Kornel Filipowicz JAK DMUCHAWIEC

background image

"JAK DMUCHAWIEC"

To miasto le y na szczycie wzgórza panuj cego nad ca okolic . Prowadzi do niego

ż

ą

łą

ą

d uga, agodnie podnosz ca si i wij ca w ród pól droga. Z pocz tku droga wysadzana

ł

ł

ą

ę

ą

ś

ą

jest po obu stronach drzewami, potem biegnie w ród pustych k. Ale tam, w mie cie, do

ś

ł ą

ś

którego id , jest du o rozmaitych drzew, rosn k pami, z daleka wygl daj jak bukiety

ę

ż

ą ę

ą ą

u o one r k cz owieka.

ł ż

ę ą ł

Wej cie do tego le cego w ród drzew i otoczonego murami miasta prowadzi przez

ś

żą

ś

wysok , pó kolisto sklepion bram . Przekraczam j i oto jestem w mie cie umar ych. Ci,

ą

ł

ą

ę

ą

ś

ł

którzy je sto lat temu planowali, byli m drzy i przewiduj cy. Mieli odwag zdawa sobie

ą

ą

ę

ć

spraw i nie ukrywa tego przed innymi, e cz owiek jest istot m ierteln , i e miasto, w

ę

ć

ż

ł

ąś

ą ż

którym cz owiek ma y po m ierci, b dzie rosn

i rozwija si , gdy wszyscy obywatele

ł

ż ć

ś

ę

ąć

ć ę

ż

z miasta y wych z czasem, pr dzej czy pó niej, przenios si tam. Cmentarz jest wi c

ż

ę

ź

ą ę

ę

rozleg y, obszerny, podzielony na kwatery, ma swoje dzielnice i ulice. G ówne arterie, niby

ł

ł

aleje w Nowym Jorku, s ponumerowane: XI, XII, XIII - i tak dalej. Zapewne i to tak e

ą

ż

zrobiono z my l o przysz o ci, w trosce o porz dek i atwo

orientacji. Rozpinam

ś ą

ł ś

ą

ł

ść

marynark i zdejmuj czapk , gdy mimo wszystko zgrza em si troch i zm czy em

ę

ę

ę

ż

ł

ę

ę

ę

ł

drog do tego miasta. Panuje cisza, tylko gdzie z daleka, z k py wysokich drzew, odzywa

ą

ś

ę

si samotny ptak. Id g ówn alej po ród masywnych budowli z czarnego marmuru. Ich

ę

ę ł

ą

ą

ś

fasady wyposa one s w trwa e ozdoby: kute w br zie i e lazie kraty i latarnie, toczone w

ż

ą

ł

ą

ż

kamieniu urny na kwiaty, wie ce zrobione z blachy. Skamienia e anio y obejmuj

ń

ł

ł

ą

skrzyd ami kolumny, pochylaj si nad umar ymi, za amuj r ce, p acz . Ale ich rozpacz

ł

ą ę

ł

ł

ą ę

ł

ą

nie jest przejmuj ca, jest tylko agodnym smutkiem, jakby wyrzutem, i zwraca si raczej w

ą

ł

ę

stron nas, jeszcze y wych. Mijam szerokie, wygodne rezydencje, zamieszkane przez

ę

ż

ca e pokolenia, i warowne, niby pancerne kasy, siedziby ludzi samotnych i ma e stw

ł

łż ń

bezdzietnych.

Skr cam w boczn ulic , przy której trzydzie ci lat temu zamieszka na sta e mój ojciec, o

ę

ą

ę

ś

ł

ł

siedemset kilometrów na zachód od miejsca, gdzie si urodzi . Czy chcia tu zosta na

ę

ł

ł

ć

zawsze? Nie wiem. Nigdy si na ten temat nie wypowiada . Wiem o nim bardzo ma o.

ę

ł

ł

Oddziela nas jakby zas ona z g stej mg y, któr tylko czasem, coraz rzadziej, rozwiewa na

ł

ę

ł

ą

chwil wiatr. Widz wtedy na moment ojca bardzo wyra nie: wysoki, nieco pochylony,

ę

ę

ź

st pa mimo wieku lekkim krokiem, czasem robi ruch r k , jakby usuwa na bok jak

dla

ą

ę ą

ł

ąś

mnie niewidoczn przeszkod na swojej drodze. Nie sposób mi nawi za z nim rozmow .

