Kornel Filipowicz DZIEŃ POPRZEDZAJĄCY

background image

Kornel Filipowicz - "DZIE POPRZEDZAJ CY" (z tomu "Co jest w cz owieku?", 1971)

Ń

Ą

ł

Hercie G.

Zbudzi em si tego dnia pó no i nie chcia o mi si wstawa . Wszystkie zaj cia, jakie mog em sobie na

ł

ę

ź

ł

ę

ć

ę

ł

dzie dzisiejszy wyobrazi , wydawa y mi si nieinteresuj ce i nawet bezsensowne. Poza tym w pokoju

ń

ć

ł

ę

ą

by o dosy zimno i aby wsta , umy si i ubra , musia bym wykona mas nieprzyjemnych czynno ci,

ł

ć

ć

ć ę

ć

ł

ć

ę

ś

wymagaj cych poruszania si w ch odnym powietrzu i stykania si z lodowatymi przedmiotami.

ą

ę

ł

ę

Le a em wi c i patrzy em na bia e c iany, na tapczan Joanny, nakryty szarym kilimem, na e lazny

ż ł

ę

ł

ł ś

ż

piecyk, niebieski sagan, wiadro z w glem. Wszystko to by o zimne, wystyg e. Ale nie chcia o mi si ju

ę

ł

ł

ł

ę ż

spa , wi c w jakiej chwili jednak wsta em. Mija a dziewi ta. Wypi em herbat , potem dosy d ugo

ć

ę

ś

ł

ł

ą

ł

ę

ć ł

patrzy em przez okno na ogród. Wn trze ogrodu z bezlistnymi, po yskuj cymi wilgoci konarami drzew

ł

ę

ł

ą

ą

by o widoczne bardzo wyra nie, a do najdrobniejszego szczegó u, ale dalej, w stron k i lasów,

ł

ź

ż

ł

ęł ą

wszystko zasnute by o mg , coraz g stsz w miar oddalenia. Horyzontu nie by o w ogóle wida ,

ł

łą

ę

ą

ę

ł

ć

niebo czy o si tam z ziemi . Tylko pokój, z którego patrzy em przez okno, dom, w którym

ł ą

ł

ę

ą

ł

mieszka em, i okalaj cy go ogród by y realne, gdy nale a y do w iata widzialnego - ca a reszta by a

ł

ą

ł

ż

ż ł

ś

ł

ł

problematyczna, by mo e nie istnia a w ogóle? Potem kr y em po pokoju, bra em do r ki i ogl da em

ć

ż

ł

ąż ł

ł

ę

ą ł

ró ne przedmioty, jakby próbuj c, czy który z nich, niby klucz, nie b dzie si nadawa do otwarcia

ż

ą

ś

ę

ę

ł

w a nie dzisiejszego dnia. Trzyma em chwil w r kach mój stary notes i przerzuca em jego kartki,

ł ś

ł

ę

ę

ł

przypatrywa em si te dosy d ugo i uwa nie ró nym, czasem zupe nie idiotycznym, bezsensownym

ł

ę ż

ć ł

ż

ż

ł

drobiazgom, le cym na pó ce i parapecie okiennym. W ko cu chyba znalaz em odpowiedni przedmiot

żą

ł

ń

ł

- by to sekator do przycinania ga zi. Ale nie by em tego pewien, trzeba by o spróbowa . Popatrzy em

ł

łę

ł

ł

ć

ł

na termometr zaokienny, by o dwa stopnie powy ej zera, w o y em wi c kurtk , szalik i czapk i

ł

ż

ł ż ł

ę

ę

ę

zszed em na dó . Moje dziecko spa o w ó eczku, mia o zaró owione policzki, zamkni te oczy, spokojn

ł

ł

ł

ł ż

ł

ż

ę

ą

twarz. Te ciowa powiedzia a, e Joanna wysz a, kiedy jeszcze spa em, i spyta a, czy id do ogrodu.

