Uwishin Iwishin (Polish)

background image

Iłiszin

Paul Eijkemans

Po raz pierwszy zetknąłem się z czarnym szamanem wiele lat temu w Gwatemali, gdzie mieszkałem
przez pół roku.
Pokazał mi go mój przyjaciel, doktor Bill, kiedy siedzieliśmy na ławeczce na dużym
placu w centrum miasta. Według Billa, który jest bioenergoterapeutą dodatkowo specjalizującym
się w leczeniu chorób tropikalnych, wiele osób zwracało się do tego człowieka w celu
manipulowania sytuacjami lub ludźmi poprzez zmiany w ich polach energetycznych. Wspomniany
mężczyzna znajdował się w odległości około pięćdziesięciu metrów od nas i był zajęty rozmową
przez telefon, co stworzyło mi wspaniałą szansę do bliższego przyjrzenia się mu. W całej swojej
chęci oraz naiwnym myśleniu, że moim obowiązkiem jest zmieniać świat na lepsze, postanowiłem
wykorzystać swoje dopiero co zdobyte umiejętności mistrza reiki i przesłałem mu trochę
pozytywnej energii. Choć szaman ten z całą pewnością nie zdawał sobie sprawy z mojej fizycznej
obecności, ponieważ był zbyt pochłonięty rozmową, gdy tylko zacząłem przesyłać mu energię,
podszedł do rosłego drzewa, by się za nim schować. Doświadczenie to nauczyło mnie, że wszyscy
pracujący z ciemnymi energiami, znanymi też jako czarna magia, na wyższym poziomie są w taki
bądź inny sposób prowadzeni przez takie właśnie siły.

Prawdę mówiąc w „czarnej magii” nie ma absolutnie nic magicznego. Stosowane w niej metody są
bardzo zbliżone do innych rodzajów pracy z energią, chociaż jej celem nie jest leczenie, lecz
niszczenie pola energetycznego. Sposobów oraz powodów ku temu jest wiele. Elementarną postacią
czarnej magii jest zalanie pola energetycznego falą niskich energii, która natychmiast oddziałuje na
odbiorcę. Bardziej zaawansowane formy wymagają stworzenia wyrafinowanych tworów
energetycznych – statycznych bądź dynamicznych – które integrują się z polem odbiorcy, wywołując
bardziej stopniowe i skupione na konkretnym celu uszkodzenie tego pola niż wspomniana fala
energii. Większość tego typu struktur energetycznych koncentruje się na wpływaniu na stan
umysłowo-emocjonalny danej osoby, czyli tzw. celu – cięższe wersje takiego oddziaływania prędzej
czy później powodują chorobę objawiającą się w ciele fizycznym, która nieleczona, w
najdrastyczniejszych przypadkach może skończyć się śmiercią. Wprowadzanie struktur
energetycznych w pole człowieka samo w sobie oczywiście nie jest niczym złym, jeśli tylko wiadomo
co się robi i służy to dobru pacjenta. Różnica pomiędzy strukturami wyniszczającymi pole
energetyczne a uzdrawiającymi je jest identyczna, jak pomiędzy drzazgą, która nie chce sama wyjść a
rozpuszczalnym szwem chirurgicznym, znikającym tuż po wykonaniu swego leczniczego zadania.

Wszelkie motywy prowadzące do wyrządzenia człowiekowi tego typu krzywdy mają podłoże
egoistyczne. Dla osób oferujących takie usługi zawsze liczą się jedynie korzyści osobiste, jako że osoby
z nich korzystające chętnie płacą spore sumy pieniędzy, by tylko zmanipulować drugiego człowieka.
Również motywy ludzi korzystających z takich usług są podobne. Decyzja o wynajęciu czarnego
szamana, by wpuścił ciemne energie w dane osoby, miejsca czy sytuacje zawsze wywodzi się z
nienawiści i nieżyczliwości. A czarnoksięstwo znajduje swoje zastosowanie w wielu dziedzinach. Nie
ma znaczenia, czy chodzi o rozbicie związku między dwojgiem ludzi, sprowadzenie nieszczęścia na
kogoś, przez kogo przyszło poczucie niesprawiedliwego potraktowania, wpuszczenie energetycznej
trucizny w miejsca bądź wydarzenia, by przerwać przebieg wydarzeń czy po prostu o zdominowanie
określonych sytuacji, a przez to odebranie innym swobody i wolności. Na te wszystkie sfery życia
można wpłynąć manipulując ich energią. Jednak podejmując tego typu działania – i to bez żadnego
wyjątku – zarówno świadczący takie „usługi” jak i ich odbiorca wykazują się fundamentalnym
brakiem zrozumienia rzeczywistości jako jedności istnienia. Cokolwiek robisz drugiej osobie, tak
naprawdę ponad iluzją oddzielenia, wyrządzasz sobie.

background image

Dla uzyskania minimalnego pojęcia na temat tego, jak funkcjonuje przesyłanie ciemnych energii,
przypomnij sobie na momencik ostatnią sytuację, kiedy ktoś krzyczał na ciebie w gniewie. Być może
udało ci się wtedy całkowicie zachować spokój i pokój, ale nawet jeśli wówczas tak było, być może
pamiętasz, jak się czułeś po zakończeniu całej tej sytuacji. Przez jakiś czas energie twojego
przeciwnika, które wniknęły w twoje pole energetyczne (aurę) w czasie kiedy krzyczał na ciebie,
pozostały w tobie do czasu, aż twój system energetyczny sobie z nimi poradził. Zanim to się stało,
prawdopodobnie doświadczałeś nieznacznego rozchwiania emocjonalno-umysłowego, szczegóły
nieprzyjemnego zdarzenia nieustannie pojawiały się w Twoim umyśle, a energia tego wszystkiego
wiodła cię ku działaniom, których później mogłeś żałować. Jedynie dwie różnice dzielą takie zajście od
ataku czarnej magii: energia umyślnego ataku energetycznego zwykle jest daleko bardziej skupiona,
zaś nośnikiem energii nie jest tu krzyk – stosuje się inną metodę, skutkiem czego atak energetyczny
ma daleko bardziej idące konsekwencje niż zwykły wybuch złości na ciebie.

Na każdego czarna magia może mieć inny wpływ. Niektórzy odczuwają jej działanie jako zstępujące
fale energii, wpływające na stan emocjonalno-umysłowy, a inni w sposób bardziej pośredni. Ten
ostatni opiera się o zasadę, że wszystko, co cię otacza, jest odzwierciedleniem ciebie. Innymi słowy,
świat zewnętrzny, którego doświadczasz, to odbicie twojej wewnętrznej rzeczywistości
energetycznej, a zatem po wprowadzeniu niższych energii w system energetyczny człowieka,
zaczynają one przyciągać niechciane zdarzenia, odzwierciedlające obecność wspomnianych energii.
Niepożądane zdarzenia z kolei tworzą niedolę w życiu „ofiary”, ponieważ cechy ciemnych energii,
umieszczonych w polu energetycznym danego człowieka, przejawiają się we wspomnianych
niemiłych zdarzeniach w jego życiu. W taki oto sposób czarni szamani w niewłaściwy sposób
korzystają z głównej zasady ludzkich doświadczeń, mówiącej o tym, że dzięki odzwierciedlającej
naturze dualizmu można uzdrowić kluczowe kwestie dla danej osoby. Mechanizm odzwierciedlający
takie zagadnienia tworzy wydarzenia w życiu codziennym, pozwalające je rozwiązać poprzez zmianę,
jaką zdarzenia te wprowadzają w system przekonań.

Większość osób należących do naszego kręgu kulturowego jest przekonana, że czarna magia to część
świata fantazji ludzi wierzących w przestarzałe przesądy. W świecie czarnoksięstwa jest rzeczywiście
sporo miejsca na przesądy, do których mam sporą awersję. Zatem według mnie czarny kot
przebiegający komuś drogę oznacza tylko tyle, że przysłowiowy mruczek właśnie się dokądś udawał.
Przejście pod drabiną z całą pewnością przynosi pecha, jeśli osoba myjąca okna lub tzw. „złota
rączka”, stojąca na jej najwyższym szczeblu, nie wyspała się należycie. A jeśli naprawdę wierzysz, że
rozbite lustro przyniesie ci siedem lat nieszczęścia, to dla odmiany wyobraź sobie pękającą
prezerwatywę. Moim zdaniem głównym powodem, dla którego w naszej kulturze czarną magię
postrzega się jako element królestwa fikcji oraz jako przekonania osób, które naoglądały się filmów
jest to, że w czasach Inkwizycji sztuki czarnoksięskie zostały bardzo rygorystycznie stłumione w
naszym społeczeństwie. To właśnie wtedy nasza kultura utraciła ogromną wiedzę na temat jej
antypodów, którymi jest uzdrawianie energią, zwane też bioenergoterapią. A ponieważ w dzisiejszych
czasach w naszej kulturze rzadko spotyka się czarną magię, uważa się ją za nieistniejącą. Jednak przy
uważnym przyjrzeniu się bezkresowi rzeczywistości energetycznej, znajdującej się ponad fizyczną,
wcale nietrudno dostrzec, że czarna magia to nic więcej, jak tylko niewłaściwie wykorzystane techniki
uzdrawiania oraz że nie ma czegoś takiego, jak „wiara” w czarną magię.

