background image

Cienie

z przeszłości

Torill Thorup

background image

W SERD UKAŻĄ SIĘ:

tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa

tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią

tom 11. Odrzucenie

tom 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa

background image

tom 2.

KORZENIE

background image

1

Gaupås, czerwiec 1906 roku

Inga zamrugała  oczami,  patrząc na Nielsa i Gudrun,

którzy stali  tuż  obok.  Nie   mogła  uwierzyć   własnym

uszom! Ojciec zmusił ją, żeby wyszła za starego Nielsa

z Gaupås, tak, zmusi  j ... A pierwszego dnia po  lubie

ł ą

ś

dowiaduje się, że to Gudrun, najstarsza córka Nielsa,

jest   panią   we   dworze!   To,   że   od   tej   pory   będzie 

musiała

zginać kark przed Gudrun, słuchać jej poleceń i pytać

o wszystko, wprawiło ją we wściekłość. Bez pozwole-

nia   Gudrun nie  może   nawet  wziąć  garstki  ziarna  ze

spiżarni.

Już miała się odgryźć ojcu i córce za to, jak ją potrak-

towali, ale się powstrzymała. Przypomniała sobie mądre

słowa drogiej Emmy. W dniu, w którym ojciec załadował

rzeczy Ingi na wóz,  eby je przewie  z dworu Svartdal

ż

źć

do jej nowego domu w Gaupås, Emma wzi a j  na stro-

ęł ą

n  i powiedzia a: „Pomimo niech ci musisz przeci gn

ę

ł

ę

ą ąć

Nielsa na swoją stronę. Nie mówię, że masz knuć intry-

5

background image

gi, ale powinnaś go słuchać i uprzyjemniać mu życie, jak

tylko potrafisz". W uszach Ingi zadźwięczały wyraźnie

ostatnie słowa starej służącej: „Jeśli zdobędziesz jego za-

ufanie i miłość, Gudrun nie będzie ci zagrażać. Bo wów-

czas Niels wybierze ciebie..."

Inga pokiwała głową, ale nie potrafiła ukryć rozcza-

rowania. I wcale nie chciała go ukryć. Niels powinien

zrozumieć, że podjął niesprawiedliwą i haniebną decy-

zję.

- Wydawa o mi si ,  e Gaupås to dwór z tradycjami.

ł

ę ż

Mia am nadziej ,  e jeste  cz owiekiem honoru, Niels,

ł

ę ż

ś

ł

sądziłam, że klucze nosi tutaj żona gospodarza! - Gniew

znów zaczął w niej wzbierać, zagryzła więc zęby, żeby

nad sobą zapanować. Podczas krótkiej pauzy szukała

właściwych słów. - Ale akceptuję, że Gudrun sprawu-

je tu dozór. Na razie. Wykorzystam ten czas na naukę.

Spodziewam się, że przekażesz mi klucze, gdy uznasz,

że się do tego nadaję. - Próbowała się do niego uśmiech-

nąć, ale uśmiech nie sięgnął jej oczu.

Niels pochylił się nad stołem i odetchnął z ulgą. Oba-

wiał się najwyraźniej awantury.

Gdy Inga obróciła się na pięcie, żeby odejść, poczu-

ła na sobie nienawistne spojrzenie Gudrun. Spojrzenie

głęboko osadzonych, lśniących i zimnych oczu.

Sigrid biegła w podskokach w stronę dworu 0vre Gull-

haug. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że nie pomogła

sprzątać po weselu, ale postanowiła, że przynajmniej raz

posłucha swego wewnętrznego głosu. Tym razem nie

będzie przedkładać obowiązków nad wszystko inne; te-

raz musi się dowiedzieć prawdy o swojej matce!

6

background image

- Czy   to   ty,   Sigrid,   przybiegasz   tu   taka   zziaja-

na? - Pani Hedvig ścierała właśnie ze stołu i układała
na nim serwet  w czerwon  kratk . - Nie spodziewa am

ę

ą

ę

ł

si ,  e zobacz  dzi  kogo  z Gaupås. Zaraz po weselu.

ę ż

ę

ś

ś

W  przytulnej  kuchni Hedvig Sigrid czuła  się jak

w domu. Od wielu lat jej najbliższą przyjaciółką była

Ingebjorg, córka Hedvig.

Hedvig nalała kawy do dwóch filiżanek. Przyjaznym

gestem podsunęła kawę gościowi. Sigrid pochyliła się

nad filiżanką i zaczęła wchłaniać zapach ciepłego napo-

ju. Oddychała już spokojniej, rytm serca wracał do mia-

ry.

-Ingebjorg poszła z Halvdanem...

-Nie przyszłam dziś do Ingebjorg - wtrąciła Sigrid

ostrożnie. - Chciałam porozmawiać z tobą.

-Ze mną? - Hedvig położyła rękę na sercu, udając

przerażenie.

Sigrid ociągała się z pytaniem. Nie miała pojęcia, jak

zadać te delikatne pytania, wiedziała jednak, że tylko

Hedvig odważy się na nie odpowiedzieć. Ludzie mają

rację, nazywając Hedvig plotkarą, i to... i to teraz moż-

na wykorzystać. Sigrid łyknęła trochę ciepłej kawy.

-Opowiedz mi o mojej matce...

-O   Andrine?   -   Hedvig   zmierzyła   ją   spojrzeniem

swoich zielonych oczu z brązowymi cętkami. - Co

chcesz wiedzieć?

Sigrid poruszyła się niespokojnie.

- Rozmawiałam z Gulbrandem i odniosłam wraże-

nie, że chciał przede mną coś ukryć...

Hedvig wzięła głęboki oddech.

- A więc to tę historię chcesz poznać...

. Sigrid nie ośmieliła się ani odpowiedzieć, ani na-

wet spojrzeć na panią tego dworu. Pomyślała ze stra-

7

background image

chem,   że   jeśli   zrobi   teraz   najmniejszy   nawet   ruch,

Hedvig zamilknie. Ręce miała spocone, więc otarła je

o spódnicę.

- Andrine zjawiła się u starego pastora Rollefsena

i jego żony, gdy miała piętnaście lat...

Sigrid nie mogła uwierzyć własnym uszom.

- Pojawiła się? Co znaczy „pojawiła się"? Myślałam,

że była ich córką.

Hedvig odpędziła muchę, która brzęczała jej koło

głowy.

- A więc to ci powiedzieli! Nie, ona została umiesz-

czona u Rollefsenów po pewnym szczególnym wydarze-

niu. Została umieszczona pod ich nadzorem, tak bym

powiedziała. Komisja gminna stwierdziła, że tak będzie

najlepiej. Dostojni panowie uznali, że pastor zdoła wy-

pędzić grzech z jej zbłąkanej duszy.

Oczy Sigrid zaszły mgłą. Wydawało się jej, że znała

swoją matkę, a okazało się, że jest całkiem inaczej!

- I komisja gminna miała rację! Pan Rollefsen na-

prawdę wychował twoją matkę na dobrego człowieka.

Z czasem stała się pobożna, uczynna i skromna. Gdyby

ludzie nie znali jej przeszłości, nikt by nie przypuścił,

że była zdolna do... do czegoś takiego...

Lęk ścisnął serce Sigrid żelazną obręczą. Już nie zdo-

łała powstrzymać łez.

-Co takiego zrobiła moja matka?

-Ojciec   najprawdopodobniej   zabronił   jej   wyjść

za mąż za wędrownego kramarza. A ona zemściła 

się,

nie   znając   miłosierdzia.   Ukarała   ojca,   podkładając 

ogień

w domu  i w stodole. Podobno jej rodzina  uszła z 

życiem,

ale matka, która była właśnie w domu, miała bardzo 

po-

parzoną   twarz.   Zostały  jej   tak   straszne   blizny,   że 

ludzie

background image

odwracali się od niej z odrazą.

8

background image

Sigrid pochyliła się nad stołem i załkała. Hedvig po-

łożyła jej dłoń na głowie i pozwoliła płakać.

- Andrine drogo zapłaciła za swoją zemstę. Ten kra-

marz nie chciał jej znać po tym, co się stało. Matka się

do niej przestała odzywać. A ojciec... - Hedvig pokrę-

ciła   głową.   -   Pobił   Andrine   do   nieprzytomności. 

Gdyby

służba go nie powstrzymała, zabiłby dziewczynę włas-

nymi   rękami.   I   w   ten   sposób   Andrine   została 

przybraną

córką pastora i jego żony...

Sigrid potarła zaczerwienione oczy.

-Pomyśleć, że nigdy o tym nie słyszałam. Myślałam,

że   matka   była   córką   Rollefsena.   I   nigdy   nie 

zauważyłam

w niej nic niepokojącego.

-No właśnie! Andrine stała się porządnym człowie-

kiem. Po tym strasznym wydarzeniu twojej matce 

nie

można było nic zarzucić. Nikt by złego słowa o niej 

nie

powiedział.

Sigrid zdusiła w sobie jęk. Jakże teraz żałowała swojej

ciekawości. Wiedziała już, po kim Gudrun mogła odzie-

dziczyć to swoje szaleństwo, ale najpiękniejsze wspo-

mnienia, jakie jej pozostały po matce, roztrzaskały się

jak warstewka lodu na jesiennych kałużach.

Inga w ponurym nastroju powlokła się na górę do sy-

pialni. Pochyliła się i oparła czoło o szybę. Zimne szkło

chłodziło jej czoło. Z westchnieniem zamknęła oczy.

Nie była pewna, czy wygrała potyczkę słowną tam na

dole, w kuchni. Gzy okazała dość zdecydowania i po-

słuszeństwa zarazem? Czy Gudrun i Niels zrozumieli,

że nie będą nią rządzić, jak zechcą, że Inga ma własne

background image

zdanie? Tak, wydawało jej się, że zdołała to pokazać.

9

background image

Zrozumieli zapewne, że zapyta jeszcze o pęk kluczy do

dworu. Nie sądzą chyba, że Gudrun będzie zarządzać

dworem w nieskończoność.

Niels powiedział przecież, że Gudrun zachowa klu-

cze przez pewien czas. Przez pewien czas! Czy to ozna-

cza tygodnie, miesiące czy lata? Żołądek jej podszedł do

gardła, gdy pomyślała, że to może rzeczywiście oznaczać

lata. Długie, nieznośnie długie lata.

- Nie, nie - szepnęła Inga, użalając się nad sobą. - Oj-

cze niebieski, wiesz, że rzadko się modlę, ale tym razem

musisz spojrzeć na mnie w swojej łaskawości. Klucze

oznaczają nie tylko możliwość zamykania budynków i do-

stęp do spiżarni. To mój ratunek! Rozumiesz? - Ostatnie

słowo zabrzmiało jak krzyk o pomoc.

O, gdyby tylko Bóg zesłał jej jakiś znak, że jej słu-

cha! Wyrosła już z dziecięcej wiary i w gruncie rzeczy

przestała myśleć, że los jest w rękach Boga. Tylko od niej

zależało, jak będzie wyglądało jej życie. Sama wyznacza

swój kurs każdego dnia.

Ta świadomość  dała jej poczucie bezpieczeństwa.

Ku jej własnemu zaskoczeniu. W zasadzie powinna ją

przerazić myśl, że może polegać tylko na sobie, a jed-

nak wypełnił ją niewytłumaczalny spokój. Wiedziała,

że sama musi sobie poradzić z Gudrun i z wszystkimi

wyzwaniami losu. Trzeba przede wszystkim podejmo-

wać właściwe decyzje, gdy przyjdzie na to pora.

Inga widziała wprawdzie wszystkich służących ze dwo-

ru, ale w wielkim tłumie, podczas weselnego zamętu,

nie potrafiła odróżnić gości od służby, a tym bardziej

przywitać się ze wszystkimi. Okazja nadarzyła się dopie-

ro następnego dnia podczas obiadu.

10

background image

Siedziała sztywno na krześle i czuła się jak intruz.

Z czasem atmosfera się rozluźniła, gdy Inga podniosła

się, żeby podać rękę każdemu z osobna. Siostry Kri-

stiane i Marlenę poznała już wcześniej. Gdy uśmiech-

nęły się do niej życzliwie, zrobiło jej się cieplej na du-

chu.

W Gaupås pracowa o mnóstwo ludzi. Oprócz Gu-

ł

drun, Sigrid i pary sióstr dygnęła przed nią jeszcze jed-

na służąca.

- Mam na imię Eugenie - powiedziała wyrośnięta

dziewczyna z krzywymi zębami. - To ja odpowiadam za

dojenie krów i gotowanie.

Stary  Gulbrand,   główny  służący,   od   razu   polubił

Ingę. Miał długą, rudą brodę i zielone, przyjazne oczy.

Kiedy się uśmiechał, w jego oczach zapalały się iskry.

Jej niewielka dłoń całkiem znikła w jego wielkiej. Po-

łożył sobie jej rękę na prawej dłoni i poklepując lewą,

oświadczył:

- Witaj we dworze, Inga! Jeśli miałabyś jakieś kłopo-

ty, zwróć się do mnie. Zawsze ci coś poradzę - zakończył

z serdecznym śmiechem.

Gdy Gulbrand usiadł przy stole, wystąpił Torę. Ukło-

nił się grzecznie, ale nie ośmielił się spojrzeć jej w oczy.

Młody Torę miał ciemne, kręcone włosy i niebieskie

oczy.

-Obiad   jest   szczególnie   wystawny   ze   względu   na

ciebie   -   oświadczył   nieśmiało   Niels,   skłaniając 

głowę

w   stronę   Ingi.   -   Zaraz   podadzą   gorącą   zupę   z 

kluskami,

bo to twój pierwszy dzień w małżeństwie.

-Dziękuję, bardzo mi miło - mruknęła Inga, lekko

dotknięta. Od razu się zorientowała, że to nie jest 

co-

dzienny   posiłek.   Wszyscy   pochylili   się   nad 

talerzami

i zabrali się do jedzenia świeżej zupy.

background image

11

background image

Inga miała nadzieję, że nikt nie zapyta, co myśli

o dworze i jak widzi swoją tu przyszłość. Nie wiedziała-

by, co powiedzieć. Okoliczności były dla niej zbyt przy-

kre, by mogła odpowiedzieć szczerze... Nim zdążyła

dokończyć tę myśl, Gulbrand otarł sobie brodę ręką i za-

pytał:

- I co, Inga, myślisz, że spodoba ci się u nas?

Inga poczerwieniała w okamgnieniu, policzki pa-

liły ją jak ogień. Wielki Boże, co ma odpowiedzieć?

Nie chciała kłamać, ale nie mogła przecież dać upustu

rozpaczy, która ją trawiła od środka.

- Nooo, taaak - wyjąkała, przeciągając tę ogólni-

kową  odpowiedź  i szukając gorączkowo jakiejś roz-

sądnej repliki. Spojrzała z ukosa na Nielsa. Twarz mu

poszarzała. Czyżby obawiał się, że Inga zdradzi tę po-

nurą tajemnicę, że została sprowadzona na ten dwór

jak krowa wygrana na loterii? Że nie pozwolono jej

nawet   wypowiedzieć   się   na   temat   transakcji,   którą

Niels przeprowadził z jej ojcem? Nawet Niels musiał

się  wstydzić  tego,  co zrobił.  Inga  dostrzegła,  że  pot

mu się perli na czole i że wbił tępy wzrok w pusty ta-

lerz po zupie. Nie, na pewno nie spodobałoby mu się,

gdyby  powiedziała  głośno,   w  jaki  sposób doszło do

tego małżeństwa.

Przy stole zapadła cisza. Niels i Gudrun pochylili gło-

wy. Służba natomiast przyglądała się jej z coraz większą

ciekawością.

- Oczywiście, oczywiście. Na pewno mi się spodo-

ba - powiedziała cicho Inga. I dodała powoli: -...z cza-

sem.

12

background image

- Nie zabawię tam długo, Brandt - zapewnił Lau-

rens Storedal woźnicę. - Idź tymczasem do stajni i utnij
sobie pogaw dk  z Gulbrandem. Pan Gaupås pomo e

ę ę

ż

mi tylko wypełnić te papiery.

Laurens stał przez chwilę, przeczesując palcami swo-

ją krótką brodę. Wzrokiem szukał Ingi, ale nigdzie jej
nie by o wida . Jakie to dziwne, sta  tu w Gaupås, wie-

ł

ć

ć

dząc, że zamieszkała tu córka Kristiana Svartdala. O tylu

sprawach powinienem porozmawiać z Ingą, pomyślał

z bólem. Nie wiadomo jednak, co dziewczyna wie o kon-

flikcie między ich rodzinami. Pewnie niewiele. Kristian

słynął z tego, że długo chował urazę, i pewnie z nikim

się nie dzielił swoimi problemami. O tak, Laurens znał

dobrze Kristiana i wiedział, że ten małomówny człowiek

codziennie rozmyśla o tym, co się zdarzyło całe wieki

temu.

Storedal skulił się. Dokuczały mu wyrzuty sumienia.

Nie ma się co dziwić, że Kristian zrobił się taki trudny

we współżyciu i chimeryczny, bo to przecież on poniósł

karę za to, czego obaj się dopuścili...

- Laurens, mój przyjacielu! - wykrzyknął Niels, sta-

jąc w głównych drzwiach.

Laurens ucieszył się, że Niels przerwał mu te ponure

rozmyślania.

- Mam   ważną   sprawę   -   powiedział.   -   Chciałbym

poznać twoje zdanie na pewien temat.

Na twarzy Nielsa odmalowało się zaciekawienie.

- Tak? Wejdź, proszę. Ma się rozumieć, że udzielę ci

rady wedle swego najlepszego rozeznania.

Entuzjazm gospodarza udzielił się Laurensowi. Sta-

rannie rozwinął dokument.

- Może uznasz, że mam zbyt wysokie mniemanie na

swój temat, ale... dowiedziałem się niedawno, że zwal-

13

background image

nia się urząd kwestora okręgu. No więc... - Ogarnęło

go onieśmielenie. - No więc mam zamiar zgłosić swoją

kandydaturę.

Niels uniósł jedną brew i chciał coś powiedzieć,

ale w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

-Proszę wejść! - zawołał Niels władczym tonem.

-Dzień dobry, panie Storedal - zaświergotała służą-

ca,   stawiając   srebrną   tacę   z   karafką   i   dwoma 

kieliszkami

na wino.

-Dzień   dobry,   Marlenę   -   uśmiechnął   się   Lau-

rens.   -   Służba   ma   teraz   dużo   pracy?   -   zagadnął 

dziew-

czynę. .

-Jak   zwykle,   pierwsze   wstajemy,   ostatnie   się   kła-

dziemy  -   wyjaśniła   Marlenę   z   uśmiechem.   -   Ale 

teraz

będzie   trochę   łatwiej.   Wprowadziła   się   tu   córka 

Kristia-

na Svartdala. Będzie więcej rąk do pracy.

-Dziękuję, Marlenę. To już wszystko. - Pan domu

rzucił gadatliwej dziewczynie surowe spojrzenie.

Marlenę zrozumiała chyba, że ma wyjść, bo dygnęła

grzecznie i zamknęła ostrożnie drzwi.

- Przepraszam - wyjąkał Niels.

Laurens założył nogę na nogę i zerknął na Nielsa, któ-

ry wyraźnie się zmieszał, gdy służąca wspomniała o In-

dze. Czyżby nie chciał rozmawiać o swojej nowej żonie?

Niels nalał rubinowego wina do kieliszków. W mil-

czeniu przysunął jeden z kieliszków gościowi, a Swój

podniósł do ust. Oblizał swoje pozbawione konturów

usta, odstawiając kieliszek na stół.

Laurens chwycił kieliszek, niepokojąc się coraz bar-

dziej. Jednym haustem wypił wszystko.

- Potrzebuję czegoś na uspokojenie - wyjaśnił nie-

co zażenowany gospodarzowi, gdy poczuł na sobie jego

zdziwione spojrzenie.

background image

14

background image

-

Proszę bardzo, poczęstuj się - skinął głową Niels.

Laurens nie dał się prosić dwa razyrale teraz pił wol-

niej.

Niels wziął papiery, które przed nim leżały.

- Czy   ja   wiem,   kwestor   okręgu.   Nie   najgorszy

urząd.

Jako człowiek bardzo dokładny, przeczytał uważnie

całe podanie.

Laurens wyprostował się. Dlaczego czuł się tak nie-

swojo? Był przecież u swego przyjaciela. U przyjaciela,

który go zawsze słuchał i dawał uczciwe rady. Gdy Niels

odłożył papiery, Laurens chrząknął i wyjaśnił:

- Muszę przyznać, że mam,wielką  ochotę na ten

urząd, ale nie jestem pewien... swoich kwalifikacji.

- Coś z nimi nie tak? - zapytał łagodnie Niels.

Laurens poruszył się nerwowo.

- Nie wiem. Nie jestem pewien swojej wiedzy eko-

nomicznej...

Niels spojrzał na niego, jakby nic nie rozumiał.

-Zapomniałeś   już,   jak   dobrowolnie   zapropono-

wałeś,   że   sprawdzisz   rachunki   Einara   Gjelluma? 

Nie-

wiele   brakowało,   a   zbankrutowałby,   cały   wielki 

dwór

wyślizgnąłby   się   z   rąk   rodziny...   Nie,   Laurens, 

gdyby

nie   twoja   pomoc,   pan   Gjellum   byłby   dziś   na 

garnuszku

gminy.

-No, owszem - odparł Laurens i ciepło mu się zro-

biło na sercu od tej pochwały. - Pan Gjellum wiele 

za-

wdzięcza także dobrej woli banku.

-Masz rację, ale kto pojechał do banku? Kto roz-

począł  negocjacje  na temat  ciążącego długu?  Nikt 

inny,

tylko ty, Laurens! A poza tym twój dwór należy do

background image

najlepszych   i   jest   wzorem   dla   wszystkich,   jeśli 

chodzi

o   wprowadzanie   nowych   rozwiązań.   O   nie,   w 

związ-

15

background image

ku z twoim podaniem martwiłbym się raczej czym in-

nym.

Laurens omal się nie zakrztusił winem. Wyjął z kie-

szeni chusteczkę i zakasłał.

- Co masz na myśli?

Przez twarz sędziego przemknął mroczny wyraz.

-Jemu się to nie spodoba. Nie zniesie myśli, że ty

zajdziesz jeszcze wyżej w... hierarchii.

-Będzie   musiał   to   zaakceptować   -   zdenerwował

się Laurens, klepiąc się po udach. - Może zgłosić 

swoją

kandydaturę, jeśli ten urząd tyle dla niego znaczy!

-Kristian   tego   nie   zrobi   -   powiedział   stanowczo

Niels. - Obaj o tym wiemy.

Laurens odetchnął.

- Nie, nie zrobi tego. A poza tym - dodał spokoj-

niej - wojewoda oceniałby nasze podania, nie wiedząc,

z kim ma do czynienia. Wojewoda nas nie zna i nie ma

pojęcia o naszej wspólnej przeszłości... Na szczęście.

Zapadła cisza. Musiała minąć dłuższa chwila, by agre-

sja wyparowała z Laurensa.

-W takim razie uważam-zaczął Niels cicho, ale po-

tem  podniósł  głos -  że  powinniśmy  zabrać  się  do 

wypeł-

niania papierów.

-Myślisz, że mam szanse na tę posadę?

-Ależ oczywiście! - wykrzyknął Niels z zaangażo-

waniem.  - Będziesz niebezpiecznym  rywalem dla 

in-

nych kandydatów, Laurens.

Laurens rozluźnił się.

- Dziękuję ci, Niels. Wiedziałem, że będziesz ze mną

szczery. Jestem pewien, że odradziłbyś mi kandydowa-

nie, gdybyś uznał, że nie mam wystarczających kwalifi-

kacji.

Gdy wszystkie formalności zostały załatwione, a pa-

background image

16

background image

piery podpisane, Laurens zwinął dokumenty w rulonik

i wsunął je ostrożnie do wewnętrznej kieszeni kamizel-

ki.

- Jak się czujesz w nowym małżeństwie, Niels?

Laurens wiedział, że Niels rzadko się otwiera i mówi

o sprawach osobistych, ale nie mógł się powstrzymać od

tego pytania.

Czerwony na twarzy gospodarz wyjąkał:

- Bardzo... bardzo dobrze.

Znów zapadła cisza.

- Myślisz, że Inga da ci szczęście? - Laurens nie za-

mierzał się tak łatwo poddać.

Niels przyglądał się bardzo uważnie jakiejś plamie na

biurku.

- Mam nadzieję.

Laurens stłumił westchnienie. Przyjaciel był zawsze

małomówny, ale teraz trzeba było wydobywać z niego

każde słowo.

-Musisz jej dać trochę czasu, Niels. Wiemy prze-

cież, z jakiej rodziny pochodzi. Svartdalowie są jak 

psy,

nie wolno ich głaskać pod włos, bo pokażą zęby i się 

na-

jeżą.   Jeśli   nie   będziesz   ostrożny,   Inga   cię 

prawdopodob-

nie ugryzie.

-To całkiem niezłe porównanie - mruknął Niels.

Ciarki przeszły po skórze Laurensa. Czuł się tak, jak-

by spuchł mu język, a na ramionach pojawiła mu się gę-

sia skórka.

- Czy ona wie... Czy Inga wie coś o powodach kon-

fliktu między rodzinami?

Niels spojrzał na niego z powagą.

-Nie, Laurens. I niczego się nie dowie.

-Dlaczego nie? - wyrwało się sfrustrowanemu Lau-

rensowi.

background image

17

background image

- To był warunek tego małżeństwa. Musiałem przy-

siąc Kristianowi na swój honor, że Inga się nie dowie

o powodach nieprzyjaźni między nim a tobą. Dlatego

nic jej nie powiem. Wspomniałem o tym także Gulbran-

dowi. On jeden wie coś o tamtych sprawach. Kazałem

mu milczeć. Tylko jej ojciec może podjąć decyzję, że na-

deszła pora, by poznała prawdę.

Laurens zapadł się w swoje krzesło, bardzo rozczaro-

wany.

-Nie   możesz   przecież   zabronić   mi   rozmowy

z Ingą.

-Nie, nie mogę - przyznał Niels spokojnie. - Zasta-

nawiam   się   tylko,   dlaczego   wcześniej   do   niej   nie 

poszed-

łeś.  Powinieneś był   się  na  to  zdobyć,   jeśli  to  dla 

ciebie

takie ważne.

Laurens nie ośmielił się odpowiedzieć. Niels miał ra-

cję. Laurens był na to zbyt tchórzliwy.

W głosie Nielsa pojawiła się nuta zdenerwowania.

-Wierzę,   że   nie   skorzystasz   z   okazji,   by  zdradzić

przyczyny   tej   wrogości,   ale   jeśli   to   zrobisz... 

Wówczas

stosunki między naszymi domami zostaną zerwane.

Obiecałem Kristianowi, że nikt nie będzie wracał 

do

przeszłości, i zamierzam dotrzymać tej obietnicy.

-Kristian   wie,   jak   można   kogoś   ukarać!   -jęknął

Laurens.

Niels   spojrzał   na   niego   nieprzeniknionym   wzro-

kiem.

- Kristian odbył swoją karę w więzieniu, podczas

gdy ty, Laurens... będziesz ją dźwigał przez wieki!

background image

2

Inga drżała jak osika, gdy nadeszła pora spoczynku. Sie-

działa w izbie i starała się pilnie haftować. W pokoju

panowała całkowita cisza, przerywało ją niekiedy tylko

pykanie fajki Nielsa. Niels przeglądał jakieś dokumen-

ty, zajęty najwyraźniej problemami gminy. Inga zdawała

sobie sprawę, że to jej obecność wywołała tę pełną na-

pięcia atmosferę. Przypuszczała, że rozlegałyby się tu

rozmowy i śmiechy, gdyby jej tu nie było.

Gudrun siedziała na fotelu tuż obok. Dzielił je tyl-

ko niewielki stolik. Igła Gudrun wędrowała po hafcie

w oszałamiającym tempie.

Inga wpatrywała się w swoją własną robótkę, ale ście-

gi zaczęły jej się zlewać przed oczami. Migrena rozsa-

dzała głowę. Inga się bała. Bała się tego, co ją czeka, gdy

oboje z Nielsem znajdą się już w małżeńskim łożu.

Czy będzie chciał ją posiąść tego wieczoru?

Czy dopełni tego, czego nie zrobił w noc poślubną?

Byłabym bardzo naiwna, pomyślała, gdybym wierzy-

ła, że uniknę tego także i tej nocy. Wciąż zaprzątało ją

19

background image

jego tajemnicze zniknięcie poprzedniej nocy. Dlacze-

go nie odebrał jej dziewictwa? Żałowała, że tak niewie-

le wie o tym, co się dzieje w łóżku między mężczyzną

a kobietą. Gdyby matka żyła, powiedziałaby jej zapewne

wszystko, co Inga powinna wiedzieć. Tęsknota za mat-

ką, której nigdy nie znała, ciągle ją nawiedzała. Matka na

pewno by jej pomogła.

Inga   zamknęła   oczy  i   położyła   głowę   na   oparciu

krzesła. Przez cały dzień różne myśli i pytania krąży-

ły jej po głowie i nie mogła znaleźć żadnej odpowiedzi.

Ogarniało ją jakieś dziwne poczucie, ale nie potrafiła

go pochwycić... Jakby owiewał ją jakiś zimny, lodowaty

wiatr. Próbowała przypomnieć sobie, kiedy to się zaczę-

ło... Czy już wczoraj przeszył ją ten lodowaty dreszcz,

czy dopiero przed chwilą? Nagle przypomniała sobie:

to było w kuchni, wtedy, gdy poprosiła o klucze! Gdy

zorientowała się, że jest jakieś sprzysiężenie, które łączy

Nielsa i Gudrun, ogarnęło ją niejasne poczucie... że jest

pionkiem w grze - w grze tych dwojga. W grze, której

reguł nie zna.

- Idę się położyć. To nie jest miejsce, w którym się

śpi.

Dźwięk szorstkiego głosu Gudrun kazał Indze ot-

worzyć oczy. Zamrugała, żeby spojrzenie się jej roz-

jaśniło. Gudrun miała  ją na myśli,  ale przecież Inga

nie spała - czy tutaj nie wolno na chwilę przymknąć

oczu?

-Tak wcześnie?! - zawołał Niels.

-Tak, mam jutro dużo pracy - odparła Gudrun.

-W  takim razie  śpij dobrze,  Gudrun -  powiedział

Niels do córki.

W głosie Gudrun zabrzmiała głęboka uraza, gdy od-

powiedziała:

20

background image

- O tak, Bóg mi świadkiem, że będę się starała. Do-

branoc, ojcze.

Niels wyjął zegarek z kieszeni kamizelki.

-Zgasisz świece, Ingą? Czas, byśmy i my poszli na

górę...

-Ta-ak   -   szepnęła   Inga,   wstając   z   miejsca.   Kolana

się pod nią uginały, gdy szła zdmuchnąć świece. Cze-

kała, aż knoty dogasną. Wpojono jej lęk przed poża-

rem.   Od   zapomnianej   albo   źle   zgaszonej   świecy 

zasło-

ny   i   obrusy   mogły   zająć   się   w   jednej   chwili. 

Płomienie

wspięłyby   się   po   ścianach   i   wkrótce   cały   dom 

stanąłby

 

.

w   płomieniach.   Śpiący   domownicy   nie   mieliby 

żadnych

szans.

Potem poszła do kuchni napić się wody. Po omac-

ku szukała wiadra. Na ławie wymacała czystą szklankę.

Nie była szczególnie spragniona, potrzebowała Jednak

czegoś, by zwilżyć zaschnięte gardło.

I czegoś, co zajęłoby trochę czasu, pomyślała z nie-

pokojem.

Ciężkim krokiem wspinała się stopień za stopniem

po stromych, szarych schodach. Gdy weszła do sypialni,

Niels siedział na łóżku. Opierał się o wezgłowie i czekał

na nią.

Wydało jej się, że podłoga się zakołysała pod jej sto-

pami, nie miała pojęcia, jak się rozbierze, przygwożdżo-

na jego spojrzeniem. I jak się zdoła umyć?

Sparaliżowana strachem zaczęła się powoli rozbie-

rać. Najpierw chciała zdjąć bluzkę, ale długo nie mogła

rozpiąć ostatniego guzika. Guziki były małe, a jej drża-

ły ręce. Zastanawiała się, czy Niels to widzi. Rzuciła mu

nieśmiałe spojrzenie. Założył ręce za głowę i z uśmie-

chem zadowolenia śledził jej niezręczne ruchy.

Co mam zrobić? Co mam zrobić? - zastanawiała się

21

background image

w duchu. Nigdy się przed nim nie rozbierze do naga.

Niels nigdy jej takiej nie zobaczy. Nigdy! Szybko posta-

-nowiła, że nie będzie się teraz myła. Zrobi to rano. Gdy

Niels wyjdzie z pokoju.

W końcu udało jej się rozpiąć ten oporny guzik. Od-

wróciła się do męża plecami i zdjęła szybko bluzkę. Ko-

szulę nocną narzuciła przez głowę i naciągnęła na uda.

Gdy koszula opadła aż do kolan, rozpięła spódnicę i wy-

plątała się z niej. Starannie ułożyła ją na krześle.

Nie zwlekając, wskoczyła pod swoją pierzynę i na-

ciągnęła ją po same uszy.

Serce jej dudniło, gdy Niels poślinił sobie palce. Te-

raz mnie weźmie, już się nie wymknę. Strach chwycił jej

serce w kleszcze, nie zdołała złapać tchu.

Uwierzyć nie mogła, gdy Niels wyciągnął ramię i zga-

sił świecę wilgotnymi koniuszkami palców.

-   Dobranoc,   Ingo   -   powiedział,   gdy   miłosierny

mrok wymazał wszystkie cienie. Obrócił się do niej ple-

cami i ziewnął.

Inga nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, gdy zro-

zumiała, że Niels nic jej nie zrobi! Była równie zaskoczo-

na jak poprzedniego wieczoru i przez chwilę nie mogła

zebrać myśli.

Wstrząśnięta wpatrywała się w sufit. Miała wielką

ochotę roześmiać się z ulgą, głośno i histerycznie, ale się

nie ośmieliła. Gdyby tak Niels się zdenerwował... Nie

wolno jej zrobić niczego, co mogłoby zwrócić jego uwa-

gę czy wywołać gniew.

background image

3

Na   szczęście   Niels   już   wstał,   gdy  Inga   się   obudziła

następnego   ranka.   Przeciągnęła   się   i   rozkoszowała

się   chwilą   samotności.   Nie   przypuszczała,   że   czeka-

ją ją jakieś szczęśliwe chwile w tym dworze, ale teraz

uzmysłowiła sobie, że nawet drobiazgi mogą sprawić,

że dzień będzie wart przeżycia. Nawet to, że nie uj-

rzała Nielsa, gdy otworzyła oczy, było teraz źródłem

radości.

Gudrun wstała od stołu, gdy Inga weszła do kuchni.

- Dopiero teraz przychodzisz?

Chwyciła talerz i z hukiem postawiła go przed Ingą.

Inga usiadła nieśpiąsznie. Miała wprawdzie ochotę

wyjść, ale się powstrzymała. Wstyd, że nie wstała razem

z innymi. Nie jest w dobrym tonie spóźniać się na posił-

ki. Służba zachowywała się jak gdyby nigdy nic, ale Inga

zauważyła, jak wymieniają spojrzenia.

O Boże, czy nie ma nic na swoją obronę?

- Owszem - oświadczyła,  zwracając się do Gud-

run. - Nie widzę powodu, by się śpieszyć od rana.

23

background image

Nie mam żadnych obowiązków, które by na mnie czeka-

ły. Ty się o to postarałaś!

Gudrun   poczerwieniała   na   twarzy   i   mimowolnie 

za-

drżała na całym ciele.

- Co masz na myśli?

Inga się wyprostowała. Ogarnął ją gniew. Niemal za-

pomniała, że miała nie sprzeciwiać się Nielsowi, ale wca-

le się tym nie przejmowała.

-Nie pozwoliłaś, bym choćby jedną niewielką rzecz

mogła   nazwać   swoją   własną.   Mogłaś   oprowadzić 

mnie

po dworze i zadbać o to, bym miała jakieś zajęcie. 

Coś,

za co bym była odpowiedzialna.

-Dostaniesz  coś  - syknęła  wściekła  Gudrun.  Ner-

wowym ruchem sięgnęła po pęk kluczy. Klucze za-

dzwoniły   pod   jej   palcami.   Z   dzikim   spojrzeniem 

za-

częła   zdejmować   jeden   z   nich   z   wielkiego 

żelaznego

kółka. - Masz - niemal wrzasnęła, rzucając czarny 

klu-

czyk   na   stół.   Kluczyk   zatańczył   na   blacie,   aż   w 

końcu

upadł przed Ingą.

-Nie bądź głupia - warknęła Inga. - Dobrze wiem,

że budynki rzadko są zamykane. Na klucz zamyka 

się

tylko te, w których jest coś wartościowego.

-Nie chcesz go? Nie chcesz? - powtórzyła Gudrun,

nim Inga zdążyła odpowiedzieć.

-Nigdy   nie   przyjmowałam   jałmużny   -   oznajmiła

całkiem opanowana Inga. -1 nie zamierzam zacząć. 

Ani

od ciebie, ani od nikogo innego.

Gudrun pieniła się .z wściekłości.

background image

W końcu wtrącił się Niels.

- Cicho! Nie życzę sobie kłótni przy stole. Gudrun,

siadaj.

Gudrun zacisnęła pięści z wściekłości i łypała okiem

to na ojca, to na Ingę. Potem opadła na swoje krzesło.

24

background image

Inga nie wzięła kluczyka. Świecił jej prosto w oczy.

Drwił z niej.

To był klucz do wychodka.

- Gzy to było konieczne? - Sigrid stanęła po śniada-

niu przed Gudrun.

Gudrun oblała się płomiennym rumieńcem, słysząc

to napomnienie.

- Nie ma mowy, żeby Inga przejęła mój pęk klu-

czy! - zawołała i dodała ze złością: - Poza tym mogła-

bym jej powierzyć odpowiedzialność tylko za wycho-

dek. Na nic innego nie zasługuje!

Serce zadrżało w piersi Sigrid. W dzieciństwie za-

wsze słuchała swojej starszej siostry, ale teraz postano-

wiła bronić Ingi.

-Jesteś dla niej niedobra! Ona nic ci nie zrobiła.

-Zamknij się! - wrzasnęła Gudrun i popchnęła sio-

strę.

-W takim razie ja z nią porozmawiam.  Żeby wie-

działa, że ktoś ją serdecznie wita tu we dworze!

Sigrid pobiegła za Ingą. Może ją jeszcze dogoni?

Zza pleców dobiegł jej pełen urazy głos Gudrun.

- Zdrajcźyni! Piekielna zdrajczyni!

Sigrid udała, że nie słyszy, i zbiegała w podskokach

po schodach.

- Inga! Zaczekaj.

Inga zatrzymała się i położyła dłoń na poręczy.

Odwaga opuściła Sigrid, gdy stanęła twarzą w twarz

ze swoją macochą.

- A więc tyle jestem warta - powiedziała Inga mono-

tonnym głosem. - Nie do pomyślenia, że twoja siostra mog-

ła mnie tak potraktować, i to w obecności całej służby.

25

background image

- Wiem o tym - szepnęła zawstydzona Sigrid.

Inga mówiła jakby do siebie:

- Gudrun uważa, że nadaję się co najwyżej do opie-

ki~nad wychodkiem. Nie próbowałabym się wykręcić od

zadania, gdyby mi je przydzielono. Ale... Ale Gudrun

chce mnie po prostu upokorzyć w obecności innych.

Rzuciła mi ten klucz, by mi pokazać, jaka jest moja po-

zycja w tym dworze!

Sigrid nie próbowała bronić siostry. Stała w milcze-

niu, pozwalając, żeby Inga dała upust swojej frustracji.

- Gdyby to był inny klucz - mruknęła Inga, odgar-

niając kosmyk  włosów z czoła. - Wówczas, pomimo

zniewagi, wzięłabym go. Im więcej kluczy by we mnie

rzuciła, tym lepiej. W końcu miałabym wszystkie.

Sigrid nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy, mówiąc:

- Nie sądzę, Ingo. Nie rzuciłaby żadnego następne-

go. Gudrun będzie bronić tego pęku kluczy, jakby to był

jej największy skarb.

Ciężkie westchnienie Ingi sprawiło ból Sigrid.

Serce   Ingi   podskoczyło   z   radości,   gdy   parę   godzin

później weszła do kuchni. Koło Nielsa siedział Mar-

tin! W pierwszej chwil^zmieszała się i nie powiedzia-

ła nic na przywitanie, ale jej twarz rozjaśnił szeroki

uśmiech.

Nie powinna wprawdzie się tak rozpromieniać na

jego widok, bo nie szafowała uśmiechami w obecności

mieszkańców dworu. Ale nie potrafiła ukryć  radości

z   ponownego   spotkania   z   Martinem.   Jakby   stary, 

dobry

przyjaciel przyszedł ją pocieszyć w potrzebie.

Inga była ciekawa, w jakiej sprawie Martin się tu

zjawił, i patrzyła to na niego, to na Nielsa. Niels zało-

26

background image

żył   nogę   na   nogę   i   podparł   brodę   dłonią.   Potem 

zmienił

nogi i w końcu oznajmił:

-Inaczej zaplanujemy dziś twoją pracę, Gulbrand.

Martin zaproponował, że pomoże ci skosić resztę 

tra-

wy.

-Myślałam, że sianokosy już się skończyły - powie-

działa   Inga,   zła   na   siebie,   że   nie   potrafi   mówić 

natural-

nym głosem. Chrząknęła, by przeczyścić gardło.

-Bo się skończyły - odparł Niels i uśmiechnął się

krzywo. - Ale służba miała dużo roboty w związku 

z...

no, z naszym weselem. Dlatego zostało trochę trawy 

pod

lasem.

Gulbrand stał w milczeniu koło Nielsa. Teraz się ode-

zwał:

-Dobrze, że przyszedłeś, Martin, bo już się obawia-

łem, że nie skosimy reszty trawy. Szkoda by było, bo 

to

przecież dobra zimowa pasza.

-Niestety   nie   mogę   wam   towarzyszyć   -   wtrącił

Niels. - Mam trochę dokumentów do przejrzenia...

-Ja chętnie się z wami wybiorę - wyrwało się Indze,

nim   zdążyła   się   zastanowić.   Rumieniec   oblał   jej 

twarz,

gdy wszyscy trzej mężczyźni na nią spojrzeli.

-Ty... - zaczął Niels niepewnie.

-Już brałam udział w sianokosach, wiem, co robić.
-Czyja   wiem...     -   zawahał   się   Niels.   -   Może   Gu-

drun cię będzie potrzebowała we dworze.

