twórczość Władysława Orkana

background image

Twórczość Władysława Orkana

Władysław Orkan, urodził się 27.11.1875 w Porębie Wielkiej, wieś ta leży w powiecie

limanowskim. Naprawdę nazywał się Franciszek Ksawery Smaciarz. W 1898 roku zmienił nazwisko na

Smreczyński, od nazwiska rodowego matki (Smreczak). Rodzice jego pochodzili z ubogich rodów,
ojciec był drwalem w lesie, zimą szył kierpce. Władysław, jako dziecku musiał już pracować na roli, była

to ziemia bardzo nieurodzajna, skalista, trudna w uprawie.

Z trójki rodzeństwa (najmłodsza była siostra Maria) on i jego starszy brat Stanisław, późniejszy

profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, zdobywali wykształcenie dzięki wielkiemu poświęceniu matki.

brew woli ojca, który młodszego syna przeznaczył do pracy na roli, obaj po ukończeniu szkoły
elementarnej w Szczyrzycu, prowadzonej przy klasztorze cystersów, kontynuowali naukę w Gimnazjum
św. Jacka
w Krakowie (1888r.). Matka raz w miesiącu chodziła do synów ponad 70 km pieszo z Poręby
do Krakowa, niosąc im w tobołku produkty żywnościowe. Jej poświęcenie, oddanie dzieciom
w powieści Matka opisał jeden z czołowych przedstawicieli Młodej Polski Ignacy Maciejowski, pierwszy
literacki opiekun Orkana, późniejszy jego przyjaciel. W gimnazjum budził sensację swym góralskim
pochodzeniem, ciesząc się jednocześnie dużą sympatią wśród kolegów.

Angażował się bardzo w działalność wielu kółek szkolnych, uczęszczał na zebrania tajnych

organizacji niepodległościowych i przede wszystkim dużo czytał. Działał w Organizacji Narodowej,
która kultywowała wśród młodzieży dążenia patriotyczne i niepodległościowe. Pierwsze utwory zaczął
publikować w czwartej klasie. Ponieważ władze austriackie nie zezwalały uczniom na tego typu
działalność, pisał pod pseudonimem Orkan, co oddawało jego buntownicze nastroje (orkan- odmiana
huraganu).

W tak intensywnie prowadzonym życiu brakowało miejsca na naukę i siódmą klasę ukończył

z czterema ocenami niedostatecznymi, z pozostałych przedmiotów, łącznie z językiem polskim, mając
zaledwie trójki. Zamierzał kontynuować naukę, ale mimo próśb matki oraz możliwości uzyskania
eksternistycznej matury, do egzaminu maturalnego nigdy nie przystąpił.

Po niepowodzeniach w uzyskaniu stałej posady urzędniczej w Krakowie powrócił do Poręby, aby

z małymi przerwami na wyjazdy zagraniczne (do Włoch, Szwajcarii i na Ukrainę) czy do Zakopanego
pozostać w Gorcach do końca życia. Utrzymywał kontakt z literaturą czytając czasopisma, w których
często zamieszczano także jego utwory.

W tym czasie nie żył już ojciec pisarza, którego przywaliło w lesie drzewo. Jego rysy oraz

mocowanie się z odwiecznym żywiołem puszczy Orkan nadał Prokopowi, bohaterowi swojej powieści
Drzewiej.

Orkan uznawał się na początku swej kariery literackiej za poetę, mówił, że prozę pisze ,,z

konieczności”. Dorobek poetyki Orkana składa się z czterech tomów- Nad grobem matki, Z tej smutnej
ziemi, Z martwej roztoki, Pieśni czasu
. Sporo wierszy autora rozsianych było po czasopismach literackich.
Początkowe utwory Orkana powstawały z inspiracji romantycznych, później prezentował się on, jako
piewca ludu wiejskiego. Poeta dawał świadectwo związków z rodzinną ziemią gorczańską, ukazywał
tragizm ówczesnych warunków życiowych, określał przyczyny takiego stanu rzeczy (warunki
ekonomiczne i trud życia wśród skalistej, górskiej przyrody). Należy jednak podkreślić, że w dziedzinie
poezji nie wniósł on zbyt wiele do literatury, choć kilka jego wierszy ma swój oryginalny charakter.
Poezja Orkana, to raczej świadectwo ideowe poety.

W dziedzinie dramatu Orkan nie osiągnął także wielkich sukcesów. Dziewięć ukończonych,

cztery zaczęte dramaty pozostały w rękopisach, pochodziły one z lat 1896-1900, z okresu fascynacji
dramatopisarstwem. Drukowane zaś- Skapany świat, Ofiara, Wina i kara, Franek Rakoczy nie były chętnie
wystawiane na deskach teatru i były chłodno przyjęte przez krytykę literacką. Jednak czytając dramaty
Orkana można zauważyć, że śledził on współczesne tendencje estetyczne i dorobek ówczesnych
dramaturgów (Maeterlinck, Ibsen, Gorki), nie wykształcił jednak swojego stylu w tej dziedzinie.

background image

Dopiero proza narracyjna okazała się sukcesem Orkana, były to opowiadania, szkice, powieści,

obrazki o tematyce ludowej. Autor Komorników dał nowe ujęcie tego zagadnienia. Przedstawił wieś z
perspektywy jej mieszkańca, ujął rozwarstwienie wiejskiej ludności, przyczyny nędzy i próby naprawy
stosunków rolnych. Podstawowy zespół utworów, w których Orkan wystąpił jako epik
i reformator wsi, stanowią dwa zbiory opowiadań- Nowele (1898), Nad urwiskiem (1900) i dwie powieści-
Komornicy (1900), W roztokach (1903), cztery pierwsze listy ,,ze wsi” i kilka obrazków pomieszczonych
w czasopismach.

