background image

Strona 

1 z 7

Marian  Mazur,  1966, 

ħle  z  matematyki.

  Argumenty,  nr  36  (430),  rok  X,  4  wrzeĞnia, 

Warszawa, s. 5 i 10. W artykule brak informacji o cyklu „O szkole cybernetycznie”. 

Przepisał: Mirosław Rusek (

mirrusek@poczta.onet.pl), wytłuszczenia w tek

Ğcie od Autora. 

Gdyby  zaproponowa

ü,  Īeby  programy  nauczania  matematyki  były  opracowywane 

przez  nauczycieli  humanistów,  np.  historyków,  polonistów  itp.,  to  najprawdopodobniej 

sprzeciwiliby  si

Ċ  temu  sami  humaniĞci,  w  przeĞwiadczeniu,  Īe  opracowane  przez  nich 

programy  byłyby  do  niczego.  Niew

ątpliwie  sprzeciwiliby  siĊ  temu  równieĪ  nauczyciele 

matematyki,  zreszt

ą  z  tego  samego  powodu.  MoĪna  bez  Īadnego  ryzyka  wyraziü

przypuszczenie, 

Īe  gdyby  nauczyciele  humaniĞci  mieli  opracowaü  program  nauczania 

matematyki w oparciu o ich własn

ą wiedzĊ w tej dziedzinie, to wątpliwe jest, czy program ten 

wykraczałby poza tabliczk

Ċ mnoĪenia i cztery działania arytmetyczne. 

I  tu  dotykamy  kapitalnej  sprawy.  Okazuje  si

Ċ,  Īe  moĪna  byü  dobrym  nauczycielem 

historii,  j

Ċzyka  polskiego,  jĊzyków  obcych  i  wielu  innych  przedmiotów,  nie  mając  pojĊcia 

o pierwiastkach 

równa

Ĕ,  tangensach,  logarytmach  i  róĪnych  innych  zmorach 

matematycznych. To samo mo

Īna by powiedzieü o wielu innych zawodach, np. literatach

1)

muzykach,  malarzach,  dziennikarzach,  prawnikach.  Skoro  tak,  to  mo

Īna  by  zapytaü,  po  co 

naucza si

Ċ w szkole matematyki.  

Na  to  pytanie  otrzymuje  si

Ċ  zwykle  odpowiedĨ,  Īe  matematyka  uczy  metod 

rozumowania.  To  prawda,  ale  chyba  nie  ta  matematyka,  której  si

Ċ  naucza  w  szkole.  Ani 

sposób,  ani  zakres  jej  nauczania  na  pewno  do  tego  nie  prowadz

ą.  Gdyby  zaĪądaü  od 

dowolnego  maturzysty, 

Īeby  wymienił  metody  rozumowania,  których  go  nauczono  na 

lekcjach  matematyki,  to  obawiam  si

Ċ,  Īe  jedyną  jego  reakcją  byłoby  przeraĪenie.  I  nic 

dziwnego, poniewa

Ī metody matematyczne w szkole, to mitologia. W rzeczywistoĞci szkolne 

zadania  matematyczne  s

ą  w  przewaĪającym  stopniu  zagadkami.  Aby  je  rozwiązaü,  trzeba 

wpa

Ğü na pomysł. Na przykład, przy wyprowadzaniu wzoru na bok dziesiĊciokąta foremnego 

trzeba wykorzysta

ü okolicznoĞü, Īe kąt przy wierzchołku elementarnego trójkąta wynosi 36

0

a  wi

Ċc  kąty  przy  podstawie  wynoszą  po  72  stopnie.  JeĞli  siĊ  przeprowadzi  dwusieczną

jednego  z  nich,  to  powstan

ą dwa trójkąty podobne, z której to okolicznoĞci wynika wzór na 

bok  dziesi

Ċciokąta.  Gdyby  jednak  uczeĔ  chciał  zastosowaü  podobny  sposób  do 

dziewi

Ċciokąta lub jedenastokąta, lub teĪ do jakiegokolwiek innego wielokąta foremnego, to 

do niczego nie dojdzie. Gdzie

Ī wiĊc tu metoda? 

