Marian Zawada OCD
S
iedem
pieczęci
zea
Bezdroża człowieka
pomiędzy grzechem pierworodnym
a śmiercią Boga
W
ydawnictwo
K
armelitów
B
osych
K
raków
2001
© Copyright by Wydawnictwo Karmelitów Bosych,
Kraków 2001
Imprimi potest
O. dr Szczepan T. Praśkiewicz OCD, prowincjał
Kraków, dnia 17 stycznia 2001 r.
Nr 49/01
Imprimatur
t Kazimierz Nycz, wik. gen.
Kraków, dnia 10 sierpnia 2001 r.
Nr 1588/2001
W
ydawnictwo
K
armelitów
B
osych
31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5
tel. (012) 415-22-45, 415-46-19
fax (012) 415-29-88
e-mail: wydawnictwo@karmel.pl
http://www.karmel.pl
ISBN 83-7305-028-0
S
pis
treści
WPROWADZENIE.......................................................................9
PRAWO GRZECHU...................................................................14
IMIONA GRZECHU.................................................................. 16
Każdy grzech jest ciemnością................................................21
PODSTAWOWE ODNIESIENIA.............................................. 22
Dynamizm grzechu — struktura grzechu pierworodnego.. 25
Nienawiść boskiej niewinności Chrystusa.............................31
DROGI STAREGO CZŁOWIEKA...............................................34
USIDLENIE JĘZYKA................................................................ 36
ZATRUTE ŹRÓDŁO ZNACZEŃ..............................................37
Brak jako źródło grzechu....................................................... 37
Grzech jako spór o znaczenie.................................................38
SIEDEM — DOSKONAŁOŚĆ ZŁA......................................... 39
PYCHA........................................................................................ 44
6
Spis treści
Istnienie kłamliwe.................................................................. 52
Istnienie oddzielone................................................................57
Spychanie bliźniego............................................................... 58
Demoniczność władzy............................................................62
Rozsiewanie niszczenia.......................................................... 66
Obsesja obecności.................................................................. 67
CHCIWOŚĆ................................................................................ 70
Syndrom wyciąganej ręki.......................................................79
Obsesyjna fascynacja zewnętrznym...................................... 81
Zawłaszczanie człowieka....................................................... 85
NIECZYSTOŚĆ.......................................................................... 88
Narodziny nieczystości...........................................................88
Śmiertelne ryty nieczystości..................................................91
Symulacja zjednoczenia.........................................................99
Nieczystość serca...................................................................100
Pułapki wybrania...................................................................101
ZAZDROŚĆ............................................................................... 103
Przerażenie własną nieobecnością....................................... 104
Sabotowanie wartości.......................................................... 114
ŁAKOMSTWO.......................................................................... 117
Udręczenie głodem i pustką.................................................. 117
Okrucieństwo pożerania — kanibalizm serca.......................126
Spis treści
7
GNIEW..................................................................................... 130
Pielgrzymowanie ducha zemsty.......................................... 143
LENISTWO..............................................................................151
Uśpienie aksjologiczne....................................................... 161
Schorowana obcość............................................................. 164
Bezładność......................................................................... 166
Niebezpieczna bierność........................................................167
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA...................................................171
LITERATURA
175
1*1
W
prowadzenie
Napisane strony nie wyrastają z jakiejś potrzeby rozdra
pywania człowieka, ale z pragnienia realizacji celu —
osiągnięcia świętości. Zajmowanie się problemami zła
i grzechu w perspektywie świętości może dziwić. Ale do
piero wtedy, gdy sobie uświadomimy, jak bardzo one
kwestionują ten cel, jak dążą do jego obalenia czy wreszcie
uniemożliwiają jego osiągnięcie, widzimy, jak domaga
się to radykalnego postawienia kwestii. Dla tego rodzaju
radykalizmu jest ono adresowane. Zniewolenie grzechem
przypomina aż nadto sytuację wielu sparaliżowanych
z kart Ewangelii. Problem grzechu przestaje być wtedy
czymś studyjnym, a staje się częścią pracy nad człowie
kiem. Wysiłek towarzyszący tej rozprawie ma głównie
pomóc wszystkim wchodzącym na drogę duchowego ży
cia, gdyż do pierwszego etapu należy porządkowanie
sfery zła: dostrzeżenie jej, nazywanie, wskazanie najwięk
szych zagrożeń i mocowanie się z grzechem w duchowej
walce. Z drugiej strony lekceważenie aktywności zła
w duchowym rozwoju przypomina zaproszenie do uro
czystego poloneza na polu minowym.
Spotkanie, zmierzenie z własnym złem posiada wiele
wymiarów: od filozoficznej i teologicznej refleksji nad
jego naturą, przez typowo ascetyczne zmaganie się ze so
bą, aż po mistyczne naśladowanie Chrystusa zstępujące
go do piekieł. Podejmując Paschę naszego Pana, Jego
drogę do Ojca jako osobiste zadanie, człowiek widzi co
raz jaśniej, że razem ze Zbawicielem przemierza prawdę
o piekle, doświadcza przerażającego działania zła w ku
10
Wprowadzenie
szeniu i grzechu. Przemierza zarazem własne struktury
zła wrośnięte we wnętrze.
Własne zło człowieka pojawia się na poziomie czy
nów, na poziomie aktów wewnętrznych, wreszcie tkwi
w nim jako skłonność do pewnych postaw. Ujawnia się
więc jako sprawność, ciążenie ku-; pewna łatwość doko-
nywań zagnieżdża się w człowieku jako wada. Te cechy
wyznaczają szlak naszemu myśleniu.
Tłem teologicznym dla naszego tematu są słowa Chrys
tusa: Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe
myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chci
wość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi,
pycha, głupota (Mk 7, 21-22). Tak właśnie grzech za
mieszkuje człowieka — działa wewnątrz cielesnego, zmy
słowego serca, zaprzedanego w niewolę grzechu (Rz 7,
14). Takie serce staje się jego narzędziem. Odbiciem po
dobnych nagannych postaw, o których mówi Chrystus, są
słowa św. Pawła, nanizane ze Starego Testamentu:
Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, nie ma
rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli
z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma takiego, co dobrze
czyni, zgoła ani jednego. Grobem otwartym jest ich gar
dło, językiem swoim knują zdradę, jad żmijowy pod ich
wargami, ich usta pełne są przekleństwa i goryczy; ich
nogi szybkie do rozlewu krwi, zagląda i nędza są na ich
drogach, droga pokoju jest im nie znana, bojażni Bożej
nie ma przed ich oczami (Rz 3, 10-18).
Na innym miejscu św. Paweł stwierdza: Żeby przy
padkiem nie [było wśród was] sporów, zazdrości, gniewu,
niewłaściwego współzawodnictwa, obmów, szemrania, wy
noszenia się, kłótni. Oby mnie ponownie nie upokorzył
wobec was Bóg mój, tak iżbym musiał opłakiwać wielu
spośród tych, którzy popełniali przedtem grzechy i wcale
Wprowadzenie
11
się nie nawrócili z nieczystości, rozpusty i rozwiązłości,
której się dopuścili (2 Kor 12, 20). Ten katalog obejmuje
postawy, które zasmucają Ducha i czynią dzieło Boga
nieskutecznym.
Postawy te pojawiają się czasem w formie czy to bru
talnej, czy subtelnie zawoalowanej jako dbanie „o rzeczy
Boże". Objawia się tu rozpiętość grzechu. W spojrzeniu
na grzech, na aktywnie działające skłonności ku niepraw
dzie, w spojrzeniu na wady można wyakcentować wymiar
osobisty, a także bardziej społeczny, ukazujący struktury
zła, swoistą wspólnotę zła, gdy zakreśla ono szerokie kręgi
i wkomponowuje się w procesy historyczne.
Temat grzechów, a raczej wad głównych {vitia capita-
lia) potrzebny jest do spokojnej, aczkolwiek gruntownej
analizy prawdy o sobie samym. Pierwszy etap życia du
chowego domaga się poznania ciemnej strony człowieka,
struktur zła zalegającego serce, a więc kształtu zmazy
grzechowej. Człowiek nosi w sobie dziedzictwo kłamstwa
spowite w tajemnicę grzechu pierworodnego, swoistej
skazy. Po części jest więc bytem kłamliwym, zawierającym
tajemnicę nieprawości. Istnieje w człowieku specyficzna
inteligencja wybiegu: Bóg uczynił łudzi prawymi, łecz oni
szukają rozlicznych wybiegów (Koh 7, 29). Towarzysze
nie tym wybiegom, ukazywanie głównych linii, niejako
zarysu taktyki, leży u podstaw tej analizy.
Zmaza nie tylko jest ukształtowana w określony spo
sób, ale również w jakimś sensie kształtuje człowieka,
realnie na niego wpływa. Mistrzowie duchowi przykładają
wiele uwagi do tego, by w rozpoznawaniu duchowej topo
grafii wyraziście określać nie tylko mocne strony dobra,
ale również nazywać grzech. To odsłania punkty najsłab
sze w „konstrukcji" duszy, a także ujawnia linie najczęst
szego ataku ze strony aktywnego zła. Grzech bowiem jest
12
Wprowadzenie
czymś żywym, dynamicznym, to on działa w synach buntu
(por. Ef 2, 2), ma więc rodowód w demonicznej podmio
towości, jest rodzajem siły przekonywania, włamywania
się w świadomość, w wolę, a zwłaszcza w wyobraźnię.
Dlatego można mówić o demonicznej żywej mocy, która
próbuje człowieka zmusić do wyboru zła, do poddania
się. W kuszeniu pojawia się ona podmiotowo, można jej
przypisać samodzielne istnienie, zgodnie z demonologią
Ojców Pustyni'. Mówimy nie tyle o żywym doświadcze
niu zła, ile o doświadczeniu go jako czegoś żywego. Poja
wia się ono jako żywość napierająca, gwałtowna w prze
strzeni usposobienia, a usposobienie jest złe już od mło
dości (Rdz 8, 12).
Znajomość zła wymaga swego rodzaju świadomości
krytycznej, by móc je zobaczyć, wydobyć i nazwać pp-
śród wielości i możliwości przejawiania się zwodniczego.
Człowiek na drodze do Boga, do świętości, musi zmierzyć
się z całą potwornością zła, w zstępowaniu do piekieł
ludzkiego serca, aż na samo dno, skąd wyrastają grzeszne
korzenie. Nie tylko w strumieniach Bożej miłości, ale
również w tajemnicy zła dusza oczyszcza się, kuszona
w mistycznych nocach. Należy przemierzyć całą słabość
człowieczą aż do końca. Jest to jedno z najtrudniejszych
doświadczeń.
Podjęto ten temat również z tego względu, że przeży
wany czas może być rozumiany jako czas dojrzałego grze
chu. To, czym trudził się człowiek w zakamarkach serc
i zakamarkach domów, wypełzło i przyoblekło się w struk
tury zła. Zamieszkujące ludzkie serca pokłady przeobraziły
się w bestię o spotęgowanej sile. Społeczne udręczenie
grzechem stało się biedą człowieczą, ponurą historią.
1
1
G
run
A., Jak sobie radzić ze ziem, tłum. K. Zimmerer, Kraków
1999, s. 33.
Wprowadzenie
13
Być może czytanie tej książki będzie przygnębiające,
może wypełnić smutkiem, jest bowiem dokumentacją cza
su niełaski. Książka jest w pewnym sensie bezlitosna. Ale
również w pewnym sensie musiała być napisana. Sięgając
po nią, dostępujemy w jakiś sposób tajemnicy odsłania
nia piekieł. Ale poniekąd jej lekturze może towarzyszyć
rodzaj wyzwolenia, wyzwolenia, które pragnie spierać się
jeszcze bardziej stanowczo ze złem. Tak właśnie św. Te
resa od Jezusa w widzeniu piekła odnalazła niezwykłą
siłę do wierności Bogu i do walki o zbawienie dusz (por. Ż
32, 1, 4-7). W takich tematach winna obowiązywać zasa
da psychofeleis, pożyteczności dla duszy. Chodzi o uka
zanie niezbędnego minimum, jak to robił Chrystus, by
zrozumieć naturę rzeczy i przeciwdziałać jej.
Mówiąc o grzechach, należy wyjaśnić jeszcze jedną
sprawę. Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu,
ulecz samego siebie (Łk 4, 23). Trudno jest zajmować się
grzechami i zachować konieczny obiektywizm, wolność
nie tylko myśli, ale i stosunek do rzeczywistości. Kiedy
słaby mówi o słabych, zawsze może być podejrzany o zo
stawianie śmieci na czyimś podwórku. Ale może zdarzyć
się jeszcze coś gorszego, co znakomicie ujęła Amma
Synkletyka: Niebezpieczne to, kiedy naucza ktoś taki, kto
sam się nie nauczył praktyki życia. Bo jak ten, kto ma roz
walony dom, a przyjmuje w nim gości, szkodzi im przez to,
że mieszkanie ma w ruinie, tak i ci, którzy sami siebie naj
pierw nie zbudowali, działają na zgubę tych, którzy ich
odwiedzają
2
. Niech będzie to przeproszeniem za niezdar-
ność i zuchwałość słów.
2
Pierwsza Księga Starców. Gerontikon, tłum. M. Borkowska OSB,
Kraków 1999, s. 268.
P
rawo
grzechu
W tajemnicę człowieka wpisane jest prawo posłuchu.
Czyż nie wiecie, że... jesteście niewolnikami tego, komu
dajecie posłuch: bądź [niewolnikami] grzechu, [co wie
dzie] do śmierci, bądź posłuszeństwa, [co wiedzie] do
sprawiedliwości? (Rz 6, 16). To prawo wpisane jest
w wolność człowieka. Wolność nie ma kontekstu „neu
tralnego", jest zawsze w zasięgu dobra i zła, działa
w przestrzeni owego rajskiego poznania. Tajemnica nie
prawości wpisana głęboko w naturę człowieka walczy
z duchowymi celami, które pragnie on osiągnąć. Jak św.
Paweł, można z przerażeniem spostrzec, iż mimo najlep
szych chęci w członkach moich spostrzegam prawo inne,
które toczy walką z prawem mojego umysłu i podbija
mnie w niewolą pod prawo grzechu mieszkającego
w moich członkach (Rz 7, 23). Prawo grzechu mieszka
jącego sprzeciwia się umysłowi: Nie rozumiem bowiem
tego, co czynią, bo nie czynią tego, co chcą, ale to, czego
nienawidzą — to właśnie czynią (Rz 7, 15). A zatem już
nie ja to czynią, ale mieszkający we mnie grzech (Rz 7,
17). Stary człowiek, czyli dążność ciała, wroga jest Bogu,
nie podporządkowuje sią bowiem Prawu Bożemu, ani na
wet nie jest do tego zdolna (Rz 8, 7). Z całą powagą należy
zdać sobie sprawę z tego demonicznego zamieszkiwania,
z tej noszonej w sobie wrogości. Wrogość owa pojawia
się tym bardziej wyraziście, im bardziej człowiek
wchodzi na drogę Bożą. Oto niewola zepsucia (por. Rz 8,
21). Ale nie jesteśmy skazani na przegraną, gdyż we
wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu,
J
Prawo grzechu
15
który nas umiłował (Rz 8, 37). Chrystus bowiem w sobie
zadał śmierć wrogości (Ef 2, 16). A zwyciężyć ją można
jedynie, przelewając krew. Jeszcze nie opieraliście się aż
do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi (Hbr 12,
4). Na tym polega wyzucie się z ciała grzesznego (por.
Koi 2, 11).
Grzech pojawia się w historii przez zawiść diabła
(Mdr 2, 24) — była to zawiść posłuszeństwa. W kuszeniu
Edenu właśnie posłuszeństwo zostało poddane próbie.
I przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali
się grzesznikami (Rz 5, 19). Oto wspólnota grzechu, która
przenika wszystkie warstwy człowieka i wszystkie war
stwy społeczne. Ojcowie Pustyni widzieli cztery stopnie
człowieczego zła: pierwszy w sercu, drugi w spojrzeniu,
trzeci w języku, czwarty w uczynku
1
. Są to warstwy,
w których dojrzewa grzech. Należy więc opierać się grze
chowi w sercu, w spojrzeniu, w języku i w uczynku.
Grzech staje się czymś wspólnym nie tylko w sensie ro
dzaju ludzkiego, ale i w sensie społecznym. Wspólnota
grzechu to napotykani ludzie na jego drogach, gdzie za
wiązuje się złowieszcza, demoniczna solidarność. Grzech
tworzy struktury, by mógł królować (por. Rz 5, 21); kró
luje zaś, ubóstwiając śmierć.
*
Pierwsza Księga Starców, dz. cyt., s. 206.
I
miona
grzechu
Na doświadczenie grzechu w refleksji teologicznej moż
na spojrzeć nie tylko od strony moralnej czy społecznej,
ale nade wszystko czerpiąc z bogactwa tradycji ducho
wej. Biblia dostarcza wielu określeń, które współtworzą
prawdę o wewnętrznym stanie grzesznika.
Każdy grzech jest zerwaniem
Jest on zasadniczo przekroczeniem, odmową życiowej
więzi z Bogiem. Nie musi być czymś aktywnym, może
być demoniczną biernością, która uderza we własną naturę
grzesznika, sprzeciwia się jej, targa tym wszystkim, kim
człowiek jest. Grzech wymierzony jest również przeciw
samemu człowiekowi, w ludzką więź, powiązanie w
sobie oraz pomiędzy ludźmi. Taki jest zasięg corruptio. W
sensie duchowym grzech jest życiem tym, co nie jest z
Boga (1 J 3, 10), jest dawaniem miejsca (Ef 4, 27) temu,
kto od początku był zabójcą i w prawdzie nie wytrwał,
bo prawdy w nim nie ma (J 8, 44).
Każdy grzech jest sprzeciwem
Poczyna się on w głębi przewrotnego serca niewiary, któ
rej skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego (Hbr 3, 12).
Sprzeciw jest oporem serca i uszu, jest sprzeciwianiem
się Duchowi Świętemu (Dz 7, 51). Opanowując wnętrze,
zaślepia oczy i twardym czyni serce, żeby grzesznicy nie
widzieli oczami oraz nie poznali sercem i nie nawrócili
Imiona grzechu
17
się (J 12, 40). Sprzeciw przyjmuje formę nieposłuszeń
stwa, a nawet jest próbą uniezależnienia się od Boga
1
.
Adhortacja apostolska Reconciliatio et penitentia, pra
gnąc przybliżyć naturę tajemnicy bezbożności, czegoś, co
w człowieku jest mroczne i nieuchwytne, prowadzi nas na
pogranicze, tam gdzie ludzka świadomość, wola i wrażli
wość stykają się z silami ciemności. W tej przestrzeni
człowiek jednoczy się przeciw Bogu. Grzech jest niepo
słuszeństwem człowieka, który nie uznaje — aktem swej
wolności —panowania Boga w swym życiu, przynajmniej
w określonym momencie, kiedy przekracza Jego prawo
(RP 14).
Grzech, jako zerwanie z Bogiem, jest aktem nieposłu
szeństwa stworzenia, które, przynajmniej w sposób po
średni, odrzuca Tego, od którego pochodzi i który utrzy
muje je przy życiu; jest to zatem akt samobójczy. (...)
Zraniony w ten sposób człowiek niejako nieuchronnie
narusza tkankę łączącą go z innymi ludźmi i ze światem
stworzonym. Jest to prawo i fakt obiektywny, który po
twierdza się bardzo często w psychologii i w życiu du
chowym człowieka, jak również w rzeczywistości życia
społecznego, gdzie łatwo można dostrzec skutki i oznaki
owego wewnętrznego nieładu (RP 15).
O ile w świętości mamy niejako prawo solidarnego
wstępowania we wspólnotę świętych, tak w grzechu roz
wija się drugie oblicze owej solidarności. (...) Temu pra
wu wstępowania odpowiada, niestety, prawo zstępowa
nia; stąd można mówić o wspólnocie grzechu (RP 16).
Grzechem można by za św. Pawłem nazwać wszelką
bezbożność i nieprawość, jaka nakłada prawdzie pęta
1
Por. R. R
ak
, Grzech uniezależnienia się od Boga. Geneza i skutki
[w:] Miłość większa niż grzech (Homo meditans XII), red. A.J. No
wak, W. Słomka, Lublin 1996, s. 179-180.
Siedem pieczęci-2
18
Imiona grzechu
(Rz 1, 18). Ludzie podlegający nieprawości prawdą Bożą
przemienili... w kłamstwo i stworzeniu cześć oddawali,
służyli jemu, zamiast Stwórcy (Rz 1, 25). Prawda ginie,
zwłaszcza w tej jednej perspektywie - perspektywie za
miany. W grzechu dokonuje się zamiana chwały: Żarnie
nili chwalą niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy
śmiertelnego człowieka (Rz 1, 23). To staje się powodem,
że Bóg wydaje ich na pastwą nic niezdatnego rozumu
(Rz 1, 28). To owocuje tak, że są w tym, co złe, pomys
łowi i chwalą tych, którzy popełniają nieprawości (Rz 1,
30. 32). Naturalne myślenie doznaje całkowitego zaciem
nienia. Można mówić o mrocznej duchowości
1
. To, co
doczesne, naturalne, jest ubóstwiane, godne najwyższej
ceny. Życie staje się namiętnością, pastwą nic niezdat
nego rozumu. Droga zdeprawowanego rozumu formuje
się w pasmo grzechów. Tacy:
«
Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności,
chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu,
waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy,
nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi..., rodzi
com nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez li
tości {Rz 1,29-31).
W tym znaczeniu grzech jest nieprawością, życiem
w czas niemiłosierny.
Każdy grzech jest odwróceniem
Odwracanie serca, jak u Salomona (por. 1 Kri 11,9), od
wracanie twarzy (por. Jr 7, 24), odwracanie ucha powo
dują uleganie zatwardziałości przewrotnego serca, od
2
T. Ś
pidlik
,
Myśl rosyjska Inna wizja człowieka, tłum. Janina Demb
ska, Warszawa 2000, s. 298.
Imiona grzechu
19
wrócenie się tyłem do Boga (Jr 15, 6). Wreszcie, odwra
canie sensu słów Boga żywego (Jr 23, 36). Ale też grze
sząc, człowiek odwraca się od drugiego, od jego biedy
i wewnętrznego piękna, odwraca się również od siebie.
Żyje odwrócony od siebie. Tu znajduje światło niewytłu
maczalne samoniszczenie grzesznika. Idea złego, niepra
wego serca, które po-żąda. Pożąda pod wpływem nie po
chodzącym od Tego, który was powołuje (Ga 5, 8), ale pod
wpływem nieprzyjaciela, wpływem świata (por. Jk 1,27).
Każdy grzech jest nieczystością
Nieczystość nie ogranicza się do ciała, sięga w nieczyste
korzenie (Syr 40, 15), a jest przeciwieństwem świętości
Boga, gdyż nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do
świętości (1 Tes 4, 7). Stanowi metaforę obejmującą cały
bezmiar zła (Jk 1, 21). Duch nieczysty to znaczy ten,
który porywa i targa (Łk 9, 42), rwie więzy (Łk 8, 29),
krzyczy wniebogłosy (Łk 4, 33), który jest niemy i głuchy
(Mk 9, 25). Dlatego serca grzesznych stają się siedłiskiem
demonów i kryjówką wszelkiego ducha nieczystego (Ap
18, 2). To ci, którzy idą za ciałem w nieczystej żądzy
i pogardę okazują Władzy, zuchwalcy, zarozumialcy, któ
rzy nie wahają się przed wypowiadaniem błużnierstw na
„Chwały" (2 P 2, 10). Nieczyści, doprowadziwszy siebie
do nieczułości [sumienia], oddali się rozpuście, popełnia
jąc zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy (Ef 4, 19).
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup
nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia wła
snych ciał (Rz 1, 24). Nieczysty to ten, który żyje nieczy
stością swojej hańby (Ez 24, 13) i umiłował zapłatę nie
czystą (Oz 9, 1). Jego słowa odwołują się do języka nie
czystego i słowa kłamliwego (Syr 51, 5), pokarmem jest
20
Imiona grzechu
chleb nieczysty (Job 6, 7). Ostatecznie wierność tej dro
dze wiąże się ze zniszczeniem, / to zniszczeniem boles
nym (Mi 2, 10). Błądząc, grzesznik nie potrafi nigdzie za
mieszkać (por. Lm 4, 15), w końcu umiera na ziemi nie
czystej (Am 7, 17).
Każdy grzech jest kłamstwem
Grzesznik nie ma z Bogiem współuczestnictwa, chodzi
w ciemności, nie postępuje zgodnie z prawdą (1 J 1,6).
Kłamstwo rodzi się w cieniu grzechu. Kłamliwy znaczy
nie mogący wejść do królestwa, gdyż: nie wejdzie ani ten,
co popełnia ohydą i kłamstwo, łecz tylko zapisani w księ
dze życia Baranka (Ap 21, 27). Grzech wyprowadza na
zewnątrz, jak Judasza w czas Ostatniej Wieczerzy. Na
zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwo
chwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje (Ap 22,
15). Zakochani w kłamstwie mają udział w jeziorze gore
jącym ogniem i siarką (Ap 21,8).
Grzesznik jest kłamcą w tym znaczeniu, że zaprzecza
Bogu i Go nie uznaje (1 J 2, 22). Co więcej, grzech czyni
kłamcę nawet z Boga (por. 1 J 5, 10) i wyprowadza na
szerokie pola nienawiści, bo kto brata swego nienawidzi,
jest kłamcą (1 J 4, 20). Kłamstwo rodzi się z przekrocze
nia: kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przyka
zań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy (1 J 2, 4).
Ostatecznie grzesznicy sprzeciwiają się prawdzie (por. Jk
3, 14), zasadniczo dlatego, iż mają własne sumienie na
piętnowane (1 Tm 4, 2).
Imiona grzechu
21
Każdy grzech jest ciemnością
Grzech jest królowaniem ciemności. Można nosić w so
bie światło, które jest ciemnością (por. Łk 11, 35), i czyni
człowieka synem ciemności (1 Tes 5, 5), a w ten sposób
mieszkać pod władzą ciemności. Wtedy grzesznik sprzy
mierza się z rządcami tych ciemności, z pierwiastkami
duchowymi zła (Ef 6, 12), utrwala panowanie ciemności
(Łk 22, 53). W tej przestrzeni każdy wysiłek, czyn, za
mierzenie jest ogarnięte umiłowaniem ciemności, a przez
to martwe, bezowocne (por. Ef 5, 11). Co prawda światło
przyszło na świat, łecz ludzie bardziej umiłowali ciemność
aniżeli światło: bo złe były ich uczynki (J 3, 19). Trwanie
w tym królestwie rozprasza również całą przyszłość
człowieka — nie wie bowiem, dokąd idzie (J 12, 35).
P
odstawowe
odniesienia
W naszej refleksji, gdzie przedmiotem jest grzeszność
człowieka i formy jej przejawiania się, wprowadzamy
dwa podstawowe odniesienia — sytuację, gdzie grzech
się poczyna, i sytuację, gdzie osiąga swą pełnię. Są więc
dwa zasadnicze momenty:
a) grzech pierworodny
(wymiar o dominancie antropologicznej);
b) śmierć Chrystusa
(wymiar o dominancie teologicznej).
Każdy grzech, każdy jego przejaw sytuuje się ducho
wo w tych dwóch perspektywach —jest w jakimś sensie
częścią pierwszego upadku i zmierza do śmierci Boga.
Grzech pierworodny związany jest tajemniczo z drze
wem poznania dobra i zła. Jak stwierdza Katechizm Koś
cioła Katolickiego, drzewo poznania dobra i zła (Rdz 2,
17) przywołuje symbolicznie nieprzekraczalną granicę,
którą człowiek jako stworzenie powinien w sposób wolny
uznać i z pfnością szanować (396). Człowiek — kuszony
przez diabła —pozwolił, by zamarło w jego sercu zaufa
nie do Stwórcy, i nadużywając swojej wolności, okazał
nieposłuszeństwo przykazaniu Bożemu (397). Popełniając
ten grzech, człowiek przedłożył siebie nad Boga, a przez
to wzgardził Bogiem; wybrał siebie samego przeciw Bo
gu, przeciw wymaganiom swego stanu jako stworzenia,
a zarazem przeciw swemu dobru (398).
W grzechu działa prawo: niechybnie umrzesz (Rdz 2,
17). Ponieważ, przekraczając zakaz, człowiek jest skaza
ny na śmierć; ponieważ umiera, czyni wszystko wspólni
Podstawowe odniesienia
23
kiem swej śmierci. Grzech jest okrucieństwem, okrucień
stwem zabijania. Od czasu, gdy człowiek został ukąszony
śmiercią, zdominowany jadowitością węża, nosi w sobie
potrzebę zabijania, jak Kain. W grzechu wybiera się po
między dobrem a złem, jak pomiędzy Jezusem a Baraba
szem: ku swemu przerażeniu człowiek wybiera zbrodnię
i zbrodniarza, a nie Boga. Ostateczną logiką grzechu jest
logika zadawania śmierci. Im większe spustoszenie, tym
większa afirmacja dla grzechu. Niszczenie, zadawanie
śmierci jest azylem grzechu. Dzieje się tak dlatego, że
grzech objawia się w obecności Chrystusa. Gdybym nie
dokonał wśród nich dzieł, których nikt inny nie dokonał,
nie miełiby grzechu. Teraz jednak widzieli je, a jednak
znienawidzili i Mnie, i Ojca mego (J 15, 24).
Grzech sięga Boga w podwójnym znaczeniu. Najpierw
sam Bóg w Chrystusie może być kuszony. Szatan przy
stępuje do Chrystusa w kuszeniu na pustyni w konwencji
wyrażonej za pomocą trzech pokus (por. Mt4, 1-11):
ZASPOKOJENIE GŁODU łakomstwo, nieczystość
BOGACTWO chciwość, zazdrość
SŁAWA pycha, gniew, lenistwo
Następnie, grzech sięga Boga również w tym znacze
niu, że Go zabija w życiu człowieka. Grzech zabija Boga,
bo nie może znieść Jego bliskości, Jego dzieł, Jego świa
ta. Grzech doprowadza do zamierania człowieka i zamie
rania Boga w jego życiu. Chce stworzyć swój świat,
w którym nie ma miejsca dla Niego. Taki ma rodowód
ateizm i wszystkie formy wypierania Boga z życia ludzi.
Teizm głosi dumnie bezsilność Boga, w którym żyje
człowiek, natomiast ateizm równie dumnie — Jego nie
uchronną śmierć. Czasami zastępuje Jego obecność ideą
24
Podstawowe odniesienia
zorganizowanej doczesności na ludzki sposób — ideą
państwa. Rzeczywiście nieuleczalny już grzech ogłasza
bezsilność Stwórcy. Taki Bóg nie może już wydać żad
nego zakazu, a jeśli może, to nie jest w stanie go wyegze
kwować.
Grzech czyni jeszcze coś potworniejszego — ogłasza
swą niewinność, a Boga nazywa mordercą. Jest to najdalej
idące zwyrodnienie, nienawiść do Boga niemal doskonała
— dojrzewanie i owocowanie grzechu. Wokół siebie roz
tacza on atmosferę mesjańską: zabija ludzi dla ich dobra,
by ulżyć ich cierpieniu umierania. W ten sposób dąży do
kolektywnego samobójstwa. Wyściela historię nie tylko
wojnami, ale i pokojowym uśmiercaniem: aborcją i euta
nazją czy psychologicznymi formami uśmiercania.
Dzieje się tak dlatego, że w każdym dziele grzechu
człowiek coraz bardziej się rozpada, coraz bardziej jest
przerażony sobą, a nie mając Boga, może uciec jedynie
w śmierć. Śmierć staje się jedynym dobrem grzesznika,
świadomie i rozpaczliwie wybranym. Gniew głosi sobie
i innym czas wrogich niebios, czas potępienia. W taki
sposób jest śmiercionośny. Dla tych, ku którym się kie
ruje, nie ma ocalenia.
Grzech oczywiście musi rozprawić się z dobrem. Do
bro, ponieważ w jakiś sposób przez swe istnienie oskarża
nieprawdę, tj. grzech, musi być zohydzone, oskarżone,
sponiewierane. Im większe dobro, tym większego doma
ga się potępienia i poniżenia. Im wyrazistsze, tym bez
względniej musi być zakwestionowane i radykalniej usu
nięte. W istocie musi być uśmiercone, zabite. Grzech
w ten sposób staje się egzekutorem, katem. Istnieje coś
takiego jak zmowa grzechu — wzajemne chronienie się
nieprawości, niepisana zmowa ludzi uzależnionych od
Zakroczy
Podstawowe odniesienia
25
grzechu, słabości. Trudzą się w osłabieniu ostrości spoj
rzenia, zamazywaniu konturów spraw.
Grzech zna jedną skuteczną broń: chce zagłuszyć,
przerazić swą wielkością, bądź powszechnością występ
ku, dąży do tego, by się zbanalizować, by przyzwyczaić
do swej obecności.
Grzech zabija, zabija bez powodu, z głębi swej nie
zrozumiałej, doskonałej nienawiści. I to jest najbardziej
przerażające: mordowanie ducha nie ma żadnego racjo
nalnego, poważnego powodu. Dopada człowieka jak ofia
rę. Kuszenie, zabijanie ducha jest codziennym rzemio
słem szatana. To jego sposób życia. Człowiek jest ofiarą
ściganą, szczutą nie z jakichś powodów, być może nawet
nie dlatego, że stworzył go Bóg i nosi Boga w sobie po
przez łaskę. Człowiek w oczach szatana przeznaczony jest
na zabijanie.
Grzech posiada jeszcze jedno ważne odniesienie —
rzeczywistość tego świata. Stanowią go: pożądliwość
ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2, 16).
Grzech świata ma tę samą strukturę co grzech pierwo
rodny. Ewa spostrzegła, że drzewo ma owoce dobre do
jedzenia [pożądliwość ciała], że jest ono rozkoszą dla
oczu [pożądliwość oczu] i że owoce tego drzewa nadają
się do zdobycia wiedzy [pycha żywota] (Rdz 3, 6).
Dynamizm grzechu
— struktura
grzechu pierworodnego
Grzech ma dynamiczną i demoniczną formę istnienia, ży
wi się swą ofiarą jak pasożyt. Najpierw szuka zezwole
nia, następnie zasiedla serce, zniewalając człowieka, by
żył już według jego logiki. Przyswojony, rzuca się na
człowieka z jego własnego wnętrza. Dla człowieczego
26
PmlHUwowc cKlnlcslenla
/ł« innlryci| jest gr/cch pierworodny. W nim odsłania się
lujcmnicu kaAlcgo grzechu. Można mówić o pewnych sta
łych strukturach grzechu.
Zakaz
Grzech dotyczy sfery zakazanej, wybierają, następnie ją
przekracza. W końcu domaga się potwierdzenia dla sie
bie. To przedziwne, ale Bóg w centralnym miejscu raju
postawił swój zakaz. W świecie nieprawości wyzwala on
furię. Logika kuszącego szatana jest przerażająca: Bóg
jest nienawidzony za to, że tworzy zakazy, przykazania,
prawa, za to, że On wie (wie Bóg — Rdz 3, 5), wyzwala
bunt. W takiej sytuacji może pojawić się jedyna forma
wolności nieprawej — nierespektowanie jakiegokolwiek
boskiego zakazu jako jego świadome i rozmyślne prze
kraczanie. Wolnym jest jedynie ten — głosi nieprawość
grzechu — kto przekracza boskie prawa.
Zachowanie grzesznika jest przymusem wykraczania
poza reguły
1
. Każdy grzech wpisuje się jaskrawo w sytu
ację grzechu pierworodnego — stwarza świat bez zaka
zów. Nie chodzi o używanie wolności w kontekście dobra
i zła, ale o usunięcie zakazu, który został postawiony
w centrum. Jednak usuwając wszelki zakaz, wznosząc się
ponad Boga, nie ma już nic poza bezkresnym szaleń
stwem. Grzech niesie z sobą nienawiść zakazów. Gdy za
kazy zostaną zniesione, grzech objawia swą istotę: poja
wia się nieograniczona możliwość zabijania, nawet sa
mego Boga (w Chrystusie). Miłośnicy Prawa za czasów
1
Stąd zasadnicza intuicja ludzi, którzy zmierzają drogami świętości,
polega na tym, by zyć zgodnie z regułą np. zakonną. Wierność bez
pośredniego przylegania do niej w sposób najbardziej ewidentny
przeciwstawia się przyleganiu do grzechu.
Podstawowe odniesienia
27
Chrystusa pokazali nam, jak można doskonale żyć poza
prawem i z jego wnętrza zabić Boga. Taki grzech może
doskonale dojrzewać w majestacie prawa, a więc rów
nież i zakazów. Grzech bowiem, w ukryciu prawa, karmi
ludzi martwym bogiem, bogiem nieprawym. Nieprawa
wolność gloryfikująca nieprawego boga rodzi się z grze
chem. W głębi serca bezbożnika nieprawość doń prze
mawia (Ps 36, 1). Smak takiej wolności przychodzi ze
smakiem grzechu. Ale smakowanie grzechu jest już za
chowaniem nabrzmiałym zwyrodnieniem. Grzech jednak
się tu nie zatrzymuje. Umieranie, skutek grzechu, jest
kreowane na męczeństwo, heroizm obłędnej wierności.
W taki sposób grzesznik domaga się szacunku dla siebie
za dokonane zło. Staje się on nowym bojownikiem
o sprawę ludzkości.
Grzesznik walczy z Bogiem i zamierza Bogu udowod
nić, że to On kłamie. To grzech ogłasza Boga katem—
Ojcem cierpienia, który żąda ofiary. Dlatego bunt jest
uzasadniony. Nad takim światem rozciąga się piekło ko
nieczności. Bunt pojedynczego serca daje zaczątek naro
dzinom grzechów strukturalnych, gwarantowanych spo
łecznie.
Poznać owoc — zakłamanie poznania
Pierwszą rzeczą, która dokonała się w kuszeniu, jest zja
wisko zniekształcenia widzenia rzeczywistości. Ewa w po
toku usłyszanych słów dostrzegła rzeczywistość inac/cj.
To zjawisko przesunięcia uwagi, ten szczególny koloryt
patrzenia było reakcją na obietnicę otwartych oc/n: wie
Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się
wam oczy (Rdz 3, 5). W pokusie człowiek otwiera oczy
inaczej, dostrzega coś, czego nie widział w spojrzeniu
28
Podstawowe odniesienia
łaski. Pokusa wymusza demoniczną wyobraźnię. Wyo
braźnia ta wypędza z własnej ziemi. Jakże znaczące są
słowa Księgi Syracha: grzechy ich tak bardzo się roz
mnożyły, że wypędziły ich z własnej ziemi (47, 24). Bez
domność wyobraźni, bezdomność grzesznego, zagubio
nego człowieka. Ukryta zostaje zasadnicza prawda o wy
ganiającej bez przerwy na zewnątrz jątrzącej nienawiści.
Jest to odpowiedź dawana Bogu: nieprzyjaźń przeniesio
na z szatana na Boga. Grzech dumnie udowadnia: oto ja
zasiewam nieprzyjaźń pomiędzy pokoleniem ludzkim
a Tobą, Boże. Złowieszcze odwrócenie historii. Życie
grzesznika staje się komentarzem do historii grzechu
pierworodnego.
Poznanie owocu nie przyniosło spodziewanego: tak
jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3, 5). Ale w
przestrzeni poznania nastąpiły zmiany. Rzeczywiście,
doszło do poznania czegoś nowego, ale miało to zupełnie
inny scenariusz. Człowieka opanowała demoniczna nie-
przejrzystość, wewnętrzne wynaturzenie stosunku do rze
czywistości. Wszystko dokoła przestało mówić o Bogu,
zaległa przerażająca cisza. Zaczął się świat opowiadany
przez grzech. W grzesznym świecie nie ma Boga, czło
wiek sam musi podjąć odpowiedzialność za świat, sam
musi nadać mu sens. Cała ta praca nad światem, z którego
został wygnany Bóg, męczy. Męczy, bo świat ten ma
jedyną ambicję — chciałby naprawdę zaistnieć, ale nie
może wyrwać się ze śmierci. Człowiek w grzesznym
świecie, który stwarza rzeczywiście sam, bo bez uczest
nictwa Boga, odkrywa z przerażeniem, że już nie wybiera
drugiego człowieka, nie wybiera świata, ale jest na niego
skazany. Świat bez Boga rodzi wspólnotę uwięzienia.
Spoufalając się z grzechem, człowiek wchodzi w tę lo
gikę, która upaja agonią.
Podstawowe odniesienia
29
Najpierw bycie w sobie podlega zwyrodnieniu. Czło
wiek staje się wrogi sobie samemu, zabija siebie. Grzesz
ne poznanie zmienia perspektywy myślenia, jego tempo,
barwę, kontekst. Zmienia jego celowość. Staje się ono
przede wszystkim nieprzyjazne. W przestrzeni świado
mości demon chce zamazać wyrazistość pierwotnych re
lacji. Nieprzyjaźń zalegająca stosunki pomiędzy kusicie
lem a człowiekiem przekształca w nieprzyjaźń człowieka
z Bogiem. Kuszenie i uwięzienie w grzechu jest demoni
cznym odwetem. Grzech pragnie wtargnąć do środka,
poznać smak owocu, ale jednocześnie wyrzuca na ze
wnątrz, w ciemności. Zadziwiające jest w pokusie prawo
powtórzeń. I człowiek jej podlega pomimo dotkliwych
odczuć sumienia.
