Archiwum ROL: Dziennik pisany nocą
A:link {
BACKGROUND: none transparent scroll repeat 0% 0%; COLOR: #0000ff; TEXT-DECORATION: underline
}
A:visited {
BACKGROUND: none transparent scroll repeat 0% 0%; COLOR: #3a6ec1; TEXT-DECORATION: underline
}
A:hover {
COLOR: #900000; TEXT-DECORATION: none
}
Informacje o
dokumencie
Autor
Gustaw
Herling-Grudziński
Tytuł
Dziennik pisany nocą
Data wydania
1997.02.01
Dział
gazeta/Plus
Minus
Dziennik pisany nocą
Gustaw Herling-Grudziński
Neapol, 19 listopada 1996
Na 22 listopada zapowiedział się redaktor wydawanego w Forli
miesięcznika Una Citt, który specjalizuje się głównie w wywiadach z
wybranymi osobami. Teraz wybór padł na mnie, moim polskim poprzednikiem
był Karol Modzelewski. Krzywiłem się już na zapas, ż skie tematy
polityczne, poruszone przez Modzelewskiego; gdy ja z każdym dniem bardziej
skłonny jestem uważać ekipę postkomunistyczą i postludowcową za dosyć
obrotną spółkę akcyjną (z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością) , którą
trzyma mocno w garści, za pl ler; jak niegdyś (co się w dużej mierze
sprawdziło) widziałem w komunistach bez przedrostka "post" świadomych czy
mimowolnych naśladowców mafii sycylijskiej. Ostatnim Ojcem Chrzestnym
komunistycznej onorata societa był generał w ciemnych okularach.
Ale na szczęście redaktor z Forli zatelefonował wczoraj, proponując
jako przedmiot rozmowy Zło, zjawisko Zła. Przeczytał kilka moich książek
po włosku i doszedł do słusznego wniosku, że więcej będzie pożytku z tego
tematu, niż z politycznej gadaniny po próżnicy na początku przyszłego
roku, z pisarką francuską Edith de la Hronire, która miałaby ochotę
zanalizować przy pomocy autora moje opowiadanie Don Ildebrando, znane jej
dzięki przekładowi Teresy Dzieduszyckiej.
Zło wciąż mocniej i mocniej przykuwa naszą uwagę. Wyższe Seminarium
Duchowne w Pelplinie wydaje mały dwumiesięcznik, redagowany całkowicie
przez alumnów Spojrzenia. Jeden z członków Kolegium Redakcyjnego,
Wawrzyniec Ciesielski, odwiedził mnie late zgadza się pan z poglądem --
pyta alumn z Pelplina -- że Zło jest brakiem Dobra, że jest pewnym
nieporządkiem, że powstaje wskutek niewłaściwych relacji między elementami
Dobra? ". Na co ja: "Polemizuję z pojęciem, że Zło jest nieobecnością
Dobra. Uważam, że my, olbrzymi wzrost Zła we wszystkich możliwych
postaciach -- chyba jeszcze nie było takiego wzrostu Zła jak dzisiaj -- są
świadectwem. .. ".
Świadectwem czego? Trafności tytułu, jak Krzysztof Pomian nadał niegdyś
swej przedmowie do francuskiego wyboru mojego dziennika: Un manichisme a
l'usage de notre temps. "Wrażliwość autora dziennika jest manichejska
itaka też jest ukryta metafizyka jego d lonych zasad, których zderzenie
wypełnia historię świata: Dobra i Zła, światła i ciemności".
22 listopada
Bystry i inteligentny ten redaktor miesięcznika Una Citt, a poza tym
(co najważniejsze u "wywiadowców") umie słuchać. Wystarczyła nam godzina
rozmowy, zresztą uprzedziłem go, że więcej czasu nie mam. W tej godzinie
udało się zmieścić wszystko, co chciałem Z widocznymi wyraźnie oporami
przełknął moje twierdzenie, że Zło nie jest nieobecnością Dobra, lecz
czynnikiem samoistnym i absolutnie autonomicznym. "Przekona pana o tym --
dodałem -- każdy egzorcysta po kilkudziesięciu latach praktyki, przed
upragnion
Bo Diabieł jest męczący i niezmordowany, nie popuszcza ani na chwilę.