ą

ę

ą ć

ę

Nie odpowiada na moje pytania, czasem tylko s ysz jego kaszlni cie, które poprzedza o

ł

ę

ę

ł

background image

zwykle odezwanie si , ale nic wi cej prócz tego kaszlni cia nie s ysz . Niekiedy zjawia mi

ę

ę

ę

ł

ę

si nieoczekiwanie i przera liwie wyra nie, jakby wydoby go nagle z ciemno ci snop

ę

ź

ź

ł

ś

reflektora. Staj wtedy jak wryty, nat am wzrok i s uch, czekam, co zrobi, co powie? A on,

ę

ęż

ł

jak za czasów mojego dzieci stwa, jakby by sam dzieckiem, urz dza jakie g upie

ń

ł

ą

ś ł

przedstawienie, na przyk ad: schyla si , zrywa ostro nie bia y dmuchawiec, podnosi go

ł

ę

ż

ł

powoli do ust, wysuwa wargi, dmucha - dmuchawiec rozpryskuje si w powietrzu i znika.

ę

Potem odwraca do mnie twarz i u miecha si , jakby chcia powiedzie : - By o - i nie ma! To

ś

ę

ł

ć

ł

m ieszne, prawda? - Czasem powtarza jeszcze raz zabaw , która mnie kiedy , gdy by em

ś

ę

ś

ł

ma y, tak dziwi a.

ł

ł

Pochylam si nad grobem mojego ojca, oczyszczam ziemi z zesch ych li ci i po ó k ych

ę

ę

ł

ś

ż ł ł

d be trawy, potem rozk adam znicze. My l : oto na g boko ci pó tora metra pod ziemi ,

ź ź ł

ł

ś ę

łę

ś

ł

ą

w ród szcz tków zbutwia ego drewna, le

ko ci cz owieka, który by moim ojcem.

ś

ą

ł

żą

ś

ł

ł

Przyjecha em tu tylko po to, aby zapali w iat a na jego grobie. Ale - czy nie robi tego po

ł

ćś

ł

ż

ę

trochu z mi o ci w asnej, jakbym przyjecha na swój grób, jakbym sk ada ho d sam sobie?

ł ś

ł

ł

ł

ł

ł

Poprawiam znicze, zmieniam ich uk ad. Raz wydaje mi si , e powinny tworzy jak

ł

ę ż

ć

ąś

figur geometryczn , to znów, e trzeba je rozstawi nieregularnie, na ca ej powierzchni,

ę

ą

ż

ć

ł

albo na odwrót: skupi w jednym miejscu. Moim czynno ciom towarzysz bardzo

ć

ś

ą

skomplikowane procesy my lowe i uczuciowe. Maj co wspólnego z estetyk , a mo e

ś

ą ś

ą

ż

nawet z magi . Przychodzi mi do g owy g upie powiedzenie ojca, które tak z o ci o moj

ą

ł

ł

ł ś ł

ą

mam : - Im krzywiej, tym m ieszniej...

ę

ś

Mam jeszcze du o czasu, chc zapali w iat a, jak si c iemni. Wracam na g ówn alej i

ż

ę

ćś

ł

ęś

ł

ą

ę

id powoli w stron , gdzie wznosi si okaza a budowla, b d ca, stosownie do potrzeb

ę

ę

ę

ł

ę ą

prowincji, miniatur greckiego Panteonu. W otoczeniu osób zas u onych dla miasta i kraju

ą

ł ż

spoczywa tu cz owiek, który odegra pewn rol w moim y ciu. By to stary,

ł

ł

ą

ę

ż

ł

dziewi tnastowieczny socjalista, ju wtedy, w latach mojej m odo ci, nieco zabytkowy i

ę

ż

ł

ś

groteskowy w swojej szarej, rozwianej na wietrze pelerynie, w szerokoskrzyd ym

ł

kapeluszu, w srebrnym cwikierze na nosie. Stawiam na marmurowej kraw dzi p yty trzy

ę

ł

znicze i zapalam. Odczytuj nazwisko, stoj chwil wpatruj c si w mosi n e litery, nie

ę

ę

ę

ą

ę

ęż

my l o niczym, jakbym odprawia na czyje wezwanie minut ciszy. Potem id dalej.

