saga.
Cienie
z przeszłości
Torill Thorup
W SERII UKAŻĄ SIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom 9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom 12. Zaginiony
tom 13. Waśń rodowa
tom I.
INGA
1
Botne w Vestfold, w zimowe} noc 1888 roku
Uprząż trzeszczała niepokojąco, ale kary koń rwał nie-
zmordowanie naprzód przez śnieg. Rżał od czasu do czasu
i przewracał oczami. Szarpał głową, a długa grzywa powie-
wała na wietrze. Kłęby pary buchały z nozdrzy, z pyska ciek-
ła biała piana.
Księżyc w pełni, wielki i złocisty, wisiał nad lasem, mi-
goczące gwiazdy przypominały szlachetne kamienie. Drze-
wa rysowały się na tle zimowego nieba niczym mroczne
sylwetki i rzucały długie cienie na przemarznięty śnieg.
Akuszerka zacisnęła powieki i obiema rękami trzymała
się rozpaczliwie sań. Palce jej zbielały od mrozu, ale nie od-
ważyła się oderwać rąk od drewnianych oparć, żeby cho-
ciaż włożyć futrzane rękawice. To jest pęd prosto w objęcia
śmierci, myślała przerażona i zagryzała wargi, a w duchu
wciąż odmawiała modlitwy. Bała się, że żywa z tej szalonej
jazdy nie wyjdzie.
Podskoczyła, kiedy sanie wpadły w wielką zaspę. Przez
5
zdającą się nie mieć końca chwilę unosili się w powietrzu,
potem sanie z głuchym łoskotem znowu opadły na zie-
mię. Mężczyzna na koźle niemiłosiernie gnał konia wciąż
naprzód i naprzód. Akuszerka spojrzała na niego, ale zo-
baczyła tylko barczyste plecy. Miał na sobie płaszcz z wil-
czego futra i wydawał siępotężniejszy, niż w istocie był.
Szerokie barki unosił wysoko i... akuszerkę przeniknął
dreszcz. Wiedziała, że Kristian ma opinię człowieka przy-
jaznego zwierzętom, ale tej nocy smagał konia bezlitośnie.
Nigdy by tego nie zrobił, pomyślała z przekonaniem, gdyby
nie chodziło o życie.
Kobieta krzyknęła, kiedy Kristian skierował sanie w dół
po stromym zboczu.
Nie, nie - myślała bliska histerii - czy on zwariował? Jak
ktoś mógłby się odważyć przejechać tędy...? Jej krzyk uto-
nął w przejmującym zgrzycie płóz, które cięły śnieg i su-
nęły prosto na lśniący lód. Miała wrażenie, że zamarznięta
powierzchnia jeziorka ugięła się pod ich ciężarem. Koń-
skie kopyta dudniły miarowo po twardym lodzie, akuszer-
ka cieszyła się, że jest ciemno i nie będzie widziała szcze-
lin w pękającym pod nimi lodzie. Gwałtowne szarpnięcie
rzuciło ją w tył, kiedy koń, napinając muskuły, zaczął się
wspinać na wysoki brzeg. Znowu mieli pod sobą stały ląd,
kobieta przeżegnała się z uczuciem ulgi.
Wiedziała, dokąd tak pędzą. Bywała w Svartdal już
dwukrotnie, by pomóc gospodyni, kiedy ta rodziła swo-
ich synów. Tej nocy jednak po raz pierwszy miała wra-
żenie, że droga przez porośnięte lasem wzgórza jest taka
długa.
Koń stawał dęba i tłukł kopytami w śnieg, kiedy sanie
zatrzymały się przed dużym domem. Grzywa była pokryta
potem, potężne mięśnie- drżały z wysiłku. W domu paliła
się lampa i jej blask wypływał przez okno.
- Śpiesz się! - ryknął Kristian Svartdal i gwałtownym
ruchem ściągnął akuszerkę z sań. Kobieta dygotała i o mało
6
nie upadła, kiedy w końcu stanęła na ziemi. Chwyciła swój
koszyk i ruszyła za gospodarzem.
Kristian biegł przed nią, a ona słyszała śmiertelne prze-
rażenie w jego świszczącym oddechu. Z dzikim wzrokiem
szarpnął drzwi i wpuścił ją do domu. Ledwo zdążyła rzu-
cić pobieżne spojrzenie na ludzi zgromadzonych w kuchni.
Byli tam dwaj chłopcy o ciemnych włosach, których czte-
ry i pięć lat temu przyjmowała na świat. Drobne dziecięce
wargi wykrzywiały się w podkówki.
Domownicy o poważnych, skupionych twarzach sie-
dzieli przy stole. W izbie panowała grobowa cisza. Nikt nic
nie mówił. Nikt jej nie pozdrowił ani się nie uśmiechnął.
Akuszerka zrozumiała, że wszystkich dręczy strach o ko-
bietę, która leży w sypialni i rodzi dziecko.
Kristian pociągnął ją za sobą i otworzył drzwi do sypial-
ni. Akuszerkę ogarnęło przerażenie: wepchnął ją wprost do
piekła bólu i krwi...
Dwór nazywał się Svartdal, czyli Czarna Dolina, i leżał na
północnym skraju Botne w okręgu Jarlsberg i Larvik. Właś-
ciciele używali rodowego nazwiska od stuleci, ale nikt nie
wiedział nic na temat jego pochodzenia. Okoliczni miesz-
kańcy zgadzali się jednak, że pobrzmiewa w nim jakiś po-
nury ton. Bo ludzie od niepamiętnych czasów mieszkający
w głębokich lasach mieli ciemną karnację i równie ciemne
charaktery.
Obecny właściciel, Kristian Svartdal, pasował do tego
nazwiska bardziej niż którykolwiek z jego przodków. Był
to mężczyzna bardzo urodziwy, z kruczoczarnymi włosa-
mi i ciemnymi brwiami, barczysty, o wielkich, stworzo
nych do ciężkiej pracy rękach, które często bywały pokryte
rankami i bliznami, ponieważ po całych dniach wymachi-
wał w lesie siekierą lub pracował młotkiem. Jego jasne nie-
7
bieskie oczy wywoływały rumieńce na wielu dziewczęcych
twarzach, ale tylko jedna miała dość odwagi, żeby poznać
go bliżej. Bo niektórzy ludzie twierdzili, że Kristian ma du-
szę tak samo czarną jak włosy. Był małomówny i zamyślo-
ny, ale potrafił wybuchnąć niepohamowaną wściekłością,
jeśli coś lub ktoś mu się przeciwstawiał. Kiedy Kristiah
podnosił głos, wokół robiło się cicho. Tacy mężczyźni bu-
dzą respekt, powtarzali ludzie.
Razem z dwoma sąsiednimi dworami - Storedal i
Gaupås - Svartdal tworzy o nieregularny trójk t. Gaupås
ł
ą
znajdowało się od zachodniej strony, Storedal zaś od
wschodniej. We wszystkich dworach wysoko ceniono tra-
dycję i stare obyczaje, od wieków ich mieszkańców łączyła
przyjaźń. Z dziedzińca w Svartdal prowadziła szeroka dro-
ga, która później rozdzielała się w dwóch kierunkach: jeden
trakt biegł ku zachodowi, drugi ku wschodowi.
Wszystkie te drogi były nieustannie używane, co
oznaczało, że między mieszkańcami panują pokój i
zaufanie.
Nieoczekiwanie przyjaźń między Svartdal i Storedal uleg-
ła załamaniu... Niektórzy sądzili, że gospodarze wkrótce
znowu siępogodzą i że przyjaźń będzie jeszcze silniejsza niż
kiedykolwiek przedtem. Ale nic takiego się nie stało.
Ponury nastrój ogarn t cz
doliny niczym szary,
ął ę
ęść
nieprzenikniony ca un. Pan na Gaupås, Niels, próbowa
ł
ł
mediacji między Kristianem Svartdalem i Laurensem Sto-
redalem, ale bez powodzenia. Każdy z nich twardo obsta-
wał przy swoim, skończyło się na tym, że Niels zrezygno-
wał, choć sam nadal darzył obu sąsiadów przyjaźnią.
To kobieta była przyczyną złej krwi między tymi dwo-
ma, dawniej tak zaufanymi przyjaciółmi. Kiedy Kristian
zdał sobie sprawę, jakie uczucia żywi dla tej kobiety, po-
prosił ją o rękę i uzyskał zgodę.
Co takiego się stało, że Laurens gotów był zerwać wie
loletnią przyjaźń z Kristianem ze względu na jakąś kobietę?
Nie, nikt nie wiedział nic pewnego.
8
Kobieta, Jenny, była wyjątkowo piękna. Chmura czar
nych włosów otaczała jej twarz w kształcie serca, a niebie-
skie oczy mieniły się niczym diamenty na tle jasnej skóry.
Miała perlisty śmiech i była niezwykle łagodna w obej-
ściu. Kristian zapłonął do niej wielką namiętnością. Daw-
niej droga ze Svartdal do Storedal była przejezdna. W ró:
wach rosły margerytki, tymianek i żółte dmuchawce. Teraz
wszystko powoli zarastało, Tylko dwie głębokie koleiny
świadczyły o przyjaźni, która niegdyś łączyła właścicieli
obu dworów. Od wielu lat jednak nikt tędy nie jeździł.
Akuszerka jęknęła i przerażona odskoczyła w tył, szyb
ko jednak zapanowała nad sobą. Jenny potrzebuje teraz
pomocy, a ona wielokrotnie bywała przy porodach, któ
re mogły kosztować życie i matkę, i nienarodzone jeszcze
dziecko.
Twarz kobiety w łóżku była zupełnie biała na tle koron-
kowej poduszki. Potargane czarne włosy lepiły się od potu.
Wyglądała tak, jakby zemdlała, udręczona wciąż powtarza-
jącymi się skurczami, ale nagle jęknęła cicho z bólu. Aku-
szerka odstawiła koszyk i na palcach podeszła do łóżka.
U wezgłowia stała starsza kobieta. Oczy miała błyszczące
i kołysała się w przód i w tył kompletnie bezradna. Jej brą-
zowe włosy były gęsto przetykane siwizną, czoło pomar-
szczone, teraz pokryte potem, ale w jej twarzy widziało się
wielką łagodność. Mocno splatała obie dłonie.
- Jak to dobrze, że przyjechałaś - wyszeptała na pół
z płaczem.
Akuszerka drgnęła na dźwięk jej głosu.
-Wsiadłam do sań natychmiast, jak tylko Kristian
przyjechał - wytłumaczyła, rozkładając ręce.
-Tak - westchnęła stara. - On ze strachu jest bliski
szaleństwa. Odkąd to się zaczęło, nie mógł znaleźć
sobie
9
miejsca. Kiedy Jenny zaczęła coś mówić nieprzytomna,
nie chciał dłużej czekać. Zaprzągł konia i pognał po cie-
bie.
- I dobrze zrobił - kiwnęła głową akuszerka.; Żeby się
tylko nie okazało, że przyjechałam za późno, pomyślała,
myjąc starannie ręce w miednicy i wycierając je ręczni
kiem. Uklękła przy łóżku i podciągnęła zakrwawioną ko
szulę Jenny.
Na moment przymknęła oczy, żeby zebrać siły.
Wolno i bardzo delikatnie wsunęła rękę w głąb ciała
kobiety. Jenny podskoczyła, ale akuszerka była ostrożna,
jak to tylko możliwe.
Coś jest nie w porządku, to potrafiła stwierdzić z całą
pewnością. Dziecko powinno leżeć głową ku wyjściu, tym-
czasem ona natrafiła na nóżkę. Nie, jęknęła akuszerka w
duchu, dziecko trzeba jakoś odwrócić. I to jak najszybciej!
Tylko jak ja sobie z tym poradzę?
Znowu wytarła w ręcznik zakrwawione ręce.
-Muszę mieć oliwę do smarowania rąk. Miednicę do
zbierania wód płodowych i krwi, ocet do spłukiwania,
gorącą wodę do mycia rąk i wodę do wykąpania
noworodka, czyste i ciepłe ubrania i dla matki, i dla
dziecka. Będę też potrzebować opaski do uciśnięcia
brzucha położnicy i opaski na pępek maleństwa -
wyliczała pośpiesznie.
-Większość tych rzeczy jest gotowa - poinformowała
stara służąca. - Muszę tylko zejść do kuchni po ocet i
oliwę.
Kiedy wyszła, akuszerka ostrożnie umyła Jenny. Chy-
ba zażądałam zbyt wiele, pomyślała zniechęcona, chyba
nie może być mowy o ciepłych ubraniach i dla matki, i dla
dziecka. Tutaj przeżyje tylko jedno, trzeba czekać, a zoba-
czymy, które z nich da sobie radę.
Jenny zaczynała odzyskiwać przytomność. Przestraszo-
na, na pół z płaczem szeptała przez spierzchnięte, zakrwa-
wione wargi: .
10
-Emmą, Emma, słyszysz mnie?
-Ciii - uspokajała akuszerka, kładąc jej palec na war-
gach. - To ja, akuszerka. Birte. Zostanę przy tobie,
dopóki nie urodzisz.
Birte powstrzymała się przed wyjaśnieniem, jaki strasz-
ny ból zacznie wkrótce rozdzierać piękne ciało rodzącej.
Jeśli szybko nie zdoła wydostać dziecka, to matka umrze
z maleństwem w brzuchu. Dreszcz grozy przeniknął Birte,
ale nie zamierzała się poddawać. Przynajmniej jedno musi
przeżyć!
Znowu" próbowała zbadać dziecko. Wsunęła głębiej
rękę i wymacała stopkę, a nieco dalej małą rączkę.
W tym samym momencie wróciła Emma. Postawiła
wszystko, co przyniosła, bezszelestnie podeszła do łóżka
i uklękła obok Jenny. Czułymi, delikatnymi rękami głaska-
ła młodą kobietę po czole.
-Emma - zakwiliła Jenny. - Nie odchodź ode mnie.
-Nigdy od ciebie nie odejdę.
Te ciche słowa sprawiły, że Jenny się rozluźniła. Z unie
sioną do góry twarzą opadła na poduszki, ale Birte poczuła
ukłucie w sercu; Zdążyła zauważyć, że oczy tamtej są jak ze
szkła, pozbawione życia.
-
Birte starała się opanować.
- Teraz poczujesz straszny ból - powiedziała szczerze
do Jenny. .- Będzie ci się wydawać, że twoje ciało rozpada
się na kawałki, ale nie mam innego wyjścia, muszę wyciąg
nąć dziecko siłą... Nie masz już bólów partych, macica już
się nie kurczy. Trzymaj ją za ręce - zwróciła się do Emmy.
Potem znowu wsunęła rękę do środka i ostrożnie pociąg
nęła dziecko za nóżkę. Na nic się to zdało, dziecko było jak
zaklinowane. Kobieta zagryzała wargi, sama niemal fizycz
nie odczuwała straszne cierpienie Jenny, kiedy ostrożnie
wsuwała rękę jeszcze głębiej, by znaleźć drugą stopkę. Nie
skończenie wolno złożyła nóżki dziecka razem i kawałek
po kawałku pociągała je w stronę wolności.
11
Jenny krzyknęła. Krzyk był przerażający, zaczynał się
gdzieś w głębi gardła i posuwał ku górze, coraz cieńszy, aż
przeszedł w przejmujące wycie.
- Bądź teraz dzielna, bądź dzielna - błagała akuszer
ka. - Dziecko jest w drodze! Wiem, że bardzo cierpisz,
Jenny, ale dziecko samo się nie urodzi. Musisz wytrzymać,
bo potrzebuję czasu na to, żeby wydostać główkę.
Birte pracowała tak szybko, jak tylko mogła. Pośpiesz-
nie zanurzała ręce w oliwie w nadziei, że jeśli mała główka
będzie śliska od tłuszczu, to łatwiej wysunie się na świat.
Nie, to na nic. Broda dziecka zaklinowała się w otworze i
Birte obawiała się, że jeśli mocniej pociągnie, to cienka
szyjka nie wytrzyma i się urwie. Krocze rodzącej zaczynało
pękać. Poszarpane brzegi krwawiły coraz bardziej.
Oczy Jenny jakby zapadły się w głąb. Kobieta osunęła
się w ramiona Emmy.
-Jenny zemdlała - szlochała Emma. - Ona umiera.
-Ale ja muszę wydostać dziecko - odpowiedziała aku-
szerka gorączkowo. - W przeciwnym razie umrą
oboje.
Patrzyła na małą, cieniutką szyję i wiedziała, że musi
działać szybko. Aby lepiej objąć główkę, wyprostowała pal-
ce i wsunęła obie ręce jeszcze głębiej w ciało rodzącej. Za-
cisnęła zęby i, kręcąc lekko w lewo i w prawo, wydobyła
główkę.
-Dziecko żyje? - spytała ze szlochem Emma i pochyliła
się, żeby lepiej zobaczyć.
-Tak, na szczęście dziecko żyje - uśmiechnęła się Birte i
uniosła maleńką dziewczynkę tak, aby Emma mogła ją
podziwiać. Ujęła ją za nóżki i lekko klepnęła w pupę.
Żałosny, cichutki płacz wypełnił pokój. - Zajmij się
teraz dzieckiem, a ja spróbuję pomóc Jenny - poleciła
akuszerka, podając Emmie donoszoną, śliczną i
zanoszącą się płaczem dziewczynkę.
Emma przyjęła ją, wargami dotknęła główki i wdychała
zapach nowo narodzonego życia.
12
Birte przeżegnała się wstrząśnięta. Z ciała Jenny wciąż
wypływała krew, miarowo, w rytm bicia jej serca. Ona z
tego nie wyjdzie, pomyślała akuszerka z rozpaczą. Ona
umiera!
Kobieta na łóżku odwróciła się, jakby kogoś szukała.
Rozglądała się za dzieckiem.
- Pozwólcie mi ją zobaczyć - poprosiła, ciężko dy
sząc. - Pozwólcie mi ją potrzymać, zanim...
Emma podbiegła z maleńkim tłumoczkiem w obję-
ciach.
- Proszę, Jenny, to jest twoja córeczka. - Położyła ma
leństwo na nagiej piersi matki.
Jenny uśmiechnęła się blado. Z wielkim wysiłkiem po-
całowała maleństwo w główkę.
- Daj jej na imię Inga. Inga, po mojej matce. Mała
Inga.
Emma ledwo zdążyła chwycić zawiniątko, bo Jenny wy-
puściła dziecko z objęć i opadła na poduszki.
Jej niebieskie, pełne bólu oczy wpatrywały się nieru-
chomo w sufit.
Jenny Svartdal umarła.
Kristian Svartdal został sam z dużym dworem, wyma-
gającym kobiecej ręki, dwoma synami i nowo narodzoną
dziewczynką, której widok ledwo tolerował.
2
Botne, osiemnaście lat później, 1906 rok
Inga wpatrywała się w blat stołu. Żuła i żiiła, ale miała wra-
żenie, że suchy chrupki chleb rośnie jej w ustach. Nie pod-
nosząc wzroku, wzięła drewniany kubek i wypiła trochę
kwaśnego mleka. W końcu zdołała przełknąć jedzenie i
sięgnęła po drugi kawałek chleba z serem. Zrobiła to z poi
czucia winy, bo ochoty na więcej już nie miała.
Tego dnia przy stole nie zamieniono ani słowa. Wszyst-
ko, co Inga słyszała, to pochrząkiwania służącego Lorafl-
ga, który rozpaczliwie próbował coś zrobić, żeby sytuacją
wyglądała na normalną, chciał za wszelką cenę przerwać
milczenie. Ale nikt się jakoś nie ocknął z dziwnego odrę-
twienia, więc Lorang podrapał się w brodę i wyciągnął rękę
po dzbanek z kawą, stojący pośrodku długiego stołu. Spo-
kojnie nalał sobie jeszcze jeden kubek gorącego, pachnące-
go napoju. Spojrzał pytająco na dwóch innych służących,
tamci jednak przecząco pokręcili głowami. Inga zauważy-
ła, że Lorang nieraz próbował też dolać kawy jej ojcu.
14
Kristian Svartdał siedział na głównym miejscu przy sto-
le, skąd widział całą rodzinę i służbę. Dziś jednak jego oczy
wyglądały tak, jakby były ze szkła. Siedział z uniesioną gło-
wą i wzrokiem wbitym w dzbanek z mlekiem, ale spojrze-
nie miał puste, jakby nic nie widział.
Mógłby być bardzo urodziwy, stwierdziła nagle Inga.
Gdyby nie ten wyraz goryczy wokół ust. Gdyby tak mógł
odchylić się na krześle i uśmiechnąć, a może nawet roze-
śmiać. Nie, pomyślała przygnębiona, nie dzisiaj, bo to jest
jeden z tych bolesnych dni. Jeden z dni, kiedy ojciec po-
grąża się we wspomnieniach i nie słyszy, co się do niego
mówi.
Inga nie miała odwagi popatrzeć wprost na ojca, ale zer-
kała w jego stronę kątem oka. Widziała twarz, te jego nie-
ruchome oczy, te wysokie kości policzkowe i zaciśnięte
usta. Te gęste włosy i starannie wypielęgnowaną brodę,
którą tak często miała ochotę się pobawić. Tylko że nigdy
nie starczyło jej na to odwagi. Przygnębiający nastrój wisiał
w powietrzu niczym milczące ostrzeżenie. Służący byli wy-
jątkowo małomówni, a jej starszy brat, Kristoffer, nie żar-
tował, jak to miał w zwyczaju. Drugi brat, Krister, skończył
już jeść, ale był bardzo zajęty piciem kawy, która tymcza-
sem ostygła w kubku.
Kiedy posiłek nareszcie dobiegł końca, Inga odetchnęła
z ulgą i zaczęła wynosić jedzenie do spiżarni. Starała się
działać spokojnie, nie tracąc opanowania, ale wszystko w
jej duszy tęskniło do chwili, kiedy włoży robocze ubranie i
wyjdzie z domu. Jak najdalej od ojca.
Po drodze do obory spotkała Loranga: Służący pokręcił
głową.
- Jaka to ulga, że posiłek się już skończył! W każdym
razie dzisiaj, kiedy gospodarz jest w takim nastroju...
Inga przytaknęła, ale nie była w stanie akurat teraz z
nim rozmawiać. Czuła bolesne pulsowanie u nasady nosa i
wiedziała, że w każdej chwili może wybuchnąć płaczem.
15
Pośpiesznie wyminęła Loranga i zniknęła w oborze. Tam
opadła na stołek do dojenia, oparła głowę o ciepły bok kro-
wy i zaniosła się bolesnym szlochem.
- Co ja mam zrobić? - szeptała. - Wiem, że to jest dla
ojca najgorszy dzień w roku i że wszystko to moja wina.
Wszystko moja wina!
Kristian Svartdal ledwo zauważył, że służba wyszła z kuch-
ni. Siedział tak jeszcze dłuższą chwilę, pogrążony we włas-
nych myślach. W dręczących myślach.
Osiemnaście lat, osiemnaście lat, krążyło mu wciąż po
głowie. W ten dzień, piąty lutego, osiemnaście lat temu,
jego własna córka odebrała mu największy skarb, jaki po-
siadał. Nigdy nie zdołał wybaczyć Indze, że Jenny musiała
przypłacić życiem wydanie jej na świat.
Westchnął i przeczesał ręką włosy. Oczywiście rozu-
miał, że nie może oskarżać Ingi,o to, że jej matka umarła
w połogu, ale gdyby Jenny nie chciała urodzić tego dziec-
ka, nadal by żyła. Nic nie może tego zmienić, myślał ze
smutkiem, choć wiedział, że przecież Inga nie prosiła się
na świat. I tak jest winna temu, że Jenny umarła. Takie to
proste.
Żal dławił go w piersiach. Byli szczęśliwi ze swoimi
dwoma synkami. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości.
Jenny nigdy nie pragnęła dużej gromadki dzieci. Była za-
dowolona z tego, że są czteroosobową rodziną, ale
potem; z czasem, myśl o jeszcze jednym dziecku, być
może có- reczce, pojawiała się coraz częściej. A on dał się
przekonać. Bo chciał zrobić wszystko, by zadowolić swoją
ukochaną żonę. Uzgodnili, że to będzie ich ostatnie
dziecko.,.
Kristian wyjął z wewnętrznej kieszeni fajkę, napełnił ją
tytoniem, zapalił i zaczął pykać. Białe obłoki dymu wypły-
wały z jego ust. No i teraz córka mieszka w jego dworze,
Jest niczym zwierciadlane odbicie swojej matki; kiedy Kri-
16
stian na nią patrzy, ma wrażenie, że widzi Jenny z tamtego
niezwykłego czasu, kiedy wolno, ale nieodwołalnie los po pychał
ich ku sobie. Córka jest tutaj codziennie...
Jakby jakaś zimna dłoń ujęła jego serce i mocno ścisnęła.
Przez cały rok Kristian z niepokojem czeka na urodziny Ingi.
Bo te urodziny zawsze są też bolesnym przypomnieniem dnia, w
którym utracił swoją towarzyszkę życia. Nie potrzebuje żadnego
kalendarza, żeby liczyć dni. Bolesne wspomnienia niczym
wzburzone fale spływają na długo przedtem. Każdego roku
bardzo chce uciec od tych wspomnień, ale one nieubłaganie
wracają.
To właśnie w rocznicę zwykle przepełniają go takie
sprzeczne uczucia. Potrafi podziwiać swoją córkę i odczuwać
dumę z tego, że jest taka podobna do swojej matki, a
równocześnie przeklina ją za to, że się w ogóle urodziła.
Inga odziedziczyła po Jenny całą urodę. Tę wiotką, prostą
sylwetkę, te łagodne oczy i szlachetną twarz, a także dobrą i
życzliwą naturę Jenny, mruczał do siebie pod nosem. A co
odziedziczyła po mojej rodzinie? - zaczął się nagle zastanawiać.
Owszem, wiedział to aż nazbyt dobrze. Nie ulega wątpliwości, że
Inga ma w sobie cechy rodu Svartdalów. Kiedy jest jej przykro
albo się złości, to jej oczy miotają skry. Wtedy daje o sobie
znać charakter Svartdalów, wojowniczy, dziki i trudny do
poskromienia.
Kristian z drżeniem wciągnął powietrze. Nieczęsto tak
myślał o Indze, ale przecież wiedział, że w jej duszy czai się
wielka siła, która wybuchnie, kiedy jej coś zagrozi lub zostanie
niesprawiedliwie potraktowana. Zwykle dziewczyna była dobra
i łagodna, dokładnie taka jak jej matka, poza tym pracowita i
zdolna.
W chwilach, kiedy najbardziej tęsknił za Jenny, rozpalała się
w nim nienawiść do córki. Wtedy potrafił był dla niej surowy i
bezlitosny. Jakby jakiś diabeł siedział mu na plecach i kazał mu
działać ze złą wolą. Córkę trzeba karać
17
i dręczyć za to, że pojawiła się na tym świecie. Tylko roz-
pacz w twarzy córki mogła ukoić ten bolesny gniew, który
w sobie nosił.
Kristian opuścił ramiona i jęknął.
Jak można równocześnie tak bardzo kochać własną cór-
kę i tak strasznie jej nienawidzić?
Kiedy Inga usłyszała jakieś szmery przy drzwiach do obo-
ry, chwyciła brzeg fartucha i otarła łzy. Siedziała sztywną
i zastanawiała się, kto to mógł teraz tutaj przyjść. Dojenie
krów to jej praca i nikt jej tutaj na ogół nie odwiedzał.
Wpatrywała się w krowie wymiona i nadal doiła, aby nie
było widać, że płakała.
Wkrótce ktoś przy niej stanął. Przez króciutki moment
Inga miała nadzieję, że może to ojciec przyszedł, żeby prze-
prosić za swoje zachowanie przy stole.
Nie, pomyślała zaraz z uporem, nie podnosząc wzroku,
ojciec nigdy nie przyjdzie prosić o wybaczenie. Ani za to,
co zrobił przy stole, ani za swoje dawniejsze zachowanie.
Poczuła ból w plecach od siedzenia w niewygodnej pozy-
cji, ale zacisnęła zęby i nie przerywała pracy.
- Moje kochane dziecko - westchnęła ciężko Emma
tuż za nią. - Co ty musisz znosić.
Stara kobieta podeszła bliżej i położyła rękę na ramie-
niu Ingi. Dziewczyna miała wrażenie, że ta ręka grzeje ją
przez ubranie, że ciepło płynie wprost do serca. Przymknę-
ła oczy, by odzyskać siły. Nie chciała się rozpłakać przed tą
życzliwą starą służącą.
-Wiem, że cierpisz, Inga - zaczęła Emma ze współczu-
ciem w głosie. - Nie mam słów na określenie,tego, co
robi twój ojciec...
-Nie szukaj dla niego usprawiedliwień - warknęła
Inga. Przestała doić i siedziała bez ruchu. Z uporem
wpatrywała się w ubitą ziemię, a kiedy znowu się
odezwała;
18
w jej głosie brzmiała gorycz: - On niie traktuje mnie jak
córki. W jego oczach jestem śmiertelnym grzechem. Grze-
chem, który nigdy nie powinien był wydostać się na świat-
ło dzienne!
- Milcz, dziewczyno! - skarciła ją Emma.
Ostry ton sprawił, że Inga spojrzała na nią z drżeniem.
Rzadko, jeśli kiedykolwiek, przemknęło jej przez myśl, sfy
szę, by Emma mówiła takim ostrym tonem.
-Musisz go zrozumieć - zaczęła Emma spokojniej.
-Zrozumieć co? - spytała chłodno Inga. Poczuła wy-
rzuty sumienia. To niesłuszne, żeby jej złość i uczucie, że
została zdradzona przez własnego ojca, raniły Emmę.
Emmę, która spełniała wobec niej rolę matki od
najwcześniejszego dzieciństwa. Emmę, która zawsze jest
przy niej z życzliwym słowem i pomocną dłonią.
Bolesny opór opuścił dziewczynę, nie chciała robić
Emmie wyrzutów. Wiedziała, że niektóre służące
chciałyby jej pomóc, pocieszyć ją, ale reszta wolała być
lojalna wobec gospodarza.
-Co mam zrozumieć? - powtórzyła, tym razem nieco
głośniej.
-Ten dzień jest bardzo bolesny dla twojego ojca, Inga. Mu-
sisz to zrozumieć. Ten dzień przypomina mu o śmierci
Jenny.
-Więc uważasz, że ma prawo karać mnie, swoją je-
dyną córkę, za to, że moja matka umarła osiemnaście
lat temu? Mam zrozumieć, że wspomnienia go
przygnębiają, ale czyż ból po stracie żony nie
powinien w końcu przycichnąć? Ile lat jeszcze dwór
będzie pogrążony w tej mgle ciszy i milczenia? - Inga
pokręciła gwałtownie głową.- Jak długo jeszcze będzie
traktował mnie niczym potwora? Jak długo będę
musiała cierpieć za to, co się stało? Myślałam, że
osiemnaście lat to więcej niż dość! - W miarę jak mó-
wiła, coraz bardziej zbierało jej się na płacz. Ostatnie
słowa utonęły w szlochu. Odwróciła się do Emmy i
patrzyła na nią błagalnie. - Czy ojciec nigdy nie
zrozumie, że ten dzień powinien być dla mnie
najpiękniejszym dniem w roku i że
19
on mi go psuje? Mam dzisiaj urodziny, Emmo, i myślę,
że powinno mnie spotkać coś dobrego! Emma z drżeniem
wciągnęła powietrze.
- Nie mam odpowiedzi na twoje pytania, Ingo. Mnie
też bardzo martwi, kiedy widzę, co się między wami dzie
je...
Inga pochyliła kark.
- Wiele razy zastanawiałam się nad tym, jaki byłby mój
ojciec, gdyby mama nadal żyła... - spojrzała rozmarzonym
wzrokiem przed siebie, jakby chciała wywołać w wyobraź
ni jakiś obraz. - Wtedy widzę moją mamę, chociaż znam ją
tylko z niewyraźnych portretów, ale to mi nie przeszkadza
widzieć przed sobą roześmianej kobiety. Nie mam w gło
wie jakiegoś wyraźnego obrazu matki, ledwo się domyślam
zarysów kobiecej postaci, która biegnie do mnie z otwarty
mi ramionami i śmieje się radośnie. Ta kobieta ma kruczo
czarne włosy tak jak ja, ale złocistą skórę i pełne życzliwo
ści oczy. Bywa tak, że czuję jej zapach, kiedy się nawzajem
obejmujemy. Zapach mojej mamy...
Inga zauważyła, że wokół zrobiło się cicho. Zawstydzo-
na odwróciła głowę i zerknęła na Emmę. Na twarzy starej
kobiety malował się żal.
- Myślałam... - zrezygnowała z tłumaczenia, chrząk
nęła, żeby oczyścić głos, i mówiła dalej: - Zastanawia
łam się, czy ojciec byłby inny, gdyby mama żyła. Czy był
by... - Trudno jej było wypowiadać takie słowa. - Czy
byłby kochającym ojcem, czy cieszyłby się, że mnie ma?
Emma nie odpowiedziała. Inga wstała i pogłaskała ją pó
otwartej, pomarszczonej twarzy.
- Jesteś dla mnie jak matka, Emma, może nawet lepsza
niż inne matki.
Nie przywykła do takich uroczystych słów, więc mówiła
szeptem. Ale jej wyznanie ucieszyło starą kobietę. Emmą
odwróciła głowę, ale łez nie zdołała ukryć.
Inga zwierzała się jej szczerze:
20
- Nie przypuszczam, żeby inna matka mogła zająć
twoje miejsce.
Emma próbowała się uśmiechnąć, ale usta wykrzywiły
się boleśnie, kiedy ściskała rękę dziewczyny.
- A ty jesteś moją córką.
Kristian Svartdal czujnym wzrokiem śledził ruchy córki.
Jego czarne, krzaczaste brwi ściągnęły się, tworząc pośrod-
ku czoła głęboką bruzdę, wyrażającą niezadowolenie. Stał
bez ruchu na schodach spichlerza i patrzył, jak córka dźwi-
ga przez dziedziniec wiadra pełne mleka. To zbyt ciężka
praca dla młodej kobiety, ale w jego twarzy nie było ani
śladu współczucia.
Zniknął bezszelestnie i szybko niczym żbik, kiedy za-
uważył, że Emma wyszła z obory. Nie był w stanie teraz
z nią rozmawiać, chciał zostać sam ze swoimi myślami.
Emma pracowała w tym dworze jeszcze w czasach jego
dzieciństwa, pamiętał ją z okresu, kiedy był małym chłop-
cem. Ona jest chyba jedynym człowiekiem, który potrafi
przemówić mi do rozsądku, pomyślał zawstydzony. Bo ona
rzadko podnosi głos, rzadko przychodzi z wymówkami,
nie, ona zawsze wypowiada się z namysłem. Jeśli Emma
coś powie, to są to mądre słowa.
Kristian usiadł przy kuchennym stole i wyglądał przez
okno. Kiedy Emma wróciła, zdyszana od mrozu, udawał,
że jej nie zauważył.
- Rozmawiałam z Ingą...
-
No i... - starał się, by jego głos brzmiał obojętnie.
Stara kobieta wpiła w niego spojrzenie swoich łagod
nych oczu.
- Jesteś wobec niej zbyt surowy, Kristian.
Nie widział w jej oczach oskarżenia, tylko rozczarowa-
nie.
- Córkę trzeba nauczyć pracy - zaprotestował.
21
- Nie o tym mówię, dobrze wiesz.
Kristian drgnął, słysząc zdecydowany ton starej służą-
cej. Nie, pomyślał, przymykając oczy. Wiedział, że ona nie
o tym mówi. Nie chciał tego ale nieoczekiwane wyznanie
zabrzmiało niczym wołanie o pomoc:
- Ja wciąż ze sobą walczę, Emmo. Każdego dnia.
Emma westchnęła głęboko.
- Ja wiem. Ja wiem. Ale nie możesz obciążać tym tego
dziecka.
3
-Inga! - zawołał głośno ojciec w trzy dni później.
Wiatr unosił jego władczy głos. Inga odwróciła się,
zaciekawiona, czego chce. Jednym ruchem wysypała
ziemniaki z wiadra z powrotem do skrzyni. Nie
powinna kazać ojcu czekać. Ziemniaki może
przynieść później.
-Tak, ojcze? - powiedziała, stając przy nim na scho-
dach.
v
-Chc , eby wybra a si z tym do Gaupås. - Po
ę ż
ś
ł
ę
dał jej
zwinięty w rulon zalakowany list ze swoją pieczęcią. -
Możesz wziąć któregoś konia - dodał. Odwrócił się,
żeby wrócić do kuchni, ale zatrzymał się jeszcze w
progu. - Nie musisz się śpieszyć z powrotem. Sami
poradzimy sobie z resztą pracy.
Inga stała bez ruchu, oszołomiona. To naprawdę dzisiaj
nie musi już więcej pracować? Będzie miała wolne przez
całe popołudnie? Wbiegła po schodach do swojej sypialni,
rzuciła list na łóżko i otworzyła szafę, by wyjąć ciepłe ubra-
nie. Przejęta podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Konie
w zagrodzie jadły siano, które położono im na ziemi, z py-
sków unosiła się biała para.
23
Chociaż świeciło słońce, pogoda była mroźna. Inga
zdjęła fartuch j. wyjęła z szafy grubą szarą halkę. Na halkę
włożyła spódnicę z samodziału.
Futrzany płaszcz miała na dole. Ten płaszcz sprawili jej
bracia dwa lata temu. Na jarmarku w Kongsberg kupili fu-
tro, a Emma chętnie uszyła podbity tym futrem płaszcz.
Kołnierz został oblamowany skórkami z gronostajów,
miękkie futro grzało w szyję i twarz w czasie mroźnych zi-
mowych dni.
-A co to, panienka wybiera się na narty? - zażartował
Lorang, wyjmując narty Ingi z komórki.
-Tak, wybieram się do Gąupas. Wyprawa nie zajmie
mi więcej niż pół godziny, jeśli śnieg dobrze niesie i
zdołam stać wyprostowana. Mam tam zawieźć list -
wyjaśniła.
-Ach tak, tak, tak, no to przyjemnego spaceru - uśmiechnął
się Lorang i poszedł do swoich obowiązków.
Inga przypięła narty i wzięła kijki. Ostrożnie posuwa-
ła się naprzód, ale kiedy znalazła się na szczycie wzgórza,
wsunęła kijki pod pachę. W zawrotnym tempie zjechała na
dół.
- Hej, hej! - śmiała się, kiedy biały od śniegu krajom-
raz przepływał obok niej. Inga zawsze lubiła jeździć na
nartach i robiła to świetnie. Rzadko kiedy się przewra
cała i mało kto był w stanie ją prześcignąć. Teraz spód
nice łopotały wokół nóg, Inga uginała kolana, by zacho
wać równowagę.
Kiedy znalazła się u stóp wzgórza, przystanęła. Z zaru-
mienioną twarzą ruszyła wolno przed siebie. Mroczne sos-
ny wznosiły się nad nią, ale Inga się nie bała. Bardzo dobrze
czuła się w tych lasach, od najwcześniejszego dzieciństwa
wędrowała po nich i znała właściwie każde drzewo.
Tam gdzie drzewa rosły gęściej, panował mrok, ale to
tu, to tam przeświecały jednak promienie słońca. Inga za-
trzymała się, by popatrzeć, jak śnieg mieni się na gałąź -
24
kach sosen. To po prostu magiczne, westchnęła zachwy-
cona. Śnieżne kryształki sypały się z drzew, a blask słońca
sprawiał, że wszystko to wyglądało niczym srebrzysta paję-
czyna. Śnieg skrzył się w promieniach słońca.
Kiedy wyszła na otwartą polanę, zobaczyła leżący przed
ni dwór Gaupås. Spichlerz i piekarnia ton y w s onecz
ą
ęł
ł
-
nym blasku.
Dziwne, że nie przychodzi tutaj częściej. Jej ojciec to
bliski przyjaciel Nielsa, a Niels ma dwie córki. Jedna z nich,
Gudrun, jest o dwa lata starsza od Ingi, a druga, Sigrid, trzy
lata młodsza. Inga bawiła się z nimi w dzieciństwie, ale za-
bawa kończyła się zwykle tym, że Gudrun wszczynała kłót-
nie. Mogło chodzić o zwyczajny drobiazg, ale dziewczynki
nigdy nie zgadzały się ze sobą w żadnej sprawie. Nigdy nie
mogły się porozumieć. A przecież mogły być serdecznymi
przyjaciółkami, zwłaszcza że w okolicy nie było zbyt wielu
dziewcząt w ich wieku.
I Gudrun bardzo się zmieniła po tym, jak jej matka,
Andrine Gaupås, umar a jakie osiem lat t
ł
ś
emu na suchoty.
Śmierć matki sprawiła, że dziewczyna ż dnia na dzień stała
się dorosłą osobą, jeszcze bardziej władczą i pewną siebie.
Miała w sobie coś, co Ingę przerażało. Inga westchnęła, po-
grążona w rozmyślaniach. Sama nie wiem, jak z nią rozma-
wiać, ona jest zawsze skrzywiona i zła. Kiedy widziałyśmy
się ostatnio, spoglądała na mnie jakoś dziwnie. Jakby mnie
czujnie obserwowała i bała się, że znam się na domowej
pracy lepiej niż ona.
Inga potrząsnęła swoimi długimi czarnymi włosami.
To sprawiło, że kryształki śniegu, które miała na głowie,
spadły za kołnierz. Roześmiała się, czując, jak śnieg się topi
i spływa po karku w dół. Odpięła narty i razem z kijkami
oparła je o ścianę domu, zdjęła ciepłe, mokre od potu ręka-
wiczki i otrząsnęła płaszcz ze śniegu.
- Żebym tylko nie trafiła na obiad - mruknęła pod no-
sem.
25
- A cóż to, czyż to nie młoda panienka ze Svartdal?!-wy
krzyknął Niels, otwierając jej drzwi. - Czemu zawdzięczamy
tak miłą wizytę?
Inga dygnęła i uścisnęła rękę, którą wyciągał do niej
na powitanie. Dłoń Nielsa była dziwnie szczupła i kości-
sta. Ale chyba nienawykła do pracy, pomyślała Inga, mając
przed oczyma potężne, ogorzałe ręce swojego ojca.
- Przyniosłam list od ojca - odparła, cofając rękę.
Czy na twarzy gospodarza nie pojawił się lęk, kiedy po-
dawała mu list? Niels oblizał pośpiesznie swoje blade war-
gi. Drżącą ręką pogłaskał łysą głowę. Jego szare, przerze-
dzone włosy były nad uszami potargane.
Niels odetchnął i odsunął się na bok. ,
- Nie stójmy tutaj w tym zimnym przeciągu. Wejdź do
środka, chodź, proszę. Gudrun zaraz poczęstuje cię filiżan
ką kawy. Jeśli mi pozwolisz, to przejdę na chwilę do gabine
tu, żeby przeczytać list.
Inga weszła do korytarza i zrobiło jej się jakoś nieprzy-
jemnie, kiedy Niels pomagał jej zdjąć płaszcz. Był niezdar-
ny i jakby zakłopotany, wyglądało na to, jakby chciał po
prostu zniknąć.
- Gudrun! - zawołał, kiedy powiesił już płaszcz i zoba
czył, że Inga gotowa jest wejść do izby.
Inga poczuła na karku wzrok jego córki, zanim jeszcze
ją zobaczyła. Gudrun nie była brzydka, ale bujna niczym
dójka. Twarz miała okrągłą, lekko pyzatą, a nos spiczasty.
Włosy długie, bardzo jasne. Mogłyby być niczym złotawa
aureola, gdyby nie zaplatała ich tak mocno i nie upinała
w dwa śliniaczki nad uszami.
- Dzień dobry, Gudrun - przywitała się Inga uprzej
mie.
Gudrun nie odpowiedziała na pozdrowienie, mruknęła
coś pod nosem.
Zaległa dręcząca cisza. Żeby coś powiedzieć, Inga za-
wołała:
26
- Jaki piękny jest wasz nowy dom! Naprawdę
niezwykły.
Przez chwilę wyglądało na to, że Gudrun z radością
przyjmie pochwały.
-Tak, ojciec nie żałował niczego, kiedy zaczął go bu-
dować. To dom w stylu szwajcarskim. Ja najbardziej
lubię tę wielką werandę, która wychodzi na dziedziniec.
Być może zauważyłaś, jakie piękne rzeźbienia
ozdabiają drzwi i okna.
-Tak, zauważyłam - potwierdziła Inga uprzejmie
-Służba przeniosła się do starego domu - wyjaśniała
Gudrun. - "W nowym domu jest miejsce dla wielu go-
ści, którzy do nas przyjeżdżają. I - dodała z naciskiem -
to coś całkiem innego niż te stare, brzydkie ściany z
bali, jak-na przykład w waszym domu! U was to wiatr
musi gwizdać we wszystkich szczelinach, ze zgrozą
myślę o tym, jak macie tam zimno i jakie przeciągi! -
Jej szare oczy, które przedtem spoglądały łagodnie,
teraz były niczym wąskie szparki, lśniły złośliwie.
Inga stała jak wrośnięta w podłogę. Gudrun naprawdę
odważyła się mówić z taką pogardą o jej ukochanym Svart-
dal? I to do niej, tak prosto w oczy? Inga zawsze bardzo
lubiła leżeć w łóżku w swojej sypialni i słuchać, jak na ze-
wnątrz wieje wiatr, sprawiając, że drewniane ściany trzesz-
czą i wzdychają. To takie uspokajające, lubiła, kiedy wiatr
kołysał ją do snu.
Pośpiesznie zastanawiała się, co by tu powiedzieć.