Komornicy, to utwór, który jest swego rodzaju szkicem, do portretu wsi, jakim jest powieść

W roztokach. Jednak pomimo zależności tych obu utworów posiadają one odmienne fizjonomie.
W roztokach jest opowieścią o tragicznych losach Franka Rakoczego, w utworze tym autor spojrzał
z szerszej perspektywy niż w Komornikach, gdzie skupił się głównie na rozwarstwieniu klasowym
i bytowaniu najbiedniejszej wiejskiej ludności. Franek Rakoczy prezentuje swój pomysł na naprawę
sytuacji biedoty wiejskiej, stworzył projekt gospodarki zespołowej, przeciw rozdrobnieniu ziemi, jednak
jego plan został odrzucony. Rakoczy emigruje do Siedmiogrodu. Pomysł tego bohatera nie przystawał
do epoki, w której dane mu było żyć, nie zyskał poparcia, Orkan obdarzył go kilkoma swoimi cechami.

W czasie pracy nad powieścią W roztokach poglądy pisarza uległy znacznej zmianie, ogarnął go

kryzys ideowy. Miejsce dotychczasowych przekonań, że podstawą wszelkiego zła jest nędza i ciemnota,
zajęła koncepcja ras ludowych wywodząca się z propozycji E. Abramowicza i S. Witkiewicza. Nastąpiło
także zwolnienie tępa pracy pisarskiej Orkana, a W roztokach jest powieścią, która zamyka najbardziej
płodny okres twórczy. Odtąd w sposobie pisania pojawia się ironia, autoironia, sarkazm, które
skierowane są m.in. w kierunku swoich młodzieńczych przekonań.

W zakresie prozy narracyjnej dorobek Orkana zamknęły trzy utwory oparte na motywach z

przeszłości Podhala i Gorców – Pomór (o zarazie, jaka szalała w Galicji), Drzewiej (powieść-baśń o
pierwszych osadnikach w tamtym rejonie), Kostka Napierski (powieść historyczna o XVII wieku). Autor
uprawiał także publicystykę, swoje utwory publikował w krakowskim Życiu. Ostatnie lata życia
upłynęły mu głównie pod znakiem regionalizmu. Zmarł w 1930 roku w Krakowie na udar serca.

___________________________________________________________________________

Pierwsze powieści Orkana były chłodno traktowane przez krytykę, zarzucano mu brak obrazowości

i plastyczności, szkicowość, powierzchowne pojmowanie chłopskiej natury. Tom Nad urwiskiem zyskał już
przychylną opinię, był doceniany ze względu na realny opis chłopskiego bytowania, bez upiększeń.

Z postulatami naturalistów koresponduje zapewne stylizacja gwarowa, którą posłużył się Orkan.

Wypowiedzi bohaterów, to język ludu z okolic Poręby. Szkice i obrazki tego autora mają charakter
dokumentarny, wyrażony w zwyczajach i obyczajach ludowych, w szczegółach etnograficznych,
w uchwyceniu autentycznych wydarzeń i nazw miejscowości z tego regionu. Naturalistyczna
z pewnością jest także pesymistyczna wymowa szkiców i obrazków, autor opisuje ciemne strony
chłopskiego bytowania. Jednak autor ujawnia w komentarzach swój stosunek do regionu, o którym
opowiada, brak mu obiektywizmu, który cechował naturalizm. Nie sprowadza też swoich bohaterów do
czystego biologizmu i kierowania się wyłącznie żądzami.



background image

Komornicy

Komornicy spotkali się z przychylniejszymi opiniami krytyków, jako walor dostrzegano wielostronny

obraz różnych warstw społeczeństwa chłopskiego. Dokonał pisarz syntezy motywów zawartych

w opowiadaniach. Jest to studium z życia gromady wiejskiej, oparte w dużym stopniu na materiale
rzeczywistości realnej. Miejsce akcji (Koninki, położone obok rodzinnej wsi pisarza – Poręby),

szczegóły topograficzne, oraz wzięte z życia postacie bogatego Chyby Złydaszka, i komornicy
Margośki, wokół których ogniskują się watki główne. To wszystko nadaje powieści znamię autentyzmu.

Przy tym nadal dominują ciemne barwy i pesymistyczne tony wzmacniane dramatycznymi scenami
(powrót Józka do domu, gdzie zastaje trupa matki zmarłej z wycieńczenia i głodu).

Dokonując-mikroanalizy środowiska wiejskiego, zaprezentował przeciże pisarz własne, odrębne

ujęcie zagadnienia. Orkan odrzucił bowiem utrwaloną w prozie o tematyce ludowej zasadę

konstrukcyjną, opartą na konflikcie między dworem a wsią, ukazał natomiast procesy rozgrywające się
wewnątrz samej wsi, relacje pomiędzy różnymi warstwami chłopstwa.


Zabiegi konstrukcyjne pisarza zmierzają do wydobycia owego zróżnicowania społecznego. Obok

dwóch wątków głównych, wątku Margośki i Chyby, wprowadził Orkan szereg motywów wyzyskanych
w Nowelach i Nad urwiskiem, jak historię komornicy, dla której nie stało miejsca w izbie na okres zimy,

sprawę emigracji za zarobkiem czy kwestię skrzywdzonej dziewczyny. Ukazując indywidualne losy
ludzkie na szerszym tle stosunków ekonomicznych, socjalnych i obyczajowych, dał przekonywający

obraz życia ludu pod koniec w. XIX, z wyraźnym wszakże uprzywilejowaniem egzystencji gromady
najbiedniejszych. Bowiem motyw sygnalizowany w tytule powieści staje się sprawą centralną. O tym, że

były to kwestie ważne dla ówczesnej wsi galicyjskiej, świadczą doniesienia publicystów i notatki w
prasie.

