Przegląd Powszechny, Rok XLII, Tom 168, X-XI-XII, str. 70-79
Choroba Europy współczesnej.
Nie trzeba być nadzwyczajnym pesymistą, by widzieć i odczuwać, że cywilizacja ludzka przeżywa w
czasach obecnych głęboki i groźny kryzys, bo fakt ten sam się narzuca każdemu obserwatorowi obecnego
życia zbiorowego. Pod mianem cywilizacji ludzkiej rozumiem cywilizację śródziemnomorską, czyli
europejską, bo ta jedynie posiada wartość ogólnoludzką, inne bowiem cywilizacje są już to wtórne, jak
amerykańska, mająca swe źródło wyłącznie w europejskiej, już to są zamknięte w sobie i wyraźnego
wpływu na bieg dziejów nie mają!, jak cywilizacje azjatyckie Indii, Chin i Japonii. Ta też, podstawowa dla
całego świata, cywilizacja europejska przeżywa w czasach obecnych najgroźniejszy kryzys, zatracając
jednocześnie coraz więcej swe dawne wpływy w innych częściach świata.
Cywilizacja ta, która przed wojną światową postępowała olbrzymimi krokami naprzód przez swe
wzrastające bogactwa materialne, nadzwyczajne odkrycia naukowe i techniczne oraz wzmagające się
wpływy na całej kuli ziemskiej, obecnie po wojnie nie tylko, jakby się załamała i zatrzymała w swym
świetnym pochodzie, ale nawet jakby się zaczęła cofać wstecz i tracić na sile. Czy zjawisko to jest
przejściowym, jak było, na przykład, po wojnie trzydziestoletniej, i cywilizacja rozpocznie na nowo swój
triumfalny pochód, czy też w zjawisku tern tkwią groźne oznaki choroby, a nawet zbliżającej się śmierci?
Jest to pytanie nadzwyczaj zawiłe, i na ten temat możnaby wypisać, nie wyczerpując go, całe tomy; obecnie
chciałbym tylko przedstawić niektóre zasadnicze wnioski, o ile na to mogą pozwolić krótkie ramy
niewielkiego artykułu.
Rzucając okiem wstecz na bieg dziejów cywilizacji śródziemnomorskiej i związanej z nią cywilizacji Azji
przedniej, musimy stwierdzić istnienie od zarania tych dziejów dążności do zjednoczenia całej ówczesnej
historycznej i kulturalnej ludzkości w jedną całość; poczynając od monarchii: babilońskiej, asyryjskiej i
egipskiej poprzez coraz to więcej uniwersalne monarchie perską i macedońską dochodzimy wreszcie do
imperium rzymskiego, które urzeczywistniło antyczny ideał uniwersalizmu w najwyższym stopniu i przez
swój pokój rzymski, pax rotnana, zjednoczyło wszystkie ówczesne historyczne ludy w jedną wielką
kulturalną całość. Na fundamentach rzymskich powstaje nowy uniwersalizm chrześcijański, który dąży do
zespolenia w jedną duchową całość już nie tylko wszystkich ówczesnych ludów historycznych, ale
wszystkich członków rodzaju ludzkiego na całej kuli ziemskiej. Z rozkładającego się państwa rzymskiego
powstają nowe państwa chrześcijańskie, romańsko-germańskie, które w myśl idei chrześcijańskiej mają być
zespolone w cipifas Dei, państwo Boże na ziemi i ogarnąć wszystkie ludy na kuli ziemskiej pod duchowym
zwierzchnictwem namiestników Chrystusa, papieży rzymskich.