-Pozwól   jej   jechać,   Niels   -   wtrącił   się   Gul-

brand. - Będę na nią uważał - uśmiechnął się do 

gospo-

darza.

background image

Niels przeczesał dłonią siwe włosy na skroniach.

- Muszę zapytać Gudrun.

Podniósł się z krzesła* żeby poszukać córki.

Inga straciła nadzieję. Nic z tego nie będzie, gdy tylko

27

background image

Gudrun zobaczy, jak jej się świecą oczy. Co do tego nie

ma wątpliwości. Gudrun szybko znajdzie jej jakieś zada-

nie, jeśli tylko się zorientuje, że Inga bardzo chce jechać

z Martinem i Gulbrandem.

Martin zatrzymał Nielsa ruchem dłoni.

- Pokazałeś już Indze granice swojej posiadłości?

Niels spojrzał w bok.

-Nie - wydusił wreszcie. - Myślałem, że dobrze zna

okolicę.

-Pewnie tak - zgodził się Martin i położył Nielso-

wi   dłoń   na   ramieniu   przyjacielskim   gestem.   - 

Przyszło

mi   jednak   do   głowy,   że   obaj   z   Gulbrandem 

moglibyśmy

przy okazji jej wszystko pokazać. Co ty na to?

Niels popatrzył na Martina i Gulbranda. W końcu

podjął decyzję.

- No dobrze, tak zróbmy.

Inga odetchnęła z ulgą. Spędzi cały dzień z Marti-

nem... Na samą myśl o tym szczęście ją przepełniało.

Zapomniała, że sama postanowiła nie zawierać bliższej

znajomości z Martinem, nie podziwiać jego pięknej twa-

rzy i barczystych ramion. Cały rozsądek się z niej ulot-

nił.

Podniecona   pobiegła   na   górę,   żeby   się   przebrać.

Bluzka, którą miała na sobie, wcale nie była brudna,

ale chciała znaleźć ładniejszą. Taką, w której jej będzie

bardziej do twarzy...

Gdy znów zeszła do kuchni, zobaczyła przez okno

Martina i Gulbranda. Ostrzyli właśnie kosy. Inga zanu-

ciła   coś   pod   nosem   i   weszła   do   spiżarni.   Już   nie 

pamię-

tała, kiedy ostatnio podśpiewywała. Na szczęście drzwi

nie były zamknięte na klucz. Gudrun musiała o tym 

za-

pomnieć! W jej nozdrza uderzył cudowny zapach cu-

kru, mąki i przypraw. Wciągnęła tę woń głęboko i szyb-

background image

28

background image

ko wzięła trochę zimnego mięsa, chleba i mleka na pro-

wiant.

Inga rozkoszowała się tą wyprawą wszystkimi zmysła-

mi. Niekiedy szła ramię w ramię z Martinem, ale nawet

nie próbowała się odsunąć. Tak przyjemnie się jej szło.

Czuła ciepło człowieka, o którym tyle myślała, wdychała

jego zapach...

Po obu stronach drogi rosły krzaki i zarośla. Wkrótce

wyszli na łąkę i przez niskie krzewy dojrzeli kamienne

ogrodzenie.

- Pomogę ci przeskoczyć. Skoro niesiesz koszyk z je-

dzeniem - dodał czym prędzej.

Martin skoczył pierwszy i obrócił się zaraz, żeby po-

dać Indze rękę. Chwyciła ją skwapliwie. Dotyk jego cie-

płej, szorstkiej dłoni dziwnie na nią podziałał. Jakby

przeszła po niej gorąca iskra.

Przytrzymał jej dłoń dłużej, niż trzeba, Inga rzuciła

mu wdzięczne spojrzenie. Uścisnął jej rękę i uśmiechnął

się do niej, pokazując białe zęby.

Pragnę tego mężczyzny, pomyślała nagle Inga. Nigdy

jeszcze nie była zakochana i dopiero teraz zaczęła zda-

wać sobie sprawę, jakie uczucia się w człowieku rodzą,

gdy w grę wchodzi miłość.

Gulbrand dał Indze grabie, wyrywając ją z rozkosz-

nych rojeń, które zaczęła snuć. Chrząknął, żeby zwrócić

jej uwagę:

- Zaczynamy kosić, a ty będziesz ustawiać stogi...

Inga odstawiła koszyk z prowiantem i odparła

z dźwięcznym śmiechem:

- Bierzcie się do pracy, będę uważać.

Gulbrand uśmiechnął się, widząc jej niekłamaną ra-

29

background image

dość, i wkrótce wszyscy już pracowali. Inga podejrzewa-

ła, że pracowali ciężej, niż to było konieczne, ale zagryz-

ła zęby i grabiła skoszoną trawę.

Pracowali tak dłuższy czas. Gulbrand wyprostował

się, ściągnął czapkę i otarł pot z czoła.

- Pora na pięć minut przerwy - powiedział i zaśmiał

się pod nosem.

Martin oparł się o kosę i spojrzał na Ingę.

-Jak noga twojego ojca?

-Dziwne, że o to pytasz, bo nie był dla ciebie zbyt

uprzejmy w dniu wypadku... - Inga spuściła wzrok z 

pew-

nym   zakłopotaniem   i   mruknęła:   -   Ale   dzięki   za 

troskę.

Na szczęście rana się zagoiła. Nie będzie nawet śladu.

Wkrótce wrócili do pracy. Inga mocniej chwyciła

grabie.

- Tam stoję stare drągi - wskazał Gulbrand. - Pójdę

i postawię stojak.

Martin skinął głową, nie przerywając koszenia.

Inga czuła w każdym zakamarku ciała, że Martin jest

tuż obok. Na widok jego piegowatych, ciemnych ramion

przechodziły ją rozkoszne ciarki. Niekiedy zdmuchiwał

sobie jasną grzywkę z wilgotnego czoła, nie wypuszcza-

jąc z rąk kosy.

Dwa razy posłał jej serdeczny uśmiech. Był taki przy-

stojny,   niewiarygodnie   przystojny!   Oczy   lśniły   mu 

naj-

czystszym blaskiem. Inga westchnęła, całkiem oszoło-

miona. Martin był tu obok, najprawdziwszy!

W końcu ścięli ostatnie źdźbło. Inga podeszła na

obolałych stopach do kamiennego ogrodzenia i wzięła

koszyk.

- Gdzie się podział Martin? - zdziwiła się, gdy wró-

ciła. - Poszedł sobie? Przecież był tu przed chwilą...

Służący rozejrzał się, mrużąc oczy.

background image

30

background image

- Pewnie zaraz przyjdzie.

W tej samej chwili na ścieżce pojawił się młody Sto-

redal.

-Och   ty   rozbójniku   -   skarcił   go   żartem   Gulb-

rand. - Już myśleliśmy,  że masz dość na dzisiaj i 

wró-

ciłeś   do   domu.   -   Stary  podniósł   się   z   miejsca.   - 

Pójdę

i przyniosę wody ze źródła.

-Mam tu mleko - z radością obwieściła Inga.

-Nie ma  nic lepszego od wody,  gdy człowiek jest

spragniony   -   oświadczył   Gulbrand.   -   Napiję   się 

trochę

mleka po jedzeniu.

Zostali więc sami. Martin i Inga.

-Kwiaty dla pięknej dziewicy - roześmiał się Mar-

tin i wyjął zza pleców bukiecik kwiatów.

-A więc po to poszedłeś! - zawołała Inga z entuzja-

zmem.   -   Zbierałeś   kwiatki   dla   mnie!   Dziękuję   - 

dodała

ze wzruszeniem i wdzięcznością. Wciągnęła świeży 

za-

pach   różowej   wierzbówki,   białych   margerytek   i 

niebie-

skich dzwoneczków.

Martin zapytał wprost:

- Więc nadal jesteś dziewicą?

Inga poczuła bolesne ukłucie.

- Och, Martin! - zawołała i zarumieniła się z zakło-

potania. - Nie wolno ci pytać o. takie rzeczy!

Przeszył ją spojrzeniem swoich niebieskich oczu. Po-

chyliła głowę, ale on od razu ujął jej twarz w obie dłonie

i uniósł ją ku sobie.

-

A więc Niels nie uczynił cię kobietą?

Próbowała się wyrwać z jego rąk, ale trzymał ją moc-

no.

- Nie zmuszaj mnie do odpowiedzi.

background image

Nie przejmował się wcale jej zakłopotaniem.

- Odmówiłaś mu?

31

background image

-Jak mogłabym odmówić - żachnęła się. - To by-

łoby   niemożliwe.   Nie   zdołałabym   go   nawet 

odepchnąć,

gdyby chciał...

-Więc nie chciał?

Pogłaskał ją delikatnie kciukiem po policzku.

-Niels mnie, na szczęście, nie dotknął - powiedzia-

ła   powoli.   Jego   bliskość   wprawiała   ją   w 

oszołomienie.

Jego delikatne, czułe opuszki palców wzniecały w 

niej

pożar zmysłów.

-To dobrze, to dobrze - powiedział Martin i puścił

ją nagle.

Usłyszeli świszczący oddech Gulbranda, który chwi-

lę później pojawił się na ścieżce.

background image

4

Długo będę pamiętać te sianokosy, pomyślała Inga, sto-

jąc trzy dni później przy oknie. Otworzyła je i unieru-

chomiła za pomocą haczyka, żeby wiatr nim nie szar-

pał.

Ciało miała zesztywniałe i posiniaczone, gdy tam-

tego wieczoru wróciła do domu. Nadwerężyła mięśnie,

których rzadko używała. Pęcherze na dłoniach piekły

okropnie, ale już zaczęły pękać i goić się. Za nic nie zre-

zygnowałaby jednak z tych sianokosów...

Musnęła wargi palcem. Jak by się czuła, gdyby Mar-

tin ją pocałował? Na samą myśl o tym poczuła coś dziw-

nego w okolicy żołądka i zadrżała z radości. Gdy zamy-

kała oczy, potrafiła bez trudu przywołać każdy rys jego

twarzy. Intensywne, niebieskie spojrzenie spod jasnej

grzywki, która ciągle opadała na oczy. Martin wyglądał,

jakby cały czas się uśmiechał albo był bliski śmiechu.

Nie dlatego, że z niej pokpiwał, ale dlatego, że był we-

soły. Miała wielką'ochotę dotknąć jego szyi opuszkami

palców, ale się nie ośmieliła. Wpatrywała się jak zaczaro-

33

background image

wana w jego czerwone usta, gdy coś mówił. Patrzyła, jak

gestykuluje całym ciałem, gdy coś opowiadał. Potrafił

mówić z wielkim zaangażowaniem, ale i słuchać uważ-

nie każdej zmiany jej tonu.

Osowiała opadła na brzeg łóżka i roztarta sobie ra-

miona. Nie było jej zimno, ale musiała rozgrzać swą

zamarzniętą duszę. Chce żyć wspomnieniem, ale czy

w ten sposób się nie oszukuje? Im więcej będzie marzyła

o Martinie, tym wyrazistsze będą wspomnienia. Wkrót-

ce stanie się to jej obsesja, a wtedy udusi się tu, w tym

dworze.

Nie wolno jej, nie wolno myśleć o tym przystojnym

mężczyźnie, na którego widok nogi się pod nią uginały

i w głowie się jej kręciło. Przez to  ycie w Gaupås sta-

ż

nie si  nie do zniesienia. Pewnego dnia Martin o eni si

ę

ż

ę

z inną... Inna kobieta będzie głaskać i pieścić jego dło-

nie, inna będzie się kładła wieczorem na jego ramieniu

i wsłuchiwała w bicie jego serca. Na tamtą kobietę bę-

dzie   patrzył,   tamtej   będzie   pożądał.   Tamta   będzie 

prze-

żywać radości i smutki z dziedzicem Storedal...

Inga z trudem złapała oddech i pochyliła się do przo-

du. Oparła głowę na ramionach i jęknęła:

- Dobry Boże, co za los szykujesz ludziom - żaliła

się. - Jaki to ma sens?

- Inga! Inga, możesz tu przyjść na chwilę?

Inga   rozejrzała   się   niepewnie   po  dziedzińcu,   gdy

ktoś zawołał ją po imieniu. I spostrzegła Gulbranda,

który podkuwał konia w stajni. Szczęśliwa, że ktoś chce

z nią porozmawiać, zmieniła kierunek i podeszła do

niego.

34

background image

- Mogłabyś przytrzymać łeb Mikrusa? Poluzowała

się mu podkowa, muszę ją wymienić. Ale ten łotr cały

czas próbuje mnie ugryźć. A nie mam ochoty mieć śla-

dów po końskich zębach na tyłku - mruknął.

Inga musiała się uśmiechnąć. Gulbrand miał w so-

bie jakiś rodzaj ciepła i dawał poczucie bezpieczeństwa.

Emanowała z niego mądrość życiowa, a przy tym zawsze

traktował Ingę jak równą sobie. On jest mi życzliwy, po-

myślała i chwyciła Mikrusa za grzywę.

Gulbrand przejechał ręką po przedniej lewej nodze

Mikrusa. Koń znał obyczaje służącego, Gulbrand nie

musiał więc szczypać go w pęcinę, żeby podniósł kopy-

to.

- Wyszlifowałem już kopyto i dopasowałem podko-

wę - wyjaśnił Gulbrand. - Ale ten łotr nie daje jej sobie

przybić. A jak widzisz, stoję tak, że bez trudu może mnie

skubnąć. Czy raczej ugryźć - uśmiechnął się.

Gulbrand miał rację, bo jego pośladki znajdowały się

tuż pod pyskiem konia. Wystarczyło, by obrócił łeb, i już

mógł wbić w nie swoje żółte zęby.

-Nie   dziwię   się,   że   go   to   kusi   -   zaśmiała   się

Inga.   -   Zrobiłam   to   kiedyś   swojemu   bratu.   Gdy 

byliśmy

mali...

-Ugryzłaś go? - Gulbrand spojrzał na nią z rozba-

wieniem.

-Nie,   nie   to.   Ale   kiedyś,   gdy   mój   brat,   Krister,

stał   pochylony   i   szukał   czegoś   w   schowku   na 

strychu,

nie   wiem,   co   we   mnie   wstąpiło,   ale   po   prostu 

musia-

łam go lekko kopnąć w pośladki. Uciekłam od razu,

gdy   tylko   zobaczyłam,   że   wylądował   głową   w 

starych

szmatach   i   rupieciach...   Teraz   mogę   się   z   tego 

śmiać,

ale wtedy wcale mi nie było do śmiechu! Bo Krister

background image

szybko   się   zerwał   na   równe   nogi   i   wtedy   ja 

musiałam

35

background image

przed   nim   klęknąć.   Nie   zbił   mnie,   ale   jego   oczy 

ciskały

pioruny.

Gulbrand uśmiechnął się i poklepał konia po karku.

-Masz ochotę odbyć próbną jazdę na Mikrusie?

-A mogłabym?! - zawołała zdumiona Inga.

-Tak, czemu nie. O ile tylko potrafisz jeździć.

-Jasne, że potrafię! Jeździłam w domu... to znaczy

w   Svartdal.   Nieczęsto   dostawałam   pozwolenie,   bo 

ojciec

uważał,   że   konie   powinny  dużo   odpoczywać.   Ale 

czasa-

mi pozwalał mi wsiąść na Czarnego, czyli naszego 

ogie-

ra. Jemu i tak nie brakowało energii.

Gulbrand podrapał się w brodę.

-Diabelski koń - mruknął bardzo cicho.

Inga zmarszczyła brwi.

-Mówiłeś coś?

Służący wszedł do stajni i przyniósł damskie siod-

ło.

- Słyszałem o tym koniu. O tak, i widziałem go. Lu-

dzie mówią, że to diabelski koń. Czarny jak szatan, silny

jak niedźwiedź, a chód ma lekki jak doświadczony zło-

dziej nocą. Takie zwierzęta otrzymują zazwyczaj jakieś

przezwiska.

Inga obraziła się trochę w imieniu swego ogiera.

-Moim   zdaniem   to   najlepszy   koń   w   okolicy,   ma

mięciutkie   chrapy   i   najmądrzejsze   spojrzenie. 

Kiedy

wchodzę do jego boksu, rży na mój widok radośnie.

Czarny ma być diabelskim koniem? Nie, nigdy w to 

nie

uwierzę.

-Nie   przejmuj   się,   Inga.   Jeśli   nawet   ma   niezbyt

piękne   przezwisko,   to   tylko   dlatego,  że  ludzie 

zazdrosz-

background image

czą   twojemu   ojcu   takiej   kobyły.   Tylko   dlatego   - 

pocie-

szył   ją   Gulbrand,   wkładając   damskie   siodło   na 

grzbiet

Mikrusa.

36

background image

-Nie jeżdżę w damskim siodle - oznajmiła Inga sta-

nowczym głosem.

-Nie jeździsz w damskim siodle? - Gulbrand zmie-

rzył ją pełnym zdumienia spojrzeniem.

-Nie, w tym siodle nie ma żadnego kontaktu z ko-

niem. Lubię czuć rytm konia. Rozumiesz?

- To pewnie zwykłe siodło też nie wystarczy?

Zabrzmiało, to jak stwierdzenie, a nie jak pytanie.

Gulbrand powiesił jednak siodło w siodłami i wrócił

z samym ogłowiem.

Inga zauważyła, jak ostrożnie i starannie mu je zakła-

dał. Wsiadła na konia i chwyciła wodze. Mikrus zarżał.

Postawił uszy i Inga spokojnie wyjechała z dziedzińca.

-Zwróć uwagę na podkowę! - krzyknął za nią Gul-

brand.

-Nie bój się, będę uważać - obiecała Inga.

Jak dobrze było znów siedzieć na końskim grzbiecie.

Ingę przepełniała wreszcie radość. Szybko złapała rytm

wierzchowca i gdy wyjechali na długą żwirową drogę,

przeszła do spokojnego kłusa.

Młody koń położył uszy, wspinając się pod ostatnią stro-

mą^górkę. Martin uniósł się w siodle i pochylił do przo-

du, żeby zmniejszyć nacisk na koński grzbiet. Gniadosz

dopiero niedawno został ujeżdżony, dlatego Martin sta-

rał się jechać poprawnie, choć kierował koniem w spo-

sób stanowczy. Jeśli się nie postępuje konsekwentnie

z młodymi końmi, szybko nabierają narowów.

Gdy dotarli na szczyt Tyriasen, Martin obrócił się,

żeby spojrzeć na okolicę. Widok, jaki się stąd rozpo-

ścierał, był wspaniały. Dojrzeć stąd można było wyraź-

nie większość dworów: Gullhaug, Sommero, Storedal

37

background image

i Gaupås. Svartdal le a o nieco dalej, za lasem, w stron

ż ł

ę

Sande.

Złote pola i zielone pastwiska ciągnęły się jak okiem

sięgnąć. Dolina była dość płaska, ale w oddali majaczyły

górskie szczyty. Były niebieskawe i całkiem daleko zle-

wały się z niebieskobiałym horyzontem.

Słońce przypiekało, Martin westchnął w poczuciu

całkowitego spokoju. Woń mchu mieszała się z wonią

suchych liści. Zapach świerku i sosny - czy istnieje pięk-

niejsza woń?

Siodło zaskrzypiało, gdy nagle pochylił się do przodu.

Na dziedzi cu w Gaupås mign y mu jakie  dwie posta-

ń

ęł

ś

ci. Mógłby przysiąc, że jedną z nich była Inga. W każ-

dym razie kobieta. Ze stajni wyprowadzono jakiegoś ko-

nia i kobieta na niego wsiadła. Martin przysłonił oczy

daszkiem z dłoni, żeby lepiej widzieć, ale odległość była

zbyt duża, by mógł zaspokoić swoją ciekawość.

Nagle cmoknął na konia. Tym razem pozwoli mu

poszaleć.

Na końskim grzbiecie Inga czuła się w pewien sposób

wolna. Nie istniało wówczas nic poza nią i koniem.

Ona i koń stawali się jednością. Znała drogi w tej okoli-

cy, ale coś kazało jej skręcić w ścieżkę oddalającą się od

Svartdal. Sama się temu zdziwiła, bo przecież miałaby

okazję zobaczyć swój rodzinny dom. Mogłaby pojechać

aż na wzgórze wznoszące się nad Svartdal. Stamtąd wi-

działaby wyraźnie dwór. Może dostrzegłaby nawet Kri -

stera albo Kristoffera. Albo Emmę, niosącą świeże ciasto

albo jajka z kurnika.

Inga wstrzymała konia na rozstaju dróg. Na drew-

nianej desce w kształcie strzałki ktoś wyrył koślawy-

38

background image

mi literami „Svartdal". Na drogowskazie skierowanym

w przeciwną stronę było napisane „Storedal". Może po-

jechać w stronę Storedal? Choćby kawałek? Znaleźć się

na drodze, którą jeździ Martin? Nie musi przecież je-

chać aż do samego dworu... Zamiast dalej się wahać,

popędziła Mikrusa na wprost. Ani do Storedal, ani do

Svartdal.

Cmoknęła na konia. Chciała poczuć wiatr we wło-

sach. Usłyszeć tętent końskich kopyt. Mikrus przyśpie-

szył, a Inga rozkoszowała się jazdą.

Nie miała pojęcia, jak długo tak jechała, gdy koń

nagle zarżał i zarzucił łbem. Czując suchość w ustach,

ściągnęła wodze. Tuż przed nią na ścieżce na końskim

grzbiecie siedział Martin...

Widział, jak Inga nadjeżdża.

Sigrid spuściła zasłonkę na okno i zarzuciła szal na ra-

miona.   Nareszcie!   Nareszcie   Gulbrand   został   sam,

nie widać koło niego ani Ingi, ani nikogo innego.

Dni, które Sigrid spędziła u Hedvig, w 0vre Gull-

haug,   wydawały   jej   się   sennym   koszmarem.   Ponura

prawda o matce rozdarła jej seree. Najpierw sparaliżo-

wała ją wieść, że jej ukochana, czuła matka za młodu

zemściła się tak okrutnie na swoim ojcu. Cała rodzina

przeżyła-, ale twarz matki Andrine została poparzona.

Była tak oszpecona, że ludzie odwracali się od niej z od-

razą. .. Słowa Hedvig mocno wbiły się jej w pamięć.

- Musisz?
Sigrid zatrzymała się w sieni i spojrzała pytająco na

Gudrun, która stała w drzwiach do izby.

- Czy co muszę?

39

background image

- Rujnować schody!

Zazwyczaj Sigrid spuszczała wzrok i przepraszała,

jeśli zrobiła coś, co denerwowało Gudrun. Ale dziś nie

czuła żadnej pokory wobec starszej siostry. Nie miała

czasu prosić o wybaczenie za takie głupstwo.

- Jeśli schody wytrzymują twój ciężar, to wytrzy-

mają i mój! - odparowała, nim zdążyła się zastanowić.

Ale zamiast zasłonić usta dłonią albo przeprosić za tę

odpowiedź, wypadła na dziedziniec.

Drzwi trzasnęły za jej plecami.

Sigrid miała inne zmartwienia niż pretensje Gudrun.

Całymi nocami starała się dociec, jak dalece zawiniła

jej matka, ale tego ranka zaprzątnęło ją coś innego. Jak

się nazywali rodzice Andrine, rodzice, których musiała

opuścić? Kim byli? I co się z nimi stało? Miała w zana-

drzu tyle pytań i dręczyła ją wielka ciekawość. Czy opuś-

cili gminę po pożarze? jeśli tak, to dokąd wyjechali?

Czy nadal żyją? Sigrid stwierdziła z żalem, że pytania,

na które nie znała odpowiedzi, nie dotyczą obcych lu-

dzi, ale jej własnych korzeni. Korzeni, pomyślała Sigrid.

I od razu zapragnęła zobaczyć jakąś twarz z przeszłości,

wyszeptać ich nazwiska.

-Wiedziałem,   że   wrócisz   -   powiedział   Gulbrand

spokojnie na widok Sigrid. - Potrzebowałaś trochę 

cza-

su,   żeby   przetrawić   tę   straszną   historię,   którą 

opowie-

działa ci Hedvig.

-Tak, Gulbrand.
-Czy w dalszym ciągu jesteś... rozczarowana, że nie

chciałem ci powiedzieć, co zrobiła twoja matka?

Sigrid stała w milczeniu i zastanawiała się. Czy była

nadal rozczarowana?

- Tak, raczej tak - odparła szczerze i dodała szyb-

ko: - Ale ci wybaczyłam, Gulbrand, bo ty... tak.., - Chrzą-

background image

40

background image

knęła i uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się

czerwone plamki. - Wiem, że nie chciałeś mnie zranić.

Gulbrand odetchnął z ulgą.

-Uważałem, że nie powinnaś wiedzieć tego o Andri-

ne. Moim zdaniem ludziom należy wybaczać  ich 

grze-

chy.   A   twoja   matka,   Sigrid,   żałowała   głęboko   i 

szczerze

tego strasznego czynu. Była jedną z niewielu osób, 

które

potrafią przemienić tkwiące w nich zło w dobro.

-Ja też uważam, że ludziom trzeba wybaczać - zgo-

dziła się Sigrid. - W każdym razie wydaje mi się, że 

tak

uważam - dodała nieśmiało. - Tak dziwnie się czuję, 

do-

wiadując się, że nie znałam mojej matki. Tylko mi 

się

wydawało, że ją znam.

-Biedna   Andrine   -   powiedział   Gulbrand   ponu-

ro.   -   Państwo   Rollefsen   traktowali   ją   jak   własne 

dziec-

ko. Ludzie sobie opowiadali, jak dobrze jej było u 

tej

bezdzietnej,   troskliwej   pary,   ale...   Nigdy   nie 

wybaczyli

jej   ci,   którzy   znaczyli   dla   niej   najwięcej,   ci,   z 

którymi

najbardziej   chciała   się   pojednać.   To   znaczy   jej 

rodzi-

ce!

-Może to nie takie dziwne - wtrąciła Sigrid. - Mat-

ka mogła zabić, unicestwić całą swoją rodzinę przez 

to

szaleństwo. A co z jej matką, która została oszpecona 

na

zawsze?

background image

Gulbrand położył dłoń na ramieniu Sigrid.

-Masz   rację;   Andrine   mogła   się   stać   morderczy-

nią,   ale   się   nią   nie   stała.   A   to   wielka   różnica.   - 

Patrzył

na   nią   swymi   zielonymi   oczami   z   pewną 

stanowczoś-

cią.   -   Uważam,   że   nie   wolno   nienawidzić   swoich 

dzieci.

Niezależnie od tego, co zrobią. To, co matka i ojciec 

czu-

ją wobec swoich dzieci, to bezwarunkowa miłość!

-Uważasz więc, że moi dziadkowie powinni wyba-

czyć matce?

41

background image

Gulbrand spokojnie pokiwał głową.

- Tak! Oczywiście, powinna zostać ukarana. Tak,

żeby tego nigdy nie zapomniała. Ale opuścić dziecko

i nigdy go nawet nie odwiedzić... Nie wolno karać czło-

wieka wiecznym milczeniem!

Sigrid wciąż cierpiała na myśl, że matka popełniła

taki straszny czyn, ale dzięki Gulbrandowi zaczęła pa-

trzeć nieco inaczej na to tragiczne wydarzenie. Wszyscy

ucierpieli w związku z tym, co się zdarzyło, może naj-

bardziej właśnie matka...

- Czy matka nigdy nie próbowała skontaktować się

ze swoimi rodzicami?

Gulbrand otarł pot z czoła brudną, spracowaną dło-

nią, zostawiając na skórze ciemną smugę.

- Nie wiem. Myślę, że nie. Trudno wyciągać do ko-

goś dłoń, jeśli ten ktoś może się odwrócić plecami. Poza

tym pan RoUefsen dostał list od rodziców Andrine dwa

tygodnie po tym, jak komisja gminna umieściła ją w ro-

dzinie pastora. Ojciec Andrine napisał, że opuszczają tę

okolicę. I nigdy tu nie powrócą.

Sigrid zadrżała. Współczucie, które żywiła wobec

swej nieznanej babki, zwróciło się teraz ku Andrine. Ro-

dzice byli wobec niej bezlitośni! Biedna, biedna matka,

powtórzyła Sigrid w duchu, straciła możliwość uzyska-

nia przebaczenia i odzyskania spokoju.

-Jak oni się nazywali? Jej rodzice?

Gulbrand podrapał się w zamyśleniu w brew.

-Ojciec nazywał się chyba... Audun Grindstuen.

To nazwisko obudziło w Sigrid jakieś skojarzenia.

Audun Grindstuen. W bibliotece w domu stały całe rzę-

dy gminnych ksiąg. Sigrid sądziła, że są w nich informa-

cje na temat wszystkich rodzin mieszkających w gminie

i w okolicy. Postanowiła, że poszuka tam wiadomości na

42

background image

temat rodziny Grindstuen. Może znajdzie też coś na te-

mat pożaru i jego okoliczności, a może dowie się, dokąd

wyjechali, gdy opuścili gminę.

Przez długą chwilę Inga i Martin siedzieli na swoich ko-

niach i patrzyli na siebie. Indze się wydawało, że nie-

bieskie spojrzenie Martina ją pali. Kąciki ust chłopaka

drgnęły i po chwili uśmiechał się już do niej serdecznie.

Nie zamienili nawet słowa. Inga ścisnęła boki Mikru-

sa łydkami i koń skoczył do przodu. Zaniosła się śmie-

chem, gdy jej szalony wierzchowiec popędził kłusem

obok Martina, który bez zwłoki obrócił swego konia.

Cmoknął na swego gniadego ogiera i wkrótce galopo-

wali szaleńczo przez las.

Inga wtuliła, się w końską grzywę. Martin był tuż za

nią, ale nie zdołał jej dogonić. Nigdy nie zaznała uczu-

cia podobnego do tego, jakie ją teraz zaczęło ogarniać.

Krew tętniła jej w skroniach,, przeszywały ją na przemian

dreszcze zimna i gorąca. Na myśl, że będzie sama z Mar-

tinem, przechodziły ją rozkoszne ciarki. Tylko Martin

i ona...

Końskie kopyta dudniły, a Indze się przypomniało,

że miała kontrolować założoną właśnie podkowę. Bez-

trosko odsunęła od siebie tę przestrogę. Jeśli podkowa

się jeszcze nie poluzowała, to pewnie się nie poluzuje.

Po chwili Martin jechał już u jej boku. Z przekornym

uśmiechem chwycił jej wodze. Mogła mu je odebrać,

ale tego nie zrobiła. Bez protestów pozwoliła, by za-

trzymał konie. I nim zdołała się zorientować, porwał ją

z końskiego grzbietu.

Zanosząc się śmiechem, przewrócili się na wrzoso-

43

background image

wisko. Inga uderzyła się w ramię, upadając na ziemię,

ale nie czuła bólu. Było jej tak dobrze. Kątem oka do-

strzegła, że konie parsknęły, a wkrótce schyliły łby ku

zielonej trawie i zaczęły skubać soczyste źdźbła.

Inga  i  Martin,  jak za  dotknięciem  czarodziejskiej

różdżki, przestali się uśmiechać. Onieśmieleni patrzy-

li na siebie niepewnie, jakby nagle zrozumieli, że wstą-

pili na ścieżkę grzechu. Martin niezdarnie pogłaskał ją

po policzku. Musnął na próbę dłonią jej ciepłą skórę.

Nie odepchnęła go, ale przytuliła się, jakby szukała ko-

lejnych pieszczot.

Otworzył szerzej oczy, oddychał coraz szybciej.

- Inga, doprowadzasz mnie do szaleństwa - wyznał

schrypniętym głosem. - Za dnia snuję się po dworze

całkiem nieprzytomny, nie mogę znieść tych wszystkich

obrazów, na których widzę cię razem z Nielsem...

Mów jeszcze, mów jeszcze, cieszyła się Inga w duchu.

Zazwyczaj nie radowała się z cudzych cierpień. I nie po-

winna się cieszyć, że Martin nie może zaznać spokoju

w Storedal, ale cieplej się jej robiło na myśl, że źródłem

jego udręki jest jej małżeństwo z Nielsem. Tęsknił za

nią... Był zazdrosny o starego Nielsa...

Palce Martina zaczęły wędrować na oślep po jej szyi,

po jej piersiach. Krew w niej wezbrała, poczuła, że ogar-

nia ją pożądanie. Ścisnęła kolana, żeby powstrzymać ja-

koś ogień, który w niej płonął.

W końcu opamiętała się:

- Nie powinniśmy tego robić, Martin, tak nie wol-

no.

Sama  słyszała, jak nieprzekonująco zabrzmiały jej

słowa. W jej głosie nie było siły, która mogłaby go wy-

rwać z tego oszołomienia. A gdy się pochylił i czule po-

całował ją w usta, zburzył ostatnią zaporę, którą wznios-

44

background image

ła. Rozpłomieniona rumieńcem zarzuciła mu ręce na

szyję i napotkała jego usta. Twarde i pełne oczekiwań.

Dodała mu sił. Z zamglonym spojrzeniem puściła

go, ale on zapragnął więcej. Znów poczuła jego usta na

swoich wargach. Każdy pocałunek wzniecał iskry pożą-

dania i rozkoszy. .

Rozpiął jej bluzkę i rozsznurował gorset. Jego oczom

ukazały się jej białe piersi. Ostrożnie pochylił głowę i do-

tknął ustami jasnoróżowych brodawek.

Inga zachłysnęła się własnym oddechem. W jej ciele

rozprzestrzeniał się jakiś rozkoszny bezwład.

Zapominając o całym świecie, zerwali z siebie ubra-

nia. Inga rytmicznie muskała dłonią napięte podbrzusze

Martina, jakby nie mogła się nim nasycić. Jakby chcia-

ła być jeszcze bliżej. Położyła się pod nim i chciała się

przed nim całkiem otworzyć, ofiarować mu coś najpięk-

niejszego, co mogła ofiarować mężczyźnie.

Ostrożnie i powoli zaczął w nią wchodzić.

Wtedy rozpaczliwie zacisnęła zęby na własnej dłoni,

Jak to boli! Na ból nie była przygotowana.

Martin wsparł się na łokciach. Twarz mu pobladła

z rozkoszy.

-Boli? - zapytał z czułością. Wzrok miał zamglony,

musiał skupiać się na tym, by nie wejść w nią zbyt 

gwał-

townie.

-Nie - szepnęła, czując, jak kłamstwo dławi jej gar-

dło.   Bardzo   bolało!   Paliło   jak   żywy   ogień.   Jego 

wielki

członek  rozdzierał   ją   na   pół.   Tak   to   przynajmniej 

odczu-

wała. Ale i tak go pragnęła, pomimo  bólu nie do 

zniesie-

nia.

Martin musnął jej szyję wilgotnym językiem i ostroż-

nie, bardzo ostrożnie, wszedł w nią cały. Na chwilę znie-

ruchomiał, po czym zaczął się rytmicznie poruszać.

background image

45

background image

Inga otarła łzy, które jej płynęły po policzkach. Ból

nie był już tak dotkliwy, ale wrażenie wcale nie było tak

wspaniałe, jak się spodziewała. To nie była chwila roz-

koszy, odbierającej zmysły.

Martin to zrozumiał. Wycofał się, położył z boku

i zerknął na nią z zawstydzeniem.

- Nie było ci dobrze - stwierdził, kładąc jej ostroż-

nie dłoń na ramieniu.

Inga zamknęła oczy i pokręciła głową.

- Nie - wyznała niechętnie. - Nie byłam przygoto-

wana na... - Rozłożyła ręce, nie znajdując właściwego

słowa.

Martin przytulił ją i powiedział przygnębiony:

-Nie chciałem sprawić ci bólu.

Uśmiechnęła się przez łzy.

-Wiem - zapewniła go.

- Słyszałem,  że kobiecie nigdy nie jest dobrze za

pierwszym razem.

Przyciągnął ją do siebie, ułożył jej głowę na ramieniu

i oboje zapatrzyli się w błękitne niebo. Ani jedna chmur-

ka nie przesłaniała słońca.

-Jesteś na mnie zła? - zapytał Martin.

-Nie, Martin, nie jestem zła. Oboje tego pragnęli-

śmy. To było nie do uniknięcia. - Inga umilkła, nie 

chcia-

ła mu zdradzić, jak o nim marzyła - tęskniła za nim 

każ-

da tkanka jej ciała.

Usiedli Martin ostrożnie oczyścił jej warkocz z ga-

łązek i paprochów. Pogłaskał ją delikatnie po plecach.

Atmosfera zrobiła się trochę niezręczna.

- Muszę się umyć - powiedziała Inga cicho i zeszła

do źródełka, które popluskiwało nieco niżej. Obmyła się

ostrożnie.

Martin tymczasem przyprowadził konie. Wziął ją

background image

46

background image

w ramiona, gdy tylko wróciła, a ona oparła głowę o jego

pierś.

- Czy   ja   zdołam   trzymać   się   z   daleka   od   cie-

bie... - szepnął z rozpaczą. - Postanowiłem nie poja-
wia  si  w Gaupås, ale obawiam si ,  e serce mi p knie,

ć ę

ę ż

ę

gdy tylko pomy l ,  e tam jeste ... Je li przyjad  zamie-

ś ę ż

ś

ś

ę

ni  par  s ów z Nielsem, b d  wiedzia ,  e ci  zobacz ...

ć

ę ł

ę ę

ł ż

ę

ę

Może nawet z tobą porozmawiam... - wziął głęboki od-

dech.

Martin też za nią tęsknił! Straszna nienawiść ogarnę-

ła nagle Ingę. Płomienna nienawiść do ojca. To Kristian

Svartdal był wszystkiemu winien. Już dawno temu po-

winien pogrzebać nienawiść między ich domami. Bez

względu na to, co było źródłem jego niechęci wobec Sto-

redalów, nie powinien niszczyć życia młodym, niewin-

nym ludziom. Dlaczego ona i Martin mieli cierpieć z po-

wodu porażki, którą kiedyś poniósł Kristian?

Oczy Martina się zaszkliły, gdy żegnali się na rozstaju

dróg. Ogarnęło ją wzruszenie na ten widok.

- Inga, moja maleńka Inga - westchnął z żalem, gdy

ruszali każde w swoją stronę.

On do Storedal.

Ona do Gaupås.

background image

5

Inga   prowadziła   konia   przez   ostatni   kawałek   drogi.

• Nie dlatego, że Mikrus okulał albo że podkowa się polu-

zowała. Inga nie była w stanie siedzieć na koniu. Wszyst-

ko  ją  piekło i bolało. Miała wrażenie, że czubki szew-

skich szydeł wrzynają się w nią za każdym krokiem.

Tym   razem   odetchnęła,   gdy   zza   zakrętu   ujrzała

Gaupås. Wreszcie usi dzie i sobie odpocznie. Czy to jest

ą

naprawdę takie bolesne? To brzmia o jak sen,  e ona,

ł

ż

m oda Inga Svartdal, nie, Gaupås - nigdy si  nie przy-

ł

ę

zwyczai do tego,  e nazywa si  Inga Gaupås - kocha-

ż

ę

ła się z mężczyzną. Bo kochali się przecież. To nie było

Zwierzęce parzenie się. Byli dla siebie dobrzy i pragnęli

ofiarować sobie nawzajem coś cennego. Nie ma rady na

to, że nie wyglądało to tak, jak sobie wyobrażała. Pew-

nie będzie inaczej następnym razem... Nikt przecież nie

chciałby się kochać, gdyby to za każdym razem tak bo-

lało...

- Tak długo cię nie było! - zawołał Gulbrand z nie-

pokojem w głosie. Czekał na nią na dziedzińcu.

48

background image

- Bardzo mi przykro - wyjąkała Inga. - Czas mi tak

szybko upłynął; tak się zamyśliłam...

Gulbrand złagodniał.

- Martwiłem się o ciebie. Bałem się, że spadłaś z ko-

nia. Chciałem już osiodłać Czarnulkę i pojechać na po-

szukiwanie.

Całe szczęście, że tego nie zrobiłeś, pomyślała Inga.

Przez chwilę ujrzała w wyobraźni siebie i Martina. Na-

gich, pełnych pożądania. I Gulbranda, który stoi za drze-

wami i na nich patrzy...

Gulbrand wziął Mikrusa i stał przez chwilę, przyglą-

dając się Indze, nim powiedział:

- Nie jesteś szczęśliwa. Widzę to.

Inga zacisnęła pięści i popatrzyła w bok.

- Szczęśliwa jak szczęśliwa - oznajmiła niezręcz-

nie. - Emma, nasza służąca, mawia, że nikt nie jest cał-

kiem zadowolony. Więc ja też nie - odparła wymijają-

co.

Gulbrand podszedł bliżej. Musiała podnieść głowę,

żeby na niego spojrzeć. Stał przed nią na rozstawionych

nogach i osłaniał ją przed słońcem.

- Nie wiesz o tym zapewne, ale widywałem cię wie-

le razy w poprzednich latach. Na długo przed tym, jak
si  zjawi a  w Gaupås jako m oda  ona. Przyje d a a  tu

ę

ł ś

ł

ż

ż ż ł ś

z ojcem. Widywałem cię także w Holmestrand. Spoty-

kałem wtedy młodą dziewczynę, pełną entuzjazmu i za-

interesowania, ciekawą wszystkiego i wszystkich. Nie ta

sama dziewczyna stoi dziś przede mną.

Inga musiała wziąć parę głębokich oddechów. Coś

uciskało jej pierś. Przełykała ślinę, żeby się tego pozbyć,

ale to tkwiło tam wciąż, jak kolec dzikiej róży. Gdy-

by miała przed sobą Emmę, dałaby upust swojej gory-

czy. Wówczas w jasnych i ostrych słowach dałaby wy-

49

background image

raz temu, co czuje. Nie mogła jednak tego powiedzieć

Gulbrandowi. Mieszkał w tym dworze, pewnie służył tu

od wielu, wielu lat. Jeśli był taki jak większość służby,

to zachowałby się lojalnie wobec swego gospodarza. Bez

względu na wszystko. Nie mogła więc zdradzić, jak się
czuje jako m oda  ona w Gaupås. Gulbrand by nie zro-

ł

ż

zumiał. Chyba że źle oceniła tego potężnego człowieka,

z długą, rudą brodą i wyrazem zrozumienia w oczach.

-Miłość to nie jest prosta sprawa - oświadczył Gul-

brand z westchnieniem.
-Miłość! - wybuchnęła Inga. To słowo z trudem jej

przeszło przez usta. Niels nie kojarzył jej się wcale z 

mi-

łością.

-Miłość   ma   przykry   obyczaj   chadzać   własnymi

ścieżkami - dokończył Gulbrand.

Inga cofnęła się o dwa kroki. Co to znaczy? Czyżby

Gulbrand domyślił się, że Inga marzy o innym mężczyź-

nie? Inga się wyprostowała. Dość łatwo się chyba tego

domyślić.