Śmierć
'**
Skutkiem spożycia owoców poznania jest śmierć. Także
w tym znaczeniu, że człowiek staje się istotą śmiercionoś
ną: uśmierca siebie i wszystko, czego dotyka. Zdaje się,
że żyjemy w czasie, kiedy grzech stał się rzemiosłem,
sztuką, artyzmem. Drogę śmierci przeciera dewiza: grze
szę, więc jestem. W takiej sytuacji człowiek może wy
brać samego siebie i siebie potwierdzić jedynie wtedy,
gdy grzeszy. Ale w rzeczywistości pogrąża się w śmierci.
Wnętrze grzechu obrasta przedłużaniem śmierci: ponie
waż poprzez zakaz w raju przegrałem, muszę znieść
wszystkie zakazy, by obronić „prawdę" o sobie. Co wię
cej, to ja stanę się zakazem dla wszystkich, będę im niósł
dobro i zło, ja im przyniosę śmierć. Ostatecznie też życie
w grzechu jest życiem bez wyboru, jest śmiercią wybiera
nia. Wybór taki bowiem nie znaczy człowieka dobrem.
Grzech dąży do tego, by otrzymać prawo do zabijania.
30
Podstawowe odniesienia
Grzesząc, człowiek zamiast odkrywać siebie, upew
niać siebie, to coraz bardziej siebie zasłania i pogrąża
w niepewności. Grzesząc, wtrąca siebie w absurdalną
niestałość. Dążenie w grzechu musi być maskowane,
gdyż jest ono bezcelowe, najbardziej destrukcyjne, bo za
bija samą intencjonalność. Dlatego potrzebuje dekoracji,
przyodziania szlachetnością. Jest wtedy bardziej wiary
godne.
W grzechu życie duchowe nie tylko desakralizuje się,
ono umiera. Grzech, gdy przetrawi ducha, powoduje, iż
człowiek skażony do głębi śmiercią zaczyna w sposób
szalony szukać śmierci.
Demoniczność chaosu i niszczenia może stać się obłęd
nym typem filantropii: zupełnie bezinteresownie mogę ci
pomóc niszczyć albo być dumnym z dobrze spełnionego
obowiązku zabijania. Grzech zabija zawsze. Najpierw
w słowach. Jak mówi św. Augustyn: Ludzie zaś, którym
brak nadziei, im mniej zwracają uwagą na własne grze
chy, tym skwapliwiej wyszukują je u innych. A szukają nie
po to, aby zło naprawić, ale by je potępić. Ponieważ dla
siebie nie znajdują usprawiedliwienia, gotowi są oskar
żać innych
1
. Grzech objawia nagość rzeczy, zewnętrzną
i wewnętrzną. Ma potrzebę obnażania. Skąd bierze się ta
ka przerażająca logika? Grzech krzyczy w sercu człowie
ka: jesteś zabijany, umierasz! Pierwszym odruchem jest
obrona. Skoro tak, to muszę tropić zabójców, samemu za
bijać. W ten sposób poszerza się krąg podejrzeń, niena
wiści, fortyfikacji obronnych, logika zamkniętego serca.
Upojenie destrukcją.
*
' Św. A
ugustyn
,
Kazanie 19
[w:]
Liturgia godzin,
t.
HI,
s. 372.
Podstawowe odniesienia
31
Nienawiść boskiej niewinności Chrystusa
Nienawiść staje się dla grzechu religią; ofiarą są wszyscy,
zwłaszcza ludzie niewinni. Najchętniej na ofiarę wybiera
się niewinność tego samego rodzaju co niewinność Abla.
Tetrarcha Herod z powodu innych zbrodni, które popełnił,
dodał do wszystkiego i to, że zamknął Jana w więzieniu
(Łk 3, 19). To właśnie dokonane zbrodnie domagają się
uwięzienia niewinnego.
Niewinność doprowadza grzech do szału. Gniew... nie
wykonuje sprawiedliwości Bożej (Jk 1, 20). Jest głębokim
jej zaprzeczeniem. Niewinny zawsze irytuje, nie pasuje
do świata grzechu. Świetnie tłumaczy to św. Teresa od
Jezusa: Dusza, którą Bóg tak wystawi na widok całego
świata, powinna być gotowa na to, że bądzie męczennicą
świata; bo chociażby ona z własnej woli nie chciała
umrzeć światu, świat sam bez niej ją umorzy (Ż, 31, 17).
Wyczuwa się taki rodzaj godności, który jest nie do
zniesienia: niewinny w bezpośredniości słów niosących
prawdę wprawia w przerażenie tych, dla których słowa są
jedynie grą i kłamstwem. Grzech nie rozumie, nie pojmuje
prawdy. Aby grzech mógł „spokojnie" trwać, prawda
musi być zabijana, ćwiartowana, męczona, pozbawiona
ostrości. To wspólny interes grzesznych. To ich dzieło,
ich poczucie wspólnoty: złożyć ofiarę z prawdy. Grzech
atakuje z furią, gdy mu coś przypomina Chrystusa, osta
teczną Prawdę. Ponieważ jest on religią — domaga się
ofiary, śmierci Prawdy. Język i prawo staje się w rękach
zbrodniarzy narzędziem tortur i zabijania. Chroni ich pra
wo, które sami dla siebie tworzą. Ludzie prawi, uczciwi
wystawieni są na działanie precyzyjnej machiny zorgani
zowanego ucisku. Nie pozostawia się im żadnych szans,
żadnych miejsc ucieczki, poza śmiercią. Spod władzy
32
Podstawowe odniesienia
grzechu dobro zatrwożone może powrócić do Boga, zo
stając napiętnowane, oskarżone, skazane na śmierć. Prawo
do życia ma jedynie ten, kto deklaruje się po stronie grze
chu, kto jest lojalny, gotowy wyprzeć się swej godności.
Takie są drogi nienawiści zorganizowanej, wszelkich to-
talitaryzmów. Taka jest litera, prawo dowolnie formuło
wanego zabijania. Ale dla uczciwych śmierć jest zupełnie
czymś innym niż dla oprawców — umierając, odnajdują
ramiona Boga. Święty może stać się okupem w czas Bo
żego gniewu jak Noe (Syr 44, 17). Wykrzykuje do Boga
absurdalne, zdawałoby się, słowa: Wychwalam Cię, Pa
nie, bo rozgniewałeś się na mnie (Iz 12, 1).
Perfidią grzechu jest to, że czyni zbrodniarza z nie
winnej ofiary, jak z Chrystusa. Zadba o to, by pozbawić
ją czci również po śmierci, płacąc wielkie pieniądze, jak
za czasów niewytłumaczalnego zniknięcia Chrystusa
z grobu. Odrzucając prawdę, odrzuca się to, co jest.
Wprowadza się poznanie kalekie. Wtedy już nie zło, nie
grzech, ale właśnie dobro, to, co święte, potrzebuje uspra
wiedliwienia, tłumaczenia, musi się bronić. Co gorsza,
grzech usiłuje zastąpić „nieobecną" prawdę, którą zabił.
W takiej perspektywie jedynie grzech ma prawo do ist
nienia. Wszystko zaś musi żyć pod jego pręgierzem.
Grzech nie tylko ogarnia teraźniejszość, roztacza wizję
przyszłości. Podejmuje rolę prorocką. Ostatecznie jest
czymś eschatologicznym, co pragnie ostatecznej rozpra
wy z Chrystusem. Powstaje i odradza się jak apokalip
tyczna bestia. Sprzeciwia się najbardziej powołaniu przez
Boga. Najradykalniej przekreśla to wołanie i rozprawia
się z Bogiem.
Gdy nie da się prawdy oswoić, osłabić czy zdegenero-
wać, należy ją zlikwidować. Wchodząc na taką ścieżkę,
grzesznik zabija nawet wtedy, gdy nie ma żadnego zysku.
Podstawowe odniesienia
33
Tu docieramy do granicy przerażenia. Zło, wojny, zorga
nizowana nienawiść zawsze starały się znaleźć uzasad
nienie. Wydaje się, że najbardziej okrutne jest zło, które
już nie sili się na mydlenie oczu jakimiś motywami. Doj
rzały grzech przynosi jeden owoc — czystej, zupełnie
bezinteresownej śmierci: zabijam, niszczę, uśmiercam całe
kultury bez żadnego powodu, tylko dlatego, by nieść
śmierć.
W konsekwencji grzesznych zachowań rośnie opan
cerzenie grzechem. Hermetyczność przeżywania, myśle
nia jest wręcz nie do pokonania. W takim zakleszczeniu
grzech może stać się misją, wyzwaniem, zadaniem społe
cznym, machiną. Zatwardziałość serc grzesznych.
Konsekwentny grzesznik musi tłumić dobro w sobie
i w innych. Ta zasada tłumienia jest przemożna/Wszę-
dzie tam, gdzie nie pozwala się żyć, rozwijać twórczo,
czy to z zazdrości czy z pogardy, powoli dojrzewa śmierć
i struktury grzechu. Grzech jest jakąś bezradnością wo
bec siebie, bezradnością dobra, która musi być zasłonięta,
ukryta. Grzech, jak w przypadku Chrystusa, zabija w końcu
wybawiciela. Jest on stanem, w którym możliwy jest jeden
stosunek do bliźniego — powierzyć go śmierci,
zepchnąć, nie pozwolić mu żyć. Z wyroku Bożego ofiara
grzechu, zamęczona, jednocześnie zdziera oprawcom we
lon grzechu z zaślepionego umysłu. Powierzając swe ży
cie, otwiera dla nich drogę wyzwolenia.
Siedem piecza 3
D
koci
starego
człowieka
Stary człowiek to cały system wewnętrznych uzależnień,
niewoli, swego rodzaju ciążenia, wrośnięty we wnętrze.
Poprzez swe wewnętrzne mechanizmy nie dopuszcza on
do głosu duchowych i prawdziwych aspiracji i pragnień,
natomiast wyciąga je ku zewnętrzu. Stary człowiek to
chaotyczne, impulsywne, a nawet kompulsywne istnienie,
które poniża prawdziwą godność człowieka, rezonuje naj
mocniej w przestrzeni słabości, która powoduje, że czło
wiek wymyka się sobie. U starego człowieka występuje
rodzaj geniuszu w maskowaniu własnej obecności. Doty
czy on kwestii „gospodarza". Wykorzystuje zwłaszcza
inteligencję człowieka do obrony własnych roszczeń. Nie
chce on podejmować odpowiedzialności, ale chce mieć
dostępny i niezakłócony cały obszar wewnętrzny. Dlate
go potrafi zaprezentować swe cele jako szlachetny ideał
do realizacji. Stary człowiek to misterium uwodzenia.
Często to, co w świadomości pojawia się jako spontani
czne, osobiste pragnienie czy dążenie, pochodzi od niego.
Stary człowiek, aby żyć, musi się karmić. Aranżuje sy
tuacje dla siebie, aby osiągać swe cele. Nieuważny czło
wiek może nie rozumieć swej skłonności do fałszowania
prawdy, chronicznego zakwaszania obrazu rzeczywisto
ści, a zwłaszcza niepokonanego podkreślania własnej
obecności. Jest on zainteresowany, by żyć nieczytelnie
i żyć pośród, zamazanych, nieprawdziwych spraw.
Stary człowiek przylepia na rzeczywistości adres
zwrotny — nawet ciało wydane na spalenie, jak w Hym
nie o miłości, musi powrócić. To grzech sprawia, że czy
Drogi starego człowieka
35
tanie świata jest czytaniem siebie, czyni z siebie celowość
aprioryczną. Każdy element wszechświata chce związać
ze sobą i nadać mu imię dobry, rujnując przy tym wnę
trze. Przedziwne — napełniając sobą, pustoszy.
Wadami rządzi podstawowa zasada — rozpad, pomi
mo wysiłku gromadzenia siebie. Zwłaszcza nieczystość,
chciwość, łakomstwo i zazdrość mają tendencję dośrodko
wą, tendencję wchłaniania, opartą o po-żądliwości natury
ludzkiej. Natomiast gniew, pycha i lenistwo charakteryzują
się tendencją odśrodkową, tendencją do odrzucania,
opartą o gniewliwość. Wchodząc w logikę grzechu, należy
stwierdzić, że stary człowiek sprzeciwia się wprost
istocie dobra, pragnie je wykluczyć. Zna bowiem jedynie
swoje dobro. Grzech wprowadza złudzenie, że w nim
można obronić swe istnienie, pojawia się jako przekona
nie, że dzięki niemu, popełniając go, człowiek może bar
dziej istnieć, bardziej żyć. Niosąc śmierć i niszczenie du
chowe, pozoruje intensywność życia. W grzechu czło
wiek obiecuje sobie utracić zmysły, budując fałszywą
perspektywę transcendencji, prymitywną iluzję przekro
czenia siebie. Grzech tworzy osobowość soliptyczną, do
skonale sadowiącą się w centrum życia, jak drzewo po
znania dobra i zła w raju.
Grzech wybija z uśpienia, używając dwóch mechani
zmów: po-budzenia i po-ruszenia, czegoś, co wybija
z uśpienia i potęguje ruch „ku".
U
sidlenie
języka
Najpierw orężem dla grzechu jest język i prawo. W grze
chu zwłaszcza język doznaje pomieszania. Jak Chrystu
sowi, przypisuje się prawdomównym fałszywe sensy
słów i wykręca się złośliwie interpretacje. W grzechu
umiera język, znaczenia słów i komunikatywna nośność.
Słowa grzeszne są sidłem: oszczercze, nienawistne, pod
stępne... Kłamstwo staje się ojczyzną grzesznego języka.
Pustkę, jaką stwarza, wypełnia słowami kłamliwymi, sło
wami usidlonymi. Znikczemniały człowiek używa innego
języka, inaczej nazywa rzeczy: w dzielności widzi jedynie
bunt, w głębi tożsamości — bezkarną swawolę, w ety
cznych postawach — wyniosłość, w poświęceniu — ego
izm. Nie przestaje spotwarzać Boga. Dobro staje się nieme
pod ciężarem kłamliwych słów, nikczemność knebluje mu
usta. Grzesznik kontaktuje się z innymi jedynie po to, by
rozgrzewać maszynerie potępienia i oburzenia. Nie ma już
rozmów, spotkań, a jedynie denuncjacje, zniesławienia,
donosy, posługiwanie się językiem kłamliwym. Grzech
jest zbrodniczy również w przestrzeni języka, jest jego
rozkładem. Grzech — ojczyzna rozkładającego się czło
wieka.
Z
atrute
źródło
znaczeń
Grzech sadowi się u źródeł, u początku ludzkiego prag
nienia i zmierza ku swemu przeznaczeniu, gdzie chciałby
odnaleźć znaczenie. W ten sposób ogarnia całego czło
wieka, zwłaszcza jego przyszłość.
Brak jako źródło grzechu
Pra-gruntem grzechu jest wewnętrzny głód. Rodzi się
z poczucia braku: czy to z własnej niedoskonałości czy
też z nieprzynależności do siebie, odczytywanej wewnątrz
grzechu. Wszystkie grzechy pojawiają się w przestrzeni
braku i karmią się zatrutą nadzieją. Żerują na zamglonej,
mitycznej wizji spełnienia przyszłości, przyszłości blis
kiej na wyciągnięcie ręki, jak owoc dojrzały do zerwania.
Owocuje jednak w człowieku zerwaniem ze sobą.
Namiętność wydaje się stwarzać więcej możliwości.
Grzech rodzi nienasycenie, gdy ogarnia całe życie. Nie
nasycenie musi być rekompensowane prestiżem, dobro
bytem, zabezpieczeniem, pracą, itd. Grzech nie syci, co
więcej, domaga się coraz większych bodźców, potęgo
wania wysiłku. Rodzi się swoiste rozumienie wielkości:
musisz przekraczać się w grzechu, grzeszyć coraz bar
dziej i czynić grzech powszechnym. Grzech jest pogłę
biającym się niezaspokojeniem również w tym znaczeniu,
że człowiek im bardziej zmierza do określonych celów,
tym bardziej się od nich oddala. W grzechu dopatrzyć się
można zdumiewającego niestrudzenia, z którym symuluje
bezgraniczność. Właśnie tam, gdzie człowiek pragnie
38
Zatrute źródło znaczeń
życia, pojawia się wąż kuszenia i — paradoksalnie —
wpadanie w grzech wywołane jest lękiem przed śmier
cią. Tam, gdzie człowiek pragnie życia, zostaje poddany
uwodzeniu. Wciągnięty zaś, zostaje uzależniony tak, że
nie może się bez grzechu obejść. Czysto demoniczne —
to, co zabija, staje się niezbędne do życia. Tu buduje
więzienie każdy grzeszny nałóg. Szatan więzi, rozbijając
najpierw mury obronne duszy. W bezbronności dojrzewa
utrata wrażliwości. Potem rodzi się fascynacja złem, po
trzeba apostołowania w jego przestrzeni — cztery takty
zatraty.
Grzech jako spór o znaczenie
Grzech uwodzi, odwołując się do zaspokojenia, a także
odwołuje się do zdolności nadawania znaczenia. W grze
chu człowiek chciał nadać sobie znaczenie boskie. Grzech
więc mąci znaczenia, przynosząc zdradliwie nie-znacze-
nie. Wkraczając w przestrzeń pokusy, człowiek może za
istnieć na błysk świadomości, ale świadomości oszuka
nej. Pokusa przychodzi jako coś obcego, niepokojącego
swą obietnicą. Sygnalizuje obietnicę, mami obfitością
znaczenia: we mnie możesz znaleźć oparcie, potwierdze
nie dla siebie, wyniesienie siebie. Grzech przychodzi jak
uwewnętrzniony wróg, kłamliwie poniżając. W ten spo
sób zostają obalone wszelkie zasady wartościowania —
matka relatywizmu.
Grzech w perspektywie znaczenia może pojawić się ja
ko uzasadniony sposób demonicznej transcendencji: grze
sząc, przekraczam nie tylko siebie, przekraczam zakaz,
przekraczam Boga. Dręczący sen o schorowanej wiel
kości. W każdym grzechu chodzi o powiększenie siebie,
żywi się on ideą. przekroczenia.
S
iedem
—
doskonałość
zła
Dosyć wcześnie przestrzeń, w której oddziałuje grzech,
uformowano w katalog siedmiu grzechów głównych, ja
ko siedem form buntu przeciw Bogu, siedem sposobów
niszczenia, zabijania człowieka i Boga w człowieku; jak
siedmiu panów czyniących niewolnikami ludzi. Takie
spojrzenie przetrwało w ascetycznych i katechizmowych
przekazach.
Uświadomienie sobie postaci zła przychodzącego
w pokusie, oddziaływania na człowieka i wreszcie uka
zanie grzesznych postaw, stanowić może dla człowieka
pragnącego uporządkować swe wnętrze system luster,
w których może on przeglądać swą słabość i zagrożenia
płynące ze strony aktywnego zła.
Grzech jest jak korzeń i głownia — im głębszy, tym
bardziej przyjmuje formę otwartych ust, jak usta Ewy
spożywającej owoc. Topografia grzechu stanowi trwały
ślad, jakby kanał, gdzie spontanicznie formułują się i prze
biegają nasze pragnienia, myśli, skojarzenia. Wyraża ona
ukształtowanie słabości człowieka, kształt jego zaślepie
nia. Zaślepiony zostaje bowiem cały człowiek, jego umysł,
wyobraźnia, pamięć, wola, język. Zwłaszcza umysł po
grążony w mrokach grzechu staje się wewnętrznym zdraj
cą. Słabość owa stanowi rodzaj welonu opadającego na
całość życia, na pierwsze i ostatnie reakcje. Człowiek jest
zaślepiony nie tylko grzechem, ale również nie zna swej
słabości. Żyje on twarzą zwróconą do grzechu, twarzą
w grzechach, ma twarz zbrukaną. Zadomowił się pośród
wierności złu — w wadach. Wady główne to takie, z któ
40
Siedem — doskonałość zła
rych inne się rodzą
1
. Wypływają one z niewłaściwego
przywiązania do dobra czy celu lub też unikania go.
Wada główna stanowi określoną skłonność, wewnętrz
ną zasadę działania, pobudzania, a nawet wewnętrzny
przymus, rodzaj zniewolenia. Pojawia się często jako po
zór dobra. Pozór sugeruje ubogacenie siebie, ukazuje rze
czywistość nie jako dobrą samą w sobie, ale dobrą ku
czemuś, dla kogoś. Pozór chce być ostateczną racją rze
czywistości i chce realizować siebie.
Grzech główny stanowi rodzaj wrażliwości, która re
aguje na informacje typowe dla własnego kodu, dla za
kresu własnej częstotliwości. Tak więc rodzaj odpowiedzi
przywołuje formułowane pytanie: na jaki rodzaj informacji
człowiek reaguje najżywiej, na jakie wartości czy też
anty wartości się nastraja? Wada główna to rodzaj obni
żonego progu wrażliwości, zjawisko ściągania uwagi.
Podkrada ona człowiekowi siły życiowe dla realizacji
swoich celów. Ona to wychodzi z człowieka i czyni go
nieczystym (por. Mk 7, 20). Zgoda na grzech jest zgodą
na duchowe barbarzyństwo. W grzechu nie ma artyzmu,
subtelności, jest natomiast przerażenie upadania.
Grzech, o którym pragniemy mówić, pojawia się jako
siła biorąca człowieka w posiadanie, odciągająca od Bo
ga, niszcząca wnętrze. Wyciska więc swą pieczęć w jego
życiu. Pieczęć jest siłą, pocałunkiem, znamieniem, za
mknięciem. Wbija się w miękkość istnienia. Demoniczna
siła, całując, znaczy i zamyka w grzechu. Opieczętowany
w tajemnicy nieprawości odnajduje podstawową trudność
widzenia rzeczy oraz trudność powrotu. Związany zamie
szkuje na wyniosłych wzgórzach, opasanych liczbą siedem
1
Św. T
omasz
z
A
kwinu
,
Suma teologiczna CI—II,
q.
84,
a.
4), O grze
chach i wadach, t. 12, London 1965, s. 184.
Siedem — doskonałość zła
41
— zimną, subtelną, powolną, lękliwą, kłamliwą. Dlatego
łatwo tu wpaść w pułapkę dezinterpretacji. Siedem —jak
głowy bestii zła, które u Boga wzbudzają odrazę: wy
niosłe oczy, kłamliwy język, ręce, co krew niewinną wyla
ły, serce knujące złe plany, nogi, co biegną prędko do
zbrodni, świadek fałszywy, co kłamie, i ten, kto wznieca
kłótnie wśród braci (Prz 6, 17-19).
Siedem grzechów jest jak siedem narodów zamieszku
jących ziemię obiecaną, narodów liczniejszych i potęż
niejszych od narodu wybranego, a które to miał on wytę
pić i obłożyć klątwą (Pwt 7, 1-2).
Siedem grzechów jest zbiorowym doświadczeniem
człowieka, ukazuje bowiem różnorodność chwastu roz
sianego po ludzkich drogach —jak konstelacje zła ubra
ne w doskonałość liczby. Siedem grzechów przedstawia
obraz klęski. A po klęsce — ukazuje drogę zabiedzonego
złem człowieka. Pokazuje w siedmiu błyskach, w dosko
nałości — pełni błysku mutacje zła, jego przepoczwarza
nie się. Wielopostaciowość grzechu wyłania się spoza
liter. Nie ma on twarzy, ale ma liczbę: jest nas wielu
(Mk 5, 9). Ukazuje sposób życia człowieka bezlaskawe-
go. Siedem grzechów to siedem luster toksycznej zgody,
która zabija podstępnie.
Grzech zamieszkuje człowieka, trwa w nim jako inne
prawo. Jest ono czymś wrogim umysłowi. W członkach
zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę
z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod
prawo grzechu mieszkającego w moich członkach (Rz 7,
23). Owo prawo przyjmuje formę siedmiu.
Św. Grzegorz Wielki w Moraliach
2
widzi siedem mo
tywów zła w postaci wad głównych. Ewagriusz z Pontu
2
G
rzegorz
W
ielki
,
Moralia
,
1. 31, c. 45, (PL 76,621).
42
Siedem — doskonałość zla
(IV w.), w traktacie De octo spiritibus
3
ukazał swoistą
taktykę oddziaływania demonów na człowieka w postaci
ośmiu duchów kuszenia (duch obżarstwa, nieczystości,
chciwości, gniewu, smutku, acedii, próżności, pychy). Od
XII w., za przyczyną Henryka z Ostii można mówić
o tzw. saligii lub też siiaaglu. Saligia stanowi akrostych
składających się odpowiednio pierwszych liter łacińskich
nazw: superbia (pycha), avaritia (chciwość), Iwcuria
(nieczystość), invidia (zazdrość), gula (łakomstwo), ira
(gniew), acedia (lenistwo, smutek, zniechęcenie). Siiaagl
natomiast proponuje inną kolejność {superbia, invidia,
ira, acedia, avaritia, gula, luxuria)
4
. Świetny komentarz
do siedmiu grzechów ludzi duchowych pozostawił św.
Jan od Krzyża (zob. NC I, 2-7).
Saligia jest rodzeniem z ciała, jest zaś rzeczą wiado
mą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość,
wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, niena
wiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za za
szczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulan
ki i tym podobne (Ga 5, 19).
Służba ciału prowadzi do śmierci, a słowa i czyny są
jak zeschłe liście.
Siedem jest wreszcie liczbą Bestii. Św. Jan Apostoł
tłumaczy w Apokalipsie: Ja ci wyjaśnią tajemnicą Nie
wiasty i Bestii, która ją nosi, a ma siedem głów i dziesięć
rogów. Bestia, którą widziałeś, była i nie ma jej, ma
wyjść z Czeluści, i zdąża na zagładą. (...) Siedem głów to
jest siedem gór tam, gdzie siedzi na nich Niewiasta (Ap
7, 7n). Saligia jest jak korona Bestii, jej duma i wiel
kość. Człowiek, który podejmuje się saligiastycznej wal-
3
E
wauriusz
z
P
ontu
,
Pisma ascetyczne, 1.1, tłum. L. Nieściór, Ty
niec 1998, s. 371-403.
4
Por.
M
iłosz
Cz.,Metafizyczna pauza,
Kraków 1995, s. 147-148.
P
ycha
Katechizm Kościoła Katolickiego o pysze stwierdza, że
sprzeciwia się ona miłości Boga, zaprzecza Jego dobroci
i usiłuje Mu złorzeczyć jako Temu, który potępia grzech
i wymierza kary. Pycha rodzi nienawiść do Boga (2094).
Zasadniczo kieruje się do Wszechmocnego, ale nie po to,
by Go adorować, lecz by Mu się sprzeciwić. Pycha jest
rodzajem nienawistnego kultu. Gromadzi ludzkość, która
— jednomyślna w swej przewrotności — sama o włas
nych siłach chciała dojść do swojej jedności, budując
wieżę Babel (KKK 57). Pycha jak drzewo poznania dobra
i zła, tkwiąc w samym centrum, pragnie rzucać własny
cień na wszystko. Idea i zasięg
cienia rzucanego na całą
historię, której pyszny dotyka i która przechodzi obok,
wyznacza horyzont jego wielkości. Pyszny jest świadom
jednego: żadne drzewo w raju Boga nie dorównywało
jego piękności (Ez 31,8).
Właśnie pycha jest początkiem wszelkiego zła (Koh
10, 17), przemyślna w sposobach własnego wywyższe
nia. Rośnie, odwracając się od Boga. Jest trzymaniem się
tylko siebie — drogą schorowanej samodzielności. Naj
dalej mesjanistyczna względem własnego życia, tylko so
bie ofiaruje usprawiedliwienie i ocalenie. Pokrywa siebie
patyną własnej „świętości". Jest święcie przekonana, iż
posiadła znajomość dróg. Posługuje się formułą słowa
przemożnego, rozstrzygającego. Jest pułapką samego sie
bie. Pokój, jaki proponuje, nie jest pokojem, ale zamętem
poddania.
Pycha
45
Odwołuje się za każdym razem do sytuacji zakazu da
nego w raju i mówi Bogu: „w moim spełnieniu nie będzie
żadnych ograniczeń". Pycha wynika z poznania i z prze
czucia wielkości, chwały, jednak fałszywej. Jest tym
samym rodzajem poznania, któremu uległa Ewa, słysząc
kuszące słowa o możliwej wielkości: będziecie jak bo
gowie.
Jednocześnie pycha najbardziej stawia opór dobru,
naszym pobożnym wysiłkom
1
.
Przeciw Bogu
Człowiek pyszny ciągle musi wymazywać Boga ze swe
go życia, gdyż nie znosi Jego przewagi, ciągle doprowa
dza do procesów, do tego, by Go skazać. W sercu pysz
nym Bóg zasługuje jedynie na śmierć haniebną. Pycha
zawzięcie wymazuje Go z historii, żyje pogardą Boga. Im
większe, pełniejsze doświadczenie Boga, tym większej
wymaga pogardy. Zgubę otrzymaną w grzechu ofiaruje
Bogu, gubiąc Boga. Pycha najbardziej ze wszystkich wad
jest goryczą dobra.
m
Ponieważ nie może tworzyć razem z Bogiem, tworzy
przeciw Niemu. Ma ambicje stworzyć coś absolutnie in
nego, coś, co do Boga nie należy, i chce być jedynym za
rządcą swego królestwa. Aby to było możliwe, kwestio
nuje Boga jako miłość i ukazuje, że jest On zły, niespra
wiedliwy i godny nienawiści za cierpienie, jakie sieje po
ziemi. Grzech przerzuca winę z siebie na Boga. Tak było
już na początku. Zaślepiony Adam nie jest zdolny już do
prawdy: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie (Rdz 3,
1
J.
P
omeriusz
,
O życiu kontemplacyjnym, tłum. ks. A. Żurek, Kraków
1998, s. 184.
46
Pycha
12), zwiodła mnie. W ten sposób pycha ogłasza swą nie
winność — to Bóg jest winien, to On jest nosicielem
śmierci, to On jest zabójcą, jest Kainem świata. A ludzie
oczekujący czegokolwiek od takiego Boga są śmieszni,
błazeńscy, godni litości, są winni, jak On sam. Dlatego
Syn Boży umiera jak złoczyńca. Nie ma w tym żadnego
przypadku, tylko żelazna logika grzechu. Pyszny może
znosić Boga tylko wtedy, jeżeli On jest poniżony, ukrzy
żowany i martwy. Narodziny pychy to narodziny nowej
religii, nowych bogów. Bóg, o ile ma prawo istnieć
w oczach pysznego, to jedynie po to, by stać się ofiarą.
Gdy oskarżenie sięga nieba, milkną aniołowie. Pyszny
występuje przeciw Bogu nie z racji jakichś słusznych
zarzutów. On po prostu sam chce Boga zastąpić, chce
samemu być ostateczną instancją<
2
. Dlatego pyszny nie
znajduje wytchnienia w staraniu się, by nie dopuścić do
bra Bożego. Musi je powstrzymać, by samemu istnieć.
Idzie drogą coraz większej hardości.
Boga można nie tylko oskarżyć, można Go jeszcze
kusić. Pyszny wychodzi jak demon za Chrystusem i roz
tacza miraż swoich kłamstw. Nic skrywa swego zuchwa-
I
2
Św. Doroteusz z Gazy przytacza opowiadanie o jednym z braci na
pustyni, który postępował drogą coraz większego kwestionowania
autorytetów: Zaczęło się od tego, że kiedy ktoś z braci mówił do
niego, on każdym gardził i mawiał: „A któż to taki? Nie ma autory
tetu oprócz Zosymasa i jego szkoły!". Potem i tych zlekceważył i za
czął mówić: „Nikt, tylko Makary!". Wkrótce potem już twierdził:
„Któż to jest Makary? Tylko Bazyli i Grzegorz!". Wnet i tych zlek
ceważył, mówiąc „ Któż to jest Bazyli i Grzegorz? Tylko Piotr i Pa
weł!". Powiadam mu: „Zaiste, bracie, i tymi jeszcze pogardzisz".
I wierzcie mi, że w krótkim czasie zaczął mówić: „ Któż to jest Piotr
i Paweł? Nikt, tylko Trójca Święta!". Wreszcie wyniósł się i nad
Boga samego, i tak skończył. Cyt. za: Św.
D
oroteusz
z
G
azy
,
Na
uki ascetyczne, Warszawa 1980, s. 56.
Pycha
47
łego celu: oddasz mi pokłon (Mt 4, 9). Pycha potrafi
zniszczyć zupełnie religię, wymazać obraz Boga, osaczyć
człowieka.
Najwyższym aktem pychy jest detronizacja Boga. Roz
poczyna się Jego wyciszeniem, wymarginalizowaniem,
zamilczeniem, a ci, o których pyszni nie mówią, nie ist
nieją. Pycha sama zajmuje Jego miejsce.
Pyszny, napotykając drugiego, zasłania mu Boga, od
biera bezpośredniość przepływu łaski, chce bowiem sam
nadejść od strony Boga i skierować na siebie to, co spon
tanicznie Bogu się oddaje. Grzech pychy polega właśnie
na tym, że zasłania sobą. Pycha zaciemnia, zasłania pra
wdę również w tym znaczeniu, że załamuje się proporcja
pomiędzy własnym a cudzym dobrem. Pojawia się nie
wytłumaczalny opór wobec dobra innych. Nie chodzi
jedynie o metaforę belki i drzazgi. Ponieważ nie uznaje
żadne) proporcji, zna jedynie zasadę przewagi. Za wszelką
cenę chce mieć nad drugim przewagę. Nie ustanie, dopóki
tej przewagi nie ustali, nie zakreśli, poniżając. Sadowi się
wyżej, chce żyć bardziej.
Jeżeli buduje doskonałość —jest to doskonałość pełna
grozy, chętnie się przegląda w metaforach doskonałości.
Pyszny udowadnia, że to właśnie on jest częścią wyma
rzonej ludzkości, że do niego należy przyszłość. Pycha zna
swój rodzaj męstwa. Wszelkie cierpienie, które ją dosięga,
traktuje jako trud rodzenia siebie. Cierpliwa, przyobleka
się w heroizm. Dumnie trwa przed Bogiem.
Pycha posługuje się swoim, bardzo dobrze nakreślo
nym obrazem Boga: Bóg musi być źródłem poczucia jej
wielkości, źródłem korzyści. Jest tym, kto gwarantuje jej
wielkość, kto bez zastrzeżeń osłania jej samozwańczy
autorytet; wreszcie kimś, kto dodaje piękna i towarzyszy
sukcesom. Pyszny wkomponowuje ideę Boga we własne
48
Pycha
cele. Perfidia pychy polega na tym, że czyni Boga swoim
sługą. Sakralizacja własnej podmiotowości jest daleko
siężna — chce być bogiem innych, żyć w ich centrum.
Pycha ogłasza wszędobylski naturalizm. Wtedy też,
gdy naturalizm bierze górę nad wiarą, po pierwsze kate
gorie dobra i zła podlegają przewrotności, są zastępowa
ne innymi strukturami myślowymi. W końcu miejsce
dobrych zastępują silni, czyli ci, co mają „słuszność",
a miejsce złych — słabi, którzy jej nie mają i nie mogą
mieć.
Pyszny uważa, iż rzeczywistość jest dla niego, że on
ma nad nią panować, bo takie padły pierwsze słowa:
Czyńcie sobie ziemią poddaną (Rdz 1, 28). Ale pycha nie
realizuje Bożego planu. Posługuje się poddawaniem bez
odniesienia do Niego, chce poddać rzeczywistość sobie,
wydzierając ją Bogu, spierając się z Nim. Proklamuje
niepodległość: w moim świecie (w świecie, który stwo
rzyłem) jestem wolny, tzn. że ja stwarzam zasady. W mo
im świecie to ja zasadzam drzewa poznania dobra i zła,
i ja ogłaszam zakazy.
Pycha domaga się wolności, oczywiście dla siebie,
wolności absolutnej. W zaślepieniu łamie granice rozsąd
ku. Nie pozostaje już nic poza dobrze uzasadnionym ab
surdem. W sytuacji, kiedy wszystko już wolno, kiedy pa
dły wszystkie zakazy, kiedy wolność stała się absolutna,
okazuje się, że po prostu nie warto już nic robić, wszyst
ko ogarnia powszechna nuda. Nie jest to jakieś znudze
nie. Nuda znamionuje czas bezpański, czas utracony,
czas zasadniczej beznadziei. Nuda oznacza: „nie ma już
wybawiciela, nie ma już na co oczekiwać. Zmierzamy ku
śmierci". A w głębi swego piekła powtarza: „nie wybie
ramy, jesteśmy skazani na siebie". Pycha nie tylko tam
napotyka demony. Ona jest demoniczna w tym sensie, że
Pycha
49
dusza
pysznego
zupełnie
opuszczona
jest
przez
Boga i staje się przedmiotem pożądania demonów *.
Pyszna pretensja o wielkość
Pycha jest cała zajęta aktem tworzenia, tworzenia siebie.
Co chwila budzi do życia swój świat. Już tu jest bluźnier-
cza i wyuzdana. Z przerażeniem chce zasłonić własną na
gość, nagość nieistnienia. Czego najbardziej pragnie?
Żyć oczarowana własnymi tworami. Nie chce niczego
i nikogo naśladować, zmusza do tego innych w swoim
mikro i makro świecie.
Pycha pragnie być przyczyną rzeczy — dobro, które
się rodzi wokół mnie, może istnieć, jeśli jest „przyczy
nowo" moim. Może ono istnieć pod warunkiem, że to ja
jestem jego przyczyną. Chodzi o przewagą, o pretensję
poprzedzania.
Pycha zgłasza również pretensję matrycy upodobnie
nia: pozwalam ci żyć tylko wtedy, gdy upodobniasz się
do mnie, gdy odnajduję w tobie podobieństwo do mnie.
Narzucony wymóg assimilatio. Pogrążony w kłamstwie
zgłasza pretensje o powszechne zmierzanie wszystkiego
ku sobie. Ustawia się tak wobec człowieka, by być dla
niego celem. Bliźni może być jedynie lustrem, w którym
pyszny z przyjemnością się przegląda. Bliźni — głosi on
— może być jedynie odbiciem doskonałego człowieka.
Winien być odbiciem moich oczekiwań, myśli, odczuć,
gustów, sympatii i antypatii. Pyszny żąda doskonałego
naśladowania. W ten sposób pycha wypatruje siebie.
3
N
il
,
O ośmiu duchach złośliwości, 17, PG 79, 1162 D, [za:]
D
efen
sor
Z LiGUGE, Księga iskierek, t. I, tłum. R. Wasiński, Kraków
2000, s. 127.
50
Pycha
Włącza mechanizm wynoszenia. Chcąc żyć w innych,
rozpiera się jak cedr zielony (Ps 37, 35). Pyszny, wyno
sząc się, doznaje całej dwuznaczności tej sytuacji, bo
wiem wynosząc się, wynosi się ze swego zamieszkania
w prawdzie, opuszcza przestrzeń wzrastania. Jonasz tłu
maczy Amazjaszowi istotną sprawę: Bądź sobie sławny,
ale pozostań w swoim domu (2 Kri 14, 10). Pycha wypro
wadza poza obszar sensownego zamieszkania. Nie może
rozwijać się z prostego powodu: w pysze nie jestem dla
siebie, ale zasadniczo przeciw wszystkim, nie mam nig
dzie domu, błąkam się jak demon wyrzucony (por. Mt
12, 45). Napotkanego człowieka, napotkanego zadomo
wienia pyszny nie może ani wziąć w posiadanie, ani tam
zamieszkać — może jcdynic opętać.
Dla pychy istnieje jedna druzgocząca klęska: życie
bez widzów, bez chwały, bez wrzawy wokół siebie. Dla
tego ma ona naturę ciągle wzbijanych tumanów kurzu.
Symulacja istnienia. Taniec w gabinecie luster. W końcu
jest to najbardziej tragiczna forma naiwności. Ale pycha
posiadła niezwykłą umiejętność: widzowie wyposażająją
w siłę, ożywiają. Potrafi czerpać z sytuacji publicznych,
nadaje swemu istnieniu charakter publiczny: nie potrafi
cie się obejść bez mojej obecności, nie potraficie żyć be
ze mnie.
Dla pychy świeci jedno słońce — własne. Stąd bierze
się przymus zaciemniania innych. W istocie pycha szep
ce: ponieważ nie potrafię być tak wielka, jak chcę, muszę
zrobić wszystko, by inny obok mnie nie był wielki —
minimalizuję jego dobro. Pycha nie może dopuścić, by
tron był zajęty: jeżeli nie może zająć go osobiście, nie
dopuszcza do obsadzenia, oczywiście poprzez kolejne
konsekwentne detronizacje. Detronizuje w końcu wszyst
kie wartości, wszystkie osoby, nie ma już nic do wskaza
Pycha
51
nia, co mogłoby być wartościowe. To jedyny zwycięski
scenariusz. Negowanie innych wynika z podstawowego
zanegowania siebie i zmierza do całkowitej negacji, na
wet Boga. Co interesujące, pyszny neguje, by ostatecznie
zło, które dokonuje, było bezosobowe. Skoro podmiot nie
istnieje, skoro nie istnieje osoba, nie ma odpowiedzialno
ści. Pycha uwielbia beztwarzowe role. Negacja jest formą
obrony.
W istocie pycha jest sporem o chwałę. Pragnie przejąć
całą możliwą chwałę, również tę, która w sposób istotny
należy do Boga. Taki scenariusz odkrywamy w grzechu
pierworodnym, kiedy to człowiek zapragnął być jak Bóg.
