Zawód Jak Każdy Inny
Paul Eijkemans
Wiele osób uważa ayahuascueros, czyli ludzi pracujących z leczniczą rośliną – Ayahuascą lub jak też
nazywają ją Szuarowie – Natem, za synów bogów wcielonych w ludzką postać. Tacy wielbiciele
spieszą do stóp swoich „przewodników”, stwarzając im ogromne piedestały, jak gdyby zostali oni
zesłani przez Boga wprost z królestwa anielskiego. I w ten właśnie sposób sami pozbawiają się
mocy podobnie jak szamani, którzy wierzą, że wszelkie słowa uznania dotyczą ich. Głupcem jest ten
nauczyciel, który wierzy, że pochwały płynące od uczniów odnoszą się do niego.
Szamanizm w rzeczywistości jest zawodem, jak inne, chociaż zajmuje się zagadnieniami, które raczej
trudno znaleźć w pozostałych profesjach. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu Zachód owiał go
tajemnicą, podczas gdy w krajach, z których wywodzi się większość szamanów, kwestię tę traktuje się
bardziej przyziemnie, ponieważ szamani są tam uzdrowicielami, a nie oświeconymi kapłanami „ruchu
uzdrawiania roślinami”. Niezależnie od sposobu postrzegania, szacunek dla tej pracy jest wszędzie
taki sam. Niektórzy uzdrowiciele mogą się tym zajmować ze względu na prawdziwy dar do tego. Inni
mogą go nie posiadać, a mimo to lubią tę pracę. I to właśnie sprawia, że szamanizm nie różni się od
żadnej innej profesji, w którą ludzie wkładają swoje umiejętności, a czasem tylko ich brak. Szamanizm
to zawód jak każdy inny, choćby hydraulik.
Zdarza się, że szamani pobierają pokaźne sumy pieniędzy za swoje usługi. Zupełnie nie widzę w tym
problemu nawet, jeśli nie mają oni absolutnie daru do tej pracy, Jestem bowiem szczerze
przekonany, że każdy ma prawo podać taką cenę, jaką chce, a także że każdy może odmówić
zapłacenia jej. Świat medycyny roślinnej obfituje w możliwości wyboru skorzystania z usług kogoś
innego, jeśli dana oferta nie odpowiada nam. Nie przeszkadza mi nawet to, że fałszywi szamani
pośród tych prawdziwych, żądają niebotycznych kwot za swoje usługi. Uczeń najskuteczniej uczy się
poskramiać wybujałe ego pobierając naukę u nauczyciela z jeszcze bujniejszym, ponieważ ma już tak
dość ego, że w końcu zachodzi w nim przemiana. Taka transformacja warta jest sporo pieniędzy więc
każdy chętny uczeń znajdzie szamana odpowiedniego dla siebie. Naturalnie, nauczyciele z dużym ego
nie zdają sobie sprawy, że otrzymują zapłatę właśnie za to, nie zaś za posiadane ich zdaniem,
umiejętności. Wygórowane ceny po części biorą się z faktu, że płacący je ludzie raczej nie wiedzą, że
tysiąc dolarów w świecie zachodnim ma wielokrotnie wyższą wartość poza nim. Wręczają więc dolary
jak cukierki, wzbudzając tym zainteresowanie ludzi żyjących przez całe życie w biedzie. Ta rozbieżność
zachęca wielu rdzennych mieszkańców niezachodniego świata do założenia pióropuszy na głowy i
odgrywania ról szamanów przed ludźmi przybywającymi z Zachodu.
Posiadam pewną specyficzną umiejętność, która ogromnie pomogła mi poznać prawdę kryjącą się za
szamanizmem uprawianym przez niektórych. I choć być może zabrzmi to jak magia, kiedy usłyszę
imię szamana lub zobaczę jego zdjęcie, wystarczy mi zaledwie pięć sekund – bez przyjęcia medycyny i
posługując się wyłącznie wrodzonymi umiejętnościami wyczuwania wibracji w przestrzeni – by
określić jakie umiejętności ma dana osoba. To z całą pewnością nie magia, a jeśli tak uważasz, po
prostu jeszcze nie odkryłeś, że też masz tę zdolność. Zacznij więc z niej korzystać. Oto dlaczego
napisałem tę książkę. Dzięki tej umiejętności odkryłem także, że jest kilku dobrze znanych szamanów,
którzy właściwie nie posiadają mocy, lecz uczestnicy organizowanych przez nich ceremonii są tak
oczarowani otoczką ich zewnętrznych działań, że nie dostrzegają oczywistego i nie wyczuwają
prawdziwej istoty ich wnętrza, co gdyby tylko uczynili, pozwoliłoby tym szamanom wejrzeć szczerze
w głąb siebie. Zaskakujące jest jednak to, że niektórzy mniej znani szamani mają często znacznie
więcej mocy niż ci słynni. Często pozostający poza blichtrem sławy, tzw. outsiderzy posiadają
prawdziwą wewnętrzną moc.
I choć naprawdę nie mam nic przeciwko pobieraniu opłat za usługi wedle własnego uznania, żywię
niechęć do różnych naciągaczy istniejących w tym środowisku. Przez ostatnie lata pracy z tą
medycyną, słyszałem najbardziej niewiarygodne historie, większość z nich z pierwszej ręki, a więc
najprawdopodobniej prawdziwe. Dla przykładu, pewien dobrze znany szaman, przewodzący w swoim
kraju jednej z większych ścieżek medycyny roślinnej, sprzedawał za tysiąc dolarów lub więcej,
certyfikaty „mistrzostwa duchowego”, uprawniające do pracy z medycyną roślinną. Tysiąc dolarów
lub więcej pobierał od mężczyzn. W przypadku ładnych kobiet zawsze znajdowały się inne sposoby
zapłaty szamanowi. Wiele osób nabierało się na to. Z jednej strony uważam, że jeśli są na tyle głupi,
by dać się nabrać, zasługują na to. Z drugiej natomiast myślę, że wykorzystywanie ludzi, opierając się
na ich niskim poczuciu własnej wartości, to delikatnie mówiąc, niewłaściwe zachowanie i znaczne
naruszenie praw człowieka opisanego w powyższym przykładzie. Właśnie dlatego nie waham się
pisać o tych sprawach i dzielić się z innymi moim punktem widzenia, by mogli to sami przemyśleć.
Pomyśl, czy kupiłbyś od swojego hydraulika drogi certyfikat uprawniający cię do samodzielnej
naprawy zlewu? Oczywiście, że nie. A czy jakakolwiek kobieta poszłaby do łóżka ze swoim
hydraulikiem w ramach zapłaty za naprawę zlewu, nawet jeśli naprawił go byle jak? Tylko jeśli jesteś
niemającą życia erotycznego gospodynią domową w średnim wieku! A w takich przypadkach
dostawca pizzy też nadałby się.