- Jeśli nie posłuchasz głosu rozsądku, Inga, ale pój-

dziesz za głosem serca, będziesz cierpiała. - Gulbrand

położył dłoń na jej ramieniu. Inga poczuła, że przycis-

ka   ją   bardzo   mocno   do   ziemi.   Kolana   się   pod   nią 

ugięły

i musiała się wyprostować, żeby nie upaść. A Gulbrand

powtórzył z powagą: - Będziesz cierpiała. I nie tylko

ty - dodał ostrzegawczo.

Sigrid bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi do bibliote-

ki. Przez chwilę stała z ręką na klamce, nasłuchując od-

głosów z sieni, ale nic nie usłyszała. Chciała posiedzieć

tu w spokoju.

background image

50

background image

Po rozmowie z Gulbrandem pragnęła od razu zajrzeć

do gminnych ksiąg w bibliotece. Ale Gudrun przydzieli-

ła jej dziś wyjątkowo dużo zadań i minęło ładnych parę

godzin, nim Sigrid zdołała się wyrwać.

Wyjęła starą, grubą księgę na temat Holmestrand.

Nie spodziewała się, że tom będzie taki ciężki, i omal go

nie upuściła z hukiem na podłogę. Przysiadła na krze-

śle z wysokim oparciem, kładąc sobie księgę na kola-

nach. Uśmiechnęła się, widząc, że księgę wydrukowano

w 1903 roku, w takim razie losy jej dziadka powinny być

tu opisane. Przesuwała palcem po indeksie i od razu tra-

fiła na nazwisko „Grindstuen". Rozpromieniona odna-

lazła odpowiednią stronę. Rodzina osiedliła się tu bar-

dzo dawno temu, bo na górze strony widniały daty 1786

i 1799.

Sigrid zaczęła czytać, mrużąc oczy: „Anders Grind-

stuen był fornalem i woźnicą w Jarlsberg, ur. 1800, zm.

1842; ożenił się z Karen Anną Pauisen, ur. 1801, zm.

1843 (zmarła rok później niż mąż; jako przyczynę śmier-

ci podano gorączkę nerwową, ale pastor dodał, że miało

to związek z żałobą po mężu. Mąż zniknął w 1842 roku,

a trzy miesiące później morze wyrzuciło na brzeg jego

ciało). Jedno dziecko: Audurt 1825".

Sigrid zadrżała. To nie była przyjemna lektura. Au-

dun też nie miał lekkiego życia. Wygląda na to, że został

sierotą, gdy był jeszcze bardzo młody. Jak mu się udało

prowadzić niewielkie gospodarstwo na własną rękę?

„W   spadku   po   Andersie   i   Karen   Annie   w   1843

roku pozostało 12 speciedaler. Ich syn Audun poślubił

w 1845 roku Elen Karlsdatter, ur. 1826. Czworo dzieci:

Anders 1846, Arne 1848, zm. 1893, Anna, ur. 1850, zm.

1860 (poparzyła się na śmierć, gdy inne dziecko wylało

na nią gar gotującej się wody) i Andrine, ur. 1851, zm.

51

background image

1898  na   suchoty.  Po lubi a  s dziego  Nielsa   Gaupåsa

ś

ł

ę

w 1870".

Sigrid zostawiła otwartą księgę na kolanach i zapa-

trzyła się w dal. Dziwnie się poczuła, widząc imiona

i nazwiska swoich rodziców w druku. Z rosnącym za-

interesowaniem wróciła do lektury, licząc, że dowie się,

co się stało z jej dziadkami: „W 1866 roku gospodarstwo

Grindstuenów podpalono i nie udało się uratować ani

stodoły, ani domu. Najmłodszą córkę, Andrine, umiesz-

czono po tym wydarzeniu u pastora Einara Rollefsena

i jego żony. Anders i Elen przeprowadzili się później do

Drammen   z   synami   Andersem   i   Arne.   Ruiny 

gospodar-

stwa wyburzono".

I   nic   więcej.   Sigrid   ostrożnie   zamknęła   książkę.

Chciała zabrać ją ze sobą do pokoju i przeczytać odpo-

wiedni fragment raz jeszcze. Siostra i brat Andrine już

zmarli, ale nie było żadnej informacji na temat śmierci

jej rodziców!

Sigrid wydmuchała nos. Nie powinna myśleć, że oni

jeszcze żyją, a nawet jeśli tak jest, to oboje są już po

osiemdziesiątce.

Sigrid zatrzymała się nagle na schodach i krew na-

płynęła jej do twarzy. Przycisnęła do siebie wielką księ-

gę. Czy... Nie, to niemożliwe, pomyślała, żeby się pocie-

szyć, ale podejrzenia zasiały już ziarno: Czy to Andrine,

jej matka, ponosiła winę za to, że jej siostra Anna zmar-

ła w wyniku poparzeń wrzątkiem? Przypomniała sobie

zdanie z księgi.

Zakręciło jej się w głowie i musiała się przytrzymać

poręczy wolną dłonią.

background image

52

background image

Inga weszła na ganek, zatrzymała się i zaczęła nasłuchi-

wać.   W   kuchni   było   całkiem   cicho.   Przerażająco 

cicho.

Eugenie i Gudrun zwykły rozmawiać podczas pracy,

pd czasu do czasu odzywała się też Sigrid. Z kuchni naj-

częściej dochodziły jakieś głosy. A teraz panowała cał-

kowita cisza.

Inga weszła do kuchni ostrożniej niż zwykle. Otwo-

rzyła drzwi na oścież i objęła całe pomieszczenie wzro-

kiem, zanim wkroczyła. Sigrid nie było widać; Euge-

nie stała odwrócona do niej plecami. Gudrun też była

w kuchni. Wzięła się pod boki i patrzyła na Ingę.

Inga przebiegła przez kuchnię w stronę izby i kory-

tarza. Gudrun płakała! Najstarsza z sióstr miała zaczer-

wienione oczy. A przecież nie należała do osób, które

płaczą z byle powodu. Już po raz drugi Inga dostrzegła

ślady łez na jej twarzy i nie miała pojęcia, co było ich

przyczyną. Za pierwszym razem zauważyła je podczas

weselnego obiadu. Wówczas Gudrun zerkała w jej stro-

nę nienawistnymi, zapłakanymi, pełnymi gniewu ocza-

mi. I teraz...

Zdumiona pobiegła prosto do swego pokoju. Tak

jej się przynajmniej wydawało. Musiała pomylić drzwi,

bo na łóżku siedziała Sigrid z wielką księgą na kola-

nach.

- Witaj. - To wszystko, co Inga z siebie wydobyła.

Sigrid przyglądała się jej swoimi wielkimi, szeroko

otwartymi oczami. Gdy Inga była blisko Sigrid, nie mog-

ła się oprzeć wrażeniu, że widzi zbitego psa. Nigdy nie

spotkała dziewczynki, która by była tak zahukana.

Sigrid zatrzasnęła księgę i położyła palec na ustach.

- Ciiii...

Inga podeszła do niej na palcach i usiadła ostrożnie

na brzegu łóżka.

53

background image

- Dlaczego musimy być cicho? - zapytała szeptem.

Sigrid podskoczyła czym prędzej i zamknęła drzwi.

Znowu usiadła na łóżku i stłumionym głosem powie-

działa:

- Ojciec i Gudrun się pokłócili...

Ach tak! To dlatego w kuchni było tak cicho. I dlate-

go Gudrun płakała. Czyżby ojciec się jej sprzeciwił?

- O co?

Sigrid milczała przez chwilę. Poruszyła się niespo-

kojnie, jakby nie wiedziała, czy powiedzieć tej nowej żo-

nie ojca, o co poszło. Może nie chce obgadywać swojej

siostry, pomyślała zaciekawiona Inga.

-Nie wszystko słyszałam - wyznała Sigrid. - Ucie-

kam z pokoju, gdy tylko zaczynają...

-Często się kłócą? - zapytała Inga ze zdumieniem.

Starała   się,   by   zabrzmiało   to   naturalnie,   jakby 

nieszcze-

gólnie   obchodziły   ją   przyczyny   kłótni   córki   z 

ojcem,

choć w głębi duszy płonęła z ciekawości.

-Nieee - odparła Sigrid z pewnym ociąganiem. - Nie

tak   często,   ale   jak   już   się   kłócą,   to...   Piekło   się 

rozpętuje,

gdy Gudrun i ojciec zaczynają się awanturować.

-Niełatwo żyć ciągle w zgodzie - stwierdziła Inga

w nadziei, że Sigrid zdradzi jej, o co poszło,

Sigrid pokiwała głową.

-Gudrun wrzeszczała, że ojcu nie wolno tego robić.

-Nie wolno? Czego mu nie wolno?

-Tego nie wiem. Wrzeszczała: „Bardzo cię proszę,

ojcze, nie rób tego! Nie wolno ci!"

Indze opadły ramiona. Czego córka zabrania Nielso-

wi? I jak to się stało, że on mimo wszystko ośmielił się

jej sprzeciwić? Nie był człowiekiem, który zwykł stawiać

opór. Co zamierzał zrobić Niels, że Gudrun była temu

tak przeciwna?

background image

54

background image

-Masz takie piękne włosy! - zawołała nieśmiało Si-

grid.

-Tak myślisz? - uśmiechnęła się Inga.

-Tak - zapewniła ją Sigrid z przejęciem. - Mogę ci

rozpleść warkocz?

-Tak, oczywiście - odparła Inga. Wkrótce jej wło-

sy   leżały   jak   czarny,   rozpostarty   wachlarz   na 

ramionach i na plecach. - Ty też masz piękne włosy 

-

 

zauważyła

Inga.

-Nie, wiem, że tak nie jest. Gudrun mi to zawsze 

mówi.   Ciągnie   mnie   za   warkocze   i   powtarza,   że

wyglądają jak dwa żółte strumyczki krowiej uryny.

Ingę poruszyły niemiłe słowa Gudrun do młodszej

siostry.

- Przynieś swoją szczotkę do włosów - zapropono-

wała Inga - i usiądź przede mną na podłodze. Zrobię ci

fryzurę, w której ci będzie do twarzy.

Sigrid nie trzeba było tego powtarzać. Podskoczyła

do góry i z roziskrzonymi oczami pobiegła po szczotkę.

Gdy Inga rozplotła sztywne warkoczyki i zaczęła szczot-

kować złote włosy Sigrid, pomyślała, że ta dziewczynka

musi mieć ciężkie życie z taką siostrą jak Gudrun. Inga

miała tylko braci, którzy się z nią czasem drażnili, ale ni-

gdy nie byli złośliwi. Sigrid zaś ginęła w cieniu swej po-

tężnej i władczej siostry.

Wszyscy zauważyli, że Gudrun i Niels si  pok ócili.

ę

ł

Wokó  sto u w Gaupås nigdy nie rozlega y si   miechy

ł

ł

ł

ę ś

i wesołe rozmowy, ale tego wieczoru panowało całko-

wite milczenie. Nie padło ani jedno słowo, nikt nie miał

ochoty się odzywać. Słychać było tylko chrzęst łamane-

go suchego pieczywa i siorbanie mleka i kawy. Nawet

55

background image

Gulbrand, który miał dar rozładowywania atmosfery,

nic nie mówił.

Inga rozglądała się ostrożnie wokół siebie. Spojrzała

na Eugenie i na Torego. Wyglądali, jakby ktoś ich obar-

czył strasznym ciężarem, bo kulili się tak, żeby było ich

jak najmniej widać. A Gulbrand nie posłał jej pokrze-

piającego uśmiechu, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się

ponad stołem.

Sigrid siedziała, jakby ją przywiązano do krzesła, a jej

oczy były jeszcze bardziej zaokrąglone niż zwykle. Na-

prawdę ładnie wyglądała w nowej fryzurze. Jej wijące

się włosy zostały upięte z tyłu, ale bardzo luźno. Część

loków wymykała się spod szpilek i okalała twarz, dzię-

ki czemu uszy mniej rzucały się w oczy. To nie znaczy,

że ona ma wielkie uszy, pomyślała Inga i o mało się nie

roześmiała. Nic nie mogła na to poradzić, ale miata cał-

kiem nieuzasadnioną ochotę, by się roześmiać na głos.

Zdołała się jednak opanować. Ciekawe, co by było, gdy-

by się roześmiała teraz, gdy Gudrun siedziała ponura

i zgorzkniała jak nigdy przedtem.

Inga uzmysłowiła sobie, jakim szacunkiem musiała

cieszyć się tu we dworze starsza córka Nielsa. Zdołała

spętać wszystkich swoim złym humorem. Najwyraźniej

niepisana reguła w tym domu głosiła, że nikomu nie

wolno się cieszyć, jeśli Gudrun jest nie w humorze.

Siostry Marlenę i Kristiane siedziały bardzo blisko

siebie. Jakby szukały pocieszenia i schronienia u siebie

nawzajem. Poprzedniego dnia Gudrun, nie przebiera-

jąc w słowach, pouczała Marlenę, jak należy prząść weł-

nę, żeby nić była jak najcieńsza. Uważała najwyraźniej,

że Marlenę się nie dość stara, bo zarzucała jej, że jest

leniwa i do niczego się nie nadaje. Marlenę siedziała

sztywna ze strachu, ale Inga zauważyła, że gniew Gu-

56

background image

drun podziałał także na jej siostrę, która siedziała obok

i cierpiała tak samo. Tak to jest, gdy ludzie są sobie na-

prawdę bliscy, pomyślała Inga, przełykając ostatnie kro-

ple kawy. Wtedy tak samo dotkliwie odczuwają bezlitos-

ną krytykę. Jakby potrafili odczuwać ból drugiej osoby

na własnej skórze.

Gdy służba rozeszła się do swoich obowiązków, Inga

powiedziała tonem, który miał zabrzmieć stanowczo:

- Powinniśmy chyba zacząć planować wyprawę do

Kongsberg.

Parę dni temu Niels powiedział, że wybiera się do

Kongsberg. Jeździł tam dwa razy do roku, w sierpniu

i w lutym. Kupował wówczas różne drobiazgi dla domu

i dla gospodarstwa, a wszyscy mieszkańcy dworu trak-

towali tę wyprawę jako miłą odmianę od codziennych

obowiązków.

Gudrun nastroszyła się. Nozdrza jej zadrżały:

-My? - powtórzyła ostro.

-Tak. My - odparła Inga. - Nie ty jedna pracujesz

w tym dworze, o ile mi wiadomo. Wszyscy musimy 

usta-

lić zawczasu, co kto ma do zrobienia.

Inga chętnie odgryzłaby sobie język. Dlaczego za-

wsze musiała odpowiadać Gudrun tym  pogardliwym

tonem? Tym razem naprawdę nie chciała być bezczelna.

Pragnęła tylko przerwać tę ciążącą wszystkim ciszę.

Niels pośpieszył z odpowiedzią, żeby uprzedzić Gu-

drun.

-Oczywiście, usiądziemy i przedyskutujemy wszyst-

ko   przed   wyjazdem.   Zazwyczaj   jadę   z   Gudrun   i 

Gul-

brandem,   ale   miałem   nadzieję,   że   tym   razem   ty 

także

z nami pojedziesz.

-Dziękuję   -   uśmiechnęła   się   Inga.   -   Bardzo  chęt-

nie. - Skóra jej cierpła na myśl o tym, że Gudrun ma

background image

57

background image

być jej jedyną towarzyszką podróży. Mężczyźni będą za-

pewne oczekiwać, że Gudrun i Inga będą się trzymały

razem... - A Marlenę i Kristiane? Oraz Eugenie i Torę?

Niels chrząknął i oczyścił ręce suchą chusteczką.

- To jest wyjazd dla rodziny. Gulbrand jedzie z nami,

bo wie najlepiej, jakie narzędzia trzeba kupić.

Słowa padały powoli. W rytmie stacatto. Ostrożnie.

Jakby się wstydził, że nie zabiera służby. Taki już los

służby; praca i nic poza pracą. Jeśli działo się coś szcze-

gólnego, nie byli brani pod uwagę.

- To nie jest w porządku - wypaliła Inga, zanim

zdołała sobie uświadomić, że myśli na głos. Rozejrzała

się dokoła z przerażeniem.

- Co nie jest w porządku? - zdziwił się Niels.

Inga wskazała służbę ręką.

-To, że służba nie może jechać! Nie, Niels, w tej sy-

tuacji wolę zostać w domu. Niech raczej Eugenie 

albo

Torę pojadą zamiast mnie.

-Co za łaskawość - skomentowała Gudrun sucho.

-Nie   mogę   uwierzyć,   że   reszta   służby   nigdy   nie

była   w   Kongsberg  i   nie   doświadczyła   buzującego 

tam

życia,   nie   podziwiała   pięknego   rękodzieła 

wystawiane-

go w kramach, nie próbowała pysznych  dropsów, 

któ-

re   sprzedają   w   papierowych   torebkach.   Ani   nie 

poznała

napięcia, które towarzyszy targom w czasie handlu 

koń-

mi.   Nie   -   stwierdziła   stanowczo   Inga,   a   jej   oczy 

rozjaśnił

entuzjazm.   -   Tym   razem   Niels,   Eugenie   i   Torę 

pojadą

z wami. A w przyszłym roku Marlenę i Kristiane!

Niels był całkiem oszołomiony jej przemową i sta-

background image

nowczością jej tonu. Jak często w poczuciu niepewności,

oblizał sobie usta. Tym razem nie szukał wsparcia u Gu-

drun. Wiedział, że wypadł z łask. Na jego bezbarwnych

ustach pojawił się pobłażliwy uśmiech.

58

background image

- No dobrze, dobrze, skoro tak mówisz, Inga. W tym

roku pojedzie i Eugenie, i Torę.

Wydawał się zadowolony ze swojej decyzji. Podjął ją

niezależnie od córki. Czy przez jego twarz przemknął

wyraz niepewności? Inga nie wiedziała, ale uśmiechnęła

się do niego nieznacznie. Z satysfakcją stwierdziła, że jej

męża stać na samodzielne podjęcie decyzji, choć Gu-

drun przeszywała go spojrzeniami.

background image

6

Później tego samego wieczoru Niels siedział przy biurku

i pracował. Inga obróciła się ku niemu ze zdumieniem,

gdy zapytał:

- Czy jest coś, na co miałabyś ochotę? Z Kongsberg,

oczywiście - dodał pośpiesznie. Na jego bladych policz-

kach pojawiły się słabe rumieńce.

Inga poruszyła się niepewnie na krześle.

-Nie, nie wiem, co to by mogło być. - W zasadzie nie

miała ochoty przyjmować od niego prezentów, ale 

prze-

mogła się: - Może jedną rzecz... - Zrobiła sztuczną 

pau-

zę, żeby pobudzić jego ciekawość.

-Mów - zachęcił ją Niels.

-Nie, zapomnij o tym - powiedziała szybko. - To

jest i tak za drogie.

Niels odłożył pióro i spojrzał na nią z uwagą.

-Pieniądze to nie problem,  Inga. Przynajmniej  tu,

w tym dworze - cmoknął zadowolony.

-No bo widzisz - zapaliła się Inga. - Dwa lata temu

ojciec kupił separator...

60

background image

- Nie do wiary, ile nowych wynalazków macie w tym

Svartdal - wtrąciła kąśliwie Gudrun, która siedziała ci-

cho w kącie i robiła na drutach.

Inga nie dała się zbić z tropu.

- Chciałabym, żebyś kupił separator, Niels!

Niels podrapał się w zamyśleniu po swej zarośniętej

szczeciną brodzie. Dźwięk, jaki się przy tym rozlegał,

przyprawiał Ingę o dreszcze.

-Separator - mruknął. - To się da zrobić.
-Przygotowywanie   przetworów   z   mleka   będzie
znacznie łatwiejsze. Marlenę i Kristiane się ucieszą.

Gudrun otworzyła usta, by zaprotestować, ale spoj-

rzenie ojca sprawiło, że się rozmyśliła.

Tym razem Inga była w pogodnym nastroju, gdy przy-

szła pora gaszenia świec. Popołudnie okazało się cał-

kiem przyjemne, pomimo złego humoru Gudrun. Inga

zdołała się zbliżyć trochę do Sigrid i lepiej ją poznała.

Poza tym wiele dla niej znaczyła rozmowa z Gulbran-

dem, Inga doszła do wniosku, że warto go słuchać.

Gdy myła ręce i twarz w miednicy w sypialni, poczu-

ła, jaka jest zmęczona. Niels nie wszedł jeszcze na górę.

Miał do przejrzenia jakieś papiery. Inga wiedziała, że nie

potrwa to długo, bo dokładnie o dziesiątej zwykł gasić

fajkę na znak, że zamierza się położyć.

Niepokój i przemożny strach, który ją obezwładniał

każdego wieczoru, nie doskwierał jej już tak bardzo.

Pewnie, że serce biło w szybszym rytmie, gdy kładli się

do łóżka. Ale do tej pory Niels nie dopełnił tego, co się

powinno zdarzyć w noc poślubną, i Inga zaczęła żyć na-

dzieją, że to nigdy nie nastąpi. Niels jest za stary. Ożenił

się z nią zapewne z innych powodów.

61

background image

Dlatego   nie   zaczęła   omdlewać   z   przerażenia,

że Niels się na nią targnie, gdy usłyszała jego człapa-

nie. Słyszała, jak otwiera drzwiczki pieca, by oczyścić

fajkę ze starego tytoniu i żaru. Zawiasy zaskrzypiały,

gdy zamykał drzwiczki z powrotem. Za chwilę ułoży

stos papierów równo na biurku, zgasi świece i spraw-

dzi, czy stary kot leży w swoim koszyku w kuchni. Po-

tem ruszy powoli na górę. Znała już na pamięć jego

wieczorny rytuał.

Szybko dokończyła toaletę. Musi być gotowa, nim

Niels tu wejdzie. Nie chciała, by zobaczył ją nagą. Nie-

które części jej ciała nie są dla niego... tylko dla Mar-

tina, Martin! Na samą myśl o nim oblała się rumień-

cem.

Natychmiast   ujrzała   w   wyobraźni   jego   twarz. 

Niemogła zapomnieć tego, co się dziś zdarzyło. Ten żal 

w jego niebieskich oczach, gdy zrozumiał, że sprawił 

jej ból. Dziś oddała się Martinowi, ale wydawało jej 

się, że to było już wiele dni temu. A przecież zaledwie 

przed   paroma   godzinami   leżała   w   jego   ramionach, 

patrzyła w te roziskrzone oczy i każdą cząsteczką ciała 

czuła jego pożądanie...

Drżącymi dłońmi wrzuciła myjkę do miednicy. Tak

ją pochłonęły te słodko-gorzkie myśli, że nie usłyszała,

iż Niels wszedł już na górę. Dopiero jego kroki w kory-

tarzu wytrąciły ją z zamyślenia.

Zwinnie jak łasica wskoczyła do łóżka. Czy powinna

zgasić światło? Czy zdąży to zrobić, zanim Niels położy

dłoń na klamce? Nie, to nie ma sensu. Lepiej nie dawać

mu do zrozumienia, że starała się za wszelką cenę zna-

leźć pod pierzyną, zanim on przyjdzie.

Zmarszczyła brwi, gdy Niels wszedł do pokoju. Był

już przebrany w swój nocny strój. Prawdopodobnie

62

background image

umył się na dole w gabinecie. Ogarnęła ją niepewność.'

Coś tu się nie zgadza. Ten starszy człowiek był bardzo

nieśmiały, ale mył się w sypialni. Za parawanem wpraw-

dzie, ale w sypialni...

Gdy Inga zobaczyła jego oczy w świetle świecy, po-

czuła się tak, jakby ktoś ją zdzielił pięścią między oczy.

To spojrzenie! Ten błysk w jego oczach! Ten lubieżny

wzrok, to obrzydliwe oblizywanie ust... Boże, nie, za-

drżała.

Przerażona usiadła na łóżku i otuliła się pierzyną.

Wielki Boże, wielki Boże, jęczała bezgłośnie. Nie zniesie

tego! To się nie może dziś zdarzyć! Nie tego wieczoru.

Nie tego samego dnia, w którym kochała się z Marti-

nem!

Co robić? Czy położyć ręce na tej jego chuderlawej

klatce piersiowej i odepchnąć go brutalnie? Odmówić

mu? Pokusa była wielka, ale strach przeważył. Nie po-

trafiła się obronić, gdy wślizgnął się do niej, do łóż-

ka.

Chciała   krzyknąć,   ale   nie   mogła   wydać   żadnego

dźwięku. Słyszała tylko bicie własnego serca. Przeraziła

się jeszcze bardziej, gdy zobaczyła pożądanie i szaleń-

stwo w jego oczach. Uzmysłowiła sobie, że nie przemó-

wi mu do rozsądku. Do rozsądku? Niels nie miał żad-

nego powodu, by odwoływać się do rozsądku. Jako jej

mąż miał do tego święte prawo. Nikt go nie zgani za to,

że posiadł swoją młodą żonę. Ludzie by się raczej dziwi-

li, gdyby tego nie zrobił.

- Inga. Inga - westchnął: - Dziś okazałaś mi dobroć.

Wreszcie zachowałaś się tak, że mam śmiałość się do

ciebie zbliżyć.

Inga zadrżała. A więc dlatego trzymał się od niej

z daleka. Wystraszyła go swoim gwałtownym tempera-

63

background image

mentem. Nie pociągała go, póki nie okazała mu dobroci

i przyjaźni.

-Ja nie chcę - zaszlochała. - Nie ruszaj mnie. - Płacz

uwiązł jej w gardle.

-Byłem Cierpliwy wystarczająco długo, Ingo - po-

wiedział głośno. - Jesteśmy małżeństwem. Wiesz, co 

to

oznacza.

Zerwał z niej pierzynę jednym ruchem.

Inga zasłoniła się ramionami. Na szczęście wciąż

miała na sobie gorset, ale Niels zaczął ją rozbierać wzro-

kiem.   Nie   mogła   znieść   jego   zamglonego,   oślizgłego

spojrzenia!

-Pomóc ci zdjąć gorset? - zapytał, owijając jej czar-

ny lok na swoim palcu.'

-Nie, sama  to zrobię - odparła pośpiesznie i zro-

zumiała,   że   nie   ma   już   wyjścia.   Albo   sama   się 

rozbierze

i   usiądzie   przed   nim   nago,   albo   będzie   musiała 

zaakcep-

tować,   że   to   on,   pośród   pocałunków   i 

nieprzyjemnych

pieszczot, zdejmie jej gorset.

Inga zrezygnowała. Bez słowa zrzuciła ubranie. Ob-

nażyła się brutalnie. Twarz jej stężała jak żelazna ma-

ska. Bo gdy gorset opadł na podłogę, opadły z niej także

wszelkie uczucia.

Niech ją bierze. Przywiódł ją do tego dworu jak kro-

wę na postronku i teraz doświadczy, co to oznacza. Ona

nie będzie mu pomagać, nie będzie śmiać się i uczest-

niczyć w intymnych zabawach. A jeśli podnieca go jej

strach i niechęć, Inga i nad tym zdoła zapanować.

Nie opierała się, gdy przycisnął ją do materaca. Le-

żała sztywno, z głową odwróconą w bok. On dyszał

i  stękał,   nerwowymi   ruchami   rozsunął   jej   nogi.   Był

niepotrzebnie brutalny, jakby chciał ją zmusić, by mu

pomogła.

background image

64

background image

Nawet   jedna   łza   nie   spłynęła   po   jej   policzku,

ale w środku rodził się bunt. Czuła się tak, jakby rozpacz

miała ją zaraz rozsadzić. Nie mogła swobodnie zaczerp-

nąć tchu.

- Zgaś  świecę   -   poprosiła,   gdy  się   zorientowała,

że Niels się zaraz na niej położy. Nie chciała go widzieć

podczas aktu. Nie chciała patrzeć, jak jęczy z rozko-

szy. Jeśli w pokoju będzie całkiem ciemno, może będzie

mniej czuła...

Zasłoniła twarz rękami, gdy poczuła, że zaczął w nią

wchodzić. Starała się oddzielić ciało od duszy i nie zwra-

cać uwagi na to, co się działo z jej łonem. Nie chciała

nic czuć, oddalała od siebie wszelkie doznania. Jeśli bę-

dzie myślała o czymś innym, całe wydarzenie może się

jej wydać odległe, nierzeczywiste.

Ból rozsadzał ją od środka. Wciąż była spuchnięta

i obolała po tym, jak kochała się z Martinem. To, że Niels

chciał ją posiąść jak stary lubieżnik, pogarszało jeszcze

sytuację. Zacisnęła zęby na własnej dłoni, żeby nie wy-

dać żadnego dźwięku. O, dobry Boże, modliła się w roz-

paczy, oszczędź mi tego bólu.

Przesuwała   się   trochę   przy   każdym   kolejnym 

ruchu,

a piersi kołysały się w takt. To podnieciło Nielsa jeszcze

bardziej.

Nagle obrócił się na bok, potem na plecy i jęknął.

Inga odsunęła się natychmiast i zaświtała jej nadzieja.

Może on już nie ma siły?

Księżyc rzucał złote światło na drewnianą podłogę.

W pokoju było ciemno, ale Inga mogła dostrzec zarysy

mebli. I Nielsa. Jego sylwetka odcięła się wyraźnie od tła,

gdy usiadł na łóżku i otarł pot z czoła. Zakasłał i zachar-

czał, po czym przysunął się do niej.

- Usiądź na mnie, Inga.

65

background image

Zwinęła się w kłębek. Co on powiedział? Nie chce

chyba, żeby ona...? Tak, to właśnie powiedział.

- Proszę cię, Niels - błagała przez łzy. Strach obez-

władnił jej ciało, zasłoniła się przed Nielsem rękami.

Czy chce ją zmusić, żeby... Pokręciła głową, nie rozu-

miejąc do końca, jak wiele od niej żąda.

Nie odpowiedział, tylko chwycił ją w pasie zdecydo-

wanym ruchem, uniósł i zmusił, by na nim usiadła okra-

kiem.

Inga zacisnęła oczy i przygotowała się na ból, który

ją prześwidruje na wskroś. Nie powstrzymała jęku, gdy

wszedł w nią do samego końca. Przez chwilę próbowała

się bronić, podniosła się, żeby jej całkiem nie przepoło-

wił, ale przycisnął ją mocno i znów rozdarł ją w środku

piekący ból. Tak to przeżyła Inga.

Niels chwycił ją za uda i zaczął przesuwać rytmicz-

nie. Nie zdołała się obronić, oszołomiona bólem i nie-

dowierzaniem.

A więc taki jest Niels* przemknęło jej przez głowę.

Niels, taki uprzejmy i przyjazny za dnia. Niels prze-

mykający się pod ścianami, jak człowiek, który lęka się

własnego cienia i którego nikt by nie podejrzewał o su-

rowość. Inga spodziewała się, że prędzej czy później za-

żąda od niej małżeńskich usług, ale tego, że ją na sobie

posadzi okrakiem, nie, tego nie byłaby w stanie sobie

wyobrazić.

Niels wił się pod nią z rozkoszy i przyśpieszył tempo.

Miał silne ramiona, boleśnie tego doświadczyła, bo teraz

podłożył dłonie pod jej pośladki i unosił ją do góry i na

dół.

Czerwona mgła przesłoniła jej oczy. Niewiele bra-

kowało, żeby zemdlała. Była potwornie obolała, a wstyd

palił ją jeszcze bardziej.

66

background image

Nie wiedziała, jak długo ją w ten sposób gwałcił,

ale w końcu, przestał. Bez słowa spuścił nogi z łóżka,

wziął swoją nocną koszule i gdzieś zniknął.

Inga położyła się na boku i wybuchnęła niepohamo-

wanym płaczem. Nienawiść, którą czuła wobec Nielsa,

była nie do opisania. Przedtem tliła się słabym płomy-

kiem. Ale tej nocy zapłonęła wielkim ogniem. Inga nie

miała wątpliwości, że to wszystko się jeszcze powtórzy.

Przyjdzie mu to łatwiej, bo już przekroczył granicę. Wie-

dział, jak postępować, wiedział, jak bez słów odebrać to,

co się mu należało.

Sigrid zaczęła swobodniej oddychać. W dalszym ciągu

z pewnym niepokojem unosiła dłoń, którą przyciskała

poduszkę do uszu. Czy jeszcze coś słychać? Rozejrzała

się ostrożnie po pokoju. Nie, chyba nie. Okropnie się

czuła, słuchając tej nocnej zabawy ojca i Ingi. Być nie-

mym   świadkiem  ich nocy  poślubnej...  Co  za  okrop-

ność, pomyślała i położyła poduszkę pod głowę.

Nie słyszała wszystkiego, bo gdy tylko się zorien-

towała,   co   się   święci,   zakryła   sobie   uszy;   słyszała 

tylko

tę cichą, krótką rozmowę, zanim łóżko zaczęło skrzy-

pieć...

Biedna Inga, pomyślała od razu. Ona nie chce ojca.

I ja ją rozumiem. No ale... Jest teraz jego żoną. Małżeń-

stwo polega na takich... Niewiele brakowało, żeby Sigrid

zwymiotowała. Małżeństwo polega na takich rzeczach,

których lepiej nie nazywać i sobie nie wyobrażać.

Sigrid roztarła uszy. Ziewnęła ze zmęczenia. A oj-

ciec, pomyślała sennie, ojciec będzie teraz zadowolony.

Wreszcie Inga została jego prawdziwą żoną.

67

background image

Gdy oczy Sigrid się zamykały, pragnęła tylko jedne-

go. Żeby Inga naprawdę zbliżyła się do Nielsa. Bo ona

potrafi go uszczęśliwić, ona jest jego młodą żoną. Teraz

wszystko ułoży się wreszcie tak, jak powinno.

background image

7

To, że Niels chce mieć ją jako żonę w łóżku, to jedna

sprawa. Muszę to znosić, pomyślała Inga z żalem, bu-

dząc się następnego ranka. Nie sądziła jednak, że zamie-

rza ją wykorzystywać w tak okropny sposób.

Nienawiść wciąż w niej płonęła, gdy spuściła nogi na

podłogę i usiadła. Zachłysnęła się własnym oddechem

i jęknęła z bólu. Jak zdoła usiąść do śniadania, skoro

wszystko ją tak pali i piecze? Przeszła na próbę kilka

kroków. Bolało ją całe ciało i czuła się tak, jakby ktoś

zdarł z niej skórę tam na dole.   .

- Ty diable - sklęła go. Lepiej się poczuła, rzucając

parę brzydkich słów. Szkoda tylko, że Nielsą nie było,

bo do niego skierowane były te słowa.

Nagle opadła z niej i wściekłość, i odwaga. I na cóż

się zdadzą krzyki i przekleństwa? Należała przecież do

niego. Była jego własnością, z której mógł korzystać, jak

chciał. Dlaczego przypuszczała, że będzie ją traktował

łagodnie?

Pozostaje jej tylko mieć nadzieję, że nie będzie się

69

background image

zjawiał zbyt  często w małżeńskim łożu. Od tej pory

czekało ją balansowanie na krawędzi brzytwy. Nie po-

winna zachowywać się zbyt zachęcająco i budzić w nim

pożądania. Nie ma  mowy o tym,  by odnosiła się do

niego przyjaźnie. Zarazem powinna jednak być na tyle

posłuszna, by uznał wkrótce, że Inga zasługuje na ten

drogocenny pęk kluczy. Drżąc, naciągnęła spódnicę na

uda i zapięła haftki z tyłu. I jak tu znaleźć złoty śro-

dek?

Gdy   Inga   kończyła   właśnie   oporządzanie   zwierząt

w oborze, na dziedziniec wjechał powóz. Ogarnęło ją

poczucie szczęścia. Goście ze Svartdal! Omal nie zapo-

mniała o wiadrach z mlekiem, które należało zanieść

w chłodne miejsce. Chwyciła wiadra w obie ręce i wy-

biegła z obory. Chciała powitać gości ze Svartdal.

Przyjechała Emma z ojcem! Łzy zalśniły jej w oczach.

Nawet nie wiedziała, że aż tak stęskniła się za Emmą.

Dobra, kochana Emma. Troskliwa i czuła. Nawet z da-

leka widać było, że staruszce jeszcze bardziej posiwia-

ły skronie, a zmarszczki od śmiechu wokół oczy stały

się głębsze, jak słoje drzewne. Czyżby tak się postarzała

w ciągu paru tygodni?

Emma podbiegła do niej, trzymając koszyk ż poda-

runkami.

- A, tu jesteś, Ingo.

Inga odstawiła wiadra, zarzuciła Emmie ręce na szyję

i mocno ją uścisnęła.

- Och,   Emmo.   -   mruczała   przez   śmiech   i   przez

łzy. - Jak dobrze cię widzieć! - Wciągnęła w nozdrza za-

pach służącej. - Zawsze tak pięknie i słodko pachniesz.

70

background image

To   dziwny   zapach,   który   przypomina   mi   kardamon

i inne przyprawy, których używasz do wypieków!

- To   zapach   twojego   dzieciństwa   -   zaśmiała   się

Emma i pogłaskała ją w policzek.

Kristian zatroszczył się o bezpieczeństwo koni, za-

nim wolnym krokiem przeszedł przez dziedziniec. Ro-

zejrzał się za mężczyznami, ale że żadnego nie zobaczył,

podszedł do wrót obory.

Skinął głową córce, a ona powiedziała z uśmiechem:

- Zaniosę to tylko. - Wskazała ruchem głowy wia-

dra z mlekiem. - Wszyscy siedzą w kuchni i piją kawę.

Wejdźcie tam, ja zaraz przyjdę.

Obróciła się, żeby zejść do piwnicznej spiżarni, gdy

ojciec chrząknął i zapytał cicho:

- Co u ciebie, Inga?

Inga stanęła bez ruchu, wciąż trzymając wiadra. „Nie

pytaj", poprosiła w duchu. „Nie ty! Nie zdołam ukryć

prawdy, jeśli zażądasz odpowiedzi". Za żadne skarby nie

chciała, żeby ojciec się dowiedział, jak cierpi. Jeśli będzie

próbował wyciągnąć z niej odpowiedź, wyleje się z niej

cała gorycz i cały gniew, które wypełniają ją bez reszty.

Kristian chrząknął i powtórzył:

- Czy Niels cię dobrze traktuje?

Inga poczuła się tak, jakby opuściła nagle swoje ciało.

Jakby patrzyła na wszystko z boku. Widziała tylko kupę

wielkich kamieni. Nie była przygotowana na ten widok;

kamienie były wielkie i szare. Gdzieś w oddali usłysza-

ła, jak ojciec powtarza pytanie podniesionym głosem.

Wtedy nagle jeden kamień oderwał się od piarżyska.

Usłyszała najpierw tylko cichy stukot spadającego głazu,

ale po chwili wprawił on w ruch potężne siły. Wkrótce

zadudniła cała lawina...

- Inga, słyszysz mnie? - Ojciec chwycił ją za ramię.

71

background image

Wielkie kamienie obijały się o siebie i kruszyły mniej-

sze na drobny, biały pył. Wszystko się zakotłowało, gdy

kamienie w końcu spadły na ziemię. Ku niebu wzniosła

się szarobiała chmura, a potem tysiące drobinek opadły

w dół. Nastał spokój.

- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię •- rozkazał oj-

ciec, próbując ją odwrócić siłą.

Wtedy lawina zarwała się gdzieś w środku Ingi.

Straszna lawina.

Inga upuściła wiadra na ziemię, tak że mleko popły-

nęło ku drodze strumykami. Obróciła się na pięcie i syk-

nęła złowieszczym szeptem:

- Jak ty, właśnie ty, możesz mnie o to pytać? Jakiej

odpowiedzi oczekujesz?

Kątem oka dostrzegła, że Emma czyni znak krzyża ze

strachu. Twarz staruszki pobladła na widok jej nieocze-

kiwanego wybuchu. Ale nic już nie mogło zatrzymać

Ingi. Było za późno. Cała gorycz i frustracja się z niej

wylała.

- Zawsze pilnowałeś, żeby nikt nie wiązał młodych

klaczy, gdy ogier miał je pokryć. Mówiłeś tak pięknie,

że nie możesz patrzeć, jak zwierzęta się parzą, choć tego

nie chcą! Nikt nie mógł powiedzieć, że Kristian... - splu-

nęła, wypowiadając jego imię, i mówiła dalej: -.. .że go-

spodarz wspaniałego dworu Svartdal każe wiązać klacze;

gdy ogier się na nie rzuca. Ale swoją córkę, krew z twojej

krwi, kość z twojej kości, spętałeś bez wahania!

Włosy się jej rozplotły i teraz otaczały jej głowę ni-

czym czarny kołtun. Serce waliło młotem, Inga nie mia-

ła pojęcia, skąd czerpie tę odwagę. Kristian uniósł brodę

i zaczął ciężko dyszeć. Nozdrza mu pobielały, usta miał

zaciśnięte.

,

Napłynęły okropne wspomnienia ostatniej  nocy.

72

background image

Obrazy Nielsa. Jego lubieżne, bezbarwne oczy. Wciąż

była obolała po jego nocnych harcach. To podsyciło

w niej gniew.

- Tej nocy, ojcze, przeszłam z twojej winy coś, czego

nie można sobie wyobrazić nawet w najgorszych snach.

Musiałam leżeć jak bezwolne stworzenie, podczas gdy

Niels używał mojego ciała w najbardziej upokarzający

sposób. W sypialni nie było sznurka ani liny, ale Bóg mi

świadkiem, że i tak byłam spętana!

Kristian przyskoczył do niej w dwóch susach. Chciał

ją chwycić, ale się wymknęła. Zatrzymał się i wrzasnął:

- Nie chcę tego słuchać! Do cholery, to nie moja

sprawa, co się dzieje w łóżku między tobą a twoim mę-

żem - powiedział i odwrócił się do niej plecami. Szedł

w stronę wozu.

„Ucjekaj", radził Indze dobry głos wewnętrzny. „Ucie-

kaj, Inga. Nie wolno ci wrzeszczeć na własnego ojca.

Tylko ty możesz przerwać ten łańcuch upokorzeń. Ucie-

kaj, zanim powiesz coś, czego będziesz żałować do koń-

ca życia". Inga przestąpiła z nogi na nogę pełna wahania.

Wiedziała, że ten głos ma rację. Takie zachowanie wo-

bec ojca upokarzało ich oboje.

„Nie", szydził gdzieś w środku drugi głos wewnętrz-

ny. „Nie pozwól, żeby mu to uszło na sucho. Zemścij się,

Inga, niech Kristian się dowie, jak cierpisz. To niespra-

wiedliwe, żeby udało mu się tego uniknąć".

Bez zastanowienia pobiegła za ojcem.

- Stój, ojcze. Pytałeś, co u mnie' słychać. Chcesz się

dowiedzieć?

Kristian nie zaszczycił jej nawet jednym spojrze-

niem.

-Chodź, Emma. Wracamy do domu!