Instynkt chwały potrafi tak całkowicie opanować pysz
nego, że niemal automatycznie ustawia się w nurcie jej
najintensywniejszego przepływu: w pobliżu osób i sytu
acji, które to gwarantują. Niech to, co wzbudza podziw
i zazdrość, przepływa szeroką falą przez jego życie. Jeżeli
się komuś kłania, zarazem nadstawia w ukłonie głowę
pod laur. Ponadto pyszny okazuje czasem zdziwienie, że
ktoś nie korzysta z wachlarza jego wielkości. Wtedy może
przerazić, pognębić sobą. Zasypuje gorzką trucizną
dostępne źródła. Skutkiem pychy są kłótnie (Prz 13, 10).
Istnienie skłócone wydaje swój owoc.
W postawie pychy uwidacznia się, jak wstrętne, jak
niepożądane jest ukrycie, nieznaczenie, ubóstwo. Pycha
tego wszystkiego nienawidzi. Nienawidzi, gdyż to ją po
mniejsza. Zna jedną gorliwość — gorliwość eksponowa
nia siebie, zasadę błyszczenia. Zamiłowanie do własnej
wielkości pchają ciągle w chorobliwe poszukiwanie pu
bliczności, klakierów, sprzymierzeńców. Pyszny, jak kiep
ski aktor, ożywa dopiero w aplauzie.
52
Pycha
Istnienie kłamliwe
Kłamstwo pychy polega na tym, że ma imię, że żyje, ale
w środku jest pusta, martwa. To, co pycha chciałaby za-
krzyczeć wielkością, można by nazwać mrocznym poczu
ciem bezwartościowości, jakiejś pierwotnej przegranej
sięgającej raju, bezsensu. Doprawdy, pustka ta jest ist
nieniem najbardziej apokaliptycznym, monstrualnym.
W pustkę przychodzi siedmiu gorszych, i stan tego czło
wieka jest jeszcze bardziej przerażający. Ale taki czło
wieka przychodzi jako pełny. Wyciąga spiżowe ramię
wielkości, by realizować obietnicę miejsca najwyższego.
To przerażające, ale pycha nie tylko dopuszcza kłam
stwo, ale ona programowo się nim żywi. Uporczywie
legitymizuje i szuka uprawomocnienia siebie. Żywiąc się
kłamstwem, jednocześnie zabija, nie broni już życia, któ
re związane jest z prawdą. Ponieważ pycha zabija praw
dę, Chrystus musiał umrzeć. Zabija, gdyż jest odpowie
dzią zbuntowanego człowieka: śmierć Boga za śmierć
człowieka wygnanego z raju. Ta sama scena ciągle oży
wa: to Bóg nie pozwala mi wejść do mojego raju.
Pycha zabiega o konstytutywność kłamliwego istnie
nia, używa kłamstwa jako czegoś rzekomo integrującego.
Skupia się nad nim i z nim wiąże. Pyszny, żyjąc w kłam
stwie, żyje zwłaszcza w nieprawdziwości słów. Jego elo
kwencja i retoryka zaprasza do krainy śmierci. Pycha neu
rotycznie powtarza, że żyje. Istnieje zasadniczy związek
pomiędzy pychą, znakiem sięgającym nieba, a językiem,
w tajemnicy wieży Babel. Tam człowiek uległ rozpro
szeniu, a język jego pomieszaniu (por. Rdz 11,9). Pycha
w istocie objawia rozproszenie człowieka i jego słów
oraz pomieszanie człowieka i jego słów. Wzmaga nie-
znaczenie słów, targa porozumienie. Pyszny zaczyna uży
Pycha
53
wać języka bluźnierców (Job 15, 5). A wieża Babel miała
go orientować. Poprzez pyszne wzmożenie siebie, pyszny
rozprasza i miesza. Żyje w nieznaczących słowach, lan
suje entuzjazm pustki. Nie tylko słowa doznają próżni.
Jej znamieniem jest próżność przeżytego czasu, próżność
całego człowieka.
Pycha, nie licząc się z prawdą, jednocześnie lekceważy
realia. Fałszywe rozumienie swych kompetencji, uzur
powanie sobie wyłączności w zakresie rozstrzygnięć (to
ja tworzę świat), zabójcza pewność siebie i przekonanie
o własnej słuszności rozbudowuje świat urojonych sukce
sów i stanowczego opowiadania się za wydumaną wiel
kością. Aby ten świat obronić przed drapieżnością in
nych, pyszny stosuje taktyki pozorowania.
Ale pycha, w zasadniczym wymiarze, jest kreacją
z niczego, swoistego ex nihilo, jest wielką mistyfikacją,
pozoracją, zawiera w sobie drżenie nicości, otchłani. Nie
ma bowiem już prawdy, jest tylko doskonałość kłamstwa.
Ta doskonałość jest eksponowana aż do wzbudzenia po
dziwu, upaja jak mocne wino. Rządzi się
formami upoj
nymi. Szczególnie swoboda, którą ofiaruje, jest upojna.
Jest to największa mistyfikacja niewolników, ludzi na
piętnowanych. Maskuje trywialność, banalność odurzo
nych swą wielkością. Człowieka poniża jego pycha (Prz
29, 23). Poniża poprzez swe kłamstwo. Jest ona grą na
scenie prowadzoną tak, by widzowie się nie domyślili, że
przedstawienie już dawno się skończyło, że tak naprawdę
nie ma już nic do powiedzenia, że sami aktorzy są skoń
czeni. Pycha poniża tak bardzo, że staje się scenariuszem
upadania. Żywi się wielkością upadłą, wielkością upada
nia. Płonie w słowach Izajasza:
Jakże to spadłeś z niebios. Jaśniejący, Synu
Jutrzenki?
54
Pycha
Jakże runąłeś na ziemią, ty, który podbijałeś
narody?
Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpią na
niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawią mój
tron. Zasiądą na Górze Obrad, na krańcach
północy. Wstąpią na szczyty obłoków, podobny
bądą do Najwyższego.
Jak to?
Strąconyś do Szeołu na samo dno Otchłani!
Do Szeołu strącony twój przepych i dźwiąk
twoich harf.
Robactwo jest twoim posłaniem, robactwo też
twoim przykryciem (14, 12.14.11).
Św. Jan Apostoł, pisząc o pysze żywota jako integral
nym elemencie tego świata, ma na uwadze całkowite za
kłamanie. Pojawia się ona wobec dobra własnego jako
zdeformowane postrzeganie siebie. Własna wielkość jest
podstawowym jej problemem. Uzyskać niekwestionowaną
wielkość i obronić ją przed innymi, nawet przed Bogiem.
Człowiek zafascynowany własnymi możliwościami, eks
ponując swoje walory, dąży do tego, by być uznanym
w oczach innych. Traktuje spotkanie jako przestrzeń
szacunku dla siebie. Wszyscy wokół służą jego wyima
ginowanej wielkości. Podejmuje on kolosalny, niemal nad
ludzki wysiłek, by świat zreorientować ku sobie. Rze
czywistość może jedynie ozdobić pysznego. Tak więc
ludzie obok niego istnieją tylko wtedy, gdy pozwalają
mu zajmować miejsce powyżej siebie lub też doświad
czać wielkości. Pycha nie zna wolności, żyje jedynie
przymusem wielkości. Objawiając swą obecność, zgłasza
pretensję do centralnego miejsca dlatego, że drzewo
rodzące pychę stało w środku raju. Obwieszcza pod-
niosłość siebie. Żeruje na zwyrodniałości słów: czyńcie
Pycha
55
sobie ziemią poddaną (por. Rdz 1, 28). Wszystko wokół
czyni niewolą, poddaniem. Dla pychy żaden owoc nie
rośnie zbyt wysoko. Uroczysta pycha wzmacnia się swoją
nadzieją: ja sama decyduję o mojej nadziei, jestem
sama dla siebie nadzieją, sama dla siebie obietnicą. Otrzy
muje ona w rzeczy samej takie właśnie niebo.
Rzuca dokoła swe zimne, pogardliwe, lakoniczne,
martwe jestem, która jestem". Staje do życia jak gladia
tor ociekający błyszczącą oliwą. Jednak jej jestem" jest
puste. Gdy przestaje grać, mówić, robić wokół siebie
szum. przestaje istnieć. Pustosłowie przesłania pustobycie.
Kompetentne, gruntowne dobro zostaje w pysze zastą
pione zewnętrzną, szczelną fasadowością, jak pobielany
grób.
Pyszny karmi się samouwielbieniem, rozkoszuje swą
wspaniałością. Ale św. Paweł zdradza nam reguły gry: to,
z czego jest dumny i czym się przechwala człowiek pysz
ny, w istocie stanowi powód hańby (por. Flp 3, 19). Mamy
do czynienia z całkowitym, a czasem nieodwracalnym
zniewoleniem wyobraźni. Szybuje wysoko w więzieniu
własnej wielkości. Uskrzydlenie własnych wyobrażeń
przesłaniających znikomość jest niczym innym jak jesz
cze jedną pustą historią. Wyobraźnia ta jest chora, po
nieważ żywi się lękiem, że może powstać ktoś większy
i znieważyć, spychając, depcząc. A jest tylko jedno
pierwsze miejsce. Pycha odpoczywa jedynie wtedy, gdy
jest pewna, że wszyscy zostali pokonani, a więc — na
zgliszczach innych wielkości. W rzeczy samej nie może
żyć nic, czego sama nie urodziła. Urojenie dobra, a raczej
rojenie się dobra. Wielkość pysznego staje się sygnaturą
rzeczywistości. Głosi olśniewające piękno własnego ist
nienia. Żądza trwania ciągle podkreślanego. Śpiewa
hymny triumfu na własną cześć. Jeżeli coś robi, można
56
Pycha
by to za każdym razem nazwać, że zatrudnia się sobą.
Jest jak samoistocząca się gawęda.
Jest wiele prawdy w mocnym sformułowaniu, że
w pychę się wbija (por. 1 Tm 3, 6). Rzeczywiście, pyszny
po części jest istnieniem wbitym. Wbitym w samego sie
bie, zaklinowanym w miernocie. Jako tarczy używa har-
dości (por. Jr 49, 16), hardego serca. To domyka kompo
zycję.
Pycha jest pogardą dobra, ponieważ jest niezdolnością
jego prawdziwego posiadania. Dlatego na dobru się mści.
Wszystko, co prawdziwie, dobre, jest godne pogardy, nie
ma prawa istnieć w hermetycznie fałszywym świecie.
Ślepota owa potrafi jednak dostrzec bezkresne horyzonty
własnego dobra. Ponieważ pyszny czuje kwestionowanie
od wewnątrz i zewnątrz, żyje wierny obowiązkowi obro
ny swego dobra, ciągle siebie usprawiedliwiając i popra
wiając duchowy image. Już nie może się otworzyć na in
ną rzeczywistość poza samym sobą.
Pyszny doznaje zmęczenia kłamstwem, ale jeszcze
bardziej — zmęczenia prawdą. Prawda rodzi bezgranicz
ny smutek. Smutek pojawia się dlatego, że jest bezgra-
niczność, która nie może być nasycona. Ponadto zmierza
nie ku sobie wywołuje efekt ontologicznej duszności,
pyszny sam zgniata się sobą. Pycha pragnie być funda
mentem rzeczywistości, chce wyposażyć w sens horyzont,
w jakim żyje. Rzeczy niepowiązane owym sensem nie
mają w ogóle znaczenia, nie mają prawa istnieć. Dusz
ność zwyrodniałego, pysznego solipsyzmu.
Ale konsekwencje takiego myślenia są przerażające.
Po pierwsze, ponieważ znaczenie mam tylko , ja", wszyst
ko, co mnie otaczą nie ma znaczenia, nie ma siły znacze
nia. Życie bez znaczenia traci powagę bycia, warte jest
Pycha
57
pogardy. Po drugie, skoro tak, muszę dokonywać nie
ludzkiego wysiłku, by ten świat utrzymać przy życiu. Jest
kreacją ex nihilo, jest kreacją nihil. Żenująca maskarada
zasłaniania nicości. Pretendując do bycia architektem
własnego istnienia, pyszny osiedla się w dziwnym miej
scu: zamieszkuje obsesyjną możliwość siebie. Rodzi się
w horyzoncie własnego wygasania, wyczerpania siebie
i sobą.
Ponadto, pycha pragnie trwać, żyć w wielkich dzie
łach. Przeważnie nie stać jej na szlachetność, dlatego
chciałaby przerazić wielkością niszczenia. Niech drży
każdy, kto nie chce jej uznać i koronować.
Istnienie oddzielone
Pycha rozpoznaje siebie w niemożności przyjęcia inności
bliźniego. Wszystko, począwszy od gustów, przekonań,
skończywszy na odmienności dróg duchowych nieodpar
cie kwestionuje (por. NC I, 2, 1-8).
Pychę charakteryzuje nie tylko niezdolność do przyję
cia kogoś, ale i pewność, że wszystko zawdzięcza sobie
— niezdolność do wdzięczności. Jest całkowicie antyre-
ligijną postawą. Pyszny uważa, że współudział, uczestni
czenie to formy przegrane, godne litości. Dla pychy inni
są zazwyczaj źle usytuowani, więc należy ich uporząd
kować, usadzić na właściwym miejscu. Tego typu altru
izm zakłada oczywistą marginalność bliźniego.
Musi też pokazać innym, że tak naprawdę są mu nie
potrzebni, że da sobie radę sam. Jeżeli proponuje współ
pracę, jest to eksploatacja człowieka, dręczenie i oszuki
wanie. Pycha bowiem nie chce się dzielić, całości pragnie
dla siebie. Jest niejako zbiorową orientacją, zbiorową
osobowością.
58
Pycha
Żyjąc sam, sam w sobie, pyszny jest jednak niezmier
nie zaskoczony nienawiścią do siebie, którą kryje jego
własne serce. To „dar" samej pychy, dar nienawidzenia
życia. Pycha jest jak lodowiec, który najpierw wyziębia
siebie, a potem rozpiera się, tocząc przed sobą zwaliska
kamieni i głazy obrazy. W czas duchowej hibernacji. Py
cha demonicznie naśladuje Boga wyganiającego z raju —
człowiek nie ma prawa zamieszkać, wygania wszystkich,
a wygnanie jest formą zemsty za zdradę. Dla pysznego
wszyscy są zdrajcami. W ustach pychy brzmią słowa:
„Nie ma dla ciebie przystani. Kiedy cię poznaję, kiedy
widzę, musisz uciekać, musisz się skryć. To ja jestem tą,
która człowieka wygania z jego raju". Pycha jest skazy
waniem na wygnanie.
Spychanie bliźniego
Baczcie, aby nikt nie pozbawił się łaski Bożej, aby jakiś
korzeń gorzki, który rośnie w górę, nie spowodował za
mieszania, a przez to nie skałałi się inni (Hbr 12, 15).
Taka właśnie jest pycha o gorzkim korzeniu: pnie się
dumnie ku górze, pozbawia siebie i innych łaski, wpro
wadza zamieszanie, kala wszystko dokoła.
Pomiędzy zuchwalstwem a próżnością rozciąga się
królestwo pychy. O ile próżność raczej zabiega o czyjeś
zdanie na swój temat, tak zarozumiałość jest wewnętrz
nym przekonaniem o własnej znakomitości. Próżność
wyzwala grę dobrze wyreżyserowanego objawiania się.
W grze chodzi jedynie o to, by dobrze wypaść, i rzeczy
wiście, wypada się — z orbity prawdy.
Tak więc próżność powoduje uwięzienie w oczach in
nych. Gra „wzięcie u ludzi" przybiera monstrualne for
my, rozpowszechniając teorie elastycznej ontologii. Ela-
Pycha
59
styczność jednak wobec pysznego oznaczać może jedno
— uległość. Jest zwykłą obłudą, wielotwarzowością. Próż
ność pragnie swą dobrze skrywaną próżność (bycie bez
wartości) wypełnić uwagą innych. Lubuje się w wykwin-
tności stylu, nieposzlakowanej, ujmująccj formie. Nie
chodzi o nic innego bynajmniej jak tylko o ujęcie. Pycha
jest wabieniem sobą. U-bieganiem się za sobą. W rzeczy
samej są to gonitwy, bieganiny, wyścigi po jeszcze więk
szą cześć. Należy zwrócić uwagę, że pycha jest najbar
dziej pomysłowa (por. Rz 1, 30), w scenicznych monta
żach. W chwale innych pyszny doznaje poszerzenia. Py
cha wyznaje jedną zasadę: to jest prawdziwe, co mniepo-
większa. Spoza jej zasłon i kotar wyłania się krzątanina
wokół siebie.
<s
Najczęściej stosowaną taktyką pychy jest aranżowanie
spotkań z ludźmi tak, by mogli składać hołd. Spotkanie
przyjmuje oczywistą formę złożenia pysznemu bukietu
komplementów, pochwał, wyrazów uznania. Dla pyszne
go spotkanie jest kolejnym stworzeniem, stworzeniem
okazji do wypowiedzenia siebie ustami innych. Najlepiej,
jak inni są echemjego słów, czynów, życia, wiernymi na
śladowcami. Zazwyczaj szuka dla siebie korzystnego tła.
Ze swoistą prostotą umieszcza się w kanonie. Zresztą
wszystko dla pychy — tej mistrzyni deklaracji — stanowi
jedynie tło, epatując sobą. Sadowiąc się w pobliżu po
chwał, sprzymierza się z obżarstwem.
Jest rzeczą zadziwiającą, z jaką histerią potrafi pyszny
reagować, gdy nie podziela się jego punktów widzenia.
Nie tylko, że nie jest zdolny zaakceptować inności spoj
rzenia, ale dopada jak ofiarę tych, którzy się sprzeciwiają.
Zażartość niektórych sporów przypomina batalistyczne
kampanie. Jest bowiem świadoma własnych pereł i oto
czenia świń. Wokół niej mogą żyć jedynie wymóżdżeni
60
Pycha
pariasi. Pisze swą hagiografię, spychając bliźniego. Wy
znaje fanatycznie jeden patriotyzm — małej, własnej
ojczyzny. Obecność pychy może być tylko zobowiąza
niem dla innych. Zobowiązaniem do szacunku. Wtedy
osiąga ona swe monumentalne cele — zastyga jak posąg.
Roztaczając swój wątpliwy osobisty urok, rozsiada się
w koronie drzewa poznania i życia jak nostalgia za sobą.
Kłamstwo na usługach pychy najdobitniej ujawnia się
w chciwości pochwał. Nawet gdy po mistrzowsku mówi
o swoich wadach i słabościach, oczekuje pochwał. Nie
chybnie ginie w obecności pysznego ten, kto tego nie
rozumie.
Pycha, chimera prawdy zgniecionej, będąc świadoma
wewnętrznego kłamstwa, nie ma do nikogo zaufania. Dla
tego pycha jest kwestionowaniem. Tu też tkwi źródło lęku.
W pysze zadomowił się przymus osądu. Ponieważ ogłasza
się jako źródło dobra i zła, język zamienia w trybunał.
Padają rzęsiście oskarżenia, zarządzenia, dekrety. Prak
tycznie prowadzi to do systemu kontroli. Kontrola nie
jest porządkowaniem. Na usługach pychy wdziera się
w drugiego, chce nim wewnętrznie zawładnąć. Kontrola
ma funkcję jeszcze jedną: uświadomić drugiemu, że nie
ma prawa żyć bez Jedynego" źródła życia, bez podda
nia. Dla innych chce być początkiem: początkiem ich po
czynań, a nawet ich myślenia. Objawia się jako spór
o początek życia, o jego dawanie. Ponadto, wystawia ra
chunki za wszystko, co zrobiła i czego nie zrobiła.
Pyszny nie rości sobie prawa tylko do stwarzania sie
bie. Chce być matką wszelkiego stwarzania. Pojawia się
pośród ludzi i proponuje: jeśli chcesz, mogę cię stworzyć,
mogę cię wylansować, dzięki mnie możesz zaistnieć, być
wielkim. Uczynię to za jedną cenę: do końca będziesz żył
wdzięczny w cieniu mojej wielkości.
Pycha
61
Pyszny nie poprzestaje na tym: domaga się cierpienia
dla siebie. W takim stosunku wobec innych odsłania swą
religijną naturę. Buduje ołtarze przeciw Bogu i zagarnia
ofiarę Jemu składaną. Pycha sama z siebie nie może skła
dać ofiary, bo obawia się w swej dumie, że — jak ofiara
Kaina — może być odrzucona. Do ofiar zobowiązani są
inni. Sama dyskretnie lub buńczucznie zajmuje miejsce
Boga, który rozporządza ofiarami. Może ich nie przyjąć.
Domaga się w ten sposób jeszcze jednego kroku — nale
ży złożyć w ofierze ofiarodawcę.
To budzi w Bogu największą odrazę: wyniosłe oczy
(Prz 6, 17). Wyniosłe oczy znaczą nie tylko dumę. Wy
niosłe oczy chcą zasłonić swą nagość chwałą innych,
ofiarą z nich. Ofiarą dlatego, że chwałę należy z innych
zedrzeć. Odzierając z chwały, czyni ich nagimi. Oto
podstawy obnażania człowieka. Tu też rozpoczyna się
labirynt oskarżeń. Co więcej, człowiek, odsłaniając zło in
nych, odsłania w innych swoje własne zło — ten sam ro
dzaj nagości. Pycha zajmuje się wychwalaniem odzienia,
okrycia.
W swym niepoprawnym, idealnym odczytywaniu sie
bie, pycha nie dopuszcza możliwości uchybień, nie
przyjmuje ich do wiadomości. Zamiast pokonywać sie
bie, doskonali się w pokonywaniu słusznych uwag, mi
strzyni odpierania i przerzucania winy. Zdemaskowanie
pychy, zwłaszcza publiczne, jest jak koniec pewnego
świata. Odwołuje się do ekstremalnych zachowań. Za
stygła duma opętana szaleństwem sieje grozę zemsty.
Najlepiej maskuje się nadmierną irytacją. Gniew dodaje
słuszności sprawie.
Czasem pojawia się w osłanianiu słabych. Dlatego, że
słaby nie będzie kwestionował scenariuszy, dobrocią swą
zamyka słabym usta. Inteligentnie, podobnie jak zarządca
62
Pycha
z Ewangelii, czyni sobie przyjaciół dzięki mamonie (por.
Łk 16, 9). Roztacza parasol bezpieczeństwa w zamian na
utrzymanie status quo. Parawan wielu filantropów.
Demoniczność władzy
Pycha, ponieważ jest kłamstwem, nie zna swego miejsca.
Ona go nie ma, żyje poza sobą, w demonicznej transcen
dencji, wygnana. Na wysokości zakłada swąsiedzibę (Ab
3). Ze swej wysokości ukazuje bezczelność wyniosłych
oczu (Iz 10, 12). Całą ideologię pysznego stanowi idea
cedru z Bćsięgi Ezechiela:
... wielkością swą prześcignął
wszystkie drzewa polne,
pomnożyły się jego konary,
jego listowie się rozrosło (...)
Na jego gałęziach uwiły sobie gniazda
wszystkie ptaki powietrzne,
a pod jego gałęziami mnożyły się
wszelkie zwierzęta polne,
w jego zaś cieniu mieszkały
liczne narody (Ez 31, 5-6).
Uzurpuje sobie prawo do wszystkiego, ogarnia całość,
zawłaszczają. Pyszny pragnie posiąść całe dobro dla sie
bie, dlatego odrywa je od Boga. Tak więc nie zmierza on
do Boga, lecz do siebie. W tym nastawieniu jest absolut
ny, zapatrzony w siebie, rozkochuje się w sobie, obcuje
ze sobą i rodzi swe światy. Początkiem pychy jest odstęp
stwo od Pana (Syr 10, 12).
Pycha nie tylko zgłasza pretensje o wszystko, ona chce
istnieć dzięki sobie. Nie tylko uważa, że stwarza siebie
w historii, ale i daje sobie absolutnie początek. Pycha się
Pycha
63
ga początku w tym znaczeniu, że ogarnia całą historię
człowieka, jej początku. Ten początek wyrywa Bogu.
Stanowi dla siebie racją bytu. Całą swą postawą krzyczy:
ponieważ siebie stworzyłam, nikt nie będzie mi stawiał
granic, nikt, nawet Bóg. Biorę w swe ręce prawo do sie
bie, jak marnotrawny syn. Konsekwentna pycha zamyka
się w sobie na wieczność: zaślepienie dotyczące początku
dotyczy również końca, końca dziejów. Jest ona zaślepio
na odnośnie do wieczności. Odcinając się od Dawcy Ży
cia, pyszny jednocześnie odcina się od początków. Towa
rzyszy temu szczególna postawa wobec przeszłości, oso
bistej i powszechnej historii. Ponieważ pycha nie chce być
zrodzona, zawdzięczać czegokolwiek innym, lekceważy
historię, tradycję, przodków. Popiera również wszelkie
formy sztucznego kreowania.
Przybierając formy społeczne, tworzy totalitaryzmy:
możesz żyć, wyrzekając się własnej wielkości, własnej
godności. Możesz żyć dzięki totalitarnej wyrozumiałości,
tzn. tylko na jej warunkach. Pycha jest z natury totalitar
na, gdyż sama kreuje się na istnienie zwielokrotnione. Ist
nienie innych służy powiększaniu własnej chwały. Piękno
innych, nawet całych narodów i kultur, służy do inkrusto
wania własnych, pustych wnętrz. Na tym polega kunszt
pysznych — są apostołami własnego piękna, piękna za
zwyczaj zrabowanego. Chcą być istnieniami uroczystymi.
W tle pychy znajduje się pragnienie władzy. Jest to
sytuacja, która z natury rzeczy stawia w centrum. Za
ślepienie polega na tym, że władza jest służbą, dokłada
niem starań dla konkretnego dobra podwładnych. Pycha
zaś wzbudza zupełnie odmienny trend: wyrafinowane de
lektowanie się władzą. Sama władza, jej sprawowanie
przybiera formę owocu, po który bezkarnie się sięga. Sa
ma władza może stać się tej bezkarności rękojmią. Po
64
Pycha
nieważ ma pretensję do własnego świata, który sama
tworzy, stwarza również swój porządek, który jest jedy
nym możliwym ładem. Sugerując, że w innym przypadku
będzie jedynie nieład, machinalnie sięga po władzę. Gdy
jest respektowana, łaskawie wyciąga rękę do pojednania.
Sięganie po władzę ma jeszcze jeden wymiar. Pyszny
bierze w ręce ster, zgłasza pretensje o decydowanie, gdyż
jest głęboko przekonany, o swoim prawie do historii,
o wyłącznym prawie do jej tworzenia.
Ponieważ zgłasza pretensje o jedyność, widzi ciągle
zagrożenie, żywi się zagrożeniem. Pycha z zadziwiającą
łatwością kreuje wrogów. Wróg jest zazwyczaj kimś, kto
nie dał się oswoić, nie wpadł w sidła, wymknął się, nie
okazał się przyjacielem. Ponieważ umknął i pycha nie ma
nad nim kontroli, nie podziela jej punktów widzenia, zo
staje oskarżony. Należy oskarżyć nie tylko jego „bezczel
ną" swobodę. Trzeba go całkowicie zdyskredytować, by
uprawomocnić słuszny gniew i wystawienie wyroku ska
zującego. Najlepiej, gdy wroga uczyni się moralnie i spo
łecznie odrażającym. Wróg musi ponieść taką karę za to
upokarzające odrzucenie, jakiego się dopuścił. Pyszny
nie może spokojnie żyć, gdy ten, kto jest już teraz uoso
bieniem wszystkich jego porażek i klęsk, chodzi spokoj
nie po ziemi. Musi własnoręcznie upokorzyć i zdeptać
wroga. Pyszny nie potrafi zrozumieć, jak ktoś śmiał nara
zić go na straty, zwłaszcza na stratę zainwestowanej na
początku, w czas oswajania, życzliwości. Ponadto pycha
święci sukcesy, uderzając w miejsca najczulsze, najdeli
katniejsze, by upokorzyć. Zazwyczaj u kresu pychy stoi
zbrodnia. Pycha odrzuca z powodu odrzucenia, jakiego
sama doświadczyła, zakorzenionego w wypędzeniu z ra
ju. Początkiem odrzucenia jest zatwardziałość i pycha
Pycha
6fl
(Syr 10, 21). Dumni odrzuceni idą po linii najmniejszego
oporu — odrzucając.
Szczególnych ataków pychy doznaje ten, kto nie wy
kazuje bezkrytycznego uznania. Taki jest wrogiem, god
nym pogardy. Najmocniej pycha walczy z tymi, którzy
mogliby jej pomóc. Nieprzejednana, hermetyczna zmowa
kłamstwa. Usuwanie wykreowanych wrogów dla pychy
może stać się codzienną pracą, systematyczną, zorgani
zowaną, efektywną działalnością. W oczach pychy tro
pienie, zabijanie domniemanych winowajców przybrać
może formę świętowania, liturgii, celebrowania. W maje
stacie prawa i świętości wystawia się szubienice. Kto was
zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu (J 16, 2).
Oszalała — sieje spustoszenie, zagładę, pochłania miej
sca zamieszkałe bezmiarem zabijania. Ofiara musi być
godna jej wielkości — a więc bezkresna.
Pycha nosi w sobie przymus zabijania, by nie tracić.
Wewnętrzną treścią podstawowego lęku zawartego w py
sze jest utrata statusu wielkości, jakakolwiek zależność,
albo głębiej — natrafianie na zakaz. Pycha jest mistrzy
nią w omijaniu zakazów, omijaniu prawa. Prawo, zakazy
są dla plebsu; moja wspaniałość zwalnia mnie ze wszel
kich ograniczeń. Ponieważ pycha żyje przywilejami, staje
się ich największą strażniczką. Ludzie mogą żyć obok
niej tylko wtedy, gdy ograniczają siebie. Enklawy wy
łączności wyrastają pośród pysznego poszycia jak grzyby
po deszczu. Takie wartości jak prestiż, sława, elitarność,
wpływy, kariera, władza współtworzą wewnętrzny świat
pychy. Jakiekolwiek roszczenie innych w tym względzie
domaga się rozdartych szat oburzenia.
Bóg przedziwnie postępuje z pysznymi. Widząc to,
prorok omal nie upadł. Oto fragment Psalmu 73:
66
Pycha
Zazdrościłem bowiem niegodziwym,
widząc pomyślność grzeszników. Bo dla
nich nie ma żadnych cierpień, ich ciało
jest zdrowe, tłuste. Nie doznają
ludzkich utrapień ani z innymi ludźmi
nie cierpią. Toteż ich naszyjnikiem jest
pycha, a przemoc szatą, co ich odziewa
(Ps 73, 3-6).
Bóg jednak daje tylko upust sprawiedliwości. Właśnie
w taki sposób, poprzez pomyślność, spycha ich ku zagła
dzie, stają się przedmiotem grozy, znikają strawieni prze
rażeniem (Ps 73, 18-19). Księga Daniela dopełnia wyja
śnienia o pysznym: Przeciw Bogu będzie mówił rzeczy
dziwne i dozna powodzenia aż się wypełni gniew (Dn 11,
36). Powodzenie, sprzyjanie niebios nie musi być wcale
dowodem błogosławieństwa Bożego; wręcz odwrotnie —
realizowaniem kary.
Rozsiewanie niszczenia
Biblijna historia pychy przedstawia nam Antiocha IV
Epifanesa (2 Mch 9, 1-10). Pod Persepolis został zmu
szony do ucieczki i do upokarzającego wycofania się.
Zamierzał na Jerozolimie pomścić zło, jakie cierpiał ze
strony tych, którzy zmusili go do ucieczki. I pojawia się
pierwszy objaw chorobliwej pychy: polecił woźnicy, aby
jechał bez wytchnienia i przyspieszył koniec podróży.
Upokorzona duma pragnie przyspieszenia, wzmożonych
obrotów, zwiększenia tempa, nie zna wytchnienia. An-
tioch pragnął jednego: Jerozolimę (...) uczynię zbioro
wym grobem... Pycha sięga po środki radykalne. Nie ma
czasu, by nosić w sercu smak klęski. Potrzebne są spek-
Pycha
67
takulame zwycięstwa. Historię należy zdobywać z biegu.
Ale wszystkowidzący Pan (...) dotknął go nieuleczalnym
i niewidocznym cierpieniem. To trzeci element dramatu:
pyszny stale jest zanurzony w udręce, cierpi tam, gdzie
inni odnajdują spokój i radość.
Ale Antioch w dalszym ciągu pełen zarozumiałości,
dysząc ogniem i złością rozkazał jeszcze przyspieszyć...
Oto już szał: zakrzyczeć ból tempem życia, horrendal
nymi wymaganiami, zawrotnością działań.
Wtedy nagle wypadł z wozu — oto finał. Bieganie na
oślep, za urojonymi, chorymi, ambitnymi celami, kończy
się wypadnięciem z orbity sensowności, człowieczeństwa.
Koniec. Ale autor biblijny po mistrzowsku kończy: / ten,
który niedawno w swojej nadludzkiej pysze był przekona
ny, że może rozkazywać morskim falom, i wyobrażał so
bie, że na wagą może rzucać szczyty gór, znalazł się na
ziemi... Pycha najmocniej miesza człowieka z pyłem
upodlenia.
Obsesja obecności
Pycha przeżywa swoistą obsesję obecności. Chciałaby
całą rzeczywistość zaznaczyć sobą. Wszędzie ściele ko
bierce swej niepowtarzalności. W ten sposób ucieka od
zwyczajności, od przeciętności. Codzienność przypomina
pysze raczej przestrzeń umierania niż przestrzeń reali
zacji siebie. Pogardzanie codziennością stanowi mocną
jej stronę.
Poczucie osobistej niezwykłości prowadzi do wypra
cowania określonej mentalności, kierującej się eksklu-
zywizmem, elitarnością, skupiającej się na rzeczach
nadzwyczajnych. Dotyczy to nie tylko poszukiwania
68
Pycha
i karmienia się sensacją, lecz również niesamowitościami
mistycznymi.
Arogancja pychy polega na tym, że domaga się od
Boga doświadczeń po to, by wykorzystać je do budowa
nia swej wielkości. Wiele tzw. świadectw o działaniu Bo
ga w życiu nosi to piętno. Żaden prawdziwy mistyk nie
mówi o swym doświadczeniu Boga, chyba, że pod posłu
szeństwem Kościołowi.
Arogancja pychy sięga w tym względzie jeszcze dalej:
w swej konstrukcji „życia duchowego" wyraża przekona
nie, iż to nie Bóg, ale on sam jest przedmiotem podziwu,
adoracji, on sam staje się przedmiotem własnych zabiegów
duchowych. Na tym polega grzech faryzeusza, który wi
dzi swą duchową wielkość i jest nią zauroczony.
Zauroczenie własną pięknością jest ostatecznie druz
goczące. Pysznego spotyka upokorzenie króla Tyra:
Serce twoje stało się wyniosłe z powodu twej
piękności, znikła twa przezorność z powodu twego
błasku. (...) Mnóstwem twoich przewin nieuczciwością
twego handlu zbezcześciłeś swoją świątynię.
Sprawiłem, że ogień wyszedł z twego wnętrza, aby cię
pochłonąć, i obróciłem cię w popiół na ziemi, na
oczach tych wszystkich, którzy na ciebie patrzyli
(Ez28, 17-18).
Zresztą pyszny nie może poświęcać czasu na modli
twę, skuteczność działania jest o wiele bardziej przeko
nująca.
Pycha
69
Pycha wywodzi się z pragnienia przekroczenia granicy
śmierci. Łamie wszystkie istniejące granice, by przekro
czyć i tę — granicę życia. W swym ostatecznym pory
wie, przekraczając granicę czasu, proklamuje życie nie
zawisłe. Zawisa ono jednak nad przepaścią piekła. Po
nieważ pragnie żyć sama, traktuje swą samotność jako
cenę wybrania.
C
hciwość
W samym centrum rozumienia chciwości stoi zepsuta
natura dążąca do dóbr podległych zepsuciu i w tym zna
czeniu jest korzeniem wszystkich grzechów na podobień
stwo korzenia w drzewie, który z ziemi ciągnie pokarm
1
.
Umiłowanie rzeczy doczesnych i zachłanność wzbogace
nia ogłaszają zasadę: pieniądzom wszystko jest posłuszne
(por. Koh 10, 19). Chciwy przekształca swe istnienie
w zmierzanie ku rzeczom. Kiedy rzeczy karmią człowie
ka, jego horyzont miłowania wypełniają one doszczętnie.
Chciwość polega na nieodpartej potrzebie pozyskania
całego świata (Mk 9, 36), a tłumaczy się powszechnością
tego procederu: Od najmniejszego do największego wszyst
kich ogarnęła żądza zysku: od proroka do kapłana —
wszyscy popełniają oszustwa (Jr 6, 13). Chciwość wypra
cowała już dawno swą zdumiewającą filozofię: nasze
życie jest zabawą, targiem zyskownym nasze bytowanie
(Mdr 15, 12) i tak podejmuje służbą grzechowi (Rz 6, 13),
u niego jest na ordynansach.
Dobro wydzierane Bogu
Bogatemu trudno się zbawić (por. Mt 19, 24) dlatego, że
posiadanie staje się pułapką. Więzi wolę. Jest ono wzma
cniane jeszcze bardziej obawą utracenia. Zasmakowaw
szy posiadania, człowiek nie potrafi sobie wyobrazić już
*
Św.
T
omasz
z
A
kwinu
,
Suma teologiczna (I—II, q. 84, a.l),
O grzechach i wadach, t. 12, London 1965, s. 178.
Chciwość
71
życia bez osiągniętego standardu czy też obecności pew
nych dóbr czy osób. W przestrzeni wyobraźni religijnej
doznaje również takich zmian, że chce po pierwsze opie
rać drogę duchową na materialnych możliwościach, po
drugie, wyznaje zasadę, że zwiększone możliwości mate
rialne dają większe możliwości duchowi.
Chciwość wykazuje przedziwną naiwność. Uważa, że
można wszystko kupić. Zachowuje się jak Szymon Czar
noksiężnik, który widząc, że Apostołowie przez nakłada
nie rąk udzielali Ducha Świętego, przyniósł im pieniądze
i dał, mówiąc: „Dajcie i mnie tę władzę... ". Usłyszał od
powiedź najwyższego autorytetu — Piotra: Niech pienią
dze twe przepadną razem z tobą (Dz 8, 18-20).
Chciwi na swych sztandarach umieszczają słowa Bo
ga: Ty dzisiaj masz przejść przez Jordan, aby wydziedzi
czyć narody, większe i mocniejsze od siebie, miasta ogrom
ne i umocnione pod niebo (Pwt 9, 1). Niebosiężna chci
wość sięga dalej. Mówi samemu Bogu: wszystkie rzeczy
należą do mnie, nie wyciągaj po nie Swej ręki. Nie mogę
ich stworzyć, ale mogę je uczynić moimi. To źródło pa
nowania: wszystko oddaje mi się w posiadanie. Jeżeli
cokolwiek, ktokolwiek pojawia się w mojej optyce, zna
czy to samo przez się, że należy do mnie. Poznane znaczy
posiadane. Im więcej mogę ogarnąć, tym więcej mogę
posiąść. Ostatecznie jestem panem wszystkiego. Nawią
zując do sytuacji w raju: nie dam sobie odebrać owocu.
Musi być zachowany dla mnie.
Dobra stworzone tak doskonale zasłaniają Boga, że
traci się Go z pola widzenia. Doskonałość zasłaniania —
oto dlaczego chciwi (...) nie wejdą do królestwa niebies
kiego (1 Kor 6, 10).
Psalm 73 wyjaśnia elementy horyzontu chciwego:
72
Chciwość
Szydzą i mówią złośliwie, butnie grożą
uciskiem. Ustami swymi napastują
niebo, język ich krąży po ziemi. Dlatego
mój lud się do nich zwraca i obficie pije
ich wodę (...) Takimi oto są grzesznicy i
zawsze beztroscy gromadzą bogactwo
(Ps 73, 8-12).
Chciwość pozbawia błogosławieństwa Boga i najbar
dziej zapala Jego gniew. To przez nią Saul utracił swe
królowanie i błogosławieństwo Jahwe, gdy ulitował się
nad obłożonymi klątwą Amalekitami i poddał klątwie je
dynie to, co nie posiadało żadnej wartości.
W Liście do Tymoteusza pada bardzo mocne stwier
dzenie: korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy
(1 Tm 6, 10). Można w tym miejscu przerzucić zasadni
czy pomost pomiędzy wszelkim złem a chciwością. Istotą
tego pomostu jest przywiązanie. Chodzi o przyleganie bał
wochwalcze: wybieranie owocu, w szukaniu napełnienia,
zgodnie z sugestią węża. Wybieranie owocu, a w zasa
dzie gloryfikacja wyciągania ręki po wszystko. To, do
czego mogę wyciągnąć rękę, by zerwać, ma znaczenie,
ma prawo do istnienia, bo jest mi potrzebne, służy memu
napełnieniu. Fascynacja własnością. Materializm więzi.
Chciwość lansuje jedno przekonanie: trzeba ze wszyst
kiego ciągnąć zyski, nawet z nieprawości (Mdr 15, 12).
W chciwości, w gorączkowym poszukiwaniu bogactwa
funkcjonuje pewien mechanizm oszustwa. Mówi o nim
Księga Syracha: Ten, kto złoto miłuje, nie ustrzeże się wi
ny, a ten, kto goni za zyskami, przez nie zostanie oszuka
ny (Syr 31,5). Bogactwo zaciska pętlę na szyi goniących
Chciwość
73
za nim, mami oszukańczo blaskiem pewności i siły. Jest
zaś czeluścią upadania.