Słyszałem także o oszustach pożyczających pieniądze od ludzi, mówiąc im, że to dla szamanów.
Twierdzą oni, że potrzebują pieniędzy na zakup ziemi pod ośrodek duchowy, wyleczenie chorego
członka rodziny lub z jakiegokolwiek innego powodu, dobrego na szantaż emocjonalny wobec osób,
które chcą wciągnąć w swoją machinę. Czy kiedykolwiek zwrócą te pieniądze? Oczywiście, że nie.
Termin spłaty będzie odwlekany w nieskończoność, z coraz to nową wymówką pojawiającą się przy
każdym kolejnym terminie, bądź też pożyczka będzie zwracana w tak małych kwotach, że odzyskanie
całości zajmie wieczność. Czasem trudno to dostrzec. Nawet moi rozważni przyjaciele szczodrze
wspierając pewnych szamanów, nie widzą, że są naciągani. Co sprytniejsze plany oszukiwania oferują
ziemię jako zabezpieczenie pożyczki. Ci, którzy spędzili trochę czasu za granicą doskonale wiedzą jak
łatwo zdobyć tam fałszywy dokument. W wielu krajach wszystko jest na sprzedaż, łącznie z policją.
Tak więc wydaje się, że twoja pożyczka zabezpieczona jest ziemią o wartości 50000 dolarów
amerykańskich, co potwierdza urzędowy dokument, podczas gdy w rzeczywistości ziemia ta jest
warta zaledwie niewielki ułamek tej kwoty, a tymczasem przeważająca kwota wynikająca z różnicy w
cenie sprzedaży znika w kieszeni fałszywego szamana, mniejsza natomiast w kieszeniach jego
pomocników, którzy sfałszowali dokumenty. Czy pożyczyłbyś tak po prostu dużo pieniędzy swojemu
hydraulikowi? Naturalnie, że nie.
Czy pożyczam pieniądze ludziom zajmującym się medycyną roślinną? Tak. Przewiduję, że w ciągu
nadchodzących dziesięcioleci znacznie więcej ludzi zainteresuje się ścieżką świętej medycyny
roślinnej, by stać się wolnymi i żyć szczęśliwie bez zbędnego balastu energetycznego. W ciągu
nadchodzących lat na całym świecie powstaną liczne ośrodki, w których ludzie będą mogli to zrobić.
Dlatego właśnie przeznaczam sporą część swoich oszczędności na wsparcie takich rozkwitających
miejsc. Również część dochodów ze sprzedaży tej książki przeznaczę na budowę i rozwój ośrodków
medycyny roślinnej w całej Europie. W ten sposób wesprę jej kupujących, a nie jej sprzedających.
Pożyczam pieniądze określonym kręgom medycyny roślinnej, by wspomóc ich rozwój. Gdyby zwrócili
się o pożyczkę do banku, z pewnością spotkaliby się z odmową, jako że pracownicy banków rzadko
rozumieją te sprawy i właśnie dlatego pracują w bankach. Pożyczam pieniądze wyłącznie ludziom,
których znam od lat, i co do których jestem pewien, że mają ogromne szanse osiągnięcia sukcesu, a
tym samym, że nie stracę pieniędzy. Takie ośrodki stają się miejscami, w których podzielający te same
wartości ludzie mogą w sposób profesjonalny wykonywać swoją pracę – niezależnie od jakiejkolwiek
religii opartej na medycynie roślinnej czy ścieżki duchowej, lecz w zależności od stopnia własnej
uczciwości. Mówię o tym nie po to, by postawić się na piedestale za wykonywanie tej pracy – nie
potrzebuję tego – ale by wzbudzić twój entuzjazm. Jeśli podoba ci się moja wizja, uznaj ją za swoją.
Zbierz grupę ludzi w swoim kraju i zainwestuj pieniądze tak jak ja. Jeśli chcesz to zrobić, rozważ
inwestowanie razem z innymi, by podzielić ewentualne ryzyko i pamiętaj, by przed podjęciem
jakichkolwiek decyzji, wspólnie dokładnie omówić i przemyśleć wszystkie kwestie. Najlepszą radą jaką
mogę ci dać w tej dziedzinie to postrzeganie jej jak biznesu, lecz takiego o całkiem innej naturze niż
ten z Wall Street.
Mam szczerą nadzieję, że opowieści te nie sprawią, że stracisz zaufanie do pracujących z medycyną
roślinną. Większość zajmujących się tą dziedziną szamanów i szamanek wkłada w tę pracę całe swoje
serce i uczciwość. Chciałem tylko pokazać, że i w tej dziedzinie, podobnie jak i w innych, znajdą się
ludzie o złej woli. Ujmując rzecz w liczbach, prawdopodobnie procentowo na świecie jest tyle samo
nieuczciwych hydraulików co szamanów. A to, że ogromna doza uczciwości w pracy szamana
odgrywa niezwykle istotną rolę, ponieważ jest pracą nad wnętrzem człowieka, a nie nad zapchanym
zlewem, niekoniecznie oznacza, że niektórzy nie zechcą cię wykorzystać, jeśli im na to pozwolisz.
Nieuczciwość może się wcisnąć w każdej chwili i w każdym biznesie, w którym można zarobić
pieniądze. Nie jest to wina pieniędzy lecz nieuczciwych ludzi.
Na szczęście nikt nie może oskarżyć mnie o pracę z medycyną roślinną dla pieniędzy. Byłoby to
niesłychanie trudne. Prawdę mówiąc, by móc ją wykonywać porzuciłem stanowisko zastępcy
dyrektora, na którym zarabiałem 30000 dolarów miesięcznie. Pieniądze, jakie zarabiam prowadząc
ceremonie nie są nawet ułamkiem tej kwoty. Zmieniłem pracę i wybrałem tą, ponieważ naprawdę ją
lubię i ponieważ widzę, że w ten sposób wyraźnie przyczyniam się do dobrostanu swego i innych.
Robiąc to co robię bardziej buduję dla dobro innych niż w poprzedniej pracy. Oczywiście są i tacy
którzy powiedzą, że zajmuję się tym z powodu „sławy”, „uwagi kobiet”, „mocy danej mi przez
innych”, „poczucia ważności” czy też innych słabostek wytworzonych przez ego. Ufam jednak, że
opisując wartości będące częścią mojej pracy w wystarczającym stopniu obaliłem te przypuszczenia,
ukazując ich bezcelowość. Naturalnie, jak zawsze, każdy ma prawo wyrażania własnych opinii,
niezależnie od tego jak dalekie są one od prawdy.
