Archiwum ROL: Dziennik pisany nocÄ…
A:link {
BACKGROUND: none transparent scroll repeat 0% 0%; COLOR: #0000ff; TEXT-DECORATION: underline
}
A:visited {
BACKGROUND: none transparent scroll repeat 0% 0%; COLOR: #3a6ec1; TEXT-DECORATION: underline
}
A:hover {
COLOR: #900000; TEXT-DECORATION: none
}
Informacje o
dokumencie
Autor
Gustaw
Herling-Grudziński
Tytuł
Dziennik pisany nocÄ…
Data wydania
1998.06.20
Dział
gazeta/Gazeta
Dziennik pisany nocÄ…
G USTAW HERLING-GRUDZIÅ„SKI
Neapol, 4 kwietnia 1998
Ilekroć jestem proszony o podanie przykładów pisarskiej nieustępliwości
i pisarskiej uległości w Polsce rządzonej przez komunistów, wymieniam
Gombrowicza i Andrzejewskiego. Gombrowicz, który stał twardo (Hier stehe
ich. .. ) w obronie każdego słowa w swoich pismach, nie godził się na
żadne układy i kompromisy, uważał za nienaruszalne to, co wyszło spod jego
pióra, żonę Ritę obciążył obowiązkiem pilnowania integralnej postaci jego
pisarstwa, gdy zostanie wdową (nawiasem mówiąc, wywiązywała się zawsze
wzorowo z testamentarnych poleceń męża) . Ile z tym było w PRL
wydawniczych kłopotów, ile wymyślano forteli ikruczków, żeby jakoś obejść
surowe dyspozycje pisarza, ilu wciągano w tę grę autentycznych adwokatów i
zwykłych kauzyperdów! Gombrowicz, drwiący Gombrowicz "antynarodowy" czy
"antypolski" w oczach "patriotycznych niezłomnych", do końca nie zapominał
ani na chwilę, czym są powołanie i godność pisarza.
A Andrzejewski? Seraficzno-mauricowski katolik przed wojnÄ…, marksista i
poseł na Sejm PRL po wojnie, autor zakłamanego Popiołu i diamentu,
powieści, którą aż do śmierci pozwalał wznawiać co roku na użytek szkół,
chociaż wiedział już dobrze, ile jest warta jako obraz Polski nazajutrz po
wojnie. Zapewne, zmienił się z biegiem lat, "przejrzał", napisał doskonałą
Apelację, otwierał (alfabetycznie) listę członków KOR, protestował przeciw
inwazji Czechosłowacji w roku 1968. Ale dzieje Miazgi (jego opus magnum,
jak sam wierzył) wystarczą, aby go postawić na przeciwnym biegunie
wstosunku do Gombrowicza.
Napisawszy Miazgę, usłyszał werdykt swoich przyjaciół z wydawnictw: nie
przejdzie przez ucho igielne cenzury. Posłał więc maszynopis do
Maison-Laffitte. Giedroyc (słusznie) przyjął książkę natychmiast do
wydania w Bibliotece Kultury, przekonany (też słusznie) , że stanie się
wydarzeniem i w oryginale, i w przekładach. "Czynniki miarodajne" w
Warszawie zadrżały: za wszelką cenę uniemożliwić wydanie w Paryżu. Jaka
mogła być cena? Pewna pani z wydawnictwa, przyjaciółka autora, przekonała
go, by maszynopis wycofał, bo jednak otworzyły się "nowe możliwości".