ś

ł ż

ł

ł

ł

ę

Odpowiedzia em, e tak, id . Skoro wi c id do ogrodu, to móg bym zajrze do piwnicy, czy mi dzy

ł

ż

ę

ę

ę

ł

ć

ę

zesch ymi tami nie znajdzie si troch fasoli na zup ? Powiedzia em, e w jesieni wy uskali my z

ł

ł ę

ę

ę

ę

ł

ż

ł

ś

Joann wszystko, do ostatniego ziarna, ale te ciowa by a zdania, e zawsze si co przeoczy, e na

ą

ś

ł

ż

ę ś

ż

zup wystarczy gar

fasoli. Wymienili my na temat fasoli tylko kilka zda i rozmawiali my cicho, aby

ę

ść

ś

ń

ś

nie zbudzi dziecka, ale czu em, e dalsza rozmowa prowadzi b dzie do wzrostu mi dzy nami

ć

ł

ż

ć ę

ę

napi cia. Nie wiadomo sk d si to mi dzy nami wzi o, ale by o tak zawsze. Dzia a o niemal

ę

ą

ę

ę

ęł

ł

ł ł

automatycznie, sam widok naszych twarzy wyzwala w nas nieprzyjazne uczucia.

ł

Wyszed em do ogrodu. Powietrze by o ch odne i wilgotne, ale pachnia o ju wiosn , ziemia

ł

ł

ł

ł

ż

ą

promieniowa a ciep em. Otworzy em furtk i wyjrza em na drog , bo us ysza em czyje g osy, ale g osy

ł

ł

ł

ę

ł

ę

ł

ł

ś ł

ł

zaraz ucich y, ludzie id cy drog znikn li we mgle. Wida by o wyra nie kawa ek drogi - dziesi

ł

ą

ą

ę

ć ł

ź

ł

ęć

metrów dalej, w kierunku miasta i tyle samo w gór , w stron wsi, droga zaciera a si , roztapia a i

ę

ę

ł

ę

ł

wsi ka a w mg . Wróci em do ogrodu i w óczy em si chwil , bezczynnie, przystaj c ko o m odych

ą ł

łę

ł

ł

ł

ę

ę

ą

ł

ł

drzew, posadzonych jesieni dwa lata temu. Przypatrywa em si im, ich pnie, korony i ga zki a do

ą

ł

ę

łą

ż

najmniejszej by y widoczne z bliska doskonale, mo e jeszcze lepiej, ni gdyby w ieci o s o ce.

ł

ż

ż

ś

ł

ł ń

background image

Patrzy em na nie, ale nie dotyka em ich sekatorem. Nie czu em a dnej potrzeby wkraczania w ich y cie.

ł

ł

ł

ż

ż

Te drzewka wydawa y si by nie moje i w ogóle niczyje, ich los by mi oboj tny. Od jednego ruchu

ł

ę ć

ł

ę

sekatora zale a a przysz o

drzewa, jego kszta t, si a, p odno

- ale nic mnie to w tej chwili nie

ż ł

ł ść

ł

ł

ł

ść

obchodzi o. Dalej w g bi ogrodu powietrze by o ju zamglone, drzewa wida by o niewyra nie, ale

ł

łę

ł

ż

ć ł

ź

kiedy tam szed em, mg a si cofa a przede mn i mog em znów widzie z bliska bardzo dok adnie

ł

ł

ę

ł

ą

ł

ć

ł

ka d najcie sz nawet ga zk i najmniejszy p czek. Nie wiem, jak dosz o do tego, e w pewnej chwili

ż ą

ń ą

łą ę

ą

ł

ż

zrobi em u ytek z narz dzia, które wzi em ze sob do ogrodu. Sta o si to chyba wskutek mojej

ł

ż

ę

ął

ą

ł

ę

w asnej nieuwagi. Moja r ka uzbrojona w sekator wysun a si bez mojej wiedzy, rozleg si szcz k

ł

ę

ęł

ę

ł ę

ę

no yc, cz

ga zki zosta a odci ta i upad a na ziemi . To odruchowe dzia anie nie by o jednak

ż

ęść

łą

ł

ę

ł

ę

ł

ł

bezmy lne - usun em p d, który gdyby zosta i wyrós , by by zag uszy inne. Uci em ga zk

ś

ął

ę

ł

ł

ł

ł

ł

ął

łą ę

centymetr powy ej zewn trznego i usytuowanego nieco z boku oczka, które na wiosn wypu ci i da

ż

ę

ę

ś

pocz tek nowej ga zce, która b dzie ros a jak trzeba i stanie si kiedy konarem. Uci em nast pn

ą

łą

ę

ł

ę

ś

ął

ę ą

ga zk , potem jeszcze jedn - i w ten sposób zacz em tego dnia pracowa , znajduj c po pewnym

