolicy i wkrótce jej serce przestanie bić. Inga zadrżała i skierowała myśli na inny tor.
Pastor Mohr wygłosił piękne kazanie nad trumną Niel-sa. Byłoby dziwne, gdyby tego nie uczynił, bo Niels nie żałował grosza na potrzeby świątyni, a poza tym los duchownych zależał w dużej mierze od przychylności lokalnych urzędników. Pastor Mohr trząsł się z zimna w cienkiej sutannie i starał się skupić na sobie uwagę zgromadzenia.
Inga wiedziała, że Niels wysłał list do biskupa, informując go, że pastor skłamał pod przysięgą podczas procesu między Hedvig z 0vre Gullhaug a jej ojcem, Kristianem Svartdalem. Minie zapewne sporo czasu, zanim biskup rozpatrzy sprawę, ale pastorowi Mohrowi ta lekcja cierpliwości wyjdzie jedynie na zdrowie.
Inga pochyliła głowę, usiłując się skupić. Nie wiedziała, skąd bierze się ta jej obojętność. Może po prostu nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, co zaszło. Emocje przyjdą później, kiedy jej uwagi nie będą już zaprzątać codzienne obowiązki.
Sądziła, że po dwóch utarczkach z Gudrun przestanie jej współczuć. Tymczasem widok Gudrun walczącej bezsilnie z łzami sprawił jej niewymowną przykrość. Córka sędziego przyłożyła chusteczkę do ust,
53
by stłumić łkanie, a strumienie łez płynęły po jej pulchnych policzkach. Obfite piersi Gudrun falowały i Inga pojęła, że pasierbica zanosiła się płaczem za zaciśniętymi zębami. Biedna kobieta, miała złożyć w ziemi ciało jedynego mężczyzny, którego kochała...
Ironia losu sprawiła, że w nawie kościoła Kristian Svartdal i Laurens Storedal znaleźli się obok siebie po obu stronach trumny. Z przodu postępowało dwóch kuzynów Nielsa, potem dwóch jego szwagrów, a na końcu dwóch odwiecznych wrogów.
Spojrzenia Kristiana i Laurensa spotkały się, kiedy obaj schylili się, by złapać za uchwyt trumny. Porozumieli się bez słów: na czas uroczystości obowiązuje zawieszenie broni.
Stypa wlokła się niemiłosiernie. Inga prowadziła puste pogawędki z sąsiadami i dalekimi krewnymi Nielsa, których widziała po raz pierwszy w życiu. Zauważyła z niemałym zdumieniem, że wśród zgromadzonych panował zgoła... wesoły nastrój, jakby wszyscy już zdążyli zapomnieć, że sędziego złożono w ziemi parę godzin wcześniej. Flaga powiewała na maszcie na znak, że właściciel dworu pożegnał się z życiem.
Inga zezwoliła służbie na udział w stypie. Wydało się jej to oczywiste, Gulbrand i Torę znali Nielsa lepiej niż niektórzy z jego krewnych.
Wyszła do kuchni, by przynieść kolejne dzbany z piwem, kiedy usłyszała kroki za sobą. To była Hedvig. Stukała butami o drewniane deski podłogi. Inga nie
54
zatrzymała się, zmarszczyła jedynie czoło, wyczekując z niepokojem jakiejś kąśliwej uwagi.
Chwyciła dzbanki w obie dłonie i obróciła się.
Hedvig zagrodziła jej drogę. Koci uśmiech nie wróżył nic dobrego.
- Nie widać po tobie żałoby!
Inga zaniemówiła i z wrażenia oparła się o stół. Odstawiła niezdarnie dzbany, bo ręce nagle odmówiły jej posłuszeństwa.
I kto to mówi! Nie przypominam sobie, byś mocniej opłakiwała Halvdana niż ja Nielsa. W przeciwieństwie do ciebie, Hedvig, nie zamierzam wykorzystywać śmierci męża, by wyciągać od ludzi pieniądze.
Nie masz pojęcia, jak cierpiałam - syknęła Hedvig.
Być może - wzruszyła ramionami Inga. - Nie skradaj się jednak za mną jak podstępna lisica. Dość już mam wtrącania się w moje sprawy rodzinne. Powiedz choć jedno złe słowo, a przekonam ojca, by cię pozwał. Nie zapomniał, że chciałaś go zmusić, by przyznał się do ojcostwa twojego bękarta!
To nie było właściwe określenie dla Torsteina, ale Inga nie panowała nad sobą.
Hedvig zatupała gniewnie nogami i chciała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili w progu pojawiła się Gudrun.
- Ingo,
mogę z tobą porozmawiać na osobności?
Nogi
ugięły się pod dziewczyną. Wielki Boże,
czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Ten dzień należał do najdłuższych w jej życiu. Gudrun nigdy wcześniej nie zwracała się do niej z taką prośbą. Inga była
55
zaciekawiona, ale i zarazem zaniepokojona. Czy powinna zdobyć się na odwagę i zostać sam na sam z tą nieobliczalną kobietą?
Podniosła głowę i podała dzbanki Hedvig.
- Zanieś
je, przynajmniej się na coś przydasz.
Zaskoczona
Hedvig wzięła dzbanki, odwróciła się
na pięcie i wymaszerowała z kuchni. -Mów!
- Nie
tutaj - odrzekła Gudrun - wyjdźmy na we
randę.
Tu się kręcą ludzie, a moja propozycja przezna
czona
jest wyłącznie dla twoich uszu.
Niepokój Ingi wzmógł się, kiedy niezdarnie wkładała buty. Chciała znaleźć się za drzwiami, zanim Gudrun się na nią rzuci. To podejrzenie nieco ją zawstydziło, ale> uważała, że Gudrun zdolna jest do wszystkiego.
- No
więc czego chcesz? - spytała, kiedy znalazły
się
w ogrodzie.
Gudrun nie śpieszyła się z odpowiedzią. Powoli umoś-ciła się na białej ławce stojącej pod oknem kuchennym.
Nie usiądziesz?
Postoję - mruknęła Inga. W życiu nie wpadłaby na pomysł, by znaleźć się tak blisko tamtej kobiety.
Gudrun wystawiła twarz na promienie jesiennego słońca.
Nie skończyłaś jeszcze dwudziestu jeden lat, Ingo. Dopiero w lutym przyszłego roku...
I co z tego? - zdziwiła się Inga.
Jesteś niepełnoletnia - stwierdziła Gudrun, świdrując ją wzrokiem.
56
Byłam mężatką, Gudrun...
Co nie zmienia wieku pełnoletności - przerwała jej spokojnie Gudrun. Za spokojnie jak na nią. - Gdyby nie ty, zostałabym właścicielką Gaupås. Ojciec nie żyje - dodała nieco drżącym głosem. - Proponuję więc, że zostanę twoją prawną opiekunką, póki nie skończysz dwudziestu jeden lat.
Inga nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. W życiu nie słyszała równie bezczelnej propozycji.
- Ty! Ty miałabyś.
Gudrun wyprostowała się hardo.
To jest mój dom rodzinny, Ingo, i mam prawo zarządzać nim w twoim imieniu!
Nie ma mowy - rzuciła ze złością Inga. Gudrun nie dostanie schedy po Nielsie! Poza tym myśl, że Gudrun znów miałaby sprawować nad nią władzę, była nie do zniesienia. - Nie wątpię, że przyszłość Gaupås leży ci na sercu, ale nie mówisz chyba poważnie?
Gudrun zakołysała się jak kura na grzędzie.
- To
tylko sześć miesięcy, Ingo! W lutym zwrócę ci
klucze
i znów będziesz panią w Gaupås.
Inga nie posiadała się ze zdumienia.
A więc zamierzasz się tutaj przeprowadzić?
Oczywiście - skinęła głową Gudrun. - A jak inaczej mogłabym prowadzić gospodarstwo?
Chyba masz źle w głowie! - zaśmiała się drwiąco Inga. - Gdybym rzeczywiście potrzebowała opiekuna, to ty byłabyś ostatnią osobą, o której bym pomyślała! Zresztą porozmawiam o tym z ojcem.
Gudrun zerwała się z miejsca.
57
- Wcale
nie musisz! - Wsunęła rękę do wewnętrz
nej
kieszeni żałobnego kostiumu i wyciągnęła jakiś
dokument.
- Sporządziłam już umowę między nami.
Przeczytaj
ją, Ingo, i podpisz w tym miejscu. - Wska
zała
palcem linijkę tekstu.
Inga obrzuciła dokument długim spojrzeniem. Rozpoznała pismo Gudrun. Nie miała wcale przekonania, że córka sędziego usiłuje ją oszukać, ale myśl o podporządkowaniu się jej na pół roku była jej całkowicie obca. Nie zdołałaby wytrzymać jednego dnia, długo walczyła o własną samodzielność. A zresztą dlaczego miałaby iść tamtej na rękę?
Odwróciła się, zamierzając odejść, ale Gudrun błyskawicznym ruchem przytrzymała ją za rękę.
- Powinnyśmy
zachowywać się jak ludzie doroś
li
- powiedziała łagodnie - same damy sobie radę
z
tym problemem, nieprawdaż? Jesteś wdową po Niel-
sie,
a ja jego najstarszą córką. Mam prawo, by...
Inga wyrwała się z uścisku.
.- Daj już spokój! Masz nieczyste zamiary, widzę to w twoim chytrym spojrzeniu. Nigdy nie byłaś dla mnie miła, aż tu nagle okazujesz mi taką troskę!
Ruszyła w kierunku schodów na werandę, ale Gudrun skoczyła jak żbik i zagrodziła jej drogę. Inga przeraziła się, obróciła na pięcie i popędziła do drzwi frontowych. Nie patrząc za siebie, dopadła zadyszana do progu i weszła do środka.
6
Inga zatrzasnęła drzwi za sobą, nie mogąc zapanować nad drżeniem rąk. Zakręciło się jej w głowie, oparła się o ścianę i odchyliła w tył, by się uspokoić. Nie mogła w takim stanie pokazać się ludziom. Bezczelność Gudrun nie miała granic! Z początku nawet uwierzyła w zapewnienia o chęci pomocy, ale dziwny wzrok i natarczywość tej kobiety wzbudziły jej podejrzliwość. Gudrun nie powiedziała jej wszystkiego...
Siląc się na spokój, wkroczyła do salonu. Ludzie obracali się ku niej, ale Inga nie zwracała na to uwagi. Stoły wciąż uginały się pod półmiskami z jedzeniem, piwo lało się strumieniami.
- Ojcze... - Inga chwyciła Kristiana za rękaw koszuli. - Możesz poświęcić mi parę minut?
Kristian spojrzał na nią ze zdziwieniem, przeprosił uprzejmie swego rozmówcę i podążył za córką do gabinetu.
Inga rzuciła się na fotel i zmęczonym gestem od-
59
garnęła kosmyki włosów z czoła. Boże, żeby ta stypa wreszcie się skończyła! Zwykle nie brała Emilii do swego łóżka, ale tego wieczora zamierzała położyć się z córeczką. Będą dzielić się ciepłem, pomyślała z uśmiechem na ustach, a bliskość dziecka da upragniony spokój jej duszy. Już nie mogła doczekać się tej chwili.
O co chodzi? - spytał Kristian. Inga wróciła do rzeczywistości.
Musisz mnie wysłuchać, ojcze... Kristian poruszył się.
Nic nie mów, tylko wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia. - Urwała, a Kristian skinął lekko głową. - Gudrun zaproponowała mi właśnie, że otoczy mnie kuratelą. Chce zarządzać Gaupås do czasu, aż w lutym osiągnę pełnoletność. Pewnie nic nie wiesz o naszych kłótniach z Gudrun, ale oświadczam, że się na to nie zgadzam. Po moim trupie! Choćby się waliło i paliło, Gudrun nie będzie się tutaj panoszyć, a już na pewno nie będzie rządzić mną!
Ingo...
Inga powstrzymała go ruchem dłoni.
- Nie,
ojcze, nie przerywaj mi! Pozwól mi dokoń
czyć,
bo następnym razem już nie będę miała odwagi
tego
powiedzieć. Proszę cię, żebyś został moim kura
torem,
aż nie ukończę dwudziestu jeden lat. Przypusz
czam,
że Gudrun chce w jakiś sposób przejąć całą
schedę,
a ja nie zamierzam jej na to pozwolić. Jesteś
uczciwy,
ojcze, i na pewno nie sprzeniewierzysz pie
niędzy
własnej córki.
60
Kristian ponownie chciał coś powiedzieć, ale Inga nie dopuściła go do głosu.
- To
może dziwne - dodała pojednawczo - ale
stawiam
jeden warunek. Ważny warunek. - Niebie
skie
oczy dziewczyny wpatrywały się w ojca stanow
czo.
- Musisz obiecać, że mnie nie wydasz za mąż!
Kristian westchnął głośno i odwrócił wzrok.
- Nigdy
bym... nigdy... - Poddał się i pokręcił
gwałtownie
głową. - Nie obawiaj się tego, moja miła.
Inga wzruszyła się. Ojciec nigdy nie poprosił jej o przebaczenie za to, że zmusił ją do małżeństwa. Ta reakcja była w jakimś sensie przeprosinami. Wyraźnie żałował wyboru, którego dokonał dwa lata wcześniej.
- A
więc mogę na ciebie liczyć?
Kristian
uśmiechnął się krzywo.
Nie wiem, co Gudrun sobie wyobraża, ale ty wcale nie potrzebujesz opiekuna.
Nie potrzebuję?
Nie, Ingo, byłaś kobietą zamężną, a teraz zostałaś wdową. A to oznacza, że masz takie same prawa jak osoba pełnoletnia.
Napięcie uszło z niej jak z przekłutego balonu. Inga oparła łokcie na stole i ukryła twarz w dłoniach. Zmęczonym gestem potarła oczy i czoło.
Gudrun nalegała, bym podpisała dokument, w którym ustanawiam ją kuratorem. - Do Ingi z wolna docierał sens intrygi. - Ona wiedziała, ojcze, że mam prawa osoby pełnoletniej.
Pewnie tak. Sprawdziłaś, czego dotyczyła umowa?
61
Nie, przestraszyłam się i pobiegłam do domu. W ogóle nie rozważałam tej głupiej propozycji.
To dobrze, Ingo. Zresztą twoja zgoda nie miałaby żadnego znaczenia. To zadanie dla sądu.
Twarz Ingi rozjaśniła się w uśmiechu.
- Wracajmy
do gości. Dziękuję, że zechciałeś mnie
wysłuchać.
Kristian wstał.
- Tego
by tylko brakowało - powiedział zażeno
wany.
- Przecież jesteś moją córką.
Kristian upewnił się, że Inga zniknęła z pola widzenia, zanim podszedł do Gudrun. Gudrun nie zauważyła go od razu i kiedy wypowiedział jej imię, podskoczyła przestraszona, nieomal wylewając zawartość kieliszka.
Po wyrazie jej twarzy Kristian domyślił się, że Gudrun wie, z czym przychodzi. Złożyła usta w dzióbek, gotując się do obrony.
Chciałbym przeczytać dokument, który pokazałaś Indze - powiedział spokojnie Kristian.
A dlaczego? - prychnęła.
Ponieważ podejrzewam, że jego treść nie odpowiada propozycji, którą )e) złożyłaś - wyznał szczerze Kristian. - Z niezrozumiałego dla mnie powodu bardzo ci się śpieszyło...
Gudrun pociągnęła łyk ponczu i uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Przed
chwilą spaliłam to pismo.
Kristian
zdumiał się.
62
Nie wierzę ci - krzyknął podenerwowany.
To twoja sprawa. - Gudrun wyszczerzyła zęby. -Możesz pogrzebać w popiele na kominku. Zapewne znajdziesz jakieś skrawki, których nie zjadły płomienie.
Kristian wyprostował się i wbił wzrok w zacięte oblicze Gudrun. Nie do wiary, że córki Nielsa i Andrine były aż tak różne: łagodna, skromna i miła Sigrid i Gudrun, złośliwa intrygantka. Już w dzieciństwie zawsze stawiała na swoim, a po tragicznej śmierci matki stała się nie do zniesienia. Zwrócił kiedyś na to uwagę Niel-sowi, ale Niels zrobił się czerwony na szyi i wyjąkał, że dziewczynka przechodzi trudne chwile. Może Gudrun zamęczyła ojca na śmierć, zastanawiał się teraz Kristian, tak że ojciec zaczął pozwalać jej na wszystko? No tak, Gudrun nie była łatwa we współżyciu, ale potrafiła zająć się domem. Nie mając jej u swego boku, Niels musiałby zatrudnić gospodynię.
Kristian wziął się w garść. Nie wolno zapominać, że pochował tego dnia dobrego przyjaciela.
- Nie
możesz sprawować kurateli nad Ingą, dobrze
o
tym wiesz, Gudrun. O co ci właściwie chodzi?
Pytanie wywołało hipnotyczny blask w jej szarych oczach.
- Chcę
tego, co do mnie należy! - syknęła. - Inga
musi
podzielić spadek, żebym dostała swoją część!
Kristian cofnął się pod naporem jej słów. Dobrze wiedział, że ludzie potrafią bezwzględnie walczyć o ziemskie dobra, ale Gudrun chodziło o coś więcej. Postanowił się z nią podroczyć.
- To się da jakoś załatwić - oznajmił dyplomatycz-
63
nie. - Niels zostawił sporą sumkę. Jeśli Inga wydzieli tobie i Sigrid część spadku, nie zostanie bez grosza przy duszy.
Z zatroskaniem wpatrywał się w cienką nóżkę kieliszka, który Gudrun trzymała w dłoni. Miał wrażenie, że Gudrun zmiażdży ją siłą swojej złości. Otworzyła usta, aby rzucić jakąś pogardliwą uwagę, ale jej słowa zabrzmiały jak syk węża.
- No właśnie, Kristianie, musisz wreszcie sprawić, by Inga dostała to, czego pożąda. Ona nie ustąpi ani o krok, by zdobyć to, co inni kochają. Raz już tak zrobiła i nie zdziwię się, jeśli znów to powtórzy!
Energicznie odstawiła kieliszek na komodę i oddaliła się.
Kristian nie ruszył się z miejsca. Co Gudrun miała na myśli? Wprawdzie rozmawiał z nią ironicznym tonem, ale przyznał przecież, że może dochodzić swych praw. Praw do majątku po matce. W zamyśleniu podrapał się za uchem i odsunął na bok niesforne kosmyki włosów, które opadły mu na czoło.
To dziwne. Gudrun powiedziała najpierw, że Inga pragnie rzeczy materialnych. Potem jednak dodała niejasne sformułowanie: „to, co inni kochają". Zabrzmiało to nieomal tak, jakby miała na myśli jakąś osobę! To przecież niemożliwe, pomyślał z niepokojem, by jego córka sprzeniewierzyła się jednemu z najważniejszych nakazów biblijnych: „Nie pożądaj żony bliźniego swego, ani jego sługi, ani jego służebnicy, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego"?
64
Inga i Kristian zdążyli zamienić ze sobą kilka słów, zanim krewni sędziego przystąpili do wygłaszania mów okolicznościowych.
Rozmawiałeś z Gudrun? - spytała z ciekawością. - Widziałam, że staliście obok siebie.
Tak - odrzekł niechętnie Kristian.
Inga uniosła brwi. Ojciec musiał chyba zdawać sobie sprawę, jak bardzo pragnie poznać rezultat tej rozmowy?
No i co? - spytała, machając niecierpliwie rękoma.
Gudrun nie zostawia po sobie śladów - przyznał Kristian. - Ponoć spaliła dokument, który dała ci do podpisu. Poza tym życzy sobie, byś dokonała podziału spadku po Andrine...
Inga odetchnęła z ulgą.
- Mam
taki zamiar. Uważam jednak, że mogła wy
kazać
się większym opanowaniem. Ta kobieta wie, jak
doprowadzić
mnie do szału! - Ojciec uśmiechnął się
krzywo,
więc Inga spuściła nieco z tonu. - Poza tym
chodziło
jej o coś jeszcze - dodała, mrużąc oczy - ale
nie
wiem, o co...
Podniosła wzrok i wyczytała z twarzy Kristiana, że jest podobnego zdania.
- Ukrywasz
coś przede mną? - spytała z niepoko
jem.
Kristian poluźnił krawat. Rumieniec na jego obliczu był nieco silniejszy niż zazwyczaj. Chrząknął dyskretnie i zaczął mówić.
- Wydaje mi się, że Gudrun chce cię zrujnować.
65
W każdym razie kiedy dowiedziała się, że po podziale spadku przypadnie ci całkiem spory majątek, bardzo się rozeźliła.
Mimo powagi sytuacji Inga roześmiała się.
To w jej stylu!
Gaupås pozostanie twoją własnością - ciągnął Kristian z zadowoleniem. - Dom sędziego przypisany jest do stanowiska i zazwyczaj wdowa musi ustąpić miejsca nowemu urzędnikowi. W twoim wypadku jest inaczej, Ingo, bo rodzina Nielsa mieszka tutaj od wielu pokoleń.
Inga położyła dłoń na piersi.
To dobrze, że mi to mówisz - szepnęła - bo w ogóle o tym nie pomyślałam! Całe szczęście, że Niels nie ma syna! Syn przejąłby prawa do majątku po ojcu.
To prawda - uśmiechnął się Kristian - ale...
Umilkł, a Inga spojrzała nań ze zdziwieniem. Dlaczego przerwał w pół słowa? Zacisnęła dłonie, czując, jak paznokcie wbijają się jej w skórę.
- Niels
chciał się z tobą ożenić... - wydukał za
wstydzony
Kristian. - Błagał mnie o twoją rękę, a ja
niestety...
dałem się przekonać. - Ostatnie słowa po
wiedział
ledwie słyszalnie. - Zawarłem pewną klau
zulę
w naszej umowie. Nie na piśmie, wierzyłem bo
wiem,
że Niels dotrzyma słowa. Mój wierny przyjaciel
mnie
nie zawiódł.
Ingę paliła ciekawość. Wpiła wzrok w usta Kristia-na.
- Zażądałem,
byś odziedziczyła Gaupås po jego
śmierci.
Córki dostaną spadek po matce, Gaupås po-
66
zostanie twoją własnością na zawsze, niezależnie od tego, co Gudrun sądzi na ten temat! W testamencie Nielsa znajduje się odpowiedni zapis.
- Dlaczego?
- spytała Inga drżącymi wargami.
Zdumiała
się niepomiernie. Ojciec zabezpieczył ją na
przyszłość.
Nie zawsze wykazywał tyle troski o nią,
ale
Gaupås musiało mieć dla niego znaczenie szczegól
ne.
Nie rozumiała też, dlaczego Niels przystał na to żą
danie.
Znała wszak całą prawdę o tym szalonym uczu
ciu,
które jej mąż żywił do swojej najstarszej córki.
Kristian zakłopotał się.
- Częściowo
dlatego, że znałem nieznośny charak
ter
Gudrun. Częściowo zaś, bo uznałem, że to ci się
należy.
Inga przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Poznaję
po twoich oczach, że coś jeszcze leży ci
na
sercu. Teraz jest właściwy moment, byś powiedział
mi
o wszystkim. - Spojrzała na ojca błagalnie.
Kristian wbił wzrok w czubki swoich czarnych trzewików.
- Gudrun
sugeruje, że... pożądałaś jakiegoś męż
czyzny.
- Podniósł raptownie głowę i przygwoździł ją
oczyma.
- Mam nadzieję, że to nieprawda?
Pytanie zabrzmiało jak wyrzut.
Inga wzdrygnęła się. Kłamstwo miało gorzki smak.
- Oczywiście!
Gudrun musiała mieć Nielsa na
myśli.
Przecież wiesz, jak bardzo była z nim związa
na.
Szalała z zazdrości, kiedy się pobraliśmy, przecież
to
żadna tajemnica. Stałam się konkurentką w walce
o
względy ojca.
67
Z emocji spociła się jak mysz, na szczęście na ciemnej żałobnej sukni nie widać było plam. Musiała trafić ojcu do przekonania, ani słowem nie wspominając o kazirodczym związku. Niels nie żył, a ona przysięgła mu, że nie zdradzi tajemnicy, nie zbruka jego imienia. Zresztą straszna prawda o przyjacielu zraniłaby Kri-stiana do żywego.
Masz rację, Ingo - uśmiechnął się niepewnie Kristian. - Powinienem był się domyślić, że Gudrun sili się na złośliwości.
Nie zapominajmy, że to dla niej smutny dzień - dodała Inga w nagłym przypływie pobłażliwości. Starała się zrobić wszystko, by ojciec jej uwierzył.
To prawda - pokiwał głową Kristian. - Znajdź sobie jakiegoś dobrego prawnika, Ingo, i załatw sprawę spadku po Andrine. Może udobruchasz tym Gudrun?
Wyszedł z pokoju, kiedy jeden z kuzynów sędziego zadzwonił w kieliszek, by wygłosić mowę.
Strach wciąż wstrząsał ciałem Ingi. Szczękała zębami, kręciło się jej w głowie. Otarła krople potu z czoła, zastanawiając się gorączkowo, czy Gudrun wie o jej związku z Martinem. Raczej nie, uznała z gorzkim uśmiechem, bo nie omieszkałaby o tym wspomnieć. Gudrun słynęła z ciętego języka i nie zmilczałaby, niezależnie od tego, czy kocha Martina, czy ma go za nic. Inga pamiętała te żałosne boje, jakie toczyły o Niel-sa. Gudrun najchętniej uczepiłaby się jego rękawa, Inga z przyjemnością wysłałaby go do piekła. Nie, sło-
68
wa, które powtórzył )ej Kristian, miały źródło w miłości Gudrun do zmarłego ojca.
Cały ten czas Inga unikała towarzystwa Martina, ale on nagle pojawił się przed nią.
- Wyrazy
współczucia - powiedział miękko i wy
ciągnął
rękę.
Inga uścisnęła jego dłoń z zawstydzeniem.
- Dziękuję
- powiedziała i skłoniła głowę. Czuła cie
pło
jego ciała i nagle zdała sobie sprawę, że ich związek
był
dużo głębszy niż to, co łączyło ją z Bjornarem. Do
żni
wiarza
czuła jedynie zwierzęce pożądanie, więź z Marti
nem
miała inny smak... Jego widok napełnił ją radością,
smutkiem
i tęsknotą. Kochała go szczerze, każdego ranka
przeklinała
los, który nie był dla nich łaskawy.
Miała nieomal ochotę zapytać Martina, czy zastanawiał się nad tym, że została wdową. Wiedział, oczywiście, o tym, ale czy rozumiał, co to oznacza? Była wolna, mogła wyjść za mąż, za kogo chciała. To prawda, tyle że Martin nie był wolny. Inga musiała pohamować emocje. Nie wypadało rozmawiać o tych sprawach w takiej chwili, mając tłum ludzi wokół siebie.