Maszynopis wylądował na biurku wydawnictwa w W arszawie. Zaczęły się targi
w duchu "sam pan rozumie", oraz zabiegi metodą " salami", płatek po płatku
(za zgodą autora, spragnionego widoku Miazgi na wystawach księgarń
warszawskich) . Operacja trwała rok, tyle, ile trzeba było dla
storpedowania edycji paryskiej. Wszystkie cięcia wynosiły około dziesięciu
procent całości. Wtedy. .. Wtedy okazało się po prostu, że zabrakło
papieru na tak duże tomisko. Autor, myślący z natury dość wolno, zrozumiał
nareszcie i zawrzał gniewem. Jak to? On, największy żyjący pisarz polski
(no, może obok Miłosza) , wystawiony na dudka, potraktowany jak dureń! Ja
im pokażę! I pokazał, wysyłając ponownie maszynopis Miazgi do
Maisons-Laffitte. Dawał definitywną i nieodwracalną już zgodę na wydanie
książki w Paryżu, ale pod warunkiem, że Giedroyc uwzględni wszystkie
cięcia cenzury warszawskiej. Tłumaczył pewnie Giedroyciowi, że musi jednak
dbać o swoje interesy pisarskie w Kraju.
Takiego numeru nikt chyba jeszcze nie wymyślił wcałej historii
stosunków Kraj - Emigracja (nie tylko polskich) . Książka pocięta w
Warszawie, wydana w Paryżu zuwzględnieniem wszystkich dezyderatów
prywislanskiej cenzury. Nie czytałem odpowiedzi Giedroycia, ale mogę sobie
łatwo wyobrazić, że była krótka i dobitna.
"Panie A ndrzejewski, wstydź się pan i bój się pan Boga", słychać głos
Gombrowicza zza grobu.
5 kwietnia
Powracający często, z uporem, temat. Badacze ustalą dokładnie, kiedy
zaczął się proces gnicia i szmatławienia tzw. intelektualistów i pisarzy
europejskich w naszym przeklętym wieku "ideologicznym". Ja stykam się co
jakiś czas z fragmentarycznymi wycinkami. Przed laty umożliwiono mi w
Rzymie wglÄ…d do antologii (nigdy nie wydanej) faszystowskiego serwilizmu
wybitnych pisarzy włoskich, którzy po upadku faszyzmu przeistoczyli się
wciągu jednej nocy wrycerzy demokracji i wolności. A teraz znajomy
podsunął mi rzymski kwartalnik historyczny z artykułem o"międzynarodowym
kongresie pisarzy wobronie wolności kultury" w Paryżu, w roku 1934. Od
dawna wiedziałem o tym zbiegowisku sporo, ale nie widziałem, że
uczestniczył w nim także, wywołując skandal swoim wystąpieniem, Gaetano
Salvemini, znakomity historyk florentyński, antyfaszysta, niegdyś
socjalistyczny poseł do parlamentu włoskiego, emigrant wówczas wdrodze
przez Paryż do Stanów, gdzie ofiarowano mu katedrę na jednym z
uniwersytetów amerykańskich.
Od Gide'ado Aragona, od Barbusse'ado Malraux, od Eluarda do Nizana,
zgraja Mandarynów europejskich (Mandarynów w stylu Tomasza Manna, według
definicji Silonego) wyła, dosłownie wyła na cześć Stalina i "ojczyzny
kultury uniwersalnej". Gide przechera nazwał ZSSR "budowniczym
indywidualistycznego społeczeństwa komunistycznego". Malraux miotał się na
trybunie jak opętany derwisz. Salvemini siedział w dalszych rzędach,
milczał, niekiedy zasłaniał dłońmi smutną twarz. On, który w trzęsieniu
ziemi w Messynie stracił całą jedenastoosobową rodzinę, był zahartowany
przez życie, ale nie potrafił pohamować gniewu w obliczu "intelektualnego"
turnieju głupstw i kłamstw. I opanowawszy z trudem zdenerwowanie, poprosił
wkońcu o głos. Ledwie zaczął mówić, stawiając w jednym rzędzie
hitlerowskie kacety, włoskie wyspy zesłania wrogów ustroju, sowieckie
łagry śmierci, 230 delegatów rzuciło się do zatykania mu ust wyzwiskami i
obelgami. Obecnym na sali "zbierało się na wymioty", piętnowali mówcę za
wprowadzanie " fałszywych nut do harmonijnego sympozjum na wysokim
poziomie". Salvemini jednak ciągnął dalej, jak gdyby nie słyszał w ogóle
akompaniamentu wycia "ideologicznego". Skończył słynnym zawołaniem
Tołstoja: "Nie mogę milczeć! ". (Milczeli natomiast przysłani z Moskwy dla
dekoracji, na prośbę Malraux, Babel i Pasternak) . Mógłby przypomnieć
zebranym, że wtym mieście padło niegdyś wobronie prześladowanego słowo
"Oskarżam! " z ust Emila Zoli.
