Aleksander Puszkin Eugeniusz Oniegin tłum Adam Ważyk i w oryginale

background image

ALEKSANDER
PUSZKIN

EUGENIUSZ
ONIEGIN

PRZEŁOŻYŁ

ADAM WAŻYK

Pysznego świata nie chcąc bawić,
W sądach przyjaciół szukam chluby,
Dlatego chciałbym ci przedstawić
Godniejsze ciebie — cenne próby,
Godniejsze duszy twojej czystej,
Przepełniającej ją tęsknoty,
Poezji żywej i przejrzystej,
Szlachetnej myśli i prostoty;

Daję, co mam! — bierz w ręce chętne
Nieskładny twór mojej roboty:

Są tu półśmieszne i półsmętne
Rzeczy ludowe, ideały,
Płody igraszki mej niedbałej,
Bezsennych nocy i natchnienia,
Młodości zbiegłej mi przed laty,
Umysłu chłodne postrzeżenia

background image

I serca gorzkie są notaty.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Do życia się kwapi, do uczuć mu pilno,
Ks. Wiaziemski

I

Mój zacny stryj dał znać o sobie,
Kiedy na dobre już zaniemógł:

Jedź tu doglądać go w chorobie...
Na lepszy pomysł wpaść by nie mógł!
Ten przykład innym niech posłuży,
Ale, mój Boże, jak to nudnie

Spędzać z nim północ i południe.
Jak przy staruszku czas się dłuży!
Ileż obłudy trzeba podłej,
Aby troskliwie zniżać głos,
Poprawiać jaśki, gładzić kołdry,
Lekarstwo smutnie pchać pod nos,
Wzdychać i myśleć sobie cicho:

Kiedyż cię wreszcie porwie licho!

II

Tak sobie myślał mój lekkoduch,

W pocztowym koczu mknąc przez pola

background image

Jedyny spadkobierca rodu,

Gdyż taka była Zeusa wola.

Bracia w Ludmile i Rusłanie!

Pozwólcie, czytelnicy mili,

Że bez przedmowy, w tejże chwili,

Bohater mój przed wami stanie;

Oniegin, mój znajomy bliski,
Na brzegach Newy ujrzał świat,
Gdzie może wyście od kołyski
Rośli brylując w kwiecie lat,
Gdziem ja na spacer chętnie chodził,
Lecz mnie — północny klimat szkodził.

III

W poczesnej służbie, okazale,
Ojciec panicza brnął w procenta,
Co roku dawał po trzy bale,
Aż puścił wszystko co do centa.
Lecz syna losy oszczędziły:

W cieniu Madame się zrazu chował,
A potem ją Monsienr zluzował.

background image

Malec był wisus, ale miły.
Wpół go zabawiał, wpół nauczał
Biedny jak mysz Monsieur l'Abbe,
Morałem nudnym nie dokuczał,
Swawoli nie brał mu za złe,
Łagodnie karcił, no i w zgodzie
Po Letnim chodził z nim Ogrodzie.

IV

A kiedy już podrastał uczeń
I przyszła lat burzliwych pora,
Nadziei słodkich i zasmuceń,
Monsieur wygnano precz ze dwora.
Wtedy Oniegin, wyzwolony,
Ubrany, ostrzyżony modnie,
Jak dandy nosząc się swobodnie,
Nareszcie wkroczył na salony.
Francuskim biegle w słowie władał,
Liścik napisać śmiało mógł,
Ukłon niewymuszony składał,
W mazurku nie poplątał nóg.
Cóż jeszcze? Panie oceniły,
Że mądry jest i bardzo miły.

V

Każdy z nas uczył się po trosze
Czegoś tam jakoś, nad czymś dukał,
Więc wykształceniem, bardzo proszę,
Dla nas popisać się nie sztuka.
Eugeniusz, dla tych właśnie zalet,

background image

Według opinii okolicznej
Uczony był, choć pedantyczny.
Eugeniusz — miał szczęśliwy talent,
Że mógł wszystkiego dotknąć z lekka,
Jak nakazywał dobry gust,
Lub z miną znawcy, który zwleka,
Przy sporze nie otwierać ust
I rozweselić piękną damę
Niespodziewanym epigramem.

vi

Łacina wyszła dzisiaj z mody;
Oniegin, jeśli w sedno trafię,
W łacinie tyle miał swobody,
Że mógł dojść sensu w epigrafie,
Błysnąć w rozmowie Juwenalem,
Powtórzyć, chociaż nie bez sikazy,
Z ksiąg Eneidy aż dwie frazy,
Pod epistołą złożyć vale.
Nie miał Eugeniusz mój ochoty
Odkurzać historycznych dat,
Za to pamiętał anegdoty
Przekazywane z dawnych lat,
Od Romulusa najwcześniejszych
Przypadków aż do dni dzisiejszych.

VII

Nie wdał się w tych, co tracą życie

background image

Łowiąc namiętnie dźwięki płoche,
I, na co nic nie poradzicie,
Nie wiedział, gdzie jest jamb, gdzie trochej.
Sarkał i nudził się nad tomem
Homera albo Teokryta,
Lecz za to znał Adama Smitha
I był głębokim ekonomem;
Rozprawiał o tym, jak się kraje
Bogacą, z czego żyją, jak
Produkt natury państwu daje
Korzyści, choć mu złota brak.
A ojciec nie mógł tej mądrości
Ogarnąć i zastawiał włości.

VIII

Na czym się jeszcze znał Eugeniusz,
Dłużej wyliczać ani myślę,
Lecz w czym zabłysnął jego geniusz,
Co znał od wszystkich nauk ściślej,
Co było mu najmilszym trudem,
Ciągłą udręką i osłodą,
Co, pochłaniając duszę młodą,
Próżniaczych dni płoszyło nudę,
To — czuła sztuka miłowania,
Którą Owidiusz w rytmy kładł,
Za którą cierpiąc ból wygnania
Dokonać miał burzliwych lat
W stepach Mołdawii głuchej, w dali
Od ukochanej swej Italii.

background image

IX

..........................

x

Jak wcześnie zaczął oszukiwać,
Nadzieję kryć, odsłaniać zazdrość,
To wpajać wiarę, to podrywać,
Udawać smutek, czynić na złość,
Słuchać gorliwie, obojętnie,
Trwać w posłuszeństwie albo w dumie!
Milczenie w mrocznej kryć zadumie,
Szafować słowem tak namiętnie,
Tak być niedbałym w czułym liście;
Wkładając w miłość cały trud
Potrafił żyć nią rzeczywiście!
Nadać spojrzeniu blask lub chłód,
Tkliwość czy żal, czy dla uroku
Zabłysnąć łzą posłuszną w oku!

XI

Jak umiał swą świeżością ująć,
Naiwną żartem w podziw wprawić,
Nastraszyć, rozpacz symulując,
Miłym pochlebstwem ją zabawić,
Ułowić chwilę rozczulenia,
Kruszyć skrupuły niewinności
Siłą perswazji, namiętności,
Czekać jej łaski jak zbawienia,

background image

Błagać i żądać zmiłowania,
Podchwycić pierwszy serca szept,
By tropiąc miłość od zarania
Do tajnej schadzki dojść — i wnet
W zaciszu dawać jej nauki
Tej nie lubiącej świadków sztuki!

XII

Jak umiał niepokojem drążyć
Nawet kokietek zimne serca!
A gdy rywali chciał pogrążyć,
Jakiż się budził w nim szyderca,
Jak celnie docinkami strzela!
Jak w matnię wpędza ich i grzebie!
A wy, mężowie dufni w siebie,
Mieliście go za przyjaciela.
Dawał mu fory i fawory
Uczeń Faublasa — chytry wąż,
I starzec do podejrzeń skory,
A znakomity rogacz-mąż
Ugaszczał go zadowolony
Z siebie, obiadów swych i żony.

XIII, XIV

........................

xv

background image

Bywało, że mu listy znoszą,
Nim jeszcze podniósł się z pościeli.
Cóż to? No tak, na wieczór proszą,
W trzech domach widzieć by go chcieli:
Tu bal, tam wieczorynka będzie.
Dokąd mój galant dzisiaj pójdzie?
Drobnostka! Zajrzy tam i ówdzie
I zdąży się pokazać wszędzie.
Na razie w dużym boliwarze,
Wdziawszy na siebie modny strój,
Rączo wysiada na bulwarze,
Tam spaceruje galant mój,
Aż czujny breget przez kieszonkę
Na obiad, go przynagli dzwonkiem.

XVI

Już ciemno: sanki zaprzężone,
Rozległ się okrzyk: ,,Ruszaj, ruszaj!"
Srebrzy się oproszony szronem
Bobrowy kołnierz Eugeniusza.
Mknie do Talona: tam zastanie
Kompana swego Kawerina.
Wszedł — korek strzelił z flaszki wina,
Pod strop Kometa trysła w pianie.
Już roast-beef krwawy przed nim leży
I trufle, rozkosz młodych lat,
Sztrasburski pasztet, co dzień świeży,
A za francuską kuchnią w ślad
Idzie limburski ser, a potem
Ananas błyskający złotem.

background image

XVII

Wciąż jeszcze gardło łaknie wina,
By spłukać wrzący tłuszcz kotleta,
Lecz czas na balet — przypomina
Kompanom dźwięczny głos bregeta.
Znawca spektaklów, zmienny krytyk
I obywatel honorowy
Zamkniętych kulis, mistrz obmowy,
Sędzia artystek znakomitych,
Oniegin jedzie do teatru,
Gdzie można w imię równych praw
Wygwizdać Fedrę, Kleopatrę,
Po entrechat dać salwę braw,
Do głosu dorwać się, Moinę
Zza kulis ciągnąc przed kurtynę.

XVIII

Kraina czarów! Tam za młodu
Zabłysnął kręcąc bicz satyry
Fonwizin, orędownik swobód,
I Kniażnin w tonach cudzej liry.
Tam grzmot oklasków, łez daninę
Z młodą Siemionową Ozierow
Zbierał z galeryj i parterów;
Tam razem z naszym Kateninem
Wstąpił Kornela duch wspaniały;
Tam wziął Szachowskoj ostry lot:

background image

Roje komedyj tam brzęczały,
Tam w sławę urósł Didelot,
Tam, tam u kulis tego świata,
Płynęły młode moje lata.

xix

Bogunki moje! Gdzie wy? Gdzie wy?
Posłyszcie żal mój nieustanny:
Co z wami? Czy na brzegach Newy
Inne królują dzisiaj panny?
Czy znów się pieśń odezwie słodka?
Czy znów rozjaśni mi wieczory
Polot rosyjskiej Terpsychory?
Czy też mój wzrok markotny spotka
Nieznane twarze w złym balecie
I widząc obcy sobie świat
W rozczarowanej mej lornecie,
Udając, żem niezmiernie rad,
Poziewać obojętnie będę —
I was wspominać jak legendę?

xx

W teatrze pełno; świecą loże,
Wre parter, krzesła wrą, galeria
Klaszcze i ustać już nie może;
Szumiąca wzbija się draperia. —
Powiewna, błyskotliwa, zwinna,
Gusłami smyczka urzeczona,

background image

Gęsto nimfami otoczona,
Stoi na palcach Istomina;
Na jednej nodze wspięta lekko,
Drugą w okólny wprawia ruch,
I nagle skok, i mknie daleko,
Jakoby Eol dmuchnął w puch!
I zgina, i odgina kibić,
By stopą takt o stopę wyybić.

XXI

Huragan braw. Eugeniusz wchodzi:
Depcze po nogach bez pardonu,
Z ukosa szkłem lornetki wodzi
Od dolnej loży do plafonu.
Zlustrował; powystawiał stopnie
Dalekim damom: doskonale
Widział ich twarze, stroje, szale;
Na wszystkim zawiódł się okropnie.
Na ukłon mężczyzn oddał ukłon,
Na scenę jeden tylko raz
Popatrzył, ziewnął, potem mruknął:
„Czas wszystko wymieść, wielki czas,
Żaden mnie balet nie poruszy,
Już Didelota mam po uszy."

XXII

Jeszcze na scenie susy, krzyki,

background image

Amorki tańczą, smoki gonią,
Jeszcze na saniach lokajczyki
Do futer głowy sennie kłonią,
Jeszcze na sali coraz gwarniej
Tupią, chrząkają, kaszlą, świszczą,
Jeszcze się w gmachu lampy błyszczą
I u podjazdu rząd latarni,
Jeszcze w zaprzęgu wciąż się ciska
Na mrozie niecierpliwy koń,
Jeszcze stangreci u ogniska
Klną panów, bijąc dłonią w dłoń,
A on wyfrunął po kryjomu,
Aby na bal się przebrać w domu.

XXIII

Kto wie, czy uda mi się składnie
Nakreślić ten osobny rozdział:
Pokój, gdzie pupil mój przykładnie
Rozdział się, odział, znowu rozdział.
Czymkolwiek kupczy się w Londynie,
Czy dla zachcianki, czy dla szyku,
Co w naszą stronę po Bałtyku,
W zamian za tłuszcz i drzewo, płynie,
Co tylko Paryż zna w przemyśle
Rozkosznych wygód, zbytków, mód,
Co dla zabawy do nas przyśle
Zaspokoiwszy własny głód.
Tym wszystkim pokój swój uświetnił
Filozof osiemnastoletni.

background image

XXIV

Bursztyn cybuchów z Carogrodu,
Fajanse, brązy na trójnogach,
W rżniętym krysztale czar ogrodu —
Perfuma zmysłom czułym droga;
Grzebienie, spinki w kilka rzędów,
Nożyczki proste, zakrzywione,
Szczotki rozliczne, przeznaczone —
Te do paznokci, te do zębów...
Rousseau (tę wzmiankę w nawias biorę)
Dziwił się, że poważny Grimm,
Gdy co trzy po trzy plótł z ferworem,
Paznokcie czyścił! Mniejsza z tym,
Obrońca swobód biegły w prawie
Gruntownie mylił się w tej sprawie.

XXV

Bo można dzielnym być człowiekiem
I o paznokcie mieć staranie.
Daremne spory, gdy nad wiekiem
Zwyczaj roztoczy swą tyranię.
Jeżyków bojąc się złośliwych
Eugeniusz wpadał w styl pedanta
I nawet kroił na galanta;
Wdał się w Czadajewa i przywykł
Stać przed lustrami, mierzyć z wolna,
Czy ładnie będzie tak czy wspak;

background image

Wreszcie wybiegał jak swawolna
Wenus przebrana w męski frak,
Kiedy bogini ziemskim śladem
Wypuszcza się na maskaradę.

XXVI

Tą tualetą w nowym guście
Wznieciłem iskrę ciekawości,
Więc do szczegółów mnie dopuśćcie,
A strój opiszę jak najprościej.
To nic, to zwykła rzecz poety
Wejść w opis nawet tak szalony,
Lecz frak, gilet i pantalony —
W rosyjskim nie ma ich, niestety;
A widzę i ze wstydem wyznam,
Że już i tak mój biedny rym
Podzwania mi cudzoziemszczyzną
I obcym słówkom daje prym,
Choć zwyczajami pradawnemi
Wertuję Słownik Akademii.

XXVII

Tymczasem temat znikł nam z oczu:
Pójdziemy lepiej na zabawę;
Niesiony w skok w najętym koczu
Oniegin będzie tam niebawem.
Pojazdy cisną się w szeregu,
W sennej ulicy biją z karet

background image

Wesołe światła dwóch latarek
I tęczą kładą się na śniegu.
Rojem kaganków jak pierścieniem
Opasał się wspaniały dom
I w oknach cień pogania cieniem;
Za szkłem weneckim jak za mgłą
Chodzą profile głów i fraków,
Modniś, fircyków i cudaków.

XXVIII

Oto nasz galant skoczył w sień już,
Po marmurowych schodach przemknął
Mimo szwajcara — tu Eugeniusz
Włosy przygładził bystrą ręką
I wszedł. Grajkowie ani spoczną,
Orkiestra ledwie grzmieć nadąży,
Tłumek w mazurku szybkim krąży,
Na sali gwar, i śmiech, i tłoczno.
Kawalergard ostrogą dzwoni
I nóżki pań latają w skok,
Za parą nóżek w tropy goni
Rozpłomieniony męski wzrok
I wyciem skrzypiec zagłuszony
Zazdrosny szczebiot modnej żony.

XXIX

Wściekle ciągnęło mnie na bale
W wesołe dni młodości szumnej:

background image

Miejsce nadaje się wspaniale,
By liścik damie wcisnąć w tłumie,
By w tańcu szepnąć jej wyznanie...
O wy, czcigodni małżonkowie,
Jest ostrzeżenie w moim słowie,
Kiedy wspominam miłe panie.
I wam, mateczki, ku przestrodze:
Prosto trzymajcie swe lorgnon,
Baczcie na córki, skróćcie wodze,
Bo nuż, bo nuż... Ach, Boże broń!
A piszę to ku swej pociesze,
Bo sam od dawna już nie grzeszę.

xxx

O, dla balowych sal, wyznaję,
Wielem dni życia zmarnotrawił;
Gdybym śmiał gorszyć obyczaje,
To bym się jeszcze dziś zabawił.
Młodości, kocham twe szaleńcze
Porywy, gwar i blaski twoje,
I ścisk, i pań wymyślne stroje,
Kocham ich nóżki: cóż, nie ręczę,
Zali znajdziecie w Rosji całej
Choć ze trzy pary zgrabnych nóg.
Ach, długi czas mnie zachwycały
Dwie nóżki... gdybym tylko mógł
Wspomnieć je chłodno! Ale we śnie
Trwożą mi serce tak boleśnie.

background image

XXXI

Szaleńcze, w jakim obcym mieście
Oderwiesz się od dni pamiętnych?
Ach, nóżki, nóżki! Gdzie jesteście?
Gdzie szukać traw pod wami zmiętych?
Was pieścił Wschód zaczarowany
I nigdy ślad wasz nie przebiegał
Posępnych pól w północnych śniegach;
Dawnoź patrzyłem, jak dywany
Nęciły dotyk wasz łaskawy,
Jak cieszył was ich miękki włos?
I czym mi była żądza sławy,
Kraj ojców czy wygnańczy los?
Młodych lat szczęście szybko znika,
Jak ślad wasz lekki znikł z trawnika.

XXXII

Dyjany pierś, rumieniec Flory
Powabów mają dla nas wiele,
A przecież nóżka Terpsychory
Milsza mi, drodzy przyjaciele!
Ona spojrzenia moje nęci
Cenną rokując im nagrodę,
Ona umowną swą urodę
Zastawia na swawolne chęci.
Lubię ją, kiedy obrus długi
Przy stole skrywa ją na wpół,
Na tle kominka w dzień szarugi,

background image

Wiosną, Elwino, pośród ziół,
Na zwierciadlanych taflach sali,
Na skal granicie, w szumie fali.

XXXIII

Pamiętam morze w dniu burzliwym:
Fale zrywały się gromadą;
Jak zazdrościłem im, szczęśliwym,
Że się do stóp jej czule kładą!
Jak chciałem, w szał ich zapatrzony,
Wraz z pieniącymi się falami
Przypaść do miłych stóp ustami!
Nie, w dniach młodości mej szalonej
Nigdym nie pragnął w takiej męce
Armidy zakosztować warg
Ni lic różanych, ni z dziewczęcej
Piersi dobywać słodkich skarg,
Nie, nigdy namiętności fale
Nie biły tak zapamiętale.

XXXIV

Wspomnienie jeszcze inne drzemie,
W tajemnym widzę je marzeniu:
Szczęśliwe trzymam w dłoni strzemię
I czuję stopę twą w strzemieniu.
Znów moją myśl oszołomiłaś,
Twa stopa serce uschłe trąca
I zakipiała krew gorąca,

background image

I znów tęsknota, i znów miłość...
O gadatliwa liro, dość ci
Wysławiać w paniach pychę dusz;
One — niewarte namiętności
Ni pieśni, ni serdecznych burz;
Spojrzenia, słówka pięknej wróżki
Są tak zwodnicze jak jej nóżki.

xxxv

A cóż Oniegin? Wraca senny
Po nocy tańca i zabawy:
Już rozbudzony biciem w bębny
Petersburg wchodzi w dzienne sprawy.
Pootwierano okiennice,
Wstał tragarz, kupiec, już ochcianki
Truchcikiem biegnąc niosą dzbanki,
Na postój wloką się woźnice,
Wesoło skrzypi śnieg poranny
I piekarz Niemiec już nie raz —
W kołpaczku, pilny i staranny,
Odchylił w oknie wasisdas;
Błękitny bije dym z komina,
Budzi się miła krzątanina.

xxxvi

A on, zrzuciwszy strój balowy,
W głęboką noc obrócił ranek,
Zasnął, wtulony w cień alkowy,
Płochej uciechy wychowanek.

background image

Odeśpi bal, południe minie,
Znów dzień zakończy aż o świcie,
Tak jednostajnie barwne życie
I dziś, i jutro mu popłynie.
Czy mój Oniegin był szczęśliwy,
Swobodny, w kwiecie bujnych lat
Poznawszy tryumf błyskotliwy
I rozkosz, którą dał mu świat?
Czy wśród hulanki i zabawy
Był lekkiej myśli, zdrów i żwawy?

XXXVII

Nie: wcześnie zwiędło w nim uczucie
Zmęczył go widok świetnych strojów;
Niedługo stracił smak do uciech,
Do pięknych kobiet i podbojów;
Szybko znudziła mu się zdrada;
Zbrzydła mu przyjaźń i kompania,
Bo któż ma chęć do zapijania
Krwawych befsztyków przy obiadach,
Gdy głowa ciąży mu jak bela?
Kto wtedy puszcza lotny żart
Albo szampanem w pułap strzela?
Więc choć był paru zuchów wart,
Zniechęcił się do hucznych stołów,
Zbrzydła mu bitka, szabla, ołów.

XXXVIII

Bolączka — czas już jej przyczynę

background image

Odciąć od zwykłych bajd i andron —
We mgle londyńskiej zwana splinem,
A po rosyjsku prościej: chandrą,
Opanowała go po trochu;
Nie popróbował, Bogu dzięki,
Pozbyć się życia z własnej ręki,
Ale do świata całkiem ochłódł
Jak Czajld Harold i bez pamięci
Snuł się po domach — mroczny gość:
Nic go nie bawi, nic nie nęci,
Nawet bostona ma już dość,
Nie biorą go światowe plotki,
Zachęty znak ni uśmiech słodki.

XXXIX. XL. XLI

..................................

XLII

Wielkokwiatowe kapryśnice,
Z waszego wyniósł się salonu!
Ja to na korzyść mu policzę,
Bo mdli nas od wyższego tonu,
Chociaż w rozmowie dziś niejedna.
Wymienia Saya czy Benthama,
Cokolwiek damie powie dama,
Niewinna to, lecz straszna brednia.
A takie są nieskazitelne,
Tyle w nich wiedzy, tyle cnót,
Takie oględne i rzetelne,
Taki z ich dumy wieje chłód,

background image

Tak niedostępne, tak niewinne,
Że sam ich widok grozi splinem.

XLIII

I was, ślicznotki-zalotnice,
Odbywające nocne kursy
W bystrych pojazdach przez ulice
Po bitej jezdni; petersburskiej,
I was porzucił odszczepieniec
Od płochych przygód uciekając,
Zamknął się w domu i, ziewając,
Na pióro myślał frak zamienić.
Chciał pisać — nic z tego pisania,
Przekonał się, że to nie śmiech,
Lecz ciężka praca, więc się wzbraniał
Zasilić ten czupurny cech,
Któremu nie przygarnę w niczem,
Bo sam się w jego poczet liczę.

XLIV

I znowu z biegiem dni bezczynnych
Nuda zadręcza go jałowa;
Chce umysł karmić myślą innych,
Książkami półkę obładował;
Czyta i nic mu się nie klei:
Tu naprzykrzone są nauki,
Tu kłamstwo, ówdzie banialuki,
Tu brak sumienia, tam — idei;

background image

Wszystko zakute jak w okowy
I trąci pleśnią stara treść,
Za starym tekstem biegnie nowy,
By po staremu duby pleść.
Porzucił książki jak kobiety;
Zaciągnął krepę na ich grzbiety.

XLV

Mnie też obrzydło świała brzemię,
Znużyłem się zabawą pustą,
Więc znalazł przyjaciela we mnie,
I dogadzały moim gustom
Szczere dziwactwa tej natury,
Bezwiedna skłonność do marzenia.
Umysł oziębły, dar widzenia.
Ja byłem zły, a on — ponury.
Grę serca znaliśmy namiętną
I żar młodości w obu zgasł,
I czas na obu wybił piętno —
Prześladowały obu nas
Ślepa Fortuna i złość ludzi,
Ledwie do życia świt nas zbudził.

XLVI

Kto żył i myślał, ten nie może
Nie gardzić bliźnim aż do głębi;
Tego, kto czuł, o każdej porze
Dni niepowrotnych widmo gnębi:

background image

Ten nie chce oczarowań nowych,
Wspomnienie gryzie go jak żmija
I w duszy skrucha nie przemija.
To zaś umila nam rozmowy,
Więc chociaż język Oniegina
Z początku uszy moje kłuł,
Przywykłem słuchać, jak przycina,
Jak lubi wsączać pół na pół
Żółć i wesołość do tematu,
Jak wre w nim jad epigramatu.

XLVII

Jak często latem, gdy nad Newą
Noc była cicha i pogodna,
Gdy przezroczyste lśniło niebo,
A zwierciadlana tafla wodna
Nie odbijała Diany boskiej,
Wspomniawszy dawnych lat przygody,
Wspomniawszy wiek miłości młodej,
Znów czuli, znów wyzbyci troski,
Oddechem nocy upojeni,
Nad brzegiem staliśmy bez słów!
Jak więzień z celi w gaj zieleni
Przenosi się w obłoku snów,
Tak samo nas marzenia niosły
Do pierwszych godzin naszej wiosny.

XLVIII

background image

Z duszą grążącą się w żałobie,

„Wsparty w zadumie o granity",
Eugeniusz stał, jak sam o sobie
Pisze poeta znakomity.
Wszystko ucichło, tylko warty
Nawoływały i dwukonny
Powóz pędzący po Milionnej
Przesyłał z dala stuk zatarty;
Wiosłami machające czółno
Pruło po nocy senny nurt,
Melodią wabił nas ułudną
Daleki róg i piosnki wtór;
Lecz nocą słodsze są zabawy,
Gdy Torkwatowe brzmią oktawy.

XLIX

O fale adriatyckie! Brenta!
Ja wiem, że ujrzę wasze piany!
Natchnienie znowu mnie opęta —
Usłyszę głos zaczarowany.
Znam go z albiońskiej lutni godnej,
Święty dla wnuków Apollina
Ten glos się sercu przypomina.
W italską noc na tafli wodnej
Będę upajał się do woli
Swobodą i słodyczą słów,
Gdy wenecjanka w mej gondoli
To rozszczebioce się, to znów

background image

Scichnie, aż przejmę w swoje wargi
Język miłości i Petrarki.
Kiedyż się wyrwę na swobodę?
Już czas, już czas! — okrzykiem naglę,
Nad morzem czekam na pogodę.
Wabię płynących statków żagle.
Kiedyż się zdam na fal porywy
W kapturze burz na wolnym morzu —
Wędrowiec wolny po bezdrożu?
Czas brzeg opuścić nieżyczliwy,
Gdzie los mi każe gnuśnie zeschnąć,
Czas południowy poczuć prąd,
Pod niebem Afryki mej westchnąć
Wspomniawszy Rosji mroczny ląd,
Gdzie tak cierpiałem, tak kochałem,
Gdzie serce swoje pochowałem.

LI

Oniegin sprzyjał moim planom,
Chciał ze mną zjeździć kawał świata;
Niestety, los nam w poprzek stanął -
Rozdzielił nas na długie lata.
W tym czasie umarł jego ojciec.
Zbiegła się chmara wierzycieli
I kęs po kęsie urwać chcieli,
I każdy umiał swego dociec.
Nie znosił sporów, sąd go zrażał,
Więc byle kłopot z głowy spadł,
Wraz z dobrodziejstwem inwentarza

background image

Oddał im schedę mimo strat;
Może dzień przeczuł niedaleki,
Gdy stary stryj — zamknie powieki.

LII

I wkrótce z doniesienia rządcy
Dowiedział się któregoś ranka,
Że stryjek jest umierający
I że pożegnać chce bratanka;
Eugeniusz na to zaproszenie
Pocztowe konie wziął czym prędzej,
Pędził ziewając, dla pieniędzy
Gotów się zdobyć na wzruszenie,
I zanim kocz go zdążył dowieźć,
Już dokuczliwą nudę czuł
(Od tegom właśnie zaczął powieść),
Zajechał, ujrzał czarny stół
I dań dla ziemi przeznaczoną —
Staruszek ducha już wyzionął.

LIII

W obejściu zastał mnóstwo służby
I zjeżdżających bez potrzeby,
Przez pamięć drużby i niedrużby,
Sąsiadów łasych na pogrzeby.
Wpierw nieboszczyka pochowali,
Potem z popami jedli, pili,
Pilną powinność odprawili,

background image

Z wielką powagą odjechali.
Tak mój Oniegin stał się władcą
Przemysłów, stawów, lasów, dóbr,
Wczoraj — utracjusz i ladaco,
A dzisiaj — dziedzic, leśny żubr;
I chętnie wchodził w tryb nieznany,
Rad z jakiejkolwiek bądź odmiany.

LIV

Przez dwa dni świat go bawił nowy:
Odludna połać, na wpół dzika,
Chłodem nęcący mrok dąbrowy,
Szmer wijącego się strumyka;
Na trzeci — urok pól i wzgórzy
Spowszedniał mu jak chleb codzienny,
A potem — wlókł się po nich senny,
A potem — nie ukrywał dłużej,
Że chociaż nie ma w okolicy
Balów, wierszyków, kart i dam,
Tak samo nudno, jak w stolicy,
I znowu nie był nigdy sam:
Szła za nim chandra — nieproszona,
Jak idzie cień lub wierna żona.

LV

Ja, com dla ciszy był stworzony,
Lubię spokojne życie wiejskie:
Tu milej brzmią lutniowe tony,

background image

Sny ożywają czarodziejskie.
Próżnuję, czasem się potrudzę
Nad stawy stopą nie dotknięte,
Jedyny kodeks mój — far niente.
O słodłkim, się poranku budzę
Do wczasu i swobody błogiej:
Czytam po trochu, sypiam rad,
Nie łowię sławy wiatronogiej.
I czyż nie tak za dawnych lat
Bezczynnie, na uboczu, w ciszy
Spędziłem czas swój najszczęśliwszy?

LVI

Wieś, kwiaty, miłość, próżnowanie,
Rozłogi! — wam oddałem duszę.
Niech jasno ta różnica stanie
Pomiędzy mną a Eugeniuszem,
Aby czytelnik podejrzliwy
Lub krytyk bliżej mi nie znany,
Jakiś oszczerca zawołany,
Nie śmiał się brzydko, że jak żywy
Sam figuruję na portrecie,
Jak Byron, pysze daję głos —

Jakby każdemu dziś poecie
Przypadł w udziale taki los,
Że nic o innej już osobie
Nie może, tylko wciąż o sobie.

background image

LVII

Co do miłości, to poeci
Zazwyczaj lubią snuć ją z marzeń.
Bywało, we śnie mi zaświeci
Urocza postać, wnet przekażę
Sercu tę miłą tajemnicę,
Aż Muza tchnie w nią żywą duszę:
Tak, od burzliwych wolny wzruszeń,
Śpiewałem skalnych gór dziewicę
I branki chańskie znad Salhiry.
Dziś, przyjaciele, ten i ów
Pyta mnie: „Kogo głos twej liry
Wspomina, po kim wzdycha, mów —
Komu w gromadzie pań zazdrosnych
Poświęcasz tyle strof miłosnych?

LVIII

Czyjże to wzrok życzliwy przelał
Czule natchnienie w twoje usta
I łaską śpiewy twe ośmielał?
Kogo wyniosłeś między bóstwa?"
Ech, daję słowo, że nikogo!
Ja, zakochany bez pamięci,
Cukrować ran nie miałem chęci.
Szczęśliwy, kto z miłosną trwogą
Kojarzył rymy: ten podwoił
Malignę, boski obłęd Muz,
Ten ból serdeczny uspokoił,

background image

Na Petrarkową miarę wzrósł,
Ten się stosownie w sławę wkupił;
A ja kochałem się jak głupi.

LIX

Minęła miłość, przyszła po niej
Muza — i umysł się rozjaśnił.
Swobodny, szukam znów harmonii
Uczucia, myśli, dźwięków z baśni,
Piszę — i serca nikt nie urzekł,
Piszę — i pióro już nie kreśli
Obok niedokończonej treści
Główek kobiecych ani nóżek;
Popiół się w sercu nie poruszy,
Jeszcze mi tęskno, ale cóż?
Wkrótce już, wkrótce w mojej duszy
Zacieknie pomruk dawnych burz:
Wtedy napiszę wam, współcześni,
Rzecz na dwadzieścia i pięć pieśni.

LX

Mam już plan akcji, formę wierszy,
Nawet już imię ma bohater,
Tymczasem jednak rozdział pierwszy
Mojej powieści kończę na tem:
Wszystko przejrzałem dokumentnie,
Widzę sprzeczności co niemiara,
Czyścić — kto inny niech się stara;

background image

Cenzurze dług zapłacę chętnie
I żer niech mają dziennikarze,
Niech rozpętają wielki spór,
Kiedy nad Newą się pokaże
Ten nowo narodzony twór!
Ruszaj mi w drogę; przynoś sławę -
Dąsy, łajania, bójki, wrzawę.

ROZDZIAŁ DRUGI

O rus...

Horacy
O Ruś!

I

Urocze było to pustkowie,
Gdzie się Oniegin szczerze nudził;
Tam mógłby sławić was, bogowie,
Kto chce po sielsku żyć bez ludzi.
Od wiatru dobrze wzgórzem kryta
Siedziba pańska tuż nad rzeką
Stała w zaciszu. Niedaleko
Pstrzyły się łąki, łany żyta
Wschodziły zlotem jaśniejące,
Widniały wioski; tam i sam
Stada pasały się na łące,
A za kratami rdzawych bram
Zaplatał gąszcze park zdziczały,
W nim — driady zamyślone stały.

II

background image

Dwór był solidnie budowany,
Jak dwór budować nam wypada;
Czcigodne i zaciszne ściany
Chwaliły mądry gust pradziada.
Wysokie stropy i brokaty
Porozpinane w wielkiej sieni,
W ramach carowie rozwieszeni,
Piec kaflowany i pstrokaty.
Dziś to podobać się przestało,
Czemu, doprawdy nie wiem sam;
I Eugeniusza bardzo mało
Obszedł ten staroświecki kram,
Bo mój przyjaciel ziewał stale,
Czy stare miał, czy modne sale.

III

W tej samej izbie się umieścił,
Gdzie do niedawna stryj hreczkosiej
Zabijał muchy lat czterdzieści,
Patrzył przez okno, klął gosposię.
Dwie szafy, stół — prostota szczera,
Podłoga dębem wykładana,
Kroplą inkaustu nie skalana.
Oniegin szafy pootwierał
I taki znalazł tam inwentarz:
Nalewki i jabłeczny sok,
Księgę rozchodów i kalendarz
Na tysiąc ośmset ósmy rok;

background image

Stryj się od zajęć nie odrywał,
Innych więc książek nie czytywał.

IV

Oniegin, nasz samotny idziedzic
Szerokich włości, na początek,
Byle czas wolny jakoś spędzić,
Nowy ustalał w nich porządek.
Mędrzec na puszczy — zniósł niewolę,
Zmienił pańszczyzny dawnej brzemię
Na lekki czynsz, i orząc ziemię
Niewolnik błogosławił dolę.
Ale widziało się sąsiadom,
Że na straszliwy pomysł wpadł,
Ten się uśmiechnął, ów się nadął,
I z obliczenia przyszłych strat
Wynieśli wyrok ostateczny,
Że dziwak z niego niebezpieczny.

V

Z początku chętnie zaglądali
Z początku chętnie zaglądali
Do dworu, lecz gospodarz znikał,
Ledwie na szosie gdzieś w oddali
Zaturkotała stara bryka;
Od tylnej sieni po kryjomu
Dońskiego źrebca siodłać kazał;
Zbyt ciężka była to obraza,

background image

By miał kto bywać w takim domu.
„Nasz sąsiad gbur, dostaje bzika,
Farmazon, ciągle tylko sam
Czerwone wino duszkiem łyka,
Nie ucałuje rączek dam,
Nieokrzesany w mowie młodzik —
Nie zna waćpanów ni dobrodzik."

VI

W tym czasie niespodzianie osiadł
W pobliskim dworze nowy dziedzic
I znowu mógł niejeden sąsiad
Surowy sąd swój wypowiedzieć.
Nazywał się Włodzimierz Leński,
W rozkwicie dni młodości pierwszej
Podziwiał Kanta, pisał wiersze
I duch w nim mieszkał getyngeński.
Tylko co wrócił z Niemiec mglistych,
Przywiózł tamtejszych nauk plon —
Marzeń wolności, snów strzelistych,
Entuzjazm i dziwaczny ton,
Słowa goniące pod obłoki
I aż do ramion krucze loki.

VII

Nie tknięty zimnym wyuzdaniem
Wielkiego świata, sercem płacił
Za każdy ciepły uśmiech panien

background image

I za życzliwą dłoń przyjaciół;
Miły prostaczek, co po cichu,
Słodką nadzieją kołysany,
Wybiegał myślą w niezaznany
Świat pełen gwaru i przepychu,
Niepokój serca jakże gładko
Uciszał, jakże błogo śnił!
Cel życia kusił go zagadką;
Próbował, nie żałując sił,
Rozwiązać ją — a nuż się uda,
I skrycie podejrzewał cuda.

VIII

Wierzył, że losem przeznaczona
Dusza się zejdzie z nim bliźniacza,
Że oddaleniem udręczona,
Czeka na niego i rozpacza;
Że każdy, kto mu bliski sercem,
Da się za niego skuć w kajdany
I że nie cofnie powołanej
Dłoni, aż zetnie z nóg oszczercę;
Że jest jakoby poczet święty
Druhów ludzkości pośród nas —
Do nieśmiertelnych dzieł poczęty,
Że kiedyś, gdy nadejdzie czas,
Światłem nas wielkim opromieni
I świat szczęśliwie nam odmieni.

IX

background image

Umiłowanie dobrej sprawy,
Współczucie, święte oburzenie,
Słodka pokusa przyszłej sławy
Wprawiała krew w młodzieńcze wrzenie.
Z tej samej ziemi w świat wyruszył,
Gdzie śpiewał Goethe, marzył Schiller,
Pod ich niebami stroił lirę,
Płomień z ich iskry uniósł w duszy.
Szczęśliwiec, bo nie sponiewierał
Kunsztu najdostojniejszych muz;
Do wzniosłych uczuć słów dobierał,
Godnie do pieśni swojej wniósł
Dziewiczych marzeń śmiałe wzloty
I delikatnej wdzięk prostoty.

X

Śpiewał i pieśń miłością poił,
A pieśń to była tak świetlana
Jak: prostodusznej myśl dziewoi,
Jak sen młodzianka, jak Dyjana
Idąca przez niebiosa czyste,
Bogini westchnień, wzruszeń tajnych;
Śpiewał swój żal u dróg rozstajnych,
I smętne coś, i dale mgliste,
I romantyczne róże śpiewał,
I wędrowania swego kres
W odległych krajach, gdzie przelewał
Śród ciszy strugi żywych łez;

background image

Śpiewał poblakłe życia kwiecie
Bez mała w osiemnastym lecie.

XI

Któż mógł te dary w głuszy wiejskiej
Ocenić poza Eugeniuszem?
Od braci-ziomków stronił Leński
Nie zachwycony animuszem
Sąsiedzkiej uczty i rozmowy.
Stateczny dyskurs prowadzili
O żniwach, psiarni, o familii —
I oczywiście, w tej domowej
Gawędzie ani błyśnie swada
Uczucia, ani myśli gra,
Wena poezji ni ogłada,
Ani dowcipu lotna skra;
A jeszcze bardziej niezdarzony
Dyskurs prowadzą miłe żony.

XII

Bogaty, piękny Leński wszędzie
Uchodzić mógł za konkurenta;
Choć pół-Rosjanin, gdzie przybędzie,
Tam wszyscy rają mu dziewczęta;
Na wsi to zwyczaj już codzienny:
Gość wszedł — po pierwszym, drugim słowie
Z boku zatrąca ktoś w rozmowie
O nudny, przykry stan bezżenny;

background image

Dunia nalewa z samowara,
,,Pilnuj go, Duniu" — szepcze ktoś,
Niebawem zjawia się gitara
I musi słuchać sąsiad-gość,
Jak Dunia piszczy (ocal Boże!):
„Pójdź do mnie, czekam w złotym dworze!"

XIII

A młody Leński jadąc w gości
Ani tam śnił o zaręczynach,
Wyglądał tylko sposobności,
By poznać bliżej Oniegina.
Jak potok różni się od głazu,
Od prozy — wiersz, lód od płomienia,
Tak różne dwa usposobienia
Zetknęły się ze sobą. Zrazu
Nudzili się, aż polubili,
I odtąd w pole albo w las
Samowtór dzień po dniu jeździli.
Tak, gdy leniwie płynie czas,
Ja sam to wyznać się ośmielę,
Z nudów — gotowi przyjaciele.

XIV

Ale czy bywa przyjaźń szczera?
Przesądy tępiąc i słabostki,
W innych widzimy same zera,
A siebie — mamy za jednostki;

background image

Każdy chce błysnąć i w zapędzie
Pogardy gra Napoleona;
Drwiąc sobie z uczuć, chce z miliona
Dwunogów ślepe mieć narzędzie.
Oniegin, trzeba przyznać, bardziej
Miarkował się, choć poznał świat —
I choć na ogół ludźmi gardził,
Gdy kto już w łaskę jego wpadł,
Wtedy szanował i rozumiał,
Serca wymowę cenić umiał.

xv

Z uśmiechem słuchał i spoglądał:
Egzaltowany styl poety
I umysł jeszcze chwiejny w sądach,
I w oczach wieczny blask podniety —
Wszystko to było mu nowiną;
Strzegł się, by słowem jadowitym
Nie struć młodzieńca, myśląc przy tym:
Te uniesienia same zginą,
Więc po co gasić zapał świeży?
I tak go czeka próba lat;
Na razie niechaj sobie wierzy
W ten ponoć doskonały świat;
Niech żyje w błędzie czy w ułudzie —
Młodości żar młodemu ujdzie.

xvi

background image

O wszystkim mieli zdania sprzeczne
I wszystko do dyskusji wiodło:
Plemienne pakty średniowieczne,
Postępy nauk, zło i dobro,
Z dawna pieniące się przesądy
I tajemniczy byt za grobem,
I los, i życie — tym sposobem
Wszystko wpadało pod ich sądy.
A gdy poeta w spór burzliwy
Nagle północną wtrącał pieśń,
Tamten, nad podziw pobłażliwy,
Starał się wniknąć w ciemną treść;
Choć nie rozumiał słów sąsiada,
Uważnie słuchał, co ten gada.

XVII

Świat namiętności był przedmiotem,
Który najbardziej ich zaprzątał.
Oniegin trzeźwo mówiąc o tem
Nieraz westchnienie jakieś wplątał,
Jakby przemycał gorzkie żale.
Szczęśliwi, którzy niesterani
Po burzach dotrą do przystani;
Szczęśliwszy, kto ich nie zna wcale
Lub kto rozłąką miłość studzi,
Obmową — gniew, kto nie zna mąk
Zazdrości, kogo w miarę nudzi
I żona, i przyjaciół krąg,
Kto ustrzegł dziadów swych kapitał

background image

Przewrotnych kart o zysk nie pytał.

XVIII

Kiedy rozsądek nas zaciągnie
Po stu oporach do przystani,
Gdy w sercu się dopalą ognie
I będziem śmieli się z tyranii
Namiętnych uczuć, z gwałtowności
Dawnych porywów i nawrotów,
Niejeden z nas posłuchać gotów
Języka cudzych namiętności,
I wtedy dziwne mu się wyda,
Że czuje żywszy serca ruch;
Tak stary wojak inwalida
Zwykle nastawia chętny słuch,
Kiedy do chaty wąsal młody
Przyniesie z pola swe przygody.

xix

Nawzajem — młodość gadatliwa
Z wszystkiego się gotowa zwierzyć —
Z miłości, z gniewów, nie ukrywa
Radosnych ani smutnych przeżyć.
Oniegin grając inwalidę
Wyraz powagi sobie nadał,
Kiedy poeta się spowiadał.
Wylewnych słów nie tłumili wstydem,
Poczciwej duszy każdy kątek

background image

Chętnie odsłaniał aż do dna.
I tak młodości czuły wątek
Poznał Oniegin w ciągu dnia —
Powieść ze wzruszeń układaną,
A nam od dawna dobrze znaną.

XX

Ach, kochał tak, jak nie sądzono
Nikomu kochać dziś kobiety,
Jak tylko jeszcze mógł szaloną
Miłością kochać duch poety:
I zawsze jedno upragnienie,
Jedna tęsknota nieodmienna
I troska jedna i codzienna,
I nic — ziębiące oddalenie,
I nic — rozłąki długie lata,
I nic — składany muzom dar,
I nic — obcego urok świata,
Nauki trud, zabawy gwar —
Odmienić nie mógł nikt i niczym
Duszy ogrzanej snem dziewiczym.

xxi

Jeszcze chłopięciem, zanim zdążył
Poznać męskiego serca bóle,
Olśniony, wśród zabawy krążył —
Olgę oczami gonił czule.
Tam, gdzie życzliwy cień w dąbrowie

background image

Czeka na dzieci, swawolili,
I ślubne wianki dla nich wili
Zgodni sąsiedzi — ich ojcowie.
Pod rodzicielskim okiem skrycie
Tam się jej czar niewinny snuł
I w leśne tuląc się poszycie
Kwitła, jak kwitnie pośród ziół
Konwalia, której ani pszczoła,
Ni motyl dojrzeć tu nie zdoła.

XXII

Ona to, Olga, darowała
Pierwszy uroczy sen poecie
I o niej myśl zaczarowała
Młodzieńcze tony w jego flecie.
Żegnajcie, złote lata zabaw!
Polubił gęste gajów cienie,
Zacisze, noc, osamotnienie
I rozmiłował się w powabach
Księżyca, lampy sfer wysokiej,
Tej, która pośród nocnej mgły
Śledziła nieraz nasze kroki
I naszych serc osłodę — łzy...
A teraz, gdy nas noc ogarnia,
Świeci nam jako mdła latarnia.

XXIII

Zawsze wesoła jak rumiany

background image

Poranek, skromna należycie,
Miła jak całus ukochanej
I prawa — jak poetów życie;
Oczy — błękity spod jej powiek,
Lniane jej loki, uśmiech słodki,
Głos, ruchy, wdzięk kibici wiotkiej
I... weźcie romans jakikolwiek,
A da wam portret jej dokładny,
Wymalowany właśnie tak!
Kiedyś lubiłem go, bo ładny,
Ale odmienił mi się smak.
Mam, czytelniku, radę prostą,
Zajmiemy się jej starszą siostrą.

XXIV

Na imię było jej Tatjana...
Zwyczajne imię w mej powieści,
Chociaż to śmiałość niesłychana,
Przyświecać będzie czułej treści.
I cóż? Tatjana — wcale ładnie,
Ale w tym dźwięku, każdy przyzna,
Odzywa się staroświecczyzna,
Imię się prosi do czeladnej.
Bo gustu, prawda to najszczersza,
Nam i nazwaniom naszym brak
(Nie mówmy już o wdzięku wiersza),
I oświecenia cały smak
Dał nam korzyści tak niewiele,
Bo same tylko ceregiele.

background image

xxv

A zatem zwano ją Tatjana.
Nikt by nie poznał, że to siostra:
Ani świeżością lic rumianą,
Ani urodą jej nie sprosta.
Milcząca, bojaźliwa, dzika,
Rośnie jak obce dziecko w domu,
Nie lubi zwierzyć się nikomu,
Jak leśna sarna z oczu znika;
Ani u ojca, ni u matki
Nie umie się dopraszać łask,
Śród dzieci — stroni od gromadki,
Odstrasza ją wesoły wrzask,
A często cały dzień u okna
Przesiedzi cicha i samotna.

XXVI

Zaduma, przyjaciółka miła,
Wierna od wczesnych dni Tatjanie,
Światem marzenia uświetniła
Przewlekłe wiejskie próżnowanie.
W dzieciństwie Tania moja smutna
Nie brała w wątłe palce igły,
Barwnym jedwabnym ściegiem nigdy
Nie próbowała wyszyć płótna.
W dziewczątku żądza panowania
Rodzi się od najmłodszych lat:

background image

Do posłuszeństwa lalkę skłania,
Udziela jej statecznych rad.
Jako osobie niedojrzałej —
Powtarza mamy swej morały.

XXVII

A Tania nawet w owe lata
Nigdy nie brała lalki w ręce,
Pogłosek, mód wielkiego świata
Nie omawiała. Gry dziecięce
Były jej obce. Jakże mocniej
Sidłały młodą wyobraźnię
Straszne powieści, groźne baśnie,
Bajane zimą w ciszy nocnej.
Gdy na głos niani do zabawy
Dziewczęta ustawione w rząd
Goniły z Olgą przez murawy,
Tania się zaszywała w kąt;
Przykrzyły jej się dźwięczne śmiechy,
Gwarne, ulotne ich uciechy.

XXVIII

Lubiła stawać na balkonie,
Nim wschód zabłyśnie ranną zorzą,
Ledwie na bladym nieboskłonie
Gwiazd korowody się zatrwożą
I krawędź ziemi się zapłoni,
I zwiastun świtu, wietrzyk, chłodzi,

background image

I nowy dzień stopniowo wschodzi.
A zimą, kiedy w nocnej toni
Pół ziemi grąży się na dłużej
I drzemie dłużej świata spód,
A górą księżyc się zachmurzy
I nie nadąży gnuśny wschód,
Ona, jak zwykle, spać nie może
I świeci świecę o tej porze.

XXIX

Romanse polubiła Tania;
Wciąż je czytała zachwycona,
Wszystko dokoła jej przysłaniał
Wymysł Rousseau i Richardsona.
Ojciec jej, poczciwości człowiek,
Przeżytek wieku minionego,
Nie widział w książkach nic zdrożnego;
Nad drukiem sam nie trudził powiek
I nie dbał, jaki tam do rana
Pod jaśkiem córki drzemie tom:
Pusta igraszka dzieciom dana,
Od której się nie spali dom.
A jego żona, ta bez mała
Za Richardsonem przepadała.

xxx

O tak! Wielbiła Richardsona,
Nie przeto, żeby miała czasem

background image

Poczytać, żeby Grandissona
Miała porównać z Loyelasem;
Ale nazwiska te przed laty
Wbijała w głowę jej Alinka,
Księżna, moskiewska jej kuzynka.
W tym czasie szły dopiero swaty
Z jej przyszłym mężem, nie z wyboru,
Bo serce jej kto inny skradł,
Dla zalet ducha, dla poloru —
W jej oczach znacznie więcej wart;
Ów Grandisson był znanym frantem,
Karciarzem, gwardyi sierżantem.

xxxi

Jak on, umiała cenić modę
I przestrzegała jej starannie.
Aż nie pytając o jej zgodę
Wesele wyprawiono pannie
I aby wyrwać ją z rozpaczy,
Przezorny mąż czym prędzej na wieś
Postarał się małżonkę zawieźć,
Wprowadził ją, Bóg wiedzieć raczy
Pomiędzy kogo; ile szlochu,
Ile tam było groźnych scen;
Chciała się rozwieść, aż po trochu
Wrócił apetyt, zdrowy sen.
Przyzwyczajenie — wola nieba,
Bo szczęście nam zastąpić trzeba.

background image

XXXII

Przyzwyczajenie było ulgą,
Reszty dokonać miało życie
Na gospodarstwie, niezadługo
Wielkie przynosząc jej odkrycie.
Była to sztuka tajemnicza
Rządzenia mężem samowładnie,
Niech tylko sekret ten odgadnie,
A wszystko pójdzie w ruch jak z bicza.
Popędza w polu do roboty
I każe chłopom golić łeb,
Chodzi do łaźni co soboty,
Prowadzi księgi, piecze chleb,
Dziewuchy bije, grzyby soli,
Nie pyta męża, czy pozwoli.

XXXIII

W albumach panien, w czułym liście
Dawniej się krwią podpisywała,
Ciągnęła słówka jedwabiście,
Praskowię Niną nazywała;
Ciasno się obciskała w stanie,
Przez nos mówiła N rosyjskie
Jak N francuskie, później wszystkie
Gorsety, album, listy panien,
Fochy, wspomnienia o kuzynce
Przepadły, zniknął śpiewny ton
I znowu jest na imię Nince

background image

Akulka; śladem innych żon
Każe na zimę czy na lato
Szlafrok i czepek podszyć watą.

XXXIV

Mąż pobłażliwy nie do wiary
Żadnego jej nie bronił kroku,
Kochał ją, ufał jej bez miary,
Sam zresztą jadł i pił w szlafroku.
Życie płynęło mu spokojnie;
Czasem pod wieczór się schodzili
Sąsiedzi, przyjaciele mili;
Ani im w głowie ceremonie,
Żalom i kwasom dadzą folgę,
Trochę pośmieją się i wnet
Do samowara pchnie się Olgę;
Czas na gawędzie prędko zszedł,
Ledwie podjedli, spać już pora,
I rozjeżdżają się ze dwora.

XXXV

Poczciwe staroświeckie gusty
Przetrwały w praktykach rodziny;
W tym domu, kiedy szły zapusty,
Smażyło się rosyjskie bliny;
Pościli raz i drugi w roku;
Lubili świątki i niedziele,
Wróżby, korowód, karuzele;

background image

Na Świętą Trójcę, gdy w natłoku
Lud słuchający modłów ziewa,
Łzy leli w zorię raz po raz;
I jak powietrza płucom trzeba,
Tak był potrzebny w domu kwas,
I ten był pierwszy do talerzy,
Komu z urzędu się należy.

XXXVI

I tak starzeli się oboje.
A że nikt nie zna swej godziny,
śmierci otwarły się podwoje
I mąż wziął nowe zaślubiny.
Umarł na krótko przed obiadem.
Sąsiedzi, żona, córki obie
Opłakiwali go w żałobie.
Poczciwym, zacnym był sąsiadem
I tam gdzie legł, zwyczajem starym
Nagrobny ociosano głaz,
I napis głosi: „Dmitry Łarin,
Skruszony grzesznik, w łasce zgasł,
Brygadier, w Bożym dziś ordynku,
Niechaj zażywa tu spoczynku."

XXXVII

Do swych penatów powróciwszy
Leński odwiedził grób sąsiada:
Tu poczuł w sercu żal najtkliwszy,

background image

Wzdychał i sam do siebie gadał;
Długo wpatrywał się w mogiłę;
„Poor Yorick! — szeptał jak w udręce
On mnie w dzieciństwie brał na ręce,
Jego medalem się bawiłem,
A to był medal oczakowski!
On Olgę, dobrze o tym wiem,
Dla mnie przeznaczył, pełen troski,
Czy sam nacieszy się tym dniem..."
Tu w szczerym smutku i żałobie
Leński wypisał wiersz na grobie.