Organizowanie kręgów medycyny roślinnej nie przynosi znacznych dochodów. Zasadniczo odbywa się
to według dwóch modeli: albo organizuje się krąg, do którego gościnnie zaprasza się prowadzącego
ceremonię szamana albo też samemu obsługuje się ceremonię. W pierwszym przypadku zaproszony
szaman dostaje większość zysku, który pokrywa koszt medycyny, bilety lotnicze oraz utrzymanie
rodziny szamana, która pozostała w domu. Z niego również opłacane jest zakwaterowanie i
wyżywienie uczestników ceremonii, a także inne niewielkie wydatki. Resztę pieniędzy, jeśli w ogóle
taka jest, otrzymuje organizator i właśnie dlatego, że rzadko zostają jakieś pieniądze, wielu z nich
pracuje za darmo. W drugim przypadku, zarabia się więcej, ale ponieważ jest to zajęcie
pełnoetatowe, ta większa kwota musi wystarczyć na utrzymanie. Należy również pamiętać, że na
początku pracy kręgi są niewielkie. Zwykle rozrastają się do znacznej liczebności dopiero po kilku
latach. Z tej przyczyny wiele osób pracujących z medycyną wykonuje dodatkową pracę, np. udziela
porad lub po prostu pracuje w supermarkecie – rodzaj dodatkowego zajęcia jest tu bez znaczenia.
Wyjaśniam stronę finansową tej pracy, ponieważ uczestnicy ceremonii zwykle mnożą liczbę osób w
kręgu przez koszt ceremonii myśląc, że wiedzą, że ceremonie przynoszą ogromne dochody, kiedy w
rzeczywistości tak nie jest.
Niektórzy uzdrowiciele organizują kręgi medycyny roślinnej za opłatę wedle uznania lub też bardzo
znikomą. Najzabawniejszym zjawiskiem w przypadku ceremonii organizowanych „za opłatę wedle
uznania” jest to, że słownik wielu osób w zaskakujący sposób przekłada tę frazę na: „Wspaniale, teraz
mogę zapłacić mniej niż zwykle”. Prawdziwą rzadkością są osoby, które płacą więcej niż zazwyczaj
płaci się za ceremonię. Chociaż podziwiam miłość takich organizatorów do swych braci i sióstr to
jednak uważam, że są szaleni. Zwykle prawdą jest, że przy niskim dochodzie również koszty są niskie.
Jeśli chodzi o mnie, wydatki są dość wysokie. Dziewięcioletnia praktyka z medycyną roślinną
wielokrotnie poprowadziła mnie w głąb dżungli. Kiedy ostatni raz sprawdzałem za bilety lotnicze do
Ekwadoru nadal trzeba było płacić.
Są też innego rodzaju wydatki. Dla przykładu, tajniki ludzkiego pola energetycznego zgłębiałem w
Szkole Uzdrawiania Barbary Brennan, w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Jest to szkoła wysokiej
klasy, w której nauka kosztuje 8000 dolarów rocznie. Jest to koszt samego czesnego, nie licząc hoteli,
pięciu międzykontynentalnych biletów lotniczych oraz pobierania dodatkowych obowiązkowych
nauk. Na tym świecie uczenie się pod okiem prawdziwych mistrzów kosztuje, nawet jeśli nie płacisz
im bezpośrednio. Chcąc lepiej poznać energie, które teraz wykorzystuję w swojej pracy uzdrowiciela,
podróżowałem po świecie. Wszędzie szukałem możliwości zjedzenia darmowego posiłku, ale nigdzie
takiej nie znalazłem. Nawet na koniec dziesięciodniowego wielce polecanego darmowego kursu
Vippassany, według nauki S.N. Goenka’i, oczekuje się datku. Pobieranie wyważonych opłat za
ceremonie z medycyną roślinną pozwala na przeprowadzanie ich w najlepszych miejscach, które w
rezultacie wspierane są przez ciągłość organizowania tam ceremonii, a ponadto pozwalają ich
uczestnikom po ceremonii zjeść najlepszy posiłek, jaki oferuje Matka Natura. Pobieranie opłat nie
wszędzie jednak jest zasadą, istnieją bowiem, odznaczający się znawstwem tematu, uzdrowiciele
pracujący pro bono, lecz niskie koszty uzdrowiciela prawdopodobnie są oznaką tego, że nie inwestuje
on wystarczająco w osobiście założone kręgi, praktykę i kontynuację ścieżki świętej medycyny
roślinnej. Tylko małpy chcą zapłaty w bananach, a więc sam zdecyduj czy chcesz dołączyć do tych
mniej czy bardziej rozsądnych, a przy tym droższych, nauczycieli. Proszę, nie zrozum nie źle – jeśli
należysz do uzdrowicieli pracujących za opłatę wedle uznania i udaje ci się za to utrzymać – masz mój
najgłębszy szacunek i proszę naucz mnie jak to się robi!
Pieniądze i leczenie od zawsze wzbudzały niezwykle interesujące dyskusje, ponieważ przy takim
temacie łatwo o wiele błędnych przekonań. Ostatnio doświadczyłem właśnie takiego. Pewien
uczestnik rytuału Natemamu, organizowanego dwa razy w roku przez rodzinę Szuarów, poczynił
wielkie postępy. Były one tak znaczące, że używał swego nowego imienia nawet po zamknięciu
ceremonii. W tym miejscu należy dodać, że używanie nowego imienia, nadanego podczas rytuału po
jego zakończeniu nie jest koniecznie. W jego przypadku imię „Jaguar” w języku Szuarów, okazało się
niezwykle trafne. Po zamknięciu rytuału kupił on trochę Natem od tych Indian na potrzeby
indywidualnego leczenia i wrócił do domu. Problemy zaczęły się kiedy medycyna zaczęła
fermentować, czemu można zaradzić po prostu gotując ją przez pięć minut. Zamiast tego zasięgnął
porady innego „szamana”, który powiedział mu, że to bardzo niedobrze, że sprzedano mu medycynę
do użytku własnego bez przeszkolenia w technikach ceremonii, a ponadto przekonał go, że przepłacił
za nią. I tak Jaguar zaczął podważać uczciwość szamana, od którego nabył medycynę, myśląc, że
wszystko co robi jest tylko biznesem dla niego i jego rodziny. Jego sposób postrzegania stał się
wspaniałą szansą dla mnie, by pomóc mu pozbyć się błędnych przekonań i ogólnie zmienić sposób
myślenia.