W pozostałych częściach świata zjawisko czarnej magii nie jest zarezerwowane wyłącznie dla filmów
hollywoodzkich i można powiedzieć, że jest w rozkwicie. Czarnych szamanów, zwanych też brujos,
tagati

,

術士

,

albo inaczej, zgodnie z nazewnictwem lokalnym, można bez trudu wynająć do

wyrządzenia szkody w polu energetycznym człowieka. W wielu kulturach stanowi to nieodłączną
część społeczeństwa, a biorąc pod uwagę liczne usługi i narzędzia, jakimi można posługiwać się w
tych kulturach do korzystania, jak i przeciwdziałania czarnej magii, jest ona także integralną częścią
ekonomii tych kultur. Nie oznacza to wcale, że granica oddzielająca czarnych i białych szamanów jest
bardzo wyraźna. Wielu rdzennych szamanów zajmujących się leczeniem energią można także

background image

wynająć w celu manipulacji energetycznej, skupiającej się nie na uzdrawianiu. Co więcej, w wielu
kulturach techniki wyrządzania tego typu szkód wywodzą się ze środowisk barbarzyńskich, w których
taki atak nie tylko był najlepszą obroną, ale także koniecznością, by uchronić liczne rodziny przed
osłabieniem, a nawet unicestwieniem przez rywalizujące rodziny lub klany szamańskie. W tym
samym czasie na całym świecie swój rozkwit przeżywał rozwój sztuk walki i używania zaawansowanej
broni.

Sytuacja ma się podobnie, jeśli chodzi o szamanizm w plemieniu Szuarów. Przez tysiące lat rodziny
szuarskie mieszkały w małych, stosunkowo odosobnionych wioskach w głębi lasu deszczowego,
nieustannie walcząc ze sobą o zasoby i o władzę. Zażarte spory pomiędzy rodzinami z niekończącym
się wzajemnym zabijaniem mogły ciągnąć się jeszcze przez niezliczone pokolenia. Tak jak w wielu
innych sytuacjach, okoliczności te stały się doskonałą szalką Pietriego dla rozwoju zaawansowanych
technik pracy z energią dla wyrządzenia krzywdy sobie nawzajem oraz dla udoskonalenia antidotum
na taką działalność, wraz z każdym nowym pokoleniem szamanów wzbogacających wiedzę swych
poprzedników. Wraz z powstaniem państw Ekwadoru i Peru, zniknęła pierwotna potrzeba
doskonalenia wspomnianych technik przez Szuarów, chociaż pozostałe po niej dziedzictwo jest teraz
znaczącym źródłem dochodu wśród osób korzystających z tych wypaczonych praktyk. Poza tym to
także obfite źródło dochodu dla hochsztaplerów, którzy pozują na wprawnych brujos, a tak naprawdę
chodzi im tylko o sczyszczenie ludzkich portfeli w zamian za brak umiejętności zapewnienia im
czegokolwiek: wszystko złudne, co mieści się w „kategorii” uzdrawiania energią, można też znaleźć w
sztukach czarnoksięskich.

Dla wzmocnienia mocy ataku energetycznego można też zawierać pakty z ciemnymi energiami.
Można to robić tylko dla siebie lub dla całej rodziny, umożliwiając tym członkom rodziny, którzy tego
chcą korzystanie z „pomocy” ducha lub duchów, które uczestniczą w takim pakcie. Kiedy dochodzi do
„podpisania tego rodzaju kontraktu”, esencja takiego ducha wchodzi w daną osobę lub rodzinę. W
wielu rodach rdzennych szamanów tego typu pakty, które mogły zostać zawarte kilka pokoleń
wcześniej, nadal obowiązują. Podczas ceremonii z rodzinami rdzennie szamańskimi zawsze bawię się
w odgadywanie, z jakimi energiami byli połączeni ich przodkowie oraz do jakiego stopnia rodzina ta
może z nich korzystać w dzisiejszych czasach. Jednak spora część pokolenia uzdrowicieli
wywodzących się z rdzennych plemion nie chce mieć absolutnie nic wspólnego z czarną magią, za to
mocno wierzy w moc uzdrawiania energetycznego, wykorzystywanego wyłącznie pozytywnie i to oni
unieważniają zawarte pakty.

Czarną magię da się praktykować bez świętych roślin, jednak z nimi takie praktyki stają się o wiele
łatwiejsze, ponieważ znacznie ułatwiają proces wejścia w wyższy stan świadomości, w którym można
poruszać energię z większym skupieniem i mocą, niż przy normalnie funkcjonującej świadomości.
Święte rośliny wprowadzają w stan, który musieliby osiągnąć w inny, bez roślin dużo bardziej
czasochłonny, sposób. W kręgach kulturowych, w których Natem jest znana, czarni szamani używają
jej powszechnie do wyjścia poza więżący obiekt, zakorzeniony w naturze rzeczywistości fizycznej i
przejścia w bezkresną rzeczywistość energetyczną ponad fizyczną, by dokonać swego
niszczycielskiego dzieła, w taki sam sposób, w jaki biali szamani uzdrawiają. Dla niektórych jest to
przyczyną mętliku i w jego wyniku od czasu do czasu ludzie zadają mi pytanie dlaczego „tak świętej
rośliny” można tak nadużyć. Według mnie tego rodzaju pytania rodzą się z poważnego
niezrozumienia natury tych roślin. Podobnie jak wszystko inne w tym dualistycznym świecie, również
i leczniczych roślin można używać zarówno do uzdrawiania jak i szkodzenia. To nie roślina decyduje
jak ma być spożytkowana, zależy to od osób jej używających. Oto prawdziwe poświęcenie i
bezwarunkowa miłość.

Wiele ataków przeprowadzanych jest na odległość. Niektórym niełatwo wyobrazić sobie, że w ten
sposób można wprowadzić energie w pole energetyczne człowieka. Jednak kiedy zrozumiemy, że
energetycznie wszystko jest „tutaj” oraz że aurę każdego człowieka, wszelkich żywych istot, a także

background image

przedmiotów można odczytać i oddziaływać na nią z dowolnego miejsca na Ziemi, wówczas nie tak
trudno pojąć, że w rzeczywistości nie ma czegoś takiego, jak „leczenie na odległość” czy „atak
energetyczny z dużej odległości”. Jedynym prawdziwym powodem, dla którego trudniej jest dokonać
ataku ze znacznej odległości niż z bliska jest fakt, że świadomość każdego człowieka, w tym
napastnika, ma naturę przedmiotowej rzeczywistości fizycznej, w której wszystko jest oddzielone i
odległe od siebie. Przezwyciężając iluzję oddzielenia można zmieniać aurę w podobny sposób, tak
jakby „cel” był w pobliżu, a zmiana ta będzie skuteczna w stopniu zależnym od umiejętności szamana
lub szamanki.

Ataki na znaczną odległość można wzmocnić tzw. przedmiotem pośrednim, mającym związek z
„celem”. Wszystko w świecie fizycznym samo w sobie jest portalem do rzeczywistości energetycznej,
a zatem przedmiotów można używać jako drogowskazów do systemu energetycznego osoby obranej
za cel oraz ułatwiać sobie nimi przejście do niego. Mogą to być przedmioty różnego rodzaju – od
rzeczy osobistych, tj. ubrań, poprzez części ciała, np. paznokcie czy włosy, po fotografie. Właśnie
dlatego wielu rdzennych Indian tak niechętnie pozuje do zdjęć – obawiają się, że posłużą one do
zaczarowania ich. Osoby nierozumiejące energetycznej dynamiki czarnoksięstwa często wyśmiewają
ten strach. Jedną z najobrzydliwszych praktyk tego typu z użyciem przedmiotów pośredniczących, jest
wudu (ang. voodoo), czyli wykonanie lalki (ang. voodoo doll), do której wnętrza włada się przedmiot
osobisty, przez co następuje połączenie z polem energetycznym wybranego „celu” i jego zniszczenie
staje się możliwe. Krzywdę wyrządza się poprzez wbijanie igieł w lalkę, prowadzące do zaburzenia
jego pola energetycznego. Zniekształcona aura w końcu daje znać o sobie chorobą na poziomie
fizycznym. Praktyka wyrabiania lalek wudu stała się znana na całym świecie z powodu jej
powszechnego stosowania w kulturze haitańskiej, ale prawdę mówiąc większość kultur zna lub znało
podobne praktyki – nawet kultura europejska nie jest tu wyjątkiem.

W Macas w Ekwadorze jest Czarny Kościół. Organizacja ta posiada na własność tajemne miejsce –
przestrzeń, pełną ciemnych, ciężkich energii, w której czarni szamani gromadzą lalki wudu swoich
ofiar. Chociaż nigdy tam nie byłem, znam kogoś, kto był i mówił mi, że jest to przygnębiające miejsce,
pełne czarnych świec, w którym ściany i podłoga pomazane są świńską krwią. Energie tego miejsca
wzmacniają krzywdy wyrządzone za pośrednictwem lalek. Stawka przyjęta za umieszczenie lalki w
tym kościele wynosi około 700 USD, a w przypadku kilku lalek podlega negocjacjom. Usunięcie ich
stamtąd kosztuje tyle samo. W porównaniu do średniego dochodu rdzennego mieszkańca Ameryki
Południowej, wynoszącego 300 USD miesięcznie, kwotę tą można śmiało uznać za małą fortunę.
Niewiele osób dysponuje taką sumą, więc często na takie usługi stać tylko posiadaczy najgrubszych
portfeli. Jedynym sposobem na poznanie zaczątków złego stanu zdrowia, związanego z
umieszczeniem lalki wudu w tym kościele, jest sprawdzenie przez kompetentnego szamana energii
nagłej i niewytłumaczalnej choroby, czyli coś, co można zrobić w czasie ceremonii Natem. Gdybyś
pojawił się w tym kościele i zapytał, czy umieszczono tam symbolizującą ciebie lalkę, ponieważ
niespodziewanie zapadłeś na dziwną chorobę, najprawdopodobniej sprzedanoby ci, zrobioną na
poczekaniu, fałszywkę.