XXXVIII

Uczcił też prochy rodzicielskie
Obchodząc rzewne to ustronie,
Ze łzami w oczach wiersze sielskie
Nakreślił... Tak to na zagonie
Wschodzą, dojrzeją, już się kładą.
Z tajemnej woli przeznaczenia
Przelotne ludzkie pokolenia,
I nowe kwapią się tym śladem...
Tak nasz znikomy ród wypiera
Pradziadów pod mogilny głaz,
Rośnie i kłębi się, i wzbiera...
Przyjdzie i na nas, przyjdzie czas,
Przeminą nasze piękne lata,
Wnukowie wyprą nas ze świata!

xxxix

background image

Tymczasem, komu żyć ochota,
Niech się wyszumi, przyjaciele!
Wierzcie mi — nędzę nędz żywota
Znam i nie stoję o nią wiele.
Złudzenia dawno się rozchwiały,
Ale są chwile, co nadzieją
Poruszą serce i rozgrzeją:
Chcę żyć i pisać bez pochwały,
Korci mnie tylko, by zostawić
Ledwie uchwytny jakiś ślad,
Smutny swój los bodaj rozsławić,
Nim trzeba będzie żegnać świat,
By, jak przyjaciel mój, przytomnie
Choć jeden dźwięk poświadczył o mnie.

XL

I sprawi los, że dźwięk nie skona,
Że wzruszy czyjeś serce młode,
I może strofa oszczędzona
Nie stoczy się w letejską wodę;
I może (miła to podnieta!)
Jakiś prostaczek pospolity
Wskaże mój portret znakomity
I powie: to ci był Poeta!
Więc tobie dzięki me najszczersze,
O miłośniku cichych muz,
Ty, co ulotne moje wiersze
Wnukom w podarku będziesz niósł,

background image

Ty, co wspaniałomyślną dłonią —
Otrzepiesz laur nad starczą skronią!

ROZDZIAŁ TRZECI

I

„ Dokąd? Ach, gadaj tu z poetą!"
„Bądź zdrów, mój drogi, na mnie pora."
„Nie zatrzymuję, ale gdzie to
Składasz wizyty co wieczora?"
„U Łarinów." „I cóż cię niesie?
I tak przebywasz u nich stale?
Męczysz się, mój oryginale!"
„Bynajmniej." „Włodziu, zmiłujźe się!
Wiesz, co ten dwór mi przypomina?
Po pierwsze (przyznaj mi, żem zgadł!)
Skromna rosyjska to rodzina,
Każdy tam zawsze gościom rad,
Konfitur mnóstwo, rozhowory
Na temat deszczu, lnu, obory..."
„A ja nieszczęścia w tym nie widzę."
,,A nuda? Małeż to nieszczęście?"
„Wiedz, że salonów nienawidzę,
Że wolę bywać jak najczęściej

W domowym kółku..." „Znów sielanka!
Daj temu pokój! Zgoda, zgoda...
Odjeżdżasz, drogi Włodziu? Szkoda.
No cóż? Tam serce, tam bogdanka...
Jaka też jest ta Filis, która

background image

Wabi za sobą w cichy kąt
Myśli, i łzy, i płody pióra?
Przedstaw mnie kiedy." „Kpisz." „Ach, skąd!"
„Więc dobrze." „Kiedy?" „Pojedź ze mną.
Gościnę znajdziesz tam przyjemną.

III

Jedziemy." —
Wsiedli w powóz; pędzą;
Przybyli: według rytuału
Powinnych względów im nie szczędzą,
Aż to dokucza im pomału.
A więc na pierwsze powitanie
Częstują konfiturą z miodem
I borówkową zimną wodę
Stawiają w woskowanym dzbanie.
........................

IV

Najkrótszą drogą wprost do domu
W powozie mkną co koń wyskoczy.
Cyt, posłuchamy po kryjomu,
O czym się tam rozmowa toczy.
„Cóż, Eugeniuszu? Ziewasz jakoś..."
„Zwyczajnie, Władziu." „Dałbym słowo,
Że jakoś mocniej." „Jednakowo.
Ale już w polu ciemno, psiakość!
Marudna droga... Ej, Andriusza!
Żwawiej poganiaj, krócej bierz!

background image

A ta Łarina — prosta dusza,
A jednak bardzo miła, wiesz?
Mam dość tej borówkowej wody:
Czy mi nie zrobi jakiej szkody?

V

Powiedz mi, która to Tatjaina?"
„To tamta, smutna i markotna,
Tamta, co milcząc jak Świetlana
Weszła i siadła koło okna."
,,A ty się właśnie w młodszej kochasz?"
„Dziwisz się?" „Gdybym był poetą,
Zachwyciłbym się, ale nie tą:
Ty mi choć iskrę życia pokaż
W tej Wandykowskiej, tej rumianej,
Pulchnej Madonnie, tu ją masz:
Ten głupi księżyc malowany
Na głupim niebie to jej twarz."
Leński coś bąknął w odpowiedzi,
Potem milczeli dwaj sąsiedzi.

vi

Po okolicy poszła lotem
Wieść o wizycie Oniegina,
Badano jeszcze długo potem,
Jaka w tym kryła się przyczyna.
Już i sąsiedzi poruszeni
Ciche domysły powtarzali,
Żartem i serio zapewniali,

background image

Że się Oniegin z Tanią żeni;
Ten ów — znacząco kiwał głową,
Deliberował, co i jak;
Ślub odłożono, bo chwilowo
Modnych obrączek w mieście brak.
Kogo ma Leński wziąć za żonę,
To było dawno ustalone.

VII

Tatjana gorszy się tą plotką;
Daremnie, bo w skrytości ducha
Z niezrozumiałą, ale słodką
Słabością mimo woli słucha;
I serce myśl głęboko kryje;
Nadszedł dla Tani czas kochania.
Tak samo ziemia siew pochłania,
Aż iskra wiosny w nim ożyje.
Imaginacja dawno znała
Budzący się fatalny głód,
Tęskliwa czułość ją spalała,
Serdeczny ucisk dawno gniótł
Dziewczęcą pierś i pętał młodość;
Dusza oczekiwała... kogoś.

VIII

I doczekała się... Ujrzała:
To on! Nieszczęsna — od tej pory
Jemu jednemu darowała

background image

Wszystko: samotne dni, wieczory,
Sny gorączkowe; głosem wróżby
Wszystko, ach, wszystko nieustannie
O lubym mówi miłej pannie.
Drażni ją troska pilnej służby
I pieszczotliwie brzmiące słowa
Rażą jej przeczulony słuch.
Przed obcym okiem smutek chowa,
Przeklina w duchu wieczny ruch
Sąsiadów, gości niespodzianych,
Godziny wizyt odsiedzianych.

IX

Czyta, na nowo pochłonięta,
Sercowe, tkliwe opowieści,
Jak się upaja, jak pamięta
I jak te mrzonki w myślach pieści!
I w kształt się żywy dla niej wciela
Kochanek Julii Volmar,
A potem Gustaw de Linar,
A potem cień Malek-Adhela,
Werther, męczennik buntowniczy,
I niezrównany Grandisson,
Dla nas — emetyk, dla dziewiczej
Czułej fantazji — to był on:
Oniegin! Wszyscy jego postać
Wzięli — i tak już miało zostać.

x

background image

Mianując siebie heroiną
Umiłowanych swych pisarzy,
Klarysą, Julią czy Delfiną,
Tatjana w ciszy leśnej marzy
I błądzi z książką niebezpieczną,
I szuka w niej, i odnajduje
Żar, który w piersi własnej czuje,
Nadmiar tęsknoty, treść serdeczną,
Wzdycha i słodycz całą zbiera
Z cudzych zachwytów, cudzych skarg,
List do miłego bohatera
Bezwolnym szeptem spływa z warg...
Lecz ten bohater — o, szalona! —
Nic w sobie nie miał z Grandissona.

xi

Dawniejszy piewca wieleż razy,
Styl patetycznie nastroiwszy,
Cnotę wystawiał nam bez skazy
I bohatera wzór najwyższy!
Prześladowany, lecz bez winy,
Pociągający na wejrzenie,
Rozumny, czułe miał sumienie
I jakiekolwiek spełniał czyny,
Znał tylko czystych uczuć motyw,
Zawsze ochraniał cudzą cześć,
Na pierwsze zawołanie gotów
W ofierze własne życie nieść;

background image

Karany był występek szpetny,
Nagrodę słusznie brał szlachetny.

XII

A dzisiaj rozum we mgle brodzi
I w sen nas dzisiaj wprawia morał,
Nawet w romansie zło uchodzi,
Grzech się tu z cnotą już uporał.
Dzisiaj brytyjskich muz androny
Płoszą spokojny sen dziewoi
I wciąż jej przed oczami stoi
Wampir posępnie zamyślony,
Melmoth, włóczęga niebezpieczny,
I tajemniczy Jean Sbogar,
I Korsarz, i Żyd Tułacz Wieczny.
Byron miał ten kapryśny dar,
Że ubrał w smutki romantyzmu
Płód beznadziejny egoizmu.

XIII

Cóż, moi mili, kiedy mnie to
Nie zda się na nic! Z woli nieba
Może przestanę być poetą
I zakpię sobie z pomsty Feba;
Gdy nowy bies się we mnie wcieli,
Zejdę na prozę najkorniejszą,
Romans na modłę niedzisiejszą
Zmierzch mego życia rozweseli.

background image

Nie będę pisał ksiąg zbójeckich
Ni sławił scen zawiłych zdrad,
Podania naszych kronik świeckich
Prosto na ławę będę kładł,
Spiszę miłości sen powabny,
Rosyjski zwyczaj starodawny.

XIV

Opowiem zwykłe dzieje domu,
Gawędy ojca albo stryjka,
Spotkania młodych po kryjomu
Pod starą lipą u strumyka;
Zazdrość szarpiącą pierś młodzieńca,
Zerwanie, słodkie łzy na zgodę;
Poróżnię znów — potem przywiodę
Przed ołtarz do ślubnego wieńca...
Namiętnych wyznań słowa wspomnę,
Miłosnych zaklęć aż po grób,
Słowa — westchnienia nieprzytomne,
Co niegdyś u jej pięknych stóp
Same na usta się cisnęły —
I dawno martwym snem usnęły.

XV

Tatjano, o Tatjano miła!
Ja łzy wylewam razem z tobą,
Żeś tyranowi powierzyła
Losy i duszę swoją młodą.

background image

Zginiesz, Tatjano; lecz przed klęską
Szczęście z nieznanych sfer przywołasz,
W błysku nadziei poznać zdołasz
Uroki życia, słodycz ziemską
I upragnienia jad cudowny,
I gdzie obrócisz się, co krok
Rozkosznym schadzkom cień sposobny
Będzie przykuwał tęskny wzrok,
I twój kusiciel wszędzie, wszędzie,
Gdzie będziesz ty — on z tobą będzie.

xvi

Tęsknota serca ściga Tanię,
Nieboga smutki swe ukrywa
Chodząc po parku; wtem przystanie,
Postąpić kroku zbyt leniwa:
Wzniesiona pierś, na twarz wytrysły
Pąsy palące jak płomienie,
Na ustach jej zamiera tchnienie,
I w uszach szum, a w oczach iskry...
Nastanie noc i księżyc wschodzi
Sprawując straż podniebnych stref,
I melodyjny śpiew zawodzi
Słowik ukryty w cieniu drzew.
A wtedy Tani spać się nie chce,
W mroku do starej niani szepce:

xvii

background image

„Duszno tu, nianiu; usnąć trudno,
Uchyl tam okna, siądź koło mnie."
„Co tobie, Taniu?" „Tak mi nudno,
Opowiedz mi coś z dawnych wspomnień."
„I czegóż dowiesz się od starej?
Bywało, że w pamięci znajdę
Dawne zdarzenie, dawną bajdę,
Dziewice, złe upiory, czary;
A teraz w głowie coraz ciemniej,
Nic nie pamiętam. Ano tak,
Zacięło się coś, Taniu, we mnie
I ani rusz: niedobry znak..."
„Opowiedz — prosi ją Tatjana —
Czy byłaś kiedy zakochana."

XVIII

„Ech, co ty pleciesz? O miłości
Nikt z nas nie słyszał w tamte lata;
Świekra potłukłaby mi kości,
Spędziłaby mnie z tego świata."
,,A jakżeś za mąż wyszła, nianiu?"
„Jak Bóg przykazał. Lat trzynaście
Miałam, a Wania ze dwanaście:
Młodszy był trochę, moja Taniu.
Swatka zaczęła do nas często
Zaglądać; po niewielu dniach
Ojciec mój dał błogosławieństwo;
Płakałam: wielki brał mnie strach,
I z płaczem warkocz mi rozpletli,

background image

Ze śpiewem w cerkiew mnie powiedli.

XIX

Tak między obcych poszłam, Taniu...
A ty nie słuchasz ani trochę..."
„Ach, jak mi tęskno, nianiu, nianiu...
Rozpłakać się, wybuchnąć szlochem,
Byle nie męczyć się tak dłużej!..."
„Poratuj, litościwy Boże!
Chybaś ty chora, pozwól, może
Święcona woda ci posłuży...
Tyś cała rozgorączkowana!
Poproś, przyniosę, czego chcesz..."
„Nie... nianiu... jestem zakochana."
„Dziecino moja, Bóg cię strzeż!"
I niania dłoń zmarszczoną zbliża,
By ją przeżegnać znakiem krzyża.

XX

„Ach, zakochanam" — przed staruszką
Na nowo żali się Tatjana.
„Chora mi jesteś, moja duszko."
„Daj pokój: jestem zakochana."
Tymczasem świecił krąg księżyca
I zsyłał z nieba nikle blaski
Na uwolnione spod opaski
Włosy Tatjany, blade lica
I krople łez, na nianię siwą

background image

W chuście, w kabacie, która tuż
Przed heroiną nieszczęśliwą
Siadła na ławce; wszerz i wzdłuż,
Gdzie okiem sięgnąć, okolica
Brała natchnienie od księżyca.

xxi

Daleko sercem ulatała
Tatjana w księżyc zapatrzona...
I nagle myśl jej zaświtała...
„Zostaw mnie, jestem już zmęczona.
Niczego, nianiu, mi nie trzeba,
Daj tylko pióro, papier, blisko
Przystaw mi stół." Ucichło wszystko
I księżyc jej przyświeca z nieba.
Łokcie o stół oparta, pisze;
Znów tęskność i Oniegin znów:
Niewinna pierwsza miłość dysze
Z niedobieranych w liście słów.
List już gotowy, wpół złożony...
Taniu! Dla kogo przeznaczony?

XXII

Znałem piękności niedostępne,
Jak zima mroźne i wspaniałe,
Na głos pokusy obojętne,
Nieczułe i niezrozumiałe;
Pycha nadęta nowocześnie

background image

Była wrodzoną ich zaletą;
Schodziłem z drogi tym kobietom,
Bo nad ich brwiami czytam we śnie
Napis jak nad piekielną bramą:
„Wszelkiej nadziei tutaj zbądź!"
Podbijać serce — dla nich plamą,
Radością dla nich — grozą tchnąć.
My, czytelniku, takie damy
Na brzegach Newy spotykamy.

XXIII

Widziałem inne, otoczone
Wielbicielami, kapryszące,
Samolubnice znieczulone
Na skargi, hołdy ich gorące.
I przekonałem się — o dziwo! —
Że broniąc się surowym chłodem
Przecież umiały w sercu młodem
Ośmielić miłość bojaźliwą
Przynajmniej żalem ii pociechą,
Przynajmniej — jakiś czulszy dźwięk
Czasem odzywał się jak echo
I biedak wtedy znowu miękł,
I zaślepiony łatwą wiarą
Uganiał się za próżną marą.

XXIV

Cóż zawiniła wam Tatjana?

background image

Czy przez to, że w prostocie ducha
Za nic miłosne ma arkana
I głosu serca swego słucha,
Że intrygami nie zabiega
O miłość, ufna w swe marzenia,
Że kocha bez zastanowienia;
Czy przez to, że z wyroków nieba
Imaginację ma burzliwą,
Fantazji osobliwy dar,
Myśl samodzielną, wolę żywą
I w sercu rozniecony żar?
Nie będzież dla niej przebaczenia
Za lekkomyślne uniesienia?

xxv

Kokietka względy swe odmierza,
Tatjana kocha nie na żarty,
Jak dziecko cała się powierza
Miłości ufnej, nieodpartej.
Nie mówi sobie: jeśli zechcę,
Podbiję cenę grą na zwłokę,
Pewniejszą ręką w sieć zawlokę;
Z początku próżność w nim połechcę
Nadzieją, potem niepewnością
Udręczę, potem nowy blask
Roztoczę, pojąc go zazdrością,
Bo dopuszczony do mych łask
Przebiegły mój niewolnik gotów
Znudzić się i wyłamać z oków.

background image

xxvi

Rzecz jedna stoi na zawadzie:
Rodzinnej ziemi honor wziąłem
W obronę, muszę więc w przekładzie
Dać wam Tatjany epistołę.
Źle było z jej ojczystą mową,
Czasopism naszych nie czytała
I po rosyjsku nie umiała
Myśli wyłożyć, więc domową
List był pisany francuszczyzną...
Cóż robić! Żadna z naszych pań
Nie umie do miłosnych wyznań
Dobrać choć dwóch rosyjskich zdań,
Nie przywykł język nasz wyniosły,
By go pocztowe konie niosły.

XXVII

Niejeden chciałby zmusić panie,
Aby czytały po rosyjsku.
O grozo! Słyszę już dukanie
Z ,,Błagonamierennym" w uścisku!
Wy mi, poeci, poświadczycie:
Czyż te najmilsze wam istoty,
Którym w podzięce za pieszczoty
Wyście u stóp składali skrycie
Wiersze i serce, czyż nie wszystkie,
Naszym gramatykom na wspak,

background image

Dźwięki kaleczą nam rosyjskie
Nadając im czarowny smak
I czyż w ich ustach obce słowa
Nie dźwięczą jak ojczysta mowa?

XXVIII

Broń Boże zetknąć się na balu
Lub przy odjeździe na ganeczku
Z seminarzystą w żółtym szalu
Czy z akademikiem w czepeczku!
Nie lubię ja rosyjskiej mowy
Bez niedbałości i bez grzechu,
Jak ust rumianych — bez uśmiechu.
Przyszłe ślicznotki wniosą nowy
Zwyczaj, jak chcą tego dzienniki,
Biada! wyostrzą sobie słuch,
Przyuczą nas do gramatyki,
Rosyjskie wiersze puszczą w ruch,
Lecz ja... ja wziąć się nie dam na to
I będę żył pod starą datą.

XXIX

Niegramatyczne gaworzenie,
Szczebiot wymowy niepoprawnej,
Niedbały styl o serca drżenie
Przyprawi pierś moją, jak dawniej.
Nie skręcę sam na siebie bicza:
Dla mnie galicyzm — mile dźwięczy,

background image

Pociąga mnie jak grzech młodzieńczy
Albo jak wiersz Bogdanowicza.
Dość tego! Pięknej heroiny
Listem się zająć wielki czas:
Dałem wam słowo, cóż? Nie kpiny...
Ale już zapał we mnie zgasł
I wzdragam się, bo mam powody:
Parny mój czuły wyszedł z mody.

XXX

O piewco uczt i melancholii,
Gdybyś był przy mnie, tak bym dręczył
Błaganiem, ażbym cię zniewolił,
Abyś mnie, drogi mój, wyręczył
I przetłumaczył cudzoziemskie
Namiętne słowa mej Tatjany
Na ten twój śpiew zaczarowany.
Gdzie jesteś? Przyjdź! Do ciebie tęsknię,
By prawa moje zdać z pokłonem...
Ach, nie! On wśród posępnych skał,
Duszą pod fińskim nieboskłonem,
On, co oklaski niegdyś brał,
Dzisiaj, niepomny, brodzi w ciszy,
Żalu mojego nie dosłyszy.

XXXI

Leży Tatjany list przede mną,
Jak pismo cenne, sercu drogie.

background image

Z lubością czytam je tajemną
I wciąż naczytać się nie mogę.
Któż w nią tę czułość wpoił skromną
I tę uprzejmość słów niedbałą,
Tę brednię słodką i zuchwałą,
Rozmowę serca nieprzytomną,
Pociągającą, dokuczliwą?
Mogęż to pojąć? Nic a nic.
Oto mój przekład; barwę żywą
Zgubiłem — blady został szkic,
Oto „Wolnego Strzelca" tony
W grze uczennicy zalęknionej.

69

LIST
TATJANY DO ONIEGINA

Piszę do Pana — trzebaż więcej?
Na jakież słowa się odważę?
Kto wie, czy Pana nie zniechęcę,
Czy Pan mnie wzgardą nie ukarze?
A jednak list ten mając w ręce,
Pan ulituje się mej doli,
Pan zginąć sercu nie pozwoli.
Z początku chciałam milczeć skromnie,
Zataić sekret mój wstydliwy.
O, nic by Pan nie poznał po mnie,
Gdyby choć czasem, w dzień szczęśliwy,
Choć raz w tygodniu, Pan przyjechał,

background image

Gdyby została mi pociecha,
Że będę Pana znów słyszała,
Że sama słówko jakieś szepnę
I dzień, i noc aż do następnej
Okazji będę rozmyślała...
Ale podobno Pan odludek
I nudno Panu w wiejskiej głuszy,
A my... choć skromny nasz ogródek,
Radziśmy Panu z całej duszy.

Po cóż Pan złożył nam wizytę?
Nigdy bym Pana nie spotkała
W naszej deskami wsi zabitej,
Gorzkiej udręki bym nie znała
I może bym niedoświadczoną,
Burzliwą duszę okiełznała,
Ktoś by się trafił sercu bliski,
Kto wie? — byłabym wierną żoną
I wzorem cnoty macierzyńskiej.
Inny!... Nie, nigdy! Dla miłości
Ta jedna tylko jest ostoja!
To wyrok dany z wysokości...
To wola nieba: jestem Twoja;
Całe me życie zwiastowało,
Że Ciebie spotkam nieuchronnie,
Wiem, że mi niebo Cię zesłało,
Ty masz osłaniać mnie dozgonnie...
To Ty zjawiałeś mi się we śnie,
Jeszcze nie znany, a już miły,
Twe dziwne oczy mnie dręczyły,

background image

Twój głos się w duszy mej tak wcześnie
Odezwał... Nie, to nie był sen!
Wszedłeś — od razu Cię poznałam,
I zapłonęłam, i struchlałam,
W myśli szepnęłam: tak, to ten!
Czyż to nieprawda? Niedaremno
Tyżeś to w ciszy mówił ze mną,
Kiedy ubogich wspomagałam,
Kiedy przed snem tęsknoty wrzenie
W duszy modlitwą osładzałam...
Czyż to nie Ty na oka mgnienie
Miłe przyniosłeś mi widzenie,
W przejrzystym mroku przeleciałaś
I nad wezgłowiem się skłoniłeś?
Czyż to nie Ty, zwiastując miłość,
Słowa nadziei wyszeptałeś?
Kim jesteś? Czy aniołom-stróżem,
Gzy kusicielem mym przewrotnym:
Wyjaw — niech się nie błąkam dłużej.
Może to w sercu mym samotnym
Roiłam mrzonki niestworzone,
A co innego mi sądzone...
Lecz wszystko jedno, niech się dzieje!
W Twe ręce los mój cały składam,
Przed Tobą łzy me gorzkie leję
I Ciebie o obronę błagam...
Bo pomyśl: jestem tutaj sama
I nikt nie zajrzał w moją duszę,
I może rozum mnie okłamał,
I, milcząc, tutaj ginąć muszę.

background image

Czekam na jedno Twe spojrzenie:
Albo mi w serce tchnij nadzieję,
Albo niech ciężki sen rozwieje
Słuszne, niestety, potępienie.

Kończę! I wstyd, i lęk mnie bierze...
I strach odczytać... Pan to pojmie,
W Pana honorze mam rękojmię,
Więc bez wahania jej zawierzę...

XXXII

Tania nad listem wpół złożonym
W paluszkach drżących — ciężko wzdycha.
A na języku rozpalonym
Opłatek jej różowy zsycha.
Na ramię skłania biedną głowę,
Koszulka spływa z toczonego
Ramienia... Wnet płowieje niebo
I blednie światło księżycowe.
Tu wstaje mgła w dolinie siwa,
Srebrzą się wody polnych strug,
A tam wieśniaczy sen przerywa
Huczący z łąk pasterski róg.
Już do roboty wszyscy biegną,
A mojej Tani — wszystko jedno.

XXXIII

Ani nie widzi rannej zorzy:

background image

Siedzi skulona, bez pamięci,
Ani do listu nie przyłoży
Wyrytowanej swej pieczęci.
Aż otwierając drzwi cichutko
Już Filipiewna z tacą w ręce
Herbatę niesie swej panience.
,,O, czas rozbudzić się, stokrotko!
Patrzcie, ślicznotka dawno wstała!
Ależ i brał mnie wczoraj strach!
Dziś, chwalić Boga, ozdrowiała
I ani śladu po złych snach!
Smutki zniknęły bez poznaki,
Policzki kwitną ci jak maki."

xxxiv

„Nianiu, czy będziesz tak uczynna..."
„Serduszko, szepnij tylko słowo."
„Nie myśl... doprawdy... to niewinna
Sprawa... Ach! nie rań mnie odmową."
„Moja kochana. Bóg mi świadkiem."
„Więc poślij wnuczka po kryjomu,
Niech sąsiadowi O... wiesz — komu...
Wręczy ten list, a niech przypadkiem
Po drodze nic nie rozpowiada,
Do kogo niesie ani skąd."
„A do jakiego to sąsiada?
Duszko, wprowadzę chłopca w błąd;
Wszędzie w okolicy sąsiedzi —
I kto ich wszystkich tam prześledzi?"

background image

XXXV

„Ach, niedomyślna jesteś, nianiu."
„Stara już jestem, w starej głowie
Rozum się psuje, moja Taniu;
Bywało, słówko pan wypowie,
Bywało, lecę na skinienie..."
„Ach, nianiu, zlitujźe się, zlituj,
Na co mi trzeba twego sprytu?
Mam liścik, idzie o wręczenie
Onieginowi." „Jasna sprawa.
Nie trzeba, duszko, gniewnych słów,
Stara już jestem i niemrawa...
A ty mi bledniesz — czemu znów?"
„Ot, bez powodu, nianiu droga.
A wnuczka popędź mi, na Boga!"

xxxvi

Lecz minął dzień bez odpowiedzi.
Nadszedł dzień nowy — czas ucieka.
Od świtu już ubrana siedzi
Tatjana blada: próżno czeka.
Olgi wielbiciel się pokazał.
„A gdzie przyjaciel? — wypomina,
Mile witając go, Łarina. —
Całkiem z pamięci nas wymazał."
Tania spłoniła się, zadrżała.
Leński powiedział: „Miał tu być,

background image

Widać go poczta zatrzymała."
Ona, nie wiedząc, gdzie się skryć,
Spuściła wzrok jak pod naganą,
Jakby wyrzutem ją chłostano.

XXXVII

Zmierzchało: lśniący na stoliku
Syczał gotując się samowar,
Herbatę w chińskim grzał imbryku;
A gdy obłoczkiem zaparował,
Zaczął napełniać filiżanki
Ciemnym strumieniem spływający
Spod rączek Olgi płyn pachnący,
Kto chciał, dolewał doń śmietanki.
Tatjana tuż przy oknie stała,
Oddechem rosząc chłodne szkło;
Zgrabnym paluszkiem wypisała
Moja nieboga E i O
W sekretnym powiązane trybie
Na zachodzącej rosą szybie.

XXXVIII

A dusza brzemię smutku dźwiga,
Łzami zachodzą rzewne oczy.
I nagle tętent!... Krew zastyga.
Pod ganek!... i na nogi skoczy
Eugeniusz; „Ach!" Jak cień ucieka,
Tak ona do tylnego ganku,

background image

Z ganku do parku bez przystanku
Pomknęła; ani się z daleka
Obejrzeć nie śmie; leci lotem
Przez klomby, mostek, łączkę, przez
Aleję ku sadzawce, potem
Złamała krzewy, zgniotła bez,
Do rzeczki pędząc przez murawę
I omal że bez tchu na ławę

XXXIX

Opadła...
„On jest tutaj! Tutaj!
Cóż on pomyślał sobie? Boże!"
I w głębi duszy bólem strutej
Z nadzieją rozstać się nie może;
Drży całym ciałem jak w gorączce;
Czeka; czy on aż tu przybędzie?
Nie słychać nic — tylko na grzędzie
Dziewczyny, z chruścin zbierające
Jagody, chórem pieśń nuciły
Z nakazu. (Po to był ten śpiew,
Iżby się usta nie znęciły
Na smaczne płody z pańskich drzew,
Iżby nie jadły, gdy zawodzą:
Tak się fortele na wsi rodzą!)

PIOSENKA DZIEWCZĄT

Dzieweczki, gołąbki,

background image

Rówieśniczki, duszki,
Zadzwońcie piosneczką,
Zatoczcie kółeczko!
Piosneczkę śpiewajcie,
Piosneczkę spod serca,
Taneczkiem, kółeczkiem
Chłopca przynęcajcie.
Chłopca zobaczymy,
Z pola przynęcimy,
W mig się rozbiegniemy,
Wiśnią obrzucimy,
Wiśnią i maliną,
Czerwoną porzeczką.
Nie chodź podsłuchiwać
Piosneczki spod serca,
Nie chodź się przyglądać
Tańczącym dzieweczkom.

XL

Śpiewają — dźwięczny chór z daleka
O słuch obija się Tatjanie,
A ona niecierpliwie czeka,
Czy bicie serca nie ustanie,
Czy twarz z rumieńców nie ochłonie.
Lecz w piersi wciąż to samo drżenie,
I nie cofają się płomienie,
Twarz coraz mocniej, mocniej płonie.
Tak skrzydełkami lśniąc i drgając
Schwytany motyl z rąk się rwie

background image

Psotnemu chłopcu — i tak zając
Drży w oziminie, kiedy wie,
Że na odległość mierzy w niego
Z gęstwiny strzelba myśliwego.

XLI

W końcu Tatjana z głębi serca
Odetchnie i z ławeczki wstanie;
Idzie przez park, a tu, gdy skręca,
Wychodzi wprost na jej spotkanie,
Jak groźny cień u zbiegu alej,
Eugeniusz z blaskiem w oczach, ona
Jakby płomieniem oparzona,
Stanęła — ani kroku dalej...
Tu przerwę, drodzy przyjaciele:
Dalibóg, jak na jeden raz
Opowiedziałem aż za wiele,
I tchu zaczerpnąć wielki czas;
Na dłuższy spacer mam ochotę,
A resztę jakoś sklecę potem.

ROZDZIAŁ CZWARTY

I. II. III. IV. V. VI.
.....................
VII

Im mniej rozkochasz się w kobiecie,

background image

Tym łatwiej będziesz się podobał,
Tym pewniej sidło ją oplecie,
Któreś na zgubę jej zgotował.
Bywało, że rozpusta chłodna
Sztukę miłosną zachwalała,
O skłonność serca nie pytała,
Byle wyczerpać rozkosz do dna.
Szympansów stara to zabawa,
Znał ją pradziadów chlubny wiek:
Gdzież Lovelasów dawna sława?
Splendor ich świetny w grobie legł,
Czerwony obcas i peruka
Majestatyczna — śmieszy wnuka.

VIII

Komu nie zbrzydło okłamywać?
Raz tak, raz owak, na odmianę,
Każdą z oddzielna przekonywać,
O czym są wszystkie przekonane;
Całkiem poważnie do ostatka
Kruszyć oporne jako skała
Przesądy, których jak nie miała,
Tak nie ma dziś trzynastolatka!
Kogo nie zmęczą groźby, fochy,
Udany lęk, błagalny ton,
Zaklęcia, kłamstwa, plotki, szlochy,
Pierścionki, listy na sześć stron,
Kontrola matki i stryjenki,
I przyjaźń męża, ileż męki!

background image

ix

Tak sobie myślał i pokpiwał
Eugeniusz, on, co od młodości
W gwałtownych gubił się porywach
I w rozpasanej namiętności.
Zbałamucony i beztroski,
Łatwo się dawał oczarować
I jeszcze łatwiej rozczarować;
Tyleż męczyły go miłostki,
Co i przelotne pożądania,
Tyleż samotność, co i świat;
I tak, słuchając narzekania
Znękanej duszy, osiem lat
Ziewanie śmiechem pozorował;
Najlepsze życia dni zmarnował.

X

Już się do pięknych nimf nie spieszył
I już nie kochał się namiętnie;
Odpalą — szybko się pocieszył,
Zdradzą — odpocznie sobie chętnie.
Odwiedzał je bez gorliwości,
Bez żalu żegnał, bez pamięci
O ich afekcie czy niechęci,
Tak jak bywalec jeździ w gości,
By zabić wistem pół wieczora,
Rozegra partię jedną, dwie,

background image

Szybko wynosi się ze dwora
I z rana, po spokojnym śnie,
Nigdy przewidzieć nie potrafi,
Dokąd wieczorem znowu trafi.

XI

Ale naiwny list Tatjany
Głęboko przejął Eugeniusza.
Ten głos miłości niekłamanej
Myśli drzemiące w nim poruszał:
Widział w pamięci obraz miły,
Smutek i bladą płeć niebogi,
I w jakiś sen niewinny, błogi
Dziewczęce słowa go wprawiły.
Może z minionych lat na mgnienie
Wróciła serca żywa treść
I odezwało się sumienie:
Niewinnej duszy nie chciał zwieść.
A teraz do parkowych alej
Biegnijmy — tam, gdzie się spotkali.

XII

W milczeniu długi czas patrzyli
Na siebie; zbliżył się do Tani:
„List otrzymałem — rzekł po chwili
Proszę nie przeczyć: list od pani.
Poznałem szczere wynurzenia,
Spowiedź niedoświadczonej duszy;

background image

O, tak, ten list we mnie poruszył
Dawne uczucia, przypomnienia;
Cenię tę szczerość i nie po to
Przychodzę, by wychwalać czar
Młodości, ale że z ochotą
Darem odpłacę się za dar,
Przyjm, pani, spowiedź mą w ofierze
I osądź mnie: chcę mówić szczerze.

XIII

Gdybym swe życie przeinaczył,
Domowym bóstwom je polecił,
Gdyby uprzejmy los naznaczył,
Że mam być mężem, ojcem dzieci,
Gdybym dał skusić się rodzinnej
Sielance, gdybym więc wybierał
Żonę, to w pani swój ideał
Znalazłbym i nie szukał innej.
Nie myślę błyskać madrygałem,
Uchowaj Bóg, to nie mój styl;
Lecz byłbym pewien, że wybrałem
Pociechę smutnych moich chwil,
Wszelkiego dobra poręczenie,
Byłbym szczęśliwy... nieskończenie.

xiv

Na takie szczęście, nie, niestety,
Nie mogę w duszy swojej przystać;

background image

Na nic mi, pani, twe zalety,
Kiedym ja niewart z nich korzystać.
W pożyciu stanę się tyranem;
Na honor, niech mi pani wierzy,
Choćbym ją kochał jak najszczerzej,
Przywyknę — kochać ją przestanę.
Pani zapłacze: mojej duszy
Łzy nie rozrzewnią. No i cóż?
Tylko się we mnie złość rozjuszy!
Proszę pomyśleć, z jakich róż
Hymen dwa wieńce nam posplata,
Kto wie, czy nie na długie lata.

XV

Czyż może być gdziekolwiek ciężej
Niż w domu, gdzie nieszczęsna żona
Tęskni za niegodziwym mężem
Po całych dniach, osamotniona;
Gdzie nudny mąż, co jej zazdrości
Wybornych zalet, los przeklina,
Wiecznie się chmurzy i zacina
W milczącym gniewie, w zimnej złości!
Taki ja jestem. Czy w tym liście,
W swoim płomiennym, czystym śnie
Pani wybrała rzeczywiście
Kogoś takiego? Chyba nie.
I czyżby los pani wyznaczył
Życie w udręce i rozpaczy?

background image

XVI

Sny nie wracają ani lata,
Ja duszy swojej nie ożywię...
Ja kocham panią sercem brata
I może nawet jeszcze tkliwiej.
Więc niech się pani nie rozgniewa
Na to, co powiem: młode dziewczę
Będzie zmieniało nieraz jeszcze
Ulotne sny, jak młode drzewa
Na każdą wiosnę okazale
Zmieniają liście — tak chce los.
Pokocha pani znowu: ale...
Poskramiać trzeba serca głos,
Bo się nie kaźdy na nim pozna;
Źle radzi miłość nieostrożna."

XVII

Takie kazanie miał, a ona
Nie sprzeciwiając się słuchała;
Mglistymi łzami oślepiona,
Przybita, ledwie westchnąć śmiała.
Podał jej rękę. W zasmuceniu
Zwiesiwszy główkę naturalnie
(Jak mówią dzisiaj, machinalnie)
Oparła dłoń na tym ramieniu
I tak szli razem aż do domu,
Obchodząc bokiem gwarny sad;
Nie narazili się nikomu,

background image

Bo prostoduszny wiejski świat
Na wiele swobód nam pozwala,
Choć się jak Moskwa nie przechwala.

XVIII

Tu, czytelniku mój, wypadnie
Przyznać, że wspólny nasz znajomy
Postąpił z Tanią bardzo ładnie;
Nie po raz pierwszy dał widomy
Dowód prawości, choć surowo
Przez niechęć ludzką potępiany
Nie zaznał nic oprócz nagany:
Wróg i przyjaciel, jednakowo
(Różnicy chyba nie znajdziecie)
Oczerniał go, kto tylko mógł.
Wrogów ma każdy na tym świecie,
A od przyjaciół chroń nas Bóg!
Ech, przyjaciele, przyjaciele!
Mógłbym powiedzieć o nich wiele.

xix

A co? A pstro. Niech się tymczasem
Czarny i marny mój sen marzy;
Powiem, lecz powiem to nawiasem,
Że najpodlejszy stek potwarzy
I łgarstwo byle oślej głowy
Na facyjacie urodzone
I na salonach uskrzydlone,
Byle epigram rynsztokowy,

background image

Wszystko przyjaciel twój z uśmiechem,
Nie chcąc cię szargać ani kłuć,
Uczciwym ludziom na uciechę
Będzie powtarzał wielokroć;
To przecież twój obrońca pewny:
On kocha cię... jak bliski krewny!

XX

Hm! Hm! Szlachetni czytelnicy,
Jak tam rodziny waszej zdrowie?
Kto z was uwagi mi użyczy,
Ten się ode mnie tutaj dowie,
Co to właściwie są krewniacy.
Trzeba ich głaskać i miłować,
Głęboko w duchu swym szanować;
Znanym zwyczajem, z tejże racji,
Trzeba na Boże Narodzenie
Odwiedzić ich domowy kąt
Lub wysłać pocztą pozdrowienie,
Aby aż do następnych świąt
Nie pomyśleli o nas częściej...
Niech długie lata Bóg im szczęści!

XXI

Nic ci po krewnych, po przyjaźni,
Lecz za to miłość dobrze wróży;
Z czułą kochanką mimo waśni

background image

Przejdziesz bezpiecznie odmęt burzy.
No, ale moda niestateczna,
Ale natury kaprys lotny,
Ale opinii pęd zawrotny...
A piękna płeć — jak puszek wietrzna.
Dodaj, że dla przykładnej żony
To, co mężowi idzie w smak,
Stanowi nakaz niewzruszony,
A w tej kabale, nie wiesz jak,
Raptem ci umknie ukochana:
Miłość igraszką jest szatana.

XXII

Kogo tu kochać? Komu wierzyć?
Któż wiary zawsze nam dochowa?
Kto zechce naszym łokciem mierzyć
Wszystkie uczynki, wszelkie słowa?
Kto łgarstwa o nas nie powtórzy?
Kto czule troski nasze zbada?
Kto na nasz błąd nie wrzaśnie: biada?
Kto nie dokuczy, kto nie znuży?
Gorliwy łowco złudy płochej,
Porzuć ten marny, ciężki znój,
Raczej samego siebie kochaj,
O czytelniku luby mój!
Godny to przedmiot: nic nad niego,
Ręczę, nie bywa wdzięczniejszego.

XXIII

background image

Cóż dało Tani to spotkanie?
Ach, łatwo się domyślić skutku!
Miłosna męka nie ustanie
W duszy dziewczęcej żądnej smutku;
Straciła biedna moja Tania
Cień pocieszenia i nadzieję
I wzmógł się żar, co w niej goreje;
Już sen unika jej posłania,
Jak dźwięk ulotny znikł dziewiczy
Spokój i uśmiech, ufny wzrok,
Zdrowie, kwiat życia i słodyczy,
Na młodość Tani pada mrok:
Tak się okrywa cieniem burzy
Dzień, ledwie na świat się wynurzy.

xxiv

Tatjana więdnie: biada, biada!
Bez słowa skargi niknie, gaśnie!
Nic jej do gustu nie przypada
I nic jej duszy nie zadraśnie.
Poważnie zaniepokojeni
Ludzie szeptają w okolicy:
Już pora za mąż iść pannicy...
Lecz dosyć! Niech nas opromieni
Widok i blask miłości błogiej,
Niech nam się zjawi sielski raj.
A troski — przyjacielu drogi,
Rozważ i wiarę temu daj —

background image

Schodzą się do mnie nie wołane:
Tak lubią miłą mą Tatjanę!

XXV

Coraz się bardziej kochał Leński
We wdziękach swej młodziutkiej Oli
I w komitywie narzeczeńskiej
Słodkiej poddawał się niewoli.
Stale był przy niej. To po ciemku
Pod wieczór siedział z nią we dworze,
To parkiem szli o rannej porze
I on jej rękę trzymał w ręku;
I cóż? Miłością upojony,
Wstydliwie mierzył każdy krok,
Tyle że czasem, ośmielony
Uśmiechem Oli, pieścił lok
Rozwity z jej niesfornych pukli
Lub ucałował rąbek sukni.

xxvi

Czasem przykładną czytał powieść,
Gdzie jest natura opisana
Z umiarem i, jak łatwo dowieść,
Prawdziwiej niż u Chateaubriana,
A przy tym po dwie, po trzy strony
(Jakieś wymysły niedorzeczne,
Dla serc panieńskich niebezpieczne)
Przepuszczał, raptem zapłoniony.

background image

Czasem, gdy siedli sobie w cieniu,
Łokciem oparłszy się o stół,
Nad szachownicą, on — w skupieniu
Długo zamysły jakieś snuł,
Aż wreszcie ruchem roztargnionym
Zabije własną wieżę pionem.

XXVII

Wróci do domu i w zadumie,
Ciągle zajęty swą Oleńką,
Przerzuca kartki w jej albumie,
Ozdabia je staranną ręką:
To na luteńce kształt gołębia,
To widok wiejski kreśli, obok
Świątynię Wenus i nagrobek,
Kredkami wszystko poobrębia;
To na stroniczkach tych pamiątek,
Gdzie ktoś już kiedyś podpis kładł,
Wiersz czuły wtrąca, cichy wątek
Marzenia, niezatarty ślad
Złowionej myśli, co ulata
I wciąż ta sama trwa przez lata.

XXVIII

Może ci kiedyś w ręce wpadnie
Panieński album parafianki,
Który ze wszystkich stron dokładnie
Zagryzmoliły koleżanki.

background image

Znajdziesz tu kpiące z ortografii
Wiersze kulawe i bez miary,
Na znak przyjaźni według starej
Recepty, tak jak kto potrafi,
Fastrygowane, okrojone.
„Qu'ecrirez-vous sur ces tablettes",
Wyczytasz biorąc pierwszą stronę,
I podpis: „t. a v. Annette";
Na końcu: „Kto cię kocha stalej,
Ten niechaj wpisze się tu dalej."

XXIX

Wierzaj mi, znajdziesz tu na pewno
Dwa serca, znicz i arabeski;
Odczytasz tu przysięgę rzewną:
„W miłości do grobowej deski";
Tu ci pułkowy odziarz wetknie
Haniebne płody swego ducha.
Ach, do takiego to sztambucha
Ja też bym się wpisywał chętnie
I miałbym święte przeświadczenie,
Że każda porcja miłych bzdur
Wdzięczne pozyska mi spojrzenie,
Że się nie znajdzie chytry szczur,
Co by chciał badać skrupulatnie,
Czy łgałem i czy dość udatnie.

xxx

background image

Lecz wy, coście nam świat zalaly,
Albumy z czarcich księgozbiorów,
Majestatyczne folijały,
Tortury modnych dziś autorów,
Kunsztownie ozdabiane tomy
Pędzlem Tołstoja czarującym,
Baratyńskiego piórem drwiącym,
A niech was spalą boże gromy!
Kiedy imionnik swój in quarto
Dama podsuwa mi pod nos,
Czuję schylając się nad kartą
Mrowie i złość: przeklęty los!
Choćby ci w głębi duszy migał
Epigram, ty jej smaż madrygał.

XXXI

Nie madrygały dla swej Oli
W skromnym albumie Leński pisze;
Nie skrzy się pióro, nie swawoli,
Ale miłością czułą dysze:
Co złowi uchem, dojrzy okiem,
Wszystko o lubej w album wkłada
I żywą prawdą album gada;
Elegie płyną mu potokiem.
Tak ty, natchniony Jazykowie,
Podając sercu swemu wtór,
Nie wiedzieć o kim śpiewasz sobie,
Aż twych elegii cenny zbiór
W prawdziwym odda ci patosie

background image

Całą opowieść o twym losie.

XXXII

Lecz cyt! Słyszycie, kto tu woła?
Surowy krytyk na nas burczy,
Zdziera ubogie wianki z czoła
Naszej kompanii rymotwórczej:
„Pokój tym żalom elegijnym,
Basta! Przestańcie w kółko płakać,
O dawnym i pradawnym kwakać:
Dosyć, śpiewajcie o czym innym!"
„Masz rację, pewnie rad byś witał
Maski, sztylety, grzmiący róg,
By martwych idei kapitał
Za naszą sprawą odżyć mógł:
Czyż nie tak?" „Ależ! Dobre sobie!
Ody pisujcie nam, panowie,

XXXIII

Jak na praojców świetne gody,
Jak w tęgie lata pisywano..."
„Li-tylko uroczyste ody?
Ech, bracie, kością w gardle staną!
Pamiętaj, co nam rzekł satyryk:
Czyż to nie gorsze od popisów
Naszych posępnych rymopisów,
Gdy obcą myśl przemyca liryk?"
„A cóż elegia? Smutna nędza,

background image

Niezdatny na nic, pusty twór,
Gdy odę wzniosły cel popędza..."
Bez końca można ciągnąć spór;
Ja wolę raczej plac porzucić,
Po cóż mam dwa stulecia kłócić?

XXXIV

Miłośnik sławy i swobody,
Włodzimierz pewnie byłby wolał
W porywie marzeń pisać ody,
Lecz nie czytałaby ich Ola.
Czy nie dość byłoby poecie
Z kochanką dzielić się nadobną
Płodami swoich łez? Podobno
Milszego nie ma nic na świecie.
Błogosławiony los kochanka,
Gdy siądzie skromnie u jej stóp
I czyta na głos, a wybranka
W zadumie słucha jego prób;
Błogosławiony... chociaż ona
Najczęściej bywa roztargniona.

xxxv

A ja czytuję w tajemnicy
Płody fantazji harmonijnych
Staruszce-niani, powiernicy
Mych lat swawolnych i niewinnych;
Lub na sąsiedzką czyham duszę:

background image

Niech no mi gość niebacznie zjedzie,
Za połę chwycę po obiedzie
I w kącie go tragedią zduszę.
Gdy rym i troska mnie napada
(Nie kpijmy z tych poważnych spraw),
Zaskoczę dzikich kaczek stada
Obchodząc mój zaciszny staw:
Te ulatują, zdjęte lękiem,
Przed miodopłynnej strofy dźwiękiem.

XXXVI. XXXVII

A cóż Oniegin? Właśnie, właśnie!
Tu dla was mam nowości cenne:
Słuchajcie pilnie, a wyjaśnię
Jego zajęcia całodzienne,
Przybrał zwyczaje pustelnika;
Niewiele trzeba mu do życia;
Wstaje o siódmej, bez okrycia
Biegnie do rzeki, w nurtach znika;
Piewcę Gulnary naśladuje,
Jak on, Hellespont bierze wpław,
Wypije kawę, przewertuje
Gazetę lichą (Boże zbaw!),
Ubiera się...

XXXVIII. XXXIX

Przechadzki, książki, sen głęboki,
Leśnych strumieni szept uroczy,

background image

Czasem dzieweczki czarnookiej
Całus wesoły i ochoczy,
Konik, co grzecznie cugli słucha,
Obiadek, smaczna legumina,
Butelka świetlistego wina,
Odosobnienie, cisza głucha —
To Oniegina żywot święty;
Samotnik przestał liczyć dni
I, słodkim wczasem pochłonięty,
Z wielkiego świata jawnie kpi,
Nie dba o miasto, o przyjaciół,
O to, że nudne biby stracił.

XL

Ale północne nasze lato
Na obraz południowej zimy
Błyśnie i zgaśnie: cóż my na to?
Wiemy, lecz ukryć to wolimy.
Już dzień się kończył coraz wcześniej.
Już słonko rzadziej przyświecało,
Niebo jesienią oddychało,
Ogołocone w głębi leśnej
Gąszcze rodziły szum złowrogi,
Już na południe ciągnął sznur
Krzykliwych gęsi, na rozłogi
Opadał tuman, ławy chmur
Zapowiadały nudną słotę;
Już i listopad stał za płotem.

background image

XLI

Świt się okrywa mgiełką chłodną;
Na polach zgiełk roboty milknie;
A z boru wilk z wilczycą głodną
Na skrzyżowanie dróg się wymknie;
Nienadaremnie koń się wzbrania,
Poczuje dzicz i sapie trwożny,
Jeździec nawraca go ostrożny
Pod górę i co tchu pogania;
Pastuch nie pędzi bydła z obór
O rannej porze ani dniem
Nie zbiera stada grą na rogu;
W izbie dziewoja przędzie len,
Śpiewa i czasem jej przerywa
W noc chłodną miły trzask łuczywa.

XLII

Już idą trzaskające mrozy
I szronem srebrzą się już pola...
(Na rym się proszą tuberozy;
A bierz je sobie, jeśli wola!)
Jaśniej niż sal posadzka gładka
Lśni się rzeczułka, gdy zamarznie;
Tu, lód łyżwami krając raźnie,
Wesoła zbiega się gromadka;
Tu, na czerwonej wsparty łapie,
Śniąc, że dosięgnie łona wód,
Ostrożny gąsior ciężko człapie

background image

I stacza się na śliski lód;
Migoce rój pierwszego śniegu
Gwiazdkami ścieląc się na brzegu.

XLIII

Cóż robić na wsi o tej porze?
Wybrać się pieszo albo konno
Na spacer? Wieś dokuczyć może
Swoją nagością monotonną.
Po dzikim zechcesz gonić stepie?
Ale stępioną koń podkową
O grudę potknie się lodową
I kwituj z jazdy. To już lepiej,
Kiedy się w książkach zapamiętasz
Pradta czy Scotta. Masz ich dość?
Sprawdzaj rachunki czy inwentarz,
Gniewaj się, pij; ustąpi złość,
Długie wieczory jakoś miną,
Poznasz, jak pysznie bywa zimą.

XLIV

Cóż tedy z naszym Czajld Haroldem?
W lenistwie całkiem się pogrążył:
Rano brał kąpiel w wannie z lodem,
Przez cały dzień po domu krążył.
Mija południe: on zawile
Coś tam oblicza przy bilardzie
I sam ze sobą gra uparcie

background image

Tępym kijaszkiem we dwie bile
O zmroku — pora odpoczynku;
Porzucił bilard, kij do gry,
Stół kazał nakryć przy kominku
I czeka głodny: z dala rży
Trójka dereszy, Leński jedzie:
Podawać! Siedzą przy obiedzie.

XLV

Błogosławione piją wino
Wdowy Cliquot albo Moeta;
Z mrożonych flaszek strugi płyną
I delektuje się poeta.
To wino skrzy jak Hipokrene,
To wino zmienną grą i pianą
(W nim jedno z drugim pomieszano)
Nęciło mnie za wszelką cenę
I ostatniego nieraz centa
Płaciłem za cudowny płyn.
Kamraci, kto z was nie pamięta,
Ile uciesznych było kpin,
Jakie wierszyki, krotochwile,
Kłótnie, wesołych rojeń ile!

XLVI

Dziś już niechętnie mój żołądek
Przyjmuje piany niebezpieczne
I bardziej cenię dziś rozsądek,

background image

Stąd wolę pić Bordeaux stateczne.
Nie dla mnie są młodzieńcze gusta;
Ai — kochanka nazbyt żywa,
Płocha, kapryśna, błyskotliwa,
Ai — to latawica pusta...
Lecz ty, Bordeaux, ty — jak towarzysz,
Na dolę dobrą i na złą,
Zawsze się w porę nam nadarzysz,
Osłodę dając gorzkim łzom
I w cichym służąc nam weselu.
Żyj nam, Bordeaux, nasz przyjacielu!

XLVII

Już ogień przygasł; pod powłoką
Popiołu skrzy się węgiel złoty;
W powietrzu ledwie dojrzy oko
Ślad pary, nikły prąd ciepłoty
Idzie z kominka. Pod otworem
Krąży dym z fajek. Dwa kielichy
Na stole syk wydają cichy.
Mgła się gromadzi nad wieczorem...
(Lubię przyjaciół paplaninę,
Kieliszek i przytulny kąt,
Gdy zegar bije nam godzinę,
Którą nazwano, nie wiem skąd,
Godziną między psem a wilkiem.)
A teraz posłuchajmy chwilkę:

XLVIII

background image

,,Co u sąsiadek? U Tatjany?
Jak tam się Olga twoja chowa?"
,,Nalej mi jeszcze, mój kochany...
Dziękuję, dość... Staruszka zdrowa;
Ukłony od nich ci przywożę,
Grzecznie pozdrowić cię kazały.
Ach! Wiesz, jak Oldze wypiękniały
Ramiona? Jaka pierś, mój Boże!
A jaka dusza!... Jedź, zobaczysz.
Ale, mój drogi, byłeś tam —
Coś ze dwa razy i nie raczysz
Pokazać nosa: pomyśl sam.
Ach, prawda... Głowa do pozłoty!
Jesteś proszony tej soboty."

XLIX

„Ja?" „Tak. Tatjany imieniny.
Ola i matka ich przeze mnie
Proszą cię... Skrewić bez przyczyny
Byłoby bardzo nieprzyjemnie."
„Już widzę, jak się tam zaroi,
Hołota całą kupą zjedzie..."
„Cóż ty! Nikogo tam nie będzie!
Kto miałby zjechać? Sami swoi.
Wybierz się ze mną, bądź tak miły!"
„No dobrze." „Dzięki... Bierz Cliquot!"
Kieliszki w palcach zadzwoniły
I odstawiwszy puste szkło

background image

Przemówił znów na nutę czułą
O Oldze: miłość jest gadułą!
Wesoło plótł... Za dwa tygodnie
Miał się połączyć z ukochaną
I w zachwyceniu przyjąć od niej
W poślubną noc tajemne wiano.
Urok tej słodkiej obietnicy
Zakrył mu przyszłe utrapienia,
Troski domowe, chłód znudzenia.
Cóż my, przysięgli samotnicy?
Nas od małżeństwa łatwo odwieść:
Widzimy łańcuch nudnych scen,
Jakąś nieznośnie ckliwą powieść,
Jakby ją pisał Lafontaine...
A co innego biedny Leński:
On w sercu nosił stan małżeński.

LI

I był kochany... Tak przynajmniej
Myślał, po stokroć tym szczęśliwszy,
Ze w miłość wierzył najzwyczajniej,
Że roje myśli swych uśpiwszy
W rozkosznej sobie drzemce przyległ,
Jak na noclegu pielgrzym pjany
Lub, delikatniej, jak przyssany
Wiosną do kwiatka śpi motylek.
Biedny, kto wszystko dziś przewidzi,
W kim trzeźwy pokutuje duch,
Kto pojmie w lot i znienawidzi

background image

Każde słóweczko, każdy ruch;
Serce mu zetnie chłód lodowy
I nie pozwoli stracić głowy!

ROZDZIAŁ PIĄTY

O, tych strasznych snów nie zaznaj,
Moja ty Świetlano!