Wielcy papieże średniowiecza, przystępując do urzeczywistnienia tej idei, w głębokim zrozumieniu
potrzeby zjednoczenia dla świata, dążą konsekwentnie do ugruntowania swej supremacji nad władzą
świecką, w następstwie czego wstępują z nią w tragiczny konflikt, który kończy się zwycięstwem władzy
świeckiej. Idea uniwersalizmu chrześcijańskiego, idea Cipifafis Dei na ziemi, która osiągnęła swój
najwyższy szczyt w wyprawach krzyżowych, ginie w ogniu tej walki, i od tego też czasu, właściwie,
rozpoczyna się odrębna historia państw, których władcy, będąc jeszcze prawowiernymi chrześcijanami w
życiu prywatnym, wyrzekają się ostatecznie urzeczywistnienia idei państwa Bożego na ziemi. Europa po
uniwersalizmie rzymskim i próbach uniwersalizmu chrześcijańskiego atomizuje się, rozpada się na części,
które już nie tylko nie tworzą, jednej społeczności chrześcijańskiej, ale zaczynają nawet wrogo
przeciwstawiać się jedna drugiej; lecz na ogół w masach panuje jeszcze światopogląd chrześcijański, który
pozostaje nadal łącznikiem między narodami i państwami Europy. Reformacja dopiero zadaje ostateczny
cios idei uniwersalizmu chrześcijańskiego — pomijam tu dawniejszy rozłam Kościołów na Zachodzie i
Wschodzie, bo fakt ten nie osłabił, ale raczej spotęgował dążności uniwersalne Kościoła zachodniego —
przypadający zaś na jej okres początek rozwoju astronomii i innych nauk przyrodniczych, skierowanych na
fałszywe tory, podkopuje w Europie wreszcie i sam światopogląd chrześcijański, i z walk epoki reformacji
Europa wychodzi ostatecznie podzieloną na części, w których interesy dynastyczne górują nad wszelkimi
innymi. Idea jedności chrześcijańskiej nie zamiera zupełnie jedynie dzięki temu, że królowie uważają siebie
za władców chrześcijańskich z łaski Bożej; ale rewolucja francuska kładzie kres. i tym słabym resztkom
dawniejszego uniwersalizmu chrześcijańskiego, próbując jednocześnie ze swej strony w osobie Napoleona
urzeczywistnienia idei nowego uniwersalizmu, drogą podboju Europy i zorganizowania jej na zasadach
nowych idei rewolucyjnych. Czy wyprawy Napoleona do Rosji nie możnaby uważać za rezultat tej fatalnie
ciążącej nad dziejami świata dążności do uniwersalizmu?
Po upadku rewolucji i kongresie wiedeńskim Europa konsoliduje się ostatecznie w szereg odrębnych,
potężnych państw; zakończeniem tego okresu jest utworzenie niepodległych Włoch i zjednoczonych
Niemiec. Idea jedności chrześcijańskiej błąka się po kongresie wiedeńskim jeszcze jakiś czas na Wschodzie
Europy, gdzie znajduje swój wyraz w świętym przymierzu trzech monarchów, ale wkrótce i te słabe
przeżytki zamierają, i Europa przechodzi zdecydowanie i ostatecznie do kultu wyłącznego egoizmu
państwowego: każde państwo staje się fetyszem dla siebie i zasadniczo wrogiem każdego innego państwa.
Na miejsce dawnej idei jedności chrześcijańskiej wstępuje obecnie zasada równowagi europejskiej, która
jest sztucznie podtrzymywana systemem sojuszów i pilnie przestrzegana przez ówczesnych dyplomatów,
słusznie widzących w niej jedyną możliwość uniknięcia konfliktu europejskiego. Przebłyskiem dawnej idei
łączności narodów chrześcijańskich są w tej epoce tylko rozmaite konwencje i umowy o charakterze
ogólnoludzkim, oraz tak zwany koncert europejski, który występuje bardzo często zgodnie w imię
solidarności europejskiej w sprawach pozaeuropejskich oraz bliskiego Wschodu; w stosunkach zaś między
samymi państwami europejskimi panuje w tej epoce wszechwładnie polityka kłamstw, fałszu, obłudy i
szacherek wszelkiego rodzaju, które są uważane za szczyt rozumu politycznego.