łą ę

ą

ął

ć

ą

czasie troch sensu w tej robocie. By o to b d co b d nie tylko formowanie tera niejszo ci, ale i

ę

ł

ą ź

ą ź

ź

ś

kszta towanie przysz o ci. Ale o tym nie my la em, po prostu praca mnie wci gn a. Mija czas, mg a

ł

ł ś

ś ł

ą ęł

ł

ł

powoli rzed a, zacz o nawet prze wieca blade s o ce. Popatrzy em na zegarek, by o pó do

ł

ęł

ś

ć

ł ń

ł

ł

ł

dwunastej. Przypomnia em sobie o fasoli, przerwa em wi c ci cie drzewek i poszed em do piwnicy.

ł

ł

ę

ę

ł

Przez chwil , zanim przyzwyczai em oczy do ciemno ci, by em zdany tylko na zmys dotyku. Ukl k em i

ę

ł

ś

ł

ł

ą ł

zanurzy em r ce w suchej, szeleszcz cej materii, splecionej z li ci i d ugich, poskr canych, silnych jak

ł

ę

ą

ś

ł

ę

sznury odyg. W ród zesch ych li ci moje palce natrafi y niespodziewanie na twardy, sztywny, jakby

ł

ś

ł

ś

ł

zrobiony z blachy, p kni ty wzd u jednego boku str k. Kiedy w o y em palec w t szczelin , poczu em,

ę ę

ł ż

ą

ł ż ł

ę

ę

ł

e wewn trz str ka, niby naboje w magazynku, tkwi l iskie, twarde ziarna fasoli. Wygarn em je i

ż

ą

ą

ąś

ął

schowa em do kieszeni. Potem znalaz em jeszcze wi cej fasoli i chc c nie chc c musia em przyzna ,

ł

ł

ę

ą

ą

ł

ć

e zesz ego roku w jesieni przeoczyli my z Joann du o str ków. Ale pomy la em, e z fasol w ogóle

ż

ł

ś

ą

ż

ą

ś ł

ż

ą

mo e by tak, e nigdy nie jest si w stanie znale

ostatniego ziarna, bo zawsze co zostanie. Na

ż

ć

ż

ę

źć

ś

chwil uleg em te pokusie, aby ukry przed te ciow t fasol , powiedzie , e nic nie znalaz em. Jej

ę

ł

ż

ć

ś

ą ę

ę

ć ż

ł

wrogo

upowa nia aby mnie do tego. Ale nie zrobi em tego. Zbiera em, chowa em do kieszeni, potem

ść

ż ł

ł

ł

ł

zanios em fasol na gór i wysypa em w kuchni na talerz.

ł

ę

ę

ł

Tak wi c dzi ki sekatorowi i fasoli dzie zacz powoli nabiera sensu. Otaczaj ce mnie rzeczy, na

ę

ę

ń

ął

ć

ą

które teraz patrzy em, mia y swoj warto

i w asne y cie, rozpocz si mi dzy nimi ruch, przedmioty

ł

ł

ą

ść

ł

ż

ął ę

ę

czy y si ze sob tworz c zwi zki, których przedtem nie by o. Na przyk ad jedno spojrzenie na

ł ą

ł

ę

ą

ą

ą

ł

ł

bibliotek uprzytomni o mi, e kilka ksi ek czeka ju od dawna na to, aby je wynie

do antykwariatu i

ę

ł

ż

ąż

ż

ść

sprzeda . Te ksi ki zdawa y si teraz mówi : nie sprawiamy ci przyjemno ci, wi c pozwól, e

ć

ąż

ł

ę

ć

ś

ę

ż

zmienimy w a ciciela, kupisz sobie inne, takie, które b d ci si podoba y! Moje zainteresowanie si

ł ś

ę ą

ę

ł

ę

tymi ksi kami (których rzeczywi cie nie lubi em) by o wi c negatywne - ale bardzo mocne. D enie do

ąż

ś

ł

ł

ę

ąż

pozbycia si czego mo e by przecie równie silne, jak pragnienie posiadania. Zamiar pozbycia si

ę

ś

ż

ć

ż

ę

tych ksi ek po czy si niebawem z pragnieniem posiadania innych i z planowan od dawna