ś ę

ł

ś

ę

ę

Mijam groby coraz mniej w ietne, coraz bardziej zapomniane, id teraz po ród starych

ś

ę

ś

drzew, chodnikiem us anym poczernia ymi, le cymi p asko li mi. Oto zabudowania

ł

ł

żą

ł

ść

gospodarcze, szopy, warsztat kamieniarski pod daszkiem, oto taczki, opaty, deski, sterta

ł

m ieci, wie ców, bukietów, doniczek - a dalej groby o nierzy z pierwszej wojny w iatowej,

ś

ń

ż ł

ś

wojny, która mnie wyda a na w iat. Groby o nierzy nieaktualnych. Ich rola jest nam ju

ł

ś

ż ł

ż

oboj tna, ich bohaterstwo wydaje si zupe nie bezsensowne, ich y cie i m ier nikomu

ę

ę

ł

ż

ś

ć

background image

niepotrzebne. Krzy e zapadaj si , wci ga je w siebie ziemia, która po ar a ju dawno

ż

ą ę

ą

ż ł

ż

cia a, mundury o nierzy i poch on a pami

o nich. o nierze nie maj ju nazwisk ani

ł

ż ł

ł ęł

ęć

Ż ł

ą ż

narodowo ci. Pami tam, e za moich czasów le eli tu Polacy, Serbowie, Niemcy,

ś

ę

ż

ż

Rosjanie, ale czas zrówna ich wszystkich i pomiesza . Zapalam w iec na pierwszym z

ł

ł

ś

ę

brzegu grobie, który jest ju tylko ma ym, ledwo widocznym, poro ni tym g st traw

ż

ł

ś ę

ę ą

ą

garbkiem ziemi. Odchodz z uczuciem niewyra nym, jakbym zrobi co niestosownego.

ę

ź

ł

ś

Kto jak gdyby do mnie powiedzia : równie dobrze mog e zapali znicz na m ietniku,

ś

ł

ł ś

ć

ś

jeste kabotynem, nie oddaje si czci m ietnisku. To tak akurat, jakby zapali w ieczk na

ś

ę

ś

ś

ł ś

ę

podmiejskim usypisku, tam gdzie samochody zak adu oczyszczania miasta wywo

ł

żą

brzydkie, m ierdz ce odpady, które kiedy te dla kogo co znaczy y.

ś

ą

ś ż

ś

ś

ł

Aby dotrze do miejsc, które chc jeszcze dzi odwiedzi , musz przej

przez niski,

ć

ę

ś

ć

ę

ść

podmok y, bagnisty zak tek, dno cmentarza, miejsce, które nie zas ugiwa o na to, aby

ł

ą

ł

ł

chowa tu nawet najbiedniejszych. Ros a tu wysoka, ostra, jaskrawozielona trawa,

ć

ł

krzewi y si opiany, podbia y i skrzypy. Ale od ostatniego razu, kiedy tu by em, zasz y

ł

ęł

ł

ł

ł

ogromne zmiany: p ot le a teraz na ziemi, powalony i zdruzgotany. Wielki, oblepiony glin ,

ł

ż ł

ą

znieruchomia y i przechylony na jeden bok spychacz sta w miejscu, gdzie przerwa swoje

ł

ł

ł

dzie o: niwelacj terenu. Dokona ju wiele - ca e prawie, bagniste przedtem i zaro ni te

ł

ę

ł ż

ł

ś ę

chwastami zapadlisko, zosta o zasypane ziemi przywleczon z s siedniego wzgórza.

ł

ą

ą

ą

Wida by o wyra nie drog , któr ten transport si odbywa - pas rozoranej ki, wyrwane z

ć ł

ź

ę

ą

ę

ł

ł ą

korzeniami i odrzucone na bok krzewy, kamienie i sztachety. Pomy la em: a wi c nie

ś ł

ę

b dzie ju nieu ytków i ta cz

cmentarza zostanie uporz dkowana i oddana do u ytku

ę

ż

ż

ęść

ą

ż

tych, którzy tam, w mie cie y wych, oczekuj swojej kolejki.

ś

ż

ą

Niedaleko st d rozpoczyna a si najstarsza cz

cmentarza. Zbli am si do niej, poznaj

ą

ł

ę

ęść

ż

ę

ę

z daleka e lazne, pordzewia e krzy e na szarych, piaskowcowych postumentach, z

ż

ł

ż

blaszanymi klepsydrami w kszta cie owalnych tarcz albo odwini tych rulonów. Niektóre

ł

ę

napisy by y ju nieczytelne, by y to groby ludzi samotnych albo takich, na których

ł

ż

ł

sko czy a si seria rodzinna i dla których wi

z y wymi raz na zawsze zosta a zerwana.