Wiek XIX jest jednocześnie epoką wybujałego rozkwitu nacjonalizmu, który w swych krańcowych
przejawach jest jeszcze więcej od egoizmu państwowego wrogim wszelkiej idei jedności ogólnoludzkiej;
fetyszem tu staje się już nie państwo, jako takie, ale naród, uosobiony w państwie. Te dwie siły, egoizm
państwowy oraz wybujały nacjonalizm, podkopywały gmach Europy przedwojennej, pozbawionej
wszelkiego poczucia solidarności chrześcijańskiej oraz wszelkiego autorytetu ponadpaństwowego. Jedynym
hamulcem przed rozpętaniem wojny był strach przed niepewnością jej wyników wobec mniej więcej
równych sił obu wrogich obozów. Wszystkie więc wielkie państwa zbroiły się na wyścigi, chcąc
przewyższyć lub przynajmniej dorównać swym wrogom; próby ograniczenia zbrojeń oraz ustanowienia
instytucji arbitrażu na konferencjach haskich nie doprowadziły do żadnych pozytywnych wyników; po czym
nieunikniona konsekwencja zbrojnego pokoju, straszliwa katastrofa 1914 r., nie dała już długo na siebie
czekać.
I cóż przyniosła ostatecznie Europie ta niesłychana w dziejach świata wojna? Nie łudźmy się; pomijając,
przypadkowo wynikłe ze zbiegu okoliczności, zadośćuczynienie sprawiedliwości dziejowej, jakiem było
odbudowanie Polski, wojna ta nie zmieniła w niczym ani światopoglądu, ani systemu polityki europejskiej,
a jeżeli zmieniła, to tylko ku gorszemu. Hasło „każdy dla siebie” przenika po wojnie w spotęgowanej formie
do życia klas i jednostek, szowinizm narodowy miast słabnąć wzmaga się, państwa powróciły do
dawniejszej polityki obłudy, Szacherek i sojuszów, za pomocą których pragną zaasekurować siebie od
nowej katastrofy, nie pomne na dawne doświadczenie; jednym słowem, po wojnie daje się bezwzględnie
stwierdzić jeszcze groźniejszy zanik solidarności europejskiej i Europa zamienia się coraz więcej w szereg
odrębnych podwórek, odgradzających się wzajemnie murem chińskim. Do pogorszenia sytuacji przyczynia
się w znacznym stopniu bałkanizacja Europy środkowej oraz ostateczny upadek pierwiastka
monarchicznego, który — można być jego zwolennikiem lub wrogiem — był w każdym razie ważką siłą
organizacyjną w braku innych sił jednoczących. Jeżeli zaś doda się do tego ogólne zubożenie, które w
związku z bałkanizacja Europy środkowej oraz wyeliminowaniem Rosji z obrotu gospodarczego, w
ogromnej mierze utrudnia odbudowę gospodarczą świata, to będziemy mieli wcale nie wesoły obraz
współczesnej Europy.
Jedyną, zdaje się, dodatnią zdobyczą tej wojny, mogłoby być utworzenie Ligi Narodów, gdyby Liga ta była
w rzeczywistości tym, czym w zasadzie być powinna, to jest wyrazicielką i organem prawdziwego
zjednoczenia ludów i państw świata. Ale czyż już te kilka lat, które upłynęły od czasu jej założenia, nie
wystarczy w zupełności do zrozumienia, że instytucja ta, która od samego swego początku była raczej
wyrazem supremacji państw zwycięskich, niż wyrazem prawdziwych i szczerych dążności narodów świata
do jedności, że instytucja ta jest tworem martwo urodzonym i nie potrafi przynieść uspokojenia i
pokierować losami skołatanej ludzkości? Teza ta nie potrzebuje, zdaje się, specjalnego uzasadnienia, bo
wszyscy się na nią otwarcie lub w głębi duszy zgadzają. Tę słabość Ligi rozumieją wszyscy politycy
europejscy, nip więc dziwnego, że państwa Europy szukają po dawnemu oparcia o sojusze i pakty, i że
wobec tego zasady polityki europejskiej nie uległy dzięki utworzeniu Ligi żadnym wyraźniejszym zmianom.