- Pożegnamy
się już, Ingo - powiedział Martin
i
cofnął dłoń. - Gudrun chce wracać do Runy i...
Urwał, bo Gudrun pojawiła się u jego boku. Rzeczywiście powinna była wrócić do niemowlęcia, ciemny materiał sukni na jej piersiach znaczyły duże plamy od mleka. Gudrun usiłowała je zakryć, ale bez powodzenia.
69
Martin uśmiechnął się smutno i ruszył do wyjścia.
Gudrun stała, przestępując z nogj na nogę. Wyraźnie zamierzała coś powiedzieć.
- Nie potrzebuję kuratora. Wiedziałaś o tym, jędzo - syknęła Inga i zanim Gudrun zdążyła zareagować, rozpłynęła się wśród gości.
7
Przez cały tydzień Inga spotykała się z troskliwością służby. Nikt nie wspominał o Nielsie, wszyscy starali się ulżyć jej w obowiązkach. Eugenie zajmowała się domem i doglądała Emilii, Torę zjawiał się pół godziny wcześniej, by oporządzić konie, a Kristiane i Marlenę utrzymywały porządek w zabudowaniach gospodarczych.
Inga chętnie pozwoliła sobie na kilka dni bezczynności. Dzień po pogrzebie zapłaciła Trygyemu za wydajną pracę przy żniwach. Wiedziała, że Niels zdążył rozliczyć się z Arnem i Erlingiem. Teraz jednak musiała podjąć decyzję co do dalszego ich losu i nie bardzo wiedziała, co począć.
Kiedyś zaproponowała Nielsowi, by zatrudnił Bjornara na stałe, ale na całe szczęście nic z tego nie wyszło. Z wdzięcznością pomyślała olensmanie, który w samą porę zdemaskował przestępcę. Zadrżała na myśl, że o mały włos nie podpisała z nim umowy.
71
Odnalazła Gulbranda przed stajnią. Służący strzygł ogon i grzywę Mikrusa.
- Chciałabym
podpisać umowę z Arnem lub Er-
lingiem.
Nie na cały rok, ale do czternastego kwietnia,
jak
nakazuje tradycja. Co o tym sądzisz?
Gulbrand pokraśniał z dumy, że Inga pyta go o radę.
- Obaj
garną się do roboty. To trudny wybór.
Inga
ostrożnie poklepała Mikrusa między uszami.
Koń przysunął łeb do jej piersi i połaskotał ją w szyję.
- Może
potrzebujemy obu?
Gulbrand
opuścił nożyce.
O zmarłych źle się nie mówi, ale Niels nigdy nie brał udziału w pracach w gospodarstwie. Obowiązki urzędowe pochłaniały go bez reszty. Ja nie jestem już w pełni sił, a Torę ma mnóstwo zajęć w Lokken. Może więc... może powinnaś zatrudnić obu.
Tak też uczynię - oznajmiła Inga z zadowoleniem.
Gulbrand chrząknął dyskretnie.
Nie powinnaś poprosić o radę innych mężczyzn? - spytał z ociąganiem.
A po co? - zdziwiła się Inga. - Przecież powie-działeś, że obaj rwą się do roboty.
Gulbrand pokiwał głową.
Pod tym względem nie mam im nic do zarzucenia.
Więc problem rozwiązany! Zaoferuję im służbę.
Gdyby Inga nie odeszła, wypowiedziawszy te słowa, zobaczyłaby, że Gulbrand zamknął oczy i westchnął zatroskany.
72
Czasami Inga wspominała Bjornara. Ogarniał ją smutek na myśl, że okazał się kimś innym niż człowiek, którego wszyscy znali. Pracował rzetelnie, zachowywał się uprzejmie i miał ten niezwykły błysk w oku. Nie była jedyną osobą, którą oczarował uśmiechem, zabawnymi replikami i uczynnością. Dlaczego, do dia-ska, nie był po prostu Bjornarem?
Okazał się wyrachowanym mordercą. Inga zatrzęsła się ze strachu. Przyjęli go na służbę, a ona, pani dworu Gaupås, wpuściła go do łóżka. Czy żałowała tego? Nie, pomyślała hardo, mogłaby żałować, gdyby to się zdarzyło raz. Nie można żałować czegoś, co robiło się wielokrotnie. Tak po prostu bywa, kiedy człowiek naiwnie odda się w niewolę pożądaniu.
Październikowy wiatr dmuchał chłodem. Rankiem rosa zamieniała się w szron, który znikał po wschodzie słońca. Inga złapała się na dziwnych myślach: czy w lochu jest zimno? Czy Bjornar marzł nocami? A może lensman wyposażył go w pled? Wiedziała, że więźniom podawano marny posiłek. Czy Bjornar najadał się do syta?
Poirytowana własną naiwnością, odsunęła te myśli od siebie. Nie zamierzała się o niego troszczyć. Bjornar zniknął z jej życia. Nie powinien w ogóle się w nim pojawić, ale co się stało, to się nie odstanie.
Zajęła się dokumentami. Nie miała pojęcia, że Niels miał tyle spraw na głowie. Zamierzała posortować do-
73
kumenty najlepiej jak umie i przekazać cały plik nowemu sędziemu. W tej samej chwili przypomniała sobie o metalowej skrzyneczce przechowywanej w szufladzie komody. Nikt już nie mógł powstrzymać jej przed zajrzeniem do środka! Nie miała wprawdzie klucza, ale dotąd nie było to żadną przeszkodą. Wiedziała, jak dobrać się do zawartości... Poczuła dreszcz emocji. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi gabinetu.
- Wejść - powiedziała władczo.
Gulbrand wsadził głowę w szparę i uśmiechnął się niepewnie.
Inga odłożyła na bok plik papierów.
- Wejdź do środka, Gulbrand.
Zawstydzony podszedł do biurka i na blacie położył nóż. Indze zrobiło się gorąco. Co to miało znaczyć?
To dla ciebie - oznajmił Gulbrand.
Dla mnie? - zdziwiła się Inga. Podniosła nóż i wyjęła go z pochwy. Głownia była zakrzywiona, a na samym środku Gulbrand wyrył jej inicjały: I. K. G., pięknymi, splecionymi ze sobą literami. Rękojeść wykonano z drewna i starannie wypolerowano. Pachniała świerkiem, zapewne Gulbrand nasączył ją olejkiem. Inga uznała, że ciemnobrązowa pochwa ze skóry jest najpiękniejsza. W najszerszym miejscu Gulbrand wyrył sylwetkę orła w locie. Wyraźnie zaznaczył rozpostarte skrzydła i oczy. Oczy drapieżnika symbolizowały tajemnicę i odwagę.
Bardzo dziękuję, Gulbrand. To najpiękniejszy prezent, jaki w życiu dostałam!
Chcę ci w ten sposób podziękować za to, że je-
74
steś taka miła. Widzę, że się zamęczasz - dodał poważnie. - Może masz za dużo na głowie? Inga zaczerwieniła się.
- Może
- szepnęła.
Zapadła
cisza.
- Noś
go pod suknią - odezwał się w końcu Guł
brand.
- Kobiecie nie przystoi chodzić z nożem, który
godny
jest mężczyzny.
- Tak
też zrobię - zapewniła go Inga.
Gułbrand
ociągał się z odejściem. Inga poczuła
ukłucie niepokoju.
- Nie bez powodu daję ci ten nóż, Ingo...
Więc jednak, wzdrygnęła się. Gułbrand musiał mieć jakiś ukryty zamiar, wręczając jej ten podarunek.
- Doświadczyłaś
boleśnie własnej bezbronno
ści,
kiedy Bjornar pokazał swoje prawdziwe obli
cze
- mruknął Gułbrand ze spuszczoną głową. - To
może
się powtórzyć. Jesteś tylko kobietą, Ingo, nie po
winnaś
się zawahać i użyć go, gdyby... gdyby...
Ostrzeżenie podziałało na nią jak zimny prysznic. Mimowolnie ciaśniej owinęła się szalem.
Bjornar został pojmany, Gułbrand. Nie będzie już miał okazji, by...
Masz rację - przerwał jej spokojnie - ale są jeszcze inni mężczyźni. Mężczyźni, którzy nie muszą być przyjaźnie nastawieni.
Chcesz powiedzieć, że coś mi grozi?
Nie - wykręcił się - ale warto przygotować się na wszelką ewentualność.
Ukłonił się uprzejmie i opuścił gabinet.
75
Inga zadrżała. Była wdzięczna Gulbrandowi za ostrzeżenie, ale jego słowa wzbudziły w niej lęk. Ten mądry człowiek wiedział, co w trawie piszczy. Postarzał się i niedomagał, ale wciąż nie utracił niezwykłej umiejętności przewidywania zdarzeń. Nie był jasnowidzem, lecz znawcą ludzkiej duszy. Potrafił przejrzeć czyjeś złe zamiary.
Nie bez powodu sprezentował jej ten ozdobny nóż. I nie bez powodu nakazał jej nosić go pod odzieniem. Może dlatego, by napastnik nie był przygotowany na opór. Pewnie dlatego, westchnęła i zdmuchnęła świecę.
Przypomniała sobie tamten epizod, kiedy Eugenie przeraził jakiś mężczyzna przyglądający się im zza szyby. Wciąż nie wiedzieli, kto to był. Inga uznała, że Bjornar. Bjornar, a właściwie Stener Reysholt, szpiegował ją. Nie mogła pojąć, dlaczego to robił; w końcu doszła do wniosku, że jest niespełna rozumu. Tacy ludzie zdolni są do wszystkiego.
Pocieszała się myślą, że tajemniczy mężczyzna zniknął mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Bjcrnar trafił do więzienia. Więc to on pewnie kręcił się koło Gaupås.
A jednak nie mogła się uspokoić. Nie miała pewności, czy nieznajomy i Bjornar to ta sama osoba. I dlaczego Gulbrand uznał za stosowne ostrzec ją właśnie teraz, kiedy Bjornar od dawna siedział za kratkami?
8
Sigrid podjęła decyzję. Zamierzała właściwie rozmówić się z Torsteinem zaraz po rozprawie, ale śmierć ojca pokrzyżowała jej plany. Teraz życie w Gaupås znów toczyło się utartymi koleinami.
Ze wzruszeniem Sigrid spakowała deskę do maglowania, którą dał jej Torstein na znak, że w przyszłości będą razem. Delikatnie przesunęła palcem po uchwycie uformowanym na kształt konia z rozwianą grzywą. Uchwyt świetnie leżał w dłoni i Sigrid pomyślała ze smutkiem, że nigdy nie użyje tej deski, by wyprasować ubranie Torsteina. Płaską część Torstein ozdobił ornamentem z róż o sześciu płatkach i trójkątów. Między plątaniną nacięć wyrył napis: „1908 Pan będzie strzegł twego wyjścia i przyjścia".
Sigrid była na krawędzi płaczu, kiedy owijała te piękne dekoracje suknem. Torstein nie powiedział jej całej prawdy, kiedy rozmawiali o powodach, dla których Hedvig pozwała Kristiana przed sąd. A co gorsze,
77
pociągnęła nosem, wcale nie przejął się tym, że Inga doznałaby krzywdy, gdyby jej dom rodzinny przeszedł w ręce rodziny z 0vre Gullhaug.
Torstein nie zrobił jej niczego złego, ale nie mogła pozwolić, by przyszły mąż ją okłamywał. Wysoko ceniła wzajenme zaufanie, a Torstein zawiódł ją w tym względzie.
Była przygnębiona, ale szła zdecydowanym krokiem w kierunku 0vre Gullhaug. Torstein zbladł na jej widok, ale jego twarz zaraz się rozjaśniła.
Sigrid stanęła na schodach. Nie zamierzała wejść do środka, nawet gdyby ją poprosił. Chciała już mieć to za sobą. Podała mu zawiniątko.
Proszę - powiedziała ostrym tonem. Torstein wziął zawiniątko.
Co to jest? - spytał, ważąc przedmiot w dłoniach.
Deska do maglowania, którą mi podarowałeś.
- Sigrid!
Chyba nie mówisz poważnie... - Patrzył
na
nią zdumiony, opuszczając wolno ręce.
Sigrid zadrżała i odwróciła wzrok.
- Tylko
nie próbuj mnie namawiać, bym przyjęła
ją
z powrotem - pisnęła.
Torstein zamknął drzwi za sobą, ujął ją pod podbródek i zmusił, by podniosła głowę.
- Zawiodłem
się na tobie, Sigrid. Naprawdę. Dla
czego
to zrobiłaś?
Sigrid delikatnie oswobodziła się z uchwytu. Nie chciała pogarszać sprawy.
- Okłamałeś
mnie, Torstein, a tego nie mogę zaak
ceptować.
78
Okłamałem? - Zmarszczył czoło w zamyśleniu. - Nie, nigdy cię nie okłamałem.
Na jedno wychodzi - odpowiedziała. - Uknuliście z matką intrygę i byłeś gotów na wszystko, by przejąć Svartdal. Nawet przez chwilę nie pomyślałeś, że pozbawiasz Ingę domu rodzinnego.
Torstein nie odezwał się.
Sigrid podniosła głowę. Jej słowa wprawiły go w zakłopotanie. Nie wiedział, czy protestować, czy przyznać się do winy.
Ten spór nie dotyczy ciebie - powiedział w końcu. - Przecież się kochamy, prawda?
Masz rację, że spór nie dotyczy naszego związku - zgodziła się Sigrid. - A jednak nie powiedziałeś mi całej prawdy, Torstein, i zraniłeś mnie tym głęboko. Może wciąż mnie kochasz, ale ja już nie kocham ciebie!
Torstein zamrugał oczyma na dźwięk tych brutalnych słów.
Sigrid nie miała pojęcia, skąd bierze siły. Zwykle nie dochodziła swoich racji z takim uporem. Z bólem odrzucała zaloty takiego przystojnego młodzieńca, ale przecież ją oszukał. I Ingę też.
Odwróciła się, by odejść, ale Torstein przytrzymał ją za ramię.
- Tak
łatwo się nie poddam - oznajmił. -1 tak bę
dziesz
moja.
Sigrid zadrżała i ruszyła przed siebie. W jego głosie nie było groźby, tylko pewność siebie, która ją przeraziła.
79
Torstein rzucił pakunek na stół z taką siłą, że uszkodził deskę, ale w ogóle się tym nie przejął. Hedvig podskoczyła z przestrachem.
Co się stało? - spytała gniewnie.
Co się stało?! Co się stało?! - wrzasnął. - Powiem ci, co się stało! Właśnie była tu Sigrid i zerwała zaręczyny!
Hedvig zacisnęła usta.
Co ty mówisz? Zerwała zaręczyny?
Musisz powtarzać moje słowa? - spytał Torstein ze złością. Zrezygnowany rzucił się na krzesło i nerwowo przeciągnął dłonią po włosach.
Hedvig przyciągnęła sobie drugie krzesło i usiadła koło syna.
To tragedia - mruknęła ze współczuciem, ale zaraz zmieniła ton głosu. - Wszystko ma jakiś sens, Torstein, więc może wam dwojgu nie jest pisaną wspólna przyszłość. Nie płacz nad nią. Panien na wydaniu nie brakuje.
Czy ty nic nie rozumiesz? - spytał Torstein. - Nie chcę innej!
Oczywiście, mój chłopcze - odrzekła pojednawczo Hedvig, poklepała go po dłoni, ale szybko cofnęła rękę. - Musisz jednak przyjąć do wiadomości, że to już nie jest rozsądny wybór. Ona...
Torstein nie wiedział, czy unieść się gniewem, czy czekać na dalszy ciąg. Nie odezwał się, by nie ułatwiać matce zadania. Spodziewał się, że powie coś negatywnego o jego wybrance. Wbił wzrok w jej usta.
- Pamiętaj o tym, że Niels nie żyje... - Hedvig
80
uśmiechnęła się słabo. - W naszej społeczności jest dość dziewcząt, które są lepszą inwestycją, że się tak wyrażę.
Torstein nie posiadał się ze zdumienia. Słowa matki wstrząsnęły nim do głębi.
Wcześniej wydawałaś się zadowolona, że wybrałem Sigrid. Teraz już rozumiem - ciągnął podekscytowany - że chodzi ci jedynie o prestiż. Jak zwykle zresztą! Pragnęłaś, bym pojął za żonę córkę sędziego, ale twoje plany spaliły na panewce. Śmierć Niel-sa zmartwiła cię wyłącznie z tego powodu. Nie żal ci człowieka, tylko tego, że sędzia zabrał autorytet i władzę do grobu!
Co za język - wzdrygnęła się urażona Hedvig.
Wstydź się, matko, wstydź się swoich podłych myśli! - Torstein wypluł kolejne słowa. - Nie chodziło ci o moje szczęście, tylko o pieniądze przyszłego teścia!
Szczerze mówiąc... - zaczęła Hedvig.
Ja coś ci powiem z całkowitą szczerością. - Torstein wbił w nią wzrok. - Posłuchaj mnie dobrze, matko, bo więcej tego nie powtórzę. Kocham Sigrid i chcę z nią przejść przez życie. Nikt mnie nie powstrzyma. A kiedy Sigrid zostanie gospodynią w tym domu, przyjmiesz ją z szacunkiem. Jeśli nie, to... - Torstein nie dokończył groźby, tylko rąbnął pięścią w stół. Poczerwieniał na twarzy, cały gotował się z wściekłości. Nie zauważył, że Hedvig patrzy na niego z przerażeniem. - Będziesz zachowywać się uprzejmie wobec niej, albo... wygonię cię z domu. Nie będziesz mieszkać z ftami pod tym samym dachem!
81
- No
nie... Za dużo sobie pozwalasz - syknę
ła
Hedyig, a jej
zielonkawe
oczy zaczęły miotać isk
ry.
- Nikt nie będzie mówił do mnie takim tonem,
a
już zwłaszcza nikt z mego rodu. Powinieneś pamię
tać,
pyskaczu, że gospodarstwo dziedziczy Torbjern!
Torstein zaniemówił. Nie znalazł słów, którymi mógłby przeciwstawić się tej groźbie. Czyżby matka zamierzała pozbawić go tytułu własności do ziemi? Przecież sama nalegała, by ta sprawa nie ujrzała światła dziennego. Dobrze wiedział dlaczego: wstydziła się wyznać, że Halvdan nie jest jego ojcem. W sądzie wyszło na jaw, że spłodziła go z mężczyzną, który nazywał się Mons Arnesen. Torstein w życiu go nie spotkał. Matka nieraz sprawiła mu zawód, ale nigdy wcześniej nie zraniła go tak boleśnie.
Jeśli mnie wydziedziczysz, matko, pójdę prosto do Svartdal i będę błagał Kristiana, by oskarżył cię o zniesławienie.
Nie odważysz się! - syknęła z błyskiem w kocich oczach.
Doprawdy? Jeśli zabierzesz mi 0vre Gullhaug, nie będę miał nic do stracenia.
Nigdy nie wprowadziłby w czyn tej groźby, ale matka nie musiała o tym wiedzieć. Torstein przeciągnął dłonią po włosach, jego czoło pokryło się potem.
- Nie
kłóćmy się - powiedział pojednawczo. - Je
steśmy
dobrą rodziną, nie rozbijajmy jej od środka.
Hedvig nie zmieniła wyrazu twarzy, ale złość ją opuściła. Zmiękła jeszcze bardziej, kiedy Torstein uśmiechnął się przepraszająco.
82
Masz rację - przytaknęła. - A skoro rozmawiamy o Svartdal... Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że to Inga namówiła Sigrid do zerwania zaręczyn. W zemście za to, że pozwaliśmy jej ojca...
Tak uważasz?
Hedvig odwróciła się wolno w jego kierunku.
- Tak. Nie sądzisz, że to prawdopodobne?
Torstein zamyślił się. Sigrid powiedziała wyraźnie, że zrywa zaręczyny ze względu na Ingę. Uznała, że zdradził je obie. W słowach matki mogło tkwić ziarenko prawdy.
Porozmawiam z nią! - Hedvig zerwała się z miejsca.
Z Sigrid?
Nie, z Ingą.
To chyba nic nie da - powiedział Torstein z namysłem. - Nie będziesz zresztą chodzić tam w moim imieniu. Poza tym jesteście jak dwa koguty, zawsze gotowe, by rzucić się na siebie. Nie chcę pogarszać sprawy.
Hedvig wbiła w niego hipnotyczny wzrok.
- Zaufaj
mi - poprosiła. - Przeprowadzę z nią spo
kojną
rozmowę.
Torstein wolno pokiwał głową. Gotów był na wszystko, by odzyskać Sigrid. Udzielił matce błogosławieństwa na drogę, choć szczerze wątpił, że zachowa się poprawnie.
Inga dostrzegła Hedvig z okna pokoju na piętrze, gdzie zajęta była. sprzątaniem szuflad w komodzie. Hedvig
83
szła przez trawnik zdecydowanym i szybkim krokiem. A ta z czym znów przychodzi?
Zbiegła po schodach, by spotkać Hedvig na progu, zanim któraś ze służących wpuści ją do środka. Otworzyła drzwi w tej samej chwili, kiedy tamta zamierzała w nie zapukać.
- Czego
chcesz? - spytała lodowatym tonem.
Hedvig
zamarła z ręką wyciągniętą w powietrzu.
- To
twoja sprawka! - prychnęła gniewnie. - Do
brze
o tym wiem.
- Moja
sprawka? - powtórzyła Inga.
Hedvig
przysunęła twarz do jej twarzy.
- Nie
udawaj niewiniątka. Ty kazałaś Sigrid ze
rwać
zaręczyny!
Inga cofnęła się zaskoczona. Biedna Sigrid, taka była jej pierwsza myśl. Musiała mieć poważny powód, by podjąć tak drastyczną decyzję. Zaręczyny uważano za umowę wiążącą obie strony. Na szczęście dla Sigrid niepisane reguły nie były już tak surowe jak dawniej. Sto lat wcześniej ukarano by ją grzywną i pięcioletnim zakazem zamążpójścia. A teraz... teraz Hedvig oskarżała ją o to, że skłoniła Sigrid do zerwania związku z Torsteinem.
Myśl sobie, co chcesz, ale o niczym nie miałam pojęcia! Sigrid nie zdradziła się ani jednym słowem!
Nie okłamujesz mnie? - Hedvig spojrzała na nią nieufnie.
A która z nas jest znaną w okolicy kłamczucha? - rozzłościła się Inga.
Hedvig nie zareagowała na tę zniewagę.
84
- Chcę
porozmawiać z Sigrid - powiedziała sta
nowczo
i postąpiła do przodu.
Inga zagrodziła jej drogę.
- Nie
ma mowyf Nie będziesz mi tu jej stawiać na
baczność.
Postój tutaj - dodała - zapytam Sigrid, czy chce
z
tobą mówić. - Nie czekając na odpowiedź, zatrzasnęła
jej
drzwi
przed nosem. - Sigrid, Sigrid! - zawołała łagod
nie.
- Matka Torsteina chce z tobą porozmawiać.
Nie doczekała się odpowiedzi. Weszła na schody i krzyknęła głośniej:
- Sigrid, czy Hedvig może się z tobą rozmówić?
- Nie!
- Wrzask Sigrid mógł skruszyć ściany.
Inga
wzdrygnęła się, cofnęła i uchyliła drzwi. ,
- Opuść
nasz dom, Hedvig. Nikt z domowników
nie
chce cię widzieć.
Nie starała się ukryć, że odmowa Sigrid sprawiła jej satysfakcję. Hedvig przyzwyczaiła się, że jej wola jest rozkazem.
- Sigrid
nie ma prawa traktować mojego syna w ten
sposób!
- krzyknęła Hedvig. - Czy ta chuda koza wy
obraża
sobie, że może odmówić mu bezkarnie? Wpuść
mnie
do środka, Ingo, to...
Przerwała zdyszana, złapała za drzwi, usiłując przecisnąć się obok Ingi.
Inga nie ruszyła się z miejsca, zdumiona bezczelnością Hedvig.
- Co ty wyprawiasz?
Przytrzymała drzwi, ale Hedvig była silną kobietą. Szpara powiększyła się. Inga nie mogła uwierzyć w to, co widzi: tamta próbowała siłą wedrzeć się do jej domu.
85
- Erling
- sapnęła Inga, przywołując do siebie żni
wiarza,
który pojawił się w drzwiach werandy.
Erling zdziwił się, ale zaraz zrozumiał powagę sytuacji.
- Jakieś
problemy? - spytał, ustawiając się za Ingą.
Inga
puściła klamkę i Hedvig poleciała w tył.
- Mamy
nieproszonego gościa. Możesz wskazać
mu
drogę do wyjścia?
Hedvig zacisnęła oczy w wąskie szparki.
- Ty...
ty... - Jej palec zawisł oskarżycielsko w po
wietrzu.
Erling chrząknął.
- Słyszała
pani, co powiedziała gospodyni. Proszę
odejść,
albo osobiście wyrzucę panią z dworu.
Hedvig prychnęła, zatupała nogami ze złością i oddaliła się. Szła wyprostowana jak struna, szeleszcząc nakrochmalonymi sukniami.
Indze zmiękły kolana, musiała oprzeć się o ścianę.
Dziękuję, Erling - powiedziała.
Nieprzyjemne zdarzenie - przyznał żniwiarz.
Tak. Nie przypuszczałam, że spróbuje wedrzeć się do środka.
Zaczerwieniła się z zażenowania i nic więcej nie powiedziała. Należało utrzymać pewien dystans między domownikami a pracownikami najemnymi. Tych ostatnich nie zamierzała informować o przyczynach konfliktu z 0vre Gullhaug.
- To
dobrze, że byłeś w pobliżu - zakończyła
z
wdzięcznością.
9
- Hedvig
sobie poszła, Sigrid. Mogę wejść do środ
ka?
Inga stała pod drzwiami pokoju pasierbicy. Nie zamierzała wejść bez jej zgody.
Ciszę przerwało słabe szlochanie.
- Sigrid
- powiedziała miękko Inga - musimy po
rozmawiać.
Sigrid głośno wytarła nos w chusteczkę. Ingę zdjęła litość do dziewczyny. Zazwyczaj była grzeczna i układna, więc ta nagła zmiana w jej zachowaniu musiała budzić niepokój.
- Wejdź - dobiegł jej w końcu niechętny głos.
Sigrid leżała zwinięta na łóżku, ściskając kurczowo poduszkę między rękoma. Na widok Ingi spuściła wzrok, by ukryć zaczerwienione i zapłakane oczy. Nie miała już wiele sił, Inga dostrzegła to od razu. Postanowiła przejąć inicjatywę i usiadła na środku łóżka. Sigrid cofnęła się, lecz Inga nie zamierzała ustąpić.