Nie miała ochoty, żeby Gudrun wywyższała się jej kosz-
tem.
- A ja tam wolę, żeby dom miał historię i duszę - od
parła.
Gudrun wybuchnęła głośnym, sztucznym śmiechem.
- Ocknij się, Inga! Żyjemy w czasach zmian i nowości.
Już nie można mieszkać w domu, w którym podłogi rano
są lodowato zimne, a woda w wiadrach w nocy zamarza.
27,
Serce Ingi zaczęło bić bardzo szybko. Jeszcze chwila i
nie zniesie tego złośliwego wypominania, w jak marnym
stanie znajdują się budynki w Svartdal. Dwór, który
ojciec i dziadek, a przedtem jego przodkowie zbudowali
własnymi rękami! Jest taki wspaniały dlatego,
e
ż
m czy ni z jej rodu pracowali w lesie i na polach.
ęż
ź
Wprawdzie Gaupås jest dużym dworem, ale nowy dom
zbudowali tylko dlatego, że Niels miał pieniądze. Sam nie
wbił w tym domu ani jednego gwoździa.
Gudrun stała przed nią, wielka i ciężka, i pełna trium-
fu najwyraźniej czekała na jej kolejny ruch. Chce, żebym
zaczęła się bronić, pomyślała Inga ze złością. Chce, żebym
pozwoliła jej na nowe złośliwości.
W tym momencie Niels, czerwony i spocony, wszedł do
pokoju. Wyglądał na wzburzonego.
- Nie poczęstowałaś naszego gościa kawą i cia
stem?! - zawołał zdumiony, wyciągając przed siebie ręce.
Gudrun posłała Indze pełne urazy spojrzenie. Inga
uśmiechnęła się słodziutko w odpowiedzi, ciesząc się, że
Gudrun zapomniała swojej roli obowiązkowej córki.
-Nie przeczę, że po tej wyprawie narciarskiej chętnie
napiłabym się czegoś gorącego - powiedziała Inga
przypochlebnie do Nielsa.
-Oczywiście, oczywiście - mamrotał Niels i pomagał
nakrywać stół w izbie. Ręce trzęsły mu się tak, że
filiżanki złowieszczo o siebie stukały. Inga obawiała się,
że je potłu cze.
Gudrun uniosła głowę i niemal przepłynęła przez pó
kój, niosąc tacę z ciastem. Niels zerkał zirytowany nacóri
kę, najwyraźniej niezadowolony z jej zachowania. Ale gło»
su nie podnosił. No pewno, że nie, pomyślała Inga, siadając
na krześle, które podsuwał jej Niels, ona potrafi dyrygować .
swoim ojcem.
- Czego chciał Kristian Svarrdal? - spytała Gudrun]
kiedy już nalała kawy do filiżanek.
28
Inga słuchała zaciekawiona. Rzadko się zdarzało, żeby
nie wiedziała, co ojciec planuje. Z reguły wprowadzał za-
równo ją, jak i braci w plany dotyczące zakupu nowych na-
rzędzi i innych niezbędnych rzeczy.
Niels strząsnął ze spodni jakiś niewidoczny pył, głos
mu drżał, kiedy wymamrotał ledwie dosłyszalnie:
- To tylko interesy. Nic, czym kobieta powinna zaprzą
tać sobie głowę.
Gudrun nie ustępowała:
- Nie możesz powiedzieć mimo wszystko, ojcze? Lubię
być poinformowana o tym, co się dzieje.
W jej tonie słychać było i prośbę, i przymilność. Niels ujął
filiżankę i napił się kawy. Wyglądało na to, że potrzebuje
czasu, by znaleźć odpowiedź.
-Pan Svartdal prosi mnie o radę w związku z handlem
drewnem.
-Handlem drewnem? Od kiedy to zacząłeś udzielać
rad w sprawie drewna? - prychnęła Gudrun. - Ty
przecież jesteś sędzią.
-Och - odparł Niels i wyprostował plecy. Wyglądało
na to, że jest zadowolony ze swojej odpowiedzi. -
Zdarza się przecież, że ktoś mimo wszystko chce
usłyszeć radę dobrego przyjaciela.
Gudrun milczała.
Rozmowa przy stole kulała i nastrój był nieprzyjemny.
Inga chciała jak najszybciej zakończyć tę wizytę i wyruszyć
w drogę powrotną do domu. Gudrun wyjęła z koszyka ro-
bótkę, metalowe druty poruszały się miarowo, co jej nie
przeszkadzało mieć baczenie na wszystko.
Niels zapytał, co tam słychać w Svartdal, a Inga odpo-
wiadała tak uprzejmie, jak tylko umiała.
- Dziękuję za zainteresowanie. Z Emmą wszystko do
brze. Tak, co do tego masz rację. W ostatnim tygodniu po
goda była okropna. Nie, nikt nie ucierpiał w czasie zawiei.
Coś było nie tak. Inga nie potrafiłaby powiedzieć, o
co
29
chodzi, ale coś jej się tu nie zgadzało. Niels nigdy nie był
człowiekiem, który mówi głośno, by zwrócić na siebie
uwagę, dziś jednak wydawał się wyjątkowo małomówny.
Coś musiało go dręczyć i Inga odniosła dziwne wrażenie,
że to coś wiąże się z nią.
Albo może z listem, który tu przyniosłam, pomyślała.
Może ojciec z jakiegoś powodu zrywa ich przyjaźń? Zaraz
jednak pokręciła głową. To nie może być to, bo po pierwsze
nie potrafiłaby powiedzieć, z jakiego powodu ojciec mógł-
by się rozgniewać na Nielsa, a po drugie gdyby tak było,
to przyjechałby tutaj sam. Ojciec nie ma zwyczaju unikać
nieprzyjemnych konfrontacji. Jest człowiekiem, który po-
trafi bronić swoich racji.
Inga piła małymi łyczkami gorącą kawę, napój miło ją
rozgrzewał. Czyżby ojciec zamierzał zainwestować duże
sumy w handel drewnem i zwraca się do Nielsa, swojego
przyjaciela, o radę? To wydawało jej się bardziej możliwe.
Do ich dworu należą przecież rozległe, bezkresne lasy. Jed-
nak mimo wszystko... dlaczego Niels się tak boi?
-Dziękuję za wspaniały poczęstunek - Inga zwróciła
się do Gudrun, kiedy wstała, żeby się pożegnać. I
naprawdę uważała, że poczęstunek był pyszny.
Gudrun podała znakomite drożdżowe ciasto, a do tego
słodki mus jabłkowy. Nie chciała przepraszać Gudrun
za ostrą wymianę zdań, kiedy tutaj przyszła, ale nie
chciała też opuszczać dworu bez podjęcia próby
pogodzenia się z nią. Nie była w stanii powiedzieć
tego wprost, niech więc Gudrun tłumaczy so» bie jej
pochwały, jak chce.
-Czy chciałabyś, żebym odprowadził cię przez las? -
spytał Niels z troską w głosie. - Na dworze zrobiło się
ciemno, a ty masz kawałek drogi do domu. A może byś
chciała żeby któryś z parobków odwiózł cię saniami?
-Stokrotne dzięki za uprzejmość - powiedział ła Inga -
ale ja się ciemności nie boję. A trochę ruchu na
świeżym powietrzu mi nie zaszkodzi.
30
-Więc naprawdę nie chcesz, żebym cię odprowadził? -
Na bladej twarzy Nięlsa malowała się wyraźna ulga.
-Nie, dziękuję.
Wyszedł wraz z nią na ganek.
-Pozdrów Kristiana i powiedz, że wkrótce się odezwę.
-Oczywiście - obiecała Inga i ruszyła w drogę.
4
Słońce zaszło już jakiś czas temu i wokół zrobiło się
ciemno. W lutym mrok przychodzi wcześnie i Inga za
cz a troch a owa , e nie wysz a z Gaupås, kiedy jesz
ęł
ę ż ł
ć ż
ł
cze było jasno. Księżyc w. pełni wyglądał spoza ponu
rych, ciężkich świerków, które rzucały na ziemię długie
cienie. Śnieg nie był już biały, pojawiła się teraz na nim;
delikatna, niebieskawa poświata. Narty chrzęściły na
oblodzonej powierzchni. Mimo że mróz przenikał pod
ubranie, Inga nie tęskniła do domu. Czuła się jakoś nie-
zwykle wolna, idąc tutaj samotnie, zjednoczona z tym
zimowym krajobrazem.
Dawniej w tych okolicach były wilki. Może i teraz od czasu
do czasu przebiegnie przez las jakaś wataha, ale wilki jej nie
przerażały. Prawdopodobnie one bałyby się bardziej niż Inga.
Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Przystanęła bez ruchu i
nasłuchiwała. Co to może być? Zwierzę brnące w śniegu?
Może rosomak? Inga skuliła się i poczuła, że policzki jej
płoną ze strachu. Ojciec zawsze ją ostrzegał."! nie musisz się
obawiać ani wilka, ani rysia, ale rosomaka
32
powinnaś się wystrzegać. To podstępny i silny drapież-
nik.
tała bez ruchu i nasłuchiwała. Przestraszoną i zbita z
tropu odwróciła głowę, by zobaczyć, co wywołuje ten
dziwny hałas. Nagle za pniami świerków, jakieś dwadzieś-
cia metrów dalej, zobaczyła mroczny cień, więc wyciągnęła
szyję, żeby widzieć lepiej. Cień przesuwał się szybko i trud-
no było określić, co lub kto to jest.
Odetchnęła spokojniej, gdy zdała sobie sprawę, że to
człowiek. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Prawdopo-
dobnie sama siebie przestraszyła. Powinna była
rozumieć, że inni ludzie też mogą mieć ochotę
pospacerować po lesie w taki piękny zimowy wieczór.
Wkrótce stanął przed nią młody mężczyzna.
-Dobry wieczór - przywitał się, opierając ręce na nar-
ciarskich kijkach.
-Dobry wieczór - wymamrotała w odpowiedzi, nie
pewna, kim ten człowiek jest.
-Co panienka ze Svartdal robi w lesie tak późno? - spytał
uprzejmie, z uśmiechem.
Inga odniosła wrażenie, że bawi się jej kosztem. Wpa-
trywała się w ziemię i odrzuciła nogą na bok jakąś bryłkę
lodu, która przywarła dp czubka jej kijka. Nigdy przedtem
nie widziała tego człowieka, skąd więc on wie, jak Inga się
nazywa?
-Ja... ja by am z wizyt w Gaupås. To taki dwór tam
ł
ą
ni ej - doda a wyja niaj co. - Dlaczego mu o tym
ż
ł
ś
ą
opowiada? Co go obchodzi, gdzie była?
-Bardzo dobrze znam Gaupås - odpar obcy swobod
ł
-
nie.
-Naprawdę? - spytała zaskoczona. - Niels jest przyjacie-
lem mojego ojca... ale dlaczego ja nie wiem, kim... -z
trudem wypowiadała słowa. - Jak się nazywasz?
-Martin. Mam na imię Martin - roześmiał się uba-
wiony. - To nie jest bezpieczne, gdy .młoda, piękna
kobieta
33
błąka się sama po lesie. Zadbam, żebyś bez kłopotów wró-
ciła do domu.
Ingę przeniknął delikatny dreszcz, a serce zaczęło bić
nieco szybciej. Co ten Martin powiedział? Że jest piękna?
Nigdy nikt jej czegoś takiego nie mówił. A już zwłaszcza
mężczyzna! Płomienny rumieniec wypłynął na jej policzki.
Zerkała spod oka na nieznajomego mężczyznę.
Dziękuję bardzo i nawzajem, pomyślała, ale za nic nie
odważyłaby się powiedzieć tego głośno. Ale to prawda,
że nieznajomy był przystojny, miał na sobie szerokie
spodnie, skarpetki w różnych kolorach, podtrzymywane
czerwonymi podwiązkami. Do tego gruby, wełniany swe-
ter z golfem. Na głowie miał niewielką czapeczkę, spod
której wystawały jasne włosy. Kiedy mówił, w mroku po-
łyskiwały białe zęby. Nos miał prosty, oczy w pięknej opra-
wie i proste brwi. Było zbyt ciemno, by mogła stwierdzić,
jakiego koloru są te oczy, myślała jednak, że niebieskie
lub zielone. Inga jak zaczarowana wpatrywa a si w jego
ł
ę
szerok klatk piersiow , pot
ne ramiona i wielkie d o-.
ą
ę
ą
ęż
ł
nie. Oto prawdziwy m
czyzna, pomy la a i na moment
ęż
ś ł
zobaczy a znowu przed sob szarego Nielsa Gaupåsa.
ł
ą
Różnica między tymi dwoma ludźmi była przytłaczająca.
No tak, poczuła, że jest niesprawiedliwa. Niels jest stary,
czas zrobił swoje.
Nie mówili nic więcej, oboje wolno posuwali się na-
przód. Inga szła przodem. Nie podobało jej się to, wolała-
by nie mieć go za sobą. Bardzo ją to niepokoiło. Ciekawe,
czy nieznajomy zachwyca się widokiem zaczarowanego
lasu, czy też przygląda się jej sylwetce? Czy wpatruje się
w talię, czy raczej w kołyszące się biodra?
Próbowała iść, nie poruszając biodrami, ale tego nie
dało się zrobić. Wkrótce zaczęły boleć ją plecy, ponie
waż szła na sztywnych nogach, nienaturalnie. Przyśpie-
szyła kroku, żeby sobie nie pomyślał, że Inga się wlecze.
Na szczycie wzniesienia, z którego droga wiodła prosto do
34
Svartdal, oboje przystanęli. Indze pozostał już tylko zjazd
w dół i będzie w domu.
Z kuchennych okien płynęło światło i kładło się deli-
katną poświatą na pokrytym śniegiem dziedzińcu. Inga
uśmiechnęła się sama do siebie i, jak wiele razy przedtem,
poczuła, jak bardzo kocha swój dom. Oczywiście, niekiedy
musiała walczyć z ponurym charakterem ojca, ale mimo
wszystko kochała swoją rodzinę, dwór i otaczającą go przy-
rodę. Bardzo dobrze znała wszystkie domowe obowiązki,
teraz z pewnością Emma zaczyna nakrywać do kolacji.
Widok rodzinnego domu sprawił, że Inga się rozma-
rzyła. Na chwilę prawie zapomniała, że nie jest tu sama.
Nie musiała się odwracać, żeby nabrać pewności, iż Martin
stoi tuż za nią. Wciąż słyszała jego oddech, czuła na karku
delikatne, słodkie ciepło.
- Ojciec na pewno serdecznie by cię przyjął, gdybyś
zechciał wejść ze mną do domu - rzekła, spoglądając na
niego skrępowana. Ile on może mieć lat, zastanawiała się
w duchu. Mniej więcej tyle, co ja? Nie, wygląda na doj
rzalszego, bardziej pewnego siebie. To nie jest nieśmiały
chłopiec, już raczej niemal dorosły mężczyzna. - Może
zjadłbyś z nami kolację? Skoro odprowadziłeś mnie bez
piecznie do domu, należy ci się nagroda - dodała po
śpiesznie.
W jego oczach dostrzegała ciepło.
i- Niestety, muszę odmówić. Nie powinienem zbyt póź-
no wracać do domu.
Inga spuściła wzrok i w zamyśleniu kiwała głową. Jak by
to było, gdyby chciał przyjść jako gość do jej domu? Co by
czuła, siedząc po drugiej stronie stołu i studiując jego sil-
ną, ale wrażliwą twarz? Gdyby mogła przyglądać mu się
z bliska, bo to pewnie ojciec by z nim rozmawiał. Jej wolno
byłoby jeść lub podawać do stołu.
- A gdzie ty mieszkasz? - spytała i odwróciła głowę.
Jęk przerażenia wyrwał się z jej gardła.
35
Martin zniknął. Tylko ślady nart w świeżym śniegu do-
wodziły, że sobie tego wszystkiego nie wymyśliła.
Zdumienie tym, że mężczyzna, który ma na imię Martin,
zniknął bezszelestnie, nawet się nie żegnając, nie dawało
jej spokoju. Przecież nie wyglądał na ile wychowanego czy
dziwnego. Dlaczego zadał sobie tyle fatygi, żeby towarzy-
szyć jej do domu? I dlaczego zniknął, zanim zdążyła za-
pytać, gdzie mieszka? Wszystkie te pytania wciąż miała
w głowie, kiedy wkraczała do ciepłej kuchni.
-Oddałaś list Nielsowi? - spytał ojciec. Siedział na
swoim miejscu przy stole i wkładał chrupki chleb do
dużej miski.
-Tak, oddałam mu do rąk własnych.
-Dobrze. Bardzo dobrze - mruknął ojciec.
-Niels obiecał, że wkrótce się odezwie - dodała jeszcze
Inga i stanęła przed kominkiem.
Teraz w kuchni były dwa piece. Przedtem używali głów-
nie paleniska z otwartym ogniem, ale od kiedy nastała
moda na kuchnie z fajerkami, kominek używany był raczej
do ogrzewania domu. Zdarzało się niekiedy, że Emma pie-
kła w nim chleb, jeśli nie miała siły stać przy otwartym og-
niu w piekarni. Inga wyciągała ręce do ciepła i wsłuchiwała
się w spokojne trzaskanie ognia.
- W lesie spotkałam jakiegoś mężczyznę - wyrwało jej
się nieoczekiwanie.
Bracia z zainteresowaniem podnieśli głowy znad stołu.
- Mężczyznę, który... - powiedział Kristian, jakby
chciał jej pomóc w kontynuowaniu opowieści.
- Spotkałam go na północ od jeziorka Svartdal.
Emma chrząknęła. Inga stała pogrążona we własnych
myślach i wciąż widziała przed sobą tego mężczyznę jak
żywego. Te jego jasne włosy, gładką skórę, te silne ramio-
na...
36
Emma znowu chrząknęła. Dlaczego ona to robi, pomy-
ślała Inga zirytowana i zmarszczyła brwi. Zerknęła spod
oka na służącą, by się przekonać, czy nie dzieje się nic złe-
go. Wtedy dostrzegła ostrzeżenie w oczach Emmy. „Nie
opowiadaj więcej", prosiły te oczy, „nie mów głośno nic
o tym spotkaniu". Inga patrzyła na Emmę bezradnie,-ale ta
nie odwróciła wzroku. Pokręciła tylko ledwo dostrzegalnie
głową i złożyła ręce. Inga nic a nic nie rozumiała. Dlaczego
ma nic nie mówić? Ludzie we dworze spragnieni są nowin,
a ona sama też rzadko przeżywa coś nowego. Ale to uparte
ostrzeżenie w oczach Emmy sprawiło, że milczała.
- Dlaczego jakiś obcy człowiek włóczy się po naszych
lasach? - spytał Kristiari gniewnie. - Nie chcę żadnych że
braków ani innej hołoty w swojej posiadłości!
Inga ugryzła się w język, żeby nie zacząć bronić Mar-
tina. Nie warto mówić ojcu, jak ten obcy miał na imię, w
każdym razie nie teraz, kiedy ojciec jest nie w humorze.
- Nie mam pojęcia - mruknęła obojętnie. - Ja go tylko
widziałam, nie rozmawiałam z nim.
Już więcej ani słowo nie padło na temat mężczyzny, któ-
rego spotkała.
Kristian wpatrywał się w tańczące płomienie. Od kominka
płynęło miłe ciepło, ogień trzaskał wesoło, mimo to Kri-
stian marzł. Zamyślony uniósł kieliszek z winem do ust i
pociągnął łyk. Nie przepadał za mocniejszymi napitkami,
ale bywało, że pozwalał sobie wypić kieliszek wina, kiedy
rzeczywiście chciał się odprężyć i zebrać myśli.
Kim jest człowiek, którego Inga widziała w lesie?
Głęboko wciągnął powietrze, ale natychmiast je wypuś-
cił, kiedy poczuł ukłucie w piersiach. Położył dłoń na ser-
cu. Czyżby zaczynał mieć problemy z sercem? Właściwie
w to nie wierzył, bo zawsze był silny i wytrzymały. To po-
37
nure myśli wywołują takie ukłucia. Niedobrze, jeśli czło-
wiek ma na głowie tyle zmartwień.
Czy Inga spotkała któregoś z synów Laureńsa Storedala?
Kristian cofnął się i oparł głowę o fotel. Kciukiem i pal-
cem wskazującym prawej ręki przycisnął powieki i wes-
tchnął. Granic Storedal nie chroni żaden płot, ale odkąd
wrogość między nim i Laurensem wybuchła, wydawało
się, jakby w lasach wyrosły wysokie mury. Do diabła, Lau-
rens nie może go oskarżać, że włóczy się po polach należą-
cych do Storedal! Nie wkroczyłby na zatrutą ziemię, nawet
gdyby go do tego zmuszano!
Którego z synów Laureńsa Inga spotkała? No cóż, po-
myślał przytomnie, nie ma pewności, że to ktoś z tutej-
szych mieszkańców. Można przyjąć, że to był obcy męż-
czyzna ze wsi, ale...
Kristian wypił resztkę wina. Mimo wszystko - skąd się
bierze to nieprzyjemne przeczucie, że któryś z potomków
Storedalów naruszył granice jego posiadłości?
Zniecierpliwienie burzyło mu krew. Na szczęście Inga
oddała dzisiaj list Nielsowi. Ten z pewnością nie potrzebu-
je zbyt wiele czasu, by mu na niego odpowiedzieć. Przecież
już wcześniej obaj roztrząsali tę propozycję.
Kristian poczuł zimny pot na plecach. Miał nadzieję,
że to nie potrwa długo, bo teraz czas zaczynał naglić...
Inga wyszczotkowała swoje długie włosy. Lśniące spływały
jej na plecy, już dawno temu powinna była przestać szczot-
kować. Ale to uspokajające zajęcie, kiedy myśli płyną to tu,
to tam. Tyle rzeczy ją ostatnio zastanawiało. Kim jest męż-
czyzna, którego spotkała, i dlaczego Emma uważa, że nie
powinna nikomu o nim opowiadać? Zanim zdążyła się nad
tym zastanowić, ktoś zapukał do drzwi.
Na zewnątrz stała Emma.
- Muszę z tobą porozmawiać. - Stara służąca niespo-
38
kojnie spoglądała na długi korytarz. Inga cofnęła się
nieco i wpuściła ją do pokoju. Emma opadła na jedyne w
tym pomieszczeniu krzesło, Inga natomiast usiadła na
krawędzi łóżka. - Ten mężczyzna - zaczęła Emma z
wahaniem - czy on ci powiedział, kim jest?
-Właściwie to nie. Powiedział tylko, że ma na imię
Martin.
-No dobrze, to nie musiał już dodawać nazwiska bo ja
natychmiast się domyśliłam, o kogo chodzi.
-Jakim sposobem? - spytała Inga szeptem i położyła
dłoń na bijącym głośno sercu.
-Widziałam blask w twoich oczach, moje dziecko,
mieniły się i jarzyły niczym gwiazdy.
Inga siedziała zakłopotana. Emma zdaje się znać ją le-
piej niż ona sama. Bo Inga wciąż nie zdawała sobie sprawy
z tego, jakie wrażenie obcy na niej wywarł. Zachwycała ją
jego uroda, to trzeba przyznać, ale jakim sposobem Emma
domyśliła się wszystkiego tak szybko? Szybciej, niż ona
sama była w stanie to pojąć!
Inga wstała i podeszła do okna. Przycisnęła czoło do
zimnej szyby. Przez nieszczelne futryny ciągnęło zimno.
-Przecież go nie widziałaś. Więc skąd możesz wie-
dzieć, kogo spotkałam?
-Nie tak trudno się domyślić - oznajmiła Emma sta-
nowczo. - W pobliżu nie ma zbyt wielu dworów. Więc
on musi pochodzić z któregoś z sąsiednich domów, bo
do wsi jest za daleko, żeby ktoś chodził tutaj tak
późno. A poza tym twoje zachowanie, twoje
promienne spojrzenie, tak, wszystko mi mówi, że to
musiał być młody mężczyzna.
-No to powiedz mi, kim on właściwie jest - wyszeptała
Inga i przymknęła oczy. - Nie dręcz mnie już dłużej w
ten sposób. - Nie bardzo zdając sobie z tego sprawę, po-
wiedziała głośno: - Oddbjorn i Tordis z Nedre
Gullhaug mają synów Ingego i Ivara. Ale chłopcy nie
skończyli więcej niż dziesięć i dwanaście lat, więc to
żaden z nich! Halv-
39
dan i Hedvig z 0vre GuUhąug mają Torsteina, Torbjerna i
córkę Ingebjorg. Znam i Torsteina, i Torbjorna, i to na pewno
też żaden z nich...
A więc to musiał być jeden ż synów ze Storedal. Storedal to
dwór leżący najbliżej Svartdal, ale między obydwoma domami
panuje wrogość tak gwałtowna i silna, że Inga nigdy nie
odważyła się nawet zapytać, co stało się jej przy czyną. Zawsze
kiedy ojciec słyszy nazwisko właściciela Storedal, twarz mu
blednie i mocno zaciska wargi. W Storedal mają trzech synów i
dwie córki. Wszyscy są mniej więcej w jej wieku, trochę młodsi
lub trochę starsi. To mógł być ktoś z nich, stwierdziła nagle.
Emma odwróciła się gwałtownie, aż krzesło zatrzeszczało.
- Inga, moje dziecko, posłuchaj teraz starej kobiety...
Czoło Ingi było lodowato zimne, kiedy oderwała je od
szyby. Kwiaty z mrozu stopniały w miejscu, na które padał jej
oddech. Zobaczyła, że Emma chce powiedzieć coś, co jest dla
niej zbyt trudne.
Stara splatała swoje powykrzywiane, spracowane palce i
głośno przełykała ślinę. Kiedy jej mądre, matowe oczy napotkały
spojrzenie błękitnych oczu Ingi, były pełne żalu.
-Odkąd przyszłaś na świat, starałam się uchronić cię od
wszelkiego zła. Główne zadanie mojego życia polegało na
tym, by chronić cię przed bolesnymi chwilami. Zdarzało się,
że biegłaś gdzieś, a potem wracałaś z poocieranymi
kolanami i łokciami... Tego rodzaju ból można znieść, on
szybko mija. Gorzej, jeśli ból zagnieździ się tutaj. - Emma
położyła dłoń na sercu i poklepała się lekko po bluzce. - Jeśli
ten ból zostanie tu na zawsze, człowiek jest zgubiony.
-Dlaczego mi o tym opowiadasz? - spytała Inga bez-
barwnym głosem.
-Zapomnij o tym mężczyźnie, Inga. Martin nie jest dla
ciebie.
Inga poruszyła się.
40
- Czy zrobił coś złego? Czy popełnił jakieś przestęp-
stwo?
Emma pokręciła głową.
-To szlachetny człowiek. Mimo to jednak... musisz się
postarać, żeby pamięć o nim nie zagnieździła się w two-
ich myślach. Nie wolno ci się w nim zakochać. Bo to
było- by dla ciebie brzemienne w skutki.
-Nic nie rozumiem - zaprotestowała Inga, ale Emma
ostrzegawczo uniosła w górę ręce. Jeszcze nie
skończyła.
-Nie mogę powiedzieć ci nic więcej - westchnęła. -1 jesz-
cze jedno: nie wolno ci o niego pytać ojca ani nikogo
innego w naszym dworze. Nikt nie może wiedzieć, że
spotkałaś akurat tego człowieka na naszej ziemi..,
- Co się właściwie tutaj dzieje? - mamrotała Inga czu-
jąc, że strach pełznie jej po plecach. Wygląda na to, jakby
w ciągu jednego dnia całe jej życie uległo przemianie.
Dotychczas uważała, że prowadzi życie wolne od zmar-
twień, chociaż ojciec często bywa wobec niej bezlitosny.
Mimo tó wiedziała, że w głębi serca ją kocha. Chodzi tylko
o to, że on nie ma kontroli nad własnymi uczuciami. Inga
wiedziała, że droga od miłości do nienawiści jest krótka i
czasami ojciec nie potrafi zachować równowagi między
dobrem i złem.
Nie miała na co się skarżyć. We dworze nigdy nie brako-
wało jedzenia czy picia, ani dla ludzi, ani dla zwierząt.
Inwentarz w Svartdal nie był wychudzony, kiedy wiosną
wypuszczano go na zielone pastwiska. Zarówno konie,
krowy, jak i owce były równie dobrze utrzymane wiosną,
jak późną jesienią, kiedy zamykano je w oborach i
stajniach.
Ponieważ do wsi było daleko, ojciec postarał się, żeby
Inga i bracia mieli co roku własnego nauczyciela przez kil-
ka letnich tygodni. Nauczyli się dzięki temu liczyć, pisać
i czytać. Otrzymali ,też ogólne wprowadzenie w historię,
41
biologię i geografię. Początkowo Inga sądziła, że ojciec nie
będzie chciał jej uczyć, skoro jest dziewczyną. Liczyła
się z tym, że musi jej wystarczyć to, czego nauczy ją
Emma na temat prowadzenia domu, ale popełniła błąd. -
Trochę rozumu w głowie jeszcze nikomu nie zaszkodziło -
mruknął któregoś dnia ojciec. Inga uważała, że żyje jej się
dobrze i stosunkowo bezpiecznie. Czy teraz to poczucie
bezpieczeństwa miałoby się ulotnić? Pomyślała o liście,
który przekazała Nielsowi. Czy to było ostrzeżenie, że
nadchodzą gorsze czasy? Czy w liście była mowa o tym, że
Svartdal jest zadłużone i wkrótce popadnie w ruinę? Nie,
to niemożliwe! Nic nie wskazywało na to, żeby ojciec
popełnił jakieś błędy. Co miesiąc zwożono z lasów wielkie
ładunki drewna. Tworzyły się długie karawany wozów,
które transportowały je z dziedzińca w Svartdal do
Holmestrand. Stamtąd drewno było przewożone do
Drammen i Larvik. Dwór miał naprawdę spore dochody ze
swoich lasów. Nie mogła też uwierzyć, żeby ojciec stracił
pieniądze na jakichś nietrafionych inwestycjach, bo nigdy
nie słyszała, by mówił o niepewnych interesach.
Nadal pozostawało dla niej tajemnicą to, że Niels wy-
dawał się taki wzburzony treścią listu. Może to Niels wi-
nien jest pieniądze jej ojcu i nie stać go na spłacenie długu?
Ale i w to Inga wątpiła. O ile zna Nielsa, to jest to rozsądny
i poważny człowiek. Mimo wszystko, pomyślała już któryś
raz tego samego dnia, gdyby były jakieś nieporozumienia,
to ojciec osobiście pojechałby do Nielsa. Nie używałby jej
jako posłańca.
A ten mężczyzna, Martin... Na myśl o nim zrobiło jej
się gorąco. Poczuła w ciele słodkie mrowienie. Nie mog-
ła zrozumieć tego tajemniczego lęku, który go otaczał.
Co by się komu stało, gdyby Inga dowiedziała się o nim
czegoś więcej? Nie mogła też pojąć, co niebezpiecznego
jest w tym, że mogłaby o nim rozmawiać. Wiedziała, że oj-
ciec ma we wsi duży respekt, a to zwykle rodzi i przyja-
42
ciół, i wrogów. Może nawet więcej wrogów, pomyślała ze
smutkiem. Ale przecież Martin nie może być wrogiem jej
ojca, jest na to chyba za młody. Ojciec potrafił zachowywać
się szorstko wobec ludzi, których nie lubił. Nie przejmował
się, co ludzie mówią albo o nim myślą. Inga nie znała czło-
wieka, który byłby w większym stopniu panem siebie niż
ojciec. Ludzie twierdzą, że jest zarozumiały, ale ojciec
się z tego śmieje.
- Bo mam do tego powody - powiedział kiedyś, uśmie-
chając się szeroko. - Ludzie zawsze pogardliwie spoglądali
na Svartdałów i muszę powiedzieć, że teraz bardzo się cie-
szę, kiedy widzę ich zawiść. Kiedy zazdrość szarpie ich ser-
ca, sprawia im to ból. Ja z tego powodu nie cierpię.
Za ojcem naprawdę trudno trafić, pomyślała Inga. Za-
czynała już być zmęczona. Dzięki solidnym podwalinom,
jakie przodkowie położyli pod rozwój dworu, on może
królować nad okolicą. Coś takiego musi rodzić wrogość.
Rozpięła bluzkę, zdjęła ją i powiesiła na oparciu krzesła.
W zamyśleniu zdejmowała spódnicę i halkę. Starannie zło-
żyła ubrania i spod poduszki wyjęła nocną koszulę.
Otuliła się starannie kołdrą i ziewnęła, ale dotychczas
nie rozwiązała przyczyn konfliktu między ojcem i Mar-
tinem. Jeśli oni są wrogami, pomyślała sennie. Bó nawet
tego nie wiedziała.
5
Dwa dni później Emma obudziła ją o świcie. Inga otwo-
rzyła oczy i uśmiechnęła się do służącej. Na dworze było
ciemno, ale Emma trzymała w ręce świeczkę. Mdłe świa-
tełko wywoływało mroczne cienie na ścianach.
-Musisz już wstawać, dziecko - szeptałaEmma. - Wie-
czorem będziemy mieć gości.
-Gości? - powtórzyła Inga i spuściła nogi z łóżka. Na-
tychmiast oprzytomniała. - A kto przyjeżdża?
Emma uśmiechnęła się, widząc jej zaciekawienie.
-Szczerze powiedziawszy, nie wiem. I nie zamierzam
pytać Kristiana. W swoim czasie się dowiemy. Ale teraz
się pośpiesz, Inga. Dzisiaj jest mnóstwo do zrobienia.
Będziesz musiała mi pomóc.
-Zaraz przyjdę - obiecała Inga.
Kiedy stara służąca opuściła pokój, Inga ściągnęła noc-
ną koszulę przez głowę. Przyjemnie było postawić stopy
na miękkim futrzanym dywaniku, który leżał przy łóżku,
ale przeniknął ją dreszcz, kiedy stanęła na lodowatych des-
kach podłogi. W pokoju panował chłód i Inga dostała gę-
siej skórki.
44
Nalała wody do miednicy i ochlapała sobie twarz. Zim-
na woda dosłownie kłuła skórę, ale to przyjemne i orzeź-
wiające uczucie. Uznała, że dzisiaj nie ma czasu na grun-
towne poranne mycie. Chciała jak najprędzej zejść do
ciepłej kuchni, żeby dowiedzieć się więcej o tym, co ma się
stać.
- Aleś się pośpieszyła - roześmiała się Emma.
Inga odpowiedziała jej uśmiechem i zaczęła przygoto-
wywać śniadanie. We dworze jest wiele osób, które muszą
coś zjeść, nim rozpoczną wykonywanie swoich codzien-
nych obowiązków. Inga stawiała na stole chrupki chleb,
kwaśne mleko, masło i różne sery. Przygotowała też wielki
dzbanek kawy.
Kiedy wszyscy usiedli, Kristian zaczął rozdzielać co-
dzienne obowiązki. Najpierw wskazał na Kristoffera i Kri-
stera:
- Czy możecie zaprząc konie do sań i przywieźć siano,
które zostało na górskim pastwisku? W nocy spadł świeży
śnieg i jest świetna okazja, żeby przetransportować siano
do domu. - Czekał chwilę, aż chłopcy przytakną. - A wy,
Embrik, 01av i Lorang, będziecie ze mną zwozić drewno.
Kristian wyciągnął rękę po kawałek chleba. Nie miał
w zwyczaju mieszać się do tego, co Inga, Emma i Lovise
będą robić przez cały dzień. One miały swoje stałe zajęcia
przy obrządku, przygotowywaniu jedzenia, sprzątaniu, re-
perowaniu ubrań i tak dalej.
Przy dojeniu krów Inga podśpiewywała pod nosem.
Zadowolona poklepała po głowie zeszłorocznego cielaka
i pozwoliła, by lizał jej palce. Nie przejmowała się tym, że
cielak ją uślinił i ubrudził. Zwierzę porykiwało sympa-
tycznie, kiedy podeszła, by nalać mu wody do koryta. Za-
nim wyszła i zamknęła za sobą drzwi, sprawdziła jeszcze,
czy wszystkie zwierzęta mają doić jedzenia.
Wchodząc do domu, stwierdziła ze zdumieniem, że oj-
ciec wciąż siedzi przy długim stole. To niebywałe, pomyśla-
45
ła. Ojciec nigdy nie traci czasu, to człowiek wiecznie zaję-
ty. Dwór potrzebuje każdej jego wolnej minuty. Tymczasem
siedzi tutaj, a na dziedzińcu bracia już zdążyli zaprząc do
sań.
W kuchni panowała cisza. Zdumiewająca cisza, pomy-
ślała Inga z lękiem. Byli sami, tylko ona i ojciec, Emma i
Lovise znajdowały się gdzieś w innej części domu.
- Coś dla ciebie mam- oznajmił ojciec, który siedział
odwrócony do niej plecami. Trochę niezdarnie podniósł
jakiś pakunek ze swoich kolan. Było oczywiste, że czekał
na nią z tą schowaną niespodzianką. - Proszę, rozpakuj to,
Inga - zachęcał. W jego głosie słyszała zadowolenie.
Drżącymi palcami Inga rozsupływała sznurek, którym
była przewiązana paczka. Marudziła z tym dłużej, niż na-
leżało, ale nie mogła sobie przypomnieć, żeby ojciec dał jej
kiedyś jakiś prezent bez specjalnej okazji.
- Ależ ojcze! - zawołała zdumiona. - To przecież kup
ne ubranie!
Kristian chrząknął.
- Jedna zdolna krawcowa w mieście to uszyła. Kosz
towało mnie wprawdzie majątek, ale nic nie jest za drogie,
kiedy szukam czegoś dobrego dla swojej córki. Rozłóż to,
Inga, chciałbym zobaczyć, jak bardzo ci w tym do twarzy!
Inga zrobiła, co kazał, ale najpierw musiała, wstrzymu-
jąc dech, pogłaskać materiał sukienki. Chłodna, mięciut-
ka tkanina układała się pięknie pod jej palcami. To suknia,
suknia z czerwonego aksamitu.
-Wspaniała, ojcze, naprawdę wspaniała - westchnęła
Inga wzruszona. - Ale skąd ta krawcowa wiedziała,
jakie mam wymiary?
-Och - burknął Kristian. - Wystarczy, że przymknę
oczy, a widzę przed sobą twoją postać. To ja podałem
krawcowej wymiary z głowy. I, jak widzę, opisałem cię
właściwie.
,
Inga zarumieniła się ze szczęścia. Ojciec o niej myślał!
46
Potrafił wywołać w pamięci jej postać i chciał sprawić jej
radość nową sukienką. To wprost nie do uwierzenia!
-A kiedy będę mogła ją włożyć? - spytała z przeję-
ciem.
-Dziś wieczorem, Inga. Chcę, żebyś ją na sobie miała,
kiedy przyjadą goście.
Fakt, że ojciec z nią rozmawia, dodał jej odwagi. I mó-
wił takim łagodnym głosem. Postanowiła więc zadać pyta-
nie:
- A kogo się spodziewasz?
Uśmiech na wargach ojca zgasł tak samo szybko, jak się
pojawił, twarz mu spoważniała.
- Poczekaj, a zobaczysz.
Inga zrozumiała, że rozmowa dobiegła końca, i przekli-
nała własną ciekawość. Nie powinna była zadawać takich
pytań, w każdym razie nie teraz, kiedy tak dobrze im się
rozmawiało.
Wyszła z kuchni i pobiegła do swojego pokoju. Ostroż-
nie rozpostarła suknię na łóżku. Miała wielką ochotę ją
przymierzyć, ale nie chciała tracić czasu.
Kiedy wróciła na dół, ojca już nie było. Emma nuciła
coś w jadalni. Inga podeszła do otwartych drzwi i oparła
się o futrynę.
-Śmiertelnie mnie przeraziłaś, dziewczyno - jęknęła
Emma, kiedy nagle zauważyła Ingę. Zamierzyła się na
nią, ale wcale nie była zła. Kiedy przechodziła obok
Ingi, po-czochrała lekko jej włosy.
-Co masz zamiar podać dziś wieczorem? - spytała
Inga.
-Myślałam, żeby na początek podać zupę rybną. Pa-
miętasz przecież, że wczoraj mieliśmy na obiad rybę, a
ja zostawiłam głowy i ogony.
-Ty zawsze o wszystkim pomyślisz - rozpromieniła się
Inga.
47
-Przygotowywałam wspaniałe obiady w tym dworze,
przed...
-Przed? - Inga przyglądała się jej badawczo. - Tak
rzadko zaprasza się gości tutaj do Svartdal. Czasem
tylko świętujemy spotkanie z jakimiś dalekimi
krewnymi albo do ojca przychodzą panowie w
interesach. Ale już dawno nie było tu żadnych
przyjaciół. Zresztą ojciec niewielu ludzi nazywa
przyjaciółmi.
Inga oczekiwała, że Emma zacznie jej wyjaśniać, ale
tamta nie odezwała się ani słowem.
-Opowiedz mi - zachęcała stanowczo, kiedy Emma
nie podejmowała wątku. - Kiedy bywały tutaj te
wspaniałe obiady?
-Przeważnie za czasów twojej matki... - odparła
Emma z poczuciem winy.
-Trudno mi wyobrazić sobie nasz dziedziniec wypeł-
niony roześmianymi, pięknie ubranymi ludźmi -
powiedziała Inga. - I ojciec jako rozbawiony
gospodarz? Niemożliwe! To chyba mama go
przekonywała, żeby zapraszał tutaj ludzi?
Nagle poczuła gwałtowną tęsknotę za matką. Miała
wrażenie, że gardło zaciska się jej boleśnie. Mówiła dalej
w zamyśleniu:
-Nigdy przedtem nie myślałam tyle o mamie. Nigdy
jej przecież nie widziałam ani z nią nie rozmawiałam,
ale... w ostatnim czasie bardzo tęsknię za tym, żeby
mieć matkę. Muszę to przyznać. Tęsknię za tym, żeby
dowiedzieć się czegoś więcej o tej nieznajomej
kobiecie, której częścią przecież jestem.
-Zostaw przeszłość w spokoju - poprosiła Emma z
uporem. - Grzebanie się w niej do niczego dobrego nie
doprowadzi.
. - Nikt mi nie chce powiedzieć...
- Cicho bądź, Inga - upomniała ją Emma ze smutkiem
w głosie i położyła palec na jej wargach. - To ojciec powi-
48
nien ci opowiedzieć o przeszłości, nie ja. Bądź taka dobra i nie
pytaj mnie więcej.
Inga poczuła się urażona. Mimo to musiała uszanować
życzenie starej. Kochała Emmę i nie chciała zmuszać jej do
mówienia czegoś, na co ona sama nie ma ochoty. Ich spoj -rzenia
się spotkały. Inga dostrzegła ból w oczach Emmy z powodu
tego, że nie może jej pomóc, uśmiechnęła się więc do starej
służącej, jakby chciała ją pocieszyć.
- Podamy dzisiaj wszystko, co dwór ma najlepszego -
oznajmiła Emma z wypiekami na policzkach. •
Kiedy Emma zajęła się przygotowaniem obiadu, Inga
zaczęła sprzątać w jadalni i nakrywać do stołu. Wyjęła por-
celanowy serwis i srebrne sztućce. Czas mijał szybko. Trzeba
jeszcze tyle rzeczy zrobić, zanim we dworze pojawią się goście.
Inga po raz kolejny zerknęła w okno i stwierdziła, że zaczyna
się ściemniać. Jej ciało przeniknął miły dreszcz. Ciekawe, kto
też przyjedzie?
Kiedy ojciec i bracia poszli się przebrać, Inga pobiegła do
swojego pokoju. Znowu podziwiała nową suknię, leżącą na
łóżku. Wprost trudno uwierzyć, że ojciec podarował jej coś tak
pięknego. I na dodatek suknia jest czerwona! Inga nigdy nie
miała żadnych ubrań w mocnych, czystych kolorach.
Przeważnie jej sukienki były szyte z szarego lub czarnego
samodziału. Bluzki też miała tylko białe albo czarne.
Suknia bardzo ładnie opinała piersi i talię, spływała po
biodrach i rozszerzała się wyraźnie ku dołowi. Niczym suknia
ślubna, pomyślała Inga, nie mogąc się napatrzeć własnemu
odbiciu w lustrze. Było jej w tej sukni bardzo do twarzy, co do
tego nie można mieć wątpliwości. Podkreślała piersi, wskazujące,
że Inga jest już dorosłą kobietą, w talii jednak sukienka wyraźnie
ją wyszczuplała.
Wyszczotkowała włosy, postanowiła jednak ich nie za-
49
płatać, niech swobodnie spływają na plecy. Zresztą i tak
nie miałaby cierpliwości na zajmowanie się wyszukaną
fryzurą. Przyjdzie taki czas, kiedy będzie musiała je za-
platać w warkocze i ukrywać pod czepkiem. Tak będzie
od chwili, kiedy Inga wyjdzie za mąż. Wtedy nie będzie
już mogła pozwalać, żeby włosy niczym czarny wodospad
spadały na ramiona. Zarumieniona zrobiła kilka tanecz-
nych kroków pośrodku pokoju, po czym ukazała się bra-
ciom czekającym w jadalni. Emma aż klasnęła w dłonie z
zachwytu.
- Czy nasza huldra wybiera się na bal? - spytał Kristof-
fer zaczepnie.
Inga tylko prychnęła w odpowiedzi, ale spostrzegła w
jego wzroku coś, co mogło przypominać dumę.
- Embrik, zamknij usta - Krister szturchnął w bok
młodego parobka.
Embrik stał jak zaczarowany widokiem Ingi. Wyraźnie
się przy tym zaczerwienił.