Prawda jest taka, że otrzymał bardzo esencjonalną medycynę wyłącznie do spożycia przez niego,
dopiero gdy zdobędzie wystarczająco dużo doświadczenia do indywidualnej podróży . Medycyna,
którą przywiózł jest znacznie bardziej stężona niż lura niekiedy oferowana przez innych. Właśnie
dlatego zażywający ją potrzebują znacznie mniejszych ilości, by się oczyścić i wyzdrowieć. Dodałem,
że uważam jego spostrzeżenia za ciekawe. Uzdrowiciel ten i jego rodzina zainwestowali bowiem
dziesiątki tysięcy dolarów w budowę ich ośrodka w Ekwadorze – tego samego, w którym kilka
miesięcy wcześniej Jaguar poczynił ważne kroki w swoim życiu. Oczekiwanie, by wróżki lasu
deszczowego dały wspomnianej rodzinie szamana pieniądze na pokrycie kosztów budowy ośrodka
byłoby niemądre; pieniądze te pochodzą od przyjeżdżających i z pracy, jaką rodzina wykonuje dla
nich. Jaguar zrozumiał to oraz fakt, że jako uzdrowiciel leczący ludzi roślinami, sprzedając mu Natem,
szaman ten zrobił dokładnie to, czego się od niego oczekuje.
NIekiedy ludzie uparcie tkwią w swoich przekonaniach na temat duchowości i pieniędzy i dokonują
projekcji swoich poglądów na innych. Oto przykład: mam sportowy samochód – Audi TT – bardzo
ładny i szybki. Czasem parkowanie tego samochodu w pobliżu miejsca ceremonii, w których asystuję
lub sam je prowadzę, sprawia, że niektórzy ich uczestnicy unoszą brwi ze zdziwienia. Zdarza się, że
słyszę „nieuchronne” uwagi, że „mój samochód jest nieduchowy” oraz, że „nie po drodze mu z
wartościami, które wyznaję poprzez swoją pracę”. Uwielbiam takie komentarze, ponieważ są one dla
mnie szansą na uwidocznienie fałszywych przekonań ludzi bez przekraczania ich granic. Zazwyczaj
zadaję im pytanie czy uważają, że branie czegokolwiek tylko w ilości jakiej potrzebujemy jest
wartością duchową. Zawsze przyznają, że tak. Wówczas pytam ich czy dbałość o środowisko
naturalne ma znaczenie. Zgadzają się również z tym. Następnie zadaję jeszcze jedno pytanie, a
mianowicie czy sprawianie komuś radości w życiu jest duchowe – także na to pytanie odpowiadają
twierdząco.
Następnie mówię im prawdę, a nie to co chcieliby usłyszeć. Kupiłem ten samochód z drugiej ręki za
cenę, za jaką z trudem można nabyć rower. Jest on dwuosobowy, bo nie potrzebuję innego. Z uwagi
na swój rozmiar i w miarę nowoczesny silnik jest to jeden z najbardziej wydajnych, dziesięcioletnich
samochodów, jakie można w ogóle kupić – jest on dalece bardziej ekonomiczny niż używane przez
niektórych jako transport na ceremonie, hipisowskie autobusy na olej napędowy, które oczywiście w
żaden sposób mi nie przeszkadzają. Po prostu uważam, że to nie moja sprawa jaki ktoś ma samochód.
Kupiłem to Audi kiedy moja mama umierała na raka płuc, tak bym mógł jak najszybciej do niej
dojechać. Nie miałem wtedy samochodu, a poruszanie się środkami komunikacji miejskiej trzykrotnie
wydłużyłoby czas dojechania do jej domu. Bardzo lubię ten samochód pomimo smutnego powodu
jego zakupu – uczucie wolności podczas jazdy z otwartym dachem przy słonecznej pogodzie jest
bezcenne. Właśnie dlatego uważam swój samochód za niezwykle duchowy, jeśli jednak jutro
miałbym skasować go w wypadku, nie uroniłbym nad nim ani jednej łzy. Jestem o tym całkowicie
przekonany, ponieważ wiele lat temu, kiedy nieopatrznie skasowałem swoje samochody sportowe,
też nie płakałem. Mój samochód z całą pewnością nie jest przedłużeniem męskości, z którego to
powodu wielu łysiejących mężczyzn w wieku średnim, niemających życia erotycznego, kupuje nowe
samochody.
Krytycy mojej „TT-ki” nie widzą w nim samochodu duchowego, ponieważ nie czują łączącej mnie z
nim natury, a zamiast tego oceniają oczywistą zewnętrzną istotę rzeczy poprzez warunkowanie,
którego ofiarami się czują. Niektórzy ludzie naprawdę uważają, że ubogie życie i jeżdżenie
trzydziestoletnim Volvo kombi najlepiej wyraża duchowość, co oczywiście jest nieprawdą, ponieważ
najlepiej wyraża się ją będąc po prostu sobą, niezależnie od tego kim się jest i w jakiej formie się to
wyraża. Twierdząc, że brak obfitości finansowej to oznaka duchowości przyznasz tylko, że sam tkwisz
w pułapce rzeczy „zewnętrznych” i odmówisz sobie prawa do obfitości finansowej, którą mógłbyś
podzielić się ze światem robiąc wspaniałe rzeczy, jak na przykład założenie ośrodka medycyny
roślinnej we własnym kraju.
Pieniądze nigdy nie powinny być powodem niemożności wzięcia udziału w ceremonii, jeśli ktoś
naprawdę tego potrzebuje. Ale zanim na te organizowane przeze mnie zaczną przybywać tłumy
potrzebujących, którzy nie mogą za nie zapłacić, chciałbym powiedzieć, że rzadko pozwalam na
darmowe uczestnictwo lub ze znaczną zniżką. Robię to wyłącznie w przypadku osób, którzy
rzeczywiście nie mają pieniędzy, a ponieważ potrafię odczytywać wibracje ich próśb nigdy się nie
mylę. Istnieją też inne sposoby zapłaty za udział w ceremonii i nie mówię tu o takich innych
sposobach, które proponują niektórzy inni, mało uczciwi szamani, by móc czerpać z tego rodzaju
zapłaty rozrywkę. Zwykle w takich sytuacjach, proszę o zapłacenie większej części całej kwoty i
zgadzam się na odroczenie zapłaty mniejszej części, co pozwala takim osobom zarobić ją już po
ceremonii. Zdarza się też, że takie osoby dają mi coś, co dla mnie ma znaczną wartość. Zawsze da się
znaleźć odpowiedni sposób zapłaty.