Sceny w Komornikach zestawiane na zasadzie kontrastu zmierzają właśnie do podkreślenia ogromu

nędzy, do uwydatnienia obojętności bogaczy na krzywdę ludzką i do wyjaśnienia przyczyn zła, jakie

kryją się w ustroju wsi galicyjskiej, w rozwarstwieniu społecznym. Wprawdzie, w zakończeniu utworu
odszedł nieco pisarz od tej konsekwentnie socjologicznej interpretacji utworu w stronę refleksji

ogólnomoralistycznej – ukazując skruszonego Chybę („Dyć my tu na tym świecie wszyscy
komornicy...”).

Orkan unika w Komornikach bezpośredniego komentarza autorskiego, oddaje głos przede

wszystkim przedstawianym faktom, zdarzeniom i postaciom. Z ich wypowiedzi i postaw można

odczytać stanowisko autora, ustalić, w jakich rejonach ludzkiego bytowania widzi przyczyny zła i istotę
jego tragizmu. Konflikt widzi przede wszystkim między nędzną egzystencją, a wytwarzającym je

„zasiedziałym porządkiem życia zbiorowego”. Jeśli tak jest, to następnym pytaniem, jakie młody pisarz
sobie postawi, będzie pytanie o możliwość przebudowy owych stosunków społecznych, o możliwość

reformy agrarnej, o stworzenie nowego ładu. Zadanie to podejmie w następnej powieści, W roztokach.
We wstępie do Komorników zapowiadał: „Maleńka fala tego życia bełkocze, szemrze i w niniejszym

szkicu, aż połączona z szumem- wodospadów zahuczy głośniej w roztokach...” Taką próbę
kolektywizacji wsi, próbę przedwczesną, podejmie Franek Rakoczy, w pewnym stopniu porte parole

autora. Aczkolwiek obydwie powieści łączy wiele nici ideowych i konstrukcyjnych, to Komornicy
pozostali w dorobku Orkana nie tylko jako przygrywka do Roztok, lecz jako utwór samodzielny,

oryginalny również na tle młodopolskiej powieści.


background image

Miejsce akcji: Koninki – wioska w Gorcach
Ludzie:

Złydaszek, zwany powszechnie Chybą, traczy (właściciel tartaku),

synowie Chyby: Jasiek, Sobek i Wojtek
Haźbieta, synowa Chyby (żona Jaśka),

Margośka z Zosią i Józkiem (komornica, którą ojciec Chyby wydał za swojego
służącego, udzielił im placu za wodą i drewna na chałupę w zamian za pomoc pracach

polowych),
Kozera, pijak i bałamutnik,

Hanka, córka Kozery,
Satrowa i jej synowie (najmłodszy, Jantek ma już 30, Michał, Romek ok 50)

Jagnieska, komornica Satrowej,
Kilkoro pobocznych:

Wikta, służąca Satrowej,
Łukaska,

Błażek zwany Kurierem,
Żyd Zysiel,

bracia Smreczaki. starszy Wawrzek



I

Opis wsi Koninki, położonej w Gorcach. Ludzi – żujących w swoim małym światku,

nieinteresujących się tym, co w świecie dalej (np. głosowali jak wójt chciał i żyli sobie dalej).Za to o
sobie nawzajem wiedziano wszystko. I tu wprowadza się po raz pierwszy postaci: Hankę od Kozery,

starą Satrową i jej synów, z których podśmiewa się cała wieś, starego Kozerę oraz Złydaszka, czyli
Chybę. Ludzie opowiadają o sobie nawzajem do śmiechu – zazwyczaj przy żniwach czy kopaniu

(ziemniaków).

Na początku widzimy jak kobiety kopią ziemniaki koło wody. Zatrudnił je traczny, właściciel

tartaku (Chyba), rozmawiają o Satrowej – o tym jak nie chce synów z domu wypuścić, żenić się nie
pozwala, trzyma grunt. Kopią między innymi Hanka od Kozery, synowa Chyby (Haźbieta), Łukaska

i kilka innych kobiet. Kobiety umilają sobie pracę plotkowaniem o różnych mieszkańcach wsi,
wymieniają się nowymi wieściami.

Następnie przenosimy się na drugą stronę wody – na pole Satrowe, gdzie uwija się stara Satrowa

ze służącą Wiktą oraz komornicą Jagnieską. Satrowa stara, zasuszona, ale pracuje za dziesięciu, a przy

tym skąpa, nie zatrudnia nikogo. Jagnieska komoruje u starej od wiosny. A ludzie lubią ją najmować, bo
nie trzeba jej wiele płacić, czasem ziemniakami czasem tylko dobrym słowem. Małym się obchodzi,

prawie nie je i jakoś jej się żyje. Poza tym łatwo ją wykorzystywać, bo nie upomina się o zapłatę, którą
normalnie powinna komornica otrzymać, wystarcza, że dadzą jej co jeść. Kobiety zaczynają rozmawiać

o pracujących sąsiadkach zza wody. Patrzą kto tam pracuje, Jagnieska pyta o Margośkę zza wody,
komornicę, ale dowiadujemy się, że jest skłócona z tracznym więc nie pracuje. Wspominają, że idzie

o dom, który zmarły mąż postawił na gruncie Złydaszka, po czym umarł osierociwszy córkę i syna
Józka, i że gdyby nie syn, to by pewno z głodu pomarły. Wspominają o Chybie, ale Satrowa się wścieka,

bo ma do niego wielki żal, że ciągle wspomina jej synom o ożenku, żeby matki nie słuchali tylko się
brali do życia. Kobieta chce być im matkom do końca, uważa, że jak umrze to oni się jeszcze

„nagazdują”. Zaczyna kląć i źle mówić o tracznym. Następnie mówią o jego synach: najstarszym Jaśku,
który chodzi i myśli, niewiele z niego pożytku, Sobku-zabijace, co się go cała wieś boi i Wojtku co ciągle

ucieka
z domu. Kopały i ciągle opowiadały gorszące historie o tracznym.