Chciwość ma bardzo prostą konstrukcję: zagarniam
wszystko dla siebie. Przychodzi jak złodziej, grabiąc
i ogłaszając się panią nowych posiadłości. W jej zachłan
nym, morderczym spojrzeniu nie ma innego rozwiązania.
Klasyczną historią chciwości jest winnica Nabota z Jizre-
el (1 Kri 21, 1-21). Sąsiadowała ona z posiadłościami
króla, możemy się domyślać, że była urodzajna i stano
wiła dumę właściciela. Ale dosięgła jej zachłanność króla.
Achab chciał nią zawładnąć wbrew wszelkim regułom.
Poczciwy Izraelita nie mógł sprzedawać ziemi przodków.
Ale chciwość króla była tak wielka, że nie mógł spać ani
jeść. Posiadłości innych stają się dla chciwca udręką. To
podstawowy wymiar potępieńczy. Nie może ona wytrzy
mać posiadania przez innych. Pożera od wewnątrz.
Achab nie może już normalnie żyć. Obsesyjnie ciągle
0 tym myśli, powierza wreszcie udrękę swej żonie. Wy
rosła w dworskich intrygach Izebel szybko kładzie kres
„bezradności" króla. Wystawia fałszywych świadków
1 uzyskuje wyrok skazujący dla Nabota za bluźnierstwo.
Tło jest imponujące: bluźniercy mają potrzebę skazywa
nia za swe grzechy. Tak chciwość, jak każdy prawdziwy
grzech, prowadzi do nikczemnego zabójstwa. Później,
w czasie gdy Achab schodzi, by wziąć w posiadanie
„bezpańską" winnicę, prorok Eliasz uzmysławia nam
jeszcze jeden wymiar chciwości: zaprzedałeś się (1 Kri
21, 20). Wzajemny związek posiadania i zaprzedania wy
jaśnia nam naturę chciwości. Człowiek chciwy staje się
istnieniem zaprzedanym. Nie wie, co to jest godność czło
wieka, uczciwość, honor. Są tylko skuteczne i niesku
teczne środki. Liczy się tylko cena. Zamiast wartości,
chciwy nosi w sercu cenniki.
74
Chciwość
Rozumienie chciwości pozwala nam zrozumieć przypa
dek Judasza. Miraż bogactwa, jaki roztaczała możliwość
bycia przy Mesjaszu, wpływa na to, iż pragnie zajść aż na
samo dno chciwości. Zauważmy, że prowadzi to bezpo
średnio do zabicia Boga. Bóg zostaje sprzedany. Jest to
jedyna swego rodzaju transakcja, wymiana dóbr, która
później będzie odzwierciedlać mechanizm każdego grze
chu. W grzechu, zwłaszcza chciwości, Bóg zostaje sprze
dany w demonicznym rodzaju handlu.
Zabójcza zachłanność
Naturę chciwości przybliża Defensor z Liguge: Chciwość
zawsze jest głodna i zawsze czuje się uboga, i swymi
ostrymi kłami rozszarpie wszystkie królestwa świata;
„wciąż jesteś na czczo" — będzie zapewniać w okrut
nych słowach
2
.
Mimo że chciwość jest braniem, a raczej grabieniem,
w istocie nie może znieść żadnego dawania. Darowanie
czegoś jest bezsensownym marnotrawstwem. Czysta,
bezinteresowna miłość musi być wyszydzona. Nie dziwią
słowa zakochanej oblubienicy: Jeśliby kto oddał za mi
łość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko
(Pnp 8, 7). Chciwość mówi swej ofierze: muszę cię spę
tać dla siebie. Możesz żyć tylko dla mnie. I stawia przy
drzwiach swych posiadłości ostre zęby zazdrości. Rzeczy
wiście, nie potrafi zaofiarować nic więcej poza niewolą.
Los chciwców zawarty jest w historii króla Antiocha,
który chciał zdobyć i obrabować Jerozolimę, miasto
sławne z bogactwa. To jednak mu się nie powiodło, co
gorsza, całe jego wojsko zostało pobite. Król zdumiał się
'■ D
efensor
z
L
iguge
,
Księga iskierek, dz. cyt., s. 170.
Chciwość
75
/ przeraził do tego stopnia, że padł na łoże i ze smutku
rozchorował się. Z dna swej niezaspokojonej chciwości
wołał do swych dworzan: sen odszedł od moich oczu,
a troska gniecie mi serce (1 Mch 6, 10). Chciwość pro
wadzi do wyczerpania, do utraty tego, co się ma. Antioch
wypowiada słowa najtragiczniejsze: od wielkiego smutku
giną na obcej ziemi (1 Mch 6, 13). Chciwość wyobcowu-
je. Tam też — u podnóża niezdobytego miasta — zakoń
czył swe życie. Smutek chciwców ściele śmiercią dokoła,
dotyka zaś i miażdży najbardziej samego chciwego.
A ten, kto chciwego „żywił", na którym chciwość ro
sła, okradziony ze wszystkiego umiera, wykorzystany,
zasługuje jedynie na pogardę — jest już bezużyteczny.
Widzimy, jak z chciwości wyrasta chłodny pragmatyzm.
„Możesz żyć, jeżeli przynosisz mi korzyści" — wrzesz
czy osobisty lub społeczny egoizm. Takie też są narodzi
ny kapitalizmu. W dostojeństwie procesów historycznych,
słaby i ubogi pada łupem społecznie usankcjonowanej
chciwości w postaci rewolucji (np. przemysłowej). Więk
szość rewolucji jest hańbą człowieka, a oprawcy, korono
wani na bohaterów, zajmują miejsce na piedestałach.
Chciwość wiąże się również z typem zniewolenia, ja
kim jest zniewolenie swoimi dziełami: chce mieć prawo
do owoców, do skutków, do zapłaty. Absolutnie nie re
spektuje praw Ewangelii o słudze nieużytecznym czy też
o tym, że jedni sieją, inni zaś zbierają (por. J 4, 37).
To dziwne, ale chciwość skupia się raczej na tym,
czego jeszcze nie ma, co jest jeszcze do osiągnięcia. Dla
tego żyje brakiem dóbr. Posiadając coraz więcej, uświa
damia sobie, że jeszcze więcej jest przecież do zdobycia,
jest do zdobycia nieograniczona ilość dóbr. Rodzi to we
wnętrzną przepaść, rodzaj wewnętrznego ssania. Chciwy
tu znajduje powód do oburzenia, do niesmaku, do nieza
76
Chciwość
dowolenia: dlaczego nie dostałem więcej? Gniew odnosi
się do Boga. To Bóg pozbawia mnie dóbr, jest Nieskoń
czonym Skąpcem. Chciwość chce wyrwać dobra Bogu.
Absolutnie niezdolna jest cokolwiek dać bezinteresownie.
Ekonomia „zbawienia" według chciwca
Chciwość, by mogła być dojrzała, musi dokonać wiwi
sekcji, odciąć się radykalnie od duchowej sfery. Nie moż
na służyć Bogu i mamonie. Dlatego chciwość głosi zwy
cięstwo materii, doczesnego wymiaru. Ubocznie głosi
niemożliwość zaufania do Boga. Abba Izajasz tak defi
niuje chciwość: Brak wiary w to, że Bóg się o nas trosz
czy, nieufanie obietnicom Bożym i arogancjet
2
'.
Chciwość jest jak doradca ekonomiczny: to pieniądz
oraz wszystkie jego postaci nadaje wartość. Ekonomia
zbawienia zostaje zastąpiona przez ekonomię doczesną.
To materia, nie duch, nadaje wartość. Dlatego chciwość
dąży do zagęszczenia materii wartościującej — pienią
dza. Element ekonomiczny zwycięża w tworzeniu siebie:
jestem większy, więcej znaczę, jeżeli więcej posiadam.
Ale też odebrany zostaje pokój: bogacz mimo swej syto
ści nie ma spokojnego snu (Koh 5, 11). A nawet zalegnie
ucisk: Pod wpływem rozkwitu twego handlu wnętrze twoje
napełniło się uciskiem (Ez 28, 16).
Chciwy domaga się również swoistej czytelności,
przejrzystości. Nie jest to jednak czytelność osobowa,
podmiotowa, ale czytelność przynależności: zanim wypo
wiesz swe imię, powiedz mi, do kogo należysz. Nie cho
dzi więc o prawdę, o zasady, ale o to, z kim się dany
człowiek identyfikuje, z jaką grupą „interesu". Tym, któ
3
Pierwsza
Księga
Starców,
dz. cyt., s. 106.
Chciwość
77
rzy nie przynależą do nas, nie stanowią naszej części,
odmawia się istnienia. Bardzo interesujące jest w chciwej
mentalności to zastąpienie płaszczyzn. Odpowiada to my
śleniu stadnemu. Wymiana myśli, doświadczeń przypo
mina do złudzenia wymianę pieniędzy. Wszystko jest
towarem. Bardziej wyrafinowaną formą wymiany jest
handlowanie ludźmi. Syrach zaś ostrzega: Nie wymieniaj
przyjaciela za pieniądze ani brata prawdziwego za złoto
zOfiru(Syrl, 18).
Znakiem rozpoznawczym jest wspólna waluta. Kreuje
się zasady rynku: na naszym rynku mogą pojawić się tylko
nasze produkty. Popieranie wspólnych idei, dzieł, ludzi
posiada jeszcze podziemny nurt. Należy torpedować tych,
którzy do nas nie należą. Musimy udowodnić, że tylko
my mamy rację bycia. Innym odmawia się prawa do
tego. Wspólnota bogatych broni się nad wyraz skutecznie.
Bogaty, gdy przemówi, wszyscy zamilkną i mowę jego
będą wychwalać pod obłoki. Gdy wstrętnie mówić będzie,
jeszcze uniewinniać go będą. Inaczej ubogi: gdy mówić
będzie mądrze, nie znajdzie uznania, (...) a jeśli by się
potknął, całkiem go obalą (Syr 13, 22-23). Dlaczego tak
się dzieje? Kto stara się wzbogacić, odwraca oko (Syr
27, 1).
Chciwość rozdziera szaty, gdy pozbawiana jest ocze
kiwanych korzyści. Strata, nawet błaha, ropieje i przy
pomina ciągle, codziennie o tym nieludzkim pozbawieniu.
Dlatego jest mistrzynią podstępów i obłudy. Nie ufając
niczemu, czego nie ma w ręku, nawet za cenę hańby, żyje
zdobywaniem. Zdobycz pełni balsamiczną rolę w kojeniu
wyrzutów.
Popieranie wspólnej chciwości przyobleka się w em
blematy, znaki rozpoznawcze jak apokaliptyczne znaki
na czołach i rękach. Wspólnota chciwców odnajduje prze
78
Chciwość
dziwny punkt odniesienia. Dąży do maksymalnego po
większenia siebie, zakresu możliwości (prestiż, wpływy,
bogactwo, kapitał, także w sensie religijnym) przy jedno
czesnym deprecjonowaniu „konkurentów". Podział na
„swoich" i „pozostałych" staje się żelazną konstrukcją
krajobrazu budowanego przez chciwość. Dla „swoich" są
przywileje, ulgi, pochwały, wyrozumiałość, a dla „pozo
stałych" — zjadliwy atak i potrzeba wyparcia. W ten spo
sób solidarna chciwość święci swe zwycięstwo. Zatrzy
mując maksymalnie dostępną „porcję" władzy, wpływów,
dóbr dla siebie, cały czas porządkuje zagospodarowane
pole, oczyszczając je z chwastów, tzn. tych, którzy mog
liby zagrozić optymalizacji chciwego układu.
Sama chciwość, ponieważ zgłasza pretensje do całości
dóbr, chce ubiec innych, równie chciwych. Na rynku
chciwców pojawiają się wilcze zasady: prawo do życia
ma silniejszy. Silniejszym jest ten, kto więcej posiada.
Kult siły, wpływów udziela się często w sferze duchowej,
kiedy przykłada się te same reguły przynależności i ubie
gania innych. Rodzą się dzieci gorszego Boga. Ale kto się
kocha w zasobach, ten nie ma z nich pożytku (Koh 5, 9).
Oto niedostępność zaspokojenia posiadaniem. Nadto
wszystkie jego dni schodzą w ciemności i smutku, w wiel
kim zmartwieniu, w chorobie i w gniewie (Koh 5, 16).
Zatrucie chciwością zatruwa wnętrze duchem sprze-
dajnym. Człowiek dla różnych form pieniędzy potrafi się
całkowicie sprzedać. Najpierw sprzedaje słowa: dla za
spokojenia swej chciwości obłudnymi słowami was sprze
dają ci, na których wyrok potępienia od dawna jest w mo
cy, a zguba ich nie śpi (2 P 2, 3). Kłamliwie używają
słów zachłannych. Szukają wspólników. Sercami wyćwi
czonymi w chciwości uwodzą dusze nieutwierdzone (2 P
2, 14). Później chciwość staje się religią, bałwochwal
Chciwość
79
stwem (por. Koi 3, 5). Jako religia koronuje na boga
Wielkiego Chciwca. Chciwość staje się nie tylko czymś
szlachetnym, ale czymś, co się admiruje, co staje się ze
wszech miar godnym czci.
Syndrom wyciąganej ręki
Przejawem żywej i dynamicznej chciwości jest sięganie.
Św. Hieronim powiedział: Chciwość nie zna umiaru
i choć wszystko pochłania, niczym nie potrafi się nasycić*.
Olbrzymią pokusą w chciwości jest gromadzenie siebie.
Człowiek chciałby powiększyć, pogłębić siebie, nie tylko
zachowując siebie, ale i zagęszczając poczucie tego, że
żyje.
Przekonanie,
że
doświadczalne,
empiryczne
przejście przez życie, czerpanie z niego, poznanie jak
największej ilości rzeczy, pozostaje kapitałem prowadzą
cym do mądrości. Rzeczywiście, wiele przypadków du
chowego wyjałowienia szuka rozwiązania w tym kierun
ku. Czasem człowiek dochodzi do wniosku, że przeżycia
— ich intensywność i mnogość potrafi zapełnić wnętrze.
Poprzez doświadczenie, nade wszystko religijne, pragnie
się on ubogacić. Zdarza się, że wiara zostaje zastąpiona
doświadczeniem. Łapczywe rzucanie się na wszelkiego
rodzaju doznania, całościowy głód doświadczenia, wnosi
konia trojańskiego do wnętrza: coś, co miało napełnić,
nasycić, zdradziło, a raczej — napełniło pustką, nudą.
Pełnia nie polega na doświadczeniu, ale na wyzbyciu się
go — ostrzega w Pieśni duchowej św. Jan od Krzyża.
Pełni nigdy nie osiąga się w doświadczeniu. Ono raczej
fałszuje nam prawdziwe życie i może utrudniać Bożą
drogę. Poza tym, poprzez klucz doświadczenia demon ma
4
Za: D
eeensorz
L
iguge
,Księga iskirek,
dz. cyt., s. 169.
80
Chciwość
łatwy dostęp do człowieka. Tu najłatwiej go zwodzi. Ma
my do czynienia ze złudzeniem doświadczenia, a ściślej
— z możliwym zwodzeniem przez doświadczenie.
Gdzieś zasadniczo pojawia się kontekst grzechu pier
worodnego. Owoc, którego skosztowałem, nie napełnia,
nie zaspokaja. Muszę zerwać jeszcze następny owoc, mo
że on pozwoli mi żyć bardziej. Pozwala, owszem, ale
bardziej umierać. Domniemane drzewo życia ma nie
skończenie wiele owoców. Jednak obfitość drąży jeszcze
większą dziurę w samym centrum istnienia. Dla chciwca
świat jest jak wykopalisko.
W istocie, za każdym razem w złudzeniu nasycenia
chciwiec doświadcza, że wyciągając rękę, zarazem traci.
Przedziwna erupcja zachłannego, swoiste wczepienie się
w świat: jak ramię cyrkla, które wszystko zakreśla dla
siebie. Objawia się w życiowym nienasyceniu. Dzieje się
tak dlatego, że Bóg wydrze życie tym, co krzywdzą ubo
giego (Prz 22, 23).
Chciwość stosuje przemyślne i skomplikowane gry,
by dotrzeć, dopaść, osaczyć i zawłaszczyć upragnione.
By mieć prawo do łupu, wymyśla słuszne wojny, a zwy
ciężając, maskuje siebie samą. Jeżeli czegoś szuka, to
jednie po to, by zagarnąć. W chciwości świat się zaklesz
cza, kurczy, jak kurczowy może być uścisk chciwej ręki.
Zachłanność zapewnia przetrwanie.
Jest bezczelna jak kusiciel Chrystusa, który dumnie
mówi: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego,
bo mnie są one poddane i mogę je odstąpić, komu zechcę
(Łk 4, 6). Chciwy jednak niczego w istocie nie potrafi
posiadać. Jest to swego rodzaju choroba posiadania —
posiadanie chorobliwe. Chciwy chce się spełnić w po
większaniu swego bogactwa.
Chciwość
81
Obsesyjna fascynacja zewnętrznym
W chciwości bogactwo zewnętrzne, splendor, staje się
podstawowym odniesieniem. Chce się odnaleźć w czymś
zewnętrznym, jak kiedyś kuszony człowiek w owocu
poznania. Idea zewnętrznego owocu, po który należy
wyciągnąć rękę, by na nowo odnaleźć siebie, spełnia
rolę instynktu. To zewnętrzne, a nie wewnętrzne, napeł
nia. Dlatego chciwość najbardziej polemizuje z praw
dziwą duchowością, która odwołuje się do wartości
wewnętrznych. W oczach chciwego wszystko staje się
wymierne, zwłaszcza duchowość. Przyleganie do ducho
wych doświadczeń, domaga się bogactwa od siebie i in
nych: inni żyją po to, by mnie ubogacić. Domaga się
tego, ale na sposób „mieć". Chciwość języka, chciwość
ducha niestety chciwego nie ubogaca wewnętrznie, ale
jedynie zewnętrznie. Gromadzi skarby na ziemi. Tu mie
szka jego serce. Chciwość obezwładnia duchowy wy
miar, tworzy ludzi cynicznie materialnych. Tylko to jest
prawdziwe, co może zaistnieć dla mnie. Matka wszel
kiego rabunku. To w głębi chciwości dojrzewają rewolu
cje, wojny. Wtedy można brać bez ograniczeń. Wojny
znoszą bowiem zasadniczo prawo własności: wszystko
należy do zwycięzców.
Chciwość rządzona jest lękiem zdemaskowania we
wnętrznego braku wartości. Chciwy w istocie wie, że nic
nie znaczy, że nie może nadać sobie wartości, dlatego
posługuje się atrybutami znaczenia, głównie materialny
mi, zewnętrznymi. Te, które napotyka, pragnie wkompo
nować w siebie. Decyduje się na bardzo męczący sposób
życia, bo przymus wyciągania ręki nie pozwala ode
tchnąć. Zachowuje się jak myśliwy: co jeszcze mogłoby
stanowić moje trofeum. Nieodparta ponętność rzeczy roz
82
Chciwość
błyska i ożywia wyobraźnię chciwego. W rzeczach od
najduje on rodzaj magnetycznego czy też magicznego
przyciągania. Chciwy przegrywa siebie, gdyż powierza
się rzeczom. Widząc, że wszystkie rzeczy są do wzięcia,
doznaje z drugiej strony wrzeczowzięcia. Objawia się
dramat uprzedmiotowienia samego siebie.
Rzeczywiście, chciwa natura doznaje w przestrzeni
podmiotowości niezrozumiałych zawichrowań. Nie po
trafi odnaleźć płaszczyzny spotkania, właśnie dlatego, że
traktuje wszystko jak rzeczy do wzięcia. Kiedy człowiek
jest również do wzięcia, usprawiedliwione zostaje nie
wolnictwo.
Przeżycie każdej straty jest dla chciwca niezrozumia
łym dramatem, gdyż utrata czegoś oznacza dla niego
przede wszystkim utratę siebie. Dlatego ubocznym pro
duktem chciwości jest swoiste pilnowanie ładu, mental
ność stróża. Chciwy musi mieć wszystko pod kontrolą,
a wymykanie się jej uznaje za łamanie prawa. Wszystko,
co dobrowolnie nie chce się poddać jego kontroli, musi
być publicznie zakwestionowane, oskarżone.
Chciwość uwielbia wielkie panoramy. Najbardziej
ulubionym miejscem chciwości jest bardzo wysoka góra.
To z góry chciwości roztacza się najprzedniejszy widok
na wszystkie królestwa świata oraz ich przepych (Mt 4,
8). Stając na szczytach, ogarniając chciwymi oczyma
„posiadłości", posługuje się chętnie ideą zwycięstw: to,
co widzimy, jest do zdobycia. Tu tkwi źródło jej obłąka
nej nadziei. Upaja się iluzoryczną przyszłością, jak bogaty
człowiek, któremu obrodziło pole. Wobec nieprawdopo
dobnych plonów, wyburzył stare spichlerze, pobudował
nowe (por. Łk 12, 17). Pozostaje bardzo charakterystycz
ne odkrycie motywacji nasyconej chciwości: Teraz odpo
czywaj, jedz, pij i używaj (Łk 12, 19) — zjadliwy cztero-
Chciwość
83
takt konsumpcjonizmu. Chciwość żywi się duchowością
zasobnych spichlerzy. Ale jeszcze tej samej nocy zdaje
rachunek. Być może właśnie chciwość najbardziej daleko
siężnie chciałaby posiadać, nie zdając rachunku. Chcia-
A
łaby posiadać, ponieważ czuje przymus liczenia, przeli
czania stanu posiadania. Nie zdaje sobie sprawy z losu,
jaki spotkał Dawida, który przeliczył swe wojska (por. 2
Sm 24, 10), co wywołało potężny gniew Boga.
Chciwość w rzeczy samej jest łupieniem. Ale złupione
podlega złupieniu. Dlatego, wpatrując się w linię hory
zontu, chciwy zawsze widzi nadciągających najeźdźców*
Tu leżą źródła lęku. Chciwość, ponieważ jest ostatecznie
zawoalowaną formą kradzieży (kłamliwego posiadania)*
chcąc przywłaszczyć sobie to, co do niej nie należy, po
dejrzewa świat o chęć łupienia. Żyć dla chciwego znaczy
posiadać i utrzymać zdobyczne tereny. Nie potrafi on, jak
na przykład pyszny, poświęcić tego, co posiada, by być
bardziej niezależny. Ostatecznie chciwość jest wyborem
samotnego „mieć", które więzi i uśmierca wszelką wital-
ność duchową. Zajmuje się, troszczy, martwi jedynie
o to, co ma i co mogłoby jego posiadanie powiększyć.
Ludzie, czy w ogóle pozostałe wartości, odczytywane są
w tym kluczu: jak one sytuują się wobec tego, co mam?
Posiadanie staje się miarą wartościowania. Dla chciwego
opuścić, zostawić, porzucić posiadanie dla wyższych ce
lów oznacza niewybaczalną zdradę. Dlatego nie ma po
wrotu dla zdrajców.
Posiadanie staje się coraz bardziej wyrafinowaną
sztuką. Inteligencja posiadania polega na tym, by ludzi
czy wartości tak uzależnić od siebie, by zmusić ich do
przyjęcia chciwej protekcji, ochrony, mecenatu, a przy
najmniej, by zgodzili się żyć w cieniu chciwego oddzia
ływania. Pojawia się tu cały przemysł środków mani pula-
84
Chciwość
I
cji, począwszy od reklam, skończywszy na chciwych
przedsięwzięciach związanych z kulturą czy religią.
Chciwość nie zna rzeczy bezpańskich. Dlatego posłu
guje się etykietkami. Oznacza nimi terytoria. Szablony
etykiet stanowią kody cech, ale ostateczne rozróżnienie
odnosi się do: „moje — nie moje".
W samym centrum chciwości odnajdujemy problem
ufności. Perspektywa ufności objawia źródła, w oparciu
o które człowiek działa: czy ufa środkom doczesnym czy
też nadprzyrodzonym. Podstawowy dysonans ujawnia
sam Chrystus: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chci
wości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego
nie jest zależne od jego mienia (Łk 12, 15).
Wewnątrz chciwości istnieje „proporcjonalny" me
chanizm głodu, nienasycenia: im więcej pożera ona osób,
dóbr, im bardziej pragnie wysysać dusze, tym bardziej
zdaje sobie sprawę z potęgującego się pragnienia. Tak
naprawdę żyje przepastnym głodem posiadania, który
próbuje zasypać. Św. Paweł poucza, iż chciwość błądzi
z dala od wiary i przeszywa wielu boleściami (1 Tm 6,
10). Podstawową boleścią jest boleść straty. Strata obja
wia niszczycielską siłę w tym, w kim zamieszkuje.
Ma jeden mankament — jest, jak prawdziwy grzech,
nienasycona. Chciwym nie przychodzi do głowy, by za
dowalać się tym, co człowiek ma. Obłąkana chciwość
jako religia nie pozwala już spokojnie spać, ale domaga
się ciągłych ofiar. Chciwy jednak w swym zaślepieniu
nie uderza w bogatych. Uderza razem z bogatymi. Łupem
padają biedni, jak w przypowieści opowiedzianej Dawi
dowi przez Natana o bogatym właścicielu, któremu było
żal swych owiec i odebrał biednemu jedyną, jaką tamten
posiadał (2 Sm 12, 4). Podobnie jak Dawid, chciwy zu
pełnie nie odnosi tej sytuacji do siebie, zagniewany na
Chciwość
85
niesprawiedliwość. Niesprawiedliwość w chciwym sercu
doznała bowiem zwyrodnienia. Niesprawiedliwość dzieje
się wtedy, kiedy sam traci. Mechanizm ten ujawnia cało
ściowe patrzenie na rzeczywistość poprzez pryzmat po
siadania i korzyści: co mogę na tym zyskać, jak wyko
rzystać daną sytuację?
Zawłaszczanie człowieka
Chciwość jest jednowymiarowym spojrzeniem na do
bro: wytropić je, zarzucić pajęczynę chciwości, posiąść
w sposób doskonały. Posiadać kogoś doskonale nie od
nosi się jedynie do zależności materialnej, ale sięga dalej.
Znaczy posiadać również jego myśli i pragnienia, wtar
gnąć do ducha; uczynić doskonale zależnym. Dlatego
chciwość nie jest zainteresowana nigdy dojrzewaniem
człowieka. Raczej robi wszystko, by utrzymać środowi
sko w infantylnej zależności: to ja nadaję wam wartość,
nie próbujcie żyć poza mną. W takim kontekście każde
upominanie się o niezależność, o autonomię osoby jest
jakimś niezdrowym odruchem. Chciwy nie potrafi zro
zumieć niewdzięczności tych, którzy próbują się wyswo
bodzić z jego sideł.
Chciwość czasem sięga po najbardziej czuły i istotny
element, usiłuje zawładnąć nadzieją człowieka. Pragnie
w akrobatycznych wymykach odwrócić nadzieję do sie
bie. Odwrócić ją to znaczy uczynić beznadzieją życie poza
systemem chciwości. Nigdy wprost nie dopowiada, ale
cały czas nosi to w podtekstach: to ja jestem twoim pa
nem, jedynie mnie możesz służyć. Chciwość nigdy nie
dopuszcza do umowy, jej posunięcia noszą cechy spisku,
spisku przeciw człowiekowi. Chce nim zawładnąć, a do
kładniej, chce go zabić. Zachowuje się jak każdy przej-
86
Chciwość
tnujący władzę, który wybija w pień pretendentów do
władzy z całymi rodzinami. Tu odsłania się czeluść
zbrodni chciwości. Inni mogą żyć jako poddani, nigdy
jako współrządzący. Można żyć tylko w jego cieniu.
Każdy inny, kto marzy o władzy, jest uzurpatorem, musi
być wyśledzony i przykładnie zabity. Chciwy zachowuje
się jak przerażony Herod, który wpada w szał, gdy słyszy
słowa o jakimś innym królu judzkim i wysyła przeciw
dziecku zbrojne oddziały. Lęki chciwego nigdy nie są
współmierne do zagrożeń. Nie znosi on absolutnie żad
nych sytuacji, które podważają jego władzę. Aby swą
władzę wesprzeć, organizuje cały system jej osłaniania:
od zbrojnego oręża, nadwornych oddziałów po niezliczo
ne szeregi donosicieli. Rozsiewa nieufność i podejrzenie.
Od przenikliwych oczu chciwości nie ma ucieczki. Jeżeli
ktoś przekracza granice przez nią wyznaczone, musi
ponieść konsekwencje. Chciwy wpada w obłęd karania.
Terror strachu i denuncjacji jest ulubionym tłem chciwo
ści. Trzyma w szachu i przerażeniu. Niezależnie od tego,
czy jest ojcem rodziny, odpowiedzialnym za społeczności,
człowiekiem czynu czy ducha, chciwy zawsze wprowadza
te same zasady.
Konwencja myślenia chciwego natarczywie uzasadnia,
że świat należy do zdobywców. Ulega ona przeświadcze
niu, że wszystko istnieje po to, by ją napełniać. Tak więc
jest to wewnętrzny i zewnętrzny krzyk o zawłaszczenie
świata. Ma mocne ręce, pilnuje swoich terytoriów, samo
istnie wyznaczanych. To stale wyciągnięta ręka, by zagar
niać. Chciwość co rano otwiera pożerające oczy. Dosko
nali swe rzemiosło jak gepard swoje skoki na ofiary. Głosi
dumnie: Bóg wszystko stworzył dla mnie. Może więc
istnieć pod warunkiem, że należy do mnie. Zaczyna się
gdzieś w zbieractwie, hobby, kolekcjonowaniu, komple
Chciwość
87
towaniu. Karmi się zasadą: więcej przywieźć, niż wy
wieźć. Doskonali teorie łupów. Myśli złupionym światem.
Jednakże oko chciwca nie zadowoli się tym, co posiada,
a niegodziwca przewrotność wysusza duszę (Syr 14, 9).
Chciwość nie uznaje jednej sytuacji — tracenia. Dlategp
najbardziej sprzeciwia się konsekracji, ofiarowaniu, teo
logii daru.
Przyleganie do rzeczy, klejenie się do nich, staje się
podstawą całych systemów. Chciwy nie potrafi się wy
zwolić od swoistej magii obecności rzeczy i osób, którymi
chce się otaczać. Pije z nich energię jak krew. Chciwość
żywi się swymi ofiarami.
N
ieczystość
Nieczystością)est nieuprawnione, przekraczające granice
kosztowanie bliskości ciał, gdzie rozkosz wymyka się.
Ona to najmocniej wiąże z cielesnym wymiarem bycia
człowiekiem, prezentuje zaburzoną formę doświadczania
siebie, przeżywanie jedynie przyjemnościowego wymiaru
człowieka. Grzech ten objawia najmocniej, że ciało do
czego innego dąży niż duch (...) i stąd nie ma między nimi
zgody (Ga 5, 17). W swym dążeniu potrafi jednak królo
wać jako coś wewnętrznego, bezczeszcząc ducha. Zaczyna
się od okazywania wyrozumiałości dla zaspokojenia ciała
grzesznego (Koi 2, 23). Jest zaś rzeczą wiadomą jakie
uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wy
uzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść,
spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczyt
tami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki
i tym podobne (Ga 5, 19-21). Powtarza się katalog sali-
gii. Jasnym jest, że kto sieje w ciele swoim, jako plon
ciała zbierze zagładę (Ga 6, 8). Nieczystość absolutnie
nie potrafi wejść w tajemnicę ciała: ciało nie jest dla
rozpusty, lecz dla Pana, a Pan dla ciała (1 Kor 6, 13).
Narodziny nieczystości
Kluczem do nieczystości jest kategoria spełnienia. Prze
jawia się ona jako dostęp do życia. Jednak spełnienie
człowieka nie przychodzi przez zaspokojenie, ale przez
niezaspokajanie, swoiste niespełnienie, przez odmowę
doświadczenia, jak poucza św. Jan od Krzyża. Tu roz
Nieczystość
89
chodzą się drogi prawdziwej i kłamliwej miłości. Kłam
liwa bazuje na doświadczeniu, a więc na doznawaniu ży
cia w sferze zmysłów. Miałoby być ono bezkarnie do
stępne.
Kiedy człowiek zaczął się rozwijać w rodzaj ludzki,
Bóg stwierdził, że jest on istotą cielesną, dlatego Jego
duch nie może pozostawać w nim na zawsze. Owa pier
wotna cielesność wiązała się z pięknem córek człowie
czych, braniem ich za żony, mnożeniem się (por. Rdz 6,
1-2). Smutek Boga z powodu stanu zepsutej ludzkości
i powzięcie decyzji o wyniszczeniu ludzkości poprzez
potop wiązało się z jej nieczystością. Dopiero później za
częto budować wieżę pychy. Jak Biblia zaznacza w na
stępnych wersetach, również nieczystość stała się powo
dem rzucenia ognia na Sodomę i Gomorę. Człowiek
chciałposwawolić z aniołami Boga (por. Rdz 19, 5). Nie
czystość jest tak zaślepiająca, że taka czysta mądrość jak
Salomona ulega jej. Nie pomogło nawet dwukrotne obja
wienie się Boga napominającego.
Nieczystość pragnie być potwierdzeniem życia nieza
leżnego od Boga, także nieśmiertelności. Uzurpuje sobie
prawo do narodzin z siebie. Zrywa więc owoc z drzewa,
upadając w śmierć. To właśnie w nieczystości zawarte
jest żądanie: „Czy potrafisz mnie kochać, rezygnując
z Boga? Oto ja staję się bogiem dla ciebie". Głębokie na
ruszenie relacji pomiędzy duchem a ciałem powoduje, że
samo ciało zbuntowane, rozbijające, dezintegrujące łączy
się przeciw Bogu, przekracza horyzont Boskich słów
i poczyna grzech. Grzech nieczystości dotyczy tajemnicy
życia, narodzin. Cóż znaczy narodzić się do grzechu?
Czyż w grzechu nie rodzi się śmierć? Oto dotykamy isto
ty: nieczystość w sposób najbardziej jaskrawy jest poczy
naniem i rodzeniem grzechu, poczynaniem i rodzeniem
90
Nieczystość
śmierci. W nieczystości rodzenie wystawione jest na
umieranie, na absurdalność rytów śmierci. Dzieci [nie
czystości J nie zapuszczają korzeni, gałązki te pozbawione
będą owocu (Syr 23, 25).
Nieczystość jest pokusą jakiejś pierwotnej jedności;
jedności sięgającej Adama i Ewy, jedności żebrowej. Jed
nak w grzesznej jedności rodzi się jedynie świadomość
bycia daleko od siebie. A może dokładniej: świadomość
nie dającego się zawrócić bezkresnego, pogłębiającego się
oddalenia, oddalenia w rzekomym zjednoczeniu. A więc
zaprzeczenia czegoś zewnętrznego przez wewnętrzne.
Zewnętrzna bliskość jest zdradą tej wewnętrznej. Czło
wiek chciałby narodzić się w tym świecie, który pragnie
poprzez bliskość stworzyć. Jednak w nieczystości umiera
właśnie tajemnica bliskości, z-bliżenia. Chęć wspólnego
wydobycia się, nadania sobie wyższego sensu życia prze
mienia się w upadanie.
Nieczystość w linii prostej wyrasta z pożądania, z po
żądania. W istocie jest żądaniem. Pożądanie jest braniem
w posiadanie. Pożądane i zdobyte może tylko należeć do
zdobywcy. Zwłaszcza tutaj dochodzi do głosu łamanie
nakazu, przekroczenie granic drugiego człowieka, wdzie
rając się namiętnie w przestrzeń intymności. Nieczystość
składa ofiarę z niewinności.
Nieczystość, a nade wszystko cudzołóstwo, nosi zna
miona bałwochwalstwa. Autor Księgi Mądrości za.począ-
tek, przyczynę i kres wszelkiego zła uważa kult bożków.
A oto lista grzechów:
Wszędzie się wmieszały krew i morderstwo,
kradzież i podstęp,
zniszczenie, zdrada, gwałt, krzywoprzysięstwo,
ucisk dobrych, niepamięć dobrodziejstw,
znieprawienie dusz, grzechy przeciwne naturze,
Nieczystość
91
rozprzężenie w małżeństwach,
cudzołóstwo i bezwstyd
i
(Mdr 13, 25-26).
Śmiertelne ryty nieczystości
"
Nieczystość objawia również, jak każdy grzech, mecha
nizmy śmierci. Przypomina o tym historia namiętności
Dawida do Batszeby, żony Uriasza (2 Sm 11, 2-26).
W wyniku pożądania Dawid najpierw uwodzi kobietę,
następnie kiedy nie da się zatuszować poczęcia, przez
sprowadzenie jej męża Uriasza do domu w czas wojny,
morduje go rękami Ammonitów. Po czasie żałoby spro
wadza ją na swój dwór. Pożądanie owocuje śmiercią.
Śmierć zadana uruchamia jej mechanizm: Oto Ja wywio
dą przeciwko tobie nieszczęście z twego własnego domu
(2 Sm 12, 11). Nieczystość od wewnątrz sieje grozę nisz
czenia.
W czystej formie pożądanie używa kanonów miłości,
ale w istocie nienawidzi. Nieczystość jest zatruciem zdol
ności kochania, a gestów miłości używa do nienawiści,
do tego, by zabić, jak w pocałunku Judasza. Tragiczne
zawikłanie obejmuje również religię: człowiek nie wie,
skąd bierze się na modlitwie gniew, bunt, zbrukanie reli-
gii, Kościoła, ludzi, a ona sama staje się obnażaniem zła
innych, sadzaniem na ławie oskarżonych. W końcu zapa
da wyrok, jedyny, święty — wyrok śmierci. Nawet Naj
czystszy, taki jak Jezus, musi umrzeć. Świat śmierci jest
bardzo logiczny: ponieważ ja jestem nieczysty, inni są
również nieczyści. Oto źródła podejrzliwości i potrzeby
kalania.
Nieczystość zabija, a swojej ofierze mówi: masz mnie
kochać, bo cię zabijam. W gasnących oczach zabijanego
92
Nieczystość
nieczystość szuka przebaczenia, a nawet wdzięczności.
Dla nieczystego jest to rzecz oczywista. Jeśli mnie ko
chasz, to mi oczywiście wybaczasz. Przecież prawem
miłości jest składanie ofiary, poddawanie się. W ten prze
wrotny sposób kłamliwa miłość mami. Ale jest ona du
chowo bezpłodna: bezpłodność myśli, uczuć, działania nie
przynosi duchowych owoców. Co więcej, dla nieczystości
prawdziwa miłość jest udręką, koszmarem.
Nieczystość może stać się stylem życia, a życie jedynie
u-życiem. W nieczystej wyobraźni, pośród nieczystych
myśli nie ma już wartości, są jedynie formy używania.
Mamy do czynienia ze zniekształceniem całej perspekty
wy poznania, ze sprostytuowaniem świata. Jest to godne
przekleństwa. Może zastanawiać fakt, dlaczego Noe prze
klina Chama i całe jego pokolenie, gdy ten widział go
leżącego nago i rozgłosił to po okolicy (por. Rdz 9, 18-24).
Wypowiedział słowa: Niech będzie przeklęty Kanaan!
Niech będzie najniższym sługą swych braci. Fascynacja
nagością jest początkiem upadania, rozwiązłości. Roz
wiązany człowiek, rozwiązane życie nie znajduje już żad
nych granic w swobodzie zmysłowości. Gwałtownością
zmysłów nieczysty pragnie odsunąć, zagłuszyć nieuchron
ność przeklętego życia. Wszelkie formy nieczystości
napełniają wnętrze gorzką wodą niosącą klątwę, którą
musiały pić niewierne kobiety. Nieczystość czyni poprzy-
siężonym przekleństwem pośród ludu (por. Lb 5, 11-22).
Historia deprawacji zawarta w nieczystości została wy
jaśniona przez proroka Jeremiasza (Jr 2, 20-37) w obrazie
Izraela Nierządnicy. Oto jej zasadnicze elementy:
" bunt —powiedziałaś sobie: „ Nie będę służyć/";
■ kupczen ie sobą—pod każdym zielonym drzewem
pokładałaś się jako nierządnica;
0
Nieczystość
93
■ zwyrodnienie — zmieniłaś się w dziki krzew,
zwyrodniałą łatorośł;
■ zaślepienie — nie uległam skażeniu;
■ bałwochwalstwo — ile masz miast, tyle bogów
twoich;
■ mordowanie niewinnych — nawet na skraju szat I
twoich znajduje się krew ubogich bez winy.
Wczytując się w dzieje Salomona, można doszukać
się skali dramatu, do jakiego prowadzi w życiu ducho
wym nieczystość. Salomon z miłości łączył się z tysiącem
kobiet obcych, a żony uwiodły jego serce. Uwiedzenie
serca rezonuje w końcu w życiu religijnym: żony zwróciły
jego serce ku bogom obcym (1 Kri 11, 3-5). Skutkiem
tego błogosławieństwo zostaje odjęte od domu króla.
Wtedy Salomon zaczyna ścigać, by zabić tych, którym
powierzono władzę. Nieczysty przestaje chodzić drogami
Boga, zasadza nasiona śmierci.