Żukowski

I

W tym roku długo się trzymała
Pogodna jesień bez zamieci,
Długo na zimę wieś czekała.
Śnieg spadł dopiero w noc na trzeci
Stycznia. Zbudziwszy się nad ranem
Tatjana zobaczyła z okna,
Jak biel calutki dwór oplotła
Z kulami klombów i parkanem;
Na szybie haftowane wzory,
Na dworze zlot wesołych srok,
Lodowe srebrne drzew bisiory
I okolicznych wyżyn stok
Pod miękką, skrzącą się pościelą:
Dokoła aż pałało bielą.

II

Zima!... Wesoło pohukując
Wieśniak płozami drogę żłobi
I szkapa, śnieg pod nogą czując,
Tędy, owędy truchtem drobi.

background image

Unosząc kłąb śnieżnego puchu
Kibitka mknie, aż dech zamiera:
Na koźle jamszczyk się rozpiera
W czerwonym pasie na kożuchu.
W sankach posadził Żuczka malec
I sam je ciągnie niby koń;
Urwis odmroził sobie palec,
W biegu raz po raz chuchnie w dłoń:
Na przemian ból i śmiech go chwyta;
Groźbą go matka w oknie wita...

III

A może zima jakaś inna
Wam by się bardziej spodobała:
Tu jest natura całkiem gminna,
Powabu siła — całkiem mała.
Od Feba inny brał natchnienie
I słodkim żarem wiersz ogrzewał,
On z pierwszym śniegiem wam opiewał
Wszystkie zimowych łask odcienie.
Nie wątpię, że was urzec mogą,
Kiedy w ognisty wpadną rym,
Tajne przejażdżki sanną drogą;
Nie mam ochoty ani z nim,
Ani też iż tobą iść w zawody,
O mój ty piewco Finki młodej!

IV

background image

Tania (Rosjanka z całej duszy),
Nie wiedząc czemu, sercem młodem
Kochała zimę w wiejskiej głuszy,
Chłodną rosyjską jej urodę,
W słońcu na mrozie szron świetlisty,
Różowych śniegów migotanie
O późnej zorzy, lotne sanie
I Świętochrzestny wieczór mglisty;
W ten dzień kobiety z dworskiej służby,
Kiedy zapadał pierwszy zmrok,
Stawiały swym panienkom wróżby,
Przepowiadając im co rok,
Że wszystkie wnet za mężów pojmą
Wojskowych, i straszyły wojną.

V

Tania wierzyła w tajemnice,
Które się w gminie przechowały,
W stary zabobon, złe księżyce
I sny, i karty do kabały.
Niekiedy znaki ją płoszyły
I wszystkie rzeczy o jej życiu
Wyrokowały coś w ukryciu,
Przeczucia stale pierś tłoczyły.
Kot się na piecu dąsem nadął,
Mył pyszczek łapą, mrucząc miau,
A to był znak, że goście jadą.
Na niebie z lewej strony stał
Dwurogi, ostry nów miesiąca
I naraz ona, cała drżąca,

background image

Vi

Mieniła się na twarzy, bladła!
A gdy na niebie zabłąkana
Latała gwiazda, kiedy z nagła
Rozpryskiwała się, Tatjana
Śpieszyła, tknięta cichą trwogą,
Życzenie serca szepnąć właśnie,
Dopóki gwiazda nie zagaśnie.
Gdy czarny mnich przechodził drogą
Albo spłoszony szybki zając
Spod miedzy wyrwał się na w skos,
Ona, ze strachu umierając,
Już przeczuwała nagły cios,
Który na pewno na nią spadnie.
Oczekiwała go bezradnie.

VII

Cóż? Nawet groza nieuchronna
Rozkoszą skrycie ją poiła:
Tak nas, do przeciwieństwa skłonna,
Sama natura ulepiła.
Nastały świątki. Toż uciecha!
Niefrasobliwie wróżą młodzi
I żal ich jeszcze nie nachodzi,
I życie do nich się uśmiecha,
Sercu się przyszłość jasna marzy,
Szeroko ścieląc się do stóp,
Sterani życiem wróżą starzy,

background image

Przez okulary patrząc w grób.
Różnicy nie ma: starzy, młodzi,
Szczebiot nadziei wszystkich zwodzi.

VIII

Zaciekawiona Tania bacznie
Śledzi, jak lany wosk osiada;
Wosk układając się cudacznie
Coś po cudacku zapowiada
I z lodowatej wody w cebrze
Mnóstwo obrączek się wyłania;
Razem z obrączką nasza Tania
Złowiła starą pieśń o srebrze:
„Tam chłop ma skarby, tam łopaty
Nakopią srebra cały stos;
Komu śpiewamy, ten bogaty,
Temu pokłony!" Smutny los
Wróży ta pieśń; natomiast kotki
Budzą w serduszkach odzew słodki.

ix

Noc mroźna; w boskim korowodzie
Górą niebieskie płyną światła
Wśród takiej ciszy, w takiej zgodzie...
Tania na śnieżny dwór wypadła
Nie narzuciwszy nic na suknię
I do księżyca zwraca lustro,
Ale w tym ciemnym lustrze pusto,

background image

Księżyc w nim tylko świeci smutnie...
Cyt... śnieg zaskrzypiał... ktoś nadchodzi;
Dziewoja na paluszkach wnet
Leci i głosik dzwoni słodziej,
Niżby się w noc odezwał flet:
Jak wam na imię? A on na to
Spojrzy i mruknie jej: Agaton.

X

Tatjana za namową niani
Do nocnej wróżby każe skrycie
Stół na wieczerzę wnieść do bani,
Podwójne dać na stół nakrycie;
Nagle się czegoś przeraziła...
I mnie, gdy wspomnę cię, Swietlano,
Strach oblatuje — nie, z Tatjaną
Nie będziem wróżyć: złego siła...
Oto i łóżko na noc ścielą,
Tania jedwabny zdjęła pas,
Legła. Nad głową krąży Lelum,
W solennej ciszy płynie czas,
Panieńskie lustro pod poduszką
Puchową leży. Uśnij, duszko...

xi

I śni się dziwny sen Tatjanie,
I śnieżna śni się jej polana,
A ona brnie po tej polanie,

background image

Obłokiem smętnej mgły owiana.
A w białych zaspach przed oczyma
Rozkotłowany, hałaśliwy
Pieni się potok ciemnosiwy,
Którego nie okuła zima.
Nad nim zdradliwy mostek z pali
Ledwie opiera się o lód
I lada chwila się zawali;
Spod chwiejnej kładki wieje chłód
Otwierającej się otchłani;
Tu już odwagi zbrakło Tani.

XII

Na strumień żali się, narzeka
Jak na rozłąkę i udrękę;
Nikogo z bliska ni z daleka
Nie widzi, kto by podał rękę.
Naraz się biały śnieg dziewiczy
Poruszył. Któż pod zaspą siedzi?
Kudłaty wyjrzał łeb niedźwiedzi;
Tatjama ach! a niedźwiedź ryczy
I łapę do niej pazurzystą
Wyciąga przez spienioną toń;
Złaknionym krokiem, ale bystro,
Kładąc na łapie drżącą dłoń,
Przebyła kładkę nad otchłanią
I poszła — cóż to? niedźwiedź za nią!

XIII

background image

Nie śmie obejrzeć się... Nic z tego,
Że kroku, ile tchu, podwaja;
Żadnym wybiegiem kosmatego
Nie może pozbyć się lokaja;
Wali się niedźwiedź, ciężko stęka;
Przed nimi las; zastygły sosny
W urodzie chmurnej i żałosnej;
Śnieg nawisł u każdego sęka;
Gwiazdy migają przez kanary
Jesionów, nagich lip i brzóz;
Drogi nie widać; krzewy, jary
Zniknęły; zanim stężał mróz,
Zamieć wszyściutko tu zawiała,
Głęboko w śniegu zagrzebała.

xiv

Tatjana w las; a niedźwiedź za nią;
Aż po kolana śnieg się kruszy;
To ją gałęzie w szyję zranią,
To, nagle szarpiąc ją za uszy,
Zedrą kolczyki lane w złocie;
To z drobnej stopy spada w biegu
Trzewiczek mokry lgnąc do śniegu;
To gubi chustkę i w przelocie
Boi się podnieść; gnana lękiem,
Słyszy za sobą ciężki chód
I wstyd jej nawet ująć w rękę
Zawadzającej sukni spód;

background image

Ucieka; on się za nią wali;
Już brak jej sił uciekać dalej.

xv

Na śnieg upadła; zwierz kudłaty
Podnosi Tanie i porywa;
Ona, wydana w jego łapy,
Bez czucia leży, jak nieżywa.
Niedźwiedź ją leśnym tropem niesie
W bezludną pustkę; aż tu naraz
Zewsząd zawiany śniegiem szałas
Nędzny, samotny stoi w lesie,
Jaskrawym świeci się okienkiem;
Tam gwarnie, hucznie; gości tłum;
A niedźwiedź mówi: „Tu troszeńkę
Możesz się ogrzać, tu mój kum";
I wprost do sieni wnosi Tanię,
I tam układa ją przy ścianie.

XVI

Oprzytomniała; niedźwiedź zniknął;
Ze szpar do sieni blask się sypie;
Za drzwiami goście to zakrzykną,
To w szkła zadzwonią jak na stypie.
Za grosz w tym wszystkim ładu, składu
Nie widać; spojrzy się przez szpary
I cóż zobaczy tam?... Poczwary
Obsiadły stół i gadu, gadu;

background image

Tu ktoś rogaty i z psią mordą,
Z nim łeb koguci za pan brat,
Tu wiedźma trzęsie koźlą brodą,
Tu na ogonie siedzi skrzat,
Tu się czupurny szkielet miota,
Tu pół żurawia, a pół kota.

XVII

Tu nowe, tu groźniejsze dziwy:
Rak na pająku gna okrakiem,
Na gęsiej szyi czerep żywy
Wierci czerwonym swym kołpakiem,
Tańczący młyn w przysiadach goni
I trzeszczy, i skrzydłami macha;
Ryk, śpiew i świst, hoho i haha,
I ludzki głos, i tupot koni!
A jak to Tanię zadziwiło,
Kiedy znajomą sobie twarz,
Zatrważającą, a tak miłą,
Ujrzała: to bohater nasz,
Oniegin — tam za stołem siedzi,
Zamknięte drzwi spod oka śledzi.

XVIII

Dał znak, i wszyscy z miejsca skoczą;
Wypił, i wszyscy pijąc krzykną;
Zaśmiał się, wszyscy zachichoczą;
Nachmurzył brew, i wszyscy milkną.

background image

On — panem domu. Jeszcze chwila.
A już Tatjanie trochę raźniej,
Chciałaby dojrzeć go wyraźniej
I powolutku drzwi uchyla...
Od sieni dmuchnął powiew nagły,
Kagańce zgasił; trwożny pisk
Wydały zaskoczone diabły;
A w jego oczach — groźny błysk;
Miota nad stołem gromy; wstaje;
Idzie do drzwi, odpycha zgraję.

XIX

I wielki strach Tatjanę chwyta;
Próbuje wymknąć się pośpiesznie;
Nie sposób; stoi jak przybita;
Szarpie się, chce zakrzyknąć: też nie.
Oniegin otwarł drzwi przed Tanią;
Od razu wszystkim w oczy wpadła,
Piekielne zbiegły się widziadła,
Śmiech dziki zagrzmiał; patrzą na nią
Ryje kosmate i koślawe,
Tuziny chwostów, wąsów, chrap,
Rogi, jęzory, zęby krwawe,
Racice, gołe kości łap,
U każdej bestii oczu dwoje,
A wszystkie wrzeszczą: moje! moje!

xx

background image

„Móje!" — Oniegin odparł groźny,
Rozpędził nagle całą zgraję
I sam na sam w ciemności mroźnej
Młodziutkie dziewczę z nim zostaje.
On się łagodnie zwraca do niej,
Potem układa ją, troskliwy,
W kącie na ławie chybotliwej
I głowę na jej ramię kłoni.
Światełko błysło; Olga wchodzi,
Z nią Leński; słysząc obcy krok
Eugeniusz gniewnie ręką wodzi,
Błędny po izbie toczy wzrok,
Sarka na nieproszonych gości;
Tatjana ani drgnie w ciemności.

XXI

Kłócą się głośno; jedno mgnienie
I dopadł noża; spór się kończy;
Zachwiał się Leński; groźne cienie
Zbiegły się, krzyk rozdzierający
Wstrząsnął szałasem... I Tatjana
Budzi się drżąca przeraźliwie...
Patrzy: na zamarzniętej szybie
Jutrzenka mieni się różana
I światło dzienne bije z okna.
Naraz otworem stają drzwi:
To Olga, jak jaskółka lotna,
W żywszych rumieńcach młodej krwi
Niźli Aurora na Północy:

background image

„A kto się tobie śnił tej nocy?"

XXII

Tatjana siostry nie spostrzega;
Leży i czyta coś po cichu;
Stronę po stronie w lot przebiega.
Co ją tam nęci? piękno sztychu?
Mrzonki poetów? mądre zdania?
Nic podobnego, moi mili,
Ale nikogo tak Wergili
Ani też Rasyn nie pochłania,
Ni Scott, ni Byron, ni Seneka,
Ni nawet „Żurnal Damskich Mód";
To był, to był... Marcin Zadeka,
Ten, co chaldejskich mędrców ród
Prześcignął, losów przyszłych badacz,
Wróżbita, ciemnych snów wykładacz,

XXIII

Kiedyś tę książkę epokową,
Zawieruszywszy się w powiecie,
Wędrowny księgarz wyjątkowo
Razem z Malwiną (nie w komplecie)
Odstąpił jej za trzy trzydzieści,
A iżby krzywda się nie działa,
Jeszcze Tatjana mu dodała
Zbiorek jarmarcznych opowieści,
Gramatykę i dwie Petriady

background image

I Marmontela trzeci tom.
Tatjana wie, gdzie szukać rady,
Odkąd Zadeka wszedł w ich dom;
On jej pociechą, dobrą wróżką,
Ona go chowa pod poduszką.

xxiv

Przedziwny sen Tatjanę trwoży,
Nie może pojąć, co to znaczy;
Chyba Zadeka jej wyłoży,
Jak to na rozum się tłumaczy.
Bierze skorowidz na początku,
Sprawdza: bór, burza, czarownica,
Jodła, most, niedźwiedź, sień, śnieżyca,
I tak do zet. Nie chwyta wątku.
Cóż? Nie wyjaśni jej Zadeka
Znaczenia tych okropnych scen,
Lecz pewnie moc ją smutków czeka
I o tym właśnie mówi sen.
Przez kilka dni, a jeszcze potem,
Z tym ciężkim nosi się kłopotem.

xxv

A oto dłonią purpurową
Zorza wynosi nad niziny
Słońce, prowadząc dzień za sobą,
A z nim wesołe imieniny.
W domu Łarinów od świtania

background image

Pełno sąsiadów i na ganku
Rozgardiasz rośnie bez ustanku.
Goście w kibitkach, bryczkach, saniach
Całymi rodzinami zewsząd
Zjeżdżają, cisną się przez próg;
W bawialni gwar, cmokanie dziewcząt,
Szczenięcy pisk, szuranie nóg,
Ukłony, śmiechy, tłok i zamęt,
Łajania mamek, dzieci lament.

XXVI

Obok małżonki okazałej
Opasły toczy się Pustiakow;
Gwozdin, gospodarz doskonały,
Pan wielu wiosek i biedaków;
Skotinin z żoną, otoczony
Dziećmi od dwóch lat do trzydziestu;
Pietuszkow, znany francik, jest tu,
I nie golony, zapierzony
Jest mój stryjeczny brat Bujanow
W kaszkiecie z daszkiem (stad go znasz,
Mój czytelniku), jest i Flanow,
Radca w spoczynku, tęgi łgarz,
Przechera, plociuch, a zarazem
Żarłok, łapownik, stary błazen.

XXVII

W bryce Pamfila Charlikowa,

background image

W rudej peruce, w okularach,
Przybył monsieur Triquet z Tambowa;
Żartowniś, w drodze się postarał
Znaleźć almanach starych pieśni
I stąd na motyw dzieciom znany
Przywiózł w kieszeni dla Tatjany,
Na światło wyciągnięty z pleśni,
Kuplecik okolicznościowy:

Reveillez vous, belle endormie.
Triquet, poeta pomysłowy,
Odgadł, że bardzo mile brzmi,
Gdy śmiało zamiast belle Nina
Wstawi się belle Tatiana.

XXVIII

A oto spójrzcie, niespodzianie
Przyjechał rotmistrz z garnizonu,
Bóstwo dokwitających panien,
Nadzieja matek; próg salonu
Przestąpił... Ach! Co za nowiny,
Pułkowa zjawi się muzyka!
Na rozkaz własny pułkownika.
Bal będzie! Skaczą już dziewczyny.
Ale w stołowym na stół dano.
Pod rękę wiodą się przez drzwi;
Tłoczą się panny za Tatjaną,
Mężczyźni stają vis a vis;
Tłum, brzęcząc, izbę obszedł kołem,

background image

Przeżegnał się i siadł za stołem.

xxix

Na kilka chwil rozmowy milkną;
Jedzą i żują; dzwonią sztućce,
Talerze, szklanki; słychać tylko,
Jak przypijają, ale wkrótce
Znowu się goście rozochocą
I powolutku gwar się wzmaga,
Nikt już nie słucha, każdy gada,
Kłócą się, piszczą i chichocą.
Wtem — z Onieginem Leński wchodzi,
Łarina woła: ,,Wreszcie dwóch
Spóźnialskich!" Na to spieszą młodzi
Dać dla nich miejsca; wszczął się ruch;
Ktoś niesie krzesła, prosi, woła,
Prędko sadzają ich u stoła.

XXX

Sadzają ich naprzeciw Tani.
Blada jak księżyc z końcem nocy,
Trwożliwsza od ściganej łani,
Spuściła zamroczone oczy;
Pali ją płomień namiętności,
Duszno jej, słabo; czoło skłania,
Prawie nie słyszy powitania
Dwóch zapóźnionych naszych gości;
Za chwilę łzami się zaleje

background image

I spazmy ścisną ją za krtań;
Biedactwo, omal nie zemdleje,
Lecz rozum czuwa. Strzępki zdań
Przez zaciśnięte zęby cedzi
I jak siedziała, tak usiedzi.

XXXI

Traginerwowe widowiska,
Dziewicze spazmy .i omdlenia —
Eugeniusz nie mógł znieść ich z bliska,
Za dobrze znał je z doświadczenia.
Dziwak, u wejścia już się boczył,
Że wpadł na fetę; dojrzeć zdołał,
Jak silny w pannie wstrząs wywołał,
I niesmak czując, spuścił oczy;
Oburzył się na przyjaciela,
Przysiągł, że go wprowadzi w złość;
Na myśl o zemście poweselał,
A że rozmowy miał już dość,
Więc kreślił w duchu bez litości
Karykatury wszystkich gości.

XXXII

Rzecz jasna, że konfuzję Tani
Nie tylko on byłby oglądał,
Lecz przegapili ją zebrani,
Właśnie uwagi od nich żądał
Pieróg (za słony, choć nie lichy);

background image

Między pieczystym a blamaszem
Wniesiono zasmoloną flaszę
Z cymlańskim winem i kielichy
Wąskie, wysmukłe tak wspaniale,
Jak twoja kibić, o Zizi,
Młodzieńczej duszy mej krysztale,
Natchnienie mych niewinnych dni,
Wdzięczna miłości mej amforo —
Tyś mnie upiła wczesną porą!

XXXIII

Wilgotny korek nagle praśnie,
Cymlańskie zawtóruje sykiem
I spłynie z flaszy; wtedy właśnie
Triquet, dławiony kuplecikiem,
Wstaje i oto cichnie wrzawa:
Triquet trzymając w ręku nuty
Śpiewa Tatjanie, tnie koguty;
Tłum wiwatuje, bije brawa.
Solenizantce półprzytomnej
Wypada zbliżyć się, a on —
Poeta wielki, ale skromny,
Schodzi na poufalszy ton,
Zdrowie Tatjany pierwszy wznosi
I przyjąć kuplet pannę prosi.

XXXIV

Dopieroż wyścig się zaczyna

background image

Wiwatów, życzeń dla Tatjany.
Gdy przyszła kolej Oniegina,
To wygląd panny zatroskanej,
Zamglone oczy i zmęczenie
Przejęło go litością: złożył
Ukłon, ust nawet nie otworzył,
Lecz dziwnie tkliwe miał spojrzenie.
Czy mimowiednie tym ratował
Tatjanę, czy (naprawdę czuł
Wzruszenie, czy ją kokietował,
Dosyć, że posłał jej przez stół
Spojrzenie, które czułość kryło,
A to jej serce ożywiło.

xxxv

Goście z hałasem odsunęli
Krzesła i do bawialni gonią:
Tak z ula rój wylała pszczeli
Brzęcząc nad umajoną błonia.
Podjadłszy sobie jak we święta,
Sąsiad zasapał do sąsiada,
Grono dobrodzik piec obsiada,
W kącie zmawiają się dziewczęta.
Przy jednym, drugim rozstawionym
Stole do kart ogromny ścisk;
Nad starczym lombrem i bostonem
Prym bierze znakomity wist:
Odmienne gry, lecz z jednej matki,
Czczej nudy nieodrodne dziatki.

background image

xxxvi

Już robrów osiem rozegrali
Niepokonani kart rycerze,
Ósmy raz miejsca pozmieniali;
Herbatę niosą. Chętnie mierzę
Czas posiłkami. Dnia porządek
Na wsi jest ściśle przestrzegany;
Jak breget wierny, bez przygany,
Porę wskazuje nam żołądek.
Warto pomyśleć, ilem razy
Za jego głosem w strofach szedł;
Tak często daję tu obrazy
Jedzenia, picia, bib i fet,
Jak ty, bo z ciebie przykład bierze
Trzydzieści wieków, mój Homerze!

XXXVII. XXXVIII. XXXIX

Niosą herbatę: już panienki
Grzecznie dygając wzięły spodki,
Wtem z dużej sali pierwsze dźwięki
Wydaje fagot i flet słodki.
Parys powiatu, nasz Pietuszkow —
Herbatę z rumem stracić woli
I śmiało zbliża się do Oli
Ujmując końce jej paluszków;
Leński — do Tani, Charlikową,
Niewiastę już przejrzałych lat,

background image

Uniósł Triquet, a Pustiakową
Bujanow, mój stryjeczny brat;
Przez drzwi się hurmą wysypali
I blaskiem zalśnił bal na sali.

XL

Gdy zaczynałem ten poemat
(Obaczcie pierwszą pieśń, kochani),
Bal petersburski, pyszny temat,
Chciałem malować, jak Albani;
Lecz pusta mnie uwiodła mrzonka
I panie, które niegdyś znałem,
I piękne nóżki ich wspomniałem.
Za długo myśl się moja błąka,
O nóżki, wąskim waszym śladem!
Po stracie mych wiosennych chwil
Czas za rozsądnym pójść przykładem.
Życia i wiersza mego styl
Utemperować i odmienić,
Dygresje w pieśni tej wyplenić.

XLI

Porywający, bezrozumny,
Jak wicher życia w dni młodości,
Wiruje walca wicher szumny,
Migają pary. W tłumie gości
Oniegin czuwa, uśmiech skrywa,
On zemście umknąć nie pozwoli,

background image

Umyślnie zbliża się do Oli
I wnet do tańca ją porywa,
Potem na krześle ją usadza,
Zabawia, potem dłonią stan
Ujmując, znów ją uprowadza;
Zdumiony patrzy tłum spod ścian,
Jak się przez salę szybko toczą.
Leński nie wierzy własnym oczom.

XLII

Rozległ się mazur. Ach, bywało,
Że kiedy mazur zagrzmi basem,
Po sali drżenie przebiegało,
Posadzka trzeszczy pod obcasem,
Na ścianach trzęsą się zwierciadła;
Dziś już nie to: i my, jak damy,
Po gładkich deskach się ślizgamy.
Lecz dawna werwa nie przepadła
Po miastach, dworach; tam obcasy,
Skoki, hołubce, długi wąs —
Przypominają stare czasy,
Tam wiernie zachowany pląs
Nie zdążył doznać szybkiej szkody
Od gnębicielki Rosjan — mody.

XLIII. XLIV

Dziarski Bujanow Olę z Tanią
Prowadzi wprost do Eugeniusza,

background image

A ten wybiera sobie panią,
Szarmancko z Olą w taniec rusza;
Niedbale sunie z pochyloną
Głową i czule uśmiechnięty
Prawi nikczemne komplementy,
Za rączkę ściska — aż zapłonął
Na samolubnym liczku żywy,
Mocniejszy niż zazwyczaj pąs.
Mój Leński patrzy niecierpliwy,
Goreje, wpada w gniewny dąs;
Czeka, choć zazdrość go ponosi;
Do kotyliona Olgę prosi.

XLV

Ona nie może. Nie, nie może...
Ten taniec obiecała Olga
Onieginowi. Boże, Boże...
Niepodobieństwo... Jakże mogła?
Któż by pomyślał? Prawie dziecko,
Ledwie z pieluszek się wykluła,
Już kokietuje! Już, nieczuła,
Potrafi zwodzieć go zdradziecko!
Kobiece sprawki, próżność modną
Przeklął; gwałtowny w sercu cios
Unosząc, wybiegł, skoczył w siodło
I pomknął. Niech rozstrzygnie los:
Dwóm pistoletom, dwóm nabojom
Gotów powierzyć przyszłość swoją.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

I

Widząc, że Leński zniknął w tłumie,
Oniegin dość miał kotyliona,
Znowu pogrążył się w zadumie:
Nudzi go zemsta nasycona.
Ogląda się za Włodzimierzem
Oleńka z lekka ziewająca;
Kotylion dłuży się bez końca
Jak zmora. Wreszcie na wieczerzę
Wzywają. Goście utrudzeni
Marzą o śnie, lecz nikt się stąd
Nie ruszy na noc. Już od sieni
Aż do czeladnej każdy kąt
Usłano. Mój Oniegin jeden
Odjechał gardząc tym noclegiem.

II

W bawialni usnął na kanapie
Pustiakow, przy nim Pustiakowa,
Jedno i drugie tęgo chrapie.
W stołowym obok Pietuszkowa
Bujanow, Gwozdin przy Flanowie
Na krzesłach śpią, a na dywanie
Leży monsieur Triquet w kaftanie,
W szlafmycy na zbolałej głowie.
W pokojach Olgi i Tatjany
Panny usnęły mocnym snem.
Samotna w oknie, blaskiem Diany
Opromieniona, w nocną mgłę

background image

Biedna wpatruje się Tatjana,
Nie zmruży oka aż do rana.

III

Ten jego przyjazd i ta chwila,
Gdy czułe posłał jej spojrzenie,
I to, że dziwnie się przymilał
Do Olgi, w silne ją wzburzenie
Wprawiło, lecz im dłużej bada,
Tym mniej rozumie; drży i czuje,
Jak zazdrość tęskne myśli truje,
Jak się po serce jej zakrada
Jakaś lodowo chłodna ręka
I otchłań huczy u jej stóp...
,,Zginę, lecz słodka moja męka,
Dla niego chętnie zejdę w grób.
Ja się nie skarżę, nie, mój Boże!
Wiem — on mi szczęścia dać nie może."

IV

Naprzód, niech toczy się historia!
Nowej przypatrzmy się osobie.
O kilka wiorst od Krasnogoria,
Od wsi Leńskiego, mieszkał sobie
W filozoficznym cichym gnieździe
Zarecki, niegdyś wódz hultai,
Warchoł, karcianej hetman zgrai,
Trybun na targu i w zajeździe.

background image

Dziś — ojciec dzieciom, choć bezżenny,
Zacny, że przyłóż go do ran,
Dziedzic spokojny, sąsiad cenny,
Słowem, poczciwy starszy pan,
Nawet żyjący przyzwoicie —
Tak się poprawia nasze życie!

V

Był niegdyś czas, że chwaląc zucha
Lada pochlebcy nieostrożni
Wywoływali złego ducha:
Wyznajmy prawdę — o pięć sążni
On z pistoletu trafiał w tuza.
W potyczce rębacz znakomity,
Raz z kałmuckiego konia, spity,
Zleciał jak kloc i do Francuza
Dostał się, wzięty bez oporu —
Drogi to zastaw, bądź co bądź!
On jak Regulus dla honoru
Sam by na nowo dał się wziąć,
Aby co dzień u pana Very
Na kredę pić butelki cztery.

VI

Był czas, że bawił się wspaniale,
Potrafił głupca otumanić
Albo ogłupić mógł mądralę,
Kpił sobie zdrów i miał to za nic.

background image

Choć się zdarzało, że na haczyk
Ofiary wziąć się nie dawały,
Choć brał nauczkę za kawały
Sam ośmieszany jak prostaczek,
Umiał wesoło dyskutować,
Umiał odpalić z głupia frant,
Czasem zamilknąć i skwitować,
Czasem obrócić kłótnię w żart,
Poróżnić dwóch najlepszych w świecie
Przyjaciół, stawić ich na mecie

VII

Lub nie dopuścić do rozprawy
I pójść we trójkę na śniadanie,
By ich oskubać z dobrej sławy
Za małoduszne pojednanie.
Sed alia tempora! Swawola
(Tak samo jak i sen miłości)
Mija, gdy zgaśnie żar młodości.
Jak rzekłem, mój Zarecki wolał
W cieniu czeremchy i akacji
Od burz zawczasu głowę skryć,
Kapustę sadzić jak Horacy,
Prawdziwym życiem mędrca żyć,
Kacze i gęsie łączyć stadła
I dzieci uczyć abecadła.

VIII

background image

Niegłupi był i do rozmowy
Attycką sól nieraz dodawał,
Oniegin sąd w nim cenił zdrowy,
Chociaż mu serca nie przyznawał;
Lubił posłuchać jego zdania
O tym i owym, więc o świcie
Wczesnej nie zdziwił się wizycie.
Po pierwszej chwili przywitania
Zarecki, który nie przypadkiem
Wpadł do sąsiada, przeciął tok
Rozmowy, wręczył mu notatkę,
Natrętny wlepił w niego wzrok.
Oniegin o nic nie zapytał,
Podszedł do okna, tam odczytał.

IX

Taką notatkę arcygodną
Zwano inaczej karteluszem:
Poeta grzecznie, jasno, chłodno
Żądał spotkania z Eugeniuszem.
Oniegin z miejsca się obrócił
Do posła, ze znaczącym gestem
Powiedział: „Zawsze gotów jestem",
I ani słowa nie dorzucił.
Zarecki wstał bez komentarza;
Miał tego dnia roboty huk,
Więc pożegnawszy gospodarza
Czym prędzej wyniósł się za próg;
Ten został sam; w bezsilnym gniewie

background image

Bił się z myślami, zły na siebie.

X

Słusznej poddając się ocenie,
Przed tajnym stając trybunałem,
Niejedno znalazł przewinienie:
Po cóż się wczoraj nad nieśmiałem
Sercem poety głupio znęcał?
Lat osiemnaście i pstro w głowie
Mając, niech tamten bryka sobie,
Lecz on — on znał tego młodzieńca,
Tę duszę prawą i niewinną,
A teraz miał się wziąć na lep
Przesądów, stać się ich dziecinną
Piłeczką, strzelać się jak kiep,
Zamiast przewagę wziąć nad Leńskim
Rozumem i honorem męskim.

XI

Powinien był pomówić szczerze,
Sercem rozbroić serce młode,
A nie najeżać się jak zwierzę.
„Za późno dziś naprawiać szkodę;
Tu już położył łapę twardą
Stary i szczwany specjalista,
Złośliwy plotkarz — ten skorzysta!
Mógłbym odpłacić mu pogardą,
Lecz zgraja głupców okoliczna?

background image

Szepty, chichoty? Alem wpadł!"
Oto opinia jest publiczna!
I oto właśnie, na czym świat
Kręci się! Oto oś jedyna
I boska naszej czci sprężyna!

XII

Poeta, rojąc o odwecie,
Wre gniewem, z okna drogę śledzi;
Powraca sąsiad i poecie
Przywozi słowa odpowiedzi.
Ależ to raj dla zazdrośnika!
Wciąż bał się, że ten frant figlarny
Wynajdzie żarcik jakiś marny,
Będzie wykpiwał się, wymykał
Od pistoletu. Ale kwita:
Teraz na pewno i bez kpin
Wiadomo, że nim dzień zaświta,
Powinni stawić się pod młyn,
Tam kurki odwieść, wycelować
W łydkę czy skroń — i nie pudłować.

XIII

Kokietkę przysiągł znienawidzieć,
Po stokroć w duchu się zastrzegał,
Że nie chce dzisiaj Olgi widzieć,
Na słońce patrzył, to na zegar,
Aż machnął ręką, niespodzianie

background image

Przed domem Łarinów się znalazł.
Myślał, że stropi ją, że naraz
W okropne wprawi ją zmieszanie,
Gdzie tam! Oleńka z ganku leci
Witać go, jakby nigdy nic,
I jak nadzieja płocha świeci,
I taki blask jej bije z lic,
Taka wesoła, hoża, miła,
Jakby się wcale nie zmieniła.

XIV

,,Czemu pan wczoraj znikł tak wcześnie?"
On spuścił nos i na Oleńkę
Patrzy w zamęcie uczuć, nie śmie
Nic mówić, ale serce mięknie
I gniew, i zazdrość w nim się kruszy
Pod jasnym oczu jej spojrzeniem,
Pod jej prostoty czułym tchnieniem,
Pod władzą tej pogodnej duszy!
Widzi, że przecież jest kochany,
Po dniu goryczy wpada znów
W oczarowanie, drży wezbrany
Skruchą i nie znajduje słów,
Stoi w milczeniu, zapatrzony,
Szczęśliwy, prawie uleczony...

XV. XVI. XVII

I znów przy Oldze swojej miłej

background image

Melancholijnie Leński wzdycha,
O dniu wczorajszym nie ma siły
Wspomnieć i szepcze sobie z cicha:
„Trzeba jej bronić — jestem gotów.
Nie ścierpię, aby młodą duszę
Rozpustnik wodził na pokusę
Blaskiem pochlebstwa i zalotów;
Aby obrzydły, jadowity
Czerw się do pączka lilii wkradł,
Aby ten jeszcze nie rozwity
Dwudniowy uwiądł w oczach kwiat."
A to znaczyło tak niewiele:
Będę się strzelał z przyjacielem.

XVIII

O, gdyby wiedział, jaka rana
Serce Tatjany mojej piekła!
Gdyby poznała coś Tatjana,
Gdyby zawczasu to dociekła,
Że jutro przyjaciele młodzi
Spór mają stoczyć o mogiłę,
Ach, miłość by znalazła siłę,
Co takie spory łatwo godzi!
Ale Oniegin nie wydawał
Sekretów Tani i na ślad
Tej namiętności nikt nie wpadał;
Kto poza nianią byłby zgadł,
Czym się zadręcza biedna Tania?
Lecz niedomyślna była niania.

background image

xix

Mój Leński przez ten wieczór cały
Kaprysił: tak się zwykle dzieje
Z tym, kogo muzy kołysały;
To zmarszczy brew, to się zaśmieje;
Raz był wesoły, raz mrukliwy,
To nagle siadł przy klawikordzie,
Chmurnie brał akord po akordzie,
To mrucząc: jaki ja szczęśliwy —
Patrzył na pannę swoją piękną
I taki żal się w sercu tłukł,
Że z bólu omal mu nie pękło,
Gdy Olga wyszła z nim na próg.
Ona spojrzała mu się w oczy:
„Co panu?" „Nic." I z ganku skoczył.

XX

Do domu wrócił; tu otwiera
Szkatułę, sprawdza pistolety,
Potem zamyka; tom Schillera
Bierze przy świecy, lecz, niestety,
Serce nie zazna ukojenia,
I ciągle jedna myśl go nęka;
Jak żywa zjawia się Oleńka
W urodzie nie do wysłowienia.
Odkłada książkę, bierze pióro;
Płynie gorący potok zdań,

background image

Przelewa się miłosną bzdurą
I dźwięczy; przez zduszoną krtań
On czyta, nieprzytomny prawie,
Jak Delwig pjany na zabawie.

XXI

Przypadkiem wiersze ocalały;
Mam je u siebie; tu je wplotę:
„Gdzieście, ach, gdzieście uleciały
Wy, dni młodości mojej złote?
Co mi zgotuje dzień jutrzejszy?
Daremnie chcę go złowić okiem.
Nic to, że jeszcze skryty mrokiem;
Los wyda wyrok najsłuszniejszy.
Czy padnę strzałą ugodzony,
Czy ona przejdzie mimo mnie,
Nic to: jednako przeznaczony
Trud i spoczynek w cichym śnie;
Błogosławiony dzień uroku,
Błogosławione zejście mroku!

XXII

,,Zaranne błysną jutro zorze
I zagra jasno promień dzienny,
A o tym czasie ja, być może,
Zejdę w mogilny mrok tajemny;
Młodzieńczą pieśń i pamięć moją
Pochłonie nurt powolnej Lety,

background image

Zapomni świat o snach poety,
Lecz wtedy, cudna ty dziewojo,
Wylejesz łzę u mojej urny,
Szepcząc: on kochał mnie i on
W burzliwych dni poranek chmurny
Przystał na wczesny życia zgon!
Przyjdź, luba, przyjdź, na ślubny wieniec
Czekam tu ja, twój oblubieniec!"

XXIII

Tak pisał Leński — mdło i mgliście.
(Co u nas ma być romantyzmem,
Lecz romantyzmu — proszę, myślcie,
Co chcecie — ja się nie dogryzłem.)
Już miał zabłysnąć modnym słowem,
Gdzieś tam postawić miał ideał,
Lecz go powoli sen rozbierał
I koło świtu skłonił głowę
W upajającej, słodkiej drzemce,
Oparty o fotelu grzbiet,
Gdy naraz, budząc go naprędce,
Do gabinetu sąsiad wszedł:
„Siódma godzina, czas ucieka,
A tam Oniegin pewnie czeka."

XXIV

Mylił się bardzo: snem kamiennym
Oniegin jeszcze śpi. Na dworze

background image

Cień nocy znika przed jutrzennym
Blaskiem i kogut wita zorze;
Oniegin ciągle śpi; na ziemię
Powiewny śnieżek z nieba leci,
Zadymka mija, słońce świeci,
Oniegin jeszcze sobie drzemie,
Jeszcze nad głową senne mary
Latają; aż na koniec leń
Z pościeli zrywa się, kotary
Odchyla, patrzy — jasny dzień;
Przespał jutrzenkę i godzinę,
Kiedy miał stawić się za młynem.

XXV

Gwałtownie dzwoni. Zwinny sługa
Francuz Guillot do izby wpada,
Szlafrok, pantofle mu podsuwa,
Świeżą bieliznę przed nim składa.
Oniegin szybko po ubranie;
Sięga i słudze swemu każe
Jechać ze sobą, dwa Lapaże
Zabrać w kasecie. Śmigłe sanie
Czekają. Wsiadł, ruszyli w drogę,
Koniki poszły w ostry kłus.
Otóż i młyn. Guilloit złowrogie
Lufy za panem swoim niósł,
Tymczasem stangret na ustronie
Między dwa dęby odwiódł konie.

background image

XXVI

Wsparty o gróblę wodną Leński
Od dawna niecierpliwie czekał;
Zarecki, nasz mechanik wiejski,
Oceniał żarna i narzekał:
„Cóż to? Nie widzę sekundanta!" —
Spytał Oniegina z przytykiem.
W sprawach honoru był klasykiem,
Miał wyrobiony smak pedanta
I kłaść człowieka nie pozwalał
Bez ceremonii, na pif-paf,
Metodą, czuciem rzecz ustalał
Dokładnie, według wszelkich praw
Surowej sztuki, obyczajem
Pradziadów (chętnie to uznaję).

XXVII

„Sekundant? Jest tu, proszę bardzo,
Monsieur Guillot! Mym przyjacielem
Panowie chyba nie pogardzą:
Mniejsza o jego parantelę,
Dość, że uczciwy, że bez plamy."
Zarecki aż zębami zgrzytał.
Oniegin wprost Leńskiego spytał:
,,Zaczniemy?" „Proszę, zaczynamy"
Odrzekł Włodzimierz. Poszli dalej
Za młyn. Uczciwy nasz Guillot
Z Zareckim pakta układali,

background image

Ale im ciężko jakoś szło,
A dwaj wrogowie stali niemi,
Spojrzenia zatopili w ziemi.

XXVIII

Wrogowie! Dawnoż ich rozdziela
Nienawiść serc i zamysł krwawy?
Dawnoż przyjaciel przyjaciela
Gościł — rozrywki, myśli, sprawy
I stół dzielili z sobą zgodnie!
Dziś, jak dziedziczni dwaj wrogowie,
Wzajemnie śmierć gotują sobie,
We śnie straszliwym knują zbrodnię...
Czy się nie ockną, nie zaśmieją,
Nim krew przelana splami dłoń?
Nuż sami się porozumieją
I, póki czas, odrzucą broń?...
Nie! Dzika świecka złość tu stoi,
Wstydu się fałszywego boi.

XXIX

Już pistolety ładowano.
Młotek kolejno stukał w stemple,
Aż kulki w lufę szlifowaną
Weszły; zazgrzytał raz na wstępie
Kurek i szarą na panewkę
Strużyną proch się sypie miałki,
I widać kły zębiastej skałki.

background image

Guillot, zgorszony, stał za drzewkiem.
Tamci dwaj płaszcze pozrzucali.
Zarecki krok za krokiem szedł;
Zliczył trzydzieścia dwa, ustalił
Niedługi tor do obu met,
Każdego odwiódł do granicy
I wzięli broń — dwaj przeciwnicy.

xxx

„Zaczynać."
Z zimną krwią i wzgardą,
Nisko trzymając pistolety,
Zwolnionym chodem, równo, twardo,
Po cztery kroki w stronę mety
Uszli — śmiertelne cztery stopnie.
Oniegin wciąż miarowo kroczy
I pierwszy lufę, mrużąc oczy,
Unosi lekko, niepochopnie...
Jeszcze pięć kroków postąpili;
Leński brew ściągnął, właśnie brał
Wroga na cel, gdy w tejże chwili
Z przeciwnej lufy huknął strzał...
Wyroczny bije grom w poetę:
Dłoń się rozstała z pistoletem,

xxxi

Na pierś powoli złożył rękę
I runął. Mgłą zasnute oczy

background image

Śmierć wyrażają, lecz nie mękę.
Tak się ze szczytu wolno toczy
Śniegowa bryła, w słońcu błyska
I niewstrzymana leci w przestrzeń...
Nagle oblany zimnym dreszczem
Oniegin biegnie, patrzy z bliska,
Woła, okrzykiem głośnym wzywa:
Nie ma poety. W otchłań spadł,
Tam gdzie się czasu bieg urywa!
Wionęła burza, piękny kwiat
Uwiądł o brzasku dnia, zdmuchnięty.
Zgasł na ołtarzu płomień święty.

XXXII

Leżał, i spokój jego czoła
Przedziwny był, nieporównany;
Pierś miał przeszytą; dookoła
Broczyła krew dymiąca z rany.
W tym sercu, gdzie przed oka mgnieniem
Palił się gniew, nadzieja grała,
Życie krążyło, krew kipiała,
Miłość schodziła się z natchnieniem,
Na wieki zapadł mrok, jak gdyby
Życie odbiegło pusty dom:
Tu zabielone kredą szyby,
Ślad nie prowadzi ku tym drzwiom.
Bóg wie, gdzie znikła pani domu.
Adres? Nie dała go nikomu.

background image

XXXIII

Miło jest ciąć epigramatem,
Gdy wróg zaczepi cię niebacznie,
Gdy zamiast natrzeć łbem rogatym
Ponuro medytować zacznie
I w lustro spojrzy się z protestem,
Że to nie jego podobizna,
A jeszcze milej, kiedy przyzna
Rycząc jak głupi: ja to jestem!
Najmilej przez szlachetną metę
Gotować mu uczciwy grób,
W milczeniu wiercić pistoletem
I mierzyć go od głów do stóp,
Ale powalić go na ziemię,
Wątpię, czy będzie wam przyjemnie.

XXXIV

A cóż, gdy od twej kuli padnie
Młody przyjaciel za to tylko,
Że spojrzał hardo lub szkaradnie
Odezwał się, lub krotochwilką
Głupio uraził twoje uszy
Przy flaszce wina, lub w zapale,
Nawet sam wyzwał cię zuchwale,
Powiedz, co wtedy w twojej duszy
Dzieje się, w jakiejż to malignie
Patrzysz na niego, gdy na wznak
Leżąc bez ruchu z wolna stygnie,

background image

Gdy mu na czole rośnie znak
Śmierci, gdy milczy i nie wstanie
Na przeraźliwe twe wołanie?

xxxv

W oszołomieniu i rozpaczy
Ściskając w ręce broń, jak wryty,
Oniegin na Leńskiego patrzy.
Zarecki rzeki: „No cóż? Zabity."
Zabity!... W tym okrzyku grozy
Oniegin jak ze snu się budzi,
Biegnie, zwołuje swoich ludzi.
Zwłoki ostygłe sąsiad złożył
Na saniach; konie wnet pognane
Poczuły, że tam leży trup;
Wierzgają, toczą z pyska pianę
Uwoźąc ten straszliwy łup;
Chrapią i gryzą stal wędzidła —
Mkną, jakby im przypięto skrzydła.

xxxvi

Żal wam poety, przyjaciele:
Niejeden piękny miał zadatek;
Nim zdążył się rozwinąć śmielej
I z pacholęcych ledwie szatek
Wyrósł, już po nim! Gdzież zapały
Młodego serca, gdzie szlachetne
Uczucia, pędy gdzie są świetne

background image

Myśli wrażliwej i zuchwałej?
Bujne miłości upragnienia,
Chęć wiedzy i cierpliwy trud,
Wzgarda przywary, lęk spodlenia
I gdzie najdroższych marzeń płód,
Gdzie nieziemskiego życia zjawy,
Sny świętej poetyckiej sprawy!

XXXVII

Może dla dobra tego świata
Lub choć dla sławy był stworzony,
I z jego lutni pieśń skrzydlata
Potężne, nie milknące tony
W stulecia mogła nieść. Być może,
Zgasłemu przypaść miał poecie
Wysoki szczebel na tym świecie.
Męczeński jego cień w pokorze
Wziął tajemnicę do mogiły,
A dla nas może razem z nim
Zaginął głos żywotnej siły
I nigdy wdzięcznych ludów hymn,
Błogosławiący śpiew stuleci,
Za próg mogilny nie doleci.

XXXVIII. XXXIX

A może być i tak: poetę
Los byłby czekał całkiem zwykły.
Minąłby dni młodzieńczych metę

background image

I w duszy ognie by wystygły.
Życie poznawałby naprawdę
I byłby się powoli zmienił,
Z muzą by rozstał się, ożenił,
W czterdziestej zimie wpadł w podagrę;
W jedwabnym chodziłby szlafroku,
Szczęśliwy rogacz, piłby, jadł,
Nabierał tuszy rok po roku,
Ażby dokonał swoich lat
I zgon w pościeli miałby łatwy
Pośród doktorów, bab i dziatwy.

XL

Cokolwiek miało być, niestety,
Nie doczekawszy się wesela
Zgasł marzycielski duch poety
Zgładzony ręką przyjaciela!
Znam miejsce: w lewo od siedziby,
Gdzie nawiedzało go natchnienie,
Dwóch sosen łączą się korzenie,
Potok obiega rolne skiby;
Tam oracz chętnie odpoczywa
I tam dziewczyna kosząc łan
Po wodę wymknie się od żniwa,
Dzwoniący swój zanurzy dzban;
Przy tym potoku tonie w cieniu
Napis wyryty na kamieniu.

XLI

background image

A pod nim (gdy iż początkiem lata
Deszcze pokropią pól zasiewy)
Pstre łapcie pastuch tam wyplata
Tęsknie zawodząc swoje śpiewy
O rzece Wołdze, o rybakach,
I młoda mieszczka, spędzająca
Na wsi czas wiosny i gorąca,
Kiedy harcuje po tych szlakach,
U drzew, skąd biegnie pieśń pastusza,
Osadzi konia, ujrzy głaz,
Odchyli woal kapelusza,
Aby odczytać, kto tu zgasł,
I przed nagrobkiem czułe oczy
Łza niespodziana mgłą zamroczy,

XLII

Więc jedzie stępa w szczere pole
I cała się w marzeniach grąży,
Długo tkwi chmurka na jej czole
I w duszy cień Leńskiego krąży;
I myśli: „Jak to Olga zniosła?
Czy długo w sercu swym cierpiała?
Czy może prędko zapomniała?
I gdzie jest teraz Olgi siostra?
I gdzie jest ów anachoreta,
Modnych ślicznotek modny wróg,
Z którego ręki jadł poeta,
Gdzie się ten dziwak podziać mógł?"

background image

Na wszystko kiedyś czas wypadnie,
Wtedy opowiem wam dokładnie;

XLIII

Ale nie dzisiaj. Choć serdecznie
Kocham mojego bohatera
I choć do niego ostatecznie
Wrócę, nie to mi dziś doskwiera.
Wiek męski prozy chce surowej,
Przed rymem-trzpiotem wiek się broni;
Z westchnieniem wyznam — do harmonii
Nie mam już serca ani głowy.
Pióro, niechętne do bazgrania
Ulotnych wierszy, traci żar,
Marzenie inne mnie pochłania
I ni wielkiego świata gwar,
Ni odpoczynek w sielskiej głuszy
Od nowych trosk nie zwalnia duszy.

XLIV

Głos innych pragnień usłyszałem
I mękę nową w sercu pieszczę,
I pogardziłem dawnym szałem,
A dawnej męki żal mi jeszcze.
O sny, o sny! gdzie słodycz wasza?
Czy wasze zgasły mi radości?
Gdzie wieczny do was rym młodości?
Czy się naprawdę sen rozprasza?

background image

Czy to po prostu z wami ginie
Na zawsze wiosna moich lat?
(Fantazjowałem elegijnie
I żartowałem, alem zgadł!)
Więc koniec waszej opowieści?
Więc rychło stuknie lat trzydzieści?

XLV

Nastał południa czas, wyraźnie
Trzeba powiedzieć sobie — zgoda.
Zgoda! Żegnajmy się przyjaźnie,
Wiosno polotna, poro młoda!
Dzięki za słodkie twoje czary,
Za smutki, za rozkoszne męki,
Za uczty, burze, wichry, dzięki
Za wszystkie, wszystkie twoje dary.
W zgiełku i w ciszy tobą żyłem
I tobą, ilem tylko mógł,
Poiłem się... aż napoiłem,
I dość! U wyjścia nowych dróg
Stanąłem, jasną mając duszę —
Na spokojniejsze wody ruszę.

XLVI

Spojrzę się wstecz. Bądź zdrów, pamiętny
Gaju, gdziem spędzał w ciszy sielskiej
Wiek próżnujący, wiek namiętny,
Zadumy pełen marzycielskiej.

background image

A ty, natchnienie mej młodości,
Ożywiaj moją wyobraźnię,
Poruszaj serce moje raźnie,
Częściej przylatuj do mnie w gości,
Nie daj, by przestał się płomienić
Mój duch poety, by się zdarł
I zgorzkniał, w głaz by miał go zmienić
Umartwiający świata czar
W odmęcie, drodzy moi, gdzie my —
Po społu wszyscy się kąpiemy.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

O córko Rosji ukochana,
Moskwo, gdzie szukać równej tobie?

Dmitriew

Rodzimej Moskwy któż nie kocha?

Baratyński

Pojeździł pan — i już na Moskwę
anatema?
A gdzież jest lepiej?
— Gdzie nas nie ma.

Gribojedow (przekład Tnwima)

I

Pod wiosennymi promieniami
Gór okolicznych śniegi tają,
Mętnymi płyną strumieniami,
Nizinne łąki zatapiają.

background image

Natura, we śnie jeszcze, wita
Jasnym uśmiechem ranek roku;
Błękit wybłyska spod obłoku.
Dąbrowa, jeszcze nie podszyta,
Jak gdyby puszkiem zielenieje;
Doliny schną i roje pszczół
Rzuciwszy swe woskowe cele
Pobierać lecą z młodych ziół
Daninę; w polu stado ryczy;
Nocą słyszano śpiew słowiczy.

II

Jak smutno witam przyjście twoje,
Poro miłości, dniu wiosenny!
Jakież to mgliste niepokoje
Budzą się we krwi mojej sennej!
Jakież bolesne rozczulenie
Zakrada się do mojej duszy,
Gdy tak rozkosznie w sielskiej głuszy
Bije mi w twarz wiosenne tchnienie!
Czy już nie dla mnie ta uciecha,
I wszystko, co dziś życiem wre,
Co się raduje i uśmiecha,
Nudę i tylko żale mdłe
Wsącza mi w duszę obumarłą —
Wszystko maluje się na czarno?

III

Czy zamiast cieszyć mnie powrotem
Liści opadłych na jesieni,

background image

Dawną przynosi mi zgryzotę
W majowym gaju szum zieleni
Może z przyrodą obudzoną
Nasza niechętna dusza splata
Szybko więdnące nasze lata,
Którym powrócić nie sądzono?
Może nam snuje się w pamięci
Wiosenny dzień, ale nie ten,
I drżące serca nasze nęci
Zamierzchły poetycki sen —
Jakaś daleka okolica
I cudna noc, i twarz księżyca...

iv

O przyjaciele, przyjaciółki,
Epikurejscy moi lenie,
Pisklęta z Lewszynowskiej szkółki,
Szczęśliwych mędrców pokolenie,
Zbliża się pora: wiosna woła!
Nie ociągajcie się, Pryjamy,
I wy, sentymentalne damy;
Tu kwiaty, grządki, wieś wesoła;
Czas promenady, ciepłych nocy
Upajający idzie czas.
Pocztowe konie do karocy
I dalej, bracia, w pole, w las!
Ładujcie kufry i manatki,
Cugiem ciągnijcie za rogatki.

V

background image

I ty, w kolasie zagranicznej,
Ty, czytelniku mój łaskawy,
Zostaw za sobą gwar uliczny,
Dogasające rzuć zabawy.
Z kapryśną muzą moją pójdziem
Słuchać, jak szumi gaj wiosenny
Opodal rzeki bezimiennej,
Gdzie rozkoszując się odludziem
Niedawno we wsi swej zimował
Melancholijny próżniak nasz,
Gdzie z marzycielką sąsiadował,
Młodziutką Tanią, którą znasz;
Ale niedługo tam zabawił
I tylko smutny ślad zostawił.

vi

Śród gór, co ciągną się półkolem,
Pójdziemy tam, gdzie prąd strumyka
Do rzeki mknie zielonym polem
I pod lipowy gaj umyka.
Tam słowik, ulubieniec wiosny,
Noc całą śpiewa; kwitną głogi
I źródło gada; tam pod nogi
Rzucają cień dwie stare sosny.
Grób się ukaże naszym oczom,
A na nim skromny wiejski głaz:
„Włodzimierz Leński tutaj spoczął,
Śmiercią odważnych młodo zgasł,
Tyle a tyle lat na świecie

background image

Przeżył. Spokojny sen poecie!"

VII

Bywało nieraz, że nad rankiem
Wietrzyk zapędzał się w te strony,
Kołysząc tajemniczym wiankiem
Na sęku sosny pochylonej;
Bywało, że tu dwie dziewice
Późnym wieczorem przychodziły
I wpół objęte u mogiły
Długo płakały pod księżycem.
Teraz — nagrobek tu żałośnie
Stoi. Utarty zarósł ślad.
Wianek nie chwieje się na sośnie,
I tylko pastuch, siwy dziad,
Jak dawniej, śpiewa u strumyka,
Łapcie ubogie plecie z łyka.