Guido Battaglia z mojego opowiadania Książę Niezłomny to postać, na
którą złożyły się rysy Salveminiego i Silonego.
7 kwietnia
Bardzo dobra wiadomość: wyszedł w Warszawie polski przekład Procesu
moskiewskiego Władimira Bukowskiego. I jeszcze lepsza: Bukowski przyjechał
do Polski na promocję swojej książki (świetnej, jak mogłem się zorientować
z lektury obszernych wyjątków w Russkoj Mysli) . Mam nadzieję, że były
rosyjski dysydent zostanie przez Polaków przyjęty tak, jak na to zasługuje
- z serdecznością, admiracją, wdzięcznością i pilną uwagą. Monopol na
zaczepno-lekceważący stosunek do Bukowskiego należy pozostawić generałowi
Jaruzelskiemu.
Poznałem go w Paryżu w lutym 1977, gdy przyjechał z Moskwy w kajdankach
wymieniony przez władze sowieckie na Corvalana, komunistę chilijskiego.
Potem widywałem go często w paryskim mieszkaniu Maksimowów; przyjeżdżał z
Anglii, gdzie pracował naukowo w Cambridge, na spotkania z grupą
Kontynentu. Raz rozmawiałem z nim długo wcztery oczy. Byłem uderzony jego
inteligencją, znajomością sytuacji w ZSSR, odwagą i prawością. Ustawiłem
go sobie wmyślach między Sacharowem i A malrikiem. W wieku 35 lat, z
ciężarem dwunastu lat więzienno-obozowo-psychuszkowych, był zaskakująco
młodzieńczy, nietknięty. Precyzyjny, lakoniczny, rzeczowy, z
błogosławionym wstrętem do dysput "ideologicznych", bez śladów
"zniewolonego umysłu"; przypominał raczej "umysł nieposkromiony" Alexa W
eissberga.
Wtedy w Paryżu, zaraz po przyjeździe, miaÅ‚ wieczór w Salle Iéna dla
publiczności rosyjskiej, polskiej, czeskiej, węgierskiej, ukraińskiej.
Mówił rozsądne rzeczy opolityce Stanów Zjednoczonych wobec Związku
Sowieckiego, wspomniał z ironicznym błyskiem w oczach, że leciał z Moskwy
w kajdankach ze znakiem fabrycznym Made in USA.
Nazajutrz przyjechał z Nataszą Gorbaniewską do Maisons-Laffitte, do
redaktora Kultury i jego współpracowników. Tegoż dnia ukazał się w Nouvel
Observateur obrzydliwy wywiad z Corvalanem, przeprowadzony w Moskwie. Co
krok napastliwy, ordynarnie ipo lokajsku napastliwy wobec Bukowskiego.
Natasza tłumaczyła Bukowskiemu na gorąco co ważniejsze urywki; miał minę
na wpół ubawioną, a na wpół smutną. Naraz przerwał Nataszy: "Dosyć,
wystarczy to, co przełożyłaś. Co do mnie, nie przestaję się cieszyć po
ludzku, że zwolniono Corvalana". Ten drobiazg utkwił mi na zawsze
wpamięci, świadczył o duchowym formacie człowieka.
9 kwietnia
Czarna księga komunizmu jest już tłumaczona na polski wprzyspieszonym
tempie, ukaże się pewnie jesienią w Warszawie. Proszono mnie o przedmowę.
Niezależnie od tego, czy się zdecyduję, chcę w dzienniku powiedzieć, z
jaką satysfakcją przyjmuję wiadomość opochodzie Czarnej Księgi. I
wyjaśnić, dlaczego.