Kiedyś stosował taktykę zapewniania na rozmaite sposoby, że w ogóle nie
istnieje, że jest zmyśleniem duchownych (czasem nawet papieży, jak Pawła
VI) . Teraz zmienił radykalnie dawną taktykę pisać zmianę diabelskiej
taktyki? Wzmagającej się do tego stopnia dominacji Zła w świecie, że
rośnie diabelska pokusa ulegania podszeptom pychy. Nie ma już potrzeby
skradać się potajemnie, przybierać różne twarze, stroić odpowiednio
tonację głosu, wcielać się w in czas, zdaniem wielkiego egzorcysty od
niedawna na emeryturze, podniesienia przyłbicy.
Jak wytłumaczyć tę transformację, czy można w ogóle zaryzykować jej
wytłumaczenie? Mój rozmówca napiął uwagę i powtórzył odruchowo: "Można? ".
Tak, można. I będzie to mój wkład oryginalny do naszej rozmowy, skoro
komunały na temat Zła jako nieobecności Dobra wolno oddać na własność
wieczystą księżom, nawykłym do klepania zarówno pacierzy, jak wyuczonych
za młodu formułek.
Zależy mi na podkreśleniu tłustym drukiem dwóch zjawisk. Zło, z którym
stykamy się codziennie, które rozpycha się coraz bardziej i coraz
zuchwalej, istniało oczywiście, choć w mniejszych rozmiarach, także w
przeszłości. Lecz (by podać jeden tylko przykład Zła po córeczkę był wtedy
padre-padrone, czyli nikt z rodziny nie ośmieliłby się donieść o fakcie
policji lub proboszczowi. Dziś, w większości wypadków, zanikający strach
wytrącił mu z ręki główną broń bezkarnej przemocy.
Drugim zjawiskiem jest po prostu przeoczane często nasze dziedzictwo
drugiej wojny światowej. Jakkolwiek minęło już tyle lat od jej
zakończenia, w naszej podświadomości, i nawet w podświadomości młodych,
którzy wojny nie przeżyli, zagnieździło się przekonanie (od użyte wtytule
książki o procesie Eichmanna, stawia Hannę Arendt w czołówce myślicieli
naszego stulecia) . Czytał pan wydaną także po włosku książkę Browninga
Ordinary People? Trudno chyba o lepszy przykład "banalności Zła".
Niemiecki batalion policji posiłkowej, złożon pikarzy) , otrzymuje rozkaz
oczyszczenia Lubelszczyzny z Żydów. Zaczyna się od psychicznego wstrząsu
żołnierzy, od płaczu dowódcy batalionu po odczytaniu rozkazu przed frontem
oddziału, a kończy liczbą zgładzonych Żydów wciągu dwuletniej, ciężkiej,
lecz coraz "norma wiano dorobek hamburskich "zwykłych ludzi" w Diabelskim
Wydziale Analiz!
Spojrzałem na zegarek, minęła już wyznaczona godzina, redaktor
miesięcznika Una Citt zgasił maszynkę do nagrywania. Odprowadziłem go do
bramy. Wydawało mi się tylko, czy naprawdę jego ręka drżała nerwowo
wpożegnalnym uścisku?