VIII. IX. X

Mój biedny Leński! Przecież ona
Niedługo cię opłakiwała.
Niestety! Młoda narzeczona
W żałobie swej nie bywa stała.
Wkrótce kto inny się spodobał,
Kto inny ją pocieszył czule,
Słodkim pochlebstwem uśpił bóle,
Ułan jej serce zawojował,
Ułan najmilszym jej wybrankiem...

background image

Oto przed ołtarz idzie z nią —
A ona, kryjąc twarz pod wiankiem,
Pochyla głowę, oto lśnią
Spod przymrużonych powiek oczy,
Na ustach uśmiech gra uroczy.

Xl

Mój biedny Leński! W kraju głuchej
Wieczności czy za próg mogiły
Dobiegły cię fatalne słuchy,
Czy cię, pieśniarzu, zasmuciły,
Czy też we śnie na brzegu Lety
W obojętności swej bez granic
Już nie oburzysz ty się na nic
I świat ten zamilkł dla poety?
O, tak! Gdy sypią nam kurhanek,
Nagle za nami cichnie głos
Wrogów, przyjaciół i kochanek,
Zanika pamięć ziemskich trosk
I tylko spadkobierców chóry
O schedę wiodą spór ponury.

XII

Uleciał dźwięczny głosik Oli,
Nim się w rodzinie spostrzeżono.
Ułan, niewolnik swojej doli,
Musiał do pułku jechać z żoną;
I na rozstaniu półomdlała

background image

Staruszka łzy roniła gorzkie
Żegnając córkę swą, pieszczoszkę;
Tatjana płakać nie umiała;
Wyszła przed dom, śmiertelnie zbladła.
Gdy zataczano przed sam próg
Karetę dla młodego stadła
I ganek roił się od sług,
Zajęła miejsce obok siostry;
Tak ujechała ze trzy wiorsty.

XIII

A potem, jakby mgłą owiana,
Śledziła w dali cień karety...
Oto samotna jest Tatjana!
Oto siostrzyczka jej, niestety,
Daleko losem uniesiona;
Od tylu lat jej powiernica,
Młodziutka, miła gołębica
Na zawsze od niej oddzielona.
Tatjana idzie przez aleje,
Spogląda na zacichły park...
Znikąd otuchą nie powieje,
Łzy w oczach, usta pełne skarg,
Lecz ona spłynąć im nie daje —
Na dwoje serce się w niej kraje.

XIV

W osamotnieniu dzień jej płynie,

background image

Mocniej goreją namiętności
I o dalekim Onieginie
Serce jej mówi coraz głośniej.
Ach, nienawidzieć go powinna!
Kim dla niej był? Zabójcą brata...
Tak łatwo zgładził go ze świata
I nikt już dzisiaj nie wspomina
Poety... Olga pokochała
Innego i odeszła z nim —
Pamięć poety uleciała,
Jak na błękitnym niebie dym,
Dwa jeszcze serca po nim może
Tęsknią... Tęsknota cóż pomoże?

XV

Był zmrok. Ciemniało niebo. Wody
Płynęły szemrząc. Żuki brzmiały.
Z łąki schodziły korowody;
Za rzeką dymiąc się gorzały
Rybackie ognie. Szlakiem polnym,
Pod srebrną księżycową smugą,
W marzeniach zatopiona, długo
Tatjana krokiem szła bezwolnym.
Szła, szła. Aż nagle niedaleko
Widzi ze wzgórza pański dom,
Wioskę i gaj, nad jasną rzeką
Zdziczały park zasnuty mgłą.
Patrzy — i ze wzmożoną siłą
Gwałtownie serce w niej zabiło.

background image

xvi

Wahania długo krok pętają:
„Czy pójdę naprzód, czy zawrócę?...
Jego tu nie ma. Mnie nie znają...
Na dom, na ogród okiem rzucę."
I oto schodzi moja Tania,
Dech w niej zamiera, wystraszony
Obraca wzrok na wszystkie strony...
Dziedziniec, dom, zabudowania,
Wszystko dokoła pustką świeci.
Warcząc wypadły psy na dwór.
Za nimi biegną wiejskie dzieci.
Tatjana w krzyk, a one w spór,
Kto ma uporać się ze sforą.
Wreszcie w obronę pannę biorą.

XVII

Tatjana pyta ich: „Czy mogę
Obejrzeć pański dom?" Urwisy
Z ochotą pokazują drogę,
Biegną po klucze do Anisy.
Jest i Anisa; więc otwiera
Drzwi i odwodzi wszystkie spusty.
Tatjana idzie z nią przez pusty
Dworek naszego bohatera.
Patrzy: w bawialni zapomniany
Kij od bilardu w kącie śpi,

background image

Na zmiętej kapie otomany
Pejcz leży. Wchodzą w dalsze drzwi.
Staruszka mówi: „Ot, kominek,
Dla pana zimą odpoczynek.

XVIII

Sam jeden często pan tu siadał,
Tu sąsiad nasz, nieboszczyk Leński,
Zimą z nim obiad nieraz jadał.
A tu miał pan gabinet wiejski;
Tu sypiał, kawę pijał z rana,
Tu rządcę o nowiny pytał,
Tu sobie książkę jaką czytał...
To izba nieboszczyka pana;
On tu w niedzielę okulary
Nakładał, w durnia ze mną grał.
Taki miał zwyczaj pan nasz stary...
Oby mu Bóg zbawienie dał
I oby zimna ta mogiła
W spokoju kostki uchroniła."

xix

Wszystko wydaje się tu cenne,
Wszystko Tatjanę niepokoi,
Wzruszenia budzi w niej tajemne,
Gorzką radością duszę poi:
I stół, i lampa nie świecąca,
I pełna książek etażerka,

background image

Pod oknem łóżko, na nim derka,
Za oknem nikły blask miesiąca,
Widok doliny mgłą zasnutej
I połowiczny blady zmrok.
Tam na portrecie — Byron, tutaj
Figurka z brązu więzi wzrok:
Ręce na krzyż, a pod pierogiem
Spojrzenie chmurne sieje trwogę.

XX

Tatjana długo w celi modnej
Stoi bez ruchu — czar ją musnął.
Już późno. Wietrzyk powiał chłodny,
W dolinie ciemno. Gaik usnął,
Rzeka ukryła się w tumanach,
Za wzgórkiem zniknął sierp księżyca.
Zapamiętała się pątnica,
A tu do domu czas! Tatjana
Wyszła z pokoju Eugeniusza,
Westchnęła tylko raz u wrót;
Nie dając poznać, jak ją wzrusza
Ten dom, odchodzi, ale wprzód
Pyta, czy może tu powrócić,
Na książki w Izbie okiem rzucić.

XXI

U wrót rozstała się z klucznicą.
Minął dzień jeden; wczesny ranek

background image

Zaledwie wstał nad okolicą,
Znów przesunęła się przez ganek
I w opuszczonym gabinecie
Zamknięta — długi czas siedziała,
Na osobności tam płakała
Nie pamiętając ni o świecie,
Ni o tych książkach. Cóż? Bez chęci
Z początku brała je do rąk,
Ale ją dziwny dobór znęcił,
I oto książki w nowy krąg
Wciągnęły duszę mej Tatjany,
Otwarły przed nią świat nieznany.

XXII

Choć wiemy, znając Eugeniusza,
Że machnął ręką na lekturę
I książki posłał do lamusa,
Jednak oszczędził poniektóre:
Zachował Giaura i Juana,
Dołączył dwie lub trzy powieści,
W których się obraz wieku mieści
I całkiem wiernie jest oddana
Nieobyczajna i wyniosła,
Doświadczająca błędnych złud,
Współczesnych ludzi dusza oschła,
Samolubnego serca chłód,
Mózg, co ze światem się poróżnił
I wre, i działa, ale w próżni.

background image

XXIII

Nieraz dojrzała na stronicy
Kreskę paznokciem naznaczoną;
Wtedy uważny wzrok dziewicy
Zaciekawiony żywiej płonął.
Tak poznawała mimochodem,
Jakie sentencje, jakie zdania
Trafiały mu do przekonania,
Na co wyrażał cichą zgodę.
Niekiedy puszczał w ruch ołówek,
Na marginesach znaczki kładł;
Z krzyżyków i króciutkich słówek
Układał się misterny ślad
I wyłaniała się z nich dusza
Nieobecnego Eugeniusza.

xxiv

I tak powoli — Bogu dzięki —
Wyraźniej widzi moja Tania,
Dla kogo musi znosić męki.
W głowie jej kłębią się pytania,
Kim jest ten dziwak niebezpieczny,
Zrodzony w piekle czy też w niebie,
Anioł czy szatan pewny siebie.
Może to tylko niedorzeczny,
Przybrany pozór, kopia blada
Cudzych fantazji, cudzych snów,
Nędzna maniera, maskarada,

background image

Leksykon pełen modnych słów,
Moskwicz w opończy Czajld Harolda,
Może ten człowiek — to parodia?

xxv

Więc rozwiązana już zagadka?
Więc słowo trafne wreszcie padło?
Czas mija; w domu czeka matka
I dwóch sąsiadów tam zasiadło,
O córce toczy się rozmowa:
„Co robić, moi wy kochani?
Przechodzą latka naszej Tani —
Utyskiwała stara wdowa —
Oleńka młodsza jest, a przecie!
Wiadomo, panna w domu schnie,
Ale co robić z nią, powiedzcie?
Wszystkich odpala: nie i nie,
Nie pójdę! Smuci mi się, biedna,
Po lesie chodzi sama jedna."

xxvi

„Może się kocha w kim?" „A w kim to?
Bujanow tu się swatał — wara.
Pietuszkow — także spuścił kwintą.
Gościa tu mieliśmy, huzara;
Ten się rozkochał w niej — bez granic,
A jak zabiegał, dobrzy ludzie!
Myślałam: szybko teraz pójdzie.

background image

Ależ! I znowu wszystko na nic."
„Nie szkodzi, cóż? Do Moskwy, matko!
Tam konkurentów cały rój,
Tam jarmark panien: pójdzie gładko."
„Dochodu mało, ojcze mój!"
„Starczy na zimę i na drogę;
A zbraknie — to pożyczyć mogę."

XXVII

Staruszka cenić potrafiła
Rozumną, dobroczynną radę:
Skalkulowała, zestawiła
Cyfry, orzekła: zimą jadę!
Dla Tani przykre to nowości:
Na wielkomiejski gust wybredny
Wystawiać swój obyczaj biedny
Prowincjonalnej poczciwości,
Strój przestarzały i wytarty,
Niemodny styl, nieśmiały krok,
Moskiewskich Cyrcej ściągać żarty,
Galantów jadowity wzrok!
O grozo! Lepiej w leśnej głuszy,
Jak dawniej, zaszyć się po uszy.

XXVIII

Odtąd z pierwszymi promieniami
Po okolicy biegać lubi,
Rozczulonymi spojrzeniami

background image

Ogarnia pola i tak mówi:
„Żegnajcie mi, doliny senne,
Żegnajcie mi, wyżyny strome,
Lasy, żegnajcie mi, znajome,
I wy, kolory nieba zmienne!
Naturo! żal mi twej urody!
Zamieniam cichy, miły świat
Na zgiełk próżności, na blask mody!
Żegnaj, swobodo młodych lat!
Dokąd i po co ulatuję?
Co przeznaczenie mi gotuje?"

XXIX

Przechadzki ciągną się do zmroku.
Tatjana coraz to przystaje:
Tyle nowego dziś uroku
Nabrały wzgórki i ruczaje.
I jeszcze raz do zagajnika,
Do swojej łąki leci pędem,
Jak do przyjaciół na gawędę.
Wesołe lato szybko znika,
Jesień wyzłaca stare klony
I stoi drżący, blady bór,
Jak na ofiarę wystrojony...
Północ, zganiając stada chmur,
Dmuchnie, zawyje, przed oczyma
Zjawi się czarownica Zima.

xxx

background image

Przyszła, rozparła się, łachmany
Wiesza na dębach i ze śniegu
Ściele nam dywan sfałdowany;
Brzeg i potoki ścięte w biegu
Zrównując, puchem je zarzuca.
Zaświecił mrozik. I chwalimy
Zbytki matuli naszej, zimy.
Tatjana lubi wciągać w płuca
Mroźną kurzawę, w dal popatrzeć,
Z dachówek bani pierwszą kiść
Suchego śniegu zdjąć i natrzeć
Twarz, pierś, ramiona, ale dziś
Wcale nie kwapi się nieboga,
Przeraża ją zimowa droga.

XXXI

Ucieka termin po terminie,
Aż niepodobna zwlekać dłużej.
Wyszykowano już Łarinie,
Odmalowano do podróży
Landarę dawno zapomnianą.
Konwój złożony z trzech kibitek
Wiózł gospodarstwo i dobytek.
Jedne na drugie ładowano
Kufry i garnki, materace,
Słoje konfitur, świeży puch
Do pierzyn, statki, kubki, tace,
Klatki z kurami. Wrzask i ruch

background image

Wszczął się w pokojach: służba płacze,
I w osiemnastkę wiodą klacze,

XXXII

I do pojazdu zaprzęgają:
Pradawny zwyczaj to bojarski.
Kucharze ciasta dopiekają,
Na baby klnie woźnica dziarski.
Brodaty foryś siadł na szkapie
Chudej, kosmatej; tłum czeladzi
Gęsto przy wrotach się gromadzi,
Żegna dziedziczki. Pełznie, człapie
Za wrota powóz nasz dostojny.
Tatjana szepcze jak we śnie:
,,Żegnaj, zakątku mój spokojny,
Żegnaj, pustelnio, kto to wie,
Czy cię zobaczę?..." Spuszcza oczy
I spod powieki łza się toczy.

XXXIII

Kiedy dla darów oświecenia
Szerzej otworzą się granice,
Nadejdzie czas (do obliczenia
Filozoficzne bierz tablice,
Za lat to bowiem pięćset będzie),
Że drogi zmienią się kompletnie,
Niejedna szosa łącząc przetnie
Rosję i tu, i tam, i wszędzie.

background image

Żelazne mosty nad wodami
Przerzucą swój szeroki łuk,
Skruszymy góry, pod rzekami
Przebiegnie sieć zuchwałych dróg,
I lud chrześćjański dla wygody
Wszędzie wystawi nam gospody.

XXXIV

Dzisiaj jeździmy drogą żmudną,
Dziś zapomniane mosty gniją,
Na stacjach nocą usnąć trudno.
Gdy pchły i pluskwy krew z nas piją;
A gospod nie ma. W izbie chłodnej
Wisi jadłospis wyśmienity
I tylko drażni apetyty
Pustą przechwałką; czekasz głodny —
Przy ogniu wiejskie dwa cyklopy
Długo badają smutny stan
Kolaski; wytwór Europy
Rosyjskim młotkiem leczą z ran
I błogosławią wyboisty
Gościniec ziemi swej ojczystej.

XXXV

A za to w porze śnieżnej, chłodnej,
Jazda wywinie się jak z płatka.
Jak wiersz bezmyślny w pieśni modnej,
Tak w zimie droga będzie gładka.

background image

Nasz chłop — woźnica zawołany,
I trójki mkną co koń wyskoczy,
Wiorstowe słupy, ciesząc oczy,
Migają gęsto jak parkany.
Łarina miała wzgląd na koszty,
A zatem konwój nasz się wlókł
Nigdzie nie biorąc koni z poczty
I panna nudą naszych dróg
Do woli pasła się w karocy:
Jechały siedem dni i nocy.

xxxvi

Już niedaleko. Już i wokół
Gorejąc złotem w oczach rosły
Krzyże na czubach starych kopuł
Białokamiennej mojej Moskwy.
Ach, kiedy nagle mnie otoczył
Widok pałaców, parków, dzwonnic,
Już nie pytałem, bracia, o nic,
Ledwiem ze skóry nie wyskoczył!
Zagnany losem na pustkowie,
Jak często, tłumiąc w piersi jęk,
Moskwo, myślałem ja o tobie!
Moskwo... ten jeden tylko dźwięk
Ile odgłosów, ile treści
Dla rosyjskiego serca mieści!

XXXVII

background image

Oto Piotrowy zamek; dęby
Wysoko wznoszą tu korony.
Tu w dzień, co przeszedł do legendy,
Stał Napoleon upojony
Sukcesem — i daremnie roił,
Że hołdowniczą ujrzy Moskwę,
Że klucze wręczą mu kremlowskie...
Nie, Moskwy mojej nie rozbroił;
Nie pochyliła głowy starej,
Nie chleb i sól, nie lenny dar
Ofiarowała, lecz pożary,
A wtedy on na dłoniach wsparł
Posępne czoło i w złowrogiem
Milczeniu długo patrzył w ogień.

XXXVIII

Wnet rozstaniemy się ze świadkiem
Strąconej chwały. Ano, jazda!
Między słupami przez rogatkę
Kolaska wtacza się do miasta
I skacze po wybojach Twerskiej.
Migają w drodze baby, szopy,
Latarnie, sanie, sady, chłopy,
Kramy kupieckie i fryzjerskie,
I Bucharczycy, i handlarki,
Klasztory, gmachy, lwy u wrót,
Kozacy, baszty, miejskie parki,
Apteki, magazyny mód,
Bulwary, place i balkony,

background image

Na krzyżach sejmujące wrony.

XXXIX. XL

I tak kolaska niestrudzona
Godzinę kręci się po mieście,
W zaułku koło Charitona
U wrót jakiegoś domu wreszcie
Stanęli. Tutaj mieszka stara
Ciotka; biedaczka, rok już czwarty
Schnie na suchoty. Dwór otwarty;
Z pończochą w ręku, w okularach,
W starym, strzępiącym się kaftanie
Siwiutki Kałmuk stoi w drzwiach.
W bawialni krzyk na powitanie,
Księżna wołając och! i ach!
Odrywa głowę od poduszki,
Płaczą, ściskają się staruszki.

XLI

„Księżno, mon ange!" „Pachette!" „Alinko!'
„Kto by pomyślał?" „Moja miła!"
„Na długo?" „Kopa lat, kuzynko!"
„Siadaj, ach, siadaj — czyżbym śniła?
Doprawdy, scena jak w romansie..."
„To moja córka, wiesz? — Tatjana."
„Ach, Tania! podejdź tu, kochana,
Bredzę jak w magnetycznym transie...
Powiedz, pamiętasz Grandissona?"

background image

„Jak? Grandissona?... Ależ tak!"
„Mieszka tu obok Simeona;
Siwy, powiadam ci, jak szpak;
Był u mnie kiedyś na jesieni,
Mówił, że właśnie syna żeni.

XLII

A ten... No, później ci opowiem.
Jutro pokazać trzeba Tanie
Krewniakom. Źle jest z moim zdrowiem.
O, jaka szkoda, moje panie,
Że sama z wami nie pojadę,
Ale już ledwie ciągnę nogi.
Gadam, a wy zmęczone z drogi.
Chodźmy odpocząć... Piersi słabe...
Tchu brak... Mnie nawet radość gniecie,
Nie tylko smutek... Taki grat,
Że nic już po nim na tym świecie...
Podła jest dola starych lat..."
I tu, zmęczona, we łzach cała,
Głośno się księżna rozkaszlała.

XLIII

Wzruszają serce mej Tatjany
Pieszczoty chorej, lecz nieswojo
Czuje się w mieście; wiejskie ściany
Jeszcze po nocach jej się roją.
Jedwabne na cóż jej zasłony?

background image

Na świeżym wierci się posłaniu,
Nie śpi, a kiedy o świtaniu
Na trud poranny biją dzwony,
Dźwięk ich wyciąga ją z pościeli;
Siada u okna. Rzednie mrok,
Ale się przed nią nie zabieli
Znajome pole; smętny wzrok
Obiega jakiś dwór nieznany,
Tu — stajnia, kuchnia, tam — parkany.

XLIV

Po wszystkich krewnych na obiadek
Dzień w dzień Tatjanę obwożono,
By cieszyć oczy dziadków, babek
Jej melancholią roztargnioną.
Gdzie tylko krewne ze wsi wpadną,
Wszędzie serdeczne pocałunki,
Okrzyki, wszędzie poczęstunki.
„Ach, jak wyrosła! Nie tak dawno,
Zdaje się, do chrztu cię trzymałam.
Na ręce brałam cię, ot tak!
Ja prztyczka w ucho ci dawałam!
Mnie wyjadałaś z ciastka mak!"
I chórem babki powiadają:
„Tak nasze lata uciekają!"

XLV

A nie znać po nich żadnej zmiany.

background image

Ciotka Helena — spójrzcie, proszę —
Ten sam czepeczek haftowany,
Iwan Pietrowicz — liczy grosze,
Siemion Pietrowicz — kiep jak dawniej,
Różuje twarz Lukieria Lwowna,
Kłamie jak z nut Lubow Pietrowna
I do Pelagii Nikoławny
Ten sam przyjaciel na śniadanie,
Monsieur Fine-Mouche, przychodzi wciąż,
Ten sam pinczerek na dywanie,
Ten sam, tak samo głuchy mąż,
Tak samo klubem tylko żyje,
Tak samo je za dwóch i pije.

XLVI

Córeczki ich, moskiewskie gracje,
Patrzyły milczkiem na kuzynkę,
A gdy skończyły już lustrację,
Orzekły: chuda odrobinkę,
Trochę za blada i wyraźnie
Prowincjonalna, mało składna,
A zresztą wcale, wcale ładna.
Potem objęły ją przyjaźnie,
Posłuszne prawom swej natury;
Wzięły do siebie, ciemny włos
Modnie upięły jej do góry,
Naniosły szmatek cały stos
I wyśpiewały z przekonaniem
Sekrety serc, sekrety panien,

background image

XLVII

Nadzieje, psoty i marzenia,
I każdy podbój salonowy,
A te niewinne ich zwierzenia
Miały leciutki smak obmowy.
Wycałowały ją szczebiotki
Swoim panieńskim obyczajem
I spodziewały się nawzajem
Usłyszeć od niej sekret słodki.
Ale Tatjana biernie słucha,
Pozwala, ile zechcą, pleść
I na zachęty panien głucha,
Skarb swego serca, czułą treść
Marzeń i łez w ukryciu chowa.
Nikomu nie wyjawi słowa.

XLVIII

Z początku bardzo ją ciekawi,
O czym się mówi w gronie gości,
Co ich zajmuje, co ich bawi —
I słyszy stek niedorzeczności.
Słów beznamiętnych płynie potok,
Te same zdania w kółko żują
I nudzą, nawet gdy szkalują.
Pośród jałowych nowin, plotek,
Nawet przypadkiem myśl nie błyśnie
I senny umysł ani drgnie,

background image

A serce, choćby i kapryśnie
Miało przemówić, także nie!
Ba, nawet śmiesznej nie znajdziecie
Bredni w tym pustym wielkim świecie!

XLIX

Z wysoka patrzą się na Tanię
Wszyscy młodzieńcy archiwalni
I niepochlebne o niej zdanie
Szeptem roznoszą po bawialni.
Smętny się błazen raz nadarzył,
Ideał znalazł w niej wyśniony,
O drzwi się oparł zachwycony
I na jej cześć elegie smażył.
U nudnej ciotki na wizycie
Wiaziemski koło Tani siadł;
Na chwilę zdołał tchnąć w nią życie;
Widząc go przy niej stary dziad
Już pyta babki o ich wnuczkę,
Poprawia żakiet i peruczkę.
Lecz tam, gdzie namiętnością wrząca
Przeciągle Melpomena wyje,
Gdzie błyska szychem jej opończa
I nikt oklasków jej nie bije,
Gdzie Talia cicho sobie drzemie
I milczy tłum do braw nieskory,
Gdzie tylko wdzięki Terpsychory
Podziwia młode widzów plemię
(Jak i za dawnych lat, niestety,

background image

O czym wiadomo mnie i wam),
Nie prześladują jej lornety
Światowców i zawistnych dam,
I na jej wejście znawca z loży
Szkiełka do oczu nie przyłoży.

LI

I do Resursy wiozą Tanię;
Tu rojno, ciasno, słup gorąca,
Grzmoty orkiestry, świec mruganie,
Para za parą wirująca,
Na pięknych paniach strój obcisły,
Rojne galerie, łuk szeroki
Panien do wzięcia, blaski, mroki —
Elektryzują wszystkie zmysły.
Tu stoi galant przy galancie,
Huśta niedbale swe lorgnon,
Wystawia gors i arogancję.
Tu na urlopie w tańcu grzmią
Huzarzy; zjawią się, zaświecą
Szlifami, olśnią i ulecą.

LII

Noc ma na niebie wiele gwiazdek,
Wiele ślicznotek Moskwa rodzi,
Jaśniej od gwiazd i od niewiastek
Na wysokości Luna wschodzi.
Ta, której lutnia moja nie śmie

background image

Trwożyć tonami czułej struny,
Zaćmiewa majestatem Luny
Panie i panny w całym mieście.
Rzekłbyś, niebianka, że tak godnie
Stawia na ziemi lekki krok!
Pierś jej oddycha tak łagodnie!
Tak słodko marzy cudny wzrok!...
Lecz dosyć, dosyć tego będzie:
Na Boga! Znowu śnisz w obłędzie.

LIII

Gwar, śmiech, ukłony, walczyk szumny,
Mazurek, galop... A Tatjana
Między ciotkami, u kolumny,
W natłoku ledwie dostrzegana,
Tatjana patrzy i nie widzi;
Nieznośny wir wielkiego świata
Odpycha duszę, pierś przygniata...
Marzenie woła ją gdzie indziej —
Do wsi, gdzie mieszka chłop ubogi,
Gdzie na ustroniu jasny zdrój
Opływa łąki i rozłogi,
Gdzie książki — swoje, kwiatek — swój,
Gdzie stoi mrok lipowych alej,
Tam gdzie we dwoje się spotkali.

LIV

Stała tak, marząc na uboczu.

background image

Gwar balu w uszach jej zamierał,
Tymczasem jej nie spuszczał z oczu
Pewien znaczniejszy gość — generał.
Ciotki mrugnęły powiekami,
Trąciły Tanię nagłym ruchem
I każda szepcze jej nad uchem:
,,Spójrz się na lewo... Tam przed nami..."
,,Na lewo? Gdzie? I co was dziwi?"
„Nie pytaj, złotko, tylko spójrz...
Tam gdzie mundury... Spójrz się żywiej...
Na lewo dwaj... a ten tuż, tuż...
Ruszył się... stanął z drugiej strony..."
„Kto? Ten generał wypasiony?"

LV

Tu powinszuję mojej Tani:
Nie lada podbój podejrzewam;
I pójdę dalej, bom już dla niej
Prawie zapomniał, o kim śpiewam...
„Śpiewam tu młodość przyjaciela,
Jego postępki chimeryczne
I fanaberie jego liczne,
O, niechże muza mi udziela
Błogosławieństwa w długim trudzie,
Niech da mi kostur, iżbym mógł
Opędzić się kłamliwej złudzie!"
Lżej mi — spłaciłem ciężki dług
Klasycyzmowi: jeszcze zda się
Ta inwokacja, choć po czasie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

I

Za licealnych lat w alejach
Cichego parku rozkwitałem,
Chętnie czytałem Apuleja,
A Cycerona — nie czytałem;
W wiosenny dzień, w łabędzim hymnie,
Gdzie woda błyszczy się w szuwarach,
Gdzie leży cień w tajemnych jarach,
Tam się zjawiła Muza przy mnie.
Nagle studencka moja cela
Stanęła w blasku; Muza w niej —
Młodzieńczą duszę rozwesela,
W niewinnych figlach wodzi rej
I śpiewa starodawną chwałę,
I serca mego sny nieśmiałe.

II

Świat nam uśmiechem dodał wiary
I skrzydła sukces nam przyprawił;
Wyróżnił nas Dzierżawin stary,
Nad grobem stojąc — błogosławił.
...............................

III

Rządząc się jednym tylko prawem:
Nieposkromionych namiętności,
Ochoczą Muzę na zabawę

background image

Wiodłem ze sobą między gości,
W hulaszczy zgiełk i zamęt sporów
(Ku utrapieniu straży sennej);
Muza wnosiła dar swój cenny
W młodzieńczy szał naszych wieczorów,
Lubiła śpiewać skoczne pieśni,
Jak bachanteczka kielich wznieść.
I wtórowali jej rówieśni,
Wino się lało na jej cześć —
I byłem wtedy bardzo dumny
Z mojej dzieweczki nierozumnej.

IV

Daleko od mych towarzyszy
Odbiegłem... Ona uszła ze mną.
Jak często głos jej w martwej ciszy
Umilał drogę, baśń tajemną
Snując od świtu do wieczora!
I po kaukaskich ze mną skałach
W miesięcznych blaskach cwałowała
Na wronym koniu, jak Lenora!
Jak często w nocnej mgle Taurydy
Żądała, abym za nią szedł
Na brzeg, gdzie boskiej nereidy
Nieustający słychać szept,
Gdzie w głębi płynie fal kantata,
Pochwalny hymn dla stwórcy świata.

V

background image

W niepamięć poszły dawne uczty,
Daleki blask i gwar stolicy,
W smutnej Mołdawii, w głuchej puszczy,
Gdzie przebywają koczownicy,
Weszła pod skromne ich namioty.
Tak mi zdziczała moja miła,
Że mowę bogów zamieniła
Na dziwny język tej biedoty
I ukochała pieśń stepową...
Nagle odmienny wionął wiatr:
Widzę ją, piękność powiatową,
Pannę idącą przez mój sad,
Oczy ma smutne i marzące,
Francuski romans trzyma w rączce.

VI

A dzisiaj pomysł mam szalony,
Muzę na świetny raut przywiodę:
Drżąc z niepokoju, na salony
Wpuszczę stepową jej urodę.
Muza cichutko się przemyka
Śród pysznych pań, arystokratów,
Wojskowych zuchów, dyplomatów,
Przysiadła, patrzy się z kącika,
Widzi każdego, kto się zjawi
Przed panią domu, pieści słuch
Szelestem rozmów i jedwabi,
Cieszy ją rojny tłum i ruch,

background image

Śliczne jak na obrazach damy,
Mężczyźni wokół — ciemne ramy.

VII

Podoba jej się duma gości
I dygnitarski chłód rozmowy,
Lat przemieszanie i godności,
Ale porządek w tym surowy.
A któż to, świata nieciekawy,
Stoi milczący, osępiały,
Jakby go wokół oblegały
Nie twarze, lecz natrętne zjawy?
W tych oczach splin czy chora pycha?
Skąd się tu znalazł? Z jakich stron?
Czyżby to miał być... Nie, do licha!
Skąd tu Oniegin? Czyżby on?
Tak, on to właśnie — wrócił cało.
— A dawnoż do nas go przywiało?

VIII

Wrócił, a czy ustatkowany?
Czy ciągle kroi na cudaka?
Powiedzcie, zaszły jakie zmiany?
Czyźby to nowa postać? Jaka?
Może Czajld Harold, jeśli łaska,
Świętoszek, kwakier, cień Melmotha,
Kosmopolita, patryjota
Czy może inna jeszcze maska?

background image

Czy może będzie chłop do rzeczy,
Jak wy, jak ja, jak każdy z nas?
A radzę, niechże się wyleczy
Z wczorajszej mody, rychło w czas!
Dość ulegaliśmy cudakom...
— A czy go znacie? — Jako tako.

ix

— Więc, proszę, czemu nieżyczliwie
Mówicie o mym Onieginie?
Czyżby dlatego, że gorliwie
Chcemy o wszystkim dać opinię,
Że lekkomyślnej duszy zapał
Przed miernotami zawsze grzeszył,
Że je obrażał albo śmieszył,
Że prężny umysł je przygniatał,
Że często słowa nierozważne
Gotowiśmy za czyny brać,
Że dla ważnego brednie ważne,
Że głupca na złośliwość stać
I że przeciętność, ona jedna,
Nie zdziwi nas i wszystkich zjedna?

X

Szczęśliwy, kto za młodu młody
Potrafił być dojrzałym w porę,
Kto chłód znieść umiał, kto przeszkody
Długim, cierpliwym brał uporem,

background image

Czernią salonów nie pomiatał,
Snom chimerycznym nie hołdował,
W dwudziestym roku brawurował,
W trzydziestym dobrze się wyswatał,
Kto spłacić mógł przy pięćdziesiątce
Ostatni swój i ojców dług,
Zaszczyty, sławę i pieniądze
Zebrać, i o kim, dalibóg,
Zawsze i wszędzie się mawiało:
N. N. to człowiek jakich mało.

XI

Lecz smutno wspomnieć, że daremnie
Młodość ci w duszy zaszumiała,
Że ty zdradzałeś ją nikczemnie
I że cię młodość oszukała;
Że wszystkie twe zamiary cenne
I tyle drogich ci nadziei
Tak wypłowiało po kolei,
Jak liście w zgniłe dni jesienne.
Przykro, żeś dawno je zapomniał —
Znasz tylko przyjęć długi ciąg,
Życie zmienione w ceremoniał
I ten statecznych ludzi krąg,
Że się za nimi musisz włóczyć
Nie dzieląc sądów ich i uczuć.

Xii

background image

Smutno i przykro być przedmiotem
Wiecznego, burzliwego sporu,
Mieć sławę (co tu gadać o tem)
Oryginała dla pozoru,
Kroić na bzika, szaławiłę,
Być półdiablęciem czy Demonem,
Choćby przeze mnie wymyślonym.
Oniegin (los jego śledziłem
Od chwili, kiedy w pojedynku
Przyjaciel z jego ręki padł)
Bez celu, w nudach odpoczynku
Dożył dwudziestu sześciu lat,
Bez stanowiska, pracy, żony,
Do żadnych zajęć nie wdrożony.

XIII

Niepokój targał jego duszą,
Do ciągłej zmiany miejsc ochota,
(Takie skłonności męczyć muszą,
Ba, dobrowolna to golgota.)
Porzucił wiejskie owe strony,
Zacisze lasów, łąk pustkowie,
Gdzie mu się zjawiał w każdej dobie
Cień przyjaciela okrwawiony,
I w podróż puścił się bez celu
Chowając w sercu jedną myśl;
I oto znudził się po wielu
Długich wojażach; właśnie dziś
Wrócił i prosto na posadzki,

background image

Na bal ze statku wpadł, jak Czacki.

XIV

Poszła po sali szmerów gama
I zakołysał się tłum rojny...
Przed panią domu stała dama,
Za nią generał stał dostojny.
Bez nerwowego niepokoju,
Nieszczebiotliwa ani mroźna,
Ani karcąca, ani groźna,
I bez pretensji do podboju,
Dama bez minek, bez pustoty,
Ekstrawagancji, innych bzdur...
Spokoju pełna i prostoty,
Rzekłbyś — nieskazitelny wzór
Du comme il faut... (Tu do Szyszkowa
Pędzę, bo sam nie znajdę słowa.)

XV

Panie podeszły do niej bliżej,
Uśmiech posłały jej staruszki,
Panowie się skłonili niżej,
Łowiąc spojrzenie miłej wróżki.
Dziewczęta, przemykały ciszej
Po wielkiej sali, a generał,
Idący za nią w trop, zadzierał
Barki i nos coraz to wyżej.
Nikt by jej nie mógł nazwać piękną,

background image

Lecz choćby kto od głów do nóg
Przyglądał się jej skromnym wdziękom,
Wątpię, czy znaleźć by w niej mógł
Coś, co londyńskich mód wyrocznie
Zwą vulgar. (Co tu Szyszkow pocznie?...

xvi

Lubię to słowo, nawet bardzo,
A nie wiem, jak się je przekłada.
Może rodacy nim pogardzą
Pytając, na co nam się nada.
Błysnąć by mogło w epigramie...)
Ale do naszej damy wolę
Wrócić; znalazła się przy stole
Z Niną Worońską, ramię w ramię
Z zabójczą Kleopatrą newską
I, proszę, ani myśli drżeć
Przed wspaniałością jej królewską;
Alabastrowa Niny płeć
Oślepia, wszyscy to przyznamy,
Ale nie zaćmi naszej damy.

XVII

„To być nie może. Czyżby ona? —
Myśli Oniegin. — Tak podobna...
Jakże to? Ze wsi przeniesiona..."
I przez oprawne szkło spogląda
Na tę, co w rysach swoich wniosła

background image

Obraz daleki, zapomniany...
„Zauważ, książę, koło ściany,
Naprzeciw hiszpańskiego posła,
W tym malinowym bereciku,
Któż to tam siedzi?" „Gdzie? Ach, tam?
Widać, żeś dawno, podróżniku,
Nie bywał w świecie..." „Znasz ją?" „Znam.
Przedstawię cię..." „A któż jest ona?
Powiedz mi przedtem." „Moja żona."

XVIII

„Toś się ożenił? Kiedy?" „Równo
Dwa lata temu." „No i proszę.
Z kim, książę?" „Z panną Łarinówną."
„Tatjaną?" „Znasz ją?" „Znam po trosze
Z sąsiedztwa." ,,No to śmiało ruszaj..."
Książę poleca go, ośmiela
Jako krewniaka, przyjaciela.
I księżna wprost na Eugeniusza
Patrzy... Cokolwiek się w niej działo
W ciągu tych kilku krótkich chwil,
Cokolwiek duszę jej targało,
W niczym nie zmienił się jej styl,
Lekkim witała go ukłonem,
Mówiła zwykłym swoim tonem.

XIX

I daję słowo, ani drgnęła,

background image

Nie zbladła ani się spłoniła,
Nie... Gdybyź wargi choć zacięła,
Gdyby na mgnienie brew zmarszczyła!
On się badawczym okiem w księżną
Wpatruje, lecz w tej wielkiej pani
Nie widzi śladu dawnej Tani.
Przemówił — słowa w ustach więzną.
Ona swobodnie go spytała,
Skąd wrócił i czy nie z ich stron.
Przeniosła wzrok na męża, wstała —
Nieznacznie przybierając ton
Zmęczenia, potem lżej od puchu
Pierzchła. Oniegin stał bez ruchu.

XX

Czy to ta sama skromna Tania,
Której on kiedyś, na początku
Naszej powieści, w dzień spotkania
W głuchym, zapadłym gdzieś zakątku,
Począwszy zapał moralisty,
Długie kazanie wygotował,
Ta, której rzewny list przechował,
Z serca wyjęty, jak łza czysty,
Ten list, co wszystko w niej obnażył,
Ta panieneczka... Czyżby śnił?
Ta, którą kiedyś zlekceważył,
Ta, z której kiedyś może drwił,
Czyżby to miała być ta księżna?
Beztroska, śmiała, niedosiężna?

background image

XXI

Oniegin huczny raut porzuca,
Jedzie do domu, tam się zdrzemnie...
Rój marzeń późny sen zakłóca,
To marzy smutnie, to przyjemnie.
Zbudził się — liścik mu przynoszą:
Książę N. prosi go na wieczór.
„O Boże! Do niej! Jakbym przeczuł...
Och, pójdę, pójdę!" I z rozkoszą
Odpowiedź bazgrze, i dzień cały
Krąży jak w niepojętym śnie.
W tej duszy zimnej i ospałej
Coś poruszyło się na dnie.
Próżność, uraza bez powodu
Czy znowu miłość jak za młodu?

XXII

Więc znów godziny na zegarze
Liczy, znów długi dzień przeklina.
Bije dziesiąta; zaprząc każe,
Pędzi, wysiada, już się wspina
Po schodach, wchodzi na pokoje
Do księżny; drżą pod nim kolana;
W salonie wita go Tatjana
I siedzą kilka chwil we dwoje.
Niezręczny, chmurny, nie potrafi
Sklecić w rozmowie paru słów;

background image

Jedna uparta myśl go trapi,
Uparcie patrzy się i znów
Chciałby przeniknąć ją aż do dna.
Ta — siedzi przed nim tak swobodna.

XXIII

Mąż wchodzi. Wita Oniegina.
Męczące tete-d-tete przerywa,
Dawne figielki z nim wspomina
I obaj śmieją się... Napływa
Gromadka panów. Towarzyska
Rozmowa tych światowych gości
Nasiąka solą złośliwości.
Przy pani domu śmiało błyska
Swawolny dowcip; jak się zdarzy,
To dotkną i ważniejszych spraw —
Bez oklepanych komentarzy,
Nudziarskich tez i wiecznych prawd,
Żywością słowa i swobodą
Niczyich uszu nie ubodą.

xxiv

Zebrał się przecież kwiat stolicy,
Arystokracja i świat modny,
Bywalcy, wyżsi urzędnicy
I poczet głupców niezawodny;
Z różami, w czepkach tu siedziały
Groźne na oko damy stare

background image

I młodych panien było parę,
Które uśmiechnąć się nie śmiały;
Był dyplomata rozgadany,
Co na konika swego wsiadł,
Był siwy, uperfumowany
Dziadzio, co wzorem dawnych lat
Subtelny sens nadawał żartom;
Dziś to nas śmieszy, bo nie warto.

xxv

Był chciwy na epigramaty
Gość, który gniewał się na wszystko,
Na przesłodzony smak herbaty,
Na złą manierę towarzyską,
Na mdłe romanse przechwalone,
Na kłamstwa gazet, na dwie nowe
Przy dworze damy honorowe,
Na wojnę, śnieg i swoją żonę.
.........................

XXVI

Był tu Prołasow, znany z tylu
Popisów nędznej swojej duszy,
On po albumach, w twoim stylu.
Saint-Priest, ołówków sto wykruszył!
Inny dyktator balów stanął
U wejścia, sztywny od krochmalu,
Ciasno opięty, jak z żuralu,
Rumiany jak świąteczny anioł;

background image

Wieczornym kursem tu zawinął,
Nie zaproszony, pchał się sam;
Przybłęda z frasobliwą miną
Wywołał drwiący uśmiech dam;
W wymianie spojrzeń ich czytałeś
Milczący wyrok za tę śmiałość.

XXVII

Oniegin mój przez wieczór cały
Lgnął każdą myślą do Tatjany,
Nie do tej biednej i nieśmiałej
Wiejskiej panienki zakochanej,
Lecz do tej, w którą się wcieliła,
Wspaniałej, pewnej siebie księżnej,
Bogini newskiej, niedosiężnej.
O ludzie! Wszystkich was zrodziła
Na własny obraz matka Ewa:
Nie to, co dano, ciągnie was,
Lecz tajemnicza gałąź drzewa,
Na którą wąż podstępny wlazł:
Niech zakazany owoc daje,
Bez tego raj wam nie jest rajem.

XXVIII

Jakże zmieniła się Tatjana!
Jak w trudnej roli nieomylnie
Posiadła wszystkie jej arkana!
Jak wrosła w nowy grunt, jak silnie!

background image

Kto by śmiał szukać czułej Tani
W tej damie świetnej i niedbałej,
Z której salony przykład brały?
A przecież on jej serce zranił!
O nim, bywało, w mroku nocy,
Bez pocieszenia i bez snu,
Marzy, podnosząc rzewne oczy
Na księżyc, o nim dzień po dniu
Myśli i mimo wszystko wierzy,
Że skromne życie z nim przemierzy.

XXIX

Miłość na wiek się nie ogląda,
Ale nam tylko wtedy służy,
Gdy młode serce jej pożąda,
Jak wiosennego najścia burzy.
Wtedy nie czyni żadnej szkody
Deszcz namiętności; łan dojrzewa,
Życia potężny pęd wysiewa
I bujny kwiat, i słodkie płody.
Ale wiek późny i bezpłodny
Na przesileniu naszych lat
Zna tylko smutny, żalu godny
Ślad namiętności, jakby spadł
Na pola deszcz jesienną porą,
Aby obrócić je w bajoro.

xxx

background image

Stało się! Bieda z Eugeniuszem.
Jak dzieciak kocha się w Tatjanie.
Dniami, nocami całą duszę
Wkłada w miłosne rozmyślanie.
Nie dbając o zakazy świata
Podjeżdża, ledwie minie ranek,
Pod dom jej, pod oszklony ganek;
Jak cień po mieście za nią lata;
Szczęśliwy, jeśli dotknąć zdoła
Jej dłoni, jeśli będzie mógł
Narzucić jej puszyste boa
Na ramię czy rozsunąć pułk
Sztywnych liberii, czy z podłogi
Podnieść chusteczkę u jej nogi.

xxxi

Ona nie widzi i nie czuje,
Choćby się męczył do skonania.
W domu swobodnie go przyjmuje,
W gościnie rzuci mu dwa zdania,
Czasem ukłoni mu się z dala,
Czasem go wcale nie spostrzeże:
Bez kokieterii, bo w jej sferze
Nikt sobie na to nie pozwala.
Z dnia na dzień nasz Oniegin blednie.
To jej nie wzrusza? Wcale nie.
Oniegin chudnie i nieledwie
Już na suchoty biedak schnie.
Doktorzy widzą ważny powód,

background image

By go czym prędzej wysłać do wód.

XXXII

On nie pojedzie; on się godzi
Pójść tam, gdzie swoich dziadów spotka;
Tatjany nic to nie obchodzi
(Wiadomo, taka jest płeć słodka).
On nie ustąpi, on się broni.
Nie da jej wybić sobie z głowy;
Chory, a śmielej niźli zdrowy
Osłabłą ręką pisze do niej.
Listy — to pomysł niedorzeczny,
Bez listów całe życie żył,
Ale mu dopiekł ból serdeczny
I chyba nie starczyło sił
Ukrywać dłużej swą tęsknotę.
Oto i list ten jota w jotę.

LIST
ONIEGINA DO TATJANY

Pani, ja wiem, że Ją oburzę
Wyznając smutną tajemnicę.
Na gorzką wzgardę Jej zasłużę,
Z oczu wywołam błyskawice!
Czemu więc pisać się ośmielę?
I po co serce tu otworzę?
Może ją tylko rozweselę
Niewczesnym żalem. Cóż? Być może!

background image

Gdy mnie przypadek zetknął z Panią,
Iskrę czułości w Niej dojrzałem,
Ale zaufać Jej nie śmiałem
I nie poszedłem wtedy za Nią;
W pogoni za swobody cieniem
Wzgardziłem miłym nawyknieniem.
Jeszcze nas jedno odgrodziło...
Leński ofiarą padł nieszczęsną...
I wszystko, za czym sercu tęskno,
Musiałem z serca wyrwać siłą.
Z nikim i z niczym nie związany
Myślałem: wolność moja może
Zastąpi szczęście. O mój Boże!
Jakżem okrutnie ukarany!

Nie, Pani, żyć pod Jej urokiem
I w Niej utkwione mieć spojrzenie,
Uśmiech Jej, oczu poruszenie
Oglądać zakochanym okiem,
Jej doskonałość w każdym geście
I w każdym słowie duszą chłonąć,
Przed nią w męczarni drżeć i płonąć,
Zamierać, gasnąć... w tym jest szczęście!
Tego mi brak: zaglądam wszędzie,
Badam, czy Pani tam nie będzie;
Mijają drogie mi godziny,
A ja w tęsknocie marnotrawię
Dni beznadziejnej bieganiny.
I tak niedługo tu zabawię.

background image

Wiem: już dobijam do przystani,
Lecz by przedłużyć smutne życie,
Muszę mieć, budząc się o świcie,
Pewność, że dziś Cię spotkam, Pani...

Ledwie śmiem błagać; lęk mnie chwyta:
Pani surowy wzrok na pewno
Nikczemny fortel tu wyczyta,
Już w myślach widzę Panią gniewną.
Czyż Pani wie, co to za męka
Nieugaszone czuć pragnienie,
Płonąć i kiedy serce pęka,
Rozumem tłumić krwi płomienie;
I zamiast objąć Jej kolana
I łkać, i szeptać: ukochana,
I u Jej nóg wylewać skargi,
Prośby, zaklęcia, wszystko, wszystko,
Co wypowiedzą moje wargi —
Prowadzić chłodną towarzyską
Rozmowę, mieć pogodne czoło,
Patrzeć na Panią — tak wesoło!

Więc niech się stanie, bo już więcej
Walczyć ze sobą nie mam siły;
Sam się oddaję w Pani ręce
I oby losy się spełniły!

XXXIII

A ona milczy. On zawzięcie

background image

Pisze list drugi, trzeci; czeka,
A ona milczy. Na przyjęcie
Oniegin jedzie; wtem z daleka
Naprzeciw niego idzie ona!
Mija go, uff! jaka surowa!
Nie spojrzy, nie przemówi słowa,
Styczniowym chłodem odgrodzona,
I tylko tłumiąc oburzenie
Zacięte wargi lekko drżą...
Oniegin wraził w nią spojrzenie:
Gdzie litość, gdzie znaczony łzą
Ślad jej cierpienia?... Głupio marzy!
Gniew tylko widać na jej twarzy...

xxxiv

I może ślad bojaźni skrytej,
Czy jego sprawek świat nie przejrzy,
Kobiecej trwogi pospolitej...
On dobrze znał jej cień najlżejszy...
Nie ma nadziei, nie! Ucieka,
Przeklina afekt swój szalony
I jeszcze głębiej pogrążony
Całego świata się wyrzeka,
Wspomina w cichym gabinecie,
Któryś tam życia swego dzień,
Gdy dzika chandra, w szumnym świecie
Prześladująca go jak cień,
Wreszcie dopadła, pochwyciła
Za kołnierz, w kąt go zapędziła.

background image

xxxv

Znów do czytania się zabiera,
Łyka od rana do wieczora
Rousseau, Gibbona i Herdera,
Panią de Stael i de Chamfora,
Bichat, Tissot i Manzoniego;
Przeczytał sceptycznego Bayle'a,
Przeczytał dzieła Fontenelle'a,
Kogoś tam z naszych, a do tego
Moc almanachów, miesięczników,
Gdzie uczą nas, jak wiązać rym,
Gdzie biorę cięgi od krytyków,
Gdzie dawniej kadzidlany dym
Wznosił się dla mnie w każdym słowie:
E sempre bene, tak, panowie!

xxxvi

Czytają same tylko oczy,
A myśl wyrywa się gdzie indziej;
Gęsto się w duszy jego tłoczy
Rój smutków, pragnień i przywidzeń.
Między wierszami druku czyta
Oczami duszy inne zdania,
Tekst inny, który go pochłania.
W nim tajemnica jest ukryta
Niespisywanych opowieści
O dziejach serc, o dawnych dniach,

background image

Wróżby i gusła, gminne wieści,
Rzeczy widziane w groźnych snach,
Baśniowych rojeń ciąg wzorzysty
Albo dziewoi młodej listy.

XXXVII

I gdy stopniowo w sen zapada
Czucie i myśl obezwładniona,
Imaginacja wnet rozkłada
Karty barwnego faraona.
Widzi: w tający śnieg zaryty
Leży spokojnie i bez ruchu
Młodzian, jak gdyby spał na puchu,
I słyszy głos: „No cóż? Zabity!"
To widzi znów światową sforę,
Oszczerców, tchórzy nędzny chór,
Damy do łatwej zdrady skore,
I znowu skromny wiejski dwór,
A koło okna zasmucona
Siedzi tam — ona... i wciąż ona!

XXXVIII

Tak wyobraźnię puścił luzem,
Że w końcu omal nie zwariował
Albo nieomal skusił Muzę.
Dopieroż by nas obdarował!
Doprawdy, uczeń mój niemrawy
Przemożną siłą magnetyzmu

background image

Nieledwie dociekł mechanizmu
Wiersza, a mógłby dojść do wprawy!
Patrzył w kominek jak poeta
I z ust wyrywał mu się szept:
O, idol mio... Benedetta...
I z tej żałości w ogień szedł
Ranny pantofel lub almanach
Zawieruszony na kolanach.

xxxix

Dni uciekają: oto pierwszy
Wiosenny podmuch go przenika;
A on nie zaczął pisać wierszy,
Nie umarł — i nie dostał bzika.
Wiosna na miasto go wywlokła:
Pokoje, gdzie w zimowej porze
Siedział jak borsuk w ciemnej norze,
Kominek i podwójne okna —
Porzucił w jasny dzień, zalecił
Wzdłuż Newy sanie puścić w bieg.
Lód popękany w słońcu świecił
Snopami iskier; brudny śnieg
Roztajał pod płozami sanek.
Dokąd Oniegin w taki ranek

XL

Pędzi? Tak, zgadliście, kochani!
Na nowo szał go poniósł dawny,

background image

Do niej się wybrał, do swej Tani,
Mój postrzeleniec niepoprawny.
Idzie podobny do umrzyka.
Mija przedpokój, salon — nigdzie
Nie ma żywego ducha. Idzie
Wciąż dalej, drzwi jakieś odmyka
I patrzy: księżna siedzi blada
Przy biurku, nocny na niej strój,
Czyta coś — w palcach list przekłada,
Z oczu jej płynie żywy zdrój,
Łez nie powściąga, głowę kłoni,
Ciężko opiera ją na dłoni.

XLI

W tej krótkiej chwili niespodzianie
Niemy jej ból odczytać można
I dawną Tanię, biedną Tanię
W tej księżnie oto każdy pozna!
On, nieprzytomny z rozczulenia,
Ukląkł i objął jej kolana.
Drgnęła, spojrzała się Tatjana
Bez słów, bez gniewu, bez zdziwienia...
Ten wzrok bolesny, mgłą zasnuty,
Błagalnie załamane brwi,
Nieme zaklęcia i wyrzuty —
Pojmuje wszystko. Dawne dni
Wracają, serce słodko szepcze
I zmartwychwstaje wiejskie dziewczę.

background image

XLII

Więc oto klęczeć mu pozwala,
Oczu od niego nie odrywa,
Bezwolnej ręki nie oddala
Od chciwych ust... i czas upływa...
I długo, długo trwa milczenie,
Aż głos dochodzi jego uszu:
„Dość. Niech pan wstanie, Eugeniuszu.
Ja panu winnam wyjaśnienie.
Jest w naszym parku — pan pamięta?
Aleja, gdzie nas zetknął los;
Pokornie była tam przyjęta
Surowa lekcja; pan miał głos
I kładł mi rację swą do ucha.
Dziś moja kolej. Niech pan słucha.

XLIII

„Tak, młodsza byłam i na pewno
Ładniejsza; pana pokochałam,
I cóż? Na moją miłość rzewną
Jaką odpowiedź otrzymałam?
Pana surowość mnie dobiła.
Dla pana przecież nie nowina,
Że się zakocha w nim dziewczyna?
Mój Boże, krew mi stygnie w żyłach,
Gdy tylko wspomnę tę perorę,
Ten wzrok zabójczy... Ależ nie,
Ja tego za złe mu nie biorę:

background image

I w sercu swym, i wobec mnie
Postąpił pan, jak należało:
Wdzięczna mu jestem duszą całą...

XLIV

„Nieprawdaż, kiedy zagrzebana
W pustkowiu — żyłam sobie skromnie;
Nie pociągałam wtedy pana...
Dlaczego dzisiaj lgnie pan do mnie?
Dlaczego wpadłam panu w oko?
Bo weszłam w krąg wielkiego świata,
Bo jestem można i bogata,
Bo los mnie wyniósł tak wysoko,
Bo mąż mój w polu krew przelewał,
Za co nam dwór nie szczędzi łask?
Bo o mej hańbie świat by śpiewał,
Bo mógłby pan odświeżyć blask
Uwodzicielskiej swojej chwały,
By go salony podziwiały?

XLV

„Ja płaczę... Jeśli swojej Tani
Pan nie zapomniał do tej pory,
To niech pan wie: nie tak mnie rani
Cierpki, surowy ton perory,
Nie tak poniża mnie nagana,
Jak ta namiętność obraźliwa,
Której pan dzisiaj nie ukrywa,

background image

Ach, wtedy miał pan choć nade mną
Litość, szacunek dla mych lat...
Te pana listy, te łzy pana...
A dzisiaj? Z jakąż to nikczemną
Słabością pan do nóg mi padł?
Dojrzałe serce, rozum śmiały
Drobne uczucia opętały!

XLVI

,,A mnie ten przepych, ta bogata
Pozłota życia, modne rauty,
Moje tryumfy w wirze świata,
Moje przyjęcia, dom otwarty —
Mnie to obrzydło... Chętnie oddam
Te wszystkie łachy maskarady,
Ten zgiełk i czad, i szych jaskrawy
Za półkę książek, dom z ogrodem,
Dzikie zakątki i cień alej,
Gdzieśmy się niegdyś pierwszy raz
W ów niefortunny dzień spotkali,
Za ten cmentarzyk, gdzie jest głaz
I skromny krzyż, i cicho stoją
Drzewa nad biedną nianią moją...