Znam rodzinę Szuarów, która stoczyła gorzką batalię z grupą czarnych szamanów, kiedyś parających
się wyrabianiem lalek wudu, by zniszczyć kilku jej członków. Kiedy mężczyzna będący głową tej
rodziny dowiedział się, że jego przeciwnicy umieścili w Czarnym Kościele lalki niektórych jego bliskich,
ponieważ nagle zaczęli chorować, postanowił je stamtąd zabrać i poprosił, bym mu towarzyszył. W
Macas złożyliśmy wizytę rodzinie powiązanej z Czarnym Kościołem, pełniącej rolę pośrednika
pomiędzy przychodzącymi w tym samym celu co my a wspomnianym kościołem. Posłusznie
siedzieliśmy na krzesłach, czekając w korytarzu na przyniesienie lalek, tymczasem jeden z członków
rodziny pośredniczącej pojawiał się i znikał w drzwiach wychodzących na korytarz. Wspomagany
energiami medycyny z ceremonii z poprzedniej nocy, przyjrzałem się bliżej ich systemom
energetycznym i zaobserwowałem, że przynajmniej połowa z nich ma od niewielkich po bardzo
poważne problemy psychiczne. Idąc po śladach do ich źródła, zdałem sobie sprawę, że miały one

background image

podłoże historyczne, tzn. w przeszłości ta parająca się czarną magią rodzina była znacznie bardziej
zaangażowana w działalność Czarnego Kościoła, a jego energie miały katastrofalne skutki na całą linię
rodową. Jeśli uparcie igrasz z ogniem, prędzej czy później sparzysz się. Po zapłaceniu kwoty, którą
śmiało można nazwać małą fortuną, wręczono nam pakunek z kilkoma czarnymi lalkami w środku,
zawiniętymi w gazety, którą zabraliśmy do domu, by rytualnie spalić. O wyglądzie tych lalek
stanowczo nie można powiedzieć, że był to kunszt artystyczny – po prostu kilka zszytych kawałków
wypchanego, czarnego materiału z przyszytymi prymitywnymi oczami, nosem i ustami. Nie żebym
spodziewał się materiałów i wykonania na poziomie jakości firmy Mattel, ale biorąc pod uwagę
kwotę, jaką zapłaciliśmy za te lalki, faktycznie można oczekiwać czegoś bardziej wyrafinowanego. Ich
niewyszukany wygląd wcale nie zmniejszył odczucia zimnych dreszczy na plecach. W całą
powierzchnię ich tułowiów, przesiąkniętą woskiem czarnych świec, powbijane były igły, a energia
wydostająca się z nich była tak niewiarygodnie gęsta od ciężaru, że musiałem stać kilka metrów od
nich, żeby nie znaleźć się pod ich wpływem.

Na przestrzeni lat doświadczyłem całkiem pokaźnej ilości ataków energetycznych skierowanych
przeciwko mnie. Pierwszy z nich miał miejsce, kiedy uczestniczyłem w ceremonii Natem w głębi lasu
deszczowego, w której brało udział wielu Szuarów oraz garstka obcokrajowców. Późnym wieczorem
zapragnąłem nagle wznieść się o poziom wyżej ponad ten, na którym wtedy byłem, tzn. wejść we
wspólną, zbiorową świadomość Szuarów, obecnych w kręgu szamanów (tzw. kręgu wewnętrznym). Z
miejsca, w którym przebywałem w tamtym momencie, widziałem, że większość z nich osadzona jest
właśnie w tej świadomości i nie widziałem powodu, dla którego nie mógłbym również się tam
znaleźć. Z chwilą, kiedy wyraziłem tą intencję w umyśle, jeden z uczestniczących szamanów wstał,
podszedł do mnie i dał mi esencję kwiatową do wdychania. Powiedział, że jeśli chcę zrobić to, co
zawarłem w intencji, potrzebowałem tej esencji dla ochrony. Skończywszy wdychać, usiadłem na
jedynym wolnym pieńku w kręgu wewnętrznym, skupiłem się i w kilka sekund przeniosłem się w
zbiorową świadomość tego kręgu. Na początku wyczuwałem pewnego rodzaju wrogie nastawienie tej
wspólnej świadomości do mnie, ponieważ postrzegano mnie jako kogoś, kto włamał się do kręgu, ale
po sprecyzowaniu swoich intencji i odrobinie negocjacji energetycznych, zostałem przyjęty.

Tym, którzy nigdy dotąd nie przeżyli czegoś takiego, z pewnością pomoże wyjaśnienie, w jaki sposób,
na poziomie empirycznym, doświadcza się tego typu zdarzeń. Otóż odrębność świadomości osoby,
która właśnie weszła do kręgu, a pozostałymi znacznie obniża się przy jednoczesnym nienaruszeniu i
pełnym zachowaniu świadomości jednostki, która schodzi na dalszy plan. Odczucie to trochę
przypomina bycie litrem wody w basenie wypełnionym nią po brzegi. Doświadczasz siebie
jednocześnie jako basenu oraz litra wody w nim. Od strony praktycznej wygląda to tak, że kiedy
znajdujesz się w tym stanie, doświadczasz siebie oraz pozostałych osób będących częścią
świadomości zbiorowej, tzn. dzielisz i uczucia, i myśli. Jakakolwiek twoja myśl natychmiast pojawia się
u innych. I właśnie od tego zaczęły się problemy.

W owym czasie byłem zaledwie na początku mojej ścieżki i nie opanowałem jeszcze umiejętności
energetycznego ściszania myśli na tyle, aby mieć pewność, że są nieuchwytne dla osób wprawionych
w odczytywaniu myśli, zwłaszcza tych ze złymi intencjami. A zatem w chwili, kiedy w mojej głowie
pojawiły się wciąż żywe uprzedzenia względem rdzennych mieszkańców Amazonii, wówczas – jako że
myśli te były głośne – wraz z nimi, również u wszystkich pozostałych członków kręgu, pojawiły się
adekwatne obrazy, które oczywiście natychmiast uderzyły we mnie. Kiedy po chwili miałem już te
uprzedzenia pod kontrolą, zacząłem baczniej przyglądać się energetycznie szamanom z kręgu. Moją
uwagę wyjątkowo przykuł jeden Szuar, ponieważ otaczała go „nieregularna” energia. Zdecydowanie
był to mężczyzna, lecz miał w sobie coś silnie kobiecego. Odbierałem go tak, jakby był bohaterem
filmu Opowieści z Narnii, który wyszedł z szafy znacznie wcześniej od pozostałych i dlatego
zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jest gejem. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że z
powodu dzielonej zbiorowej świadomości i mojej niedoskonałości w ściszaniu myśli, usłyszał tę myśl.

background image

Niestety nie miałem też wtedy pojęcia, że mężczyzna ten był jednym z najczarniejszych szamanów w
okolicy. Ponadto, na nieszczęście, wiele rdzennych kultur południowoamerykańskich, podobnie jak i
w innych rejonach świata, jest mocno uprzedzonych do homoseksualistów, nie mówiąc już o
„obrazie”, jaką była sugestia, że może on być gejem. Rankiem, po zakończeniu ceremonii, kiedy
wszyscy żegnaliśmy się uściskiem dłoni, człowiek ten, patrząc mi głęboko w oczy, uścisnął mnie
mocno za rękę. Przez chwilę odczuwałem mocny dyskomfort i fizycznie czułem jak coś wślizguje się
we mnie. W tamtym momencie nie przykładałem do tego zbytniej wagi, ale dwa dni później nagle się
rozchorowałem. Dostałem wysypki na całym ciele, było mi bardzo niedobrze i miałem potężną
biegunkę. Dopiero po tych objawach dotarło do mnie, że to ten delikwent wpuścił we mnie
niszczycielską energię. Przez sześć tygodni bardzo chorowałem. Musiałem bardzo ostro i często
wymiotować i stosować jeszcze inne techniki, żeby pozbyć się tej energii ze swego systemu.

Kilka miesięcy później miałem „przywilej” wytrzymania jeszcze jednego z jego ataków, tym razem z
odległości. Zaczął się obrazami erotycznymi w zaciszu domowym, wyskakującymi w moim umyśle
niczym przysłowiowe króliki z kapelusza za każdym razem, kiedy znajdowałem się w pobliżu osoby, z
którą uczyłem się u szamanów. Znam siebie od strony heteroseksualnej, więc po chwili rozmyślania,
czy może to medycyna otworzyła we mnie nową przestrzeń, zdecydowałem, że zbadam zaczątki tej
energii podczas ceremonii. To było jak przysłowiowe dotarcie po nitce do kłębka. Zwijałem tę nić aż
doszedłem do rdzenia tej energii, w którym dosłownie zobaczyłem twarz czarnego szamana, który
zaatakował mnie wcześniej. Doświadczenie to nauczyło mnie, że każda wysłana energia ma podpis jej
nadawcy. Mądrze jest jednak nie wyciągać pochopnych wniosków, lecz dokładnie zbadać otrzymaną
energię. Zręczni znawcy tematu potrafią tak zakamuflować wysyłaną przez siebie energię, że
przesyłają ją z energią innego szamana. W ten sposób każdy niedoświadczony praktyk może błędnie
odczytać sprawcę ataku. Poza tym zdolność jasnego odczytywania energii może być ograniczana
przez przekonania osobiste. Ci, którzy po takim ataku decydują się zrewanżować, przypuszczają atak
na niewłaściwą osobę, tym samym wywołując wojnę energetyczną, a tymczasem prawdziwy
winowajca śmieje się z dwóch walczących ze sobą, wrogich mu szamanów.