Narrator opowiada, że tak naprawdę Złydaszek nie był takim złym człowiekiem. Był

gospodarzem z dziada pradziada, miał swój kawałek ziemi, młyn i tracz. Żonę już pochował, musiał

przez to ożenić Jaśka – cichego zamyślonego chłopaka. Narzekał na niego przy ludziach, a tak
naprawdę był zawzięty na syna, bo widział, że ma talent konstruktorski (od małego cośtam strugał

i robił), ale jak się okazało, że robi rzeczy lepsze niż ojciec, ten zaczął być strasznie zazdrosny, uczeń

background image

przerósł mistrza. Zły był też, bo potrafił odłożyć pracę dla porządnego gazdy, a pogadać z byle

komornicą i naklepać jej kopaczkę. Za to był dumny z Sobka, zawadiaki i kłótnika. Bardzo często
dokuczał bratowej, przy tym kpił z brata i schlebiał ojcu, więc mu wszystko uchodziło. Przez to stary

wyładowyał złość na Wojtku, który przez to ciągle uciekał czy na wieś czy za wodę do „Margoścynej
Zośki” (dziewczyny, która mu się podobała) i długo nie wracał. Wściekał się, że mu byle komornicy

zwlekają dziecko. Zapomniał, że grunt i drewno na chatę podarował ojciec Chyby słudze za długoletnią
pracę oraz pomoc w pracach polowych.Ojciec Chyby był zupełnie inny, niż jego syn, nie miał poczucia

wyższości wobec komorników.

II

Tracz u Chyby. Zebrali się tam mężczyźni, by pogadać przy pracy. Satrowie: Romek, Michał i

Jantek bywali tu codziennie, zwozili pnie i cięli je i sprzedawali mszalnikom. Pracowali razem ciężko i
zbierali pieniądze, żeby się uniezależnić od matki. W domu niczym się nie zajmowali, chata niszczała

coraz bardziej. Póki co śmieli się z nich ludzie i nawet teraz mężczyźni im czasem przygadywali. Teraz
ludzi tu więcej, bo na jesieni więcej prac skończonych, a kopanie ziemniaków, to babska rzecz. Słuchali

też gadania Błażka, zwanego Kurierem, który to świat zjeździł, a teraz po domach chodzi i potem
opowiada, co u kogo się dzieje. Przy tym wszyscy patrzą na to, co konstruuje Jasiek. Tworzy on

gonciarnię (maszynę, do wycinania gontów, którymi przykrywało się dach domu- drewniana dachówka).
Sobek dogląda czy tracz tnie i czasem woła któregoś z Satrów. Dosiada się do niego Kozera i opowiada

swoją poranną przygodę jak to zaraz po modlitwie coś go ciągnęło, bo poszedł do karczmy Żyda
i w końcu się poddał, pił tam aż do nocy z kumami, a wracając tak go wodziło po miedzach, wodach

i brzegach do rana, że całe nowe kierpce zdarł. Rano się opamiętał i wrócił do chaty. obiecuje, że już
więcej do karczmy nie pójdzie. Później Błażek opowiada jak to był w Krakowie. Jaki wielki plac mają i

trzy kościoły na nim. Zaczyna bajać o morskim oku, co się tam na rynku otworzyło i musieli je zatkać
krakowianie czym się dało, a jak się udało to na tym miejscu ten 3ci kościół stanął. Że to morskie oko

to drugie od tego w Tatrach... Chłopi gadają o jego długim języku i raczej nie dowierzają w te baje.
Wtem nadjeżdżają dwaj Smreczaki do tracza. Pokpiwują wszyscy z Satrów, ogólny gwar, Jasiek wycina

koła do gonciarni, wtem słychać krzyk i widzą przeskakującego tracz i wodę Wojtka. Gonił go ojciec
z pasem. Młody przyśpiewał i uciekł do Margoścynej chałupy. Ojciec zły, że młody coś po swojemu

robi, jak mu Jasiek zrobił skrzypce i Wojtek przygrywał to ojciec spalił je. Wtedy syn znalazł gdzieś
drugie. Wściekły, że mu młody od pasa uciekł wyładował swoją złość na Margośce, która zbierała pod

traczem trociny. Nie pozwolił jej nawet tego wziąć i zwyzywał porządnie. Zły, bo chce, żeby Józek
pomagał w pracach polowych, ale ona nie przyśle syna, jeśli Chyba nie będzie płacił za jego pracę.

Uważa, że mu się to należy. W końcu mu przeszło i zaczął gadać z chłopami. Ci go lubią, „bo człek
walny i piniężny do tego”.


III Przenosimy się do Margośki. Wspomina się o nieboszczyku Szymku i o ojcu Chyby. Tamten dał

ziemię i na chatę, ale za zasłużoną pracę. To mu pomagali. A Złydaszek chce, by pracowali u niego za
darmo, a przecież muszą z czegoś wyżyć, czasy pańszczyzny już się skończyły... Szukają pracy, Józek

(syn Margośki) pracuje przy fornalach, one dostały od jednego zagon na ziemniaki, ukopały trochę,
zebrały garnek grochy i troszkę ziarna i to im musi na całą zimę starczyć. Myśli sobie że może i na tę

zimę dorobi przędzeniem. Bo sprzedać już nie ma co. Matce w domu pomaga córka Zosia, pasie też
bydło. Zaprzyjaźniła się z Wojtkiem od Chyby, ale ojciec nie pozwolił już im razem paść. Wpada

Wojtek. Margośkę nazywa „chrzesną matką” (tak się mówi do ludzi, którzy mają duże poważanie u
ludzi – widać tu stosunek Wojtka to niej). Gospodyni z córką robią kluski ziemniaczane na obiad.