W każdym razie bez względu na wszystkie braki Ligi, utworzenie te} instytucji jest symptomatycznym o
tyle, że wykazuje istnienie na świecie zrozumienia, chociaż jeszcze nie dość wyraźnego, niezbędności
stworzenia społeczności międzynarodowej, któraby była w stanie zabezpieczyć świat od nowych katastrof
wojennych, utrwalić dalsze istnienie i rozwój naszej cywilizacji.
Tak więc, jako wynik wojny, mamy nową formę uniwersalizmu, czyli zjednoczenia narodów świata — Ligę
Narodów, ale zjednoczenie to istnieje raczej w teorii i dotychczas wyraźnych kształtów nie przyjmuje. Jako
druga forma uniwersalizmu wysuwa się po wojnie na widownię dziejów trzecia międzynarodówka z Rosją
Sowiecką na czele, czyli bolszewizm, który wyciąga otwarcie łapy po panowanie nad fofus orbis ferrarum w
celu stworzenia wszechświatowego państwa, zorganizowanego na zasadach wręcz przeciwnych
chrześcijańskim, jako antyteza średniowiecznego Cyvitas Dei. Chrześcijaństwo wyrwało ongiś duszę z
otchłani pogaństwa i nadało jej wartość bezwzględną samą w sobie — bolszewizm neguje kategorycznie
samo istnienie duszy ludzkiej, co w rezultacie musi doprowadzać do negacji wszelkich zasadniczych praw
jednostki, wypływających z uznania bezwzględnej wartości jaźni ludzkiej; człowiek staje się tu tylko
numerem wpośród milionów również bezwartościowych, jak on, atomów. Chrześcijaństwo dąży do
stworzenia społeczności ludzi, jako dzieci jednego Boga, bolszewizm chce stworzyć społeczeństwo bydląt,
karmiących się przy wspólnym żłobie. Chrześcijaństwo nie zaprzecza istnienia nierówności, bo takowe jest
faktem, ale stawia zasadę, że nierówności te nie powinny służyć celom egoistycznym, ale ogólnym;
bolszewizm dąży do stworzenia sztucznej równości przez niesłychany despotyzm i gwałt nad ludzką naturą.
I tak we wszystkim bolszewizm Jest wyraźnym lub ukrytym zaprzeczeniem chrześcijaństwa i
chrześcijańskiej idei państwa Bożego na ziemi.
Jeżeli poprzednio nazwałem Ligę Narodów raczej teoretyczną formą nowego uniwersalizmu, to o
bolszewizmie, który znalazł już swe zrealizowanie na przestrzeni 150-miljonowego narodu, powiedzieć
tego, niestety, nie można; bolszewizm ma wyraźną organizację, wyraźne hasła i niezłomne dążności do
wyplenienia w Europie chrześcijaństwa oraz kultury rzymskiej, urobionej przez chrześcijaństwo, i założenia
następnie wszechświatowej quasi-federacji ludów na wzór istniejącego już na obszarach dawnej Rosji
związku sowieckiego. Bolszewizm jest nadzwyczaj realną, groźną siłą, obecność której u siebie i wpływy na
politykę wewnętrzną i zewnętrzną odczuwają obecnie w mniejszym lub większym stopniu wszystkie
państwa świata; jest on bez wątpienia embrionem nowej formy uniwersalizmu, która zagraża samym
podwalinom naszej cywilizacji. Że obecna reprezentantka bolszewizmu sama siebie otwarcie uważa za
centrum przyszłego wszechświatowego państwa, dowodzi najlepiej fakt samego usunięcia imienia Rosji z
oficjalnej nazwy państwa i opieka, którą państwo Sowietów otacza wszystkich komunistów świata bez
wzglądu na ich narodowość i obywatelstwo.