- Jaki mężczyzna nie zacząłby się gapić, kiedy ukaże się
takie zjawisko? - w jego słowach brzmiał upór, ale chłopak
zaraz zaczął się śmiać.
Inga poczuła się lekko urażona uwagą służącego, ale jego
słowa wywołały strumień ciepła w jej ciele. Kiedy usłyszała
na dworze dźwięk dzwoneczków u sań, żołądek Ścisnął się
jej z podniecenia. Oddychając nerwowo, pobiegła do okna,
by zobaczyć, kto to przyjechał, ale widziała jedynie blask
pochodni, które zapalono przed drzwiami. Sanie wjeżdżały
na dziedziniec.
Wszyscy nasłuchiwali.
Inga zmarszczyła brwi. Ona już przedtem słyszała te
dzwonki u sań! Skuliła się i opuściła ramiona, cała
radość z przyjęcia prysła. Poczuła się po prostu trochę
oszukana! Przez cały dzień czekała, aż będzie mogła
powitać nowych, sympatycznych ludzi. Konie, które teraz
wkraczały na dziedziniec, pochodz z dworu Gaupås.
ą
Inga odnios a wra e-
ł
ż
50
nie, że stroiła si bez powodu. Jęknęła cicho i miała ochotę
odejść od okna. Całe napięcie się ulotniło. Dlaczego ojciec
nie powiedzia , e to tylko Niels Gaupås
ł ż
jest zaproszony na
ten obiad? Co w tym może być nowego i podniecającego?
No dobrze, pomyślała pojednawczo, przecież nawet się nie
zająknął na temat tego, kto przyjedzie. To ona sama wzbu-
dziła w sobie te wielkie oczekiwania. I kogo właściwie tak
wyglądała?
Ojciec i Lorang wyszli sędziemu na spotkanie. Lorang
zaczął wyprzęgać konie z sań, by wprowadzić je do stajni.
Przygotował tam już dla nich wodę i obrok.
Inga widziała przez okno, jak Niels zeskakuje na ziemię.
Ojciec wyciągnął rękę w stronę kogoś, kto nadal siedział
w saniach.
-Och nie! - wyrwał jej się pełen rozczarowania
okrzyk. - Niels przywiózł ze sobą córki! W drzwiach
stanie wkrótce zarozumiała, wystrojona Gudrun.
-Spróbuj ją lepiej poznać - doradzała Emma. - Może
nie wyda ci się wtedy taka niesympatyczna. Gudrun
mogła się zmienić od czasów dzieciństwaj
-Jakoś trudno mi w to uwierzyć - wymamrotała Inga
cierpko. - Poza tym ona nigdy nie była specjalnie mną
zachwycona, więc dlaczego teraz nagle miałoby się to
zmienić?
Kiedy Niels wszedł dp domu, ujęła jego spoconą dłoń
i dygnęła pięknie. Miała wrażenie, że jego wzrok nie-
przyzwoicie długo spoczywa na jej biuście. Sędzia po-
śpiesznie zwilżył wargi jasnoczerwonym językiem i musiał
odchrząknąć, zanim powiedział „dobry wieczór".
- Jak to miło, że przyjechaliście - oznajmiła Inga, czu
jąc, że kłamstwo dławi ją w gardle.
Ona i Gudrun dygnęły przed sobą na powitanie. Gu-
drun się nie uśmiechnęła, wpiła w nią tylko pełne wrogo-
ści spojrzenie. Nie skomentowała też mojej nowej sukni,
pomyślała Inga zirytowana. Gudrun jest niczym pług do
51
głębokiej orki, przyszło jej do głowy i uznała, że to właś-
ciwe określenie dla tej mało sympatycznej istoty. Ma barki
szerokie jak chłop, ani śladu talii czy bioder. Właściwie nie
jest brzydka, przyznała Inga zamyślona, ale nie ma wdzię-
ku i lekkości.
Sigrid była całkowitym przeciwieństwem siostry, miała
zwinne ciało, bladą twarz i wielkie, okrągłe oczy. Włosy
zaczesywała do tyłu i zaplatała w niemal sztywne warko-
cze. Inga musiała się powstrzymać, żeby nie podrapać się
w głowę, na widok tych mocno naciągniętych włosów Si-
grid poczuła, że boli ją skóra.
Sigrid wyglądała na przestraszoną, jakby znalazła się
w niewłaściwym miejscu, kiedy wszyscy się nawzajem wi-
tali, ona skryła się za plecami ojca.
Było jasne, że Gudrun nauczyła się konwersacji i obiad
rzeczywiście przebiegał w bardzo przyjemnym nastroju.
Dziewczyna zwracała się głównie,do Kristoffera i Kriste-
ra, a Inga przysłuchiwała się z zainteresowaniem. Tak jak
przypuszczała, Gudrun okazała się pewną siebie kobietą.
Inga musiała przyznać sama przed sobą, że ona również
wie, o czym mówi. Niezależnie od tego, o czym bracia roz-
mawiali, Gudrun była w stanie w tej rozmowie uczestni-
czyć. Wyglądało też na to, że świetnie się zna na prowadze-
niu dworu.
Ona sama rozmawiała trochę z Sigrid. Musiała wy-
ciągać poszczególne słowa z nieśmiałej dziewczynki, po-
woli jednak Sigrid jakby odtajała. Kiedy po raz pierwszy
uśmiechnęła się skrępowana, była jak odmieniona. To
naprawdę bardzo sympatyczna istota!
Po znakomitej zupie rybnej i wyszukanym daniu głów-
nym, złożonym z kilku rodzajów mięsa i groszku, wszyscy
zostali poproszeni do salonu, gdzie podano deser.
-Przygotowałam twój ulubiony deser, Kristian - po-
wiedziała z uśmiechem Emma. - Pudding migdałowy!
-Nic dziwnego, że wytrzymywałem z tobą przez te
52
wszystkie lata - żartował Kristian dobrotliwie. - Jesteś naj-
lepszą gospodynię w okolicy!
Emma przyjęła żart z uśmiechem, wycofała się i za-
mknęła za sobą drzwi do kuchni.
Po deserze ojciec zwrócił się do Ingi:
,
-My, mężczyźni, musimy teraz trochę porozmawiać,
więc ty zajmij się Gudrun i Sigrid...
-Dlaczego Kristoffer i Krister mogą zostać? - spytała
Inga zuchwale, czując coś, co mogło przypominać
złość. Słowa popłynęły jej z ust, zanim zdążyła
pomyśleć: - Mam taką samą ochotę uczestniczyć w
rozmowie na temat dworu jak Kristoffer i Krister. Jeśli
ma się wydarzyć jakaś katastrofa, to z pewnością
dotknie także mnie...
Kristian popatrzył na nią surowo.
- Kobiety nie mają nic do roboty tam, gdzie mężczyźni
będą dyskutować o ważnych sprawach. Tak po prostu jest.
Idźcie teraz!
Inga drgnęła, widząc, że Niels szuka czegoś w we-
wnętrznej kieszeni kamizelki. Zaraz potem położył na
stole list, który niedawno sama mu przekazała. Nietrudno
było rozpoznać piękne, pełne zawijasów pismo ojca i
jego pieczęć. Wszystkie narzędzia we dworze były tak
samo znaczone: inicjały ojca, K jak Kristian i S jak Svart-
dal. Ojciec zamykał czerwonymi łąkowymi pieczęciami
tylko wyjątkową korespondencję, ale tak właśnie uczynił
z tym listem.
Inga wolno wypuściła z płuc powietrze i szukała czegoś,
czym mogłaby zająć Gudrun i Sigrid. Czym one wszyst-
kie trzy miałyby wypełnić czas? Jeśli zabierze je do izby,
to będą siedziały sztywno każda na swoim krześle. Inga nie
była w stanie myśleć o przytłaczającej ciszy, jaka wtedy za-
panuje.
-Mogę wam pokazać nową klacz i jej źrebaka - zapro-
ponowała nagle.
-Dziękuję, już wcześniej widywałam źrebaki - odpar-
53
ła Gudrun opryskliwie i podniosła wzrok znad szydełko-
wej robótki, którą ze sobą przywiozła.
-Nie zaboli cię, jak zobaczysz nasze konie - warknęła
Inga. Spojrzenia dziewcząt spotkały się nad stołem. Inga
uniosła głowę. Mowy nie ma, żeby pierwsza miała cofnąć
wzrok!
-To bardzo dobry pomysł - przyznał Kristian cicho.
Jego głos sprawił, że Gudrun odwróciła wzrok.
-Urodził wam się źrebak o tej porze roku? - spytał
Niels z zainteresowaniem.
Kristian przytakiwał z tajemniczą miną.
- Jesienią kupiłem kobyłę, uważałem, że to dobry za
kup, chociaż trochę mnie dziwiło, że jest taka gruba. Wi
docznie dobrze odżywiona, myślałem sobie. A kiedy zaraz
po Bożym Narodzeniu urodziła pięknego źrebaka, uzna
łem, że zakup jest jeszcze lepszy.
Mężczyźni zaczęli się śmiać. Kristian Svartdal był zna?
ny z tego, że robi dobre interesy, chociaż kupując kobyłę,
nie wiedział, że kupuje też źrebaka.
Dziewczęta ubrały się w sieni, włożyły rękawice i czapki.
Na dworze było zimno, księżyc wzniósł się bardzo wysoko
na niebie. Świecił teraz przymglonym, złotawym blaskiem.
Dzisiaj nie ma pełni, pomyślała Inga i poczuła skurcz żo
łądka. Pełnia była tamtego wieczora, kiedy w lesie spotkała
Martina... Nie wiedziała dobrze, co się z nią stało, ale nagłe
policzki, jej zapłonęły. Przyłożyła zimne rękawice do twa
rzy w nadziei, że trochę ostudzą zaczerwienioną skórę.
- Ubrudzimy sobie suknie - oznajmiła Gudrun i za
trzymała się zdecydowanie przed stajnią.
Za stajnię odpowiadał Lorang i utrzymywał ją w niena-
gannym porządku. Za każdym razem, kiedy wprowadził
konie, starannie zamiatał podłogę, usuwając wszelki brud
i słomę.
- No to podnieś ją trochę - prychnęła Inga urazo
na w imieniu Loranga. - Nie masz na sobie ślubnej sukni
z długim trenem!
54
-Jakaś ty podła - jęknęła Gudrun wstrząśnięta.
-Tak uważasz? Nie możesz chodzić po dworze wystro-
jona niczym lalka. Myślałam, że przynajmniej tyle
rozumiesz.
Gudrun wpiła w nią spojrzenie, ale Inga udawała, że
wcale się tym nie przejmuje. Nie mogłaby zaprzeczyć, że
czuje się rzeczywiście podła, tak jak to Gudrun powie-
działa. Bo przecież Gudrun nigdy nie chodzi wystrojona.
Ta młoda kobieta przywykła do ciężkiej pracy, rzadko
wkłada na siebie piękne ubranie.
Inga dygotała jak w febrze. Jak doszło do tej wrogości
między nimi? To prawda, że kłóciły się w dzieciństwie,
ale przecież teraz powinny już z tym skończyć. Dlaczego
Gudrun przygląda jej się tak paskudnie? Czy Gudrun wie
o niej coś, z czego Inga sama nie zdaje sobie sprawy? W po-
płochu zastanawiała się, czy czasami ostatnio nie zrobiła
czegoś, co mogłoby wywołać irytację Gudrun. Tylko co by
to mogło być?
-Och, jaki śliczny! - zaćwierkała Sigrid, kiedy tylko
dostrzegła źrebaka. Szare, długonogie zwierzątko
stało w głębi boksu. Za jakiś miesiąc lub dwa źrebak
będzie tak samo lśniący i czarny jak jego matka. - Czy
mogłabym do niego wejść? -. Sigrid spojrzała na Ingę
błagalnie.
-Oczywiście - uśmiechnęła się Inga i otworzyła drzwi
boksu.
Źrebak obwąchiwał je zaciekawiony, a Sigrid popiski
wała cichutko z radości, kiedy przytulał do jej dłoni swoje
wilgotne, jedwabiste chrapy.
Inga zerkała spod oka na Gudrun, stojącą nieco z boku
z bladym uśmiechem na wargach. A więc i ona dała się
uwieść wdziękowi źrebaka, pomyślała Inga zadowolona.
Bo chyba tylko człowiek o sercu z kamienia nie daje się
oczarować młodym zwierzętom. Starały się zabijać czas
w tej stajni. Żadna nie miała ochoty wrócić do domu ani
włączyć się do poważnej rozmowy między Kristianem
55
i Nielsem. Inga zdjęła rękawice i chuchała w zmarznięte pałce.
Powinna spróbować zatrzymać w rękach ciepło do powrotu.
Nag e wpad jej do g owy pomys : czy mog aby spyta
ł
ł
ł
ł
ł
ć
Gudrun, kim jest Martin? Powiedzia przecie , e Gaupås
ł
ż ż
zna
dobrze. Już otworzyła usta, by zadać pytanie, ale zrezygnowała.
Nieprzystępna, zawzięta twarz Gudrun sprawiła, że Ingę opuściła
odwaga. Gudrun z pewnością nie zechce jej pomóc, nie!
Przeklinała własną bezmyślność. Nie powinna była
zachowywać się pogardliwie wobec Gudrun, ani teraz, ani
wtedy, kiedy odwiedzi a ich dwór. Wówczas mog aby liczy , e
ł
ł
ć ż
najstarsza córka z Gaupås ch tnie opo
ę
wie jej o nieznajomym
coś więcej.
Ze złością kopnęła jakiś kamień, leżący na ziemi. Siostry
spojrzały na nią bez słowa, a ona zawstydzona spuściła wzrok. Na
szczęście nie minęło wiele czasu, a Emmą zawołała, że mają
wracać, bo zaraz poda kawę i ciasto.
Kiedy weszły do salonu, nagle zrobiło się cicho. Ojciec
lustrował Ingę dziwnym spojrzeniem, a ona uśmiechnęła się do
niego nieśmiało. Kristian przez chwilę siedział bez ruchu, ale
potem odpowiedział jej uśmiechem.
Inga spoglądała na Kristoffera i Kristera. Szukała w
ich twarzach jakiejś zmiany, chciała stwierdzić, czy są
zadowoleni, czy może smutni. Żaden z braci nie chciał
jednak na nią spojrzeć. Czyżby nigdy nie miała się do-
wiedzieć, o czym tutaj rozmawiano? To ją irytowało,
równocześnie napełniało jakimś niewytłumaczalnym lękiem.
Coś wisi w powietrzu, coś się wydarzy, a Inga nie może się
dowiedzieć, o co chodzi. Aż się paliła do tego, by wyjaśnić
tajemnicę, a}e nie zdobyła się na pytania. Żaden z obecnych
tu mężczyzn nie zachęcał do takiej otwartości.
Pochodnie na dziedzińcu dawno pogasły, kiedy goście
zaczęli się w końcu żegnać.
Niels ujął rękę Kristiana, uścisnął mocno i zapewnił:
56
-W takim razie umowa stoi.
-Umowa stoi - przytaknął kristian i przyjaźnie potrząsał
ręką gościa.
Rodzina Svartdalów stała na schodach, dopóki sanie z
Gaupås nie znikn y w zimowym mroku.
ęł
6
Inga ocknęła się, czując słodkie pulsowanie w całym ciele.
Przewracała się w łóżku z boku na bok, nagle otworzyła
szeroko oczy. Miała tej nocy niezwykły sen. Najpierw nie
pamiętała niczego, powoli jednak wspomnienia zaczęły
wracać. Jak mogło jej się śnić coś tak grzesznego? Ogarnął
ją wstyd, naciągnęła kołdrę na głowę w nadziei, że uda jej
się schować. Oddychała szybko, z drżeniem.
We śnie stała na szczycie wzniesienia w pobliżu dwo-
ru. Była sama, ale każdą cząsteczką
(
ciała czuła, że na ko-
goś czeka. Usłyszała trzask jakiejś łamanej gałązki, ale na-
dal stała nieruchomo. Nawet wtedy, kiedy męska postać
stanęła tuż za nią, bardzo blisko, Inga się nie przesunęła.
Odchyliła głowę w tył i jęknęła z rozkoszy. Głowa znalaz-
ła oparcie na silnej piersi. Mężczyzna objął ją w talii. Jego
oddech był ciężki z pożądania. Ręce przesuwały się w górę.
Inga splotła swoje dłonie z tyłu na jego plecach i przycis-
nęła go mocno do siebie. W końcu położył ręce na jej na-
prężonych piersiach. Bardzo chciała, żeby wsunął je pod
bluzkę, by mogła poczuć jego gorącą skórę, ale on tego nie
zrobił. Inga kręciła głową i pojękiwała cichutko...
58
Zrzuciła z siebie kołdrę, leżała przez dłuższy czas i pa-
trzyła przed siebie. Nigdy przedtem nic takiego jej się nie
śniło, a pożar, jaki wzniecił w jej żyłach ten sen, powodo-
wał wstrząs. Wprost ńie mogła uwierzyć, że nosiła w sobie
takie uczucia. Z przerażeniem stwierdziła, że zaczyna być
dorosłą kobietą, z jej tęsknotami i potrzebami. Ogarnięta
wstydem zerkała w dół na swoje szczupłe ciało. W ostat-
nich latach biodra jej się zaokrągliły, piersi zrobiły się więk-
sze. Twarzy mężczyzny ze snu Inga nie widziała, wiedziała
jednak, że ma duże, silne ręce...
Powoli opadła z powrotem na poduszki i uśmiecha -ła
się, patrząc w sufit. Nigdy nie myślała o mężczyznach w
ten sposób. Oczywiście widywała urodziwych chłopców,
ale t ni nigdy nie doprowadzali jej ciała do takiego wzbu-
rzenia. Ze zgrozą przypomniała sobie jednego z chłopców,
który pracował u nich dwa lata temu przy sianokosach...
Był bardzo pomocny, wesoły i gadatliwy. Nie mogła za-
przeczyć, że rzucała powłóczyste spojrzenia w stronę silne-
go, zwinnego chłopaka.
Pewnego dnia podszedł do niej w sadzie, gdzie zbiera-
ła jabłka. Jabłka nie były jeszcze całkiem dojrzałe, ale Inga
zbierała do koszyka to, co spadło na ziemię. Po południu
Emma miała ugotować z nich marmoladę, nie miało więc
znaczenia, że owoce są niezbyt piękne i plamiste. Zgniłe
części można po prostu wyrzucić. Ten chłopak, Hans Fred-
rik, oparł się o pień drzewa i patrzył na nią roziskrzonym
wzrokiem. Inga nie potrafiłaby teraz powiedzieć, jak to
wszystko się stało, bo była jak zaczarowana tym jego za-
interesowaniem, ale nagle chłopak przyciągnął ją do siebie
i zaczął całować szorstkimi, pożądliwymi wargami. Pamię-
tała, że nie była w stanie mu się przeciwstawić, ale też nie
odczuwała niczego specjalnie przyjemnego.
Potem uśmiechali się do siebie onieśmieleni, a Hans
Fredrik wrócił do swoich zajęć z zadowolonym uśmiesz-
kiem na ustach.
59
Następne spotkanie z tym chłopakiem nie było już ta
kie miłe. Zakradł się do obory, kiedy wieczorem Inga doi?
ła krowy. Była niezadowolona, że tam przyszedł, mimo to
serce zaczęło jej szybciej bić.
-Chodź - roześmiał się i złapał ją zdecydowanie za
spódnicę. - Chodź ze mną na siano.
-Na siano?
Hans Fredrik przystanął gwałtownie.
- Nie wygłupiaj się - warknął złowieszczo i roześmiał
się nieprzyjemnym, zimnym śmiechem. - Już ja dobrze
wiem, za czym tęskni córka w tym dworze...
Inga siedziała na stołku do dojenia jak skamieniała,
Nie chciała za nim pójść, ale nie odważyła się też uciekać.
On przestał się śmiać, wciąż tylko oblizywał wargi i zaczął
rozpinać pasek u spodni.
Doskoczył do niej gwałtownie i wplótł palce w jej długie
włosy. Jednym szarpnięciem podniósł ją ze stołka, a Inga
jęknęła z bólu. Miała wrażenie, że wyrwie jej wszystkie
włosy z głosy, nie mogła stawiać oporu, musiała za nim iść.
Wstrząs wywołany tym, że została napadnięta w tak bru-
talny sposób, odebrał jej głos, nie była w stanie krzyczeć.
Ona, która zaczynała wierzgać niczym wściekły byk, gdy
tylko ktoś podszedł do niej zbyt blisko, nie potrafiła teraz
wykrztusić słowa.
Chłopak z całej siły pchnął ją na siano. Padając, ude-
rzyła się w głowę o belkę i przenikliwy ból po prostu ją za-
mroczył. Oszołomiona spostrzegła, że podciąga jej spódni-
cę w górę. Odrzucił pasek na ziemię.
Przerażenie odebrało jej siły. Nie mogła uwierzyć, że to
się jej przytrafiło, nigdy w życiu by nie uwierzyła, że mog-
łaby leżeć sparaliżowana strachem. Kiedy gwałtownie roz-
warł jej nogi, Inga jęknęła. Hans Fredrik był ciężki. Zbyt
ciężki, by mogła go od siebie odepchnąć. Łzy spływały jej
po policzkach. Nie, nie, myślała i nagle ogarnęły ją mdło-
ści. Wolno, bardzo wolno budziła się z oszołomienia. Rap-
60
tem zawyła przerażona i zaczęła drapać go po twarzy. Wbi-
jała paznokcie w jego policzki, zauważyła, że krew cieknie
z ran.
Hans Fredrik lekko się nad nią uniósł. Zaciśnięta pięść
świsnęła w powietrzu i trafiła dziewczynę prosto w
twarz. Cios był taki silny, że jej głowa z łoskotem uderzyła
o podłogę. Świat zaczął wokół niej wirować, wiedziała, że
jest bliska omdlenia.
Nagle powietrze przeszył wściekły ryk, a Inga stwier-
dziła, że nie czuje już na sobie ciężaru napastnika, jakby
Hans Fredrik uniósł się w górę. W oszołomieniu obciąg-
nęła spódnicę, potem podniosła się z trudem i z płaczem
powlokła w najdalszy kąt obory.
To ojciec przyszedł jej z odsieczą. Złapał chłopaka za
kołnierz, uniósł w górę i cisnął nim o ziemię. Hans Fredrik
jęczał i błagał o litość, ale Kristian podniósł go raz jeszcze.
Inga krzyknęła. Wzrok ojca był dziki z wściekłości, ledwo
poznawała jego wykrzywioną twarz, którą w dodatku prze-
słaniały czarne włosy. Postawił chłopaka na nogi, błyska-
wicznie wyjął nóż i przyłożył mu do krtani. Błysnęła szara
stal, nóż przesuwał się po szczupłej szyi Hansa Fredrika.
Drgał w potężnych rękach Kristiana.
- Boże kochany, ojcze - błagała Inga udręczona. - Nie
rób mu krzywdy. On Jiie jest tego wart.
Oczy ojca jarzyły się tuż przed nią, wyglądało jednak na
to, że się rozmyślił.
- Tak, Inga, masz rację. On nie jest tego wart. - Potem
wypuścił Hansa Fredrika, który runął na ziemię niczym
worek kartofli. - Wynoś się! Nigdy więcej nie pokazuj mi
się na oczy!
Hansowi Fredrikowi nie trzeba było tego dwa razy po-
wtarzać. Błyskawicznie zniknął z obory.
Ojciec zrobił krok w kierunku Ingi, ale zaraz przysta-
nął. Miała wrażenie, że chciał ją o coś zapytać, ale tego nie
zrobił. Odwrócił się na pięcie i również wyszedł.
61
Inga opadła na siano. Gryzła własną rękę i ze świstem
wciągała powietrze. Boże drogi, co by się stało, gdyby oj-
ciec nie przyszedł? Czy Hans Fredrik spełniłby swój za-
miar?
Włosy kleiły się do zalanych łzami policzków. Odgar-
nęła je obiema rękami. Co sobie właściwie ten parobek
myślał? Że pójdzie z nim na siano tylko dlatego, że po-
zwoliła się pocałować w sadzie? Czy naprawdę uważał ją
za pospolitą dziwkę? Palił ją wstyd, że ojciec widział ją
w takiej upokarzającej sytuacji. Na szczęście nie dopuścił
do najgorszego, ale mimo wszystko to przykre, że widział
ją w takim położeniu. Taką upokorzoną. Taką bezbronną.
-Twój ojciec poszedł do salonu - powiedziała Emma
cicho do Ingi po obiedzie. Inga miała wrażenie, że głos
starej służącej brzmi dziwnie ponuro. - Chce z tobą
rozmawiać.
-Teraz?
-Tak. W cztery oczy.
Inga otarła spocone dłonie o spódnicę, zapukała do
drzwi i weszła do izby. Ojciec stał odwrócony do niej ple-
cami. Przez chwilę panowała kompletna cisza, której ani
ona, ani on długo nie burzyli.
- Usiądź, Inga. - Ojciec odwrócił się i popatrzył na
córkę.
Inga przykucnęła na miękkiej kanapie. Coś wisiało w
powietrzu, coś, co miało w sobie zapowiedź nieszczęścia,
żołądek dziewczyny zacisnął się z przerażenia.
- Zaczynasz już być dojrzałą kobietą...
Inga przycisnęła dłonie do policzków. Ze wstydu zrobi-
ło jej się gorąco. Rzadko rozmawiała ze swoim ojcem sam
na sam, a teraz on oznajmia otwarcie, że zauważył, iż córka
stała się w pełni dorosłą kobietą.
62
Kristian chrząknął. ..- Chciałbym zachować cię we
dworze najdłużej, jak to możliwe, bo musisz się jeszcze
wiele nauczyć. Kobieta musi dużo wiedzieć, jeśli sama
ma zostać gospodynią... Emma ma z ciebie wiele
pociechy i wiem, że się od niej dużo uczysz.
- Masz rację, ojcze, tak właśnie jest. Z Emmą dobrze
mi się pracuje. Lubimy nawzajem swoje towarzystwo, a ja
jestem do niej szczerze przywiązana.
Ojciec przytakiwał z powagą.
-Ale czas, żebyś znalazła sobie męża i dwór...
-To chyba nie będzie łatwe - wtrąciła Inga zuchwale. -
Mnie przecież tak rzadko wolno bywać na tańcach. A
mieszkamy z daleka ód innych ludzi i...
-Kristoffer znalazł sobie znakomitą dziewczynę we
wsi.
-Nie możesz mnie porównywać z Kristofferem - prze-
rwała mu spontanicznie. - On może jeździć do wsi,
kiedy tylko ma na to ochotę.
Ubiegłego lata Kristoffer przywiózł do domu Sorine,
córkę właściciela domu Hotvedtgarden. Cała rodzina na-
tychmiast ją polubiła. To miła osóbka o promiennych
niebieskich oczach. Serine niewiele powiedziała w czasie
wizyty, ale cała jej postać świadczyła, że to wspaniała
dziewczyna. I nikt nie miał wątpliwości, że Kristoffer stra-
cił dla niej serce.
-Jest przecież różnica między chłopcami i dziewczę-
tami - Kristian lekko podniósł głos. - W swoim czasie
to Kristoffer przejmie dwór. Jest więc ważne, żeby
zaręczył się z dziewczyną, która urodzi mu wiele dzieci.
A żeby do tego doszło, to ja zgodzę się, by wziął sobie
za żonę tę, którą zechce.
-Nie rozumiem... - odważyła się powiedzieć Inga. -
Może się przecież zdarzyć, że wkrótce znajdę mężczy-
znę, z którym bym chciała dzielić życie.
63
Ojciec ogorzałą dłonią przeczesał włosy. Poruszył się
niespokojnie.
-Inga, moje dziecko. Nie mulisz nikogo szukać. Ja już
znalazłem mężczyznę, który bardziej niż chętnie
chciałby cię pojąć za żonę.
-Teraz sobie ze mnie żartujesz, prawda? Mówisz tak
po to, żebym się jak najszybciej zdecydowała. Wiem, że
jestem już w wieku odpowiednim do zamążpójścia,
ale czy naprawdę tak ci się śpieszy? - Inga zwijała w
palcach chusteczkę do nosa. Niepewnie wykrztusiła: - I
czy jesteś taki pewny, że zechcę mężczyznę, którego
znalazłeś?
Ojciec roześmiał się krótko. Nie było w tym śmiechu
złości, tylko zdumienie.
- Nie mówimy o tym, czego ty pragniesz, Inga. Mu
siałem znaleźć mężczyznę, o którym wiem, że najbardziej
przysłuży się naszemu rodowi. I już go znalazłem.
Inga była pewna, że krew odpłynęła jej z twarzy. Krople
potu spływały z czoła, z całej siły przyciskała ręce do nie-
spokojnego żołądka.
-To ja nie mogę wybrać sama? Czy nie mam prawa
sama znaleźć sobie człowieka, z którym będę musiała
spędzić resztę życia? Rany boskie, ojcze, kogoś ty
wybrał?
-Latem albo wczesną jesienią urządzimy wesele. Twoje
wesele, Inga. Mówię ci to teraz, żebyś na serio zaczęła
tkać i szyć swoją wyprawę. I żebyś miała czas
przyzwyczaić sję do myśli, że wychodzisz za mąż.
Kto to jest, kto to jest, powtarzała Inga w duchu. W gło-
wie jej się kręciło. Krew pulsowała w skroniach a ona prze-
łykała głośno ślinę. Była sztywna ze strachu, kim okaże się
ten wybrany przez ojca.
Kristian podniósł głos.
- Twoim m em zostanie Niels Gaupås.
ęż
64
Kiedy Niels opowiedzia córkom o planowanym ma e
ł
łż ń-
stwie, w Gaupås rozp ta o si piek o.
ę ł
ę
ł
Sigrid żałowała, że natychmiast nie zniknęła w swoim
pokoju. Ale, niestety, siedziała teraz uwięziona między Gu-
drun i ojcem.
- Jak możesz hańbić pamięć matki w taki sposób?
Gudrun była taka wściekła, że cała dygotała.
-O co ci chodzi? - Niels siedział zgięty wpół. Z pew-
nością był przygotowany na atak, myślała Sigrid,
mimo wszystko spoglądał zdumiony na Gudrun.
-Och, ojcze! Nie udawaj, że niczego nie rozumiesz.
Mam ochotę płakać i krzyczeć, że ty, ty kompletny
idioto, chcesz ściągnąć Ingę do naszego dworu. Czy
ona teraz będzie dla nas czymś w rodzaju matki?
- Nie. Nie, oczywiście, że nie będzie...
Gudrun przerwała mu ze złością.
- Wiedz, że Inga nigdy nie zajmie miejsca mamy. Ni
gdy też nie będzie gospodynią tego dworu. I nie wyobrażaj
sobie, że ja będę ją traktować jak kogoś z rodziny!
Sigrid przyciskała do siebie kolana i kuliła się, jakby
chciała być niewidoczna. Niels wyjąkał:
-Nie oczekuję, że polubicie Ingę. W każdym razie nie
na samym początku, ale z czasem, Gudrun...
-Zapomnij o tym! Nie zamierzam nawiązywać z nią
bliższej znajomości. Z tą bezczelną, upartą, paskudną
dziewczyną.
Sigrid wyprostowała się i słowa same popłynęły jej z ust.
- Ale to nieprawda! Inga wcale nie jest brzydka. Ja uwa
żam, że jest bardzo ładna.
Gudrun wyciągnęła w jej stronę drżący palec.
- A ty, ty zamknij pysk! Nie powinnaś się mieszać do
rozmowy dwojga dorosłych ludzi. Zrozumiałaś?
Sigrid umilkła natychmiast i skuliła ramiona. Było
oczywiste, że Gudrun nie będzie przebierać w słowach i ma
65
zamiar wykrzykiwać najbardziej podłe rzeczy, bo ciągnęła
niezrażona dalej:
- Szczerze mówiąc, nie rozumiem, ojcze, dlaczego do
ciebie nie dotarło, że jesteś dla niej za stary. Jak możesz
wierzyć, że ona będzie cię chciała? Byłoby naprawdę lepiej,
gdybyś znalazł sobie jakąś stateczną, starszą kobietę. Ona
by nie protestowała, ale Inga... możesz być przygotowany
na to, że stoczysz z nią długą walkę!
Sigrid czuła głębokie współczucie dla swego ojca.
Wyglądał tak żałośnie, kiedy siedział przy nich i pozwa-
lał, żeby wściekłe komentarze Gudrun spadały mu na
głowę.
- Gudrun - zebrał się w końcu na odwagę. - Myślałem,
że tę dyskusję mamy już za sobą. Byłem pewien, że doszli
śmy do porozumienia.
Sigrid wytrzeszczyła oczy. Ach tak, więc Niels rozma-
wiał już wcześniej z Gudrun o tym małżeństwie! Poczuła
się urażona, że nie wprowadzili jej w te plany.
Powietrze uszło z Gudrun. Zmęczona przetarła twarz.
- Tak, tak, doszliśmy, ale... ja jej nie lubię. Po prostu jej
nie lubię. I Inga to odczuje!
Sigrid zadrżała, widząc czający się dziki blask w oczach
siostry.
Oślepiona przez łzy Inga,pokonała schody pięcioma czy
sześcioma skokami. Pchnęła drzwi do sypialni, a potem za-
trzasnęła je za sobą z hałasem. Zanosząc się płaczem, padła
jak długa na posłanie.
Zewsząd otaczała ją ciemność. Myśli krążyły po głowie,
jakby otulone gęstą mgłą. Wszystko, co odczuwała, to do-
tkliwy ból w piersiach, ten ból sprawił, że uklękła na łóżku.
Przycisnęła dłonie do żołądka, ale ból wciąż tkwił w piersi
niczym ostra strzała.
66
- Boże kochany! — zawodziła z płaczem. - Nie rób mi
tego, błagam Cię, nie rób mi tego!
i
Z drżeniem uniosła głowę. Nie może być chyba prawdą
to, co ojciec jej właśnie opowiedział. To niemożliwe! Chy-
ba nie chce, żeby taki był jej los żeby wyszła za mąż za
Nielsa...
Ponownie wstrząsnął nią rozpaczliwy płacz i znowu
opadła na posłanie. Przed jej oczyma przesuwały się różne
wizerunki Nielsa. Tego chudego człowieczka o błyszczą-
cej, łysej czaszce. Mężczyzny z małą głową i zapadniętymi
oczyma. Te bezkrwiste wargi i te długie, kościste palce...
Jak ojciec mógł zgotować jej taki ponury los? Teraz się na-
reszcie zemścił, pomyślała z rozpaczą. Czy wreszcie zmiaż-
dżył moje serce za to, że mama umarła, gdy mnie rodziła?
Mrugała zapuchniętymi powiekami i wiła się jak w kon-
wulsjach. Nie mogła przestać płakać, pozwoliła więc łzom
płynąć. Ile lat może mieć Niels? Sprawia wrażenie trochę
starszego od jej ojca. Chyba jest po pięćdziesiątce, ale wy-
gląda o wiele starzej. Może, mieć nawet pięćdziesiąt pięć
lat i w porównaniu z nią jest starcem. W oczach Ingi ten
człowiek jedną nogą stoi już w grobie, a ona.... w jej życiu
nawet wiosna się jeszcze nie zaczęła.
To Niels tak wszystko zaplanował, pomyślała z drże-
niem, chce, żebym się nim opiekowała na stare lata. Kiedy
będzie siedział zaśliniony w fotelu, kiedy głowa będzie mu
się kiwać z boku na bok, chce mieć przy sobie młodą żonę.
Żonę, która będzie go wspierać i robić wszystko, co nie-
zbędne. Będzie go karmić i myć... Z trudem chwytała od-
dech. Na to została skazana... na życie wyłącznie dla in-
nych.
Inga jęknęła cicho. Rozdygotana usiadła na łóżku i dy-
szała ciężko. Zawsze sądziła, że Niels jest sympatycznym
człowiekiem. Teraz zrozumiała, że za maską niepewności
i zakłopotania kryła się zupełnie inna osoba. On, który
wciąż mówi przytłumionym głosem, jakby czymś przytło
67
czony... Teraz cała rycerskość z niego spłynęła i postano-
wił pomyśleć o sobie. A to, że ona będzie cierpieć, wcale go
nie obchodzi.
Znowu przeniknął ją lodowaty dreszcz. Nadal nie mog-
ła w to uwierzyć. Może ojciec sobie ze mnie zażartował,
pomyślała, jakby szukała pociechy. Mimo to wiedziała,
że ojciec mówił prawdę. A on nigdy nie cofa danego sło-
wa. Nagle spłynęło do jej serca przekonanie: tak jest, zosta-
nie wydana ża mąż. Za mężczyznę, który na dobrą
sprawę mógłby być jej dziadkiem...
Miała wrażenie, że wszystko w niej się zmroziło. Człon-
-ki były odrętwiałe, miała pustkę w głowie. Ojciec z Niel-
sem wszystko drobiazgowo zaplanowali, prawdopodobnie
uzgodnili to już wiele lat temu, może zaraz po tym, jak
Niels został wdowcem... osiem lat temu. Może już wtedy
postanowili, że Inga zostanie gospodynią we dworze
Gaupås, kiedy doro nie.
ś
Z drżeniem przesuwała dłonie po twarzy. A ostatniej
nocy miała takie słodkie sny. Była pieszczona przez męż-
czyznę bez twarzy. Mężczyznę, który miał duże, gorące
ręce. I Inga wiedziała, kim ten mężczyzna jest. To ten
sam, którego spotkała w lesie. Martin... Po raz pierwszy
w życiu poczuła, jak krew się w niej burzy na myśl o męż-
czyźnie... Stawała się właśnie kobietą pełną ciepła, tęsk-
noty i pragnień. Ledwo zaczynała się domyślać, co
miłość i pożądanie mogą z nią zrobić, a już musi
zrezygnować z wszelkich tego rodzaju marzeń. To nie
żaden piękny mężczyzna o blond włosach, gładkiej
skórze i pełnym miłości uśmiechu weźmie ją w ramiona...
Zrobi to stary Niels...
Inga zdążyła pochylić się nad umywalką i drżącymi pal-
cami uporządkować włosy, gdy jej ciałem wstrząsnęły wy-
mioty.
68
Szum głosów umilkł nagle, gdy tylko Inga wkroczyła do
kuchni. Domownicy unieśli głowy i gapili się na nią zdu-
mieni. Służba domyślała się, że między Kristiattem Svart-
dalem i jego córką coś się wydarzyło, nikt jednak na pew-
no nie wiedział, o co się tak strasznie pokłócili.-Niektórzy
chcieli zniknąć, wyjść z kuchni, ale ciekawość sprawiała,
że siedzieli na swoich miejscach.
Inga stała wyprostowana. Chmura włosów otaczała jej
twarz, a w oczach płonęło coś, co przypominało nienawiść.
Emanowało z niej zdecydowanie i upór, kiedy wbiła spoj-
rzenie w ojca. On zdawał się nieporuszony ani jej zachowa-
niem, ani tym, że służba usłyszy każde słowo, które między
nimi padnie.
Zdążył odezwać się pierwszy:
- Na nic się zdadzą błagania i prośby, żebym cię uwol
ni od obietnicy danej Nielsowi Gaupåsow
ł
i. To już posta
nowiłem! Latem staniesz przed ołtarzem.
Przez kuchnię przeszedł szmer. Ludzie spoglądali zdu-
mieni po sobie, ale nikt nie odważył się odezwać.
- Nie będę prosić o uwolnienie mnie z tego
więzienia,
które dla mnie wybrałeś - powiedziała Inga spokojnym
i czystym głosem. - Chciałam cię zapytać o coś innego...
Kristian uniósł ręce ostrzegawczym ruchem, zabrania-
jąc jej kontynuować:
-Będzie tak, jak postanowiłem! To ja decyduję, kogo
masz poślubić.
-Proszę cię, ojcze - powtórzyła z naciskiem. - Chciałam
cię prosić o coś, czego sama nie mam odwagi zrobić. ..
- podniosła głos. - Idź do swojego gabinetu i zdejmij
strzelbę ze ściany. Weź ją, bądź tak dobry, i zastrzel
mnie. Bo ja już jestem martwa!
Ojciec patrzył na nią z półotwartymi ustami. Powoli
twarz jego bladła, po chwili jednak na policzki wypłynęły
krwiste rumieńce. Służący, wszyscy z wyjątkiem Emmy,
pośpiesznie wychodzili bocznymi drzwiami. Teraz nie
69
mieli już odwagi dłużej tu siedzieć. Widzieli już tylko Ingę,
która stała wciąż tak samo wyprostowana.
Masz odwagę rozmawiać w ten sposób ze swoim oj-
cem? - Kristian wstał i teraz nad nią górował. - Nie jesteś
pierwszą dziewczyną, która zostaje wydana za wdowca.
Myślisz, że to gorsze dla ciebie niż dla innych dziewcząt?
- Takie głupie gadanie nie jest dla mnie pociechą - od
parła Inga, kręcąc głową. Sama nie wiedziała, skąd ma od
wagę, żeby tak mówić do ojca. Dziwne, że nie uderzył jej za
to w twarz.
Usłyszała w jego głosie powstrzymywany gniew, gdy
wykrztusił:
- Kiedy postanawiałem, że Niels będzie dla ciebie właś
ciwym mężem, brałem pod uwagę przyjaźń pomiędzy nim
a mną. Jako jego przyjaciel jestem winien zadbać, żeby nie
pozostał samotny przez resztę życia. Mówię tutaj o dobrym
sąsiedztwie, Inga!
Coś, co przypominało szyderczy uśmieszek, przemknę-
ło po twarzy Ingi.
- Nie byłoby lepiej, gdybyś postanowił wzmocnić wię
zi ze wszystkimi swoimi wrogami.
I wtedy spadł cios. Trafił ją prosto w środek twarzy.
Inga pośpiesznie przyłożyła rękę do gorącego, piekącego
policzka. Uniosła głowę i z uporem spojrzała ojcu w oczy.
Nie uroniwszy ani jednej łzy, wyszła z izby.
7
Wkrótce na dziedzińcu rozległ się stukot końskich kopyt.
Wszystko, co ludzie we dworze zdołali zobaczyć, to czarne
włosy Ingi powiewające na wietrze, kiedy nakłaniała konia
do galopu.
Kristian rozsunął firanki i patrzył w ślad za córką. Ze
złości pot perlił mu się na czole.
-Ta dziewczyna gna, jakby jej sam diabeł deptał po
piętach - mruknął pod nosem.
-A nie jest tak? - Emma spoglądała na niego spod oka.
Jej twarz była kompletnie biała.
Kristian zagryzł zęby. Mięśnie twarzy się naprężyły.
-Nielsda Indze dobre życie. To nie jest zły człowiek.
-To są słowa, tylko twoje słowa - rzekła Emma.
-Niech sobie ludzie gadają, co chcą. Niels jest odpo-
wiednim mężem dla Ingi.
Na twarzy Emmy pojawił się smutek.
-Jest odpowiednim mężem dla niej czy dla ciebie?
Kristian zaczerwienił się z gniewu.
-Nie prosiłem cię o zdanie!
Emma odparła ostro:
71
- Ale i tak musisz go wysłuchać! Kristian prychnął
wściekle, przeszedł przez izbę i zniknął na dziedzińcu.
Koń wciąż galopował. Biały obłok unosił się przy jego chra-
pach. Inga wypuściła lejce z rąk, odchyliła głowę w tył i wy-
ciągnęła w górę ramiona; Siedziała tak, mimo że koń pędził
jak szalony, i czuła, że wiatr szarpie jej ubranie i próbuje
ściągnąć ją na ziemię. Przyciskała kolana coraz mocniej do
końskich boków, co sprawiało, że Srebrny Książę gnał
szybciej i szybciej. Śnieg wirował wokół. Inga nie zwracała
uwagi na to, że zaczyna sztywnieć od mrozu. Największe
zimno i tak tkwiło w jej duszy.
Mrok kładł się wokół niej niebieskawym całunem. Gra-
natowe niebo stanowiło znakomite tło dla gwiazd, które
migotały jasne i błyszczące niczym kawałki kryształu. Jed-
na z gwiazd świeciła szczególnie jasno. Inga uniosła ku niej
błagalne spojrzenie, jakby chciała, żeby gwiazda mrugnęła
i powiedziała, że to nieprawda, iż dziewczyna zostanie wy-
dana za Nielsa, że nic na świecie nie jest prawdą, że to tyl-
ko złe koszmary. I że prawdziwe życie dopiero przyjdzie...
kiedyś w przyszłości.
Skuliła się na końskim grzbiecie i przymknęła oczy.
Chociaż nie widziała już tej jasnej, migotliwej gwiazdy
wciąż miała jej obraz pod powiekami. Gwiazda nadal świe-
ciła w jej pamięci.
Srebrny Książę szedł swoją drogą. Indze było to obojętne,
nie przejmowała się, że w każdej chwili może wypaść z Siod-
ła i runąć na ziemię. Nic już teraz nie miało znaczenia.
Nagle koń przystanął i cicho zarżał. Po chwili zaczął si
kręcić w kółko i próbował uszczypnąć ją w nogę. Inga wy-
prostowała plecy. Czy to Pan Bóg tak sprawił? - zastanawia-
ła się. Wolno zsunęła się z konia i przywiązała go do płotu.
72
Przed nią znajdował się kościół. Pomalowany na biało
przycupnął u szczytu wzniesienia. Ciemna Wieżyczka
mierzyła prosto w niebo. Teraz prawie się z nim zlewa, po-
myślała Inga zgnębiona. Zawiasy zaskrzypiały żałośnie na
mrozie, kiedy otwierała kościelną furtkę. Wolno zaczęła
wchodzić na wzgórze, a potem ostrożnie, żeby nie poślizg-
nąć się na gładkim podłożu, schodziła w dół po schodach,
wiodących do grobów w dolnej, młodszej części cmenta-
rza. Chciała szukać pociechy u grobu matki.