                                                          

1)

 W oryginalnym tekĞcie jest błĊdnie podany wyraz „literach” – uwaga M. R. 

background image

Strona 

2 z 7

Je

Ğli  uznaü,  Īe  szukanie  pomysłów  jest  kształcące,  to  równie  (a  moĪe  bardziej) 

kształc

ące  jest  rozwiązywanie  szarad  i  rebusów  w  dziale  rozrywek  umysłowych  w  róĪnych 

czasopismach, nie mówi

ąc juĪ o grze w szachy lub brydĪa. 

No  dobrze,  powie  kto

Ğ,  ale  przecieĪ  wĞród  uczniów  są  równieĪ  tacy,  którzy  zechcą

pój

Ğü na studia matematyczne lub fizyczne czy teĪ na politechnikĊ. Ci chyba powinni umieü

sporo z algebry, geometrii czy trygonometrii. Gdzie

Ī mieli by siĊ tego nauczyü? 

To  bardzo  prosta  sprawa.  Trzeba  dla  nich  po  uko

Ĕczeniu  szkoły  Ğredniej 

zorganizowa

ü  wstĊpny  rok  studiów  na  wyĪszych  uczelniach.  Rozwiązanie  takie  miałoby 

mnóstwo zalet. 

Po  pierwsze,  odpadłaby  potrzeba  urz

ądzania  egzaminów  konkursowych  z  ich 

przypadkowo

Ğciami  i  niesprawiedliwoĞciami,  jako  Īe  o  wiele  lepszym  sprawdzianem 

przydatno

Ğci  kandydatów  byłyby  oceny  uzyskane  przez  nich  na  owym  wstĊpnym  roku 

studiów. 

Po  drugie,  mo

Īna  by  skróciü  czas  nauczania  w  szkole  Ğredniej  dziĊki  redukcji 

programu  nauczania  matematyki,  a  jak  wiadomo  jest  to  przedmiot  najcz

ĊĞciej  hamujący 

przechodzenie z klasy do klasy. 

Po  trzecie,  wst

Ċpny  rok  studiów  mógłby  obejmowaü  tak  obszerny  program,  na  jaki 

w szkole  ogólnokształc

ącej trzeba przeznaczaü  kilka lat. Byłoby to moĪliwe dziĊki temu, Īe 

na  wst

Ċpny  rok  studiów  zgłosiliby  siĊ  maturzyĞci  mający  zamiłowanie  i  zdolnoĞci  do 

matematyki,  podczas  gdy  w  szkole 

Ğredniej  tempo  nauczania  matematyki  musi  byü

dostosowane  do  uczniów  o  przeci

Ċtnych  zdolnoĞciach  do  tego  przedmiotu.  Nie  bez 

znaczenia  jest  te

Ī  okolicznoĞü,  Īe  na  wstĊpnym  roku  studiów  znalazłaby  siĊ  młodzieĪ

starsza, a wi

Ċc powaĪniej traktująca sprawy zdobywania tej trudnej wiedzy. Na dowód tego 

mo

Īna  przytoczyü,  Īe  student  politechniki  w  ciągu  jednego  roku  opanowuje  rachunek 

Īniczkowy i całkowy. 

Tylko patrze

ü, jak przeciw takiemu rozwiązaniu zostanie wysuniĊty ulubiony argument 

pseudoekonomistów:  „nie  sta

ü  nas  na  to”.  Co  wart  jest  ten  argument,  łatwo  siĊ  przekonaü

stosuj

ąc  elementarne  obliczenie.  W  klasie  maturalnej,  liczącej  przeciĊtnie  30  uczniów,  na 

studia  matematyczne  lub  techniczne  wybiera  si

Ċ  zwykle  jeden  lub  dwóch  uczniów  –  no 

powiedzmy,  trzech  (to  dla  tych  trzech  zam

Ċcza  siĊ  matematyką  pozostałych  dwudziestu 

siedmiu!), czyli co najwy

Īej 10 proc. Aby na wstĊpnym roku studiów utworzyü klasĊ złoĪoną

z 30 uczniów, trzeba by wybra

ü po 3 chĊtnych z 10 szkół

2)