Dlaczego tak się dzieje? Umysł pochłonięty nieczys
tością nie potrafi już mieć czystego dostępu poznawczego
do rzeczywistości. Nosi on w sobie formy nieczyste,
kłamliwe. Poznanie takie jest raczej bezczeszczeniem rze
czywistości, celebrowaniem profanacji człowieka. Nieczy
sty znaczy tu nieprzejrzysty. Poznanie takie jest zasłonięte,
upojone ciałem, zmysłowością, wyizolowaną empirią. Nie
ma już w nieczystym człowieku poznania wartości sa
mych w sobie. Wartość ma jedynie coś, co potęguje życie
zmysłów, a więc przyjemność. Miara wartości jest miarą
zależną od przyjemności, od rozkoszy, jaką można zna
leźć, sprawić, doznać. Nieczysty konstruuje swój świat:
jeżeli nie przynosisz mi przyjemności, nie masz prawa
naruszać mojej przestrzeni, nie masz prawa dla mnie
zaistnieć. Świat nieczystego składa się ze źródeł przy
94
Nieczystość
jemności. Chętnie posługuje się ideą życia lekkiego, za
chęca do czerpania i korzystania z jego uroków. Interpre
tuje je jako zabawę. Upojenie zmysłami ma przesłonić
nienawiść niespełnienia.
W nieczystości człowiek zbyt mocno angażuje się
w cielesny wymiar bycia człowiekiem. Dochodzi do tego,
że zbawienie czy łaska zostają praktycznie zastąpione
ideą zdrowia, dobrego samopoczucia. W przestrzeni nie
czystości różne poziomy bycia człowiekiem zostają przez
nią zdominowane. Odnosi się to zasadniczo do sposobu
patrzenia:
oczy pełne kobiety cudzołożnej (2 P 2, 14) oraz
języka. Zmysłowość słów jest grą uwodzenia. Uwodząc,
silą się na takie brzmienie, które urzeka słuch i osacza
duszę
1
. Brzmią dwuznacznie, wieloznacznie. Nieczystość
słów spycha w sferę zwierzęcości ludzki język. Pokusa
słów nieczystych, uwodzących, kłamliwych staje się wy
maganiem sytuacji: fałszywa miłość używa fałszywych
słów. Pochlebstwem swych warg go uwiodła, podążył
tuż za nią niezwłocznie (...) nieświadom, że idzie o życie
(Prz 7, 23).
Wtedy mówienie o zwierzęcej stronie człowieka staje
się punktem wyjścia dla analizy człowieczeństwa. Jest to
doprawdy żenujące tak mówić o kimś, kto jest powołany,
by żyć ostatecznie w formie życia wyższego od aniel
skiego.
W nieczystości dochodzi wreszcie do głosu kult ciała,
kult młodości, witalności, sprawności. Kreuje ona bos-
kość ciała i boskość przeżycia związanego ze zmysłami.
Idea piękna doznaje całkowitej korporyzacji. Czystość
duchowa zostaje zastąpiona higieną ciała.
1
EwAGRiuszzPoNTUjPwraa..., dz. cyt., s. 382.
Nieczystość
95
Uległość sile przyciągania
W nieczystości człowiek ulega sile przyciągania owocu
zakazanego. Powtarza się bez przerwy ten sam scenariusz:
spostrzega coś, co jest rozkoszą dla oczu i nadaje się do
poznania, i nęci nasyceniem. Po przekroczeniu granicy
grzechu nieczystość niejako
wypędza człowieka. Wy
pędza go najpierw sprzed oblicza Boga, z przestrzeni
zdrowej moralności. Tak postępuje cudzołożnica: zjadła,
obtarła swe usta i rzekła: „Złe nie zrobiłam" (Prz 30,
20). Oto jak piękno igra na przedpolach śmierci. Pożąda
nie jest tym samym gestem, który doprowadził do zerwa
nia owocu w raju. W nieczystości drugi człowiek objawia
się jako owoc zakazany, toczy się ta sama śmiertelna gra:
dostrzega rozkosz dla oczu (Rdz 3, 6). Należy zauważyć,
że zerwanie owocu nie nastąpiło w samotności: zerwała
zatem owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był
z nią a on zjadł (Rdz 3, 6).
Każda forma atrakcyjności, zaciekawienia, przyciąga
nia, fascynacji — to, co się pojawia jako rozkosz dla oczu
— odwołuje się do tej sceny biblijnego kuszenia. Wszyst
ko, co przychodzi, przywdziewając atrakcyjny strój, chce
posiąść władzę nad ludzkim pożądaniem. Wszędzie tam,
gdzie wzbudza się pożądanie sobą
2
, wchodzą w grę te
same mechanizmy uwodzenia. A ogień pożądania po
chłania to, kim się jest. Dlatego Kohelet wypowiada
gorzkie słowa: / przekonałem się, że bardziej gorzką niż
śmierć jest kobieta, bo ona jest siecią serce jej sidłem,
a ręce jej więzami (Koh 7, 26).
W przemożnym uleganiu nieczystości można dostrzec
ucieczkę w innego człowieka. Obecność drugiego, jego
ciało, staje się tęsknotą. Bliskość apeluje o oddanie sie
2
Np. natrętna reklama.
96
Nieczystość
bie. Nie oddaje się on jednak drugiemu człowiekowi,
oddaje się natomiast tajemnicy nieprawości. W grzechu
jeszcze mniej ludzie do siebie należą. Najbardziej kłam
liwy jest tu element ubogacenia siebie. Człowiek jest
przekonany do końca, że obecność drugiego ubogaci go,
ale w grzechu odsłania się duchowa nagość, której nie
można niczym zasłonić. Doznaje się obecności dwóch
nędz. Wątpliwa ulga znieprawienia. Zbrukane piękno
człowieka.
Drogi poniżenia
Nieczystość jest chęcią znaczenia sobą. Znaczenia —
w sensie poddawania. Ryt miłosny, oznaczający oddanie
i zarazem miłosne poddanie, zostaje przez nieczystość
całkowicie zniekształcony, jest namiętnie zniewalający.
Jest poddaniem poniżającym. Dopuszczenie blisko, które
ma być przestrzenią zjednoczenia, staje się przestrzenią
zdrady bliskości, zdrady zjednoczenia.
Nieczysty nie wierzy w głębi w prawdziwą miłość,
która szanuje ludzi, bo w nieczystości sam doznaje we
wnętrznego wyrzucenia z siebie, wyrzucenia z raju w na
gości, której nie można ukryć. Owa nagość pozostaje
czymś o wiele głębszym niż nagość fizyczna. Nagość ta
jest odarciem. Człowiek nieczysty to istnienie odarte,
zwłaszcza z łaski. W głębi odarcia wszystko jawi się jako
odarte z piękna, z wartości, jako poniżone, niewarte mi
łości. Poniżony może żyć jedynie pośród poniżonych. Nie
czystość jest więc drogą wspólnego poniżenia. Pragnie
żyć jak nieczysty pośród nieczystych. Gdzieś z jej głębi
wydobywa się niepowstrzymana wola profanacji, czynie
nia nieczystym. Zwłaszcza święci, prawi ludzie, stają się
przedmiotem ataku. Ten napór pohańbienia rodzi potrze
Nieczystość
97
bę uwodzenia prawych. Gdy wymykają się z sideł, muszą
być oskarżeni, obrzuceni błotem. Dla nieczystych nie ma
dziewiczych miejsc. Nieczystość żywi się poniżeniem.
Utrzymuje się w przekonaniu, że ludzie i tak się poniżają.
Poniżanie staje się stylem życia nieczystego. Sam bo
wiem poniżony człowiek ma potrzebę poniżania innych.
Rzekoma hojność w nieczystości przyjmuje formę okra
dania z godności. Nieczystość odsłania się jako forma po
gardy dla siebie, jako forma kary. Ponieważ nie jestem
godny miłości, każę się, poniżając siebie i gardząc sobą.
W grzesznym, nieczystym zjednoczeniu człowiek
powierza siebie, swą siłę życiową, niejako zdolność ży
cia, grzechowi, śmierci. Żyje, plugawiąc siebie. Jedną z ja
skrawych form plugawienia jest kupczenie miłością,
ciałem, sprzedawanie siebie. Nie chodzi jedynie o pro
stytucję. W duchowym życiu każda forma miłości in
teresownej, kupczącej, czekającej zapłaty nosi piętno plu-
gawości. Plugawy może jedynie być wypluty z ust Bo
żych (por. Ap 3, 16).
Ostatecznie grzeszne zjednoczenie okazuje się być
zmową, spiskiem w grzechu, który dąży do poniżenia
Boga. Wplątuje się Go w nieczystość — przedstawia jako
tego, który błogosławi grzesznym występkom. Spusto
szenie serca, jakie sieje nieczystość, jest zarazem upra
womocnieniem nieczystych.
W zmysłowej kontemplacji świata nieczyści budują
swe zmysłowe światy, królestwa empirii, gdzie wszystko,
co prawdziwe, jest dotykane i dotykalne. Dotykanie zaś
jest źródłem niegasnącego zachwytu. To właśnie chłodny
empiryzm zrodzony został z gwałtowności zmysłów,
z wiary w zmysły. To z głębi poniżenia dopada człowieka
również przekonanie, że wszystko dokoła jest jedynie
przedmiotem. Nie jest to przekonanie typu filozoficzne
98
Nieczystość
go, ale forma zemsty. Poniżony nie pozwala innemu ist
nieć jako podmiotowi, może on być jedynie przedmiotem,
czymś do używania. Takie jest nieczyste czytanie rze
czywistości. Bóg także, jeśli ma prawo do istnienia, może
być wymiarem, jedną z perspektyw światopoglądu, nie
ma prawa istnieć samoistnie, niezależnie od nieczystego.
Poznanie i nagość
U podstaw nieczystości stoi przekonanie, że poznanie daje
życie. Biblijne, hebrajskie poznać znaczy także: współżyć,
aby dać życie. Bezpośredniość poznania wskazuje na
bezpośredniość życia. Jest obietnicą posiadania jego ta
jemnicy, jego bezgraniczności, sięgnięcia w istotę. Sam
stosunek jest symbolem przekroczenia granic. Jednak
otwarcie na drugiego, które znamionuje życie, jednocze
śnie jest ukąszeniem węża, bezpośredniością śmierci.
W nieczystości dochodzi do głosu najmocniej katego
ria nagości. Związek pomiędzy zerwanym owocem w raju
a odkrywaną nagością należy tu do najistotniejszych.
Poznanie jest zdarciem zasłony, jak poznanie w zjedno
czeniu — zerwaniem dziewiczości. Nie ma już nic ukry
tego, zasłoniętego. Rzeczy są nagie — jeśli ukrywają swą
nagość, należy je obedrzeć. Nie chodzi jedynie o nagość
przeżywaną jako poznanie, ale o swoistą potrzebę obna
żania. Kalanie staje się pasją, drogą w dół. Istnieje rów
nież inny sposób czynienia nagim — gdy domaga się od
człowieka szczerości aż do duchowego ekshibicjonizmu.
Ten świat ubiera nieczystość w powszechny erotyzm.
„Mdłym urokom" przyzwoitości przeciwstawia szokujące,
ostre doznanie ocierające się o otchłań lęku. Jedynie to
jest prawdziwe, godne uznania, co pobudza, ekscytuje —
głosi bezczelnie, siejąc duchową śmierć. W takiej prze
Nieczystość
99
strzeni dochodzi do gloryfikacji doświadczenia. Wszyst
ko, co potrafi człowieka napełnić w sferze zmysłowej,
w sferze przeżycia, jest godne pochwały. Popularyzuje
się postawy, by jak najwięcej przeżyć, zobaczyć, do
świadczyć, poznać. Swoisty kult doświadczenia, uzależ
nienie od niego. Ogrom doświadczenia miałby poszerzyć
panoramę życia. Cały czas człowiek jest stawiany przed
drzewem poznania i zachęcany, by zerwać owoc pozna
nia. Zasada zawsze jest ta sama: przykuwa się uwagę do
nieznanych miejsc, do miejsc zasłoniętych. Zachęca: ze
rwij welon tajemnicy, jak zdziera się odzież, by odsłonić
nagość, by poznać.
Symulacja zjednoczenia
Ułuda zbawienia jest tym, co w nieczystości przejawia
się najmocniej. Nieczystość, zawładnąwszy wyobraźnią,
ukazuje pewien rodzaj przeżycia ekstatycznego, które ma
być wyrwaniem ku zjednoczeniu, obietnicą nieba. Nie
czysty poszukuje schronienia w nieuprawnionej blisko
ści, chowa się w niej, oczekując wyrwania w ekstazie.
Dążenie do tego jadowitego zjednoczenia może wy
pływać ze swego rodzaju obietnicy: być może ten, z któ
rym ryzykuję zjednoczenie, przywróci mi wnętrze, opar
cie, pewność istnienia.
Można mówić o pewnej ucieczce w nieczystość w przy
padku niezdolności do odpowiedzi na bliskość człowieka.
W głębi grzechu funkcjonuje oczywiste przekonanie, że
z człowiekiem można żyć tylko na grzeszny sposób.
Grzech przynagla do uproszczeń. Jeżeli nie potrafi się
spotykać w głębi człowieczeństwa, należy spotykać się
na jego obrzeżu. Nie mogąc dać głębokiej odpowiedzi na
bliskość człowieka, człowiek doznaje pokusy tragicznego
100
Nieczystość
uproszczenia, by rzucać się w formy najbardziej uprzywi
lejowane, czyniąc bliskość kłamliwą.
Często człowiek, nie rozumiejąc siebie, poświęca się
innym, aby inni również poświęcili się jemu. Ale wycho
dząc do innych w aktach nieczystości, staje się bezdom
ny. Wyskakuje jak legion demonów z opętanego i rzuca
się w pęd ku śmierci, w stadzie świń (por. Mt 8, 30-33),
tonąc w odmętach nieczystości. Rozpętanie zmysłowości
odbiera duchowy rozsądek. Wzajemność okazuje się han
dlowym kontraktem.
Nieczystość serca
Chrystus interpretuje w znanych słowach przykazanie
o cudzołóstwie: Słyszeliście, że powiedziano: «Nie cudzo
łóż! ». A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy
na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił cudzołóstwa
(Mt 5, 27-28). Z czynu fizycznego przenosi akcent na
okna duszy: grzeszne spojrzenie. Jest taki rodzaj spojrze
nia, który dopada człowieka jak zdobycz, odziera i poni
ża. Wyraża ono namiętność podobną do ognia, który nie
gaśnie, aż nie strawi do końca: namiętność gorąca, jak
ogień płonący, nie zgaśnie, aż będzie zaspokojona; czło
wiek nieczysty wobec swego ciała, nie zazna spokoju, aż
go ogień spali; rozpustnik, dla którego każdy chleb słod
ki, nie uspokoi się aż do śmierci (Syr 23, 17).
Grzeszne spojrzenie wyraża wnętrze o nieczystych ko
rzeniach, zapuszczonych na urwistej skale (Syr 40, 15).
Nieczystość wychodzi z serca, kala całego człowieka, by
pójść za dążeniami ciała najbardziej dosłownie.
Patrzenie nieczyste, a w konsekwencji noszenie w ser
cu, oznacza ciągłe przywoływanie, ożywianie w swoim
wnętrzu przedmiotu pożądania. A przedmiot noszony to
Nieczystość
101
wnętrze wypala. Głównie dlatego, że serce staje się staj
nią oczekiwań, karmi człowieka myślą nieczystą, obcią
żając jego ducha. Przytłoczony, ociężały duch nie ma już
sił na porządkowanie wewnętrznych mieszkań, jest zagu
biony. Człowiek, szukając miłości, nie znajduje jej. Do
świadcza tego, o czym mówi prorok Ozeasz: zamkną jej
drogą cierniami i murem otoczą, tak że nie znajdzie
swych ścieżek (Oz 2, 8). W tym znaczeniu również pożą
dliwa miłość jest ślepa. Cudzołóstwo w duchu jest w is
tocie spółkowaniem z demonem, który opanował wyo
braźnię.
Pułapki wybrania
Nieczystość nade wszystko wybiera, wywyższa ciało,
a przez to sprzeciwia się duchowi, głosząc obłędną wier
ność ciału, ubóstwiając je. Żywi się schorowaną potrzebą
miłości i aprobaty. Zjednoczenie szukane w nieczystości
pojawia się w głębi jednej z największych potrzeb i po
kus człowieka — idei wybrania. Nieczystość otwiera się
i stwierdza: oto wybieram ciebie. Dla ciebie czynię wszys
tko. Gubię nawet moje człowieczeństwo, moją przy
szłość. Dlatego namiętność ta jest tak mocna.
Być nieprawnie wybranym — oto istota nieczystości.
Nieczysty zgadza się na przekroczenie granic, przekro
czenie zakazu, by być wybranym. Taka też jest istota
grzechu pierworodnego. Stąd też bezpośrednie podobień
stwo tych grzechów. Być wybranym poza prawem to
znaczy być wybranym w sposób absolutny. Nieczystość
jest przekonana o jednej sprawie — mogę być wybrany
tylko w upadłym świecie. Gdy wybieram ciebie, upada
my razem. Wybieram upadek, upadanie w grzech, by we
drzeć się w tajemnicę życia. Nieczysty chciałby mieć do
102
Nieczystość
niej dostęp bezkarny, nie podejmując odpowiedzialności
za życie. Tu jest istota dramatu ewentualnego poczynają
cego się życia.
W wybranie wplątane jest uwodzenie, uwodzenie nie
tylko w znaczeniu zdobycia typu zmysłowego, cielesne
go, choć nade wszystko w nieczystości człowiek zostaje
zdobyty, staje się zdobyczą, ale również zdobycia typu
intelektualnego, uczuciowego czy przynależnościowego.
Przedziwne jest odwrócenie ról, jakie mamy pomię
dzy kobietą a mężczyzną po grzechu. Kobieta usłyszała
karzące słowa: ku twemu mężowi będziesz kierowała swe
pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą (Rdz 3, 16).
Duma kobieca właśnie w przestrzeni nieczystości pragnie
odwrócić role, by to mężczyzna ją pożądał i pojawia się
jako godna pożądania, zwłaszcza w swej zewnętrznej
atrakcyjności. W logice boskich słów zarówno owo po
żądanie, jak i panowanie jest karą, Bożą reakcją na
grzech. Tu też odsłania się cała logika pożądania i kusze
nia. To poprzez pożądanie człowiek wchodzi w kontakt
ze złem. To w pożądaniu dochodzi do poczęcia grzechu,
w skosztowaniu owocu. Może dojść również do poczęcia
w grzechu, może się począć człowiek. Dlatego nieczys
tość najbardziej sprzeciwia się porządkowi stworzenia,
jest to stworzenie niejako poza Bogiem, poza zasięgiem
Jego łaski. Chyba nigdy nie dowiemy się, jak bardzo de
formujące jest pod względem antropologicznym i ducho
wym poczynanie w grzechu.
Z
azdrość
Katechizm Kościoła Katolickiego na temat zazdrości
stwierdza, iż oznacza ona smutek doznawany z powodu
dobra drugiego człowieka i nadmierne pragnienie przy
właszczenia go sobie, nawet w sposób niewłaściwy (2539).
0 zazdrości można powiedzieć słowa wypowiedziane
pod adresem Szymona Czarnoksiężnika: widzą, że jesteś
żółcią gorzką i wiązką nieprawości (Dz 8, 23). Człowiek
zazdrosny, dręczony zawiścią, cierpi katusze z powodu
dobra, jakie są udziałem drugiego\
Zazdrość
1 2
jest również pretensją, zwłaszcza gdy sprzy
mierza się z pychą, zabiegającą o wyłączność. Pragnie
być pierwsza w sercu, w życiu towarzyskim i publicz
nym. Chce mieć prawo do wyłączności. Pojawiając się,
pragnie zwrócić na siebie uwagę, upewnić się o swej po
zycji. Jest jak nietoperz wysyłający ultradźwięki, badają
cy, sondujący. W jej zmmżonych oczach czai się preten
sja. Jedyne skupienie, jakie zna, to skupienie uwagi na
sobie. Jeżeli odmawia się jej uprzywilejowania, traci pod
nogami grunt, upada w przepaść. Tam też ściąga tych,
którzy ją zawiedli. Zazdrość zazwyczaj prezentuje wyso
kie standardy odnośnie do wybrania. Musi być wybrana.
Każde inne rozwiązanie, czy też niejasność w tej kwestii,
rodzi gorycz i chęć zemsty. Dominuje zwłaszcza sferę
piękna naturalnego czy też duchowego.
1
Za:
D
kkknsor
z
L
iguge
,
Księga iskierek, dz. cyt., s. 116.
2
Na marginesie naszych rozważań o zazdrości należy zaznaczyć róż
nicę pomiędzy zazdrością a zawiścią. Zawiść bardziej chce obronić
dotychczasową, korzystną pozycję dobra własnego; zazdrość zaś do
tyczy dobra cudzego.
104
Zazdrość
Zazdrość jest w zasadzie jedna: jest zazdrością o miej
sce najbardziej uprzywilejowane, o wybranie. Zajęcie te
go miejsca, miejsca dla Boga, w człowieku czy też we
wszechświecie jest jedyną racją jej życia. Zazdrość
o pierwsze miejsce. Gdy widzi się zepchnięta — wytacza
swój oręż. Historia musi być karą dla „bezbożnych" pro
fanów. To jedyny sposób jej uświęcenia i jedyna satys
fakcja. Chciałaby udowodnić powszechnie, że dobro nie
istnieje. Zazdrość ma charakter wybitnie roszczeniowy.
Zazdrość przyjmuje formę pogardy dla Boga: po
pierwsze —jako dla Największego dobra; po drugie —
za to, że tak niesprawiedliwie dobra podzielił.
Przerażenie własną nieobecnością
O ile pycha czuje się pe*wna swego dobra, to zazdrość
jest jakby jej drugą stroną — niepewnością dobra. Skupia
się na tym, czego nie posiada. Jak też pycha widzi wszę
dzie siebie, tak zazdrość przerażona jest odkrywanym nie
podobieństwem, nie może odnaleźć ani siebie, ani swego
dobra. Dla pychy świat jest zaludniony przez nią samą,
zaś dla zazdrości w tym sensie jest on bezludny — od
krywa swą nieobecność, nieprawdziwość. Zazdrosny nie
jako nie może siebie odnaleźć, mimo uporczywego po
szukiwania. Jest pewny, że ci, których spotyka, mówią
mu: nie istniejesz dla mnie, nie jesteś ważny. To demas
kuje cały wysiłek pozorowania pierwszorzędności. Myśli
on: jeśli nie jestem pierwszy, nie mam po co żyć. Muszę
wywalczyć, obronić to jedyne miejsce.
Zazdrość ma swe źródła w katastrofalnie negatywnej
wizji samego siebie. Wynika z chronicznego braku miło
ści względem siebie, czasem — z nieskrywanej pogardy.
Zazdrosny zbudowany jest z cienia, z braku tego, czym
Zazdrość
105
obfitują ludzie. Jeżeli nawet zazdrosny zaczyna kochać,
miłuje bardziej dobro nieobecne w sobie i ukochanej oso
bie, miłuje sytuacje, których nie przeżył, tęskni za przy
miotami leżącymi daleko poza jego zasięgiem i możliwo
ściami. Zazdrosnemu zawsze brakuje chleba na jego stole
(por. Syr 14, 8). Rodzi się z poczucia ciągłego braku,
swoistego głodu. Jest to jednak zupełnie inny głód niż
chciwca czy obżerającego się. Zazdrość nastrojona jest na
głód szczęścia. Ulega złudzeniu, że posiadanie uszczęśli
wia. Widząc bowiem przejawy szczęścia, pragnie rzeczy,
które uszczęśliwiają. Walcząc o nie, nawet je zdobywa
jąc,
czuje
się
oszukana,
jeszcze
bardziej
pała
zawiścią i gniewem. Sekunduje temu złudzenie, że
rzeczy materialne, kontakt z osobami, prestiż czy
przynależność do elity czynią szczęśliwymi. Zazdrość
jednak dotyczy zewnętrznych przejawów, a w ogóle nie
jest zainteresowana wysiłkiem ich zdobywania. Chciałaby
bić rekordy świata, nie marnując czasu na treningi. To
niejako przymus posiadania, zdobywania tego, co
uszczęśliwia. Tu objawia się całkowita zależność
zazdrosnego od zewnętrznego. Żyje on w kontekście
innych, zdradza własną bezdomność, brak zakorzenienia
w wartościach, brak zapodmio-towania w sobie jako
osobie. Zatrwożony niedostatkiem swego bytu, trapiąc się
sobą, nie znajduje innego rozwiązania, poza obrzydzaniem
sobie i otoczeniu dobra. Tak to dojrzała zazdrość okazuje
się zwykłym barbarzyństwem wobec kultury dobra.
Dobro w zazdrości rozpala węgle żarzące, umiera więc,
rodząc własne dzieci.
Kumuluje się ona zazwyczaj na widok dobra bliźniego.
Dobro drugiego odsłania miernotę zazdrosnego, odbiera
mu odwagę życia: „Ponieważ ty jesteś, swoim «jestem»
mnie poniżasz; nie mogę pozwolić, abyś był. Twoje pięk
no oskarża cię i cię skazuje".
106
Zazdrość
Człowiek zazdrosny żywi przekonanie, że zawsze go
coś omija. Ogarnia go wyobrażenie szczęścia nieuchwyt
nego. Pierwotną sytuacją, do której zazdrość się odwołuje,
jest instynkt utraconego raju. Zaślepienie utratą spędza
jej sen z powiek. Zazdrość jest poczuciem utraty, wiąże
się z ponurą pewnością, że tego, czego pragnie, już nie
osiągnie. Umiera, wpatrując się i wyciągając rękę po
oddalający się owoc.
Optyka zazdrości umiejscawia człowieka na margine
sie: ponieważ sam siebie odczytuje jako kogoś marginal
nego, nie szczędzi tego pozostałym. Potrafi bez wy
tchnienia, z potem na czole, ciągle przeczyć dobru. Dob
ro w oczach zazdrości jest czymś straconym. Jeżeli jesz
cze jakieś istnieje, to również przeznaczone jest do stra
cenia.
Zazdrość, sama naga i odrzucona, czai się w krzakach,
jak w raju, i stamtąd oskarża — jak Adam Ewę, a Ewa
węża. Objawia mentalność zarośli. Nie dopuszcza nigdy,
by wyjść na pole walki, by podjąć rękawicę w otwartym
pojedynku. Nigdy na to nie zezwoli. Jak każdy grzech,
szuka ukrycia i rozstrzyga sprawy, szafując wyrokami.
Rozpoczyna od wydania aktu oskarżenia. Pasja nienawi
ści nie dopuszcza spojrzenia w oczy, woli uderzać w ple
cy. Gdy jednak uderza, zostaje zdemaskowana, rozdziera
się zasłona jak w świątyni w czas śmierci Chrystusa i nie
da się zbrodni zasłonić. Ofiara okazuje się męczenni
kiem, a zbrodniarz buduje ofierze ołtarze, jak Żydzi pro
rokom, potępiając w imię sprawiedliwej historii własne
knowania.
Ponieważ z natury jest nikczemna, nikczemnie roz
prawia się z ofiarami. Osacza słowem trującym. Dobro,
zwłaszcza bezbronne, wywołuje furię. Zazdrosny żyje,
nie dopuszczając innych do życia.
Zazdrość
107
Zazdrość popycha do otaczania się namiastkami dos
konałości: pięknem sztuki, znanymi osobami, itd. Względy
wielkich osób podnoszą dobre samopoczucie, przywracają
poczucie wartości i co ważne, prowokują zazdrość innych.
Zazdrość jako smutek z dobra
Dla zazdrości dobro jest bolesną świadomością, uwiera.
Nie potrafi znieść nikogo, kto posiada wiedzę, zdolności,
horyzonty, możliwości, przekonania, a zwłaszcza wiel
kość duchową. To wszystko miażdży zazdrosnego. Za
zdrość nade wszystko dotyczy jednej wartości —niewin
ności, niedostępności dla grzechu. Właśnie dlatego, że
ktoś jest niedostępny dla grzechu, żyje mocno zakorze
niony w łasce, jest przedmiotem śmiertelnych zabiegów.
Każde dobro, a niewinność szczególnie, jest refleksem
dobroci Boga. A dobroć ta w głębi grzechu jest winą,
czymś niewybaczalnym. W ten sposób zazdrość staje się
odwrotnością podziwu, który napełnia wnętrze i ubogaca
pięknem. Bezradny w swej małości zazdrosny może tylko
obrzucać błotem rzecz> święte i duchowe.
Dobro innych obciąża wygnaną świadomość. Napeł
nia obrzydzeniem. Jest przedmiotem odrazy. Dla zazdros
nego dobro jest toksyczne. Horacjusz zostawił nam świetną
myśl: Sycylijczycy nie wymyślili gorszej tortury od za
zdrości'.
By dodać sobie powagi, zazdrosny chciałby w imieniu
Boga rozgniatać dobro. Smutek wynika z tego, iż zazdros
ny nie ma wpływu na rozdzielane dobra, nie ma władzy
nad dobrem innych. Doświadcza dobra jako wymykają
cego się. Zazdrość chciałaby swoim niepokojem i niena-
3
B.
G
raham
,
Siedem grzechów głównych, wyd. „Słowo prawdy",
1962, s. 22.
108
Zazdrość
wiścią dotknąć dobra, tak jak dotyka bóg gniewu — roz
gniatając je.
Zazdrość jest rodzajem smutku, zdruzgotania wobec
posiadania przez innych dóbr i wartości. Im dobra są
bardziej duchowe, tym jest ona subtelniej sza. W zazdros
nych oczach bliźni potrafi pełniej żyć. W ten sposób
dobro innych staje się utrapieniem. Dobro uświadamia
sytuację zepchnięcia.
Dobro nie cieszy, a raczej wprowadza w głęboki
smutek, gdyż zazdrosny chciałby być pełnią dobra. Ten
brak jest ciągle demaskowany. Nie mogę być nosicielem
wszystkich wartości, Pełni — oto ostateczna płaszczyzna
rozumienia tego grzechu. Zazdrość zgłasza pretensję do
Pełni, jaką jest Bóg, jest pretensją do wyłączności. Ła
cińskie invidere, tłumaczone jako 'zazdrość', oznacza
również 'patrzeć w głąb'. Chciałoby zawładnąć tym, co
głębokie w innych — samym Bogiem.
Zadziwiające, ale zazdrość to jakby zdziwienie, rodzaj
oburzenia, że ktoś śmie, że ktoś ma prawo do dobra, które
go zazdrosny łaskawie nie przyznał, na które nie zezwolił.
„Beze mnie to dobro nie może istnieć, może być jedynie
samozwańcze" — mówi w głębi serca zazdrosny. Stąd
obecność dobra rodzi potrzebę niszczenia. I to niszczenie
często przybiera formy systemowo zorganizowane. Dobro
wymaga niszczenia, gdyż oskarża zazdrosnego.
Dobro innych w optyce zazdrości obniża, dyskwalifi
kuje jego osobiste wartości. Zazdrosny jest więc człowie
kiem ciągle, z natury rzeczy, skazanym na przegranie.
Widok dobra bliźniego doprowadza do utraty własnego.
Zwłaszcza sukces, dobro publiczne staje się wyjątkowo
zabójcze. Działa jak uderzenie w plecy. Całkowicie roz
gorycza. Zazdrość zna jeden odpoczynek — we mgle
Zazdrość
109
zaćmiewającej wartości; zna jedną chorobę — zatrucie
dobrem.
Demoniczne formy zazdrości w samym środku ludz
kiej wrażliwości odsłaniają kompletną klęskę dobra. Za
zdrość jest dlatego demoniczna, że nie tylko nie chce na
śladowania dobra — dobro bowiem w zazdrości jest
absolutnie nie do przyjęcia — ale chce je osłabić, znisz
czyć. Dobro mnie poniża, nie mogę pozwolić, by istniało.
Nie mogę dobra znieść, ale mogę je przerazić, zabić. Do
bro wymaga potępienia. Nie może być wybaczone. Nie
ma niewinnych. Piękno, jeśli w ogóle istnieje i jest godne
uwagi, musi być zniszczone. Śmierć jedynie może być
opieczętowaniem prawdziwego dobra, a zarazem próbą,
czy było prawdziwe. Właśnie Chrystus umarł przez pa
niczną zazdrość. Arcykapłani wydali Go przez zawiść
(Mk 15, 10). Przez zawiść został ukrzyżowany Chrystus.
Zatem kto zazdrości swemu bratu, krzyżuje Chrystusa*.
W momencie swego apogeum, zazdrość opowiada się za
najbardziej oczywistym złem, jak podburzony tłum za
Barabaszem. Wyzwala okrutne i bezwzględne zło, jak
otwieranie puszki Pandory. Dlatego pretenduje ona do
najczystszych form nienawiści. Pasja likwidacji.
Zazdrość to mroczne, ostre, negatywne przeżycie cu
dzego dobra. Dotyczy w zasadzie dobra jako całości.
Obecność dobra, obecność bliźniego zamiast być źródłem
inspiracji do miłości, staje się źródłem inspiracji niena
wistnej. W swej wewnętrznej logice stwierdza: „skoro ja
nie mam, nie ma prawa mieć nikt inny". Rozpalany ogień
zazdrości trawi własne posiadłości. Jest matką języka
ognia. Spustoszenie dobra jest dla zazdrości małą chwilą
satysfakcji. Zwłaszcza wtedy, gdy zostanie ono dopad-
nięte, osaczone i zakwestionowane.
4
DEFENSOR Z L
iguge
, Księga iskierek, dz. cyt., s. 116.
110
Zazdrość
Zazdrość odmawia wszystkim dobra, zwłaszcza dobra
ostatecznego — zbawienia. Dotyczy ona tej eschatolo
gicznej, uprzywilejowanej sytuacji — chciałaby sama,
jako jedyna, dostąpić zbawienia. Tylko ona jest tego god
na. Stąd rodzi się to drastyczne spychanie bliźnich. To
skrywana w głębi zazdrości pogarda powoduje, iż dobro
staje się męczące.
Zaborczość posiadania
Można odróżnić w zazdrości trzy formy:
1.
Strzeżenie tego, co posiada. Postawa taka wywodzi
się z podejrzenia, że człowiek może być okradziony, że
ktoś odciągnie z pola jego oddziaływania to, co kocha.
Zazdrosne strzeżenie swoich praw i dóbr objawia się naj
częściej w niedojrzałej miłości. Wobec tego, co kocham,
zachowuję się zazdrośnie; ktoś, kogo kocham, nie może
kochać nikogo innego, musi udowadniać, że jestem na
niekwestionowanym pierwszym miejscu, w żadnym wy
padku nie może mnie opuścić, nie mogę utracić swej
własności. Uczucie tak mocno wiąże, krępuje, że staje się
kagańcem.
Wewnątrz zazdrości istnieje mechanizm porównywa
nia. Sprawia on, że ludzie i sytuacje wokół ciągle podle
gają mierzeniu, ocenie. Na pewno człowiek w obecności
zazdrosnego przechadza się w towarzystwie swej zguby
(Syr 13, 13). Postępuje on pokrętnie, badając, mierząc,
ważąc, jak to stwierdza Księga Syracha:
Nie zamierzaj rozmawiać z nim, jakby z równym
sobie,
ani nie dowierzaj jego wielu słowom;
przez swoje wielomówstwo wystawi cię na próbę
Zazdrość
111
i niby uśmiechając się, dokładnie cię wybada, i Bez
miłosierdzia jest i nie zachowuje dla siebie zwierzeń
nie oszczędzi ci ani razów, ani więzów
(Syr 13, 11-12).
Zazdrość stwarza swój język — jak bicz, co wszyst
kich dosięga (por. Syr 26, 6). Człowiek nieprawy zło go
tuje, i ogień mu płonie na wargach (Prz 16, 27).
2. Obezwładnianie tego, czego nie może mieć. Obec
ność mocnego dobra wywołuje lęk, poczucie zagrożenia,
irytację. Co więcej, dobro bliźniego pozbawia zazdrosne
go prawa do życia. Zrywa się szaleńczo, by to prawo wy
walczyć, kwestionując dobro zastane i stwierdzone. Za
zdrosny przerażony odkrywa, iż nie ma w sobie wartości,
czuje brak ich potwierdzenia. Wartości znajdują się poza
nim. Ze sposobu reagowania wynika, że zazdrosny całą
wartość swego istnienia pokłada w innych. Jedyne, co dos
konale robi, to doskonałe skupienie się na brakach. Total
ny defetyzm, malkontencki program życia: czuwanie przy
ruinach. Wnętrze zalega ciemność, o której mówi Hiob:
Ciemność jak skarb zachowana, nie wzniecony ogień go
strawi, zniszczy, co skryte w namiocie (Job 20, 26).
Z tym wiąże się druga strona medalu: idealizowanie
nieobecnych wartości. Zazdrość potrafi roztaczać piękno
niedościgłych sytuacji, doskonałość kryształowej ducho
wości. Ale jest to taktyka przypominania słuchaczom, że
i im jest daleko do prezentowanych ideałów.
3. Niszczenie tego, co dyskredytuje we własnych
oczach.
Każde podkreśłanie walorów, darów czy dobra istnie
jącego poza nim umniejsza zazdrosnego. Wówczas wy
112
Zazdrość
daje on owoce, niszcząc. Zazdrość uzmysławia, że czło
wiek sam chciałby być kimś wyjątkowym, godnym uwagi,
ale stwierdza, że uwaga odwraca się od niego. Zazdrość
jest reakcją na takie pomijanie, na utratą. Obawiając się
cokolwiek utracić, człowiek włącza mechanizmy korygu
jące, przypominające o status quo. Jest histerią obawy
nieposiadania, utracenia.
Zazdrość przedziwnie skupia się na najlepszych stro
nach tego, co jest trudne do osiągnięcia. Pojawia się za
tem wobec wartości niedostępnych. Zazdrosny zdaje so
bie sprawę, że ich nigdy nie posiądzie, zwłaszcza gdy
dotyczy to wysokich dóbr duchowych, dlatego pragnie
zdeklasować samo dobro oraz ich nosicieli. Jest to za
zdrość niedostępności.
Zazdrość szuka sprzymierzenia ze śmiercią, gdyż nie
potrafi znieść czyjegoś wybrania. Zawsze i jedynie ona
musi dostąpić uprzywilejowania. Pojawia się naturalnie
tam, gdzie to uprzywilejowanie jest możliwe. Właśnie
dlatego bracia Józefa uknuli spisek, by go zabić, bo Jakub
miłował Józefa najbardziej ze wszystkich synów. Tekst
jest druzgoczący: Bracia Józefa, widząc, że ojciec kocha
go bardziej niż ich wszystkich, tak go znienawidzili, że nie
mogli zdobyć się na to, aby przyjaźnie z nim porozma
wiać (Rdz 37, 4; por. Dz 7, 9). Zazdrość nie dopuszcza
miłości do głosu. Księga Mądrości mówi o drodze zżera
jącej zazdrości (Mdr 6, 23); jest ona ogniem trawiącym.
Rozpala się, bo żyje pośród wiarolomców.
Zazdrosny domaga się śmierci, czując się oszukany
i poniżony. Pośród radości śpiewu zwycięstwa Dawida
Saul słyszał głos własnej zazdrości: Pobił Saul tysiące,
Dawid dziesiątki tysięcy (1 Sm 18, 7). Za każdym razem,
kiedy Dawid wyprawiał się, odnosił zwycięstwo, Saul
patrzył na niego coraz bardziej zazdrosnym okiem (1 Sm
Zazdrość
113
18, 9). Pewnego dnia wysyła swych oprawców, by go
zaraz z rana zabili (1 Sm 19, 11). Zazdrość nie zna po
godnych poranków. Historia Saula jest niemal programo
wo czystą historią jednej zazdrości, która narasta i koń
czy się obłędem. Saul najpierw drżał przed Dawidem
(1 Sm 18, 15), potem powziął morderczą decyzję, w koń
cu jedyną jego racją stanu staje się ostateczna i osobista
rozprawa z Dawidem. Saul obmyśla fortele, aby go
uśmiercić, nie szczędzi sił, by go dopaść, gdzie tylko się
da, przemierzając cały swój kraj i czyniąc z prywatnej
zawiści sprawę narodową. Tak wydobywa się z głębi
zazdrości natura nieprzejednania. Nie chce, nie dopusz
cza innych rozwiązań poza uśmierceniem. Ale jest ona
bronią obosieczną — zwłaszcza zazdrosnemu sama skraca
dni (Syr 30, 24). Dlatego św. Jakub przestrzega przed
żywieniem morderczej zazdrości (Jk 4, 2).
„Mordercza zazdrość" to zestawienie bardzo wyrazi
ste. Odsłania jej zabójczą głębię. Cynizm — zabójstwo
w sferze sensów, terroryzm — zbrodnia w sferze relacji.
Każde napotkane dobro, każda racja, rozumność celu wy
wołuje niewspółmierną niszczycielską reakcję. Jedyne,
co można ludziom ofiarować, to przestrzeń bez dobra —
absolutne piekło. Należy dołożyć wszelkich starań, by
mnożyć cierpienie. Im większe dobro, tym przemyślniej-
sze musi być zadawanie bólu. Życie jest zemstą. Zazdrość
jest mistrzynią zemst. Całe poznanie zakwasić kłam
stwem, całe miłowanie — przemocą. Dla zazdrości nie
ma już piękna do ocalenia. To przez zawiść człowiek był
kuszony przez węża. Nie ma w niej żadnego uzasadnie
nia. Rządzi nią wściekła potrzeba zrównania wszystkiego
z ziemią. Każdy nosiciel wartości jest zdrajcą. Należy
wciągnąć go w śmierć.
114
Zazdrość
Sabotowanie wartości
Zazdrosny nie potrafi miłować, cieszyć się tym, co po
siada, nie potrafi być wdzięczny, ale żyje swoim wygna
niem. Ma największe problemy z wdzięcznością. Słowa
podziękowań grzęzną w gardle zazdrości. Nie może prze
cież nikomu dziękować, skoro całe dobro należy do niej.