Zwykle przy różnych uroczystościach rodzina zapalała
na grobie matki światła. Dziwne, ale pozwalano, żeby Inga
w tym uczestniczyła. Ona sama wielokrotnie się temu dzi-
wiła. Czy to były chwile słabości ojca?
Zrozpaczona padła na kolana. Gliniany gołąbek, usta-
wiony na, nagrobku, był niemal cały pokryty śniegiem,
Inga z czułością go oczyściła. Gołąbek miał skrzydła złożo-
ne tuż przy ciele, a w dzióbku trzymał małą gałązkę.
Jenny Svartdal Ur.
7.8.1859 Zm. 5.2.1888
Miłość jest wszystkim
Inga nigdy nie zdołała przyzwyczaić się do myśli, że tu-
taj, pod tą przemarzniętą ziemią, leży jej matka. Matka,
której nie zdążyła poznać.
- Czy ojciec wydałby mnie za mąż za starego mężczy-
znę, gdybyś żyła, mamo? Ty byś mu nigdy na to nie po-
zwoliła - wyszeptała i znowu zaniosła się szlochem. Kara,
to jest właśnie to, pomyślała, odgarniając włosy sprzed
oczu. - To niesprawiedliwe - powiedziała cicho w stronę
nagrobka. - To ty powinnaś była żyć. Byłaś taka młoda i
pełna życia. Ja też byłam... kiedyś. Teraz moje serce jest
niczym rozpalona do czerwoności lawa. Kiedy lawa zastyg-
nie, będę miała serce z kamienia.
73
Inga wpatrywała się jak zaczarowana w wykute w ka-
mieniu litery.
- Od tego dnia wszystko się zmieni - szlochała. - Już
nie będę mogła iść radośnie przez życie. Zresztą nigdy tego
nie robiłam - dodała z urazą w głosie. - Ale zdaję sobie
sprawę, że teraz wszystko zacznie się na poważnie. Będę
kobietą zamężną, będę odpowiadać za duży dwór, inwen
tarz i przygotowanie jedzenia.
Lekki wietrzyk owionął jej zapłakaną twarz. Czy to
znak, że matka ją usłyszała? Czy dusza matki znajduje się
w tej chwili przy niej? Inga nigdy nie zastanawiała się nad
tym, czy żywi i umarli mogą się łączyć dzięki duchowej sile.
Czy powinna bać się na myśl o tym, że matka być może
próbuje ją pocieszać? Dziwne, ale nie odczuwała lęku. Na-
dal mówiła tak, jakby zmarła stała obok niej:
— Od dzieciństwa czuwała nade mną Emma. Ale nie
będę mogła zabrać jej ze sobą, kiedy przeprowadzę się do
Gaupås... Jak ja sobie bez niej poradz ?
ę
Inga ukryła twarz w dłoniach i przez chwilę płakała ci-
cho. Jak poradzi sobie ze wszystkimi obowiązkami bez po-
mocnych wskazówek Emmy? Obowiązki! Ogarnęła ją fala
gorąca, dziewczyna poczuła zimny pot na czole i na ple-
cach. Będzie musiała nie tylko zajmować się praktycznymi
sprawami, od dnia ślubu będzie musiała przyjmować Niel-
sa, kiedy ten przyjdzie do małżeńskiego łoża, by spełniać
swoje małżeńskie obowiązki... Boże drogi, jęknęła roz-
trzęsiona. Nie zniosę tego, to niemożliwe. Nie była przecież
w stanie ścierpieć dotyku jego przypominających szpony
palców, więc jak zdoła przeżyć noc poślubną?
Zakręciło jej się w głowie. Pochyliła się i oparła czoło
o zimny nagrobek.
74
Kristian z hałasem zatrzasnął za sobą drzwi. Wzburzonym
wzrokiem ogarnął Emmę i synów.
- Gdzie ona jest? - sam słyszał że jego głos brzmi
ochryple. Krew pulsowała mu w żyłach z narastającej iry
tacji,
Emma wstała, podeszła do kuchni i nalała kawy do
kubka. Demonstracyjnym gestem postawiła kubek na stole
w miejscu, przy którym Kristian zwykle siadał.
- jeśli masz na myśli swoją córkę - rzekła sarkastycz
nie - to ona jeszcze nie wróciła do domu. !
Kristian dygotał na całym ciele.
- Ach tak! Jeszcze nie wróciła? Ja się z tym, do cho
lery, pogodzić nie mogę - syczał przez zęby, a od gniewu
wszystko się w nim gotowało. - Ta przeklęta dziewczyna
nie powinna sobie wyobrażać, że uciekając, coś uzyska!
Tym razem to Emma drgnęła.
- Uciekając? Kto ci powiedział, że Inga. uciekła od
wszystkich problemów? Nie - dodała cicho - gdyby tak
było, to powinna była zniknąć już wiele, wiele lat temu.
Tym razem stara patrzyła na niego z jawnym wyrzu
tem.
- Nigdy nie wiadomo, co takiej dziewczynie może
przyjść do głowy - uciął Kristian. Nie chciał odpowiadać
na źle skrywane oskarżenie w głosie służącej. - Już ja ją od
najdę, i to zaraz! A potem zobaczymy, czy będzie jeszcze
miała ochotę znikać z domu!
Wstrząśnięte, blade twarze wpatrywały się w niego z
przerażeniem. Emma próbowała położyć mu rękę na ra-
mieniu, ale on gniewnie ją odepchnął. Na nic się nie zda
uspokajanie go.
- Kristian... Kristian! - desperacki okrzyk Emmy ści
gał go jeszcze za drzwiami, ale Kristian nie pozwolił się za
trzymać.
75
Przygnębiająca cisza ogarnęła Emmę, Kristoffera i Kriste-
ra. Emma dygotała i szeptała zrozpaczona:
- Co on znowu wymyślił? Och, co on chce zrobić temu
biednemu, nieszczęsnemu dziecku?
Na silnej, męskiej twarzy Kristoffera malowało się zde-
cydowanie.
- Jadę za ojcem... Nie możemy pozwolić, żeby to on
znalazł Ingę. Nić w tym stanie, w jakim się znajduje.
Emma ze strachu była bliska płaczu.
-Nie, Kristoffer, nie. - Uniosła ostrzegawczo rękę,
żeby go zatrzymać. - To bardzo ładnie, że chcesz
pomóc swojej siostrze, ale... jeśli wtrącisz się do tej
kłótni, to ojciec wścieknie się jeszcze bardziej. A za
wszystko będzie musiała zapłacić Inga!
-Ale,Emma...
Emma przymknęła oczy i ciężko westchnęła.
-Zabraniam ci za nim jechać, Kristoffer. Tę sprawę
Kristian i Inga muszą załatwić między sobą.
-Ojciec stłucze ją na kwaśne jabłko!
Już od dawna Emma nie widziała, żeby ten spokojny,
rozważny Kristoffer stracił panowanie nad sobą, ale teraz
jego twarz była wykrzywiona ze strachu o los siostry.
- Inga postąpiła głupio, uciekając z domu, to praw
da...- Emma złożyła ręce jak do modlitwy. - Dobry Boże,
pomóż jej. Boże, pomóż nam wszystkim!
Kristian ściągał cugle. Czarny rżał, bo nie przywykł do
takiego traktowania, stanął na tylnych nogach i przednimi
wymachiwał w powietrzu. Potem położył uszy po sobie i
rzucił się w przód. W szalonym galopie koń skierował się
w stronę lasu. Kristian zdołał się trochę uspokoić, kiedy
zauważył, że jego złość udziela się zwierzęciu. Opadł w
siodle, pozwolił, by Czarny się uspokoił i odnalazł własne
tempo. Inga dostanie za swoje, niech no ją tylko odnaj-
76
dzie! Dowie się z pewnością, że nikomu nie wolno prze-
ciwstawiać się ojcu! Dziewczyna wciąż była pyskata, ale czy
naprawdę wierzy, że uporem zdoła przeforsować własną
wolę? Kristian pamiętał swojego ojca, Kolbjorna, jako ła-
godnego i spokojnego człowieka, ale źle było z każdym, kto
natychmiast nie spełnił jego życzenia! A matka... Kristian
zadrżał na jej wspomnienie. Matka równie często
rozdzielała policzki, jak delikatne pieszczoty... w każdym
razie, kiedy Kristian był starszy. Nie, pomyślał, marszcząc
czoło, nie odniósł szkody z tego powodu, że w
dzieciństwie wychowywany był surowo. Rodzice uczynili
z niego pewnego siebie, rozsądnego i honorowego
człowieka. Tego był całkowicie pewien.
Miał wrażenie, że powietrze uchodzi mu z płuc, kiedy
nareszcie odkrył tę, której szukał. Tam! Tam na cmenta-
rzu jest Inga! Przez moment zastanawiał się, przy którym
grobie córka szukała pociechy. Zaraz jednak odepchnął
od siebie to pytanie. To bez znaczenia. Wszystko, co
teraz miało jakiekolwiek znaczenie, to fakt, że ją
odnalazł...
Gdzieś z oddali docierało rżenie konia. Inga właśnie wsko-
czyła na grzbiet Srebrnego Księcia, by jechać dalej. Czy ja-
cyś inni ludzie kręcą, się tu w pobliżu o tak późnej porze?
Dziwne, pomyślała, bo kościół położony jest na uboczu.
Od najbliższych dworów dzieli go spora odległość.
Przeniknął ją lodowaty dreszcz. Sylwetka konia i jeźdź-
ca rysowała się wyraźnie na szaroniebieskawym niebie.
To Kristian, jej ojciec! Zacisnęła palce na lejcach i gotowa
była wbić pięty w boki Srebrnego Księcia... powinna ucie-
kać! Nie... Jeśli teraz od niego odjedzie, to nikt nie zdoła
powstrzymać jego wściekłości. Jeżeli wszystko, co zrobił
przedtem, nie było karą, to teraz ukarze ją na pewno. Niech
no tylko ją dopadnie! Pochyliła głowę, strach ją obezwład-
niał, mimo mrozu miała spocone, lepkie dłonie. Uniosła
77
lekko ramiona, jakby chciała się obronić przed ciosami i
gradem piekących słów. Końskie kopyta wzbijały śnieg,
kiedy Kristian gnał Czarnego przez pola. Pełnym kłusem
dopadł do córki. Gwałtownie ściągnął wodze i zatrzymał
konia tuż przed nią.
Jego wściekłe niebieskie oczy iskrzyły się tuż przy twa-
rzy Ingi.
- Ty... zawsze uważałem, że Emma jest dla ciebie zbyt
łagodna, wyrosłaś na... rozpieszczoną i upartą dziewu
chę! - Krążył na koniu wokół niej.
Inga czuła, że kręci jej się w głowie. Miała na języku złoś-
liwą odpowiedź, ale szacunek dla ojca sprawił, że milcza-
ła.
Gn wciąż wściekle wykrzykiwał kolejne słowa:
- Wszystko, czego kobieta może żądać, to dobry
mąż.
Mąż, który zadba, żeby jedzenie zawsze było na stole. I któ
ry zatroszczy się, żeby kobieta dobrze czuła się w jego
domu...
Inga ugryzła się w język. Czy tylko takie warunki sta-
wiała jej matka? Czy matka nie oczekiwała niczego więcej?
A co z miłością i wzajemną troskliwością? Nie musiała py-
tać, wiedziała bowiem, że ojciec uwielbiał ziemię, po której
stąpała Jenny. On sam dał swojej kobiecie wartościowe ży-
cie!
-Niels jest honorowym człowiekiem, Inga. Ludzie go
szanują i lubią. Poza tym jest sędzią!
-Mam to gdzieś! - krzyknęła w końcu Inga. Pieczęć
blokująca jej usta zniknęła i zaczęła się z niej
wylewać gorycz: - Twierdzisz/że szykujesz mi dobre
życie... a co z dziećmi, ojcze? Nie zdajesz sobie sprawy,
że nigdy nie zostanę matką?
-Co ty wygadujesz?
Inga widziała wstrząs na jego twarzy, nie był pewien,
czy powinien ją uderzyć, ale na pewno dała mu do myśle-
nia.
78
- Niełs jest stary... jeśli my... - mimo że gniew czynił ją
zuchwałą, nie była w stanie rozmawiać z ojcem o takich wstyd
liwych sprawach. Nie ma sensu mówić z nim o małżeńskim
łożu. - Niels nigdy nie będzie w stanie dać mi dziecka...
Rumieńce pojawiły się na bladych policzkach Kristiana.
- Tego nie możesz wiedzieć. A poza tym, Inga, dzieci
to nie wszystko.
Inga podskoczyła.
- Ty, oczywiście, dobrze o tym wiesz - odpowiedziała
sarkastycznie. - Ty, który masz dwóch synów!
Gwałtownym ruchem wyszarpnął jej lejce, już miał ją
uderzyć, ale ona patrzyła mu w oczy z zaciętą miną. Po
chwili opuścił rękę.
-Dałem obietnicę, Inga, i zamierzam jej dotrzymać!
Możesz sobie krzyczeć i wierzgać, możesz
protestować, ale moja decyzja jest nieodwołalna!
-Ta czerwona sukienka... - szepnęła z płaczem, prze-
chodzącym w gorzki śmiech. - Chciałeś mnie wystroić
dla Nielsa! Chciałeś, żebym była piękna, kiedy on
przyjdzie podziwiać swoją przyszłą małżonkę... A ja tak
się cieszyłam, że kupiłeś tę piękną suknię dla mnie...
wierzyłam, że zrobiłeś to w najlepszej intencji.
Tymczasem wystroiłeś mnie, żebym była możliwie jak
najbardziej pociągająca dla Nielsa, tego starego
wieprza!
Kristian prychnął wściekle przez nos.
-Zamknij pysk!
-Ja tylko mówię prawdę - odparła Inga, ocierając łzy,
które zawisły na jej rzęsach. - Prawdę, której ty nie
chcesz słyszeć!
Dotarło do niej, że coś jakby warczenie wydobywa się
z gardła ojca, i zanim zdążyła się zorientować, o co cho-
dzi, on pochylił się, objął ją w talii silnymi rękami i pod-
niósł w górę. Poczuła ból w plecach, kiedy ojciec z całej siły
posadził ją na grzbiecie Czarnego. Jego głos przypominał
prychającego wściekle kota.
79
- Pożałujesz, jeśli jeszcze kiedyś uciekniesz, Inga. Nie
pytaj, co ci zrobię, kiedy cię wtedy znajdę... Wolałabyś
tego nie wiedzieć, przysięgam ci!
Inga cicho płakała za jego szerokimi plecami. Zaciskała
usta ręką, żeby nie szlochać. Nie miała wątpliwości, że on
spełni swoją groźbę. Od tej chwili jest skazana na życie-z
Nielsem, życie gorsze niż śmierć.
8
- Nie odważysz się do niej iść! - Kristian dygotał
z gniewu i ostrzegawczo unosił przed Emmą wskazujący
palec.
Emma odwróciła się z tacą w rękach.
- A właśnie, że pójdę! Inga dopiero co wróciła przemar
znięta do domu. Musi się napić czegoś gorącego. O co ci cho
dzi? Chcesz, żeby zamarzła albo zagłodziła się na śmierć?
Kristian wrócił na swoje miejsce, zaciskając wargi.
- Moje kochane, małe dziecko - pocieszała Emma, kie
dy znalazła się w pokoju Ingi. - Co się z tobą dzieje? - po
stawiła tacę na komodzie i gładziła Ingę z czułością po
włosach.
Inga leżała skulona na łóżku. Nie zadała sobie nawet
trudu, żeby zdjąć płaszcz, kiedy wrócili do domu, pobiegła
prosto do swojej sypialni. Nie była w stanie patrzeć na ojca.
Nie dziś wieczorem.
Płacz dławił ją w gardle, kiedy się podniosła i popatrzy-
ła na Emmę czarnymi, nieszczęśliwymi oczyma.
- Ty o tym wiedziałaś, Emma? Wiedziałaś, co ojciec
i Niels planują?
81
- Nie, Inga, nie wiedziałam. Chociaż miałam pewne
podejrzenia. Ale co mogłabym zrobić? Nikt nie jest w stanie
zmusić twojego ojca do zmiany decyzji. Nawet ja. - Emma
uśmiechała się smutno.
Inga odgarnęła włosy z czoła. Wiedziała, że Emma
mówi prawdę. Stara służąca nie miała pojęcia, na co się
zanosi.
-Czuję ból w swoim zmęczonym sercu - wyznała
Emma. - Nie mogę myśleć o tym, że opuścisz dwór.
Nie znajduj s ów, eby ci pocieszy , ale... zna am
ę ł
ż
ę
ć
ł
Nielsa Gaupåsa w czasach, kiedy by m ody. I wydaje
ł ł
mi si , wie
ę
rzę, że dostajesz miłego męża...
-Miłego! - prychnęła Inga żałośnie. - Jak możesz mó-
wić, że on jest miły? Nigdy nie powinien był zawrzeć z
ojcem tej umowy! Powinien dać mi wolność.
-Niewielu ludzi może nazywać siebie wolnymi, Ingo.
Nawet twój ojciec nie jest wolny.
Inga zerknęła na nią z zaciekawieniem, ale stara kobie-
ta nic więcej nie powiedziała. Zarumieniła się, spłoszona
własnymi słowami.
- Pojęcia nie mam, jak ja to wszystko zniosę... - głos
jej się załamał. Zaczęła szlochać, ale ciągnęła to, co zaczę
ła: - Jak przeżyję noc poślubną z... z Nielsem? - Ostatnie
słowa prawie wykrzyczała.
Smutny uśmiech pojawił się na twarzy Emmy.
- Obiecuję ci, że zawsze będę po twojej stronie, Inga.
Niezależnie od tego, co się stanie. Ale w tej sprawie na
prawdę nie mogę ci pomóc.
Inga zawstydzona' pochyliła głowę. Tym razem była
zbyt otwarta, ale nic nie mogła na to poradzić. Po prostu
musiała to komuś powiedzieć, choć wiedziała, że nikt nie
zastąpi jej w małżeńskim łożu, kiedy nadejdzie ten czas.
Emma odwróciła się, żeby wyjść.
- Otrzyj łzy, moje dziecko. I staraj się być silna. Bo bę-
82
dziesz musiała stanąć przed ołtarzem z Nielsem. Czy tego
chcesz, czy nie.
Tej nocy Inga płakała przez sen. Przez tyle nocy leżała w
łóżku i marzyła o tym» co życie jej przyniesie. Nie miała jakichś
określonych marzeń, ale widoki wydawały się dobre i barwne.
Przede wszystkim miała szczerą nadzieję, że w końcu złość
ojca w stosunku do niej przycichnie. Ufała, że wkrótce zechce
uznać w niej swoją córkę. Że przytuli ją do siebie, będzie głaskał
po plecach i prosił, by wybaczyła dumnemu, nieszczęśliwemu
człowiekowi.
- Marzenia - szepnęła, wpatrując się w sufit - wszystko to
były tylko marzenia!
Złościła się sama na siebie, bo przecież w głębi duszy
zawsze wiedziała, że nigdy do niczego takiego nie dojdzie.
Ale że on zechce ją odepchnąć, oddać staremu mężczyźnie,
tak by straciła wszelką radość życia, to nigdy by jej nie
przyszło do głowy. Nawet w najgorszych koszmarach.
Westchnęła i położyła dłoń na piersiach, by uspokoić swoje
szamoczące się serce. O jednej sprawie dotychczas nie
pomyślała! Dlaczego nawet mi to przez myśl nie przemknęło,
dziwiła się teraz ogarni ta panik . Po lubie zosta
ę
ą
ś
nie gospodynią
we dworze Gaupås, we dworze, w którym ju rz dz dwie córki
ż ą ą
Nielsa! Rany boskie, b dzie musia a
ę
ł
mieszkać razem z dwiema
pannami, jedną starszą, drugą młodszą od siebie.
Mignęły jej w pamięci stalowoszare oczy Gudrun. Całej
twarzy nie potrafiła wywołać w wyobraźni. Widziała tylko te
oczy, mieniące się nienawiścią do niej. - Boże drogi - jęknęła. -
Nie mogę żyć we dworze, w którym panuje Gudrun. - Ściskała
w palcach brzeg prześcieradła. „Gudrun, Gudrun", dzwoniło
jej złowieszczo w głowie. Gu-
83
drań będzie rządzić i decydować. Najstarsza córka zrobi
wszystko, co zdoła, by uprzykrzyć jej życie.
Inga gryzła wierzch dłoni, by przytłumić straszne
uczucia. Dziesiątki różnych wrażeń krążyło jej po głowie,
nie była w stanie oddzielać jednych od drugich. Jakby nie
wystarczyło samo to, że będę musiała mieszkać z Nielsem,
rozpaczała, to na dodatek będę musiała codziennie mie-
rzyć się z wściekłością Gudrun. Czy Gudrun wiedziała o
małżeńskich planach ojca? Co o nich myśli?
Inga jęknęła ciężko. W żadnym razie nie mogła uwie-
rzyć, że Gudrun zechce się z tym pogodzić, nie zechce się
też zachowywać wobec Ingi życzliwie ze względu na ojca.
Gudrun będzie widziała w niej intruza. Rywalkę do wzglę-
dów ojca.
W tym momencie Inga zdała sobie sprawę, że w najbliż-
szych miesiącach będzie miała do wykonania naprawdę
wielką pracę. Musi wykorzystać ten czas, by pod kierun-
kiem Emmy nauczyć się wszystkiego, co powinna wiedzieć
o prowadzeniu domu. Trochę już wie, to prawda, ale o wie-
lu sprawach nie ma pojęcia. Jeśli nie chce być bezradna wo-
bec Gudrun, musi pokazać, że ona też jest zdolną gospody-
nią.
W przeciwnym razie będę prowadzić beznadziejne ży-
cie, myślała i ze strachu robiło jej się zimno. Na szczęście
to ja będę nosić klucze u paska, a Gudrun będzie musiała
mnie słuchać. To ja będę młodą gospodynią we dworze i
Niels zechce z pewnością wyjaśnić Gudrun, że to ja za
wszystko odpowiadam.
Inga roześmiała się. Przed południem wydawało jej się,
że życie z Nielsem będzie ciężkie, teraz zdała sobie sprawę,
że będzie jeszcze cięższe.
Gudrun będzie przez cały czas krążyć wokół i obserwo-
wać młodą macochę.
84
Następnego ranka Inga obudziła się zmęczona. Całą noc
dręczyły ją ponure myśli i strach, sen długo kazał na sie-
bie czekać. Czuła się teraz chora, głowa ją bolała, ramiona
miała sztywne i odrętwiałe. Przez cały ranek chodziła po
domu jak we śnie. Przygotowała śniadanie, ale znakomite
jedzenie nie budziło w niej apetytu.
-Myślałam, że może dzisiaj zostaniesz w łóżku - mruk-
nęła Emma. - Po tym, co się stało wczoraj...
-Nie - odparła Inga, unosząc głowę. - Nie mogę leżeć
w łóżku. Muszę pokazać ojcu, że nie zdołał mnie zła-
mać. Nie wiem, co on czuje, ale nie wierzę, że się mną
przejmuje... - wyznanie paliło ją w piersiach. - Przy-
kro jest wiedzieć, że on mnie nie kocha tak, jak kocha
Kristoffera i Kristera. Nie myśl, że czuję z tego
powodu jakąś urazę do braci - dodała pośpiesznie. -
Cieszę się w ich imieniu.
W tym momencie do kuchni weszli mężczyźni, żeby
zjeść śniadanie.
Ojciec odmawiał modlitwę głębokim głosem. Zwykle
podczas modlitwy lustrował rodzinę i służbę poważnym
wzrokiem. Inga przyglądała mu się, ale dzisiaj nawet nie
podniósł wzroku. Nie słyszała jednak, by głos mu drżał.
Spodziewała się, że ojciec ją zwymyśla za to, że po-
przedniego dnia zachowywała się bezczelnie, ale on wy-
szedł z kuchni, gdy tylko posiłek dobiegł końca. Zawsze
między nimi była jakaś przepaść, ale teraz wydawała się
ona jeszcze większa.
Inga wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem, co wolę, czy kiedy on się wścieka
i wymyśla, czy kiedy milczy. Ta przytłaczająca cisza jest
między nami jak ściana.
Emma położyła ciepłą, miękką rękę na jej dłoni. W jej
oczach było współczucie i zrozumienie. Nie odezwała się,
ale Inga czuła, że sama jej obecność stanowi pociechę.
- Dużo myślałam dziś w nocy - zaczęła Inga nie-
85
pewnie. Musiała bardzo nad sobą parkować, żeby nie
wybuchnąć płaczem. Nie ma sensu dłużej wylewać łez:
Inga stawała się dorosłą kobietą i wiedziała, że nie zdoła
uciec od małżeństwa z Nielsem. Zrozumiała to bardzo
szybko, cho na my l o tym robi o jej si zimno ze
ć
ś
ł
ę
strachu. - Ty wiesz, Emma, jak ja cierpi , rozumiesz, e
ę
ż
boj si Gaupås z wielu powodów... Dzi w nocy przysz o
ę ę
ś
ł
mi do g owy, e przecie nie tylko Niels tam mieszka... -
ł
ż
ż
dolna warga zacz a jej dr e i
ęł
ż ć
musiała za-, mknąć oczy,
by zebrać siły, dopiero później mówiła dalej: - Zdałam
sobie sprawę, że będę musiała dzielić życie również z
Gudrun i Sigrid. Do czasu, kiedy powychodzą za mąż i
będą miały własne domy...
Emma przytakiwała ze zrozumieniem.
- Jedyne, co możesz zrobić, Inga, to nauczyć się jak
najwięcej o prowadzeniu dworu. Musisz w jakiś sposób być
równa Gudrun. Już ja zadbam, żebyś przybyła do dworu
Gaupås jako bardzo zdolna m oda gospodyni - obieca a
ł
ł
służąca, zaciskając pięści. Jej stare oczy aż się skrzyły z upo-
ru i Inga się uspokoiła.
Emma zawsze znajdzie radę. Inga może na niej pole
gać.
Koń krążył spokojnie po uliczkach Holmestrand. Martin
unosił rękę, pozdrawiał i uśmiechał się do znajomych, któ-
rzy go mijali. Był właśnie na targu rybnym i sprzedał kilka
pięknych okoni, które sam złowił.
Na Langgaten było roj no i gwarno. Ludzie, którzy biegli
po gładkich i oblodzonych chodnikach, konie, które rżały
cicho, mężczyźni, którzy wykrzykiwali do siebie nawzajem
jakieś wiadomości, kobiety, które informowały się o tym,
jakie towary są wystawione na sprzedaż: jajka, suszone
mięso, futra i inne rzeczy.
86
Martin nie wsłuchiwał się w to uważnie. Myślami
przebywał w zupełnie innym miejscu... w ostatnim czasie
to Inga zajmowała każdą jego wolną minutę. Widok jej
postaci, kiedy spotkał ją w lesie. Ta jej blada twarz z
płomiennymi wypiekami na policzkach, te niebieskie
oczy, te kuszące usta... przeniknął go dreszcz. Stanęła
przed nim niczym mała, uwodzicielska huldra, omal się
nie roześmiał, kiedy stwierdził, że na pewno nie ma
ogona. Ta dziewczyna ma nade mną jakąś dziwną władzę,
przyznawał chętnie, gotów był uwierzyć, że ona posiada
ponadnaturalną siłę. Ubawiony pokręcił głową. Nie, Inga
jest wystarczająco, po ludzku normalna, tylko ma wdzięk,
który jego ciało wprawia w drżenie. Wielokrotnie od
tamtego spotkania jeździł konno na wzgórze i spoglądał
w stronę Svartdal. Przeważnie nie dostrzegał nigdzie jej
postaci i musiał pokornie wracać do domu. Ale kiedy raz
zobaczył, jak idzie spacerkiem przez dziedziniec, doznał
dziwnego uczucia. Nie miał potrzeby, żeby do niej
zawołać. Przyglądanie jej się z ukrycia wydawało mu się
dostatecznie podniecające.
Gdyby nie długi szereg sań, który posuwał się za nim,
wypuściłby cugle z rąk i pozwolił koniowi stanąć. Roz-
glądał się i nagle spojrzał w okno wystawowe u złotnika.
Naszyjniki, bransolety, kolczyki i pierścionki mieniły się
złotem, srebrem i diamentami. Jego uwagę przyciągnęła
zupełnie wyjątkowa ozdoba...
Przejęty podprowadził konia do słupków z żelaznymi
pierścieniami i przywiązał go starannie, po czym zawiesił
mu na karku worek z obrokiem. Koń musi dostać jedze-
nie, by spokojnie czekał, aż jego pan załatwi interesy.
Dzwoneczek zadźwięczał nad głową, kiedy Martin
wchodził do niewielkiego pomieszczenia. Onieśmielony
zdjął wełniane rękawice i przeczesał palcami włosy. Nie
przywykł do kupowania ozdób i strojów, przenikał go
teraz niespokojny dreszcz.
87
Złotnik wszedł tylnymi drzwiami i stanął za ladą.
Miał pracownię w komórce na podwórzu i zwykle sam
obsługiwał klientów. Dzwoneczek przy drzwiach
informował, kiedy przyszedł klient, by coś kupić lub
podziwiać kosztowności, które złotnik wyrabiał.
-Chciałbym obejrzeć dokładniej tę wyjątkową zapinkę,
którą zrobiłeś - zaczął Martin, wskazując złotnikowi
okno wystawowe.
-Bardzo proszę - uśmiechnął się złotnik z zadowole-
nierfi. - Czy to tę masz na myśli? - spytał, wskazując
zapinkę z mieniącego się srebra.
-Tak - przytaknął Martin.
Złotnik ujął ostrożnie zapinkę, położył ją na ladzie, po
czym przesunął w stronę Martina tak, by ten mógł do-
kładnie się przyjrzeć. Martin nie odważył się podnieść
ozdoby, była to zbyt piękna, delikatna filigranowa robota.
Główna część miała kształt serca, a przymocowaną u dołu
zawieszkę stanowił krzyżyk. Martin ostrożnie odwrócił
ozdobę i przyglądał się drugiej stronie broszki. To napraw-
dę piękna robota, nie ulegało wątpliwości.
-Biorę ją - oznajmił i poczuł dziwną ulgę, że się zde-
cydował.
-Krzyżyk przy zapince będzie chronił kobietę, której
to podarujesz - tłumaczył złotnik. - Ten krzyżyk nie
dopuści do niej złych mocy.
Martin nie miał odwagi wdawać się w taką rozmowę,
nie chciał bowiem, by złotnik zapytał, komu zamierza
dać broszkę. On sam jeszcze tego dobrze nie wiedział.
Wracając do konia, Martin ściskał w ręce maleńką pa-
czuszkę. Powtarzał sobie w myślach, że będzie to piękny po-
darunek dla Ragnhild, jego matki, na urodziny, ale prawda
była zupełnie inna. To Indze zamierzał podarować zapinkę
w dniu, kiedy odważy się dać jej ozdobę na znak, że prag-
nąłby pojąć ją za żonę.
88
Pewnego ranka,~kiedy Inga wychodziła z obory, Lorang
stał przy koniach. Czyścił i czyścił Srebrnego Księcia wciąż
w tym samym miejscu. Najwyraźniej nie zauważał, że sierść
już pięknie lśni. Inga przystanęła, ponieważ domyśliła się,
że służący chce z nią porozmawiać.
-Wszyscy uważamy, że to smutne, że panienka ma się
wyprowadzić... - Lorang rozgarniał czubkiem buta
siano. - Mnie to się wydaje, że znam cię bardzo dobrze.
Wszyscy inni też tak myślą - pośpieszył z uzupełnieniem.
- Wiesz że jesteś dla nas jak promyk słońca. -
Chrząknął onieśmielony.
-Miło mi to słyszeć - podziękowała Inga. Rozumiała,
jak wiele kosztuje go ta rozmowa. Nie przywykł
przecież, by mówić o swoich uczuciach. - I ja zawsze
bardzo was wszystkich lubiłam - powiedziała
pośpiesznie. - Stanowiliście dużą część mojego życia.
Czy pamiętasz, Lorang, jak musiałeś mnie wyciągać,
bo wpadłam do studni?
Lorang uśmiechnął się na to wspomnienie.
-Panienka powinna się cieszyć, że studnia tamtego
roku wyschła. Z przerażeniem myślę, co by to było,
gdybyś utonęła! No ale potem - roześmiał się - potem
już tak chętnie się nie wybierałaś na różne odkrywcze
wyprawy, przynajmniej zaraz po tej przygodzie.
-Ech, to były czasy - westchnęła Inga bardziej do siebie
samej.
-Tak, teraz nastaną dla panienki inne czasy - zgodził
się Lorang. - Wyjdziesz za mąż do wielkiego dworu.
-Svartdal jest tak samo duże, o ile mi wiadomo - za-
protestowała Inga gwałtownie.
-Tak, ja też nie myślę inaczej - bąkał Lorang zasko-
czony. - Ale to nie ty jesteś dziedziczką. To miałem na
myśli. - Zawstydzony pochylił kark.
89
-No właśnie, dwór obejmie Kristoffer - przytaknęła
Inga. - Ale mnie nigdy specjalnie nie obchodziło, żeby
mieć duży dwór...
-Nie możesz tak mówić! - zawołał Lorang urażony. -
Niewielu może żyć tak jak ty.
Inga milczała. To głupie z jej strony! Rozumie prze-
cie , e biedny s u cy uwa a, i powinna si cieszy .
ż ż
ł żą
ż
ż
ę
ć
Ró nica mi dzy nim i ni jest wielka. Ona zamieszka w
ż
ę
ą
Gaupås, w zadbanym, bogatym dworze, podczas gdy on
ma jedynie komornicz cha up . Lorang nie jest wol
ą
ł ę
nym
cz owiekiem, bo mus
ł
i pracować dla swojego gospodarza,
tymczasem ona zostanie gospodynią dużego dworu z
pękiem kluczy podzwaniających u paska. I co mi z tego,
pomyślała trzeźwo, przecież nie będę się cieszyć większą
wolnością niż on, nie będę mogła decydować o własnym
życiu.
Ogarnęła ją znowu niechęć do ojca. Nie powinna roz-
mawiać ze służącym o takich rzeczach, ale nie była w stanie
się powstrzymać;
- Wolałabym żyć biednie, ale w małżeństwie z człowie
kiem, którego... chciałabym mieć, niż zostać niewolnicą
u bogatego gospodarza!
Oczy Loranga zrobiły się okrągłe. Nie wyglądało na to,
że wierzy w to, co Inga mówi.
-W takim razie nie wiesz, czym jest bieda...
-Pewnie nie wiem - przyznała Inga. Gniew zniknął
równie szybko, jak się pojawił.
-A ja tam mogę Nielsa zrozumieć - roześmiał się
Lorang. - Dlaczego jadać mięso ze starej owcy, skoro
można mieć jagnięcinę? - Roześmiał się z własnego
dowcipu,
w
Gdyby to się zdarzyło jakiś miesiąc temu, pomyślała
Inga, to rzuciłabym się na niego z krzykiem i wymówka-
mi. Wtedy uważałaby żart za obraźliwy. Ale czyż Lorang
nie ma racji? Każdy stary mężczyzna woli mieć młodą
90
żonę, żeby go grzała w pościeli. Oni myślą, że młoda i
zdrowa dziewczyna doda im więcej siły niż wyniszczona stara
baba, która wciąż jest zła i siedzi w kącie.
9
Inga, Lovise i Emma przez całe przedpołudnie prały
ubrania nad brzegiem rzeki. Pot spływał im obficie z czół.
Wiele ze sobą nie rozmawiały, były na to zbyt zmęczone.
Wszystko, czego pragnęły, to jak najszybciej skończyć.
Kiedy zbliżały się już do końca, ogromny stos ubrań był
niemal uprany i Emma wypłukała z balii resztki ługu.
Pogoda była szara i wilgotna. Nawet nie specjalnie zimno, ale
wiał silny wiatr i sprawiał, że miało się wrażenie, jakby
panował kilkustopniowy mróz. Inga cieszyła się, kiedy zaczęły
zbierac się do powrotu. Palce miała poocierane i czerwone od
żrącego ługu. Zimna woda sprawiła, że zesztywniały i
opuchły.
- Ciii! - upomniała nagle Emma, kiedy wszystkie wra
cały już do pralni. Ostrzegawczo uniosła wskazujący palec
w powietrze.
Inga i Lovise o mało się nie poprzewracały w śnieg. Niosły
między sobą dużą balię i nie przypuszczały, że Emma zatrzyma
się tak nieoczekiwanie.
- O co chodzi? - spytała Inga. Strach ściskał jej serce.
92
Zanim Emma zdążyła odpowiedzieć, zobaczyły Embri-
ka okrążającego narożnik domu.
- Och, rany boskie, tu jesteście! Wołałem i wołałem,
ale nikt mi nie odpowiadał. Przeraziłem się, że nikogo
nie ma we dworze... - chłopak z trudem chwytał powie
trze. - Że wy poszłyście:.. nie, sam nie wiem, co myśla
łem.
Inga przerwała mu.
- Nie poszedłeś z ojcem do lasu?
Ze zgrozą docierała do niej prawda, z ojcem musiało się
stać jakieś nieszczęście, skoro Embrik przybiegł do domu
sam. Opuściła balię na ziemię i dwoma skokami dopadła
służącego. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, zaczęła
go szarpać ża kurtkę i krzyczeć:
- Co się stało ojcu?!
Embrik odskoczył w tył. Był wyraźnie poruszony jej re-
akcją.
- On jest tutaj... leży na saniach...
Inga nie miała czasu czekać na dalsze wyjaśnienia. Puś-
ciła chłopaka, uniosła spódnicę i pobiegła przez śnieg. W
ubiegłym tygodniu odmieciono śnieg pomiędzy zabu-
dowaniami, ale ona pobiegła na przełaj, by nie tracić cza-
su.
Natychmiast zobaczyła sanie stojące na podwórzu. Bu-
łanek nadal stał w uprzęży i parskał. Było widać że Embrik
gnał z lasu jak szalony. Dlaczego, krzyczał jakiś głos w jej
duszy, co takiego się stało? Dlaczego on się tak śpieszył?
Nagle przeniknęła ją straszna myśl. Może wcale nie trzeba
się już śpieszyć do ojca! Może on już nie żyje.
- Nie, nie, to nie może być prawda - modliła się po ci
chu. - Dobry, kochany Boże, tylu rzeczy jeszcze sobie nie
wyjaśniliśmy, mój ojciec i ja....
Opadła na kolana obok ojca.
- Ojcze, ojcze, słyszysz mnie?
Przez bardzo długą chwilę wydawało jej się, że czas się
93
zatrzymał. Nie docierały do niej żadne dźwięki, nie widzia-
ła, że Emma, Lovise i Embrik też się zbliżają. Patrzyła tylko
na ojca, który leżał na saniach starannie okryty pledem.
W końcu mozolnie otworzył oczy.
- Och - jęknęła Inga z ulgą. - Przez chwilę myślałam,
że nie żyjesz!
Ojciec uśmiechnął się jednym ze swoich rzadkich
uśmiechów.
-Trzeba więcej, żeby zabić Svartdala. - Znowu przy-
mknął oczy. Ból wykrzywiał mu twarz. Inga nigdy nie
słyszała, żeby ojciec się skarżył, że coś go boli. To nie
był człowiek, który się nad sobą użala.
-Co się właściwie stało? - spytała cicho.
Ojciec mówił wolno i z wysiłkiem, z zamkniętymi oczy-
ma.
- Jeśli podniesiesz pled, Inga, to sama zobaczysz...
Inga zasłoniła dłonią usta, by stłumić krzyk, kiedy zo-
baczyła, jak krew wypływa z nogi ojca. Wielka czerwona
plama rozpościerała się niemal na całej jego prawej nodze.
Wielka cięta rana ziała ku niej dwoma czerwonymi brzega-
mi. Na jej widok Inga o mało nie zemdlała, ale rozpaczliwie
starała się opanować. Własny strach musiała teraz odsunąć
na bok. Teraz liczy się tylko ojciec. On oczywiście próbo
wał się uśmiechać i udawał, że sprawa nie jest taka poważ-
na, ale ona nie da się oszukać, że czuje się dobrze. Taka
rana może doprowadzić do tego, że człowiek wykrwawi się
w ciągu zaledwie paru godzin.
- To wygląda, jakbyś sobie rozciął udo siekierą. Nie są
dziłam ... że jesteś taki nieostrożny, ojcze...
Embrik podszedł do niej. Był strasznie blady, zaciskał
palce, kiedy jąkając się, wyjaśnił:
-To było nieszczęście:-! to ja jestem winien...
-Embrik! - Głos ojca zabrzmiał niezwykle głośno. - To
nie ma najmniejszego znaczenia, kto zawinił!
-No, to prawda - zgodził się Embrik niepewnie - ale
94
twoja córka powinna wiedzieć, że ty zwykle nie machasz
siekierą tak bezmyślnie. - Szukał odpowiednich słów, w
końcu język mu się rozwiązał: - Obcinaliśmy gałęzie z
pnia, tak jak to zwykle robimy. Kristian odrąbywał ga-
łęzie, a ja układałem je na kupę. Akurat kiedy Kristian
podniósł siekierę, żeby ściąć kolejną gałąź, ja jakoś nie tak
chwyciłem... sam dokładnie nie wiem, jak to wszystko się
stało, ale...
Embrik głęboko wciągał powietrze, wyglądało to tak,
jakby walczył ze szlochem. Nie płakał, było jednak oczywi-
ste, że wstydzi się swojej głupoty.
- Szarpnąłem tę gałąź, siekiera odskoczyła i uderzy
ła nie tam, gdzie trzeba... Trafiła go prosto w udo, a była
świeżo naostrzona...
Zaległa cisza. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Nie-
szczęście było faktem, nikt nie mógł tego zmienić. Inga
opanowała się i władczym głosem rozkazała:
-Lovise, zagotuj wody. I podrzyj prześcieradło na
mniejsze kawałki, będę tego później potrzebować.
-Oczywiście. - Lovise dygnęła i co tchu pobiegła przez
dziedziniec, żeby wypełnić polecenia.
-Ale jak my, na Boga, przeniesiemy go do domu? - po-
wiedziała Inga do siebie. - Ojcze, przecież nie możesz
obciążać teraz nogi - zwróciła się do Kristiana. - Bo
wtedy krew będzie jeszcze bardziej chlustać. Ty,
Embrik, weź konia i pojedź jak najszybciej do obu
dworów Gullhaug. Potrzebujemy mężczyzny, żeby
wnieść ojca na schody.
-A Kristoffera i Kristera nie ma w domu! Jak my sobie
poradzimy? - Embrik wzdychał i kręcił głową, aż w
końcu Inga straciła cierpliwość.
-Nie mamy czasu, żeby się zastanawiać! Trzeba ojca
przenieść do izby i opatrzyć mu tę ranę. Jak
najszybciej! Nie stój jak ten słup! - krzyknęła, tracąc
cierpliwość. - Ruszaj do Gullhaug. No już!
Nareszcie Embrik zaczął działać. Drżącymi rękami wy-
95
przągł z sań Bułanka, ciężkiego, roboczego konia, wskoczył
mu na grzbiet i galopem popędził przed siebie. Inga
złagodniała.
- Ja posiedzę z ojcem, Emma, a ty idź i przygotuj dla
niego łóżko. - Złość całkiem ją już opuściła.
Emma zniknęła w domu. Nie minęło więcej niż dziesięć
minut, a już była z powrotem.
-W sypialni wszystko gotowe - zameldowała.
-Dziękuję - wyszeptała Inga zmęczona. Musiała przy-
znać sama przed sobą, że bardzo się ucieszyła, mając
Emmę znowu przy sobie. Milczenie między nią i
ojcem zdawało się nie do zniesienia.
Emma i Inga odwróciły głowy, kiedy usłyszały stukot
końskich kopyt po ubitym śniegu na dziedzińcu.
- Coś takiego - westchnęła Inga z ulgą. - Embrik już
sprowadził pomoc.
Embrik wciąż zacinał konia, a kilkanaście metrów za nim
podążał drugi jeździec. Kristian odwrócił twarz.
-Kto to jest?-spytał zmęczony. Brzmienie głosu wska-
zywało, że bardzo cierpi.
-Nie mam pojęcia - odparła Inga. - Prawdopodobnie
Oddbjorn albo Halvdan.
Zaniepokojona, zaczęła rozwiązywać liny, którymi oj-
ciec przymocowany był do sań. Żrący ług, w którym prała
ubrania, sprawił, że ręce miała obolałe, a teraz szorstka lina
po prostu zdzierała z nich skórę.
- Przepadnij, szatanie! - Głęboki głos ojca dudnił
gniewnie. Inga podskoczyła i spojrzała w górę. Rany bo
skie, to przecież Martin! Słodkie drżenie przeniknęło jej
ciało, rozładowało powagę tej chwili. Wypuściła liny i po
kręciła głową, by przerzucić warkocz na plecy. Wyprosto
wała się i stała, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
Jaki on piękny, to była jej pierwsza myśl. Naprawdę bar-
dzo piękny. Teraz to widziała. Oczy ma niebieskie, a nie zie-
96
lone. Tak przypuszczała po narciarskiej wyprawie, ale nie
była pewna. 1 ma nieduży dołek w kształtnej brodzie.
Martin zeskoczył z konia, poklepał go przyjaźnie po py-
sku i zostawił na dziedzińcu.
-Na szczęście nie musiałem jeździć gdzieś daleko -
oznajmił Embrik zadowolony. - To czysty przypadek,
że spotkałem tego...