Później po pracy przychodzi Józek i wszyscy razem jedzą kluski z mlekiem. Rozmawiają o pracy Józka,
o złym Chybie, w końcu kładą się spać. Wojtek ucieka do stodoły na siano, gdzie ma zamiar się wyspać,

nie wraca do domu, jak to ma w zwyczaju. Rozmowa schodzi jeszcze na jutrzejsze święto – umawiają
się, że Józek pójdzie na sumę, Margośka nie ma się w co ubrać, a gorszyć ludzi nie chce, zaś Zosia

wypasać będzie bydełko.

Na drugi dzień po śniadaniu zabrali się każdy do swoich obowiązków: Józek na sumę, Zośka

paść, matka posprzątała chatkę i siadła na progu z różańcem, rozmyśla nad swym losem.

Józek zdąży na końcówkę kazania przed kościołem. Ksiądz tłumaczył przypowieść o bogaczu

i Łazarzu. Mówił, że bogacze powinni dzielić się z biedakami, dawać jałmużnę, nie poniewierać
najemnikami. Cały czas Józek zastanawia się czy Złydaszek tego słucha. Następnie mówi o tym, żeby

biedni nie dufali w swoją biedę, ale byli ubogimi w duchu, bo oni mają pierwszeństwo. Chyba odnosi to

background image

do siebie. Po wypominkach była suma, a po mszy ludzie zgromadzili się na rynku. Choć matka

przykazała, Józek zatrzymał się na rozmowy. Mówili młodzi, że zbierają się „na zarobek”. Jadą do
Pesztu (Budapesztu). Pytają, czy i on się z nimi zbierze we wtorek. Powiedział, że zobaczy, co powie

matka. Opowiadali jeszcze o tym ile to można zarobić. Później się rozeszli. Po drodze, na rozstaju dróg
na Koninki i Porębę stała karczma. Miał Józek iść do domu, ale posłyszawszy muzykę skręcił z drogi.

IV

Karczma sławna, stałą w dobrym miejscu, bo po drodze i każdy musiał wstąpić. Tu obradowały

rady, tu „cosi” wodziło Kozerę. W alkierzu siedzieli i pili sami porządni gospodarze. W izbie szynkowej

zaś młodzi rej wodzili przy muzyce. Sobek prowadził, tańczył z Hanką Kozerową. Gdy wchodzą
Smreczaki Sobek się usuwa i oni prowadzą tany. Muzyka, śpiewy, taniec. Gospodarze przyglądają się

temu z alkierza. Skończyło się, gdy poszła struna w skrzypcach. Najlepiej mieli się muzykanci, im
wszyscy polewali. Przerwa na strojenie instrumentów, wszyscy posiadali. Kozera spotkał Sobka, zaczął

znów popijać. Nawet Wojtek wlazł oknem i prosi muzykanta o jakąś piosenkę, ale ojciec go zobaczył i
już chciał dopaść, ale młody uciekł. W tym momencie Józek wszedł do karczmy, chciał gdzieś z boku

przysiąść. Dojrzał go Sobek i powiedział, że z dziadami tańczył nie będzie. Ojciec go poparł i wdaliby
się wszyscy w bitkę, ale Józek zauważył, że nie dałby rady i upokorzony wyszedł z karczmy. Tak się

zaciął, że doszedł do wniosku, że musi iść do Pesztu, narobi się, a jak wróci, to im pokaże. Więcej nie
będzie poniewierany i nazywany komornikiem.


V

Późna noc, Józek wrócił do domu jak wszyscy spali. Jednak matka czuwała. Jeść nie chciał. Rano

wstała, przygotowała śniadanie i zaczęła jak zwykle budzić syna do pracy jednak on nie wstawał. W
końcu powiedział jej, że nie pójdzie do lasu, ale do Pesztu pojedzie. Matka zaczęła perswadować, że

wszędzie z pracą ciężko, wszędzie wielu ludzi i nigdzie łatwo nie ma. Ale syn się zaciął, miał dość złego
traktowania. Powiedział, że jedzie iluś chłopów ze wsi, w końcu się zgodziła. Żeby miał trochę

pieniędzy na drogę uznali, że sprzedadzą kozy. Obudzili Zosię i kazali jej, by dobrze je napasła. Młoda
poszła, a matka z synem oporządzili chałupę. Na drugi dzień Józek zebrał się ze swoimi rzeczami. Nikt

nie był radosny, wszyscy jakoś przestraszeni. Przyszedł Wojtek i dowiedział się, co się dzieje. Poprosił,
by Józek mu tam miejsce przygotował, ale ten wyśmiał chłopaka, że po co, skoro syn bogacza i mu

dobrze. Ten zaprzeczył, że nie, bo go Chyba bije. Matka poszła z synem. Załamana, miała wrażenie, że
już go więcej nie zobaczy. Na jarmarku została sama i ledwo udało jej się sprzedać kozy za 10 reńskich,

choć miała nadzieję na 12 (ale nie da się targować jak na targu są rabczanie- mieszkańcy Rabki).
Znalazła syna pod kościołem, dała mu pieniądze i pożegnała go. Syn chciał, by matka zostawiła sobie,

choć 1reńskiego, ale wyperswadowała mu to. Obiecał jej pisać i poszedł na kolej. Matka płacząc wróciła
do domu. Zosia próbowała ją pocieszać jak mogła.

Zapowiedź i opis nadchodzącej zimy- najtrudniejszej pory roku dla ubogich komorników.