87
Przysunęła się bliżej, opierając się plecami o dziewczynę, i nachyliła się ku jej rozognionej twarzy.
- Miła
moja - zaczęła niepewnie i pogłaskała Si-
grid
po gorącym policzku - nie wiedziałam, że masz
w
sobie tyle mocy, by samodzielnie podjąć taką decy
zję.
Wargi Sigrid zadrżały.
- Nie
płacz - poprosiła łagodnie Inga - nie zamie
rzam
cię krytykować. Dlaczego zerwałaś zaręczyny?
Czy
Torśtein cię skrzywdził?
Sigrid myślała przez chwilę, a potem energicznie pokręciła głową.
Inga zdziwiła się. Jeśli Torśtein zachował się właściwie, Sigrid nie miała powodu, by zrywać związek.
Powiedz mi, co się stało. Sigrid nabrała tchu.
Okłamał mnie - pisnęła żałośnie.
Okłamał?
- Tak.
Powiedział, że jest prawowitym spadkobier
cą
Svartdal.
- Spytałaś
go o to?
Sigrid
skinęła głową.
- Tak,
kilka dni przed rozprawą. Stwierdził,
że
Hedvig nie będzie cierpieć za to, że Kristian wziął ją
kiedyś
gwałtem.
Inga poczuła przypływ nagłej złości. To podłe, że Hedvig tak namieszała w głowie własnemu synowi! Uważała zapewne, że wyświadcza przysługę Torsteino-wi, ale dobra matka nie powinna siać podejrzeń. Krew pulsowała jej w skroniach i z najwyższym trudem za-
88
panowała nad emocjami. Nie było sensu denerwować Sigrid ponad potrzebę.
A więc to spór o ziemię jest przyczyną twojej decyzji?
Tak - odrzekła Sigrid zduszonym głosem. - Ufałam mu, Ingo, a on okazał się nienasyconym chciwcem. Nie powiedział prawdy swojej przyszłej żonie. I... i w ogóle nie przejął się tym, że może wyrządzić ci krzywdę.
Mimo powagi sytuacji Inga uśmiechnęła się. Ta dobra, miła dziewczyna postąpiła tak ze względu na nią! Ze wzruszeniem ścisnęła jej dłoń.
- Dobrze
wiedzieć, że stanęłaś po mojej stronie.
Masz
cenną zaletę, Sigrid, potrafisz wczuć się w los in
nych
ludzi. Pielęgnuj ją w sobie, bo czyni ona z ciebie
dobrego
człowieka.
Sigrid ucieszyła się z pochwały.
Powiedz mi szczerze, Sigrid. Kochasz Torsteina? Sigrid odwróciła wzrok i oblała się rumieńcem.
Kocham - szepnęła po dłuższym zastanowieniu.
- W
takim razie niełatwo ci było postąpić w ten
sposób
- stwierdziła Inga. - Chcesz odtrącić miłość ze
względu
na mnie i z powodu błędów Torsteina?
Sigrid podniosła na nią strwożony wzrok.
Sądziłam, że się ucieszysz...
Cieszę się - zapewniła ją Inga - że mogę ci zaufać. Co jednak będzie z twoim szczęściem? Z twoją przyszłością?
Mięśnie na twarzy Sigrid zagrały, a dziewczyna pogrążyła się w zadumie.
89
Torstein wyrządził mi nieodwracalną szkodę-powiedziała po dłuższej chwili. - Zamierzał wystąpić przeciwko twojej rodzime. Cynicznie nadużył mojego zaufania, by zdobyć spadek. Po procesie nie wyobrażam już sobie Hedvig w roli mojej teściowej. - Sigrid wzdrygnęła się na tę myśl.
W Biblii napisano, że należy nadstawić drugi policzek.
Napisano także „oko za oko, ząb za ząb".
To prawda - przyznała Inga - ale w dalszej perspektywie co bardziej się opłaca? Nienawidzić czy wybaczyć?
Sigrid wykrzywiła usta.
- Sama jesteś dość mściwa!
Ingę rozbawiła szczerość dziewczyny.
- Nie
zaprzeczam. A jednak... Kiedy podejmujesz
najważniejsze
decyzje w życiu, powinnaś okazać po
błażliwość
ludziom, którzy cię skrzywdzili. Już dawno
wybaczyłam
ojcu, że oddał mnie Nielsowi za żonę...
Urwała speszona, bo przemawiała wszak do córki sędziego. A poza tym nie powiedziała prawdy, wspomnienie tamtych chwil wciąż sprawiało jej ból. O nocy poślubnej w ogóle bała się myśleć, bo jej wyrozumiałość tak daleko nie sięgała.
Sama nie wiem... - zawahała się Sigrid.
Nie musisz teraz podejmować decyzji - uspokoiła ją Inga. - Pamiętaj jednak, że chodzi o twoją przyszłość. Torsteinowi zależy na tobie, zapewniam cię. Jeśli zmienisz zdanie, zaprosimy go do nas i spokojnie sobie porozmawiacie. Wyjaśnisz mu powody, dla
90
których zerwałaś zaręczyny, i określisz warunki waszej wspólnej przyszłości. Powinnaś zażądać, by Hedvig nie wtrącała się w wasze sprawy! - Inga podniecała się coraz bardziej. Jej samej udało się uniknąć nadzoru teściowej, ale za to przeżyła dwa lata z Gudrun. Wychodziło na to samo.
Pomyślę o tym - obiecała uroczyście Sigrid. - Choć wstyd będzie się przyznać - dodała - że decyzję podjęłam zbyt pochopnie.
Nonsens - machnęła ręką Inga. - Torstein w ogóle nie zwróci na to uwagi! Sama zdecydujesz, moja kochana, ale pamiętaj, że wybaczając, zajdziesz najdalej.
Tego samego wieczora w Storedal Gudrun opadła na fotel koło Martina i jęknęła:
- Jestem wykończona! Nie mam już sił...
Martin siedział, trzymając kota na kolanach i przeglądając gazetę. Uznał, że się przesłyszał. Minęło kilka sekund, zanim jego mózg przetrawił tę informację: Gudrun skarżyła mu się na coś!
To nic dziwnego, Gudrun, bo ostatnio wiele przeszłaś. Najpierw trudny poród dziecka, potem śmierć Nielsa.
Zapewne masz rację - odrzekła Gudrun, zanurzając kostkę cukru w filiżance z kawą. Wzięła cukier do ust i mlasnęła.
- Mam
prośbę. Mógłbyś dzisiaj położyć Runę?
Martin
zamrugał oczyma. Jego żona znajdowała
91
się chyba na krawędzi załamania nerwowego, nigdy bowiem nie przemawiała do niego takim łagodnym tonem. Poza tym zawsze sama zajmowała się córką. Ragnhild często oferowała się z pomocą, ale Gudrun nigdy z niej nie skorzystała.
Wykąpałam ją i przebrałam - dodała szybko, bo Martin zwlekał z odpowiedzią.
Oczywiście, oczywiście - mruknął, bo nie bardzo wiedział, jak mą zareagować. Runa leżała w kołysce w pokoju dziennym. Miała rozbiegany wzrok, kiedy brał ją w ramiona. Za każdym razem przeżywał to samo. Nie był ojcem Runy, ale bliskość maleństwa napełniała jego serce miłością. Była zupełnie bezbronna, zależna od dobrej woli ludzi, którzy ją otaczali.
Gudrun podniosła się z fotela.
- Połóż
ją rta brzuszku - pouczyła Martina. - Do
brej
nocy, moja mała - dodała i pogłaskała córeczkę
po
miękkim policzku.
Martin stał jak zauroczony. Serce mu rosło na widok tej cudownej istoty. Runa jest pięknym dzieckiem, pomyślał z czułością, wsłuchując się w bicie małego serduszka.
Gudrun uśmiechnęła się z zażenowaniem i cofnęła się nieco.
Martin stropił się. W jej szarych oczach pojawił się przyjazny błysk.
92
Dwa dni później skruszony Torstein przyszedł do Gaupås. Inga wysłała po niego Eugenie i służąca wróciła z wiadomością, że Hedvig zrobiła kwaśną minę, dowiedziawszy się, iż jej zaproszenie nie obejmuje.
Inga nie chciała mieszać się do rozmowy młodych. Ograniczyła się do zaaranżowania spotkania, nieporozumienia musieli rozsądzić sami. Zdziwiła się więc, kiedy Torstein wszedł na dziedziniec i skręcił w jej kierunku. Chwyciła się starej drabiny, która prowadziła do komory, gdzie składowano siano. Gulbrand wykrył spróchniałe stopnie w schodach do komory, więc tymczasowo musiano używać drabiny. Inga miała nadzieję, że Gulbrand szybko usunie usterkę, bo stąpanie po chybotliwych szczeblach nie sprawiało jej przyjemności.
Torstein zatrzymał się metr od niej. Inga przywarła do drabiny. Nie ze strachu, tylko gotując się na obelgi.
- Muszę
cię przeprosić, Ingo - wyjąkał Martin - za
to,
że uwierzyłem matce, kiedy... kiedy stwierdziła,
że
Svartdal powinno należeć do mnie. Myśl, że mogę
posiadać
ten piękny dwór, całkowicie mną owładnęła.
Wiem,
że bardzo cenisz swój dom rodzinny, ale ja...
ja...
- Skończyły mu się argumenty i spojrzał na nią
speszony.
Inga postawiła wiadro z wodą na ziemi. Zamierzała posprzątać w kurniku, ale robota mogła poczekać.
- Domyśliłam
się, że Hedvig wplątała cię w tę in
trygę
- odrzekła szczerze. Nie zważała na to, że wyra
ża
się pogardliwie o jego matce, zdecydowana wyznać
mu
całą prawdę. - Wiesz, do jakiego wniosku doszłam,
Torstein?
93
Torstein pobladł lekko. W jego pięknych zielono-brązowych oczach pojawił się wyraz niepokoju.
Nie - odrzekł niepewnie.
Że życie jest zbyt krótkie, by nosić w sobie urazę. Nie wyobrażaj sobie jednak, że chcę dojść do porozumienia z twoją matką! Zbyt wiele stoczyłyśmy kłótni i nie mamy woli się godzić. Z tobą jednakże... - Inga wytarła dłoń o fartuch i wyciągnęła ją w jego kierunku. - Z tobą mogę się zaprzyjaźnić.
Twarz Torsteina rozjaśniła się w chłopięcym uśmiechu. Bez wahania uścisnął dłoń Ingi. Chciał cofnąć rękę, ale Inga nie zwolniła uścisku.
- Nie
tak szybko - powiedziała. - Jeśli Sigrid zgo
dzi
się odbudować wasz związek, musisz rozmówić się
z
matką.
Torstein pokiwał głową.
- Ty
nie sprzeciwiłaś się ojcu. Takie mnie doszły
słuchy
- rzucił.
A więc fakt, że Kristian wydał ją za mąż wbrew jej woli, nie był już tajemnicą.
- Próbowałam,
Torstein, nie zdajesz sobie sprawy,
jak
bardzo się starałam! Poza tym... - wyprostowa
ła
się i spojrzała mu prosto w oczy. - Żaden rozsąd
ny
człowiek nie ośmieliłby się przeciwstawić mojemu
ojcu,
kiedy ten podjął już decyzję. Czas kobiet nadcho
dzi,
nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale miną
jeszcze
dziesięciolecia, zanim będziemy mogły stano
wić
o sobie. Powinieneś wiedzieć, Torstein, że pod tym
względem
dzieli nas przepaść.
Torstein stropił się jej przemową.
94
- Masz rację - przyznał.
Inga puściła jego dłoń i poklepała go po ramieniu.
- Sigrid czeka.
Torstein zawahał się. Zdawało się, że chce coś dodać, ale uśmiechnął się tylko i ruszył w kierunku drzwi.
Sigrid ściskała spocone dłonie. Stała przy oknie, obserwując Torsteina. Wciąż była rozczarowana jego postępowaniem, ale mądre słowa Ingi ukazały jej problem z innej perspektywy.
Nie powinna, rzecz jasna, spodziewać się zbyt wiele. Torstein zgodził się z nią porozmawiać, ale nie znaczyło to wcale, że jej przebaczył. Może wciąż nosił w sobie urazę. W końcu minęło ledwie parę dni od chwili, kiedy go odtrąciła, podeptała jego uczucia, zwróciła zaręczynowy podarek. Włożył wiele trudu w jego wykonanie i gest Sigrid z pewnością głęboko go zranił. Przychodził zapewne wyłącznie po to, by żądać bliższych wyjaśnień i wyrazić swoje zdanie.
Zadrżała z emocji, kiedy usłyszała szczebiot Eugenie witającej gościa. Służąca wskazała mu drogę do jej pokoju. Sigrid wpadła w jeszcze większy popłoch, kiedy Torstein znalazł się na schodach. Odwróciła się niezdarnie i potrąciła wazon stojący na parapecie. Zdążyła złapać go w powietrzu, kiedy rozległo się pukanie. Odstawiła wazon na miejsce i upewniła się wzrokiem, że stoi stabilnie.
W tej samej chwili pożałowała, że zgodziła się przy-
95
jąć gościa we własnym pokoju. Czy to nie zbyt intymny gest? Być może, nie było już jednak drogi odwrotu.
Rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro. Z zawstydzeniem musiała przyznać, że wystroiła się natę okazję. Niezbyt przesadnie, na szyję założyła koronkowy kołnierzyk, którego biel tworzyła ładny kontrast z ciemnoniebieską suknią. Miała nadzieję, że nie skom-plementuje jej wyglądu, bo Sigrid nie radziła sobie z komplementami.
I wreszcie go ujrzała. Cofnęła się i usłyszała własny zachrypnięty głos zapraszający go do środka.
Czego ode mnie chcesz? - spytał opryskliwie i Sigrid przestraszyła się. Nie wiedziała właściwie, czego spodziewać się po jego wizycie, z pewnością jednak nie oczekiwała sprzeczki. Rozumiała, że czuł się zraniony, ale nie musiał ostentacyjnie okazywać złości.
Chcę... chcę przeprosić za moje zachowanie - wyjąkała. - Nie powinnam była oddawać ci prezentu, tylko porozmawiać z tobą. Wyjaśnić, co czuję...
Torstein pokiwał głową zamyślony.
- Powinnaś była.
Sigrid zbierało się na płacz. Torstein nie ułatwiał jej zadania. Sprawdzały się jej najgorsze obawy: nie chciał już do niej wracać, ale to przecież ona zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Ze smutkiem wzięła do ręki szkatułkę, złoty pierścionek zabłysnął w jej dłoni.
Torstein rozgniewał się nie na żarty.
- Pierścionek
też mi zwrócisz? Z premedytacją
sprawiasz
mi zawód?!
96
Okrzyk poniósł się echem po pokoju. Sigrid ocknęła się i wreszcie zdała sobie sprawę, jak bardzo jest rozczarowany.
A chcesz?
Co?
Żebym oddała ci pierścionek?
Wielki Boże, nie! - Torstein przestał nad sobą panować. Otoczył silnymi ramionami jej kruchą postać i przyciągnął do siebie. - Już nigdy nie będę miał tajemnic przed tobą, Sigrid, tylko daj mi jeszcze jedną szansę! Nie wiedziałem, że cię ranie, kiedy zapragnąłem przejąć Svartdal. Musisz zrozumieć... moją matkę. Nie, nie będę już zwalał winy na nią.
Sigrid delikatnie uwolniła się z uścisku i wręczyła mu pierścionek. Torstein nie zrozumiał, ale kiedy Sigrid wysunęła przed siebie dłoń, uśmiechnął się promiennie. Drżącą ręką nasunął pierścionek na jej wąski palec.
A potem uniósł ją ochoczo i wykręcił kilka piruetów.
Sigrid zakręciło się w głowie z radości. Kiedy postawił ją na ziemi, założyła mu ramiona na szyję.
A więc jednak będziemy razem, Torstein.
Tak - potwierdził. - I bardzo się z tego cieszę!
Ale chcę, byś porozmawiał z Hedvig... - dodała po chwili.
Torstein położył palec na jej wargach.
- Bądź pewna, że tak zrobię, moja Sigrid.
10
Inga miała wątpliwości, czy powinna zatrudnić Er-linga przed zimą. Do czternastego kwietnia zostało mnóstwo czasu, a nie mogłaby zwolnić go przed tym dniem, gdyby współpraca przestała się układać. Nie było powodów, by się tego obawiać, bo Erling wyróżniał się pracowitością, ale niepokoiło ją to dziwne, nieomal nienawistne spojrzenie, którym ją raz na jakiś czas obrzucał.
Bzdura, myślała, sporządzając dokument umowy, to tylko wymysł wyobraźni. Dlaczego miałby jej nie lubić? Wszak nic mu nie zrobiła. Tylko dała zajęcie, dach nad głową i strawę.
Coraz mniej mogła liczyć na wsparcie Gulbranda. Służący miał już najlepsze lata za sobą, a po śmierci Nielsa wyraźnie się postarzał. W Gaupås zaczęła się nowa epoka, a Gulbrand źle znosił zmiany. W każdym razie, zastanawiała się, szczegółowo spisując warunki umowy, Torę nie mógł brać całej odpowiedzialności
98
na swoje barki. Potrzebował co najmniej dwóch pomocników.
Inga czuła wdzięczność do Erlinga za to, że pomógł jej pozbyć się Hedvig. To wydarzenie nie było przyjemne dla żadnej ze stron i Erłing zasłużył na pochwałę za stanowcze działanie. Gdyby się nie wtrącił, Hedvig mogłaby zrobić coś naprawdę głupiego.
Arne i Erling przybyli do gabinetu o umówionej godzinie.
Inga uśmiechnęła się i włożyła pióro do kałamarza.
- Przypuszczam,
że wiecie, dlaczego was wezwa
łam?
Arne zaczerwienił się i pokiwał głową.
Chodzą słuchy, że chce nas pani zatrzymać na służbie na czas zimy.
Zgadza się - potwierdziła Inga. - Jestem zadowolona z waszej pracy. Jak dotąd - sprecyzowała. - Gaupås to duża posiadłość i mimo zimowej pory jest tutaj wiele do zrobienia.
Zdajemy sobie z tego sprawę - pośpieszył z odpowiedzią Arne.
To dobrze - odrzekła Inga, zakładając nogę na nogę. - W kwietniu wypłacę wam sto czterdzieści koron, poza tym zapewniam jedzenie i kąt do spania. - Inga dostrzegła wyraz zachwytu na twarzy Ar-nego. Na Erlingu wiadomość nie zrobiła żadnego wrażenia. - Co na to powiesz, Erling?
Erling uśmiechnął się nagle.
- To
dobra propozycja - powiedział z zadowole
niem.
- Nie spodziewałem się.
99
Ach tak? Nie mam więc podstaw, by proponować wam służbę? - Jej głos zabrzmiał nieco za ostro, bo reakcja Erlinga ją zaskoczyła.
Oczywiście, że tak. - Erling wyszczerzył zęby w uśmiechu, przestępując z nogina nogę. - Miała pani tyle spraw na głowie w ostatnim czasie. Nie sądziłem, że pomyśli pani o nas świeżo po tej... tej tragedii, która panią spotkała.
Inga skuliła się. Z początku wydawało się jej, że Erling ma jej propozycję za nic, tymczasem żniwiarz okazał troskę o stan jej uczuć. Zrobiło się jej cieplej na sercu.
Arne z wielkim trudem złożył swój podpis pod umową. Litery były koślawe, ale czytelne. Erling podpisał się sprawnie.
- Dziękujemy,
pani Gaupås
- skłonili się obaj
i
wrócili do swych zajęć.
Kiedy Erling został sam, jego twarz zachmurzyła się. Pod maską spokoju targał nim gniew. Nikt nie zauważył, jak gniewnie rąbnął pięścią w pieniek i zaklął pod wąsem. Sto czterdzieści koron! Ta suma była śmiesznie niska. Wiedział, że w Drammen i w innych większych miastach mężczyźni zarabiali trzydzieści koron więcej. Co prawda musieli sami dbać o utrzymanie, a praca w fabryce była brudna i uciążliwa.
Zapłata, którą zaoferowała im Inga, nie była taka zła, ale Erling wiedział, że Niels zostawił po sobie worek z pieniędzmi. Nigdy go nie widział, ale podczas pobytu w Gaupås zrozumiał niejedno. Mógł sobie wy-
100
obrazić wysokość pensji, którą sędzia pobierał za sprawowanie urzędu. I wyliczyć wielkość spadku, którym zarządzała Inga...
Erling znał swoją wartość. Zdawał sobie boleśnie sprawę, że jest jedynie pracownikiem najemnym, ale pani Gaupås nie powinna sobie wyobrażać, że stał się jej własnością! Nie będzie chodził na pasku młodej kobiety!
Niech no tylko spróbuje go sobie podporządkować!
Październikowy wiatr hulał po zabudowaniach plebanii. Chłód wciskał się przez szpary w starych deskach. Rankiem szyby od wewnętrznej strony pokrywały się szronem, a kiedy służąca rozpalała w piecu, strumień lodowatego powietrza pełznął nad kuchenną podłogą.
Zazwyczaj rozpalano na parterze, w sypialniach na pierwszym piętrze panował przenikliwy ziąb. Pastor Mohr westchnął ciężko, odchylając ciepłą kołdrę i stawiając bose stopy na deskach. Zawsze miał wrażenie, że mróz wnika mu przez palce i zamienia nogi w sople lodu. Haczykowatym palcem podrapał się po nosie.
Stary dom trzeszczał, zagłuszając pojękiwania pastora. Mohr wstał ociężale, przezwyciężając ból zniekształconych artretyzmem kolan.
Wkładając sutannę, przypomniał sobie ostatnie kazanie. Te zagubione owieczki, zbrukane dusze śmiały się z niego. Widział to na własne oczy! Niech nie sądzą,
101
że jego sokoli wzrok nie dostrzegł spojrzeń, które wymieniali, że nie widział parafian szeptem wymieniających jakieś uwagi.
Choć w kościele panował ziąb, bo o tej porze roku jeszcze go nie ogrzewano, pastorowi zrobiło się gorąco z emocji. Spocił się tylko dlatego, że zgromadzeni zrobili sobie z niego pośmiewisko. Ci grzeszni nieszczęśnicy drwili z niego, kiedy ogłoszono wyrok. Wszyscy wiedzieli, że sędzia w porozumieniu z Nielsem doniesie biskupowi o jego występku...
Wciąż miał jednak nadzieję. Może teraz po śmierci Nielsa sprawa pójdzie w zapomnienie? Może nikt nie weźmie na siebie odpowiedzialności i nie zawiadomi biskupa? Nadzieja wyparowała po paru sekundach. Oczywiście, że biskup dowie się o wszystkim. Może już wysłano pismo do niego? Występek był zbyt poważny, by ktokolwiek odważył się go zatuszować.
Napomknął już swojej małżonce Henriettę, że zamierza starać się o posadę duszpasterza diakonatu żeńskiego w Oslo. Henriettę nie popierała jego decyzji. Rezygnując z urzędu pastora, straciłby szansę na sakrę biskupią. Tego Henriettę nie była w stanie pojąć żadną miarą!
Pastor Mohr przeżył katusze, kiedy zwierzył się żonie ze wszystkiego. Dla niej chwila też była niełatwa, bo należała do tych nielicznych osób, które jeszcze nie poznały prawdy. Tak zwykle bywa, że plotki docierają do zainteresowanych na szarym końcu. Może to zresztą i szczęście, że tak długo żyła w niewiedzy. Dzięki ci, Boże!
Patrzyła na niego zdumionym wzrokiem, błagalnie
102
dając mu do zrozumienia, że chce zostać we wsi. Małżonek powinien wziąć pod uwagę, że żyje w zgodzie i harmonii z gospodyniami w okolicy, że smutno będzie opuszczać miejsce, w którym spędzili taki szmat czasu. Poza tym, podkreśliła Henriettę z namaszczeniem, nie zostawi swojego warzywnika, który dopiero teraz po wielu latach starań bujnie się rozwinął.
Pastor słuchał uważnie narzekań małżonki. Jej argumenty były w dużej mierze słuszne, ale Henriettę nie rozumiała, że ziemia pali mu się pod nogami. Chcąc uniknąć gniewu biskupa, musiał zrezygnować z kariery. Zapewnił żonę, że życie w stolicy jest równie przyjemne jak na tym zapomnianym przez wszystkich odludziu. I że w nowym domu założy nowy warzywnik. Pouczył ją też, że obowiązkiem kobiety jest podążać wiernie za mężem, tam gdzie go drogi prowadzą. Henriettę schyliła głowę i przytaknęła niechętnie.
Pastor Mohr zaczesał włosy do tyłu i starannie przyklepał krzaczaste brwi. Dał się wciągnąć w intrygę Hedvig przeciwko Kristianowi Svartdalowi. I to prawda, że chciał zagrać dziedzicowi na nosie, ale nie spodziewał się, iż sprawa skończy się w ten sposób... Pokręcił głową z irytacją.
Połowę sumy wciąż trzymał w szufladzie komody. Wcale nie uważał, że to judaszowe srebrniki. W końcu wyświadczył Hedvig przysługę, więc zasłużył sobie na zapłatę. A skoro oboje narazili na szwank własną reputację, sprawiedliwość nakazywała, by Hedvig wypłaciła mu resztę umówionej kwoty.
Pieniądze się przydadzą, pomyślał, jeśli biskup usu-
103
nie go z urzędu. A więc czas zażądać wypłaty, zdecydował, wpatrując się w odbicie swoich stalowych zdecydowanych oczu w lustrze.
Hedvig siedziała z otwartymi ustami przed toaletką w sypialni. Dokuczał jej ząb, świdrujący ból doprowadzał ją do szaleństwa. Próbowała poluzować go palcem wskazującym, ale tylko pogorszyła sprawę. Dziąsło zaczęło krwawić, Hedvig poczuła w ustach nieprzyjemny smak i przełknęła ślinę.
Nie było innego wyjścia, jak poprosić o pomoc Alfreda, stajennego i kowala we dworze. Na szczęście chodziło o jeden z tylnych zębów, więc jego utrata nie zepsuje jej uśmiechu.
Hedvig przygotowała się do snu. Nowa koszula nocna z miękkiej fianeli miło grzała jej ciało. Na stoliczku nocnym stał kubek z herbatą posłodzoną cukrem i miodem. Słodki płyn łagodził nieco nieprzyjemny smak, który miała w ustach.