Większość ataków energetycznych obejmuje wiele obszarów. Celem staje się nie tylko samo
samopoczucie, ale również zdolność wyzwolenia się spod wpływu wysłanej energii. Stało się to dla
mnie oczywiste, kiedy – ponieważ wspierałem jednego z szamanów – byłem atakowany przez jego
przeciwników, przypuszczalnie z nadzieją, że wystraszę się i wycofam swoje poparcie. Udało im się
wpłynąć na mnie w ten sposób, że ledwo odczuwałem działanie dopiero co wypitego Natem. W
porównaniu do ilości, jaką zwykle się podaje, mogłem wypić cały dzban medycyny i prawie nic się nie
działo. A ponieważ to właśnie dzięki Natem przechodzimy w stan świadomości pozwalający usunąć
niechciane energie, blokada ta sprawiła, że znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Spożyłem więc
roślinę z Europy, której właściwości poznałem i opanowałem, zaś oni nie, dzięki czemu nie byli w
stanie zablokować mnie, by wejść w identyczny stan świadomości jak po wypiciu Natem. W ten
sposób zdołałem usunąć tę blokadę i odzyskać zdolność łączenia się z medycyną.

Zdarza się, że do ataku dochodzi w czasie ceremonii – takie doświadczenie również przeżyłem. Było
to kilka lat temu w Peru, kiedy „leczyła” mnie pewna szamanka. Nie wiedziałem wówczas, że ta
babcia przyjaźniła się z kimś, kto bardzo mnie nie znosił, więc najwyraźniej w ramach przysługi
przyjacielskiej postanowiła zamienić „leczenie” w coś innego. Kiedy siedziałem naiwnie czekając
(moja naiwność w dużej mierze wynikała z opowiedzianej przez nią gładkiej historyjki o jej duchowym
przywództwie wśród swych rodaków) na fale złotej energii i porządne leczenie, przez około dziesięć
minut zażarcie machała nade mną wiązką gałązek, śpiewając przy tym tradycyjne pieśni rdzennych
mieszkańców tamtych terenów, co w zupełności wystarczyło, by wpuścić do mojego systemu
energetycznego feerię przeróżnych tworów energetycznych. Dziesięć minut mojej nieuwagi
spowodowało znaczną blokadę moich umiejętności oraz połączenie z Natem, a wszystko to
wydarzyło się w zaledwie trzy tygodnie po moich usilnych staraniach, by zachować równowagę
wewnętrzną. Pozbycie się tych struktur energetycznych i odzyskanie umiejętności wymagało ode

background image

mnie ogromnie dużo codziennej pracy wewnętrznej. Można powiedzieć, że była ona swego rodzaju
kalendarzem adwentowym: w miejsce jednej wyrzuconej struktury pojawiała się kolejna. Najbardziej
uporczywymi z nich były dwie: gromada niebieskich duchów, które zatkały moje pole energetyczne –
jeden z uczestników tej samej ceremonii widział, jak ta szamanka je tworzy – i około dwudziestu
pięciu igieł wkłutych w okolice mojego serca, które uniemożliwiały mi wejście w głębszy poziom
miłości, konieczny dla zachowania prawdziwego spokoju i pokoju.

Jednak najwięcej o czarnej magii dowiedziałem się, kiedy zerwałem współpracę z szamanem,
któremu przez kilka lat pomagałem organizować ceremonie w Ekwadorze i Europie. Przestałem z nim
pracować, ponieważ bardzo poważnie przekroczył granicę uzdrowiciel-pacjent w stosunku do kilku
uczestniczek kręgów medycyny, zarówno za ich zgodą oraz bez niej. To, co zrobiłem, najwyraźniej nie
spodobało mu się, ponieważ tuż po tym rozpoczął ataki na psychikę moją, mojej ówczesnej partnerki
i kogoś, kto z tego samego powodu też przestał go wspierać. Szczerze mówiąc nigdy nie
spodziewałbym się tego po nim, zwłaszcza że sam doznaje regularnych ataków od potężnych,
rywalizujących z nim szamanów, od których działań cierpi nie tylko on, ale i cała jego rodzina. Z
całego serca życzę, by nikt nigdy nie musiał mierzyć się z takimi atakami, nawet sami ich nadawcy,
jednak moje doświadczenia ze wspomnianym szamanem sprawiły, że jego narzekania na ataki
energetyczne na niego widzę w zupełnie innym świetle. Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe.

Ataki te zaczęły się około dwa tygodnie przed rozpoczęciem mojego pierwszego cyklu ceremonii bez
niego, potężnym napływem ciężkich energii o charakterze paranoidalnym. Dzięki zdobytemu
wcześniej doświadczeniu bez trudu rozpoznałem, że jest to atak energetyczny i robiłem wszystko, co
w mojej mocy, by utrzymać wewnętrzny pokój i spokój, jednocześnie transformując otrzymaną
energię. Wiedziałem, że panika pogorszy moją sytuację, ponieważ będzie przepustką do jeszcze
głębszego wniknięcia tej energii we mnie – całkowicie odwrotnie do zamierzonego przeze mnie celu.
Po około dziesięciu dniach nieustannego oczyszczania się i przetwarzania tej energii poczułem, że
pozbyłem się jej całkowicie, jednak cały czas znajdowałem się w bardzo nieprzyjemnym stanie
mentalno-emocjonalnym. Trzy dni przed rozpoczęciem ceremonii spłynęła na mnie ta sama energia,
ale tym razem usunięcie jej zajęło mi dwa dni, jako że najwyraźniej pierwszy atak miał edukacyjny
wpływ na moje pole energetyczne. Sytuacja ta powtarzała się przez kilka miesięcy, a za każdym
razem, co kilka dni, pojawiała się fala nowych, niskich energii wraz z różnorodnymi strukturami
energetycznymi, mającymi na celu zablokowanie moich umiejętności pracy z energią. W pewnym
momencie zacząłem dokładnie wychwytywać czas, w którym prowadził on ceremonie, ponieważ
właśnie wtedy przychodziły te napływy. Wiele się wówczas dowiedziałem o niezliczonych i
różnorodnych strukturach energetycznych, które można przesyłać, by zaburzać systemy energetyczne
ludzi i zniszczyć ich pełnię życia, pomijając fakt, że doświadczenie to pomogło mi wyleczyć się z
naiwności na temat charakteru tego szamana.

Na przestrzeni lat wyciągałem najróżniejsze twory energetyczne ze swojego pola energetycznego,
jakimi „obdarowywali” mnie różni ludzie. Podam kilka przykładów dla lepszego zrozumienia ich
różnorodności i funkcji, które na wyższym poziomie można zaliczyć do kategorii struktur
dynamicznych i statycznych, w zależności od tego, czy potrafią one samodzielnie bronić się przed
usunięciem. Struktura dynamiczna niekoniecznie musi być bardziej złożona niż statyczna. Niektóre
łatwe do usunięcia struktury dynamiczne są zdecydowanie mniej zaawansowane niż statyczne, które
wypleniałem ze swojego pola energetycznego i innych ludzi. Chociaż nie mam ani krzty szacunku dla
takich praktyk, muszę przyznać, że mam pewnego rodzaju podziw dla genialności, jaką z całą
pewnością trzeba było wykazać się, by wymyślić niektóre skomplikowane twory, jakie widziałem w
ciągu pracy z medycyną.

Wśród statycznych były dwie ograniczające, które zlokalizowałem u siebie w czakrze podstawy,
uniemożliwiające solidne uziemienie się i jedną w czakrze korony, która blokowała mi zdolność
rozszerzania świadomości. Najohydniejszymi tworami statycznymi, z jakimi miałem do czynienia, były

background image

dwie rury, z których jedną znalazłem w okolicy podbrzusza, a drugą pomiędzy łopatkami, w miejscu
gdzie nie da się samemu podrapać. Rury same z siebie były stosunkowo nieszkodliwe, a przez to
prawie niewykrywalne. Ich obrzydliwość polegała na celu, w jakim zostały stworzone: wsysały niższe
energie, wychodzące z uczestników ceremonii, zanim uległy transformacji i niechybnie
doprowadziłyby do poważnej choroby, gdybym nie wydobył ich we wczesnym stadium ich
przyczepienia. Po tym zdarzeniu zacząłem tak programować swój system energetyczny, by jak
najintensywniej odrzucał i odbijał wprowadzanie takich struktur.

Wspomniane wcześniej niebieskie duchy należały do kategorii struktur dynamicznych i dość trudno
było je usunąć. Za każdym razem kiedy starałem się pochwycić je energetycznie, zamieniały się w
ciecz i dosłownie przeciekały mi przez palce, co uniemożliwiało ich wyrzucenie. I nagle: „Eureka!” –
zrozumiałem, że duchy te wywodzą z kultury, w której bardzo niskie temperatury powietrza, jakie
zdarzają się w części świata, z której pochodzę, są nieznane. Dmuchnąłem więc w nie energią
„minusowych temperatur” i zamarzły, a ja mogłem je łatwo zmiażdżyć i usunąć ze swego systemu
energetycznego. Innym ciekawym tworem dynamicznym była duża struktura, kształtem
przypominająca nietoperza, nieustannie krążąca nad moją głową, ograniczając łączność z wyższymi
energiami, a tym samym zakłócając proces przyzwalania na wejście energii zewnętrznych do mojego
zbiornika energetycznego w celu uzdrawiania. Kolejne przykłady energii przesłanych w moje pole
energetyczne to mroczny cień, który niezmordowanie podążając za mną, wywoływał nieprzyjemne
uczucie jakby ktoś stał pół metra za mną, co utrudniało leczenie indywidualne, oraz energetycznie
hałaśliwy duch o wyglądzie nieudolnie nakreślonej głowy w stylu tych z teledysków MTV z lat 80-tych.