-Jak możesz mnie tak lekceważyć - wrzasnęła roz-

73

background image

juszona   Inga.   -   Jak   możesz   oddawać   mnie   staremu

mężczyźnie i nie interesować się tym, co ze mną robi?

To przez ciebie jestem w tym dworze obca! - Jej głos

przeszedł w falset, aż w końcu się załamał.

Łzy trysnęły z oczu. Biegła za nim, nie wiedząc,

co robi, bo gniew nią całkiem owładnął. Widziała tyl-

ko szerokie plecy ojca i czuła w sobie ten piekący ból.

Krzyknęła bezradnie jak zranione zwierzę. Gdy go do-

goniła, zaczęła walić pięściami w te szerokie plecy. Biła

z całej siły.

Przez chwilę Kristian stał jak porażony, ale potem

obrócił się i chwycił ją za ręce. Po tym żelaznym uści-

sku zostaną na pewno siniaki na jej przegubach. Inga

próbowała się mu wyrwać. Nie dlatego, że to ją bolało,

ale dlatego, żeby nie dać się podporządkować. Cała jego

sylwetka zdradzała niedowierzanie, że Inga naprawdę

go zaatakowała. Trzymał ją przez chwilę, a potem ode-

pchnął. Inga zachwiała się na nogach i omal nie straciła

równowagi.

Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że wszyscy miesz-

kańcy dworu stoją na progu i patrzą na tę awanturę. Spo-

strzegła zdumienie w ich oczach, usta otwarte na widok

jej gniewu. Stali tam wszyscy - z wyjątkiem Nielsa.

Co   za   bezwolny   mięczak,   pomyślała   z   pogardą.

To on był przyczyną całej tej tragedii, ale nie ośmielił

się pokazać. Ani jej, ani Kristianowi. Gdyby był męż-

czyzną, pomyślała rozwścieczona Inga, wciągnąłby ją

do środka, zmusił do milczenia. Ale to nie w jego sty-

lu... On woli siedzieć cichutko jak myszka w swoim

gabinecie podczas całej tej awantury.  Co z niego za

mężczyzna!

Kristian wskoczył na kozła i odpiął lejce. Rysy jego

twarzy stężały. Inga zrozumiała, że chciałby już ruszyć

74

background image

galopem. Musiał jednak czekać na Emmę, która biegła

przez dziedziniec tak szybko, jak jej na to pozwalały

grube nogi.

Inga położyła dłoń na krawędzi Wozu i zmierzyła

ojca spojrzeniem swoich czarnych oczu.

- Nigdy, nigdy nie wybaczę ci, że skazałeś mnie na

taki los. Gdybyś mnie choć zastrzelił, gdy cię o to prosi-

łam...

W końcu stara służąca dotarła do wozu. Nie zdążyła

jeszcze usiąść spokojnie, gdy Kristian zdzielił konie ba-

tem. Wóz ruszył gwałtownie, zostawiając za sobą szary

obłok kurzu. Emma obróciła się i popatrzyła na Ingę.

Jej smutne spojrzenie spoczywało na Indze, póki wóz

nie zniknął za zakrętem.

Indze zakręciło się w głowie. Zrozumiała, że minie

dużo czasu, nim znów ujrzy Emmę i Svartdal...

Przez chwilę Inga stała w wielkiej konfuzji i pełna wa-

hania. Co właściwie zrobiła? Powoli docierała do niej

prawda; zwymyślała swojego ojca! Znieważyła go, nawet

uderzyła.

„Czcij ojca swego i matkę swoją". Czwarte przykaza-

nie błąkało się jej po głowie, wywołując wyrzuty sumie-

nia. Nie pamiętała, by kiedykolwiek tak zupełnie straciła

panowanie nad sobą w obecności ojca. Ludzie nie mają

litości dla kobiet, które atakują mężczyzn, a już zwłasz-

cza mężczyzn z własnej rodziny.

Mrużąc oczy, spojrzała w niebo i przesłoniła twarz

dłonią przed słońcem. Ciekawe, czy Bóg widział, co zro-

biła? Ukarze ją za to? Nie, Inga nie wierzyła już, że tam

w niebie jest Bóg Wszechmogący, który strzeże swo-

ich   owieczek.   Ona   w   każdym   razie   tego   nie 

zauważyła.

75

background image

Nie ma sensu prosić go i błagać o lepsze życie. On i tak

jej nie słucha.

Dlaczego mam czcić ojca? - pomyślała buńczucznie.

Kristian nigdy nie okazał, że mu na niej zależy. Jak może

oczekiwać szacunku, skoro sam jej nie szanuje?

Zdumiała się, że jej nie uderzył. Zazwyczaj nie szczę-

dził im razów, gdy Inga i jej bracia zachowywali się bez-

czelnie. Nie skąpił im klapsów i kuksańców.

Inga wiedziała jednak, dlaczego jej teraz nie uderzył.

Uznał, że to kompromitująca sytuacja, i chciał czym

prędzej odjechać. Nie chciał usłyszeć, że sprzedał ją jak

zwierzę. To nie był komplement, który ucieszyłby jakie-

goś ojca.

Inga przeczesała włosy dłonią. Delikatnie je rozpla-

tała i poszła w stronę obory. Wielki Boże, pomyślała

wstrząśnięta, upuściłam wiadra z mlekiem. Strumyczki

białej cieczy już prawie zniknęły. Wsiąkły w suchą zie-

mię, na wierzchu została tylko cieniutka zaschnięta war-

stewka.

Zgrzana i zdyszana podniosła wiadra. Niezbyt chętnie

zabrała się do szorowania ich z resztek mleka. Trzeba wziąć

się w garść i porządnie wykonywać swoje obowiązki.

Szmer głosów ucichł, gdy Inga wkroczyła nieco później

do kuchni. Każdy z domowników obrzucił ją szybkim

spojrzeniem, nim spuścił głowę. Inga zrobiła dwa kroki.

Nie zamierzała udawać, że jej nie ma. Nie ma sensu pró-

bować zapomnieć o tym, co się właśnie zdarzyło.

Gudrun stanęła przed nią.

-   Jak   możesz   mówić   w   ten   sposób   do   swojego

ojca? - W jej głosie była mieszanina satysfakcji i prze-

rażenia.

76

background image

-Ach tak -. zdenerwowała się Inga - więc podsłu-

chiwałaś.
-Podsłuchiwałam   -   powtórzyła   Gudrun   sarkastycz-

nie.   -  Wrzeszczałaś  tak,  że   wszyscy  cię   słyszeli.   - 

Rozej-

rzała się ze złośliwym uśmiechem dokoła, ale nikt jej 

nie

poparł.

Inga zagotowała się w środku.

- Nie twoja sprawa, co mówię do własnego ojca.

A wy - wskazała na milczącą widownię i powiedzia-

ła tonem nieznoszącym sprzeciwu: - Czy moglibyście

stąd wyjść? Teraz! Chcę porozmawiać z Gudrun sam na

sam.

Jakby jakaś niewidzialna dłoń sprawiła, że wszyscy

od razu wstali i zniknęli za drzwiami.

Inga zmierzyła  Gudrun wzrokiem.  A Gudrun pa-

trzyła na nią z nienawiścią. Powietrze drżało od napię-

cia. Dwie pary oczu mierzyły się nawzajem spod gniew-

nie zmarszczonych brwi, ważąc swoje siły.

Gudrun musiała ustąpić. Ale powiedziała z drwiną

w głosie:

-Nie   masz   respektu.   Rzucić   się   w   ten   sposób   na

własnego ojca. Wstydu nie masz!

-Jeśli nie chcesz - warknęła Inga - żebym tobie też

obiła   plecy   pięściami,   to   będzie   lepiej,   jeśli 

umilkniesz.

Gudrun wycofała się tyłem. Inga była gotowa rzucić

się na tę jędzę, która przed nią stała. Gniew i wstyd za to,

co zrobiła ojcu, sprawiły, że przestała się kontrolować.

Jedno niewłaściwe słowo ze strony Gudrun, poprzysięg-

ła sobie w duchu, a spiorę ją.

Inga z jękiem opadła na krzesło, A więc wszyscy

się dowiedzieli, pomyślała z zażenowaniem, jak Niels

ją   potraktował   w   łóżku.   O  tego   rodzaju   małżeńskich

sprawach nie należało mówić głośno, ale ona to zlek-

background image

77

background image

ceważyła. Gdyby Niels obszedł się z nią z szacunkiem,

nie obudziłby w niej takiego gniewu. Wówczas nie mu-

siałaby rzucić słów prawdy ojcu w twarz. Wiele potrafię

znieść, pomyślała nieco spokojniej, ale Niels przekro-

czył wszelką miarę, zmuszając mnie, bym na nim siadła

okrakiem pierwszej nocy.

Teraz trudno mu będzie poradzić sobie z szeptami

i znaczącymi spojrzeniami, które służba zacznie wymie-

niać ukradkiem za jego plecami. Żona zdradziła, że jest

lubieżnym bezwstydnikiem! Inga twierdziła, że ją wziął

wbrew jej woli. Powiedziała, że ją spętał, i tak właśnie

się czuła w głębi duszy. Poza tym przekonała się, że nie

wszystkie więzy są widoczne.

background image

8

To wyjątkowo piękny dzień, żeby wybrać się na poziom-

ki, pomyślała Hedvig, gospodyni w 0vre Gullhaug. Poza

tym Halvdan, jej mąż, stwierdził, że zasłużyła na wol-

ną chwilę. Myślał, że nie usłyszała jego ostatnich słów,

ale usłyszała! Zasugerował, że wycieczka do lasu popra-

wi jej humor... O tak, może i ma rację, to Hedvig była

dość drażliwa w ostatnich dniach.

Miała swój pogląd na to, skąd się brała ta wybu-

chowość... Brakło jej jednak śmiałości, by powiedzieć

o tym mężowi, bo niemoc go ogarniała, ilekroć wspo-

minała o tym, że małżeńskie łóżko powinno służyć nie

tylko do spania...

Przez wiele dni słońce grzało bezlitośnie na bez-

chmurnym niebie, ale dziś skryło się za piękną przesłoną

z chmur. Hedvig z zadowoleniem zajrzała do wiaderka.

Aromatyczny zapach czerwonych, pysznych poziomek

sprawiał, że ślinka jej napływała do ust. Łakomie sięgnę-

ła po największą i najbardziej kuszącą poziomkę leżącą

w wiaderku, wyjęła ją i pozwoliła jej rozpuścić się na ję-

79

background image

zyku. Hm, nic nie smakuje tak wspaniale jak świeżo ze-

rwane jagody leśne.

Szła powoli ścieżką prowadzącą do stawu Svartdal.

Po obu stronach ścieżki czerwieniły się poziomki, a ona

starannie zrywała wszystkie, jakie zobaczyła. Nie omi-

nęła ani jednej! Zrywała je ostrożnie, żeby ich nie zdu-

sić palcami. Zmęczyło ją trochę to siedzenie w kucki,

ale otarła tylko czoło i-pracowała dalej niestrudzenie.

Gdy po pewnym czasie podniosła się, żeby rozpro-

stować nogi, chmury się rozpierzchły i woda w stawie

zalśniła w promieniach słońca. Jak pięknie, pomyślała

uroczyście i nagle zesztywniała. Ktoś idzie! Odruchowo

skryła się za sosną. Z radością przemieszaną z lękiem

stwierdziła, że do stawu zbliża się sam Kristian Svart-

dal. Chyba mnie nie zauważył, pomyślała Hedvig, boby

się przecież zatrzymał?... Kristian nie był człowiekiem,

do którego się można zbliżyć, sprawiał wręcz wrażenie

niedostępnego, ale zwykł być uprzejmy. Nie był szcze-

gólnie rozmowny, ale zachowywał się jak należy i służył

pomocą w razie potrzeby.

Hedvig śledziła jego rosłą sylwetkę wzrokiem. Szedł

pewnym krokiem w stronę stawu i zatrzymał się dopie-

ro na samym brzegu. W jego sylwetce było coś, co zdra-

dzało frustrację. Stał jakoś tak bezradnie i niepewnie

nad stawem. Może powinna wyjść z ukrycia i podejść

do niego? Jeśli ją wcześniej spostrzeże, wścieknie się na

pewno, że się ukryła. Hedvig mocniej chwyciła swo-

je wiaderko i już miała go zawołać, gdy Kristian zaczął

się rozbierać. Zdjął spodnie i kamizelkę i energicznie

zrzucił buty. Hedvig kucnęła, gdy nagle stanął do niej

bokiem. Zaczerwieniona po same uszy zaczęła śledzić

wzrokiem mrówkę, która zmagała się z sosnową igłą,

ale pokusa była zbyt wielka. Wyciągnęła szyję i wyjrza-

80

background image

ła zza wrzosów. Stał wciąż tak, że widziała go z profilu,

i gdy oporna koszula opadła na ziemię, jej oczom ukaza-

ły się jego mocne ramiona i bary. Hedvig wpatrywała się

jak zaczarowana w tego wspaniałego mężczyznę. Gdy

Kristian wyplątał się z kalesonów, przeszły ją rozkoszne

ciarki i zabrakło powietrza. Zawstydzona i zaszokowa-

na własnym zachowaniem wyciągnęła szyję i zapragnę-

ła, by obrócił się tak, żeby mogła zobaczyć więcej... Co-

raz bardziej podniecona zaczęła się zastanawiać, czy nie

podpełznąć bliżej. Nogi jej ścierpły z napięcia, ale była

zbyt tchórzliwa, by się na to odważyć. Skończyło się na

tym, że usiadła, na poły skryta, i zobaczyła, jak Kristian

wchodzi do stawu, rozpryskując wodę. Wkrótce pod-

niósł ramiona i nim zdążyła zobaczyć więcej jego sprę-

żystego  ciała,  zaczął  płynąć.  Spokojnymi,  powolnymi

ruchami oddalił się w głąb stawu.

Hedvig   przylgnęła   do   pnia   i   odetchnęła.   Od   lat,

już nawet nie pamiętała, od jak dawna, Kristian wznie-

cał w niej ogień pożądania. Co takiego w nim było,

że jej serce biło mocniej na dźwięk jego szorstkiego,

stanowczego głosu? Przeczuwała, jaka jest odpowiedź,

i teraz mogła ją wreszcie wyznać sama przed sobą. Ten

mężczyzna był taki podniecający... tak cudownie bez-

względny. .. Drżała z pożądania,- gdy wyobrażała sobie

siebie w jego namiętnym uścisku. Czy podobałoby się

jej, gdyby bez słowa wziął ją w ramiona, przycisnął do

ściany i wszedł w nią cały? Z policzkami zarumieniony-

mi wstydem, Hedvig szepnęła: „Tak, taaak". Wyznanie

było tak zawstydzające, że poczuła, iż ogarnia ją gorącz-

ka, ale nie mogła przecież zaprzeczyć  własnym uczu-

ciom. Podobałoby jej się to, nie... dałoby jej to praw-

dziwą rozkosz! Mógłby zostać jej panem i władcą, a ona

byłaby jego posłuszną, pokorną niewolnicą.

81

background image

Gdy Kristian zaczął płynąć w stronę brzegu, Hedvig

się wyprostowała i przesunęła, żeby go lepiej widzieć.

Wstrzymała oddech i czekała. Serce biło jej mocno, krew

tętniła w skroniach. Kristian wychodził powoli z wody.

Najpierw pojawiły się jego ramiona, potem klatka pier-

siowa i płaski brzuch... Pasmo czarnych włosków zaczy-

nało się w okolicy pępka, by rozprzestrzenić się na klatce

piersiowej. Nie był bardziej owłosiony, niż to sobie wy-

obrażała w swoich rojeniach. Przełknęła ślinę i zwilżyła

język, wpatrując się tak intensywnie, że powieki ją roz-

bolały. I wreszcie... W pierwszej chwili przeżyła szok,

ale potem ogarnęło ją poczucie szczęścia. Jego ciało było

doskonałe, dokładnie takie, o jakim marzyła...

Przykucnęła pośród wrzosów, gdy Kristian potrząs-

nął głową, rozpryskując dokoła krople wody. Pochylił

się szybko w poszukiwaniu koszuli i naciągnął ją przez

głowę. Oszalała ze strachu Hedvig rozglądała się nerwo-

wo w poszukiwaniu kryjówki. A gdyby tak wybrał ścież-

kę tuż koło niej?... Nie odważyła się odetchnąć, póki

się nie okazało, że poszedł tą samą drogą, którą tu przy-

szedł. Zniknął wśród drzew i krzewów, idąc szybkim,

rozkołysanym krokiem.

Hedvig, całkiem wyczerpana, otarła oczy. Podziwia-

nie tego wspaniałego mężczyzny bardzo nadwerężyło jej

siły, ale za to jego obraz został już na dobre wyryty w jej

sercu. Ociekające wodą nagie ciało... Snuła dalej swą

fantazję i znała dokładnie jej zakończenie. Kristian był

oczywiście nienasycony i nieokiełznany, ale z czasem

miękł. Szeptał do jej ucha najczulsze, uwodzicielskie sło-

wa i poruszał w niej najgłębsze pokłady uczuć. Na ko-

niec czule układał ją na swoim ramieniu... Hedvig wy-

ciągnęła ręce w górę i roześmiała się w głos. Och, Boże,

gdyby tak choć raz to marzenie się spełniło!

82

background image

Później tego samego wieczoru do lasu wybrała się Inga.

Nienaturalna cisza, która zaległa we dworze po jej wy-

buchu, źle na nią działała. Postanowiła pójść na samotną

wycieczkę, żeby wszyscy ód niej odpoczęli.

Czuła się równie niepotrzebna jak na samym począt-

ku pobytu w Gaupås. Wkrótce minie miesi c, od kiedy

ą

mieszka we dworze, ale w dalszym ciągu nie uważają jej

za swoją.

Nie jest dobrze, gdy człowiek jest wciąż odsuwany.

Znała to uczucie z dzieciństwa, gdy Kristoffer i Krister

nie pozwalali jej uczestniczyć w zabawie. Nie zawsze

chcieli, by włóczyła się za nimi młodsza siostra, zwłasz-

cza gdy strzelali ślepymi nabojami albo szli popływać do

stawu. Dlatego zdarzało się, że wymykali się z dworu bez

niej. Nie mieli złych zamiarów, zrozumiała to, gdy tro-

chę podrosła, ale do dziś pamiętała, jak się wtedy czuła,

zdradzona i opuszczona.

Skubnęła źdźbło trawy i zaczęła je żuć w zamyśleniu.

Ze źdźbłem wystającym z ust i z głową pełną ponurych

myśli ruszyła w drogę. Co robić? Poddać się? Na jak dłu-

go starczy mi sił? Wypluła źdźbło.

- O nie - syknęła. - Nie poddam się! Teraz będę walczyć.

Wreszcie podjęła decyzję. Niels i Gudrun nie będą jej

więcej poniżać. Pokaże im, że potrafi się mścić. Nie bę-

dzie zwykłą dziewką do pracy w oborze, skoro powinna

być szanowana jako pani tego dworu. To ona powinna

zarządzać domem i służbą w Gaupis.

Wyczerpana   przysiad a  na   skraju   drogi   na   ko cu

ł

ń

wielkiego pola. St d wida  by o Gaupås. Pi kny dwór

ą

ć

ł

ę

z białym domem i bejcowaną pralnią. Wspaniały dwór,

83

background image

prychnęła. Widać było też staw za oborą. Woda lśniła

jak srebro w świetle księżyca.

Drgnęła z przerażenia, gdy poczuła czyjeś dłonie na

swoich ramionach. Skoczyła do przodu i zamarła w bez-

ruchu.

- Kochana Ingo, nie chciałem cię przestraszyć! - Mar-

tin podszedł do niej, ale się cofnęła. Jej zachowanie bar-

dzo go zdziwiło. - Co się stało?

Inga pokręciła głową, ale pragnęła być sama ze swym

żalem i rozpaczą. Właśnie teraz potrzebowała czasu dla

siebie. Tyle wrażeń musiała uporządkować...

Wyciągnął ręce przed siebie, jakby się zbliżał do prze-

rażonego zwierzęcia.

- Chodź, Inga - zachęcił, otwierając ramiona.

Jego silne, ciepłe ramiona ją kusiły. Poddała się i już

po chwili szukała ukojenia na jego piersi. Skryła czubek

nosa na jego szyi i rozpłakała się. Najpierw płakała bez-

głośnie, ale po chwili zaczęła łkać rozpaczliwie.

Martin nic nie mówił, tylko głaskał ją delikatnie po

plecach. Przez cały czas. W końcu rozluźnił uścisk i spoj-

rzał na nią łagodnie. Spuściła wzrok, wiedząc, że nie

najlepiej wygląda. Zaczerwienione oczy, blade policz-

ki, rozczochrane włosy... Nigdy jeszcze nie czuła się tak

mało pociągająca i mało kobieca. Zadrżała, gdy zaczął

scałowywać z jej twarzy łzy. Z czułością.

- Powiesz mi, co się stało? - zapytał cicho, z wielką

cierpliwością w głosie.

Pokręciła energicznie głową. Nie pytał więcej, tylko

stwierdził:

- A więc Niels pochwycił cię w swoją sieć. Skonsu-

mował małżeństwo, prawda?

Na samą myśl o tym, jak Niels to zrobił, rozszlochała

się znowu. Martin zaczął ją kołysać.

84

background image

-Maleńka moja, Inga...

-Powinnam się tego spodziewać - wybuchnęła. - Wie-

działam, że ma  do tego pełne prawo, ale żeby... - 

Płacz

zdusił jej głos. Długo kasłała, nim mogła znów coś 

powie-

dzieć. I kontynuowała z goryczą: - W to, że zachowa 

się

jak dzikie zwierzę, nigdy bym nie uwierzyła!

Martin jęknął pod wpływem jej ostrych słów. Skulił

się, słysząc nagą prawdę.

- A przecież ty już...

Jej oczy całkiem zaszkliły się łzami. Powoli odwróciła

głowę i spojrzała mu prosto, w oczy.

- Ból, który czułam, gdy się kochaliśmy, Martin...

nie zamierzam twierdzić, że to nie bolało. Ale to był

cudowny ból. Byliśmy przez cały czas razem. We dwo-

je. - Zacisnęła dłonie. - Cieszę się, że nie Niels, ale ty

zabrałeś mi dziewictwo. Jestem szczęśliwa, że to ty uczy-

niłeś mnie kobietą.

Inga odrzuciła głowę w tył. Blask, który przez chwilę

lśnił w jej oczach, zgasł.

- Znam ten ruch - powiedział Martin i pogłaskał

ją po czarnych włosach, j- To ruch nieujeżdżonej kla-

czy, która stawia opór, gdy ktoś po raz pierwszy ciąg-

nie ją za wodze. I taka właśnie jesteś, Ingo - stwierdził

z dumą. - Buntowniczą kobietą, która nie da się zła-

mać.

Inga pokiwała głową.

- Masz rację, Martin. Nie dam się złamać. Gudrun

i Niels się o tym przekonają!

-Pani Storedal! - głos dziewki zadźwięczał w sieni.
-O co chodzi? - zapytała Ragnhild, wychylając się.

background image

85

background image

Dziewczyna   nie   ośmieliła   się   na   nią   popatrzeć,

ale stała w uchylonych  drzwiach, oglądając uważnie

swoje brudne chodaki.

-Jak zaganiałam dziś krowy do dojenia, to... Villfrid

przedarła się przez płot i teraz... teraz ucieka drogą i 

ry-

czy.  Starałam się ją zawrócić. Zdzieliłam ją nawet 

batem,

ale to ją jeszcze bardziej rozwścieczyło.

-W tym dworze nie bije się zwierząt - napomnia-

ła   ją   łagodnie   Ragnhild.   Mówiąc   to,   zawiązała 

chustkę

na głowie i wsunęła stopy w chodaki. Nie pierwszy 

raz

miała   biec   drogą,   żeby   zagnać   do   domu   krowę, 

która

się zerwała z postronka. Pobiegła tylko do obory po

sznur.
Krowa nieprzypadkowo miała na imię Villfrid. Je-

śli któraś z krów uciekała, to była to najczęściej właśnie

ona. Nie podejrzewała nawet, że już kiedyś rozważano,

czy nie przeznaczyć jej na ubój, ale dawała dużo mle-

ka...

Ragnhild  biegła   drogą   i  czuła,  że  jest   zmęczona.

Nie powinna już tyle pracować na dworze. Jej miejsce

było w domu, i tak miała ręce pełne roboty przy plano-

waniu posiłków, przy praniu i wszystkich innych pra-

cach.

Ogarniała ją coraz większa złość na to uparte krów-

sko. Przebiegłszy kilometr, spostrzegła w końcu zwierzę,

które stało sobie spokojnie na skraju drogi i przeżuwało

trawę. Ogon jej łatał tam i z powrotem między mucha-

mi, które otaczały jej zad.

- Ty trollu - sklęła ją Ragnhild i zawiązała jej po-

stronek na szyi.

Villfrid potrząsnęła wielkim łbem, ale poszła potul-

nie za swoją panią.

background image

Spokojnym krokiem szły sobie po żwirowej 

drodze.

86

background image

Zaczęło się ściemniać i ptaki nie świergotały już tak za-

żarcie jak w środku dnia.

Ragnhild zatrzymała  się nagle. Wydawało jej się,

że słyszy... płacz? Nie, to niemożliwe! Pociągnęła za

sznur i ruszyła dalej. Tak! Nie miała już wątpliwości.

Ktoś płakał tu, niedaleko. Ragnhild przerzuciła koniec

sznurka przez pętlę na szyi krowy i poklepała ją lekko.

Już nie ucieknie, nie teraz, gdy się uspokoiła i mogła so-

bie skubać trawę.

Ragnhild przeskoczyła' jednym susem wąski stru-

myk, który płynął koło drogi. Zaczęła skradać się na pal-

cach. Nie wiedziała, czy będzie mogła się od razu poka-

zać tej nieszczęśliwej istocie.

Przerażona skryła się za pniem sosny. To Martin!

Przylgnęła do pnia. Martin tuli jakąś kobietę do pier-

si! Co do łączącej ich intymnej relacji nie było wątpli-

wości... Ragnhild uśmiechnęła się chytrze. A jednak!

Jej najstarszy syn spotyka się z kobietami, choć już się

obawiała, że brak mu na to odwagi.

Wiedziała, że powinna się wycofać i zostawić mło-

dych w spokoju, ale jeden rzut oka na przyszłą syno-

wą...   Chyba   nie   zaszkodzi?   Ragnhild   przechyliła   się

ostrożnie   do   przodu   i   spojrzała.   Musiała   zdusić   w 

sobie

okrzyk przerażenia.

- Nie, nie - szepnęła do siebie. - Och, Martin, tylko

nie Inga! Nie Inga!

background image

9

- Smutno ci, prawda?...

Sigrid natychmiast zesztywniała i ręce jej zdrętwia-

ły. Nie potrafiła utrzymać w dłoniach ziemniaków, któ-

re właśnie wybierała z kopca. W ziemiance były ciem-

no, do wnętrza przedostawało się tylko trochę światła,

ale Sigrid nie musiała się nawet odwracać, żeby widzieć,

kto się do niej odezwał. To był Gulbrand. Kolana się pod

nią trochę ugięły, gdy służący objął ją ramieniem. Tro-

ska Gulbranda całkiem ją obezwładniła. Pochyliła się do

przodu,   oparła   czoło   o   ścianę   i   rozpłakała   się.

  .. - Nie wiem,  z kim mam porozmawiać - szlocha-

ła. - Ojciec na pewno wie, co matka zrobiła za młodu,

ale nie potrafię go o to zapytać. Sam wiesz, jak bardzo

był do niej przywiązany! A Gudrun... Coś we mnie się

buntuje, gdy pomyślę, że mogłabym się jej zwierzyć.

Ona się nie interesuje takimi sprawami, a poza tym oba-

wiam się, że by mi nie uwierzyła...

Gulbrand pogłaskał ją niezgrabnie po drżących ple-

cach.

background image

-Wielka   szkoda,   że   właśnie,   ty   się   dowiedziałaś

o tym, co zrobiła Andrine. Jesteś taka... wrażliwa i 

deli-

katna. Musisz się otrząsnąć z tej rozpaczy,  Sigrid, 

wyba-

czyć swojej matce.,.

-Nie w tym rzecz - powiedziała szybko dziewczy-

na. Wyprostowała się i spojrzała przepraszająco na 

Gul-

branda. - Przejrzałam księgi gminne i to obudziło 

we

mnie pewne podejrzenia.

-Że?

-Przeczytałam, że matka miała siostrę, Annę. Anna

była   od   niej   rok   starsza,   ale   zmarła   w   wieku   lat 

dziesięciu.

Z   powodu...   -   Sigrid   nie   dokończyła,   bo   nagle 

poczuła

się tak, jakby trafił w nią piorun. Wywołał z pamięci 

ten

sam przerażający, okropny obraz, który przez całą noc 

prześladował. W jej głowie wirować zaczęło zdanie z 

księ-

gi gminnej: „Umarła od oparzeń po tym, jak inne 

dzie-

cko   wylało   na   nią   garnek   wrzącej   wody..."   W 

nozdrzach

Sigrid   zakręcił   się   zapach   palonej   ludzkiej   skóry, 

szalony

krzyk   rozsadzał   jej   głowę.   Śliczna   dziesięcioletnia 

dziew-

czynka wiła się z potwornego bólu, a jej jasna, czysta 

skó-

ra topiła się i kurczyła, obnażając mięso i kości...

-Sigrid!

Sigrid powoli uniosła głowę.

background image

-Taaak...
-Nie wolno ci tak mnie straszyć! - huknął przera-

żony Gulbrand. - Myślałem,  że zemdlejesz! - Coś 

głoś-

no strzyknęło mu w kolanach, gdy się nad nią z tro-

ską   pochylił,   i   unosząc   jej   brodę,   powiedział   z 

ciepłym

uśmiechem: - Powiedz mi, mała, jakie podejrzenia 

cię

tak strasznie dręczą...

Sigrid zacisnęła dłonie i dokończyła:

- Anna zmarła, ponieważ inne dziecko wylało na

nią garnek gotującej się wody.

89

background image

Gulbrand się przeraził.

-Biedne, nieszczęsne dziecko!

-A ja się zastanawiam - ciągnęła Sigrid ze spoko-

jem,  który ją dużo kosztował - kim było to inne 

dziec-

ko...

-O rety! Nie sądzisz chyba, że... Nie sądzisz chyba,

że   Andrine   to   zrobiła!   -   Gulbrand   uczynił   znak 

krzyża.

Sigrid odwróciła głowę, unikając jego spojrzenia.

-Nie   wiem   -   powiedziała   bezbarwnym   gło-

sem.   -  Może   to  był   ktoś  inny,   ale   to  mogła   być 

równie

dobrze wina matki... To znaczy... no, skoro zdobyła 

się

na to, żeby spalić dorobek życia swojego ojca. A 

może

diabeł   ją   opętał?   I   jeszcze...   i   jeszcze   myślę   o 

Gudrun

i o jej niepohamowanym temperamencie... Czasami

boję się jej tak, że cała się trzęsę... Co jej przyjdzie 

do

głowy? Co otta byłaby w stanie zrobić?

-Nie, nie wolno ci źle myśleć o nikim! - wykrzyk-

nął wstrząśnięty Gulbrand.

-Może   nie   -   przyznała   Sigrid.   -   Niewykluczone,

że to się stało przypadkiem, ale... Czy mógłbyś coś 

dla

mnie   zrobić,   Gulbrand?   -   Spojrzała   na   niego 

błagalnie

swoimi niebieskimi oczami.
-To zależy - zawahał się Gulbrand.

-Miesza się we mnie tyle wrażeń i uczuć - wyzna-

ła   Sigrid,   ocierając   dłonią   ślady   łez.   -   Czuję   żal, 

gniew,

niepewność z powodu tego, co zrobiła matka. Ale 

wiem

background image

jedno:   muszę   do   końca   rozszyfrować   jej   życie! 

Muszę

rozplatać wszystkie kłębki. I dlatego czy mógłbyś mi 

po-

móc kiedyś dostać się do Drammen?

-Do Drammen?

Sigrid energicznie pokiwała głową.

- W Drammen urywają się wszelkie ślady po moich

dziadkach. Tam muszę zacząć szukać...

90

background image

Gulbrand uniósł brwi.
- Nie mogę ci obiecać, Sigrid, że wkrótce tam poje-

dziemy, ale na pewno zobaczysz Drammen, nim minie

rok czy dwa!

Niels pojawił się dopiero późnym wieczorem. Sigrid,

Gudrun   i   Inga   siedziały   pochylone   nad   swoimi   ro-

bótkami, gdy nagle stanął w drzwiach izby. Trzy pary

oczu zmierzyły jego chudą sylwetkę. Nikt go nie przy-

witał, Inga nie miała  ochoty,  Gudrun odwróciła gło-

wę.

Inga nie mogła zrozumieć, dlaczego starsza z có-

rek była taka zła na ojca. Przecież on jej nic nie zrobił!

W każdym razie Inga nic o tym nie słyszała. A przecież

Gudrun na pewno nie gniewała się na ojca za to, że za-

chował się niegodziwie w stosunku do swojej żony. Tym

by się Gudrun nie przejęła.

Sigrid otworzyła usta, żeby przywitać ojca, ale gdy

spojrzała na dwie pozostałe kobiety, umilkła. Biedna

Sigrid, pomyślała Inga z poczuciem winy. Znalazła się

w samym centrum konfliktu i nie wiedziała, po czyjej

stronie stanąć.

Inga wyprostowała się i chrząknęła:

- Zbliża się wyjazd do Kongsberg...

Niels pobladł, jakby spodziewał się awantury peł-

nej oskarżeń i ostrych słów. Przerażony i pełen napię-

cia przesunął dłonią po błyszczącej łysinie. Łypał okiem

w jej stronę. Ale za każdym razem jego spojrzenie spo-

czywało na niej tylko przez chwilę. •

- Mówię to już teraz. Nigdzie nie jadę.

Niels drgnął.

91

background image

- Nie jedziesz? Mówisz, że nie jedziesz do Kongs-

berg?

Opuściła swoje druty.

-Nie   jadę.   Zostanę   tutaj.   Będę   pilnować   dworu

podczas   waszej   nieobecności.   A   to   oznacza,   że 

przejmę

na ten czas klucze.

-Ojcze!   -   wykrzyknęła   Gudrun   i   spojrzała   na

ojca   błagalnie.   -   To   ja   odpowiadam   za   klucze, 

praw-

da?

-Wielki Boże, Gudrun! - syknęła  Inga. - Nie po-

winnaś zwracać się do ojca, gdy tylko coś idzie nie 

po

twej   myśli.   A   jeśli   pytam   o   coś   Nielsa   i   chcę 

usłyszeć

jego   odpowiedź,   nie   życzę   sobie,   żebyś   się   w   to 

wtrąca-

ła.   Masz   milczeć,   póki   my,   małżonkowie,   nie 

znajdziemy

rozwiązania.

Gudrun zasznurowała usta. Po raz pierwszy Inga za-

uważyła, że przez jej twarz przemknęło coś, co przypo-

minało strach. Do tej pory Gudrun spoglądała na nią

bojowo i nienawistnie, ale teraz spuściła wzrok.

Niels miał poważne wątpliwości, kogo słuchać. Inga

postanowiła to czym prędzej wykorzystać.

-Chyba nie uważasz, że Gudrun powinna zabrać ze

sobą klucze, a my mamy  dzielić się tym,  co nam 

łaska-

wie zostawi?

-No   nieee   -   przeciągnął   Niels.   -   To   nie   miałoby

sensu. Ale, Inga, nie mogłabyś z nami pojechać?

-Nie ma mowy! Zostanę. - Wypięła pierś, żeby pod-

kreślić powagę swojej wypowiedzi. Nie uważała za 

sto-

sowne   wyjaśniać,   dlaczego,   choć   wyprawa   do 

background image

Kongsberg

kusiła   ją   ogromnie.   Potrzebowała   jednak   trochę 

cza-

su dla siebie. Kilku dni, podczas których mogłaby 

si^

tu spokojnie rozejrzeć, nie czując oddechu Gudrun 

na

swoich plecach.

92

background image

- O tak, ojcze - poprosiła Sigrid. - Czy Inga nie mog-

łaby zostać? Zajęłaby się mną.

Niels przygryzł dolną wargę.

-Przecież Marlenę i Kristiane mają się tobą zająć.

-Wiem - odparła Sigrid czym  prędzej. - Ale Inga

mogłaby się zająć nami wszystkimi.

-Marlenę  i Kristiane  nie  potrzebują  niańki  - sko-

mentowała sarkastycznie Gudrun.

-Nie   powiedziałam   przecież,   że   potrzebują   niań-

ki   -   odparła   urażona.   -   Och,   ojcze,   czy  Inga   nie 

mogła-

by z nami zostać? Bardzo cię proszę. - Złożyła ręce 

jak

do modlitwy i patrzyła błagalnie na ojca.

Twarz Nielsa rozjaśnił szeroki uśmiech.

- Poddaję się - odpowiedział. - Myślałem, że Inga

powinna   z   nami   pojechać,   żeby   wybrać   separator,

ale Gulbrand i ja poradzimy sobie z tym.

Sigrid uśmiechnęła się do Ingi, a Inga odwzajemniła

uśmiech. Błogosławiona Sigrid!

Gdy świece pogasły i dziewczęta miały się położyć,

Inga usłyszała piśniecie. Zdążyła zobaczyć, że Gudrun

pociągnęła siostrę mocno za warkocz, nim wypchnęła ją

z izby.

Zapadła cisza.

Choć atmosfera pozostawała napięta, gdy Gudrun

była w pokoju, zrobiło się nieprzyjemnie cicho, kiedy

Inga została sam na sam z Nielsem.

Udawała, że jest bardzo zajęta swoją robótką. Nie mie-

lf żadnych wspólnych zainteresowań i żadnego tematu do

rozmowy.

Rzut oka na Nielsa wystarczył, by się przekonała,

że był tego samego zdania. Z uniesionymi w górę brwia-

mi studiował gorączkowo swoje papiery. Ciągle przekła-

dał jakieś kartki.

background image

93

background image

Inga stłumiła westchnienie. Wyobraziła sobie wiele

takich milczących wieczorów w trudnej do przewidze-

nia przyszłości/Westchnęła i zaczęła zwężać skarpetę,

którą właśnie dziergała. Zimą przydadzą się grube weł-

niane skarpety. Gudrun twierdziła, że dom jest całkiem

nowy i że zimą podłogi nie są wcale lodowate, ale Inga

w to nie wierzyła. Zamierzała zrobić sobie na drutach

kilka par ciepłych skarpet, niech sobie Gudrun mówi,

co chce.

Zegar zaczął bić. Inga drgnęła. Było już wpół do dzie-

siątej. Zostało więc tylko pół godziny... Za pół godziny

Niels zacznie zbierać swoje papiery i oświadczy, że idzie

spać...

Gdy zegar wybił dziesiątą, Niels odłożył papiery. Wy-

jął zegarek z kieszonki i zerknął na niego, jakby nie ufał

zegarowi ściennemu. Stanowczym spojrzeniem dał In-

dze do zrozumienia, że ma z nim pójść na górę.

Ragnhild krążyła po pokoju. Była zagubiona, nie wie-

działa, jak powinna postąpić. Czy ma powiedzieć Lau-

rensowi o tym, co odkryła?

Laurens strasznie się rozgniewa. Przede wszystkim

dlatego, że Martinowi wpadła w oko mężatka. Kobie-

ta, z którą właśnie ożenił się jego najlepszy przyjaciel

To była niewybaczalna zdrada, i to podwójna, bo prze-

cież nie wolno pożądać żony bliźniego swego. To coś

nieprzyzwoitego... brzydkiego... niestosownego!

Poza tym Inga była przecież córką Kristiana... Ragn-

hild   przygryzła   sobie   palce   aż   do   bólu.   Potrząsnęła 

dło-

nią i westchnęła. Nie, spór rodzinny nie ma z tym nic

wspólnego. Laurens, po latach duchowych katuszy i wy-

94

background image

rzutów sumienia, wyzwolił się wreszcie spod władzy tej

historii. Miłość Martina do Ingi nie powinna podsycić

tego pełnego goryczy sporu.

-Laurens...
-Tak, kochanie? - zapytał nieobecnym głosem. Był

tak   pochłonięty   cyframi   i   rachunkami,   że   nie 

zauważył

jej pełnego troski tonu.

-Nie, nic takiego - powiedziała sucho.

Dopiero wtedy Laurens się do niej odwrócił. Usłyszał

chyba lekką urazę w jej głosie.

-Powiedz mi, Ragnhild, o co chodzi? Planujesz coś?

-Nie, to nic takiego - powtórzyła z wysiłkiem. - Ni-

czego nie planuję - dodała z ciepłym uśmiechem. 

Za-

wsze ją o to podejrzewał, gdy mówiła tym tonem. - 

Pra-

cuj sobie dalej.

Laurensa nie trzeba było dwa razy prosić. Znów sku-

pił się całkowicie na gospodarczych rachunkach.

Ragnhild zamyśliła się. Osobiście nie miała nic prze-

ciwko Indze. Wręcz przeciwnie, to wspaniała dziewczyna.

Ale... Jest mężatką! Jak Martin może wplątywać się w taki

związek? To ją zaskoczyło. Trzeba jakoś wydobyć z niego

prawdę, a jeśli się nie uda... Wtedy trzeba go przywołać

do rozsądku. Pomyśleć tylko, jaki skandal wybuchnie, gdy

wyjdzie na jaw, że dziedzic Storedal ma romans z panią
Gaupås! Ragnhild wiedzia a,  e najgorzej wyjdzie na tym

ł ż

Inga. Dla Martina byłoby najlepiej - w tej sytuacji - gdyby

wkrótce poznał inną dziewczynę, z którą mógłby się zarę-

czyć. Ragnhild postanowiła, że zaaranżuje kilka spotkań

dla młodych z okolicy. W nadziei, że Martin zakocha się

w innej dziewczynie...

background image

95

background image

Tego wieczoru Inga rozebrała się błyskawicznie i wślizg-

nęła pod pierzynę, zanim Niels zdążył zobaczyć choćby

kawałek jej nagiej skóry. Postanowiła nie stwarzać mu

okazji, by mógł się jej przyglądać,

Z bijącym mocno sercem ułożyła się na boku. Nie

chciała na niego patrzeć, ale miała wyostrzone wszystkie

zmysły. Czuła, że powinna śledzić każde jego poruszenie.

Chciała wiedzieć, czy dziś też zamierza ją posiąść.

Niels, jako człowiek pedantyczny, potrzebował spo-

ro czasu, by się rozebrać. Wygładził spodnie, nim je po-

łożył, strzepnął koszulę, zanim ją powiesił na wieszaku,

potem zwinął skarpety i położył je obok pantofli.