Dawno już nie poświęcała się lekturze, ale wreszcie zdobyła głośne dzieło Henryka Ibsena Dzika kaczka. Książka w czerwonej, nieco zniszczonej skórzanej oprawie wyglądała zachęcająco i Hedvig niecierpliwiła się, by zajrzeć do środka. Bardzo lubiła dramaty, które rozpoczynały się od przedstawienia zagadki. W kolejnych aktach pojawiały się nici, które trzeba było nawijać, by dojść do kłębka, czyli końcowego rozwiązania. Z Ibsenem bywało nieco inaczej, ponieważ autor zo-
104
stawiał zwykłe czytelnikowi pole do własnych przemyśleń.
Zaciągając firanki, Hedvig dostrzegła światło w oknach dworu Gaupås. Widocznie wciąż tam pracowano mimo późnej pory. I niech tak zostanie, aż Inga straci kontrolę nad gospodarstwem! Dziewczę nie miało żadnego doświadczenia w tym względzie, bo Niels zajmował się wszystkim. Jedyny jej atut to doświadczeni pomocnicy, zwłaszcza Gulbrand. Stary służący nie znał się na finansach, ale w zajęciach gospodarskich nie miał sobie równych.
Torstein nie był specjalnie rozmowny, kiedy wrócił z Gaupås parę tygodni temu. Oświadczył jedynie, że zaręczyny z Sigrid pozostają w mocy. Wyraz jego oczu kazał Hedvig powstrzymać się od komentarzy. No tak, westchnęła i okryła się kołdrą, z tym zastraszonym dziewczęciem da sobie jakoś radę. Byleby tylko Inga nie zaczęła jej nawiedzać, bo tego sobie nie życzy!
Zbliżała się północ, kiedy Hedvig ziewnęła i odłożyła książkę. Treść była fascynująca, ale rozsądek nakazywał sen. Zazwyczaj zrywała się z łóżka o bladym świcie, więc czytanie po nocy nie wchodziło w grę.
Położyła się na plecach, moszcząc wygodnie w pościeli. Zauważyła, że w Gaupås wygaszono już światła, więc i tam ludzie udali się na spoczynek. Opanowało ją zmęczenie, oddech uspokoił się, ale sen nie przychodził. Doskwierała jej samotność, zwłaszcza w takich chwilach odczuwała brak Hah/dana. Tęsknota za nim nie opuści jej do grobowej deski, nie miała co do tego żadnych wątpliwości, ale nie odczuwała żadnych
105
wyrzutów sumienia wobec zmarłego małżonka, rzucając powłóczyste spojrzenia za Kristianem Svartdalem. Po śmierci Halvdana zawładnęła nią obsesja na punkcie Kristiana. Dlaczego tak go pragnęła? Żeby złagodzić ból po stracie męża? Żeby zmienić tok myśli po jego nagłym zgonie?
O nie, słyszała podszept złych głosów, to po prostu pożądanie. Musiała przyznać, że zdarzało się jej patrzyć łakomie na dziedzica Svartdal, zanim jeszcze Halvdan przeniósł się na tamten świat.
Miłość do Halvdana wyparowała w okamgnieniu, kiedy nakryła go z Miną w lesie. Teraz już tamto wspomnienie nie budziło jej gniewu, ale wciąż nie mogła przeboleć, że przegrała walkę o względy Kristiana.
Natrętne myśli zawiodły Hedvig w senne marzenia. Kręciła się niespokojnie, po raz kolejny przeżywając poniżenie w Askeli i rozprawę z Halvdanem w lesie na oczach Miny. Jakaś gałąź pękła z trzaskiem pod stopą Kristiana, kiedy ten rzucił się w jej kierunku. Tak chyba było, ale we śnie nie miała już takiej pewności. Nie, chyba jednak nie. Hedvig pisnęła boleśnie, unosząc się między marzeniem sennym a rzeczywistością. Powieki miała ciężkie, ale kiedy znów rozległ się suchy trzask, otrzeźwiała.
Usiadła w łóżku z bijącym sercem i rozejrzała się wokół. W pokoju było ciemno, ale Hedvig nie odważyła się zapalić świecy. Z najwyższym wysiłkiem starała się uspokoić oddech.
- Jest... jest tu kto? - spytała w końcu drżącym głosem. W uszach jej szumiało, serce waliło jak osza-
106
lałe. Przełknęła ślinę, by zwilżyć suche wargi. Przesłyszałam się, pomyślała, uspokajając się z wolna, zbudziły ją dźwięki, które słyszała we śnie. Nocne koszmary potrafią być takie rzeczywiste. Z ulgą opadła na materac i uśmiechnęła się. Boże, stała się ostatnio niezwykle strachliwa!
Kiedy jej głowa dotknęła poduszki, ten sam dźwięk rozległ się ponownie. A więc to jednak nie sen. Zdrętwiała ze strachu, nie poruszyła się.
- Heeedvig!
Hedvig przyłożyła dłoń do szyi, a serce znów zaczęło bić szaleńczym rytmem. Wielki Boże, któż ją wzywa?
- Ta-ak?
- pisnęła. Drżącymi rękoma zapaliła
świecę.
Knot nie chciał się zająć, ale w końcu pojawił
się
niewielki płomień.
Hedvig wzdrygnęła się z przerażenia. Ujrzała przed sobą pastora Mohra w długiej czarnej sutannie. Pastor był trupio blady i przez ułamek sekundy pomyślała, że duchowny musiał przenieść się na tamten świat i pojawić w jej pokoju pod postacią zjawy.
Jak dostał się do środka?
I czego chciał?
Mroczna postać podeszła bliżej, długie, kościste palce objęły słupek łóżka. Jego ciemne oczy ciskały błyskawice.
- Bezbożna
ladacznico - syknął - będziesz smażyć
się
w piekle, bo oszukałaś sługę Bożego!
Hedvig nie odważyła się odpowiedzieć. Wzrok pastora przeraził ją i dopiero teraz pojęła, że zawarła pakt z diabłem. Skoro pastor dostał się do jej domu
107
niepostrzeżenie, to musiały mu sprzyjać jakieś tajemne moce.
To twoja wina, Hedvig, że znalazłem się w potrzasku. Muszę zabrać żonę i dzieci i uciekać z parafii przez twoje niecne knowania.
Nie było cię trudno przekonać - pisnęła Hedvig w desperackiej próbie obrony.
Pastor Mohr obrócił błyskawicznie głowę jak przestraszona sowa. W zimnym spojrzeniu pojawiły się niebezpieczne błyski, a twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Podła
kobieto! Zostaniesz skazana na wieczne
męki!
- ryknął gniewnie. - Znajdź resztę pieniędzy
i
nasza znajomość się zakończy.
Hedvig zatuptała bosymi stopami po podłodze. Całe szczęście, że ukryła pieniądze w komodzie. Wypłaciła tę ogromną sumę z banku i przechowywała ją w domu, czekając na wynik procesu. Kiedy Kristiana uwolniono od wszystkich zarzutów, nie zamierzała dotrzymać umowy z pastorem. Nie zasłużył na wynagrodzenie! Teraz dziękowała w duchu Bogu, że nie zdążyła wpłacić pieniędzy z powrotem do banku. Ciarki przebiegły jej po plecach na myśl, co pastor Mohr by zrobił w takim wypadku...
Chciwie wyrwał jej banknoty z dłoni.
- Powiesz
choć jedno słowo, Hedvig, a... - Groźba
zawisła
w powietrzu.
Hedvig opuściła ramiona wzdłuż boków i nie poruszyła się. Ani przez sekundę nie poczuła pokusy, by zapytać, co by zrobił w razie jej nieposłuszeństwa.
11
Pierwszego listopada Inga wybrała się na groby na cmentarzu Botne. We wsi była taka tradycja, by tego dnia porządkować mogiły i zapalać świece. Pojechała tam konno zaraz po śniadaniu, chcąc uniknąć tłumów. Ludzie zwykle przychodzili na cmentarz, skończywszy wieczorne zajęcia w obejściu, bo wtedy płonące światełka wyglądały najpiękniej.
Inga odwiedziła najpierw ten grób, który znaczył dla niej najwięcej. To bardzo dziwne, pomyślała ze smutkiem, że mogiła Jenny odegrała tak wielką rolę w jej życiu. Prawda, było to miejsce ostatniego spoczynku jej matki, ale przecież nigdy nie poznała tej kobiety bliżej. Kiedy dorastała, rzadko wymieniano )&) imię, choć życie codzienne toczyło się, jakby Jenny wciąż była wśród nich. Im bardziej ojciec tłumił w sobie uczucia, tym więcej pytań cisnęło się jej na usta. W ten sposób matka stała się jej niezwykle bliska.
Inga zastanawiała się często, jak wyglądałoby jej ży-
109
cie, gdyby matka nie odeszła. Surowość Kristiana była powszechnie znana, ale dziewczyna miała wrażenie, że nie postawiłby na swoim, gdyby matka sprzeciwiła się wydaniu córki za mąż za Nielsa Gaupåsa.
Inga przesunęła delikatnie palcem po napisie na nagrobku. Kto byłby jej małżonkiem, gdyby matka podejmowała decyzję? Zapewne nie Martin, bo na ten związek Kristian nie zgodziłby się pod żadnym warunkiem.
Udekorowała grób świeżymi gałązkami świerku, które pościnał dla niej Gulbrand, i ułożyła na nich serduszko splecione z czerwonej jedwabnej szarfy.
Z trudem wyprostowała zmarznięte kolana, rzuciła ostatnie spojrzenie na nagrobek i ruszyła dalej. Grób Nielsa znajdował się w tej samej północnej części cmentarza. „Niels Gaupås" - głosił napis na zwykłym, nieco topornie wyciosanym krzyżu. Porządny nagrobek pojawi się wiosną, kiedy grunt odmarznie. Ziemia zapadła się nieco i na powierzchni wyraźnie rysował się prostokątny kształt miejsca, w którym opuszczono trumnę.
Ironia losu sprawiła, że Andrine, którą pochowano wiele lat przed Nielsem, leżała niedaleko swojej matki, Elen. Elen przyjechała do Gaupås po śmierci własnego męża, Auduna, który opuścił ten padół w marcu poprzedniego roku, ale przybyła za późno, by spotkać się z córką. Babcia Gudrun i Sigrid bardzo rozpaczała z tego powodu, ale w jakimś sensie jej żal przerodził się w szczęście. Poznała bliżej swoją najmłodszą wnuczkę i obie z Sigrid bardzo się polubiły. Elen nie zaznała jed-
110
nak spokoju za życia. Inga pamiętała ostrzeżenie, które staruszka wymruczała na łożu śmierci. Strzeżcie się Gudrun, tak powiedziała, ona może być niebezpieczna. .. Inga już wcześniej zdała sobie z tego sprawę, lecz słowa babki zrobiły na niej wrażenie.
Poprawiła przekrzywiony krzyż. Zastanawiając się nad stanem swej duszy, nie potrafiła określić, czy śmierć męża wzbudziła w niej żal czy radość. Niels nie był złym człowiekiem, ale fatalnie rozegrał partię swego życia. Nie miała pojęcia, czy targnął się na jej cześć z premedytacją, wszak sprowadził ją do Gaupis po to, by ukryć swój kazirodczy związek. Przypuszczalnie zrobił to, bo zaślepiła go żądza.
Udekorowała grób w taki sam sposób jak grób matki, tylko serce z wstążki zastąpiła krzyżykiem.
Idąc do ostatniej mogiły, zatrzymała się w miejscu, gdzie Sorine i Kristoffer pochowali swoje martwo narodzone dziecko. Mieściło się ono niedaleko grobu Jenny i Inga wiedziała, że kiedyś Kristoffer i Sorine znajdą tam wieczny spoczynek. Biedna Sorine musiała przeżywać katusze, odwiedzając grób synka. Właściwie nigdy nie podniosła się po tej stracie. Radość i nadzieja ustąpiły miejsca śmierci i żałobie. Inga nie traciła nadziei, że małżonkowie pojednają się i razem będą nieść ból. Kto wie, może nawet pomyślą o nowym potomstwie.
Na koniec ruszyła w górę wzniesienia ku linii lasu, gdzie mieściła się najstarsza część cmentarza. Pamiętała jak przez mgłę, że Emma zaprowadziła ją kiedyś na grób rodziców ojca, ale od tamtej chwili minęło spo-
111
ro lat. Nie była nawet pewna, czy imię brata bliźniaka Kristiana, które brzmiało Jorgen, znajdowało się na nagrobku.
Rozglądała się z zaciekawieniem, szukając kamienia. Wiedziała w przybliżeniu, gdzie się znajduje, ale mnogość nagrobków nie ułatwiała zadania. Część grobów była zadbana, innych w ogóle nie odwiedzano. Jeden z napisów głosił, że zmarły opuścił świat, mając ledwie dwadzieścia parę lat, ale chwasty zdążyły już niemal całkowicie zasłonić nagrobek. Indze zrobiło się przykro, że nikt nie utrzymywał go w należytym stanie.
W końcu znalazła to, czego szukała. Uklękła nabożnie i objęła czułym spojrzeniem nierówny czarny kamień. Wykuty przecinakiem napis niknął pod warstwą mchu i porostów. Trzeba by ją zeskrobać twardą szczotką, pomyślała, ale wciąż była w stanie odczytać nazwisko dziadków.
Pod nazwiskiem znajdowała się prosta inskrypcja: „Mały Jorgen".
Inga poczuła ścisk w żołądku. Mogła sobie wyobrazić ból babci, która musiała doglądać grobu własnego syna. Dziadek Kolbj0rn też bardzo przeżył tragiczną śmierć dziecka. Emma opowiadała jednak, że Karolinę nieomal postradała zmysły, opłakując Jorgena.
Klęczała tutaj zapewne wielokrotnie, pomyślała Inga, porządkując mogiłę. Może nawet rozmawiała ze zmarłym, tak jak ona rozmawia z Jenny. Pewnie usuwała zwiędłe kwiaty i gałązki, zalewając się łzami.
Co by zrobiła na jej miejscu? Co by czuła, gdyby
112
musiała odwiedzać grób Emilii? Nie, wzdrygnęła się, nie wolno tak myśleć. Setce waliło )e) jak młotem, zduszony płacz wstrząsał jej piersią.
Zerwała się z kolan. Tragedie sprzed lat zawładnęły nią całkowicie. Myśli krążyły po bezdrożach, przed oczyma pojawiały się straszne obrazy babci wpatrującej się w czarną dziurę w ziemi, w której miano pochować jej syna... Inga poczuła rozdzierający ból w sercu, odpychając od siebie sceny, które podsuwała wyobraźnia. Odwróciła się i pobiegła w kierunku pobielonej ściany kościoła.
Okrążając róg świątyni, wzdrygnęła się. Gdyby znalazła się tam minutę wcześniej, przy kościelnej furcie natknęłaby się na Gudrun. Córka sędziego zmierzała do grobu ojca, odwrócona do niej plecami. Inga przemknęła do wyjścia, stąpając po oszronionej trawie i omijając żwirową ścieżkę. Gudrun nie mogła nie zauważyć Mikrusa, ale na szczęście nie zainteresowała się, kto na nim przyjechał.
Zadyszana i przestraszona Inga sprawdziła popręg i uzdę. Za grosz nie ufała tej szalonej kobiecie. Uważała, że Gudrun jest zdolna uszkodzić uprząż, licząc na to, że Inga spadnie z wierzchowca i zrobi sobie krzywdę.
Wszystko było jednak w porządku i Inga bezszelest -nie wspięła się na siodło. Szarpnęła za wodze i Mikrus posłusznie skierował się do furty. Odwróciła głowę i odprowadziła spojrzeniem postać Gudrun pochyloną nad miejscem ostatniego spoczynku Nielsa.
I zaraz przestała zaprzątać sobie nią głowę, bo czekały ją kolejne wyzwania. Za godzinę we dworze zja-
113
wi się lensman, prowadząc Bjornara, czyli Stenera Roysholta. Zaczną się wstępne przesłuchania.
Już tu są - poinformowała ją Eugenie podekscytowanym głosem. - Lensman, Bjornar i jeszcze jacyś ludzie. Przeszli do stajni.
Do stajni? - zdziwiła się Inga, siląc się na obojętność.
Wizja lokalna, tak to się chyba nazywa - meldowała Eugenie.
Ach tak - odrzekła beznamiętnie Inga. Poszukała wzrokiem Gulbranda i Torego, ale nie zobaczyła ich w pobliżu. Chciała prosić ich, by odprowadzili Mikrusa do stajni, bo nie była jeszcze gotowa na spotkanie z Bjornarem. Podprowadziła wierzchowca do ogrodzenia, rozsiodłała i powiesiła siodło i uzdę na płocie. Mikrus zarżał radośnie i pokłusował w głąb ogrodu.
Inga westchnęła ciężko. Nie mogła tu zostać, lens-man^apewne czekał na nią w stajni, bo przecież to ona przyjęła zbiega na służbę, a ten bezwzględny morderca przyczynił się pośrednio do śmierci jej męża. Zrobiła znak krzyża, modląc się w duchu, by lensman nie poświęcił zbyt wiele uwagi epizodowi nad stawem. Co się jednak stanie, jeśli Bjornar zdecyduje się wyjawić naturę związku, których ich łączył? Mogła sobie wyobrazić złośliwą satysfakcję ludzi. Wzięliby ją na języki, zastanawialiby się, czy Niels wiedział o wszystkim, żałowaliby biednego sędziego oszukiwanego przez niewierną żonę.
114
Ze strachem w sercu zbliżała się do gromady mężczyzn, wśród których dostrzegła Gulbranda, Torego i pozostałych dwóch parobków. Na widok Bjornara zadrżała. Wyglądał okropnie: przygarbiony, rozczochrany, w brudnych i śmierdzących łachach. Poczuła nawet coś w rodzaju współczucia, ale nie trwało to długo, bo Bjornar odwrócił się i zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem.
- Witam,
pani Gaupås - powiedział życzliwie lens-
man.
- Więzień miał nam właśnie zdać sprawozdanie
z
tego, co zaszło tamtego strasznego dnia.
Pan Thuesen spojrzał groźnie na Bjornara.
Speszona obecnością tylu znanych i nieznanych ludzi Inga nie zdołała wykrztusić słowa, skinęła jedynie głową. Kiedy Bjornar zaczął składać wyjaśnienia, nie rozpoznała jego głosu. Kiedyś brzmiał jak pięknie nastrojone skrzypce, teraz był jednostajny i chrapliwy. Beznamiętnie zdał relację ze sprzeczki z Nielsem.
A więc sędzia przyszedł do stajni z własnej woli? - spytał ostro lensman.
Tak.
Wiedziałeś, o czym chciał z tobą mówić?
Nie.
Czy pan Gaupås przeczytał ci Ust, zanim rzuciłeś się na niego?
Oczywiście.
Pan Thuesen rozgniewał się.
- Nie
nazywaj tego oczywistością. Uderzyłeś bez
bronnego
starca, ty morderco!
Bjornar pobielał na twarzy.
115
- Ale
dopiero wtedy, kiedy dowiedziałem się, cze
go
rzecz dotyczy!
Lensmanowi nie spodobała się ta bezczelna replika.
- Zamilcz,
ty pozbawiony skrupułów psie! Zamie
rzałeś
go zabić?
Bjornar przeciągnął dłońmi po włosach. Dopiero teraz Inga dostrzegła, że był zakuty w kajdanki. Metal zadźwięczał, kiedy opuszczał ręce.
Odpowiadaj!
Wpadłem w panikę - mruknął Bjornar, - Chciałem go tylko przewrócić. Nie przewidziałem, że uderzy głową w ścianę! Myślałem tylko o ucieczce.
Ale zrobiłeś to, by mu zamknąć usta, nieprawdaż?
Bjornar grzebał czubkiem buta w słomie pokrywającej klepisko.
Tak... Chciałem zyskać przewagę, ale...
Nie kręć - przerwał mu pan Thuesen. - Trzymaj się faktów. Później zawiozę cię do Norę i Uvdal, bo paru wysokich urzędników ma z tobą do pogadania!
Inga wzdrygnęła się na dźwięk tych słów. Bjornara czekała straszna podróż, oczami wyobraźni ujrzała go w zwierzęcej klatce. Wprawdzie przyczynił się do śmierci sędziego, ale w Norę czekał go los nie do pozazdroszczenia: dyszący zemstą tłum, który chętnie sam wymierzy mu sprawiedliwość za zabicie brata. Niełatwo będzie mu spojrzeć w twarz byłym przyjaciołom, którzy stawią się, by świadczyć przeciw niemu. Inga
116
przypomniała sobie również słowa Laurensa, który twierdził, że bratobójca jest żonaty. Jak ta kobieta miała na imię? Chyba Ase.
Bjornar poczuje na własnej skórze, jak wszyscy odwracają się do niego plecami.
Bądź ostrożna, szeptał jej jakiś głos, nie pozwól sobie na odruch współczucia. Pamiętaj, jakie grzechy ma na sumieniu... Sama znalazłaś się w niebezpieczeństwie i mogłaś stać się jego kolejną ofiarą. Tamtego dnia nad stawem byłaś o krok od śmierci...
Inga zagryzła wargę. Bjornar był kiedyś miłym i uczynnym człowiekiem dla wszystkich, dla niej zaś czułym i wyrozumiałym kochankiem. Kontrast między tamtym związkiem pełnym słodyczy a brutalną rzeczywistością wydał się jej niepojęty. Ani przez chwilę nie powinna zapominać, że miała do czynienia z mordercą własnego brata, który podstępem i kłamstwem zdołał przedrzeć się aż do Borne. A pod koniec tej skazanej na niepowodzenie ucieczki omamił ją pięknymi słówkami i zabił jej męża. Porzuciwszy ciężko rannego człowieka, poważył się jeszcze ukraść mieszek z pieniędzmi...
Krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy lensman zwrócił się do niej z pytaniami.
Natknęła się pani na zbiega nad stawem, pani Gaupås?
Tak - Inga zmartwiała z przerażenia. Nie zamierzała utrudniać śledztwa, ale przecież nie mogła przyznać się do wspólnej kąpieli z Bjornarem. Zdecydowała się odpowiadać zwięźle, choć uprzejmie.
117
Nie wiedziała pani wtedy, że ten przestępca podniósł rękę na pana Gaupåsa?
Nie. - Głos jej zadrżał. - Nie powiedział mi o tym.
Lensman pokiwał głową z zamyśleniem.
- Nie
wydał się pani czymś podekscytowany?
Tak,
pomyślała Inga, zamykając na chwilę oczy.
Po kąpieli szaleńczo zapragnął zdobyć woreczek z pieniędzmi. Lecz mimo to zaprzeczyła.
Nie, nie miałam takiego wrażenia.
No właśnie - cmoknął z zadowoleniem lensman. - To dowód na to, że podejrzany jest wyzuty z sumienia.
Traktował Bjornara jak powietrze, zauważyła Inga, nie zwracał się bezpośrednio do niego i nie używał jego imienia. Pan Thuesen uważał zapewne, że takim ludziom szacunek się nie należy, nawet jeśli ich wina nie została udowodniona.
Inga wyczuła, że Bj0rnar z trudem ukrywa poirytowanie. Wpatrywał się w nią badawczo. Kiedy obnażył zęby w uśmiechu, dostrzegła, że przypominają kły wilka. Przedtem tego nie zauważyła, ale też wcześniej żyła w zaślepieniu.
Strach wstrząsał )e) ciałem i mimowolnie złożyła dłonie jak do modlitwy. Marzyła, by jej nie wydał, by odrzucił pragnienie zemsty. Nigdy go nie skrzywdziła, więc dlaczego miałby ulec podszeptom diabła i opowiedzieć o tym, co ich łączyło? Nikomu nie wyszłoby to na dobre. A zwłaszcza mnie, pomyślała i oblała się zimnym potem.
118
- Kara
śmierci została zniesiona - syknął lens-
man.
- Jeszcze trzydzieści lat temu ścięto by ci głowę
i
zatknięto na palu na pośmiewisko. A teraz w najlep
szym
razie wyjdziesz na wolność za dwadzieścia lat!
Wygłosiwszy tę tyradę, lensman pchnął Bjornara w plecy. Strażnicy odprowadzili go na bok.
Inga nie ruszyła się z miejsca, kiedy gromada mężczyzn przemaszerowała koło niej. Bjornara umieszczono na wozie lensmana w pozycji stojącej. Wiedziała, co go czeka: długie tygodnie w lochu, zanim sprawa trafi przed sąd.
Gulbrand jęknął i potrząsnął głową.
Inga została sama z Erlingiem. Twarz parobka wykrzywiał ironiczny uśmieszek.
- Powinna
pani się cieszyć, że ten morderca pani
nie
zabił, kiedy kąpaliście się razem w stawie.
Zrobiło się jej gorąco. A więc Erling wiedział o wszystkim...
Ą może tylko zgadywał?
Ja się kąpałam - odrzekła, kładąc akcent na pierwszy wyraz. - Bjornar przyjechał na koniu i ukradł mi ubranie oraz pieniądze!
Doprawdy? - odrzekł tajemniczo Erling.
Ingę ogarnął gniew. Podawał w wątpliwość jej słowa? Zdarzenia nad stawem w ogóle go nie dotyczyły. Zacisnęła pięści, zbliżyła swoją twarz do jego twarzy, a jej oczy ciskały gromy.
- Uważasz, że kłamię?
Erling zmieszał się, ale w jego głosie wciąż pobrzmiewała drwina.
119
- Ńie
wiem, które z was kłamie! Bjornar opowie
dział
mi całkiem inną historię niż ta, którą przedstawi
ła
pani lensmanowi!
Inga poczuła niemoc.
- Co
masz na myśli?
Erling
uśmiechnął się chytrze.
- Nie
udawaj, Ingo. - Nagle zapomniał, jaki dy
stans
ich dzieli. - Bjernar zwierzał mi się ze swoich
sukcesów.
Sądzisz, że nie wiem, że parzyliście się jak
króliki?
Chętnie rozkładałaś dla niego nogi! Oszczędź
sobie
kłamstw. Udajesz porządną panią domu, a jesteś
zwykłą
dziwką!
Inga miała dość. Nie znalazłszy słów na swoją obronę, odwróciła się na pięcie i odeszła.
12
Inga i Emilia nieoczekiwanie dostały zaproszenie do Svartdal. Inga zastanawiała się, co też takiego może ono oznaczać. Wiadomość od ojca przywiózł Kristof-fer, ale posłaniec nie był skory do zwierzeń. Kristian prosił ją do siebie po raz pierwszy od chwili, gdy została panią w Gaupås.
I choć ciekawość podszyta była niepokojem, Inga przyjęła prośbę ojca z radością. Na tę okazję wystroiła Emilię w niebieską sukienkę pokrytą wzorkiem małych białych kwiatów, białe pończochy i buty tego samego koloru.
Ładna - cieszyła się Emilia, kręcąc się jak fryga przed lustrem.