ń

ł

ę

ęź ż

ł

W ród tych ubogich nagrobków jest kilka nieco okazalszych. Napisy na nich kiedy , przed

ś

ś

wojn , wykute by y w j zyku obcym, ale nikogo to nie dziwi o, gdy by o wiadome, e

ą

ł

ę

ł

ż ł

ż

ludzie, którzy tu spoczywali, nie byli Polakami. Zatrzymuj si przy jednym z nich, przy

ę ę

obelisku z czarnego marmuru, ozdobionym ma , okr g p askorze b z br zu,

łą

ą łą ł

ź ą

ą

przedstawiaj c Chrystusa w cierniowej koronie. Na obelisku istnia kiedy napis: "Hier

ą ą

ł

ś

ruht Familie Orfini". S owa "Hier ruht Familie" by y teraz zaszrafirowane d utem, ocala o

ł

ł

ł

ł

tylko nazwisko "Orfini". Biedny Janie, czy raczej Johannie, by e ma ego wzrostu, mia e

ł ś

ł

ł ś

rumie ce na policzkach, pachnia e mocno niemieck wod kolo sk , zawsze t sam .

ń

ł ś

ą

ą

ń ą

ą

ą

background image

Mia e troch urod Ramona Navarro - ach, wszyscy m czy ni byli wtedy podobni do

ł ś

ę

ę

ęż

ź

Ramona Navarro. Ale twoja o na, wy sza od ciebie chyba o pó torej g owy, o s odkiej,

ż

ż

ł

ł

ł

u miechni tej twarzy i ci gle jakby niewyspanych oczach - ta twoja o na by a podobno

ś

ę

ą

ż

ł

innego zdania o twojej urodzie. Zreszt nie wiem, nie interesowa em si wtedy takimi

ą

ł

ę

rzeczami. By e z zawodu handlowcem, mia e przedstawicielstwo jakiej szwajcarskiej

ł ś

ł ś

ś

firmy elektrotechnicznej, ale pozwala e si tymi g upstwami zajmowa o nie. Ciebie

ł ś ę

ł

ćż

poch ania y wa niejsze sprawy. Umar e w roku 1941, jak mi mówiono, w marcu. Tak,

ł

ł

ż

ł ś

marzec to jest miesi c, w którym my, rybacy, umieramy. By e Niemcem, to prawda, ale,

ą

ł ś

jak mi opowiadano, powtarza e cz sto, e ca e Niemcy to jeden wielki dom wariatów. Ale

ł ś

ę

ż

ł

oni pewnie ciebie uwa ali za wariata, je li nie za co gorszego. A teraz wymazano twoje

ż

ś

ś

imi , odebrano ci narodowo . Dlaczego to zrobiono? Dlaczego post pili my tak w a nie z

ę

ść

ą ś

ł ś

tob ? Jak zbrodni pope ni e , co zrobi e z ego tym, w których kraju y e ? Ty - nie

ą

ą

ę

ł ł ś

ł ś ł

ż ł ś

zrobi e niczego z ego. Spotka a ci kara za to, co zrobili inni. By o ich tylu, e nie sposób

ł ś

ł

ł

ę

ł

ż

zna i pami ta ich nazwisk. Ale wiadomo, e wszystkich czy o co , po czym mo na ich

ć

ę ć

ż

ł ą

ł

ś

ż

by o dosy atwo pozna - oni wszyscy mówili tym samym, co ty, j zykiem. Ludzie

ł

ćł

ć

ę

pos uguj cy si twoim j zykiem bili, kopali, zabijali ludzi mówi cych innymi j zykami. Robili

ł

ą

ę

ę

ą

ę

to w Polsce, we Francji, w Norwegii, na Bia orusi i Ukrainie, w Rosji i Jugos awii, w

ł

ł

Czechos owacji i w Danii. Niektórzy Niemcy potrafili mówi tak e innymi j zykami,

ł

ć

ż

ę

pos ugiwali si nimi niezgrabnie, w sposób m ieszny, dziecinny, w czasie rozmów i

ł

ę

ś

przes ucha . Ale ludziom jest nie do m iechu, kiedy ich si wiesza na wykr conych do ty u

ł

ń

ś

ę

ę

ł

r kach, dusi, przypala, wyrywa paznokcie, mia d y palce, wlecze samochodem, zak ada

ę

ż ż

ł

p tl na szyj , ustawia pod c ian . To oni, mówi cy j zykiem niemieckim, zbudowali

ę ę

ę

ś

ą

ą

ę

wielkie rze nie dla ludzi mówi cych innymi j zykami. Wymy lili urz dzenia do

ź

ą

ę

ś

ą

u miercania, piece do palenia zw ok, m yny do mielenia ko ci. Postarali si , aby

ś

ł

ł

ś

ę

urz dzenia te dostarcza y odpowiednich surowców niemieckiemu przemys owi

ą

ł

ł

chemicznemu, wytwórniom materaców i kapeluszy.