Opisane tu twory energetyczne zazwyczaj umieszczane są w martwych punktach – mówiąc dosłownie
i w przenośni, a więc trudno je wykryć. Dotyczy to zwłaszcza struktur statycznych, jako że ogólnie
łatwiej się je usuwa. Pewnego razu poczułem się zmęczony po kilku weekendach ceremonii.
Sprawdziłem tę energię, lecz zdawała się nie mieć związku ze zmęczeniem wynikającym z
nagromadzenia energii z przeprowadzonych wcześniej ceremonii. Sprawdziłem też wielkość tej
energii, by określić, czy miał miejsce bezpośredni atak energetyczny, ale i tym razem nie o to
chodziło. Miałem nie lada zagwozdkę, więc wziąłem medycynę, by zagłębić się w ten temat. I kiedy
podczas ceremonii nagle spojrzałem w górę, nade mną otworzyła się przestrzeń, która wyglądała jak
kompletnie zagracone poddasze. To stamtąd powolutku do mojego pola energetycznego sączyła się
energia, która była przyczyną zmęczenia.

Najpaskudniejszy duch, jakiego kiedykolwiek mi wysłano, pochodził od pewnego dupka – szamana,
który nie potrafił trzymać przy sobie łap ani innych części ciała. Zaczęło się uczuciem braku energii,
utrzymującym się przez tydzień – stanem, którego nie dałem rady zmienić. Jednocześnie nie
potrafiłem dokładnie rozpoznać, co to było, ponieważ zostało to umieszczone w moim systemie
energetycznym zbyt głęboko, bym mógł tam sięgnąć normalnie funkcjonującą świadomością. Ale
niewątpliwie mocno czułem skutki obecności tej energii w sobie. Aby przyjrzeć się jej dokładnie,
wziąłem medycynę. Tuż po jej wypiciu poczułem się bardzo zmęczony, więc położyłem się do łóżka i
natychmiast zasnąłem, po czym będąc w stanie snu, przebudziłem się z pełną świadomością, że śnię.
W tym świadomym śnie byli jacyś ludzie, a ja miałem poprowadzić ceremonię. Pomyślałem, że skoro
już tam jestem, to równie dobrze mogę zrobić to tam, chociaż nadal znajdowałem się w stanie snu.
Na ceremonii zacząłem śpiewać zestaw tych pieśni co zwykle, ale im dłużej śpiewałem, tym moje
gardło bardziej się zamykało. Przez chwilę nawet nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego dźwięku,
co było niezwykle frustrujące, ponieważ mój głos jest jednym z najważniejszych narzędzi do walki z
energiami. I wtedy zrozumiałem, że to była właśnie ta energia, którą mi wysłano. Zanurzając się w
niej całkowicie, wciąż w stanie śnienia, dusząc się, mogłem w pełni odczuć jej właściwości i skutki, a
nie tylko przytłumione sygnały, jakie odbierałem przez zewnętrzne warstwy swojej aury, kiedy nie
spałem. Wówczas obudziłem się, a ponieważ dzięki śnieniu byłem już w pełni świadomy tej energii,
teraz wypłynęła ona na powierzchnię mojego systemu energetycznego, skąd mogłem odbierać ją w

background image

zwyczajnym stanie świadomości. Poczułem potężne mdłości, więc kilkakrotnie wziąłem Tabakę, by
zwymiotować tę energię, następnie przez pól dnia powracałem do pełni sił.

W pewnym sensie miałem szczęście, że byty, które mnie do tej pory zaatakowały, były wytworami
szamanów o średniej mocy, co przekładało się na to, że stosunkowo szybko byłem w stanie wznieść
się ponad te ataki. Znacznie trudniej poradzić sobie z atakami energetycznymi w wykonaniu czarnych
szamanów „z pierwszej ligi”. Kiedyś brałem udział w ceremonii ze świętą medycyną San Pedro w
domu rodziny rdzennego plemienia. Energia medycyny poszybowała w gorę i rzeczywistość tego
miejsca stała się dla mnie jasna jak słońce. Złowrogie energie przepełniały całą posiadłość, a w moim
odbiorze jawiły się jako mgiełka dotykająca wszystkich członków rodziny. Nie pochodziły one jednak
od nich, choć mieli dostęp do tych energii z powodu dominacji głowy tej rodziny, z którą się ona
zmagała. Wysłała je grupa czarnych, wprawnych szamanów od dawna zwaśnionych z tą rodziną, a
mężczyzna będący głową tego domu nie mógł całkowicie jej usunąć. W rezultacie na terenie
posiadłości często dochodziło do poważnych wypadków, nawet z utratą części ciała. Energia
wprowadzona w to miejsce była tak silna, że szaman stojący na czele tej rodziny regularnie wzywał na
pomoc innych, znacznie potężniejszych szamanów, by usunęli jej skutki z członków jego rodziny.

W świecie szamanizmu jest dużo zazdrości; jest też wielu szamanów, którzy stosują te techniki tylko
po to, by rozzłościć bądź przeszkodzić w pracy swym rywalom (jak ich postrzegają). Takimi atakami
często kieruje chęć „dania innym lekcji” i zmuszenia ich do przełknięcia dużego upokorzenia,
zwłaszcza w odniesieniu do tych właśnie ataków. Mój przyjaciel przeżył ciekawe doświadczenie, kiedy
asystował szamanowi z plemienia Shipibo w podróży po Europie. Już na początku ceremonii czuł
pojawiającą się energię ataku, więc ostrzegł szamana, który był młody i niedoświadczony, by bardzo
uważał. Szaman wyśmiał to ostrzeżenie, lecz dziesięć minut później, po przyjęciu medycyny, atak
ujawnił swą pełną moc: bez tchu osunął się na podłogę. Musiano go reanimować, a ceremonię w jego
imieniu poprowadzili towarzysząca mu szamanka z tego samego plemienia i mój przyjaciel.

Choć Inkwizycja była skuteczna, nie oznacza to, że sztuki czarnoksięskiej nie ma już w naszych
rejonach świata, zwłaszcza we wschodniej części Europy, gdzie czasem nadal się z nią spotykam. Tak
było z Gustavem, mężczyzną, który od czasu do czasu uczestniczył w moich ceremoniach w tych
krajach. Gustav zdobył fortunę w branży oprogramowania komputerowego i cieszy się życiem. Jest
człowiekiem przyjaznym, z sercem na właściwym miejscu – wprost przeciwnie do powszechnych
przekonań o bogatych ludziach. Gustav regularnie pojawia się na łamach tabloidów i należy do
nowego pokolenia osób, które nie boją się korzystać ze swojej pozycji dla podniesienia świadomości
w zakresie problemów społecznych. Jedno z jego najbardziej ulubionych hobby – konie – jest
ogromnie skorumpowane. Pewnego razu razem ze mną brał udział w ceremonii. Jeszcze zanim się
zaczęła, zobaczyłem w jego polu energetycznym, że z jego energią jest coś nie tak. Leżąca głębiej
rzeczywistość energetyczna, na poziomie fizycznym przejawiała charakter depresyjny i wyglądała jak
szara zasłona nad nim, choć z poziomu normalnie funkcjonującej rzeczywistości nie byłem w stanie
od razu rozpoznać, co to dokładnie było. Tak więc na ceremonii, przy wzmożonej percepcji, jaką daje
Natem, dostroiłem się. W przestrzeni, która się wówczas otworzyła, zobaczyłem, że podejmując
usilną walkę z korupcją, narobił sobie wrogów, a jeden z nich – człowiek, który strategią „dziel i
rządź” obalił komunę, opłacił kogoś, by wprowadził w Gustawa silną, ciemną energię. Energia ta
oddziaływała na niego nie tylko na poziomie fizycznym, emocjonalnym i mentalnym, ale też w sposób
pośredni. Energia ta przyciągała negatywne okoliczności do jego życia, z których już wynikały
poważne kłopoty, aż w końcu doprowadziłyby go do ruiny na każdej płaszczyźnie.

Większą część tej energii usunąłem w leczeniu indywidualnym, identycznym jak to, które wykonuję w
innych celach. Jednak – jako że energia ta miała ogromny potencjał – nie wszystko udało mi się
usunąć od razu. Aby to zrobić, musiałem zadziałać na płaszczyźnie jego ciała fizycznego. Najpierw
dałem mu Tabakę do wypicia – pomogła, ale w jego aurze wciąż jeszcze było nadal całkiem sporo tej
energii. Następnie poinstruowałem jednego z asystentów, by nieustannie dawali Gustawowi

background image

ogromne ilości wody do wypicia, z przerwami na następujące po tym wymioty, do czasu aż
zdecydowana ilość tej energii wyjdzie z niego. Trwało to około godzinę. Zabiegi te na tyle wyczyściły
jego system energetyczny z tej energii, że przez kolejne tygodnie mógł on samodzielnie pozbywać się
jej pozostałości (wspomagany specjalną esencją kwiatową, którą mu dałem). Porozmawiałem też z
nim troszkę na temat większej powagi w życiu, która zamknie furtkę dla przesyłanej energii. Ciekawe
było to, co działo się z pozostałymi uczestnikami ceremonii podczas tego procesu. Kiedy Gustav
pozbywał się tej energii, wiele osób też zaczęło wymiotować, ponieważ ich systemy energetyczne
wyczuwały niższą naturę tego, co z niego wychodziło i natychmiast na to zareagowały. Obecność
ciemnej energii była tak ewidentna, że widzieli ją nawet niewprawieni w tym, pozostali uczestnicy i
komentowali to po ceremonii.