Zawsze jesteś ładna - stwierdziła z uśmiechem Inga. Córeczka stała spokojnie, kiedy matka czesała jej włosy i wplatała w nie białą jedwabną wstążkę. Moja strojnisia, pomyślała z dumą.
Gulbrand przyprowadził powóz.
121
- Moje
stare serce raduje się, że ojciec zaprosił cię
do
Svartdał.
Inga nie wiedziała, jak zareagować na tę szczerą uwagę, ale wobec Gulbranda nigdy nie czuła dystansu. Uznała, że musi coś odpowiedzieć.
Mam nadzieję, że ojciec przywita nas przyjaźnie.
Nie wątpię w to - odrzekł Gulbrand, mrugając do niej okiem. - Gdyby Kristian gniewał się o coś, dawno by już tutaj przyjechał!
\ - Niech Bóg da, byś miał rację - westchnęła Inga, sadowiąc się koło służącego. Trzymała Emilię na rękach, a mała rozglądała się wokół z zaciekawieniem.
Zapraszam i ciebie do środka, Gulbrand - oznajmił Kristian, kiedy powóz wtoczył się na dziedziniec. Słysząc te słowa, Inga o mały włos nie upuściła dziecka. Ojciec zawsze traktował Gulbranda przyjaźnie, ale nie miał zwyczaju prosić go na pokoje.
Ja... - mruknął Gulbrand zażenowany.
Nie odmawiaj, proszę - rozpromieniła się Inga. - Nie będziesz musiał drugi raz po nas przyjeżdżać.
Zapragnęła nagle, by Gulbrand przyjął zaproszenie. W jego obecności czuła się bezpiecznie, a poza tym chciała, by posmakował atmosfery dworu w Svartdal. Kristian był w dobrym humorze i zapowiadał się miły wieczór.
Gulbrand ustąpił, ale oznajmił, że najpierw odprowadzi Mikrusa do stajni.
- Kto
kocha zwierzęta, jest dobrym człowie
kiem!
- roześmiał się Kristian.
122
Inga weszła z Emilią do kuchni, a widok, który ujrzała, odebrał jej mowę. Stół zastawiony był półmiskami pełnymi najwymyślniejszych potraw. Jedzenia nigdy im nie brakowało, ale jej oczom ukazały się same specjały: śledzie pod różną postacią, wędzonki, omlety, kilka rodzajów kiełbas i karafki z winem. Odkurzono rodzinną zastawę, w zdobionych różanym motywem dzbanach o wymyślnych kształtach podano świeżo warzone piwo. Ślinka pociekła jej po brodzie, kiedy dotarły do niej zapachy od stołu.
- Wielkie nieba - krzyknęła zdziwiona - spodziewamy się wizyty królewskiej ?
Pod drewnianą powałą rozległ się cichy śmiech.
Emilia wyrywała się niecierpliwie i Inga z roztargnieniem postawiła ją na nogi. Zdziwiła się, że nie nakryto w salonie, ale wkrótce zrozumiała dlaczego, kiedy w drzwiach pojawili się kolejni goście. Tylko przy długim kuchennym stole można było wszystkich pomieścić; pojawili się Kristoffer, Sorine, Krister i reszta służby. Rozpoznała też Minę po jasnej grzywce włosów, towarzyszył jej mężczyzna i dwie panny. Kobiety właściwie, bo miały mniej więcej tyle lat co ona. Inga patrzyła na nie z zaciekawieniem, a dziewczęta też nie omijały jej wzrokiem.
Gulbrand zjawił się, kiedy wszyscy już zasiedli na ławach. Zatrzymał się zawstydzony. Biedny Gulbrand, pomyślała tkliwie Inga. Pomachała do niego i poklepała ławę, dając mu znak, że trzyma dla niego miejsce blisko siebie.
S0rine i Emma czyniły honory domu, pilnując,
123
by wszyscy mieli pełne szklanice i by nie zabrakło chleba ani masła. Inga poczuła ssanie w żołądku, nałożyła omlet i plaster szynki na talerz. Wciąż jednak nie opuszczało jej uczucie niepokoju. Co zamierzał ojciec? Nie zaprosił jej tutaj bez powodu. Z rosnącym zainteresowaniem czekała, aż się odezwie.
Kiedy wreszcie zadzwonił w kieliszek widelcem i podniósł się wolno, Inga zapomniała o jedzeniu. Posadziła sobie Emilię na kolanach i dała jej kawałeczek kiełbasy, by mała nie zakłócała spokoju podczas przemowy.
Kristian chrząknął i poczerwieniał.
Zastanawiacie się zapewne, co mi leży na sercu... - Omiótł wzrokiem Ingę i dziewczyna odniosła wrażenie, że zwłaszcza do niej kieruje te słowa. Ojciec stracił gdzieś tę swoją pewność siebie, jąkał się i niezdarnie składał zdania. - Tak się życie ułożyło - ciągnął, a jego głos nabierał stanowczości - że poznałem ostatnio niezwykłą kobietę. - Ruchem ręki wskazał Minę, która zajmowała miejsce u jego boku. - Mina jest wdową i postanowiliśmy się pobrać, kiedy przyjdzie właściwa pora. Chciałbym więc, byście traktowali ten posiłek jak ucztę zaręczynową!
Na zdrowie i wszystkiego najlepszego! - krzyknął Kristoffer, podnosząc szklankę.
Na zdrowie, życzymy szczęścia - dołączyli się pozostali biesiadnicy.
W głowie Ingi kotłowały się sprzeczne myśli. Oczywiście cieszyła się ze względu na ojca. Mina zdawała się być kobietą mądrą i miłą, a Kristian z pewnością
124
nie podjął tej decyzji pochopnie i dobrze ją przemyślał. A mimo to wiadomość wprawiła Ingę w zakłopotanie. W lot pojęła dlaczego: Mina miała zająć miejsce Jenny. Ojciec nigdy nie zapomni zmarłej żony, ale w Svart-dal zacznie się nowa epoka. Stare czasy pójdą w zapomnienie, pomyślała i stłumiła chlipnięcie za zasłoną chusteczki.
Co to za zaręczyny bez księdza - skomentował odważnie Embrik.
Przypuszczam, że pastor Mohr nie ma ochoty ogłaszać zapowiedzi - mruknął Kristian. - Zresztą uznałem to za zbędne - dodał z obojętnością. - Wystarczy, że wie moja rodzina i moi przyjaciele.
Dzieci z tego związku mogą stracić prawo dziedziczenia - ostrzegł Embrik. Młody parobek nie bał się głosić swoich poglądów, w dzieciństwie znany był ze swej fanatycznej religijności. Prosty człowiek, uznała Inga, łagodny jak owieczka.
Wypowiedź wywołała falę rozbawienia.
- Oj,
Embrik, Embrik - śmiał się Kristian, ociera
jąc
łzy. - Zapomniałeś, że jestem starym człowiekiem?
Nie
spodziewam się już potomstwa.
Inga patrzyła na ojca z podziwem. To był ten człowiek, którego tak ceniła. Silny jak skała, niedający się zbić z pantałyku. Lubił iść pod prąd i wtedy czuł się najlepiej.
- Czy
ktoś ma jeszcze coś do powiedzenia w tej
sprawie?
- droczył się z nim Kristian.
Wokół stołu zapadła cisza.
Kristian rozejrzał się. Inga domyśliła się, że pytanie
125
miało żartobliwy charakter, ale postanowiła potraktować je poważnie. Posadziła Emilię na kolanach zakłopotanego Gulbranda, odsunęła krzesło i wstała.
- Tak! - powiedziała.
Kristian tak się przeraził, że cofnął się o krok i musiał przytrzymać się stołu. Ściągnął krzaczaste czarne brwi i na jego czole pojawiła się zmarszczka niezadowolenia. Spojrzał na Ingę lodowatym wzrokiem.
Inga skuliła się pod spojrzeniami obecnych.
- Mino,
mogę z tobą porozmawiać na osobności?
Zdawało
się, że Kristian zaprotestuje, ale nie odwa
żył
się tego uczynić ze względu na gości.
Rumieńce na twarzy Miny zbladły, kiedy podążyła za Ingą.
Inga stanęła przy poręczy i rozejrzała się wokół. Poprzednia noc była chłodna i ziemię wciąż pokrywał szron. Słońce stało już wysoko i za chwilę spłowiałe źdźbła trawy pokryją się kropelkami wody.
- Chcę
ci pogratulować - wyjąkała Inga, nie patrząc
na
Minę. - Życzę ojcu szczęścia. Naprawdę, ale... - Bez
radnie
wyrzuciła przed siebie ramiona, powstrzymując
z
trudem łzy. Sądziła, że lepiej sobie poradzi, ale ta roz
mowa
nie była łatwa.
Mina pogłaskała ją po plecach w geście pocieszenia i Inga uśmiechnęła się przez łzy.
- Nie
sądź, że jestem chciwa, Mino, bo złoto i bły
skotki
nic dla mnie nie znaczą. A mimo to... Wiem,
że
mama miała jakąś biżuterię, nic wielkiego, przed
mioty
o lichej wartości. Wiem też, że ojciec przecho
wuje
drobiazgi, które należały do niej...
126
Inga zacisnęła spocone dłonie. Czuła się taka małostkowa, ale nie zaznałaby spokoju duszy, gdyby nie poruszyła tego tematu.
- Ojciec
może kupić ci najpiękniejsze broszki
i
sznury pereł, ale... Gdyby zechciał ofiarować ci ozdo
by
po mamie, mogłabyś... - Inga czuła się niezręcznie.
Pytanie
było niewłaściwe, ale przecież Mina mogła po
prostu
odmówić. Zaczerpnęła tchu i wypaliła: - Mog
łabym
ja je dostać?
Delikatny uśmiech pojawił się w kącikach ust Miny. Zdjęła dłoń z pleców Ingi, oparła się o poręcz i spojrzała tęsknie w kierunku zabudowań gospodarczych.
- A
więc takie myśli cię prześladują, Ingo?
Inga
pokiwała głową zawstydzona.
- Nie
chodzi o chęć posiadania - odrzekła. - Tak
niewiele
mi po niej zostało. Ledwie parę wspomnień...
Dlatego
tak desperacko chronię wszystko, co mi ją
przypomina.
Te przedmioty mi ją w pewien sposób
przywrócą...
Mina odwróciła się i pogłaskała ją po włosach.
- Szczególna
z ciebie dziewczyna, Ingo. Mogę zło
żyć
ci dwa zapewnienia. Po pierwsze, Kristian nigdr
nie
wpadłby na pomysł, by przekazać mi rzeczy po
twojej
matce. Nie miałby sumienia cię pominąć.
Nie byłabym tego taka pewna, pomyślała Inga. Wobec niej ojciec zdolny był do wszystkiego. Łagod ne wyjaśnienie Miny sprawiło jej jednak przyjem ność.
- Po
drugie zaś - ciągnęła Mina, nie zważając na
chwilowe
roztargnienie Ingi - rozumiem doskonale,
127
że rzeczy Jenny mają dla ciebie dużą wartość sentymentalną.
Inga nigdy nie słyszała tego sformułowania, ale zrozumiała, o co Minie chodzi.
- Nie
uważasz więc, że zachowałam się bezczel
nie?
- spytała, wbijając wzrok w czubek własnych butów.
Mina roześmiała się wesoło.
- Ależ
skąd! Cieszę się, Ingo, że rozmawiasz ze
mną
tak otwarcie, bo to znaczy, że mi ufasz. Kocham
twojego
ojca za to, kim jest, a nie za to, co posiada.
Było w postawie Miny coś, co budziło natychmiastowy szacunek. Jej słowa brzmiały szczerze. I jeszcze rzecz najważniejsza: Mina mogła sprawić, by Kristian stał się szczęśliwszym człowiekiem.
Dobrym wiadomościom nie było końca, pomyślała radośnie Inga, kiedy z Miną znów zasiadły za stołem. Ledwie zdążyła pociągnąć łyk kawy, gdy odezwał się Kristoffer, zrazu cicho, potem z coraz większym entuzjazmem.
- Z Sorine spodziewamy się dziecka!
"I znów rozbrzmiały życzenia pomyślności, a Inga uśmiechnęła się promiennie do Sorine.
Bratowa przytuliła się do Kristoffera, jakby był jej jedynym punktem oparcia, ale po chwili wyprostowała się i posłała uśmiech biesiadnikom.
- Tym
razem boję się o tym myśleć - szepnęła za
wstydzona.
- Boję się cieszyć.
Emma chwyciła jej dłoń i poklepała.
- Dopilnujemy,
by akuszerka była na miejscu.
Wszystko
będzie dobrze, takie mam przeczucie.
128
Sorine pokiwała głową.
- Trzeba w to wierzyć.
Inga przyglądała się bratowej. Sorine pokraśnia-ła z radości, kiedy Kristoffer ogłaszał nowinę, ale jej błękitne oczy były poważne. Biedna Sorine, poprzedni poród pozostawił w niej głęboki uraz. Nic dziwnego, że zachowywała taką rezerwę.
Na widok zadowolonej twarzy starszego brata zrobiło się jej ciepło na sercu. Kristoffer promieniał szczęściem i dumą. Patrzył z oddaniem na Serine i Inga wiedziała, że bratowej nie mógł się trafić lepszy mąż. Bywał uparty jak osioł, ale cechowała go cierpliwość i wyrozumiałość. Poza tym radowało ją, przeświadczenie, że brat i bratowa odnowili swój związek. Sorine zwierzała się jej, iż unika małżeńskich obowiązków z obawy, że znów zajdzie w ciążę i straci kolejne dziecko, ale widać teraz na powrót wszystko w ich \ stadle funkcjonowało jak należy.
Gulbrand kręcił się niespokojnie. Inga zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Coś dręczyło starego służącego. Znał jej rodzinę od dziesięcioleci i nie miał powodów czuć się źle w tym towarzystwie. Może nie co dzień zasiadał przy stole w Svartdal, ale przecież Kristian zaprosił go do biesiady z całą serdecznością. Nie, nie rozumiała przyczyny jego niepokoju.
Gulbrand miał właściwie wracać do swoich obowiązków w Gaupås i przyjechać po.Ingę i Emilię później, ale niespodziewane zaproszenie pokrzyżowało jego plany. Służący zawsze był bardzo sumienny, pomyślała Inga, patrząc na niego przyjaźnie. Może dlate-
129
go się niecierpliwił? Nie miał powodu, w Gaupås domyślono się zapewne, dlaczego nie wracał.
Inga zauważyła, że Gulbrand westchnął, kiedy goście zaczęli się rozchodzić. Poczuł ulgę czy po prostu miał już dosyć bezczynności? Raczej to pierwsze. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na jego zachowanie, w powietrzu krzyżowały się głosy, ludzie żegnali się ze sobą, wymieniali uściski.
Tuż przed wyjazdem zaszło jeszcze jedno drobne wydarzenie, które Inga ukryła w sercu jak najcenniejszy skarb. Właśnie włożyła Emilii buciki i postawiła ją ostrożnie na podłodze. Emilia podreptała do progu, gdzie stał Kristian, żegnając gości.
- Dziadzia
- rozpromieniła się i wyciągnęła ku
niemu
krótkie rączki.
Ufne zachowanie dziecka speszyło Kristiana. Pogłaskał ją niezdarnie po włosach i uśmiechnął się dobrodusznie.
Dziadzia - powtórzyła Emilia bardziej zdecydowanym głosem.
Myślę, że życzy sobie, by dziadek wyprowadził ją na zewnątrz - uznała Emma.
Kristian na chwilę zamarł w bezruchu, a Inga obserwowała go kątem oka z napięciem. Zlekceważy dziecko czy spełni jego życzenie? Kristian unikał takich sytuacji, bo nie radził sobie z emocjami. To moja córka, to moja córka, myślała gorączkowo Inga. Czy to ułatwi ojcu podjęcie decyzji?
Kristian nie chwycił dziewczynki za rękę, tylko wziął ją w ramiona, po czym zniósł ją po stromych
130
schodach. Kiedy postawił ją na ziemi, Emilia okazała niezadowolenie.
- Rączka,
dziadzia - domagała się z lekką irytacją.
Inga
nie spuszczała z niej wzroku i z napięciem cze
kała
na reakcję ojca.
- No
dobrze - roześmiał się Kristian i chwycił ma
lutką
dłoń.
Oczy Ingi zaszkliły się, a wargi zaczęły drżeć. Ze wzruszeniem obserwowała tego barczystego mężczyznę, ściskającego rączkę dziecka w swojej ogromnej dłoni. Żeby do niej sięgnąć, musiał się lekko przechylić.
Inga zagryzała wargi, by się nie rozpłakać. Czy Kristian kiedykolwiek prowadził ją za rękę? Czy kiedykolwiek maszerowali tak przez dziedziniec lub spacerowali po ogrodzie? Nie pamiętała takiego, zdarzenia i wydawało się jej mało prawdopodobne. Zawsze trzymał ją na dystans, Emilia zaś nie dawała się tak traktować.
Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i odwróciła się. Napotkała łagodne spojrzenie Emmy. Emma najlepiej rozumiała jej uczucia.
Wracaj szczęśliwie do domu, Ingo - powiedziała Emma i pogłaskała ją po policzku.
Dziękuję - szepnęła Inga.
Kristian posadził Emilię na siedzisku powozu. Gulhrand mruknął zadowolony i objął małą ramieniem.
- Buzi
- domagała się Emilia, wyciągając ramiona
do
Kristiana.
131
Już się robi - roześmiał się Kristian i przytulił policzek do twarzy dziewczynki.
Kłujesz - oznajmiła Emilia i skuliła się lekko, kiedy zarost dziadka połaskotał ją po twarzy.
Kristian cofnął się, ale radosny uśmiech nie schodził z jego ust.
Dziękujemy za zaproszenie, ojcze - powiedziała Inga, sadowiąc się w powozie. - Niech ten nowy związek przyniesie ci szczęście. - Uśmiechnęła się, by podkreślić szczerość tych życzeń.
Z Bożą... - Kristian pochylił głowę na chwilę, ale zaraz podniósł wzrok. - Mam nadzieję, że tak się stanie.
Gulbrand zaciął konia i powóz ruszył.
- Coś
ci dolega? - zapytała Inga, kiedy ujechali ka
wałek
drogi.
- Nie
- odrzekł wymijająco Gulbrand.
Wyczuła,
że kłamie, i nie dała za wygraną.
- Mnie
nie oszukasz, Gulbrand, w Svartdal byłeś
jakiś
nieswój.
Gulbrand zacisnął wargi w wąską kreseczkę. Mocniej zacisnął lejce w dłoniach.
- Pamiętasz,
Ingo, że rozmawialiśmy kiedyś o nie
nawiści?
Inga zamyśliła się. Trudno przypomnieć sobie epizod z życia na podstawie jednego słowa. Po chwili zrozumiała, o co chodzi Gulbrandowi.
- Tak!
To było wtedy, kiedy Gudrun zażyczyła so
bie,
byś odszedł z nią do Svartdal. Chciała dostać cię
w
prezencie ślubnym.
132
Gulbrand pokiwał głową.
Przyznałem się przed tobą, że przepełniała mnie wtedy nienawiść.
Pamiętam. - Inga położyła z przestrachem dłoń na piersi. - Czyżbyś nienawidził kogoś ze Svartdal?
Nie, ale źródło zła tam się znajduje - przyznał Gulbrand.
Ingę zdumiały słowa służącego. Twierdził, że nie darzy nikogo z dworu Svartdal nienawiścią, a jednocześnie jej dom rodzinny uznawał za źródło wszelkiego zła.
- Kogo
masz na myśli? - szepnęła z napięciem.
Gulbrand
odpowiedział głośno i pewnie, lecz pod
koniec głos mu się załamał.
- Emmę. To Emmę mam na myśli.
13
Inga z niedowierzaniem spoglądała przed siebie, usiłując przetrawić słowa Gulbranda.
- Emma
- powtórzyła cicho. - Kpisz sobie ze mnie,
prawda,
Gulbrand?
Gulbrand pokręcił głową z zakłopotaniem.
- Emma
jest najmilszą osobą na tym świecie - roz
złościła
się Inga. - Nie uwierzę, że kiedykolwiek źle cię
potraktowała...
Gulbrand poklepał ją pojednawczo po kolanie.
- Nie
jest tak, jak myślisz, moje dziecko. My...
my...
- Służący nie potrafił znaleźć właściwych
słów.
- Byliśmy kiedyś z Emmą zaręczeni, wiele lat
temu...
Kolejny szok. Inga wyobrażała sobie, że nienawiść między Emmą a Gulbrandem jest wynikiem jakiejś potężnej sprzeczki lub niewłaściwego zachowania, ale przyczyna leżała gdzie indziej. „Od nienawiści do miłości tylko jeden krok", powiedziała )e) kiedyś
134
Emma. Mówiła to na podstawie własnego gorzkiego doświadczenia?
- Poznaliśmy
się za młodu - ciągnął Gulbrand
bezbarwnym
głosem. - Jak wiesz, pochodzę ze Sko-
ger,
i w tym czasie wielu właścicieli majątków w Bot-
ne
szukało rzetelnych pracowników. Dostałem zajęcie
w
pewnym gospodarstwie w Hillestad i na jakiejś za
bawie
po raz pierwszy ujrzałem Emmę...
Inga pogrążyła się w zadumie. Nie mogła sobie wyobrazić Gulbranda i Emmy jako młodych, zakochanych w sobie ludzi. Emma była wtedy zapewne węższa w talii i nie miała siwych włosów. Pod tym względem Gulbrand w ogóle się nie zmienił, jego czupryna i broda pozostawały rude. Otrząsnęła się z tych myśli i wróciła do rzeczywistości.
Dowiedziałem się szybko, że Emma haruje, by utrzymać rodzinę. Wcześnie straciła ojca w tragicznych okolicznościach, w jakiejś zawierusze śnieżnej, i los jej matki zależał wyłącznie od pieniędzy, które Emma zarabiała w Svartdal.
A więc Emma służyła u nas od wczesnej młodości?
Tak, zaczęła, mając czternaście lat. Dobrze ją traktowano i dostawała godziwą zapłatę.
Gulbrand zamilkł. Mięśnie na jego twarzy drgały nerwowo.
Przepraszam, że ci przerwałam - powiedziała Inga. - Mów dalej.
Zaręczyliśmy się. Planowaliśmy wspólną przyszłość i Kolbjorn, twój dziadek, obiecał wydzierżawić
135
nam dom na swojej ziemi. Teraz już go nie ma, rozebrano go dawno temu. To dobrze, bo nie mógłbym na niego patrzeć. Ciężar, który wziąłem na swoje młode barki, był nie do udźwignięcia. Zacząłem coraz częściej zaglądać do kieliszka. Spotkania z kompanami przeradzały się w pijackie libacje.
Jak zareagowała Emma?
Nie spodobało się jej moje zachowanie, ale ma łagodną naturę i nie zdołała mnie poskromić. Do dziś się tego wstydzę, ale nie mogę cofnąć czasu. W pewne niedzielne popołudnie wybrałem się do Svartdal, by spotkać się z moją przyszłą żoną, ale twoja babcia nie dopuściła mnie do niej.
Inga skubała złamany paznokieć.
Trudno się dziwić - przyznała szczerze.
To prawda, ale wtedy tego nie zrozumiałem. Nie zrobiłem niczego niewłaściwego, po prostu odszedłem. Nie powinienem był wybierać się do Emmy w takim stanie, ale alkohol zmącił moje myśli. Od tamtej chwili popadłem w niełaskę u Karolinę.
I oddaliliście się z Emmą od siebie?
Nie - odrzekł niechętnie Gulbrand.
Inga zrozumiała, że historia jego życia przybierze poważniejszy obrót.
- Byłem
młody i pełen życia. Lubiłem tańczyć
i
bawić się. Tamtego lata poznałem pewną kobie
tę,
która zaczęła... - Gulbrand podrapał się po nosie
i
uśmiechnął zakłopotany. - Prawdę mówiąc, zaczęła
mnie
adorować. Nie byłem znów tak głupi, by nie wie
dzieć
dlaczego. Jej mąż zginął na morzu sześć miesię-
136
cy wcześniej, została sama z trójką dzieci i czwartym w drodze. Mój pociąg do alkoholu zdawał się jej w ogóle nie przeszkadzać... Potrzebowała mężczyzny, który zapewni jej utrzymanie. Domyślasz się, Ingo, że były to niełatwe czasy dla wdowy z gromadką dzieci.
Inga pokiwała głową. Wdowa z małymi dziećmi musiała wtedy cierpieć głód i niedostatek, lecz, prawdę mówiąc, pod tym względem niewiele się zmieniło. Prawo zabraniało dziś chodzić po prośbie, więc biada temu, kto nie znalazł sobie zajęcia u uczciwych ludzi... Inga wzdrygnęła się na samą myśl.
- Karolinę
nie była złą kobietą, uważała po prostu,
że
Emma zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Na ko
goś,
kto potrafi panować nad sobą, kiedy na stole poja
wia
się butelka gorzałki. A gdy rozeszły się plotki, że
za
chodziłem
do wdowy, Karolinę powtórzyła je Emmie.
Gulbrand mówił tak szczerze, że Inga nie zawahała się zapytać:
A w plotkach było ziarno prawdy?
Wielki Boże! - krzyknął Gulbrand przerażony. - Oszalałaś? Ja... kochałem Emmę i... - Służący zaczerwienił się tak mocno, że jego policzki niemal przybrały kolor rudawej brody. - Ale Emma uwierzyła i zaczęła mnie unikać, a Karolinę przeganiała mnie jak psa. Nie mogłem pozwolić, by tak mnie traktowano, bo wiedziałem, że pogłoski są funta kłaków niewarte. Urażony zacząłem po jakimś czasie bywać u innych kobiet...
Gulbrand - jęknęła Inga. - Nie powinieneś był tego robić. Trzeba było wytrwać.
137
Codziennie słyszałem tę radę. Wszyscy lubili Emmę i wielu uważało, że pasujemy do siebie. Nie zawsze jednak słucha się dobrych rad i życzliwych ostrzeżeń i niełatwo przemówić innemu człowiekowi do rozumu, bo życie trzeba poczuć na własnej skórze. Poniewczasie można spojrzeć wstecz i odkryć własne błędy. Zwykle jest za późno, by je naprawić.
Chyba masz rację -'westchnęła Inga.
Udzieliłem ci wielu wskazówek, kiedy przyjechałaś do Gaupås. Wiedziałaś, że mam rację, ale czy często szłaś za moją radą? - W pytaniu nie było cienia ironii czy nagany, postawił je przyjaznym tonem.
Inga zaczerwieniła się jak burak. Gulbrand nie wymienił imienia Martina, ale była pewna, że jego miał na myśli.