26 listopada
Dwie opowieści diabelskie powstały prawie równocześnie: jedna, Czarny
kot, w Ameryce (1842) ; druga, Czarny pająk, w Szwajcarii (1840) . Autorem
pierwszej był wielki pisarz, Edgar Allan Poe. Autorem drugiej pisarz dość
przeciętny (choć ulubieniec Canettiego) , Jere które zalęga się w
podświadomości. Wyraźnie w noweli pisarza amerykańskiego: narrator jest
jak gdyby sprawcą i reżyserem własnej zguby, to on rozpętał perwersyjnie
(Poe przywiązywał wyjątkową wagę do tego słowa, pisanego w teście dużymi
literami) diabelską seri ły moją istotę") . Mniej wyraźnie u pogodnego z
natury pisarza szwajcarskiego, który poprzestaje na podświadomym pakcie z
Diabłem, Królem Trujących Pająków. Ale i w jednym, i w drugim wypadku Zło
staje się czymś w rodzaju nowotworu; wyrósł w chorym człow obu opowiadań
typowe jest przekonanie, że Zło nosimy w sobie. Gotthelf w Czarnym pająku
szuka pomocy u Boga, jak przystoi pisarzowi o takim literackim pseudonimie
(nazywał się w rzeczywistości Albert Bitzius) . Poe w Czarnym kociesam
pomaga niszczycielskim
Rzym, 28--30 listopada
Polski Instytut Kultury w Rzymie prowadzi teraz Elżbieta Jogałła, to
ona poprosiła mnie o spotkanie z czytelnikami, proponując bardzo luźny
program. Wielka i ładna sala nabita, zdumiewająco dużo młodych twarzy,
sporo Włochów, więc wieczór toczył się po włos krótkie opowiadanie Łuk
Sprawiedliwości; potem pytania z widowni i moje odpowiedzi; i wreszcie
godzina chyba podpisywania książek, polskich i w przekładach na włoski.
Jedno z pytań trafiło w mój od dawna odsłonięty nerw. Jak w epoce
komunistycznej przyjezdni z kraju traktowali emigrantów? Wspominam moich
gości w Neapolu (często "kolegów po piórze") , lekko zalęknionych,
plotących niebywałe głupstwa o emigracji. W na nina, z której miało
wynikać, że ja i moi towarzysze jesteśmy po prostu dezerterami,
renegatami, jeśli nie zwyczajnymi zdrajcami. Skąd ci szlachetni i
uduchowieni spadkobiercy Wielkiej Emigracji brali taki ładunek pogardy,
historycznej ignorancji, a nawet źle ukrywan zasłużonego felietonisty,
potrafił ze swojego mózgu wyciskać podobne brednie (których się później
wstydził) . Byłem i jestem nadal zdania, że na tym odcinku sowietyzacja
"zniewolonych umysłów" dała najlepsze wyniki. Nasi intelektualni
luminarze, łudząc się pewn procesowi "odhistorycznienia". Stało się to w
pewnej chwili tak przykre i upokarzające, że zacząłem wykręcać się od
wizyt pod rozmaitymi pretekstami.
Użyłem słowa "sowietyzacja". Ale przecież to samo odbywało się we
Włoszech pod panowaniem faszyzmu. Równie bogata tradycja emigracyjna z
zeszłego stulecia (Mazzini, Foscolo) i równie niechętny lub wrogi błysk w
oczach na wspomnienie współczesnych fuorusciti właszczają sobie obywateli
(tak w przypływie euforii sławionych przez Brandysa) . Możesz wierzyć lub
nie wich "ideowe dekalogi", ale o jednym pamiętaj: trwać będą wiecznie,
czyli szkoda wierzgać na ościeniu. A my, emigranci polscy, drażniliśmy i
jątrzyli przyjezdnych z ganiem na ościeniu.
Nazajutrz w Akademii Świętego Łukasza celebrowano wcałodziennym
sympozjum czterdziestolecie założenia Tempo Presente (1956--1968) .
Poproszono mnie o przewodniczenie, należę bowiem do nielicznych żyjących
jeszcze współpracowników miesięcznika założon wojennych Włoszech, o
ogromnych zasługach mimo dwunastoletniego zaledwie żywota. Bliskiego mi
szczególnie, gdyż dzięki niemu przestałem być na krótko trędowaty wkraju
pod kulturalną kuratelą komunistyczną czy komunizancką (recepta
Togliattiego, ",zręczneg ko mnie naciski włoskich i polskich
(Iwaszkiewicz) "progresistów". Ale o moim długu wdzięczności wobec Tempo
Presente pisałem już w dzienniku wielokrotnie. Wspomniałem o nim jedynie
przelotnie w przemówieniu inauguracyjnym, koncentrując się na zasługach pa
Na pierwszym miejscu postawiłbym ostrą krytykę "ideologii" wszelkich
maści, odpowiedzialnych za wymordowanie milionów ludzi w naszym stuleciu.