VI Opis chaty Satrów. Zaniedbana, chłopi nic nie naprawiają, bo nie ich, ale matki. W środku brud i
grzyb, sprzęty poskładane, ledwo się trzymające. Do tego oprócz komornicy króliki, kury i cielę. Opis

piekiełka, jakie się rozgrywa między synami a matką. Matka powtarza, że nie chce żadnej synowej, ci
przygadują, że chowa ich na pośmiewisko ludzkie. Jednak nie umieją jej przegadać, szczególnie jak

wtrąca jakieś obce wyrazy do rozmowy (z francuskiego czy niemieckiego, oczywiście trochę
przekręcone). Najwięcej miała kłopotów z najstarszym – Romkiem, a najmniej ze średnim –

Michałkiem, ale ludzie mówili, że przez niego niejedna dziewka z krzykiem z ich chaty poszła. Ostatnia,
Wikta, odeszła, bo nie było miejsca (taka wersja starej, ale cieszyła się po prostu, że ubyło gęby na

zimę). Następnie chciała się pozbyć Jagnieski. Jej nie dało się powiedzieć, że nie dostanie jeść czy coś,
ale stara umyśliła i powiedziała jej, że będzie bardzo ciasno, bo i zwierzęta na zimę w chacie będą

i w łóżku się nie zmieści. Jagnieska pyta, czy ta ją wygania, ale Satrowa się odżegnuje i mówi, że z troski
mówi, żeby ta sobie już coś zawczasu znalazła. Jeszcze mówi, że inni o przestronniejszych chatach ją

przyjmą. Obiecała zaś przyjąć ja na wiosnę. Jagnieska poszła podziękowawszy starej sknerze. Nie
wiedziała gdzie się podziać, w końcu poszła do Margośki. Ta ucieszyła się na jej widok, bo jej strasznie

samotno było, a dowiedziawszy się, że Satrowa ją wypędziła na zimę, przyjęła ją do siebie.

VII Margoście i Jagniesce dobrze się mieszkało razem, kobiety wspierały się nawzajem. Pewnego dnia
poszła Jagnieska za lnem po wsi, a kobiety dawały jej, bo wiedziały, że robi za półdarmo. Zaczęły więc

prząść. Zosia też bardzo chciała, ale matka nie zwracała na nią za bardzo uwagi, za to ciągle wzdychała

background image

za Józkiem, czekała jakiejś wiadomości od syna. Kobiety opowiadają sobie swoje historie. Margośce

wcześnie zmarli rodzice, ale przygarnęli ją ludzie i pasła im owce przez wiele lat. Czasem zapominali
jeść jej przynieść, ale wtedy żywiła się jagodami. Dużo u nich pracowała, ale chcieli ją zatrzymać, jednak

ona wtedy poznała Szymka i została z nim. Jagnieskę zaś macocha biła, a jak podrosła poszła na służbę,
byleby w domu nie być. Chciał się z nią jeden ożenić, ale potrzeba było 30 reńskich „posagu” od

rodziców, ojciec nie chciał dać i tak została. Służyła po wsiach i nie wiedziała, że ojciec zachorował,
zmarł. „Zapomniano” o niej przy testamencie, tylko jej ojciec chrzestny wywalczył dla niej zagon z

ziemniakami, ale jak zmarł to wzięli jej i to. Nie chciała się z nimi sądzić. I tak na rozmowach schodziły
im dnie. Któregoś dnia przyszła synowa Chyby. Ucieszyły się, że we 3 będą prząść. Haźbieta przyszła,

bo w domu się nie dało – okazało się, że Sobek został aresztowany. Zabił Tomka ze Skalistego. Pili w
karczmie i się pokłócili. Różne wersje ludzie mówili. Sobek, że Tomka przytomnego zostawił, ludzie, że

bił go, aż zatłukł na śmierć. Kobiety uważają, że to wina starego, bo tak nauczył syna od małego, że
pięść jest sposobem na wszystko. Stary teraz wściekły. Mówi się, że poszło o Hankę od Kozery.

Spodziewa się dziecka i wszyscy domyślają się, że to dziecko Sobka. Wieczorem poszła, bo stary by się
wściekł. Przychodziła Haźbieta przez kilka dni i Zosia dowiedziała się, że Złydaszek bije o byle co

Wojtka.
Któregoś dnia wpadł Wojtek z listem. Przeczytał im, że Józek pracuje na cegielni, robota ciężka, nie

zarabia wiele, nie przywiezie ze sobą dużo pieniędzy. Matka wzdycha, że wszystko tak, jak mówiła
synowi. Jest też dopisek od tego, komu syn dyktował list, żeby nie wierzyć w to, co on tam pisał, bo

pisał pod dyktando. Matka jednak uważa, że jej by syn nie skłamał. Chce, żeby mu Wojtek odpisał, ale
on powiedział, że sam mu to powie i oznajmia, że wybiera się do Pesztu, bo ojciec go bije i wytrzymać

nie może. Obiecał jeszcze Zosi, że zanim pojedzie to jej coś powie. Kobiety dochodzą do wniosku, że
może wtedy Chyba się opamięta, jak traktował syna. Margośka jest szczęśliwa z wiadomości syna.


VIII Na drugi dzień już Wojtka nie było. Myśleli wszyscy, że gdzieś biega, po tym, jak w nocy ojcu

urwał się pasek, ale nie pojawił się i przez następne dni. Chyba wściekły szukał nowego pasa na powrót
syna. W końcu synowa przynosi mu wieść, że pojechał do Pesztu. Wściekł się na syna, a następnie

wyładował złość na komornikach, uważając, że to oni mu nagadali i zwiedli go. Chodził po wsi i klął,
a ludzie go znali i wiedzieli, że już niedługo mu przejdzie. Kobiety zza wody doszły do wniosku, że

Wojtek musiał wyjechać, Zosia była niepocieszona, że jej na odchodnym nie powiedział tego, co
obiecał, że nie pożegnał. Dziewczyna bardzo posmutniała. Chybie w końcu przeszło, wyrzekł się syna

przy ludziach. Mało już też do niego przychodziło czy mleć mąkę czy na tracz, tylko czasem Satrowie.
On łaził bez celu albo przyglądał się pracy Jaśka.