Zwykle Europejczycy, którzy padli ofiarą działania czarnej magii, przyciągnęli ją z zagranicy. Kiedyś
prowadziłem ceremonię w Holandii, w której uczestniczyły osoby z Antyli Karaibskich. Troje z nich
przyjechało z pewnego rodzaju duchami wudu o naturze jamajskiej w aurach. Było to dla mnie
interesujące i pouczające doświadczenie, ponieważ nie znałem tej kultury i aby je usunąć, musiałem
polegać na już znanych mi technikach. Była to niezwykle długa noc, ale dzięki niej zrozumiałem, że
zasady usuwania wszelkich złowrogich duchów lub energii (jeśli bardziej odpowiada ci to słowo), są z
gruntu takie same dla nich wszystkich, niezależnie od kultury, z której się wywodzą. Ale walka z nimi,
czyli dobór i zaangażowanie wyższych energii, by je zdominowały, mogą różnić się w zależności od
konkretnego ducha oraz jego tła kulturowego, by wiedzieć, wobec czego jest bezbronny. Przypomina
to trochę zabawę w „papier, nożyce, kamień” – upewniasz się, że wybrałeś właściwą energię do
schwytania ducha, zamiast zostać pochwyconym przez niego.

Oto historia Danny’ego. Urodził się w Indonezji – byłej koloni holenderskiej. Kiedy był małym
chłopcem, jego szalony sąsiad uprawiał na nim czarną magię. Czterdzieści pięć lat później, powstała
wówczas struktura energetyczna nadal w nim była, choć Danny dawno już nie mieszkał w swojej
ojczyźnie. Jego system energetyczny najwyraźniej nie był w stanie wyzwolić się z niej. Miałem więc
okazję dokładnie zbadać skutki długotrwałego wpływu takich energii na ofiarę. Widziałem je w
postaci pajęczyny spowijającej znaczną część splotu słonecznego. Oddziaływały one głównie na
poziom fizyczny, powodując zaćmienie umysłu. W zachowaniu natomiast przejawiały się czymś, co
nazwałbym „przyćmieniem” oraz tendencją do „pytania o rzeczy oczywiste”, z trudnościami do
wyciągania nawet stosunkowo prostych wniosków z informacji „podanych na talerzu”. Pomogłem
Danny’emu wyrzucić tę energię, ale ponieważ była w nim tak długo, spora część jego systemu
energetycznego uformowała się wokół tej ciemnej struktury. Czas pokaże, czy powróci on do bardziej
pierwotnego stanu oraz czy zniknie to zaćmienie umysłu.

Pamiętasz kampanię Kony 2012? Zaczęła się od gościa nazywającego się Jason Russell. Jest
filmowcem, który zyskał sławę dzięki krótkiemu filmowi dokumentalnemu o afrykańskim watażce,
Josephie Kony’im. Była to akcja przeciwko niemu i podległej mu Armii Bożego Oporu, grupy
rebeliantów niesławnej z powodu porywania dzieci i zmuszania ich do walk lub seksu, a także za
nieopisanie zniszczenia i śmierć na masową skalę w krajach Afryki Środkowej i Wschodniej. Film
szybko osiągnął sto milionów wyświetleń na YouTube, a wielu celebrytów poparło ideę postawienia
Josepha Kony’iego przed wymiarem sprawiedliwości. Dziesięć dni później znaleziono go biegającego
nago po ulicach, szalejącego i bełkoczącego – najwyraźniej stracił rozum do reszty. Później sam
wyjaśniał, że było to tak, jakby jego umysł zbuntował się przeciwko niemu i w pewnej chwili nie był
już w stanie panować nad ciałem ani umysłem. Według oficjalnego komunikatu doznał
„przemijających zaburzeń psychotycznych” – ostrego stanu powstałego na skutek skrajnego
wyczerpania, stresu i odwodnienia”. Akurat! Z ciekawości przyjrzałem się energii całego tego
zdarzenia podczas ceremonii i zobaczyłem coś zupełnie innego. Z tego, co odczytałem z tej energii,
wynikało, że grupa siedmiu czarnych szamanów (przy czym liczba siedem nie jest tu zamierzoną grą
słów dla ironicznego nawiązania do tzw. „szczęśliwej siódemki”) wpuściło ciężkie twory energetyczne
w jego pole. Były to złożone struktury energetyczne działające tak, że atakują też uzdrowicieli

background image

energią, podejmujących próby ich usunięcia. Biorąc pod uwagę wyrafinowaną konstrukcję tego, co
zaobserwowałem, z przykrością stwierdzam, że nie dotknąłbym jej nawet trzymetrowym kijem. W
naszym świecie sztuka uzdrawiania energią i jej przeciwieństwo w najlepszym wypadku postrzegane
są jak wytwór ludzkiej fantazji, a zatem możliwość, że szaleństwo Kony’iego to sprawka czarnej magii,
nigdy nie była brana pod uwagę. Zwyciężyła zbiorowa ślepota naszego społeczeństwa.

Innym zjawiskiem, z jakim się czasem spotykam, są klątwy. Klątwa to nic innego, jak tylko złowroga
struktura energetyczna umieszczona w polu energetycznym jednej osoby lub grupy ludzi, tj. rodziny,
a nawet miejsca, rozciągająca się na określoną inkarnację danego człowieka, który doświadcza
skutków takiej klątwy. Osobę taką można wówczas nazwać „doświadczającą” konkretnego żywota.
Po raz pierwszy z klątwą miałem do czynienia, kiedy energia jednego z uczestników ceremonii tak
bardzo dopraszała się uwagi, że dostroiłem się, by sprawdzić, co kierowało tą usilną potrzebą.
Zobaczyłem szorstką, żółtawo-zielonkawą, trującą przestrzeń z obiektem w oddali, powoli zbliżającym
się ku mnie, wydającym się większym wraz ze zmniejszającą się odległością. Był to mężczyzna na
krzyżu. Ucieszyłem się niezmiernie na widok energii Jezusa Chrystusa, lecz zupełnie nie rozumiałem,
dlaczego kolory w przestrzeni nie pasowały do typowej energii chrystusowej, która jest znacznie
łagodniejsza i pełna miłości. Zagadka ta szybko się rozwiązała, kiedy ukrzyżowany mężczyzna
podszedł bliżej. Nie było to ciało oczekiwanego Jezusa, ale chichoczącego grzesznika, któremu gniło
ciało. Wydawało się, że była to energia pozostała po walkach „wewnątrzkościelnych”, mających
miejsce w jednej z poprzednich inkarnacji tego człowieka. Ponieważ ta struktura energetyczna została
umieszczona w tych warstwach pola energetycznego, które nie ulegają rozpadowi po śmierci, jej
skutki przechodziły z inkarnacji na inkarnację, oddziałując na siebie wzajemnie, do czasu aż zostały na
tyle wypchnięte na powierzchnię systemu energetycznego, że przy odrobinie pomocy, w ramach
doświadczenia z obecnego życia, mógł się od nich uwolnić.

Miałem również własne doświadczenie z klątwą. Podczas jednej z ceremonii dotarłem tak głęboko do
swoich warstw energetycznych, że wszedłem w kilka jeszcze głębszych. Poczułem nagłe mdłości i
kiedy wymiotowałem tak mocno, że czułem, iż wymiotuję trzewia, zobaczyłem jak wychodzi ze mnie
struktura energetyczna przypominającą klątwę. Dosłownie widziałem kartkę i czytałem słowa,
których użyto do skupienia się i włożenia tej energii we mnie. Była to klątwa z poprzedniego życia, w
którym byłem „niegrzecznym chłopcem”, a ci „dobrzy” rzucili na mnie urok, by w ten sposób
powstrzymać mnie przed pełnym wcieleniem się w ciało fizyczne. Jako że pełne korzystanie ze swoich
umiejętności energetycznych (niezależnie od poziomu, na jakim aktualnie się znajdują) jest niezwykle
istotne, klątwa ta uniemożliwiła mi wyrządzenie większej krzywdy, co w tym życiu zupełnie nie ma już
znaczenia. Kilka tygodni po pozbyciu się tej energii zniknęło kilka drobniejszych problemów z moim
ciałem, które miałem od dziecka, a wraz z nimi także kilka problemów związanych z uziemianiem się.

Klątwy mogą mieć wpływ na całą linię rodową. W jednej w prowadzonych przeze mnie ceremonii
uczestniczyła kobieta pochodzenia belgijskiego. Podczas leczenia indywidualnego dostrzegłem
„mglistą” energię wokół jej oczu, która zwykle oznacza obecne lub nadchodzące problemy ze
wzrokiem. Po wejściu w tę energię także mój wzrok stał się trochę szklany. Kiedy jeszcze uważniej
przyjrzałem się energii odpowiedzialnej za ten stan, zauważyłem za nią jeszcze inną, dotąd mi
nieznaną, ale o wyraźnych cechach plemion afrykańskich. Rano usłyszałem, że cztery pokolenia
wstecz jej rodzina mieszkała w Kongo, byłej kolonii belgijskiej, gdzie ciemiężenie i okrucieństwo były
normą. Z przekazów ustnych w tej rodzinie wynikało, że jej pradziadowie ukradli miejscowemu
plemieniu kilka świętych masek, po czym czarnoksiężnicy z tego plemienia rzucili klątwę na tę
rodzinę. Od tego czasu kilku członków tego rodu już straciło wzrok. Chociaż nie potrafiłem odczytać
tej historii z rodzaju energii, którą widziałem, jej elementy składowe pasowały do energii obecnej
podczas leczenia indywidualnego oraz do wizji tej pacjentki w czasie ceremonii, w których widziała
białą maskę z niebieską poświatą na twarzy.

background image

Usuwanie złowrogich tworów z pola energetycznego pacjenta jest dość podobne do oczyszczania z
każdej innej energii – stosują się tu analogiczne techniki. W zasadzie łatwiej jest pozbyć się takich
energii, niż tych przyciągniętych lub stworzonych przez samego pacjenta, nie mówiąc już o
specyficznej sile, jaką taki twór może mieć. Dzieje się tak dlatego, że pole energetyczne człowieka
zwykle nie ma żadnego rodzaju „przyczepów” do tworów energetycznych, co oznacza, że nie istnieje
naturalne przyciąganie pola do energii pochodzącej z głębin systemu przekonań, a w rezultacie
zachodzi większe prawdopodobieństwo, że naturalne oczyszczające zdolności pola energetycznego
włączą się automatycznie i znaczna część danej kwestii sama się „rozpuści”. Wyjątkiem od tej zasady
jest to, że łatwiej jest usunąć twory energetyczne, które zostały zaprogramowane tak, że zwracają się
przeciwko uzdrowicielowi, który je usuwa. Takiej energii nie spotyka się w „normalnych” sytuacjach.
Wymagają one tak profesjonalnej ekspertyzy – o którą bardzo trudno – że prawdopodobieństwo
natknięcia się na taki twór wynosi prawie zero.