Szkic Silonego Ideologie i rzeczywistość społeczna otwierał pierwszy numer
miesięcznika. W tymże numerze Nico tury, polityki, społeczeństwa, ze
szkodą dla "walorów szlachetnych". Przypomniał, że "z pieczary Platona nie
wychodzi się wmasie, lecz pojedynczo"; mógłby przypomnieć zdanie
Schopenhauera, wybrane przez Hofmannsthala do Księgi przyjaciół, o
jednostce dźwig dualistą w duchu Maxa Stirnera; cenił "życie zrzeszone" w
małych grupach (dlatego zakochał się w Kulturze po wizycie w
Maisons-Laffitte) .
Nicola też, wychodząc najpierw z Wojny i pokoju Tołstoja, a potem z
Doktora Żiwago Pasternaka, postawił bardzo wówczas potrzebny znak
zapytania nad "racjonalną historią heglowską". W procesie demontażu
"ideologii komunistycznej" duet redaktorów włączył dą przewodnią
miesięcznika była wielka książka Hanny Arendt.
Pismo wypowiedziało wojnę włoskiemu prowincjonalizmowi (chętnie
podsycanemu przez komunistów) , związało się z pokrewnymi periodykami
europejskimi i amerykańskimi oraz przekopało sobie kanał na Wschód (w
znacznym stopniu moje zadanie) dysydencki ców.
Silone, przede wszystkim świetny narrator (za jego arcydzieło uważam
dziś nie tyle Fontamarę i Chleb i wino, ile udramatyzowaną Przygodę
biednego chrześcijanina) ,miał w miesięczniku stałą choć nieregularną
rubrykę Agenda,niezrównane, niekiedy prorocze, obserwato mi, i potem
napisał w swojej rubryce: "Masowość współczesnych partii, opłacanie
ogromnych aparatów partyjnych to prosta droga do gigantycznych kradzieży i
afer korupcyjnych". I rzeczywiście. Od kilku lat Włochy żyją w ponurym
cieniu Tangentopoli, republiki, która cz
Nicola rośnie z każdym rokiem w cenie jako eseista. W moim wprowadzeniu
mówiłem o jego eseju o Malraux, trochę dlatego, że popioły autora Doli
człowieczej zostały właśnie przeniesione do Panteonu. Rzecz prosta, Nicola
cenił wysoko jego powieści i rozważania kańskiej eskadrze lotniczej
podczas hiszpańskiej wojny domowej. Ale w eseju Malraux i demon działania
wytknął jasno swojemu ulubionemu pisarzowi idowódcy nieuleczalny kult
siły. Nie znał, zdaje się, charakterystycznego epizodu, opowiedzianego mi
przez Micha Rosjanin z pseudonimu i moskiewskiego komunizanctwa za młodu,
napisał po powrocie do Paryża prawdziwą monografię Stalina, dziś uważaną
za dzieło klasyczne. Maszynopis zaniósł do Gallimarda, gdzie lektorem był
wtedy Malraux. Po jakimś czasie lektor zwrócił jednak będziemy mogli
wydać, gdy staniecie się silniejsi". Tak we Francji traktowano wszystkich
"słabych", między innymi autora Innego świata, który na wydanie swej
książki czekał trzydzieści lat. Ma tę chociaż satysfakcję, że na starość
stał się trochę "silniejszy", i za
5 grudnia
W długiej rozmowie dziennikarzy Rzeczpospolitej z Prezydentem RP
Kwaśniewskim pada ze strony najwyższego dostojnika państwowego postulat:
"Patrząc zimno i realnie okazuje się, że pozostaje tylko droga współpracy
i sporu o to, co naprawdę dzisiaj określa Po z tego nie zrobią. Więcej,
dziennikarze i intelektualiści też są bezradni wobec historii".
Dziennikarze Rzeczpospolitej w lot zrozumieli istotę tego postulatu i
całej rozmowie nadali tytuł Politycy nie powinni zajmować się historią.
Gdyby urządzano u nas regularnie kon rycznej" (jakby powiedział Norwid)
ozdobiłby Głowę Państwa wawrzynem zwycięzcy za rok 1996.