Przez kilka ładnych lat na zasadzie wolontariatu odpowiadałem za „stronę marketingową” ośrodka
uzdrawiania medycyną roślinną należącego do Szuarów. Zajmowałem się też odpowiadaniem na
pytania dotyczące ośrodka. Czasami dostawałem maile z pytaniem czy za pobyt można płacić
pracując dla rodziny. Pewien nauczyciel jogi proponował nawet zajęcia jogi dla całej rodziny szamana
w zamian za zakwaterowanie i leczenie, zupełnie nie zając sobie sprawy, że jego ulubione zajęcie nie
interesuje ani szamana ani członków jego rodziny. Niezły pomysł, ale niezupełnie. Najlepszy sposób
pomocy rodzinie to gotówka, która pozwoli im wysłać dzieci – te niebędące na ścieżce prowadzącej
do zostania Uwishinem (uzdrowicielem w tradycji szuarskiej) – do szkoły. Otrzymane pieniądze
pozwalają wyżywić ponad trzydziestoosobową rodzinę, opłacić rachunki za prąd i rozwijać ośrodek.
Szaman, którego mam na myśli, ma czternaścioro dzieci, a więc wystarczająco dużo rąk do pracy.
Zamiast pracować prawie za darmo w Ekwadorze warto przez kilka miesięcy przed przyjazdem
popracować w swoim ojczystym kraju, by móc spokojnie wydać pieniądze na coś, co stanowi dla
ciebie wartość.
Mario posiada wspaniałe umiejętności. Na śniadanie zjada Goomby, potrafi także ogłuszać Koopy,
przydeptując je. Mając dostęp do Ognistego Kwiatu (Fire Flower) ciska kulami ognia, które
niezawodnie powalają i unieszkodliwiają jego wrogów. Jeździ na żółwiu niczym Mika Häkkinen swym
samochodem wyścigowym. Luigi również ma super zdolności, ale ponieważ ma inny charakter niż
Mario te umiejętności też się różnią. Luigi świetnie skacze, potrafi przez krótką chwilę chodzić po
wodzie. Obaj są wspaniałymi mistrzami na ścieżce świętej medycyny roślinnej. Zbierają grzyby, dzięki
którym pozyskują moc pozwalającą im walczyć z demonami. Obaj są też hydraulikami, lecz
porównywanie ich do siebie nie ma sensu, ponieważ każdy z nich ma swój własny, niepowtarzalny
charakter. Podobnie jest w przypadku szamanów. Jeśli oddzielisz „ziarno od plew” i skupisz się na
tych, którzy wiedzą co robią, szybko dostrzeżesz, że wszyscy mają te same „podstawy”, z których
wybierają specjalizację. Jest ona najczęściej ściśle powiązana z jego charakterem i podłożem
kulturowym, z którego się wywodzi. Tak więc porównywanie dobrego ze sobą jest bezcelowe.
Tak właśnie jest w przypadku większości szuarskich mistrzów, których znam. Wywodzą się oni z
kultury szamańskiej o ścisłym związku z Matką Naturą i przykładają wielką wagę do oczyszczania ciała
i duszy. Przez tysiąclecia, w tej kulturze niezwykle istotne były właściwie rozwinięte zmysły, jeśli tak
nie było, płaciło się za to życiem. Jest to kultura wywodząca się z lasu deszczowego – największej
apteki na świecie. Jeśli połączymy te czynniki wówczas nie dziwi fakt, że specjalizują się oni w leczeniu
chorób fizycznych i procesach głębokiego oczyszczania, ani to, że ich ceremonie są wyrazem tych
wartości. Chociaż wywodzę się z innej kultury mamy identyczne „podstawy”, ten sam poziom
wyjściowy, w osiągnięciu którego szkolił mnie przez wiele lat. Ale specjalizuję się w innej dziedzinie.
Moje korzenie kulturowe sięgają cywilizacji budującej struktury. Kultury sprzed prawie 5000 lat,
powstałej w Dolnym Egipcie i rozwiniętej poprzez demokrację grecką oraz ekspansję rzymską w
wielonarodowość ludów europejskich, dzielących to samo dziedzictwo kulturowe. Moja, to kultura
zbieraczy informacji, nie zaś myśliwych-zbieraczy. Ma to ogromny wpływ na moją specjalizację, co
zaraz wyjaśnię.
Czasami siadamy z tymi szamanami przy ognisku, by wspólnie wejść w systemy energetyczne
uczestników kręgu, by rozpoznać jak możemy im pomóc. Zdarza się, że pytają mnie co widzę w danej
osobie – zwłaszcza, jeśli jest to choroba, której nie znają, ponieważ występuje w moim środowisku
kulturowym. Często widzę na jaką chorobę fizyczną cierpią uczestnicy ceremonii. Innym razem
przyznaję, że nie widzę żadnej fizycznej choroby, lecz wzorce energetyczne w systemie przekonań
określonego pacjenta, które zasilając negatywność, doprowadziły lub wkrótce doprowadzą do
choroby manifestującej się na poziomie fizycznym. Następnie, przez kolejne dziesięć minut,
szczegółowo opisuję mu strukturę systemu energetycznego danego pacjenta – opisuję jak działa, jaki
rodzaj energii powstaje w danej chwili, gdzie są blokady, co przyczyniło się do ich powstania oraz co
trzeba zmienić, by je usunąć. Kiedy mówię, widzę jak kiwają twierdząco głowami, gdy widzi to samo
co ja i łączą moje informacje z ogromną ilością tych, które sami zebrali, korzystając ze swoich
umiejętności. Kiedy już dostarczę im energetycznych wskazówek do moich informacji wtedy
postrzegają wszystko tak jak ja i robią to samo dla mnie.
Jednym z najbardziej obrazowych przykładów ilustrujących nasze współpostrzeganie jest coś, co
wydarzyło się na początku mojej nauki o tej medycynie. Podczas ceremonii jeden z mistrzów wskazał
gestem, bym usiadł obok niego. Odczytując wibracje jego prośby zrozumiałem, że celem przywołania
było tzw. „stopienie umysłu” – technika wykorzystywana przez szamanów do przekazywania nauk
uczniom. Być może brzmi to jak coś, co zrobiliby Doktor Spock i Kapitan Kirk w jednym z odcinków
„Star Trek”, ale prawdę mówiąc, dokładnie o to chodzi. Usiadłem więc obok niego, a on przekazał mi
swój wskaźnik energetyczny, który został przyswojony przez mój system energetyczny i od tej chwili
mój umysł zaczął łączyć się z jego umysłem. Następnie, mój system energetyczny tymczasowo przyjął
sporą część jego systemu energetycznego, nie tracąc przy tym rdzenia mojego systemu. Przez kilka
minut, mogłem więc zobaczyć świat, jakim postrzega go ten szaman. Co więcej, w tym czasie
przekazał mi mnóstwo obrazów i informacji. Po tym doświadczeniu, zdolność wyczuwania niewielkich
wibracji w otaczającej mnie przestrzeni (przy normalnym stanie świadomości) znacznie wzrosła, nie
powodując przy tym przeciążenia mojego systemu energetycznego. Z nową wrażliwością słyszałem i
wyczuwałem wibracje na dużo większą odległość. Wtedy zrozumiałem w jaki sposób poprzednie
pokolenia Szuarów z pomocą medycyny, zwiększały szanse skutecznego polowania na zwierzynę lub
wypatrzenie wroga w gęstwinie dżungli. Magia? Wcale nie. Kiedy zanurzysz się głębiej w prawdziwą
część tej pracy, z łatwością opanujesz tę i wiele innych umiejętności.