Pozostali sąjedynie złodziejami. Ma natomiast niezwykłe
skłonności do zaprzeczania. Samo, będąc istnieniem za
przeczonym, zaprzecza jakiemukolwiek istnieniu, zwłasz
cza doskonałemu. Totalne zablokowanie dobra.
Życie w głębi dojrzałej zazdrości przyjmuje formę
zemsty. Taki typ wyobraźni wygania z teraźniejszości.
Niemiłowanie tego, co jest, co się ma, co dał Bóg. To, co
obecne, nie ma wartości dla zazdrosnego. Tu jesteśmy
świadkami narodzin chorej idei postępu. Nie ma wartości
to, co jest dzisiaj, należy dążyć naprzód, chcieć czegoś
innego. Oto imperatyw postępu. Zazdrość, jak i chory po
stęp wiąże się z tym, czego się nie posiada, czego nie ma.
Mordercza więź z nieobecnością. Taki mechanizm napę
dza nade wszystko chora nadzieja. Duchowość Atlanty
dy. Z zazdrością nie da się nigdzie zamieszkać — tworzy
mentalność duchowo bezdomnych.
Zazdrość rozwija również arsenał środków zastęp
czych, wartości nieprawdziwych, spreparowanych. Z jed
nej strony dlatego, że osiągnięte czy też posiadane dobro
rozczarowuje, nie napełnia życiem, siłą, a z drugiej —
zazdrość musi maskować swój dramat. Dlatego nikt nie
ma prawa być szczęśliwy przy zazdrosnym. Świadomie,
z rozmysłem czy też z rozpaczą, zatruwa życie. Jeżeli się
otwiera na życie, jest to otwarcie typu negatywnego. Ży
cie jest czymś absolutnie niespełnionym.
Zazdrość
115
Zazdrość budzi specyficzną podejrzliwość: na pewno
ukrywa się przede mną rzeczy, które dają poczucie speł
nienia. Muszę zdemaskować tę grę. Używa zatrutego ję
zyka, który łamie kości (Syr 28, 16):
Wobec ciebie usta jego są słodkie i
podziwiać będzie twoje słowa; ale później
zmieni swoje usta i ze słów twoich uknuje
zarzut przeciw tobie
(Syr 27, 23).
Ponieważ dobro krępuje i oskarża zazdrosnego, stara
się on wszystko ośmieszyć, wyszydzić, zasiać wątpliwość
wjadowitości słów.
W zazdrości istnieje rujnujący mechanizm, polegający
na tym, że człowiek, osiągając coś, zupełnie nie potrafi
się tym ucieszyć, rozradować, podzielić, a kieruje natych
miast wzrok ku temu, co jeszcze jest do osiągnięcia. Traci
nagle zainteresowanie tym, co już osiągnął. Zazdrość
pcha naprzód, ku zdobyciu brakującego. Zazdrosny jest
typowym człowiekiem w gonitwie, nie potrafi spocząć.
Dobro jest gonione, osaczane i zatruwane. Zdobywając,
goniący nie pochłania go, każe mu marnieć, zatruwając je.
Karmi się pogardą dla dobra osaczonego i odrzuconego.
Gorycz zazdrości nie tylko chce pozbawić dobra,
rozmyślnie skazuje bliźniego na cierpienie. Pojawia się
coś demonicznego: piękno domaga się cierpienia, delek
towania się nim. Zwyrodniała radość zadawania bólu, żą
danie upokorzenia, poniżenia.
Zazdrosne oko widzi wiele rzeczy nieprawdziwie: in
nym żyje się lżej, mają świetne pomysły, mają większy
dostęp do łaski, itd. Zazdrość podpowiada swemu adepto
wi: dla ciebie jest tylko niewdzięczność, trudności, krzy
że, zabij więc innym ich szczęśliwe życie.
116
Zazdrość
Dobro rodzi w zazdrosnym oburzenie. Jedyna spra
wiedliwość to pomóc mu skonać, zrównać z ziemią. Za
zdrość czyni z człowieka oprawcą. Matka zawziętości.
Królowa czarnej żółci.
Zazdrosny napotkane dobro krępuje, nie zostawia
przestrzeni rozwoju, wolności. Zazdroszcząc, daje do zro
zumienia, że obecność innych jest niechciana, niepożą
dana. Burzyciel domostw, podobny do jastrzębia wypa
truje ofiary. Każde dobro musi być podkopane. W swej
wykoślawionej wyobraźni utrzymuje, że przetrwanie za
pewnia mu eliminacja innych. Tak więc, nie buduje, nie
tworzy, nie rozwija siebie, ale kreuje swe piękno, swe do
bro, swą wyższość przez rzucanie potwarzy, spychanie,
zdeptanie.
Zazdrość zbudowana jest z żalu do Boga, a jest to żal
o wyposażenie. Gdy zazdrosny widzi ludzi lepiej wypo
sażonych w wartości, reaguje goryczą. Św. Jakub mówi
o gorzkiej zazdrości żywionej w sercach (Jk 3, 14). Ona
jest matką bezładu.
Ł
akomstwo
W dawnej tradycji duchowej łakomstwo, czy też dosad
niej obżarstwo, żarłoczność, to grzech-klucz, ponieważ
żądza pokarmów zrodziła nieposłuszeństwo, a słodkie
kosztowanie wypędziło z raju. Stąd tak zasadnicze zna
czenie postu, który czyni z umysłu błyszczącą gwiazdą
1
.
W łakomstwie ciało staje się największym zdrajcą, wyda
jąc człowieka grzechowi, jak Judasz Chrystusa.
Łakomstwo jest swego rodzaju nienasyceniem, które
najdalej wchodzi w logikę grzechu pierworodnego, stwier
dzając za Ewą, że owoce są dobre do jedzenia (Rdz 3, 6).
Hołdując tej zasadzie, nienasycony uważa, że wszystkie
owoce są dobre i wszystkie są do jedzenia, nadają się do
zaspokojenia człowieka. Łakomstwo kryje w sobie ideę
zachowania, utrzymania przy życiu, wynika z doświad
czenia życia. To zachowanie dotyczy jednak całkowicie
biologicznej sfery, zapominając o duchu. Człowiek nie
mal panicznie poszukuje życia, jego doświadczenia, pełni.
Realizuje to w sferze ciała, sycąc sferę cielesności. Nosić
w sobie życie znaczy być pełnym pokarmu. Biologiczna
interpretacja szczęścia.
Udręczenie głodem i pustką
Łakomstwo związane jest z podstawowym głodem czło
wieczym, głodem wołającym o napełnienie, ssanie ziemi.
Człowiek jest przerażony brakiem, niezaspokojeniem.
1
E
wagriuszz
P
ontu
,
Pismo...,
dz. cyt., s. 378.
118
Łakomstwo
W swej głębi odkrywa, że życia nie może dać sobie sa
memu, a więc zdobywa je w otoczeniu. Czyni to jednak,
zajmując się jedynie sobą. Czyni to, nadając konsumpcji
absolutne znaczenie. Jako grzech nie potrafi karmić się
prawdą. Wszystko przesłania potrzeba spożywania. Nara
stający lawinowo przymus umiejscawia się w obrębie
słów: A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5, 37).
„Nadto" przyjmuje monstrualne formy.
Łakomstwo nie zdaje sobie sprawy, że są rzeczy za
strzeżone jak owoc, po który nie należy wyciągać ręki,
jak na przykład naród wybrany, po pierwszy plon zbiorów
przynależny Bogu. Ci wszyscy, którzy go spożywają, stają
się winni, spotka ich nieszczęście — wyrocznia Pana
(Jr 2, 3). Kara jest zawarta wewnątrz samego łakomstwa
— to niepohamowana potrzeba pożerania. Pojawia się ona
również w życiu duchowym, zdradzając się zachłanno
ścią w czytaniu książek, gromadzeniu osobliwości religij
nych, swoistym uwięzieniem w zewnętrzności i złudzeniu,
że to one pomagają duchowo wzrastać (por. NC I, 6).
Archetypem pokusy obżarstwa pozostanie Ezaw. Wy
czerpany głodem lekceważy podstawowe sprawy. Sprze
daje swe pierworodztwo: Skoro umieram z głodu, cóż mi
po pierworództwie (Rdz 25, 32). Jakub za miskę socze
wicy uzyskuje wspaniały dar. A Ezaw, jak mówi Pismo:
najadł się i napił, a potem wstał i oddalił się (Rdz 25,
34). Ezaw oddalił się od wszystkiego, co cenne, co istot
ne, oddalił się od swego człowieczeństwa i swoich zadań.
Ezaw zlekceważył prawo do pierwszeństwa, utracił je,
cały swój honor. Oddanie za miskę soczewicy swego
człowieczeństwa jest historią wszystkich zdrad, spis
ków, intryg, tajnych służb i zwykłych donosicieli. Za
marną strawę, za marny zysk odzierają się z chwały
Łakomstwo
119
uczciwości. Człowiek oddalony od siebie, od Boga nie
potrafi zachować swej godności.
Nienasycony nie potrafi odnaleźć w sobie, we włas
nym wnętrzu źródeł nasycenia, żywi się tym, co przy
chodzi z zewnątrz. Żywi się tajemnicą innych, pochłania
inne światy i światy innych — przywłaszcza je sobie.
Wszystko, co istnieje, ma za zadanie uzupełnić jego nie
dostatek istnienia. Karmiąc się innymi, ich słowami, intu
icjami, dziełami, zagarnia je dla siebie, uprawia intelek
tualny, psychologiczny i duchowy wampiryzm. Pochła
nianie jest jedyną inspirującą rzeczą. Jednak rozpasanie
przyswójalności prowadzi do tego, że nie potrafi on nic
zachować, zgromadzić, jak np. chciwy. Pożerając, zara
zem trwoni. Jego symbolem jest choroba zwana bulimią.
Pojawia się w intensywności przełykania, które ostatecz
nie jest autodestrukcją. Zgłodniali nie rozumieją do końca
jednej sprawy: Głodu swojego tym nie nasycą ani nie
napełnią swych wnętrzności, ponieważ były dla nich po
budką do grzechu (Ez 7, 19).
Nienasycony postrzega rzeczywistość jako pożerające
siebie monstrum: nie da się już nic obronić, są tylko rze
czy do pożarcia. Jest plemię o zębach jak miecze, o zę
bach trzonowych jak noże (Prz 30, 14). W końcu chce
spustoszyć świat, pożreć całąjego substancję. Wyrafino
wane pożeranie świata prowadzi do jego spustoszenia.
W konsekwencji pożeranie prowadzi do pustki, do negacji.
Pożerający wszystko człowiek czyni to z jeszcze jed
nego powodu: tylko to, co istnieje w jego wnętrzno
ściach, ma prawo istnieć. Tylko to, co zostało pochłonię
te, przyswojone. Pożerając stworzenie, człowiek dumnie
dociera do jego początku. Chce być powrotem, wszystko,
120
Łakomstwo
co jest — zawrócić. Nie pozwala rzeczom być takimi,
jakie są.
Łakomstwo wynika z głębokiego lęku przed przemi
janiem. Oto owoc rozpływa się w ustach, nie ma już nic.
Ulotność nasycenia, epifaniczność pustki. Jest jak prag
nienie zerwane z łańcucha.
W istocie łakomstwo jest lękiem przed tym, co ze
wnętrzne. To jedyny, radykalny sposób oswajania rzeczy
wistości. Przy okazji zasypuje niespokojną świadomość.
Łakomstwo, by usprawiedliwić swe niepohamowane dąże
nia, kryje się w rozsądnej ciekawości świata, poszuki
waniach, w mnożeniu rzeczy, które widzi jako godne
pożarcia.
Największym problemem duchowym obżarstwa jest
fakt, że wyłamuje się spod słów Chrystusa i pragnie żyć
samym tylko chlebem (por. Łk 4, 4).
Łakomstwo jest tego typu zachowaniem, że stawia na
piedestale głody, gloryfikuje je. Głód staje się niemal
sposobem bycia. Taki człowiek szuka, ale nie znajduje.
Co więcej, chorobliwie szuka, by nie znaleźć. Studnia
jego bytu okazuje się bez dna. Jest jak przeklęty tarczow-
nik za czasów Elizeusza, który nie dał wiary słowom pro
roka. Widział on nieprzebrane ilości zboża, ale pożywać
tego nie mógł, zadeptany na śmierć przez wygłodniały
tłum (por. 2 Kri 7, 17-20). Ogień tego głodu nigdy nie
gaśnie, a jego robak nie umiera (por. Iz 66, 24).
W obżarstwie dochodzi do głosu szczególna forma
nieskończoności. Nieskończona pojemność. Pobudza ona
jedynie horror vacui, przerażenie pustką.
Pożeranie może objawić się w przestrzeni słów. Abba
Hyperechios powiedział: Lepiej jeść mięso i pić wino, niż
Łakomstwo
121
przez obmową pożerać ciała braci
1
. Takie słowa mogą
pożreć całe światy, grupy, wspólnoty, gdy pojawiają się
jako rujnujące, pustoszące wnętrza. Są słowa miażdżące,
zdolne przygotować następną strawą; słowa zachłanne,
pożerające jak ogień. W rzeczy samej trawią. Język jest
wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci ca
łe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg
życia (Jk 3, 6). Życie staje się pożeraniem.
Zdradliwy owoc nasycenia
Łakomstwo dobitnie nawiązuje do tajemnicy raju i zrywa
nego owocu: szuka nasycenia. Owoc raju ma być soczysty,
sycący, zaspokaja cały, rozległy horyzont głodów. Pierwo
rodne otwieranie oczu, które owoc dostrzegają i chcą go
spożyć, pozostaje archetypem obżarstwa. To, co widziane,
postrzegane, co wpada w poznawczy zasięg, musi być
włączone, wkomponowane w obżerającego się.
Łakomstwo żyje obietnicą pełni, pełni istnienia, pełni
wigoru życia, roztacza czar idei spełnienia. Świat przyj
muje formę drzewa, który ma owoce ku zrywaniu. Im
jednak bardziej próbuje się napełnić, tym bardziej oddala
się od upragnionego stanu. Grzech bowiem w swej isto
cie zawsze oddala.
Następuje tu coś, co można by nazwać zdradą trans
cendencji. O ile owoc raju był jej obietnicą, bo człowiek
spodziewał się być kimś większym od siebie, tak, spoży
wając owoce doczesności, człowiek nie wychodzi poza to,
co może przyjąć, ogarnąć. Nasycenie, szukając coraz to
nowych form spełnienia, wyrodnieje. Łakomym zaczynają
smakować coraz bardziej owoce zatrute, a w końcu
Pierwsza Księga Starców, dz. cyt., s. 273.
122
Łakomstwo
stają się one ich jedynym pożywieniem. Tu leży przyczyna
duchowej śmierci — bo jedzą chleb nieprawości i piją
wino przemocy (Prz 4, 17).
Łakomstwo chce ostatecznie zasypać własną, przera
żającą pustkę. Połykanie świata ma ochronić poczucie
tego, że się żyje. Chciałoby zasypać swój początek. Po
nieważ od strony wnętrza nadciąga nieodparty lęk — lęk
nieistnienia, łakomstwo szuka możliwości ulgi. Pojawia
się ona jako sycenie siebie.
Aby nasycić swą wyobraźnię, marzenia, pragnienia,
aspiracje, człowiek ma nieodpartą pokusę przeżywania
odmiennych, coraz to innych stanów psychicznych, emo
cjonalnych. Musi ciągle wrzucać drwa w palenisko. Ciąg
le jednak okazuje się to niewystarczające.
Zadomowieni w nadmiarze
Rozpatrywanie obżarstwa podobne jest do otwierania ot
chłani. Bezdenność wsobności nie jest jednak zdolna przy
swajać sobie nieskończoności Boga. Żyje zwyrodniałą
obietnicą pełni, zmaterializowaniem, konsumpcją. Nie
chce swego świata uporządkować, opanować, ale chce go
pochłonąć. Przybór rzeczy odnosi się do rzekomej trans
cendencji. Łakomstwo jest jednak śmiercią wymiaru
metafizycznego, nadprzyrodzonego. Umiera on w nad
miarze przeżyć. Umiera we wnętrznościach. Umiera w po
żeraniu wszystkiego. Duchowe, wewnętrzne, zostało za
stąpione wnętrznościami, bogiem staje się brzuch.
W obżarstwie bardzo intensywnie daje o sobie znać
obsesyjne otwieranie się na drugiego. Otwieram się nie
po to, by kogoś spotkać, ale po to, by go pochłonąć. Cała
rzeczywistość dana jest, by ją ogarnąć możliwością przy
swojenia. Tu rodzi się idea konsumpcjonizmu. Człowiek
Łakomstwo
123
pożera, rozbudza coraz bardziej wyrafinowane głody, ale
nie znajduje wyzwolenia z nich, lecz uwięzienie.
Łakomstwo wymaga swego rodzaju uważności. Jest to
rodzaj troski, która eskaluje wobec możliwości nasyce
nia. Ale ponieważ nie znajduje ono ukojenia, więc wydaje
się, że klucz leży w ilości przyswajanej materii. Roz-
kiełznana zachłanność jest gotowa pochłaniać wszystko.
Przepastna wola nieskończonego zaspokojenia uruchamia
mechanizmy zachłanności. Olbrzymie ilości pochłania
nych informacji, spijanych spotkań, mnożenie form du
chowych zachowań mają zagwarantować poczucie ist
nienia. Podlega się przymusowi zdobywania „najnow
szych informacji", bycia na bieżąco, obracania się „w to
warzystwie". Łakomstwo uwielbia sytuacje, gdy może
mieć wybór środków w szerokich alternatywach. Te moż
liwości upiększająjego życie.
Łakomstwo woli bardzo optymistyczny pogląd na
świat, wciela się w zdolność odczuwania, by jak najwię
cej odczuwać i przeżyć, chce odczuwać i pochłaniać co
raz bardziej. Świat bowiem ma kształt owocu — jest
soczysty i pełen barwnej zawartości. Należy stworzyć
optymalne warunki, by się nim cieszyć. Soczystość ist
nienia jest instynktem obżarstwa. Soczystością zastępuje
samo życie — żyje to, co ocieka. Jeden nadmiar zmierza
ku drugiemu. Objawia się to najpełniej w nałogach. Bia
da jednak tym, którzy są bohaterami w piciu wina i dziel
ni w mieszaniu sycery (Iz 5, 22)
Łakomstwo pozwala sobie na jedno konstruktywne
oskarżenie: oskarża wybiedzone, wychudzone, jałowe,
bezpłodne rejony kultury i życia codziennego. One nie
dostarczają soczystych wrażeń. Krytykuje również tych,
którzy z powodu swych wygórowanych potrzeb zagarniają
owoce dla siebie. Wszystko to, co ożywia wewnętrznie,
124
Łakomstwo
przyprawia o dreszcz, jest jak świeży wiatr, godne jest
zdobycia, godne jest walki. Zakosztować soczystości
owocu, zwłaszcza takiego, do którego nie ma się prawa.
Atmosfera walki pozwala osłodzić rozgoryczenie niena
sycenia.
W obżarstwie tkwi pewien mechanizm, który ciągle
nakręca do gotowości zdobywania: chęć skosztowania
wszystkiego. Chce wszystko poznać, każdy możliwy do
spożycia owoc. Tak objawia się demoniczna zachłanność.
Łakomstwo żyje swoim kultem — potęgą chłonności.
Znajdujemy w Księdze Habakuka opis takiego czło
wieka:
Obchodzi się on z ludźmi jak z rybami morskimi,
jak z pełzającymi zwierzętami, którymi nikt
nie rządzi.
Wszystkich łowi na wędką
zagarnia swoim niewodem,
albo w sieci gromadzi —
krzycząc przy tym z radości.
Przeto ofiarę składa swojej sieci,
pali kadzidło niewodowi swemu,
bo przez nie zdobył sobie łup bogaty,
a pożywienie jego stało się obfite.
Ciągłe na nowo zarzuca swe sieci,
mordując ludy bez litości
(Ha 1,15-17).
Mamy tu wszystkie istotne elementy mentalności czło
wieka, dla którego brzuch jest bogiem (por. Flp 3, 19).
Zainteresowanie obfitym pożywieniem powoduje, że do
skonali on rzemiosło, by pokarm trafiał do sieci. Sieć,
wszelkie środki zdobyczne pretendują do boskich metod
działania. Przydaje im i sobie dostojeństwa. Ofiara po
winna być dumna, że może ginąć w czeluściach obżar
Łakomstwo
125
stwa. Na to jest przeznaczona. Wynika ono z przekona
nia, że może istnieć tylko w substytucie tego, co pożera.
Łakomstwo jednak okazuje się być zwykłą zbrodnią,
i to powszechną, ciągle zarzucającą swe sieci. Tak odsła
nia się logika każdego grzechu, który jedyne, co ma do
zaofiarowania, to właśnie śmierć. Dlaczego łakomstwo
zabija? Dlatego, że podstawowym stosunkiem do rzeczy
wistości jest bezkrytyczne czynienie z wszystkiego stra
wy. Wszystko — myślenie, dobra gospodarcze, zdolności
innych padają łupem tej obłędnej logiki. Stosunek do zie
mi, ojczyzny, kultury, człowieka, techniki, nauki, religii
zostaje naznaczony tym znamieniem. Człowiek w konse
kwencji staje się sumą tego, co pożarł, sumą przyswojeń:
istnieje nie z siebie, ale z czegoś zewnętrznego, zagra
bionego, co daje mu poczucie istnienia.
W rzeczy samej łakomstwo jest chorobą relacyjności.
Przyjmuje formę jednokierunkowego ładowania, głęboko
reifikującą. Dla swych celów kreuje utopie o społeczeń
stwie zaspokajającym wszystkie potrzeby, by ukryć swe
apetyty i zachłanność. Wspomaga również refleksje teo
logiczne. Bóg obżarstwa jest bogiem naszych potrzeb, to
on żyje troską o nas, to on uzasadnia nasze apetyty. W je
go imię można wypowiadać wojny, by grabić i zwiększyć
dostęp do dóbr. Jest bogiem rzeczy wyśmienitych.
Oczywiście, łakomstwo nie chce być grubiańskie, po
spolite. Dąży do wypracowania pewnego stylu. Finezja
łakomstwa, profesjonalizm, subtelność gustów i rozbu
dzanie wyrafinowanych potrzeb nie potrafi jednak zama
skować totalnej zbrodni, która pustoszy ducha ludzkiego
skupiającego się wyłącznie na sprawach doczesnych. Na
wet dobroduszne głoszenie pokoju, współżycia wartości,
światopoglądów, „uświęconego" pluralizmu nie może
wyzbyć się podejrzenia, iż służy to zasadniczo zaspoko
126
Łakomstwo
jeniu przeróżnych oczekiwań i głodów, a życie czyni
lżejszym i bogatszym. Świat wartości aprobowanych, do
cenianych na zasadzie rozmaitości czasem służy wyłącz
nie syceniu i podsycaniu głodów. Łakomstwo uwielbia
smaki paradoksalne, z jednakową ochotą i podziwem po
chłania absurdy, jak i żelazne dowodzenie.
Łakomstwo, jak każdy nadmiar, prowadzi do niewoli
nałogów: wszystko, co budzi nieproporcjonalny głód i po
dawane jest w nadmiarze, rodzi nałóg.
Okrucieństwo pożerania — kanibalizm serca
Łakomstwo powoduje rodzaj nieopanowanego apetytu.
Wszystko smakuje, bo daje możliwość zaspokojenia. Siła
popychająca do ciągłego objadania się. Gdzieś w głębi
tkwi przekonanie, iż warto się nieźle natrudzić dla swoich
apetytów.
Łakomstwo staje się przedziwnie formą poznania. Po
żeranie wzrokiem, w sercu, w marzeniach coraz bardziej
pogłębia mentalność supermarketów, sycenie się pośród
łatwo dostępnej różnorodności. Polega ona na tym, że
człowiek ma silne przeświadczenie o potrzebie tego, co
właśnie widzi, co napotyka — pragnie napełnić się tu
i teraz- Rajem dla takiego człowieka jest świadomość, że
wszystko istnieje, by go sycić, że wszystko jest skiero
wane na niego i mu się łagodnie poddaje.
Jednak łakomstwo konsekwentnie realizowane może
przybrać niebezpieczne formy. Nade wszystko domaga
się oficjalnie czy też nieoficjalnie bezkarności brania. Po
nieważ taki człowieka jest przekonany o tym, że wszystko
i tak istnieje, by przejść przez niego, zaczyna brać w spo
sób agresywny. Tam, gdzie się pojawia, aranżuje sytuacje
tak, by one go żywiły. Potrafi bezwzględnie egzekwować
Łakomstwo
127
od innych swe wymyślone roszczenia. Zasiada do jedno
osobowego stołu. Dla pozostałych są jedynie odpadki
i resztki. W głębi obżarstwa dojrzewa pogarda dla głod
nych, dla prawdziwie ubogich. Nie tylko dlatego, że za
grażają w sensie mikro czy makro zaspokojeniu sycącym
się, ale dlatego, że sam podlegający temu grzechowi czuje
do siebie pogardę, że nie może powstrzymać siebie,
obezwładniony w duchu, przygnieciony materią człowie
czeństwa. Jak mówi Pismo: Dla każdego stworzenia (...)
a dla grzeszników siedem razy więcej: śmierć, krew, kłót
nia i miecz, klęski, głód, ucisk i cięgi. Przeciw bezbożnym
to wszystko zostało stworzone (Syr 40, 8-9). Ku swemu
przerażeniu grzesznik odkrywa coraz bardziej przepastny
głód. Głód sięga głębi człowieczeństwa. Samo w sobie
jest istnieniem zgłodniałym. Wszelkie postaci pokarmu
— od dóbr duchowych, poprzez dobra kultury po zwykły
chleb — stają się przedmiotem zachłanności. Muzyka,
książka, sztuka, religia, spotkania z ludźmi, mass-media,
sport, hazard, używki, wreszcie samo pożywienie może
zostać ogarnięte szałem obżarstwa. Objawia się to zawsze
tym samym — nadmiernością pokarmu, czasem rozpacz
liwym sięganiem po niego.
Łakomstwo najmocniej daje o sobie znać w przypad
ku uzależnień, takich jak alkoholizm, nikotynizm czy
narkomania. Tu objawia się ono jako forma zniewolenia
tak gruntownego, że zabija całe życie. W nałogach czło
wiek niszczy siebie, siebie zabija, a jednocześnie sieje
spustoszenie w otoczeniu. Wciąga je w przestrzeń swego
umierania. Co więcej, tych, którzy pragną mu pomóc —
zabija w słowach, sercu lub doprowadza do nieodwracal
nych układów, dbając niejako o prawo do własnej, ha
niebnej śmierci. Zawsze karmi się popiołem (Iz 44, 20).
Pył spalonych mostów zgrzyta między zębami uzależnio
128
Łakomstwo
nych. Przy piciu wina nie bądź odważny, albowiem ono
zgubiło wielu (Syr 31, 25).
Łakomy zachowuje się jak mała wyspa, która obawia
jąc się zalania, zaczyna pić wody otaczającego je morza.
Sekunduje temu świadomość, iż można istnieć jedynie
wtedy, gdy pożera się innych. Zachłanne pożeranie świa
ta. O ile w nieczystości dominuje siła przyciągania, tak
tutaj — siła pochłaniania. Pamięć pochłoniętego może
być swego rodzaju czytaniem historii — stanowi ją to, co
sam pochłonął.
Łakomstwo w końcu odsłania swe religijne perspek
tywy: rzeczywistość jest ofiarą, którą składam sobie.
Łatwo więc przeradza się w krwiożercze systemy, wy
żerające ducha ludzkiego i substancję kultury.
Łakomstwo z rozmysłem usuwa granice, by mieć
większy dostęp do wszystkiego. Sprzymierza się z otwar
tością, optymizmem, by zagwarantować sobie jak naj
większe pole wypasu. Dla obżerającego się nie ma bowiem
innych zasad, poza tą jedną: mieć dostęp do pokarmu.
Zazwyczaj są to ludzie, którym nie przychodzi nawet do
głowy, by spierać się z innymi o wartości. Bezkrytycyzm
jest postawą umożliwiającą zachowanie jak najszerszego
kręgu wartości do przyswojenia. Musi zadbać jedynie
o apetyczność świata. Świat winien być podany gustów
A
nie, w sposób budzący apetyt. Wszystkie niesmaczne sy
tuacje, sprawy muszą być usunięte z horyzontu. Świat ma
być przyjemny, lekkostrawny. Z kultury, z codzienności
należy usunąć nade wszystko cierpienie i to, co wywołuje
obrzydzenie. To tylko jest prawdziwe, co wzmaga apetyt.
Ten, który pożera, wystawia się na to samo niebezpie
czeństwo. Obawa bycia pożartym, zniszczonym przez in
nych wyzwala okrucieństwo. Człowiek czuje się zżerany
przez słowa, życie, wypijany i wykorzystywany przez
bezimiennych wampirów. Jest skazany.
Łakomstwo
129
Ostatecznie pożera siebie: swój czas, czas wypełniony
sobą. Działać, być sobą, znaczy niszczyć. Pożeranie staje
się zwyczajem. Mówi innym: „dopiero w moich ustach,
w moich wnętrznościach możesz stać się”. Jedyny spo
sób afirmacji. 1 tak jedni pożerają innych, jedne spo
łeczności — swoich sąsiadów, jedne kultury wchłaniają
poprzednie.
Łakomstwo jest kunsztem. By uczynić z kogoś poży
wienie dla siebie, wykorzystuje ono techniki współczucia,
solidarności, wyrozumiałości, wybaczenia. Takie oswoje
nie dla siebie jest jak karmienie drobiu, który w końcu
wyląduje na talerzu. Specyficzny sposób inwestowania.
Odtwarza się, reprodukuje w powielanych zachłannych
zachowaniach, w repetycji zasypywania wewnętrznej mi
zerii. Ma to zapewnić przetrwanie. Inni mogą istnieć dla
wzmocnienia mojego apetytu. Świat stanowi sumę moich
ofiar. Mimo że budzi pogardę, muszę go tolerować, bo
mnie karmi. Nienawidzę świata, ale on mi pozwala żyć
i rozwijać apetyty. Pożerając go, mam jedyny z nim kon
takt. To tylko dlatego, bo rzeczywistość jest ofiarą złożoną
dla mnie, mogę, trawiąc ofiary, oczyścić się. Łakomstwo
jest rytuałem oczyszczenia. Jednak dla nienasyconych
gniew Boga przychodzi od tej samej strony, od strony
upojenia:
Pić będziesz kielich twej siostry,
kielich głęboki i szeroki —
wiele on zmieści.
Upojenia i bólu jest pełen
ten kielich opuszczenia i grozy (u..)
Wypijesz go do dna
i jeszcze w kawałki rozbijesz,
i piersi swoje rozdrapiesz
(Ez 23, 32-34).
G
niew
Gniew może pojawiać się wszędzie tam, gdzie czai się
lęk utracenia. Rozumienie zagrożenia odsłania bardzo
szeroką perspektywę: nie tylko bezpośrednie zło, ale
i każda obecność drugiego może wyzwolić wewnętrzny
poryw. Pojawić się może jeszcze szybciej wobec czyjejś
niezależności, dojrzałości, nawet miłości. Nie tylko zło,
ale również dobro ludzi może być swoistym niebezpie
czeństwem. Podejrzliwe oczy wyczytują wszędzie powód
do gniewu, wprowadzają do tańca oburzenie.
Istnieje gniew słuszny, gniew oburzenia wobec zdrady
Boga i człowieka, wobec występku czy nieprawości. Mę
drzec odsłania nam tajemnicę: Dwie rzeczy zasmuciły
moje serce, a trzecia wzbudza we mnie gniew: wojownik,
któremu nędza odebrała siłę, mężowie roztropni, odrzu
ceni jako nic nie znaczący; człowiek, który od sprawie
dliwości przechodzi do grzechu, Pan przeznacza go pod
miecz (Syr 26, 28). Jedynym gniewem godnym pochwały
jest nienawidzenie grzechu. Albowiem gniew Boży ujaw
nia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych
łudzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta
(Rz 1, 18). Abba Pojmen uznawał jedyną formę gniewu:
gdyby cię [kto] od Boga oddzielił, wtedy się gniewaj
1
.
Sw. Paweł wprowadza istotne rozróżnienie pomiędzy
grzechem i gniewem: Gniewajcie się, ale nie grzeszcie:
niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce (Ef 4,
26). Gniew jako postawa grzeszna jest zawsze aktywny.
Pierwsza Księga Starców, dz. cyt, s. 219.
Gniew
131
Jest najbardziej przedsiębiorczy w tym, by siać grozę za
bijania wobec tego, co żyje.
Nas interesuje natura gniewu grzesznego, jego zło
wieszcza obecność w sercu i historii, ponieważ gniew
dojrzewający w pojedynczym sercu szuka współwyznaw
ców i tworzy gigantyczne systemy. Gniew zabójczy jak
spustoszenie, historia wzburzonego ducha.
Gniew w istocie jest gwałtowną potrzebą odparcia,
zniszczenia, uderzenia w przeciwności, które zagrażają,
czy też odwetu, ukarania, aż do zadania śmierci
2
. Gniew
zbudowany jest ze sprzeciwu, czyta rzeczywistość, sprze
ciwiając się jej.
W grzechu zabijania Chrystus odsłania prawdę o mor
derczym gniewie serca. Słyszeliście, że powiedziano przod
kom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podle
ga sądowi. A Ja want powiadam: Każdy, kto się gniewa
na swego brata, podlega sądowi (Mt 5, 21-22). Staje się
to zasadniczym punktem odniesienia dla analizy powagi
gniewu. Jest on bratobójczym szałem gubiącym samego
siebie (Mdr 10, 3), powstaje pośród słów raniących (Prz
15, 1), zapala inne gniewy, a wyrywany, jeszcze bardziej
się wzmaga (Prz 19, 19). Jest to stan wewnętrznego
wrzenia
3
, najprzedniejszy owoc zuchwałości — to ona
miasto podnieca (Prz 29, 8).
Gniew jest utratą siebie, nie tylko dlatego, że czło
wiek przestaje nad sobą panować, przestaje być u siebie
gospodarzem, ale jest szalonym wybieganiem z siebie,
jak to nazywa Ewagriusz z Pontu — bezczeszczeniem
umysłu
4
. Uciskanie gniewu wywołuje kłótnie (Prz 30, 33).
* 1
2
A.
T
anqurey
,
Tarys teologii ascetycznej i mistycznej, t. II, tłum.
abp P. Mańkowski, Kraków 1948, s. 189-191.
1
E
wagriusz
z
P
ontu
,
Pisma..., dz. cyt.,
s.
208.
4
Tamże, s. 211.
132
Gniew
Chętnie przebywa on w piersi głupców (Koh 7, 9).
Gniewny upada, przebierając miarą (Syr 1, 22). Nie dla
ludzi stworzona jest pycha ani szalony gniew dla zrodzo
nych z niewiasty (Syr 10, 18). Przekraczanie miary,
zwłaszcza tej ludzkiej, jest naturą gniewu. Może uzyskać
miano pełni grzechu: Złość i gniew są obrzydliwościami,
których pełen jest grzesznik (Syr 27, 30). Gniew prze
dziwnie łączy się z bogactwem: zależnie od zamożności
gniew jego będzie rosnąć (Syr 28, 10). Z natury jest
krwawy (Ez 16, 38), sposobi się do przelewu krwi. Żywi
się ideą polowań. Szakale zamieszkują duszę, która zapa
miętuje się w złośliwości, i dzikie zwierzęta pokładają się
we wzburzonym sercu
5
.
Gniew w duchowym horyzoncie pojawia się jako za
sadnicze zaprzeczenie gościnności. Zaciska serce jak pies
gardło ofiary w kurczowym uchwycie. Właśnie wtedy,
gdy z gniewem wyrzuca się ludzi z serca, pojawia się de
mon nieodpartego smutku, cień zabijania. Jest on naj
mocniej związany ze śmiercią. Czerpie siłę z niszczenia.
Im bardziej dzieje się niszczenie, tym bardziej wzmacnia
się gniew. A smutek stanowi przeszkodę w widzeniu
Boga
6
.
Gniew posiada naturę ognia, pożera człowieka i jego
świat, tak jak gniew Absaloma, który spalił pola jęcz
mienne Joabowi (por. 2 Sm 14, 30). Gwałtownością swą
wciąga jak oko cyklonu, wyrywa i sieje spustoszenie, jak
gniew Saula przeciw Dawidowi (por. 2 Sm 20). W źreni
cach jego oczu dostrzec można zgliszcza kultur i zło
wieszczy tętent nadciągających wojsk, duchowe i doczes
ne legiony, wielość spustoszenia. Gniew jest najpospolit-
5
D
efensor
z
L
iguge
,
Księga
iskierek
,
dz. cyt., s. 143.
6
Tamże.
Gniew
133
szą formą barbarzyństwa, czai się w sercu jak dziki im
puls gotowy do skoku.
Gniew budzi się w przywoływanym bólu i zakwita
w szaleństwie duszy. Rozsiewa ziarna nienawiści do
miejsc, osób, instytucji, sytuacji, słów. Jest doskonałym
odrzuceniem, figurą potępienia, które z impetem wyrywa
z życia. Rodzaj obłędnej miłości wydającej na śmierć.
Gniew jest jak strzelanie z dział armatnich na świętowa
niu doznanej urazy. Nie ma nic bardziej gniewotwórcze*
go jak rozdrapywanie ran. Gdy otwiera swą paszczę,
wdziera się w życie zwierzęcość nieokiełznana.
Gniew odsłania swą drapieżność — najpierw drapież
ność poznawania, potem drapieżność słów, wypycha na
otwarte morze i w gwałtowności fal zatapia. Człowiek
gniewny chciałby wyzwolić w sobie boski gniew, przy
którym trzęsie się i drży ziemia, a posady niebios się po
ruszają. Gniewny posługuje się słowami pełnymi oskar
żenia: stawia przed swoim sądem (Job 14, 3).
Nienawiść gniewu
Gniew narasta, dojrzewa. Może przejawiać się na pozio
mie wewnętrznych stanów, słów, działań. W rozdraż
nieniu, złośliwości, cynizmie, niechęci. W sarkazmie,
lekceważeniu, pogardzie; w obrażaniu, furii, wściekłości;
wreszcie w czystej, skondensowanej nienawiści.
Istnieje w przestrzeni gniewu coś, co można by na
zwać podstawowym przekłamaniem. W grzeszną naturę
człowieka wpisana jest swego rodzaju nienawiść, niena
wiść do szatana, boskie słowa: wprowadzam nieprzyjaźń
między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje
a potomstwo jej (Rdz 3, 15). W głębi tej nieprzyjaźni
usadowiła się duchowa popędliwość: nieprzyjazne rea
134
Gniew
gowanie na demony, przyjmujące gwałtowną formę gnie
wu. Tak więc człowiek jest wyposażony w siłę, która
pozwala mu trwać wiernie w czas kuszenia, w moc, która
sprzeciwia się demonom. Jednak pod wpływem grzechu
siła ta zostaje ujarzmiona i skierowana przeciwko lu
dziom. W walce duchowej czasem udaje się demonom
skanalizować tę moc, wikłając ją w naturalny wymiar
spraw ludzkich. Usilna praca złych duchów nad wy
obraźnią odnośnie do spraw duchowych i wiązanie trudu
bycia człowiekiem duchowym z poczuciem krzywdy czy
niesprawiedliwości stwarzają sytuację, w której potwier
dzane jest przeświadczenie, że należy walczyć bardziej
0 krew i ciało niż z pierwiastkami duchowymi zła na wy
żynach niebieskich (Ef 6, 12). W ten sposób naturalna siła
do walki duchowej z demonami zostaje obezwładniona,
a cały gniew pobudza i wypala relacje międzyludzkie. Ta
siła ma również sprzeciwiać się złej przyjemności, ale po
grzechu łatwo dominuje ją szatan
7
.
Gniew grzeszny jest drzemiącą nienawiścią, złowro
gim stosunkiem do życia, objawia potrzebę deptania, zdła
wienia. Jest przemocą, chce przemóc. Za każdym razem
przynosi nieodparte przekonanie, iż należy się od pod
staw wywalczyć, wywalczyć na nowo. Każdego dnia.
Gniew... przez całą noc uśpiony, rankiem wybucha jak
płomień ognia (Oz 5, 10). Rozwścieczony, wzbierający
1 strzelający w górę jak ognista lawa narasta w doświad
czeniu krótkiego czasu. Bo oto zstąpił na was diabeł,
pałając wielkim gniewem, świadom, że ma mało czasu
(Ap 12, 12).
Istnienie gniewliwe nie potrafi się spotkać, ono dopa
da człowieka. Gdy pojawia się w majestacie siły, wpro
E
wagriuszz
Vomu
,
Pisma
. . . ,
dz. cyt., s. 212.
Gniew
135
wadzą patos roz-prawiania. Rzeczywiście, wtedy każda
rozprawa jest rozprawą z innymi, a słowa — jak obnażone
miecze (por. Ps 55,22). Czyż nie wyludnia on ziemi?
W codzienności gniew pojawić się może jako wygodne
okrucieństwo, eufemizm zabijania rytualnego
8
. Ale jest
to broń obosieczna: gniew uśmierca niemądrych (Job 5,
2). Gniewny nie jest świadomy jednego: cios podstępem
zadany zrani także uderzającego (Syr 27, 25).