Bez wdawania się wjakiekolwiek ryzykowne i zwodnicze analogie, czy
można sobie wyobrazić, że po upadku faszyzmu we Włoszech prezydent De
Nicola i premier De Gasperi wzywają swoich rodaków do odwrócenia się od
przeszłości (wstydliwej) w imię przyszłości (god niegodziwości Vichy w
rządowej kasie ogniotrwałej? Albo wreszcie, że kanclerz Adenauer
przemilcza na wewnątrz zbrodnie Trzeciej Rzeszy w interesie szybszej
niemieckiej rekonwalescencji? Posypywanie przeszłości naftaliną, a
przyszłości różanymi płatkami, jest specjalnośc
Bezhistoryczność ma w sobie coś z zakaźnego procesu chorobowego
amnezji. Spadkobiercy okrytej chwałą Solidarności postanowili przygotować
się do wejścia w szranki wyborcze, Krzaklewski pielgrzymuje często do
Rzymu i kokietuje Wielkiego Elektora, wyniki op Solidarności, żeby
uderzyła się wpiersi za decydującą pomoc wprzepchaniu Jaruzelskiego na
stolec pierwszego Prezydenta RP i za spowodowanie (do spółki z SLD i PSL)
upadku rządu Suchockiej? Nie, bo zapewne już nie pamiętają, pamięć
historyczną określają z przeką lach swego bezhistorycznego Prezydenta. Być
może, ockną się kiedyś i spróbują pokonać chorobę. Nie jest bynajmniej
pewne, że zdołają łatwo odzyskać to, co nazywamy "historycznością narodu".
6 grudnia
Dałoby się pokazać, że bezhistoryczność tkwi u źródeł komunizmu. W roku
1917 rozpoczęła się całkowicie nowa epoka, przeszłość liczyła się tylko
wybiórczo dla celów agitacji politycznej, rugowano "wczoraj", życie
rozpięte było między "dziś" i "jutro". Utopijne ko ści Zinowiewa Swietłoje
buduszczeje -- Świetlana przyszłość. Ale prawdziwsza i po jakiemuś
sprawiedliwsza od współczesnej nam powieści Zinowiewa (z czasów "kryzysu
komunizmu") była nie skończona powieść pisarza utopijnego (czy
antyutopijnego) Andrieja Płato nowa jest trochę starsza od Rewolucji
Październikowej; ze swoimi sowieckimi rówieśnikami należy do świata bez
historii, żyje wyłącznie, podtrzymywana przez abstrakcyjną siłę utopii,
teraźniejszością (w codziennej praktyce) i przyszłością (w "ideologicznej"
teorii) . Br "eschatologia rewolucyjna". Skończyła się ona prawie w latach
trzydziestych, lecz nawet w apogeum stalinowskiej rzeczywistości zachowała
szczątki bezhistoryczności. I, jak sądzę, także postkomuniści z ukrywaną
obecnie pogardą, nie mówiąc o zwykłej ignorancji, od
Genialny Orwell wyczuł to intuicją, a raczej znakomitą inteligencją. W
życiu Winstona Smitha z Roku 1984 przełomem jest odnajdywanie staroci,
wpatrywanie się w dziury wzakopanym niedoskonale jeszcze strumieniu
historii.
Mediolan, 7--14 grudnia
Tydzień w Mediolanie, w gościnie u rodziny Cataluccio. On, Francesco,
"dyrektor wydawniczy", najlepszy we Włoszech znawca spraw polskich i
literatury polskiej; ona, Patrizia, spędziła w Polsce pół roku i też
nieźle mówi po polsku; trzyletnia córeczka Bianca, uroc
Z wyjątkiem dni przylotu i odlotu, oraz krótkich przejaśnień, lało i
było zimno. Warunki prohibicyjne dla mnie, "sercowca", więc przeważnie
siedziałem w domu, czekając na powrót moich gospodarzy z pracy. Ale kilka
ważnych spraw udało mi się załatwić. Najważni kolejny, tym razem
"mieszany" tom Dziennik i nowe opowiadania.