Dopiero wtedy wdrapał się na łóżko. Wtedy straciła

go z oczu, ale słyszała jego oddech. Leżała całkiem nie-

ruchomo, czekając, aż odwróci się do niej plecami. Nie,

przysunął się do niej! Wbił jej ostre kolana w nogi. Gdy

objął ją ręką w talii, musiała się pilnować, by nie wciąg-

nąć brzucha i nie wstrzymać oddechu.

A więc nie przestraszył się jej wybuchu wściekło-

ści   skierowanego   przeciwko   Kristianowi...   Prysła   na-

dzieja, że zdołała go odstraszyć. Gdy wściekała się na

ojca, nie starała się przesadzić, żeby powstrzymać Nielsa

przed korzystaniem z małżeńskich praw, nie, wówczas

była całkiem oszołomiona gniewem. Mówiła to, co jej

leżało na sercu.

Gdy Niels zaczął ją głaskać po udzie, zamknęła oczy

z bezsilności. Łzy popłynęły jej po policzkach.

- Obróć się, Inga. Chcę, żebyś leżała na wznak.

Obezwładniona rozpaczą, nie mając siły zaprotesto-

wać, obróciła się. Leżała z zamkniętymi oczami. Nie mog-

ła patrzeć, jak on pożera ją wzrokiem.

- Nie, Niels - szepnęła błagalnie. - Nie możesz... Je-

stem taka obolała!

96

background image

Chyba nie usłyszał, bo ściągnął z niej pierzynę. Po-

tem leżał przez chwilę pogrążony w myślach.

- Wiesz,   że   byłam   dziewicą   -   powtórzyła   dobit-

nie. Ogarnął ją wstyd i zaczerwieniła się z zakłopo-

tania. - Wszystko mnie tak bardzo boli... Nie jestem

w stanie cię przyjąć...

Oddech mu się zaczął rwać. Czy on rozumie, o co jej

chodzi? Czy będzie miał wzgląd na jej ból? Inga zamarła

w bezruchu, nie miała odwagi nic mówić ani nawet po-

ruszyć się, żeby nie przerwać jego myśli. On potrzebuje

czasu, żeby przetrawić jej słowa.

Po chwili w jego oczach zgasł błysk pożądania, który

przed chwilą zapłonął.

- Rozumiem, Inga - odparł cicho. - Zaczekarn, aż

wy dobrzejesz.

Długo poczekasz, obiecała sobie Inga w duchu. Bar-

dzo długo.

background image

10

Sianokosy dobiegły końca, przyszła pora na żniwa. Inga

postanowiła towarzyszyć Gulbrandowi, gdy się wybrał

na oględziny zboża.

Gulbrand wziął w palce kłos i przyglądał mu się

uważnie.

- Całe szczęście - westchnął - że Bóg dał nam pięk-

ne lato. Teraz modlę się, żeby zatroszczył się także o ład-

ną pogodę, gdy zboże będzie dojrzewać. Nie znam bar-

dziej przygnębiającego widoku niż deszcz, który kładzie

dojrzałe zboże.

Inga z powagą pokiwała głową.

-Każdy gospodarz najbardziej troszczy się o zbo-

że. Zboże zapewnia poczucie bezpieczeństwa i w 

do-

brych,   i   w   złych   latach.   Pożywienie   -   dodała   z 

przeję-

ciem. - Sianokosy dają paszę dla koni, świń i krów, 

ale

 

to

dzięki żniwom ludzie mają co jeść podczas mroźnej i 

su-

rowej zimy.

-Otóż   to!   Kłosy  są   wciąż   zielone   -   szepnął   Gul-

brand, jakby mówił do siebie. Potem podniósł nieco

98

background image

głos. - Wkrótce dojrzeje, będzie więc dużo roboty, gdy

wrócimy z Kongsberg. Gdy dojrzałe kłosy zaczynają się

chylić ku ziemi i bardzo wolno kołysać się na wietrze,

takiemu staruszkowi jak ja chce się żyć!

-Rzeczywiście - uśmiechnęła się Inga do rozsądne-

go starego służącego.

-Cieszysz się, że zostaniesz sama na parę dni? - za-

pytał Gulbrand ostrożnie.

Zdawał sobie sprawę, że jest zbyt natarczywy, zadając

to pytanie, ale cierpliwie czekał na odpowiedź.

- Taaak - odparła z pewnym ociąganiem Inga.

Gulbranda rozbawiła nieco jej niepewność.

-Powtórzę jeszcze raz to, co powiedziałem podczas

naszego   pierwszego   spotkania.   Przy   obiedzie, 

nazajutrz

po weselu - dodał, żeby jej przypomnieć. - Jeśli masz 

ja-

kieś problemy, przyjdź do mnie.

-Dziękuję   -   wyjąkała   zakłopotana,   odwracając

wzrok w stronę łanu.

Ogarnęła ją wdzięczność za jego troskę. Nie mia-

ła jednak zamiaru zwierzać się Gulbrandowi ze swoich

wrażeń. Nie wypada przecież, żeby służący był powier-

nikiem młodej gospodyni.

Gulbrand stał nieruchomo przez chwilę. Jakby ocze-

kiwał, że Inga będzie szukała u niego pociechy. W końcu

przesunął powoli dłonią po kłosach żyta i ruszył w stro-

nę pola.

Inga uniosła spódnicę i pośpieszyła za nim.

Gulbrand zagadnął przyjaźnie, nie odwracając się ku

niej:

-Domyślam się, że niełatwo żyć z Gudrun pod jed-

nym dachem...

-A pewno - wyrwało się Indze. - Nie ja jedna wi-

dzę jej złośliwość.

background image

99

background image

- Gudrun wcale nie jest taka zła - stwierdził Gul-

brand. - Jest całkiem miła, choć trudno ci w to uwierzyć.

Nie chce nikomu utrudniać życia, ale łatwo się irytuje.

Nie przypuszczała, że ojciec ożeni się ponownie w tak za-

awansowanym wieku. To był dla niej wstrząs. - Obrócił

się w jej stronę i zaczekał, aż do niego podejdzie. - Ode-

brałaś jej dziedzictwo. Pomyślałaś o tym?

Inga spojrzała na niego całkiem zbita z tropu.

- Nie, nie pomyślałam! Myślałam o wielu sprawach,

ale nie przyszło mi do głowy, że rzeczywiście odebra-

łam jej dziedzictwo. - Inga uświadomiła sobie własną

ślepotę. Zawstydzona własną bezmyślnością, oblała się

rumieńcem. - Teraz ją lepiej rozumiem - dodała.

Gulbrand pokiwał głową.

- Gdy zmarła Andrine, Gudrun była wychowywa-

na w przekonaniu, że to ona odziedziczy dwór. Któż by

przypuścił, że Niels znajdzie sobie nową żonę na stare

lata? Nikt, Inga - Gulbrand sam sobie odpowiedział,

nie czekając na reakcję Ingi. - Niels miał przeszło pięć-

dziesiąt lat, gdy Andrine opuściła ten padół łez. - Prze-

rwał   na  chwilę   i  zerknął  w  stronę   dworu:   -  Dlatego

z czasem Gudrun stała się prawdziwą gospodynią we

dworze. Wzięła na siebie tę rolę, zanim zaszła taka po-

trzeba. Niels nie doczekał się syna, więc Gudrun mia-

ła   to   wszystko   odziedziczyć.   -   Służący  zatoczył   koło

ramieniem. - Nie muszę ci chyba tłumaczyć, jakie bo-

gactwo Gudrun właśnie straciła. Rodzinny dwór nie bę-

dzie jej własnością, choć zawsze utwierdzano ją w tym

przekonaniu. - Gulbrand położył Indze dłoń na ramie-

niu i zajrzał jej głęboko w oczy. - Ty wiesz lepiej niż

ktokolwiek inny, co to znaczy poślubić kogoś wbrew

własnej woli. - Umilkł, by te słowa lepiej do niej dotar-

ły. - Prawo do dziedzictwa zapewniłoby Gudrun nie tyl-

100

background image

ko pieniądze i dobrobyt. Ale także władzę. Rozumiesz?
Gudrun Gaupås by aby jedn  z najpot

niejszych kobiet

ł

ą

ęż

w okolicy. Mia aby nie tylko pieni dze. Jako pani takie-

ł

ą

go wspaniałego dworu mogłaby wybrać sobie męża, ja-

kiego by tylko chciała. Bo taki dwór wabi mężczyzn jak

garnek miodu pszczoły...

-No nie - zaprotestowała wstrząśnięta Inga. - My-

ślę, że Niels nie wyda jej za mąż wbrew jej woli.

-Dlaczego tak myślisz? - zapytał Gulbrand ostrzej-

szym tonem niż zwykle. - Niels nie miał żadnych 

skru-

pułów, gdy się z tobą żenił, choć na pewno domyślał 

się,

że tego nie chcesz. Dlaczego więc miałby okazywać 

ja-

kieś względy Gudrun?

Inga pokręciła głową.

- Gudrun jest przecież jego własną córką. Nie trzeba

długo przebywać w tym domu, żeby zauważyć, że owinę-

ła go sobie wokół palca. Niels słucha jej bez mrugnięcia

okiem. O nie, Gudrun nie pozwoli, by ojciec wybrał jej

męża... - Inga zadrżała. - Ja sama jestem uparta, dobrze

o tym wiem. Ale ja musiałam się zmagać z Kristianem

Svartdalem. A on jest ulepiony z całkiem innej gliny niż

pełen wątpliwości, niepewny siebie Niels. Mój ojciec po-

trafi przetrzymać każdą burzę, jak giętka brzoza. Niels

złamałby się jak suche źdźbło w powiewach lekkiej wie-

czornej bryzy. Gudrun nie napotkałaby takiego oporu,

jaki ja napotkałam.

Gulbrand nie odpowiedział na jej słowa.

- Nikt nie jest wieczny - mruknął, zawstydzony nie-

co tym, co mówi. - Nawet Niels. Przychodzą coraz to

nowe pokolenia. Nie zostałaś przykuta do młodzieniasz-

ka. Nie chcę przez to powiedzieć, że Gudrun czekała na

śmierć ojca, o nie. Nie musiała na to czekać, bo już teraz

on wcale się nie miesza w jej rządy.

background image

101

background image

Gulbrand nie bardzo wiedział, co jeszcze może po-

wiedzieć. Podrapał się w czoło, zastanawiając się, jak wy-

razić to, co mu leży na sercu, nie zachowując się w spo-

sób brutalny wobec swego gospodarza.

-Nie możemy wykluczyć, że Niels, podobnie jak ja,

odejdzie za parę lat. Może pięć. Może dziesięć. Kto 

wie?

Jak się poczuje Gudrun, gdy się okaże, że zjawiłaś 

się

 

tu

zaledwie parę lat przed tym, jak miała przejąć dwór?

-Nie   uświadamiałam   sobie,   jakie   zmiany   w   życiu

Gudrun  spowodowała  moja   obecność   -  przyznała 

cicho

Inga.
-Radziłbym ci, żebyś zapamiętała tę rozmowę. Te-

raz może trochę lepiej rozumiesz, dlaczego Gudrun

tak... utrudnia ci życie.

Inga uścisnęła mu dłoń z wdzięcznością.

-Oczywiście. Łatwiej mi teraz zrozumieć, dlaczego

Gudrun mnie nie lubi.
-To dobrze - mruknął zadowolony Gulbrand.

Inga się zamyśliła. Choć rzeczywiście lepiej rozu-

miała sytuację Gudrun, nie zmieniło to jej głębokiego

przekonania, że nie tylko zazdrość o to, że Inga przejmie

dwór, płonie w spojrzeniu Gudrun.

W jej oczach była bezgraniczna nienawiść.

Wieczorem przed wyjazdem do Kongsberg Gudrun

stanęła przy stole. Oświadczyła głośno, tak by wszyscy

słyszeli:

-  Tak,   ojcze,   przygotowałam   wszystko   do  naszego

wyjazdu. Zmieniłam pościel we wszystkich łóżkach, tak

by było nam wygodnie po powrocie. Poza tym - dodała

bez zakłopotania - zadbałam o to, by twoje ubrania cze-

kały wyprane i wyprasowane w dolnej szufladzie komody.

background image

102

background image

W spiżarni jest dość jedzenia na trzy dni, przygotowałam

ser, ukręciłam masło. Indze, Sigrid, Marlenę i Kristiane

niczego nie zabraknie pod moją nieobecność!

Inga słuchała jej z niedowierzaniem. Co Gudrun po-

wiedziała? Gniew zaczął w niej wzbierać, zerknęła z uko-

sa na Kristiane. To Kristiane stała nad garnkiem z mle-

kiem przez wiele godzin. Mieszała gotujące się mleko

tak długo, aż powstał z niego złocisty i gęsty ser.

Przypomniała sobie niedawną rozmowę z Gulbran-

dem. Radził jej, by nie wadziła się z Gudrun. Uważał,

że   powinna   ignorować   jej   sarkastyczne   komentarze.

Ale nad tym nie mogła przecież przejść do porządku!

Ze względu na Marlenę i Kristiane nie mogła tego daro-

wać Gudrun.

- Co   ty   mówisz?   -   spytała   złowieszczym   szep-

tem. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że to ty zrobiłaś ser

i masło?

Gudrun nastroszyła się jak cietrzew, ale nie miała nic

na swoją obronę.

- Wiele   zrobiłaś   -   pochwaliła   ją   Inga.   -   Nikt   ci

tego nie odbierze, Gudrun. Sama widziałam, jak praso-

wałaś ciężkim żelazkiem zarówno bieliznę, jak i ubra-

nia. Ale nie chwal się, że wszystko zrobiłaś sama. My

też pracujemy w tym dworze, choć może ci się wyda-

wać, że sama zrobiłabyś to wszystko znacznie lepiej.

To Kristiane zawdzięczamy ser, który dziś jemy, a Mar-

lenę - masło.

Gudrun się zakołysała. Twarz jej pobladła z upoko-

rzenia. Nie przypuszczała, że Inga się jej przeciwstawi.

Czyżby sądziła, że przekona Nielsa, iż ma więcej zasług

niż inni?

Gudrun  otarła   dłonie   o  spódnicę   i   mruknęła   pod 

no-

sem:

background image

103

background image

- Nie to chciałam powiedzieć. Ale - dodała nieco

głośniej - możemy wyjechać z czystym sumieniem, oj-

cze.

Jakbyśmy nie mogły sobie bez niej poradzić, pomy-

ślała Inga, spuszczając głowę. Nie jest przecież niezastą-

piona.

Wreszcie   powóz   zajechał   na   dziedziniec.   Gulbrand

i   Torę   zaprzęgli   konie   i   nastała   atmosfera   pełna 

oczeki-

wania. Jedni cieszyli się z tego, że wybierają się w po-

dróż, ci zaś, którzy mieli zostać w domu, cieszyli się,

że będą sami.

Cieszę się nie tylko dlatego, że Niels i Gudrun wyjeż-

dżają, pomyślała Inga, stojąc ze skrzyżowanymi na pier-

siach ramionami. To będą całkiem inne dni. Dni peł-

ne spokoju i ciszy, choć wypełnione także ciężką pracą.

Przygotowywanie posiłków i oporządzanie zwierząt bę-

dzie zajmowało tyle samo czasu, ale te dni będą i tak sta-

nowić miłą odmianę.

Inga   stała   na   progu,   mając   nadzieję,   że   Gudrun

nie zmieni zdania i nie postanowi nagle zostać jednak

w domu. Mogłoby jej to przecież przyjść do głowy, po-

myślała Inga, z każdą minutą coraz bardziej zniecierpli-

wiona. Czy nie powinni już wyruszyć?

W powozie ułożono starannie koszyki z jedzeniem,

dodatkowy koc na chłodne wieczory, eleganckie ubra-

nia.   Na   końskie   grzbiety   załadowano   siano   i   zapas

owsa.

Torę szarmancko pomógł Eugenie wsiąść do powo-

zu. Eugenie zachichotała kokieteryjnie i zarumieniła się,

zakłopotana jego uprzejmością. Gulbrand skontrolował

jeszcze uprząż i wskoczył na kozła.

104

background image

Gudrun kroczyła przez dziedziniec odziana w swój

najlepszy strój. Ubranie było już cokolwiek za ciasne,

opinało jej mocno piersi. Inga pokręciła głową, nie po-

winna przecież dopatrywać się wad w Gudrun.

Dopiero gdy Niels wsiadł do powozu, Inga uświado-

miła sobie, że zapomniała o czymś ważnym.

- Zaczekajcie!     -   zawołała   i   zbiegła   po   schodach.

Wszyscy obrócili się ku niej ze zdumieniem.

Inga uśmiechnęła się rozbrajająco do Nielsa. Wyciąg-

nęła dłoń, a on rzucił jej pytające spojrzenie.

-Poproszę o klucze - uśmiechnęła się.

-Klucze - powtórzył niemądrze.

-Obiecałeś, że zostawicie mi klucze podczas wyjaz-

du.

v

-Rzeczywiście - potwierdził. - Myślałem,  że już je

dostałaś.
-Nie - odparła Inga sucho.

Niels obrócił głowę. Otarł spocone dłonie o spod-

nie.

- Gudrun - zagadnął córkę ostrożnie.

Gudrun prychnęła. Jej przebiegłe spojrzenie zdra-

dzało, że miała nadzieję, iż wszyscy zapomną, kto miał

przejąć klucze na te parę dni.

-Gudrun! - Niels trochę się zniecierpliwił.

-Dobrze już, dobrze - powiedziała Gudrun oprysk-

liwie. Z wielką niechęcią odwiązała pęk kluczy od 

spód-

nicy. Nie śpieszyła się, a Inga wstrzymała oddech,

nie chcąc zepsuć tej magicznej chwili.

Inga wyciągnęła dłoń, by przejąć klucze, ale Gudrun

nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem. Demon-

stracyjnym gestem podała klucze ojcu. Niels był nieco

skonsternowany tym, że tak jawnie zlekceważyła Ingę,

ale opanował się, pochylił i podał żonie cały pęk.

105

background image

Nareszcie! Inga w końcu poczuła, co to znaczy mieć

klucze  do  dworu przypięte  do  spódnicy.  Odetchnęła

swobodniej. Wreszcie poczuje, że jest za coś odpowie-

dzialna.

Przynajmniej przez parę dni!

background image

11

Zapowiadał się piękny sierpniowy wieczór. Słońce przez

cały dzień grzało bezlitośnie, ale zapadający zmrok przy-

niósł ożywczy powiew wiatru.

Pachniało cudownie kapryfolium i melisą. Kolorowe

kwiaty i krzewy wokół domu ustroiły się w najpiękniej-

sze barwy. Gudrun nie zapominała o nawożeniu swoje-

go ogródka i teraz rabatki wyglądały jak cudownie ko-

lorowy strumień. Nie tylko ludzie byli zajęci zbieraniem

darów natury. Nawet najmniejsze stworzenia pracowały

niezmordowanie, by mieć co jeść zimą.

Inga pochyliła się i uniosła ostrożnie naręcze pną-

cych róż do nosa. Wciągnęła w nozdrza ten cudow-

ny  zapach...   Co   on   przypomina?   Pachnie   jak   mirra.

Ta róża była wyjątkowo piękna, przewyższała urodą

nawet róże hodowane w Svartdal. Pięła się po murze

i miała  gęste płatki, układające się w coś na kształt 

kie-

licha.

Kwiat zakołysał się lekko, gdy go wypuściła, i zosta-

wił po sobie wspaniały zapach. Przyglądanie się kwia-

107

background image

tom działało jak balsam na duszę Ingi. Niepokój, który

ją trawił zazwyczaj, cichł, gdy spacerowała po ogrodzie.

Słoneczniki i lilie kołysały się lekko w podmuchach wia-

tru.

Marlenę i Kristiane siedziały blisko siebie przy stole,

gdy Inga weszła do kuchni. Umilkły nagle, ale Inga sły-

szała ich szepty jeszcze na ganku.

- Ducha zobaczyłyście? - zapytała, gdy ujrzała dwie

pobladłe twarze. Starała się obrócić wszystko w żart,

ale ich reakcja ją ubodła. Rozmawiały o czymś, w czym

nie powinna uczestniczyć.

Marlenę szturchnęła siostrę.

-No, zapytaj - mruknęła cicho.

Kristiane oddała jej kuksańca.

-Sama zapytaj!

Inga spojrzała na obie siostry z zaciekawieniem.

- Czy mogę wam w czymś pomóc?

Obie, onieśmielone, wbiły wzrok w blat stołu. Zer-

kały na siebie niepewnie spod krótko przystrzyżonych

grzywek. W końcu Marlenę chrząknęła. Splotła palce

i powiedziała:

- Bo wiesz... W Sommerro dziś wieczorem będą

tańce...   No   i...   no  i...   -   Kristiane   szturchnęła   siostrę

dla zachęty. - No i chciałyśmy zapytać, czy mogłybyśmy

tam pójść. - Marlenę pochyliła głowę, a jej uszy zaróżo-

wiły się z przejęcia.

- Sommerro - powtórzyła Inga. - To daleko.

Obie pokiwały, głowami w poczuciu winy.

-Dlatego już teraz pytamy. Żeby zdążyć, zanim ka-

pela zacznie grać... - Kristiane zasłoniła sobie usta 

dło-

nią. Jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, że Inga 

wca-

le im nie pozwoliła na tę wyprawę.

-Nie podoba mi się pomysł, byście szły tak dale-

background image

108

background image

ko całkiem same - oświadczyła Inga. - Mężczyźni cho-

dzą przez łas zazwyczaj grupami. I każdy ma piersiówkę.

A oni łatwo tracą rozum, gdy zaczynają pić.

Siostry skuliły się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle

było możliwe. Młodsza spojrzała jednak Indze prosto

w oczy.

- Więc nie możemy?

Do Ingi dotarło wreszcie, że zbyt długo trzyma je

w niepewności. Zaśmiała się serdecznie.

- Moja   droga   Marlenę,   oczywiście,   że   możecie!

Chciałam tylko powiedzieć, że boję się o dwie młode,

bezbronne dziewczyny, które... Musicie na siebie uwa-

żać! Musicie mi to obiecać.

Dziewczęta aż pisnęły z radości.

-Obiecujemy!

-Dobrze! - powiedziała Inga, unosząc w górę palec

na   znak,   że   prosi   o   ciszę.   -   Sama   nie   dam   rady 

oporzą-

dzić zwierząt, więc najpierw musicie mi pomóc.

Marlenę uśmiechnęła się od ucha do ucha. Jej niebie-

skie oczy błyszczały z wdzięczności.

- Nie przypuszczałyśmy,  że się zgodzisz - odparła

szczerze. - Teraz oporządzanie zwierząt pójdzie nam jak

z płatka.

Inga zaraziła się promienną radością obu dziewcząt.

- W takim razie dziś pójdziemy do chlewu pół go-

dziny wcześniej, żebyście mogły jak najszybciej ruszyć

w drogę.

Siostry nie miały nic przeciwko temu. Rozradowane,

śmiejąc się dźwięcznie, pobiegły do chlewu.

Gdy Sigrid się dowiedziała, że Kristiane i Marlenę

będą mogły pójść na tańce, postanowiła wykorzystać

zaufanie i dobre serce Ingi.

- Och, Inga - jęknęła. - Czy nie mogłabym dziś spać

109

background image

u Ingebjorg w 0vre Gullhaug? Bardzo cię proszę! - za-

wołała.

Inga przystanęła niepewnie.

- Czyja wiem...

Sigrid popatrzyła ria nią swoimi smutnymi oczami

i dodała pośpiesznie:

- Marlenę   i   Kristiane   nigdy   nie   mają   wychod-

nego w soboty... A ja bardzo rzadko mogę nocować

u Ingebjorg.

Ingrid uśmiechnęła się na widok smutnej miny Si-

grid-

- Mam wrażenie, że nie masz W życiu żadnych przy-

jemności. Ale co powie na to Hedvig?

Ingę przeszył zimny dreszcz na myśl o gospodyni

z 0vre Gullhaug. Hedvig bardzo dobrze się bawiła na

weselu. Ze złośliwą radością w głosie zapytała, jak Inga

się czuje jako narzeczona starego Nielsa. Powinna mieć

trochę   więcej   rozumu,   pomyślała   Inga,   i   nie   pytać 

mło-

dej dziewczyny, jak się czuje w takiej sytuacji.

No cóż, westchnęła w duchu, to, że Hedvig chciała

się zabawić moim kosztem, nie powinno się odbić na Si-

grid.

- Marlenę, Kristiane! - zawołała głośno. Siostry wy-

biegły z chlewu. Może się przestraszyły, że Inga zmieni-

ła zdanie? - Sigrid bardzo by chciała przenocować dziś

u Ingebjorg. A wy będziecie przechodzić koło 0vre Gull-

haug. Mogłybyście więc ją tam odprowadzić?

Marlenę dygnęła.

-Możesz na nas polegać, Inga. Zadbamy,  żeby Si-

grid tam bezpiecznie dotarła.

-Ale ty zostaniesz tutaj sama - wyrwało się Kristia-

ne.

-O mnie się nie martwcie - powiedziała Inga, choć

background image

110

background image

poczuła, że coś ją ściska w dołku. No tak, zostanie cał-

kiem sama w tym wielkim domu nocą. Chociaż dobrze

jej zrobi chwila tylko dla siebie. Sam na sam z przygnę-

biającymi myślami. - Wrócicie przecież jutro rano.

- Jesteś pewna, że chcesz zostać?... - Kristiane spoj-

rzała na nią badawczo.

A dokąd miałabym pójść, pomyślała Inga ze smut

1

kiem. Nie mam żadnego innego domu. Odparła jednak

ze sztuczną wesołością:

- O mnie się martwić nie musicie. A teraz pędźcie

do chlewu, żebyście zdążyły na początek zabawy.

Przepuściła je przodem.

Gdy już się niemal uporały z wieczornymi obowiąz-

kami, Inga usłyszała dźwięk końskich kopyt na dzie-

dzińcu. Otarła ręce o fartuch i wyszła zobaczyć, kto też

do nich przyjechał.

-Krister! - podbiegła do brata i ledwo się powstrzy-

mała, by nie zarzucić mu ramion na szyję. Krister 

nie

przepadał za tego rodzaju czułościami i nie byłby 

za-

chwycony,   gdyby   się   na   nim   uwiesiła.   Ze 

zdumieniem

stwierdziła, że brat stał się wysokim i przystojnym 

męż-

czyzną. Pod kruczoczarną czupryną oczy wydawały 

się

jeszcze   bardziej   niebieskie   i   intensywne.   Jego 

podbródek

przybrał męski kształt.

-Witaj! - Inga uścisnęła mu dłoń. - Co cię tu spro-

wadza?

-Wybieram się na tańce. Do Sommerro. Emma pro-

siła, żebym tu zajrzał i sprawdził, co u ciebie słychać.

Wzruszenie ścisnęło Ingę za gardło. Dobra, troskli-

wa Emma. Martwi się o Ingę. Nie mogła podziękować

staruszce za troskę, więc pogłaskała tylko Czarnego po

background image

chrapach. Koń zarżał radośnie i wtulił pysk w jej pierś.

Inga wciągnęła głęboko w nozdrza koński zapach.

111

background image

- Przywiąż go tam w kącie - wskazała - a ja przy-

niosę mu trochę owsa. Zdążysz chyba napić się kawy.

Krister uśmiechnął się, błyskając białymi zębami.

- Jasne! - Potem cmoknął na konia i poprowadził

go w stronę żelaznej obręczy koło stodoły. Poklepał ko-

nia serdecznie po zadzie, gdy Inga przywiązywała mu do

pyska worek z owsem.

Długo   przygotowywała   filiżanki   i   talerzyki,   gdy

wreszcie przeszli do kuchni. Na końcu języka  miała

setki pytań, musiała jednak zadawać je ostrożnie. Kri-

ster nie powinien zauważyć, że tak bardzo jej zależy na

wieściach ze Svartdal. Jeśli dobrze zna swego ojca, to za-

pewne nie wspomniał synom o kłótni z córką. I jednym

spojrzeniem dał Emmie do zrozumienia, że jej też nie

wolno tego zdradzić.

Inga podała ziemniaczane naleśniki i nalała świeżut-

kiej, gorącej kawy. Kuchnię wypełnił natychmiast za-

pach kawowego naparu.

-Jak się miewa Emma?

-Chorowała   przez   parę   dni.   Dręczyła   ją   chyba

straszliwa migrena.

-Biedaczka - westchnęła Inga. - Emma  rzeczywi-

ście miewa czasem te męczące bóle głowy. Zdarza 

się,

że przez parę lat nic jej nie dolega, ale gdy migrena 

przy-

chodzi,   potrafi   doprowadzić   ją   niemal   do 

szaleństwa.

Przykro mi, że Emma źle się czuje... A ojciec?... - 

zapy-

tała w napięciu.

-Ojciec... - Krister gwizdnął cicho. - Niełatwo się

z   nim   żyje   pod   jednym   dachem   ostatnimi   czasy. 

Cho-

dzi   zły   i   nastroszony.   Ale   nie   to   jest   najgorsze. 

Gdyby

przynajmniej   powiedział,   co   go   trapi.   Ale   nie,   on 

background image

siedzi

ponury przy stole i słowem się nie odezwie. Mruczy 

coś

pod nosem od czasu do czasu, a gdy ktoś powie coś 

nie-

112

background image

zręcznego, natychmiast piorunuje go wzrokiem. - Kri-

ster wziął naleśnik i założył nogę na nogę: - Wydaje mi

się, że za dużo ostatnio pracuje. Wszyscy odczuliśmy

twoją nieobecność. Mamy więcej pracy przy zwierzę-

tach, no i jeszcze ta choroba Emmy. Zostało nam znacz-

nie mniej rąk do pracy niż zwykle.

- To prawda - przytaknęła Inga. Jej serce nie biło już

tak niespokojnie pod bluzką. Kristian nie wspomniał sy-

nom o kłótni. Krister nie przypuszczał nawet, że migre-

na Emmy i zły humor ojca mają ze sobą coś wspólnego.

Skąd zresztą miałby to wiedzieć? Nie miał przecież poję-

cia, co się stało. Inga sądziła, że źródłem migreny Emmy
jest zdarzenie na dziedzi cu w Gaupås. Na pewno bar-

ń

dzo przeżyła konflikt między ojcem a córką.

Nie wydobyła już z brata żadnych kolejnych infor-

macji, bo po chwili do kuchni wślizgnęły się Kristiane

i Marlenę. Marlenę poczerwieniała na widok Kristera.

Zapomnij o nim, pomyślała Inga, gdy spostrzegła, jak

dziewczyna zareagowała na obecność jej brata. On nie

jest dla ciebie. Jesteś tylko zwykłą służącą, a Krister jest

synem   bogatego   gospodarza.   I   choć   nie   odziedziczy

dworu, to i tak nie będzie mógł się z tobą ożenić. Jako

służąca nie możesz dostać za męża chłopaka z dworu.

Tak to już jest i zawsze tak'było.

-Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - zapytała brata.

-Co tylko zechcesz - odparł od razu.

-Chodzi o to - wyjaśniła - że obiecałam Marlenę

i Kristiane, że będą mogły pójść na tańce. A Sigrid 

ma

dziś   przenocować   u   Hedvig.   Skoro   jedziesz   w   tę 

samą

stronę, to może mógłbyś je podwieźć?

Krister przeczesał czuprynę dłonią.

-To da się zrobić, ale musiałbym pożyczyć wóz.

-Jeśli tylko je zawieziesz, to oczywiście, że będziesz

background image

113

background image

mógł pożyczyć wóz. Znajdziesz go sam? - rozpromieni-

ła się Inga. - Jak to dobrze, że przyszedłeś, zanim dziew-

częta ruszyły w drogę.

- Cieszę się, że się na coś przydam - powiedział

Krister po męsku i podniósł się zamaszyście. Uśmiech-

nął   się   szeroko,   nim   otworzył   drzwi   na   kuchenny 

ganek

i poszedł na poszukiwanie wozu.

W   kuchni   zawrzało.   Marlenę   i   Kristiane   chichota-

11

 ły i śmiały się. Pobiegły do domu dziadków, który te-

raz służył za mieszkanie służbie, żeby włożyć odświętne

spódnice i bluzki.

Inga przyglądała się bratu, który zakładał uprząż ko-

niowi. Przyjemnie było patrzeć na jego sprawne i ele-

ganckie ruchy. Po chwili Czarny był już zaprzężony do

wozu.

Marlenę i Kristiane były gotowe do drogi, nim Kri-

ster uporał się z koniem i wozem. Widać było, że umy-

ty- się starannie i pośpiechu włożyły czyste ubrania..

Inga zmarszczyła brwi na widok spódnicy Kristiane.

Co z tego, że była czysta, skoro bardzo już podniszczo-

na. Gdyby Kristiane nie miała na sobie dwóch halek, wi-

dać byłoby jej skórę przez spódnicę.

- Kristiane...   -   zaczęła   Inga   delikatnie.   Nie   bar-

dzo wiedziała, jak powiedzieć służącej, że nie może iść

w tym stroju na zabawę. Jak powiedzieć: „nie możesz się

tak ubierać", i nie zranić dziewczyny? Inga nie chciała

wprawić służącej w zakłopotanie.

Kristiane obróciła się ku niej w napięciu.

- Chodźcie ze mną na górę - powiedziała Inga. Gdy

tylko weszły do sypialni, otworzyła szafę. - Kristiane,

mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale... Domyślam się,

że nie masz za wiele ubrań, więc jeśli chcesz,., możesz

pożyczyć spódnicę ode mnie.

114

background image

Kristiane najpierw pobladła, a potem zarumieniła się

zawstydzona.

-Ja... ja... - walczyła  ze łzami. - Naprawdę mogę

coś pożyczyć? ^ Pytanie zabrzmiało jak zdławiony

krzyk.

-Spójrz na to - zachęciła ją Inga, wyjmując spódni-

cę   z   miękkiej,   czarnej   bawełny.   -   Jesteśmy   mniej 

więcej

tego   samego   wzrostu,   więc   powinna   na   ciebie 

pasować.

Kristiane czym prędzej zrzuciła swoją spódnicę, żeby

przymierzyć tę, którą jej podała Inga.

-Jaka ona miła w dotyku - westchnęła, głaszcząc de-

likatnie tkaninę. - Do twarzy mi w tym, Marlenę? - 

za-

pytała,   obracając   się   tanecznym   ruchem   przed 

młodszą

siostrą.

-No pewnie, pewnie - odparła Marlenę i oczy jej

się zaszkliły.

Po głosie można było poznać, że Marlenę zrobiło się

bardzo przykro. Inga dodała więc czym prędzej:

- Ty też chciałabyś coś pożyczyć, Marlenę?

Marlenę spojrzała na nią w osłupieniu. Jakby nie wie-

rzyła własnym uszom. Widząc stężałą twarz dziewczyny,

Inga domyśliła się, że służąca naprawdę nie miała odwa-

gi uwierzyć jej słowom. Ale w jej oczach mignął zarazem

cień nadziei. Inga zaczęła przeglądać rzeczy i po chwili

wydobyła bielusieńką bluzkę z koronkowym kołnierzy-

kiem i mankietami.

- Przymierz to!

Marlenę nie trzeba było długo prosić. Z uśmiechem

zadowolenia na ustach wzięła bluzkę, odwróciła się ple-

cami do Ingi i do siostry, żeby się przebrać. Wciąż od-

wrócona plecami, odłożyła swoją pożółkłą ze starości

bluzkę na łóżko i narzuciła ostrożnie tę, którą jej zapro-

ponowała Inga.

background image

115

background image

- Ale ładnie wyglądam! - wykrzyknęła szczęśliwa,

gdy stanęła przed lustrem. - W tej bluzce - dodała nie-

śmiało.

- Obie pięknie wyglądacie - zapewniła je Inga.

Śmiejąc się głośno i radośnie, zbiegły po schodach

i wypadły na dziedziniec, na którym czekał już wóz. Si-

grid już w nim siedziała.

Indze   przypomniał   się   wierszyk   z   dzieciństwa:

„Szczęścia tylko ten doznaje, kto innym z siebie dużo

daje. Żeby zapukać do bram nieba, o sobie całkiem za-

pomnieć trzeba". Zrobiło jej się ciepło na sercu i poczu-

ła, że Mikael Aksnes napisał prawdę. Była szczęśliwa,

że sprawiła tyle radości służącym.

Krister sprawiał wrażenie woźnicy godnego zaufa-

nia, gdy wszyscy już zasiedli w wozie. Wyglądał tak, jak-

by opieka nad dziewczętami sprawiła mu radość. Był

dumny z siebie bardziej niż zwykle. Trzymał konia na

wodzy, dopóki Inga się ze wszystkimi nie pożegnała.

Trzy uśmiechnięte dziewczęce twarze patrzyły na nią

z wdzięcznością, pełne oczekiwania, co też im wieczór

przyniesie.

-Co słychać u Kristoffera i Sorine? - zapytała, za-

nim Krister cmoknął na konia. W pewnym sensie 

nie

chciała, żeby odjeżdżali.

-Wszystko w porządku - powiedział Krister. - Oni

też się wybierają dziś na tańce.

-Naprawdę? - zapytała Inga.

-Wszyscy młodzi tam będą - oznajmił Krister, roz-

kładając szeroko ręce, jakby to było wystarczające 

wy-

jaśnienie.   -   Cała   młodzież   z   okolicy  -   dodał,   nie 

zauwa-

żywszy, jak siostra posmutniała.

-Szczęśliwej drogi - pozdrowiła ich, choć łzy stanę-

ły jej w gardle.

background image

116

background image

- Dzięki - odparł Krister i popędził konia.

Przez łzy patrzyła na plecy brata, na wóz toczący się

po żwirowej drodze. Uśmiechały się do niej trzy radosne

dziewczęce twarze, ale Inga nie potrafiłaby powiedzieć,

która sprawiała wrażenie najszczęśliwszej.

-Tu jest twoja koszula, Martin - powiedziała Ragn-

hild z entuzjazmem.

-Dzięki, mamo - uśmiechnął się i uściskał ją. - Za-

wsze dbasz o to, żebyśmy porządnie wyglądali, gdy 

się

gdzieś wybieramy.

-Oczywiście   -   roześmiała   się   Ragnhild.   -   Niech

wszystkie   dziewczęta   zobaczą,   jakich  przystojnych 

mam

synów!   Może   dziś   wieczorem   spotkasz   kogoś 

wyjątko-

wego.

-Ależ  ty  marudzisz  na   ten temat  -   odparł  Martin

z   przekornym   błyskiem   w   oku.   -   A   jeśli   już 

znalazłem

tę,   na   której   mi   zależy?   -   Pożałował,   że   to 

powiedział,

gdy   spostrzegł   wyraz   przerażenia   na   matczynej 

twarzy.

Patrzyła na niego z rozchylonymi ustami i szeroko 

ot-

wartymi oczami.

-Kto to taki? Powiedz własnej matce!

Martin chwycił białą lnianą koszulę.

-To był żart, mamo. Sądziłem, że się domyślisz.

Matka weszła całkiem do jego pokoju. Nie lubił tego.

Nie przepadał za jej nieposkromioną ciekawością i za

tym   badawczym   spojrzeniem,   którym   go   teraz 

obrzuci-

background image

ła. Zanim zdążył zaprotestować, podeszła do sekretarzy-

ka i wyciągnęła szufladę.

- Ależ Martin... Jaka piękna biżuteria. - W jej dłoni za-

błysło srebrne serduszko. - Czy to dla mnie? Na Gwiazdkę?

117

background image

Martin   nie   wiedział,   co   odpowiedzieć.   W 

pośpiechu

szukał jakiegoś wytłumaczenia.

-Nie - sposępniał i wyrwał jej świecidełko. Pełnym

irytacji   gestem   położył   błyskotkę   w   pudełeczku   i 

zatrzas-

nął szufladę z hukiem. - Nie lubię, jak grzebiesz w 

mo-

ich   rzeczach   -   upomniał   ją   trochę   za   ostro.   Lęk 

pobudził

go do gniewu.

-Przepraszam - odparła cicho Ragnhild. - Ja nie chcia-

łam...

Martin zmiękł.

-Wiem, mamo. Więc zostaw mnie teraz w spoko-

ju - uśmiechnął się z pewnym wysiłkiem. - Jestem 

już

za duży, żebyś mi pomagała się ubierać.

-Jak chcesz. - Matka też uśmiechnęła się sztucznie.

Gdy Ragnhild wyszła, Martin oparł się dłońmi o szy-

by i jęknął. Matka domyśliła się, że Martin coś ukrywa,

ale nie domagała się wyjaśnień. Na szczęście.

Ragnhild przymrużyła  oczy,  gdy tylko została sama.

Co ten niemądry chłopak wyprawia? Czyżby się nie do-

myślał, że go rozszyfrowała? Że wie o Indze? Nie jest

przecież taka głupia, żeby nie zgadnąć, dla kogo jest

przeznaczona ta biżuteria.

Najwyższy czas, żeby Martin zaczął się spotykać z ko-

bietami w swoim wieku. Bardzo dobrze, że wybiera się

dziś do Sommerro. Może powinna wsunąć mu piersiów-

kę z alkoholem za pazuchę? Nie po to, żeby się upił i za-

czął opowiadać sprośności, ale żeby się pozbył swoich ry-

cerskich zahamowań. Choć romans z młodą mężatką to

niezbyt rycerskie przedsięwzięcie... Ale poza tym jej syn

zachowywał się uprzedzająco grzecznie wobec wszyst-

background image

kich kobiet i był wręcz zbyt ostrożny i uprzejmy.

118

background image

Ragnhild ruszyła w stronę narożnej serwantki. Stało

tam wiele butelek alkoholu. Laurens na pewno się nie

pogniewa, jeśli Ragnhild da synom trochę szlachetnego

trunku. Ragnhild podejrzewała, że jej mąż też to niekie-

dy robi przy większych okazjach. Nie ma też żadnej oba-

wy, że Inga będzie na tej zabawie. Niels pojechał na parę

dni do Kongsberg, więc Inga nie może się bawić razem
z m odzie . Nie wypada, by m oda gospodyni z Gaupås

ł

żą

ł

pojawiła się tam bez małżonka, i Inga wie o tym dosko-

nale.

Inga z bólem w sercu wlokła się przez dziedziniec do

domu.   Dawno   już   nie   czuła   się   taka   samotna,   taka

opuszczona i zrozpaczona. Nie potrafiła powstrzymać

łez. Pozwalała więc, by płynęły ciurkiem po policzkach,

a jej szloch odbijał się echem od gospodarskich zabu-

dowań.