XLVII

,,A szczęście było do zdobycia,
Tak bliskie było!... Dziś, mój Boże,
Nic nie odmieni biegu życia.

background image

Czy postąpiłam źle? Być może.
Matka błagała, zaklinała...
Mało obeszło biedną Tanię,
Co się w jej życiu dalej stanie...
Stało się tak, jak matka chciała.
Dziś jeszcze (po co się maskować?)
Ja pana kocham, ale pan...
Pan to potrafi uszanować,
Nie trzeba szarpać starych ran.
Dziś do innego już należę
I będę mu oddana szczerze."

XLVIII

Odeszła. On — zdrętwiały stoi,
Jakby pioruny w niego biły.
Ileż się w sercu doznań roi,
Jakież się myśli w nim skłębiły!
Wtem zabrzęczały gdzieś ostrogi:
To mąż Tatjany drzwi otwiera,
I tu naszego bohatera
W chwili dla niego tak złowrogiej
Pozostawimy, czytelniku —
Na zawsze. Długo czas nam biegł
Przy niespokojnym podróżniku.
Winszujmy sobie, widać brzeg.
Hura! Od dawna do przystani
Wzdychałem (i wy też, kochani?).

XLIX

background image

Kimkolwiek jesteś, czytelniku,
Czy przyjacielem mym, czy wrogiem,
W miłym rozstańmy się okrzyku:
Bądź zdrów! Nic więcej dać nie mogę
Nad skromny wiersz: cokolwiek chciałeś
Znaleźć w tej książce, czy burzliwe
Wspomnienia, czy obrazy żywe,
Czy odpoczynku w niej szukałeś,
Czy ciętych słów, czy uchybienia
Stylistycznego, daj ci Bóg,
Byś dla rozrywki, dla marzenia,
Dla serca lub wątroby mógł
Okruszki znaleźć choć ubogie.
Żegnaj — i każdy w swoją drogę!

L

Żegnaj, pielgrzymie osobliwy,
I ty, mój wierny ideale,
Żegnaj mi, skromny, lecz godziwy
Trudzie mój — tyś mi dawał stale
Możność gawędy śród przyjaciół,
Niepamięć o zgiełkliwym świecie.
Wszystko, co miłe jest poecie.
Długo się romans mój bogacił
Od chwili, gdy Tatjana żywa
Naszła mnie jak w obłocznym śnie,
A z nią Oniegin. Perspektywa
Powieści kryła się we mgle

background image

I patrząc wskroś magiczny kryształ,
Jeszczem niewiele z niej korzystał.

LI

A ci, co chętnie mnie słuchali,
Na pierwsze schodząc się czytanie...
Jednych już nie ma, inni — w dali,
Jak rzekł Saadi w Gulistanie.
Bez nich tu rósł Oniegin młody,
A ta, na której wzorowany
Ideał drogiej mi Tatjany...
O, jakież los wyrządził szkody!
Szczęśliwy ten, kto w życia święto
Nie dopił wina aż do dna,
Kto powieść życia rozpoczętą
Potrafił przerwać tak jak ja,
Kto się z powieścią, kto się z winem
Rozstał jak ja z mym Onieginem.

URYWKI Z PODRÓŻY ONIEGINA

Ostatni rozdział Eugeniusza Oniegina ukazał się
osobno z następującą przedmową:

Opuszczone w tekście strofy dawały niejednokrot-
nie powód do upomnień i drwinek (zresztą całkiem
uzasadnionych i dowcipnych). Autor przyznaje się ze

background image

szczerego serca, że usunął ze swojej powieści cały
rozdział opisujący podróż Oniegina po Rosji. Autor
mógł pominięty rozdział zaznaczyć, według swojego
uznania, kropkami albo cyfrą; ale chcąc uniknąć zgor-
szenia zdecydował się raczej postawić nad ostatnim
rozdziałem Eugeniusza Oniegina ósemkę zamiast dzie-
wiątki, a poświęcić jedną z końcowych strof:

Już pióro o wytchnienie prosi;
Już dziewięć pieśni napisałem;
Dziewiąta fala łódź wynosi
Na brzeg radosny, wam na chwałę,
Kameny, wam, dziewięciu dziewom, itd.

P. A. Katenin (któremu świetny talent poetycki nie
przeszkadza być równocześnie subtelnym krytykiem)
zwrócił nam uwagę na to, że wyłączenie tego roz-
działu, może nawet wygodne dla czytelnika, przynosi
jednak szkodę planowi całości; przez to bowiem przej-
ście od Tatjany — panny prowincjonalnej, do Tatja-
ny — wielkiej damy, staje się zbyt nieoczekiwane
i niewytłumaczone. — Uwaga, po której poznać do-
świadczonego artystę. Autor sam odczuwał jej słusz-
ność, ale zdecydował się usunąć ten rozdział z przy-
czyn ważnych dla niego, a nie dla publiczności. Nie-
które urywki były ogłoszone drukiem; podajemy je
tutaj załączając jeszcze kilka strof.

Eugeniusz Oniegin jedzie z Moskwy do Niżniego
Nowogrodu:

background image

............ tu Makarew
W wiecznych kotłuje się kłopotach,
Tu się przelewa od towarów.
Hindus rozwiesił sznury pereł,
Zachód fałszywe przysłał wino,
Hodowca zjechał ze stadniną,
Co kupisz konia, znajdziesz feler.
Tu cię do kostek gracz zaprosi
Albo do kart, a gra jak z nut;
Z córami wozi się hreczkosiej,
A córy — z kufrem starych mód.
Ten kręci, tamten łże usilnie,
I wszystko pachnie merkantylnie.

Nuda!...

Oniegin jedzie do Astrachania, a stamtąd na
Kaukaz.

Widzi, jak Terek płynie kręty,
Jak ryje brzeg i skalne progi;
Jak orzeł waży się rozpięty,
Jak jeleń stoi chyląc rogi;
Błoniem czerkieskie mkną wierzchowce,
Pod skałą wielbłąd leży w cieniu,
Wokół namiotów przy strumieniu
Na ruń kałmuckie idą owce,
W dali — kaukaskich gór ogromy:
Droga przebita. Tędy szedł

background image

Bój od przedpola aż po stromy,
Zdradliwy szlak i skalny grzbiet.
Na rzece Kurze, na Aragwie
Rosyjskiej warty płoną żagwie.

W ciasnym pierścieniu wzgórz wyrasta
Wiecznie patrząca na pustynię
Góra Besztu ostrokończasta,
Maszuk zielony, który słynie
Z uzdrowicielskich swoich zdrojów.
Nad cudownymi strumieniami
Chorzy się snują gromadami;
Tutaj ofiary mężnych bojów,
Hemoroidów i Cyprydy
Wzmacniają w falach wątłą nić
Żywota, pluszcząc się jak ryby;
Kokietka rada z siebie zmyć
Ślad wieku, starzec ma nadzieję,
Że choć na chwilę odmłodnieje.

Oniegin stojąc w tej gromadzie
Spogląda na strumienie parne,
Ciężar na sercu mu się kładzie,
Po głowie myśli chodzą czarne:
Czemuż mnie kule nie pokłuły?
Czemu na równi z tym kupczykiem
Nie jestem starym reumatykiem?
Czemu jak ten asesor z Tuły
Nie leżę teraz w paraliżu?
Czemu mnie iszjas nie ściął z nóg?

background image

Czemu nie czuję kolki w krzyżu?
Ach, młody, krzepki! Widzi Bóg,
Że niczym wyłgać się nie uda.
Zdrów, i co z tego? Nuda, nuda...

Następnie Oniegin zwiedza Taurydę:

Dla wyobraźni feraj to święty,
Tutaj Mitrydat czując zdradę
Przebił się mieczem, tutaj spór
Ponoć Atryda wiódł z Piladem;
Na brzegu morza pośród gór
Mickiewicz śpiewał tu natchniony,
Marząc o Litwie utraconej.

Jakżeś mi piękna, o Taurydo!
Taurydo z morza oglądana!
Twe brzegi zeszły się z Cyprydą,
Gdym pierwszy raz cię ujrzał z rana;
W weselnym blasku, w niebie czystym
Czołami wznosząc się w błękity
Jaśniały górskie twoje szczyty
I widok dolin, siół — wzorzystym
Dywanem wzrok zdumiony łudził.
A tam, pośród tatarskich chat...
Jakiż się zapał we mnie zbudził,
Jakiż się otwarł marzeń świat,
Jakiż to buchnął w piersi płomień!
Bądź cicho, Muzo! Dosyć wspomnień.

background image

Colkolwiek się tam we mnie działo,
Dziś moje serce nie dba o to:
Coś się zmeniło, coś zwietrzało...
Pokój ci, dawnych dni tęsknoto!
Minął ów czas, kiedym wybierał
Pustynie, kraje fal perłowe,
Szum morza, skały granitowe,
Hardą dziewicę — mój ideał,
Gorzkie cierpienia bezimienne...
Minione dni, minione sny;
Znikłyście, loty me wiosenne,
Marzenia, ścichłyście i wy,
Dziś, mitygując się, bez szkody
Do wina mieszam sporo wody.

Dziś mi dogadza widok inny:
Piaszczysta droga koło wzgórka
I dwie za oknem jarzębiny;
Złamany parkan, licha furtka,
Słoma przy gumnie natrząśnięta,
Bure obłoki, stare iwy,
Pod ich gęstwiną potok siwy ,—
Przestwór, gdzie pławią się kaczęta;
Dziś bałałajkę ukochałem,
Trepaka tupot, karczmy gwar.
Gosposia — moim ideałem,
Marzeniem — nie młodzieńczy żar,
Lecz spokój, co mi wiernie służy,
I garnek barszczu, aby duży.

background image

Czasem w deszczowy dzionek, wiecie,
Lubię zatrzymać się w oborze...
A tfu! Flamandzkiej szkoły śmiecie!
Czy taki sam bywałem może
I w młodym wieku? Mówże śmiało,
Bakczysarajska ma Fontanno!
Pod twoją falą nieustanną
Czy mnie to samo napadało,
Kiedy przed tobą stałem niemy
Pośród wspaniałych pustych sal,
Piastując w duszy cień Zaremy...
W trzy lata później szum tych fal
Słyszał, podziwiał, mnie wspominał
Pielgrzymujący oryginał.

A ja w tym czasie pył Odessy
Wdychałem... Dni tam długo trwają,
Tam wrą handlowe interesy
I żagle w porcie napinają;
Tam Europą wieje, dyszy,
Lewantem wszystko tam prześwieca,
Rozmaitością się zaleca.
Przechodzień nieraz tam usłyszy
Mowę Italii, tam Słowianin
Z dumą spogląda na swój brzeg,
Tam stąpa ciężki Mołdawianin,
Francuz, Ormianin, Hiszpan, Grek,
Przy nich Egiptu syn — Morali,
Pirat w spoczynku... I tak dalej.

background image

Odessę dźwięcznym wierszem sławił
Tumański, drogi nasz przyjaciel,
Ale niedługo tu zabawił
I wiele wad jej z oczu stracił.
Przyjechał, wybrał się nad morze
I, jak przystało na poetę,
Włóczył się, patrząc przez lornetę,
Potem w uroczym swym utworze
Śpiewał ogrody — czar Odessy.
Pięknie! Tam bywa cień i chłód,
Lecz wokół ciągną się bezkresy
Gołego stepu. Świeży trud
Wywiódł gdzieniegdzie drzewka młode,
By dać nam w znojny dzień ochłodę.

A o czym mowa była wprzódy?
Już wiem! Odeski pył wdychałem.
A mogłem rzec: odeskie brudy.
Kto by śmiał sądzić, że skłamałem?
Wola Zeusa gromowładna
Co rok Odessę deszczem chlasta,
Na sześć tygodni teren miasta
Zmienia się w nieprzebyte bagna.
Na arszyn domy w błocie grzęzną,
Bez szczudeł nikt nie przejdzie w bród;
Pojazdy, ludzie człapią, więzną,
Chlupią w potokach mętnych wód;
Woły wprzęgane zamiast koni
Ciągną dorożki w brudnej toni.

background image

Ale już słychać, jak uderza
Młot, jak dzwoniące głazy kruszy,
Miasto się brukiem opancerza
I wkrótce z błota się osuszy.
Jeszcze w zalanej mej Odessie
Są inne, ciężkie niewygody.
A co myślicie? — brak tu wody.
Dopiero trud ją nam przyniesie...
Cóż? Niedostatki kiedyś miną,
Cieszmy się za to, że bez cła
Beczkami zwożą do nas wino —
A słońce świeci, morze gra...
Czegóż wam, bracia, więcej trzeba?
Szczęśliwy kraj, szczęśliwe nieba!

Ledwie zabłyśnie ranna zorza
I okręt w porcie z dział wypali,
Bywało, biegnę wprost do morza.
Potem, skąpany w słonej fali,
Według wschodniego obyczaju,
Pociągam dym przez długą szyję
Cybucha, gęste fusy piję
Jak muzułmanin w swoim raju.
Wkrótce się budzi ruch codzienny
W Casinie: słychać brzęk i stuk,
Na balkon wyszedł markier senny,
Miotła mu plącze się u nóg.
Gmach otwierają. U podwoi
Już jeden, drugi kupiec stoi.

background image

Przed chwilą pusty plac, a teraz
Spojrzyj, jak zewsząd ludzie biegną.
Niejeden pilny ma interes,
A niejednemu wszystko jedno.
Ale interes kupca nagli:
Dziecię ryzyka i rachunku
Biegnie na przystań przeładunku
Poszukać znanych sobie żagli,
Wybadać, jakie dziś towary
Do kwarantanny przyjął port.
Co słychać z dżumą? Gdzie pożary?
Czy przyszło wino? Jaki sort?
Czy nie ma głodu lub posuchy,
Czy są o wojnie jakie słuchy?

Alboż to my kupieckie wygi?
My bez kłopotu a zachodu
Czekamy tylko na ostrygi
Wysłane morzem z Carogrodu.
Ostrygi przyszły! Radość dzika!
Młodzież rozbija małżowiny,
Wyciska na nie sok z cytryny,
Chwyta ustami i połyka,
Mieszkanki muszel, tłuste, żywe,
I każdy raczy się za trzech.
Nasz Otton poi gardła chciwe
Leciutkim winem. Wrzawa, śmiech,
Godziny lecą — małże, trunek...
Aż niebotycznie wzrósł rachunek.

background image

Już granatowy zmrok się czyni,
Śpieszmy pod operowe stropy,
Tam, gdzie upaja nas Rossini,
Orfeusz — pupil Europy.
Surowym sądem niezrażony,
Ten sam, a wiecznie nowy — snuje
Dźwięki, i każdy dźwięk musuje,
I płyną tony, płoną tony,
Jak pocałunki, jak pieszczoty
Całe w płomieniach młodej krwi,
Jak pienny bryzg i potok złoty
Strumieniącego się Ai'...
Halt! Hola! Cóż to za swawola?
Gdzie wino, gdzie do-re-mi-sol-la?

A czyż to wszystko? A manewry
Twojej lornetki? Blask tualet?
Skok za kulisy podczas przerwy?
A primadonna? No, a balet?
A loża, gdzie kupiecka żona,
Olśniewająca i ponętna,
Melancholijnie obojętna,
Wielbicielami otoczona,
Słucha grymaśnie i nie słucha
Nut kawatiny, żartów lub —
Wyznań szeptanych jej do ucha...
Mąż w głębi loży śpi jak trup;
Zbudzi się nagle, w ręce klaśnie,
Zawoła: fora! — znowu zaśnie.

background image

Grzmi finał; pustoszeje sala;
Na placu tłoczą się pojazdy;
Szybko się gwarny tłum przewala,
Latarnie świecą nam — i gwiazdy.
Ludek melodię nuci żywą,
Ludek Auzonii zawsze gotów
Pochwycić rozigrany motyw —
A nam co wyć? Recitativo.
Już noc. Odessa, pogrążona
W ciepłym, bezwietrznym mroku, śpi;
Lekka, przejrzysta mgieł zasłona
Objęła niebo. Księżyc lśni
I miasto szmery w sobie tłumi,
I tylko Morze Czarne szumi...

Więc tak mi płynął czas w Odessie...

PRZYPISY PUSZKINA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Strofa II, wiersz 14.

Pisane w Besarabii.

background image

Strofa IV, wiersz 7.

Dandy — elegant.

Strofa XV, wiersz 9.
Kapelusz a la Bolivar.

Strofa XVI, wiersz S.
Znany restaurator.

Strofa XXI, wiersz 14.

Rys oziębienia uczuciowego godny Childe Harolda. Ba-
lety p. Didelota są pełne żywej fantazji i niepospolitego
wdzięku. Jeden z naszych romantycznych pisarzy
znajdował
w nich daleko więcej poezji niż w całej literaturze fran-
cuskiej.

Strofa XXIV, wiersz 12.

Grimm wyprzedził swoją epokę: dziś w całej
oświeconej
Europie czyści się paznokcie specjalną szczoteczką.

Strofa XLII, wiersz 14.

Cała ta ironiczna strofa jest jedynie pochwałą naszych
pięknych rodaczek. Tak samo Boileau pod pozorem wy-

background image

rzutu chwali Ludwika XIV. Nasze panie łączą ogładę
umy-
słu z uprzejmością, a surową czystość obyczajów z tym
wdziękiem wschodnim, który tak urzekał panią de Stael.
(Patrz: Dix ans d'exil.)

Strofa XLVI!, wiersz 3.

Czytelnicy pamiętają uroczy opis nocy petersburskiej
w idylli Gniedicza.

Strofa XLVIII, wiersz 4.

Murawiew, Do bogini Newy:

Na przychylną boginię
W zachwycie patrzy piewca,
Co spędza noc bezsenną
Oparty o granity.

Strofa L, wiersz 3.

Pisane w Odessie.
Patrz pierwsze wydanie Eugeniusza Oniegina*

ROZDZIAŁ DRUGI

Strofa XII, wiersz 14.

Z pierwszej części Dnieprowskiej Rusałki.

background image

Strata XXIV. wiersz 1.

Dźwięczne imiona greckie, jak Agaton, Filat, Teodora,
Tekla i inne, zdarzają się u nas tylko u prostego ludu.

Strofa XXX, wiersz 4.
Grandisson i Lovelace — bohaterzy dwóch słynnych
po-
wieści.

Strofa XXX!, wiersz 14.

„Si j'avais la folie de croire encore au bonhenr, je le
chercherais dans 1'habitude" (Chateaubriand).

* W pierwszym wydaniu Puszkin podał w tym miejscu
życiorys
jego dziada po matce, Hannibala, który pochodził z
Afryki.

Strofa XXXVII, wiersz 6.

Poor Yorick! — Biedny Yorick! — okrzyk Hamleta nad
czaszką błazna. (Ob. Szekspira i Sterne'a.)

ROZDZIAŁ TRZECI
Strofa IV, wiersz l.

W poprzednim wydaniu zamiast do domu pędzą było

background image

wydrukowane omyłkowo zimą pędzą (co nie miało
żadnego
sensu). Krytycy, nie poznawszy się na tym, znajdowali
anachronizm w dalszych strofach. Ośmielamy się
zapewnić,
że w naszej powieści czas jest odmierzony według
kalen-
darza.

Strofa IX. wiersz 30.

Julia Volmar — Nowa Heloiza. Malek-Adhel —
bohater
miernej powieści Mme Cottin. Gustaw de Linar —
bohater
uroczej powieści baronowej Kriidener.

Strofa XII, wiersz H.

Wampir — powieść niesłusznie przypisywana lordowi
Byronowi. Melmoth — genialny utwór Maturina. Jean
Slio-
gar — znana powieść Karola Nodier.

Strofa XXII, wiersz 10.

Lasciale ogni speranza voi ch'entrate. Skromny nasz-
autor
przełożył tylko pierwszą połowę słynnego wiersza.

background image

Strofa XXVII, wiersz 4.

Pismo wydawane niegdyś przez nie żyjącego już
Izmailo-
wa — dosyć niechlujnie. Wydawca w którymś numerze
przepraszał publiczność, że podczas świąt hulał.

Strofa XXX, wiersz l.

E. A. Baratyński.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Strofa XLI, wiersz: 12
W czasopismach dziwiono się, jak można było nazwać
prostą wieśniaczkę dziewoją (diewa), gdy tymczasem
nieco
dalej tak szlachetnie urodzone panny nazwano
dziewczy-
nami (diewczonki)1.

Strofa XLII, wiersz: 8.

„To znaczy — zauważył jeden z naszych krytyków —
że
chłopcy ślizgają się na łyżwach." Słusznie.

Strofa XLV, wiersz: 5

W majowe moje dni

background image

Poetyczne Ai
Nęci mnie pianą szumną.
Niby miłością i —
Młodością nierozumną.

(List do L. P.)

Strofa L, wiersz: 12.
August Lafontaine, autor licznych powieści rodzinnych.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Strofa III, wiersz 8.

Patrz Pierwszy śnieg, wiersz księcia Wiaziemskiego.
Strofa III, wiem 14.

Patrz opis zimy fińskiej w Edzie Baratyńskiego.
Strofa VIII, wiersz: 14.

Kotek woła kotkę
Do snu na przypiecku.

Wróżba wesela. Pierwsza pieśń rokuje śmierć.
210

Strofa IX, wiersz: 13.

W ten sposób poznaje się imię przyszłego
narzeczonego.

background image

Strofa XVII, wiersz: 8*.

Strofa XX, wiersz: 4,

Zdaje się, że jeden z naszych krytyków dopatrzył się
w tych wierszach niezrozumiałej dla nas
nieprzyzwoitości.

Strofa XXII, wiersz: 11.

Senniki wydaje się u nas pod nazwiskiem Marcina Za-
deki, szanownego człowieka, który, jak podaje B. M.
Fio-
dorow, nigdy senników nie pisał.

Strofa XXV, wiersz: l.

Parodia znanego wiersza Łomonosowa.
Strofa XXVI, wiersz: 10.

Bujanow, mój sąsiad...

Przyszedł do mnie wczoraj z niepodstrzyżonym wąsem,
Rozczochrany, w pierzacb, w kaszkiecie z daszkiem...
(Niebezpieczny sąsiad)

Strofa XXVIII, wiersz: 8.

Nasi krytycy, niezłomni wielbiciele płci pięknej, bardzo

background image

ganili nieprzyzwoitość tego wiersza.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Strofa V, wiersz: 11,

Paryski restaurator.

* Puszkin użył w tej strofie onomatopeicznych słów
ludowych.

W czasopismach wytknięto mu to jako niefortunne
neologizmy. W przy-
pisie Puszkin przytacza teksty ludowe na dowód, że są
to słowa
rdzennie rosyjskie, i kończy uwagą: ,,Nie trzeba
krepować swobody
naszego bogatego i pięknego języka."

Strofa Xl, wiersz 14.

Wiersz Gribojedowa.
Strofa XXV, wiersz 1.

Znany fabrykant broni.

Strofa XLVI, wiersz 14.

W pierwszym wydaniu rozdział szósty kończył się, jak
następuje:

background image

Śród fanfaronów dokuczliwych,
Śród sfory durniów błyskotliwych,

XLVII

śród małodusznych i wykrętnych,
Śród dzieci psotnych i zepsutych,
Śród sędziów tępych i natrętnych,
Śmiesznych łotrzyków, bestii kutych.
Pośród kokietek bogobojnych,
Pośród fagasów zawołanych,
Śród konwersacji oklepanych,
Natrętnych myśli, starań znojnych,
Codziennych modnych scen zazdrości,
Uprzejmych i łaskawych zdrad,
Sądów rodzących się z próżności,
Plotek sączących wściekły jad.
W odmęcie, drodzy moi, gdzie my —
Po społu wszyscy się kąpiemy.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Strofa IV. wiersz 4.

Lewszyn, autor wielu dzieł z zakresu rolnictwa.

Strofa XXXIV, wiersz 1.

Patrz Stacja, wiersz księcia Wiaziemskiego.

background image

Strofa XXXV, wiersz 8.

Porównanie zapożyczone od K., znanego z bujnej wy-
obraźni. K. opowiadał, że pewnego razu, posłany przez
księ-
cia Potiomkina w charakterze kuriera do cesarzowej,
jechał
tak szybko, iż koniec szabli wysunąwszy się z wozu
stukał
po słupach wiorstowych jak po częstokole.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Strofa VI, wiersz 2.

Raut, zebranie wieczorne bez tańców, właściwie znaczy
tyle, co tłum.

SPIS TREŚCI

Dedykacja ........... 7

Rozdział pierwszy ......... 9

Rozdział drugi .......... S6

Rozdział trzeci .......... 55

background image

Rozdział czwarty ......... 79

Rozdział piąty .......... 100

Rozdział szósty .......... 121

Rozdział siódmy .......'.. 142

Rozdział ósmy .......... 169

Urywki z podróży Oniegina ..... 197

Przypisy Puszkina ......... 207

background image

ЕВГЕНИЙ ОНЕГИН

РОМАН В СТИХАХ

Pétri de vanité il avait encore plus de cette espèce d'orgueil qui fait avouer
avec la même indifférence les bonnes comme les mauvaises actions, suite
d'un sentiment de supériorité peut-être imaginaire.

Tiré d'une lettre particuliére.

Не мысля гордый свет забавить,
Вниманье дружбы возлюбя,
Хотел бы я тебе представить
Залог достойнее тебя,
Достойнее души прекрасной,
Святой исполненной мечты,
Поэзии живой и ясной,
Высоких дум и простоты;
Но так и быть — рукой пристрастной
Прими собранье пестрых глав,
Полусмешных, полупечальных,
Простонародных, идеальных,
Небрежный плод моих забав,
Бессонниц, легких вдохновений,
Незрелых и увядших лет,
Ума холодных наблюдений
И сердца горестных замет.

ГЛАВА ПЕРВАЯ

И жить торопится и чувствовать спешит.

Кн. Вяземский.

I

«Мой дядя самых честных правил,
Когда не в шутку занемог,
Он уважать себя заставил
И лучше выдумать не мог.
Его пример другим наука;
Но, боже мой, какая скука
С больным сидеть и день и ночь,
Не отходя ни шагу прочь!
Какое низкое коварство
Полуживого забавлять,
Ему подушки поправлять,
Печально подносить лекарство,

background image

Вздыхать и думать про себя:
Когда же черт возьмет тебя!»

II

Так думал молодой повеса,
Летя в пыли на почтовых,
Всевышней волею Зевеса
Наследник всех своих родных.
Друзья Людмилы и Руслана!
С героем моего романа
Без предисловий, сей же час
Позвольте познакомить вас:
Онегин, добрый мой приятель,
Родился на брегах Невы,
Где, может быть, родились вы
Или блистали, мой читатель;
Там некогда гулял и я:
Но вреден север для меня

1

.

III

Служив отлично благородно,
Долгами жил его отец,
Давал три бала ежегодно
И промотался наконец.
Судьба Евгения хранила:
Сперва Madame
за ним ходила,
Потом Monsieur
ее сменил.
Ребенок был резов, но мил.
Monsieur l'Abbé
, француз убогой,
Чтоб не измучилось дитя,
Учил его всему шутя,
Не докучал моралью строгой,
Слегка за шалости бранил
И в Летний сад гулять водил.

IV

Когда же юности мятежной
Пришла Евгению пора,
Пора надежд и грусти нежной,
Monsieur
прогнали со двора.
Вот мой Онегин на свободе;
Острижен по последней моде,
Как dandy

2

лондонский одет —

И наконец увидел свет.
Он по-французски совершенно
Мог изъясняться и писал;
Легко мазурку танцевал

background image

И кланялся непринужденно;
Чего ж вам больше? Свет решил,
Что он умен и очень мил.

V

Мы все учились понемногу
Чему-нибудь и как-нибудь,
Так воспитаньем, слава богу,
У нас немудрено блеснуть.
Онегин был по мненью многих
(Судей решительных и строгих)
Ученый малый, но педант:
Имел он счастливый талант
Без принужденья в разговоре
Коснуться до всего слегка,
С ученым видом знатока
Хранить молчанье в важном споре
И возбуждать улыбку дам
Огнем нежданных эпиграмм.

VI

Латынь из моды вышла ныне:
Так, если правду вам сказать,
Он знал довольно по-латыне,
Чтоб эпиграфы разбирать,
Потолковать об Ювенале,
В конце письма поставить vale
,
Да помнил, хоть не без греха,
Из

Энеиды

два стиха.

Он рыться не имел охоты
В хронологической пыли
Бытописания земли:
Но дней минувших анекдоты
От Ромула до наших дней
Хранил он в памяти своей.

VII

Высокой страсти не имея
Для звуков жизни не щадить,
Не мог он ямба от хорея,
Как мы ни бились, отличить.
Бранил Гомера, Феокрита;
Зато читал

Адама

Смита

И был глубокой эконом,
То есть умел судить о том,
Как государство богатеет,
И чем живет, и почему

background image

Не нужно золота ему,
Когда простой продукт
имеет.
Отец понять его не мог
И земли отдавал в залог.

VIII

Всего, что знал еще Евгений,
Пересказать мне недосуг;
Но в чем он истинный был гений,
Что знал он тверже всех наук,
Что было для него измлада
И труд, и мука, и отрада,
Что занимало целый день
Его тоскующую лень, —
Была наука страсти нежной,
Которую воспел

Назон

,

За что страдальцем кончил он
Свой век блестящий и мятежный
В Молдавии, в глуши степей,
Вдали Италии своей.

IX

. . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .

X

Как рано мог он лицемерить,
Таить надежду, ревновать,
Разуверять, заставить верить,
Казаться мрачным, изнывать,
Являться гордым и послушным,
Внимательным иль равнодушным!
Как томно был он молчалив,
Как пламенно красноречив,
В сердечных письмах как небрежен!
Одним дыша, одно любя,
Как он умел забыть себя!
Как взор его был быстр и нежен,
Стыдлив и дерзок, а порой
Блистал послушною слезой!

XI

Как он умел казаться новым,
Шутя невинность изумлять,
Пугать отчаяньем готовым,

background image

Приятной лестью забавлять,
Ловить минуту умиленья,
Невинных лет предубежденья
Умом и страстью побеждать,
Невольной ласки ожидать,
Молить и требовать признанья,
Подслушать сердца первый звук,
Преследовать любовь, и вдруг
Добиться тайного свиданья...
И после ей наедине
Давать уроки в тишине!

XII

Как рано мог уж он тревожить
Сердца кокеток записных!
Когда ж хотелось уничтожить
Ему соперников своих,
Как он язвительно злословил!
Какие сети им готовил!
Но вы, блаженные мужья,
С ним оставались вы друзья:
Его ласкал супруг лукавый,

Фобласа

давний ученик,

И недоверчивый старик,
И рогоносец величавый,
Всегда довольный сам собой,
Своим обедом и женой.

XIII. XIV

. . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .

XV

Бывало, он еще в постеле:
К нему записочки несут.
Что? Приглашенья? В самом деле,
Три дома на вечер зовут:
Там будет бал, там детский праздник.
Куда ж поскачет мой проказник?
С кого начнет он? Все равно:
Везде поспеть немудрено.
Покамест в утреннем уборе,
Надев широкий боливар

3

,

Онегин едет на бульвар
И там гуляет на просторе,

background image

Пока недремлющий

брегет

Не прозвонит ему обед.

XVI

Уж тёмно: в санки он садится.
«Пади, пади!» — раздался крик;
Морозной пылью серебрится
Его бобровый воротник.
К Talon

4

помчался: он уверен,

Что там уж ждет его Каверин.
Вошел: и пробка в потолок,

Вина

кометы

брызнул ток;

Пред ним roast-beef окровавленный,
И трюфли, роскошь юных лет,
Французской кухни лучший цвет,
И Страсбурга пирог нетленный
Меж сыром лимбургским живым
И ананасом золотым.

XVII

Еще бокалов жажда просит
Залить горячий жир котлет,
Но звон брегета им доносит,
Что новый начался балет.
Театра злой законодатель,
Непостоянный обожатель
Очаровательных актрис,
Почетный гражданин кулис,
Онегин полетел к театру,
Где каждый, вольностью дыша,
Готов охлопать entrechat
,
Обшикать

Федру

,

Клеопатру

,

Моину

вызвать (для того,

Чтоб только слышали его).

XVIII

Волшебный край! там в стары годы,
Сатиры смелый властелин,
Блистал Фонвизин, друг свободы,
И

переимчивый

Княжнин

;

Там Озеров невольны дани
Народных слез, рукоплесканий
С младой

Семеновой

делил;

Там

наш

Катенин

воскресил

Корнеля гений величавый;
Там вывел колкий Шаховской
Своих комедий шумный рой,

background image

Там и Дидло венчался славой,
Там, там под сению кулис
Младые дни мои неслись.

XIX

Мои богини! что вы? где вы?
Внемлите мой печальный глас:
Всё те же ль вы? другие ль девы,
Сменив, не заменили вас?
Услышу ль вновь я ваши хоры?
Узрю ли русской Терпсихоры
Душой исполненный полет?
Иль взор унылый не найдет
Знакомых лиц на сцене скучной,
И, устремив на чуждый свет
Разочарованный лорнет,
Веселья зритель равнодушный,
Безмолвно буду я зевать
И о былом воспоминать?

XX

Театр уж полон; ложи блещут;
Партер и кресла — все кипит;
В райке нетерпеливо плещут,
И, взвившись, занавес шумит.
Блистательна, полувоздушна,
Смычку волшебному послушна,
Толпою нимф окружена,
Стоит Истомина; она,
Одной ногой касаясь пола,
Другою медленно кружит,
И вдруг прыжок, и вдруг летит,
Летит, как пух от уст Эола;
То стан совьет, то разовьет
И быстрой ножкой ножку бьет.

XXI

Все хлопает. Онегин входит,
Идет меж кресел по ногам,
Двойной лорнет скосясь наводит
На ложи незнакомых дам;
Все ярусы окинул взором,
Всё видел: лицами, убором
Ужасно недоволен он;
С мужчинами со всех сторон
Раскланялся, потом на сцену
В большом рассеянье взглянул,

background image

Отворотился — и зевнул,
И молвил: «Всех пора на смену;
Балеты долго я терпел,
Но и Дидло мне надоел»

5

.

XXII

Еще амуры, черти, змеи
На сцене скачут и шумят;
Еще усталые лакеи
На шубах у подъезда спят;
Еще не перестали топать,
Сморкаться, кашлять, шикать, хлопать;
Еще снаружи и внутри
Везде блистают фонари;
Еще, прозябнув, бьются кони,
Наскуча упряжью своей,
И кучера, вокруг огней,
Бранят господ и бьют в ладони —
А уж Онегин вышел вон;
Домой одеться едет он.

XXIII

Изображу ль в картине верной
Уединенный кабинет,
Где мод воспитанник примерный
Одет, раздет и вновь одет?
Все, чем для прихоти обильной
Торгует Лондон

щепетильный

И по Балтическим волнам
За лес и сало возит нам,
Все, что в Париже вкус голодный,
Полезный промысел избрав,
Изобретает для забав,
Для роскоши, для неги модной, —
Все украшало кабинет
Философа в осьмнадцать лет.

XXIV

Янтарь на трубках Цареграда,
Фарфор и бронза на столе,
И, чувств изнеженных отрада,
Духи в граненом хрустале;
Гребенки, пилочки стальные,
Прямые ножницы, кривые
И щетки тридцати родов
И для ногтей и для зубов.
Руссо (замечу мимоходом)

background image

Не мог понять, как важный Грим
Смел чистить ногти перед ним,
Красноречивым сумасбродом

6

.

Защитник вольности и прав
В сем случае совсем неправ.

XXV

Быть можно дельным человеком
И думать о красе ногтей:
К чему бесплодно спорить с веком?
Обычай деспот меж людей.

Второй Чадаев

, мой Евгений,

Боясь ревнивых осуждений,
В своей одежде был педант
И то, что мы назвали франт.
Он три часа по крайней мере
Пред зеркалами проводил
И из уборной выходил
Подобный ветреной Венере,
Когда, надев мужской наряд,
Богиня едет в маскарад.

XXVI

В последнем вкусе туалетом
Заняв ваш любопытный взгляд,
Я мог бы пред ученым светом
Здесь описать его наряд;
Конечно б это было смело,
Описывать мое же дело:
Но панталоны, фрак, жилет,
Всех этих слов на русском нет;
А вижу я, винюсь пред вами,
Что уж и так мой бедный слог
Пестреть гораздо б меньше мог
Иноплеменными словами,
Хоть и заглядывал я встарь
В

Академический словарь

.

XXVII

У нас теперь не то в предмете:
Мы лучше поспешим на бал,
Куда стремглав в ямской карете
Уж мой Онегин поскакал.
Перед померкшими домами
Вдоль сонной улицы рядами
Двойные фонари карет
Веселый изливают свет

background image

И радуги на снег наводят;
Усеян плошками кругом,
Блестит великолепный дом;
По цельным окнам тени ходят,
Мелькают профили голов
И дам и модных чудаков.

XXVIII

Вот наш герой подъехал к сеням;
Швейцара мимо он стрелой
Взлетел по мраморным ступеням,
Расправил волоса рукой,
Вошел. Полна народу зала;
Музыка уж греметь устала;
Толпа мазуркой занята;
Кругом и шум и теснота;
Бренчат кавалергарда шпоры;
Летают ножки милых дам;
По их пленительным следам
Летают пламенные взоры,
И ревом скрыпок заглушен
Ревнивый шепот модных жен.

XXIX

Во дни веселий и желаний
Я был от балов без ума:
Верней нет места для признаний
И для вручения письма.
О вы, почтенные супруги!
Вам предложу свои услуги;
Прошу мою заметить речь:
Я вас хочу предостеречь.
Вы также, маменьки, построже
За дочерьми смотрите вслед:
Держите прямо свой лорнет!
Не то... не то, избави боже!
Я это потому пишу,
Что уж давно я не грешу.

XXX

Увы, на разные забавы
Я много жизни погубил!
Но если б не страдали нравы,
Я балы б до сих пор любил.
Люблю я бешеную младость,

background image

И тесноту, и блеск, и радость,
И дам обдуманный наряд;
Люблю их ножки; только вряд
Найдете вы в России целой
Три пары стройных женских ног.
Ах! долго я забыть не мог
Две ножки... Грустный, охладелый,
Я всё их помню, и во сне
Они тревожат сердце мне.

XXXI

Когда ж и где, в какой пустыне,
Безумец, их забудешь ты?
Ах, ножки, ножки! где вы ныне?
Где мнете вешние цветы?
Взлелеяны в восточной неге,
На северном, печальном снеге
Вы не оставили следов:
Любили мягких вы ковров
Роскошное прикосновенье.
Давно ль для вас я забывал
И жажду славы и похвал,
И край отцов, и заточенье?
Исчезло счастье юных лет,
Как на лугах ваш легкий след.

XXXII

Дианы грудь, ланиты Флоры
Прелестны, милые друзья!
Однако ножка Терпсихоры
Прелестней чем-то для меня.
Она, пророчествуя взгляду
Неоцененную награду,
Влечет условною красой
Желаний своевольный рой.
Люблю ее, мой друг Эльвина,
Под длинной скатертью столов,
Весной на мураве лугов,
Зимой на чугуне камина,
На зеркальном паркете зал,
У моря на граните скал.

XXXIII

Я помню море пред грозою:
Как я завидовал волнам,
Бегущим бурной чередою
С любовью лечь к ее ногам!

background image

Как я желал тогда с волнами
Коснуться милых ног устами!
Нет, никогда средь пылких дней
Кипящей младости моей
Я не желал с таким мученьем
Лобзать уста младых Армид,
Иль розы пламенных ланит,
Иль перси, полные томленьем;
Нет, никогда порыв страстей
Так не терзал души моей!

XXXIV

Мне памятно другое время!
В заветных иногда мечтах
Держу я счастливое стремя...
И ножку чувствую в руках;
Опять кипит воображенье,
Опять ее прикосновенье
Зажгло в увядшем сердце кровь,
Опять тоска, опять любовь!..
Но полно прославлять надменных
Болтливой лирою своей;
Они не стоят ни страстей,
Ни песен, ими вдохновенных:
Слова и взор волшебниц сих
Обманчивы... как ножки их.

XXXV

Что ж мой Онегин? Полусонный
В постелю с бала едет он:
А Петербург неугомонный
Уж барабаном пробужден.
Встает купец, идет разносчик,
На биржу тянется извозчик,
С кувшином охтенка спешит,
Под ней снег утренний хрустит.
Проснулся утра шум приятный.
Открыты ставни; трубный дым
Столбом восходит голубым,
И хлебник, немец аккуратный,
В бумажном колпаке, не раз
Уж отворял свой васисдас
.

XXXVI

Но, шумом бала утомленный
И утро в полночь обратя,
Спокойно спит в тени блаженной

background image

Забав и роскоши дитя.
Проснется за полдень, и снова
До утра жизнь его готова,
Однообразна и пестра.
И завтра то же, что вчера.
Но был ли счастлив мой Евгений,
Свободный, в цвете лучших лет,
Среди блистательных побед,
Среди вседневных наслаждений?
Вотще ли был он средь пиров
Неосторожен и здоров?

XXXVII

Нет: рано чувства в нем остыли;
Ему наскучил света шум;
Красавицы не долго были
Предмет его привычных дум;
Измены утомить успели;
Друзья и дружба надоели,
Затем, что не всегда же мог
Beef-stеаks
и страсбургский пирог
Шампанской обливать бутылкой
И сыпать острые слова,
Когда болела голова;
И хоть он был повеса пылкой,
Но разлюбил он наконец
И брань, и саблю, и свинец.

XXXVIII

Недуг, которого причину
Давно бы отыскать пора,
Подобный английскому сплину
,
Короче: русская хандра
Им овладела понемногу;
Он застрелиться, слава богу,
Попробовать не захотел,
Но к жизни вовсе охладел.
Как

Child-Harold

, угрюмый, томный

В гостиных появлялся он;
Ни сплетни света, ни бостон,
Ни милый взгляд, ни вздох нескромный,
Ничто не трогало его,
Не замечал он ничего.

XXXIX. ХL. ХLI

background image

. . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . .

ХLII

Причудницы большого света!
Всех прежде вас оставил он;
И правда то, что в наши лета
Довольно скучен высший тон;
Хоть, может быть, иная дама
Толкует

Сея

и

Бентама

,

Но вообще их разговор
Несносный, хоть невинный вздор;
К тому ж они так непорочны,
Так величавы, так умны,
Так благочестия полны,
Так осмотрительны, так точны,
Так неприступны для мужчин,
Что вид их уж рождает сплин

7

.

XLIII

И вы, красотки молодые,
Которых позднею порой
Уносят дрожки удалые
По петербургской мостовой,
И вас покинул мой Евгений.
Отступник бурных наслаждений,
Онегин дома заперся,
Зевая, за перо взялся,
Хотел писать — но труд упорный
Ему был тошен; ничего
Не вышло из пера его,
И не попал он в цех задорный
Людей, о коих не сужу,
Затем, что к ним принадлежу.

ХLIV

И снова, преданный безделью,
Томясь душевной пустотой,
Уселся он — с похвальной целью
Себе присвоить ум чужой;
Отрядом книг уставил полку,
Читал, читал, а всё без толку:
Там скука, там обман иль бред;
В том совести, в том смысла нет;
На всех различные вериги;

background image

И устарела старина,
И старым бредит новизна.
Как женщин, он оставил книги,
И полку, с пыльной их семьей,
Задернул траурной тафтой.

ХLV

Условий света свергнув бремя,
Как он, отстав от суеты,
С ним подружился я в то время.
Мне нравились его черты,
Мечтам невольная преданность,
Неподражательная странность
И резкий, охлажденный ум.
Я был озлоблен, он угрюм;
Страстей игру мы знали оба;
Томила жизнь обоих нас;
В обоих сердца жар угас;
Обоих ожидала злоба
Слепой Фортуны и людей
На самом утре наших дней.

XLVI

Кто жил и мыслил, тот не может
В душе не презирать людей;
Кто чувствовал, того тревожит
Призрак невозвратимых дней:
Тому уж нет очарований,
Того змия воспоминаний,
Того раскаянье грызет.
Все это часто придает
Большую прелесть разговору.
Сперва Онегина язык
Меня смущал; но я привык
К его язвительному спору,
И к шутке, с желчью пополам,
И злости мрачных эпиграмм.

XLVII

Как часто летнею порою,
Когда прозрачно и светло
Ночное небо над Невою

8

И вод веселое стекло
Не отражает лик Дианы,
Воспомня прежних лет романы,
Воспомня прежнюю любовь,
Чувствительны, беспечны вновь,

background image

Дыханьем ночи благосклонной
Безмолвно упивались мы!
Как в лес зеленый из тюрьмы
Перенесен колодник сонный,
Так уносились мы мечтой
К началу жизни молодой.

XLVIII

С душою, полной сожалений,
И опершися на гранит,
Стоял задумчиво Евгений,
Как описал себя пиит

9

.

Все было тихо; лишь ночные
Перекликались часовые,
Да дрожек отдаленный стук

С Мильонной

раздавался вдруг;

Лишь лодка, веслами махая,
Плыла по дремлющей реке:
И нас пленяли вдалеке
Рожок и песня удалая...
Но слаще, средь ночных забав,

Напев Торкватовых октав

!

XLIX

Адриатические волны,
О

Брента

! нет, увижу вас

И, вдохновенья снова полный,
Услышу ваш волшебный глас!
Он свят для внуков Аполлона;

По гордой лире Альбиона

Он мне знаком, он мне родной.
Ночей Италии златой
Я негой наслажусь на воле,
С венецианкою младой,
То говорливой, то немой,
Плывя в таинственной гондоле;
С ней обретут уста мои
Язык

Петрарки

и любви.

L

Придет ли час моей свободы?
Пора, пора! — взываю к ней;
Брожу над морем

10

, жду погоды,

Маню ветрила кораблей.
Под ризой бурь, с волнами споря,
По вольному распутью моря
Когда ж начну я вольный бег?

background image

Пора покинуть скучный брег
Мне неприязненной стихии
И средь полуденных зыбей,

Под небом Африки моей

11

,

Вздыхать о сумрачной России,
Где я страдал, где я любил,
Где сердце я похоронил.

LI

Онегин был готов со мною
Увидеть чуждые страны;
Но скоро были мы судьбою
На долгой срок разведены.
Отец его тогда скончался.
Перед Онегиным собрался
Заимодавцев жадный полк.
У каждого свой ум и толк:
Евгений, тяжбы ненавидя,
Довольный жребием своим,
Наследство предоставил им,
Большой потери в том не видя
Иль предузнав издалека
Кончину дяди старика.

LII

Вдруг получил он в самом деле
От управителя доклад,
Что дядя при смерти в постеле
И с ним проститься был бы рад.
Прочтя печальное посланье,
Евгений тотчас на свиданье
Стремглав

по почте поскакал

И уж заранее зевал,
Приготовляясь, денег ради,
На вздохи, скуку и обман
(И тем я начал мой роман);
Но, прилетев в деревню дяди,
Его нашел уж на столе,
Как дань готовую земле.

LIII

Нашел он полон двор услуги;
К покойнику со всех сторон
Съезжались недруги и други,
Охотники до похорон.
Покойника похоронили.
Попы и гости ели, пили

background image

И после важно разошлись,
Как будто делом занялись.
Вот наш Онегин — сельский житель,
Заводов, вод, лесов, земель
Хозяин полный, а досель
Порядка враг и расточитель,
И очень рад, что прежний путь
Переменил на что-нибудь.

LIV

Два дня ему казались новы
Уединенные поля,
Прохлада сумрачной дубровы,
Журчанье тихого ручья;
На третий роща, холм и поле
Его не занимали боле;
Потом уж наводили сон;
Потом увидел ясно он,
Что и в деревне скука та же,
Хоть нет ни улиц, ни дворцов,
Ни карт, ни балов, ни стихов.
Хандра ждала его на страже,
И бегала за ним она,
Как тень иль верная жена.

LV

Я был рожден для жизни мирной,
Для деревенской тишины;
В глуши звучнее голос лирный,
Живее творческие сны.
Досугам посвятясь невинным,
Брожу над озером пустынным,
И far nientе
мой закон.
Я каждым утром пробужден
Для сладкой неги и свободы:
Читаю мало, долго сплю,
Летучей славы не ловлю.
Не так ли я в былые годы
Провел в бездействии, в тени
Мои счастливейшие дни?

LVI

Цветы, любовь, деревня, праздность,
Поля! я предан вам душой.
Всегда я рад заметить разность
Между Онегиным и мной,
Чтобы насмешливый читатель

background image

Или какой-нибудь издатель
Замысловатой клеветы,
Сличая здесь мои черты,
Не повторял потом безбожно,
Что намарал я свой портрет,
Как Байрон, гордости поэт,
Как будто нам уж невозможно
Писать поэмы о другом,
Как только о себе самом.

LVII

Замечу кстати: все поэты —
Любви мечтательной друзья.
Бывало, милые предметы
Мне снились, и душа моя
Их образ тайный сохранила;
Их после муза оживила:
Так я, беспечен, воспевал
И

деву гор

, мой идеал,

И

пленниц берегов Салгира

.

Теперь от вас, мои друзья,
Вопрос нередко слышу я:
«О ком твоя вздыхает лира?
Кому, в толпе ревнивых дев,
Ты посвятил ее напев?

LVIII

Чей взор, волнуя вдохновенье,
Умильной лаской наградил
Твое задумчивое пенье?
Кого твой стих боготворил?»
И, други, никого, ей-богу!
Любви безумную тревогу
Я безотрадно испытал.
Блажен, кто с нею сочетал
Горячку рифм: он тем удвоил
Поэзии священный бред,
Петрарке шествуя вослед,
А муки сердца успокоил,
Поймал и славу между тем;
Но я, любя, был глуп и нем.

LIX

Прошла любовь, явилась муза,
И прояснился темный ум.
Свободен, вновь ищу союза
Волшебных звуков, чувств и дум;

background image

Пишу, и сердце не тоскует,
Перо, забывшись, не рисует,
Близ неоконченных стихов,
Ни женских ножек, ни голов;
Погасший пепел уж не вспыхнет,
Я всё грущу; но слез уж нет,
И скоро, скоро бури след
В душе моей совсем утихнет:
Тогда-то я начну писать
Поэму песен в двадцать пять.

LX

Я думал уж о форме плана
И как героя назову;
Покамест моего романа
Я кончил первую главу;
Пересмотрел все это строго:
Противоречий очень много,
Но их исправить не хочу.
Цензуре долг свой заплачу
И журналистам на съеденье
Плоды трудов моих отдам:
Иди же к невским берегам,
Новорожденное творенье,
И заслужи мне славы дань:
Кривые толки, шум и брань!

ГЛАВА ВТОРАЯ

O rus!..

Ноr.

О Русь!

I

Деревня, где скучал Евгений,
Была прелестный уголок;
Там друг невинных наслаждений
Благословить бы небо мог.
Господский дом уединенный,
Горой от ветров огражденный,
Стоял над речкою. Вдали
Пред ним пестрели и цвели
Луга и нивы золотые,

background image

Мелькали селы; здесь и там
Стада бродили по лугам,
И сени расширял густые
Огромный, запущенный сад,
Приют задумчивых дриад.

II

Почтенный замок был построен,
Как замки строиться должны:
Отменно прочен и спокоен
Во вкусе умной старины.
Везде высокие покои,
В гостиной штофные обои,
Царей портреты на стенах,
И печи в пестрых изразцах.
Все это ныне обветшало,
Не знаю, право, почему;
Да, впрочем, другу моему
В том нужды было очень мало,
Затем, что он равно зевал
Средь модных и старинных зал.

III

Он в том покое поселился,
Где деревенский старожил
Лет сорок с ключницей бранился,
В окно смотрел и мух давил.
Все было просто: пол дубовый,
Два шкафа, стол, диван пуховый,
Нигде ни пятнышка чернил.
Онегин шкафы отворил;
В одном нашел тетрадь расхода,
В другом наливок целый строй,
Кувшины с яблочной водой
И календарь осьмого года:
Старик, имея много дел,
В иные книги не глядел.

IV

Один среди своих владений,
Чтоб только время проводить,
Сперва задумал наш Евгений
Порядок новый учредить.
В своей глуши мудрец пустынный,
Ярем он барщины старинной
Оброком легким заменил;
И раб судьбу благословил.

background image

Зато в углу своем надулся,
Увидя в этом страшный вред,
Его расчетливый сосед;
Другой лукаво улыбнулся,
И в голос все решили так,
Что он опаснейший чудак.

V

Сначала все к нему езжали;
Но так как с заднего крыльца
Обыкновенно подавали
Ему донского жеребца,
Лишь только вдоль большой дороги
Заслышат их домашни дроги, —
Поступком оскорбясь таким,
Все дружбу прекратили с ним.
«Сосед наш неуч; сумасбродит;
Он фармазон; он пьет одно
Стаканом красное вино;
Он дамам к ручке не подходит;
Все да
да нет; не скажет да-с
Иль нет-с». Таков был общий глас.

VI

В свою деревню в ту же пору
Помещик новый прискакал
И столь же строгому разбору
В соседстве повод подавал:
По имени Владимир Ленской,

С душою прямо геттингенской

,

Красавец, в полном цвете лет,
Поклонник Канта и поэт.
Он из Германии туманной
Привез учености плоды:
Вольнолюбивые мечты,
Дух пылкий и довольно странный,
Всегда восторженную речь
И кудри черные до плеч.

VII

От хладного разврата света
Еще увянуть не успев,
Его душа была согрета
Приветом друга, лаской дев;
Он сердцем милый был невежда,
Его лелеяла надежда,
И мира новый блеск и шум

background image

Еще пленяли юный ум.
Он забавлял мечтою сладкой
Сомненья сердца своего;
Цель жизни нашей для него
Была заманчивой загадкой,
Над ней он голову ломал
И чудеса подозревал.

VIII

Он верил, что душа родная
Соединиться с ним должна,
Что, безотрадно изнывая,
Его вседневно ждет она;
Он верил, что друзья готовы
За честь его приять оковы
И что не дрогнет их рука
Разбить сосуд клеветника;
Что есть избранные судьбами,
Людей священные друзья;
Что их бессмертная семья
Неотразимыми лучами
Когда-нибудь нас озарит
И мир блаженством одарит.

IX

Негодованье, сожаленье,
Ко благу чистая любовь
И славы сладкое мученье
В нем рано волновали кровь.
Он с лирой странствовал на свете;
Под небом Шиллера и Гете
Их поэтическим огнем
Душа воспламенилась в нем;
И муз возвышенных искусства,
Счастливец, он не постыдил:
Он в песнях гордо сохранил
Всегда возвышенные чувства,
Порывы девственной мечты
И прелесть важной простоты.

X

Он пел любовь, любви послушный,
И песнь его была ясна,
Как мысли девы простодушной,
Как сон младенца, как луна
В пустынях неба безмятежных,
Богиня тайн и вздохов нежных.

background image

Он пел разлуку и печаль,
И нечто
, и туманну даль,
И романтические розы;
Он пел те дальные страны,
Где долго в лоно тишины
Лились его живые слезы;
Он пел поблеклый жизни цвет
Без малого в осьмнадцать лет.

XI

В пустыне, где один Евгений
Мог оценить его дары,
Господ соседственных селений
Ему не нравились пиры;
Бежал он их беседы шумной.
Их разговор благоразумный
О сенокосе, о вине,
О псарне, о своей родне,
Конечно, не блистал ни чувством,
Ни поэтическим огнем,
Ни остротою, ни умом,
Ни общежития искусством;
Но разговор их милых жен
Гораздо меньше был умен.