Stawiam na kamiennym obramowaniu w iec i zapalam. Jest cisza, opada czasem z

ś

ę

blaszanym chrz stem zesch y li . Przez zasnute mg powietrze usi uj zobaczy

ę

ł

ść

łą

ł ę

ć

Orfiniego. Z pocz tku nie udaje mi si to, moje oczy nie mog przebi mg y, gasn jak

ą

ę

ą

ć

ł

ą

reflektory. Nat am wzrok, próbuj zapali reflektory i nareszcie, w chwili kiedy chc ju

ęż

ę

ć

ę ż

porzuci daremne wysi ki - ma y Orfini jawi mi si nagle, jakby wyskoczy spod ziemi. Na

ć

ł

ł

ę

ł

mgnienie oka widz z bliska jego drobne, delikatne, dr ce lekko r ce, zaj te czym -

ę

żą

ę

ę

ś

wi zaniem haczyka lub zak adaniem przyn ty - i s ysz kilka s ów wypowiedzianych po

ą

ł

ę

ł

ę

ł

polsku, ale bardzo cicho i niewyra nie, co jakby: "Pójdziemy tam, pod star wierzb , tam

ź

ś

ą

ę

jest dobrze..." Ale kiedy chc przyjrze si dok adniej, co Orfini robi - on uskakuje gdzie w

ę

ć ę

ł

ś

background image

bok, chowa si , znika. I nie wraca. Oto jak niewiele pozosta o z cz owieka, którego tak

ę

ł

ł

lubi em, a który by ju tylko trudnym do przywo ania wspomnieniem. Pomy la em, e

ł

ł ż

ł

ś ł

ż

cz owiek umiera dwa razy: raz w w iadomo ci w asnej, drugi - w pami ci innych ludzi. I

ł

ś

ś

ł

ę

dopiero ta druga m ier jest m ierci ostateczn .

ś

ć

ś

ą

ą

ciemni o si nagle, jakby wy czono lampy o wietlaj ce ziemi . Opuszczam grób

Ś

ł

ę

łą

ś

ą

ę

Orfiniego, id z powrotem w stron nowej dzielnicy cmentarza, w odwiedziny do pewnego

ę

ę

urz dnika pocztowego. Nazywa si W adys aw Koruto, mieszka pod nami i niczym

ę

ł ę ł

ł

ł

nadzwyczajnym w y ciu tej ma ej spo eczno ci, jak by a nasza kamienica, nie odznacza

ż

ł

ł

ś

ą ł

ł

si . Wraca do domu pó no, bo po wyj ciu z pracy mia zwyczaj wst powa do pewnej,

ę

ł

ź

ś

ł

ę

ć

do

zreszt sympatycznej restauracji, gdzie jad gulasz po w giersku, gra w bilard i

ść

ą

ł

ę

ł

dyskutowa o polityce i wojnie w Abisynii. Ko o dwunastej, pop dzany c ierk przez o n

ł

ł

ę

ś

ą

ż ę

w a ciciela, wychodzi wraz z ostatnimi go mi przez kuchni i podwórze. Potem wraca

ł ś

ł

ść

ę

ł

powoli do domu, pracowicie i z uporem pokonuj c wszystkie przeszkody, wzniesienia,

ą

nierówno ci bruku i opór powietrza, które zdawa o si odpycha go, utrudnia mu drog

ś

ł

ę

ć

ć

ę

do miejsca, do którego d y . W domu by podobno cz owiekiem bardzo z ym, niedobrym

ąż ł

ł

ł

ł

m em i ojcem. Mia by ordynarny, opryskliwy, dawa o wiele za ma o pieni dzy na y cie.