A pomimo tych groźnych oznak świat cywilizowany nie docenia, czy też rozmyślnie zamyka oczy na
niebezpieczeństwo bolszewickie i nie chce zrozumieć, że tylko konsolidacja moralna Europy potrafi
odwrócić nadciągającą katastrofę. Wśród sfer kierowniczych Europy przeważa na ogół pogląd, że
bolszewizm jest wytworem specyficznie rosyjskim, i że, jako taki, jest nie do pomyślenia w Europie, a
wobec tego do zwalczania go potrzebne są najwyżej środki zewnętrzne, w postaci nadzwyczajnych
zarządzeń przeciw komunistom, a o żadne radykalne zmiany w sferze moralnej w celu zwalczania
komunizmu niema się co troszczyć. To też, wobec takiego poglądu, jesteśmy świadkami na każdym kroku,
jak politycy, wielcy przemysłowcy, bankierzy i inni możni tego świata, którym najwięcej, zdawałoby się,
powinno zależeć na obaleniu bolszewizmu, i którzy w słowach wydają się najzaciętszymi jego wrogami, w
praktyce postępują tak, jakby byli najgorliwszymi zwolennikami tego systemu i w głębi duszy życzyli mu
rozwoju i powodzenia. W polityce międzynarodowej i wewnętrznej, w stosunkach między klasami i
jednostkami egoizm, korupcja i brak wszelkich skrupułów, święcą niebywałe triumfy. Pomiędzy
kierownikami naw państwowych na świecie, nikt prawdziwie i szczerze nie myśli o sanacji stosunków, o
złagodzeniu nienawiści i waśni narodowych oraz klasowych, lecz się tworzy po dawnemu sojusze, uprawia
się politykę chwili bieżącej i szacherkę polityczną nie w mniejszym, niż przed wojną stopniu; jednym
słowem stan moralny Europy jest taki, że może raczej sprzyjać rozwojowi bolszewizmu niźli wywołać jego
upadek.
Nic też dziwnego, że wobec takiego stanu rzeczy nie może być mowy o stworzeniu jednolitego frontu
narodów cywilizowanych przeciw bolszewizmowi i przedstawicielce takowego, państwa Sowietów;
przeciwnie, państwa europejskie pragnęłyby ubiec jedno drugie w osiągnięciu korzyści ze stosunków z tym
państwem. W rezultacie tego byliśmy świadkami, jak najwięksi, zdawałoby się, wrogowie komunizmu,
faszyści włoscy, pierwsi po Niemcach wyciągnęli swe ręce do zbroczonych krwią katów bolszewickich, a za
ich przykładem poszły Anglia, Francja i inne państwa, zaiste w imię hasła pereaf mundus, fiat commercium.
A bestia bolszewicka łasi się, obiecuje złote góry, a w międzyczasie gotuje rewolucje ludów Azji i Afryki
przeciw Europie, szerzy przez swe ambasady i płatnych agentów idee komunizmu, przedajność i w ogóle
wszelką zgniliznę moralną, by przygotować odpowiedni grunt dla swego przyszłego panowania, i czeka...
Na co? Na konflikt zbrojny, który z nieubłaganą koniecznością sił przyrody musi w niedługim czasie
wybuchnąć w Europie takiej, jaką ona jest obecnie i jaką ją w dalszym ciągu robią skrajny szowinizm
narodowy, egoizm klasowy i polityka jej mężów stanu, zasadniczo nieprzychylna wszelkiej idei
uniwersalizmu chrześcijańskiego, oparta na krótkoterminowych . szacherkach i nie mająca żadnego
wyraźnego planu przed oczyma, ale zadowalająca się zasmarowywaniem, bez troski o fundamenta,
groźnych rys, które się wciąż tworzą w starym gmachu Europy. A przecież niema chyba człowieka, głębiej
patrzącego, któryby nie rozumiał, że nowy konflikt zbrojny w Europie wywołałby ostateczne rozprzężenie i
upadek naszej cywilizacji, na trupie której mogłyby żerować tylko takie organizmy państwowe, jak obecne
państwo Sowietów.