Z podejrzenia, że mogę sam zostać ofiarą, rodzi się
szybkość zabijania, a więc składanie w ofierze innych,
potrzeba zabijania rytualnego. Pęd do życia zastąpiony
zostaje gniewem życia, a w końcu jego nienawiścią.
Można żyć w gniewie, jak w ojczyźnie, podobnie jak
ludzie z oddziałów Efraima — powrócili do ojczyzny,
wrząc gniewem (2 Km 25, 10). Piją zachłannie czarę swej
zapalczywości.
Gniew zna jedną ciszę — ciszę śmiertelną. Zna też
dojrzewanie: uderza w kogoś bez przerwy, a w miarę, jak
się zniekształca i zohydza, nabiera „słusznej" nienawiści
do tak obrzydliwego „osobnika".
Bóg w czas swego gniewu wysyła proroków, czło
wiek w tym samym czasie — szpiegów. Gniew budzi się
zasadniczo, gdy człowiek orientuje się, że traci: ludzi
skupionych wokół siebie, wpływy, dobra. Chce naślado
wać Boga, którego gniew się rozpala, gdy naród wybrany
opuszcza Jahwe i serce swe kieruje ku innym bogom. Jest
taki rodzaj gniewu, który doskonale odpowiada tej kon
wencji. Uchybienie wobec wydumanej czci może się
Interesującym zjawiskiem w kulturze, a raczej pseudokulturze, jest
swego rodzaju uczestniczenie w wyobrażeniowych mordach. Książ
ki, filmy dostarczają materiału do ciągłego odnawiania zabójczych
rytuałów. Wyobraźnia ta rozciąga się na życie, umożliwia smako
wanie mordu.
136
Gniew
kończyć budowaniem szubienic, jak za czasów Hamana,
gdy ten wesoły i dobrej myśli szedł, a mijany Mardoche-
usz nie oddał mu czci (por. Est 5, 9). „Boski" gniew musi
być porażeniem, nawet porażeniem śmiercią, podobnym
do tego, jakiego doznał Uzza, dotykając Arki Przymierza
chylącej się ku upadkowi (2 Sm 6, 7).
Gniew nie tylko przemienia Boży świat we wrogą
rzeczywistość, ale jest reakcją na przemijanie, wybucha
wobec ginących światów, tak misternie budowanych. Jest
rozpaczliwą reakcją na śmierć. Skoro rozsypują się świa
ty, skoro i tak giną, jeżeli ginę i ja, to w mojej gniewnej
dumie pozostaje mi jedna rola do przyjęcia: to ja muszę
być ich burzycielem, muszę przyspieszyć nadchodzący,
nieuchronny scenariusz. „Uprzedzając" gniew Boga, to ja
staję się autorem historii. Muszę uprzedzić Boga, uprze
dzić nadzieję. W ten sposób gniew zastępuje nadzieję.
Ale nadzieja gniewu jest okrutna: przewroty, rzezie, okru
cieństwo struktur społecznych i wspólnotowych, niewolni
ctwo. Żyje on bowiem swoją apokalipsą. Rdzeniem gnie
wu jest własna apokalipsa: ostateczna rozprawa z ludzko
ścią w majestacie prawa, zalegalizowanej przemocy,
w dostojeństwie zbrodni. Apokaliptyczny gniew zabija
oczywiście dla dobra ludzi.
U końca dojrzewania gniewu stoi totalna destrukcja:
zaofiarować światu spokojne, bezsensowne niszczenie,
zupełnie „bezinteresownie" ofiarować bliźniemu piekło,
bezlitośnie zabijając cały jego świat — przeszłość, przy
szłość, marzenia, dobro, Boga. Nienawistny żyje, by za
bijać. Takie okrucieństwo jest zupełnym zanegowaniem
dobra i Stworzyciela, zbrodnia staje się drżeniem duszy:
rozkosz krzywdzenia. W logice nienawiści nie ma już
odwrotu, przecież wszystko i tak przeznaczone jest na
śmierć. Gniew wychodzi na trybuny i głosi apologię
Gniew
137
zbrodni. Dba o to, by w powietrzu unosił się świeży za
pach krwi, by drgało krzykiem kaleczonych i zabijanych,
dba o
świeżość zbrodni. Nie marnuje słów, gestów. De
moniczna, wykalkulowana nienawiść ostatecznie dąży do
zanegowania zasady własnego istnienia, jest nienawiścią
do siebie. Ponieważ gniewny nienawidzi siebie, nie ma
powodu, by inaczej traktować pozostałych.
Jakie są ostateczne źródła gniewu? Gniewny nie przy
zna się do absurdalnego stanu w swoim wnętrzu: zabija,
bo umiera z zabijania. Woli uświęcenie: zabijam, bo zabił
mnie Bóg. Ale prawda jest inna — zabił go grzech. Po
trzebuje i posługuje się sztuką egzekucji: publicznych —
zabijając słowami, podważaniem wartości, oszczerstwem,
zmuszając do grzechu, albo też egzekucji prywatnych —
w głębi serca: najsmakowitsze, najpikantniejsze sceny
uśmiercania domniemanych wrogów w sercu, z którego
uczyniono szafot. W takim zabijaniu doznaje się demo
nicznej ulgi po spełnionym obowiązku. Są ludzie, którzy
uczynili z gniewu swój skarb, hołubią go, pielęgnują. Lu
dzie zatwardziali gniew chowają (Job 36, 13). Gniew staje
się ich prawem do życią tytułem roszczeń o przywileje.
Aby nienawiść mogła się „rozwijać", dąży do wspól
noty zbrodni i wzmacnia swoją wolę zabijania. Istnieje
przedziwna, ale zarazem przerażająca solidarność w nie
nawiści i pogardzie: sprzeciwianie się świętym. Ta bez
duszna solidarność połączyła zawziętych wrogów, Hero
da i Piłata, w czas Paschy Chrystusa. Stara się ona żyć
i jednoczyć zagniewanych. Gniewliwy chce być dumny
ze swych czynów, głosić ich wielkość. Potrzebuje publi
czności, wsparcia. To w zgromadzeniu grzeszników zapa
la się ogień (Syr 16, 6), ale w końcu pochłania całą ich
dumę. Bóg pozwala im pić wino zapalczywości, nie roz
138
Gniew
cieńczone, w kielichu swego gniewu. Karani ogniem tracą
swój wspólny świat (por. Ap 14, 10).
Przychodzi czas, że świadomie gniew staje się religią.
Religia gniewnego staje się szaleństwem. Wyznaje boga
zniszczenia. Jedynie taki bóg ma prawo do istnienia; taki,
który uzasadnia gniew. Miażdży on w imię boga miaż
dżącego. Ma do tego prawo: bóg przecież nasz jest co
dziennie pałającym gniewem (Ps 7, 12). Nie ma odwrotu
z machin oblężniczych. Gniewna nienawiść rozumie, że
skoro Bóg jest Panem życia, to głównie w tym znaczeniu,
że to On kładzie jemu kres. To gniew czyni go Panem
śmierci, wrogim życiu. Skoro Bóg może przeciąć nić ży
cia, można Boga naśladować, zabijając. Bóg jest Bogiem
śmierci. Życie zamienia w udrękę.
Gniew człowieka, chyba poza świętym gniewem pro
roków i mężów bożych, niewiele ma wspólnego z gnie
wem Boga, który służy oczyszczeniu ludzkiej historii.
Burzliwe dzieje gniewu człowieka żywią się wrogością,
a nawet wstrętem do dobra, zwłaszcza tego Najwyższego.
Logika gniewu jest zabójcza aż do ostatecznego stwier
dzenia: ponieważ istniejesz, muszę cię zniszczyć. Muszę
cię zniszczyć, bo przypominasz mi Autora dobra. Skoro
gniewa mnie dobro, jego Stwórca musi być moim wro
giem. Gniew jest wypowiedzeniem przyjaźni Bogu. Za
wziętość pojawiająca się w gniewie chce dosięgnąć Boga.
Gniew ofiaruje Bogu ukrytą w swym wnętrzu nienawiść.
Spór z Bogiem jest zasadą jego istnienia. Gniewny zdaje
sobie sprawę, że nie został wybrany, ale odrzucony. Gnie
wając się, jednocześnie tego dowodzi.
U źródeł takiej postawy tkwi obsesja kary. Ponieważ
człowiek w grzechu pierworodnym został ukarany i tę
karę nosi w sobie w postaci zmazy grzechu pierworodne
go, z głębi gniewu wyrasta optyka rozumienia świata: po
Gniew
139
wszechna naganność. Inni są winni i godni kary. Gniew
ny w swej zagniewanej niewinności rozstrzyga tę oczy
wistą „prawdę". Wszyscy są winni, wymagają nagany,
a zwłaszcza Bóg. Musi tak być, gdyż zanim On rozstrzy
gnie o winie, sam zostaje osądzony i skazany. Należy Go
karać, jak ukarano Chrystusa. Dlatego dobroć Boga wi
dziana poprzez perwersję grzechu wywołać może jedynie
oburzenie.
■o
Rodowody gniewu
Gniew wyrasta na głębokim niepokoju, na przeczuciu
końca, dosięgającej go śmierci, wyrasta z rozsadzania.
Ciemne przeczucie zagrożenia jest jak nawoływanie do
wojen: najpierw głosi potrzebę zabarykadowań, opraco
wuje teorie twierdz- Tak umocniony razi zmasowanym
ogniem, razi na oślep, by nie zaznać smaku klęski. Ale
w gniew wpisana jest klęska: klęska wiecznego pokoju,
zupełnie obca grzechowi. Podstawowa forma klęski po
lega na tym, że w gniewie burzy się własny dom, burzy
i wyrzuca na zewnątrz. Towarzyszem gniewu jest niepo
kój, który nie może osiąść. Osiąść bowiem oznacza zgo
dę na śmierć. A gniew sprzeciwia się śmierci, sprzeciwia
się, zadając ją innym. Dlatego wykrzyczany jest jak dum
na odpowiedź, jak rzucona rękawica, rzucona dziejom,
rzucona Bogu. Konsekwentny gniew często można spo
tkać z bratem, któremu na imię upór. Gasi lampy oczeki
wania trzymane na przyjście Pana. Rozpala je natomiast
na swój sposób, dolewając oliwy szaleństwa.
Co prawda wielcy wodzowie potrafili gniew wpisać
w historie wojen, żywiąc żołnierzy kultem zwycięstwa.
Życic dla gniewu jest po to, by wygrywać. Ale wiemy,
jak po zwycięstwach przychodzi czas na chciwość za
140
Gniew
chłannie syconą wojennymi łupami. Gniew może stać się
reżyserem życia, ubierając się w dostojne szaty etosu ry
cerskiego. W końcu jednak wyprowadza na pola bitew
machiny śmierci. Wtedy zamiast śpiewu ptaków i radości
jutrzenki, słyszy się szczęk oręża. W wewnętrznej i ze
wnętrznej gwałtowności narasta wola walki. Gniewny czyta
rzeczywistość na sposób ścierania się przeciwieństw, w
prowadzonych sporach i przerażaniu śmiercionośnym
orężem widzi możliwość odzyskiwania równowagi. Rze
czy nie współistnieją na zasadzie harmonii, lecz walki.
Może on żyć, uśmiercając innych, a co najmniej przydając
im nieszczęść. Ostatecznie walka ma na celu zrealizować
ideę wyłączności istnienia. Każde bowiem istnienie obok
mnie zmusza mnie do walki.
Odsłania się całkowita niezdolność do miłowania.
Zdarza się, że staje bezpośrednio na linii miłości i jej się
sprzeciwia. Im bardziej miłość prawdziwa sięga głębi
człowieka, tym głębszą nienawiść wywołuje, większy od
ruch zabijania. Najwyższa miłość jest warta najwyższej
pogardy i nienawiści. Miłość wybawia gniew. Gniew bo
wiem potrafi jedynie zabijać. Zabijając, sięga istoty miło
ści, istoty grzechu. Wszystko, szczególnie miłość, w tej
demonicznej logice jest godne jednego — uśmiercenia.
Historia świata, los człowieka formułuje się w pochód ku
śmierci. Potrzeba zorganizowanego gniewu i zorganizo
wanej śmierci rodzi totalitarne struktury zagłady.
Gniewni tam, gdzie się pojawiają, konstruują baryka
dy, szańce, wytyczają wojenne fronty. Nie zdają sobie
sprawy, że otaczając się patosem niszczenia, zaciskają
koło gniewu, że sąjego niewolnikami, wyrobnikami nie
nawiści. To grzech sam w sobie jest wrogi człowiekowi.
Stąd też pochodzi losgika wrogości.
Gniew
141
Ale gniewni pieczołowicie dbają o pola bitew, bardziej
niż rolnik o dojrzewające łany. Dbają o wrogów, nie po
zwalają im łatwo umrzeć. Przeciwnik pogłębia przyjem
ność życia, uzasadnia gniew. Dlatego gniewny walczy
o nich równie zaciekle jak z przeciwnikami. Reżyseruje
sceny życia tak, by miejsce „wroga" było stale zajęte.
Obawia się, że gdy przestanie żywić gniew, przestanie
istnieć. Wyobraźnia wspomagająca gniew żywi się obec
nością nieznanego, nadciągającego przeciwnika. Należy
go wypłoszyć, odsłonić twarz, zdemaskować podstępne
zamiary. Budzony jest przez lęk jak pies, który węszy
niebezpieczeństwo. Żyje widmem katastrofy. To jego
ulubiona scenografia. Gniew już nie zdaje sobie sprawy,
że jego podejrzenia są w zasadniczej niezgodzie z praw
dą. Prawda też została zabita. Wszystko domaga się zabi
cia, właśnie dlatego, że istnieje. Tu rodzi się zachęta do
rewolucji — społecznie żywionych gniewów. Gniew jest
bogiem rewolucji. Nagrodą jest jałowe poczucie zwycię
stwa, szczęście pośród ruin, pośród pokonanych. Gniew
zamieszkuje w krajobrazie po klęsce. Jest to jednak jego
klęska własna — jest hańbą. Zwyciężywszy, chyłkiem
powraca jak przegrane wojsko po zabiciu Absaloma.
Siewcy małych rewolucji podlegają przymusowi do-
zbrajania siebie. Siła przebicia wyznacza im drogę wy
łomami. Potrafią celnie strzelać w czułe punkty, powalić
ubogich, łamać trzciny nadłamane. Towarzyszy temu prze
konanie: kto nie krzyczy, nie walczy, ten nie ma prawa
istnieć, ten się nie liczy. Milczenie jest zdradą siebie, jest
wystarczającym powodem, by wydać wyrok skazujący.
Milczący są winni.
Jest coś demonicznego w wyrażeniu: ogarnął mnie
gniew. Co prawda miłość też ogarnia, ale w miłości czło
wiek ożywa, wzmacnia się, a tu — dogorywa zgnieciony.
142
Gniew
Gniew może stać się filozofią rewolucji, głosi łatwość
zniszczenia. Wszystkie rewolucje karmią się gniewem,
dosiadają rydwanów szaleństwa. Syndrom zdjętych cugli
owocuje pożeraniem własnych dzieci. Uwięzieni w gnie
wie wybuchają i jednocześnie zarzucają nowe pęta. Wy
soce ceniona jest jedna postawa: trwanie w oburzeniu.
Potrzeba niszczenia
Gniew to zasadnicze skłócenie ze sobą: kłócąc się ze so
bą, kłócę się z innymi. Wpleciony w życie staje się spo
sobem zadomowienia w świecie wojen i konkurencji, bo
w spojrzeniu gniewnego poznania nie ma już bliźnich,
a jedynie wrogowie i sprzymierzeńcy. Gniew, żeniąc się
z chciwością, tworzy piekło konkurencji. Uznaje jedyną
jasność: podział na przyjaciół i wrogów. Inne podziały są
banalne. To on w najbardziej okrutny sposób wyprowa
dza na teatry wojenne i wkłada bezbronnym miecze do
rąk, by móc oskarżyć i usprawiedliwić potrzebę niszcze
nia. Gniew rozstawia heroldów na rogatkach swych do
mostw i woła: nie możesz istnieć w moim zasięgu, ani ty,
człowieku, ani Ty, Boże. Nie może istnieć obok ktoś, kto
ma przewagę. Właśnie w napotykaniu przewagi rodzi się
on skrycie lub ożywa. Nieodparta potrzeba konfrontacji.
Jak mówi Hiob, gniewny z dala już węszy wojnę (39, 25).
Postawę tę wspomaga zwyrodniała forma odwagi, bez
czelność. O niej to trafnie mówi abba Agaton: Bezczelność
podobna jest do palącej wichury, która kiedy nadchodzi,
wszyscy przed nią uciekają, a owoc drzew marnieje. (...)
Nie ma gorszej wady, bo ona jest źródłem wszystkich
wad
9
. Gdzie się pojawia, budzi trwogę, a nawet grozę.
9
Pierwsza Księga Starców, dz. cyt., s. 55.
Gniew
143
Herold nienawiści. Gniewny nie może w końcu unieść
ciężaru własnej agresji i frustracji, izoluje się, czyniąc
swój gniew samotnym.
Gniew opracował skuteczną taktykę: przerazić otwar
tością w zabijaniu. Każdego napotkanego człowieka czy
społeczność. Czai się on, czekając burzy, sygnału do bit
wy. Czeladnicy wojny przekształcają płaszczyzny spot
kań w marsowe pola, gdzie handlują lub szantażują swym
upodobaniem do bitew. Ale każda wymiana przemienia
się w wymianę ognia. Gniew, wysunąwszy swe szpony,
nie dba już o przyzwoitość racji. Lukę w racjach wypeł
nia samym sobą. Rozwija swe sztandary i przeraźliwy ton
słów wojennej propagandy. Retoryka wojenna również
służy do ostrzału. Jest dokumentacją walki.
Ulega podstawowemu złudzeniu, że niszcząc innych,
zapewnia sobie prawo do przetrwania. Oblegany, zwraca
się ku słabszym i w potyczkach z nimi szuka pocieszenia.
Jednak rzezie niewiniątek prowadzą zazwyczaj do obłędu.
Pielgrzymowanie ducha zemsty
Gniew się rozpala w człowieku i nie eksploduje bez jego
udziału. Rozpalone ognisko gniewu zaczyna się od is
kierki. Może nim być przykre słowo, pominięcie, poczu
cie upokorzenia. Jeżeli gasi się iskierkę, powraca spokój.
Jeśli nie, nadciągają gniewne myśli jak dorzucane drwa.
Ogień, płonąc, tworzy wielkie głownie żaru. Otóż tak, jak
głownie zwęglają się, a potem odłożone mogą trwać
przez wiele lat, nie ulegając zepsuciu, nawet choćby ją
kto wodą polewał, nie gniją — tak i gniew, jeżeli trwa,
144
Gniew
zmienia się w stałą urazę, a wtedy już nie ma wyzwolenia,
jak tylko przez przelanie własnej krwi
10 *
.
Namiętne zło gniewu, zło uciskania, gniecenia, karmi
się przemocą. Pan okrucieństwa, złośliwości rozsiewa
wokół siebie spustoszenie w życiu. Gniewliwy zna smak
śmierci, gdyż sam został nią dotknięty. Żąda spopielenia.
Rozumie siebie jako stworzenie ogniste, wszędzie, gdzie
się pojawia, podkłada płomienie rozgniewania. Takim
gniewem upaja się kraj, nikt już nie ma litości nad bra
tem swoim (Iz 9, 18). Ten przyrost nowej dzikości
11
, by
żywić się i żyć, nie może dopuścić idei przebaczenia, po
jednania. Po prostu nie można wybaczać. Skrucha, kru
szenie własnego serca zostaje zastąpione kruszeniem
świata. Co więcej, konsekwentny gniew postrzega szuka
jących przebaczenia jako zdrajców, dezerterów. Nie moż
na dla nich mieć litości. Zasługują jedynie na pogardę.
Gniewny Bóg staje się dla zagniewanych wspólnikiem,
rękojmią.
Gniew pragnie uczynić przemoc, zabijanie, samo za
dawanie śmierci prawomocnym. Staje się bohaterski, gdy
zabijanie jest prawnie uznane. W okrucieństwie słów,
uczuć i postaw słychać wołanie o krew. Przemożne prag
nienie zabijania wyznacza miejsce kaźni, najpierw w po
jedynczym sercu, później na scenie historii. Na tej scenie
jest tylko jedna rola: ofiary.
Człowiek, który żyje w niewoli wewnętrznej przemo
cy, może pomylić swe dążenia z gorliwością. Przemoc
przygotowuje nadejście, to preambuła „mojego" nadejś
cia. Adepci gniewu żyją spieraniem się z czyimś dobrem,
10
D
oroteuszz
G
azy
,
Nauki..., dz. cyt., s. 90-91. " L.A.
S
eneka
,
Dialogi, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1998, s. 205.
Gniew
145
wypieraniem go. Pozornie się oddalają, by z jeszcze więk
szym impetem uderzyć. Żyją eskalacją.
Gniew musi stać zawsze w pogotowiu, uzbrojony po
zęby i gotowy do odpierania. Cóż takiego gniew chce
odeprzeć? Gniew musi się ciągle mobilizować, by po
wstrzymać miłość. Musi ją tłumić, by nie dopuścić do
przebaczenia. W przebaczeniu nie ma już prawa do ist
nienia. Dlatego doskonali rzemiosło odmowy. Żyjąc
w przestrzeni odmowy, gniewny musi konsekwentnie
odmówić prawa do istnienia każdemu dobru. Ponieważ
odmawia, najbardziej odmawia Bogu. Odmawiając, oczy
wiście nie odmawia już modlitw, on je zabija.
Jeżeli istnieje jakieś zmęczenie, to ciągłą odmową.
Gniew plądruje serce i pozwala w całej pełni doświad
czyć, co znaczy żyć przeciw sobie. Ponieważ muszę od
mawiać, nie mogę nikomu przebaczyć, a więc muszę też
ciągle żywić czyjąś winę, odżywiać ją, by rosła w oczach.
Natomiast gniewny broni swej oczywistej sprawiedliwo
ści. Skoro jest w porządku, jest zwolniony z przebacze
nia. W imię tej samej sprawiedliwości, która staje się
coraz bardziej bezwzględna, wymierza karę winnym.
Gniewny nie może się już z człowiekiem spotkać, po
dejść do niego. Jeżeli podchodzi, to jedynie po to, by
wręczyć akt oskarżenia. Wtedy też całe życie, praca,
jakikolwiek wysiłek jest podejmowany nie po to, by roz
wijać miłość, ale by oskarżać.
Duchowy wymiar gniewu pozwala zrozumieć gniew
jako opuszczanie siebie, swego domu. Uzmysławia nam
to jedno wydarzenie z historii narodu wybranego. Oto
mocne i strzeżone miasto Aj zdobyto, przygotowując za
sadzkę. Małe siły Izraelici wystawili do walki, ukryli zaś
zdecydowanie większe. Gdy mieszkańcy Aj, upajając się
gniewem i pozornym zwycięstwem, ruszyli w pościg.
146
Gniew
ukryte wojsko zajęło miasto (Joz 8, 9-19). Ajowie zo
stawili bowiem miasto otwarte. Wtedy Jozue wyszedł
z ukrycia, zajął miasto i podpalił je. Tak więc gniew pło
nie na zewnątrz i wewnątrz.
Określenie gniewu jako żądzy odwetu za doznane
cierpienia
Al
ujawnia jedno z jego źródeł. Taki gniew jest
zaprawiony goryczą. Spustoszona przestrzeń zamieszka
nia gniew swój kieruje ku przeszłości w poczuciu krzyw
dy, czy też w przyszłość — z obawy przed jej doznaniem.
Buduje jedyny rodzaj wzajemności: odpłacić cierpieniem,
odwzajemnić zabijanie. Gniew taki jest spragniony krwi,
spragniony ofiary. Może stać się religią. Odcina drogi
rozwiązań: ponieważ zostałem skrzywdzony, mam prawo
do słusznego gniewu. Staje się wtedy odśrodkową siłą,
która niszczy jedność. Jest ciągłym rozbratem. Szuka zem
sty, odwetu. Odrzucający muszą zasmakować siły gniewu.
Dojrzewający gniew płodzi człowieka nieprzyjaznego,
jak Lamek: Gotów jestem zabić człowieka dorosłego,
jeśłi on mnie zrani, i dziecko —jeśli mi zrobi siniec. Jeśli
Kain miał być pomszczony siedmiokrotnie, to Lamek sie
demdziesiąt siedem razy (Rdz 4, 23). Oto potęgowanie
zemsty.
Formą zemsty jest pogarda. Jeżeli nie można kogoś
zabić, można mu odebrać prawo obywatelstwa. Nie może
zaistnieć w mojej obecności. Zniewolenie duchem zem
sty prowadzi do tego, że człowiek odczuwa potrzebę
zniszczenia cudzego istnienia, zwłaszcza tego bezbronne
go. Nienawidzi życia. Co więcej, chce to udowodnić. Kto
nie potrafi obronić życia, nie ma prawa żyć. Gniewny
czyha w przestrzeni zabijania. Gniew jest czyhaniem, za
rzucaniem i zaciskaniem pętli, wyrzucaniem na zewnątrz
12
A
rystoteles
,
O
duszy
,
s.
400
a.
Gniew
147
serca. Wyrzuca, bo pamięta, że sam kiedyś został wy
rzucony z raju. Gniew jest archetypem wyrzucenia z raju:
wypędzam, bo sam zostałem wypędzony. Na zewnątrz
mieszkają tylko przeklęci. Gniew w istocie jest pamięcią
życia przeklętego. Wyrwał ich Pan z ich ziemi z gniewem,
zapalczywością i wielkim oburzeniem, i wygnał ich do
obcej ziemi (Pwt 29, 27). Gniew niesie ze sobą głębokie
poczucie obcości, przede wszystkim wobec życia i mi
łości.
Gniew jest wymierzaniem kary, zemstą. Domaganiem
się śmierci. Szałem zabijania. Uświęca sam siebie, skła
dając ofiary. Unoszący się gniew może być uśmierzony
ekspiacją. Gniewliwy, pewny, że Boga nie ma lub że
zapomniał o świecie, sam musi zająć się sprawiedliwo
ścią. Szyderczo woła: Nie pomści, nie ma Boga (Ps 10, 3),
ktoś musi zostać mścicielem. Muszę nim być właśnie ja,
biorę sprawy w swe ręce. Świat musi być oczyszczony.
Ten-który-morduje-we-mnie, pan śmierci może żyć jedy
nie wtedy, gdy morduje. Przewrotność sięga zenitu. Nie
winność jest zapamiętale prześladowana.
Gniew skierowany do wewnątrz
Gniew skierowany przeciw sobie to straszliwy sposób
bycia człowiekiem. Najpierw pozbawia równowagi du
cha, rozbija wewnętrzne skupienie w sobie, wyrzuca na
zewnątrz, a w miejsce nieustannej modlitwy osadza ideał
nieustannej wojny. Człowiek zagniewany nie rozumie,
dlaczego, klękając do modlitwy, zmuszony jest ciągle po
wracać do swych ran, klęsk i spierać się o swoje racje.
Ale to również gniewnym Chrystus powiedział, kto nie
zbiera ze Mną, rozprasza (Mt 12, 30). Gniew jest naj
bardziej rozpraszającą postawą; jest targaniem, targa
148
Gniew
niem wnętrza. Jest również targnięciem, jak i wtargnię
ciem. Gdy wtargnie, we własnym wnętrzu pozostawia
pobojowisko. Ogłasza zwycięstwo niższych warstw czło
wieka. W nadmiarze gniewliwego niszczenia trudno roze
znać ofiary od oprawców. Gniew sam siebie karze za
okrutne cierpienia, jakie zadaje: głębia duchowa zostaje
przesłonięta furią.
Grzech wbija coraz głębiej żądło swej trucizny.
Gniewny żyje przeciw sobie, zabija siebie, gdyż siebie
nienawidzi. Nienawidzi Boga, który go stworzył i skazał
na te przeklęte pojedynki. W spojrzeniu błyskawicy do
strzega, że życie samo w sobie jest formą przemocy. Musi
gniewem zmuszać się do życia. Życie jest więc formą
przemocy, doznawaniem gwałtu. Gniewne myśli, gniewne
pragnienia mają osłaniać wewnętrzną bezradność życia,
zadając cios. Nawet to, co rodzi się we wnętrzu, jest
niebezpieczne, najbardziej podejrzane. Należy się mieć
na baczności wobec tego, co się spłodziło.
Gniew wybucha pośród niezadowolenia. Czy to brak
duchowego postępu, czy widok wad u innych rozpala
pochodnie ostrych słów napomnień. Wyrasta to ze świa
domości, że człowiek nie posiada dobra. Szał niecierpli
wości wobec niezrealizowanych wielkich postanowień
czy zamierzeń powoduje upadanie z wysoka.
Gniew uruchamia samozniszczenie, przymus karania,
wbija truciznę w siebie jak skorpion. Gwałtowność uczuć
i oczekiwań może doprowadzić do nieprzejednanego sza
łu przeciw sobie, istnej furii, bo sprawy nie idą po myśli
i życie staje się pasmem rozczarowań. Zagubione istnie
nie ludzkie jest spychane w stronę samobójstwa. Gniew
konsekwentnie dąży do samobójstwa: niszczenia więzi,
słów, sensów. Wypływa coraz szerszą falą z niemożności
miłowania. Dlatego gniew się nie zatrzymuje. Chce do
Gniew
149
trzeć do samego początku. Chce zabić początek, początek
siebie. Nienawiść skierowana ku sobie jest ostatecznie
nienawiścią siebie jako stworzenia. W świetle takiego
gniewu nie tylko sam dla siebie jestem godny pogardy,
niewart życia, ale kwestionuję swój akt stwórczy. Gniew
rodzi dzieci nienawiści do tego, co stworzone. Czyni tak,
bo sam wnosi pretensję o samostanowienie. W gniewie
człowiek sam dla siebie staje się zdobyczą. Czasem nie
ma już sił rozchylić żelaznego uścisku. Dlatego to, co ro
dzi się z uzależnienia od innych ludzi, prowadzi ostatecz
nie do całkowitego zerwania zależności od innych, do za
ciekłego osamotnienia.
Gniewna wyobraźnia — wewnętrzne zabijanie
Skomplikowana jest anatomia gniewu. Wewnętrzna gwał
towność pustoszy najpierw własne wnętrze. Gniewny nie
może żyć w przyjaźni ze sobą. Na własnym pobojowisku
wystawia ołtarze dla innych. Unicestwia przez wewnętrz
ny mord Występny czatuje na sprawiedliwego i usiłuje
go zabić (Ps 37).
Potrzeba wewnętrznego zabijania, opisana w filozofii
jako resentyment, może powstać jako reakcja na zgrozę,
którą wywołuje obecność innego. Pogrążony w lęku i cier
pieniu człowiek dokonuje wyobrażeniowego pastwienia
się nad krzywdzicielem. W istocie jednak pastwi się nad
swymi wyobrażeniami, nad sobą.
Urzeczenie walką, zwłaszcza mrocznymi zwycięstwa
mi, może też dojrzewać w głębi nieprawości. Ponieważ
wrogów gniewnego nie może dosięgnąć zemsta ze
wnętrzna, wystawia im szafot w sercu. Nie znajdą tu li
tości ani pokrętnych odwołań od wyroków. Egzekucja
jest nieodwołalna. Szczególnie ci, którzy są dla egzekutora
150
Gniew
źródłem cierpień, nade wszystko zaś upokorzeń, są winni.
Drogi i pola swej schorowanej wyobraźni ściele trupami.
W ten sposób gniew zostaje obnażony jako dzieło
diabła. Oto nagość gniewu. Gniew doprowadza do stanu,
kiedy zły duch człowieka porywa, podobnie jak Saula
nienawidzącego Dawida (por. 1 Sm 16, 15-16; 22-23).
Gniew zabija dlatego, że Bóg sam kieruje jego ostrze
i płomień w kierunku gniewnego: Oto wy wszyscy, którzy
rozniecacie ogień, którzy zapałacie strzały ogniste, idźcie
w płomienie waszego ognia, wśród strzał ognistych, któ
reście zapałiłi (Iz 50, 11). Koło wewnętrznego rozpalenia
się zamyka.
L
enistwo
Istnieje stan duchowy jak paraliż, podobny do stanu pro
roka Ezechiela, któremu Bóg powiedział: Idź, zamknij się
w domu! Oto, synu człowieczy, włożone są na ciebie po
wrozy i związany nimi jesteś tak, że nie będziesz się mógł
[nigdzie] udać (Ez 3, 24-25). Ale leniwy nie słyszy już
Bożych słów, a jeśli nawet, to bezskutecznie...
Lenistwo odbiega swą mentalnością od innych grze
chów. O ile inne są zabiegane wokół swego losu, swej
drogi, tak lenistwo wyznacza tego typu horyzont, w któ
rym pęka troska o siebie i rzeczywistość, zabieganie jest
niechciane. Otacza życie szybą niemiłowania. Pozostawia
wszystko bez gospodarza. Jest jak zasiedzenie na czas
marszruty. Wobec tych, którzy wyprzedzają, do mających
odwagę iść naprzód dochodzi do głosu gniew i oskarżenie.
Kluczowym problemem w lenistwie jest pogardliwy
stosunek do wysiłku, zwłaszcza duchowego. Misternie
ćwiczy się w sztuce wycofywania, jest dramatem otio
nausia, gnuśnością istnienia, konwulsyjną bezczynnością.
Leniwy jest jak niezatrudniony: niezatrudniona myśl,
pragnienia... Może to stanowić podstawę bezpieczeń
stwa, w istocie staje się jedynie sztywnością duszy:
stwardniało serce ludu (Mt 13, 15).
Lenistwo polega na uciekaniu przed trudem ducho
wym i zewnętrznym. Czasami mylimy je z melancholią,
tę zaś widzimy jako ponury posąg. Należałoby zobaczyć
inaczej i melancholię, która potrafi być skłonnością uprzy
152
Lenistwo
wilejowaną
1
. Kiedy przychodzi w formie szaleństwa
(menlanchołia stuporosa), jest jak zachwycenie, proroc
kie nawiedzenie, mistyczna bierność, zagęszczenie twór
czego ducha.
Istnieje lenistwo, które wynika z przerażenia ułomno
ścią świata, z doświadczenia wydziedziczenia z niego,
czy też z rozziewu pomiędzy własną nędzą a nieosiągal
nym ideałem siebie samego. Smakując siebie jako ranę,
ranę religijnej wyobraźni, leniwy rzuca zasłonę na całe
swe życie, zasłonę niespełnienia. Wydaje się, że wycofuje
się
do siebie, lecz w istocie wycofuje się z siebie, karmiąc
się wielkim, martwym smutkiem. W głębi lenistwa staje
się dla siebie nieosiągalny. Nie wierzy już, że siebie
osiągnie.
Istnieje rodzaj lenistwa wyrastającego z zawodu, z roz
czarowania. Jest to bardziej roz-czarowanie, tzn. u którego
podstaw leży o-czarownie, później odarte z iluzji. Leni
stwo sytuuje się na przegranej. Wyraża istnienie przegra
ne. Będąc takim, odżegnuje się oczywiście od hołdowania
zwycięzcom. Jest więc ono formą smakowania klęski,
upajaniem się nią; przeczuciem klęski nieuchronnej. Jest
schodzeniem ze sceny, od-chodzeniem.
Grzech lenistwa sugeruje fundamentalne marnowanie
daru życia i czasu, upadłość nadziei. Wszystko, cały czło
wiek w lenistwie doznaje spowolnienia, tempo myślenia,
pragnień, dokonań. Może ono wyrastać z przerażenia wiel
kością człowieczego powołania czy też z rozczarowania
Arystoteles poczynił bardzo istotne spostrzeżenie odnośnie do me
lancholii:
Dlaczego wszyscy mężowie, którzy byli niepospolitymi al
bo w zakresie filozofii, albo jako mężowie stanu, albo w dziedzinie
poezji, albo w umiejętnościach, odznaczali się usposobieniem me-
lancholicznym?
Cyt. za:
A
rystoteles
,
Zagadnienia przyrodnicze,
tłum. L. Renger, Warszawa 1980, s. 316.
Lenistwo
153
sobą, albo też z przeciążenia historią. Życie staje się jakby
odsunięte, odraczane. Taktyka odraczania ogarnia coraz
głębsze pokłady osobowości. Na pewno jest ono wielką
rezygnacją z siebie, z szansy bycia człowiekiem. Wtedy
największy wysiłek wkłada się w podtrzymywanie pozo
rów bezradności. Jeżeli wspomaga to lęk przed ryzykiem,
wtedy też wnętrze doznaje sparaliżowania. Lenistwo kre
uje się na twórcę martwej natury.
Lenistwo jest przejawem duchowej choroby drogi Bo
żej. Bóg staje się kimś, kto napawa odrazą. W głębi leni
stwa rodzi się smutek nieutulony. Dobro oddala się od
człowieka, od realnego zasięgu. Dryfuje ono w niepa
mięć. W lenistwie umiera zasadność dobra, jego celo
wość. Dlatego lenistwo zamieszkuje chętnie w pobliżu
absurdu. Absurd oczywiście nie koi, ale pozwala odna
leźć wspólny mianownik: wygasanie scenariusza, urwana
fabuła, dogorywanie. Czy można jeszcze coś sensownego
robić na zgliszczach? Można jedynie z godnością usypać
sobie mogiłę. Próg absurdu w pułapce lenistwa zostaje
znacznie obniżony. Jest wiernym świadkiem konania
w swoim życiu sensu, łaski, odkupienia. Żyje, wykreśla
jąc siebie.
Lenistwo oddaje duchową przestrzeń demonom. Dla
tego z takim naciskiem św. Hieronim poucza o pracy, aby
szatan znajdował was zawsze zajętych
2
. Właśnie szatan
rozpościera nad ludzkim życiem coś w rodzaju bierności
tragicznej, mrocznej, niepokojącej.
Taktyka demona lenistwa podobna jest do podstępu
Tryfona, który chciał przejąć władzę (por. 1 Mch 12,
39-49). Aby to zrobić, musiał pokonać dobrze uzbrojo
nego Jonatana. Ukrywając swe cele, zaprosił go i przyjął
2
Św.
H
iero nim
,
List do Mnicha Rustyka, PL 22,1078.
154
Lenistwo
wspaniale, hojnie obdarowując. Nakłonił go do odesłania
do domu licznego wojska, by nie trudził tak ludzi, obiecu
jąc, że przekaże mu wszystkie twierdze, oddziały woj
skowe i urzędników. Po odesłaniu wojska, gdy Jonatan
wszedł do pierwszej twierdzy, pozamykano bramy, po
chwycono go z małym oddziałem wojska i zabito mie
czem. Strategia składa się z wyraźnych etapów: uśpić
czujność, rozbroić, zamknąć, zabić.
Tragedia lenistwa polega na fundamentalnej odmowie
współpracy nie tylko z Bogiem w dziele zbawienia, ale
i zdecydowanej niechęci, by wkomponować się w cokol
wiek, w całość. Jest usychaniem na zewnątrz. Jest rów
nież formą zemsty. Obezwładnia najbardziej swój własny
umysł. Wybiera nieaktywność, bo sprzeciwia się Bogu.
Jeżeli nie mogę żyć przeciw Bogu, to przynajmniej od
mawiam jakiejkolwiek formy uczestniczenia. W ten spo
sób lenistwo oddziela, oddala od Pana, a także od siebie
samego. W lenistwie człowiek traci siebie, nie chce i nie
może już do siebie należeć. Niestety, powierza się tajem
nicy nieprawości.
Z głębi lenistwa wydobywa się specyficzny rodzaj
oskarżenia: jestem zalewany przez zło. Krzyk ten pełni
funkcję dekoracji. Słowa oskarżenia są jak opadające, je
sienne liście — słychać szelest śmierci.
Żyć przeciw obarczeniu
W istocie lenistwo odwołuje się do sceny wypędzenia
z raju i pozostaje reakcją na słowa podwójne słowa mó
wiące o obarczeniu trudem. Jahwe mówi kobiecie: obar
czę cię niezmiernie wielkim trudem..., a mężczyźnie —
w trudzie będziesz zdobywał... (Rdz 3, 16-17). Lenistwo
zuchwale ociera pot z czoła i przeciwstawia się Bogu.
lenistwo
155
Lenistwo żywi się goryczą utraconego szczęścia. Wymy
ka się obowiązkom: rodzenia dzieci i zdobywania poży
wienia. Właśnie lenistwo nie chce rodzić, nie chce być
płodne, nie chce już zdobywać tego, co karmi, i skazuje
się na śmierć. Duchowy sens tych wyrażeń uświadamia,
że duch nie chce być płodny i nie chce szukać pokarmu.
Najbardziej ostentacyjnie żyje wbrew historii. To nie
tylko duchowe zaniedbanie, to podstawowa niezgoda na
boski plan. Opuszczenie Boga. A ponieważ leniwi zga
dzają się na swe uchybienia, właśnie dlatego opuszcza
ich Bóg.
Leniwy, przeciwstawiając się Bogu, zostawia życie
duchowe. Praktycznie wewnętrzną logiką lenistwa jest
niepodejmowanie, zostawianie. Ono nigdy nie nadąża.
Ucieka. Woli śmierć niż pomoc Boga. Wybiera upadek,
wybiera niepodnoszenie się. To typ katastrofizmu, który
już nie wierzga. Niezdolność na „ciąg dalszy". Żyje, wy
kreślając siebie z księgi życia.