W zimie nie było co robić, więc po śniadaniu Haźbieta biegała do rodziców albo prząść na

chałupy, ale jej stary zabronił za wodę chodzić, więc już się tam nie pokazała więcej. W chacie

rozmawiają Jagnieska z Margośką, o biedzie, komornikach, co nimi ludzie pomiatają i o tym, że dobrze
by było jakby wszyscy po równo mieli. Jagniesce się marzy taki podział, by nikomu nie brakło, ale

gospodyni uważa, że to niemożliwe, żeby zazdrości nie było między ludźmi. Opowiadają sobie sny.
Jagniesce się śniło, że jedzie ksiądz z komunią do chatki za wodę, ale prosi ją, by ona przeniosła, bo on

nie jest godny tego, jednak, gdy ona przejeżdża przez most to wpada do wody. W końcu ją ludzie
wyciągają, ale nie ma jak przejść do chatki, zanieść Pana Jezusa. Gospodyni zaś mówi o tym, że jej śniło

się, że była przed obrazem Matki Bożej w kościele i miała na rękach małęgo Józka. Modliła się potem
ofiarowała dziecko na ołtarzu i zaczęła wyjmować sobie zęby, by mogło się nimi bawić. Wtedy

Najświętsza Panienka z obrazu przyzwała ją do siebie i urwała kawałek świata, który miała pod stopami
u dała jej mówiąc, żeby skosztowała tego chleba, jakim Ona na świecie żyła. Margośka miała problem,

bo to twarde i gorzkie jak piołun, a ona bez zębów. Nagryzła się do krwi, ale jak zjadła, to później
nastąpiła cudowna słodkość – i z tym uczuciem obudziła się rano. Długo potem wymyślały, co to

mogło znaczyć. Potem gospodyni poszła wyjąć ziemniaki z dołu, żeby w zimie nie przemarzły, a
komornica sprzedać len, który oprzędły. Jednak żadna gaździna nie napomknęła o zapłacie, jedynie

raczyły ją śniadaniem, jak jednej się odważyła co powiedzieć to ją ofuknęłą. Tylko ostatnia gazdowa
obiecała dać wkrótce pieniądze. Potem wymęczyła Jagnieskę, by została u niej z tydzień i przędła. Ta się

zgodziła, pomyślawszy, że u Margośki już mało jedzenia i została.

IX

Nie doczekała się Margośka komornicy i zapłaty. Po przeniesieniu ziemniaków zaniemogła, w

nocy dostała gorączki. Rano poszła po wodę, ale prawie zemdlała. Zdążyła ugotować śniadanie i poszła

background image

się położyć. Zosia musiała się sama zająć domem. Wykonywała pracę ponad siły, ale dawała rady. Matka

jeść nie chciała. Dziewczyna starała się nią opiekować, pytała, czy kogoś nie przyprowadzić, ale matka
powiedziała, że nie ma kogo i kazała tylko się modlić. Była na skraju śmierci, żal jej było, że córka

zostanie sama, żal, że Józka nie ma. Pewnego dnia zawołała, że chce jeść, ale gdy okazało się, że chce z
mąki na mleku, córka się podłamała, bo tylko ziemniaki im zostały. Zosia zdecydowała się pójść do

ludzi, poprosić. Jednak gdzie nie zaszła, tam ją albo wyganiali, że „dziaduje”, albo mówili, że za most
nie poślą nic, bo im w domu wszystko się zepsuje (jakiś przesąd?). Jedna kobieta chciała już się nad nią

ulitować, ale ją matka przegadała. Załamane dziecko wracało do domu. Znalazła się koło młyna Chyby
i myśląc, że nikt nie widzi chciała wziąć garść mąki. Jednak ten ją dopadł i gonił z deską. Udało jej się

uciec, rzucił za nią deską. Nie trafił, deska spadła Zośce pod nogi i dziewczyna się przewróciła, upadła.
Złydaszek się wystraszył i uciekł do chałupy.

X

Usłyszał krzyk Kozera i wybiegł na dwór. Zauważył Chybę uciekającego za węgły i leżącą Zośkę.

Wziął ją nieprzytomną na ręce i zaniósł do domu. Zrzucił z łóżka Hankę w ciąży i położył tam ranną

dziewczynę. Rzucił córce worek słomy, żeby miała, na czym leżeć. Opatrzył dziewczynie ranę – rozbite
kolano. Wyszedł potem po spełnionym chrześcijańskim uczynku do karczmy. Wrócił dopiero na drugi

dzień rano i zastał w chałupie wnuka. Dał pić mleka Zosi i córce. Potem przystawił Hance dziecko do
piersi, żeby je nakarmiła. Uznał, że trzeba je ochrzcić i wyszedł. Wrócił na drugi dzień z kumem i

kumoszką (ojców chrzestnych). Wszyscy podchmieleni, a Kozera chciał raczyć wnuka wódką, Hance
udało się go powstrzymać, ale zmusili i ją i Zosię do wypicia 2 kieliszków. Wzięli dziecko, córka chciała,

by mu było Sobuś, ale ojciec kazał ochrzcić go Tomuś – po chrześcijańsku. Poszli, a on za nimi, ale
zawrócił do karczmy, mówiąc sobie, że pewnie tu zajdą w drodze powrotnej. I po południu przyszli,

więc popili. Wieczorem kumowie padli nieprzytomni w karczmie, a on uznał, że trzeba dziecko zanieść
i nakarmić i wyszedł do domu. Schował je przy tym w rękawie i zamknął na haftki. Ale wodziło go po

polach, zaspach, gadał po drodze do płaczącego dziecka, aż się uspokoiło. W końcu nad ranem
otrzeźwiał i doszedł do domu. Hanka od razu krzyknęła, gdzie dziecko, on pokazał rękaw, a tam nic,

tylko urwana haftka. Dziewczyna z krzykiem, na bosaka wybiegła na pole a on za nią ku studni…