XII

Богат, хорош собою, Ленский
Везде был принят как жених;
Таков обычай деревенский;
Все дочек прочили своих
За полурусского соседа;
Взойдет ли он, тотчас беседа
Заводит слово стороной
О скуке жизни холостой;
Зовут соседа к самовару,
А Дуня разливает чай;
Ей шепчут: «Дуня, примечай!»
Потом приносят и гитару:
И запищит она (бог мой!):
Приди в чертог ко мне златой!..

12

XIII

Но Ленский, не имев, конечно,
Охоты узы брака несть,
С Онегиным желал сердечно
Знакомство покороче свесть.
Они сошлись. Волна и камень,

background image

Стихи и проза, лед и пламень
Не столь различны меж собой.
Сперва взаимной разнотой
Они друг другу были скучны;
Потом понравились; потом
Съезжались каждый день верхом
И скоро стали неразлучны.
Так люди (первый каюсь я)
От делать нечего
друзья.

XIV

Но дружбы нет и той меж нами.
Все предрассудки истребя,
Мы почитаем всех нулями,
А единицами — себя.
Мы все глядим в Наполеоны;
Двуногих тварей миллионы
Для нас орудие одно;
Нам чувство дико и смешно.
Сноснее многих был Евгений;
Хоть он людей, конечно, знал
И вообще их презирал, —
Но (правил нет без исключений)
Иных он очень отличал
И вчуже чувство уважал.

XV

Он слушал Ленского с улыбкой.
Поэта пылкий разговор,
И ум, еще в сужденьях зыбкой,
И вечно вдохновенный взор, —
Онегину все было ново;
Он охладительное слово
В устах старался удержать
И думал: глупо мне мешать
Его минутному блаженству;
И без меня пора придет;
Пускай покамест он живет
Да верит мира совершенству;
Простим горячке юных лет
И юный жар и юный бред.

XVI

Меж ими все рождало споры
И к размышлению влекло:
Племен минувших договоры,
Плоды наук, добро и зло,

background image

И предрассудки вековые,
И гроба тайны роковые,
Судьба и жизнь в свою чреду,
Все подвергалось их суду.
Поэт в жару своих суждений
Читал, забывшись, между тем
Отрывки северных поэм,
И снисходительный Евгений,
Хоть их не много понимал,
Прилежно юноше внимал.

XVII

Но чаще занимали страсти
Умы пустынников моих.
Ушед от их мятежной власти,
Онегин говорил об них
С невольным вздохом сожаленья:
Блажен, кто ведал их волненья
И наконец от них отстал;
Блаженней тот, кто их не знал,
Кто охлаждал любовь — разлукой,
Вражду — злословием; порой
Зевал с друзьями и с женой,
Ревнивой не тревожась мукой,
И дедов верный капитал
Коварной двойке не вверял.

XVIII

Когда прибегнем мы под знамя
Благоразумной тишины,
Когда страстей угаснет пламя,
И нам становятся смешны
Их своевольство иль порывы
И запоздалые отзывы, —
Смиренные не без труда,
Мы любим слушать иногда
Страстей чужих язык мятежный,
И нам он сердце шевелит.
Так точно старый инвалид
Охотно клонит слух прилежный
Рассказам юных усачей,
Забытый в хижине своей.

XIX

Зато и пламенная младость
Не может ничего скрывать.
Вражду, любовь, печаль и радость

background image

Она готова разболтать.
В любви считаясь инвалидом,
Онегин слушал с важным видом,
Как, сердца исповедь любя,
Поэт высказывал себя;
Свою доверчивую совесть
Он простодушно обнажал.
Евгений без труда узнал
Его любви младую повесть,
Обильный чувствами рассказ,
Давно не новыми для нас.

XX

Ах, он любил, как в наши лета
Уже не любят; как одна
Безумная душа поэта
Еще любить осуждена:
Всегда, везде одно мечтанье,
Одно привычное желанье,
Одна привычная печаль.
Ни охлаждающая даль,
Ни долгие лета разлуки,
Ни музам данные часы,
Ни чужеземные красы,
Ни шум веселий, ни науки
Души не изменили в нем,
Согретой девственным огнем.

XXI

Чуть отрок, Ольгою плененный,
Сердечных мук еще не знав,
Он был свидетель умиленный
Ее младенческих забав;
В тени хранительной дубравы
Он разделял ее забавы,
И детям прочили венцы
Друзья-соседы, их отцы.
В глуши, под сению смиренной,
Невинной прелести полна,
В глазах родителей, она
Цвела, как ландыш потаенный,
Незнаемый в траве глухой
Ни мотыльками, ни пчелой.

XXII

Она поэту подарила
Младых восторгов первый сон,

background image

И мысль об ней одушевила
Его цевницы первый стон.
Простите, игры золотые!
Он рощи полюбил густые,
Уединенье, тишину,
И ночь, и звезды, и луну,
Луну, небесную лампаду,
Которой посвящали мы
Прогулки средь вечерней тьмы,
И слезы, тайных мук отраду...
Но нынче видим только в ней
Замену тусклых фонарей.

XXIII

Всегда скромна, всегда послушна,
Всегда как утро весела,
Как жизнь поэта простодушна,
Как поцелуй любви мила;
Глаза, как небо, голубые,
Улыбка, локоны льняные,
Движенья, голос, легкий стан,
Всё в Ольге... но любой роман
Возьмите и найдете верно
Ее портрет: он очень мил,
Я прежде сам его любил,
Но надоел он мне безмерно.
Позвольте мне, читатель мой,
Заняться старшею сестрой.

XXIV

Ее сестра звалась Татьяна...

13

Впервые именем таким
Страницы нежные романа
Мы своевольно освятим.
И что ж? оно приятно, звучно;
Но с ним, я знаю, неразлучно
Воспоминанье старины
Иль девичьей! Мы все должны
Признаться: вкусу очень мало
У нас и в наших именах
(Не говорим уж о стихах);
Нам просвещенье не пристало,
И нам досталось от него
Жеманство, — больше ничего.

XXV

background image

Итак, она звалась Татьяной.
Ни красотой сестры своей,
Ни свежестью ее румяной
Не привлекла б она очей.
Дика, печальна, молчалива,
Как лань лесная боязлива,
Она в семье своей родной
Казалась девочкой чужой.
Она ласкаться не умела
К отцу, ни к матери своей;
Дитя сама, в толпе детей
Играть и прыгать не хотела
И часто целый день одна
Сидела молча у окна.

XXVI

Задумчивость, ее подруга
От самых колыбельных дней,
Теченье сельского досуга
Мечтами украшала ей.
Ее изнеженные пальцы
Не знали игл; склонясь на пяльцы,
Узором шелковым она
Не оживляла полотна.
Охоты властвовать примета,
С послушной куклою дитя
Приготовляется шутя
К приличию — закону света,
И важно повторяет ей
Уроки маменьки своей.

XXVII

Но куклы даже в эти годы
Татьяна в руки не брала;
Про вести города, про моды
Беседы с нею не вела.
И были детские проказы
Ей чужды: страшные рассказы
Зимою в темноте ночей
Пленяли больше сердце ей.
Когда же няня собирала
Для Ольги на широкий луг
Всех маленьких ее подруг,
Она в горелки не играла,

background image

Ей скучен был и звонкий смех,
И шум их ветреных утех.

XXVIII

Она любила на балконе
Предупреждать зари восход,
Когда на бледном небосклоне
Звезд исчезает хоровод,
И тихо край земли светлеет,
И, вестник утра, ветер веет,
И всходит постепенно день.
Зимой, когда ночная тень
Полмиром доле обладает,
И доле в праздной тишине,
При отуманенной луне,
Восток ленивый почивает,
В привычный час пробуждена
Вставала при свечах она.

XXIX

Ей рано нравились романы;
Они ей заменяли всё;
Она влюблялася в обманы
И Ричардсона и Руссо.
Отец ее был добрый малый,
В прошедшем веке запоздалый;
Но в книгах не видал вреда;
Он, не читая никогда,
Их почитал пустой игрушкой
И не заботился о том,
Какой у дочки тайный том
Дремал до утра под подушкой.
Жена ж его была сама
От Ричардсона без ума.

XXX

Она любила Ричардсона
Не потому, чтобы прочла,
Не потому, чтоб

Грандисона

Она

Ловласу

предпочла;

14

Но в старину княжна Алина,
Ее московская кузина,
Твердила часто ей об них.
В то время был еще жених
Ее супруг, но по неволе;
Она вздыхала по другом,
Который сердцем и умом

background image

Ей нравился гораздо боле:
Сей Грандисон был славный франт,
Игрок и гвардии сержант.

XXXI

Как он, она была одета
Всегда по моде и к лицу;
Но, не спросясь ее совета,
Девицу повезли к венцу.
И, чтоб ее рассеять горе,
Разумный муж уехал вскоре
В свою деревню, где она,
Бог знает кем окружена,
Рвалась и плакала сначала,
С супругом чуть не развелась;
Потом хозяйством занялась,
Привыкла и довольна стала.
Привычка свыше нам дана:
Замена счастию она

15

.

XXXII

Привычка усладила горе,
Не отразимое ничем;
Открытие большое вскоре
Ее утешило совсем:
Она меж делом и досугом
Открыла тайну, как супругом
Самодержавно управлять,
И все тогда пошло на стать.
Она езжала по работам,
Солила на зиму грибы,
Вела расходы, брила лбы,
Ходила в баню по субботам,
Служанок била осердясь —
Все это мужа не спросясь.

XXXIII

Бывало, писывала кровью
Она в альбомы нежных дев,
Звала Полиною Прасковью
И говорила нараспев,
Корсет носила очень узкий,
И русский Н
как N французский
Произносить умела в нос;
Но скоро все перевелось:
Корсет, альбом, княжну Алину,
Стишков чувствительных тетрадь

background image

Она забыла: стала звать
Акулькой прежнюю Селину
И обновила наконец
На вате шлафор и чепец.

XXXIV

Но муж любил ее сердечно,
В ее затеи не входил,
Во всем ей веровал беспечно,
А сам в халате ел и пил;
Покойно жизнь его катилась;
Под вечер иногда сходилась
Соседей добрая семья,
Нецеремонные друзья,
И потужить, и позлословить,
И посмеяться кой о чем.
Проходит время; между тем
Прикажут Ольге чай готовить,
Там ужин, там и спать пора,
И гости едут со двора.

XXXV

Они хранили в жизни мирной
Привычки милой старины;
У них на масленице жирной
Водились русские блины;
Два раза в год они говели;
Любили круглые качели,

Подблюдны песни

, хоровод;

В день Троицын, когда народ,
Зевая, слушает молебен,
Умильно на пучок

зари

Они роняли слезки три;
Им квас как воздух был потребен,
И за столом у них гостям
Носили блюды по чинам.

XXXVI

И так они старели оба.
И отворились наконец
Перед супругом двери гроба,
И новый он приял венец.
Он умер в час перед обедом,
Оплаканный своим соседом,
Детьми и верною женой
Чистосердечней, чем иной.
Он был простой и добрый барин,

background image

И там, где прах его лежит,
Надгробный памятник гласит:
Смиренный грешник, Дмитрий Ларин,
Господний раб и бригадир,
Под камнем сим вкушает мир.

XXXVII

Своим пенатам возвращенный,
Владимир Ленский посетил
Соседа памятник смиренный,
И вздох он пеплу посвятил;
И долго сердцу грустно было.

«

Рооr Yorick!

16

— молвил он уныло. —

Он на руках меня держал.
Как часто в детстве я играл
Его

Очаковской медалью

!

Он Ольгу прочил за меня,
Он говорил: дождусь ли дня?..»
И, полный искренней печалью,
Владимир тут же начертал
Ему надгробный мадригал.

XXXVIII

И там же надписью печальной
Отца и матери, в слезах,
Почтил он прах патриархальный...
Увы! на жизненных браздах
Мгновенной жатвой поколенья,
По тайной воле провиденья,
Восходят, зреют и падут;
Другие им вослед идут...
Так наше ветреное племя
Растет, волнуется, кипит
И к гробу прадедов теснит.
Придет, придет и наше время,
И наши внуки в добрый час
Из мира вытеснят и нас!

XXXIX

Покамест упивайтесь ею,
Сей легкой жизнию, друзья!
Ее ничтожность разумею
И мало к ней привязан я;
Для призраков закрыл я вежды;
Но отдаленные надежды
Тревожат сердце иногда:
Без неприметного следа

background image

Мне было б грустно мир оставить.
Живу, пишу не для похвал;
Но я бы, кажется, желал
Печальный жребий свой прославить,
Чтоб обо мне, как верный друг,
Напомнил хоть единый звук.

XL

И чье-нибудь он сердце тронет;
И, сохраненная судьбой,
Быть может, в Лете не потонет
Строфа, слагаемая мной;
Быть может (лестная надежда!),
Укажет будущий невежда
На мой прославленный портрет
И молвит: то-то был поэт!
Прими ж мои благодаренья,
Поклонник мирных аонид,
О ты, чья память сохранит
Мои летучие творенья,
Чья благосклонная рука
Потреплет лавры старика!

ГЛАВА ТРЕТЬЯ

Elle était fille, elle était amoureuse.

Malfilâtre.

I

«Куда? Уж эти мне поэты!»
— Прощай, Онегин, мне пора.
«Я не держу тебя; но где ты
Свои проводишь вечера?»
— У Лариных. — «Вот это чудно.
Помилуй! и тебе не трудно
Там каждый вечер убивать?»
— Нимало. — «Не могу понять.
Отселе вижу, что такое:
Во-первых (слушай, прав ли я?),
Простая, русская семья,
К гостям усердие большое,
Варенье, вечный разговор
Про дождь, про лен, про скотный двор...»

II

background image

— Я тут еще беды не вижу.
«Да скука, вот беда, мой друг».
— Я модный свет ваш ненавижу;
Милее мне домашний круг,
Где я могу... — «Опять эклога!
Да полно, милый, ради бога.
Ну что ж? ты едешь: очень жаль.
Ах, слушай, Ленский; да нельзя ль
Увидеть мне Филлиду эту,
Предмет и мыслей, и пера,
И слез, и рифм et cetera?..
Представь меня». — Ты шутишь. — «Нету».
— Я рад. — «Когда же?» — Хоть сейчас.
Они с охотой примут нас.

III

Поедем. —
Поскакали други,
Явились; им расточены
Порой тяжелые услуги
Гостеприимной старины.
Обряд известный угощенья:
Несут на блюдечках варенья,
На столик ставят вощаной
Кувшин с брусничною водой.
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .

IV

Они дорогой самой краткой
Домой летят во весь опор

17

.

Теперь подслушаем украдкой
Героев наших разговор:
— Ну что ж, Онегин? ты зеваешь. —
«Привычка, Ленский». — Но скучаешь
Ты как-то больше. — «Нет, равно.
Однако в поле уж темно;
Скорей! пошел, пошел, Андрюшка!
Какие глупые места!
А кстати: Ларина проста,
Но очень милая старушка;
Боюсь: брусничная вода
Мне не наделала б вреда.

background image

V

Скажи: которая Татьяна?»
— Да та, которая, грустна
И молчалива, как

Светлана

,

Вошла и села у окна. —
«Неужто ты влюблен в меньшую?»
— А что? — «Я выбрал бы другую,
Когда б я был, как ты, поэт.
В чертах у Ольги жизни нет.
Точь-в-точь

в

Вандиковой

Мадоне

:

Кругла, красна лицом она,
Как эта глупая луна
На этом глупом небосклоне».
Владимир сухо отвечал
И после во весь путь молчал.

VI

Меж тем Онегина явленье
У Лариных произвело
На всех большое впечатленье
И всех соседей развлекло.
Пошла догадка за догадкой.
Все стали толковать украдкой,
Шутить, судить не без греха,
Татьяне прочить жениха;
Иные даже утверждали,
Что свадьба слажена совсем,
Но остановлена затем,
Что модных колец не достали.
О свадьбе Ленского давно
У них уж было решено.

VII

Татьяна слушала с досадой
Такие сплетни; но тайком
С неизъяснимою отрадой
Невольно думала о том;
И в сердце дума заронилась;
Пора пришла, она влюбилась.
Так в землю падшее зерно
Весны огнем оживлено.
Давно ее воображенье,
Сгорая негой и тоской,
Алкало пищи роковой;
Давно сердечное томленье
Теснило ей младую грудь;
Душа ждала... кого-нибудь,

background image

VIII

И дождалась... Открылись очи;
Она сказала: это он!
Увы! теперь и дни и ночи,
И жаркий одинокий сон,
Все полно им; все деве милой
Без умолку волшебной силой
Твердит о нем. Докучны ей
И звуки ласковых речей,
И взор заботливой прислуги.
В уныние погружена,
Гостей не слушает она
И проклинает их досуги,
Их неожиданный приезд
И продолжительный присест.

IX

Теперь с каким она вниманьем
Читает сладостный роман,
С каким живым очарованьем
Пьет обольстительный обман!
Счастливой силою мечтанья
Одушевленные созданья,

Любовник

Юлии

Вольмар

,

Малек-Адель и де Линар,
И Вертер, мученик мятежный,
И бесподобный Грандисон

18

,

Который нам наводит сон, —
Все для мечтательницы нежной
В единый образ облеклись,
В одном Онегине слились.

X

Воображаясь героиной?
Своих возлюбленных творцов,

Кларисой

,

Юлией

,

Дельфиной

,

Татьяна в тишине лесов
Одна с опасной книгой бродит,
Она в ней ищет и находит
Свой тайный жар, свои мечты,
Плоды сердечной полноты,
Вздыхает и, себе присвоя
Чужой восторг, чужую грусть,
В забвенье шепчет наизусть
Письмо для милого героя...
Но наш герой, кто б ни был он,
Уж верно был не Грандисон.

background image

XI

Свой слог на важный лад настроя,
Бывало, пламенный творец
Являл нам своего героя
Как совершенства образец.
Он одарял предмет любимый,
Всегда неправедно гонимый,
Душой чувствительной, умом
И привлекательным лицом.
Питая жар чистейшей страсти,
Всегда восторженный герой
Готов был жертвовать собой,
И при конце последней части
Всегда наказан был порок,
Добру достойный был венок.

XII

А нынче все умы в тумане,
Мораль на нас наводит сон,
Порок любезен — и в романе,
И там уж торжествует он.
Британской музы небылицы
Тревожат сон отроковицы,
И стал теперь ее кумир
Или задумчивый Вампир,
Или Мельмот, бродяга мрачный,
Иль Вечный жид, или

Корсар

,

Или таинственный Сбогар

19

.

Лорд Байрон прихотью удачной
Облек в унылый романтизм
И безнадежный эгоизм.

XIII

Друзья мои, что ж толку в этом?
Быть может, волею небес,
Я перестану быть поэтом,
В меня вселится новый бес,
И, Фебовы презрев угрозы,
Унижусь до смиренной прозы;
Тогда роман на старый лад
Займет веселый мой закат.
Не муки тайные злодейства
Я грозно в нем изображу,
Но просто вам перескажу
Преданья русского семейства,
Любви пленительные сны
Да нравы нашей старины.

background image

XIV

Перескажу простые речи
Отца иль дяди-старика,
Детей условленные встречи
У старых лип, у ручейка;
Несчастной ревности мученья,
Разлуку, слезы примиренья,
Поссорю вновь, и наконец
Я поведу их под венец...
Я вспомню речи неги страстной,
Слова тоскующей любви,
Которые в минувши дни
У ног любовницы прекрасной
Мне приходили на язык,
От коих я теперь отвык.

XV

Татьяна, милая Татьяна!
С тобой теперь я слезы лью;
Ты в руки модного тирана
Уж отдала судьбу свою.
Погибнешь, милая; но прежде
Ты в ослепительной надежде
Блаженство темное зовешь,
Ты негу жизни узнаешь,
Ты пьешь волшебный яд желаний,
Тебя преследуют мечты:
Везде воображаешь ты
Приюты счастливых свиданий;
Везде, везде перед тобой
Твой искуситель роковой.

XVI

Тоска любви Татьяну гонит,
И в сад идет она грустить,
И вдруг недвижны очи клонит,
И лень ей далее ступить.
Приподнялася грудь, ланиты
Мгновенным пламенем покрыты,
Дыханье замерло в устах,
И в слухе шум, и блеск в очах...
Настанет ночь; луна обходит
Дозором дальный свод небес,
И соловей во мгле древес
Напевы звучные заводит.
Татьяна в темноте не спит
И тихо с няней говорит:

background image

XVII

«Не спится, няня: здесь так душно!
Открой окно да сядь ко мне».
— Что, Таня, что с тобой? — «Мне скучно,
Поговорим о старине».
— О чем же, Таня? Я, бывало,
Хранила в памяти не мало
Старинных былей, небылиц
Про злых духов и про девиц;
А нынче все мне тёмно, Таня:
Что знала, то забыла. Да,
Пришла худая череда!
Зашибло... — «Расскажи мне, няня,
Про ваши старые года:
Была ты влюблена тогда?»

XVIII

— И, полно, Таня! В эти лета
Мы не слыхали про любовь;
А то бы согнала со света
Меня покойница свекровь. —
«Да как же ты венчалась, няня?»
— Так, видно, бог велел. Мой Ваня
Моложе был меня, мой свет,
А было мне тринадцать лет.
Недели две ходила сваха
К моей родне, и наконец
Благословил меня отец.
Я горько плакала со страха,
Мне с плачем косу расплели
Да с пеньем в церковь повели.

XIX

И вот ввели в семью чужую...
Да ты не слушаешь меня... —
«Ах, няня, няня, я тоскую,
Мне тошно, милая моя:
Я плакать, я рыдать готова!..»
— Дитя мое, ты нездорова;
Господь помилуй и спаси!
Чего ты хочешь, попроси...
Дай окроплю святой водою,
Ты вся горишь... — «Я не больна:
Я... знаешь, няня... влюблена».
— Дитя мое, господь с тобою! —
И няня девушку с мольбой
Крестила дряхлою рукой.

background image

XX

«Я влюблена», — шептала снова
Старушке с горестью она.
— Сердечный друг, ты нездорова.
«Оставь меня: я влюблена».
И между тем луна сияла
И томным светом озаряла
Татьяны бледные красы,
И распущенные власы,
И капли слез, и на скамейке
Пред героиней молодой,
С платком на голове седой,
Старушку в длинной телогрейке;
И все дремало в тишине
При вдохновительной луне.

XXI

И сердцем далеко носилась
Татьяна, смотря на луну...
Вдруг мысль в уме ее родилась...
«Поди, оставь меня одну.
Дай, няня, мне перо, бумагу,
Да стол подвинь; я скоро лягу;
Прости». И вот она одна.
Все тихо. Светит ей луна.
Облокотясь, Татьяна пишет,
И все Евгений на уме,
И в необдуманном письме
Любовь невинной девы дышит.
Письмо готово, сложено...
Татьяна! для кого ж оно?

XXII

Я знал красавиц недоступных,
Холодных, чистых, как зима,
Неумолимых, неподкупных,
Непостижимых для ума;
Дивился я их спеси модной,
Их добродетели природной,
И, признаюсь, от них бежал,
И, мнится, с ужасом читал
Над их бровями надпись ада:

Оставь надежду навсегда

20

.

Внушать любовь для них беда,

background image

Пугать людей для них отрада.
Быть может, на брегах Невы
Подобных дам видали вы.

XXIII

Среди поклонников послушных
Других причудниц я видал,
Самолюбиво равнодушных
Для вздохов страстных и похвал.
И что ж нашел я с изумленьем?
Они, суровым повеленьем
Пугая робкую любовь,
Ее привлечь умели вновь
По крайней мере сожаленьем,
По крайней мере звук речей
Казался иногда нежней,
И с легковерным ослепленьем
Опять любовник молодой
Бежал за милой суетой.

XXIV

За что ж виновнее Татьяна?
За то ль, что в милой простоте
Она не ведает обмана
И верит избранной мечте?
За то ль, что любит без искусства,
Послушная влеченью чувства,
Что так доверчива она,
Что от небес одарена
Воображением мятежным,
Умом и волею живой,
И своенравной головой,
И сердцем пламенным и нежным?
Ужели не простите ей
Вы легкомыслия страстей?

XXV

Кокетка судит хладнокровно,
Татьяна любит не шутя
И предается безусловно
Любви, как милое дитя.
Не говорит она: отложим —
Любви мы цену тем умножим,
Вернее в сети заведем;
Сперва тщеславие кольнем
Надеждой, там недоуменьем
Измучим сердце, а потом

background image

Ревнивым оживим огнем;
А то, скучая наслажденьем,
Невольник хитрый из оков
Всечасно вырваться готов.

XXVI

Еще предвижу затрудненья:
Родной земли спасая честь,
Я должен буду, без сомненья,
Письмо Татьяны перевесть.
Она по-русски плохо знала,
Журналов наших не читала
И выражалася с трудом
На языке своем родном,
Итак, писала по-французски...
Что делать! повторяю вновь:
Доныне дамская любовь
Не изьяснялася по-русски,
Доныне гордый наш язык
К почтовой прозе не привык.

XXVII

Я знаю: дам хотят заставить
Читать по-русски. Право, страх!
Могу ли их себе представить
С

«Благонамеренным»

21

в руках!

Я шлюсь на вас, мои поэты;
Не правда ль: милые предметы,
Которым, за свои грехи,
Писали втайне вы стихи,
Которым сердце посвящали,
Не все ли, русским языком
Владея слабо и с трудом,
Его так мило искажали,
И в их устах язык чужой
Не обратился ли в родной?

XXVIII

Не дай мне бог сойтись на бале
Иль при разъезде на крыльце
С семинаристом в желтой шале
Иль с академиком в чепце!
Как уст румяных без улыбки,
Без грамматической ошибки
Я русской речи не люблю.
Быть может, на беду мою,
Красавиц новых поколенье,

background image

Журналов вняв молящий глас,
К грамматике приучит нас;
Стихи введут в употребленье;
Но я... какое дело мне?
Я верен буду старине.

XXIX

Неправильный, небрежный лепет,
Неточный выговор речей
По-прежнему сердечный трепет
Произведут в груди моей;
Раскаяться во мне нет силы,
Мне галлицизмы будут милы,
Как прошлой юности грехи,

Как Богдановича стихи.

Но полно. Мне пора заняться
Письмом красавицы моей;
Я слово дал, и что ж? ей-ей
Теперь готов уж отказаться.
Я знаю: нежного Парни
Перо не в моде в наши дни.

XXX

Певец Пиров и грусти томной

22

,

Когда б еще ты был со мной,
Я стал бы просьбою нескромной
Тебя тревожить, милый мой:
Чтоб на волшебные напевы
Переложил ты страстной девы
Иноплеменные слова.
Где ты? приди: свои права
Передаю тебе с поклоном...
Но посреди печальных скал,
Отвыкнув сердцем от похвал,
Один, под финским небосклоном,
Он бродит, и душа его
Не слышит горя моего.

XXXI

Письмо Татьяны предо мною;
Его я свято берегу,
Читаю с тайною тоскою
И начитаться не могу.
Кто ей внушал и эту нежность,
И слов любезную небрежность?
Кто ей внушал умильный вздор,
Безумный сердца разговор,

background image

И увлекательный и вредный?
Я не могу понять. Но вот
Неполный, слабый перевод,
С живой картины список бледный
Или разыгранный

Фрейшиц

Перстами робких учениц:

Письмо
Татьяны к Онегину

Я к вам пишу — чего же боле?
Что я могу еще сказать?
Теперь, я знаю, в вашей воле
Меня презреньем наказать.
Но вы, к моей несчастной доле
Хоть каплю жалости храня,
Вы не оставите меня.
Сначала я молчать хотела;
Поверьте: моего стыда
Вы не узнали б никогда,
Когда б надежду я имела
Хоть редко, хоть в неделю раз
В деревне нашей видеть вас,
Чтоб только слышать ваши речи,
Вам слово молвить, и потом
Все думать, думать об одном
И день и ночь до новой встречи.
Но, говорят, вы нелюдим;
В глуши, в деревне все вам скучно,
А мы... ничем мы не блестим,
Хоть вам и рады простодушно.

Зачем вы посетили нас?
В глуши забытого селенья
Я никогда не знала б вас,
Не знала б горького мученья.
Души неопытной волненья
Смирив со временем (как знать?),
По сердцу я нашла бы друга,
Была бы верная супруга
И добродетельная мать.

Другой!.. Нет, никому на свете
Не отдала бы сердца я!
То в вышнем суждено совете...
То воля неба: я твоя;
Вся жизнь моя была залогом
Свиданья верного с тобой;
Я знаю, ты мне послан богом,
До гроба ты хранитель мой...

background image

Ты в сновиденьях мне являлся
Незримый, ты мне был уж мил,
Твой чудный взгляд меня томил,
В душе твой голос раздавался
Давно... нет, это был не сон!
Ты чуть вошел, я вмиг узнала,
Вся обомлела, запылала
И в мыслях молвила: вот он!
Не правда ль? я тебя слыхала:
Ты говорил со мной в тиши,
Когда я бедным помогала
Или молитвой услаждала
Тоску волнуемой души?
И в это самое мгновенье
Не ты ли, милое виденье,
В прозрачной темноте мелькнул,
Приникнул тихо к изголовью?
Не ты ль, с отрадой и любовью,
Слова надежды мне шепнул?
Кто ты, мой ангел ли хранитель,
Или коварный искуситель:
Мои сомненья разреши.
Быть может, это все пустое,
Обман неопытной души!
И суждено совсем иное...
Но так и быть! Судьбу мою
Отныне я тебе вручаю,
Перед тобою слезы лью,
Твоей защиты умоляю...
Вообрази: я здесь одна,
Никто меня не понимает,
Рассудок мой изнемогает,
И молча гибнуть я должна.
Я жду тебя: единым взором
Надежды сердца оживи
Иль сон тяжелый перерви,
Увы, заслуженным укором!

Кончаю! Страшно перечесть...
Стыдом и страхом замираю...
Но мне порукой ваша честь,
И смело ей себя вверяю...

XXXII

Татьяна то вздохнет, то охнет;
Письмо дрожит в ее руке;
Облатка розовая сохнет
На воспаленном языке.
К плечу головушкой склонилась,

background image

Сорочка легкая спустилась
С ее прелестного плеча...
Но вот уж лунного луча
Сиянье гаснет. Там долина
Сквозь пар яснеет. Там поток
Засеребрился; там рожок
Пастуший будит селянина.
Вот утро: встали все давно,
Моей Татьяне все равно.

XXXIII

Она зари не замечает,
Сидит с поникшею главой
И на письмо не напирает
Своей печати вырезной.
Но, дверь тихонько отпирая,
Уж ей Филипьевна седая
Приносит на подносе чай.
«Пора, дитя мое, вставай:
Да ты, красавица, готова!
О пташка ранняя моя!
Вечор уж как боялась я!
Да, слава богу, ты здорова!
Тоски ночной и следу нет,
Лицо твое как маков цвет».

XXXIV

— Ах! няня, сделай одолженье. —
«Изволь, родная, прикажи».
— Не думай... право... подозренье...
Но видишь... ах! не откажи. —
«Мой друг, вот бог тебе порука».
— Итак, пошли тихонько внука
С запиской этой к О... к тому...
К соседу... да велеть ему,
Чтоб он не говорил ни слова,
Чтоб он не называл меня... —
«Кому же, милая моя?
Я нынче стала бестолкова.
Кругом соседей много есть;
Куда мне их и перечесть».

XXXV

— Как недогадлива ты, няня! —
«Сердечный друг, уж я стара,
Стара; тупеет разум, Таня;
А то, бывало, я востра,

background image

Бывало, слово барской воли...»
— Ах, няня, няня! до того ли?
Что нужды мне в твоем уме?
Ты видишь, дело о письме
К Онегину. — «Ну, дело, дело.
Не гневайся, душа моя,
Ты знаешь, непонятна я...
Да что ж ты снова побледнела?»
— Так, няня, право ничего.
Пошли же внука своего.

XXXVI

Но день протек, и нет ответа.
Другой настал: все нет как нет.
Бледна, как тень, с утра одета,
Татьяна ждет: когда ж ответ?
Приехал Ольгин обожатель.
«Скажите: где же ваш приятель? —
Ему вопрос хозяйки был. —
Он что-то нас совсем забыл».
Татьяна, вспыхнув, задрожала.
— Сегодня быть он обещал, —
Старушке Ленский отвечал, —
Да, видно, почта задержала. —
Татьяна потупила взор,
Как будто слыша злой укор.

XXXVII

Смеркалось; на столе, блистая,
Шипел вечерний самовар,
Китайский чайник нагревая;
Под ним клубился легкий пар.
Разлитый Ольгиной рукою,
По чашкам темною струею
Уже душистый чай бежал,
И сливки мальчик подавал;
Татьяна пред окном стояла,
На стекла хладные дыша,
Задумавшись, моя душа,
Прелестным пальчиком писала
На отуманенном стекле
Заветный вензель О
да Е.

XXXVIII

background image

И между тем душа в ней ныла,
И слез был полон томный взор.
Вдруг топот!.. кровь ее застыла.
Вот ближе! скачут... и на двор
Евгений! «Ах!» — и легче тени
Татьяна прыг в другие сени,
С крыльца на двор, и прямо в сад,
Летит, летит; взглянуть назад
Не смеет; мигом обежала
Куртины, мостики, лужок,
Аллею к озеру, лесок,
Кусты сирен переломала,
По цветникам летя к ручью.
И, задыхаясь, на скамью

XXXIX

Упала...
«Здесь он! здесь Евгений!
О боже! что подумал он!»
В ней сердце, полное мучений,
Хранит надежды темный сон;
Она дрожит и жаром пышет,
И ждет: нейдет ли? Но не слышит.
В саду служанки, на грядах,
Сбирали ягоду в кустах
И хором по наказу пели
(Наказ, основанный на том,
Чтоб барской ягоды тайком
Уста лукавые не ели
И пеньем были заняты:
Затея сельской остроты!)

Песня девушек

Девицы, красавицы,
Душеньки, подруженьки,
Разыграйтесь девицы,
Разгуляйтесь, милые!
Затяните песенку,
Песенку заветную,
Заманите молодца
К хороводу нашему,
Как заманим молодца,
Как завидим издали,
Разбежимтесь, милые,
Закидаем вишеньем,
Вишеньем, малиною,
Красною смородиной.
Не ходи подслушивать

background image

Песенки заветные,
Не ходи подсматривать
Игры наши девичьи.

ХL

Они поют, и, с небреженьем
Внимая звонкий голос их,
Ждала Татьяна с нетерпеньем,
Чтоб трепет сердца в ней затих,
Чтобы прошло ланит пыланье.
Но в персях то же трепетанье,
И не проходит жар ланит,
Но ярче, ярче лишь горит...
Так бедный мотылек и блещет
И бьется радужным крылом,
Плененный школьным шалуном;
Так зайчик в озими трепещет,
Увидя вдруг издалека
В кусты припадшего стрелка.

ХLI

Но наконец она вздохнула
И встала со скамьи своей;
Пошла, но только повернула
В аллею, прямо перед ней,
Блистая взорами, Евгений
Стоит подобно грозной тени,
И, как огнем обожжена,
Остановилася она.
Но следствия нежданной встречи
Сегодня, милые друзья,
Пересказать не в силах я;
Мне должно после долгой речи
И погулять и отдохнуть:
Докончу после как-нибудь.

ГЛАВА ЧЕТВЕРТАЯ

La morale est dans la nature des choses.

Necker.

I. II. III. IV. V. VI.

VII

Чем меньше женщину мы любим,
Тем легче нравимся мы ей

background image

И тем ее вернее губим
Средь обольстительных сетей.
Разврат, бывало, хладнокровный
Наукой славился любовной,
Сам о себе везде трубя
И наслаждаясь не любя.
Но эта важная забава
Достойна старых обезьян
Хваленых дедовских времян:
Ловласов обветшала слава
Со славой красных каблуков
И величавых париков.

VIII

Кому не скучно лицемерить,
Различно повторять одно,
Стараться важно в том уверить,
В чем все уверены давно,
Всё те же слышать возраженья,
Уничтожать предрассужденья,
Которых не было и нет
У девочки в тринадцать лет!
Кого не утомят угрозы,
Моленья, клятвы, мнимый страх,
Записки на шести листах,
Обманы, сплетни, кольцы, слезы,
Надзоры теток, матерей
И дружба тяжкая мужей!

IX

Так точно думал мой Евгений.
Он в первой юности своей
Был жертвой бурных заблуждений
И необузданных страстей.
Привычкой жизни избалован,
Одним на время очарован,
Разочарованный другим,
Желаньем медленно томим,
Томим и ветреным успехом,
Внимая в шуме и в тиши
Роптанье вечное души,
Зевоту подавляя смехом:
Вот как убил он восемь лет,
Утратя жизни лучший цвет.

X

background image

В красавиц он уж не влюблялся,
А волочился как-нибудь;
Откажут — мигом утешался;
Изменят — рад был отдохнуть.
Он их искал без упоенья,
А оставлял без сожаленья,
Чуть помня их любовь и злость.
Так точно равнодушный гость
На вист
вечерний приезжает,
Садится; кончилась игра:
Он уезжает со двора,
Спокойно дома засыпает
И сам не знает поутру,
Куда поедет ввечеру.

XI

Но, получив посланье Тани,
Онегин живо тронут был:
Язык девических мечтаний
В нем думы роем возмутил;
И вспомнил он Татьяны милой
И бледный цвет и вид унылый;
И в сладостный, безгрешный сон
Душою погрузился он.
Быть может, чувствий пыл старинный
Им на минуту овладел;
Но обмануть он не хотел
Доверчивость души невинной.
Теперь мы в сад перелетим,
Где встретилась Татьяна с ним.

XII

Минуты две они молчали,
Но к ней Онегин подошел
И молвил: «Вы ко мне писали,
Не отпирайтесь. Я прочел
Души доверчивой признанья,
Любви невинной излиянья;
Мне ваша искренность мила;
Она в волненье привела
Давно умолкнувшие чувства;
Но вас хвалить я не хочу;
Я за нее вам отплачу
Признаньем также без искусства;
Примите исповедь мою:
Себя на суд вам отдаю.

XIII

background image

Когда бы жизнь домашним кругом
Я ограничить захотел;
Когда б мне быть отцом, супругом
Приятный жребий повелел;
Когда б семейственной картиной
Пленился я хоть миг единый, —
То, верно б, кроме вас одной
Невесты не искал иной.
Скажу без блесток мадригальных:
Нашед мой прежний идеал,
Я, верно б, вас одну избрал
В подруги дней моих печальных,
Всего прекрасного в залог,
И был бы счастлив... сколько мог!

XIV

Но я не создан для блаженства;
Ему чужда душа моя;
Напрасны ваши совершенства:
Их вовсе недостоин я.
Поверьте (совесть в том порукой),
Супружество нам будет мукой.
Я, сколько ни любил бы вас,
Привыкнув, разлюблю тотчас;
Начнете плакать: ваши слезы
Не тронут сердца моего,
А будут лишь бесить его.
Судите ж вы, какие розы
Нам заготовит Гименей
И, может быть, на много дней.

XV

Что может быть на свете хуже
Семьи, где бедная жена
Грустит о недостойном муже,
И днем и вечером одна;
Где скучный муж, ей цену зная
(Судьбу, однако ж, проклиная),
Всегда нахмурен, молчалив,
Сердит и холодно-ревнив!
Таков я. И того ль искали
Вы чистой, пламенной душой,
Когда с такою простотой,
С таким умом ко мне писали?
Ужели жребий вам такой
Назначен строгою судьбой?

XVI

background image

Мечтам и годам нет возврата;
Не обновлю души моей...
Я вас люблю любовью брата
И, может быть, еще нежней.
Послушайте ж меня без гнева:
Сменит не раз младая дева
Мечтами легкие мечты;
Так деревцо свои листы
Меняет с каждою весною.
Так видно небом суждено.
Полюбите вы снова: но...
Учитесь властвовать собою;
Не всякий вас, как я, поймет;
К беде неопытность ведет».

XVII

Так проповедовал Евгений.
Сквозь слез не видя ничего,
Едва дыша, без возражений,
Татьяна слушала его.
Он подал руку ей. Печально
(Как говорится, машинально
)
Татьяна молча оперлась,
Головкой томною склонясь;
Пошли домой вкруг огорода;
Явились вместе, и никто
Не вздумал им пенять на то.
Имеет сельская свобода
Свои счастливые права,
Как и надменная Москва.

XVIII

Вы согласитесь, мой читатель,
Что очень мило поступил
С печальной Таней наш приятель;
Не в первый раз он тут явил
Души прямое благородство,
Хотя людей недоброхотство
В нем не щадило ничего:
Враги его, друзья его
(Что, может быть, одно и то же)
Его честили так и сяк.
Врагов имеет в мире всяк,
Но от друзей спаси нас, боже!
Уж эти мне друзья, друзья!
Об них недаром вспомнил я.

XIX

background image

А что? Да так. Я усыпляю
Пустые, черные мечты;
Я только в скобках
замечаю,
Что нет презренной

клеветы,

На чердаке вралем рожденной

И светской чернью ободренной,
Что нет нелепицы такой,
Ни эпиграммы площадной,
Которой бы ваш друг с улыбкой,
В кругу порядочных людей,
Без всякой злобы и затей,
Не повторил стократ ошибкой;
А впрочем, он за вас горой:
Он вас так любит... как родной!

XX

Гм! гм! Читатель благородный,
Здорова ль ваша вся родня?
Позвольте: может быть, угодно
Теперь узнать вам от меня,
Что значит именно родные
.
Родные люди вот какие:
Мы их обязаны ласкать,
Любить, душевно уважать
И, по обычаю народа,
О рождестве их навещать
Или по почте поздравлять,
Чтоб остальное время года
Не думали о нас они...
Итак, дай бог им долги дни!

XXI

Зато любовь красавиц нежных
Надежней дружбы и родства:
Над нею и средь бурь мятежных
Вы сохраняете права.
Конечно так. Но вихорь моды,
Но своенравие природы,
Но мненья светского поток...
А милый пол, как пух, легок.
К тому ж и мнения супруга
Для добродетельной жены
Всегда почтенны быть должны;
Так ваша верная подруга
Бывает вмиг увлечена:
Любовью шутит сатана.

XXII

background image

Кого ж любить? Кому же верить?
Кто не изменит нам один?
Кто все дела, все речи мерит
Услужливо на наш аршин?
Кто клеветы про нас не сеет?
Кто нас заботливо лелеет?
Кому порок наш не беда?
Кто не наскучит никогда?
Призрака суетный искатель,
Трудов напрасно не губя,
Любите самого себя,
Достопочтенный мой читатель!
Предмет достойный: ничего
Любезней, верно, нет его.

XXIII

Что было следствием свиданья?
Увы, не трудно угадать!
Любви безумные страданья
Не перестали волновать
Младой души, печали жадной;
Нет, пуще страстью безотрадной
Татьяна бедная горит;
Ее постели сон бежит;
Здоровье, жизни цвет и сладость,
Улыбка, девственный покой,
Пропало все, что звук пустой,
И меркнет милой Тани младость:
Так одевает бури тень
Едва рождающийся день.

XXIV

Увы, Татьяна увядает,
Бледнеет, гаснет и молчит!
Ничто ее не занимает,
Ее души не шевелит.
Качая важно головою,
Соседи шепчут меж собою:
Пора, пора бы замуж ей!..
Но полно. Надо мне скорей
Развеселить воображенье
Картиной счастливой любви.
Невольно, милые мои,
Меня стесняет сожаленье;
Простите мне: я так люблю
Татьяну милую мою!

XXV

background image

Час от часу плененный боле
Красами Ольги молодой,
Владимир сладостной неволе
Предался полною душой.
Он вечно с ней. В ее покое
Они сидят в потемках двое;
Они в саду, рука с рукой,
Гуляют утренней порой;
И что ж? Любовью упоенный,
В смятенье нежного стыда,
Он только смеет иногда,
Улыбкой Ольги ободренный,
Развитым локоном играть
Иль край одежды целовать.

XXVI

Он иногда читает Оле
Нравоучительный роман,
В котором автор знает боле
Природу, чем Шатобриан,
А между тем две, три страницы
(Пустые бредни, небылицы,
Опасные для сердца дев)
Он пропускает, покраснев.
Уединясь от всех далеко,
Они над шахматной доской,
На стол облокотясь, порой
Сидят, задумавшись глубоко,
И Ленский пешкою ладью
Берет в рассеянье свою.

XXVII

Поедет ли домой, и дома
Он занят Ольгою своей.
Летучие листки альбома
Прилежно украшает ей:
То в них рисует сельски виды,
Надгробный камень, храм Киприды,
Или на лире голубка
Пером и красками слегка;
То на листках воспоминанья
Пониже подписи других
Он оставляет нежный стих,
Безмолвный памятник мечтанья,
Мгновенной думы долгий след,
Все тот же после многих лет.

XXVIII

background image

Конечно, вы не раз видали
Уездной барышни альбом,
Что все подружки измарали
С конца, с начала и кругом.
Сюда, назло правописанью,

Стихи без меры

, по преданью

В знак дружбы верной внесены,
Уменьшены, продолжены.
На первом листике встречаешь
Qu'écrirez-vous sur ces tablettes,
И подпись: t. à v. Annеttе;
А на последнем прочитаешь:
«Кто любит более тебя,
Пусть пишет далее меня».

XXIX

Тут непременно вы найдете
Два сердца, факел и цветки;
Тут верно клятвы вы прочтете
В любви до гробовой доски;
Какой-нибудь пиит армейский
Тут подмахнул стишок злодейский.
В такой альбом, мои друзья,
Признаться, рад писать и я,
Уверен будучи душою,
Что всякий мой усердный вздор
Заслужит благосклонный взор
И что потом с улыбкой злою
Не станут важно разбирать,
Остро иль нет я мог соврать.

XXX

Но вы, разрозненные томы
Из библиотеки чертей,
Великолепные альбомы,
Мученье модных рифмачей,
Вы, украшенные проворно

Толстого кистью чудотворной

Иль Баратынского пером,
Пускай сожжет вас божий гром!
Когда блистательная дама
Мне свой in-quarto подает,
И дрожь и злость меня берет,
И шевелится эпиграмма
Во глубине моей души,
А мадригалы им пиши!

XXXI

background image

Не мадригалы Ленский пишет
В альбоме Ольги молодой;
Его перо любовью дышит,
Не хладно блещет остротой;
Что ни заметит, ни услышит
Об Ольге, он про то и пишет:
И, полны истины живой,
Текут элегии рекой.
Так ты, Языков вдохновенный,
В порывах сердца своего,
Поешь бог ведает кого,
И свод элегий драгоценный
Представит некогда тебе
Всю повесть о твоей судьбе.

XXXII

Но тише! Слышишь?

Критик строгий

Повелевает сбросить нам
Элегии венок убогий,
И нашей братье рифмачам
Кричит: «Да перестаньте плакать,
И всё одно и то же квакать,
Жалеть о прежнем, о былом
:
Довольно, пойте о другом!»
— Ты прав, и верно нам укажешь

Трубу, личину и кинжал

,

И мыслей мертвый капитал
Отвсюду воскресить прикажешь:
Не так ли, друг? — Ничуть. Куда!
«Пишите оды, господа,

XXXIII

Как их писали в мощны годы,
Как было встарь заведено...»
— Одни торжественные оды!
И, полно, друг; не все ль равно?

Припомни, что сказал сатирик

!

«Чужого толка» хитрый лирик
Ужели для тебя сносней
Унылых наших рифмачей? —
«Но всё в элегии ничтожно;
Пустая цель ее жалка;
Меж тем цель оды высока
И благородна...» Тут бы можно
Поспорить нам, но я молчу:
Два века ссорить не хочу.

XXXIV

background image

Поклонник славы и свободы,
В волненье бурных дум своих,
Владимир и писал бы оды,
Да Ольга не читала их.
Случалось ли поэтам слезным
Читать в глаза своим любезным
Свои творенья? Говорят,
Что в мире выше нет наград.
И впрям, блажен любовник скромный,
Читающий мечты свои
Предмету песен и любви,
Красавице приятно-томной!
Блажен... хоть, может быть, она
Совсем иным развлечена.

XXXV

Но я плоды моих мечтаний
И гармонических затей
Читаю только старой няне,
Подруге юности моей,
Да после скучного обеда
Ко мне забредшего соседа,
Поймав нежданно за полу,
Душу трагедией в углу,
Или (но это кроме шуток),
Тоской и рифмами томим,
Бродя над озером моим,
Пугаю стадо диких уток:
Вняв пенью сладкозвучных строф,
Они слетают с берегов.

XXXVI. XXXVII

А что ж Онегин? Кстати, братья!
Терпенья вашего прошу:
Его вседневные занятья
Я вам подробно опишу.
Онегин жил анахоретом:
В седьмом часу вставал он летом
И отправлялся налегке
К бегущей под горой реке;

Певцу Гюльнары подражая,
Сей Геллеспонт переплывал,

Потом свой кофе выпивал,
Плохой журнал перебирая,
И одевался...

background image

XXXVIII. XXXIX

Прогулки, чтенье, сон глубокой,
Лесная тень, журчанье струй,
Порой белянки черноокой
Младой и свежий поцелуй,
Узде послушный конь ретивый,
Обед довольно прихотливый,
Бутылка светлого вина,
Уединенье, тишина:
Вот жизнь Онегина святая;
И нечувствительно он ей
Предался, красных летних дней
В беспечной неге не считая,
Забыв и город, и друзей,
И скуку праздничных затей.

XL

Но наше северное лето,
Карикатура южных зим,
Мелькнет и нет: известно это,
Хоть мы признаться не хотим.
Уж небо осенью дышало,
Уж реже солнышко блистало,
Короче становился день,
Лесов таинственная сень
С печальным шумом обнажалась,
Ложился на поля туман,
Гусей крикливых караван
Тянулся к югу: приближалась
Довольно скучная пора;
Стоял ноябрь уж у двора.

XLI

Встает заря во мгле холодной;
На нивах шум работ умолк;
С своей волчихою голодной
Выходит на дорогу волк;
Его почуя, конь дорожный
Храпит — и путник осторожный
Несется в гору во весь дух;
На утренней заре пастух
Не гонит уж коров из хлева,
И в час полуденный в кружок
Их не зовет его рожок;
В избушке распевая, дева

23

Прядет, и, зимних друг ночей,
Трещит лучинка перед ней.

background image

XLII

И вот уже трещат морозы
И серебрятся средь полей...
(Читатель ждет уж рифмы розы;
На, вот возьми ее скорей!)
Опрятней модного паркета
Блистает речка, льдом одета.
Мальчишек радостный народ

24

Коньками звучно режет лед;
На красных лапках гусь тяжелый,
Задумав плыть по лону вод,
Ступает бережно на лед,
Скользит и падает; веселый
Мелькает, вьется первый снег,
Звездами падая на брег.

XLIII

В глуши что делать в эту пору?
Гулять? Деревня той порой
Невольно докучает взору
Однообразной наготой.
Скакать верхом в степи суровой?
Но конь, притупленной подковой
Неверный зацепляя лед,
Того и жди, что упадет.
Сиди под кровлею пустынной,
Читай: вот Прадт, вот W. Scott.
Не хочешь? — поверяй расход,
Сердись иль пей, и вечер длинный
Кой-как пройдет, а завтра тож,
И славно зиму проведешь.

XLIV

Прямым Онегин Чильд-Гарольдом
Вдался в задумчивую лень:
Со сна садится в ванну со льдом,
И после, дома целый день,
Один, в расчеты погруженный,
Тупым кием вооруженный,
Он на бильярде в два шара
Играет с самого утра.
Настанет вечер деревенский:
Бильярд оставлен, кий забыт,
Перед камином стол накрыт,
Евгений ждет: вот едет Ленский
На тройке чалых лошадей;
Давай обедать поскорей!

background image

XLV

Вдовы Клико или Моэта
Благословенное вино
В бутылке мерзлой для поэта
На стол тотчас принесено.
Оно сверкает Ипокреной;

25

Оно своей игрой и пеной
(Подобием того-сего)
Меня пленяло: за него
Последний бедный лепт, бывало,
Давал я. Помните ль, друзья?
Его волшебная струя
Рождала глупостей не мало,
А сколько шуток и стихов,
И споров, и веселых снов!

XLVI

Но изменяет пеной шумной
Оно желудку моему,
И я Бордо
благоразумный
Уж нынче предпочел ему.
К Аu
я больше не способен;
Au
любовнице подобен
Блестящей, ветреной, живой,
И своенравной, и пустой...
Но ты, Бордо
, подобен другу,
Который, в горе и в беде,
Товарищ завсегда, везде,
Готов нам оказать услугу
Иль тихий разделить досуг.
Да здравствует Бордо
, наш друг!

XLVII

Огонь потух; едва золою
Подернут уголь золотой;
Едва заметною струею
Виется пар, и теплотой
Камин чуть дышит. Дым из трубок
В трубу уходит. Светлый кубок
Еще шипит среди стола.
Вечерняя находит мгла...
(Люблю я дружеские враки
И дружеский бокал вина
Порою той, что названа

Пора меж волка и собаки

,

А почему, не вижу я.)
Теперь беседуют друзья:

background image

XLVIII

«Ну, что соседки? Что Татьяна?
Что Ольга резвая твоя?»
— Налей еще мне полстакана...
Довольно, милый... Вся семья
Здорова; кланяться велели.
Ах, милый, как похорошели
У Ольги плечи, что за грудь!
Что за душа!... Когда-нибудь
Заедем к ним; ты их обяжешь;
А то, мой друг, суди ты сам:
Два раза заглянул, а там
Уж к ним и носу не покажешь.
Да вот... какой же я болван!
Ты к ним на той неделе зван.

XLIX

«Я?» — Да, Татьяны именины
В субботу. Оленька и мать
Велели звать, и нет причины
Тебе на зов не приезжать. —
«Но куча будет там народу
И всякого такого сброду...»
— И, никого, уверен я!
Кто будет там? своя семья.
Поедем, сделай одолженье!
Ну, что ж? — «Согласен». — Как ты мил! —
При сих словах он осушил
Стакан, соседке приношенье,
Потом разговорился вновь
Про Ольгу: такова любовь!

L

Он весел был. Чрез две недели
Назначен был счастливый срок.
И тайна брачныя постели,
И сладостной любви венок
Его восторгов ожидали.
Гимена хлопоты, печали,
Зевоты хладная чреда
Ему не снились никогда.
Меж тем как мы, враги Гимена,
В домашней жизни зрим один
Ряд утомительных картин,
Роман во вкусе Лафонтена...

26

Мой бедный Ленский, сердцем он
Для оной жизни был рожден.

background image

LI

Он был любим... по крайней мере
Так думал он, и был счастлив.
Стократ блажен, кто предан вере,
Кто, хладный ум угомонив,
Покоится в сердечной неге,
Как пьяный путник на ночлеге,
Или, нежней, как мотылек,
В весенний впившийся цветок;
Но жалок тот, кто все предвидит,
Чья не кружится голова,
Кто все движенья, все слова
В их переводе ненавидит,
Чье сердце опыт остудил
И забываться запретил!

ГЛАВА ПЯТАЯ

О, не знай сих страшных снов
Ты, моя Светлана!

Жуковский.

I

В тот год осенняя погода
Стояла долго на дворе,
Зимы ждала, ждала природа.
Снег выпал только в январе
На третье в ночь. Проснувшись рано,
В окно увидела Татьяна
Поутру побелевший двор,
Куртины, кровли и забор,
На стеклах легкие узоры,
Деревья в зимнем серебре,
Сорок веселых на дворе
И мягко устланные горы
Зимы блистательным ковром.
Все ярко, все бело кругом.

II

Зима!.. Крестьянин, торжествуя,
На дровнях обновляет путь;
Его лошадка, снег почуя,
Плетется рысью как-нибудь;
Бразды пушистые взрывая,
Летит кибитка удалая;
Ямщик сидит на облучке

background image

В тулупе, в красном кушаке.
Вот бегает дворовый мальчик,
В салазки жучку
посадив,
Себя в коня преобразив;
Шалун уж заморозил пальчик:
Ему и больно и смешно,
А мать грозит ему в окно...