Nietzsche powiedział, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. I tak jest również w przypadku złowrogich
tworów energetycznych. Właśnie dlatego zwykle nie korzystam z pomocy innych uzdrowicieli, ale
zawsze sam próbuję usunąć zbędne energie ze swojego systemu energetycznego. Po drugie, dotarcie
do przejścia, przez które weszła tego rodzaju energia, umożliwia temu, kto je wyśledzi, zamknięcie go
i zapobieżenie wykorzystania do ataków w przyszłości, dokonanych nawet przez innych sprawców. I
wreszcie, z chwilą pochwycenia energii innego szamana i zdominowania jej, można ją umieścić na
obrzeżach własnego pola energetycznego, co znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo skuteczności
podobnego ataku w przyszłości. I pod tym względem nie różni się to od zachorowania na odrę: kiedy
już ją przejdziesz, z dużą pewnością nie zachorujesz na nią ponownie.

Oto moje sposoby radzenia sobie z atakami energetycznymi. Kiedy po raz pierwszy zostałem
zaatakowany, nie siedziałem bezczynnie użalając się nad sobą, choć takie zachowanie
najprawdopodobniej byłoby bardzo uzasadnione, biorąc pod uwagę śmieci, którymi mnie
„obdarowano”. W zamian postanowiłem zmienić coś złego w korzyść, by jak najwięcej nauczyć się o
tym, jak radzić sobie z atakami energetycznymi i zamknąć im jak najwięcej dróg przejścia, czyli zrobić
coś, co zaowocowało korzystnymi zmianami dla mnie na co dzień oraz w pracy uzdrowiciela. I tak
udało mi się uzyskać coś pozytywnego, chociaż nigdy nie chciałem ani nie przyciągałem do siebie
żadnych ataków. Niezależnie od tego, jak beztrosko mogą brzmieć moje wypowiedzi na ten temat,
zdarzały się w moim życiu chwile, kiedy wytrzymanie ataków energetycznych sprawiało mi
nieopisaną trudność. Polegała ona niemożności pełnego odczuwania siebie, własnej mocy – bycia w
pełni sobą, jednocześnie ze wszystkich sił starając się nie dać pochwycić siejącym zamęt energiom
ataku. Nauczyłem się dawać z siebie wszystko, nawet jeśli okoliczności drastycznie ograniczały dostęp
do moich możliwości i umiejętności.

Zagadnienie bycia w roli adresata ataku energetycznego lub pracy z pacjentem, który się pod nim
znajduje, naszpikowane jest pytaniami natury etycznej. Głównym z nich zapewne jest to, czy brać
odwet czy nie. Dokonałem świadomego wyboru nigdy się nie mścić, chyba że – co jest niezwykle
mało prawdopodobne – życie moje lub drogich mi osób będzie poważnie zagrożone. Nie jestem za
odpłacaniem pięknym za nadobne, ponieważ energetyczne atakowanie kogokolwiek po prostu
uważam za coś okropnego. Nie mam ochoty rozpowszechniać tego rodzaju zachowań, postępując
identycznie. Z tego samego powodu również broń mam zawsze zabezpieczoną. Choć na przestrzeni
lat opanowałem rozliczne techniki pracy z energią na odległość oraz tworzenia struktur
energetycznych dla uzdrawiania – które zasadniczo można też stosować do dokonania ataku
energetycznego – nigdy się nie zmusiłem, by nauczyć się, jak je wykorzystywać, by niszczyć pola
energetyczne ludzi. Niewiedza ta zapobiega przed nawet nieumyślnym i przypadkowym
ewentualnym atakiem w chwili słabości, w której akurat mogę mieć brzuch pełen śmieci
energetycznych przesłanych mi przez kogoś innego. Jednak w „ostatecznej” ostateczności (ze
wspomnianych wcześniej powodów), wystarczyłoby zapewne zaledwie kilka ceremonii na poznanie
tego zagadnienia, by opanować i tę umiejętność. Nie jestem przecież Jezusem i nie czuję potrzeby

background image

bycia ukrzyżowanym i męczennikiem dla zachowania wyższych zasad, a tym samym przyzwalania na
haniebne praktyki innych.

Inną kwestią etyczną jest pytanie, co zrobić z taką energią, kiedy już się ją wydobędzie. Na zajęciach
w szkole Barbary Brennan wyraziła ona swoje zdanie na ten temat, kiedy omawiała leczenie, jakie
kiedyś zastosowała na pacjencie, który przyszedł do niej ze strukturą energetyczną przesłaną mu
przez pewnego szamana. W swojej pracy stosuję jej metodę, tzn. po prostu odsyłam taką energię tam
skąd przyszła, co jest czymś zupełnie odmiennym od mszczenia się i moim zdaniem jest to najlepsza
opcja z możliwych. W końcu nadawca takiej energii prawdopodobnie wie najlepiej, co z nią zrobić.
Moim zdaniem takie zachowanie to także dobitny sygnał ostrzegawczy dla nadawcy, że z jej odbiorcą
nie warto sobie pogrywać, co może zapobiec przyszłym atakom. Zawsze odsyłam taką energię tam,
skąd przyszła, nigdy zaś z powrotem do konkretnej osoby. Robię to na wypadek, gdyby w bardzo
mało prawdopodobnym wypadku niewłaściwego odczytania jej nadawcy, nie wyrządzić żadnej
krzywdy jakiemuś niewinnemu, przypadkowemu świadkowi ataku. Czasem postanawiam nie zwracać
tego typu energii jej nadawcy, lecz przetransformować ją. Dzieje się tak, kiedy wyraźnie czuję, że
odesłanie tej energii wywołałoby jedynie kolejną serię ataków energetycznych na pacjenta, którego
właśnie z niej oczyściłem.

Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek doznasz ataków energetycznych, które tu opisałem jest
prawie równe zeru. Doświadczam ich czasem i muszę sobie z nimi radzić tylko dlatego, że sporo czasu
spędzam z szamanami z rdzennych plemion. A kiedy zdarza się zakończyć znajomość z powodu
systemu wartości wyznawanych przez jakiegoś szamana – to właśnie jego system wartości uruchamia
tego typu ataki, niezależnie od szacunku, jakim darzy się krąg kulturowy, z którego wywodzi się ten
szaman. Z drugiej strony, możesz być wyjątkiem i chcieć zmierzyć się z takimi atakami. Jeśli tak,
podejmij trzy kroki, by uwolnić się spod wpływu tego typu energii. Po pierwsze, zachowaj spokój i
pokój, a tym samym zapobiegniesz byciu pochwyconym przez tę energię. Po drugie, wyrzuć ją ze
swojego systemu energetycznego, a po trzecie, na stałe zamknij przejście, przez które przyszła.

Przed wykonaniem tych kroków musisz rozpoznać, że zostałeś zaatakowany, co jest trudne i wymaga
sporego doświadczenia w tym zakresie, żeby nie doszło do niewłaściwej interpretacji. Niewłaściwy
odczyt może być kierowany własnymi nieprzepracowanymi śmieciami energetycznymi, a odróżnienie
jednego od drugiego jest możliwe wyłącznie dzięki głębokiej pracy transformacyjnej nad sobą.
Sytuacja taka dotyczyła jednego z moich byłych kolegów ze Szkoły Uzdrawiania Barbary Brennan,
który w internetowym materiale wideo publicznie oskarżył Barbarę Brennan i jej szkołę o ataki
energetyczne na ludzi na masową skalę, co było nie tylko niedorzeczne, biorąc pod uwagę program
tej szkoły, ale także czego źródło można bez trudu sprawdzić, badając energię tego nagrania, która
miała naturę teorii spiskowej. Kiedy zostaję zaatakowany, zwykle czuję nagły napływ energii
destabilizujących i jednoczesne „zatkanie” ośrodków mentalnych z obrazami nawiązującymi do
energii nadawcy ataku. Dlatego też zawsze kiedy w moim umyśle pojawiają się nagle obrazy lasu
deszczowego lub określeni szamani, staję się bardziej czujny i natychmiast sprawdzam swój system
energetyczny pod względem ewentualnego nadciągającego ataku.

Jeszcze silniejszym i wyraźniejszym wskaźnikiem, że taki atak ma miejsce, jest to, że zaczynam
postrzegać otaczającą mnie rzeczywistość inaczej niż zwykle. Złowrogie energie wpuszczone w
system energetyczny drugiego człowieka natychmiast wpływają na jego percepcję, a zatem warto
przyjrzeć się każdej zmianie postrzegania w „negatywną stronę”. Pewnego razu zbliżał się atak na
mnie, kiedy robiłem zakupy w supermarkecie. Nagle przeszedłem w stan skrajnego dualizmu, co
zwykle zachodzi wyłącznie podczas ceremonii z Natem, i zacząłem odbierać wszystkich ludzi w
supermarkecie w bardzo negatywny sposób – dosłownie widziałem diabły i demony w ich twarzach.
Dzięki doświadczeniu w tych sprawach taka zniekształcona perspektywa w ogóle mnie nie
przestraszyła, a nawet nieźle rozbawiła. Jednak można sobie wyobrazić, że osoba niedoświadczona
mogłaby zostać przywiedziona na skraj rozpaczy, a nawet zacząć myśleć, że nadaje się wprost do

background image

szpitala psychiatrycznego lub nawet o popełnieniu samobójstwa, zamiast rozpoznać prawdziwą
naturę takowej zmiany percepcji.