Do francuskiego oryginału tomiska, które liczy osiemset stronic, słowo
wstępne miał napisać Francois Furet, historyk Rewolucji Francuskiej i
jakiś czas członek PCF; niestety, przedwczesna tragiczna śmierć nie
pozwoliła mu wywiązać się zobietnicy. W każdym razie zgoda Fureta świadczy
o czysto naukowych ambicjach książki. Powodzenie było natychmiastowe -
przez pierwsze dni trzydzieści tysięcy sprzedawanych codziennie
egzemplarzy. Przeczuwałem od pierwszej chwili, i stąd moja satysfakcja:
zostanie zahamowany, a potem odwrócony (niepowstrzymany zdawało się)
proces "miękkiego lądowania" upadającego komunizmu. Slogan ukuty
natychmiast przez ex czy postkomunistów brzmiał: "Dajmy spokój
przeszłości, nie zajmujmy się grzebaniem w błędach naszej ideologii i
naszych partii, nawróćmy się zbiorowo na socjaldemokrację (niegdyś błędnie
uważaną przez nas samych za zdradę ideałów socjalizmu) i wzrok zwróćmy
wyłącznie ku przyszłości". Rozmnożyli się więc cudownie socjaldemokraci,
potomkowie Kominternu i Kominformu zasiedli przy stole prezydialnym
Międzynarodówki Socjalistycznej (głupiej kiedyś, głupiej dziś) ,
Kwaśniewski przeprosił Polaków z a niegodziwości PRL (jakby chodziło o
przeproszenie partnerki wtańcu za nadepnięcie jej na palce) , włoski
sekretarz PSD (partii komunistycznej wczoraj, partii socjalizmu
demokratycznego dziÅ›) pomstowaÅ‚ na Å‚amach Unitá na "sowieckie
barbarzyństwo polityczne", wszystko znowu w myśl filozofii Panglossa
zdawało się iść ku lepszemu na tym najlepszym ze światów. A le przebity
błyskawicznie, równy jak autostrada, Szlak Historii zatarasowała nagle ta
nieszczęsna Czarna Księga.
Zadawałem sobie pytanie, czy francuski sukces powtórzy się we Włoszech.
Dzieje włoskiego wydania Archipelagu Sołżenicyna nie wróżyły dobrze;
owszem, kupowano książkę masowo, dla honoru "kulturalnego" domu stawiano
ją na półce (obok Ulyssesa Joyce'a) , lecz zmoich prywatnych ankiet
wynikało niezbicie, że nikt tych "okropnych horrorów" nie czytał. Z Czarną
Księgą jest inaczej. Nie tylko sprzedaje się równie dobrze po włosku, jak
po francusku; jest czytana i dyskutowana. Co się stało?
Przypuszczalnie Włosi, u progu otwartych drzwi do Europy Bankierów,
doszli do wniosku, że zhistorii Europy skreślono osiemdziesiąt lat
komunizmu w sposób zbyt pośpieszny i beztroski. Jeżeli pół wieku trwała
reedukacja Niemców po pokonaniu Trzeciej Rzeszy, to czemu nie przyjrzeć
się bliżej, na uniwersytetach i w szkołach, okresowi komunizmu w dziejach
naszego przeklętego wieku "ideologicznego"? Czyli - o zgrozo! dla
niektórych - postawić komunizm obok nazizmu. Zrobiłem to w zeszłym roku na
łamach turyńskiej La Stampa w artykule o totalitarnych "bliźniakach",
wywołując oburzenie większości czytelników. Zmieniło się ostatnio,
okazałem się prekursorem. Włoski guru intelektualny Norberto Bobbio robi
dziś to samo, podkreślając tylko różnice metod hitlerowskich i sowieckich;
w czym, rzecz jasna, ma racjÄ™. Piero Sinatti, rusycysta i pionier trudnego
przyswojenia Opowiadań kołymskich Szałamowa czytelnikom włoskim, nadał
swojej recenzji z Czarnej księgi (wwielkim dzienniku włoskim) tytuł:
Osiemdziesiąt lat drugiego Holocaustu. Zostałem ocalony przed linczem.