III

Но, может быть, такого рода
Картины вас не привлекут:
Все это низкая природа;
Изящного не много тут.
Согретый вдохновенья богом,
Другой поэт роскошным слогом
Живописал нам первый снег
И все оттенки зимних нег;

27

Он вас пленит, я в том уверен,
Рисуя в пламенных стихах
Прогулки тайные в санях;
Но я бороться не намерен
Ни с ним покамест, ни с тобой,
Певец финляндки молодой!

28

IV

Татьяна (русская душою,
Сама не зная почему)
С ее холодною красою
Любила русскую зиму,
На солнце иний в день морозный,
И сани, и зарею поздной
Сиянье розовых снегов,
И мглу крещенских вечеров.
По старине торжествовали
В их доме эти вечера:
Служанки со всего двора
Про барышень своих гадали
И им сулили каждый год
Мужьев военных и поход.

V

Татьяна верила преданьям
Простонародной старины,
И снам, и карточным гаданьям,
И предсказаниям луны.
Ее тревожили приметы;
Таинственно ей все предметы

background image

Провозглашали что-нибудь,
Предчувствия теснили грудь.
Жеманный кот, на печке сидя,
Мурлыча, лапкой рыльце мыл:
То несомненный знак ей был,
Что едут гости. Вдруг увидя
Младой двурогий лик луны
На небе с левой стороны,

VI

Она дрожала и бледнела.
Когда ж падучая звезда
По небу темному летела
И рассыпалася, — тогда
В смятенье Таня торопилась,
Пока звезда еще катилась,
Желанье сердца ей шепнуть.
Когда случалось где-нибудь
Ей встретить черного монаха
Иль быстрый заяц меж полей
Перебегал дорогу ей,
Не зная, что начать со страха,
Предчувствий горестных полна,
Ждала несчастья уж она.

VII

Что ж? Тайну прелесть находила
И в самом ужасе она:
Так нас природа сотворила,
К противуречию склонна.
Настали святки. То-то радость!
Гадает ветреная младость,
Которой ничего не жаль,
Перед которой жизни даль
Лежит светла, необозрима;
Гадает старость сквозь очки
У гробовой своей доски,
Все потеряв невозвратимо;
И все равно: надежда им
Лжет детским лепетом своим.

VIII

Татьяна любопытным взором
На воск потопленный глядит:
Он чудно вылитым узором
Ей что-то чудное гласит;
Из блюда, полного водою,

background image

Выходят кольцы чередою;
И вынулось колечко ей
Под песенку старинных дней:
«Там мужички-то всё богаты,
Гребут лопатой серебро;
Кому поем, тому добро
И слава!»
Но сулит утраты
Сей песни жалостный напев;
Милей кошурка
сердцу дев

29

.

IX

Морозна ночь, все небо ясно;
Светил небесных дивный хор
Течет так тихо, так согласно...
Татьяна на широкой двор
В открытом платьице выходит,
На месяц зеркало наводит;
Но в темном зеркале одна
Дрожит печальная луна...
Чу... снег хрустит... прохожий; дева
К нему на цыпочках летит,
И голосок ее звучит
Нежней свирельного напева:
Как ваше имя?

30

Смотрит он

И отвечает: Агафон.

X

Татьяна, по совету няни
Сбираясь ночью ворожить,
Тихонько приказала в бане
На два прибора стол накрыть;
Но стало страшно вдруг Татьяне...
И я — при мысли о Светлане
Мне стало страшно — так и быть...
С Татьяной нам не ворожить.
Татьяна поясок шелковый
Сняла, разделась и в постель
Легла. Над нею вьется Лель,
А под подушкою пуховой
Девичье зеркало лежит.
Утихло все. Татьяна спит.

XI

И снится чудный сон Татьяне.
Ей снится, будто бы она

background image

Идет по снеговой поляне,
Печальной мглой окружена;
В сугробах снежных перед нею
Шумит, клубит волной своею
Кипучий, темный и седой
Поток, не скованный зимой;
Две жердочки, склеены льдиной,
Дрожащий, гибельный мосток,
Положены через поток;
И пред шумящею пучиной,
Недоумения полна,
Остановилася она.

XII

Как на досадную разлуку,
Татьяна ропщет на ручей;
Не видит никого, кто руку
С той стороны подал бы ей;
Но вдруг сугроб зашевелился.
И кто ж из-под него явился?
Большой, взъерошенный медведь;
Татьяна ах!
а он реветь,
И лапу с острыми когтями
Ей протянул; она скрепясь
Дрожащей ручкой оперлась
И боязливыми шагами
Перебралась через ручей;
Пошла — и что ж? медведь за ней!

XIII

Она, взглянуть назад не смея,
Поспешный ускоряет шаг;
Но от косматого лакея
Не может убежать никак;
Кряхтя, валит медведь несносный;
Пред ними лес; недвижны сосны
В своей нахмуренной красе;
Отягчены их ветви все
Клоками снега; сквозь вершины
Осин, берез и лип нагих
Сияет луч светил ночных;
Дороги нет; кусты, стремнины
Метелью все занесены,
Глубоко в снег погружены.

XIV

background image

Татьяна в лес; медведь за нею;
Снег рыхлый по колено ей;
То длинный сук ее за шею
Зацепит вдруг, то из ушей
Златые серьги вырвет силой;
То в хрупком снеге с ножки милой
Увязнет мокрый башмачок;
То выронит она платок;
Поднять ей некогда; боится,
Медведя слышит за собой,
И даже трепетной рукой
Одежды край поднять стыдится;
Она бежит, он все вослед,
И сил уже бежать ей нет.

XV

Упала в снег; медведь проворно
Ее хватает и несет;
Она бесчувственно-покорна,
Не шевельнется, не дохнет;
Он мчит ее лесной дорогой;
Вдруг меж дерев шалаш убогой;
Кругом все глушь; отвсюду он
Пустынным снегом занесен,
И ярко светится окошко,
И в шалаше и крик и шум;
Медведь промолвил: «Здесь мой кум:
Погрейся у него немножко!»
И в сени прямо он идет
И на порог ее кладет.

XVI

Опомнилась, глядит Татьяна:
Медведя нет; она в сенях;
За дверью крик и звон стакана,
Как на больших похоронах;
Не видя тут ни капли толку,
Глядит она тихонько в щелку,
И что же видит?.. за столом
Сидят чудовища кругом:
Один в рогах с собачьей мордой,
Другой с петушьей головой,
Здесь ведьма с козьей бородой,
Тут остов чопорный и гордый,
Там карла с хвостиком, а вот
Полужуравль и полукот.

XVII

background image

Еще страшней, еще чуднее:
Вот рак верхом на пауке,
Вот череп на гусиной шее
Вертится в красном колпаке,
Вот мельница вприсядку пляшет
И крыльями трещит и машет;
Лай, хохот, пенье, свист и хлоп,
Людская молвь и конской топ!

31

Но что подумала Татьяна,
Когда узнала меж гостей
Того, кто мил и страшен ей,
Героя нашего романа!
Онегин за столом сидит
И в дверь украдкою глядит.

XVIII

Он знак подаст — и все хлопочут;
Он пьет — все пьют и все кричат;
Он засмеется — все хохочут;
Нахмурит брови — все молчат;
Он там хозяин, это ясно:
И Тане уж не так ужасно,
И, любопытная, теперь
Немного растворила дверь...
Вдруг ветер дунул, загашая
Огонь светильников ночных;
Смутилась шайка домовых;
Онегин, взорами сверкая,
Из-за стола, гремя, встает;
Все встали: он к дверям идет.

XIX

И страшно ей; и торопливо
Татьяна силится бежать:
Нельзя никак; нетерпеливо
Метаясь, хочет закричать:
Не может; дверь толкнул Евгений:
И взорам адских привидений
Явилась дева; ярый смех
Раздался дико; очи всех,
Копыты, хоботы кривые,
Хвосты хохлатые, клыки,
Усы, кровавы языки,
Рога и пальцы костяные,
Всё указует на нее,
И все кричат: мое! мое!

XX

background image

Мое! — сказал Евгений грозно,
И шайка вся сокрылась вдруг;
Осталася во тьме морозной
Младая дева с ним сам-друг;
Онегин тихо увлекает

32

Татьяну в угол и слагает
Ее на шаткую скамью
И клонит голову свою
К ней на плечо; вдруг Ольга входит,
За нею Ленский; свет блеснул;
Онегин руку замахнул,
И дико он очами бродит,
И незваных гостей бранит;
Татьяна чуть жива лежит.

XXI

Спор громче, громче; вдруг Евгений
Хватает длинный нож, и вмиг
Повержен Ленский; страшно тени
Сгустились; нестерпимый крик
Раздался... хижина шатнулась...
И Таня в ужасе проснулась...
Глядит, уж в комнате светло;
В окне cквозь мерзлое стекло
Зари багряный луч играет;
Дверь отворилась. Ольга к ней,
Авроры северной алей
И легче ласточки, влетает;
«Ну, говорит, скажи ж ты мне,
Кого ты видела во сне?»

XXII

Но та, сестры не замечая,
В постеле с книгою лежит,
За листом лист перебирая,
И ничего не говорит.
Хоть не являла книга эта
Ни сладких вымыслов поэта,
Ни мудрых истин, ни картин,
Но ни Виргилий, ни Расин,
Ни Скотт, ни Байрон, ни Сенека,
Ни даже Дамских Мод Журнал
Так никого не занимал:
То был, друзья, Мартын Задека

33

,

Глава халдейских мудрецов,
Гадатель, толкователь снов.

XXIII

background image

Сие глубокое творенье
Завез кочующий купец
Однажды к ним в уединенье
И для Татьяны наконец
Его с разрозненной

«Мальвиной»

Он уступил за три с полтиной,
В придачу взяв еще за них
Собранье басен площадных,
Грамматику, две

Петриады

Да Мармонтеля третий том.
Мартын Задека стал потом
Любимец Тани... Он отрады
Во всех печалях ей дарит
И безотлучно с нею спит.

XXIV

Ее тревожит сновиденье.
Не зная, как его понять,
Мечтанья страшного значенье
Татьяна хочет отыскать.
Татьяна в оглавленье кратком
Находит азбучным порядком
Слова: бор, буря, ведьма, ель,
Еж, мрак, мосток, медведь, метель
И прочая. Ее сомнений
Мартын Задека не решит;
Но сон зловещий ей сулит
Печальных много приключений.
Дней несколько она потом
Все беспокоилась о том.

XXV

Но вот багряною рукою

34

Заря от утренних долин
Выводит с солнцем за собою
Веселый праздник именин.
С утра дом Лариных гостями
Весь полон; целыми семьями
Соседи съехались в возках,
В кибитках, в бричках и в санях.
В передней толкотня, тревога;
В гостиной встреча новых лиц,
Лай мосек, чмоканье девиц,
Шум, хохот, давка у порога,
Поклоны, шарканье гостей,
Кормилиц крик и плач детей.

XXVI

background image

С своей супругою дородной
Приехал толстый Пустяков;
Гвоздин, хозяин превосходный,
Владелец нищих мужиков;
Скотинины, чета седая,
С детьми всех возрастов, считая
От тридцати до двух годов;
Уездный франтик Петушков,
Мой брат двоюродный,

Буянов

,

В пуху, в картузе с козырьком

35

(Как вам, конечно, он знаком),
И отставной советник Флянов,
Тяжелый сплетник, старый плут,
Обжора, взяточник и шут.

XXVII

С семьей Панфила Харликова
Приехал и мосье Трике,
Остряк, недавно из Тамбова,
В очках и в рыжем парике.
Как истинный француз, в кармане
Трике привез куплет Татьяне
На голос, знаемый детьми:

Réveillez vous, belle endormie

.

Меж ветхих песен альманаха
Был напечатан сей куплет;
Трике, догадливый поэт,
Его на свет явил из праха,
И смело вместо belle Nina
Поставил belle Tatiana.

XXVIII

И вот из ближнего посада
Созревших барышень кумир,
Уездных матушек отрада,
Приехал ротный командир;
Вошел... Ах, новость, да какая!
Музыка будет полковая!
Полковник сам ее послал.
Какая радость: будет бал!
Девчонки прыгают заране;

36

Но кушать подали. Четой
Идут за стол рука с рукой.
Теснятся барышни к Татьяне;
Мужчины против; и, крестясь,
Толпа жужжит, за стол садясь.

XXIX

background image

На миг умолкли разговоры;
Уста жуют. Со всех сторон
Гремят тарелки и приборы
Да рюмок раздается звон.
Но вскоре гости понемногу
Подъемлют общую тревогу.
Никто не слушает, кричат,
Смеются, спорят и пищат.
Вдруг двери настежь. Ленский входит,
И с ним Онегин. «Ах, творец! —
Кричит хозяйка: — наконец!»
Теснятся гости, всяк отводит
Приборы, стулья поскорей;
Зовут, сажают двух друзей.

XXX

Сажают прямо против Тани,
И, утренней луны бледней
И трепетней гонимой лани,
Она темнеющих очей
Не подымает: пышет бурно
В ней страстный жар; ей душно, дурно;
Она приветствий двух друзей
Не слышит, слезы из очей
Хотят уж капать; уж готова
Бедняжка в обморок упасть;
Но воля и рассудка власть
Превозмогли. Она два слова
Сквозь зубы молвила тишком
И усидела за столом.

XXXI

Траги-нервичсских явлений,
Девичьих обмороков, слез
Давно терпеть не мог Евгений:
Довольно их он перенес.
Чудак, попав на пир огромный,
Уж был сердит. Но девы томной
Заметя трепетный порыв,
С досады взоры опустив,
Надулся он и, негодуя,
Поклялся Ленского взбесить
И уж порядком отомстить.
Теперь, заране торжествуя,
Он стал чертить в душе своей
Карикатуры всех гостей.

XXXII

background image

Конечно, не один Евгений
Смятенье Тани видеть мог;
Но целью взоров и суждений
В то время жирный был пирог
(К несчастию, пересоленный);
Да вот в бутылке засмоленной,
Между жарким и блан-манже,
Цимлянское несут уже;
За ним строй рюмок узких, длинных,
Подобно талии твоей,
Зизи, кристалл души моей,
Предмет стихов моих невинных,
Любви приманчивый фиал,
Ты, от кого я пьян бывал!

XXXIII

Освободясь от пробки влажной,
Бутылка хлопнула; вино
Шипит; и вот с осанкой важной,
Куплетом мучимый давно,
Трике встает; пред ним собранье
Хранит глубокое молчанье.
Татьяна чуть жива; Трике,
К ней обратясь с листком в руке,
Запел, фальшивя. Плески, клики
Его приветствуют. Она
Певцу присесть принуждена;
Поэт же скромный, хоть великий,
Ее здоровье первый пьет
И ей куплет передает.

XXXIV

Пошли приветы, поздравленья;
Татьяна всех благодарит.
Когда же дело до Евгенья
Дошло, то девы томный вид,
Ее смущение, усталость
В его душе родили жалость:
Он молча поклонился ей,
Но как-то взор его очей
Был чудно нежен. Оттого ли,
Что он и вправду тронут был,
Иль он, кокетствуя, шалил,
Невольно ль, иль из доброй воли,
Но взор сей нежность изъявил:
Он сердце Тани оживил.

XXXV

background image

Гремят отдвинутые стулья;
Толпа в гостиную валит:
Так пчел из лакомого улья
На ниву шумный рой летит.
Довольный праздничным обедом,
Сосед сопит перед соседом;
Подсели дамы к камельку;
Девицы шепчут в уголку;
Столы зеленые раскрыты:
Зовут задорных игроков
Бостон и ломбер стариков,
И вист, доныне знаменитый,
Однообразная семья,
Все жадной скуки сыновья.

XXXVI

Уж восемь

робертов

сыграли

Герои виста; восемь раз
Они места переменяли;
И чай несут. Люблю я час
Определять обедом, чаем
И ужином. Мы время знаем
В деревне без больших сует:
Желудок — верный наш брегет;
И кстати я замечу в скобках,
Что речь веду в моих строфах
Я столь же часто о пирах,
О разных кушаньях и пробках,
Как ты, божественный Омир,
Ты, тридцати веков кумир!

XXXVII. XXXVIII. XXXIX

Но чай несут; девицы чинно
Едва за блюдички взялись,
Вдруг из-за двери в зале длинной
Фагот и флейта раздались.
Обрадован музыки громом,
Оставя чашку чаю с ромом,
Парис окружных городков,
Подходит к Ольге Петушков,
К Татьяне Ленский; Харликову,
Невесту переспелых лет,
Берет тамбовский мой поэт,
Умчал Буянов Пустякову,
И в залу высыпали все.
И бал блестит во всей красе.

ХL

background image

В начале моего романа
(Смотрите первую тетрадь)
Хотелось вроде мне

Альбана

Бал петербургский описать;
Но, развлечен пустым мечтаньем,
Я занялся воспоминаньем
О ножках мне знакомых дам.
По вашим узеньким следам,
О ножки, полно заблуждаться!
С изменой юности моей
Пора мне сделаться умней,
В делах и в слоге поправляться,
И эту пятую тетрадь
От отступлений очищать.

ХLI

Однообразный и безумный,
Как вихорь жизни молодой,
Кружится вальса вихорь шумный;
Чета мелькает за четой.
К минуте мщенья приближаясь,
Онегин, втайне усмехаясь,
Подходит к Ольге. Быстро с ней
Вертится около гостей,
Потом на стул ее сажает,
Заводит речь о том о сем;
Спустя минуты две потом
Вновь с нею вальс он продолжает;
Все в изумленье. Ленский сам
Не верит собственным глазам.

ХLII

Мазурка раздалась. Бывало,
Когда гремел мазурки гром,
В огромной зале все дрожало,
Паркет трещал под каблуком,
Тряслися, дребезжали рамы;
Теперь не то: и мы, как дамы,
Скользим по лаковым доскам.
Но в городах, по деревням
Еще мазурка сохранила
Первоначальные красы:
Припрыжки, каблуки, усы
Всё те же: их не изменила
Лихая мода, наш тиран,
Недуг новейших россиян.

XLIII. XLIV

background image

Буянов, братец мой задорный,
К герою нашему подвел
Татьяну с Ольгою; проворно
Онегин с Ольгою пошел;
Ведет ее, скользя небрежно,
И, наклонясь, ей шепчет нежно
Какой-то пошлый мадригал,
И руку жмет — и запылал
В ее лице самолюбивом
Румянец ярче. Ленский мой
Все видел: вспыхнул, сам не свой;
В негодовании ревнивом
Поэт конца мазурки ждет
И в

котильон

ее зовет.

ХLV

Но ей нельзя. Нельзя? Но что же?
Да Ольга слово уж дала
Онегину. О боже, боже!
Что слышит он? Она могла...
Возможно ль? Чуть лишь из пеленок,
Кокетка, ветреный ребенок!
Уж хитрость ведает она,
Уж изменять научена!
Не в силах Ленский снесть удара;
Проказы женские кляня,
Выходит, требует коня
И скачет. Пистолетов пара,
Две пули — больше ничего —
Вдруг разрешат судьбу его.

ГЛАВА ШЕСТАЯ

La sotto i giorni nubilosi e brevi,
Nasce una gente a cui l'morir non dole.
Petr.

I

Заметив, что Владимир скрылся,
Онегин, скукой вновь гоним,
Близ Ольги в думу погрузился,
Довольный мщением своим.
За ним и Оленька зевала,
Глазами Ленского искала,
И бесконечный котильон
Ее томил, как тяжкий сон.

background image

Но кончен он. Идут за ужин.
Постели стелют; для гостей
Ночлег отводят от сеней
До самой девичьи. Всем нужен
Покойный сон. Онегин мой
Один уехал спать домой.

II

Все успокоилось: в гостиной
Храпит тяжелый Пустяков
С своей тяжелой половиной.
Гвоздин, Буянов, Петушков
И Флянов, не совсем здоровый,
На стульях улеглись в столовой,
А на полу мосье Трике,
В фуфайке, в старом колпаке.
Девицы в комнатах Татьяны
И Ольги все объяты сном.
Одна, печальна под окном
Озарена лучом Дианы,
Татьяна бедная не спит
И в поле темное глядит.

III

Его нежданным появленьем,
Мгновенной нежностью очей
И странным с Ольгой поведеньем
До глубины души своей
Она проникнута; не может
Никак понять его; тревожит
Ее ревнивая тоска,
Как будто хладная рука
Ей сердце жмет, как будто бездна
Под ней чернеет и шумит...
«Погибну, — Таня говорит, —
Но гибель от него любезна.
Я не ропщу: зачем роптать?
Не может он мне счастья дать».

IV

Вперед, вперед, моя исторья!
Лицо нас новое зовет.
В пяти верстах от Красногорья,
Деревни Ленского, живет
И здравствует еще доныне
В философической пустыне
Зарецкий, некогда буян,

background image

Картежной шайки атаман,
Глава повес, трибун трактирный,
Теперь же добрый и простой
Отец семейства холостой,
Надежный друг, помещик мирный
И даже честный человек:
Так исправляется наш век!

V

Бывало, льстивый голос света
В нем злую храбрость выхвалял:
Он, правда, в туз из пистолета
В пяти саженях попадал,
И то сказать, что и в сраженье
Раз в настоящем упоенье
Он отличился, смело в грязь
С коня калмыцкого свалясь,
Как зюзя пьяный, и французам
Достался в плен: драгой залог!
Новейший

Регул

, чести бог,

Готовый вновь предаться узам,
Чтоб каждым утром у Вери

37

В долг осушать бутылки три.

VI

Бывало, он трунил забавно,
Умел морочить дурака
И умного дурачить славно,
Иль явно, иль исподтишка,
Хоть и ему иные штуки
Не проходили без науки,
Хоть иногда и сам впросак
Он попадался, как простак.
Умел он весело поспорить,
Остро и тупо отвечать,
Порой расчетливо смолчать,
Порой расчетливо повздорить,
Друзей поссорить молодых
И на барьер поставить их,

VII

Иль помириться их заставить,
Дабы позавтракать втроем,
И после тайно обесславить
Веселой шуткою, враньем.
Sed alia tempora! Удалость
(Как сон любви, другая шалость)

background image

Проходит с юностью живой.
Как я сказал, Зарецкий мой,
Под сень черемух и акаций
От бурь укрывшись наконец,
Живет, как истинный мудрец,
Капусту садит, как Гораций,
Разводит уток и гусей
И учит азбуке детей.

VIII

Он был не глуп; и мой Евгений,
Не уважая сердца в нем,
Любил и дух его суждений,
И здравый толк о том о сем.
Он с удовольствием, бывало,
Видался с ним, и так нимало
Поутру не был удивлен,
Когда его увидел он.
Тот после первого привета,
Прервав начатый разговор,
Онегину, осклабя взор,
Вручил записку от поэта.
К окну Онегин подошел
И про себя ее прочел.

IX

То был приятный, благородный,
Короткий вызов, иль картель:
Учтиво, с ясностью холодной
Звал друга Ленский на дуэль.
Онегин с первого движенья,
К послу такого порученья
Оборотясь, без лишних слов
Сказал, что он всегда готов
.
Зарецкий встал без объяснений;
Остаться доле не хотел,
Имея дома много дел,
И тотчас вышел; но Евгений
Наедине с своей душой
Был недоволен сам собой.

X

И поделом: в разборе строгом,
На тайный суд себя призвав,
Он обвинял себя во многом:
Во-первых, он уж был неправ,
Что над любовью робкой, нежной

background image

Так подшутил вечор небрежно.
А во-вторых: пускай поэт
Дурачится; в осьмнадцать лет
Оно простительно. Евгений,
Всем сердцем юношу любя,
Был должен оказать себя
Не мячиком предрассуждений,
Не пылким мальчиком, бойцом,
Но мужем с честью и с умом.

XI

Он мог бы чувства обнаружить,
А не щетиниться, как зверь;
Он должен был обезоружить
Младое сердце. «Но теперь
Уж поздно; время улетело...
К тому ж — он мыслит — в это дело
Вмешался старый дуэлист;
Он зол, он сплетник, он речист...
Конечно, быть должно презренье
Ценой его забавных слов,
Но шепот, хохотня глупцов...»
И вот общественное мненье!

38

Пружина чести, наш кумир!
И вот на чем вертится мир!

XII

Кипя враждой нетерпеливой,
Ответа дома ждет поэт;
И вот сосед велеречивый
Привез торжественно ответ.
Теперь ревнивцу то-то праздник!
Он все боялся, чтоб проказник
Не отшутился как-нибудь,
Уловку выдумав и грудь
Отворотив от пистолета.
Теперь сомненья решены:
Они на мельницу должны
Приехать завтра до рассвета,
Взвести друг на друга курок
И метить в ляжку иль в висок.

XIII

Решась кокетку ненавидеть,
Кипящий Ленский не хотел
Пред поединком Ольгу видеть,
На солнце, на часы смотрел,

background image

Махнул рукою напоследок —
И очутился у соседок.
Он думал Оленьку смутить,
Своим приездом поразить;
Не тут-то было: как и прежде,
На встречу бедного певца
Прыгнула Оленька с крыльца,
Подобна ветреной надежде,
Резва, беспечна, весела,
Ну точно та же, как была.

XIV

«Зачем вечор так рано скрылись?»
Был первый Оленькин вопрос.
Все чувства в Ленском помутились,
И молча он повесил нос.
Исчезла ревность и досада
Пред этой ясностию взгляда,
Пред этой нежной простотой,
Пред этой резвою душой! ..
Он смотрит в сладком умиленье;
Он видит: он еще любим;
Уж он, раскаяньем томим,
Готов просить у ней прощенье,
Трепещет, не находит слов,
Он счастлив, он почти здоров...

XV. XVI. XVII

И вновь задумчивый, унылый
Пред милой Ольгою своей,
Владимир не имеет силы
Вчерашний день напомнить ей;
Он мыслит: «Буду ей спаситель.
Не потерплю, чтоб развратитель
Огнем и вздохов и похвал
Младое сердце искушал;
Чтоб червь презренный, ядовитый
Точил лилеи стебелек;
Чтобы двухутренний цветок
Увял еще полураскрытый».
Все это значило, друзья:
С приятелем стреляюсь я.

XVIII

Когда б он знал, какая рана
Моей Татьяны сердце жгла!
Когда бы ведала Татьяна,

background image

Когда бы знать она могла,
Что завтра Ленский и Евгений
Заспорят о могильной сени;
Ах, может быть, ее любовь
Друзей соединила б вновь!
Но этой страсти и случайно
Еще никто не открывал.
Онегин обо всем молчал;
Татьяна изнывала тайно;
Одна бы няня знать могла,
Да недогадлива была.

XIX

Весь вечер Ленский был рассеян,
То молчалив, то весел вновь;
Но тот, кто музою взлелеян,
Всегда таков: нахмуря бровь,
Садился он за клавикорды
И брал на них одни аккорды,
То, к Ольге взоры устремив,
Шептал: не правда ль? я счастлив.
Но поздно; время ехать. Сжалось
В нем сердце, полное тоской;
Прощаясь с девой молодой,
Оно как будто разрывалось.
Она глядит ему в лицо.
«Что с вами?» — Так. — И на крыльцо.

XX

Домой приехав, пистолеты
Он осмотрел, потом вложил
Опять их в ящик и, раздетый,
При свечке, Шиллера открыл;
Но мысль одна его объемлет;
В нем сердце грустное не дремлет:
С неизъяснимою красой
Он видит Ольгу пред собой.
Владимир книгу закрывает,
Берет перо; его стихи,
Полны любовной чепухи,
Звучат и льются. Их читает
Он вслух, в лирическом жару,
Как Дельвиг пьяный на пиру.

XXI

Стихи на случай сохранились;
Я их имею; вот они:

background image

«Куда, куда вы удалились,
Весны моей златые дни?
Что день грядущий мне готовит?
Его мой взор напрасно ловит,
В глубокой мгле таится он.
Нет нужды; прав судьбы закон.
Паду ли я, стрелой пронзенный,
Иль мимо пролетит она,
Все благо: бдения и сна
Приходит час определенный;
Благословен и день забот,
Благословен и тьмы приход!

XXII

Блеснет заутра луч денницы
И заиграет яркий день;
А я, быть может, я гробницы
Сойду в таинственную сень,
И память юного поэта
Поглотит медленная Лета,
Забудет мир меня; но ты
Придешь ли, дева красоты,
Слезу пролить над ранней урной
И думать: он меня любил,
Он мне единой посвятил
Рассвет печальный жизни бурной!..
Сердечный друг, желанный друг,
Приди, приди: я твой супруг!..»

XXIII

Так он писал темно и вяло
(Что романтизмом мы зовем,
Хоть романтизма тут нимало
Не вижу я; да что нам в том?)
И наконец перед зарею,
Склонясь усталой головою,
На модном слове идеал
Тихонько Ленский задремал;
Но только сонным обаяньем
Он позабылся, уж сосед
В безмолвный входит кабинет
И будит Ленского воззваньем:
«Пора вставать: седьмой уж час.
Онегин верно ждет уж нас».

XXIV

background image

Но ошибался он: Евгений
Спал в это время мертвым сном.
Уже редеют ночи тени
И встречен

Веспер

петухом;

Онегин спит себе глубоко.
Уж солнце катится высоко,
И перелетная метель
Блестит и вьется; но постель
Еще Евгений не покинул,
Еще над ним летает сон.
Вот наконец проснулся он
И полы завеса раздвинул;
Глядит — и видит, что пора
Давно уж ехать со двора.

XXV

Он поскорей звонит. Вбегает
К нему слуга француз Гильо,
Халат и туфли предлагает
И подает ему белье.
Спешит Онегин одеваться,
Слуге велит приготовляться
С ним вместе ехать и с собой
Взять также ящик боевой.
Готовы санки беговые.
Он сел, на мельницу летит.
Примчались. Он слуге велит
Лепажа

39

стволы роковые

Нести за ним, а лошадям
Отъехать в поле к двум дубкам.

XXVI

Опершись на плотину, Ленский
Давно нетерпеливо ждал;
Меж тем, механик деревенский,
Зарецкий жернов осуждал.
Идет Онегин с извиненьем.
«Но где же, — молвил с изумленьем
Зарецкий, — где ваш секундант?»
В дуэлях классик и педант,
Любил методу он из чувства,
И человека растянуть
Он позволял не как-нибудь,
Но в строгих правилах искусства,
По всем преданьям старины
(Что похвалить мы в нем должны).

XXVII

background image

«Мой секундант? — сказал Евгений, —
Вот он: мой друг, monsieur Guillot.
Я не предвижу возражений
На представление мое:
Хоть человек он неизвестный,
Но уж конечно малый честный».
Зарецкий губу закусил.
Онегин Ленского спросил:
«Что ж, начинать?» — Начнем, пожалуй, —
Сказал Владимир. И пошли
За мельницу. Пока вдали
Зарецкий наш и честный малый
Вступили в важный договор,
Враги стоят, потупя взор.

XXVIII

Враги! Давно ли друг от друга
Их жажда крови отвела?
Давно ль они часы досуга,
Трапезу, мысли и дела
Делили дружно? Ныне злобно,
Врагам наследственным подобно,
Как в страшном, непонятном сне,
Они друг другу в тишине
Готовят гибель хладнокровно...
Не засмеяться ль им, пока
Не обагрилась их рука,
Не разойтиться ль полюбовно?..
Но дико светская вражда
Боится ложного стыда.

XXIX

Вот пистолеты уж блеснули,
Гремит о шомпол молоток.
В граненый ствол уходят пули,
И щелкнул в первый раз курок.
Вот порох струйкой сероватой
На полку сыплется. Зубчатый,
Надежно ввинченный кремень
Взведен еще. За ближний пень
Становится Гильо смущенный.
Плащи бросают два врага.
Зарецкий тридцать два шага
Отмерил с точностью отменной,
Друзей развел по крайний след,
И каждый взял свой пистолет.

XXX

background image

«Теперь сходитесь».
Хладнокровно,
Еще не целя, два врага
Походкой твердой, тихо, ровно
Четыре перешли шага,
Четыре смертные ступени.
Свой пистолет тогда Евгений,
Не преставая наступать,
Стал первый тихо подымать.
Вот пять шагов еще ступили,
И Ленский, жмуря левый глаз,
Стал также целить — но как раз
Онегин выстрелил... Пробили
Часы урочные: поэт
Роняет молча пистолет,

XXXI

На грудь кладет тихонько руку
И падает. Туманный взор
Изображает смерть, не муку.
Так медленно по скату гор,
На солнце искрами блистая,
Спадает глыба снеговая.
Мгновенным холодом облит,
Онегин к юноше спешит,
Глядит, зовет его ... напрасно:
Его уж нет. Младой певец
Нашел безвременный конец!
Дохнула буря, цвет прекрасный
Увял на утренней заре,
Потух огонь на алтаре!..

XXXII

Недвижим он лежал, и странен
Был томный мир его чела.
Под грудь он был навылет ранен;
Дымясь из раны кровь текла.
Тому назад одно мгновенье
В сем сердце билось вдохновенье,
Вражда, надежда и любовь,
Играла жизнь, кипела кровь, —
Теперь, как в доме опустелом,
Все в нем и тихо и темно;
Замолкло навсегда оно.
Закрыты ставни, окны мелом
Забелены. Хозяйки нет.
А где, бог весть. Пропал и след.

background image

XXXIII

Приятно дерзкой эпиграммой
Взбесить оплошного врага;
Приятно зреть, как он, упрямо
Склонив бодливые рога,
Невольно в зеркало глядится
И узнавать себя стыдится;
Приятней, если он, друзья,
Завоет сдуру: это я!
Еще приятнее в молчанье
Ему готовить честный гроб
И тихо целить в бледный лоб
На благородном расстоянье;
Но отослать его к отцам
Едва ль приятно будет вам.

XXXIV

Что ж, если вашим пистолетом
Сражен приятель молодой,
Нескромным взглядом, иль ответом,
Или безделицей иной
Вас оскорбивший за бутылкой,
Иль даже сам в досаде пылкой
Вас гордо вызвавший на бой,
Скажите: вашею душой
Какое чувство овладеет,
Когда недвижим, на земле
Пред вами с смертью на челе,
Он постепенно костенеет,
Когда он глух и молчалив
На ваш отчаянный призыв?

XXXV

В тоске сердечных угрызений,
Рукою стиснув пистолет,
Глядит на Ленского Евгений.
«Ну, что ж? убит», — решил сосед.
Убит!.. Сим страшным восклицаньем
Сражен, Онегин с содроганьем
Отходит и людей зовет.
Зарецкий бережно кладет
На сани труп оледенелый;
Домой везет он страшный клад.
Почуя мертвого, храпят
И бьются кони, пеной белой
Стальные мочат удила,
И полетели как стрела.

background image

XXXVI

Друзья мои, вам жаль поэта:
Во цвете радостных надежд,
Их не свершив еще для света,
Чуть из младенческих одежд,
Увял! Где жаркое волненье,
Где благородное стремленье
И чувств и мыслей молодых,
Высоких, нежных, удалых?
Где бурные любви желанья,
И жажда знаний и труда,
И страх порока и стыда,
И вы, заветные мечтанья,
Вы, призрак жизни неземной,
Вы, сны поэзии святой!

XXXVII

Быть может, он для блага мира
Иль хоть для славы был рожден;
Его умолкнувшая лира
Гремучий, непрерывный звон
В веках поднять могла. Поэта,
Быть может, на ступенях света
Ждала высокая ступень.
Его страдальческая тень,
Быть может, унесла с собою
Святую тайну, и для нас
Погиб животворящий глас,
И за могильною чертою
К ней не домчится гимн времен,
Благословение племен.

XXXVIII. XXXIX

А может быть и то: поэта
Обыкновенный ждал удел.
Прошли бы юношества лета:
В нем пыл души бы охладел.
Во многом он бы изменился,
Расстался б с музами, женился,
В деревне, счастлив и рогат,
Носил бы стеганый халат;
Узнал бы жизнь на самом деле,
Подагру б в сорок лет имел,
Пил, ел, скучал, толстел, хирел,
И наконец в своей постеле
Скончался б посреди детей,
Плаксивых баб и лекарей.

background image

XL

Но что бы ни было, читатель,
Увы, любовник молодой,
Поэт, задумчивый мечтатель,
Убит приятельской рукой!
Есть место: влево от селенья,
Где жил питомец вдохновенья,
Две сосны корнями срослись;
Под ними струйки извились
Ручья соседственной долины.
Там пахарь любит отдыхать,
И жницы в волны погружать
Приходят звонкие кувшины;
Там у ручья в тени густой
Поставлен памятник простой.

XLI

Под ним (как начинает капать
Весенний дождь на злак полей)
Пастух, плетя свой пестрый лапоть,
Поет про волжских рыбарей;
И горожанка молодая,
В деревне лето провождая,
Когда стремглав верхом она
Несется по полям одна,
Коня пред ним остановляет,
Ремянный повод натянув,
И, флер от шляпы отвернув,
Глазами беглыми читает
Простую надпись — и слеза
Туманит нежные глаза.

XLII

И шагом едет в чистом поле,
В мечтанья погрузясь, она;
Душа в ней долго поневоле
Судьбою Ленского полна;
И мыслит: «Что-то с Ольгой стало?
В ней сердце долго ли страдало,
Иль скоро слез прошла пора?
И где теперь ее сестра?
И где ж беглец людей и света,
Красавиц модных модный враг,
Где этот пасмурный чудак,
Убийца юного поэта?»
Со временем отчет я вам
Подробно обо всем отдам,

background image

XLIII

Но не теперь. Хоть я сердечно
Люблю героя моего,
Хоть возвращусь к нему, конечно,
Но мне теперь не до него.
Лета к суровой прозе клонят,
Лета шалунью рифму гонят,
И я — со вздохом признаюсь —
За ней ленивей волочусь.
Перу старинной нет охоты
Марать летучие листы;
Другие, хладные мечты,
Другие, строгие заботы
И в шуме света и в тиши
Тревожат сон моей души.

XLIV

Познал я глас иных желаний,
Познал я новую печаль;
Для первых нет мне упований,
А старой мне печали жаль.
Мечты, мечты! где ваша сладость?
Где, вечная к ней рифма, младость
?
Ужель и вправду наконец
Увял, увял ее венец?
Ужель и впрям и в самом деле
Без элегических затей
Весна моих промчалась дней
(Что я шутя твердил доселе)?
И ей ужель возврата нет?
Ужель мне скоро тридцать лет?

XLV

Так, полдень мой настал, и нужно
Мне в том сознаться, вижу я.
Но так и быть: простимся дружно,
О юность легкая моя!
Благодарю за наслажденья,
За грусть, за милые мученья,
За шум, за бури, за пиры,
За все, за все твои дары;
Благодарю тебя. Тобою,
Среди тревог и в тишине,
Я насладился... и вполне;
Довольно! С ясною душою
Пускаюсь ныне в новый путь
От жизни прошлой отдохнуть.

background image

XLVI

Дай оглянусь. Простите ж, сени,
Где дни мои текли в глуши,
Исполнены страстей и лени
И снов задумчивой души.
А ты, младое вдохновенье,
Волнуй мое воображенье,
Дремоту сердца оживляй,
В мой угол чаще прилетай,
Не дай остыть душе поэта,
Ожесточиться, очерстветь,
И наконец окаменеть
В мертвящем упоенье света,
В сем омуте, где с вами я
Купаюсь, милые друзья!

40

ГЛАВА СЕДЬМАЯ

Москва, России дочь любима,
Где равную тебе сыскать?

Дмитриев.

Как не любить родной Москвы?

Баратынский.

Гоненье на Москву! что значит видеть свет!
Где ж лучше?
Где нас нет.

Грибоедов.

I

Гонимы вешними лучами,
С окрестных гор уже снега
Сбежали мутными ручьями
На потопленные луга.
Улыбкой ясною природа
Сквозь сон встречает утро года;
Синея блещут небеса.
Еще прозрачные, леса
Как будто пухом зеленеют.
Пчела за данью полевой
Летит из кельи восковой.
Долины сохнут и пестреют;

background image

Стада шумят, и соловей
Уж пел в безмолвии ночей.

II

Как грустно мне твое явленье,
Весна, весна! пора любви!
Какое томное волненье
В моей душе, в моей крови!
С каким тяжелым умиленьем
Я наслаждаюсь дуновеньем
В лицо мне веющей весны
На лоне сельской тишины!
Или мне чуждо наслажденье,
И все, что радует, живит,
Все, что ликует и блестит
Наводит скуку и томленье
На душу мертвую давно
И все ей кажется темно?

III

Или, не радуясь возврату
Погибших осенью листов,
Мы помним горькую утрату,
Внимая новый шум лесов;
Или с природой оживленной
Сближаем думою смущенной
Мы увяданье наших лет,
Которым возрожденья нет?
Быть может, в мысли нам приходит
Средь поэтического сна
Иная, старая весна
И в трепет сердце нам приводит
Мечтой о дальной стороне,
О чудной ночи, о луне...

IV

Вот время: добрые ленивцы,
Эпикурейцы-мудрецы,
Вы, равнодушные счастливцы,
Вы, школы Левшина

41

птенцы,

Вы, деревенские

Приамы

,

И вы, чувствительные дамы,
Весна в деревню вас зовет,
Пора тепла, цветов, работ,
Пора гуляний вдохновенных
И соблазнительных ночей.
В поля, друзья! скорей, скорей,

background image

В каретах, тяжко нагруженных,
На

долгих

иль на почтовых

Тянитесь из застав градских.

V

И вы, читатель благосклонный,
В своей коляске выписной
Оставьте град неугомонный,
Где веселились вы зимой;
С моею музой своенравной
Пойдемте слушать шум дубравный
Над безыменною рекой
В деревне, где Евгений мой,
Отшельник праздный и унылый,
Еще недавно жил зимой
В соседстве Тани молодой,
Моей мечтательницы милой,
Но где его теперь уж нет...
Где грустный он оставил след.

VI

Меж гор, лежащих полукругом,
Пойдем туда, где ручеек,
Виясь, бежит зеленым лугом
К реке сквозь липовый лесок.
Там соловей, весны любовник,
Всю ночь поет; цветет шиповник,
И слышен говор ключевой, —
Там виден камень гробовой
В тени двух сосен устарелых.
Пришельцу надпись говорит:
«Владимир Ленский здесь лежит,
Погибший рано смертью смелых,
В такой-то год, таких-то лет.
Покойся, юноша-поэт!»

VII

На ветви сосны преклоненной,
Бывало, ранний ветерок
Над этой урною смиренной
Качал таинственный венок.
Бывало, в поздние досуги
Сюда ходили две подруги,
И на могиле при луне,
Обнявшись, плакали оне.
Но ныне... памятник унылый
Забыт. К нему привычный след

background image

Заглох. Венка на ветви нет;
Один, под ним, седой и хилый
Пастух по-прежнему поет
И обувь бедную плетет.

VIII. IX. X

Мой бедный Ленский! изнывая,
Не долго плакала она.
Увы! невеста молодая
Своей печали неверна.
Другой увлек ее вниманье,
Другой успел ее страданье
Любовной лестью усыпить,
Улан умел ее пленить,
Улан любим ее душою...
И вот уж с ним пред алтарем
Она стыдливо под венцом
Стоит с поникшей головою,
С огнем в потупленных очах,
С улыбкой легкой на устах.

XI

Мой бедный Ленский! за могилой
В пределах вечности глухой
Смутился ли, певец унылый,
Измены вестью роковой,
Или над Летой усыпленный
Поэт, бесчувствием блаженный,
Уж не смущается ничем,
И мир ему закрыт и нем?..
Так! равнодушное забвенье
За гробом ожидает нас.
Врагов, друзей, любовниц глас
Вдруг молкнет. Про одно именье
Наследников сердитый хор
Заводит непристойный спор.

XII

И скоро звонкий голос Оли
В семействе Лариных умолк.
Улан, своей невольник доли,
Был должен ехать с нею в полк.
Слезами горько обливаясь,
Старушка, с дочерью прощаясь,
Казалось, чуть жива была,
Но Таня плакать не могла;
Лишь смертной бледностью покрылось

background image

Ее печальное лицо.
Когда все вышли на крыльцо,
И всё, прощаясь, суетилось
Вокруг кареты молодых,
Татьяна проводила их.

XIII

И долго, будто сквозь тумана,
Она глядела им вослед...
И вот одна, одна Татьяна!
Увы! подруга стольких лет,
Ее голубка молодая,
Ее наперсница родная,
Судьбою вдаль занесена,
С ней навсегда разлучена.
Как тень она без цели бродит,
То смотрит в опустелый сад...
Нигде, ни в чем ей нет отрад,
И облегченья не находит
Она подавленным слезам,
И сердце рвется пополам.

XIV

И в одиночестве жестоком
Сильнее страсть ее горит,
И об Онегине далеком
Ей сердце громче говорит.
Она его не будет видеть;
Она должна в нем ненавидеть
Убийцу брата своего;
Поэт погиб... но уж его
Никто не помнит, уж другому
Его невеста отдалась.
Поэта память пронеслась
Как дым по небу голубому,
О нем два сердца, может быть,
Еще грустят... На что грустить?..

XV

Был вечер. Небо меркло. Воды
Струились тихо. Жук жужжал.
Уж расходились хороводы;
Уж за рекой, дымясь, пылал
Огонь рыбачий. В поле чистом,
Луны при свете серебристом,
В свои мечты погружена,
Татьяна долго шла одна.

background image

Шла, шла. И вдруг перед собою
С холма господский видит дом,
Селенье, рощу под холмом
И сад над светлою рекою.
Она глядит — и сердце в ней
Забилось чаще и сильней.

XVI

Ее сомнения смущают:
«Пойду ль вперед, пойду ль назад?..
Его здесь нет. Меня не знают...
Взгляну на дом, на этот сад».
И вот с холма Татьяна сходит,
Едва дыша; кругом обводит
Недоуменья полный взор...
И входит на пустынный двор.
К ней, лая, кинулись собаки.
На крик испуганный ея
Ребят дворовая семья
Сбежалась шумно. Не без драки
Мальчишки разогнали псов,
Взяв барышню под свой покров.

XVII

«Увидеть барской дом нельзя ли?» —
Спросила Таня. Поскорей
К Анисье дети побежали
У ней ключи взять от сеней;
Анисья тотчас к ней явилась,
И дверь пред ними отворилась,
И Таня входит в дом пустой,
Где жил недавно наш герой.
Она глядит: забытый в зале
Кий на бильярде отдыхал,
На смятом канапе лежал
Манежный хлыстик. Таня дале;
Старушка ей: «А вот камин;
Здесь барин сиживал один.

XVIII

Здесь с ним обедывал зимою
Покойный Ленский, наш сосед.
Сюда пожалуйте, за мною.
Вот это барский кабинет;
Здесь почивал он, кофей кушал,
Приказчика доклады слушал
И книжку поутру читал...

background image

И старый барин здесь живал;
Со мной, бывало, в воскресенье,
Здесь под окном, надев очки,
Играть изволил в дурачки.
Дай бог душе его спасенье,
А косточкам его покой
В могиле, в мать-земле сырой!»

XIX

Татьяна взором умиленным
Вокруг себя на все глядит,
И все ей кажется бесценным,
Все душу томную живит
Полумучительной отрадой:
И стол с померкшею лампадой,
И груда книг, и под окном
Кровать, покрытая ковром,
И вид в окно сквозь сумрак лунный,
И этот бледный полусвет,
И лорда Байрона портрет,
И

столбик с куклою чугунной

Под шляпой с пасмурным челом,
С руками, сжатыми крестом.

XX

Татьяна долго в келье модной
Как очарована стоит.
Но поздно. Ветер встал холодный.
Темно в долине. Роща спит
Над отуманенной рекою;
Луна сокрылась за горою,
И пилигримке молодой
Пора, давно пора домой.
И Таня, скрыв свое волненье,
Не без того, чтоб не вздохнуть,
Пускается в обратный путь.
Но прежде просит позволенья
Пустынный замок навещать,
Чтоб книжки здесь одной читать.

XXI

Татьяна с ключницей простилась
За воротами. Через день
Уж утром рано вновь явилась
Она в оставленную сень.
И в молчаливом кабинете,
Забыв на время все на свете,

background image

Осталась наконец одна,
И долго плакала она.
Потом за книги принялася.
Сперва ей было не до них,
Но показался выбор их
Ей странен. Чтенью предалася
Татьяна жадною душой;
И ей открылся мир иной.

XXII

Хотя мы знаем, что Евгений
Издавна чтенье разлюбил,
Однако ж несколько творений
Он из опалы исключил:

Певца Гяура и Жуана
Да с ним еще два-три романа

,

В которых отразился век
И современный человек
Изображен довольно верно
С его безнравственной душой,
Себялюбивой и сухой,
Мечтанью преданной безмерно,
С его озлобленным умом,
Кипящим в действии пустом.

XXIII

Хранили многие страницы
Отметку резкую ногтей;
Глаза внимательной девицы
Устремлены на них живей.
Татьяна видит с трепетаньем,
Какою мыслью, замечаньем
Бывал Онегин поражен,
В чем молча соглашался он.
На их полях она встречает
Черты его карандаша.
Везде Онегина душа
Себя невольно выражает
То кратким словом, то крестом,
То вопросительным крючком.

XXIV

И начинает понемногу
Моя Татьяна понимать
Теперь яснее — слава богу —
Того, по ком она вздыхать
Осуждена судьбою властной:

background image

Чудак печальный и опасный,
Созданье ада иль небес,
Сей ангел, сей надменный бес,
Что ж он? Ужели подражанье,
Ничтожный призрак, иль еще
Москвич в Гарольдовом плаще,
Чужих причуд истолкованье,
Слов модных полный лексикон?..
Уж не пародия ли он?

XXV

Ужель загадку разрешила?
Ужели слово
найдено?
Часы бегут; она забыла,
Что дома ждут ее давно,
Где собралися два соседа
И где об ней идет беседа.
— Как быть? Татьяна не дитя, —
Старушка молвила кряхтя. —
Ведь Оленька ее моложе.
Пристроить девушку, ей-ей,
Пора; а что мне делать с ней?
Всем наотрез одно и то же:
Нейду. И все грустит она,
Да бродит по лесам одна.

XXVI

«Не влюблена ль она?» — В кого же?
Буянов сватался: отказ.
Ивану Петушкову — тоже.
Гусар Пыхтин гостил у нас;
Уж как он Танею прельщался,
Как мелким бесом рассыпался!
Я думала: пойдет авось;
Куда! и снова дело врозь. —
«Что ж, матушка? за чем же стало?
В Москву, на ярманку невест!
Там, слышно, много праздных мест».
— Ох, мой отец! доходу мало. —
«Довольно для одной зимы,
Не то уж дам хоть я взаймы».

XXVII

Старушка очень полюбила
Совет разумный и благой;
Сочлась — и тут же положила
В Москву отправиться зимой.

background image

И Таня слышит новость эту.
На суд взыскательному свету
Представить ясные черты
Провинциальной простоты,
И запоздалые наряды,
И запоздалый склад речей;
Московских франтов и цирцей
Привлечь насмешливые взгляды!..
О страх! нет, лучше и верней
В глуши лесов остаться ей.

XXVIII

Вставая с первыми лучами,
Теперь она в поля спешит
И, умиленными очами
Их озирая, говорит:
«Простите, мирные долины,
И вы, знакомых гор вершины,
И вы, знакомые леса;
Прости, небесная краса,
Прости, веселая природа;
Меняю милый, тихий свет
На шум блистательных сует...
Прости ж и ты, моя свобода!
Куда, зачем стремлюся я?
Что мне сулит судьба моя?»

XXIX

Ее прогулки длятся доле.
Теперь то холмик, то ручей
Остановляют поневоле
Татьяну прелестью своей.
Она, как с давними друзьями,
С своими рощами, лугами
Еще беседовать спешит.
Но лето быстрое летит.
Настала осень золотая.
Природа трепетна, бледна,
Как жертва, пышно убрана...
Вот север, тучи нагоняя,
Дохнул, завыл — и вот сама
Идет волшебница зима.

XXX

Пришла, рассыпалась; клоками
Повисла на суках дубов;
Легла волнистыми коврами

background image

Среди полей, вокруг холмов;
Брега с недвижною рекою
Сравняла пухлой пеленою;
Блеснул мороз. И рады мы
Проказам матушки зимы.
Не радо ей лишь сердце Тани.
Нейдет она зиму встречать,
Морозной пылью подышать
И первым снегом с кровли бани
Умыть лицо, плеча и грудь:
Татьяне страшен зимний путь.

XXXI

Отъезда день давно просрочен,
Проходит и последний срок.
Осмотрен, вновь обит, упрочен
Забвенью брошенный возок.
Обоз обычный, три кибитки
Везут домашние пожитки,
Кастрюльки, стулья, сундуки,
Варенье в банках, тюфяки,
Перины, клетки с петухами,
Горшки, тазы et cetera,
Ну, много всякого добра.
И вот в избе между слугами
Поднялся шум, прощальный плач:
Ведут на двор осьмнадцать кляч,

XXXII

В возок боярский их впрягают,
Готовят завтрак повара,
Горой кибитки нагружают,
Бранятся бабы, кучера.
На кляче тощей и косматой
Сидит форейтор бородатый,
Сбежалась челядь у ворот
Прощаться с барами. И вот
Уселись, и возок почтенный,
Скользя, ползет за ворота.
«Простите, мирные места!
Прости, приют уединенный!
Увижу ль вас?..» И слез ручей
У Тани льется из очей.

XXXIII

Когда благому просвещенью
Отдвинем более границ,

background image

Современем (по расчисленью

Философических таблиц

,

Лет чрез пятьсот) дороги, верно,
У нас изменятся безмерно:
Шоссе Россию здесь и тут,
Соединив, пересекут.
Мосты чугунные чрез воды
Шагнут широкою дугой,
Раздвинем горы, под водой
Пророем дерзостные своды,
И заведет крещеный мир
На каждой станции трактир.

XXXIV

Теперь у нас дороги плохи

42

,

Мосты забытые гниют,
На станциях клопы да блохи
Заснуть минуты не дают;
Трактиров нет. В избе холодной
Высокопарный, но голодный
Для виду прейскурант висит
И тщетный дразнит аппетит,
Меж тем как сельские

циклопы

Перед медлительным огнем
Российским лечат молотком
Изделье легкое Европы,
Благословляя колеи
И рвы отеческой земли.

XXXV

Зато зимы порой холодной
Езда приятна и легка.
Как стих без мысли в песне модной,
Дорога зимняя гладка.

Автомедоны

наши бойки,

Неутомимы наши тройки,
И версты, теша праздный взор,
В глазах мелькают, как забор

43

.

К несчастью, Ларина тащилась,
Боясь прогонов дорогих,
Не на почтовых, на своих,
И наша дева насладилась
Дорожной скукою вполне:
Семь суток ехали оне.

XXXVI

background image

Но вот уж близко. Перед ними
Уж белокаменной Москвы
Как жар, крестами золотыми
Горят старинные главы.
Ах, братцы! как я был доволен,
Когда церквей и колоколен,
Садов, чертогов полукруг
Открылся предо мною вдруг!
Как часто в горестной разлуке,
В моей блуждающей судьбе,
Москва, я думал о тебе!
Москва... как много в этом звуке
Для сердца русского слилось!
Как много в нем отозвалось!

XXXVII

Вот, окружен своей дубравой,
Петровский замок. Мрачно он
Недавнею гордится славой.
Напрасно ждал Наполеон,
Последним счастьем упоенный,
Москвы коленопреклоненной
С ключами старого Кремля:
Нет, не пошла Москва моя
К нему с повинной головою.
Не праздник, не приемный дар,
Она готовила пожар
Нетерпеливому герою.
Отселе, в думу погружен,
Глядел на грозный пламень он.

XXXVIII

Прощай, свидетель падшей славы,
Петровский замок. Ну! не стой,
Пошел! Уже столпы заставы
Белеют: вот уж по Тверской
Возок несется чрез ухабы.
Мелькают мимо будки, бабы,
Мальчишки, лавки, фонари,
Дворцы, сады, монастыри,
Бухарцы, сани, огороды,
Купцы, лачужки, мужики,
Бульвары, башни, казаки,
Аптеки, магазины моды,
Балконы, львы на воротах
И стаи галок на крестах.