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym dlaczego kiedy rozmawiasz z ludźmi o ich dentystach
zawsze mówią, że mają najlepszych na świecie? Powód jest taki, że zwykle nie znają pozostałych.
Zasada ta sprawdza się również w szamanizmie. Ktokolwiek twierdzi, że jego lub jej szaman jest
najlepszy na świecie, robi to z braku wiedzy na temat innych szamanów. A zatem mówienie, że „twój
szaman” jest najlepszy na świecie jest po prostu nierozsądne. Jest wielu wspaniałych szamanów, jak i
wielu fałszywych, mających jeszcze większe kręgi – nie daj się więc nabrać. W końcu Jezus miał
dwunastu uczniów, zaś Adolf Hitler – miliony. Sporo mówię o oszustach w tym zawodzie, byś mógł
ich sam rozpoznać. Jeśli chcesz znać ich imiona i kolory koszul, pamiętaj, że mówiąc o nich pomagam
tylko ludziom samodzielnie myśleć. Nigdy nie wymieniam nazwisk oszustów, czasem zaś podaję
dobrych. Nie przekonuję nikogo do „swojej” prawdy, byłoby to jak wyprowadzanie ich z jednej
pułapki mylnego pojmowania pewnych rzeczy jako wartościowe, wprost do nowej, identycznej, tyle
tylko, że stworzonej moją własną energią. Nie wymieniam nazwisk nieprawdziwych szamanów i nie
demaskuję ich tu z dwóch powodów.
Po pierwsze niepotrzebnie wywołałoby to „wojnę ognia” pośród wielu ludzi, przyciąganych przez tych
oszustów, a niepotrafiących dokonać spostrzeżeń. Wówczas wszelkie moje uwagi odnosiliby do
siebie, co wielce utrudniłoby mi pracę. Po drugie mogłoby zdarzyć się, że moje osobiste błędne
przekonania wpłynęłyby na opinię o określonym szamanie, a powtarzanie tego błędnego przekonania
wśród tak wielu ludzi, z którymi rozmawiam, mogłoby zniszczyć osobę, o której mam taką opinię oraz
jej otoczenie.
Ceremonie, które organizuję z innymi mistrzami lub prowadzę samodzielnie są wysokiej jakości. Nie
mógłbym zrobić inaczej, a czy ktoś inny mógłby? Poza jednym wyjątkiem, nikt nie narzekał. Pewna
pani skarżyła się na jakość ceremonii, negatywnie opisując dosłownie każdy jej element. Proszę mnie
tu źle nie zrozumieć – była bardzo miła, ale lista przedstawionych przez nią zastrzeżeń wydawała się
nie mieć końca. I tak według niej tłumaczenie z języka hiszpańskiego na angielski było niepoprawne,
w tipi było za dużo dymu, moje opowieści – poza opowiadanymi przez rdzennego szamana – były za
długie i nie pozwalały uczestnikom spać, nie dbano odpowiednio o ogień, asystujący przy ceremonii
zachowywali się jak dzieci, uczestnicy zostali stłoczeni w tipi, itd. Nagle nawet napisany przeze mnie
artykuł o szamanizmie, który podobał się jej wcześniej, dwa dni później zaczął wzbudzać wątpliwości.
Zakończyła uwagą, że jej zdaniem na ceremonii panowała atmosfera atrakcji turystycznej oraz, że
amatorzy tacy jak my tak naprawdę powodują wypadki.
Domyśliłem się, że powodem jej odczuć były niewłaściwe przekonania na temat medycyny, których
nabyła podczas pierwszej rozmowy o niej. Towarzyszyły jej one nadal i z tą energią przyszła na
ceremonię, która tak naprawdę była jedną z najlepszych jakie kiedykolwiek odbyliśmy: z mnóstwem
potężnych energii przychodzących do kręgu, dzięki czemu wiele osób poczyniło znaczne postępy.
Obaj z zaproszonym szamanem cieszyliśmy się z tego bardzo. Tuziny słów uznania tylko potwierdziły
nasze odczucia, choć tak naprawdę nie potrzebowaliśmy ich, by wiedzieć, że ceremonia udała się.
Pozostałe jej elementy w rzeczywistości również wyglądały inaczej niż postrzegała je ta kobieta.
Chociaż mój hiszpański nie jest perfekcyjny, te szamańskie opowieści słyszałem już tyle razy, że znam
je na pamięć. A ponieważ jakiś czas przed ceremonią zaproszonego szamana trochę przewiało,
musieliśmy ograniczyć wlot świeżego powietrza do tipi, co istotnie sprawiło, że było w nim trochę
więcej dymu niż zwykle, choć z całą pewnością nie było go aż tyle ile w szklanych palarniach na
lotniskach. Asystenci ceremonii otrzymali od nas gruntowne przeszkolenie, ponadto wszyscy oni
przeszli „chrzest ogniowy” w lesie deszczowym. Zdecydowanie więc nie byli „nieprofesjonalnymi
dziećmi”, jak przedstawiła to wspomniana kobieta. Nie rozumiała, że wspomniany szaman daje swym
asystentom swobodę podczas ceremonii, by mogli doskonalić swoje umiejętności. Historie, które
opowiadałem tamtego wieczoru były potrzebne dla zrównoważenia pewnych negatywnych energii,
jakie weszły w przestrzeń kręgu i musiały zostać zneutralizowane jeszcze zanim zażyliśmy medycynę.
Rankiem po zamknięciu trzydniowej ceremonii, opowiedziałem o dodatkowych możliwościach
oczyszczenia się. W tipi było aż za dużo wolnego miejsca, ponieważ niektórzy odwołali swój udział w
ceremonii. Pod jednym względem kobieta ta rzeczywiście miała rację: asystent pilnujący ognia miał z
tym pewne trudności, ponieważ medycyna działała na niego tak silnie. Tak też się zdarza i nie ma
warto z tego powodu dzielić włosa na czworo. Szaman upomniał go podczas ceremonii, więc nie
trzeba było mówić o tym po jej zakończeniu, żeby udowodnić swoje racje. Oczywiście natychmiast
zaproponowałem tej kobiecie zwrot opłaty za udział jej i jej przyjaciółki.