W takich sytuacjach przeważnie przyjmuję medycynę, by wejść w wyższy stan świadomości, w którym
informacje o ataku są mi szerzej dostępne niż przy normalnie funkcjonującej świadomości.
Zapoznając się z tymi informacjami oraz ich „podpisem energetycznym”, można dość szybko rozeznać
się w zaistniałej sytuacji. Tuż po rozpoznaniu, że napływ energii to atak energetyczny, najistotniejsze
jest zachowanie wewnętrznego spokoju i pokoju. Jest to tak ważne, ponieważ wszelka panika
umożliwi jeszcze głębsze wniknięcie złowrogiej energii do systemu energetycznego, zamiast ją z niego
wypychać. Częstym zamierzeniem wysyłania takich energii jest chęć pozbawienia efektywności
normalnych procesów mentalno-uczuciowych osoby obranej za cel ataku. Aby temu zapobiec, należy
pozostać poza iluzją wywołaną przez tego rodzaju niskie energie i pozostawać głęboko
zakorzenionym w swojej energii pierwotnej. Stabilna osobowość jest czymś bezcennym w takich
sytuacjach, ponieważ bardzo skutecznie pomaga złagodzić moc fali ataku.

Pracując nad usuwaniem takich energii z pola energetycznego i zamknięciem im przejścia, rzeczą
niezwykłej wagi jest nie dać się zastraszyć ani onieśmielić. Niektóre złowrogie energie zostają wysłane
z intencją rozpoznania ich nadawcy, co może objawiać się nawet przesadzonym obrazem szamana
lub szamanki, przedstawiających się jako wszechwładne i potężne osoby. Przesłanką kryjącą się za
takim postępowaniem jest nadzieja, że takie onieśmielenie wywoła strach u osoby stanowiącej cel
ataku, który z kolei umożliwi głębsze wniknięcie tej energii. Jednym ze sposobów zapobieżenia
uczuciu zastraszenia czy onieśmielenia jest zrozumienie, że sam jesteś znacznie bardziej rozwiniętą
istotą duchową, ponieważ po prostu nigdy nie zrobiłbyś czegoś takiego innym. Pozwól, że coś ci
wyjaśnię: osoby zajmujące się atakami energetycznymi na innych są niczym więcej, jak tylko
robakami. Wielu sytuacji „energetycznego zastraszenia i onieśmielenia” uniknąłem dzięki
zwyczajnemu potrząśnięciu głową i ujrzeniu w określonym sprawcy małego dziecka, które niewiele
wie lub po prostu śmiejąc się takiemu szamanowi prosto w twarz i energetycznie pokazując mu
środkowy palec.

Pamiętając o zachowaniu wewnętrznego spokoju i pokoju, zacznij przetwarzać niechciane energie.
Praca nad pozbyciem się złowrogich energii z systemu energetycznego w dużej mierze polega na tym
samym, co praca nad wyrzuceniem z siebie każdej innej niepotrzebnej energii. Procedura zasadniczo
polega na wprowadzeniu w złowrogą energię energii alternatywnej dla zneutralizowania skutków tej
pierwszej. Takimi przeciwstawnymi energiami mogą być np. przeciwległe myślokształty,
kwestionujące podstawy złowrogiej energii. Skutecznym sposobem jest także wytwarzanie w sobie
energii sił wyższych, jak np. energii chrystusowej, określonych świętych czy archaniołów. Wszystko,
co w swej naturze jest przeciwstawne do energii wysłanej, przyniesie korzyść, a skuteczność
zobojętnienia tych energii zależy od głębi połączenia z energią przeciwstawną. Również medycyna
roślinna świetnie wspomaga proces pozbywania się złowrogich energii. Kiedy doznaję ataku
energetycznego, przez cały czas przyjmuję Tabakę, by wspomóc ciało oraz system energetyczny w
procesie oczyszczania z tych energii. Pomaga w tym także Natem. Nie tylko ze względu na wzbudzone
wymioty, ale także umiejętność dotarcia w głąb systemu energetycznego i przetwarzania stamtąd
złowrogich energii. W takim wypadku jest to wyłącznie kwestia indywidualnej pracy nad sobą i
„przeczekania” do czasu, aż zostaną z danej osoby wypchnięte.

Wbrew powszechnemu przekonaniu, najlepszą ochroną przed atakami energetycznymi nie jest
noszenie krzyżyka czy jedzenie dużych ilości czosnku, ale zamknięcie przejścia, przez które taką
energię przesłano. Jego poznanie może zajść w procesie introspekcji, który można wywołać dzięki
świętym roślinom. Ogólnie rzecz ujmując, w naszej kulturze istnieją dwa szerokie przejścia tego typu.
Większość Europejczyków ma wycieki energii wielkości tunelu drogowego Świętego Gotarda w
zakresie uziemiania się i pewności siebie. Ja również nie byłem tu wyjątkiem. Z konieczności
nauczyłem w końcu się zamykać te przejścia. Jeśli jesteś Europejczykiem i kiedykolwiek zostaniesz

background image

zaatakowany energetycznie, prawdopodobnie najlepiej będzie zacząć od tych dwóch aspektów,
starając się wzmocnić system obronny. Problemy z uziemianiem się zazwyczaj wywodzą się ze
społeczeństwa wysoce mentalnego, w jakim żyjemy my, Europejczycy. Zważywszy na ogromną
dysproporcję pomiędzy energią kierowaną w procesy myślowe, a „przebywaniem w ciele” poprzez
odczuwanie go, istnieje otwarta próżnia. Podczas ataku energetycznego wykorzystującego brak
uziemienia, wspomniana próżnia wypełnia się wówczas „kluchą” złowrogiej energii. A ponieważ
została ona umieszczona tak głęboko na poziomie funkcjonalności systemu energetycznego, jej skutki
przenikają wszystko, co zostało stworzone na podstawie tego uziemienia. Paradoks tej sytuacji polega
na tym, że właśnie uziemienie jest potrzebne do usunięcia tej energii, ale jednocześnie ta zapełniona
próżnia uniemożliwia uziemienie się. Aby przerwać to błędne koło, a tym samym tę warstwę, należy
nieustannie wypychać tę energię ku dołowi, posiłkując się czynnościami aktywującymi odczuwanie
ciała, tj. uprawianie sportu czy spacery na łonie natury. Drugie pod względem wielkości drzwi
wejściowe – brak pewności siebie – pozostawia otwartą przestrzeń tuż pod splotem słonecznym.
Kiedy przestrzeń ta wypełni się złą energią, silnie oddziałuje na zdolność odczuwania pewności siebie
w stopniu wystarczającym, by wznieść się ponad tę złowrogą energię. Zaatakowana osoba czuje się
wówczas wobec niej bezsilna. To typowe błędne koło można przerwać przywołując i wprowadzając w
system energetyczny energie pewności siebie albo poprzez pewne siebie zachowanie, albo przez
mentalne ponowne przeżycie sytuacji z przeszłości, kiedy byliśmy bardzo pewni siebie.

Niszczenie innych za pomocą czarnej magii to ohydna praktyka. Osoby, które obecnie mają nowe
pomysły, jak skrzywdzić innych, najbardziej pomogłyby same sobie, gdyby po przeczytaniu tego
rozdziału wykazały się mądrością wznoszącą się ponad to. Wszystko wokół ciebie jest
odzwierciedleniem ciebie, ponieważ jesteś wszystkim, co cię otacza, a więc w końcu wszystko, co
serwujesz innym, wróci do ciebie w takiej bądź innej formie. Prawdziwe zrozumienie tej zasady
stanowi najważniejszą różnicę pomiędzy białym a czarnym szamanem. Biały szaman czy szamanka
bowiem widzą wszystkich ludzi jak siebie samych, tymczasem czarni – nie widzą nikogo poza sobą.
Karma to niezła suka, ale tylko wtedy, gdy zachowujemy się podle.


Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o
doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami Górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować
się drogą e-mailową:

paul@tsunki.com

lub przez stronę internetową:

www.Tsunki.com

. Autor

pozostaje otwarty na pytania i konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej. Na
tej stronie znajdziesz też więcej informacji na temat organizowanych przez niego cyklów ceremonii z
Natem (Natem Healing Retreat). Autor serdecznie zaprasza też do dzielenia się linkiem do tego
artykułu z innymi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Uwishin Illusions (Polish)
Uwishin Tsantsa (Polish)
Uwishin Vomiting (Polish)
Uwishin Maikiua (Polish)
Uwishin Sex (Polish)
Uwishin Tsaank (Polish)
Uwishin Drama Queens (Polish)
Uwishin Joao de Deus (Polish)
Uwishin The Essence of Essence (Polish)
Uwishin The Gift That is Not (Polish)
Uwishin In the Beginning there was Everything (Polish)
Uwishin The Diet (Polish)
Uwishin Fools Gold (Polish)
Uwishin The Emperor Has No Clothes (Polish)
Uwishin Its a job (Polish)
Uwishin When the Saints come marching in (Polish)
Uwishin San Pedro (Polish)
i love polish, a1 ktoreslowoniepasuje
C3A4 Transaction in foreign trade Polish ver 2010 10 17

więcej podobnych podstron