Tak bardzo pragnęła pojechać razem z dziewczętami

i Kristerem do Sommerro. Inga też chciałaby się zoba-

czyć z rówieśnikami i zaznać trochę radości w sobotni

wieczór. Miała przecież zaledwie osiemnaście lat. Gdyby

tak mogła puścić się w tan, wirować na klepisku w sto-

dole, albo czuć na swoich plecach dłoń młodego chłopa-

ka, rozanielonego jej widokiem! Martin... Inga wyobra-

ziła go sobie, silnego, sprężystego, i poczuła, że serce jej

żywiej zabiło.

Nie miała apetytu, poszła więc od razu na piętro.

Równie dobrze może się od razu położyć. Zmęczona

i zniechęcona zrzuciła spódnicę i bluzkę. Tego wieczoru

ubrania polezą sobie na podłodze. W pokoju panowała

ciężka cisza. Inga zakryła usta pierzyną. Wydawało jej

119

background image

się, że serce ciąży jej coraz bardziej, i znów się rozszlo-

chała. Głośno i rozpaczliwie. Z kim teraz tańczy Martin?

Kto się kryje w jego ramionach i słucha tego przekorne-

go, dźwięcznego śmiechu, który powinien być przezna-

czony tylko dla niej?

Zazdrość  zaczęła ją zżerać.  Pełna  rozpaczy znów

usiadła na łóżku, wsparła się łokciami o uda i jęknęła.

Ból rozsadzał jej pierś. Przełykała ciągle ślinę, żeby po-

zbyć się tego, co dławiło jej gardło, ale nic nie pomagało.

Drżącą dłonią odgarnęła włosy, które wisiały jak czarna

grzywa przed jej oczami.

Wszyscy   są   teraz   w   Sommerro.   Wszyscy   oprócz

niej.

Większość młodzieży z Botne, Hiilestad i Holmestrand

przyszła na tańce. Wieczór był ciepły i wiele obiecywał

pełnym oczekiwania, radosnym służącym, synom wy-

robników i synom gospodarzy.

Prawie wszyscy zabrali ze sobą coś do jedzenia i coś

do picia. Młodzi chłopcy skrzętnie chowali piersiówki

za pazuchę, ale co chwila,trzeba je było wyciągać. Pan

Sommerro zaprosił muzykantów, wszystkim dźwięczały

w uszach tony fletu, skrzypiec i harmonii.

Oczy Martina wędrowały po obecnych. Znał tu pra-

wie wszystkich, ale z nikim nie chciał rozmawiać. Szukał

wzrokiem kobiety z kruczoczarnymi włosami, kuszący-

mi wargami i bystrymi, przekornymi niebieskimi ocza-

mi.

- Zatańczysz ze mną?

Martin aż podskoczył. Był zanurzony głęboko w my-

ślach, gdy nagle stanęła przed nim Yictoria Solverud.

120

background image

Krew w żyłach popłynęła mu trochę żywiej. Victoria

była czarującą dziewczyną. Szmaragdowa suknia pod-

kreślała jej rude włosy i iskry w zielonych oczach. Usta

miała pociągnięte czerwoną szminką, policzki - zaróżo-

wione.

Martin chwycił ją za dłonie i uśmiechnął się.

- Oczywiście! - Objął ją ramieniem i poprowadził

do tańca.

Victoria rzuciła mu szelmowskie spojrzenie, a potem

przyłożyła czoło do jego piersi i dała się powieść w tan.

Miło się trzymało jej maleńką dłoń. Kibić miała wiot-

ką, włosy jej tak pięknie pachniały... Martin pochylił

głowę i wciągnął w nozdrza ten zapach. Miękkie pukle

zaczęły łaskotać go w nos. Gdy poczuł, jak jej kołyszące

się piersi ocierają się o jego tors, omal nie stracił rytmu.

Z trudem łapał oddech. Przecież tylko Inga tak na niego

działała...

W tej samej chwili spostrzegł Kristera Svartdala. Wy-

ciągnął szyję, żeby lepiej widzieć ponad głowami tańczą-

cych. Tak, to brat Ingi zajechał na dziedziniec. Martin

zauważył, że przyjechały z nim służące, Marlenę i Kri-

stiane.

Nawet się nie zorientował, że mówi na głos:

- Patrz! Krister przyjechał!   .

Yictoria obróciła głowę i spojrzała we wskazanym

przez niego kierunku.

-Tak, jego brat z Sorine przyjechali wcześniej. Nikt

nie opuściłby przecież zabawy tanecznej.

-Krister przywiózł dwie s u ce z Gaupås... - Mar-

ł żą

tin   wspiął   się   na   palce,   żeby   zobaczyć,   czy   nikt 

więcej

nie siedzi w wozie. - Ale nie widzę ani Gudrun, ani 

Si-

grid. - Nie ośmielił się wspomnieć o Indze. Lepiej 

nie

budzić podejrzeń Yictorii.

background image

121

background image

- Siostry z Gaupås - prychnęła dziewczyna. - One

się nigdy nie pojawiają na zabawach. W każdym razie

nie Gudrun, a Sigrid jest chyba jeszcze za mała.

Martin spojrzał na partnerkę.    -

- A   nowa   m oda  gospodyni   w   Gaupås...   Inga...

ł

Może Niels nie pozwala jej się spotykać z rówieśnika-

mi?

Victoria zaśmiała się, ukazując białe zęby.

- O nie. Nie wypada przecież, żeby się dziś poja-

wiła, skoro jej mąż pojechał na parę dni do Kongsberg.

Nie sądzę, by Niels był zadowolony, że jego żona bawi się

z młodymi chłopcami.

Słowa   Victorii   uradowały   Martina.   Niels   wyje-

chał, Inga jest sama we dworze! Nie wiadomo niestety,

czy Gudrun i reszta służby jest w domu, ale łatwo się

tego dowiedzieć.

- Wielkie dzięki za taniec - powiedział uprzejmie,

gdy muzyka przestała grać. Musnął białą dłoń Victo-

rii ustami. Gdy obróci  si , by ruszy  w stron  Gaupås

ł ę

ć

ę

w wieczornym mroku, kątem oka dostrzegł rozczarowa-

nie w jej oczach.

background image

12

Inga nie mogła zasnąć i obracała się nerwowo z boku

na bok. Rozpaczliwe myśli nie dawały jej spokoju. Za-

zdrość, która ogarnęła jej ciało, doprowadzała ją niemal

do szaleństwa. Nie mogła przestać myśleć o Martinie,

trzymającym w ramionach zarumienione młode dziew-

czyny. Kładła dłoń na piersiach, żeby uspokoić rozsza-

lałe serce.

Dlaczego trawi ją tak wielka zazdrość? Przecież wcale

nie wiadomo, czy Martin naprawdę zabawia inne dziew-

częta tego wieczoru, ale Indze -doskwierała już sama

myśl, że tak może być. Mocny cios w twarz nie byłby tak

bolesny jak jej własne podejrzenia.

Wstała z łóżka i podeszła do okna, by popatrzeć

w stronę Sommerro, jakby chciała pogłębić swój własny

ból. Może usłyszy muzykę dobiegającą z oddali? Przez

otwarte okno wpadały chłodne, orzeźwiające powiewy

wiatru.

Inga zaczęła nasłuchiwać. Nie, nie słychać muzyki,

beztroskiego śmiechu ani głośnych utarczek mężczyzn

123

background image

obecnych na zabawie. Gdy już miała zamknąć okno,

spostrzegła jakiś czarny cień w zaroślach. Zamarła bez

ruchu, całe jej ciało się napięło.

Czy zamknęła drzwi na klucz? W domu nie ma ni-

kogo poza nią, może ludzie we wsi dowiedzieli się, że jej

mąż i służba wyjechali... Inga natychmiast oprzytom-

niała. Nie traciła czasu na ubieranie się, zarzuciła tylko

szal i zbiegła po schodach, żeby sprawdzić, czy drzwi są

porządnie zamknięte! Wielki Boże, co będzie, jeśli wtarg-

nie tu jakiś pijany mężczyzna? Jak Inga zdoła się przed

nim obronić? Zawahała się, przechodząc koło pogrze-

bacza w izbie. Może wziąć go ze sobą? Nie, pomyślała

w panice, najważniejsze to sprawdzić, czy drzwi są za-

mknięte.

Ktoś zapukał do drzwi w chwili, gdy przekręcała

klucz.

Serce rozsadzało jej pierś ze strachu. Całe szczęś-

cie, że zdążyła to zrobić! Teraz nie powinna się już bać,

ale świadomość, że po drugiej stronie stoi ktoś nieznajo-

my, sprawiła, że po plecach przeszedł jej zimny dreszcz.

-Inga - powiedział nieznajomy.

-Martin!  -   Od  razu rozpoznała  jego głos.   Z ulgą

i radością otworzyła drzwi.

- Przestraszyłem cię? - zapytał. - Jesteś sama?

Jego oczy błyszczały pod jasną grzywką.

Inga zaczęła się śmiać z siebie.

- Tak, jestem sama. Nie wiedziałam, że to ty się

tam skradasz! - W jej głosie pojawiła się nuta wzru-

szenia. - Muszę przyznać, że przypomniałam sobie od

razu kilka strasznych opowieści, gdy się zorientowałam,

że ktoś jest na zewnątrz, i nie byłam pewna, czy zamknę-

łam drzwi na klucz.

Martin przytulił ją.

124

background image

-A więc czytujesz straszne opowieści - zaśmiał się

i musnął jej twarz kciukiem.

-Czytałam kiedyś o człowieku, który zabił aż osiem

osób   z   powodu   jednego   zegarka   -   szepnęła 

zawstydzo-

na. - Nigdy tego nie zapomnę.

-Opowiedz mi tę historię - zachęcił ją Martin i po-

ciągnął za sobą do kuchni.

-Nieee - powiedziała, otrząsając się. - Nie zamie-

rzam tracić cennego czasu, który możemy ze sobą 

spę-

dzić na opowiadanie starych historii o duchach.

-Bardzo cię proszę - nalegał Martin, udając, że jest

rozczarowany.   -   To   może   być   bardzo   bardzo 

podnieca-

jące w tych ciemnościach - szepnął.

Usiedli   po   przeciwnych   stronach   stołu.   Drżący-

mi dłońmi Inga zapaliła dwie świece, które ustawiła na

środku blatu. Światło płomyków nie wypędziło jednak

mroku z kątów.

- Odpowiedni   nastrój   do   opowiadania   strasznych

historii - zadrżała, spoglądając na Martina, który pa-

trzył na nią pełen oczekiwania. - Styczeń 1833... - za-

częła ściszonym  głosem.  - Nils Narumsbakken przy-

szedł w odwiedziny do domu wyrobnika Larsa Rodnesa.

Nie przyszedł w dobrych zamiarach... Rok wcześniej

na plebanii w Land odbyła się pośmiertna aukcja rze-

czy pastora Hermana Meldahla. Ludzi zjawiło się mnó-

stwo, piwo i mocniejsze alkohole lały się strumieniami.

Do tych, którzy alkoholu sobie nie żałowali, należał Au-

gust Rodneseie. Gdy August wrócił do domu, spostrzegł,

że ukradziono mu srebrny zegarek z dewizką.

Martin zagwizdał pod nosem.

-Nie byle co ukradziono temu Augustowi!

-Nie   byle   co  -  przyznała  Inga.   -  Sąsiad  Augusta,

Lars   Rodnes,   zauważył   zegarek   u   człowieka,   który 

twier-

background image

125

background image

dził,   iż   dostał   go   w   ramach   wymiany   od   Nilsa 

Narums-

bakkena. Larsa poproszono, by przechował zegarek do

czasu, aż sprawa znajdzie się na wokandzie. Bo Nils

Narumsbakken został oskarżony w tej sprawie. Z cza-

sem Nils zaczął okazywać Larsowi niebezpieczną niena-

wiść...

Inga zrobiła sztuczną pauzę. Martin spoglądał na nią

natarczywie i czekał na ciąg dalszy.

- Nils doszedł do wniosku, że musi przejąć dowód,

czyli zegarek, a żeby to osiągnąć, musiał pójść do Lar-

sa. Zaplanował, że zabije wszystkich domowników, od-

najdzie zegarek i podpali dom, zacierając w ten sposób

wszelkie ślady morderstwa. Tak mu się przynajmniej

wydawało. - Inga ściszyła głos. - O dziesiątej wieczo-

rem zjawia się w Kanten, w domu Larsa. A w ręku trzy-

ma siekierę, którą chce wszystkich zabić. Przez chwilę

stoi na progu i nasłuchuje. Potem zakrada się do środ-

ka i widzi, że Lars, którego nienawidzi całym sercem,

leży przy ścianie. Wymierza mu więc cios w głowę sie-

kierą. Potem zabija trzydziestoletnią zaledwie żonę Lar-

sa. Słychać głuchy dźwięk pękających czaszek. W opęta-

niu zabija jeszcze dziadków i nagle słyszy czyjeś kroki.

To Lars! Siekiera go nie zabiła, tylko ogłuszyła na chwi-

lę.   Nils   Narumsbakken   musi   dopaść   swojej   ofiary. 

Lars

mógłby wezwać pomoc, a poza tym to przecież z jego

powodu Nils dopuścił się tego krwawego czynu! Lars

walczy o życie, biegnie zakrwawiony i półnagi, ale Nils

go dogania na dworze. I choć Lars prosi o litość, Nils za-

daje bezbronnemu mężczyźnie gwałtowny cios siekierą.

Gdy Nils wszedł ponownie do domu Larsa, została mu

już tylko czwórka dzieci...

Inga umilkła. Świadomość, że to się naprawdę kiedyś

zdarzyło, mroziła jej krew w żyłach. Inga wyobraziła so-

background image

126

background image

bie strach nieszczęsnego Larsa, który przecież zdążył się

przerazić.

Zakasłała, zanim zaczęła mówić dalej.

- Nils nie zachowywał się już tak cicho jak na po-

czątku. Dorośli już nie żyli, nie spodziewał się żadnego

oporu ze strony dzieci. Lars miał troje dzieci ze swoją

żoną, chłopca i dwie dziewczynki; najmłodsze miało pół

roku, najstarsze - pięć lat. Dwójka maluchów, które le-

żały w kałuży krwi swojej matki, stała się łatwym łupem.

Gdy Nils zabijał pięciolatkę, obudziła się dziesięciolet-

nia pasierbica. Ukryła się w kąciku w kuchni, przerażo-

na tym, co zobaczyła. Niektórzy twierdzą, że Nils zamie-

rzał ją oszczędzić, ale ona go rozpoznała. To przesądziło

o jej losie.

Gdy wszyscy mieszkańcy byli już martwi, Nils wtasz-

czył ciało Larsa do środka. Starał się zatrzeć wszystkie

ślady. Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu nie znalazł ze-

garka, dowodu, po który przyszedł. Ze złości zabrał więc

wszystkie wartościowe rzeczy, które znalazł: sześć spe-

ciedaler, narzutę z juty i składany nóż. Potem podpalił

budynek i ruszył do domu. I tak ośmioro ludzi straciło

życie z powodu zegarka z dewizką - zakończyła Inga.

- A co było dalej? - zainteresował się Martin, wy-

raźnie zaangażowany. - Nikt go nie zdemaskował?

Inga   nie   mogła   się   powstrzymać   od   uśmiechu 

mimo

strasznego tematu. Opowieść go uwiodła.

- Śnieg go zdradził. Na jego nieszczęście nie padał

przez kilka kolejnych dni. Ktoś odnalazł krwawe śla-

dy, które prowadziły od spalonego domu do drzewa na

polu. Widać było wyraźnie, że ślady zostawiło dwóch

mężczyzn: jeden bosy, drugi w ciężkich, wielkich bu-

tach. O wszystkim doniesiono lensmanowi i wkrótce

podejrzenia padły na Nilsa. Był przecież wrogiem Larsa.

127

background image

W jego domu znaleziono buty, które idealnie pasowały

do śladów pozostawionych w śniegu. Nils przyznał się

w końcu do winy. Siódmego sierpnia 1833 roku Nilsa

zaprowadzono na szafot. Gapie napływali ze wszystkich

stron. Nils przyklęknął przy pniu, kat spuścił ostrze to-

pora, ale źle trafił. Nie zdołał odciąć głowy także za dru-

gim uderzeniem. Gapie zaczęli krzyczeć z przerażenia,

byli i tacy, którzy zemdleli. Po trzecim uderzeniu głowa

Nilsa wciąż tkwiła na swoim miejscu. Dopiero czwarty

cios okazał się śmiertelny...

Po makabrycznej opowieści zapadła w kuchni przy-

tłaczająca cisza. Inga żałowała, że dała się namówić na

opowiadanie tej tragicznej historii. Nie tak wyobrażała

sobie spotkanie z Martinem.

- No, trzeba przyznać, że... - mruknął poruszony

Martin. - Jak można zabić niewinne dzieci! Siekierą...

Inga wzruszyła ramionami.

- Nie wiem.

Na szczęście Martinowi udało się otrząsnąć z przy-

krego   wrażenia.   Pobladł   trochę,   ale   uśmiechnął   się,

by dodać jej otuchy.

- I myślałaś, że jestem kimś w rodzaju Nilsa Narums-

bakkena...

Poruszyła się nerwowo na krześle.

- W gruncie rzeczy się nie przestraszyłam, już wcześ-

niej opanowały mnie smutne myśli.

W jego oczach pojawił się błysk zainteresowania.

- Smutne myśli, powiadasz? - Podniósł się z miej-

sca, a Inga cieszyła wzrok jego ruchami pełnymi wdzię-

ku. Wygląda jak giętki drapieżnik, przyszło jej do głowy,

a ja jestem jego ofiarą. Wzrosło w niej napięcie. Co on

zamierza teraz zrobić?

Stanął tuż przed nią. Ostrożnie przygarnął jej głowę

128

background image

do swego brzucha. Inga objęła go w pasie ramionami

i jęknęła. Potem wyciągnęła ręce do góry i zsunęła je po

jego torsie. Martin chwycił ją za ręce i czule ucałował

opuszek każdego palca.

- Chodź, Inga - zaproponował.

Nie wiedziała, o co mu chodzi. Nie pociągnął jej

w stronę sypialni na piętrze. Wyprowadził ją bocznymi

drzwiami. Skuliła się w sobie, gdy poczuła chłód od zie-

mi. Dopiero gdy doszli do stawu, zrozumiała, o co mu

chodzi.

-Martin! - wykrzyknęła z przerażeniem. - Nie mo-

żemy się przecież teraz kąpać!

-Dlaczego  nie?   -  zdziwił  się.  Nie  zauważył   chyba

nawet   jej   przerażenia,   bo   ściągnął   z   niej   szal.   Jej 

ramiona

pokryła gęsia skórka.

-A jeśli ktoś nas zobaczy? - zawahała się. Och, dla-

czego nie miałaby dać się wprowadzić do wody? Nie 

ma-

rzyła o niczym innym, tylko o tym, by znaleźć się w 

ra-

mionach   Martina   w   tym   stawie.   Zimna   woda 

powinna

1

choć trochę ostudzić wzbierające i opadające w niej 

fale

gorących uczuć.

-Nie denerwuj się, Inga - uspokoił ją. - Nikt nas nie

zobaczy w ciemnościach. A poza tym wszyscy poszli 

już

spać.

Pochylił  nad nią swoją jasną głowę. Inga jęknęła

z rozkoszy, gdy jego wilgotny, ruchliwy język musnął je-

den z jej sutków. Piersi zareagowały natychmiast na jego

dotyk.   Inga   zapłonęła   rumieńcem   zawstydzona   tym,

że ciało zdradziło jej pragnienia.

Przestała   stawiać   opór   i   nie   zaprotestowała,   gdy

ostrożnie zdjął z niej bieliznę. Zupełnie oszołomiona

background image

złapała się na tym, że sama rozpina mu pasek. Dłonie jej

drżały, gdy ściągała mu spodnie po sprężystych udach.

129

background image

- Jesteś taki piękny! Ideał!

Cofnęła się o krok, by nacieszyć się widokiem uko-

chanego.

- Chodź - zachęcił Ją Martin raz jeszcze, gdy obo-

je byli już nadzy. Jej maleńka dłoń zniknęła w jego du-

żej ręce. Na ustach obojga czaił się, krzyk, gdy weszli

do wody, wiedzieli jednak, że muszą zachować milcze-

nie. Woda w pierwszej chwili wydawała się lodowata,

ale z czasem stawała się całkiem przyjemna.

Martin pływał dokoła Ingi. Nurkował i pieścił ją pod

wodą. Muskał zimnymi dłońmi jej brzuch i wewnętrzną

stronę ud. Inga rozkoszowała się jego dotykiem. Wkrót-

ce całkiem się odprężyła i coraz bardziej wciągała się

w grę. Gdy Martin w końcu wynurzył się z wody, zarzu-

ciła mu ręce na szyję i westchnęła. Ostrożnie wtuliła nos

w jego twarz, a po chwili on przejął kontrolę. Namiętne,

zachłanne usta znalazły jej wargi.

Inga nie przypuszczała, że to zakazane spotkanie

obudzi w niej tak przemożne uczucia. W jej głowie pa-

nował przerażający, drażniący nerwy chaos, który wy-

woływał w niej coraz większe napięcie.

Martin podniósł ją do góry, Inga objęła go udami

w pasie. On był silny, a ona w wodzie prawie nic nie wa-

żyła. Martin trzymał ją mocno i obracał się tanecznym

ruchem. Inga zachłysnęła się radością. Uniosła stopy do

góry i patrzyła, jak woda przecieka jej między palcami.

Nagle Martin się zatrzymał. Oczy mu płonęły.

- O mój Boże - szepnął. - Jak ja cię kocham, Inga!

To gwałtowne miłosne wyznanie sprawiło, że Inga

spuściła wzrok pomimo ciemności. Nie była przyzwy-

czajona do takich słów, ale jej serce szalało z radości.

- Czy ty to rozumiesz, Inga, moja maleńka? -W gło-

sie Martina pojawiła się nuta frustracji. - Że ja nie mogę

130

background image

przestać o tobie myśleć? Gdybym wiedział, że mnie tak

opętasz, błagałbym Boga, żeby nie skrzyżował naszych

ścieżek.

-Żałujesz - zmartwiła się.

-Nie, Inga, nie możesz tak myśleć! Ale boli mnie

świadomość, że to z Nielsem dzielisz małżeńskie 

łoże.

Serce   mi   się   kraje,   gdy   tylko...   Nie,   moja 

najdroższa,

za   nic   w   świecie   nie   dałbym   sobie   odebrać   tych 

chwil,

choć musimy się kochać potajemnie.

Zaniósł ją na brzeg. Położył na trawie i osuszył de-

likatnie szalem. Jedną ręką chwycił ich ubrania, dru-

gą - pociągnął ją za sobą.

Gdy byli już w sypialni, Martin przytulił się do niej

w łóżku.

-Boisz się? - szepnął z czułością.

Oszołomiona pożądaniem odparła:

-Nie boję się, Martin, ale... Musisz być ostrożny.

Martin przytulił ją.

-Oczywiście, Inga. Nie zrobię ci nic złego.

Podniecony, zaczął obcałowywać jej smukłą szyję,

miękkie piersi, brzuch... Inga z radością wyciągnęła ku

niemu ramiona.

Położył się ostrożnie na jej ciele. Przez chwilę le-

żał nieruchomo, po czym zaczął" nieznacznie poruszać

biodrami.   Inga   była   przygotowana   na   rozdzierający 

ból

i z wielką ulgą stwierdziła, że tym razem to nie zabolało.

Ogarniały ją tylko gorące fale rozkoszy.

Porażona zdumieniem wpatrywała się w jego twarz.

Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, bo nigdy

nie wyobrażała sobie, że pożądanie może człowieka tak

bez reszty pochłonąć. Martin poczuł na sobie jej spoj-

rzenie i uniósł się nieco na wyprostowanych ramionach.

Cały czas patrzył jej prosto w oczy.

background image

131

background image

Inga wiła się pod nim, próbowała wymknąć się po-

żądaniu, nad którym nie miała żadnej kontroli, ale po

chwili opadła na materac. Nie sposób uciec przed na-

miętnością, która tętni w żyłach, zresztą Inga w gruncie

rzeczy wcale nie chciała uciekać. Niczego nie pragnęła

tak bardzo, jak poczuć Martina wewnątrz swego cia-

ła...

Próbował się zatrzymać, chciał przedłużyć chwile jej

rozkoszy, ale poprosiła spojrzeniem, by już nie zwlekał.

Jego ciałem wstrząsnął dreszcz, chwycił zębami prze-

ścieradło, żeby nie krzyknąć.

Potem zsunął się na bok, ale nie mógł się od niej ode-

rwać i wciąż pieścił jej piersi. Głaskał ją po udach i ni to

szlochał, ni to śmiał się.

- Tym razem nie bolało? - zapytał z nadzieją w gło-

sie.

Jego troska i ciepło przepełniły ją wdzięcznością.

- Nie, Martin - zapewniła go. - To było... Nie po-

trafię tego opisać!

Uśmiechnął się uszczęśliwiony.

Inga oparła się o jego ramię i nie ukrywała swego

szczęścia, gdy ułożyła się wygodnie.

-Mogę tak leżeć do końca życia - westchnęła.

-Koniec mógłby być blisko. Gdyby Niels nas tu zna-

lazł...   -   Zorientował   się   nagle,   że   jego   słowa 

przerwały

czar.   -   Przepraszam,   powiedziałem   to   tak 

bezmyślnie.

Nie powinienem teraz o nim wspominać.

Ale już się stało. Inga się cofnęła. Miał rację. Gdyby

tak ktoś tu wszedł i znalazł ją w objęciach Martina! W jej

i Nielsa małżeńskim łożu!

Wolała nie wyobrażać  sobie nawet,  jak piekielnie

w ciek by si  Kristian Svartdal, gdyby si  dowiedzia ,

ś

ł

ę

ę

ł

e zdradzi a Nielsa Gaupåsa z Martinem Storedale

ż

ł

m,

background image

132

background image

synem jego zaprzysięgłego wroga. Przyjechałby tu w te

pędy, by ją wychłostać na śmierć. Nie, tak źle by nie było,

ale pobiłby ją na pewno. A Martina... Inga zadrżała. Le-

piej nie kończyć tej myśli.

Martin żałował, że wspomniał o Nielsie. Objął ją,

a ona się przytuliła.

- Za nic w świecie nie możemy się przed nikim zdra-

dzić, co do siebie czujemy. Wielki Boże! - wykrzyknęła

prawie bez tchu, gdy strach ścisnął jej gardło. - Wyobraź

sobie, co by było, gdyby Niels albo Gudrun usłyszeli ja-

kieś plotki! Żyję tu, jakbym była służącą i ubezwłasno-

wolnioną kochanką starego lubieżnika. A w rzeczywi-
sto ci... ca  sob  pragn  cz owieka, który mieszka tak

ś

łą

ą

ę

ł

blisko   Gaupås!   Co   by   si   sta o,  Martin   -   zapyta a

ę

ł

ł  

mato-
wym g osem - gdyby kto  odkry  nasz  tajemnic ?

ł

ś

ł

ą

ę

Martin pokręcił głową.

-Niels nie odesłałby cię raczej do Svartdal. Gdyby

kazał ci wrócić do rodzinnego domu, ludzie uznaliby 

go

za   idiotę,   który  nie   domyślił   się,   że   go   zdradzisz. 

Śmiali-

by się z niego. Upokorzyliby go bez reszty. Niels by 

tego

nie zniósł. Jako sędzia powinien się przecież cieszyć 

po-

wagą.

-Wówczas znów przekonałabym  się, do czego jest

zdolny - przerwała mu zrozpaczona Inga. - Bo choć 

tak

mnie potraktował tamtej nocy, teraz nie jest wobec 

mnie

złośliwy   ani   gwałtowny.   Gdyby   się   jednak 

dowiedział

o tobie... Zhańbiłoby go to tak bardzo, że ukarałby 

mnie

odpowiednio.   Jestem   tego   pewna.   Niels   nie   jest 

background image

człowie-

kiem,  który przez cały czas okazuje swoją siłę czy 

gniew,

ale jeśli się go rozdrażni... O tak, wówczas skróciłby 

mi

cugle. Pilnowałby mnie od rana do wieczora, żebym 

go

więcej nie zhańbiła.

-W co myśmy się wdali - westchnął Martin. - Na-

133

background image

wet służba potępiłaby nas, gdyby się dowiedziała, co nas

łączy. Mimo twoich dobrych stosunków ze służącymi

wszyscy byliby lojalni wobec swego gospodarza. To,

że zostałaś wydana  za mąż  siłą, nie znaczy jeszcze,

że wolno ci mieć kochanka. Skoro zostałaś związana

z Nielsem, to jesteś z nim związana.

-A jednak tęsknię za tobą, Martin - jęknęła Inga

z rozpaczą. - Chociaż wiem, że to, co robimy, jest 

nie-

bezpieczne i może być brzemienne w skutki. A gdy 

od-

chodzisz... Nie potrafię wyrazić, jak się czuję, gdy 

cię

nie ma w pobliżu.

-Wiem  -  westchnął  Martin.   -  Jeśli  poprosisz,   że-

bym   się   trzymał   z   dala   od   tego   dworu,   Inga, 

posłucham

cię. Usiłuję zabronić sam sobie kontaktów z tobą, ale 

nie

potrafię. Ale jeśli ty chcesz, byśmy się więcej nie 

widy-

wali, powiedz mi o tym.

-Nie,   nie   odchodź   ode   mnie,   Martin   -   pisnęła

Inga.   -   Żyję   tylko   dzięki   tobie.   Jesteś   promykiem 

światła

w szare dni. Rozumiesz?

Przytulił ją bez słowa i zaczął kołysać w ramionach.

Długo siedzieli, napawając się swoim ciepłem.

background image

13

- Laurens! - Wiatr przyniósł dźwięk wesołego głosu

Ragnhild. - List do ciebie!

Dreszcz oczekiwania przeszedł przez ciało Lauren-

sa.   Dłonie   mu   drżały,   gdy   trzymając   między   kciu-

kiem a palcem wskazującym gwóźdź, uderzał w nie-

go ciężkim młotkiem. Gwóźdź zniknął w drewnie za

drugim,   mocnym   uderzeniem.   Laurens   miał   wielką

ochotę rzucić młotek, popędzić przez trawnik i roze-

rwać   kopertę   czym   prędzej,   ale   postanowił   przedłu-

żyć chwilę napięcia. I najpierw -naprawić rozchwianą

zagródkę dla świń.

- Laurens!

Laurens uśmiechnął się, słysząc niecierpliwy głos

Ragnhild. Nie zaszkodzi tej jego dzikiej kotce, jak trochę

poczeka. Spojrzał przez ramię i zobaczył, że żona stoi na

schodach, wymachując listeni

Wreszcie płotek został naprawiony. Zanim jednak

Laurens podszedł do żony, odłożył starannie narzędzia

na miejsce.

135

background image

-Taka jestem ciekawa - wyznała Ragnhild, podając

mu kopertę. - To pieczęć starosty, widzisz?

-Widzę - potwierdził Laurens, czując, że puls mu

podskoczył. - Podaj kawę i ciastka, Ragnhild, a ja 

tym-

czasem umyję się z tego pyłu.

-Rozkaz, gospodarzu! - zawołała Ragnhild i pobieg-

ła do kuchni.
Gdy wreszcie usiedli przy stole, Laurens położył za-

klejoną wciąż kopertę na blacie i sięgnął po kawę.

-Nie powinniśmy być rozczarowani, jeśli nie dosta-

nę   tego   stanowiska   -   przestrzegł.   -   Na   pewno 

zgłosiło

się wielu świetnych kandydatów.

-E tam - machnęła ręką Ragnhild. - Ty masz naj-

lepsze   kwalifikacje,   nie   mam   co   do 

tego'wątpliwości.

-Jeśli uznano, że jestem godny stanowiska kwestora

okręgu,   wiele   się   zmieni   tu,   w   Storedal.   Wtedy 

zrobimy

tak,   jak   postanowiliśmy.   Martin   się   dowie,   że 

wkrótce

przejmie gospodarstwo.

Ragnhild z zapałem pokiwała głową.

-Myślę, ze bez względu na wszystko powinniśmy

z nim o tym porozmawiać.

-Dlaczego?

-Nic takiego - skrzywiła się Ragnhild. - Nasz naj-

starszy   syn   to   dobry   i   mądry   chłopak,   ale 

podejrzewam,

że jest bliski zakochania się w jakiejś dziewczynie.

-To świetnie. - Laurens się szczerze ucieszył. - Chętr

nie przyjmiemy synową.

Ragnhild spojrzała na niego z ukosa. Coś w jej spoj-

rzeniu zdradzało, że nie powinien być wcale taki pewien

tego, co mówi.

- Powinniśmy porozmawiać z nim nie tylko o przeję-

ciudworu... aleteżoewentualnymmałżeństwie... -Ragn-

_ hild pokręciła głową, jakby chciała odpędzić kłopo*

background image

136

background image

ty. - Nie, Laurens, bujamy w obłokach! Nie będziemy

przecież tu siedzieć i planować przyszłości chłopaka,

nie wiedząc, czy dostałeś to stanowisko! Otwórz prędko

ten list, póki nie wypalił jeszcze dziury w obrusie.

- Prawda, prawda - przytaknął Laurens, podnosząc

list. - Równie dobrze może minąć jeszcze wiele lat, za-

nim się przeprowadzimy do domu dziadków. Zaraz się

okaże.

Szelest rozrywanej koperty rozdarł absolutną ciszę.

W   przedpołudnie   poprzedzające   dzień,   w   którym

Niels, Gudrun i reszta służby mieli wrócić do domu

z Kongsberg, Inga postanowiła skorzystać z okazji i ro-

zejrzeć się we dworze. Czuła się tak, jakby klucze, które

sobie przypięła do spódnicy, ją paliły. Wiedziała, że nie-

prędko dostanie je do rąk, chciała więc otworzyć wszyst-

kie drzwi, żeby choć przez chwilę poczuć władzę. Jeśli

Gudrun coś przed nią ukrywa, teraz Inga się wszystkie-

go dowie!

Najpierw  ruszyła   w  stronę  spiżarni,   położonej   na

wzgórzu niedalekp skał. Budynek ustawiono na wiel-

kich kamieniach i belkach, żeby myszy nie zakradły się

do ziarna, które gromadzono na parterze. Inga wspięła

się po stromych schodkach i otworzyła ciężkie drzwi.

Zapasy jedzenia zaczęły już topnieć. Nie był to po-

wód do niepokoju, bo wkrótce beczki wypełnią się no-

wym ziarnem. A po listopadowym uboju na ścianach

zawisną świeże wędzonki i kiełbasy. Za miesiąc albo

dwa we dworze zjawi się kobieta zajmująca się wypieka-

mi, rozpali ogień pod blachami i upiecze setki kawałków

chrupkiego chleba.

137

background image

Schody prowadzące na piętro zaskrzypiały pod jej

ciężarem,   pokonywała   jednak   spokojnie   stopień   za

stopniem. Tu stało kilka pomalowanych w róże skrzyń.

Uwagę Ingi przyciągnęła największa z nich. Wypró-

bowała kilka kluczy, nim znalazła właściwy. Kłódka

otworzyła  się z hukiem. Inga uważała, żeby nie po-

rozrzucać starannie poskładanych ubrań. Powodowa-

na ciekawością przejrzała je wszystkie. Nie wiedzia-

ła   w   zasadzie,   co   chciałaby  znaleźć.   Nie   znalazłszy

nic   godnego   zainteresowania,   zamknęła   skrzynię   na

klucz.

W pralni była już przedtem. Od kiedy Niels zbudo-

wał nowy dom z obszerną kuchnią, używano jej rzadziej.

Wciąż jednak odbywało się tu wielkie pranie oraz ubój,

a także zagniatano w niej wielkie ilości ciasta na chleb

albo mielono ziarno na mąkę.

Serce zabiło jej mocniej, gdy wróciła do domu i za-

kradła się na piętro. Szła przez korytarz na palcach. De-

ski podłogowe skrzypiały pod jej stopami, Inga zagryzła

zęby, żeby jak najmniej hałasować.

Zatrzymała   się   przed  drzwiami   Gudrun  i   zaczęła

wypróbowywać klucze. Gdy Gudrun i Inga mijały się

w tym korytarzu, czuć było lód pomiędzy nimi.

Inga nie była dumna z tego, co zamierzała zrobić.

Nie powinna szperać w cudzych rzeczach, ale pragnienie,

by zajrzeć do pokoju Gudrun, całkiem ją opętało. Teraz

oblał ją zimny pot. Wypróbowała już wszystkie klucze

i żaden nie pasował. Wówczas zrozumiała: Gudrun wy-

jęła kilka kluczy z pęku! Nie obdarzyła Ingi pełnym za-

ufaniem. W duchu Inga musiała przyznać ze wstydem,

że rzeczywiście nie zasłużyła na to zaufanie... Bo czym

się teraz zajmowała? Czy nie próbowała właśnie wejść po-

tajemnie do pokoju Gudrun? Do jej prywatnego pokoju?

138

background image

Ale zamknięte na klucz drzwi zdawały się z niej

drwić. Inga jeszcze bardziej zapragnęła zobaczyć, co się

za nimi kryje. Pobiegła do swojego pokoju. Tu wypróbo-

wała zaledwie dwa klucze, nim trafiła na właściwy. Za-

mek kliknął, gdy przekręciła klucz.

Wyrzuty   sumienia   znikły   natychmiast.   Jeśli   Gu-

drun może wchodzić do jej pokoju, gdy tylko zechce,

to   czemu   ona   by  nie   miała   rozejrzeć   się   po   pokoju

Gudrun.

Inga ścisnęła w dłoni grubą szpilkę do włosów. Zde-

cydowanym krokiem wróciła pod drzwi Gudrun, wsu-

nęła szpilkę do zamka i próbowała przekręcić mecha-

nizm. Plecy ją bolały, gdy tak stała pochylona, ale nie

zamierzała się poddać. Musi otworzyć te drzwi! Ode-

tchnęła   z   ulgą,   gdy  zamek   drgnął.   Musiała   wytrzeć 

ręce

z potu, nim pchnęła drzwi.

Pokój był czysty i schludny. Meble stały równiut-

ko:   szerokie   łoże,   stara,   bielona   komoda,   lustro   i 

statyw

z miednicą i dzbankiem. Na nocnej szafce i na komodzie

leżały haftowane serwetki.

Czego się spodziewała po tym pokoju? Czy sądzi-

ła, że pokój Gudrun jest pełen tajemnic? Musiała się

uśmiechnąć na myśl o swojej naiwności.

Obróciła się, by wyjść, gdy nagle tknęło ją jakieś prze-

czucie. Coś tu się nie zgadza... Odwróciła się i raz jesz-

cze omiotła pokój spojrzeniem. Czy powinna otworzyć

szufladę i poszukać... No tak, co właściwie mogłaby tu

znaleźć? Chyba nic. Przyszło jej do głowy, że wyjaśnie-

nia swego przeczucia nie musi wcale szukać w szufla-

dach i szafach. Powinna zrozumieć, o co chodzi, rzuca-

jąc okiem na pokój.

Pokręciła głową, Trzeba poskromić swoją fantazję.

Cicho zamknęła za sobą drzwi. Trochę trwało, nim zdo-

background image

139

background image

lała przekręcić mechanizm w zamku za pomocą szpilki

do włosów. Pełna wahania stała przez chwilę ze zmar-

szczonym czołem. Co takiego uderzyło ją w pokoju Gu-

drun, co powinna od razu zauważyć?

Ponieważ na piętrze nie znalazła odpowiedzi na swo-

je pytania, postanowiła poszperać w papierach Nielsa,

Miała właśnie rzadką okazję, by dowiedzieć się cze-

goś o jego interesach. Udawała, że robi porządki w iz-

bie dziennej, w której stało jego biurko. Ani Sigrid, ani

służące nie powinny się domyślić, że Inga grzebie w pa-

pierach męża. Zanim zabrała się do dzieła, postarała się

zapamiętać dokładnie, jak papiery były ułożone. Niels

natychmiast by zauważył, że ktoś szperał w jego rze-

czach.

Rozejrzała się nerwowo, a potem przeszukała szufla-

dę po szufladzie, znalazła jednak tylko stosy kartek za-

pisanych zawikłanymi prawami. Niels był bez wątpienia

doskonale poinformowany o tym, co się dzieje w gmi-

nie. Jako sędzia znał większość mieszkańców i z tego,

co Inga słyszała, brał udział w wydawaniu wyroków za

kradzieże i inne przestępstwa.

W najniższej szufladzie leżała metalowa szkatułka.

To odkrycie sprawiło, że żołądek Ingi zawirował. Pod-

ekscytowana znów się rozejrzała dokoła. Mrużąc oczy,

wyjrzała przez okno i spostrzegła, że Sigrid, Marlenę

i Kristiane rozmawiają na dziedzińcu. Pełna niepokoju

i ostrożności postawiła szkatułkę na biurku. Dłonie jej

drżały ze zdenerwowania.

Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, gdy bez-

skutecznie starała się znaleźć pasujący klucz. Czyżby

Gudrun zabrała także klucz do tej szkatułki? Inga znów

wyjęła szpilkę do włosów i zaczęła nią majstrować przy

zamku. Gdy wieczko podskoczyło wreszcie z dźwię-

140

background image

kiem, który w jej uszach zabrzmiał jak huk, Inga skuli-

ła się ze strachu. Szkatułka była pełna papierów, Niels

musiał je dobrze upychać, żeby się wszystkie zmieści-

Przez chwilę siedziała nieruchomo i wpatrywała się

w otwartą szkatułkę. Czy się odważy? Czy nie powinna

pójść po rozum do głowy i nie mieszać się w prywatne

sprawy? Ale ciekawość zwyciężyła. Inga drżała jak prze-

straszony ptaszek, gdy zaczęła przeglądać papiery. Stare

dokumenty jej nie interesowały. Nagle zobaczyła pieczęć

swojego ojca. I kilka listów od niego. Gdy spostrzegła

list, który sama przywiozła Nielsowi i od którego zaczę-

ła się jej męka, głowa ją rozbolała. Przerażenie, że ktoś ją

może nakryć, ale też lęk przed wnikaniem w potajemne

targi między Kristianem a Nielsem sprawiły, że oczy za-

szły jej mgłą. Wyprostowała się i skupiła się na okrągłym

piśmie.

Gdy miała właśnie rozprostować pierwszy arkusik, .

dobiegły ją jakieś dźwięki z-dziedzińca. Podskoczyła na

krześle. W tej samej chwili usłyszała głos Marlenę:

-Inga! Domownicy wrócili. Chodź obejrzeć separa-

tor.
-Już idę! - zawołała Inga. Boże miłosierny! Nie spo-

dziewała   się   ich   tak   wcześnie.   Tak   ją   pochłonęła 

zawar-

tość szkatułki, że nie usłyszała wozu, zajeżdżającego 

na

dziedziniec. Czas się na chwilę zatrzymał, ale Inga 

szyb-

ko   przytomniała.   Błyskawicznym   ruchem   złożyła 

list,

wsunęła   go   do   szkatułki   i   zatrzasnęła   wieczko. 