, to za

Ğ oznacza, Īe na wstĊpnym 

roku studiów jeden nauczyciel matematyki zrobiłby to, co obecnie robi 10 nauczycieli (w 10 

szkołach).  Je

Ğli  przy  tym  wziąü  pod  uwagĊ,  Īe  nauczanie  matematyki  na  wstĊpnym  roku 

                                                          

2)

 Autor w tych i dalszych rozwaĪaniach zastosował łącznie dwa błĊdne załoĪenia: 1) w jednej szkole jest zawsze 

tylko jedna klasa z danego rocznika, 2) jeden nauczyciel matematyki uczy tylko klasy (ĞciĞlej klasĊ) z jednego 
rocznika, - uwaga M. R. 

background image

Strona 

3 z 7

studiów mogłoby obejmowa

ü program ostatnich trzech lat obecnej szkoły ogólnokształcącej 

(dzi

Ċki  okolicznoĞciom  omówionym  powyĪej),  to  w  proponowanym  rozwiązaniu  jeden 

nauczyciel zast

ąpiłby trzydziestu. Czy rzeczywiĞcie nie staü nas na zmniejszenie kosztów ze 

100 proc. do 3 proc? W przemy

Ğle takie zmniejszenie kosztów jest niedoĞcigłym marzeniem, 

a  dla  zaoszcz

Ċdzenia  choüby  paru  procent  tworzy  siĊ  instytuty  naukowo-badawcze  i 

wyposa

Īa w kosztowne laboratoria. 

Dodajmy  te

Ī,  Īe  korzyĞci  nie  ograniczyłyby  siĊ  do  oszczĊdnoĞci  na  kosztach 

nauczania.  Odczuwamy  przecie

Ī  deficyt  nauczycieli  matematyki,  gdyĪ  dyscyplina  ta 

odstrasza  swoj

ą  trudnoĞcią  wielu  kandydatów,  a  przy  tym  zdolniejsi  matematycy  wolą  po 

uko

Ĕczeniu  studiów  pracowaü  (i  lepiej  zarabiaü)  w  przemyĞle,  gdzie  rozwój  zastosowaĔ

maszyn  matematycznych  otworzył  im  nie  znane  dawniej  mo

ĪliwoĞci,  niĪ  uczyü  matematyki 

w szkole.  Nie  mówi

ąc  juĪ  o  tym,  Īe  nauczyciel  matematyki  na  wstĊpnym  roku  studiów 

mógłby  mie

ü  juĪ  status  asystenta  wyĪszej  uczelni,  doktoryzowaü  siĊ  itp.,  a  to  jest  bardziej 

atrakcyjne  ni

Ī  etat  nauczyciela  w  szkole  Ğredniej.  Dochodzi  wiĊc  dodatkowa  korzyĞü

polegaj

ąca  na  tym,  Īe  na  wstĊpnym  roku  studiów  matematyka  byłaby  nauczana  przez 

zdolniejszych nauczycieli, a wi

Ċc skuteczniej. 

Nie  zmierzam  bynajmniej  do  zubo

Īenia  treĞci  nauczania  matematyki  w  szkole. 

Przeciwnie,  chodzi  mi  o  jej  wzbogacenie  informacjami  u

Īytecznymi  dla  wszystkich, 

z jednoczesn

ą  redukcją szumu  informacyjnego  oraz  przeniesieniem  gdzie  indziej  informacji 

mog

ących mieü uĪytecznoĞü tylko dla nielicznych.  

Na  przykład  mo

Īna  by  z  powodzeniem  usunąü  ze  szkoły  Ğredniej  zadania  na 

logarytmowanie (ograniczaj

ąc siĊ tylko do objaĞnienia jego zasad). Na zdobywanie wprawy 

w logarytmowaniu zu

Īywa siĊ w szkole mnóstwo czasu, a przecieĪ dla 90 proc. uczniów jest 

to  umiej

ĊtnoĞü najzupełniej bezuĪyteczna. Zresztą i pozostałym 10 proc., wybierającym siĊ

na studia techniczne, jest ona mało przydatna, gdy

Ī wszelkie obliczenia wykonuje siĊ tam za 

pomoc

ą suwaka rachunkowego zwanego wprawdzie „logarytmicznym”, ale do posługiwania 

si

Ċ  nim  nawet  elementarna  wiedza  o  logarytmach  nie  jest  potrzebna,  podobnie  jak  do 

kr

Ċcenia gałkami telewizora nie trzeba byü radiotechnikiem. 