Leniwy jest również człowiekiem zbuntowanym. Jest
zbuntowany niedostatkiem łatwego dobra. Zostaje ono za
niechane. Zwłaszcza to dobro, jakim jest człowiek i Boże
dzieło zbawienia, wystawia na umieranie. Żyje zmierza
niem ku śmierci. Zgadzając się na śmierć, buntuje się
przeciw Bogu Życia, Miłości. Ukazuje Jego inny obraz:
Boga obojętnego, Boga teistów. Ten Bóg nie ma już
wpływu na świat, nie ma wpływu na tworzone dobro.
Taki Bóg zwalnia człowieka z odpowiedzialności. Leni
wy cynicznie obnaża bezsilność Boga. Wygnany Bóg le
ży u podstaw koncepcji wygnanego człowieka.
Wobec Boga lenistwo jako bunt może przyjąć dwie
formy. Po pierwsze, w buncie moim nie pozwalam już ni
czemu żyć, bo wszystko razem ze mną zmierza ku śmier
ci. Po drugie, zamykając się w lenistwie, jednocześnie
156
Lenistwo
chcę się wymknąć przemijaniu, zastygam. Leniwy więc
ucieka przed czasem, teraźniejszością, obecnością, dąży
do swego rodzaju unieważnienia doczesności, unieważ
nienia stworzenia: wszystko musi umrzeć razem ze mną.
Razem ze mną umiera nie tylko mój świat (którego nie
potrafię ocalić), ale nie ma prawa istnieć jakikolwiek in
ny. Razem ze mną umiera rzeczywistość. Lenistwo jest
głoszeniem powszechnego umierania.
Z drugiej strony zamieranie w lenistwie kojarzy się
z zachowaniem larwy, która zaszywa się kokon, by prze
trwać i przemienić się. Otoczony kokonem i wyznający
zasadę oszczędności energii, leniwy wierzy w jakąś obłę
dną możliwość zachowania siebie. Właśnie to sprzeciwia
się drodze Bożej, drodze Chrystusa, który mówi o miło
ści pękającej jak ziarna, a więc rodzącej się z umierania,
jak i o traceniu swego życia (por. Mk 8, 35). Leniwy
chce zatrzymać stworzenie w zmierzaniu ku Bogu. Chce
zmienić logikę historii. Nie chce należeć do Boga, wybie
ra przynależność do śmierci. Struktury śmierci w leni
stwie są najbardziej czytelne. Lenistwo jest najbardziej
ostentacyjnym omijaniem życia. Pragnie unieważnić Bo
ga. Delektuje się przemijaniem, rozkładem, zgnilizną.
Lenistwo swą postawą pragnie samo siebie ocalić.
W ten sposób polemizuje z Boskim darem zbawienia.
Mówi dumnie: ja samo zachowują siebie. Ale stanowi też
drogę uniewinnienia: ponieważ wybieram śmierć, Bóg
nie może żądać ode mnie rozliczenia. W ten sposób wy
bór śmierci staje się wyborem nadzwyczaj uprzywilejo
wanym. Głosi swą apokalipsę: ja już skończyłem, świat
wokół musi w końcu ulec. Tu objawia swe bezlitosne
oblicze. Mści się, usypiając innych. Chce ich wplątać, za
trzymać, omotać, usidlić. Przymus zatrzymywania kwitnie
mnóstwem pustych słów, rozdrabnianiem rzeczywistości,
odwlekaniem decyzji. Lenistwo ukryte w nadmiarze.
Lenistwo
1S7
Lenistwo potrafi inteligentnie ukryć się w mentalności
ofiary: zrezygnowałem, jak to czyni ofiara złożona Bogu,!
nie mam już prawa do własnego życia. To sam Bóg, jak
Benjaszowi, kazał mi nie wychodzić z domu: Zbuduj so
bie dom w Jerozolimie. Będziesz tam mieszkał i nigdzie
nie będziesz wychodził. Dobrze wiedz, że w dniu, w któ
rym wyjdziesz, u* na pewno umrzesz (1 Kri 2, 36-37). Mas
kuje w ten sposób duchową ociężałość. Przypomina sen
apostołów z Getsemani, osłabionych i przerażonych, utru
dzonych ciężarem wydarzeń.
<1
Ociężałość
Małe zgody na lenistwo dojrzewają w duchową ocięża
łość. Ociężałość jest jak stary Heli, który słysząc o Arce
Boga, upada i łamie sobie kark, umierając (por. 1 Sm 4,
18). Lenistwo osiedla się w duchu ociężałym, który nie jest
już zdolny do wznoszenia się ku Bogu
3
. Ociężałość du
cha wywodzi się ze znużenia dobrocią, świętością, modli
twą, ascezą. Nie przynoszą one spodziewanych korzyści.
Pośród trudności tego typu wygasa potrzeba służenia.
Lenistwo przyobleka w żałobę, odrzucenie, beznadzieję
— nie ma już nic do osiągnięcia. Niezdolność do dobra
wypływa z wewnętrznej niemocy, jakby z załamania się
dobra w człowieku; wiary w dobro duchowe. Zdarza się,
że niesione nieszczęście tak mocno przygniata do ziemi,
że człowiek dociera jakby na granicę możliwego i nie
możliwego i poza tę granicę nie ma siły się przedostać.
Ociężałość może być zasłaniana ideą góry nieporuszo-
nej. Wtedy zwykłej obojętności, niewrażliwości nadaje
się znaczenie oderwania duchowego, wewnętrznej wol-
3
K
wa
C3RIUSZ/,P
ontu
,
Pisma...,
dz. cyt., s. 259.
158
Lenistwo
ności, tego, co w znakomitych szkołach ducha nazywano
aphateia.
Najgorszym typem ociężałości jest jednak trwanie
w grzechu. Grzech zabija więź z Bogiem i z ludźmi. Kar
mienie się grzechem doprowadza szybko do duchowego
zwyrodnienia, wystawia na płomień namiętności słabe
wnętrze i domaga się coraz większej liberalizacji w po
dejściu do zła. W ociężałości odbywają się narodziny
demonicznej tolerancji.
W rajskiej scenie kuszenia lenistwo przejawia się
w niemożności, w niezdolności do „odwrócenia się" od
owocu. Człowiek nie odchodzi, ale pozostaje w prze
strzeni kuszenia. Wybiera ją, pozostając. Pozostaje jed
nak ostatecznie tylko pastwą demonów.
Grzech czyni człowieka tak ciężkim, że nie potrafi on
odnaleźć uzasadnienia dla walki ze słabościami, lękiem,
cierpieniem. Stają się one nieuchronne. Przygnieciony
grzechem podlega pasywności wobec dobra, wobec miło
ści. Żywi się słowami beznadziei: mocarz nie okaże swej
siły, a bohater nie ocali życia, łucznik się nie ostoi, szyb-
konogi nie umknie i jeździec na koniu nie ocali życia;
nawet nąjmążniejszy sercem pomiędzy bohaterami nagi
będzie uciekał (Am 2, 14-16). Nie ma już nic do ocalenia
— leniwy wygrywa swe rozgoryczenie na oktawach bez
radności. Lenistwo wieści wersję dziejów nie do urato
wania. Pojawia się jak upiór przekonanie o fatum, wiara
w nieodwracalność historii. Odpoczywa na ruinie rozmy
ślań o naturze świata. Myślenie to zaprawione jest od ko
rzeni wątpieniem.
Lenistwo
159
Natręctwo nieistotnego
Człowiek leniwy rezygnuje z trudu rozróżniania rzeczy
istotnych, ważnych od nieważnych. Cały horyzont warto
ściowania pokrywa gruba warstwa odrazy. Lenistwo wcale
nie musi oznaczać bezproduktywności. Można z lenistwa
zapracować się na śmierć. Leniwym jest bowiem czło
wiek nie dlatego, że nie pracuje, ale dlatego, że bierze
sobie zbyt wiele zajęć po to, by usprawiedliwić się przed
szczególnego typu lenistwem — nie podjęciem zasadni
czego zadania, jakim jest sam człowiek. Praca zewnętrz
na, mnogość zajęć staje się ucieczką. Lenistwo to polega
na wyborze rzeczy błahych, drugorzędnych.
Źródło zniechęcenia do życia może leżeć w prze
świadczeniu, że cele, takie jak świętość czy pełnia modli
twy należy osiągać natychmiast. Brak efektów wywołuje
nieuchronnie frustracje.
Leniwy jest typem najtrudniejszym do nawrócenia,
ponieważ nie chce zaangażować się do końca. Mglistość
celów, nieczytelność życia świadczą o braku podstawo
wego wysiłku, żeby bardziej być. Cele wydają się już nie
do osiągnięcia. Bujność życia zostaje wystukana jedno-
stajnością nudy. Nie widzi dróg, którymi można by wy
ruszyć. Zamyka się w metafizycznej skorupie.
Leniwe zniewolenie czasem
Lenistwo pozostaje inteligentnym i zwartym systemem
obronnym starego człowieka, broniącym się skutecznie
przed wymaganiami życia duchowego. Jest totalnym za
puszczeniem człowieka, zachwaszczeniem, obezwładnie
niem duchowym. Bezbronność polega na opuszczeniu,
czasem gorzkim pozostawieniu wewnętrznej twierdzy.
160
Lenistwo
Wyprowadziwszy człowieka w pole, nieprzyjaciel łatwo
wytrąca broń z ręki i bierze w jasyr. Leniwy daje się roz
broić, pozwala ginąć murom obronnym, nieszczęśliwy
mieszkaniec bezbronnej krainy, gdzie pasie się dziki
zwierz. Dzikość głęboko wtapia kły w serce. Jest bowiem
czymś najbardziej przeciwnym formowaniu siebie, kształ
towaniu. Hołduje bezkształtowi. W głębi lenistwa pojawia
się niechęć, by nadawać życiu kształt, by żyć na miarę
godności. Woli żyć w usypiającym pięknie marzeń, pla
nów, deklaracji. Może bronić się skutecznie lekceważe
niem słów prawdziwych. I żyć w zamkniętym czasie,
w swoim czasie obmierzłym. To, co bezkształtne, jednak
obezwładnia. Leniwy nie broni już duchowych szańców
ani przekonań, oddaje przestrzeń łaski. Wyczerpuje się.
Wygasa. Dla niego nurt historii płynie zbyt wartko. Już
nie dopuszcza do siebie tego, co się dzieje, już w ogóle
nie dopuszcza do siebie. Żyje poza historią, w której dzia
ła przecież łaska. Żyje w zastygłym czasie. Ponieważ
przegrywa teraźniejszość, ucieka w minione lub nadcho
dzące. Wchodząc tam, niechętnie je zostawia, nie potrafi
się oderwać. Kategoria czasu staje się jątrzącą pułapką.
Uporczywe trwanie w przeszłości czy też przyszłości,
gloryfikacja tego, czego już nie ma albo tego, co nadcho
dzi, stanowi podstawy dla usprawiedliwienia swej nie
obecności w czasie aktualnym. Wybór przeszłości czy też
przyszłości oznacza niezdolność do życia pośród cząstek,
okruszyn czasu, pośród zwyczajnych rzeczy. Przygniece
nie codziennością pozwala na małą nadzieję, że wszystko
zacznie kiedyś później. Człowiek czuje się związany cza
sem, zniewolony nim, rzuca na życie pajęczynę odręt
wienia. Świat leniwego podobny jest do muzeum — ob
cuje z przeszłością, dla której nie może już nic zrobić.
Przyobleka się dostojną nostalgią. Być może w świecie
Lenistwo
161
bezruchu pragnie ocalić i zachować to, co wartościowe,
ale są to figury statyczne, posągowe, monumentalne, prze
ważnie próżne.
Lenistwo z natury wybiera to, co niskie, przyziemne,
ponieważ nie wymaga to wysiłku. Lubi być świadkiem
chaosu, bezrozumności, gdyż samo już dawno poddało
się. Szyderczo zagrzewa do walki.
Lecz należałoby poszukać tu jeszcze głębszego pro
blemu: lenistwo szuka przebóstwienia w uległości, zwła
szcza uległości czasowi, temu, co przechodzi przez świa
domość. Ta uległość jest żywym zaprzeczeniem uległości
znanej z pokory czy posłuszeństwa Bogu. Jest ona typem
uległości, która nie ma odwagi żyć. Pośród bierności
słów przejawia się bunt. Lenistwo jest odmową zgody na
własny los, brakiem akceptacji własnej historii. Lenistwo
jest istnieniem wyczerpanym.
Uśpienie aksjologiczne
Lenistwo należałoby ukazać jako jaskrawe wystąpienie
przeciw dobru, przeciw wartościom. Pojawia się jako za-
woalowana forma niszczenia dobra. Nie dość, że go nie
tworzy, to poprzez swą postawę dyskredytuje to, które
istnieje. Lenistwo wobec każdego dobra pojawia się jako
pesymizm, pesymizm aksjologiczny. Może on mieć źródła
w doświadczeniu niesprawiedliwości: uczynione dobro nie
zostało nagrodzone, doznane zło nie zostało ukarane. Co
gorsza, za uczynione dobro człowiek został ukarany,
zniszczony, odrzucony, skazany na śmierć. Wobec takiej
bezsilności dobra, wobec wdeptania świętości w błoto
człowiek rezygnuje, otacza się kokonem i wpada w aksjo
logiczną apatię. Człowiek taki staje się jak głupia panna,
162
Lenistwo
która nie dba o oliwę do lamp. Słyszy w końcu słowa
Chrystusa: nie znam was (Mt 25, 12)
4
.
Odczuwa przymus spotwarzania dobra, gdyż ono
oskarża lenistwo. Spotwarza zwłaszcza dobro aktywne.
Szuka równie leniwych sprzymierzeńców i podważa ak
tywne postawy. Sprzysiężenie leniwych bywa niepraw
dopodobnie konsekwentne i jadowite. Wszelkie wyma
gania są bowiem nie do przyjęcia. Umiejętnie posługuje
się ideą tolerancji, przymykania oczu, bo samo szuka
spokoju. Dla leniwego każde wymaganie, religijne czy
społeczne, jest wrogie życiu, jest ograniczeniem wolności.
Rozbudowuje typ świadomości, która pomija wartości.
Niewłaściwy stosunek do wartości przyjmuje także
inne formy. Jeżeli czyjeś życie zdominują inne osoby
odmawiające dojrzewania, zainteresowane w utrzymy
waniu atmosfery infantylności, może dojść do specyficz
nego poczucia bezwartościowości, własnej bezużytecz-
ności. Jako podmiot nie ma się przestrzeni do własnych
decyzji, do własnej wyobraźni czy języka. Mamy do czy
nienia z zagrabieniem człowieka. Osoba taka ma wielkie
trudności, by przebić się do siebie, by uwierzyć w siłę
swego wewnętrznego świata, bo ciągle była przymuszana
do adorowania innych. Wynika z tego pewien rodzaj
bardzo podstawowego uśpienia. Zło lenistwa wybija rytm
kołysanek. Metafora snu, pokusa usypiania, wprowadza
w życie majaki, urojenia. To zasadnicza trudność w po
zyskiwaniu prawdy o sobie i rzeczywistości. W lenistwie
obserwować można dużą dozę nieprawdy, najbardziej zaś
niewiarę we własne możliwości. Nie słyszy się już słów:
Oto nadeszła godzina powstania ze snu... (Rz 13, 11).
Zagrabiony już nie zmaga się...
4
B. G
raham
,
Siedem grzechów głównych, dz. cyt, s. 51-52.
Lenistwo
163
Taki człowiek jest tworem innych, wypadkową ich
zachowań, ciągle spychany ze sceny swego życia na
miejsce widza. W oczach takiego człowieka dobro może
stać się czymś nierzeczywistym, jedynie nierealnym ma
rzeniem. Następuje wyobcowanie, wyrzucenie z historii*
złowrogość względem niego pochodząca gdzieś z wet
wnątrz. Niemal całkowite zamieranie. Życie leniwego
jest jak zapadanie w sen. Umysł podlega zmrożeniu, du-»
chowej hibernacji. Nie wymaga żadnej duchowej czujno
ści, jedynie bierności typu inercyjnego. Taki jednak nie
obudzi się w odnowionym świecie. Wczytując się we
współczesne myśli filozofów czy pisarzy, ze zdziwieniem
można zauważyć, że współczesna myśl rozgościła się
w lenistwie. Człowiekowi się już nie chce, nie widzi po
trzeby gruntownego przemyślenia, gruntownego wytłuma
czenia natury rzeczy, gruntownego nazywania. Ogranicza
się do niefrasobliwego zapisu czasu, stosuje dezorientujące
formy opisu, bawi się raczej niż pracuje nad rzeczywi
stością.
W lenistwie również znajduje swe źródło ludyczna
koncepcja człowieka (homo ludens), traktowanie świata
jak globalnej zabawki, z ideałem wygodnego i dostatnie
go życia. Taki wymiąkły styl życia prowadzi do śmierci
całą kulturę.
Brak dostępu do wartości, ślepota typu duchowego
wydaje się kwestionować każdą motywację do twórczego
wysiłku. Kosztuje on bowiem zbyt wiele bólu. Być może
takim ludziom nie pozwolono nic w życiu zrealizować
samodzielnie, stawali się zawsze jedynie przedłużeniem
czyichś pomysłów, czyjejś woli. Lub też robiono wszyst
ko za nich, rozpieszczając ich aż do nieprzytomności
życia. Lenistwo tu może być maskowane potrzebą dys
164
Lenistwo
tansu, oddalenia, ale w końcu okazuje się, że życiowe
cele stają się zbyt odległe.
Gdy ono dojrzeje, może pojawiać się jako forma ugo
dy, niezdrowego kompromisu, który spycha i odcina od
źródeł życia duchowego i jest ostatecznie zgodą na mier
notę. Ugoda z miernotą życia. Taka filozofia życia posia
da swe przedłużenie w postawie niesprzeciwiania się.
Kiedy człowiek orientuje się, że jednak nie sprzeciwia się
złu, pokusom czy przeróżnym formom nieprawdy, bywa
już za późno. Skazał się już na życie spętane. Ugoda
z miernotą wynika ze zwykłego ślizgania się po ducho
wym życiu, bo nie ma się odwagi wbić lemiesza Bożych
słów w ciało duchowe. Przyjęcie barw ochronnych,
wkomponowanie się w otoczenie, rezygnacja z powoła
nia do tego, by być znakiem sprzeciwu i ewangelicznym
zaczynem, daje poczucie niesmacznego spokoju. Rodzi
się głębinosiężny smutek.
Ostatecznie lenistwo pojawia się jako typ wierności,
wierności rzeczom przyziemnym, rzeczom z ciasnego
kręgu własnych spraw. Wierności sprawom, które mam
pod ręką, nie muszę się trudzić, by je znaleźć. Tak umie
ra duchowy wymiar człowieka, zostaje uciążliwa doczes
ność, którą należy ocalić za wszelką cenę. Poprzestaje się
na minimum. Lenistwo jest azylem.
Schorowana obcość
Wybór lenistwa czasem związany jest z odrzuceniem,
a ściślej, z brakiem poczucia bycia wybranym. Nie je
stem oczekiwany, nigdy nie byłem oczekiwany, nie było
nikogo, kto by na mnie oczekiwał, a więc i ja nikogo i ni
czego nie oczekuję. Zamykam swą nadzieję. Nie doświad
czyłem, tego, że wybrał mnie Bóg, by mnie w czymś
Lenistwo
165
wyszczególnił, zamykam więc moją religijną nadzieję
i nie oczekuję już nic od Niego. Nie zrobię już niczego,
co by sygnalizowało moje oczekiwanie i potrzebę wybra
nia. Wybieram życie odwrócone od Boga, martwe, anty
kwaryczne.
Leniwy nie ma przyjaciół, są tylko towarzysze nie
doli. Oni wspólnie czują się obco pośród świata. W ob
cym świecie nie poczuwają się do odpowiedzialności za
jego obcość ani by tę obcość ubogacić. Wyrażają wspól
nie swą solidarną dezaprobatę i niechęć, wzmacniając się
kompleksem wygnańca.
Lenistwo maskuje się solidarnością z nieudacznikami,
miernotą. Staje się apostołem tego rodzaju słabych. Idea
słabości dominuje myślenie, przekonywanie, urasta do
rangi teologii, ale w głębi jest niezdolnością do stawiania
sobie wymagań.
Zamieszkanie w lenistwie jest jakby zaglądaniem
śmierci w oczy, z jednoczesnym brakiem siły, by odejść
z takiego miejsca. Wieści załamanie się nadziei. Wybiera
— jeśli cokolwiek wybiera — rezygnację. Może się to
narodzić z przygnębienia złem: nie mam już siły do prze
miany świata, do uratowania świata własnego, do promo
wania dobra. Wycofuję się ze sceny życia. Leniwy wydaje
się być człowiekiem, który nie potrzebuje zbawienia.
Może dlatego, że w jego oczach nie ma już co zbawiać.
Śmierć nadziei objawia się również w ogromnym lęku
przed opuszczeniem świata, w którym człowiek zamiesz
kał, z którym się oswoił, który zna i rozumie. Każde we
zwanie Boga, które byłoby jak powołanie Abrahama, by
opuścić swą ziemię i udać się do innej, pojawia się jako
niewykonalne. Lęk więzi wyobraźnię niedoszłych po
dróżników. Lenistwo jest aktywną formą nieufności
względem Boga.
166
Lenistwo
Istnieje jeden podtekst z życiu leniwym, odnoszący
się wprost do tajemnicy grzechu pierworodnego. Leni
stwo sugeruje: oto wybór, decyzja, działanie człowieka
zawiodły, zerwano owoc znajomości dobra i zła i ponie
siono klęskę. Czy można żyć, omijając sytuację w raju?
Właśnie w kontekście tego pierwotnego fiaska ludzkiego
działania, leniwy pragnie ocalić siebie, odcinając się od
niej. Blokuje świadomość czynu. Ponieważ czyn prowa
dzi do klęski, wybieram nieczyn. Ale rozwiązanie okazuje
się rzekome: duchowy marazm, zmierzanie ku śmierci jest
również częścią grzechu, częścią kary, pierwotnego
przekleństwa. Dlatego lepsze jest noszenie niepamięci,
zapomnienia o tym, że nie ma się przyszłości.
Bezładność
Lenistwo łatwo oddaje inicjatywę w rzeczach duchowych
w obce ręce. Zwalnia się z trudu rozeznań. Podążanie za
innymi, często bezwiedne, kamuflowane zaufaniem czy
kreowaniem kogoś na idola, ukrywa chorobę woli i du
chowej wyobraźni.
To przedziwne, ale lenistwo może być bardzo konse
kwentne, może najbardziej konsekwentne z wad głów
nych. Przybiera formę trwania upartego. Bądź uparcie
nie chce ruszyć z miejsca, bądź uparcie nie wybiera. To
duchowe zawieszenie, impas wewnętrzny przed niczym
jednak nie chroni. Bynajmniej, niebezpiecznie człowiek
staje się przydrożną ofiarą przewalających się legionów
Złego. Znajdują bowiem dom uporządkowany, ale bez
gospodarza (por. Łk 11, 26). Lenistwo jest duchowym
wyprowadzeniem się, emigracją z siebie. Leniwy mieszka
poza swoim domem. Nie sprzeciwia się łupieżcom.
Lenistwo
167
Dlatego obecność leniwego przypomina bardziej selektyw
ną usłużność niż życie dla prawdy.
Bezładność leniwych stwarza bardzo podatny grunt
dla dojrzewania wykoślawionych teorii wolności głoszą
cych wolność od zasad, od „przymusu" dobra, a także za
chęcających do niekończącego się świętowania luzu.
Lenistwo, odczuwając nieznośny ciężar życia ducho
wego, czyniąc samo życie duchowe rozwlekłym, zaraża je
ostatecznie nudą. Nuda, monotonia duchowych wyma
gań, monotonia walki, ciągłe powracanie na te same
miejsca ludzkiej słabości, obezwładniają ducha. Czło
wiek duchowy nie nudzi się sobą, gdyż jest z Bogiem.
Acedia najsilniej więzi ducha. To duchowa eutanazja.
Zamieszkiwanie na przedpolach śmierci. To grzech star
czy, grzech duchowego zestarzenia się. Sam widzi siebie,
że jest
niepożyteczny dla życia duchowego.
Lenistwo staje się nauczycielem wątpienia. Gdy nuda
wypełnia horyzont religii, rodzi się zatąchłość istnienia.
Jałowe życie, prowadzone na jałowym biegu, czyni czło
wieka jałowym do ostateczności, głównie w sferze łaski.
Słabość dotyka tak bezpośrednio i tak dojmująco, że
ogarnia nie tylko sferę tego, kim się jest, ale i sferę tego,
kim się będzie.
Niebezpieczna bierność
W lenistwie pojawia się zjawisko utraty duchowej siły
ciążenia. Bóg, jako centrum stworzenia, utracił tu siłę
grawitacji (gravitas). „Bóg już nie przyciąga — woła
zuchwale w historię leniwy — sam jestem tego najlep
szym przykładem". Oczywiście leniwy nie zamierza się
zdradzić — on ciąży ku sobie. Lenistwo przyjmuje formę
biernej pychy.
168
Lenistwo
Unikiem często stosowanym przez leniwych jest prze
sadna interioryzacja, obsesyjne skupianie się na własnym
wnętrzu, wchodzenie w wewnętrzny dialog, który niczego
nie rozjaśnia ani niczego nie rozwiązuje. W ten sposób
ratują swój wizerunek i maskują wyczerpanie się projektu
życia. Z drugiej strony, być może, cała energia duchowa
wyczerpuje się w wysiłku przerzucenia pomostu pomię
dzy tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne, gdy oba
brzegi za bardzo się oddaliły.
Leniwy promuje ideał statycznej doskonałości, posta
wy nieporuszonej, która jednak dojrzewa w cieniu zalęk
nienia. Zastygłe trwanie odporne na zamiany, na dyna
mizm łaski. Swą ostygłością chce oskarżyć nietrwałość.
Samą pozę — zastyganie pomiędzy początkiem a końcem
— leniwy pragnie otoczyć nimbem, patosem. Jest to jed
nak jedynie patos śmierci. Bez-czynność i bez-ruch nie
mogą przecież prowadzić. Są zaprzeczeniem etosu piel
grzymiego, wycofują się ze wszystkich dróg. Tu brzmi
najtragiczniej słowo Chrystusa: Ja jestem drogą i prawdą,
i życiem (J 14, 6). Lenistwo nie wychodzi już na drogi,
nie chce ich znać; nie chce podejmować prawdy i zatapia
się w śmiertelnym śnie. Tak naprawdę nie tyle wyklucza
siebie, ale eliminuje świat, zwłaszcza ten Boży. Twierdzi:
to Bóg przegrał w moich oczach, nie ma już przyszłości.
Jeżeli coś ma się wydarzyć, przyjmuje scenariusz
kwietyzmu. Kiedy człowiek leniwy przyobleka się w sza
tę kwietyzmu, a więc spychania odpowiedzialności za
swe życie na Boga, oczekuje, że jego działanie zastąpi
Bóg. Towarzyszy temu wycofywanie się z nadmiernych
napięć czy wysiłków.
Bierność czasami nabudowywana jest na fałszywym
zadowoleniu z siebie, z osiągniętego stanu. Złudne samo
zadowolenie polega na tym, że leniwy po prostu szuka
Lenistwo
169
łatwego życia, unika podejmowania obowiązków. Lęka
się uciążliwości. Leniwy ciągnie za sobą życie, nie nada
je mu kształtu. Co gorsza, nie ma odwagi patrzeć w przy
szłość, która jawi się jako coraz trudniejsza. Balast życia,
już nie do zniesienia, pełni funkcję usprawiedliwienia
piętrzących się oskarżeń. Nie oskarża się jednak życia
czy ludzi. Lenistwo oskarża Boga. To On uczynił życie
przeklętym. Lenistwo jest niepohamowaną tęsknotą do
raju, która jednak nie zostaje nigdy spełniona.
*
Bardziej wyrafinowane lenistwo nawiązuje do tajem
nicy wyżyn duchowych, tajemnicy odpocznienia w Bogu.
Ma to jednak zagwarantować sam komfort odpoczywania,
natomiast Bóg stanowi tu rodzaj świątobliwego, a przy
najmniej przyzwoitego tła. Religijne obwarowanie leni
stwa ma mu jedynie dodać dostojeństwa. Atrofia duchowa
to ostatni przystanek, postój przed śmiercią.
Lenistwo jest niebezpieczne nie tylko dlatego, że sa
mo dusi się sobą i tamuje siebie, ono sprytnie ucieka się
do innych, jak do kariatyd, które podtrzymują gmach je
go życia. Posługuje się zasilaniem z zewnątrz. Na ze
wnątrz też wybiela swą odpowiedzialność. Jednocześnie
z duchowego wnętrza czyni kryjówkę, a nie świątynię,
w której paliłoby się kadzidło na cześć Pana. W kryjów
ce, w wyrafinowanym ukryciu i samotności celebruje
butwiejące życie. Zdarza się, że lenistwo w człowieku nie
ma siły już żyć, wtedy cierpiąc „bez skargi", czyni z sie
bie mesjasza.
Jedyny temat, który leniwego interesuje: jak umierać
razem. Niesie go radość wspólnego umierania. Śmiertel
na powaga jest pozą, z jaką przyjmuje nowy dzień. Ten
dzień oczywiście nie ma nic do zaofiarowania, jest pusty,
nieciekawy, nie inspiruje. Leniwy w swoim wyschniętym
wadi roznosi nowinę o Bogu, który oszukuje. Nie masz
170
Lenistwo
obiecywanych winnic pełnych wina i biesiadnych śpie
wów; masz za to kamieniołomy i ziemię bezwodną.
Ponieważ czuje się oszukany, jak została oszukana Ewa
w raju, nie czuje się do niczego zobowiązany, oprócz
kwestionowania. Lenistwo zalega w ogromnej pustce ży
cia. Ta pustka jest materią rozpaczy: nie ma już nic do
kochania, do poznania. Nie warto już nic robić! Dzieje
się tak dlatego, bo życie tu, gdzie żyje leniwy, już nie
dociera. Jest on zmęczony tym wyczerpaniem się treści.
Wyblakłość sensu wszystkich rzeczy jest przerażająca.
Nie mamy na ziemi już nic do zrobienia. Przygnębienie
przeplatane perfekcjonizmem rytów śmierci. Mizantropia
upadku wszechświata. Istnienie agonistyczne. Rozpoczyna
się w mizologii — wstręcie do myślenia, kończy w pro
klamacji powszechnego zmierzania ku śmierci. Lenistwo
jest jak długi, nużący wieczór, w którym nic się nie wy
darza. W ten sposób kwestionowany jest każdy ludzki
wysiłek.
Z
amiast
zakończenia
Przedstawiono powyżej grzeszne drogi człowieka, a raczej
jego bezdroża. Prowadzi to do zakorzeniania się w krainie
śmierci i piekła. Przywołajmy tu jedną z najbardziej suges
tywnych wizji piekła nakreśloną przez św. Teresę z Awili:
„Wejście przedstawiło mi się na kształt wąskiej i dłu
giej uliczki, albo na kształt nisko sklepionego, ciemnego
i ciasnego lochu. Na spodzie rozpościerało się błoto
wstrętnie plugawe, wydające z siebie woń zaraźliwą
i pełne gadów jadowitych. Na końcu wejścia wznosiła
się ściana z zagłębieniem w środku, podobnym do szafy
ściennej; w tę ciasnotę ujrzałam się nagle wtłoczona.
Wszystkie okropności, które wchodząc, widziałam, choć
opis ich ani z daleka im nie dorównywa, były jeszcze
rozkoszą w porównaniu z tym, co uczułam w tym za
mknięciu.
Była to męka, o której daremnie kusiłabym się do
kładne dać pojęcie; żadne słowa najsilniejsze nie wypo
wiedzą, żaden rozum nie ogarnie całej jej grozy. Czułam
w duszy mojej ogień, na którego określenie, jakim jest
i jak na duszę działa, nie staje mi ani wyrazów, ani pojęcia,
a przy tym w ciele cierpiałam boleści nie do zniesienia...
Wszystko to spotęgowane jest jeszcze do nieskończoności
tą jasną i niewątpliwą świadomością, że jest to męka
wieczna, która nigdy się nie kończy. Lecz wszystka ta
okropna męka ciała niczym jest znowu w porównaniu
z męką duszy. Jest to takie konanie, taki ucisk, takie jakby
duszenie się, takie dojmujące strapienie i takie gorzkie,
172
Zamiast zakończenia
rozpaczliwe znękanie, że nie wiem, jakimi to słowy
wszystko określić.
Choćbym to nazwała nieustającym cierpieniem, śmier
telnym konaniem, mało by jeszcze tej nazwy, bo w kona
niu śmiertelnym siła większego duszę od ciała odrywa, tu
zaś dusza by się sama chciała wyrwać z siebie i sama
siebie rozdziera. Słowem, nie mam wyrazu na oznacze
nie, jak niewypowiedzianie ta męka duszy, ten ogień we
wnętrzny i ta nękająca ją rozpacz przewyższa wszelkie
inne, choć tak okrutne katusze i boleści. Nie widziałam
ręki, która mi te katusze zadawała, ale czułam, że się pa
lę, że jestem jakby targana i sieczona na sztuki. Tak jest,
powtarzam: ten ogień wewnętrzny i ta rozpacz duszy, ta
jest męka nad wszelkie męki najsroższa.
Nie ma pociechy ani nadziei pociechy w tym okrop
nym, wonią zaraźliwą przesiąkniętym więzieniu. Nie ma
gdzie usiąść ani się położyć w tym ciasnym jak ucho
igielne zagłębieniu ściany, do którego byłam wtłoczona.
I sameż te ściany, straszliwe na wejrzenie, ciężarem swo
im przygniatają i dławią. Nie ma tam światła, wszędzie
dookoła ciemności nieprzeniknione. A jednak — nie
rozumiem, jak to być może, ale tak jest — choć nie ma
światła, oko przecie widzi wszystko, cokolwiek może być
przykrego ku widzeniu i przerażającego dla wzroku.
Byłam tak przerażona tym widzeniem, owszem i dziś,
choć od tego czasu upłynęło już sześć lat, tak jestem,
szczerze mówię, nim przerażona, że w tej chwili, gdy
o tym piszę, zdaje mi się, że ze strachu krew się ścina
w żyłach moich" (Ż, 32, 1-4).
Doświadczenie grzechu osadza się ciężarem, smut
kiem, jest bowiem dotykaniem piekieł. Celem tej książki
było doprowadzenie do tego rzeczywistego, nie tylko
Zamiast zakończenia
173
psychicznego, dyskomfortu, ale wewnętrznego wstrząsu.
W takiej sytuacji człowiek jeszcze bardziej uświadamia
sobie potrzebę wybawienia ze zła, potrzebę Wybawiciela.
Chodząc szlakami uwięzienia, zaślepienia i ludzkiej bie
dy, należałoby z całą oczywistością zapragnąć bliskości
Boga jako jedynego, który skutecznie pozwala od zła
obronić. O naturze tego pragnienia należałoby powie
dzieć coś więcej. W zamiarze autora jest odsłonięcie
w jednej z najbliższych publikacji tajemnicy pragnienia,
jakim jest człowiek.
O grzechu nie wystarczy tylko
wiedzieć,
nie wystar
czy, drżąc, spodziewać się upadku i wołać do Pana. Na
leży go wykorzeniać. Skorzystajmy tu z mądrości Doro
teusza z Gazy
1
:
Trzy postawy są możliwe dla człowieka: albo ktoś jest
poddany namiętności, albo ją powściąga, albo ją wy
korzenia. Poddany namiętności to ten, który spełnia jej
uczynki i podtrzymuje ją w sobie; powściągający namięt
ność to ten, który ani jej nie ulega, ani jej nie wykorzenia,
ale dla rozumnych przyczyn działa inaczej, nadal jednak
namiętność ma w sobie; a wykorzenia namiętności ten,
który walczy z nią i spełnia uczynki jej przeciwne.
Wykorzenić znaczy nie tylko przycinać, nie tylko tłu
mić, ale sięgając do samego dna, wypalić świętą gorliwo
ścią. Św. Jan od Krzyża w I księdze
Drogi na Górę Kar
mel
(I, 13, 6) pokazuje, jak to robić w praktyczny sposób:
Usiłuj zawsze skłaniać się: nie
ku temu, co łatwiejsze,
lecz ku temu, co trudniejsze;
1
D
oroteuszz
G
azy
,
Nauki
. . . ,
dz. cyt., s. 101.
174
Zamiast zakończenia
nie do tego, co przyjemniejsze,
lecz do tego, co nieprzyjemne;
nie do tego, co smakowitsze,
lecz do tego, co niesmaczne; nie
do tego, co daje spoczynek,
lecz do tego, co wymaga trudu;
nie do tego, co daje pociechą,
lecz do tego, co nie jest pociechą; nie
do tego, co większe,
lecz do tego, co mniejsze;
nie do tego, co wzniosie i cenne,
lecz do tego, co niskie i wzgardzone;
nie do tego, aby pragnąć czegoś,
lecz do tego, by nie pragnąć niczego,
nie szukając tego,
co lepsze wśród rzeczy stworzonych,
ale tego, co gorsze.
Pragnij z miłości dla Chrystusa
dojść do zupełnego ogołocenia,
ubóstwa i oderwania się od wszystkiego,
co jest na świecie.
* * *
Powyższe rozważania stanowią analizę zasadniczych
wątków zła, jakie pojawia się w ludzkim sercu. Pedago
gia duchowa nie może jednak kończyć się na diagnozie,
zmierza świadomie ku uzdrowieniu. Dlatego to zakoń
czenie winno być właściwie zapowiedzią, bramą do na
stępnej części, w której by można przeciwstawić drodze
starego człowieka, drogę człowieka nowego, odnowionego
w łasce. Jest to droga człowieka błogosławieństw, repre
zentująca odnowiony, Chrystusowy system wartości z po
korą u podstaw.
L
iteratura
B
alter
L., Problem reinterprefacji skutków grzechu pierwo- \
rodnego w człowieku [w.] „Coramunio" 7/1992, s. 247—
293.
C
amus
A., Człowiek zbuntowany, tłum. J. Guze, Warszawa
1998.
CHUDY W., Kłamstwo jako korupcja antropologiczna
[w:] „Ethos" 5 (1992) (1), s. 88-96.
D
efensor
z
L
iguge
,
Księga iskierek, 1.1, tłum. R. Wasiński,
Kraków 2000.
DOROTEUSZZGAZY, Nauki ascetyczne, Warszawa 1980.
G
run
A., Jak sobie radzić ze złem, tłum. K. Zimmerer,
Kraków 1999.
JAN OD KRZYŻA Noc ciemna [w:] Dzieła, tłum. B. Smyrak
OCD, Kraków 1986, s. 404-422.
KRĄP1EC M., Dlaczego zło, Warszawa 1962.
MIŁOSZ Cz., Metafizyczna pauza, Kraków 1995, s. 147-172.
M
ukoid
E.,
Filozofia zła: Nabert, Marcel, Ricoeur,
Kraków
1999
2
.
N
ossol
A.,
Współczesne poglądy na naturę grzechu pierwo
rodnego [w:] RTK 17 (1970) (2), s. 53-75.
Pierwsza Księga Starców. Gerontikon, tłum. M. Borkowska
OSB. Kraków 1999.
POLISENO A., Wady innych, tłum. M. Woźniak, Częstochowa
1998.
POMERIUSZ J., Ożyciu kontemplacyjnym, tłum. ks. A. Żurek,
Kraków 1998.
176
Literatura
RAK R., Grzech uniezależnienia się od Boga. Geneza i skutki
[w:] Miłość większa niż grzech (Homo meditans XII), red.
A.J. Nowak, W. Słomka, Lublin 1996, s. 173-185.
R1COEURP., Symbolika zła, Warszawa 1986.
R1COEURR, Zlo, Warszawa 1992.
S
afranski
R., Zło. Dramat wolności, tłum. I. Kania, Warsza
wa 1999.
SCHONBORN
C
h
.,
GORRES
A.,
S.
P
aem ann
,
Grzech pierwo
rodny w nauczaniu Kościoła, tłum. J. Zychowicz, Poznań
1997.
SENEKA L., A., Dialogi, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa
1998.
Ś
pidlik
T., Myśl rosyjska. Inna wizja człowieka, tłum. Janina
Dembska, Warszawa 2000.
ŚLIPKO T., Etos chrześcijański. Zarys etyki ogólnej, Kraków
1974, s. 343-347.
TANQUEREY A., Zarys teologii ascetycznej i mistycznej, Ł II,
tłum. abp Piotr Mańkowski, Kraków 1948.
T
eresa
od
J
ezusa
,
Życie [w:] Dzieła, 1.1, tłum. H. Kossowski,
Kraków 1987.
TISCHNER, J., Filozofia dramatu, Paryż 1990.
WOJTYŁA, K, Problem walki [w:] Aby Chrystus się nami po
sługiwał, Kraków 1979, s, 175-178.
WORONIECKIJ., Katolicka etyka wychowania, 1.1, Kraków
1948.
W
ykaz
skrótów
Ż — Św. T
eresa
od
J
ezusa
, Życie [w:] Dzieła, 1.1.,
tłum. bp H. Kossowski, Kraków 1987, s. 407.
NC — Św. J
an
OD KRZYŻA, N
oc
ciemna [w:] Dzieła,
tłum. B. Smyrak OCD, Kraków 1986,
DGK — J
an
OD
KRZYŻA, Droga na Górę Karmel [w:] Dzieła,
tłum. B. Smyrak OCD, Kraków 1986
J