ąż

łą

ł ę

ą

rozbudow biblioteki. Zaj em si wi c szukaniem metra sk adanego i w trakcie tego odkry em kilka

ą

ął

ę ę

ł

ł

drobiazgów, o których wiedzia em wprawdzie, e s , ale ich istnienie jeszcze godzin temu by oby mi

ł

ż

ą

ę

ł

si wydawa o zupe nie bez znaczenia. Teraz, raptem przedmioty te nabra y sensu i warto ci, ich

ę

ł

ł

ł

ś

background image

istnienie zacz o si czy z innymi rzeczami - a nawet lud mi. Przy okazji szukania metra znalaz em

ęł

ęł ą

ć

ź

ł

wi c stary scyzoryk, z jednym ostrzem z amanym i odpry ni t ok adzin , i ten scyzoryk natychmiast

ę

ł

ś ę ą ł

ą

wypu ci z siebie ni i po czy si z czó enkiem do maszyny, a maszyna skojarzy a si z pewn star

ś ł

ć

łą

ł ę

ł

ł

ę

ą

ą

kobiet , mieszkaj c na drugim ko cu miasta, któr mia em pó roku temu odwiedzi . Gumowe zelówki,

ą

ą ą

ń

ą

ł

ł

ć

bibu ka do papierosów, gwo dzie, listy sprzed trzech lat, kó ka od firanek - te tak odleg e od siebie

ł

ź

ł

ł

rzeczy by y w jaki sposób ze sob spokrewnione i spowinowacone z wieloma dalszymi przedmiotami i

ł

ś

ą

osobami. Mój w iat - tak ma y i prymitywny jeszcze godzin temu - rós i komplikowa si , jego cz ci

ś

ł

ę

ł

ł ę

ęś

mno y y si , wypuszcza y roz ogi, p czkowa y, dzieli y si . Powstawa y nowe rzeczy i nowe zwi zki.

ż ł

ę

ł

ł

ą

ł

ł

ę

ł

ą

Z niema ym trudem uda o mi si wypl ta z tej sieci, powróci do metra sk adanego i zrobi z niego

ł

ł

ę

ą ć

ć

ł

ć

u ytek. Zapisa em wymiary pó ki, któr mia em zamówi u stolarza, i wyszed em z domu. Na dworze

ż

ł

ł

ą

ł

ć

ł

w ieci o ju jasno s o ce, mg a rozwia a si , wida by o okoliczne pola, wzgórza, lasy i drog do miasta,

ś

ł

ż

ł ń

ł

ł

ę

ć ł

ę

nikn c daleko w ród drzew.

ą ą

ś

Ruszy em piechot , ogl daj c si co chwila, czy nie nadje d a jaka furmanka, ale jak na z o

droga

ł

ą

ą

ą

ę

ż ż

ś

ł ść

by a ci gle pusta. Coraz bardziej mi si p ieszy o. Dzisiaj rano, kiedy si zbudzi em, wydawa o mi si ,

ł

ą

ęś

ł

ę

ł

ł

ę

e czas stoi w miejscu, e ani we mnie, ani w otaczaj cym mnie w iecie nie ma a dnego ruchu - teraz

ż

ż

ą

ś

ż

czu em, e to wielkie ko o nap dowe czasu, które jest tam gdzie , toczy si , nabiera rozp du, czu em

ł

ż

ł

ę

ś

ę

ę

ł

jego pulsuj cy rytm dooko a siebie i w sobie samym. Szed em coraz pr dzej, kilka razy przy piesza em

ą

ł

ł

ę

ś

ł

kroku. Z drewnianego, wzniesionego ponad poziom drogi mostku zbieg em, jak zwykle to robi em, w

ł

ł

dó , ale potem ju bieg em dalej, a do tramwaju, dzi ki czemu nie musia em czeka pó godziny na

ł

ż

ł

ż

ę

ł

ć ł

nast pny wóz. W antykwariacie sprzeda em ksi ki, których nie lubi em, ale za to kupi em trzy inne.