Włoscy przeciwnicy Czarnej księgi - są i tacy, "obrońcy szlachetnej
przeszłości komunizmu" - podają w wątpliwość, a nawet wykpiwają liczbę 100
milionów ofiar komunizmu. Zgadzam się, że ta liczba jest w Czarnej księdze
niepotrzebna (może być wyższa albo niższa) . Przede wszystkim, komuniści u
władzy zawsze unikali wszelkich statystyk, nie wiadomo więc, jakie
zastosowano kryteria rachunku. Po drugie, w dawnym ZSSR jeszcze ciÄ…gle
odkopuje się groby zbiorowe rozstrzelanych, czy zmęczonych w łagrach i
pochowanych daleko za drutami. Wystarczy określenie rendiconto, bilans,
zaproponowane przeze mnie kilka miesięcy temu i zaakceptowane przez
redaktora dziennika La Repubblica. Dodałbym teraz: bilans czarwono-czarny.
Czerń nawiązuje do Czarnej księgi. Czerwień oznacza potoki krwi, a nie
Czerwony Sztandar.
10 kwietnia
Wielki Piątek, zbliża się północ. O jedenastej kończyła się w TV
doroczna Via Crucis, z udziałem Jana Pawła II. Dwie godziny wdeszczu
lejącym jak z cebra. Na czternaście stacji Męki Pańskiej papież przeszedł
zkrzyżem dwie. Po pierwszej zatrzymał się, widać go było rozmawiającego
krótko z jakimś dostojnikiem kościelnym z otoczenia, po czym ruszył dalej.
Po skończonym obrządku komentator telewizyjny powiedział, że na chwilę
dalszy udział papieża stanął pod znakiem zapytania. Trzymano nad nim
wielki parasol, natomiast strugi wody spływały z towarzyszących mu osób.
Nie była to droga Męki Pańskiej, była to droga Męczarni Papieskiej.
Stawiał maleńkie kroczki, szedł z opuszczoną nisko głową, cała jego postać
stała się obrazem cierpienia starego i chorego człowieka.
Przypomniała mi się rozmowa w Lublinie z Janem i Teresą Błońskimi.
Ostrożnie, nieśmiało, postawiłem pytanie, czy aby fizyczna wytrzymałość
Jana Pawła II nie jest nadużywana. Miła pani Teresa przerwała mi dość
ostro: "To jego własne życzenie i pragnienie". Nie ukrywam, że zaskoczyło
mnie to zdanie w ustach lekarki. Wiadomo przecież, że wpewnych
okolicznościach i w pewnej chwili decyzja przechodzi do rąk lekarzy i
bliskich chorego, jego życzenia i pragnienia muszą ustąpić postulatom
opieki. Rzymski profesor medycyny powiedział mi kiedyś wrozmowie: "Ludzie
nie zdają sobie sprawy, jak ciężko był ranny w zamachu Ojciec Święty". Cud
nagłej poprawy jego zdrowotnej kondycji widziałem w Polsce, podczas
ostatniej pielgrzymki. Wierzę w cuda, ale nie w ich powtarzalność.
Dwie godziny przed telewizorem, ze skurczem gardła, z dłońmi
zaciśniętymi na poręczach krzesła, z uczuciem nieustannego lęku. Tak samo
siedząca obok mnie Lidia. Gdy Eurowizja zamknęła program zwyczajową frazą
muzyczną, rozległy się telefony od włoskich przyjaciół. Przewijał się
wnich, różnie formułowany, jeden motyw: "Czy komuś zależy na tym, by
skrócić ten Wielki Pontyfikat? "
12 kwietnia
Eugenio Reale został zupełnie zapomniany we W łoszech. Toteż widok
wydanej ostatnio książki onim Eugenio Reale, człowiek, który rzucił
wyzwanie Togliattiemu ma w sobie coÅ› ze zmartwychwstania. Zmartwychwstania
dla włoskiego ruchu komunistycznego z okresu do roku 1956, kiedy był
jednym z partyjnych notabli; zmartwychwstania dla mnie w latach "herezji
na śmietniku Historii", kiedy znalazł się poza partią (po zerwaniu z nią,
czy też po wyrzuceniu z niej) .