XXXIX. ХL

background image

В сей утомительной прогулке
Проходит час-другой, и вот

У Харитонья в переулке

Возок пред домом у ворот
Остановился. К старой тетке,
Четвертый год больной в чахотке,
Они приехали теперь.
Им настежь отворяет дверь,
В очках, в изорванном кафтане,
С чулком в руке, седой калмык.
Встречает их в гостиной крик
Княжны, простертой на диване.
Старушки с плачем обнялись,
И восклицанья полились.

ХLI

— Княжна, mon аngе! —
«Раchеttе!» — Алина! —
«Кто б мог подумать? Как давно!
Надолго ль? Милая! Кузина!
Садись — как это мудрено!
Ей-богу, сцена из романа...»
— А это дочь моя, Татьяна. —
«Ах, Таня! подойди ко мне —
Как будто брежу я во сне...
Кузина, помнишь Грандисона?»
— Как, Грандисон?.. а, Грандисон!
Да, помню, помню. Где же он? —
«В Москве, живет у Симеона;
Меня в сочельник навестил;
Недавно сына он женил.

ХLII

А тот... но после всё расскажем,
Не правда ль? Всей ее родне
Мы Таню завтра же покажем.
Жаль, разъезжать нет мочи мне;
Едва, едва таскаю ноги.
Но вы замучены с дороги;
Пойдемте вместе отдохнуть...
Ох, силы нет... устала грудь...
Мне тяжела теперь и радость,
Не только грусть... душа моя,
Уж никуда не годна я...
Под старость жизнь такая гадость...»
И тут, совсем утомлена,
В слезах раскашлялась она.

background image

XLIII

Больной и ласки и веселье
Татьяну трогают; но ей
Нехорошо на новоселье,
Привыкшей к горнице своей.
Под занавескою шелковой
Не спится ей в постеле новой,
И ранний звон колоколов,
Предтеча утренних трудов,
Ее с постели подымает.
Садится Таня у окна.
Редеет сумрак; но она
Своих полей не различает:
Пред нею незнакомый двор,
Конюшня, кухня и забор.

XLIV

И вот: по родственным обедам
Развозят Таню каждый день
Представить бабушкам и дедам
Ее рассеянную лень.
Родне, прибывшей издалеча,
Повсюду ласковая встреча,
И восклицанья, и хлеб-соль.
«Как Таня выросла! Давно ль
Я, кажется, тебя крестила?
А я так на руки брала!
А я так за уши драла!
А я так пряником кормила!»
И хором бабушки твердят:
«Как наши годы-то летят!»

XLV

Но в них не видно перемены;
Всё в них на старый образец:
У тетушки княжны Елены
Все тот же тюлевый чепец;
Все белится Лукерья Львовна,
Все то же лжет Любовь Петровна,
Иван Петрович так же глуп,
Семен Петрович так же скуп,
У Пелагеи Николавны
Все тот же друг мосьё Финмуш,
И тот же шпиц, и тот же муж;
А он, все клуба член исправный,
Все так же смирен, так же глух
И так же ест и пьет за двух.

background image

XLVI

Их дочки Таню обнимают.
Младые грации Москвы
Сначала молча озирают
Татьяну с ног до головы;
Ее находят что-то странной,
Провинциальной и жеманной,
И что-то бледной и худой,
А впрочем очень недурной;
Потом, покорствуя природе,
Дружатся с ней, к себе ведут,
Целуют, нежно руки жмут,
Взбивают кудри ей по моде
И поверяют нараспев
Сердечны тайны, тайны дев,

XLVII

Чужие и свои победы,
Надежды, шалости, мечты.
Текут невинные беседы
С прикрасой легкой клеветы.
Потом, в отплату лепетанья,
Ее сердечного признанья
Умильно требуют оне.
Но Таня, точно как во сне,
Их речи слышит без участья,
Не понимает ничего,
И тайну сердца своего,
Заветный клад и слез и счастья,
Хранит безмолвно между тем
И им не делится ни с кем.

XLVIII

Татьяна вслушаться желает
В беседы, в общий разговор;
Но всех в гостиной занимает
Такой бессвязный, пошлый вздор;
Все в них так бледно, равнодушно;
Они клевещут даже скучно;
В бесплодной сухости речей,
Расспросов, сплетен и вестей
Не вспыхнет мысли в целы сутки,
Хоть невзначай, хоть наобум;
Не улыбнется томный ум,
Не дрогнет сердце, хоть для шутки.
И даже глупости смешной
В тебе не встретишь, свет пустой.

background image

XLIX

Архивны юноши

толпою

На Таню чопорно глядят
И про нее между собою
Неблагосклонно говорят.
Один какой-то шут печальный
Ее находит идеальной
И, прислонившись у дверей,
Элегию готовит ей.
У скучной тетки Таню встретя,
К ней как-то Вяземский подсел
И душу ей занять успел.
И, близ него ее заметя,
Об ней, поправя свой парик,
Осведомляется старик.

L

Но там, где

Мельпомены

бурной

Протяжный раздается вой,
Где машет мантией мишурной
Она пред хладною толпой,
Где

Талия

тихонько дремлет

И плескам дружеским не внемлет,
Где

Терпсихоре

лишь одной

Дивится зритель молодой
(Что было также в прежни леты,
Во время ваше и мое),
Не обратились на нее
Ни дам ревнивые лорнеты,
Ни трубки модных знатоков
Из лож и кресельных рядов.

LI

Ее привозят и в

Собранье

.

Там теснота, волненье, жар,
Музыки грохот, свеч блистанье,
Мельканье, вихорь быстрых пар,
Красавиц легкие уборы,
Людьми пестреющие хоры,
Невест обширный полукруг,
Всё чувства поражает вдруг.
Здесь кажут франты записные
Свое нахальство, свой жилет
И невнимательный лорнет.
Сюда гусары отпускные
Спешат явиться, прогреметь,
Блеснуть, пленить и улететь.

background image

LII

У ночи много звезд прелестных,
Красавиц много на Москве.
Но ярче всех подруг небесных
Луна в воздушной синеве.
Но та, которую не смею
Тревожить лирою моею,
Как величавая луна,
Средь жен и дев блестит одна.
С какою гордостью небесной
Земли касается она!
Как негой грудь ее полна!
Как томен взор ее чудесный!..
Но полно, полно; перестань:
Ты заплатил безумству дань.

LIII

Шум, хохот, беготня, поклоны,
Галоп, мазурка, вальс... Меж тем,
Между двух теток у колонны,
Не замечаема никем,
Татьяна смотрит и не видит,
Волненье света ненавидит;
Ей душно здесь... она мечтой
Стремится к жизни полевой,
В деревню, к бедным поселянам,
В уединенный уголок,
Где льется светлый ручеек,
К своим цветам, к своим романам
И в сумрак липовых аллей,
Туда, где он
являлся ей.

LIV

Так мысль ее далече бродит:
Забыт и свет и шумный бал,
А глаз меж тем с нее не сводит
Какой-то важный генерал.
Друг другу тетушки мигнули
И локтем Таню враз толкнули,
И каждая шепнула ей:
— Взгляни налево поскорей. —
«Налево? где? что там такое?»
— Ну, что бы ни было, гляди...
В той кучке, видишь? впереди,
Там, где еще в мундирах двое...
Вот отошел... вот боком стал... —
«Кто? толстый этот генерал?»

background image

LV

Но здесь с победою поздравим
Татьяну милую мою
И в сторону свой путь направим,
Чтоб не забыть, о ком пою...
Да кстати, здесь о том два слова:
Пою приятеля младого
И множество его причуд.
Благослови мой долгий труд,
О ты, эпическая муза!
И, верный посох мне вручив,
Не дай блуждать мне вкось и вкрив.
Довольно. С плеч долой обуза!
Я

классицизму отдал честь

:

Хоть поздно, а вступленье есть.

ГЛАВА ВОСЬМАЯ

Fare thee well, and if for ever
Still for ever fare thee well.

Byron.

I

В те дни, когда в садах Лицея
Я безмятежно расцветал,
Читал охотно

Апулея

,

А

Цицерона

не читал,

В те дни в таинственных долинах,
Весной, при кликах лебединых,
Близ вод, сиявших в тишине,
Являться муза стала мне.
Моя студенческая келья
Вдруг озарилась: муза в ней
Открыла пир младых затей,
Воспела детские веселья,
И славу нашей старины,
И сердца трепетные сны.

II

И свет ее с улыбкой встретил;
Успех нас первый окрылил;

Старик

Державин

нас

заметил

И в гроб сходя, благословил.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

background image

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

III

И я, в закон себе вменяя
Страстей единый произвол,
С толпою чувства разделяя,
Я музу резвую привел
На шум пиров и буйных споров,
Грозы полуночных дозоров;
И к ним в безумные пиры
Она несла свои дары
И как вакханочка резвилась,
За чашей пела для гостей,
И молодежь минувших дней
За нею буйно волочилась,
А я гордился меж друзей
Подругой ветреной моей.

IV

Но я отстал от их союза
И вдаль бежал... Она за мной.
Как часто ласковая муза
Мне услаждала путь немой
Волшебством тайного рассказа!
Как часто по скалам Кавказа
Она

Ленорой

, при луне,

Со мной скакала на коне!
Как часто по брегам Тавриды
Она меня во мгле ночной
Водила слушать шум морской,
Немолчный шепот Нереиды,
Глубокий, вечный хор валов,
Хвалебный гимн отцу миров.

V

И, позабыв столицы дальной
И блеск и шумные пиры,
В глуши Молдавии печальной
Она смиренные шатры

background image

Племен бродящих посещала,
И между ими одичала,
И позабыла речь богов
Для скудных, странных языков,
Для песен степи, ей любезной...
Вдруг изменилось все кругом,
И вот она в саду моем
Явилась барышней уездной,
С печальной думою в очах,
С французской книжкою в руках.

VI

И ныне музу я впервые
На светский раут

44

привожу;

На прелести ее степные
С ревнивой робостью гляжу.
Сквозь тесный ряд аристократов,
Военных франтов, дипломатов
И гордых дам она скользит;
Вот села тихо и глядит,
Любуясь шумной теснотою,
Мельканьем платьев и речей,
Явленьем медленным гостей
Перед хозяйкой молодою
И темной рамою мужчин
Вкруг дам как около картин.

VII

Ей нравится порядок стройный

Олигархических

бесед

,

И холод гордости спокойной,
И эта смесь чинов и лет.
Но это кто в толпе избранной
Стоит безмолвный и туманный?
Для всех он кажется чужим.
Мелькают лица перед ним
Как ряд докучных привидений.
Что, сплин иль страждущая спесь
В его лице? Зачем он здесь?
Кто он таков? Ужель Евгений?
Ужели он?.. Так, точно он.
— Давно ли к нам он занесен?

VIII

Все тот же ль он иль усмирился?
Иль корчит также чудака?
Скажите: чем он возвратился?

background image

Что нам представит он пока?
Чем ныне явится? Мельмотом,
Космополитом, патриотом,
Гарольдом, квакером, ханжой,
Иль маской щегольнет иной,
Иль просто будет добрый малый,
Как вы да я, как целый свет?
По крайней мере мой совет:
Отстать от моды обветшалой.
Довольно он морочил свет...
— Знаком он вам? — И да и нет.

IX

— Зачем же так неблагосклонно
Вы отзываетесь о нем?
За то ль, что мы неугомонно
Хлопочем, судим обо всем,
Что пылких душ неосторожность
Самолюбивую ничтожность
Иль оскорбляет, иль смешит,
Что ум, любя простор, теснит,
Что слишком часто разговоры
Принять мы рады за дела,
Что глупость ветрена и зла,
Что важным людям важны вздоры
И что посредственность одна
Нам по плечу и не странна?

X

Блажен, кто смолоду был молод,
Блажен, кто вовремя созрел,
Кто постепенно жизни холод
С летами вытерпеть умел;
Кто странным снам не предавался,
Кто черни светской не чуждался,
Кто в двадцать лет был франт иль хват,
А в тридцать выгодно женат;
Кто в пятьдесят освободился
От частных и других долгов,
Кто славы, денег и чинов
Спокойно в очередь добился,
О ком твердили целый век:
N. N. прекрасный человек.

XI

Но грустно думать, что напрасно
Была нам молодость дана,

background image

Что изменяли ей всечасно,
Что обманула нас она;
Что наши лучшие желанья,
Что наши свежие мечтанья
Истлели быстрой чередой,
Как листья осенью гнилой.
Несносно видеть пред собою
Одних обедов длинный ряд,
Глядеть на жизнь, как на обряд,
И вслед за чинною толпою
Идти, не разделяя с ней
Ни общих мнений, ни страстей.

XII

Предметом став суждений шумных,
Несносно (согласитесь в том)
Между людей благоразумных
Прослыть притворным чудаком,
Или печальным сумасбродом,
Иль сатаническим уродом,
Иль даже

демоном

моим

.

Онегин (вновь займуся им),
Убив на поединке друга,
Дожив без цели, без трудов
До двадцати шести годов,
Томясь в бездействии досуга
Без службы, без жены, без дел,
Ничем заняться не умел.

XIII

Им овладело беспокойство,
Охота к перемене мест
(Весьма мучительное свойство,
Немногих добровольный крест).
Оставил он свое селенье,
Лесов и нив уединенье,
Где окровавленная тень
Ему являлась каждый день,
И начал странствия без цели,
Доступный чувству одному;
И путешествия ему,
Как всё на свете, надоели;
Он возвратился и попал,
Как Чацкий, с корабля на бал.

XIV

background image

Но вот толпа заколебалась,
По зале шепот пробежал...
К хозяйке дама приближалась,
За нею важный генерал.
Она была нетороплива,
Не холодна, не говорлива,
Без взора наглого для всех,
Без притязаний на успех,
Без этих маленьких ужимок,
Без подражательных затей...
Все тихо, просто было в ней,
Она казалась верный снимок
Du comme il faut...
(Шишков, прости:
Не знаю, как перевести.)

XV

К ней дамы подвигались ближе;
Старушки улыбались ей;
Мужчины кланялися ниже,
Ловили взор ее очей;
Девицы проходили тише
Пред ней по зале, и всех выше
И нос и плечи подымал
Вошедший с нею генерал.
Никто б не мог ее прекрасной
Назвать; но с головы до ног
Никто бы в ней найти не мог
Того, что модой самовластной
В высоком лондонском кругу
Зовется vulgаr
. (Не могу...

XVI

Люблю я очень это слово,
Но не могу перевести;
Оно у нас покамест ново,
И вряд ли быть ему в чести.
Оно б годилось в эпиграмме...)
Но обращаюсь к нашей даме.
Беспечной прелестью мила,
Она сидела у стола
С блестящей Ниной Воронскою,
Сей Клеопатрою Невы;
И верно б согласились вы,
Что Нина мраморной красою
Затмить соседку не могла,
Хоть ослепительна была.

XVII

background image

«Ужели, — думает Евгений: —
Ужель она? Но точно... Нет...
Как! из глуши степных селений...»
И неотвязчивый лорнет
Он обращает поминутно
На ту, чей вид напомнил смутно
Ему забытые черты.
«Скажи мне, князь, не знаешь ты,
Кто там в малиновом берете
С послом испанским говорит?»
Князь на Онегина глядит.
— Ага! давно ж ты не был в свете.
Постой, тебя представлю я. —
«Да кто ж она?» — Жена моя. —

XVIII

«Так ты женат! не знал я ране!
Давно ли?» — Около двух лет. —
«На ком?» — На Лариной. — «Татьяне!»
— Ты ей знаком? — «Я им сосед».
— О, так пойдем же. — Князь подходит
К своей жене и ей подводит
Родню и друга своего.
Княгиня смотрит на него...
И что ей душу ни смутило,
Как сильно ни была она
Удивлена, поражена,
Но ей ничто не изменило:
В ней сохранился тот же тон,
Был так же тих ее поклон.

XIX

Ей-ей! не то, чтоб содрогнулась
Иль стала вдруг бледна, красна...
У ней и бровь не шевельнулась;
Не сжала даже губ она.
Хоть он глядел нельзя прилежней,
Но и следов Татьяны прежней
Не мог Онегин обрести.
С ней речь хотел он завести
И — и не мог. Она спросила,
Давно ль он здесь, откуда он
И не из их ли уж сторон?
Потом к супругу обратила
Усталый взгляд; скользнула вон...
И недвижим остался он.

XX

background image

Ужель та самая Татьяна,
Которой он наедине,
В начале нашего романа,
В глухой, далекой стороне,
В благом пылу нравоученья,
Читал когда-то наставленья,
Та, от которой он хранит
Письмо, где сердце говорит,
Где всё наруже, всё на воле,
Та девочка... иль это сон?..
Та девочка, которой он
Пренебрегал в смиренной доле,
Ужели с ним сейчас была
Так равнодушна, так смела?

XXI

Он оставляет раут тесный,
Домой задумчив едет он;
Мечтой то грустной, то прелестной
Его встревожен поздний сон.
Проснулся он; ему приносят
Письмо: князь N покорно просит
Его на вечер. «Боже! к ней!..
О буду, буду!» и скорей
Марает он ответ учтивый.
Что с ним? в каком он странном сне!
Что шевельнулось в глубине
Души холодной и ленивой?
Досада? суетность? иль вновь
Забота юности — любовь?

XXII

Онегин вновь часы считает,
Вновь не дождется дню конца.
Но десять бьет; он выезжает,
Он полетел, он у крыльца,
Он с трепетом к княгине входит;
Татьяну он одну находит,
И вместе несколько минут
Они сидят. Слова нейдут
Из уст Онегина. Угрюмый,
Неловкий, он едва-едва
Ей отвечает. Голова
Его полна упрямой думой.
Упрямо смотрит он: она
Сидит покойна и вольна.

XXIII

background image

Приходит муж. Он прерывает
Сей неприятный tête-à-tête;
С Онегиным он вспоминает
Проказы, шутки прежних лет.
Они смеются. Входят гости.
Вот крупной солью светской злости
Стал оживляться разговор;
Перед хозяйкой легкий вздор
Сверкал без глупого жеманства,
И прерывал его меж тем
Разумный толк без пошлых тем,
Без вечных истин, без педантства,
И не пугал ничьих ушей
Свободной живостью своей.

XXIV

Тут был, однако, цвет столицы,
И знать, и моды образцы,
Везде встречаемые лицы,
Необходимые глупцы;
Тут были дамы пожилые
В чепцах и в розах, с виду злые;
Тут было несколько девиц,
Не улыбающихся лиц;
Тут был посланник, говоривший
О государственных делах;
Тут был в душистых сединах
Старик, по-старому шутивший:
Отменно тонко и умно,
Что нынче несколько смешно.

XXV

Тут был на эпиграммы падкий,
На всё сердитый господин:
На чай хозяйский слишком сладкий,
На плоскость дам, на тон мужчин,
На толки про роман туманный,
На

вензель

, двум сестрицам данный,

На ложь журналов, на войну,
На снег и на свою жену.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

XXVI

background image

Тут был Проласов, заслуживший
Известность низостью души,
Во всех альбомах притупивший,

St.-

Р

riest

, твои карандаши;

В дверях другой диктатор бальный
Стоял картинкою журнальной,
Румян, как вербный херувим,
Затянут, нем и недвижим,
И путешественник залётный,
Перекрахмаленный нахал,
В гостях улыбку возбуждал
Своей осанкою заботной,
И молча обмененный взор
Ему был общий приговор.

XXVII

Но мой Онегин вечер целый
Татьяной занят был одной,
Не этой девочкой несмелой,
Влюбленной, бедной и простой,
Но равнодушною княгиней,
Но неприступною богиней
Роскошной, царственной Невы.
О люди! все похожи вы
На прародительницу Эву:
Что вам дано, то не влечет,
Вас непрестанно змий зовет
К себе, к таинственному древу;
Запретный плод вам подавай:
А без того вам рай не рай.

XXVIII

Как изменилася Татьяна!
Как твердо в роль свою вошла!
Как утеснительного сана
Приемы скоро приняла!
Кто б смел искать девчонки нежной
В сей величавой, в сей небрежной
Законодательнице зал?
И он ей сердце волновал!
Об нем она во мраке ночи,
Пока Морфей не прилетит,
Бывало, девственно грустит,
К луне подъемлет томны очи,
Мечтая с ним когда-нибудь
Свершить смиренный жизни путь!

XXIX

background image

Любви все возрасты покорны;
Но юным, девственным сердцам
Ее порывы благотворны,
Как бури вешние полям:
В дожде страстей они свежеют,
И обновляются, и зреют —
И жизнь могущая дает
И пышный цвет и сладкий плод.
Но в возраст поздний и бесплодный,
На повороте наших лет,
Печален страсти мертвой след:
Так бури осени холодной
В болото обращают луг
И обнажают лес вокруг.

XXX

Сомненья нет: увы! Евгений
В Татьяну как дитя влюблен;
В тоске любовных помышлений
И день и ночь проводит он.
Ума не внемля строгим пеням,
К ее крыльцу, стеклянным сеням
Он подъезжает каждый день;
За ней он гонится как тень;
Он счастлив, если ей накинет
Боа пушистый на плечо,
Или коснется горячо
Ее руки, или раздвинет
Пред нею пестрый полк ливрей,
Или платок подымет ей.

XXXI

Она его не замечает,
Как он ни бейся, хоть умри.
Свободно дома принимает,
В гостях с ним молвит слова три,
Порой одним поклоном встретит,
Порою вовсе не заметит:
Кокетства в ней ни капли нет —
Его не терпит высший свет.
Бледнеть Онегин начинает:
Ей иль не видно, иль не жаль;
Онегин сохнет — и едва ль
Уж не чахоткою страдает.
Все шлют Онегина к врачам,
Те хором шлют его к водам
.

XXXII

background image

А он не едет; он заране
Писать ко прадедам готов
О скорой встрече; а Татьяне
И дела нет (их пол таков);
А он упрям, отстать не хочет,
Еще надеется, хлопочет;
Смелей здорового, больной,
Княгине слабою рукой
Он пишет страстное посланье.
Хоть толку мало вообще
Он в письмах видел не вотще;
Но, знать, сердечное страданье
Уже пришло ему невмочь.
Вот вам письмо его точь-в-точь.

Письмо
Онегина к Татьяне

Предвижу все: вас оскорбит
Печальной тайны объясненье.
Какое горькое презренье
Ваш гордый взгляд изобразит!
Чего хочу? с какою целью
Открою душу вам свою?
Какому злобному веселью,
Быть может, повод подаю!

Случайно вас когда-то встретя,
В вас искру нежности заметя,
Я ей поверить не посмел:
Привычке милой не дал ходу;
Свою постылую свободу
Я потерять не захотел.
Еще одно нас разлучило...
Несчастной жертвой Ленский пал...
Ото всего, что сердцу мило,
Тогда я сердце оторвал;
Чужой для всех, ничем не связан,
Я думал: вольность и покой
Замена счастью. Боже мой!
Как я ошибся, как наказан.

Нет, поминутно видеть вас,
Повсюду следовать за вами,
Улыбку уст, движенье глаз
Ловить влюбленными глазами,
Внимать вам долго, понимать
Душой все ваше совершенство,
Пред вами в муках замирать,
Бледнеть и гаснуть... вот блаженство!

background image

И я лишен того: для вас
Тащусь повсюду наудачу;
Мне дорог день, мне дорог час:
А я в напрасной скуке трачу
Судьбой отсчитанные дни.
И так уж тягостны они.
Я знаю: век уж мой измерен;
Но чтоб продлилась жизнь моя,
Я утром должен быть уверен,
Что с вами днем увижусь я...

Боюсь: в мольбе моей смиренной
Увидит ваш суровый взор
Затеи хитрости презренной —
И слышу гневный ваш укор.
Когда б вы знали, как ужасно
Томиться жаждою любви,
Пылать — и разумом всечасно
Смирять волнение в крови;
Желать обнять у вас колени
И, зарыдав, у ваших ног
Излить мольбы, признанья, пени,
Все, все, что выразить бы мог,
А между тем притворным хладом
Вооружать и речь и взор,
Вести спокойный разговор,
Глядеть на вас веселым взглядом!..

Но так и быть: я сам себе
Противиться не в силах боле;
Все решено: я в вашей воле
И предаюсь моей судьбе.

XXXIII

Ответа нет. Он вновь посланье:
Второму, третьему письму
Ответа нет. В одно собранье
Он едет; лишь вошел... ему
Она навстречу. Как сурова!
Его не видят, с ним ни слова;
У! как теперь окружена
Крещенским холодом она!
Как удержать негодованье
Уста упрямые хотят!
Вперил Онегин зоркий взгляд:
Где, где смятенье, состраданье?
Где пятна слез?.. Их нет, их нет!
На сем лице лишь гнева след...

background image

XXXIV

Да, может быть, боязни тайной,
Чтоб муж иль свет не угадал
Проказы, слабости случайной...
Всего, что мой Онегин знал...
Надежды нет! Он уезжает,
Свое безумство проклинает —
И, в нем глубоко погружен,
От света вновь отрекся он.
И в молчаливом кабинете
Ему припомнилась пора,
Когда жестокая хандра
За ним гналася в шумном свете,
Поймала, за ворот взяла
И в темный угол заперла.

XXXV

Стал вновь читать он без разбора.
Прочел он Гиббона, Руссо,
Манзони, Гердера, Шамфора,
Madame de Staël, Биша, Тиссо,
Прочел скептического Беля,
Прочел творенья Фонтенеля,
Прочел из наших кой-кого,
Не отвергая ничего:
И альманахи, и журналы,
Где поученья нам твердят,
Где нынче так меня бранят,
А где такие мадригалы
Себе встречал я иногда:
Е sempre bene
, господа.

XXXVI

И что ж? Глаза его читали,
Но мысли были далеко;
Мечты, желания, печали
Теснились в душу глубоко.
Он меж печатными строками
Читал духовными глазами
Другие строки. В них-то он
Был совершенно углублен.
То были тайные преданья
Сердечной, темной старины,
Ни с чем не связанные сны,
Угрозы, толки, предсказанья,
Иль длинной сказки вздор живой,
Иль письма девы молодой.

background image

XXXVII

И постепенно в усыпленье
И чувств и дум впадает он,
А перед ним воображенье
Свой пестрый мечет фараон.
То видит он: на талом снеге,
Как будто спящий на ночлеге,
Недвижим юноша лежит,
И слышит голос: что ж? убит.
То видит он врагов забвенных,
Клеветников, и трусов злых,
И рой изменниц молодых,
И круг товарищей презренных,
То сельский дом — и у окна
Сидит она
... и все она!..

XXXVIII

Он так привык теряться в этом,
Что чуть с ума не своротил
Или не сделался поэтом.
Признаться: то-то б одолжил!
А точно: силой магнетизма
Стихов российских механизма
Едва в то время не постиг
Мой бестолковый ученик.
Как походил он на поэта,
Когда в углу сидел один,
И перед ним пылал камин,
И он мурлыкал: Веnеdеttа

Иль Idol mio
и ронял
В огонь то туфлю, то журнал.

XXXIX

Дни мчались; в воздухе нагретом
Уж разрешалася зима;
И он не сделался поэтом,
Не умер, не сошел с ума.
Весна живит его: впервые
Свои покои запертые,
Где зимовал он, как сурок,
Двойные окны, камелек
Он ясным утром оставляет,
Несется вдоль Невы в санях.
На синих, иссеченных льдах
Играет солнце; грязно тает
На улицах разрытый снег.
Куда по нем свой быстрый бег

background image

ХL

Стремит Онегин? Вы заране
Уж угадали; точно так:
Примчался к ней, к своей Татьяне
Мой неисправленный чудак.
Идет, на мертвеца похожий.
Нет ни одной души в прихожей.
Он в залу; дальше: никого.
Дверь отворил он. Что ж его
С такою силой поражает?
Княгиня перед ним, одна,
Сидит, не убрана, бледна,
Письмо какое-то читает
И тихо слезы льет рекой,
Опершись на руку щекой.

ХLI

О, кто б немых ее страданий
В сей быстрый миг не прочитал!
Кто прежней Тани, бедной Тани
Теперь в княгине б не узнал!
В тоске безумных сожалений
К ее ногам упал Евгений;
Она вздрогнула и молчит;
И на Онегина глядит
Без удивления, без гнева...
Его больной, угасший взор,
Молящий вид, немой укор,
Ей внятно все. Простая дева,
С мечтами, сердцем прежних дней,
Теперь опять воскресла в ней.

XLII

Она его не подымает
И, не сводя с него очей,
От жадных уст не отымает
Бесчувственной руки своей...
О чем теперь ее мечтанье?
Проходит долгое молчанье,
И тихо наконец она:
«Довольно; встаньте. Я должна
Вам объясниться откровенно.
Онегин, помните ль тот час,
Когда в саду, в аллее нас
Судьба свела, и так смиренно
Урок ваш выслушала я?
Сегодня очередь моя.

background image

XLIII

Онегин, я тогда моложе,
Я лучше, кажется, была,
И я любила вас; и что же?
Что в сердце вашем я нашла?
Какой ответ? одну суровость.
Не правда ль? Вам была не новость
Смиренной девочки любовь?
И нынче — боже! — стынет кровь,
Как только вспомню взгляд холодный
И эту проповедь... Но вас
Я не виню: в тот страшный час
Вы поступили благородно,
Вы были правы предо мной:
Я благодарна всей душой...

XLIV

Тогда — не правда ли? — в пустыне,
Вдали от суетной молвы,
Я вам не нравилась... Что ж ныне
Меня преследуете вы?
Зачем у вас я на примете?
Не потому ль, что в высшем свете
Теперь являться я должна;
Что я богата и знатна,
Что муж в сраженьях изувечен,
Что нас за то ласкает двор?
Не потому ль, что мой позор
Теперь бы всеми был замечен,
И мог бы в обществе принесть
Вам соблазнительную честь?

XLV

Я плачу... если вашей Тани
Вы не забыли до сих пор,
То знайте: колкость вашей брани,
Холодный, строгий разговор,
Когда б в моей лишь было власти,
Я предпочла б обидной страсти
И этим письмам и слезам.
К моим младенческим мечтам
Тогда имели вы хоть жалость,
Хоть уважение к летам...
А нынче! — что к моим ногам
Вас привело? какая малость!
Как с вашим сердцем и умом
Быть чувства мелкого рабом?

background image

XLVI

А мне, Онегин, пышность эта,
Постылой жизни мишура,
Мои успехи в вихре света,
Мой модный дом и вечера,
Что в них? Сейчас отдать я рада
Всю эту ветошь маскарада,
Весь этот блеск, и шум, и чад
За полку книг, за дикий сад,
За наше бедное жилище,
За те места, где в первый раз,
Онегин, видела я вас,
Да за смиренное кладбище,
Где нынче крест и тень ветвей
Над бедной нянею моей...

XLVII

А счастье было так возможно,
Так близко!.. Но судьба моя
Уж решена. Неосторожно,
Быть может, поступила я:
Меня с слезами заклинаний
Молила мать; для бедной Тани
Все были жребии равны...
Я вышла замуж. Вы должны,
Я вас прошу, меня оставить;
Я знаю: в вашем сердце есть
И гордость и прямая честь.
Я вас люблю (к чему лукавить?),
Но я другому отдана;
Я буду век ему верна».

XLVIII

Она ушла. Стоит Евгений,
Как будто громом поражен.
В какую бурю ощущений
Теперь он сердцем погружен!
Но шпор незапный звон раздался,
И муж Татьянин показался,
И здесь героя моего,
В минуту, злую для него,
Читатель, мы теперь оставим,
Надолго... навсегда. За ним
Довольно мы путем одним
Бродили по свету. Поздравим
Друг друга с берегом. Ура!
Давно б (не правда ли?) пора!

background image

XLIX

Кто б ни был ты, о мой читатель,
Друг, недруг, я хочу с тобой
Расстаться нынче как приятель.
Прости. Чего бы ты за мной
Здесь ни искал в строфах небрежных,
Воспоминаний ли мятежных,
Отдохновенья ль от трудов,
Живых картин, иль острых слов,
Иль грамматических ошибок,
Дай бог, чтоб в этой книжке ты
Для развлеченья, для мечты,
Для сердца, для журнальных сшибок
Хотя крупицу мог найти.
За сим расстанемся, прости!

L

Прости ж и ты, мой спутник странный,
И ты, мой верный идеал,
И ты, живой и постоянный,
Хоть малый труд. Я с вами знал
Все, что завидно для поэта:
Забвенье жизни в бурях света,
Беседу сладкую друзей.
Промчалось много, много дней
С тех пор, как юная Татьяна
И с ней Онегин в смутном сне
Явилися впервые мне —
И даль свободного романа
Я сквозь

магический кристалл

Еще не ясно различал.

LI

Но те, которым в дружной встрече
Я строфы первые читал...
Иных уж нет, а те далече,
Как Сади некогда сказал.
Без них Онегин дорисован.
А та, с которой образован
Татьяны милый идеал...
О много, много рок отъял!
Блажен, кто праздник жизни рано
Оставил, не допив до дна
Бокала полного вина,
Кто не дочел ее романа
И вдруг умел расстаться с ним,
Как я с Онегиным моим.

background image

ПРИМЕЧАНИЯ К ЕВГЕНИЮ ОНЕГИНУ

1

Писано в Бессарабии.

2

Dandy, франт.

3

Шляпа à la Bolivar.

4

Известный ресторатор.

5

Черта охлажденного чувства, достойная Чальд-Гарольда. Балеты

г. Дидло исполнены живости воображения и прелести необыкновенной.
Один из наших романтических писателей находил в них гораздо более
поэзии, нежели во всей французской литературе.

6

Tout le monde sut qu'il mettait du blanc; et moi, qui n'en croyais rien, je

commençai de le croire, non seulement par l'embellissement de son teint et
pour avoir trouvé des tasses de blanc sur sa toilette, mais sur ce qu'entrant un
matin dans sa chambre, je le trouvai brossant ses ongles avec une petite
vergette faite exprès, ouvrage qu'il continua fièrement devant moi. Je jugeai
qu'un homme qui passe deux heures tous les matins à brosser ses ongles,
peut bien passer quelques instants à remplir de blanc les creux de sa peau.

(Confessions de J. J. Rousseau)

Грим опередил свой век: ныне во всей просвещенной Европе чистят
ногти особенной щеточкой.

7

Вся сия ироническая строфа не что иное, как тонкая похвала

прекрасным нашим соотечественницам. Так Буало, под видом укоризны,
хвалит Лудовика XIV. Наши дамы соединяют просвещение с любезностию
и строгую чистоту нравов с этою восточною прелестию, столь пленившей
г-жу Сталь. (Cм. Dix années d'exil
.)

8

Читатели помнят прелестное описание петербургской ночи в идиллии

Гнедича:
«Вот ночь; но не меркнут златистые полосы облак.
Без звезд и без месяца вся озаряется дальность.
На взморье далеком сребристые видны ветрила
Чуть видных судов, как по синему небу плывущих.
Сияньем бессумрачным небо ночное сияет,
И пурпур заката сливается с златом востока:
Как будто денница за вечером следом выводит
Румяное утро. — Была то година златая,
Как летние дни похищают владычество ночи;
Как взор иноземца на северном небе пленяет
Слиянье волшебное тени и сладкого света,
Каким никогда не украшено небо полудня;
Та ясность, подобная прелестям северной девы,
Которой глаза голубые и алые щеки
Едва отеняются русыми локон волнами.
Тогда над Невой и над пышным Петрополем видят
Без сумрака вечер и быстрые ночи без тени;
Тогда Филомела полночные песни лишь кончит
И песни заводит, приветствуя день восходящий.

background image

Но поздно; повеяла свежесть на невские тундры;
Роса опустилась; . . . . . . . . . . . . . .
Вот полночь: шумевшая вечером тысячью весел,
Нева не колыхнет; разъехались гости градские;
Ни гласа на бреге, ни зыби на влаге, все тихо;
Лишь изредка гул от мостов пробежит над водою;
Лишь крик протяженный из дальней промчится деревни,
Где в ночь окликается ратная стража со стражей.
Все спит. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

9

Въявь богиню благосклонну
Зрит восторженный пиит,
Что проводит ночь бессонну,
Опершися на гранит.

(Муравьев. Богине Невы)

10

Писано в Одессе.

11

См. первое издание Евгения Онегина.

12

Из первой части Днепровской русалки.

13

Сладкозвучнейшие греческие имена, каковы, например: Агафон, Филат,

Федора, Фекла и проч., употребляются у нас только между
простолюдинами.

14

Грандисон и Ловлас, герои двух славных романов.

15

Si j'avais la folie de croire encore au bonheur, je le chercherais dans

l'habitude (Шатобриан).

16

«Бедный Иорик!» — восклицание Гамлета над черепом шута. (См.

Шекспира и Стерна.)

17

В прежнем издании, вместо домой летят, было ошибкою напечатано

зимой летят (что не имело никакого смысла). Критики, того не разобрав,
находили анахронизм в следующих строфах. Смеем уверить, что в нашем
романе время расчислено по календарю.

18

Юлия Вольмар — Новая Элоиза. Малек-Адель — герой посредственного

романа M-me Cottin. Густав де Линар — герой прелестной повести
баронессы Крюднер.

19

Вампир — повесть, неправильно приписанная лорду Байрону. Мельмот

— гениальное произведение Матюрина. Jean Sbogar — известный роман
Карла Нодье.

20

Lasciate ogni speranza voi ch'entrate. Скромный автор наш перевел

только первую половину славного стиха.

21

Журнал, некогда издаваемый покойным А. Измайловым довольно

неисправно. Издатель однажды печатно извинялся перед публикою тем,
что он на праздниках гулял
.

22

Е. А. Баратынский.

23

В журналах удивлялись, как можно было назвать девою простую

крестьянку, между тем как благородные барышни, немного ниже, названы
девчонками!

24

«Это значит, — замечает один из наших критиков, — что мальчишки

катаются на коньках». Справедливо.

25

background image

В лета красные мои
Поэтический аи
Нравился мне пеной шумной,
Сим подобием любви
Или юности безумной, и проч.

(Послание к Л. П.)

26

Август Лафонтен, автор множества семейственных романов.

27

Смотри «Первый снег», стихотворение князя Вяземского.

28

См. описания финляндской зимы в «Эде» Баратынского.

29

Зовет кот кошурку
В печурку спать.

Предвещание свадьбы; первая песня предрекает смерть.

30

Таким образом узнают имя будущего жениха.

31

В журналах осуждали слова: хлоп, молвь и топ как неудачное

нововведение. Слова сии коренные русские. «Вышел Бова из шатра
прохладиться и услышал в чистом поле людскую молвь и конский топ»
(Сказка о Бове Королевиче)
. Хлоп употребляется в просторечии вместо
хлопание
, как шип вместо шипения:
Он шип пустил по-змеиному.

(Древние русские стихотворения)

Не должно мешать свободе нашего богатого и прекрасного языка.

32

Один из наших критиков, кажется, находит в этих стихах непонятную

для нас неблагопристойность.

33

Гадательные книги издаются у нас под фирмою Мартына Задеки,

почтенного человека, не писавшего никогда гадательных книг, как
замечает Б.М.Федоров.

34

Пародия известных стихов Ломоносова:

Заря багряною рукою
От утренних спокойных вод
Выводит с солнцем за собою, — и проч.

35

Буянов, мой сосед,
. . . . . . . . . . . . . . . .
Пришел ко мне вчера с небритыми усами,
Растрепанный, в пуху, в картузе с козырьком...

(Опасный сосед)

36

Наши критики, верные почитатели прекрасного пола, сильно осуждали

неприличие сего стиха.

37

Парижский ресторатор.

38

Стих Грибоедова.

background image

39

Славный ружейный мастер.

40

В первом издании шестая глава оканчивалась следующим образом:

А ты, младое вдохновенье,
Волнуй мое воображенье,
Дремоту сердца оживляй,
В мой угол чаще прилетай,
Не дай остыть душе поэта,
Ожесточиться, очерстветь
И наконец окаменеть
В мертвящем упоенье света,
Среди бездушных гордецов,
Среди блистательных глупцов,

XLVII

Среди лукавых, малодушных,
Шальных, балованных детей,
Злодеев и смешных и скучных,
Тупых, привязчивых судей,
Среди кокеток богомольных,
Среди холопьев добровольных,
Среди вседневных, модных сцен,
Учтивых, ласковых измен,
Среди холодных приговоров
Жестокосердой суеты,
Среди досадной пустоты
Расчетов, душ и разговоров,
В сем омуте, где с вами я
Купаюсь, милые друзья.

41

Левшин, автор многих сочинений по части хозяйственной.

42

Дороги наши — сад для глаз:
Деревья, с дерном вал, канавы;
Работы много, много славы,
Да жаль, проезда нет подчас.
С деревьев, на часах стоящих,
Проезжим мало барыша;
Дорога, скажешь, хороша —
И вспомнишь стих: для проходящих!
Свободна русская езда
В двух только случаях: когда
Наш Мак-Адам
или Мак-Ева
Зима свершит, треща от гнева,
Опустошительный набег,
Путь окует чугуном льдистым,
И запорошит ранний снег
Следы ее песком пушистым.
Или когда поля проймет
Такая знойная засуха,

background image

Что через лужу может вброд
Пройти, глаза зажмуря, муха.

(«Станция». Князь Вяземский)

43

Сравнение, заимствованное у К**, столь известного игривостию

изображения. К... рассказывал, что, будучи однажды послан курьером от
князя Потемкина к императрице, он ехал так скоро, что шпага его,
высунувшись концом из тележки, стучала по верстам, как по частоколу.

44

Rout, вечернее собрание без танцев, собственно значит толпа.

ОТРЫВКИ ИЗ ПУТЕШЕСТВИЯ ОНЕГИНА

Последняя глава «Евгения Онегина» издана была особо, с следующим
предисловием:

«Пропущенные строфы подавали неоднократно повод к порицанию и
насмешкам (впрочем, весьма справедливым и остроумным). Автор
чистосердечно признается, что он выпустил из своего романа целую
главу, в коей описано было путешествие Онегина по России. От него
зависело означить сию выпущенную главу точками или цифром; но во
избежание соблазна решился он лучше выставить, вместо девятого
нумера, осьмой над последней главою Евгения Онегина и пожертвовать
одною из окончательных строф:

Пора: перо покоя просит;
Я девять песен написал;
На берег радостный выносит
Мою ладью девятый вал —
Хвала вам, девяти каменам, и проч.».

П.А.Катенин (коему прекрасный поэтический талант не мешает быть и
тонким критиком) заметил нам, что сие исключение, может быть и
выгодное для читателей, вредит, однако ж, плану целого сочинения; ибо
чрез то переход от Татьяны, уездной барышни, к Татьяне, знатной даме,
становится слишком неожиданным и необъясненным. — Замечание,
обличающее опытного художника. Автор сам чувствовал справедливость
оного, но решился выпустить эту главу по причинам, важным для него, а
не для публики. Некоторые отрывки были напечатаны; мы здесь их
помещаем, присовокупив к ним еще несколько строф.

Е. Онегин из Москвы едет в Нижний Новгород:

. . . . . . . перед ним

Макарьев

суетно хлопочет,

Кипит обилием своим.
Сюда жемчуг привез индеец,
Поддельны вины европеец,

background image

Табун бракованных коней
Пригнал

заводчик

из степей,

Игрок привез свои колоды
И горсть услужливых костей,
Помещик — спелых дочерей,
А дочки — прошлогодни моды.
Всяк суетится, лжет за двух,
И всюду меркантильный дух.

*

Тоска!..

Онегин едет в Астрахань и оттуда на Кавказ.

Он видит: Терек своенравный
Крутые роет берега;
Пред ним парит орел державный,
Стоит олень, склонив рога;
Верблюд лежит в тени утеса,
В лугах несется конь черкеса,
И вкруг кочующих шатров
Пасутся овцы калмыков,
Вдали — кавказские громады:
К ним путь открыт. Пробилась брань
За их естественную грань,
Чрез их опасные преграды;
Брега Арагвы и Куры
Узрели русские шатры.

*

Уже пустыни сторож вечный,
Стесненный холмами вокруг,
Стоит Бешту остроконечный
И зеленеющий Машук,
Машук, податель струй целебных;
Вокруг ручьев его волшебных
Больных теснится бледный рой;
Кто жертва чести боевой,
Кто почечуя, кто Киприды;
Страдалец мыслит жизни нить
В волнах чудесных укрепить,
Кокетка злых годов обиды
На дне оставить, а старик
Помолодеть — хотя на миг.

*

background image

Питая горьки размышленья,
Среди печальной их семьи,
Онегин взором сожаленья
Глядит на дымные струи
И мыслит, грустью отуманен:
Зачем я пулей в грудь не ранен?
Зачем не хилый я старик,
Как этот бедный откупщик?
Зачем, как тульский заседатель,
Я не лежу в параличе?
Зачем не чувствую в плече
Хоть ревматизма? — ах, создатель!
Я молод, жизнь во мне крепка;
Чего мне ждать? тоска, тоска!..

Онегин посещает потом Тавриду:

Воображенью край священный:

С Атридом спорил там Пилад

,

Там закололся Митридат

,

Там пел Мицкевич вдохновенный

И посреди прибрежных скал
Свою Литву воспоминал.

*

Прекрасны вы, брега Тавриды,
Когда вас видишь с корабля
При свете утренней Киприды,
Как вас впервой увидел я;
Вы мне предстали в блеске брачном:
На небе синем и прозрачном
Сияли груды ваших гор,
Долин, деревьев, сёл узор
Разостлан был передо мною.
А там, меж хижинок татар...
Какой во мне проснулся жар!
Какой волшебною тоскою
Стеснялась пламенная грудь!
Но, муза! прошлое забудь.

*

Какие б чувства ни таились
Тогда во мне — теперь их нет:
Они прошли иль изменились...
Мир вам, тревоги прошлых лет!
В ту пору мне казались нужны
Пустыни, волн края жемчужны,
И моря шум, и груды скал,

background image

И гордой девы идеал,
И безыменные страданья...
Другие дни, другие сны;
Смирились вы, моей весны
Высокопарные мечтанья,
И в поэтический бокал
Воды я много подмешал.

*

Иные нужны мне картины:
Люблю песчаный косогор,
Перед избушкой две рябины,
Калитку, сломанный забор,
На небе серенькие тучи,
Перед гумном соломы кучи
Да пруд под сенью ив густых,
Раздолье уток молодых;
Теперь мила мне балалайка
Да пьяный топот трепака
Перед порогом кабака.
Мой идеал теперь — хозяйка,
Мои желания — покой,
Да щей горшок, да сам большой
.

*

Порой дождливою намедни
Я, завернув на скотный двор...
Тьфу! прозаические бредни,

Фламандской школы пестрый сор

!

Таков ли был я, расцветая?
Скажи, фонтан Бахчисарая!
Такие ль мысли мне на ум
Навел твой бесконечный шум,
Когда безмолвно пред тобою
Зарему я воображал
Средь пышных, опустелых зал...
Спустя три года, вслед за мною,
Скитаясь в той же стороне,
Онегин вспомнил обо мне.

*

Я жил тогда в Одессе пыльной...
Там долго ясны небеса,
Там хлопотливо торг обильный
Свои подъемлет паруса;
Там все Европой дышит, веет,
Все блещет югом и пестреет

background image

Разнообразностью живой.
Язык Италии златой
Звучит по улице веселой,
Где ходит гордый славянин,
Француз, испанец, армянин,
И грек, и молдаван тяжелый,
И сын египетской земли,
Корсар в отставке,

Морали

.

*

Одессу звучными стихами

Наш друг Туманский описал

,

Но он пристрастными глазами
В то время на нее взирал.
Приехав, он прямым поэтом
Пошел бродить с своим лорнетом
Один над морем — и потом
Очаровательным пером
Сады одесские прославил.
Все хорошо, но дело в том,
Что степь нагая там кругом;
Кой-где недавный труд заставил
Младые ветви в знойный день
Давать насильственную тень.

*

А где, бишь, мой рассказ несвязный?
В Одессе пыльной, я сказал.
Я б мог сказать: в Одессе грязной —
И тут бы, право, не солгал.
В году недель пять-шесть Одесса,
По воле бурного Зевеса,
Потоплена, запружена,
В густой грязи погружена.
Все домы на аршин загрязнут,
Лишь на ходулях пешеход
По улице дерзает вброд;
Кареты, люди тонут, вязнут,
И в дрожках вол, рога склоня,
Сменяет хилого коня.

*

Но уж дробит каменья молот,
И скоро звонкой мостовой
Покроется спасенный город,
Как будто кованой броней.
Однако в сей Одессе влажной

background image

Еще есть недостаток важный;
Чего б вы думали? — воды.
Потребны тяжкие труды...
Что ж? это небольшое горе,
Особенно, когда вино
Без пошлины привезено.
Но солнце южное, но море...
Чего ж вам более, друзья?
Благословенные края!

*

Бывало, пушка зоревая
Лишь только грянет с корабля,
С крутого берега сбегая,
Уж к морю отправляюсь я.
Потом за трубкой раскаленной,
Волной соленой оживленный,
Как мусульман в своем раю,
С восточной гущей кофе пью.
Иду гулять. Уж благосклонный
Открыт Casino; чашек звон
Там раздается; на балкон
Маркёр выходит полусонный
С метлой в руках, и у крыльца
Уже сошлися два купца.

*

Глядишь — и площадь запестрела.
Все оживилось; здесь и там
Бегут за делом и без дела,
Однако больше по делам.
Дитя расчета и отваги,
Идет купец взглянуть на флаги,
Проведать, шлют ли небеса
Ему знакомы паруса.
Какие новые товары
Вступили нынче в карантин?
Пришли ли бочки жданных вин?
И что чума? и где пожары?
И нет ли голода, войны
Или подобной новизны?

*

Но мы, ребята без печали,
Среди заботливых купцов,
Мы только устриц ожидали
От цареградских берегов.

background image

Что устрицы? пришли! О радость!
Летит обжорливая младость
Глотать из раковин морских
Затворниц жирных и живых,
Слегка обрызгнутых лимоном.
Шум, споры — легкое вино
Из погребов принесено
На стол услужливым Отоном;
Часы летят, а грозный счет
Меж тем невидимо растет.

*

Но уж темнеет вечер синий,
Пора нам в оперу скорей:
Там упоительный Россини,
Европы баловень — Орфей.
Не внемля критике суровой,
Он вечно тот же, вечно новый,
Он звуки льет — они кипят,
Они текут, они горят,
Как поцелуи молодые,
Все в неге, в пламени любви,
Как зашипевшего аи
Струя и брызги золотые...
Но, господа, позволено ль
С вином равнять dо-rе-mi-sоl?

*

А только ль там очарований?
А разыскательный лорнет?
А закулисные свиданья?
А prima donna? а балет?
А ложа, где, красой блистая,
Негоцианка молодая,
Самолюбива и томна,
Толпой рабов окружена?
Она и внемлет и не внемлет
И каватине, и мольбам,
И шутке с лестью пополам...
А муж — в углу за нею дремлет,
Впросонках

фора

закричит,

Зевнет и — снова захрапит.

*

Финал гремит; пустеет зала;
Шумя, торопится разъезд;
Толпа на площадь побежала

background image

При блеске фонарей и звезд,
Сыны

Авзонии

счастливой

Слегка поют мотив игривый,
Его невольно затвердив,
А мы ревем речитатив.
Но поздно. Тихо спит Одесса;
И бездыханна и тепла
Немая ночь. Луна взошла,
Прозрачно-легкая завеса
Объемлет небо. Все молчит;
Лишь море Черное шумит...

*

Итак, я жил тогда в Одессе...

ДЕСЯТАЯ ГЛАВА

I

Властитель слабый и лукавый

,

Плешивый щеголь, враг труда,
Нечаянно пригретый славой,
Над нами царствовал тогда.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

II

Его мы очень смирным знали

,

Когда не наши повара
Орла двуглавого щипали
У Бонапартова шатра.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

III

Гроза двенадцатого года
Настала — кто тут нам помог?
Остервенение народа,
Барклай, зима иль русский бог?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

IV

Но бог помог — стал ропот ниже,
И скоро силою вещей

Мы очутилися в Париже

,

А русский царь главой царей.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

background image

V

И чем жирнее, тем тяжеле.
О русский глупый наш народ,
Скажи, зачем ты в самом деле
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

VI

Авось, о

Шиболет

народный,

Тебе б я оду посвятил,
Но

стихоплет великородный

Меня уже предупредил
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Моря достались Албиону
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

VII

Авось, аренды забывая,
Ханжа запрется в монастырь,

Авось по манью Николая

Семействам возвратит Сибирь
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Авось дороги нам исправят
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

VIII

Сей муж судьбы

, сей странник бранный,

Пред кем унизились цари,

Сей всадник, папою венчанный

,

Исчезнувший как тень зари,
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Измучен казнию покоя

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

IX

Тряслися грозно Пиренеи

,

Волкан Неаполя пылал,

Безрукий князь

друзьям

Мореи

Из Кишинева уж мигал.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Кинжал Л , тень Б
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Х

background image

Я всех уйму с моим народом, —

Наш царь в конгрессе говорил

,

А про тебя и в ус не дует,
Ты александровский холоп
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

XI

Потешный полк Петра Титана

,

Дружина старых усачей,
Предавших некогда тирана
Свирепой шайке палачей.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

XII

Россия присмирела снова,
И пуще царь пошел кутить,
Но искра пламени иного
Уже издавна, может быть,
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

XIII

У них свои бывали сходки,
Они за чашею вина,
Они за рюмкой русской водки
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

XIV

Витийством резким знамениты,
Сбирались члены сей семьи

У беспокойного Никиты

,

У осторожного Ильи

.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

XV

Друг Марса, Вакха и Венеры,
Тут

Лунин

дерзко предлагал

Свои решительные меры
И вдохновенно бормотал.

Читал свои Ноэли Пушкин

,

Меланхолический

Якушкин

,

Казалось, молча обнажал
Цареубийственный кинжал.
Одну Россию в мире видя,
Преследуя свой идеал,

Хромой Тургенев

им внимал

background image

И, плети рабства ненавидя,
Предвидел в сей толпе дворян
Освободителей крестьян.

XVI

Так было над Невою льдистой,
Но там, где ранее весна
Блестит над Каменкой тенистой
И над холмами Тульчина,
Где Витгенштейновы дружины
Днепром подмытые равнины .
И степи Буга облегли,
Дела иные уж пошли.
Там Пестель для тиранов
И рать набирал
Холоднокровный генерал,
И Муравьев, его склоняя,
И полон дерзости и сил,
Минуты вспышки торопил.

XVII

Сначала эти заговоры
Между Лафитом и Клико
Лишь были дружеские споры,
И не входила глубоко
В сердца мятежная наука,
Все это было только скука,
Безделье молодых умов,
Забавы взрослых шалунов,
Казалось ........
Узлы к узлам ......
И постепенно сетью тайной
Россия .........
Наш царь дремал. . . . .


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Aleksander Puszkin, Eugeniusz Oniegin
Aleksander Puszkin Eugeniusz Oniegin Romans wierszem
A Puszkin Eugeniusz Oniegin 76
Puszkin Eugeniusz Oniegin1
PUSZKIN Eugeniusz Oniegin wstęp BN
Aleksander Puszkin Córka kapitana (tłum polskie)
08 Puszkin Eugeniusz Oniegin Romans wierszem
197 A Puszkin, Eugeniusz Oniegin
A Puszkin Eugeniusz Oniegin
Puszkin, Eugeniusz Oniegin2
Puszkin, Eugeniusz Oniegin
PUSZKIN ALEKSANDER Eugeniusz Oniegin
Cork Kapitan Aleksander Puszkin
puszkin Eugeniusz Onegin 2
Aleksander Puszkin Dama Pikowa
Aleksander Puszkin Biografia
Aleksander Puszkin Dama pikowa
aleksander puszkin dubrowski
otman Aleksander Puszkin

więcej podobnych podstron