ę

ł

ąż

ł

ł

Przegl daj c ksi ki rozmawia em z w a cicielem antykwariatu o poezji, hodowli królików i archeologii,

ą ą

ąż

ł

ł ś

potem przyszed pewien znajomy i opowiada , co by o wczoraj w BBC. Alianci wyl dowali we W oszech

ł

ł

ł

ą

ł

pod Anzio, a Rosjanie zdobyli Krywyj Rog. Ogl dali my map Europy i zastanawiali my si , kiedy si

ą

ś

ę

ś

ę

ę

b dzie mo na spodziewa sprzymierzonych u nas. W a ciciel ksi garni by zdania, e niepr dko. Kiedy

ę

ż

ć

ł ś

ę

ł

ż

ę

wychodzi em z ksi garni, mija a pierwsza. U stolarza zabawi em tak e d u ej, ni przypuszcza em, gdy

ł

ę

ł

ł

ż ł ż

ż

ł

ż

wynik a dyskusja na temat rodzaju drzewa, z którego mia a by zrobiona pó ka. Obiad zjad em w

ł

ł

ć

ł

ł

przygodnej knajpie, ale musia em da kelnerowi a dwa kupony y wno ciowe. Kiedy wychodzi em z

ł

ć

ż

ż

ś

ł

restauracji, jaka kobieta powiedzia a mi, e bym nie szed w stron Grodzkiej, bo tam jest apanka. Aby

ś

ł

ż

ł

ę

ł

odwiedzi pewn staruszk mieszkaj c po drugiej stronie Wis y, musia em obchodzi naoko o, trzecim

ć

ą

ę

ą ą

ł

ł

ć

ł

mostem. Staruszka, która mia a do sprzedania belgijskie koronki, nie chcia a mi ich powierzy na jeden

ł

ł

ć

dzie , abym komu pokaza . Powiedzia a, e czasy s niepewne, niech si co nie daj Bo e stanie - to

ń

ś

ł

ł ż

ą

ę ś

ż

kto b dzie odpowiada ? Prawd mówi c, to szanse sprzedania tych koronek by y minimalne - ale

ę

ł

ę

ą

ł

poszed em spyta jednego znajomego, który handlowa antykami. Trafi em na wódk i ogl danie

ł

ć

ł

ł

ę

ą

obrazów kupionych za psie pieni dze od jakiego ziemianina, który uciek z Podola przed Rosjanami.

ą

ś

ł

Gospodarz ten, antykwariusz, by bardzo zaaferowany, bo na jednym obrazie, przedstawiaj cym Matk

ł

ą

ę

Bosk , w prawym dolnym rogu by a sygnatura przypominaj ca bardzo podpis Van Dycka. Antykwariusz

ą

ł

ą

zap aci za obraz 2000 z otych, ale gdyby to by Van Dyck - wart by by 200 000. Jego podniecenie by o

ł ł

ł

ł

ł

ł

wi c ca kiem zrozumia e. Przegl dali my stare katalogi aukcyjne, porównywali my temat i sposób

ę

ł

ł

ą

ś

ś

malowania, przypatrywali my si obrazowi przez szk o powi kszaj ce, ale nie doszli my do niczego.

ś

ę

ł

ę

ą

ś

Obraz móg by dzie em Van Dycka - lub nie. Takimi dziwnymi sprawami zajmowa em si ca e

ł

ć

ł

ł

ę ł

background image

popo udnie tego dnia, niezrozumia ymi dla tych, którzy to czytaj , bo mnie wtedy wydawa o si to

ł

ł

ą

ł

ę

wszystko szalenie interesuj ce. Anga owa em si uczuciowo i my la em o tym. Chcia em bardzo

ą

ż

ł

ę

ś ł

ł

znale

kupca na belgijskie koronki, mimo e niewiele spodziewa em si na nich zarobi .

źć

ż

ł

ę

ć

Zainteresowanie obrazem by o ju ca kiem platoniczne, by a to sprawa sensacyjna, w której chcia em

ł

ż ł

ł

ł

uczestniczy , gdy po prostu by em ciekaw, jak si sko czy. Opuszczaj c dom antykwariusza

ć

ż

ł

ę

ń

ą

obieca em mu, e dyskretnie zainteresuj obrazem pewnego profesora uniwersytetu, historyka sztuki,

ł

ż

ę

który uchodzi za wybitnego znawc malarstwa holenderskiego i flamandzkiego. Jeszcze tego samego

ł

ę

dnia pojecha em na drugi koniec miasta do tego profesora, ale trafi em fatalnie: siedzia w kuchni, w

ł

ł

ł

futrze, przezi biony i z y. W jego pokoju w tumanach sadzy, w ród mebli i obrazów zas oni tych