-No nie wiem, może nie czysty przypadek - uśmiechnął
się Martin skrępowany. - Tego w każdym razie nie wie-
my. .. Słyszę, że Kristian Svartdal się zranił.
Kristian wycedził przez zaciśnięte wargi:
- Nie możesz... nie, słyszysz mnie, Emma, to... niech
ten pomiot szatana mnie nie dotyka! Słuchaj mnie, Emma,
niech ten przeklęty... - oczy Kristiana były szeroko otwar
te.
Inga nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek
widziała ojca w takim stanie. Dygotał z gniewu, ale leżał
bezsilny na saniach. Nie mógł się ruszyć, zachował jednak
dar mowy. Wszyscy to słyszeli:
-Niech ta przeklęta żmija nawet palcem nie śmie mnie
tknąć!
-Kristian - uciszała go Emma z uporem. - Niech ci się
nie wydaje, że jakiś potomek szatana chodzi po twoim
dworze!
-Zamknij gębę, kobieto! Ani słowa więcej! - Kristian
trzymał przed sobą ręce, jakby chciał się bronić. -
Pamiętaj, kiedyś przysięgłaś na wszystkie świętości, że
będziesz milczeć o tym, co się stało wiele lat temu.
Pamiętaj - powtórzył z naciskiem.
Emma otworzyła usta, żeby powiedzieć coś w swojej
obronie, ale bez słowa opuściła ramiona i skinęła głową.
Inga spoglądała oszołomiona to na ojca, to na służącą.
O czym oni gadają? Posługiwali się jakimiś zagadkami, ale
Inga miała nieprzyjemne uczucie, że ża chwilę wyjdzie na
jaw coś, co nie jest przeznaczone dla jej uszu.
97
Podskoczyła, kiedy ojciec spojrzał na nią proszącym
wzrokiem.
- Ten tu.,. to jest... - wyciągał palec w stronę młode
go mężczyzny - on w niczym nie może mi pomóc. W ni
czym!
Czerwona mgła zaczęła powoli przesłaniać wzrok Ingi.
Nie była w stanie dłużej znosić kłótni.
- Wiesz, ojcze - powiedziała głosem, który nie wró
żył nic dobrego - uważam, że teraz powinieneś odłożyć na
bok swoją przeklętą dumę! Powinieneś się wstydzić, że nie
cenisz tej pomocy, jaką ci los zsyła.
Urażony ojciec bezgłośnie poruszał zdrętwiałymi war-
gami i bezradny leżał na saniach. Inga pomyślała, że pew-
nie nakrzyczy na nią za wszystko, kiedy znowu stanie na
nogi. Jeśli kiedykolwiek stanie, zadrżała.
Kristian zemdlał, gdy Embrik i Martin zrobili już co
trzeba, aby zdjąć go z sań.
-Może powinniśmy zrobić nosze - zaproponował
Embrik, drapiąc się w głowę.
-Rzeczywiście, łatwiej by wam było nieść - zgodzir ła
się Inga i czubkiem buta rozgarnęła śnieg. - Zastana-
wiam się, jak wniesiecie go na piętro po tych wąskich
schodach?
Z jednej strony bardzo chciała przyjrzeć się Martino-
wi, coś jednak w jej duszy przeciwko temu protestowało.
Nie była w stanie wciąż stać z opuszczoną głową i raz po
raz zerkała na niego onieśmielona. Znowu przeniknął ją
rozkoszny dreszcz i zrobiło jej się gorąco. Wpatrywała się
jak zaczarowana w szerokie barki, w blond włosy i mienią-
ce się oczy. Kiedy się zorientowała, że on też patrzy w jej,
stronę, nie chciała już odwrócić wzroku. Musi zebrać się
na odwagę i spojrzeć mu w oczy, przecież niczego innego
nie pragnie. Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie na-
98
wzajem, Inga czuła, że drży. Wydawało jej się, że dostrzegła
przelotny uśmiech na jego pięknej twarzy, ale nie była tego
pewna. Wyprostowała się i nie odwracała wzroku, choć
wiedziała, że to nie jest za bardzo przyzwoite. Kobieta nie
powinna się tak gapić! W końcu musiała odwrócić twarz
do Embrika, który coś do niej mówił.
-Ech - chrząknął służący. - Możemy już chyba iść...
-Oczywiście - przytaknęła Inga. - Po prostu się zamy-
śliłam.
Ogarnął ją wstyd, na policzkach pojawiły się płomienne
rumieńce. O czym ona myśli? Wyrzuty sumienia dławiły ją
w piersi. Co z niej właściwie za córka, skoro może zagapić
się na mężczyznę, podczas gdy poważnie ranny ojciec cze-
ka tuż obok na pomoc?
Martin wziął Kristiana pod pachy, a Embrik uniósł nogi
rannego. Kristian zawsze byt solidnie zbudowanym męż-
czyzną, obaj musieli więc zaciskać zęby z wysiłku. W koń-
cu przenieśli jakoś krok po kroku nieprzytomne ciało przez
dziedziniec.
Inga pobiegła do domu.
-Czy woda się zagotowała? - spytała służącą, dzwoniąc
zębami i ściągając z siebie fartuchu Pośpiesznie wy-
ciągnęła jedną z szuflad w kuchennej szafie. Zawsze
leżały tam czyste białe fartuchy, a teraz potrzebowała
właśnie takiego, bez jednej plamki.
-Woda gotowa, a podarte prześcieradło leżytutaj - po-
wiedziała Lovise. - Przygotowałam sporo małych
szmatek, ale przypuszczam, że będziesz też
potrzebowała większych. Żeby zabandażować mu ranę,
chciałam powiedzieć.
-Znakomicie, Lovise. Czy możesz teraz Zanieść garnek
z wodą do sypialni ojca i postawić go na piecyku tak,
żeby nie wystygła? I weź ze sobą te szmatki, bądź tak
dobra.
Inga przeglądała półkę z suszonymi ziołami.
Zdecydowanym ruchem wzięła dwa gliniane garnki i
ruszyła do po-
99
koju ojca. Wciągnęła powietrze, zanim ostrożnie
zapukała
do drzwi.
- Gzy wszystko gotowe i mogę wejść?
Wcześnie nauczyła się, że nie można po prostu wbiegać
do pokoju ojca. Bardzo nie lubił, kiedy ktoś go zaskakiwał.
-Masz wszystko, czego ci potrzeba? - Emma usunęła
się na bok i wpuściła Ingę do pokoju. Embrik i Martin
stali z czapkami w rękach przy łóżku.
-Tak, myślę, że mam - odpowiedziała Inga stłumio-
nym głosem i na palcach podeszła do ojca. Przeniknął
ją lodowaty dreszcz, kiedy zobaczyła, jaki jest blady.
Krople potu spływały mu z czoła. Ktoś go rozebrał,
ale starannie okrył kocem, zostawiając tylko zranione
udo, skąd ziała ku Indze głęboka, czerwona rana.
Pojawił się już cierpki, kwaśnawy odór krzepnącej
krwi. Mimo to nadal świeża czerwona krew ciekła
strumieniem na białe prześcieradło.
Inga zdecydowanie podwinęła rękawy i starannie umy-
ła ręce w miednicy.
- Emma, przygotuj dwie miski z gorącą wodą, I wsyp
do nie} po garści ziół z każdego naczynia - poleciła poda
jąc Emmie oba garnki z suszonymi ziołami.
Sama wzięła czystą szmatkę i zaczęła oczyszczać ranę
z zakrzepłej krwi. Ostrożnie przyciskała szmatkę do brze-
gów rany. Żółć podchodziła jej do gardła, kiedy patrzyła,
jak bardzo brudne są kolejne szmatki, wciąż musiała prze-
łykać ślinę, żeby nie zwymiotować. Na szczęście Lovise
przygotowała wystarczająco dużo opatrunków, Inga mogła
zmieniać jebardzo często.
Emma postawiła przy niej miski z pachnącym ziołami
naparem.
- Na co te zioła pomagają? - spytała
Mimo powagi sytuacji Inga musiała się do siebie
uśmiechnąć. Ech, Emma, Emma, pomyślała spokojnie.
100
Nie musisz udawać, że tego nie wiesz. Znasz działanie ziół
lepiej ode mnie.
To raczej Emma mogłaby jej udzielać wyjaśnień, stara
służąca spytała tylko po to, by się upewnić, że Inga wie, co
robi.
- Dziurawiec działa przeciwzapalnie na rany - wyjaś
niła Inga, usuwając starannie duży skrzep.
Emma kołysała się zadowolona w przód i w tył.
Inga wyrzuciła brudne szmatki na kupkę. Potem włoży-
ła świeże gałganki do obu misek. Wyjęła je po chwili, po-
trzymała w powietrzu, żeby ostygły, i zaczęła na zmianę,
raz jeden, raz drugi, przykładać do rany.
- Nagietek ma podobne działanie, ale na dodatek ta
muje krew i rany się od niego szybciej goją.
Bolał ją kark. Była pochłonięta oczyszczaniem rany,
czuła się jednak onieśmielona, wiedząc, że Martin stoi
tuż za nią. Ręce jej drżały, poruszała nimi niepewnie, w
końcu jednak stwierdziła, że ziejąca rana została
oczyszczona bardzo dobrze. Poczuła łaskotanie w
żołądku z zadowolenia, że mimo wszystko potrafiła
spokojnie zapanować nad sytuacją.
-Poproszę igłę - zwróciła się do Emmy, wyciągając
rękę.
.
-Igłę,.. - powtórzył Embrik przerażony. Twarz miał
kompletnie żółtą.
-Tak. - Inga odwróciła się i popatrzyła na niego. - Muszę
to zaszyć.
-A czy... czy byłoby możliwe, żebyśmy my dwaj - wskazał
na Martina - dostali po kubku kawy? Oczywiście jeże-
li ńas już nie potrzebujecie... - Embrik chwiał się na
nogach.
Inga musiała zapanować nad sobą, żeby nie wybuch-
nąć śmiechem. Taki duży dorosły mężczyzna robi się cho-
ry, bo miałby być świadkiem, jak rana gospodarza będzie
zaszywana.
101
- Embrik, mój drogi, oczywiście, masz moje pełne
przyzwolenie. Zróbcie sobie przerwę w kuchni. Obaj za-
służyliście na kawę.
Embrikowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Martin stał niezdecydowany przy drzwiach, jakby uważał, że
nie należy zostawiać dwóch kobiet z potrzebującym opieki
mężczyzną, ale Embrik chwycił go za rękę i pociągnął za sobą
na dół.
Inga przez chwilę trzymała grubą igłę nad płomieniem
świecy. Chciała wypalić wszelkie zanieczyszczenia, a kiedy
czubek igły rozżarzył się do czerwoności, wzięła czystą
szmatkę, żeby usunąć sadzę.
Emma przycupnęła obok niej i obiema rękami zacisnęła
razem brzegi rany. Inga położyła rękę na jej kościstych palcach,
jakby chciała zaczerpnąć z nich siły. Emma przez chwilę
popatrzyła jej w oczy, a potem zdecydowanie skinęła głową.
Wtedy Inga wypuściła powietrze z płuc i starała się, by
serce odzyskało normalny rytm, zanim przekłuje skórę. Igła
wchodziła bez problemu w ciało ojca, a Inga za każdym razem
przyciągała mocno nitkę, aby szwy były ładne i trwałe. Nawet
nie zauważyła, że pogryzła sobie wargi do krwi. Cała jej uwaga
skierowana była na to wymagające zadanie.
- No popatrz! - zawołała Emma, kiedy Inga wresz
cie opuściła rękę, w której trzymała igłę. - Wiedziałam,
że sobie z tym poradzisz. Naprawdę jestem z ciebie dum
na - wymamrotała;
Inga roześmiała się zarumieniona z powodu pochwa- ły.
To prawda, myślała z ulgą, szwy są założone starannie i gęsto.
Wyglądają znacznie lepiej niż moje zwyczajne szycie.
Oczywiście ojciec będzie miał bliznę, bliznę przypominającą
wijącego się węża. Ale to nie ma zna-
102
czenia, myślała zadowolona, przecież mężczyźni rzadko
odsłaniają uda. Dla niej najważniejsze jest, by ojciec nie
stracił nogi.
Pełne przerażenia myśli krążyły jej po głowie. Ojciec,
stanowczy i uparty Kristian Svartdal, ze swoim ponurym
usposobieniem byłby chyba nie do zniesienia dla
domowników, gdyby w ranę wdała się gangrena. Kon-
sekwencją tego byłaby z pewnością amputacja nogi aż do
pachwiny. Mimo woli Inga przeżegnała się z lękiem. Nie,
to nie może się zdarzyć! On, który żyje i oddycha tak
naprawdę tylko w lesie. On, który pragnie znaleźć się
wśród sosen i świerków, jak tylko posiłek dobiegnie
końca. On, który poświęcił życie pracy na dworze. Myśl,
że ojciec mógłby siedzieć bez nogi w wózku inwa-
lidzkim, wydała jej się koszmarem. Niełatwo byłoby być
tutaj służącym, gdyby gospodarz miał siedzieć niczym
więzień we własnym domu. Jeśli nie był dotychczas nie-
miły w obejściu, to w takiej sytuacji z pewnością trudno
by było z nim wytrzymać!
Inga otworzyła okno, by wpuścić do pokoju świeże po
wietrze.
Kiedy zeszła do kuchni, Martina już nie było. Rozcza-
rowana rozglądała się dookoła, ale czekał na nią tylko
Embrik.
-Gdzie... gdzie... - nie zdołała wykrztusić nic więcej.
Och, a tak się cieszyła, że będzie mogła z nim dłużej
porozmawiać. Przyjrzeć mu się. Może nawet siedzieć
obok niego. Tymczasem on się ulotnił. Po raz drugi.
-Pytasz o tego, który nam pomógł?
Inga musiała pośpiesznie mrugać powiekami, żeby się
nie rozpłakać w poczuciu zawodu.
- Myślałam, że powinnam mu podziękować..,
Embrik uniósł kubek z kawą do ust i uśmiechnął się.
103
- Powiedział, że nie może dłużej tu siedzieć. Nie warto, żeby
wciąż był u nas w domu, kiedy gospodarz się ocknie. Tak, to
jego własne słowa, tak powiedział.
Inga zrezygnowana opadła na najbliższe krzesło. Do
diabła! Do diabła, klęła w duszy. Przynajmniej przed sobą nie
mogła ukrywać, że pod koniec w pokoju ojca zaczęła się już
bardzo niecierpliwić. Wszystko, czego pragnęła, to zbiec jak
najszybciej po schodach, kiedy już ojciec będzie porządnie
opatrzony. Dosłownie płonęła z chęci ponownego spotkania z
Martinem, chciała słyszeć jego głos...
Embrik chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę.
- Mam ci przekazać pozdrowienia. On coś po
wiedział, ale chyba dokładnie nie pamiętam. - Emb
rik umilkł, zmarszczył brwi i próbował sobie przypo
mnieć: - Powiedział coś jakby: Inga jest wyjątkową,
piękną kobietą... tak - ucieszył się Embrik szczerze. - Tak
właśnie powiedział, Ingo. Uważa, że jesteś wyjątkową,
silną i piękną kobietą, która odważyła się postawić Kri-
stianowi. Powiedział, że nie zna nikogo innego, kto by to
zrobił.
Inga uśmiechała się nieśmiało. Miała wrażenie,
że rozlewa się w jej duszy jakieś jeziorko, było jej cie
pło i zimno na przemian. Boże, pomyśleć, że Martin
tak pięknie się o niej wyraża. Nic nie mogło jej bardziej
ucieszyć.
- Martin nieczęsto tak mówi o kobietach - zażartował
Embrik rozbawiony. - Widocznie musiałaś zrobić na nim
wrażenie...
Inga z trudem chwytała powietrze.
-Wiesz, kim on jest?
-Martin? Pewnie, że wiem! - ze zdumienia służą- . cy
zmarszczył czoło. - Dlaczego miałbym nie wiedzieć? To
najstarszy syn Laurensa Storedala. Jego dziedzic.
Inga siedziała bez ruchu z otwartymi ustami. Rozwią-
104
zanie znalazło się tu, w domu! Jąka jestem beznadziejna,
pomyślała ze złością, przecież wystarczyło tylko zapytać
Embrika albo Loranga, to od dawna znałabym jego nazwisko.
No tak, usprawiedliwiała sama siebie, bo przecież pamiętała
ostrzeżenie Emmy i jej stanowcze żądanie, żeby nie szukać
wyjaśnień...
Wielka odpowiedzialność, jaka jeszcze przed chwilą na niej
spoczywała, zaczynała ustępować miejsca wielkiej radości.
Wygląda na to; że z ojcem wszystko skończy się dobrze, a na
dodatek usłyszała kilka miłych słów od Martina. .. Martin
Storedal, śpiewało jej w duszy.
- Bardzo cię przepraszam, Embrik. - Wielka radość,
która ją przepełniała, sprawiła, że Inga chciała okazać
mu życzliwość. - Naprawdę nie miałam zamiaru na cie
bie nakrzyczeć tam, na podwórzu. Tylko tak się strasz
nie bałam, kiedy zobaczyłam ojca na saniach. Przykro
mi, że tak krzyczałam... i powiedziałam, że stoisz jak
słup...
Embrik rozjaśnił się.
- Nie myśl o tym, Inga, ja przecież rozumiem. I pew
nie, że zaraz powinienem był wskoczyć na koński grzbiet,
ale czułem się tak okropnie głupio, bo to ja spowodowałem
nieszczęście. Żeby ciągnąć gałąź akurat w momencie, kiedy
Kristian zamachnął się siekierą... To naprawdę było głu
pie,
Inga w końcu mogła roześmiać się swobodnie.
-Tak - przyznała - to rzeczywiście głupie z twojej strony!
Ale więcej nie będziemy o tym rozmawiać. Może już
niedługo któregoś dnia wszyscy będziemy się z tego śmiać,
Embrik.
-Tak myślisz? - spytał służący z nadzieją.
-Tak myślę - Inga uśmiechnęła się. - Już się nie boję o ojca.
Wkrótce wróci do lasu, wspomnisz moje słowa!
Inga pochyliła się nad stołem. Nagle przyszło jej do głowy, że
nie powiedziała Martinowi, iż ma być wydana za
105
m
. Za Nielsa Gaupåsa... Dlaczego mia abym mu o tym
ąż
ł
mówi ? - pomy la a zaraz potem roz alona. Co go to ob
ć
ś ł
ż
-
chodzi?
10
Nastała wiosna. Śnieg już prawie całkiem stopniał, tylko
gdzieniegdzie leżały jeszcze brudne białe płaty jako wspo-
mnienie po zimie, która właśnie odeszła. Ptaki ćwierkały i
były bardzo zajęte zbieraniem gałązek oraz budowaniem gniazd
w koronach wielkich brzóz w pięknej jasnozielonej alei
wiodącej na dziedziniec w Svartdal.
Wielkie pola zostały obsiane. Kristian był bardzo poważny
tego dnia, kiedy miał siać na ostatnim kawałku. Bardzo
uroczyście kroczył po ziemi z przewiązaną przez ramię płócienną
płachtą, w której nosił siewne ziarno. Noga poważnie mu
jeszcze dokuczała. Rana szczęśliwie się zrosła, tak że uniknął
śmiertelnej często gangreny. Mimo wszystko chodząc, pociągał
trochę prawą nogą, ale nie na tyle, żeby go to krępowało.
Wszyscy stali na schodach i przyglądali się, jak idzie z
odsłoniętą głową, długimi, miarowymi krokami, w rytm których
sięga prawą ręką po ziarno i rozrzuca je po polu. Siewca zawsze
powinien chodzić z odkrytą głową, bo sianie to czynność niemal
święta. To ostatni rok, w którym gospodarz własnoręcznie rzuca
ziarno w ziemię. Kristian zamó-
107
wił już siewnik, prawdziwe cudo techniki, które znacznie
ułatwi pracę, ale dostanie go dopiero w przyszłym roku.
Wielu gospodarzy zrozumiało, jaka to pożyteczna maszy-
na, zatem okres oczekiwania na gotowy siewnik jest bardzo
długi.
- A teraz zależy już tylko od Boga, czy zechce zesłać
nam nasz chleb powszedni również w tym roku - oznajmił
Kristian, kiedy zakończył pracę.
Życie ludzi zależy przez cały rok od zboża. Marne plony
oznaczają dla większości głód, dla niektórych nawet śmierć
głodową. Nawet dla tych, którzy mieszkają w dużych dwo-
rach, takich jak Svartdal. Oni radzą sobie lepiej niż biedni
komornicy, ale ich również nieurodzaj może boleśnie do-
tknąć. Bogatych tak samo jak biednych.
Mnie już tutaj nie będzie, kiedy przyjdzie czas cieszyć
się błogosławieństwem ziemi, stwierdziła Inga nagle. Tej
jesieni nie będzie chodzić za nowo zakupioną kosiarką i
nie będzie wiązać snopków. Zamiast tego będzie praco-
wać obok Gudrun i służby w Gaupås.
Do tego-czasu obie z Emmą muszą przygotować jej pa-
nieńską wyprawę. Ojciec nie szczędzi ani na materiałach,
ani na niezbędnych dodatkach. Jak najlepsze wyposażenie ,
jedynej córki to dla niego kwestia honoru. Nikt nie może
powiedzieć, że Kristian Svartdal nie wie, co to znaczy wy-
dawać córkę za mąż!
Inga poszła za Emmą do piekarni. Każda z nich wzięła
stamtąd duży koszyk. Dzień był ciepły i pogodny, jak wy-
marzony na wyprawę do lasu. Chciały nazbierać roślin, po-
trzebnych do farbowania włóczki, co miały robić pod ko-
niec tygodnia. Przede wszystkim poszukiwały roślin, które
dają czystą żółtą barwę. Emma wyjęła nóż z futerału i kciu-
kiem sprawdziła, czy jest wystarczająco ostry do ścinania
brzozowych gałązek.
Kiedy wyszły na otwartą polankę, postawiły koszyki na
ziemi. Miejsce było czarujące. Trawa, która już podrosła,
108
zieleniła się intensywnie, a mech uginał się miękko pod
stopami. Pnie brzóz mieniły się w słońcu, a listki przypo-
minały małe, zielone uszka.
Jakiś wielki kamień stoczył się w dół po zboczu i opadł nie-
daleko od nich. Kamienie leżały w okolicy od niepamiętnych
czasów, pewnie znajdowały się tu już wtedy, kiedy ludzie osied-
lali się w dolinie, teraz pokryły się mchem i porostami. Gra ko-
lorów była niezwykle piękna - same kamienie są przeważnie
szarobrunatne, ale tu i tam mienią się srebrem i złotem.
Emma podała nóż Indze.
- Ty natniesz brzozowych gałązek, a ja będę zeskroby-
wać porosty z kamieni.
Brzozy nie były wysokie, Inga radziła sobie bez trudu,
szybkimi ruchami ścinała gałązki obsypane liśćmi. Wkrót-
ce koszyki były pełne.
Emma pochylała się nad kamieniami i zrywała małe
kępki porostów. Kiedy Inga wypełniła swój koszyk po brze
gi, poszła pomagać Emmie.
- Wiesz... - zaczęła, ocierając fartuchem czoło. - Mar
tin...
Emma uśmiechnęła się do niej krzywo.
- Tak, no i co z nim?
Inga zarumieniła się, ale nie chciała zrezygnować, musi
teraz skłonić Emmę do rozmowy. Nieczęsto miały możli-
wość bycia sam na sam.
- Dlaczego nie chcesz mi o nim niczego więcej powie
dzieć?
Stara służąca przestała się uśmiechać. Na jej twarzy po-
jawił się wyraz zaniepokojenia i urazy.
-Moje dziecko, a po co ty chcesz to wiedzieć?
-Nie mam pojęcia! - krzyknęła Inga i machnęła roz-
paczliwie rękami. - Naprawdę sama tego nie wiem.
-Czy dlatego tak chciałaś iść ze mną do lasu? Żeby
mnie o niego wypytać, kiedy będziemy same i nikt nie
będzie nam przeszkadzał?
109
- Nie powinnaś tak mówić - westchnęła Inga.
Przerażona, że Emma poczuje się oszukana, chwyciła
ją za rękę. Zawstydzona szybko ją puściła. W ustach jej za-
schło, ale zdecydowała się, że powie, co jej leży na sercu.
Niedługo nie będzie już miała takiej możliwości.
- Emma, wiesz, że chwile spędzone z tobą są najlepsze
w moim życiu. Przy nikim nie czuję się taka... taka waż
na jak przy tobie. - Mówiła na pół z płaczem, ale się tym
nie przejmowała. - Od kiedy jednak spotkałam Martina
w lesie, a potem u nas w domu, jestem jak zaczarowana.
Chciałabym wiedzieć o nim wszystko. Chociaż spotkałam
go tylko dwa razy.
Stara pogłaskała ją delikatnie po policzku.
- Tego się właśnie bałam, Inga. Tego, że jak się dowiesz,
kim on jest, to twoja miłość znajdzie dodatkową pożywkę.
I wtedy będziesz zgubiona.
Inga poczuła, że narasta w niej opór, ale tłumiła iryta-
cję, jak tylko mogła, gdy odezwała się znowu:
-Myślisz, że nie znam jego nazwiska, a ja je znam,
Emmo. Embrik mi powiedział wtedy, kiedy ojciec
leżał ranny w sypialni...
-Ech, co to za pleciuga! - przerwała jej Emma wzbu-
rzona. - Embrik wie bardzo dobrze, że Kristian nie
pozwala wymieniać w swoim domu nazwiska tej
rodziny.
-Nazwiska Martina Storedala - rzekła Inga z naciskiem
na poszczególne sylaby. - Nie musisz już więcej
mówić o Martinie „on", „ten mężczyzna" albo „ta
rodzi-} na"! Ty byś się tak nie bała wypowiadać jego
nazwiska, gdyby nie to, że lękasz się gniewu ojca.
Obawiasz się, że ja się... że ja się zakocham w jednym
z synów najgroźniejszego rywala ojca. - Przyglądała
się Emmie błagalnym wzrokiem. Delikatna iskierka
nadziei zapłonęła w jej sercu, kiedy stara służąca
prawie niedostrzegalnie skinęła głową. - Nie chcę cię
przymuszać, żebyś mi opowiedziała coś więcej o
rodowej waśni - dodała lekko;
110
urażona - ale w końcu nadejdzie dzień, kiedy wszyst-
kiego się dowiem. Obiecuję ci to.
Na twarzy Emmy pojawił się wyraz smutku, gdy mówi-
ła bezbarwnym głosem:
-Posłuchaj mnie, dziecko, nie pozwól, żeby pamięć o
Martinie zagościła na dobre w twoim sercu, bo wtedy
twoje dni w Gaupås b d szare i bezsensowne.
ę ą
-I tak takie będą - odparła Inga przygnębiona.
Wkrótce po powrocie do domu Inga spotkała ojca W izbie.
-Jutro pojedziemy z wizyt do Gaupås.
ą
-Ale... - Inga skuliła się na krześle. Wiadomość spadła
na nią tak nagle.
-Nie ma żadnych „ale" - ostrzegł ojciec, prostując
plecy. - Jutro wieczorem pojedziesz ze mną,
Kristofferem i Kristerem do Nielsa. Oczekuję, że
będziesz gotowa, kiedy powóz zajedzie.
Wyszedł z izby natychmiast, gdy tylko powiedział, co
trzeba. Inga siedziała sztywna z robótką w rękach.
Opuściła ramiona i pustym wzrokiem patrzyła przed sie-
bie. Nie ma sensu się wściekać i protestować, tyle zdążyła
zrozumieć z mrocznego spojrzenia, jakie ojciec jej posłał.
Jutro będzie musiała się znowu wystroić i pojechać z nim
do Gaupås.
Serce zaczęło jej szybciej bić i miała wrażenie, że się udusi
z braku powietrza. Krew na szyi mocno pulsowała. Iriga po-
śpiesznie odpięła górne guziki bluzki. O tak! To trochę pomog-
ło. Przyłożyła chłodną dłoń do szyi, żeby się uspokoić,
To małżeństwo nie dotyczy mojej osoby, rnyślała w
oszołomieniu. Miała wrażenie, że jest tylko lalką, którą
mężczyźni traktują, jak im się podoba. Czy oni widzą w
niej milczącą lalkę, która nie ma własnych poglądów?
Czy nie rozumieją, że podjęli decyzję co do jej przyszłości,
nie zwracając uwagi na to, czego ona sama by pragnęła?
lll
Mocno zacisnęła powieki. Czy ojciec przez cały czas
ma świadomość, że zniszczył jej życie? Gdyby odważyła się
o tym znowu wspomnieć, z pewnością by ją odpędził. Inga
była przekonana, że ojciec nie rozumie powagi tego, co ma
się stać. Czy ten człowiek nigdy nie myśli o uczuciach? Jaki
on jest niesprawiedliwy, myślała z gniewem. Bo sam to
się ożenił z kobietą, którą bardzo kochał. Mógł się cieszyć
czasem spędzonym z osobą, którą kochał i której pożądał.
Dlaczego mnie nie chce pozwolić na to samo?
Miała ochotę cisnąć mu to wszystko w twarz, ale zabrak-
ło jej odwagi. Szacunek, jaki niegdyś żywiłam dla ojca, te-
raz zniknął, myślała zrozpaczona. Teraz pozostał tylko
strach.
Powóz już stał przed domem, kiedy następnego dnia wie-
czorem Inga zeszła na dół. Miała na sobie tę swoją czer-
woną sukienkę. Ojciec życzyłby sobie pewnie, żeby za-
plotła włosy i upięła je przyzwoicie na tę uroczystą okazję,
ale Inga nie zamierzała się tym przejmować. Jej czarne,
długie włosy ąpływały swobodnie na plecy.
Nienawidziła tej sukni, nienawidziła ojca. I siebie samej
też. I Kristian, i Kristoffer wyciągnęli ręce, żeby pomóc jej
wsiąść do powozu, ale ona odwróciła się do ojca plecami
i ujęła rękę Kristoffera. Brat uśmiechnął się do niej, jakby
chciał dodać jej odwagi, ale ona wpiła weń wściekłe spojrze-
nie. To nie jest radosna podróż, niech mu się nie wydaje!
Kiedy już usiadła w powozie, ogarnęły ją wyrzuty su-
mienia.
- Nie chciałam okazywać ci złości, Kristoffer - szepnę
ła pojednawczo. Zerknęła na ojca, który siedział na koźle,
ale nic nie wskazywało na to, że słyszał, co powiedziała.
Kristoffer poszukał jej ręki i lekko uścisnął.
- Nie myśl, że nie rozumiem, jaka to dla ciebie udrę
ka...
112
Nie powiedział nic, gdy Inga oparła się o jego ramię.
Nieśmiało głaskał ją po włosach. Długo i czule. Ingę prze-
nikn dreszcz, kiedy skr cili do Gaupås, Dwór le a ma
ął
ę
ż ł
-
jestatyczny w dole, pośrodku zielonej, otwartej równiny.
Pofnalowany na biało dom wyglądał pięknie, Inga jednak
nie odczuwała nawet najmniejszej radości na myśl o tym,
że wkrótce będzie to jej dom. Jej królestwem było zawsze
Svartdal, ale dopiero teraz zrozumiała, jaka była głupia i na-
iwna. Żadna dziewczyna nie może przecież wciąż mieszkać
w swoim rodzinnym domu, chyba że jest kaleką albo musi
pielęgnować starych i schorowanych rodziców, aż w końcu
zrobi się zbyt stara, by wyjść za mąż. Mimo wszystko Inga
miała przelotną nadzieję, że ojciec zechce odwołać jej mał-
żeństwo po tym, jak pomogła mu po wypadku z siekierą.
Czyż nie zauważył, jak wiele Inga dla niego wtedy zrobiła?
Przecież mogłabym nie pozszywać tej rany, myślała, czu-
jąc kiełkującą w duszy złość. Nie, teraz jestem paskudna.
Nie życzyła przecież własnemu ojcu, żeby żył tylko z jedną
nogą. Zresztą nie by nie osiągnęła, odmawiając opatrzenia
rany. Bo przecież wtedy Emma wzięłaby igłę i nici. To prze-
cież Emma później przez wiele tygodni zmieniała mu opa-
trunki.
Nieszczęśliwa służąca opowiadała, że Kristian był ok
ropny w czasie, kiedy musiał leżeć w łóżku. Wprawdzie
Emma nie mówiła wprost, ale Inga domyślała się, że ojciec
był głęboko dotknięty tym, iż to Martin, ten pomiot szata-
na, jak go nazywał, pomógł wnieść go na górę.
Inga trzymała się rozpaczliwie powozu. Nie ma takiej
rzeczy, która mogłaby sprawić, że ojciec złagodnieje. Teraz
była tego całkiem pewna.
Służąca otworzyła drzwi w tym samym momencie, w
którym powóz wjechał na dziedziniec. Jakiś mężczyzna
podszedł do nich, by zająć się koniem.
Ingę bolał brzuch, próbowała zyskać na czasie. Nie mia-
ła ochoty na spotkanie z Nielsem. Rozmawiała z nim daw-
113
niej, ale teraz przecież oboje zdają sobie sprawę, że wizy4
ta dotyczy zbliżającego się wesela. Wcześniej
rozmawiała z nim nieskrępowana, ale nie miała wtedy
pojęcia o jegel ukrytych pomysłach i planach. Teraz będzie
jej się przygląi dał pożądliwie, z obleśnym błyskiem w
oczach. Tb nie do zniesienia!
- Witamy w naszym domu - powiedział Niels przyjaź
nie.
Najpierw przywitał się z Kristianem, Inga jednak wi-
działa, że zerka na nią niepewnie. Przeniknął ją dreszcz.
Żołądek zrobił jej się twardy niczym kamień i nie wiedzia-
ła, gdzie podziać oczy.
Niels pomógł jej zdjąć płaszcz. Spierzchnięte wargi
drapnęły ją w policzek, kiedy cmoknął ją lekko na dzień
dobry. Dostała gęsiej skórki z obrzydzenia. Był tak samo
niezdarny i niepewny jak tamtego dnia, kiedy przyniosła
mu list od ojca. Nie budził w niej najmniejszego współczu-
cia, Uważała, że jest po prostu żałosny.
- Dziękuję - szepnęła ledwo dosłyszalnie, kiedy pod
suwał jej krzesło i zapraszał, by usiadła do stołu. Stół został
nakryty na siedem osób. Dwie osoby jeszcze się nie pojawi
ły, ale Inga wiedziała, że to Gudrun i Sigrid. I rzeczywiście,
wkrótce drzwi otworzyły się gwałtownie i Gudrun stanę
ła w nich w całej okazałości. Uniosła głowę i przyglądała
się Indze bez ceregieli. Ta na moment się skuliła, ale zaraz
wyprostowała znowu i z pewnością siebie patrzyła tamtej
w oczy. Tuż za Gudrun podążała Sigrid. Uśmiechnęła się
niepewnie do Ingi, a ona odpowiedziała jej tym samym.
Poczuła ciepło w sercu, że przynajmniej Sigrid cieszy się ze
spotkania z nią.
Tym razem Gudrun nie wtrącała się do męskiej rozmo-
wy, ale w milczeniu dziobała widelcem w talerzu i prawie
nic nie jadła.
Po obiedzie do jadalni weszła służąca i
poinformowała:
114
-Napaliłam w kominku w bibliotece.
-Dziękuję ci, Marlenę. Zaraz tam przejdziemy - Niels
życzliwie skinął głową. - Domyślam się, że panowie
chcieliby zapalić fajki - uśmiechnął się gospodarz.
-Zgadłeś - przyznał Kristian i chrząknął.
Wszyscy podnieśli się z miejsc, a Niels wskazywał goś-
ciom drogę do pokoju, w którym na kominku wesoło trza-
skał ogień.
Kiedy już usiedli, Niels odchrząknął i zwrócił się do
Ingi:
- Z tego, co mówi twój ojciec, rozumiem, że zgodziłaś
się... zgodziłaś się na...
Inga obserwowała ojca kącikiem oka. Wyglądało, jakby
miał ochotę stuknąć Nielsa w plecy, by szybciej dokończył
zdanie, ale tego nie zrobił.
Niels wyjął fajkę z ust i ściskał ją w dłoniach:
- Rozumiem to tak, że pragniesz zostać moją małżon
ką...
Indze pociemniało w oczach. Pokój zaczął wirować wo-
kół niej. Przymknęła oczy, by nad sobą zapanować. Sły-
szała jedynie tykanie zegara stojącego w bibliotece. Zegar
zaczął wybijać godzinę, a ona bała się, że głęboki, głośny
dźwięk rozsadzi jej głowę. Miała ochotę przyłożyć ręce do
uszu i zatrzymać dźwięk na zewnątrz, ale jakiś głos w du-
szy prosił, by się opanowała.
Rany boskie, myślała zrozpaczona, Niels powiedział
to tak, jakbym to ja błagała ojca, by wydał mnie za niego
za mąż. Ktoś mógłby pomyśleć, że o to prosiłam. Nie, nie,
to nie tak, ja nie chcę, nie chcę...
Otworzyła oczy i rozejrzała się przerażona wokół.
Wszyscy przyglądali jej się w milczeniu. Gudrun była rów-
nie blada jak Inga.
- No? - w głosie ojca zabrzmiało wyczekiwanie.
Dlaczego mnie pytacie, chciała zawołać. Przecież wy już
zdecydowaliście, że zostanę przywieziona do tego dworu
115
jako panna młoda. Przechyliła głowę i poruszyła się nie-
spokojnie na krześle. Dobrze wiedziała, że tego jednak nie
uniknie. W nadchodzących latach będzie musiała kochać
i szanować Nielsa.
- Tak - wykrztusiła cicho, niechętnie.
Inga przeszła przez pokój. Niektóre drewniane deski skrzy-
piały pod nią. Z ciężkim sercem stanęła przy oknie i wyj-.
rżała na zewnątrz. Tyle razy stawała w tym miejscu i wy-
glądała, znała wszystkie drzewa, każde wzniesienie i każdy
widoczny stąd budynek.
Zmrok zapadał powoli. Wieczory nie były już takie
ciemne jak zimą. Teraz widziała wyraźnie krajobraz za
oknem. Widziała konie, które pasły się spokojnie w
zagrodzie. Młody ogier, który urodził się w Nowy Rok,
nie był już długonogim, chwiejnym źrebięciem. Często
galopował po pastwisku tak, że ziemia się pod nim trzę-
sła. Kiedy zdecydowanie stawiał kopyta na ziemi, wypry-
skiwały spod nich kępki trawy i błoto. Konie stanowiły
dumę ojca. Tak było zawsze. Bo też są piękne te konie ze
Svartdal. Szerokie w piersiach, szybkie i pracowite. Bywa-
ło, że ludzie wskakiwali spłoszeni do rowów, kiedy
ojciec gnał drogą saniami lub powozem zaprzężonym w
dwa kruczoczarne konie.
Inga spojrzała na tę część podwórza, gdzie znajdował się
spichlerz i piekarnia. Ojciec i bracia w ubiegłym roku po-
łożyli na budynkach nowe dachy z darni. Inga nadal
czuła zapach darni, kory i lasu. W mroku majaczyła jej
ścieżka prowadząca z piekarni do łaźni. Łaźnia to nie
tylko miejsce, w którym można się wykąpać w ciepły letni
dzień, nie, tam również suszy się ziarno i len.
Z jej okna na piętrze cały dwór wyglądał jak otulony
zasłoną spokoju i harmonii. Ale ona wiedziała, że tak nie
jest. Od dawna nie ma tu radości. Inga wiedziała, że oj-
116
ciec również zdaje sobie z tego sprawę. Wprawdzie przyjęła
oświadczyny Nielsa, choć zrobiła to niechętnie. Ojciec mu-
siał zauważyć, jaki zły nastrój to wywołało. Albo może nie
zauważył, zastanawiała się, zagryzając dolną wargę. Wszy-
scy inni we dworze widzą, jaka się w ostatnim czasie zrobi-
ła blada. Wyszczuplała, oczy ma czerwone i zniknął z nich
wszelki blask.
Odwróciła się od okna. Wszystko jest takie strasznie
trudne.
Rozdygotana leżała pod kołdrą. Za dwa miesiące będzie
wesele. W pi tek trzynastego lipca zostanie Ing Gaupås.
ą
ą
To nieszczęśliwy dzień, pomyślała z bólem, tego dnia w
ogóle niczego nie powinno się świętować. Cały dzień będzie
jednym wielkim nieszczęściem, myślała rozdygotana.
Możliwe, że Niels uważa, iż to właśnie szczęście mieć mnie
przy sobie we dworze, dla mnie jednak będzie to sądny
dzień.
Niedawno zrozumiała, że ojciec z Nielsem nie we wszyst-
kim się zgadzają.
-I ślub odbędzie się oczywiście w kościele w Bot-ne -
oznajmił ojciec władczo.
-Nie, to niemożliwe - zaprotestował Niels i zmar-
szczył nos. - To bardzo daleko zarówno ze Svartdal,
jak i z Gaupås. Poza tym nale ymy do parafii
ż
Hillestad...
-Ty może tak - sprecyzował Kristian. - Co prawda ja
też do tej parafii należę, ale dobrze wiesz, że jeżdżę do
Holmestrand - w jego głosie brzmiała uraza, kiedy
mówił dalej: - Wiesz przecież, że niechętnie jeżdżę do
Hillestad. Czasami się zdarza, że kupuję coś w
tamtejszym sklepie, bo to bliżej niż do miasta, ale... -
nagle przerwał i przestał się odzywać. Jakby miał
problemy z wyjaśnieniem w otoczeniu tak wielu ludzi,
dlaczego unika kościoła w Hillestad. W końcu
popatrzył na Nielsa z wyrzutem i zagrzmiał: - Moja
córka weźmie ślub w tej miejscowości, w której na
cmentarzu leży jej matka!
117
- Tak, tak, w takim razie uzgodnione'-. przytakiwał
Niels pojednawczo.
Sama ceremonia weselna miała się odbyć we dworze
Nielsa, jak zwyczaj nakazuje. Ale Niels i ojciec mieli kło-
poty z uzgodnieniem, kto na to wesele powinien zostać za-
proszony.
-Chyba nie zamierzasz zaprosić.:.? - ojciec wiercił się
na krześle, a w jego głosie słychać było wątpliwość.
-O wielu rzeczach możesz decydować, Kristianie
Svartdał, ale nie możesz mi mówić, kto ma siedzieć
przy moim stole. Sam jestem panem mojego domu.
Inga spoglądała w sufit. Zaskoczona zerknęła na Nielsa.
Nie przypuszczała, że on się tak zdecydowanie przeciwsta-.
wi ojcu, ale najwyraźniej miał na to dość odwagi.
11
Tej niedzieli, kiedy pastor mia og osi zapowiedzi Niel-
ł
ł
ć
sa Gaupåsa i Ingi Svartdal, Inga zachorowa a. Obu
ł
dziła
się rozbita i strasznie spocona. Pulsowało jej w skroniach,
nie była w stanie otworzyć oczu. W ustach jej zasychało,
gardło było opuchnięte i bolesne. Najgorszy jednak był ból
brzucha. Bulgotało jej i burczało, ale ani nie mogła zwy-
miotować, ani nie musiała chodzić do małego domku.
Kiedy Emma przyszła ją budzić, Inga ledwo wykrztusi-
ła:
-Ja jestem chora, Emma, wszystko mnie boli...
-Boli cię? Gdzie cię boli? - stara służąca ściągnęła z
niej kołdrę i sprawdziła, czy nie ma na ciele jakichś
widocznych symptomów choroby.
Inga wyszarpnęła jej kołdrę, bo marzła tak, że dzwoniła
zębami.
-Mam nadzieję, że nie próbujesz nas oszukać... - po-
wiedziała Emma niepewnie. - Dziś przed południem
pastor ma ogłosić wasze zapowiedzi, wiesz o tym.
-Nie - odparła zmęczona. - Nie wiem, czy zdołam
ustać na nogach...
119
Emma położyła rękę na wilgotnym czole i otuliła dziewczynę
kołdrą.
-Leż tutaj, Inga, spróbuję wytłumaczyć to Kristianowi.
-On mi i tak nie uwierzy - jęknęła Inga półprzytomnie.
Marzła i pociła się równocześnie, a ból brzucha sprawiał,
że leżała zgięta wpół.
Wkrótce drzwi otworzyły się z hałasem.
-Robisz sobie ze mnie żarty, Inga? - ojciec stał, zasłaniając
swoją potężną sylwetką wejście. Mógłby wypełnić sobą cały
pokój, pomyślała z lękiem, ale on nie przekroczył progu.
-Nie, ojcze... W całym ciele pali mnie niczym żywy ogień,
ale... - oddychała ze świstem. - Ale mimo to strasznie
marznę!,
Ojciec podszedł i pochylił się nad nią, mrużył oczy, za-
stanawiał się, w końcu jednak się wyprostował.
- Myślałem,.że może zrobisz wszystko... cóż, wszystko,
żeby uniknąć dzisiaj zapowiedzi. - Wydawał się skrępowany
tym, że )ej nie wierzył. - Ale nie pierwszy raz pastor ogło
si zapowiedzj pod nieobecność narzeczonej. Porozmawiam
z pastorem. Pan Mohr na pewno zechce to zrobić, mimo że
jesteś chora,
T
-Potem cicho zamknął za sobą drzwi. ,
Inga skuliła się w łóżku i próbowała znaleźć pozycję, w
której ciało nie będzie! jej tak boleć. Ogarniały ją na przemian
fale zimna i gorąca. Może zjadła wczoraj coś, czego nie
strawiła? A może po prostu to początek silnego zaziębienia?