Wiele  czasu  marnuje  si

Ċ  teĪ  na  przekształcenia  formalne,  zwłaszcza  na 

sprowadzanie  wyra

ĪeĔ  trygonometrycznych  do  postaci  logarytmicznej,  tym  bardziej,  Īe 

znaczn

ą  rolĊ  odgrywa  w  nich  czynnik  zgadywania,  a  juĪ  zupełnie  niepojĊte  jest,  dlaczego 

wymaga si

Ċ od uczniów pamiĊtania wzorów na przekształcanie funkcji trygonometrycznych. 

Wszelkie  zakazy  korzystania  z  tablic,  podr

Ċczników,  słowników,  atlasów  itp.  w  zadaniach 

klasowych, to istna obsesja nauczycielska. 

Głównym bł

Ċdem nauczania matematyki w szkole Ğredniej jest to, Īe jest ono oparte 

na  indukcji,  zamiast  na  dedukcji,  na  przechodzeniu  od  szczegółów  do  uogólnie

Ĕ,  podczas 

gdy  powinno  by

ü  przeciwnie.  Nauczyciel  matematyki  przez  lata  całe  ładuje  w  ucznia 

background image

Strona 

4 z 7

mnóstwo szczegółów dotycz

ących równaĔ pierwszego i drugiego stopnia, aby mu daü jakie 

takie  wyobra

Īenie  o  funkcjach  zamiast  mu  w  ciągu  piĊciu  minut  objaĞniü  pojĊcie  funkcji  w 

zapisie ogólnym y = f(x) i potraktowa

ü wszystko inne jako szczególne przypadki. W rezultacie 

maturzysta  wychodzi  ze  szkoły  obładowany  szczegółami,  które  wkrótce  zapomni  (je

Īeli  nie 

nale

Īy  do  tych  10  proc.  studiujących  matematykĊ  lub  technikĊ)  i  niezdolny  do  myĞlenia 

kategoriami  ogólnymi.  Z  całej  szkolnej  matematyki  pozostaj

ą  mu  tylko  koszmarne 

wspomnienia. 

Jest  to  wynik  fałszywego  systemu,  opartego  na  historycznej  doktrynie  nauczania. 

Zamiast  o  rzeczach  najwa

Īniejszych,  uczeĔ  dowiaduje  siĊ  najpierw  o  rzeczach 

najwcze

Ğniejszych w rozwoju danej dziedziny wiedzy. Z historii – o Asyrii i Babilonie, z fizyki 

– o pocieraniu bursztynu suknem, kamieniach rzucanych przez Galileusza z pochyłej wie

Īy 

w  Pizie  i 

Īabich  udkach  z  doĞwiadczeĔ  Volty,  z  matematyki  –  o  równaniach  pierwszego 

stopnia. 

ĩądanie,  Īeby  kilkunastoletnim  dzieciom  objaĞniaü  pojĊcia  róĪniczki  i  całki, 

wywołałoby  pewnie  popłoch  w

Ğród  nauczycieli  matematyki.  Nawet  na  studiach 

matematycznych  lub  technicznych  student  dopiero  po  dłu

Īszym  czasie  zaczyna  siĊ

orientowa

ü  (humanista  nie  dochodzi  do  tego  nigdy),  Īe  są  to  pojĊcia  tak  banalne,  iĪ

z powodzeniem mógłby si

Ċ z nimi zapoznaü na wiele lat przed maturą. PrzecieĪ w zasadzie 

Īniczkowaniem  jest  wyznaczanie  tempa  wzrostu  (produkcji,  budownictwa,  ludnoĞci  itp.), 

a całkowaniem  -  sumowanie  przyrostów.  A  s

ą  to  sprawy  poruszane  w  gazetach  niemal 

w ka

Īdym artykule na tematy ekonomiczne, socjologiczne itp. 