Podejmowałam błędne decyzje - stwierdziła z żalem - teraz już wiem, ale... - Krew pulsowała jej w skroniach, kiedy składała to wyznanie: - Ale nie żałuję. Brzydko się do tego przyznawać, ale jak mogę żałować czegoś, co robiłam wielokrotnie? To nie przypadek pchnął mnie w ramiona... - Urwała z poczuciem winy, nie musiała wchodzić w szczegóły.
Dumna z ciebie kobieta, Ingo, powiedziałbym nawet, cyniczna. Jesteś taka, jaki ja byłem za młodu. Czułem się prześladowany, obracałem do ludzi plecami i chodziłem własnymi ścieżkami. Uważałem, że wolno mi tak postępować, bo nikt nie traktuje mnie poważnie.
Dobrze jest wiedzieć, że innym też zdarza się postępować nierozważnie - westchnęła Inga - choć to słaba pociecha.
138
A teraz jesteś bardziej odpowiedzialna? - spytał Gulbrand. Pytanie zabrzmiało jak konstatacja.
Tak - odrzekła z bólem Inga. Powtarzała sobie nieustannie, że związek z Martinem należy do przeszłości, ale po raz pierwszy zwierzała się komuś z tych myśli. - Jestem wdową, a on jest żonaty. - Głos się jej załamał. - Ale nie o mnie mieliśmy mówić - dodała, prostując się. - Jak się skończyła twoja historia?
Czułem się zraniony i zawiedziony i w końcu się poddałem. Złościłem się na Emmę, bo nie chciała ze mną rozmawiać, co jeszcze bardziej oddalało ją ode mnie. Cierpieliśmy oboje, ale nie potrafiliśmy znów zejść się z sobą. - Gulbrand przekrzywił głowę i spojrzał badawczo na Ingę. - Wiedziałaś, że byłem żonaty?
Inga aż podskoczyła z wrażenia.
- Jesteś
człowiekiem pełnym tajemnic. Nie, nie wie
działam
o tym.
Gulbrand zaciął Mikrusa i ogier pokłusował żwawo w kierunku Gaupås.
O tak - ciągnął wesoło Gulbrand. -v Poznałem Annę Lovise dwa, może trzy lata po zerwaniu z Emmą. Dobra kobieta, ale nie powinienem był się z nią wiązać, nie uporządkowawszy własnego życia. Nigdy jej nie tknąłem, przysięgam, ale moje pijaństwo nie pozwoliło nam zbliżyć się do siebie. Pewnego dnia zniknęła. Dowiedziałem się później, że odeszła z domokrążnym handlarzem końmi z Morę. Nigdy więcej jej nie zobaczyłem.
A więc wciąż jesteś żonaty - uznała Inga - ale nie nosisz obrączki.
139
Wyrzuciłem ją do morza po podpisaniu dokumentów, które Anna Lovise przysłała do sędziego. Prosiła w nich o rozwód, a ja nie wyraziłem sprzeciwu.
To dziwne - mruknęła pod nosem Inga i pokręciła głową. - Opowiadasz o człowieku, którego nie znam. - Z nagłym wzruszeniem pogłaskała go po plecach. Cisnęły się jej na język podniosłe słowa i nie zawahała się ich użyć. - Byłeś dla mnie zawsze symbolem miłości bliźniego i troski, Gulbrand. Czułam, że... - machnęła rękami, szukając odpowiedniego wyrazu - że się poświęcasz. Aż trudno uwierzyć, iż byłeś samolubnym draniem.
Gulbrand nie poczuł się urażony jej szczerością i roześmiał się pod wąsem.
Potrzebowałem wielu lat, by to zrozumieć. Dzięki Nielsowi mogłem zacząć nowe życie.
Dzięki Nielsowi?
Tak. Byłem nieokrzesanym pijakiem, a on dostrzegł moje dobre strony, uczciwość i pracowitość. Przyjął mnie na służbę, kiedy znalazłem się na samym dnie, i odmienił moje życie.
Od początku wyczułam, że coś was łączy - przyznała Inga - ale nie wiedziałam, że cię uratował przed zatraceniem.
Niels był wyrozumiałym człowiekiem. Mój ojciec, który przepracował w Gaupås wiele lat, błagał go, by dał mi szansę.
Inga chciała wrócić do punktu wyjścia, poznać całą prawdę o związku Gulbranda z Emmą, póki służący był skory do wyznań.
140
Z twojej opowieści wynika, że nigdy się nie pogodziliście.
Nie, to była rana, która nie chciała się zagoić. Wierzyłem, że z czasem któreś z nas wyciągnie rękę do zgody, ale tak się nie stało. Doszły mnie plotki, że Emma cierpiała i zamknęła się w sobie. Moją duszę gnębiły wyrzuty sumienia. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy. Wiem, że to oznaka słabości, ale nie wytrzymałem ciężaru plotek i oskarżeń. Czułem się jak ptak w klatce.
Ptak z podciętymi skrzydłami - mruknęła Inga. - Wiem, jak to jest, kiedy inni usiłują układać ci życie.
Skończyło się na tym, że każde z nas cierpiało w osamotnieniu - dodał Gulbrand bezbarwnym głosem.
Więc wciąż ją kochasz?
Tak! - Rumieńce na jego twarzy wyblakły. Służący nie zwykł dotąd mówić o swoich uczuciach, a teraz kiedy już zdobył się na szczerość, rozmowa wyraźnie przynosiła mu ulgę. - Bez niej jestem człowiekiem tylko w połowie. - Jego rozmarzony, nieobecny wzrok podążył w kierunku dworu Gaupås, który pojawił się za zakrętem drogi.
- Jeszcze
nie jest za późno - uznała Inga.
Gulbrand
uśmiechnął się zażenowany.
Starzy ludzie mieliby zejść się po latach? Nie, nikt nie życzy sobie, by staruszkowie trzymali się za ręce jak zakochane dzieciaki.
A co w tym złego? - sprzeciwiła się gorąco Inga. - Mnie by się podobało.
141
- Los
nie chce, by nasze ścieżki znów się skrzyżo
wały.
Już się z nim pogodziłem.
Gulbrand zaśmiał się pod nosem, jakby pomysł Ingi wydał mu się niezwykle komiczny.
Kiedy dotarli na miejsce, Gulbrand pomógł Indze zsiąść z powozu. Dziewczyna przytrzymała jego dłoń.
- Dziękuję
ci za zaufanie, którym mnie obdarzy
łeś
- powiedziała z czułością w głosie. - Za to, że od
ważyłeś
się otworzyć przede mną.
Gulbrand wbił wzrok w grzywę Mikrusa i pokiwał głową zawstydzony. Znów zamknął się w swojej skorupie.
Inga postanowiła w tej samej chwili, że doprowadzi do spotkania Gulbranda z Emmą. Może nie od razu, ale kiedyś na pewno tak się stanie...
Sigrid rozpromieniła się na widok Ingi i Emilii. Podbiegła do powozu, podniosła dziewczynkę wysoko w górę i zaśmiała się do niej.
- Wycieczka
się udała? - spytała z zaciekawieniem,
całując
małą w policzek.
Emilia otworzyła buzię w uśmiechu, pokazując pierwsze białe ząbki.
Bardzo miła wycieczka - potwierdziła zadowolona Inga.
Bardzo miła - powtórzyła Emilia, naśladując dorosłych.
Ingę cieszyło ponowne zainteresowanie Sigrid Emilią. Wprawdzie Sigrid cały czas okazywała małej troskę,
142
ale w ostatnich dniach miała sporo własnych zmartwień. Po rozmowie z Torsteinem jej humor znacznie się poprawił.
Mogę nakarmić i wykąpać Emilie wieczorem? - spytała Sigrid.
Oczywiście - odrzekła Inga. - Emilia lubi, jak się nią zajmujesz. A poza tym bardzo mi to odpowiada - dodała wesoło - bo chcę pomóc Eugenie w przygotowaniach do kolacji.
Inga słyszała perlisty śmiech córeczki, kiedy Sigrid oddalała się z nią tanecznym krokiem przez dziedziniec. Odprowadziła je zadowolonym wzrokiem, radując się, że Sigrid połączyła bliska więź z przybraną siostrą.
Na widok Erlinga wyprowadzającego Czarnulkę ze stajni Inga rozejrzała się za jakąś drogą ucieczki, ale szybko uznała, że nie uniknie spotkania. Zresztą Erling też ją dostrzegł. Nie miała najmniejszej ochoty na kolejną wymianę zdań, bo poprzednim razem usłyszała w jego słowach nutę groźby. Dał jej do zrozumienia, że zna inną wersję wydarzeń niż ta, którą przedstawiła lensmanowi...
Erling uśmiechnął się. Boże, jak nienawidziła tego uśmiechu! Nie było w nim radości z ponownego spotkania, tylko fałsz i ironia.
Doszły mnie słuchy, że byłyście w Svartdal - powiedział z udawaną życzliwością.
Tak, ojciec zaprosił mnie i Emilię - wyjaśniła Inga, siląc się na uprzejmość. Miała przeczucie, że Erling nie zaczepił jej, by rozmawiać o rodzinnej wizycie.
143
Więc zapewne odwiedziła pani lensmana po drodze?
Lensmana? - powtórzyła gniewnie Inga. - Po cóż miałabym to robić?
Proszę mi wybaczyć - ironizował - ale sądziłem, że zechce pani po raz ostatni zobaczyć swojego kochanka...
Inga nie wytrzymała.
- Uważaj
na słowa, jeśli chcesz przepracować
u
mnie zimę! Czternastego kwietnia i tak wylecisz na
zbity
pysk!
Inga rzuciła hardo głową i ruszyła przed siebie.
- Nie
tak szybko - syknął Erling i przytrzymał ją
za
ramię.
Inga omal się nie przewróciła. Czuła na sobie wzrok jego małych oczu i odwróciła się ze wstrętem.
Kotłujesz się na sianie z mężczyznami równie często, jak ja zmieniam bieliznę - rzucił, a w jego głosie pobrzmiewała groźba.
Zawsze wiedziałam, że jesteś podłym draniem - syknęła, wyrwała się i pobiegła do domu. Erling nie ruszył się z miejsca.
Znalazłszy się za progiem, Inga oparła się o ścianę, aby zebrać siły. Dotąd Erling jej nie zaczepiał, teraz jednak wyraźnie usiłował ją zastraszyć.
Zamyśliła się. Skąd wiedział, że zażywała kąpieli razem z Bjornarem? Szpiegował ich? To możliwe. Rumieniec wystąpił jej na policzki. Co za wstyd! Przywołała w pamięci ten namiętny epizod i wyobraziła sobie Erlin-ga w roli widza. Straszne... Może nawet widział ją nagą!
144
Uświadomiła sobie, że musi się go pozbyć, i to jak najszybciej. Nie wiedziała jednakże, że jej życzenie spełni się niedługo w sposób, którego żadną miarą nie była w stanie przewidzieć.
Dwa dziwne zdarzenia zaszły tego jesiennego wieczoru poza dworem Gaupås.
Martin leżał w swoim łóżku w Storedal i wpatrywał się w mrok. Wokół zapalonej lampy naftowej latał nietoperz, bijąc skrzydłami. Martin nie pierwszy raz widział taki spektakl i wiedział, że nietoperz prędzej czy później odleci. Pewnego lata cała chmara nietoperzy dostała się na strych. Pamiętał, że Ragnhild bardzo się tym zdenerwowała. Bała się tych wampirowatych stworów, poza tym zostawiły one po sobie tyle nieczystości, że drewniane belki zaczęły gnić. Na szczęście nietoperze nie wróciły kolejnego roku. A może po prostu nie dostały się do środka, bo Laurens kazał starannie zalepić wszystkie otwory.
Martin ziewnął i przewrócił się na bok. Odwrócony tyłem do drzwi, nie zauważył, że ktoś bezgłośnie wślizgnął się do środka. Wzdrygnął się dopiero wtedy, kiedy jego kołdra uniosła się i poczuł zimny powiew na nagiej skórze.
Gudrun - szepnął zdumiony. W pokoju panował mrok, ale rozpoznał jej sylwetkę.
Tak - odrzekła niepewnie, po czym zapadła długa cisza. - Mogę położyć się obok ciebie? - spytała w końcu.
Martin uniósł się w łóżku i niezdarnie przesunął, robiąc jej miejsce.
145
- Oczywiście
- wyjąkał zażenowany, po czym
opadł
na materac i wstrzymał oddech. Czego chciała?
Po
co przychodziła do niego nocą?
Poczuł dotyk jej ciepłej skóry. Wyciągnął ramię, nie wiedząc, czy zechce położyć na nim głowę, ale ku jego zdumieniu skwapliwie skorzystała z propozycji. Skuliła się u jego boku i westchnęła z zadowoleniem.
- Ojciec
był jedynym człowiekiem, który dał mi
szczęście
- przyznała łagodnie. - Nie żyje - dodała,
walcząc
z łzami - ale teraz mam ciebie, prawda?
Z bijącym sercem Martin przyciągnął Gudrun do siebie. Wtulił nos w jej pachnące włosy i powiedział:
- Tak, teraz masz mnie.
Erling biegł, oddalając się od Gaupås. Oczekiwanie, aż Gulbrand i Arne zasną, wystawiło go na próbę cierpliwości. Kiedy usłyszał ich chrapanie, na wszelki wypadek odczekał dłuższą chwilę, zanim się podniósł. Bał się, że sam zaśnie, ale podniecenie nie pozwoliło mu zmrużyć oka.
Ubrał się po cichu, przekradł przez pokój z butami w dłoni i otworzył drzwi powoli, by nie zaskrzypiały. Na dworze wzuł buty i sprawdził, czy nóż wisi u pasa.
Nigdy nie był w domostwie lensmana, ale wywiedział się wszystkiego. Arne nie domyślił się niczego, kiedy Erling zarzucił go pozornie niewinnymi pytaniami. Podekscytowany opowiedział mu nawet, gdzie
146
znajduje się Bjornar, więzień, którego pań Thuesen osadził w areszcie.
Erling dyszał ciężko, kiedy dotarł do domu lens-mana. Zatrzymał się, sprawdzając, którędy najłatwiej dostać się do środka. Zapewne o tej porze wszyscy spali, ale Erling zachował ostrożność. Posiadłość była piękna, do białego domu mieszkalnego prowadziły dwa wejścia. Duży ogród otaczał domostwo, co Erling uznał za okoliczność sprzyjającą, bo świerki i krzewy rzucały cienie, w których łatwo się było ukryć.
Kiedy dotarł do pomieszczenia dla więźniów, ukuc-nął. Wyobrażał sobie wcześniej, że będzie to murowany domek, miniaturowy solidny fort, ale był to raczej rodzaj jamy wydrążonej w nachylonym zboczu. Gdyby nie kraty, w ogóle by jej nie zauważył.
Wyciągnął szyję i odsunął jakąś gałąź, by mieć lepszą widoczność. Ulżyło mu, kiedy nie dostrzegł strażników, bo za wszelką cenę chciał uniknąć przemocy.
- Psst, Stener, słyszysz mnie?
Erling przysunął się do kraty i zajrzał do środka.
- Kto
tam? - dobiegł go z ciemności jakiś zaspany
głos.
Erling nie wiedział, czy Stener jest sam, więc na wszelki wypadek nie wymienił swojego imienia.
- Podejdź
bliżej, przyjacielu, żebym mógł się
upewnić,
że to ty!
Zaskrzypiała jakaś ławka i ukazało się brudne, wychudzone oblicze Stenera.
- Okropnie wyglądasz - jęknął Erling.
147
Dziwisz się? - warknął Stener. - Trudno się utuczyć, popijając wodą zgniłe solone śledzie.
Lensman niedługo wniesie twoją sprawę przed sąd - poinformował go podekscytowany Erling, prze-stępując niecierpliwie z nogi na nogę. Trzeba szybko załatwić sprawę i znikać, zanim ktoś go znajdzie. - To twoja ostatnia szansa!
Pomożesz mi się stąd wydostać? - spytał Stener.
Tak - gorączkował się Erling - ale musisz przyrzec, że mnie nigdy nie wydasz. Przysięgasz?
Tak, tak - syknął Stener. Erling podał mu nóż.
Masz, to powinno wystarczyć.
Już wcześniej zorientował się, że pręty krat zrobiono z drewna. Z metalowymi by sobie nie poradzili, a sforsowanie zamków zapewne też nie byłoby prostym zadaniem.
Stener przykucnął i z pasją wbił nóż w kratę, drzazgi fruwały w powietrzu jak żółtawe płatki śniegu. Ostrze wchodziło w drewno jak w masło, kiedy opierał się na nim całym ciężarem ciała. Skaleczył się do krwi, ale nie zwracał na to uwagi.
Erling zaatakował kratę od zewnętrznej strony.
Kiedy nacięli jeden z prętów, Stener kopnął go dwukrotnie i drewno pękło z trzaskiem. Spojrzeli po sobie z zadowoleniem i zabrali się do następnego. Tym razem trwało to dłużej, bo obaj byli zmęczeni.
W końcu poszerzyli otwór na tyle, by Stener mógł się przezeń prześlizgnąć.
Objęli się i wymienili uścisk dłoni.
148
Masz - szepnął Erling - weź ten mieszek z monetami i zatrzymaj nóż.
Nie sądziłem, że z ciebie taki dobry kompan - odrzekł Stener ze wzruszeniem. - Dlaczego mi pomagasz?
Erling poklepał go po ramieniu. Jego były wspólnik nie dowie się, że uwolnił go, kierując się wyłącznie własnym interesem. Erling miał swoje powody, ale nie zamierzał ich wyjawiać.
- Uciekaj.
I pamiętaj, byś mnie nie zdradził, gdyby
lensman
znów cię złapał. Pamiętaj!
Stener podniósł rękę w geście pozdrowienia i znik-. nął w mroku.
14
Więzień uciekł, więzień uciekł! - krzyknął Martin, zeskakując z Gniadosza. Ludzie rzucali zajęcia i śpieszyli w jego kierunku.
Co ty mówisz? - spytał Torę z niedowierzaniem.
Lensman przyjechał przed chwilą do Storedal z wiadomością, że Stener czy Bjornar, Bóg jeden wie jak on się nazywa, uciekł tej nocy.
Jak to możliwe? - dopytywał się Torę. - Czuliśmy się bezpiecznie, sądząc, że siedzi w lochu pod czujnym okiem strażników.
Martin rzucił wodze Erlingowi. Erling uchwycił je jedną dłonią, ale nie zamierzał odprowadzać wierzchowca do stajni, póki nie usłyszy wszystkich szczegółów.
- Rzeczywiście
siedział za kratkami, ale lens
man
przyznał się, że nie wystawił straży. Przypusz
czał,
że morderca podejmie próbę ucieczki wcześniej,
ale
kiedy to nie nastąpiło, jego czujność osłabła...
150
Bardzo sprytne - zadrwił Torę i wypluł grudkę tytoniu przez ramię. - Morderca tylko na to czekał. Tacy jak on to przebiegłe lisy, dokładnie wiedzą, kiedy uderzyć.
Masz, niestety, rację - przyznał Martin z zamyśleniem. - Przyjechałem porozmawiać z panią Gaupås. Trzeba ją ostrzec. Nie wiadomo, co się tamtemu lęgnie w głowie. Może zapragnie ją ukarać...
A po co miałby to robić? - odważył się spytać Er-ling.
Nie wiem - odrzekł Martin i pokręcił głową. -Lensman prosił mnie, abym tu przyjechał. Trudno przypuszczać, że morderca zechce kręcić się po okolicy, ale nie możemy ryzykować. Poza tym on dobrze wie, że pani Gaupås odziedziczyła znaczną sumę pieniędzy po mężu. Tacy desperaci jak on gotowi są na wszystko!
Zgromadzeni1 przyznali mu rację.
- Wejdź
do środka, Martinie - powiedział Gul-
brand.
- Inga jest w domu.
Martin widział, że ludzie palili się do dyskusji, ale on sam marzył o tym, by spotkać się z Ingą. Dawno już nie był z nią sam na sam...
Martin! - krzyknęła radośnie Inga, kiedy stanął przed nią. Odłożyła robótkę, wstała i machinalnie wygładziła suknię. - Masz czas na filiżankę kawy? - spytała zawstydzona.
Oczywiście. - Martin opadł na krzesło, a Inga udała się do kuchni.
Co cię do nas sprowadza? - spytała, nalawszy mu świeżego naparu.
151
Głos miała niepewny, a kiedy odstawiała dzbanek na tacę, jej ręce drżały.
- Stener...
Bjernar znów jest na wolności.
Dziewczyna
położyła dłoń na ustach, a jej oczy roz
warły
się z przerażenia.
To niemożliwe!
A jednak. Pan Thuesen sądzi, że ktoś mu pomógł w ucieczce...
W ucieczce?
Martin skinął głową i pociągnął łyk kawy.
- Lensman
wie, że morderca nie miał przy sobie
noża,
a kraty noszą ślady uderzeń ostrym narzędziem.
Przerwał, czekając na jej komentarz. Zapadła długa cisza. Inga zmarszczyła brwi.
Kto? - spytała po chwili. Martin wzruszył ramionami.
Nikt nie wie, kto mógłby mieć w tym jakiś cel. Inga odwróciła się wolno ku niemu.
Chyba nie uważasz, że to ja? - pisnęła. Martin postanowił być szczery. Plotki o związku
Ingi z tym przeklętym żniwiarzem nie dawały mu spokoju.
- Powiedz
prawdę, Ingo, durzyłaś się w tym Bjor-
narzę?
Zaniknął oczy, czekając na odpowiedź.
- To
nie ma nic do rzeczy - odrzekła ostrym to
nem.
Martin stłumił westchnienie. Prawda, to nie miało nic wspólnego ze sprawą, ale chętnie by zaspokoił ciekawość. Płonął z zazdrości, kiedy wyobraźnia podsuwała
152
mu obrazy intymnych schadzek Ingi i Bjornara... - Chcę ci ufać, Ingo. Uważam, że należy mi się wiarygodne wyjaśnienie po tym, co przeżyliśmy razem...
Nie - odrzekła instynktownie Inga.
Nie? Co to znaczy? Że nic was nie łączyło? Czy że nie zamierzasz udzielić mi wyjaśnień?
Inga jęknęła z irytacją, ale szybko się opanowała.
Przyznam, że Bjornar był jak długo wyczekiwany promień słońca w szary dzień. Na wszystkich twarzach wywoływał radość i uśmiech...
Na twojej też?
Tak - odrzekła zażenowana.
Czymś jeszcze kusił? - Martin nienawidził sam siebie za te intymne pytania, ale nie mógł się oprzeć.
Zdawało mi się, że coś do niego czuję, Martin. Teraz już wiem, że pomyliłam zauroczenie z miłością.
Martin zaklął w duchu. Złościło go, że Inga nie chce wyjawić całej prawdy i że dała się uwieść żniwiarzowi.
- A więc... nie posunęliście się za daleko?
Inga zerwała się z krzesła i podeszła do okna. Oparła dłonie na parapecie i wyszeptała ze smutkiem: - Czego oko nie widzi, tego sercu nie żal. - Po czym odwróciła się raptownie i wbiła w niego spojrzenie niebieskich oczu. - Nigdy nie pytam, czy dzielisz łoże z Gudrun. Co wieczór zadręczam się myślami, czy śpicie razem. Czy zasypujesz ją pieszczotami... - Schyliła głowę i chlipnęła.
Biedna Inga, pomyślał Martin, cierpi równie mocno jak ja. Ale i tak jest już za późno, za późno... Nie
153
wstał, by ją pocieszyć, bo oboje zasługiwali na pociechę. Wiedział, jak by się to skończyło, a chwila była nieodpowiednia na miłosne uniesienia.
- A
jest tak?
Martin
wzdrygnął się.
- O
co ci chodzi? Gzy sypiam z Gudrun? Czy było
by
to takie dziwne? W końcu jesteśmy małżeństwem.
Inga przejechała dłonią po twarzy, jakby obcierała łzy.
- A
więc jest tak - skonstatowała smutno. - Sądzi
łam,
że... - Zacisnęła usta i pokręciła głową. - Nie,
dajmy
sobie z tym spokój.
Słowa Ingi wzbudziły jego ciekawość. Nie mógł już dłużej opierać się pokusie i otoczył ramionami tę kobietę, którą kochał, a która już nigdy nie miała należeć do niego.
- O
czym myślałaś?-zachęcił ją niezdarnym uśmie
chem.
Oczy Ingi, zazwyczaj błyszczące, teraz były matowe i pozbawione życia. Bawiła się ostatnim guzikiem jego koszuli, ale nie odważyła się podnieść wzroku.
- Zostałam
wdową. Pomyślałam, że może... -
Chrząknęła
i dodała: - Sądziłam, że jest jeszcze dla
nas nadzieja...
Martin nie zrozumiał.
Teraz? Jak mielibyśmy tego dokonać w legalny sposób?
Wiem, że to wbrew twoim zasadom - szepnęła Inga, wijąc się jak piskorz w jego ramionach - ale czy nie mógłbyś... odejść od Gudrun?
154
Martin zesztywniał. Pytanie podziałało na niego jak zimny prysznic.
- Chodzi ci o rozwód?
Inga pokiwała głową, nie podnosząc oczu.
Martin poczuł, że napełnia go gniew, jakiego nigdy dotąd nie przeżył. Przestraszył się, że to gwałtowne uczucie opanowało go właśnie teraz, kiedy obejmował najdroższą sobie istotę.
- Miałem
nadzieję, Ingo - zniżył głos do groźnego
szeptu
- że wreszcie zrozumiesz, iż nie jesteśmy so
bie
przeznaczeni. Rozwód - powtórzył z niedowierza
niem.
- Naprawdę życzysz sobie, bym opuścił Gudrun
i
naraził ją na pośmiewisko? Bym ją zostawił dla jej
macochy?
Jesteś szalona, Ingo. - Skóra na jej ramio
nach
była miękka i ciepła, ale Martin poczuł nagle,
że
jej
dotyk
parzy. Puścił ją z objęć. - Jak możesz być
tak
samolubna? Tak cyniczna?
Zachwiał się i cofnął parę kroków. Tego się po niej nie spodziewał. Zdawał sobie sprawę, że Inga i Gudrun się nie cierpią, ale to nie usprawiedliwiało tak niesłychanej propozycji.
Inga też zrozumiała wagę swych słów.
Przepraszam, Martinie. Niels nie żyje i... nic już nas nie dzieli. Jestem wolna!
A ja nie - warknął Martin. - Przysięgałem przed Bogiem, że nie opuszczę Gudrun aż do śmierci. Poza tym ponoszę odpowiedzialność za małą Runę.
Inga tupnęła nogą.
Nawet nie jest twoim dzieckiem!