ę

ł

ś

ł

ę

arkuszami papieru pakunkowego, pracowa o od wczoraj dwóch pijanych zdunów. ona profesora

ł

Ż

pocz stowa a mnie herbat z sacharyn , rozmawiali my o ziemniakach i kapu cie, przyrzek em

ę

ł

ą

ą

ś

ś

ł

odst pi im metr ziemniaków, jak przywioz mi ze wsi od znajomych. Wracaj c od profesora wpad em

ą ć

ą

ą

ł

na chwil odwiedzi pewn m od kobiet , która chorowa a na gru lic . By a to bardzo pi kna i m dra

ę

ć

ą ł ą

ę

ł

ź ę

ł

ę

ą

kobieta. Mia a ognistorude w osy i rumie ce na bardzo bladej twarzy. Siedzia a w fotelu z nogami

ł

ł

ń

ł

okrytymi kocem, by a dzisiaj bardzo o ywiona, bez przerwy mówi a i m ia a si . Jej narzeczony, czarny,

ł

ż

ł ś

ł

ę

opalony, z krótko przystrzy onymi w osami, siedzia na niskim sto ku u jej stóp. Przyjecha pewnie na

ż

ł

ł

ł

ł

przepustk z lasu, czu go by o zapachem mchu i ogniska. Rozmawiali my chwil o poezji.

ę

ć

ł

ś

ę

Powiedzia em, e mam jeszcze du o spraw do za atwienia przed godzin policyjn , po egna em si i

ł

ż

ż

ł

ą

ą

ż

ł

ę

wyszed em. Jej brat odprowadzi mnie na korytarz i powiedzia , e jest bardzo l e, niewydolno

ł

ł

ł ż

ź

ść

oddechowa i kr eniowa, lekarz nie daje jej wi cej y cia ni miesi c. Stali my chwil patrz c na siebie

ąż

ę ż

ż

ą

ś

ę

ą

w milczeniu, potem u cisn em mu r k i zbieg em ze schodów. Pó niej by em jeszcze w sklepie z

ś

ął

ę ę

ł

ź

ł

wyrobami e laznymi, gdzie uda o mi si kupi drut i r uby, których od dawna poszukiwa em. Pi do

ż

ł

ę

ć

ś

ł

ł

drzewa nie mieli, ale radzono mi, abym zajrza w przysz ym tygodniu, gdy spodziewaj si dosta

ł

ł

ż

ą ę

ć

nowy transport. Gdzie jeszcze by em? Aha. Zajrza em do chemicznej pralni i obok do pracowni ko der,

ł

ł

ł

chcia em mianowicie wiedzie , jak d ugo trwa i ile kosztuje czyszczenie trencza i przeróbka ko dry.

ł

ć

ł

ł

Wracaj c do domu wst powa em do kilku jeszcze sklepów. Wchodzi em, pyta em, na przyk ad, czy s

ą

ę

ł

ł

ł

ł

ą

nasiona marchwi, pietruszki, szpinaku albo czy mo na dosta garnuszek porcelanowy, dowiadywa em

ż

ć

ł

si , e nie ma, wi c wychodzi em. Mia em zamiar tego dnia wpa

jeszcze do pewnego kolegi po

ę ż

ę

ł

ł

ść

nielegaln pras , ale postanowi em od o y to do jutra. Nie czu em koniecznej potrzeby za atwienia

ą

ę

ł

ł ż ć

ł

ł

tego akurat dzisiaj, mog em od o y to do jutra. Zbli a a si zreszt godzina policyjna. Wsiad em do

ł

ł ż ć

ż ł

ę

ą

ł

tramwaju, ale poniewa mia em jeszcze troch czasu, wi c szed em potem piechot naoko o,

ż

ł

ę

ę

ł

ą

ł

podmiejsk ulic biegn c w ród domów coraz ni szych i coraz rzadziej stoj cych.

ą

ą

ą ą ś

ż

ą

Zbli a si wieczór, by o ciep o, s ycha by o p iew szpaków. W ogrodach pracowali m czy ni

ż ł ę

ł

ł

ł

ć ł ś

ęż

ź

rozebrani do koszul, kopali opatami czarn ziemi , kobiety grabi y, formowa y grz dki, sia y nasiona.