Aby dzi

Ċki matematyce uczeĔ mógł wynieĞü ze szkoły lepszą umiejĊtnoĞü myĞlenia, 

nauczanie  matematyki  powinno  by

ü  oparte  przede  wszystkim  na  wykresach.  W  szkole 

korzysta  si

Ċ  z  wykresów  tylko  dla  interpretacji  równaĔ,  zapominając,  Īe  wykresy  są

narz

Ċdziem samodzielnym, ogólniejszym niĪ równania i dającym siĊ zastosowaü nawet tam, 

gdzie  si

Ċ  nie  rozporządza  Īadnymi  równaniami,  a  nawet  nie  wiadomo,  jaką  mogłyby  mieü

one  posta

ü.  Z  tak  skąpych  danych,  jak  na  przykład,  Īe  coĞ  wzrasta  coraz  wolniej, 

niepodobna  uło

Īyü  równania,  ale  wykres  moĪna  sporządziü  i  to  nawet  nie  korzystając  z 

Īadnych  liczb.  Co  wiĊcej,  zrozumienie  samej  sprawy  przedstawionej  wykreĞlnie  pozwala 

nieraz  wskaza

ü,  w którym  punkcie  krzywa  na  wykresie  musi  siĊ  zacząü,  stwierdziü,  Īe 

przechodzi  ona  przez  maksimum  lub  minimum  albo 

Īe  dąĪy  do  jakiejĞ  granicy.  Na  takich 

podstawach opiera si

Ċ analiza jakoĞciowa zjawisk, umoĪliwiająca ogólne przewidywania, do 

których równania lub pomiary dostarczaj

ą juĪ tylko bliĪszych szczegółów. 

Tego  rodzaju  podej

Ğcie  jest  przecieĪ  potrzebne  ekonomistom,  psychologom, 

fizjologom, socjologom itp. Nawet zwykły czytelnik gazet dostaje cz

Ċsto informacje w postaci 

wykresów, np. dotycz

ących rozwoju przemysłu i handlu, przemian demograficznych, rozwoju 

czytelnictwa,  wykrywalno

Ğci  przestĊpstw,  wydatków  na  budowĊ  szpitali,  fluktuacji  spoĪycia 

background image

Strona 

5 z 7

oraz  wszelkich  zale

ĪnoĞci  w  czasie  i  przestrzeni,  bez  Īadnego  oparcia  o  wzory 

matematyczne. 

O  ile  równania  mog

ą  byü  proste  lub  zawiłe,  to  wykresy  zawsze  są  proste  i  łatwo 

dost

Ċpne dla wyobraĨni kaĪdego. Bez trudnoĞci moĪna za ich pomocą przedstawiaü zakresy 

i obszary  zmienno

Ğci,  znajdowaü  pierwiastki  równaĔ  bez  ich  rozwiązywania  (a  wiĊc  nawet 

równa

Ĕ uwikłanych), podawaü nie tylko przebiegi zaleĪne od jednej zmiennej, lecz i od wielu 

zmiennych  (za  pomoc

ą  rodzin  krzywych)  itp.  Dlatego  teĪ  podstawową  umiejĊtnoĞcią,  jaką

z zakresu matematyki ucze

Ĕ powinien wynieĞü ze szkoły i zachowaü na całe Īycie, powinna 

by

ü  umiejĊtnoĞü  sporządzania  i  interpretowania  wykresów.  Tą  teĪ  drogą  naleĪy  wpoiü

uczniom  ogólne  poj

Ċcie  funkcji,  a  nie,  jak  to  siĊ  dzieje  dotychczas,  przez  otumaniającą

„dyskusj

Ċ” trójmianu kwadratowego. 

Matematyka  nauczana  w  szkole  jest  wiedz

ą  absolutnie  zdehumanizowaną,  nie 

maj

ącą  związku  ze  zwykłym  Īyciem.  Jest  to  swoista  „sztuka  dla  sztuki”.  Zamiast 

posługiwania  si

Ċ  matematyką  jako  narzĊdziem  do  rozwiązywania  zagadnieĔ  istotnych  dla 

ka

Īdego,  traktuje  siĊ  operacje  matematyczne  jako  cel  sam  dla  siebie  i  dobiera  do  nich 

fikcyjne  zagadnienia.  Co  komu  przyjdzie  z  tych  wszystkich kół  opisanych  na  trapezach, kul 

wpisanych w sto

Īki ĞciĊte, ostrosłupów przeciĊtych płaszczyznami itp.? 