Zgromadzona w ludziach energia wpływa na sposób postrzegania zdarzeń. Oto natura ludzkiej
świadomości. Ta kobieta nie wiedziała o tym, sama tworząc tę sytuację. Mam nadzieję, że teraz już
wie. Biorąc powyższe pod uwagę, możesz sobie wyobrazić jaki wpływ ma powielenie tak osobistego,
negatywnie zabarwionego postrzegania innych ludzi na uzdrowicieli oraz ich kręgi, przy czym taki
sposób postrzegania może nie mieć nic wspólnego z samą ceremonią, a dotyczyć wyłącznie jej
uczestnika postrzegającego właśnie tak, a nie inaczej. Jedna beztrosko rzucona uwaga potrafi
całkowicie przerwać doskonale funkcjonujący krąg medycyny i właśnie dlatego z taką ostrożnością
podchodzę do wymieniania nieuczciwych szamanów z imienia i nazwiska oraz zawstydzania ich.
Ostatnią rzeczą jakiej pragnę jest to, by moja nieodpowiedzialność utrudniła rozwój innych. Dlatego
też zazwyczaj nie rozmawiam o uczestnikach ceremonii.
To ciężki zawód. Każdy hydraulik w prywatnej rozmowie przyzna się, że od czasu do czasu bywa
oblany ściekami z systemu kanalizacyjnego, który naprawia. Również w środowisku pracujących ze
świętymi roślinami leczniczymi bywa podobnie. Wyobraź sobie, że w przestrzeni ceremonialnej twoja
świadomość poszerza się na trzydziestu uczestników, by wewnętrznie połączyć się z każdym z nich,
tak jakby każdy z nich był tobą. A teraz wyobraź sobie, że odczuwasz ich bóle i problemy jak swoje
własne – wszystkich trzydziestu uczestników jednocześnie. Zachowanie wewnętrznej przestrzeni i
bycie fizycznym przedłużeniem roślin, tak by w tej przestrzeni dokonała się konieczna, dogłębna,
uzdrawiająca praca, innymi słowy uzdrawianie kiedy wejdziesz w stan, w którym znika oddzielenie
pomiędzy tobą a innymi – wymaga niezwykłego kunsztu. By osiągnąć ten poziom potrzebowałem
siedmiu lat intensywnego szkolenia. Mam nadzieję, że tobie uda się to szybciej, a jednocześnie, że nie
będziesz się przy tym oszukiwał. Wielu zaczyna podawać innym medycynę po zaledwie
kilkumiesięcznym pobycie w dżungli lub po uczestniczeniu w jednym z tych „Dziesięciotygodniowych
intensywnych warsztatów jak zostać szamanem”. Owszem, podając komuś kieliszek medycyny i
nucąc przy tym kilka pieśni o roślinach, działają jak jej przedłużenie, lecz mam nadzieję, że do tej pory
zrozumiałeś, że jest to tylko niewielki ułamek tego, co trzeba zrobić oraz że ci ludzie nie mają żadnych
umiejętności, poza umiejętnością nalania płynu do kieliszka. Ale to każdy potrafi. Co więcej, ponieważ
większość z nich nie ma zielonego pojęcia co robi, przekracza granice, ściągając choroby na siebie i
innych. Prawdę mówiąc, gdyby zamiast chęci zaspokojenia własnego ego chcieli szczerze podjąć tę
ścieżkę, czekająca tam na nich rzeczywistość okazałaby się znacznie bardziej interesująca.
Tego rodzaju praca niesie ze sobą różne niedogodności, których nie doświadczają hydraulicy. Przede
wszystkim są to trudy w czasie samej ceremonii. Cokolwiek uczestnik przynosi ze sobą do kręgu dane
jest nam poczuć i doświadczyć, jakby było naszym własnym. Jeśli chcesz poważnie zająć się
szamanizmem, nie zapobiegniesz temu, możesz tylko nauczyć się jak szybko uwolnić się od tych
energii i trenować jak najdokładniejsze zgrywanie rosnącej zdolności wyczuwania energii innych ludzi
ze zdolnością odczuwania jej „tam” zamiast w sobie. Dla lepszego zrozumienia posłużę się
praktycznymi przykładami z własnego doświadczenia. Kiedy przewodzę w kręgu i staję obok osoby
chorującej na cukrzycę zwykle moje ciało odczuwa to tak, jakbym dopiero co zjadł całą wielką pakę
słodyczy. Odczuwam też nudności powstałe w wyniku tego obżarstwa. Jest to jeden ze sposobów
rozpoznania, że dana osoba ma cukrzycę. Kiedy leczę osobę uzależnioną od kokainy, ten sam
twardogłowy, ciężki duch obecny w jej systemie energetycznym, nawiedza i mnie. A kiedy zaś
mężczyzna uczestniczący w ceremonii zmaga się ze swoją homoseksualnością, ponieważ jeszcze nie
uznał tej w pełni doskonałej części siebie, ta walka wypełnia mój system energetyczny po brzegi, wraz
z towarzyszącymi jej obrazami, które dla każdej osoby heteroseksualnej stanowią ciekawe
doświadczenie. Przykłady mógłbym mnożyć w nieskończoność. Jeśli uczestnicy ceremonii nie
wyrażają woli przepracowania swoich brudów, wówczas ich systemy energetyczne automatycznie
przekazują te ciężkie energie do mojego, zamiast do systemów pozostałych uczestników, ponieważ to
ja odpowiadam za krąg.
Jedną z najcenniejszych wartości jest ta, że nikt nigdy nie opuszcza kręgu w gorszym stanie niż kiedy
do niego wszedł. Jestem gotów rozchorować się lub nawet umrzeć, by utrzymać tę wartość, która
niosąc ze sobą oczywisty dyskomfort, jednocześnie zapewnia bezpieczeństwo uczestników
prowadzonych przeze mnie kręgów. Należy jednak pamiętać, że wypadki mogą przydarzyć się
każdemu, nawet tak doświadczonemu i wysoce wprawnym szamanom. Wystarczy na przykład, że
jedna osoba z kręgu okaże się na tyle nierozsądna, by zataić informację, że zażywa prozac i już
powstaje możliwość śmierci pod koniec ceremonii. Tak więc, jako przewodniczący kręgowi zawsze
będziesz miał do czynienia z energiami śmierci i tylko rygorystyczne szkolenie daje możliwość
relatywnie szybkiego uwolnienia się od tych energii. Prawie wszystkie z tych różnorodnych technik
mają ścisły związek z ciałem i funkcjami życiowymi organizmu człowieka. Tego nie uczą podczas
„Dziesięciotygodniowych intensywnych warsztatów jak zostać szamanem” – to przychodzi wraz z
długimi latami prawdziwej, praktycznej nauki.