ęż

ł

ć

ł

ł

ę

ż

Nie obchodzi o mnie to, nie obchodzi a mnie jego brzydka, jakby wiecznie zap akana o na,

ł

ł

ł

ż

rozwieszaj ca po atan bielizn na podwórzu, nie obchodzi y jego dzieci, krzycz ce i

ą

ł

ą

ę

ł

ą

p acz ce, w cibskie i z o liwe. Jego mieszkanie puste, jakby wyprzedane i wymiecione ze

ł

ą

ś

ł ś

wszystkiego, tylko z obszarpanym wózkiem dziecinnym w przedpokoju, m ierdz ce

ś

ą

pieluchami, kapust i cebul , odrapane drzwi, zza których s ycha by o trzaski, krzyki,

ą

ą

ł

ć ł

p acz. "Nie wiem, co ty widzisz w tym cz owieku, jak mo esz z nim chodzi na ryby, to

ł

ł

ż

ć

okropny cz owiek!" - wykrzykiwa a moja matka, zamkn wszy przedtem okno. A potem,

ł

ł

ą

kiedy indziej: "Chodzisz z nim na ryby, w óczycie si , rozmawiacie ze sob - móg by

ł

ę

ą

ł ś

czasem przemówi mu do sumienia..." A mnie nie obchodzi o to, kim Koruto by dla innych

ć

ł

ł

- dla mnie wa ne by o tylko, kim by dla mnie.

ż

ł

ł

Nad wod , nad kr t , bagnist , zawalon pniami i ga ziami rzek , pod wynios ymi

ą

ę ą

ą

ą

łę

ą

ł

konarami d bów, lip i topoli - on, Koruto, odzyskuje swoj prawdziw posta i rol . Jego

ę

ą

ą

ć

ę

oci a y chód, którym porusza si po ulicach miasta - zamienia si nieomal w balet. Oto

ęż ł

ę

ę

zbli a si lekkim, tanecznym krokiem do wody, w prawej, wyci gni tej przed siebie r ce

ż

ę

ą ę

ę

trzyma w dzisko, nie, to nie jest w dzisko, to jakby batuta albo szpada. Schyla si , jego

ę

ę

ę

krok przechodzi w skradanie. Koruto zatrzymuje si , robi cia em ruchy, jakby za chwil

ę

ł

ę

mia rozpocz

walca. Ale on tylko wprawia w ruch w dzisko, które b ysn o w powietrzu

ł

ąć

ę

ł

ęł

jak promie s o ca. Zarzuci . Trwa chwil w bezruchu, ale tylko pozornym, bo jego cia o

ń ł ń

ł

ę

ł

przygotowuje si , zbiera si w sobie. Krok za krokiem, w nieustannym a skupionym ruchu,

ę

ę

background image

nigdy nie powtarzaj cym si - Koruto idzie wzd u rzeki. Idzie? Nie! On - jak na

ą

ę

ł ż

zwolnionym filmie - p ynie, leci nie dotykaj c stopami ziemi. Porusza si jak wielki tancerz i

ł

ą

ę

wielki aktor: a den jego ruch nie jest na ladownictwem poprzedniego, a dne zatrzymanie

ż

ś

ż

si nie jest nieruchomo ci . Wydaje si by elementem jakiego wielkiego utworu, który

ę

ś ą

ę ć

ś

on, Koruto, wykonuje tu, nad wod , w ród zieleni i kwiatów, na tle drzew i ob oków. Id za

ą ś

ł

ę

nim, ale gdzie mi do niego! Mój krok jest st paniem nied wiedzia, pod moimi butami

ą

ź

trzaskaj suche ga zie i chlupie b oto, moje zamachy w dziskiem przypominaj

ą

łę

ł

ę

ą

niezr czne, opaczne ruchy, jakie wykonuj dziewcz ta, kiedy chc rzuci kamieniem. Mój

ę

ą

ę

ą

ć

haczyk z przyn t zamiast trafi w wod - zawisa co chwila na ga zi drzewa. Zatrzymuj

ę ą

ć

ę

łę

ę

si , szarpi w dziskiem, zrywam link , czasem wdrapuj si na drzewo albo usi uj str ci

ę

ę ę

ę

ę ę

ł ę

ą ć

zaczep kamieniem lub patykiem. Koruto oddali si , musz go dogania . Nagle widz :

ł ę

ę

ć

ę

stan jak wryty, cofa si , a przed nim, w odleg o ci dziesi ciu czy pi tnastu kroków, be ta

ął

ę

ł ś

ę

ę

ł

si w wodzie i szarpie wielka ryba. Jak e on jest teraz pi kny, wydaje si rosn

i

ę

ż ż

ę

ę

ąć

olbrzymie ! Jego brzuch wystaj cy z rozpi tej marynarki - nie jest wcale brzuchem