Odnowiłem znajomość z Enrico Deaglio, autorem niezwykłej książki
Banalność Dobra (historia włoskiego handlarza bydła, faszysty, uczestnika
hiszpańskiej wojny domowej po stronie generała Franco, który znalazł się w
Budapeszcie w końcowej fazie wojny -- wraz z skim -- zajął miejsce
nieobecnego konsula hiszpańskiego i uratował życie trzem tysiącom Żydów
przeznaczonych do gazu) , od niedawna redaktorem Diario, tygodniowego
dodatku do Unita, b. organu włoskiej partii komunistycznej, obecnie
codziennego pisma włoskic ku, za zgodą mocodawców drukuje, co chce.
Zachciało mu się zaproponować mi drukowanie raz na miesiąc fragmentów
mojego dziennika z Rzeczpospolitej (czytał pierwszy włoski tom mojego
dziennika w wydaniu Feltrinellego) . "Przecież pan zna moje poglądy,
rzadko cinka". Uwidim, skazał slepoj.
* * *
Skarbem wywiezionym z Mediolanu była otwarta ostatnio "wystawa
arcydzieł sztuki europejskiej" z Muzeum Narodowego w Bukareszcie Da
Antonello da Messina a Rembrandt.
Przede wszystkim sam Antonello, mój podziwiany Mistrz. Widziałem
wielokrotnie w reprodukcjach jego Ukrzyżowanie, zawsze z melancholią
patrząc na podpis: Muzeum Sztuki w Bukareszcie. Mogłem marzyć o wyjeździe
do Bukaresztu tylko tak, jak przed wielu lat wielki obraz i wielkie,
wielkie arcydzieło w mediolańskiej galerii. Biło mi serce, oparłem się o
występ ściany.
Kompozycja taka sama jak w Ukrzyżowaniu Masaccia z neapolitańskiej
Pinakoteki, jestem pewien, że Antonello widział płótno swego poprzednika.
Tyle że u Masaccia Chrystus jest samotny, z przetrąconym kręgosłupem i
płaczącymi kobietami u stóp Krzy mać na ich przegiętych łukowato ciałach;
i że nie odmówił sobie tła, Zatoki Messyńskiej z wyspami eolskimi na
horyzoncie. Kompozycja jest taka sama w obrazie płaczących kobiet. Jak u
Masaccia, który w tym obrazie skupił główny akcent kolorystyczny. Naś
pozycji wierny w Ukrzyżowaniu antwerpskim, zmienił jedynie układ kobiet i
zmniejszył ich liczbę. Wpatrując się w klejnot kolekcji rumuńskiej,
myślałem, jak ogromną siłę posiada motyw ukrzyżowania w trwaniu
chrześcijaństwa.
Nigdy bym nie uwierzył, że zbiory bukareszteńskie są tak bogate:
Rembrandt, Tintoretto, Brueghel, Cranach, Zurbaran, Murillo, Lotto, El
Greco, Luca Giordano. Lekkie krążenie głowy od nadmiaru. Rembrandt
wurzekającej wersji malarstwa "nocnego"; Aman prosi E
wona w rogu, w postaci klęczącego Amana. El Greco w Męczeństwie
Świętego Maurycego i w Zaręczynach Dziewicy jest malarzem figur jak
podłużnych płomieni, ale niewykluczone, że z niego wyrósł po wiekach
Giacometti. A Brueghel? Jego Rzeź niewiniątek, bez kro
Cała sala malarstwa holenderskiego z XVII wieku. Przyzwyczajono nas do
zachwytów nad Holendrami, aobfitość malarska stulecia wydała na świat dużo
"knotów". Przyciągnęła mnie Kuchnia Ryckaerta, z diabłem przy bocznym
stoliku. Była zapewne przypomnien
18 grudnia
Tylko ja i Turowicz nie ukrywaliśmy sceptycyzmu wobliczu cudu, który
postkomunistów przemienił w ciągu nocy w"socjaldemokratów". Ja biorąc to
słowo zawsze w cudzysłów, Turowicz stawiając przy nim znak zapytania.