Albo może... może zrobiła się chora na myśl o tym, co się
stanie dzisiejszego dnia. To nie jest niemożliwe, stwierdziła po
bliższym zastanowieniu. Ostatniej nocy prawie nie spała.
Wstawała z łóżka, krążyła po pokoju, łamała sobie głowę nad
tym, co zrobić, żeby uniknąć wyjazdu do kościoła. W końcu
uznała, że nie ma żadnego wyjścia.
W chwilę później usłyszała, że powóz z domownikami
120
i służącymi toczy się w dół po posypanej żwirem drodze.
Wszyscy wyruszyli do kościoła. Boże, jaka to ulga, że Inga
nie musi jechać razem z nimi.
Wyobrażała sobie zgromadzonych w kościele ludzi.
Żony komorników, chłopi, dworscy służący i pastor.
Wszyscy chcieli dzisiaj tam być. Cieszyła się, że nie musi
siedzieć wyprostowana obok Nielsa i czuć na sobie spoj-
rzeń tych wszystkich ludzi. Usłyszałaby z pewnością szum,
jaki przejdzie nad głowami parafian, kiedy pastor ogłosi,
e Inga Svartdal ma wyj za m za Nielsa Gaupåsa.
ż
ść
ąż
Może ten i ów chciałby popatrzeć na mnie ze współczu-
ciem w oczach, pomyślała wzruszona. To nie pierwszy raz
młoda dziewczyna wychodzi za mąż za starszego mężczy-
znę, nie pierwszy raz parafianie dowiadują się o czymś ta-
kim. Inga wolała jednak wierzyć, że ludzie będą wzburzeni
w jej imieniu. Nikt nie odważy się zaprotestować przeciw-
ko temu, o nie, nikt nie ma takiego prawa. Albo nie rna
odwagi, pomyślała udręczona. Nie istnieje mężczyzna, któ-
ry by ją kochał i który chciałby dla niej naruszyć ustalone
obyczaje i zasady.
Cieszyła się również dlatego, że uniknie spojrzeń, mie-
rzących ją szyderczo. Niektórzy pewnie pomyślą, że dobrze
tak córce Kristiana Svartdala. Ona nigdy wprawdzie nic lu-
dziom ze wsi nie zrobiła, wiedziała jednak, że nie lubią jej
ojca. I dlatego mogą sobie myśleć, że jego córka zasługuje
na taki los.
Niemal słyszała, jak kobiety, pochylając ku sobie głowy,
szepczą."
- Będzie jej bardzo dobrze, zapewniam was, wychodzi
przecież za mąż za bogacza.
Śmiech, który sobie wyobrażała, też dźwięczał jej w
uszach:
- Tak, ale będzie musiała zapłacić za to swoją cenę...
Inga przewróciła się na drugi bok, uff, lepiej nie myśleć
o tych zarozumiałych babach. Ostrożnie położyła się na
121
brzuchu. Nie mogła poruszać się gwałtownie, wolniutko
więc przysuwała ciało do materaca. Potem się wyprężyła,
by sprawdzić, czy tak może leżeć. Owszem, wyglądało na
to, że może. Zaczęła się odprężać i powieki powoli znowu
opadły jej na oczy.
Pastor Mohr maczał gęsie pióro w kałamarzu i starannie
wypisywał nazwiska oraz daty w grubej księdze kościelnej.
Każdej niedzieli przed kazaniem siadywał w zakrystii i wy-
konywał niezbędną pracę. Odczytywał swoje pismo pełne
zawijasów, mrużąc oczy, bo w mroku zakrystii niewiele
było widać. Oczywiście mógł zapalić stearynową świeczkę,
albo nawet dwie, ale nie chciał być rozrzutny. Zamiast tego
otworzył kościelne drzwi, żeby wpuścić trochę słoneczne-
go światła. Niestety obraz umieszczony w ołtarzu nie bar-
dzo na to pozwalał, ale pastor wolał nie przejmować się
tego rodzaju sprawami.
Nagle uniósł wzrok. Ze środkowej nawy kościoła do-
tarły do niego jakieś dźwięki. Stanowczym ruchem odło-
żył pióro na bok, masował przemarznięte palce i marszczył
brwi z irytacji. Kto tam chodzi? W dalszym ciągu pozosta-
ło sporu czasu do rozpoczęcia kazania. Był już zmęczony
nieustannym przepędzaniem z kościoła biedaków, którzy
szukają tutaj ciepła i odpoczynku.
Drgnął, kiedy zobaczył, że przed ołtarzem stoi w peł-
nej wyczekiwania pozie Kristian Svartdal. Bogaty właś-
ciciel Svartdal nie należał do tych, którzy z przesadnym
zapałem wypełniają kościelne ławy! Bardzo zaciekawio-
ny pastor wyprostował plecy i próbował uśmiechać się
życzliwie.
- Czy pan Svartdal szuka pojednania w domu Pań-
skim?
Kristian drgnął.
122
- Pojednania? A czy uczyniłem coś, co miałoby mi być
wybaczone?
Duchowny przełknął ślinę i położył dłoń na gardle. Lepiej
nie drażnić bogatego gospodarza. Uśmiechnął się więc
rozbrajająco:
- Każdy zmaga się ze swoim sumieniem, jak wiadomo;
czy chcemy się do tego przyznać, czy nie. A czy mógłbym
być w czymś pomocny?
Kristian przygryzł dolną wargę. Spoglądał na pastora
rozbieganym wzrokiem.
- Owszem. No bo właśnie tak się złożyło, że moja cór
ka, Inga, zachorowała...
Pan Morh sprawiał Wrażenie zmartwionego.
-Tó coś poważnego? - Zaraz się jednak opanował.
Wyglądało na to, że pan Svartdal nie lubi, by mu przery-
wać w pół zdania. Bezbożnik popatrzył na pastora groź-
nie.
/
-Nie, to nic takiego, czym należałoby się martwić, ale nie
będzie mogła przyjechać do kościoła. A tymczasem ja bym
chciał dać na zapowiedzi. Zostało postanowione, że moja
córką wyjdzie za mąż za Nielsa Gaupåsa.
Pastor wytrzeszczył oczy przerażony, ale na szczęście
zdołał ukryć wzburzenie. Aha, a więc córka najpo-
tężniejszego człowieka w okolicy ma poślubić samego
sędziego. Cóż, pastor słyszał o gorzej dobranych mał-
żeństwach.
- A to radosna nowina! Sądzę, że możemy załatwić
wszystkie formalności tu, w zakrystii, panie Svartdal. Pro
szę ze mną.
Pastor usiadł najpierw, ale pełnym życzliwości gestem
nakazał gościowi usiąść na sąsiednim krześle.
- Muszę przyznać, że mogą powstać określone... tak,
określone problemy z ogłoszeniem zapowiedzi, skoro pań
skiej córki przy tym nie będzie. To nie jest zwyczajna pro
cedura, jeśli pan rozumie.
123
Oczy pana Svartdala pociemniały.
- Nie, właściwie to nie rozumiem! Sądziłem, że pastor
potrafi czynić cuda. - Te ostatnie słowa powiedział z prze
kąsem.
-
Pastora przeniknął dreszcz. Bardzo nie lubił tego
groźnego tonu, sam ściszył głos jakby w pokorze. Nie
warto drażnić pana na Svartdal, słyszał to od wielu
godnych szacunku osób.
- Niewielka pieniężna ofiara, mój przyjacielu, mogłaby
może pomóc...
Mężczyzna'na krześle obok zaczął szybciej oddychać
i zrobił się czerwony. Mimo to pochylił się i z tylnej kiesze
ni wyjął portfel. Dwie piękne monety zostały położone
na
stole.
- Proszeń panie Mohr, to chyba pozwoli panu nie zwra
cać uwagi na skomplikowane kościelne reguły!
Pastor mrugnął i wytarł nos, nie odrywając wzroku od
błyszczących monet.
- Z pewnością, z pewnością - powtarzał, zgarniając
monety i chowając je w kieszeni sutanny. - Zapowiedzi
będą ogłoszone!
Kiedy jednak zauważył, że pan Svartdal spogląda na
niego z pogardą, poczuł gniew. Trzeba utrzeć mu nosa za
takie zachowanie! Kiedy pan Svartdal obrócił się na pięcie,
by wyjść, pastor wiedział dokładnie, jak rzucić tego czło-
wieka na kolana.
- Chciałbym jeszcze przedyskutować z panem jedną
sprawę, panie Svartdal...
Właściciel dworu przystanął z wyczekiwaniem.
Pastor zwinnie podbiegł do półki, na której stały w rów-
nym szeregu kościelne księgi. Zdmuchnął kurz z jednej,
położyl.ją na stole i przewracając kartki, szukał daty: luty
1888.
- Porządkując któregoś dnia dokumenty, zwróciłem
uwagę na pewien szczegół: pan przez cały czas twierdził,
124
że pańska córka Inga została ochrzczona w domu, w Svart-
dal... Mówił pan, że stary pastor Rollefsen, mój poprzed-
nik, odprawił prostą ceremonie chrztu, ponieważ pańska
małżonka umarła w połogu.
Głos pana Svartdala nie brzmiał już tak
zdecydowanie, kiedy odpowiedział:
- Ta
:
a-ak.
Pastor wyraźnie bawił się jego kosztem.
- Otóż ja myślę, że pan kłamał. I przed Bogiem, przed
wszystkimi parafianami, i przede mną!
Kristian Svartdal zbladł.
- O co pastorowi chodzi?
Pastor odwrócił księgę i podsunął ją panu Svartdalowi.
- Czy może mi pan pokazać miejsce, w którym zosta
ła zapisana data chrztu? Bo ja jej nie znajduję i nie sądzę,
żeby panu się to udało! - W końcu mógł sobie pozwolić na
suchy, triumfujący śmiech.
Kristiana przeniknęła fala gorąca, od stóp po korzonki
włosów. To wprost niewiarygodne, by pastor odkrył jego
tajemnicę! Bo pan Mohr powiedział ptrawdę - nigdy
żaden kapłan nie położył dłoni na głowie Ingi i jej nie
pobłogosławił. Tamtej nocy, kiedy Kristian utracił żonę,
nie chciał na to pozwolić, bo uważał, że nie istnieje żaden
.Bóg. Jaki był sens chrzcić nowo narodzone dziecko,
skoro Pan nie przejmował się anii nią, ani jej małą
rodziną? Żal i rozgoryczenie sprawiły, że wtedy tak
właśnie myślał.
Krew pulsowała w skroniach, kiedy pastor podsuwał
mu kościelną księgę. Zmusił go, by czytał tekst w po-
szukiwaniu nazwiska swojej córki, a tymczasem wzrok
Kristiana nieubłaganie przyciągały daty, związane z Jen-
ny... Zostało tam zapisane, kiedy się urodziła... i kiedy
umarła...
125
Svartdal krzyknął przeciągle i wyszarpnął księgę z po-
żądliwych rąk pastora.
- Czego trzeba, ty wysłanniku diabła, abyś ogłosił,
że Inga zostanie po lubiona Nielsowi Gaupåsowi? - Nie
ś
zwracał uwagi na to, że zwraca się do osoby duchownej,
lekceważąc wszelkie formy grzecznościowe.
Oczy pastora płonęły w bladej twarzy niczym węgle.
- Musi pan wyznać swój grzech przed zgromadzony
mi w kościele parafianami! Wejdzie pan na ambonę i opo
wie wszystkim ludziom, że przemilczał pan takie potworne
kłamstwo! Przez te wszystkie lata, panie Svartdal, pozwalał
pan ludziom oraz własnej córce wierzyć, że obejmuje ją ła
ska boska.
Kristian wpadł we wściekłość.
- Niech mnie diab... jeśli to zrobię! Nikomu nic do
tego, czy i jak moja córka została ochrzczona. I czy w ogóle
została. Nikomu nic do tego, powiadam! - Znowu poszu
kał w portfelu pieniędzy. Z hałasem rzucił cztery monety
na stół tuż przed haczykowato wygiętym nosem pastora.
Przez chwilę nie było słychać nic prócz świszczących
oddechów jego i pastora, który znowu pośpiesznie chował
monety do kieszeni sutanny.
-Nie będę pana przymuszał, panie Svartdal, by stawał pan
przed parafianami. Sam zadbam, by się dowiedzieli, jak
bardzo pan żałuje, że ukrywał prawdę. Po to się przecież
ma pastorów, czyż nie?
-Dziękuję - prychnął Kristian ze złością. - Więcej z
nich kłopotu niż pożytku. Jedyne, co was obchodzi, to
ludzkie pieniądze. Z wielką radością straszycie i
przywołujecie ludzi do porządku w nadziei, że Bóg ot-
worzy za to przed wami szeroko bramy niebios w dniu;
sądu ostatecznego! Powinien pan to wiedzieć, panie
Mohr... - stanął tuż przy pastorze i zaciśniętą pięścią
uniósł jego brodę... - tego dnia, kiedy zdecyduję się pastor
ujawnić, że Inga nie została ochrzczona, ja opowiem
126
swoim współparafianom o dziesięcinie i o tym, że część
przeznaczona dla biednych ląduje w skrzyniach pastora!
Wszyscy się dowiedzą, jak ich pan oszukuje. To pewne
jak amen w pacierzu!
Kristian wybiegł z kościoła. Był absolutnie pewien, że
pastor nie odważy się już nigdy wspomnieć o jego sprawie.
Inga stała pochylona nad miednicą, kiedy usłyszała chrzęst
żwiru. To domownicy wracali z kościoła. Już? - zdziwiła
się. Czas minął jej bardzo szybko, zresztą spała trochę, a
w domu było tak cicho.
Zobaczyła przez okno/jak Kristoffer i Krister eleganc
ko zeskakują z wozu i pomagają wysiąść Lov|se i Emmie.
Inga rozsunęła lekko firanki i wyciągała szyję. Szukała
wzrokiem jeszcze jednej osoby. Ale Niels nie przyjechał do
Svartdal. W głębi duszy Inga sądziła, że Niels iuzna, iż wy
pada mu odwiedzić przyszłą małżonkę w dniu zapowie
dzi, ale on na szczęście był innego zdania. Nadal czuła jego
suche, spierzchnięte wargi na swoim policzku.. Pośpiesznie
wróciła do łóżka. Nie chciała, żeby ktoś tu przyszedł i zo
baczył ją półnagą.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - powiedziała łagodnie.
W progu stanęła Emma.
-Zdawało mi się, że słyszałam, jak chodzisz po poko-
ju... - Spojrzała pośpiesznie na wodę w miednicy, ale
nic więcej nie powiedziała. - Czujesz się już lepiej?
-Tak - odparła Inga. - Oczy mnie już tak nie pieką.
Ból głowy też zelżał. Nie pulsuje mi już tak strasznie
w skroniach.
-No to się cieszę - odparła Emma z troską. - Niedługo
będzie obiad. - Odwróciła się, żeby wyjść, ale zatrzyma-
127
ła się jeszcze z wahaniem. - Myślę, że powinnaś wiedzieć, Inga,
że pastor ogłosił Zapowiedzi twoje i Nielsa... Ojcu udałb się
przekonać pastora, żeby to zrobił, chociaż ciebie nie było w
kościele.
Inga nie mogła wykrztusić ani słowa.
Emma stała niezdecydowana.
-Chcesz, żebym przy tobie posiedziała? Przytuliła cię?
-Nie - odparła Inga na pół z płaczem i machnęła ręką, żeby
służąca sobie poszła. - Chciałabym przez chwilę zostać
sama.
Ukryła twarz w dłoniach. Co ona sobie właściwie wy-
obrażała? Czy naprawdę wierzyła, że ślub zostanie przesunięty,
ponieważ zachorowała w dniu zapowiedzi? Nie, ojciec potrafi
zadbać, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Na pewno
zapłacił pastorowi, by go skłonić do przekazania parafianom tej
radosnej wiadomości...
Martin stał zamyślony i przyglądał się zapince w kształcie serca.
Z bólem patrzył na tę ozdobę, z którą wiązało się tyle marzeń.
Kupił ją dla kobiety, której pożądał. Ale dzisiaj dowiedział się,
że... Z przeciągłym westchnieniem włożył broszkę z powrotem
do małej szufladki sekretarzyka i zamknął. Najlepiej usunąć
zapinkę sprzed oczu. Bo przecież dzisiaj si dowiedzia , e Inga
ę
ł ż
ma po lubi Nielsa Gaupåsa.
ś
ć
Pastor już ogłosił zapowiedzi.
Ogarnęło go odrętwienie. Walka o Ingę dobiegła końca.
Nigdy jej nie dostanie, jej losem zajmują się potężni
mężczyźni. Martin potarł oczy i westchnął. Może mimo
wszystko powinien dać zapinkę matce? Z pewnością ucieszyłby
ją taki kosztowny prezent.
Nieoczekiwanie w jego sercu zakiełkował optymizm Nie,
niech ten symbol miłości spoczywa sobie w sekre-
128
tarzyku. Pewnego dnia... pewnego dnia w przyszłości może
pojawi się okazja, by przypiąć' broszkę, do bluzki Ingi.
Któregoś dnia, kiedy Niels już umrze, Inga może być jego.
12
Inga ostrożnie zamknęła wieko drewnianej, malowanej w
ludowe wzory wyprawnej skrzyni. Teraz skrzynia była
już wypełniona narzutami, obrusami i lnianą bielizną.
Kosztowało ją wiele godzin pracy, by przygotować wszyst-
ko na ten wielki dzień. Ojciec nie szczędził na niczym, pła-
cił za materiały, wełnę i koronki.
Inga nie potrafiłaby powiedzieć, ile razy musiała spruwać :
ściegi. Codziennie rano Emma z rozpaczą w oczach staran-
nie oglądała to, co Inga uszyła poprzedniego wieczora.
-Chyba nie powiesz, że jesteś z tego zadowolona - mó
wiła często z niedowierzaniem i oddawała dziewczynie
robotę do poprawki. - Nigdy nie widziałam większych
ściegów.
-Ja po prostu już więcej nie mogę! - wybuchała Inga. -
Nie mam ochoty dalej haftować krzyżykami ani
prząść tak, żeby jedwabna nitka była jak najcieńsza.
Będę szyć wielkimi, krzywymi ściegami, a moje nici
pełne będą supłów! I nic mnie nie obchodzi, że szwy
się rozłażą!
-Już o tym rozmawiałyśmy - przypominała jej Emma.
-Gudrun...
Samo imię tej osoby powodowało, że Ingę przenikał
130
zimny dreszcz. Sprawiało, że pochylała kark i pokornie
zaczynała wypruwać to, co uszyła źle. Nie mogła sobie na
to pozwolić. Nie mogła sobie pozwolić na żadną fuszerkę.
Nie mogła pozwolić na to, by Gudrun zobaczyła, jak nie-
udolnie uszyta jest jej ślubna wyprawa.
No, ale teraz, na szczęście, wszystko jest gotowe. Pozo-
stała jeszcze tylko suknia ślubna, ale nad nią Emma pracu-
je już od jakiegoś czasu. Długo dyskutowały, czy Inga ma
pójść do ślubu w stroju ludowym, czy też powinna wybrać
prostą, czarną suknię. Wybór padł na czarną suknię z sze-
roką spódnicą. Będzie jej można używać jeszcze długo na
różne okazje.
-Inga - rozpromieniła się Emma, widząc wchodzącą
do kuchni dziewczynę. - Czy możesz przymierzyć suk-
nię? Muszę zobaczyć, czy nie powinnam jej bardziej
zmarszczyć.
-Pewnie, że mogę - odparła Inga i zrobiła, co jej kazano.
-Wygląda nieźle -mruknęła Emma niewyraźnie z ustami
pełnymi krawieckich szpilek. - A jakie chciałabyś rękawy?
-Rękawy? - powtórzyła Inga wolno. - Nic mnie to nie
obchodzi.
Zdenerwowana Emma przewracała oczami.
-Chcesz dopasowane, które można przypinać do suk'
ni zatrzaskami? Czy ma być skrojona tak, żeby
rozszerzały się od łokci w dół?
-A jakie są ładniejsze?
-Ja bym wolała rękawy dopasowane - przyznała
Emma.
-, No to takie uszyj.
-Och, będziesz bardzo pięknie wyglądać - cieszyła się
Emma. - Suknia pięknie ułoży się na twojej szczupłej
figurze. Będziesz wyglądać niczym czarny anioł.
Inga stłumiła jęk.
131
Ze ściśniętym sercem patrzyła na ojca, który ładował jej rze-
czy na wóz. Tych kilka rzeczy, które stanowiły jej własność,
ma dzisiaj odjecha do dworu Gaupås. Zostanie tylko ó ko
ć
ł ż
i wyprawna skrzynia, w szafie na ubrania wisi jedynie ślubna
suknia i kilka innych rzeczy do codziennego użytku.
Za dwa dni ma zostać poślubiona Nielsowi i nie mog-
łaby powiedzieć, że ją to cieszy. Przybędzie niczym obcy
ptak do dworu, który jej zdaniem nie zasługuje nawet na
porównanie z domem jej dzieciństwa. Pojedzie do Sigrid,
która uśmiecha się nieśmiało, do Gudrun, która już jest
jej wielkim wrogiem, a na koniec... Zrozpaczona ukryła
twarz w dłoniach, by odgonić od siebie dręczące myśli. No
i w końcu przyjedzie do Nielsa. Do tego starego mężczy-
zny, który zostanie jej mężem, być może też przyjacielem,
panem, ale... Inga zadrżała. To Niels będzie tym, który
wprowadzi ją w dorosłe życie. Za dwie noce będzie mu-
siała leżeć pod nim, naga i obnażona. To jego prawo, żeby
robić z nią w łóżku, co zechce.
Inga drżała od wewnętrznego chłodu i mimo woli za-
ciskała uda. Boże, nie wiedziała, jak to wszystko wytrzyma!
Myśl, że ten chuderlawy, łysy mężczyzna będzie na nią
patrzył i wykorzystywał jej ciało w najbardziej bezwstyd- .
ny sposób, sprawiała, że robiło jej się niedobrze. Wpraw-
dzie dotychczas Niels był cierpliwym, miłym człowiekiem,
ale przecież Inga nie miała pojęcia o tym, jak będzie się za-
chowywał, kiedy zgaśnie światło i znajdą się w małżeńskim
łożu. Przecież on może się zmienić nie do poznania...
Serce biło jej ciężko w piersi. Wiedziała, że takimi my-
ślami sama siebie straszy jeszcze bardziej, ale nic nie mogła
poradzić na to, że te myśli wciąż ją nawiedzały. Inga nigdy
nie miała serdecznej przyjaciółki, która mogłaby ją wpro-
wadzić w sekrety miłości. Są granice tego, o co można py-
tać Emmę, na samą myśl o czymś takim Inga robiła się
czerwona ze wstydu. O pewnych sprawach po prostu głoś-;
no się nie mówi.
132
Nie zawsze też wolno jej było Słuchać, jak wynajęte do
sianokosów dziewczyny ze śmiechem opowiadały sobie
nawzajem o chłopakach i podbojach. Z ciekawością po-
mieszaną z przerażeniem mówiły, co się dzieje między ko-
bietą i mężczyzną. Szybko domyśliła się, że nie zawsze jest
to tylko rozkosz i szczęście, bo często te dziewczyny gorzko
płakały w objęciach przyjaciółek i ciskały najgorsze prze-
kleństwa na podstępnych parobków.
Dotarł też do niej drobiazgowy opis wyposażenia
mężczyzny. Z początku była wstrząśnięta, bo z tego, co
podniecone dziewczyny opowiadały sobie nawzajem,
wynikało, że mężczyzna musi być obdarowany przez
naturę niczym dorodny ogier!
Ojciec surowo zakazał, żeby Inga chodziła do końskiej
zagrody, kiedy przyprowadzano klacz do ogiera. Ale pew-
nego razu Lorang sam odpowiadał za wszystko, bo Kristian
musiał pojechać do Holmestrand. Wtedy Inga przyczaiła się
za narożnikiem domu, by podglądać. Krew pulsowała jej
w ciele, gdy patrzyła, jak ogier rży i staje dęba. I kiedy z wy-
trzeszczonymi oczyma siedziała cichutko niczym myszka
i patrzyła, jak ogier wdziera się gwałtownie w ciało klaczy,
coś się z nią stało. Musiała przyznać, że jeszcze teraz wspo-
mnienie tamtych chwil sprawia, że rumieni się płomiennie.
Wydawało jej się, że ogier rozedrze klacz na dwie poło-
wy. .. ale zdziwiła się, że klacz stoi zupełnie bez ruchu. Przy-
mknęła oczy i chętnie odsunęła ogon, pozwalając, by ogier
ją dosiadł. Więc chyba nie sprawia jej to bólu, stwierdziła
wówczas Inga.
-Siedzisz tu pogrążona w marzeniach? - rzekła Emma
zaczepnie.
-W marzeniach? - prychnęła Inga. - Nazwij to raczej
koszmarem!
Emma natychmiast spoważniała.
- Miałam nadzieję, moje dziecko, że pogodziłaś się już
z myślą, iż zostaniesz małżonką Nielsa.
133
Inga westchnęła ciężko, wzięła fartuch i zawiązała go
mocno w pasie.
-Chyba w jakiś sposób przyjęłam to do wiadomości,
w każdym razie wiem, że nic nie może tego
małżeństwa oddalić i że mój los został już
przypieczętowany... Gudrun postara si , ebym nie
ę ż
czu a si w Gaupås dobrze. Boj si ,
ł
ę
ę
ę
że będę w jej
domu nieproszonym gościem. I jestem pewna, że nie
pozwoli, abym to ja decydowała.
-Ale ona musi! - oznajmiła Emma stanowczo. --Twoim
obowiązkiem jest dbać, żeby małżeństwo funkcjonowa-
ło. Musisz, nawet gdyby wszystko w tobie przeciwko
temu protestowało, przeciągnąć Nielsa na swoją stronę.
Nie mówię, żebyś używała jakichś sztuczek, ale musisz
być mu podporządkowana i umilać mu życie tak, jak
tylko zdołasz. Jeśli zdobędziesz jego zaufanie i miłość,
to Gudrun nic ci nie zrobi. Bo to ciebie Niels będzie
słuchał.
Inga skinęła zamyślona.
-Dotychczas nie patrzyłam na to w ten sposób. Ale teraz
już wiem, że muszę za wszelką cenę zdobyć sympatię
Nielsa. Jeśli mi zaufa, życie we dworze stanie się
łatwiejsze. Będzie mnie wspierał i chronił, nawet gdyby
Gudrun pró bowała doprowadzić mnie do szaleństwa.
-Otóż to!
-I może moja troskliwość wobec Nielsa z czasem
przerodzi się w miłość - zaczęła Inga niepewnie, ale
na tychmiast zamilkła. Przeniknął ją dreszcz, w jej
duszy zma-, gały się sprzeczne uczucia. - Nie -
powiedziała stanowczo po chwili. - Ta troskliwość, jaką
będę w stanie w sobie wy krzesać, nigdy nie przerodzi
się w nic więcej. Jestem tego pewna. Szacunek i
oddanie, być może. Ale nic więcej.
Emma milczała. Nie miała nic do powiedzenia.
Niels nie jest w stanie rozpalić we mnie płomienia, my
ślała Inga, patrząc bezmyślnie przed siebie. On nigdy nie
sprawi, że moje ciało pod jego palcami się otworzy. Czułe,
miłosne słowa nigdy nie doprowadzą mnie do rozkoszy.
134
Nagle zobaczyła przed sobą Martina. Przypomniała
sobie jego silne ręce, jego jasną czuprynę i zaczepny
uśmiech. On, pomyślała i zrobiło jej się gorąco z po-
żądania, on mógłby sprawić, że drżałabym z pożądania i
tęsknoty...
Wesele mia o si odby we dworze Gaupås, ale gospo
ł
ę
ć
-
darz i s u ba ze Svartdal musieli pomaga . Niels potrze
ł ż
ć
-
bowa mi dzy innymi pomocy do zrobienia d ugiego sto
ł
ę
ł
-
łu. Trzeba było wykorzystać wszystkie izby na parterze
domu, by dla żadnego z gości nie zabrakło miejsca. Na sto-
łach trzeba ustawić,porcelanową zastawę i położyć srebrne
sztućce, dom i obejście udekorować brzozowymi gałęzia-
mi. To wielkie wyzwanie znaleźć w domu miejsce dla tylu
gości, przybywających i z daleka, i z bliska. Tym, którzy
mieli do domu dalej niż pół dnia drogi, zaproponowano,
by przenocowali w Gaupås. Przygotowaniem odpowied-
niej liczby miejsc do spania zajmowała się Gudrun. W nocy
po weselu znajomi i nieznajomi muszą spać w tym samym
pokoju, ale także Svartdal było przygotowane na przyjęcie
gości, którzy chcieliby odpocząć, zanim następnego dnia
wyruszą w drogę powrotną do domu.
-Kristian chciał, żebyś mogła spędzić ostatnią dobę w
Svartdal bez przeszkadzających i ciekawskich gości -
wy-, znała Emma.
-Naprawdę? - spytała Inga poruszona. - Nigdy bym
nie uwierzyła, że ojciec chciałby, aby mój ostatni
dzień w domu dzieciństwa był cichy i spokojny!
-Bo ty nie znasz za dobrze swojego ojca - stwierdziła
Emma zagadkowo.
-Chyba rzeczywiście go nie znam - przyznała Inga w
zamyśleniu. - Może on zrozumiał, ile dla mnie znaczy
możliwość bycia sam na sam z rodziną... zanim
zostanę wyrzucona z domu... w poważne życie.
135
Emma wygładziła ręką obrus i postawiła bukiet z czer-
wonych kwiatów koniczyny i białych margerytek na stole.
- Teraz powinnaś iść do łaźni - przerwała rozmyślania Ingi. -
Już niewiele godzin pozostało do jutrzejszego po- ranka.
Inga skinęła głową, poszła wolno przez dziedziniec do
łaźni. Tam zdjęła ubranie i przez dłuższą chwilę stała naga na
podłodze. Włożyła nogi do balii i jęknęła, bo go- rąea woda
parzyła jej skórę. Wkrótce jednak oswoiła się z temperaturą,
zmęczona osunęła się do wody, która sięga- ła jej aż do piersi.
Przytrzymała się krawędzi balii i położyła w wodzie na
plecach.
Leżała tak długo, rozkoszując się ciszą i spokojem. Go raca
woda odprężała ją i Inga zrobiła się senna, wzięła więc myjkę i
zaczęła mocno nacierać skórę, by nie zasnąć. Skóra !zrobiła się
czerwona, co oznaczało, że jest czysta.
Ostatni dzień wolności, myślała Inga zmęczona. Ju
tro będzie traktowana jak dorosła kobieta i będzie mu-
siała sprostać odpowiedzialności, jaką to oznacza. Od tej
pory ona będzie musiała podejmować decyzje i dbać, żeby
we dworze w każdej chwili było pod dostatkiem jedzenia
i pracowników, żeby wszyscy wypełniali swoje obowiązki,
Jeśli podejmie jakąś błędną decyzję, cierpieć będzie nie tyl-
ko ona sama, ale wielu ludzi razem z nią.
Droga ze Svartdal do Gaup&s nie jest długa, Inga do-
brze o tym wiedziała, mimo wszystko ta odległość wyda-
Wała jej się trudna do pokonania. Nie będzie mogła wpa-
dać do domu raz po raz, by się poskarżyć, gdyby życie
w Gaupås okaza o si trud
ł
ę
ne do zniesienia. Ojciec z pew-
nością nie zechce o niczym takim słyszeć, a Emma będzie
przekonana, że teraz Inga sama musi radzić sobie z prób-
lemami.
Podniosła się i wyszła z balii, starannie wytarła ocie-kające
wodą ciało. Emma chciałaby na pewno pomóc jej najlepiej, jak
potrafi, ale nawet ona nie będzie patrzeć ła-
136
skawym okiem na.to, że Inga; przychodzi tylko po to, by się
skarżyć.
Wystawiła głowę z łaźni i zadrżała.
Na dziedzińcu wiał zimny wiatr.
Gudrun pochyliła się poufale do Sigrid. Były w kurniku, gdzie
obie zbierały jajka, z których zostanie zrobiony omlet na
weselny obiad.
- Sigrid...
Sigrid postawiła na ziemi koszyk z jajkami i zdumiona
spoglądała na starszą siostrę. Nieczęsto Gudrun zwracała się do
niej tak bezpośrednio.
- O co chodzi?
Przelotny uśmiech pojawił się na twarzy Gudrun.
- Czy myślisz... - zaczerpnęła powietrza i dokończyła
to, co chciała powiedzieć: - Czy myślisz, że w nas wszyst
kich czai się morderca?
W kompletnym przerażeniu Sigrid wypuściła jajko z
rak. Spadło i rozbiło się o ziemię. Żółtko rozmazało się, została
tylko duża plama. Cóż to za niewiarygodne pytanie? Nie była
przygotowana na coś takiego, miała wrażenie, że siostra
potrzebuje pomocy w jakiejś zwyczajnej sprawie.
-Nie. Chyba tylko człowiek chory psychicznie może zabić
drugiego człowieka... - nie zdążyła powiedzieć nic więcej,
bo Gudrun prychnęła.
-Chory psychicznie? A nigdy nie słyszałaś o obronie
koniecznej? O ludziach, którzy przez dłuższy czas byli
źle traktowani i upokarzani, którzy w końcu nie są w
stanie dłużej tego znosić i. . no i odbierają prześladowcy
życie?
Ostatnie słowa sprawiły, że Sigrid zadrżała.
- Odebrać drugiemu człowiekowi życie... czy ty rozu-
137
miesz, co to właściwie oznacza? I jakie prawo ma człowiek,
by wydawać sąd nad swoim wrogiem?
Gudrun, stała wyprostowana jak struna, skrzydełka
nosa jej pobielały, a oczy były szeroko otwarte z gniewu.
- Uważam - zaczęła stanowczym głosem - uważam,
że w głębi duszy każdego z nas czai się morderca. Jeśli znaj
dziemy się na skraju przepaści i nie będziemy mieli innego
wyjścia... niż zabić...
Nagle gwałtowny podmuch wiatru otworzył drzwi do
kurnika i uderzył nimi o ścianę. Kury na grzędzie rozgdaka-
ły się przestraszone. Sigrid pobiegła do wejścia i zamknęła
drzwi na haczyk. Miała wrażenie, że czyjaś lodowata dłoń
pogłaskała ją po plecach. Była roztrzęsiona. Odwracała się
powoli.
- Dlaczego ty mnie o to pytasz, Gudrun? Dlaczego tak
bardzo chcesz wiedzieć, czy każdy człowiek jest w stanie
zabić?
Czekała na odpowiedź, a tymczasem jej ciało wypełniał
dotkliwy chłód. Pojawiał się w okolicy serca i rozchodził
po całym ciele w dół do palców stóp i w górę po czubek
głowy. Z drżeniem otuliła dokładniej chustką swoje chude
ramiona.
Gudrun odwróciła głowę. Z profilu jej nos wydawał się
bardzo ostry. Wargi wyginały się w pogardzie.
- Trudno powiedzie , co si od tej pory b dzie dzia o
ć
ę
ę
ł
wGaupås.
Sigrid splotła ręce w nadziei, że jej ciało odzyska ciepło.
Serce zaczęło bić szybciej z niepokoju. Wyszeptała bezbar-
wnie:
- Od tej pory? Nie rozumiem, co masz na myśli,
ale mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z Ingą... ty
nie możesz... Gudrun, moja kochana, nie możesz budzić
w sobie zła! Nie możesz jej zamordować, słyszysz? - Ogar
nął ją paraliżujący strach na myśl o tym, co siostra może
wymyślić.
138
Tymczasem Gudrun uśmiechnęła się szeroko. W jej oczach
pojawił się blask,
- Nie jestem głupia, Sigrid! Każda decyzja, jaką podejmę,
będzie mieć konsekwencje. Tyle jestem wstanie zrozumieć. Ale
jakiś pech... jakiś całkiem niewinny wypadek... tylko tyle, by
Inga zrozumiała, kto tutaj ma władzę.
Sigrid stała, jakby przymarzła do ziemi. Siostra ukazała jej
całkiem dotychczas nieznaną stronę. Groźną i złą stronę. Sigrid
nie mogła zrozumieć, po kim ona to odziedziczyła...
13
Inga: ocknęła się, bo usłyszała, że na dole ktoś wchodzi do
domu bocznymi drzwiami.
Boże drogi, pomyślała zakłopotana i spuściła nogi z łóż-
ka. Przez chwilę siedziała tak, zdumiona.. Chyba nie zaspa-
ła? Nie, nie zaspała. W domu panowała cisza, dopiero za-
czynał się brzask.
Nagle zwróciła uwagę na jakiś gałganek, leżący na jej
panieńskiej skrzyni. Co to może być? Przedtem nic tam
nie leżało. Zanim się umyła i położyła do łóżka, powiesiła
na drzwiach szafy swoją ślubną suknię. Resztę ubrań, które
przedtem znajdowały się w szafie, spakowała wczoraj wie-
czorem i włożyła do skrzyni.
Na palcach podeszła do skrzyni, żeby zobaczyć, co to
takiego. Wyglądało, że to resztka materiału od sukienki,
tej nowej, czerwonej sukienki, którą ojciec kazał dla niej
uszyć. Zaciekawiona podniosła zawiniątko w górę. Było
ciężkie! I coś pobrzękiwało, kiedy ścisnęła zawiniątko w
ręce.
Rozwinęła materiał.
- Rany boskie! - jęknęła wstrząśnięta. Pośpiesznie po-
1
140
deszła do okna, by lepiej widzieć w szarym świetle poranka.
Nagle przypomniała sobie słowa ojca: „Już ja się postaram,
żeby ta czarna ślubna suknia różniła się od zwyczajnego
ubrania. Możesz być pewna!" No i oto jest dowód.
Wstrzymując dech, wyjęła naszyjnik, który leżał sta-
rannie owinięty w aksamit. Ozdoba mieniła się, Inga była
pewna, że nigdy nie widziała tak pięknego naszyjnika. Zo-
stał on wykonany z ołowianych prostokącików. Ołów mie-
nił się niczym srebro. Przysunęła naszyjnik bliżej do oczu
i stwierdziła, że na każdym prostokącie została wygrawe-
rowana piękna róża. Cały naszyjnik złożony był z ponad
dwudziestu takich elementów. -
Ale w zawiniątku było coś jeszcze. Oniemiała z podzi-
wu, uniosła w górę ozdobę, bardzo podobną do naszyjnika.
To też zostało zrobione z takich samych elementów, wyda-
wało się jednak dłuższe. Inga potrzebowała trochę czasu,
by pojąć, że to jest pasek, stanowiący komplet z naszyjni-
kiem.
Musiała usiąść, po prostu nogi nie chciały jej dźwigać.
Nie mogła uwierzyć, że ojciec ofiarował jej takie wspaniałe
ozdoby! Więc ona rzeczywiście będzie mogła kroczyć god-
nie przez kościół, mając tę wspaniałą biżuterię przy szyi i
w pasie?
Siedziała wciąż z ozdobami w rękach, gdy do pokoju
wkroczyła Emma.
-Już nie śpisz? - spytała Emma zaskoczona.
-Myślisz, że mogłabym spać w takim dniu? - odparła
Inga bezbarwnym głosem. Wyciągnęła rękę, żeby
pokazać służącej ozdoby. - To leżało na mojej
panieńskiej skrzyni, kiedy się obudziłam.
Emma klasnęła w ręce.
- Jakie to piękne! Twój ojciec chce pewnie, żebyś to
dzisiaj na siebie włożyła.
Inga opuściła ramiona i westchnęła ciężko.
- I tak zrobię. Dla świętego spokoju.
141
- Jak dobrze wiedzieć, że naszyjnik będzie znowu uży
wany - szepnęła Emma.
Inga zmarszczyła brwi.
-Widziałaś te ozdoby już wcześniej?
-Tak - odparła Emma po prostu. - To znaczy paska
nie, ale naszyjnik widziałam.
-Ja... ja myślałam, że wszystko to zostało zrobione w
związku z moim ślubem...
-Pasek na pewno tak, ale naszyjnik już raz był używany
w czasie ślubu.
Inga nie do końca zrozumiała. Czy ten naszyjnik to sta-
ra rodzinna ozdoba?
- Kiedy?
Emma z drżeniem wciągnęła powietrze.
-To twoja matka, Ingo, miała na sobie ten naszyjnik,
kiedy wychodziła za twojego ojca.
-Mama - powtórzyła Inga cicho.
Czule pogłaskała koniuszkami palców naszyjnik. Wy-
dawało jej się, jakby część duszy tej kobiety, której nigdy
nie widziała, została zamknięta w delikatnej ozdobie. Nie-
oczekiwanie poczuła się jakby bliżej matki. Mimo że jej nie,
znała, poczuła, że rodzinne więzi zostały wzmocnione.
- Będę nosić ten naszyjnik z dumą... na cześć;
mamy -. wyszeptała wzruszona. - Jestem... łagodnie mó
wiąc, jestem wzruszona, że ojciec się tak dla mnie wykoszto4
wał... nigdy nie sądziłam, że zechce oddać mi coś, co nale
żało do kobiety, którą kochał. Przez całe dzieciństwo wciąż
musiałam pamiętać, że on mnie nienawidzi, ponieważ sta
łam się przyczyną śmierci mamy, a teraz... a teraz dziedzi
czę największy znak ich miłości. Tę ozdobę matka miała
na sobie w ich najszczęśliwszym dniu. Co przeżyje ojciec,
kiedy zobaczy ją na mojej szyi? Czy będzie to niczym nóż
w jego serce? Mój widok z pewnością wywoła w nim za
równo szczęśliwe, jak i smutne wspomnienia... - Ing j
przyłożyła naszyjnik do piersi i głaskała go czule, a łzy pó»
142
jawiły się w kącikach jej oczu. Kiedy zriowu spojrzała przed
siebie, spostrzegła, że stara służąca też ociera oczy.
Emma machnęła ręką, jakby chciała skierować
rozmowę na inny temat. Na coś, co nie budzi aż tylu
emocji.
- Teraz musimy rozpleść twoje warkocze - powiedzia-
ła niecierpliwie. - Jestem bardzo ciekawa, czy włosy się
ładnie skręciły.
Inga ostrożnie odłożyła ozdoby i niechętnie poddała się
zabiegom, które miały przystroić ją do ślubu.
Inga siedziała za plecami ojca, kiedy powóz jechał wolno
przez wieś. Ojciec miał na sobie czarny garnitur i białą ko-
szulę. Jego gęste, czarne włosy zostały starannie uczesane
na mokro. W czasie podróży nie zamienili ze sobą
nawzajem ani słowa.
Kristian przeszedł sam siebie. Powóz lśnił czystością,
wypolerowane okucia mieniły się w słońcu. Nie szczędził
też na niczym, co dotyczyło koni. Zostały starannie wy-
szczotkowane, tak że można się było w nich przeglądać. I
nie tylko dwa konie ciągnęły powóz, aż cztery kruczo-
czarne konie szły noga w nogę wysypaną żwirem drogą.
W drugim powozie siedzieli Krister, Kristoffer i Sorine.
Na końcu jechała służba własnym wozem. Sześć karych
koni ze Svartdal ciągnęło te trzy powozy. Kristian chciał
pokazać mieszkańcom wsi, że w Svartdal panuje dostatek.
Chmury kurzu nad wszystkimi drogami świadczyły,
że bardzo wielu ludzi wybiera się do kościoła. Miało się
wrażenie, że wszyscy okoliczni mieszkańcy chcą być świad-
kami jej ślubu z Nielsem. Inga głęboko wciągała powietrze.
Przerażał ją sam ślub, ale też ciekawskie spojrzenia ludzi.
Nie będą mieli mi nic do zarzucenia, pomyślała, unosząc
dumnie głowę. Włosy były pięknie upięte, nikt nie mógł
też narzekać ani na suknię, ani na ozdoby.
Emma potrzebowała mnóstwo czasu, żeby upiąć
włosy
143
dokładnie tak, jak chciała. Grzywkę i część włosów z przo-
du ułożyła w piękne loki i zamocowała je szpilkami; Reszta
włosów, lekko kręconych na końcach, swobodnie spływała
na plecy.
Na ślubną suknię Inga narzuciła dużą chustkę. Zdejmie
ją przed wejściem do kościoła. Nie chciała pokazywać ani
stroju, ani ozdób, zanim nie stanie na kościelnej podło-
dze.
Poczuła ssanie w żołądku, kiedy ojciec zatrzymał ko-
nie na wzgórzu przed kościołem. Aż się roiło od ludzi! Jak
w półśnie Inga dostrzegała mijające ją znajome i niezna-
jome twarze. Byli tu ludzie z najbliższych dworów: 0vre i
Nedre Gullhaug.
Kiedy powóz się zatrzymał, przełknęła ślinę i lekko
uniosła suknię, żeby wysiąść. Niels podszedł do niej i ele-
gancko podał jej rękę. Nie chcę tej twojej ręki, przemknęło
jej przez myśl, wiedziała jednak, że wszyscy gapią się na
nią z ciekawością. Nie może robić żadnych scen. To by było
straszne i dla niej samej, ale też dla Nielsa i ojca.
Pastor wszedł do kościoła i goście powoli ruszyli za
nim.
Ja nie chcę, ja nie chcę, powtarzała Inga w duchu, ale nie
stawiała oporu. Zdjęła tylko z ramion długą chustkę i sta-
nęła u boku Nielsa. Ponieważ Niels był Wdowcem, więc po-
stanowiono, że to on, a nie ojciec Ingi, będzie jej towarzy-
szył w drodze do ołtarza. Gdy byli już gotowi ruszyć przed
siebie, zagrała muzyka.