Brze-

gi kilku kartek wystawały spod wieczka, musiała 

więc

otworzyć   skrzynkę   i   wepchnąć   je   głębiej.   Jedną 

dłonią

przytrzymywała  wieczko, drugą wciskała szpilkę do 

zan>

ka.   Do   diabła,   nic   z   tego!   Zdenerwowała   się   tak 

background image

bardzo,

że ręce jej się trzęsły.

141

background image

Inga odchyliła głowę do tyłu, musiała przerwać na

chwilę, żeby nie wpaść w panikę. Po chwili podjęła jesz-

cze jedną próbę, i tym razem się udało. Rozpaczliwym

gestem wrzuciła szkatułkę do szuflady i zamknęła szu-

fladę kolanem.

W tej samej chwili do izby wpadła Gudrun.

-Co robisz na krześle ojca?! - warknęła ze złością.

-Wyprawa się zapewne udała - pozdrowiła ją Inga

z udawanym uśmiechem. - Jeśli koniecznie musisz

wiedzieć, to ta szpilka ukłuła mnie przez skarpetę, 

gdy

na   nią   nadepnęłam.   Wyobraź   sobie,   jak   mnie   to 

zabo-

lało.

Pokazała Gudrun szpilkę do włosów.

Gudrun wzniosła oczy do nieba i pobiegła na górę.

Inga musnęła dłonią swoją szyję i twarz, zauważając,

że ma całkiem spoconą grzywkę. Czy to nie było szczęś-

cie w nieszczęściu? Nieszczęście polegało na tym, że nie

zdążyła przeczytać listu, szczęście zaś na tym, że nie zo-

stała przyłapana na gorącym uczynku. Co by było, gdy-

by Gudrun zjawiła się dziesięć sekund wcześniej? Inga

zadrżała na samą myśl o tym,

Czegóż to Niels nie kupił w Kongsberg. Stał dumny jak

młodzieniaszek koło wozu, gdy Inga wyszła na dzie-

dziniec. Teraz chciał zobaczyć, czy jego młoda żona

ucieszy się z zakupów. Najwyraźniej pragnął, by się

ucieszyła.

- Spróbuj, Inga - zachęcił ją - jakie lekkie.

Podał jej metalowe wiadro w srebrnym kolorze.

-To przecież... nic nie waży - zdumiała się. - Jak

lekko będzie teraz nosić wodę krowom.

-Tak, cynowe wiadra to coś całkiem innego niż sta-

background image

142

background image

re, drewniane - przyznał Niels. Z radością odsunął jed-

ną ze skór i pokazał Indze nowiutki separator,

Wszyscy się zgromadzili, żeby podziwiać ten cud.

Gulbrand wyjaśnił krótko, jak się używa tej maszy-

ny.

-Zazwyczaj zostawiacie mleko na wiele dni w ka-

dzi, a potem zbieracie z wierzchu śmietanę, tłuszcz, 

któ-

ry wypływa.

-Musimy   -   stwierdziła   Marlenę   -   jeśli   chcemy

ukręcić masło ze śmietany.

-A   ta   maszyna   -   ciągnął   Gulbrand,   poklepując

srebrne cudo - od razu oddziela śmietanę od mleka.

Od tej pory mleko nie będzie musiało stać całymi 

dnia-

mi.   Teraz   będziecie   wlewać   je   prosto   do   tego 

wielkie-

go zbiornika. Wtedy mleko... jak to powiedzieć... 

bę-

dzie   wirowało   w   wielkim   tempie.   I   śmietana 

wypłynie

przez tę najwyższą rurkę. - Wskazał cienką rurkę 

tuż

pod   szerokim   zbiornikiem,   przez   który   należało 

wlewać

mleko. - Z drugiej rurki będzie ciekło chude mleko. 

Ro-

zumiecie,   dziewczęta?   -   Popatrzył   na   Marlenę   i 

Kristia-

ne. - To wy będziecie tego używać. Dlatego musicie 

wie-

dzieć, jak to funkcjonuje.

-Nauczę   je   -   zaproponowała   Inga.   -   Pracujemy

przecież   w   oborze   razem,   a   ja   dobrze   znam   tę 

maszynę.

-Świetnie   -   powiedział   Gulbrand.   -   Od   tej   pory

częściej będziemy mieć na stole śmietanę i masło.

background image

-Ty   żarłoku   -   zaśmiała   się   Marlenę,   szturchając

lekko służącego.

Z okazji powrotu domowników z długiej i męczącej

podróży Inga razem z dziewczętami przygotowała powi-

talny obiad. Na stole dymiły wkrótce gotowane ziemniaki

i zasmażana kapusta, a gdy Inga postawiła na stole garnek

z pulpetami, po kuchni rozszedł się cudowny zapach.

143

background image

Rozmowa toczyła się wartko, Eugenie i Gulbrand

ciągle sobie przerywali, żeby opowiedzieć o wszystkim,

co widzieli, czego próbowali i co wąchali. Wyprawa się

z pewnością udała, Inga była dumna, że dzięki niej wzię-

ła w niej udział służba.

-Następnym   razem   pojedziesz   z   nami?   -   Niels

zwrócił   się   do   Ingi   z   pytaniem,   które   zabrzmiało 

niemal

jak rozkaz.

-Obiecuję. Wtedy przyjdzie  też kolej na Marlenę

i   Kristiane   -   dodała,   spoglądając   niewinnie   na 

Nielsa.

Niels był najwyraźniej w bardzo dobrym nastroju,

bo uśmiechnął się, słysząc to odważne zaproszenie.

- To będzie w lutym. Skończysz wtedy dziewiętna-

ście lat. I jak będziesz miała szczęście, to może znajdę ci

coś specjalnego w Kongsberg. Na targ przyjeżdża wielu

świetnych rzemieślników. Co ty na to? - Ostatnie słowa

wypowiedział z wielkim zaangażowaniem, jakby oczeki-

wali, że Inga podzieli jego entuzjazm.

Rumieniec zakradł się na twarz Ingi. Czy musi o tym

wspominać w obecności tylu ludzi? Inga czuła się nie-

zręcznie, będąc w centrum uwagi. Wystarczył rzut oka,

by się zorientowała, że nie wszystkim podoba się ta pro-

pozycja.

- Niczego mi  nie brakuje - mruknęła z niepoko-

jem.

Niels poruszył się po męsku na krześle.

- Jest jeszcze dużo czasu. Może do lutego przyjdzie

ci do głowy, co byś chciała dostać.

W głosie Gudrun słychać było pogardę, gdy wyciąg-

nęła rękę i zapytała:

- Czy mogę dostać już moje klucze?

Wszystkie rozmowy się nagle urwały. Służba zawsze

wiedziała, kiedy zamilknąć.

background image

144

background image

- Gdzie są klucze?
Szorstki głos Gudrun ranił uszy Indze, Skonfundo-

wana spojrzała na Nielsa, żeby zobaczyć, czy nie zapro-

testuje przeciwko żądaniu Gudrun. Inga doskonale się

przecież   spisała   pod   ich   nieobecność.   Czyżby   nadal 

nie

była godna nosić klucze?

Niels pochylił głowę nad talerzem. Wybrał milcze-

nie.

Inga przypuszczała, że wybuchnie gniewem, gdy Gu-

drun ponownie zażąda kluczy,  zamiast gniewu czuła

jednak żal i bezradność. Zaczęła majstrować przy du-

żym, żelaznym kółku. Ledwo starczyło jej sił w palcach,

by je odwiązać od paska. Sparaliżował ją brak reakcji

Nielsa. Jak długo będzie traktowana jak służąca we włas-

nym dworze?

Inga podała klucze najstarszej córce Nielsa. Gudrun

wyciągnęła się, by je pochwycić, ale Inga zwinnym ru-

chem cofnęła dłoń.

-Dawaj - warknęła Gudrun z wściekłością. Widać

było, że jest zdumiona.

-Dostaniesz je - uspokoiła ją Inga ściszonym  gło-

sem.   -   Ale   zapamiętaj   jedną   rzecz,   Gudrun.   Gdy 

następ-

nym razem będę ich pilnować, dasz mi cały pęk.

Usta Gudrun pobladły.

-Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała łagod-

niej.

-Tylko to, co mówię - syknęła Inga. - Następnym

razem   chcę   dostać   wszystkie   klucze,   Gudrun! 

Wszyst-

kie!

background image

14

"  - Zostaliśmy zaproszeni do Storedal na niedzielny

obiad - oświadczył Niels parę dni później.

Inga podniosła wzrok znad zmywania. Talerz, któ-

ry  trzymała   w  rękach,   stał   się   nagle   gładki   i   śliski. 

Wy-

ślizgnął się jej z rąk i z pluskiem wpadł do wody. Sto-

redal... Serce zabiło mocniej, kolana się pod nią nagle

ugięły. Chrząknęła i próbowała zadać pytanie bez drże-

nia w głosie:

- Kto?

Niels uśmiechnął się niepewnie.

- Kto? No tak, rozumiem, o co pytasz - zaśmiał się

cierpko. - Rozmawiałem dziś z Laurensem. Spotkałem

go w sklepie. Zaprosił nas oboje na obiad. Sigrid i Gu-

drun też, oczywiście.

Oczywiście, powtórzyła Inga w duchu. Oczywiście

Gudrun też z nimi pójdzie. Udawała, że wyciera staran-

nie kubki i talerzyki czystą ściereczką. Niels nie powi-

nien zauważyć podniecenia, które ją ogarnęło. Znów zo-

baczy Martina! Zrobiło jej się cieplej na sercu. Usiądzie

146

background image

z nim przy jednym stole i nie będą musieli rozmawiać

po kryjomu. Będą mogli rozmawiać i śmiać się. Spotkają

się bez lęku, że ktoś ich może zauważyć... Inga nie po-

siadała się z radości.

Miała pojechać do Storedal po raz pierwszy, nie oba-

wiając się, że ojciec jej tego zabroni. Kristian Svartdal

już jej niczym nie może zagrozić. Skoro jest żoną Nielsa
Gaupåsa, mo e odwiedza  Storedalów. Zapraszaj  j .

ż

ć

ą ą

- Mam wysłać Torę do Storedal z wieścią, że chętnie

skorzystamy z zaproszenia?

Inga   drgnęła.   Zapomniała   o   Nielsie.   Zapomniała

o nim, gdy tylko jej głowę wypełniły myśli o Martinie.

Wyprostowała się i uśmiechnęła się serdecznie.

- Tak - odparła. - Powiedz, że bardzo chętnie przyj-

dziemy!

Rzucił jej pełne zdumienia badawcze spojrzenie.

Inga musiała się powstrzymać, by nie zakryć ust dło-

nią. Musi się pilnować! Nie wolno jej wzbudzić w Nielsie

podejrzeń, że kocha najstarszego syna Storedalów. Po-

śpieszyła więc z wyjaśnieniem:

- Nigdy jeszcze nie byłam w Storedal, więc się ucie-

szyłam, że Laurens mnie także zaprosił.

Niels pokiwał głową.

- To oczywiste. - Rozłożył ramiona. - Oczywiście,

że cię zaprosił, Inga. Jesteś przecież moją żoną.

Inga przełknęła gorzkokwaśną ślinę, która napłynęła

jej do ust. O tak, wie o tym aż za dobrze. Nie trzeba jej

o tym przypominać. Jest jego żoną, ale nie cieszy się sta-

tusem gospodyni. Gospodynią jest tu Gudrun.

„Uspokój się, Inga", odezwał się błagalnie jej głos we-

wnętrzny. „Nie atakuj teraz Nielsa. Zobaczysz, że wkrót-

ce da ci dowód na to, że jesteś prawdziwą gospodynią

w tym dworze. Bądź cierpliwa. To już niedługo... Jeśli

147

background image

zdołasz być mu posłuszna jeszcze przez jakiś czas. Wy-

trzymaj, wytrzymaj..."

Dziwne, pomyślała  Inga, ten głos brzmi  jak głos

Emmy. Jakby słyszała mądry, głęboki głos swojej uko-

chanej starej służącej. Nie chciała jednak myśleć teraz

0Emmie, bo wiedziała, że jeszcze długo jej nie zobaczy.

1sama była temu winna.

W niedziel , w któr  rodzina Gaupås wybiera a si  do

ę

ą

ł

ę

Storedal, w domu panowała pełna oczekiwania i radości

atmosfera. Niels często bywał na przyjęciach, ale prze-

ważnie w związku ze swoim stanowiskiem. Rzadko się

zdarzało, by cała rodzina wyruszała z wizytą w samym

środku żniw.

To cudowna odmiana, pomyślała Inga, krzątając się

po swoim pokoju. Uporała się już ze wszystkimi obo-

wiązkami tego dnia i chciała się starannie umyć w mied-

nicy. Przyniosła na górę garnek z ciepłą wodą. Przela-

ła ją do miednicy, pochyliła się i zaczęła nacierać włosy

mydłem.

Wówczas za jej plecami trzasnęły drzwi. Nie musiała

podnosić wzfoku, żeby wiedzieć, że do pokoju wszedł

nieoczekiwanie Niels. Zesztywniała i zamknęła oczy

pełna niepokoju. Nie spodziewała się go!

Powłócząc nogami, podszedł i stanął tuż za jej pleca-

mi. Nie miała wątpliwości, że sprowokowała go jej po-

stawa. Stała przecież pochylona, z nagimi plecami.

-Wypłucz   włosy,   Inga   -   przykazał   jej,   wsuwając

lubieżne   dłonie   między   jej   uda.   Jego   głos   był 

ochrypły

z podniecenia.

-Nie - odparła stanowczo i wyprostowała się. Mo-

kre włosy na plecach wydawały się zimne jak lód. Po 

ple-

background image

148

background image

cach spływały jej strumyczki wody pomieszanej z myd-

łem. - Nie mamy czasu!...

-Mamy - stwierdził Niels ostrym głosem.

-Nie - warknęła i obróciła się gwałtownie ku nie-

mu. Przykryła  piersi dłońmi, ale łona nie zdołała 

zasło-

nić. - Nie pójdę teraz z tobą do łóżka. Nie, i koniec!

-Ach tak - odparł Niels przygaszonym głosem i wy-
mknął się cicho na korytarz.

Inga nie mogła w to uwierzyć. Nie odważył się jej do-

tknąć. Czy dlatego, że wpadła w taki gniew? Zdezorien-

towana, ale szczęśliwa wróciła do mycia włosów.

Inga z podziwem wyciągnęła szyję, gdy powóz wtoczył

się na dziedziniec w Storedal.

-Teraz   rozumiem,   skąd   ta   nazwa...   Dwupiętrowy

dom z dwoma głównymi wejściami! Nawet stodoła 

jest

pomalowana   na   czerwono.   I   te   łany...   -   dodała, 

spoglą-

dając na dojrzałe kłosy. - Wiedziałam, że Storedal 

to

wielki dwór, ale nie miałam pojęcia, że jest większy 

niż

mój dom rodzinny!

-Storedal nie jest małe, o nie - przyznał Niels, gdy

zobaczył   podziw   w   jej   oczach.   -   Laurens   ma 

mnóstwo

ziemi, ale twój ojciec ma więcej lasu.

Powitał ich sam Laurens. Wymienił kilka grzecznoś-

ciowych zdań z. Nielsem, a potem pomógł wysiąść Gu-

drun i Sigrid. Inga rozejrzała się za Martinem, ale ni-

gdzie go nie było widać.

Podała rękę Laurensowi i wysiadła z wozu. Gospo-

darz nie wypuścił jej dłoni. To ją zbiło z tropu. Dlaczego

trzymał jej rękę dłużej, niż trzeba?

background image

Laurens wziął głęboki oddech i powiedział:

- Nareszcie cię widzę w tym dworze, Inga. Witaj!

149

background image

Wypuścił jej dłoń, ale lewą rękę trzymał wciąż na jej

ramieniu.

Inga ukłoniła się grzecznie, zastanawiając się nad

jego   słowami.   Co   miał   na   myśli,   mówiąc   ^naresz-

cie"? Nie mogła przecież wcześniej przyjechać z Niel-

sem. Musiała zapoznać się z wszystkimi domownikami
w Gaupås, zanim zacz a sk ada  wizyty s siadom. Inga

ęł

ł

ć

ą

zerkn a na niego z zaciekawieniem. Laurens najwyra -

ęł

ź

niej cieszył się z jej obecności w swym dworze.

Ragnhild czekała na gości w drzwiach. To po niej

Martin odziedziczył jasne jak len włosy i roziskrzone,

niebieskie oczy. Niewysoka gospodyni uśmiechała się

przyjaźnie do Ingi, która po raz pierwszy od dawna czu-

ła, że jest tu naprawdę mile widziana. Gościnność go-

spodarzy sprawiła jej wielką ulgę.

- Pozwolisz, że pomogę ci zdjąć szal - zapropono-

wał Laurens. Inga z zakłopotaniem przyjęła jego gest.

Potrafiłaby przecież sama zdjąć i powiesić szał. Ale nie

odrzuciła propozycji. Nie wypadało przecież sprzeciwić

się gospodarzowi.

Niels, Gudrun j Sigrid poszli za Ragnhild do świą-

tecznej izby. Inga chciała od razu ruszyć za nimi, ale mu-
sia a zaczeka  na gospodarza. Rodzina z Gaupås dobrze

ł

ć

znała ten dom i choć Inga nie zwykła chodzić ani za

Gudrun, ani za Nielsem, teraz miała ochotę pobiec za

nimi.

Obróciła się niecierpliwie na pięcie i rozejrzała po

obszernej sieni. Co to takiego? Jej spojrzenie zatrzymało

się na jednej ze ścian... na fotografii, która tam wisia-

ła. Zerknęła raz jeszcze. Coś ją ciągnęło do tego zdjęcia.

Fotografia kusiła swym blaskiem, Inga podeszła bliżej.

To było stare zdjęcie, od razu to zauważyła. Przedsta-

wiało cztery osoby wokół salonowych mebli, w tle widać

150

background image

było sztuczną łąkę. Zdjęcie zostało zrobione w atelier fo-

tograficznym. Inga dotknęła palcem ramki.

Ale nie sztuczne tło było tym, co ją zafascynowa-

ło. Jej wzrok przykuły twarze młodych, poważnych lu-

dzi. Było w nich coś znajomego... Obaj mężczyźni byli

czarnowłosi i przystojni. Rośli i męscy, ubrani w ciemne

spodnie i białe koszule z kamizelkami. Obaj mieli zegar-

ki z dewizkami.

Przyjrzała się badawczo kobietom. Jedna miała jasne

włosy, jasną cerę i wąskie usta rozchylone w szerokim

uśmiechu. Stała bokiem, więc Inga widziała jej suknię

i z przodu, i z tyłu. Spódnica opadała z tyłu obfitymi fał-

dami.'Kobieta wspierała się na małej parasolce.

Druga kobieta... Inga przekrzywiła głowę. Ta była

równie ciemna jak tamta - jasna. Czarne włosy miała

upięte wysoko, ale kilka loków wymknęło się spod ele-

ganckiego kapelusza, który nosiła na głowie. Miała nie-

wielki, prosty nos, zdecydowane, wyraziste usta i wyso-

kie kości policzkowe. Ona nie jest ładna, pomyślała Inga

z nabożeństwem, ona jest skończoną pięknością.

Nagle u jej boku pojawił się Laurens, wyraźnie zde-

nerwowany.

-Ta twarz wydaje mi się znajoma - mruknęła Inga,

wskazując   na   mężczyznę   stojącego   koło 

ciemnowłosej

kobiety. - Zupełnie jakbym widziała...

-To ja z żoną - przerwał jej Laurens. - Ale to było

dawno temu. Przeszło dwadzieścia lat temu.

Pociągnął ją za sobą. Zauważyła, że nie był zadowo-

lony z tego, że przyglądała się temu zdjęciu. A jednak...

tak, to był rzeczywiście on. Nie miał już takich ciemnych

włosów. Posiwiały. Teraz były prawie białe. W takim ra-

zie jasnowłosa kobieta to pewnie Ragnhild.

A trójka pozostałych, obaj mężczyźni i ta druga ko-

151

background image

bieta? Wszyscy mieli czarne włosy... I byli bardzo po-

dobni. Czy byli spokrewnieni?

Nagle Inga poczuła, że narasta w niej niepokój. Gdy

Laurens zdecydowanym krokiem prowadził ją w stronę

stołu, była już pewna: drugi mężczyzna na fotografii wy-

glądał dokładnie tak jak jej własny ojciec.

Kristian Svartdal.

background image

15

Z rodzeństwem jest zawsze tak wesoło i miło, pomy-

ślał   Martin,   spoglądając   na   wszystkich   z   czułością.

Ragnhild wygoniła ich na dwór, gdy już zrobili swo-

je   podczas  przygotowań   do  obiadu  i   nakrywania   do

stołu.

- Idźcie na krótki spacer - powiedziała. - Goście

zjawią się nieprędko, a wy musicie złapać trochę wiatru

w skrzydła.

Nikt nie zaprotestował. Z doświadczenia wiedzieli,

że matka potrzebuje całkowitego spokoju, by sprawdzić,

czy wszystko jest w idealnym porządku, nim przyjmie

gości. Jej pedanteria była wręcz nieznośna.

- Cieszę się, że poznam Ingę - zaśmiała się Elise,

najmłodsza z sióstr.

Martin nie odpowiedział.

-Ja też - dorzuciła Ragnfrid. - Wiele razy ją widzia-

łam, ale nigdy jej nie poznałam.

-Ludzie mówią, że jest piękna - ciągnęła Elise z za-

pałem. - Piękna i podobno strasznie uparta!

153

background image

- Ten   przeklęty   upór   odziedziczyła   zapewne   po

swoim ojcu. On nie ma równo pod sufitem - zażartowa-

ła Ragnfrid, popukując się w czoło.

. - Nie wiem, czy to prawda, ale... - Elise urwała i ści-

szyła głos. - Słyszałam, że ona, to znaczy Inga, pokłóciła

się ze swoim ojcem...

- Co ty mówisz?! - wykrzyknęła Ragnfrid.

Martin starał się zachować obojętny wyraz twarzy.

- Nie powinnyście słuchać plotek, dziewczyny. To nie

wypada.

Harald i Henrik wtrącili się do rozmowy.

- Nie przesadzaj, bracie. Niech Elise opowie. Nie. wie-

rzymy przecież we wszystko, co ludzie mówią.

Elise, najbardziej śmiała i bezpośrednia z całego ro-

dzeństwa, cieszyła się, że wszyscy na nią patrzą. Jej oczy

błyszczały z przejęcia sensacyjną informacją.

-Niektórzy mówią, że Inga wrzeszczała i krzyczała
na ojca, gdy odwiedzi  j  w Gaupås.

ł ą

-O co poszło?

Przez twarz Elise przemknął cień niepewności, gdy

jej przerwano.

-Nie wiem - przyznała. - Służba usłyszała kłótnię

Ingi i Kristiana, ale nikt nie zdążył wybiec na próg, by 

do-

wiedzieć się, o co poszło...

-E   tam   -   mruknęła   rozczarowana   Ragnfrid.   -   To

przecież nic ciekawego!

-Ale   to   nie   wszystko   -   dodała   pośpiesznie   Eli-

se. - Służba rzeczywiście nie usłyszała wiele, ale to, co 

zo-

baczyli.   ..   -   Tu   zrobiła   efektowną   przerwę.   -   Inga 

straciła

panowanie nad sobą i rzuciła się na niego!

Henrik spojrzał na siostrę z powątpiewaniem.

- Rzuciła się na własnego ojca? Nie wierzę. Dziew-

częta nie wpadają w taką złość.

background image

154

background image

- No nie wiem - broniła się Elise nieco zrezygnowa-

na. - W każdym razie tego się dowiedziałam.

Martin zdołał wreszcie przezwyciężyć zakłopotanie.

- Dość intryg - powiedział i popchnął rodzeństwo

do środka.

Czy w historii, którą opowiedziała Elise, jest ziarno

prawdy? Ze względu na Ingę miał nadzieję, że nie. Jego

ukochana nie miałaby łatwego życia, gdyby, żyjąc w nie-

chcianym małżeństwie, weszła jeszcze w konflikt z włas-

nym ojcem.

Indze zaschło w gardle ze zdenerwowania, zdołała się

jednak opanować na tyle, by się pięknie uśmiechnąć do

gospodyni. Na stole stała drogocenna porcelana i krysz-

tałowe kieliszki na wysokich nóżkach. Wypolerowana

srebrna zastawa lśniła w blasku świec. Czerwone różne

i białe lilie nie zostały ułożone w sztywny bukiet, ale sta-

ły swobodnie w kryształowym wazonie. Wyglądało to

tak, jakby kwiaty wyrastały z podwójnie tkanej lnianej

serwety. Inga domyśliła się, że Ragnhild chodziło o ten

właśnie efekt. To zapewne ona się postarała, by kwiaty

wyglądały na stole tak jak na rabatce.

Na stole leżało jedenaście nakryć. Oprócz niej w po-

koju byli: Niels, Gudrun, Sigrid i para gospodarzy. Bra-

kowało więc wciąż pięciu osób.

Inga obróciła głowę, ale nie mogła dojrzeć stąd foto-

grafii. Czy jej ojciec naprawdę miał przed laty kontakt

z rodziną ze Storedal? To wprost nie do wiary, bo teraz

na wspomnienie nazwiska Laurensa albo się wściekał,

albo milczał złowrogo. Jeśli byli przyjaciółmi, to wszel-

kie więzi zostały gwałtownie zerwane.

155

background image

Jakiś czas temu Emma mówiła jej, że niedaleko od

miłości do nienawiści. Emma miała rację. Czy można

nienawidzić człowieka, który nas nigdy nie obchodził?

Czy to nie wielka miłość do kogoś sprawia, że nienawiść

staje się ogromna, gdy dawny przyjaciel nagle staje się

wrogiem?

Kristian i Laurens musieli być  przed laty bliskimi

przyjaciółmi, ale coś ich rozdzieliło. Coś poważnego, coś,

co wpłynęło na ich losy. Kristian potrafi być na pewno

uczciwym przyjacielem, który robi wszystko, co w jego

mocy, by wspierać i pomagać temu, kto jest mu bliski.

Jeśli jednak przyjaciel by go zdradził, Kristian stałby się

niebezpiecznym, zaciętym wrogiem.

Inga nie mogła oderwać myśli od fotografii, która

wisiała w korytarzu. Uśmiechała się i patrzyła na gospo-

darzy nieobecnym wzrokiem, gdy czekali na resztę to-

warzystwa. Rozpoznała na zdjęciu Laurensa, Ragnhild

i Kristiana... Nie ma wątpliwości, że ciemnowłosa ko-

bieta z fotografii to jej matka, Jenny, bo w życiu ojca nie

było żadnych innych kobiet. Zresztą Inga widziała już

kilka zdjęć matki, choć trzeba przyznać, że na fotogra-

fii wiszącej w domu Storedalów Jenny nie była do siebie

podobna.

W tej samej chwili otworzyły się główne drzwi. Inga

zorientowała się, że kilka osób wchodzi do korytarza

i wiesza swoje ubrania, ale nikogo nie widziała. Słyszała

tylko serdeczny śmiech i niskie, męskie głosy.

Zarumieniła się na widok Martina. On skinął głową

wszystkim obecnym i zerknął niepewnie w jej stronę.

Czy na jego twarzy także pojawił się nieznaczny rumie-

niec? Inga miętosiła chusteczkę w palcach, nie wiedząc,

co zrobić z rękami.

Za Martinem weszła reszta rodzeństwa. Inga pod-

156

background image

niosła się, żeby się ze wszystkimi przywitać. Chłopcy,

trochę młodsi od Martina, ukłonili się jej elegancko.

- To   Harald   i   Henrik   -   przedstawił   dzieci   Lau-

rens. —A to Ragnfrid i Elise.

Dziewczęta miały równie jasne włosy jak Martin,

tak, na pierwszy rzut oka widać było, że ta trójka to ro-

dzeństwo. Chłopcy natomiast  przypominali  Laurensa

z czasów jego młodości. Włosy mieli kruczoczarne, cerę

ciemniejszą.

Wkrótce na stole pojawiła się zupa. Inga westchnęła,

czując na sobie zaciekawione spojrzenia młodych Store-

dalów. Krępowało ją wszelkie zainteresowanie.

Poczuła ulgę, gdy Ragnhild powiedziała:

- Bardzo proszę. Smacznego.

Inga podmuchała w talerz. Emma  była doskonałą

kucharką, Inga nie przypominała sobie jednak, by kie-

dykolwiek jadła coś równie pysznego. Smak zupy rabar-

barowej długo pieścił podniebienie.

Koncentrowała się na swoim talerzu, żeby uniknąć

spojrzeń innych. Irytowało ją to, że wciąż czuje się nie-

swojo, choć Ragnhild robiła wszystko, żeby było jej miło.

To pewnie obecność Martina sprawiła, że była rozkoja-

rzona, że nie umiała się skupić. Nawet nie podnosząc

wzroku, czuła, że Martin przygląda się jej, uśmiechając

się pod wąsem.

-Masz dwóch starszych braci, prawda? - zagadnęła

ją przyjaźnie Ragnhild.

-Tak, Kristoffer jest najstarszy. On jest dziedzicem.

Zaręczył się z Sorine Hotvedt. Nie wiem, czy znacie 

Hot-

vedtów...
-Znamy   -   powiedziała   Ragnhild,   dolewając   zupy

mężowi. Podała mu talerze, a potem zwróciła się do

Ingi: - Sorine to sympatyczna dziewczyna.

background image

157

background image

- Myślę, że świetnie sobie poradzi w Svartdal - po-

wiedziała Inga. Poczuła ukłucie w piersi na myśl o domu

rodzinnym i o tym, że kiedyś Sorine będzie tam rządzić.

Inga się tego nie obawiała, lubiła swą przyszłą bratową.

Pomyślała tylko z przerażeniem, co by było, gdyby go-

spodynią w Svartdal został ktoś, kto by się jej nie podo-

bał... Bezwiednie zerknęła na Gudrun.

Mieszała zupę łyżką, żeby zająć czymś ręce. Nie chcia-

ła jeść dalej, sądząc, że Ragnhild zada jej jeszcze jakieś

pytanie. Wówczas spostrzegła, że Laurens bardzo po-

bladł. Przyciskał serwetkę do czoła, żeby otrzeć pot, krew

mu odpłynęła z dolnej partii twarzy. Siedział sztywno na

brzeżku krzesła. Inga dostrzegła kątem oka, że Ragnhild

kładzie dłoń na jego ręce. J&kby chciała go uspokoić, do-

dać mu otuchy i siły.

Znowu ogarnął ją niepokój. Dlaczego ojciec dener-

wował się na każdą wzmiankę o Storedal i dlaczego

Laurens zaniemówił, gdy zaczęli rozmawiać o Svartdal?

Laurens nie był wprawdzie tak wzburzony, jak bywał jej

ojciec, ale na pewno był poruszony tą rozmową.

Ragnhild poklepała Laurensa po dłoni, zanim cofnę-

ła rękę. Zakasłała dyskretnie i zagadnęła lekkim na po-

zór tonem:

- A co u ciebie, Gudrun? Zamierzasz wyjść za mąż?

Gudrun zaczerwieniła się po same uszy, słysząc to

bezpośrednie pytanie. Wyprostowała się i wbiła wzrok

w Ingę. Inga cofnęła się na krześle odruchowo, domyśla-

jąc się, że odpowiedź nie będzie miła jej uszom.

- Nie   zamierzam   -   odparła   stanowczo   i   spokoj-

nie. - Co by si  wtedy sta o z Gaupås?

ę

ł

Równie dobrze mogłaby wymierzyć Indze policzek.

To byłoby lepsze niż takie poniżenie w obecności tylu

ludzi. Inga skuliła się ze wstydu, gdy napotkała pełne

158

background image

niedowierzania, ciepłe spojrzenie Martina. Niech diab-

li porwą tę Gudrun, pomyślała urażona i zaniemówiła.

Omal się nie rozpłakała z upokorzenia.

- Wiem, że jesteś dobrą gospodynią, Gudrun - po-

wiedziała Ragnhild - może nawet świetną gospodynią.

Ale słyszałam, że Inga doskonale nadaje się na panią

domu. - Tu ponownie zwróciła się do Ingi-. - Ludzie mó-

wią, że znakomicie sobie radzisz z pracą i że jesteś lubia-

na przez wszystkich. Zresztą wychowywała cię przecież

Emma Stenshornet, a to nie byle kto, jeśli chodzi o ko-

biece zajęcia.

Gdyby Gudrun spostrzegła jakąś mysią dziurę, w któ-

rej mogłaby się schować, na pewno by to zrobiła. Spuści-

ła głowę tak, że podwójny podbródek zlał się jej z szyją.

Na szczęście właśnie w tej chwili wniesiono danie

główne. Ale Inga wiedziała, że nikt nie zapomni tak

szybko o komentarzu Gudrun. Zdziwiła się też tym,

że Ragnhild tak dobrze zna Emmę...

Gdy jedna ze służących wniosła półmisek z piecze-

nia, Inga wzięła tylko kawałek mięsa. Straciła apetyt, ra-

miona jej zesztywniały z napięcia. Niełatwo jej było zno-

sić spojrzenia tych wszystkich obcych ludzi, a obecność

Martina nie ułatwiała jej zadania.

Pod koniec obiadu Inga napotkała spojrzenie Ragn-

hild. Gospodyni uśmiechnęła się do niej, a Inga bez za-

stanowienia odwzajemniła uśmiech. Jak dobrze zyskać

uznanie w oczach obiektywnej osoby. Szybko spuściła

głowę, bo w oczach zakręciły się jej łzy, a nie chciała,

żeby Ragnhild to zobaczyła.

Ragnhild Storedal wzbudziła w niej od razu wielki

szacunek.

159

background image

Martinowi zaszumiało trochę w głowie. Jak dziwnie ple-

cie się życie, pomyślał, nigdy by nie przypuścił, że za-

kocha się w mężatce. Czuł, że powinien zacząć zwracać

uwagę na inne kobiety, ale jego myśli krążyły tylko wo-

kół Ingi. Inga rzuciła na niego czar.

Przed południem po raz kolejny podziwiał broszkę,

którą kupił dla Ingi. Obracał ją w palcach, pełen żalu.

Co będzie, jeśli nigdy nie połączy się z kobietą, której

pragnie? Dopiero gdy Niels opuści ten padół łez, Mar-

tin będzie mógł ujawnić swą miłość do Ingi. Ciężko

mu się zrobiło na duszy, gdy uświadomił sobie, że nie

może nawet marzyć o tym, że pozostanie kawalerem

aż do śmierci Nielsa. I co zrobią wtedy, gdy on będzie

związany z inną kobietą? Pogrążony w smutku odło-

żył broszkę do szufladki, Tym razem schował ją lepiej,

żeby matka jej nie znalazła i nie zadawała kolejnych

pytań.

Martin poruszył się nerwowo. Jaka piękna jest dziś

Inga. Zaniemówił, gdy ujrzał ją w tej cudownej, czerwo-

nej sukni. Broszka bardzo by pasowała do tego stroju.

Coś   ukłuło   go   w   sercu,   gdy   ujrzał   Ingę,   siedzą-

cą u boku Nielsa. Czyż nie jest jednak szczęściarzem?

Mimo wszystko? Co by było, gdyby Inga kochała czło-

wieka, z którym przyszło jej dzielić życie? Wówczas, nie

zwróciłaby na niego uwagi. Poczuł jednak, że nie prze-

żyje na okruchach ze stołu Nielsa, zwłaszcza jeśli Niels

długo pożyje...

Jedzenie było wyśmienite, nastrój stawał się coraz swo-

bodniejszy.   Po   doskonałym   deserze   wszyscy   zebrali 

się

w salonowej części świątecznej izby.

Po plecach Ingi przeszedł dreszcz podniecenia i stra-

160

background image

chu, gdy Laurens zaproponował, by Martin usiadł koło

niej. Inga ścisnęła uda, by zajmować jak najmniej miej-

sca, ale ich kolana się zetknęły. Przez suknię czuła żar

jego ciała. Przysunęła się do Sigrid, która siedziała z dru-

giej strony, ale zrobiło się ciasno. W końcu poddała się

i oparła udem o jego nogę.

Laurens chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę. Naj-

wyraźniej chciał coś powiedzieć.

- Jakiś czas temu pytałem cię o zdanie, Niels, i z ra-

dością przyjąłem twoją radę... bym starał się o stanowi-

sko kwestora okręgu.

Laurens wyprostował się na swoim krześle i uśmiech-

nął się szeroko. W salonie zapadła cisza. Niels odstawił

kieliszek na stół.

-Tak, miałeś pewne wątpliwości, obawiałeś się, że nie

masz wystarczających kwalifikacji. Ale w tym okrgu 

ze

świecą   szukać   człowieka,   który   lepiej   zna   się   na 

pienią-

dzach niż ty! I zostałeś mianowany? - skonstatował 

bar-

dziej, niż zapytał.

-Dostałem właśnie list od wojewody. Obejmę sta-

nowisko,   gdy   dotychczasowy   kwestor   złoży 

rezygnację

na najbliższym sejmiku.

Ragnhild milczała, gdy jej mąż mówił o swojej nomi-

nacji, ale nie potrafiła już dłużej ukrywać zachwytu.

-Powiedz im, Laurens, ilu kandydatów się zgłosiło

na to stanowisko?

-O - mruknął Laurens z lekkim zakłopotaniem - to

przecież bez znaczenia. Ale było ich trochę - dodał.

-A wojewoda uznał, że się najlepiej nadajesz. - Niels

spojrzał   na   przyjaciela   z   uznaniem.   -   Nie   tylko   w 

gminie,

ale i w całym  okręgu. Będziesz zbierał podatki w 

wielu

background image

miejscach.   To   stanowisko   wiąże   się   z   podróżami, 

Lau-

rens.

161

background image

-Owszem   -   zaśmiał   się   Laurens.   -   Na   szczęście

nie czekają mnie długie podróże, raczej wiele krót-

kich.

-Powiedz nam teraz - poprosił Niels - ilu kandyda-

tów się zgłosiło.

Laurens był nieco zaambarasowany.

-Było dziewięć podań. Trzy z naszego okręgu i sześć

z Buskerud i z Bratsberg.

-Musimy   wznieść   za   to   toast   -   stwierdził   Niels,

unosząc swój kieliszek wysoko.

Ragnhild spojrzała na męża z oddaniem.

Inga uniosła kieliszek do ust. Nigdy nie widziała tak

oddanej sobie pary. Laurens i Ragnhild naprawdę bar-

dzo się kochali, a Ragnhild była szczerze dumna z osiąg-

nięć męża.

Gdy słodkie wino ją trochę rozgrzało, zaczęła się za-

stanawiać, jak jej ojciec zareaguje na to, że jego najwięk-

szy wróg zdobędzie jeszcze silniejszą pozycję. Przypusz-

czała, że raczej się tym nie ucieszy.

Gdy zegar wybił dziesiątą, Niels uniósł głowę i zwró-

cił się do Gudrun:

- Pora wracać do domu.

Gudrun  pokiwała   głową   i  schowała   swoją  robót-

kę.

- Bardzo się cieszę, że nas odwiedziłaś i że się lepiej

poznałyśmy - powiedziała Ragnhild do Ingi, gdy wszy-

scy wstali. - Mam nadzieję, że będziesz nas czasem od-

wiedzać, nawet wtedy, gdy Niels nie będzie mógł ci to-

warzyszyć. Miło mi będzie cię tu gościć.

Inga uśmiechnęła się serdecznie.

- Bardzo dziękuję. Oczywiście, że mogę się wybrać

do Storedal, ale droga ze Storedal do Gaupås jest taka

sama!

162

background image

Inga się zarumieniła. Czy nie zachowała się bezczel-

nie? Chciała za wszelką cenę znaleźć jakiś pretekst, żeby

zaprosić Ragnhild do siebie, wolała bowiem nie widy-
wa  Martina cz ciej, ni  to konieczne. Co innego, je li

ć

ęś

ż

ś

on si  zjawi w Gaupås, wtedy inicjatywa b dzie

ę

ę

 po jego

Stronię.

- Masz racj  - roze mia a si  Ragnhild. - Mo esz

ę

ś

ł

ę

ż

wi c si  spodziewa  mojej niezapowiedzianej wizyty

ę

ę

ć

w Gaupås.

Inga zaśmiała się trochę zawstydzona. Całe szczęście,

że Ragnhild nie zareagowała źle na jej szczerość.

Gudrun i Sigrid wyszły już z domu, gdy Inga ściskała

rękę Laurensa na pożegnanie.

- Mam nadzieję, że do naszego następnego spotka-

nia upłynie trochę mniej czasu - powiedział gospodarz

ciepło.

- Mniej niż od kiedy? - wyrwało się Indze.

Laurens się przeraził.

- Niż   od...   Och...   niż   od   twojego   ślubu!   -   ode-

tchnął z ulgą, znalazłszy odpowiedź, ale jego słowa nie

zabrzmiały wiarygodnie.

Gdy Martin zatrzymał się przed nią, by się pożeg-

nać, Inga musiała się oprzeć o framugę, żeby się nie za-

chwiać.

-Do zobaczenia podczas żniw - powiedział Martin

nieoczekiwanie.

-Podczas żniw? - powtórzyła.

-Storedal i Gaupås od dawien dawna pomagaj  sobie

ą

w   czasie   żniw   -   .wtrącił   Laurens.   -   Czasami   my 

pierwsi

kosimy zboże, czasami wy. W każdym razie zbieramy 

się

zawsze, żeby wspólnie pracować.

-To wspaniale - odparła Inga.

Zanim przeszła przez próg, postanowiła po raz ostatni

background image

163

background image

rzucić okiem na zdjęcie w korytarzu. Zesztywniała i z tru-

dem powstrzymała okrzyk zdumienia, gdy spostrzegła,

że fotografia nie wisi już na ścianie. Ktoś ją zdjął tego wie-

czoru!

background image

16

Gdy Kristian za zakrętem zobaczył sklepy w Hillestad,

ściągnął ostrożnie cugle Czarnemu, żeby go uspokoić,

nim zajedzie na plac. Nie lubił tu przyjeżdżać, ale dro-

ga była krótsza niż do Holmestrand. Uważał, że szko-

da czasu i siły na dłuższą podróż, gdy potrzebuje takich

drobiazgów jak tytoń czy zapałki. Ogarnęła go jakaś

duszność, gdy otwierał drzwi do sklepu pana Smeds-

ruda. Choć pomieszczenie było niewielkie, kupiec po-

mieścił w nim wielki wybór towarów: chleb, kasze, me-

lasę, sól, śledzie, szproty, lukrecję. Były tu jeszcze inne

produkty spożywcze, a także skromny wybór narzędzi,

igieł i szpulek nici. Kristian nie mógł też narzekać na

właściciela, bo pan Smedsrud zawsze go obsługiwał oso-

biście i potrafił zręcznie wcisnąć drobiazgi, których Kri-

stian wcale nie zamierzał kupować. Nie, pomyślał Kri-

stian, skubiąc się w swoją krótką brodę, to nie z powodu

pana Smedsruda czuję się nieswojo...