Był z zawodu lekarzem, pochodził z zamożnej rodziny neapolitańskiej.
Pod panowaniem faszyzmu założył w Neapolu tajną organizację komunistyczną
i stanął na jej czele. Aresztowany i sądzony przez faszystowski Trybunał
Specjalny, siedział w więzieniu do końca wojny. Zaraz po wojnie
neapolitańska partia odżyła, pod wodzą swego dawnego sekretarza; niebawem
zaś Togliatti upatrzył go sobie na jednego zprzybocznych po wyzwoleniu
Rzymu. W powojennym rządzie koalicyjnym, w którym uczestniczyli także
komuniści, był dwukrotnie wiceministrem spraw zagranicznych; potem
mianowano go ambasadorem w Warszawie. Po zmianie rządu (De Gasperi pozbył
się komunistów) Reale podjął przerwaną karierę partyjną w charakterze
doradcy Togliattiego. Brał udział, jako delegat włoski, w założeniu
Kominformu w Szklarskiej Porębie. Tam właśnie, w Szklarskiej Porębie,
zakiełkowały pierwsze wątpliwości. Nie były co prawda dostatecznie
głębokie, by doprowadzić do rozstania z partią rządzoną po stalinowsku,
lecz wystarczyły do owego " wyzwania rzuconego Togliattiemu" z tytułu
książki. Wódz wyczuł zmianę i odsuwał go od siebie stopniowo, pamiętając
jednak o jego geniuszu finansowym, nieodzownym na stanowisku ministra
finansów w partyjnym "gabinecie cieni".
Kryzys - tylko zresztą w elicie przywódczej partii - zaczął dojrzewać
po "tajnym raporcie" Chruszczowa i dojrzał definitywnie po interwencji
sowieckiej na Węgrzech. Przypomniawszy sobie, że był po wojnie pierwszym
ambasadorem włoskim w Warszawie, nawiązałem z Realem kontakt. Spotkaliśmy
się w redakcji Corrispondenza Socjalista, pisma, które założył jako "
heretyk" i "renegat". "W roli ambasadora w Warszawie wysyłał pan zapewne
regularne raporty do włoskiego MSZ". "Tak wysyłałem". "Istnieją kopie tych
raportów? Jeśli tak, to można je przełożyć na polski i wydać w paryskiej
Kulturze? ". "Czemu nie" - odpowiedział natychmiast, odsuwając na bok
przeszkody formalne. Giedroyc przyjechał do Rzymu i w trójkę ustaliliśmy
szczegóły wydania książki, która pod tytułem Raporty odegrała w Polsce
dość pożyteczną rolę.
Inteligentny, bystry, otwarty, zapalony do swojej działalności "
heretyckiej" Reale był moim częstym kompanem w rzymskich kawiarniach i
tawernach. Opowiadał chętnie i ze smakiem. Pamiętam opis przyjazdu
Togliattiego zemigracji sowieckiej, statkiem z Odessy do Neapolu.
Neapolitańska wierchuszka czekała na niego w lokalu partyjnym na Santa
Lucia. Był upał, zebrani mieli na sobie letnie łaszki iczerwone chusteczki
na szyjach. Zajeżdża wreszcie taksówka, wysiada z niej Togliatti, w
dwurzędówce, pod brodą ciemny krawat, chłodnawe przywitanie ztowarzyszami,
żadnych poufałości. I od razu oświadczenie: " Zostało postanowione (ta
forma bezosobowa oznaczała: Towarzysz Stalin postanowił) , że my,
komuniści włoscy, poprzemy monarchię". Zebrani zdębieli, ale Togliatti nie
dopuścił do żadnej dyskusji.
Reale uważał Togliattiego za wykonawcę poleceń Stalina. Był, na
przykład, gorącym zwolennikiem Planu Marshalla; kiedy z Moskwy przyszły
dyrektywa prohibicyjna Stalina, zmienił diametralnie swój pogląd.
Nienawidził Chruszczowa za jego "tajny raport". I nie ukrywał przed
bliskimi współpracownikami, że na miejscu Stalina robiłby dokładnie to
samo.