To też wciąż się mówi i pisze o paktach bezpieczeństwa dla uniknięcia nowej pożogi wojennej, ale
doświadczenie uczy nas, że im się więcej mówi o zabezpieczeniu pokoju, tym bliższą jest wojna. Czy nie
długo przed ostatnią wojną światową nie mieliśmy konferencji haskich? Bardzo więc jest możliwym, że i
obecnie nowy konflikt zbrojny wewnątrz Europy nie długo da na siebie czekać, a wtedy armia czerwona,
która, jako taka, nie ma, prawdopodobnie, zbyt wielkiej wartości i nie mogłaby stawić czoła żadnej dobrze
zorganizowanej, a patriotycznej armii europejskiej, że armia czerwona stanie się na gruzach Europy po
nowej wojnie narzędziem do ufundowania systemu bolszewickiego na całym jej terytorium.
Nie łudźmy się, że bolszewizm wpierw runie w samej Rosji Sowieckiej; trzeba sobie wreszcie otwarcie
powiedzieć, że niema obecnie w tym nieszczęśliwym kraju żadnych sił realnych, zdolnych obalić tego
potwora. Powinna go była obalić od początku i mogła to uczynić Europa, gdyby była solidarną i gdyby
prawdziwie tego chciała. Nie było, niestety, w Europie męża stanu, który by na wzór Katona rzymskiego
twierdził bez ustanku: ceterum censeo, bolszeviam delendam esse, i potrafił urzeczywistnić to w imię obrony
wyższych haseł ludzkości. Obecnie na interwencję zbrojną jest już za późno, gdy ustrój bolszewicki
ufundował się już w dawnej Rosji na dobre, i gdy Rosja Sowiecka została już de iure uznaną przez
większość państw w Europie. Ale, aby zmora bolszewicka pierzchła ze świata, aby nieszczęśliwy naród
rosyjski odzyskał swe ludzkie oblicze, a Europa możliwość dalszego rozwoju, nie potrzeba obecnie żadnych
wystąpień zbrojnych przeciw Sowietom, potrzebny jest tylko nawrót Europy do zgody i solidarności
chrześcijańskiej, nawiązanie dawnych tradycji uniwersalizmu chrześcijańskiego i wyraźne przeciwstawienie
zasad chrześcijańskich zasadom bolszewickim, czego, niestety, obecnie niema; wtedy potwór bolszewicki
runie sam przez się, bo nie własna siła go trzyma, ale demoralizacja i rozprzężenie quasi chrześcijańskiej
Europy. Tylko kongres narodów europejskich, ożywiony szczerą ideą chrześcijańską i prawdziwym
dążeniem do konsolidacji stosunków mógłby wyprowadzić Europę z tego stanu i chaosu niepewności, w
którym ona wciąż przebywa od czasu ukończenia wielkiej wojny. Jeżeli to nie nastąpi, jeżeli Europa w
dalszym ciągu będzie areną wzmagającego się szowinizmu narodowego i walk klasowych, nie pomogą
żadne leki i kombinacje politycznych znachorów, i nieubłagana ręka dziejów wypisze dla niej w niedalekiej
przyszłości swe groźne Mane, Tekel, Fares.
Streszczam swe wywody: Przyczyną groźnej choroby Europy współczesnej jest kompletny zanik idei
uniwersalizmu chrześcijańskiego; wyłoniona z wielkiej wojny, jako surogat tej idei, Liga Narodów, jest
tworem martwo urodzonym, nie zdolnym do rozwoju i kierowania losami skołatanej ludzkości. Na świat
nasuwa się groźna i ponura forma nowego uniwersalizmu w postaci bolszewizmu; Europa, rozdzierana
walkami klasowymi i antagonizmami narodowościowymi jest de facfo bezsilną w walce z tą hydrą,
ponieważ jej uniwersalnym destrukcyjnym i negatywnym tendencjom nie może przeciwstawić żadnych
uniwersalnych pozytywnych i twórczych walorów. Zbliża się czas, w którym Europa będzie musiała albo
wypowiedzieć się z uniwersalizmem chrześcijańskim, albo ulec nieubłaganą siłą konieczności dziejowej,
wbrew wszelkim próbom oporu, supremacji nowego uniwersalizmu antychrześcijańskiego, tj. bolszewizmu.
Adolf Kliszewicz.