Nad głowami zgromadzonych przeszedł szum, kiedy
Niels wziął narzeczoną za rękę i poprowadził ją do ołtarza.
Ona przymknęła oczy i szła posłusznie przy nim. Nie chcia-
5
ła niczego widzieć ani słyszeć, nie chciała być prowadzo-
na do ołtarza, ale nogi nie chciały jej słuchać. Szumiało jej
w głowie, gdy krok po kroku zmierzała na miejsce kaini.
Bo takim miejscem wydawał jej się teraz ołtarz. To miej-
sce kaźni, w którym będzie musiała złożyć w ofierze swoje
144
młode życie oraz cnotę mężczyźnie, którego riigdy nie po-
kocha.
Kiedy kroczyła przed siebie, słyszała, że ludzie szepczą
między sobą:
- Wspaniałe... patrzcie na te ozdoby... patrzcie na te
piękne włosy!
Emma też podziwiała ją ze łzami w oczach, zanim Inga
opuściła sypialnię.
- Jesteś jedną ze Svartdalów - powiedziała z dumą,
pociągając nosem. - Jesteś szalona, piękna i samodzielna.
Wielu mężczyzn będzie zazdrościć Nielsowi takiej narze
czonej!
Nagle Niels przystanął. Inga otworzyła oczy i stwierdziła, że
stoją przed pastorem. Opadła na kolana.
Słońce stało wysoko na niebie, kiedy tłum ludzi wyszedł na
świeże powietrze i gapił się bezlitośnie ha Ingę. Ona uniosła
rękę, by osłonić oczy przed słońcem.
Jest oto zamężną kobietą.
Niewiele zapamiętała z samego ślubu. Wszystko wydawało
się jakby pogrążone w szarej mgle. Mimo to jakoś zdołała
odpowiedzieć na wszystkie pytania. Raz Niels mocno ścisnął jej
dłoń i Inga zrozumiała, że chce ją wyrwać z tego oszołomienia,
w które popadła.
Kristian podszedł do pary młodej. Niels chwycił go roz-
radowany za rękę.
Dziękuję ci za najpiękniejszą narzeczoną w parafii.
Kristian nadal trzymał go za rękę, ale był blady z wrażenia.
Chrząknął, a potem powiedział:
- Och, to ja ci dziękuję... Niels. - Słowa padały dziw
nie wolno.
Ojciec przeniósł wzrok na Ingę, a ona poczuła chłód w
sercu. Patrzył na nią z czymś, co przypominało rozpacz.
145
Nie, teraz oszukuje sama siebie. Czy to wyrzuty sumienia
rysują się na jego twarzy? Nie, myślała zdumiona, ale nie
potrafiła powiedzieć, co takiego go dręczy.
Ojciec podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.
Wpatrywał się w nią jakoś dziwnie. Inga była skrępowana
tym, że ojciec patrzy jej w oczy.
- Dziękuję, ojcze - wyjąkała. - Dziękuję za ozdoby.
Zwłaszcza za naszyjnik.
Ojciec nie odpowiedział. Lewą ręką przetarł czoło i
nagle Inga dostrzegła, jak bardzo on cierpi. Oczy mu się
szkliły. Zdjął rękę z jej ramienia i przygarbiony powlókł
się w dół.
Kristian stał ze złożonymi rękami przy grobie Jenny. Nadal,
po tylu latach, odczuwał ból w sercu na myśl o tym, że tu-
taj... tutaj leży kobieta, którą tak bardzo kochał. Za każdym
razem, kiedy był w kościele, jakaś przemożna siła pchała
go do miejsca, w którym została pochowana Jenny. Paro-
krotnie zdarzyło się, że czuł, iż nie zdoła odwiedzić gro-
bu, bo za bardzo cierpiał. Wtedy przez resztę dnia dręczyła
go tęsknota, jej dobra twarz w kształcie serca pojawiała się
nieustannie w jego pamięci. Za każdym razem, kiedy od-
jechał, nie odwiedziwszy jej grobu, wyrzuty sumienia nie
dawały mu spokoju.
Emma bezszelestnie stanęła przy jego boku. Nie powie-
działa ani słowa, ale smutny uśmiech błąkał się po jej war-
gach.
Staliśmy tak oboje wielokrotnie, pomyślał Kristian z
wdzięcznością. W ciągu pierwszych tygodni i miesięcy
po śmierci Jenny nie był w stanie odwiedzać jej grobu. Wi-
dok kamienia z jej nazwiskiem sprawiał mu fizyczny ból.
Kamień był świadectwem katastrofy, która go dotknęła.
Emma zmuszała go, by przyjął do wiadomości straszną
146
prawdę. Zdecydowanie przekonywała go że musi przywyk
nąć do widoku grobu, i z czasem..... nie mógłby powiedzieć,
że cierpienie złagodniało, ale w końcu jakoś pogodził się
z losem. Wspomnienia były nadal bolesne, ale mógł z
tym
żyć. ...
' ' . .
- Ludzie gromadzą się na weselne przyjęcie - oznajmi
ła Emma. - - Większość wygląda na szczęśliwych. Właści
wie wszyscy, z wyjątkiem Ingi i ciebie.
Kristian naprężył się.
-Czy naprawdę chcesz znowu dyskutować na temat
małżeństwa Ingi? Czy jest jeszcze coś do
powiedzenia? Nie znoszę już tego wiecznego
międlenia, poza tym Inga zosta a ju on s dziego
ł
ż ż ą ę
Gaupås. Na dowód tego nosi na palcu ślubną obrączkę.
-Wiem o tym - westchnęła Emma. - Pastor pobło-
gosławił ich związek, ale tym razem to nie Ingę mam
na myśli... - Wpiła w niego swoje mądre oczy. - To o
ciebie, Kristian, teraz się martwię.
-O mnie?
-Tak, O ciebie. Chyba nie ma sensu, żebyś przede mną
udawał.,.
Kristian zirytowany prychnął przez nos, ale zaraz się
opanował. Nie chciał się z nią kłócić przy grobie Jenny, Z
udanym spokojem powiedział:
- Ja niczego nie odgrywam. Jesteik tym, kim jestem.
Nikim innym.
-Daj Boże, żeby tak było - wyrwało się Emmie. - Dla-
czego więc jesteś taki smutny, Kristian, w taki dzień jak
dzisiaj? Przecież wydałeś własną córkę za swojego najlep
szego przyjaciela.
Kristian wzburzony machnął rękami.
Emma mówiła dalej:
- Żałujesz tego. Żałujesz, że Inga została wydana za
Nielsa. Dopiero teraz zdałeś sobie sprawę, w jakim uczu
ciowym więzieniu ta dziewczyna będzie żyć, ale ty, dumny
147
i bezkompromisowy człowiek, nigdy się do tego nie
przyznasz!
Kristian poczuł ból w sercu. Wybór męża dla Ingi drę-
czył go od dawna, nigdy jednak nie przyznał się do tego
nawet sam przed sobą. I oto teraz Emma wypowiedziała
głośno to, o czym myślał. Skulił się.
-Złożyłem dwie obietnice, Emma. A ja zwykłem do-
trzymywać tego, co obiecałem, powinnaś o tym
wiedzieć.
-Tak, na tobie można polegać, ale czy tym razem nie
posunąłeś się za daleko? Niels jest przyzwoitym
człowiekiem, ale, mój Boże, on jest dla Ingi za stary.
-Chcesz powiedzieć, że powinienem był wycofać się z
danej Nielsowi obietnicy? A jak on by na to zareago-
wał, gdybym najpierw się zgodził na jego prośbę, a
parę tygodni później powiedział, że z tego
małżeństwa" mimo wszystko nic nie będzie? Nie,
Emma, słowo jest słowem, a ja nie mam żadnego
interesu w tym, żeby obrażać Nielsa. Ludzie na wsi
mieliby się z czego śmiać, gdyby się dowiedzieli, że
Inga nie chce o nim słyszeć!
Emma popatrzyła na niego ostro.
, - Ty się przecież nigdy nie przejmowałeś tym, co lu
dzie we wsi gadają. Bardzo się nawet cieszyłeś, jeśli krążyły
różne plotki, a ludzie ze wsi nie mieli odwagi cię o nie za--
pytać.
. . i
- Ja... - Kristian winien był jej odpowiedź.
Emma mierzyła go wzrokiem.
- Dotrzymałem pierwszej obietnicy, którą złożyłem,
Emmo. Nikt nie może mi zarzucić, że się z tęgo wycofa
łem!
Emma uklękła przy grobie i zaczęła wyrywać chwasty.
- Nie, wycofać się nie mogłeś, ale mogłeś stworzyć In
dze, swojej córce, lepszy los. Myślę, że Jenny by tego chcia
ła.
Kristian z rozpaczą w oczach przygładził ręką włosy.
- Dotrzymałem tef pierwszej obietnicy, Emmo, obiet-
148
nicy najważniejszej z tych dwóch, które złożyłem. Przysię-
gałem przy grobie Jenny, że Inga nigdy, w żadnych okolicz-
nościach, nie będzie mieszkać pod jednym dachem z kimś z
rodziny Storedal. Laurens zawiódł Jenny kiedy go naj-
bardziej potrzebowała, i nie ma mowy, żeby moja córka
-miała doznać czegoś podobnego ze strony tego... wstręt-
nego człowieka. I teraz temu zapobiegłem.
Emma westchnęła ze smutkiem.
- Zapobiegłeś przez wydanie jej za mąż za Nielsa, tak.
Kristian nie był w stanie dłużej znosić jej aluzji. Od-
wrócił się i odszedł. Teraz orszak weselny może wyruszyć
do Gaupås, a on b dzie wiadkiem tego, e Inga i Niels s
ę
ś
ż
ą
traktowani jak prawowici małżonkowie.
Pokoje w Gaupås pi knie udekorowano z okazji wesela.
ę
Inga była niemal wzruszona, ale nie powiedziała nic na ten
temat, kiedy podeszła do niej Gudrun. Gudrun nie witała
jej jak nowej gospodyni dworu, ale też Inga się tego nie
spodziewała.
Stała skrępowana i niepewna przy końcu stołu.
Hedvig z 0vre Gullhaug podeszła do niej ze słodziutkim
uśmieszkiem. Oczy błyszczały jej z samozadowolenia,
bardzo wysoko zadzierała nosa.
-No?
-Co no? - zdziwiła się Inga.
Hedvig poufale położyła jej rękę na ramieniu.
- I jakie to uczucie - w jej głosie drżał źle skrywa
ny triumf - jakie to uczucie zostać żoną starego Nielsa
Gaupåsa?
Inga zaczerwieniła się ze złości.
- Nie wiem - odparła sucho. - Zostałam poślubiona
dopiero jakąś godzinę temu!
Hedvig zamrugała, ale miała dość rozsądku, żeby się
149
wynieść. Indze zrobiło się gorąco ze złości. Hedvig nie po-
wstrzymała się, żeby jej nie wytknąć, że wyszła za mąż za
starego człowieka, sprawiała przy tym wrażenie, że świetnie
się tym bawi. Nie oczekuję współczucia, wściekała się Inga
w duchu, ale, do diabła, ludzie mogliby mieć trochę zrozu-
mienia! Kobiety powinny mnie raczej wspierać w trudnym
położeniu, ale nie, one uważają, że lepiej jestszeptać i chi-
chotać nad moim losem.
Goście siadali do stołu, a ona wciąż nie mogła się
uspokoić. Niels wskazał jej miejsce obok siebie, zaczer-
wieniony, z kroplami potu na czole. Ostrożnie objął ją w
talii, przyciągnął do siebie i wąchał jej włosy. Inga ze-
sztywniała, siedziała niechętna, szybko jednak się od-
prężyła. Przypomniała sobie słowa Emmy, że powinna
być uległa wobec Nielsa. Przynajmniej dzisiaj nie może
go rozgniewać ani zirytować. Za wszelką cenę nie wolno
dopuścić, by gniew Nielsa skierował się przeciwko niej.
Spostrzegła, że wielu gości bawi widok przytulającego
ją męża. Spuściła wzrok, wpatrywała się w blat stołu i prze-
klinała w duchu siarczyście. Na szczęście Niels puścił ją
dość szybko.
Na weselny obiad podano typowe chłopskie dania:
pieczoną szynkę, omlet i kaszę ze śmietaną. Inga czuła
mdłości, lecz mimo wszystko zjadła odrobinę szynki i
omleta. Była w stanie przełknąć jedynie kilka łyżek
kaszy. Słyszała szum głosów unoszący się nad stołem,
ale słów nie zdołała rozróżnić.
Nie chciała się rozglądać, ale kiedy ogarnęła wzrokiem
gości, widziała, że jedzą z wielkim apetytem. Nagle zwróciła
uwagę na Gudrun, która siedziała kilka miejsc dalej w prawo.
Gudrun unosiła łyżkę do ust, ale zatrzymała się w pół drogi.
Siedziała nieruchomo i gapiła się na Ingę. Inga też zaczęła jej
się przyglądać zdumiona, ale Gudrun nie odwróciła wzroku.
Jej oczy błyszczały taką złością, że Inga jęknęła. Nagle Gudrun
150
zaczęła dygotać, jakby przeniknął ją lodowaty dreszcz. Inga
zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Go się z tą Gudrun dzieje?
Dlaczego się tak trzęsie? Może jest chora?
Gudrun płakała, pomyślała Inga zmęczona. Ma wyraź-
nie zaczerwienione oczy. Czy to naprawdę takie straszne
mieć mnie za macochę? Nagle drgnęła, nigdy dotychczas
nie zdawała sobie sprawy z faktu, że będzie macochą Gu-
drun i Sigrid. To odkrycie napełniło ją lękiem. Mogła sobie
jedynie wyobrażać, jakie to musi być upokarzające dla Gu-
drun mieć macochę młodszą od siebie.
Inga nie miała odwagi znowu spojrzeć w tamtą stronę.
Było coś w tym szarym, twardym spojrzeniu tamtej, co na-
pełniało ją zimnym lękiem...
Sigrid zerkała na siostrę. Gudrun ściskała widelec i nóż w
rękach, a we wzroku, który kierowała w stronę młodej
pary, było tyle goryczy...
-Popatrz, krwawisz! - Sigrid podała jej serwetkę i do-
piero teraz stwierdziła, że siostra skaleczyła sobie
palec ostrym nożem.
-To nic takiego, rana nie jest głęboka - mruknęła Gu-
drun, odkładając sztućce na talerz i ocierając krew
cieknącą z małej ranki. - A więc ona mimo wszystko
znalazła się we dworze!
-Kto? - spytała Sigrid zakłopotana.
-Wspaniała Inga Svartdal, oczywiście!
Sigrid uśmiechnęła się rozbrajająco.
-Nie mówisz tego szczególnie miłym tonem.
Z wolna Gudrun zdołała odwrócić wzrok od młodej
pary, pochyliła się ku siostrze i wyszeptała:
- I nic miłego też nie mam na myśli, jeśli chcesz wie
dzieć! Miałam nadzieję, że zdołam przekonać ojca, by zre
zygnował z tego nieszczęsnego pomysłu kolejnego małżeń-
151
stwa. Tłumaczyłam mu i przymilałam się, ale teraz nie ma już
odwrotu...
Wstrząśnięta Sigrid przyglądała się czerwonym, zapłakanym
oczom Gudrun. Gudrun zaciskała ręce na krawędzi stołu tak,
że palce jej pobielały.
- Kiedy nareszcie zrozumiałam, że ojciec zamierza tu
taj sprowadzić Ingę Svartdal, nie mogłam uwierzyć, że to
prawda!
Sigrid zebrała się na odwagę.
-Minęło już wiele lat od śmierci mamy. Ja życzę ojcu, żeby
przeżył nową miłość.
-Miłość! - prychnęła Gudrun i zakrztusiła się śliną.
Kaszlała i charczała, w końcu zwróciła zaczerwienioną
twarz w stronę siostry. - Ojciec nie wie, co to jest miłość!
Myślisz może, że ojciec sprowadził tu Ingę z miłości? W ta-
kim razie popełniasz błąd! Błąd!
Sigrid poczuła się urażona tą wymówką.
-To dlaczego ojciec się z nią ożenił, jeśli jej nie kocha?
/
-Och, jesteś taka strasznie młoda, Sigrid - westchnęła
Gudrun zirytowana. - Niestety, nie wszystko rozumiesz. Jak
teraz b dzie w Gaupås? - mówi a dalej z mieszanin alu i
ę
ł
ą ż
goryczy. - Teraz, kiedy b dzie nami rz dzi a m oda
ę
ą ł
ł
dziewczyna? Och, gdyby ojciec miał dość rozumu, by ożenić
się z jakąś starszą kobietą. Z kobietą, której już nie interesuje
życie erotyczne i o słabym sercu...
-Ciiii, Gudrun! - Sigrid wytrzeszczyła oczy. - Co ty
wygadujesz?
Gudrun spojrzała na nią pogardliwie.
- Ty niczego nie rozumiesz, Sigrid. Niczego. Nie poj
mujesz, jak on zdradził nas... mnie.
Sigrid udawała, że już jej nie słucha. Kiedy Gudrun jest w
takim wojowniczym nastroju, nie ma sensu jej przekonywać,
że zbyt pochopnie ocenia ludzi. Było jasne, że Gudrun
postanowiła, iż nie polubi Ingi, więc tak
152
będzie. Czasami Sigrid myślała, że to głupie ze strony
niezadowolonej siostry, bo Inga sprawia bardzo sym-
patyczne wrażenie. Panna młoda dzisiaj wprawdzie się
specjalnie nie uśmiechała, ale Sigrid rozumiała, że ona wcale
nie chciała wychodzić za mąż do Gaup&s. Uff, nie będzie
tej Indze lekko, pomyślała Sigrid udręczona, ale ona
przynajmniej spróbuje zrobić wszystko, co możliwe, by nowa
żona ojca czuła się tu jak najlepiej! A Gudrun niech sobie
mówi i robi, co chce!
- Ojciec jest... egoistycznym głupcem - wymamrotała
Gudrun wojowniczo. - Ale dostaną za swoje, i on, i ona!
Zwłaszcza Inga...
Sigrid nie była w stanie dłużej słuchać wybuchów siostry,
wzięła więc kieliszek, kiedy goście zaczęli wstawać. Są
sympatyczniejsi ludzie niż Gudrun, ludzie, z którymi można
porozmawiać.
Po obiedzie ludzie wyszli do ogrodu. Większość miała ochotę
odpocząć. W kuchni służące biegały jak w ukropie, by posprzątać
ze stołów, pozmywać i przygotować, co trzeba, do deseru. Miały
mnóstwo zajęcia choćby z pokroje niem i ułożeniem ciasta na
tacach oraz przygotowaniem odpowiedniej ilości kawy.
Inga pragnęła uciec od bezsensownego gadania ze
wszystkimi nieznajomymi, ucieszyła się więc, kiedy Emma
stanęła obok niej. Stara służąca była zdyszana i dziwnie za
niepokojona:
/
- Oprowadź mnie po gospodarstwie, pokaż mi wszyst
ko - poprosiła i pociągnęła Ingę, zanim ta zdążyła odpo
wiedzieć.
Emma zatrzymała się nad stawem i spoglądała w stronę
spokojnej wody.
- Jak tu pięknie - westchnęła, wyciągając w rozma
rzeniu ręce ku wodzie. W koronach drzew nad brzegiem
153
wody szumiał lekko wiatr, liście wygrywały swoją melo-
dię. Jakiś ptak zerwał się z gałęzi z przenikliwym krzy-
kiem.
Emma nie wyglądała na szczególnie zainteresowaną
rozmową. Spoglądała natomiast w stronę domu, gdzie
goście śmiali się i żartowali. Inga miała wrażenie, że
Emma czegoś się lęka. Nie mogła tylko zrozumieć,
czego.
-Co się z tobą dzieje? - spytała Inga przestraszona.
-Nic, zupełnie nic - odparła Emma.
Inga miała wrażenie, że Emma chce coś powiedzieć,
nagle jednak usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu. Wstrzy-
mała dech.
-Inga! Inga! - wołanie było teraz głośniejsze.
-Nie idź - ostrzegła Emma, chwytając ją za ramię. - Uda-
waj, że go nie słyszysz.
Głos należał do Nielsa. Teraz brzmiało w nim znie-
cierpliwienie.
Inga stała jak wrośnięta w ziemię. Miała ochotę pobiec
w stronę męża, ale coś ją przed tym powstrzymywało. Jeśli
Niels chce ze mną porozmawiać, pomyślała zakłopotana,
to sam musi mnie znaleźć.
Za chwilę Niels przybiegł zdyszany.
-Inga! To tu jesteś? - ocierał wielką chustką czoło. -
Już zacząłem się zastanawiać... - nie powiedział, nad
czym się tak zastanawiał. Ostrożnie, ale stanowczo
ujął ją za ramię i poprowadził przez porośnięte trawą
wzniesienie, gdzie znajdowali się goście. -
Chciałbym, żebyś przywitała mojego przyjaciela. Z
pewnością widziałaś go już wielokrotnie, ale sądzę, że
się nie zna
7
cie. - Niels uczynił pełen przyjaźni gest w
stronę mężczyzny w średnim wieku.
-ja nie wiem... - zaczęła Inga niepewnie. - Powinnam
go znać?
Nikt nie odpowiedział. Inga uniosła dłoń, by zasłoni !
154
oczy od słońca i lepiej przyjrzeć Się niezńajotnetou. Był to
rosły mężczyzna o siwych włosach i miał łagodną twarz.
Inga dygnęła. Siwowłosy pan ukłonił jej się elegancko,
spostrzegła, że jest ubawiony. Stali blisko siebie. Zanim
Inga zdążyła się zorientować, co się dzieje, mężczyzna po-
chylił się nagle ku niej i pogłaskał ją lekko po policzku. Od-
skoczyła, oniemiała i zdumiona jego nieoczekiwanym za-
chowaniem.
- Jesteś tak strasznie podobna do swojej matki - wes
tchnął.
Inga najpierw poczuła narastający gniew, że człowiek,
który jej nie zna, pozwala sobie na Coś takiego, ale teraz
spojrzała na niego zaciekawiona. Gniew ustąpił, bo miała
nadzieję, że tu uzyska więcej informacji o swojej matce.
- Strasznie? Czy to grzech? - spytała rozczarowana.
Siwowłosy pan patrzył teraz rozbieganym wzrokiem.
Znowu jej pytanie pozostało bez odpowiedzi, a milczenie
bardzo ją niepokoiło. Bliska desperacji spytała zuchwale:
-Kim ty jesteś? Nieznajomy
zaczął się śmiać.
-Nazywam się Laurens Storedal.
Podał jej rękę na powitanie, a Inga ją przyjęła. Przenik-
nął ją dreszcz. W takim razie to musi być ojciec Martina!
- Storedal - powtórzyła, jakby smakowała to sło
wo. - Svartdal graniczy z waszą posiadłością - wyszeptała
bardziej do siebie niż do niego. - Powinnam była poznać
cię wcześniej.
W głosie Laurensa brzmiała jakaś ponurą nuta, kiedy
jej odpowiedział.
- Ją też tak uważam! - jego uśmiech zgasł. - Jakbym
widział Jenny - jęknął zrozpaczony Oczy zaszkliły mu się
łzami, kiedy odwrócił się i odszedł.
Inga uniosła brwi. Stwierdziła, że zaczyna być zmęczo-
na panującym hałasem, wszystkimi gośćmi i wszystkimi
pytaniami, na które nie otrzymuje odpowiedzi. W ostat-
155
nim czasie moje życie składa się przeważnie z nierozwiąza-
nych zagadek i pytań, uznała.
- Kim on właściwie jest? - stanęła obok Nielsa- -1 dla
czego po prostu sobie poszedł?
Niels nie zdążył odpowiedzieć, bo przed nimi ukazał się
Kristian Svartdal. Inga stwierdziła z daleka, że ojciec jest
wściekły. Pokręcił głową i wpił gniewne spojrzenie w Niel-
sa.
- Czy tó było konieczne?
Niels skulił się lekko, słysząc głos Kristiana, ale zaraz się
wyprostował.
- Chciałbym ci przypomnieć, Svartdal, że Laurens jest
moim przyjacielem. Nie możesz żądać, żeby Inga go nie
poznała. Teraz ona jest moją żoną.
Skrzydełka nosa Kristiana pobielały. Mięśnie twarzy się
naprężyły. Już miał powiedzieć coś raniącego, ale zrezyg-
nował. Ciężko ruszył w stronę weselnych gości.
Jeśli nawet dotychczas Inga nie była oszołomiona tą
całą sprawą, to teraz musiała być. Miała wrażenie, że każdy
człowiek, którego spotyka, wplątuje ją coraz bardziej i bar-
dziej w tę sieć, jakby była motylem zaplątanym w przędzę
pająka.
Niels pomachał ręką do innego swojego znajomego,
ale Inga stała pogrążona we własnych myślach. Słyszała
głos męża, jakby docierał do niej z daleka, ale wpatrywała
się uparcie w ziemię.
- Musisz przywitać się z kimś jeszcze. Z dziedzicem są
siedniego dworu.
Co ten Niels powiedział? Inga podniosła wzrok. Pod-
skoczyła ze zdumienia i musiała bardzo nad sobą pano-
wać, żeby nie jęknąć. Przed nią stał Martin. Martin Store-
dal - najstarszy syn największego wroga jej ojca...
14
W tym samym momencie, gdy zerknęła w bok i zobaczyła,
że stoi przed nią mężczyzna ze snów, Inga była zgubiona.
Wiedziała z całą pewnością, że od tej chwili będzie tęsknić
za synem Laurensa Storedala. Tęsknota zakiełkowała w niej
już tamtego wieczora, kiedy spotkała go w lesie, a po nie-
szczęściu z ojcem znacznie się umocniła. To jego imię Inga
będzie szeptać w nocy, kiedy sen nie zechce przyjść albo
życie okaże się zbyt trudne. To o tym mężczyźnie będzie
myślała, kiedy Niels zapragnie wziąć ją do swojego łoża.
Jakie to okropne! Nie odezwała się ani słowem, na
szczęście jednak Niels nie przestawał mówić:
-A oto jest moja żona. - Popchnął ją lekko w przód,
najwyraźniej dumny.
-Bardzo się cieszę - przywitał się mężczyzna i skłonił
uprzejmie. - Nazywam się Martin Storedal.
Inga delikatnie uniosła suknię i dygnęła.
- Już mi o tym mówiono. Ja się nazywam Inga Svart-
dal... Gaupås - poprawi a szybko.
ł
On uśmiechał się do niej tajemniczo.
- Już się przecież kiedyś spotkaliśmy, prawda?
157
-Spotkaliście się? - Niels stał z otwartymi ustami i za-
ciekawionym spojrzeniem. - Nic o tym nie
wiedziałem.
-Ech, takie tam spotkanie - prychnęła Inga. - Martin
pomógł nam wtedy, kiedy ojciec zranił się w nogę,
przecież pamiętasz.
-Kristian coś mi. wspominał, tak - przytaknął Niels
niepewnie.
Ogarnęła ją szalona radość, lecz także skrępowanie, kie-
dy jakieś roześmiane towarzystwo odprowadziło Nielsa na
bok. Przyjechało mnóstwo jego krewnych i wielu pragnęło
złożyć mu życzenia szczęścia.
Kiedy zostali sami, stali w milczeniu. Inga źle znosiła
tę ciszę, ale w głębi duszy pragnęła przecież być z nim sarn
na sam. Oczywiście wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi, •
ale ona nie przejmowała się nikim prócz niego.
- Może przejdziemy się trochę nad staw? - spytał Mar
tin łagodnie i wziął ją pod rękę.
Indze zakręciło się w głowie. Nigdy przedtem nie prze-
żyła czegoś takiego. Nogi miała ciężkie i zwiotczałe, była
więc wdzięczna, że Martin trzyma jej ramię.
Po drodze nad wodę zobaczyła Emmę. Stara służąca
rozmawiała z jakimiś innymi kobietami i odprowadzała ją
wzrokiem, Inga pomachała do niej lekko. Przyszłaś za póź-
no, przyszłaś za późno, nuciła sobie w duchu.
- A więc jesteś teraz panią Gaup&s... - głos Martina
był delikatny i lekko drżał, kiedy zatrzymali się pod brzo
zami nad stawem.
Zanim Inga zdążyła się zastanowić, powiedziała gwał ?
townie:
- Och, bądź tak miły i nie przypominaj mi o tym! - W tej
samej sekundzie pożałowała wybuchu, ale wypowiedzią
nych słów nie mogła już cofnąć.
Wyglądało na to, że Martin jest zaskoczony.
- A ty nie chciałaś? Słyszałem, że przyjęłaś oświadczy
ny Nielsa.
158
Inga skrzywiła się.
-Ty naprawdę wierzysz, że chciałam poślubić starego
mężczyznę? - Umilkła przestraszona, ale potem do-
dała wolno: - Sama nie wiem, dlaczego ci o tym
mówię. Nie znam cię i pojęcia nie mam, czy mogę ci
zaufać. Może potem pójdziesz wprost do Nielsa i
powiesz mu, że jestem niezadowolona?
-Nie masz się czego bać, Inga. Nie zrobię tego. Znani
Nielsa jako człowieka godnego zaufania, spokojnego i
sympatycznego. iBędzie ci z nim dobrze...
-Dobrze? Nie wątpię, że będzie mnie dobrze trakto-
wał, ale... - pokręciła głową ze smutkiem.
Martin podszedł bliżej. Wdychała jego zapach i czuła
ciepło jego skóry przez cienki materiał sukni.
- Ale... - powtórzył, jakby chciał, by mówiła dalej.
Inga poruszyła głową przecząco.
- Dlaczego ludzie wierzą, że młode dziewczyny z włas
nej woli wychodzą za mąż za mężczyzn, którzy mogliby
być prawie ich dziadkami?
Martin gwizdnął cicho.
-Gaupås jest wielkim dworem...
-Nie, nie mów nic więcej - prosiła. - Nie wolno ci
sądzić, że wyszłam za Nielsa z powodu pieniędzy.
Dwór, z którego pochodzę, nie jest gorszy od tego. To
wprawdzie Kristoffer, mój brat, jest dziedzicem, ale
ojciec nigdy by nie pozwolił, bym wyszła za mąż
poniżej mojego stanu. Już on by zadbał żebym dostała
równego sobie męża, pamiętaj o tym!
W tych ostatnich słowach zawarła całą powstrzymywa-
ną dotychczas rozpacz i rozgoryczenie.
Niski głos Martina dźwięczał w jej uszach jak pieszczota:
- Uważam, że to źle, że nie chciałaś wyjść za mąż za
Nielsa Gaupåsa, a mimo to...
Inga wyprostowała plecy i powiedziała bezbarwnym
głosem:
159
- Teraz jest już za późno. Na wszystko jest za póź
no - smutno spoglądała w stronę wsi. W licznych dworach
wciągnięto flagi na maszt dla uczczenia Nielsa i jej. Czer-
wono-biało-granatowe flagi zwisały wzdłuż masztów. Ani
jeden powiew wiatru nimi nie poruszał.
Jaskółka zleciała z góry tuż nad powierzchnię wody i zła-
pała w locie jakiegoś owada. Ptak zamachał
skrzydełkami i jednym gwałtownym ruchem zmienił
kierunek lotu. Inga śledziła jaskółkę wzrokiem, dopóki nie
przeleciała nad dachem domu i zniknęła w oddali.
Kątem oka dostrzegała Martina, zauważyła, że on też jej
się przygląda. Westchnęła i uspokoiła się.
- Nie powinnam była ci tego mówić, ale teraz już wiesz,
jaka jest moja sytuacja. - Zrezygnowana odwróciła się do
niego.
Martin chrząknął.
- No, w każdym razie Niels dostał wyjątkowo piękną
żonę. I silną kobietę. - Nagle ujął ją za ramiona 1 przycisnął
do swojej piersi.
Inga nie protestowała. Mężczyzna jedną ręką pogłaskał
ją po plecach. Jego blond włosy łaskotały ją w czoło.
Ktoś może nas zobaczyć, pomyślała przerażona, ale nie
była w stanie wyrwać się z jego objęć. Fakt, że ludzie mogli-
by ich dostrzec, wywoływał w niej podniecenie i napięcie
Nie pragnęła niczego więcej, tylko tak stać tuż przy nim,
Ciało przeniknął gorący dreszcz, Inga dygotała z rozkoszy.
Martin ujął ją delikatnie za ramiona i odsunął ją na odleg
łość ręki. Oddychał ciężko.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje - wyznał i wypuścił
Ingę. - Przecież nie jesteś moja - dodał skrępowany.
Inga stała jak wryta. Zrozumiała, że Martin stracił kon-
trolę nad sobą. Nie żywiła jeszcze dla niego żadnych głęb
szych, gorących uczuć, ale wiedziała, że takie uczucia roz-
winą się szybko, jeśli tylko będą się częściej widywać.
Za żadne skarby nie mogę się zakochać w tym człowieku
160
przemknęło jej przez głowę. Muszę próbować wszystkiego,
co mnie od niego oddali, nie spotykać się z nim, kiedy bę-
dzie przychodził do dworu. Żebym nie wiem jak rozpacz-
liwie pragnęła zobaczyć go chociaż na chwilę, nie wolno
mi do tego dopuścić. Wiedziała, że to będzie dla niej udrę-
ka, bo przecież pragnęła jedynie podziwiać jego pięknie
wyrzeźbioną, ogorzałą twarz. 'Uznała jednak, że powinna
zdławić uczucie, które zaczyna obejmować nad nią władzę.
Drżała z pragnienia, żeby ją dotykał, bolesny szloch pod-
chodził jej do gardła. Boże drogi, pomyślała wstrząśnięta,
to przecież dzień mojego ślubu, a moje serce należy do ko-
goś innego.
- Odejdź - prosiła na pół z płaczem. - Musisz teraz
odejść - powtórzyła z naciskiem.
Martin zapytał ze smutkiem:
- Czy ja cię zraniłem? Czy sprawiłem, że czujesz się
nieszczęśliwa?
Jego głos docierał do niej jakby z oddali, nie widziała go
wyraźnie. Wzrok przesłaniały jej łzy.
- Tak. Nie - powiedziała. - Ale proszę cię, żebyś sobie
poszedł.
Martin zrobił dwa kroki w jej stronę, przystanął i
przyglądał jej się zakłopotany. Po czym spełnił jej
życzenie; Inga patrzyła, jak jego szerokie plecy znikają w
oddali. Wybuchnęła szlochem. Łzy ciekły po policzkach,
a myśl o tym, że między nimi nigdy niczego nie będzie,
sprawiała jej dotkliwy ból. Boże, a gdyby tak mogło być
inaczej...
Wolno zeszła na piaszczysty brzeg, pochyliła się i na-
brała wody w dłonie. Ochlapała sobie policzki. Woda nie
była lodowato zimna, ale chłodziła rozpaloną skórę. Inga
siedziała w kucki, dopóki nie zebrała dość sił, żeby się pod-
nieść. Jaka radość czeka ją w przyszłości? Jak zdoła chodzić
po dworze Gaupås, czuj c to odr twienie i oboj tno
?
ą
ę
ę
ść
161
Kiedy się odwróciła, tuż za nią stała Emma.
-Och, przestraszyłaś mnie - wyrwało się Indze.
-Przepraszam, nie chciałam... Inga
pochyliła kark.
-Oczywiście widziałaś to, co się wydarzyło między
mną i Martinem...
-Tak. Niestety, nie zdołałam zapobiec waszemu spot-
kaniu - westchnęła Emma.
-Nie - przyznała Inga. - Nie zdążyłaś.
-Wszystko, co dla ciebie zrobiłam, Inga, robiłam w naj-
lepszej intencji. Domyśliłam się, że Laurens idzie prosto
do Nielsa i do ciebie. Chciałam cię odciągnąć, nie
chciałam dopuścić, żeby cię poznał, bo później z
pewnością spotkałabyś również Martina. I od tej
chwili miałabyś jakąś nadzieję, tęsknotę, którą
mogłabyś się sycić.
Inga uśmiechnęła się blado do starej kobiety.
-I tak bym go spotkała, prędzej czy później, dobrze o
tym wiesz.
-Tak, wiem. Miałam tylko nadzieję, że może los przyj-
dzie mi z pomocą. Że może nie spotkasz Martina
przez jakiś czas. Może zdążysz przywiązać się do
Nielsa, zanim spotkasz go po raz trzeci.
Inga pokręciła głową.
-Nie. Nie, Emmo, jestem nadal młoda i wiele muszę
się jeszcze nauczyć, ale jedno wiem... - Umilkła, by
znaleźć właściwe słowa. - Martin jest tym mężczyzną,
którego chciałabym mieć. Moja... nie chciałabym tego
nazywać miłością... mój szacunek dla Nielsa nie zdoła
uciszyć dręczącej tęsknoty, jaką już odczuwam za
Martinem... - Inga zawstydzona otarła oczy. - Teraz
rozumiem lepiej żal ojca po śmierci mamy. Nie
wybaczyłam mu sposobu, w jaki mnie traktował, ale
teraz wiem, że kiedy ktoś z rodziny Svartdalów się
zakochuje, to właśnie... to trwa przez całe życie.
-Niestety - mruknęła Emma. - Masz rację. Svartda-
162
lom niełatwo się do kogoś przywiązać. Ałe jeśli już do tego
dojdzie, to... prawdopodobnie będziesz zmagać się z tęsknotą
za Martinem do końca życia moje dziecka 1 o to mi właśnie
chodziło, miałam nadziejęi że tego unikniesz!
Inga najchętniej uniosłaby głowę i wykrzyczała całą gorycz.
Chciała tłuc pięściami w ścianę pobliskiego domu.
Emma spostrzegła, jak bardzo pociemniały jej oczy.
Rozpoznawała wszystkie rysy w twarzy Ingi, zanim ta wy-
buchnęła wściekłością.
•- Zapomnij o Martinie, Inga. Jeśli nawet Niels umarłby jutro,
to i tak nigdy byś go nie dostała.
Płomyk nadziei pojawił się w sercu Ingi, gdy usłyszała, że
Niels mógłby umrzeć.
- Dlaczego nie?
Emma westchnęła.
- Przypominam sobie, że już ci kiedyś odpowiadałam
na to pytanie. Twój ojciec zrobiłby wszystko, byście Wie
mogli być razem. I od tej chwili nie będziemy już więcej
o tym rozmawiać - ostrzegła.
Martin znał większość weselnych gości, próbował miło
rozmawiać z sąsiadami, ale czuł się dziwnie przygnębiony. Nie
bardzo był w stanie słuchać, o czym inni rozmawiają. Dopiero
kiedy Halvdari z 0vre Gullhaug wspomniał Ingę, twarz mu się
rozjaśniła i zaczął słuchać uważnie.
- No, ho, muszę powiedzieć - zaczął Halvdan. - Było na co
popatrzeć, kiedy Inga stała przed ołtarzem. Tak, tak - dodał
pośpiesznie - ta dziewczyna była śliczna jak jakaś huldra już jako
dziecko, ale nie przypuszczałem, że wyrośnie na taką piękność. -
Gwizdnął obleśnie. - Nic dziwnego, że Niels latał w konkury do
Svartdal!
Zebrani mężczyźni wybuchnęli śmiechem i kiwali wy-
mownie głowami. Wszyscy z wyjątkiem Martina. On zgadzał
się z tym, co powiedział Halvdan, ale nie wiadomo
163
dlaczego poczuł ukłucie w piersi, kiedy chłop wspomniał
Nielsa w związku z Ingą, Mocno ścisnął filiżankę z kawą,
którą przyniósł ze sobą do ogrodu. Nie rozumiał, co Inga
z nim zrobiła, ale był jak zaczarowany od tamtego wieczo-
ru w lesie, kiedy spotkał ją po raz pierwszy, odkąd stała
się dorosłą kobietą. Widywał ją i przedtem, czasem mig-
nęła mu, kiedy powóz ze Svartdal pędził w dół po wiejskiej
drodze albo kiedy przychodziła z ojcem do sklepu, ale od
tamtego czasu minęły już lata. Kiedy była młodsza, nie in-
teresowało go przyglądanie się jej, wtedy przede wszystkim
jego zdumienie budziło pełne nienawiści spojrzenie Kri-
stiana Svartdala. Uważał, że te ponure, przenikliwe oczy
przeszywają go niczym strzały. Ten człowiek nie wyglądał
na normalnego.
Mocny napój, który wielu z mężczyzn przyniosło ukry-
ty w wewnętrznych kieszeniach marynarek, sprawił, że nie-
którzy z nich. zatracali poczucie przyzwoitości. Pochylali
do siebie głowy i szeptali rozbawieni:
-No to Niels się teraz zabawi, ten stary dziad. Jego
młoda żona jest pełna życia i energii.
-To wcale nie jest takie pewne - zaprotestował ktoś
inny. - Bo jeżeli dziewczyna jest tak samo
zarozumiała i nieprzystępna jak jej ojciec, to trudno
będzie Nielsowi znaleźć się między jej nogami.
-Uff, przestańcie - śmiał się Halvdan z udanym zgor-
szeniem, ale nie robił nic, by przerwać ordynarne żar-
ty. - Najważniejsze, żeby byli szczęśliwi. I w łóżku, i
poza nim!
Znowu buchnął śmiech. Martin nie był w stanie dłużej
tego słuchać. Z przepraszającą miną wycofał się na bok.
Próbował, odsunąć od siebie myśl o tym, że małżeństwo
Ingi i Nielsa dopełni się dzisiaj w nocy. Pod każdym wzglę-
dem. Wiedział, że nie powinien już śnić o niej na jawie,
ale ona wciąż pojawiała się w jego myślach. Jakby jej obraz
wrył mu się mocno w siatkówkę. Ta zwinna, szczupła syl-
164
wetka, te najwspanialsze włosy, jakie kiedykolwiek widział.
Czarne, w słońcu mienią się niebieskawo. .Tego dnia, kiedy
zjawił się u nich, żeby pomóc przenieść rannego Kri-
stiana, Inga była bardzo poważna, ale nie zdołała ukryć
radosnych, niemal zaczepnych błysków w oczach. Nie cof-
nęła się przed koniecznością zaszycia rany Kristiana, cze-
go większość innych dziewcząt z pewnością by nie zrobiła.
Jest zdecydowana w działaniu, myślał Martin z podziwem,
nie dostrzegł też u niej kokieterii, z jaką zwykle odnosiły
się do niego młode dziewczyny.
Martin oparł się o ścianę domu i wystawił twarz do słoń-
ca. W zamyśleniu gładził kciukiem dołek w swojej brodzie.
Słyszał wokół męskie głosy i dobre wychowanie podpowia-
dało mu, że powinien przyłączyć się do tłumu, ale koniecz-
nie musiał mieć chwilę dla siebie. Nigdy nie zdarzy się taka
możliwość, bym mógł się zbliżyć do Ingi, myślał nieszczęś-
liwy. Nigdy nie znajdzie się naprawdę blisko niej. Od tej
pory będzie widywał Ingę często. Nie chce być jej ukocha-
nym, myślał rycersko, ale przecież mógłby zostać jej przy-
jacielem!
Usłyszał głośny śmiech Nielsa i zobaczył, e s dzia
ż
ę
obejmuje Ing . Kiedy Niels przyci ga on do siebie z
ę
ą ł ż ę
min posiadacza,,Martin spu ci wzrok. By oby z jego
ą
ś ł
ł
strony naiwno ci s dzi , e zdo a pozosta jedynie
ś ą ą
ć ż
ł
ć
przyjacielem m odej gospodyni w Gaupås, teraz zdawa
ł
ł
sobie z tego wyra nie spraw . Nie
ź
ę
potrafi tego, przynaj-
mniej dopóki ona będzie wciąż pełna gracji i taka kur
sząca. I do czasu, gdy pożądanie będzie burzyło krew w
jego żyłach...
Słońce dawno zaszło za wzgórza, gdy wesele dobiegło koń-
ca. Wciąż jeszcze we dworze pozostawało wielu gości. Nie-
którzy mieli tu nocować, inni jednak chwytali lejce i wy-
krzykiwali radosne słowa pożegnania.
165
Inga stała na kamiennych schodach przed frontem
domu i żegnała gości, Marzła w lekkim wieczornym wietrze.
Niels objął jej szczupłą talię, wyraźnie zakłopo tany, że ma
taką młodą żonę. Z pewnością wypił sporo, bo kieliszki
często krążyły wśród zebranych mężczyzn,; ale nie wyglądał
na pijanego. Był ożywiony i w bardzo dobrym humorze,
rzadko jednak miał odwagę spojrzeć Indze w oczy. Teraz
zrobił się jakiś niezdarny i onie śmielony, a tego właśnie
Inga najbardziej w nim nie lubiła. To nie mężczyzna, tylko
żałosny biedak. Powóz z rodziną Storedalów opuścił dwór
jakiś czas temu. Inga starała się nie patrzeć w ślad za nimi,
ale poczuła ból, kiedy widziała oddalające się plecy Martina.
Jego blond włosy jaśniały w wieczornym mroku. Bolesny
ciężar kładł się na jej piersi, musiała bardzo się starać, by
słuchać, o czym ludzie mówią. Nikt nie mógł zauważyć, że
jej serce krwawi za pewnym młodym mężczyzną, zamiast
zajmować się tym starym kozłem, któremu dzisiaj została
poślubiona.
Ale Oddbjorn z Nedre Gullhaug postarał się, by długo nie
trwała w zamyśleniu. Stanął na szeroko rozstawionych nogach i
szczerzył zęby do małżonków. Chwiał się mocno, włosy
sterczały mu na wszystkie strony, mówił głośno i bardzo
niewybrednie.