ć

ą

ę

piwosza, tylko pi kn , kszta tn form , która jest siedliskiem mocy. Rozwiane po y jego

ę ą

ł ą

ą

ł

czarnej, wy wiechtanej i zat uszczonej marynarki - to skrzyd a, za pomoc których on, niby

ś

ł

ł

ą

drapie ny ptak, stawie rybie opór, walczy z ni , aby po chwili wywlec j na brzeg. Jego

ż

ą

ą

drugie, lewe rami wykonuje w tym czasie w powietrzu gesty przypominaj ce te, które

ę

ą

wyczynia woln r k szermierz w pojedynku: robi jakie przeciwruchy, odci a,

ą ę ą

ś

ąż

równowa y, upi ksza prac i walk prawej r ki, wie ci na koniec zwyci stwo!

ż

ę

ę

ę

ę

ś

ę

Potem siedzimy pod drzewem, on mówi: "Pi knie jest na w iecie. Chce ci si pi ? Pij,

ę

ś

ę ć

synu, pij, mnie zostaw yk na dnie. Nie masz, widz , co pali ? Bierz, bracie, pal..."

ł

ę

ć

K adziemy si w cieniu. Jest upalne popo udnie, graj koniki polne i rechoc a by. On

ł

ę

ł

ą

ąż

opiera g ow na r ku, zamyka oczy. Patrz na niego, widz jego wielk , ys g ow ,

ł

ę

ę

ę

ę

ą ł ą ł

ę

agodny, naiwny u miech rozja nia jego twarz.

ł

ś

ś

Zapada coraz g bszy mrok, nie widz ju nazwiska, ale zapalam znicz i jego blask

łę

ę ż

wydobywa z ciemno ci litery, wykute w szarym kamieniu: "W adys aw Koruto, Marcjanna z

ś

ł

ł

Ko ci skich Korutowa". Oboje le

ko o siebie w zgodzie i ciszy, przykryci t sam

ś ń

żą ł

ą

ą

poro ni t traw i chwastami, zapomniani od ludzi y wych, od w asnych dzieci, od

ś ę ą

ą

ż

ł

znajomych i s siadów.

ą

Kiedy powracam i staj znów nad grobem mojego ojca, jest ju noc. Ciemno

osun a si

ę

ż

ść

ęł

ę

na ziemi i po czy a j z czarnym, pustym, bezgwiezdnym niebem. Zapalam znicze i

ę

łą

ł ą

siadam na zimnym, kamiennym obramowaniu grobu. My l : by e moim ojcem, to ty

ś ę

ł ś

uruchomi e , zapocz tkowa e podzia komórek, z których zbudowane jest moje cia o.

ł ś

ą

ł ś

ł

ł

Jestem taki, jaki jestem - dzi ki tobie. Moje oczy i r ce, skóra i serce, moje w osy i

ę

ę

ł

background image

paznokcie uformowa y si wed ug przekazanego przez ciebie wzoru. Zapewne, by o w

ł

ę

ł

ł

tobie wi cej jeszcze mo liwo ci, wi cej odmian, mia e w zapasie jeszcze wiele swoich

ę

ż

ś

ę

ł ś

kreacji - ale ich ilo

by a ograniczona tob . Mam na pewno wiele cech twojego umys u,

ść ł

ą

ł

temperamentu, charakteru, tych, którymi si odznacza e , lub tych, które chowa e w

ę

ł ś

ł ś

ukryciu. Mój los i to, co w y ciu robi , czy nie powinny mie bardzo wiele wspólnego z

ż

ę

ż

ć

tob , z tym, co zrobi e , czego dokona chcia e lub czego zrealizowa ci nie pozwolono?

ą

ł ś

ć

ł ś

ć

Ma o o tobie wiem i niczego wi cej dowiedzie si nie mog . Nie opowiadasz mi nigdy o

ł

ę

ć ę

ę

sobie i nie odpowiadasz na moje pytania. Zadaj ci na przyk ad cz sto takie pytanie: jak

ę

ł

ę

y ? Chwileczk , ojcze, nie rób tego ruchu r k , jakby odp dza sprzed nosa much !