Do trudów pojawiających się w czasie ceremonii dochodzą jeszcze niedogodności niewynikające
bezpośrednio z niej. Nawet najbardziej doświadczeni i wytrawni szamani kumulują w sobie energie
uczestników ceremonii, które prowadzą, w związku z czym od czasu do czasu sami chorują. Dzieje się
to pomimo posiadanych przez nich silnych energetycznych systemów obronnych, jakie wypracowali
przez lata oraz niezależnie od intensywnego treningu, który zapobiega jeszcze poważniejszemu
rozchorowaniu się. Prawdziwi mistrzowie nieustannie i żywo obserwują energie gromadzące się w ich
systemach, dzięki czemu powstrzymują ich zbieranie się we wczesnym stadium. By się od nich
uwolnić wszyscy mistrzowie korzystają z własnej medycyny roślinnej na osobności. Przychodzącym
energiom towarzyszą różne stany emocjonalne – zachowanie świadomości w tym zakresie oraz
umiejętność ich przezwyciężenia są niezwykle istotne dla zachowania zdrowia. Jeśli nie opanowałeś
wspomnianych tu technik, energie te w końcu zamanifestują się w postaci choroby na poziomie
fizycznym. I właśnie w tym aspekcie wielu początkujących idzie niewłaściwą drogą.
Poza opisanymi już rodzajami dyskomfortu istnieje jeszcze ten wpływający na życie codzienne.
Wszyscy mistrzowie przestrzegają ścisłej diety, zgodnej z określoną tradycją. Oznacza to, że czasem
musisz odmówić zjedzenia kawałka tortu urodzinowego z bitą śmietaną czy też pogodzić się z faktem,
że nie przyłączysz się do szaleństwa twoich przyjaciół w zjedzeniu jak największej ilości żeberek,
ponieważ przyłączenie się równa jest z wywołaniem choroby. Twoi znajomi czasem tego nie
rozumieją, ale to nic. Jest jeszcze kwestia partnera bądź partnerki życiowej – taka osoba powinna
rozumieć naturę twojej pracy. Poza tym powinna z tobą współdziałać. Nikt nie chce po powrocie do
domu po ciężkiej ceremonii kontynuować tej pracy przez następne kilka godzin. Uwierz mi,
nauczyłem się tego z własnych doświadczeń. Przede wszystkim twój partner bądź partnerka musi
zrozumieć, że czasami potrzebujesz czasu wyłącznie dla siebie, by przetworzyć nagromadzone
podczas ceremonii energie i towarzyszący im pełen wachlarz emocji – od ciężkiego gniewu po głęboki
smutek. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kwestia intymności. Kochanie się tuż przed ceremonią
nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ wówczas wnosisz te energie do kręgu, który prowadzisz,
wraz z niepożądanymi konsekwencjami. Podobnie nie dobrze jest kochać się dzień po ceremonii,
ponieważ nie jesteś czysty, poza tym jesteś nieświadomy tego, że poprzez seks przekazujesz swojej
partnerce lub partnerowi energie zgromadzone podczas ceremonii. Przecież nie chcesz wywołać
niczyjej choroby, bez względu na to czy kochasz swoją partnerkę/partnera czy nie.
Nie mówię tego wszystkiego po to, by cię zniechęcić do podjęcia ścieżki świętej medycyny roślinnej,
ale po to, byś nie utknął w pułapce myślenia, że dziesięciodniowe, intensywne szkolenie w dżungli
zrobi z ciebie uzdrowiciela, przez co zablokujesz cały swój potencjał myśląc, że osiągnąłeś już to co
chciałeś. Taki kurs to zaledwie pierwszy, mały krok z wielu na długiej ścieżce oczyszczania. Z każdą
„ukończoną rundą oczyszczania” wzrosną twoje umiejętności. Niestawianie sobie za cel zostania
szamanem pomaga w procesie oczyszczania, podczas gdy postawienie sobie go może skończyć się
tym, że zostaniesz szamanem w ładnym pióropuszu, wymachującym wiązką gałązek, lecz niemającym
żadnych umiejętności. Przez wiele lat praktyki ze świętymi roślinami nie chciałem zostać
uzdrowicielem, ponieważ nie interesowało mnie przebywanie w grupie wymiotujących ludzi przez
trzy noce w tygodniu, by pokazać im inne istniejące rzeczywistości, nie mówiąc już o tym, że wcale
nie chciałem regularnie doświadczać opisanych tu niedogodności wynikających z tego rodzaju pracy.
Było to dla mnie zbyt kłopotliwe. Jednak w miarę upływu czasu spodobało mi się tworzenie i
udoskonalanie mojego „zestawu umiejętności”, polubiłem też przywodzenie ludzi na tę ścieżkę.
Dopiero gdy odkryłem, że to moje ego powstrzymuje mnie przed uczynieniem tej ścieżki swym
zawodem, zdecydowałem się „skoczyć”. Czekały mnie całe lata nauki.
Jeśli aspirujesz do wkroczenia na tę ścieżkę, zachęcam cię, byś ją podjął. To wspaniała ścieżka, a
podejmując ją i pilnie się ucząc, dokonasz zmiany w sobie i dla innych. Jest to też ścieżka pełna
pułapek, w których możesz zniknąć – i to na długo, ale teraz przynajmniej nie powiesz, że cię nie
ostrzegałem. Większości pułapek można łatwo uniknąć poprzez głęboką introspekcję, dzięki której
dowiesz się jak pracować z własnym ego. Jedną z takich opartych na ego pułapek jest postrzeganie tej
pracy jako zesłanego przez Boga, anielskiego zajęcia, do którego zostałeś naznaczony, ponieważ
jesteś wyjątkowy. Zejdź na Ziemię – oczywiście, że tak nie jest. Traktując tak ten zawód stwarzasz
problemy sobie i innym. Zamiast tego, spójrz na tę pracę jak na inne zawody. I następnym razem
szczerze podziękuj hydraulikowi za naprawę kranu, ponieważ to właśnie on jest tym zesłanym przez
Boga z królestwa aniołów.
Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o
doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować
się drogą e-mailową:
; autor
pozostaje otwarty na pytania i konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej.
Serdecznie zaprasza też do dzielenia się linkiem do tego artykułu z innymi.