Nim nacisnął klamkę, poczuł, że wzbiera w nim iry-

tacja. Czy ci nieudacznicy, którzy wystają całymi godzi-

165

background image

nami pod sklepem, nie mają nic lepszego do roboty niż

gapić się na każdego klienta?

Maleńki   dzwoneczek   zadzwonił   dźwięcznie,   gdy

Kristian otworzył drzwi i przekroczył próg. W sklepie

było sporo ludzi, ale zapadła całkowita cisza, gdy tylko

pojawił się Svartdal. Zupełnie jakby jakiś krzyk rozdarł

powietrze i w jednej chwili przerwał wszystkie rozmo-

wy. Nagła cisza zaczęła dławić Kristiana. Przestał pano-

wać nad swoim oddechem, kołnierzyk wydał mu się za

ciasny. Miał ochotę rozpiąć choć jeden guzik, żeby móc

nabrać dość powietrza, ale się powstrzymał.

Paliły go spojrzenia obecnych. Znał ich wszystkich,

może nie z imienia, ale znał. Nie mógł się oprzeć poczu-

ciu, że przed chwilą rozmawiali właśnie o nim. Próbo-

wał się pozbyć tego poczucia, tłumaczył sobie, że prze-

cież nie musi być od razu w centrum uwagi tam, gdzie

się pojawi.

Parobek z Hyllum, Olay 01avsen, stanął przed nim

na szeroko rozstawionych nogach. Kristian ze zniecierp-

liwieniem zmierzył go wzrokiem.

- Czego chcesz? - mruknął.

Olav z dumą uniósł głowę.

- Zastanawiam się tylko, co pan na Svartdal ma do

powiedzenia na temat nowego stanowiska Laurensa Sto-

redala.

Umilkł i rozejrzał się znacząco dokoła.

Kristian poczuł, jak krew mu  napływa  do skroni.

Nowe stanowisko? Chyba Laurens nie dostał jakiegoś

wysokiego  stanowiska,  do diabła?  Niepewność  i za-

zdrość walczyły w nim o palmę pierwszeństwa. Kristian,

z trudem zachowując spokój, zapytał na pozór obojęt-

nym tonem:

Jakie stanowisko?

166

background image

Olav uśmiechnął się złośliwie. Kristian zauważył,

że ten smarkacz dobrze się bawi tym, że pierwszy oznaj-

mił mu tę wielką nowinę. Parobek szeroko rozłożył ra-

miona, żeby pokazać, jak znaczące stanowisko objął go-

spodarz ze Storedal.

-Będzie kwestorem okręgu!

-A więc będzie przeklętym komornikiem! No i na

zdrowie! -, zaśmiał się cierpko.

-Nie mówi się już tak! - W głosie 01ava była spora

doza oburzenia. - Będzie kwestorem okręgu.

-Kwestor czy komornik. Przecież na jedno wycho-

dzi - stwierdził spokojnie Kristian, ciesząc się, że 

ludzie

nie mają pojęcia, jak go poruszyła ta wiadomość. - 

To

po prostu ktoś, kto czyha  na nasze pieniądze. Bez 

wzglę-

du   na   to,   czy   je   mamy.   -   Z   zadowoleniem 

stwierdził,

że zamknął usta Olavowi. Ale nie trwało to długo.

-Wszyscy się przyzwyczaili do tego, że płacą podat-

ki. Ty też. A to, że Laurens je będzie zbierał, niczego 

nie

zmienia!

To zasadnicza zmiana, pomyślał Kristian, ale nic nie

powiedział. Lepiej, żeby ten motłoch nie upajał się jego

nienawiścią wobec Laurensa. Lepiej zachować swoje

myśli dla siebie.

-Nie, ale sądziłem, że Laurens nie będzie miał ocho-

ty odbierać ludziom majątku i ziemi.

-Jeśli   tylko   ktoś   płaci   podatek,   nie   ma   powodu,

by go pozbawiać majątku czy ziemi - ciągnął 0lav. - 

Lu-

dzie sami decydują, czy chcą, by im odebrano to, co 

po-

siadają.

Kristian spiorunował go wzrokiem, aż Olav musiał

background image

się cofnąć.

- Naprawdę? Jesteś tego pewien, Olavie  Olavsenie?

Cisza zadzwoniła w uszach. Kątem oka Kristian 

do-

167

background image

Strzegł, że wszyscy czekają w napięciu na ciąg dalszy. Cze-

kają, że Kristian powie to, co wszyscy wiedzą, ale chcą

słyszeć ciągle od nowa. 01av oblał się krwawym rumień-

cem i spojrzał na Kristiana błagalnie. Svartdal wiedział

doskonale, że ma świetną okazję, by uciąć wszelkie dys-

kusje, ale nie chciał sięgać po nieczyste chwyty. Nie miał

zamiaru mówić na głos, że przecież ojciec Olava, Peder

01avsen, musiał opuścić swoje niewielkie gospodarstwo

z powodu zbyt dużych obciążeń finansowych. Wcale nie

tak dawno Peder padł ofiarą systemu.

- Nigdy nie przyjąłbym takiego stanowiska - ciąg-

nął Kristian łagodniej - bo nie chciałbym być katem

okolicy. Wszyscy dobrze wiemy, że podatki mogą zruj-

nować nawet najbardziej pracowitego człowieka, że każ-

de gospodarstwo może pójść pod młotek.

Jakby powietrze uszło z 01ava. Młodzieniec ode-

tchnął z ulgą, że Kristian nie skompromitował jego ojca

publicznie.

- Odsuńcie się od lady - powiedział Kristian oprysk-

liwie. - Przyszedłem tu na zakupy, a nie na babskie plot-

ki!

Ludzie rozsunęli się natychmiast. Kristian wciąż trzy-

mał się prosto, choć nie było mu łatwo. Musiał wziąć się

w garść, żeby nie uciec od razu z zakupami.

-Bierze  pan na  kredyt?   -  zapytał  Smedsrud  cien-

kim,   piskliwym   głosem.   I   zanim   Kristian   zdążył 

odpo-

wiedzieć, chwycił gruby zeszyt, w którym zapisywał 

na-

leżności.

-Też   coś...   -   oburzył   się   Kristian.   Dlaczego   ten

Smedsrud   o   to   pyta?   Wie   przecież   doskonale,   że 

Kristian

Svartdal nigdy nie korzysta z kredytu. Że zawsze 

płaci

gotówką.

-Nie wiem, czy.... - pan Smedsrud spojrzał pożąd-

background image

168

background image

liwie na banknot, który podał rnu Kristian - nie wiem,

czy będę mógł wydać z takiej... sumy.

- To proszę mi pokazać te szale, które wiszą z tyłu.

Pan Smedsrud czym prędzej chwycił kolorowe szale

i rozłożył je na ladzie. Oczy tego niezgrabnego mężczy-

zny zaświeciły się na samą myśl, że uda mu się sprzedać

coś jeszcze.

- Wezmę ten - oświadczył Kristian, wskazując cie-

niutki, czerwony szal z czystego jedwabiu. - I żeby lu-

dzie nie zaczęli się zastanawiać, czy nie szuka sobie no-

wej żony, dodał: - To dla mojej przyszłej synowej.

rPanna Hotvedt na pewno się ucieszy - rzucił pan

Smedsrud i polizawszy place, sięgnął po papier, żeby za-

pakować szal.

Kristian chwycił swoje zakupy i resztę, uchylił nie-

znacznie kapelusza i wyprostowany jak struna wyszedł

ze sklepiku. Starał się iść godnym krokiem, ale bardzo

mu się śpieszyło. Z wściekłością rzucił zapakowany szal

na kozła. A więc ten spryciarz znów wcisnął mu coś,

czego nie zamierzał kupować! To denerwujące, pomy-

ślał, wypluwając brązowy tytoń do żucia przez ramię.

Ale to nie myśl o niepotrzebnych zakupach tak go roz-

wścieczyła i wyprowadziła z równowagi. Nie, pomyślał,

czując, że go skręca ze złości. Zdenerwowała go wieść

o nowej pozycji Laurensa w okręgu. Dlaczego to właśnie

jemu powierzono takie stanowisko?

- Dlaczego nie broniłeś ojca? - mruknął Ola Lang-

jordet, obracając się w stronę Martina. - Nie powinieneś

pozwalać, by ten pieniacz mówił tak lekceważąco o czło-

wieku tak... zdolnym jak Latirens.

Martin wzruszył ramionami.

169

background image

- Kristian ma prawo do własnego zdania.

Ola Langjordet zmarszczył swoje krzaczaste brwi.

-Masz rację, Martin, ale powinieneś pokazać temu

bezczelnemu   człowiekowi,   gdzie   jest   jego  miejsce. 

Jak

może tu przychodzić i wygadywać te plugastwa! - 

Rąb-

nął pięścią w ladę tak mocno, że pan Smedsrud od 

razu

zdrętwiał.

-O   ile   mi   wiadomo   -   powiedział   Martin   cierp-

ko - jest w okręgu wiele osób, które nie przepadają, 

nie,

które się boją Kristiana Svartdala. Chyba  więc nie 

tylko

ja powinienem go utemperować.

Ola Langjordet zmieszał się i zaczął uważnie oglądać

swoje własne dłonie.

Martin zwrócił się do milczącej reszty.

-Gdyby Kristian upokorzył mojego ojca, na pewno

bym go bronił. Ale Kristian w niczym nie uchybił 

moje-

mu   ojcu.   Gospodarz   ze   Svartdal   zaatakował 

stanowisko

mojego   ojca,   funkcję   kwestora,   a   nie   ojca   jako 

osobę.

-Nietrudno było usłyszeć zgryźliwy ton w jego gło-

sie - wtrącił Ola Langjordet. - Nie musiał mówić 

tego

wprost, i tak wszyscy wiemy, co miał na myśli.

Martin nie wiedział, czy się rozgniewać, czy roze-

śmiać.

- Gdybyśmy zawsze chcieli wnikać w to, co zna-

czy czyjś ostry ton, wiecznie byśmy się kłócili. A poza

tym  - dodał pośpiesznie - Kristian nie budzi sympa-

tii, to prawda. A jednak wszyscy znamy jego osiągnię-

cia. Czy wielu mieszkańców Botne płaci tyle podatku,

background image

co on? Nie, może ze dwa albo trzy gospodarstwa płacą

więcej. Jeśli więc nawet nie przepadacie za jego towa-

rzystwem, nie wolno wam zapominać, że ten człowiek

pracuje więcej niż większość z nas. I że wszyscy na tym

korzystamy. Wszyscy, i biedni, i bogaci.

170

background image

Gdy Martin przestał mówić, w sklepie zapadła cał-

kowita cisza. W ciągu paru minut wiele osób zapragnęło

natychmiast wyjść.

Hedvig Gullhaug prawie nie było widać w tym tłu-

mie, póki ludzie nie zaczęli wychodzić. Wciąż czuła się

błogo po tym, jak ujrzała Kristiana. Wydawało jej się,

że niewielki sklepik całkowicie wypełniła jego obecność,

jego przerażający, ale i nieodparty wdzięk. Hedvig nale-

żała do kobiet, które zazwyczaj włączają się do dysku-

sji, ale tym razem stała w milczeniu i pieściła Kristia-

na spojrzeniem. Latem widziała, jak się kąpał w stawie,

wiedziała więc, jak wygląda bez ubrania. Gdy to sobie

przypomniała, poczuła się tak, jakby ktoś oblał ją wrząt-

kiem. W każdej tkance jej ciała tętniło pożądanie.

Zamyślona   postawiła   kosz   z   jajami   przed   panem

Smedsrudem.

- Policzyła je pani? - zapytał kupiec.

Hedvig nie usłyszała jego słów. Jego głos brzmiał jak

szum dobiegający gdzieś z oddali, bo Hedvig była cał-

kiem pochłonięta wspominaniem widoku Kristiana pły-

wającego w stawie. Z zakłopotaniem stwierdziła, że za-

rumieniła się jak młoda dziewczyna.

-Pani Gullhaug - powtórzył pan Smedsrud ze znie-

cierpliwieniem - pytałem, czy policzyła pani jajka, 

które

chce mi pani sprzedać.

-Nie,   po   co   miałabym   to   robić?   -   zdziwiła   się

Hedvig,   wracając   do   rzeczywistości.   -   Przecież 

zawsze

sprawdzasz, czy się nie pomyliłam.

-No, no - uspokoił ją pan Smedsrud, któremu nie

spodobała się jej odpowiedź.

Hedvig pomyślała, że zbiła go z tropu, zwracając

się do niego na „ty", ale przestała się nim przejmować

i powróciła do myśli o Kristianie. Zdziwiło ją, że Mar-

background image

171

background image

tin Storedal zaczął go bronić. Wprost nie do wiary,

że ten młody człowiek nie skorzystał z okazji do obmo-

wy, bo przecież Ola Langjordet miał rację: w słowach

Kristiana   był   wyraźny  podtekst.   Hedvig  przyglądała

się uważnie jego twarzy w chwili, gdy się dowiedział,

że Laurens został kwestorem. I nie miała żadnych wąt-

pliwości, Svartdalowi się to nie spodobało. Zupełnie.

W pierwszej chwili wydał jej się podobny do chłopca,

który został stanowczo napomniany.  Albo się czymś

bardzo rozczarował.

-To będzie jedna korona, pani Gullhaug. Czy życzy

pani sobie, żebym to wpisał do zeszytu?

-Tak. - Hedvig nawet nie spojrzała na pana Smeds-

ruda, patrzyła gdzieś w dal, bo wreszcie znalazła 

swój

cel!   Niedaleko   mieszka   mężczyzna,   który   jest 

smutny

i zazdrosny. Potrzeba mu pocieszenia... I to właśnie 

ona,

Hedvig   z   0vre   Gullhaug,   pomoże   mu   przez   to 

przejść.

Nie   wiedziała   jeszcze,   kiedy   nadarzy   się   po   temu 

okazja,

wiedziała jednak, jak to zrobi...

- Do stu diabłów! - zaklął Kristian głośno. - Do

czarta!

Tylko porcja przekleństw mogła złagodzić wściek-

łość, która w nim wzbierała. Miał wielką ochotę wy-

głosić długą tyradę, ale zrozumiał, że to nie ma sensu.

Ze musi coś zrobić!

Czuł potrzebę, by natychmiast zacząć działać. Nic

innego się nie sprawdzało, gdy szło o Laurensa. Jeśli

się zastanowić, to przecież nie ma żadnego znaczenia,

że Laurens został obdarzony takim zaufaniem w okręgu.

background image

Kristian ma to przecież w nosie... Po chwili Kristian po-

172

background image

czuł coś jakby cierń, drażniący serce i budzący świado-

mość, że jednak okłamuje sam siebie. Całym sobą czuł,

że został potraktowany niesprawiedliwie. Czy wojewoda

nie zna przeszłości Kristiana i Laurensa? Czy nie wie,

że mianował kandydata, który wiele lat temu popełnił

przestępstwo?

Coraz   bardziej   wytrącony   z   równowagi   Kristian

przypomniał sobie, że było ich wtedy dwóch... Odsunął

od siebie to wspomnienie. Laurens ma na sumieniu coś

znacznie gorszego niż tamten czyn. Laurens go zdradził.

Pozwolił, by Kristian stanął sam przed obliczem władzy.

Nie przyznał się do współudziału. Wykręcił się, zaprze-

czył, że miał z tym cokolwiek wspólnego... To była tak

wielka zdrada, coś tak niewybaczalnego, że... Nawet po

wielu latach Kristian nie potrafił znaleźć właściwego

słowa dla opisania, jak tego wówczas doświadczył.

Podrapał się w plecy jedną dłonią. Poczuł, że się spo-

cił. Nagle przyszła mu do głowy pewną myśl, myśl, która

nawiedzała go już wiele razy i którą teraz mógł potrak-

tować poważnie. Postanowił, że nie będzie już siedział

na skrzyni z pieniędzmi, patrząc, jak wypełnia się coraz

bardziej. Rozpromieniony, klasnął dłonią w udo. Za ty-

dzień, nie, już jutro wybierze się do starego pana Aske-

li. Pan Askeli był właścicielem podupadającego dworu

w Sande. Ani dom, ani zabudowania gospodarskie nie

nadawały się już do użytku, ale to nie miało znaczenia.

Kristian zamierzał kupić łąki i las. Wiele razy zasta-

nawiał się, czy nie złożyć panu Askeli propozycji kup-

na jego lasu, ale czuł, że nie nadszedł jeszcze właściwy

moment. Teraz sprawa stała się pilna! Najlepiej by było,

gdyby zawarł umowę, zanim Laurens obejmie stanowi-

sko kwestora. Nie ma mowy, żeby ten podstępny wąż

miał wyceniać Askeli. Wszystkie dokumenty będą goto-

173

background image

we, nim Laurens zyska możliwość dokonania pomiarów

tej działki!

Głos Kristiana tryskał radością, gdy poganiał Czar-

nego. Nie ma wątpliwości, że kupując Askeli, znacznie

powiększy swoje włości, w głębi serca jednak wcale nie

o to mu szło. Chciał jedynie mieć przewagę nad Lauren-

sem Storedalem. To była wprawdzie nędzna pociecha,

ale jednak pociecha...

background image

17

W oczach Edvarta Askeli można było dostrzec tak doj-

mujące przygnębienie, a w jego postawie coś tak żałos-

nego, gdy obaj z Kristianem oglądali posiadłość, że Kri-

stian zaczął się zastanawiać, czy jednak nie odstąpić od

zamiaru kupienia dworu. W głosie staruszka pojawiła

się nuta wzruszenia, gdy opowiadał o domu mieszkal-

nym, o pralni, o narzędziach. Kristian zerwał źdźbło tra-

wy i powoli owinął nim palec wskazujący. Po namyśle

postanowił, że się jednak nie wycofa, bo jeśli nie zło-

ży swojej oferty, zrobi to na pewno ktoś inny. A dwór

był doskonale położony, graniczył ze Svartdal od strony

Sande.

- Widzę, że masz trochę ziemi uprawnej. Ile tego

będzie?

Edvart westchnął ciężko.

- Dwieście arów ziemi najwyższej klasy. Oj tak, ileż

to razy oboje z żoną staliśmy tu pochyleni i wybierali-

śmy kamienie - dorzucił Askeli z jeszcze cięższym wes-

tchnieniem.

175

background image

-Rozumiem - odparł Kristian delikatnie - ale mnie

interesuje przede wszystkim las, drewno.

-Najwspanialszy   las   w   okolicy   -   stwierdził   Ed-

vart.   -   Nigdy   nie   był   bezmyślnie   wycinany   i 

niszczony,

zawsze pielęgnowany troskliwą dłonią. Mój ojciec 

był

świetnym   drwalem,   uczyłem   się   od   niego   już   w 

dzieciń-

stwie.

kristian pokiwał głową. Nietrudno było zrozumieć

nostalgię, której wyraz dawał Askeli. Konieczność sprze-

dania dworu, dorobku całego życia, człowiekowi spoza

rodziny musiała budzić trudne uczucia.

-Prawie trzysta arów lasu - oświadczył Edvart, wy-

ciągając   ramiona.   -   Chcesz,   żebyśmy   wsiedli   na 

konie

i go obejrzeli?

-Nie,   nie   ma   potrzeby.   Znam   twój   las,   Edvart,

i mam do ciebie zaufanie. Ale... - Kristian upuścił

źdźbło i spojrzał w stronę domu. Obejrzał już jego 

wnę-

trze   i   wiedział,   że   dom   jest   w   żałosnym   stanie. 

Niewielka

izba   z   paleniskiem   i   dwoma   prostymi   oknami. 

Podło-

ga przegniła, a  belki nośne doszczętnie przeżarły 

kor-

niki. Dach wyraźnie przeciekał, bo woda zostawiła 

po

sobie brunatne ślady na stropie. A szopa była tak 

prze-

gniła   i   przekrzywiona,   że   zawaliłaby   się,   gdyby 

tylko

ściąć koślawą jabłoń, o którą się wspierała. Kristian 

od-

chrząknął,   -   Dworem   trzeba   się   zajmować. 

background image

Porządnie.

A... Większość zabudowań jest w kiepskim stanie. 

My-

ślę, że większość z nich, z wyjątkiem pralni, trzeba 

albo

wyburzyć, albo spalić.

Edvart skulił się w ramionach, ale po chwili się wy-

prostował.

- Wiem o tym. Ostatnimi laty miałem kłopoty. Zdro-

wie mi nie dopisywało. A nie mam syna, który mógłby

przejąć obowiązki. Gdy więc córka i zięć zapropono-

176

background image

wali, żebym się do nich przeniósł, odetchnąłem z ulgą.
To smutne, ale zrozumiałem, że przyszła pora, bym opuś-
cił Askeli...

Kristian odwrócił się dyskretnie, gdy Edvart zaczął

szperać w kieszeni w poszukiwaniu chusteczki. Dopie-
ro gdy staruszek otarł łzy, Kristian odwrócił się do nie-
go-

- Ile chciałbyś dostać za gospodarstwo?

Edvart złożył starannie chusteczkę i zamyślił się.

- Czy ja wiem. Zależy, ile chcesz zaproponować.

Ale jedno musisz wiedzieć, nie dostaniesz dworu taniej

tylko dlatego, że jesteśmy sąsiadami!

Kristian odchylił głowę do tyłu i się roześmiał. Poło-

żył dłoń na ramieniu staruszka i zażartował:

- Nie opuścił cię jeszcze kupiecki duch!

Edvart uśmiechnął się, a okolice jego ust i oczu po-

kryła gęsta siateczka zmarszczek.

-Chyba nie.

-Jak mówiłem, nie interesują mnie ani zabudowa-

nia,   ani   narzędzia.   I   żadne   sprzęty.   Dwór   tej 

wielkości

z rozpadającymi się budynkami... - Kristian szybko

przeliczył coś w myślach. - Co powiesz na siedem i 

pół

tysiąca koron?

Oczy Edvarta otworzyły się sze'roko, a wyraz smutku

zniknął z nich jak za dotknięciem czarodziejskiej różdż-

ki.

- O   rany,   chciałem   powiedzieć   siedem-   tysięcy.

Ale jeśli jesteś taki głupi i taki prędki, Svartdal, to niech

będzie siedem i pół tysiąca!

Zanim   Kristian   wyciągnął   dłoń   na   potwierdzenie

umowy, zapytał dla pewności:

-Co zamierzasz zrobić ze swoimi rzeczami?

-Wszystko, co wiele dla mnie znaczy... To, na czym

background image

177

background image

mi zależy, zabiorę ze sobą. Reszta pójdzie na aukcję. Je-

śli chcesz coś sobie wybrać, to musisz się pośpieszyć.

Wkrótce ogłoszę w okolicy, że wszystko idzie pod mło-

tek.

Edvart zawahał się chwilę, nim wyciągnął rękę. To za-

stanowiło Kristiana.

-O co chodzi? Co chcesz jeszcze powiedzieć?

-No... Zastanawiam się... Może mógłbyś, jako do-

bry  sąsiad,   zorganizować   aukcję?   Nie   wiem,   czy 

sam

będę   w   stanie...   -   Edvart   pociągnął   nosem.   -   Nie 

wiem,

czy będę w stanie patrzeć, jak moje rzeczy wędrują 

do

obcych ludzi. Rozumiesz chyba, każdy przedmiot 

ma

dla mnie wartość.

Kristian westchnął cicho. Będzie trochę pracy z prze-

jęciem tego dworu, trzeba jednak oddać staruszkowi tę

przysługę.

- W porządku - uśmiechnął się i mocno uścisnął

dłoń Edvarta. - Jeśli chcesz, możesz tu wrócić za parę lat

i zobaczyć, jakie zmiany wprowadziłem.

Twarz Edvarta znów zasnuł cień smutku.
- Nie. Ale dziękuję za propozycję. Wolę zapamiętać

to miejsce takim, jakim je zostawiam...

- Zrobiłem to wreszcie - powiedział Kristian z ra-

dością Emmie, gdy wrócił do Svartdal.

Służąca spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Co zrobiłeś?

Kristian zapalił fajkę i zaciągnął się nią głęboko kilka

razy, zanim spojrzał na nią z przekorą.

- Kupiłem Askeli!

Uśmiech zgasł na twarzy Emmy.

- Nie zrobiłeś tego!

background image

178

background image

-A i owszem. Zrobiłem. I cieszę się, że Svartdal bę-

dzie większe. Moje królestwo jest potężne. - Klepnął 

się

w pierś i odchylił do tyłu.

-Ty... Ty i ta twoja potrzeba imponowania. Pewne-

go   dnia   potkniesz   się   i   złamiesz   ten   swój   zadarty 

wysoko

nos   -   powiedziała   Emma.   -   Nikt   nie   podejmuje 

takiej

decyzji z dnia na dzień.

-A właśnie, że tak! - zawołał z triumfem. Lubił za-

skakiwać   Emmę.   Lubił   patrzeć,   jak  się   zdumiewa 

jego

pomysłami.   -  Rozważałem  to  od pewnego  czasu. 

Do-

brze znam dwór i okolicę.
-Domyślam się. Jakie plany masz wobec tego go-

spodarstwa?

-Interesuje mnie las - wyznał otwarcie. - Chcę, żeby

Krister   przejął   Askeli,   gdy   Kristoffer   przejmie 

Svartdal.

Muszę się przecież troszczyć o obu synów.

Gdy   padły   ostatnie   słowa,   poczuł,   że   Emma 

świdru-

je go wzrokiem. Jej łagodne zazwyczaj usta napięły się.

Kristian umilkł. Potem wydął dolną wargę i zapytał ob-

cesowo:

- O co chodzi?

W głosie Emmy była nuta rezygnacji.

- Ciągle mówisz tylko o Kristofferze i Kristerze.

Tylko Krister i Kristoffer. Zapomniałeś, że masz cór-

kę?

Kristian zakasłał, żeby oczyścić głos, bo to niespo-

dziewane pytanie sprawiło, że coś stanęło mu w gar-

dle.

- Wcale nie zapomniałem o Indze, do diabła cięż-

kiego!

background image

Sam usłyszał, jak żałośnie to zabrzmiało. Pod wpły-

wem znaczącego spojrzenia Emmy zerwał się z krzesła

i wyszedł z pokoju.

179

background image

Nie zastanawiając się, gdzie zmierza, poszedł zama-

szystym krokiem na pole. Dopiero gdy się zmachał i spo-

cił, zatrzymał się. Emma miała zadziwiający dar wymie-

rzania mu ciosów swoimi słowami, gdy się najmniej tego

spodziewał. Nie mogła dać mu się nacieszyć kupionym

dworem?

Gdy opadła z niego najgorsza wściekłość, odwrócił

się i spokojnie ruszył w stronę domu. Ludzie mówią,

że ma w sobie siłę. Siłę, by przeforsować swoje zdanie.

Ale w jednej sprawie ta siła go zawiodła. Nie starczy-

ło mu odwagi, by pojecha  do Gaupås i porozmawia

ć

ć

ze swą jedyną córką. Odbyć rozmowę, której oboje tak

bardzo potrzebowali. Wiedział, że powinien poprosić

Ingę o wybaczenie za to, że tak brutalnie z nią postą-

pił.

Wspomnienie ślubu prześladowało go jak koszmar.

Pamiętał, jak cudownie wyglądała w swej czarnej sukni

i miedzianej biżuterii. I pamiętał, jaka była nieszczęśli-

wa. W jej niebieskich oczach nie było życia, nie było bla-

sku. Do dziś budził się noc w noc, spocony i przerażo-

ny, żałując gorzko, że nie przedłożył jej szczęścia ponad

swoje uprzedzenia. Postąpił egoistycznie, gdy wybrał jej
Nielsa Gaupåsa na m

a.

ęż

Kristian   zatrzymał   się   i   ukrył   twarz   w   dłoniach.

Chciał tylko wydać Ingę za dobrego człowieka. Za czło-

wieka, który nie będzie jej bił ani do niczego zmuszał.

I wybrał Nielsa. Niels był chyba najbardziej sprawied-

liwym  i cierpliwym  człowiekiem,  jakiego znał. Poza

tym nie było chwili do stracenia. Kristian obawiał się,

że Inga zacznie się wkrótce oglądać za młodzieńcami

z okolicy... A synowie Laurensa mieszkali ledwie parę

kilometrów od jego dworu. Wszyscy wiedzieli, że sy-

nowie Laurensa wyrośli na przystojnych, grzecznych

180

background image

i  sympatycznych  chłopców.   Niestety.   A przecież   nie   ma

mowy,  żeby jego córka została panią na Storedal! Przy-

siągł to na grobie Jenny...

background image

18

Inga siedziała oparta o frontową ścianę domu, wysta-

wiając twarz do słońca. Gulbrand zbił stołek i postawił

go pod kuchennym oknem. To było teraz jej ulubione

miejsce.

Od dwóch dni wszyscy byli zajęci żniwami. To był

czas pracowity, ale i spokojny. Ludzie zbierali się wokół

łanów, rozmawiali, żartowali.

Inga uniosła dłoń, by zasłonić oczy przed piekącym

słońcem, i spojrzała na pole. Ujrzała pochylone sylwetki

kobiet i mężczyzn, którzy ścinali żyto sierpami. Inga nie

brała dziś udziału w tej męczącej pracy. Odpowiadała

dziś za przygotowanie kaszy dla żniwiarzy. Niemało jer

dzenia   trzeba   było   postawić   na   stole,   pracowało   tu 

tylu,

ludzi.

Wcale im nie zazdroszczę, pomyślała Inga. Wyobra-

ziła sobie pęcherze, pojawiające się na dłoniach po wie-

lu godzinach trzymania sierpów. Czuła niemal bolesne

rwanie   w   krzyżu   po   całym   dniu   spędzonym   w 

pochyło:

nej pozycji.

182

background image

Uśmiechnęła  się pod nosem,  gdy spostrzegła, jak

Marlenę patrzy na Henrika, najmłodszego syna Store-

dalów. Henrik nie należał do wstydliwych chłopców,

zrzucił więc koszulę w tym upale. I było na co popa-

trzeć; barczysty, opalony, silny chłopak. To, że przy-

pominał   źrebaka,   nie   całkiem   jeszcze   rozwiniętego,

z dziecięcym wyrazem twarzy, nie umniejszało podzi-

wu Marlenę.

No cóż, pomyślała Inga z pewnym rozbawieniem,

nie mogę przecież pilnować Marlenę, jakbym była jej

matką. Marlenę jest jednak niżej urodzona niż Henrik,

Henrik nie ożeni się ze służącą. Marlenę, jakby czytając

w   jej   myślach,   chwyciła   mocniej   sierp,   pochyliła 

głowę

i zabrała się do ścinania żyta.

Inga tymczasem odszukała wzrokiem Martina. Jak

zwykle przeszył ją dreszcz, gdy na niego spojrzała. Był

najprzystojniejszym   mężczyzną   ze   wszystkich   obec-

nych. Przed południem Inga zaniosła w pole kwaśne

mleko. Nie musiała sama tego robić, mogła wysłać Kri-

stiane, która jej pomagała w kuchni tego dnia. Ale z 

ra-

dością zaniosła mleko spragnionym żniwiarzom, by pod

tym pretekstem znaleźć się w pobliżu Martina.

Otarła dłonią pot z czoła. Zrobiło się za gorąco na

siedzenie na słońcu, podniosła się więc i weszła do środ-

ka. W kuchni nie było wiele chłodniej, bo para znad

garnków snuła się po całym pomieszczeniu. Było tu jed-

nak przyjemniej niż na piekącym słońcu.

Inga ruszyła powoli w stronę pola. Ludzie kończyli już

pracę, bo nadchodził wieczór. Nieposkromione pragnie-

nie, by zobaczyć Martina, sprawiło, że Inga bez pośpie-

chu, ale zdecydowanym krokiem szła w jego kierunku.

background image

183

background image

Martin stał na samym końcu pola, najbliżej lasu. Inga

udała, że zatrzymuje się tam przypadkiem,

Martin   ostrzył   kosę   zdecydowanymi   ruchami.   Naj-

(  wyraźniej ucieszył się na jej widok, bo uśmiechnął się

ciepło, ale jednocześnie rozejrzał się z niepokojem do-

koła. Od innych iniwiarzy dzieliła ich pewna odległość,

nie   mogli   jednak  wymienić  ani   pieszczot,  ani  czułych

słów.

- Jesteś zmęczony? - zapytała z troską w głosie.

Odłożył kosę na ziemię.

- Nie tak bardzo, ale cieszę się, że już nastał wie-

czór.

Inga z trudem powstrzymała się, by nie pogłaskać go

po ramieniu. Chciała dotknąć jego skóry, poczuć tę zna-

ną iskrę.

-Jutro nie przyjdziesz?

-Nie, Inga, jutro jest niedziela.

Wielki Boże, pomyślała, czy tak ma wyglądać moje

życie?!   Krótkie,   lakoniczne   rozmowy   z   ukochanym

w obecności innych ludzi. Pragnęła nade wszystko po-

łożyć mu głowę na piersi, poczuć wokół siebie jego ra-

miona, nić dbając o to, co ludzie sobie pomyślą. Z pew-

nym onieśmieleniem zapytała:

-Kiedy... Kiedy cię znowu zobaczę?

-Nie   wiem,   Inga.   -   W   głosie   Martina   pobrzmie-

wał   żal.   -   Naprawdę   nie   wiem.   Matka...   Matka 

chyba

coś  podejfzewa,   bo  mnie   bacznie   obserwuje.   Jest 

jakaś

zmartwiona i zamyślona.

-Myślisz, że o nas wie? - zapytała Inga z rosnącym

niepokojem.

Martin zacisnął wargi i mruknął:

-Na to wygląda...

-Przecież byliśmy ostrożni - powiedziała Inga.

184

background image

-Tak. Ale czy wystarczająco ostrożni? Ale nie roz-

paczaj,   kochana,   wcale   nie   ma   pewności,   że   nas 

zdema-

skowała. .. Myślę, że wówczas by coś powiedziała.

-A jeśli coś wie, czy sądzisz, że wspomniała o tym

Laurensowi?

-Rodzice są sobie bardzo bliscy,  ale nie zauważy-

łem,   by   zachowanie   ojca   się   jakoś   zmieniło.   Nie 

sądzę,

by   matka   rozmawiała   z   nim   o   swoich 

podejrzeniach.

Inga się nieco uspokoiła.

-Lubię Ragnhild. Emanuje z niej matczyna miłość,

że   tak   powiem.   Dlatego   sądzę,   że   najpierw 

porozma-

wiałaby z tobą... na ten temat. Wydaje mi się, że 

przede

wszystkim  chciałaby uniknąć  kłótni  między tobą, 

Lau-

rensem i Nielsem.

-Ja też do tego doszedłem, Inga. - Martin schował

ostrzałkę do kieszeni. - Od tej pory muszę bardziej 

uwa-

żać. Nie możemy się spotykać, jeśli nie będziemy 

mieli

całkowitej pewności, że jesteśmy sami.

-Martin... My w ogóle nie powinniśmy się spoty-

kać! To zaczyna być niebezpieczne.

Dopiero teraz Martin uśmiechnął się serdecznie.

- Nie zdołamy trzymać się z dala od siebie. Wiesz

o tym - szepnął.

Jego słowa zatańczyły w niej jak wiosenne motyle.

To był  piękny dzień, mimo  nowiny o podejrzeniach

Ragnhild, pomyślała Inga, otwierając okno w sypialni.

Był już późny wieczór, a w pokoju zrobiło się duszno.

background image

Chciała przewietrzyć trochę, zanim położą się do łó-

żek.

Gdy się pochyliła, by strącić z parapetu zdechłą osę,

coś zakręciło się jej w żołądku i nie zdołała powstrzymać

185

background image

wymiotów.   Z   przerażeniem   otarła   usta   wierzchem 

dło-

ni. Nie czuła się przecież źle!

Wyprostowała się i ze zdumieniem dotknęła swoich

piersi. Coś się działo nie tylko z jej żołądkiem, również

piersi były dziwnie wrażliwe... Znów ogarnęły ją mdło-

ści. Inga nie bardzo znała się na sygnałach ciała, ale sły-

szała, że mdłości i wrażliwe piersi to znak, że...

- Święta Mario - jęknęła. - Jestem w ciąży...

Śmiertelnie przerażona osunęła się na brzeg łóżka.

To nie może być prawda!

W tej samej chwili do sypialni wszedł Niels. O nie,

pomyślała Inga. Potrzebowała teraz czasu, by przetrawić

jakoś myśl o ciąży. Nie mogła jednak poprosić Nielsa,

by wyszedł.

- Jeszcze się nie rozebrałaś - zdziwił się.

-Nie - szepnęła Inga, usiłując zapanować nad koło-

wrotem   myśli.   -   Tak   miło   było   poczuć   chłodny 

powiew

wiatru na twarzy.

-Tak, to był  wyjątkowo ciepły dzień - zgodził się

Niels. - W taki dzień jeszcze trudniej się pracuje, ale 

taka

pogoda sprzyja plonom.

Inga pokiwała głową w zamyśleniu.

Niels podszedł do niej.

- Weź mnie za ręce - mruknął.

W swej bezsilności pozwoliła, by ją pociągnął do

okna.

- Odwróć się - rozkazał i ją obrócił.

Dopiero gdy stała oparta o parapet i poczuła, że Niels

unosi jej spódnicę, zdobyła się na protest.

- Nie, nie! - krzyknęła ściszonym głosem. On nie

może się w nią wedrzeć od tyłu. Nie teraz! - Nie chcę!

Próbowała się mu wyrwać. Niels jednak trzymał ją

mocno i nie słuchał jej próśb. Wpadła w panikę i jesz-

background image

186

background image

cze raz spróbowała się uwolnić. Wtedy popchnął ją tak

mocno, że upadła na parapet.

- Czekaj, Niels - jęknęła. - Muszę ci coś powie-

dzieć!

Powoli zaczął zwalniać uścisk. Ciekawość wzięła górę

nad pożądaniem.

Przestraszona obróciła się ku niemu. Nie widziała

żadnego innego wyjścia, jak powiedzieć mu, że chyba

jest w ciąży. Prawda i tak wyjdzie na jaw, a może w ten

sposób uda się go dziś powstrzymać.

- Wydaje mi się, że spodziewam się dziecka - po-

wiedziała łagodnie.

Zapadła cisza.

Niels oblizał swoje wąskie wargi różowym językiem

i ze zdumieniem pokręcił głową.-

-Myślałem, że jestem za stary, żeby zostać ojcem.

-Póki potrafisz mnie tak molestować, nie jesteś chy-

ba  za  stary,  żeby  spłodzić  dziecko?  -  powiedziała 

Inga

ostrym   głosem,   w   którym   dźwięczał   gniew.   Nie 

miała

zamiaru łagodzić swoich słów.

Ale on chyba nie zauważył jej pogardy. Stał jak wry-

ty-

Inga przemknęła obok niego. Tym razem nie poszedł

za nią. Rozebrała się szybko i wskoczyła do łóżka. Niels

nic więcej nie powiedział.

Po chwili spała już niespokojnym snem i nie słysza-

ła, jak otwierają się drzwi. Rozległ się tylko cichy, głuchy

dźwięk, gdy Niels wychodził na korytarz.

Sigrid nie mogła zasnąć. Tyle myśli kłębiło się w jej gło-

wie. Tragiczna historia matki... I Inga... Sytuacja we

background image

187

background image

dworze zmieniła się, od kiedy Inga tu zamieszkała. Pięk-

na, taka jest nowa żona ojca, pomyślała Sigrid z podzi-

wem. Inga miała kruczoczarne, jedwabiste włosy, a jej

złota cera sprawiała, że niebieskie oczy lśniły większym

blaskiem. Sigrid musiała przyznać, że nie potrafi rozszy-

frować tych oczu. Czasami lśniły w nich duma i upór,

czasem błyszczały od łez.

Sigrid musnęła palcem swoje miękkie wargi. No ow-

szem, jej usta też miały piękny kształt, ale nie były tak

wyraziste jak usta Ingi. Inga miała czerwone wargi, jak

malowane.

Sigrid ze zdumieniem stwierdziła, że nie jest zazdros-

na o Ingę. Nie, Sigrid cieszyła się z jej obecności. Czu-

ła się dobrze w jej towarzystwie i sądziła, że Inga też ją

lubi.

Teraz śledziła grę księżycowych promieni na sufi-

cie. Życie z macochą było ekscytujące. Na dobre i na

złe. Inga burzyła się bardzo, gdy ktoś ją próbował so-

bie podporządkować. Zwłaszcza jeśli trwało to dłuższy

czas. Gudrun powinna więc uważać, uśmiechnęła się Si-

grid, bardziej niż do tej pory. Sigrid szybko zrozumiała,

że Gudrun i Inga nie mogą patrzeć na siebie nawzajem.

Obie były nerwowe i konfliktowe.

Sigrid kochała swoją siostrę, nikt nie mógłby powie-

dzieć, że jest inaczej, ale Gudrun była trudna we współ-

życiu. To ojciec ponosił winę za to, że rządziła tu niepo-

dzielnie. To on nie reagował na to przez dłuższy czas.

Minęło parę lat, nim się zorientował, że to Gudrun, a nie

on, decyduje o wszystkim we dworze. A jednak nie pró-

bował nawet odzyskać władzy. Czy dlatego, że mu ulży-

ło, gdy Gudrun zajęła się codziennymi obowiązkami,

a on mógł spokojnie siedzieć nad swoimi papierami, za-

miast doglądać trzody i uczestniczyć w żniwach?

188

background image

Sigrid położyła dłoń na ustach i ziewnęła szeroko.

Zaczęło ją chyba ogarniać zmęczenie. Położyła się na

boku, układając jedną nogę na pierzynie. W pokoju było

bardzo gorąco, nie miała jednak siły wstać, żeby otwo-

rzyć okno.

Tak pochłonęły ją własne myśli, że nie usłyszała po-

wolnych kroków ojca za drzwiami. Teraz uniosła się na

łokciu i zaczęła nasłuchiwać.

-   Nie   -   syknęła   zduszonym   szeptem.   Ojciec   nie

może już tego robić! Czy nie ma młodej, pięknej żony?

Sigrid ukryła głowę pod pierzyną i poczuła, że żołądek

się jej skręca. Dłużej tego nie zniesie. Ile razy jeszcze ma

tu leżeć chora z bezsilności i wstydu? - Nie rób tego, oj-

cze - załkała, zanim usłyszała kliknięcie klamki. - Nie

rób tego swojej własnej córce!