ż ć

ę

ę ą

ś

ę

ł

ę

Mam ju swoje pi dziesi t lat z hakiem, z tego dwadzie cia par prze y em mniej wi cej

ż

ęć

ą

ś

ę

ż ł

ę

w iadomie, to znaczy zdaj c sobie spraw z tego, co robi . Stara em si mie jakie

ś

ą

ę

ę

ł

ę

ć

ś

przekonania i zasady i w miar si zgodnie z nimi post powa . Nie jestem mimo to

ę ł

ę

ć

zadowolony z mojego y cia. Ale nic z tego, co si dokona o, zmieni si ju nie da. Mam

ż

ę

ł

ć ę ż

jednak przed sob kilka jeszcze lat. (Mam lub nie mam - powiedzmy, e jednak mam.)

ą

ż

Otó , jak, wed ug ciebie, powinienem gospodarowa tym, co mi pozosta o? Czy mam y

ż

ł

ć

ł

ż ć

y ciem swoim w asnym, czy raczej uczestniczy w y ciu innych? Odmawia sobie - czy

ż

ł

ć ż

ć

u ywa ? Trwoni - czy oszcz dza ? Nak ada na siebie obowi zki - czy uchyla si od

ż

ć

ć

ę

ć

ł

ć

ą

ć ę

nich? Bawi si - czy cierpie ? Wiesz, o co chodzi! Po prostu o to, jak spo ytkowa te lata,

ć ę

ć

ż

ć

które mi jeszcze pozosta y. Nape ni je do granic pojemno ci, dzie po dniu, godzina po

ł

ł ć

ś

ń

godzinie, pracuj c, szarpi c si , padaj c ze zm czenia i podnosz c si - czy przej

przez

ą

ą

ę

ą

ę

ą

ę

ść

te lata lekko, spacerkiem, bez celu, nie troszcz c si o to, dok d id , bo i tak droga sama

ą

ę

ą

ę

zaprowadzi mnie tam, gdzie doj

musz ? Na g upie pytania nie odpowiada si ... Nie, to

ść

ę

ł

ę

nie by y s owa mojego ojca, to odpowiedzia em sam sobie ja. Mój ojciec nie odzywa si .

ł ł

ł

ę

Gdzie , jakby za zas on z ciemnej materii, bardzo niewyra nie, zobaczy em go na

ś

ł ą

ź

ł

moment: schyli si , podniós z ziemi dmuchawiec i zdmuchn go, potem u miechn si .

ł ę

ł

ął

ś

ął ę

Ale to nie by prawdziwy u miech ojca, to by tylko grymas, na odczepnego, jakby ojciec

ł

ś

ł

by ju znudzony i zniecierpliwiony i bardzo mu si p ieszy o.

ł ż

ęś

ł

Jest bardzo cicho, czasem tylko z powiewem wiatru, z g bi ciemno ci, nadlatuje stuk kó

łę

ś

ł

parowozu albo szum opon samochodowych. P omienie rozpu ci y stearyn i wypijaj j ,

ł

ś ł

ę

ą ą

dwa znicze ju zgas y. Robi si zimno, jest ju pó no, za godzin odje d a mój poci g.

ż

ł

ę

ż

ź

ę

ż ż

ą

Opuszczam grób ojca i id w stron bramy. W jej sklepionym uku wida w iat a le cego

ę

ę

ł

ćś

ł

żą

w dole miasta. wiat a podobne s do gwiazd, jest ich coraz wi cej. Rozpraszaj nieco

Ś

ł

ą

ę

ą

ciemno

i wskazuj mi drog powrotu.

ść

ą

ę


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kornel Filipowicz Spotkanie i rozstanie 2
Kornel Filipowicz MIĘDZY SNEM A SNEM
Kornel Filipowicz Jutro także będzie dzień
Kornel Filipowicz Śmierć mojego antagonisty 2
Kornel Filipowicz Klementyna
Kornel Filipowicz Świadek, który nie umiał mówić
Kornel Filipowicz Modlitwa za odjeżdżających
Kornel Filipowicz Kobieta czeka 2
Kornel Filipowicz i Wisława Szymborska
Kornel Filipowicz ROZSTANIE I SPOTKANIE OPOWIADANIA OSTATNIE
Kornel Filipowicz Dziewczyna z lalką, czyli o potrzebie  smutku i samotności
Kornel Filipowicz MIEJSCE I CHWILA
Kornel Filipowicz Prawo łaski
Kornel Filipowicz Dom spokojnej starości
Kornel Filipowicz Ciemność i światło
Kornel Filipowicz DOM NAD RZEKĄ
Kornel Filipowicz Misja doktora Meyera
Kornel Filipowicz Jutro także będzie dzień 2

więcej podobnych podstron