Minister finansów w partyjnym "gabinecie cieni" musiał dbać o pokrycie
coraz większych wydatków PCI. Polska wspomagała partię włoską,
Czechosłowacja partię francuską; posługiwano się mieszanymi spółkami
handlowymi. Gomułka, doszedłszy do władzy, zakręcił kurek włoski, co
tłumaczy niechęć włoskiego kierownictwa partyjnego do Polskiego
Października.
Reale umarł w roku 1982. W ostatnim wywiadzie, włączonym do książki,
zostawił w spadku swoim b. towarzyszom dwa wskazania: "Już przed
Budapesztem stawało się jasne, że tzw. socjalizm realny był tragiczną
mistyfikacją". Oraz: "Nie dość jest zerwać ze stalinizmem. Trzeba zerwać z
leninizmem". Na dobrą sprawę, jego portret powinien dziś zastąpić na
Botteghe Oscure portrety Togliattiego i Berlinguera (jeżeli jeszcze wiszą)
.
15 kwietnia
W ubiegłym roku wydawca mediolański Mondadori postanowił zbudować
trwały pomnik Silonemu: dwa tomy (po dwa tysiące stronic każdy) Dzieł
Zebranych na papier bible na wzór francuskiej Pléiade. Zaproponowano mi
napisanie obszernej przedmowy. Wpadłem wtedy na pomysł, jak się okazało
szczęśliwy, zasługujący więc na opatentowanie. Nie przedmowa pisana, lecz
mówiona, dialog dwóch znawców twórczości Silonego, nagrywany na taśmę. We
wrześniu przyjechał do mnie z Mediolanu młody historyk literatury włoskiej
Bruno Falcetto. Dialog zajął nam całe przedpołudnie. Zdjęty z taśmy i
podszlifowany, wypadł o wiele lepiej i żywiej, niż tradycyjna przedmowa
pisana. Zamierzam ten mój patent dalej eksploatować. Wydawca turyński
Einaudi odważył się jako pierwszy na świecie (poza samą Rosją) przygotować
absolutnie pełną edycję Opowiadań kołymskich Warłama Szałamowa. Znowu
zaproponowano mi napisanie obszernej przedmowy. I znowu podsunÄ…Å‚em wydawcy
projekt przedmowy w formie dialogu zwłoskim rusycystą. Wybranym przeze
mnie partnerem dialogu będzie Piero Sinatti, pierwszy tłumacz Szałamowa we
Włoszech (wydał przed laty niewielki tomik, około trzydziestu opowiadań) .
Zaplanowaliśmy dialog na połowę czerwca.
I oto od pewnego czasu żyję Szałamowem, co wieczór czytam (który już
raz) jego opowiadania. Na stole leży rosyjski pękaty tom wydany w roku
1978 w Londynie (Overseas) : przeszło sto opowiadań z przedmową Michała
Hellera. A obok trzytomowe wydanie polskie w Gdańsku z roku 1991 (Atext) ,
które jest repliką wydania rosyjskiego w Londynie. Oba nie są całkowicie
pełne. Nadeszła już z Moskwy do Turynu reszta odnalezionych opowiadań
Szałamowa.
Kultura brała pewien udział w przygotowaniu wydania polskiego w
Gdańsku. Giedroyc od dawna marzył o "polskim Szałamowie", ale wszystkie
zamówione przez nas próbki tłumaczeń polskich czytało się z tzw.
mieszanymi uczuciami. Zawiódł nawet Jerzy Pomianowski, znakomity tłumacz
Babla, Czechowa, Sołżenicyna i wielu innych. Mieliśmy już zrezygnować, gdy
w Maisons-Laffitte zjawił się gość z Gdańska, przemiły inżynier Alfred
Rachalski. Obiecał znaleźć wydawcę i tłumacza w Gdańsku. Podstawą był
wciąż tom rosyjsko-londyński zprzedmową Hellera, do którego dołączyłem
jako posłowie moje " ostatnie opowiadanie kołymskie" Piętno.