tymczasem 

jest 

mnóstwo 

Īyciowych 

spraw, 

wymagaj

ących 

uj

Ċcia 

matematycznego, których jednak na pró

Īno byłoby szukaü w szkolnych programach, jak na 

przykład  zagadnienia 

organizacji.  Ucze

Ĕ  powinien  wynieĞü  ze  szkoły  rozumienie  takich 

poj

Ċü  jak  harmonogram,  programowanie,  algorytm,  metoda  grafów  itp.  PrzecieĪ  to  brak 

zrozumienia tych spraw powoduje, 

Īe ogromna wiĊkszoĞü przeprowadzanych u nas akcji ma 

charakter czystej improwizacji. A nie s

ą to bynajmniej metody nadające siĊ do zastosowania 

tylko  w technice.  Znajomo

Ğü  ich  bardzo  by  siĊ  przydała  kaĪdemu,  kto  ma  do  czynienia 

z organizacj

ą  jakichkolwiek  przedsiĊwziĊü:  reĪyserom  filmowym,  dyrektorom  teatrów, 

redaktorom  czasopism,  organizatorom  zjazdów,  wystaw,  imprez  sportowych,  wyjazdów 

turystycznych, konkursów itp., nie mówi

ąc juĪ o codziennej pracy kaĪdej instytucji. 

Ani  słowem  nie  wspomina  si

Ċ  w  szkole  o  zagadnieniu  tak  doniosłym  dla  kaĪdego 

człowieka,  jak 

optymalizacja,  czyli  to,  co  si

Ċ  potocznie  nazywa  problemem  „za  krótkiej 

kołdry”.  Nie  dysponujemy  nieograniczonymi  zasobami  energii,  czasu,  pieni

Ċdzy  itp. 

Zu

Īywając je do jakiegokolwiek celu, tracimy moĪnoĞü zuĪycia ich do innego celu i wskutek 

tego zawsze staje przed nami pytanie, co wybra

ü, czemu daü pierwszeĔstwo. 

Gdyby ci, co decydowali odbudow

Ċ Teatru Wielkiego w Warszawie, mieli zrozumienie 

dla zagadnie

Ĕ optymalizacji, to zamiast opery dla dwóch tysiĊcy widzów (deficytowej nawet 

przy zapełnionej widowni) zbudowaliby lini

Ċ kolei podziemnej (zwłaszcza wtedy, gdy moĪna 

j

ą było tanio zbudowaü po prostu w postaci rowu do póĨniejszego przykrycia) dla stu tysiĊcy 

pasa

Īerów dziennie (i bez deficytu). Wydatki na nią juĪ by siĊ zamortyzowały i mogłyby byü

background image

Strona 

6 z 7

nast

Ċpnie przeznaczone na odbudowĊ Teatru Wielkiego (jeĪeli juĪ koniecznie musimy mieü

„najwi

Ċkszy budynek operowy w Europie”). W wyniku optymalizacji mielibyĞmy w Warszawie 

i metro, i oper

Ċ. 

Nie  buduje  si

Ċ  u  nas  pomników  monumentalnych,  bo  nas  „nie  staü”.  A  spróbujmy 

sobie  uzmysłowi

ü,  Īe  jeĞli  sprawĊ  potraktowaü  z  punktu  widzenia  optymalizacji,  to  nawet 

pomniki mog

ą byü interesem bardzo dochodowym. Takie obiekty, jak Łuk Triumfalny i wieĪa 

Eiffla w Pary

Īu, pomnik Bitwy Narodów w Lipsku, Atomium w Brukseli i wiele innych, to istne 

kopalnie  złota.  Same  pocztówki  i  bilety  wst

Ċpu (tak, to są pomniki, do których siĊ wchodzi, 

gdy

Ī  w  ich  wnĊtrzu  jest  coĞ  do  obejrzenia)  przyniosły  milionowe  zyski,  nie  mówiąc  juĪ  o 

dewizach,  przywo

Īonych  przez  turystów  przybywających,  aby  te  pomniki  choü  raz  w Īyciu 

zobaczy

ü. Z pomnika na pobojowisku pod Waterloo Īyje całe miasteczko. 