XI

U Chyby, poniżej tartaku stanęła gonciarnia. Chłopi nie mogli się nadziwić temu cudeńku, jak to

gonty rznie, fuguje (nacina) i na bok odrzuca. Bardo chwalili Jaśka, a ojciec krytykował. Aż sam sobie

wmówił, że pomagał synowi przy maszynie. W końcu rozkopał rów, którym płynęła woda napędzająca
maszynę i gonciarnia stanęła. Wymówki robił, że mu na koła woda potrzebna. Ludzie mówili Jaśkowi,

żeby bronił swego, ale on mówił, że wymyśli coś nowego. Uznali go za dziwaka, że nie walczy, że nie
wziąłby pieniędzy za gonciarnię. Następnie zaczął wymyślać koło, co by samo chodziło. Chyba śledził

poczynania syna i domyślił się, że chodzi mu o stworzenie mechanizmu, którego nie trzeba nakręcać.
Młody majstrował a ojciec mówił, że nic z tego nie wyjdzie. Cieszył się niezmiernie z jego

niepowodzeń. Jasiek stworzył nowe, i pewnego dnia mu się udało. Gdy żona usłyszała jego radosny
krzyk :Idzie! idzie!” pomyślała, że zwariował, a kiedy Chyba pognał za nim w pole to zaczęła się za nich

modlić. Patrzyli jak koło samo działa. Chyba wściekł się, że syn zabrał z krwi wszelki talent na służbę
diabłu. Tak okrzyczał syna, że ten cały dzień nie pokazał się w chacie i pracował przy kole. Wieczorem

Złydaszek przyglądał się zza węgła kołu i marzył, by się zepsuło. Haźbieta modliła się za nich. Chyba
wpatrywał się w koło, miał wrażenie, że staje, ale ono dalej działało. Zalała go zazdrość, w pewnym

momencie zdało mu się, że syn wszedł pod tracz między koła. Coś go szarpnęło i puścił wodę. Rozległ
się krzyk i trzask łamanych kości i wszystko stanęło. Chyba zmartwiał i leciał ku chałupie wołając

ratunku. Powiedział, że Jasiek się zabił, a synowa zapłakała, bo przeczuwała to od samego rana. Stary
krzyczał w amoku, że on nieumyślnie, że on „niewinowaty”. Poszła zmówić modlitwę za zmarłych.

Przyszli ludzie, on się opamiętał i wymówił się, żeby przy tym był. Serce jednak go ściskało i
wymawiało prawdę. Ludzie powiedzieli, że z rozumu nic dobrego, ale szkoda, bo nie będzie miał im kto

pomóc naprawiać narzędzi.

Chyba wyprawił wspaniały pogrzeb, nie szczędząc kosztów. Stary trzymał się dobrze, nie uronił

ani łzy. Potem odszedł na bok, stanął przy wejściu i patrzył na ludzi. Później wrócił do mogiły i załamał
nad nią ręce.


XII Pewnej zimowej nocy szedł drogą od kościoła Józek Margoścyn. Wracał z Pesztu, z chustkami

dla matki i siostry, myślał, że pewno się go nie spodziewają, bo Wojtek mu mówił, że czekają go na

background image

święta. Podszedłszy do domu zapukał, ale nikt nie odpowiedział. Wszedł i zdziwił się, że nikogo nie

ma, że zimno, Gdy wszedł do izby krzyknął i uciekł na pole, a przed oczami miał wciąż wielkie szklane
oczy...

Przed oknami Złydaszka szedł pogrzeb Margośki. Ten uciekł do komory, ale doszły go słowa

żałobnych pieśni. Wszedł do domu, ale tam pusto, a gdzie się nie ruszył miał wrażenie, że za nim duch

Jaśka chodzi. Zaczął się bać tej pustki. W końcu poszedł na pole, siadł na brzegu rzeki i zapatrzył się w
wodę. Zaczął rozmyślać, przypomniał sobie wszystkie złe uczynki „od kołyski”. Załamał się, został

sam jeden. Popatrzył na Margoścyną chałupę i wyszeptał „Dyć my tu a tym świecie wszyscy
komornicy...”- wszyscy na tym świecie jesteśmy ubodzy, nie mamy niczego, jesteśmy zdani na czyjąś

łaskę..



Bibliografia:

Orkan W

ładysław Komornicy i opowiadania wybrane, oprac. B. Faron, Warszawa 1975.

Chomikuj.pl 


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W ROZTOKACH WŁADYSŁAWA ORKANA
Mróz Tomasz, DWA WIZERUNKI PLATONA W TWORCZOŚCI WŁADYSŁAWA TATARKIEWICZA
Władysław Stróżewski, Twórczość
BRONIEWSKI WLADYSLAW charakterystyka tworczosci wiersze i poematy
OKOLICZNOŚCIOWA TWÓRCZOŚĆ ŁACIŃSKA WŁADYSŁAWA Z GIELNIOWA(1)
Osobowość twórcy czy osobowość twórcza
Moje dziecko rysuje Rozwój twórczości plastycznej dziecka od urodzenia do końca 6 roku życia
D Hawrylo Metody tworcze, Fizjoterapia, Metodyka nauczania ruchu
Wymień zasługi i dorobek twórczy S. Konarskiego, Oświecenie(4)
Twórczość osób niepełnosprawnych, JEDNOSTKI CHOROBOWE
Twórczość Kazimierza Przerwy -Tetmajera, Szkoła, Język polski, Wypracowania
Nibymagia, Tolkien, Inne teksty na temat twórczości, Felietony
Istota talentu twórczego, pedagogika
Radość życia i cierpienia-dwa źródła i dwa tematy twórczości artystycznej, wszystko do szkoly
Litania Loretańska w quenya, Tolkien, Inne teksty na temat twórczości, Nieposegregowane materiały o

więcej podobnych podstron