A zatem tłumacz w Gdańsku. Inżynier Juliusz Baczyński. Bardzo dobry,
utrafiający nareszcie w istotę prozy Szałamowa. Jakim cudem? Wgruncie
rzeczy cały ten mój zapis w dzienniku powstał z myślą o nim. Dlaczego
inżynier gdański uchwycił to, co wymknęło się tłumaczowi klasy
Pomianowskiego? Będzie tu więc mowa, w nieuniknionym przybliżeniu, o
tajemnicach prozy.
Rzecz jasna, na przykładzie Szałamowa. Jego zdania są proste, na
pierwszy rzut oka ich tłumaczenie wydaje się bardzo łatwe. Sam zresztą,
ilekroć mówi oswoim pisarstwie (rzadko) , za własny ideał i za wzór "prozy
przyszłości" uważa zwięzłą prostotę relacji, sugerując wręcz, że
narratorami winni być dobrzy znawcy poszczególnych dziedzin
rzeczywistości. A przecież jego proste zdania, przełożone na inny język
poprawnie, mają dźwięk inny woryginale. Azatem? Tajemnicą wybitnej prozy,
znakiem rozpoznawczym wielkiego pisarza, jest jej aura, właściwość nie
pokrywająca się ze stylem. Kto tej aury narracji Szałamowa nie potrafi w
przekładzie oddać, pozostanie tłumaczem wiernym, uczciwym, lecz w tonacji
prozy Szałamowa dość od niego odległym. Inżynier Juliusz Baczyński nie
parał się nigdy pisaniem, ale przesiedział dziesięć lat w łagrach
sowieckich. Nie chodzi tu o ucho wyostrzone na obozowe słownictwo; chodzi
osłuch egzystencjalny i sytuacyjny. Przeglądam teraz, w związku z imprezą
wydawniczą Einaudiego, przekład włoski Opowiadań kołymskich. Sergio
Rapetti, tłumacz zrosyjskiego doświadczony i słusznie ceniony, też
niestety zawodzi.
Przyznaje się w Polsce sporo nagród za przekłady z literatur obcych,
żaden z jurorów nie zauważył Juliusza Baczyńskiego. Może w oczach polskich
rafinatów literackich, zachwycających się paroma wierszykami poety
amerykańskiego, Szałamow nie zasługuje w ogóle na miano pisarza?
18 kwietnia
W Liście do Jerzego Turowicza z lutego 1992, przedrukowanym wdziewiątym
tomie moich Pism zebranych (Wyjścia z milczenia) , pisałem: "Według mnie
dwudziestowieczny rozwój ludzkości szedł, w obrębie poszczególnych krajów,
od Narodu do Społeczeństwa". Nie tylko jestem dalej tego zdania, ale widzę
że ostatnio ta opinia stała się ulubioną, ograną płytą historyków.
Historyk, politolog i b. dyplomata Sergio Romano, na przykład, zapewnia
czytelników o "atrofii i agonii narodu".
Pytania i uwagi dotyczÄ…ce archiwum: archiwum@rzeczpospolita.plOpracowanie Centrum Nowych Technologii,
(C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Archiwum ROL Dziennik pisany nocą16Archiwum ROL Dziennik pisany nocą20Archiwum ROL Dziennik pisany nocą3Archiwum ROL Dziennik pisany nocąArchiwum ROL Dziennik pisany nocą18Archiwum ROL Dziennik pisany nocą19Archiwum ROL Dziennik pisany nocą13Archiwum ROL Dziennik pisany nocą2Archiwum ROL Dziennik pisany nocą23Archiwum ROL Dziennik pisany nocą30Archiwum ROL Dziennik pisany nocą15Archiwum ROL Dziennik pisany nocą8Archiwum ROL Dziennik pisany nocą7Archiwum ROL Dziennik pisany nocą29Archiwum ROL Dziennik pisany nocą27Archiwum ROL Dziennik pisany nocą28Archiwum ROL Dziennik pisany nocą25Archiwum ROL Dziennik pisany nocą9Archiwum ROL Dziennik pisany nocą11więcej podobnych podstron