ł

ą

ę

ł

ł

ą

ł

Dzieci pali y ogniska, dym snu si nisko nad ziemi , wylewa z ogrodów na ulic , czu go by o palon

ł

ł ę

ą

ł

ę

ć

ł

ą

naci ziemniaczan . Domów by o coraz mniej, zaczyna y si ki i pola, zapada mrok.

ą

ą

ł

ł

ęł ą

ł

W domu zasta em tylko Joann , te ciowej nie by o, posz a do s siadów. Joanna gotowa a na maszynce

ł

ę

ś

ł

ł

ą

ł

elektrycznej p atki owsiane dla dziecka. Powiedzia a, e dziecko bardzo p aka o, co go widocznie

ł

ł ż

ł

ł

ś

bola o, ale nie wiadomo co? Takie ma e przecie nie powie, co mu jest. Teraz si uspokoi o i p i.

ł

ł

ż

ę

ł ś

Spyta a, czy b d jad zup fasolow ? Powiedzia em, e jestem po obiedzie, napij si tylko herbaty.

ł

ę ę

ł

ę

ą

ł

ż

ę ę

background image

Joanna zas oni a gazet lamp , aby w iat o nie razi o w oczy p i cego dziecka. W pokoju by o ciep o.

ł

ł

ą

ę

ś

ł

ł

ś ą

ł

ł

Ko o pieca, na por czy fotela, siedzia kot. Zanim poszed em do pokoju na gór , zajrza em do dziecka.

ł

ę

ł

ł

ę

ł

Spa o z zaci ni tymi pi stkami i r kami wyci gni tymi ponad g ow . Mia o twarz sp akan i od czasu do

ł

ś ę

ą

ę

ą ę

ł

ę

ł

ł

ą

czasu g boko oddycha o. Powiedzia em do Joanny:

łę

ł

ł

- Wzdycha, biedne.

- ni mu si co niedobrego. Na przyk ad, e kocica zjad a mu jego kochanego zaj ca z oberwanym

Ś

ę ś

ł

ż

ł

ą

uchem.

Poszed em na gór , po o y em si i przegl da em ksi ki, które przynios em z miasta. Jedn z nich,

ł

ę

ł ż ł

ę

ą ł

ąż

ł

ą

" ycie termitów" Maeterlincka, zacz em czyta . S ysza em, jak wróci a te ciowa i zamyka za sob

Ż

ął

ć ł

ł

ł

ś

ą

drzwi na klucz. Potem dziecko zacz o p aka , pewnie je zbudzono, e by nakarmi , ale wkrótce

ęł

ł

ć

ż

ć

uspokoi o si . Zgasi em du e w iat o i czyta em dalej przy nocnej lampce. Potem zgasi em lampk i

ł

ę

ł

ż ś

ł

ł

ł

ę

le a em w ciemno ciach. Wesz a Joanna i spyta a:

ż ł

ś

ł

ł

- pisz?

Ś

- Nie, my l .

ś ę

- Twoje zaj cie nie wymaga w iat a, ale przepraszam ci , musz wypra po czochy - powiedzia a

ę

ś

ł

ę

ę

ć

ń

ł

Joanna i zapali a du

lamp .

ł

żą

ę

- My lenie nie wymaga a dnego komfortu. Mo na je uprawia wsz dzie, nawet w najgorszych

ś

ż

ż

ć

ę

warunkach. To jest szalenie korzystne.

wiat o wype ni o znów pokój, zobaczy em meble, ksi ki, drobiazgi i Joann poruszaj c si w ród

Ś

ł

ł ł

ł

ąż

ę

ą ą ę ś

nich. Widzia em to wszystko bardzo wyra nie, jakbym wróci tu po d ugiej nieobecno ci.

ł

ź

ł

ł

ś

- Nie by e na obiedzie. Co robi e ca y dzie ? - spyta a Joanna.

ł ś

ł ś ł

ń

ł

- azi em - odpowiedzia em niepewnym g osem, gdy nagle uprzytomni em sobie, e to, co dzisiaj

Ł

ł

ł

ł

ż

ł

ż

robi em, nie mia o wiele sensu.

ł

ł

- Ca y dzie ?