Przybył nam ostatnio trzeci sceptyk, i to dużego nieważ wódz włoskich
postkomunistów Massimo d'Alema postanowił stworzyć wielką partię
"socjaldemokratyczną", do której spłynęłyby jak do wielkiej rzeki drobne
strumyki lewicowe, jego zastępca Veltroni oświadczył trafnie i uczciwie:
Byłaby to operacja niewiarygodna. cjaldemokratów, mianowicie w roku 1956,
po raporcie Chruszczowa, po polskim Październiku i po stłumieniu Powstania
Węgierskiego; nie zrobiliśmy tego, przeciwnie -- zaakceptowaliśmy
"nieodzowne ruchy Historii" i "konieczną interwencję zbrojną ZSRR" na
Węgrzech. Wię
Polecam tę refleksję, podobną do mojego aktu nieufności i do rezerwy
Turowicza, Prezydentowi Kwaśniewskiemu, przywódcy Socjaldemokracji RP i
Naczelnemu Reżyserowi operacji, Leszkowi Millerowi.
20 grudnia
W okresie ucieczki przed aresztowaniem Osip Mandelsztam krążył z żoną
Nadieżdą dokoła Moskwy w dozwolonym promieniu stu kilometrów. Zmieniał
codziennie miejscowości i kwatery. Raz spędzili noc w rodzinie
robotniczej. Gospodarz nie taił swojej niechęci daniu Mandelsztam zagłębił
się w lekturze Prawdy. Tego dnia artykuł wstępny wynosił pod niebiosa
"humanizm sowiecki". Mandelsztam odłożył gazetę i powiedział do żony, nie
odrywając wzroku od gospodarza. "Okazuje się, Nadieńka, że jesteśmy w
łapach human
Z "odami do Stalina" bywało różnie, także w krajach podsowieckich,
pozbawionych tak silnego jak w Rosji "instynktu państwowego". Ale
nienawiść do Stalina przenikała Mandelsztama do głębi (pod tym względem
rzekomy "wierszyk satyryczny", za który usiłowa lił ją z Achmatową, też
autorką "ody" in extremis (myślała wciąż o ocaleniu uwięzionego syna) .
Czapski opowiadał mi o spotkaniu z nią w pokoju hotelowym w Paryżu.
Wracała z Taorminy, gdzie wręczono jej nagrodę poetycką. Pamiętała
pierwsze wojenne spotkanie z Czapskim w Taszkencie. W rozmowie paryskiej
zdarzało jej się dotknąć niekiedy "tematu d dawała rozmówcy karteczkę. Po
czym odbierała ją i darła na drobne strzępki.
W pokoju siedzieli również dwaj starzy, biali emigranci rosyjscy i
przyglądali się temu procederowi ze zdziwieniem, zważywszy rok, w którym
się odbywał. Wy widitie -- szepnęła Achmatowa do Czapskiego -- posle
mnogich let czużbiny oni uże niczego nie ponima
Mandelsztam z opowiadania Szałamowa Cherry Brandy, dogorywający na
deskach władywostockiego obozu tranzytowego, nie umierał pewnie z imieniem
Stalina (Opoki Państwa) na ustach. Zresztą, kto wie? Był już przecież
obłąkany. Sam Szałamow, u progu śmier
23 grudnia
Pytania i uwagi dotyczące archiwum: archiwum@rzeczpospolita.plOpracowanie Centrum Nowych Technologii,
(C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Archiwum ROL Dziennik pisany nocą16Archiwum ROL Dziennik pisany nocą20Archiwum ROL Dziennik pisany nocą3Archiwum ROL Dziennik pisany nocąArchiwum ROL Dziennik pisany nocą18Archiwum ROL Dziennik pisany nocą14Archiwum ROL Dziennik pisany nocą19Archiwum ROL Dziennik pisany nocą13Archiwum ROL Dziennik pisany nocą2Archiwum ROL Dziennik pisany nocą30Archiwum ROL Dziennik pisany nocą15Archiwum ROL Dziennik pisany nocą8Archiwum ROL Dziennik pisany nocą7Archiwum ROL Dziennik pisany nocą29Archiwum ROL Dziennik pisany nocą27Archiwum ROL Dziennik pisany nocą28Archiwum ROL Dziennik pisany nocą25Archiwum ROL Dziennik pisany nocą9Archiwum ROL Dziennik pisany nocą11więcej podobnych podstron