I właśnie dlatego - syknął gniewnie Martin - mu-
155
szę otoczyć ją szczególną troską. Żegnaj, Ingo, nie spotkamy się, póki ci rozum nie wrócL
Z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Stuk jego podkutych butów rozchodził się echem po całym domu, kiedy zmierzał korytarzem do wyjścia.
Inga opadła zniechęcona na krzesło. Rozumiała opory . Martina, ale rozwód przestał już być czymś niezwykłym. Krążyło mnóstwo opowieści o parach, które zdecydowały się rozstać. To prawda, byli małżonkowie narażali się na złośliwe komentarze i plotki, ale możliwość istniała. Dlaczego Martin nie brał jej pod uwagę?
Za swój atut Inga uważała fakt, że byli parą, zanim Martin ożenił się z Gudrun. Pokochali się wcześniej, więc miała do niego jakieś prawa! Pociągnęła łyk letniej kawy i skrzywiła się. Co za podły smak! Myśli, które krążyły jej po głowie, były może dziecinne, ale naprawdę żałowała, że małżeństwo Martina i Gudrun w ogóle doszło do skutku.
Gdyby człowiek miał moc zaglądania w przyszłość! Czy Martin poczekałby na nią, wiedząc, że Niels za dwa lata pożegna się z tym światem? Na pewno by zaczekał, a tak ustąpił wobec żądań rodziców, którzy troszczyli się wyłącznie o przyszłość rodowego dziedzictwa.
Inga zasępiła się. Mieszkali teraz osobno, oboje nieszczęśliwi. Martin tęsknił, dostrzegła to w jego wzroku, wyczuła w delikatnym dotyku palców. W głosie, w którym słychać było rozpacz, ale i radość z ponownego spotkania.
156
Czy nie rozumiał, że wciąż mają szansę? Właśnie teraz, kiedy odzyskała wolność! Jako młoda i zamożna wdowa stanie się atrakcyjną partią. Mężczyźni będą ją adorować i kto wie, może znajdzie takiego, przy którym serce mocniej zabije? A wtedy Martinowi ta okazja przejdzie koło nosa...
Nic z tego, westchnęła. Martin nie odejdzie od Gudrun. Inga walnęła pięścią w oparcie fotela, aż przeszył ją ból. Do diabła! Dlaczego musiał być taki lojalny, dlaczego musiał zachowywać się jak rycerz? Gdyby Martin wystąpił o rozwód, w Gaupås i Storedal rozpętałoby się piekło, ale w końcu burza by przycichła. Wszyscy pogodziliby się z nową rzeczywistością. Wszyscy oprócz Gudrun, lecz, szczerze mówiąc, los Gudrun niewiele Ingę obchodził.
Inga potarła bolącą dłoń w zamyśleniu. A jeśli się myliła? Może związek Martina i Gudrun okrzepł? Może Martin zaczął żywić jakieś cieplejsze uczucia wobec swojej żony...
Wielki Boże, pomyślała Inga i ze smutkiem pokręciła głową, czy z tego powodu odrzucił jej zawoalowa-ne oświadczyny?
Tego samego dnia Inga zajęła się czyszczeniem rodowych sreber. Był to pełen komplet sztućców na dwanaście osób, od łyżek do zupy i łyżeczek do herbaty poczynając, a kończąc na chochli i łopatce do ciasta.
Sztućce leżały w ciepłej wodzie z dodatkiem sody.
157
W ręce Inga trzymała ściereczkę i łyżkę. Ramiona ją bolały, a kciuk spuchł od pocierania.
Nagle usłyszała jakiś dźwięk i rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku okna. Życie w gospodarstwie okraszało mnóstwo dziwnych dźwięków, ale ten był wyjątkowo przenikliwy. Nie dostrzegła niczego nadzwyczajnego, więc odłożyła wypolerowaną łyżkę i sięgnęła po kolejną.
I znów! Jeszcze raz dobiegł jej ten dźwięk! Dochodził ze stajni. Inga wybiegła za drzwi i usłyszała rozdzierające rżenie konia. Co musiało mu się stać, pomyślała i ruszyła biegiem do zabudowań gospodarczych. Do rżenia dołączył się dudniący stukot kopyt, którymi koń uderzał o ścianę stajni.
Widok, który ujrzała, zmroził jej krew w żyłach. Er-ling bił Czarnulkę długim biczem, podnosił go i smagał klacz z całą siłą. Czarnulka przewracała oczyma z przerażenia, rzucała łbem, ale nie miała żadnych szans, by ujść razów. Erling stał po zewnętrznej stronie boksu i wymachiwał biczem nad niską przegrodą, smagając konia po zadzie. Kiedy Czarnulka robiła unik, pejcz spadał na jej głowę.
Inga straciła panowanie nad sobą. Skoczyła do przodu i wyrwała bicz z dłoni Erlinga.
Zapłacisz mi za to! - krzyknęła, uderzając go w plecy. Podniosła rękę do nowego ciosu, ale w tej samej chwili Gulbrand złapał za rzemień.
Wystarczy, Ingo.
Inga opadła z sił. Rzuciła złowrogie spojrzenie na Erlinga.
158-
- Za pół godziny stawisz się w gabinecie!
Erling nic nie odrzekł, wyprostował się i wyszedł ze stajni.
Za narożnikiem budynku zatrzymał się, by złapać oddech. Co za upokorzenie! Został wychłostany przez kobietę, i to w obecności Gulbranda. Potraktowała go jak psa! Zacisnął zęby. Tego nie puści jej płazem. Ta suka zapłaci mu za wszystko, nie ma pojęcia, z kim zadarła.
Erling nigdy nie darzył sympatią tej upartej kobiety, ale musiał być cierpliwy. Przede wszystkim nie może pozwolić, by wyrzuciła go ze służby. Kiedyś przyjdzie dzień, w którym wymierzy jej zasłużoną karę.
Inga usiadła na stołku przed kominkiem i zamknęła oczy. Ledwo była w stanie utrzymać kubek z kawą w drżących dłoniach.
Popełniłam głupstwo, pomyślała. Wiedziała, że Erling ogłosił się samozwańczym przywódcą mężczyzn pracujących we dworze, choć nikt na dobrą sprawę go nie lubił. Bez przerwy wszystkimi komenderował, uważał, że na wszystkim zna się najlepiej. Chwalił się swoimi wyczynami, co niepomiernie ludzi irytowało. Z początku Gulbrand lekceważył tego pyszałka, z czasem jednak i jemu Erling zaczął działać na nerwy.
Inga przeklinała tę chwilę, w której zdecydowała się przyjąć Erlinga na służbę. Słyszała ostrzegawcze dzwonki, ale je zlekceważyła, kiedy Erling pomógł jej pozbyć się Hedvig. Teraz nie pozostawało nic innego,
159
jak zapłacić mu za robotę i przegnać gdzie pieprz rośnie!
Że też musiała stracić panowanie nad sobą! Zamiast smagać go biczem, powinna była od razu wysłać go do gabinetu i udzielić reprymendy. Jakże jednak mogła postąpić inaczej? Wciąż miała przed oczyma przerażoną klacz, wierzgającą kopytami, by uniknąć razów. Czarnulka spływała krwią i ledwie trzymała się na nogach.
Najbardziej lubiła Mikrusa, ale pewnie dlatego, że znacznie częściej zaprzęgano go do bryczki i wozu; poza tym często jeździła na nim wierzchem. Czarnulka zaś była koniem wyjątkowej urody o maści kruczoczarnej i z białą strzałką na czole. Poruszała się elegancko na długich kończynach, ale miała nerwowy charakter. Stała się mimowolnym świadkiem napaści Bjornara na sędziego. Może niewiele zrozumiała z tamtego zdarzenia, ale rwetes w stajni zostawił ślad w jej psychice.
Inga odstawiła kubek i zdecydowanym krokiem ruszyła do gabinetu. Zbliżała się chwila, w której Erling miał stawić się na wezwanie.
- Wejść!
- powiedziała władczo, kiedy rozległo się
pukanie
do drzwi.
Erling wszedł do środka, ściskając czapkę w dłoniach.
Inga nie wskazała mu krzesła.
.- Zawiodłam się na tobie. Bardzo brutalnie potraktowałeś Czarnulkę.
- Ona...
ona usiłowała mnie ugryźć - bronił się
Erling.
160
- Być
może - przyznała Inga - ale mogłeś ją ode
pchnąć
lub klepnąć ostrzegawczo po chrapach. Zacho
wałeś
się jak barbarzyńca. - Gniewnym ruchem rzu
ciła
parę monet na biurko. - Tyle ci się należy i ani
grosza
więcej. Zejdź mi z oczu!
W oczach Erlinga pojawił się niebezpieczny błysk.
- Spuść
z tonu - syknął. - Jeśli mnie przepędzisz,
pójdę
prosto do lensmana. Pan Thuesen chętnie po
słucha
historii o kąpieli w stawie. A jeśli nie uwierzy,
to
szepnę mu na ucho o pewnej ptaszynie, która po
mogła
kochankowi w ucieczce...
Inga zerwała się z miejsca i zacisnęła dłonie.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda!
Erling z obojętnością zaczął studiować paznokieć.
Nikt nie miał lepszego powodu, by uwolnić więźnia. Rozumiem, że trudno ci było pogodzić się z myślą, że kochanek spędzi resztę życia za kratkami. Bo przecież go kochasz?
Nic ci do tego - prychnęła Inga. - Dobrze więc, Erling, zostaniesz tutaj do czternastego kwietnia i ani dnia dłużej. Nie dam się zastraszyć.
Już się dałaś, inaczej wyrzuciłabyś mnie natychmiast. Trzymajmy się umowy, a wszystko dobrze się skończy - dodał, uśmiechając się ironicznie.
Kiedy Erling opuścił gabinet, Inga z jękiem opadła na krzesło.
15
Inga wolno zbliżała się do stajni. Czarnulka zastrzygła uszami, ale nie odwróciła się. Dziewczyna gwizdnęła cicho. Klacz odwróciła głowę, ale wciąż była niespokojna. Położyła uszy po sobie.
Inga nawoływała ją raz po raz, ale Czarnulka nie zwracała na nią uwagi. Dopiero po chwili długiej jak wieczność obróciła się ku dziewczynie, ale wciąż trzymała się tylnej części boksu.
Inga nie wiedziała, co robić. Nie mogła przecież spędzić w stajni całego dnia, a jej pieszczotliwa przemowa nie przynosiła żadnych efektów; klacz nie chciała się uspokoić. Dobrze rozumiała sceptycyzm zwierzęcia, jeden człowiek ją pobił, drugi przemawiał do niej czule. Nie wiedziała, czy może mu zaufać.
Inga była bliska rezygnacji, kiedy Czarnulka wreszcie się poruszyła. Zatrzymała się wprawdzie wbezpiecz-nej odległości, ale lody zostały przełamane. Po chwili podeszła bliżej i powąchała dłoń Ingi. Dziewczyna
162
stłumiła okrzyk radości i podsunęła klaczy kawałek chleba pod pysk. Czarnulka rozchyliła wargi i złapała chleb, dotykając skóry Ingi miękkimi chrapami.
Ośmielona tymi oznakami ufności, Inga otworzyła boks i z bijącym sercem weszła do środka. Znalazła się teraz w królestwie Czarnulki i nie była pewna, jak zwierzę się zachowa. Klacz nerwowo zadzierała kopytem siano i rżała cicho.
Na widok obrażeń na skórze Czarnulki Inga miała ochotę zawyć bezsilnie. W niektórych miejscach smagnięcia biczem zostawiły otwarte rany, grzbiet pokrył się zakrzepłą krwią. Najgorsza była jednak świadomość, że zwierzę doznało szoku. Znalazło się w pułapce, musiało przyjmować razy, nie mając szans ucieczki, nie rozumiejąc, dlaczego skazano je na cierpienie.
- Nie
bój się, moja mała - szepnęła Inga i pogła
skała
Czarnulkę między uszami. - Erling nigdy już nie
postawi
swojej stopy w stajni.
Postanowiła, że Gulbrand zajmie się opatrzeniem zwierzęcia, bo lepiej znał się na koniach.
Sigrid nie spodziewała się wizyty starszej siostry, ale przyjęła ją serdecznie.
Jak miło, że mnie odwiedzasz, Gudrun - oznajmiła nie całkiem szczerze. Nie miała właściwie nic przeciwko odwiedzinom siostry, ale przewidywała, że czeka ją jakaś reprymenda.
Gdzie jest Inga? - spytała Gudrun, rozglądając się bacznie.
163
W stajni u Czarnulki. Tam się coś... zdarzyło. Jeden z parobków okaleczył konia. - Sigrid postawiła na stole filiżanki i talerzyki oraz świeżo upieczone ciasto. Woda gotowała się i obie siostry zajęły miejsca na krzesłach. - Coś się stało - spytała Sigrid - że przychodzisz niezapowiedziana?
Nic, a co miałoby się stać? Uważasz, że po śmierci ojca nie mam prawa tu przebywać?
Wręcz przeciwnie - uśmiechnęła się ciepło Sigrid.
Wiesz, czy Inga zaczęła załatwiać sprawy spadkowe? - spytała Gudrun po dłuższej pauzie.
To mnie w ogóle nie interesuje - odrzekła Sigrid poirytowana.
Ty głupia gąsko! - warknęła Gudrun. - Ona nie ma prawa do całego majątku ojca. Poza tym należy się nam scheda po matce. Tego nie może nam odmówić.
Wcale nie zamierza - uspokajała ją Sigrid. - Myśl sobie o Indze, co chcesz, ale nie możesz powiedzieć, że jest pazerna.
Gudrun wydmuchała nos.
- Zostawiłam
coś w moim pokoju, kiedy się wy
prowadzałam.
Sigrid zerwała się na nogi.
Mam ci to przynieść?
Nie - uśmiechnęła się przyjaźnie Gudrun. - Nie kłopocz się. Lepiej wiem, gdzie co leży.
Inga posprzątała pokój po śmierci ojca - ciągnęła Sigrid. - Zapytaj ją, jeśli nie znajdziesz swoich rzeczy.
164
- Nie
omieszkam - przyrzekła Gudrun i pognała
korytarzem,
potem w górę schodów i na krużganek.
Sigrid odprowadziła ją zdumionym wzrokiem. Skąd ten nagły pośpiech?
Serce zabiło w piersi Gudrun, kiedy na krużganku jakaś postać nagle wychynęła z cienia. Wzdrygnęła się i uczyniła znak krzyża.
Gudrun Gaupås, jak sądzę - usłyszała jakiś spokojny głos.
Kto mnie tutaj straszy? - odrzekła poirytowana. - Co obcy mężczyzna robi na moim krużganku? Jeśli jesteś zwykłym parobkiem, to nie masz wstępu na piętro. Precz stąd!
Ciemnowłosy mężczyzna podszedł bliżej. Przystojna twarz, pomyślała Gudrun, ale spojrzenie oczu... bezwzględne. Układ ust też wydał się jej odpychający.
Nazywa się pani Gudrun Gaupås. Nieprawdaż? - Nie odpowiedział na jej pytania, tylko zadał własne.
Tak, tak - zniecierpliwiła się Gudrun. - Właściwie teraz nazywam się Gudrun Storedal.
Przepraszam, wiedziałem o tym - roześmiał się nieznajomy. - Ja mam na imię Erling - dodał, wyciągając rękę, ale Gudrun nie zamierzała jej uścisnąć. - Doszły mnie bardzo smutne wieści - zakończył Erling zbolałym głosem i cofnął rękę.
Gudrun nie odpowiedziała, tylko niecierpliwie pomachała ramionami.
165
Szanowna pani Storedal, we wsi krążą pogłoski o pani mężu...
O Martinie?
Tak, ludzie gadają, że pani męża widziano w... sam nie wiem, jak to wyrazić... w dwuznacznej sytuacji z pewną kobietą.
Co takiego?! - krzyknęła Gudrun, ale natychmiast zapanowała nad sobą. Martin z inną kobietą? Ich związek nie był gorący, ale to ona ponosiła za to winę. Odepchnęła go od siebie, kochała wyłącznie Nielsa. Ostatnio jednak jej myśli zaczęły krążyć wokół męża. Właściwie był całkiem przystojny i miły... Odkryła to dopiero po śmierci ojca, kiedy łuski spadły jej z oczu. Ostatnimi czasy stali się nawet przyjaciółmi i dzielili łoże. W sensie dosłownym, rzecz jasna, ale to i tak duży postęp.
Gudrun zamyśliła się, ale głos mężczyzny przywołał ją do rzeczywistości. Poza imieniem nic o nim nie wiedziała, zapewne był jednym z pracowników sezonowych.
- W
pogłoskach pojawia się imię tej kobiety - ciąg
nął
Erling z ożywieniem.
Gudrun uniosła nieco brwi, ale się nie odezwała. Parobek zaczerpnął tchu.
Inga-
Inga? Inga Svartdal?
Nie powinienem może przekazywać pani plotek, nie znamy się wszakże. Uznałem jednak za swój obowiązek zwrócić pani uwagę na brzydkie zachowanie wdowy.
166
Przez chwilę wydawało się, że Gudrun odjęło mowę, co przecież nie zdarzało się często.
- Obowiązek - powtórzyła machinalnie. - Cieszę się, że przyszedłeś z tym do mnie, i nikomu nie powtórzę naszej rozmowy. - Chwyciła go za dłonie i potrząsnęła nimi energicznie. - A teraz się rozejdźmy - szepnęła - by nikt nas nie zauważył.
Parobek ustąpił w cień z przebiegłym uśmiechem na twarzy.
Gudrun nie ruszyła się z miejsca. Kim był ten dziwny mężczyzna i jaki miał powód, by opowiadać jej o Indze? A może to ten sam człowiek, który ćwiczył Czarnulkę pejczem? Inga lubiła zwierzęta, a zwłaszcza konie, więc pewnie ostro go skarciła za to zachowanie. .. Całkiem możliwe, że powodowała nim chęć zemsty.
Więc czy można mu wierzyć? - zastanawiała się, wślizgując się cicho do pokoju Ingi. W pomieszczeniu panował wzorowy porządek. Gudrun przeczesała komodę i stoliczek nocny, ale nigdzie nie znalazła żadnych dokumentów. Szukała papierów spadkowych, ale tutaj ich nie było. Zapewne trzymano je w gabinecie, ale tam nie odważyłaby się zakraść. Na piętrze łatwiej było się ukryć, usłyszeć kroki na schodach lub skrzypnięcie drzwi.
Myśl o zemście nie dawała Gudrun spokoju. Jak ukarać Ingę za cudzołóstwo? Kara musiała być dotkliwa, co do tego Gudrun nie miała żadnych wątpliwości. Tej ladacznicy nie ujdzie to na sucho. Najpierw zabrała jej Nielsa, a teraz Martina... Po raz pierwszy
167
poczuła coś na kształt zazdrości, kiedy dotarło do niej, że Martin zdradził ją z Ingą. Inga chciała mieć wszystko i wszystko brała. Bez żadnych skrupułów!
Gudrun postanowiła odczekać i sprawdzić, ile prawdy tkwi w pogłoskach, które przekazał jej parobek. Jeśli jego słowa się potwierdzą, niech Bóg ma Ingę w opiece!
Promień słońca wpadł przez szybę, rozświetlił pokój i odbił się od jakiegoś błyszczącego przedmiotu, który wisiał na kołku obok szali i wełnianych spódnic Ingi. Powodowana ciekawością Gudrun podeszła bliżej. To był nóż, klinga niedbale wciśnięta w pochwę błysnęła w słońcu. Gudrun rozsupłała rzemień, który łączył nóż z paskiem. Jaki piękny, pomyślała, rozpoznając mistrzowskie rzemiosło Gulbranda. Opuszkami palców dotknęła ozdobnych liter, które były zapewne inicjałami pełnego nazwiska Ingi. Tyle że taki nóż nie pasował do kobiety. Do czego miałby służyć jej macosze?
I nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Ściskając nóż w dłoni, wiedziała już, jak się zemści. Najpierw sprawdzi, ile prawdy tkwi w plotkach, potem wymierzy karę.
Śmiejąc się złośliwie, niemal histerycznie, Gudrun wsunęła nóż do kieszeni.
Inga od razu dostrzegła coś dziwnego w zachowaniu Gudrun, kiedy spotkała się z nią w kuchni. Pasierbica zajęła miejsce za stołem i nie pozdrowiła jej pierwsza.
168
To akurat nie było takie niezwykłe, ale ze sztucznym uśmiechem przylepionym do twarzy Gudrun wyglądała jak kot, który właśnie połknął mysz.
Witaj - uśmiechnęła się Inga. Wiedziała doskonale, że Gudrun bardzo nie lubiła, by jej przypominano, że nie jest już panią Gaupås, ale nie potrafiła się powstrzymać od złośliwości. - Co cię do nas sprowadza?
Chcę ustalić z Sigrid, co nam się prawnie należy po ojcu i matce!
Inga oparła się o blat kuchenny. r Bardzo cię ta kwestia zajmuje. Cierpliwość, moja droga, to cenna zaleta.
Gudrun obnażyła zęby na kształt uśmiechu.
- Nie śpieszy się.
Inga zamrugała oczyma ze zdumieniem.
- Doprawdy?
Poprzednim razem domagałaś się,
bym
nie zwlekając, podpisała dokumenty - odrzekła
sarkastycznie.
Gudrun podniosła się i grzecznie podziękowała za poczęstunek.
- Kiedyś
wszystko zrozumiesz, Ingo, ale wtedy bę
dzie
już za późno.
Wyszła z kuchni dostojnym krokiem i wdrapała się na wóz.
Inga spojrzała pytająco na Sigrid, ale ta wzruszyła tylko ramionami.
Erling z zadowoleniem skonstatował, że Gudrun chciwie słuchała jego słów. Kiedyś już widział tę tęgą ko-
169
bietę i szybko zrozumiał, że jej relacje z Ingą są bardzo napięte. Ilekroć wymieniano imię Gudrun, Inga sztywniała. Z podsłuchanych rozmów we dworze Er-ling domyślił się, że niesnaski zaczęły się, kiedy Ingę wydano za Nielsa. Z tą chwilą w osobie najstarszej córki sędziego Inga zyskała niebezpiecznego wroga.
Coś musiało się za tym kryć. Słuchając krążących plotek, Erling doszedł do oczywistego wniosku: wrogość dwóch kobiet rodzi się zazwyczaj z konfliktu o mężczyznę.
Kiedy więc Martin przyjechał do dworu, by ostrzec Ingę po ucieczce Bjornara, Erling pojął wszystko. Obie kobiety pożądały tego samego mężczyzny. Nie był pewien, która bardziej, ale wiedział jedno: Inga chodziła z kwaśną miną, kiedy Martin pośpiesznie opuścił Gaupås. Wyglądało na to, że się pokłócili...
No cóż, Erling snuł jedynie przypuszczenia, lecz w tym, co powiedział pani Storedal, tkwiło zapewne ziarenko prawdy, bo na dźwięk jego słów pobladła i zmieniła się na twarzy. Wiadomość o zdradzie męża trudno uznać za przyjemną, zwłaszcza jeśli kochanką jest osoba o takiej pozycji. Erling odniósł zresztą wrażenie, że Gudrun nosiła się z tym podejrzeniem czas jakiś, ale nie chciała się wobec siebie samej do tego przyznać.
Erling nie miał wyrzutów sumienia. Nawet jeśli pomylił się w swoich domysłach, nikt nie mógł go za to winić! Nie zrobił wszak nic złego, po prostu głośno wyraził swój pogląd.
Uśmiechnął się szeroko. Miał przed oczyma gniew-
170
ną twarz Gudrun i coś mu mówiło, że ta kobieta nie okaże Indze litości. Dobrze jej tak, pomyślał mściwie, słowa Gudrun zabolą ją tak jak smagnięcia biczem na jego plecach.
Kładąc Emilię do snu, Inga bardzo się zdenerwowała. Nóż, podarunek od Gulbranda, zniknął. W czystej desperacji poklepała się po biodrach, by sprawdzić, czy nie wisi u paska. Nie, przecież specjalnie trzymała go w pokoju, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ludzie gotowi byli pomyśleć, że się czegoś boi, gdyby otwarcie nosiła go przy sobie. Jej strach mógłby udzielić się służbie, zwłaszcza Eugenie, Marlenę i Kristiane.
Położyła się na łóżku, zastanawiając się, gdzie go schowała. Może w jednej z szuflad? Otwierała je po kolei, ale go nie znalazła i jej niepokój wzrósł. Ostatnią szufladę wsunęła z hukiem na miejsce.
Przeszukała kieszenie w spódnicach i fartuchach, ale na próżno.
Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Nie mogła powiedzieć o tym Gulbrandowi, boby się obraził, że nie pilnowała tak cennego daru. Służbie też nie mogła o niczym napomknąć, bo gotowi pomyśleć, że oskarża ich o kradzież.
Po głębszym zastanowieniu przypomniała sobie, że widziała przed chwilą, jak Erling wychodzi głównym wejściem. To dziwne, zazwyczaj korzystał z drzwi na werandę... Chyba że... Inga zamrugała gwałtownie powiekami. Chyba że dostał się do jej pokoju i ukradł
171
nóż. Nie brzydził się kłamstw ani gróźb, więc równie dobrze mógł być złodziejem.
Zrobiło się jej słabo. Nie mogła oskarżyć Erlin-ga o kradzież, ale teraz już wiedziała, kogo musi się strzec.
16
Dopiero w drugi dzień świąt Inga ujrzała Martina. Zdziwiła się niepomiernie, kiedy dwoje sań wjechało na dziedziniec i z pierwszych wyskoczył Laurens.
- Coś
się stało? - spytała zaniepokojona.
Laurens
uśmiechnął się i podrapał pod kapelu
szem.
- Nie.
Dzisiaj jest dzień wyścigów. Pomyśleliśmy,
że
może ty i Emilia wybrałybyście się z nami nad jezio
ro
Hillestad.
Inga spojrzała ku saniom. W jednych siedzieli Martin, Gudrun i woźnica Brandt, z drugich machała do niej Ragnhild. Inga znała tę tradycję, kiedy była dzieckiem, wyścigi stanowiły nie lada atrakcję. Mężczyźni i młodzieńcy gromadzili się na skutym lodem jeziorze, by się zmierzyć. Zwycięzca nie otrzymywał żadnej nagrody, ludzie brali udział w zawodach, żeby sprawdzić, kto jest najsprawniejszym woźnicą we wsi i kto ma najlepszego konia. Ojciec Ingi wygrał zawody kilka
173
lat z rzędu z Czarnym w zaprzęgu. Teraz jednak ogier był już za stary na taki wysiłek.
Sama nie wiem - zawahała się Inga. - Byłoby miło, ale... jesteś pewien, że będziemy mile widziane? - Uczyniła nieznaczny gest w kierunku sań.