Rzecz  jasna,  optymalizacja  jest  zagadnieniem  numer  jeden  w  przemy

Ğle,  handlu, 

transporcie  itp.,  ale  o tym  wiedz

ą tylko specjaliĞci od badaĔ operacyjnych i programowania 

maszyn  matematycznych.  Zwykły  obywatel  wynosi  ze  szkoły  wyobra

Īenie  o  matematyce 

jako nauce słu

Īącej do rozwiązywania zadaĔ w rodzaju: „ze stacji A wyruszył pociąg...”. 

Fikcyjno

Ğü  zadaĔ  matematycznych  sprawia,  Īe  uwaga  ucznia  jest  skierowana 

wył

ącznie  na  operacje matematyczne.  Stąd  pochodzi  nader  rozpowszechnione  mniemanie, 

Īe matematyka jest nauką dostarczającą najprawdziwszych informacji o rzeczywistoĞci. Nic 

obł

Ċdniejszego!  Matematyka  jest  nauką  mającą  nam  najmniej  do  powiedzenia 

o rzeczywisto

Ğci.  W  istocie  bowiem  kaĪde  rozumowanie  matematyczne  jest  zdaniem 

warunkowym: je

Ğli dane wejĞciowe są zgodne z rzeczywistoĞcią, a operacje matematyczne 

zostały  wykonane  w  sposób  poprawny,  to  dane  wyj

Ğciowe  są  równieĪ  zgodne 

z rzeczywisto

Ğcią.  Ale  kto  stwierdza,  Īe  dane  wejĞciowe  są  zgodne  z  rzeczywistoĞcią? 

Īadnym  razie  nie  stwierdzają  tego  matematycy;  trud  ten  pozostawiają  oni  tym 

specjalistom,  których  zadaniem  jest  wła

Ğciwe  badanie  rzeczywistoĞci,  a  wiĊc  fizykom, 

chemikom,  technikom,  ekonomistom  itp.,  i  na  ich  odpowiedzialno

Ğü.  Nie  jest  to  zarzut  pod 

adresem matematyków – oni s

ą najzupełniej w porządku. Nie trzeba tylko nigdy zapominaü, 

Īe  nawet  najbardziej  wymyĞlne  i  bezbłĊdne  operacje  matematyczne  mogą  dawaü  wyniki 

bezwarto

Ğciowe, jeĪeli dane wejĞciowe były bezwartoĞciowe. 

Jak to kiedy

Ğ dowcipnie zauwaĪył pewien felietonista, istnieją dwa rodzaje kłamstwa: 

1) kłamstwo zwykłe, 2) statystyka. 

Kłamstwo  zwykłe  jest  na  ogół  łatwe  do  wykrycia,  tote

Ī  aby  nadaü  mu  pozory 

prawdziwo

Ğci, „uszlachetnia siĊ” je za pomocą matematyki. Polega ono wówczas na tym, Īe 

fałszywe  dane  wyj

Ğciowe  otrzymuje  siĊ  z  fałszywych  danych  wejĞciowych  za  pomocą

poprawnych  operacji  matematycznych.  Im  wi

Ċcej  jest  tych  operacji,  tym  bardziej  uwaga 

odbiorcy  jest  skierowana  na  sprawdzanie  ich  poprawno

Ğci,  zamiast  na  sprawdzanie 

prawdziwo

Ğci  danych  wejĞciowych.  UrzĊdnik  ksiĊgowoĞci,  odczuwający  wątpliwoĞci  czy 

background image

Strona 

7 z 7

akceptowa

ü rachunek na 4000 zł za pracĊ zleconą, bĊdzie skłonny to zrobiü, gdy rachunek 

opiewa  na  196  godzin  po  21  zł  za  godzin

Ċ,  czyli  4116  zł,  tj. kwotĊ  wynikającą  z  dokładnie 

sprawdzonego przecie

Ī mnoĪenia.  