ł

ń

- Rano by em w ogrodzie, przycina em drzewka i szuka em w piwnicy fasoli, potem poszed em do

ł

ł

ł

ł

miasta, by em w ksi garni, na obiedzie w "S onecznej", odwiedzi em pewn staruszk , która chce

ł

ę

ł

ł

ą

ę

sprzeda belgijskie koronki, by em u Lewandowskiego, który twierdzi, e kupi Van Dycka, i u profesora

ć

ł

ż

ł

Huberta, który klnie, bo mu nawali piec. Wracaj c od Huberta wst pi em na chwil do Rokanów.

ł

ą

ą ł

ę

- Jak si ma Danusia?

ę

- Kiepsko.

- Gdzie jeszcze by e - spyta a po chwili Joanna.

ł ś

ł

- U stolarza, w sklepie e laznym, w pralni chemicznej, w wytwórni ko der, w sklepie z nasionami, w

ż

ł

sklepie z porcelan - i w dziesi ciu jeszcze innych sklepach.

ą

ę

Joanna roze mia a si i powiedzia a:

ś

ł

ę

ł

- M czy ni potrafi lata ca y dzie jak pies z wywieszonym ozorem, bez celu.

ęż

ź

ą

ć ł

ń

- Bez celu?

- artuj . Tak si mówi. Niczego przecie nie robi si bez celu.

Ż

ę

ę

ż

ę

- No pewnie.

Joanna powiesi a po czochy i bielizn na sznurze ko a pieca, potem zgasi a w iat o. Nieprzyja

ł

ń

ę

ł

ł ś

ł

źń

mi dzy mn a te ciow udziela a si czasem i nam, mnie i Joannie. Joanna by a przecie jej córk .

ę

ą

ś

ą

ł

ę

ł

ż

ą

background image

Miewali my z e humory, co nas chwilami odpycha o od siebie i kaza o nam mówi sobie rzeczy

ś

ł

ś

ł

ł

ć

nieprzyjemne. Ale to mija o, przychodzi wieczór, k adli my si ko o siebie i wszystko si znów mi dzy

ł

ł

ł

ś

ę ł

ę

ę

nami naprawia o i uspokaja o. Rozmawiali my jeszcze chwil w ciemno ci. Cisza nocna otacza a dom

ł

ł

ś

ę

ś

ł

ze wszystkich stron i nape nia a go. Tam, na zewn trz, nie by o s ycha a dnych d wi ków, nawet

ł

ł

ą

ł

ł

ćż

ź ę

pomruku lec cych samolotów. Czasem tylko gdzie z bardzo daleka odzywa o si szczekanie psów, ale

ą

ś

ł

ę

to by y g osy pochodz ce ze w iata, który ani mnie, ani Joannie, ani nikomu w naszym domu nie

ł

ł

ą

ś

zagra a .

ż ł

Zbudzi em si nagle pod wp ywem huku, który wstrz sn ca ym naszym domem, jakby w niego strzeli

ł

ę

ł

ą ął

ł

ł

piorun. W tym huku, który ci gle trwa , i b ysku, który nie gas , ale roz wietla ca e wn trze pokoju -

ą

ł

ł

ł

ś

ł

ł

ę

zobaczy em bardzo blisko siebie obc r k trzymaj c pistolet. Zrozumia em, e dzie , który min , by

ł

ą ę ę

ą ą

ł

ż

ń

ął

ł

dniem poprzedzaj cym.

ą


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kornel Filipowicz Jutro także będzie dzień
Kornel Filipowicz Jutro także będzie dzień 2
Kornel Filipowicz Spotkanie i rozstanie 2
Kornel Filipowicz MIĘDZY SNEM A SNEM
Kornel Filipowicz Śmierć mojego antagonisty 2
Kornel Filipowicz Klementyna
Kornel Filipowicz Świadek, który nie umiał mówić
Kornel Filipowicz Modlitwa za odjeżdżających
Kornel Filipowicz Kobieta czeka 2
Kornel Filipowicz i Wisława Szymborska
Kornel Filipowicz ROZSTANIE I SPOTKANIE OPOWIADANIA OSTATNIE
Kornel Filipowicz Dziewczyna z lalką, czyli o potrzebie  smutku i samotności
Kornel Filipowicz MIEJSCE I CHWILA
Kornel Filipowicz Prawo łaski
Kornel Filipowicz Dom spokojnej starości
Kornel Filipowicz Ciemność i światło
Kornel Filipowicz DOM NAD RZEKĄ
Kornel Filipowicz Misja doktora Meyera

więcej podobnych podstron