Ależ oczywiście - odrzekł Laurens z uśmiechem. - To Gudrun zaproponowała, byśmy zajechali po ciebie. Powinnaś wyrwać się z domu, Ingo. Wprawdzie wciąż nosisz żałobę, ale to nie oznacza, że nie możesz brać udziału w takich uroczystościach.
Ingę trawiła tęsknota do Martina. W głębi duszy wiedziała, że powinna trzymać się od niego z daleka, a jednocześnie rada była wiedzieć, czy jej wybaczył. Rozstali się w nieprzyjaźni i Inga przepłakała wiele nocy. Czuła wtedy każdą cząstką swego ciała, że brak jej jego obecności, i wylewała łzy, rozpamiętując gniew, który go ogarnął, kiedy wspomniała o możliwości rozwodu.
Zdziwiła się, że propozycja wyszła od Gudrun. Skąd ta nagła troska? Bardzo dziwne, pomyślała, ale nie mogła się oprzeć pokusie.
Dobrze, Laurens, pojadę z wami. Daj mi chwilkę, muszę ubrać Emilię.
Świetnie, moje dziecko - rozpromienił się Laurens. - Pojedziecie ze mną i Ragnhild.
W drodze napotkali tłum ludzi. Inga zadrżała mimowolnie, kiedy jej oczom ukazała się rozległa tafla lodu. Była pewna, że ktoś zmierzył jej grubość, ale niebieskawa powierzchnia zmarzniętego jeziora nie budziła zaufania. Zarówno ona, jak i Gudrun wiedziały
174
z własnego doświadczenia, że w lodzie jest mnóstwo zdradliwych szczelin.
Koni było ze dwadzieścia, skonstatowała z podziwem Inga. Zwierzęta rżały, stawały na tylnych kończynach i uderzały kopytami. Z ich chrap wydobywały się kłęby pary, złocona uprząż błyszczała w świetle dnia. Właściciele puchli z dumy, pokazując swoje dorodne, pięknie wyszczotkowane wierzchowce. Jeden z ogierów rzucił się nerwowo w bok i woźnica z trudem utrzymywał go w szeregu.
Inga, Ragnhild i Gudrun zeskoczyły z sań i dołączyły do kobiet stojących z boku. Ragnhild pozdrawiała znajome, nie zapominając jednak o synowej i Indze. Rozłożyła koc, postawiła na środku kosz z wiktuałami i zaczęła częstować je kanapkami i ciepłymi napojami.
- Musisz wygrać! - krzyknęła do Laurensa, kiedy ten przemknął koło nich saniami.
Laurens wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
Na linii startowej zjawiło się jedenaście zaprzęgów. Inga rozpoznała Torsteina z Furią, Torbjorna z Gracją, Martina z Gniadoszem i Laurensa z krępym koniem, którego imienia nie znała. Z boku ustawili się Eirik Gudum, Lars Braten i czterech jeszcze mężczyzn. Byli zbyt daleko, by mogła rozpoznać ich twarze.
Ten ostatni to chyba ojciec, pomyślała, wyciągając szyję. Pewnie tak, bo koń przypominał Bułanka. Bułanek był potomkiem Czarnego, równie silnie jak on zbudowanym. Czarny słynął z wytrzymałości na długich dystansach, Bułanek z dzikości i dzielności. Inga nie wątpiła, że ten narowisty ogier skoczy do przodu
175
jak ognista kula, wątpiła jednak, że wytrzyma tempo aż do drugiego końca jeziora i zabudowań Notnes. W tamtym miejscu zawodnicy robili nawrót i pędzili co sił z powrotem na linię startu. Trzy pierwsze zaprzęgi przechodziły do finału.
Inga uważała, że ojciec ma przewagę nad wszystkimi, bo nie brakowało mu pewności siebie. W pokerze i innych grach Kristian nie miał sobie równych, bo potrafił przeciwników wytrącić z równowagi, zanim jeszcze przystąpili do rozgrywki.
Podskoczyła z ekscytacji, kiedy rozległ się wystrzał. Zaprzęgi ruszyły, tylko jeden koń wspiął się na zadnie nogi i odmówił posłuszeństwa. Inga usłyszała świst pejcza i zrobiło się jej słabo. Biegnij, pomodliła się w duchu, biegnij... Jak ruszysz, już cię nie uderzy... Modlitwa nie dotarła do uszu zwierzęcia, ale koń pojął chyba powagę sytuacji. Zaparł się kopytami i wystrzelił przed siebie.
Kobiety wstały, by mieć lepszy widok. Rozległa się wrzawa, kiedy sanie przemknęły obok Torstein prowadził o kilka długości, ale inni szybko go doganiali. Już po chwili Eirik Gudum objął prowadzenie.
Inga odprowadziła ich wzrokiem, aż zamienili się w małe kropki na horyzoncie. Nie pozostawało nic innego jak czekać. Nie była zdecydowana, kogo dopingować. Serce biło dla Martina i życzyła mu, by przeszedł do następnej rundy... Przynależność do rodu Svartdalów nakazywała kibicować Bułankowi.
Emilia dreptała wokół, z trudem utrzymując się na nogach na pokrytym cienką warstwą śniegu lodzie.
176
Inga ubrała ją na tę okazję w nowy czerwony płaszczyk z aksamitu. Ludzie uśmiechali się na widok dziewczynki i zagadywali ją, kobiety klaskały w ręce z zachwytu i nazywały ją czarującą istotą. Emilia nie rozumiała zapewne tego wyrażenia, ale kokieteryjnie przechylała główkę. Inga śledziła ją wzrokiem, by nie zniknęła jej w tłumie, ale nie protestowała, kiedy dziewczynce wciskano do ręki cukierki i inne łakocie.
- Wracają! - krzyknęła jedna z kobiet.
Inga wzięła Emilię na ręce. Wysunęła biodro w bok i oparła o nie dziewczynkę.
Dziadek - powiedziała, wyciągając rękę.
Dziadzia - powtórzyła zachwycona Emilia.
Tafla jeziora zaczęła drżeć, kiedy zbliżyły się zaprzęgi, końskie kopyta dudniły o lód. Zauważyła z zadowoleniem, że Martin prowadzi z dużą przewagą, a Eirik i Kristian walczą o drugie miejsce. Kiedy Gniadosz przekroczył linię mety, rozległy się okrzyki entuzjazmu. Inga wstrzymała oddech. Poganiała ojca w duchu, ale Kristian musiał uznać wyższość Eirika.
Wiedziałam, że Martin wygra - śmiała się Ragnhild. - On i Gniadosz są nie do pobicia!
No cóż - odpowiedziała wesoło Inga - ojciec też przeszedł do następnej rundy. Jeszcze nic nierozstrzygnięte.
Tak, tak - zgodziła się Ragnhild. - Bułanek to godny następca Czarnego.
Inga zdziwiła się, że Ragnhild zna imiona koni ojca. Zdaje się, że śledziła wydarzenia w Svartdal z większą uwagą, niż gotowa była przyznać.
177
Ludzie dyskutowali zawzięcie o szansach zawodników w finałowej rozgrywce. Zarządzono przerwę w zawodach. Konie potrzebowały odpoczynku, a mężczyźni czegoś ciepłego na rozgrzewkę.
Inga miała ochotę porozmawiać z ojcem, ale Kri-stian nie dostrzegł je) wśród tłumu. Odprowadził Bu-łanka na brzeg, gdzie zapewne czekali na niego Kri-stoffer i Sorine. Inga zamieniłaby chętnie parę słów z krewniakami, ale nie chciała zachować się niegrzecznie wobec Laurensa i Ragnhild. W końcu to oni zaprosili ją na zawody.
Martin promieniał. Przywiązał Gniadosza do drzewa i nałożył mu na głowę worek z owsem, by wzmocnić jego siły przed finałem.
Laurens pęczniał z dumy.
Nie spodziewałem się, że pobijesz własnego ojca - śmiał się.
To Gniadosz zasłużył na pochwały - odrzekł Martin. - Dzielny ogier!
Kątem oka Inga dostrzegła, jak Gudrun zarzuca mężowi ramiona na szyję, świergoląc wesoło. Martin nie zaprotestował, zauważyła ze smutkiem, a nawet przytulił żonę. Między małżonkami powstała więź, która napełniała Ingę najwyższym zdumieniem. Martin był wprawdzie mądrym człowiekiem, który we wszystkich szukał dobra, ale Gudrun wyraźnie też przeszła jakąś odmianę. Na lepsze, pomyślała z zazdrością.
Z myśli wyrwały ją słowa Gudrun, która zapraszała wszystkich na placki ziemniaczane.
Inga nie miała ochoty ich próbować. Nie dlatego,
178
że Gudrun nie potrafiła piec, bo w istocie była wytrawną gospodynią. Inga nie mogła po prostu pojąć, dlaczego ta nadęta kobieta nagle zaczęła traktować ją z taką sympatią^ Dlaczego nalegała, by ją zaprosić na wyścigi? Nie umiała wytłumaczyć sobie przyczyn tej nagłej zmiany.
Dlatego też poczekała, aż inni zaczną jeść, zanim odgryzła kęs. Wciąż miała w pamięci wypadek Emilii. Może Gudrun przyszła do głowy myśl, by ją otruć. Nie, to już czysta histeria, łajała samą siebie.
I musiała przyznać, że placki są wyśmienite. Miały smak kwaśnej śmietany i cukru, były posmarowane grubą warstwą masła i doprawione cynamonem. Inga nie odmówiła, kiedy Gudrun podała jej kolejny.
- Mniam,
mniam - powiedziała Emilia.
Ragnhild
roześmiała się i delikatnie pociągnęła
dziewczynkę za loki.
Inga przemokła nieco od siedzenia na brzegu koca, ale nie narzekała. Dzień upływał w miłej atmosferze i w jednostajnym życiu Emilii stanowił pożądaną odmianę.
Martin rozprostował zdrętwiałe nogi, szykując się do kolejnego biegu. Gudrun uścisnęła męża i życzyła mu powodzenia. Ragnhild nie posiadała się z emocji i sama miała ochotę rzucić się synowi na szyję.
Odjedziesz tym starcom, jakby cię sam diabeł gonił! - krzyknęła do Martina.
Ależ Ragnhild! - skarcił ją Laurens ze śmiechem.
Przepraszam - zreflektowała się Ragnhild i zakryła usta dłonią.
179
Inga podniosła się, kiedy Martin stanął przed nią. Skoro wszyscy go ściskali, to ona też chyba może? Nikt nie powinien się poczuć urażony. Z wahaniem otoczyła go ramionami. Martin nieco zesztywniał, ale nie zaprotestował. Odsunęli się od siebie, ale Inga przytrzymała jego dłonie. I nie chciała puścić, za żadne skarby...
Tylko nie wypchnij ojca na brzeg - ostrzegła go, ale jej oczy się śmiały.
Zrobię, co w mojej mocy - przekomarzał się z nią Martin.
Trzy zaprzęgi w finale łatwiej było śledzić wzrokiem. Konie ustawiły się bliżej widzów.
Au - jęknęła Emilia, kiedy rozległ się wystrzał, a Inga mimowolnie ścisnęła ją za dłoń.
Przepraszam, moja mała. Nie chciałam.
I znów Martin wygrał start. Gniadosz pochylił mocno głowę, napiął wszystkie mięśnie i popędził przed siebie. Sanie ze Storedal wyszły na prowadzenie.
Inga zagryzła wargi, kiedy ogier Eirika Guduma minął Bułanka. Nie Uczyła się z wygraną ojca, ale też nie życzyła mu, by zajął ostatnie miejsce. Kristian nie lubił przegrywać, robił się wtedy nieznośny i wszystkim w Svartdal psuł humor.
Kto wygra? - spytała podekscytowana Ragnhild.
Nie wiem - przyznała Inga. - Albo Martin, albo ojciec.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Kiedy w końcu czerwonawo umaszczony koń Martina ukazał się na horyzoncie, podniosła się wrzawa.
180
Inga nie zmartwiła się, prawdziwe rozczarowanie odczuła dopiero wtedy, kiedy ujrzała, że Bułanek zamyka stawkę. To przykre, pomyślała, że Kristian dozna kolejnego upokorzenia, i to na oczach całej wsi. No cóż, nikt jednak nie zmuszał go do współzawodnictwa.
I nagle Bułanek odzyskał siły. Szybkim kłusem minął konia Eirika i zaczął zbliżać się do Gniadosza. Wciąż jednak zostawał w tyle o kilka długości sań.
- Naprzód,
Bułanku! - krzyknęła Inga, podskaku
jąc
z emocji.
Gudrun posłała jej pogardliwe spojrzenie.
Inga zaczerwieniła się i umilkła.
Eirik zrezygnował z walki i zwolnił.
Bułanek zmniejszył dystans do sań Martina, ale meta była tuż-tuż. Kristian nie ma szans na zwycięstwo, pomyślała Inga, ale w tej samej chwili Martin popełnił niewybaczalny błąd. Widząc, że Bułanek zbliża się od wewnętrznej strony, odwrócił głowę, by ocenić swoją przewagę. Mimowolnie pociągnął za cugle w prawej dłoni i koń posłusznie wykonał polecenie woźnicy. Zamiast popędzić w prostej linii do mety, Gniadosz skręcił w prawo.
Przekleństwa Martina zmieszały się z okrzykami radości Kristiana.
Inga wstrzymała oddech, kiedy sanie pokonywały ostatni odcinek, a potem głośno biła brawo, ciesząc się ze zwycięstwa ojca.
- Masz
ci los - stwierdziła dobrodusznie Ragnhild
i
wymierzyła Indze kuksańca w bok.
181
- Nikt nie pokona koni mojego ojca - oświadczyła dumnie Inga.
Laurens i Ragnhild wymienili się spojrzeniami. Inga miała wrażenie, że jej radość nie była im niemiła
Tego samego wieczora w Storedal Gudrun siedziała w swoim pokoju, strojąc miny do lustra. Wyjęła spinki z włosów i rzuciła je na komódkę. Energicznymi ruchami zaczęła rozczesywać włosy.
Niech nikt nie myśli, że zaprosiła Ingę z czystej życzliwości. O nie, taka naiwna znów nie jest. Zrobiła to, by sprawdzić, jak Inga i Martin zachowają się wobec siebie. Udawała, że nie widzi, kiedy uścisnęli się przed finałową rozgrywką, ale kątem oka śledziła ich poczynania. Nie spodobało się jej, że ta bezczelna macocha przytula jej męża, ale prawdę mówiąc, nie uznała tego gestu za nieprzyzwoity. Zdradziły ich ukradkowe spojrzenia i pieszczoty.
Inga nie potrafiła zapanować nad pożądaniem, tej suce aż oczy się świeciły do niego. A Martin! Wcale nie był lepszy, prychnęła Gudrun obrażona. Powinien był cofnąć dłonie, kiedy Inga je przytrzymała, ale ten idiota dał się jej oczarować.
Gudrun miała ochotę trzasnąć pięścią w lustro, zbić szkło i wymazać z niego własne oblicze. Erling miał rację! Od jak dawna Inga zabawia się z Martinem w sianie? Przeklęta ladacznica, najpierw uwiodła Nielsa, a teraz zagięła parol na Martina.
182
Gudrun gotowała się z wściekłości. Wkrótce... Jej usta ściągnęły się w pogardliwym uśmiechu. Wymacała fartuch wiszący na krześle obok łóżka i sprawdziła, czy nóż wciąż znajduje się w kieszeni.
Nóż Ingi.
Jutro wreszcie się na coś przyda.
17
Kristiane i Marlenę dostały wolne w trzeci dzień świąt. Rodzeństwo spędzało zazwyczaj Wigilię i Boże Narodzenie z rodzicami, ale tego roku zajęć w Gaupås było tak dużo, że Inga dała dziewczętom dodatkowy wolny od pracy dzień.
Właśnie z tego powodu była sama na strychu stodoły, kiedy zjawiła się Gudrun. Inga usłyszała skrzypienie butów na śniegu i z ciekawością wyjrzała przez szparę w deskach. Widok Gudrun zdziwił ją niepomiernie, całkiem niedawno złożyła im przecież wizytę, a poprzedniego dnia widziały się nad jeziorem. Więc może przyszła do Sigrid? To też byłoby dziwne, bo Si-grid przyznała się, że poprzednim razem siostra też nie miała poważnego powodu, by ją odwiedzić. Chciała tylko poszukać czegoś w swoim starym pokoju.
Inga machnęła ręką i podeszła do dwóch ogromnych klatek z królikami. Na szczęście ma dość roboty i nie musi rozmawiać z człowiekiem, którego nie cierpi.
184
Króliki sprowadziła jesienią. Zwierzęta dawały dobre mięso, a ich skóra też była nie do pogardzenia. Inga nie przychodziła tu zbyt często, by nie przywiązać się do tych pięknych istot, które wiosną miały trafić pod nóż. Zostanie tylko kilka sztuk na potrzeby hodowli.
Kristiane i Marlenę chyba nie przejmowały się ich przyszłym losem, bo często brały małe króliczki na ręce i głaskały.
Inga wysprzątała obie klatki i wyścieliła je świeżym sianem i trawą. Były święta, więc nie żałowała zwierzętom kapusty i marchwi. Króliki ochoczo rzuciły się na smakołyki.
Inga zamyśliła się. Nie mogła uwolnić się od przeczucia, że Gudrun coś knuje. Ostrzegawcze myśli kotłowały się jej w głowie, ale nie potrafiła określić, skąd nadejdzie zagrożenie, i bardzo ją to irytowało. Gudrun nie zamierzała chyba skrzywdzić Emilii, zresztą Eugenie na jej widok nie odchodziła od małej na krok. Służąca gotowa była bronić dziewczynki do ostatniego tchu, zupełnie jakby była jej własnym dzieckiem. Inga nie obawiała się o córeczkę. Gudrun miała chyba inne plany...
Poprzedniego dnia była taka miła, tyle że w jej uprzejmym zachowaniu był fałszywy ton, przerażająco fałszywy ton. Czyżby nagle zrobiło się jej żal Ingi, samotnie spędzającej czas w Gaupås?
Inga wróciła do swoich zajęć. Musiała oddzielić samice od samca, bo wkrótce pojawiłyby się młode, i to znacznie więcej, niż potrzebowała. Każdy miot liczył sześć, siedem małych króliczków, a samice zdolne były rodzić trzy razy do roku!
185
Usłyszała odgłos kroków na klepisku pod strychem. Inga wsunęła ostrożnie samca w głąb klatki. Zwierzę powąchało jej palce, a ona z zachwytem przyglądała się malutkiemu wilgotnemu noskowi, który z wielką szybkością poruszał się w górę i w dół. Zamknęła klatkę na zatyczkę, podeszła do skraju i spojrzała w dół.
Zobaczyła Gudrun.
Nie weszłaś do... - zaczęła Inga, ale urwała, napotkawszy nienawistne spojrzenie Gudrun.
Nie próbuj żadnych sztuczek, podła dziwko - prychnęła Gudrun. - Myślisz, że nie wiem, co wyczyniasz? Sądzisz, że się nie domyślam, iż rozkładasz nogi pod moim mężem?
Ingę zdumiały wulgarne słowa. Skąd Gudrun wiedziała o wszystkim? Czyżby Martin przyznał się, powodowany wyrzutami sumienia? Nie mogła w to uwierzyć, bo przecież oboje zgrzeszyli. Poza tym obiecał jej, iż nigdy nie wyjawi prawdy o ich zakazanym związku. A jednak... Poprzedniego dnia Gudrun i Martin traktowali się z oddaniem i może zaczęli sobie bardziej ufać. A może... Może Gudrun widziała ich razem? Kochali się tutaj na strychu, w lesie i w szopie na siano tamtego dnia, kiedy owce nie odnalazły drogi do domu. Inga miała jednak pewność, że wtedy Gudrun nie obserwowała ich zza krzaków.
Spojrzenie Gudrun zmroziło jej krew w żyłach. W stalowoszarych oczach kryła się nienawiść. Gudrun wiedziała o wszystkim!
Mogę wyjaśnić...
Co wyjaśnić? - syknęła. - Że puszczasz się z moim
186
mężem za moimi plecami? Nie, Ingo, posunęłaś się za daleko.
Inga cofnęła się lękliwie, kiedy Gudrun postawiła stopę na szczeblu drabiny. Posłała spojrzenie w kierunku schodów. Może mogłaby uciec tamtędy, kiedy Gudrun znajdzie się w połowie wysokości drabiny? Niestety, skonstatowała z przerażeniem, Gulbrand usunął większość stopni, zostawiając kilka na samym dole i boczne wsporniki.
- Myślisz,
że cię nie śledziłam? Wszystko dobrze
zaplanowałam.
Okłamywaliście mnie z Martinem,
ale
wczoraj otrzymałam ostateczny dowód. Dowód,
na
który długo czekałam...
Gudrun weszła dwa szczeble wyżej i zatrzymała się. Wolno wyciągnęła nóż z kieszeni fartucha i pomachała nim w powietrzu triumfującym gestem.
Inga rozdziawiła oczy. To był jej nóż, ten, którego szukała na próżno. Trudno byłoby go nie rozpoznać. Gulbrand wyrył na nim lecącego orła, z rozłożonymi skrzydłami i wyraźnie zaznaczonymi oczyma. Te oczy wpatrywały się teraz w nią, czarne, szkliste oczy mrugały, kiedy Gudrun wymachiwała ostrzem.
Upozoruję wypadek - oznajmiła Gudrun chrapliwym głosem. - Umrzesz od własnego noża, bez świadków. Ludzie pomyślą, że popełniłaś samobójstwo, a ja nie będę protestować. Wręcz przeciwnie! - Roześmiała się groteskowo.
Sigrid i Eugenie wiedzą, że tu jesteś - próbowała ją przekonać Inga. - Będą...
Niczego nie zrobią - przerwała jej Gudrun. - Po-
187
żegnałam się z nimi i ruszyłam w drogę powrotną. Koło Nedre Gullhaug zawróciłam, bo wiedziałam, że już straciły mnie z oczu. A teraz umrzesz za swoją zdradę!
- Nie
jest tak, jak myślisz - jęknęła Inga. Nie była
specjalnie
lękliwa, ale w tej sytuacji rozsądek podpo
wiadał
jej, by nie rozdrażniać Gudrun. Oczy Gudrun
błyszczały
z gniewu i nienawiści. Wielki Boże, co tu
robić?
Odpowiedział jej pogardliwy śmiech.
Nigdy cię nie lubiłam, Ingo, a kiedy wyszłaś za mąż za mojego ojca, zaczęłam cię nienawidzić. Dlaczego dostał ci się mężczyzna, którego kochałam? Który coś dla mnie znaczył... ?
Nie chciałam go - zatkała Inga.
Możliwe - przyznała beznamiętnie Gudrun - ale się nie poddałaś, jakbyś zamierzała mnie zniszczyć. Nie troszczyłaś się o mojego biednego ojca i zastawiłaś sidła na Martina. Na drugiego mężczyznę mego życia. Koniec z tym, już nigdy nie dostaniesz tego, co mnie się należy!
Inga rozejrzała się wokół, szukając pomocy, ale nikogo nie zobaczyła. Nie mogła krzyczeć, bo Gudrun wspięłaby się na górę i pchnęła ją nożem. Gdyby ktoś jednak się zjawił i zaczął pytać o powody tej dramatycznej kłótni, cała prawda o jej romansie z Martinem wyszłaby na jaw. Znalazła się w potrzasku! W sytuacji bez wyjścia.
Dlaczego?
Czy naprawdę sądziła, że związek z Martinem moż-
188
na będzie ukrywać w nieskończoność? Gulbrand wiedział o wszystkim i prędzej czy później sprawa ujrzałaby światło dzienne. Jaka była głupia!
Gudrun ruszyła w górę, ściskając nóż w dłoni. Zatrzymała się na przedostatnim szczeblu i oblizała wargi-
Inga stała jak sparaliżowana, lęk ściął mrozem je)
ciało. Jak miała się bronić? Gudrun straciła rozum, śmiała się jak szalona. Poruszała się wolno, zatrzymała się nawet, by odgarnąć kosmyk włosów z czoła. Nie zachowywała się jak ktoś, kto zamierza popełnić morderstwo!
Nagle podniosła głowę i spojrzała jej prosto w oczy. Inga cofnęła się o krok, zimny pot płynął jej po plecach i zrobiło jej się słabo. Zaczęła tracić równowagę, ale ostatkiem sił zdołała utrzymać się na nogach. Dziki wyraz oczu Gudrun nie pozostawiał żadnych złudzeń. Szykowała się do ataku.
Gudrun nabrała powietrza i podniosła stopę, by postawić ją na ostatnim szczeblu.
Nie namyślając się wielce, Inga skoczyła do przodu i złapała drabinę.
- Precz! - zawyła Gudrun zaślepiona wściekłością. Podniosła nóż do śmiertelnego pchnięcia, ale była za daleko. Ciosy znaczyły krwawe ślady na ramionach Ingi, ale dziewczyna nie czuła bólu. Mocniej uchwyciła drabinę i pchnęła ją w tył.
Na zawsze miała zapamiętać wyraz twarzy Gudrun. Pasierbica otworzyła szeroko oczy i rozdziawiła usta. Straszliwy krzyk przeszył powietrze. Czas się za-
189
trzymał, serce przestało bić. Inga czuła jedynie szum w głowie.
Gudrun zamachała ramionami i puściła nóż, który zawirował w powietrzu i spadł na klepisko. W jej oczach pojawił się śmiertelny strach. Łapała dłońmi powietrze, szukając oparcia, a drabina kreśliła łuk.
Aż się przewróciła.
Ciało Gudrun z łoskotem uderzyło o ziemię. Krzyk ustał.
Inga skuliła się, kiedy głowa Gudrun roztrzaskała się o klepisko. To chyba zły sen, pomyślała przez ułamek sekundy, ale rzeczywistość natychmiast przypomniała o sobie. Wokół głowy Gudrun pojawiła się kałuża krwi.
A więc przepowiednia z pogrzebu się sprawdziła. Zdmuchnięta świeca przy marach Nielsa zapowiadała śmierć kobiety. Czy właśnie wtedy los wyznaczył Gudrun ten tragiczny koniec?
Nie! Inga nie wierzyła w zabobony! Wiatr zgasił świecę, a ludzie zatrzymali się w przerażeniu, ale przecież wiatr nie miał mocy przewidywania przyszłości.
Szum w głowie wzmógł się, a kolana odmówiły jej posłuszeństwa. Opuściły ją wszystkie siły i wolno opadła na siano. Zabiła Gudrun! Wielki Boże, nie ma wątpliwości. Gudrun nie żyje. Zamordowała własną pasierbicę!