Jakkolwiek kłamstwo zwykłe staje si

Ċ elegantsze, gdy jest oparte na matematyce, to 

jednak mimo wszystko ma ono t

Ċ słabą stronĊ, Īe daje siĊ zdemaskowaü przez sprawdzenie 

danych  wej

Ğciowych.  Wiedząc  o  tym,  inteligentny  wystawca  rachunku  z  przytoczonego 

powy

Īej przykładu podaje 196 godzin, a nie np. na rzucającą siĊ okrągłą liczbĊ 200 godzin, 

aby  tym  wywoła

ü  wraĪenie,  Īe  i  dane  wejĞciowe  wynikają  z  jakiegoĞ  szczegółowego 

obliczenia,  a wi

Ċc  i  w  tym  wzglĊdzie  odwołuje  siĊ  on  do  rozpowszechnionego 

prze

Ğwiadczenia, Īe matematyka gwarantuje zgodnoĞü z rzeczywistoĞcią. 

Znacznie  subtelniejszym 

Ğrodkiem  kłamstwa  jest  operowanie  danymi  wejĞciowymi 

prawdziwymi,  ale  niepełnymi,  czyli  statystyk

ą.  Kłamstwo  statystyczne  trudno  wykryü,  skoro 

bowiem  dane  wej

Ğciowe  są  prawdziwe,  a  wykonane  na  nich  operacje  matematyczne  są

poprawne, to niejeden dałby sobie głow

Ċ uciąü, Īe i dane wyjĞciowe bĊdą prawdziwe. 

Kłamstwem  statystycznym  jest  na  przykład  fakt, 

Īe  spoĞród  miast  francuskich 

najwi

Ċkszą ĞmiertelnoĞü  wykazują  Wersal  i  Nicea  (przynajmniej  tak  było  przed  wojną), 

z czego  mo

Īna  by  wnosiü,  Īe  mają  one  najbardziej  niezdrowy  klimat.  A  tymczasem 

w statystyce  zgonów  pomini

Ċto  pewien  drobiazg:  Īe  to  emeryci  na  staroĞü  przenoszą  siĊ

z Pary

Īa  do  Wersalu,  a  z  południowej  Francji  do  Nicei,  podnosząc  tam  wskaĨnik 

ĞmiertelnoĞci. 

A oto przykład bardziej matematyczny. W Alanii produkcja czego

Ğ tam wzrosła z 20 

000  do  21  000  ton,  co  oznacza  przyrost  1  000  ton,  czyli  5  proc.  W  tym  samym  czasie 

w Belanii produkcja tego samego rodzaju wzrosła z 200 do 300 ton, co oznacza przyrost 100 

ton,  czyli  50  proc.  Co  o  tym  s

ądzą  w  Celanii?  JeĪeli  Alania  jest  dla  Celanii  krajem 

sympatycznym,  a  Belania  nie,  to  si

Ċ  z  powyĪszych  liczb  przytacza,  Īe  w  Alanii  produkcja 

wzrosła o 1 000 ton, a w Belanii zaledwie o 100 ton. Je

Īeli zaĞ z sympatiami dla tych krajów 

jest przeciwnie, to si

Ċ mówi, Īe w Alanii produkcja wzrosła tylko o 5 proc., a w Belanii aĪ o 50 

proc.  W  obu  przypadkach  informacje  s

ą  prawdziwe,  ale  sprzeczne,  bo  niepełne,  i  na  tym 

polega ich kłamliwo

Ğü. UĪycie Ğrodków matematycznych ma stworzyü pozory wiarygodnoĞci. 

Do  nauczania  matematyki  w  szkole  nale

Īy  wprowadziü  podstawy  rachunku 

statystycznego,  chocia

Īby  z  tego  wzglĊdu,  Īe  dla  wielu  uczniów  czytanie  danych 

statystycznych  b

Ċdzie  w  przyszłoĞci  jedyną  sprawą  mającą  związek  z  matematyką.  Rzecz 

jasna, szkoła powinna przy tym uczy

ü nie tylko samych operacji matematycznych, lecz takĪe 

krytycyzmu do danych i do ich interpretacji. 

Najwy

Īszy  czas  zaniechaü  takiego  nauczania  matematyki,  jak  gdyby  była  ona 

młynkiem  do  kawy,  w  którym  wa

Īne  jest  tylko  mielenie,  z  zupełnym  brakiem 

zainteresowania, co si

Ċ do tego młynka wsypuje.