- No, niewielu jest takich, którym udaje się znaleźć równie
piękny kwiatek - rechotał Oddbjorn ordynarnie, wskazując na
Ingę. Masz zamiar zrobić dziecko swojej młodej żonie dzisiaj
w nocy, Niels? Jakby się dobrze postarała, to może uda jej się
urodzić ci syna. - Roześmiał się głośno z własnego dowcipu. -
U ciebie w domu same dziewczyny, przydałby się jakiś
chłopak!
Właściwie dlaczego Niels nie powie Oddbjornowi, żeby się
zamknął? - myślała Inga oburzona. Jak on może znosić takie
świntuszenie na własnym weselu? Zadrżała, gdy usłyszała
wstrętne słowa, których używał Oddbjorn, uwa-
166
żała przy tym, że pijany sąsiad obraża również Gudrun i Si-
grid.
Na szczęście przyszła Tordis Gulłhaug i pociągnęła męża
za sobą dó koni. Uśmiechnęła się zawstydzona, a Inga od-
powiedziała jej również uśmiechem. Nie jest chyba szcze-
gólnie zabawną rzeczą słuchać, jak własny mąż wygaduje
takie głupstwa.
Kiedy większość powozów znalazła się już na drodze,
oboje z Nielsem weszli do domu. Nagle została sama z mę-
żem, i to ją onieśmielało. Milczenie dzieliło ich niczym
gruby mur.
-Powinniśmy chyba zajrzeć do służących - Niels po-
śpiesznie otworzył drzwi do izby.
-A to dlaczego? - wyrwało się Indze. Natychmiast po-
żałowała swoich słów. Niels mógłby sobie pomyśleć, że
ona tęskni, by znaleźć się razem z nim w małżeńskim
łożu!
-Nagle zachciało mi się pić - wybąkał, kładąc rękę na
gardle.
To dziwne, pomyślała Inga zdziwiona. Nic nie wskazy-
wało na to, że Nielsowi spieszno jest do sypialni. Może on
się boi tak samo jak ja? Może jest skrępowany i nie wie, jak
sobie poradzi w łóżku z młodą dziewczyną? Ona uważa się
wprawdzie za dorosłą, ale na myśl o różnicy wieku, jaka ich
dzieli, czuje się kompletnym dzieckiem. On mimo wszyst-
ko był już żonaty i ma dwie córki. A Inga nigdy nie widziała
nagiego mężczyzny.
W salonie wciąż stał stół zastawiony wędlinami, reszt-
kami szynki i omletu z obiadu na wypadek, gdyby ktoś
zgłodniał i miał ochotę coś w nocy przekąsić. Gudrun, od-
wrócona do nich plecami, sprzątała talerzyki i filiżanki.
Odwróciła się, słysząc, że weszli. Nie powiedziała nic, po-
kręciła tylko głową i zniknęła w kuchni.
Przestraszona Inga położyła rękę na piersi. Gudrun
przeszyła ją spojrzeniem! W jej oczach była niechęć i po-
garda. Ale tym razem nie tylko ona jedna musiała znosić
167
gniew Gudrun, Tamta również na swojego ojca popatrzyła
z. wyrazem obrzydzenia.
Niels tego nie skomentował, ale jego twarz skurczyła
się pod wpływem milczącej wściekłości Gudrun. Przywykł
ulegać starszej córce prawie we wszystkim i stawał się nie-
pewny, jeśli nie mówiła co jej ciąży.
Byłoby lepiej, gdyby nam naubliżała i powiedziała, co
sądzi o tym małżeństwie, pomyślała Inga. Wtedy mog-
libyśmy się przynajmniej bronić. Nagle jakby diabeł w nią
wstąpił. To przecież nie ona powinna się tłumaczyć przed
Gudrun! To sprawa Nielsa.
Niels nalał sobie szklankę wody i wypił prawie jednym
haustem. Wyciągnął dzbanek w jej stronę:
-Chcesz także?
-Nie, dziękuję.
Niels zwilżył wargi językiem.
- Chyba powinniśmy... powinniśmy teraz iść na górę.
Myślę, że nie warto, abyśmy... - przerwał, a po chwili do
dał: - Żebyśmy wychodzili do reszty towarzystwa i żegnali
się z nimi. Sami znajdziemy drogę do sypialni.
Bogu dzięki, pomyślała Inga. Cieszyła się, że Niels za
proponował, aby wycofali się, zanim tamci się zorientują,
Wiedziała, jak by to było, niemal słyszała, co wykrzykują
mężczyźni, jak się śmieją i bawią ich kosztem. Wulgarnego
chichotu i tych wszystkich paskudnych uwag wolałaby nie
znosić.
Wchodząc po schodach, Inga starała się nie myśleć, co
ją za chwilę spotka, ale obrazy obejmującego ją Nielsa
wciąż do niej powracały. Niels pochylający się nad nią.
Niels z czołem pokrytym kroplami potu i z obleśnym, za-
dowolonym wzrokiem. Widziała też siebie, z zaczerwie-
nionymi oczyma, potarganymi włosami, półnagą.
Niels otworzył drzwi i poprosił, by weszła.
Pośrodku podłogi królowało podwójne łóżko z białą
pościelą i dwiema ogromnymi poduszkami w poszewkach
168
ozdobionych koronką Poza tym w pokoju była pomalowana na
biało komoda i dwa krzesła. Ktoś starannie ułożył czyste
ręczniki i kawałek mydła. Ustawiono też porcelanową miednicę i
porcelanowy dzbanek z wodą.
Indze zakręciło się w głowie. lutro woda w miednicy będzie
czerwona od krwi.
Od jej dziewiczej krwi.
15
Drzwi się za nimi zamknęły. Inga zrobiła trzy kroki i sta-
nęła nieruchomo. Czekała tylko, aż poczuje obejmujące ją
ramiona męża. Wkrótce jego oddech dotrze do jej karku.
Mocno zaciskała powieki i próbowała zebrać siły na to, co,
była tego pewna, musi nadejść.
Słyszała, że Niels mocuje się z zapięciem spodni. Sły-
szała też, jak ściągnął marynarkę od garnituru i koszulę.
Za wszelką cenę starała się uniknąć widoku jego owłosio-
nych nóg i białej niczym u kurczęcia piersi.
-A ty się nie rozbierzesz? - tuż za nią rozległ się głos
męża.
-Tak. Tak - drżącymi pakami zaczęła rozpinać guziki
przy mankietach. Kiedy wszystkie zostały już rozpięte,
uniosła ręce nad głową, próbując rozpiąć haczyk i
haftkę na karku. Nie mogła dosięgnąć zapięcia, bo
wciąż wysuwało jej się ze spoconych rąk. Z rozpaczy
łzy spływały jej po policzkach. Nie chciała prosić o
pomoc. Nie zniesie, kiedy on zacznie się zmagać z
zapięciem sukni. A potem z pewnością zacznie
całować i pieścić jej nagie ramiona. Ogarniała ją coraz
większa panika. Musi się śpieszyć i rozpiąć
170
sukienkę, zanim on zaoferuje pomoc. Musi sobie
poradzić
sama!' .
. : ,... .' .''
-Mam ci pomóc? - podszedł nieco bliżej.
-Nie! Oczywiście, że nie - zapewniała, starając się, by jej
głos brzmiał spokojnie. Desperacko szarpała zapięcie.
Chociaż powiedziała, że nie potrzebuje pomocy, Niels
stanął po prostu za jej plecami. Inga pochyliła się mimo
woli w przód i opuściła ramiona. Teraz on mocował się
przez chwilę, zanim udało mu się chwycić małą haftkę i ha-
czyk.
Tak jak się spodziewała, Niels zaczął głaskać jej barki,
kiedy skóra została odsłonięta. Zimne palce pieściły ją lek-
ko, nagle poczuła mokry język, liżący ją za uchem. Lodo-
waty dreszcz zmroził jej plecy i pokrył zimnym potem czo-
ło. Miała wielką ochotę uciec z pokoju, wiedziała jednak,
że musi wytrzymać. Zresztą najgorsze jeszcze się nawet nie
zaczęło, pomyślała, a łzy wciąż toczyły się w dół po policz-
kach. Płakała bezgłośnie ze strachu.
Prawie się nie poruszała, ale Niels chętnie pomagał jej
rozpiąć pasek, naszyjnik i suknię. W końcu stanęła przed
nim w swoim dziewiczo białym gorsecie. Była bardzo
szczupła, kości udowe sterczały po bokach. Piersi ściskał
gorset, Inga z troską zauważyła, że wydają się większe, niż
w istocje są. Dwie jedwabne wstążki zasłaniały wycięcie
pod szyją. Splotła ręce na piersi i dygotała. W pokoju nie
było zimno, ale ona i tak marzła.
- Inga - Niels zapraszał ją do łóżka, klepiąc dłonią
miejsce obok siebie.
Inga raz po raz przełykała ślinę, żeby nie wybuchnąć
głośnym płaczem.
- Ghodź, pozwól mi rozpiąć swoje włosy. - Zabrzmia
ło to bardziej jak polecenie niż jak prośba.
Głos Ingi drżał, gdy odpowiedziała:
- T-a-a-a-k.
Materac zatrzeszczał, kiedy usiadła na brzegu łóżka.
171
Niels ukląkł za jej plecami. Ostrożnie wyjmował jedną
szpilkę za drugą. W końcu przeczesał włosy palcami. Był
spocony i miał wilgotne dłonie, włosy się do nich lepiły.
Pochylił się i zanurzył w nich twarz.
- Mmm...
Serce tłukło się głośno w sercu Ingi. Od siedzenia w nie-
wygodnej pozycji rozbolały ją plecy. Próbowała się odprę-
żyć, ale bez rezultatu. Wszystkie zmysły były naprężone i
czujne.
Miała nadzieję, że Niels szybko skończy to, co nieunik-
nione. Nie chciała uciekać, ale co ma się stać, niech się sta-
nie jak najszybciej. Paraliżowało ją przerażenie i niewie-
dza, co się teraz będzie z nią działo. Czarne włosy spływały
kaskadą na odsłonięte plecy. Przesunęła trochę włosów na
twarz, by się za nimi ukryć.
Niels położył się na plecach. Inga wiedziała, że powin-
na położyć się obok niego, ale ciało nie chciało jej słuchać.
Siedziała rozdygotana i czekała na jego następne polece-
nie.
- Chodź - poprosił.
Inga drgnęła. Wolno, bardzo wolno uniosła nogi i
przeniosła je na łóżko, położyła się tak daleko od niego,
jak tylko mogła. Na szczęście on wciąż miał na sobie
kalesony.
Położył się twarzą do niej. Inga nie odważyła się spoj-
rzeć mu w oczy i jak skamieniała wpatrywała się w sufit.
Teraz dostanie to, na co sobie zasłużył, pomyślała z góry-,
czą. Lalkę z lodu. Nie powinien był liczyć na to, że przyjmę
go w łóżku z miłością i podnieceniem.
Jego ręce rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. Głaskały
ją po piersiach. Szczerze powiedziawszy, to po gorsecie,
ale jednak... Inga ze świstem chwytała powietrze.
Niels uśmiechnął się zadowolony.
Ogarnęło ją obrzydzenie. Nie mogła w to uwierzyć..,
on sobie wyobraża, że jęknęła z rozkoszy. Nie, zawodziła
172
bezgłośnie, nie wyobrażaj sobie, że potrafisz mnie rozpalić.
Nie możesz sądzić, że tęsknię do twojej męskości.
Pobudzony tym, że jego zdaniem Inga jęknęła z rozko-
szy, rozwiązał wstążki przy gorsecie i odsunął je na bok.
Inga odwróciła się udręczona, a wstyd palił jej policzki.
Zerknęła na męża i zobaczyła, jak bardzo jest podniecony.
Oczy mu się szkliły z dzikiego pożądania.
Nagle ją puścił.. Zanim zdążyła zrozumieć, co się dzieje,
Niels wyskoczył z łóżka. Szybko zaczął się ubierać, usiadł
na krześle i w szalonym pośpiechu wciągał spodnie.
- Ja... ja muszę wyjść!
Zanim Inga zdołała wykrztusić jakieś słowo, zniknął z
pokoju.
Inga opadła na posłanie, kompletnie nie rozumiejąc, co
się stało. Co, na miłość boską, tak poruszyło Nielsa?
Widziała przecież, że był gotowy do spełnienia małżeń-
skiego aktu, co do tego nie mogło być najmniejszej wąt-
pliwości, więc dlaczego przerażony zniknął za drzwiami?
Może był tak samo nieprzyjemnie poruszony tym, że ma
spać z młodą dziewczyną, jak ona tym, że musi się oddać
staremu mężczyźnie. Pominąwszy wszystko inne, Niels
znał ją przecież od najwcześniejszego dzieciństwa.
Widywał ją już wtedy, kiedy leżała w powijakach. Była
córką jego najlepszego przyjaciela, może uznał, że są
zbyt blisko ze sobą związani? Że to było czymś w rodzaju
kazirodztwa?
W gruncie rzeczy Inga chciała, żeby tak to odczuwał,
bo może wtedy patrzyłby na nią bardziej jak na córkę niż
jak na kusicielkę.
Uśmiechnęła się blado w ciemnościach. Nie martwiło
jej, że mąż zniknął. Wprost przeciwnie! Cieszyła się z tego.
Zaczęła chichotać. Nagle dotarło do niej, jak strasznie się
bała. Teraz śmiała się i płakała na przemian.
173
Gzy rzeczywiście udało jej się uniknąć najgorszego?
Gdyby tak, to może dni we dworze byłyby łatwiejsze.
Nagle usiadła na łóżku i zaczęła nasłuchiwać. Słucha-
ła, czy kroki Niełsa nie zbliżają się do drzwi sypialni.
Mąż może przecież w każdej chwili wrócić. Radość, jaką
odczuwała, kiedy zniknął, zgasła. Inga czuła się znowu
tak, jakby miała kamienie w żołądku. Ponownie ogarnął
ją strach. Pośpiesznie zasznurowała gorset i związała
wstążki w twardy supeł. Na palcach przeszła przez pokój i
ukryła się za firanką, żeby nie było jej widać z dołu.
Gdyby któryś z gości stojących na dziedzińcu ją zobaczył,
to na pewno wszyscy zaczęliby klaskać i głośno krzyczeć.
Wszyscy przecież wiedzą, gdzie znajduje się gniazdko
miłości.
Była pełnia. Okrągła, złocista tarcza oświetlała krajob-
raz. Wszystko było skąpane W intensywnej, niebieskawej
poświacie. Koło domu i przy oborze paliły się pochodnie.
Rzucały złoty blask ku niebu. Przed szopą stały trzy po-
wozy, wokół kręciło się wiele szarych postaci. To z pew-
nością ostatni wyjeżdżający goście. Śmiechy i hałasy powo-
li cichły. Goście, którzy postanowili nocować we dworze,
z pewnością już się położyli. Para młoda przecież wycofała
się jakiś czas temu, a to zwykle oznacza koniec uroczysto-
ści.
Inga wróciła do łóżka i szczelnie otuliła się kołdrą.
Głowa opadła na poduszkę, leżała bez ruchu i nasłuchi-
wała. W tym domu nie było tak wyraźnie słychać dźwię-
ków jak u nich w Svartdal, docierały jednak do niej głosy
służących, które na parterze sprzątały, chichotały i śmiały
się. Hałas, jaki czyniły, docierał na górę jako monotonny
szum.
Gdzie się podział Niels? Inga ziewnęła. Minęło już zbyt
dużo czasu, aby miał pójść tylko do małego domku. Musiał
znajdować się gdzie indziej.
No dobrze, pomyślała, przecież nie pójdę go szukać.
174
Po długim i męczącym dniu Inga usnęła w końcu z wy-
czerpania.
W środku nocy ocknęła się z drgnieniem. Zerwała się i
przyciskała kołdrę do piersi. Z trudem chwytała powiet-
rze, w skroniach jej pulsowało. Niels wraca! Rozpoznała
jego człapiące kroki na korytarzu
Inga położyła się na boku i udawała, że śpi. Kroki nie-
uchronnie zbliżały się do drzwi. Dziewczyna zagryzała po-
duszkę, by uspokoić oddech.
Kroki zatrzymały się za drzwiami, słychać było, że Niels
po omacku szuka klamki. Inga zacisnęła powieki. Nie chcia-
ła nic widzieć. Nie chciała nic słyszeć. Przecież już uwie-
rzyła, że uniknęła ponurych i bolesnych przeżyć, a tymcza-
sem teraz...
Ale ciekawość sprawiła, że jednak otworzyła oczy.
Niels nacisnął klamkę, mdłe światło sączyło się teraz
z korytarza. Blask spyawiał, że cienie robiły się długie i
tajemnicze. Na ścianie rysowały się kontury stojącej w
drzwiach postaci. Pochylonej, wyczekującej na progu.
Inga bezgłośnie przełknęła ślinę. Strasznie trudno
było tak leżeć całkiem bez ruchu. Nie wolno poruszyć
nawet palcem, bo wtedy Niels gotów się domyślić, że żona
nie śpi. I wtedy może znowu by do niej przyszedł...
Teraz słyszała tylko dudnienie własnego serca. Pulso-
wało jej w uszach, bała się, że za chwilę zwariuje. Nie, on
nie może usiąść na krawędzi łóżka, by szeptać na pół stłu-
mione miłosne słowa o tym, że powinna go przyjąć jak po-
słuszna małżonka. Pragnęła pozostać pączkiem. To nie on
powinien sprawić, że stanie się rozwiniętym kwiatem.
Nagle poświata zniknęła i drzwi zostały zamknięte.
Przez moment Inga była pewna, że Niels wszedł do poko-
ju. Nadal nie miała odwagi się poruszyć, z czasem jednak
dotarło do niej, że jego tu nie ma. Gorąca fala radości ogar-
175
nęła jej ciało. Niels do niej nie przyszedł! Jego wolne kroki
człapały gdzieś dalej na korytarzu, aż nagle się zatrzymały.
- Boże kochany - wyszeptała Inga z lękiem. - Spraw,
żeby on sobie poszedł. Spraw, żeby nadal szedł gdzieś da-
lej.
Wiedziała, że wkrótce nie będzie w stanie dłużej zno-
sić tej niepewności. Gzy Niels wróci
r
czy postanowił raczej
zostawić ją w spokoju? Skrzypnęły zawiasy jakichś drzwi.
Niels wszedł do innego pokoju.
Inga próbowała sobie przypomnieć, jak wygląda ko-
rytarz. Ich sypialnia leżała na końcu. Niels powiedział, że
w tym samym skrzydle znajdują się sypialnie Gudrun i
Sigrid. Kiedy szli do małżeńskiej sypialni, Inga widziała
dwoje drzwi. Czy on teraz wszedł do pokoju Gudrun albo
Sigrid? W środku nocy? Istnieją na świecie ojcowie, którzy
mówią „dobranoc"' swoim dzieciom, pomyślała i ogarnął
ją gniew na własnego ojca. On nigdy nie miał czasu, by od-
mówić z nią wieczorny pacierz albo posiedzieć u niej, do-
póki nie zaśnie. Gniew na ojca trwał kilka sekund, potem
zmienił się w bolesne pulsowanie w piersiach.
16
Inga ocknęła się o świcie następnego ranka i nadał nie mogła
uwierzyć, że to prawda. Nielsa wciąż nie było. Coś sprawiło,
że uciekł spod jej drzwi. Bardzo zagadkowa sprawa.
Spokojnie przeci gn a si w ma e skim o u w Gaupås i
ą ęł
ę
łż ń
ł ż
wsun a r ce pod g ow . Zadowolona
ęł
ę
ł
ę
leżała w łóżku i
spoglądała w stronę umywalki. Woda w miednicy nie była
czerwona od krwi. Inga wciąż pozostawała dziewicą.
Ale zrobiło jej się gorąco na myśl o tym, co ją czeka dziś
wieczorem. Czy Niels podejmie kolejne próby, czy też zo
L
stawi
ją w spokoju? Może zrozumiał, że jest smutna i zbyt wrażliwa
pierwszego dnia w nowym domu? Co czeka ją w chwili, kiedy
uzna, że już wystarczająco zaznajomiła się z dworem? Spuściła
nogi z łóżka i zaczęła wyglądać przez okno. Mieli szczęście, jeśli
chodzi o pogodę. Wczpraj słonce świeciło na niebie i tworzyło
wspaniałe ramy dla weselnej uroczystości. Dzisiaj gęsta, szara
mgła spowijała dwór. Ciemne, deszczowe chmury przepływały
nad dachami domów.
Zamyślona nalała wody do miednicy i zaczęła się myć.
177
Kiedy zejdzie na dół, przy stole będzie już pewnie siedzia-
ło mnóstwo gości, będą uważnie przyglądać się jej twarzy
w poszukiwaniu znaku, który by wskazywał, że stała się
w pełni kobietą.
Z napięcia kurczył jej się żołądek. Dzisiaj przejmie klu-
cze, które dotychczas Gudrun nosiła przy pasku z dumną
miną. Niels z pewnością zechce przekazać jej klucze na
znak, że od tej chwili ona będzie decydować i kierować do-
mownikami.
To wielki ciężar dla jej młodych barków, ale taki jest
obyczaj, a Inga długo się do tego przygotowywała. Musiała
przyznać, że to będzie wielka przyjemność odebrać władzę
tej zarozumiałej Gudrun. Od tej chwili Gudrun będzie mu-
siała się podporządkować i robić wszystko, co Inga posta-
nowi.
Nie będę się mścić, pomyślała Inga, układając sta-
rannie włosy, będę ją traktować sprawiedliwie. Inga zro-
zumiała, jak ważne jest, by trzymać w ryzach tę upartą
starszą córkę męża, i ona zdoła to osiągnąć za pomocą
kluczy.
Ku jej zaskoczeniu, kiedy zeszła na dół, przy kuchen-
nym stole siedział tylko Niels.
-A gdzie są inni? - zdziwiła się. Jakaś część fej siły,,
którą czuła, będąc w sypialni, zniknęła, kiedy została sam
na sam z mężem.
- Och, wkrótce przyjdą - powiedział Niels, posyłając jej
przelotne spojrzenie. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy,
jakby się wstydził wczorajszego zachowania. Czy wstydzi
się dlatego, że nie spełnił swojego małżeńskiego obowiąz-
ku? Inga przyglądała mu się uważnie.
Nagle ogarnęło ją uczucie osamotnienia. Niels robił
wrażenie onieśmielonego, kiedy ona znajdowała się w po-
bliżu. Jej bliskość czyniła go niepewnym i niezdarnym. Si-
grid jest właściwie jeszcze dzieckiem i nie bardzo nadaje
się na zaufaną przyjaciółkę, A Gudrun... Gudrun za nic
178
nie pozwoli jej się do siebie zbliżyć. One nigdy naprawdę
się nie poznają. Może ta kiełkująca wrogość między nimi
zblednie, kiedy do siebie nawzajem przywykną, ale przyja-
ciółkami nigdy nie będą.
Wkrótce kuchnię wypełnili goście, zrobiło się roj-no i
gwarno. Ludzie wchodzili wszystkimi drzwiami. Inga
zachowywała się jakby nigdy nic, kiedy mężczyźni
przyglądali się jej uważnie. Uśmiechała się pogodnie i
jadła dalej. Kristoffer i Serine zdecydowali się nocować
we dworze. Inga bardzo się z tego cieszyła, bo teraz
miała tu przynajmniej dwoje bliskich ludzi. Dopóki nie
wyjadą.
Po posiłku Kristoffer wyszedł z innymi mężczyznami
na ganek i rozmawiał z Nielsem. Śmiejąc się i żartując, go-
ście życzyli Nielsowi szczęścia.
Serine przyciągnęła Ingę do siebie.
-A z tobą wszystko w porządku?
Inga skinęła głową.
-Jakoś sobie radzę - wyszeptała.
Sorine poklepała ją po policzku.
-Następnego lata odbędzie się w Svartdal nasze we-
sele, Kristoffera i moje. Wtedy zostaniemy rodziną,
Inga, i będę niedaleko stąd dla ciebie.
-Dla mnie... - zaczęła Inga, ale nie była w stanie nic
więcej powiedzieć. Oślepiły ją łzy. Troskliwość Sorine
głęboko ją wzruszała.
Ta dziewczyna zrobiła coś, czego żaden inny człowiek
nigdy wobec niej nie zrobił: otworzyła ramiona i pozwoli-
ła, by Inga przytuliła głowę do jej piersi. Głaskała ją czule
po plecach.
- Wiem, że bardzo cierpisz, Inga. Powinnaś wiedzieć,
że ja protestowałam przeciwko małżeństwu Nielsa z tobą.
Ale jako przyszła młoda gospodyni w Svartdal nie mogłam
nic powiedzieć. Boję się nawet pomyśleć, co twój ojciec by
wtedy zrobił - dodała. - Zostaniesz teraz tutaj sama, Inga,
1.79
ale od przyszłego roku ja już przez cały czas będę w Svart-
dal. Pamiętaj o tym.
Inga otarła ręką policzki. Jak dobrze jest wiedzieć, że ktoś
jej współczuje. Że ktoś ją rozumie. To wprawdzie nie spra-
wi, że szare dni staną się jaśniejsze, ale zawsze jest pociechą
wiedzieć, że wkrótce Serine zawsze będzie w Svartdal. I że
Inga będzie mogła ją tam znaleźć. Może w przyszłej brato-
wej znajdzie upragnioną przyjaciółkę?
Uśmiechnęła się przez łzy:
-Jakoś dam sobie radę. Tylko że...
-Tylko że co? - pomogła jej Sorine życzliwie.
-Ja się boję Gudrun. Wygląda na to, że ona już mnie
nienawidzi.
Sorine przytaknęła.
-Nie będę ukrywać, że zwróciłam uwagę na pełne nie-
nawiści spojrzenia, jakie ona ci posyła. Ale mimo
wszystko, Inga, dla niej też nie jest łatwe to, że ojciec
ponownie się ożenił. Od śmierci matki ten dwór był
jej królestwem. Trudno jest z pewnością uznać, że teraz
jej obowiązki i odpowiedzialność ma przejąć jakaś
młoda dziewczyna. I na dodatek młodsza od niej. Kto
wie, może ta nienawiść ma też swoje źródło w tym, że
Gudrun sama jest niezamęż na...
-Naprawdę nie ma mi czego zazdrościć - prychnęła
Inga ze złością. - Zresztą ona ma tylko dwadzieścia
jeden lat. Wkrótce sama pewnie wyjdzie za mąż.
-Masz rację - potwierdziła Sarine. - Ale co będzie jeśli
nie wyjdzie? Jeśli nigdy nie wyprowadzi się z dworu?
Wtedy dopiero poznasz jej gniew... - Sorine umilkła
za wstydzona swoją bezmyślnością.
-Och! - Inga z trudem chwytała powietrze. - Nie mów
takich rzeczy!
-Nie chciałam cię niepokoić - zapewniała Sorine, kła
dąc rękę na jej ramieniu. - Chciałam tylko, żebyś
spojrza ła na sytuację ze strony Gudrun. Nie ulega
wątpliwość
180
że jej także jest trudno. Pamiętaj o tym, Inga, cierpicie
teraz obie.
Inga pośpiesznie mrugała. Myślała tylko o sobie. Oczy-
wiście, to małżeństwo wprowadza wielkie zmiany również
w życie Gudrun. Ale mimo wszystko przekonanie, że
Gudrun będzie starała się ją upokorzyć, nie ustępowało.
Spojrzenie, jakie Gudrun posłała wczoraj i jej, i swojemu
ojcu, mówiło samo za siebie.
- I nie martw się na zapas - radziła Sorine. - Przyjmuj
dni tak, jak przychodzą.
Inga pogłaskała ją po ręce.
- Tak będę robić. Dziękuję, że ze mną zostaliście.
Goście wsiadali do powozów. Kristoffer odwrócił się
i machał do siostry, dopóki powóz nie wyjechał na
żwirowaną drogę.
Inga też do nich machała, otulając się szczelniej chust-
ką. Stała nieruchomo i śledziła powóz wzrokiem, dopóki
nie zniknął za zakrętem. Miała wrażenie, że widok bliskich
wrył jej się w głowę, i chociaż minęło sporo czasu, odkąd
powóz zniknął, ona wciąż stała na schodach.
Ponura pogoda na dworze sprawiała, że kuchnia pogrą-
żona była w mroku. Wszędzie panował bałagan, ale słu-
żące już przystąpiły do sprzątania pokoi po uroczystości.
Gudrun napełniła wielką wannę wodą. z mydłem.
Naczynia do zmywania stały w wielkich stosach na ku-
chennym blacie.
- To może ja bym zaczęła zmieniać pościel w pokojach
gościnnych? - zaczęła Inga ostrożnie. Musiała wyrwać się
z tej przytłaczającej ciszy, poza tym była przyzwyczajona
do pracy od rana do wieczora.
Gudrun wyprostowała się i zlustrowała ją uważnym
spojrzeniem.
- A to dlaczego? - spytała pogardliwie.
181
-Ja... może mogłabym pomóc.
-Może? - Gudrun przedrzeźniała ją z szyderczym chi-
chotem. - Może byś i mogła, ale widzisz, ja już
posprzątałam w pokojach. Nie wylegiwałam się i nie
leniłam przez cały dzień.
W Indze aż się zagotowało.
- Do diabła, ja też nie mam zwyczaju się lenić! Tyle
że wczoraj było moje wesele. Zapomniałaś o tym? - Zi
rytowana spojrzała na Nielsa. Ale on po prostu siedział
z rękami splecionymi na brzuchu i kciukami kręcił
młynka. Teraz kiedy został jej mężem, powinien sta
wać w jej obronie. Jak może pozwolić, by starsza córka
tak się odzywała do jego nowej żony? Nie, pomyśla
ła wzburzona, tc\ prawdziwa niezguła. Pod wszelkimi
względami.
Gudrun jej nie odpowiedziała.
- Sama sobie znajdę jakieś zajęcie - syknęła Inga i wy
biegła z kuchni.
Kiedy zamykała drzwi, żeby pobiec do sypialni, zoba
czyła jeszcze, że Gudrun stoi tuż za Nielsem i się uśmie-
cha.
Widziała w tym uśmiechu wielki triumf.
Furkocząc spódnicą, Inga wbiegła po schodach. Wyglą
dało na to, że Gudrun chciała jej dowieść, iż wygrała walkę
o uczucia Nielsa. Bardzo proszę, skrzywiła się Inga, jakby
zjadła kwaśne jabłko. Możesz go sobie wziąć. Mnie on nią
będzie potrzebny!
Wpadła do pokoju i tym razem nie miała żadnych
problemów z rozpięciem sukni na plecach. Uspokoiła się
trochę, wieszając kosztowną suknię w szafie. Szybko znalaz-
ła swoje codzienne ubranie, szarą halkę i czarną spódnicę.
Do tego włożyła zniszczoną, starą bluzkę. Klęła siarczyście
zawiązując fartuch w paski.
W chwilę potem Inga znalazła się w oborze, gdzie spot
kała dwie zdumione służące.
182
-Powiedzcie mi, które krowy nie są jeszcze wydojone -
warknęła. Obrządek w oborze się opóźnił ze względu
na sprzątanie po weselu, więc tutaj jej pomoc jest
potrzebna.
-Ty nie musisz tu przychodzić! - wykrzyknęła jedna
ze służących. Inga poznała obie dziewczyny już
wcześniej. Wiedziała, że są siostrami, jedna ma na
imię Kristiane, a druga Marlenę. Nie wiedziała
wprawdzie, która jest która, ale teraz była zbyt
wzburzona, by pytać.
-Mnie w ogóle w tym dworze nie powinno być! - prych-
nęła. Dziewczyny patrzyły na nią jak na upiora, szybko
zrozumiała, że niepotrzebnie się przed nimi wygadała.
Nie ma sensu, żeby ktoś we dworze wiedział, że ona źle
się tu czuje. Służba nie musi nic wiedzieć o jej
sprawach. - Powinnam lepiej poznać funkcjonowanie
dworu - dodała spokojniej.
-My nie sądziłyśmy... - starsza z dziewcząt machnęła
rękami, jakby chciała się wytłumaczyć. - Nie my-
ślałyśmy, że gospodyni będzie chciała przychodzić do
obory.
Wtedy Inga odchyliła głowę w tył i roześmiała się gar-
dłowo.
- Moja droga! - zawołała. - Przez całe swoje życie nie
robiłam nic, tylko doiłam krowy!
Dziewczyny spoglądały po sobie, zaskoczone, ale w koń-
cu one też wybuchnęły śmiechem. Inga uspokoiła się,
kiedy posiedziała chwilę przy ciepłych zwierzętach. Było
w tym coś znajomego i kochanego. Wymiana zdań w kuch-
ni wciąż tkwiła w piersiach niczym bolesna zadra, ale teraz
nie piekła już tak dotkliwie. Kiedy przenosiła się ze stoł-
kiem do innej krowy, spotkała którąś z dziewcząt, Kri-
stiane albo Marlenę, uśmiechnęły się do siebie nawzajem
i Inga zarumieniła się z radości, że dziewczyna odnosi się
do niej tak życzliwie.
183
Inga zmyła z siebie najgorszy zapach obory, uporządko-
wała włosy i zeszła na dół. Zbliżała się pora obiadu i Inga
miała nadzieję, że Niels zechce jej przekazać klucze, zanim
służba zejdzie się w kuchni.
Złościło ją to, że Gudrun wciąż krąży wokół ojca, kie-
dy ona chciałaby z nim porozmawiać. No cóż, pomyślała
zmęczona, w końcu nie jestem bardzo spragniona rozmo-
wy z nim w oddzielnym pomieszczeniu. Niels nadal sie-
dział przy kuchennym stole, leżały przed nim jakieś papie-
ry.
- Pomyślałam, że chyba powinniśmy jednak poroz
mawiać bliżej... - zaczęła, ale głos jej się załamał, kie
dy Gudrun zamarła bez ruchu na samym środku kuchni.
Stała w milczeniu i słyszała każde słowo. Do diabła, za
klęła Inga w duchu, czy ona nie ma nawet tyle przyzwól
tości, żeby wynieść się stąd, kiedy zwracam się do własne
go męża? Własnego męża... przeniknął ją dreszcz. Nigdy
się chyba nie przyzwyczai do tego, że teraz on jest jej pa
nem i władcą.
Niels uniósł głowę.
- Stało się coś wyjątkowego? - spytał łagodnie.
Inga oparła się o futrynę drzwi, bo nogi jej się trzęsły,
a głos brzmiał ochryple:
-Przecie ja teraz jestem pani Gaupås... - s owa grz z
ż
ą
ł
ę
ły
jej w gardle.
-Tak - przyznał Niels cierpliwie.
-Tak, w takim razie powinnam chyba dostać klucze! -
wykrzyknęła, by powiedzieć to, zanim sama się roz
myśli. Nie chciała się wahać, bo wtedy w ogóle nie
zdoła powiedzieć, co jej leży na sercu.
Zaległa kompletna cisza.
Gudrun opuściła ramiona. Niels patrzył rozbieganym
wzrokiem to na jedną, to na drugą i pośpiesznie oblizywał
wargi.
Inga zaczynała już poznawać ten gest. Kiedy Niels się
184
boi albo nie jest czegoś pewien oblizuje wargi. Teraz zbierał
papiery i układał je starannie na kupkę.
Inga poczuła, że jej ciało wiotczeje. Domyślała się, że
coś jest nie w porządku. Okropnie nie w porządku.
-Klucze - powtórzyła z naciskiem.
-No tak, chodzi o te klucze, tak - odparł Niels wymijająco.
Wiercił się na krześle i zerkał spod oka na Gudrun, jakby
oczekiwał od niej odpowiedzi. Córka stała wyprostowana i
nieporuszona.
-O ile mi wiadomo, to zwyczaj tego wymaga - wyjaśniła
Inga.
-Cóż, w niektórych dworach tak jest - pośpiesznie uściślił
Niels. - Ale widzisz, Inga, Gudrun i ja... no cóż.
uzgodniliśmy, że będzie najlepiej, jeśli Gudrun zajmie się
kluczami. Przynajmniej na razie.
Inga z niedowierzaniem wytrzeszczała oczy.
- Wyszłam za mąż do tego dworu i to ja powinnam
nosić klucze u paska! Tak się dzieje zawsze, kiedy kobieta
zostaje małżonką gospodarza.
Kręciło jej się w głowie i musiała usiąść na najbliższym
krześle.
- Ja... ja nie rozumiem... No, dobrze, już dobrze -r po
cieszał ją Niels. - My uważamy, że będzie dla ciebie naj
lepiej, jeśli Gudrun zachowa klucze. Mimo wszystko ona
umie więcej niż ty. Dobrze zna dwór i wszystkie zajęcia.
Tak, tak będzie.
Inga widziała świat poprzez czerwoną mgłę. Postacie w
pokoju rozpływały się i były niewyraźne. Mrugała uparcie
powiekami, by lepiej widzieć.
- Co wy sobie myślicie? Ja też pracowałam we dwo
rze, ż którego pochodzę! A co z tym, czego się nauczy
łam od Emmy ostatniej wiosny i lata? - narastała w niej
gwałtowna wściekłość. - Co wy wiecie na temat mo
ich umiejętności, Niels? Jak ty możesz upokarzać mnie
w ten sposób? Nie powiedziałeś mi tego wprost, ale do-
185
myślam się, że tak robisz, bo uważasz, że ja się do nicze-
go nie nadaję.
Miała ochotę uciec stąd i zatrzasnąć za sobą drzwi. To
przecież klucze miały być dla niej ratunkiem! To one
stanowiły jaśniejszy punkt, kiedy myślała o przyszłości.
To one mogły sprawić, by nie musiała być niewolnicą
podporządkowaną Gudrun. Teraz zależy całkowicie od
starszej córki swojego męża. Od dzisiejszego dnia Gu-
drun może nią rządzić i decydować o wszystkim tak, jak
będzie chciała. Rany boskie, jakie teraz będzie jej życie?
- Gudrun zachowa klucze, Ingo. - Słowa były kryszta
łowo jasne, ale głos Nielsa drżał.
W końcu Gudrun się odwróciła. Głowę unosiła wyso-
ko, oczy lśniły z zadowolenia. Stanęła tuż za krzesłem Niel-
sa, położyła rękę na ramieniu ojca. Stała tak wyprostowana
i patrzyła w dół na Ingę. Inga kuliła się pod surowym spoj-
rzeniem jej małych oczek.
Gudrun uśmiechnęła się szeroko, pochyliła się nad oj-
cem i cmoknęła go lekko w policzek.
- Tak, tak postanowiliśmy. Prawda, ojcze?
Niels przytaknął.
Wargi Ingi odrętwiały z przerażenia. Zmęczona otarła
wierzchem dłoni pot z czoła. Parę kosmyków przylepiło
się do skroni, Inga dmuchała w górę, by ochłodzić twarz.
Lodowate spojrzenie Gudrun lustrowało ją uważnie.
Niels siedział nieporuszony, nie miał odwagi na nią
patrzeć. Spojrzenie niebieskich oczu wędrowało
niepewnie po kuchni. Ty tchórzu, pomyślała Inga, tkwisz
tutaj rozdarty między chęcią oddania mi kluczy, jak
nakazuje zwyczaj, a zgodą, żeby Gudrun decydowała tak,
jak to zawsze robiła. Ale poczekaj, mimo wszystko masz
obowiązki wobec mnie, odkąd zostałam twoją żoną. Jak
mogłeś się zgodzić na to, żebym została jej aż tak
podporządkowana? Miała dziwne przeczu-
186
cie, że Niels i Gudrun sprowadził! ją do tego dworu po to
aby... Przeczucie trudno było sprecyzować ale laga zaczęła
dygotać z niepokoju. Wszystko wygląda;tak, jakby ci dwóje
zaplanowali, że ściągną ją tutaj... że zamierzają do czegoś ją
wykorzystać, ale nie wiedziała, do czego.
Tamci najwyraźniej oczekiwali jej odpowiedzi. W każdym
razie jakiejś reakcji na to, co wspólnie postanowili. Co Inga
miałaby odpowiedzieć? Wyjaśnili jej przecież ponad wszelką
wątpliwość, że to Gudrun będzie nosić klucze, ponieważ ona
lepiej zna dwór i zasady jego prowadzenia.
Gwałtowna wściekłość dławiła ją w piersiach. Wkrótce
odkryje, skąd się bierze ta niezwykła władza, jaką córka ma nad
Nielsem! Nie pozwoli, żeby oni ją złamali. Zacte nęła pięści i
wstała. Miała na końcu języka złośliwą odpowiedź. Bo w końcu
Inga pochodzi ze Syartdai, niech więc się dowiedzą, co ona
myśli o tym, że starają się upokorzyć ją w ten, sposób!
Sigrid dręczył coraz większy niepokój. Straszna niepewność
szalała w jej duszy. Wiele razy myślała przerażona o
rozmowie, jaką odbyła z Gudrun, kiedy razem przy-
gotowywały weselny obiad. Pamiętała dobrze, jak bardzo
siostra była zajęta tym, by wyjaśnić sobie, czy kaiżdy człowiek
jest w stanie kogoś zabić. Pytanie samo w sobie nie bardzo ją
dręczyło, bo ludzie zastanawiają się i filozofują na bardziej
zaskakujące tematy. Nie, martwiło ją raczej okrucieństwo,
jakie siostra wtedy okalała. Gudrun chichotała złośliwie i
dawała do zrozumienia, że Inga zostanie narażona na
niebezpieczeństwo... Skąd bierze się takie zło? Po kim
Gudrun odziedziczyła tę bezlitosną naturę?
187
Nie mogła odziedziczyć jej po ojcu, pomyślała Sigrid.
Niels zawsze zachowuje się uprzejmie i poprawnie, zawsze
też bardzo uważa na to, co mówi, wypowiada się z wielką
mądrością i życzliwością.
Czyżby to ich matka, Andrine, nosiła w sobie złe
moce?
Na
s
myśl o tym Sigrid przestała oddychać. Złożyła ręce
i odmówiła cichą modlitwę do Boga, by pozwolił jej
zachować niczym nieskalaną pamięć o zmarłej. Miała
zaledwie siedem lat, kiedy matka umarła na suchoty i
ledwie zapamiętała jej jasne włosy, drobną sylwetkę i
łagodny głos. Czy to nieszczęsna choroba sprawiła, że
matka stała się taka delikatna, czy też zawsze taka była?
- Gulbrand! - zawołała Sigrid i wybiegła na dziedzi
niec. Dobry, stary Gulbrand na pewno da jej odpowiedź na
wszystkie pytania, z którymi się zmaga.
Rosły, rudowłosy służący kończył zamiatanie podłogi
w stajni.
- Czy to ty do mnie przyszłaś, Sigrid? - Uśmiechnął się
szeroko, pokazując zepsute zęby.
Sigrid zwolniła, kroku nagle ogarnęły ją wątpliwości.
Cży na pewno powinna wprowadzać Gulbranda w te
sprawy? Oczywiście, że tak. Miała do Gulbranda zaufa
nie i wiedziała, że on nikomu nie powie tego, co od niej
usłyszy. Stała więc i kreśliła czubkiem buta kręgi na za
sypanym słomą klepisku.
- Mam takie niejasne wspomnienia z czasu, kiedy
mama jeszcze żyła - zaczęła przepraszającym głosem. - Za-
stanawiam się, czy ty nie mógłbyś opowiedzieć mi o nie
czegoś więcej.
Gulbrand odłożył miotłę na bok i oparł plecy o ścia
nę.
- O Andrine, tak, oczywiście. Naprawdę dobrze
byłoby mieć ją jako gospodynię - zaczął, odchrząkując. -
Nigdy
188
żadnego nieprzyjemnego, raniącego słowa. Miła i trosk-
liwa, tak, niektórzy uważali, że była aż za bardzo oddana
i chętna do poświęceń.
Sigrid odetchnęła z ulgą. Jak miło słyszeć dobre
słowa o własnej matce.
- Jak długo ją znałeś?
Gulbrand zmarszczył krzaczaste brwi.
- Ech, nie jestem taki biegły w datach, ale poznałem ją,
kiedy wyszła za mąż za twojego ojca.
- Więc przedtem nic o niej nie wiedziałeś?
Mroczny cień przysłonił na chwilę zielone oczy Gul-
branda.
- Nooo... - zaczął przeciągle. - Wcześniej też o niej
słyszałem...
-A co takiego słyszałeś? - Sigrid oczekiwała w rados-
nym napięciu.
-Nie, nie mam teraz czasu stać tutaj i gadać - wyrwało
się Gulbrandowi, jakby dręczyło go poczucie winy.
Chciał ruszyć dalej, ale Sigrid chwyciła go za rękę.
Skierowała na niego błagalne spojrzenie.
-Czego ty nie chcesz mi powiedzieć, Gulbrand?
-Człowiek nie powinien słuchać plotek - odparł wy-
mijająco, spuścił wzrok i wpatrywał się w podłogę.
W duszy Sigrid znowu pojawił się niepokój. Strach dła-
wił ją w gardle.
- Ty... - najchętniej nie zwracałaby się w ten sposób
do służącego, którego
ł
tak bardzo lubi, ale ciekawość nie
dawała za wygraną. - Rozczarujesz mnie, Gulbrand, jeśli
mi nie powiesz...
Gulbrand stał nieruchomo ze spuszczoną głową.
Sigrid westchnęła.
- Nie będę cię więcej pytać o mamę, - Cała odwa
ga i chęć działania gdzieś się ulotniły. Przestraszona i za
mknięta w sobie odwróciła się i zostawiła Gulbranda sa
mego.
189
Ale gdyby Sigrid zatrzymała się jeszcze na chwilę,
usłyszałaby, co Gulbrand mamrocze pod nosem:
- Prawda, moje dziecko, rozczaruje cię jeszcze bar-
dziej...